Mój brat jest superbohaterem

Page 1





przełożyła Maria Jaszczurowska


Tytuł oryginału: My Brother is a Superhero Redaktor prowadzący: Witold Mizerski Redakcja: Ilona Turowska, Bogumiła Widła, Joanna Ginter Polska wersja okładki i ilustracji: Agnieszka Skriabin-Rucińska Skład, łamanie i korekta: adamantan dtp Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, skanowanie i przekształcanie treści niniejszego utworu oraz jego nieautoryzowane publiczne rozpowszechnianie w całości lub we fragmentach, cyfrowo lub analogowo, jest zabronione i powoduje naruszenie praw autorskich dotyczących niniejszej publikacji.

Text copyright © David Solomons, 2015 Cover and inside illustrations copyright © Laura Ellen Anderson, 2015 Cover typography © Rob Biddulph, 2015 Polish edition copyright © Grupa Wydawnicza Adamantan s.c., 2016 This translation of My Brother is a Superhero is published by arrangement with Nosy Crow Limited. All rights reserved. Wydanie I Warszawa 2016 ISBN: 978-83-7350-400-4 jest marką handlową Grupy Wydawniczej Adamantan s.c. www.finebooks.pl Wydawca: Grupa Wydawnicza Adamantan s.c. Skrytka Pocztowa 73, 01-499 Warszawa 46 tel.: 222501091; fax: 222501095 e-mail: biuro@adamantan.pl Druk i oprawa: Clays Ltd, St. Ives Plc. Printed in UK

1 2 3


Dla Luke’a, wiadomo.



1 PECHOWIEC

Mój brat jest superbohaterem. Ja też mogłem być, ale akurat zachciało mi się siku. Nazywam się Luke Parker, mam jedenaście lat i mieszkam w spokojnej dzielnicy Londynu z mamą, tatą i starszym bratem Zackiem. Mój brat nie zawsze był superbohaterem, ale kiedy rodzice nadawali mu imię, na pewno przeczuwali, że któregoś dnia przywdzieje maskę i pelerynę, by ratować sieroty z płonących domów. Kurczę! Przecież to nawet nie jest imię, tylko jakiś efekt dźwiękowy. W komiksach używa się takich słów, kiedy superbohater spuszcza lanie czarnemu charakterowi. Łup! Bach! Zack! 7


Mam teorię, że w życiu zdarzają się chwile, kiedy trzeba dokonać ważnego wyboru, który zadecyduje o całej przyszłości. Wanilia czy czekolada? Ciastko kremowe czy chrupiące? Spuścić bombę wodną tacie na głowę czy wstrzymać ogień? To ty decydujesz. Czasem całe życie może się zmienić z powodu czterech krótkich słów: „chce mi się siku”. Tamtego pamiętnego wieczoru siedzieliśmy z Zackiem w domku na drzewie już od dobrej godziny. Czułem, że lada chwila się posikam. Czytałem przy świetle latarki stary numer „Młodych Tytanów”, a Zack odrabiał zadanie z matmy. Zawsze lubił zakuwać. W szkole gwiazdorzył na długo, zanim został Gwiezdnym Druhem. – No to idź, jak musisz – rzucił, w okamgnieniu rozwiązując kolejne równanie kwadratowe. – Przecież cię nie trzymam. Tak naprawdę to nie chciało mi się schodzić po ciemku po sznurkowej drabince. Musiałem się namęczyć, żeby w ogóle tu się po niej wdrapać. Nie żebym był łamagą… Ujmę to tak: na podium olimpijskim raczej nie stanę. Dokucza mi katar sienny, a z moimi stopami jest coś nie tak. Po wizycie u lekarza mama mówiła coś o jakichś ortezach i innych aparatach stosowanych w takich wypadkach. Bardzo się ucieszyłem, bo nazwa kojarzyła mi się z wypasionym pancerzem super­żołnierza. Ale kiedy zamówiona przesyłka do nas dotarła, okazało się, że dostałem tylko wkładki orto­ pedyczne do butów, a nie cybernetyczny ­egzoszkielet, 8


jak się spodziewałem. Tak, tamtego dnia doznałem gorz­ kiego rozczaro­wania. Wychyliłem głowę z domku na drzewie: – A nie mógłbym się wysikać stąd? – Wynocha! Wypad stąd, smarku! Zack jest tylko trzy lata starszy ode mnie, ale kiedy wyprowadzę go z równowagi, nazywa mnie smarkiem. Wśród rzeczy, które mnie w nim denerwują, przezywanie mnie smarkiem zajmuje czterdzieste siódme miejsce. Nie żebym prowadził jakąś listę… No dobra, prowadzę. Jeszcze zanim Zack został superbohaterem, miałem na liście sześćdziesiąt trzy pozycje. Teraz jest ich już prawie sto. Mój brat zrobił się szalenie irytujący. Zszedłem w końcu po tej nieszczęsnej sznurkowej drabinie i pobiegłem do domu, żeby się wysikać. Kiedy kilka minut później wróciłem, Zack siedział w ciemnościach i milczał. Wiedziałem, że coś jest nie tak, bo przestał odrabiać lekcje. Chwyciłem latarkę i poświeciłem mu w twarz. Nawet nie mrugnął. – Wszystko w porządku, Zack? W odpowiedzi skinął tylko głową. – Na pewno? Wyglądasz jakoś… inaczej. Znów skinął głową, bardzo powoli, jakby rozmyślał nad jakimś skomplikowanym zagadnieniem. Po chwili wychrypiał: – Chyba… chyba przydarzyło mi się coś niesamowitego. Wiesz, Luke, ja się chyba zmieniłem. 9


Nie powiem, żeby mnie to zaskoczyło. Jakieś sześć miesięcy wcześniej tata wziął mnie na – jak to sam okreś­ lił – męską rozmowę. Siedliśmy w jego szopie (pewnie dlatego, że nie mamy bardziej męskiego pomieszczenia) i tata wyjaśnił mi, że wkrótce mogę zauważyć u mojego brata pewne zmiany. – Lada moment Zack wyruszy w wielką podróż – rzekł tata. – To super! Kiedy wyjeżdża? Mogę zająć jego pokój? – Nie miałem na myśli takiej podróży. – Tata westchnął ciężko. – Chodzi mi o okres dojrzewania. Niedługo na przykład zacznie mu się zmieniać głos. – Będzie mówił jak Dalekowie z „Doktora Who”? – Nie, nie jak Dalekowie. – Szkoda. – Pojawi mu się też owłosienie na ciele. – Rany, będzie jak wilkołak?! – Nie, nie będzie jak wilkołak. Odniosłem wrażenie, że to całe dojrzewanie jest trochę przereklamowane. Tata mówił też o innych rzeczach: o prywatności i o dziewczynach, ale szczerze mówiąc, informacje o głosie i owłosieniu tak mnie rozczarowały, że dalej już nie słuchałem. Kiedy więc w domku na drzewie Zack powiedział mi, że się zmienił, dobrze wiedziałem, co odpowiedzieć. Zacisnąłem usta i z powagą skinąłem głową, tak jak ­lekarz, kiedy stwierdził u mnie szkarlatynę: – Obawiam się, że dopadło cię dojrzewanie. 10


Brat zignorował mnie i zaczął wpatrywać się we własne dłonie, raz po raz je obracając. – Chyba mam jakieś supermoce.

11


2 ZORBON

Zackowi chyba zupełnie odbiło. Za dużo ślęczał nad książkami – to musiało się tak skończyć. Po chwili jednak nabrałem podejrzeń. Mój brat dobrze wiedział, że przepadam za komiksami, i uwielbiał mi z tego powodu dokuczać. Moje hobby nazywał dziecinadą. Wyczu­wa­ łem w tym podstęp. – Supermoce, powiadasz? – Skrzyżowałem ramiona i uśmiechnąłem się szyderczo. – Czyli teraz potrafisz latać i strzelać błyskawicami z palca? Zack spojrzał na mnie dziwnie. – Hmm, właśnie się zastanawiam – wymamrotał. Wyciągnął dłoń i wycelował we mnie palcami, niczym jakiś marny magik. Nie wystrzelił co prawda ani jednej 12


