8 minute read
HISTORIA
Co było przed rokiem 1945, poczynając od roku 1900
część 1
Karina Kowalska
ilustracje: Muzeum Nukowania
W Polsce, aż do XX w. nurkowanie nie istniało ani jako zawód, ani jako sposób spędzania wolnego czasu. Na pewno przyczynił się do tego fakt, iż nasz kraj od czasu rozbiorów w XVIII wieku znajdował się pod zaborami trzech państw: Rosji, Prus i Austrii. Zaborców nie interesował szybki rozwój gospodarczy okupowanych terenów, przez co Polska pozostawała w wielu tematach, w tym m.in. w gospodarce morskiej, daleko w tyle.
Zkolei w państwach zaborców nurkowanie było obecne zarówno w cywilnych grupach zawodowych, jak i wojsku. Jego szybki rozwój nastąpił po wprowadzeniu do użycia skafandra klasycznego systemu angielskiej firmy Siebe Gorman & Co. Ltd. w 1837 roku.
Z możliwości szkolenia się w zawodzie nurka skorzystali również Polacy, którzy żyjąc na terytoriach znajdujących się pod zaborami mieli przed sobą perspektywę obowiązkowego poboru do armii zaborcy, co mogło oznaczać w przyszłości bezpośrednie starcia z walczącymi o wolność rodakami. Przynależność do marynarki wojennej zaborcy, a szczególnie do grup nurkowych, czyli do służb technicznych, a nie bojowych, usuwała możliwość znalezienia się w sytuacji bezpośredniej walki z własnymi rodakami.
Pojawienie się specjalistycznego sprzętu do nurkowania w Polsce odnotowano w XIX w., w czasie prac hydrotechnicznych na rzece Niemen. Jednak prace te wykonywali sprowadzeni z Anglii nurkowie, którzy przybyli do Polski najprawdopodobniej ze swoim własnym dzwonem nurkowym. Prace wydobywcze prowadzili w 1906 roku w Wiśle nurkowie Franciszek Paź i Michał Staniszewski, przy wydatnej pomocy piaskarzy warszawskich. Wydobyli wtedy szereg przedmiotów zrabowanych w Warszawie przez Szwedów w czasie Potopu Szwedzkiego (fot. 1). Niestety nie wiemy w jakim sprzęcie nurkowali.
W czasie I wojny światowej, na zlecenie niemieckiego okupanta, który do Warszawy wkroczył w miejsce Rosjan w sierpniu 1915 roku, przy wysadzonym przez wycofujących się Rosjan moście Poniatowskiego w Warszawie pracował nurek Max Lubker. Z zachowanej fotografii (fot. 2) można wnioskować, że był wyposażony w sprzęt niemieckiej firmy „Draeger”, konkurującej w Europie na rynku sprzętu nurkowego z angielską firmą „Siebe Gorman & Co. Ltd.”.
fot. 2 Max Lubker. Ze zbiorów D. Dekkera.
Na całym świecie od drugiej połowy XIX w. regularnie pojawiały się propozycje nowego sprzętu do nurkowania, bardziej autonomicznego niż wprowadzony w 1837 roku komplet dla nurka klasycz-
nego.
W Polsce, od czasów K. H. Klingerta (1760–1828), wynalazcy mieszkającego we Wrocławiu pod zaborem pruskim, który zaproponował całą gamę sprzętu nurkowego swojego pomysłu, i który stworzył i zastosował w praktyce skafander pół-atmosferyczny, sprzęt nurkowy - poza importowanym, tak naprawdę nie istniał.
W 1915 roku na rynku amerykańskim znalazł się w sprzedaży hełm do nurkowania nazwany „divinhood” (kaptur do nurkowania). Reklamowano go jako „urządzenie do nurkowania tak proste, że każdy może go używać”. To „proste” urządzenie nazwano w Polsce „hełmem dzwonowym”. Ponieważ hełm ten nadawał się do badania życia podwodnego, zaczęli się nim interesować biolodzy morza, zwłaszcza po tym, jak jego zastosowanie wychwalał amerykański naukowiec William Beebe. Książki W. Beebe’a o eksploracjach podwodnych („923 metry w głąb oceanu”, „Kraina wód”) opowiadające o nurkowaniu, zarówno z użyciem hełmu dzwonowego, jak i batysfery, w której w 1934 roku Beebe zszedł pod wodę na głębokość 923 metrów, przetłumaczone na język polski cieszyły się w naszym kraju dużą popularnością.
W 1936 roku polską wersję hełmu Beebe’a wykonano dla prof. R. Wojtusiaka, przyrodnika, biologa i oceanografa z Uniwersytetu Krakowskiego, który w tym hełmie prowadził regularne obserwacje życia na dnie Bałtyku, korzystając z gościnności Stacji Morskiej w Helu (fot. 3). Stacja ta była wykorzystywana do szkoleń studentów polskich uczelni z zakresu biologii organizmów morskich. Placówkę zorganizował i kierował nią prof. Mieczysław Bogucki z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego, który obserwując nurkowania realizowane w hełmie przez prof. R. Wojtusiaka, zakupił dla swojej instytucji w 1938 roku hełm dzwonowy, najprawdopodobniej amerykańskiej firmy SNEAD (fot. 4).
W 1937 roku prof. R. Wojtusiak podczas pobytu w ówczesnej Jugosławii, nurkował zarówno
fot. 3 Hełm R. Wojtusiaka
fot. 4 Nurkowanie w hełmie Snead. Ze zbiorów NAC
w swoim hełmie dzwonowym, jak i w autonomicznym sprzęcie wymyślonym przez Francuza Yves Le Prieura. Aparat, w którym nurkował, wspólne dzieło Fernez’a i Le Prieur’a, składał się 3-litrowej butli (150 bar) umocowanej na plecach, ze zwojem przewodów wysokociśnieniowych przechodzących poprzez ramię do reduktora wyposażonego w manometry. Powietrze z butli przechodziło przewodem do ust, gdzie dzięki reduktorowi można było zredukować ciśnienie w butli do ciśnienia otoczenia. Zacisk na nos i para gogli na oczy dopełniały zestawu (fot. 5).
Profesor Wojtusiak jako pierwszy Polak miał więc okazję zanurkować w czymś, co udoskonalone kilka lat później przez Jacquesa Cousetau, jest do dziś znane jako sprzęt do nurkowania swobodnego. Jednakże, wrażenia Profesora z nurkowania w tym sprzęcie nie były pozytywne, cyt.:
fot. 5 Prof. R. Wojtusiak w sprzęcie Le Prieur. Split, 1937
„Przede wszystkim samo nakładanie maski na głowę i zaciąganie rzemieni jest bardzo nieprzyjemne. Człowiek czuje się wtedy dziwnie skrępowany, gdyż nie mógłby maski zrzucić tak łatwo jak hełmu. Po zanurzeniu się do wody daje się odczuć nieprzyjemne ciśnienie w uszach, które są zupełnie nieosłonięte.
Jeszcze na głębokości 2 metrów dał mi się odczuć brak powietrza i woda zaczęła powoli, kroplami przedostawać się do maski. W hełmie „Beebe’a” (dzwonowym) nie trzeba się obawiać, że zabraknie powietrza” – twierdził profesor.
Kto wie, może gdyby wrażenia profesora z nurkowania w tym sprzęcie były bardziej pozytywne, to zamiast zamówić w 1936 roku replikę hełmu dzwonowego „Beebe’a”, pokusiłby się o wykonanie w Polsce pierwszego aparatu do nurkowania swobodnego?
W szeregach nowopowstałej w 1918 roku Marynarki Wojennej znalazło się wielu oficerów polskiego pochodzenia, którzy pełnili wysokie funkcje w marynarkach państw zaborczych i kiedy tylko Polska odzyskała niepodległość, wrócili do kraju, żeby służyć ojczyźnie. Wielu z nich było szkolonych na specjalistycznym sprzęcie nurkowym i jednostkach pływających, jakich nigdy w Polsce nie było. Mieli oni też wiedzę o sposobach prowadzenia wojny podwodnej z wykorzystaniem zarówno okrętów podwodnych, specjalnych torped oraz odpowiednio przeszkolonych nurków. To dzięki nim rozpoczęto szeroko-programowe szkolenie nurków MW i zakupy odpowiedniego sprzętu.
Na potrzeby służby nurków MW, do Polski sprowadzano w latach 1921–1939 sprzęt nurków klasycznych. Był to przede wszystkim skafandry nurkowe z hełmami oraz pompy i drobny osprzęt (buty, rękawice, latarki, noże) wcześniej wspomnianej angielskiej firmy Siebe Gorman & Co. Ltd. (fot. 6). Sprowadzono także nowinki techniczne takie jak sprzęt do nurkowań nitroksowych (fot. 7) i sprzęt ucieczkowy (tlenowy) (fot. na stronie tytułowej) z okrętów podwodnych. Z czasem, niektóre elementy wyposażenia nurka zaczęto produkować w Polsce, na przykład skafandry w Legionowie czy aparaty ucieczkowe z okrętów podwodnych w Fabryce Wyrobów Gumowych w Piastowe (fot. 9).
W 1938 roku dla potrzeb Marynarki Wojennej oddano do eksploatacji specjalnie zaprojektowany dla potrzeb nurków kuter, bazę nurkową „ORP
fot. 6 Nurek MW w sprzęcie firmy Siebe Gorman Co. Ltd.
fot. 7 Nurek MW Otton Malina w aparacie nitroksowym firmy Sioebe Gorman Co. Ltd Nurek”. Wyposażenie tej jednostki było na najwyższym światowym poziomie i obejmowało: komorę dekompresyjną 1-przedziałową (L 225 x D 195 mm) ze śluzą podawczą (polskiej konstrukcji, specjalnie zaprojektowaną na ten kuter) oraz sprzęt zakupiony w angielskiej firmie „Siebe Gorman & Co. Ltd.”: pompy 4 i 3 cylindrowe, sprężarkę wysokociśnieniową, butle do nitroksu, butle tlenowe (100 stopowe), skafandry i hełmy nurkowe 12-bolcowe, skafandry 6-bolcowe, niezależne aparaty nitroksowe, telefony, aparat do cięcia podwodnego, podwodny młot pneumatyczny, podwodną wiertarkę pneumatyczną, oświetlacze podwodne przewodowe, lampy nurkowe akumulatorowe, pontony gumowe wydobywcze i tlenowe aparaty reanimacyjne firmy Perun.
Sprzęt klasyczny firmy Siebe Gorman & Co. Ltd. popularny był na wybrzeżu także wśród nurków cywilnych, pracujących albo w nielicznych jeszcze wtedy przedsiębiorstwach prywatnych zajmujących się pracami hydrotechnicznymi i podwodnymi, albo w instytucjach państwowych typu stocznie, porty czy też służby ratownicze. Sprzęt ten był jednak drogi, tak więc dla osób zainteresowanych nurkowaniem niekomercyjnym był praktycznie nieosiągalny.
W prasie okresu międzywojennego temat nurkowania pojawiał się regularnie, dzięki czemu polski czytelnik wiedział o poszukiwaniach zatopionych skarbów, o wypadkach okrętów podwodnych takich jak M-1 (1925), S 51 (1926), S4 (1927), Squalus (1939) czy Thetis (1939), a także o tragediach statków pasażerskich np. Lusitania. Pisano o akcjach ratowniczych w czasie których używano wysoce specjalistycznego sprzętu, takiego jak skafandry atmosferyczne czy komory obserwacyjne. Wyjaśniano także metody podnoszenia wraków przy pomocy pontonów.
Opublikowano wiele reportaży z podróży podwodnych w batysferze, ilustrowane one były zdjęciami robionymi pod wodą albo aparatami w obudowie podwodnej albo przez bulaj z wnętrza tejże batysfery. Z kolei na ekranach kin pojawiły się filmy fabularne o nurkach, w tym powstały w 1916 roku niemy film „20 000 mil podmorskiej żeglugi” według książki J. Verne o tym samym tytule. Film został nakręcony dzięki zastosowaniu podwodnych komór obserwacyjnych braci Williamson.
fot. 10 Rysunki A. Pauly
fot. 11 Przegląd morski miesięcznik Marynarki Wojennej,1930, nr 20-3.
W specjalistycznych czasopismach typu „Przegląd Techniczny”, „Polska na morzu”, ale także w książce dla młodzieży „Najciekawsza podróż z Dr. Wszędobylskim”, artykuły o sprzęcie nurkowym i głębinowych pracach podwodnych obficie ilustrowane publikował znawca tematu inż. A. Pauly. (fot. 10)
W wielu innych wydawanych wtedy czasopismach można też było znaleźć artykuły dokładnie opisujące działanie konkretnego sprzętu nurkowego. Na przykład w „Żołnierzu Polskim” (1925) pokazano kolejne etapy ubierania polskiego nurka Marynarki Wojennej w poszczególne elementy stroju nurka klasycznego firmy Siebe Gorman & Co. Ltd. W „Przeglądzie Technicznym” z tego samego roku zamieszczono dokładny opis skafandra pancernego (obecnie nazywanego atmosferyczny), zaś w „Przeglądzie Morskim” (1930) opisano szczegółowo aparat DESA, czyli indywidualny aparat ucieczkowy zaprojektowany przez inż. Davisa z firmy Siebie Gorman & Co. Ltd. będący na wyposażeniu załóg okrętów podwodnych w wielu krajach na świecie, a od 1939 roku na okrętach podwodnych polskiej Marynarki Wojennej (fot. 11 i 11a)
W „Naokoło Świata” (1925) pokazano sprzęt co prawda wtedy nie stosowany w Polsce, ale za to nowatorski i bardzo interesujący. Był to artykuł o aparacie o obiegu zamkniętym niemieckiej firmy
fot. 12a DM-40 firmy Draeger
„Draeger”, tzw. DM-40 (fot. 12 i 12a). W artykule objaśniono zasady działania tego aparatu i zamieszczono rysunek omawianego sprzętu. 20 lat później aparat taki zostanie znaleziony na wybrzeżu w magazynach budynku zajmowanego w okresie II WŚ przez niemieckiego okupanta.
Ciąg dalszy zostanie opublikowany w następnym
numerze…
fot. 12b