Wojna czarownic

Page 1




Tytuł oryginału: Witch Wars Redaktor prowadzący: Witold Mizerski Redakcja: Natalia Michalczyk Skład, łamanie i korekta: adamantan dtp Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, skanowanie i przekształcanie treści niniejszego utworu oraz jego nieautoryzowane publiczne rozpowszechnianie w całości lub we fragmentach, cyfrowo lub analogowo, jest zabronione i powoduje naruszenie praw autorskich dotyczących niniejszej publikacji.

Text copyright © Sibéal Pounder 2015 Illustrations copyright © Laura Ellen Anderson 2015 Polish edition copyright © Grupa Wydawnicza Adamantan s.c. 2016 All rights reserved. This translation of Witch Wars is published by arrangement with Bloomsbury Publishing Plc and Macadamia Literary Agency, Warsaw. Wydanie I Warszawa 2017 ISBN: 978-83-7350-409-7 jest marką handlową Grupy Wydawniczej Adamantan s.c. www.finebooks.pl Wydawca: Grupa Wydawnicza Adamantan s.c. Skrytka Pocztowa 73, 01-499 Warszawa 46 tel.: 222501091; fax: 222501095 e-mail: biuro@adamantan.pl Wydrukowano na papierze Lux Cream 80 g/m2 vol. 1.8 dostarczonym przez firmę Zing Druk i oprawa: Łódzkie Zakłady Graficzne


Dla Emlyn i Sinéad – S.P. Dla Marie – L.E.A.





Prolog Czarownice zamieszkiwały naszą planetę od niepamiętnych czasów. Mieszały w kotłach swe tajemnicze wywary i mknęły po niebie na miotłach. Rzucały klątwy, rechotały, przyjaźniły się z kotami. Większość ludzi uważa, że czarownice są złe i paskudne, bo noszą podarte, czarne suknie, spiczaste kapelusze i mają brzydkie nosy, ale to bzdura. I właściwie nie o tym będzie ta opowieść. Jeśli chcecie wiedzieć, prawda kryje się głęboko, głęboko pod rurami od zlewu…

7



W rurach

W

dniu, w którym zaczyna się nasza historia, trudno byłoby dostrzec wróżkę Fran. Może i miała falbaniastą suknię i wysoko upięte włosy, ale mimo to nie była większa od małego ziemniaka. Fran powoli i ostrożnie kroczyła po trawniku, zasłaniając się wielkim, oklapniętym liściem. Nie chciała, żeby zauważyła ją właścicielka ogrodu, bo panna Heks była koszmarną staruchą o ponurej twarzy, a buty miała jak kajaki. Gdyby zobaczyła Fran, z pewnością by ją zdeptała. Fran i jej listek byli akurat w trakcie misji. W szopie na końcu ogrodu znajdowało się coś niezwykle ważnego. A raczej ktoś. Tym kimś była dziewczyn­ ­ka, która nazywała się Tiga Ewa Czarnomoc.

9


– Ty! – odezwała się Tiga, wskazując na ślimaka bez skorupy, który mozolnie sunął w dół starego, kamiennego zlewu. – Ty będziesz gwiazdą mojego dzisiejszego pokazu! Zagrasz rolę Beryl, ambitnej tancerki, którą dręczy uporczywa czkawka. Tiga już od dobrych kilku godzin siedziała w szopie. Odkąd pamiętała, niedobra panna Heks była jej opiekunką, więc dziewczynka szybko nauczyła się schodzić jej z drogi. Jeśli tego nie robiła, stara nietoperzyca kazała jej cerować dziury w swoich paskudnych, szorstkich kieckach. Albo zmuszała Tigę, by biegała po ogrodzie w jej ogromnych buciorach. Sama w tym czasie wyglądała przez okno kuchenne i pokrzykiwała: „SZYBCIEJ!”. Albo: „WYWALIŁAŚ SIĘ?”. Tiga poświeciła latarką na ślimaka. – Będziesz najlepszą aktorką, jaką widział świat! – zawołała. Widząc tę scenę, Fran westchnęła. Nie dlatego, że wreszcie znalazła Tigę po długiej, niebezpiecznej po­dróży, która o mało nie zakończyła się w paszczy psa. Fran westchnęła dlatego, że aktorstwo było jej ogromną pasją! Mimo mikrego wzrostu Fran zdążyła już zaistnieć w świecie show-biznesu. Wszyscy nazywali ją Fan­ta­s­

