3/2014
Drodz y Cz ytelnicy! Grudzień to czas podsumowań. Zasiadając przy wigilijnym stole w gronie najbliższych wspominamy mijający rok. W grudniowym wydaniu Gazety Łowieckiej znajdziecie garść wspomnień z ostatnich wydarzeń, na których byliśmy obecni. Targi Hubertus Arena w Ostródzie, choć odbyły się po raz pierwszy, zyskały przychylność zarówno zwiedzających, jak i wystawców. Liczba ponad 14 tys. odwiedzających pozwala wierzyć, że ta impreza na stałe wpisze się w kalendarz najważniejszych wydarzeń myśliwskich. O tym, że polowanie zbiorowe to nie tylko polowanie, ale przede wszystkim możliwość wymiany doświadczeń między myśliwymi, wiedzą chyba wszyscy. Mieliśmy okazję uczestniczyć w corocznym już 22. polowaniu zbiorowym zarządów Kół Łowieckich
z okolic Ostródy. Więcej zobaczycie w naszej fotorelacji. Grudzień to nie tylko czas podsumowań – to również czas tworzenia planów na przyszły rok. Już dzisiaj zapraszamy Was do Poznania na Targi Łowiectwa i Strzelectwa KNIEJE, które odbędą się w lutym. O nowym pomyśle Międzynarodowych Targów Poznańskich opowie Jakub Patelka – wicedyrektor targów – prywatnie pasjonat myślistwa. A co poza tym? Jak zawsze zabieramy Was w podróż dookoła świata. Odwiedzimy Szwecję, gdzie z dachu razem z Victorem poobserwujemy okolicę, wybierzemy się na Grenlandię zapolować z łukiem na piżmowoły, a także udamy się w historyczną podróż na kontynent amerykański, gdzie bedziemy mogli się dowiedzieć jak polowac na kojty oraz, że Theodore Roosevelt był nie tylko wybitnym mężem stanu. Zostawiamy Wam czwarte wydanie Gazety Łowieckiej z kolejną dawką łowieckich przeżyć i życząc wielu wolnych chwil w grudniowe wieczory na lekturę naszego magazynu. Redakcja życzy wszystkim naszym Czytelnikom i Sympatykom wspaniałych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, pomyślności i zdrowia w Nowym 2015 Roku. Niech Wam Święty Hubert darzy! Marta Piątkowska Redaktor Naczelna
4/2
Spis treści IDEALNY WIECZÓR
Polowanie na bobry
19
HUBERTUS ARENA
Udany debiut
25 LAT TRADYCJI Z wizytą w Ostródzie
43
29
SZKOCJA
W krainie whisky i Seana Connery’ego
AS TIME GOES BY
57
7
55
ZWABIENI PRZEZ KOJOTA
Na wielkiej prerii
HISTORIA ŁOWIECTWA
Theodore Roosevelt
75
014
85
WABIENIE DRAPIEŻNIKA
Sławomir Pawlikowski
EMOCJE, PASJA, PRZYGODA
Targi Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE
97
GRENLANDIA
Z łukiem w krainie śniegu
POZNAJ KRÓLA LASU
Testowanie Fjall’a
123
91
113
GOTUJEMY
Polędwiczki w sosie pieczeniowym
CHŁOPIEC NA DACHU
Victor Ruumensaari
131
Wsz ystkim Cz ytelnikom i Sympatykom G ż ycz ymy radosnych, rodzinnych Świąt Boże oraz samych sukcesów w zbliżającym się No
NIECH WAM ŚWIĘTY HUBERT DARZY!
Redakcja Gazety Łowieckiej
Gazety Łowieckiej ego Narodzenia owym 2015 Roku!
REDAKTOR NACZELNA MARTA PIĄTKOWSKA marta.piatkowska@gazetalowiecka.pl REDAKTOR PROWADZĄCY ADAM PIOSIK adam.piosik@gazetalowiecka.pl REDAKCJA e-mail: redakcja@gazetalowiecka.pl tel. 22 428 18 85 DYREKTOR ARTYSTYCZNY ARTUR ZAWADZKI e-mail: studio@gazetalowiecka.pl KOREKTA MERYTORYCZNA MARTA PIĄTKOWSKA KOREKTA JOLANTA KUSIAK TŁUMACZENIA EWA MOSTOWSKA STALI WSPÓŁPRACOWNICY Simon K. Barr, Rickard Faivre, Mats Gyllsand, Jens Urlik Hogh, Tomasz Lisewski, Violetta Nowak, Sławomir Pawlikowski, Jarosław Pełka, Mateusz Portka, Dobiesław Wieliński DZIAŁ REKLAMY DOMINIKA PIENIĄŻEK e-mail: reklama@gazetalowiecka.pl tel. 22 428 11 76 tel. 604 150 931, 601 179 100 WSPARCIE INFORMATYCZNE AGENCJA INTERAKTYWNA RMBI WYDAWCA OMNIMAP MACIEJ PIENIĄŻEK ul. Jana Kazimierza 7 05-502 Piaseczno NIP 521 209 81 47 www.gazetalowiecka.pl Zdjęcie na okładce: Grenlandia, David Carsten Pedersen. Fot. Thomas Lindy Nissen
Gazeta Łowiecka jest partnerem skandynawskiej Grupy MIN JAKT, lidera internetowej prasy dla myśliwych i sympatyków łowiectwa. Gazeta Łowiecka jest bezpłatnym, internetowym miesięcznikiem dla myśliwych i pasjonatów łowiectwa. Redakcja nie zwraca materiałów, które nie były zamówione. Zastrzegamy sobie pełne prawo do redakcyjnej korekty tekstów, w tym zmian i skrótów materiałów, które zostały zaakceptowane do Wydania. Reklamy są zamieszczane zgodnie z „Warunkami Zamieszczania Reklam” – dostępnymi na stronie www.gazetalowiecka.pl w zakładce Reklama. Wydawca ma prawo do odmowy zamieszczenia reklamy lub ogłoszeń oraz nie odpowiada za ich treść. Wszelkie kopiowanie materiałów zawartych w Gazecie Łowieckiej oraz na stronie internetowej www.gazetalowiecka.pl jest zabronione bez zgody Wydawcy.
Idealny wieczór Choć za oknami zima, warto przeczytać o oryginalnym powitaniu wiosny, jakim dla BjörnaIsakssona każdego roku jest polowanie na bobry. Tak spędza pierwsze wiosenne wieczory, kiedy prawie nie ma już śniegu i puściły już lody TEKST I ZDJĘCIA: JOAKIM NORDLUND
WWW.PRESSPRO.SE
TŁUMACZ YŁ A: EWA MOSTOWSK A
Björn Isaksson najchętniej wita wiosnę nad rzeką Aleån, nad którą dorastał
W
pobliżu Luleå, pomiędzy sąsiadującymi ze sobą wioskami Långnäs i Ale, wije się rzeczka Aleån. Tutaj dorastał Björn Isaksson, dla którego wiosenne polowania na bobry są czymś naturalnym. – To dla mnie idealny sposób na powitanie wiosny – mówi. Śnieg właśnie odpuścił, mieszkańcy wsi Ale powychodzili z domów i rozpoczęli wiosenne sprzątanie. Przy tutejszym młynie ktoś rozpala grilla, a 15 metrów dalej uspokajająco szemrze Aleån. COROCZNY RYTUAŁ
Z pięknej wiosennej pogody korzysta ktoś jeszcze. 22-letni Björn Isaksson pół roku temu przejął w spadku po dziadkach dom i teraz remontuje podłogę w garażu. Ale ile jeszcze by nie miał pracy, na jedno zawsze znajdzie czas. Wiosną poluje się na bobry – z tym przekonaniem dorastał. I nic dziwnego, ponieważ w pobliżu znajduje się wiele żeremi. Pomiędzy jego obecnym domem w Ale a tym rodzinnym w Långnäs wije się Aleån, którą Björn przemierzał niezliczoną ilość razy. – Miałem może trzynaście lat, kiedy po raz pierwszy upolowałem bobra. Byłem młody, ale towarzyszył mi dorosły, doświadczony myśliwy. Udane polowanie – wspomina z uśmiechem. Tego wieczoru zamierza przejść się wzdłuż rzeczki. Kiedy mija oszklo-
ną przydomową altankę, jego uwagę zwraca Ruff, karelski pies na niedźwiedzie, który wpatruje się w swojego pana proszącymi oczami. – Wiem, stary, że chcesz pójść, ale nie tym razem – mówi Björn, spoglądając na przyjaciela. Potem odwraca się w moją stronę. – Pewnie ma mnie teraz za zdrajcę, który nie pozwala mu iść ze sobą. Na pewno wie, dokąd się wybieram. Jak wrócę, wezmę go na spacer – zapowiada. Minęło wpół do ósmej, ale dalej jest jasno i na mijanych przez nas działkach niektórzy jeszcze pracują. Jednak dla nas ważniejsze jest to, że wybieramy się na łowy. Björn opowiada, że jego kolega wczoraj widział tu bobra. Trzy dni wcześniej Björn już polował w paru mniejszych potokach i dlatego twierdzi, że tym razem zadowoli się filmowaniem. Mówi, że to dla niego ciekawe uzupełnienie łowów, a często w zupełności mu wystarcza. – Polowanie zawsze będzie dla mnie na pierwszym miejscu, jednak coraz częściej poluję... kamerą – wyjaśnia. Niewielka, poręczna kamerka jest z nami i tym razem. Oglądamy filmy zapisane na karcie pamięci. Björn często poluje na łosie, a ostatnio coraz bardziej fascynuje go wabienie. Minionej jesieni zwabił i upolował dwa łosie. To niezaprzeczalnie cudowny widok, oglądać na filmie byka, który podchodzi coraz bliżej i bliżej.
Bóbr przegryzł wiele drzew po obu brzegach rzeki
Bóbr z gracją zniknął nam z oczu, gdy tylko wyczuł nasz zapach
– Tego udało mi się strzelić, ale tego drugiego postanowiłem już tylko nakręcić. W tym roku polowania na łosie będą jeszcze ciekawsze, bo Björn po raz pierwszy będzie miał ze sobą Ruffa. Wiosną kupił pięknego karelskiego psa, który już okazał się wiernym towarzyszem łowów. – Poszczęściło mi się. Ruff jest cudowny – mądry i spokojny. Ja jeszcze nic z nim nie upolowałem, ale inni tak – mówi. SPACER W DOBRYM TOWARZYSTWIE
Idziemy wzdłuż rzeczki. Tam, gdzie inni wybraliby łodź lub canoe [tradycyjna łódź wiosłowa – przyp. red], Björn zazwyczaj idzie piechotą. Na rzece często leżą zwalone drzewa, przez które nie da się utrzymać prędkości. Akurat teraz płynęłoby się świetnie, bo poziom wody jest optymalny, a wiosenny prąd nie za mocny – za to wystarczający, by gładko przesuwać się przez bobrze tamy. Z drugiej strony, na tutejszy teren – otwarte pola – też nie ma co narzekać, a i towarzystwo jest niezłe: niecałe 100 m od nas spaceruje kilka żurawi, a nad naszymi głowami przelatują dziesiątki kaczek. Trzy dni temu, gdy byliśmy na pierwszym wspólnym polowaniu, widzieliśmy też cietrzewie, sarny i łabędzie. – Spójrz tam, lis! – mówi Björn, wskazując na miejsce ok. 400 m od nas. Idziemy dalej w tym sympatycznym
towarzystwie i po niecałym kilometrze dochodzimy do miejsca, gdzie na brzozach widać pierwsze ślady bobrzych zębów. Krzaki, których gałęzie miały ok. 2 cm średnicy, ucięte są tak gładko, że trzeba się naprawdę blisko przyjrzeć, by dostrzec, że to nie dzieło piły łańcuchowej. Paręset metrów dalej mijamy żeremie. Björn obserwuje wszystko swoim czujnym myśliwskim spojrzeniem – tym samym, dzięki któremu trzy dni wcześniej zauważył ok. 500 m przed nim sarnę. Teraz, ukryty za rozłożystymi drzewami, przeczesuje wzrokiem lustro wody. – Wygląda na to, że się zbliżamy – mówi. – Na razie nic nie widzę, ale zobaczmy za zakrętem, bo zimą tam były bobry. W OCZEKIWANIU
Po kolejnych 300 m Björn daje mi znak, żebym się zatrzymał. Klęka. Słyszę szept: – Tam przy brzegu jest jeden, niedaleko wiru. Czekamy cierpliwie, aż bóbr podpłynie bliżej – Björn chce strzelić tak blisko brzegu, jak tylko to możliwe, żeby móc potem szybko go podnieść [W Skandynawii dopuszcza się polowanie na bobry w wodzie, w przeciwieństwie do Polski, gdzie na bobry polować powinno się tylko, gdy znajdują się na lądzie – przyp red.]. Jest teraz wpół do dziewiątej i robi się
ciemno. Zerkam w obiektyw aparatu i powiększam ISO, żeby zwiększyć wrażliwość na światło. Björn próbuje ustawić statyw do kamery, ale nie będzie czasu na filmowanie – bóbr znajduje się już tylko 30 m od nas i obaj wiemy, że najprawdopodobniej wyczuje nas, gdy tylko znajdzie się na tym samym poziomie, co my. Sekundy później zwierzę z pluskiem znika pod wodą. Myślę, że właśnie ominęła nas szansa na oddanie strza-
łu, jednak zwierzę wynurza się po kilku sekundach. Tym razem reakcja Björna jest błyskawiczna. Strzał jest celny. – Byłem na to przygotowany. One mają w zwyczaju tak się wynurzać. Ale oczywiście, gdyby nas wyczuł, to już byśmy go nie zobaczyli. Od razu po strzale Björn tworzy plan wyciągnięcia tuszy, która płynie w dół rzeki. Chłopak naprawdę zna swoją rzekę. Bez problemu wyławia zdo-
bycz, uginając się pod jej ciężarem. – Będzie ze dwadzieścia kilo – mówi. ŁOWIECKIE REFLEKSJE
Po drugiej stronie rzeki widzimy ślady aktywności bobrów – istny plac budowy, na którym leży przynajmniej dwadzieścia brzóz. W drodze powrotnej zatrzymujemy się przy kilku pieńkach. Ciężko nie być pod wrażeniem tych zdolnych drwali. Każdy, kto płynął
kiedyś zamieszkanym przez bobry potokiem lub rzeką, wie, że czasami taka okolica wygląda jak po bombardowaniu. – Kilka lat temu było tu jeszcze więcej bobrów – mówi Björn. – Wciąż jest ich sporo na tym terenie, ale nie strzelam za każdym razem, kiedy jakiegoś widzę. Bycie myśliwym wiąże się z odpowiedzialnością. Trzeba pozwolić bobrom po prostu być. Takie jest moje zdanie. Kontynuujemy
nasz spacer wzdłuż rzeki, podczas gdy nad okolicą zaczyna zapadać noc. Na horyzoncie widać światła gospodarstw w Långnäs. To był dla Björna naprawdę idealny wieczór. – Dla mnie rok łowiecki zaczyna się od polowania na bobry. To taka moja mała tradycja, idealny sposób na powitanie wiosny – mówi. Gdy Björn idzie mostem na północną stronę rzeki, kulik [ptak z rodziny bekasowatych – przyp. red.] wyśpiewuje ostatnią strofę swojej pieśni. W domu Ruff czeka na swojego pana, by pójść jeszcze przed snem na obiecany spacer.
Björn Isaksson nie poluje z łodzi. Pozyskanego bobra wyciągnął z wody za pomocą długiego kija
®
PREMIERA NA MIĘDZYNARODOWYCH TARGACH IWA OutdoorClassics 2014 W NORYMBERDZE, NIEMCY
3-24x56 ED Wieloletnie doświadczenie pozwoliło nam skonstruować nowoczesny celownik z ośmiokrotnym zoomem o uniwersalnym przeznaczeniu. Optyka wykonana z niskodyspersyjnego szkła ED zapewnia wyjątkową ostrość w całym zakresie powiększeń. Dzięki tubusowi o średnicy 34 mm zakres regulacji wynosi 100 MOA. (+/-50). Jeden klik = 1 cm. Do wyboru dostępne są trzy unikalne siatki celownicze: LR.600 na dalekie dystanse oraz MR.P300 i HMR.P300 na średnie dystanse. MR.P300 i HMR.P300 posiadają dwa podświetlane punkty. Siatki wyskalowana są w układzie metrycznym i korespondują z klikami lunety – 1 klik to 10 mm. Dwa rodzaje pokręteł regulacji krzyża: wysokie OLT (Open Locking Turrets) lub niskie CCT (Compact Cover Turrets). Obydwa pokrętła posiadają system ZeroLock. DOT 3-24x56ED LR.600 CCT DO-2423 DOT 3-24x56ED LR.600 OLT DO-2424 DOT 3-24x56ED MR.P300 CCT DO-2421
4090 zł 4490 zł 4090 zł
DOT 3-24x56ED MR.P300 OLT DOT 3-24x56ED HMR.P300 CCT DOT 3-24x56ED HMR.P300 OLT
DO-2422 DO-2425 DO-2426
4490 zł 4090 zł 4490 zł
HMR.P300 Uni Unikalna siatka na średnie dystanse. Siatka HMR.P300 jest zmodyfikowaną siatką MR.P300 – posiada powiększone wymiary punktów P200 i P300, grubości cienkich ramion oraz położone bliżej środka grube ramiona krzyża.
