braciszkowie
Świętego Franciszka
chodź z nami! z wizytą w gabonie w ręku boga camino de santiago Broders
brama rok xxiii, nr 140 / czerwiec 2016
w numerze: 04 Chodź z nami!
Br. Andrzej Kiejza, minister prowincjalny, mieszka w Warszawie. Ojciec Prowincjał wzywa – chodź z nami! To wołanie do każdego, kto chciałby podjąć nasz sposób życia.
06 Będziesz lekarzem albo księdzem
Br. Jan Bońkowski, niestrudzony kronikarz kapucyńskiego życia, redaktor, harcerz, kapelan hospicjum, mieszka w Łomży.
Ojciec Jan, Druh Huragan, dzieli się historią swojego powołania – pierwsza część jego opowieści to powrót do czasów II wojny światowej i pierwszych spotkań z kapucynami.
08 camino de santiago
O. Jan Fibek, duszpasterz z klasztoru w Łomży. Druga część cyklu – pamiętników z Camino, słynnego pielgrzymkowego szlaku do sanktuarium św. Jakuba w Compostela.
12 Z wizytą w Gabonie
Br. Krzysztof Przybylski, sekretarz misyjny. Zadaniem br. Krzysztofa jest troska o sprawy związane z naszymi misjonarzami rozsianymi po całym świecie. Niedawno odwiedził Gabon w Afryce i dzieli się z nami swoimi wrażeniami z pobytu na Równiku.
16
Od Sobieskiego do naszych czasów
O. Tomasz Płonka, naukowo zajmuje się teologią i duchowością, kustosz muzeum kapucyńskiego w Zakroczymiu. Kapucyni, mimo iż są zakonem ubogim, posiadają swoje skarby. W numerze kolejna odsłona cyklu o kapucyńskich skarbach.
20 Brama
Br Krzysztof Fabich, autor tekstów i gitarzysta kapucyńskiego zespołu BRODERS. Student teologii na KUL. Paschalna medytacja na podstawie utworu Brama.
22 W ręku Boga
Br. Szymon Janowski, duszpasterz powołań Tekst o tym, co to znaczy, że jesteśmy w ręku Boga.
Zainteresowanych regularnym otrzymywaniem biuletynu prosimy o przesłanie swojego adresu do redakcji. Koszt prenumeraty to dobrowolna ofiara, którą można wpłacić na konto z dopi- skiem „Braciszki”:
Bank Polska Kasa Opieki S.A., XI o/Warszawa 11 1240 1138 1111 0000 0209 3206 Duszpasterstwo Powołań Braci Mniejszych Kapucynów ul. Kapucyńska 4, 00-245 Warszawa
Chodź z nami! Nie trzeba być szczególnie uważnym obserwatorem, aby zobaczyć, że świat wokół nas obraca się pośród fałszywych wartości. Takich, które nie przynoszą pokoju ani pojedynczym ludziom, ani całym społeczeństwom. Raz odwróciwszy się od Boga człowiek zwraca się stale ku sobie: sam staje się dla siebie centrum własnego świata. Takie nastawienie sprzyja zamknięciu się w kręgu tego, co jest dla mnie korzystne albo przyjemne. Ma to swoje daleko idące konsekwencje: zerwanie więzi z osobami, które powinny być nam bliskie; nieumiejętność nawiązywania dobrych relacji; pogłębianie się frustracji, a jej w efekcie wzrost agresji, zarówno w kręgu rodziny, jak i szerzej – na przestrzeni życia społecznego czy międzynarodowego. Odpowiedzią na takie słabości człowieka jest Ewangelia, Dobra Nowina o zbawieniu, jakie przynosi nam Chrystus. To dzięki Niemu wszyscy jesteśmy kochanymi dziećmi Ojca niebieskiego. To dzięki Niemu, mimo naszych słabości i grzechów, możemy żyć w łasce uświęcającej i cieszyć się nadzieją zbawienia, jakie jest przygotowane dla nas po śmierci. To dzięki Ewangelii Jezusa Chrystusa człowiek może się wyzwolić ze swoich ograniczeń 4
i żyć pełnią życia: nosząc w sobie radość, jaka płynie z wolności dzieci Bożych. Taką drogą za Chrystusem szedł św. Franciszek z Asyżu. Człowiek ubogi, który odnalazł skarb przyjaźni z Bogiem. Odwróciwszy się od tego, co proponował ówczesny świat (przełom XII i XIII wieku), przyjął księgę Ewangelii za drogowskaz dla
wspólnoty swoich braci. Do dziś jego ideał pozostaje aktualny: życie w przyjaźni z Bogiem, które staje się fundamentem Jeśli chcesz doświadczyć, jak bardzo słowo Dobrej nowiny przemienia serce i staje się radością, chodź z nami! Jeśli Bóg Ci podpowiada, że miejscem Twojego spełnienia jest służba Jemu i braciom nie odrzucaj tej podpowiedzi. Zapraszamy kandydatów do naszej zakonnej wspólnoty, aby dzielić z nami życie w modlitwie, pracy i służbie. Nie chodzi tu o ucieczkę od świata, ale o wybór takich wartości, które mają głęboki, a nawet wieczny sens. I choć trzeba będzie się zmagać ze sobą, jak w każdej formie powołania, które jest wymagające, to jednak tym większa będzie radość zwycięstwa. Br. Andrzej Kiejza OFMCap. Minister Prowincjalny Braciszkowie świętego franciszka
5
Będziesz lekarzem albo księdzem Pierwszego kapucyna spotkałem w okolicznościach działań wojennych pod koniec drugiej wojny światowej. Miałem wtedy zaledwie 6 lat. Był rok 1944. W tym czasie wraz z rodzicami i rodzeństwem przebywaliśmy w szpitalu Świętego Ducha w Łomży. Starsza o 16 lat siostra pełniła służbę pielęgniarki, tata zaś był sanitariuszem, a mama pracowała w kuchni szpitalnej. Obok mnie był jeszcze nieco starszy brat i młodsza siostra. Mogliśmy śledzić liczne ofiary tej strasznej wojny. Byli to najczęściej mocno poranieni, bardzo cierpiący i jęczący z bólu ofiary nalotów bombowych i rozrywających się pocisków. Ale każdego dnia zjawiał się przy łóżku rannych i innych chorych kapucyn. znany wówczas w Łomży, o. Atanazy Niziołek. Jego radosne oblicze, ciepłe słowo, a nade wszystko Najświętszy Sakrament, który ze sobą przynosił, dodawały otuchy rannym, przynosiły im ulgę. Widok tego kapłana, o. Atanazego, kapucyna, który już swoją obecnością przy łożu cierpiącego stawał się dlań niejako łagodzącym balsamem sprawił, że już wtedy zapragnąłem go naśladować. I rozumiem to dziś, dlaczego tuż po wojnie, bardzo 6
miła staruszka, moja sąsiadka z drugiego piętra, p. Skierkowska umiała wyczytać z mojego chłopięcego oblicza – i często to powtarzała: „ty będziesz lekarzem albo księdzem”. Po prostu przebywanie młodego chłopca, w wieku chyba najbardziej wrażliwym na odbiór wszelkiego dobra, a w środowisku szpitalnym – gdzie lekarz i kapłan z pełnym oddaniem wypełniają swoje powołanie względem cierpiącego człowieka – mogło w tym małym odbiorcy utrwalić na jego obliczu coś z lekarza i kapłana. Był czas, kiedy również poważnie myślałem o medycynie, podobnie jak trzech moich kolegów, którzy zostali lekarzami.
