MAJOWE HARCE
jednodniรณwka 134 WDHiGZ 14.05.2014 Nakล ad: 45 egz.
NUMER 24
CZASOPISMO WARTE PRACY
Przygotowanie każdego numeru naszego czasopisma nosi znamiona męki. Zaczyna się od walk z szatą graficzną i układem szpalt, które wciąż należy poprawiać. Później przychodzi czas na ogólny szkic tematyki numeru - jakie artykuły będą do niego pasować, a które będą musiały zaczekać do kolejnego wydania.
Wydarzenia
Następnie przychodzi czas na współpracę z autorami. Większość z nich nie dysponuje wystarczającym czasem bądź nie ma wyobrażenia jak taki artykuł powinien wyglądać. Każdemu z nich trzeba poświęcić uwagę i zaoferować pomoc. Ostatnim etapem pracy jest skład polegający na wpasowaniu posiadanych tekstów do ram gazety i dodaniu do nich grafik. Tu następują ostatnie poprawki tekstów, by całość pasowała do siebie i mogła razem „zagrać”. Po tym następuje już tylko druk i rozdanie świeżych egzemplarzy zuchom Słonecznego Bractwa oraz harcerzom Czarneckich.
3
o odwołanym zjeździe chorągwi
3
o udzieleniu absolutorium całej komendzie hufca
3
o nie podjęciu przez zjazd ZHP ważnych decyzji
4
o liczebności chorągwi Stołecznej
4
o ogłoszeniu alertu Naczelniczki
4
o nowych zasadach w komisji stopni instruktorskich
5
o odwołaniu od uchwały komendy chorągwi
5
o krytyce nowego logo chorągwi
5
o wyborze delegatów na zjazd chorągwi
Artykuły
Po tym wszystkim przychodzi najtrudniejsze obserwowanie reakcji odbiorców. Czy wysiłek się opłacił? Czy artykuły są ciekawe? Czy można się z nich czegoś dowiedzieć, czegoś nauczyć? Często jest to moment zwątpienia dla redaktora numeru…
6
o wspólnych cechach Czarneckich i Bastionu - artykuł pwd. Tomasza Jednorowskiego
8
o reaktywacji Wierchów - dawnego szczepu z Powiśla - artykuł pwd. Krzysztofa Krystmana
Wywiad 10
Na szczęście wszystko mija kiedy przychodzi informacja zwrotna. Sam doświadczyłem tego kilka tygodni temu, kiedy podszedł do mnie Roch. Zapytał kiedy wychodzi kolejny numer naszego czasopisma i zaczął opowiadać mi o artykule, który zapamiętał z poprzedniego. Nie ma lepszej chwili dla redaktora numeru.
o pracy z kadrą, która daje dużo radości - wywiad z phm. Gabrysią Pawlak
Opowiadanie 12
o honorze zastępu dzięciołów - opowiadanie
Historia Daje to siłę do dalszej pracy, dalszego wymyślania tematów, dalszego zmieniania szaty graficznej… słowem: jest to siła napędowa kolejnego numeru. Pamiętajcie o tym czytając obecny.
14
o przydzodzie ze 134 - historia hm. Jakuba Czarkowskiego
16
o kalendarium wydarzeń
Rozrywka hm. Marcin Maryl HR Funkcyjny drużyny Czarneckich redaktor numeru
18
o krzyżówce
19
o rebusach
Wiedza 20
2
WSTĘPNIE
o harcerskim nakryciu głowy - rogatywce
ODWOŁANY ZJAZD CHORĄGWI W drugą środę października 2013 roku, jak grom z jasnego nieba, padła w internecie informacja o zwołaniu zjazdu chorągwi w celu wyboru nowej komendy chorągwi. Zjazd to spotkanie przedstawicieli wszystkich hufców (zwanych delegatami), podczas którego wybierane są władze oraz podejmowane są najważniejsze decyzje. Mimo tego, że o zarządzaniu chorągwią przez obecną komendę panują podzielone zdania (od pochlebnych do bardzo krytycznych), sama decyzja była zaskakująca. Zdziwiła ona instruktorów w hufcach tym szczególniej, że nie poprzedzały jej żadne sygnały o problemach, oraz dlatego, że termin zjazdu wyznaczono na „za miesiąc”.
Tłumaczenia Komendantki niewiele wnosiły. Było tak aż do momentu zgłoszenia się kandydata z hufca Żoliborz, gotowego na kandydowanie i stworzenie nowej komendy. Wówczas Komendantka prędko odwołała wcześniejszą zapowiedź. Okazało się, że zjazd miał być pretekstem do zmian w składzie komendy oraz do uzyskania większego poparcia chorągwi. Właśnie to był powód wyznaczenia tak krótkich przygotowań do zjazdu. Liczono, że nikt prócz obecnej komendy nie zdoła się zgłosić, a sama Komendantka uzyska większe poparcie niż w 2012 roku (wówczas głosowała na nią mniej niż połowa wszystkich uprawnionych do głosowania).
Ostatecznie zamiast decyzji Zjazdu, zmiany w składzie komendy dokonano uchwałą rady chorągwi. Obecnie mniej niż połowa siedmioosobowej komendy to instruktorzy wybrani przez zjazd.
ABSOLUTORIUM DLA CAŁEJ KOMENDY HUFCA 23 listopada dwudziestu dwóch instruktorów spotkało się na zjeździe, żeby ocenić półmetek kadencji władz hufca. Wszyscy instruktorzy komendy hufca otrzymali absolutorium, przy poparciu: 86% Sylwia (186), w 2011 otrzymała 72% 86% Ewa (134), w 2011 otrzymała 87% 82% Marcin (134), w 2011 otrzymał 90% 63% Konrad (186), w 2011 otrzymał 81% 54% Paweł (HKW), w 2011 otrzymał 97%
Marcin i prezentacja komendy hufca.
Na zjeździe prawie 60% głosujących poparło uchwałę Marcina dotyczącą ogłaszania opłacenia składek przez środowiska na stronie hufca, której efekt można podziwiać pod adresem: warszawacentrum.zhp.pl/ skladki/
ZJAZD ZHP NIE PODJĄŁ DECYZJI W zamian za to uchwalono utworzenie (bądź przedłużenie) prac zespołów:
• Przyrzeczenia i Prawa Harc. który ma sprawdzić czy należy zmieniać Przyrzeczenie i Prawo.
• Metodycznego który ma dokonać zmian w metodykach Obradujący w dniach 5-8 grudnia 2013 roku zjazd był najwyższą władzą ZHP. Podstawowym zadaniem delegatów z całej Polski była ocena dotychczasowych władz z perspektywy ich kadencji (4 lat) oraz wybór nowych. Prócz tego wpłynęło prawie 50 projektów
uchwał, w tym również te zmieniające najważniejszy dokument w Związku - statut. Reguluje on najważniejsze kwestie, według niego rozstrzyga się spory kompetencyjne. Delegaci podjęli jednak decyzję, że nie będą zmieniać statutu. Przez to większość uchwał nie była nawet dyskutowana.
3
WYDARZENIA
• Statutowego • Opcji zero które mają uprościć obecne przepisy oraz zadecydować o tym, jak ma wyglądać nowy statut organizacji.
CHORĄGIEW STOŁECZNA NAJLICZNIEJSZĄ W ZHP
Najliczniejsze chorągwie w ZHP to: Stołeczna 11 121 Wielkopolska 10 805 Śląska 10 540 Łódzka 7 964 Krakowska 7 163 Dolnośląska 6 081 Gdańska 5 363
1 stycznia 2014 roku Chorągiew Stołeczna została oficjalnie najliczniejszą chorągwią w Związku Harcerstwa Polskiego. Wpierw wyprzedziła o około 100 osób największą do tej pory Wielkopolskę. Obecnie przewaga nad nią urosła już do prawie pół tysiąca harcerzy. Jednocześnie największą chorągiew (Stołeczną) od najmniejszej (Opolskiej) dzieli liczba ponad 9,5 tysiąca harcerzy. Pokazuje to duże zróżnicowanie chorągwi. Tylko trzy chorągwie skupiają ponad 10 tysięcy harcerzy, pięć chorągwi ma w swoich szeregach od 5 do 8 tysięcy, w pozostałych ośmiu chorągwiach znajdują się prawie 22 tysiące harcerzy.
Oznacza to, że połowa chorągwi ZHP skupia zaledwie 24% członków. Jest to pokłosie przeobrażeń, jakim podlega ZHP od zmiany ustrojowej w 1989 roku. Zanikają drużyny wiejskie, reorganizacji podlegają jednostki miejskie. Jednocześnie trzeba zaznaczyć, że Stołeczna jest jedyną chorągwią działającą na terytorium aglomeracji warszawskiej. Granice pozostałych chorągwi wyznaczają granice województw. Gdyby połączyć chorągwie Stołeczną i Mazowiecką w jedną jednostkę, skupiałaby ona co szóstego harcerza w ZHP. Taka chorągiew liczyłaby prawie 16 tysięcy członków.
ALERT NACZELNIKA - HARCERZE DLA UKRAINY Druhna Naczelnik wykorzystała formę alertu by skoncentrować działania różnych środowisk harcerskich na rzecz wspólnego celu - wsparcia Ukraińców. Po raz pierwszy alertu naczelnika użyto w 1965 roku do opisania i opieki nad miejscami walk II wojny światowej.
cach i placach Kijowa, Główna Kwatera ZHP ogłosiła, że przystąpi do działań wspierających Ukraińców, w tym ukraińskich skautów.
Nowe logo chorągwi stołecznej w użyciu. 21 lutego 2014 roku, trzy dni po tragicznej śmierci kilkudziesięciu protestujących na uli-
Całość działań prowadzonych w ramach alertu Naczelniczki miała trwać do 23 kwietnia 2014 roku. Największy nacisk położono na zbieranie funduszy, które wydawane będą na Ukrainie, zgodnie z bieżącymi potrzebami. Możliwa była również zbiórka innych materiałów i przedmiotów. Przed ich kolekcjonowaniem należało się jednak skontaktować z Komisarzem Zagranicznym ZHP. Potwierdził on, czy właśnie to jest potrzebne Ukraińcom.
NOWE ZASADY W KOMISJI STOPNI INSTRUKTORSKICH Na marcowych obradach KSI zadecydowano o wprowadzeniu nowych zasad otwierania i zamykania prób na stopnie instruktorskie w hufcu Warszawa Centrum. Najważniejsze zmiany to: pojawienie się nowych wzorów wniosków, oświadczenia o opłaceniu składek oraz możliwość wystawiania opinii zamykającym próby przez wszystkich instruktorów .
