numer 1 (3) • marzec/kwiecień 2015 • rok ii
Magazyn uczniów V LO im. Ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie w numerze
m . in .:
co w holu piszczy
Poniatówko, zbudź się! czyli trochę inaczej o ewaluacji
Stacja: Metro Poniatówka Pomysły nowej przewodniczącej VoLOntariatu
miasto moje, a w nim
Posmakujmy/poczytajmy
czyli księgarnio-kawiarnie w Warszawie postać numeru
Oskar Kolberg
felieton
W rzeczywistości ciągłej sprzedaży Piszą dla nas: Maria Rościszewska • Natalia Andrejuk
O la L eszczyńska • J ulia K wiatkowska • Zuzanna Pękala Mateusz Ducki • Julia Benedyktowicz • Julianna Rutkowska Iga Markowska • Michał Rawa • Florek • Maksymilian Gawron
Magazyn uczniów V Liceum Ogólnokształcącego im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie Adres Redakcji: Biblioteka Szkolna V Liceum Ogólnokształcącego im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie, ul. Nowolipie 8, 00-150 Warszawa e-mail: poniatowski.brudnopis@gmail.com : https://www.facebook.com/pages/Brudnopis-VLO
Wydawca: Biblioteka Szkolna V LO Pismo ukazuje się przy wsparciu finansowym Rady Rodziców V LO
Zespół redakcyjny:
Artur Stachyra (red. naczelny) Julia Benedyktowicz (z-ca red. naczelnego) Iga Markowska (z-ca red. naczelnego) Ola Leszczyńska Julianna Rutkowska Zespół fotografów: Anna Kramarska, Berenika Korzeń, Maciej Grzelczyk Współpracują: Zuzanna Pytkowska, Julia Kwiatkowska, Zuzanna Pękala, Mateusz Ducki, Michał Rawa, Szymon Smus Maria Rościszewska, Natalia Andrejuk, Florek, Maksymilian Gawron
Logotyp: Szymon Smus Projekt graficzny, dtp, korekta, kolportaż i e-publishing: zespół Opiekun merytoryczny: Karol Jaworski Tekstów niezamówionych redakcja nie zwraca. Zastrzegamy sobie prawo do dokonywania zmian redakcyjnych, skrótów oraz zmian tytułów tekstów skierowanych do publikacji.
Uwaga: Wszystkie teksty oraz zdjęcia autorskie opublikowane na łamach „Brudnopisu” udostępniamy na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 4.0 Międzynarodowe. Nakład: niski i ograniczony Dbamy o środowisko naturalne, stawiamy na e-publishing! Szukajcie nas na platformie IS S U U : http://issuu.com/brudnopismagazynvlo
Od redakcji
rozpisani po raz trzeci
Drodzy Czytelnicy! Od wydania ostatniego numeru prezentowane Wam były lepsze „Brudnopisu” minęły cztery mie- z każdym nowym numerem. Dlatesiące – dla każdego nastolatka to go przez ostatnie cztery miesiące dużo czasu. My nie próżnowaliśmy. z chęcią pisaliśmy nowe artykuły Ostatnie tygodnie stały pod zna- oraz spotykaliśmy się minimum raz kiem ciężkiej pracy nad kolejnym w tygodniu, aby wspólnie dyskuto– już trzecim zeszytem naszego ma- wać o różnych pomysłach i planach gazynu. Nie jest to praca łatwa – wy- – dzięki czemu nasza nieduża remaga dużo samozaparcia, motywa- dakcja jest coraz bardziej zintegrocji, silnej woli oraz czujności na wana. Współpraca polega na ciąwszystkie bieżące wydarzenia i to, głym „docieraniu się” i wcale nie co się wokół nas dzieje – zarówno przychodzi łatwo – ale praca nad w Poniatówce, naszym mieście, kra- dwoma pierwszymi numerami duju, jak i na świecie. Nierzadko wią- żo nas nauczyła i uwrażliwiła na że się to z wieloma zarwanymi no- wiele kwestii dotyczących trudnej cami, poprawianiem do znudzenia sztuki powstawania gazety (nawet tekstów znanych już na pamięć jeśli „tylko” szkolnej!). Ciągłej reczy odwoływaniem innych planów fleksji poddajemy własne błędy na rzecz spotkania redakcyjnego. i staramy się je poprawiać, by wspiąć Nie wszyscy są gotowi na te (wcale się na wyżyny możliwości, ponienie tak drobne) poświęcenia – nie waż jesteśmy zdeterminowani wszystkim się chce, nie mają cza- i pełni wiary w sens wydawania su, chęci. Jednak dla nas tworzenie „Brudnopisu”. To właśnie między gazetki to możliwość wypowiedze- innymi dlatego 8 lutego wzięliśmy nia się na szerszym forum, okazja udział w warsztatach dziennikardo wymiany pogladów i opinii po- skich poprowadzonych przez reporprzez pisanie, czyli najlepszą ze terkę Magdalenę Kicińską w Funznanych nam form wyrażenia siebie dacji Bronisława Geremka. To dlai naszych pasji. Praca redakcji opie- tego też wciąż nie porzucamy pomyra się na ciągłych próbach ulepsze- słu na wydawanie magazynu, który nia gazety, jakości tekstów i wza- zrodził się w naszych głowach już jemnej współpracy – tak, aby efekty blisko dwa lata temu – mimo że
Wstępniak uświadomiliśmy sobie, jak trudne jest to zadanie. I wreszcie – to dlatego dziś możecie trzymać w rękach już trzecie wydanie „Brudnopisu”! W ciągu ostatniego kwartału wiele się działo – a my staraliśmy się być wrażliwi na wszystkie wydarzenia bieżące. Tak więc w dziale Co w holu piszczy możecie przeczytać o sprawach dotyczących V LO, które być może umknęły Waszej uwadze. Dział otwiera artykuł Marii Rościszewskiej, w którym Autorka podsumowuje wciąż jeszcze gorące wątki zeszłorocznej ewaluacji i zaprasza całą społeczność szkolną do dyskusji o przyszłości modelu wychowania realizowanego w naszej szkole. Pozycją szczególnie wartą polecenia jest wywiad z (już nie tak) nową przewodniczącą VoLontariatu – Anią Kramarską, która od pół roku prężnie działa jako organizatorka tegorocznej edycji DUCHa; tu także dowiecie się więcej o szczególnej, acz nieco zapomnianej tradycji Poniatówki – Tańcu Belgijskim – skąd pochodzi i kto zapoczątkował ten czwartkowy zwyczaj. Wychodzimy poza szkolne mury w dziale poświęconemu Warszawie – Miasto moje, a w nim, w którym przedstawiamy między innymi alternatywę dla współczesnych sieciówek kawiarnianych, czyli warszawskie księgarnio-kawiarnie. Rok 2014, który pożegnaliśmy już trzy miesiące temu został ogłoszony Rokiem Oskara Kolberga – z okazji 200. rocznicy urodzin tego wybitnego etnografa i kompozytora, który nadal jest praktycznie nieznany na świecie – a również w Polsce o jego dokonaniach wie zaledwie odsetek. Dlatego właśnie to jego postanowiliśmy ogłosić Postacią numeru. Jak już wspomnieliśmy – staramy się zwracać uwagę nie tylko na to, co dzieje się w naszym liceum czy mieście. Patrzymy dalej – na Polskę i cały świat. Stąd duża część artykułów poświęconych refleksji na tematy dotyczące szeroko pojętych „kwestii finansowych”. Są one reakcją na coraz głośniejsze w ostatnich tygodniach dyskusje o kredytach we frankach, nauce przedmiotu „PP” (podstaw przedsiębiorczości) oraz czegoś, co dotyczy nas bezpośrednio – sytuacji finansowej współczesnych nastolatków. Postanowiliśmy wziąć udział i wypowiedzieć się w XX edycji Forum Pismaków, zajmując stanowisko w dyskusji na temat – „Czy lepiej jest oszczędzać, czy pożyczać?”. Nie jest łatwo odpowiedzieć
1
na to pytanie – podjęliśmy jednak tę próbę na kilka różnych sposobów. Odpowiedzi te dotyczą różnych aspektów życia – prezentowane są trudności doskwierające współczesnym młodym ludziom, problemy życia „na kredyt” czy ogólne dociekania na temat idei pieniądza i próba odpowiedzenia na odwieczne pytanie – mieć czy być? Steve Jobs powiedział kiedyś: „Ci, którzy są wystarczająco szaleni, by myśleć, że są w stanie zmienić świat, są tymi, którzy go zmieniają”. I nawet jeśli nasz wkład w zmienianie czegokolwiek zawiera się tylko w tych kilkudziesięciu stronach, to jesteśmy z siebie dumni, oddając Wam, drodzy Czytelnicy, najnowszy numer „Brudnopisu” – ponieważ dajemy Wam ostatnie cztery miesiące naszej pracy i – pracy nad sobą. Bo – jak brzmią słowa innego, patronującego naszym działaniom wielkiego człowieka, Janusza Korczaka – „Jeśli chcesz zmieniać świat, zacznij od siebie”. To dzięki Waszemu pozytywnemu odbiorowi ostatniego numeru, dużemu zainteresowaniu i wsparciu między innymi na facebookowym profilu „Brudnopis VLO” mamy coraz więcej siły i zapału do wprowadzania kolejnych zmian, za co serdecznie Wam dziękujemy. Jesteśmy przekonani, że ten numer również nie zawiedzie Waszych nadziei i spełni wszystkie oczekiwania! Redakcja
w numerze:
{Co w holu piszczy}: Maria Rościszewska Poniatówko, zbudź się! (2) ● Mateusz Ducki Stacja: Metro Poniatówka (10) ● Iga Markowska Wspinając się na Mount Everest (13) ● Natalia Andrejuk Mogę współdecydować (14) ● Ola Leszczyńska Roztańczona Poniatówka (16) ● Zuzanna Pękala Zdolni ci nasi uczniowie (18) ● Ludzie, którzy stawili czoła historii (19) ● Zuzanna Pękala Nienawiści mówimy „NIE!” (20) ● Ola Leszczyńska Za hajs starszych baluj (21) | {Miasto moje, a w nim} Julianna Rutkowska & Julia Benedyktowicz Posmakujmy/ poczytajmy (23) ● Michał Rawa Siłownie pod chmurką (24) ● Julianna Rutkowska Wielkie święto Kinoteki (26) ● {Postać numeru} Julia Benedytkowicz Ku źródłom (Oskar Kolberg) (27) | {Felieton} Natalia Andrejuk Nie żyją, a wegetują (31) ● Julia Kwiatkowska Przyszłość jest odnawialna (33) ● Julia Benedyktowicz W rzeczywistości ciągłej sprzedaży (35) | {TrybyLiter} Florek Uwolnić balon szczęścia (38) ● Maria Rościszewska Lewiatan. Historia rosyjskiego Hioba (40) ● Julia Benedyktowicz „Grafomania z państwową pieczątką” (43) ● Maksymilian Gawron Wiersze (44)
2
Co w holu piszczy
kalendarium P oniatówki 2014 23.10
Poniatówko,
Wyjście na Wiśniowy sad do Teatru Studio 25.10 Wycieczka klasy 3A do Muzeum Historii Żydów Polskich 27.10 Złożenie wiązanek na grobach zasłużonych nauczycieli i pracowników VLO 07.11 Apel z okazji Święta Niepodległości 13.11 Turniej szkolny piłki ręcznej chłopców (I miejsce – klasy trzecie) 16.11 Wycieczka klasy 2D do Muzeum Historii Żydów Polskich 19–23.11 Wielka Lekcja Geografii 2014 ( s. 18) Maria Rościszewska 24.11 Warsztaty samorządowe dla klasy IA ( s. 14) W kwietniu zeszłego roku w V LO wizytatorzy 08.12 Warsztaty antydyskryminacyjne z Mazowieckiego Kuratorium Oświaty przeprowadzili dla klasy 2B ewaluację problemową. Sposób, w jaki przeprowa12.12 Finały piłki koszykowej dziewcząt dzono badanie, oraz otrzymany wynik i sporządzony (III miejsce – V LO) na jego podstawie raport wywołały – zarówno wśród 12.12 Szkolne obchody rocznicy wprowauczniów, nauczycieli, rodziców, jak i absolwentów dzenia stanu wojennego – falę krytyki i oburzenia, która odbiła się echem w me15.12 Udział klasy 2C w „Projekt Explory” diach ogólnopolskich. Słusznie, czy może niekoniecznie? w Bibliotece Uniwersyteckiej W jakim punkcie Poniatówka znajduje się w rok od tych 19.12 Wigilia szkolna wydarzeń?
czyli trochę inacz
2015 10.01 16.01
Studniówka Finał zawodów szkolnych w koszykówkę chłopców (3B – 3E: 32:09) 19.01–01.02 Ferie zimowe 09.02 Początek drugiego semestru 09.02 Wykład o komórkach macierzystych 10.02 Turniej szkolny piłki ręcznej dziewcząt (I miejsce – klasy pierwsze) 12.02 Wyjście klasy 2A do Zachęty na wystawę „Postęp i higiena” 26.02 Wycieczka klasy 1E do Muzeum Historii Żydów Polskich 09–11.03 Rekolekcje wielkopostne 07.03 Festiwal Fitnessu 13.03 Wyjście do Tetru Narodowego na Iwonę, księżniczkę Burgunda 16.03 Dzień otwarty 23.03 Szkolny Dzień Tolerancji 24.03 Przemysław Dąbrowski gości w V LO ( s. 19)
Błędy systemu Dużo można Systemowi Ewaluacji Oświaty zarzucić. Środowisko nauczycielskie wielokrotnie wyrażało obawę, że kolejna fala biurokracji obciąży szkoły i niekorzystnie wpłynie na ich funkcjonowanie. Lęk budzi także nierzadko zbyt ogólne sformułowanie definicji i kryteriów oceny oraz niedoskonałość narzędzi ewaluacji, które wypracowywane są na bieżąco i wciąż testowane. Taki stan rzeczy, a więc z jednej strony – sytuacja uczenia się zarówno przez kuratoria, jak i szkoły, nowego sposobu prowadzenia nadzoru pedagogicznego (wprowadzonego rozporządzeniem z 2009 roku) oraz „luki w systemie” umożliwiają ewaluatorom niebezpiecznie swobodną i dowolną interpretację danych zebranych podczas badania. Pod koniec 2012 roku, SEO został zresztą ostro skrytykowany również przez Najwyższą Izbę Kontroli. NIK stwierdził wówczas między innymi, że „nadzór pedagogiczny sprawowany przez skontrolowanych kuratorów oświaty i dyrektorów szkół publicznych nie był dostatecznie sprawny i efektywny. Wdrożenie w 2009 roku nowych zasad nadzoru pedagogicznego nie zostało właściwie
CCoowwpiszczy holu holu Co w holu piszczy piszczy
zbudź się!
3
ej o ewaluacji
Κτίριο Fritcher- Σχολική αίθουσα, Trustees of Anatolia College, fot. za: http://www.europeana.eu
przygotowane”1. Negatywna ocena w niewystarczającym stopniu wpłynęła na poprawę stanu rzeczy, skoro w opublikowanej w sierpniu 2014 roku „ewaluacji ewaluacji”, czyli raporcie Instytutu Badań Edukacyjnych, specjaliści formułują podobne zarzuty2, o czym za chwilę. Nie da się też powiedzieć, że wizytatorów pracujących w naszej szkole cechowały profesjonalizm i rzetelność. Z autopsji wiemy, że badania ankietowe oraz wywiady były przeprowadzone niekompetentnie, pytania zadawane zwłaszcza podczas wywiadu fokusowego formułowano w sposób odbiegający od postulowanych na wstępie standardów obiektywizmu i transparencji. Nacisk położono na wskazywanie błędów i dysfunkcji w działalności szkoły, a pomijano wszelkie pozytywy, o czym świadczy retoryka kolejnych wersji raportu, który był aż trzykrotnie zmieniany, a w ostatecznej jego wersji pominięto lub zmarginalizowano pozytywne wyniki osiągane przez szkołę. Nie wzięto też pod uwagę nieprecyzyjności i niewiarygodności formy, jaką jest anonimowa ankieta – dla tych z Was, którzy nie wiedzą: pewna grupa uczniów postanowiła sobie zażartować i zaznaczyć, że brała udział w bójce z użyciem ostrego narzędzia na terenie budynku szkoły. Takie zachowanie nie jest oczywiście ani odpowiednie, ani rozsądne, ale uwidacznia ono jeszcze bardziej problem, który dotyka dziś wiele społeczności szkolnych, a mianowicie – brak u uczniów poczucia odpowiedzialności za szkołę i przywiązania do niej. O tym niezmier-
nie ważnym i niebezpiecznym zjawisku będę pisać jeszcze za chwilę. Wszystkie te wyżej wymienione czynniki wpłynęły negatywnie na rezultat ewaluacji. W trzech obszarach, w których działalność naszego liceum była oceniana (w skali od A do E, gdzie najlepszą oceną jest A), otrzymaliśmy na początku jedno B – w obszarze „Uczniowie nabywają wiadomości i umiejętności określone w podstawie programowej” – i dwa E – w obszarach „Procesy edukacyjne są zorganizowane w sposób sprzyjający uczeniu się” oraz „Respektowane są normy społeczne”. Trudno się dziwić, że tak słabe rezultaty zaszokowały społeczność szkolną. W końcu zdaniem wielu Poniatówka to elitarne liceum i co roku uczniowie uzyskują bardzo dobre wyniki maturalne, odnoszą sukcesy w olimpiadach przedmiotowych. Dyrekcja natychmiastowo się odwołała, wskutek czego ocenę E (w obszarze „Uczniowie nabywają…”) podwyższono do D (choć analiza porównawcza raportów poewaluacyjnych z innych szkół ponadgimnazjalnych zamieszczonych na stronie SEO wskazywałaby, że zasłużyliśmy przynajmniej na C). Wciąż jednak zdecydowana większość uczniów, rodziców i nauczycieli nie jest zadowolona z osiągniętych w badaniu wyników. Przygnębiające jest także to, że Kuratorium koniec końców nie przyznało się do niektórych z popełnionych błędów, choć – w opinii wielu – powinno. Dokładnie taki mechanizm opisuje Instytut Badań Edukacyjnych, krytykując SEO. W przy- ▶
4
Co w holu piszczy
wołanym już raporcie specjaliści ewaluujący samą ewaluację stwierdzają, że często dochodzi do sytuacji, w których dyrekcja i nauczyciele nie podejmują żadnych działań naprawczych zalecanych przez kuratorium, ponieważ mają zastrzeżenia do metodologii, rzetelności przeprowadzonego badania oraz postaw ewaluatorów. Trudno zresztą oczekiwać konstruktywnej refleksji nad ewaluacją, gdy istnieją dowody na to, że została przeprowadzona niekompetentnie i ciężko się zgodzić z jej wypaczonymi wynikami. Co więc proponuje IBE? Instytut sugeruje wprowadzenie jasnych i precyzyjnych kryteriów oceny, szkolenia dla wizytatorów oraz – co chyba najważniejsze – wprowadzenie mechanizmu informacji zwrotnej, to jest wskazywanie szkole lub placówce konkretnych sposobów, za pomocą których mogłaby usprawnić swoje działanie. Między innymi dlatego, wbrew powszechnemu w naszej szkole zniechęceniu do ewaluacji, warto jest się przyjrzeć jej celom ogólnym. To one przede wszystkim powinny pobudzić nas wszystkich (a zatem nie tylko grono pedagogiczne, lecz także uczniów i rodziców jako pełnoprawnych partnerów w procesie edukacyjnym) do głębszej refleksji, jeśli nie może wywołać jej jednostkowa, bądź co bądź, średnio udana i trudna do zaakceptowania próba realizacji badania. Jako że najniższą ocenę wystawiono nam w obszarze „Respektowane są normy społeczne”, na nim się tutaj skupmy. Jakie są zatem wymagania państwa wobec szkół w tym obszarze?
Ogólne cele kryterium
W biuletynach informacyjnych dotyczących nadzoru pedagogicznego w treściach dołączonych do opisu kryterium „Respektowanie norm społecznych” czytamy: „Proponuje się (…) w wymaganiu, aby szkoły i placówki kształtowały postawy zgodne z wartościami i normami społeczeństwa demokratycznego”. Wczytując się głębiej, możemy stwierdzić, że ogólnym celem ewaluacji, jeśli chodzi o badanie obszaru „Respektowanie norm społecznych”, jest diagnoza stopnia zdemokratyzowania szkoły oraz wskazanie dróg do osiągnięcia postępu w tym zakresie. Wymaganie od szkoły zdemokratyzowania procesu nauczania i aktywizacji uczniów do życia społecznego to zamysł, któremu raczej trudno cokolwiek zarzucić.
Poniatówko, zbudź się! Na omawiane kryterium składają się liczne pośrednie wymagania. Pierwsze z nich dotyczy poczucia bezpieczeństwa w szkole. Wydaje się, że w tej dziedzinie nasza szkoła działa bez zarzutu. Nauczyciele pełnią dyżury na przerwach, dbając o nasze bezpieczeństwo, a przemoc fizyczna czy psychiczna zdają się należeć do rzadkości. Jednakże to najprawdopodobniej z powodu tego właśnie wymagania wizytatorzy mieli do nas sporo zarzutów. Niebagatelną rolę odegrała tu między innymi wspomniana już anonimowa ankieta na temat przemocy (fizycznej i psychicznej) występującej w szkole. Kolejne wymagania dotyczą już zupełnie innych zagadnień – takich jak: znajomość norm obowiązujących w szkole; powszechność opartych na wzajemnym zaufaniu i szacunku relacji między uczniami, nauczycielami a rodzicami; partycypacja w procesie decydowania o życiu szkoły; kooperacja jako forma społecznego współdziałania uczniów oraz analiza i modyfikacja działań wychowawczych grona pedagogicznego. Może powinniśmy – jako wspólnota szkolna – zadać sobie pytanie, czy faktycznie nie ma powodów, by naszemu liceum stawiać jakieś zarzuty? Przeanalizujmy je więc teraz, od słowa do słowa, patrząc z perspektywy wymagań państwa.
Wymaganie pierwsze – o wartościach
Wymagania stawiane przez rozporządzenie o nadzorze pedagogicznym mają na celu podkreślenie tego, że społeczność szkolna tworzy mikrokosmos społeczeństwa obywatelskiego – to szkoła jest najczęściej pierwszą instytucją publiczną, z którą styka się dziecko i to tam spędza najwięcej czasu, spotykając się z rówieśnikami o różnych poglądach, wyznaniach, orientacjach czy nawet narodowościach. Dlatego tak ważne jest, by społeczność szkolna dochodziła do porozumienia w sprawie podstawowych wartości etycznych, które chce zaszczepić w uczniach. Oczywistym powinno się wydawać, że podstawowe ludzkie wartości etyczne przechodzą nad kulturowymi i religijnymi różnicami, podkreślając naszą wspólną cechę – człowieczeństwo. Lecz czym one są? Piotr Sztompka – socjolog i profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego – w swym tekście Normy społeczne i ich respektowanie twierdzi, że wartość jest społecznie akcepto-
Poniatówko, zbudź się!