W dziesiątym roku życia zostałem ministrantem przy kościele kapucyńskim w Łomży. Odtąd miałem możliwość częstego spotykania się z braćmi św. Franciszka. Spotkałem wielu gorliwych kapłanów w brązowych habitach, którym jako ministranci chętnie posługiwaliśmy we Mszy św. Do dziś pamiętam łaciński tekst ministrantury, gdyż wówczas Msza św. była sprawowana po łacinie. Szczególnie moją uwagę zwrócił tekst odmawiany na początku Mszy św. Po znaku krzyża świętego kapłan rozpoczynał: Introibo ad altare Dei (przystępuję do ołtarza Bożego), ministrant zaś odpowiadał: ad Deum, qui laetificat juventutem meam (do Boga, który rozwesela młodość moją). Przekład tekstów łacińskich na polski można było śledzić w specjalnej książeczce – mszaliku. Wtedy coraz bardziej zacząłem rozumieć, skąd tyle radości u tych brodatych, bosych, przepasanych sznurem „braciszków”, którzy potrafią pociągnąć do ołtarza, a nawet do zakonu tak wielu młodych chłopców.
W tym czasie na wakacje do Łomży przyjeżdżali klerycy kapucyńscy, którzy najczęściej studiowali w Lublinie. W czasie wolnym od zajęć zakonnych (modlitwa, dyżury, związane z porządkowaniem klasztoru…), najczęściej wybiegali na boisko w kapucyńskim ogrodzie, aby pograć w siatkówkę lub szli na polanę do pobliskiego lasu dla rozgrywania meczów w piłkę nożną. Bardzo często tym sportowym rozgrywkom towarzyszyli ministranci. A ile przy tym było uciechy i radości. Gdy zdarza się po wielu latach spotkać się z dawnymi moimi kolegami, ministrantami, to najczęściej wspomni-namy te piękne chwile: i przy ołtarzu, i przy zabawie z kapucyńskimi braćmi klerykami. Już wtedy bowiem zapragnąłem być jednym z nich.
Br. Jan Bońkowski OFMCap. Łomża
Braciszkowie świętego franciszka
7
cz.2
CAMINO DE SANTIAGO 8
Dzień pierwszy Camino: RZYM - VITERBO 28.IV.2014 r., poniedziałek – 6:00-14:00 Na stację kolejową Woluntariusze, których pytam o drogę pokazują mi zupełnie inny kierunek, niż ten w który się udałem. Jeszcze raz więc na Plac Św. Piotra na poranną modlitwę. Po drodze mijam kapliczkę Matki Bożej, oświetloną porannymi promieniami słońca. Po kilku minutach jestem na stacji. Bilety tanie, w cenie kawy, szkoda tylko, że niedawno odjechał jeden ze składów jadących bezpośrednio do Viterbo; wybieram kolejny z przesiadką w Cesano. Jestem już w drodze na Via Francigena. Viterbo – 28.IV, poniedziałek – 11:00-14:00 W Sanktuarium Świętej Róży z Viterbo Cisza na dworcu w Viterbo, uderza jakiś inny świat, spokojny, bez gwaru wielkomiejskiego, bez turystów rzymskich. Tutaj dobrze pamięta się o papieżach, bo wiele lat mieszkał tu dwór papieski, a niekiedy odbywano konklawe. Zaraz na dworcu spotykam osobę, która zaprasza mnie do swego samochodu, deklarując się, że podwiezie do klasztoru kapucynów; po zapakowaniu plecaka pytam czy można zmienić propozycję, jechać do Św. Róży. Zgadza się, i już za kilka minut jesteśmy pod bazyliką.