MR.P300 Uni Unikalna siatka na średnie dystanse. Siatka posiada dwa podświetlane punkty, jeden centralny - P200 - oraz drugi poniżej centralnego – P300 umożliwiające błyskawiczne oddane strzału na 200 oraz 300 m. Innymi słowy kompensuje opad pocisku na dystansie 200 i 300 m. Dodatkowy znacznik pozwala na oddanie strzałów na 100 m – również bez korekcji pokręteł regulacji krzyża.
LR.600 Siatka na dalekie dystanse wyskalowana jest w układzie metrycznym i koresponduje z klikami lunety – 1 klik to 10 mm. Precyzyjny, podświetlany punkt celowniczy zajmuje tylko 10mm na dystansie 300m przy powiększeniu 24x.
www.deltaoptical.pl/34mm
HUBERTUS
ARENA 2014 W dniach 8 – 9 listopada Ostróda gościła pasjonatów myślistwa i łowiectwa podczas targów Hubertus Arena. Nowa pozycja w kalendarzu imprez łowieckich przyciągnęła ponad 14 tys. zwiedzających oraz szeroką rzeszę wystawców TEKST: DAWID RATA JCZ AK ZDJĘCIA: K AROL STAŃCZ AK
T
o pierwsza tego typu impreza w północno-wschodniej Polsce i kolejne wydarzenie w kalendarzu imprez regionalnych. Hubertus Arena odbył się pod patronatem Polskiego Związku Łowieckiego i był współorganizowany przez 10 regionalnych kół łowieckich. Przez dwa dni ostródzką Expo Arenę odwiedziło ponad 14 tys. gości – myśliwych, leśników, jak również osób na co dzień niezwiązanych z branżą łowiecką. Wiele z nich skorzystało z możliwości odwiedzenia targów wraz ze swoim czworonogiem. Targi Hubertus rozpoczęły się pocztem sztandarowym regionalnych kół łowieckich, po którym odbyła się tradycyjna Hubertowska msza święta. Od godziny 13:00 wszyscy chętni mogli wziąć udział w całodziennej biesiadzie myśliwskiej, podczas której czas umilał koncert Zespołu Muzyki Myśliwskiej. Przez dwa dni wydarzenia na odwiedzających czekały liczne atrakcje. Długie kolejki ustawiały się do punktu serwującego poczęstunek z dziczyzny jak również do łucznicy firmy Bowhunting, na której można było strzelać z profesjonalnych łuków. Stoisko Sokolnika z dzikimi ptakami oraz stoisko Lasów Państwowych były oblegane zwłaszcza przez najmłodszych. Odbyły się także pokazy psów ras myśliwskich oraz sokolnictwa, pokazy
wabienia zwierzyny, przegląd sygnałów łowieckich, a zwiedzający mogli wziąć udział w konkursach, w których do wygrania były atrakcyjne nagrody. Na targach swoją ofertę zaprezentowało ponad 100 firm, takich jak krakowska Knieja z szeroką ofertą broni, DoLasu.pl, na stoisku której można było przymierzyć ubrania prawie wszystkich zna-
nych myśliwym firm, FAM Pionki, Nikon, Olympus, Delta Optical i wiele innych. Leśnicy i pasjonaci łowiectwa mogli zapoznać się z bogatą ofertą broni, amunicji, ubrań, optyki, ambon i specjalistycznych akcesoriów myśliwskich. Można też było obejrzeć i zakupić misternie wykonaną biżuterię myśliwską, trofea łowieckie i wyroby rękodzielnicze. W strefie motoryzacyj-
nej prezentowane były najnowsze modele samochodów terenowych oraz quadów, a na stoiskach z akcesoriami kynologicznymi wszyscy miłośnicy psów mogli kupić dla swoich pupili wysokiej jakości karmy, legowiska czy smycze. Na targach pojawili się producenci wyrobów regionalnych – serów, miodów, nalewek czy wędlin z dziczyzny.
Duże zainteresowanie oraz pozytywne opinie zarówno wystawców jak i zwiedzających pozwalają wierzyć, że Hubertus Arena stanie się imprezą cykliczną i ważnym punktem na myśliwskiej mapie Polski. Następna edycja zaplanowana jest na 17-18 października 2015 roku. Wszelkie informacje odnośnie przyszłorocznego wydarzenia można śledzić na stronie: www.HubertusArena.pl.
NOWOŚĆ NA POLSKIM RYNKU
Karabinek półautomatyczny Reming
Dystrybutor w Polsce: Wolność 5 01-018 Warszawa Sklep internetowy: www.artemix.com.pl Tel: +48 22 862 14 51 Fax: +48 22 862 15 70 Email: sklep@artemix.com.pl
U!
gton R-15 VTR
cena: 6500 zł • • • • • • • • • •
forma w stylu AR-15 kaliber .223R długość lufy 16 lub 18 cali osada typu MAGPUL uchwyt typu MAGPUL GRIP — ułatwia strzelanie w rękawiczkach kompensator odrzutu AAC-51 Tooth Breakout fabrycznie wyposażony w szynę typu Picatinny dwustopniowy spust regulowana kolba syntetyczny futerał w zestawie
25
5 lat tradycji
Pierwsza sobota grudnia to czas, kiedy tradycji myśliwskiej staje się zadość. W ten dzień już od 25 lat zarządy pięciu Kół Łowieckich z rejonu Ostródy spotykają się, aby podzielić się wiedzą i doświadczeniami mijających lat. A przy okazji, żeby wybrać się na łowy TEKST: MARTA PIĄTKOWSK A ZDJĘCIA: GA ZETA ŁOWIECK A
L
istopad i grudzień to czas szczególnych polowań zbiorowych, jakimi są polowania hubertowskie i wigilijne. Jest to doskonała okazja do tego aby spotkać kolegów z koła, wymienić się doświadczeniami i przeżyciami mijającego roku, spędzić czas w myśliwskim towarzystwie. Kiedy w 1989 roku Łowczy Rejonowy Zygmunt Tkaczyk rzucił na spotkaniu propozycję zorganizowania wspólnego polowania dla zarządów kół rejonu Ostróda, wszyscy jednomyślnie przyklasnęli temu pomysłowi. Łowczemu jako pomysłodawcy przypadło
pierwszeństwo w organizacji tej imprezy. I tak narodziła się tradycja. — Początkowo do wspólnych łowów przyłączyło się pięć kół łowieckich — Leśnik ze Starych Jabłonek, Drwęca, Grunwald i Lis z Ostródy oraz Dzięcioł z Miłomłyna — wspomina Łowczy. Od paru lat miejsce Koła Leśnik zajęło Koło Batalion z Omina, gospodarz tegorocznego polowania. Spotkanie zarządów Kół, których obwody w części ze sobą graniczą, to świetna okazja do wymiany poglądów, a także poznania osób zarządzających okolicznymi terenami łowieckimi. Koło, które w danym roku jest gospodarzem polowania, jest również organizatorem oceny prawidłowości odstrzału samców zwierzyny płowej. — W tym roku spotkaliśmy się po raz dwudziesty drugi, ponieważ bywały zimy podczas których pogoda pokrzyżowała nam plany — mówi prowadzący polowanie Waldemar Burandt. — Robiąc plany polowań zbiorowych
zawsze rezerwujemy pierwszą sobotę grudnia na polowanie zarządów — dodaje. — To wspaniałe spotkanie, które pozwala nam lepiej się poznać i wymienić doświadczenia. Wiele się od siebie uczymy. Na tegorocznej zbiorówce zaplanowano sześć miotów, a w przerwie pomiędzy nimi uczestnicy mogli rozgrzać się pysznym barszczem ukraińskim i wymienić wrażeniami i swoimi obserwacjami – mówi Burandt. Chociaż Św. Hubert nie był zbyt łaskawy i na pokocie znalazł się jeden przelatek i dwa lisy, to gościnność gospodarzy, świetna atmosfera i pogoda sprawiły, że było to kolejne udane spotkanie. Królem Polowania został Paweł Jabłoński z Koła Batalion, a Wicekrólami Andrzej Śliwa z Koła Drwęca i Jacek Dyczewski z Koła Dzięcioł. Oprócz tradycyjnych medali, Panowie otrzymali drobne upominki od Sklepu DoLasu.pl.
Andrzej Ĺšliwa z pozyskanym lisem
Od lewej: Adam Bursztyka, Andrzej Ĺšliwa, Zygmunt Tkaczyk, Waldemar Burandt
Król polowania Paweł Jabłoński odbiera medal i drobny upominek ufundowany przez Sklep DoLasu.pl
Dwa d Ten kraj pobudza wyobraźnię niejednego myśliwego. Mats Gyllsand wybrał się do ojczyzny whisky i Seana Connery’ego, by zapolować m.in. na pardwy, bażanty, kaczki i kuropatwy. I już wie, że na pewno tam jeszcze wróci… TEKST: MATS GYLLSAND ZDJĘCIA: SIMON K . BARR TŁUMACZ YŁ A: EWA MOSTOWSK A
dni w Szkocji
N
a parkingu przed lotniskiem mam rozglądać się za ciemnym defenderem. Już po chwili orientuję się, że w Szkocji to bardzo popularny samochód – na parkingu stoi z pięćdziesiąt takich aut, a w żadnym z nich nie ma nikogo, kto przypominałby mojego przewodnika Charliego Bronlowa. W końcu poddaję się i wyciągam telefon. – Stoję na przystanku – mówi Charlie. Spoglądam w tamtą stronę. Nie ma żadnego defendera, za to przy niebieskim fordzie mondeo stoi jakiś mężczyzna i macha do mnie. Przedstawia się jako Charlie i tłumaczy, że poprzedniego dnia jego dzieci zostawiły w defenderze otwarte szyby. W nocy padało i samochód jest cały mokry, dlatego musiał wziąć inny. Ford wiezie nas krętymi wiejskimi drogami przez południowo-wschod-
Gospodarz łowiska, Doug Virtue
nią Szkocję. Za oknem świeci słońce, niebo jest bezchmurne, a ziemia wciąż zielona – ciężko uwierzyć, że wkrótce Boże Narodzenie. Po 45 minutach przejeżdżamy przez rzekę Tweed. Zaraz za nią znajduje się pub Buccleuch Arms, przed którym Charlie parkuje samochód. Tu będę mieszkać w trakcie swojego pobytu. Buccleuch Arms to nie jest zwykły pub, ale luksusowy zajazd z hotelem na pierwszym piętrze. Mam spory, ładnie umeblowany pokój i piękną łazienkę – coś, co nie jest w Szkocji oczywiste. Wieczorem przy wspólnej kolacji poznaję innych myśliwych, z którymi będę jutro polował. Raczymy się whisky, po czym udaję się na spoczynek. SZKOCKIE KLIMATY
Rankiem zbieramy się na parkingu przed pubem. Słońce właśnie wstało i na asfalcie widać, jak rozpuszcza się szron. Charlie przyjechał defenderem, który najwyraźniej zdążył już wyschnąć. Przedstawia nam zasady na dziś. Polowałem już wcześniej w Szkocji, ale na jelenie. Tym razem mamy polować m.in. na pardwy. Normalnie jest to drogie przedsięwzięcie, które może kosztować nawet do 100 funtów [ok. 500 zł – przyp. red.] od ptaka. Jednak dla nas pardwy wliczone są w ogólną cenę za wszystkie pozyskane zwierzęta. Możemy strzelać też m.in. do kaczek, bażantów, kuropatw
Udane polowanie i cudowne widoki
– w sumie do dwunastu gatunków, jeśli liczyć zające i lisy. Jedziemy na duże wrzosowisko kilka kilometrów dalej, po drodze zahaczając o dom Douga Virtue, właściciela terenu. Doug upiera się, żebyśmy zostali na drugim śniadaniu, więc wciskamy się gromadnie do kuchni. Dom jest wspaniały. Wygląda, jakby miał przynajmniej sto lat, a w rzeczy-
wistości ma tylko kilka, jak zdradza nam gospodarz. Po drugim śniadaniu dołączają do nas kolejni myśliwi, z psami na ptaki. Jedziemy na najwyższy punkt wrzosowiska. Jest lekka mgła, ale widok jest niesamowity. To jeden z powodów, dla których tak mnie ciągnie do Szkocji. Charlie rozdaje nam broń. Chcąc uniknąć „zabawy” związanej z przewo-
zem, wszyscy skorzystaliśmy z możliwości wypożyczenia jej na miejscu. To broń wysokiej jakości: Beretty, Browningi i Kriegoffy, więc wszyscy są zadowoleni. Do tego dostajemy kilka paczek amunicji. Schodzimy w dolinę, ustawiamy się w linii co 50 metrów, a potem na raz ruszamy do przodu, wyprzedzani przez psy. Nie mija wiele czasu, kiedy w powietrze wzbija się
chmara ptaków i strzelby idą w ruch. Ja dostałem miejsce prawie na samym końcu, więc jeszcze nie miałem okazji do strzału. 70 m ode mnie przelatuje ptak, ciężko mi się powstrzymać. – Shot, shot! – krzyczy idący obok mnie miejscowy myśliwy z psem. Odległość jest jednak zbyt duża, więc nawet nie próbuję. Mój towarzysz patrzy na mnie sceptycznie, kręci gło-
wą. Nie przejmuję się. Zanim oddam strzał, chcę mieć pewność, że trafię. Wkrótce dostaję swoją szansę. Spod moich stóp podrywa się pardwa, wznosząc się dokładnie nade mną. Podnoszę strzelbę i trafiam perfekcyjnie. To właśnie takie trafienia dodają człowiekowi pewności siebie. Nawet sceptyczny właściciel psa wyraził swoją aprobatę. Pochód staje, wypuszczamy psy do aportu, po czym kontynuujemy polowanie. Udaje mi się strzelić jeszcze jedną pardwę. Próbuję jeszcze kilka razy, ale bez rezultatu. Dotarliśmy teraz do muru, który wyznacza granicę łowiska. Przenosimy się gdzie indziej. Na nowym terenie jest dużo więcej bażantów. Spuszczamy psy i ptaki podrywają się do lotu. Psy pięknie okładają pole, wystawiając nam coraz to nowe sztuki. Gdy mamy ich już dużo, prowadzący polowanie ogłasza przerwę, chociaż ptaków jest jeszcze sporo. Psy sprawnie pracują. Przynoszą nam bażanty i kilka zajęcy, które udało im się przy okazji wystawić. Robimy krótką przerwę. Charlie wyciągnął skądś kilka małych angielskich placków, do których pijemy coś, co przypomina kawę. ŁOWISKO CZY MOTOCROSS?
Po przerwie nadchodzi czas na zmianę łowiska, które okazuje się dość osobliwe… Jedziemy mianowicie na tor motocrossowy, położony w samym środ-
ku… niczego. Mijamy budkę biletową i parkujemy na parkingu dla zawodników. To będzie nasze nowe łowisko. Ustawiamy się na całej długości toru i spuszczamy psy. Natychmiast podrywa się do lotu stado bażantów i gołębi.
Po kilku kolejnych miotach siadamy w małej myśliwskiej chatce na obiad. Billy Hamilton, restaurator z Buccleuch Arms, przysłał nam mnóstwo pyszności. Wpychając w siebie placek, zastanawiam się, czy po takiej ilości jedzenia będę jeszcze miał siłę polować Słychać kilka strzałów, ale większość ptaków ulatuje. Nagle przede mną wyrasta zając. Po kilku kolejnych miotach siadamy w małej myśliwskiej chatce na obiad. Billy Hamilton, restaurator z Buccleuch Arms, przysłał nam mnóstwo pyszności. Wpychając w siebie placek, zastanawiam się, czy po takiej ilości jedzenia będę jeszcze miał siłę polować. Po obiedzie idziemy na ogrodzony teren z wąwozem, w którym płynie strumyk. Ustawiamy się w odległości kilku metrów od niego, podczas gdy myśliwi z psami idą na drugą stroną. Zaraz po spuszczeniu psów ze smyczy błękitne niebo ciemnieje od dziesiątek, a może nawet i setek, kaczek i ba-
Nakryto do stołu
Billy Hamilton to świetny kucharz i zdolny myśliwy
Rachel Carrie , znana angielska łowczyni, próbuje swych sił w wędkowaniu
żantów. Wybranie właściwego ptaka graniczy z cudem. Najwyraźniej inni podzielają moje odczucie, bo pada niewiele strzałów. Kilka godzin później nadchodzi czas na ostatnie wyzwanie tego dnia.
Na drugi dzień zaplanowano wędkowanie. Mamy spróbować złowić łososia w rzece Tweed. Jak się okazuje, w większości jesteśmy lepszymi strzelcami niż wędkarzami. Nawet w tym miejscu – a Tweed uchodzi za raj dla wędkarzy – nie mamy szczęścia Idziemy wzdłuż rzeczki do małego jeziorka. Ustawiamy się w dwóch rzędach w półkolu dookoła niego. Spuszczamy psy. 10 minut później mamy na koncie 50 kaczek. Chociaż lata jeszcze sporo ptaków, prowadzący trąbi na zakończenie. Wieczorem jemy kolację w Buccleuch Arms, a potem przy whisky rozmawiamy o pełnym wrażeń dniu na wrzosowiskach. Wszyscy są zadowoleni. Jesteśmy zgodni, że wrócimy tu jeszcze niejeden raz. PECHOWCY W RAJU WĘDKARZY
Na drugi dzień zaplanowano wędkowanie. Mamy spróbować złowić łososia w rzece Tweed. Jak się okazuje, w większości jesteśmy lepszymi strzelcami niż wędkarzami. Nawet
w tym miejscu – a Tweed uchodzi za raj dla wędkarzy – nie mamy szczęścia. Dlatego punktem kulminacyjnym tego dnia staje się coś zupełnie innego: kolacja. Kucharze Buccleuch Arms pracowali nad nią cały dzień, przygotowując wszystko, co ustrzeliliśmy poprzedniego dnia. Na stół wjeżdżają coraz to nowe dania. Jedzenie jest przepyszne, a Billy Hamilton wzniósł się na wyżyny pomysłowości. Szkocka kuchnia zmieniła się przez ostatnie lata: tradycyjny haggis ustąpił miejsca kulinarnym specjałom również z innych krajów, a dowodem na to jest nie tylko nasza kolacja pożegnalna, ale i wszystkie posiłki serwowane nam w czasie pobytu. Jeśli tylko będę miał taką możliwość, to pojadę tam znowu. Tym bardziej, że taki wypad nie jest specjalnie drogi – nietrudno znaleźć argument, żeby wrócić do Szkocji.
As Time
Tekst: Jens Ulrik Høgh Tłumaczyła: Ewa Mostowska
e Goes By
W
ybrzeże Alaski, około 1935 roku. Turystyka łowiecka stała się przemysłem obsługującym rocznie tysiące zamożnych klientów. Wraz z powstaniem podstawowej infrastruktury oraz rozwojem nowoczesnych środków transportu, tj. łodzi latających i wodnosamolotów, a także infrastruktury kolejowej i samochodów gwarantujących dostęp do odległych zakątków Alaski, otworzyły się ostatnie obszary tej mroźnej i dzikiej krainy. Bogaci myśliwi zyskali stosunkowo łatwy dostęp do odległych terenów łowieckich. Zdjęcie przedstawia bush pilota [pilot latający do miejsc, gdzie nie ma lotnisk – przyp.red.] z Alaski ze skórami niedźwiedzi brunatnych pozyskanych przez jego klientów. Ale dlaczego miałby fotografować się z cudzymi zdobyczami? Chyba tylko, żeby wskazać na coś nadzwyczajnego. Według mnie są dwie możliwości. Albo jest to przewrotna strategia myśliwych, by w towarzystwie niskiego bush pilota ich mierne trofea wydawały się większe, albo to naprawdę olbrzymie niedźwiedzie! Niestety, nie istnieją żadne dokumenty stwierdzające tożsamość lub wzrost mężczyzny na zdjęciu. Zakładając, że ma on 1,83 m, to niedźwiedź po jego lewej ma przynajmniej 3 metry! Tak czy inaczej, jest duży. Jak kusząca nie byłaby teoria o karle, ja jednak skłaniam się bardziej ku temu, że niedźwiedź naprawdę był olbrzymi. Oczywiście, nie krępujcie się wysnuwać własne teorie...
Zwabieni Daleko w dole widzimy krę wielkości sporej wyspy. Właśnie mijamy Grenlandię. Lecimy do Denver, skąd pojedziemy do Dixon w stanie Wyoming. Podróż zaplanowaliśmy ponad rok temu, kiedy John Haslem, właściciel firmy Dan Thompson Game Calls, zaprosił nas na wspólne wabienie kojotów… TEKST I ZDJĘCIA: CHRISTOPHER WACKFELT
TŁUMACZ YŁ A: EWA MOSTOWSK A
i przez kojota
P
o nocy w Denver pakujemy się do wynajętego dodge’a i w takt płynącej z radia muzyki country – zresztą dokładnie takiej samej, jak na mojej liście na Spotify – udajemy się do Rawlings, mekki wabiarzy. Tam właśnie mieszkał za życia ich guru, Dan Thompson. Co roku przyjeżdżają tam tłumy myśliwych, by na jego dawnych terenach łowieckich spróbować swoich sił. W Rawlings odbywa się nawet doroczny konkurs wabienia, poświęcony jego pamięci. Dzwonimy do Johna. Zanim urwie się zasięg, dowiadujemy się, że mamy się z nim spotkać na północnym wy-
jeździe z miasta. Zatrzymujemy się na niewielkim parkingu i czekamy. Wkrótce podjeżdża czarny jeep z napisem „Dan Thompson Game Calls”. Wychodzi z niego John i mówi, że zarezerwował nam pokój w Dixon. Bezzwłocznie jedziemy. Jeszcze dziś mamy wyruszyć na pierwsze łowy, trzeba się więc przygotować. Rozpoczynamy polowanie w niewielkiej dolince pokrytej charakterystyczną dla prerii bylicą. Po mniej więcej 10 minutach wabienia John pyta mnie: - Widzisz? - Co takiego? - Bobcat. 400 metrów przed tobą.
Samochód przykrywa się siatką maskującą, by nie płoszył zwierzyny na płaskiej prerii
Patrzę uważnie przez lornetkę i w końcu pomiędzy krzewami zauważam jego główkę. Bobcaty, czyli rysie rude, wyglądają jak zwykłe rysie, tyle że są wielkości dachowca. Niestety, to nie ten sezon. W Stanach do dziś można zarobić na skórach niezłe pieniądze, a skóra bobcata może kosztować nawet 1 tys. dolarów. Szybko zapada zmrok. Po trzech próbach zwabienia kojota poddajemy się i jedziemy w stronę hotelu. Nagle John skręca w szutrową drogę i zatrzymuje się. Wyciąga z bagażnika dwie skrzynki z napisem „Coyote finder”, które
okazują się syrenami. Włącza je na jakieś 20 sekund, rozlega się wycie, a po chwili dołącza do niego chór kojotów. Następnego dnia wstajemy o 5:00 i nastawiamy kawę. Co prawda bardziej przypomina ona szwedzką herbatę niż kawę, ale nie wybrzydzamy. Razem z Johnem udajemy się na teren dzisiejszego polowania. Krajobraz jest tu bardzo płaski, dlatego za każdym razem, kiedy zatrzymujemy się, żeby zwabić kojota, zaciągamy na samochód specjalną siatkę maskującą. Dzień nie do końca układał się tak, jakbyśmy tego chcieli. Raz zbliżył się do nas kojot, ale za naszymi plecami.
Wystarzczy 20 sekund wycia syren i... dołącza do niej chór kojotów
Znaleźliśmy jego ślady dopiero w drodze powrotnej do samochodu. Później udało się nam zwabić jeszcze jednego, ale musiał nas wcześniej zobaczyć, bo zatrzymał się dość daleko i nie podszedł bliżej. MIAŁ BYĆ KOJOT, JEST LIS
Następnego dnia wstajemy jeszcze wcześniej i ładujemy do ekspresu dwa razy więcej kawy. W dniu naszego przyjazdu John rozmawiał z właścicielem jednego z okolicznych rancz, który słyszał w nocy kojoty. Decydujemy się tam pojechać. Gdy zbliżamy się do rancza, w świetle reflektorów miga nam kojot. Nabieramy nadziei, że ten dzień zakończy się sukcesem. W samochodzie John opowiada nam
o konkursach wabienia kojotów, które odbywają się tu co roku i zyskują coraz większą popularność. W takim konkursie bierze czasem udział nawet 80 zespołów. Ze względu na liczne oszustwa, nie każdy może wziąć w nim udział – żeby znaleźć się wśród uczestników, trzeba mieć się czym pochwalić. John opowiada, że pewnego razu on i jego kolega siedzieli sobie na skale i wabili kojoty, kiedy podjechał jeden z samochodów, które widzieli na rozpoczęciu konkursu. Potem przyjechał drugi, wysiadł z niego kierowca i zaczął przerzucać do tego pierwszego tusze. Potem każdy odjechał w swoją stronę. Pomimo protestów oszust wygrał i tamten, i wiele innych konkursów, zdobył dużych sponso-
rów i nagrał kilka filmów instruktażowych o wabieniu. Po przybyciu na ranczo szukamy miejsca, z którego zaczniemy wabić. Ustawiam się obok Johna. – Obserwuj dzikie konie. Jak pojawi się kojot, one na pewno nie spuszczą go z oczu – radzi. Niestety, przez cały ten czas konie nie obserwują niczego oprócz nas. Zmieniamy miejsce. Wyboista droga wiedzie przez wyschnięte rzeczne koryto i po skalistych pagórkach, ale jeepowi niestraszny żaden teren. Sprawdzamy jeszcze dwa miejsca, ale jedyne, co udaje nam się wypatrzeć, to mulak [północnoamerykański jele-
-niowaty – przyp. red.] i byk łosia. Żadnych kojotów. W drodze powrotnej zatrzymujemy się na polu naftowym, żeby ostatni raz spróbować zwabić kojota. Jak się okazuje, był to dobry pomysł. Po 8 minutach wabienia słyszę dźwięk dochodzący od strony siedzącego obok mnie Johna. Nie zdążyłem jeszcze odwrócić się w jego stronę, kiedy rozległ się huk strzelby Ulfa Lindrotha, zajmującego pozycję na skale nieopodal. Czyżbyśmy w końcu strzelili kojota? Okazuje się, że Ulf strzelił swojego pierwszego w Stanach lisa, ale na kojota wciąż musimy poczekać.
Ulf Lindroth strzelił swojego pierwszego w USA lisa
LATARKA LED LENSER® P17.2
NOWOŚCI W SKLEPA
LORNETKA REDFIELD 11
Cena: 359 zł sklep.togo.com.pl CELOWNIK OPTYCZNY EASYHIT PXS 1000 NÓŻ MAGNUM ZEBRA DROP
PXS 1000 to innowacyjny system celowania oparty o włókno światłowodowe.W pełni pasywny bez ledów, kabli, baterii i przełączników bazuje na świetle tła, aby wyświetlić okrąg celowniczy. • • zrobiony z anodyzowanego lotniczego aluminium • wodoodporny • podwójne szkło zwierciadła • pasuje na górne płaskie „żebro” o wymiarach od 5,5 do 10,0 mm szerokości • waga 50 g Cena: 560 zł artemix.com.pl Rozmiary S-3XL.
NOKTOWIZOR CYFROWY PULSAR RECON X85
Cena Recon X850: 3699 zł Cena Recon X870: 3849 zł deltaoptical.pl
PACH MYŚLIWSKICH
MARYNARKA HARRIS TWEED RORY
114503 REBEL 10X50MM
Cena: 950 zł artemix.com.pl
Cena: 195 zł sklep.togo.com.pl
Cena: 990 zł sklep.grube.pl BUTY MEINDL TURRACH GTX
50 / X870 TERMOWIZOR PULSAR QUANTUM HD50S
Cena: 14 990 zł deltaoptical.pl
Cena: 789 zł sklep.grube.pl
Wabik w pogotowiu. Christopher obserwuje teren przez lunetÄ™
Dzikie konie, jelenie i ptactwo przyglądają nam się z zaciekawieniem, podczas gdy my wypatrujemy kojotów
WARTO WIEDZIEĆ Przelot: ok. 2 500 zł. Rejestracja w systemie ESTA i zaświadczenie uprawniające do przewozu broni: ok. 450 zł. Wynajęcie samochodu na tydzień: ok. 1 000 zł (większy Dodge). Motel: ok. 200 zł/noc. Linki: ESTA – trzeba odpowiedzieć na kilka pytań, żeby móc wjechać do USA: http://www.cbp.gov/xp/cgov/travel/id_visa/esta/ Tutaj zapłacisz za pozwolenie na polowanie w Wyoming: http://wgfd.wyo.gov/web2011/home.aspx Wyoming Game & Fish – formularze, które trzeba wydrukować, wypełnić i wysłać razem z kopią pozwolenia na polowanie, by uzyskać pozwolenie na wwóz broni i amunicji: http://www.atf.gov/
W hotelu, w którym się zatrzymaliśmy, znajduje się bar. Spędzamy tam wieczory, podobnie jak pracownicy pola naftowego. Tego wieczoru podeszło do nas kilku z nich, mówiąc, że obserwują nas od paru dni i domyślają się, że szukamy kojotów. Podpowiedzieli nam, gdzie można je znaleźć, a potem podyskutowaliśmy trochę na temat różnych rodzajów wabików. PIERWSZE TRAFIENIE
Od samego rana po polach naftowych niesie się dźwięk pomp, zagłuszając niespokojny śpiew ptaków. Po kilku bezowocnych dniach zaczynam już tracić nadzieję na strzał. Tymczasem, kiedy ja jestem pogrążony w myślach, Ulf zmienia wabik na PC2 [rodzaj drewnianego wabika – przyp. red.]. A więc to już! W naszym kierunku biegnie rozpędzony kojot. Jest 800 m od nas. Adrenalina skacze, moje serce bije jak oszalałe. Chwila oczekiwania wydaje się wiecznością. Żebym miał szansę trafić, zwierzę powinno stanąć ok. 100 m ode mnie, tam, gdzie jest pusta przestrzeń. Kiedy kojot jest dokładnie tam, gdzie chcę, zaczynam krzyczeć, żeby zatrzymać go w miejscu. Nie reaguje, więc krzyczę jeszcze raz. Nic. Zaczynam się denerwować, że zaraz mi ucieknie. Drę się, ile sił w płucach. W końcu kojot staje i spogląda w moją stronę. Koncentruję się i uspokajam oddech. Naciskam
spust. Trafiam. Inni przerywają polowanie i zbierają się dookoła mnie. – Widziałem, jak strzeliłeś – mówi Henrik, który siedział wtedy 10 m za mną. Ulf mówi, że właśnie wtedy, gdy strzeliłem, chciał przerwać wabić, bo do chłopaków przy pompach
Kładę na nim rękę w geście szacunku i czci, należnej mu w chwili odejścia do Krainy Wiecznych Łowów. Pozyskanie starego zwierzęcia, które tak długo chodziło po tych ziemiach, zawsze jest czymś wyjątkowym. Niedźwiedź, łoś czy kojot – należy oddać mu cześć przyjechał samochód i myślał, że coś się stało. – To gdzie on jest? – pyta Ulf. Pokazuję mu, oceniając odległość na jakieś 100 m. Ulf wyciąga lunetę. Okazuje się, że to trochę dalej. Razem idziemy na miejsce zestrzału. – Ula la! – mówi John. – To naprawdę piękny okaz, z idealnym futrem. 20 lat poluję i jeszcze takiego nie widziałem! Jedziemy potem jeszcze kilka kilometrów dalej w poszukiwaniu nowego miejsca. Tym razem też pojawia się samiec kojota. Ten osobnik jest jednak bardzo podejrzliwy i zanim podejdzie bliżej, John wypróbowuje kilka różnych wabików. W końcu zwierzę wychyla się zza skały i Ulf strzela.
Na razie strzeliliśmy jednego kojota, ale będzie ich więcej
SAMIEC ALFA
Znowu nic przez długi czas. Polujemy cały dzień, wypróbowujemy kilka niezłych miejsc, ale nic się nie dzieje. Już prawie się poddaliśmy, kiedy trafiamy na skałę, z której roztacza się widok na sporą, pokrytą bylicą dolinę z biegnącym przez środek wąwozem. Zajmuję pozycję z tyłu, podczas gdy Ulf i Henrik ustawiają się z przodu. Potem idzie już szybko. Ulf dmucha w wabik. Po niecałych dwóch minutach widzę nadbiegającego z prawej strony kojota. Zwierzę wpatruje się tam, gdzie sie-
dzą Henrik i Ulf, więc mogę niepostrzeżenie przygotować broń. Już go mam na celowniku, ale czekam, aż któryś z chłopaków odda strzał. Nic się jednak nie dzieje. Chwila przeciąga się w nieskończoność. W końcu kojot zaczyna się niepokoić i odchodzi. Naciskam spust. Huk niesie się echem przez dolinę. Kojot zaznacza strzał, zataczając kręgi, a potem znika w wąwozie. Ulf znów zaczyna wabić, ale nic już się nie pojawia. Później idziemy razem do miejsca zestrzału. – Widzę kojota – odzywa się Ulf. 50 metrów od miejsca
zestrzału leży duży samiec. – Jest bardzo stary – mówi John, pokazując nam jego prawie zupełnie stępione zęby. Pysk i uszy zwierzęcia pokryte są bliznami po wielu walkach z innymi kojotami. – To prawdopodobnie samiec alfa, który rządził tą okolicą przez lata. Kładę na nim rękę w geście szacunku i czci, należnej mu w chwili odejścia do Krainy Wiecznych Łowów. Pozyskanie starego zwierzęcia, które tak długo chodziło po tych ziemiach, zawsze jest czymś wyjątkowym. Niedźwiedź, łoś czy kojot – należy oddać mu cześć.