Co w holu piszczy
5
wanym celem postępowania (np. działanie na tywny wprowadzane są w życie. Owszem, w sporzecz ogółu), a norma społeczna to sposób osią- sób zauważalny promowane są niektóre wargania tych celów (np. udział w aktywności pro- tości – takie jak patriotyzm, jeśli poprzez ich prospołecznej)3. W innym artykule (oba są dostęp- mocję mamy na myśli apele o tematyce histone na stronie internetowej SEO) możemy jesz- rycznej, podczas których uczniowie niestety najcze przeczytać: „Wybór przez szkołę wartości częściej bardziej skupiają się na swoich telefonach i norm, w oparciu o które chce działać, jest za- komórkowych niż na tym, co się dzieje na scenie daniem nadrzędnym w stosunku do takich zadań, w holu. Promowana jest także odpowiedzialność, jak realizacja programu nauczania. Jest działa- jeśli za to uważamy przypominanie uczniom, że niem priorytetowym również w stosunku do spo- tylko oni są odpowiedzialni za swoją ewentusobu, w jaki nauczyciele prowadzą zajęcia”4. alną porażkę na sprawdzianie. Promowanie fundamentalnych wartości jest Wydaje się, że – nie tylko w Poniatówce, ale więc nie tylko ważne samo w sobie, jest nawet także na poziomie ogólnokrajowym – zapomina ważniejsze od procesu nauczasię, iż szkoła nie tylko uczy, ale nia! Można powiedzieć, że to właś- W rozporządzeniu o nadzorze i wychowuje. Czy da się to zmienie one wraz z normami społecz- pedagogicznym podkreśla się, nić? Jeśli tak, to w jaki sposób? nymi stanowią podstawę dla dzia- że należy pogłębiać arguMoże powinniśmy w naszym łań edukacyjnych. Jednym z celów mentację etyczną i pozwolić V LO uatrakcyjnić przebieg gozreformowanego pięć lat temu uczniom współtworzyć regula- dzin wychowawczych, na któnadzoru pedagogicznego jest więc miny obowiązujące w szkole, rych omawia się zazwyczaj tylpodkreślenie, że promowanie a nie ograniczać się do form ko bieżące sprawy klasowe? Moprzez szkołę podstawowych cnót narzucanych autorytatywże założyć klub dyskusyjny, zajako fundamentów dobrego chanie, z którymi próba dyskusji inicjować cykl debat o tych rakteru jest niezmiernie istotne. kończy się odporem, dającym właśnie wartościach i normach Dlaczego? Wartości takie jak opiespołecznych? To tylko wstępne kuńczość, odpowiedzialność, się zamknąć w formule: „Nie, postulaty, trudno bowiem sauczciwość, sprawiedliwość, kry- bo nie”. Za takimi działaniamodzielnie mierzyć się z tym tyczne myślenie, szacunek oraz mi wychowawczymi iść ma problemem, szukać remedium. umiejętność prowadzenia dia- upodmiotowienie ucznia, Wydaje się jednak, że istnieje logu wspierają rozwój i dobro uczenie go samodzielności i od- paląca potrzeba ogólnoszkolnej nie tylko jednostki, ale też służą powiedzialności, okazywanie dyskusji z udziałem uczniów, dobru wspólnemu, jednocze- mu szacunku oraz jego aktyrodziców, nauczycieli i dyrekcji śnie kształtując w obywatelu po- wizacja w życiu społecznym. – w Poniatówce należy w pierwczucie praw i obowiązków w sposzej kolejności stworzyć szerołeczeństwie demokratycznym poprzez budow- ko dostępną przestrzeń, w której dyskusja ta monie w nim poczucia własnej wartości i sprawstwa głaby się odbyć (mam cichą nadzieję, że może w życiu społecznym. tym artykułem sprawię, że będzie to możliwe!). A jak to wygląda w Poniatówce? Prezentuje się na stronie internetowej dość interesujący Wymaganie drugie – o partycypacji, współdzia„Program Wychowawczy i Profilaktyki V LO”, łaniu, równych relacjach i wpływie na zasady w którym umieszczono różne chwalebne cele, obowiązujące w szkole jak „promowanie uniwersalnych wartości” czy Drugim ważnym wymaganiem w kryterium „integrowanie społeczności szkolnej wokół dobrych idei, pozytywnych wzorców”. Szkoda tylko, „Respektowanie norm społecznych” jest koże program ten znajduje się wyłącznie na naszej lektywne dojście do porozumienia – wybór stronie internetowej i o jego istnieniu nie wie tych wartości winien być wspólnie dokonany spory odsetek uczniów, a zawartych tu dyrektyw przez nas wszystkich. W badaniu ewaluacyjnie omawia się nawet na godzinach wychowaw- nym sprawdza się, czy „zasady postępowania czych. Trudno jest więc stwierdzić, czy założe- i współżycia w szkole lub placówce są uzgodnionia tego dokumentu faktycznie w sposób efek- ne i przestrzegane przez uczniów, pracowników ▶
6
holupiszczy oowwholu CCpiszczy
PPoniatówko oniatówko, ,zbudź zbudźsię się! !
Często niezmiernie trudne jest pobudzenie uczniów do działania, ponieważ zwykle nie przejawiają oni chęci czy motywacji. Tak już, niestety, w szkołach „elitarnych” – słynących z wysokiego poziomu nauczania – jest, ponieważ uczniowie (i ich rodzice) kładą nacisk jedynie na samorozwój i własną przyszłość, karierę, sukces. Z takimi oczekiwaniami przychodzą do szkoły – nie po to, aby uczyć się samorządności, demokratyzmu i społecznictwa, ale po to, by się wykształcić i dobrze nauczyć do matury, często domagając się wszystkiego od szkoły, w niewielkim stopniu dając jej coś z siebie.
Winslow Homer, The Country School, 1871, Saint Louis Art Museum, fot. za: Wikimedia Commons
szkoły, rodziców, a relacje między wszystkimi członkami społeczności szkolnej są oparte na wzajemnym szacunku i zaufaniu”. W rozporządzeniu o nadzorze pedagogicznym podkreśla się więc, że należy pogłębiać argumentację etyczną i pozwolić uczniom współtworzyć regulaminy obowiązujące w szkole, a nie ograniczać się do form narzucanych autorytatywnie, z którymi próba dyskusji kończy się odporem, dającym się zamknąć w formule: „Nie, bo nie”. Za takimi działaniami wychowawczymi iść ma upodmiotowienie ucznia, uczenie go samodzielności i odpowiedzialności, okazywanie mu szacunku oraz jego aktywizacja w życiu społecznym. Przez wspólną, uczniowsko-nauczycielsko-rodzicielską (bo rodzice też w myśl projektu spełniać mają w szkole swoją niebagatelną rolę!) refleksję nad kształtem regulaminów czy zasad komunikat wysyłany przez szkoły zmienia się z tego o charakterze represyjnym (jak to jest w przypadku systemu zwykłych nagród i kar) na komunikat pełen szacunku i zachęty do aktywności oraz zaangażowania społecznego. Możliwość wpływania na kształt regulaminów powinna być dana uczniom nawet wtedy, gdy wydaje się, że zasady są już w wystarczającym stopniu uzgodnione i nic im zarzucić nie można. Dlaczego jest to ważne? Aleksander Pawlicki – nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie w I Społecznym Liceum Ogólnokształcącym
„Bednarska” w Warszawie – w tekście Co to znaczy dobry samorząd? Perspektywa ewaluacji zewnętrznej podkreśla, że „jednak w demokratycznym zarządzaniu chodzi nie tylko o wrzucanie głosu do urny, ale i o zabieranie głosu na forum. Spróbujmy zatem – postuluje pedagog – miarą samorządności uczniowskiej uczynić nie proceduralną poprawność, lecz realne, mocne kompetencje władcze oraz masową partycypację”5. W skrócie: pozwólmy uczniom o regulaminach decydować, nie tylko się na nie bezkrytycznie i bezdyskusyjnie zgadzać. Pawlicki zauważa również, że często ryzyko fiaska w wyniku tego współdziałania uczniów (którym przecież nierzadko nie brakuje kompetencji w tym zakresie) z gronem pedagogicznym wydaje się nauczycielom większym, niż ryzyko zmarnowania możliwości kryjących się w środowisku. Tymczasem my, uczniowie, nigdy się nie nauczymy, jeśli nie spróbujemy, jeśli nie da się nam możliwości. Pozostaniemy bierni. A przecież umiejętność takiej grupowej współpracy pod presją odpowiedzialności i poczucia obowiązku jest niezmiernie przydatna zarówno w życiu zawodowym, jak i społecznym. Ministerstwo Edukacji Narodowej nieprzypadkowo stawia szkołom takie, a nie inne wymagania: w socjologicznych diagnozach, zawartych w raporcie „Polska 2030” (dokument opublikowany w roku 2009, rozszerzony w roku 2013 w ramach „Dłu-
Poniatówko, zbudź się! gookresowej Strategii Rozwoju Kraju: Polska 2030”) autorzy podkreślają, że jedną z największych wad społeczeństwa polskiego jest brak poczucia sprawczości (bierność obywatelską przejawia ponad 1/5 polskiego społeczeństwa), a nadto, że w Polsce najlepiej kształtuje się poziom kompetencji odwołujących się do wiedzy wyuczonej, natomiast średnio o połowę niższy jest indeks kompetencji związanych z działaniem, życiem we wspólnocie oraz rozwojem osobistym. Dlatego właśnie Ministerstwo Edukacji Narodowej kładzie nacisk na kształtowanie w procesie wychowania odpowiednich postaw i kompetencji społecznych – takich jak wymienione już umiejętności współpracy i komunikacji – poprzez podkreślenie w badaniu ewaluacyjnym wagi poczucia sprawstwa uczniów i demokratyzacji środowiska szkolnego oraz wprowadzenie różnych metod aktywizujących, jak praca zespołowa czy projektowa. O sytuacji w naszej szkole co nieco powiedzieć może drugie zdanie szkolnego Statutu: „Uczniowie i ich rodzice, którzy po zapoznaniu się z treścią Statutu nie zgadzają się z jego poszczególnymi paragrafami, nie powinni decydować się na naukę w V LO”. Jak widać: już na samym wstępie rzuca się w oczy informacja o braku przestrzeni na jakąkolwiek dyskusję, na wspólną krytyczną i angażującą refleksję. Warto jednak zaznaczyć, że ten problem nie jest lokalny. Rzecz tak jest postawiona w zdecydowanej większości szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych, na co zresztą zwracają uwagę socjolodzy formułujący wnioski ogólne na podstawie analizy wyników ewaluacji realizacji wymagania „Respektowane są normy społeczne” przeprowadzonych w 187 placówkach edukacyjnych6 i z czego doskonale zdaje sobie sprawę MEN, skoro w 2013 roku uruchomiło program Szkoła Współpracy, którego podstawowym zadaniem jest – jak czytamy na stronie internetowej przedsięwzięcia (http://szkolawspolpracy.pl/) – „wprowadzenie w około 1000 (edycja 2013/14) i około 200 (edycja 2015) podmiotach – szkołach i przedszkolach z całej Polski nowoczesnego modelu współpracy pomiędzy uczniami, rodzicami i nauczycielami w zakresie organizacji życia szkoły”. Wracając do kwestii naszego Statutu – otóż, poddając język dokumentu krytycznej analizie,
Co w holu piszczy
7
można odnieść wrażenie, iż uczeń nie dość, że nie ma słowa do powiedzenia na temat zasad wyłożonych w regulaminie szkoły, to w dodatku jest tam traktowany przedmiotowo, a nie podmiotowo. Bardzo często określenia dotyczące samorządu uczniowskiego zaczynają się od sformułowań typu „ma prawo”, zaś te dotyczące organów zarządzających szkołą (jak rada pedagogiczna, dyrektor) zawierają zwroty rodzaju: „sprawuje”, „kieruje”, „realizuje”, „wykonuje”, „powierza”, „decyduje” czy „wstrzymuje”. Język opisujący zadania uczniów, nauczycieli i dyrektora już na poziomie Statutu ukazuje, jak wielka różnica jest między aktywnością i mocą decyzyjną pracowników pedagogicznych a samorządu uczniowskiego. A przecież, jeśli chcemy uczyć się i wychowywać w szkole demokratycznej, nie można tego tak zostawiać! Może warto byłoby ten dokument dopracować? Albo napisać od początku? Wspólnie.
Wymaganie trzecie – o samorządności i aktywności uczniów
Kolejnymi istotnymi wymaganiami, formułowanymi przez państwo wobec szkół, są te dotyczące aktywizacji uczniów, ich samorządności. Rozporządzenie o nadzorze pedagogicznym stawia szkole zadania takie, jak zapewnianie uczniom możliwości społecznego i moralnego działania lub wspieranie uczniowskiej współpracy w realizacji przedsięwzięć będących wynikiem działań samorządu uczniowskiego (podkreślenie wagi kooperacji jako formy społecznego współdziałania). Często, by sprawdzić poziom aktywności uczniów w danej szkole (także podczas procesu ewaluacji zewnętrznej), pytamy: „Co zrobiła w tym roku Rada Samorządu?”. Samo to pytanie niesie w sobie założenie, że samorząd uczniowski to grupa zajmująca się pojedynczymi wydarzeniami, a nie ogół uczniów uczestniczący w całościowych procesach. Samorządem nie jest się raz na tydzień lub tylko na okres festiwalu – jest się nim cały czas i tworzy go każdy uczeń, o czym zwykle się zapomina. Oczywiście, często niezmiernie trudne jest pobudzenie uczniów do działania, ponieważ zwykle nie przejawiają oni chęci czy motywacji. Tak już, niestety, w szkołach „elitarnych” – słynących z wysokiego poziomu ▶
8
Poniatówko, zbudź się!
Co w holu piszczy
nauczania – jest, ponieważ uczniowie (i ich rodzice) kładą nacisk jedynie na samorozwój i własną przyszłość, karierę, sukces. Z takimi oczekiwaniami przychodzą do szkoły – nie po to, aby uczyć się samorządności, demokratyzmu i społecznictwa, ale po to, by się wykształcić i dobrze przygotować do matury, często domagając się wszystkiego od szkoły, w niewielkim stopniu dając jej coś z siebie. Zwracał na to uwagę między innymi dyrektor Poniatówki Mirosław
naprzeciw najnowszym trendom edukacyjno-wychowawczym, podkreślają właśnie, jak ważnym jest to, aby stworzyć wszystkim członkom społeczności szkolnej niekrępującą przestrzeń do debaty i pracy nad problemami wspólnoty oraz sprawić, by uczniowie mieli realny wpływ na życie szkoły, w której się uczą i dojrzewają. A jak to wygląda u nas? Zauważalna jest co prawda praca pewnych wybitnych jednostek: Parlament Uczniowski złożony z przedstawi-
Szkoła – nie tylko nasza – stawia na indywidualną pracę i samodzielność, kładąc ogromny nacisk na oceny, wyniki matur czy liczbę olimpijczyków. Nie wspiera zaś w ogóle inicjatyw nieobowiązkowych, nie mobilizuje i nie wspiera działań oddolnych. Nie dba o kapitał społeczny, nie kształcąc w ogóle odpowiednich postaw, takich jak współpraca czy solidaryzm społeczny. A przecież powszechny system edukacji stanowi jedno z najważniejszych narzędzi kształtowania społeczeństwa.
Rafael Santi, Szkoła Ateńska, 1509–1510, Stanze Watykańskie, fot. za: www.wikipedia.org
Sosnowski w artykule Nie pytaj, co Szkoła powinna dać Tobie. Zapytaj o to, co Ty możesz dać Szkole („Głos Poniatówki” 2012), do którego warto odesłać Czytelników. Czyż nie jest jednak zadaniem rady pedagogicznej dać uczniom możliwość działania i zachętę? Wydaje mi się, że to nauczyciele powinni pokazać nam, że jest alternatywa, że uczniowskie uczestnictwo w szkole nie musi – a wręcz nie może – ograniczać się do nauki. My – uczniowie – często po prostu nie wiemy, że to wszystko może wyglądać inaczej. A nie zawsze jest ta zachęta widoczna, czasem wręcz przeciwnie – dość często natykamy się na zamknięte drzwi pokoju nauczycielskiego. Czy faktycznie dobro szkoły zawsze wymaga tego, by tak rozwiązywać problemy dotykające przecież zazwyczaj całej społeczności szkolnej? Może jednak warto nawiązać do tradycji korczakowskiej i zamiast samotnej szarży wybierać trudy powierzania i dzielenia zadań z uczniami? Założenia nadzoru pedagogicznego, wychodząc
cieli uczniów działa w miarę prężnie; aktywnie pracuje „pokolenie” klas drugich (za to ode mnie brawa!), wkładając wiele wysiłku w tworzenie szkolnego czasopisma oraz w przygotowania do DUCHa, trwające już od jesieni. Oprócz tego, w ciągu ostatniego roku – najpewniej w wyniku ewaluacji – wprowadzono parę zmian: powołany został między innymi Zespół Doradczy (ciało spełniające funkcję rady szkoły), w którego skład wchodzą przedstawiciele Samorządu Uczniowskiego, zaś sami uczniowie – przez wypełnienie ankiet oceniających pracę nauczycieli – mieli wpływ na rozdział nagród dyrektora. W czerwcu 2014 redakcja „Brudnopisu” zorganizowała badanie sondażowe w klasach pierwszych (nieobjętych ewaluację zewnętrzną) na temat poczucia bezpieczeństwa w szkole. Odnotowałam jeszcze kilka innych inicjatyw uczniowskich (m.in. projekt i wykonanie strony internetowej wykonany przez Annę Kramarską, szafki szkolne). O nich jednak czasem nie słyszy się
Poniatówko, zbudź się! za wiele – to z kolei znak, że trzeba popracować nad komunikacją. Mimo wszystko trudno oprzeć się wrażeniu, że w dalszym ciągu są to pojedyncze przypadki. Działające sprawnie i aktywnie zaangażowane, to trzeba przyznać. Wszelako aktywistów jest pewnie najwyżej z pięćdziesięciu, z pewnością więc nie jest to ogół uczniów, których w naszej szkole doliczyć się można ponad pięciuset – aż dziesięć razy więcej! Taką sytuację możemy zaobserwować w wielu szkołach – jeśli uczniowie przejawiają jakąkolwiek inicjatywę, to jest to tylko nieliczna grupa organizująca szkolny festiwal raz na rok. A jeśli mamy sprostać wymaganiom Ministerstwa i utworzyć prawdziwie zintegrowaną, samorządną społeczność, uczniowie powinni działać w zdecydowanej większości i przez cały czas.
Kim powinni być absolwenci?
Celem artykułu była nie tyle krytyka sytuacji panującej w szkole, ile wskazanie i podkreślenie słusznych założeń nadzoru pedagogicznego, którego efektywne wprowadzanie kontroluje System Ewaluacji Oświaty. Ogólnym zamysłem tego programu wzmocnienia efektywności pracy szkoły jest bowiem demokratyzacja procesu nauczania i wychowywania uczniów oraz aktywizacja ich do życia społecznego. Pomimo naprawdę wspaniałych zamierzeń spisanych w „Misji V Liceum Ogólnokształcącego” (to kolejny dokument znajdujący się na stronie szkoły, o istnieniu którego wie prawdopodobnie tylko grono pedagogiczne), takich jak dbanie o kształtowanie u uczniów postaw moralnych i obywatelskich zgodnie z ideą demokracji, wydaje się, że naszej szkole nie wychodziło to dotąd najlepiej. Może zbyt wielką uwagę przykładamy do nauczania, a zbyt małą do wychowania? Szkoła – nie tylko nasza, podkreślam, żeby to było jasne – wciąż jeszcze stawia głównie na indywidualną pracę i samodzielność, kładąc ogromny nacisk na oceny, wyniki matur czy liczbę olimpijczyków. Rzadko zaś wspiera inicjatywy nieobowiązkowe czy mobilizuje do podejmowania działań oddolnych. Bywa, że zaniedbuje kapitał społeczny, a kształtowanie odpowiednich postaw, takich jak współpraca czy solidaryzm społeczny, przychodzi jej z trudem. A przecież powszechny system edukacji stanowi jedno z najważniejszych narzędzi kształtowania społeczeństwa.
Co w holu piszczy
9
Dlaczego tak się dzieje? Można pokusić się o stwierdzenie, że jest to po części spowodowane tym, że w Polsce w ciągu ostatniego dwudziestolecia system edukacji wielokrotnie reformowano, ale zabrakło konstruktywnej debaty na temat tego, kim ma być „produkt” tego systemu. Maturzystą z dobrym wynikiem? Idealnym pracownikiem, dostosowanym do praw rynku? A może wzorcowym obywatelem? Dobrym człowiekiem? Zamiast tego zadziałały prawa rynku, do których automatycznie, bezrefleksyjnie się dostosowaliśmy, jako produkt systemu edukacji wystawiając kogoś ze świetnymi wynikami maturalnymi, ale zerowymi umiejętnościami życia w społeczeństwie. *** Chciałabym, by prezentowany tu tekst stał się głosem w ogólnoszkolnej dyskusji między uczniami, rodzicami, nauczycielami i dyrekcją; głosem zachęcającym do współdziałania na rzecz dobra naszej szkoły. Niech spełni rolę manifestu skierowanego do całego V LO. Uczniowie: aktywizujmy się! Nauczyciele, Dyrekcjo – pokażcie, że chcecie z nami współpracować, traktujcie nas w sposób partnerski. Jeśli chcemy, by Poniatówka była szkołą prawdziwie demokratyczną, jeśli chcemy, by faktycznie panowała tu rodzinna atmosfera, wreszcie: jeśli chcemy sprostać wymaganiom państwa wobec instytucji edukacyjnych, weźmy się do roboty. Razem. przypisy
1 Informacja o wynikach kontroli. Nadzór pedagogiczny sprawowany przez kuratorów oświaty i dyrektorów szkół publicznych, s. 7; dostęp online: http:// www.nik.gov.pl/plik/id,4355,vp,6191.pdf. Ewaluację krytycznie przedstawiono także w artykułach opublikowanych w ostatnim półroczu w prasie ogólnopolskiej, niektóre z nich były pokłosiem ewaluacji w V LO. Por. także cykl publikacji w „Głosie Nauczycielskim” z sierpnia i września 2014. 2 Zob. Wykorzystanie ewaluacji wewnętrznej i zewnętrznej przez szkoły, Warszawa 2014; zob. także: A. Grabek, IBE krytykuje sposób oceny szkół, dostęp online: http://www.rp.pl/artykul/1130662.html. 3 Por. P. Sztompka, Normy społeczne i ich respektowanie, w: Jakość edukacji. Różnorodne perspektywy, red. G. Mazurkiewicz, Kraków 2012. 4 U. Gralewska, N. Karaszewski, L. Piotrowska, K. Salamon-Bobińska, Wartości i normy jako podstawa funkcjonowania szkolnych społeczności, w: jw., s. 161. 5 A. Pawlicki, Co to znaczy dobry samorząd? Perspektywa ewaluacji zewnętrznej, w: Standardy funkcjonowania samorządu uczniowskiego, Warszawa 2013, s. 15; dostępny online: http://www.npseo.pl/action/requirements/wymaganie5_ respektowane_sa_normy_spoleczne. 6 Por. M. Jewdokimow, B. Walczak, Czy w szkole respektowane są normy społeczne? Analiza wyników ewaluacji zewnętrznej wymagania, w: Ewaluacja w nadzorze pedagogicznym. Refleksja, red. G. Mazurkiewicz, Kraków 2011.