błyskawicy, lecz to, co się stało, było równie obłędne. Latarka wyleciała mi z ręki, wykręciła w powietrzu salto i wylądowała w wyciągniętej dłoni Zacka. Mój brat od razu zacisnął na niej palce i wyszczerzył zęby w uśmiechu. To nie-moż-li-we! A jednak Zackowi się udało. Telepatycznie wyrwał mi latarkę z ręki! Wystarczyło, że o tym pomyślał i wykonał jeden nieznaczny gest dłonią. Nie wiem jak, ale to zrobił. Mój brat rzeczywiście ma supermoce! Oficjalnie noszą one nazwę telekinezy. Posiada je wielu komiksowych superbohaterów, lecz nigdy dotąd nie widziałem telekinezy na własne oczy. Za żadne skarby tego nie przyznam, ale to było odjazdowe. Megaodjazdowe. Ale wcale nie miałem zamiaru mówić tego Zackowi. – Czyli nie umiesz ciskać błyskawic – powiedziałem tylko, udając rozczarowanie. – Coś ty powiedział?! – Brat spojrzał na mnie jak na głupka. – Widziałeś to? Widziałeś, co przed chwilą zrobiłem? Dłużej już nie mogłem udawać – byłem pod wrażeniem. Mój podziw szybko jednak ustąpił miejsca szalonej zazdrości. Zzieleniałem z zawiści bardziej niż wkurzony Hulk z komiksów; nawet bardziej niż wtedy, gdy Zack dostał na gwiazdkę iPhone’a, a ja buty. – To niesprawiedliwe! Dlaczego to ty masz supermoce? Przecież nawet nie czytasz komiksów – wykrzykiwałem mu w twarz całą swoją złość, a trwało to dobrych kilka minut. Kiedy się nakręcam, robię się cały czerwony. 13


Gdy wreszcie opadłem z sił, usiadłem na podłodze i zrobiłem minę obrażonego na cały świat. Choć kipiałem ze złości i gryzła mnie zazdrość, musiałem Zacka spytać o jeszcze jedną rzecz: – Jak to się stało? Zack spojrzał ponad moim ramieniem. Utkwił wzrok w jakimś punkcie na ścianie, po czym zaczął opisywać coś niewiarygodnego, co wydarzyło się zaledwie kilka minut wcześniej. – Zaraz po tym, jak wyszedłeś, usłyszałem w oddali grzmot i wyjrzałem na zewnątrz. Na niebie pojawił się jakiś blask; pomyślałem, że to może deszcz meteorytów. Nagle dotarło do mnie, że ten blask z ogromną prędkością zmierza wprost w moją stronę. Na niebie widać było setki lśniących, białych kresek; ale kiedy już myślałem, że jest po mnie, pędzące światełka raptownie się zatrzymały i zdałem sobie sprawę z tego, że to nie były meteoryty… Zack przerwał i głęboko odetchnął, po czym dokończył szeptem: – To był statek kosmiczny przybywający z innego wymiaru. Zupełnie mnie zatkało. Do tej pory najbardziej niesamowita opowieść, jaką uraczył mnie brat, dotyczyła nieudanej wizyty u fryzjera i pieska rasy chihuahua. Co do pieska, to nie jestem przekonany, czy Zack mówił prawdę. – Statek był niebieski i miał kształt wielkiego owalnego dysku. Zawisł w powietrzu, o tam. – Mówiąc to, wyciągnął rękę i drżącym palcem wskazał niebo. – 14


Widziałem, jak boczne drzwi statku rozsuwają się ze świstem: SZSZSZSZUUU-P, a ze środka wyłania się jakaś promienista postać – zjechała po wiązce światła jak po ruchomych schodach. Miała na sobie błyszczący, fioletowy strój, pelerynę z wysokim, złotym kołnierzem i złote buty. Na jej piersi znajdowały się trzy złote gwiazdki, które pulsowały w rytm bicia serca. Przybysz ten miał łysą, jajowatą głowę i kozią bródkę, którą gładził za każdym razem, kiedy się odzywał. Pozdrowił mnie, salutując trzema palcami, i przedstawił się jako Zorbon Decydent, międzygalaktyczny podróżnik i przedstawiciel Wielkiej Rady Frodax Vontreen Rrr’n’fargh. Mówił podniosłym tonem, jakby miał do przekazania same ważne informacje. Miałem wrażenie, że używa samych wielkich liter. Wyjaśnił, że przybył z innego wszechświata, który istnieje równolegle do naszego. Jest prawie taki sam jak nasz, tylko są w nim zamienione kolory zielony i czerwony, a biszkopt smakuje inaczej niż u nas. Zack zamyślił się na chwilę. – Nie całkiem inaczej, tylko odrobinę. Widząc rozmarzony wyraz twarzy mojego brata, zrozumiałem, że ten przynudny fragment o biszkopcie musiał go mocno zafascynować. Istniało niebezpieczeństwo, że się uczepi tematu i zacznie opowiadać o cieście. – Odpuść sobie ten głupi biszkopt! Co z twoimi supermocami? Zack otrząsnął się z zadumy. 15


– A, tak. Zorbon powiedział, że Wielka Rada powierzyła mi misję największej wagi, superważną dla obu naszych światów. Misja ma tak ogromne znaczenie, że gdyby mi się nie powiodło, konsekwencje byłyby tragiczne dla bilionów istnień. – Dla OBU światów? Miałbyś niby uratować aż dwa światy? Jakżeby inaczej. Mojemu bratu nie wystarczy ratowanie jednego świata. Zawsze miał wygórowane ambicje. – Ale dlaczego akurat TY? – jęknąłem. Zack z namysłem spojrzał w stronę drzwi. – Wygląda na to, że nasz domek na drzewie leży akurat na styku dwóch światów. To po prostu nie do wiary. Ale jazda! Nasz domek na drzewie miałby być przejściem z jednego wszechświata do drugiego. Chociaż… – No i co z tego wynika? – spytałem. Zack wzruszył ramionami. – Chyba byłem pierwszą osobą, którą Zorbon zobaczył, gdy przekroczył portal między dwoma światami. Teraz to mnie już całkiem zamurowało. Poruszyłem ustami, ale nie zdołałem wydusić ani słowa. Wydałem z siebie tylko świst, niczym powietrze uchodzące z balonika. Przecież to tak, jakby dać chomikowi miecz świetlny. Tak się nie wybiera zbawcy ludzkości. Musi istnieć przynajmniej jakaś pradawna przepowiednia w starożytnych księgach. – Zorbon wyjaśnił, że aby zapewnić powodzenie 16


mojej misji – mówił dalej Zack – ma prawo przekazać mi sześć darów. To są właśnie te supermoce. Mają mi pomóc osiągnąć cel. Potem uniósł dłonie i powiedział coś w swoim dziwnym języku… Też mi niespodzianka – język obcych z innej galaktyki przecież musi być dziwny. Tak sobie pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos. – … a potem zobaczyłem czerwony błysk – może zresztą był z i e l o n y – ciągnął Zack. – I poczułem, jakby przez moje ciało przepłynęła potężna energia. Miałem wrażenie, że mi płonie każda komórka ciała. Kiedy to ustało, Zorbon powiedział: „GOTOWE”. Zapytałem go, co się przed chwilą stało? Jakie moce mi dał? Na czym ma polegać moja misja? Odparł: „NIE WOLNO MI O TYM MÓWIĆ, BO MOJE SŁOWA MOGŁYBY ZMIENIĆ PRZEZNACZENIE. KAŻDY, KTO ROZUMIE TAKIE SYTUACJE, POWIE CI, ŻE NIE WOLNO ZMIENIAĆ BIEGU PRZEZNACZENIA. W SWOIM CZASIE WSZYSTKO ZROZUMIESZ”. Potem posłał mi zagadkowy uśmiech i oddalił się do statku. Ale zanim zamknęły się za nim drzwi, odwrócił się i dodał, że jedną informację może mi przekazać. Spojrzał na mnie swoim przeszywającym wzrokiem i rzekł: NADCHODZI NEMEZIS. I zniknął. A drzwi statku zasunęły się za nim: SZSZSZSZUUU-P! Patrzyłem na Zacka z otwartymi ustami. Odlotowa historia. W głowie kłębiły mi się myśli, ale najważniejsza była ta jedna: 17


– Przecież nie było mnie raptem pięć minut! Najważniejsze pięć minut w historii świata, a mnie akurat musiało przy tym nie być, bo zachciało mi się siku. – Założę się, że gdybym tu był, Zardoz Dekoder wybrałby do swojej misji mnie – burknąłem. – Nazywał się Zorbon Decydent. Poza tym nie było cię tu. – Zack wzruszył ramionami. – Mogłeś chwilę dłużej wytrzymać, nie? To niesprawiedliwe! W jednej chwili przestałem zachowywać się jak człowiek przy zdrowych zmysłach. – Każ mu wrócić! Powiedz Gorgonowi Demoty­wato­ rowi, że się pomylił i musi przybyć jeszcze raz, żeby mnie też dać jakieś supermoce. – To był Zorbon Decydent – poprawił mnie po raz kolejny Zack. – I to on zdecydował, by wybrać mnie, a nie ciebie. – Nie wierzę ci. Nie możemy być tego pewni, dopóki go tu nie wezwiesz. – Mam go wezwać? No jasne, zostawił mi tu gdzieś numer telefonu. Jaki jest kierunkowy do równoległego wszechświata? W głosie brata wyczułem nutkę sarkazmu. Zack droczył się ze mną, lecz nie było to rozsądne, bo takiej wściekłości chyba jeszcze nigdy nie czułem. – Co ty wyprawiasz? – spytał Zack. Zacząłem chodzić po całym domku, co jakiś czas opukując ściany. 18


– To chyba oczywiste. Szukam przejścia do drugiego świata. – Przyłożyłem ucho do jednej ze ścian. – Chyba coś słyszę. – Luke! – Cicho! – syknąłem. Wyraźnie słyszałem jakiś dźwięk. – Tak, coś tu słychać. Takie skrobanie. To mogą być międzygalaktyczne myszy. – Ej, Luke… Odwróciłem się na pięcie. Odgłos skrobania dochodził z kąta, w którym siedział Zack. Mój brat drapał się przez koszulę. Jak zwykle miał na sobie szkolny mundurek, bo – jak sam twierdził – dzięki temu lepiej przyswaja naukę. (Wiem, jak to brzmi. Wyobraźcie sobie, z kim ja muszę mieszkać!). Pod koszulą jednak działo się coś dziwnego. Przerażony, wyciągnąłem palec w kierunku mojego brata. – Ty, co to ma być? Spod materiału przeświecał łagodny blask, jakby nocnej lampki. Zack rozpiął guziki i zaczął rozchylać koszulę, odsłaniając klatkę piersiową. Mógłbym przysiąc, że gdzieś w oddali słyszałem triumfalny dźwięk trąb. Na klatce Zacka nie zauważyłem włosów, wbrew temu, co mówił tata. Moją uwagę przykuwało coś innego: trzy jarzące się gwiazdki. – Zorbon miał takie same – powiedział mój brat i przesunął palcami po gwiazdkach. – Zastanawiam się, co mogą oznaczać. – Ja ci powiem, co to oznacza: masz tatuaż – odparłem. – Mama cię zabije. 19


Zack zignorował moje ostrzeżenie. Wyprostował się (kiedy stał prosto, miał już metr sześćdziesiąt wzrostu), po czym spokojnym, opanowanym głosem oznajmił: – Wiem, co oznaczają te gwiazdki. Jestem Starmanem – jak z komiksu! Słysząc to, uniosłem palec w geście sprzeciwu. – Czego chcesz? – burknął Zack. – Przykro mi, nie możesz być Starmanem, w końcu jeden już jest. Ktoś mógłby cię pozwać za przywłaszczenie imienia. Zirytowany Zack prychnął. – Niech ci będzie. To bez znaczenia. – Znów się wyprostował. – W takim razie będę Gwiezdnym Chłopcem! To powiedziawszy, zgromił mnie wzrokiem. W odpowiedzi tylko leciutko pokręciłem głową. Sfrustrowany Zack wyrzucił ramiona w górę. – No co, Gwiezdny Chłopiec też już jest? – Powtarzałem ci miliard razy, że warto czytać komiksy. Jeden miał tytuł „Gwiezdne dziecko”. – W zamyśleniu podrapałem się po policzku. – A może byś został Gwiezdnym Druhem? – Gwiezdnym Druhem? – Zack zastanawiał się przez chwilę. Powtórzył sobie ten przydomek kilka razy, jakby chciał sprawdzić, czy mu odpowiada. Najpierw swoim normalnym głosem, a potem trochę niższym. – Gwiezdny Druh czy Superdruh? Nie słuchałem już, co mówił. Przypomniałem sobie, z czym skojarzył mi się znak widoczny na piersi Zacka. 20


Wyglądał jak gwiazdki, które umieszcza się na produktach żywnościowych, żeby ludzie wiedzieli, jak długo można je mrozić. Sądząc po liczbie gwiazdek, mojego brata należałoby starannie rozmrozić, zanim nadałby się do użytku. Zack oparł dłonie na biodrach. – Jestem Gwiezdnym Druhem! – Przechylił głowę. – A może jednak Superdruhem? Właściwie sam jeszcze nie wiem. I tak to właśnie było. Mój brat ma teraz supermoce, a ja… …a ja zostałem z niczym.

21


3 GWIEZDNY DRUH

Los dwóch światów spoczywał w rękach mojego brata. W moich natomiast – tylko kalafior. To było nazajutrz po tym, jak Zack został Gwiezdnym Druhem. Wersja „Superdruh” upadła, gdy mój brat uznał, że w końcu trzeba będzie opatrzyć koszulki inicjałem, a „S” jest już przecież zajęte. Siedzieliśmy w kuchni i pomagaliśmy mamie robić obiad. – Zack, synku, obierz, proszę, ziemniaki! – powiedziała mama, podając mojemu bratu pękaty worek. Łypnąłem na niego kątem oka i uśmiechnąłem się złośliwie. Cóż, nawet superbohater musi czasem obierać warzywa. – Oczywiście – odparł Zack. – z przyjemnością. 22


Spojrzał na mnie spode łba i schował się w kącie kuchni. Coś kombinował. Podkradłem się do niego. Zack przyglądał się ziemniakom, mrużąc oczy i wyciągając dłoń w ich stronę. Skórki odpadały, układając się w zgrabne sprężynki. Ziemniaki obierały się same. Patrzyłem, jak zahipnotyzowany. – Nie możesz tak robić! – syknąłem. – A niby czemu nie? – Pierwsza zasada superbohaterów brzmi: nie wolno wykorzystywać supermocy do obierania jarzyn. – Wątpię, by tak brzmiała pierwsza zasada. – skrzywił się Zack. – Druga chyba zresztą też nie. Ani żadna inna. – Może i nie, ale pamiętaj, że nadzwyczajna moc pociąga za sobą nadzwyczajną odpowiedzialność. Gordon Detonator… – Zorbon Decydent – westchnął Zack. Z jakiegoś powodu nie mogłem zapamiętać tego imienia. To chyba dlatego, że wciąż byłem wściekły na tego osobnika za to, co zrobił. Za nic w świecie nie mogłem poprawnie wymówić jego durnego, obcego, między­ galaktycznego imienia. – Dobra, dobra, nieważne. Tamten gość, Jak-Mu-Tam Jakiś-Tam, z pewnością nie obdarzył cię umiejętnością telekinezy po to, żebyś wykorzystywał ją w kuchni. Zack zbaraniał. – Chyba masz rację. – Jasne, że mam. Wierz mi, nierozsądnie byłoby nad­ używać supermocy. Łatwo mógłbyś wówczas z super23


bohatera stać się czarnym charakterem. Zaczyna się od niewinnego telekinetycznego obierania kartofli, a wkrótce okazuje się, że siedzisz w podziemnej bazie na dnie wulkanu w towarzystwie swoich niegodziwych sługusów i knujesz, jak przejąć władzę nad światem. W tej chwili mama zawołała do nas: – Co wy tam znów kombinujecie? – Nic – odparliśmy jednocześnie. Ma się rozumieć, nie mogliśmy powiedzieć mamie, co się przydarzyło Zackowi. Druga zasada superbohaterów głosi, że takie informacje należy bezwzględnie zachować w tajemnicy. Jeśli złoczyńcy odkryją prawdziwą tożsamość superbohatera, mogą go zwabić w pułapkę, porywając kogoś z rodziny. To ABC każdego superbohatera. Kłopotów można łatwo uniknąć, przestrzegając kilku podstawowych zasad bezpieczeństwa. Rodzice wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a tata powiedział: – Miło widzieć, że trzymacie sztamę, chłopcy. Miał trochę racji. Może nie w tym, że to miło, ale trzeba przyznać, że od jakiegoś czasu nie dogadywaliśmy się z Zackiem za dobrze. Kiedy byliśmy młodsi, lubiliśmy się razem bawić, ale ostatnio komunikowaliśmy się głównie za pomocą krzyku, trzaskania drzwiami i szturchańców. Od wczorajszego wieczoru rozmawialiśmy ze sobą więcej niż przez całe ostatnie trzy miesiące. Zauważyłem, że Zack przygląda mi się ze smutkiem, jakby zatęsknił za starymi, dobrymi czasami. 24


– Co się tak gapisz, półgłówku? – spytałem. Sami przyznacie, że coś musiałem powiedzieć, bo atmosfera zaczynała się robić ckliwa. Na szczęście Zack umiał się zachować – odpowiedział mi solidnym kuksańcem w ramię. Nie urwał mi ręki, czyli nadludzka siła z pewnością nie jest jedną z jego sześciu supermocy. To ciekawe… Upatrzyłem sobie jeden punkt na klatce piersiowej brata, zamachnąłem się i walnąłem go z pięści. Z tej odległości nie mogłem chybić. I rzeczywiście trafiłem. Ale momentalnie mnie odrzuciło. Gdy moja pięść znalazła się kilka centymetrów od ciała Zacka, poczułem, że uderzyła w coś niewidzialnego i sprężystego. – Ożeż ty draniu! – szepnąłem zaskoczony. – Masz pole siłowe! Zanim zdążyłem cokolwiek dodać, rozdzielił nas tata, po czym wygłosił okolicznościowy wykład na temat właściwego zachowania i wyprosił nas obu z kuchni, żebyśmy się uspokoili. Piętnaście minut później obiad był już gotowy. Siedząc przy stole, nie spuszczałem wzroku z Zacka. Przyglądałem mu się jak nauczyciel pilnujący uczniów na sprawdzianie. Czekałem tylko, aż zacznie siłą woli przesuwać kalafiora po talerzu albo odbijać ziarenka groszku od swojego pola siłowego. Albo… No właśnie, ciekawe, co jeszcze potrafi? Tamten Czarnoksiężnik z Krainy Oz obdarzył go sześcioma supermocami, które będą mu potrzebne do wypełnienia tajnej misji. 25


Na ­razie mamy telekinezę i pole siłowe. Jakie są pozostałe cztery? I na czym polega ta jego misja? Wiemy tylko, że NADCHODZI NEMEZIS. Po obiedzie, kiedy miałem odrabiać lekcje na komputerze, postanowiłem skorzystać z okazji i poszukać w internecie informacji o tym Nemezisie. Sporo tego było. Musiałem odrzucić część wyników, zanim zdołałem znaleźć to, czego szukałem. Okazało się, że w greckiej mitologii Nemezis to „bezlitosny duch boskiej sprawiedliwości i kary”. Niewiele z tego zrozumiałem, ale ten cały Nemezis z pewnością nie jest miły. Nagle oświeciła mnie myśl jasna jak błyskawica: Nemezis na bank jest czarnym charakterem! A Zack został obdarzony supermocami, by go pokonać! Już miałem opuścić stronę, gdy coś wpadło mi w oko. Okazało się, że zbyt szybko przeleciałem wzrokiem informację i umknęła mi jedna ważna rzecz: Nemezis to nie on. To ona! Teraz wszystko nabrało sensu. Przeciwnikiem Gwiezdnego Druha będzie dziewczyna.

26




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.