ą j u p ę t s y W Peti
Pan Smarczyński Bakcyś
Pani Smarkanna Smarkula
Smardz
Smarkatka
Krisztina Tóth
a n a k r a Zasm bajka przełożyła
Anna Butrym ilustrowała
Bíbor Timkó
2
Oto pan Smarczyński Pan Smarczyński był starzejącym się zielonym smarkiem. Budowę ciała miał pociągłą, co w przypadku smarków jest dość typowe. Wywodził się z dawnego, szanowanego rodu. Legenda głosi, że jednym z jego przodków był sam Glutomir Zjadliwy, słynny król gilów, który niegdyś, za czasów Wielkiego Zgniłozielonego Gilomoru, w pojedynkę zaraził całe przedszkole. Pan Smarczyński był dumny ze swojego znakomitego pochodzenia, a na zwisko nosił wręcz z pewną szlachecką pychą. Ostatnie lato było jednak dla niego bardzo niepomyślne. Musiał opuścić dotychczasowe przestronne mieszkanie: ogromny, kartoflowaty nos starszej damy.
Dama ni stąd, ni zowąd, bez jakiegokolwiek wytłumaczenia wyrzuciła pana Smarczyńskiego, zapakowanego w papierową chusteczkę, wraz z jego wiernym towarzyszem, Bakcysiem. Bakcyś i tak by nie został w jej nosie w pojedynkę, bowiem bardzo się przywiązał do swojego właściciela. Bakcyś miał osiem łap i potwornie paskudny pysk. Pan Smarczyński przy glądał mu się z zadowoleniem, zasiadając wieczorami w fotelu. Bakcyś kładł się wtedy u jego stóp i przeraźliwym głosem warczał, charczał, sa pał. Rankiem, gdy pan Smarczyński się budził, Bakcyś również otwierał oczy i z entuzjazmem witał nowy dzień: — Chrr, grr, ale chce mi się zarażać! — charczał. Pan Smarczyński robił wszystko, aby jego ukochane zwierzątko mogło za rażać: jeśli starsza dama, w której nosie mieszkali, nachylała się do kogoś, natychmiast wypuszczał Bakcysia na zewnątrz. A niech sobie przeskoczy na innych ludzi! Teraz, gdy musieli się wynieść z jej nosa, siedzieli jak dwie sieroty w brudnej, zmiętej chusteczce. Pierwszy ocknął się Bakcyś. Wygra molił się z chusteczki i zawarczał: — Do stu tysięcy zaraz i paciai! Nie możemy tak siedzieć bezczynnie do końca świata! Musimy znaleźć nowe mieszkanie! Pan Smarczyński przyznał mu rację. On również zwlókł swoje galaretowa te ciało z papierowej chusteczki. Co za szczęście, że nie skończyli w jakimś
4
cy ę i s ty iai! u t s pac o D az i zar
śmietniku! Albo w muszli klozetowej! W sumie to wyszli z tego cało, starsza dama jedynie wydmuchała nos. Pan Smarczyński rozwa żył różne możliwości i stwierdził, że pobliskie przed szkole nadaje się idealnie. To tam muszą spróbować szczęścia.
5
Książka wydana w ramach Roku Kultury Węgierskiej w Polsce 2016/2017
Tytuł oryginału: Orrfújós mese Redaktor prowadzący: Paweł Łukomski Redakcja: Elżbieta Mamczarz Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, skanowanie i przekształcanie treści niniejszego utworu oraz jego nieautoryzowane publiczne rozpowszechnianie w całości lub we fragmentach, cyfrowo lub analogowo, jest zabronione i powoduje naruszenie praw autorskich dotyczących niniejszej publikacji.
Text © Krisztina Tóth, 2015 Illustrations © Bíbor Timkó, 2015 For this edition: Polish Text © Anna Butrym, 2017 © Węgierski Instytut Kultury w Warszawie, 2017 © Grupa Wydawnicza Adamantan s.c., 2017 Wydanie I Warszawa 2017 ISBN 978-83-7350-213-0 jest marką handlową Grupy Wydawniczej Adamantan s.c. www.finebooks.pl Wydawca: Grupa Wydawnicza Adamantan s.c. Skrytka Pocztowa 73, 01-499 Warszawa 46 tel.: 222501091; fax: 222501095 e-mail: biuro@adamantan.pl Druk i oprawa: Drukarnia Skleniarz