10
Co w holu piszczy
Stacja: Metro Poniatówka Pomysły nowej przewodniczącej VoLOntariatu Z Anną Kramarską rozmawia Mateusz Ducki Od jedenastu lat w naszej szkole odbywa się Doroczny Uczynek Charytatywny, a za jego organizację ze strony uczniów odpowiada przewodniczący VoLOntariatu. Co roku funkcję tę obejmuje osoba z klas drugich. Przed nadchodzącą edycją wybór padł na Annę Kramarską, uczennicę klasy 2B. Mateusz Ducki: Co zwykle mówisz ludziom, teraz, kim jestem. Nigdy nie byłam do końca kiedy masz się krótko opisać? pewna, czy tego chcę, ale teraz nie żałuję Anna Kramarska: Mówię, że szkolnie jestem swojej decyzji. mat-fizem z zamiłowaniem do języków obcych, Niemal zawsze szefami VoLOntariatu były szefową fotografów w „Brudnopisie” oraz twór- kobiety. Postanowiłaś podtrzymać tradyczynią nowej strony internetowej naszej szkoły. cję. Ale jak myślisz, dlaczego tak się dzieje, Prywatnie, w wolnych chwilach, planuję dalekie zwłaszcza że w zeszłym roku tylko jedna podróże, w czasie których mogłabym zrobić dobry sekcja miała szefa płci męskiej? użytek ze swojej kamery. Kocham język niemiecki, komputery i oczywiście moich nowych DUCHo- Bo kobiety są lepsze (śmiech). A tak naprawdę to nie wiem. Nie sądzę jednak, by wyborem wych współpracowników. przewodniczącego kierowały jakiekolwiek Skąd pomysł, by w roku szkolnym 2014/2015 uprzedzenia płciowe, bo dowodzenie i organizostać przewodniczącą VoLOntariatu i jednozacja różnych wydarzeń stereotypowo nie nacześnie organizatorką DUCHa? leżą do zajęć żeńskich. Poza tym teraz mamy Po zeszłorocznym DUCHu zebrałyśmy się w kame- trzech szefów płci męskiej, z których jeden ralnym kobiecym gronie i rozprawiałyśmy o organi- pretenduje do bycia moim nieoficjalnym zazacji tego wydarzenia oraz o błędach, jakie popeł- stępcą, więc nie dostrzegam żadnych przejaniono. Co więcej, miałyśmy pomysły, jak uniknąć wów dyskryminacji. powtórzenia tych pomyłek i sprawić, by DUCH 2015, Jakie w takim razie były kryteria wyboru za który odpowiedzialny będzie nasz rocznik ‘97 szefów sekcji? był dużo lepszy niż poprzedni. Udało się nam nawet podzielić między siebie funkcje, które miałybyśmy Wybór nie był trudny, choć musiałam go dopełnić i od września planowałyśmy rozpocząć dzia- konać w bardzo krótkim czasie. Paweł Suchołania. Sprawy skomplikowały się tuż przed wybo- mski, odpowiedzialny za kawiarenkę i grilla, rami, gdy obie moje partnerki wycofały się ze współ- oraz Krzysztof Grzelak, zajmujący się prograpracy. Zostałam sama, ale postanowiłam, że ja nie mem artystycznym, zgłosili się do mnie sami, od odpuszczę. Zgodnie z początkowymi zamierzenia- razu po ogłoszeniu wyników wyborów. Monikę mi miałam zająć się jedynie sekcją promocji, bo na to Szafrańską i Igę Markowską, zajmujące się odpomiałam pomysł, ale w nowej sytuacji zdecydowa- wiednio dekoracjami i promocją, wybrałam łam, że przedstawię panu profesorowi Marianowi pod wrażeniem kilku zeszłorocznych spotkań Jaroszewskiemu projekt zakładający moje do- z nimi. Uznałam, że są to osoby zaangażowane wodzenie. Projekt został zaakceptowany i jestem w życie szkoły i odpowiedzialne, więc mogą
Stacja: Metro Poniatówka
Co w holu piszczy
11
należeć do „duchowej” elity. Wizerunek powierzyłam doświadczonemu grafikowi, Uli Sławińskiej, oraz jednej z najbardziej zorganizowanych osób, jakie znam, czyli Oli Marciniak. Szefową sponsoringu miała być pierwotnie dziewczyna, którą uważałam za najlepszą kandydatkę do tej roli, ale ostatecznie jej stanowisko przejął Mateusz Ducki, zajmujący się również sceną. Nie wolno mi jeszcze zapomnieć o Magdzie Ostrowskiej, mającej – według czerwcowego projektu – objąć szefostwo całego DUCHa. Przydzielenie jej jednej z sekcji było dla mnie oczywiste.
na listopad było przygotowanie krótkiego wywiadu z mamą naszej beneficjentki – Natalii Pataj. Chcemy go później wysyłać do naszych potencjalnych sponsorów, by przybliżyć im ideę Dorocznego Uczynku Charytatywnego oraz zachęcić do pomocy. Oprócz tego posłuży nam do przedstawienia jej osoby uczniom naszej szkoły, by podnieść świadomość społeczną. Kolejną sprawą jest aukcja, gdyż to ona, a nie występy zaproszonych kapel, stanowi gwóźdź programu. Najważniejszą dla mnie inwestycją jest zatrudnienie dobrego prowadzącego, który zaangażuje publikę i będzie w stanie podnieść ceny licytowaMówiłaś o pomysłach, jakie masz na to, by tegonych przedmiotów. roczny DUCH był lepszy. Zdradzisz nam trochę? Każda edycja DUCHa ma swój motyw przePrzede wszystkim chcę podkreślić, że DUCH to wodni. Jaki będzie w tym roku? nie jest nasza wewnętrzna impreza szkolna, organizowana z okazji końca roku, lecz otwarte wy- Metro. Na środku holu ma powstać pociąg, w któdarzenie charytatywne, na które może przyjść rym będą mogli siedzieć goście i który będzie każdy, kto tylko ma ochotę. W związku z tym oświetlał scenę, tak by w Poniatówce zapanow tym roku program artystyczny zostanie uło- wały prawdziwie undergroundowe klimaty. Inżony tak, by każdy mógł znaleźć coś dla siebie. nym nawiązaniem będzie cover piosenki pochoMuzyka rockowa jest dobrą muzyką i sama jes- dzącej z musicalu Metro, którą chcemy rozpotem jej fanką, ale sporo osób skarżyło się w ze- cząć całą imprezę. szłym roku, że zabrakło urozmaicenia. Poza tym Dlaczego akurat taka tematyka? Czy ona bardzo ważny jest dobry kontakt z beneficjentem. zapewni sukces imprezie? Przecież w zeszłym roku większość osób nie wiedziała nawet, dla kogo zbieramy pieniądze. Dla- Nie wiem. Pomysł pochodzi z czerwca, kiedy natego chcemy niejako wrócić do źródeł i sprawić, wet nie rozważałam kandydowania na przewodby DUCH 2015 miał kształt podobny do tych niczącą VoLOnatriatu. Metro wydało mi się czymś pierwotnych. Jednym z zadań sekcji promocji charakterystycznym dla Warszawy i aktualnym ze względu na budowę i otwarcie drugiej linii. Poza tym jest to z pewnością niespotykana tematyka i wierzę, że ta właśnie oryginalność przyczyni się do sukcesu. Jednak dopiero, kiedy zdecydowałam się na taki temat przewodni, zobaczyłam, ile możliwości on ze sobą niesie. Mogę więc powiedzieć, że wybór był podyktowany chwilą inspiracji.
Jak bardzo zmienił się Twój plan dnia, odkąd zostałaś przewodniczącą? Odczuwasz dodatkowy ciężar z powodu organizacji tak dużej imprezy? Jak odnajdujesz się w nowej roli?
W pierwszym tygodniu mój plan dnia zmienił się o 180 stopni, wszystko wywróciło się do góry nogami. Zwiększyła się odpowiedzialność, pojawił się stres. Z czasem przyzwyczaiłam się jednak i wypracowałam sobie nowy schemat organizacji pracy. Spędzam teraz zdecydowanie wię- ▶
12
Co w holu piszczy
cej czasu na kontaktowaniu się z ludźmi, bynajmniej nie w celach prywatnych. Zaczęłam nawet mieć już dość Facebooka (śmiech). Na każdy dzień mam wyznaczone cele do realizacji. Przerwy spędzam, załatwiając takie, czy inne sprawy. W nowej roli odnajduję się naprawdę dobrze, ale nie zaskoczyło mnie to specjalnie, ponieważ już wcześniej miałam do czynienia z organizacją różnych wydarzeń, choć może nie na tak dużą skalę. Jedno wiem na pewno: to nie jest robota dla osób cichych i nieśmiałych.
Jak postrzegasz siebie w roli zarządzajacego „zasobami ludzkimi”? Jak podchodzisz do tego nowego wyzwania?
Moimi najbliższymi współpracownikami, czyli szefami sekcji, są osoby zaufane i wierne, więc nie mogę narzekać na brak zaangażowania z ich strony. Myślę, że w tej kwestii więcej problemów mają oni – muszą zorganizować grupę słabo sobie znanych osób. Nie wtrącam się do metod, jakie stosują, dla mnie liczą się efekty i terminy przy wykonywaniu zleconej im pracy. Przyjęłam zasadę, że przekazuję szefom, co chcę uzyskać od ich sekcji, w metodykę zadań natomiast nie ingeruję. Daję im wolną rękę. Sprawą, nad którą myślę intensywnie już od dłuższego czasu, jest to, jak zaangażować w jakiekolwiek działania innych uczniów naszej szkoły. Cieszyłam się, gdy nie miałam problemu z wyborem szefów sekcji, ale poza nimi zgłosiło się dużo mniej uczniów, zwłaszcza z rocznika ‘98, niż w zeszłym roku z mojego rocznika. Nie wiem, z czego wynika to, że obecne pierwszaki są mniej zaangażowane w życie szkoły niż ich starsi koledzy, ale na pewno będę próbowała ich jakoś przekonać. Czy zeszłoroczna przewodnicząca (Zuzanna Lawera – przyp. red.) przekazała Ci jakieś rady, wskazówki?
Stacja: Metro Poniatówka kontakcie z Gabrysią Czechowicz, która przekazuje im wskazówki, uwagi i sugestie.
Jak wygląda współpraca z Samorządem Uczniowskim?
Mateusz Ducki jest czynnym działaczem samorządowym i zawsze mogę liczyć na jego kontakty i zaangażowanie. A sam przewodniczący, Adam Grzegrzółka, jest otwarty na współpracę i chętny do udzielenia każdej formy pomocy. Czy z obecnym doświadczeniem jesteś w stanie przekazać jakieś rady przyszłym rocznikom?
Oczywiście! Od pewnego czasu myślę nawet nad spisaniem małego, podręcznego i nieoficjalnego poradnika dla moich następców. Powiem więc w skrócie. Po pierwsze, uważajcie, kogo wybieracie na swojego zastępcę, bardzo uważajcie (śmiech). Będzie to osoba, z którą przez najbliższy rok będziecie musieli się codziennie komunikować, więc lepiej, żebyście wybrali do tej roli człowieka, którego tolerujecie i którego nie będziecie mieli dosyć po pewnym czasie. Po drugie, nie ma czegoś takiego, jak zbyt wczesne działanie. Sponsorów należy szukać już od listopada, podobnie jak prowadzących aukcję. W grudniu firmy ustalają swoje budżety na kolejny rok kalendarzowy i wtedy najłatwiej jest wywalczyć jakiekolwiek pieniądze. Poza tym w prośbach o dofinansowanie bądźcie do bólu konkretni. Potencjalni sponsorzy muszą mieć wszystkie informacje podane jak na dłoni. Po trzecie, największe zyski przynosi aukcja, która jest jednocześnie najważniejszym punktem w programie DUCHa, więc należy ją promować już od maja, a wcześniej wybrać idealną osobę do jej prowadzenia. Odpowiedni, charyzmatyczny człowiek jest w stanie zebrać tysiące złotych. W kwestii promocji istotne jest również, kogo zapraszamy na imprezę. DUCH to wydarzenie charytatywne i – nie ukrywajmy – najbardziej zależy nam na ludziach gotowych zostawić u nas trochę swojej gotówki. Dobrze ułożony program powinien zadowalać zarówno młodzież, jak i dorosłych. W tej kwestii znam jednak jeszcze tylko teorię i opieram się na domysłach. Więcej będę mogła powiedzieć w czerwcu.
Zuzia skontaktowała się ze mną tuż po tym, jak oficjalnie objęłam pieczę nad organizacją DUCHa i już następnego dnia przekazała mi wszystkie materiały z zeszłego roku, jakimi dysponowała. Cały czas jesteśmy w kontakcie i wiem, że mogę polegać na jej wiedzy i doświadczeniu. W listopadzie zaproponowała mi nawet, abym zaangażowała VoLOntariat w akcję zbiórki pieniędzy Dziękuję za rozmowę. na bezdomne zwierzęta. Jeśli chodzi zaś o sze- Ja również dziękuję i zapraszam wszystkich do fów sekcji, to dział sponsoringu jest w stałym włączenia się w organizację tej wspaniałej imprezy.
Stacja: Metro Poniatówka
Co w holu piszczy
13
wym zaburzało rozwój mózgu. Pierwsze tygodnie swego życia spędziła w szpitalu, a mając sześć tygodni przeszła operację implantacji zastawki komorowo-otrzewnowej (to takie małe urządzenie, które odprowadza płyn mózgowo-rdzeniowy, przez co wodogłowie nie narasta). Gdy tylko miała zdjęte szwy po ranie powstałej w wyniku operacji, rozpoczęliśmy rehabilitację, która trwa nieprzerwanie do dziś. Na początku swojej drogi musiała pokonać wiele przeszkód: nauczyć się samodzielnie oddychać, ssać mleko, utrzymywać ciepłotę ciała. Wszystko to, co nam, zdrowym ludziom, wydaje się bardzo proste, dla Natalki jest zdobywaniem Mount Everestu.
Jak wyglądała sprawowana przez lekarzy opieka nad nią po przedwczesnych narodzinach?
Wspinając się
n a Mount Everes t
O zaciętej walce z chorobą Z Marzeną Pataj, mamą Natalki – beneficjentki DUCHa 2015 – rozmawia szefowa Działu Promocji, Iga Markowska
Iga Markowska: Czym charakteryzuje się choroba Natalii? Marzena Pataj: Natalka ma zdiagnozowane mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe, padaczkę i wodogłowie wrodzone pokrwotoczne – tak nazywa to terminologia medyczna. A tak normalnie, to Natalka, mimo że ma już trzy latka i osiem miesięcy, nie siedzi samodzielnie, nie chodzi i nie mówi. Jej rozwój psychoruchowy jest mocno zaburzony. Wszystko to, co każdemu małemu, zdrowemu człowiekowi przychodzi po prostu z wiekiem, my musimy wypracować żmudną codzienną rehabilitacją. Co działo się z dziewczynką w pierwszych miesiącach życia?
Natalka urodziła się miesiąc za wcześnie, miała płytkie płuca, przez co nie mogła oddychać samodzielnie. W jej małej główce duże zmiany poczyniło krwawienie oraz infekcja, na którą zachorowała tuż po urodzeniu. Od pierwszych swoich dni jest pod opieką neurologa, neurochirurga, kardiologa, okulisty i lekarza rehabilitacji. Wszyscy ci specjaliści próbują zapewnić Natalce w miarę normalne funkcjonowanie i możliwości do dalszego rozwoju.
Jak wygląda codzienna opieka nad Natalią? Czy wymaga specjalnej diety lub określonych warunków?
Natalka ma już trzy latka i osiem miesięcy, obecnie samodzielnie nie siedzi, nie chodzi, nie mówi. Wymaga tak naprawdę 24h opieki, ale z każdym dniem pojawiają się nowe rzeczy. Posadzona jest w stanie posiedzieć chwilkę, choć sama nie usiądzie. Nie chodzi, ale pełza po podłożu, jak mała foczka bez użycia rąk – które są mocniej porażone – poruszając głową i nogami. Pojawiają się pojedyncze słowa: mama, tata, tak, nie. Cały czas walczymy o to, by kiedyś była samodzielna. Nauczyła się jeść samodzielnie tj. połykać i gryźć. Choć wydawało się to niemożliwe, obecnie spożywa normalne posiłki, wykluczając z diety mleko, cukier i gluten. Musimy zapewnić Natalce odpowiednie warunki do rehabilitacji tj. zapewnić jej tę rehabilitację, niestety prywatnie, co mocno obciąża nasz budżet domowy.
Nasza córeczka urodziła się za wcześnie. Powo- Czy istnieje proponowane przez służby medem było wodogłowie, które już w życiu płodo- dyczne leczenie tej choroby? Jeśli tak, to jakie? ▶
14
Co w holu piszczy
Niestety nie ma możliwości leczenia mózgowego porażenia (MPD). Padaczka jest ustabilizowana lekami, wodogłowie zatrzymane zastawką, a na chorobę podstawową MPD jedynym lekarstwem jest wielozmysłowa stymulacja oraz szeroko pojęta rehabilitacja. Na początku tej drogi podjęliśmy walkę, której nie wolno nam przerwać nawet na moment, a celem jest samodzielność Natalki. Jaki udział w tym będą miały fundusze zebrane podczas tegorocznego DUCHa?
Zebrane przez Państwa fundusze przeznaczymy na turnusy rehabilitacyjne (koszt jednego to ok. 5000 zł) lub sprzęt, którego Natalka bardzo potrzebuje i z którego systematycznie wyrasta. Mam tu na myśli wózek, pionizator. Chcielibyśmy kupić jej specjalny trójkołowy rowerek lub NF Walker (specjalny chodzik, który pozwoliłby poruszać się samodzielnie). Trudno jest mi teraz jednoznacznie określić, gdyż nie wiem, co do czasu DUCHa uda nam się zrealizować. Sprzęt jest po prostu bardzo drogi i trudno przewidzieć, jakimi środkami będziemy dysponować. Na pewno spożytkujemy te środki jak najbardziej efektywnie na potrzeby Natalki.
Czy w przyszłości Natalia będzie mogła uczęszczać do placówek edukacyjnych?
Obecnie chodzi do przedszkola specjalnego, ale jako rodzice staramy się zrobić wszystko, by kiedyś mogła uczyć się z innymi być może zdrowymi dziećmi. Myślę, że zarówno my jako rodzice oraz Natalka bardzo byśmy tego chcieli, ale co będzie w przyszłości, to czas pokaże. Co mogłaby Pani powiedzieć na temat swojej córki?
Jak Pani koleżanka i kolega (nasi wolontariusze Martyna Mospan i Michał Kuminiarczyk – przyp. red.) mieli okazje się przekonać, Natalka jest wesołą, małą dziewczynką, która bardzo lubi ludzi. Dla nas, rodziców, jest całym światem. Mimo wielu problemów zdrowotnych jest radosną istotką, która lubi muzykę, zabawy i każdą formę głupotek. Ma duże ograniczenia, ale zawsze znajdzie sposób, żeby coś porozrabiać i może to mało wychowawcze, ale bardzo nas cieszy. Jest śliczną blondyneczką o niebieskich oczach, która każdego dnia walczy o samodzielność. Dla nas jest radością i sensem życia. Dziękuję za rozmowę.
MOGĘ WSPÓŁ Natalia Andrejuk „Czym jest samorządność?” – zapytał jeden z dorosłych. Oni w milczeniu zerkali w sufit, na podłogę. A przecież to powinno być oczywiste, jak to, że większości oczywistości nie znamy. Jesteśmy samorządni, to znaczy, że sami wyznaczamy sobie zadania, obieramy cele, sami się kontrolujemy. Z odpowiedzią na wyżej postawione pytanie do klasy 1a przyszli pracownicy Centrum Komunikacji Społecznej Urzędu m.st. Warszawa. Edukatorzy, którzy prowadzili zajęcia, próbowali wprowadzić nas w swój mały świat samorządności – w świat, który z pewnością wielu przekonał.
Początki nie zawsze bywają trudne
Warsztaty, które odbyły się 24 listopada, rozpoczęliśmy krótką ankietą, której celem było ustalenie, w jakich dzielnicach mieszkamy. W tym krótkim sondażu mieliśmy wskazać także ulubione przez nas miejsca aktywnego wypoczynku oraz zastanowić się, czy rzeczy-
Co w holu piszczy
15
Własna inicjatywa za 5 tysięcy? Czemu nie!
DECYDOWAĆ! wiście czujemy się bezpiecznie w swojej najbliższej okolicy i co ewentualnie chcielibyśmy zmienić. Kiedy ostatnie badanie trafiło do rąk prowadzących – Tomka i Patryka – sala numer 2 zamieniła się w prawdziwe forum. Jednym z pierwszych punktów zajęć było rozwiązywanie przykładowego szkolnego problemu. Każdy z nas dostał małą karteczkę ze zdaniami do uzupełnienia. Poproszono nas o krótką opinię na temat szkoły. Mieliśmy dokończyć zdania typu: „W mojej szkole czuję się…”, „W mojej szkole brakuje…”, „Negatywną/pozytywną cechą mojej szkoły jest…” itp. Tym sposobem zebraliśmy różne opinie na temat naszego liceum. Panowie skrzętnie wypisali je na dużej kartce i wyszło na jaw, że części uczniów brakuje kanap w głównym holu. Tomek i Patryk ochoczo doradzali nam, jak można tę kwestę rozwiązać. Wspólnymi siłami rozpisaliśmy plan działania, a trenerzy cierpliwie i szczegółowo tłumaczyli nam, jak najlepiej wprowadzić go w życie. Na pamiątkę zostawili nam rozpisany przez nas schemat i… Kto wie, może już niedługo w poniatowskim holu zobaczymy kanapy?
W kolejnej części warsztatów rozmawialiśmy o warszawskich dzielnicach, w których mieszkamy lub uczymy się, o różnicach między nimi i unikatowym klimacie każdej z nich. Największą uciechę wywołał quiz. Pytania wcale nie były proste i dotyczyły takich zagadnień jak Młodzieżowa Rada Warszawy, konsultacje społeczne czy Miejsca Aktywności Lokalnej. Oczywiście dla zwycięzców czekały drobne nagrody, takie jak koszulki, podkładki czy książeczki pt. Eko sztuczki. Zdaniem ogółu najlepszą częścią warsztatów była okazja do wypełnienia oryginalnych formularzy grantowych (grant – forma dotacji przyp. red.) w ramach programu Biura Edukacji Urzędu m.st. Warszawa „Aktywna Warszawska Młodzież”, gdzie można otrzymać nawet pięć tysięcy złotych na sfinansowanie własnego projektu. Podzieliliśmy się na cztery grupy i w ciągu piętnastu minut mieliśmy wymyślić swoją własną koncepcję, którą będziemy chcieli w przyszłości realizować. Pomysły zaskakiwały swoją oryginalnością, ale również i humorem. Wśród projektów pojawiły się takie idee jak Warsztaty Muzyczne, Grill na Placu Zbawiciela (grilluj kiełbaski, nie tęczę!), Festiwal Nocy Kopernikowskiej, zorganizowanie Świąt Bożego Narodzenia dla dzieci na oddziale onkologii w Instytucie Matki i Dziecka czy projekt pod nazwą „Łączy nas chemia”, który ma propagować wśród uczniów wiedzę z tego zakresu. Co do ostatniego, autorki podkreślały, że zostały zainspirowane przez rozsławionego w muranowskich kręgach pana profesora Kuśmierczyka. Zostały również poruszone tematy budżetu partycypacyjnego, praw uczniowskich, czy magicznego numeru 19115, na który dzwonimy, gdy chcemy ponarzekać na Warszawę, bo autobus przyjechał za wcześnie lub nasz przystanek nie został odśnieżony.
Świadomość samorządności
Ostatnim punktem zajęć, którego niestety nie zdążyliśmy zrealizować, miała być wspólna gra w planszówkę „AkTYwuj Warszawę”. Na szczęście, dostaliśmy w prezencie jej dwa egzemplarze wraz z podręcznikiem pt. Działaj! Przewodnik obywatela, który zawiera wiele ciekawych informacji dotyczących wolontariatu, prawa czy postępowania administracyjnego. Książka zawiera inspirujące ▶
16
Roztańczona Poniatówka
Co w holu piszczy
przykłady, liczne definicje, rzeczowe wyjaśnienia i adresy przydatnych stron internetowych. Znajdziemy tam między innymi poradę, jak założyć własne stowarzyszenie lub fundację. Z warsztatów wyszliśmy zadowoleni, uśmiechnięci, a co najważniejsze – ze świadomością, że również możemy brać aktywny udział w życiu Warszawy oraz realizować własne pomysły. Sposób prowadzenia zajęć był ciekawy, a nasi trenerzy – wyrozumiali
i sympatyczni, zwłaszcza w stosunku do żeńskiej części klasy. Sama koordynatorka projektu o nazwie „Nastolatek w samorządzie” – pani Barbara Rogalska – zapytana o to, co najbardziej chcą osiągnąć poprzez prowadzenie tego typu aktywności, pisze w e-mailu: „Pragniemy uświadomić młodzieży jak wiele możliwości się przed nimi otwiera, jeśli tylko będą chcieli. Chcemy pokazywać, jak można się angażować w działania w swojej najbliższej okolicy, jak można rozwijać siebie, również z myślą o innych”. Jak widać przynosi to efekty! Uczniowie z Poniatówki zaangażowali się społecznie w ramach olimpiady „Zwolnieni z teorii” i już dzisiaj aktywnie działają nie tylko na terenie Warszawy. Organizują warsztaty oraz prowadzą zajęcia fitness. Więcej na ten temat można znaleźć na naszym facebookowym fanpage’u „Brudnopis VLO”.
