Doktor Mati, weterynarz

Page 1





PRIIT PÕHJALA

Doktor Mati, weterynarz ILUSTRACJE ANNI MÄGER

PRZEŁOŻYŁA ANNA MICHALCZUK-PODLECKI


Książka wydana przy wsparciu finansowym programu Traducta Estońskiego Funduszu Kultury

Tytuł oryginału estońskiego: Onu Mati, loomaarst Redaktor prowadzący: Witold Mizerski Redakcja: Dominika Zakrzewska / korekto.pl Korekta i łamanie: adamantan dtp Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, skanowanie i przekształcanie treści niniejszego utworu oraz jego nieautoryzowane publiczne rozpowszechnianie w całości lub we fragmentach, cyfrowo lub analogowo, jest zabronione i powoduje naruszenie praw autorskich dotyczących niniejszej publikacji.

Copyright text © Priit Põhjala and Tänapäev, 2018 Copyright illustrations © Anni Mäger For the Polish edition: Copyright © Grupa Wydawnicza Adamantan s.c., 2020 All rights reserved. Wydanie I Warszawa 2021 ISBN 978-83-7350-505-6   jest marką handlową Grupy Wydawniczej Adamantan s.c. www.finebooks.pl Wydawca: Grupa Wydawnicza Adamantan s.c. Skrytka Pocztowa 73, 01-499 Warszawa 46 tel.: 222501091; fax: 222501095 e-mail: biuro@adamantan.pl Druk i oprawa: KDD


Pii i wszystkim, którzy przynieśli do domu bezdomnego kota. Nie zważając na pchły.


Spis treści Doktor Mati, weterynarz 7

Kołnierz pani Matyldy 72

W barku bura kapibara 10

Cylinder pana Aadu 76

Pyton w trolejbusie 14

Nunusiometr 81

Pięć zwierząt z trąbą 17

Bezbłędny wielbłąd 85

Georg i pchła 20

Historia z długim ogonem 89

Pan prezydent 23

Prawie boa 91

Nosorożec i czołg 26

Achy Auha 95

Sprytny Hans 29

Instrukcja obsługi

Osiołkowate psy 33 Raz kukułka, raz świnka 36

niedźwiedzia 100 Żółw Wrr 104

Nosacz i katar 39 Kret 43 Masaż dla żyrafy 46 Okulary a bobki 49 Wielbłądzia mama 53 Zwierzę nieznane nauce 57 Krówki 61 Zbyt mało szczurów 64 Słonik z porcelany 67

Wybór dzieł naukowych doktora Matiego 108


Doktor Mati i zwierzęta

D

oktor Mati był weterynarzem. I to najlepszym na świecie. Dowodem na to był także dyplom, który wisiał na ścianie

jego gabinetu. Na dyplomie było po prostu napisane: „Doktor Mati, naj-

lepszy weterynarz na świecie”. Każdy, kto tylko potrafił rozszyfrować bazgroły doktora Matiego, mógł to sobie głośno i z dumą przeczytać. Jako najlepszy doktor zwierząt na świecie pan Mati był nim, jasna sprawa, od stóp do głów całym sobą. Nikt nie wpadłby na pomysł, że doktor Mati mógłby być na przykład matematykiem lub poborcą podatkowym, modelką albo, dajmy na to, mikserem do koktajli truskawkowych. To, że leczył zwierzęta, miał wypisane na twarzy. A także na ubraniu, które było zazwyczaj tego samego koloru co ślina lamy i smarki tygrysa oraz pachniało jak kozie bobki i bawole łajno, jak siku lisa i siusiu osła, jak słoniowe klocki i wielbłądzie placki, jak gołębia kupa i lemurza pupa. Można by było sądzić, że doktor Mati już się taki urodził – w fartuchu i ze strzykawką w ręku. Ale to oczywiście nieprawda. Przede wszystkim, nim został weterynarzem, doktor Mati musiał nauczyć się: stać, chodzić, robić siusiu do nocnika, mówić, czytać, pisać i ile to jest dwa razy dwa. A potem musiał jeszcze opanować płacenie rachunków, rozmawianie o pogodzie, oglądanie wiadomości, kładzenie tapet,

7


a także to, jak przejść obok lady z cukierkami bez choćby jednego spojrzenia za ramię – słowem wszystkie te okropne rzeczy, które wypełniają dorosłym całe dnie. Musiał chodzić bardzo pilnie do szkoły dla weterynarzy i dopiero po jej ukończeniu mógł zacząć leczyć zwierzęta. Gdy był zupełnie mały, wyobraźcie sobie, doktor Mati nawet nie słyszał o takim zawodzie jak weterynarz. Miał wtedy zupełnie inne rzeczy w głowie. Na przykład w wieku pięciu lat chciał zostać architektem zamków z piasku. Marzył o tym dotąd, aż pojął, że w naszym klimacie nie miałby zimą zbyt wiele pracy. Rok później mały doktor Mati zapragnął pleść androny. Lecz w tej dziedzinie, jak się szybko zorientował, miałby zbyt wielką konkurencję. Siedmioletni doktor Mati zapragnął zostać testerem kolejek górskich. Jednak musiał porzucić i to marzenie. Gdy po raz pierwszy w życiu wybrał się na taką przejażdżkę, okazało się, że ma lęk wysokości. Oraz prędkości. I kolejkowych pętli. Odtąd doktorowi Matiemu wystarczyło jedynie spojrzeć na zdjęcie rollercoastera, a już kręciło mu się w głowie. Gdy miał osiem lat, doktor Mati chciał zostać kosmonautą, kowbojem albo detektywem. W życiu wielu chłopców i dziewczynek nastaje czas, kiedy chcą zostać kosmonautą albo kosmonautką, kowbojem albo kowbojką, detektywem albo detektywką. Doktor Mati najchętniej byłby wszystkim naraz – na przykład kosmicznym kowbojem, który rozwiązuje zagadkę krów zaginionych na Drodze Mlecznej. Po swych dziewiątych urodzinach doktor Mati pragnął być ministrem 8

synchronizacyjnej integracji narodów lub docentem w instytucie reprodukcji sensacyjnej solaryzacji. Nie, żeby wiedział, na czym te zawody właściwie miałyby polegać, ale brzmiały tak ciekawie. Prowadzony tą samą ciekawością doktor Mati nie miałby nic przeciwko temu, by zostać operatorem panelu sterowania linii produkcyjnej rozwieraków do pił tarczowych bądź dogmatycznym inkwizytorem heretyków. Gdy skończył dziesięć lat, doktor Mati marzył o tym, aby zostać przestępcą. Ale takim, który popełnia tylko dobre przestępstwa.


Na przykład przegania majstrującego przy zamku włamywacza, przebijając balon tuż przy jego uchu. Lub niszczy reputację wzbudzającego postrach pirata, wymieniając mu ukradkiem opaskę na oko – czarną jak grób – na różową jak chmurka. Albo udaremnia modnemu malarzowi plany wyprodukowania kolejnego modnego obrazu, ukrywając gdzieś jego sztalugi i pędzle. Upłynęło wiele wody w rzece, zanim do doktora Matiego dotarło, że jego prawdziwym powołaniem nie jest zostać kimś innym, tylko właśnie doktorem zwierząt. Wy także się nie dziwcie, jeśli chcecie na przykład zostać kierownikiem domu dla lalek, oswajaczką dzikich kucyków albo sprzedawcą hulajnóg z procą wbudowaną w kierownicę, a ostatecznie zostaniecie… powiedzmy, rybaczką lub rybakiem. Bo w życiu może się nam przydarzyć wiele niezwykłych rzeczy! Choć, co prawda, może nie aż tak niezwykłych jak te, o których zaraz przeczytacie.


W barku bura kapibara

D

oktor Mati pracował w ogrodzie zoologicznym i miał w zwyczaju przynosić stamtąd pracę do domu. Czasem przynosił

tej pracy tylko trochę, na przykład pudełko chrabąszczy kasztanowych lub tylko jednego węża, połoza japońskiego. A czasem trochę więcej, na przykład bawołu indyjskiego lub parę żyraf. Tym sposobem dom dok-

tora Matiego, a dokładniej jego mieszkanie – dwa pokoje z kuchnią znajdujące się w centrum miasta – było po sam sufit pełne ptaków, ssaków, gadów i płazów. Nie muszę chyba mówić, że żony doktor Mati nie miał. W zamian za to w jego mieszkaniu można było napotkać ładnych parę dziesiątek mniejszych i większych, futrzastych i pierzastych, parzystokopytnych i nieparzystokopytnych, trąbowców i pancernikowców, łuskowców i łuskonośnych, płetwonogich i długonogich, 10

skrzydlatych i rogatych. Na skórzanej kanapie w salonie gnieździło się stadko nietoperzy i za każdym razem, gdy pan Mati zasiadał na swojej kanapie, rozlegały się z niej niezwykle obrażone pisknięcia. Wieszak w przedpokoju stał się żerdzią dla gołębia karaibskiego. A w barku, gdzie inni ludzie trzymają zazwyczaj kolorowe butelki, mieszkała mała, bura kapibara. Tak, tak, w barku bura kapibara. Możecie sobie wyobrazić, co było dalej: na stercie starych tygodników z dowcipami urządziła sobie koję mewa śmieszka, w kuchni


11


na paterze z owocami umościł się ptak kiwi, a w przyborniku na igły i nici przycupnął jeżozwierz. W misce na pranie zamieszkał szop pracz, a na miejscu parkingowym pod domem doktora Matiego rezydował jaguar. A okularnik, powiecie zaraz, zamieszkał w etui na okulary. Co to, to nie, sami zamieszkajcie sobie w etui na okulary! Okularnik zagościł 12

w specjalnie dla niego zbudowanej skrzyni ze szkła, którą nazywa się terrarium. Takie buty. Właśnie! W szafce na buty już dawno temu zadomowił się trzewikodziób. Dziób tego ptaka rzeczywiście przypomina but, nie ma więc co się dziwić, że pewnego ranka, śpiesząc się do pracy, zaspany doktor Mati usiłował założyć na swą stopę trzewikodzioba. Pomijając jednak owo, jedno, zupełnie przypadkowe zdarzenie, doktor Mati troskliwie zajmował się wszystkimi swoimi lokatorami.


Do tego miał z nich wiele pożytku. Na przykład słoń służył mu czasem jako przycisk do papieru. Róg nosorożca był bardzo wygodnym wieszakiem na kapelusze. Listy doktora Matiego roznosiła sowa, a ziemię w doniczkach spulchniały dżdżownice. Gdy strajkowali kierowcy trolejbusów, doktor Mati dojeżdżał do pracy na koniu Przewalskiego. W wannie doktora Matiego nie pływały gumowe kaczki, ale prawdziwe gęsi. Jajka na śniadanie były od strusia – właściwie to z jednego olbrzymiego jaja doktor Mati smażył jeden olbrzymi omlet, który starczał mu na cały tydzień. Nie musiał też mieć budzika – jego obowiązki wypełniała kukułka, która rankami w dni robocze budziła doktora Matiego zwykłym kuku, a w dni wolne od pracy odświętnym kukuryku. Zapytacie pewnie teraz, jak sąsiedzi znosili całe to pianie i gdakanie, kumkanie i rechotanie, kwakanie, ćwierkanie i świergotanie, ryczenie, buczenie i meczenie, warczenie, ujadanie i skomlenie, trąbienie, parskanie, prychanie, muczenie, rżenie, uhuu i ihaa, wrr i sss, galopy, truchtanie i cwał, które dzień i noc rozlegały się z mieszkania doktora Matiego. Trzeba tu więc nadmienić, że doktor Mati miał do sąsiadów szczęście. Szczerze mówiąc, miał tylko jednego, który do tego pracował jako woźny w szkole muzycznej. Po okropnym jazgocie, jakiego musiał wysłuchiwać w pracy od rana do wieczora, odgłosy dobiegające z mieszkania na górze wydawały mu się cichą kołysanką, przy której można słodko zasnąć.





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.