numer 2 • listopad 2014 • rok i
Magazyn uczniów V LO im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie w numerze
m . in .:
co w holu piszczy
Tak było na DUCHu Przewięź po raz drugi? Zawsze! Noce są długie, a zadań tysiące miasto moje, a w nim
Podzwonne dla Feminy Jutro Powstanie sport na v
Profesor Guma postać numeru
Patti Smith Piszą dla nas: Ola Leszczyńska • Julia Benedyktowicz
Julianna Rutkowska • Sandra Kopyra • Mateusz Ducki Anna Kramarska • Artur Stachyra • Rafał Gołąb • Florek Zuzanna Pękala • Ola Aniszewicz • Julia Kwiatkowska Gabriela łaskowska • Michał Rawa • Zuzanna Pytkowska
rozdanie
Magazyn uczniów V Liceum Ogólnokształcącego im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie Adres Redakcji: Biblioteka Szkolna V LO im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie, ul. Nowolipie 8, 00-150 Warszawa e-mail: poniatowski.brudnopis@gmail.com : https://www.facebook.com/pages/Brudnopis-VLO Wydawca: Biblioteka Szkolna V LO Pismo ukazuje się przy wsparciu finansowym Rady Rodziców V LO
Zespół redakcyjny:
Artur Stachyra (red. naczelny) Julia Benedyktowicz (z-ca red. naczelnego) Iga Markowska (z-ca red. naczelnego) Ola Leszczyńska (Co w holu piszczy) Mateusz Ducki (Sport na V) Julianna Rutkowska (Miasto moje, a w nim) Sandra Kopyra (TrybyLiter) Anna Kramarska
Logotyp: Szymon Smus Projekt graficzny, dtp, korekta, kolportaż i e-publishing: zespół Opiekun merytoryczny: mgr Karol Jaworski Wszystkie zdjęcia i grafiki niepodpisane (oprócz zdjęć i grafik pochodzących z materiałów promocyjnych) pochodzą ze wspólnego zbioru Anny Kramarskiej, Moniki Kosson i Bereniki Korzeń.
Tekstów niezamawianych redakcja nie zwraca. Zastrzegamy sobie prawo do dokonywania zmian redakcyjnych, skrótów oraz zmian tytułów tekstów skierowanych do publikacji. Uwaga! Wszystkie teksty oraz zdjęcia autorskie opublikowane na łamach „Brudnopisu” udostępniamy na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 4.0 Międzynarodowe.
Nakład: 100 egzemplarzy. Dbamy o środowisko naturalne, stawiamy na e-publishing! Wydań internetowych szukajcie na platformie internetowej I S SU U : http://issuu.com/brudnopismagazynvlo
Od redakcji
Drodzy Czytelnicy!
Zwykło się mawiać, że najtrudniejsze są początki. Problem to: zacząć, największe wyzwanie: wstać i się do czegoś zabrać. Być może to po części prawda – w końcu ilu z nas czeka na realizację swoich marzeń przed ekranem komputera? Jednak my – redaktorzy „Brudnopisu” – wiemy, że to nie takie proste. Nawet w obecnych czasach machina pozostaje niczym bez paliwa. Trzeba się wspiąć na wyżyny swoich możliwości, zmotywować w stu procentach – aby jakikolwiek projekt przetrwał dłużej niż tylko chwilę. Właśnie dlatego pracę nad drugim numerem „Brudnopisu” rozpoczęliśmy stosunkowo szybko po zamknięciu pierwszego – już na początku wakacji. Byli tacy, którzy się nam dziwili. Z czasem jednak coraz więcej osób zaczęło zauważać pasję, z jaką poświęcamy się pracy redakcyjnej. To właśnie Wy staliście się motorem napędowym naszych starań. Słowa uznania, zainteresowanie sprawą, pytania o przyszłość magazynu – to wszystko sprawiło, że przedwakacyjny zapał się nie ulotnił. Za to szczerze dziękujemy. Zdajemy sobie również sprawę z tego, że wraz ze wzrostem zainteresowania pojawiają się coraz wyższe oczekiwania. Rosnąca odpowiedzialność za poziom i kształt magazynu wcale nas nie blokują. Przeciwnie – zadanie podtrzymania ciągłości cyklu wydawniczego przy zachowaniu merytorycznej wartości publikacji motywuje nas do dalszych starań, stymulując wspomnianą w pierwszym
Drugie
numerze konieczność samorozwoju, bez której na pewno zatrzymalibyśmy się w miejscu. Aby uniknąć stagnacji – już od drugiego numeru znacznie poszerzamy swoją działalność i tym samym ofertę, między innymi o rubrykę Sport na V, w której będziemy starać się w sposób przemyślany i konsekwentny promować wśród poniatowszczaków (nie tylko uczniów!) aktywny styl życia, często o wiele pożyteczniejszy i przyjemniejszy niż mogłoby się wydawać. Na tym zmiany się nie kończą. Ważny aspekt to znaczne usprawnienie pracy zespołowej: p rofesjonalizujemy się. Co to oznacza? W tworzeniu każdego publikowanego na naszych łamach materiału bierze udział spora grupa redaktorów. Prosty przykład – podczas czerwcowego DUCHa nikt z nas nie odpoczywał. Jedni robili zdjęcia, drudzy przeprowadzali wywiady z artystami, jeszcze inni dopytywali się gości o wrażenia z imprezy. Z dnia na dzień coraz lepiej współgrają wszystkie tryby redakcyjnego mechanizmu – począwszy od poziomu tekstów, przez logistykę, na współpracy między działami skończywszy. Nie zatraciliśmy jednak swojego „dziedzictwa”. W dziale Co w holu piszczy ponownie prezentujemy wszystko, co o Poniatówce powinniście wiedzieć, a co być może Wam umknęło. Również to, czego zobaczyć niektórzy z Was nie mogli. Właśnie dlatego znajdziecie tu sporo treści o Przewięzi. Każdy dowie się czegoś ciekawego, nawet Ci którzy tam byli!
w numerze: Dlaczego? Ponieważ zebraliśmy relacje z różnych wyjazdów, od różnych osób o różnych zainteresowaniach i preferencjach. Fenomenu przewięziowych opowieści nie sposób ująć w jedną zwartą narrację, dlatego żeby odkryć każdy z zakątków tego miejsca, przyjdzie Czytelnikom przekartkować sporo stron. Ponownie też wychodzimy „w miasto”. Jak zapewne Wam wiadomo – rzecz straszna przytrafiła się Feminie – jednemu z najznamienitszych kin w całej Polsce. Dla uczczenia jej pamięci prezentujemy relację z jednego z ostatnich happeningów, mogących Feminę uratować. W dziale Miasto moje a w nim odkrywamy przed Wami kulisy kariery kinooperatora-legendy oraz dajemy sposobność do wspólnych przemyśleń – co dalej? Być może rozwiązaniem są po prostu inne kina? I tu nie zostawiamy miejsca na domysły – na naszych łamach znajdziecie bowiem całą plejadę warszawskich kin studyjnych i ich obszerne charakterystyki. Przy okazji sierpniowego koncertu Patti Smith w Polsce, postanowiliśmy przyjrzeć się jej dotychczasowemu życiu. To, co odkryliśmy, zaciekawiło i pozostawiło z niezaspokojoną żądzą informacji. Właśnie dlatego intrygującej artystce poświęcamy sporą część gazety, pozwalając sobie bez cienia wątpliwości nazwać ją Postacią numeru. Aby nie pozostać gołosłownymi w kwestii progresu magazynu, z przyjemnością informujemy, że nawiązaliśmy współpracę z Warszawską Gazetą Licealną „W ogóle”. Od teraz część artykułów publikowanych na naszych łamach będzie trafiać również na portal www.wogole.net. Jeśli zaś o portalach mowa, to przypominamy o zyskującym z dnia na dzień na popularności facebook’owym profilu Brudnopis VLO. Już blisko trzysta pięćdziesiąt osób kliknęło „Lubię to”! Dziękujemy. To dla nas bardzo ważne – dzięki Waszemu wsparciu czujemy, że to, co robimy, ma sens. Liczymy na Was i zapewniamy tym samym, że Wy możecie liczyć na nas! Niech ten rok szkolny będzie inspirujący dla nas wszystkich! Redakcja
Co w holu piszczy
1
{Co w holu piszczy}: Ola Leszczyńska Tak było na DUCHu (2) • Mateusz
Ducki, Anna Kramarska Przewięź po raz drugi? Zawsze! (5) • Zuzanna Pękala Przewięziowe opowieści (7) • Julia Kwiatkowska Mat- fiz-hum czyli integracja na 102 (9) • Ola Aniszewicz Integracja w chillowym kwadracie (10) • Noce są długie, a zadań tysiące... (oprac. Anna Kramarska) (10) • Rafał Gołąb Obóz olimpijski, również dla śmiertelników! (13) • Zuzanna Pękala Znad wysokich wiślanych brzegów... (14) | {Miasto Moje, a w Nim}: Artur Stachyra Podzwonne dla Feminy (16) • Następny przystanek Biedronka – wywiad z Zofią Gońdą (18) • Osiągnąłem tutaj pełnoletność – wywiad z Markiem Gębskim (20) • Julianna Rutkowska Jutro Powstanie (22) • Julia Benedyktowicz Otwarcie wystawy stałej w Muzeum Historii Żydów Polskich (23) • Julia Benedyktowicz „Głaszcząc pamięć naszych przodków – czas sprzed ciemności” (24) • Julia Benedyktowicz, Julianna Rutkowska Warszawskie kina studyjne (26) | {Sport na V}: Mateusz Ducki Profesor Guma (29) • Gabriel Rocki Spływ kajakowy 2014 (31) • Gabriela Łaskowska Młodzi o sporcie, czyli Areopag Sportowy 2014 (32) • Michał Rawa Biegać każdy może (32) | {Postać numeru}: Julia Benedyktowicz Patti Smith. Urodzona buntowniczka (35) | { TrybyLiter}: Florek Przypadkowy monolog o wakacjach (41) • Zuzanna Pytkowska Samotna (44) {Przeczytałem, obejrzałem, odleciałem}: Gabriela Łaskowska Monolog samotności • (46) Sandra Kopyra Leon zawodowiec (47) {Brudnoporady}: Sandra Kopyra Jak tu się uczyć? (46)
K alendarium P oniatówki 2014
25.06 Doroczny Uczynek Charytatywny (▷ s. 2) 27.06 Zakończenie roku szkolnego 2013/2014 01-07.07 VI Poniatówkowy Spływ Kajakowy (▷ s. 31) 08.07 Ogłoszenie listy kandydatów przyjętych do klas pierwszych 21.07 Publikacja raportu z ewaluacji problemowej w VLO 27.08 Egzaminy poprawkowe 28-29. 08 Rada Pedagogiczna rozpoczynająca rok szkolny 31.08-07.09 Obóz dydaktyczno-wychowawczy w Przewięzi dla klas 1A, 1B, 1E (▷ s. 5) 01.09 Rozpoczęcie roku szkolnego 04-05.09 Testy przyrostu umiejętności klas trzecich 07-14.09 Obóz dydaktyczno-wychowawczy w Przewięzi dla klas 1C, 1D, 1F 11-12.09 Testy przyrostu umiejętności klas drugich 13-17.09 Wycieczka klasy 3A do Biskupina na Festyn Archeologiczny 14-24.09 Obóz olimpijski w Przewięzi (▷ s. 10) 18-19.09 Testy diagnostyczne klas pierwszych 05.10 Wyjście klasy 2A do Teatru Wielkiego na balet Romeo i Julia 06-10.10 Wycieczka klas 2E i 3E do Stronia Śląskiego 10.10 Wieczór filmowy klasy 2A 13.10 Zebranie Zespołu Doradczego V LO (▷ s. 15) 14.10 Ślubowanie klas pierwszych. Dzień patrona (▷ s. 14) 17.10 Noc filmowa klasy 1A 22.10 Wyjście klasy 3F do kina na film Bogowie 23.10 Wyjście klas 2D i 3D do kina na film Bogowie
2
Co w holu piszczy
Tak było na
Ola Leszczyńska
Jak zawsze pod koniec czerwca, tak i w tym roku odbył się, tym razem jubileuszowy, dziesiąty już DUCH – Doroczny Uczynek Charytatywny. Celem akcji jest zbiórka funduszy na rzecz konkretnej osoby znajdującej się w potrzebie. Wydarzeniu towarzyszą zawsze liczne atrakcje, takie jak koncerty muzyczne, pokazy taneczne, licytacje oraz wiele innych interesujących rozmaitości. Nie inaczej było i tym razem!
niatowszczacy pojawili się w szkole już z samego rana, mimo że był to dzień wolny od zajęć lekcyjnych. Intensywne prace wykończeniowe nad ucharakteryzowaniem przestrzeni festiwalowej trwały od wczesnych godzin porannych – dzięki temu udało się otrzymać oszałamiający efekt końcowy. Podczas tego jednego, wyjątkowego wieczoru nie czuliśmy się tam jak w miejscu, gdzie na co dzień pilnie się uczymy, lecz – zgodnie z tematem przewodnim imprezy – jak w najprawdziwszym kasynie!
DUCH jest inicjatywą w całości organizowaną przez młodzież z naszego liceum, co czyni ją jeszcze bardziej wyjątkową. (Jeśli jeszcze nie DUCH od kuchni wiesz na ten temat wystarczająco dużo, za- W organizację festiwalu zaangażowało się chęcamy do lektury artykułu Dziesiąty Do- wiele osób, lecz największa odpowiedzialność roczny Uczynek Charytatywny, który zamieści- i ciężar zadań spoczywały na tegorocznych liśmy w poprzednim numerze „Brudnopisu”). klasach trzecich. Szczególnie aktywne były ZuDo tego niezwykłego wydarzenia uczniowie zanna Lawera oraz Monika Buza – to one spraVLO przygotowywali się już na kilka tygodni wowały pieczę nad całym przedsięwzięciem. wcześniej. W dzień festiwalu, pełni zapału po- Każda z poszczególnych sekcji miała swojego
DUCH 2014 koordynatora – sekcją dekoracji zajmowały się Michelle von Nathusius oraz Julia Żelazna, kawiarenką Monika Bugajny i Gabrysia Gajewska, promocją Beata Rytel z Olą Markowską, za wizerunek odpowiedzialna była Agata Pielacińska, a sponsoringiem zajęła się Gabriela Czechowicz. Sceną zaopiekowali się Bartosz Stangiewicz oraz Mateusz Roszkowski, a ochronę organizował Bartek Gardyszewski. Na antresoli podziwiać mogliśmy prace uczestników konkursu fotograficznego, który zorganizowała Monika Kosson. Sporo ich, prawda? Wszyscy, wraz ze swoimi pomocnikami, włożyli wiele pracy i serca w przygotowanie oraz prowadzenie imprezy. Jak widać, organizacja DUCHa nie jest wcale prostą sprawą, wszystko musi być przemyślane, zapięte na ostatni guzik, kluczem do sukcesu jest umiejętność współpracy. Nie bez powodu na tegoroczną edycję zapraszał znany aktor – Paul Wesley! Podczas DUCHa 2014 udało się zebrać blisko 10 000 zł, które w całości przelane zostały na konto fundacji Marty Pruskiej.
Co się działo?
Oficjalne rozpoczęcie DUCHa otworzyło krótkie przemówienie dyrektora VLO, dra Mirosława Sosnowskiego, który serdecznie przywitał wszystkich przybyłych gości i wyraził uznanie dla organizatorów festiwalu. Konferansjerką zajęli się Gabriela Łaskowska oraz Mateusz Roszkowski. Trzeba przyznać, że nie tylko sprawnie informowali nas o kolejnych punktach programu, lecz także – po prostu – świetnie się prezentowali! Publiczności szczególnie podobały się zabawne komentarze prowadzącego, który w niezwykle komiczny sposób przedstawił m.in. nasze szkolne gwiazdy, czyli członków zespołu Poniatuffka All Stars. Chłopcy, jak zdradzili redakcji „Brudnopisu” w krótkiej rozmowie przeprowadzonej po występie, uformowali grupę specjalnie na okoliczność DUCHa i tu też zakończyli swoją działalność (chociaż – kto wie, może jeszcze kiedyś ich usłyszymy?). Ich koncert nie otwierał jednak całej imprezy, wcześniej działo się wiele innych ciekawych
Co w holu piszczy
3
rzeczy. Występem, który otworzył festiwal był pokaz kabaretu uczniowskiego. Nasi koledzy i koleżanki przedstawili swoją interpretację filmu Legalna blondynka. Następnie na scenie pojawiła się Hania Kłosińska, która wraz ze swoimi współtowarzyszami zaprezentowała nam kilka utworów wykonanych na instrumencie dawnym – lutni. Byliśmy również świadkami bardzo ciekawego występu grupy New Generation Poland. Zaprezentowali pokaz footbag’u, czyli, dla nas – dyletantów, trochę bardziej zaawansowanej gry w zośkę. Po występie w jednej z sal na piętrze odbyły się warsztaty, w ramach których każdy mógł się nauczyć podstaw tej dyscypliny. Jednym z zespołów muzycznych, które zagościły na naszej scenie była grupa o bliżej niesprecyzowanej nazwie, której wokalistka funkcjonuje pod pseudonimem Faith Vasallo. Udało się nam przeprowadzić z nimi krótką rozmowę. Liderka wyznała, że już rok temu wpłaciła pieniądze na konto Marty, dla której zbieraliśmy fundusze podczas tegorocznego DUCHa, więc bez wahania zgodziła się na koncert w VLO. Prywatnie wokalistka prowadzi Dom Kultury w Pruszkowie, dodatkowo uczy się śpiewać w szkole wokalnej oraz sama pisze piosenki. Następnie na scenie pojawił się zespół, o którym wspomniałam już wcześniej – Poniatuffka All Stars. Gdy tylko wybrzmiały pierwsze dźwięki, pod sceną zebrał się tłum fanów. Dziewczyny piszczały z zachwytu, część zagorzałych fanów rozpoczęła dzikie pogo. Największe wrażenie na zgromadzonych zrobiło wykonanie autorskiej wersji utworu, który zwykł wybrzmiewać na naszym szkolnym holu w każdy czwartek – tzw. belgijki. Spontaniczny taniec rozruszał publiczność pod sceną. Chłopcy, wspaniale ucharakteryzowani, zagrali świetny koncert, po którym wielu domagało się bisów. Na scenie zagościły też takie zespoły jak Bekhanties Keepers, The Bathrooms czy DeCements, odbył się również pokaz taneczny grupy TSW Squad, a później aukcja ciekawych przedmiotów, z której środki wspomogły oczywiście wcześniej ustalony cel. Występem, który zamknął cały festiwal, był wyczekiwany przez wielu koncert
4
Co w holu piszczy
zespołu Komandos, który niezwykle rozbudził obecną na sali publiczność. W trakcie wszystkich performansów mniej zainteresowani mogli cieszyć się innymi atrakcjami. Cały czas dostępny był pokój gier planszowych, sklepik z gadżetami DUCHa, mogliśmy również losować fanty. Ważnym miejscem okazał się punkt rejestracji potencjalnych dawców szpiku. Dla głodomorów otwarta została nie tylko kawiarenka DUCH Cafe, można było także cieszyć się pysznościami z grilla, serwowano m.in. kiełbaski, karkówki, szaszłyki, czy tzw. wrapy. Cały ten czas, od samego rozpoczęcia imprezy, czuwaliśmy nad naszym stanowiskiem, gdzie można było zdobyć w wersji papierowej pierwszy numer naszego magazynu. Jeden z nich został nawet zlicytowany za symboliczną cenę, dziękujemy za zainteresowanie!
DUCH 2014 byli zachwyceni samą inicjatywą. Niemieccy koledzy, którzy byli akurat na wymianie u poniatowszczaków, wyznali nam, że impreza i jej idea niezmiernie im się podobają, bo u nich niestety nie organizuje się takich akcji. Byli pozytywnie zaskoczeni, nie tylko zresztą oni. Podczas rozmowy z jednym z zespołów goszczących na naszej scenie usłyszeliśmy, że podziwiają uczniów naszej szkoły za zorganizowanie tak wspaniałej akcji dobroczynnej. Zauważyli, jak wiele pracy organizatorzy musieli włożyć w stworzenie festiwalu, powiedzieli również, że świetnie się u nas bawią. Fakt, osób przybyło niewiele w porównaniu do ubiegłych lat, lecz jak to podsumowali członkowie naszego poniatówkowego zespołu – nie liczy się ilość, lecz jakość. Pozostawimy Was ze słowami pani wicedyrektor, mgr Magdaleny Pochylskiej: „Nie było gorzej, było inaczej. Trudno porównywać!”
•
Mimo długiej walki z chorobą, w dniu 27 sierpnia odeszła Marta Pruska, której poświęcona była tegoroczna edycja Dorocznego Uczynku Charytatywnego. W imieniu wszystkich uczniów i pracowników szkoły składamy kondolencje Rodzinie i Przyjaciołom Marty.
Zespół towarzyszący Faith Vasallo
Ilu gości, tyle opinii Wśród opinii na temat DUCHa znalazły się także i te mniej pochlebne. Narzekano na niską frekwencję, nieodpowiednie nagłośnienie, mało wyszukane przedmioty licytacji. Koncerty muzyczne podczas DUCHa podobały się tylko części uczestników imprezy, ponieważ ograniczały się one do brzmień cięższych, a nie każdy takie preferuje. Ja na szczęście nie miałam z tym problemu, dlatego nie będę krytykować faworyzowania podczas festiwalu konkretnych gatunków muzycznych. Absolwenci podkreślali, że kiedyś było lepiej, zabawniej, atmosfera była luźniejsza, lecz moim zdaniem nie w tym tonie powinno się oceniać X edycję DUCHa. Doszło do nas wiele pozytywnych opinii, ludzie
Co w holu piszczy
Przewięź 2014
5
Przewięź po raz drugi? Zawsze! A n na K r a m a r s ka
Kiedy pod koniec wakacji w redakcji ogłoszono, że poszukiwane są trzy osoby, które zechcą wyjechać do Przewięzi w pierwszym tygodniu września, wydawało się, że zgłosi się tłum chętnych. No bo kto by nie chciał po raz drugi pojechać nad Jezioro Białe, w dodatku całkowicie za darmo? Okazało się jednak, że był problem ze znalezieniem osób, które podejmą wyzwanie. Tylko my, Anna Kramarska i Mateusz Ducki, nie mieliśmy wątpliwości – chcieliśmy zjawić się tam po raz drugi. Nie przeszkodził nawet fakt, że jesteśmy uczniami klasy matematyczno-fizycznej. Po prostu pojechaliśmy szukać w sobie „ukrytego humanisty”. I we czwartek, 4 września, wyruszyliśmy, by po raz kolejny odwiedzić to niezapomniane miejsce. Fakt, że musieliśmy nastawić budziki na godzinę 4:30 rano nie zachęcał wprawdzie do działania, ale oboje doszliśmy do wniosku, że dla Przewięzi jesteśmy gotowi i na takie poświęcenie. I wstaliśmy, by po godzinie spędzonej w tłocznej już o tej porze komunikacji miejskiej, stawić się o godzinie 7:00 na Dworcu Centralnym, gdzie czekał na nas nasz opiekun, pan profesor Karol Jaworski. Podróż, choć trwała blisko 6 godzin, minęła szybko, a wykorzystaliśmy ten czas nie tylko na odespanie zdecydowanie zbyt krótkiej nocy, lecz także na przygotowanie planu działania już na miejcu. W Przewięzi zjawiliśmy się idealnie na obiad. Nasze przybycie od razu wzbudziło dużą sensację. Musieliśmy odpowiadać na wiele pytań, wśród których najczęściej pojawiały się: „Z której klasy jesteście?”, „Dlaczego właściwie tu przyjechaliście?” i „Czy jesteście razem w pokoju?”. Zdziwienie nowych uczniów naszego liceum wzrastało, gdy dowiadywali się, że przyjechaliśmy, jako przedstawiciele „Brudnopisu” w celu
M at e u s z D u c k i
rekrutacji nowych dziennikarzy do redakcji i że jesteśmy z „drugiego mat-fizu”. A na ostatnie pytanie odpowiadaliśmy, że co dwie łazienki, to nie jedna. Jeszcze w czwartkowy wieczór poprowadziliśmy krótkie spotkanie, podczas którego przybliżyliśmy uczniom ideę „Brudnopisu” i zachęcaliśmy do dołączenia do redakcji. W ciągu kolejnych dni zrealizowaliśmy jeszcze krótkie spotkania w każdej z klas, ale tak naprawdę to nie to było najważniejsze. Najistotniejsza była nasza działalność w wolnym czasie klas pierwszych. Przerwy między zajęciami spędzaliśmy razem z nimi, rozmawiając, opowiadając o szkole i zbierając opinie na temat obozu. Pewnie dlatego, że wyjazd miał charakter integracyjno-n a u k o w y, poniatowszczacy byli tak spragnieni widzy... na temat nauczycieli, zwłaszcza pana profesora Kuśmierczyka. Postać ta, owiana nimbem tajemnicy, budziła wśród adeptów (raczej) nieuzasadniony lęk. Dla nas najcenniejsze są opinie, którymi postanowili się z nami podzielić. Najczęściej powtarzana brzmiała: „Zimno!”. Wtedy próbowaliśmy nakłonić ich do zmiany perspektywy, dając do zrozumienia, że podczas zeszłorocznego drugiego turnusu mieliśmy około 10°C mniej, a ponadto cały czas padało. Natychmiast docenili cudowne słoneczko i ponad 20°C na termometrze (taka pogoda towarzyszyła pierwszakom niemal przez cały pobyt w Przewięzi). Uczniowie zgodnie przyznawali, że wyjazd dobrze spełnia funkcje integracyjne, ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby choć niewielka część lekcji została zamieniona na gry i zabawy zapoznawcze. Według nas faktycznie coś takiego by się przydało, bo klasy 1 B i 1 E zrzeszyły się przeciwko klasie 1 A, tylko nikt chyba nie
6
Co w holu piszczy
wie czemu. Warta odnotowania jest również powszechna radość, jaką wzbudzał obecny tam zespół nauczycielski (zresztą i my byliśmy zadowoleni, gdyż witano nas na miejscu bardzo serdecznie). Pierwszaki wspominały jeszcze o jednej rzeczy, którą można przemyśleć, przygotowując przyszłoroczny obóz: otóż byłoby korzystniej, gdyby powrót odbywał się w piątek lub w sobotę. To dałoby przynajmniej dzień odpoczynku przed pójściem do szkoły. Uczniowie wspomnieli także o rzeczy, której w żadnym wypadku zmieniać nie wolno: jedzenia gotowanego przez nasze kochane Ciocie!