CZAS WRACAĆ
Następnego dnia zastaje nas ostry wiatr i śnieg. Postanawiamy odłożyć poszukiwanie nowych miejsc do wabienia na następny dzień, a teraz zająć się zdobyczami z dnia poprzedniego. Jedziemy do miejscowego preparatora z pytaniem, czy podejmie się roboty. Ma dużo pracy i uprzejmie odmawia, ale pomaga nam znaleźć właściwą osobę. Po kilku rozmowach telefonicznych załatwia kogoś, kto się podejmie, tylko musimy najpierw oskórować zwierzęta. Clint, właściciel Snake River Taxidermy, gdzie właśnie jesteśmy, mówi, że możemy to zrobić u niego.
REKLAMA
Po pracy rozmawiamy sobie z Clintem o łowiectwie. Okazuje się, że ostatnio sporo poluje z psami, przede wszystkim na pumy. Wyciąga z szuflady dwa pokaźne albumy ze zdjęciami z łowów. Jego psy są z tej samej linii, co moje psy w Szwecji! Teraz dopiero zaczyna się rozmowa. Ostatniego dnia nie udaje nam się nic strzelić. Około 15:00 pakujemy się, dziękujemy Johnowi i udajemy się w drogę do Denver. Przed powrotem do domu zamierzamy jeszcze spędzić dzień w sklepach Cabela’s i Bass Pro. Wizyta w nich robi na nas prawie tak duże wrażenie, jak cały wyjazd.
Już planujemy kolejną wyprawę na drugą stronę Atlantyku – do krainy prerii i dużych drapieżników. Na naszej liście jest wilk i puma, ale to będzie już zupełnie inna historia.
WARTO WIEDZIEĆ KOJOT: Zwierzę z rodziny psowatych, zamieszkujące sporą część USA. Długość: ok. 58–66 cm bez ogona. Wysokość: ok. 58–66 cm. Waga: ok. 21 kg.
Wyprawa do Stanów powiodła się. W planach jest już kolejna...
SZTUCER MERKEL SR1
Półautomat. Kaliber 9.3x62. Stan bardzo dobry. Cena: 7 400 zł EXPRESS BLASER S2
Kaliber 2 razy 8x57jrs. Stan idealny. Cena: 17 000 zł SZTUCER BLASER R93
Kaliber 300WSM. Stan dobry. Cena: 6 500 zł KNIEJÓWKA MERKEL B3 WERSJA JAGD
Kaliber 20/76 i 308WIN. W zestawie kolimator Docter. Broń leworęczna. Stan idealny. Cena: 11 000 zł
EXPRESS KULOWY MERKEL JAGD
Kaliber 2 razy 8x57 RS. Stan idealny. Cena: 11 000 zł
SKLEP MYŚLIWSKI SZÓSTAK
KNIEJÓWKA MANNLICHER
Kaliber 12/76 i 9.3x74R. Stan bardzo dobry. Cena: 7 700 zł SZTUCER RASEL EXPRES BRAVSCHVEY
Piękna przedwojenna broń. Kaliber 9.3x72R. Stan dobry. Cena: 6 500 zł EXPRESS BROWNING CLASSIC
Kaliber 9.3x72R z lunetą Svarovski PVI2 1,25-4x24. Stan dobry. Cena: 19 000 zł EXPRESS KULOWY SABATII CLASSIC 92
Kaliber 9.3x74R. W zestawie luneta Burris 1,25-4x24 z montażem Recknagel oraz prawa kolba i zielona walizka. Stan bardzo dobry. Cena: 9 500 zł
BOCK ZNANEJ WŁOSKIEJ FIRMY ANTONI ZOLI
Kaliber 20/76, dodatkowo zielona walizka. Stan broni bardzo dobry. Cena: 5 500 zł
sklepmysliwski@gmail.com tel.: 43 843 90 52, kom.: 515 10 79 84; 600 93 82 58
Wielkie łowy WIELCY MYŚLIWI Jednym z najbardziej znanych myśliwych na świecie był Theodore Roosevelt. 26. prezydent USA i laureat pokojowej nagrody Nobla był zapalonym myśliwym. Kochał dreszcz śledzenia i pogoni za zwierzyną. Posiadał duże umiejętności strzeleckie, a do tego ostrożnie i dokładnie analizował swoje obserwacje na temat każdego polowania. Uważał bowiem, że swymi doświadczeniami należy podzielić się ze światem TEKST: DOBIESŁ AW WIELIŃSKI
P
ierwsze łowieckie przygody przeżył w północno-wschodniej części stanu Maine. Zawsze w towarzystwie swoich mentorów i przyjaciół — Billem Sewall’em i Wilmotem Dow’em. Jego ulubionymi terenami łowieckimi, do których miał niezwykły sentyment, były te na Dzikim Zachodzie, które wyidealizował w książce Hunting Trips of a Ranchman. Jego miłość do piękna tej ziemi i doświadczenie polowania znacznie odcisnęły się na jego filozofii życia. EKSPEDYCJA RUSZA
Prezydent posiadał ranczo o nazwie Elk Horn, trzydzieści pięć mil (56 km) na północ od Boomtown w Medora (Dakota Północna). Nad brzegiem Little Missouri Roosevelt nauczył się jazdy w stylu western, używania lassa i polowania. Jako zastępca szeryfa, Roosevelt złapał kiedyś trzech bandytów, którzy skradli jego łódź i uciekli na północ aż nad Little Missouri. Mieszkańcy chcieli ich powiesić, jednak Roosevelt postanowił przekazać złodziei sądowi w Dickinson. Przyszło mu pilnować ich przez czterdzieści godzin bez snu, podczas których czytał Tołstoja, aby nie zasnąć. Innym razem, w czasie poszukiwania grupy bezwzględnych złodziei koni, Roosevelt spotkał Setha Bullocka, słynnego szeryfa Deadwood z Dakoty Południowej. Obaj pozostali przyjaciółmi do końca życia.
Po zakończeniu kadencji prezydenckiej w 1909 roku Roosevelt ruszył w pierwsze trwające 11 miesięcy safari. Przebył ponad 4 tys. kilometrów poprzez brytyjską Afrykę Wschodnią i brytyjsko-egipski Sudan. Podróż rozpoczęła się w Nowym Jorku na pokładzie parowca Hamburg. Roosevelt wylądował w Mombasie, brytyjskiej Afryce Wschodniej. Potem wyjechał do Konga Belgijskiego, a następnie Nilem udał się do Chartumu w Sudanie. Ekspedycja finansowana była przez Andrew Carnie’go — przemysłowca w branży hutniczej. Roosevelt miał polować celem zdobycia okazów dla Smithsonian Institution [Instytut Smithsona – największy na świecie kompleks muzeów i ośrodków edukacyjno-badawczych — przyp. red]. i dla American Museum of Natural History [Amerykańskie Muzeum Historii Naturalnej — przyp. red]. w Nowym Jorku. Grupa kierowana była przez legendarnego łowcę — tropiciela — R. J. Cunninghame’a. Później dołączył do nich Frederick Selous, słynny wielki myśliwy i odkrywca. Podróżnicy wieźli ze sobą cztery tony soli do konserwowania skór zwierzęcych. Bokser John L. Sullivan podarował prezydentowi przed wyjazdem łapki królicze na szczęście. Wyposażenie strzeleckie myśliwych stanowiły: podwójny karabin Holland and Holland ładowany czarnym prochem i ofiarowany przez grupę 56 po-
T. Roosevelt wraz z synem Kermitem przy upolowanym bawole
Pierwszy upolowany nosorożec
dziwiających go Brytyjczyków, Winchester 1895, karabin Winchester 405, wojskowy M1903, Springfield kaliber 30-06 i strzelba Fox 12. Zabrał też bibliotekę. Była to kolekcja klasyków oprawiona w świńską skórę i transportowana we wzmocnionej skrzyni. Roosevelt i jego towarzysze pozyskali około 11 400 okazów — od owadów i moli po hipopotamy i słonie. Odłowiono lub pozyskano 1 tys. zwierząt, w tym 512 dużych zwierząt łownych, upolowano też 6 rzadkich białych nosorożców. Tony solonych skór zwierzęcych wysłano do Waszyngtonu. Zajęło to rok, zanim Smithsonian Institution sklasyfikował je i opisał wszystkie zbiory. Jeśli chodzi o tak
wielką liczbę upolowanych zwierząt Roosevelt powiedział: „Mogę być skazany tylko wtedy, gdy istnienie American Museum of Natural History i wszystkie podobne instytucje zoologiczne zostaną potępione”. AFRYKAŃSKIE TROFEA
Chociaż safari zostało rzekomo poprowadzone w imię nauki, było jednak wydarzeniem politycznym i społecznym. Uznano je za wycieczkę na polowanie. Roosevelt korzystał z usług renomowanych profesjonalnych myśliwych, rodzin będących właścicielami gruntów, spotykał się z wieloma rdzennymi plemionami i lokalnymi liderami. Informacje
o safari opisał w książce African Game Trails, gdzie opowiadał o emocjach pościgu i ludziach, których spotkał oraz florze i faunie zebranej w imię nauki. W rzeczywistości liczba 11 400 odnosi się do elementów zebranych, z których ponad połowa to były okazy botaniczne. Pozostałą większość stanowiły małe gryzonie, nietoperze i owadożerne. Wszystkie zebrane okazy stały się podstawą kolekcji Smithsonian Institution i American Museum of Natural History. Kilka z tych gatunków zwierząt, dzięki wieloletnim wystawom w Smithsonian, stało się powszechnie rozpoznawalne. Większe zwierzęta pozyskane przez Theodore i Kermita Roosevelt zostały wyszczególWażenie upolowanej zwierzyny
nione w książce African Game Trails. Wśród dużych pozyskanych zwierząt łownych było 17 lwów, 3 lamparty, 7 gepardów, 9 hien, 11 słoni, 10 bawołów, 11 bardzo rzadkich nosorożców czarnych i 9 nosorożców białych. Na liście znajduje się również 15 zebr, 7 żyraf, 6 małp i 1 marabut afrykański. Ponadto wiele gatunków antylop. Theodore Roosevelt w African Game Trails potępia „rzeź jako niedopuszczalną w jakiejkolwiek formie bezmyślnego okrucieństwa i barbarzyństwa”. Jako pionier ochrony dzikiej przyrody w USA w pełni doceniał podejmowane przez rząd brytyjski próby zmiany dziewi-
T. Roosevelt na Dzikim Zachodzie
czych terenów w rezerwaty przyrody. SPISANE WSPOMNIENIA
Afrykańska ekspedycja obfitowała w liczne przygody. W książce African Game Trails wspomina jak stoi nad świeżo pozyskaną antylopą eland, gdy przewodnik podchodzi z wiadomością o zaobserwowanym w pobliżu nosorożcu. Rooseveltowi towarzyszy kapitan Arthur Slatter, Anglik prowadzący farmę strusi, a przy tym doskonały myśliwy, pomimo tego, że stracił prawą rękę. „Slatter natychmiast pojechał w kierunku pokazanym przez naszego przewodnika o dzikim wyglądzie z pistoletem. Kiedy po pięciu minutach jazdy kłusem dotarliśmy na wzgórze gdzie stał obserwator, ten od razu zwrócił uwagę na nosorożca. ...ogromna bestia stała na całkowicie otwartym terenie, chociaż w niewielkiej odległości od niego było kilka rozrzuconych drzew. Zostawiliśmy nasze konie i zaczęliśmy podkradać się. Podejście było łatwe. Wiatr wiał od niego do nas, a wzrok nosorożec ma słaby. Trzydzieści metrów od miejsca znajdował się krzak cztero- lub pięciometrowej wysokości, który nas zasłaniał. Duża bestia stała niczym pomnik, czarna w słońcu. Wydawało się, że to potwór żyjący ze świata przeszłości, z czasów prehistorycznych. Stanęliśmy z racji bezpieczeństwa tak, by użyć karabinu Holland tylko raz. Wszedłem do buszu, aby uzyskać ja-
sny cel, a Slatter obok. Kiedy nosorożec zobaczył mnie, skoczył na nogi ze zwinnością kucyka polo. Wtedy wypuściłem pocisk z prawej lufy. Kula przeszła przez oba płuca, ale nosorożec galopował na nas. Zanim zdążył w gorączkowym pośpiechu dotrzeć do nas, uderzył go pocisk z mojej lewej lufy. Kula weszła między szyję i bark przebijając serce. W tej samej chwili kapitan Slatter wystrzelił, a jego kula przeszła kręgi szyjne. Wielki byk zarył w ziemię, a jego głowa upadła w naszym kierunku, zaledwie trzynaście kroków od miejsca, gdzie staliśmy.” Roosevelt był także świadkiem polowania wojowników plemienia Nandi na lwa. Jego opis zaczyna się od momentu, w którym wojownicy otaczają duże koty. „Stopniowo zaczęli tworzyć pierścień wokół lwa. Każdy z nich podszedł na tyle blisko ile mógł, przykucnął za tarczą z ostrą włócznią w prawej ręce z twarzą przy obrzeżu tarczy. Lew zobaczył człowieka i wstał. Jego grzywa zjeżyła się, a ogon był wyprężony. Trzymał głowę nisko, górna warga opadająca na szczękę, teraz była uniesiona, aby pokazać długie kły. Spojrzał w jedną stronę, a potem w drugą nie przestając swych morderczych ryków. Miał dziki wzrok, a jego grzmiący gniew stawał się coraz bardziej niebezpieczny. W końcu pierścień był zamknięty.
Szlak podróży przez Afrykę
Lew rozejrzał się szybko z boku na bok, zobaczył, gdzie linia była najcieńsza i pobiegł z najwyższą prędkością. Wojownicy trzymali tarcze i drżące włócznie gotowe do ataku. Mężczyźni w pośpiechu skoczyli z każdej strony, by wziąć wroga z flanki. Lider osiągnął odległość do rzutu. Długa włócznia zamigotała i pogrążyła... Lew poczuł ranę, odwrócił się, a potem natarł na człowieka, który rzucił włócznię. Lew z wściekłością uderzył człowieka łapą. Ale za chwilę ujrzałem innego wojownika, który przeszył włócznią przez jego ciało z boku na bok. I jak
lew odwrócił się znowu jasne ostrza włóczni dotarły do niego niczym białe błyski ognia. Na koniec chwycił innego mężczyznę, który atakował go nożem. Tamten wyrwał się, ale lew chwycił włócznię w swych szczękach z tak ogromną siłą, że pękła dwukrotnie. Potem wojownicy krzycząc dziko z wściekłą radością przeszyli go włóczniami.” W kwietniu 1910 r. ekspedycja przybyła do Chartumu. To był koniec chyba pierwszego afrykańskiego safari. Dziś — 105 lat po tamtym wydarzeniu — słowo safari nabrało zupełnie innego znaczenia.
Rancho Elk Horn
Zdjęcia oraz przytoczone fragmenty tekstu pochodzą z książki T. Roosevelta African Game Trails z 1911 r.
Wabienie drapieżnika Kniazienie zająca, skolenie liszki, pisk gryzonia. To hasła doskonale znane większości myśliwych. Ale wabienie – bo o nim mowa – to domena zarezerwowana dla najlepszych. I cierpliwych TEKST: SŁ AWOMIR PAWLIKOWSKI
ZDJĘCIA: SŁ AWOMIR PAWLIKOWSKI , ANDRZE J ADAMCZUK
O
statnio prowadząc dyskusję na jednym z portali społecznościowych z kolegą myśliwym zainteresowanym tematem wabienia usłyszałem pytanie dotyczące metod wabienia lisów atraktorami zapachowymi. Od razu sprawę wyjaśniliśmy. Otóż atraktorami zapachowymi się nie wabi, a nęci. Podstawowa różnica między nimi jest taka, że wabienie polega na imitowaniu różnego rodzaju odgłosów innych zwierząt stanowią-
cych pokarm dla drapieżników bądź odgłosów partnerów, jak w przypadku wabienia lisów w czasie cieczki. Natomiast nęcenie polega na wykładaniu karmy lub atraktorów zapachowych, takich jak mocz rujnej liszki czy jak w przypadku dzików — smoły bukowej. LIS
Czy wszystkie drapieżniki występujące w naszym kraju można skutecznie wabić? Zacznijmy od wabienia lisów,
czyli drapieżników najczęściej spotykanych w naszych łowiskach. Otóż lisy możemy wabić wieloma metodami. Podstawowa to naśladowanie pisku różnego rodzaju gryzoni stanowiących pokarm lisów. Nie będę się tutaj wdawał szczegóły — na to poświęcę czas w następnym numerze Gazety Łowieckiej. Powiem tylko, że metoda ta jest bardzo skuteczna o każdej porze roku, a do wabienia czasem wystarczy umiejętne „cmo-
kanie” na wargach. Druga metoda to naśladowanie kniazienia zająca, czyli odgłosu jaki wydaje męczony przez innego drapieżnika bądź złapany we wnyki zając. Metoda ta wymaga jednak i większych umiejętności w kwestii samego wydobywania dźwięku z wabika, jak i taktyki polowania. Jest bardziej skuteczną metodą z uwagi na fakt, iż dźwięk kniazienia jest słyszalny z o wiele większej odległości niż dźwięk pisku myszy.
