9 minute read

Wywiad numeru

Next Article
Wizytówki

Wizytówki

Na wiosnę, przy pierwszym lockdownie, gdy była jedna, wielka niewiadoma i mieliśmy do czynienia z załamaniem popytu, oczywistym było zamknięcie hoteli. O tyle przy drugim, gdy mieliśmy jeszcze okazję funkcjonować i przyjmować gości podróżujących służbowo, zamykanie hotelu, a nawet całych sieci, według mnie miało na celu wygenerowanie takiego spadku, aby otrzymać wsparcie z rządu – mówi w rozmowie z nami Jan Wróblewski, współzałożyciel Zdrojowa Invest & Hotels, i dodaje: Tak biznes nie powinien wyglądać. To jest nieodpowiedzialne, że ktoś nie brał pod uwagę drugiej fali i robi to celowo. Uważam, że jest to swego rodzaju patologia gospodarcza, która powinna podlegać kontroli. Hotele są po to, aby je prowadzić.

ROZMAWIAŁA KAROLINA STĘPNIAK

JJaka była ostatnia z decyzji dotycząca działalności, którą podjęliście? Na wstępie muszę przyznać, że jest to najtrudniejszy wywiad od czasu rozpoczęcia pandemii. Udzielam go medium branżowemu, skierowanemu do profesjonalistów. Hotelarzy, którzy są w takim samym lub zbliżonym położeniu, co my. Wszyscy doświadczamy obecnej sytuacji. Cała branża zna doskonale problemy, które mamy. To, jak będę o nich mówił, pokazuje, jak my się z nimi zmierzamy, a to, że w ogóle się wypowiadam, świadczy o tym, że się otwieram. Przed Tobą i Czytelnikami.

Wracając do pytania. Jedną z ostatnich, spośród bardzo ważnych decyzji, była ta dotycząca struktury firmy. Zdrojowa to podmiot rodzinny. Do wielu kwestii podchodzimy osobiście, zbyt emocjonalnie. W związku z kryzysem postanowiliśmy, że znacznie większy wpływ na biznes powinni mieć Ci, którzy na co dzień zajmują się działalnością operacyjną. Natomiast w zarządzie powinny być osoby, które bardziej chłodnym okiem spojrzą na całą tę sytuację. Obecnie, tak naprawdę, my (Jan Wróblewski i Szymon Wróblewski – przyp. red.) nie podejmujemy decyzji operacyjnych. Ewentualnie są one z nami jedynie konsultowane. To zarząd – złożony z osób z bardzo dużym doświadczeniem w hotelarstwie, prawie i finansach – aktualnie prowadzi biznes.

Czym zatem zajmuje się obecnie Jan Wróblewski? W tym momencie zajmuję się restrukturyzacją. Prowadzę rozmowy z kontrahentami w sprawie zadłużenia i dalszej współpracy. Pracuję nad tym, aby zakończyć inwestycje, które mamy w trakcie realizacji od strony sprzedaży, co pomoże je sfinansować. Jaką strategię przyjęła Zdrojowa na najbliższy czas? Chcemy się po prostu utrzymać. Zależy nam na tym, aby zrealizować do końca dwa projekty, które są w budowie, czyli Radisson w Kołobrzegu oraz ostatnią część apartamentową na sprzedaż w kompleksie Baltic Park Molo w Świnoujściu. Aktualnie wszystkie inne projekty, które mieliśmy, zostały zamrożone.

Powiedziałeś o ostatniej decyzji. Czy uważasz, że te podjęte przez Was na wiosnę oraz w późniejszym okresie były właściwe? To były bardzo trudne decyzje. Obejmowały m.in. redukcję personelu, choć w dużej mierze tymczasowego. Niemniej związane były z człowiekiem, co jest bardzo trudne. Dodatkowo zmuszeni byliśmy obniżyć wynagrodzenia. Bardzo doceniam to, że w większości pracownicy zrozumieli powagę sytuacji i pomimo mniejszej pensji, zostali z nami. Czy były słuszne? Po prostu zmuszeni byliśmy je podjąć.