O tej porze dnia jest tu pusto, można spokojne modlić się przed sarkofagiem gdzie zachowane ciało Świętej – Pan Bóg to ma „pomysły” z tymi darami łaski, do współczesnych nam ludzi, tak przejętych dbaniem o swoje zdrowie mówi, ze są lepsze sposoby na długowieczność; a przede wszystkim przypomina, ze bez zdrowia duszy nie potrafimy zadbać o zdrowie ciała. Kościół robi wrażenie bardzo zadbanego, położony na uboczu miasteczka zaprasza, też na dłuższą modlitwę, wyciszenie przed pielgrzymkowym „gwarem” atrakcyjnych przeżyć. Jednocześnie jest to czas na polecanie się Świętej w opiekę, by udało się wszystko co zaplanowane, by łaski Boże dotarły do tych co pozostali w domu w Polsce. Na uliczkach miasta klimat wyjątkowy, nie tylko z racji na słoneczny dzień, i brak tłumów ludzi – cisza tutejszych uliczek zawiera się też w jego pięknie architektury, budowanej oszczędnie – place w mieście drogie, więc budowano wysokie domy przy wąskich uliczkach – ale również z racji na umieszczone na budowlach ozdoby.Przy ratuszu, świadkiem dawnej świetności placu są powbijane do ściany ozdobne uchwyty, służące dawniej do przywiązania koni. Początek W katedrze zakładam książeczkę, i otrzymuję pierwszy wpis. Rozpoczyna się kolejny odcinek Camino do Compostelo tym razem na szlaku Via Francigena. Braciszkowie świętego franciszka
Później zwiedzanie kościoła, robi wrażenie samotnej budowli, dla której przeminęły czasy ludzkiej świetności (gdy przybywały tu poselstwa do rezydującego w Viterbo papieża), lub kiedy odbywały się pogrzeby dostojnych osób Kościoła. Do dziś istnieją tu papieskie groby – Aleksandra IV i Jana XXI. W kościele robi wrażenie drewniane sklepienie, te wszystkie budowle włoskie to jak by bez strychów, z uwidocznionymi wewnątrz wiązaniami dachu. Coś co w zimniejszym klimacie północnej Europy, nawet nie jest do pomyślenia. Ale tak też jest z porównywaniem szlaku pielgrzymkowego – gdzie tam mu do naszych wędrówek na jasną Górę gdzie idzie się całą kolumna a z tyłu dochodzi głos; „lewa wolna”. Wnętrze katedry bogate w zabytki, pamiątki po czasach świetności z okresu obecności tu Dworu Papieskiego, zachęca do modlitwy i powierzenia się Matce Bożej na tym pielgrzymim szlaku. Jeszcze tylko spojrzenie przez ażurowe okno na miasto Viterbo, na jego papieską przeszłość oraz współczesne przedmieścia. Teraz pora w drogę, na drugi placyk miejski, by nawiedzić świętą Hiacyntę; a później jeszcze za mury miejskie do świętego Kryspina. Bardzo pragnę zaprosić ich wszystkich do wspólnego pielgrzymowania. Spoglądam jeszcze raz na moje Credential, czyli bilet do korzystania ze schronisk i myślę, że jakoś to z Bożą pomocą dobrze się wszystko rozpocznie i jeszcze piękniej zakończy.
9
Nawiedzając Św. Hiacyntę z Viterbo Tutejsza święta urodziła się w 1585 r. (na zamku w Vignanello) w jednej z bogatszych włoskich rodzin książęcych Marescotti, przyzwyczajenia do wystawnego życia nie pozostawiła nawet po wstąpieniu do zakonu klarysek w Viterbo (Franciszkanki III Zakonu św. Bernardyna), gdzie na „wychowanie” oddał ją ojciec w 1604 r. W klasztorze tym mieszkała już jej siostra Ginewra. Umieszczony dziś w kościele posag św. Bernardyna ze Sieny każe się domyślać, że była to fundacja oparta o trzecią regułę, więc z nieco „rozluźnionymi” zwyczajami wobec przybywających gości – tolerująca ich pobyt w tzw. rozmównicach. Jak wspominają kroniki, nie pozwalało to świętej Hiacyncie na prowadzenie życia bardziej
ofiarnego, i trzeba było dopiero trudów cierpienia w czasie choroby, oraz przypadkowo wypowiedzianych słów o potrzebie gorliwości, by ta „letnia” do tej pory dusza stała się pełna gorliwości wobec Boga. W naszym klasztorze Kapucyński klasztor położony jest za murami miejskimi, wiec stał się ostatnim punktem nawiedzanym w Viterbo, zbudowany na niewielkim wzgórzu, pochodzi z 1528 r., jest więc to jedna z pierwszych naszych fundacji (zakonu powstałego w 1525 r.). Z miejscowością Viterbo tą z racji na urodzenie, związany jest św. Kryspin, którego relikwie niedawno zostały sprowadzone z Rzymu, i umieszczone w tutejszym kościele.