Możemy więc zwabić lisa z większej odległości. Lisy oczywiście różnie reagują na kniazienie. Jedne przybiegają w szybkim pędzie (zwłaszcza w nocy), inne przychodzą czasem dopiero po trzeciej próbie kniazienia. Ogólnie rzecz ujmując jest to najbardziej popularna z metod wabienia lisów. W okresie cieczki lisy bardzo dobrze reagują na odgłosy swoich partnerów. Możemy więc używać wabików imitujących odgłosy skolenia liszki, czyli samicy dającej znaki samcom o tym, że jest gotowa na ich zaloty. Możemy również wabić na odgłos szczekania samca. Choć nie jest to łatwe wabienie z uwagi na to, ze lis posiada w swoim „repertuarze” wiele rodzajów szczekania, będących różnymi sygnałami dla partnerów. Szczeka inaczej szukając liszki, inaczej przebywając z nią, a jeszcze inaczej ostrzegając o niebezpieczeństwie. Metoda jest skuteczna oczywiście tylko w czasie cieczki. KUNA
Przejdę do następnego gatunku drapieżnika, a zasadzie drapieżników, jakimi są dwa gatunki kun: kuna domowa i kuna leśna. Obydwa możemy wabić tymi samymi metodami co lisy, wyłączając oczywiście odgłosy wykorzystywane w czasie cieczki. Kuny dobrze reagują również na odgłosy ptaków, więc można próbować naśladować gołębia, jarząbka, bażanta itp.
JENOT
Do tej pory duże wątpliwości miałem w kwestii wabienia trzeciego gatunku drapieżnika, jakim jest jenot. Chociaż koledzy z Klubu Wabiarzy odnosili sukcesy i to zarówno wabiąc metodą pisku gryzonia, jak również kniazienia. Może to oczywiście wynikać z ciekawości tego drapieżnika, ale metody okazały się skuteczne. Ja osobiście jedynego jenota w życiu, jakiego zwabiłem, można powiedzieć zwabiłem przez przypadek — podczas polowania na jarząbki na Białorusi, wrześniowym porankiem, na pisk jarząbka właśnie (co utrwaliłem na fotografii). Borsuki również z uwagi na swoją ciekawską naturę niejednokrotnie wabiłem, przede wszystkim na pisk myszy. Chociaż w tym roku podczas Małopolskich Mistrzostw w Wabieniu Drapieżników ta sztuka mi się również udała na kniazienie zająca i to w momencie, kiedy by się wydawało, że borsuki już powinny zalegać w norach. No, ale takie są właśnie uroki wabienia, można być czasem mile zaskoczonym z efektów tejże metody. Życząc wszystkim czytelnikom zdrowych i wesołych Świat Bożego Narodzenia oraz Szczęśliwego 2015 Roku, zachęcam do czytania dalszej części moich rozważań na temat wabienia drapieżników w następnym numerze Gazety Łowieckiej. Darz Bór!
EMOCJE PASJ PRZ
Targi Myślistwa i Strzelectwa wspaniałej historii opowiad aktywnym spędzaniu wolneg nie pozwolimy zapomnieć! perspektywach na przy z Gazetą Łowiecką opo wicedyrektor Tar
JA ZYGODA
a KNIEJE to nowy rozdział dającej o miłości do lasu, go czasu i tradycji, o której ! Na temat projektu i jego zyszłość w rozmowie owiada Jakub Patelka, rgów KNIEJE
G
azeta Łowiecka: Do tej pory w kalendarzu MTP nie było imprezy dla myśliwych i pasjonatów lasu, skąd więc taki pomysł? Jakub Patelka: Rzeczywiście, Targi Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE to nowy projekt, którego geneza ma charakter oddolny i wynika z chęci i potrzeb, jakie zasygnalizowali nam wystawcy największych w Europie Targów Wędkarskich RYBOMANIA. Wielu z nich wśród oferowanej gamy produktów poza akcesoriami dla wędkarzy dysponuje również szerokim asortymentem myśliwskim. Kolejnym powodem, dla którego zdecydowaliśmy się na organizację Targów KNIEJE, są sami zwiedzający. Wśród ankietowanych wędkarzy, których podczas ostatniej edycji gościliśmy aż 24 tys., znaczna część jednoznacznie opowiedziała się za rozszerzeniem portfolio targowego o sektor myśliwski. Wiemy również, że profile miłośników wędkarstwa i myślistwa są do siebie zbliżone. Obie grupy charakteryzują się wielkim oddaniem swojej pasji. Kochają być blisko przyrody i regularnie inwestują nie tylko w bagaż doświadczeń, ale również w wiedzę, umiejętności i sprzęt. Ostateczną decyzję związaną z organizacją Targów Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE przypieczętowały osobiste pasje. Sam poluję i wiem, czego potrzebują myśliwi. Dzięki temu orga-
nizacja imprezy nie jest dla mnie wyłącznie pracą. To ogromna przyjemność z kreacji wydarzenia, w którym sam chętnie wziąłbym udział jako zwiedzający. Odpowiadając na pytanie o źródło pomysłu, na pewno warto byłoby wspomnieć o niszy, branżowym potencjale oraz perspektywach rozwoju. Nic jednak nie przemawia tak silnie – również do organizatorów – jak wielka pasja wystawców i zwiedzających. Właśnie dlatego uznaliśmy, że warto! W kalendarzu imprez dla myśliwych robi się ciasno, mamy dwie wiosenne imprezy, czyli Targi Expo w Sosnowcu oraz targi organizowane przez PZŁ w Warszawie. Ostatnio bardzo udanie zadebiutowały Targi Hubertus w Ostródzie, czym będą wyróżniać się na tym tle Targi Knieje? Targi Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE to sprawdzona formuła święta branży skierowanego do szerokiej publiczności. Naszym celem jest z jednej strony stworzenie miejsca, gdzie myśliwi będą mogli poczuć się jak u siebie, a z drugiej promowanie kultury łowieckiej również wśród osób, które jeszcze nie rozpoczęły swej przygody z bronią, lasem i dziką zwierzyną. Nie zapomnimy jednak o profesjonalistach i biznesie, dla przedstawicieli którego zarezer-
wowaliśmy dzień 6 lutego — VIP DAY. To właśnie w tym czasie będzie można w komfortowych warunkach spotkać się z producentami i dystrybutorami, porozmawiać z przedstawicielami mediów oraz przemyśleć decyzje zakupowe. Pierwszego dnia imprezy będą obowiązywać zaproszenia, które wraz z wystawcami Targów Knieje roześlemy wśród ich kluczowych klientów oraz znanych myśliwych. Pozostałe dwa dni – 7 i 8 lutego – to już czas dla szerokiej publiczności, która będzie mogła wziąć udział w największym, interaktywnym wydarzeniu dla myśliwych, tętniącym życiem i pozytywną energią. Z całą pewnością elementem wyróżniającym KNIEJE spośród innych spotkań targowych będzie otwartość i bezpretensjonalność. Naszą ambicją jest stworzenie eventu, prawdziwego święta myśliwych, którzy poczują się u nas jak w gronie przyjaciół. W tym celu zadbamy o dostateczną liczbę wydarzeń towarzyszących, dobrą kuchnię i zaciszne miejsca do rozmów kuluarowych. Poznańskie Targi Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE to nowy rozdział wspaniałej historii opowiadającej o miłości do lasu, aktywnym spędzaniu wolnego czasu i tradycji, o której nie pozwolimy zapomnieć! Dla myśliwych targi to głównie możliwość obejrzenia broni.
Co będziemy mogli obejrzeć na targach w Poznaniu? KNIEJE to broń, optyka, ubrania i akcesoria myśliwskie uprzyjemniające polowania. Wszystko to jednak zostanie zaprezentowane nieco mniej standardowo. I tak odzież myśliwska wyeksponowana zostanie podczas pokazu mody – zarówno damskiej, jak i męskiej. Niektóre egzemplarze broni będzie można przetestować na specjalnie przygotowanych strzelnicach. Czym byłyby KNIEJE bez rekomendowanych biur polowań, które wystawiać się będą w Strefie Dobrych Terenów Łowieckich? Zwiedzający będą mogli zapoznać się również z propozycjami dealerów samochodowych i modelami aut przeznaczonymi do jazdy ekstremalnej. Nie zapomnimy o muzyce i tradycji łowieckiej, której damy miejsce na scenie głównej targów. Zwiedzających zaprosimy także do Strefy Myśliwskich Championów, gdzie podziwiać będzie można piękne psy. Czy i jakich imprez towarzyszących możemy spodziewać się podczas targów? Przygotowujemy dla naszych zwiedzających wiele niespodzianek, które jednak nie odciągną uwagi od stoisk wystawców, bo to one mają być największą atrakcją. Już niebawem wystartuje konkurs Miss i Mister Psów Myśliwskich z fi-
nałem właśnie na KNIEJACH. Dni targowe uatrakcyjni również wspomniany wcześniej pokaz mody myśliwskiej. Na scenie głównej odbędą się warsztaty kulinarne, koncerty muzyki myśliwskiej oraz wykłady na temat tradycji. Zorganizujemy również konkurs wiedzy myśliwskiej z cennymi nagrodami. Nie zabraknie również strzelnic. Myślimy również o Wyborach Diany, ale na ten temat będziemy mogli rozmawiać nieco później. O wszystkich wydarzeniach informujemy na naszej stronie internetowej www.knieje.pl oraz na profilu facebookowym www.facebook.com/TargiKnieje. Zapraszamy!
NASZA MAKSYMA NASZA MAKSYMA NASZA MAKSYMA
Tajemnicafunkcji funkcji termicznej polega na jej warwielu Tajemnica termicznej polega na na jej jej wie-lu Tajemnica funkcji termicznej polega wie-lu warwarstwach. Wilgoć zostaje odprowadzona z naszej stwach. Wilgoć zostaje odprowadzona skóry stwach. Wilgoć zostaje odprowadzonaz naszej z naszej skóry skóry szybko i niezawodnie dzięki takiej strukturze szybko i niezawodnie dzięki ta-kiej strukturze matriału. szybko i niezawodnie dzięki ta-kiej strukturze matriału. Warstwa wewnętrzna, która mama bezpośredni kontakt matriału. Warstwa wewnętrzna, która ma bezpośredWarstwa wewnętrzna, która bezpośredni kontakt zninaszym ciałem to tohydrofobowy a Polyzez naszym ciałem to Polypropylen® hydrofobowy z kontakt naszym ciałem hydrofobowy Polypropylen® a zewnętrz-na warstwa włókien naturalnych to bawełna lub wnętrz-na awarstwa włókienwarstwa naturalnych to bawełna lub propylen®, zewnętrzna włókien naturalwełna z merynosa. wełna z merynosa. nych to bawełna lub wełna z merynosa.
CO ROZUMIEMY
CO ROZUMIEMY PRZEZ CO ROZUMIEMY PRZEZ PRZEZ „FUNKCJĘ „FUNKCJĘ TERMICZNĄ”? „FUNKCJĘ TERMICZNĄ”? TERMICZNĄ”?
Temperatura powyżej 1mm Temperatura powyżej Temperatura powyżej 1mm nad skórą wynosi 34,5 O C. O C. 1 nad mmskórą nadwynosi skórą 34,5 wynosi Gdy ta Otemperatura sięsię zmieGdy ta zmie34,5 C.temperatura Gdy się zmienia, nia,nia, ciało zaczyna sięsię pocić ciało zaczyna pocić ciało zaczyna siędługo pocićjak lublub marznąć. Tak marznąć. Tak długo jak lub marznąć. Tak długo, temperatura w tej warstwie temperatura w tej warstwie jak temperatura w tej warpozosta-je pozosta-je niezmieniona, niezmieniona, stwie pozostaje niezmieczłowiek czuje sięsię dobrze ww człowiek czuje dobrze swojej skórze. niona, człowiek swojej skórze. czuje się
dobrze w swojej skórze.
TEMPERATURA
TEMPERATURA MOŻE SIĘSIĘ ZMIENIAĆ Z RÓŻNYCH TEMPERATURA MOŻE ZMIENIAĆ Z RÓŻNYCH MOŻE SIĘ ZMIENIAĆ PO-WODÓW. PO-WODÓW. ZJeśli RÓŻNYCH POWODÓW Jeśli temperatura zewnętrz-na jestjest niska, a człowiek mało temperatura zewnętrz-na niska, a człowiek mało sięJeśli rusza to ciało zaczyna drżeć, produkując przy tym enertemperatura na zewnętrz jest niska, a człowiek się rusza to ciało zaczyna drżeć, produkując przy tym energię i ciepło, uzyskać temperaturę w wysoko-ści mało się aby rusza to ciało zaczynaciała drżeć, gię i ciepło, aby uzyskać temperaturę ciała wprodukuwysoko-ści 37jąc O C. 37 O C. tym ciepło, by uzyskać temperaturę ciała przy
w wysokości 37 OC. W przypadku, gdy jest za ciepło, W przypadku, gdygdy jestjest za za cie-pło, skóra zaczyna sięsię pocić. W przypadku, cie-pło, skóra zaczyna pocić. skóra zaczyna się pocić. Dzięki warstwie wilgoci Dzięki warstwie wilgoci na skórze, ciało się schładza. JestJest Dzięki warstwie wilgoci na skórze, ciało się schładza. skórze, dla ciało się schładza. Jest to konieczne tona konieczne naszego organizmu aleale powoduje rówto konieczne dla naszego organizmu powoduje rówdla naszego organizmu ale powoduje również nież ne-gatywne symptomy. nież ne-gatywne symptomy. negatywne symptomy.
Jeżeli wiatr zaczyna wiać na na Jeżeli wiatr zaczyna wiać mokrą skórę, ciało sięsię wychłaJeżeli wiatr zaczyna wiać na momokrą skórę, ciało wychładza i łatwo możemy sięsię przei łatwo możemy przekrądza skórę, ciało się wychładza ziębić. Potęguje to to również ziębić. Potęguje również i łatwo możemy się przeziębić. uczucie zimna. To oznacza, że że uczucie zimna. To oznacza, Potęguje to również uczucie skóra w takich warunkach poskóra w takich warunkach pozimna. To oznacza, że skóra winna byćbyć sucha, abyaby uzyskać winna sucha, uzyskać w takich warunkach powinna być optymalną optymalnąochronę ochronęprzed przed sucha, aby uzyskać optymalną zimnem. Bielizna z funkcją zimnem. Bielizna z funkcją THERMO zapewni perfekcyjochronę przed zimnem. Bielizna THERMO zapewni perfekcyjna ochronę naszego organiz funkcją THERMO zapewni na ochronę naszego organi- perzmu niezależnie odod warunzmu niezależnie warun-orgafekcyjna ochronę naszego ków atmosferycznych. ków atmosferycznych.
nizmu niezależnie od warunków atmosferycznych.
POLAR TS1000 POLAR TS1000 POLAR TS1000
doświadczenia wiemy, ZZdoświadczenia wiemy, ze ze naj-najZ doświadczenia wiemy, lepszy komfort termiczny za-zażelepszy najlepszy terkomfortkomfort termiczny pewnia ubie-ranie się na cebulę, pewniazapewnia ubie-ranie się na cebulę, miczny ubieranie czy-li warstwowe. Oznacza to, to, że że czy-li warstwowe. Oznacza siępowinniśmy na cebulę, czyli warstwopowinniśmy nosić kolejną warnosić kolejną warstwę ubrania bezpośred-nio na na stwę ubrania bezpośred-nio we. Oznacza to, że powinnaszej bieliźnie ter-malnej. Funknaszej bieliźnie ter-malnej. Funkniśmy nosić kolejną warcją tej tej dodatko-wej warstwy jestjest cją dodatko-wej warstwy uzyskanie poduszki powietrznej, stwę ubrania bezpośrednio uzyskanie poduszki powietrznej, która w ekstremalnych warunw ekstremalnych warunnaktóra naszej bieliźnie termalkach izoluje i utrzymuje ciepłotę kach izoluje i utrzymuje ciepłotę nej. Funkcją tej dodatkowej ciała. Aby ww pełni wykorzystać ciała. Aby pełni wykorzystać funkcjonalno-śc bielizny termalwarstwy jest uzyskanie pofunkcjonalno-śc bielizny termalnej i membrany pamiętajmy o o nej i membrany pamiętajmy duszki powietrznej, która założeniu bielizny polarowej, założeniu bielizny polarowej, w ekstremalnych warunkach izoluje i utrzymuje ciektóra przeniesie wilgoc na na ze-zektóra przeniesie wilgoc naszego stroju. płotę ciała. Aby w pełniwnątrz wykorzystać funkcjonalnośc wnątrz naszego stroju. bielizny termalnej i membrany pamiętajmy o założeniu bieliznyI PODKOLANÓWKI polarowej, która przeniesie wilgoc SKARPETKI I PODKOLANÓWKI naSKARPETKI zewnątrz naszego stroju.