Decyzje były motywowane uchwałą zjazdu sprawozdawczego (autorstwa Marcina) dotyczącą upublicznienia stanu opłacania składek przez środowiska oraz wynikami anonimowej ankiety zleconej przez komendę hufca. Oświadczenia o opłaceniu składek (patrz obok) zawierają miejsce na wpisanie numeru bądź daty dokumentu potwierdzającego opłacenie składek. W ten sposób harcerz udający się na komisję będzie się musiał zorientować, czy i w jaki sposób ma opłacone składki. Opinię może teraz wystawić każdy instruktor hufca. To pokłosie ankiety, w której znalazły się głosy, że komisja nie ma kompletu informacji o kandydatach. Teraz każdy może takiej informacji udzielić, o ile będzie w stanie podpisać taką informację swoim imieniem i nazwiskiem. O rozpatrywaniu opinii będzie decydować KSI.
4
WYDARZENIA
Nowy wzór oświadczenia o opłaceniu składek
ODWOŁANIE OD UCHWAŁY KOMENDY CHORĄGWI W pierwszy wtorek kwietnia 2014 roku, komenda chorągwi podjęła długo zapowiadaną uchwałę. Dotyczy ona opłat, jakie ponosić będą musieli zuchy, harcerze i instruktorzy, by mogło funkcjonować biuro chorągwi. Całość potrzebnej rocznie kwoty to około 550 tysięcy złotych. Takich pieniędzy brakuje do domknięcia budżetu. Stąd pierwotna nazwa opłaty - „składka 54”. Tyle musiałby rocznie zapłacić każdy członek chorągwi, by pokryć cały niedobór. Ostatecznie przyjęto rozwiązanie, wedle którego należy pobrać 24 złote od każdego członka oraz 4% od każdego wydatku z konta i kasy hufca. Jednocześnie nie jest tajemnicą, że jedyną wła-
dzą, która może nałożyć na zuchy, harcerzy i instruktorów taką dodatkową składkę członkowską jest Rada Naczelna ZHP. Informowano o tym członków komendy chorągwi, także podczas spotkania z instruktorami hufca Centrum. Mimo świadomości takiego stanu rzeczy, komenda chorągwi postanowiła zaryzykować i podjęła uchwałę nakazującą zbieranie pieniędzy hufcom. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Komendy hufców Pruszków, Piaseczno oraz Warszawa Centrum przygotowały odwołanie, które rozpatruje Główna Kwatera. Jeśli pismo zostanie rozpatrzone pozytywnie, pod znakiem zapytania staną również opłaty ponoszone przez organizatorów obozów w ZHP.
We dług przy jętej uchwały, Hufiec Warszawa Centrum powinien dodatkowo zbierać ponad 8 tysięcy złotych. Obecnie tytułem składek wpływa do jego kasy około 13,5 tysiąca złotych. Razem będzie to ponad 21,5 tysiąca.
KRYTYKA NOWEGO LOGO CHORĄGWI W kwietniu 2014 roku na stronie internetowej chorągwi stołecznej pojawiło się nowe logo. Od razu też pojawiły się głosy krytykujące nowy znak chorągwi. Najcięższym zarzutem pozostaje tryb, w jakim zaprojektowano logo - bez wiedzy kogokolwiek poza phm. Łukaszem Berezą (członkiem komendy chorągwi do spraw promocji), poza trybem konkursu wykorzystanym przy tworzeniu logo szkoły instruktorskiej (o czym pisaliśmy w poprzednim numerze). Krytycy podnoszą też, że logo jest zbyt skom-
postronnym.
Nowe logo chorągwi stołecznej w użyciu. plikowane, nieczytelne, sprawiające wrażenie braku stabilizacji i chaosu. Że źle dobrano użyte kolory, zaś całość nie ma związku z naszą organizacją i nie przekazuje żadnej treści osobom
Samo logo wzorowane jest na propozycji logo zlotu 70-lecia powstania warszawskiego, które zostało odrzucone w fazie przygotowań. Mimo krytyki najprawdopodobniej pozostanie w użyciu.
NASZ HUFIEC BĘDĄ REPREZENTOWAĆ DELEGACI
zdjęcie delegatów oraz hm. Haliny Bożek
Świeżo po biwaku majowym, bo już we wtorek 6 maja, nasza kadra wzięła udział w zjeździe nadzwy-
czajnym hufca Warszawa Centrum. Zwołano go, by podobnie, jak co cztery lata, instruktorzy wybrali spośród siebie dwóch delegatów na zjazd chorągwi Stołecznej. Ci, razem z komendantką hufca, wezmą udział w listopadowym zjeździe chorągwi, wypowiadając się i głosując w naszym imieniu.
Nasz hufiec na zjeździe chorągwi reprezentuje 2 delegatów oraz komendant. To niewiele w porównaniu z największymi hufcami:
Na miejsce obrad (do bursy szkolnej przy ul. Księcia Janusza) dotarło 20 instruktorów, spośród których aż 3 startowało w wyborach. Zebrani byli świadkami wręczenia podkładek, prezentacji przedstawicieli chorągwi oraz pytań i odpowiedzi zadawanych kandydatom.
Praga Płd. 8 delegatów Żoliborz 7 delegatów Mokotów 7 delegatów Wola 6 delegatów Pruszków 5 delegatów Piaseczno 4 delegatów
Ostatecznie wybrano dwóch harcmistrzów: Marcina Maryla (134, 18 głosow) oraz Jakuba Czarkowskiego (186, 12 głosów). Jednocześnie Marcin występuje w naszym imieniu również na zjazdach całego Związku Harcerstwa Polskiego.
Wszystkim hufcom przysługuje wybór jednego delegata na każdych 200 członków.
5
WYDARZENIA
BASTION I CZARNECCY MAJĄ WIELE WSPÓLNEGO PWD. TOMASZ JEDNOROWSKI
Pierwszy raz usłyszałem o drużynie Czarneckich gdzieś na początku roku 2010. Więcej mogłem dowiedzieć się dopiero kilka miesięcy później, na zlocie w Krakowie. Pracowałem tam razem z chłopakami z Gniazda dla Muzeum Harcerstwa. Był tam razem z nami Marcin Maryl, z którym znaliśmy się jeszcze z warsztatów zastępowych. Wtedy skojarzyłem, że on jest drużynowym Czarneckich. Choć drużyna działała już od jakiegoś czasu, dopiero po zlocie zacząłem ją poznawać. Wcześniej ani nikogo nie pytałem, ani też nie sprawdzałem rozkazów hufca i w sumie niewiele wiedziałem o Czarneckich. Dopiero po zlocie, w 2010 albo 2011 roku, zapytałem, czy mogę i przyszedłem na jakąś zbiórkę w piątek. Zresztą nie wiem, czy przyjście na zbiórkę dało mi dużo wiedzy. Raczej widziałem tam pojedyncze jednostki, jakieś zastępy. Ale nie widziałem całości. Może dlatego na całą drużynę patrzę raczej przez pryzmat kursów zastępowych. Podoba mi się, jak Czarneccy wytwarzają własną osobowość przez te kursy. Własny styl, nietypowe podejście. Nazwy statków, kotwice i kompasy, noszenie dodatkowych chust, obrzędy - to niezłe
źródło inspiracji. Pewnie dlatego Czarneccy mieli duży wpływ na rozwój mojej drużyny - Bastionu. Tym większy, że w wielu etapach mojego rozwoju patrzyłem na Marcina, jako jeden ze wzorów drużynowego. Patrząc na niego, wiedziałem jaki dobry drużynowy powinien być.
sprzęt, swój namiot o które będą dbać. Jeśli sami nie zadbają o taki namiot, nie będą mieli w czym spać na obozie. To da większe poczucie odpowiedzialności za sprzęt. Ważne przy tym, żeby nie nazywać na siłę sprzętu szczepowym. Żeby to zadziałało, musiałoby być rozdane drużynom, a w nich podzielone na zastępy.
Oczywiście nie wszystko było (i jest) idealne. Według mnie, przydałoby się zwiększyć wymagania stawiane uczestnikom kursów zastępowych. Wprowadzić egzamin albo trudne zadania do wykonania, bo według mnie jest czasami zbyt luźno i nie każdemu zależy tak samo mocno na ukończeniu kursu.
A jakby zastęp poszedł w rozsypkę, to przejmować go powinna kadra drużyny i chomikować dla kolejnych zastępów, które dopiero będą zakładane. To drużynowy musiałby użyć swojego autorytetu, charyzmy i wpływu na harcerzy, żeby oni dbali o ten namiot, póki co „niczyj”. Albo, jeśli długo nie pojawi się nowy zastęp, ten namiot mógłby być przekazywany wewnątrz szczepu lub wewnątrz hufca. Choć to trochę sprawa przyszłości, ważne, żeby już dziś zrozumieć, co jest podstawą takiego pomysłu. W porównaniu zastępu i drużyny, myślę, że drużyna jest ważniejsza. Jednocześnie nie ma drużyny bez zastępu (takiej dobrej drużyny). Zastęp jest takim organem w organizmie drużyny. I niby można wytrzymać bez jednego organu, chyba że to np. wątroba. Wtedy się nie wytrzymuje. I tak jest z zastępami.