ROZTAŃCZONA P O N I ATÓ W K A Ola Leszczyńska Gdy tylko z głośników docierają do nas pierwsze nuty czwartkowej belgijki, szkoła jakby budziła się do życia. Jedni ruszają do zabawy, inni się tylko przyglądają, podśmiewują, niektórzy pozostają niewzruszeni. Czy to już tradycja?
Warto znać historię W 1998 roku w Belgii przez grupę folkową Laïs wydany został singiel „’t Smidje”. To do jego melodii wymyślono układ choreograficzny, który dziś spełnia rolę grupowego tańca integracyjnego. Rekordy popularności bije w kręgach środowisk harcerskich, pielgrzymkowych, oazowych oraz – jak pokazuje nasz przypadek – również szkolnych. Większość z nas uczy się go na obozie integracyjnym w Przewięzi, umilając sobie przy okazji chłodne wieczory, toteż każdy uczeń zna kroki belgijki już pierwszego dnia spędzonego w Poniatówce. Z tegorocznego obozu olimpijskiego uczniowie przywieźli do nas kolejny skoczny układ, tym razem tańczony do klasycznego folkowego utworu country pochodzącego z Ameryki. Kilka razy mieliśmy okazję przyglądać się wykonującym Cotton Eye Joe, a wielu uczniów zdecydowało się nauczyć nowego tańca. Sama melodia pochodzi z lat 60. XIX wieku, więc można już określić ją ponadczasową. Niektóre źródła donoszą, że pewna kobieta w dzieciństwie często słyszała ten utwór śpiewany przez niewolników na plantacjach w Luizjanie, później zaczął się rozprzestrzeniać, aż w końcu doczekał się pierwszego nagrania i wydania.
Wszystko zaczyna się w Przewięzi
Przewięź, mimo że oceniana ambiwalentnie, jest miejscem, w którym swój początek ma praktycznie wszystko. Tam się poznajemy, tam rodzi się nasza poniatówkowa historia. Nigdzie indziej, tylko właśnie na obozie integracyjnym nad Jeziorem Białym, powstała
Roztańczona Poniatówka
Co w holu piszczy
17
nowa tradycja naszej szkoły – belgijka. Tradycja ta nie jest jednak tak stara – cztery lata temu jeden z ówczesnych pierwszoklasistów zaproponował, aby wspólnie zatańczyć popularny układ do utworu „’t Smidje”. Ci, którzy nie znali wcześniej kroków, a chcieli dołączyć do widowiska, zostali ich szybko nauczeni, bo im więcej par, tym lepiej! Okazało się to świetną zabawą, która do dziś pełni również funkcję integracyjną. Tak właśnie wszystko się zaczęło. Uczniowie postanowili wprowadzić trochę zamieszania na nasz szkolny hol, który okazał się świetnym parkietem. Z początku nie tańczono co tydzień. Rzadkie hulańce spodobały się jednak na tyle, że z czasem podjęto inicjatywę puszczania zna-
może być jednak zbyt kolorowo, zdarzają się oczywiście i negatywne komentarze. Spotkaliśmy się z różnymi opiniami, na przykład: „Za pierwszym razem byłam przerażona, z głośników dobiegła dzika muzyka, a ludzie zaczęli do niej podskakiwać. Ja osobiście stresuje się, gdy mam dotykać cudzych rąk, nie każdy je myje po wyjściu z łazienki!”. Mimo wszystko większość poniatowszczaków uśmiecha się, gdy wybrzmiewają pierwsze dźwięki utworu „’t Smidje”, a na środek holu wbiegają skocznym krokiem kolejne pary. Nie zawsze jednak jest to uśmiech wyrażający zadowolenie, czasem po prostu politowanie czy rozbawienie. Lecz czy jest w tym coś złego? Musimy pamiętać słowa naszego szkolnego pedagoga,
nej nam melodii na długiej przerwie w każdy czwartek. Od tego momentu zawsze zbierała się większa lub mniejsza grupka chętnych do zabawy. Za każdym razem jest inaczej. Raz tancerzy jest tak dużo, że nie ma miejsca na swobodne wykonanie każdego ruchu, czasem jednak dziewczęta muszą sporo się nabiegać, aby dogonić kolejnego partnera. Miejmy nadzieję, że zwyczaj ten na dobre wpisał się w tradycję naszej szkoły.
prof. Mariana Jaroszewskiego: „Wszyscy jesteśmy śmieszni! Każdy z nas, bez wyjątku”.
Śmiech, czy uśmiech?
Trudno znaleźć nauczyciela, który przyzna, że nie rozumie, czemu uczniowie tańczą, że wydaje mu się to dziwne. Opinie są raczej pozytywne, wychowawcy cieszą się, widząc rozbawioną młodzież tańczącą licznie na środku szkoły. Pani prof. Olga Stelmaszczyk wyznała nam, że szczególnie miło wspomina sytuację z Przewięzi, kiedy to jeden z pierwszoklasistów, ze względu na późną porę i słabe światło, pomylił ją z uczennicą i poprosił do tańca, pytając wprost: „Zatańczysz?”. Spora część uczniów również ocenia całe przedsięwzięcie pozytywnie. Zgodnie twierdzimy, że jest to świetna inicjatywa, która w przyjemny sposób odrywa nas od szkolnej codzienności oraz daje dużo pozytywnej energii. Nie
Tańczmy!
Belgijkowy zwyczaj co roku wygląda podobnie. Najpierw tańczy wiele osób, a podkład puszczany jest niemal co tydzień. Z każdym kolejnym miesiącem tancerzy ubywa, więc i muzyka coraz rzadziej wybrzmiewa. W końcu, zatraceni w nauce, całkowicie zapominamy o naszej poniatówkowej tradycji. Nie każdy ma siłę i energię, aby co tydzień angażować się w taniec belgijski, lecz warto czasem spróbować. Zapewniamy, że zarówno belgijka, jak i Cotton Eye Joe to świetna zabawa tylko wtedy, gdy jesteśmy nie obserwatorami, a tancerzami. Są okazją nie tylko do rozerwania się, rozruszania, ale również do integracji z ludźmi, których kompletnie nie znamy, a codziennie mijamy na szkolnym korytarzu. Ta inicjatywa może się podobać lub nie, ale na pewno jest czymś nietypowym, wyróżniającym V LO wśród innych warszawskich liceów. Pamiętajcie – gdy tylko najdzie was ochota – możecie sami puścić muzykę z radiowęzła i rozruszać szkolny korytarz!
moje, w holu piszczy 18 CMaowiasto nim
Od lewej stoją: Gabriel Rocki, Maciej Gutowski, Adam Grzegrzółka, Karol Smogorzewski, Krzysztof Piasecki, Bartosz Adamczewski, Tomasz Siarnecki, Sylwia Jadczak, Monika Walo, Małgorzata Kamińska
Zdolni ci nasi uczniowie!
Zuzanna Pękala
21 listopada 2014 roku w Auli Czerwonego przyrodzie województwa łódzkiego. Został poproParagrafu, czyli Wydziału Prawa i Administrawadzony z wielką pasją przez biologa, dyrektora cji Uniwersytetu Łódzkiego, odbyła się Wielka Zespołu Parków Krajobrazowych WojewódzLekcja Geografii. Wykład zorganizowany zotwa Łódzkiego – Hieronima Andrzejewskiego. stał po raz dziewiąty w ramach 16. Explorers Następnie dr Joanna Petera-Zganiacz – absolFestivalu. Wzięło w nim udział około ośmiuset wentka geografii na Uniwersytecie Łódzkim uczniów szkół ponadgimnazjalnych z całej – zaprezentowała zdjęcia ukazujące piękno przyPolski. Naszą szkołę reprezentowała grupa rody polskiej i europejskiej. uczniów klas trzecich pod opieką pani profeProfesor dr hab. Marek Jóźwiak, kierownik sor Agnieszki Matysiak. Katedry Ochrony i Kształtowania Środowiska Explorers Festival to przedsięwzięcie skupia- na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kieljące gwiazdy i pasjonatów alpinizmu, eksplora- cach, przedstawił interesujący odczyt „Jaskinie cji, sportów ekstremalnych, przygody i filmu. Jest krasowe fenomen przyrody”, w którym opowienajwiększym tego rodzaju wydarzeniem w Euro- dział o osobliwościach zjawisk krasowych. Kolejpie pod względem różnorodności działań i na- nym punktem programu był pokaz zdjęć pt. „Bezsycenia wieloma wydarzeniami w tym samym droża Alaski” Adriana Gronka, podróżnika, eksczasie. Oprócz Wielkiej Lekcji Geografii w skład ploratora, nieustępliwie przemierzającego mroźfestiwalu wchodzą między innymi Laboratorium ne krańce naszego globu – Laponię, Islandię, Alaskę. Przygody – coś dla miłośników nauk ścisłych, Jego wykład zrobił na publiczności ogromne wraDotyk Pasji – intrygujące wykłady alpinistów i pod- żenie, przepełniony był anegdotami mówiącymi różników czy Ekstremalny Dokument – warsztaty o bliskich spotkaniach z łosiami, niedźwiedziami fotograficzne i filmowe. Pierwsza edycja odby- i przenikającym do kości zimnem. Trzecia część pozwoliła coś od siebie wyłoła się w Łodzi w 1999 roku. żyć Elżbiecie Papińskiej. Pani geograf, pracująca Niecodzienna lekcja dla Katedry Geografii Fizycznej UŁ, opowiadaWielka Lekcja Geografii składała się z serii wy- ła o Yellowstone – pierwszym na świecie parku kładów poprzeplatanych profesjonalnymi poka- narodowym, o niezwykłych walorach przyrodzami wizualnymi. Pierwszy wykład – „Przyroda niczych się w nim kryjących, a także o niezmieśrodkowej Polski – osobliwości, ochrona, zagro- rzonej sile drzemiącej pod jego powierzchnią. żenia” – opowiadał o niedocenianej, acz bogatej Ostatnia wizualizacja, zatytułowana „Skarby przy-
Zdolni ci nasi uczniowie! rody – andyjskie lodowce”, została przedstawiona przez Mateusza Waligórę – podróżnika, odkrywcę, który wraz z żoną przemierzył Amerykę Południową rowerem. Według relacji uczestników, zdobył ogromne uznanie i świetnie trafił do zebranych w sali.
Test? Dla ucznia Poniatówki to nie problem
Wykłady były niezwykle interesujące, a zdjęcia wyróżniały się oryginalnością, jednak najistotniejszy dla zgromadzonych był test z ogólnej wiedzy geograficznej, w którym brało udział dziesięć osób z każdej szkoły. Naszą reprezentowali Karol Smogorzewski, Tomasz Siarnecki, Bartosz Adamczewski, Adam Grzegrzółka, Maciej Gutowski, Sylwia Jadczak, Małgorzata Kamińska, Krzysztof Piasecki, Monika Walo oraz Gabriel Rocki. Test składał się z czterdziestu pytań zamkniętych – zarówno z wiedzy zawartej w wykładzie, jak i z wiedzy własnej. Musieli między innymi wskazać, w dorzeczu jakiej rzeki leży Bolimowski Park Krajobrazowy czy odpowiedzieć na pytanie, co zapoczątkowała decyzja prezydenta Ulyssesa S. Granta. Nagrodami zostało uho-
Ludzie, którzy stawili czoła historii
Z pewnością wielu uczniów zwróciło uwagę na miłego starszego pana, przechadzającego się korytarzami Poniatówki 24 marca, podziwiającego szkolne gablotki i rozmawiającego z uczniami. Pan Przemysław Dąbrowski jest jednym z najstarszych żyjacych absolwentów Poniatówki, a w dodatku synem jednego z jej dyrektorów – Tadeusza Dąbrowskiego. Urodził się 14 czerwca 1925 w Chełmie Lubelskim. Pochodzi z rodziny ziemiańskiej – jego rodzice byli nauczycielami. W 1935 roku ojciec został przeniesiony do Warszawy na stanowisko dyrektora Gimnazjum im. Księcia Józefa Poniatowskiego. Przemysław Dąbrowski był uczniem Szkoły Powszechnej nr 64 im. Adama Skwarczyńskiego na Żoliborzu do 1937 roku, a następnie do 1939 roku uczęszczał do gimnazjum prowadzonego przez ojca. Należał do 14. Warszawskiej Wodnej Drużyny Harcerskiej. Pan Przemysław odwiedził naszą szkołę na specjalne zaproszenie pana Dyrektora, który postanowił rozpocząć cykl „Poniatówkowych notacji” – czyli audiowizualnych zaspisów relacji ważnych dla naszego liceum ludzi, w których życie wkroczyła historia, i którzy stawili jej czoła. Nagrywany przez profesjonalną ekipę Dąbrowski opowiedział o sobie, o Poniatówce sprzed 75 lat, o swoim ojcu, wreszcie – o burzliwych czasach, w których przyszło mu żyć. Dzięki uprzejmości dyrekcji redakcja „Brudnopisu” mogła poznać wyjątkowego absolwenta, przysłuchiwać się jego niezwykłej opowieści oraz na własne oczy zobaczyć, jak powstaje taki wywiad „od podszewki”. Wychowanek, w sposób meandryczny i dygresyjny snując swoją opowieść, przedstawił najpierw historię działającego jeszcze do niedawna Koła Wychowanków. Warto zaznaczyć, że jego członkowie przyczynili się między innymi do przywrócenia szkole w 1988 roku pełnej nazwy. Pan Przemysław wspominał także swoich wychowawców – mówił o profesorze Kazimierzu Lisowskim, którego określił mianem „znakomitego polonisty”, cieszącego się sympatią wśród uczniów. Jako przeciwieństwo postawił profesora Jana Dürra, który będąc przysłowiową „piłą”, nie był tak lubiany. Mimo niechęci do nauki i częstego przysypiania na zajęciach, uczniowie z zapałem
Co w holu piszczy
19
norowanych dziesięciu uczniów – Najlepszym Młodym Geografem został Karol Smogorzewski. W pierwszej dziesiątce znalazło się pięcioro uczniów naszej szkoły, dzięki czemu uzyskaliśmy tytuł Najlepszej Szkoły oraz nagrodę w wysokości pięciu tysięcy złotych od Prezesa TVP, która ma zostać przeznaczona na cele edukacyjne. Równocześnie w ramach festiwalu w Sali Widowiskowej Politechniki Łódzkiej odbywało się Laboratorium Przygody. Ideowo tożsame z WLG, zawierało serie wykładów i wizualizacji ukazujących wykorzystanie najnowszych zdobyczy nauki i techniki w eksploracji i sporcie. Projekt odbył się po raz drugi i zgromadził ok. czterystu osób. Podczas bratniego projektu, nasze liceum reprezentowała grupa około dwudziestu osób pod opieką pani profesor Anny Mazurkiewicz. Podczas testu sprawdzającego umiejętności fizyków również triumfowała nasza szkoła. Najlepszym Młodym Fizykiem został Bartek Smoczyński, a nasze liceum otrzymało status Najlepszej Szkoły. Wszystkim serdecznie gratulujemy!
przychodzili do szkoły. Gdy podczas wojny została zamknięta, ojciec Dąbrowskiego postanowił zorganizować tzw. komplety. Była to forma tajnego nauczania – szkołę zastąpiły wówczas prywatne mieszkania, a uczniowie żądni wiedzy pilnie studiowali podręczniki pod okiem zaprzyjaźnionych nauczycieli. We wrześniu 1941 Dąbrowski wstąpił do ZWZ-AK, służył w pułku „Baszta”, odbył szkołę podoficerską i został kapralem. Wziął udział w Powstaniu Warszawskim, nosił pseudonim „Cyt”. Po kapitulacji Powstania przebywał w obozie jenieckim w Sandbostel w północno-zachodnich Niemczech, a potem w obozie w Lubece. W roku 1944, z powodu aresztowania przełożonego, zmuszony był opuścić Warszawę, gdyż sam mógł zostać odnaleziony. W tym samym roku udało mu się napisać maturę. Po uwolnieniu z obozu 2 maja 1945 pracował w Brunszwiku w nasłuchu radiowym w Polskim Ośrodku Kulturalnym przy Brytyjskiej Armii Renu. W listopadzie 1945 powrócił do Warszawy. Rozpoczął studia w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, a w 1947 roku podjął pracę w spółdzielczości w dziale wydawnictw. Pan Przemysław, pomimo obaw, że nie wszystko sobie przypomni, starał się opowiadać barwnie, nie omijając dat czy nazwisk. Jak sam się przyznał: „Można zapomnieć o bieżących sprawach i drobiazgach, ale wspomnienia i przeżycia pozostają głęboko”. Z niecierpliwością czekamy na pierwszą Poniatówkową notację. Redakcja
20 Co w holu piszczy
Nienawiści mówimy „Nie!”
Nienawiści mówimy „NIE!” Zuzanna Pękala
Dnia 23 marca – z okazji Międzynarodowego Dnia Każda zabawa ma swój cel Walki z Dyskryminacją Rasową i Nietolerancją, ogło- Punktem kulminacyjnym obchodów okazała się szonego przez ONZ 21 marca 1966 roku, oraz Euro- przeprowadzona podczas godziny wychowawpejskiego Tygodnia Walki z Dyskryminacją Rasową czej ankieta, w której poproszono nas między innymi o subiektywną ocenę stopnia toleran– w Poniatówce zorganizowano Dzień Tolerancji. Tego dnia w VLO uczniowie na różne sposoby starali się wyeksponować korzyści płynące z wielokulturowości współczesnego świata. W naszych przytulnych czterech kątach porozwieszano plakaty promujące różnorodność, traktując ją jako wartość dodaną, uzupełnienie szarej codzienności. Podczas przerw przez szkolny radiowęzeł puszczano muzykę pochodzącą z różnych stron świata – arabską, żydowską, wschodnią, latynoamerykańską czy afrykańską. Jej rytm pociągnął za sobą pary taneczne, które prezentowały swoje umiejętności w holu. Pierwszoklasiści zorganizowali także konkurs – zadaniem było wypełnienie krótkiej krzyżówki. Hasła nawiązywały do walki z dyskryminacją i uprzedzeniami. Znalazły się tam pytania o Amnesty International czy Martina Luthera Kinga. Nagrody książkowe dla zwycięzców zostały ufundowane przez Bibliotekę Poniatówki. Uczniowie zaangażowani w projekt rozdawali także karteczki z cytatami słynnych myślicieli czy działaczy społecznych – Gandhiego, Kanta czy Mandeli. Organizatorzy zadbali także o to, by od przemyśleń nie bolała nas głowa – na osłodę rozdawano ciasteczka!
cyjności wokół nas – zarówno w Polsce, jak i w samej szkole. Na odwrocie karty z pytaniami umieszczono informacje o genezie Dnia Walki z Dyskryminacją i jego pomysłodawcach. Tutaj warto zwrócić uwagę na korzenie naszych bardziej i mniej codziennych działań – Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ogłoszona została już w 1948 roku. To właśnie ten dokument stanowi formalne potwierdzenie tego, co wszyscy czujemy – że każdy człowiek rodzi się wolny, względem prawa równy innym. I to właśnie on potępia mowę nienawiści, której powinniśmy się jednogłośnie na każdym kroku sprzeciwiać. Mimo że pierwszy na tak dużą skalę, event z 23 marca był nie pierwszym, ale kolejnym już krokiem w edukacji antydyskryminacyjnej w Poniatówce. Warto przypomnieć m.in. warsztaty poprowadzone przez członków Koalicji Przeciw Mowie Nienawiści w grudniu zeszłego roku, kiedy to uczniowie klasy 2B uczyli się umiejętnie rozpoznawać i reagować na wszelkie przejawy uprzedzeń. Marcowy happening został zorganizowany przez uczniów klas IA, IC, ID, IF pod opieką pana profesora Piotra Matuszewskiego. Organizatorom gratulujemy inwencji twórczej i zapału w promowaniu idei tolerancji!
Za hajs starszych baluj
ZA HAJS
STARszYCH
BALUJ Ola Leszczyńska
Jesteśmy w wieku, w którym większość finansowych potrzeb zaspokajają nasi rodzice. Zaczynamy wkraczać w dorosłość, nasza świadomość powinna powoli ulegać modyfikacji, a my sami z każda chwilą stajemy się coraz bardziej odpowiedzialni za siebie. Czy czujemy więc, że pieniądze od naszych rodziców są pożyczone? Codzienne życie młodych ludzi nie jest tanie. Trzeba pokryć nie tylko ewentualne koszty szkolne – podręczników, wyjazdów czy pojedynczych wyjść. W grę wchodzą też zajęcia pozaszkolne, wyżywienie – bo przecież całe dnie nie ma nas w domach. Nawet zwykłe wyjście na kawę, do kina czy teatru z przyjaciółmi kosztuje. Nie wspominam już o wyjazdach wakacyjnych i zimowych, które niosą za sobą niemałe koszty. Kto za to wszystko płaci, kiedy my, wkraczając dopiero w dorosłość, nie jesteśmy w stanie zrobić tego sami? Oczywiście rodzice.
Ile za noc?
Samo symboliczne wkroczenie w dorosłość kosztuje nas wiele. Osiemnastki to duży wydatek, zwłaszcza te świętowane w klubach czy innych specjalnie wynajmowanych miejscach. Licealiści przykładają dużą wagę do tego jednego, wyjątkowego wieczoru, podczas którego celebrują pierwszy dzień dorosłego życia. Niedługo później jest studniówka. Trzeba nie tylko zapłacić za samą imprezę, czasem też osobę towarzyszącą. Musimy jakoś wyglądać – suknie, buty, garnitury i fryzjerzy wbrew pozorom potrafią opróżnić portfel. Nie muszą, ale skoro rodzice płacą… Nie warto pisać o ekstremalnych przypadkach, są to sumy bardzo zróżnicowane. Dla jednych normalnym jest wydać na samą studniówkową kreację ponad tysiąc złotych. Klubowe osiem-
Co w holu piszczy
21
nastki – łącznie z zapewnieniem jedzenia, picia, muzyki – kosztują średnio około dwóch tysięcy złotych. Niektórzy takie imprezy traktują jako urodzinowy prezent, dla innych pokrycie kosztów to po prostu obowiązek rodzica.