Komfort stóp jestjest bardzo ważny dladla każdej Komfort stóp bardzo ważny każdej aktywności fizycznej. Ruch i wysiłek spraaktywności Ifizycznej. Ruch i wysiłek spraSKARPETKI PODKOLANÓWKI wia, że że nasze stopy zaczynają sięsię delikatwia, nasze stopy zaczynają delikatKomfort stóp jest bardzo ważny nienie pocić. Ciepłe i wilgotne stopy puchną, pocić. Ciepłe i wilgotne stopy puchną, dla każdej aktywności fizycznej. po-nieważ organizm nie może pozbyć sięsię po-nieważ organizm nie może pozbyć Ruch i wysiłek sprawiają, nadmiaru wody. Prowadzi toże donasze uczucia nadmiaru wody. Prowadzi to do uczucia „zmęczenia nóg”. Suche sto-py gwarantustopy zaczynają się delikatnie po„zmęczenia nóg”. Suche sto-py gwarantują ją nam komfort chodzenia brak cić. Ciepłe i wilgotne stopy puchnam komfort chodzenia brak bólu i zmę-czenia. Buty trekkinną, ponieważ organizm nie może bólu i zmę-czenia. Buty trekkingowe i myśliwskie w większości gowe i myśliwskie w większości pozbyć się nadmiaru wody. Prowaposiadają membranę, jednak membranę, jednak dziposiadają to do uczucia „zmęczenia nóg”. abyaby wykorzystać jej skuteczność wykorzystać jej skuteczność Suche stopy gwarantują nam komfort chodzenia, należy odprowadzić wilgoć, czyli pot odod stóp. . Skarpetnależy odprowadzić wilgoć, czyli pot stóp. . Skarpetbrak bólu i zmęczenia. Buty trekkingowe i myśliwki ikipodkolanówki z funkcją ter-miczną są zbudowane taktak i podkolanówki z funkcją ter-miczną są zbudowane skie w większości posiadają membranę, jednak aby samo warstwowo, jak bie-lizna. Dzięki temu stopy pozosamo warstwowo, jak bie-lizna. Dzięki temu stopy pozostają suche a komfort nawet długich spacerów jestjest gwawykorzystać skuteczność należy odprowadzić stają suche ajej komfort nawet długich spacerów gwarantowany. wilgoć, czyli pot od stóp. rantowany.
SKOGEN FürJagd JagdJagd Freizeit GmbH SKOGEN Für &&Freizeit GmbH SKOGEN Für & Freizeit GmbH Rudolf-Diesel-Str. 34-36 · D-28876 Oyten Rudolf-Diesel-Str. 34-36 Rudolf-Diesel-Str. 34-36 · D-28876 Oyten Telefon +49 (0) 42 91/ 35-0 · Telefax +49+49 (0) 42 91/ 35-40 D-28876 Oyten Telefon +49 (0) 07 42 /07 91 35-0 · Telefax (0) 07 42 /07 91 35-40 www.thermo-function.com Telefon +49 (0) 42 07 / 91· info@thermo-function.com 35-0 Telefax +49 (0) 42 07 / 91 35-40 www.thermo-function.com · info@thermo-function.com www.thermo-function.com info@thermo-function.com
, e a t , ę ć o , -
k -
SZUKAJ W DOBRYCH SKLEPACH MYŚLIWSKICH WYBIERZ WYBIERZSWOJĄ SWOJĄBIELIZNĘ BIELIZNĘ
+10°C / -10°C +10°C / -10°C
+5°C / -15°C +5°C / -15°C
JAK BIELIZN WYBRA? JAK WYBRAĆ BIELIZNĘ? JAK BIELIZN WYBRA?
BAWEŁNIANĄ BAWEŁNIANĄ
Z WEŁNY MERYNOSA Z WEŁNY MERYNOSA
+0°C / -25°C +0°C / -25°C
+0°C / -40°C +0°C / -40°C
Bielizna musi głównie odprowadzić pot od ciała aby suchąsportowa. skórę. Dodatkowe ciepło nie jest BIELIZNAAKTYWNA AKTYWNA. lubzachować inna aktywność BieBIELIZNA lub inna aktywność sportowa. BieBIELIZNA AKTYWNA w tym wypadku niezbędne. lizna musi głównie odprowadzić Aby określić, którą bieliznę potrzeAby którą bieliznę sięsię lizna musi głównie odprowadzić Abyokreślić, określić, którą bieliznę potDzięki odod ciała abyaby zachować suchą aktywności ciało ogrzewa pot ciała zachować suchą bujemy, trzeba najpierw określić potrzebujemy, trzeba najpierw potrzebujemy, trzeba najpierw skórę. Dodatkowe ciepło nie jestjest skórę. Dodatkowe ciepło nie się samo. określić do jakich celów będziemy do jakich celów będziemy ją użyokreślić do jakich celów będziemy w tym wypadku niezbędne. Dzięw tym wypadku niezbędne. Dzięjąwać, używać. typtyp aktywnoPASYWNY. jaki Jakiego typ aktywności będzie ją używać. Jakiego aktywnoki TYP aktywności ciało ogrzewa sięsię ki aktywności ciało ogrzewa ści będzie preferowany i jaka jestjest ści będzie preferowany i jaka samo. Przebywamy w zimnym środopreferowany i jaka jest temperatura, samo. temperatura w wktórej będziemy temperatura której będziemy TYP PASYWNY wis-ku i mamy ograniczona w której będziemy przebywać? TYP PASYWNY przebywać? Funkcja Termiczna Przebywamy ww zimnym środowi przebywać? Funkcja Termiczna Przebywamy zimnym środowi aktywność fzyczną. Polujemy Funkcja Termiczna odróżnia dwa odróżnia dwa typy aktywności. skusku i mamy ograniczona aktyw odróżnia dwa typy aktywności. i mamy ograniczona aktywlub zwyżce, obserz zasiadki, siedzimy na ambonie typy aktywności. TYP AKTYWNY ność fzyczną. Polujemy z zasiadki, siedzimy nana amTYP AKTYWNY ność fzyczną. Polujemy z zasiadki, siedzimy amwujemy zwierzynę albo ją fotografujemy z ukrycia. bonie lub zwyżce, obserwujemy zwierzynę albo ją ją Rodzaj aktywności przy którym organizm intensyw TYP AKTYWNY. bonie lub zwyżce, obserwujemy zwierzynę albo Rodzaj aktywności przy którym organizm intensyw z ukrycia. Wbielizna tych przypadkach bielinie pracuje, np.np. polowanie pędzone, wspinaczka. W tych przypadkach musi chronić ciało fotografujemy z ukrycia. W tych przypadkach bielinie pracuje, polowanie pędzone, wspinaczka. Rodzaj aktywności przy którym organizm intensyw- fotografujemy znaprzed musi chronić ciało przed wychłodzeniem. Bielizna musi chronić ciało przed wychłodzeniem. BieliBielizna spełnia funkcje nie pracuje, np. polowanie pędzone, wspinaczka zna spełniawychłodzeniem. funkcje grzewczą i nie odprowadza potu zna spełnia funkcje grzewczą i nie odprowadza potu grzewczą i nie odprowadza potu od ciała. lub inna aktywność sportowa. odod ciała. ciała.
Z Ĺ‚ukiem
m na Grenlandię Co popycha nas do wyjazdów na zagraniczne polowania? Trofea? Przyroda? A może sama podróż? David Carsten Pedersen opowiada o swoich przeżyciach podczas polowania w Grenlandii. TEKST: DAVID C ARSTEN PEDERSEN ZDJĘCIA: THOMAS LINDY NISSEN
TŁUMACZ YŁ A: EWA MOSTOWSK A
S
iedzę ze wzrokiem utkwionym w horyzont lodu i niebieskie niebo. W nozdrzach mam zapach piżmowołu i krwi. Potężny, leżący w śniegu nie zdążył jeszcze wystygnąć. To miłe uczucie, siedzieć tu samemu po ciężkim, ale udanym polowaniu. Wiem, że na obiad będzie dziś pyszne mięso. Tego uczucia doświadczyłem już wielokrotnie, w różnych częściach świata – od afrykańskiego buszu po norweskie lasy. Jednak tym razem jest inaczej… Bo tutaj, na szczycie świata, wszystko jest bardziej wyraziste.. Czerń kamieni i biel śniegu, siarczystość mrozu i ciepło kolacji, piękno życia i milczący spokój śmierci. Tu wysoko myśli mogą wędrować swobodnie. A już niedługo będę daleko stąd, w Kopenhadze – tam, gdzie rok temu wszystko się zaczęło. „NA PRZYGODĘ”
Te słowa widniały na kopercie, którą dostałem od żony na 30. urodziny pewnego szarego marcowego dnia. — Chciałam ci kupić jakiś wyjazd łowiecki, ale nie mogłam znaleźć nic równie szalonego, jak te, które wymyślasz sam — powiedziała z błyskiem w oku, tym samym, który dziesięć lat wcześniej zdobył moje serce. Osoba, która zna mnie najlepiej na świecie, dała mi pakiet gotówki, przeznaczony na nieznaną przygodę, którą sam miałem sobie zorganizo-
wać. Ale dokąd pojechać, jeśli ma się tyle możliwości i tylko jeden strzał? Mimo że sumka była pokaźna, to nie na tyle, bym mógł do woli przebierać w opcjach. Polowanie to droga impreza. Biorąc pod uwagę opłaty za trofea, przeloty i wyposażenie, trzeba mieć plan – i to dobry. NIESPODZIEWANY RATUNEK
Sześć miesięcy później stałem w moim ulubionym sklepie w centrum Kopenhagi, opisując sprzedawcy swój problem. Jak dotąd wszystkie moje plany spaliły na panewce, a czas uciekał. Jako doświadczony myśliwski turysta wiem, że takiej wyprawy nie załatwia się z dnia na dzień. Żeby wszystko się udało i żeby nie zmarnować pieniędzy, trzeba miesięcy przygotowań. Tymczasem ja nie miałem ani planu, ani pomysłu – a to raczej marna prognoza. Kiedy tak jęczałem, do sklepu wszedł mój ratunek – Thomas Lindy Nissen. Thomas żyje z pisania o łowach. Właśnie wrócił z jednej ze swych podróży i twierdził, że szybko teraz nie wyjedzie – do czasu, gdy zacząłem opowiadać mu o swym problemie... — Zimą zaczyna się na Grenlandii sezon łuczniczy na piżmowoły – powiedział, wiedząc, że uwielbiam polować z łukiem. — Znam Duńczyka w Kangerlussuaq, który organizuje polowania. Jest trochę dziki, ale pracowałem dla niego jako przewodnik wędkarski, więc na pewno coś ci zorganizuje— zapewnia.
Niespodziewanie mieliśmy już plan, i to o wiele bardziej szalony, niż się spodziewałem. Thomas dotrzymał obietnicy i cztery miesiące później siedzieliśmy w samolocie do Kangerlussuaq. Jego znajomy, Thomas Olsen, miał zabrać nas w dzicz na jedenaście dni, począwszy od pierwszego kwietnia. Chcieliśmy sprawdzić, czy polowanie z obozu pod namiotem w górach zachodniej Grenlandii w ogóle jest wykonalne. Żebym zmieścił się w budżecie, opłatę za trofeum wliczono w cenę. Wszystko zaplanował Olsen, my mieliśmy pomóc w kwestiach praktycznych. Miał nam też towarzyszyć miejscowy Duńczyk, Eryk, który chciał się przekonać, jaka jest różnica między polowaniem a wędkowaniem. Całe nasze wyposażenie znajdowało się w luku bagażowym samolotu, łącznie z dwoma łukami, na których intensywnie ćwiczyłem przez ostatnie miesiące. Szlifowałem technikę na wypadek, gdyby coś poszło nie tak, żeby mieć pewność, że to nie moja wina. Słyszałem też mrożące krew w żyłach historie o połamanych łukach czy pękającej na mrozie cięciwie, dlatego zabrałem dwa egzemplarze: zupełnie nowy Mathews Chill’R z celownikiem G5 i kołczanem Trophy Ridge i starszy Bowtech Incanety CPX z celownikiem Extreme Archery. Oba łuki miały siłę naciągu do 70 funtów i niezawodne strzały Maxima Hunter 36 g.
Trzeba mieć wysokie wymagania co do sprzętu, szczególnie, jeśli ma służyć w temperaturze -20°C. Kupiłem też najlepsze, ciepłe ubrania myśliwskie, jakie mogłem znaleźć, i dwie pary ciepłych butów – jedną na polowanie, a drugą na długie przejazdy quadem. Wszystko to zmieściło się w dwóch solidnych plecakach i sporej wielkości futerale. Dziewczyna przy odprawie bagażowej Air Greenland spojrzała na mnie sceptycznie i potrząsnęła głową, ale nie robiła problemów. Po sześciu godzinach wylądowaliśmy na Kangerlussuaq, największym lotnisku na Grenlandii i pierwszym przystanku naszej małej ekspedycji. NA MIEJSCU
Na schowanej za okularami twarzy czuję szczypanie mrozu, a mój oddech zamienia rzęsy i brodę w sopelki lodu. Przy 60 km na godzinę odczuwalna temperatura to –40°C. Nigdy jeszcze nie doświadczyłem takiego zimna. Gdyby nie to, że ubrałem się „na cebulkę”, byłbym już przemarznięty. Powierzchnię mojej kurtki pokrywa szron, ale mimo to jest mi ciepło. Siedzę w dużym quadzie, który wiezie mnie oblodzonym fiordem ku przygodzie. Na fiordach trzeba mieć respekt dla lodu. Pod piękną powierzchnią kryje się lodowa głębia. Jeśli się razem z ciężkim quadem wpadnie w rozpa-
dlinę, nie pozostaje nic innego, jak modlić się o życie. Dlatego nie należy jechać zbyt blisko siebie, trzeba cały czas mieć oko na kolegów – jeśli zdarzy wypadek, liczy się każda sekunda. Po dwóch godzinach jazdy pod naszymi kołami pojawia się stabilny grunt. Wkrótce docieramy do celu, niewielkiej równiny na położonej 45 km od Kangerlussauq górze. Tutaj rozbijemy obóz i będziemy mieszkać przez najbliższe dni, w samym środku łowiska. — Będziecie tu jeść z torebki, spać
Teraz wystarczyło uzbroić się w cierpliwość. Oparłem się jednym kolanem o zmarzniętą ziemię, podczas gdy on dalej patrzył. Czułem lekkie podniecenie, czekając tak z napiętym, wycelowanym w jego stronę łukiem w torebce i srać w torebkę – zaśmiał się Olsen, podając nam kilka porcji liofilizowanego chili con carne. Generalnie nikt nie miał wątpliwości, kto jest przywódcą w naszym obozie. Surowe, pełne przygód życie pozostawiło ślady na Olsenie, to on był za nas odpowiedzialny – więc jego słowo było tu prawem. — Trzeba tylko pamiętać, która torebka jest do czego – zarechotał Thomas. Byliśmy w świetnych humorach. Poszedłem na zwiady za zwierzyną. Spodobało mi się to, co zobaczyłem.
PRZEPIS NA GULASZ Z PIŻMOWOŁU
Mięso z piżmowołu zalicza się do jednych z najlepszych, jakie w życiu jadłem. Ma barwę zbliżoną do fioletu i wyrazistą, marmurkową strukturę. Przedstawiam Wam prosty przepis na gulasz z piżmowołu, jaki Olsen przyrządza w swoich górskich obozach. Mięso pokroić w grubą kostkę, następnie podsmażyć na patelni z bekonem, cebulą i przyprawami. Dodać ziemniaki, obrane pomidory i zalać wodą. Dusić przez trzy godziny, dopóki mięso nie stanie się zupełnie kruche. Dodać śmietany i zajadać się do nieprzytomności.
Szybko okazało się, że okolica pełna była tropów, a nie tak daleko stąd wypatrzyłem renifery. Poszedłem w tamtą stronę w poszukiwaniu śladów większej zwierzyny. Ale zanim tam dotarłem, moją uwagę przykuło coś innego. PO NITCE DO KŁĘBKA
Spostrzegłem ją, zanim ona spostrzegła mnie. Niecałe 30 m ode mnie wygrzewała się w słońcu mała, biała górska pardwa o czarnych oczkach. Nagle myśli o dużym zwierzu prysły – teraz liczyło się tylko to, żebym tra-
fił. Zmierzyłem odległość, napiąłem łuk i wycelowałem – co nie jest łatwe w przypadku małego białego ptaszka na białym śniegu. Spuściłem cięciwę, strzała pomknęła do celu i trafiła. Thomas, Olsen i Carl przyszli pogratulować mi niewielkiego trofeum, ale nie to było dla mnie najważniejsze. Jakieś 60 m od miejsca zestrzału leżał duży piżmowół. Swoją radością z trafienia ptaka zbudziłem go ze snu i teraz spoglądał w moją stronę. — Na ziemię, na ziemię – krzyknąłem do współtowarzyszy. Zareagowali błyskawicznie, ale byk zdążył już
odejść. Jego stateczne tempo wskazywało, że nie był wystraszony, a jedynie znużony leżeniem. Zbliżenie się do niego wymagałoby czołgania się niepostrzeżenie w górę wzniesienia przez 400 m. Szybko uznaliśmy, że to nie będzie takie trudne, skoro byk i tak już wiedział o naszej obecności. Trzeba było podjąć decyzję. Zebrałem się w sobie i ruszyliśmy powoli w kierunku miejsca, gdzie ostatnio widziałem byka. Po chwili znów go zobaczyłem. Przyglądał mi się jasnymi oczyma.