10


ty­czną Wróżką Fran (taki pseudonim wymyśliła sobie sama). Prowadziła już wiele znakomitych i nagradzanych programów telewizyjnych, takich jak Potrawy dla karzełków czy MasterChef Mini, a ponadto zagrała główną rolę w dramacie zatytułowanym Lśniąca Sue – film opowiadał historię pewnej maleńkiej pani imieniem Sue, która wysypała sobie brokat na włosy i za nic nie mogła się go pozbyć. – Aktorką, powiadasz! – odezwała się wreszcie Fran. Przestraszona dziewczynka aż podskoczyła. Z o­t­war­ ­tymi ustami patrzyła na maleńką postać, która prze­ masze­rowała przez szopę i chrząkając, wgramoliła się na poręcz starego, wysłużonego fotela bujanego. Fran wyciągnęła rękę i powiedziała: – Miło mi cię poznać, Tigo! Czy tak brzmi twoje imię, słoneczko? Mogę mówić do ciebie Tiga? Tak przypuszczałam. Jestem świetna, jeśli chodzi o imiona. We wszystkim innym zresztą też nie mam sobie równych. Jestem Fantastyczna Wróżka Fran. Możesz mi mówić Fran. Albo Fantastyczna. Ale nigdy nie nazywaj mnie po prostu Wróżką. Nie cierpię tego. Tiga, rzecz jasna, uznała, że pomieszało jej się w głowie. Albo że to wszystko jej się śni. Zmrużyła oczy, przyglądając się uważnie małej istotce z wysoko

11


upiętym kokiem, a następnie zerknęła na ślimaka. Miała nadzieję, że doda jej otuchy, ale mięczak sunął po podłodze, jak gdyby doskonale wiedział, kim jest Fran, i chciał od niej uciec. – To nie jest dobry pomysł, żeby ona – mówiąc to, Fran wskazała na ślimaka – grała główną rolę. Jest śliska i chyba nie bardzo umie się skupić. Fran machnęła stopą, po czym na głowie ślimaka pojawił się misterny kok, taki sam jak jej własny. – No, teraz jest o wiele lepiej – mruknęła. Tigę ogarnęła panika. Ślimak ma włosy! I to nie byle jakie, lecz starannie uczesany, natapirowany kok! Niewiele myśląc, odruchowo trzepnęła ręką i strąciła wróżkę z fotela bujanego. Fran spadła i zachybotała w powietrzu, usiłując odzyskać równowagę. – Czy ty mnie pacnęłaś? – żachnęła się. – Co za zniewaga! Tiga starała się odwrócić wzrok. Znów popatrzyła na ślimaka. Nie była pewna, lecz zdawało jej się, że zwierzak pokręcił głową z dezaprobatą. – CZAROWNICA NIE MOŻE PODNOSIĆ RĘKI NA WRÓŻKĘ! TAKIE SĄ ZASADY! – wrzasnęła Fran. – Przepraszam! – wykrzyknęła Tiga. – Wydawało mi się, że nie jesteś prawdziwa… Myślałam, że coś mi

12


się przywidziało! A poza tym nie musisz od razu nazywać mnie czarownicą. – Muszę – zaprotestowała Fran, unosząc się przed zdumioną dziewczynką. Podparła się pod boki i doda­ ła: – Muszę, bo nią jesteś. – Kim jestem? – nie rozumiała Tiga. – Czarownicą – wyjaśniła Fran. Obróciła się w powietrzu, lecz falbaniasta suknia zaplątała się w jej skrzydełka i wróżka z głuchym łoskotem wylądowała na ziemi. – DZIECIAAAAAAKU! – z drugiego końca ogrodu dobiegł wrzask. – Wyłaź z szopy! Obiad! Tiga nerwowo wyjrzała przez okno. – Jeśli jesteś prawdziwa, choć nadal nie jestem o tym do końca przekonana, to lepiej, żebyś już sobie poszła. Uwierz mi, panna Heks to okropna baba. Jak cię tu znajdzie, zacznie cię paskudnie szczypać w uszy. To boli. Fran zignorowała ostrzeżenie i dalej kręciła się w po­wie­trzu. – Co jest na obiad? – Woda serowa – westchnęła Tiga. – Zawsze jest tylko woda serowa. Fran zastanowiła się przez chwilę. – A jak to się robi?

13


– Wkłada się kawałek starego, spleśniałego sera do wrzącej wody – wyjaśniła Tiga. Wyglądała tak, jakby nagle zrobiło jej się niedobrze. Fran zniżyła lot i wylądowała na krawędzi zlewu. – Obawiam się, że w Luksusowie nie mamy wody serowej. Jadamy głównie ciastka. Tiga spojrzała na wróżkę, szeroko otwierając oczy ze zdumienia. – Że niby gdzie? – W Luuu-ksuuuu-sooowie! – zanuciła rytmicznie Fran, wymachując rękoma. Tiga wzruszyła ramionami. – Nie słyszałam o takiej miejscowości. – Przecież jesteś czarownicą – zdziwiła się Fran. – Nie jestem! – krzyknęła Tiga. – Właśnie, że jesteś! – Właśnie, że nie! – Oczywiście, że jesteś. – Fran skinęła głową. – To wynika choćby z twojego imienia. Wróżka pstryknęła palcami, a w powietrzu pojawiła się chmurka lśniącego pyłu, która ułożyła się w napis: „TIGA EWA CZARNOMOC”. Po chwili literki zaczęły drżeć i przestawiły się, tworząc inny napis: „TO MEGA CZAROWNICA”.

14


– To jakieś oszukaństwo – wymamrotała Tiga, przesuwając w powietrzu lśniące literki. Większość ludzi po czymś takim uwierzyłaby Fran, ale Tiga nie była ­przyzwyczajona do magii, zabawy ani zwariowanych wróżek. Dlatego mimo przekonującego dowodu odwró­ ciła się i ruszyła do wyjścia. Do kuchni, gdzie czekała woda serowa. – TIIIGAAA! – ryknęła panna Heks. – WODA SEROWA JUŻ SIĘ GOTUJE.

15


– Woda serowa – powtórzyła Fran, chichocząc. – Zaczekaj! Dokąd idziesz? – Na obiad – odparła Tiga. – Żegnaj, Fantastyczna Wróżko Fran. Miło było cię poznać. Fran uniosła dłoń. – Chwileczkę! Coś ty powiedziała? Nie chcesz się ze mną przenieść do Luksusowa, wspaniałego miasta, gdzie nie ma ani grama sera? Tiga przystanęła. Nawet jeśli to jakiś szalony sen, to i tak jest lepszy od wody serowej. Odwróciła się na pięcie i podeszła do Fran. Wróżka zapiszczała i zaczęła wywijać salta w powietrzu. – CO TAM SIĘ DZIEJE? PRZECIEŻ WIEM, ŻE MNIE SŁYSZYSZ, MAŁA ZARAZO! – krzyknęła panna Heks. Tiga widziała, że opiekunka zbliża się do szopy wielkimi krokami. – Szybko! – zawołała Fran. – Musimy natychmiast dostać się do Luksusowa! – Ale jak? – odparła Tiga, rozpaczliwie rozglądając się po szopie w poszukiwaniu wyjścia. – Rurami od zlewu, ma się rozumieć – wyjaśniła Fran, po czym wzbiła się w powietrze i zanurkowała w otworze odpływowym.

16


– No, chodź, Tiga! Ruszaj się! – dobiegł przenikliwy głosik spod zlewu. Tiga pochyliła się nad zlewem i spojrzała w odpływ. Nic tam nie było. Żadnego światła. A już na pewno próżno by tam szukać jakiegokolwiek miasta. Drzwi do szopy otworzyły się z hukiem, aż poszły w drzazgi. – CO TU SIĘ DZIEJE? – ryknęła panna Heks. – TERAZ! – krzyknęła Fran. Tiga wsunęła palec do odpływu. „To bez sensu”, pomyślała. I zniknęła.

17


Luksusowo

T

iga zsuwała się w dół rury w ślimaczym tempie. Nie było w tym nic magicznego. Wyobrażała sobie, że takie rzeczy dzieją się jak za dotknięciem magicznej różdżki – pstryk i już. Tymczasem nie było żadnego pstryk, raczej szszszszsz. Przyciskając policzki do ścian rury, dziewczynka powoli sunęła przed siebie, w całkowicie nowe miejsce. Tym miejscem naprawdę było Luksusowo – trzeba przyznać, że choć Fran w istocie była odrobinę szalona, nigdy nie kłamała. Tiga wypadła z rury, przebiła się przez warstwę gęstych, czarnych chmur i z krzykiem gruchnęła na dach niewielkiego straganu. – Imponujące lądowanie! – pochwaliła ją Fran, gdy dziewczynka podniosła głowę znad płóciennej mar­k izy. – Nie dość, że przeżyłaś, to jeszcze niczego sobie nie połamałaś! Dobra robota.