Studenckie życie
Wszystko się kiedyś kończy, liceum również. Matura zamyka oficjalnie czas naszej edukacji w szkole średniej, ale zazwyczaj nie jest to koniec samorozwoju. Większość z nas decyduje się na rozpoczęcie studiów, co może wiązać się z wyjazdem do innego miasta oraz prowadzeniem tzw. studenckiego życia. Chyba wszyscy znamy stereotyp z nim związany – mieszkanie z kilkoma osobami w małej, brudnej kawalerce, w której jest jedynie łóżko, szafka i pusta lodówka. Oczywiście najczęściej wygląda to jednak inaczej. Skoro już rodzice zobowiązani są nas utrzymywać dopóki nie zakończymy studiów, to chcemy żyć godnie, prawda? Czynsz płacić trzeba, rachunki również. Należy też zaspokajać podstawowe potrzeby, takie jak wyżywienie, opieka medyczna, nawet garderobę czasem wypadałoby uzupełnić. Wychodzi dużo, a to przecież jeszcze nie koniec. Student bez smartfona z interPusta lodówka – synonim studenckiego życia netem czy tableta to student bez kontaktu ze światem. A bilety? Przecież musimy się jakoś poruszać po mieście. Nie tylko po mieście – czasem wypadałoby wrócić do domu, czasem chciałoby się gdzieś wyjechać, pójść na koncert, imprezę, do kina. Nawet ci, którzy nie opuścili rodzinnego miasta i mieszkają z rodziną, zwolnieni są jedynie z kosztów mieszkania, bo przecież i tak najczęściej jesteśmy w domu tylko na noc. Jasne, to zdecydowanie największy wydatek, ale pozostałe potrzeby również nie są tanie. Wszystko zazwyczaj pokrywają właśnie rodzice, ale czy nadal jest to utrzymanie? Prawdopodobnie tak powinno to być traktowane, ale czy nie jest przesadą? ▶
22 Co w holu piszczy Sami sobie
Za hajs starszych baluj
całych kosztów utrzymania, ale przecież mogą Zważywszy na to, jak drogie staje się życie wkra- opłacić chociaż swoje przyjemności. czających w dorosłość, warto by było pomyśleć o oszczędzaniu. Wiele nastolatków bardzo wcześ- A kiedy oddasz? nie zaczyna dorywczo pracować. Stopa bezro- Jak się okazuje, dla niektórych z nas pieniądze bocia wśród młodzieży, za którą uważa się ludzi od rodziców to jedynie pożyczka. Wielu studenw przedziale wiekowym od 15 do 24 roku życia, tów, którzy byli na utrzymaniu rodziców, decywciąż maleje (por. wykres). Czasem mają okre- duje się na choć częściowe zwrócenie tych kwot. ślone cele – wyjazdy czy sprzęty, czasem chcą W pewnym momencie po prostu zaczynamy czuć, pokryć część z tych wydatków, do których zobo- że nazbierało się tego naprawdę dużo, a jako wiązani są nasi rodzice. Wydaje się to bardzo dorośli ludzie musimy dbać o siebie sami. Rodziodpowiedzialne i dojrzałe, przecież najwyższy ce nie powinni płacić za każde nasze wyjście do czas się usamodzielniać. Nie każdy jednak po- kina czy teatru, wyjazd ze znajomymi, kolację trafi rozsądnie dysponować pieniędzmi, nie każdy z przyjaciółmi. Raczej nie spytają nas wprost: chce się tego nauczyć. Można iść na łatwiznę „A kiedy oddasz?” przy każdej przelewanej na i brać co dają, po co utrud- Stopa bezrobocia oraz udział bezrobotnych w ludności w Polsce wg wieku konto sumie, zależy to od naszego poczucia odpowieniać sobie życie. Ale czy to dzialności za swoje wyna pewno utrudnianie? datki. Może wręcz przeciwnie – może właśnie wtedy, gdy Uczmy się niezależności uzależniamy swoje dorosłe życie od innych, traciOczywiście, nie jesteśmy my czas na naukę niezaw stanie utrzymywać się leżności. W końcu kiedyś samodzielnie będąc w lizostaniemy sami, zdani ceum czy studiując. Życie tylko na siebie. jest drogie, tym bardziej Niektórzy z nas nie prawtedy, kiedy nie mamy mocują tylko po to, aby odciążliwości pracowania na żyć rodziców. Chcemy konpełny etat. Dochodzi też trolować sami siebie i decyzrozumiała chęć aktywdować o sobie. Niezależności społecznej, więc nic ność, mimo swych konsekdziwnego, że koszty wzrawencji, jest bardzo przystają. Nie ma nic złego jemnym uczuciem, którew tym, żeby być na utrzygo potrzebuje niejeden maniu rodziców, tak to nastolatek. Pragniemy być zazwyczaj wygląda. Ale dorośli, nie chcemy nikozastanówmy się – nie bygo prosić o pozwolenie łoby rozsądniej oszczędzić – tym bardziej notorycznie wyciągać rękę po na przyszłość, dorabiać, pokrywać choć część pieniądze. Coraz mniej czasu poświęcamy rodzi- swoich wydatków? Chociaż te niekonieczne, któnie i udowadniamy, że nie jesteśmy już dziećmi, re mają nam jedynie urozmaicać młodość, a nie ale nasze ‘dorosłe’ życie kosztuje niemało, więc umożliwiać przetrwanie? Prędzej czy później wracamy do punktu wyjścia. Dlatego studenci, będziemy musieli obiema nogami wejść w świat którzy wyjeżdżają do innych miast bardzo czę- niezależności, w którym funkcjonowanie jest sto decydują się na zarabianie na siebie. W III trudniejsze, niż się nam wydaje. Warto zacząć kwartale 2013 roku stopa bezrobocia wynosiła się go uczyć nieco wcześniej, odciążając przy 26,7 %, pod koniec kolejnego zmalała o prawie tym naszych opiekunów. Spłaćmy im kiedyś tę 4 punkty procentowe. Daje nam to 70 tysięcy pożyczkę – jeśli nie gotówką, to obecnością młodych, którzy podjęli pracę. Nie pokryją oni i pomocą.
Miasto , Miasto moje , aa wwmoje nim nim
3
23
Posmakujmy/poczytajmy czyli księgarnio-kawiarnie w Warszawie Julianna Rutkowska & Julia Benedyktowicz
Dzisiaj na kawę z przyjaciółmi chodzimy do popularnych sieci kawiarnianych, takich jak Sturbucks czy Costa Coffee. Młodzież chętnie odwiedza popularną Charlotte na placu Zbawiciela, gdzie jest przemiło, jedzenie pyszne, ale coraz częściej chodzi o„pokazanie się” tam, niż o miłe spędzenie czasu. Nie ukrywamy, że kawiarnie – sieciówki są bardzo wygodne, zawsze blisko, kawa solidnie przygotowana. Jednak raz na jakiś czas mamy ochotę coś zmienić, pójść w inne, ciekawe miejsce. A sporo jest w Warszawie małych, przytulnych kawiarni, które oprócz jedzenia posiadają dodatkowy walor – książki. W tym numerze prezentujemy najlepsze i najbardziej urokliwe księgarnio-kawiarnie w stolicy!
Kafka (ul. Oboźna 3)
To bardzo przytulna kawiarnia z regałami pełnymi książek, dużymi oknami, wielkimi, wygodnymi fotelami i ładnymi plakatami na ścianach. Kafka najbardziej atrakcyjna wydaje się latem, kiedy na pobliskiej górce wystawione są koce i leżaki, które zachęcają do siedzenia tam godziCzuły Barbarzyńca (ul. Dobra 31) nami przy dobrej lekturze. Poleca się również Ukryta na warszawskim Powi- kolorowe oranżady i owocowe koktajle! ślu. Zewsząd wylewają się książki w pięknych okładkach, przy- Kredka, Al. Wyzwolenia 14 (przy pl. Zbawciela) jemnie pachnie kawą i farbą drukarską (co komponuje się razem wprost idealnie!). Powciskane między regały stoliczki, krzesła i kanapy gwarantują chwile wytchnienia i relaksu. Na środku zawieszona jest duża huśtawka – żródło rozrywki dla najmłodszych bywalców Barbarzyńcy. Oprócz książki i kawy można również kupić tam stylowe torby, kalendarze czy urocze pocztówki.
▶
24 Miasto moje, a w nim
Siłownie pod chmurką
SIŁOWNIE
POD CHMURKĄ Kredka to przytulna kawiarnia znajdująca się praktycznie w centrum Warszawy, na placu Zbawiciela. Z pozoru jest miejscem tylko dla dzieci, pełno tam zabawek, artykułów plastycznych, przestrzeni do zabaw. Jednak w rzeczywistości Kredka posiada bogatą ofertę zarówno dla młodszych, jak i dla tych nieco starszych. W kawiarni można zjeść zdrowe śniadanie i obiad, a także skosztować pysznej kawy i domowych wypieków. Maluchy mogą pobawić się zabawkami, a jeśli odpowiednio uśmiechną się do rodziców, ci mogą ulubioną zabawkę dziecka kupić. Prowadzone są tam liczne warsztaty o różnorodnej tematyce. Dostępna jest także księgarnia, w której każdy, mały czy duży, znajdzie coś dla siebie.
Tarabuk (ul. Browarna 6)
Tarabuk jest wyjątkowy. Nie tylko ze względu na smaczne i obszerne menu – to jest pierwsza księgarnio-kawiarnia, która powstała w Polsce! Panuje swojska, kameralna atmosfera, a czasu nie odliczają tam zegarki, tylko wypite kubki herbaty, zjedzone wypieki lub przeczytane kartki książek. Kawiarnia oferuje bardzo obszerny wybór literatury psychologicznej, pięknej, filozoficznej, mniej lub bardziej znanych autorów. Wystrój przypomina trochę składowisko mebli z różnych domów, dzięki czemu każdy czuje się jak u siebie. Kawiarnia usytuowana jest na Powiślu, blisko uniwersytetu oraz znanej wszystkim Biblioteki UW.
Michał Rawa
W ramach programu „Warszawa w dobrej kondycji” na terenie całego miasta stworzono sto umiejscowionych na dworze, całkowicie bezpłatnych i bezpiecznych siłowni. Projekt powstał w roku 2014. Wokół nas coraz częściej widzimy place zabaw i boiska, tzw. orliki. Spełniają one swoją role i niewątpliwie są inwestycjami, które zadowalają warszawiaków, w szczególności tych młodych. W ubiegłym roku władze miasta zastanawiały się jednak, jak uszczęśliwić także dorosłych i wpadły na pomysł, który okazał się strzałem w dziesiątkę!
Powstanie programu
Latem 2013 pomysł na realizację tego zadania znalazła Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Panią prezydent zainspirowały rodzinne wakacje, podczas których w jednej z nadmorskich miejscowości, gdzie odpoczywała, rekreacyjnie chodziła na plenerowe siłownie. O pomyśle opowiedziała na konferencji prasowej zorganizowanej w październiku 2013 roku: „Zaczęłam ćwiczyć na tego typu przyrządach kilka lat temu, kiedy zamontowano je w miejscu nad morzem, do którego jeżdżę z rodziną na wakacje. Proszę mi wierzyć, że ja z mężem i moje wnuki często tam przebieraliśmy nóżkami. Potem pamiętam obrazek z takiej siłowni na Bemowie, jak jedna pani postawiła siatkę z zakupami na trawie, weszła na jeden z przyrządów i zaczęła ćwiczyć. A inna pani, zaawansowana emerytka, tłumaczyła mi, na których urządzeniach ćwiczy. Dlatego doszłam do wniosku, że ludzie tego potrzebują”. Tak właśnie narodziła się ta inicjatywa.
Warszawiacy biorą sprawy w swoje ręce
Pani prezydent oddała następnie głos mieszkańcom, którzy do końca lipca ubiegłego roku typowali miejsca, w których takie siłownie miałyby powstać. Kiedy ponad pięć i pół tysiąca propo-
Siłownie pod chmurką zycji złożono na ręce urzędników, ci zajęli się kwestiami formalno-prawnymi. Sprawdzali między innymi, czy dane tereny zajmują odpowiednią powierzchnię (150 m2), brali też pod uwagę ich położenie, czy są to miejsca zielone, z dobrym dojazdem, a także czy miasto ma prawo do dysponowania terenem. Potem głos znowu udzielono mieszkańcom, którzy
Miasto moje, a w nim
25
pasa biodrowego i ramion. Poprawia wydolność układu sercowo – naczyniowego oraz oddechowego, – biegacz/piechur – wzmacnia mięsnie nóg, rozciąganie ścięgien, poprawia elastyczność stawów. Wzmacnia układ sercowo – naczyniowy i oddechowy. Poprawia ogólnie kondycję, – twister – kształtuje i wzmacnia mięśnie talii brzucha. Poprawia ruchomość stawów biodrowych. Ogólnie poprawia wydolność organizmu, – orbitek – zwiększa siłę rak, nóg oraz pasa biodrowego. Poprawia ruchomość stawów i ogólnej kondycji, – wioślarz – wzmacnia i kształtuje mięśnie rąk, nóg, klatki piersiowej i brzucha. Ogólnie poprawia kondycję. Czy takie siłownie zadowolą tych, którzy nie robią tego tylko dla rekreacji? W pewnym stopniu tak, ale na pewno nie całkiem. Powodem tego jest ograniczony wachlarz ćwiczeń.
O projekcie
Siłownia plenerowa na Bemowie spośród dwustu lokacji wytypowanych przez miasto wybrali sto najpopularniejszych. Zostało oddanych ponad 26 tysięcy głosów, nie tylko przez internet, ale także przez ankiety, które można było wypełnić w urzędach dzielnic. Projekt przyjęto z dużym entuzjazmem, cieszy się szczególnym zainteresowaniem. Wcześniej, aby móc poćwiczyć, trzeba było wybrać się na płatne zajęcia. Co prawda kilka takich siłowni powstało bez udziału miasta, było ich jednak bardzo niewiele. Teraz, aby zażyć trochę rekreacji, wystarczy wybrać się do pobliskiego parku.
Jak korzystać
Na każdej siłowni powstało sześć urządzeń, które służą rekreacji. Są to: – wyciskacz – wzmacnia mięśnie rąk, obręczy barkowej, klatki piersiowej oraz grzbietu, – wahadło/narciarz – wzmacnia mięśnie nóg,
Siłownie powstały w ramach programu „Warszawa w dobrej kondycji” realizowanego przez władze miasta. Jest on jednym z ważniejszych programów organizowanych przez Stołeczne władze. Koszt inwestycji to blisko 1,9 milionów złotych. Te pieniądze na pewno nie zostały wydane na marne. Poniżej prezentujemy miejsca, w których powstały siłownie:
26 Miasto moje, a w nim
WIELKIE ŚWIĘTO KINOTEKI Julianna Rutkowska Ukryta w cieniu Pałacu Kultury i Nauki stanowi stały element życia kulturalnego Warszawy. Dogodne usytuowanie, klimatyczny wystrój i bogaty repertuar zachęcają do odwiedzin wielu mieszkańców stolicy. Pomimo tylu zalet rzadko kojarzona jest jednak ze specjalnymi wydarzeniami, festiwalami czy innymi ciekawymi przedsięwzięciami. Niesłusznie pominięta została nawet w artykule o kinach studyjnych, wydanym w drugim numerze „Brudnopisu”! Tymczasem Kinoteka została wyróżniona spośród 1200 kin w ponad 69 krajach, otrzymując tytuł najlepszego kina w Europie!
Najlepsza! Tytuł najlepszego kina europejskiego został przyznany Kinotece w październiku przez „Europa Cinemas” i „Film New Europe” – najważniejsze na naszym kontynencie stowarzyszenia zrzeszające i promujące dobre kino. W Zarządzie
Wielkie święto Kinoteki FNE zasiada dwóch Polaków – Andrzej Wajda i Krzysztof Zanussi. „Europa Cinemas” to sieć kin utworzona w ramach programu Unii Europejskiej „Media”, którego celem jest między innymi zwiększenie liczby filmów europejskich w ofercie kin oraz promowanie różnorodności w ich repertuarze. Pod koniec października w całym mieście można było zauważyć plakaty reklamujące Wielkie Święto Kina, które miało miejsce 2 listopada. Kinoteka przygotowała na ten dzień wiele ciekawych niespodzianek. Przede wszystkim odbyło się 40 projekcji filmowych, a bilety kosztowały tylko 15 złotych. Dużo również działo się poza salami kinowymi: koncert DJ-a, pokazy profesjonalnego footbagu, występy artystyczne. Dzięki wsparciu sponsorów odbyło się wiele konkursów z atrakcyjnymi nagrodami, którymi były między innymi kursy językowe, lot balonem, szybowcem czy samolotem akrobatycznym, kosmetyki, vouchery do Kinoteki, fitness klubów, zaproszenia do restauracji. Atrakcje dla siebie znaleźli zarówno dorośli, jak i dzieci.
Dlaczego Kinoteka?
Kinoteka jest jednym z nielicznych kin, które posiada tak bogaty repertuar dla ludzi w różnym wieku i niejednakowych upodobaniach. „Kinoteka seniora”, „Filmowa Akademia Językowa”, „Kino w PRL, PRL w kinie”, „Bueno czwartki” to tylko nieliczne tytuły festiwali i eventów, które się tam odbywają. Perełką wśród nich jest oczywiście „Sputnik nad Polską”, coroczny festiwal filmów rosyjskich organizowany od 2007 roku. Impreza jest wspólnym przedsięwzięciem fundacji „Wspieram”, Europejskiej Agencji Reklamowej i firmy dystrybucyjnej „35 mm”. Pierwsza edycja festiwalu, ze względu na kilkunastoletni brak wymiany filmowej pomiędzy Polską i Rosją, była przygotowywana bez wygórowanych oczekiwań co do liczby bezpośrednich odbiorców. Festiwal cieszył się jednak na tyle dużym zainteresowaniem, że przekształcił się w imprezę o charakterze cyklicznym. Organizatorzy podsumowali pierwszą edycję stwierdzeniem, że była ona wielkim sukcesem, a filmy rosyjskie Polacy lubią i – w związku z tym – powinny być one obecne zarówno w kinie, jak i telewizji. Celem festiwalu jest prezentacja najbardziej znaczących dzieł rosyjskiej sztuki filmowej –
Oskar Kolberg twórców już uznanych, jak i tych, którzy dopiero co stanęli za kamerą w roli reżysera, oraz filmów przeznaczonych dla dzieci. Imprezami towarzyszącymi festiwalowi są koncerty, wystawy, debaty i wykłady połączone ze spotkaniami widzów z filmowcami i krytykami.
Filmowe centrum Warszawy
Przy takiej liczbie ciekawych wydarzeń i przedsięwzięć, Kinoteka pozostaje „skryta”. Ze świecą
Miasto moje, a w nim
27
szukać jej reklam czy choćby szerszej informacji o historii. Nie ulega jednak wątpliwości, że kino to odgrywa dużą rolę w rozwoju kulturalnym i filmowym stolicy. Jako warszawiacy szczególnie powinniśmy być dumni z sukcesu „Kinoteki”, który z pewnością wpłynie na popularyzację kina polskiego w innych krajach. Jest ona bez wątpienia filmowym centrum Warszawy i liczymy, że już niedługo Warszawa może stać się filmowym centrum Europy!
OSKAR KOLBERG
ku źródłom
Julia Benedyktowicz
Mieczysław Gaja, Jan Jurek, Jan Kania, Jerzy Walkusz czy Barbara Krajewska to zaledwie początek długiej listy polskich laureatów, którzy w ubiegłym roku otrzymali Oskara. Dlaczego media nie nagłaśniały tak licznej wygranej Polaków w prestiżowej, światowej nagrodzie? I jak to możliwe, że wśród zwycięzców nikt nie jest reżyserem, aktorem, scenografem czy kompozytorem muzyki filmowej?
Ludowe „puszczenie oka do widza”
Otóż mowa tu nie o hollywoodzkich Oscarach, ale o „Ludowych Oskarach”, które z amerykańską kinematografią nie mają nic wspólnego – tylko z Oskarem Kolbergiem. Od 1974 roku jest on patronem Stowarzyszenia Twórców Ludowych i nagrody „Za zasługi dla kultury ludowej”, która honoruje całokształt twórczości i wyróżnia wybitne osiągnięcia w działalności związanej z tą dziedziną. Raz w roku nagradzani są indywidualni twórcy sztuk plastycznych, muzyki instrumentalnej, śpiewu, tańca, literatury ludowej; zespoły i kapele folklorystyczne, a także badacze zajmujący się etnograficzną dokumentacją, animacją czy rozpowszechnianiem rodzimej kultury ludowej. Od dwóch lat trwa zaciekły spór o „Ludowe Oskary” – Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej domaga się zmiany nazwy twierdząc, że jest ona naruszeniem prawa, a Stowa-
▶
Oskar Kolberg. Drzeworyt, A. Regulski, wg rys. F. Tegazzo, Ryc. za:„Kłosy”, 1867, nr 129, s. 316
28 Postać numeru
Oskar Kolberg
rzyszenie korzystając z renomy znaku Oscara „pasożytuje na dorobku Akademii, który budowany był latami i wiązał się z wysokimi nakładami finansowymi ponoszonymi na promocję i reklamę. Amerykańscy prawnicy nie zgadzają się na proponowane modyfikacje nazwy – Słowo „Oskar” musi całkowicie zniknąć”. Co zabawne, historia nazwy hollywoodzkiego trofeum jest dość banalna – wiąże się bibliotekarką Akademii – Margaret Herrick, która na widok statuetki stwierdziła, że przypomina jej wuja Oscara Pierce’a. Lekkość nazwy wszystkim się spodobała i szybko została podchwycona przez dziennikarzy, a w 1939 uznano ją za oficjalną. Aktualnie sprawa nadal pozostaje niewyjaśniona – czeka odroczona na kolejną rozprawę. Intensywna akcja Akademii przeciwko polskim twórcom ludowym momentami wydaje się być absurdalnie śmieszna – trudno przecież uwierzyć, aby lokalny konkurs folklorystyczny, o którym niewiele słychać w samej Polsce, mógł w jakikolwiek sposób zagrozić znanej na cały świat nagrodzie. Całą sprawę bardzo trafnie podsumowuje polski pisarz, historyk sztuki i etnograf, Antoni Kroh – „Ludowy Oskar” to był żart, puszczenie oka do widza, połączenie tradycji z kulturą pop. Żeby było jeszcze ludowiej, statuetka Ludowego Oskara to Chrystus Frasobliwy – bejcowany, lakierowany, w latach siedemdziesiątych na konkursie rzeźby ludowej odpadłby w przedbiegach. Lecz prawnicy z Akademii Filmowej w Hollywood nie znają się na żartach ani na rzeźbie ludowej, natomiast lubią pieniądze.1
Zdobywca źródeł
Oskar Kolberg – patron i imiennik nagrody, która wzbudza w Ameryce tak gorące emocje, to polski, dziewiętnastowieczny etnograf, folklorysta i kompozytor. Jego pełne imię to Henryk Oskar, urodził się 22 lutego 1814 roku w Przysusze, w powiecie opoczyńskim. Był synem przybyłego do Polski z Prus inżyniera kartografa, Juliusza Kolberga i pochodzącej z francuskiej rodziny Karoliny Mercoeur. W latach 1823–1830 był uczniem renomowanego Liceum Warszawskiego, równocześnie uczył się muzyki, między innymi u Józefa Elsnera. W latach 1835–1836 kontynuował studia muzyczne w Berlinie – po ich ukończeniu wiązał przyszłość z karierą kompozytorską
Oskar Kolberg, miniatura T. Rybkowski, bez oprawy, ze zbiorów Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego, za zgodą IMIT
– dawał lekcje muzyki, a jego głównym zainteresowaniem pozostała muzyka fortepianowa. Z czasem Kolberg zarzucił jednak twórczość kompozytorską i skierował swoje zainteresowania wyłącznie w stronę dokumentowania folkloru. W 1839 roku rozpoczął zapisywanie pieśni i melodii ludowych – początkowo w okolicach Warszawy (swe wyprawy odbywał w gronie artystów – literatów, muzyków, malarzy), stopniowo poszerzał badania na dalsze regiony. Współpracował w tym czasie z warszawskimi czasopismami, przede wszystkim z redakcją „Biblioteki Warszawskiej”, która w ówczesnych czasach stanowiła rodzaj prestiżowego salonu literacko-intelektualnego stolicy.