Wiedział, gdzie jestem, ale nie wiedział, czym jestem. Zwierzę, którego przodkowie wędrowali razem z mamutami nie cofa się przed zakamuflowanym kamieniem trzymającym dziwny badyl. Chyba nie bardzo wiedział, czy jestem dla niego zagrożeniem, czy tylko irytującym przerywnikiem w codziennych rytuałach, i jak powinien zareagować na moje wtargnięcie. Teraz wystarczyło uzbroić się w cierpliwość. Oparłem się jednym kolanem o zmarzniętą ziemię, podczas gdy on dalej patrzył. Czułem lekkie podniecenie, czekając tak z napiętym,
wycelowanym w jego stronę łukiem. Ale choć bardzo chciałem, to nie mogłem teraz strzelić. Zwierzę stało zwrócone wielkim, opancerzonym łbem w moją stronę, zasłaniając przede mną wrażliwe części ciała. DWA W JEDNYM
Gdybym miał karabin, wystarczyłby mierny strzał, jednak z łukiem nie było szansy na powodzenie. Usiadłem więc na ziemi i czekałem na następny ruch ogromnego zwierzęcia. Nagle pomiędzy mnie a niego wszedł mniejszy byk, wyraźnie sceptycznie nastawiony do mojej obecności. Mimo że w planie mieliśmy strzelenie starego piżmowołu, młodszy nie stanowiłby problemu. Jednak jego zdenerwowanie udzieliło się i starszemu, który zaczął teraz okazywać oznaki niezadowolenia, że „coś” wtargnęło na jego terytorium. Poranione czoło i pokryty bliznami nos byka mówiły, że nie obejdzie się bez walki. Być może został wcześniej pokonany w walce o względy samic i przez to skazany na samotne życie, pozbawione towarzystwa innych zwierząt w stadzie. Nietrudno się domyślić, że piżmowół jest stary i zły. Otwarcie okazuje teraz niechęć do mnie, ryjąc w ziemi sfatygowanymi rogami, jakby pokazując, że jego cierpliwość się kończy. Sytuację przeważa nieoczekiwany ruch. To Thomas, który na wszelki wypadek wziął karabin, wyszedł z ukrycia
i stanął w pogotowiu. Jeśli piżmowół zdecyduje się na atak, nie będzie zbyt wiele czasu na reakcję. Nagły ruch był kroplą, która przelała czarę. Byk odwrócił się od nas z parsknięciem. Dostrzegłem swoją szansę, uniosłem łuk, szybko znalazłem właściwy punkt, tuż za łopatką, i ostrożnie wysłałem strzałę. — Trafiony! – Thomas wydał ostateczny osąd. Przyglądamy się staremu bykowi, który stoi z wyprostowanymi nogami. Strzała trafiła w cel, z rany sączy się ciemna krew – strzała wygląda w czarnym futrze jak czerwona gwiazda. Koniec jest tylko kwestią czasu, chociaż piżmowoły są silne i mogą ujść daleko nawet trafione kulą. Kiedy czekamy, aż byk się położy, dzieje się coś nieoczekiwanego. Młody dostrzega szansę na rewanż po wielu latach i z pochylonym łbem atakuje swego przeciwnika. Z prędkością, o jaką nikt nie podejrzewałby tak statecznego zwierzęcia, wbija rogi prosto w chwiejącego się wroga. Potem odchodzi zadowolony. Podchodzę razem z Thomasem, żeby dostrzelić zwierzę – jestem zdania, że trzeba trafić przynajmniej dwa razy aby mieć pewność, że zwierzę się nie męczy. Ostatnia strzała wchodzi pod kątem. Tym razem byk uchodzi trzy kroki, zanim na dobre pada. Kiedy obserwujemy ostatnie ruchy olbrzymiego wojownika, Thomas pyta:
POLOWANIE NA PIŻMOWOŁA NA GRENLANDII W grenlandzkich górach znajduje się zaskakująco dużo zwierzyny. Na pardwy, zające, lisy polarne, renifery i piżmowoły można polować z łukiem. Ta piątka znana jest także The Artic Five [arktyczna piątka – przyp.red.]. Ale nawet, jeśli zwierzyny jest dużo, polowanie z łukiem zimą może być dużym wyzwaniem. Koniecznie należy poćwiczyć wcześniej strzelanie do bardzo małych celów, jak również strzelanie z 40 m (szczególnie renifery ciężko podejść na mniejszą odległość). Żeby uzyskać pozwolenie na polowanie, trzeba przejść test strzelecki na Grenlandii lub jego odpowiednik w innym kraju. Łuk musi być kompozytowy, mieć stały celownik i siłę naciągu min. 60 funtów, 28 kg. Strzały muszą ważyć min. 525 grains (34 g). Mechaniczne groty nie są dozwolone.
— Czy jakiś Szwajcar nie potrzebował przypadkiem całego piżmowołu? Tak było, Olsen miał zamówienie od producenta wełny, który chciał pokazać klientom, skąd się ona bierze. A kto stoi kawałek dalej i triumfuje zwycięstwo, które mogło być jego? Nie kto inny, a nasz młodszy byk, czekający tylko na okazję, żeby staranować starego.
Marzenia łowieckie nie dotyczą jedynie trofeów. Chodzi o to by testować swoje granice i podejmować decyzje które tworzą przygody. To te marzenia nami kierują, marzenia o byciu w stu procentach tu i teraz Jest 40 m ode mnie, więc wymieniam łuk na karabin i celuję. Patrzymy na siebie przez krótką chwilę. Zaraz ucieknie i nie jest pewne, czy dostanę drugą taką szansę. Po bezgłośnym łuku ciszę przerywa potężny huk z 30-06-ki. Byk odpowiada ucieczką, którą przerywa mu gwałtownie drugie trafienie – skoro mogłem poświęcić dwie strzały na starego, to będzie sprawiedliwie, jak młody dostanie to samo. EPILOG
I oto siedzę, oparty o starszego byka, i rozmyślam nad tym, co się stało. Pierwszy dzień polowania i już speł-
niłem marzenie o piżmowole, i to nie jednym, a dwóch. To był ekscytujący dzień. Wszystko mogło pójść nie tak, a jednak się udało. Pozostaje tylko cieszyć się z sukcesu. Jednak mimo że osiągnąłem cel, to moja przygoda jeszcze się nie skończyła. Bo marzenia łowieckie nie dotyczą jedynie trofeów, chodzi o coś więcej niż samo pozyskanie konkretnego zwierzęcia. To te marzenia nami kierują, marzenia o byciu w stu procentach tu i teraz, o testowaniu swoich granic, o tym, by nie bać się decyzji, które tworzą przygody, a w konsekwencji – samo życie. Właśnie to chciała mi podarować moja żona. Z filozoficznych rozważań wyrywa mnie warkot quada. To Olsen wraca z obozu, do którego poszedł po transport. Czeka nas teraz ciężka robota – oprawienie 300-400 kilogramowego zwierzęcia, żebyśmy mogli wrócić do obozu i czekającego tam gulaszu. Jako że wszyscy trzej jesteśmy doświadczonymi myśliwymi i mamy ostre noże, idzie nam to sprawnie i wkrótce mięso leży zapakowane na quadzie. Została tylko jedna rzecz – łeb. Chcę zanieść go sam, jak przystało na myśliwego. Trofeum trafia więc do plecaka obok pardwy. Wracamy do obozu. Nie mogę się doczekać tego, co będzie jutro. Bo to jeszcze nie koniec przygody, jest jeszcze wiele do przeżycia.
PIŻMOWÓŁ (OVIBOS MOSCHATUS) Tak naprawdę to nie wół, tylko duży kuzyn kozy czy koziorożca. Zamieszkuje północne i wschodnie części Grenlandii. W 1964 roku gatunek introdukowano w zachodniej Grenlandii, w okolicach Kangerlussuaq, gdzie obecnie żyje ponad 25 tys. jego przedstawicieli, z czego 500 przeznaczono na trofea. Organizuje się tu polowania dla przyjezdnych myśliwych, a także pozyskuje zwierzynę w celach komercyjnych. Płynące z tego dochody stanowią znaczący wkład w lokalną gospodarkę. Sezon łowiecki trwa od 11 marca do 11 kwietnia i od 1 czerwca do 15 października.
BIURO POLOWAŃ Pawlikowski Hunting Travel POLECA Zima/Wiosna 2014/2015 Polowania z fladrami na wilki w Rosji i na Białorusi już od 1800 euro
Polowania na zające bielaki na Białorusi już od 850 euro Polowania w Górach Ałtaj (rosyjska część) – maral, koziorożec syberyjski Polowania na tokach na głuszce i cietrzewie na Białorusi już od 1550 euro
Polowania wiosenne na niedźwiedzie w Rosji (reion Ochocki oraz Magadan)
Kursy i pokazy wabienia zwierzyny. Dystrybucja wabików austriackiej firmy Faulhaber. Tel.: +48 693 712 734 E-mail: info@hunting-travel.com.pl
www.hunting-travel.com.pl
Oferty dla sympatyków łowiectwa Turnusy na skuterach śnieżnych, quadach oraz nartach w Górach Ałtaj - juz od 650 euro
Poz Czy testowanie ubrań i butów myśliwskich w warunkach skandynawskiej późnej jesieni może sprawiać przyjemność? Czy nowa kolekcja ubrań marki Fjallraven sprawdziła się w ekstremalnych warunkach? Pod koniec października grupa przedstawicieli polskich sklepów myśliwskich miała okazję przekonać się o tym na własnej skórze TEKST I ZDJĘCIA: JAKUB RYMOWICZ HBMM
znaj Kr贸la Lasu
R
zadko mamy okazję oglądać nowe produkty i jednocześnie testować ich walory użytkowe w terenie. Tym razem było inaczej. Szwedzka marka Fjallraven zaprosiła swoich najważniejszych klientów z całej Europy na premierę nowej kolekcji odzieży i ekwipunku dla myśliwych, przygotowanej na sezon Jesień/Zima 2015. Wśród 40 klientów reprezentujących 10 krajów znalazła się silna ekipa z Polski. Prezentacja połączona ze szkoleniem praktycznym odbyła się w dniach 22-23 października i była szczelnie wypełniona licznymi zajęciami. Po sprawnym przelocie z trzech polskich lotnisk dotarliśmy do Sztokholmu, skąd organizatorzy
odebrali całą grupę i autobusem przetransportowali do urokliwej miejscowości Öster Malma, oddalonej o 120 km od stolicy Szwecji. Wybór miejsca szkolenia nie był przypadkowy, ponieważ tutaj właśnie znajduje się Centralny Ośrodek Szkoleniowy Szwedzkiego Związku Łowieckiego (Jagareforbundet), urządzony ze smakiem w tradycyjnym myśliwskim stylu. Po przyjeździe na miejsce zostaliśmy powitani przez Sekretarza Generalnego Jagareforbunden – Bo Skölda, który przedstawił zasady działania Szwedzkiego Związku Łowieckiego. Następnie Johan Skullman, szef grupy testowej w Fjallraven, omówił plan zajęć na najbliższe dwa dni. Po obiedzie,
w którego menu dominowała dziczyzna i zakwaterowaniu w pokojach dostaliśmy chwilę na przebranie się w przekazane przez organizatora komplety myśliwskie oraz polary, koszule i czapki Fjallraven, a także obuwie niemieckiej marki Hanwag. Podzieleni na pięć zespołów rozpoczęliśmy rywalizację w konkurencjach terenowo — strzeleckich. W TERENIE
Pierwszym punktem polsko-duńskiego zespołu była ocena odległości do celu metodą „na oko” oraz określenie możliwości skutecznego i bezpiecznego strzału w konkretnych warunkach terenowych. Zmierzając do
kolejnego punktu spotkaliśmy prawdziwego króla skandynawskich lasów, czyli łosia. Następna konkurencja to ocena etycznych aspektów strzelania do konkretnych gatunków zwierząt. Wilgotność powietrza była wysoka, a temperatura oscylowała wokół zera, wiatr zmniejszał odczuwalna temperaturę powietrza. Dzięki tym mało przyjaznym warunkom atmosferycznym mogliśmy przetestować odzież pod względem komfortu cieplnego i odchylności, a także sprawdzić wodoodporność i funkcjonalność membrany w butach Hanwaga. Kolejne zadanie wymagało od nas umiejętności tropienia i spostrzegawczości. Musieliśmy wyciągnąć właści-
we wnioski ze znalezionych na szlaku przedmiotów, aby trafić na ukrytą w lesie strzelnicę. Uczestnicy spotkania musieli wykazać się umiejętnościami strzeleckimi i trafić jak największą liczbę balonów ze sztucera kal. 308 Win, a także rzutków na stanowisku do skita, oczywiście z bocka kal 12/74. Ostatnie tego dnia zadanie odbyło się na wrzynającym się w jezioro cyplu, z przygotowanym miejscem ogniskowym i pięknym widokiem na całą okolicę. Należało zorientować mapę przy pomocy busoli oraz zaznaczyć na niej wskazane przez instruktora miejsca w terenie. Na zakończenie naszych zmagań mogliśmy ogrzać się w cieple ogniska przy dobrym szwedzkim piwie. KOLEKCJA JESIEŃ/ZIMA 2015
Po kolacji, która odbyła się w pięknym XVIII-wiecznym dworku myśliwskim, nadanym Jagareforbundet przez samego króla Szwecji, zostaliśmy zaproszeni na pierwszą prezentację kolekcji myśliwskiej Fjallraven na sezon 2015. Projektanci opowiedzieli o pomyśle podziału całej kolekcji na trzy rodziny produktowe. Nazwy każdej z rodzin oznaczają inną krainę geograficzną oraz inny styl polowania. Rodzina Lappland symbolizuje północ Szwecji i oznacza aktywne polowanie na otwartych terenach. Varmland to środek kraju, klasyczne polowanie w lesie, bardzo zbliżone do naszego polskiego modelu. Ostatnia rodzina to
Sormland, związana jest z południem kraju i określa polowania w okolicach zbiorników wodnych oraz czasu przed i po polowaniu. Komplety odzieży w każdej z rodzin zostały uzupełnione przez liczne akcesoria, torby na broń, skórzane ładownice oraz drobny ekwipunek. Kolekcja została świetnie dopracowana i mocno powiększona, nie tylko jeżeli chodzi o odzież, ale także o wspomniane torby i ładownice, które pojawią się w ofercie po raz pierwszy.
Dwa dni w gościnnym ośrodku minęły w miłej atmosferze, a każdy z uczestników miał okazję nie tylko testować ubrania nowej kolekcji w trudnych warunkach pogodowych, ale również poznać specyfikę łowiectwa w Szwecji Kolejny dzień rozpoczął się bardzo wcześnie. Po szybkim śniadaniu cała grupa ruszyła w teren. Czekało nas rozpalenie ogniska przy użyciu noża, krzesiwa i dwóch dużych drewnianych kołków, a także ocena odległości do celu przy użyciu elektronicznego dalmierza. Poruszanie się po wyznaczonej trasie ułatwiały nam znaczniki zawieszone na drzewach w nieregularnych odstępach. Jeden z punktów był dla nas kompletną nowością. Oto dotarliśmy na miejsce wydarzeń, które
REKLAMA
AMUNICJA SYGNAŁOWA NOWOŚĆ W OFERCIE FAM – PIONKI Fabryka Amunicji Myśliwskiej FAM – PIONKI Sp. z o.o. intensywnie pracuje nad nowymi rozwiązaniami stale poszerzając swoją ofertę produktową o naboje nowej generacji i nowego zastosowania. Wynikiem tych prac jest nowość na polskim rynku – amunicja sygnałowa do broni gładkolufowej kaliber 12. Oferta skierowana jest głównie do myśliwych i służb leśnych, ale może być używana do celów rekreacyjnych. Amunicja sygnałowa znajdzie zastosowanie podczas polowań zbiorowych, naganek czy innych zajęć związanych z łowiectwem. Naboje do broni gładkolufowej mogą służyć również strażnikom leśnym, strażnikom gospodarstw rybackich, znajdą zastosowanie w akcjach poszukiwawczych czy związanych z klęskami żywiołowymi. Warto podkreślić, że amunicja sygnałowa daje możliwość przyporządkowania dowolnych komunikatów, co może sprawdzić się podczas zawodów, gier terenowych i imprez plenerowych Amunicja sygnałowa FAM – PIONKI eliminuje konieczność posiadania dodatkowych pistoletów sygnałowych. Nabój sygnałowy zawiera gwiazdkę pirotechniczną zaprasowaną w tulejkę papierową. Fam – Pionki tak skonstruował nabój aby gwiazdka zapaliła się na ok. ¾ wzlotu i paliła się przez ok. 3 sekundy kiedy nabój znajduje się na najwyższej wysokości wzlotu. Dzięki temu osiągamy poza efektem sygnałowym, również maksymalne oświetlenie terenu. Amunicja posiada certyfikat Instytutu Przemysłu Organicznego gwarantujący wysokie standardy dbałości o środowisko i bezpieczeństwo. FAM – PIONKI produkuje naboje sygnałowe z gwiazdkami zapalającymi się w trzech kolorach: żółtym, zielonym oraz czerwonym. Amunicji szukaj w dobrych sklepach myśliwskich na terenie całego kraju.
musieliśmy zrekonstruować na podstawie śladów w terenie, niestety drobnych i trudnych do wypatrzenia przedmiotów. Tego typu umiejętności są potrzebne osobom, które badają wypadki podczas polowań oraz nieetyczne i niebezpieczne zachowania myśliwych. Tego dnia mieliśmy także okazję postrzelać. Tym razem z podstawy ambony usadowionej na górce, do tarczy koziołka, wykorzystując lekką amunicję 22LR. Amunicja tego typu używana jest najczęściej do strzelania sportowego lub na małą zwierzynę. Nasz szlak bojowy tego dnia zakończyliśmy przy ognisku, gdzie przegryzając szarlotkę i pijąc ciepłą kawę wspominaliśmy atrakcję minionego dnia. Jako pamiątkowy prezent każdy otrzymał torbę na broń marki Fjallraven. Zmęczeni, ale zadowoleni wracaliśmy autobusem na lotnisko Arlanda pod Sztokholmem. Dwa dni w gościnnym ośrodku minęły w miłej atmosferze, a każdy z uczestników miał okazję nie tylko testować ubrania nowej kolekcji w trudnych warunkach pogodowych, ale również poznać specyfikę łowiectwa w Szwecji. Opinie zaproszonych gości jednoznacznie wskazują, że kolekcja, która będzie dostępna w polskich sklepach od września 2015 roku, stanie się kolejnym bestsellerem marki Fjallraven.