10
„Wesołek Boży” – tak nazywano mojego współbrata, św. Kryspina z Viterbo, już za życia. Spoglądam teraz, już po śmierci dla świata, ale po narodzinach dla nieba, na jego ubogi habit i bose nogi i zastanawiam się nad radością doskonałą. Ile to razy przepędzono go od domu gdzie prosił o wsparcie na kweście? A znajdował tylko słowa „Bogu dzięki” na określenie sytuacji w jakiej się znalazł. Stojąca z boku rzeźba próbuje nieco przybliżyć wzrok do tych lat wędrowania po drogach i ulicach, jako pielgrzyma zbierającego ofiary. Nazywał siebie „osiołkiem Bożym” kiedy przychodziło dźwigać tak wielkie ciężary do klasztoru, a jeszcze później niczym od much oganiać się od utyskiwania braci, że wino za słabe, a chlebek może nie taki jak poprzednio. W opowiadaniach z Kubusia Puchatka jest wspomnienie jak raz Kłapouchemu (niewtajemniczeni w dzieciństwie w ta lekturę, niech zapamiętają dobrze – chodzi o osła) zabrakło ogona – zgubił go i był bardzo smutny. Tak sobie myślę tu u św. Kryspina co on robił by nie nadużywać tego ogonka Braciszkowie świętego franciszka
na natrętne muchy (czy raczej jak nazywał braci leniwych św. Franciszek – na braci muchy). W kościele widoczne współczesne „przeróbki” m.in. rozebrano ścianę oddzielająca chór zakonny od prezbiterium, dzięki czemu powiększono przestrzeń do liturgii ale bezpowrotnie zniszczono cichość klasztornej przestrzeni. W czasie oczekiwania, na odzyskanie zamkniętego pod klucz w zakrystii, plecaka – słychać było odmawiane modlitwy, głos dochodził z okienka nad prezbiterium i pewnie tam teraz urządzona jest domowa kaplica dla kapucynów. Dalej w drogę, jak tragarze Drogowskazy zachęcają do rozpoczęcia pielgrzymowania, z miasta Viterbo, gdzie nawet pomnik poświęcony został „dźwigającym” relikwiarz św. Róży w tzw. „macina”. Takich tragarzy można tu zobaczyć tylko w główne święta, gdy na ulice wynoszone są relikwie Świętej. Mnie przyjdzie zabawić się w tragarza Bożego, i dźwigać plecak z potrzebnymi na pielgrzymkę rzeczami. Ciąg dalszy nastąpi… Br. Jan Fibek OFMCap. 11
Z WI Z Y TĄ W G A B ONI E
W dniach 6–16 lutego udałem się z wizytą do naszych braci pracujących w Gabonie. Podróż trwała 12 godzin z jedną niedługą przerwą w Paryżu na rozprostowanie nóg i wstępne osłuchanie się z nowym językiem – francuskim, który również jest językiem urzędowym w Gabonie. Kiedy w końcu wylądowałem i wyszedłem z samolotu, zaskoczyło mnie uderzenie gorącego i bardzo wilgotnego powietrza. Oczywiście spodziewałem się 30 stopni Celsjusza i dużej wilgotności, ale było to tylko wyobrażenie, które nijak się miało do rzeczywistości. Ciepło i śpiewające chmary ptaków, a w zasadzie małych ptaszków ukrywających się wśród gałęzi niewielkich drzew – to pierwsze doświadczenie jeszcze z terenu lotniska. A wcale nie było tak łatwo opuścić to lotnisko. Kiedy zostały sprawdzone wszystkie moje dokumenty: paszport, wiza i książeczka zdrowia z aktualnymi szczepieniami, myślałem, że już swobodnie opuszczę to miejsce i udam się na spotkanie moich braci. Rzeczywistość okazała się jednak bardziej zaskakująca i zostałem wybrany do kontroli bagażu. Pan dokonujący kontroli wydawał się bardzo surowy i poważny. Wybrał walizkę położoną na samym dnie mojego wózka. Kiedy już ją wyjąłem na wierzch i otworzyłem, na samej górze uka 12
zały się dwie stuły, które wiozłem braciom w prezencie. Pan szybko zmienił wyraz twarzy z surowego na bardzo zaskoczony, a nawet przestraszony, następnie zapytał, czy jestem księdzem i kiedy potwierdziłem, przepraszając zaprzestał kontroli i wypuścił mnie. A tam czekał już na mnie brat Daniel, który zabrał mnie do naszego klasztoru w Essasa. Bardzo miłym zaskoczeniem było dla mnie powitanie w domu w Essasa, gdzie czekali na mnie również bracia z innych domów. Mogliśmy razem zjeść kolację i wspólnie porozmawiać. Tak minęła sobota – mój pierwszy dzień na Czarnym Lądzie.
W niedzielę spotkała mnie pierwsza niespodzianka. Pojechałem z bratem Danielem do jednej z kaplic dojazdowych na niedzielną Mszę świętą, w czasie której miejscowy chór obchodził swoją pierwszą rocznicę istnienia. I kolejne zderzenie wyobrażenia o pięknej, rozśpiewanej i roztańczonej Mszy afrykańskiej z rzeczywistością jeszcze bardziej huczną, bardziej rozśpiewaną i bardziej roztańczoną. Piękne uroczyste wejście tanecznym krokiem, przygotowane komentarze liturgiczne do czytań i wszystkie inne elementy przygotowane naprawdę solidnie a jednocześnie bardzo wesoło oprawiane śpiewem i tańcem. Msza trwała około 2 godzin, jednak nikt tam nie patrzył na zegarek, tylko każdy starał się uwielbiać Boga w sposób prosty i płynący z serca. Po uroczystościach w kościele przyszedł czas na dalsze świętowanie przy bogato zastawionym stole. To był ten dzień, o którym mogę powiedzieć: dziś pierwszy raz… jadłem pancernika i gazelę, testowałem moimi kubeczkami smakowymi w różnym wydaniu przygotowany maniok i wiele innych potraw, których nazw nawet nie potrafię powtórzyć. Dzień z kuchnią bardzo typowo gabońską. Kolejny dzień i kolejne niespodzianki. Tak dobrze rozpoczęty tydzień kontynuowaliśmy ruszając w teren, by zobaczyć, doświadczyć i spróbować zrozumieć życie na Czarnym Lądzie. Z bratem Danielem pojechaliśmy do braci w Ntoum. Tam bracia Jacek i Mariusz pokazali mi swój dom oraz wszystko, co dzieje się w otoczeniu klasztoru i parafii. Budynki klasztorne, kaplice, Braciszkowie świętego franciszka
przedszkole i żłobek, punkt medyczny, pola uprawne i oczywiście kościół, bardzo ładny i zadbany, a w kościele również miejsce doczesnego spoczynku brata Pawła T. Z klasztoru w Ntoum już w powiększonym o brata Jacka składzie wybraliśmy się do jednej z pierwszych misji katolickich na terenie Gabonu, do miejscowości Dongouila. Jest to mała wioseczka położona na wyżynie w bardzo malowniczym miejscu. Otoczona zielenią z trzech stron, a resztę uzupełnia zatoka oceanu Atlantyckiego. Kościółek i budynki pierwszej misji były skierowane właśnie na wspomnianą zatokę. Znaleźliśmy tam również mały cmentarz, gdzie pochowani zostali pierwsi misjonarze. Gdy czyta się klepsydry, uderza bardzo, jak młodo umierali: często w rok, dwa lub trzy po przyjeździe do Gabonu. Ciekawostką tego miejsca jest również fakt, że misje te prowadzili kapłani ze zgromadzenia Ducha Świętego, potocznie nazywani Duchaczami, a wśród nich słynny Marcel 13
François Lefebvre, późniejszy kardynał i wielki przeciwnik Soboru Watykańskiego II. W Dongouila był on wikarym parafii. W drodze powrotnej odwiedziliśmy małą wioskę o nazwie Tchad – co w ujęciu fonetycznym brzmi: czad – żebym mógł zobaczyć bardzo typową wioskową kaplicę. Mała, drewniana, z kilkoma niekoniecznie równymi ławkami, ale oczywiście wyposażona w podstawowy sprzęt muzyczny, czyli kilka bębnów i drewniane cymbały. Kolejnego dnia bracia zaproponowali wyprawę nad ocean. Rozpoczęliśmy naszą wycieczkę od odwiedzenia kolejnego miejsca kapucyńskiej obecności, a mianowicie Melen – Sanktuarium Maryjne. Odwiedziliśmy kościół z cudowną figurą Matki Bożej oraz pracujące przy parafii Siostry Serafitki. Następie udaliśmy się na chwilę wypoczynku poza wszelkie, nawet najmniejsze oznaki cywilizacji, podziwialiśmy niezwykłość przyrody jeszcze nietkniętej ręką ludzką. Kilkanaście kilometrów za stolicą dotarliśmy do bardzo ciekawego miejsca o nic niemówiącej mi nazwie Cap de Per. Tam właśnie, kilkanaście metrów od morza, na małym wzgórzu znajduje się mała kaplica z końca XIX wieku z bardzo charakterystyczną metalową konstrukcją dachu. Bracia szybko wyjaśnili mi, skąd w takim miejscu wzięła się tak profesjonalnie zbudowana kaplica. Otóż dach do tej kaplicy zaprojektował niejaki Alexandre Gustave Eiffel, ten sam, który zaprojektował między innymi słynną wieżę w Paryżu czy Statuę Wolności w Nowym Jorku. To taki 14
szczególny francuski akcent w Gabonie, ale nie jedyny. Gabon jest państwem niepodległym Francji od nieco ponad 50 lat, ale wpływy francuskie są wciąż bardzo silne. Począwszy od języka urzędowego, którym jest język francuski, poprzez wielkie firmy z kierownictwem we Francji, a skończywszy na sklepach spożywczych należących do różnych francuskich sieci spożywczych. Kolejny dzień i kolejna wyprawa. Tego dnia ruszyłem z bratem Michałem do klasztoru w Cocobeach. Droga – na europejskie standardy – niedaleka, zaledwie jakieś 85 km od klasztoru w Ntoum, powiedzielibyśmy: godzinka, no może
półtorej, drogi. W warunkach afrykańskich ten czas trzeba przemnożyć razy dwa, a w czasie pory deszczowej trzeba żarliwie modlić się, żeby w ogóle dotrzeć do celu. Nam udało się pokonać tę drogę w około 2,5 godziny. Dotarliśmy do najbardziej malowniczo położonego klasztoru kapucyńskiego w Gabonie. Klasztor znajduje się na końcu niewielkiego miasteczka na wzgórzu, z drugiej strony zaś jest już tylko ocean. Delikatny wiaterek ułatwia tam znoszenie upałów, a szum oceanu pomaga w rozmyślaniu o sprawach nadprzyrodzonych, ale i tych codziennych również. Dzięki braciom Darkowi i Michałowi spędziłem miły czas w Cocobeach, zapoznając się z zadaniami, które każdego dnia stają przed nimi w pracy duszpasterskiej. Mogłem również poznać to miasteczko oraz zobaczyć codzienne życie i warunki, w jakich mieszkają osiedli tam rybacy z Nigerii. Po powrocie z Cocobeach zamieszkałem na chwilę w naszym klasztorze w Ntoum. To stąd wybraliśmy się w kolejną ciekawą wyprawę, pozwalającą nieco bardziej zrozumieć mentalność i problemy, z jakimi borykali się i w pewnym sensie nadal borykają się mieszkańcy Czarnego Lądu. Wyprawa do Lambarene. Miasteczko położone jest około 200 km od Ntoum – to tam pracował i działał doktor Albert Schweitzer, wybitny lekarz i człowiek o wielkim sercu, który poświęcił swoje zdolności i całe życie, pomagając ludziom chorym na trąd. Ten laureat Nagrody Nobla od 1913 roku działał i pracował w tym miastBraciszkowie świętego franciszka
eczku wraz ze swoją żoną i ekipą lekarzy oraz wolontariuszy. Do dziś istnieje tam jeden z najlepszych szpitali w tym kraju. A dzieło i pomoc, jakie zostawił w tym miejscu, są nieocenione. Dzięki tej wyprawie mogłem również stanąć na południowej półkuli naszej planety. Uwierzcie mi – nic się nie zmienia, nikt nie chodził na rękach ani żadne inne zachowania nie były różne od tych na półkuli północnej. I tak powoli czas mojej wizyty dobiegał końca. Ostatniego dnia wraz z bratem Mariuszem odwiedziliśmy Siostry Klaryski, które swoją pracą i codzienną modlitwą już od ponad 30 lat otaczają opieką mieszkańców miasteczka Essasa i całego kraju. Potem już tylko ostatnie spotkania i pożegnania z braćmi, kolejne 12 godzin w powietrzu i znów stałem na ziemi ojczystej. Był to czas naprawdę niesamowity, a to, co opisałem powyżej, to tylko niektóre z przygód i wydarzeń, w których miałem okazję uczestniczyć. Muszę stwierdzić, że jestem pełen podziwu, jak bracia angażują się w dzieło ewangelizacji i działalności charytatywnej dla mieszkańców Gabonu, nie szukając swojej chwały ani ludzkiej wdzięczności, a jedynie pragnąc wypełnienia woli Bożej. Poświęcając swój czas, angażując siły i używając wszelkich talentów, a nierzadko również przypłacając swoją posługę zdrowiem czy nawet życiem, jak brat Paweł. Pamiętajmy o nich w naszych modlitwach. Br. Krzysztof Przybylski OFMCap. 15
Od Sobieskiego do naszych czasów Kapucyńskie Skarby (2) Eksponaty w Muzeum Warszawskiej Prowincji Kapucynów w Zakroczymiu wskazują na osoby i wydarzenia znaczące dla historii tej Prowincji od czasów Jana III Sobieskiego do naszej epoki. Po wejściu do Muzeum przyciąga uwagę oprawiona w drewnianą ramę duża papierowa tablica z listą zmarłych fundatorów i dobrodziejów Prowincji Polskiej kapucynów (istniejącej w latach 1755-1921). Tablica została wykonana w 1830 roku, wisiała w refektarzu klasztoru warszawskiego i służyła do modlitwy za zmarłych dobrodziejów. Jako pierwszy wymieniony jest Jan III Sobieski, król polski i wielki książę litewski. Określony jest on jako Introductor, czyli ten, który sprowadził kapucynów do Polski. Sobieski uczynił to w 1681 roku, wypełniając ślub złożony Bogu po zwycięstwie nad Turkami pod Chocimiem w 1673 roku. Do tego ślubu odnosi się łaciński napis na fasadzie (dokładniej na fryzie) kościoła kapucynów w Warszawie: Tibi reddam Vota mea in conspectu omnis populi” – „Tobie dotrzymam moich ślubów przed całym ludem” (Ps 116, 18). Z tablicy można się dowiedzieć, że ciało króla do 1733 roku spoczywało w ufundowanym przez niego klasztorze warszawskim kapucynów (dokładniej: w krypcie 16
kościoła), po czym zostało przeniesione do grobów królewskich w Krakowie. Natomiast serce Jana III Sobieskiego w 1830 roku umieszczono w marmurowym sarkofagu, w bocznej kaplicy kościoła kapucynów w Warszawie. Przed sarkofagiem modlił się św. Jan Paweł II 17 VI 1983 roku, gdy wspominano trzechsetną rocznicę wiktorii wiedeńskiej – zwycięstwa dowodzonych przez Sobieskiego wojsk chrześcijańskich
o. Beniamin Szymański
nad Turkami zagrażającymi Europie. Wracając do tablicy w naszym Muzeum, należy jeszcze zauważyć, że oprócz króla Jana zostały na niej wypisane imiona 13 dobrodziejów z rodzin królewskich oraz imiona 47 dobrodziejów z rodzin magnackich i szlacheckich. Do tych ostatnich należy Józef Młocki, starosta zakroczymski, fundator klasztoru w Zakroczymiu (1757-1768). W środku tablicy widzimy motyw tańca śmierci a na obrzeżach liczne rysunki przedstawiające zmarłych oraz zdania łacińskie z Pisma Świętego, Ojców Kościoła i dzieła „O naśladowaniu Chrystusa”, wzywające do pamięci o śmierci i pokuty. Obok tablicy z imionami zmarłych dobrodziejów wisi grafika przedstawiająca o. Beniamina Szymańskiego jako prowincjała. Pełniąc tę posługę przez 17 lat (1836-1849, 1852-1856), odnowił Polską Prowincję Kapucynów: zreformował kształcenie nowicjuszy i kleryków, podniósł obserwację zakonną, zwalczał patologie w życiu zakonnym, przywrócił wspólne odmawianie brewiarza z Godziną czytań o północy, odnowił praktykę prowadzenia misji parafialnych, wzmocnił duszpasterstwo Trzeciego Zakonu św. Franciszka i innych grup oraz wprowadził nabożeństwa majowe w kościołach kapucyńskich w Królestwie Polskim. Następny portret ukazuje o. Szymańskiego jako biskupa podlaskiego (1857-1867). Za wspieranie powstania styczniowego oraz unitów został usunięty przez władze carskie ze swej diecezji i umieszczony w klasztorze kapucynów w Łomży, gdzie zmarł w 1868 roku. Braciszkowie świętego franciszka
Obraz „Polska zniewolona…” Bogaty w treści historyczne i duchowe jest obraz olejny „Polska zniewolona klęczy przed Chrystusem”. Przedstawia on Chrystusa zmartwychwstałego, w koronie cierniowej, podtrzymującego klęczącą kobietę, będącą personifikacją Polski. Kobieta ubrana jest w czarną suknię z welonem, ma koronę, na rękach dźwiga kajdany. Za Chrystusem stoi krzyż z datą chrztu Polski – 966 i Konstytucji 3 maja – 1791. Na sukni niewiasty widzimy daty rozbiorów Polski: 1772, 1793, 1795. Na dole leży sztandar ze wstęgami, na których wypisano daty powstań narodowych – 1794, 1830 i 1848, co sugeruje, że obraz powstał przed powstaniem styczniowym (1863). W tle widzimy Zamek Królewski w Warszawie i Wawel. W Muzeum Podkarpackim w Krośnie znajduje się datowany na 1915 rok obraz 17
znajduje się datowany na 1915 rok obraz Seweryna Bieszczada „Polska w żałobie”, różniący się od wersji w naszym Muzeum szczegółami takimi, jak brak dat oraz lepszym warsztatem malarskim. W dziele Bieszczada (którym był uczniem m. in. Matejki) widać tarczę herbową z herbami Polski, Litwy i Rusi – znak jedności trzech narodów Rzeczpospolitej w walce o wolność. Skromna tekturowa lista braci ze wspólnoty w Nowym Mieście nad Pilicą z 1955 roku jest cennym dokumentem historycznym. Do grona nowicjuszy kleryków należał wtedy br. Pacyfik Dydycz, emerytowany biskup drohiczyński, zaś wśród 12 braci zakonnych najstarszy był br. Jakub Ruszak, który żył kilka lat w klasztorze nowomiejskim razem z bł. Honoratem Koźmińskim a potem
zeznawał w jego procesie beatyfikacyjnym. Przy klasztorze kapucynów w Nowym Mieście działało Niższe Seminarium Duchowne – od 1958 roku do jego likwidacji przez władze komunistyczne w 1963 roku. Na tableau seminarium z roku 1962/1963 widzimy zdjęcia: ówczesnego prowincjała o. Leandra Bartoszewicza, dyrektora seminarium o. Tadeusza Zaorskiego, wychowawców, pracowników oraz uczniów, m.in. obecnego seniora klasztoru zakroczymskiego o. Jana Jurczaka, poprzedniego gwardiana o. Józefa Łaskiego i byłego prowincjała Prowincji Krakowskiej o. Ryszarda Modelskiego. W jednej z gablot muzealnych zwraca uwagę zdjęcie Prymasa Stefana Wyszyńskiego z o. Zachariaszem
Seminaryjne tableau z roku 1962/1963 18
VII 1963 roku w Warszawie, o czym świadczy dedykacja Prymasa z tyłu fotografii. Kardynał Wyszyński poznał o. Zachariasza będąc biskupem lubelskim i przyjeżdżał do Zakroczymia w latach, gdy o. Ruszkowski był gwardianem klasztoru zakroczymskiego (1960-1964).
Kard. Wyszyński z o. Zachariaszem Ruszkowskim. Zdjęcie zostało zrobione 10 VII 1963 roku w Warszawie, o czym świadczy dedykacja Prymasa Stefana Wyszyńskiego z o. Zachariaszem Ruszkowskim. Zdjęcie zostało zrobione 10 Braciszkowie świętego franciszka
Z drugiej strony gabloty umieszczono pamiątki z Międzynarodowej Kapituły Namiotów, zorganizowanej w Asyżu i Rzymie w dniach 15-18 IV 2009 roku z okazji Jubileuszu 800-lecia I Reguły św. Franciszka. Pamiątki to: wydana w głównych językach Zakonu, w tym także po polsku, „Reguła św. Franciszka” oraz pamiątkowa ceramika. Najnowszym eksponatem jest medal przyznany bł. Honoratowi Koźmińskiemu 18 IX 2015 roku przez Radę Gminy Zakroczym podczas Jubileuszu 950-lecia Zakroczymia. Medal odebrał gwardian klasztoru br. Wojciech Sugier.
Br. Tomasz Płonka OFMCap. 19
B RAM A b rode rs Chrzęst łańcuchów na wietrze
Wejdź wejdź
By robić to czego nie chcę
Trzy dni w ciemności w bólu w nagości
By oddać to co jest moje
Przejdź przejdź
By jak latawiec wchodzić w Powiew
Przez horyzont śmierci przez mgłę i swe lęki
Precz pragnieniom sukcesów Precz wygłodniałemu ego
PASCHA- STOJĘ W BRAMIE
Wejdź w miłosne umieranie
SZCZYT- UKRZYŻOWANIE
Brama otwarta, a Ty stoisz w bramie
KRZYŻ- UMIERANIE ŚMIERĆ- ZMARTWYCHWSTANIE
Wejdź wejdź Trzy dni w ciemności w bólu w nagości
Choć brama otwarta ja dalej stoję
Przejdź przejdź
Chce przez nią przejść lecz w sercu się boję
Przez horyzont śmierci przez mgłę i swe lęki
Brakuje odwagi by przyjąć Twa wole
PASCHA- STOJĘ W BRAMIE
Boże proszę przeprowadź mnie jak Mojżesza
Zaufać Tobie i rzucić się w ogień SZCZYT- UKRZYŻOWANIE
Przez Czerwone Morze
KRZYŻ- UMIERANIE
Wiem że możesz wiem, moja kolej ja dalej stoję
ŚMIERĆ- ZMARTWYCHWSTANIE
Strach spętał mi nogi i chodzić nie mogę Bylem twardy twardy jak orzech
Cień ogień w sercu gaśnie
Dziś czuje się mały mały jak chłopiec
Siądź wejdź w ten cały zamęt
Choć ulica za mną łzy płyną z pod powiek
Lęk i ten wielki smutek
Bo człowiek Miłości Twej godzien
Sen czuwaj bardziej dłużej Abba Ojcze możesz wszystko Weź zabierz kielich szybko Lecz Twa wola niech się stanie Abba Ojcze AMEN AMEN!!!
20
Tytułowa Brama oznacza Paschę, czyli przejście. Każdy z nas stoi przed wielkim wyborem. Stoi przed krzyżem, którego często się lęka, który wydaje się być zasłonięty i okryty tajemnicą. “Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.” Te Słowa Jezusa Chrystusa były niezrozumiałe dla Apostołów. Były zasłonięte dla nich. Piotr snuł własne plany. Często i my stając przed krzyżem, przed sytuacją czy słabością uciekamy od niej, bo nie jest po naszej myśli. Zasłaniamy twarz i próbujemy przejść obojętni. Krzyż to największa walka. Wybór krzyża jest pierwszym krokiem. Przejście przez bramę jest niezwykle bolesne, ale potrzebne, aby zacząć żyć naprawdę. Braciszkowie świętego franciszka
Przejście przez bramę jest oderwaniem się od iluzji, od wypełniania własnych planów i wizji na świat, na wiarę, a przede wszystkim jest realnym spojrzeniem na Boga. Łatwo stworzyć własny świat, w którym ma się własny obraz Boga i kręci się po orbicie tego świata. Droga z krzyżem odsłania nasze wnętrza, przez co zaczynamy rozumieć siebie i innych. Zaczynamy żyć naprawdę. Trzy dni w ciemności są wielkim wyzwaniem. Jednak ten czas uczy nas zaufania Ojcu. Cisza, która przenika Ogrójec uczy nas przyjmowania woli Ojca. Upadek pod krzyżem uczy nas wielkiej pokory, a powstanie z tym krzyżem dowodzi, że Bóg daje tyle, ile udźwigniemy. Brama jest otwarta. Nie stójmy w niej, lecz wejdźmy pełni wiary w to, że Bóg nas przeprowadzi przez tą drogę. Pełni nadziei, że starczy nam sił i pełni miłości, byśmy potrafili przyjmować swoje upadki i wszystkich, którzy przebywają tą drogę z nami. Br. Krzysztof Fabich OFMCap. www.facebook.com/brodersband 21
w ręku boga
Dobra Nowina ma to do siebie, że dotyka ludzkiego życia. A kiedy jest przyjęta z wiarą zmienia tego, który ją przyjmuję. Dziś chcę Ci opowiedzieć o tym, że na prawdę jesteś w ręku Boga. Nawet jeśli dziś wydaje Ci się, że jest inaczej.
Ręka potężna, wyciągnięte ramię W księgach Starego Testamentu często znajdziemy odwołanie do „ręki Boga”. Jest to symbol Jego władzy i potęgi. Bóg stwarza świat i swoimi rękami lepi człowieka z prochu ziemi (Rdz 2, 7). Ręka Boga oznacza jego przerażającą moc (Pwt 3, 24). Bóg swoją ręką dokonuje wielkich cudów (Wj 3, 20) i prowadzi historię Narodu Wybranego (Ps 80). W końcu każdy prawdziwy prorok występuje w imię Boga tylko wtedy, kiedy ręka Pana spoczywa na nim (Ez 1, 3). 22
Ale… Na kartach Starego Testamentu „ręka Boga” pozostaje symbolicznym zapisem doświadczenia. To znaczy: doświadczamy opieki, Opatrzności Bożej, zbawienia i mówimy „uczyniła to ręka Pana”. I jest to prawda, jest to bardzo konkretne doświadczenie, które kryje się pod tym symbolem. Pan Bóg jest jednak „Bogiem z nami” i dlatego spodobało Mu się przejść ze sfery symbolicznej do rzeczywistej, cielesnej.
Przyszedł Bóg – Człowiek Bóg stał się Człowiekiem. Przyjął ludzkie ciało. Jego ręce stały się REALNE. Jezus palcem Bożym (Łk 11, 20) uzdrawia, wyrzuca złe duchy, dokonuje cudów. Ręka Jezusa jest wszechmocna do tego stopnia, że uspokaja sztorm (Mt 8, 26). Warto
zwrócić uwagę na słowa Jezusa z Ewangelii Jana: Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy J 10, 27 – 30 Ja i Ojciec jedno jesteśmy…. Co to znaczy, że nikt nie wyrwie Cię z ręki Ojca? To nie jest literacka przenośnia. To nie jest symbol. To jest rzeczywistość Dobrej Nowiny. W Księdze Izajasza, kilkaset lat przed przyjściem Chrystusa czytamy: „Oto wyryłem Cię na obu dłoniach!” (Iz 49, 16) i jak już wcześniej pisałem – wtedy był to obraz symboliczny, żeby Izrael mógł zrozumieć objawioną Prawdę. W Jezusie Chrystusie te słowa stały się faktem – kiedy zmartwychwstały przychodzi do swoich uczniów, których pożerał lęk przed śmiercią, staje przed nimi i mówi POKÓJ WAM! Ewangelista dodaje: A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. (J 20, 19-20). Jesteś realnie wyryty na rękach Jezusa. On idąc na swoją śmierć pamiętał również o Tobie. Po zmartwychwstaniu, kiedy Jego ciało było już nowe jedynym znakiem tego, przez co przeszedł były przebite ręce, stopy i bok. Tam jesteś wyryty. I jeśli słuchasz głosu Pasterza to Jego obietnica dotyczy także Ciebie.
Braciszkowie świętego franciszka
W Jego Imię Od chrztu masz Jego imię – jesteś chrześcijaninem -należącym do Chrystusa. Od Niego otrzymujesz moc życia w wierze – jeśli idziesz za Nim i słuchasz Jego głosu. A jeśli za Nim idziesz to wejdziesz nieraz w sytuację krzyża. W miejsce śmierci i upokorzenia. Doświadczenie bezradności i niesprawiedliwości. I wtedy możesz przeżyć tę prawdę, że jesteś w rękach Boga. Patrz na ukrzyżowanie Jezusa: „On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie” (1 P 2, 23) Na krzyżu Jezus powiedział Najważniejsze: OJCZE, W TWOJE RĘCE POWIERZAM MOJEGO DUCHA (Łk 23, 46) Nie bój się się tak modlić w doświadczeniu krzyża, a doświadczysz, że na prawdę jesteś w rękach Boga. I że nie ma takiej mocy, która mogłaby Cię stamtąd usunąć.
Tekst pochodzi z bloga
www.zniwowielkie.worpdress.com Br. Szymon Janowski OFMCap. 23
Redakcja: Br. Szymon Janowski Nakład: 1000 egzemplarzy www.powolanie-kapucyni.pl kapucyni.pow@gmail.com
Duszpasterstwo Powołań Braci Mniejszych Kapucynów ul. Kapucyńska 4; 00-245 Warszawa; tel. 22 831 31 09;
kom. 797 907 131
24