numer 1 • czerwiec 2014 • rok i
Magazyn uczniów V LO im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie w numerze
m . in .:
co w holu piszczy
Poznaj przewodniczącego (wywiad z Adamem Grzegrzółką)
Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o ewaluacji, ale boicie się zapytać Jubileusz DUCHa Podróż do wnętrza materii,
czyli poniatowszczacy w CERN-ie miasto moje, a w nim
Szlakiem śródmiejskich antykwariatów postać numeru
Zbigniew Rybczyński Piszą dla nas: agata Bartman • Julia Benedyktowicz
artur stachyra • Julianna rutkowska • iga markowska ola leszczyńska • szymon smus • mateusz ducki ( i inni )
Od redakcji
D
Pi e rwszy { brudno(w)pis
rodzy Uczniowie, Nauczyciele i Pracownicy szkoły, Rodzice, Absolwenci, drodzy Czytelnicy – oto trzymacie w rękach (lub sczytujecie z ekraJeszcze tylko Słowo od redakcji... nu) pierwszy numer „Brudnopisu” – zupełnie nowej Redakcja „Brudnopisu” zamyka pierwszy numer gazety V LO. My – grupa obecnych pierwszoklasistów zainspirowanych bogatą, sięgającą międzywojnia, tradycją czasopiśmienniczą w Poniatówce – powołaliśmy Brudnopis do istnienia nowy tytuł. Zapytacie –dlaczego? po co? Magazyn uczniów Chcemy, po pierwsze, wypełnić dotkliwą lukę w sysV Liceum Ogólnokształcącego im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie temie przepływu szkolnej informacji, jaka pojawiła się po rozwiązaniu redakcji „{Bez tytułu}” (2011–2013), Adres redAkcji: Biblioteka Szkolna V Liceum Ogólnokształcącego po drugie – bez kompleksów zafunkcjonować na „rynku” im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie, stołecznego licealnego czasopiśmiennictwa, po trzecie ul. Nowolipie 8, 00-150 Warszawa e-mail: poniatowski.brudnopis@gmail.com wreszcie – pragniemy uczynić zainicjowany właśnie : https://www.facebook.com/pages/Brudnopis-VLO periodyk miejscem dziennikarskiej i artystycznej samoWydAWcA: Biblioteka Szkolna V LO realizacji poniatowszczaków. I choć tytuł gazety, „BrudPismo ukazuje się przy wsparciu finansowym nopis”, wskazywać by mógł na warsztatowy jej charakRady Rodziców V LO ter, bynajmniej nie chcemy być ani traktowani ulgowo, Zespół redAkcyjny: z przymrużeniem oka, ani tym bardziej zwolnieni z odArtur StAchyrA (red. nAczelny) IgA MArkowSkA (z-cA red. nAczelnego) powiedzialności – zarówno za dziennikarskie słowo, jak AgAtA BArtMAn i merytoryczny poziom publikowanych na naszych łaJulIA BenedyktowIcz mach tekstów. Wręcz przeciwnie, czując ciężar tradycji MAteuSz duckI olA leSzczyńSkA w postaci tytułów takich, jak legendarne „Echo Piątki” JulIAnnA rutkowSkA czy wyjątkowo „długowieczna”, wychodząca w latach 90., SzyMon SMuS „Szmatka”, od samego początku stawiamy na profesjonaWspółprAcują: gABrIelA górSkA, krzySztof grzelAk, zuzAnnA JASkułA, MAteuSz oSIńSkI, lizm. Marzy się nam, by „Brudnopis” nie okazał się konInA gAn, olgA PrzyBył, MArIA PrzyByłowIcz, MonIkA SzAfrAńSkA lejnym pismem-efemerydą, które zakończy swój żywot Logotyp: SzyMon SMuS wraz z odejściem roczników go tworzących. Niech – projekt grAficZny, dtp, korektA, koLportAż i e-puBLishing: zeSPół w sztafecie pokoleń – przetrwa jako żywy ślad naszej oPIekun Merytoryczny: Mgr kArol JAworSkI obecności w Poniatówce, gdy i nam, członkom pierwTekstów niezamówionych redakcja nie zwraca. szej, założycielskiej redakcji, przyjdzie opuścić mury Zastrzegamy sobie prawo do dokonywania zmian redakcyjnych, skrótów oraz zmian tytułów tekstów szkoły i wypłynąć na szersze wody. skierowanych do publikacji. „Brudnopis” w założeniu ma być pismem ogólnym Uwaga: Wszystkie teksty oraz zdjęcia autorskie opublikowane i otwartym. Co oznacza ogólność? Pragniemy stworzyć na łamach „Brudnopisu” udostępniamy na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 4.0 z jednej strony wydawnictwo informacyjno-kronikarskie, Międzynarodowe. dzięki któremu uczniowie V LO będą mieli szansę śledzić i utrwalać bieżące wydarzenia z życia Poniatówki, Nakład: niski i ograniczony z drugiej – pismo o ambicjach opiniotwórczych i kultuDbamy o środowisko naturalne, stawiamy na e-publishing! ralnych. Zapytacie, jak zamierzamy to osiągnąć – otóż Szukajcie nas na platformie I S S U U : http://issuu.com/brudnopismagazynvlo właśnie przez programową otwartość. Choć – może
Od redAkcJI słusznie – zdawać by się mogło, że numer, który przed sobą trzymacie, powstawał w głębokiej konspiracji, to zatroskani o własną redakcyjną przyszłość z ufnością spoglądamy teraz w Waszą stronę. Otwieramy nasze łamy dla całej szkolnej społeczności, nie bojąc się żadnych tematów. Zachęcamy Was do wyrażania i przesyłania do redakcji własnych opinii w różnych kwestiach – najlepiej od razu zamkniętych w formy wszelkich gatunków publicystycznych: od reportaży, przez sprawozdania i wywiady, po eseje. Nie ukrywamy przy tym, że szczególnie promować będziemy teksty tematycznie powiązane z naszym środowiskiem lokalnym, a więc: Poniatówką, szeroko pojętym szkolnictwem, życiem młodzieżowym, Warszawą, itp. Dzielcie się z nami refleksjami z doświadczeń wynikających z obcowania z szeroko pojętą kulturą, a w końcu – niekiedy bardziej „pojemnymi” – formami swobodnej ekspresji artystycznej – wierszami, opowiadaniami, grafiką… W naszej redakcji znajdzie się miejsce dla każdego! Będziemy szczęśliwi, jeśli z Waszą pomocą „Brudnopis” osiągnie status kwartalnika, lecz podkreślamy od razu – nie na ilość stawiamy, lecz na jakość prezentowanych Wam numerów. Macie przed sobą pierwszy numer „Brudnopisu”, a zarazem i swego rodzaju – jak byśmy powiedzieli dawniej – prospekt, który pozwoli się Wam zorientować w przyszłej zawartości i układzie pisma. A co w nim? W najbogatszej rubryce: Co w holu piszczy, z perspektywy domykającego się roku szkolnego, zdajemy Wam relację z najważniejszych wydarzeń, które stały się naszym udziałem między wrześniem 2013 a czerwcem 2014 roku. Znajdziecie tu m.in. wywiady: z nowym przewodniczącym Samorządu Uczniowskiego, Adamem Grzegrzółką, z pierwszymi w historii Poniatówki potrójnymi mistrzami w sportowych rozgrywkach międzyklasowych, informacje o I Koncercie Muzyki Poważnej w V LO oraz uroczystościach i eventach, które odbyły
1
się w szkole. Z obszernego sprawozdania dowiecie się, jak przebiegła „podróż do wnętrza materii”, którą uczniowie V LO mieli okazję odbyć w Europejskim Centrum Badań Jądrowych, w rozmowie z prof. Marianem Jaroszewskim odkryjemy przed Wami historię Dorocznego Uczynku Charytatywnego (DUCHa) – jubileuszowa, dziesiąta edycja imprezy – już 25 czerwca. Szczególnej uwadze polecamy artykuł o szeroko ostatnio dyskutowanej w holu szkolnym i niezwykle kontrowersyjnej – ewaluacji zewnętrznej, którą Mazowieckie Kuratorium Oświaty objęło Poniatówkę w kwietniu tego roku. W dziale Miasto moje, a w nim zachęcamy Was do odwiedzenia śródmiejskich antykwariatów, Postacią numeru czynimy reżysera i artystę multimedialnego, Zbigniewa Rybczyńskiego. Nadto w pierwszym „Brudnopisie” inaugurujemy dział Felietonów, recenzji i tekstów traktujących o kulturze (Przeczytałem/obejrzałem/odleciałem). Obecny kształt „Brudnopisu”, a więc układ treści i layout, najpewniej z czasem ulegną pewnym modyfikacjom (w których zresztą możecie nam przyjść z pomocą). Nie boimy się zmian (miejmy nadzieję, że na lepsze) – te postrzegamy jako naturalną konsekwencję rozwoju czasopisma, dojrzewania i zmian zespołu redakcyjnego. Nie przywiązujcie się zatem zbytnio do tego, co macie przed swoimi oczyma, chcemy byście myśleli o „Brudnopisie” raczej w kategoriach work in progress, dziele w toku i o tym, w jaki sposób moglibyście wektor tego toku zmieniać. Opracowanie tego numeru zajęło nam sporo czasu i było pracochłonne. Zadanie sprawiło nam jednak wiele przyjemności, finalny efekt przyniósł satysfakcję. Wszelkie uwagi ślijcie na naszego redakcyjnego e-maila: p on i atows k i . br u d n o p i s @ g m a i l . c om . I jeszcze jedno – wraz z pierwszym numerem startuje strona „Brudnopisu” na Facebooku – dla wszystkich tych, którzy cenią sobie szybką informację i chcą być na bieżąco. Polubcie nas! ☐
2
co w holu PISzczy
SPIS TREŚCI
kalendarium 01–15.09 09–13.09 15–25.09 17.10
P oniatówki
2013
Wyjazdy integracyjne klas pierwszych do Przewięzi Wycieczka 2A do Kotliny Kłodzkiej co w holu PISzczy Obóz Liderów Poniatówki w Przewięzi Poznaj przewodniczącego – Obchody 95-lecia szkoły połączone ze ślubowaniem wywiad z Adamem Grzegrzółką klas pierwszych oraz konferencją (3) • Wszystko, co chcielibyście o powstaniu styczniowym wiedzieć o ewaluacji, ale boicie 12–15.11 Wycieczka klasy 2E do Poznania i Wałcza się zapytać (5) • „W związku 18.11 Konferencja na temat powstania węgierskiego Szkolne obchody rocznicy wprowadzenia stanu z ogłoszeniem stanu wojennego...” 13.12 wojennego (zob. s. 7) – relacja (7) • Jubileusz Ducha – 20.12 Wigilia szkolna wywiad z pedagogiem (8) • Jak się objawi DUCH 2014 (11) • Studniówka Podróż do wnętrza materii, czyli 11.01 24.01 Finał rozgrywek międzyklasowych chłopców poniatowszczacy w CERN-ie w koszykówkę (13) • Biol-chem w terenie (18) 07.02 Wycieczka 1B do reaktora jądrowego w Świerku • Koncert trzeciomajowy w Po- 10.03 Finał rozgrywek międzyklasowych dziewcząt niatówce (19) • I Poniatowski w koszykówkę Koncert Muzyki Poważnej (20) 12.03 Wycieczka 1B do Centrum Nauki Kopernik • „Ach te legendy” – potrójna 17.03 Mecz koszykówki między nauczycielami a uczniami 21.03 Finał rozgrywek międzyklasowych chłopców w piłkę korona mistrzów (21) nożną MIASto MoJe, A w nIM… 24.03-04.04 Ewaluacja zewnętrzna (czyt. s. 6) Debata kandydatów na stanowisko Kręcimy film o Warszawie (26) 31.03 przewodniczącego Samorządu Uczniowskiego • Szlakiem śródmiejskich anty01.04 Wybory na przewodniczącego Samorządu Uczniowskiego kwariatów (26) 15.04 Dzień otwarty dla gimnazjalistów Finał rozgrywek międzyklasowych chłopców PoStAć nuMeru w piłkę siatkową Podróż do krainy niemożliwości 16.04 Szkolne jajeczko wielkanocne O Zbigniewie Rybczyńskim (29) 23.04 Finał rozgrywek międzyklasowych dziewcząt w piłkę siatkową felIeton 28.04 Koncert trzeciomajowy (czyt. s. 19) W poszukiwaniu świętego 05-09.05 Matury pisemne spokoju... (33) 16-19.05 Wycieczka klas 1C i 2C do Pragi i Temelina 25-30.05 Wycieczka klas 2B, 2E oraz absolwentów do CERN-u tryBylIter (czyt. s. 13) Zorza (opowiadanie) (36) 31.05 Piknik naukowy na Stadionie Narodowym 02.06 Mecz piłki nożnej między nauczycielami a uczniami PrzeczytAłeM, oBeJrzAłeM, odlecIAłeM 02-06.06 Nadmorskie Warsztaty Przyrodnicze klasy 1D (czyt. s. 18) Łabędzia portret podwójny... (37) 09.06 I Poniatowski Koncert Muzyki Poważnej (czyt. s. 20) 24.06 Dzień sportu • Reggae od Pablo czy Ragga 25.06 Wydanie pierwszego numeru „Brudnopisu” od Pavo (39) 25.06 Dziesiąty DUCH (czyt. 8) 27.06 Zakończenie roku szkolnego
2014
co w holu
przewodniczącego
3 fot. z archiwum A. Grzegrzółki
Poznaj
PISzczy
Z Adamem Grzegrzółką
rozmawia Iga Markowska
1 kwietnia 2014 w Poniatówce odbyły się wybory do Samorządu Uczniowskiego, poprzedzone debatą przedwyborczą poprowadzoną przez ustępująca z urzędu Kingę Żelechowską dzień wcześniej. Wśród kandydatów na przewodniczącego znaleźli się Adam Grzegrzółka (kl. 2E), Rafał Lewandowski (kl. 2A) i Michał Sałaciński (kl. 2D). Największą liczbę głosów zebrał Adam Grzegrzółka, jego zastępcami zostali pozostali kandydujący. Z nowo wybranym przewodniczącym Samorządu Uczniowskiego na rok 2014/2015 udało się porozmawiać „Brudnopisowi”. Iga Markowska: Adamie, to już Twój drugi rok nauki w Poniatówce. Jakie zalety według Ciebie ma nasza szkoła? Adam Grzegrzółka: Wyjątkowo podoba mi się zespół ludzi, którzy tę szkołę tworzą. Mówię tutaj zarówno o uczniach, jak i o pracownikach naszego liceum. To zaś, w połączeniu z niepowtarzalną architekturą budynku, tworzy unikatowy klimat, moim zdaniem, jedyny w swoim rodzaju, możliwy do wypracowania wyłącznie u nas.
nu składania zgłoszeń. Podszedłem do tego na zasadzie: „dlaczego nie?” Nie żałuję tego wyboru. I choć już teraz czuję natłok obowiązków, towarzyszy mi silna chęć współtworzenia naszej szkoły. IM: Jak oceniasz debatę przedwyborczą? AG: Debata przedwyborcza była dla mnie kompletnym zaskoczeniem. W tym czasie miałem bardzo dużo spraw na głowie i zdałem sobie sprawę z debaty na trzy godziny przed jej rozpoczęciem. Najpierw trochę spanikowałem, ale potem zacząłem myśleć nad tym, co mogę powiedzieć. Przyznam, że trochę stresu było, jednak koniec końców – patrząc na wyniki wyborów – najwyraźniej sprostałem wyzwaniu. IM: Czy byłeś pewien zwycięstwa w wyborach? AG: Wygranej nie spodziewałem się zupełnie, mimo że niektórzy ze znajomych przekonywali mnie o moich szansach. Byłem przekonany, że liczba głosów oddanych na mnie zamknie się w 15%, a tu taka niespodzianka…
IM: Co wpłynęło na decyzję wzięcia udziału w wyborach na przewodniczącego Samorządu Uczniowskiego? IM: Jakie masz pomysły na zmiany? AG: Ta decyzja była zupełnie spontaniczna. AG: Głównym pomysłem, nie tylko moim, ale Podjąłem ją na dzień przed upływem termi- i całego Samorządu jest znaczne uaktywnie-
4
co w holu PISzczy
nie społeczności uczniowskiej. Chcemy, aby w naszej szkole wreszcie coś się działo. Oczywiście, mamy Doroczny Uczynek Charytatywny, ale moim zdaniem to za mało. Według mnie DUCH powinien być zwieńczeniem cyklu wydarzeń odbywających się w naszej szkole, taką wisienką na torcie. Powszechnie znany jest pomysł utworzenia funduszu partycypacyjnego, stworzonego z części wpłat na Radę Rodziców, który będzie do dyspozycji uczniów. Więcej pomysłów w tej chwili nie ujawnię – jedne są poważnie rozważane, inne zaś dopiero się zarysowują. Trzeba być dobrej myśli, a wtedy wszystko się uda.
rektorem, nauczycielami i rodzicami, dotyczącym ewaluacji. Co mógłbyś nam na ten temat powiedzieć? AG: Wydaje mi się, że o wątku przewodnim tego spotkania wiedzą już absolutnie wszyscy, w związku z przeprowadzonym spotkaniem w szkolnej sali multimedialnej. Temat raportu ewaluacyjnego jeszcze nie został zamknięty, dlatego na razie nie warto rozpowszechniać jakichkolwiek informacji, które potem trzeba by dementować (o ewaluacji czytaj s. 6–8 – przyp. red.). Natomiast z tego spotkania wyniosłem bardzo pozytywne wrażenia. Zarówno Dyrekcja, Grono Pedagogiczne, jak i Rada Rodziców traktują i chcą traktować Samorząd Uczniowski jako partnera w współdecydowaniu o kwestiach ważnych dla szkoły. Stwarza to dogodne warunki dla powodzenia uczniowskich inicjatyw, jest szansą na zmiany, które są w szkole potrzebne. IM: Jaka będzie Twoja rola w kolejnej edycji Dorocznego Uczynku Charytatywnego, który odbędzie się 25 czerwca?
Uczestnicy debaty przedwyborczej (od lewej): Adam Grzegrzółka, Rafał Lewandowski, Michał Sałaciński (fot. z archiwum szkolnego)
AG: Moja rola w organizacji DUCHa w żaden sposób się nie wyróżnia. Jestem jednym z wielu działaczy. Początkowo zapisałem się do sekcji „Scena”, jednak teraz angażuję się w pozyskiwanie przedmiotów na aukcję. Każdy stara się pomóc jak może.
IM: Na koniec pytanie innego rodzaju, barIM: Co doradziłbyś uczniom rozpoczyna- dziej prywatne. Co lubisz robić w wolnym jącym naukę w Poniatówce w przyszłym czasie? roku szkolnym? AG: Odpoczywać, kiedy wreszcie nadarzy się taka okazja (śmiech). Moją największą paAG: Uczniom mogę doradzić niewiele. Nalesją jest muzyka i to jej poświęcam najwięcej ży ciężko pracować i – oczywiście – nie dać czasu. Lubię też sport, mimo że nie mogę się zwariować. Zdaję sobie sprawę, że oceny pochwalić się żadnymi osiągnięciami. Jest są bardzo ważne, ale nie mogą przysłonić cato po prostu moje hobby. łego świata. Trzeba znaleźć także czas na odpoczynek, bo inaczej i te wyniki w nauce po IM: W imieniu całej redakcji „Brudnopisu” prostu nie przyjdą. bardzo dziękuję Ci za tę rozmowę. GratuIM: Wiemy o obecności Samorządu Uczniowskiego na specjalnym spotkaniu z dy-
lujemy wygranej i czekamy na działania.
☐
co w holu
PISzczy
5
Wszystko, co chcielibyście wiedzieć
oaleewaluacji , boicie się zapytać Agata Bartman Julia Benedyktowicz
O co chodzi z tą ewaluacją? Słów kilka o samej – szczytnej skądinąd, a realizowanej m.in. z funduszy europejskich i pod auspicjami Instytutu Spraw Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, idei. Ewaluacja zewnętrzna, jako jeden ze sposobów sprawowania nadzoru pedagogicznego nad szkołą, przeprowadzana jest w placówkach oświatowych w ramach programu wzmocnienia efektywności systemu nadzoru pedagogicznego i oceny jakości pracy szkoły. Badanie przeprowadza zespół wizytatorów, delegowanych przez kuratorium oświaty nadzorujące daną szkołę. Wizytatorzy-ewaluatorzy przez okres kilku tygodni (lub w przypadku ewaluacji niepełnej [problemowej], skupionej na określonych obszarach funkcjonowania szkoły – kilku dni) dokonują rozpoznania w zakresie funkcjonowania placówki. Wykorzystując metodę wywiadu (tzw. wywiadu fokusowego) z nauczycielami, uczniami, rodzicami, ankiet online – kierowanych do tychże, oraz własnych obserwacji śledzą pracę nauczycieli, badają m.in. poziom bezpieczeństwa, oceniają organizację i efektywność pracy w placówce,
Głośno ostatnimi czasy w szkole o ewaluacji zewnętrznej, którą V LO zostało objęte na początku kwietnia. Od czasu do czasu ujawniane są kolejne fakty dotyczące przyznanych nam ocen, także te – nie bójmy się użyć tego słowa – niechlubne, które podważają sens przeprowadzonego przez Mazowieckie Kuratorium Oświaty badania, oraz – co istotne – pod znakiem zapytania stawiają wiarygodność uzyskanych wyników. Wieści z frontu są jednak pomyślne – redakcji „Brudnopisu” udało się ustalić, że Kuratorium nie zdołało odeprzeć twardych i merytorycznych argumentów sformułowanych przez Radę Pedagogiczną i wycofało się z niektórych krzywdzących, nierzetelnie i stronniczo ustalonych ocen.
innowacyjność działań edukacyjnych i pedagogicznych itp.
Ewaluaować, ale co i po co?
Łącznie badanych jest dwanaście obszarów. Warto je dla porządku wymienić, pismem pogrubionym wyróżniając te, które wzięto pod lupę w V LO: 1. Szkoła lub placówka realizuje koncepcję pracy ukierunkowaną na rozwój uczniów; 2. Procesy edukacyjne są zorganizowane w sposób sprzyjający uczeniu się; 3. Uczniowie nabywają wiadomości i umiejętności określone w podstawie programowej; 4. Uczniowie są aktywni; 5. Respektowane są normy społeczne; 6. Szkoła lub placówka wspomaga rozwój uczniów, z uwzględnieniem ich indywidualnej sytuacji; 7. Nauczyciele współpracują w planowaniu i realizowaniu procesów edukacyjnych; 8. Promowana jest wartość edukacji; 9. Rodzice są partnerami szkoły lub placówki; 10. Wykorzystywane są zasoby szkoły lub placówki oraz środowiska lokalnego na rzecz wzajemnego rozwoju; 11. Szkoła lub placówka, organizując procesy edukacyjne, uwzględnia wnioski z analizy wyników sprawdzianu, egzaminu gimnazjalnego, egzaminu matural-
6
co w holu PISzczy
nego, egzaminu potwierdzającego kwalifikacje zawodowe i egzaminu potwierdzającego kwalifikacje w zawodzie oraz innych badań zewnętrznych i wewnętrznych; 12. Zarządzanie szkołą lub placówką służy jej rozwojowi.
Po analizie zebranych w różny sposób danych (wywiady, ankiety, obserwacje, analiza dokumentacji zastanej w szkole) zespół ewaluatorów sporządza raport z ewaluacji oraz proponuje ocenę spełnienia wymagań w każdym z badanych obszarów. Skala ocen waha się miedzy A (wysoki stopień spełnienia wymagań) a E (niski stopień spełnienia wymagań). Wyniki raportu mają dać w rezultacie obiektywny obraz szkoły oraz, przede wszystkim, zwrócić uwagę na te obszary działalności placówki, które społeczność szkolna powinna objąć szczególną troską, w celu usprawnienia ich funkcjonowania. Założenie dobre, prawda? Gorzej, jeśli do pracy zabiorą się osoby niekompetentne, zresztą – jak się okazało w toku dziennikarskiego śledztwa – o niejednoznacznej przeszłości pedagogiczno-kierowniczej…
A jak to się odbyło w Poniatówce i jak się w skandal zamieniło
Ze wstępnym raportem z ewaluacji przeprowadzonej w V LO możecie się zapoznać w sekretariacie szkoły. Nie jest tajemnicą, że w pierwszym badanym obszarze oceniono nas pierwotnie na E (po kliklutygodniowej batalii ocenę tę Kuratorium podwyższyło ostatnio do D, co jednak w dalszym ciągu nas nie satysfakcjonuje). Entuzjastycznie przyjęliśmy wprawdzie wiadomość o tym, że – na poziomie wysokim można w Poniatówce „nabyć wiadomości i umiejętności określone w podstawie programowej”, ale zaraz potem spadł na nas bolesny cios – najniższa ocena w obszarze „Respektowane są normy społeczne”. Raport wciąż nie został upubliczniony, ponieważ trudno powiedzieć, w jakiej osta-
tecznie formie dokument ten ujrzy światło dzienne na stronie ht t p : / / w w w. n p s e o. p l (gdzie zresztą znajdziecie więcej ciekawych informacji na temat badania). Trwa procedura odwoławcza, w którą zaangażowane są Dyrekcja oraz Rada Pedagogiczna, Rada Rodziców, uczniowie reprezentowani przez Samorząd Uczniowski, a także absolwenci. Przypomnijmy: wszystkie zainteresowane strony wskazują m.in. na a.) nieobiektywność, nietransparentność, nierzetelność przeprowadzonego badania; b.) niekompetencję zespołu ewaluacyjnego i wynikającą z tego faktu nieprzyjemną atmosferę towarzyszącą badaniu; c) celowe przekłamywanie wyników ankiet i wywiadów, manipulowanie danymi (zajrzycie sami do raportu, a odkryjecie, jaką indolencją obliczeniową wykazali się wizytatorzy!). Sprawa raportu ewaluacyjnego złożonego przez wizytatorów p. Barbarę Jaśniewicz oraz p. Andrzeja Jabłońskiego otarła się już chyba o wszystkie szczeble lokalnego i ogólnopolskiego nadzoru systemu edukacji – od Mazowieckiego Kuratorium Oświaty i Wydziału Oświaty Dzielnicy Warszawa Śródmieście, przez Ośrodek Rozwoju Edukacji, Uniwersytet Jagielloński, aż po Ministerstwo Edukacji Narodowej. Sprawą zainteresowały się także media – z końcem maja V LO gościło dziennikarkę z pierwszego programu Polskiego Radia, która finalizuje reportaż opisujący to zdarzenie. Czy rzeczywiście w Poniatówce nagminnie łamie się normy społeczne? Zapraszamy Was do dyskusji i nadsyłania opinii. Redakcję „Brudnopisu” zainteresował zwłaszcza fakt, że wśród ankietowanych pominięto klasy pierwsze, które przecież – nie da się ukryć – z perspektywy domykającego się roku szkolnego także miałyby coś ciekawego do powiedzenia o swojej szkole. Postanowiliśmy wypełnić lukę w badaniu. Na kolejnej stronie przedstawiamy wyniki przeprowadzonej przez nas krótkiej ankiety, w której wzięło udział 104 respondentów z klas pierwszych:
co w holu
PISzczy
Wyniki ankiety ewaluacyjnej przeprowadzonej przez redakcję „Brudnopisu” na grupie 104 uczniów klas pierwszych: Jak oceniasz bezpieczeństwo w naszej szkole? a) Zdecydowanie dobre: 72 głosy = 69,23% b) Raczej dobre: 26 = 25% c) Średnie: 4 = 3,84% d) Raczej złe: 2 = 1,92 % e) Zdecydowanie złe: 0 = 0% Czy myślałeś/myślisz o tym, żeby przenieść się do innej szkoły? a) Tak: 28 = 26,92% b) Nie: 76 =73,07% Czy nauczyciele spełniają twoje oczekiwania (lekcje są ciekawe, program jest realizowany, ocenianie jest sprawiedliwe itd.)? a) Wszyscy nauczyciele spełniają: 7 = 6,73% b) Większość nauczycieli spełnia: 69 = 66,34% c) Mniej więcej połowa nauczycieli spełnia: 21 = 20,19% d) Niewielu nauczycieli spełnia: 7 = 6,73% e) Żaden nauczyciel nie spełnia: 0 = 0% Czy po roku nauki w Poniatówce jesteś zadowolony z jej wyboru? a) Zdecydowanie tak: 59 = 56,73% b) Raczej tak: 37 = 35,57% c) Raczej nie: 4 = 3,84 % d) Zdecydowanie nie: 0 = 0% Czy dobrze czujesz się wśród rówieśników i kolegów ze starszych klas? a) Zdecydowanie tak: 61 = 58,65% b) Raczej tak: 42 = 40,38% c) Raczej nie 1 = 0,96% d) Zdecydowanie nie: 0 = 0% Czy poleciłbyś VLO swoim znajomym? a) Zdecydowanie tak: 58 = 55,76% b) Raczej tak:38 = 35,5% c) Raczej nie: 5 = 4,8% d) Zdecydowanie nie: 3 = 2,88%
Wynik naszych badań przedstawiliśmy dyrektorowi, dr. Mirosławowi Sosnowskiemu, który podziękował redakcji „Brudnopisu” za cenną inicjatywę i podkreślił, że aktualnie w szkole trwa ewaluacja wewnętrzna, dotycząca przede wszystkim prac zespołu językowego. Każdy uczeń (jeśli do tej pory tego nie zrobił) wypełni także ankietę dotyczącą oceny pracy poszczególnych nauczycieli (badanie sukcesywnie, w kolejnych klasach przeprowadza prof. Marian Jaroszewski), a wnioski z wewnętrznej ewaluacji przedstawione zostaną podczas czerwcowego spotkania Rady Pedagogicznej. ☐
7
„W związku z ogłoszeniem
stanu wojennego.. ”
Obchody rocznicy 13 grudnia 1981 w VLO relacjonuje Szymon Smus
W Poniatówce dzień zapowiadał się zwyczajnie. Zdarzyło mi się przyjść do szkoły nieco wcześniej niż zwykle, więc tłumów jeszcze nie było. Parę osób uczyło się do czegoś, siedząc na krzesłach, inni stali w niedużych grupkach, rozmawiając ze sobą, jeszcze inni czekali w kolejce do automatu z życiodajnym płynem zwanym kawą. Wyłowiłem wzrokiem grupę znajomych z klasy, więc poszedłem się przywitać. Po prostu esencja normy szkolnego poranka. Do czasu, aż… „Uwaga! uwaga!…” – na te słowa wszyscy odruchowo spojrzeli w kierunku głośników szkolnego radiowęzła. „…W związku z ogłoszeniem stanu wojennego, wszyscy obywatele mają obowiązek posiadać przy sobie dokument tożsamości, w razie wylegitymowania przez służby porządkowe”. O co chodzi? Co to ma znaczyć? „…Osoby nieposiadające dokumentów zostaną zatrzymane do wyjaśnienia”. Na twarzach stojących dookoła mnie ludzi malował się ten sam wyraz zdziwienia, co na mojej. Nagle ktoś się ocknął „Aaa…, no tak, 13 grudnia”. Chwilę później zadzwonił dzwonek na lekcję. Na następnej przerwie komunikat został powtórzony. Nie wywołał już większej sensacji, w przeciwieństwie do patrolu milicji krążącego po holu (!). Byli to dwaj przebrani uczniowie trzeciej klasy. Jeden z nich wysoki, w wojskowej bluzie z kamuflażem leśnym, a drugi niższy, w szarym garniturze i tego samego koloru kapeluszu. Odbiór takiego eventu był pozytywny, „pewnie bez tego wielu by nie wiedziało co to za dzień” ▷
8
co w holu PISzczy
– brzmiał komentarz pewnej uczennicy, rozmawiającej z koleżanką w kolejce po kawę. Na którejś przerwie z kolei znowu słychać było znany już wszystkim komunikat, a zaraz po nim drugi wprowadzający pewne zmiany w życiu szkoły, m.in. zakaz kupowania więcej niż jednego napoju z automatu, zakaz noszenia dwóch tych samych skarpet, zakaz pisania białą kredą, zakaz zgromadzeń, zakaz przepisywania lekcji niebieskim długopisem i zakaz niezapowiedzianych kartkówek i odpowiedzi ustnych (to się wszystkim najbardziej podobało). A patrol jak kontrolował i zatrzymywał, tak robił to cały czas. Jego poczynania nie spodobały się grupce uczniów, którzy z zakrytymi twarzami zatrzymali i rozbroili patrol. Po chwili jednak zdjęli maski i wśród śmiechów oddali broń – wiadomo: show must go on! Traf chciał, że 13 grudnia był też dniem urodzin prof. Lizińczyka. Przyszykowana była dla profesora niespodzianka, a gdy nastał odpowiedni moment, grupa uczniów otoczyła go, obdarowując ciastem i śpiewając „Sto lat”. Do śpiewu i życzeń gremialnie przyłączyli się inni poniatowszczacy. No i nagle pośród życzeń i śmiechów wybrzmiał rozkaz: „Rozejść się!” – okazało się, że to patrol gorliwie spełniał swoje zadanie. Sprawę wyciszyła pani wicedyrektor, która przypomniała „ZOMO-wcom”, że to urodziny jednego z funkcjonariuszy. Tak oto w naszej szkole upamiętniono rocznicę wybuchu stanu wojennego. Dzięki świetnie przeprowadzonej akcji data mocno zapisała się w naszej świadomości, a przy okazji była to niezła zabawa. ☐
jubileusz DUCHa Julia Benedyktowicz • Ola Leszczyńska Wielkimi krokami zbliża się tegoroczny DUCH – impreza odbędzie się już 25 czerwca. Zapewne większość z nas, uczniów Poniatówki, wie, czym jest to przedsięwzięcie, lecz każda z kolejnych edycji – a jubileuszowa (10!) zwłaszcza – sprzyja temu, by przypomnieć pewne fakty istotne dla kształtowania się tej szkolnej tradycji.
Duch 2013 (fot. z archiwum szkolnego)
Doroczny Uczynek Charytatywny zrodził się w ramach VoLOntariatu, który zainaugurował swą działalność w 2004 roku. O samym VoLOntariacie: jego historii, założeniach i celach możecie dowiedzieć się więcej z artykułu Łazarza Kapaona opublikowanego na łamach „Głosu Poniatówki” (2012). DUCH, będący częścią dawnego Festiwalu Kulturalnego KUFEL, jest wydarzeniem, podczas którego przez zbiórki i aukcje gromadzone są środki na wcześniej określony cel charytatywny. Wydarzeniu zawsze towarzyszą ciekawe konkursy, pokazy artystyczne, kabaretowe, sportowe oraz koncerty. Pierwszy DUCH odbył się okrągłe 10 lat temu, w związku z tym warto przypomnieć, jakie były początki festiwalu. Zrekonstruować tę historię pomógł nam szkolny pedagog – prof. Marian Jaroszewski, z którym udało nam się przeprowadzić krótki wywiad na ten temat.
co w holu
PISzczy
Julia Benedyktowicz, Ola Leszczyńska: Jak powstał VoLOntariat w naszej szkole?
9
rzeczywiście inicjatywa młodzieży. Adam zachęcił jeszcze wiele osób – sami chcieli. Jedne z pierwszych akcji, które robiliśmy Pedagog szkolny, Marian Jaroszewski: w ramach wolontariatu to były jasełka. PierwWolontariat w naszej szkole powstał z inicja- sze były w Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie tywy ucznia Adama Arendarczyka. On kiedyś występowaliśmy przez następne dwa lata. Wyprzyszedł do mnie i spytał, czy nie można by stępowaliśmy też w Instytucie Matki i Dziecka, było w naszej szkole zrobić wolontariatu. w szkole integracyjnej na Ochocie – w wielu Wolontariat najczęściej kojarzy się z Wielką różnych placówkach. A DUCH to była właOrkiestrą Świątecznej Pomocy, która... mnie ściwie taka pierwsza większa „impreza” – tak się nie najbardziej podoba. Nie to, że się nie to wyglądało. podoba, ale dla mnie jest za wielka, ja lubię rzeczy małe, drobne. Jest za „świąteczna”, tzn. że jest od wielkiego dzwonu, a ja lubię coś, co jest systematyczne, tak jak na przykład zbieranie plastikowych nakrętek. Od wielu lat już zbieramy i uzbieraliśmy tony, pomalutku, powolutku. I bardzo nie lubię pomocy. Ja cały czas (od małego dziecka) jestem z różnymi osobami niepełnosprawnymi i zawsze uważałem, że jest to dla mnie fantastyczna rzecz, że mam wśród nich tylu różnych przyjaciół, że mam kumpli – kto by nie Prof. Marian Jaroszewski podczas DUCHa (2010) chciał? Świetnie się z nimi bawię, ale żebym (fot. z archiwum szkolnego) ja im pomagał? To oni bardzo często poma- JB, OL: Chciałybyśmy się spytać o pierwgają mi. W związku z tym formuła WOŚP-u szego DUCHa – jak to wyglądało, na kogo nie za bardzo mi odpowiada. Opowiedziałem były zbierane pieniądze, co skłoniło, żeby zatem Adamowi: „Proszę bardzo – może go zorganizować ponad 10 lat temu? być wolontariat, tylko żeby to był wolontariat młodzieżowy. Mogę was pilnować jako na- MJ: Pieniądze z pierwszego DUCHa były uczyciel (wszystko, co się dzieje w szkole zbierane na mnie… (śmiech) Zajmuję się himusi być pod opieką nauczyciela), natomiast poterapią i pierwszy DUCH to były pieniąwy róbcie to, co chcecie zrobić – ja tylko dze zbierane dla Ośrodka Hipoterapii w Gobędę czuwał, czy to będzie zgodne z ideami spodarstwie Agroturystycznym „Sosnowe”, w wolontariatu. Żeby to nie było coś takiego, którym zresztą w tej chwili jestem zameldoza co szkoła mogłaby się potem wstydzić”. wany i gdzie prowadzę letnie obozy integraDla mnie zawsze bardzo ważne jest, żeby to cyjne dla dzieci niepełnosprawnych i pełnobyła autentyczna inicjatywa młodzieży, a nie sprawnych. To była pomoc materialna, żeby to, że nauczyciel zarządza. Jeszcze jak ja bym móc poszerzyć możliwości tego Gospodaruczył, to by była taka pokusa – „Ty, ty i ty stwa. Pierwszy DUCH przyniósł ogromną zgłaszasz się na ochotnika”. Ale ja nie mam kwotę – nieco ponad 4000 zł, co jak na pierwtakich możliwości – jak ja o coś proszę, to szą, inauguracyjną edycję, było całkiem pomożna bardzo łatwo powiedzieć: „Nie”. Kon- kaźną sumą. Dzięki temu czwórka dzieci mosekwencji żadnych nie będzie, nie będę się gła bezpłatnie korzystać z zajęć. Grupy, które krzywo patrzył na lekcji, bo ich nie prowa- organizowały DUCHa w kolejnych latach dzę. Wtedy nadarzyła się okazja, by była to zaczęły się licytować, który DUCH przynie- ▷
10
co w holu PISzczy
sie więcej pieniędzy. Jakoś młodzież nie zawsze chciała uwierzyć w moje słowa, że tak naprawdę to nie pieniądze są ważne. Tak jak w kontakcie z każdym drugim człowiekiem nie jest ważne to, co materialnego masz temu drugiemu człowiekowi do zaoferowania, tak tu ważne jest, że ofiarowujesz drugiemu siebie – swój wysiłek, swoje zaangażowanie, swoje chęci. Szczególnie ważne jest to dla osób niepełnosprawnych, które są w dużej mierze osobami samotnymi, ewentualnie porusza-
W DUCHu biorą udział także nauczyciele. Na zdjęciu (od lewej): prof. Beata Jabłecka i prof. Joanna Zaremba (2010)
MJ: Pomysłem pierwotnym w stosunku do DUCHa był KUFEL, ale tak jak DUCH nie ma wiele wspólnego z duchem, tak KUFEL niewiele miał wspólnego z kuflem, a już na pewno nie z kuflem piwa. Był to pomysł zorganizowania festiwalu uczniowskiego na koniec roku szkolnego, kiedy już praktycznie nie ma lekcji, bo jest po klasyfikacji. Projekt nazwano Kulturalnym Uczniowskim Festiwalem Ludycznym – stąd KUFEL. Festiwal miał trwać trzy dni – pierwszy: występy kulturalne uczniów; drugi: zbiórka charytatywna połączona z aukcją; natomiast trzeci miał być festiwalem teatralno-filmowym. Jakoś z całej tej ogromnej imprezy ostał się po latach dzień drugi, czyli DUCH. Myślę, że przede wszystkim ze względu na to, że jest to coś sympatycznego dla kogoś, kogo wspieramy – jest to zawsze konkretna osoba –kogo zapraszamy tutaj i poznajemy osobiście. No i to działa. JB, OL: A jakie ma Pan najciekawsze wspomnienia związane z DUCHem na przestrzeni tych dziesięciu lat?
MJ: Dla mnie osobiście najciekawsze są kabarety nauczycielskie oczywiście, które są świetną zabawą zarówno dla uczniów oglądających w rolach kabaretowych swoich srogich nauczycieli, jak i dla tychże nauczycieli, którzy się doskonale przy tym bawią. Pamiętam taki kabaret: przedstawienie Jasia i Małgosi. Małgosią była pani wicedyrektor Pochylska, ja byłem Jasiem… (śmiech) I teraz wyobraźcie sobie jak wyszedłem na scenę w krótkich spodenkach – takich ogrodniczkach, szelki zupełnie na bakier, z podkolanówkami – jedną opuszczoną, drugą podciągniętą, w śmiesznym kapelusiku i mówię: „Dzień dobry, ja jestem Jaś, ja zbieram znaczki” (śmiech). Musiała być długa przerwa zanim się wszyscy uspokoili! To była zawsze JB, OL: Czy DUCH w założeniu był długo- świetna zabawa, ale nie tylko. Pamiętam terminowym projektem, który trwa już mamę z chłopcem, pacjentem z onkologii dziesiąty rok? Czy może na początku miał Centrum Zdrowia Dziecka, dla którego robyć tylko jednorazowym wydarzeniem? biliśmy DUCHa, przyjechali do nas ze Śląska.
jącymi się w bardzo wąskim kręgu osób niepełnosprawnych. Dla nich to, że ktoś, nazwijmy to „zdrowy”, chce się z nimi zaprzyjaźnić – nie to, że chce dla nich zarobić pieniądze i im je przekazać, chce zrobić coś dla nich, chce mieć z nimi kontakt – jest szalenie ważne. To jest tak jak mieć przyjaciela; przyjaźń nie polega na dotacjach, tylko polega na byciu razem. DUCH był zawsze organizowany przez młodzież, ja się zawsze starałem, żeby ci, którzy się w niego bezpośrednio angażują, poznali osobę, dla której zbierają pieniądze. Po tym pierwszym DUCHu zaczęliśmy zbierać pieniądze już dla konkretnych osób. Raz jeszcze potem było dla Fundacji Rodzin Zastępczych, a tak to dla konkretnych osób.
co w holu
PISzczy
11
Aukcję wtedy prowadziła pani Agata Młynar- to, co powinny mieć, na właściwym miejscu ska. Jakież to było dla nich szczęście, że chło- – i są kompletnie niepełnosprawne. To są pak mógł tutaj spotkać i osobiście poznać pa- fujary życiowe, totalne, prawda? I są osoby, nią Agatę (śmiech). Ale to też już było dawno. bardzo niepełnosprawne – mają wielkie problemy, czy fizyczne, czy neuZ Mikołajkiem, który dwa rologiczne, i radzą sobie lata temu był beneficjentem DUCHa mamy stały kontakt. Tak naprawdę niepełno- w życiu świetnie. Do tego są pełne radości i optymizmu! To jest chłopiec, który urosprawność tkwi w człoZawsze opowiadam pewną dził się bez rączek i nóżek, wieku. Jest wiele osób, historię; mam takie zdjęcie chłopiec niesamowity. Kiedy które mają wszystko to, chłopca, który ma przed sobą był DUCH, on miał niewiele co powinny mieć, na płonącą świecę, trzyma nad ponad pół roku, w tej chwili właściwym miejscu – nią ręce, jakby je ogrzewał, ma dwa i pół i jest takim i są kompletnie niepełi patrzy się gdzieś przed sierozrabiaką, że szkoda gadać. nosprawne. To są fujary bie. Widać taką radość na Wyobraźcie sobie, że chłopak życiowe, totalne, prawjego twarzy – niesamowitą bez nóg – nie korzystając da? I są osoby, bardzo zupełnie! Kiedyś robiłem z protez, bo ich nie lubi, chokopię tego zdjęcia w punkdzi po całym mieszkaniu, poniepełnosprawne – cie ksero, pani się bardzo ruszając głównie biodrami. mają wielkie problemy, zachwycała: że rzeczywiście Robi psikusy swojej starszej czy fizyczne, czy neurojest takie ciepłe, radosne... siostrze, nie mając rąk (ma logiczne, i radzą sobie A ja mówię: „A wie pani, ten tylko takie „kikutki” do łokw życiu świetnie. Do chłopiec jest niewidomy”. cia) potrafi ją chwycić za tego są pełne radości „Ach! Jakie nieszczęśliwe włosy i pociągnąć. Bardzo i optymizmu! dziecko!” – odpowiedziała. nie lubi, jak się go karmi, A ja się wtedy pytam – „Jabo on sam sobie będzie jadł. Ciekaw jestem, czy wy byście tak potrafiły? kie nieszczęśliwe? Przecież szczęście widać Tak naprawdę niepełnosprawność tkwi w czło- na twarzy!” wieku. Jest wiele osób, które mają wszystko ☐
„
Jak objawi się DUCH 2014 Julia Benedyktowicz Ola Leszczyńska
25 czerwca 2014 roku (środa) odbędzie się w naszej szkole kolejna – już dziesiąta edycja DUCH-a. W tym roku wszystkie zebrane środki zostaną przekazane 17-letniej Marcie Pruskiej. Nasza rówieśniczka od marca 2013 roku zmaga się z ostrą białaczką szpikową. Komórki nowotworowe Marty mają specyficzną mutację, przez którą są mniej podatne na leczenie. Każda chemioterapia wiązała się z wieloma przykrymi i niebezpiecznymi skutkami ubocz-
nymi. Pieniądze uzyskane na pomoc Marcie będą przeznaczane na – nierefundowany przez NFZ – inhibitor oraz leki poprzeszczepowe, podtrzymujące jej zdrowie. Niedawno Marta miała wznowę. Niestety jest zbyt słaba, aby poddano ją kolejnej chemioterapii, dlatego przyjmuje wysoko specjalistyczne farmaceutyki, które nie są refundowane. Dzięki tym lekom można było pozbyć się w końcu komórek nowotworowych z krwi. Jednak nadal nie jest pewne, co się dzieje ze szpikiem Marty. Nasza szkoła ma umowę z tatą Marty: jak tylko będzie na tyle silna, że będzie w stanie nas przyjąć, wtedy reprezentacja sztabu DUCHa pojedzie ją odwiedzić. ▷
12
co w holu PISzczy
Kosztami terapii są w tej chwili obciążeni tylko i wyłącznie jej rodzice. W związku z tym, że założeniem całej imprezy jest pomoc finansowa Marcie, na wejściu będziemy zbierać od każdego po 5 zł. W dniu 18 urodzin Marty – 24 maja – w Warszawie, w Parku Romana Kozłowskiego o godz. 10.00 odbyła się inna impreza charytatywna: RUN FOR MARTA, czyli druga edycja projektu pod tytułem „Run For…”, której pomysłodawcą jest JCI Warsaw współpracujący w tym roku z AEGEE Warszawa. Celem biegu charytatywnego była zbiórka pieniędzy na pomoc dla Marty (pakiet startowy kosztował 30 zł) oraz edukacja w zakresie choroby nowotworowej. W tym roku motywem przewodnim DUCHa będzie kasyno. Na jeden dzień nasze liceum zmieni się i pozwoli wszystkim uczestnikom przenieść się w niezwykły, wyrafinowany świat kasyn prosto z Las Vegas! Jak co roku, możecie się spodziewać wielu ciekawych atrakcji, do których należą m.in.:
konkurs fotogrAficZny pt.: W ruchu, który nie jest kierowany wyłącznie do uczniów V LO, ale do wszystkich – profesjonalistów i amatorów, którzy ukończyli 14 lat. Prace zostaną poddane ocenie jury składającego się z: fotografki Joanny Kiczki „Jotki”, studenta ASP Stanisława Klucznika, nauczycielki języka polskiego z V LO Katarzyny Kozielskiej oraz Moniki Kosson uczennicy V LO i współorganizatorki DUCHa. Jury wybierze jedną zwycięską pracę oraz 4 wyróżnienia, a werdykt zostanie ogłoszony w V LO 25 czerwca 2014. Do wygrania są m.in. podręczniki do fotografii oraz jako nagroda specjalna: trzygodzinne kreatywne warsztaty fotograficzne pt. Złap siebie za ogon dla finalistów i 10 najlepszych prac. Zgłoszenia były przyjmowane od 13 maja do 18 czerwca. LoteriA , podczas której można będzie nabyć wyjątkowo ciekawe przedmioty, zysk przeznaczony będzie na pomoc finansową Marcie. kAWiArenkA, przygotowana przez uczniów Poniatówki. LoteriA Ze WspAniAłymi fAntAmi możLiWość ZAgrAniA W gry kuBryku s potkAniA Ze ZnAnymi gośćmi Występy utALentoWAnych – to kulminacyjne wy-
darzenie DUCHa. Wystąpić może każdy, kto zaprezentuje w ciekawy sposób swoje umiejętności. Dzięki temu będziemy mieli szansę podziwiać zarówno muzyków, aktorów, tancerzy etc. – nie tylko z naszej szkoły!
Plakat promujący DUCHa. Na tegoroczną imprezę zaprasza sam Paul Wesley! (zob. klip na profilu DUCHa na facebooku: https://www.facebook.com/VLO.DUCH).
Tegoroczna edycja DUCHa z pewnością będzie niezapomnianym dniem dla wszystkich uczestników. Doroczny Uczynek Charytatywny, organizowany od dziesięciu lat w V LO, jest wydarzeniem niezwykłym, pozwalającym młodzieży poznać konkretną potrzebującą osobę i pomóc jej; łączy we wspólnej pracy nad przygotowaniem imprezy charytatywnej oraz integruje uczniów i nauczycieli. ☐
co w holu
PISzczy
13
Podróż do wnętrza materii czyli poniatowszczacy w CERN-ie reLAcjA: tAjemnicZy korespondent Uznawany za największą stworzoną przez człowieka maszynę i cud myśli technicznej, efekt kilkunastoletniej współpracy setek naukowców z całego świata, nadzieja na rozwikłanie tajemnic wszechświata, a nawet – choć rzadziej zdajemy sobie z tego sprawę – inspiracja dla artystów słowa i sztuk plastycznych. O czym mowa? O flagowym projekcie instytutu CERN – Wielkim Zderzaczu Hadronów (Large Hadron Collider), który miała szansę zobaczyć grupa poniatowszczaków. „Brudnopis” drukuje relację z tej niezwykle inspirującej wycieczki.
W dniach 25.05–30.05 blisko pięćdziesięciu uczniów Poniatówki pod opieką prof. prof. Anny Mazurkiewicz, Barbary Tarnowskiej, Alicji Szewczyk i Karola Jaworskiego uczestniczyło w edukacyjnej wyprawie do siedziby Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN). W zagraniczną podróż wybrała się prawie cała klasa 2B, kilka osób z klasy 2E oraz tegoroczni maturzyści, w trakcie wycieczki pieszczotliwie nazywani przez opiekunów „dinozaurami”. Wraz z przewodnikami około 12.30 wyruszyliśmy autokarem z placu Bankowego w wielogodzinną podróż. Pierwszym punktem na mapie naszych zagranicznych wojaży (nie licząc dwóch restauracji znanej sieciówki fast foodów oraz innych regeneracyjnych postojów) stał się Strasburg – siedziba instytucji europejskich. Dotarliśmy tam w poniedziałek ok. godziny 7 rano. Obejrzeliśmy z zewnątrz siedzibę powołanej do życia w roku 1949 Rady Europy, następnie, także z zewnątrz i – dzięki telefonii komórkowej (i internetowi) – wyposażeni w wie-
dzę o wynikach zakończonych dzień wcześniej wyborów do PE – mogliśmy podziwiać budynek Parlamentu Europejskiego wraz z dziedzińcem w jego wnętrzu – Agorą Bronisława Geremka, nazwaną tak dla upamiętnienia wybitnego polskiego polityka, historyka i członka Parlamentu Europejskiego, tragicznie zmarłego w roku 2008. Wspólna fotografia na dziedzińcu Parlamentu Europejskiego
fot. kajot
W Strasburgu obejrzeliśmy także wznoszoną w latach 1176-1439 Katedrę Najświętszej Marii Panny. Warto zaznaczyć, że jeszcze do 1874 roku północna wieża tej gotyckiej świątyni
14
co w holu PISzczy
(mierząca 142 m) była najwyższym budynkiem świata. Wnętrze katedry: jej wysokie sklepienie, światło przezierające przez szklaną taflę witraży, Filar Anielski w nawie południowej oraz zegar astronomiczny (także z polskim akcentem – wizerunkiem Mikołaja Kopernika), a wreszcie barwna witrażowa rozeta (której kształt i kolor już później mógł się skojarzyć uczestnikom wycieczki z „przekrojem poprzecznym” przez detektor cząstek elementarnych!) wzbudziły z jednej strony zadumę, z drugiej podziw dla architektonicznych kompetencji budowniczych sprzed ponad 500 lat. Katedra Najświętszej Marii Panny w Strasburgu
fot. kajot
Późnym popołudniem dotarliśmy do hotelu pod Genewą (po stronie francuskiej), który miał stać się naszą bazą wypadową na kolejne dni. Wtorkowego poranka, wreszcie zregenerowani po kilku godzinach orzeźwiającego snu w pozycji leżącej (nie siedząco-półleżącej-autokarowej), ruszyliśmy do CERN-u, gdzie w problematykę fizyki cząstek elementarnych oraz specyfikę badań podejmowanych w instytucie wprowadzili nas polscy fizycy pracujący w tym miejscu (m.in. dr dr Arkadiusz Gorzawski, Rafał Noga i Piotr Tra-
czyk). Z popularyzatorskim zacięciem komentowanej prezentacji multimedialnej dowiedzieliśmy się sporo o mniej nam znanych reprezentantach modelu standardowego: kwarkach, mionach, neutrinach, bozonach, oraz o tym, że ogromny akcelerator cząstek elementarnych służy naukowcom przede wszystkim do odtworzenia w mikroskali warunków, jakie istniały we wszechświecie tuż po Wielkim Wybuchu, przy czym – co istotne – to „tuż” liczyć należy w wielkościach rzędu nanosekund (10–9s). Celem pracy urządzenia zderzającego przeciwbieżne wiązki protonów z prędkością bliską prędkości światła i przy energii zderzeń równej nawet 14–16 TeV (teraelektronowoltów) było także potwierdzenie słuszności teorii o istnieniu bozonu Higgsa, którego oddziaływania z innymi cząstkami miałyby wpływać na ich masę. (Przypomnijmy – cel ten zrealizowano z sukcesem, jak wskazują wyniki badań ogłoszone w 2012 roku i potwierdzone wiosną 2013). Nadto, warta kilka miliardów franków szwajcarskich (a obecnie modernizowana i dostosowywana do nowych zadań badawczych) maszyna przyczynić się ma do lepszego poznania dodatkowych wymiarów (choć trudno w to uwierzyć, według śmielszych teorii tych może być nawet i 27!), zrozumienia asymetrii pomiędzy materią i antymaterią, umożliwi także głębsze rozpoznanie nowego stanu skupienia – plazmy kwarkowo-gluonowej. Wszystko to – podane w prosty, obrazowy i dostępny laikowi sposób – uświadomiło nam, że choć tak silnie obecny w mediach Wielki Zderzacz Hadronów jest wprawdzie oczkiem w głowie pracowników instytutu, to bynajmniej nie jest jedynym projektem realizowanym w ramach prac Ośrodka. Zwrócono także naszą uwagę na fakt, że wiele z narzędzi i technik mających dziś zastosowania praktyczne na szeroką skalę ma swój CERN-owski rodowód – z tych wymienić trzeba chociażby radioterapię, skanery PET (pozytonowa emisyjna tomografia komputerowa – przyp. red.) czy choćby World Wide Web (WWW).
„
co w holu
PISzczy
Celem pracy urządzenia zderzającego przeciwbieżne wiązki protonów z prędkością bliską prędkości światła i przy energii zderzeń równej nawet 14–16 TeV (teraelektronowoltów) było [...] potwierdzenie słuszności teorii o istnieniu bozonu Higgsa, którego oddziaływania z innymi cząstkami miałyby wpływać na ich masę. [...] Nadto, [...]maszyna przyczynić się ma do lepszego poznania dodatkowych wymiarów [...], zrozumienia asymetrii pomiędzy materią i antymaterią, umożliwi także głębsze rozpoznanie nowego stanu skupienia – plazmy kwarkowo-gluonowej.
Wykład z podstaw fizyki elementarnej wzbogacony o rys historyczny CERN-u pozostawił pewien niedosyt, choć niedosyt to ożywczy poznawczo i mobilizujący. Okazuje się bowiem, że wciąż więcej mamy pytań i wątpliwości dotyczących fundamentalnych problemów fizyki i wątpliwości niż ostatecznych odpowiedzi, rozwiązań i twardych dowodów. Nie tracą na aktualności od wieków nurtujące filozofów pytania – dlaczego raczej jest coś niż nic? oraz – od stuleci niezmienne – czym właściwie jest to COŚ i na jakiej zasadzie JEST? Po prezentacji, zakończonej zresztą krótkim zarysem możliwości pracy i kariery naukowej w CERN-ie oraz przybliżeniem programów stypendialnych adresowanych do studentów kierunków ścisłych i technicznych, dano nam możliwość gruntownego zapoznania się z technicznymi parametrami Wielkiego Zderzacza Hadronów. Najpierw obejrzeliśmy multimedialną prezentację przedstawiającą skomplikowaną konstrukcję urządzenia (zwłaszcza detektorów rozlokowanych na obwodzie 27-kilometrowego tunelowego okręgu zlokalizowanego ok. 100 m pod ziemią: ATLAS, CMS, ALICE, LHCb), potem uczestniczyliśmy
15
w projekcji filmu dokumentalnego utrwalającego wiedzę na temat akceleratora, by następnie przenieść się do hali konstrukcji i testowania podzespołów wchodzących w skład budzącej respekt maszyny. Tam – w wydzielonej części ekspozycyjnej – mogliśmy zobaczyć chociażby fragment tunelu zderzacza – obejrzeć go w przekroju poprzecznym i podłużnym. Odwiedziliśmy także akcelerator, w którym po raz pierwszy w historii udało się wyprodukować antymaterię. Fragment tunelu LHC
(fot. kajot)
Profesor Anna Mazurkiewicz komentuje budowę urządzenia
(fot. kajot)
Dzień w CERN-ie zakończyliśmy zwiedzaniem centrum komputerowego wraz z serwerownią, gdzie usłyszeliśmy m.in. o początkach technologii WWW oraz o sieci GRID, w którą połączono setki komputerów na całym świecie, głównie po to, by zwiększyć moce obliczeniowe potrzebne przy analizie dziesiątek petabajtów danych zgromadzonych w ciągu kilku lat rejestrowania cząsteczkowych kolizji. Posileni w CERN-owskiej stołówce (bywa, że zdarza się tu jadać przy jednym stole z noblistami!), opuściliśmy miasteczko instytutowe, by następnie odbyć część turystyczną tego dnia wycieczki. Do CERN-u planowaliśmy
16
co w holu PISzczy
rzający jednorodne pole magnetyczne, sam detektor ma – by rzecz ująć obrazowo – „strukturę cebuli”, w której każda warstwa zbudowana jest z odmiennego rodzaju poddetektorów1 (zob. rysunek poniżej). Cząstki wytrącające się podczas zderzeń przechodzą przez wszystkie te warstwy, zwane kalorymetrami, oddziałują z materiałem detektora oraz polem magnetycznym, pozostawiając ślady swej obecności, które z kolei pozwalają na zidentyfikowanie ich energii czy pędu. Trzeba przyznać – maszyna robi wrażenie, a jej dotykalna niemalże bliskość wzmaga jeszcze i tak już głęboki podziw dla osiągnięć ludzkiej myśli technicznej. Dwie rzucające się w oczy cechy to: majestatyczność i piękno (także kolorystyczne) – opiewane zresztą przez poetów i utrwalane w dziełach sztuki plastycznej (a nawet tekstylnej!) – na co zwrócił nam później uwagę prof. Karol Jaworski, prezentując kulturowe oddźwięki Wielkiego Zderzacza Hadronów i całego – niezwykle przecież medialnego – eksperymentu naukowego. Pomijając potencjał naukowy, Pomnik reformacji w Genewie fot. kajot rozmach techniczny i świątynną niemalże atKolejny dzień przyniósł chyba najbardziej mosferę miejsca – doskonałe tło na pamiątekscytujące doświadczenie wyjazdu – na wła- kowe selfie. sne oczy (a nie, jak dotąd – na planszach, prezentacjach, wizualizacjach i trójwymiarowych modelach) mogliśmy zobaczyć jeden z usytuowanych pod ziemią detektorów – CMS (Compact Muon Solenoid). Historia projektu CMS sięga roku 1992, a budowa tego gigantycznego detektora (15 metrów średnicy, 21 metrów długości, o wadze 12500 ton) trwała kilkanaście lat i jest owocem zbiorowego wysiłku i międzyinstytutowej współpracy, która zgromadziła ponad 3000 naukowców i inżynierów z 190 ośrodków i laboratoriów badawczych z 41 krajów. CMS zaprojektowa- Rysunek za: http://cms.fuw.edu.pl/?page_id=6 no z myślą o identyfikacji wszystkich rodzajów cząstek (ale zwłaszcza bozonu Higgsa 1 Szerzej na temat eksperymentu CMS oraz samego urządzenia możecie przeczytać na stronach internetowych: oraz mionów) i możliwości obserwacji jak Compact Muon Solenoid; an experiment at the LHC collider najszerszego spectrum zjawisk fizycznych, moż- at CERN [online] [dostęp: 2014-06-15]: <http://cms.web. cern.ch/> oraz Udział fizyków warszawskich w eksperyna poza tym powiedzieć, że jest to detektor mencie CMS przy LHC [online] [dostęp: 2014-06-15] http:// „ogólnego przeznaczenia”. Sercem urządze- cms.fuw.edu.pl/] oraz na portalu Polskie strony LHC [onlinia jest wielki solenoidalny magnes wytwa- ne] [dostęp: 2014-06-15]: <http://lhc.fuw.edu.pl>. powrócić nazajutrz, tymczasem celem naszym stała się Genewa – ze słynną, najwyższą w Europie fontanną Jet d’Eau, zegarem kwiatowym, pomnikiem reformacji, siedzibami ONZ (Palais des Nations) i Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, szwajcarską czekoladą, bankami i horrendalnymi cenami…
co w holu
PISzczy
Detektor CMS
fot. kajot
Pozostała część wycieczki miała charakter turystyczno-krajoznawczy – odwiedziliśmy miejsca zupełnie zwyczajne (na tle poznanego kilka godzin wcześniej!), naziemne, choć przecież piękne, a więc Lozannę, gdzie rozpoczęliśmy półtoragodzinny rejs widokowy statkiem po Jeziorze Genewskim (Lemańskim). Z pokładu statku wycieczkowego podziwiać mogliśmy z jednej strony piękno riwiery szwajcarskiej, z drugiej Jurę – pasmo górskie leżące
17
już w granicach Francji. Kończąc podróż w Montreux minęliśmy też słynny, uwieczniony przez Lorda Byrona zamek Chillon. Tego dnia – statkiem i autokarem okrążyliśmy cały akwen. Zmęczeni, choć pełni pozytywnych wrażeń, kolejnego poranka wyruszyliśmy w drogę powrotną, zatrzymując się jeszcze w stolicy Szwajcarii, Bernie – mieście niedźwiedzi, gdzie głównymi atrakcjami były: po pierwsze – Muzeum Alberta Einsteina, funkcjonujące w miejscu, gdzie genialny fizyk wynajmował mieszkanie w latach 1903–1905; po drugie – ogólnie rzecz biorąc – urocza architektura miejska (wraz z nieporównywalnym do naszego stołecznego wybiegiem dla niedźwiedzi, starym miastem i wieżą zegarową z 1530 roku); po trzecie w końcu – ostatnia szansa na wydanie franków szwajcarskich – oczywiście na czekoladę! Nazajutrz przed południem szczęśliwi, pełni pozytywnych wrażeń i w komplecie dotarliśmy do Warszawy. Warto dodać, że to nie pierwsza wycieczka uczniów Poniatówki do CERN-u – i bodaj nie ostatnia. Od kilku lat w podobnych wyjazdach edukacyjno-turystycznych uczestniczą uczniowie klas chemiczno-fizycznych i matematyczno-fizycznych, zwykle wyjeżdżając pod opieką pomysłodawców i organizatorów tego niezwykle kształcącego przedsięwzięcia – prof. Anny Mazurkiewicz, prof. Barbary Tarnowskiej, prof. Krzysztofa Kuśmierczyka. O organizacyjną stronę wyjazdu zadbała krakowska firma turystyczna – Grupa Bis-Pol. ☐
Zegar astronomiczny (Berno), witrażowa rozeta w Katedrze NMP (Strasburg), detektor CMS (Genewa) (też dostrzegacie podobieństwo?) (fot. 1 i 2 kajot)
18
co w holu PISzczy
Biol-chem w terenie reLAcjA: igA mArkoWskA
Rzadko się zdarza, by pierwsza klasa, która była już na tygodniowym wyjeździe integracyjnym w Przewięzi, miała także możliwość wyjazdu na zieloną szkołę. 1D się to udało – wyjechaliśmy na biologiczne Warsztaty Nadmorskie, aż na pięć dni! Zanim jednak wystosowaliśmy prośbę do dyrekcji, postanowiliśmy wywiązać się z własnych, klasowych obowiązków. To, w połączeniu z nienaganną opinią innych nauczycieli i wychowawcy, prof. Urszuli Ciborowskiej, na pewno miało duży wpływ na pomyślną dla nas decyzję. Nasza nauczycielka biologii, prof. Barbara Przeciszewska, pomogła nam z wyborem najlepszej oferty. I tak, wbrew początkowym, sceptycznym głosom – udało się! Pojechaliśmy do Sztutowa na Nadmorskie Warsztaty Przyrodnicze! Z samego rana, w poniedziałek 2 czerwca, zebraliśmy się pod Muzeum Archeologicznym. Wszyscy zjawili się punktualnie, więc z Warszawy wyruszyliśmy bez opóźnień. Podróż do ośrodka zajęła nam większą część dnia. Uatrakcyjnieniem monotonnej jazdy była wizyta w Elblągu. Tam podzielono nas na grupy i wyszliśmy „w teren”. Każda z grup miała za zadanie opracować informacje dotyczące przydzielonego tematu, a później je zaprezentować. Dalsza podróż przebiegła bez zakłóceń. Z Elbląga do Sztutowa nie jest daleko, więc niecałą godzinę później byliśmy na miejscu. Już od następnego dnia rozpoczęły się zajęcia przewidziane w programie Warsztatów Nadmorskich. W ciągu całego wyjazdu mieliśmy lekcje teoretyczne połączone z wykorzystaniem wiedzy w praktyce. Na przykład, po wysłuchaniu informacji na temat owadów udaliśmy się na pobliską łąkę, by tam łapać okazy przy użyciu specjalistycznego sprzętu. Następnie należało rozpoznać gatunek owada, za co prowadzący przyznawał punkty. Widzieliśmy ważki, chrząszcze oraz całą gamę błonkówek. Innym razem odwiedziliśmy Rezerwat Kormoranów i Czapli Siwej w Kątach Rybackich.
Zostaliśmy oprowadzeni przez przewodnika, którego wiedza na temat tych zwierząt była wręcz oszałamiająca. Mieliśmy okazję obserwować kormorany w ich naturalnym środowisku, zaś co odważniejsi mogli nawet potrzymać ptaka na przedramieniu. Ostatnie zajęcia były poświęcone chiropterologii, czyli wiedzy o nietoperzach. Późnym wieczorem udaliśmy się na spacer nad pobliską rzekę. Tam też za pomocą sprzętu do pomiaru ultradźwięków staraliśmy się usłyszeć komunikację nietoperzy oraz na tej podstawie je rozpoznać. W programie były jeszcze inne wykłady poświęcone zagadnieniom ochrony przyrody, topografii czy botanice. Wszystkie zajęcia były prowadzone w ciekawy i przystępny sposób. Nasza klasa miała również możliwość odwiedzenia Muzeum Stutthof w Sztutowie. Na terenie obiektu znajdował się niegdyś nazistowski obóz koncentracyjny. Kompetentny przewodnik pomógł nam zrozumieć istotę problemu oraz oprowadził nas po nielicznych zachowanych budynkach i pomieszczeniach. Wszyscy byliśmy poruszeni tą częścią wycieczki. Ośrodek, w którym mieliśmy okazję mieszkać był świeżo odrestaurowany i funkcjonalnie umeblowany. W czasie wolnym można było pograć w piłkarzyki lub też spędzić czas na zielonym terenie przed budynkiem. Kilka razy mieliśmy również okazję wykąpać się w zimnym Bałtyku... Po wieczornych zajęciach większość klasy gromadziła się w jednym z pokoi, by przy dźwiękach gitary miło spędzić czas we własnym towarzystwie. Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. Byliśmy zaskoczeni, jak prędko minął nam wyjazd. I tak, po pięciu dniach pobytu nad morzem, trzeba było wrócić do Warszawy. Podróż powrotna przebiegła bez komplikacji. I choć na wycieczce plan dnia był napięty i określony co do minuty, to miło wspominamy miniony wyjazd oraz czekamy na przyszłoroczną zieloną szkołę. ☐
co w holu
Koncert trzeciomajowy w Poniatówce reLAcjA: juLiAnnA rutkoWskA
28 kwietnia (poniedziałek) w VLO odbył się koncert z okazji Święta Trzeciego Maja, 223. rocznicy podpisania Konstytucji przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. W programie ułożonym przez Adama Łukawskiego (ucznia klasy 1A) pojawiły się przede wszystkim melodie ludowe, a także znane utwory wybitnych polskich kompozytorów. Na 7 lekcji cała szkolna społeczność zgromadziła się w holu szkoły. Koncert rozpoczęła Ola Gajek recytacją tekstu opowiadającego o wydarzeniach trzeciomajowych z 1791 roku. Dopracowana w każdym calu deklamacja zrobiła duże wrażenie na publiczności. Jakież było moje (pozytywne!) zdziwienie, kiedy dzień później dowiedziałam się, że autorem tekstu prezentowanego przez Olę jest mój kolega klasowy – Miłosz Osiecki! Być może większość z uczniów do tej pory nie wiedziała, kto był autorem prezentowanego tekstu, ponieważ na skutek niefortunnej pomyłki, nazwisko naszego kolegi nie zostało wymienione pod koniec koncertu. Niniejszym więc redakcja „Brudnopisu” daje na swoich łamach sprostowanie. Przypomnijmy: Miłosz został poproszony
„Szlachcic obejmuje mieszczanina, żebrak cieszy się z majętnym” Miłosz Osiecki Próżno szukać ptactwa przed Zamkiem Królewskim. Nawet gołębie, przyzwyczajone przecież do wielkomiejskiego gwaru i zgiełku, nie są w stanie znieść obecności tłumu. Tłumu, trzeba przyznać wyjątkowo wytrwałego – mija godzina za godziną, a on wciąż niewzruszenie trwa na posterunku. Również wąskie uliczki są nim wypełnione. Wygląda tak, jakby cała ludność Warszawy, zgromadziła
PISzczy
19
o napisanie krótkiej narracji historycznej przez panią profesor Romualdę Kuśmierczyk, opracowanie koncepcji i stworzenie tekstu zajęło mu kilka dni, trud to godny podziwu i pochwały. W imieniu całej redakcji „Brudnopisu” składamy Miłoszowi wyrazy uznania i gratulujemy tak udanej pracy, którą z wielką przyjemnością przedrukowuje- Największe zainteresowanie wzbudziła Agata Bartman grająca na fagocie my poniżej. Po recytacji wystąpiła Ola Nowik, wykonując na akordeonie sześć melodii ludowych skomponowanych przez Witolda Lutosławskiego. Później wysłuchaliśmy dwóch utworów fortepianowych – Preludium g-moll Siergieja Rachmaninowa w wykonaniu Andrzeja Sienkiewicza, a także Mazurka op. 17 nr 4 Fryderyka Chopina w wykonaniu Gosi Staniuk. W finale koncertu pokaz swych umiejętności dała Agata Bartman, która na fagocie zagrała Etiudę 15 op. 8 Juliusza Weissenborna. ☐
się tego dnia w jednym miejscu. Zamek lśni w promieniach majowego słońca, łagodny wietrzyk pieści twarze, a chmury leniwie toczą się po nieboskłonie. Stoję pomiędzy wąsatym szlachcicem z szablą u boku, a brzuchatym kupcem odzianym w różnobarwny żupan. Miejsce całkiem przyzwoite – gdy stanę na palcach, widzę pustą przestrzeń między obserwatorami a Zamkiem. Porządku pilnują ułani księcia Józefa Poniatowskiego – z końskich grzbietów obserwują rosnący niepokój tłumu. Ktoś wyciąga różaniec i łamiącym się głosem, zaczyna odmawiać pacierz. Wokół mnie rozlegają się szepty: – Mieli skończyć szybko, opozycja wyjechała przecież z miasta… – Obradują cztery lata, cóż znaczy dla nich jeden dzień?
o w holu 20 cPISzczy Nagle z Zamku dobiegają krzyki. Tłum zamiera. Nikt nie śmie głośniej odetchnąć. Jedynym dźwiękiem jest teraz kląskanie końskich kopyt o bruk – to ułani ustawiają się w ochronny kordon. Gwar dobiegający z dziedzińca staje się coraz głośniejszy. Szlachcic koło mnie przygryza wargę do krwi. Gruby kupiec drży spazmatycznie. Wtedy właśnie, przez portal przechodzi król. To jest ta chwila, ten moment. Tłum wychyla się w stronę monarchy. Tuż za Stanisławem Augustem Poniatowskim, idą inni, panowie szlachta znani w całej Rzeczypospolitej: Kołłątaj, Potocki, Czartoryski. Szalę przeważa Marszałek Sejmu Stanisław Małachowski, niesiony triumfalnie na ramionach. Pojedynczy spontaniczny wrzask radości, momentalnie przeradza się w zbiorowy wiwat. Ludzie klaszczą, tupią, wymachują nakryciami głowy. Szlachcic obejmuje mieszczanina, żebrak cieszy się z majętnym. Niektórzy mają łzy w oczach – z pewnością zapamiętają te chwile do końca życia. Nie mogę powstrzymać wzruszenia. Konstytucja! Wreszcie, po tylu latach, pojawia się szansa na niezależność. Będzie dobrze, musi być. Za królem podążają inni. Procesja zmierza wąskimi uliczkami do katedry Świętego Jana. Gdzie nie spojrzeć, wszędzie radosne twarze. Umorusane dzieciaki plączą się pod nogami, uśmiechnięte mieszczki wychylają się z balkonów kamienic. Przez jeden dzień różnice stanowe nie istnieją. Przez jeden dzień można zapomnieć o zagrożeniu ze strony Rosji i czasach wielkiego niepokoju, w których przyszło nam żyć. Posłowie wchodzą do kolegiaty na oficjalne zaprzysiężenie. Tłum czeka na zewnątrz, by ze zdwojoną mocą przywitać ich po zakończeniu ceremonii. Zapada wieczór. Szał radości płynnie przechodzi w wielką fetę. Na ulice wytoczono beczki wina i piwa, rozstawiono również stoiska z przekąskami. Choć raz kupcy zapomnieli o skąpstwie. Ludzie najrozmaitszej profesji i majętności świętują wspólnie jak starzy druhowie. Miasto wypełnia muzyka – w całej Warszawie zorganizowano koncerty dla uczczenia podniosłego dnia. Oto jeden z nich. B
I Poniatowski Koncert Muzyki Poważnej juLiAnnA rutkoWskA
Dnia 9 czerwca w naszej szkole odbył się pierwszy, jak dotąd, koncert muzyki poważnej zorganizowany przez uczniów naszej szkoły. Przez ponad godzinę w holu szkolnym prezentowane były interpretacje utworów zarówno znanych kompozytorów tj. Ludwiga van Beethovena, Fryderyka Chopina, Jana Sebastiana Bacha, jak i kompozycje autorskie. Uczniowie wykonywali utwory na pianinie (z braku fortepianu), klarnecie, fagocie, akordeonie. Koncert został wysoko oceniony zarówno przez uczniów, jak i nauczycieli, wszyscy byliśmy pełni podziwu dla muzycznych talentów, wśród których przoduje klasa humanistyczna. W czerwcowym numerze przedstawiamy program koncertu, dłuższy reportaż o nowych muzycznych jakościach w życiu Poniatówki planujemu na kolejny numer „Brudnopisu”: 1. Jan Sebastian Bach – Aria na strunie G z suity orkiestrowej D-dur nr 3 Skrzypce: Gabriela Łaskowska Pianino: Krzysztof Piasecki 2. Ludwig van Beethoven – Dla Elizy Pianino: Piotr Grabowski 3. Fryderyk Chopin – Preludium Des-dur op. 28 nr 15 „Deszczowe” Pianino: Andrzej Sienkiewicz 4. Ludwig Milde – Tarantella op. 20 Fagot: Agata Bartman Akompaniament: Wojciech Sztyk 5. Jules Massenet – Medytacja z opery Thais Skrzypce: Gabriela Łaskowska 6. Ernest Chausson – Andante Klarnet: Maciej Puławski 7. Antonio Fragoso – Preludium I Pianino: Adam Łukawski 8. Rudolf Wurthner – Wariacje na temat rosyjskiej melodii Akordeon: Aleksandra Nowik 9. Adam Łukawski – Sonata na fortepian i klarnet Pianino: Adam Łukawski Klarnet: Monika Bugajny
co w holu
PISzczy
21
„Ach, to te legendy” - potrójna korona mistrzów! Frekwencja podczas koncertu dopisała
Z Magdą Morawską, Jackiem Barszczewskim, Krzyśkiem Jaworowskim, Aleksem Walkiewiczem, Patrykiem Topolińskim, Tomkiem Kowalskim, Pawłem Woźnickim i Robertem Tomaszewskim rozMAwIA MAteuSz duckI
Ola Nowik gra na akordeonie, Zuzanna Jaskuła pomaga z zapisem nutowym
„Ale to jest bardzo dobry pomysł – mówi jeden z byłych już uczniów naszej szkoły. – Bardzo chętnie przyjedziemy tu w przyszłym roku i zagramy z mistrzami każdych rozgrywek”. „Aha – wtóruje mu inny – pokażemy im, że nie ma lepszej klasy niż nasza! A na korytarzu będą tylko mówić »Ach, to te legendy, ci potrójni mistrzowie«.” Dokładnie… potrójni mistrzowie, jedyni w historii szkoły. Jak oni sami postrzegają własne triumfy, co sądzą o rozgrywkach międzyklasowych i czym jest dla nich ta potrójna korona? Właśnie o tym opowiedzieli „Brudnopisowi”.
Kim oni są?
Gabriela Łaskowska i Krzysztof Piasecki interpretują Bacha
By rzecz ująć najprościej: tegoroczni potrójni mistrzowie V Liceum Ogólnokształcącego im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie w międzyklasowych rozgrywkach sportowych to 3E – profil matematyczno-geograficzny, rocznik 1995. Z perspektywy szkolnego korytarza – wydawać by się mogło – zwykli ludzie, klasa jak każda inna… A jednak, charakteryzowało ich coś, co pozwoliło im zapisać się w historii szkoły w dwójnasób. Po pierwsze, jako jedyni w ciągu trzech lat pięciokrotnie sięgnęli mistrzowski laur, po drugie – trzecią klasę zwieńczyli potrójną koroną.
o w holu 22 cPISzczy Mateusz Ducki: Jaki jest Wasz klucz do cze kończyły się konkursem rzutów karnych. sukcesu, co pozwoliło Wam zdobyć te wszyst- W ćwierćfinale prowadziliśmy 3:0, a na koniec było 3:3. W finale skończyło się na wyniku kie tytuły? 2:2, choć dwa razy wychodziliśmy na prowaDrużyna: Nie ma i nie było wśród nas żaddzenie i dwa razy je traciliśmy. nego zawodowca, nikogo, kto by trenował w klubie koszykówkę, piłkę nożną czy siatkówkę. MD: Szczęście? MD: A jednak jakoś się Wam udało… D: Kiedy wychodziliśmy na mecz każdy z nas doskonale wiedział, co ma robić, znał swój cel – to wystarczało. Zawsze dobrze wiedzieć, jakie są mocne i słabe strony: najlepszego zawodnika trzeba zablokować, a z najsłabszego korzystać i wyciskać tyle punktów, ile tylko da radę. Oczywiście, nie zawsze taką wiedzę mieliśmy, ale szybko się orientowaliśmy, nawet już na rozgrzewce, i dostosowywaliśmy się. I tak szło: mecz za meczem. MD: W takim razie wiele zawdzięczacie kapitanom. D: Tak. W różnych rozgrywkach byli to różni ludzie, ale zawsze spełniali w pełni swoje zadania i kierowali nami, prowadząc nas do najlepszych wyników. MD: Czyli takich rad udzielilibyście innym klasom, które teraz będą się bić o mistrzostwa?
D: O tak, trzeba je mieć zawsze. Tak samo było w meczu grupowym w siatkówkę z 3B w tym roku. Miało być łatwo, a męczyliśmy się trzy sety. Ale taki jest sport. MD: Jak się skończyły rozgrywki w drugiej klasie? D: Koszykówkę wygraliśmy dość spokojnie. W finale piłki nożnej spotkaliśmy się z chem-fizem z naszego rocznika i zagraliśmy bardzo nerwowy ale widowiskowy finał. Ponownie skończyło się na rzutach karnych, przy czym ostatnia seria była powtarzana, bo jeden ze strzelców wyrwał się przed gwizdek. Mnóstwo stresu, ale wygraliśmy. Za to w siatkówce doszliśmy do ćwierćfinału, a tam trafiliśmy na legendarnego Okraskę i byliśmy już bez szans. Wydaje się nam, że nawet jakby grał sam, to by wygrał. MD: I skończyło się tylko na dwóch tytułach?
D: Dokładnie, nic więcej nie trzeba dodawać. D: I tak, i nie. My siatkówki nie wygraliśmy, ale zrobiły to nasze dziewczyny. MD: Sukcesy z trzeciej klasy znamy. A jak MD: A właśnie. Jaka była rola dziewczyn? było wcześniej? Pomagały Wam? D: Początki były trudne (śmiech). W pierwszej klasie siatkówkę i koszykówkę skończyliśmy D: Ich największa pomoc polegała na tym, sromotnymi porażkami w ćwierćfinałach, że odstępowały nam sektory na wf-ie. Dzięki a w rozgrywkach w piłkę nożną nie wyszliśmy temu mogliśmy więcej ćwiczyć i, przede wszystz grupy nie strzelając żadnej bramki”. kim, grać. Zdarzało się to raczej rzadko i było formą żartu, ale jednak pomagało. MD: Naprawdę tak słabo? Dlaczego? MD: A kibicowanie? D: Nie byliśmy wtedy zupełnie ze sobą zgrani, nie znaliśmy siebie i swoich możliwości. D: Z tym zawsze było u nas kiepsko. To, co było Ale wykorzystaliśmy te porażki, wyciągnę- na finale siatkówki w tym roku, to najwiękliśmy wnioski i w drugiej klasie mogliśmy szy doping, jaki dostaliśmy przez te trzy lata. już wygrywać. Choć łatwo nie było. W tur- Chociaż potrafiły nas motywować w inny nieju piłki nożnej na przykład wszystkie me- sposób…(śmiech).
co w holu
PISzczy
MD: Ciekawe… Zdradźcie, w jaki?
23
dzało Wam to? Jako sportowiec wiem, że doping jest niezwykle ważny i ciężko się gra bez niego.
D: W szatni rozmawialiśmy o nagrodzie za potrójną koronę. Miały nią być latające po meczu staniki. Tylko że nie rzuciły ani jednego. D: Oczywiście dużo lepiej się gra z dobrym doNiestety. pingiem. W naszej sytuacji musieliśmy sobie radzić niemalże bez niego. I dawaliśmy MD: Jak rozumiem mieliście problem z kibicaradę. mi, bo nie było ich prawie w ogóle. Przeszka-
Drużyna w akcji (od lewej:) Alek Rajkiewicz, Paweł Woźnicki, Mateusz Strąk, Jacek Barszczewski, Szymon Bieniek, Patryk Topoliński
o w holu 24 cPISzczy MD: Dlaczego go brakowało?
się pominięty, każdy dostawał szansę zrobienia czegoś dla klasy i przyczynienia się do ogólD: Po części wiąże się to z ilością reprezentantów, nego sukcesu. To też było ważne. Poza tym, a po części z tym, że nie mieliśmy wsparcia gdy ktoś zawodził, zmiana nie była problemem. ze strony innych klas, wiązało się to najpew- Poświęciliśmy doping, by dostać to i, jak widać, niej z pewnego rodzaju zazdrością (śmiech). podjęliśmy dobrą decyzję.
MD: Podczas odprawy mówiłem swoim chłopakom, że tak naprawdę gramy dla całej szkoły, bo zdecydowana większość nie chce, żebyście wygrali po raz trzeci w tym roku. Wiedzieliście o tym? Wiedzieliście, że nie tylko nie macie pozytywnego dopingu, ale występuje przeciw Wam większość szkoły?
MD: To teraz pytanie skierowane głównie do tych trzech potrójnych reprezentantów: w którym ze sportów czujecie się najlepiej?
D: Raczej nie. Postrzegaliśmy to bardziej jako dodatkową motywację, czuliśmy że mamy komuś coś do udowodnienia.
MD: Skoro macie tak wielu reprezentantów z różnych dyscyplin, to zadam Wam jeszcze pytanie, w której klasie grało się Wam najlepiej?
D: O naszych „pięknych” meczach piłki nożnej już mówiliśmy i tam wygrywaliśmy, bo sprzyjało nam szczęście. Siatkówkę z kolei udało nam się wygrać tylko raz, więc nie jest D: Oczywiście. ona naszą najsilniejszą stroną. Zostaje koMD: Było to dla Was obciążeniem psy- szykówka i to chyba jest prawda, w tej dyscyplinie czujemy się najlepiej. chicznym?
MD: Mimo tych głosów i tak byliście faworytami. Lepiej grało się Wam w roli drużyny D: W pierwszej poznawaliśmy się i nie byliśmy typowanej na zwycięzców? zgrani, więc nie było szans na zwycięstwa. Zresztą, chyba w historii szkoły nie było jeszD: Dla nas bez znaczenia było, czy jesteśmy cze pierwszej klasy, która by coś wygrała. Najtypowani na zwycięzców, czy na przegranych. lepiej grało się nam rok później, paradoksalZnaliśmy swój cel i zadania, i w pełni je realinie, bo nie był to przecież nasz najlepszy rok zowaliśmy. pod względem wyników. W drugiej klasie już MD: A wiedzieliście o tym, że w szkole są się znaliśmy, byliśmy zgrani i mieliśmy na wfstawiane zakłady w związku z Waszymi -ach więcej czasu na grę, nie ćwiczyliśmy podstawowych elementów tych sportów, jak meczami? w pierwszej klasie. Poza tym wtedy jeszcze D: A były jakieś? żyliśmy tymi rozgrywkami, emocjonowaliśmy się tym i zależało nam, by się dobrze przyMD: Odwołam się do stwierdzenia, które tu gotować i wygrać. W trzeciej klasie granie padło wcześniej, że przyczyną braku dopinjest oparte już tak naprawdę tylko na dorobku gu była ilość reprezentantów. O co chodzi? lat poprzednich. Każdy martwi się maturami D: Ze wszystkich chłopaków w naszej klasie tyl- i rozgrywki międzyklasowe są tylko dodatkiem, ko jeden, który nie miał zwolnienia z wf-u nie miłym przerywnikiem. Do tego wiele wf-ów grał w żadnej reprezentacji, poza nim i zwol- przepada ze względu na próby poloneza, walca nionymi grali wszyscy, a potrójnych repre- i zajęcia dodatkowe. Podczas rozgrywek zentantów w tym roku było tylko trzech. Wła- w koszykówkę mieliśmy chyba pięć czy sześć śnie ze względu na to, że tak wiele osób było wf-ów, na których mogliśmy cokolwiek pozaangażowanych w grę, niewiele zostawało ćwiczyć. Ale profesor Michał Lizińczyk podo kibicowania. Ale przynajmniej nikt nie czuł zwalał nam grać i przygotowywać się pod
co w holu
PISzczy
25
okiem kapitanów, więc to wystarczyło.
gorocznego starcia. 8:6 nie jest zbyt imponującym wynikiem, tym bardziej że wygrali MD: A jak, w związku z tą ciężką sytuacją nauczyciele. Na pewno płynie z nich jedna z wf-ami, smakuje potrójna korona, włakorzyść: niewielu ludzi może powiedzieć, że śnie w trzeciej klasie? rozgrywało oficjalne mecze przeciwko swoim D: Sam fakt, że zdobyliśmy ją w trzeciej klasie nauczycielom wf-u. A my możemy się tym nie dodaje jej raczej żadnego smaczku, ale poszczycić. kiedy uwzględni się właśnie te wf-y, a raczej MD: Czy Wasze sukcesy wpływały w jakiś znaich brak, wtedy radość jest większa i sukces czący sposób na relacje z innymi klasami? więcej wart. Pamiętamy nawet nasze rozgryw- Mam tu na myśli zwłaszcza mat-fiz ’96, ki z lat poprzednich, gdy jako druga klasa który przegrał z Wami trzy finały i półfinał. wygrywaliśmy z ówczesnymi trzecimi. Było to dziwne, bo zwłaszcza mat-fiz ’94 w drugiej D: O tych pojedynkach można by książkę naklasie był jedną z najlepszych klas w szkole pisać, ale najlepiej podsumowuje je wypowiedź we wszystkich dyscyplinach, a rok później od- jednego z uczniów tamtej klasy, który skopadali w fazach grupowych lub ćwierćfina- mentował tegoroczny finał piłki nożnej słołach. Gdy my pomyślimy, że się do nich nie wami: „No, nie pierwszy raz się tak spotykaupodobniliśmy tylko wygraliśmy wszystko, my. A zawsze kończy się tak samo”. Ciężko tu dodać cokolwiek, po prostu byliśmy lepsi. to jest to dla nas naprawdę coś wielkiego. Poza tym nie mieliśmy z nikim zatargów MD: To jakiego wpisu materialnego w histo- z powodu naszych wyników, chyba że o czymś nie pamiętamy. rię chcecie? D: Miały wisieć gdzieś tutaj nasze zdjęcia, ale pomysł nie przeszedł. Bieniu (Szymon Bieniek – przyp. MD) rozmawiał nawet na temat nagród, ale rozmówcą był profesor Bartłomiej Miecznik i skończyło się na tym, że za potrójną koronę będzie mógł pójść z panem profesorem na Snickersa®, o ile tylko za niego zapłaci. A tak na serio, to mamy oczywiście dyplomy z zeszłego roku i tym się musimy zadowolić, bo realnie patrząc, na nic więcej nie można liczyć.
MD: To ostatnie moje pytanie. Odchodzicie już z naszej szkoły i zostaniecie jedynie w pamięci młodszych roczników. Ale puśćmy na chwilę wodze wyobraźni i załóżmy, że jako pięciokrotni zwycięzcy różnych turniejów macie prawo mieć jakieś życzenia dotyczące sportu w naszej szkole. Czego byście sobie życzyli? D: Ciekawe pytanie. Ten wywiad będzie w jakiejś gazetce szkolnej prawda?
MD: Prawda. A co? MD: A mecze z nauczycielami? One są przecież swego rodzaju nagrodą dla mistrzów? D: W takim razie, jeśli chcecie, żeby ona się utrzymała to załóżcie w niej kącik sportowy Co o nich sądzicie? i wyznaczcie kogoś, kto się nim rzetelnie zajD: Przez trzy lata zagraliśmy trzy mecze nauczy- mie i będzie relacjonował przebieg wszystkich ciele vs. uczniowie. W zeszłym roku graliśmy rozgrywek. To po pierwsze. A po drugie barw koszykówkę i piłkę nożną, w tym roku tyl- dzo chętnie stawimy się tu w przyszłym roku ko w koszykówkę. Ciężko to nazwać nagrodą, i zagramy ze wszystkimi mistrzami. I pokabo choć dają one wiele zabawy, to jednak nie żemy im, że nie ma i nie będzie klasy lepszej gra się w nich na serio. To taka pokazówka niż nasza. dla szkoły. Ale nawet i do tego stwierdzenia ☐ ciężko się przychylić, patrząc na rezultat te-
26 MIASto MoJe, A w nIM
Kręcimy film o Warszawie
Gabriela Górska
Szlakiem 1 śródmiejskich antykwariatów Julia Benedyktowicz • Julianna Rutkowska
W roku szkolnym 2013/2014 Warszawa to nasze miasto, każdego dnia się uczniowie z klasy 2A, pod czujnym po niej poruszamy, gdzieś jedziemy, dokądś się okiem prof. Joanny Zaremby, w ra- śpieszymy, gdzieś się spóźniamy… Nierzadko w tym mach przedmiotu uzupełniającego, pośpiechu nie zauważamy i nie doceniamy piękna edukacji lokalnej – varsavianistyki, naszej stolicy. Bywa, że postrzegamy ją jedynie jako przygotowali film dokumentalny pt. przestrzeń złożoną z szarych bloków, szarych ulic Warszawa – tam się bywało. Projekt i nie mniej szarych autobusów. Warto czasem przyprezentuje pięć kultowych lokali ga- pomnieć sobie o tym, jak urokliwe jest to miasto stronomicznych w stolicy, z których lub poznać je na nowo i zakochać się w Warszawie, tylko dwa przetrwały do dzisiaj. która pełna jest przecież pięknych, czasem nieco W filmie zaprezentowano historię ukrytych zakątków. Nie mowa tu o powszechnie Mleczarni Nadświdrzańskiej, wnętrze znanych miejscach, o których przeczytać można oraz menu Oberży pod Czerwonym w każdym przewodniku, ale o tych bardziej ukrytych Wieprzem, interesujące rysunki z ka– parkach, skwerach, uliczkach, sklepach, księgarniach, wiarni Lajkonik, wykwintną winiarnię kawiarniach i restauracjach – miejscach, które twoU Fukiera oraz dancing i obrotową rzą niepowtarzalny klimat Warszawy. Jak śpiewał scenę w Adrii. Uczniowie pracę nad projektem Czesław Niemen właśnie o tym mieście – „Miasto rozpoczęli na początku roku szkol- moje, a w nim najpiękniejszy mój świat (…)”. Nie nego od wymyślenia koncepcji, na- powinniśmy o tym zapominać, dlatego odkrywajstępnie zdobywali prawa autorskie my naszą Nieznaną Warszawę na nowo każdego dnia! do materiałów wykorzystanych w fil- W pierwszym numerze „Brudnopisu”, przedstawimy mie, szukali kronik filmowych, a tak- Wam warszawskie antykwariaty, do których warto że starali się dotrzeć do osób, które się wybrać. bywały w nieistniejących już lokalach. Wymagało to od nich nie tylko Warszawski Antykwariat Naukowy Kosmos czasu, lecz także pełnej koncentracji Lokalizacja: Aleje Ujazdowskie 16 na realizacji zadaniu. W trakcie pracy uczniowie oprócz zdobywania no- Warszawski Antykwariat Naukowy „Kosmos” to firwych doświadczeń, poznali wielu in- ma rodzinna działajaca od 1990 roku pod kierunteresujących ludzi i – co także istotne kiem Adama Jakimiaka. Wcześniej była to jedna z placówek „Domu Książki”, oferująca stare czaso– świetnie się bawili. Efekt końcowy będziecie mogli pisma i grafiki. Przez lata specjalizacja się nie zmiezobaczyć podczas uroczystości za- niła, a dziś antykwariat jako jedyny w Polsce oferuje kończenia roku szkolnego oraz – po tak bogaty wybór czasopism (zwłaszcza przedwojenpremierze – na stronie internetowej nych), grafik oraz map (szczególnie XVIII-wiecznych naszego liceum. ☐ i starszych).
MIASto MoJe, A w nIM
27
nicznych), starych map, rycin oraz grafik. Jednak stanowczą większość oferowanych dzieł zajmują piękne wydania książek, baśni, bajek, wierszyków, czy spisanych piosenek dla najmłodszych, które opatrzone są wyjątkowymi, niepowtarzalnymi ilustracjami.
Witryna Warszawskiego Antykwariatu Kosmos
Antykwariat pomagał w udekorowaniu wielu dworów, domów, mieszkań, biur oraz instytucji. Wybór książek jest ogromny, jest to świetne miejsce na znalezienie oryginalnego, niekoniecznie drogiego prezentu (stare ryciny można kupić już za kilkana- W Antykwariacie Kosmos można ście, kilkadziesiąt zło- znaleźć bogaty zbiór czasopism (zwłaszcza przedwojennych) tych).
Antykwariat Puenta
Lokalizacja: ul. Mokotowska 51/53 Antykwariat Puenta, czyli Galeria ulicy Krokodyli – Piwnica Rzeczy Ładnych oferuje stare, między innymi przedwojenne książki humanistyczne oraz pozycje naukowe. W zbiorach znaleźć można również ogromny wybór pięknych pocztówek (polskich i zagra-
Szyld Antykwariatu Puenta, czyli Galerii ulicy Krokodyli Piwnicy Rzeczy Ładnych
Ciekawostką jest, że w latach 1927–1933 w budynku, w którym mieści się antykwariat działał Karol Adamiecki – jeden z twórców nauki organizacji i kierownictwa oraz za łożyciel Instytutu Organizacji. Sporą część oferowanych przez Naukowej Antykwariat Puenta dzieł zajmują bibliofilskie wydania baśni, bajek i wierszyków – najczęściej ilustrowanych
Antykwariat Atticus
Lokalizacja: ul. Krakowskie Przedmieście 12 Od kilkunastu lat „Atticus” związany jest ze środowiskiem uniwersyteckim, dzięki lokalizacji siedziby głównej przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, w bliskiej odległości od bramy głównej UW. W tym niezwykłym
Antykwariat Atticus znajdujący się na Krakowskim Przedmieściu
28 MIASto MoJe, A w nIM Antykwariat na Solcu Lokalizacja: ul. Solec 103
Na wystawie sklepowej Antykwariatu Atticus można podziwiać stare mapy i ryciny
miejscu można zakupić książki dawne i współczesne ze wszystkich dziedzin szeroko pojętej humanistyki (dawne również z innych dziedzin), a także ryciny, grafiki, mapy, rękopisy, plakaty, druki ulotne, pocztówki, papiery wartościowe, dokumenty, obrazy i inne. Możliwa jest również sprzedaż! W „Atticusie” panuje bardzo przyjazna atmosfera, można tam także podziwiać XIX-wieczne maszyny do pisania.
Antykwariat na Tamce Lokalizacja: ul. Tamka 45b
Antykwariat na Solcu pięknie prezentuje się zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz :)
W tym antykwariacie znajdziecie tylko i wyłącznie książki, ale za to wybór przeogromny, półki niemal pod sufit, stosy, labirynty, a każdy kącik to kilka ton druków zwartych. Wystarczy zapytać o tytuł, autora lub wybraną tematykę – fachowcy pracujący w antykwariacie znajdą prawie wszystko, albo coś „na temat”. Księgarnia prowadzona jest przez Hannę i Janusza Szostakowskich. Znajdują się tu książki z chyba każdej dziedziny, wydania nowe, stare, zabytkowe, unikalne i te nie całkiem. Można dokonać zakupu lub sprzedać własne zbiory, do czego bardzo zachęcają właściciele sklepu! Na ul. Solec 103 znajdziecie ogromny wybór książek - to istny raj dla wszystkich miłośników słowa pisanego i moli książkowych!
Jedna z naszych reporterek przy Antykwariacie na Tamce :)
Antykwariat na Tamce to niepozorne, ale bardzo ciekawe miejsce, które ma wiele do zaoferowania. Przede wszystkim książki – znajduje się tu wiele unikalnych, pięknych wydań zarówno tych przedwojennych, jak i współczesnych, od podręczników po książeczki dla dzieci! Uwagę przykuwa również szeroki wybór komiksów, map i pocztówek. Ewenementem jest sprzedaż płyt winylowych! Każdą płytę można dokładnie obejrzeć na miejscu i sprawdzić na przygotowanym do tego celu gramofonie. Przykładowo znajdziecie tam biały album Beatlesów, Black Sabbath, Mozarta i Kapelę Czerniakowską. Tak więc każdy znajdzie coś dla siebie, jeśli tylko trochę pogrzebie.
Szczególnie wart polecenia jest także antykwariat żoliborski (ul. Juliusza Słowackiego 6/8) prowadzony przez Krzysztofa Jastrzębskiego. I to nie ze względu na asortyment czy lokal, lecz towarzyską atmosferę oraz barwną postać właściciela – najbardziej chyba rozpoznawalnego stołecznego antykwariusza, o którym swego czasu powstał nawet film dokumentalny realizowany przez Telewizję Polską SA. To już jednak na inną historię…
☐
PoStAć nuMeru
Podróż do krainy niemożliwości
29
o Zbigniewie Rybczyńskim
• Julia Benedyktowicz •
11 kwietnia 1983 roku – podczas pięćdziesiątej piątej ceremonii rozdania Oscarów tryumfuje film Attenborougha Gandhi (nominowany w 11 kategoriach, uhonorowany w 8), a Meryl Streep dostaje swoją pierwszą nagrodę dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej za Wybór Zofii. Tymczasem przy tylnym wejściu Teatru Dolby trzydziestoletni mężczyzna próbuje wrócić do środka, po przerwie na papierosa. Ma na sobie białe tenisówki, t-shirt, kiepsko mówi po angielsku… Ochroniarz nie chce go wpuścić. Nie wierzy w wyjaśnienia, że mężczyzna tego wieczoru otrzymał Oscara w kategorii „Najlepszy Krótkometrażowy Film Animowany”... Zbigniew Rybczyński (bo tak nazywa się mężczyzna) trafił na noc do aresztu, jak później wspominał – jednego wieczoru znalazł się na samym szczycie i dnie. Następnego dnia drzwi więzienia zablokowane były tłumem dziennikarzy, kamer i fanów czekających na wywiad i autograf. Kilkanaście lat wcześniej – na początku lat 60. – rozpoczynał swoją karierę: początkowo jako malarz, by dopiero potem, w poszukiwaniu ruchu w sztuce, zwrócić się ostatecznie w stronę filmu. Inspiracje malarskie trwale zapisały się w kinie Rybczyńskiego; w wywiadzie z Tadeuszem Sobolewskim zdradza swoją „tajemnicę twórczą”, która polega na traktowaniu taśmy filmowej (zamienionej później przez reżysera na taśmę wideo) jak obraz, który trzeba namalować. Zaczyna się od braku obrazu – od czerni; jeżeli film ma trwać godzinę, zaczyna się od godziny czerni. To właśnie w tej czerni jest już cały film, trzeba tylko w odpowiednich miejscach coś oświetlić, coś zbudować. Filmy Rybczyńskiego
Zbigniew Rybczyński (2012)
fot. R.Komorowski
przemawiają za pomocą ruchomych, płynnych obrazów, które budują temat układając się w pewien ciąg fabularny, choć same utwory (z wyjątkiem Schodów i Kafki) niemal pozbawione są warstwy słownej. Studiując na wydziale operatorskim w Łódzkiej Wyższej Szkole Filmowej, stworzył w 1972 roku swój debiutancki film Kwadrat – połączenie animacji i fotografii, polegający na wielokrotnym przefotografowaniu cyklu trzydziestu sześciu czarno-białych zdjęć. Najważniejsze jest w tym to, że Rybczyński – nie wiedząc o komputerze w zasadzie nic, bez jakiejkolwiek wiedzy na temat komputerowego sposobu obrazowania (było to w Polsce lat 70.) – stworzył swój własny „cyfrowy” proces na taśmie filmowej. Debiutował w Se-ma-forze w 1973 roku filmem Plamuz. Był to jeden z pierwszych – w Polsce – animowanych teledysków muzycznych ze Zbigniewem Namysłowskim w roli głównej. W Se-ma-forze Rybczyński zrealizował szereg filmów z wykorzystaniem
30 PoStAć nuMeru pomysłów formalnych, ukazujących różnorodne możliwości techniki filmowej. Doświadczenia trzynastu lat twórczości zostało ukoronowane w krótkim filmie Tango (1980). Animacja pozbawiona jest fabuły, a opiera się na prostym koncepcie: wprowadzeniu do zamkniętej przestrzeni jak największej liczby osób wykonujących powtarzalne, proste, codzienne czynności. Do małego pokoju zaczynają wchodzić kolejne postaci, wzięte z różnych poziomów i scen życia – przedstawicieli różnych czasów. Widać trzy ściany, czwarta jest usunięta, tak jak w teatrze.
dzi. Postaci, choć zajmują się prozaicznymi rzeczami, zdają się tańczyć w rytm muzyki tanga. Wrażenie to potęguje się wraz z przybywaniem kolejnych osób, których ruchy idealnie się ze sobą zgrywają. Widz nie jest w stanie ogarnąć świadomością wszystkich przedstawianych na ekranie czynności; aby przyjrzeć się poszczególnym postaciom trzeba obejrzeć film przynajmniej kilkakrotnie. Na potrzeby filmu Rybczyński musiał wyrysować i namalować na celuloidach 16 000 czarno-białych masek oraz zrobić kilkaset tysięcy ekspozycji kamerą trickową. Zastosował
Rozrysowanie scen w Tangu (fot. za: http://socks-studio.com/2013/01/13/tango-by-zbigniew-rybczynski-1980).iacie na Tamce :)
Sceny w Tangu (fot. za: http://socks-studio.com/2013/01/13/tango-by-zbigniew-rybczynski-1980). ykwariacie na Tamce :)
Bohaterowie funkcjonują w jednej przestrzeni. Poruszają się w pętlach ruchów obserwowanych przez nieruchomą kamerę. Każda postać wykonuje przypisane sobie czynności i wychodzi, aby zaraz ponownie wrócić i powtórzyć cały cykl. W kulminacyjnym momencie na ekranie widać jednocześnie 36 postaci, które nie zauważają się wzajemnie i nie wchodzą sobie w drogę. Gdy pokój zaczyna stopniowo pustoszeć, pozostaje w nim jedynie staruszka na tapczanie i piłka, którą pozostawił chłopiec. Staruszka wstaje, zabiera piłkę i jako ostatnia wychodzi z pokoju. Surrealistyczny świat przedstawiony, pozbawiono fabuły czy chronologii. Bohaterowie, wciąż powtarzający te same ruchy, przypominają raczej ruchome figurki niż żywych lu-
technikę zdjęciową, polegającą na osobnym fotografowaniu każdej postaci, a następnie na układaniu ze zdjęć gotowej sekwencji animacji. Wielokrotnie nakładane na siebie ekspozycje wymagały dużej precyzji. Zajęło mu to siedem miesięcy, po szesnaście godzin dziennie. Pracując nad tym filmem, w zasadzie musiał przenieść się do studia, zamieniając pokój zdjęciowy na „pokój mieszkalny” – właśnie taki tytuł roboczy nosił film. Posługując się nową techniką, która w zasadzie niewiele miała wspólnego z filmem, Rybczyński osiągnął silny efekt wyjścia z ram, przerzucenia pomostu między sztuką a życiem. To właśnie za Tango otrzymał w 1983 roku Oscara i wiele innych nagród. Produkcja ma bardzo wiele interpretacji – można ją odczytywać jako
PoStAć nuMeru
31
Reżyser na planie Tanga w Muzeum Animacji w Łodzi (2012) (fot. Se-Ma-For Muzeum Animacji, fot za: http://www.sfp.org.pl/wydarzenia,5,11387,0,1,Rusza-Muzeum-Animacji-Nakrec-sobie-Tango.html)
prezentację „pamięci miejsca”, jako obraz izolacji ludzi we współczesnym świecie czy też krytykę powtarzalności ludzkiego życia, banalności wykonywanych przez nas czynności. Co ciekawe, twórca na pytanie o sens nagrodzonego dzieła, odpowiedział, że nie znaczy ono absolutnie nic. Na początku lat 80. Rybczyński wyjechał do USA, gdzie realizował filmy za pomocą zaawansowanych technik komputerowych, m.in. Schody (inspirowane słynną sceną z Pancernika Patiomkina Sergiusza Eisensteina), Orkiestra, Manhattan. Stopniowo porzucał tradycyjny film na rzecz techniki wideo. Jako najważniejszą różnicę – na poziomie samego tworzenia – pomiędzy kinem a wideem, reżyser wskazuje czas powstawania – wideo jest procesem natychmiastowym. Na film składa się proces kręcenia, przeglądanie materiału, który potem trzeba ciąć, sklejać itd. Film w pewnym sensie jest bliski teatrowi – filmuje się to, co się ustawi przed kamerą, tak jak na scenie – nie jest to proces żywy, nie dzieje się to w czasie rzeczywistym. W jednym z wywiadów Rybczyński stwierdza: – „W kinie nie ma już nic do odkrycia. Film był narzędziem rewolucji mechanicznej, wczesnej fazy tej rewolucji – z końca XIX wieku.
Wideo jest tworem końca XX wieku, i jako narzędzie jest lepsze, jakkolwiek by na to nie patrzeć”. Piszący o Rybczyńskim światowi recenzenci – amerykańscy czy francuscy, chętnie używali takich określeń jak: geniusz, papież, a nawet Méliès1 wideo. O jego dziełach mówiło się, że są fascynujące, porywające – perfekcyjne. W Polsce ten jednogłośny entuzjazm krytyki światowej wyjątkowo długo pozostawał bez echa. Artysta w swojej ojczyźnie znany był stosunkowo wąskiemu gronu odbiorców (niewiele zmieniło się do dziś). Zasadniczym problemem była niemożność dystrybucji dzieł pracującego za granicą Zbigniewa Rybczyńskiego w komunistycznym kraju, jakim była wtedy Polska. A po odzyskaniu niepodległości i otwarciu się na kulturę i technikę zachodniego świata, istotną sprawą okazał się nieokreślony status sztuki wideo w Polsce. Nie wypracowano jeszcze wtedy sposobów jej profesjonalnej prezen1
Georges Méliès – francuski iluzjonista, reżyser i producent filmowy, pionier kina. Nazywany „magiem kina” i „czarodziejem ekranu”. Wynalazca licznych trików filmowych, wykorzystywanych w kinie przez wiele następnych lat. Autor ponad 500 filmów.
32 PoStAć nuMeru tacji i popularyzacji, a przede wszystkim nie wyodrębniły się u nas wyraziste grupy twórców, krytyków, teoretyków czy widzów, gotowych uznać specyfikę techniki wideo jako samoistnej formy artystycznej. W 1987 roku założył w Hoboken pod Nowym Jorkiem w Ameryce własne studio – Zbig Vision, wyposażone w najnowocześniejszą aparaturę wideo, komputery i HDTV, w którym zrealizował swoje najważniejsze produkcje. Problem Rybczyńskiego polegał na tym, że nie był on w stanie uprawiać komercji. „Takie studio – mówi – powinno zarabiać na siebie przez 24 godziny na dobę, a ja tego robić nie chcę, nie mam ochoty ani czasu”. Z powodów finansowych zmuszony był w 1992 roku zamknąć swoje studio. W tym okresie realizował też teledyski muzyczne i wideoklipy między innymi dla Micka Jaggera, do piosenki Imagine Johna Lennona, Yoko Ono (do piosenki Hell Paradise, gdzie występuje najwyższy i najniższy mężczyzna na świecie), dla Simple Minds, The Art of Noise, Chucka Mangione, Pet Shop Boys, Alan Parsons Project, Lou Reeda, Supertramp, Rush i wielu innych. Ostatni zrealizowany przez Zbigniewa Rybczyńskiego film to Kafka (1992). Od tamtego czasu jego marzeniem jest zbudowanie audiowizualnego studia z najnowocześniejszymi technologiami do tworzenia filmów. Prace nad takim centrum rozpoczynał m.in. w Kolonii, Nowym Sączu i ostatnio we Wrocławiu. Stara się rozwiązać problem sprzeczności obrazu i przygotować taką konfigurację narzędzi i programów, które pozwolą na realizację swobodnych, a jednocześnie realistycznych wizji. Być może dziś filmy Rybczyńskiego nie robią już takiego wrażenia jak w latach 80. Współczesny nastolatek, który choć trochę interesuje się technologią, potrafi zrozumieć, a nawet stworzyć swój własny program. Zbigniew Rybczyński jest jednak pionierem nowatorskich filmów eksperymentalnych. Był w stanie stworzyć coś wielkiego w szarej rzeczywistości PRL-u. Pisze o nim Andrzej Wajda:
– „Mnie interesuje bardziej, kto w tym prowincjonalnym, zapóźnionym technicznie kraju potrafił rozbudzić w Rybczyńskim tak szerokie horyzonty artystyczne i techniczne. Myślę o tych wszystkich, którzy dali szansę, aby ukształtował się on na światowego artystę. Chciałbym wiedzieć, kto był nauczycielem matematyki w szkole podstawowej człowieka, który stworzył dla potrzeb swoich filmów specjalne programy komputerowe. Jaki wykładowca historii sztuki w liceum plastycznym potrafił przekazać naprawdę głębokie zrozumienie Michała Anioła czy Rembrandta? Kto wyposażył go w świadomość, która pozwala z całą ostrością i pesymizmem ocenić tak trafnie sytuację sztuki?”. To cytat ze wstępu do książki o tytule Zbigniew Rybczyński – Podróżnik do krainy niemożliwości. Rybczyński jako artysta jest podróżnikiem. I to warto podkreślić – jego niezwykłą potrzebę tworzenia rzeczy niedoścignionych, nieosiągalnych. Poszukiwał, podróżował coraz dalej, pomimo przeszkód uwarunkowanych przez niemożliwości techniczne ówczesnych realiów. Peregrynował także w głąb siebie, pokonując własne ograniczenia. Rybczyński był sam dla siebie najlepszym i jednocześnie najbardziej wymagającym nauczycielem – to jego niestrudzony upór oraz doświadczanie i umiejętność przezwyciężania trudności ukształtowało go jako reżysera, artystę, człowieka. Rybczyński od prawie 20 lat nie zrobił żadnego nowego filmu. Jak dotąd nie udało mu się również wybudować wymarzonego audiowizualnego studio. Jednak nadal poszukuje, pokonuje kolejne przeszkody. W planach ma realizację wielu filmów, m.in. na podstawie Mistrza i Małgorzaty Michaiła Bułhakowa. Dalej prowadzi nieskończoną podróż do krainy niemożliwości. ☐ Bibliografia: 1. Zbigniew Rybczyński. Podróżnik do krainy niemożliwości, praca zbiorowa – Pracownia Historii i Teorii Filmu, Instytut Sztuki PAN, Komitet Kinematografii, Warszawa 2000. 2. Zbigniew Rybczyński, Spoglądając w przyszłość – wyobrażając prawdę, „Kwartalnik Filmowy” 1997, nr 19-20. 3. www.wikipedia.org/wiki/Zbigniew_Rybczyński 4. http://www.emigra.com.pl/rybczy-ski-zbigniew-.html
felIeton
33
W poszukiwaniu świętego spokoju czyli jak się żyje w kolorowym świecie reklam gospodarki rynkowej, pełnym oziębłości kapitalistycznego społeczeństwa Agata Bartman
Kraków, rok 1983 Pewnego czerwcowego poranka 1983 roku obudziłem się na tapczanie w maleńkim pokoiku. Mój plecak zajmował niemal całą podłogę. Usiadłszy, rozejrzałem się wokoło i zadałem sobie pytanie, co ja tu właściwie robię. Byłem w Krakowie wśród domów i bloków, a jednak odnosiłem wrażenie, jakbym był na wsi. Zza okna dobiegało pianie koguta. Wśród 11-piętrowych wieżowców pasły się konie. Wśród bloków zieleniły się ogródki kwiatowe i warzywne…1
liczną, lecz jednak zacofaną PRL. Przywołany fragment zapisków przybysza zza żelaznej kurtyny dziś zyskuje jeszcze nieco inny wymiar – eksponuje nie tylko zróżnicowanie Zachód Europy vs Blok Wschodni, ale zestawiony ze współczesnym kształtem polskiej rzeczywistości uwydatnia, podobnie jak wiele innych tego typu świadectw, jak duże przeobrażenie dokonało się w ciągu ostatnich 30 lat.
Warszawa, schyłek lat 80. Miasto wydało mi się – pisze amerykańska antropolog Janine R. Wedel – miejscem posępnym i intrygującym, tak samo monotonnym, szarym, pozbawionym szyldów i reklam. Na ulicy nie wyczuwało się bezpośredniego zagrożenia. Kobiety z dziećmi kursowały wytrwale od sklepu do sklepu, taszcząc zakupy. Ludzie poruszali się beznamiętnie ze stoicko opuszczonym wzrokiem.2
(fot. za: Zbyszko Siemaszko, Spojrzenie na Warszawę, Warszawa 1987)
Tak opisał swój pierwszy kontakt z Polską okresu końca stanu wojennego amerykański fotografik Dennis Chamberlin. Podczas pobytu nad Wisłą reporter na własnej skórze mógł doświadczyć ciężkich warunków egzystencji, z jakimi Polacy borykali się wówczas na co dzień. W tamtym okresie Polska mogła stanowić przecież cel „egzotycznych” podróży – nietrudno było zaobserwować, uwiecznić i zaprezentować szerszej zagranicznej publiczności diametralne różnice między nowoczesnym i rozwiniętym gospodarczo Zachodem a, wprawdzie krajobrazowo – idyl1 Chamberlin Dennis, Między Wami Polakami, Kraków 1992.
(fot. za: http://fotopolska.eu/9273,foto.html) 2 Wedel Janine, Collision and Collusion: The Strange Case of Western Aid to Eastern Europe, Nowy Jork 2001.
34 felIeton Warszawa, czerwiec roku 2013
społeczeństwo właśnie wstrzymało się w ideowym rozwoju i zmierza wyłącznie za innoW letni czerwcowy poranek, około godziny wacyjną myślą techniczną oraz za nieustan7:30 jadę tramwajem do szkoły. Gdy pojazd nym dodrukowywaniem pustych ulotek, któz turkotem wjeżdża na Most Poniatowskiego, rymi jestem zewsząd zasypywana? spoglądam w dal i widzę Wisłę oświetloną złocistymi promieniami słońca. Wzdłuż przeWarszawa, grudzień roku 2013 ciwległych mostów poruszają się niewielkie z mojej perspektywy samochody i autobusy. Siedzę w salonie w wygodnym fotelu. Jest soRażona promieniami słonecznymi odwracam bota, tak się składa, że również pierwszy dzień głowę i spostrzegam zabudowę lewobrzeżnej ferii świątecznych. Słyszę dobiegający z kuchWarszawy. Moim oczom ukazują się wysokie ni szum czajnika, a przed oczami przelatują biurowce. Jeden z nich szczególnie przykuwa mi kolorowe obrazy, które jednakże nie przymoją uwagę, a to dlatego że jest w całości za- kuwają zbytnio mojej uwagi. Namnożyło się kanałów telewizyjnych przez słonięty przez billboard przedstawiający moostatnie lata. Zaskakują różnorodnością i dodelkę w kostiumie kąpielowym. Stefan Wolle w swojej historii społecznej skonałą jakością obrazu. Te na pozór barwne NRD Wspaniały świat przytacza słowa Niem- kreacje stwarzają jednak dla nas szarą i moców, którzy zwykli opisywać swoich wschod- notonną rzeczywistość, powszednieją. Powstanich sąsiadów jako „żyjących w świecie pro- ją nowe kanały informacyjne, które, pozbawiostym, pozbawionym oziębłości kapitalistycz- ne nowinek ze świata, zgarniają popioły z dawnego społeczeństwa rozpychającego się łok- no już wypalonych tematów. Gdy po wielociami i kolorowego świata reklam gospodarki dniowym odpoczynku od telewizji ponownie rynkowej”. Opinia – można powiedzieć – ma mam okazję wpatrywać się w szklany ekran, mój umysł cierpi z powodu wstrzykniętej mu już wartość historyczną. dawki nadmiernej ilości bodźców. Oczami wyobraźni widzę sklep ze sprzętem elektronicznym. Na półkach poustawiane są telewizory. Jest ich mnóstwo: mniejsze, większe, różnych marek, a każdy z nich nastawiony na tę samą stację. Według najnowszych danych w zeszłym roku ludzie łącznie wyrzucili 48,9 mln ton sprzętu elektronicznego. Wystarczyłoby to na wypełnienie i ustawienie rzędu 40-tonowych ciężarówek wzdłuż ¾ długości równika. „Uważam, że telewizja jest bardzo pouczająca. Za każdym razem, kiedy ktoś włącza teleFot. Dariusz Borowicz, fot. za: http://m.warszawa.gazeta.pl/ wizor, ja wychodzę do innego pokoju i czytam dobrą książkę” – rzekł kilkadziesiąt lat temu Znalazłam się w ścisłym centrum Warsza- amerykański aktor komediowy Groucho Marx. wy. Stoję na chodniku w pobliżu Rotundy i Galerii Centrum. Obracam się wokół właMatnia audiosfery snej osi i wszędzie widzę billboardy – za każdym razem, gdy tu jestem: coraz większe, co- Szum komputera wytrąca mnie ze skupienia, raz bardziej zróżnicowane kolorystycznie. „jazgot” telewizji przyprawia o bóle głowy. Mam wrażenie, jakby przekrzykiwały się na- Dzisiaj nawet na obrzeżach miasta trudno wzajem. Czuję się osaczona i zaatakowana, o choć jeden dzień spędzony w ciszy. Media jak w matni. Nagle refleksja: czy europejskie masowe można porównać do nakręcanej na
felIeton
35
Niech na całym świecie wojna okrągło pozytywki, która z czasem zaczyna byle polska wieś zaciszna grać i obracać się w coraz szybszym tempie, byle polska wieś spokojna gubiąc przy tym rytm i wydając coraz bardziej Stanisław Wyspiański zgrzytliwe dźwięki. A przecież może być zgoła Niestety, również na obszarach wiejskich już inaczej: od XIX wieku obserwuje się (oprócz zjawiska Pamiętam pewne sierpniowe popołudnie spędzone z krewnymi na zboczu Trzech Koron. Sie- wzmożonej migracji ludności do miast, które dzieliśmy na kocach rozłożonych pod drzewem. Po- wynikało de facto z przyczyn gospodarczych) południe było piękne, czas upływał nam na rozmo- wzrost zainteresowania kulturą wielkomiejwach przerywanych chwilami ciszy, podczas której ską, miejskim stylem życia, który wywarł ogromchłonęliśmy roztaczające się obok widoki lub wpatrywaliśmy się w sunące po niebie chmury. Ktoś ny wpływ na kulturę wiejską i przyczynił się wydobył bochen chleba domowego wypieku i świe- do erozji tradycji ludowych. „Polska stała żo ubite masło3. się »pustynią społeczną«. Nie w latach osiemOpis beztroskiego wakacyjnego odpoczynku dziesiątych, a właśnie w epoce przedsiębior4 na stokach polskich gór pióra Dennisa Cham- czości i demokratycznych wyborów” . Jest rok 2014. Mimo że szare lata PRL-u berlina został sporządzony w latach osiemzostawiliśmy już dawno za sobą i podążamy dziesiątych ubiegłego stulecia. Przywołana w kierunku fazy zrównoważonego rozwoju tu, niesamowicie odległa od hałaśliwej miejspołeczeństwa, to w swoim otoczeniu nie obskiej codzienności, sceneria potrąca zapewne serwuję nastrojów pozytywnych. Widzę za to o nasze własne wspomnienia – sprzyja intymnej archeologii obrazów, zapachów, dźwięków zapracowanych ludzi pędzących przed siebie dzieciństwa. Zahaczając o tematykę pozamiej- lub smutnych przechodniów chowających głoskiego, sielankowego spokoju, nie sposób nie wy pod kapturami. Mieszkańcy mojego miadojrzeć nawiązania do coraz rzadziej dziś od- sta coraz rzadziej goszczą w teatrach, nie mają krywanego i docenianego krajobrazu wiej- czasu, by usiąść i przeczytać dobrą książkę, skiego, przepełnionego nie tylko swoistą tra- zadowalają się kolorowymi reklamami. Zanidycją i obyczajem, ale również zaciszną i tym ka potrzeba indywidualności i kreatywności. Jakaś dłoń żelazna despotycznie sprawuje samym kuszącą aurą spokojnie płynącego życia. nad nami swą pieczę. Dyryguje nami jak maJak pisali poeci: rionetkami, przeistacza naszą planetę w koWsi spokojna, wsi wesoła, lorowy, zmechanizowany kłębek grających Który głos twej chwale zdoła? telewizorów, brudnych szyb samochodowych, Kto twe czasy, kto pożytki śmieci elektronicznych, pozdzieranych przez może wspomnieć za raz wszytki? deszcz billboardów i zamierających w hałasie Jan Kochanowski drapaczy chmur. Jakaś nadrzędna siła usiłuje wciąż odciągnąć nas, zasłonić i nie dopuścić do myślenia samodzielnego. Bowiem myślenie indywidualne mogłoby zaburzyć cały porządek. Nasza Ziemia, tak oczywista, okrągła i nieskomplikowana. W myśl tak banalnej geometryzacji pojmowanie teorii lub istot skomplikowanych staje się rzeczą niemożliwą. W myśl takiej prostoty sami stajemy się nieskomplikowani i mało zróżnicowani. KuFot. Bruno Barbey Wioska Kamienica, 1981 http://niezlomni.com/?p=2748 pujemy, oglądamy i wyrzucamy – napędzamy wolnorynkową machinę. ☐ 3 Chamberlin Dennis, dz. cyt.
4 Touraine Alain w rozmowie dla„Der Spiegel” (1996, nr 21, s. 172-173).
36
Tryby
Liter
rała pustka i cisza. Miasto sprawiało o tej porze W „Brudnopisie” postanowiliśmy wygowrażenie opuszczonego skupiska budynków, spodarować trochę miejsca dla naszej sterty wołających o wypełnienie zabudowań. uczniowskiej twórczości. Uczynić zadość I nagle spadł na nie jakby grom z jasnego artzinowskim popędom, które w nas nieba. Zegar na ratuszowej wieży wybił godzidrzemią. Przekonani, że człowiek nie tylko suchą informacją i publicystyką żyje, nę szóstą rano. Na blokowiskach i osiedlach domów jednorodzinnych, w kawalerkach, uznaliśmy, iż poniatowszczakom należy kamienicach i apartamentowcach rozdzwosię troszkę wysublimowanej fantazji poniły tysiące budzików. Budynki zalała fala danej w formie opowiadania, wiersza, światła, seria zapalanych lamp i żyrandoli. innej formy literackiej – więc swobodniej- Całą przestrzeń ogarnęła mania różnorakich szej. Nasz dodatek literacki tytułujemy odgłosów. Stukot łyżeczki o filiżankę wypeł„TrybyLiter”. Skąd nazwa rubryki artystycznioną kawą, pukanie do drzwi, trzask starej nej – tego dowiecie się w następnym nudrewnianej podłogi uginanej pod ciężarem merze... Ślijcie do nas swoje próby literac- ludzkich kroków, szum suszarki do włosów, kie, jeśli w waszym interesie leży zmierzyć chlupot strumienia wody w umywalce i masa się z publicznością czytelniczą i krytyką. innych dźwięków, które ze względu na swą stałą powtarzalność nie przykuwały już uwagi Tymczasem przed Wami wstęp, początek swoich inicjatorów. mrożącej krew w żyłach historii, którą Na jednym z osiedli na przedmieściach kontynuować będziemy z każdym kolejnym numerem. Akcja opowiadania rozgry- zabudowę stanowiły w całości szare identyczne bloki mieszkalne, poustawiane w niejednawa się w miejscu upiornym, w gigantyczkowych odstępach oraz powciskane pomięnej metropolii zamieszkanej przez zrobociałych ludzi. Szare od dymu i zanie- dzy nie place zabaw z betonowymi piaskowniczyszczeń niebo spowija tajemnicza aura. cami i połamanymi na wietrze huśtawkami. W jednym z tych wielu identycznych budynCo się dzieje w tajemniczym mieście, ków, wśród kilkudziesięciu rozświetlonych kim jest nieznajomy i jakie zjawiska małych okienek nadal panował mrok. budzą w nas największy strach? W mieszkaniu ze snu wybudził się męż-
Agata Bartman
W
{Zorza
mieście spowitym śnieżną zawieją, zanurzonym w surowych mrokach zimowej nocy, panował niepokój podsycany zbliżającym się nieuchronnie porankiem. Może zaledwie kilku zagubionych przechodniów błąkało się w tej chwili po nieodśnieżonych chodnikach. Kilku nękanych bezsennością uciekinierów z własnych koszmarów sennych. Był dzień powszedni, może środa, a może czwartek. Dzień, który nie zdążył się jeszcze rozpocząć, bo całą tamtejszą okolicę rozpie-
czyzna w wieku około lat trzydziestu. Nie był w stanie określić, co skłoniło go do gwałtownego podniesienia zmęczonych powiek. Tylko jedna z myśli, które obiegły w tej chwili jego zbłąkany umysł, była niepodważalnie prawdziwa: obudził się w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. Myśl ta, jak można łatwo dociec, nie zdołała wydobyć go z porannego przygnębienia. Jedynie silne pragnienie przemogło na nim podźwignięcie się z łóżka. Po omacku zaczął szukać najbliższego włącznika światła. Gdy dotarł wreszcie do kontaktu, chwilowo wstrzymał go lęk przed rażącym blaskiem, który jednakże szybko stłumił, wykonując zdecydowany ruch ręką. Wiązka
37
PrzeczytAłeM oBe J rz Ał e M odlecIAłeM światła, która przetoczyła się przez pomieszczenie, przeszyła cały jego umysł i pozostawiła ślad w postaci nieustającego bólu głowy. Gdy podniósł wzrok znad podłogi, ujrzał pokój – sypialnię, która przypominała ponadto małą pracownię. Uczuł wtedy, jak głęboka cisza ogarnia całe mieszkanie o nieznanych mu jeszcze rozmiarach, w którym to znalazł się w zupełnie niewyjaśnionych okolicznościach. W ciszy oznajmiającej spokój i pustkę mężczyzna podszedł do stosu piętrzących się na dywanie zapisków, dzienników, zeszytów i luźnych kartek oraz stron powyrywanych z książek, na których spoczywała kartka z napisem „Rutyna”. Chwilę ze zdumieniem przyglądał się ułożonej starannie przez autora papierowej wieży, a następnie w mgnieniu oka wybiegł na korytarz i, zapalając światło w mijanych po drodze pomieszczeniach, dotarł do kuchni. Wzmożone pragnienie zaspokoił szklanką wody mineralnej. W kuchni jego uszu dobiegły odgłosy wydobywające się z trzeszczącego radioodbiornika. Optymistyczny radiowy głos oznajmiał prognozę pogody na dzień dzisiejszy. Mimo narastającego zdziwienia spowodowanego dochodzącą do granic absurdu niedorzecznością zaistniałej sytuacji, mężczyzna nie próbował szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego znalazł się pod nieznanym adresem, w czyimś opuszczonym mieszkaniu. Założył wiszące przy drzwiach palto, otworzył drzwi i pomknął w dół po schodach, mijając po drodze szereg klatek schodowych. Gdy znalazł się na zewnątrz, owionął nim chłód tak często doskwierający ludziom podczas surowej zimy. Wokół nie ujrzał żywej duszy. Usłyszał jedynie krakanie wron i poczuł charakterystyczny dla tej pory roku zapach dymu wydobywającego się z okolicznych kominów. Podskoczył z przerażenia, gdy zza rogu z impetem wyjechał czarny, nieco pokraczny samochód i w mgnieniu oka zaparkował mu tuż przed nosem. Przez otwarte okno pojazdu wypływały dźwięki suity na fortepian Schönberga… cdn.
W rubryce „Przeczytałem/obejrzałem/odleciałem” postaramy się prezentować Wam te wytwory kultury (bez coraz częściej niekiedy sztucznego podziału na kulturę wysoką i popkulturę), z którymi naszym zdaniem warto się zetknąć, zapoznać, które warto przemyśleć, skonfrontować z własnym światopoglądem i systemem wartości. Będą nas interesować te wreszcie dzieła, które są czymś więcej niż lekką rozrywką czy szybko dezaktualizującą się telewizyjną papką serwowaną nam w godzinach szczytu oglądalności. Refleksją zamierzamy objąć nie tyle to, co aktualne i na topie, ile raczej to, co zdążyło już stać się w kulturze stale „obecne”, „trwałe”, co w momencie publikacji wywołało żywe dyskusje (niekiedy kontrowersje!), co wreszcie, naszym zdaniem, ma moc formowania estetycznych gustów, światopoglądów i postaw. W związku ze specyfiką podejmowanych w dziale zagadnień możecie spodziewać się tu zarówno tradycyjnych recenzji, jak i ujęć bardziej swobodnych – esejów czy nawet rysów historycznych, gdy przyjdzie na przykład sięgać do czegoś, co z perspektywy drugiej dekady XXI wieku może na pierwszy rzut oka wydawać się archeologicznym wykopaliskiem. Tematami wiodącymi czynimy wszystko to, co zmieści się w pojemnej formule czytania, oglądania i słuchania, a zatem: słowo drukowane, filmy, albumy muzyczne i inne, mniej oczywiste i hybrydyczne teksty kultury. Zachęcamy Was do nadsyłania tekstów. W pierwszym numerze prezentujemy teksty Oli Leszczyńskiej – o filmie Czarny Łabędź Darrena Aranofsky'ego oraz tekst RedNacza – coś więcej niż recenzję muzyczną.
portret podwójny ŁabOędzia filmie Czarny łabędź Darrena Aranofsky ego oLA LesZcZyńskA
'
Czarny łabędź to thriller psychologiczny zrealizowany w roku 2010 – ósmy z kolei film autora kultowego Requiem dla snu (2000). Mamy więc do czynienia ze stosunkowo nieodległą czasowo produkcją. Oczywiście nie wątpię, że część z Was już zetknęła się z tym obrazem, ja miałam okazję zobaczyć go pierwszy raz dopiero niedawno, namówiona przez koleżanki. Być może ten tekst zachęci jeszcze kogoś Na wstępie postaram się bez zbęd-
38
PrzeczytAłeM o B e Jr z A łeM odlecIAłeM
nego zdradzania istotnych informacji przybliżyć fabułę filmu. Ukazuje on historię młodej Niny Sayers (w tej roli nagrodzona Oscarem Natalie Portman) oraz jej przygodę z baletem. W momencie, kiedy poznajemy bohaterkę, stara się ona o rolę w wystawianym przez nowojorską operę balecie Jezioro łabędzie. Jej zadanie miałoby polegać na odegraniu zarówno białego łabędzia, jak i jego ciemnego alter ego – czarnego łabędzia. Okazuje się jednak, że bohaterka odnajduje się dobrze tylko w pierwszej, niewinnej odsłonie. W związku z tym, pragnąc jak najlepiej przygotować się do roli, stara się najpierw odnaleźć ciemną stronę swojej własnej natury. Tymczasem na jej drodze pojawia się konkurentka, która zdaniem Niny usiłuje zająć jej miejsce. Lily (Mila Kunis) jest równie zdolną tancerką, perfekcyjnie umie wcielić się również w rolę zmysłowego czarnego łabędzia, co daje jej pewną przewagę nad Sayers. Podczas gdy Nina stara się odszukać swoje mroczne oblicze, widz poznaje całe bogactwo jej skomplikowanej, pełnej dychotomii osobowości. Równocześnie Aranofsky wprowadza nas w meandry życia rodzinnego bohaterki, które sprawia wrażenie dość nietypowego, zastanawiającego. Dlaczego? Między innymi dlatego, że jako mająca ponad dwadzieścia lat kobieta, mieszka z nadopiekuńczą matką, śpi nadal w dziecięcym pokoju… Na tym zakończę dany tu rys fabularny, licząc na to, że sami zdecydujecie się poznać tajemniczą historię Niny Sayers. Należy wspomnieć o wspaniałej grze aktorskiej odtwórczyni głównej roli – Natalie Portman. Za genialnie odegraną rolę w 2011 roku otrzymała Oscara w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa. Z pewnością niemało czasu zajęło jej przygotowanie się do zagrania tak profesjonalnych scen baletowych, w których często bez pomocy dublerki (profesjonalnej baletnicy) wykonuje skomplikowane figury. Odtwórczyni roli Niny dowiodła w ten sposób swego wielkiego talentu aktorskiego, a determinacją potwierdziła swój profesjonalizm.
Film niewątpliwie robi niesamowite wrażenie na widzu. Nie bez powodu podczas 68. ceremonii wręczenia Złotych Globów został nominowany w kategorii najlepszy film dramatyczny. Jego dopełnieniem stała się genialna muzyka, której twórcą jest angielski muzyk i kompozytor – Clint Mansell. Produkcja wymaga ciągłej uwagi i wzmożonego skupienia, lecz jest to z pewnością jej zaletą. Wymóg odbiorczej czujności sprawia, że zostajemy wciągnięci w historię bohaterki i mimo nierzadko nieprzyjemnych scen nie odrywamy wzroku od ekranu. Czarny łabędź należy do kina, które nazwalibyśmy ambitnym. Film nie pozostawia odbiorcy obojętnym wobec swojej treści i sposobu jej artystycznego opracowania, wywołuje skrajne emocje już w trakcie seansu – a po wyjściu z kina czy wyłączeniu ekranu skłania do refleksji – zwłaszcza nad nieoczywistością i nieprzewidywalnością ludzkiej natury. Można go odebrać jako relację z życia zbyt ambitnej baletnicy, która zatraca się w rywalizacji, ograniczając swoje życie tylko do desperackiego dążenia do wyznaczonego celu, do perfekcji, do destrukcyjnie wpływającej na psychikę samodyscypliny. Nie jest to zapewne jedyna możliwa interpretacja tego dzieła filmowego – film daje także portret konkretnego środowisko artystycznego, wielostronnie (choć przez pryzmat skomplikowanej psychiki Niny) zawód, jaki wykonuje główna bohaterka oraz to, jaki może mieć on wpływ na życie człowieka. Aranofsky ukazuje balet jako bardzo ciężkie zajęciem, które wymaga nie tylko poświęcenia, ale również ciągłego udowadniania swojej wyjątkowości. Jak przystało na dzieła dobre i wybitne – istnieje jeszcze na pewno wiele możliwych odczytań filmu Aronowsky’ego, jestem pewna, że każdy z Was podąży własnym, wzbogacającym poznawczo, szlakiem interpretacyjnym. Mam nadzieję, że Czarny łabędź zrobi na Was równie wielkie wrażenie, jak na mnie. Miłego seansu!
☐
Reggae od Pablo czy Ragga od Pavo?
PrzeczytAłeM oBe J rz A ł e M odlecIAłeM
39
Styl życia czy tylko gatunek muzyczny? Kiedy ja piszę reggae, Wy myślicie o wszystkim, ale nie o muzyce. Widzicie dredy, haszysz, otępiałych młodych ludzi z lekkim podejściem do życia. W internetowych encyklopediach to hasło widnieje Artur stAchyrA wyłącznie jako gatunek muzyczny. Jako coś, co w postaci fal drgających wylatuje z głośników, nie Piszę tekst. Tekst w swych założeniach widniał jako czyni przy tym nic złego, nic dobrego. Nic. Tymczarecenzja. Recenzja życia, Warszawy, nas samych. sem okazuje się, że dla większości słuchaczy reggae W skrócie – miał być recenzją płyty Telehon, nagranej przez Pablopavo wraz z ekipą Ludzików. Na wstępie nigdy nie było tylko muzyką. Ludzie, którzy na co zaznaczę, że nie będzie to jednak typowa recenzja. dzień chodzą w zielono-żółto-czerwonych barwach, Raczej coś na kształt – „Polecam, A.S.” – czyli krótko traktują muzykę w kategoriach być albo nie być. o muzyce reggae, o stylu raggamuffin, o legendzie W tym samym miejscu pojawia się pytanie: czy te Warszawy. A dlaczego? Może się narażę, ale – dlatego, osoby to nadal fani muzyki reggae, czy już Rasta? że większość z Was nigdy nie miała styczności z reggae. Nie ma na to reguły. Niektórzy głęboko wierzą Mam wrażenie, że coś o tym wiem, więc wiedzą się w Jah, inni czerpią z tego, co słyszą, wszystkie prawpodzielę. dy życiowe niewchodące w sferę wiary, a jeszcze inni nie wyciągają żadnych wniosków. Dobrze się Bob Marley, Bednarek „sprzedawczyk” i długo, długo nic? bawią, nic więcej. Właśnie dlatego o coś poproszę Jeśli poprosiłbym o wskazanie dwóch, komplet- – nie szufladkujcie ludzi. Każdy czerpie ze swoich nie przypadkowych artystów powiązanych z reg- pasji to, co uważa za najcenniejsze. gae, zapewne pierwszym z wymienionych byłby Raggamuffin – styl nieznany Bob Marley. Prawidłowa reakcja. Marley w swoim życiu stał się nie tylko ikoną gatunku, lecz Tak jak niejednolita jest rzesza odbiorców, tak także symbolem pewnego sposobu bycia, walki samo nie można postrzegać gatunku poprzez jez systemem. „No man can lead man, we have to den rytm. Ska, dub, roots, raggamuffin. Do tego have unity” – cytat, który każdego dnia daje mi- mieszanki z innymi gatunkami. Reggae jest jak lionom ludzi pozytywną energię, chęć stawania Rosja – wielkie i zróżnicowane. Najbardziej chasię jeszcze lepszym człowiekiem. Cytat Marley’a rakterystyczny ze stylów to raggamuffin, czyli po prostu „nawijka”. To coś pomiędzy szybkim mó– legendy, o której każdy pamięta. A drugi z artystów? Dla części z Was odnalezie- wieniem a śpiewaniem. Jednym z najbardziej cenie w pamięci dowolnego nazwiska może grani- nionych przedstawicieli raggamuffin jest Pabloczyć z cudem. Natomiast inni natychmiast skoja- pavo, chłopak z Pragi. Tej warszawskiej Pragi. Nie rzą Kamila Bednarka, który zyskał popularność oznacza to oczywiście, że tylko on to robi. W rzedzięki emitowanemu w telewizji TVN programo- czywistości każdy wykonawca ma jakieś doświadwi rozrywkowemu Mam Talent. Chłopak, wbrew czenie z nawijaniem. Mniejsze, większe, małe, pozorom, nie ma jednak łatwego życia. Zapew- duże, znikome – nie ma różnicy. Każdy próbone uważacie, że dzięki gotówce z reklam i sprze- wał, zapewne ze względu na to, iż taka muzyka od danych płyt, jego życie jest idealne. Nie jest. Naj- razu wywołuje uśmiech i wzbudza pewnego rotrudniejszą barierę do zrobienia czegokolwiek dzaju szacunek. Sam czasami próbując powtórzyć w życiu stanowi nasza psychika. Tuż po sukcesie bezbłędnie jakiś tekst, zachowując jednocześnie w programie telewizyjnym, świat sound-system’owy dynamikę utworu, potrzebuję na ćwiczenia o wiele podzielił się na przeciwników Bednarka i jego więcej czasu niż na zapamiętanie ciągu przyczyzwolenników. Popularna była opinia, że „się sprze- nowo-skutkowego wojny secesyjnej. To trzeba dał”. Bez względu na to, po której stronie dysku- po prostu usłyszeć. sji stoimy, jedno jest pewne – śpiewa świetnie, „Warszawa Wschodnia dała, Warszawa Wschodnia zabrała” a poprzez muzykę niesie przesłanie. Razem z ze- Ostatnio, kiedy nadszedł ten moment, w którym społem Star Guard Muffin wydał dwa albumy. monety zaczęły ponownie pobrzękiwać w portKiedy dwaj koledzy zdecydowali się na odejście, felu, udało mi się dorwać na Allegro dwa albumy zespół przekształcił się w grupę BEDNAREK. – Telehon i 10 piosenek. Od razu uprzedzam – Polecam, naprawdę warto posłuchać. jeśli to co tutaj czytacie zachęci Was do przesłucha-
40
PrzeczytAłeM o B e Jr z A łeM odlecIAłeM
nia obydwu płyt, a nie mieliście wcześniej styczności z Pablopavo – słuchajcie w słuchawkach i z tekstem przed sobą. Jeśli nie zrozumiecie słów, stracicie tylko czas. A dlaczego? Otóż w obu przypadkach mamy do czynienia z majstersztykiem, który docenić możemy jedynie angażując się maksymalnie we wszystkie porządki odbioru utworu. Bez muzyki nie poczujemy tekstu, a bez tekstu muzyki. Taka symbioza. Telehon jest o brudach Warszawy. O jej beznadziejności i wspaniałości. O tym, że jak coś już się udaje, to i tak ostatecznie nic z tego nie wyjdzie. Ale, co ciekawe, po odsłuchaniu zyskuje się pewność, że aż tak źle być nie może! W ogóle całą płytę powinno się raczej odbierać jako dzieło li-
wuż mamy do czynienia z – moim zdaniem – majstersztykiem. A nazwa albumu może mylić, bowiem za 30 zł otrzymamy nie dziesięć, a dwanaście piosenek. Jednak nie tylko dwoma płytami człowiek żyje, więc można i trzecią wydać! Do takiego samego wniosku doszedł pan Paweł (bo tak Pablo ma na imię) razem z Ludzikami. W styczniu bieżącego roku na półkach sklepowych zagościł Polor. Znowu mniej reggae, znowu przejmująca i trafiająca do głębi serca treść. Polor to słowo już dziś raczej nieużywane, oznaczające dobre maniery, umiejętność odpowiedniego zachowania się. Czegoś, co wykracza poza „postaw się, a zastaw się”. Resztę pozostawiam Wam.
terackie niż muzyczne. Tyle że w formie dźwięków. Kiedy mówi się o przesłaniu w muzyce, najczęściej kwestię zamyka się w kilku poradach, przykazaniach: róbcie coś dobrego, nie róbcie tego złego. Telehon pozwala wkroczyć nam na wyższe poziomy „muzycznego wtajemniczenia”. Za matrycę kodującą świat nie służą tu słowa ani dźwięki. To nawet nie są obrazy, prędzej odczucia duchowe, wewnętrzny niepokój nadchodzący z każdym kolejnym słowo-dźwiękiem, równie przerażającym i szokującym co dziesięć poprzednich. Słuchać Telehonu to (porównanie będzie dość anachroniczne) jak czytać symbolistyczną Limbę Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Z początku wydaje nam się, jakby wszystko było w porządku. Dopiero z czasem nadchodzą nieokreślone zresztą jasno wątpliwości. 10 piosenek poszerza wszystkie motywy pierwszego albumu, odchodząc jednocześnie od schematów muzycznych Telehonu. To już nie tylko reggae – trochę folku, trochę alternatywy. I zno-
Tramwaj z Pragi To by było mniej więcej na tyle. Co (lub kogo) warto zapamiętać – to postać Pablopavo. Choć to raczej niewykonalne, gdy mowa przedstawicielach muzyki bądź co bądź niszowej – każdy szanujący się warszawiak powinien go chociaż kojarzyć, tak samo jak się kojarzy Kazimierza Deynę. Co oprócz tego warto – to bliżej poznać muzykę reggae. To nie tylko zielone rośliny rodem z Kolumbii. To walka ze złem i pozytywna energia, której nam wszystkim często brakuje. To leczenie chorych nawyków i plewienie cech, takich jak podejrzliwość czy obłuda. A jeśli nie macie czasu szukać – nie ma problemu. Wystarczy wpisać na YouTube hasło „Bombaclass” – jako wyniki wyskoczą setki nagrań z koncertów i festiwali reggae. Jeszcze w zeszłym roku Roxy FM emitowało audycje autorskie, w tym sobotnie audycje Pablopavo, czyli Tramwaj z Pragi. Niestety, audycji już nie ma, a to radio funkcjonowało właśnie dzięki nim. O tym być może w następnym numerze…
Miejsce na Twoją reklamę!
Chcesz zareklamować szkolny event?, koło zainteresowań?, a może właśnie prowadzisz kampanię wyborczą lub nabór do drużyny sportowej? To miejsce dla Ciebie. Napisz do nas!
Miejsce na Twoją reklamę!
Chcesz zareklamować szkolny event?, koło zainteresowań?, a może właśnie prowadzisz kampanię wyborczą lub nabór do drużyny sportowej? To miejsce dla Ciebie. Napisz do nas!
Miejsce na Twoją reklamę!
Chcesz zareklamować szkolny event?, koło zainteresowań?, a może właśnie prowadzisz kampanię wyborczą lub nabór do drużyny sportowej? To miejsce dla Ciebie. Napisz do nas!
Miejsce na Twoją reklamę!
Chcesz zareklamować szkolny event?, koło zainteresowań?, a może właśnie prowadzisz kampanię wyborczą lub nabór do drużyny sportowej? To miejsce dla Ciebie. Napisz do nas!
Miejsce na Twoją reklamę!
Chcesz zareklamować szkolny event?, koło zainteresowań?, a może właśnie prowadzisz kampanię wyborczą lub nabór do drużyny sportowej? To miejsce dla Ciebie. Napisz do nas!
Miejsce na Twoją reklamę!
Chcesz zareklamować szkolny event?, koło zainteresowań?, a może właśnie prowadzisz kampanię wyborczą lub nabór do drużyny sportowej? To miejsce dla Ciebie. Napisz do nas!
Drogi Czytelniku! Trwa nabór do redakcji „Brudnopisu”. Piszesz?, redagujesz?, rysujesz?, bawi cię DTP?, a może uwielbiasz poprawiać innych?
Dołącz do naszego zespołu! Powakacyjne otwarte spotkanie redakcyjne dla wszystkich zainteresowanych już we wrześniu.
Czekamy na Ciebie!