13 minute read

Płaszczki - nieokiełznane obiekty latające

tekst: Małgorzata Sobońska-Szylińska, foto: Małgorzata Sobońska-Szylińska, Bartosz Sykus

Płaszczki to zwierzęta, których zdecydowanie nie doceniałam, opóki nie zaczęłam nurkować na Malediwach. Oczekiwania nurków i podwodnych fotografów związane z wyprawą w te rejony to przede wszystkim spotkania z mantami, rekinami wielorybimi i stosunkowo dobrze zachowaną rafą, ale płaszczki wdzierają się w nie bardzo szybko, gdy tylko w pobliżu pojawi się ich… ogromne stado.

Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłam je w większej grupie w miejscu nazywanym Fish Tank w pobliżu przetwórni tuńczyków nieopodal Male. Wielka rybna fabryka przerabiająca dziennie tony wyłowionych z morza tuńczyków wrzuca co wieczór ogromne ilości odpadów wprost do oceanu. Na dno staczają się co chwila głowy i kręgosłupy wielkich ryb zwabiając wygłodniałe tłumy wszelkich stworzeń. Pełno tu również stałych mieszkańców, których przyciągnęła tu pokusa łatwego życia. W załomkach skalnych żyją tu na przykład całe rodziny muren, mimo że zasadniczo zwierzęta te wolą raczej wieść samotny tryb życia. W toni gęsto jest od ławic banner fishy i plataksów, wśród których używanie mają ucztujące rekiny. Jednak najbardziej spektakularnym elementem tego epickiego zgromadzenia są płaszczki, które ściągają tu z całej okolicy i w ogromnych grupach żerują. Kładą się swoimi płaskimi cielskami na wyrzuconych resztkach i wciągają je do swoich otworów gębowych, łapczywie, jakby ich głód był nieokiełznany. Kiedy w końcu się już najedzą, zrywają się do lotu, tak nagłego i synchronicznego, jakby właśnie usłyszały dynamiczne akordy „Walkirii” z muzycznego dramatu Richarda Wagnera „Pierścień Nibelunga”.

Scena dywanowego nalotu amerykańskich śmigłowców na wietnamską wioskę z „Czasu Apokalipsy” Francisa Forda Coppoli z muzyką Wagnera w tle z pewnością na zawsze zapadła w pamięć wszystkim, którzy widzieli film. Na Malediwach, podczas spotkań z płaszczkami, które tam występują w ogromnych stadach, te wspomnienia wracają jak żywe. Spłoszone zwierzęta odbijają się swoimi płaskimi korpusami od dna, wzbijając przy tym tumany piasku. Tworzy się zamieszanie. Nurkowie wnet osaczeni są zewsząd przez talerzowate ciała efektownie falujących elastycznych dysków. Ruszają do akcji spusty migawek aparatów naciskane gorączkowo aż do wyczerpania karty lub baterii w aparacie. Uczestnicząc w takim spektaklu, miałam wrażenie, że zstąpiłam do piekła, w którym wszystko wrze. Gdzie życie miesza się ze śmiercią, a chaos z odwiecznym porządkiem natury zakłóconym nachalną ingerencją człowieka. Było to zarazem przerażające i piękne. Wzniosłe i naturalistyczne. Niedające się w żaden sposób okiełznać i poskromić.

Jak to możliwe, że te płaskie zwierzęta tak sprawnie poruszają się w wodzie i to z całkiem sporą prędkością? Potrafią zmieniać kierunek, „lądować” w z góry upatrzonym miejscu i wzbijać się do góry jednym silnym odepchnięciem ciała. Żeby zrozumieć biologię tych zwierząt, warto na początek uświadomić sobie, że pod nazwą płaszczki kryje się całkiem spora grupa organizmów. Mieszczą się w niej poza rajami (typowymi płaszczkami) także dobrze nam znane manty, orlenie, ogończe i drętwy. Jest ich ponad 500 gatunków i wszystkie one są tak naprawdę płaszczkami. O wielu z nich już pisaliśmy, skupmy się zatem na tych przedstawicielach tej szerokiej grupy, którzy do tej pory nie mieli szczęścia być na pierwszym planie. Płaszczki wydają się dziwne i niewątpliwie odznaczają się oryginalnością. Są po prostu płaskie jak naleśniki.

Kiedy pod wodą spotkałam swoją pierwszą płaszczkę, to jedno z kluczowych pytań, które przyszło mi do głowy, było oczywiste: dlaczego płaszczka jest płaska?

Z góry, zanim zakopie się w piasku, można podziwiać ją w całej okazałości. Z reguły leży na tyle spokojnie, że możemy podpłynąć i spojrzeć prosto w jedno z jej fascynujących oczu (są zbyt szeroko rozstawione, by patrzeć w obydwa na raz). Jednak, kiedy położymy się naprzeciwko niej na dnie, a ona zechce częściowo zagrzebać się w piachu, dostrzeżenie wszystkich szczegółów jej ciała staje się coraz większym wyzwaniem. I to jest podstawowy powód, dla którego płaszczka jest płaska – kamuflaż. Inne morskie stworzenia, które są jej potencjalnymi wrogami, obserwują ją zazwyczaj z jej poziomu. I cóż wtedy widzą? Najczęściej cienką kreskę falującą w toni, która równie szybko się pojawia, co znika. Gdy żerują spokojnie w okolicach dna, można je łatwo przeoczyć. Barwą nie odbiegają od faktury podłoża, chyba że natrafimy akurat na patelnicę niebieskoplamą, najczęściej spotykanego w ekosystemie rafy koralowej przedstawiciela płaszczek, którego szare lub brunatne ciało pokryte jest chabrowymi plamkami. W innym wypadku zazwyczaj ciało polegującej na dnie płaszczki zlewa się z podłożem. Nie wygląda wówczas jak smaczna przekąska. A jeśli wyczuje zbliżające się niebezpieczeństwo, to jednym skurczem ciała jest w stanie całkowicie zniknąć, zagrzebując się w piasku.

Gdy uda nam się wyłapać rzadki widok płaszczki przepływającej w toni, tuż nad naszą głową, najczęstszym skojarzeniem, które przychodzi wówczas na myśl, jest patelnia. To oczywiste porównanie nas rozczula, a czasem, gdy widzimy jej uśmiechnięty ryjek w dolnej części korpusu – i my się do niej mimowolnie uśmiechamy. Ten rubaszny kształt godny pluszaka lub postaci z bajki dla dzieci usypia naszą czujność, bo czyż taka „patelnia” może być w ogóle niebezpieczna? Do tego jeszcze wrócimy, bo płaszczka może sprawić nam nie lada kłopot, jeśli postąpimy z nią niewłaściwie.

Nie ulega wątpliwości, że płaszczka potrafi być naprawdę szybka. Może dlatego, że w jej ciele nie ma ani jednej kości? Cały szkielet składa się z chrząstek. Przez to ciało tej ryby jest nadzwyczajnie elastyczne. Spłaszczony kształt, który jest efektem rozrośnięcia się płetw piersiowych, jest niezwykle ergonomiczny. Stawia mniejszy opór, przez co płaszczka potrafi nabrać solidnego przyśpieszenia i wtedy na nic zdaje się nasze machanie płetwami, by złapać ją w kadr „w locie”. Jako sprinter płaszczka do pięt nie dorasta takiemu mistrzowi prędkości, jakim jest na przykład żaglica, uważana za najszybszą rybę świata (rozwija prędkość do 110 km/h), ale i tak jest dużo szybsza od najszybszego nurka. Żaglica na swoje szarże zużywa ogromne ilości energii, wskutek czego niemal całe jej życie sprowadza się do nieustannego polowania. Płaszczka oszczędza, energię, preferując bardziej powściągliwe zachowania. Jako ryba chrzęstnoszkieletowa, nie ma pęcherza pławnego, więc ma do wyboru dwie opcje – albo ciągle pływać w toni machając swoimi rozrośniętymi płetwami piersiowymi, albo nie przesadzać z ciągłym wysiłkiem, nie kozaczyć tylko leniuchować, leżąc na dnie. Płaszczki najwidoczniej nie są tak ambitne, jak inne ryby chrzęstnoszkieletowe, spokrewnione zresztą z nimi rekiny, które za punkt honoru stawiają sobie bycie w ciągłym ruchu, i dlatego najczęściej wybierają relaks, a ściślej wylegiwanie się na dnie. Płaski kształt ciała tylko temu sprzyja.

Skrzela płaszczki w postaci pięciu par szpar znajdują się po spodniej stronie ciała, natomiast po wierzchniej, tuż pod oczami widoczne są dwa otwory skrzelowe nazywane tryskawkami. Przez nie płaszczka wciąga do przełyku wodę, która zaciągana z góry nie jest zanieczyszczona mułem, nawet wtedy, gdy płaszczka przylega do dna. Woda trafia do przełyku, skąd przepływa do dolnych szczelin skrzelowych zwierzęcia i przez nie wydalana jest na zewnątrz. Zazwyczaj tryskawka zabezpieczona jest specjalną zastawką lub opadającą osłoną, która zabezpiecza otwór przed wpadaniem do niego zanieczyszczeń. Tuż za tryskawkami znajdują się natomiast otwory uszne. Ponieważ oczy płaszczki znajdują się po wierzchniej stronie ciała, zwierzę nie ma szansy widzieć tego, co dzieje się pod spodem. Do spoczywających na dnie przysmaków serwowanych na przykład przez ludzką przetwórnię tuńczyków naprowadza je niezwykle czuły węch. Dzięki niemu lądują idealnie w oczekiwanym miejscu, a ich jama gębowa znajdująca się na spodzie bezbłędnie natrafia na wywęszone pożywienie.

Mimo że są spokrewnione z rekinami, zęby płaszczek wyglądają zupełnie niewinnie. Są wręcz tępe i lekko zaokrąglone, nie mają potencjału rozszarpania zdobyczy, raczej służą do rozłupywania skorup. Dlatego na czele ich jadłospisu znajdziemy głównie skorupiaki, małże, ostrygi i mniej roztropne głowonogi. A ponieważ wszystkie one zasiedlają dno, płaszczka ma niezwykle ułatwione zadanie przy zdobywaniu pokarmu. Nie pogardzi również rybą, gdy ta zagapiona nie umknie na czas spod lądującego nad nią właśnie kapelusza. Pożeranie przez płaszczki resztek z oprawionych tuńczyków nie jest zgodne z naturą, ale skoro są one regularnie podawane do stołu w tym samym miejscu, czemu miałyby z tego nie korzystać. Taki rytuał która wzmaga ich aktywność. Nocą piaszczyste fragmenty dna zamieniają się w ruchliwe ulice. Na spacery wychodzą kraby, raki pustelniki, z nor wyczołgują się ośmiornice. Dla płaszczek brzmi to, jak komunikat „podano do stołu”, więc czemu miałyby nie przystać na kolejne zaproszenie na nocne doskonale wpisuje się w leniwą naturę tych zwierząt. Byłyby na pewno rozczarowane, gdyby któregoś wieczora nie podano im kolacji.

W tropikalnych płytszych wodach w trakcie nurkowań rafowych pojedyncze płaszczki można spotkać za dnia. Takie spotkanie jest jednak odświętnym wydarzeniem, które od razu gromadzi zbiegowisko gapiów z aparatami. Inaczej jest nocą. Wtedy w dennych nurkowaniach trzeba bardzo uważać, żeby nie położyć się na płaszczce. Są miejsca, gdzie można odnieść wrażenie, że płaszczki nie tylko są wszędzie, ale też, że są dużo większe niż te, które widzieliśmy za dnia. Wynika to z ich trybu życia. O ile w dzień lubią sobie poleniuchować, o tyle w nocy wstępuje w nie nowa energia, party? Jeśli impreza okaże się słaba, bo znienacka wparują na nią na przykład rekiny (te to potrafią zrobić zamieszanie!), zawsze będzie można zawachlować rondem kapelusza i zniknąć po angielsku w czarnej toni.

Nocne nurkowanie z płaszczkami może zauroczyć. Jest ich dużo, więc jest co oglądać. Właśnie wtedy trzeba najbardziej uważać. Spłoszone światłem latarek mogą gwałtownie zmienić pozycję i po krótkiej chwili przed szybką naszej maski, zamiast wybałuszonych oczu może znaleźć się odwłok. Tu już kończy się sielanka, bo odwłok przeważnie zakończony jest biczowatym ogonem zakończonym kolcem jadowym. Jeśli w nagłym tumulcie, który często zdarza w trakcie nocnego nurkowania, bo ktoś akurat wypatrzy rekina, murenę, żółwia albo ciekawy obiekt makro i wszyscy rzucają się w to miejsce, oprzemy się nagle dłonią o dno, może nas spotkać niemiła przygoda. Pod dłonią, zamiast dna może się znaleźć kolec jadowy wystający z ogona płaszczki. Od takiej przygody raczej Medialnej postaci, która przed kamerami popisywała się umiejętnościami w zakresie poskramiania, a czasem nawet oswajania dzikich i ekstremalnie niebezpiecznych zwierząt. Steve Irving zginął w trakcie pracy ugodzony prosto w serce kolcem jadowym ogończy. Biorąc pod uwagę nie umrzemy. Co najwyżej wyjdziemy z nurkowania z ropiejącą ranką na palcu. Jednak, jeśli jad zostanie nam wstrzyknięty w ciało w większej ilości, to zawarte w nim toksyny mogą zaburzyć akcję serca oraz oddychanie, nie wspominając już o bólu, który przeszyje nasze ciało. Warto pamiętać o tym, że historia odnotowała już co najmniej kilkanaście śmiertelnych wypadków ludzi z udziałem płaszczek. Nie są to zwierzęta agresywne i z reguły emanują buddyjskim spokojem, ale każdego da się wyprowadzić z równowagi głupimi zaczepkami czy nieostrożnym potrąceniem.

Najsłynniejszą historią, która zakończyła się tragicznie, był wypadek słynnego „pogromcy krokodyli”, pochodzącego z Australii, Steve’a Irvinga. cały dorobek jego życia nastawionego na propagowanie ochrony ginących gatunków, okoliczności jego śmierci mogą uchodzić wręcz za groteskowe. Śmierć zadało mu bowiem zwierzę z natury łagodne i to w niezwykłych okolicznościach. Irving kręcił akurat program dla dzieci w asyście swojej ośmioletniej córki oraz Philippe’a Cousteau, wnuka najsłynniejszego nurka w historii, Jacques’a Cousteau. Program zatytułowany „Najgroźniejsze stworzenia oceanu” miał dotyczyć szkaradnic. W pewnym momencie jednak gospodarz programu, ulubieniec milionów dzieci na całym świecie, nieostrożnie przepłynął obok płaszczki, która wpadła w panikę i zaatakowała go swoim, jak się okazało, śmiercionośnym ogonem. Cała sytuacja została uchwycona okiem pracującej właśnie na planie programu kamery. Przed śmiercią gwiazdor zdążył jeszcze powiedzieć do widzów „umieram”… Tak brzmiało jego ostatnie słowo wypowiedziane przed śmiercią. Był to 18-sty znany przypadek zgonu człowieka zaatakowanego przez płaszczkę. We wrześniu 2006 roku, kiedy do niego doszło, mówili o nim dosłownie wszyscy, którzy kiedykoljego serce przestało bić, a w dolnej części brzucha widoczna była rana kłuta zadana kolcem jadowym ogończy. Ilość wstrzykniętego jadu była tak wielka, że organizm nie był w stanie sobie z nią poradzić. W jakich okolicznościach doszło do samego ataku, tego już nie udało się ustalić…

wiek widzieli programy swojego ulubieńca w telewizji. Zbieg okoliczności, do którego doszło w tej sytuacji, był bowiem niezwykły. Historia ta trafiła również do świadomości nurków mających do czynienia z płaszczkami. Na zawsze utrwaliła się wśród nich zasada podpływania do płaszczki jedynie od frontu, nigdy od tyłu, od strony ogona.