Z ręką na sercu możemy powiedzieć, że w Przewięzi nie próżnowaliśmy, a „darmowy” pobyt wykorzystywaliśmy w maksymalnym stopniu. Czy nasze PR-owe działania okazały się skuteczne? Trudno jeszcze ocenić, czas pokaże. Jedno jest pewne – aż pięć osób zgłosiło się do współpracy z „Brudnopisem” (reportażowo-sprawozdawcze etiudy drukujemy obok). Dokoniania nie mniej ważne: udało się oswoić młodych poniatowszczaków z tradycyjną dla Poniata belgijką i zaszczepić w młodych umysłach pozytywny obraz szkoły. Zauważyliśmy także, że przy ładnej pogodzie Przewięź to zupełnie inne miejsce, cudowne wręcz. A jak dobrze pójdzie to można się nawet nieco opalić i pokąpać, a już na pewno owocnie pracować. Tak oto udowodniliśmy samym sobie i klasom pierwszym, że do Przewięzi warto wracać i niewykluczone, że za rok niektórzy z nich pojawią się tam po raz kolejny. Część na obozie olimpijskim, a część zastąpi nas w roli wysłanników „Brudnopisu”.
Przewięź 2014
Przewięź 2014
Przewięziowe
Co w holu piszczy
7
nia w oczach profesora Ignacego Stępińskiego. Postanowiliśmy poprawę. Wniosek z pierwszego dnia pobytu: musimy się jeszcze wiele nauczyć! Tego dnia otrzymaliśmy także symbole naszej szkoły – zielone czapki maciejówki i znaczki szkolne, które stały się hitem masowo wrzucanych na Facebooka selfie. Na wieczór zaplanowano także ognisko, podczas którego nadarzyła się (poprzedzona wstępem historycznym) okazja, by uczcić pamięć poległych w czasie II wojny światowej. Rozgrzani ciepłem płomienia, śpiewaliśmy piosenki (stare szlagiery i nowsze Zuzanna Pękala przeboje), na gitarze przygrywał nam Jimi. Jak co roku, pierwszoroczniaki wybrały się We wtorek grupa ochotników – złożona na obóz survivalowo-integracyjny do Przewięzi głównie z humanistów – wybrała się wspólnie nad Jeziorem Białym, niedaleko Augustowa. z profesorem Marianem Jaroszewkim nad JeW pierwszym turnusie pojechały klasy: zioro Kalejty, by tam podziwiać wschód słońca. humanistyczna, matematyczno-fizyczna oraz Niestety… troszkę się spóźniliśmy, co nie zmiematematyczno-geograficzna, w drugim – klasy nia faktu, że rzecz zapadła w pamięć. Nie coprzyrodnicze i klasa chemiczna. Legendarne dziennie bowiem ma się okazję wstać o 4 rano „domki z dykty”, deficyt ciepła, nocne wyprawy krajoznawcze, wata cukrowa kręcona przez i w kompletnej ciszy iść nad jezioro podziwiać cuda natury. Niewyspani, acz szczęśliwi wrócilidyrektora i pieczone prosię. Oj, działo się! śmy do ośrodka na śniadanie, po którym odChoć z początku byliśmy nieco podenerwowani były się interesujące zajęcia. nową sytuacją, szybko zaczęliśmy się integroTego dnia mieliśmy także kształcące spotkawać, rozmawiając, jedząc i grając w karty. Po nie ze strażą pożarną. Strażacy opowiadali o sworozlokowaniu się i zapoznaniu z okolicą, uda- jej pracy, mogliśmy także wypróbować sprzęt liśmy się na przepyszny obiad ugotowany przez i przymierzyć kombinezony. Wieczorem wierni nasze kochane Ciocie, następnie poznaliśmy kibice zasiedli przy… herbatce, by obejrzeć pana Dyrektora oraz grono nauczycielskie. mecz siatkówki. Po południu integrowaliśmy się, mieliśmy też Nazajutrz opiekunowie zorganizowali nam pierwsze lekcje, zaś wieczorem, oprócz lokalnie wycieczkę do Sejn, miasteczka położonego niewystępujących migracji międzydomkowych, daleko granicy z Litwą i Białorusią. Po krótkiej nie wydarzyło się nic godnego zapamiętania. podróży w dobrym towarzystwie, udaliśmy się W poniedziałek część uczniów zameldowała do synagogi, gdzie – aby spełnić wizję artystyczną się na porannym rozruchu, część zaś wybrała przewodnika – pomalowaliśmy kamienie na grzeczne wylegiwanie się, co nie znalazło uzna- niebiesko i zanieśliśmy je na cmentarz żydow-
opowieści
8
Co w holu piszczy
Przewięź 2014
ski. Przewodnik zapoznał nas z historią synagogi i Żydów zamieszkujących Sejny, po czym obejrzeliśmy filmy dokumentalne traktujące o historii, społeczeństwie i wielokulturowości Sejn. Były interesujące, szczególnie że wykonano je w przeróżnych technikach, a także dlatego, że ich autorami byli najmłodsi mieszkańcy miasteczka. Po zwiedzeniu barokowej bazyliki powróciliśmy do ośrodka, gdzie po południu zorganizowano nam dzień sportu, wieczorem zaś uczestniczyliśmy w projekcji filmu Pociąg życia, w którym dominowała trudna tematyka Holocaustu. Czwartkowa piękna pogoda sprzyjała realizowaniu zajęć dydaktycznych na świeżym powietrzu – lekcje odbywały się nad jeziorem. Co odważniejsi postanowili wykorzystać okazję i pokąpać się w jeziorze, zdecydowana
niem zaś okazała interesująca gra terenowa – jej celem było zebranie odpowiedniej liczby stempelków, a także… poharatanie sobie nóg. Dzień zamknęło ognisko pożegnalne. Jedliśmy pieczoną świnkę, bigos i inne obozowe przysmaki. Śpiewaliśmy, śmialiśmy się oraz tańczyliśmy belgijkę. Mogliśmy nawet robić watę cukrową. Był to naprawdę niezapomniany wieczór. W niedzielę wszyscy grzecznie się spakowaliśmy, posprzątaliśmy, następnie udaliśmy się na ostatni wspólny spacer (jedni za cel obrali mszę świętą w Studziennicznej, inni zaś ścieżkę dydaktyczną). Gdy w końcu przyjechały wymieniające się z nami klasy przyrodnicze i chemiczno-fizyczna, udaliśmy się w drogę powrotną. Zmęczeni, ale zadowoleni powróciliśmy do domu.
większość poprzestała na zanurzeniu nóg. Wieczorem uczyliśmy się hymnu, który – śpiewany na głosy – wychodził nam całkiem nieźle. Spontanicznie udało się także zorganizować minidyskotekę – idea nie wszystkim wprawdzie przypadła do gustu, ale my bawiliśmy się wyśmienicie. W piątek odbyły się kolejne interesujące lekcje, a wieczorem obejrzeliśmy następny film. Była to narracja historyczna zatytułowana Ścieżki chwały, poruszająca problematykę honoru, odwagi i potworności, jakie niosła ze sobą I wojna światowa (w tym roku obchodzimy stulecie jej wybuchu). Następnego dnia powitał nas ostatni poranny rozruch, czego wszyscy ogromnie żałowali. Tradycyjnie odbyły się też lekcje, urozmaice-
Bardzo cieszę się, że pojechałam na obóz. Była to wspaniała okazja do zawarcia nowych znajomości, poznania zarówno kolegów z klasy, jak i tych z klas równoległych. Zwłaszcza że przebywaliśmy ze sobą non stop – grając, jedząc posiłki, rozmawiając. Według mnie doskonale zintegrowaliśmy się międzyklasowo. Zawarliśmy już nowe przyjaźnie i nie tylko… Co więcej, mieliśmy także znakomitą okazję poznać i obserwować nauczycieli w niecodziennych okolicznościach, co dało nam lepsze pojęcie o tym, jacy są naprawdę. Każda lekcja w Przewięzi przynosiła coś nowego, intrygującego, nieszablonowego. Ten tygodniowy obóz dał nam wiele radości, wiedzy oraz wspomnień, które na długo pozostaną w naszej pamięci.
Przewięź 2014
Mat-fiz-hum
czyli integracja na sto dwa Julia Kwiatkowska Jak co roku, dla nowych poniatowszczaków odbył się obóz integracyjno-naukowy klas pierwszych w Przewięzi. W pierwszej turze pojechały klasy: humanistyczna, matematyczno-fizyczna oraz matematyczno-geograficzna. Już w autokarze zaczęliśmy zawierać nowe znajomości – przez całą podróż słychać było gwar rozmów. Tuż po zakwaterowaniu się w domkach mieliśmy okazję spotkać się z pa-
Co w holu piszczy
9
się rozstać tamtej nocy. We wtorek po kolacji poświęciliśmy czas, by poznać bliżej nasze klasy. Dostaliśmy też szkolne symbole, t.j. znaczki i czapki – te ostatnie wprawiły w zachwyt dziewczyny, które nie omieszkały podzielić się wrażeniami (a także zdjęciami) ze znajomymi na Facebooku. Kolejnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do Sejn, gdzie dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy zarówno o samym miasteczku, jak i jego mieszkańcach. Było to jeszcze ciekawsze dzięki krótkim, ale zawierającym głęboki przekaz bajkom wykonanym przez najmłodszych. Następnie udaliśmy się do miejscowej synagogi, gdzie posłuchaliśmy wykładu o historii Żydów zamieszkujących te tereny. Dostaliśmy też zadanie – musieliśmy wziąć kamyki, pomalować je na niebiesko i zostawić na pobliskim
nem Dyrektorem, który zarysował nam histo- cmentarzu żydowskim. Po wycieczce pełnej rię szkoły, przedstawił sylwetki wybitniejszych wrażeń wróciliśmy do Przewięzi. nauczycieli, pracowników administracji i wyKolejne dni również spędziliśmy miło. Miechowanków Poniatówki. Wieczorny spacer po liśmy lekcje z profesor Joanną Zarembą – o lookolicy, potem zaś czas wolny – sprzyjały in- kalizacji naszej szkoły, oraz o getcie, na którego tegracji. Za najciekawszą część tego (a raczej ruinach powstał Muranów. Uczyliśmy się hymjuż następnego) dnia uznać można wycieczkę nu szkolnego, oglądaliśmy filmy dotyczące różz panem pedagogiem nad pobliskie Jezioro nych problemów historycznych, uczestniczyKalejty. Celem nocno-porannej eskapady był liśmy w grze terenowej, zorganizowaliśmy piękny wschód słońca nad zamgloną wodą jeszcze jedno ognisko i wiele innych atrakcji, pośród lasu. Ten widok na pewno na długo po- które umilały czas pomiędzy lekcjami. zostanie w naszej pamięci. Pobyt uważam za bardzo udany. Była to Następnego dnia (1 września) stawiliśmy świetna okazja do zawarcia nowych znajomoczoła pierwszym lekcjom, a wieczorem urzą- ści, a także poznania nauczycieli. By zakończyć dziliśmy ognisko, podczas którego uczciliśmy cytatem z Beth Day: „Teraz wiem, że świat nie pamięć poległych podczas II wojny światowej. jest pełen obcych, lecz jest pełen ludzi czekaCudowna atmosfera sprawiła, że nie chcieliśmy jących na to, aby się do nich odezwać”.
10
Co w holu piszczy
Integracja w chillowym kwadracie
Przewięź 2014
Noce są długie, oprac. zbiorowe pod red. Anny
Kramarskiej
Zapewne wiecie, że jak co roku, tak i w tym, uczniowie klas pierwszych wybrali się na wyjazd integracyjno-naukowy do Przewięzi. Ale czy aby na pewno wiecie, co tam się DZIAŁO?
23:04 – po trzygodzinnych zmaganiach kończymy dowód twierdzenia Czebyszewa. Wracamy do pokoju ze świadomością, że noc spędzimy bezsennie. Bynajmniej nie z powodu matematyki. Witamy w Przewięzi olimpijskiej!
Zacznijmy od początku. Każdy z nas, szykując się do wyjazdu integracyjnego, był przerażony i zadawał sobie podobne pytania: czy będę mieć fajną klasę?, czy poradzę sobie w nowej szkole?, czy będę wiedział cokolwiek na pierwszej lekcji chemii?, czy jedzenie w stołówce jest dobre? W rozwianiu tych wątpliwości pomógł wyjazd. Już pierwszego dnia poznaliśmy naszych wspaniałych nauczycieli, pana Dyrektora, który przedstawił nam historię szkoły, oraz kochane Ciocie, które – jak zgodnie uznaliśmy – gotują najlepiej na świecie. Pogoda, mimo iż nas nie rozpieszczała, sprzyjała zawiązywaniu przyjacielskich relacji – w te chłodniejsze dni – zwłaszcza z kocykiem. Pomiędzy zajęciami dydaktycznymi mieliśmy przerwy, podczas których większość obozowiczów zbierała się w tzw. chillowym kwadracie – integracja na ławkach była najlepsza. Wspólna gra w ziemniaka i ogniska, kiedy to mogliśmy sobie porozmawiać i pośpiewać, też dawały pożądane efekty! Trzeciego dnia pobytu w Przewięzi odbyliśmy wycieczkę do Sejn – tam poznaliśmy historię mieszkańców pogranicznego, wielokulturowego regionu, mogliśmy też obejrzeć bajki wykonane przez młodzież i dzieci. Na koniec anegdota: wracając z obozu mieliśmy okazję zobaczyć, jak policjanci wypisują mandacik naszemu kochanemu panu kierowcy, który jechał pierwszym autokarem, bezpiecznie, ale chyba jednak trochę za szybko… Wyjazd był najlepszą formą integracji, jaka była możliwa, a klasy A, B i E są najlepiej zintegrowanymi klasami ’98! Każdy, kto był z nami w Przewięzi (31.08–07.09.2014), zapytany, czy chciałby tam wrócić, zgodzi się w stu procentach.
Przez lata obóz zdążył obrosnąć w ogromną ilość legend, które zachwycają wiele pokoleń poniatowszczaków. Tę ważną misję tworzenia atmosfery, nie tylko na miejscu, wypełniają rokrocznie absolwenci szkoły, powracający tu, by prowadzić zajęcia z obozowiczami. Ich opowieści budzą sprzeczne emocje i zawierają wysokie stężenie plotek. My jednak chcemy przedstawić własną „przewięziową” historię. Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że prawdziwą. Przewięziowska Akademia Nauk Pierwszego dnia zostaliśmy podzieleni na dwie grupy: chemików pana profesora Kuśmierczyka oraz mat-fizy, którymi opiekowały się na zmianę pani profesor Tarnowska i pani profesor Mazurkiewicz. Wywieszony na ścianie grafik informował nas o kolejnych zajęciach, które odbywały się w dziewięćdziesięciominutowych blokach. Po codziennych lekcjach z nauczycielami następowały ćwiczenia ze studentami, konsultacje oraz wykłady na temat szczególnej teorii względności. Na chemików czekały również zajęcia wieczorne i sprawdziany, których wyniki budziły emocje zdolne przerwać tańce. Powiedzieć, że pracy było sporo, to jak stwierdzić, że Olimpiada Matematyczna jest czymś w rodzaju trudniejszego sprawdzianu. Nie wszyscy jednak do owej olimpiady byli przygotowywani. Jeszcze przez wyjazdem
Ola Aniszewicz
Przewięź 2014
a zadań tysiące. .
Co wpiszczy holu Co w holu piszczy
11
podzieliliśmy się na przyszłych olimpijczyków tańca country zainspirowana przez dwójkę i uczestników konkursu Politechniki Warszaw- uczestników. skiej. Tym samym w ofercie pojawiały się zajęcia o dwóch poziomach trudności. Dla tych, Flaszki najlepszym sposobem na relaks którzy zastanawiają się, czy brać udział w któ- „Opowiem wam dzisiaj o tajemnicach głosu” – rymś z konkursów, pozwolimy sobie zacytować, zaczął swoją flaszkę Krystian, rozpoczynając pewnego „przewięziowego” klasyka: „Brać i się tym samym już kolejną edycję corocznych prezentacji. Tuż po nim wystąpił Maciek, któnie wstydzić”. rego zadaniem było ułożenie kostki Rubika za Dwunastu uczniów i nauczanie nad jeziorem plecami, w jak najkrótszym czasie. Następnie Pogoda dopisywała przez równy tydzień. Za- Andrzej opowiedział o współczynniku odpadnięcia i ile ludzkich śmierci jęcia odbywały się więc nie tylko w kawiarni, może przetrwać jedna ale również na pomoście oraz na tarasie. lina do wspinaczki. Jako że praca niektórych trwała prawie A nieco później Zdycałą dobę, ta chwila dotlenienia wydabel (Piotr Zdybel wała się jedyną drogą do utrzymania – przyp. red.) pokazdrowia. Przynajmniej fizycznego. zał, co mają wspólNad jeziorem miały miejsce równego krople wody nież potyczki siatkarskie między ze zjawiskami kwanchemikami i fizykami oraz wieczortowymi. ne obserwacje gwiazd. Sposobów na „Dzielny Olkos porelaks po całodziennym szukaniu zaszedł sam. Tylko leżności między funkcjami było wiele. księgę z zadaniami Obok imprez, gier i wieczorów z gitarą miał” – rozległ się następpojawiały się spacery po lesie czy nauka
12
Co w holu piszczy
nie zaskakująco liryczny głos Mateusza, który specjalnie z okazji obozu ułożył balladę opowiadającą o jego nędznych zmaganiach z zadaniami od Kisiela (Michała Kiszela – przyp. red.), jednego ze studentów. Jako ostatni wystąpił Walter (Piotr Walter – dop. red.) prezentujący sztuczki magiczne. Ku szczególnej uciesze żeńskiej części widowni.
Uroboros a chemia Przedostatniego wieczoru mieliśmy okazję wysłuchać wykładu profesora Michała Fedoryńskiego dotyczącego historii benzenu. Prezentacja pokazywała wyścigi naukowców i ich osiągnięcia na przestrzeni lat. Wyjaśnił się również związek starożytnego symbolu smoka pożerającego własny ogon z budową benzenu. Nawet my, zmęczeni całym dniem matematycy, byliśmy w stanie pojąć ten kawałek chemicznego świata. Chociaż nie ukrywamy, że w trakcie wykładu nasuwało nam się jedno pytanie: czym w końcu jest ten benzen?
Warto? Powtarzane jak mantra „wezmę się w końcu porządnie do nauki” przestawało rozbrzmiewać w naszych głowach jedynie na chwilę. Zapewne dla naszego i olimpijskiego dobra. Bo Przewięź jaka jest, każdy widzi, a przynajmniej wie. Noce dalej chłodne, prysznice kapryśne, a pokoje, mimo wielu prób, niekoedukacyjne. Czy warto wracać? Studenci mówią, że warto i choć sześć lat upłynęło od ich pierwszego obozu, to z chęcią wrócą tam po raz siódmy. Aby nauczać z łodzi, dzielić się kawą, sztuczkami, nie tylko matematycznymi, i doświadczeniem, bo nikt nie wie lepiej od nich, jak przetrwać „Poniatówkę” i to jeszcze z najlepszymi wspomnieniami. A my? My radzimy pamiętać o ciepłych swetrach. I koniecznie wracać!
Przewięź 2014
Przewięź 2014
Obóz Oli m pi j ski również dla śmiertelników!
Co w holu piszczy
13 13
Rafał Gołąb
Czy kiedykolwiek myślałeś, aby wyjąć sobie z życia tydzień i poświęcić go tylko i wyłącznie nauce? Jeśli tak, to Obóz Liderów Poniatówki w Przewięzi jest czymś właśnie dla Ciebie! W tym roku, tak jak w latach poprzednich, klasy chemiczno-fizyczne pojechały w to piękne, zimne i mokre miejsce, by przygotowywać się do tegorocznej olimpiady chemicznej. Plan był zgodnie z tradycją ambitny – zajęcia od ósmej do dziesiątej a do tego jeszcze praca własna. Wykonanie przeszło nasze najśmielsze oczekiwania! Nigdy nie sądziliśmy, że taki wysiłek intelektualny jest z naszej strony możliwy. Zadań było tyle, że niektórym zaczęły się śnić po nocach. Były też pewne aspekty wyjazdu umilające nam ciężką pracę, jak na przykład obecność świetnej „poniatówkowej” kuchni; pyszne domowe obiadki niezwykle wszystkich cieszyły. Swój wkład miały też ładna pogoda oraz, przede wszystkim, permanentna integracja. To, oraz wiele innych czynników, złożyło się na wspaniałą, koleżeńską atmosferę, tak charakterystyczną dla uczniów Poniatówki. Nadmienić też należy wyjątkowe persony, z których złożona była tegoroczna kadra. Zacznę od najmłodszego, to jest od absolwenta Poniatowskiego i świeżo upieczonego studenta medycyny, Maćka Fornalskiego. Jako osoba bardzo inteligentna, a zarazem kontaktowa, ze świetnymi rezultatami zabrał się do tłumaczenia nam tajników spektroskopii mas oraz analizy widm protonowego rezonansu jądro
wego HNMR i w podczerwieni. Uczył nas również Piotr Zdybel, kolejny wychowanek naszej szkoły, student fizyki z sukcesami w dziedzinie chemii. Gościem specjalnym był wykładowca Politechniki Warszawskiej, chemik-organik, profesor Michał Fedoryński. Jego wykłady dotyczyły głownie wytwarzania skomplikowanych związków z tych, które są proste i tanie. Oprócz tego przekazał nam wiedzę o mechanizmach, według których przebiega reakcja chemiczna, oraz jak przewidzieć produkt nieznanej nam reakcji. Na zakończenie zaś wygłosił wielce ciekawy wykład o historii odkrycia benzenu oraz jaka lekcja płynie z tej historii dla przyszłych badaczy. Na końcu zaś wymieniamy postać najważniejszą, wszystkim znaną i przez wielu uwielbianą – profesora Krzysztofa Kuśmierczyka. Jak zawsze bowiem poświęcił on własny czas, by wbić nam do głów choć trochę wiedzy, za co wszyscy jesteśmy mu niezmiernie wdzięczni. Podsumowując, chcieliśmy podkreślić, że wyjazd ten to świetny sposób na spędzenie czasu. Możliwość nauki na naprawdę wysokim poziomie, w ciszy i spokoju, z dala od szkolnego chaosu, jest miłą odmianą, podobnie jak nieustanne przebywanie ze znajomymi. Gdy połączy się te dwie rzeczy, okazuje się, że chemia może się podobać. Jesteśmy więc pełni optymizmu, jeśli chodzi o przyszłość obozów olimpijskich. Pragniemy też zachęcić uczniów klas pierwszych, aby zjawili się tam w przyszłym roku jak najliczniej. Wam też się spodoba!
14
Co w holu piszczy
Znad wysokich wiślanych brzegów... Zuzanna Pękala
Gdyby spytać, z czego słynie nasza szkoła – odpowiedź padłaby natychmiast. Wyjątkową czyni ją poczucie wspólnoty uczniów, nauczycieli i wszystkich pracowników. Wspólnotę tę oraz obowiązek dbania o dobre imię szkoły opieramy na systemie wartości wpajanym wychowankom zarówno na co dzień, jak i przy okazji uroczystości szkolnych. Uroczystości wzniosłych, o zbudowanej reputacji – takich jak ślubowanie klas pierwszych. Dlaczego jest to święto wyjątkowe, dla niektórych najważniejsze w całym roku? Łączy ludzi. Każdy z nas w końcu pamięta ten moment, kiedy wystrojeni w szkolne czapki i krawaty staliśmy u stóp filarów, aby po raz pierwszy oficjalnie podrzucić czapką jako pasowani uczniowie Poniatówki.
Ślubuję! Po oklaskach nastąpiła właściwa część ślubowania, podczas której uczniowie przysięgali wierność ojczyźnie, pracę nad sobą i odpowiedzialność za losy bliźniego. Warto odnotować, że każdy z nas potrafił się całkowicie skupić na sensie wypowiadanych słów. Poważne miny roześmianych godzinę wcześniej chłopców z pierwszego rzędu świadczyły o tym najlepiej. Swoją mowę wygłosił również nasz przewodniczący – Adam Grzegrzółka. Stwierdził z przekonaniem, że powinniśmy te słowa zapamiętać, ponieważ pokierują całym naszym życiem – nie tylko licealnym. Pod koniec przemowy złożył życzenia gronu nauczycielskiemu, które 14 października obchodziło również swoje święto, zwane potocznie Dniem Nauczyciela. I dla nich nie zabrakło zresztą przyjemności, gdyż po chwili obdarowani zostali bukietami kwiatów.
Wiemy, kim jesteśmy. Czas na konkurs! Wnoście ten sztandar! Uczniowie zaczęli się gromadzić w okolicy holu Po wyprowadzeniu sztandaru, rozpoczęła się głównego na dobre kilkadziesiąt minut przed część artystyczno-przedmiotowa ślubowania. rozpoczęciem obchodów. Na ich twarzach moż- Pan profesor Jakub Ostromęcki zorganizował na było dostrzec cień niepewności. Jak to będzie? konkurs wiedzy o patronie. Zamysł zawodów Co się zmieni po ślubowaniu? W końcu to po- opierał się na formule jednego z programów ważna rzecz – z byciem uczniem wiąże się cały telewizyjnych – u nas przybrał formę zawoszereg obowiązków i powinności. Powietrze dów, które najlepiej oddaje nazwa „Jeden z Pięemanowało grupowym skupieniem. Zaczęło się. ciorga”. W konkursie wzięły udział trzy uczenReprezentacja sztandarowa pewnym krokiem nice z klasy humanistycznej oraz dwóch przedwniosła sztandar, po czym wspólnie odśpie- stawicieli płci przeciwnej z klasy 1C. Pierwsze waliśmy hymn państwowy, a głos zabrał dyrektor rundy okazały się trywialne dla doskonale przydr Mirosław Sosnowski. Pogratulował uczniom gotowanych zawodników. Dopiero w drugim dostania się do jednego z najlepszych warszaw- etapie konkursu zaczęły się problemy. Humaskich liceów. Życzył sukcesów oraz wytrwało- nistki zostały w ostatecznym rozrachunku pości w dążeniu do określonych celów. Następ- konane, a zwycięzcą został Maciek Kępczyński. nie przemówił przedstawiciel Rady Rodziców, Wszystkim uczestnikom gratulujemy. Po chwili, który – wzorem przedmówcy – upewnił wszyst- uczniowie klas starszych zachwycili nas tańcem z epoki napoleońskiej. Cały układ kroków kich w przekonaniu, że lepiej nie mogli trafić.
Co w holu piszczy tanecznych kadryla – bo o tym tańcu mowa – a także oprawa muzyczna zostały stworzone i dobrane przez uczniów, zaś sam występ miał prawdziwie magiczny charakter dzięki niezwykłym strojom z epoki – balowym, zwiewnym sukniom z trenem wypożyczonym z Teatru Narodowego oraz mundurom pochodzącym ze zbiorów naszego liceum.
Na starówkę! Po udanej części artystycznej, trzy pary tancerzy postanowiły udać się w strojach na Stare Miasto, gdzie wzbudziły niemałą sensację. Wielu ludzi zatrzymywało ich z uśmiechem i nieskrywaną ciekawością, by chwilę porozmawiać i dowiedzieć się, z jakiej okazji grupa młodych ludzi przebrana jest w tak niecodzinne stroje – niczym księżniczki
i królewiczowie z animacji Walta Disneya. Szczególne wielu zagranicznych turystów było zainteresowanych oryginalnymi licealistami – na dziedzińcu Zamku Królewskiego, gdzie poniatowszczacy udali się na spacer. Zaczepieni zostali między innymi przez przybyszów z Chin, których zachwyciło to, jak wyglądali nasi koledzy! Była to idealna atrakcja dla zwiedzających – którzy nie mogli stracić okazji, by zrobić sobie z uczniami zdjęcia – odbyła się prawdziwa sesja pod murami Zamku! Zdjęcia wykonane profesjonalnym sprzętem wyszły pięknie, tancerze wymienili się adresami mailowymi z fotografami. Teraz czekamy z niecierpliwością na efekty niezwykłego spotkania i mamy nadzieję, że turyści nie zapomną o uczniach naszej szkoły! A uczniowie nie zapomną o szkole.
15
Najważniejsza
jest praca w zespole Adam Grzegrzółka
Nie bacząc na to, jak silni i zdolni jesteśmy, dużo więcej możemy osiągnąć, współpracując w grupie. Dla niektórych jest to wyzwanie: poskromić własne ego na rzecz wypracowania porozumienia; dla innych zaś ulga: gdy zaczynają zdawać sobie sprawę, że nie wszystko będą musieli robić sami. Jednak – co w sytuacji, gdy w tej grupie stajemy się reprezentacją jakiejś większej zbiorowości? Co, jeśli przed nami pojawia się wyzwanie walki o interesy ludzi, którzy nam zaufali? Rzeczywistość często przestaje być tak kolorowa. Ale nie zawsze… Kiedy po raz pierwszy, w maju tego roku, dowiedziałem się o powstaniu Zespołu Doradczego V LO, opanował mnie strach. Spotkanie Dyrekcji, przedstawicieli Rady Pedagogicznej, Rady Rodziców i Samorządu Uczniowskiego. Co mam powiedzieć, jak reprezentować uczniów? Jednak po dłuższej refleksji uznałem, że to wyzwanie jest szansą, i to ogromną. Stwierdziłem, że wreszcie mam możliwość realnie i bezpośrednio działać dla dobra społeczności szkolnej. Nic o nas bez nas. Mimo to, a może właśnie dlatego, przed pierwszym zebraniem Zespołu czułem wyraźną tremę. Wtedy po raz pierwszy naprawdę dał mi się we znaki ciężar, jakim jest pełnienie funkcji przewodniczącego Samorządu Uczniowskiego. Początki były trudne, ale z biegiem czasu coraz łatwiej było się przełamać. Dziś, już po drugim spotkaniu Zespołu, które odbyło się 13 października, widzę coraz więcej woli współpracy, pomimo rozbieżności zdań w niektórych kwestiach. Dlatego trzeba działać, trzeba walczyć. A jest o co! Zapewne wiele osób zdziwi się, że komukolwiek chce się zostawać do późnych godzin wieczornych w szkole tylko po to, aby reprezentować, dyskutować, doświadczać trudnych sytuacji i dylematów. Przed pierwszym spotkaniem sam tak uważałem. Byłem nastawiony dość sceptycznie – może to tylko forma dla formy. Po drugim spotkaniu widzę już efekty wspólnych działań (o nich w przyszłym numerze!). I widzę ich coraz więcej. Oby tak zostało.
16 Miasto moje, a w nim Podzwonne
2
d l a Feminy
Artur Stachyra Przed kilkoma tygodniami swój żywot zakończyło kino Femina – jedno z najstarszych i najbardziej zasłużonych warszawskich kin. Wcześniej jednak trwała walka z czasem – manifest gonił manifest. Oto relacja z jednego z takich eventów.
ciw likwidacji kina. Zaniosła je następnie do Urzędu Miasta, jednak nikt w urzędzie podpisów nie przyjął. Jak twierdzi pani kierownik – urzędnicy kazali je położyć i zostawić, ot tak, na stole. Nie chcieli wydać żadnego potwierdzenia przyjęcia dokumentów. Toteż pani Majchrzak zabrała papiery i wyszła z urzędu z naJakiś czas temu do urzędu dzielnicy Śródmie- dzieją na inną szansę w przyszłości. Informacja o planach kasacji Feminy wywoście trafił wniosek o zmianę sposobu użytkowania przestrzeni w budynku, w którym obecnie łała niemałe poruszenie również wśród zwykłych Warszawiaków. Jedna znajduje się kino Femina. z użytkowniczek Facebook’a Jak się okazało, wniosek zo- Historia kina w pigułce – Zofia Gońda – założyła fanstał złożony przez przed- Femina powstawała w latach 1936–1938. pejdż, stanowiący wyraz stawicieli przedsiębiostwa Podczas okupacji służyła jako rewia dla prostestu i sprzeciwu woJeronimo Martins – właści- oficerów niemieckich, natomiast po utwobec likwidacji kina. Akcja ciela m.in. sieci sklepów rzeniu getta żydowskiego zaczęła funkzdobyła dużą popularność, Biedronka i drogerii Hebe. cjonować jak teatr. To między innymi wojenna tradycja (ale nie tylko) budzi tak wielki a „lajki” napływały ze wszystW ukryciu (a nawet rzekł- szacunek dla kina wśród mieszkańców bym – konspiracji) powstał miasta. Po upadku powstania w getcie znisz- kich stron. Pojawiło się wiele osób chętnych do pomocy. plan zastąpienia przestrzeni czone kino zostało zamienione w składy kinowej spożywczym dys- magazynowe. Po zakończeniu wojny trzeba Mocno wypromowaną akcją kontem. Biurokracja prze- było czekać aż trzynaście lat na wznowie- zainteresowała się również nie działalności Feminy. W roku 1958 zaorganizacja Miasto Jest Nabiegła – o ironio – bezpro- częła funkcjonować jedna mała salka. sze, zajmująca się na co dzień blemowo, a odpowiednie Pozostało to niemal niezmienne aż do takimi sprawami „profesjopozwolenia i opinie konser- 1996 roku, kiedy nastąpiła gruntowna nalnie”. Po krótkiej dyskuwatorów (oczywiście pozy- przebudowa budynku na pełnoprawne tywne) wydane zostały za- kino. Do użytku oddano trzy kolejne sale. sji MJN zdecydowała się zwerbować Panią Gońdę jako stałą dziwiająco szybko. Sama dyrekcja kina o całej sprawie dowiedziała się współpracowniczkę. Pani Zofia doszła jednak do wniosku, że sam z drugiej, a nawet trzeciej ręki – od odwiedzafanpejdż to za mało. Poczuła odpowiedzialność jących. Kierownik kina Femina – Agnieszka Maj- za całą sprawę i wspólnie z organizacją Miasto chrzak – zebrała kilka tysięcy podpisów prze- Jest Nasze postanowiła zorganizować akcję
Femina
Miasto moje, a w nim
17
„w terenie”. Wspólnymi siłami wpadli na dość innowacyjny pomysł. Jako że wiele osób przemieszczających się po mieście za pomocą komunikacji miejskiej często słyszy komunikat obwieszczający: „Następny przystanek – Kino Femina”, powstał plan happeningu, podczas którego nazwa przystanku tuż obok kina miała zostać zmieniona na „Biedronka”. W skrócie: „Następny przystanek – Biedronka”.
Po krótkiej chwili swoje przemówienia wygłosili Marek Gębski – kinooperator, oraz Daniel Echaust – przewodnik, znający Warszawę i jej historię lepiej niż własną kieszeń. Słowa – szczególnie tego drugiego – wywarły na zgromadzonych ogromne wrażenie, a kończące przemowę „Mam dość barbarzyństwa!” zostało nagrodzone gromkimi brawami. Wśród publiczności dało się wyczuć spore zaangażowanie w happening. Przważały opinie, które można streścić w dwóch zdaniach: Za dużo supermarketów. Za mało miejsc dla kultury. Co prawda, większość zdawała sobie sprawę z prawdopodobieństwa bezcelowości całej akcji, jednak, tak czy inaczej, postanowili przyjść pod kino i wesprzeć organiztorów i innych protestujących. „To nie ma sensu. W tym państwie przekręt goni przekręt, ale musimy próbować” – tak pewien mężczyzna odniósł się do czterdziestu ośmiu godzin, które starczyły na uzyskanie przez Jeronimo Martins pozwoleń.
Swoje zainteresowanie eventem zadeklarowało ponad dziewięćset osób – tyle właśnie kliknęło „wezmę udział”. Ostatecznie 28 czerwca pod kinem zjawiło się znacznie mniej osób, ale i tak – mimo stałego przepływu jednostek – non stop było tam tłoczno. Samo wydarzenie przebiegło zgodnie z planem – organizatorzy przybyli ok. godz. 11:30, z biegu niemalże rozpoczęto zbieranie podpisów pod listem do pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. W międzyczasie swoją obecnością zgromadzonych zaszczycił m.in. dyrektor kina – Edward Durys, sprawiający wrażenie człowieka pogodzonego z losem, jaki ma spotkać Feminę. Co jednak warte zaznaczenia – podczas zgromadzenia w oku dyrektora dało się zauważyć coraz wyraźniejszą iskrę – być może znak nadziei na pozytywne zakończenie.
W końcu nadszedł czas na wydarzenie kulminacyjne – zmianę nazwy przystanku na Biedronka. Członek MJN wdrapał się na drabinę i szybkim, pewnym ruchem nakleił na tablicy wyczekiwany kawałek papieru – rzecz jasna po dwóch stronach. Po serii oklasków, zagłuszanych niekiedy odgłosami wydawanymi przez pracujące aparaty fotograficzne, organizatorzy powrócili do gromadzenia podpisów i zachęcania przechodniów do wzięcia udziału w akcji. ••• W ostatecznym rozrachunku cała akcja nic nie dała. Bardzo teoretycznie, bo już w dniu likwidacji kina cały Muranów bawił się w najlepsze podczas ulicznego dancingu rodem sprzed 100 lat. Feminę zlikwidowano, a pracowników wyrzucono na bruk. Niech kino pozostanie na zawsze w naszych sercach. Zasłużyło.
18
Miasto moje, a w nim
Femina
„Następny Przystanek Biedronka” z Zofią Gońdą, organizatorką happeningu rozmawia Artur Stachyra Artur Stachyra: Skąd wziął się pomysł tego przedsięwzięcia?
watna i dopiero potem „Miasto jest nasze” dołączyło się do akcji, a Panią zwerbowało!
Zofia Gońda: Inicjatywa „NIE dla Biedronki Zgadza się. W zasadzie to było tak, że ja sama zamiast Kina Femina” była od początku moim byłam przerażona popularnością tego fanpejpomysłem. Razem z moim chłopakiem, kiedy dża. Nagle, jak zobaczyłam ilu ludzi do mnie dowiedzieliśmy się o planach dyskontu, infor- pisze, jak ogromną popularność zyskała moja macja ta nas „zmiażdżyła”. Założyliśmy fanpej- akcja – poczułam odpowiedzialność, że muszę dża, ale na pewno nie spodziewaliśmy się ta- coś z tym zrobić. Nie tylko zbierać lajki, ale kiego poparcia społecznego. W przeciągu chciałabym również zrobić coś w kierunku tygodnia zebraliśmy osiem tysięcy lajków ocalenia tego kina. Ale były to tylko pomysły na Facebooku, teraz jest ich trzynaście tysięcy. – i w zasadzie „Miasto Jest Nasze” przyszło Wiem, że te liczby i lajki nie są najważniejsze, mi z pomocą. Oni mają doświadczenie w tego ale one pokazują, jak duże zainteresowanie typu eventach, robili też wcześniej inne podobne akcje. Bardzo się ucieszyłam, że chcą ze mną wzbudza ta sprawa. współpracować. Spotkaliśmy się z przedstawiDużo osób zgłasza się do Was z własnej woli, cielami stowarzyszenia. Najpierw rozmawiażeby pomagać? liśmy oczywiście o sprawie kina Femina, ale Tak! Pisały do nas zarówno osoby prywatne, potem poruszaliśmy też inne kwestie. W efekktóre oferowały nam swoją pomoc, mieszkają- cie tego spotkania zostałam członkiem „Miace tu w okolicy, jak i organizacje społeczne. sto Jest Nasze”. Zaproponowali mi członkostwo, W ten sposób skontaktowaliśmy się ze stowa- widząc moje zaangażowanie w tę sprawę, rzyszeniem „Miasto Jest Nasze”, które nie tylko i w zasadzie od tej chwili wszystkie akcje orgazaproponowało nam współpracę w kwestii nizujemy pod tym szyldem. Zainteresowały kina Femina, ale także członkostwo w organizacji. mnie inne akcje w Warszawie. Z każdą kolejną Dzięki temu od tej pory jestem członkiem sto- informacją mam coraz większą ochotę się w to warzyszenia. zaangażować. Do tego właśnie chciałem nawiązać. Pani Co w takim razie zamierzacie robić dalej tak naprawdę zaczynała to jako osoba pry- w związku z kinem Femina?
Femina
Miasto moje, a w nim
19
Przede wszystkim chcemy teraz przekazać list pani prezydent, Hannie Gronkiewicz-Waltz, która zupełnie nie jest zainteresowana sprawą.
sobie tam protestować, ale to nie obejmuje jego mocy działania. Moc działania ma pani prezydent, która od wielu już miesięcy zachowuje się, jakby jej nie było. Zupełnie nie jest tym zaNo właśnie! Jak udało się nam dowiedzieć, interesowana. W związku z tym powstaje mnókierowniczka kina (Agnieszka Majchrzak stwo takich oddolnych inicjatyw jak „Miasto – przyp. red.) poszła złożyć zebrane wczeJest Nasze”, które kontrolują działania władzy śniej podpisy do Rady Miasta, jednak te nie i interesują się tym, co dzieje się w tym mieście. zostały przyjęte. Ostatnie pytanie – czy Pani inicjatywa ma Zgadza się. Sama pani prezydent wychodzi z zajakieś podłoże sentymentalne? Ma Pani jałożenia, że to nie jest jej sprawa. Kompletnie kieś wspomnienia związane z kinem Femina? umywa ręce w sprawie kina Femina! Przecież nie można jako prezydent, gospodarz miasta, nie Przychodzę do Feminy, tak jak do innych mazwracać uwagi na takie ruchy społeczne. Mnó- łych kin, bo nie znoszę chodzić do multiplekstwo ludzi wyraża swój sprzeciw wobec za- sów. To kino jest dla mnie ważne nie tylko ze mknięcia kina Femina, a ona jest tym zupełnie względu na wojenną przeszłość i działalność niezainteresowana. Wiemy też, tak jak mówi- na terenie getta, ale dla mnie osobiście urok łam wcześniej (w rozmowie przed wywiadem takich małych kin jest zupełnie nieporówny– przyp. red.), że ona, a w zasadzie Urząd Mia- walny z otoczką multipleksów. sta Warszawy podjął szereg decyzji, które spo- Dziękuję za rozmowę. wodowały to, że tutaj można wybudować Biedronkę. To nie jest tak, że ktoś przychodzi i mówi: „Dobrze, zamkniemy kino Femina i będzie Biedronka”. Tutaj potrzeba szeregu różnych decyzji i zgód. Takich, które Jeronimo Martins (właMimo likwidacji Feminy sytuacja dalej ściciel Biedronki – przyp. red.) bez problemu wydaje się niepewna i napięta. Nowy inuzyskało.
Odbiją się od dna?
Podobno zajęło im to tylko 48 godzin, a normalnie takie procesy trwają miesiącami…
Tak, urzędnicy w Warszawie wszystkie te zgody wydawali, nie zastanawiając się nad tym, o co chodzi, przy tym kompletnie nie zwracając uwagi na to, jak ważne jest to miejsce dla warszawiaków. Planujecie w ostateczności podjąć jakieś drastyczne kroki?
Co to znaczy – drastyczne kroki?
Chociażby większe demonstracje, nawet pod kancelarią premiera. Myślę, że będziemy się tutaj ograniczali do Rady Miasta i do pani prezydent. Jeżeli chodzi o kancelarię premiera, musielibyśmy uzyskać ogólnopolskie poparcie, a to dotyczy tylko Warszawy i warszawiaków. Bardziej wiarygodni będziemy, jeżeli swoje postulaty będziemy zgłaszać do urzędu za to odpowiedzialnego. Premier niewiele by tutaj mógł nawet zdziałać. Możemy
westor – Jeronimo Martins – zapowiedział, że kwestia kultury w tym miejscu nie jest mu całkowicie obojętna. W związku z tym powstał plan utworzenia sali kinowej na sto osób na piętrze. Warunek jest prosty – repertuar ma powalać, ma obowiązek być wyjątkowym. Oczywiście po drodze do sukcesu, obie strony (a w zasadzie całe multum stron – pamiętajmy o widzach!) muszą się wstrzymać z fanfarami do otrzymania szeregu zgód i pozwoleń. Zgodnie ze słowami przedstawiciela firmy Jeronimo Martins, projekt ten „znajduje się obecnie na etapie wniosku o warunki zabudowy”. Światełko w tunelu, które zapaliło się dla kina, może być uważane za sukces. Nawet teraz, jeszcze przed ostateczną realizacją planu. Jednak – czy aby na pewno? ▷
20 Miasto moje, a w nim
Femina
Osiągnąłem tutaj pełnoletność z Markiem Gębskim, długoletnim kinooperatorem kina Femina rozmawia Artur Stachyra Artur Stachyra: Panie Marku, jak słyszałem, jest Pan osobą z najdłuższym stażem w Feminie.
Dyrektor nieistniejącego już kina – Edward Durys – głośno deklaruje, że takie działanie ze strony właściciela dyskontu jest oburzające. Pomysł nazwał „poronionym”, przyrównał go do niezbyt ujmującego fortelu, mającego na celu odwrócić jedynie uwagę opinii społecznej od skandalicznych działań inwestora. Wydaje się nadto pewien, że jednosalowe kino nie przetrwa konkurencji rynku. Że to w zasadzie nie będzie już kino, ale rzadko odwiedzana sala projekcyjna. Ale – co jeśli dyrektor się myli? Czy idąc jego tropem powinniśmy raczej potępiać w czambuł, aniżeli poprzeć ten projekt? To sprawa mocno osobista dla każdego z nas, ale na pewno warto to przemyśleć. W końcu na tym zdaniem wielu magia Feminy polegała – na studyjności, dobranym repertuarze i rzeszy wiernych fanów, którzy na statku zostali do końca – do samego dna. A sztuką największą jest od dna się odbić. A.S.
Marek Gębski: Akurat tak się złożyło, że w 1996 roku, 1 czerwca, przyszedłem tutaj do pracy, jeszcze na plac budowy. Wtedy nie było żadnych foteli, ekranów, projektorów, i my żeśmy tutaj od początku wszystko dopiero organizowali. Organizowałem ludzi od strony technicznej, wkrótce potem zaczęliśmy normalnie pracę. Kino ruszyło dla publiczności 15–16 czerwca 1996 roku. To ponad 18 lat. Byłem od początku tutaj, jak wspomniałem. Do obecnej chwili (czerwiec – przyp. red.) jestem nadal pracownikiem.
Co Pan czuje w w momencie, gdy dowiaduje się o planach likwidacji Feminy?
Żal. Pamiętajmy, że na ówczesne czasy (połowa lat 90. XX w. – przyp. red.) było ono wyposażone w najlepszy sprzęt kinotechniczny, nie marki polskiej, tylko światowej! Projektory były, jako jedyne w Polsce, sprowadzane specjalnie z Włoch – z Mediolanu. Ekrany angielskie, fotele hiszpańskie, wykładziny trudnopalne, dywanowe, oświetlenie było francuskie z kolei, oświetlenie schodów mieliśmy nawet… Sprzęt był klasy światowej, i to, co było w kinotechnice światowej najlepsze i najnowocześniejsze, trafiło właśnie tu – do Feminy. W czasie tego dwudziestolecia oczywiście technologia zmieniała się, ale cały czas kino modernizowaliśmy, doposażaliśmy w sprzęt nowszej generacji. Z światła białego przeszliśmy na odczyt laserowy, na podczerwień. W tej chwili projektory są cyfrowe, filmy są odtwarzane z twardych dysków. Ale na dwóch salach są jeszcze tradycyjne projektory, z taśmą 35 mm, gotowe w każdej chwili do wyświetlenia filmu dla publiczności, sprawne technicznie pod każdym względem.
Femina
Miasto moje, a w nim
21
Pracował Pan wcześniej również w kinie zdążyli obejrzeć. Więc my – na życzenie widzów Moskwa… – te kopie filmów ściągaliśmy. Organizowaliśmy Tak, pracowałem w kinie Moskwa. I również też seanse specjalnie dla szkół, dla emerytów, byłem dinozaurem kina Moskwa, tak jak teraz dla innych osób. Mieliśmy nawet taką grupę z Kakina Femina. Pracowałem tam 30 lat, od 1966 zachstanu, która przyjechała i miała życzenie roku do 1996. Startowałem jako pomocnik ki- obejrzeć Pana Tadeusza. Mieliśmy akurat tę konooperatora, a skończyłem na byciu szefem pię, więc puściliśmy film dla naszych rodaków kinooperatorów. Zszedłem, jak to się mówi, jak ze Wschodu, którzy byli w Warszawie zaledwie kapitan z okrętu, ostatni. Kino zakończyło dzia- przez kilka godzin. Zresztą taką lokomotywą, łalność ostatniego dnia maja. Już wtedy zaczy- jedną z większych – był właśnie Pan Tadeusz, nał się częściowy demontaż sprzętu. Drzwi były którego pokazaliśmy tutaj ponad 1300 razy. otwarte – można było sobie przyjść, wziąć coś, 1300 seansów jednego tytułu, jedną kopią! To odkręcić jakiś fotel. Kto chciał, to brał. Szkoły było kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy ten film, chciały fotele, część poszła do istniejącego tu, w naszych kinowych warunkach, obejrzeli. wtedy kina Praha… Może chciałby się Pan podzielić najprzyjemniejszymi wspomnieniami, które dotyAle przecież kino Praha jeszcze istnieje… Tak, ale w innej formie, zmodernizowane. Ale czą kina? kontynuując – to były dobre fotele. Kino Mo- W zasadzie każdy dzień! Nie dlatego, że byłem skwa miało w końcu aż 1030 miejsc. pracownikiem. Ja po prostu osiągnąłem tutaj A Pan zabrał coś z demontażu na pamiątkę? pełnoletność – 18 lat pracy, 18 lat życia. PełnoMam pewne, drobne, takie sentymentalne rze- letni staż pracy (śmiech). czy, jak plan kina, pieczątkę, której żeśmy No tak, wystarczy wspomnieć, że to kino w kabinie projekcyjnej używali. Różne takie jest starsze ode mnie… gadżety, które są symboliczne. Mają dla mnie Zgadza się. Nie ma tu nikogo, kto by pracował wartość emocjonalną. Tak samo kino Femina dłużej ode mnie, możemy się tylko licytować wywołuje emocje. Trudno, żeby po 18 latach o dwa, trzy miesiące. To był 1 czerwca, kiedy tu wyjść sobie, zamknąć drzwi i nie powiedzieć, byłem, na placu budowy. Kiedy rękami wznosiże tutaj się wiele, wiele dni spędziło, wiele nocy łem, pomagałem przy pracach technicznych, nieprzespanych… Kino było czynne, jak to się kiedy jeszcze było mnóstwo kurzu, brudu. Kiemówi, od skowronka do żaby, od świtu do nocy, dy w końcu nie było ani drzwi wejściowych, od rana do wieczora. Były seanse nocne, były ani foteli, ani ekranów. Ja tutaj już byłem i praseanse sylwestrowe… Femina miała też swój cę kina od strony technicznej organizowałem. specyficzny repertuar… Także nowych pracowników, kinooperatorów To też było kino – nie do końca takie, jakie – wdrażałem, szkoliłem, uczyłem, zajmowałem zna dzisiejsza młodzież. To było kino kame- się nimi. Zresztą kinematografia to 48 lat mojej ralne, można powiedzieć studyjne. pracy. Zajmowałem się też przez pewien okres To było – później się taka nazwa pojawiła – kino pracą dydaktyczną. Samo kino zresztą nie nalokalne i studyjne. My żeśmy grali filmy komer- leżało kiedyś do sieci HELIOS, ale do Kinoplexu. cyjne na największej sali, ale one nie cieszyły się Czy w takim razie to jest uczciwe – to co się takim powodzeniem, jak nasze rodzynki – filmy dzieje obecnie z kinem i co się może z nim dla smakoszy, którzy przychodzili na dany, wy- stać? brany tytuł. Bywały takie tytuły, które były grane tylko w kinie Femina przez dwa tygodnie – i na Na pewno nie! To jest jedno z nielicznych kin na tym koniec. Jeżeli ktoś pilnie nie śledził reper- terenie Warszawy, które powinno istnieć. Jeżetuaru, nie dopytywał się, to trudno było takie fil- li przetrwało wojnę, przetrwało okupację niemy upolować w innym kinie. Repertuar był two- miecką, a może legnąć w tej chwili w gruzach rzony specjalnie pod ludzi. Wiele osób pytało się – to jest jakieś kompletne nieporozumienie. o jakieś filmy – o te rodzynki, o te, których nie Dziękuję za rozmowę.
22 Miasto moje, a w nim
70. Rocznica Powstania Warszawskiego
Jutro Powstanie Julianna Rutkowska Rok 2014 jest dla stolicy czasem szczególnym. Obchodzimy siedemdziesięciolecie wszystkich wydarzeń, które rozegrały się w roku 1944 roku w okupowanym mieście i na trwałe wpisały się w historię narodu. Przygotowania do uczczenia przypadajacej na 1 sierpnia okrągłej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego trwały ponad rok. Rocznicę wybuchu Powstania co roku obchodzi się hucznie – jest Apel Poległych, celebrowane są msze polowe, organizuje się koncerty piosenek powstańczych. Zawsze równo o godzinie 17 w całym mieście rozlega się dźwięk syren, ruch w stolicy zamiera, a warszawiacy na moment pograżają się w zadumie, oddając hołd bohaterom Warszawy. Nie zapominamy o tamtych wydarzeniach, nazywanych niekiedy „63 dniami chwały”, wciąż przecież są wśród nas ludzie, którzy doświadczyli powstańczego piekła i dają świadectwo. Siedemdziesięciolecie planowano uczcić w sposób szczególny. Niemały w tym udział miało środowisko harcerskie, do którego należę: wszystkie plany pracy drużyn odnosiły się do kwestii Powstania, tematycznie poświęcone były mu również obozy lipcowe. W ciągu roku zorganizowano (i wciąż organizuje się) wiele spotkań z Powstańcami, do udziału w których serdecznie zachęcam – zwłaszcza że świadków wydarzeń 1944 roku jest już niestety coraz mniej, a są oni w stanie przedstawić historię, jakiej nie nakreśli nam żaden podręcznik, historię indywidualnego doświadczenia. Korzystajmy zatem, póki możemy. Najważniejszą częścią był jednak ogólnopolski zlot harcerzy i harcerek w Warszawie, którzy wspólnie mieli wziąć udział w uroczystościach oraz pomóc w ich organizacji i sprawnym przeprowadzeniu. Zlot przebiegał pod hasłem „Jutro Powstanie”. Było to nawiązanie do programu ideowego realizowanego przez Szare Szeregi w czasie II wojny światowej – „Dziś, Jutro, Pojutrze”.
„Dziś” symbolizowało walkę z okupantem i przygotowanie do Powstania, „Jutro” – próbę wyzwolenia, „Pojutrze” – odbudowę kraju po wojnie. Całe to wydarzenie można podzielić na cztery części. Pierwszą z nich była nocna gra miejska, której celem było przygotowanie śpiącej stolicy na 1 sierpnia. Zadania polegały między innymi na zawieszaniu biało-czerwonych wstążek na rowerach Veturilo, malowaniu „kotwiczki” na najważniejszych warszawskich skrzyżowaniach, oświetlaniu pomników zniczami. Drugą ważną, a właściwie najważniejszą częścią były uroczystości 1 sierpnia. Nie sposób było uczestniczyć we wszystkich, dlatego każda drużyna wzięła udział w innej. Moja była obecna na placu Piłsudskiego, gdzie odbywało się uroczyste składanie wieńców przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Jednocześnie młodsze harcerki uczestniczyły w grze miejskiej o kobietach Powstania Warszawskiego. Na godzinę „W” wszyscy uczestnicy zlotu z czterech głównych organizacji harcerskich stawili się na placu Zamkowym, aby minutą ciszy uczcić pamięć wszystkich poległych w Powstaniu.
Miasto moje, a w nim
70. Rocznica Powstania Warszawskiego Wieczorem tego samego dnia odbyły się „kina podwórkowe”, czyli trzecia część zlotu. Każda drużyna ze Stowarzyszenia Harcerskiego miała inne miejsce, w którym organizowała pokaz filmu. Akcja była nawiązaniem do seansów odbywających się w czasie okupacji niemieckiej, o których każdy z nas z pewnością czytał w Kamieniach na szaniec, z tą tylko różnicą, że zamiast niemieckich filmów propagandowych wyświetlane były filmy o Powstaniu. Przyjść mógł oczywiście każdy, kto chciał.
Czwartym epizodem zlotu była ekonomiczna gra miejska nawiązująca do hasła „Pojutrze” symbolizującego, jak już wspomniałam, odbudowę państwa po wojnie. Zadaniem wszystkich uczestników była budowa jak największej liczby budynków w zrujnowanej Warszawie, dzięki odpowiedniej aplikacji w telefonie. Było to duże wyzwanie, ale większość grup wspaniale sobie z tym poradziła. Zlot zakończył się uroczystym apelem. Bardzo się cieszę, że mogłam uczestniczyć w tym ogólnopolskim wydarzeniu – następne takie będzie dopiero za 10 lat, z okazji 80. rocznicy. Warszawiacy godnie uczcili 1 sierpnia, a harcerze stanęli na wysokości zadania, wszyscy zaś pokazali, że historia ich miasta nie jest im obca. Miło było widzieć również wiele osób spoza stolicy, które chciały spędzić ten czas z nami i wspólnie uczcić pamięć bohaterów Walczącej Warszawy. Myślę, że dla dzisiejszego społeczeństwa, tak pełnego kontrastów, poróżnień, niezgody, konfliktów i obojętności, te sierpniowe obchody były tym punktem pojednania, braterstwa i wzajemnego poszanowania, którego w życiu mieszkańców stolicy czasem bardzo brakuje.
23
fot. za: www.wikipedia.org
Otwarcie wystawy stałej
w Muzeum Historii Żydów Polskich
28 października odbyło się otwarcie wystawy, na którą wielu czekało już od dawna. Blisko 20 lat temu w Stowarzyszeniu Żydowskiego Instytutu Historycznego zrodził się pomysł utworzenia miejsca, które stałoby się punktem odpowiadajacym na zapotrzebowanie wszystkich zaciekawionych dziedzictwem Żydów polskich. Już w 1995 roku rozpoczęto pierwsze prace nad projektem takiej placówki, by w 2005 roku powołać Muzeum Histori Żydów Polskich Polin. W kwietniu ubiegłego roku centrum rozpoczęło działalność w nowej siedzibie na Muranowie – przy ulicy Anielewicza 6, w sądziedztwie Poniatówki. Od tego czasu w Muzeum odbyło się wiele wystaw tymczasowych, spotkań, wykładów, konferencji, warsztatów, pokazów filmowych, koncertów itp. Wielkie Otwarcie Wystawy Stałej rozpoczyna stałą ekspozycję prezentującą 1000 lat historii Żydów polskich – tzw. „historię od A do Ż” jak możemy przeczytać na stronie Muzeum. Tego dnia odbyły się oficjalne uroczystości – wyjątkowe występy artystów oraz premierowe nocne zwiedzanie wystawy. 29 i 30 października trwały dni otwarte – można było zwiedzać muzeum od rana do nocy oraz wziąć udział w wydarzeniach towarzyszących – takich jak spotkania z twórcami, świadkami historii, warsztaty, gry czy przedstawienia artystyczne. Serdecznie zachęcamy wszystkich do odwiedzenia Muzeum w najbliższym czasie, a szczególnie do skorzystania z atrakcji związanych z otwarciem (na wiele z nich obowiązuje wstęp wolny) – jest to świetna okazja, by trochę lepiej poznać przeszłość oraz współczesną kulturę żydowską. J.B.
24 Miasto moje, a w nim
„Głaszcząc pamięć naszych przodków – Czas Julia Benedyktowicz I W tym roku już po raz jedenasty odbył się w dniach 23–31 sierpnia w rejonie placu Grzybowskiego i ulicy Próżnej, a także na warszawskiej Pradze i Muranowie Festiwal Kultury Żydowskiej Warszawa Singera. Pierwsza edycja Festiwalu została zorganizowana w 2004 roku – w setną rocznicę urodzin Isaaca Bashevis Singera, polsko-amerykańsko-żydowskiego pisarza tworzącego głównie w języku jidysz, laureata Nagrody Nobla z 1978 roku. Twórcą i Dyrektorem Festiwalu jest Gołda Tencer – Dyrektor Generalny powstałej z jej inicjatywy prawie 20 lat temu Fundacji Shalom, która promuje i propaguje kulturę żydowską poprzez organizację licznych międzynarodowych projektów takich jak „Warszawa Singera”. Tegoroczna edycja rozpoczęła się już 8 sierpnia w mieście, gdzie urodziła się matka Singera – w Biłgoraju (południowo-wschodnia Polska, województwo lubelskie). Do 10 sierpnia trwały tam festiwalowe koncerty, spektakle teatralne i inne wydarzenia kulturalne. 17 sierpnia w Festiwalu mieli szansę wziąć udział mieszkańcy Leoncina (miejsca narodzin Singera), a 22 zaś – Radzymina. Tego samego dnia Festiwal przeniósł się do Warszawy, gdzie otworzył go przegląd filmów Michała Waszyńskiego w kinie Iluzjon oraz spektakl „Bóg Zemsty” wystawiony w Teatrze Żydowskim im. Estery Rachel i Idy Kamińskich. W ramach Festiwalu odbyło się w tym roku ponad 200 wydarzeń kulturalnych, do których należą m.in.: muzyczne atrakcje, spektakle teatralne, czytania performatywne, wykłady, spotkania literackie, wystawy, instalacje artystyczne, warsztaty dla dzieci i dorosłych, zorganizowane spacery po War-
Singer Jazz Festiwal„Koncert na wieczny sen”– Lena Piękniewska (wokal), Radek Nowicki (saksofon), Krzysztof Dys (fortepian), Andrzej Święs (kontrabas), Sebastian Frankiewicz (perkusja)
szawie, pokazy filmowe, a także możliwość spróbowania specjałów koszernej kuchni. Muzyka jest jednym z głównych elementów Festiwalu Warszawa Singera, na który przyjeżdżają najwybitniejsi muzycy i artyści z całego świata. Należy on do jednego z najważniejszych wydarzeń związanych z kulturą żydowską w Europie. Pojawiają się różne gatunki i formy muzyczne – od śpiewu synagogalnego, muzyki klezmerskiej, chasydzkiej i klasycznej po współczesną muzykę żydowską tworzącą niezwykły dialog z tradycyjnymi utworami. Ponadto, podczas tegorocznej edycji po raz pierwszy wystartował nowy cykl wydarzeń muzycznych pod dyrekcją artystyczną Adama Barucha, składający się z dziewięciu koncertów jazzowych pod nazwą „Singer Jazz Festiwal”, który miał miejsce od 25 do 29 sierpnia. Ten „festiwal w festiwalu” zaprezentował ogromną różnorodność stylów i form jazzu w wydaniu żydowskim wykonywanych przez artystów z całego świata. Trudy i problemy, których doświadczali twórcy jazzu – Afroamerykanie – pod wieloma względami podobne są do tych, które przeżywała ludność żydowska – dlatego właśnie Żydzi są drugą największą grupą etniczną i kulturową, która poświęciła się sztuce jazzu. Wśród jazzmanów pochodzących z wielu krajów, licznie wystąpili znakomici polscy artyści jak np. Kuba Stankiewicz, który należy do ścisłej czołówki polskich pianistów jazzowych. Wraz z Wojciechem Pulcynem (kontrabas) i Stanisławem Frankiewiczem (perkusja) wystąpił w koncercie „Stankiewicz Plays Victor Young”, podczas którego zostały zaprezentowa-
Miasto moje, a w nim
sprzed ciemności”
ne utwory amerykańskiego kompozytora o polsko-żydowskich korzeniach – Victora Younga (jego debiut na skrzypcach miał miejsce w Filharmonii Warszawskiej). To żywa legenda muzyki filmowej, a do jego partytur należą m.in. Jeździec znikąd, Johnny Guitar, Komu bije dzwon, W 80 dni dookoła świata czy Podróże Guliwera. Koncert miał niezwykły klimat i wydźwięk – również dzięki miejscu, w którym się odbywał, czyli w Synagodze im. Nożyków przy ulicy Twardej. Innym, niezwykłym w moim odczuciu wydarzeniem, był koncert Leny Piękniewskiej, absolwentki poznańskiej ASP, która śpiewała m.in. w Piwnicy pod Baranami czy z zespołem Raz Dwa Trzy. W 2010 roku wraz zespołem Soundcheck stworzyła autorski projekt pt. „Kołysanki na wieczny sen”, który zrealizowała w wielu polskich miastach. W 2012 roku został wydany na płycie, zaś w tym roku – zaprezentowany podczas Festiwalu Warszawa Singera. Artystka nazwała go „modlitwą za zmarłych, kołysaniem dusz” – w programie zawarty jest rytuał pożegnania, mający na celu uczczenie poprzez muzykę wielu pokoleń polskich Żydów. Tak jak większość publiczności, byłam pod ogromnym wrażeniem występu Leny Piękniewskiej i jej silnego głosu. W występie czuło się przede wszystkim szczerość, głębokie przeżywanie każdego utworu i pewnego rodzaju tęsknotę. To bardzo uczuciowy, emocjonalny, a także osobisty projekt – składa się z opowieści ludzi odwiedzających getto, które docierały do artystki lub z jej własnych, rodzinnych historii. „To są teksty prostego serca. Postanowiłam, że nie będę ich cenzurować, tylko zaczęłam je śpiewać” – mówi Piękniewska w jednym z wywia-
25
dów. Leszek Kwiatkowski i Paulina Celnik zajęli się tłumaczeniem tekstów Amosa Oza na język modlitwy – hebrajski. Ponadto w trakcie koncertu w tle puszczane były archiwalne fotografie sprzed wojny przedstawiające szczęśliwych, radosnych ludzi, którzy przed Holocaustem wiedli normalne, wypełnione uśmiechem życie. W jednej z piosenek zadedykowanej swojej jerozolimskiej babci artystka śpiewa: „Nocą przychodzi do mnie Fira, kładę głowę na jej kolanach i mówię: «Głaszcz pamięć moich przodków. Pokaż mi święte miejsca, sklepy, piekarnie, sklepy z tkaninami... czas sprzed ciemności». A potem patrzę jej w oczy i mówię: «Wspominam Was. ךתוא רכוז ינאWspominam Was, Wspominam Was»”. To właśnie owa „pamięć naszych przodków” jest fundamentem Festiwalu Warszawa Singera – jego głównym celem jest przywrócenie pamięci o przedwojennej żydowskiej Warszawie – „Warsze”, gdzie rozpoczęła się międzynarodowa kariera Singera, który do końca życia związany był z tym miastem, obecnym w licznych jego opowiadaniach i powieściach. Na kilka dni odtwarzany jest niezwykły przedwojenny klimat ulicy Próżnej i placu Grzybowskiego, niegdyś zamieszkałych licznie przez ludność żydowską. Choć na te kilka dni powracają „święte miejsca, sklepy, piekarnie, sklepy z tkaninami; czas sprzed ciemności” – sytuowane są żydowskie kawiarenki, restauracje, małe sklepiki, winiarnia, piekarnia czy warsztaty rzemieślnicze – powraca zaginiony świat polskich Żydów. Co roku uczestnicy Festiwalu mają szansę spotkać się z bogactwem tradycyjnej kultury żydowskiej, a także skonfrontować ją ze sztuką współczesną i nowymi formami ekspresji artystycznej, co tworzy wyjątkową okazję do poszukiwań nowych ścieżek zrozumienia przeszłości. Bo jak śpiewa Lena Piękniewska w kołysance pt. Ruach (co oznacza „wiatr”, ale również „jedną z części duszy”): „Wiatr wieje w nas. I czuję jak drzewo wyrasta mi w środku. Poza ciemnością jest światło – gdzieś za ciemnością zagłady jest światło życia”.
26 Miasto moje, a w nim
Kina studyjne
WARSZ AWSKI E KINA STUDYJNE Julia Benedyktowicz
Julianna Rutkowska
Często niewidoczne, ukryte, tajemnicze, mało popularne. Mijamy je codziennie, idąc do szkoły, na kolejne i kolejne zajęcia. Kina studyjne! Miejsca z przedwojenną tradycją, nierzadko walczące z dużymi komercyjnymi „sieciówkami”, po upływie tylu lat wciąż jednak stoją na swoich miejscach (niestety już nie wszystkie), oferując dużo bogatszy i atrakcyjniejszy repertuar niż większość multipleksów. Bez tłoku, niepotrzebnego rezerwowania miejsc, za małe pieniądze… W naszym artykule prezentujemy wybrane kina studyjne, do odwiedzenia których serdecznie zapraszamy.
2
KINO LUNA (ul. Marszałkowska 28)
(weekendowe spotkania dla małych dzieci, kieKino Luna Centrum Artystyczne to znajdujące dy po seansach prowadzone są tematyczne zasię blisko centrum, nieopodal modnego Placu jęcia plastyczne, muzyczne i ruchowe), „Cykl Zbawiciela kino studyjne działające od 22 lip- Oczami Kobiet”, „Wyznania Lunatyka” (cykl ca 1962 roku. Od tego czasu w dwóch przytul- spotkań z reżyserami i twórcami filmowymi nych salach odbywały się liczne premiery, prowadzony przez Andrzeja Kaweckiego – hiprzeglądy, festiwale, pokazy spektakli Teatru storyka i wielbiciela kina). Ponadto od niedawTelewizji, wernisaże, spotkania z artystami na została wprowadzona nowa inicjatywa – w holu umieszczony jest kosz z różnymi stai twórcami, koncerty, projekty edukacyjne dla rymi plakatami filmowymi, które każdy widz dzieci i dorosłych. To nie jest zwyczajne kino może sobie wziąć za darmo. zajmujące się tylko działalnością repertuarową – to miejsce kulturotwórcze, które promuje (ul. Jagiellońska 26) kino niezależne oraz szeroko rozumianą kulKino Praha było pierwszym kinem wybudoturę niekomercyjną. Do jednych z najbardziej lubianych i popu- wanym w Warszawie po II wojnie światowej larnych stałych projektów Kina Luna należą – w 1949 roku wg projektu Józefa Jerzego ŁoTanie Poniedziałki – w każdy pierwszy dzień wińskiego. Jednak ponad pięćdziesiąt lat późtygodnia prezentowane są najlepsze filmy eu- niej, w 2005 roku jego działalność została ropejskie i światowe ostatnich lat, a bilety tego oceniona jako niedochodowa i socrealistyczny dnia kosztują jedynie 8 zł. Do innych ciekawych gmach został zburzony. Na jego miejscu poprogramów należą m.in. „Misiowe Poranki” wstał sześciokondygnacyjny budynek, w którym otwarto centrum artystyczne – Nowe Kino Praha, które było jednocześnie pierwszym kinem cyfrowym otwartym w Polsce. Wnętrze budynku jest pięknie urządzone, ozdobione czarno-białymi zdjęciami znanych aktorów oraz trzema oryginalnymi płaskorzeźbami pochodzącymi ze starego budynku. Kino składa się z nowoczesnego multipleksu trzech sal na 555 widzów. W repertuarze możemy trafić zarówno na głośne premiery, pokazy przedpremierowe, cykliczne projekcje klasyki kina światowego, filmy artystyczne i te nagradzane na prestiżowych festiwalach w Cannes, Berlinie czy Wenecji.
KINO PRAHA
Miasto moje, a w nim
Kina studyjne
KINO ILUZJON (ul. Narbutta 50a)
27
pacji teren ten wchodził w obręb getta). Od 1994 prowadzone jest przez dystrybutora kina artystycznego – firmę Gutek Film, i to właśnie wprowadzane przez niego filmy są podstawą repertuaru. Muranów organizuje liczne festiwale, retrospektywy oraz przeglądy np. filmów francuskich czy latynoamerykańskich. Ponadto kino należy do ekskluzywnej sieci kin Europa Cinemas, a dziesięć lat temu otrzymało nagrodę dla najlepszego kina zrzeszonego w tej organizacji. Kino posiada dwie klimatyzowane sale o wdzięcznych nazwach – „Zbyszek” i „Gerard”, nazwane na cześć Zbigniewa Cybulskiego (jeden z najwybitniejszych polskich aktorów powojennych, teatralnych i filmowych) oraz Gerarda Philippe’a (francuski aktor teatralny i filmowy), a także klimatyczną kawiarnię Cafe Kino, w której można spędzić czas przed lub po seansie.
Znajdujące się pod opieką Filmoteki Narodowej (która dysponuje jedną z największych w Europie kolekcją archiwaliów, filmów przedwojennych, powojennych, a także współczesnych) Kino Iluzjon jest nie tylko kinem studyjnym, ale również – archiwalnym, a więc jego działalność wiąże się z ochroną i przywracaniem dziedzictwa filmowego kulturze polskiej. Spotkamy się tu z bardzo ambitnym repertuarem, w którym łączona jest klasyka z nowościami czy dokumentami. Do jednych z najciekawszych propozycji kina należą re-premiery zdigitalizowanych filmów z muzyką na żywo (np. Pan Tadeusz czy Zew morza). Do innych interesujących inicjatyw należą liczne festiwale odbywające się w kinie, pokazy specjalne, warsztaty, spotkania z filmowcami, a także wystawy multimedialne. Iluzjon jest zmodernizowanym, dwusalowym obiektem z nowo(ul. Krakowskie Przedmieście 21-23) czesnym sprzętem, które już dawno ze zwyKino Kultura znajduje się w samym sercu Warkłego kina przeistoczyło się w multimedialne szawy, na Krakowskim Przedmieściu. To miejMuzeum Sztuki Filmowej. sce stworzone dla studentów, ludzi sztuki, kultury, a zwłaszcza filmu. Gospodarzem jest Stowarzyszenie Filmowców Polskich, największa organizacja twórców filmowych w Polsce. Kino prezentuje najlepsze filmy polskie, europejskie oraz amerykańskie i azjatyckie. Dużym zainteresowaniem cieszą się tytuły nietypowe, których nigdzie indziej nie można zobaczyć. Kultura to jedno z nielicznych kin w Polsce, w którym regularnie prezentowane są filmy krótkometrażowe i dokumentalne. Kultura jest miejscem wielu festiwali m.in. Warszawskiego Festiwalu Filmowego, Sputnika nad Warszawą, Lata Filmów, Food Film
KINO KULTURA
Za dwa lata kino będzie obchodziło okrągłą, 60. rocznicę istnienia, jednak na przestrzeni lat zmieniało swoją siedzibę niejednokrotnie. Od 2009 roku znajduje się w siedzibie dawnego kina STOLICA w cichej okolicy skwerów na Warszawskim Mokotowie.
KINO MURANÓW (ul. Gen. Andersa 5)
Kino Muranów to najbliższe naszej szkole kino studyjne znajdujące się tuż przy wyjściu ze stacji Metro Ratusz Arsenał, które zostało wybudowane tuż po II wojnie światowej (w czasie oku-
28 Miasto moje, a w nim
Festiwal, Festiwal Filmoteki Europejskiej oraz licznych premier polskich filmów. Kino przeszło gruntowny remont, zakończony latem 2009 roku. Obecnie Kultura to eleganckie kino z kawiarnią i restauracją, łączące w sobie tradycję z nowoczesnością. Piękna sala na 235 miejsc, zaprojektowana przez zdobywcę Oscara Allana Starskiego to jedna z nielicznych w Polsce klasycznych sal kinowych o tradycyjnym wystroju. Wielu wielbicieli ma kameralna sala Rejs (dawniej kino Rejs – 60 miejsc).
KINO ATLANTIC (ul. Chmielna 33)
Podczas gdy Polska pogrążona była w kryzysie w 1930 roku, na niewielkiej ulicy Warszawy otwarto kino Atlantic. Wówczas Warszawa miała już kilka kin, lecz to prześcigało je komfortowym, jak na tamte czasy, wyposażeniem oraz wystrojem architektonicznym. Rewolucja kinowa pozwoliła, by w kinie Atlantic wyświetlano filmy z dźwiękiem. Tak rozpoczęła się niezwykła historia kina, które prze-
Kina studyjne
trwało pożary Powstania Warszawskiego i służy nam do dziś. Obecnie Atlantic posiada cztery klimatyzowane, nowoczesne sale. W budynku znajduje się przestronne foyer i dwa bary z szybką obsługą. Kino jest częściowo przystosowane do przyjmowania widzów niepełnosprawnych. Kino przy Chmielnej 33, jest jednym z najchętniej odwiedzanych w Warszawie. Widzowie cenią sobie wyselekcjonowany repertuar, kameralną atmosferę i doskonałą lokalizację w samym sercu stolicy.
Paweł Zagumny
Profesor Guma
Sport na V
29
Mateusz Ducki Od początku września, przez niemal cały miesiąc, cała Polska żyła największym tegorocznym wydarzeniem sportowym w naszym kraju. Były to oczywiście Mistrzostwa Świata w siatkówce. Być może turniej nie był tak nagłośniony, jak chociażby piłkarskie EURO 2012, ale w świecie polskiego sportu wzbudził chyba nawet większe emocje. Różnica jest znamienna: teraz Polacy zostali mistrzami świata. Dlatego chcemy w Sporcie na V pokazać, że nasza szkoła też jest w jakiś sposób, choć odległy, z tym turniejem związana.
rys. Ola Aniszewicz
Dlaczego Paweł Zagumny? Nie wszyscy uczniowie wiedzą, że wśród korzystających z naszej sali gimnastycznej jest jeden z czołowych warszawskich klubów siatkarskich – MKS MDK Warszawa (MDK – Miejski Dom Kultury). Stąd wywodzi się wielu czołowych polskich siatkarzy, ale MKS MDK może się poszczycić faktem, że swoją sportową karierę zaczynał u nich sam Paweł Zagumny, wieloletni rozgrywający reprezentacji Polski. „Zagumny jest zdecydowanie jednym z najlepszych rozgrywających świata. Gdy słyszę o Pawle, przypominają mi się turnieje, w których razem występowaliśmy. Zawsze górą był Zagumny. Z tego wynika, że jest najlepszy na świecie” – powiedział kiedyś o nim dawny rozgrywający reprezentacji Brazylii – Ricardo García. Być może Brazylijczyk upiększył nieco rzeczywistość specjalnie dla polskich mediów, ale i tak nikt nie może odmówić popularnemu „Gumie” ogromnego talentu. Nieco biografii i danych statystycznych. Paweł Lech Zagumny urodził się 18.10.1977 roku w Jaśle na Podkarpaciu. Jego rodzina była i wciąż jest ściśle zwią-
zana z siatkówką. Rodzice reprezentowali warszawską Legię, a ojciec, Lech, odnosił z tym klubem znaczące sukcesy. Z kolei żona Pawła, Oliwia Brochocka-Zagumny trenowała siatkówkę jeszcze w czasach liceum. Niewykluczone, że ich dzieci: Wiktoria (10 l.) i Mikołaj (4 l.), również pójdą w ślady rodziców. Dzięki siatkarskim tradycjom rodzinnym, ściśle związanym z Warszawą, Paweł trafił do LXXII LO im. gen. Władysława Andersa w Śródmieściu i wtedy też wstąpił do klubu MKS MDK. Już wówczas odnosił sukcesy: pod opieką trenera Krzysztofa Zimnickiego wywalczył w 1995 roku mistrzostwo Polski juniorów młodszych i okrzyknięto go najlepszym rozgrywającym tych rozgrywek. Rok później zdobył 2. miejsce rozgrywek juniorskich, stając się największą indywidualnością turnieju. Jako senior grał w AZS-ie Politechnika Warszawa, a stamtąd powędrował do Czarnych Radom, z którymi związał się na dwa lata. Mimo problemów z przeprowadzeniem transferu dostał się do pierwszej szóstki i nie odstąpił nikomu swojej pozycji rozgrywającego. W 2000 roku wyjechał za granicę i został zawodnikiem włoskiego Edilbasso Padwa. Liga włoska była wciąż jedną z najsilniejszych lig na świecie i reprezentowanie jednego z tamtejszych klubów było dla 23-letniego Zagumnego ogromną szansą, zwłaszcza że natychmiast zajął miejsce w podstawowym składzie. Wydawało się, że świat stoi przed nim otworem. On jednak postanowił
30 Sport na V
Paweł Zagumny
wrócić do ojczyzny i od 2003 roku grał już w barwach AZS-u Olsztyn. Była to wtedy piąta drużyna polskiej ligi. Tam „Guma” zagrzał już miejsce dłużej, stajac się trzonem tej drużyny, którą opuścił dopiero w 2009 roku, by przez rok grać w greckim Panathinaikosie Ateny. Potem dołączył do Zaksy Kędzierzyn Koźle, gdzie gra do tej pory. W 2013 roku drużyna zajęła 4. miejsce Ligi Mistrzów. Zagumny karierę reprezentacyjną zaczął bardzo wcześnie, bo już w wieku 16 lat. W 1996 roku wyjechał na Igrzyska Olimpijskie do Atlanty. Od 1998 roku zaczął już regularnie grywać w odbywającej się corocznie Lidze Światowej, pojawił się także na Mistrzostwach Świata w 1998 roku. W 2004 roku przyczynił się do awansu reprezentacji na Igrzyska Olimpijskie do Aten, gdzie również grał. Jednak dopiero w 2006 roku mógł zapisać na swoje konto sukces reprezentacyjny. Wtedy zdobyliśmy srebrny medal Mistrzostw Świata (drugi medal w historii tych imprez po złocie z 1974 roku), a „Guma” został wówcza najlepszym rozgrywającym. Później pojawił się na IO w 2008 roku, gdzie został najlepszym rozgrywającym, w 2009 zdobył mistrzostwo Europy i kolejną statuetkę najlepszego rozgrywającego, dwa lata później srebro w Pucharze Świata, aż w roku 2012 otrzymał złoty medal Ligi Światowej i zagrał na swoich czwartych Igrzyskach Olimpijskich. „Życiowy sukces to udane małżeństwo, supercórka. A zawodowo: medal mistrzostw świata. Robię to, co lubię, i jeszcze mi za to płacą” – powiedział kiedyś. Trzeba przyznać, że w swojej długiej karierze zrobił naprawdę dużo, brakuje mu jedynie medalu olimpijskiego i klubowego mistrzostwa kraju. Data urodzenia
18.10.1977 r.
Pozycja
Rozgrywający
Wzrost
Masa ciała
Zasięg w ataku
Zasięg w bloku
Aktualny klub
200 cm 88 kg
330 cm 320 cm
Zaksa Kędzierzyn Koźle
Kim jest rozgrywający? Mówiąc w skrócie: rozgrywający to reżyser całej gry, trzon drużyny i główny decydent. Jego zadaniem jest nie tylko wystawianie piłek, coś co w żargonie siatkarskim nazywa się „sypą”, lecz także kierowanie grą i ułatwianie życia atakującym swojej drużyny. Rozgrywający musi zawsze być czujny, widzieć akcję, pamiętać kto jest na którym ataku i kierować grę tam, gdzie prawdopodobieństwo skończenia jest największe. Jego zadaniem jest zmylić środkowego przeciwnika tak, by atakujący miał pojedynczy blok. Jest to z pewnością najtrudniejsza i najbardziej męcząca pozycja siatkarska. Nie chodzi tylko o to, że grający na tej pozycji najwięcej biega. Rozegranie obciąża także psychikę. To od decyzji tego jednego człowieka i od dokładności jego zagrań zależy gra całej drużyny. A nieraz bywa też tak, że odczuwa on ogromną niemoc – robi bowiem wszystko co tylko się da, ale jeśli koledzy nie są w stanie skończyć ataku, nie może nic poradzić. Pamiętam słowa mojego trenera, który powiedział nam kiedyś, że jeśli jest dobrze, to wszyscy chwalą atakujących, bo to oni kończą akcję, a rozgrywający pozostaje niezauważony. Z kolei gdy jest źle, to winę zwala się na rozgrywającego, bo „źle sypnął”, podczas gdy wina na ogół leży po stronie atakującego.
Zagumny to jednak legenda
„Taki zawodnik w drużynie to prawdziwy skarb. Na boisku Zagumny cały czas analizuje sytuację i dostosowuje ją do wydarzeń. Jest jak szczwany lis, którego trudno przechytrzyć. Wolałem go mieć w swoim zespole niż po przeciwnej stronie siatki” powiedział kiedyś trener Ireneusz Mazur. Z drugiej strony jest też swego rodzaju ostrym nożem, który zranił już niejednego trenera, w tym i wspomnianego Mazura. Wspomina on, jak podczas meczu o mistrzostwo Polski, gdy był trenerem PGE Skry Bełchatów, a Zagumny grał w barwach AZS-u Olsztyn, ścięli się bardzo ze sobą o pewną akcję. „Mieliśmy potem ciche dni. […] A Paweł dolał jeszcze oliwy do ognia wysyłając mi SMS o treści: „taki mistrz to nie mistrz” […] Zrobiło mi się przykro, bo zawsze go sza-
Sport na V
Paweł Zagumny nowałem i lubiłem”. Problemy mieli z nim jednak nie tylko trenerzy, lecz także dziennikarze i zawodnicy. Znana jest sytuacja, gdy jeden z nich zarzucił mu zbyt łatwą do przyjęcia zagrywkę. Zagumny odpowiedział mu ze złością: „Przyjdź i spróbuj odebrać”. O problemach w drużynie mówił Sebastian Świderski: „Niełatwo mają także koledzy mieszkający z nim w jednym pokoju. – Paweł ma swoje nawyki i rytuały, do których podchodzi z pietyzmem. Ma bardzo czujny sen i nie lubi, gdy ktoś go obudzi”. „Do snu i regeneracji przykłada wielką wagę. I bardzo dobrze, bo mózg zespołu musi być wypoczęty. Gdy pułkownikowa jest zdrowa, to cały pułk czuje się dobrze” – uzupełnia trener Mazur. Mnóstwo w tym prawdy. I choć można spotkać głosy narzekania na to czy na tamto (u Pawła), to jednak każdy mówi o nim z ogromnym szacunkiem.
37-latek na mistrzostwach świata...?
To proste. Trener reprezentacji Polski Stephane Antiga wiele rozmawiał z nim na ten temat i postanowili, że „Guma” dostanie odpoczynek na wiosnę i nie będzie grał w Lidze Światowej, ale za to wyszlifuje formę na Mistrzostwa Świata. I tak też się stało. Stał się pierwszym rozgrywającym reprezentacji na tym turnieju i rzadko kiedy był zmieniany przez Fabiana Drzyzgę. Nikt nie patrzy na to, że w październiku Paweł obchodził 37. urodziny, to bez znaczenia. On udowadnia swoje słowa, że rozgrywający jest jak markowe wino, im starszy, tym lepszy. „Zdobycie medalu na polskiej ziemi byłoby wymarzonym zwieńczeniem kariery” powiedział, gdy było jasne, że jest jednym z zawodników kadry na mistrzostwa świata. Nieco później ogłosił, że po tej imprezie kończy reprezentacyjną karierę. Niewątpliwie odchodzi jedna z największych gwiazd polskiej siatkówki wszechczasów, człowiek o niezwykle bogatej karierze, który ma na swoim koncie 427 rozegranych meczy z orzełkiem na piersi, zawodnik na stałe wpisany do kanonu legend światowej piłki siatkowej. Ale, co najważniejsze, odchodzi ze spełnionym marzeniem: ze złotym medalem mistrzostw świata wywalczonym w ojczyźnie!
31
Spływ kajakowy 2014 Gabriel Rocki
W dniach 1–7.07.2014 odbył się kolejny spływ kajakowy „Nie tylko dla chemików VLO”. Wzięło w nim udział ponad dwadzieścia osób – uczniów, absolwentów i nauczycieli naszego liceum. Uczestnicy mogli podziwiać Pojezierze Drawskie, płynąc rzeką Piławą oraz jej dopływami – Rurzycą i Dobrzycą.
Wyjazd służył wypoczynkowi, co owocowało niskim tempem przemieszczania się – a co za tym idzie – dużą ilością wolnego czasu w obozie. Spędzano go w bardzo różny sposób – każdy mógł znaleźć dogodną dla siebie aktywność. Piszący tę krótką notkę decydował się na kąpiel w rzece lub jeziorze, grę w karty lub gry planszowe, a także przesiadywanie przy ognisku, nie bardzo zwracając uwagę na to, co czynią inni – to znaczy ci nie znajdujący się w jego bezpośrednim otoczeniu. Przez ostatnie trzy dni obóz rozlokowany był w niewielkiej odległości od przydrożnego baru, w związkuz czym istniała możliwość oglądania międzypaństwowych meczów piłkarskich rozgrywanych w Brazylii. Położenie noclegu nie ulegało zmianie z powodu spływu rzekami Rurzycą i Dobrzycą – obydwie kończą swój bieg nieopodal miejscowości Krępsko. Nie dość, że prędkość spływania – delikatnie rzecz ujmując – nie była zawrotna, to przepłynięte odcinki okazały się bardzo łatwe. Autor notki ośmieli się więc polecić ten sposób spędzania wakacji osobom pragnącym wypocząć – jeśli można użyć tu (chyba) siermiężnie skonstruowanego neologizmu – półaktywnie, z życzliwymi kolegami i koleżankami oraz sympatyczną kadrą. Jadąc na spływ nie należy spodziewać się niezapomnianych wrażeń związanych z pokonywaniem rzeki, przynajmniej posiadając takie samo lub większe doświadczenie (pięćset przepłyniętych kajakiem kilometrów, w tym sporo trudniejszych odcinków), jak autor. W celu uzyskania dodatkowych informacji należy kontaktować się z profesorem Krzysztofem Kuśmierczykiem, profesor Anną Mazurkiewicz lub innymi dobrze poinformowanymi osobami.
32 Sport na V Młodzi o sporcie
Areopag Sportowy fot. Maciej Grzelczyk
czyli Areopag Sportowy 2014
Gabriela Łaskowska Areopag Sportowy 2014, organizowany po raz pierwszy dnia 29 października 2014 roku, objęty został Patronatem Prezydenta RP. Wydarzenie skupiało osoby chcące podzielić się własną wiedzą oraz opinią na temat sportu i jego pochodnych w jednym miejscu – w gmachu LXIV LO im. Stanisława Witkiewicza. Wybiła godzina 11:00. Zgromadzeni zaczęli powoli zajmować miejsca przeznaczone dla widowni. Te usytuowane na końcu auli przeznaczone były dla akredytowanych dziennikarzy – na wydarzenie przybyli liczni przedstawiciele gazet i magazynów. Światła przygasły, a na scenie pojawił się prowadzący – Bartosz Cheda. Przedstawił gości głównych debaty, którymi byli Paweł Skorb oraz Mikołaj Smoląg – redaktorzy portalu SKOKInews.com, a także Dominik Owczarek i Artur Stachyra – reprezentanci Warszawskiej Gazety Licealnej „W ogóle”. Po przywitaniu najważniejszych gości zgromadzonych w sali oraz podziękowaniu za liczne przybycie, na podwyższenie wywołana została osoba, dzięki której Areopag Sportowy powstał. Spośród tłumu wyłonił się gospodarz Areopagu i jednocześnie jego pomysłodawca, Hubert Taładaj. Błyski fleszy dochodziły z każdej strony, a brawa publiczności zdawały się nie mieć końca. Tak entuzjastycznie powitany organizator wydarzenia wygłosił krótkie przemówienie, które stanowiło wstęp do dalszej części i oficjalnie rozpoczęło Areopag Sportowy 2014.
jak i kwestiach ekonomicznych, gospodarczych czy politycznych mających ze sportem wspólne płaszczyzny warte przedyskutowania. Obszerna tematyka oraz różnorodność podejmowanych problemów sprawiają, że zwiększa się liczba potencjalnych uczestników, bowiem w wydarzeniu udział mogą wziąć nie tylko wierni fani sportu, lecz także specjaliści we wcześniej wymienionych dziedzinach. To właśnie czyni Areopag Sportowy czymś wyjątkowym. Tego typu impreza może zgromadzić w jednym miejscu wiele osób z pozornie różnymi zainteresowaniami i sprawia, że wszyscy łączą się we wspólnej dyskusji, dzieląc się swoimi uwagami, refleksjami i spostrzeżeniami. W tym roku tematem przewodnim spotkania była teza podważająca sens organizowania igrzysk olimpijskich we współczesnym świecie. Temat główny analizowany był wielopłaszczyznowo, zahaczał o różnorakie dziedziny oraz rozszerzał pole do dyskusji o kwestie poboczne, takie jak ta podjęta w Rozgrzewce.
Rozgrzewka, czyli nie wstydźmy się mówić!
Pierwsza, czterdziestominutowa część debaty – Rozgrzewka – dotyczyła tematu pobocznego panelu – niepowodzenia organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich 2022 w Krakowie. Paneliści dyskutowali o upadku samej idei igrzysk w Polsce, omówili spot reklamowy oraz jego walory artystyczne, skupili się także na kluczowym pytaniu: czy Polacy potrzebują igrzysk olimpijskich? Podjęty został również temat referendum, Co to takiego? które zostało przeprowadzone w Krakowie i ostaAreopag Sportowy to szczególny panel dyskusyj- tecznie wykluczyło możliwość organizacji zany skupiający się na zagadnieniach sportowych, wodów. Rozmówcy zastanawiali się, czy dla
Sport na V
Areopag Sportowy
33
mieszkańców Krakowa ważniejsze jest organi- nia podgrzewające atmosferę, można by rzec zowanie tego wydarzenia sportowego, czy też – niewygodne – dla części dyskutujących, m.in.: może prym rzeczywiście powinny wieść pro- czy mianowanie siatkówki bądź piłki nożnej jekty bardziej przyziemne, takie jak większa sportem narodowym korzystnie wpłynie na prosiatka monitoringu w mieście, budowa metra mocję kraju?, czy państwa autorytarne chcą orczy wytyczenie nowych ścieżek rowerowych. ganizować igrzyska, aby pokazać swoją siłę poA także kolejne zagadnienie, które powinno lityczną?, czy można podejmować jakiekolwiek było zostać poddane opinii publicznej o wiele inwestycje na przyszłość na podstawie obserwcześniej, jeszcze przed przystąpieniem do wy- wacji krótkoterminowych, takich jak chwilowy ścigu o igrzyska – czy referendum miało jakikol- wzrost popularności jednej z dziedzin? wiek sens już po złożeniu wniosku oraz stworzeniu związanych z nim kilkudziesięciu projektów budżetowo-organizacyjnych? Ekonomista, Marcin Wroński, uzupełnił tę część swoim wykładem, podczas którego położył nacisk na problem dotyczący faktycznych wydatków związanych z organizacją igrzysk olimpijskich i innych wydarzeń sportowych, które to zawsze są dużo wyższe od wcześniej zakładanych. Jako potwierdzenie swoich spostrzeżeń przedstawił zaskakujące dane statystyczne, ukazujące m.in. sytuację w latach 1960–2013, kiedy to koszty przeznaczone na wyżej wymienione cele były średnio o 179% wyższe od wyliczanych na potrzeby ustalenia budżetu.
Im dalej w las…
Kolejną częścią spotkania była Batalia. Wywołana wcześniej na piedestał kwestia budżetu państwa wywołała burzliwą dyskusję, która niczym wir wchłaniała wszelkie aspekty związane z pieniędzmi przeznaczanymi w jakikolwiek sposób na sport w państwie demokratycznym. A dokładniej – padły zarzuty, jakoby państwa zachodnie (w tym Polska) nieodpowiednio dysponowały środkami przeznaczonymi na sport. Jedni twierdzili, że właściwym posunięciem byłoby wspieranie jedynie tych sekcji, w których reprezentanci danego kraju odnoszą sukcesy. Wykluczałoby to inwestowanie w sporty niszowe, czy w te, które na co dzień wielu z nas uprawia amatorsko. Oponenci natomiast ostawali za zapewnieniem wsparcia we wszystkich dyscyplinach, aby każdy, już od małego, mógł się rozwijać w tę stronę, która mu najbardziej odpowiada. Urozmaiceniem tej dwugodzinnej wymiany argumentów było włączenie do debaty większej liczby dyskutantów, którzy zdecydowanie ożywili dyskusję, nadając nowy wymiar niektórym propozycjom. Padały również pyta-
(od lewej) Dominik Owczarek, Hubert Taładaj, Artur Stachyra (fot. Maciej Grzelczyk)
ZIO 2054?
Ostatnia i najkrótsza zarazem część Areopagu była podsumowaniem całego wydarzenia. Podczas Dogrywki dyskutanci wymienili się przemyśleniami dotyczącymi przyszłości samej idei IO, nie tak pewnej i oczywistej jak dotychczas. Dodatkową atrakcją było wspólne czytanie fragmentów książki Thomasa Kistnera FIFA. Mafia oraz ich szczegółowa analiza. Około godziny 16 odbyło się uroczyste zakończenie wydarzenia, podczas którego rozdane zostały nagrody za konkurs wiedzy o ZIO 2022 oraz wyróżnienie dla Laureata Złotego Asa (najbardziej aktywnego, rzetelnego dyskutanta). Obie nagrody zgarnął Joachim Martecki, uczeń XXI Liceum Ogólnokształcącego im. Hugona Kołłątaja.
Kolorowa przyszłość. Co nas czeka za rok?
Uczestnicy Areopagu bardzo pozytywnie oceniali całą imprezę, eksponując przy tym fakt, że była to pierwsza taka debata w historii! Nie wątpimy też, że kolejne (w założeniu coroczne) edycje będą coraz lepsze – zarówno pod względem organizacyjnym, jak i merytorycznym. Je-
34 Sport na V
Areopag Sportowy
den z głównych gości imprezy, Dominik Owcza- nych, czy rzeczywiście wspomagających od rek, po oficjalnym zakończeniu przyznał, że neutralnych. Przy okazji przywołany zostanie jest nad czym pracować – między innymi nad temat poboczny, czyli, jak skutecznie walczyć z dopingowym procederem. Już dziś można promocją wydarzenia. Głównym tematem przyszłorocznego Are- przewidzieć, że dyskusja na pewno przyniesie opagu Sportowego będą „Dwie twarze dopingu wiele ciekawych stanowisk i propozycji. Zmieni w XXI wieku”. Co to oznacza? Chodzi o kibiców się także nieco formuła imprezy: w celu przyi huliganów? Niekoniecznie – większy nacisk bliżenia zagadnienia przewodniego organizapołożony zostanie na nieuczciwość w rywali- torzy przyszłorocznego Areopagu skupią się na zacji sportowej. Skąd temat? Nie raz bowiem szczegółowym omówieniu tematu tuż przed w wiadomościach zdarza się nam usłyszeć (lub samym panelem. Jak widać, druga edycja zaprzeczytać), że ten czy inny sportowiec został powiada się co najmniej równie interesująco zdyskwalifikowany za używanie tzw. środków co premierowa. Serdecznie zapraszamy i liczydopingujących. Mówiąc bardzo potocznie – za my na chęć udziału w dyskusji z Waszej strony. wspomaganie organizmu niedozwolonymi środkami chemicznymi. Preceder ten ma zostać ze- PS. Jako redakcja zdecydowanie polecamy kostawiony z dopingiem dochodzącym z trybun. rzystanie z pomocy trybun. Każda edycja naByć może doczekamy się na kolejnym AS dys- szych szkolnych zawodów udowadnia, że się da, kusji poruszających takie problemy jak odróż- a takich kibiców jak tutaj próżno szukać gdzienianie środków dozwolonych od niedozwolo- kolwiek indziej.
BIEGAĆ KAŻDY MOŻE!
Michał Rawa
30 września zakończył się Narodowy Spis analizowane przez ekspertów, ci zaś sporzaBiegaczy 2014, którego organizatorem była dzą raport z Narodowego Spiku Biegaczy i opuAgora S.A. Inicjatywa miała promować bie- blikują go jeszcze w listopadzie. ganie i w ogóle aktywność ruchową. Aby wpiChcąc zachęcić poniatowszczaków do biesać się na listę należało odwiedzić stronę gania, stworzyłem poradnik przygotowany www.spisbiegaczy.pl i wypełnić anonimową we współpracy z Maćkiem Kiliszkiem z klaankietę. Do końca września zrobiło to 60 853 sy 2B. Dziękujemy Maćkowi za pomoc i życzymy osób. Uzyskane w ten sposób dane są obecnie mu sukcesów w jego pasji, jaką jest bieganie! DYSTANS 1200 METRÓW STRÓJ Strój do biegania powinien być przede wszystkim wygodny, sportowy. Mówimy tutaj o naszym szkolnym dystansie. Najlepiej robić interwaNajważniejsze są buty. Muszą być one dobrze dopasowane do stopy. ły po 300 metrów (300 metrów sprint, 300 trucht i tak na przemian). Należy także patrzeć przed siebie, ok. 100 metrów do przodu, nie ROZGRZEWKA garbić się, wtedy łatwiej się oddycha. Jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, to oczywiście rozgrzewka i rozciąganie, ale po treningu nie można przestać pracować mięśniami, trzeba BIEGANIE NA CO DZIEŃ Przede wszystkim biegajmy, jeśli mamy na to ochotę i jeśli sprawia nam pochodzić, nie wolno od razu się kłaść lub siadać. to frajdę. Wybierajmy dystanse jakie lubimy, może to być sprint 300 JEDZENIE metrów albo bieg na 3000 metrów. Nie można biegać codziennie, aby Przed biegiem nie można się najadać. Wskazane zjedzenie małego, nie przemęczać organizmu. Najlepiej robić to co 2–3 dni. kalorycznego posiłku (najlepiej słodkiego), chodzi o energię dla organizmu. Potrzeba także potasu (np. pomidory), aby nie odczuwać potem DODATKI, KTÓRE MOGĄ SIĘ PRZYDAĆ zakwasów. Jak wiemy, nie są one przyjemne. Wybierajmy różne trasy, biega się wtedy ciekawiej. Przyjemnie jest bieDIETA gać z osobą towarzyszącą, jak wszystko w dobrym towarzystwie robi Optymalny schemat diety dla biegaczy to około 5–6 mniejszych posił- się to dłużej i milej. Nie ma złej pogody na bieganie. Ważny jest też cel ków dziennie. Schemat taki zapobiegnie efektowi „pełnego brzucha” dla którego się biega. Daje on motywację. Najważniejsze jest jednak i będzie dostarczać organizmowi składniki odżywcze na bieżąco. to, że biegać może każdy dla kogo to radość i dobrze spędzony czas.
Postać numeru
35
Patti Smith
Urodzona buntowniczka Julia Benedyktowicz
fot. za: www.wikipedia.org
ści. A jednak wciąż żyło we mnie anarchistyczJeden z sierpniowych wieczorów tego roku ne małe ja nienawidzące zasad. (...) Niektórzy – w powietrzu czuć już zapach zbliżającej się jesieni, z nas to urodzeni buntownicy.1 przypominający jednocześnie o nieuchronnym końcu wakacji. W amfiteatrze w warszawskim To, czego nie widzą inni Parku Sowińskiego na Woli trwa koncert. PodeksPatricia Lee „Patti” Smith przyszła na świat cytowana, rozkręcająca się publiczność dość szybko w 1946 roku w Chicago jako najstarsza córka z czwórki dzieci. Już od najmłodszych lat rodziporzuca miejsca siedzące i tłumnie rusza bawić się pod scenę. To jednak nie podoba się ochroniarzom, ce wpajali jej miłość do sztuki – mama, kelnerka, zaraziła uwielbieniem opery (po latach którzy w dość brutalny sposób zaczynają odganiać w jednym z wywiadów Patti powiedziała: „Jak fanów. W pewnym momencie rozpoczętą trzecią byłam nastolatką, chciałam zostać śpiewaczpiosenkę przerywa gwałtowny krzyk wokalistki, ką operową, jak Maria Callas, czy jazzową, jak która nie wytrzymaje takiego traktowania publiki: June Christy albo Chris Connor. Podchodzić do „Shut the f..k up!” („Zamknij się i wypi......j!”). piosenek w mistycznym letargu Billie Holiday Po chwili Patti zwraca się do tłumu: „And you czy bronić uciśnionych jak Lotte Lenya”), a ojciec – składający termostaty robotnik, podsuwał – be good!” („A wy, wy macie być grzeczni!”).
coraz to nowe książki: – już na ósme urodziny Wokalistką jest jedna z najważniejszych kobiet dostała tomik poezji Williama Blake’a Pieśni w historii rocka. Pisarka, poetka, piosenkarka, niewinności i doświadczenia. Szczególnie jedartystka wizualna, zagorzała pacyfistka, na- no wydarzenie z dzieciństwa zmieniło jej zywana „matką chrzestną punk rocka” – 68-let- sposób postrzegania świata – była to rodzinna nia Patti Smith, która 17 sierpnia występowała wizyta w Muzeum Sztuk Pięknych w Filadelfii, po raz trzeci w Polsce. Parę lat wcześniej na- kiedy po raz pierwszy zetknęła się z „prawdzipisała: wą” sztuką. Ogromne wrażenie zrobiły na niej dzieła Picassa, od arlekinów po kubizm. To Pamiętam, że gdy mijałam z matką witryny skle- właśnie wtedy zrozumiała, że „być artystą oznapowe, pytałam dlaczego ktoś nie rozwali ich cza widzieć to, czego nie widzą inni”. Wtedy kopniakiem. Tłumaczyła, że w społeczeństwie też postanowiła, że pewnego dnia i ona zostaobowiązują niepisane zasady postępowania i dzięki temu ludzie mogą razem żyć. Poczułam się ogra- nie artystką. Od tego czasu zaczęła modlić się o powołaniczona na myśl, że rodzimy się w świecie, w którym wszystko zostało wytyczone przez poprzed- nie i tworzyć: – pisać wiersze, malować, rysoników. Starałam się stłumić w sobie niszczycielskie wać. Będąc małą dziewczynką, zajmowała się popędy i poświęciłam się rozwijaniu kreatywno- młodszym rodzeństwem, dla którego organi-
”
36 Postać numeru zowała zabawy w teatr, opowiadała długie historie przed snem – jako nastolatka planowała, że napisze książkę. Marzyła, że pewnego dnia będzie muzą dla innych artystów. W wieku 20 lat została wyrzucona ze studiów, gdzie przygotowywała się do zawodu nauczycielki. Z jakiego powodu? Zaszła w ciążę. Były to czasy, kiedy oznaczało to tylko jedno – małżeństwo, ale Patti wraz z chłopcem (którego ledwie znała) nie chcieli się na to zdecydować i postanowili oddać dziecko do adopcji – wykształconemu małżeństwu pragnącemu potomstwa. Na dziewięć miesięcy wyprowadziła się z domu do rodziny zastępczej – pobyt u rodziców był wykluczony ze względu na plotki sąsiadów i ich krytyczne nastawienie. Dziecko – córka, przyszła na świat w rocznicę zbombardowania Guerniki. W trakcie porodu Smith myślała o obrazie Picassa. Jestem wolna, wolna Wiosną 1967 roku postanowiła zrealizować swoje marzenie i rzeczywiście zostać artystką. Kupiła bilet w jedną stronę do Nowego Jorku i opuściła dom rodzinny. Przez kilkanaście tygodni nie mogła znaleźć pracy, nie miała mieszkania. Było lato, więc sypiała w parkach, w metrze, bramach, nawet na cmentarzu. Dnie spędzała włócząc się po mieście, które od razu pokochała, i w którym – mimo trosk – czuła się dobrze. W tym czasie na St. Mark’s Place zbierała się dość duża społeczność bezdomnych młodych ludzi, w tym imigrantów, którzy żyli podobnie jak Smith – nie czuła z nimi pokrewieństwa, ale czuła się bezpiecznie i swobodnie. Jednak taki styl życia po jakimś czasie stał się bardzo męczący, a powtarzane przez Patti niczym modlitwa słowa „Jestem wolna, wolna” zmieniły się w „Jestem głodna, głodna”. W końcu znalazła pracę w księgarni sieci Brentano jako kasjerka wyrobów i biżuterii etnicznej. W tej księgarni zmieniło się jej życie i rozpoczęła wręcz legendarna historia przyjaźni dwójki artystów, którzy na zawsze zmienili oblicze nowojorskiej sztuki. Ona zostanie poetką, piosenkarką – ikoną undergroundu, gwiazdą rocka, żywą legendą. On będzie sławnym, kontrowersyjnym fotografem, osobowością nowojorskiej bohemy i symbolem homoseksualnego nurtu w sztuce. Ona będzie dla niego muzą, on dla niej inspiracją. Poznała Roberta Mapplethorpa.
Patti Smith Zwykłe dzieciaki Ich spotkanie było niezwykłym zbiegiem okoliczności: mieli po 20 lat, praktycznie żadnych pieniędzy, ogromne marzenia i niewielkie realne perspektywy. Od razu zawiązała się pomiędzy nimi przyjaźń, czuli, że są „spokrewnieni” duchowo, oboje urodzeni w poniedziałek, w odstępie dwóch miesięcy – byli jak bliźniacy. W tym czasie Robert często powtarzał „Nikt nie patrzy tak jak my, Patti”. Zawarli pewne-
Robert Mapplethorpe i Patti Smith
go rodzaju niepisany pakt, że będą się o siebie troszczyć w tych ciężkich latach. Zakochali się w sobie i zamieszkali w niewielkim mieszkaniu na Brooklynie, a później w Hotelu Chelsea. „Zostaliśmy razem, jakby to była najbardziej naturalna rzecz pod słońcem. Rozstawaliśmy się tylko na czas pracy. Niewiele mówiliśmy, po prostu rozumieliśmy się bez słów”. Oboje gnani wspólnymi marzeniami i pragnieniami o byciu artystami, nawzajem się inspirowali, zachęcali do pracy i oddawali tworzeniu. Potrafili zostawać w domu i całymi dniami rysować w szaleńczym natchnieniu, słuchać muzyki, wspólnie czytać poezję... Nie mieli za co żyć i co jeść, kradli materiały ze sklepów plastycznych, ale byli wolni. Połączeni nadzieją, wiarą w sztukę, niewinnością, entuzjazmem i idealizmem charakterystycznym dla młodości wspólnie przemierzali ulice Nowego Jorku w niekończących się spacerach, podczas których obserwowali przechodniów i swoje ukochane miasto. Pewnego razu usłyszeli, jak starsze małżeństwo komentuje ich wygląd: „– Och, zrób im zdjęcie – powiedziała kobieta do zaskoczonego męża – To chyba artyści. – Chodźże – odparł wzruszając ramionami. – To zwykłe dzieciaki”.
Patti Smith
Postać numeru
37
Sztuka to pieśń o Bogu Przełom lat 60. i 70. to jedna z najbarwniejszych epok minionego stulecia. Nowy Jork jest międzynarodową stolicą sztuki, tętni życiem. W Hotelu Chelsea, w modnych dla bohemy restauracjach czy barach i na przyjęciach organizowanych przez ekscentrycznych mecenatów sztuki, Smith i Mapplethorpe mają szansę spotkać wszystkich ważnych artystów tego okresu. W popularnych miejscach gwiazdy rocka mieszają się z poetami, aktorami, modelami, transwestytami, prostytutkami. Przesiadują tam m.in.: Jimi Hendrix, Janis Joplin, Allen Ginsberg, cała świta Andy’ego Warhola, Diane Arbus itd. W tym czasie Robert odchodził od mglistych, niewyraźnych rysunków w stronę fotografii, w kierunku ciała i problemu światła. Robił Patti bardzo dużo portretów. Wtedy również zaczynał sobie uświadamiać prawdziwe oblicze swojej natury – by w końcu przyznać się Patti Smith na okładce magazynu „Rolling Stone”, 27 lipca 1978 przed sobą do swojego homoseksualizmu. sobie bardzo bliscy, dalej wspólnie mieszkali W jego sztuce pojawiły się później mroczniej– pozostali duchowym rodzeństwem. sze aspekty, m.in. fascynacje okultyzmem W 1974 roku do Smith i Kaye’a dołączyli bai BDSM. Smith zaś publikowała recenzje musista Ivan Kral, perkusista Jay dee Daughtery, zyczne w magazynie „Rolling Stone”, wydała pianista Richard Sohl i wspólnie założyli zedwa tomiki wierszy i zaczęła recytować swospół Patti Smith Group, nagrywając razem je utwory w nowojorskich klubach przy akompierwszego singla Piss Factory. Rok później paniamencie Lenny’ego Kaye’a. Związek Rowydali debiutancki album Horses (słynne zdjęberta z Patti przestał istnieć, ale nadal byli cie na okładkę zrobił Mapplethorpe). Płyta zyskała ogromny rozgłos na całym świecie (w 2003 roku została sklasyfikowana na 44. miejscu listy 500 albumów wszech czasów magazynu „Rolling Stone”), m.in. dzięki połączeniu mocnego, surowego, wręcz chropowatego rocka z poezją. Kultowy album otwiera piosenka Gloria, rozpoczynająca się od słów: – „Jesus died for somebody’s sins, but not mine” (Jezus umarł za czyjeś grzechy, ale nie moje). Wywołało to duże kontrowersje – tak oficjalny bunt wobec Boga odczytano jako grzeszną herezję, obrazoburstwo. „Napisałam te słowa kilka lat wcześniej jako deklarację istnienia, jako przysięgę, że będę brała odpowiedzialność za własne czyny. Jezus Chrystus był człowiekiem, przeciwko któremu warto się buntować, bo sam był buntownikiem” – tak Smith odniesie się do tego fragmentu Glorii wiele lat później. To nieprawda, że w jej Okładka debiutanckiego albumu Horses z 1975 roku, który został życiu nie ma Boga, jest on z nią codziennie – sklasyfikowany na 44. miejscu listy 500 albumów wszech czasów „Bo sztuka to pieśń o Bogu i w ostatecznym rozmagazynu „Rolling Stone”. Zdjęcie na okładkę wykonał przyjaciel rachunku jest jego własnością”. Patti Smith – fotograf Robert Mapplethorpe.
38 Postać numeru
Patti Smith
Kiedy wokalna kariera Patti i fotograficzna Roberta zaczęły się rozwijać, ich kontakt nieco się rozluźnił. Ponadto oboje zakochali się i rozpoczęli osobne życie. W 1976 roku, w Detroit, w miejscu gdzie sprzedawali hot-dogi, Smith zobaczyła pięknego chłopca w niebieskim płaszczu i pomyślała, że będzie jej mężem. „Napisałam te słowa dla niego i tak jak planowałam wyszłam za niego za mąż, za Freda «Sonica» Smitha”2 – powiedziała na koncercie w Warszawie przed wykonaniem swojego nieśmiertelnego przeboju z trzeciej płyty Easter – pt. Because the night. Na początku lat 80. Patti i Fred pobrali się i zamieszkali w Detroit. Na ponad dekadę zniknęła wtedy ze sceny, nie zważając na kąśliwe uwagi, by spędzić ten czas jako żona i matka.
Kobieta czasownik Trudno w zasadzie określić, kim jest Patti Smith. Od dziecka chciała być artystką, ale nigdy do końca nie wiedziała jaką, i dość wcześnie zrozumiała, że chodzi jej bardziej o filozofię życia niż decydowanie się na konkretną dziedzinę. Zanim całkowicie poświęciła się sztuce, pracowała w fabrykach rowerów dziecięcych, restauracjach, drukarniach i księgarniach. Później występowała w teatrze ulicznym, próbowała swych sił na scenach w Nowym Jorku, była modelką. Zdecydowanie można ją określić mianem współczesnego człowieka renesansu. Jest nie tylko wokalistką, ale i uzdolnioną malarką, pisarką, jej rysunki można podziwiać w wielu muzeach. To legenda nowojorskiego rocka, do którego wniosła pionierskie połączenie poezji i muzyki, a także duży pierwiastek feminizmu („Rimbaud – mówi w jednym z wywiadów – przewidział, że jeśli kobiety się wyemancypują, stworzą nowy rodzaj pisarstwa. Nowe rymy, nowe poezje, nowe okropności, nowe piękno. Wierzę w to całym sercem”). W zbiorze esejów wydanych w 1993 roku pt. Jestem czasownikiem czyli Zobaczyć Świat Inaczej Stefan Themerson3 napisał:
”
Kiedy mi systemy klasyfikacyjne naszego współczesnego świata pod nos podsuwają zadrukowane formularze do wypełnienia, ołówek mój zastyga na chwilę w powietrzu nad rubryką „zawód”. Nie wiem, jak wypełnić tę rubrykę. Zrobiłem w życiu sześć czy siedem filmów awangardowych, ale nie jestem reżyserem ani operato-
Okładka polskiego wydania Just Kids (Poniedziałkowe dzieci, Wołowiec 2012), książka dostępna jest także w naszej Bibliotece Szkolnej rem. Wydałem jakieś 20 książek dla dzieci, ale nie jestem prawdziwym, dorosłym autorem książek dla dzieci. Pisałem o sztuce, ale nie jestem historykiem sztuki. Skomponowałem operę, ale nie jestem muzykiem. (…) Gramatycznie – wydaje mi się, że w ogóle nie jestem rzeczownikiem. Jestem czasownikiem. Przez miliardy lat nie byłem, potem zacząłem się dziać, teraz się dzieję i wkrótce przestanę się dziać. To są cechy czasownika, nie rzeczownika. Bardzo mi jest trudno powiedzieć o co mi chodzi, ponieważ język nasz, tak jak wszystkie języki europejskie, zbudowany jest na rzeczownikach, nie na czasownikach.
Patti Smith jest właśnie czasownikiem. I „dzieje się” bardzo. Powróciła na scenę po tragicznych okolicznościach – śmierci Mapplethorpe’a na AIDS w 1989 roku, męża z powodu zawału w 1994 roku, i niedługo później również śmierci jej brata. Do powrotu namówił ją wieloletni przyjaciel – poeta Allen Ginsberg. Początkowo koncertowała, aby zapomnieć o bólu, ale została na scenie na dobre, wydała kolejne albumy. W 2010 roku ukazała się jej ksiąka Just Kids (w Polsce wydana dwa lata temu
Patti Smith nakładem Wydawnictwa Czarne pt. Poniedziałkowe dzieci), która jest autobiograficznym wspomnieniem jej przyjaźni z Robertem. To podwójny portret dwóch amerykańskich artystów, a także list miłosny, pożegnalna pieśń – tren dla wybitnego fotografa, który był jej najbliższym przyjacielem, duchowym bratem. To również hołd złożony Nowemu Jorkowi przełomu lat 60. i 70., jego sztuce i wszystkim nowojorskim artystom w przededniu sławy. W słowie do czytelnika autorka napisała o tej książce:
”
Jest mnóstwo innych historii, które mogłabym napisać o Robercie, o nas. Ale napisałam właśnie tę. Właśnie tej się domagał, więc dotrzymałam przyrzeczenia. (…) Nikt nie mógł przemówić w imieniu tych dwojga młodych ludzi, nikt nie mógł prawdziwie opowiedzieć o ich dniach i nocach razem. Mogliśmy to zrobić tylko Robert albo ja. To nasza historia jak mówił. Odszedł, więc mnie przypadło to zadanie.
Żywa legenda
W 2012 roku do sklepów trafił już jedenasty album Patti zatytułowany Banga, który został uznany przez wielu krytyków za jej najlepszą płytę od czasów debiutu z Horses. Materiał jest
Postać numeru
39
niezwykle poruszający, z bardzo dobrymi tekstami, zawiera takie utwory jak np.: skomponowany dla jej przyjaciela Johnny’ego Deppa Nine, napisany dla Amy Winehouse This is the Girl, Fuji-San zainspirowane trzęsieniem ziemi w Japonii czy wreszcie tytułowa, genialna Banga opowiadająca o wiernym psie Poncjusza Piłata z Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa. 17 sierpnia koncert Smith odbył się właśnie w ramach trasy koncertowej promującej ostatni album artystki. To, co rzucało się w oczy, to duża rozpiętość wiekowa wśród publiczności – oprócz bardziej „doświadczonych” widzów w wieku wokalistki nie zabrakło młodych ludzi – wszyscy przybyli na występ „żywej legendy”. Po zdecydowanej i ostrej „interwencji” nieobojętnej na zachowania ochrony wokalistki publiczność wróciła pod scenę, a Patti jak gdyby nigdy nic kontynuowała występ. Ubrana w męską marynarkę, poszarpane jeansy, z wylewającymi się spod czapki falami siwiejących, potarganych włosów artystka rozkręcała się z każdym następnym utworem. Mimo upływających lat wokalistka nie straciła nic ze swej charyzmy, autentyczności – nadal jest tak samo bezkompromisowa jak w cza-
Koncert Patti Smith 17.08.2014 w Parku Sowińskiego w Warszawie (fot. Aleksandra Mroczek)
40 Postać numeru sach debiutu. Jeśli chodzi o muzykę i swój wizerunek, takiej energii pozazdrościłaby jej niejedna wschodząca gwiazdka popu. Obok utworów z najnowszej płyty w repertuarze nie zabrakło oczywiście największych przebojów jak np.: Dancing Barefoot, Free Money, People Have the Power, Because the Night czy Gloria. Znalazła się także specjalna dedykacja dla Robina Williamsa, który kilka dni wcześniej, 12 sierpnia, zginął śmiercią samobójczą – Smith wykonała wzruszający cover piosenki Beautiful Boy Johna Lennona. Life is what happens to you, when you’re busy making other plans (Życie to to, co przydarza się nam, gdy jesteśmy zajęci snuciem innych planów) – zaśpiewała i zakończyła utwór słowami: „Śpij dobrze, Robin”.
Ludzie mają moc Cały koncert momentami przypominał pacyfistyczną lekcję dzięki wplatanym między piosenkami komentarzom Patti na temat kondycji współczesnego świata. „Oglądałam dzisiaj wiadomości w telewizji – zaczęła – oczywiście były po polsku więc nie zrozumiałam zbyt wiele. Ale po samych obrazach dało się zrozumieć, że wszystko jest beznadziejne”. Nawoływała do zmiany – przecież nie musi tak być, dużo zależy tylko od nas, a przyszłość w naszych rękach. To my jesteśmy przyszłością. Jak mówi jedna z jej piosenek – „Ludzie mają moc”. Tego typu wolnościowe slogany brzmią wyjątkowo banalnie i naiwnie, gdy spisane są na papier, jednak wypowiedziane potężnym głosem Smith w ten magiczny wieczór porwały wszystkich zebranych ludzi i były niezwykle inspirujące. Artystka zabrała ze sobą całą publiczność w podróż wehikułem czasu do lat 60. i 70., w powietrzu czuć było podekscytowanie, co chwila wybuchały gromkie brawa, i ktoś wyznawał piosenkarce miłość. Czuło się, że to prawdziwy rockowy koncert, a na scenie stoi gwiazda z krwi i kości. Dodatkowo artystka przez cały czas wchodziła w bliską interakcję z widownią – przybijała piątki, rozdawała kostki do gitary, a nawet zaprosiła jednego chłopaka z publiczności, żeby zagrał na gitarze do utworu Banga. Z każdym kolejnym utworem Smith wydawała się mieć coraz więcej energii, tłum szalał, hasła o wolności były coraz głośniej wykrzykiwane w niebo. Na zakończenie, wśród
Patti Smith fali oklasków, wokalistka rozerwała struny swojej gitary elektrycznej, co było kulminacją wieczoru. Warszawa była ostatnim punktem tej trasy koncertowej, czas wrócić do domu.
Koncert prawdziwy W Polsce o koncercie 17 sierpnia nie słyszało wiele osób. A w każdym razie dużo mniej niż o od dawna nagłaśnianym koncercie Justina Timberlake’a, który odbył się dwa dni później w Gdańsku. Wcale nie przybyły dzikie tłumy, amfiteatr w Parku Sowińskiego też nie był idealnym miejscem na tego typu koncert, a oprawa pozamuzyczna była wyjątkowo skromna – lepszą scenografię czy oświetlenie mają dużo mniejsze zespoły na lokalnych festiwalach. Ale nie o to tutaj chodzi. To był koncert prawdziwy – w którym nie ma miejsca na efekciarstwo, jakąkolwiek sztuczność – przebranie czy makijaż. Patti Smith się po prostu wierzy. Słynny dziennikarz muzyczny Lester Bangs napisał o jej debiucie: – „Nawet gdybyś nie rozumiał ani słowa po angielsku, nie mógłbyś pozostać nieczuły na nagie emocje, które płyną z muzyki Patti Smith”. Przypisy Wszystkie cytaty pochodzą z książki Patti Smith Poniedziałkowe dzieci, tłum. Robert Sudół, Wołowiec 2012. 2 Fred „Sonic” Smith (1949–1994) był amerykańskim gitarzystą, członkiem zespołu MC5. Współpracował ze swoją żoną Patti Smith przy jej piątym albumie Dream of Life wydanym w 1987 roku. 3 Stefan Themerson (1910- 1988) to polski artysta awangardowy, prozaik, poeta, filozof, eseista, filmowiec, kompozytor. Tworzył wraz ze swoją żoną Franciszką Themerson (1907–1988) Bibliografia: 1. Patti Smith, Poniedziałkowe dzieci, Wołowiec 2012. 2. <http://www.pattismith.net/intro.html>. 3. Karolina Sulej, Patti Smith kontra Laurie Anderson [online] wysokie oobcasy.pl [dostęp: 2014.10.27]: <http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcas /1,96856,10132467,Patti_Smith_kontra_Laurie_Anderson.html>. 4. Karolina Sulej, „Poniedziałkowe dzieci” – Patti Smith spisała historię swojej miłości do Roberta Mapplethorpe’a i Nowego Jorku [online] NaTemat.pl [dostęp: 2014.10.27]: <http://natemat.pl/32133,poniedzialkowe-dzieci patti-smith-spisala-historie-swojej-milosci-do-roberta-mapplethorpe-a-i nowego-jorku>. 4. Katarzyna Szczerbowska, Być artystką – spełnione marzenie Patti Smith [online] Gazeta.pl Kobieta [dostęp: 2014.10.27]: <http://kobieta.gazeta.pl kobieta/1,107881,16469189,Byc_artystka_spelnione_marzenie_Patti_Smith. html>. 5.Michał Polański, Patti Smith wystąpi w Warszawie [online], Jazz Forum, [dostęp: 2014.10.27:] <http://jazzforum.com.pl/main/news/patti-smit-wystpi-w-warszawie>. 6. Bartosz Sadulski, Patti Smith na koncercie w Warszawie: Patti ma siłę [online], Onet.pl, [dostęp: 2014.10.27]: <http://muzyka.onet.pl/koncerty/pattismith-na-koncercie-w-warszawie-patti-ma-sile-relacja/jmmb1>. 7. <http://pl.wikipedia.org/wiki/Patti_Smith>. 1
Tryby
Dajcie się wciągnąć w Tryby Liter!
Skoro już tu trafiliście, pewnie spora część z Was zadaje sobie pytanie, skąd ta nieco enigmatyczna nazwa działu: Tryby Liter? Jaka jest jej etymologia, co oznacza, czy do czegoś odsyła, czy coś zapowiada? W poprzednim numerze obiecaliśmy, że wkrótce zdradzimy tę tajemnicę. W tym celu musimy jednak cofnąć się nieco w czasie, a konkretnie do roku 1996, kiedy to powstały „Trybiki”, pierwszy artzin opublikowany w Poniatówce. Założeniem przyświecającym wydawcom było stworzenie „czegoś artystycznego” – „osoby piszące” mogły w „Trybikach” publikować dowolne formy literackie (choć warto dodać, że przeważała liryka) w sąsiedztwie grafik. „Trybiki” nie były typową gazetką szkolą – były czymś na kształt wspólnej, zegalitaryzowanej przestrzeni artystycznej, do której każdy chętny miał dostęp. Nie było w „Trybikach” zinstytucjonalizowanej redakcji (choć dziś skądinąd wiemy, że niektórzy z założycieli nieregularnika artystycznego poszli drogą literacką/literaturoznawczą lub artystyczną), każdy publikował na własną odpowiedzialność. „Trybiki” możecie znaleźć w archiwum Biblioteki Szkolnej. Warto do nich zajerzeć, aby „poczuć klimat”. Poprzez ten dział, chcemy kontynuować tradycję i dać szansę obecnemu pokoleniu Poniatówki się wyrazić na wszelki możliwy sposób. W pierwszym numerze „Brudnopisu”, „TrybyLiter” były niewielkim działem mieszczącym się na 36. stronie. Czas to zmienić! Stąd mój apel do Was, ludzi Poniatówki – piszesz, masz zdolności artystyczne? Rysujesz? A może jesteś fotografem? Jeżeli chcesz zaprezentować swoją twórczość w dziale „Tryby Liter”, to wystarczy, że odezwiesz się do nas, pisząc na adres poniatowski.brudnopis@gmail.com. Szczególnie wymagających czytelników Przypadkowy monolog o wakacjach zabierze na nieskończone pola wyobraźni, gdzie ciąg przyczynowo-skutkowy jest banalnie oczywisty, acz przerażający. Z powrotem zaś do szarej, pełnej pustki rzeczywistości zaprowadzi dziewczyna tajemnicza i piękna zarazem. Po prostu Samotna. Miłej lektury, Sandra Kopyra
Liter 41
Przypadkowy monolog o wakacjach Florek
Mój brat jest bogaty – powiedział Maurice. – Nie przyznaje się do mnie. Nie podoba mu się to, że piję. Nie podoba mu się to, że maluję. – Ale twój brat nie poznał Picassa. Maurice wstał i uśmiechnął się. – Nie, nie poznał Picassa.
W
Charles Bukowski, Factotum
iesz, lubię obserwować ludzi. Lecisz pewnie na wakacje? To łatwo poznać, człowiek jest rozluźniony, nie zwraca uwagi na upływający czas, w inny sposób patrzy nawet na swój bagaż. Podróże to świetna sprawa. A dla niektórych praca. Kiedyś chciałem zostać pilotem samolotu. Byłoby ciekawie, z pewnością, przecież te maszyny ważą niewyobrażalnie dużo. Gdy już postanowisz, że znikasz z tego świata, możesz związać drugiego pilota i rozwalić całe centrum handlowe. Albo biurowiec. Po minie widzę, że nie lubisz takich żartów. Swoją drogą, to taka niezręczna sytuacja, kiedy nowo poznana osoba próbuje żartować, a ma zupełnie inne poczucie humoru. Czuję się wtedy jak przy rodzinnym stole, aż w końcu mówię: „Wszystko, z czego się śmiejesz, jest słabe”. A potem dodaję z uśmiechem: „To nic osobistego, po prostu nie masz poczucia humoru. Ale nie można mieć wszystkiego. Ja nie mam wady wzroku, ty nie masz poczucia humoru, tak to wygląda, nic z tym nie zrobimy”. Miałem zapytać, przyglądałeś się naszemu pilotowi? Widać, że nie będzie dzisiaj imprezował. Chyba ma depresję. Spokojnie, nie mówię tego, żeby straszyć. To jeszcze nie takie stadium, żeby panikować, to raczej to stadium, kiedy
42
Tryby
Liter
człowiek niby normalnie chodzi po świecie, ale wszystkie jego uśmiechy są wymuszone, robi to, co musi, i cały czas jest niewyspany. To tylko wstęp do depresji. Wszystko będzie dobrze, dolecimy szczęśliwie, jak to się mówi, nie wiem czy zrozumiałeś, nie wiem jeszcze z kim mam do czynienia, więc ci wytłumaczę: chodzi o to, że „dolecimy szczęśliwie” dzięki pierwszemu pilotowi, który ma depresję, rozumiesz? O to chodziło. A co do pilota... Myślę, że po prostu od razu po przylocie pojedzie do hotelu. W jego pokoju nie będzie ręczników, więc pójdzie do recepcji, w korytarzu wpadnie na niego sprzątaczka, a on nie stoi twardo na nogach, więc się wywrócą. Zaraz za sprzątaczką przyjdzie jej chłopak, uzależniony, niestety, od kokainy. Zobaczy ich razem na podłodze, złapie naszego pilota i wyrzuci go przez okno. Dokładnie w tym momencie z pokoju wyjdzie ten mężczyzna, który siedzi trzy rzędy przed nami. Spójrz na niego, wygląda jak kulturysta. Zdąży jeszcze zobaczyć człowieka wylatującego przez okno, rozumiesz, latami latał i dostawał za to pieniądze, a teraz zleci na chodnik i nikt mu nawet nie zaklaszcze. Taka ironia. W każdym razie pasażer zobaczy rozbite szkło i wrzeszczącego ćpuna, więc przygniecie go do ziemi i poczeka na ochronę. Sprzątaczka oczywiście pójdzie na sesję terapeutyczną, wbije sobie do głowy, że to wszystko przypadek i dwa miesiące później o tym zapomni. To niesamowite, jak łatwo jest czasem pomylić wspomnienia ze snami, nieprawdaż? Ale sny nie są przypadkowe. Ta sytuacja też nie będzie przypadkowa. Tak naprawdę sprzątaczka przed całym zajściem minie tego pilota w korytarzu i kątem oka zobaczy, jaki ma numer pokoju. Nie zwróci na to uwagi, ale podświadomość skrzętnie ulokuje tę informację... gdzieś tam, nie wiem. Mówi się, że z tyłu głowy, ale ja nie wiem, co jest z tyłu głowy, ciągle mam sprawdzić w atlasie ekonomicznym. Anatomicznym, chciałem powiedzieć. Podświadomość, tak, numer pokoju. Zapamięta też jego twarz, smutną, zmęczoną. Tacy ludzie pasują na ofiary. Potem spotka się ze swoim chłopakiem w pomieszczeniu gospodarczym, pokłóci się z nim o jakąś błahostkę, jak zawsze, ale odrobinę ostrzej niż zwykle.
Przypadkowy monolog o wakacjach Poczeka, aż on usypie kreskę, wyjdzie i pójdzie w kierunku pokoju pilota. To jest kluczowy moment, tutaj właśnie działa podświadomość. Gdyby zapytać ją, czy w kłótni było coś szczególnego, odpowiedziałaby: „Nie, kłótnie były, niestety, normą w naszym związku. Może ta była trochę większa niż zwykle, ale zdarzają się większe i mniejsze, tak to jest. Nie, myślę, że to była zwykła kłótnia”. Powiedziałaby tak, chociaż nakręcała swojego chłopaka. Co zadecydowało, że wyszła pani akurat po tym, jak pani chłopak usypał kreskę? „Nie zwróciłam na to uwagi, prawdę mówiąc. Po prostu wyszłam, obowiązki mnie wzywały. To tak, jakby pan zapytał, dlaczego wyszłam z łazienki akurat wtedy, kiedy wyszłam. Po prostu wyszłam, nie zastanawiałam się nad tym, wyjście z pomieszczenia to nie jest taka decyzja jak kupno domu”. Miałaby rację, bo nikt nie zna siebie w pełni i mało kto jest w stanie skojarzyć wszystkie, wszystkie okoliczności. Dlaczego poszła pani w lewo? „Dlatego, że było szybciej. Ja naprawdę chcę pomóc w sprawie, ale wydaje mi się, że te pytania są głupie”. Głupie, rzeczywiście. Dla niewprawnego oka. Nie chcę mówić, że sprzątaczka będzie winna, ale winna będzie jej podświadomość. Podświadomie chce skończyć związek, ale się boi, i dlatego wykonała wszystko, co było trzeba wykonać w odpowiednim czasie, żeby jej chłopak zabił człowieka i trafił do więzienia. Na koniec stajemy przed pytaniem, czy sprzątaczka jest winna, czy nie. Nie możemy oddzielić podświadomości od świadomości, bo siedzą w jednym ciele, i w tym największa trudność. Ale o czym my w ogóle rozmawiamy, dla tej kobiety wszystko będzie przypadkiem, więc w sądzie jej działania również zostaną uznane za przypadkowe. To znaczy, na ludzkim sądzie. Co dalej, nie wiadomo. Tak właśnie wygląda życie: jakbyś miał postawić cały swój dobytek na ruletce, na jedną liczbę. Dla ciebie do przypadkowe, ale gdybyś miał dane statystyczne i dokładne urządzenia pomiarowe, byłoby inaczej. Cóż, nie żyjemy jednak w kasynie. Dane statystyczne nie istnieją, dokładne urządzenia nie potrafią przewidzieć pogody za trzy dni, a my mamy jedną liczbę, jeden obrót. Jedno życie.
Przypadkowy monolog o wakacjach Teraz spójrz na tych dwoje. W podobnym wieku, ale zupełnie różni. Dziewczyna jest znudzona, buntownicza, to widać na pierwszy rzut oka. Takie jak ona idą na miasto, upijają się, ćpają, robią nie to co trzeba, a potem żałują miesiącami. To właśnie taki typ człowieka. Zgoliła sobie pół głowy, bo tak jej się podobało, wyszła z domu, wróciła po tygodniu. Matka nawrzeszczała na nią i kazała jej iść do pracy, a ona odpowiedziała, że jest jeszcze dzieckiem, zastanawiając się jednocześnie, gdzie są jej majtki, którego dnia obcięła resztę włosów i czy nie powinna zrobić testu ciążowego. „Jestem twoim dzieckiem, uczę się, a ty wypychasz mnie do pracy?! Chcesz, żebym skończyła jak…”. „Właśnie widzę, jak się uczysz! Nauczyłaś się już zapijać swój pociąg do narkotyków tak, żeby nie lądować w szpitalu co trzy miesiące, a za chwilę będziesz się uczyła przewijać dzieciaka, który i tak będzie warzywem, bo niczego innego nie będziesz mogła urodzić!”. „Traktujesz mnie jak przedmiot! Najchętniej wyrzuciłabyś mnie na śmietnik!”. „Szkoda, że nie mówisz tak swoim kochasiom! Na pewno byliby niesamowicie podnieceni!”. „Wychodzę!”. Poszła do znajomych, jednych, drugich, trzecich, wszystkim powiedziała, że potrzebuje na narkotyki, i uzbierała na samolot. W nocy wróciła do domu i spakowała do torby podróżnej wszystkie pluszaki, zrobiła zdjęcie i ustawiła matce jako pulpit w komputerze, z podpisem: „Twoje dziecko postanowiło od ciebie uciec”. Bardzo długo ją kontrolowali, nie wiem, czy zwróciłeś uwagę. Ale to nie dziwne, nikt normalny w tym wieku nie wiezie torby pełnej pluszaków. Dzisiaj wieczorem pójdzie na całość. Pojutrze spróbuje morfiny, nie wiedząc nawet, co to jest, bo będzie już dobrze zrobiona. Nie będzie w stanie odróżnić nawet patelni od lodówki, jeżeli akurat ktoś o dobrej woli wytłumaczy jej, że to właściwie jedno i to samo. Za miesiąc będzie miała dosyć wszystkiego, co to w ogóle za stwierdzenie, „dosyć wszystkiego”? Czy nie powinno być zarezerwowane dla wszystkowiedzących? W każdym razie będzie uważała, że ma dosyć wszystkiego, i uprosi kolejnego człowieka dobrej woli o śmiertelną dawkę.
Tryby
Liter 43
Chłopak z kolei trafił moim zdaniem przypadkowo na jakąś firmową wycieczkę. Nie wie, co tu robi, bo dopiero go zatrudnili kwartał temu, a jego dział zbiera właśnie nagrody za ostatnie pięć lat. Ktoś jednak musiał polecieć, i tak się złożyło, że poleciał między innymi on. Zupełnie inny od dziewczyny, bo jest znudzony, osłabiony. Nie wie, co ma robić z życiem i poważnie się nad tym zastanawia, co owocuje jedynie stratą czasu. Strata czasu niespecjalnie pomaga w układaniu sobie życia i tak dalej, w kółko. Po czterech dniach leżenia na plaży weźmie rowerek wodny i popłynie na przejażdżkę. Odpłynie od brzegu raptem na dwieście metrów, będzie bezpieczny, ale zaśnie i podryfuje dalej w morze. Obudzi go głośny trzask – to jego rower wodny rozbije się o skałę kilka kilometrów od brzegu. Momentalnie zda sobie sprawę z tego, że już nie jest bezpieczny, nie ma nawet chwili, żeby zastanowić się, dlaczego zachód słońca na niego nie działa. Coś będzie musiał zrobić. Terapia szokowa jest skuteczna dla takich ludzi, w stu procentach nawet, można powiedzieć. Część sobie radzi, a część nie przeżywa. Nie ma już czasu na nudę. Jakoś mu się uda, ale nie będzie już tym samym człowiekiem. Nie będzie już potrafił się nudzić. Dwoje zabitych, jeden zmartwychwstały. Podróże to świetna sprawa. Są ludzie, którzy twierdzą, że jeden zmartwychwstały jest wart tysiąca zabitych, a tu proszę, jeden do dwóch. Całkiem niezły bilans. – Taak... Podróżuję trochę po świecie, ale nigdy nie słyszałem, żeby ktoś tak obszernie odpowiadał na zwykłe „Jak leci?”. Nigdy nie spotkałem nikogo choćby podobnego do pana... Pochwal się teraz, ile zarabiasz, gdzie to nie odpoczywałeś, wypij litr darmowego wina, żeby dodać sobie animuszu i nazwij mnie wariatem. Proszę bardzo! Już, śmiało: „Jesteś wariatem”. Albo krócej: „Wariat”, najlepiej ze skrzywioną miną. Powiedz, że fantazjuję jak dziecko. Czekam. Nic dla mnie nie znaczysz. Pluszaki w walizce tej dziewczyny są bardziej rzeczywiste niż ty, zdechlaku. Jesteś niczym.
44
Tryby
Liter
Samotna
Samotna Zuzanna Pytkowska
I
nadszedł ten dzień, w którym postanowiłam wyjść z domu i znaleźć przyjaciela. Wsunęłam dłonie do kieszeni kurtki i wybrałam się na spacer do parku. Podobały mi się podmuchy wiatru we włosach i szum jesiennych liści. Obserwowałam ganiające się psy i zazdrościłam im pełni szczęścia czerpanego z beztroski i prostoty. Moje życie byłoby lepsze, gdybym potrafiła cieszyć się małymi rzeczami. Obiecałam sobie pamiętać o tym. Park był pięknym miejscem. Chodziłam w cieniu sędziwych drzew, podziwiając kwitnące astry i wdzięczne begonie. Ale ludzie trzymali w dłoniach do połowy opróżnione butelki i krzyczeli do siebie głośno. Uciekłam od ich przekleństw, nie tracąc nadziei na poznanie kogoś innego. Nikt jednak nie zwracał na mnie uwagi, gdyż całe ich zainteresowanie pochłaniały brzęczące raz po raz telefony. Zobaczyłam, jak dziewczyna i chłopak trzymają się za ręce, jednak ich światem nie była ukochana osoba, tylko ściskane żarliwie urządzenie. Zalał mnie smutek, więc w ciszy oddaliłam się, by dalej szukać mojego przyjaciela. Spacerowałam po mieście bez celu, nie wiedząc dokąd mogłabym się udać. Przechodziłam obok zajętych swoimi sprawami ludzi, zastanawiając się, czy kiedy mijam kolejną osobę, nie tracę swojej szansy na przyjaźń. Skąd miałam wiedzieć, jaką wyjątkowość kryje każdy z nich? Przytłaczało mnie uczucie, że nigdy nie poznam wszystkich istot zamieszkujących ten dziwny świat, a byłam przekonana, że kto żyw zasługuje na moją uwagę. Pokręciłam głową, by odegnać nadmiar myśli i weszłam do najbliższego baru szybkiej obsługi. Właściwie nie byłam głodna, więc kupiłam herbatę, żeby bez wyrzutów sumienia korzystać z miejsca w lokalu. Usiadłam na skraju czerwonego, plastikowego krzesełka i objęłam gorący kubek dłońmi. Chciałam tylko posiedzieć i poobserwować śmiejących się i rozmawiających ze sobą ludzi. Rozmyślałam, gdzie oni znaleźli swoich przyjaciół.
Moim przyjaciołom - R.M., M.N. i J.S.
– Co robisz tu sama w piątkowy wieczór? – usłyszałam, i gdy podniosłam głowę, ujrzałam wysokiego bruneta, stojącego nad moim stolikiem. Postanowiłam nie zapeszyć swojego szczęścia, więc zamiast odpowiedzieć zgodnie z prawdą, że poszukuję przyjaciela, milczałam, zastanawiając się nad odpowiednimi słowami. Cisza zapewne trwała odrobinę dłużej niż powinna, bo nieznajomy poruszył się niespokojnie i chyba miał zamiar odejść. – Nie chciałam siedzieć sama w domu – odparłam w końcu. Spojrzał na mnie ponownie i uśmiechnął się jakoś sztucznie, jakby z sekundowym, ale zauważalnym opóźnieniem. – Mogę się dosiąść? – zapytał po chwili, a kiedy skinęłam krótko głową, zajął miejsce naprzeciwko. – Nic nie jesz – zauważył, wskazując papierowy kubek, który ściskałam w dłoniach. – Nie jestem głodna – odpowiedziałam krótko. Nie lubiłam używać zbyt wielu słów, jeśli nie było to potrzebne. Zaraz potem dowiedziałam się, że mój rozmówca ma na imię Tymoteusz i nie znosi zdrobnienia Tymek. Kojarzyło mu się z Timonem z Króla Lwa. Zapewniłam go, że nie jest podobny do surykatki, co przyjął raczej z zadowoleniem i lekkim zażenowaniem. Chciałam być miła, ale chyba powiedziałam coś nie tak. – A ty? Jak masz na imię? – spojrzał na mnie wyczekująco. – Eliza – tym razem nie potrzebowałam czasu na zastanawianie się nad odpowiedzią. Skinął głową, a prawy kącik jego warg uniósł się lekko w górę, nadając mu trochę tajemniczy wygląd. – Ładnie. Chciałabyś odrobinę potańczyć, Elizo? – zapytał, przechylając na bok głowę. – Mój znajomy urządza dzisiaj małą imprezę – spojrzał na zegarek. – W zasadzie już się chyba zaczęła. Spojrzałam na swój gruby, ceglasty golf. – Chyba nie jestem odpowiednio ubrana na zabawę – odparłam, ale Tymoteusz zbył moje
Samotna obiekcje machnięciem ręki. – To nie jest towarzystwo, dla którego trzeba się stroić – powiedział. – Nie jesteśmy bandą bogatych, trend dzieciaków. – W porządku – odpowiedziałam, rozważywszy wszystkie za i przeciw, po czym wstaliśmy. Nie dokończyłam swojej herbaty, więc wzięłam ją ze sobą. – To niedaleko – poinformował mnie jeszcze Tymoteusz, po czym wyszliśmy w ciemną, oświetloną jedynie latarniami, noc. Złapaliśmy autobus, a kiedy wjechał w mniej uczęszczaną dzielnicę, światła w oknach domów przypominały tylko małe, senne światełka. Piłam powoli herbatę, która zdążyła już ostygnąć. Wysiedliśmy w jakimś opuszczonym przez spokój i przyzwoitość miejscu, a ja potrafiłam patrzeć tylko na brud na chodniku, odpadający tynk i świńskie graffiti. Pod blokiem, w którym odbywała się domówka, stało kilka osób i większość z nich nie zachęcała mnie do rozpoczęcia rozmowy. Po raz pierwszy tej nocy poczułam, że tutaj nie pasuję. Ale przecież miałam u boku Tymoteusza, który był moją nadzieją na przyjaźń. Zerknęłam na niego i uśmiechnęłam się niepewnie, na co odpowiedział tym samym. Otworzył mi drzwi do klatki i poprowadził na drugie piętro do mieszkania nr 27, które stało otworem. Najpewniej, by każdy mógł spokojnie wejść i wyjść. Już na wstępnie otoczyła mnie chmura gęstego, papierosowego dymu i dopiero, gdy zrobiłam kilka kroków naprzód, wyłoniłam się niczym zza grubej zasłony i zobaczyłam zatłoczone wnętrze. Mieszkanie było niewielkie, ale za to pozbawione większości mebli oprócz tych podstawowych, jak lodówka, czy sofa. Właściciel albo nie przejmował się wystrojem albo nie miał pieniędzy na ich kupno. – Sara, Aurelia, Iggy, Dorian… – Tymoteusz wymieniał imiona swoich znajomych, ale wyłączyłam się po trzecim. Tak naprawdę potrafiłam myśleć tylko o tym, że zwracając się do nich, nie używał wołacza. – Miło was poznać – powiedziałam cicho, choć nie wiedziałam, kto jest kim. Po przedstawieniu wszyscy zaczęli rozmawiać między sobą o tylko im znanych sprawach, osobach i zabawnych sytuacjach z przeszłości. Przymknęłam oczy i odeszłam kilka kroków
Tryby
Liter 45
na bok. Wypełniała mnie lecąca z wielkiego, starego głośnika, grunge’owa, psychodeliczna muzyka, do której zaczęłam się bujać i tańczyć. Wszystko działo się niespiesznie, jakby rzeczywistość uległa zawieszeniu. Podszedł do mnie jakiś chłopak, zatańczyliśmy powoli, w tym dziwnym stanie i rozstaliśmy się. W ciszy, nie poznawszy swoich imion, nie zobaczywszy swoich twarzy. – Tutaj jesteś – powiedział dziwnie rozbawiony Tymoteusz, łapiąc mnie za ramię. – Nie powinnaś tak znikać – dodał, prowadząc mnie do kuchni. Szłam za nim bezwolnie, niczym szmaciana laleczka. – Masz ochotę? – zapytał, podając mi pełny kieliszek. Pokręciłam żywo głową. – Nie chcę, nie chcę… - odpowiedziałam eterycznym, nie swoim głosem. Czułam się jakbym była hen, hen daleko, o tysiąc mil stąd. Oparłam się tyłem o blat i zaczęłam poruszać głową w rytm muzyki. W górę i w dół, w górę i w dół, w górę… Pojedyncze kosmyki wyplątały się z wysokiego koka i spadły mi na twarz. – Jesteś taka… dziwna – przestałam się poruszać i napotkałam wzrok Tymoteusza. – Inna od wszystkich – dopowiedział, przypatrując mi się. Uśmiechnęłam się delikatnie, nie wiedząc, co powinnam odpowiedzieć. – To miejsce jest dziwne – szepnęłam, rozglądając się po pustych ścianach. Pomimo że miałam na sobie sweter, czułam gęsią skórkę na ramieniu. – Jedyne, w którym mogę być sobą – wzruszył ramionami. Zrobiło mi się go żal i to tak bardzo, że bezwolnie podeszłam do niego i złapałam go za dłoń. Była lodowata. – Chodźmy stąd – podniosłam na niego oczy, napotykając zdziwienie. – Pokażę ci, jak przyjemnie spędzić czas bez tych zagubionych ludzi, defetystycznej muzyki i… tego – ogarnęłam ręką puste butelki, brud i wszystkie inne świadectwa dekadencji. – Chodź ze mną – poprosiłam szeptem. – Dobrze – odparł po krótkiej chwili milczenia. – Niech będzie – uśmiechnął się nieznacznie. Tym samym uciekliśmy z tej ponurej dzielnicy upadku, by skorzystać z niepowtarzalności nocy. Oglądaliśmy drogie ubrania na ciemnych wystawach zamkniętych sklepów i na zmianę
46
Tryby
Liter
mówiliśmy, co zrobilibyśmy, gdybyśmy byli bogaci. Zjedliśmy burgera w jakiejś paskudnej budce, choć zawsze się tego wystrzegałam. Bawiliśmy się w dumnych arystokratów i ganialiśmy się po Starówce. Położyliśmy się nad Wisłą i obserwowaliśmy gwiazdy. – Zawsze czułem, że nie pasuję do świata – szepnął Tymoteusz, przesypując piasek pomiędzy palcami. – A czy to coś złego? – zapytałam, zawadzając o niego spojrzeniem. – Nie wiem – odpowiedział. – Ale dopiero dzisiaj nie ma to dla mnie znaczenia – popatrzył na mnie i usiadł, więc zrobiłam to samo. Sięgnął dłonią do moich włosów i wyjął spinkę spinającą kok. Długie, cienkie włosy opadły ciężko na moje ramiona. – Wyglądasz pięknie – powiedział, a ja uśmiechnęłam się łagodnie, po czym gwałtownie odsunęłam się do tyłu, gdy nagle nachylił się w moją stronę. – Tymoteuszu, ja nie… – pokręciłam głową i zadrżałam. – Ja tylko szukam przyjaciela – powiedziałam, łamiącym się w połowie głosem. – Nie… – zamknął mocno oczy. – Ja nie mogę być twoim przyjacielem. Ty mnie tu przywiodłaś, chciałaś mnie zmienić i pokazać, że nie warto się bać. Dlaczego teraz sama to robisz? – słowa, oskarżenia, były tym gorsze, że prawdziwe. Objęłam się ramionami, jakbym chciała uchronić się przed zalewającą mnie falą wstydu. – Nie wiem, nie wiem – odrzekłam. I uciekłam, daleko, szybko, nie oglądając się za siebie. Gnana strachem przed szczęściem i zaangażowaniem. Przed zranieniem i rozczarowaniem. Dotarłam do domu i opadłam na swoje łóżko. Zwinęłam się w kulkę, zacisnęłam palce na miękkiej pościeli i zadałam sobie pytanie – czy to naprawdę Tymoteusz nie pasuje do tego świata?
Monolog samotności Gabriel a Ł askowska Gorące lato. Żona z dziećmi wyjeżdżają w wakacyjną podróż, mąż zostaje w domu, a piętro wyżej wprowadza się atrakcyjna i młoda blondynka. Co w takiej sytuacji robi mężczyzna? Odpowiedź na pytanie znajdziemy w klasycznej już dziś produkcji z roku 1955 zatytułowanej Słomiany wdowiec.
Film w reżyserii Billy’ego Wildera to komedia opowiadająca o rozterkach słomianego wdowca – mężczyzny pozostawionego przez ukochaną w wielkim mieście na wakacje. Główny bohater, Richard Sherman, grany przez Toma Ewella, który zresztą za tę rolę został nagrodzony Złotym Globem, planuje w czasie nieobecności żony poświęcić się pracy i rzucić palenie. Dążenie do spełnienia obu obietnic zakłóca mu pojawienie się tajemniczej blondynki, w którą wcieliła się Marilyn Monroe. Czy Richard, który do tej pory zawsze był wiernym mężem, da się ponieść emocjom i podda urokowi kobiety z sąsiedztwa? Film opiera się przede wszystkim na monologach i przemyśleniach Shermana. Pod ocenę poddany zostaje jego stan psychiczny. To, co czyni film nowatorskim, to specyficzny sposób ukazania walki wewnętrznej bohatera. Posiada on bardzo bujną wyobraźnię, która pcha go w stronę zdrady. Widz dokładnie poznaje i ma szansę śledzić tok myślowy oraz wszelkie dylematy Richarda także dzięki dialogom, które prowadzi sam ze sobą. Czasem jego wyobrażenia zachodzą tak daleko, że bohaterowi trudno odróżnić rzeczywistości od fikcji. Z jednej strony widzimy zagubionego, pełnego wątpliwości i podejrzeń oraz ustatkowanego mężczyznę, z drugiej natomiast młodą, niewinną oraz swawolną modelkę. (Wszyscy doskonale znają najsłynniejsze zdjęcie Marilyn, na którym wiatr podwiewa jej białą sukienkę; niewielu na-
Przeczytałem o be j rz a łe m odleciałem
Leon zawodowiec
47
tomiast zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę jest to kadr z filmu. Budząca kontrowersje w latach 50. XX w. scena stała się powodem rozwodu aktorki z mężem). Mimo iż światy dwójki bohaterów są tak różne, rodzi się między nimi pewna zażyłość, której żadne nie potrafi Sandra Kopyra zrozumieć. Minimalizm produkcji objawia się zarówno w liczbie postaci, jak i ograniczeniu miejsc akcji. Pozwala to skupić się widzowi na przeżyciach Stworzenie filmu, który na dobre zapiwewnętrznych bohate- sze się w historii kinematografii jest rów i dokładnym zrozu- arcytrudnym zadaniem. Udało się to mieniu ich motywacji. jednak Lucowi Bessonowi w 1994 roku. Warto wspomnieć w tym Obraz, którego jest reżyserem i scenamiejscu o tym, że scena- rzystą, dramat kryminalny zatytułoriusz powstał na pod- wany Leon zawodowiec to jeden z najstawie sztuki George’a bardziej kultowych filmów, a jego Axelroda o tym samym bohaterowie na stałe weszli do kanonu tytule. Teatralność jest popkultury. tu zatem pochodną speTytułowy bohater, Leon, jest płatcyfiki adaptowanego nym mordercą. Cechuje go zimny prodzieła, ujawnia się we fesjonalizm, z jakim wykonuje swój wspomnianym już reduk- zawód, który sam określa jako „sprzącjonizmie. Niektórzy tanie”. Leon ma jednak swoje zasady – dzisiejsi odbiorcy (przy- nie zabija kobiet ani dzieci. Jean Reno zwyczajeni do wartkich idealnie nadawał się do tej roli, tworząc narracji filmowych i spe- niezapomnianą kreację. Przeszywające, ktakularnych kreacji) martwe spojrzenie, skulona postura mogą zarzucić aktorom nie najlepszą grę, a reżysero- ciała, okrągłe okulary przeciwsłoneczwi zbyt duże skupienie na monologach i dialogach za- ne, wełniana czapka, długi czarny płaszcz. miast na prowadzeniu samej akcji. Jednak, moim zda- Wszystko w ciemnych odcieniach, aby niem, oszczędność środków wyrazu jest właśnie sporym się nie wyróżniać. Kolejną świetną kreacją aktorską, walorem estetycznym filmu – zachwyca, a w połączeniu z kokieteryjną grą Marilyn Monroe komponuje się tym razem żeńską, jest Matylda, grana przez Natalie Portman (co ciekawe w doskonałą całość. Słomiany wdowiec, mimo że jest lekką komedią oby- aktorka podczas zdjęć miała zaledwie czajową, podejmuje ważną kwestię, jaką są rozterki 13 lat!). Dziewczyna nie ma prostego mężczyzny stojącego o krok od zdrady żony oraz me- życia – ojciec zajmuje się handlem narchanizmy oddziałujące na decyzje kierujące jego ży- kotykami, matka bardziej zwraca uwaciem. Z pozoru prosty i mało wymagający, tak napraw- gę na wygląd niż dzieci, starsza siostra dę podejmuje ważne problemy towarzyszące nam na – dokucza. Jedyną osobą, o którą troszczy się Matylda, jest jej czteroletni brat. co dzień. Miłość, zdrada i pożądanie – wszystko to Jej wygląd i sposób zachowania pozwaznajdziecie w tym fascynującym dziele. lają zakwalifikować ją jako reprezenI chociaż nie ma wątpliwości, że trzeba umieć oglą- tantkę subkultury grunge. Młoda bundać filmy z poprzedniego wieku, które pod wieloma towniczka, w bluzce w paski, luźnej aspektami znacznie różnią się od tych dzisiejszych, to parce, nosząca okrągłe okulary, z nieodfilm gorąco polecam każdemu, kto ceni sobie intelek- łącznym papierosem – staje się portretualną przyjemność i, oczywiście, jest podatny na… tem pokolenia nastolatków dorastająwdzięki uroczej Marilyn Monroe. cych we wczesnych latach 90 XX w.
(1994, reż. Luc Besson)
48 B
rudnoporady
Na marginesie warto dodać, że wielu widzów zaszokowała postać palącego dziecka, zwróciła także uwagę krytyków. Besson wiedział jednak, co robi. Pewnego dnia w życiu Matyldy wszystko gwałtownie się zmienia. Skorumpowani policjanci, w zemście za niedotrzymanie umowy przez ojca nastolatki, mordują całą jej rodzinę. Jej udaje się uniknąć losu swoich bliskich. Wtedy właśnie wkracza w życie Leona i postanawia zostać płatnym mordercą. Między bohaterami rodzi się przyjaźń. W filmie Bessona – paradoksalnie – bardzo uwyraźnia się podział między dobrem, a złem. Postacie i ich postawy silnie ze sobą kontra-
Jak tu się uczyć?
S andra K opyra
stują. Mimo że Leon jest płatnym mordercą, ma – jak się szybko zorientujemy – dobre usposobienie, czego nie można powiedzieć o jego przeciwniku, Normanie Stansfieldzie (Gary Oldman). Ten zachowuje się zupełnie nieobliczalnie, ma twarz szaleńca. Zadziwia fakt, że Leon zawodowiec nie otrzymał żadnej liczącej się nagrody – Oscara, Złotego Globu, BAFTy czy Cezara. Jest to film, który zdecydowanie zasługuje na takie wyróżnienie. Na szczęście został doceniony przez widzów. Obraz zmusza do refleksji nad kategorią rodziny oraz moralnością. Jest to historia dwóch samotników, których łączy niezwykle silna więź. Polecam!
POZNAJ SWÓJ TYP PAMIĘCI
Większość z nas jest wzrokowcami, niektórzy jednak mogą mieć inny typ pamięci. Poznanie go wskaże najlepszy dla Zaczęło się. Kolejny rok szkolny – a co za tym idzie, zakuwanie nas sposób przyswajania informacji i wiele wyjaśni. nocami, w ciągu dnia stres. Jesteś zmęczony i niezadowolony… Wzrokowiec: najlepiej zapamiętuje poprzez czytanie, obCo zrobić, aby nauka nie była taka straszna, jak się wydaje? razy i wykresy. Szczególnie ważne dla tego typu pamięci jest prowadzenie uporządkowanych notatek. Słuchowiec: zapamiętuje najwięcej wtedy, kiedy słucha, 72% uczniów myśli, że zakuwanie to najlepszy sposób dlatego osoby z tym typem pamięci powinny uważnie słuna naukę. Nic bardziej mylnego! Ile razy siedziałeś nad chać na lekcjach. Można robić również notatki głosowe. książkami po nocach, zakuwając każdy szczegół, a rano Kinestetyk: uczy się wtedy, kiedy może się ruszać, lubi eksbudziłeś się i wiele z tego nie pamiętałeś? Tak naprawdę, perymentować, najlepiej zapamiętuje z modeli i obiektów kiedy zakuwamy, to uczymy się tylko tego, co na początku które można dotknąć. i na końcu, zapominając o tym, co w środku. Do tego dochodzi jeszcze zmęczenie nauką, zniechęcenie i znużenie. Przy nauce również ważne jest to co jemy i pijemy. Niektóre produkty mogą być bardzo pomocne przy siedzeniu nad książkami. Oto niektóre z nich: Celem nauki jest ulkoowanie informacji w pamięci, tak żeby pamiętać je na sprawdzianie, a potem maturze. Kluczem Banany – zawierają dużo glukozy, która jest paliwem dla do sukcesu są dobre notatki – ważna jest ich organizacja: mózgu, dodają energii. Dają również podobny efekt co segregatory, teczki, zeszyty, uporządkowanie informacji. czekolada. Twoje notatki powinny opierać się na słowach kluczach, Kakao i Czekolada – zawierają teobrominę, fenetylaminę a nie być jednym wielkim opisem. Najlepiej, jeśli zrobimy i kofeinę, substancje stymulujące pracę mózgu. Zawierają notatki np. w weekend, a potem powtórzymy je przed te- również magnez, który zapobiega zmęczeniu. stem we wtorek. Polepszy to pamięć o aż 60%! Skuteczne Orzechy – najlepsze są orzechy włoskie i migdały. Rówjest również przejrzenie notatek przed snem, a potem rano nież zawierają dużo magnezu, a także kwasów omega-3, – przy śniadaniu lub w autobusie. które zapobiegają utracie pamięci.
ZAKUWNIE – BRAK EFEKTÓW
PALIWO
NOTATKI SĄ DROGĄ DO SUKCESU
SEN!
Już w starożytności Rzymianie przykładali wielką wagę do snu – uważali, że jest najlepszym sposobem na regenerację i wypoczynek. W obecnych czasach wielu z nas uważa sen za marnotrawstwo czasu i śpi po 5–6 godzin, a potem w weekend „odsypia”. Jesteś roztrzepany, zmęczony i wiecznie o czymś zapominasz? To znak, że śpisz za mało lub po prostu źle. Ideałem byłoby zasypianie o 21, a wstawanie o 5. Dlaczego? Ponieważ od 21 do 24 jest najgłębsza faza snu, a od 4, najpłytsza – tak naprawdę jej nie potrzebujemy. Kiedy jesteśmy niewyspani to nasza pamięć szwankuje i trudniej nam się skoncentrować.
Kawa – najlepsze źródło kofeiny (tylko nie ta rozpuszczalna!). Najlepsza będzie filiżanka espresso na pół godziny przed rozpoczęciem nauki.
INNE WSKAZÓWKI
Zamknij Facebooka, Twittera, Snapchata. Nawet nie wiesz (lub po prostu nie chcesz tego przyznać), ile czasu tracisz. Muzyka relaksacyjna lub klasyczna pomoże ci w nauce. Przed nauką, aby się rozbudzić, dobrze jest wziąć prysznic lub wyjść na spacer. Najlepiej zapamiętujemy, ucząc się interwałem: 40 minut skupienia, 10 minut przerwy.
Słyszałeś już o wycieczkach z Pedagogiem?
Wciąż jeszcze stołujesz się w Casa dell' arte Biedronka?!
Zmień to! Wspieraj lokalny biznes, jedz pożywne posiłki Dokąd? Korona Gór Polskich, więc: tylko i wyłącznie (ich smak znasz z Przewięzi!) polskie góry (z wyjątkiem Tatr) w Szkolnym Bufecie!
•
Kino Femina (1938–2014)
Kiedy? Co miesiąc (oprócz ferii i wakacji) w dni wolne Bufet, ach Szkolny Bufet! od nauki szkolnej Codziennie niskie ceny! ;-) Z kim? Z Panem Pedagogiem Marianem Jaroszewskim i fajnymi ludźmi z Poniatówki Dla kogo? Dla każdego! Chodzą wszyscy! Nie trzeba być mistrzem chodzenia po górach, wystarczy chcieć! Koszt Koszty wycieczki ponosimy sami. Nocleg Chętni śpią pod namiotem, ale miejsce w schronisku zawsze się znajdzie Coś niezbędnego? Każdy posiada telefon komórkowy (na początku wycieczki podajemy sobie numery, na wszelki wypadek ) Warunek uczestnictwa Kultura osobista
Czytajcie pismo
więcej na: www.wogole.net
coming soon
Czy wiesz, że Poniatówka będzie miała Proście, a będzie Wam dane... nową stronę internetową? Współtworzą ją uczniowie. Zapraszamy wkrótce! Czekały na nie całe pokolenia
poniatowszczaków... Już wkrótce w VLO:
Szafki
o jakich zawsze marzyliście* *warto jest marzyć w granicach rozsądku
Drogi Czytelniku! Trwa nabór do redakcji „Brudnopisu”. Piszesz?, redagujesz?, rysujesz?, bawi cię DTP?, a może uwielbiasz poprawiać innych? Lubisz pracę zespołową i chcesz zdobyć cenne doświadczenia?
Dołącz do naszego zespołu! Czekamy na Ciebie!