Polędwiczki
w sosie pieczeniow
wym
TEKST: MINJAKT
TŁUMACZ YŁ A: EWA MOSTOWSK A
Polędwiczki w sosie pieczeniowym z zapiekanymi warz ywami SKŁADNIKI: • • • • •
600-800 g polędwiczek wieprzowych lub z dzika 3-4 łyżki oleju rzepakowego łyżeczka masła klarowanego sól pieprz biały
ZAPIEKANE WARZYWA • • • • • • • •
4 marchewki 4 korzenie pasternaku lub pietruszki 4 średniej wielkości lub 8 małych buraków 3-4 szalotki 2 łyżki oleju rzepakowego sól pieprz biały 2 łyżki octu balsamicznego
SOS • • • • • • • • •
tłuszcz po smażeniu mięsa 1 łyżka mąki pszennej woda 50 g śmietany 2 łyżeczki tymianku 1 czubata łyżeczka galaretki lub konfitury z czarnej porzeczki 1 ząbek czosnku 2-4 łyżki bazy do sosu wołowej lub cielęcej 1-3 łyżki sosu sojowego
Patelnia musi być naprawdę gorąca
PRZYGOTOWANIE
Buraki gotujemy przez 20 min, następnie studzimy w zimnej wodzie. Obieramy i kroimy marchewkę, pasternak/pietruszkę i cebulę. Wkładamy warzywa do głębokiego naczynia, dodajemy trochę oleju, szczyptę pieprzu, soli i dokładnie mieszamy. Wrzucamy warzywa do naczynia żaroodpornego. Obieramy i kroimy buraki. Wkładamy je do tego samego naczynia z przyprawami i mieszamy w pozostałym na dnie oleju, a następnie dodajemy buraki do reszty warzyw. Gdybyśmy doprawili buraki razem z innymi warzywami, wtedy by je zabarwiły – unikniemy tego oliwiąc je oddzielnie. Warzywa skrapiamy odrobiną octu balsamicznego i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 200°C, na 30-45 min – zależnie od efektu, jaki chcemy osiągnąć. Nie należy się bać, że się zarumienią – nadaje to potrawie charakteru. Obieramy i wstawiamy ziemniaki. Polędwiczki oczyszczamy z błon, przyprawiamy solą i pieprzem, a następnie podsmażamy na oleju i maśle klarowanym. Gdy mięso zrumieni się lekko z każdej strony, zdejmujemy je z patelni. Na razie ma jedynie nabrać koloru, nie musi być jeszcze w pełni dosmażone. Teraz czas na sos. Na talerzu ma on być połączeniem pomiędzy mięsem
a warzywami. Dobry sos powinien mieć wiele odcieni smakowych, pasujących zarówno do dodatków słodkich, kwaśnych, słonych, jak i o smaku umami [piąty smak, może być opisany jako rosołowy albo mięsny – przyp. red]. Na patelnię sypiemy czubatą łyżkę mąki i mieszamy z tłuszczem za pomocą trzepaczki. Dajemy mące podsmażyć się przez ok. pół minuty, a następnie dolewamy gorącej wody, energicznie mieszając. Ciecz od razu zacznie się gotować, a zadaniem mąki jest ją połączyć. Powstały sos będzie lekki, bardziej jak sok z mięsa – trzeba go chwilę podgotować, żeby się zagęścił. Teraz dodajemy śmietanę, galaretkę lub konfiturę z porzeczki, tymianek i czosnek, a następnie porządnie mieszamy. Zostaje nam sos sojowy i baza – należy je dodawać wedle gustu. Można zacząć od 2 łyżek bazy i 1 łyżki sosu sojowego. Mieszamy, próbujemy, i tak do momentu, aż sos zyska wyrazisty smak. Nie należy obawiać się mocnego smaku, nadaje on potrawie dodatkowego charakteru. Jeśli przesadzimy, możemy zawsze rozcieńczyć sos odrobiną śmietany. Teraz wkładamy do niego polędwiczki i zmniejszamy ogień. Mięso należy od czasu do czasu obrócić i sprawdzić widelcem lub jeśli potrafimy - palcem, czy już jest gotowe.
Jeśli sos w trakcie gotowania zrobi się zbyt gęsty, można dodać trochę wody. Gdy mięso jest dobre, owijamy je w aluminiową folię, odstawiamy na 5-10 minut, aby odpoczęło, a następnie kroimy na porcje. Sos cedzimy przez sitko, żeby uzyskać gładką konsystencję. Gotowe! SZTUCZKA Z PALCAMI Stopień wysmażenia mięsa możemy sprawdzić zamiast widelcem po prostu palcami. Tego sposobu używa wielu zawodowych kucharzy. Sztuczka polega na tym, żeby wiedzieć, co oznaczają poszczególne stopnie “oporu” mięsa. Jak? Kciukiem lewej ręki dotknij palca wskazującego, nie napinając mięśni. Środkowym lub wskazującym palcem prawej ręki dotknij poduszki mięśniowej lewego kciuka. Podobny stopień napięcia będzie miał krwisty kawałek mięsa („rare”). Napięcie poduszki mięśniowej odpowiada średnio wysmażonemu kawałkowi mięsa (“medium”), gdy kciuk dotyka środkowego palca, wysmażonemu (“done”) – gdy dotyka palca serdecznego, a dobrze wysmażonemu (“well done”) – gdy dotyka on małego palca. Spróbuj, to nie takie trudne!
Deser
Biała pannacotta z sosem czekoladowym Pannacotta musi odstać swoje w lodówce, dlatego to właśnie od niej trzeba zacząć przygotowanie obiadu. SKŁADNIKI • • • • •
ok. 400 g śmietany kremówki 1 laska wanilii 2 łyżki ziaren kawy 1 łyżka cukru 3 łyżeczki żelatyny
PRZYGOTOWANIE
Śmietanę gotujemy na wolnym ogniu przez ok. 15 minut, z przekrojoną na pół wanilią, całymi ziarnami kawy i cukrem. Żelatynę namaczamy w zimnej wodzie, potem dodajemy ją do garnka i dokładnie mieszamy. Następnie masę śmietanową należy przecedzić i ostudzić. Ostudzoną masę przelewamy do filiżanek lub foremek i odstawiamy do lodówki na 1,5-2 godziny. Żeby wyjąć deser z foremki, należy włożyć ją na chwilę do ciepłej wody, potem położyć do góry nogami na talerzu i potrząsnąć.
Sos czekoladowy SKŁADNIKI • • • • • •
pół szklanki wody pół szklanki cukru pół szklanki kakao w proszku 55 g śmietany 2,6 g czekolady 0,5 g masła
PRZYGOTOWANIE
Wodę z cukrem gotujemy przez ok. minutę. Dodajemy kakao, mieszamy energicznie przez ok. 10 sekund. Zdejmujemy rondel z ognia, dodajemy śmietanę, czekoladę i masło. Mieszamy trzepaczką, aż do rozpuszczenia. Sos przelewamy przez sito dla wychwycenia ewentualnych grudek, po czym odstawiamy do wystygnięcia.
Chłop
piec na dachu VICTOR RUUMENSAARI
Na dachu starej obory siedzi chłopiec i obserwuje dolinę. Ma stąd kilkukilometrowy widok na rzekę i żyjące nad nią zwierzęta. Ten dach to jego stanowisko łowieckie, ale również miejsce, w którym marzy… TEKST I ZDJĘCIA: JOAKIM NORDLUND
TŁUMACZ YŁ A: EWA MOSTOWSK A
W
życiu każdego z nas są takie miejsca czy chwile, które w naszej pamięci żyją wyraźniej niż inne. Czasem nachodzą nas, kiedy stoimy w porannym korku albo kiedy jesteśmy blisko zaśnięcia po dniu wypełnionym stresem i pracą. Wiecie, to wspomnienia z rodzaju tych, które przywołują na usta nieco zabawny, nieobecny uśmiech. Victor Ruumensaari ze szwedzkiej wsi Prästholm pod Luleå ma dopiero 15 lat, a już znalazł
idealne stanowisko do zasiadki. Z dachu starej obory w rodzinnym gospodarstwie ma wspaniały widok na dolinę rzeki Råneälven i toczące się tam życie zwierząt: po rozległych wodach płynie kilka łabędzi, czasem można zobaczyć łosie, lisy i ptactwo wodne. OD MARZEŃ DO PASJI
Ale ten dach to nie tylko pozycja do obserwacji, to miejsce, w którym Victor może w spokoju oddać się
marzeniom. Jego największym zainteresowaniem jest myślistwo. Do egzaminu łowieckiego uczył się na kursie w szkole [W Szwecji istnieje możliwość zorganizowania takiego kursu w ramach fakultetu – przyp. tłum.], zdał go dokładnie w dniu swoich 15. urodzin. A jak narodziła się jego pasja? — Miałem jakieś 5-6 lat, kiedy pierwszy raz pojechałem z tatą na łosia. Pamiętam to jak dziś. Spędziliśmy noc w domku myśliwskim dziadka. Wsta-
liśmy wcześnie rano, byłem bardzo zmęczony, ale też podekscytowany – mówi Victor. — Kiedy zbliżaliśmy się do stanowiska, ujrzeliśmy klępę. Wtedy tata uniósł broń i strzelił. I chyba od tego się zaczęło. Od tamtej pory jeżdżę z nim na polowania – dodaje chłopiec. Przez ostatnie trzy lata Victor jeździł też na młodzieżowe obozy łowieckie, organizowane przez jednostkę wojskową w Arvidsjaur. Był już na sześciu
Jesień 2013 roku to dla Victora ważna data — właśnie wtedy strzelił swoją pierwszą gęś. W tym roku planuje kolejne ekscytujące polowania
Czapka uszatka NORDIC HEATER Kurtka BARENTS | 1749 zł
| 269
Typowo zimowa kurtka wykonana z materiału G-1000 z membraną Hydratic. Duży kaptur, z odpinanym obramowaniem ze sztucznego futra stanowi doskonałą ochronę przed wiatrem, mrozem i śniegiem. Ocieplenie: 150g Supreme Microloft. Bardzo ciepła.
Kupując kurtkę – czapka NORDIC HEATER Gratis!
Kurtka BOAR
Plecak STUBEN
| 789 zł
| 1849 zł
Jesienno-zimowa kurtka wykonana z materiału G-1000 Silent oraz membrany Hydratic, ocieplon kamizelką polarową. Kurtka jest cicha przy poruszaniu się, a dzięki membranie wodoodpor i oddychająca. Dzięki temu kurtka Boar zapewni duży komfort polowania i podchodu.
Sklep internetowy www.nalowy.pl Pon.-pt: 9
zł
Koszula GRANIT
| 499 zł
Na Łowy
www.nalowy.pl
| 1479 zł Spodnie damskie HOGVILT | 799 zł Kurtka damska HOGVILT
Kupując kurtkę lub spodnie HOGVILT – czapka VISO gratis! Czapka VISO
na
rna ia
| 139 zł Polar FOREST
| 719 zł
9.00 - 17.00, sob.: 10.00-14.00, tel: 22 24 55 444, 22 42 82 888, e-mail: nalowy@nalowy.pl
lub siedmiu takich obozach i poleca je młodszym. — Można na nich spróbować wielu nowych rzeczy i sporo się nauczyć. A poza tym poznaje się kumpli o tych samych zainteresowaniach, no i jest to świetna zabawa — tłumaczy. Jesienią z kolei Victor wziął udział w trzydniowym obozie w Auktsjaur organizowanym przez Związek Łowiecki (Jägarförbundet). — Uczyliśmy się m.in. jak wabić lisy, ale też co sami możemy robić dla zwierząt, i to w zasadzie za darmo. Nauczyliśmy się na przykład jak układać gałęzie, żeby stworzyły schronienie dla młodych zajęcy, i żeby miały co jeść — wylicza. — To takie małe rzeczy. Sam mogę to zrobić tu, przy wejściu do lasu — pokazuje. MARZENIA PRZEKUTE W RZECZYWISTOŚĆ
Dzień wcześniej Victor strzelił gęś. — Poszedłem za oborę, żeby pomóc tacie poprzenosić jakieś rzeczy, i nagle zobaczyłem dwie gęsi siedzące paręset metrów dalej na cienkim jesiennym lodzie — opowiada z ogromnym zaangażowaniem. — Wróciłem do domu po broń, a potem wystarczyło ich tylko nie wystraszyć – uśmiecha się. — Wejście na dach nie wchodziło w grę, więc podszedłem do zatoczki od strony sąsiada. Gęsi patrzyły gdzie indziej, ale gdy dotarłem pod wysokie przybrzeżne trawy,
podniosły głowę. Spodziewałem się, że odlecą – dodaje. — Zamarłem w bezruchu na jakąś minutę, po czym pokonałem ostatni kawałek drogi. Skrywany przez wysokie trawy podszedłem w końcu do miejsca, skąd mogłem wypuścić strzał. Gdy gęsi się poderwały do lotu… strzeliłem i trafiłem dokładnie tam, gdzie chciałem – mówi z nieskrywaną satysfakcją. — Trochę się denerwowałem, ale udało się. To było wspaniałe przeżycie — wspomina. Dzień później w podobny sposób strzelił nurogęś. Pokazuje nam z dumą swoje zdobycze. — Mam nadzieję, że będzie ich więcej — mówi. W tym roku Victor strzelił już łosia, sarnę, kilka ptaków wodnych i teraz wspomnianą gęś, którą podszedł w zatoczce pod posesją sąsiada. — Nie mogę narzekać. W zasadzie strzeliłem już więcej zwierząt niż tata, w przyszłym roku raczej nie uda mi się tego przebić. A w każdym razie będzie ciężko – mówi. Zwinnie wskakuje na dach obory po zgromadzonych pod ścianą rupieciach. Nie ma mowy o żadnej drabinie. — Mam drabinę, nazywa się Victor — uśmiecha się łobuzersko. MARZENIA NA WYSOKOŚCI
Jego ulubionym miejscem na dachu jest kalenica. Często wspina się tam bez broni. Tutaj jego myśli mogą wędrować swobodnie. Aż mu zazdrosz-
Victor Ruumensaari był na kiedy strzelił swoją pierws
czę, kiedy tak sobie siedzi tam na górze, tylko on, piękny krajobraz i czyste jesienne powietrze. Czuję, że każdy młody człowiek powinien mieć taką możliwość. Ale to nie jedyne miejsce obserwacyjne Victora. Przygotował sobie miejscówkę pomiędzy boksami dla krów w opuszczonej obecnie oborze, przy jednym z wychodzących na rzekę
okien. Jest stąd widok na brzeg, a także na znajdujące się jakieś 30 m od budynku nęcisko. Chłopiec próbuje zwabić tam lisa, jednak na razie bezskutecznie. Zdaje sobie sprawę, że lisa niełatwo oszukać. — Ale to dobre miejsce, więc pewnie w końcu przyjdzie — przekonuje. Dach obory, a dokładnie miejsce na kalenicy przy ścianie, to prawdzi-
Nęcisko za oborą to nie widok dla wrażliwców
naprawdę dumny, wszą w życiu gęś
wy azyl Victora – tam snuje marzenia o przyszłości. — Chciałbym kiedyś pojechać do Afryki i zapolować tam na grubego zwierza. Zebry, antylopy, wszystko, co tam mają. To musi być niesamowite. Widziałem w telewizji, i w gazetach łowieckich, i tam właśnie chcę najbardziej. Zobaczymy, czy się to kiedyś spełni — mówi. Ale nie wszystkie marzenia Victora
są tak odległe — Nigdy nie polowałem w górach na pardwy, to musi być fajne — wzdycha. Przez chwilę przygląda się krajobrazowi, po czym zamyka oczy, ciesząc się słońcem. Przy drugim brzegu rzeki kręci się stadko łabędzi, chłonących ostatki pięknej jesiennej pogody przed wyruszeniem w długą podróż na południe.