5 minute read
WSPINAJĄC SIĘ NA FITZ ROY
from CRAGmagazine S19
by CRAGmagazine
WSPINAJĄC SIĘ NA FITZ ROY Sasha Yakunin
Advertisement
Jest 7.30 rano. Po dwóch godzinach podejścia z La Brecha w kierunku Fitz Roy South Wall czujemy się doskonale rozgrzani. Idąc, rozmyślam o drodze Californiana i próbuję się skoncentrować. Czeka nas długi dzień, a może nawet dwa. Nadszedł czas, aby się skupić, zebrać w sobie całą energię i siłę. Dokładnie w tym momencie, gdy moje ręce zaczęły wspinać się w pęknięciach ściany pierwszego wyciągu, mały mimowolny uśmiech rozciągał się na mojej twarzy i elektryczność wystrzelała w moje żyły. To była cholernie długa droga, aby tu dotrzeć i wreszcie to się dzieje naprawdę.
Patrząc wstecz, to była naprawdę długa podróż. Nazywam się Sasha i pracuję w centrali Black Diamond w Innsbrucku. W pewnym sensie wspinaczka już z góry określiła moją ścieżkę kariery, zawsze byłem podekscytowany mogąc przebywać w tym środowisku i współpracować ze światowej klasy marką od sprzętu wspinaczkowego. Zacząłem się wspinać 15 lat temu, zakochując się w lokalnych skałach na Krymie, na Ukrainie – w moim ojczystym kraju, spędzając tyle czasu w outdoorze, ile tylko mogłem. Pamiętam, jak czytałem fascynującą odyseję „Wspinaczka Fitz Roy” Ivona Chouinarda na temat tak odległego i prawdopodobnie nieistniejącego miejsca zwanego Patagonią. Pamiętam jego zdjęcie na okładce, kiedy wspinał się po zamarzniętej ścianie Fitz. To miejsce wydawało mi się tak nierealistyczne i utopijne.
Jednak z biegiem lat, z każdym nowym odwiedzonym spotem wspinaczkowym z mojej listy, Fitz Roy stał się coraz bardziej realny i przekształcił się w rzeczywistość, kiedy transportowaliśmy nasze wypełnione po brzegi sprzętem ciężkie plecaki na dworzec autobusowy El Chalten. Marzenie jest jak wirus. Odporny i wysoce zaraźliwy. Nawet najmniejsze ziarenko marzenia może rosnąć, aby cię zdefiniować, stać się większym i silniejszym. W pewnym momencie podświadomie rozumiesz, że wszystko, co robiłeś i do czego dążyłeś, było spowodowane i kierowane przez twoje marzenie. Dla mnie jest to nadal jeden z najbardziej mistycznych i intymnych procesów, które można zaobserwować – aby zobaczyć, jak rodzi się marzenie i prowadzi Cię do prawdziwej akcji, w którą zaangażowane są namacalne przedmioty, takie jak śruby lodowe czy camaloty.
Odkładając filozoficzne myśli na bok, nadszedł czas, aby się wspinać. Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że jeśli chcemy wspinać się w Patagonii, musimy być gotowi na to, aby myśleć poważnie. W Patagonii nie ma innej kategorii rozmiarów, oprócz tych ogromnych. Jest to jedyne określenie, które może mieć zastosowanie do wszystkiego, gdy mówimy o Patagonii. Podejścia są długie, przewyższenia znaczne, wspinanie rozległe. Nawet pojemności butelek piwa zaczynają się od 1l, a chipsy sprzedawane są w 1 kg opakowaniach.
Wybranie odpowiedniej strategii wspinania może być równie ważne, jak twoja wspinaczkowa forma. Dodatkowo, pogoda staje się istotnym elementem tej gry. Fitz Roy swoją nazwę zawdzięcza wściekłym wiatrom i nieoczekiwanym burzom. Ponieważ okna pogodowe są rzadkie i krótkie, oznacza to, że całe przygotowanie należy wykonywać podczas złej pogody. Aby wspiąć się drogą Californiana, zaczęliśmy zwiedzanie okolicy od złożenia depozytu w Paso Superior. W efekcie spędziliśmy dni na przecieraniu szlaku przez głęboki śnieg na lodowcu. Ale było warto. Nawet jeśli wymaga to dodatkowego czasu i wysiłku, znacznie ułatwia to akcje w dużych regionach górskich.
Wielkie, potężne góry to nie tylko fascynujące widoki i oszałamiające ściany, to przede wszystkim strategia i dyscyplina. Umieszczając nasz sprzęt wspinaczkowy i biwakowy w Paso, leżeliśmy poniżej w El Chalten jak lwy na sawannie, gotowi rzucić się na dobrą pogodę. Kiedy ta ostatnia w końcu nastała, wyskoczyliśmy z naszej kryjówki i zaatakowaliśmy, kierując się z wioski La Brecha de los Italianos, zabierając po drodze sprzęt i bezpośrednio podchodząc dwa tysiące pionowych metrów do południowej ściany Fitz Roy. To, co nazywamy „podejściem” w Patagonii, można uznać za odrębną wspinaczkę w innych miejscach na świecie i przynosi niezależną satysfakcję, gdy cel zostanie osiągnięty.
Następnego dnia, po zaparzeniu kawy i zjedzeniu posiłku, zaczęliśmy wspinać się do La Silla o 5.00 rano. O godzinie 7.00 znaleźliśmy się na pionowej ścianie, docierając do niej przez niesamowity labirynt światowej jakości granitowej skały, czasami całkowicie pokrytej lodem i śniegiem. Wspinaliśmy się w trójkowej kombinacji, która okazała się bardziej wydajna i łatwiejsza niż oczekiwaliśmy. Cały ciężar sprzętu mógł być podzielony między trzy osoby, zamiast dwóch. Nie wpływa to bynajmniej na prędkość wspinania, ponieważ lider wspina się z dwiema połówkami, a następnie drugi i trzeci wspinacz idą jednocześnie.
Po około 14 wyciągach droga przebiega przez grzbiet i łączy się z Supercanaletą, biegnącą wzdłuż południowej grani. Wspinaczka nigdy nie jest ekstremalnie trudna, choć ma kilka ciekawych odcinków, pęknięć i skomplikowanych fragmentów idących przez śnieg i lód osiadający w szczelinach. Bez względu na to, gdzie jesteś na tej drodze, sceneria jest zawsze niesamowicie dramatyczna, ponieważ linia drogi zwisa nad doliną Torre, a lodowiec Hielo Continental ciągnie się bezkreśnie w tle jak martwy ocean. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej epickiego niż widok z góry Fitz Roy, kiedy pogoda pozwala ci zobaczyć coś więcej niż tylko czubek twojego nosa.
Walcząc ze znalezieniem drogi na grzbiecie, ze zjazdami, trawersowaniem i ponownym wspinaniem myślę, że ustanowiliśmy naszą własną wersję graniowej części tej trasy. Chociaż wspinanie zawsze było zabawne i przyjemne, obserwowanie słońca uciekającego poza horyzont uświadomiło nam, że będziemy musieli spędzić noc na ścianie. Byliśmy bardzo podekscytowani i błędnie pewni siebie, że jesteśmy na to dobrze przygotowani. Noc okazała się zimna, mieliśmy tylko jeden śpiwór dla naszej trójki. Zbudowaliśmy coś w rodzaju ławki, izolując ją plecakami i linami, siedzieliśmy przez kilka godzin ze śpiworem na ramionach i przytulaliśmy się do siebie tak mocno, jak zwykle przytulamy naszych ukochanych.
Bez wątpienia wschód słońca na ścianie jest o wiele bardziej emocjonujący niż jego zachód. Pierwszy pocałunek światła na policzkach ogrzewa twoje ciało po wietrznej nocy i jest jak czysta miłość i czułość matki natury. Kiedy zdrętwienie ciała ustąpiło, rzuciliśmy się na ostatnie 300 metrów fenomenalnej oszronionej ściany, która w tej odsłonie wyglądała jak gigantyczne lustro, zalane porannym brzaskiem słońca. Pamiętam, jak stałem na szczycie i czekałem, żeby poczuć coś całkowicie wyjątkowego, próbując zapamiętać każdy oddech i każdą chwilę w moim umyśle, choć ku mojemu zdziwieniu nic nadzwyczajnego nie odczułem. Naszła mnie jedynie spokojna myśl: no cóż – to jest to.
Cel jest ważny, ale ma sens tylko dzięki prowadzącej do niego drodze. Dla mnie w tym wszystkim chodzi o proces, który może być długi i skomplikowany – proces szukania odpowiedzi w sobie, własnej motywacji i podtrzymywania ognia pasji. Proces absolutnej synergii ze środowiskiem wokół ciebie i poczucie, że żyjesz dla takich właśnie chwil. Żyjesz dla wspinaczki.