Postać numeru
Oskar Kolberg W roku 1857 wydał Pieśni ludu polskiego, na które składało się ponad 400 melodii tanecznych i ballad. Zbiór ten został bardzo wysoko oceniony przez krytyków – głównie ze względu na fakt, że muzyka ludowa podana była w formie autentycznej, bez opracowania harmonicznego. Kolberg zakładał kontynuowanie cyklu Pieśni, ale rozpoczął realizację nowego pomysłu – wielkiego planu zebrania źródeł dla nowej dziedziny – etnografii. W 1865 roku przedstawił w „Bibliotece Warszawskiej” swój program badań etnograficznych i opracowywania ich wyników w postaci etnograficzno-folklorystycznych monografii regionalnych. Dzięki konsekwentnej realizacji tej koncepcji stworzył niezwykły obraz dziewiętnastowiecznej kultury ludowej z całego terytorium dawnej Rzeczypospolitej, ukazując jej zróżnicowanie regionalne i bogactwo kulturowe rodzimej tradycji, obrzędów, obyczajów i wierzeń. Od roku 1865 opublikował łącznie 33 tomy w cyklu Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce, który był jednym z pierwszych modeli monografii etnograficznej w Europie.
„Nasze Macondo”
Głównym zainteresowaniem badacza na zawsze pozostała muzyka i pieśni ludowe – jednak w swoich opracowaniach nie ograniczał się tylko do nich. Jak zauważa antropolog i kulturoznawca Wojciech Józef Burszta – każdy tom Ludu ma zachowaną pewną strukturę tematyczną, składającą się z kilku sekwencji. Pierwszą z nich jest „Kraj”, w którym zawarta jest społeczno-psychologiczna charakterystyka mieszkańców danego regionu. Kolejnym etapem są doroczne i zawodowe obyczaje oraz związane z trzema etapami życia człowieka obrzędy – narodziny, małżeństwo, śmierć. Następnie przedstawiany jest gatunkowy podział i dokumentacja pieśni, tańców; sfera wierzeń i kwestii religijnych oraz ustna literatura (z podziałem na opowieści, przysłowia itp.). Osobne działy stanowią charakterystyka języka i zabawy dziecięce. Kolberg zafascynowany był całą kulturą magii polskiej wsi. W wywiadzie z Dariuszem Czają, Zbigniew Benedyktowicz mówi: Czytanie Kolberga kojarzy mi się w sposób nieomal naturalny ze Sto lat samotności Marqueza. Kiedy
29
się już weszło w czytanie Kolberga jako źródła, w te wszystkie wierzenia, w te – jak mówi podtytuł jego Ludu – „obrzędy, gusła, zabawy”, a później zaczęło się czytać Marqueza, to można było odnieść wrażenie, że mamy tu do czynienia z tym samym realizmem magicznym z końca XIX i początku XX wieku, tyle że przeniesionym w nasz wiek. Wszystkie te przesądy, wierzenia, płanetnicy, czarownice, południce, utopcy, duchy, sny, wróżby… To wszystko kojarzyło mi się z Marquezem dlatego, że to było takie zanurzanie się w „rzeczywistość równoległą”. I kiedy zaczynało się czytać partie Kolberga dotyczące wierzeń, fragmenty dotyczące rzeczywistości apokryficznej, to był to podobnie intensywny świat. To było nasze Macondo, ten sam świat cudowności, surrealizmu i magii.2
Podstawy etnografii
Oskara Kolberga można nazwać swoistym „założycielem” etnologii i folklorystyki polskiej – z pewnością jest twórcą ich źródłowych podstaw. Sam Kolberg zawsze podkreślał, że dostarcza tylko fundamentów do przyszłej etnografii – której potrzeba „rozwinięcia materiałów”. Twierdził, że jego „praca niczym prawie jeszcze innym nie będzie, jak skrzętnym ich nagromadzeniem. Przede wszystkim postanowiłem sobie takowe zabytki uporządkować i usystematyzować, nim się do ich opracowania i dalszych wniosków przejść będzie mogło”3. Kolberg stworzył dla nauki i kultury polskiej bezcenny zespół materiałów źródłowych – oprócz wydanych dzieł pozostawił ogromny zbiór rękopisów, na podstawie których wydano drukiem kolejne monografie. Naukowo-badawczy dorobek Oskara Kolberga jest imponujący ze względu na szeroki zakres zainteresowań kulturą ludu oraz zasięg badań – obejmujący Polskę, obszary kultur Białorusi, Ukrainy, Litwy, Czech, Słowacji i Słowian Południowych. Żaden inny naród europejski nie ma tak bogatego w źródła zapisu z tej epoki, zwłaszcza z zakresu muzyki ludowej. Od prawie stu pięćdziesięciu lat dokumentacja zgromadzona przez Oskara Kolberga lat służy, zgodnie z zamierzeniem autora, przede wszystkim naszej etnografii, folklorystyce i etnomuzykologii.
Rok Oskara Kolberga
Rok 2014 został ogłoszony uchwałą Sejmu Rokiem Oskara Kolberga – z okazji 200. rocznicy ▶
30 Postać numeru urodzin wybitnego etnografa i kompozytora, który nadal jest praktycznie nieznany na świecie, ponieważ wydawał swoje dzieła po polsku, nadto dokumentując sztukę kraju skazanego na unicestwienie. Również w Polsce nadal jest bardzo niewielka świadomość tego, kim był Oskar Kolberg, statystyczny Polak niewiele wie o randze jego dokonań. Gigantyczne archiwum o naszej przeszłości, jakie mu zawdzięczamy, powinno być powszechnie znane i lepiej wykorzystywane. Poznanie własnych korzeni, fundamentów i początków naszej kultury – źródeł obrzędów, tradycji, wierzeń i zachowań jest niezbędne do zrozumienia współczesnego świata, współczesnej ojczyzny oraz do zbudowania własnego pojęcia polskości. Głównym celem organizatora Roku Kolberga, którym jest Instytut Muzyki i Tańca, było rozwijanie idei Kolberga o ożywianiu tradycyjnej kultury duchowej. W obchodach Roku IMIT nie chciało się jednak skupiać tylko na kulturze ludowej, ale na szeroko rozumianej tradycji i jej obecności w naszym życiu codziennym – również w środowiskach miejskich. Ubiegły rok był świetną okazją, by poznać lepiej twórczość folklorystyczną zarówno Oskara Kolberga, jak i współczesnych etnografów i artystów. Trudno opisać ogrom zasięgu Roku Kolberga – przez dwanaście miesięcy realizowany był bogaty program ciekawych wydarzeń kulturowych w wielu polskich miastach – między innymi działań koncertowych, promocyjnych, wydawniczych, wystaw, warsztatów, wykładów, festiwali, festynów, jarmarków, biesiad, spotkań itd. Przykładem jest oficjalna inauguracja w Przysusze i w Warszawie, digitalizacja i powszechne udostępnienie rękopisów etnografa, powstanie poświęconej mu strony internetowej, wydanie tomów jego dzieł oraz renowacja grobowca folklorysty na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Ponadto powstała specjalna aplikacja mobilna – interaktywny przewodnik śladami Oskara Kolberga, która prezentuje około siedemdziesięciu miejscowości, w których badacz przebywał, zbierał materiały itp. Wędrując śladami etnografa za pomocą aplikacji na telefonie, można zapoznać się z wieloma dodatkowymi materiałami – rycinami z epoki czy nagraniami muzyków ludowych ze zbiorów Programu Drugiego Polskiego Radia.
Oskar Kolberg
„Kolejne pokolenie odkrywa dla siebie Kolberga”
Rok 2014 – Rok Kolberga – dobiegł końca. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy o nim na nowo zapomnieć. Dalej będziemy mieć dostęp do jego twórczości, wydanych dzieł, spostrzeżeń i idei. Od narodzin Oskara Kolberga minęło 200 lat – nasza rzeczywistość, kultura, obyczaje i mentalność ludzka uległy zmianom. Dziś patrzymy na opisywane przez badacza wydarzenia z zupełnie innej perspektywy. Jednak w tej zupełnie odmiennej, „obcej” cywilizacji XXI wieku warto czasem na chwilę się zatrzymać, i chociażby spróbować wykonać prywatny, osobisty „zwrot ku źródłom” – „ku korzeniom”. Spojrzeć na tamten świat pełen niezrozumiałych obrzędów, wierzeń, tradycji własnymi oczami, w nienarzucony przez nikogo sposób. „Kiedyś Kolberga interpretowano bardziej słowem, dzisiaj – bardziej czynem. Kiedyś materiały przez niego zebrane funkcjonowały głównie w przestrzeni idei, dzisiaj młodzi nie tyle chcą go analizować, ile przyswajać, aplikować do własnych celów. Jako nośny tekst i jako żywa muzyka Kolberg opuścił uniwersytet i – można by rzec – został na powrót wcielony, zbliżył się do realnego życia. Dzisiejszy Kolberg to przecież głównie świat fonosfery: on teraz swawoli, weseli się, lamentuje, jęczy, tupie i dudni…” – mówi antropolog kultury Dariusz Czaja, na co odpowiada Zbigniew Benedyktowicz – „Kolejne pokolenie odkrywa dla siebie Kolberga i to może być naprawdę ciekawe! Zmienił się świat, zmieniły się nasze pytania, zmieniła się ideologia, można dzisiaj odczytywać Kolberga inaczej niż kiedyś”4.
Przypisy
1 Antoni Kroh, Wesołego Alleluja, Polsko Ludowa! Czyli o pogmatwanych dziejach chłopskiej kultury plastycznej na ziemiach polskich, Warszawa 2014, s. 32. 2 D. Czaja, Z. Benedyktowicz, Nasze Macondo, https://www.tygodnikpowszechny. pl/nasze-macondo-21929. 3 Cyt za: W. Burszta, Trzy życia Oskara Kolberga, http://tygodnik.onet.pl/kultura/trzy-zycia-oskara-kolberga/2lt30.
Bibliografia: http://imit.org.pl/pl/rocznice/rok-kolberga-2014/rok-kolberga.html http://www.kolberg2014.org.pl/. Kroh Antoni Wesołego, Alleluja, Polsko Ludowa! Czyli o pogmatwanych dziejach chłopskiej kultury plastycznej na ziemiach polskich, Warszawa 2014. Wariacje Kolbergowskie, „Tygodnik Powszechny” , nr 8 (3372), Dodatek Specjalny: D. Czaja, Z. Benedyktowicz, Nasze Macondo.
Nie żyją, a wegetują Nie żyją, a wegetują
Felieton
31
czyli życie z frankiem nie zawsze bywa proste Natalia Andrejuk Nie dotknęła ich śmiertelna choroba, ale wyczekują śmierci. Nadzieję na lepsze jutro stracili już dawno. Ze statystyk wynika, że co roku umiera nawet kilkaset tysięcy z nich, a w grupie ryzyka są nawet dwa miliony Polaków. Dłużnicy to, szczególnie w czasach kryzysu, wciąż powiększająca się grupa, która na co dzień żyje w ogromnym stresie, wstydzie i psychicznej traumie. W przeciwieństwie do innych potrzebujących, nikt się praktycznie nimi nie interesuje.
Głupi czy oszust?
trzeba pamiętać, że w tym czasie bank za nas nie płaci. Tylko, zapewne, podniesie raty później, albo wydłuży cały okres trwania kredytu. Takie rozwiązanie jest jednak krótkoterminowe. Niestety, w dłuższej perspektywie nie ma co zrobić z takim kredytem. Istnieje jeszcze jedno wyjście, z którego można skorzystać: ustawa antyspreadowa. Powstała, by chronić klientów przed niekorzystnymi kursami walut w bankach. Jeśli widzimy, że nasz bank wylicza nam ratę na podstawie niekorzystnych kursów – w stosunku do kursów w innych miejscach – można udać się chociażby do kantoru, kupić sobie odpowiednio dużo franków i nimi spłacić ratę, gdyż rata we frankach zawsze jest stała. Zapewne nie zaoszczędzimy w ten sposób fortuny, ale w sytuacji, kiedy mamy nóż na gardle, każdy grosz się liczy. Niestety, poza tymi sposobami, nie za bardzo mamy co zrobić z zadłużeniem. Wiele osób obwinia za to banki. Powodem narzekań ma być szwajcarska waluta, która jeszcze przed 2008 rokiem była tak polecana przez wiele instytucji finansowych. Z drugiej strony, nikt nie mógł przecież przewidzieć, jak potoczą się losy światowej gospodarki, która tak nagle zaczęła słabnąć.
Z roku na rok, nie tylko w Polsce rośnie liczba zadłużonych osób. Jak takie osoby funkcjonują w życiu codziennym? Często jest to praca „na czarno”, dłużnicy nie szukają etatu, ponieważ komornikowi łatwiej byłoby ściągać większe sumy. Nie pożyczają od znajomych, bo zdają sobie sprawę, że nie będą mogli się wypłacić przez bardzo długi czas. Wielu zapyta, dlaczego jest się takim niemądrym, żeby brać tzw. „chwilówki”. Zwłaszcza że często ich warunki przypominają zwykłe lichwiarstwo. Dłużnicy opowiadają: „Stracisz jedną fuchę, wystarczy miesiąc bez pieniędzy, które się z tego Ktoś chce pomóc. Za darmo miało, i trzeba zaciągać kolejną pożyczkę na spła- 17 maja 2013 roku w Poznaniu powstała Grupa tę kolejnych rat”. Takie są realia dłużników – bez Anonimowych Dłużników (AD). Jest to stoważadnych perspektyw na lepsze życie. rzyszenie, które za cel obrało sobie pomoc w uporządkowaniu życia przez osoby żyjące w zadłuSposób na kredyt żeniu. Chcą wykorzystywać rozwiązania z sukAle co zrobić, kiedy nasze zadłużenia ciągle cesami stosowane przez Anonimowych Alkorosną? Jak wskazują analitycy, jest kilka opcji. holików czy Anonimowych Hazardzistów. W tym Można poprosić o tzw. „wakacje kredytowe”, słynną formułę „12 kroków i 12 tradycji”, któczyli czasowe zmniejszenie raty lub całkowite ra pomaga stronić od źródeł uzależnienia. Idea niesienia pomocy zadłużonym osobom jej odroczenie. W przypadku przejściowych problemów jest to całkiem logiczne wyjście. Jednak zrodziła się pod koniec 2010 roku. Zorganizo- ▶
32
Felieton
wano grupy edukacyjne, grupy wsparcia, które już od 1 kwietnia 2011 roku mogły ruszyć z systematycznymi zajęciami, które pod różnymi postaciami i w różnych miejscach trwają do dziś. Zaczęły cieszyć się coraz większą popularnością, co tylko utwierdza inicjatorów w przekonaniu, że taka pomoc jest faktycznie potrzebna. Ich pierwsze motto brzmi: „Wszyscy jesteśmy zadłużeni”. Ma ono przedstawiać realia współczesnego świata. Dzisiaj zaciąganie zobowiązań finansowych jest czymś normalnym, a nawet potrzebnym – zwiększa nasze możliwości działania, ułatwia osiąganie celów, jeśli działamy szybko i mądrze, często szukając porad u przedsiębiorczych fachowców. Ich drugie motto: „Długi nie umierają nigdy – dłużnicy dość często” ma podkreślać realizm sytuacji. Wzięcie kredytu jest decyzją nieodwołalną, rodzi odpowiedzialność, jest to nasza wolna wola i zaufanie do obu stron umowy. Twórca Anonimowych Dłużników – Roman Pomianowski – pisze na swoim blogu: „Błędna decyzja, nietrafiona inwestycja, utrata, np. zdolności kredytowej, płynności finansowej szybko przestaje być problemem stricte księgowym, stratą czy osobistą, jednorazową porażką – staje się początkiem ciągu zdarzeń przebiegających zgodnie z zasadą «śnieżnej kuli». Jej lawinowo rosnący rozmiar (...) oraz gwałtowne tempo najlepiej chyba oddają istotę utraty kontroli? Uruchamiającą tzw. trening bezradności w prawdziwym życiu”. Dalej wyjaśnia, że długi to nie tylko problemy finansowe, ale również emocjonalne. Bezradność powoduje, że człowiek zaczyna żyć w pustce intelektualnej, a racjonale myślenie wręcz boli. Stowarzyszenie prowadzi bezpłatne doradztwo prawne, psychologiczne i windykacyjne (windykacja – dochodzenie własności za pomocą przepisów prawnych – przyp. red.). Wspomagają dłużników, lecz jak sami podkreślają „nie stają się stroną konfliktu dłużnik – wierzyciel”, ale
Nie żyją, a wegetują pomagają zmierzyć się z problemami. Organizują warsztaty, na których stawiają sobie pytanie: „Jak chronić się przed pułapką spirali zadłużenia?”, a także szkolenia w grupach edukacyjnych, które pozwalają zmierzyć się z problemem zadłużenia.
12 kroków Anonimowych Dłużników
Poniżej przedstawiamy wam formułę „12 kroków” według Anonimowych Dłużników:
1. Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec naszych długów i przestaliśmy kierować własnym życiem. 2. Uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowe myślenie. 3. Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Go pojmujemy. 4. Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny. 5. Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów. 6. Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru. 7. Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki. 8. Zrobiliśmy listę wszystkich osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim. 9. Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych. 10. Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnionych błędów. 11. Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do coraz doskonalszej więzi z Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia.
Przyszłość jest odnawialna 12. Przebudzeni duchowo w rezultacie tych Kroków, staraliśmy się nieść posłanie innym dłużnikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.
Felieton
33
firmy sprawdzają potencjalnych pracowników pod kątem zadłużenia. Okazuje się, że spore problemy z długami mają również młodzi ludzie. 10 148 zł – tyle zalega najmłodszy dłużnik wpisany w Krajowy Rejestr Długów, a ma zaledwie 15 Krajowy Rejestr Długów lat! W Rejestrze Dłużników ERIF co szesnasta Kiedy uda nam się już wyplątać z długów, oka- zadłużona osoba nie ma 26 lat. W Krajowym Rezuje się, że to nie koniec problemów. 4 sierpnia jestrze Długów – co dziesiąta. Wejście w doros2003 roku, na podstawie ustawy o udostępnianiu łość z długiem może okazać się prawdziwym informacji gospodarczych i wymianie danych falstartem. gospodarczych powstał Krajowy Rejestr Długów. Kogo można w nim umieścić? Wpisywany jest Lepiej zapobiegać niż leczyć do niego dłużnik, który zalega co najmniej 200 W sytuacji zadłużonego warto odpowiedzieć sozł brutto (500 zł, gdy dłużnikiem jest firma) i nie bie na pytanie: „Dlaczego chcę żyć? Co jest dla został uregulowany przez 60 dni od daty płat- mnie ważne?”. Dla babci może to być jej mała ności. Aby umieścić w rejestrze niesolidnego wnuczka, a dla młodego chłopaka – ukochana dłużnika lub pracodawcę, który nie wypłaca dziewczyna! Wychodzenie z długów będzie pensji, należy posiadać tytuł wykonawczy – na- długą, monotonną drogą, ale systematyka i solidkaz zapłaty lub wyrok sądu z tzw. klauzulą (klau- na praca przyniosą sukces. Należy również bezzula – zastrzeżenie, postanowienie lub warunek względnie unikać dalszego zadłużania się. Jeżeli w umowie – przyp. red.). Ponadto powinno się cały czas będziemy brać „chwilówki” – utoniemy. uprzedzić dłużnika o swoim zamiarze i dać mu Koszty będą tylko rosły. Decyzja należy do nas termin do uregulowania płatności (miesiąc). – albo stawiamy czoła naszym współczesnym Gdy zlekceważy naszą prośbę, za pośrednictwem problemom i przysłowiowo łapiemy byka za rogi, specjalnego Serwisu Ochrony Konsumenta na- albo, kolokwialnie mówiąc, olewamy temat i poleży wpisać go na czarną listę. tem pokutujemy podwójnie. Osoby z listy dłużników mają przed sobą szereg nowych kłopotów: nie mogą dostać kredytu, Zachęcam do odwiedzenia bloga Romana Pomianowskiego: założyć kablówki czy telefonu stacjonarnego, http://hrrp.blog.onet.pl/ oraz oficjalnej strony stowarzyszenia: http://programwsparcia.com/ mają problemy ze znalezieniem pracy, bo często
PRZYSZŁOŚĆ JEST ODNAWIALNA Julia Kwiatkowska
W nocy z 20 na 21 marca rozpoczyna się astronomiczna wiosna. Słońce wchodzi wówczas w znak Barana. Śniegi topnieją, trawa się zieleni, a zwierzęta zaczynają się budzić z zimowego snu. W dzisiejszych czasach wiemy, że wynika to z cykliczności, jednak nasi pradziadowie myśleli trochę inaczej. Uważali, że wiosna nadejdzie wcześniej, jeśli jej w tym pomogą.
Zmiany pod wpływem działań człowieka
Choć Greenpeace ma na swoim koncie wiele sukcesów (ostatnio udało mu się przekonać Lidla do wyeliminowania wszelkich niebezpiecznych substancji chemicznych z produkcji tekstylnej), to jednak w nietypowej sytuacji splamił swoje dobre Działacze Greenpeace również myślą, że wspo- imię. W grudniu 2014, pod osłoną nocy, sześciu mogą przyrodę w jej rozkwicie, jeżeli będą dzia- członków organizacji wdarło się tam, gdzie żaden łać. Istotą ich pracy są bezpośrednie akcje na archeolog nie ma zgody na prowadzenie badań ziemi, wodzie i w powietrzu. Jaki jest tego cel? od trzydziestu lat – na płaskowyż Nazca, gdzie Aktywiści pragną zwrócić uwagę społeczeństwa znajduje się jedna z największych zagadek archeologicznych. na istotne problemy ekologiczne. ▶
34 Felieton
Przyszłość jest odnawialna
Rodrigo Abd/AP.; fot. za: http://www.nydailynews.com.
W grudniu w stolicy Peru, Limie, trwała konferencja na temat zmian zachodzących w przyrodzie pod wpływem działań człowieka. Co postanowili zrobić aktywiści Greenpeace? Weszli bezprawnie na teren będący na liście światowego dziedzictwa UNESCO i rozłożyli napis mówiący „Czas na zmianę! Przyszłość jest odnawialna!” obok jednego z największych geoglifów kultury Nazca, zostawiając tam przy okazji ślady butów. Obywatele są oburzeni. Twierdzą, że takie postępowanie świadczy o braku szacunku wobec ich dziedzictwa narodowego. Wiceminister kultury Peru stwierdził, że „To prawdziwy policzek dla każdego Peruwiańczyka”. Peruwiański rząd zamierza wytoczyć organizacji proces. Przywódcy Greenpeace wydali oświadczenie z przeprosinami, jednak władze Peru i UNESCO chcą wyciągnąć konsekwencje wobec winnych.
Tajemnicze wzory
O co właściwie afera na tak ogromną skalę? Czym są te geoglify? Linie Nazca to rysunki kształtem przypominające zwierzęta, rośliny i figury geometryczne. Powstały ponad 2000 lat temu przez usunięcie czerwonego żwiru (tlenku żelaza) pokrywającego pustynię. Odsłonięta gleba, zawierająca głównie wapień, stwardniała i stała się odporna na erozję. Rysunki przetrwały dzięki warunkom pustynnym – nie pada tu deszcz, nie wieją wiatry, więc geoglify będą trwać przez setki lat. I tu pojawiają się pytania: Dlaczego lud Nazca wykonał
tak ogromne, skomplikowane rysunki? Czy służyły jakiemuś celowi? Dlaczego wykonano wzory, które podziwiać można tylko z lotu ptaka, w czasie, gdy lotnictwo nie istniało? Naukowcy nie są pewni, w jakim celu stworzono wielkie rysunki, dlatego istnieje wiele teorii: niektórzy twierdzą, że piktogramy powstały w miejscach, w których znajdują się podziemne źródła wody. Inna zakłada, że linie wyznaczają drogi, po których chodzono podczas rytuałów religijnych. W niektórych kręgach mówi się, że rysunki są odpowiednikami współczesnych stadionów – wskazywały obszar gry. Powstała nawet teoria, że linie Nazca są dziełem istot pozaziemskich.