Do niełatwych rozmów należały zapewne także te, które odbywaliście z inwestorami Waszych condohoteli. Jak przebiegały? Rozmowy odnosiły się do zysku, jaki osiągną w tym roku. Przekazaliśmy inwestorom, że osiągną stopy zwrotu z inwestycji, jednak mniejsze niż zakładaliśmy, ale w perspektywie kilkunastu najbliższy lat te obniżki nie zmienią istotnie tych procentów. Były to niezwykle ciężkie i skomplikowane rozmowy. Często emocjonalne, czasem zmierzające w niewłaściwym kierunku. Staraliśmy się z każdym znaleźć kompromis. Ostatecznie, ze strony większości naszych partnerów, spotkaliśmy się ze zrozumieniem, za co też im dziękuję. Dzięki temu mogliśmy zredukować koszty, zadłużenie i bez żadnego wsparcia prowadzić działalność.

Powiedziałeś „większości”... Nasi partnerzy to przedsiębiorcy, prowadzący biznesy lub działalność gospodarczą w rozumieniu VAT, zatem podchodzą do takich sytuacji profesjonalnie. Znaleźli się jednak i tacy, którzy zupełnie nie akceptują otaczającej nas rzeczywistości. Nie przyjmują do wiadomości, że mamy do czynienia z ogromnym kryzysem oraz tego, że przez ponad połowę roku, hotele były zamknięte. Że to miało dramatyczny wpływ na przychody. Że generujemy ogromne straty, których nie jesteśmy w stanie pokryć z naszych buforów finansowych. Takie osoby w ogóle nie powinny inwestować, ale przecież im tego nie zabronimy, a informowaliśmy publicznie od lat o ryzyku. Z drugiej strony, jak już wspomniałem i tak zarabiają w przeciwieństwie do naszych strat.

Na jakim są poziomie obecnie? Jakiś czas temu założyliśmy, że na całym kryzysie stracimy 80 mln zł i niestety te nasze szacunki się sprawdzają.

Wydaje się, że hotelarze przyjęli dwie strategie, szczególnie podczas drugiej fali pandemii. Część zamyka obiekty – licząc na wsparcie państwa i redukcję kosztów, inni funkcjonują nawet w ramach mocnych obostrzeń. Jak to przebiegało w obiektach Zdrojowej? Na wiosnę, przy pierwszym lockdownie, gdy była jedna, wielka niewiadoma i mieliśmy do czynienia z załamaniem popytu, oczywistym było zamknięcie hoteli. O tyle przy drugim, gdy mieliśmy jeszcze okazję funkcjonować i przyjmować gości podróżujących służbowo, zamykanie hotelu, a nawet całych sieci, według mnie miało na celu wygenerowanie takiego spadku, aby otrzymać wsparcie z rządu. Domagać się od kontrahentów obniżeń czy anulowania zadłużenia. Zrobiła tak jedna sieć w resortach, w górach. Tak biznes nie powinien wyglądać. To jest nieodpowiedzialne, że ktoś nie brał pod uwagę drugiej fali i robi to celowo. Uważam, że jest to swego rodzaju patologia gospodarcza, która powinna podlegać kontroli. Hotele są po to, aby je prowadzić. Nasze, tam gdzie był pobyt, były otwarte dla gości biznesowych. Oczywiście obłożenie było na bardzo niskim poziomie – w zależności od obiektu od 0 (sic!) do 30 proc. – ale zawsze mogliśmy pokryć część kosztów.

Jak wygląda współpraca z interesariuszami Zdrojowej – tj. przedstawicielami władz samorządowych czy instytucjami branżowymi? Gdy inwestowaliśmy miliony w infrastrukturę publiczną, w promenady czy promocje miejscowości, w których znajdują się nasze hotele, to byliśmy partnerem. Aktualnie staliśmy się petentem. Tak naprawdę do tej pory nie otrzymaliśmy żadnego wsparcia od samorządów. Mało tego, jak nie dokonaliśmy jakiejś wpłaty w terminie, mieliśmy naliczone karne odsetki. Choć muszę przyznać, że mam wrażenie, że ostatnio władze się reflektują. Zaczynają rozumieć, że mamy do czynienia z wcześniej niespotykaną sytuacją, kryzysem, który dotyka turystykę. Jeżeli chodzi o instytucje branżowe to podjęliśmy decyzję, że z wielu, które okazały się bierne, nieskuteczne lub ich działania były spóźnione i nieudolne, występujemy. W niektórych przypadkach celem była też redukcja kosztów. Które masz na myśli? Wystąpiliśmy z wnioskiem o wykreślenie z Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego z końcem roku, żeby nie płacić składek. Podobnie jak Hotele Gołębiewski. W przypadku wystąpienia rezygnuję też z rady tej instytucji, a samej Izbie życzę powodzenia.

Czy patrząc teraz, z perspektywy czasu, uważasz, że Zdrojowa była w jakimś stopniu w ogóle przygotowana na kryzys? Czy rok, dwa lata temu można było działać jakoś inaczej? Myślę, że do aż takiego kryzysu nie da się przygotować. Jeśli szykujemy się na gorsze czasy, zakładamy miesięczny spadek przychodów o i tak ogromne ok. 20 proc., a nie 90! Nikt nie przypuszczał, że biznes będzie zamknięty przez ponad połowę roku, przy zachowaniu większości kosztów. To zabójcze położenie.

Ta sytuacja nie jest doświadczeniem, które w przyszłości się przyda. Podejmuje się tak trudne decyzje, które wpływają negatywnie na tak wiele obszarów biznesu, że nie chciałbym ponownie tego robić, czy korzystać z tego doświadczenia.

To, co mogliśmy zrobić wcześniej, to przekazać decyzyjność pracownikom. Choć z drugiej strony sposób prowadzenia biznesu, jaki stosowaliśmy w przeszłości sprawdzał się, ale w dobrej koniunkturze i przy wcześniejszej skali biznesu. Jego zmiana była spowodowana potrzebą dostosowania się do obecnej sytuacji.

Już wiemy, że hotele będą zamknięte do 17 stycznia. Jak oceniasz te decyzje i zarządzanie sferą gospodarczą? Jakie są Twoje oczekiwania? To jest tragikomedia. Dzisiaj mamy 27 grudnia, kiedy wchodzą obostrzenia z ostatniego rozporządzenia i co de facto są zamknięte: baseny, aquaparki, siłownie i trasy narciarskie, gdzie dba się o zdrowie oraz hotele, kluby i kultura. Na sylwestra kwatery prywatne i prywatne apartamenty będą pełne, bo to od dawna szara strefa. Poza tym, wszystkim pozostałym branżom dano kanały działalności – w galeriach handlowych można zamówić jedzenie na wynos w restauracji, kupić meble i akcesoria, kosmetyki i odebrać w sklepach odzieżowych zamówienia. Tworzą się kolejki i dalej dochodzi do dużej rotacji ludzi, a to właśnie jest największe zagrożenie. Nie ma żadnego ogólnokrajowego lockdownu, bo tylko rekreacja i rozrywka jest zamknięta, reszta działa. Nasz branża czuje się jak branża drugiej kategorii. Do tego restrykcje dotyczą legalnego biznesu, a czarny rynek restauracyjny i klubowy też już jest. Dlaczego tylko część biznesu ma ponosić koszty? Żadna proponowana pomoc tego nie zrekompensuje, więc trudno to nawet moralnie aprobować. Podobnie, jak tego, że przez ostatnie miesiące pobyty służbowe były dozwolone, a wypoczynkowe nie. Czy jak się jedzie do pracy to się nie zaraża? A jak celem jest ogólne zmniejszenie kontaktów, to dlaczego tylko naszym kosztem? Polacy wyjeżdżają zatem teraz do Szwajcarii i Słowacji.

Uważasz, że to niesprawiedliwość? Uważam, że otwarcie jednej, a zamknięcie drugiej branży nie jest podparte żadnymi konkretnymi i merytorycznymi argumentami. Dwa sektory, które mają podobną specyfikę jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie, traktowane są nierówno.

Konsekwencją są m.in. takie tragedie, jak we Wrześni, gdzie jeden z hotelarzy popełnił samobójstwo ze względu na kryzys. A nie wiemy o wielu innych dramatach ludzi. Czy są jakieś badania, które wskazują, że w hotelach i restauracjach ludzie się zarażają i dlatego się je zamyka, a przepełnionych galeriach już nie? Jedyne badania to te amerykańskie, które mówią o tym, że łapiemy wirus SARS-CoV-2 głównie w gospodarstwach domowych, od członków rodziny. Doceniam, że rząd podkreśla, że dba o nasze zdrowie, ale pozwala działać centrom handlowych, w których w tym okresie są tłumy. Gdzie tu jakakolwiek logika?

Nie oczekujemy pomocy. Chcemy pracować, a nie liczyć na wsparcie, które nie ukrywajmy pochodzi m.in. z naszych podatków. Poza tym uważam, że te warunki, które są proponowane w ramach tarcz, pozwalają wielu podmiotom się dorobić, a dużym ograniczają przyszły rozwój i decyzyjność, co jest po prostu niekorzystne. Według mnie jest to naruszanie zasad konkurencji. Wcześniej przede wszystkim duże inwestowały i to one przyczyniały się do wzrost naszego PKB.

Dlaczego jednej z branż udaje się jakoś przekonać do siebie rząd, a innej nie? Spowodowane jest to brakiem możliwości dotarcia przedstawicieli branży ze swoimi argumentami czy umiejętności prowadzenia skutecznych rozmów, które przynoszą efekty. Z drugiej strony część przedstawicieli branży jest naiwnie bierna, a inni aprobują wszystko bo liczą, że ich działalność będzie wyłączona z restrykcji lub otrzyma wsparcie.

Jak według Ciebie pandemia wpłynie na polską branżę? Co i w jaki sposób się zmieni? Na pewno zmieni się podróżowanie gościa biznesowego. Ta grupa klientów nie będzie już tak duża, jak do tej pory. Firmy ograniczają budżety, rezygnują z organizacji spotkań, konferencji wewnętrznych. To spowoduje, że na rynku hotelowym będzie bardzo duża konkurencja. Zwłaszcza hotele miejskie będą toczyły bój o każdego gościa. Tym samym ceny będą atrakcyjne. Choć w odniesieniu do gościa turystycznego, wydaje mi się, że w czasie sezonu będą zadowalające, i dalej tańsze niż na Zachodzie, jeszcze bardziej atrakcyjne poza nim. Ostatecznie skorzysta na tym konsument.

Czy rynek inwestycyjny się uspokoi? Widać, że niektóre podmioty nie rezygnują z realizacji nowych obiektów, kupowania nieruchomości, podpisywania umów... Tak jak wspomniałem, nasze nowe inwestycje zostały wstrzymane. Prowadzimy tylko te już rozpoczęte. Co do rynku, to część inwestycji, które miały powstać, nie dojdzie do skutku, chociażby ze względu na brak finansowania. Natomiast rzeczywiście są tacy, którzy nadal prowadzą intensywną ekspansję, co mocno dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że nie wiemy, co nas czeka. Chyba liczą na to, że państwo pokryje ich budowy oraz ewentualne straty i obciąży tym społeczeństwo. Natomiast patrząc na nowe inwestycje condo, gwarantujące zysk, widzę bierność instytucji państwowych. To jest wprowadzenie klientów w błąd. Ktoś powinien się tym zająć.

Myślę, że do aż takiego kryzysu nie da się przygotować. Jeśli szykujemy się na gorsze czasy, zakładamy miesięczny spadek przychodów o i tak ogromne ok. 20 proc., a nie 90!

Kiedy powrót do normalności? W sektorze hoteli w miejscowościach wypoczynkowych to jakiejś rok-dwa lata, ale z reperkusjami na kolejne. W obiektach miejskich jeszcze dłużej, ale to nie będzie taka normalność, jaką znamy.

Czego Ciebie – jako inwestora, hotelarza – nauczyła ta historia? Pokory.

Serdecznie dziękuję za zaproszenie, szczerą rozmowę i spotkanie w tym nadzwyczajnym czasie. Do rychłego zobaczenia w „normalności”, jaka by nie była.

This article is from: