7 minute read
Okiem Laika – Arcane
„League of Legends“ to gra, która budzi wiele emocji. Często skrajnych. Są ludzie, którzy świata poza nią nie widzą, są też tacy uważający ją za największego raka świata i nienawidzący jej z całej duszy. Jakie jednak nie byłoby podejście poszczególnych graczy do samej rozgrywki, to nie ulega wątpliwości, iż Riot Games potrafi dobrze i ze smakiem rozreklamować swój flagowy produkt. Przykładem takiego właśnie działania jest serial „Arcane“.
~Dolar84, SoulsTornado, Lailyren
Naturalnie, oprócz wymienionych wcześniej przypadków biegunowych, istnieje cała rzesza osobników i osobniczek rasy ludzkiej, którzy po prostu lubią czasem sobie dla relaksu pograć w LoLa. I takich jest w sumie najwięcej, do nich też skierowany jest, przynajmniej w moim odczuciu, znajdujący się na Netflixie serial. Dlaczego tak uważam? Zacznijmy od tego, iż Arcane jest zwyczajnie dobre. Ma sensowną fabułę, ciekawych bohaterów i dobrze dawkowaną akcję, przez co uniknięto dłużyzn, nawet kiedy nic na ekranie nie wybucha, a widz zaznajamia się nieco ze światem i jego zawiłościami. A tych jest mnóstwo…
Ale o co w tym wszystkim chodzi? Wspomniałem wcześniej, iż fabuła jest dobra i podtrzymuję tę opinię, mimo że schematy i sztampa widoczne są w niej na kilka kilometrów. Oto dwie sieroty, które straciły rodziców podczas starć z policją miasta Piltover, zostają przygarnięte przez właściciela knajpy, który właśnie skończył wprasowywać twarz jednego z wcześniej wspomnianych stróży prawa w płyty chodnikowe. Zamieszkują w podmieście Zaun, czyli swego rodzaju slumsie eleganckiego i bogatego Piltover. Jak nietrudno się domyślić, nie ma w nich zbytniego poszanowania dla sił prawa i sprawiedliwości, więc po kilku latach, razem z kilkoma znajomymi, stają się młodocianą szajką złodziejską. I wszystko byłoby dobrze (a serial byłby krótki), gdyby nie ambicja Vi, różowowłosej zadziory, która postanawia dokonać skoku w górnym mieście. Przypadek (i scenariusz) sprawia, iż kradną posiadający potężny potencjał magiczny kryształ, a to działa na funkcjonariuszy policji jak czerwona płachta na byka. Jakby nie wystarczył sam fakt przestępstwa, to jeszcze jego ofiarą pada kolejny z głównych bohaterów serialu – Jayce. Młody, genialny naukowiec w sekrecie starający się połączyć magię z technologią, w zbożnym celu ułatwienia ludziom życia. To właśnie wydarzenie położyło podwaliny pod dalsze odcinki serialu, wypełnione akcją, walką, granatami i bardzo dużą rakietą.
Na zdecydowany plus serialu zaliczam to, że może go z przyjemnością obejrzeć zarówno zapalony gracz, jak i osoba, która o League of Legends nie wie kompletnie nic. Twórcy zadbali oczywiście o smaczki możliwe do zidentyfikowania jedynie przez osoby nieco zaznajomione z tematem, ale są one na tyle subtelne, czy może raczej poboczne, iż nie mają większego wpływu na fabułę. Jednocześnie widzowie otrzymują sporą dawkę informacji o świecie, w którym dzieje się akcja i są one podane na tyle atrakcyjnie, że nie zdziwiłbym się, gdyby do LoLa napłynęła niedługo duża ilość nowych graczy.
Starzy wyjadacze też znajdą dużo rzeczy dla siebie. Nie dosyć, że pojawia się historia kilku ich ulubionych bohaterów, to sporo innych ma choćby kilka sekund czasu ekranowego – na przykład Ryze w początkach historii Jayce’a. A ci przedstawieni dłużej, prowadzeni są naprawdę doskonale – bardzo posłużył im kilkuletni przeskok czasowy między pierwszymi trzema odcinkami a resztą sezonu. Wspomniany Jayce jest odpowiednio arogancki, Vi bezczelna, Caitlyn sztywna i prawa, Heimerdinger oderwany od rzeczywistości, a Jinx bardziej szalona od Jokera. A przecież oprócz nich są jeszcze i inni.
Kolejną rzeczą, na którą trzeba zwrócić uwagę, jest zakończenie pierwszego sezonu. Szczerze mówiąc, nie wiem, kto uczył twórców robić cliffhangery, ale ten zastosowany tutaj jest po prostu perfekcyjny. Widz po ostatnich sekundach ostatniego odcinka gryzie palce i przeszukuje internet, chcąc za wszelką cenę dowiedzieć się, kiedy pojawi się kolejny sezon. Po prostu nie mogli zrobić tego lepiej. I tylko strasznie boli świadomość, iż trzeba będzie na niego czekać ponad rok…
Podsumowując, Arcane ze swoją przepiękną animacją, doskonałą muzyką, wielce sensownymi bohaterami oraz dobrze poprowadzoną akcją i fabułą to świetny wybór dla każdego widza spragnionego czegoś przyjemnego na jesienno–zimowe popołudnie. Bezwzględnie polecam i teraz oddaję pole Soulsowi, który – oprócz swoich wrażeń z seansu – przybliży wam nieco samo uniwersum „League of Legends.“
SoulsTornado: Dziękuję za przygarnięcie mnie do Twojego kącika, Dolcze. Postaram się nie rozpisywać, bo ze znaczną częścią Twojej recenzji zgadzam się w 100%, a lore „League of Legends“ to temat–rzeka, na który i nie ma tu za dużo miejsca, i nie czuję się na tyle kompetentny, by go nadmiernie rozwijać.
Na początku był chaos. Dosłownie. Początki uniwersum Runeterry – świata „League of Legends“ – można pobieżnie zebrać w kilku linijkach. Jest Liga Legend, do której należą państwa–miasta Valoranu. Jest Instytut Wojny zajmujący się rozstrzyganiem sporów politycznych między członkami Ligi. Są Przywoływacze – strony w konfliktach, które wystawiają jednostki do walki. Wreszcie są i postacie, które dołączają do starć dla sławy, pieniędzy bądź z patriotyzmu. Lore było raczej pretekstowe, a historie poszczególnych bohaterów – szczątkowe.
Ale w pewnym momencie (a dokładniej w okolicach 2014 roku) coś się zmieniło. Z opisów postaci zaczęły znikać wzmianki o Instytucie, Przywoływaczach i innych metaelementach. Nowi bohaterowie dostawali coraz dłuższe, rozbudowane backstory, nawiązujące także do innych osób. Uniwersum nabrało wewnętrznej spójności, a gracze mieli okazję poznać lepiej swoich ulubionych bohaterów, historię Runeterry i politykę państw–miast przekształconych w regiony.
Na chwilę obecną lore „League of Legends“, nazwane po prostu „Uniwersum“ i obejmujące też inne gry Riot Games (oprócz „Valoranta“), to setki opisów, historii, opowiadań i komiksów, małe i duże eventy, a także kilka alternatywnych rzeczywistości opartych na liniach skórek. Historie te i wydarzenia bywają lepsze lub gorsze (khy „Rise of the Sentinels“ khy), lecz nie można zarzucić Lidze w tym momencie skąpości lore. Między innymi z tego powodu fani „League of Legends“ czekali z niecierpliwością na produkcje oparte o „Uniwersum“. Koniec końców, dostaliśmy pierwszą z nich – „Arcane“ – i od razu przerosła oczekiwania wszystkich.
Pod kątem fabuły, wybranie na bohaterki Vi i Jinx było świetnym pomysłem – obie postacie mają z jednej strony powiązania w lore, a z drugiej dość tajemniczą przeszłość. To, co z nimi zrobiono, jak z poszanowaniem kluczowych elementów historii, nawiązań w grze oraz teorii fanowskich rozwinięto i rozbudowano te postacie, jest praktycznie perfekcyjne. To samo można powiedzieć o innych bohaterach, którzy zostali zasięgnięci z LoLa – Jayce, Viktor, Heimerdinger, Caitlyn, wszyscy oni zostali „uczłowieczeni“, poznajemy lepiej ich motywacje i charaktery, a zarazem wciąż są rozpoznawalni, to wciąż te postacie z gry, którą kochamy nienawidzić. Nie powiem, pojedyncze rzeczy w charakteryzacji postaci mi zgrzytały, ale fabuła „Arcane“ toczy się wciąż lata przed wydarzeniami z gry, więc kopiowanie wszystkiego jeden do jednego nie miałoby finalnie sensu. Dynamika Piltover i Zaun także była świetnym tematem do rozwinięcia, ukazania kontrastu między Miastem Postępu a Miastem z Żelaza i Szkła. Żeby nie było, retconów nie brakuje (chociażby pochodzenie Hextechu), ale zmiany te w znacznej większości są logiczne i służą na korzyść historii.
A co z osobami, które nie znają Runeterry, nie chcą/nie lubią przekopywać się przez masę tekstu? „Arcane“ ma praktycznie zerowy próg wejścia. Powiem więcej – wejście na czysto może być nawet lepszym doświadczeniem, biorąc pod uwagę, że znajomość lore bywa momentami po prostu spoilerem. Ten i ten przeżyje, ten pewnie zrobi to, ten zostanie tym. Nieznajomość LoLa nie jest żadną przeszkodą, żeby dobrze się bawić przy seansie. Jedynym minusem może być przeoczenie kilku smaczków czy nawiązań, ale to i tak głównie tylko mrugnięcia, nieistotne dla fabuły.
Jeśli chodzi o inne aspekty serialu, wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Akcja zdecydowanie nie nudzi, a zostawia delikatny niedosyt. Historia została przedstawiona w sposób spójny, bez większych dziur fabularnych, wciąga bez litości, nawet przy poruszaniu rozgrywek politycznych. Warstwa audiowizualna to w ogóle nowa jakość, animacja jest przepiękna, a muzyka świetnie splata się z wydarzeniami na ekranie.
Ja ze swojej strony „Arcane“ mogę polecić z czystym sercem każdemu, niezależnie, czy będzie to jego pierwsza styczność z „Uniwersum“, czy przeczytał każdą, najmniejszą historię i pamięta czasy, gdy gra miała 40 postaci. A za cliffhanger ktoś powinien dostać kopa i podwyżkę. W tej kolejności. Lailyren, chciałabyś coś dodać od siebie? Może coś o oprawie?
Lailyren: Cóż, moi poprzednicy już wystarczająco wyczerpali temat, więc dodam jeszcze tylko, że warto obejrzeć ten serial właśnie dla samej oprawy graficznej. Jako kompletny noob, który zagrał w LoLu może max. 8 pełnych meczów, Arcane uznałam za niezwykle przyjemny dla oka film animowany.
Zupełnie nie znam się na lore, ale chłonęłam każdą kreskę, cień i zakrzywienie, które oferują wizualia tej produkcji. Animacja jest niezwykle płynna, jednocześnie dając wrażenie, jakby oglądało się obraz malowany farbami, w który ktoś tchnął życie. Bowiem twórcy pomyśleli o takich detalach, jak podświetlenie kącików oczu przy nosie i właśnie takie smaczki nadają całości bardzo ładny, semirealistyczny wydźwięk. Do tego dochodzi łączenie elementów 3D z efektami 2D, które tworzą bardzo interesujący klimat. Ogółem przepełniona błękitem i złotem kolorystyka oraz wyrazistość niektórych obrazów w mieście, jak mrok czy szlam i bród w slumsach sprawiają, że świat ten staje się jeszcze bardziej wiarygodny. To jedna wielka sztuka kontrastów, które walczą między sobą o uwagę. Nie wspominając o pięknym graffiti, fluorescencyjnych napisach i atakujących, neonowych krechach, które miodnie ukazują problemy z opanowaniem własnych myśli.
Polecam, jeśli poszukujecie czegoś świeżego wizualnie i jednocześnie bardzo łechtającego podniebienie ludzi złaknionych bardziej malowniczych animacji.
Źródło grafiki baneru: https://arcane.com/en-us/media/