Kalendarz astronomiczny
Najbardziej prawdopodobną wytłumaczenie przyniosły ustalenia Marii Reiche w 1914 roku. Według badaczki linie związane są z obserwacjami astronomicznymi Indian, zaś piktogramy obrazują gwiazdozbiory. Niestety i tego nie można przyjąć za pewne – wiele rysunków nie pokrywa się z konstelacjami, które były widoczne z płaskowyżu w okresie ich powstawania. Kilka lat później Tony Morrison dokonał w regionie Nazca szeroko zakrojonych badań. Zapoznał się z wieloma teoriami i zdał sobie wówczas sprawę, że większość badaczy zbyt mocno skupiała się na samych liniach, nie zwracając uwagi na obiekty w ich pobliżu. Morrison przeprowa-
Przyszłość jest odnawialna
Felieton
35
W RZECZYWISTOŚCI
dził wywiad w okolicznych wsiach i dowiedział się, że pewna sekcja całej sieci Nazca wciąż wykorzystywana jest przez mieszkańców do celów religijnych. Mimo upływu 2000 lat i zmiany religii, starsze pokolenia chowają tam zmarłych, chodząc po płaskowyżu wzdłuż linii niczym po świętej ścieżce. Czyżby to był klucz do rozwiązania tajemnicy? Morrison doszedł do wniosku, że sieć służyła Julia Benedyktowicz jako pewien typ cmentarza. Obszar, gdzie rzadko pada, wydawał się być wymarzonym miejscem do kontaktowania się ze zmarłymi przod- „Kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy, kami. Nie jest też zaskoczeniem, że w miejsco- za pieniądze, których nie mamy, żeby zaimwej kulturze szczególne miejsce przypadało sza- ponować ludziom, których nie lubimy”. manom. Zostali oni wybrani przez duchy i wpro- Brzmi znajomo? wadzeni w „tamten świat”. Mieli też ogromną wiedzę, która była przydatna, gdy musieli wy- Żyjemy w czasach, w których ogromna część ludzi ruszyć w zaświaty. ma poważne problemy finansowe, tkwi po uszy w długach i nie stać jej na tak zwane „życie na poŁącznicy dwóch światów ziomie”. Jakie są tego powody? Niskie płace, nieSzamani pełnili funkcję łączników z bogami, udane inwestycje, kredyty, życie ponad stan, konprzodkami i zmarłymi. Według Morrisona, linie sumpcjonizm…? Zaciągamy kredyty na rzeczy tworzyły system, który wspierał szamana w jego luksusowe – kupno domu czy też mieszkania, duchowej podróży. Łączyły się w pewnym miej- samochodu, telewizora plazmowego i tak dalej. scu, a gdzie indziej się rozciągały. W miejscach Zaspokajamy podstawowe potrzeby, czy może przecięcia można było natrafić na niewielkie otaczamy się przedmiotami, których zdecydowanie nie potrzebujemy? ołtarzyki, czasem ułożone w kopczyki. Większość ludzi wpada w zadłużenia nie przez Przyjmijmy, że teoria Morrsona dotycząca niezwykłą naiwność czy głupotę, ale dlatego, że linii prostych jest prawdą. Co jednak z figurazbyt lekkomyślnie podchodzi do swoich wydatmi zwierząt? Ich rozmiary są ogromne – najków. Tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy, na większa z nich mierzy 275 metrów – i powstaile może sobie pozwolić – czy stać ją na konkretne ły przed liniami. Na ten temat nie ma jednak zakupy. Dzięki kartom kredytowym, możliwości dość prawdopodobnej tezy. debetowania konta ROR, kupowania produktów na raty czy brania pożyczek gotówkowych mamy Wielki znak zapytania dziś łatwy dostęp do „cudzych” pieniędzy. PowoZe względu na swoją tajemniczość, płaskowyż duje to, że wydajemy więcej niż zarabiamy, a co Nazca jest ściśle chroniony. Wielu archeologów ważniejsze – wydajemy pieniądze na to, czego stara się wyjaśnić przyczynę ich powstania. Jed- wcale nie potrzebujemy. Dlaczego tak się dzieje? nak z tego, co widać, zagadka ta pozostanie nierozwiązana jeszcze przez wiele lat. Teoria Morri- Wieczne nienasycenie sona jest bardzo wiarygodna, jednak tak napraw- Celem współczesnych reklam jest przekonanie podę nie mamy pewności co do tego, czemu słu- tencjalnego konsumenta, że aby osiągnąć szczęśżyły, ani – tym bardziej – jak zostały wykonane cie potrzebuje określonych dóbr i usług. „Dzięki tajemnicze geoglify. A patrząc na wydarzenia najnowszej sokowirówce firmy X staniesz się ostatniego czasu, nie mamy nawet pewności, czy w końcu w pełni spełnionym człowiekiem, który przetrwają, skoro ludzie walczący o zmiany na każdego dnia może sobie pozwolić na świeżo wycirzecz środowiska potrafią bezmyślnie narażać skany sok z naturalnych owoców!”. Trudno jednak dziedzictwo kulturowe. jest nasycić się poprzez zaspokajanie sztucznie ▶
CIĄGŁEJ SPRZEDAŻY
36 Felieton
W rzeczywistości ciągłej sprzedaży
wytworzonych potrzeb. Skoro mam już sokowirówkę, to dlaczego by nie kupić MultiCookera z tej samej firmy? Może nie do końca wiem, co to jest, ale pani prezentująca to niezwykłe urządzenie zapewnia mnie, że może ono przygotować „setki, o ile nie tysiące potraw o zachowanych wartościowych substancjach odżywczych, witaminach i minerałach – dzięki czemu to wielofunkcyjne urządzenie do gotowania jest niezastąpionym pomocnikiem osób ceniących zdrową i smaczną dietę”. Żyjemy w przekonaniu, że potrzebujemy tych wszystkich przedmiotów na własność. Z tej przyczyny kolekcjonujemy w piwnicach, garażach, szafach i na strychach wiele zbędnych przedmiotów, których na co dzień nie potrzebujemy. Gdy już nadarzy się okazja na ich praktyczne wykorzystanie – zwykle i tak o nich nie pamiętamy lub nie możemy w danym momencie odnaleźć. Pod wpływem impulsu zamawiamy zestawy kosmetyków, których nie zdążymy zużyć przed upływem terminu ważności, prenumeraty czasopism, których nie przeczytamy czy najnowsze buty do biegania chociaż Pokolenie yuppie charakteryzuje się zamiłowawiemy, że nigdy ich nie założymy. niem do luksusu, dążeniem do spełnienia w kariePokolenie yuppie rze i sukcesów finansowych. Jednak główny boha„Jesteśmy niewolnikami w białych koszulach. ter wcale nie jest zadowolony ze swojego życia Reklamy zmuszają nas do pogoni za samocho– sukces nie sprawia mu radości, nie czuje się spełdami i ciuchami, Wykonujemy prace, których niony – odczuwa wewnętrzną pustkę, cierpi na nienawidzimy, aby kupić niepotrzebne nam bezsenność… Fight Club (oryginalny tytuł) gówno. (...) Zostaliśmy wychowani w duchu telemożna nazwać filmem kultowym – jest prawwizji, wierząc, że pewnego dnia będziemy miliodziwym obrazem współczesnego człowieczeńnerami, bogami ekranu. Ale tak się nie stanie” stwa – obnaża uzależnienie ludzi żyjących w wie– mówi Tyler Durden – bohater Podziemnego cznym dostatku. Paradoksalnie, są oni przekokręgu z 1999 roku, w reżyserii Davida Finchera nani, że ciągle mają za mało. (twórcy takich filmów jak Siedem, Ciekawy przypadek Benjamina Buttona, The Social Network Mogę być zadowolony z tego, co mam... czy Dziewczyna z tatuażem), zrealizowanego na pod warunkiem, że mam więcej niż sąsiad! podstawie książki Chucka Palahniuka o tym samym tytule. Film opowiada historię trzydziesto- Stałe pragnienie posiadania kolejnych rzeczy bieparoletniego mężczyzny, który ma dobrze płat- rze się również z chęci dorównania innym – znajoną pracę z perspektywą awansu i eleganckie miesz- mym, którym lepiej się powodzi czy wymaganiom kanie, w którym kompletuje zestawy mebli z kata- postawionym przez rodziców, którzy w naszym logów Ikei (bardzo poważnie podchodzi do takich wieku lepiej sobie radzili. W badaniach socjoloproblemów jak dopasowanie kanapy do innych gicznych udowodniono, że przede wszystkim sprzętów i osobowości domownika). Jest przed- od innych ludzi zależy, czy będziemy czuć zadowostawicielem amerykańskiego yuppie (skrót od lenie. U wielu osób poziom satysfakcji z posiaangielskiego Young Urban Professional), czyli danych dóbr zależy od oceny innych, z którymi dosłownie „młodego wielkomiejskiego przed- stale się porównujemy – rówieśników, kolegów stawiciela pnących się górę profesjonalistów”. z pracy, sąsiadów.
Felieton
W rzeczywistości ciągłej sprzedaży Czy Erich Fromm wiedział jak żyć? Fincher w swoim filmie zawarł refleksję na temat tego, czym jest wolność. Względną normalnością dyktowaną przez samolubną pogoń za konsumpcją? „Kolejna strona: mieć czy być? Czy Erich Fromm wiedział jak żyć? W rzeczywistości ciągłej sprzedaży, Gdzie «być» przestaje cokolwiek znaczyć” – śpiewa Artur Rojek z zespołem Myslovitz, nawiązując do eseju filozoficznego niemieckiego filozofa Ericha Fromma, zatytułowanego Mieć czy być?. Fromm wyróżnia dwa sposoby egzystencji – zakładający czerpanie satysfakcji z życia poprzez posiadanie lub przez objawiające się empatią i pełnią miłości bycie. Pozornie satysfakcjonująca egzystencja pozbawiona pomysłu na to, do czego dążymy, nie ma sensu. Bez obrazu o tym „jak powinno wyglądać życie” (czyt. co powinieneś posiadać) wyprodukowanego przez medianic o sobie nie wiemy. Boleśnie uświadamia to sobie główny bohater Podziemnego kręgu – „Jesteśmy produktem ubocznym pogoni za lepszym stylem życia. Morderstwa, przestępstwa, bieda – te rzeczy mnie nie obchodzą. Obchodzą mnie natomiast czasopisma ze słynnymi osobistościami, telewizor z 500 kanałami, imię jakiegoś faceta na moich slipkach. (...) Ludzie stają się niewolnikami posiadania rzeczy”. Dlatego gdy najpierw dowiaduje się o stracie mieszkania i całego dobytku w pożarze jest załamany („To mieszkanie było moim życiem. Kochałem każdy jego centymetr”). Później jednak okazuje się, że to wydarzenie odmieniło jego życie na lepsze – po wyprowadzce do nowo poznanego przyjaciela Tylera Durdena, wyrzeczeniu się dotychczasowego luksusu, wygodnych przyzwyczajeń i kompletnej zmianie sposobu bycia po raz pierwszy od dawna potrafi spokojnie zasnąć, czuć się spełniony i szczęśliwy. Dzięki Durdenowi zrozumiał, że „Dopiero, kiedy stracimy wszystko, zdobywamy wolność do dokonania wszystkiego”. Wiąże się to bezpośrednio z myślą Fromma – „Jeśli jestem tym, co posiadam i to stracę, czym wówczas będę? (...) Jeśli jestem tym, kim jestem, nie zaś tym, co posiadam, nikt nie może mnie pozbawić pewności ani zagrozić mojemu bezpieczeństwu i poczuciu tożsamości”.
37
Ku wolności Absurdem jest zakładać, że każdy człowiek powinien wyzbyć się wszystkich swoich dóbr materialnych i wyrzec się dotychczasowego życia. Przecież posiadane przez nas przedmioty oraz mądrze wykorzystywane pieniądze zapewniają nam bezpieczeństwo, komfort psychiczny, pozwalają się spełniać, rozwijać swoje pasje itd. Nikogo nie zmuszam do szalonego (a dzięki temu wyzwalającego) przedsięwzięcia Christophera McCandlessa – głównego bohatera filmu Seana Penna Wszystko za życie, który rozdaje wszystkie swoje oszczędności i wyrusza autostopem na Alaskę, aby żyć w dzikiej głuszy, czy zakładania tajnego klubu walki na gołe pięści, który później przeradza się w paramilitarną organizację anarchistyczną – jak robi to bohater Fight Clubu. Nie zachęcam również do chorobliwego oszczędzania na każdym możliwym wydatku i życia w skrajnym minimalizmie finansowym, przeciw któremu ma się ochotę buntować – mamy wszak prawo sądzić, że „coś nam się od tego życia należy” i nie po to ciężko pracujemy, aby nie móc zaspokoić swoich potrzeb. Myślę jednak, że każdy człowiek powinien być świadomy swoich własnych prawdziwych pragnień i nie pozwolić, aby dyktowało je nam społeczeństwo czy media. Powinniśmy czuć wolność w podejmowaniu tej decyzji – kupować takie rzeczy, które rzeczywiście chcemy posiadać; które sprawią nam nie tylko tymczasową radość (jeśli ktoś rozumie zastosowanie MultiCookera i go potrzebuje – dlaczego ma się ograniczać?). Na pewno zaś nie powinniśmy zadłużać się czy zaciągać kredytów na przedmioty, które są czyimś cudzym marzeniem, a nie naszym własnym. Nie pozwólmy wmówić sobie, co jest nam przydatne – finansujmy nasze potrzeby i cele, a nie pensje specjalistów od reklamy i marketingu. Bo jak napisał Erich Fromm – „Celem naszego życia nie powinno być posiadanie bogactw, lecz bogactwo bycia”. Bibliografia:
Chuck Palahniuk, Podziemny krąg (1996) Erich Fromm, Mieć czy być? (1976) Michał Szafrański, Emocje w walce z długami – sprawdzone strategie wychodzenia z długów (2013), dostępne online na: http://jakoszczedzacpieniadze.pl/ emocje-i-sprawdzone-strategie-wychodzenia-z-dlugow
38
Tryby
Liter
UWOLNIĆ BALON SZCZĘŚCIA
P
iotr założył piżamę i podszedł do okna. Księżycowa poświata powodowała, że park widoczny z jego okna zdawał się bardziej jeszcze magiczny niż zwykle. Gwiazdy na niebie odcinały się od ciemności jak świetliki podczas dalekich leśnych wypraw, które odbywał z rodzeństwem dawno temu. Sypki śnieg wirował w powietrzu, przypominając mąkę, którą jego starszy brat uwielbiał rozrzucać po podwórku ku uciesze reszty rodzeństwa… To wszystko zawsze pozbawione było sensu. Nawet wtedy, kiedy jego brat wysypywał sobie biały proszek na głowę, a on śmiał się najgłośniej, nawet wtedy, kiedy udawał niedźwiedzia i proponował nocne wędrowanie po lesie. Piotr bawił się z rodzeństwem w ich zabawy, usiłował śmiać się z tych samych żartów, ale było to nieszczere. W końcu nadszedł dzień, w którym przestał udawać. Szybko polubił samotność, bo czuł ją całym sobą. Od tego momentu prawie się nie zmieniał. Kolejne lata dodawały mu wzrostu, siły, wiedzy
Florek i sprytu, ale w środku ciągle był podobny. Świat wciąż był dla niego jak długa papryczka chili, którą trzeba zjeść do końca, po kawałku, bez jednego choćby łyka wody, aż skończy się ją nie wiedzieć kiedy. Wtedy można spełnić swoje marzenie, czyli wyrzucić talerz przez okno, obserwować jak spada na chodnik, rozbija się na drobne kawałeczki, a potem zapomnieć o wszystkim i rzucić się w ślad za nim. Życie zdecydowanie nie sprawiało mu przyjemności. Już w dzieciństwie zauważył, że ludzie nie znoszą chaosu, co wywołuje u nich schematyczne zachowania. Dotyczy to wszystkiego, począwszy od robienia kanapek, a skończywszy na ślubowaniu wierności i wychowywaniu dzieci. Nieporównywalne z czymkolwiek uczucie, którego doznawał, kiedy patrzył na świat właśnie jako na skomplikowany mechanizm, w którym wszystko idzie swoim torem, powtarzało się w jednej sytuacji. Przez wiele lat miewał identyczny sen: metalowa kula wypełniona wodą, która krąży w niej z zawrotną prędkością, a wraz z nią on
Uwolnić balon szczęścia sam. Czuł doskonale, że cała ciecz porusza się zgodnie z regułami, każdy jej kolejny ruch jest do przewidzenia, a jakiekolwiek zaskoczenie czy odstępstwo od normy wprost niemożliwe. Woda nie była przypadkowa – pozwalała dostrzec doskonałość wykonania, brak jednego choćby draśnięcia na idealnie gładkiej powierzchni. Budził się zlany zimnym potem po zadaniu sobie pytania, co może być na zewnątrz, albo po daremnej próbie rozbicia jednej ze ścian i wydostania się ze środka. Mijał czas. Piotr intensywnie rozmyślał nad sobą i swoją rzeczywistością, ale nie przywodziło go to do żadnych wartych wspomnienia tutaj wniosków. Ciągle nie rozumiał też, dlaczego wszystkie smaki, które dane mu było kiedykolwiek poznać, zmieniały się prędzej czy później w gorzkie. Nic dziwnego, że stracił resztki panowania nad sobą, kiedy gorzki okazał się dla niego także świat marzeń sennych. Do tamtego momentu nie zwracał szczególnej uwagi na sny, oprócz tego o metalowej kuli. Nigdy nie próbował ich zapisywać ani zapamiętywać, uważał je za pozbawione sensu rojenia. Nie przeszkadzało mu nawet, że niekiedy powodowały u niego strach. Może to nawet dobrze, myślał, bo w ciągu dnia nie mam czego się bać. Odczucie, które nagle zaczęło go prześladować i powracało każdego ranka, było znacznie gorsze i bardziej złożone od zwykłego lęku. Było to wrażenie, że każda z nocnych historii jest tylko kopią, że wydarzyła się już podczas którejś jego nocy, a teraz jest tylko odtwarzana. Nie chodziło o samo powtarzanie się snów. Powtarzalność była do zniesienia. Niektóre sny lubił, niektórych nie, czasem go nudziły, ale wszystko było do przyjęcia. Problemem był moment po otwarciu oczu, kiedy z jednej strony był pewien, że nigdy wcześniej nie widział tego, co przed chwilą, a z drugiej strony pamiętał dokładnie ostatnie myśli przed wybudzeniem, pamiętał jak wertuje pamięć i zauważa, że „to już kiedyś było”. Mniej więcej wtedy, kiedy zniknęła wyjątkowość snów, pojawił się jeden nowy, będący rozwinięciem tego z dzieciństwa. Zaczynał się tak samo, ale nie kończył się wraz z próbą opuszczenia ograniczającej go kuli. Teraz zapierał się nogami, kula rozpadała się na dwie części jak przekrojone jabłko, a on znajdował się w znacznie większej bryle o bliżej nieokreślonym kształ-
Tryby
Liter 39
cie. Każdego ranka budził się absolutnie przekonany co do beznadziejności życia – pierwsze więzienie było w jego mniemaniu codziennością, nudną ponad wszelkie pojęcie, drugie zaś symbolizowało, że sny są takie same. Nawet sny, znane przecież z nieprzewidywalności, niepowtarzalności i niezwykłości – ograniczały. Smutek jego stał się jeszcze pełniejszy i trudniejszy do zniesienia. Wolę być nieszczęśliwy przez wszystkie swoje dni, niż nie znać prawdy – powiedział do siebie, zasłaniając okno, księżyc i wspomnienia. Interesowało go jedynie, co może znajdować się za drugą ścianą. Położył się i zamknął oczy. Przyśniła mu się dziewczynka, trzymająca w ręce kolorowy balon. Spojrzał na prawą rękę i zobaczył w niej nóż, którego rączka przypominała kawę z mlekiem zarówno kolorem, jak i konsystencją. Podszedł do dziecka i poderżnął mu gardło. Balon poszybował w powietrze, a nóż, wypuszczony przez niego z ręki, wbił się w ziemię. Piotr obudził się i próbował zrozumieć sens tego, co zobaczył oczami wyobraźni. Za oknem szalała wichura. Zasnął ponownie. We śnie zobaczył to, co widział już wiele razy wcześniej. Zna to na pamięć. Metalowa kula. Woda, ruch, wir. Nienaruszalny porządek. Paniczna próba zniszczenia jednej ze ścian. Nowe otoczenie, mroczne, zapierające dech. Woda rozlewa się i ucieka z pola widzenia. Dwie półkule znikają w ciemnościach. Przeraźliwy chłód w sercu i głowie. Wszystko robi się coraz wolniejsze z chwili na chwilę, aż nagle pojawia się myśl zagłuszająca wszystko: „Co jest na zewnątrz?”. Zanika wszelki ruch. Jedynym odczuciem jest pustka, brak czegokolwiek, również czasu. Oto prawdziwy ból istnienia – nieruchome więzienie. Beznadziejnie niezmienny punkt w czasoprzestrzeni. Powoli jednak wszystko staje się takie jak było, a przed Piotrem pojawiają się drzwi. Już przy nich jest, lewą ręką naciska klamkę, oślepia go światło z zewnątrz, ale on zasłania oczy i wychodzi w nieznane. Znajduje się teraz na plaży, przed nim rozciąga się ocean, a tuż za nim palmy zmagają się z wiatrem. Gdzieś daleko unosi się kolorowy balon, ale Piotr nie zwraca na niego uwagi. U swoich stóp dostrzega walizkę podróżną. ▶
40
Tryby
Liter
Budzi się. Po raz pierwszy w życiu czuje, że rzeczywistość jest na swój niezrozumiały sposób wartościowa, pomimo pozornego bezsensu. Czuje się częścią świata. Poranne słońce działa na niego jak na roślinę, która właśnie wydostała się z nasiona. Czy nie sprzeniewierzam się temu, czego byłem pewien od zawsze? – zastanawia się – Moje dotychczasowe życie straciłoby wówczas uzasadnienie, okazałoby się bezwartościowe. Czy nie zacząłem właśnie zachowywać się jak wszyscy ludzie, których codziennie oglądam i których szczerze nienawidzę? Czy nie podjąłem właśnie
LEWIATAN
Lewiatan - historia rosyjskiego Hioba pogoni za… iluzorycznym szczęściem? – gorączkowo zadawał sobie pytania, pakując letnie ubrania do torby i szukając okularów przeciwsłonecznych. Postanowił, że musi jakoś pożegnać to co zna, zanim wyruszy na spotkanie nowego. Zastanawiał się przez chwilę, jak to zrobić, aż w końcu rozebrał się od pasa w górę i wyszedł z domu, żeby tarzać się w śniegu puszystym jak sierść jego psa, którego nigdy nie lubił, bo sprawiał wrażenie wiecznie wesołego. Wziął śnieg na ręce i wyrzucił go w górę. Kiedy zimna mąka osiadała na jego włosach, poczuł że jest gotowy do wyjazdu.
HISTORIA ROSYJSKIEGO HIOBA Maria Rościszewska
Świat Lewiatana jest światem, w którym Bóg opuścił biednych, samotnych, słabych, skazanych na klęskę. Jest światem, w którym słowa „prawda” czy „sprawiedliwość” nic już nie znaczą, a rację zawsze ma silniejszy. Bohaterowie filmu Andrieja Zwiagincewa, pozostawieni sami sobie, rozpaczliwie walczą, nie wierząc zarazem w sens tej walki. Główny bohater Lewiatana, Kola (Aleksiej Seriebriakow), żyje z młodą żoną Lilą (Elena Liadowa) i nastoletnim synem Romą (Sergiej Pokchodajew) w małej miejscowości nad morzem Barentsa w północnej Rosji. Poznajemy go, gdy szykuje się na rozprawę w sądzie. W walce z merem miasta o bezprawne zajęcie domu wspomaga go przyjaciel z wojska, zamieszkały w Moskwie prawnik o imieniu Dymitri (Władimir Wdowi-
czenkow). Mylnie byłoby jednak sądzić, że Lewiatan to obraz opowiadający tylko o tym, bo jest to z pewnością dzieło, które na długo zapisze się w historii kina rosyjskiego. Choć został nakrecony niedawno, bo w 2014, zdążył już wzbudzić wiele kontrowersji i wywołać burzliwe dyskusje.
Czym jest Lewiatan?
Słowo „lewiatan”, oryginalnie określające wieloryba czy potwora morskiego, używane też było w odniesieniu do organizmu państwowego – potężnego i przekraczające ludzkie siły. W takim też sensie używa go Thomas Hobbes, XVII-wieczny filozof, autor traktatu, którym – jak sam przyznał w wywiadzie przeprowadzonym przez polskiego krytyka filmowego Tadeusza Sobolewskiego – sugerował się Andriej Zwia-
Lewiatan - historia rosyjskiego Hioba gincew, tworząc scenariusz swojego filmu. Ujmując rzecz bardzo skrótowo, według Hobbesa, aby człowiek – istota z natury egoistyczna i skłonna do konfliktów – mógł żyć w społeczeństwie, unikając „wojny wszystkich przeciwko wszystkim”, powinien on – na zasadzie umowy społecznej – powierzyć całą władzę w ręce jednego suwerena. Lewiatan, czyli państwo, spełnia wtedy swoją funkcję opiekuńczą, zapewniając człowiekowi w miarę godny byt i chroniąc go przed zgubnymi konfliktami. Tyle tylko, że u Zwiagincewa tytułowy Lewiatan przemienia się w potężny, biurokratyczny moloch, w którym ważna jest jedynie siła oraz sztuka manipulowania, zdobywania popleczników i utrzymania władzy. Kieruje się on zasadami polityczności bez etyki i idei, nie troszcząc się o przeciętnego obywatela ani o jego potrzeby lub pragnienia. Taki obraz państwa rosyjskiego ukazuje nam reżyser, wychodząc od lokalnej społeczności wioski, w której toczy się akcja filmu, kończąc zaś na Putinie, którego portrety wiszą w państwowych gabinetach. Niemniej ważnym graczem jest Cerkiew, która weszła w sojusz z „tronem”, zapominając całkowicie o najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących członkach wspólnoty, powtarzając tylko raz po raz: „Wszelka władza pochodzi od Boga. A gdzie władza, tam siła”. Społeczeństwo w takim państwie żyje w stanie anomii, a jego członkowie nie są w stanie zaufać sobie nawzajem. Relacje międzyludzkie ulegają zepsuciu, każdy troszczy się tylko o własny interes i stara się zapewnić sobie godne warunki do życia. Sam reżyser zresztą w wyżej już wspomnianym wywiadzie zauważył: Coś się z nami [Rosjanami] stało w ostatnich latach. Nie mam tu na myśli wyłącznie ustroju politycznego czy gospodarki. Chodzi o odczuwanie i pojmowanie świata. Bardzo bolesne jest to nasze przechodzenie do kapitalizmu. Coś się obsunęło, popsuło w rosyjskiej duszy, czyli w ludziach. Zawsze dotąd miałem wyobrażenie rosyjskiego człowieka jako kogoś hojnego, otwartego, serdecznego. (…) Jeszcze pamiętam czasy, kiedy drzwi naszych domów były otwarte. Dosłownie. W ciągu ostatnich dwudziestu lat ludzie strasznie oddalili się od siebie. Już nie chodzimy w gości, nie nakrywamy stołów. Jesteśmy wyobcowani.
W Lewiatanie nie ma postaci jednoznacznie dobrych, podczas gdy złych jest cały tłum. Są
Tryby
Liter 41
pojedyncze jednostki zawzięcie walczące z opresyjnym i autorytarnym aparatem – jak Dymitri i Kola – ale nie można o nich myśleć jako o definitywnie pozytywnych bohaterach. A co z resztą? Ukazuje to ważna scena zabawy lokalnej społeczności – grupa znajomych wyjeżdża poza miasto, pije hektolitry wódki (która przez cały film leje się strumieniami) i ćwiczy wprawne oko poprzez strzelanie do… portretów przywódców Rosji. Na pytanie Koli: „A współczesnych to nie ma?”, jego znajomy z krzywym uśmiechem odpowiada: „Za krótka perspektywa historyczna”. Zwiagincew pokazuje nam, że cała historia Rosji jest jednym wielkim świadectwem walki przeciętnych, biednych Rosjan z Lewiatanem (carem, przywódcami ZSRR czy, w czasach nam już bliższych, Putinem) – trudno jednak nazwać to walką, gdy dzieje się to bez przekonania i bez udziału żadnych większych idei czy wartości. Częściej ta beznadziejna obrona – w dodatku sprowadzona do konformistycznej troski o swój własny interes, a nie interes uciskanych mas – jest po prostu jedynym możliwym wyjściem. Można więc pomyśleć, że Lewiatan jest głosem, a raczej rozpaczliwym krzykiem, tej części rosyjskiej inteligencji, która nie godzi się na niesprawiedliwość. Ale, choć widz dostrzega portrety rosyjskich przywódców oraz zdjęcia Putina w gabinecie, choć zauważa też mignięcie napisu „PUSSY RIOT” w telewizorze i choć sama publiczność okrzyknęła film „antyputinowskim”, to… nie jest to film polityczny, jak zgodnie zapewniają operator, Michaił Krichman oraz uważający się za apolitycznego Andriej Zwiagincew. Lewiatan nie jest manifestem politycznym i z kilku powodów nie powinien być za taki uważany.
Apolityczność i uniwersalność Lewiatana
W pewnym momencie filmu widz może dostrzec pływającego w morzu wieloryba. Wielkie, ciemnogranatowe cielsko wyłania się na moment z toni morskiej, by po chwili znów się zagłębić w lodowatym morzu, niknąc złowrogo pod powierzchnią wody. Oto Lewiatan – symbol współczesnej, putinowskiej Rosji. Jednakże na plaży dostrzec możemy ogromny szkielet innego wieloryba. Przekaz jest jasny – jednego Lewiatana zastępuje drugi; po rozpadzie ZSRR sowiecki totalitaryzm zostaje zastąpiony autorytaryzmem. Film nie ukazuje walki Koli z władzą ▶
42
Tryby
Liter
podległą Putinowi, który jest tylko uosobieniem kolejnego Lewiatana – on ukazuje odwieczną walkę jednostki z ogromnym, bezlitosnym aparatem zła, ze wszelkim istniejącym cierpieniem. I nie jest to walka heroiczna, jak to bywa w filmach typowych dla twórców z Zachodu, w których protagonista przegrywa, ale przecież odnosi moralne zwycięstwo. To beznadziejna walka człowieka słabego, z góry skazanego na klęskę, ponieważ po każdym potworze pojawi się kolejny. Aby dokładniej zrozumieć ten przekaz Zwiagincewa, trzeba pojąć symbolikę Lewiatana w Starym Testamencie – jest to w końcu reżyser, który do motywów biblijnych sięga niezwykle często. Lewiatan w Piśmie świętym oznacza morskiego potwora, który panował pod wodą – to właśnie tam miał żyć, przyczajony, niezwyciężony przez człowieka. Warto zwrócić na to uwagę, ponieważ to właśnie dlatego film zaczyna się i kończy długim, wystudiowanym ujęciem na morze (przy akompaniamencie cudownej muzyki Philipa Glassa) i to właśnie nad morzem, na krawędzi klifu, stoi Lila – żona Koli – rozmyślając w rozpaczy nad popełnieniem samobójstwa. Zdjęcia morza nie tylko więc dodają więcej szarości i zimna do barwy filmu, ale i nasuwają skojarzenia z biblijnym Lewiatanem. Księgą Starego Testamentu, w której najczęściej występuje symbol Lewiatana, jest księga Hioba. To właśnie jej fragment cytuje miejscowy ksiądz. Zapytany przez Kolę: „No i gdzie twój Bóg miłosierny?”, duchowny odpowiada, cytując Pismo święte: „Czy Lewiatana chwycisz na wędkę, lub sznurem wyciągniesz mu język, czy przeciągniesz mu powróz przez nozdrza, a szczękę hakiem przewiercisz?” Cytat ten nie jest przypadkowy, bowiem historia Koli jest niczym innym jak współczesną wersją przypowieści o Hiobie. Główny bohater jest człowiekiem niewinnym, który niesprawiedliwie traci wszystko – dom, żonę, syna, a na końcu… wolność. I zupełnie tak jak Hiob, zwraca się z rozpaczliwym pytaniem: „czemu, Panie?”. Różnica jest jednak taka, że Koli Bóg się nie objawia, nie odpowiada na jego zawołanie. Pytanie trafia w metafizyczną pustkę, a zamiast zadośćuczynienia za krzywdy mamy apokaliptyczny obraz niszczonego domu. Można powiedzieć, że Zwiagincew w jakimś sensie rzuca oskarżenie przeciwko Bogu. Dowodem mogą być długie
Lewiatan - historia rosyjskiego Hioba ujęcia na wyrzeźbioną twarz Chrystusa (z nasuwającym się niemym pytaniem: „Jak możesz na to pozwalać?”) czy dwie analogiczne sceny – jedna przedstawiająca mszę w nowo wybudowanej, pełnej przepychu cerkwi, w której uczestniczą w przeważającej części bogaci politycy (ze skorumpowanym merem na czele); druga zaś przedstawiająca wieczorne popijawy miejscowych chłopaków przy ognisku – także w cerkwi, ale starej i zrujnowanej, w której Boga już nie ma. Jest tak, ponieważ świat Lewiatana jest światem, w którym Bóg opuścił biednych, samotnych, słabych, skazanych na klęskę. Jest światem, w którym słowa „prawda” czy „sprawiedliwość” nic już nie znaczą, a rację zawsze ma silniejszy. Bohaterowie filmu Zwiagincewa, pozostawieni sami sobie, rozpaczliwie walczą, nie wierząc zarazem w sens tej walki. Nie otrzymawszy odpowiedzi na rozpaczliwe: „Czemu?”, jedyne, co pozostaje, to wypić kolejny kieliszek. Jak Kola, który w jednej z ostatnich scen mówi zrezygnowany do sklepowej sprzedawczyni: „Wódki. A co innego?”. INFORMACJE O FILMIE:
Tytuł: Gatunek: Reżyseria: Scenariusz: Zdjęcia: Obsada:
Lewiatan; tyt. oryg.: Левиафан (Lewiafan) dramat Andriej Zwiagincew Oleg Negin, Andriej Zwiagincew Mikhail Krichman Aleksiej Seriebriakow (Kola), Elena Liadowa (Lila), Władimir Wdowiczenkow (Dymitri), Roman Madjanow (mer), Sergiej Pokchodajew (syn) Muzyka: Philip Glass (fragmenty opery “Akhnaten”) Produkcja: Rosja Rok produkcji: 2014 Czas trwania: 140 min Ważniejsze nagrody i wyróżnienia: Cannes 2014 – nagroda za scenariusz; Camerimage 2014 – Złota Żaba film Andriej Zwiagincew (ur. 6 lutego 1964 roku w Rosji) – po skończeniu szkoły teatralnej w Nowosybirsku próbował swoich sił jako aktor, grając głównie w spektaklach dla młodego widza. Na początku lat 90. XX wieku przyjeżdża do Moskwy z zamiarem pracy w kinematografii, ale początki są trudne. Ostatecznie udaje mu się zostać reżyserem seriali telewizyjnych. Dzięki zdobytym kontaktom i doświadczeniu realizuje – do zaproponowanego mu scenariusza – jeden z najważniejszych filmów rosyjskich ostatnich lat – Powrót (2003, Złoty Lew w Wenecji). Od tamtej pory tworzy jeszcze trzy filmy fabularne: Wygnanie (2007), Elenę (2011) i Lewiatana (2014).
Liter 43 „Grafomania z państwową pieczątką” Grafomania z państwową pieczątką
Tryby
– najlepsze recenzje o „książkach najgorszych”
„
Julia Benedyktowicz Totalitarny model polityki kulturalnej, z pozoru mający idealne warunki, aby ukrócić grafomanię (monopol na rozpowszechnianie dóbr kultury, wielostopniowy system kontroli itp.), w istocie rzeczy nie może się bez niej obejść; z drugiej zaś strony, grafomania pod skrzydłami państwowego mecenatu znajduje idealne warunki rozwoju. Oba zjawiska stanowią dwie strony tego samego problemu. Przede wszystkim – państwo zgłasza zapotrzebowanie na literaturę „zaangażowaną”, to jest taką, która jednoznacznie popierałaby jego ideologię i politykę. Ponieważ ambitna literatura żyje wątpliwościami i samodzielnym poszukiwaniem prawdy, amputacja tych wątpliwości i poszukiwań może zrodzić tylko państwowotwórczą szmirę. Ponieważ, z drugiej strony, kryteria ideologiczne stawiane są przez państwowego mecenasa zawsze wyżej niż kryteria artystyczne, państwowotwórcza szmira ma zawsze większe szanse druku niż niepaństwowotwórcze arcydzieło
– pisze w pierwszym rozdziale Książek najgorszych, zatytułowanym Zamiast wstępu, Stanisław Barańczak, którego większość z licealistów kojarzy z przekładami Szekspira, tłumaczeniami i działalnością poetycką. W związku z niedawną śmiercią tego wybitnego przedstawiciela polskiej literatury pięknej ukazało się w ostatnim czasie wiele poświęconych mu artykułów, wspomnień oraz omówień jego twórczości. Niewielu z nas jednak zdaje sobie sprawę z ogromnego dorobku krytyczno-badawczego, którym może poszczycić się autor Chirurgicznej precyzji. Genialnym przykładem mierzenia się z tymi gatunkami wypowiedzi są Książki najgorsze i parę innych ekscesów krytycznoliterackich 1975 – 1980 i 1993 – wydanie trzecie, ulepszone, które w 2009 roku ukazało się nakładem wydawnictwa Znak. Można by się zastanawiać, dlaczego polecam młodemu czytelnikowi zbiór recenzji książek napisanych i opublikowanych ponad dwadzie-
ścia lat temu przez autorów, których nazwiska (szczęśliwie) nic nam dziś nie mówią, bo jak to doskonale udowadnia Barańczak – pozbawione są jakiejkolwiek wartości. Sęk w tym, że w Książkach najgorszych autor maluje nam znakomity obraz literatury popularnej czasów Polski Rzeczpospolitej Ludowej, kiedy to grafomania polska przeżywała swój złoty okres. Dla nas PRL to zupełnie obcy świat, którego nigdy nie zrozumiemy na podstawie suchych faktów podawanych w szkole podczas lekcji historii – a Barańczak doskonale ilustruje kuriozalność panującego wówczas ustroju. Nie miałam dotąd okazji przeczytać równie ciekawych i wnikliwych tekstów z pogranicza krytyki i badań literackich, które podane by były w tak zabawnej i lekkiej formie. Pod pseudonimem Feliksa Trzymałki i Szczęsnego Dzierżankiewicza autor dokonuje przeglądu ówczesnych „osiągnięć grafomanii”, tworząc cykl zjadliwych, bezlitosnych i pełnych prześmiewczej ironii recenzji. Możemy przeczytać o powstających w absurdalnie wielkich nakładach – po kilkaset tysięcy egzemplarzy (jak widać państwowy mecenas dbał o ukulturalnianie społeczeństwa!) powieściach milicyjnych i kryminalnych, prozie kobiecej, poezji, a także polskim komiksie (w tej kategorii zdecydowany prym wiódł magazyn „Relax”). Czytając tę książkę o książkach, oddychamy z ulgą, że oszczędzona nam została męka przedzierania się przez ich zawartość, jednocześnie dziękując Barańczakowi za tak trafną analizę dzieł bezużytecznych, które w sumie składają się na wybitną i niezapomnianą pozycję w dorobku autora Korekty twarzy. Poetyka tych recenzji, co szczególnie cenne, zasadza się między innymi na ilustrowaniu tez oryginalnymi cytatami z omawianych książek – ten zabieg znakomicie sprawdza się w procesie eksponowania ładunku idiotyzmu, który zawiera się w komentowanych utworach. Możemy więc rozkoszować się celnie wytkniętymi przez autora błędami stylistycznymi, ortograficznymi (!) i rzeczowymi. To jednak przytoczone
44
Tryby
Liter
fragmenty fabuły są najbardziej wyszydzane przez Barańczaka – nie jestem pewna, czy byłabym w stanie przebrnąć przez te „dzieła” w całości, ale w przedstawionych przez poetę kawałkach są „wyśmienite”. Czytając Książki najgorsze trudno zachować spokoj charakterystyczny dla uważnej lektury, częste wybuchy szczerego śmiechu mamy jak w banku. Recenzje Trzymałki i Dzierżankiewicza początkowo ukazywały się na łamach „Studenta”, jednak bardzo szybko zainteresowała się nimi cenzura, dlatego trafiły do drugiego obiegu i odąd wydawane były w „Biuletynie Informacyjnym KOR”. Później doczekały się aż trzech wydań książkowych. Książki najgorsze to z pewnością pozycja kultowa, która rozbawi każdego. Czytając ją, można odczuć tylko żal z powodu zakończonej działalności tych dwóch recenzentów – ciekawe, jak oceniliby przypadki XXI-wiecznego grafomaństwa, które już bez „państwowej pieczątki”, a więc niekontrolowaną i dużo bardziej spontaniczną drogą, trafiają do księgarń. Ten znakomity przykład twórczości krytycznoliterackiej Stanisława Barańczaka polecam szczególnie osobom młodym – moim rówieśnikom, ponieważ Książki najgorsze poza oczywistymi walorami komicznymi są cennym dokumentem przedstawiającym kulturę masową – literaturę popularną PRL-u. W jednej z recenzji możemy przeczytać: „Jeśli za trzydzieści lat słuchający naszych opowieści wnuczek zapyta: – Dziadku, ale to przecież niemożliwe, żeby w tej dawnej Polsce było aż tak źle? – otwórzmy wtedy na dowolnej stronie egzemplarz Naszych dziennych spraw (autorstwa Władysława Machejka, Kraków 1978 – przyp. – J.B.) i objaśnijmy: – Spójrz tylko, wnuczku: w dawnej Polsce ludzie, którzy tak pisali, mogli być literatami, redaktorami pism kulturalnych, działaczami społecznymi, mogli być nawet – nie uwierzysz – posłami na Sejm. – A wnuczek wytrzeszczy oczy i szepnie ze zgrozą: – Przekonałeś mnie, dziadku”. I mnie dziadek Barańczak przekonuje w stu procentach.
Wiersze Mrówki
Żyją w ogromnych, zbitych masach, nazywanych pieszczotliwie mrowiskami. Poruszają się tam w ciasnych korytarzach w rytm taktów marszu dyscypliny, wykluczając wszelkie możliwości chorego indywidualizmu.
Mrówki Pracują ponad własne siły w imię miłości do swej królowej (Którą darzą czcią niemal boską, mimo tego, że różni się tylko tym. Że je więcej i jedyne co robi to kształtuje pokolenia).
Mrówki Giną często na swoich dziennych trasach pod naporem własnych obowiązków. Gdy jedną mrówką wstrząsa spazm agonii, inna przejmuje jej dzieło. Bez zbędnych ceregieli takich jak litość. Widać nie ma mrówek Niezastąpionych.
Mrówki Czarne i czerwone toczą między sobą bratobójcze wojny. O kawałek liścia, słońce polany, słodycz rosy i inne niezwykle priorytetowe sprawy. Walki często toczą się dniami, godzinami, latami. Ale mimo to wszystkie mrówki umierają tak samo. Gdy poleje się je wrzącą wodą Z niebios. Tak pisał chłopiec, który swoimi błękitnymi oczami wpatrywał się w granicę między dwoma światami. Jednakże gdy się przyjrzał, zrozumiał że na szybie został nie brud, lecz jego oddech
Moja ściana
Moja ściana raz czarna, a raz biała. Szara... Przesuwam po niej swoją dłoń, Gdy swym chłodem śpiewa mi do Snu. Za jednym razem jest to ściana pierwotna, dzika, lepka, o pewnym pociągnięciu pędzla utrwalonym szorstkością prawdy. Innym razem podróżuję po ścianie, gładkiej-nierzeczywistej (Zawsze bawią mnie wędrówki po ścianie gładkiej) Gdy znikają wszelkie nierówności czuję się jakgdybym wędrował po szklanej tafli nieba. W tęczówce Boga. Zdarza mi się też trafić do ściany pękniętej, naruszonej pięściami, z pajęczynowymi kanalikami pęknięć, które spływają cicho jak Łzy. Po każdej tułaczce przychodzi czas na sen. A rano wstaję i wychodzę do ludzi z twarzą ubrudzoną farbą.
Maksymilian Gawron
Gimnazjalisto, dołącz do nas! Dowiedz się więcej: http://vlo.edu.pl/oferta-edukacyjna-w-roku-szkolnym-20152016/
NOWOŚĆ
klasa społeczna polski + geografia + matematyka/historia możliwość kształcenia w kierunku ścisłym lub społecznym ciekawy przedmiot uzupełniający – filozofia społeczna koło filmowe, teatralne (dostępne dla wszystkich uczniów) częste wyjścia do teatrów, kin, galerii i muzeów prężnie działająca redakcja gazety szkolnej klub debat oksfordzkich
klasa chemiczno-fizyczna
chemia + fizyka + matematyka zajęcia w nowoczesnym laboratorium ciekawe wykłady z ludźmi nauki współpraca ze szkołami wyższymi nietuzinkowe osobowości
V LO
im. Księcia Józefa Poniatowskiego Przyjazna atmosfera Świetni, wykwalifikowani nauczyciele Obozy integracyjne i naukowe Przestrzeń dla inicjatyw uczniowskich Dobrze wyposażone pracownie przedmiotowe (w tym laboratoria chemiczne i biologiczne) Szkoła przystosowana dla osób niepełnosprawnych ruchowo Blisko węzłów komunikacyjnych (przy stacji metra Ratusz Arsenał) Smaczne i atrakcyjne cenowo posiłki w bufecie szkolnym Duża przestrzeń w szkole, unikalna, sprzyjająca integracji architektura budynku Bogaty księgozbiór w Bibliotece Szkolnej Jabłka, herbata i woda dostępne za darmo dla uczniów Dużo lokali gastronomicznych w okolicy Spotkania z ciekawymi ludźmi Potężna hala sportowa Blisko stuletnia tradycja
klasa biologiczno-chemiczna biologia + chemia + fizyka/matematyka języki klasyczne w medycynie jako przedmiot uzupełniający doskonałe przygotowanie do studiów medycznych zajęcia laboratoryjne
klasa matematyczno-fizyczna klasa matematyczno-geograficzna
matematyka + geografia + fizyka/wos język angielski w biznesie, ekonomia w praktyce jako przedmioty uzupełniające doskonałe przygotowanie do studiów ekonomicznych
matematyka + fizyka rozszerzenie z fizyki realizowane w drugim semestrze, rozszerzenie z matematyki prowadzone już w pierwszej klasie, równolegle z podstawą współpraca z Politechniką Warszawską elementy programowania jako przedmiot uzupełniający
Drodzy Czytelnicy! Trwa nabór do redakcji „Brudnopisu”. Piszesz?, redagujesz?, rysujesz?, bawi cię DTP?, a może uwielbiasz poprawiać innych? Dołącz do młodego, prężnego zespołu i zdobądź doświadczenie! Czekamy na Ciebie!