W kursach Czarneckich jest też słaba promocja, bo nie przyciągają uwagi tylu osób ilu by mogło. A mogło je ukończyć więcej absolwentów. A tak jest strata dla hufca. Bo kursy Czarneckich są fajnie robione, podobają mi się i dobrze byłoby gdyby więcej zastępowych mogło je przejść. Jak już stwierdziłem: drużyna Czarneckich podsunęła mi wiele pomysłów na prowadzenie mojej drużyny. I to nie tylko kursy, ale całe podejście Czarneckich. Do zbiórek, biwaków, kadry… To pokazało mi, jak bardzo ważny jest zastęp. Zainspirowało mnie. Przede wszystkim uważam, że świetne były zbiórki zastępów. Fakt, że w Bastionie zbiórki zastępów przeplatają się ze zbiórkami drużyny, to się wzięło od Czarneckich. A to przecież nie koniec - to powinno iść dalej. Dla mnie ideałem jest, żeby k a ż d y zastęp miał swój
Wracając do sprzętu i innych rzeczy - potrzebny jest też majątek drużyny, takie rzeczy wspólne. Tak jak Czarneccy mają sztandar, moja drużyna ma proporzec. Proporzec ten ma już dziesięć lat i choćby dlatego jest niezwykły. Jest ważny, bo była kiedyś drużyna o tej samej nazwie, co nasza. Prowadził ją Kuba Czarkowski, który jest doktorem, harcmi-
pwd. Tomasz Jednorowski - drużynowy 186 WDHy „Bastion”
6
ARTYKUŁ
strzem, który miał wiele odpowiedzialnych funkcji, który do czegoś w życiu doszedł. Proporzec ten wykorzystujemy na przyrzeczeniach. Przyrzeczenie w mojej drużynie, składa się na niego, a nie na flagę Polski. Choć nie bierzemy go na gry, to jest z nami na przykład w trakcie apelów. Próbowaliśmy też wprowadzić proporce zastępów. Były na przykład na obozie. Ale to byłaby obraza dla prawdziwych, gdyby te zwitki materiału nazwać proporcami. Kilka razy podejmowaliśmy próbę, żeby je stworzyć, póki co nieskutecznie.
Czarneccy już robili koszulki zastępów. W ogóle sam pomysł, żeby się uprzeć i wprowadzić koszulki drużyny wziął się z tego, że u was były już koszulki. I trochę to, co się nie udało z proporcami, zrobiliśmy na obozie z koszulkami. Każdy zastęp zrobił szablon i spray'owaliśmy koszulki. Świetnie to wyszło. Ja jako drużynowy zebrałem szablony wszystkich zastępów i naniosłem je na swoją koszulkę. Żeby pokazać, że poczuwam się do nich. Zrobiłem to, bo trzeba wspierać zastępy. Gdyby nie one wiele rzeczy byłoby gorsze, a drużyna nie byłaby dobra. Ale nie wszystko jest super. Przecież zastępy też się rozpadają i wcale nie jest z nimi łatwo, lekko.
Bastion różni się od Czarneckich też tym, że harcerze nie mają plakietek drużyny. Nie ma jakiegoś znaku odróżniającego ich od znaczek biwaku Czarneckich i Bastionu harcerzy z innych drużyn. w Pruszkowie (22-24 III 2013) Co prawda, kiedyś był Przede wszystkim zastępy pomysł, żeby odlać baopierają się na zastępostion i przypinać go do rękawa. Nie zrobiłem wych. Ja, na przykład, miałem trudność, żeby tego trochę dlatego, że nie ma już miejsca na zastępowi pisali konspekty zbiórek, żeby się mundurze. Bo prawy rękaw jest na sprawności, przekonali do tego, że trzeba się przygotować a lewy jest już zajęty przez plakietkę hufca i do zbiórki. Żeby nie zapominali o swoich zbiórplakietkę szczepu albo plakietkę szczepu in spe kach zastępów. Zajęło mi to dużo czasu, a to (czyli miejsce zostawione w nadziei na plakietprzecież tylko jeden problem. kę szczepu, której w szczepie Gniazdo nie mają wszyscy). Oczywiście z częścią wyzwań nie uporałem się do dzisiaj. Ciężko jest wytworzyć inicjatywę. Są też rzeczy, które robimy podobnie. Często Albo chęci do działania. Może ja tego nie potrainspirowane wcześniejszymi działaniami Czarfię? Żeby na przykład zastęp miał sam pomysł neckich. Na przykład z koszulkami w Bastiona jakąś akcje. Żeby szeregowy członek zastępu nie też poszliśmy śladem 134. Kiedy my też coś proponował. dopiero zaczynaliśmy robić koszulki drużyny,
186 Warszawska Drużyna Harcerzy „Bastion” Drużyna powstała w marcu 2011 roku w wyniku podziału 186 WDHy „Batalion” na dwie drużyny. Podziału dokonano według kryterium wieku. Najmłodsi harcerze trafili do nowoutworzonej drużyny „Bastion”, którą prowadzi Tomasz „Jednorożec” Jednorowski. Starsi utworzyli drużynę „Batalion”, która obecnie funkcjonuje jako 186. Warszawską Drużynę Wędrowniczą Rekonstrukcji Historycznej „Ragnarök”. Harcerze „Bastionu” współtworzą szczep 186 WDHiGZ „Gniazdo” im. Józefa Bema. Noszą czarnoczerwone chusty, które wiążą jak krawaty. Godłem drużyny jest rysunek wieży - bastionu.
proporzec 186 WDHy „Bastion”
7
ARTYKUŁ
WIERCHY TO NAZWA SZCZEPU, KTÓRY DZIAŁAŁ NA POWIŚLU PWD. KRZYSZTOF KRYSTMAN
Pierwszy raz o Wierchach usłyszałem, kiedy pojechałem na obóz w 2008 roku do Białego Brzegu. Było to zgrupowanie szczepu 186 „Gniazdo”, ale w obozie harcerskim znalazło się dwóch chłopaków z 243 – Bartek Makles i Kuba „Czarny” Sampławski. Pojechali z innym środowiskiem, bo Wierchy wtedy już nie działały i nie organizowały własnego obozu. Jak sięgam pamięcią, to chyba wszystko, co mówili o swoim środowisku. Temat wrócił do mnie po kilku latach, gdy wczesną wiosną 2012 roku umówił się ze mną Kuba Czarkowski. Mówił, że chce pogadać o wszystkim i o niczym, ale temat szybko zszedł na prowadzenie jednostki. Wtedy wprost zapytał mnie, czy chciałbym zostać drużynowym. Ja, po chwili zastanowienia, odpowiedziałem, że chciałbym, ale nie ma śro-
dowiska, które by potrzebowało nowego drużynowego, nie ma też szkoły, w której mógłbym założyć jednostkę. Usłyszałem wtedy o możliwości odrodzenia Wierchów i o tym, że mogę wziąć w tym udział. Nie zgodziłem się od razu. W międzyczasie dostałem wiele obietnic wsparcia od wielu osób. Byli to, między innymi, starzy instruktorzy Wierchów: komendant szczepu Maciek Głowicki, Michał „Naran” Naranowicz... Mówili mi, że jeśli będę potrzebował czegoś konkretnego, to oni to dla mnie zrobią. Równie cenne, a może cenniejsze było wsparcie kadry Czarneckich – Gabrysi i Marcina, oraz drużynowego „Bastionu” Jednorożca (Tomasza Jednorowskiego). Na nich mogłem i mogę dalej liczyć: pomogą radą, podrzucą ludzi do pomocy na imprezie, pożyczą proporce... To niby nieduże rzeczy, ale jako drużynowemu niezwykle przydatne. A każdemu drużynowemu bez wsparcia jest naprawdę ciężko. Co bym zrobił bez niego? Czy bym się zdecydował? Myślę, że tak. Jeszcze przed rozmową z Kubą byłem dość przekonany o tym, że chce działać, że chcę założyć drużynę. Niemniej trudno powiedzieć, co bym zrobił bez przyjaciół. Na szczęście miałem to wsparcie i nie muszę wiedzieć, co by było bez niego. Nie oznacza to, że prowadzenie samodzielnej drużyny jest łatwe, choć praca ta nie różni się aż tak wiele od działania w kadrze normalnej jednostki w szczepie. Zresztą budowanie środowiska całkowicie od zera też jest dość trudne. Myślę jednak, że nie ma znaczenia, czy drużyna ma reaktywować środowisko, czy nie. Samodzielni drużynowi od samego początku muszą pokonywać trudności - cały skład drużyny przyciągają akcjami naborowymi, co w mieście takim jak Warszawa bywa kłopotliwe. Nie ma żadnego zalążka zuchów, nie ma nikogo, kto by wcześniej był harcerzem i mógł wesprzeć te działania. Myślę, że było m i
8
ARTYKUŁ
łatwiej, bo byłem już wcześniej raz kadrą w 186 WDHy „Batalion” oraz drugi raz, trochę później, w drużynie o tym samym numerze, ale innej nazwie: „Bastion”. Z Batalionem to długa historia. Sam dołączyłem do drużyny w 2008 roku, na wspomniany już obóz w Białym Brzegu. Drużynowym był wtedy Owca, czyli Rafał Owczarzak. Drużyna z początku działała, ale jemu się coraz mniej chciało i po kolejnym obozie jednostka się rozpadła. Owca w którymś momencie w ogóle się odłączył i zostawił drużynę bez niczego. Wtedy, jakoś na wiosnę 2010 roku, Kuba Czarkowski zebrał resztki tej drużyny, zebrał też resztki drużyny harcerek – Watry, i zrobił obóz w Gawrych Rudzie. Mimo różnych trudności, wyszedł bardzo fajny obóz, który bardzo dobrze wspominam. Było wtedy strasznie dużo kadry, bo Kuba wyciągnął sporo osób na funkcje. W tym mnie i Jednorożca. Po tym obozie obaj byliśmy w kadrze Batalionu, który miał być podzielony na dwie drużyny. Wszystko dzięki świeżemu napływowi zuchów, który mógł być podstawą przyszłej drużyny. Drużynowym młodszej części miał być Jednorożec, a ja miałem prowadzić Batalion. Potem, jakoś zimą, zdarzyło się tak, że na zbiórkę przyszedł Owca. Trochę powspominał i myślałem, że one chce odwiedzić stare śmieci. Niczego nie podejrzewałem. Szybko okazało się, że zachciało mu się znowu zostać drużynowym. I co najgorsze, po tym jak opowiedział swoją wersję historii, chłopaki z Batalionu z miejsca go poparli. Ja wtedy im powiedziałem, że to chromolę i nie chce być kadrą w tej drużynie. Jak tylko się okazało, że Owca ma pracować sam i robić wszystko, on też powiedział, że to chromoli.
Niby mogłem wrócić, ale ja już wtedy miałem awersję do chłopaków z Batalionu... Powiedziałem im, że nie chcę być drużynowym ludzi, którzy powiedzieli mi przy mnie, że wolą Owce. Ja się z tym źle czułem i zamiast z nimi, zostałem przybocznym u Jednorożca. Batalion zgodził się prowadzić Filip, zresztą wcześniej przyboczny w tej drużynie. On był też drużynowym zuchowym, więc swojemu przybocznemu przekazał gromadę zuchową. Na tym by się skończyło, gdyby nie lato 2011 roku. Pojechaliśmy wtedy wszyscy razem na potworny obóz w Gawrych Rudzie. Ciężki strasznie, bo Filip i Jednorożec się strasznie nie lubią. A byli obaj w kadrze obozu, którego ja byłem komendantem. Codziennie mieli ze sobą spiny, a ogarnięcie tego łatwe nie było. Potem, jak drużyny się rozdzieliły i każdy z nich prowadził swój obóz, to szło bardzo fajnie.
W tym czasie się wykruszyła jedna osoba kadry – Magda Sójka. Zimą jeden z harcerzy wszczął bójkę na zbiórce, więc nawet ta czwórka się totalnie rozsypała. Potem robiliśmy kolejne akcje i po nich przyszedł Eryk – nasz najlepszy harcerz, który przez pół roku praktycznie sam chodził na zbiórki. To, że Eryk z nami był nie pozwoliło nam rzucić tego w diabły. Przez to, że nie było wystarczającej liczby harcerzy, obozu latem 2013 też nie było. Mój przyboczny – Ewok, prócz tego, że był w kadrze Wierchów, był też przybocznym w gromadzie zuchowej w szczepie „Gniazdo”. Dlatego na kolonię pojechał z zuchami, z którymi pracował w ciągu roku. Ja byłem oboźnym na kolonii zuchowej, gdzie była gromada 243 prowadzona przez Tomka Sójkę.
Problemy z dyrekcją sprawiły, że po wakacjach Z tych dwóch drużyn wybrałem Bastion, gdzie zastanawialiśmy się nad zmianą szkoły, spróbodrużynowym był mój kumpel. Pracowało waniem gdzie indziej. Mieliśmy taką możmi się dobrze, choć nie chciałem być liwość, bo na Powiślu jest jeszcze cały czas jego przybocznym druga szkoła na Kruczkowskiego. chciałem też mieć swoją drużynę. Zastanawialiśmy się czy się przeDlatego, jak padł pomysł, że nieść, a jeśli tak to czy wszyscy mógłbym mieć swoją drużynę, naraz. Gdzieś w okolicach listoswoje środowisko, zdecydowapada, ogarnęliśmy się wreszcie i łem się. To było na tyle ciekazaczęliśmy tam prowadzić we, że postanowiłem w to zbiórki harcerskie. Zrobiliśmy pójść. Odłączyłem się od Jednoakcję po której przyszło 13 osób. rożca i zacząłem działać bez To była ta sama akcja, po której na drewnianej przyszły 4 osoby. To żadnych problemów i żadnej przebyła taka zmiana na lepsze i duża rwy. To było możliwe, bo decyzja o motywacja dla nas. Potem tym, że chcę działać w znaczek biwaku majowego Czarneckich było jeszcze trochę zmian, Wierchach zapadła, reali Wierchów w Łodzi (30 IV - 4 V 2014) ale już jest taka ósemka, nie, kiedy już wiedziaktóra chodzi zbiórkę w łem, że będę miał swoją zbiórkę. kadrę, jeszcze na obozie, gdzie byłem z Bastionem. Także nie było żadnej Ewok stwierdził, że też chciałby mieć swoją przerwy. Zmieniłem barwy i od września zacząjednostkę i założył gromadę na Kruczkowskiełem w nowej szkole na Drewnianej. go. To było jeszcze, gdy działała gromada Tomka Sójki. On się nie przeniósł z nami, bo miał na Start był taki, że po pierwszej akcji mieliśmy miejscu trochę zuchów i znał rodziców. Ale czterech harcerzy. Z nimi pracowaliśmy, oczypotem kierowniczka gospodarcza dołożyła wiście robiąc też kolejne zbiórki i akcje, podmu kolejne problemy i w końcu on czas których próbowaliśmy ściągać kolejnych przestał prowadzić zbiórki zuuczniów. Ci, którzy brali udział w naborach, chowe. Mniej więcej w tym albo się nie pokazywali w ogóle, albo przychosamym czasie Ewok dzili tylko na 2-3 zbiórki. zrobił pierwszą akcję. Po niej niemal musiał opędzać się kijem od tych zuchów, bo ich przyszła cała trzydziestka. Gdyby nie to, że pomogli mu krewni i znajomi, to by tego nie mógł ogarnąć. Ściągnął na pierwszą zbiórkę nawet Asię Orlutę i Adę Chojnacką z gromady 134. I tak się nam to kręci. Ja wciąż prowadzę drużynę, którą założyliśmy dwa lata temu pod nazwą Wierchy. To była nazwa dawnego szczepu, który funkcjonował na Powiślu. Stało się tak, bo wpierw nie mieliśmy jakiegoś szczególnego pomysłu i postanowili-
9
ARTYKUŁ
śmy nawiązać do tego środowiska. To miała być taka drużyna – matka, z której się ono odrodzi. Myślimy jednak nad tym czy tej nazwy nie zmienić, tak by znaczyła ona coś dla obecnych harcerzy. Tym szczególniej, że p l a n u j e m y w przyszłości powołać kolejną drużynę. Obecnie mamy kilka propozycji nazw. Jedna, która mi się podoba to „awangarda”, choć takich drużyn jest zbyt wiele. Dobrze mi się kojarzy też szwadron – sam przecież działałem kiedyś w Batalionie. Jeszcze było kilka propozycji, mam gdzieś zapisane razem z innymi planami na przyszłość. Wśród nich jest zwiększenie liczebności drużyny, no i może też włączenie się w działania drużyn Grunwaldzkich. To jest coś, co bardzo mi się podoba. To motyw, który jest bliski harcerstwu.
PRACA Z KADRĄ DAJE MI DUŻO RADOŚCI PHM. GABRIELA PAWLAK, DRUŻYNOWA CZARNECKICH
Gabrysiu, jaki masz stopień? Gabrysia Pawlak: Podharcmistrzyni. Ale za krzyżem masz granatową podkładkę… Tak, rzeczywiście. Nie mam jeszcze zielonej podkładki pod krzyżem, ponieważ jeszcze jej nie otrzymałam. Podkładkę wręcza podharcmistrzom ich opiekun. Ja stopień zdobyłam stosunkowo niedawno, więc wciąż czekam. Póki co noszę granatową - przewodnikowską.
czy nie. W składzie naszej Komisji jest Marcin, więc nie jest tak strasznie. Czy to dobrze, że opiekun próby instruktorskiej pracuje w tym samym środowisku co jego podopieczny?
A co było w Twojej próbie? Do zrobienia miałam 10 punktów, które dotyczyły różnych rzeczy, w dużej części naszej drużyny. Między innymi razem z Krisem, drużynowym 243 Wierchy, prowadziliśmy kurs zastępowych „Czerwony Szkuner”, co było dla mnie najfajniejszą rzeczą do zrobienia. Najtrudniejszym moim zadaniem było stworzenie audiobooka jakiejś harcerskiej książki, co zaczęłam robić, ale okazało się zbyt trudne i czasochłonne dla mnie. W próbie instruktorskiej nie chodzi o to, żeby wykonać wszystkie punkty, tylko, żeby osiągnąć pewien poziom. Kto Ci pomagał osiągnąć ten poziom? Kto był Twoim opiekunem? Opiekunem mojej próby była Ewa Czarkowska z naszego środowiska 134.
A co trzeba zrobić żeby zostać podharcmistrzem? Tak jak przy większości stopni, trzeba otworzyć próbę. Ale żeby to zrobić, trzeba znaleźć sobie opiekuna, który pomoże ją ułożyć i będzie pomagał podczas wykonywania zadań. Opiekunem podharcmistrzów mogą być harcmistrzowie oraz, w drodze wyjątku, instruktorzy z otwartą próbą na stopień harcmistrza. Potem, z próbą ułożoną we dwoje, trzeba przyjść na spotkanie Komisji Stopni Instruktorskich naszego hufca, która ją zatwierdza bądź nie. Komisję tworzą harcmistrzowie, którzy zbierają się co miesiąc i oceniają czy ktoś może zdobyć stopień instruktorski
Jak wam się współpracowało? Bardzo dobrze, bo z jednej strony zawsze mogłam liczyć na wsparcie i pomoc ze strony Ewy, a z drugiej on nigdy nie wymagała ode mnie zbyt wiele w jednym momencie. Pomagała mi, kiedy tego potrzebowałam, podpowiadała różne rzeczy, ale na koniec dawała mi pracować samej. Pomocne też było to, że Ewa również miała w tym samym czasie otwartą próbę, tyle że harcmistrzowską. Dzięki temu mogłyśmy się nawzajem wymieniać wynikami naszej pracy.
10
To zależy dla kogo. Jest to dobre, ponieważ taką osobę częściej spotykasz, częściej masz okazję z nią porozmawiać i taka osoba widzi cały czas twoją pracę i co już ci się udało zrobić. Z drugiej strony oznacza to, że już ciebie zna i niekoniecznie potrafi patrzeć na to, co robisz bezstronnie. Jeśli ktoś potrzebuje opiekuna, który może cały czas nadzorować realizację próby - to tak jest lepiej. Ewa też ma otwartą próbę, ale harcmistrzowską - czym ona się różni? Stopień harcmistrza to najwyższy z trzech stopni instruktorskich. Takie próby otwiera się nie w Komisji Stopni Instruktorskich hufca, ale w Komisji chorągwianej, która spotyka się w lokalu chorągwi przy ulicy Piaskowej. Próby oceniają harcmistrzowie z całej chorągwi: z Woli, Otwocka, Mokotowa, Milanówka... Harcmistrz nie jest stopniem dla wszystkich. Zdobywają go ci najbardziej doświadczeni instruktorzy. Harcmistrz to osoba rozpoznawana, która może pracować na polu całego związku. Bycie podharcmistrzem to jeden z warunków otwarcia próby harcmistrzowskiej.
Kadra Obozu Czarneckich W 2013 roku (Camelot)
WYWIAD
Marcin też niedawno zamknął próbę. Czy harcmistrzowie dają coś środowisku? Przede wszystkim pokazują, że cały czas się rozwijają. Choć nie ma kolejnych stopni instruktorskich do zdobycia, Marcin i Ewa uczą się nowych rzeczy, czytają i obserwują co m o ż n a fajnego dodać do działań 134. Dają dobry
przykład nie tylko harcerzom, lecz także kadrze.
Każdy może zostać instruktorem?
Oczywiście, nasi harcmistrzowie mają też dużo większe doświadczenie, którym dzielą się w razie potrzeby i robią to całkiem często przy pracy w gromadzie i drużynie.
Nie, nie każdy. Przede wszystkim trzeba być harcerzem i żyć zgodnie z Prawem Harcerskim. Do tego należy mieć minimum 16 lat, żeby móc otworzyć próbę na stopień przewodnika, czyli pierwszy stopień instruktorski.
A Mateusz i Asia? Oni zamykają próby przewodnikowskie w tym roku. Będą piątym i szóstym instruktorem w 134. Czy aż tylu jest potrzebnych na Fabrycznej? Osobiście uważam, że każda osoba będąca kadrą w środowisku musi posiadać stopień i być instruktorem. To daje jej pewne przygotowanie i pokazuje, że kadra nie tylko pracuje żeby harcerze mieli ciekawe zbiórki i zdobywali sprawności, ale także pracuje nad samymi sobą. Daje jej to też możliwość pełnienia różnych funkcji, na przy kład d r uży n o w e g o. Oczywiście niekoniecznie każdy i niekoniecznie od razu, ale może w przyszłości?.
Szesnaście lat to uczniowie liceów i techników. Co w takim razie mogą robić gimnazjaliści w naszej drużynie? Dla gimnazjalistów mamy próby harcerskie, czyli odkrywca i ćwik dla harcerzy oraz pionierka i samarytanka dla harcerek. Jeśli chodzi o to, kim mogą być w drużynie, to pod koniec gimnazjum mogą zostać członkami kadry i pracować jako funkcyjni drużyny. Taką funkcję pełni u nas obecnie tylko Marcin. Czym się zajmują funkcyjni drużyny? Funkcyjni pomagają drużynie w jej konkretnych działaniach i drużynowemu w zadaniach, które zleci. Marcin, na przykład, jest funkcyjnym do spraw pracy z zastępowymi, bierze udział w zbiórkach Sów, organizuje kursy zastępowych i prowadzi na nich zajęcia... Czy kolejni funkcyjni będą się zajmować tym samym, czy też masz dla nich inne propozycje? To oczywiście zależy też od nich samych. Mogliby na przykład opiekować się sprzętem drużyny, zajmować fotografowaniem działań drużyny i wrzucaniem ich do sieci (ciągle przecież robimy zdjęcia na wszystkich zbiórkach, biwakach i obozach), zbierać składki, rozliczać pieniądze... Tak naprawdę mogą robić wszystko to, co jest potrzebne w drużynie, czego nie muszę robić ja jako drużynowa.
To co zrobić, żeby zostać jednym z instruktorów?
Żeby zostać instruktorem trzeba wybrać sobie opiekuna próby - na przykład mnie, Ewę albo Marcina. Potem ułożyć odpowiednie zadania i odwiedzić obrady hufcowej Komisji Stopni. Po oficjalnym otwarciu wykonuje się zaplanowane działania. Kiedy już się uda je skończyć, opisuje się wszystko w raporcie i znów idzie się do Komisji, która może wnioskować o zamknięcie phm. Gabriela Pawlak próby i przyznanie stopnia (tak Drużynowa Czarneckich samo jak w przypadku podharcmistrza). Na sam koniec składa się zobowiązanie instruktorskie - podobne do Przyrzeczenia Harcerskiego, tylko, że dla instruktorów. Bycie funkcyjnym to sama praca czy też mają oni jakieś prawa?
Mają, jak każdy u nas w drużynie. Przede
11
WYWIAD
wszystkim mogą brać udział w różnych działaniach drużyny zbiórkach, wyjazdach i kursach. Co do kursów, z kasy drużyny możemy im dofinansować różne szkolenia: ratownicze, instruktorskie. Jako członkowie kadry drużyny wchodzą w skład Sów, więc mogą brać udział w ich z b i ó r k a c h i w Konwentach Funkcyjnych, gdzie mogą brać udział w każdym głosowaniu. Czy lubisz pracować z funkcyjnymi i z całą kadrą drużyny? Czy taka praca będzie częścią Twojej próby harcmi str zow skie j (o ile taką próbę otworzysz)? Oczywiście zamierzam otworzyć próbę harcmistrzowską w przyszłości, ale muszę poczekać jeszcze rok taki jest minimalny okres między zdobyciem jednego stopnia instruktorskiego a otwieraniem próby na kolejny. Myślę też, że praca z funkcyjnymi będzie częścią mojej próby. Każdy program zdobywania stopnia powinien być powiązany z tym, co robimy na co dzień, a praca z kadrą Czarneckich, to jeden z moich obowiązków. Daje mi ona także dużo radości i nie chcę z niej rezygnować.
HONOR NA KORYTARZU HM. MARCIN MARYL
Długie „drrrrrrrr” połączyło się z naszym krzykiem. Większość wrzeszczała „wolność” i „nareszcie”, a przynajmniej tak mi się wydawało. Były oczywiście i wyjątki. Tomek na przykład ryczał jakąś samogłoskę. Kto wie, może nie miał nic konkretnego do przekazania? Jednak bez względu na rodzaj wydawanego dźwięku, wszyscy razem próbowaliśmy przekrzyczeć Panią od przyrody. Ta patrzyła się na nas, gdy bez ładu i składu wstawaliśmy. Chyba usiłowała nawet coś powiedzieć, gdy klasa wrzucała zeszyty do plecaków. A już zupełnie się poddała, gdy drzwi otworzył Mucha i tłum uczniaków zaczął się wylewać na korytarz. Na Muchę, w takich sprawach, można zdecydowanie liczyć. Oczywiście ja nie tłamsiłem się z resztą klasy w przejściu. Jeśli stracili już długie czterdzieści pięć minut ze swojego życia, to po co tracić kolejną na przepychanie się z Bierzowskim (przez osobne „r” i „z”, a nie „rz”) czy Makusiakiem? Zamiast tego, gdy pozostali parli w kierunku drzwi, ja dokańczałem przepisywanie z tablicy pracy domowej. Stojąc przy mojej ławce i jedną stopę kieru-
jąc już w stronę drzwi, mocno dociskałem długopis zmęczoną ręką. Wiedziałem, że mogę wyjść dopiero, gdy dokończę ostatnie zdanie. Nie chcę testować rodziców po awanturze, jaką miałem ostatnio w domu. Okazuje się, że przy jednej jedynce za brak pracy domowej rodzice dostają nagłej amnezji w sprawie prawie pół roku dostawania stabilnych trój z przyrody. To oczywiście nieuczciwe. Jednak nie ma się co skarżyć, bo i tak mam lepszą sytuacje niż Piżu. W klasie, oprócz mnie, pozostał on i jego unikalna kolekcja luf z przyrody. Zebrał ich tyle, że Pani mogłaby się do niego zwracać per „kolekcjoner”. On zresztą, robiąc to samo co ja, starał się przyciągnąć jej uwagę w każdy możliwy sposób. Co chwilę pytał nauczycielkę o któreś słowo i ostentacyjnie machał długopisem. Robił to na tyle zamaszyście, że gdyby nie wszyscy wyszli, na pewno wybiłby już komuś oko! Kiedyś go zapytałem, po co to robi. Mówił coś o taktyce, że, jak Pani go zapamięta, to będzie miał lepsze oceny, czy coś takiego. Nie chciałem mu wtedy psuć humoru i nie powiedziałem, że samo zapamiętanie niewiele da, jeśli nie zacznie przychodzić na lekcje z odrobioną pracą domową. Jego taktyka miała też drugi słaby punkt - nauczycielkę. Pani, zamiast zwrócić uwagę na wygibasy Piża, zaczęła nas wywalać z sali i mówić, że mamy kończyć, bo ona musi iść pilnować korytarza. Ja już przepisałem, więc chowając zeszyt do plecaka, zaproponowałem, że może ona pójdzie przerwę, a w tym czasie ja i chłopaki z zastępu zajmiemy się korytarzem. W chwili kiedy skończyłem mówić, już zacząłem żałować. Mina Pani, kiedy zapytała mnie, kto zbił ostatnie trzy lampy na tym korytarzu, wyrażała o wiele za dużo. Na szczęście zdarza mi się szybciej myśleć niż mówić i nie próbowałem jej poprawiać. A była w straszliwym błędzie. Rzeczywiście, nasz zastęp jakoś nigdy nie polubił się z oświetleniem korytarza na ostatnim piętrze. Niemniej najprawdziwszą prawdą jest to, że Mucha zbił tylko lampę. Ale jedną. Co do dwóch pozostałych, to wierutne kłamstwo! To co spadło, prawie trafiając w głowę Dżonego, to był klosz, a nie sama jarzeniówka. Co do trzeciego zdarzenia, to nie udało się ustalić spraw-
12
OPOWIADANIE
ców i w związku z tym nasz zastęp jest niewinny (przynajmniej póki ktoś nie udowodni, że tamta piłka należała do Bojanowskiego). Skoro nie widziałem najmniejszej szansy na przekonanie Pani od przyrody, pożegnałem się i wyszedłem na korytarz. Następna była informa w sali komputerowej, do której trzeba było zejść piętro niżej. Tam, przy drzwiach, stali Mucha, Dżony i Tomek. Rzuciłem plecak pod ścianę i dołączyłem do rozmowy, w której głos zabrał akurat Mucha. Z tego co słyszałem, wyrażał uczucia każdego z nas:
- M a m dość. Czy wy widzieliście ile ona nam zadała? Chłopaki, ja nawet połowy z tego, co było na lekcji, nie rozumiem… proporzec zastępu - Chłopaki? Dzięciołów zapytał gniewnie Dżony - Chłopaki to wiesz gdzie są. My to młode wilki jesteśmy! - Dzięcioły raczej - słusznie podsumował Tomek - Ty to się w ogóle nie wypowiadaj. Nie chodzisz na zbiórki i nie jesteś w zastępie, to nie masz prawa głosu - odpowiedział mu Mucha. - Zastęp srastęp - zdążył jeszcze powiedzieć Tomek, zanim obrócił się na pięcie i poszedł gdzieś w głąb korytarza. Chwilę się pokręcił, ale nie za bardzo miał do kogo dołączyć, toteż zaczął czytać tablicę z pracami trzecich klas. Naszą rozmowę kontynuował Mucha: - Sam już nie wiem co robić. Może powiem jej, że zgubiłem zeszyt albo powiem, że przez przypadek odrobiłem nie to zadanie, co trzeba… - Coś ty - Dżony przerwał jego wywód - Takie
metody są dobre tylko na krótką metę. Poza tym, co jej powiesz po miesiącu? Przepraszam, zgubiłem piąty zeszyt z kolei? Zobaczysz, zostaniesz kolekcjonerem luf jak Piżu.
takiej decyzji. - To co? Idziemy ich czegoś nauczyć? - zapytał Mucha, przesądzając sprawę w naszych głowach.
Na hasło „lufa” dołączyli do nas Gruby z Chudym. Ich klasa miała przed chwilą WF i byli w drodze na najwyższe piętro, gdzie mieli mieć lekcje. Zobaczyli nas i stwierdzili, że a nóż, widelec mówimy o czymś ciekawym. Zasapany Chudy zapytał: - Lufa? Kto dostał jedynkę, przyznać się!
Całą grupą przesunęliśmy się w stronę Krystiana i stojących wokół niego trzecioklasistów. Stanęliśmy za ich plecami tak, że w pięciu utworzyliśmy jeszcze jeden, zewnętrzny krąg. Byli tak zajęci naigrawaniem się z Krystiana, że zauważyli nas dopiero gdy przemówił do nich Mucha: - Czołem chłopaki. Mamy dla was krótkie pytanko: umiecie liczyć? plakietka zastępu dzięciołów
Po krótkim skrócie - wprowadzeniu do naszej dyskusji - Chudy wypowiedział się z miną fachowca: - Źle się za to zabieracie. Trzeba po prostu zacząć dzielić się pracą i robić ją już teraz, a nie na ostatnią chwilę. Jak wcześniej zaczniecie, to i szybciej skończycie... - Nie każdy chce tak jak ty wstawać godzinę wcześniej tylko po to, żeby dłużej nic nie robić dopiekłem Chudemu.
Trzecioklasiści stali zupełnie zdezorientowani. Może i któryś chciał coś odpowiedzieć, ale jak już się odwrócił i zobaczył nasze miny, wiedział, że to nie czas na żarty. - ...bo jeśli opanowaliście już liczenie, to od tej pory powinno być dla was jasne, że jesteśmy wszyscy kumplami Krystiana i jego siostry. Czyli, że jak będziecie zaczepiać jego, to tak jakbyście zaczepiali całą szóstkę. Rozumiemy się? kontynuował Mucha.
Sami wróciliśmy pod salę, gdzie zapytałem Chudego: - O co Ci chodziło z tym szczęściem? - Wiesz, widziałem to gdzieś na filmie. Pytasz gościa czy jest nieszczęśliwy z jakiegoś powodu. Ale robisz to tak, żeby wydawało mu się, że chcesz mu spuścić łomot. On mówi oczywiście, że nie, bo nie chce oberwać. - I?
Na jego spoconej twarzy pojawił się grymas i już miał mi odpowiedzieć, gdy wtrącił się Dżony, nasz zastępowy: - Chudy ma racje, że zabieramy się za to ze złej strony. Trzeba po prostu wymyślić, jak sobie z tym poradzić. Trochę taki „Sposób na Alcybiadesa”.
- Nie, żeby to były jakieś groźby. Generalnie jesteśmy przeciwko przemocy - próbował nieco załagodzić Dżony. Przecież nie chcieliśmy, żeby później wszystkim wkoło opowiadali jak to harcerze im grozili.
- No i właśnie sprawiłeś, że ktoś, kto mógł być nieszczęśliwy już taki nie jest. Czy to nie piękne?
- To ta książka, którą czytaliśmy jako lekturę? dopytał się na wszelki wypadek Mucha
- I przyszliśmy tutaj szerzyć pacyfizm i umiłowanie pokoju. Czy któryś z was czuje się z tego powodu nieszczęśliwy? - dodał Chudy zupełnie nie rozumiejąc intencji swojego zastępowego.
- Tak, to ta w której… - próbowałem odpowiedzieć, gdy gestem ręki przerwał mi Janek. Drugą ręką wskazał na grupkę trzecioklasistów, wśród których rozpoznałem jednego z zuchów - Krystiana.
Młodzi dalej stali jak skamieniali. Największy z nich zdobył się na kręcenie głową i przebąknięcie czegoś o niewinnej zabawie.
Zanim zdążyłem poważnie przemyśleć tą genialną myśl, rozbrzmiał dźwięk dzwonka tak różnego od poprzedniego tamten dawał wolność, ten wzywał nas na lekcje.
- Zobaczcie, to brat Anki - powiedział Dżony, nie opuszczając ręki. - No Ani, tej przybocznej z naszej gromady zuchowej. Jest też w zastępie u starszych dziewczyn dopowiedziałem widząc pytające spojrzenie Grubego, który jak zawsze nie ogarniał tego, co oczywiste. - Prosiła mnie, żebyśmy zwrócili na niego uwagę. Ponoć chłopaki z innej klasy mu dokuczają kontynuował. Rzeczywiście, jakby na znak krąg trzecioklasistów zaczął się zacieśniać. Chłopaki podeszli już na tyle blisko, że Krystian nie mógł już od nich odejść, nawet jakby chciał. Staliśmy w miejscu i patrzyliśmy po sobie, zastanawiając się co można zrobić. Niby nic mu nie zrobili… Szybkie spojrzenie rzucone na dyżurującą nauczycielkę odarło nas ze złudzeń - niczego nie widziała, będąc zajęta rozmową z woźną. Wiedzieliśmy, że trzeba było wziąć sprawę w nasze ręce i nie potrzebowaliśmy wiele do podjęcia
Chcąc skończyć w miłej atmosferze (czytaj: zanim Mucha powróci do arytmetycznej retoryki), Janek dodał: - No. Widzę, że szybko chwytacie - muszą być z was inteligentne istoty. To rozumiem, że więcej nie usłyszę o żadnych problemach z waszej strony. A jakbyście chcieli wiedzieć, gdzie można się zakumplować z taką zgrają jak nasza, to przyjdźcie kiedyś na zbiórkę. A teraz spadać. Kiedy trzecioklasiści pojęli, że tym razem obejdzie się bez rękoczynów, zrobili kilka wolnych kroków, które szybko przemieniły się w nieskoordynowaną ucieczkę. Zaszyli się gdzieś przy schodach, chyba sądząc, że ich nie widzimy. Nierozsądne uczniaki. Sam Krystian był niesamowicie szczęśliwy z ratunku, jakiego doznał. Dziękował nam wszystkim, zwracając się do Janka, którego tytułował druhem, chyba nie za bardzo rozróżniając go od kadry gromady zuchowej. Zostawiliśmy go z Dżonym, który starał się mu wyłożyć, jak unikać kłopotów w szkole.
13
OPOWIADANIE
Podnosząc plecaki o mało nie upadliśmy, gdy odezwał się Gruby: - Wiecie co się stanie, gdy powiecie „honor”? Nasze milczenie go nie zniechęciło i sam sobie odpowiedział: - Przyjdzie er, bo to było polecenie. Ho no er przyjdź tu er. Łapiecie? W imieniu całości odpowiedziałem: - Wolelibyśmy nie łapać - Ale miałem jakieś przedziwne wrażenie, że znam kogoś kto opowiada takie żarty… Tylko nie mogłem sobie przypomnieć kogo...
MOJA PRZYGODA ZE STO TRZYDZIESTYMI CZWARTYMI, cz.1 HM. JAKUB CZARKOWSKI
Choć, przygodę harcerską zacząłem w 408 WDH im. Andrzeja „Morro” Romockiego, Do sto trzydziestych czwartych trafiłem z zupełnie innego środowiska...
Na szczęście, to były trochę inne czasy niż obecnie. Mimo tego, że działała tylko drużyna zuchowa, która zaledwie kilka razy korzystała z harcówki, to nikomu nawet przez myśl nie przeszło, żeby mi zabrać klucze do niej. To była ogromna sala, nawet z ciemnią. I ja tam trzymałem materiały na zbiórki zuchowe, między innymi krepinę.
Z 408 niewiele pamiętam. Głównie to, że mieliśmy naprawdę piękną drużynową. Brak jakichś szczególnych wspomnień to efekt tego, że w siedemdziesiątym siódmym szkołę rozwiązano, a część ludzi przeniesiono na Emilii Plater.
Wtedy właśnie Ula Wacowska, ówczesna komendantka hufca Warszawa Śródmieście, przysłała Mirka. I on zaczął robić swoje porządki. Ja wreszcie poszedłem na kurs instruktorów zuchowych, pojechałem na swoją pierwszą kolonię w życiu. Było naprawdę fajnie.
Tam od razu poszedłem z informacją, że umiem się zajmować zuchami. A skoro nie mieli przybocznych zuchowych, to mnie z miejsca przyjęli do tej gromady, która tam była. Kiedy drużynowa, Mirka Burkacka, odeszła z harcerstwa, ja przejąłem gromadę. Działo się to przed oficjalnym mianowaniem w rozkazie Komendanta Hufca z 1981 roku. Zresztą w tym samym roku do szczepu przeniesiono Mirka Złoczańskiego. On wrócił z urlopu instruktorskiego i od razu został drużynowym w 134. Bo tu, prócz mnie i Mirki, przez dwa lata to praktycznie nikogo nie było. Kadra się wyemancypowała z harcerstwa (znaczy: odeszła), była duża rotacja, często zmieniał się komendant szczepu.
Skończyło się w grudniu 1982 roku, kiedy Mirek oddał prowadzenie szczepu i poszedł pracować do komendy hufca. Komendantem środowiska został Zbyszek Urliński, z którym ciężko mi się współpracowało. Na szczęście pojechałem na kolonię, gdzie poznałem fajnych ludzi ze szczepu 281. Oddałem swoją gromadę w 1983, by móc wspólnie z Andrzejem Wyrozembskim prowadzić drużynę harcerską. Młodszym przybocznym był w niej Paweł Poncyliusz, dzisiejszy polityk. Wtedy nazywaliśmy go wełnianką, ze względu na jego włosy. To była świetna zabawa, fajne chłopaki. Na prawdę pysznie się bawiliśmy. Niestety, w tym czasie ja się straszliwie pochorowałem. Właściwie od września prawie pół roku w szpitalu przeleżałem, przez co rok na studiach zawaliłem. Po tym już nie wróciłem do drużyny, choć nasza przyjaźń trwała dalej. Zresztą nawet w szpitalu, gdzie nie pozwalano na odwiedziny, wbrew wszystkim zakazom, dotarła do mnie grupa przyjaciół-instruktorów, w tym Andrzej. Lekarzom powiedzieli, że to niezwykle ważna harcerska sprawa...
nie było tam w ich szkole materiału na kolejną drużynę. Na szczęście już wtedy pomagałem dziewczynom ze 134. Jedna się nazywała Miłka Turek, druga Justyna Malinowska. Tam komendantem był Misiek Trzeciecki, który mnie przekonał, żebym został w 134 na stałe. Zresztą nie tak długo po tym, jak przeszedłem do 134 Miśka zwolniono z funkcji komendanta. On, jeszcze podczas stanu wojennego, przewoził bibułę (znaczy: druki opozycyjne), zresztą nie tylko on. Nawet zuchy poniekąd brały w tym udział, bo maskowały powielarnie, która była w harcówce. Już po zakończeniu stanu wojennego Trzeci dalej działał w Solidarności, a po 1989 pracował w drukarni. No i znalazł się w hufcu druh, który zagiął na niego parol i go zwolniono. Tak, w wyniku działań mniej lub bardziej politycznych, on musiał odejść, część ludzi pouciekała, a ja zostałem sam z bandą wyrostków. To było na jesieni 1984 - rok przed tym, zanim zostałem instruktorem. Potrzebny był ktoś, kto oficjalnie przejmie władzę, tak, żeby szczep mógł dalej działać do momentu aż zdobędę stopień, wypełnię formalności. Mianowano wówczas Grażynę Paprocką. Ona była instruktorką w dawnych czasach, wychowanką Barbary LinowskiejKorszeń - pierwszej komendantki szczepu 134. Jej komendantura była jedynym ratunkiem, żeby przetrwać ten rok. Ja w czerwcu 1985 roku złożyłem zobowiązanie i od razu w lipcu pojechałem na obóz do Dzwonowa, jako komendant obozu harcerskiego. A przecież byłem instruktorem zuchowym. Na swój pierwszy obóz harcerski w życiu pojechałem jako komendant! Wcześniej, jak jeździliśmy razem, to najwyżej na zimowiska. Było tak: oni jechali do lasu, a ja z zuchami do budynku. Odwiedzaliśmy ich, ale tak bez noclegu, bo przecież mokro i zimno u nich było.
Ale. Nie miał kto z nimi pojechać, no to trudno - pojechałem. Na miejscu oczyJakub Czarkowski na kolonii zuchowej wiście wszyscy lepiej w Piasutnie w 1984 roku ode mnie wiedzieli, jak
Nie wróciłem już do 281, bo ani im nie była potrzebna pomoc, ani
14
HISTORIA
się taki obóz buduje i prowadzi. Dodatkowo ta choroba. Miałem chorą wątrobę, a tam jedzenie było... obozowe. Po pierwsze mało co wtedy można było dostać. Po drugie strasznie dużo było z konserw robione. To dlatego, że w tych warunkach trudno było utrzymać cokolwiek zdatne do jedzenia dłużej niż dwa dni. Trzeba też pamiętać, że dawne 134 różniło się od obecnych Czarneckich i Słonecznego Bractwa. To był materiał powiślański, konkretne chłopaki. Nie było łatwo się z nimi ułożyć, szczególnie, że byłem kadrą zuchową. Oczywiście koniec końców jakoś się z nimi dogadałem. Też dzięki Starszemu Kamykowi. On wytłumaczył chłopakom, że mają się słuchać. A Kamyk potrafił tłumaczyć lepiej niż ktokolwiek inny. On miał takie... mocne argumenty. Ta połowa lat osiemdziesiątych to był wspaniały czas. Moje byłe zuchy wyrosły i trafiły do drużyny harcerskiej, którą prowadziłem. To była naprawdę duża drużyna – miałem pięć dużych ośmioosobowych zastępów. Moja babcia wyszyła dla tej drużyny proporzec, który wiele lat później był na zobowiązaniu mojego syna, Przemka. W tej drużynie był Mały Kamyk – Tomek Kamiński, Michał Sekunda, Agnieszka Subiczowa... to była naprawdę cudna drużyna. Potem, w 1986, pojechaliśmy na pierwsze Sajzy z Halinką jako komendantką zgrupowania. To był ciężki obóz dla mnie – pierwszy raz wiedziałem co chcę zrobić i w związku z tym dużo i wciąż robiłem, a mało spałem. Mój rekord braku snu wyniósł prawie siedemdziesiąt godzin! To nie był czas spędzony na leżeniu - na okrągło organizowałem gry, brałem udział w życiu obozowym, spotykałem się z kadrą innych obozów… Na szczęście byli tam ze mną Janusz Wiśniewski i Duży Kamyk. Ten drugi, jak mnie zobaczył, to od razu położył mnie na pryczy. Przykrył mnie kocem i zabronił wychodzić. Jak przyszła Halinka to powiedział jej, że Komendant jest nieprzytomny i może jej służyć najwyżej swoją osobą. Halinka musiała go zrozumieć, bo przecież wiedziała, że nawet jak mieliśmy chwilę wolną w obozie, to zaraz się spotykaliśmy kadrą z różnych środowisk. Na zgrupowaniu były dwieście dwudzieste z Kasia Knap, już wtedy w ciąży, dwieście osiemdziesiąte pierwsze z Andrzejem Wyrozembskim i Pawłem Poncyliuszem, no i czterysta dziesiąte z Basią Kapturkiewicz.
Część z tych środowisk, a przede wszystkim nasze 134, zasłynęła jako pacyfiści. Wszystko dzięki grze opracowanej przez Iwonę Malicką zastępczynię Halinki. Ona wymyśliła grę ekonomiczną, która bardziej przypominała grę wojenną i tak też była odbierana przez harcerzy. Przy tym nie było to jakaś niesamowita gra pod mechaniki czy fabuły. W ogóle nie byłoby w niej nic specjalnego, gdyby nie dwie rzeczy. Pierwszą z nich była zasada, że Komendanci obozów nie mogą brać w niej udziału. Ona chciała, żebyśmy gdzieśtam siedzieli i tylko patrzyli, ale my już usłyszeliśmy to, co nam było potrzebne. Nie możemy brać udziału w grze? Ależ proszę bardzo. Idziemy po śpiwory, menażki z herbatą. Wreszcie zamiast spotykać się gdzieś po nocach, mogliśmy z Kasią Knap - Dam spokojnie porozmawiać. Drugim powodem niecodzienności, a zarazem klęski tej gry, była nagroda. Zwycięzcy mieli otrzymać jakąś drogą saperkę i sporą sumę pieniędzy na zakup sprzętu pionierskiego. To było coś, co rozpalało wyobraźnie harcerzy. Przez tę bardzo wysoką nagrodę, gra się zaczęła się bardzo szybko przeradzać w ostrą rywalizację fizyczną. A było to możliwe, bo choć z nazwy była ekonomiczna, w rzeczywistości gra opierała się na sile. Harcerze mieli w niej bronić różnego rodzaju obiektów i zrywać przeciwnikom opaski. Najpierw gra szła zgodnie z planem, ale wysoka nagroda i element kontaktowy sprawiły, że zaczęły się bijatyki. Kiedy zaczęło się robić zupełnie nieprzyjemnie, harcerze sami stwierdzili, że nie chcą walczyć między sobą (sami mówili: „nie chcemy się zabijać”). Rozpalili nielegalne ognisko na miejscu ogniskowym tuż przy namiotach zgrupowania i zaczęli śpiewać pacyfistyczne piosenki. Słychać było na przykład: „my nie chcemy więcej wojny - chcemy żyć życiem spokojnym”. Oczywiście do nas, choć nie braliśmy udziału w grze, wszystkie informacje docierały. Dzięki przysyłanym gońcom śledziliśmy rozgrywkę na bieżąco. W którymś momencie Andrzej i Kasia
proporzec 134 WDH II „Szperacze”
15
HISTORIA
chcieli już iść i interweniować, ale szybko wytłumaczyłem im ponownie zasady gry, przede wszystkim tą o zakazie uczestnictwa komendantów. Potrzeba było dopiero prośby Halinki o pomoc, żebyśmy poszli na miejsce ogniskowe. Tam pierwszy raz byłem dumny z naszej drużyny. Kiedy wszyscy komendanci zarządzili zbiórki, tylko 134 podniosły się bez żadnego ociągania i pobiegli ustawić się w szyku. Reszta, przesiąknięta piosenkami pacyfistycznymi i atmosferą chwilowego buntu, jeszcze się ociągała. I taki byłem dumny, że byli bardziej zdyscyplinowani niż Ci na co dzień drylowani, ćwiczeni harcerze z 281, od Andrzeja. Oczywiście nie dałem po sobie tego poznać. Ustawionym w dwuszeregu powiedziałem kilka słów i zapytałem: kto nie chce dalej grać? I wydałem polecenie, żeby Ci, którzy nie chcą, wystąpili o krok do przodu. To był drugi moment, w którym poczułem dumę ze 134. Te kilkadziesiąt osób, cały obóz, jak jeden mąż wystąpili razem. W ten sposób zakończyła się gra wojenna, której ostatecznie chyba nikt nie wygrał, bo pieniędzy nikt nie dostał. Tak t e ż k o ń c z y się pierwsza część mojej opowieści.
KALENDARIUM
4X Obchodzimy pięciolecie drużyny Czarneckich
4X Zuchy przechodzą do drużyny Czarneckich
1-3 XI Zarabiamy na akcji parking prawie 900 złotych
15-17 XI
23 XI Marcin i Ewa dostają absolutorium na zjeździe
30 XI
Jedziemy na biwak do Warki
Obchodzimy rocznicę 29 listopada
8 XII Bierzemy udział w święcie hufca
15 XII Marcin zostaje harcmistrzem
20 XII Organizujemy wigilię drużyny Czarneckich
4I Zakładamy Krąg Instruktorski TFK Powiśle
4I Czarneccy opłacają składki z góry za cały rok
24-26 I
16
HISTORIA
Jedziemy na biwak do Płochocina
8 II Bierzemy udział w szkołolandii
14 II Harcerki obchodzą dzień myśli
21, 28 II Prowadzimy zajęcia na zimie w mieście
22 II Gabrysi przyznano listek dębu za trzyletnią służbę
28 II Gabrysia zostaje podharcmistrzynią
15 III Pomagamy w dniu otwartym SP 29
28-30 III
19 IV Ewa organizuje 4. zbiórkę zastępu Sów
30 IV - 4 V Jedziemy z 243 na biwak majowy do Łodzi
6V Marcin wybrany delegatem na zjazd chorągwi
14 V
Jedziemy na biwak do Świercza 2V Marcin przestaje być sekretarzem KSI
17
HISTORIA
Obchodzimy 134 dzień roku
KRZYŻÓWKA
Hasła wykorzystane w krzyżówce (alfabetycznie): Ada, Adam, alarm, Alek, Asia, Bastion, czarny, Fabryczna, getry, granatową, HBT, Juras, kadra, krąg, Krzyż, majowy, mapa, marca, Miłosz, Michał, obóz, ONC, Pawlak, pięciu, Rajd, Romuald, sto, Wierchy, Wysocki, zieloną;
1 poziomo : Chojnacka, przyboczna w 134 WGZ „Słoneczne Bractwo” 1 pionowo : ogłaszany przez oboźnego w sytuacji niebezpieczeństwa 2 : Orluta, przyboczna w 134 WGZ „Słoneczne Bractwo” 3 : Dzięki niej wiadomo którędy iść na rajdzie 4 poziomo : Panasik, zastępowy Tukanów 4 pionowo : 4… 2011 roku odbyła się uroczystość przekazania granatowego sznura Czarneckich 5 : drużyna z którą Czarneccy spędzili tegoroczny biwak majowy 6 : drużynowa, przyboczny i funkcyjni drużyny razem 7 : drużyna z którą Czarneccy pojechali na biwak do Pruszkowa w marcu 2013 roku 8 : Piotr - dawny bohater szczepu 134 WDHiZ 9 : drużyna z którą Czarneccy pojechali na pierwszy biwak do Sieczych w listopadzie 2008 roku 10: … Kliper - nazwa pierwszego kursu zastępowego Czarneckich zorganizowanego w maju 2010 roku 11 : Razem z zuchami i harcerzami z innych
18
ROZRYWKA
drużyn jedziemy na zgrupowanie obozów. Tam rozstawiamy nasz samodzielny... 12 : Akronim na lilijce harcerskiej 13 : Wędrówka harcerzy, np. przez kilka dni na obozie 14 poziomo : Czarneccy byli już na … obozach 14 pionowo : Gabrysia, drużynowa 134 WDH „Czarneccy” im. R. Traugutta 15 : Ulica, przy której stoi SP 29 16 : Włodarczyk, zastępowy Orłów 17 : Gabrysia jako podharcmistrzyni nosi … podkładkę pod Krzyżem Harcerskim 18 : Fałszywe imię, pod którym Traugutt ukrywał się w Warszawie 19 : Najdłuższy biwak w roku 20 : Noszą go na mundurze harcerze 21 : Pseudonim Ani Pawłowskiej 22 : Imię Traugutta 23 : Instruktorski albo ten, który zawiązujemy po zbiórce 24 : … trzydzeste czwarte 25 : Akronim biegu podsumowującego obóz 26 : Przemek, jako przewodnik nosi … podkładkę pod Krzyżem Harcerskim 27 : Brązowe, noszone na nogach
REBUSY
WIEC
YŻ
ROZWIĄZANIE TO:
________ Otrzymują je członkowie kadry gromad i drużyn 134, którzy złożą Zobowiązanie Instruktorskie. Pierwszą otrzymała Gabrysia podczas przekazania granatowego sznura drużynowej Czarneckich. Wtedy też pierwszy raz użyto tej, która należy do Marcina. Kolejne otrzymali: Przemek podczas swojego zobowiązania i Ewa podczas obchodów 134 dnia roku. Wręczanie ich z początku było obrzędem druży-
NI
TER
ROZWIĄZANIE TO:
__________
Zamieszczone obok rebusy oraz dwa rebusy z poprzedniego numeru czasopisma „Barw Słońca” są autorstwa kadry i uczestników czwartego kursu zastępowych Czarneckich - „Zielony Galeon”
DŹWIEDŹ
ny Czarneckich. Obecnie jest obrzędem całego środowiska 134. Prócz funkcji symbolicznej (przekazanie ognia, zapalanie się do harcerstwa nowych członków kadry od starych) pełnią one również funkcje praktyczne są wykorzystywane podczas kominków.
TORNA
TŁ
O
Polega ono na głosowaniu wszystkich członków drużyny Czarneckich za lub przeciw postawionemu pytaniu, które dotyczy ważnego zagadnienia. Do tej pory przeprowadzono je trzy razy: dwa gdy zmieniana była konstytucja drużyny (obecnie zamiast niej obowiązuje uchwała, którą zmienia Konwent Funkcyjnych) oraz gdy decydowaliśmy o zmianie barw na brązowo-żółte, numeru na 134 i przejściu ze szczepu do środowiska i współpracy z gromadą zuchową „Słonecznego bractwa”.
19
ROZRYWKA
Opisy i zdjęcia stanowią część opracowania „Obrzędy i zwyczaje Czarneckich w roku piątym”. Opisane są w nim zarówno obrzędy o symbolicznym znaczeniu, jak i zwyczaje, które drogą praktyki zapisały się na trwałe w pamięci drużyny.
HARCERSKIE NAKRYCIE GŁOWY - ROGATYWKA FRAGMENT „PEŁNYCH ZASAD MUNDUROWYCH CZARNECKICH”
Rogatywka to harcerska czapka. Noszą ją na głowie wszyscy członkowie drużyny, zarówno harcerze, jak i instruktorzy.
Barwy Słońca to kontynuacja czasopisma ukazującego się od 14 marca 2003 roku i jest to ich 24 wydanie.
WYDAWCA 1 3 4 W D H „Czarneccy” im. Romualda Traugutta działająca przy ul. Fabrycznej 19 00-446 Warszawa
SKŁAD REDAKCJI hm. Marcin Maryl phm. Ewa Czarkowska phm. Gabriela Pawlak Mateusz Ignaczak
OKŁADKA Projekt okładki opracował Marcin Maryl.
ZDJĘCIA Wszystkie zdjęcia użyte w numerze pochodzą z archiwum drużyny. Ich autorzy zgodzili się na publikację. _
Harcerze noszą rogatywki bo chronią one zarówno przed słońcem jak i przed deszczem – nadają się więc zarówno na wiosnę, jak i na jesień. Wszyscy w drużynie (także kadra!) noszą takie same rogatywki. Są to nakrycia głowy pozbawione jakichkolwiek oznaczeń poza lilijką, opisaną poniżej. Kolor rogatywki zależy od noszonej koszuli mundurowej – dla harcerzy i instruktorów będzie to rogatywka khaki z brązowymi: daszkiem i paskiem, dla harcerek i instruktorek będzie to rogatywka szara z czarnymi: daszkiem i paskiem. ZAKŁADANIE Rogatywka noszona jest tak, by nie odstawała zbytnio od głowy. W tym celu nakłada się ją jednocześnie naciągając. Robi się to trzymając jedną ręką za daszek a drugą za tylni róg materiału (jak na grafice). Jeżeli jednak założymy ją zbyt głęboko na głowę, lub naciągniemy ją za słabo, zacznie odstawać do góry i zamiast nakrycia głowy harcerza, będzie przypominać czapkę kucharza. Dlatego właśnie mówi się, że "ktoś ma kucharza". Osob y , które noszą długie włosy powinny je spiąć gumką, bądź ograniczyć wsuwkami, tak, żeby włosy nie ograniczały im widoczności.
Numer złożono w programie Microsoft® Office Publisher 2007 przy użyciu fontów: Times New Roman oraz Museo 500.
Rogatywkę nosimy gdy jesteśmy na zewnątrz budynku. W zadaszonych miejscach rogatywkę zdejmujemy.
Wszystkie egzemplarze wydrukowano w punkcie kserograficznym za pieniądze drużyny Czarneckich
Zdjętą rogatywkę możemy trzymać w ręku, założyć za prawy naramiennik, schować do kieszeni (tylko jeśli mamy odpowiednio wielką kieszeń – np. w spodniach typu bojówki) bądź założyć za pasek.
ZDEJMOWANIE
20
WIEDZA
Rogatywkę harcerze kupują we własnym zakresie. HISTORIA Choć historycy odnotowali przypadki noszenia rogatywki poza terenami pierwszej Rzeczpospolitej, z całą pewnością można powiedzieć, że była to czapka na wskroś polska. Już w osiemnastym wieku była powszechnie noszona przez Wielkopolan, Kujawian, Podlasian, Lublinian, Małopolan. Początkowo była to czapka chłopska, lecz w krótkim czasie rozprzestrzeniła się moda na jej noszenie wśród szlachty i mieszczan. Stała się częścią ich ubioru. Stąd pozostawała już niedaleka droga do formacji wojskowych, które właśnie przystępowały do opracowywania pierwszych wzorów mundurów. Czapka rogata towarzyszyła oddziałom wojskowym złożonym z Polaków już od osiemnastowiecznych konfederacji szlacheckich. Oczywiście przez kolejne dwieście lat rogatywka ta prezentowała się różnie, często nawet niejednolicie. Z czasem ulegała ona zmianom, tak by mogła spełniać praktyczne potrzeby żołnierzy. W okresie wojny w obronie Konstytucji Trzeciego Maja oraz Insurekcji Kościuszkowskiej wśród rogatywek upowszechnił się daszek chroniący od warunków atmosferycznych. Już po utracie niepodległości, w rogatywkach noszonych przez żołnierzy Legionów Włoskich Dąbrowskiego dawne obszycie baranie zastąpił skórzany otok. Podczas pierwszej wojny światowej w drugiej i trzeciej brygadzie Legionów Polskich wprowadzono pierwszą rogatywkę o kolorze maskującym – szaroniebieskim. Zresztą nie tylko w armii państw Centralnych oddziały ubierano w rogatywki. Swoje źródło miało to w sukcesach polskiej kawalerii czasów napoleońskich. Ta niezwykle skuteczna, barwna, a przez to i popularna formacja znalazła naśladowców w niemal całej Europie. Kopiowano jej ubiór, a czasem wystawiano całe pułki polskie w Austrii, Rosji, Prusach, Bawarii, Danii, Holandii, Włoszech, Francji, Wielkiej Brytanii. Dzięki temu w 1918 roku, gdy Polską armię tworzyli ochotnicy służący dotychczas w armiach różnych państw, rogatywka była czapką najbardziej dostępną a zarazem najbardziej polską. (opracowano na podstawie książki Henryka Wieleckiego „Dzieje polskiej rogatywki” Wydanej w 1985 roku w Warszawie)