18


Tiga zamrugała i przeniosła wzrok z unoszącej się przed nią wróżki na widok, jaki rozpościerał się nieco dalej. Wszystko dookoła było szaro-czarne. Nigdzie nie było widać ani śladu kolorów. Nawet sukienka Fran zmie­niła kolor z fioletowego na grafitowy. Odcienie szarości i czerni nie były tu jednak ponure ani straszne, tak jak szopa w nocy. Były piękne. Na niebie wisiały czarne, puszyste chmurki z jasnoszarymi brzeżkami, wzdłuż chodników stały eleganckie, czarne stragany, rozciągające się aż po horyzont. Za straganami znajdowały się wysokie budynki z lśniącego, czarnego kamienia, których dachy znikały gdzieś wysoko w chmurach. Z chmur spadały strugi wody, ale to nie był deszcz. Tiga pomyślała, że tak mógłby wyglądać deszcz, gdyby ktoś zapomniał go wyłączyć. Zeskoczyła ze straganu i wyjrzała zza niego. Wzdłuż ulicy, przed wejściem do każdego budynku stały duże, czarne wazony z delikatnymi, szarymi kwiatami oraz starannie przystrzyżone, przysadziste krzewy. Schody wejściowe miały wypolerowane, czarne balustrady. Po ulicy maszerowały kobiety odziane we wspaniałe suknie uszyte z różnych materiałów w każdym możliwym fasonie. Tiga dostrzegła jedwabne, szyfonowe,

19


aksamitne stroje, długie, krótkie, bufiaste i falbaniaste. Każda z kobiet miała na głowie taki sam czarny kapelusz z szerokim rondem. Tiga stała przy straganie i uśmiechała się nieco sennie, lecz radośnie. Luksusowo było bowiem najbardziej niesamowitym miejscem, jakie kiedykolwiek w życiu widziała. – A niech to – powiedziała Fran, gdy obok nich pojawiła się kobieta popychająca błyszczącą, czarną armatę. – Wiesz co, Tiga, może lepiej zatkaj u…

20


– WIADOMOŚCI! – ryknęła kobieta, obróciła armatę w górę i… BUM! Tiga upadła. Kiedy podniosła głowę, na ziemię powoli opadały setki skrawków papieru. – Czy to…? – zaczęła. – To „Luksusowy Dziennik”, nasza gazeta – wyjaśniła Fran, kiedy jeden egzemplarz wylądował na głowie Tigi. Na pierwszej stronie widniał tytuł: WOJNA CZAROWNIC RUSZA JUŻ JUTRO.

21


Tiga uniosła gazetę. – Co to takiego ta Wojna Czarownic? Gdzie my właściwie jesteśmy? I dlaczego tej kobiecie wolno chodzić po mieście i bezkarnie strzelać z armaty? Fran otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale rozmowę przerwała im sprzedawczyni ze straganu, na który spadła Tiga. – Witajcie, jestem Mavis. Może konfitury? Tiga nieśmiało pokręciła głową. – Ależ czarownice uwielbiają konfitury – zaprotestowała Fran. – Nigdy nie mają ich dosyć. – Dlatego na wszystkich straganach sprzedaje się konfitury – wyjaśniła Mavis. – Oprócz tego straganu na samym końcu. Tam można kupić konfitury oraz koty. Tiga wstała i otrzepała się z kurzu. – Ale Fran, ja nie jestem żadną wiedźmą. Nawet jeśli moje imię mówi coś innego. – Każdy jest wiedźmą – odrzekła Mavis, zajęta układaniem słoiczków z dżemem w równym rządku. – No, przynajmniej każdy w tym mieście. Tiga obserwowała mijające ją kobiety. Nie wyglądały na czarownice.

22


– Po pierwsze, kapelusze macie nie takie jak trzeba – zastanawiała się na głos. – Dlaczego nie są spiczaste, tylko całkiem płaskie? Nie pasują do czarownic. – A-ha! – wykrzyknęła triumfalnie Fran, obracając się w powietrzu. – To oznacza, że widywałaś wiedźmy tylko tam, nad rurami, w twoim świecie. Kiedy czarownice udają się na górę, choć chyba tylko żaby wiedzą, po co to robią, zostają wciągnięte przez rury od zlewu. Taka podróż niszczy kapelusz i sprawia, że czubek robi się spiczasty. Niektórym wiedźmom wyskakują jeszcze paskudne krosty na twarzach – wszystko zależy od stanu rur, którymi podróżują. Niektóre obijają się po drodze i od tego robią im się koślawe nosy. A suknie drą się i targają. Podróż rurami to niefajna sprawa. Mavis podała Tidze chusteczkę. – Tobie akurat poszło całkiem nieźle. Tylko na policzku została ci odrobina szlamu. Tiga wzięła chusteczkę i zaczęła nerwowo wycierać sobie twarz. – A myślałam, że na nosie wyskoczą ci pryszcze. – zachichotała Fran. – A co to za woda? – spytała dziewczynka. – Bo to nie jest deszcz, prawda?

23


– Nie – przyznała Fran, patrząc na strugi wody spływające z ciemnych chmur. – Woda płynie z domów, w których mieszkają czarownice, hen na górze, nad rurami. Niektóre z nich nawet nie wiedzą, że są czarownicami – dodała wróżka, unosząc brew. Tiga westchnęła. Powoli stawało się jasne, że nie ma sensu sprzeczać się z Fran. – No dobra, zbierajmy się lepiej, jeśli nie chcemy się spóźnić – powiedziała wróżka, pstrykając palcami tuż przed buzią dziewczynki. Pomachały na pożegnanie Mavis i jej konfiturom, po czym ruszyły wzdłuż gwarnej, ruchliwej ulicy. – To jest aleja Luksusowa – wyjaśniła Fran, przycupnąwszy na ramieniu Tigi. – To główny pasaż handlowy. Tutaj znajduje się piekarnia, nazywa się Ciastka, Torty i To By Było na Tyle. Robią tu przepiękne ciastka i torty, i To By Było na Tyle, czyli taką specjalną tartę, którą można dostać tylko w Luksusowie. Jest przepyszna. Tiga przycisnęła dłonie do szyby piekarni i z otwartymi ustami podziwiała ciastka i torty. Tymczasem za wystawą, w głębi sklepu, rozgrywała się w tej samej chwili przedziwna scena: wszystkie czarownice gapiły się na Tigę.

24


– O, a tam – zapiszczała radośnie Fran, ciągnąc dziewczynkę za włosy – tam jest elegancki butik Kociołek. Uwielbiam go! Robią dla mnie suknie na specjalne zamówienie, bo jestem fantastyczna i sławna, a do tego niewiarygodnie mała. Pani Kociołek to najlepsza projektantka mody w Luksusowie, ale rzadko kiedy można ją zobaczyć. Większość czasu spędza w swoim studiu, na górze. – Fran wskazała głową na duże, okrągłe okno na ostatnim piętrze butiku. Tiga była prawie pewna, że dostrzegła w oknie jakiś cień. Nagle z butiku wybiegła gromadka rozgadanych pań, które truchcikiem ruszyły przed siebie, niosąc czarne torby opatrzone dużą literą K z fantazyjnymi zawijasami. – Fajne to – powiedziała Tiga, ruszając do wejścia. – Nie ma czasu na zakupy! – zgromiła ją Fran, nie zbaczając z drogi. Dziewczynka niechętnie podążyła za nią. Nie chciała stracić z oczu jedynej osoby, którą znała w tym mieście. Fran zatrzymała się gwałtownie przed najpiękniejszym domem, jaki Tiga kiedykolwiek widziała. A widziała już trzy. – To jest Dom pod Lipami – oznajmiła wróżka.

25


Stojąc obok ogromnego budynku, Tiga czuła się malutka, prawie niewidzialna. Na przedniej ścianie domu widniał olbrzymi, obwieszony światełkami szyld z napisem „WOJNA CZAROWNIC”. Pod spodem wisiało dziewięć wielkich flag, a na każdej było wielkie zdjęcie. Tiga nie rozpoznawała żadnej z tych osób, z wyjątkiem ostatniej. Na ostatniej fladze rozpoznała swoją twarz.

26




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.