W Australii odnotowano w ostatnim czasie jeszcze jeden śmiertelny wypadek spowodowany przez płaszczkę. Tym razem ofiarą padł 42-letni mężczyzna, który samotnie pływał w okolicy plaży należącej do miasta Lauderdale na Tasmanii. Do wypadku doszło w listopadzie 2018 r. Mężczyzna w pewnej chwili zaczął głośno wzywać pomocy. Kiedy przyjaciele wyciągnęli go z morza na brzeg, już nie żył, Te straszne historie to jedynie nieliczne wyjątki od zasady nieagresji, której przestrzegają płaszczki w stosunkach z gatunkiem ludzkim. W życiu zależy im głównie na spokoju i smacznym posiłku, a ponieważ żyją dość długo (do 20 lat), nie zadzierają z silniejszymi od siebie. Jednak ich pokojowe usposobienie nie chroni ich przed wrogością okazywaną przez przedstawicieli własnego gatunku. Do spięć dochodzi zwłaszcza podczas godów. W czasie tarła samce potrafią być naprawdę niemiłe wobec swoich wybranek. Naturę ich randkowania śmiało można określić mianem końskich zalotów. W akcie miłosnym samiec zazwyczaj chwyta samicę zębami i wsuwa się swoim brzuchem pod jej brzuch. Nie jest to prosty zabieg, więc, żeby doszło do zapłodnienia (wsunięcia wyrostków kopulacyjnych w otwór w brzuchu samicy), samiec musi go wielokrotnie powtarzać. Samica się w końcu niecierpliwi, a samca to frustruje, co sprawia, że staje się on coraz bardziej brutalny i zdeterminowany. Walczy do skutku, a po udanej próbie odpływa w siną dal. Tymczasem samica po ciąży trwającej od 9 do 12 tygodni wydaje na świat młode w niewielkiej ilości sięgającej średnio do pięciu maluchów. Swoisty rekord ilości młodych padł niedawno, w ubiegłym roku, w oceanarium w Międzyzdrojach. W całkowicie sztucznych warunkach jedna z hodowanych tam płaszczek wydała na świat aż 36 młodych!

Po porodzie samica okazuje się jednak nieprzygotowana do roli matki, porzuca potomstwo na pastwę losu i również odpływa. Małe płaszczki od razu muszą radzić sobie same. Na szczęście rodzą się jako zdolne do samodzielnego życia.

Bywają też gatunki jajorodne. W trakcie porodu samica wydala jaja na zewnątrz w specjalnej pochewce. Pochewki te często można spotkać wyrzucone na brzeg. A ponieważ wyglądają charakterystycznie, nazywane są portfelami syreny lub jeszcze dosadniej portfelami diabła. Są wielkości połowy dłoni i dziś powiedzielibyśmy, że przypominają porzuconą na plaży czarną lub brunatną maseczkę. W obecnym czasie wszystko kojarzy nam się z pandemią, a przecież płaszczki rozmnażają się w ten sam charakterystyczny sposób od – jak szacują naukowcy – kilkudziesięciu milionów lat. I oby trwało to jeszcze przynajmniej tak długo. Czy tak będzie? Wcale nie jest to takie pewne. W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat populacja tych zwierząt podobnie jak ma to miejsce w przypadku rekinów, została dosłownie przetrzebiona. Uległa zmniejszeniu o blisko 70 procent. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest przyłów. Szacuje się, że średnio w ciągu roku w rybackie sieci trafia blisko 100 milionów rekinów i płaszczek. Ponieważ to nie one są celem połowów, po odseparowaniu od pożądanych gatunków ryb – wyrzuca się je z powrotem do morza. Ogromna większość z nich jest już uduszona lub na tyle słaba, że ginie krótko potem.

Śpieszmy się zatem podziwiać płaszczki, póki jeszcze leniuchują na dnie oceanów.

This article is from: