Gazeta Łowiecka 1/2015

Page 1

1/2015

162

STRONY

SZWECJA ŁOWCA LISÓW TARGI KNIEJE Z PASJĄ I SUKCESEM! STRASSER RS SOLO PERFEKCYJNY AUSTRIAK EXPOHUNTING 2015 ZAPRASZAMY DO SOSNOWCA!


Drodzy Czytelnicy! Jeszcze w pamięci mamy pierwszą edycję Targów KNIEJE, a milowymi krokami zbliżają się takie wydarzenia jak EXPOHunting w Sosnowcu czy Hubertus Expo w Warszawie… Wróćmy jednak do poznańskich Targów KNIEJE. Tak udanego debiutu można tylko pozazdrościć. Chociaż to może złe słowo, bo atmosfera, która towarzyszyła licznie przybyłym wystawcom, przedstawicielom prasy branżowej i gościom targowym kojarzyła się wyłącznie z dobrymi emocjami. Mieliśmy niepowtarzalną okazję, by spotkać się z naszymi Czytelnikami i „na gorąco” omówić ich wrażenia i opinie na temat wydanych dotychczas numerów Gazety Łowieckiej. A było co omawiać…

Targi okazały się też świetnym miejscem, by wymienić spostrzeżenia z Koleżankami i Kolegami po fachu z portalu łowiecki.pl, SEZONU czy Poradnika Łowieckiego. Choć nasze media różnią się sposobem dotarcia do sympatyków łowiectwa, łączy nas pasja, która może też z sukcesem łączyć całe środowisko. Wbrew popularnemu powiedzeniu „Sorry, taki mamy klimat” okazało się, że nie jest on w Polsce wcale taki zły i tak naprawdę jego „jakość” zależy w dużej mierze od nas samych. Obszerną relację z Targów KNIEJE znajdą Państwo w numerze. Tegoroczna zima była dość kapryśna (a przecież jeszcze się nie skończyła…), więc niejeden z nas wyczekuje wiosny. To dobry czas na zmiany, dlatego również i my postanowiliśmy coś zmienić – oczywiście, tylko na lepsze! Począwszy od tego numeru oddajemy do Państwa użytku nową aplikację, która zapewni wyższą jakość oglądanych zdjęć oraz nowe możliwości prezentacji interaktywnych. Mamy nadzieję, że dzięki temu lektura Gazety Łowieckiej, do której Państwa zapraszamy, będzie jeszcze przyjemniejsza… Darz Bór! Marta Piątkowska Redaktor Naczelna



Spis treści ŚNIEG I MRÓZ

TARGI KNIEJE

NAJPIĘKNIEJSI

Ekstremalne przeżycia

Z pasją i sukcesem!

Wybory Miss/Mrister psów myśliwskich

W KUCHNI

KUCHNIA

ARGENTYNA

z Fiskars

Menu myśliwskie

Polowanie w Algar Safaris

KUDU

WABIENIE

Afrykańska zjawa

Dylematy wabiarza


1/2015 PSY MYŚLIWSKIE

STRASSER

AS TIME GOES BY

Polowanie z dreverami

Test broni

Tajemnicze szczątki

DORTMUND

BERETTA

EXPOHUNTING 2015

Targi Jagd & Hund

Test broni

Zapraszamy do Sosnowca

PSY MYŚLIWSKIE

ŁOWCA LISÓW

Posokowiec hanoverski

103 lisy w 3 lata


STRASSER RS 05 CONSUL Dostępna wersja dla lewo- i praworęcznych.

STRASSER RS SOLO

STRASSER RS 05 CONSUL I

Doskonały sztucer, jeśli nie potrzebujesz wymiennych luf. Orzechowa osada w 1 klasie drewna lub syntetyczna w wersji Panther. Duży wybór dostępnych kalibrów od .222 Rem do 300 Win.Magnum. Od Magazynki na 3 lub 6 naboi

Orzechowa osada w 4 klasie drewna; blaty drewniane, komora zamkowa czarna. Szeroki wybór kalibrów – jak w wersji STANDARD. Od

13000 zł

7999 zł

STRASSER RS 05 CONSUL II

Orzechowa osada w 5 klasie drewna; blaty drewniane; zloty spust; rączka zamka z drewnianą kulką; komora zamkowa – czarny mat. Szeroki wybór kalibrów – jak w wersji STANDARD.

STRASSER RS 05 STANDARD Sztucer z wymienną lufą. Dostępna wersja dla lewo i prawo ręcznych. Szeroki wybór kalibrów: .222/.223Rem; 243Win; 6,5x55SE; 6,5x65RWS; .270 Win; 7x64; .308Win; 30-06; 8x57IS; 8,5x63; 9,3x62; 7mm Rem. Mag.; 300Win.Mag. Magazynki na 3 lub 6 naboi; 3 rodzaje blatów.

Od

17350 zł STRASSER RS 05 CONSUL III

Orzechowa osada w 6 klasie drewna; blaty drewniane; złoty spust; rączka zamka z drewnianą kulką; chwyt pistoletowy zakończony srebrnym medalionem z monogramem. Od Szeroki wybór kalibrów – jak w wersji STANDARD. 21200 zł

Od

10600 zł

STRASSER RS 05 LUXUS Sztucer z wymienną lufą. Dostępna wersja dla lewo- i praworęcznych. Orzechowa osada w 3 klasie drewna; boczne blaty grawerowane – scena myśliwska. Szeroki wybór kalibrów – jak w wersji STANDARD.

Od

12600 zł

W OFERCIE RÓWNIEŻ MONTAŻE:

• • • • • • • •

obejmy ø 25,4 mm : 1 550 zł obejmy ø 30 mm: 1 550 zł szyna Zeiss: 1 550 zł szyna Swarovski: 1 550 zł szyna Schmidt&Bender: 1 550 zł pod kolimator Docter Sight: 1 550 zł pod kolimator Aimpoint: 1 550 zł szyna Picatinny: 1 550 zł


STRASSER RS SOLO

STRASSER RS SOLO PANTHER

ą

STRASSER RS 05 LUXUS

STRASSER RS 05 CONSUL II

ą

STRASSER RS 05 CONSUL III

STRZELEC KRZYSZTOF STEFANIAK Zielona Góra, Plac Pocztowy 6/1 Tel: 68 325 75 99; 68 324 34 24 Kom: 601 799 799 www.bron1.pl


Aktualności Powoli kończy się luty i do przebudzenia z zimowego snu przygotowuje się nie tylko przyroda. Polecamy wydarzenia, których pasjonaci łowiectwa nie mogą przegapić…

Z myślą o Dianach

W Ośrodku Szkoleniowo-Rekreacyjnym w Kochcicach w dniach 27 lutego –1 marca odbędą się I Warsztaty łowieckie dla kobiet „Diana po polowaniu”. W programie przewidziano warsztaty wabienia jeleni oraz drapieżników, zawody strzeleckie, a także warsztaty kulinarne, które prowadzić będzie Krzysztof Lechowski – znawca kuchni myśliwskiej.

Na Łowy do Zabrza

Do Hali MOSIR-u w Zabrzu zapraszamy 6–8 marca. Odbędzie się tam już XIV edycja Międzynarodowych Targów Myśliwskich i Wędkarskich „Połowy i Łowy 2015”.

Puchar Zimy

Śląski Klub Strzelecki „Alfa” oraz Polskie Stowarzyszenie Strzelectwa Parkurowego zapraszają na zawody strzeleckie Puchar Zimy Compak® Sporting z cyklu Puchar Czterech Pór Roku 2015. Turniej zorganizowano w dniach 14–15 marca na strzelnicy w Siemianowicach Śląskich. 2 dni – 200 rzutków!

W kwietniu do Sosnowca

W dniach 10–12 kwietnia 2015 roku zapraszamy do Sosnowca na 6. Targi EXPOHunting (polecamy w tym numerze Gazety Łowieckiej wywiad z Agnieszką Miklas, Dyrektor Międzynarodowych Targów Łowieckich EXPOHunting).

5


5

Wszystko o psach myśliwskich

Targom w Sosnowcu w dniu 11 kwietnia 2015 roku towarzyszyć będzie I Krajowa Wystawa Użytkowych Psów Ras Myśliwskich dla psów posiadających Certyfikat Użytkowości Łowieckiej. Krajowa Wystawa Użytkowych Psów Myśliwskich ma na celu zgromadzenie jak największej liczby rasowych psów myśliwskich, czyli psów z udokumentowanym pochodzeniem (rodowodem), a przede wszystkim tych, które swoje umiejętności pracy w polu, wodzie i lesie potwierdziły ukończeniem odpowiedniego kursu.

Łowieckie święto w stolicy

Tak właśnie można określić odbywające się w dniach 25–27 kwietnia w Warszawie XII Międzynarodowe Targi Łowiectwa, Strzelectwa i Rekreacji Hubertus EXPO 2015. W programie znajdą się m.in. praktyczny instruktaż strzelecki, pokazy wabienia zwierzyny, sokolnicze oraz umiejętności psów myśliwskich. Dla najmłodszych uczestników czeka Hubercik EXPO – zabawy oraz konkursy plastyczne.

REDAKTOR NACZELNA MARTA PIĄTKOWSKA marta.piatkowska@gazetalowiecka.pl REDAKTOR PROWADZĄCY ADAM PIOSIK adam.piosik@gazetalowiecka.pl REDAKCJA redakcja@gazetalowiecka.pl tel. 22 428 18 85 DYREKTOR ARTYSTYCZNY ARTUR ZAWADZKI studio@gazetalowiecka.pl KOREKTA MERYTORYCZNA MARTA PIĄTKOWSKA KOREKTA JOLANTA KUSIAK TŁUMACZENIA EWA MOSTOWSKA STALI WSPÓŁPRACOWNICY Simon K. Barr, Rickard Faivre, Mats Gyllsand, Jens Urlik Hogh, Tomasz Lisewski, Violetta Nowak, Sławomir Pawlikowski, Jarosław Pełka, Mateusz Portka, Dobiesław Wieliński DZIAŁ REKLAMY DOMINIKA PIENIĄŻEK reklama@gazetalowiecka.pl tel. 22 428 11 76 tel. 604 150 931, 601 179 100 WSPARCIE INFORMATYCZNE AGENCJA INTERAKTYWNA RMBI WYDAWCA OMNIMAP MACIEJ PIENIĄŻEK ul. Jana Kazimierza 7 05-502 Piaseczno NIP 521 209 81 47 www.gazetalowiecka.pl Zdjęcie na okładce: Szwecja, Edvin Lidén. Fot. Joakim Nordlund. Gazeta Łowiecka jest partnerem skandynawskiej Grupy MIN JAKT, lidera internetowej prasy dla myśliwych i sympatyków łowiectwa. Gazeta Łowiecka jest bezpłatnym, internetowym miesięcznikiem dla myśliwych i pasjonatów łowiectwa. Redakcja nie zwraca materiałów, które nie były zamówione. Zastrzegamy sobie pełne prawo do redakcyjnej korekty tekstów, w tym zmian i skrótów materiałów, które zostały zaakceptowane do Wydania. Reklamy są zamieszczane zgodnie z „Warunkami Zamieszczania Reklam” – dostępnymi na stronie www. gazetalowiecka.pl w zakładce Reklama. Wydawca ma prawo do odmowy zamieszczenia reklamy lub ogłoszeń oraz nie odpowiada za ich treść. Wszelkie kopiowanie materiałów zawartych w Gazecie Łowieckiej oraz na stronie internetowej www.gazetalowiecka.pl jest zabronione bez zgody Wydawcy.


Śnieg i mró Mijamy wieś Bettna w pobliżu Katrineholm. Termometr wskazuje -14°C. Właśnie wschodzi słońce, w powietrzu unosi się mroźna mgiełka. Jest tak pięknie. I zimno... A nadchodzący weekend zapowiada się jeszcze zimniej TEKST I ZDJĘCIA: WWW.MINJAKT.SE

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA


POLOWANIE EKSTREMALNE

贸z


D

o wsi Runtuna w prowincji Sörmland zwabiły nas daniele i dziki. Zapowiedziano nam, że tutejsza zwierzyna jest wyjątkowa. Zwykle żeby nas zmotywować, wystarczy po prostu powiedzieć „dobra”. Dla wyjątkowej gotowi jesteśmy zmierzyć się z największym mrozem. Gdy spotykamy się na zbiórce, jest już odrobinę cieplej – ledwie -10°C. Ustalamy, że polowanie będzie dziś prowadził Alexander Sandberg. – Będziemy robić szybkie, krótkie pędzenia, żeby oszczędzić psy i strzelców – zarządza Alexander. Podczas odprawy przebieramy energicznie nogami, próbując się rozgrzać. Tydzień wcześniej spadła 10-centymetrowa warstwa sypkiego śniegu, więc łatwo będzie tropić zwierzynę po świeżych śladach. Już na początku potwierdza się, jak dobre jest to łowisko. Przez radio słyszymy, że jeden z psów nagania w naszym kierunku chmarę danieli. Niestety, uchodzą z miotu w miejscu, gdzie nie mamy strzelca, ale już po kilku minutach słychać kolejny pościg. Ujadanie odbija się echem wśród drzew i jest coraz bliżej. BIEGNIE LISEK KOŁO DROGI…

Na swym stanowisku przy drodze Mats Gyllsand przygotowuje się

do strzału. Mechanicznym ruchem ładuje do swojego ekspresu kal. 8x57 2 naboje, kolejne 2 umieszcza na zapas pomiędzy palcami. Z palcem na spuście unosi sztucer. Zwierzyna jest coraz bliżej. Nagle w radiu słychać: – Ty przy drodze, szykuj się. Z lasu wyskakuje lis, ale biegnie tak szybko, że Mats nie ma czasu na reakcję. Zaraz potem równie prędko pojawiają się psy. Gonią lisa jeszcze kawałek do plantacji wierzb, ale w końcu rezygnują i wracają do nas. Alexander informuje przez radio, że zamierza przejść na drugą stronę drogi i wejść na obszar nazywany „ogrodem zoologicznym”. Już po kilku minutach w lesie rozlega się strzał – nasz kolega strzelał do szpicaka, ale niestety spudłował. ZAMIANA MIEJSC

Polowanie trwa dalej, jednak jesteśmy teraz poza centrum wydarzeń. Prowadzący zdecydował, że myśliwi stojący dalej mają przejść na inne stanowiska. Matsa i Kennetha Petterssona szybko zabiera samochód. Kenneth dostaje miejsce przy karczowisku, Mats w lesie w pobliżu przejścia dla zwierząt nad drogą. W samym lesie jest naprawdę zimno, tak zimno, że ciężko jest stać bez ruchu. Nagania-

7


7

Słońce świeci, ale wcale nas nie ogrzewa


cze meldują przez radio, że naganiają łosia i jelenia. Idą na Matsa. Mimo siarczystego mrozu stosuje sztuczkę z dodatkowymi nabojami, które włożone pomiędzy palce przypominają kastety. Pytam Matsa, gdzie się tego nauczył: – Robię tak od dawna, w zasadzie odkąd zacząłem używać ekspresu. Dzięki temu mam 4 szybkie strzały. Zobaczyłem to kiedyś na jakimś filmie, potem po prostu długo ćwiczyłem i teraz robię to z automatu. Wokół naszego stanowiska jest zupełnie cicho. Wcześniej słyszeliśmy gon, ale wygląda na to, że psy nie trafiły na zwierzynę. Nagle słychać strzał. Zdaje się, że to od strony Kennetha. Za chwilę otrzymujemy potwierdzenie przez radio: Pettersson strzelił półłopatacza, byk padł w ogniu. Idziemy tam po zakończeniu pędzenia. – Przyszła tu cała chmara, na samym końcu półłopatacz. Poczekałem, aż podejdzie naprawdę blisko i wtedy strzeliłem – opowiada Kenneth, ciągnąc zdobycz po śniegu. Mimo idealnych warunków nikt już tego dnia nie strzela. Kilka razy zdarzają się okazje do strzału, jednak myśliwi jakby nie do końca byli przytomni. Czyżby byli trochę sztywni od mrozu?


...jednak poranek jest jeszcze zimniejszy


ZASŁUŻONY ODPOCZYNEK

Po zakończeniu polowania jedziemy do Katrineholm. Mamy nocować w domku myśliwskim. Mats przygotował dla nas prosty i lekki obiad. Chociaż Alexander był tu parę dni wcześniej, żeby trochę ogrzać domek, w środku jest przeraźliwie zimno. Rozpalamy kaflowy kominek, podczas gdy Mats przygotowuje obiad. To zadanie okazuje się niełatwe: brakuje talerzy, a mikrofalówka wyłącza się po paru minutach. Jednak na stole ląduje wino, ktoś wyciąga butelkę single malta... Wygląda na to, że będziemy żyć. Obiad jemy w polowych warunkach, z plastikowych misek znalezionych przez Matsa w kuchni, każdy swoją łyżką. Jedzenie jest zimne, ale alkohol trochę nas rozgrzewa, więc nie narzekamy. Za chwilę daje się czuć ciepło od kominka. Temperatura w domku powoli rośnie, a my sącząc whisky, snujemy łowieckie opowieści – część z nich jest prawdziwa, część po latach mocno podkoloryzowana. Wieczór jest wręcz magiczny – człowiekowi niewiele trzeba, gdy siedzi w myśliwskiej chacie z dobrymi przyjaciółmi. U naszych stóp śpią najedzone psy. My kładziemy się chwilę po 21, a ponieważ dzień był długi, po chwili wszyscy już śpią.

JESZCZE ZIMNIEJ

Rankiem pierwszy wstaje Mats. Ubiera się, wychodzi i przedziera przez śnieg do toalety. – Jest paskudnie zimno – melduje po powrocie. – Przynajmniej nie ma szans, żeby zasiedzieć się w wychodku. Alexander wyciąga telefon, żeby sprawdzić pogodę. – Rankiem powinno być -20° – mówi. – Wydaje się, jakby było zimniej – odpowiada Mats. Przy śniadaniu omawiamy dzisiejsze polowanie. Temperatura w domku powoli rośnie, a my sącząc whisky, snujemy łowieckie opowieści – część z nich jest prawdziwa, część po latach mocno podkoloryzowana

– Nie ma możliwości, żeby wypuścić psy. Muszą tu zostać. – mówi Mats. Nikt się nie sprzeciwia. Alexander dzwoni do 80-letniego Svena Anderssona. Mimo swojego wieku nie ma nic przeciwko, żeby być naszym naganiaczem. Zakładamy na siebie wszystko, co mamy. Czas w drogę. Mats wskakuje do samochodu i próbuje ruszyć. Po kilku próbach w końcu odpala silnik.



Alexander z pozyskaną zwierzyną


– Termometr w samochodzie wskazuje -24° – mówi. Szybko ustalamy strategię: będziemy polować nie dłużej niż godzinę naraz, aby uniknąć odmrożeń. Pomimo zimna poranek jest niesamowicie piękny. Ponad drzewami unosi się mgła, słońce próbuje się przez nią przebić. Żeby dotrzeć na swoje stanowisko, Mats i Alexander muszą przejść przez zaorane pole, które całe jest pokryte świeżym drobnym puchem. NIEPOTRZEBNY STRZAŁ

Mróz jest niezwykle dokuczliwy. Gdy tylko okazuje się, że Sven nie znalazł żadnego tropu w całym miocie, wracamy do domku. Czekamy chwilę i wychodzimy znowu. Wydaje się, że teraz jest jeszcze zimniej, ale nikt nie chce – czy też nie odważa się – zawracać. Przynajmniej Sven nie daje się zniechęcić pogodzie i przedziera się twardo przez las w poszukiwaniu zwierzyny. W pobliżu pola, przy którym przykucnął Alexander, na razie panuje spokój. Nagle, bez ostrzeżenia 100 m przed nim wyskakują 4 sarny. Alexander unosi sztucer i celuje w jedną z mniejszych. Strzela, ale kula przelatuje tuż nad zwierzęciem. Drugi strzał trafia dokładnie tam, gdzie

powinien. Sarna zaznacza strzał, po czym odbiega parę metrów. Trafienie jest pewne. Nagle słychać jeszcze jeden strzał. To kolega z sąsiedniego stanowiska nie mógł się powstrzymać i strzelił w tę samą sarnę. Zwierzę padło. W tej samej sekundzie z radia dobiegają trzaski: – Patrz i ucz się – mówi sąsiad. Spoglądamy po sobie, śmiejąc się w głos. – To najbardziej niepotrzebny strzał sezonu. Mój drugi strzał był przecież na 100% trafiony – odpowiada Alexander. W tym momencie Sven melduje, że przeszedł przez cały miot, więc przedzieramy się przez śnieg do powalonej sarny. Alexander miał rację. Jego kula przeszła przez obie łopatki, zaś kula sąsiada trafiła w tylną cewkę, dlatego zwierzę podwinęło kończyny. Kończymy na dziś. Chyba jest trochę cieplej, ale wszyscy poza Svenem są przemarznięci. W samochodzie okazuje się, że temperatura wzrosła jedynie do -21°, więc decyzja o zakończeniu polowania była słuszna. To były dwa wspaniałe, choć przejmująco zimne dni. Już w drodze powrotnej wiemy, że wkrótce znów tu zawitamy.



My już tak mamy, że ciągle coś ulepszamy. Teraz podnieśliśmy jakość lunety titanium 2.5-10x56 i jest już jej nowa wersja HD, wyróżniająca się m.in. większym polem widzenia. Celowniki titanium charakteryzują się wysoką transmisją światła potwierdzoną testami DEVA. Najważniejsze, celowniki oraz lornetki titanium zostały pozytywnie przetestowane w praktyce w Niemczech, m.in. w znanym rewirze łowieckim Jagd-Erlernen. 10 lat gwarancji na wszystkie elementy produktu.

www.deltaoptical.pl/titaniumhd

Jak co roku jesteśmy na targach IWA. Stoisko 4A 121.


Targi Knieje 2015

Z PASJĄ I SUKCESEM!

Zimowa aura nie odstraszyła pasjonatów łowiectwa, wędkarstwa i sportów wodnych. W dniach 6–8 lutego przybyli oni do Poznania, by na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich uczestniczyć w Targach Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE, Targach Wędkarskich RYBOMANIA oraz Targach Sprzętu Pływającego i Sportów Wodnych BOATEX. Z oczywistych względów nas interesowały najbardziej KNIEJE, bo zapowiadano je jako bardzo ważny nie tylko dla łowieckiego środowiska gorący targowy debiut. Nie zawiedliśmy się! Targi KNIEJE okazały się sukcesem, i jak mówi dyrektor projektu Jakub Patelka „stworzonym przez pasjonatów i dla pasjonatów prawdziwym łowieckim świętem” TEKST: ADAM PIOSIK ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA, MAT. PRASOWE



W

arto już na wstępie zaznaczyć, co podkreślali również organizatorzy, że w takiej formie i na taką skalę Międzynarodowe Targi Poznańskie nie gościły jeszcze tylu sympatyków oraz entuzjastów myślistwa i łowiectwa. W Targach KNIEJE wzięło udział ponad 60 wystawców. Stoiska firm Hubertus i Hubertus Pro Hunting prezentowały szeroki wybór broni i chociaż przeważali tam panowie, to można było zobaczyć również niejedną Dianę. Na sporo pytań od zwiedzających udzielano odpowiedzi zarówno na stoisku FAM Pionki, jak również Delty Optical, gdzie tradycyjnie można było zapoznać się z pełną ofertą firmy skierowaną do myśliwych. Z myślą o strzelcach Wielkopolski Związek Strzelectwa Sportowego zorganizował trzy wirtualne strzelnice, na których swoich sił próbowali i młodsi, i starsi goście targowi. Można było sprawdzić swoje umiejętności, strzelając zarówno z broni długiej, jak i krótkiej. Z WILKIEM W TLE…

Jak zwykle wielu zainteresowanych odwiedzało stoiska z odzieżą i obuwiem myśliwskim, gdzie swoją ofertę prezentowały m.in. firmy Grube z ofertą Fjall Raven oraz Meindl, a także firma MaGum z ubraniami

13


13


14


14

Pinewood i kaloszami Le Chameau oraz Tretorn. O pomysłach na oryginalne prezenty dla pasjonatów łowiectwa można było porozmawiać m.in. na stoiskach firmy Nest, a także poznańskiej Pracowni Biżuterii Artystycznej i Galanterii Łowieckiej Targi KNIEJE, BOATEX i RYBOMANIA w ciągu trzech dni odwiedziło 29,7 tys. osób, a na powierzchni 25 tys. m2 swoją ofertę zaprezentowało łącznie ponad 300 wystawców

Diana. Wszystkich zainteresowanych nie tylko strzelectwem i łowiectwem, ale również filatelistyką i falerystyką z uśmiechem witał na stoisku łowiecki.pl nasz kolega po fachu Bogusław Bauer, który razem z żoną Bogusławą cierpliwie odpowiadał na liczne pytania gości stoiska o… imponujące trofeum wilka, przyciągające wzrok niejednego zwiedzającego Targi KNIEJE. Tam również można było porozmawiać z Piotrem Gawlickim m.in. na temat elektronicznej książki ewidencji polowań. COŚ DLA CIAŁA, COŚ DLA DUCHA

Z tajnikami hodowli danieli zapoznawał zainteresowanych Bogusław Moraczewski z Fermy Danieli Moraczówka. Z kolei o kulinarne doznania


zadbał wybitny znawca kuchni myśliwskiej, autor książki „O jedzeniu” – Krzysztof Lechowski z firmy Provincja, którego pokazy na scenie głównej, jak i degustacja na stoisku, cieszyły się dużym zainteresowaniem. Na targowej scenie można było zobaczyć także Tomasza Malińskiego, Mistrza Europy w Szlachetnej Sztuce Wabienia Jeleni, posłuchać koncertu Zespołu Trębaczy Myśliwskich Venator z Uniwersytetu Przyrodniczego a także podziwiać uczestników finału Konkursu Miss/Mister Psów Myśliwskich, organizowanego przez Piotra Gawina – poradniklowiecki.pl. Spore zainteresowanie wzbudziły także raróg stepowy, puchacz afrykański i jastrzębie, które zaprezentował i z pasją o nich opowiadał sokolnik Marcin Szymczak. Więcej o ptakach możecie dowiedzieć się na stronie www.ptasior-sokolnik.pl.

kursów. Miło było posłuchać, gdy np. wnuk, który przybył do Poznania ze swoim dziadkiem, z powodzeniem zapoznawał starsze pokolenie z naszym tytułem i możliwościami internetu… WARTO TU WRÓCIĆ

Na koniec dobra wiadomość. Zapytany o przyszłość imprezy, dyrektor Targów KNIEJE, Jakub Patelka, powiedział: „Z wielką przyjemnością będziemy kontynuować ten projekt, ponieważ takie są oczekiwania wystawców i zwiedzających”. To ważna informacja zarówno dla tych, którzy zimowy termin już zdążyli wpisać do swojego kalendarza wydarzeń łowieckich oraz dla wszystkich, których zabrakło na pierwszej edycji Targów KNIEJE. Do zobaczenia za rok!

RODZINNIE Z GAZETĄ ŁOWIECKĄ

Trudno wymienić wszystkie atrakcje Targów KNIEJE. Ich wyjątkową specyfikę choć w części oddają zdjęcia, dlatego zapraszamy do ich obejrzenia. Niewątpliwie dla nas największą atrakcją była możliwość spotkania z Czytelnikami, wśród których nierzadko rozpoznawaliśmy uczestników naszych facebookowych kon-

15


15


Fiskars Edge to linia noży o nowoczesnym, z wysokiej jakości stali nierdzewnej. Specja ostrości. Innowacyjna powłoka sprawia, że Nóż jest wyjątkowo trwały i łatwy do utrzym


atrakcyjnym wyglądzie. Ostrza wykonano alny szlif jest gwarancją długotrwałej krojona żywność nie przywiera do ostrza. mania w czystości. www..skars.pl


WYBORY MISS/MISTER PSÓW MYŚLIWSKICH 2015 Finał III edycji konkursu Miss/Mister Psów Myśliwskich już za nami. Tegoroczna edycja była wyjątkowa, ponieważ po raz pierwszy miała swój finał na żywo. Nie obyło się bez emocji, jak to zwykle bywa w konkursach piękności…

D

wie poprzednie edycje były konkursami internetowymi. W tym roku dzięki patronatowi Targów Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE w Poznaniu udało się zorganizować i przeprowadzić konkurs z udziałem psów i publiczności. III edycja konkursu okazała się rekordowa pod każdym względem. Wzięło w niej udział ponad 75 osób. Zgłosiły one prawie 100 psów, przedstawicieli ponad 30 ras myśliwskich: alpejski gończy krótkonożny, basset artezyjsko-normandzki, beagle, karelskie psy na niedźwiedzie – bearbusters, chart angielski – whippet, chesapeake bay retriever, clumber spaniel, cocker spaniel

TEKST I ZDJĘCIA: PIOTR GAWIN www.poradniklowiecki.pl

angielski, epagneul breton, gończy berneński, gończy polski, jamniki gładkowłose, jamnik miniaturowy szorstkowłosy, jamnik szorstkowłosy, łajka zachodniosyberyjska, mały munsterlander, niemiecki terier myśliwski, ogar polski, petit basset griffon vendeen, pointer, posokowiec bawarski, posokowiec hanowerski, seter angielski, seter irlandzki, seter szkocki – gordon, spaniel bretoński, springer spaniel angielski, wachtelhund – płochacz niemiecki, wyżeł hiszpański z Burgos, wyżeł niemiecki krótkowłosy, wyżeł niemiecki szorstkowłosy, wyżeł węgierski krótkowłosy, wyżeł włoski.


Zwycięzca – wyżeł niemiecki szorstkowłosy ATOS


GŁOSOWANIE INTERNAUTÓW

Po zakończeniu zgłoszeń do konkursu odbyła się pierwsza część finału, czyli głosowanie internautów. Nie wszystkie psy mogły dojechać na finał do Poznania, dlatego też przeprowadzone zostało głosowanie, w którym internauci mogli wybrać Miss/Mistera na podstawie nadesłanych zdjęć. W tym roku sympatię internautów zdobyła suczka posokowca bawarskiego BETTI z Mszczonowskiej Sfory, której właścicielem jest Krzysztof Witkowski. WIELKI FINAŁ

Najważniejszym etapem konkursu był jednak finał, który odbył się 7 lutego w Poznaniu. Nie wszyscy właściciele mogli stawić się z psami na miejscu. Na finał przyjechało 28 osób, przedstawiając publiczności i Komisji konkursowej psy reprezentujące kilkanaście ras zaliczanych do ras myśliwskich. Tłumnie przybyli goście mieli okazję poznać 30 psów, reprezentujących 14 ras myśliwskich. Były to: beagle, bearbuster, chart angielski – whippet, gończy polski, jamnik, jamnik szorstkowłosy miniaturowy, mały munsterlander, petit basset griffon vendeen, pointer, posokowiec bawarski, posokowiec hanowerski, springer spaniel angielski,

wachtelhund – płochacz niemiecki, wyżeł niemiecki szorstkowłosy. Czym kierowała się Komisja konkursowa przy wyborze Miss/Mistera? Pod uwagę brano głównie wygląd psa – czy jest on zadbany, odpowiednio pielęgnowany itd. – zachowanie psa przed publicznością i jego relacje z właścicielem. W skład Komisji konkursowej weszły: 1. Ilona Rosiak-Łukaszewicz – przedstawicielka Targów KNIEJE 2. Alicja Antkowiak – przedstawicielka firmy RUTEK 3. Katarzyna Cieślak – przedstawicielka magazynu SEZON Konkurs prowadzili wspólnie Magdalena Gawin i Piotr Gawin, przedstawiciele Poradnika Łowieckiego. Wybór nie był prosty, ponieważ nie jest łatwo wybrać Miss/Mistera spośród przedstawicieli różnych ras, ale zwycięzca musiał być jeden! Zwyciężył wyżeł niemiecki szorstkowłosy ATOS

Finał konkursu podzielono na dwie części. W pierwszej wszyscy właściciele przedstawiali swoje psy. Każdy miał możliwość krótkiej autoprezentacji i opowiedzenia o danej rasie. Było również kilka pytań od prowa-

18


18


dzących np. co oznacza słowo „gończy”, co to jest oszczekiwacz, dlaczego należy kupować psy z hodowli oraz ile czasu zajmuje codzienna pielęgnacja i opieka nad psem. Po pierwszej części Komisja konkursowa wytypowała psy, które przeszły do drugiej, czyli ścisłego finału. Właściciele psów przedstawiali w nim dotychczasowe osiągnięcia swoich podopiecznych na konkursach, wystawach i na polowaniach. TRUDNY WERDYKT

Zwycięzcą tegorocznej edycji został wyżeł niemiecki szorstkowłosy ATOS, którego właścicielami są Joanna i Marcin Szymczak. Drugie miejsce ex aequo zajęły springer spaniele angielskie HORUS i ULF, których właścicielką jest Sylwia Głazowska. Trzecie miejsce zajął BearBusters ANTTI, którego właścicielką jest Martyna Binek-Kasperkowiak. Wybór nie był prosty, ponieważ nie jest łatwo wybrać Miss/Mistera Więcej informacji na:

spośród przedstawicieli różnych ras, ale zwycięzca musiał być jeden! Po długiej naradzie Komisja konkursowa ogłosiła werdykt. Wyróżnienie otrzymał jamnik szorstkowłosy miniaturowy FRYTKA, którego publiczności przedstawiła najmłodsza uczestniczka konkursu Oliwka Nowak. Jej występ nagrodzony został przez publiczność gromkimi brawami. Na koniec należy wspomnieć o osobach i firmach współpracujących przy przygotowaniu oraz przeprowadzeniu konkursu. Dzięki wsparciu Krzysztofa Skubika, Deco Passion, Firmy Stopa, magazynu SEZON, firmy Rutek, firmy Dog Store, firmy Maced i oczywiście Dyrekcji Targów KNIEJE udało się nagrodzić upominkami wszystkie psy biorące udział w finale III edycji konkursu na Miss/Mistera psów myśliwskich 2015. Już dzisiaj zapraszamy publiczność, właścicieli psów i sponsorów na przyszłoroczną, IV edycję.


Fabryka Amunicji Myśliwskiej FAM – Pionki Sp. z o.o. pragnie poinformować, iż nasza oferta stała się właśnie bogatsza o linię Master – Trap, Skeet 24 oraz Trap, Skeet 28. Jesteśmy pewni, że przedmiotowa amunicja przyniesie pełną satysfakcję ze strzelania oraz będzie synonimem zwycięstwa w zawodach strzelectwa sportowego. Wszystkie komponenty amunicji zostały wyselekcjonowane przez naszych specjalistów, aby zagwarantować najlepsze parametry balistyczne amunicji. Wysokie okucie, odpowiednio dobrana przybitka tworzywowa oraz zamknięcie w gwiazdkę sprawia, że FAM Master jest niesamowicie celna i skuteczna podczas strzelania do rzutek na bliskie, jak i dalekie odległości. Master charakteryzuje się wysoką prędkością oraz śrutem z zawartością antymonu (5%), co sprawia, że nowa amunicja posiada więcej śrucin w naboju oraz zapewnia regularne i równe pokrycie oraz odpowiednie skupienie śrucin na celu. Amunicja wspaniale się sprawdzi na zawodach wieloboju myśliwskiego, zawodach Compact Sporting, Parcours de Chasse czy Combined Game Shooting. Dodatkowo jest to wspaniały wybór dla osób ceniących także wygląd amunicji i ceniących walory estetyczne. Zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą linią.


Essie i na tropie


Bonzo

Polowanie z dreverami to przyjemność, której nie mogłem sobie odmówić. Gdy tylko pojawiła się taka możliwość, nie wahałem się ani sekundy. Essie i Bonzo sprawiły, że zimny i wilgotny dzień zamienił się w pełne przygód łowy TEKST I ZDJĘCIA: MARI NÄLSÉN

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA


N

adeszła zima. Po kilkudniowych opadach ziemia i drzewa okryły się grubą warstwą śniegu. Jednak tego wtorkowego poranka jest odwilż. Śnieg stał się ciężki i mokry, z drzew co chwilę obrywają się duże płaty. Na podwórku Görana Johnsena zebrało się nas czterech. Jest sam Göran z Essie, suczka drevera [jedna z ras psów, należąca do grupy psów gończych i posokowców – przyp. red.], Christian Janson i Kurt-Erik Janson z Bonzo, samcem drevera. Na zewnątrz wciąż jest ciemno. Trójka myśliwych korzysta z okazji do pogawędki o łowach z dreverami. Kiedy niebo się trochę rozjaśnia, jedziemy do lasu. Göran, Essie i ja zajmujemy stanowiska na jego skraju, Kurt-Erik i Bonzo obstawiają przeciwległy skraj, a Christian zajmuje stanowisko w samym środku. Razem z Göranem przedzieramy się przez plantację świerków. Mój towarzysz spuszcza suczkę z otoku u podnóża niewielkiego wzniesienia. Pies odbiega szczęśliwy. – My wejdziemy na górę i tam poczekamy – mówi Göran – to zwykle świetne stanowisko. Ledwo zdążamy przejść kilka kroków, kiedy dobiega nas głos Essie. A potem jakby ktoś odkręcił kurek

z wodą, las wypełnia jazgot. Zwierzęta musiały być w pobliżu, kiedy przyszliśmy. – mówi Göran – Zajmie to jeszcze chwilę, zanim się tu zjawią. DREVERY W AKCJI

Pada delikatna mżawka. Głos Essie coraz bardziej się oddala. Akustyka w lesie jest dzisiaj kiepska, nie pomagają też ciężarówki na pobliskiej trasie ekspresowej. – Myślę, że powinniśmy się przenieść w głąb lasu – Göran chwyta plecak. – Tam nie słychać tak bardzo drogi. Po drugiej stronie Bonzo wytropił sarnę. Znajdujemy obiecujące miejsce, z którego doskonale słychać gon Essie, przetykane momentami odległym głosem Bonza. Göran ma drevery od ponad 20 lat i aktywnie działa w klubie tej rasy psów. Jest sędzią prób pracy psów myśliwskich. Razem z żoną Leną ma hodowlę psów o nazwie Storängens, którą odziedziczył po poprzednim właścicielu. DETEKTYWI

Z drugiej strony karczowiska dobiega miły dla uszu hałas. Göran zauważa, że zwierzyna może się zjawić w każdej chwili. Nagle za plecami słyszymy trzask i zza drzew wyłania



się Kurt-Erik. Zatrzymuje się przy nas na krótką pogawędkę, po czym ostrożnie kieruje się w stronę Bonza i jego zwierzyny. Wtedy pojawia się sarna. Powoli przedziera się przez las i w końcu staje nie dalej niż 80 metrów od nas, schowana za zasłoną z krzaków. Göran podnosi karabin, jednak zwleka ze strzałem. Opuszcza broń. Zbyt wie-

le gałęzi stoi mu na drodze. Zbliża się Essie i sarna odskakuje w bok, po czym znika. Kiedy suczka przybiega na miejsce, nagle gubi trop. Szuka wytrwale, ale nie wydaje się, żeby coś zwęszyła. Trwa to chwilę, w końcu podchodzimy i zabawiamy się w detektywów. Okazuje się, że zwierzę przeskoczyło w śniegu kilka metrów. Suczka


na nowo podejmuje trop i po chwili znów słychać jak goni głosem. Słyszymy je to tu, to tam. Szybko orientujemy się, że Essie pędzi zwierza wokół wzgórza, na którym wcześniej byliśmy. Przy okazji zauważamy dwie sarny będące jakieś pół minuty przed suczką, jednak przemieszczają się w głąb lasu i Göran nie ma szansy strzelić. Czas mija błyskawicznie.

ZMIANA STRATEGII

Gdy zbliża się pora lunchu, bierzemy psy na otok. Nie padła żadna zwierzyna, jednak było parę okazji do strzału. Teraz psy mogą odpocząć w samochodzie, podczas gdy my rozpalamy ognisko i pieczemy kiełbaski. Znów toczy się rozmowa o ulubionej rasie szwedzkich myśliwych – dreverze. Godzinę później

Bonzo w ostatniej chwili nagonił sarnę Göranowi Johnsenowi


wznawiamy polowanie. Tym razem decydujemy się na mniejszy teren i tylko jednego psa. Pada na Bonzo. To duży samiec, który się sprawdził zarówno w konkursach wystawowych, jak i w lesie. Kurt-Erik i Bonzo udają się na łąkę znajdującą się pomiędzy dwoma polami uprawnymi. Nie ma tu żadnej zwierzyny, więc Bonzo kieruje się bardziej na wschód. Wpada dokładnie na miejsce, gdzie zajęliśmy stanowisko, ale idzie w złym kierunku Mimo całego dnia pędzenia w ośnieżonym lesie, pies wciąż jest tak samo entuzjastyczny i Göran musi go powstrzymywać przed rzuceniem się w kolejną pogoń

i wkrótce znika. Zaczęło padać i z drzew spada nagromadzony na gałęziach śnieg. W mgnieniu oka wszystko jest mokre. Zastanawiamy się nad zakończeniem polowania. Zawracamy w stronę drogi, ale ostatecznie zmieniamy zdanie. – Jeszcze przez chwilę będzie jasno – mówi Göran. – Chodźmy na inne stanowisko, stamtąd pójdziemy do samochodu. DŁUGO OCZEKIWANY SUKCES

Nie słychać już psów, ale na zrębie 100 m przed nami stoją 3 sar-

ny. Göran wyciąga pastorał. Unosi sztucer, ale zaraz go opuszcza. – Nie sądzę, żeby te zwierzęta nagonił nam Bonzo – mówi bardziej do siebie. Obserwujemy, jak sarny szukają czegoś nadającego się do zjedzenia. Zaczynają się jednak trochę niepokoić i rozglądać dookoła. Wtedy słychać Bonza, który jest coraz bliżej. Pokazuję Goranowi sarnę, która nagle pojawiła sie na karczowisku. Zwierzę stoi przez chwilę w bezruchu, potem przyłącza się do „naszych” saren. Göran znów unosi sztucer, naciska spust i wypuszcza strzał. Zwierzę pada w ogniu. Z pozostałych saren jedna ucieka długimi susami do lasu, ale dwie w ogóle nie zareagowały, jakby nie widziały niebezpieczeństwa. Dopiero, gdy pojawia się Bonzo, uznają, że najlepiej stąd znikać. Mimo całodziennogo polowania w zaśnieżonym lesie, pies wciąż jest tak samo entuzjastyczny i Göran musi go powstrzymywać przed rzuceniem się w kolejną pogoń. Kiedy wychodzimy z lasu, jest już prawie ciemno, ale przynajmniej przestało padać. Był to bardzo udany dzień. Może pogoda nam nie dopisała, ale za to jaką frajdę mieli Bonzo i Essie! 2


3


GAZETA ŁOWIE

ANGLER 720 PU

HANWAG TATRA GT

ANGLER doskonale sprawdza się podczas połowów i nie tylko. Połączenie technologii PU i 3-milimetrowego neoprenu pozwoliło zachować doskonałą izolację termiczną, co zapewnia wyjątkowy komfort użytkowania zarówno w niskich jak i wysokich temperaturach. Geometryczna podeszwa obuwia Lemigo Angler została tak skonstruowana, aby w jeszcze większym stopniu zadbać o czystość i bezpieczeństwo. W trakcie ruchu specjalnie przygotowane kanały same oczyszczają bród, poprawiając jednocześnie przyczepność.

Najlepiej sprzedający tów Hanwag. Z pew jest bez znaczenia. kingowy zbudowany Vibram AW Integral w najbardziej wrażliw szona liczba szwów z woskowanego nub niejsze zalety tych b ność podeszwy ułatw ruszenie się w lesie. B standardowej, posze luksami. Do wyboru braną Gore-Tex® lub skóry.

Rozmiar: 41- 47 Cena: 249 zł

www.skleplemigo.pl

Cena: 979 zł

FOREST STORMBLOCKER JACKET

www.hanwag.com

Cena: 1099 zł www.fjallraven.pl

LATARKA LED LENSER Cena: 299 zł Wytrzymała wiatroodporna kurtka polarowa z membraną Stormblocker. Pikowane wzmocnienia z G-1000® na ramionach, klatce piersiowej i łokciach. Można nosić jako mocną barierę przeciwwiatrową, a w chłodniejsze dni również jako ciepłą warstwę izolującą pod kurtkę membranową. Wiele funkcjonalnych detali: zatrzaskowe mocowanie krótkofalówki na lewym ramieniu i pionowa kieszeń na piersi z otworem na antenę radia.

Jakość świecenia oferowana przez LED LEN co stwarza nowe możliwości jej zastosowa dziś niezbędne – służy ono pomocą myśliw cjalnym, lecz również umożliwia po prostu d latarka LED LENSER® P7QC – nazwa jest – świeci czterema kolorami (czerwony, zielo być zastosowana przez różne grupy docelow tła, wystarczy przestawić pokrętło do ustaw używania latarki, jak również, gdy jest ona


ECKA POLECA

ZESTAW 5 NOŻY EDGE W BLOKU

TX

Noże Edge to linia łącząca doskonałą jakość i nowoczesny design. Ich ostrza wykonano ze stali nierdzewnej, którą pokryto specjalną powłoką PTFE. Zapobiega ona przywieraniu potraw do ostrza, ułatwiając tym samym czyszczenie go. Ergonomiczna rękojeść noży Edge wykonana jest ze specjalnego tworzywa, które nadaje się do mycia w zmywarce. W skład zestawu wchodzą: nóż do chleba, nóż szefa kuchni, nóż do skrobania, nóż do pomidorów oraz nóż typ Santoku.

y się w Polsce model buwnością jego nazwa nie Klasyczny model treky na lżejszej podeszwie l z gumowym otokiem wych miejscach. Zmniejw i skórzana cholewka buku stanowią najmocbutów. Wysoka elastyczwia sprawne i ciche poButy występują w wersji erzanej i dla osób z hau mamy modele z memb wyściółką z naturalnej

Orientacyjna cena detaliczna zestawu: ok. 590 zł www.fiskars.pl TERMOS OBIADOWY LAPLAYA O POJEMNOŚCI 1,5 L Termos z pojemnikami i sztućcami w komplecie. Podwójne ścianki ze stali nierdzewnej. Dzięki próżni między ściankami, po wlaniu cieczy do termosu, jej temperatura utrzymywana jest przez 6 h, natomiast cieczy zimnych przez 6h. W zestawie pasek na ramię, 3 pojemniki, sztućce ze stali nierdzewnej. Cena: 109 zł www.togo.com.pl

R P7QC

www.togo.com.pl NSER® P7QC jest wyjątkowa, ania. Kolorowe światło jest wym, pilotom i służbom spedobre widzenie nocą. Nowa skrótem od Quattro Color ony, niebieski + biały) i może we. Aby zmienić kolor świawiania trybu pracy – podczas a wyłączona. LED LENSER®

POLOWANIE NA ZWIERZYNĘ PŁOWĄ W książce tej znajdziemy wskazówki, fortele i metody, które pozwolą nam upolować okazy marzeń, niezależnie od tego, czy wyruszamy na łowy z najnowszym sztucerem centralno-spłonkowym, łukiem kompozytowym, staroświecką flintą ładowaną odprzodowo czy łukiem drewnianym. Cena: 59 zł


STRASSER RS

W 1960 roku Hors Zaprojektował w w 1985 roku sprze Blaser i kontynuo znane mechanizmy to broń go


SOLO

st Blaser założył firmę o nazwie Blaser Jagdwaffen. w niej wiele różnych mechanizmów broni, po czym edał ją Gerhardowi Blenkowi. Ten zachował nazwę ował prace, w efekcie których powstały dobrze dziś y R93 i R8. Czy dwutaktowy sztucer projektu Blasera odna uwagi? Postanowiłem to sprawdzić... TEKST I ZDJĘCIA: RICARD FAIVRE

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA


S

trasser Maschinenbau powstało w 1947 r. w Austrii, założone przez Herberta Strassera. Firma znana jest z produkcji wysokiej jakości części do maszyn, które dostarcza m.in. na europejski rynek przemysłu kosmicznego. Od wielu lat wykonuje dla firmy Steyr Sportwaffen najtrudniejsze elementy superbroni wyczynowej, która pomogła zwyciężyć niejednemu medaliście igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata, mistrzostw Europy i innych imprez sportowych. Blaser i Strasser rozpoczęli współpracę i w 2004 roku wspólnie założyli firmę, która wyprodukowała Strassera RS05, również dwutakt, tyle

że z systemem wymiennych luf. Fabryka Strassera zatrudnia ok. 30 osób i produkuje 200 sztucerów rocznie. Ta historia sprawia, że testowanie Strassera Solo jest podwójnie interesujące. Pomiędzy sztucerami Blasera i Strassera jest sporo podobieństw, ale i wystarczająco wiele różnic, by Strassera Solo nazwać zupełnie odrębnym modelem. Nie ma on systemu wymiennych luf, co jest świadomą decyzją producenta, aby obniżyć cenę. Poza tą cechą Solo niczym nie różni się od RS05, który na rynku funkcjonuje już od jakiegoś czasu, zdobywając coraz większą popularność.

26


26

CO WYRÓŻNIA STRASSERA SOLO?

To sztucer typu take down. Oznacza to, że można odłączyć kolbę od reszty za pomocą klucza imbusowego, dzięki czemu broń jest wygodniejsza w transporcie. Ze względu na gabaryty docenimy to zwłaszcza, lecąc samolotem. Ten system z pewnością stosuje się obecnie w większości sztucerów, ponieważ dzięki niemu broń można zdemontować w każdych warunkach. Wyjątkowość tego modelu polega na tym, jak gładko działa ten system. Lufa połączona jest tu z komorą zamkową nawet po spakowaniu, dzięki czemu demontaż nie ma wpływu na precyzję. A skoro mowa

o precyzji, to trzeba wspomnieć o rozwiązaniu montażu lunety. W górnej części obudowy mechanizmu znajdują się trzy małe żłobienia, zaś na spodniej części montażu trzy kulki, które idealnie do nich pasują. Prawidłowe zamontowanie lunety jest więc niewiarygodnie proste i szybkie. Aby ją zdjąć, wystarczy jedynie przesunąć skrzydełko na boku montażu. Widziałem już wiele różnych systemów, jednak muszę przyznać, że ten jest najsprawniejszy. Sztucer ma syntetyczną osadę z powłoką soft touch, ale może być również w drewnie różnej klasy. Na czółenku i uchwycie znajdują się nacięcia



antypoślizgowe w kształcie siatki. Zrobione są w tym samym materiale, bez żadnych dodatków w postaci np. elastomerów. Broń dobrze się trzyma nawet mokrymi rękami, a przecież o to chodzi. Osada jest wysokiej jakości. Ma porządną bakę a la

Monte Carlo, a wygięty nieco uchwyt przypomina półokrągły grzebień. Podobnie jak w modelach z drewnianymi kolbami, również kolba tego modelu jest pusta w środku. Jednak w przeciwieństwie do części prostszych syntetyków nie ma tego nieprzyjemnego wrażenia pustki. Uchwyt trzyma się wygodnie. Otwór wyrzutnika znajduje się z obu stron anodowanej obudowy mechanizmu spustowego, jednak łuski wypadają tylko na prawą stronę. Być może jest to udogodnienie dla leworęcznych, którzy mają dopasowany zamek. Takim osobom polecam również wymianę kolby, bo ona też jest bardziej zrobiona z myślą o praworęcznych. Pudełkowy magazynek mieści trzy naboje o standardowym kalibrze. Istnieje możliwość dokupienia magazynka na sześć naboi, np. na polowanie zbiorowe. Blokadę magazynka zwalnia się przez jednoczesne naciśnięcie przycisków znajdujących się po obu stronach obudowy. System działa bez zarzutu. Jego zaletą jest to, że naturalnie wymusza umieszczenie ręki pod magazynkiem, więc po odczepieniu spada on prosto do ręki. To, że oba przyciski trzeba nacisnąć równocześnie, pozwala też uniknąć przypadkowego wypadnięcia magazynka.


Zamek to całkiem porządny kawałek metalu, ale mimo tego nie chodzi ciężko. Jego masa nadaje mu nawet trochę dodatkowego pędu, dlatego przeładowywanie jest tutaj szybsze niż normalnie. Poza tym, dzięki tej dodatkowej energii zamek zawsze dosyła nabój. Głowica wyposażona jest w wyciąg sprężynujący oraz wyrzutnik. Ogólnie rzecz biorąc, dwutaktowe repetiery działają na zasadzie push feed, tzn. niekontrolowanego ładowania. Oznacza to, że pazur wyciągu nie ma pełnego kontaktu z kryzą łuski, dopóki nabój nie znajdzie się w komorze nabojowej. Podczas dosyłania opiera się on całkowicie na dolnej części głowicy. Przy takim mechanizmie, jeśli nie dociśniemy zamka do końca, to nabój nie wypali, a po ponownym odciągnięciu zamka zostanie w komorze nabojowej. To niezbyt pożądane, jeśli w pobliżu jest np. głodny niedźwiedź. Jednak Strasser ma dla nas rozwiązanie, a jest nim dźwignia zamka. W wielu mechanizmach, żeby doprowadzić do dosłania naboju, trzeba jednocześnie z przesunięciem zamka do przodu przekręcić jego dźwignię. U Strassera dźwignia ma możliwość ruchu tylko w tej linii, co sam zamek. Przy testach przeładowywanie szło bardzo szybko i nie było mowy o żadnych niewypa-

łach. Naboje były sprawnie podawane z magazynka i dosyłane, a łuski wyrzucane zawsze pod tym samym kątem, dzięki czemu nie zahaczały o montaż lunety. Zabezpieczenie składa się z przełącznika, który należy przesunąć kciukiem do przodu, wciskając jednocześnie przycisk blokujący. Przy odbezpieczaniu procedura jest odwrotna. Zabezpieczenie działa dobrze. Gdy iglica jest napięta, czerwony wskaźnik na zamku przesuwa się do góry, wskazując gotowość do strzału. Co prawda, różnica między górną a dolną pozycją wskaźnika jest niewielka i trudno określić, czy w danym momencie iglica jest napięta, czy nie. Spust jest miękki i działa bez zarzutu. Jego zaletą jest to, że da się w prosty sposób wyjąć cały mechanizm. Żeby to zrobić, wystarczy wyjąć zamek i przesunąć znajdującą się na obudowie blokadę do siebie. Dzięki temu spust jest łatwy w konserwacji, można też regulować jego twardość na trzech poziomach: 800 g, 1500 g lub 2500 g. W tym celu trzeba podnieść mniejszą sprężynkę i przesunąć ją do odpowiedniej dziurki. Jest to możliwe bez użycia jakichkolwiek dodatkowych narzędzi. Egzemplarz, który testujemy, można ustawić również na zaledwie 200 g. 2


Austriacki Strasser jest stosunkowo mało znanym producentem w naszym kraju, jednak jego broń odznacza się wieloma ciekawymi rozwiązaniami, które zasługują na większą uwagę. Na zdjęciach praktyczny bezpiecznik z blokadą ustawienia i precyzyjne regulowane przyrządy celownicze

8


przez niewielkie przesunięcie języka spustowego do przodu (przyśpiesznik jest standardowym wyposażeniem RS 05 wszystkich wersji, co nie jest zbyt częste w dwutaktach innych marek). Palec wskazujący leży na języku spustowym prostopadle do osi lufy i sprzyja celnemu strzelaniu (brak spychania bocznego). Również po napięciu przyśpiesznika palec leży doskonale na spuście, co w połączeniu z bardzo szybkim działaniem dźwigni powoduje natychmiastowy wystrzał. Jest to doskonała cecha tej broni, która wyróżnia ją wśród dwutaktów. Odrzut jest dobry (użyliśmy

amunicji Norma). Otwarte przyrządy celownicze da się w pełni wyregulować. Składają się z czerwonej światłowodowej muszki, z którą kontrastuje zielona linia szczerbinki. Cel namierza się szybko i skutecznie. Dodatkowym plusem jest gwintowana lufa, dzięki której przy montażu tłumika lub hamulca odrzutu nie trzeba zdejmować przyrządów celowniczych. Bączki również montuje się błyskawicznie. Żeby je wyjąć, wystarczy je docisnąć i przekręcić o 90 stopni – i odwrotnie w celu włożenia na miejsce. Prosto i sprawnie. Poza tym, pełnią one również funkcję sześciokątnych klu-

29


29

czy imbusowych, którymi w razie potrzeby można odkręcić czółenko. DOBRY WYBÓR

Muszę przyznać, że początkowo nie byłem zachwycony. Jednak moja ocena była pochopna. Po oddaniu strzałów, ponownym rozmontowaniu i zmontowaniu broni rzeczywiście doceniam jej innowacyjne rozwiązania i całościową koncepcję. Prawda, w przeciwieństwie do RS05 Solo nie ma wymiennych luf – to rozwiązanie pominięto, żeby obniżyć cenę, jednak zachowano wszystkie pozostałe cechy RS05, nawet wymien-

ną głowicę zamka. Czymś, co mi się nie do końca w tym modelu podoba, jest bezpiecznik i tylna część zamka – mogłyby być po prostu ładniejsze. Najbardziej lubię w Strasserze doskonały sposób montażu lunety i to, że zamek i jego dźwignia poruszają się jedynie w tym samym kierunku. Dodatkowym atutem jest możliwość dokupienia 6-nabojowego magazynka. Te wszystkie cechy, a także szybki i łatwy sposób na skrócenie broni do transportu, solidna kolba, stabilność i celność sprawiają, że kupując sztucer, warto wybrać Strassera Solo.

Spust można wyjąć i wyregulować, nawet na 200 g


Stabilny i estetyczny. Strasser ma jeden z najlepszych systemów montażowych, jakie widzieliśmy

3


GDZIE KUPIĆ Dystrybutorem marki STRASSER w Polsce jest firma Strzelec z Zielonej Góry prowadzona przez p. Krzysztofa Stefaniaka – wielokrotnego medalistę mistrzostw świata oraz reprezentanta Polski na igrzyskach w Moskwie w strzelaniu z karabinka sportowego. Obecnie firma Strzelec specjalizuje się również w usługach rusznikarskich i tuningowaniu broni długiej i krótkiej do celów sportowych i myśliwskich.

RS SOLO Broń dostępna jest w następujących kalibrach: Minikaliber: .222 Rem., .223 Rem. Standardkaliber: .243 Win., 6,5x55 SE, 6,5x65 RWS, .270 Win., 7x64, .308 Win., .30-06, 8x57 IS, 8,5x63, 9,3x62 Magnumkaliber: 7mm Rem. Mag., 300 Win. Mag. (dopłata 1000zł) Cennik: Magazynek na 3 sztuki naboi (magnum 2): 600 zł Magazynek na 6 sztuk naboi (magnum 5): 1400 zł Drewniana kulka rączki zamka: 300 zł Boczne blaty (cena za parę): Standard: 700 zł Premium: 1000 zł Luxus (sceny myśliwskie): 1400 zł Dostępne montaże: obejmy o 25,4 mm : 1550 zł obejmy o 30 mm: 1550 zł szyna Zeiss: 1550 zł szyna Swarovski: 1550 zł szyna Schmidt&Bender: 1550 zł pod kolimator Docter Sight: 1550 zł pod kolimator Aimpoint: 1550 zł szyna Picatinny: 1550 zł

0


Tekst: Jens Ulrik Høgh Tłumaczyła: Ewa Mostowska

As Time Goes By


P

ółnocna Montana, USA, prawdopodobnie lata 30. XX wieku. Zagadka: jaka dramatyczna historia kryje się za tym zdjęciem? Napis na jego odwrocie głosi: „To zdjęcie zrobiono rok temu w pobliżu Glacier Park – odkrycia dokonali myśliwi – szkielet człowieka i szkielet łosia – widać tu pistolet i szablę”. Pistolet to stary jednostrzałowiec, ale szabla nie jest typową częścią wyposażenia przy polowaniu na łosia. Sądząc po wielkości buta, raczej nie mamy do czynienia ze szczątkami Wielkiej Stopy. Roślinność dookoła wskazuje, że nogi zmarłego nie mogły leżeć w tym miejscu – w każdym razie nie dłużej niż rok lub dwa. Co się tutaj stało? Dlaczego rok po odkryciu szczątków nadal nikt nic nie wiedział? Z pewnością można snuć na ten temat niezliczone teorie. Moja jest taka: ludzki szkielet należy do ekscentrycznego starca, prawdopodobnie weterana wojennego, który postanowił wieść samotne życie w górach. Wystarczy spojrzeć na jego zęby – te nieliczne, które mu pozostały, są już całkiem zniszczone. Umarł albo śmiercią naturalną, albo od ostatniego uderzenia poroża śmiertelnie rannego łosia (to przecież nierzadkie zjawisko). Niezależnie od przebiegu wydarzeń, godny to dla mężczyzny sposób na odejście z tego świata...


Zapytani o ulubione miejsce w domu, Polacy najczęściej odpowiadają: „kuchnia”. Kojarzy się ona bowiem z rodzinnymi posiłkami, przyjazną atmosferą i bezpieczeństwem. Dzisiaj gotowanie dla wielu z nas stało się pasją. Dowodem na to są liczne telewizyjne programy kulinarne, internetowe blogi, książki i czasopisma. Miłośników gotowania od lat wspiera marka Fiskars, dostarczając im funkcjonalne, ergonomiczne, trwałe i atrakcyjnie zaprojektowane kuchenne akcesoria, a wśród nich noże z linii Fiskars Edge


W KUCHNI Z...


W

Fiskars nie ma miejsca na przypadek. Produkty tej cenionej marki z Finlandii to rezultat badań specjalistów, pracujących nad tym, by osiągnęły one najwyższą jakość. A wszystko zaczęło się ponad 365 lat temu... OD KUŹNI W FISKARS…

W 1649 roku Peter Thorwöste otrzymał przywilej założenia kuźni w wiosce Fiskars, gdzie zaczął wytwarzać pręty stalowe, noże, motyki, obręcze żelazne oraz inne przedmioty użytkowe. Niemal 200 lat później kuźnię odkupił aptekarz Johan Jacob Julin

i jako pierwszy w Finlandii rozpoczął produkcję sztućców. Julin unowocześnił fabrykę, która stała się znana ze swoich narzędzi kuchennych i rolniczych, a nazwa Fiskars zaczęła być utożsamiana z najwyższą jakością. W latach 60. XX wieku powstała wizytówka marki – sztandarowy produkt Fiskars – nożyczki z pomarańczowymi rączkami. …DO NAGRÓD RED DOT DESIGN

Dzisiaj Fiskars to międzynarodowa korporacja, a produkty tej marki przeznaczone dla domu i ogrodu, cenione są na całym świecie za ich

Nóż do skrobania

i


Nóż do pomidorów

Nóż szefa kuchni

i

i

Nóż typ Deba

i


N贸偶 do chleba

i


Ostrzałka Roll-Sharp TM

i

jakość, funkcjonalność i niepowtarzalne wzornictwo, które zachwyciło specjalistów w tej dziedzinie. Noże marki Fiskars zostały już dwukrotnie uhonorowane prestiżową nagrodą w dziedzinie wzornictwa – Red Dot Design. W 2006 roku nagrodzono linię Functional Form za ergonomię, funkcjonalność i bezpieczeństwo użytkowania, a w 2013 roku noże Edge wyróżniono za wyjątkowe połączenie elegancji i wygody. Obie nagrodzone serie są dziełem duńskiego projektanta Tobiasa Wandrupa.

i

Zestaw 5 noży w bloku


WARTO WIEDZIEĆ Jaki powinien być idealny nóż? Przede wszystkim musi on spełniać kilka warunków: • głownia powinna być ze stali nierdzewnej o twardości 52–56 HRC • kształt rękojeści musi być ergonomiczny i zapewniać ochronę palcom • kształt i szlif ostrza ma ułatwiać krojenie określonych produktów: śliskich, lepiących się, twardych • osadzenie rękojeści ma ułatwiać utrzymanie noża w czystości • jego powłoka ma zapobiegać przywieraniu produktów EDGE – noże doskonałe Fiskars Edge to linia noży o wyjątkowym designie. Ostrza wykonano z wysokiej jakości japońskiej stali nierdzewnej, a specjalny szlif jest gwarancją długotrwałej ostrości. Łatwość krojenia zapewnia łagodna linia ostrza i ergonomiczna rękojeść. Innowacyjna elegancka powłoka nie tylko przyciąga wzrok – to właśnie dzięki niej krojona żywność nie przywiera do ostrza, a nóż łatwo się czyści (można myć w zmywarce) i jest bardzo twardy. Noże Fiskars Edge doceniają nie tylko szefowie kuchni, ale też wszyscy, którzy cenią styl, jakość, funkcjonalność i bezpieczeństwo. Do ostrzenia wszystkich noży Fiskars zalecana jest ostrzałka Roll-Sharp TM.

dowiedz się więcej

i

Nóż typ Santoku


Więcej informacji o marce Fiskars, jej produktach, ich wykorzystaniu oraz technikach krojenia mięsa, ryb, warzyw i owoców, a także ciekawe przepisy znajdą Państwo w książce Wydawnictwa RM pod redakcją Marty Dobrowolskiej-Kierył „Nóż w kuchni. Jak kroić i obierać, żeby smacznie zjeść”

i


Menu na myśliw


TEKST: CORNELIS HOLLESTEIN ZDJĘCIA: MINJAKT.SE

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

wskie przyjęcie


Zapiekanka z ziemniaków – Gratin dauphinois SKŁADNIKI • 1 kg mączystych ziemniaków • 300 g śmietany • 150 g tartego sera (najlepiej typu Gouda albo Gruyère) • sól • biały pieprz • 1 łyżeczka gałki muszkatołowej • 1 ząbek czosnku PRZYGOTOWANIE

Ziemniaki obrać i pokroić na cienkie plastry. Wymieszać je z tartym serem (zostawić ok. 100 g sera na posypanie), przeciśniętym przez praskę czosnkiem, solą, pieprzem i odrobiną

startej gałki muszkatołowej. Następnie ułożyć plastry ziemniaka jedne na drugich w wysokiej brytfannie, naczyniu żaroodpornym lub formie do pieczenia, tak równo i zwarcie, jak to tylko możliwe. Wlać śmietanę, tak aby pokryła całkowicie powierzchnię ziemniaków, a na wierzch posypać pozostały ser. Piec przynajmniej 1,5 godziny w dolnej części piekarnika nastawionego na 125°C. Ziemniaki muszą się dokładnie upiec. Po upieczeniu utworzą one razem ze śmietaną i serem zwartą, przypominającą ciasto masę. Pamiętajmy, że po wyjęciu z piekarnika zapiekanka powinna przestygnąć – wtedy będzie łatwiej podzielić ją na porcje.

37


37


Ratatouille

SKŁADNIKI: • 1 mała cukinia • 1 mały bakłażan • 1 czerwona papryka • 1 żółta papryka • 1 pomarańczowa papryka • 2 szalotki bananowe • 2 suszone pomidory • 3 łyżki oliwy z oliwek • 1 łyżka octu z białego wina • sól i pieprz

PRZYGOTOWANIE

Warzywa pokroić wedle uznania w cienkie plastry lub paski. Na patelni podsmażyć cebulę. Gdy się zrumieni, dodać przygotowane warzywa i smażyć przez kilka minut, cały czas mieszając. Następnie dodać sól, pieprz i ocet, zmniejszyć ogień i dusić przez 10 minut.

38


38


Pachnący kawą sos z czerwonego wina i filet z sarny

SOS SKŁADNIKI • 3 cebule szalotki • 2 suszone pomidory • 5 ziaren białego pieprzu • 2 gałązki świeżego tymianku • 10 g wędzonej wieprzowiny lub bekonu • 1 łyżka oliwy z oliwek • 0,3 l czerwonego wina • 0,3 l bulionu cielęcego (może być z gotowej bazy) • 2 łyżki stołowe ziaren kawy PRZYGOTOWANIE

Wieprzowinę pokroić w kostkę, szalotki obrać i również pokroić, pomidory posiekać. W rondlu podgrzać odrobinę oliwy, a następnie podsmażyć mięso i cebulę. Dodać pomidory i smażyć jeszcze chwilę. Dodać wino, tymianek i pieprz. Poczekać, aż się zagotuje, a następnie zmniejszyć ogień i gotować przez ok. 10 min. Wlać bulion i gotować, aż sos się zredukuje i w rondlu zostanie go trochę ponad pół szklanki. Dodać kawę i gotować na wolnym ogniu kolejne 5 minut. Sos przecedzić przez sitko i odstawić.

FILET Z SARNY PRZYGOTOWANIE

Mniejsze kawałki mięsa, jak np. filet cielęcy lub z sarniny, mają tendencję do szybkiego przypalania się, przez co mogą stać się suche i niesmaczne. Takiemu mięsu wiele daje pokrywająca je cienka warstwa tłuszczu, dlatego ważne jest, by smażyć je w odpowiedni sposób. Filety przyprawić solą i pieprzem, w międzyczasie rozgrzewając patelnię. Następnie wlać na nią 2–3 stołowe łyżki oleju rzepakowego i dodać spory kawałek klarowanego masła. Mięso kładziemy dopiero, gdy masło całkowicie się rozpuści i zbrązowieje. W czasie smażenia mięsa nie należy go przesuwać na patelni ani podnosić, żeby zobaczyć, czy się zrumieniło – oceniamy to po bokach filetu. Trzeba go obrócić tylko raz w ciągu smażenia, polewając rumianym masłem. Po zdjęciu z patelni mięso owinąć podwójną warstwą folii aluminiowej i odstawić na 10 minut, aby odpoczęło.

39


39


GAZETA ŁOWIE

KURTKA BLASER RAM 2

KAMIZELKA STRZELECKA BERETTA SILVER PIGEON

ZESTAW

Wygodna i nieprzemakalna. Cena: 1319 zł www.grube.pl Dla prawoi leworęcznych strzelców. Cena: 379 zł CELOWNIK KOLIMATOROWY DELTA OPTICAL ENTRYDOT Delta Optical EntryDot to najnowszy kolimator na rynku. Niewielkich rozmiarów zamknięty celownik optyczny, dzięki precyzji wykonania, gwarantuje niezawodność i celność strzałów oraz pełny przegląd przedpola. Średnica świecącego punktu celowniczego 2 MOA jest idealnie dobranym wymiarem polecanym przez doświadczonych strzelców. Mocowanie weaver 22 mm. Możliwość dokupienia redukcji na szynę 11 mm. Cena: 699 zł www.deltaoptical.pl DELTA OPTICAL TITANIUM 65ED II To już druga generacja tego modelu. Luneta ma długość zaledwie 24 cm i waży tyle co przeciętnej wielkości lornetka, czyli 1350 g. W modelu 65ED zastosowano układ 4-soczewkowy – tzw. kwadruplet. Użycie czterech elementów pozwoliło na doskonałe skorygowanie zarówno aberracji chromatycznej jak i wszelkich wad pozaosiowych. Cena: 1490 zł www.deltaoptical.pl

Lekka braną ubran i jesie kuje porus memb wego i nie atmos

Cena:


ECKA POLECA

AKCESORIA KUCHENNE Z NOWEJ LINII FUNCTIONAL FORM

W JUSSA CAMO

Orientacyjne ceny detaliczne: od ok. 25 do ok. 90 zł www.fiskars.pl

Nowa linia akcesoriów kuchennych Functional Form to nie tylko wyjątkowy design, ale przede wszystkim wysoka jakość materiałów i rozwiązania, dzięki którym łatwiej i szybciej przygotujesz smaczną sałatkę. W skład nowej linii Functional Form wchodzą:

a kurtka i spodnie z memą AIR-TEX to bardzo dobre nie na okres wiosny, lata eni. Lekki materiał nie bloruchów, jest cichy przy szaniu się a jednocześnie brana zabezpiecza myśliprzed deszczem, wiatrem ekorzystnymi warunkami sferycznymi.

: 699 zł

www.dolasu.pl

suszarka do sałaty – idealna zarówno do przygotowania pysznej sałatki, jak i podania jej w nowoczesnej formie. Biała misa świetnie sprawdzi się do mycia warzyw czy podania sałatki. Gdy połączymy ją ze specjalnie wyprofilowanym sitkiem i przeźroczystą pokrywką, z łatwością wysuszymy umytą sałatę czy rukolę.

LORNETKA ALPEN SHASTA Powiększenie: 8,5X Szerokość obiektywu: 50 mm Ustawienie ostrości: Centralne Typ pryzmatów: Dachowy/BaK4 Liniowe pole widzenia [m]: 99/1000 Źrenica wyjściowa [mm]: 5.09 mm Wodoodporna Wieczysta gwarancja Cena: 745 zł

www.dolasu.pl



Don’t cry for me

Argentina W Argentynie sezon na jelenie w trakcie rykowiska przypada na koniec marca – rok łowiecki odwrócony jest tu do góry nogami, ale to nie umniejsza przyjemności z polowania TEKST I ZDJĘCIA: JENS ULRIK HGH TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA


S

iodłamy konie w ciemności. Emilio robił to już tysiące razy. Odkąd pamięta, konie są częścią jego życia. Mniejszy, La Mulita, ma już swoje lata, będzie mnie woził po pagórkowatym terenie przez najbliższe dni. Stary wałach nie jest z tego zadowolony – wie, że czeka go kilka ciężkich dni w prażącym słońcu Patagonii.

Moje nozdrza wypełnia silny zapach stajni. Emilio śpiewa cicho podczas pracy. Choć nie rozumiem słów, to jestem pewien, że traktują o jakimś rozdzierającym miłosnym dramacie. W trakcie długiego procesu szczotkowania, sprawdzania kopyt i zakładania wysłużonych siodeł, używanych przez gaucho, konie


stoją bez ruchu. La Mulita prycha z niezadowolenia, kiedy Emilio dociąga mu popręg. Wskazuje mi gestem, żebym wszedł na stojący pod ścianą kikut eukaliptusa i podprowadza tam konia. Kiedy na niego wskakuję, zwierzę demonstracyjnie odsuwa się, zaczyna rżeć i stąpać w miejscu. Nie wkłada jednak całego serca w tę pró-

bę uniknięcia pracy, więc szybko wspólnie dochodzimy do wniosku, że warto współpracować. Jest bezwietrznie, nie ma ani jednej chmurki. Ruszamy w dolinę pomiędzy wysokie, trawiaste wzgórza, a w naszych uszach rozbrzmiewa koncert jeleni w czasie rykowiska – wspaniały dźwięk dla uszu myśliwego.


PODRÓŻ PRZEZ PATAGONIĘ

To był drugi dzień mojego polowania w ogromnym łowisku w Patagonii, u podnóża Andów. Algar Safaris prowadzi tu wielką farmę łowiecką o powierzchni 22 tys. ha, gdzie na ogrodzonym terenie o wielkości 100 tys. ha hoduje jedne z największych jeleni na świecie. Ale ja nie przyjechałem polować w zagrodzie, tylko w otwartej przestrzeni, pomiędzy nią a górami, gdzie jelenie żywią się jedynie trawą. Ponieważ to olbrzymia powierzchnia, stanąłem przed wyborem środka transportu: samochód z napędem na cztery koła czy koń. Posłuchałem głosu serca, a nie... pośladków, i teraz z wolna, lecz pewnie posuwam się do przodu w towarzystwie pięknej przyrody i stukotu końskich kopyt. Dzień wcześniej ujechaliśmy prawie 50 km, aż dotarliśmy do dalekiej części łowiska, zamieszkanej przez guanako [Lama guanicoe – ssak z rodzaju lam – przyp. red]. Kamieniste wzgórza pokryte były tu kępkami grubej, suchej trawy i niskich krzewów, a ciągłe podejścia i zejścia stanowiły dla koni trudne zadanie. Wydawało mi się, że to teren nie do przebycia konno, a jednak silne zwierzęta zawsze znajdowały pewne oparcie dla kopyt. Szybko nauczyłem się polegać

na moim wierzchowcu, koncentrując się jedynie na utrzymaniu się w siodle podczas wspinaczki niemal pionowymi zboczami. W POSZUKIWANIU TROFEUM DOSKONAŁEGO

Całą ziemię pokrywał wulkaniczny popiół. Jego warstwa miała parę centymetrów, jednak w niektórych miejscach brodziliśmy w nim niemal po kolana. Trzy lata wcześniej w Chile wybuchł wulkan, powodując katastrofalny w skutkach deszcz popiołu. Jedna trzecia jeleni padła wówczas z głodu. Teraz pokarmu nie brakuje, ale ich długość życia skróciła się z powodu szybko ścierających się zębów. Nasz wybraniec okazał się dużym szesnastakiem. Raz wszedł na ścieżkę tylko 20 m od nas. Uniosłem i odbezpieczyłem broń, ale Emilio potrząsnął głową – to nie takiego kalibru byka szukał

Już pierwszego dnia widzieliśmy mnóstwo jeleni na rykowisku, ale żaden z nich nie spełniał wymagań Emilia. Dlatego dziś jechaliśmy w inną stronę, do obfitującej w roślinność pięknej doliny znajdującej się bliżej obozu. W gęstych zaroślach na dnie doliny

43


43


45


45

na czterokrotnym powiększeniu obserwowanie dzików nie stanowiło problemu. Namierzyłem ostatniego z nich i nacisnąłem spust. Rozległ się kwik, a za dzikiem uniosła się chmura kurzu. Spróbowałem go znów namierzyć, ale przed oczami miałem teraz plątaninę zarośli i dzików. Byłem jednak pewien, że wyjdzie z niej jeden dzik mniej. Zerknąłem na Emilia, ale on potrząsnął głową i pokazał gestami, że spudłowałem. Nie miałem wątpliwości, że strzał był trafiony. Podświadomie widziałem, co się stało, a przed oczami miałem siatkę celownika w momencie naciśnięcia spustu – ponieważ warchlak biegł, kula powinna trafić go na wysokości oczu, trochę bardziej z tyłu. Kiedy więc szliśmy poszukać postrzałka, moja intuicja podpowiadała, że jest dobrze – jednak Emilio był przekonany, że spudłowałem. 10 minut później doszliśmy do miejsca zestrzału. Nie było żadnej krwi. Rozdzieliliśmy się, żeby przeszukać teren w kierunku, gdzie zniknął dzik. 30 m stamtąd krzaki robią się nie do przejścia, więc zmniejszam powiększenie do 1,8x, żeby zyskać maksymalne pole widzenia. Pojedyncza kropla krwi wystarczy, bym wiedział, że dzik jest trafiony, tylko gdzie ona jest?


Gdy zaczynam przedzierać się przez krzaki, parę metrów przede mną dzik podnosi się. Strzelam ponownie. Dzieli nas dystans 10 kroków, jestem pewien, że trafiłem. Ale on biegnie dalej! Przeładowuję. Wkrótce nadarza się druga okazja, gdy dzik przebiega ścieżkę 20 m ode mnie – kolejny strzał i nic! Znów przeładowuję, podczas gdy zwierzę znika w zaroślach. Słyszę trzask łamanych gałęzi. Zerkam z ukosa na Emilia i wyrzucam z siebie kilka brzydkich

słów po angielsku i po hiszpańsku. Co jest nie tak? Po chwili znaleźliśmy dzika martwego, z trzema śmiertelnymi postrzałami płucnymi. Miał ok. 35 kg. Dziury wyjściowe były równie duże, co wejściowe, co oznacza, że moja nowa amunicja jest zwyczajnie za duża na tak małą tuszę. Za to broń i luneta sprawiły się dobrze, z ich precyzją też było wszystko w porządku. Emilio wydawał się bardzo poruszony całą sytuacją. Widać było, że rozpamięty4


wał ją jeszcze, gdy nad strumieniem zajmował się zdobywczą. BYK IDEALNY

Przenieśliśmy tuszę w cień, a potem na życzenie Emilia wróciliśmy do miejsca, z którego strzelałem. To była ciężka droga, a nie do końca wiedziałem, po co tam wracamy. W górę i w dół w żywym tempie szybko dotarliśmy na miejsce. Stanęliśmy pod szczytem i przyglądaliśmy się drugiej części doliny. Staliśmy tak 6

bez ruchu przez kilka minut, łapiąc oddech. Nagle zrozumiałem, o co chodziło Emiliowi. Kiedy oprawiał dzika, musiał usłyszeć uderzające o siebie poroża jeleni, odgłos walki. Zaczęliśmy się wspinać z nową energią. Kiedy dotarliśmy do grzbietu, Emilio przyklęknął. Zrobiłem to samo, chociaż będąc parę metrów za nim, nie wiedziałem, co tam zobaczył. On zastygł w bezruchu, obserwując dolinę przez lornetkę. Ostrożnie przeczołgałem się


do niego i wyjrzałem ponad grzbiet wzgórza. Daleko pod nami rozgrywała się walka. Dwa byki spotkały się w drodze z doliny na wzgórza, jeden był czternastakiem w sile wieku, drugi starym szesnastakiem o krótkich, ale niesamowicie mocnych tykach. Twarz Emilia rozjaśniła się na jego widok – w końcu pojawił się jeleń wart w jego mniemaniu strzału. Niedaleko nas znajdował się niewielki płaskowyż. Przedarłem się tam przez popiół i cierniste krzaki, po drodze wsadzając w jeden z nich rękę. Ustawiłem lunetę na maksymalne powiększenie, 14 x, jednak byłem za daleko, żeby mieć pewny strzał. Pozostało mi czekać i liczyć na to, że coś się zmieni... Po kilku minutach mojego pełnego napięcia oczekiwania walczące byki uznały, że im wystarczy i każdy poszedł w swoją stronę. Ten stary i silny podszedł bliżej mnie – teraz to dopiero było napięcie. Ułożyłem się w pozycji do strzału, obserwując krok po kroku, jak potężny byk się zbliża. Miał świtę w postaci 5 czujnych łań, jednak nasza pozycja na skalnej półce była niemal idealna – słońce za plecami, żadnego wiatru. Krzepki jeleń powoli, lecz nieuchronnie wypełniał krzyż celownika. Sły-

szałem swój własny puls, w ustach i gardle czułem suchość. Wkrótce stary byk znajdzie się w zasięgu strzału. Nie mogłem mieć lepszej pozycji. Odbezpieczyłem Mausera i przesunąłem palec na osłonę spustu. Jeleń stał dokładnie bokiem do mnie, kilkaset metrów od podnóża wzniesienia. Odwróciłem głowę, żeby otrzymać potwierdzenie od Emilia i jego ocenę dystansu. On, jakby czytając w moich myślach, napisał w pyle: Jestem pewien, że to miejsce, jego myśliwi i mój wierny wierzchowiec La Mulita pozostaną w mej pamięci na długo

300 m, i potrząsnął głową. Demonstracyjnie ustawiłem regulator balistyczny na 300 m. Zrozumiawszy, co chcę zrobić, Emilio uśmiechnął się z aprobatą, chociaż nigdy wcześniej nie widział lunety z ASV. Wziąłem głęboki oddech, wstrzymałem go i pozwoliłem, by czerwony punkt odnalazł łopatkę byka. Strzał przerwał ciszę, byk padł, a łanie się rozbiegły. Po chwili byk podniósł się, a ja, mając w pamięci uciekającego dzika, posłałem od razu jeszcze jeden strzał. Jeleń padł i już się nie podniósł. Po żwawej, wyczerpującej wędrówce, która przyprawiła nas o mocną

47


47


zadyszkę, dotarliśmy do miejsca zestrzału. Oba strzały były dobre, trafiły tam, gdzie miały. Olbrzym leżał z wieńcem w popiele, a i chrapami ku niebu, jakby w ostatnim cichym ryku. Długo tak staliśmy, przyglądając się bez słowa staremu wojownikowi. Następne dni upłynęły na swobodnym polowaniu. Udało mi się strzelić 3 jelenie, których jest pełno na terenach Algar Safaris.

Jestem pewien, że to miejsce, jego myśliwi i mój wierny wierzchowiec La Mulita pozostaną w mej pamięci na długo. Pewnego dnia tu powrócę, z karabinem na ramieniu – nie mogę myśleć inaczej, nie chcę. Mam nadzieję, że stanie się to szybko.


MOJE WYPOSAŻENIE Na tym wyjeździe miałem ze sobą lunetę Zeiss Victory HT 2,5–10x50 z celownikiem 60. Była wyposażona w dopasowany do mojej amunicji ASV+. Żeby szybko wyregulować lunetę, wystarczy znać odległość od celu. Lornetka, której używałem, to Zeiss HT 8x42. Używałem karabinu Mauser M03 African PH kalibru 300 Winchester Magnum. Świetnie się sprawdza na dłuższych dystansach, z którymi często mamy do czynienia w Afryce czy Ameryce Południowej. Polowałem w kurtce i spodniach Hurricane, które są lekkie, wytrzymałe, elastyczne i nie szeleszczą. Flanelowa koszula Pajala, 100% bawełny. Buty Pro Hunter GTX 10 Amortex z kevlaru zapewniły mi komfort nawet na koniu!


Targi Jagd & Dortmund 20 Pasjonatom łowiectwa, wśród których nie brakuje kibiców Borussii Dortmund, to miasto położone w Zagłębiu Ruhry nie kojarzy się tylko z piłkarskim klubem. Dortmund słynie bowiem z wyjątkowych Targów Jagd & Hund ZDJĘCIA: ALENA STEINBACH SZCZEGÓŁOWĄ RELACJĘ MOGĄ PAŃSTWO ZNALEŹĆ W GAZECIE WIRJAGEN, DARMOWEJ INTERNETOWEJ GAZECIE MYŚLIWSKIEJ NASZYCH ZACHODNICH SĄSIADÓW


Hund 015


N

ajwiększa łowiecka impreza targowa Europy odbyła się w dniach 3-8 lutego. Zainteresowanie dortmundzkimi targami z roku na rok rośnie, czego dowodem jest aktualna statystyka. W tegorocznej edycji, w sześciu halach swoje oferty zaprezentowało 833 wystawców z 41 krajów, czyli o 85 więcej niż w roku ubiegłym. W ciągu kilku dni Messe Westfallenhallen Dortmund odwiedziło prawie 77 tys. gości! Swoje święto mieli nie tylko myśliwi i hodowcy psów myśliwskich, ale również wędkarze – z myślą o nich w sąsiednich halach odbywały się Targi Fisch & Angel. My, choć nieco zazdrościmy rozmachu naszym sąsiadom zza Odry, z nadzieją patrzymy na nasze rodzime targowe imprezy w Poznaniu, Sosnowcu, Warszawie czy Ostródzie i zapraszamy do obejrzenia zdjęć z Dortmundu!

50


50



REKLAMA W GAZECIE ŁOWIECKIEJ Chcesz szybko, skutecznie i atrakcyjnie zareklamować swój produkt? Teraz Gazeta Łowiecka, w poszerzonej o nowe funkcjonalności interaktywnej aplikacji, otwiera przed Tobą wyjątkowe możliwości. Oferowany przez Ciebie produkt jest bezpośrednio podlinkowany do sklepu internetowego, w którym można go kupić. Z naszej aplikacji możesz korzystać na komputerze, tablecie i smartfonie, gdziekolwiek jesteś! Ofertę reklamową indywidualnie dopasowujemy do potrzeb Reklamodawcy, uwzględniając specyfikę każdej branży. Nie czekaj i skontaktuj się z Działem Reklamy Gazety Łowieckiej: e-mail: reklama@gazetalowiecka.pl tel.: 22 428 11 76


BERETTA 690


FIELD III

NASTĘPCA TRONU Beretta 690 Field III jest myśliwską wersją wprowadzonego na rynek rok temu modelu 692, który przeznaczony jest przede wszystkim na tor strzelecki. To półprofesjonalna alternatywa dla pasjonatów strzelania do rzutków. Rekomendowana cena sklepowa 690-ki wynosząca 11 900 złotych nie czyni jej najtańszą bronią w ofercie firmy. Jednak kiedy jej się bliżej przyjrzeć, wydaje się uzasadniona TEKST I ZDJĘCIA: WWW.MINJAKT.SE

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA


N

a początku lipca 2014 roku Beretta zaprezentowała długo oczekiwanego następcę modelu 686. Przedstawiciele magazynów strzeleckich z całego świata zebrali się we włoskiej Toskanii, by zobaczyć go na własne oczy, a przede wszystkim wziąć udział w testach nowej broni – 690 Field III. Strzelba bazuje w dużej mierze na modelu sportowym 692, z którego bierze całą nową technologię. Jednak wersja myśliwska jest dużo bardziej elegancka od swej sportowej koleżanki: posiada smukły kształt, piękną grawerowaną w myśliwskie motywy baskilę i elegancką drewnianą osadę. Te dwie ostatnie cechy przyczyniły się do nadania strzelbie dodatkowej nazwy – Field III – co oznacza broń myśliwską III stopnia.

Nowy projekt lufy oraz lżejsze czółenko obniżyły wagę o 100 g w stosunku do modelu 687. 690 Field przy 71-centymetrowej lufie nie waży więcej niż 3,35 kg. Waga waha się o ok. 100 g w zależności od wybranej przez nas klasy drewna. Na razie model dostępny jest w kalibrze 12/76, ale w tym roku ma się pojawić wersja w kalibrze 20. Beretta 690 posiada w standardzie pięć wymiennych czoków, jednak można zamówić wersję ze stałymi czokami. Ponadto producent oferuje wiele możliwości dopasowania broni do własnych potrzeb. Do wyboru są trzy długości lufy: 66, 71 i 76 cm, drewno na osadę, dwa kąty opadania kolby: 35/55 i 38/60, oba w prawym i lewym awantażu. Poza tym strzelba wyposażona jest w solidną, 2-centymetrową stopkę, która ab-

53


53

sorbuje najmocniejszą część odrzutu. Broń jest wyjątkowo dobrze wyważona. Ciężar umieszczono dokładnie tam, gdzie powinien być w dobrej śrutówce, czyli pomiędzy rękami strzelca. Test podczas prezentacji odbył się w formie zawodów pomiędzy dziennikarzami, na wymagającym torze strzeleckim oferującym 25 różnych konkurencji – z rzutkami podawanymi wysoko, nisko, z boku, z tyłu, zając w przebiegu, itd. Broń, której używalismy podczas zawodów, miała 71-centymetrową lufę. Zawody zostały tak zaplanowane, że wcześniejsze zapoznanie się z bronią nie było możliwe. Ta raczej śmiała strategia ze strony firmy odbiła się na wynikach niektórych strzelców. Dla moich długich ramion broń była trochę za krótka, ale mam tak z każ-

dą bronią o standardowym wymiarze, więc jestem przyzwyczajony. Z kolei wyważenie jest doskonałe, można było to poczuć już przy pierwszym strzale. Ja i Beretta 690 Field III szybko staliśmy się przyjaciółmi. Umknęły nam 4 z 25 rzutków, co jest dobrym wynikiem, ale wystarczyło tylko na trzecie miejsce w zawodach, które wygrał Anglik Michael Yardley z 24 rzutkami na koncie – dobra robota! Tylko kilka razy wcześniej zdarzyło mi się tak szybko zaprzyjaźnić z bronią. Proces poznawania się był nieskomplikowany, a dobre wrażenie wzmocniła jeszcze efektywna stopka, która ujarzmiła i tak dość lekki odrzut. Chętnie postrzelam jeszcze z tego modelu, najlepiej z 71-centymetrową lufą.


EXPOHunting 2015

ZAPRASZAMY DO SOSNOWCA! W łowieckim kalendarzu kwiecień oznacza, że czas ruszać do Sosnowca na odbywające się tam Targi EXPOHunting. O ich tegorocznej edycji oraz towarzyszącym im wydarzeniom rozmawiamy z Agnieszką Miklas, Dyrektor Międzynarodowych Targów Łowieckich EXPOHunting ROZMAWIA: ADAM PIOSIK ZDJĘCIA: EXPOHUNTING

To już 6. edycja Targów Łowieckich EXPOHunting. Kto wpadł na ich pomysł i jak się to wszystko zaczęło? Wielu z Państwa zaskoczy zapewne fakt, że pomysł na organizację targów łowieckich w Centrum Targowo–Konferencyjnym Expo Silesia w Sosnowcu zrodził się, jak to często bywa… przypadkiem. Jako pracownik młodego jeszcze na targowej mapie Polski ośrodka, poszu-

kiwałam ciekawych i innowacyjnych pomysłów na kolejną imprezę. I tu z pomocą przyszedł mój ojciec, którego dobry znajomy jest zapalonym myśliwym. To on zachęcił mnie do zbadania rynku branży łowieckiej i jak się z czasem okazało – była to genialna decyzja. W samym bowiem woj. śląskim i ościennych działa ponad 700 kół łowieckich z 2,5 tys. na obszarze całego kraju. To 24 tys. zrzeszonych członków, polujących na obszarze ponad


Agnieszka Miklas – Dyrektor Międzynarodowych Targów Łowieckich EXPOHunting, Kierownik Działu Targowego w Centrum Targowo-Konferencyjnym Expo Silesia w Sosnowcu, od blisko 7 lat odnosi sukcesy w branży targowej

5,5 mln ha obwodów łowieckich. Ponadto Expo Silesia zlokalizowane jest zaledwie godzinę drogi od granicy z Republiką Czeską i dwie godziny od granicy ze Słowacją. Doskonała lokalizacja – bliskość dwóch lotnisk czy autostrady, sprawia, że EXPOHunting – bardzo chętnie odwiedzają teraz również goście z zagranicy. Pierwsze targi udowodniły, że to właśnie lokalizacja stała się gwarantem dotarcia do ogrom-

nej rzeszy potencjalnych klientów – 25 stoisk odwiedziło wtedy ponad 3 tys. zwiedzających! I co roku liczba ta wzrasta, podobnie jak liczba firm, zainteresowanych dotarciem do odbiorców, którzy chętnie podejmują u nas decyzje zakupowe – zarówno te prywatne, jak i kontraktowe. Bardzo ważnym atutem jest też wiosenny termin EXPOHunting. Kwiecień jest miesiącem, kiedy prawdziwy myśliwy tęskni już za łowiskiem.


Do rozpoczęcia sezonu polowań na rogacze jest jeszcze miesiąc – to zatem idealny czas na „odświeżenie” swojego ekwipunku bez dylematu, czy wybrać się do lasu, czy spotkać z kolegami podczas EXPOHunting… Jakie zmiany zostaną wprowadzone w tym roku w porównaniu do poprzednich edycji? Rok 2015 zapowiada się naprawdę imponująco. Udział w Targach zadeklarowały już nie tylko firmy krajowe, ale i zagraniczne. Tegoroczna

ekspozycja po raz pierwszy w historii zajmie przestrzeń całej hali naszego ośrodka, tj. 10,5 tys. m2. Sukcesywnie staramy się poszerzać tematykę targów i promować aspekty łowiectwa do tej pory nieznane w Polsce lub te, które dopiero zyskują na popularności. Jako pierwsi w Polsce prezentowaliśmy łucznictwo 3D czy też ofertę knifemakerów. W tym roku szczególnie szeroko będą prezentowane broń i amunicja. Oprócz oferty z zakresu optyki, noży, odzieży i obuwia, znaczącą ekspozycję zarezerwowano dla samochodów – 4x4

55


55

i specjalistycznych, niezbędnych w pracy każdego koła łowieckiego czy pracowników leśnictwa. Podtrzymujemy rozwiązania, które sprawdzają się od kilku edycji – m.in. podział Targów na strefy, dzięki którym zwiedzającym łatwiej jest znaleźć to, czego szukają. Ilu wystawców i z jakich państw zobaczymy podczas tegorocznej edycji Targów? Praca nad przygotowaniem Targów trwa, tak więc liczba wystawców

i reprezentowanych krajów zmienia się niemal z dnia na dzień! Już dziś wiemy, że ponownie liczby okażą się dla nas łaskawe, a wskaźniki dotyczące wystawców, jak i powierzchni ekspozycyjnej będą większe niż w roku 2014. Dla przypomnienia – podczas ostatniej edycji swoją ofertę przedstawiło ponad 160 firm, reprezentujących blisko 400 światowych marek. W chwili obecnej wśród zagranicznych wystawców są przedstawiciele z Republiki Czeskiej, Węgier, Rumunii, Austrii, Niemiec, Pakistanu czy Namibii.


Jakie wydarzenia towarzyszące kwietniowym Targom poleca Pani naszym Czytelnikom? Na sukces EXPOHunting składa się nie tylko atrakcyjna oferta wystawców, ale i rekordowy program, zwykle blisko 40 wydarzeń towarzyszących. Wśród nich znajdą się m.in. wystawy przyrodnicze i trofeów z różnych zakątków świata, wystawy fotografii, prezentacja ptaków drapieżnych, koncerty muzyki myśliwskiej i prezentacje sygnałów łowieckich. Dla tych, którzy chcą sprawdzić swoje strzeleckie umiejętności partnerzy targów przygotują strzelnice łucznicze i laserowe. Nie zabraknie konkursów dla zwiedzających – m.in. fotograficznego oraz wiedzy myśliwskiej. Na targowej scenie zagości prezentacja nowych produktów, pokaz wabienia jeleni oraz Hunting Fashion Show – pokaz mody myśliwskiej. Miłośnikom sztuki współczesnej polecamy natomiast wystawę prac wybitnego polskiego artysty – Lecha Batora. Miło mi poinformować, że 11 kwietnia Targom EXPOHunting towarzyszyć będzie I Krajowa Wystawa Użytkowych Psów Ras Myśliwskich dla psów posiadających Certyfikat Użytkowości Łowieckiej. Inspiracją do

zorganizowania wystawy dla psów myśliwskich o randze krajowej przez bytomski oddział Związku Kynologicznego w Polsce oraz Expo Silesia były coroczne Prezentacje Psów Myśliwskich, odbywające się od pierwszej edycji EXPOHunting. To wyjątkowe i jedyne takie wydarzenie w Polsce, dlatego zapraszam wszystkich myśliwych i ich czworonogi! Jak oceniłaby Pani Targi EXPOHunting w Sosnowcu na tle innych tego typu wydarzeń zorganizowanych z myślą o środowisku łowieckim? Łowiecką brać z pewnością cieszą wszystkie te wydarzenia, gdyż są one oczywiście doskonałą okazją do spotkań w gronie kolegów. Oceniając je jednak z szerszej perspektywy, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czym przede wszystkim są Targi? To przecież narzędzie marketingowe, którego głównym celem nadal pozostaje wzrost sprzedaży. W opinii naszych wystawców to właśnie EXPOHunting są najważniejszą imprezą w Polsce, która umożliwia im jego realizację, wpływając zarówno na wzrost sprzedaży hurtowej, jak i detalicznej. Targi w Sosnowcu co roku szukają nowych rozwiązań, które wpływa-

56


56

ją na jakość świadczonych przez nas usług w tym zakresie. Muszę przyznać, że razem z Zespołem z dumą patrzymy, jak nasze innowacyjne pomysły powielane są przez innych organizatorów wydarzeń dla braci łowieckiej – nie da się ukryć, że Targi EXPOHunting wyznaczają trendy! Dużym sukcesem jest również to, że marka EXPOHunting znana jest już nie tylko na polskim, ale i europejskim rynku. Do niedawna w naszym kraju odbywały się tylko dwie duże imprezy targowe dla myśliwych i sympatyków łowiectwa. W zeszłym roku udanie zadebiutowały Targi Hubertus Arena w Ostródzie, dopiero co zakończyły się pierwsze Targi Knieje w Poznaniu. Jesteśmy dość małym krajem jeśli chodzi o liczbę myśliwych – nie za dużo tych imprez? Dlatego uważam, że każda okazja do integracji łowieckiej braci jest dobra – czy mówimy o targach, wystawach, festiwalach, hubertusach, czy konkursach. Każde z takich wydarzeń to także doskonała promocja łowiectwa wśród lokalnej społeczności i w mediach niezwiązanych z branżą myśliwską.


Wiemy, że odwiedza Pani liczne imprezy dla myśliwych w całej Europie. Które z nich szczególnie poleciłaby Pani naszym Czytelnikom. Jakie wzorce stara się Pani przenosić na rodzimy grunt? To prawda, staram się regularnie uczestniczyć w wydarzeniach zagranicznych. To dla mnie okazja nie tylko do spotkań z firmami, ale również idealne miejsce do podpatrzenia dobrych rozwiązań i praktyk, które staram się wdrożyć wraz z Zespołem do naszych działań. Z targów zagranicznych z pew-

nością warto wymienić takie jak: IWA OutdoorClassics w Norymberdze, JAGD & HUND w Dortmundzie, czy Silva Regina w Brnie. Z niecierpliwością czekam na Die Hohe & Fischerei w Salzburgu, które odwiedzę w tym roku po raz pierwszy. Wyjazdy na imprezy odbywające się poza granicami Polski to najlepsza okazja do kontaktów bezpośrednich z producentami. To dzięki tym spotkaniom EXPOHunting mogą się pochwalić prawdziwie międzynarodową rangą – na targach reprezentowanych jest

57


57

blisko 400 marek z całego świata. Z uwagą słucham także podpowiedzi naszych rodzimych wystawców i partnerów, a wszystkie cenne wskazówki staram się wprowadzić w życie na Targach w Sosnowcu. Jaki jest Pani cel jako organizatorki Targów na następne lata i czy ma Pani jakieś marzenia związane z rozwojem tej imprezy? Naszym celem jest przede wszystkim promocja łowiectwa. Chciałabym, aby Targi EXPOHunting były dobrym miejscem spotkań łowieckiej

braci, a data naszego wydarzenia na stałe wpisała się do jej kalendarzy. Mam nadzieję na dalszy rozwój imprezy, wzrost najważniejszych wskaźników, i zadowolenia – zarówno wystawców jak i zwiedzających. To, że te marzenia mogą się spełnić, widać już dziś. Stały rozwój targów myśliwskich, prezentacja nowości i systematyczna praca nad poszerzeniem zakresu branżowego zaowocowała nowym wydarzeniem w kalendarzu Expo Silesia. W maju zapraszamy na premierową edycję Targów Strzelectwa, Militariów i Survivalu


EXPOShooting. Mam nadzieję, że to wydarzenie powtórzy sukces EXPOHunting. Zwykle pytamy naszych rozmówców o anegdotę związaną z ich zajęciem. Czy podczas prac nad poszczególnymi edycjami Targów zdarzyło się coś, co szczególnie zapadło Pani w pamięć lub co wspomina Pani z uśmiechem? Oczywiście! Sytuacji śmiesznych czy trudnych podczas organizacji eventów nigdy nie brakuje! Ale taka już rola organizatorów, że musimy mierzyć się z tym, co nieprzewidywalne np.: problemem przetransportowania do Polski noży z Pakistanu czy kuszy

z Holandii, sową, która uciekła podczas pokazu ptaków drapieżnych i nie chciała wrócić do opiekuna czy moim własnym chrześniakiem, który usłyszawszy brzmienie rogu mistrza Europy w wabieniu jeleni, uciekał gdzie pieprz rośnie. Osobiście najcieplej wspominam jednak… „przełamywanie lodów”, czyli to jak kolejni wystawcy stopniowo przyjmowali mnie do swojego grona łowieckiej braci. To była często niełatwa praca nad wspólnymi relacjami, ale po latach chyba udało mi się zdobyć ich zaufanie i szacunek. Cóż, to zapewne było mi pisane od samego początku, jako urodzonej 3 listopada – pod opieką św. Huberta, patrona wszystkich myśliwych!



Kudu

AFRYKAŃSKA


ZJAWA

Nie wiadomo dlaczego jedne gatunki zwierząt łownych kuszą nas bardziej, a inne mniej. Może chodzi o niemal mistyczną atmosferę, której źródłem może być dla myśliwego przepiękny jeleń czy potężny łoś lub też – jak w moim przypadku – afrykańska zjawa? TEKST I ZDJĘCIA: MATS GYLLSAND

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA


S

iedzę przyczajony na szczycie góry w Limpopo (RPA) razem z PH (Professional Hunter – przyjęta w Afryce nazwa dla profesjonalnego myśliwego podprowadzacza – przyp. tłum.). Dotarcie tu zajęło nam 5 wyczerpujących dni w bardzo trudnym terenie. Jednak wkrótce, jeśli wszystko pójdzie dobrze, otrzymam swoją nagrodę. To moja ostatnia szansa, bo jutro wracam do domu… ZACZĘŁO SIĘ OD HEMINGWAYA

O strzeleniu antylopy kudu marzyłem od dziecka. Skąd takie pragnienia? Przeczytałem „Zielone wzgórza Afryki” Ernesta Hemingwaya, książkę, w której opisuje on swoje polowania m.in. właśnie na afrykańską zjawę – kudu. To prawie największy gatunek

antylopy w Afryce (większa jest tylko eland), z pewnością jeden z piękniejszych. Wielu myśliwych ją widziało, szczególnie w rezerwatach przyrody w RPA – na wolności to wcale nie takie proste. W jednej chwili kudu jest, w drugiej znika bez śladu. Prawdopodobnie stąd wzięło się określenie afrykańska zjawa. Hemingway pisał o niej w latach 30. XX w. Około 80 lat później ja i mój PH na szczycie góry w Limpopo od paru godzin czekamy na okazję do strzału. Wiemy, że 50 m od nas, na znajdującej się poniżej skalnej półce, stoi stado kudu... NA TROPIE

Wszystko mnie boli od niewygodnej pozycji, nogi zdrętwiały już dawno.

Ernest Hemingway na polowaniu w Afryce, zima 1934–1935

6


0

Mats Gyllsand z wymarzoną zdobyczą – pięknym kudu pozyskanym kilka lat temu w RPA


Podprowadzacz ma się jeszcze gorzej. Odczuwa skutki nieco zakrapianego wieczoru przy ognisku, a dzisiejszy upał na pewno nie poprawia sytuacji. Nie ukrywam, że mam z tego powodu niemałą satysfakcję… Włóczymy się po tym terenie już od 5 dni. Widzieliśmy kilka kudu, ale albo nie spełniały naszych oczekiwań, albo nie stały w dobrej pozycji do strzału. Prawda, zdążyłem już strzelić zebrę oraz piękną impalę, ale przecież nie po to tu przyjechałem! Zerkam na zlanego potem PH, który właśnie wypala ostatniego papierosa z paczki – 20 sztuk przed obiadem. Rozmyślam przez chwilę nad stanem Cały jestem zlany potem. Ostrożnie zerkam ponad krawędzią góry. Stoją tam, na półce 50 m pod nami. To grupa 10–15 antylop kudu, w samym środku której znajduje się cel moich marzeń

jego płuc i moim pobytem w Afryce. Jak zawsze najgorsza była dla mnie sama podróż. 12 bezsennych godzin w niewygodnym samolotowym fotelu nie pozostało bez wpływu na moją kondycję w pierwszych dniach polowania. Moi przyjaciele, którzy spali całą drogę, byli po przylocie znacznie żwawsi niż ja.

Pierwsze dni w obozie poświęciłem na rekonesans z pomocą tropiciela i podprowadzacza. Chociaż bliższe prawdy jest stwierdzenie, że to oni tropili, a ja podążałem za nimi. Szukaliśmy wspaniałego okazu, którego pozyskanie byłoby prawdziwym świętem i spełnieniem dziecięcych marzeń. Moi towarzysze kilka razy zatrzymywali się, wskazywali na górę i mówili: „Great kudu bull, strzelasz?” Ja patrzyłem w lornetkę i odmawiałem. POJAWIA SIĘ I ZNIKA…

Po 2 dniach w końcu sytuacja się zmieniła. Gdy wspięliśmy się na szczyt, moi kompani wypatrzyli na górze naprzeciwko nas wspaniałego byka. PH syknął do mnie, gestykulując żywo: „Get ready, it’s a nice kudu bull”. Po szybkim zerknięciu w lornetkę stwierdziłem, że to prawda. Oceniłem, że znajdujący się na tej górze okaz ma rogi długości między 160 a 180 cm, i że musimy podejść bliżej, żeby trafić. Ale PH uparł się, że powinniśmy spróbować z tego miejsca, że to maksymalnie 200 m. Wyciągnąłem więc dalmierz i pokazałem mu ekran – 380 m. O wiele dalej, niż pozwalają mi na to rozsądek i zasady. Proponuję więc, żebyśmy podeszli bliżej. Zmęczony PH


wydaje z siebie jęk, ale zgadza się. Dojście zajmuje nam godzinę. PH ustawia swój dwójnóg, a ja przygotowuję się do strzału. Spoglądam na zwierzę, unoszę broń i próbuję namierzyć cel. Na próżno, bo… kudu oczywiście już tam nie ma. Ta krótka chwila na uniesienie broni wystarczyła, by antylopa zniknęła. Żaden z nas nie spostrzegł, gdzie się podziała, nawet tropiciel, który zazwyczaj widzi najmniejszy szczegół. ZEBRA NA CELOWNIKU

Szukamy dalej, niestety bez skutku. W końcu trafiamy na stado zebr, skupione na pobliskim niewielkim

wzniesieniu. Chociaż wiatr wieje dla nas niekorzystnie, postanawiamy spróbować. Na szczęście jest z nami tropiciel, bo ja nie mam z zebrami żadnego doświadczenia, a mój PH też nie jest w tej dziedzinie specjalistą. Na dodatek znowu nie jest w formie i nerwowo odpala papierosa za papierosem. Szykuję się do strzału, ale zebry zaczynają się niepokoić. Kilka próbuje ostrzec resztę o niebezpieczeństwie, więc szybko celuję w jedną z nich. PH rusza się niezdarnie, ale rozkłada dwójnóg na czas. Zebra stoi 100 m ode mnie w gęstwinie krzewów. Wyraźnie widzę jej łopatkę. Naciskam

Co prawda, zebry nie było w planach, ale przeżycie naprawdę niesamowite…


spust. Strzał jest idealny. Zebra zaznacza strzał, po czym uchodzi. PH i tropiciel gratulują mi i razem idziemy do miejsca zestrzału. Ślady trafienia są wyraźne. Po kolejnych kilkudziesięciu metrach tropiciel pokazuje na ziemię. Jest następny ślad, więc idziemy dalej. Po 100 m tropiciel zatrzymuje się. Wskazuje gestem na swoje oczy, a potem przed siebie. W końcu dostrzegam zebrę. Wciąż

żyje, dlatego idę ostrożnie, trzymając w ręku broń. W odległości 10 m od niej oddaję ostateczny strzał. Jest po wszystkim. CZAS NA KUDU

To już ostatni dzień mojego pobytu w RPA. Moja determinacja jest ogromna – dziś na 100% strzelę kudu, niezależnie od wielkości. Na szczycie góry panuje nie-

PH i tropiciel obserwują teren, próbując wypatrzeć cel naszego polowania, antylopę kudu


miłosierny upał. Czas płynie. Zdaję sobie sprawę, że jeśli ma mi się w ogóle udać, to wkrótce coś musi się wydarzyć. Mój podprowadzacz nie wydaje się jednak równie zaangażowany jak ja. Próbuję więc błyskawicznie opracować jakąś strategię. Ustalamy, że podejdziemy bliżej stada i zobaczymy, czy znad krawędzi będzie je widać lepiej.

Powoli czołgamy się przez suchą trawę, co powoduje, że myślę tylko o wężach, których pewnie jest tu pełno. Boję się ich i właśnie teraz moja fobia niespodziewanie się uaktywniła. Przejście do lepszego miejsca zajmuje nam prawie godzinę. Cały jestem zlany potem. Ostrożnie zerkam ponad krawędzią góry. Stoją tam, na półce 50 m pod nami. To grupa 10–15 antylop kudu, w samym środku


której znajduje się cel moich marzeń. Zgadzamy się, że przed oddaniem strzału muszę trochę odpocząć.. Sprawdzam broń, ładuję. Patrzymy na siebie porozumiewawczo i podnosimy się. Unoszę sztucer – w tym momencie zostajemy odkryci. PH mocuje się z dwójnogiem, ale ignoruję go, namierzając w pośpiechu swój cel. Mój byk ucieka, ale trzymam go na celowniku. Strzelam. Nie wiem nawet, czy trafiłem, ale PH już biegnie w dół zbocza, więc chyba jest dobrze. Ładuję do komory kolejny nabój. 50 m od podprowadzacza widzę moją antylopę. Jest trafiona, ale nadal się porusza. Strzelam jeszcze raz, zwierzę pada. Nie jestem pewien,

czy mój PH to dostrzegł, bo nagle widzę, jak biegnie przed siebie z pistoletem w dłoni. Wygląda to trochę jak na marnym gangsterskim filmie. Gdy dociera do martwego kudu, unosi pistolet, wyciąga ramiona, celuje w tuszę i oddaje 6 czy 7 strzałów w grzbiet ze swoich 9 mm. Do dziś nie rozumiem, dlaczego to zrobił. Być może był już sfrustrowany sytuacją i bał się, że się nie uda. Albo po prostu taki miał styl. Tego wieczoru i ja świętuję. Nie zaszkodzi, jeśli następnego dnia będę lekko niedysponowany – może nawet pomoże mi to przespać drogę powrotną. A jeśli nie, mogę wtedy zaplanować kolejną podróż do Afryki, bo to niezwykłe miejsce, do którego się wraca!

Żeby przenieść nosorożca w inne miejsce, trzeba go najpierw uśpić



EXPRESS KULOWY MERKEL JAGD

Kaliber 2razy 8x57RS. Cena: 11 000 zł

SAUER ELEGANT 303

Kaliber 30.06. Cena: 7 500 zł

BOCK ANTONIO ZOLI

Kaliber 20/76; dodatkowo zielona walizka. Cena: 5 500 zł

EXPRESS BROWNING CLASSIC

kaliber 9,3x74R z luneta Swarovski PVI-2 1,25-4x24 z podświetlanym punktem. Cena: 17 000 zł

SKLEP MYŚLIWSKI SZÓSTAK


SZTUCER BROWNING BAR

Półautomat kaliber 30.06 z kolimatorem Docter. Cena: 7 200 zł

BOCK BROWNING ULTRA XS

Komplet wymiennych czoków, zapasowe spusty, wymienne muszki, walizka. Cena: 11 000 zł

EXPRESS BLASER S2

Kaliber 2razy 8x57. Cena: 17 800 zł

SZTUCER KEPPELER

Kaliber 223 Rem. z lunetą Swarovski PVI-2 6-25/50 z podświetlanym punktem. Cena: 12 900 zł

sklepmysliwski@gmail.com tel.: 43 843 90 52, kom.: 515 10 79 84; 600 93 82 58



Kniazienie zająca czy pisk myszy? DYLEMATY WABIARZA

Od kiedy wymyślono te dwie metody wabienia drapieżników, myśliwych nurtuje tytułowe pytanie. Przeczytajcie co warto wiedzieć, wybierając sposób wabienia TEKST I ZDJĘCIA: SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI


Z

acznijmy od tego, że pierwsza metoda, czyli kniazienie zająca, jest niczym innym jak naśladowaniem odgłosu zająca zaatakowanego przez jakiegoś drapieżnika lub ujętego w pułapkę. Dźwięki te przypominają płacz dziecka. Oczywiście odgłosy się różnią, bo przecież zając złapany za skoka „na pętelkę” będzie inaczej się odzywał, niż dławiony przez lisa czy innego drapieżnika. Ważne w tej metodzie jest nie tyle to, żeby odgłos był idealnie taki sam, ale to jak długo wabimy, w jakim miejscu i jak potrafimy się ustawić, żeby przewidzieć prawdopodobny kierunek nadejścia drapieżnika. Ponadto bardzo ważna jest kwestia szybkiego składania się do strzału, ponieważ lis wabiony na kniazienie niemal błyskawicznie dociera do wabiącego. Zwykle porusza się po różnych zagłębieniach terenu i nagle wyskakuje w niedużej odległości przed wabiącym. Czasu na oddanie strzału jest wtedy niewiele, dlatego tak istotne są umiejętności strzeleckie. JAKIE WYBRAĆ WABIKI?

Pisząc o tej metodzie, trzeba zacząć od rodzaju wabików, które są dostępne na naszym rynku. Asortyment jest spory – od klasycznych Billika, poprzez wabiki takich firm, jak Huber-

tus (Niemcy), Faulhaber (Austria), skończywszy na nowej generacji np. „Predator” czy wielofunkcyjnych wabikach Gunbrokera lub Buttolo. Co jest ważne przy wyborze wabika? Musimy sobie zdawać sprawę z pewnych kwestii mających związek z jego funkcjonowaniem czy budową. Idealny jest wabik z tworzyw sztucznych, takich jak akryl. Dobrze, jeżeli tak jest zbudowany, by można było łatwo dostać się do jego membrany. Materiał, z jakiego wykonano wabik, ma duży wpływ na jego żywotność oraz funkcjonalność. Drewno, pomimo jego naturalnych walorów, nie jest najlepszym materiałem na wabik, którym będziemy się posługiwać w niskich temperaturach. Często bywa tak, że wdmuchując ciepłe powietrze z płuc wraz z parą wodną do takiego wabika, powodujemy jego „pracę”, czyli rozprężanie pod wpływem temperatury i wilgoci. Efektem tego jest częste dociskanie przez drewno membrany, która po pewnym czasie całkowicie się blokuje. Jedynym wyjściem jest wówczas zamiana na inny wabik bądź zakończenie łowów i ponowne jego wysuszenie. Renomowane firmy, takie jak RCC czy Buck Gardner, produkują teraz wabiki ze sztucznych kompozytów, m.in. ze wspomnianego już akrylu.



Niestety, wabik kosztuje wtedy od 30 do 200 dolarów, ale jest sprzętem na długie lata. Druga ważna cecha to możliwość dostania się do membrany. Jeśli nawet w czasie wabienia coś nam ją zablokuje lub przymarznie ona podczas niskich temperatur, możemy ją wysuszyć chociażby chusteczką higieniczną i wabić dalej. Wiele rodzajów wabików jest nierozbieralnych i do ich membran się nie dostaniemy. Warto mieć wtedy

w zapasie 2–3 wabiki tego samego rodzaju. Najmniej awaryjny jest słynny „Predator”, czyli wabik z gumowym mieszkiem. Sprawa jest prosta. Nie ma różnicy temperatur we wtłaczanym z mieszka powietrzu przechodzącym przez membranę i nie ma możliwości zatkania jej. TECHNIKI WABIENIA

Niemal każdy wabiarz stosuje inną technikę wabienia. Jedną z nich jest

67


67

w miarę częste przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Tu ważna jest głośność wabienia. Jeśli mamy cichy wabik, a dodatkowo pogoda jest wietrzna, można zmieniać stanowiska co 500–700 metrów. Wiąże się to ze słuchem drapieżnika. Lis przykładowo słyszy wabienie na takim cichym wabiku właśnie z około 500– 1000 metrów. Z „Predatora”, kiedy nie ma wiatru, może nawet słyszeć z odległości 2 km. Dlatego miejsca wabienia musimy zmieniać w zależności od zasięgu głosu wabika. Im bardziej cichy i delikatny dźwięk, tym mniejsza odległość od jednego do drugiego miejsca wabienia. Im wabik głośniejszy, tym miejsca powinny być od siebie bardziej oddalone. Co do samej długości wabienia i czasu oczekiwania przed i po wabieniu zdania są podzielone. Na przykład Zbigniew Bereda, wielokrotny Mistrz PZŁ w Wabieniu Drapieżników, stosuje metodę, która – jak to sam określa – polega na tym, by odczekać po zajęciu stanowiska tyle czasu, ile wystarczy na wypalenie papierosa, po czym zacząć wabienie. Po kilkunastu minutach wabi się drugi raz i czasami, po następnych kilku minutach, trzeci raz. Jego teoria jest taka, że jeśli lis jest w zasięgu słyszalności wabika, w 90% przychodzi po pierwszym

kniazieniu, czasem po drugim, a bardzo rzadko po trzecim. Nie będę tutaj zdradzał więcej tajników tej metody, mogę jedynie powiedzieć, że stosujący ją preferuje wabienie z podwyższenia, ale niekoniecznie z ambony. Drugi z moich znakomitych kolegów wabiarzy, również wielokrotny Mistrz PZŁ w Wabieniu Drapieżników – Mirosław Mikołajczyk – wabi wyłącznie z ziemi i tylko jednym rodzajem wabika, właśnie „Predatorem”. Też często zmienia miejsca wabienia. Inny z naszych doświadczonych wabiarzy – Henryk Mazurczak – także ma swoją teorię. Przychodzi na miejsce wabienia, odczekuje około 30–45 minut, po czym dopiero zaczyna wabić. Również z większymi przerwami pomiędzy poszczególnymi wabieniami. Jak widzicie, niemal każdy wabiarz ma inną metodę. Ja preferuję wabienie z ziemi, choć moim zdaniem z podwyższenia mamy większą szansę wcześniej zobaczyć drapieżnika niż on nas i oddać spokojnie strzał. Jeżeli drapieżnik jest w polu naszego widzenia i mamy świadomość, że jak tylko użyjemy wabika, to on nas zobaczy, po prostu na chwilę zrezygnujmy. Poczekajmy, aż się trochę oddali i wejdzie w miejsca, z których nie będzie nas widział.


Najczęstszym błędem w wabieniu na kniazienie jest właśnie użycie wabika w momencie, gdy drapieżnik jest na środku łąki, a my stoimy w miejscu, w którym po pierwszym dźwięku jest nas w stanie zlokalizować i „pokazać kitę”. Co do kwestii dobierania miejsc, nie chcę się za dużo rozwodzić, ponieważ zostawiam to do przemyśleń każdemu wabiarzowi. NAŚLADUJĄC GRYZONIE

Pora na drugą metodę, czyli wabienie poprzez naśladowanie gryzoni, stanowiących pokarm drapieżników. Różne gatunki mysz, nornic i innych małych gryzoni wydają oczywiście różne rodzaje odgłosów. Jedne bardziej przypominają cmokanie, drugie mają wysoko brzmiące piskliwe tony, czasem słabo słyszalne dla ucha ludzkiego. Również gama wabików naśladujących te odgłosy jest bogata. Ich budowa jest bardziej zróżnicowana niż w przypadku wabików na kniazienie. Jedne są z metalu, drugie z kości, trzecie z części poroża a jeszcze inne z plastiku. Sama sztuka wabienia metodą naśladowania gryzoni jest znacznie łatwiejsza niż w przypadku kniazienia. Większość doświadczonych wabiarzy w ogóle nie korzysta z wabików, lecz używa do tego własnych warg lub dłoni

(to np. metoda Grzegorza Potasza). Jest to sposób bardzo skuteczny, lecz ze względu na mały zasięg rozchodzących się dźwięków (do 200–300 m) możemy ją stosować tylko, kiedy drapieżnik jest niedaleko od nas. Można również z niej korzystać, gdy po wabieniu metodą na kniazienie drapieżnik przychodzi na odległość niepozwalającą na oddanie strzału i chcemy go do nas bliżej „podciągnąć”. Nie jest prawdą, że to błąd, jak pisał kiedyś jeden z autorów książek o wabieniu. Wielokrotnie to praktykowałem i potwierdzam, że lisowi zwabionemu na kniazienie na odległość 200 m nie przeszkadza fakt, że za kilka minut użyję wabika na pisk myszy. Prawda jest taka, że jeżeli drapieżnikowi coś się nie spodoba, to żaden wabik nie przyciągnie go bliżej. UWAGA! NIEPROSZENI GOŚCIE

Na kniazienie najlepiej reagują lisy i kuny. Pomijam oczywiście wszystkie latające drapieżniki będące pod ścisłą ochroną, ponieważ przeważnie to one są pierwsze po kniazieniu. Często może też pojawić się kot lub pies, a niewykluczone, że i… kłusownik. Jeśli natomiast chodzi o pisk myszy, to w zasadzie wszystkie drapieżniki reagują na ten rodzaj wabienia.

68


68


Trzeba uważać w nocy, jeśli się wabi z ambony, bo często na pisk przylatuje sowa. Może nas doprowadzić do zawału, jeśli bezszelestnie wyląduje na okienku ambony albo na kapeluszu myśliwego siedzącego na zwyżce. Na pisk myszy, zwłaszcza w ciche jesienne noce, od czasu do czasu może przyjść dzik, więc proszę się nie zdziwić, jeśli taka sytuacja się komuś przydarzy. Ponieważ metoda na kniazienie jest dość głośna, nie proponuję wabienia zbyt blisko zabudowań mieszkalnych, zwłaszcza w nocy, by nie drażnić mieszkańców. Ponadto, jeśli wabimy blisko wsi, szybko mamy wokół siebie pełno psów i kotów, co oczywiście odstrasza wabionego drapieżnika. Nawiązując do przypadkowego zwabiania myszołowów, kruków, wron czy só-

jek, możemy to również wykorzystać w wabieniu. Mianowicie wabiąc na kniazienie, po kilku minutach możemy udawać myszołowa bądź sójkę, która przyleciała i widzi innego drapieżnika duszącego zająca. Instynkt np. lisa podpowiada mu wtedy, że drapieżniki latające coś zauważyły, więc trzeba się pośpieszyć, bo za chwilę nie będzie już czego konsumować. Bardzo często przynosi to oczekiwany efekt. Za oknami w końcu mamy jakieś „objawy” zimy, więc zapraszam do wypróbowania w praktyce opisanych przeze mnie metod. Zapraszam do lektury artykułu o sposobach wabienia lisów w czasie cieczki, który ukaże się już w następnym numerze Gazety Łowieckiej. Darz Bór!


BIURO POLOWAŃ Pawlikowski Hunting Travel POLECA Zima/Wiosna 2014/2015 Polowania z fladrami na wilki w Rosji i na Białorusi już od 1800 euro

Polowania na zające bielaki na Białorusi już od 850 euro Polowania w Górach Ałtaj (rosyjska część) – maral, koziorożec syberyjski Polowania na tokach na głuszce i cietrzewie na Białorusi już od 1550 euro

Polowania wiosenne na niedźwiedzie w Rosji (reion Ochocki oraz Magadan)

Kursy i pokazy wabienia zwierzyny. Dystrybucja wabików austriackiej firmy Faulhaber. Tel.: +48 693 712 734 E-mail: info@hunting-travel.com.pl

www.hunting-travel.com.pl

Oferty dla sympatyków łowiectwa Turnusy na skuterach śnieżnych, quadach oraz nartach w Górach Ałtaj - juz od 650 euro Polowania na łosie z naganką i psami (łajki) w Białorusi i Rosji 15.10-15.12.2015


Posokowiec h


hanowerski

W cyklu artykułów o psach myśliwskich nie sposób nie wspomnieć o posokowcach. Najbardziej powszechnym i najczęściej spotykanym jest posokowiec bawarski, którego protoplastą jest o wiele rzadszy w naszych łowiskach posokowiec hanowerski TEKST I ZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA


J

ak większość psów myśliwskich tak i posokowce w prostej linii pochodzą od psów gończych. W połowie XVII wieku wyodrębniona została bowiem rasa ciężkiego powolnego psa wyspecjalizowanego w poszukiwaniu postrzałków zwierzyny grubej, głównie jeleni. W owych czasach w rękach myśliwych znajdowała się najróżniejsza broń miotająca – od łuków począwszy, na raczkującej broni palnej skończywszy. Równie często występowała kusza ze względu na trudny dostęp do prochu i pocisków do broni palnej. Biorąc pod uwagę używaną broń oraz sposoby polowań, potrzebne były psy, które potrafiłyby skutecznie podążać za tropem postrzelonej zwierzyny. Psy wytrwałe, silne, bardzo spokojne i opanowane, pozbawione agresji i przywiązane do przewodnika. CO MÓWIĄ LEGENDY

Wiele legend krąży wokół powstania tej rasy. Jedna z nich opisuje jak to na jednym z dworów w Hanowerze suka posokowca hanowerskiego urodziła 6 szczeniaków, które niestety okazały się ślepe. Był to dla nich wyrok, lecz psiarczyk ulitował się nad nimi i w tajemnicy przed szlachtą wychował niewidome psy. Okazały się najlepszymi jakie dotychczas

pracowały w psiarni. Brak zmysłu wzroku tak wyostrzył ich węch, iż nie miały sobie równych w pracy na tropie. Przez swoją ułomność musiały pracować w towarzystwie małych piesków, na ogół terierów, które ochraniały je przed atakiem rannego zwierza. Do dziś bardzo drogi i cenny posokowiec, idący po tropie na otoku, jest ubezpieczany przez biegającego luzem niedużego ruchliwego Dla mojego pierwszego posokowca hanowerskiego, z którym polowałem 12 lat, liczyło się tylko jedno – łowy na grubego zwierza

i szczekliwego pieska, który przyjmuje na siebie atak postrzałka, dając czas myśliwemu na strzał łaski. Kolejna legenda opowiada o drakońskiej selekcji, jaką przechodziły psy tej rasy. Eliminowane z hodowli były wszystkie psy wykazujące jakiekolwiek przejawy agresji wobec ludzi czy innych psów. Geneza tego postępowania związana jest z wypadkiem, jakiemu uległ syn jednego z książąt. Zainteresowany martwym jeleniem zbliżył się do niego i został zaatakowany przez posokowca broniącego swojej zdobyczy. Wielce rozgniewany książę nakazał zabić psa

71


71



i od tego momentu selekcjonować młode szczeniaki pod względem braku agresywnych zachowań. Wraz z rosnącą popularnością posokowców trafiały one do kolejnych dworów i pałaców. Wkrótce stwierdzono, że jest to pies za ciężki do pracy w trudnych , górskich warunkach i posokowiec hanowerski został skrzyżowany z lekkimi gończymi, jamnikami i innymi rasami używanymi do polowań w górach. Tak właśnie powstał posokowiec bawarski. HANOWERSKI CZY BAWARSKI?

Obecnie w Polsce jest niewiele posokowców hanowerskich, a jeszcze mniej posiada certyfikat użytkowości. Rasa ta została zdetronizowana przez lżejszego i bardziej wszechstronnego posokowca bawarskiego. Czy słusznie? Wszystko zależy od tego, czego tak naprawdę oczekuje myśliwy od psa tropiącego. Jeśli polujemy w terenie gdzie występuje dużo jelenia, gdzie las jest wysoki i pozbawiony podszytu, jeśli cenimy u psa spokój, opanowanie, wręcz flegmatyczny charakter pracy, to ten pies będzie dla nas odpowiedni. Pamiętajmy, że również w obrębie tej rasy występuje wiele linii, które różnią się od siebie tak wyglą-

dem zewnętrznym, jak i potencjałem. Dlatego przed zakupem szczeniaka warto prześledzić rodowód jego rodziców, porozmawiać z właścicielem hodowli, aby zdobyć maksymalną liczbę informacji, które pomogą nam w podjęciu decyzji. SZKOLENIE POSOKOWCA

Najwięcej rozczarowań związanych z tą rasą spotkało myśliwych właśnie z powodu szkolenia. Wielu myślało, że wystarczy kupić posokowca, zamknąć go w kojcu i po roku, jak już wydorośleje, zabrać na polowanie zbiorowe. Pobiega trochę w pędzeniach, poszarpie martwego dzika i już będzie ułożony. Nic bardziej mylnego. Edukacja posokowca zaczyna się od jego najmłodszych lat. Od właściwej socjalizacji i zaznajomienia ze środowiskiem, w którym będzie polował. Trwa bardzo długo, gdyż mówi się, że Hanower zaczyna tak naprawdę polować w 3 i 4 roku życia. Jest to pies niezwykle wrażliwy, oddający się całkowicie swojemu przewodnikowi i gotowy zginąć w walce, aby go tylko obronić. Pies, który nigdy nie wszczyna bójek z innymi psami, unika rozwiązań siłowych i dominacji.


73


73

ALI – PIES NA DZIKI

Dla mojego pierwszego posokowca hanowerskiego, z którym polowałem 12 lat, liczyło się tylko jedno – łowy na grubego zwierza. Był psem niedużym, harmonijnie zbudowanym, o bardzo mocnej, wydłużonej sylwetce, przy tym niezwykle sprawnym i odważnym. Nie ważył nigdy więcej niż 33 kg, miał piaskową maść i ciemną szeroką kufę. Trafił w moje ręce zupełnie przypadkowo, kiedy właścicielka, nie mogąc sobie z nim poradzić, chciała go oddać do schroniska. Wiele razy cięty przez dziki, kilkanaście razy szyty przez weterynarzy i przeze mnie na gorąco w lesie, doskonały w gonie i oszczekujący zgasłego zwierza. Wiele razy atakował frontalnie szarżującego dzika, dając mi czas na zdjęcie z pleców sztucera i oddanie strzału. Nigdy się nie cofał i nie uciekał. Znienawidzony przez teriera, który wtedy pracował w pędzeniach na polowaniach zbiorowych był permanentnie przez niego zaczepiany i kąsany. Nigdy się nie dał sprowokować. POSOKOWIEC VS JAGDTERIER

Aż pewnego razu puściłem Alego za postrzelonym przez mojego ojca warchlakiem. Po kilku minutach usłyszałem jak, Ali głosi martwego dzika kil-

kaset metrów opodal w drągowinie. Na nieszczęście dla niego usłyszał to także i ów terier. Ruszył od razu do posokowca. Zanim dobiegłem, usłyszałem wściekłe charczenie jagdteriera i skowyt Alego. Po czym wszystko ucichło. Kiedy dotarłem na miejsce, gdzie leżał warchlak, serce we mnie zamarło. Ali siedział w swojej charakterystycznej pozie i oblizywał sobie ranną przednią łapę. Wyglądał jak Posokowce hanowerskie na pewno warto ocalić od zapomnienia. One z pewnością nam się odwdzięczą!

młody rekrut podczas reprymendy od kaprala, kiedy udając niewiniątko, szuka brudu za swoimi paznokciami. Obok dzika bez ruchu i ducha leżał terier. Był to pies łowczego, co wprawiło mnie w jeszcze większe przerażenie. Ale cóż, nie było rady. Wziąłem małego jagdterierka na ręce i z Alim przy nodze zacząłem się przedzierać przez młodnik. Po kilkudziesięciu metrach ku swojemu osłupieniu dostrzegłem jak terierek otworzył jedno oko i westchnąwszy ciężko łypnął na mnie, machając skopiowanym ogonkiem. Będzie bestia żyła!!! – pomyślałem, od razu zatrzymując się przed rowem z wodą.


Nabrałem wody na dłoń i polałem po kufie pieska. Powoli odzyskiwał siły. Stanął wkrótce na chwiejnych, jeszcze krótkich i koślawych łapkach, pokiwał się jak pijany, chłapnął wodę i pobiegł, kręcąc zabawnie kuprem. Alego od tej pory omijał szerokim łukiem. Co się wydarzyło wtedy przy dziku, wiedzą tylko one. Mogę się tylko domyślać, że jagdterier zaatakował posokowca bez pardonu, a ten w samoobronie schwycił go w pół i ścisnął.

Mniejszy piesek stracił przytomność a posokowcowi to wystarczyło. Co by było, gdyby proporcje były odwrotne? Wie to każdy, kto widział jagdteriera w akcji. Nigdy nie odpuszcza, dopóki przeciwnik daje oznaki życia… ZIDAN – SIŁA ŁAGODNOŚCI

Ali i ów jagdterier od kilku lat polują w Krainie Wiecznych Łowów. Ja mam teraz kolejnego posokowca hanowerskiego. Tym razem bardzo dużego i ciężkiego, o ma-


ści pręgowanej, będącego spełnieniem moich marzeń o psie Świętego Huberta. Zidan jest zupełnie inny niż Ali. Jest bardzo powolny, flegmatyczny, łagodny i powiedziałbym że całkowicie pozbawiony agresji. Ali zawsze musiał pracować na otoku, z tym, że otok był zawsze napięty do granic możliwości. Zidan nie, pracuje luzem, ogląda się, czy idę za nim, czeka cierpliwie, kiedy się grzebię i nie umiem pokonać zwalonego drzewa czy rowu. Ot, znak czasów. I ja nie

mam już 20 lat, więc zdecydowanie łatwiej mi się pracuje z takim psem. Poza tym jest bardziej bezpiecznie. Mój pokryty patyną czasu, nierdzewny Amadeo Rossi w kalibrze .44Mag nie musi wisieć na pasie przewieszony przez plecy, abym miał wolne ręce, lecz jego wygodna szyjka na orzechowej kolbie wykonanej przez przyjaciela spoczywa przez całe poszukiwanie w mojej dłoni. Jest gotowy do akcji w każdej sekundzie. I żona jest szczęśliwa, bo jej wściekły jamnik szorst-


kowłosy w towarzystwie Zidana jest zupełnie bezpieczny. Nie raz i nie dwa przy misce z jedzeniem dochodzi do różnicy zdań, ale szlachetny Zidan odwraca kształtną kufę od kłapiącego kłami kolegi. Nie chce mu robić krzywdy. A kiedy już brakuje cierpliwości, przyciska jamnika 45-kilogramowym cielskiem niczym zapaśnik sumo i wzrokiem wyjaśnia, że walka nie ma sensu. Bez agresji i nadmiernych emocji. OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA

Takie to są posokowce hanowerskie z całym dobrodziejstwem inwentarza. Na pewno warto je ocalić od zapomnienia, a one odwdzięczą nam się swoim mądrym i szlachetnym spojrzeniem, pracą, która zadziwi niejednego i oddaniem, na jakie stać tylko psa. Nie waham się użyć stwierdzenia, że są kwintesencją kynologii łowieckiej. W starych niemieckich księgach napisano, iż praca na farbie jest ostatnim z wtajemniczeń pradawnej sztuki łowieckiej. Człowiek i pies, rozmiłowani w łowach, połączeni skórzanym otokiem, stanowią jedność – pracują w idealnej symbiozie. Do tego właśnie stworzono posokowce.



Łowca lisów


Na wzniesieniu ponad bagnami okalającymi miasto Kalix znajduje się drewniana czatownia. To dzieło 17-letniego Edvina Lidéna, który spędził tu na polowaniach wiele zimowych nocy. Efekt to 42 lisy strzelone w ciągu jednego roku TEKST I ZDJĘCIA: JOAKIM NORDLUND TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA


W

okół niewielkiej czatowni stoi kilka sporych plastikowych pojemników. Wydzielają one paskudny odór, chociaż ich zawartość na szczęście teraz zamarzła. Łatwo można sobie wyobrazić ich zapach po kilku dniach cieplejszej pogody. O, nie, fiołkami to tu nie pachnie. I tak właśnie powinno być. – To prawda, lisy lubią ten smród – potwierdza Edvin Lidén, zaglądając do jednego z pojemników. Edvin jest jednym z tych młodych myśliwych, których bardzo interesują drapieżniki. Tam, gdzie są lisy, jest i on. Na ścianie czatowni już wisi

3 dorodnych przedstawicieli tego gatunku, choć dopiero połowa grudnia. Sezon rozpoczął się dobrze. A będzie jeszcze lepiej. Rankiem poprzedniego dnia, podczas przeszukiwania okolicy, Lidén zauważył na nęcisku ślady myszkowania. To wystarczyło, by spakował plecak i wybrał się na jeszcze jedną nocną zasiadkę we własnoręcznie postawionym schronieniu. PASJA I DOŚWIADCZENIE

Przez ostatnie lata chłopak wykształcił w sobie intuicję, która podpowiada mu, kiedy opłaca się zasiadać


na lisa, a kiedy nie. Mimo młodego wieku Edvin jest już doświadczonym myśliwym. Rok temu pozyskał 42 lisy. Ponad połowę z nich (25) złapał w sidła [w przeciwieństwie do prawa polskiego w Skandynawii dopuszczalne jest polowanie na lisy przy użyciu sideł – przyp. red.], które rozstawia co zimę, a 12 strzelił po długiej zasiadce. – Potem zanęciłem jeszcze 5 osobników. Zasiadka bywa naprawdę trudna. Przez moje pierwsze 60 godzin nie widziałem ani jednego lisa, ale trzeba być wytrwałym i się nie poddawać.

Tej grudniowej nocy też przyda się trochę cierpliwości. O 21.20 Edvin dostrzega niewyraźny cień na obrzeżach bagna, który po spojrzeniu przez lornetkę okazuje się przemykającym pomiędzy drzewami lisem. Zaledwie kilka dni wcześniej chłopak zamontował zawias w oknie czatowni, aby można je było odchylić jedynie do góry, jak również wytłumił pianką ramę, aby zminimalizować ryzyko wywołania hałasu. Nawet najmniejszy dźwięk może zrujnować całonocną zasiadkę. Niestety, cień zniknął wśród drzew, zanim Edvin zdążył otworzyć okno.


Żeby zabić czas, Edvin surfuje trochę w internecie, trzymając telefon cały czas pod stołem, by uniknąć niepotrzebnego hałasu. Potem, z Radiem Rix w słuchawkach [popularne w Szwecji radio z muzyką pop – przyp. tłum.], zatapia się w tym bliskim medytacji stanie, w który łatwo zapaść, gdy się jest sam na sam z przyrodą. Wieczór przechodzi w noc. Czatownia została przygotowana tak, żeby na podłodze było wystarczająco miejsca na posłanie. Około północy Edvin decyduje się z tego skorzystać. – Czasem, jak jestem naprawdę zmęczony, pozwalam sobie na drzemkę. Zwykle szybko się budzę, ale nawet 20 minut snu wiele daje. Dzięki temu mogę siedzieć całą noc – mówi chłopak. UCZTA-PUŁAPKA

Rozłożona na bagnach przynęta ma wiele składników. Parę tygodni wcześniej Edvin i jego ojciec, Mats, znaleźli w lesie martwego łosia. Oprócz tego 2 z plastikowych kontenerów stojących przed czatownią są wypełnione mieszanką ryb i ich wnętrznościami, a na głównym nęcisku rozłożone jest mięso reniferów zabitych w wypadkach drogowych. Nie brzmi kusząco, ale dla lisa to doprawdy królew-

78


78


ska uczta. Najwyraźniej jej zapach przekonał małego rudzielca, bo o 1:55, w najciemniejszą noc, wraca na nęcisko. Dokładnie tak jak poprzednio, jest bardzo ostrożny. Na skraju mokradła przystaje, aby upewnić się, że przed nim nie czai się żadne niebezpieczeństwo. Kilka kroków później ciszę przecina strzał. Edvin sprząta ze stołu łuskę. Widząc, że trafiony lis jeszcze się rusza, decyduje się na kolejny strzał, by oszczędzić mu niepotrzebnego cierpienia. Gdy nad bagnem znów zapada cisza, chłopak zdaje sobie sprawę, że to jego 6. lis w tym sezonie. W zeszłym tygodniu położył 2 w ciągu jednej nocy – dlatego nigdy

nie wychodzi po zdobycz przed końcem polowania. – Jeśli tam teraz pójdę, to żaden inny lis już się tam nie zbliży, to jasne. No, chyba że jakiś samobójca. Ale lisy mają ostre zmysły i potrafią przewidzieć niebezpieczeństwo, dlatego też zrobią wszystko, żeby go uniknąć. Są bystre – dlatego polowanie na nie jest takie ciekawe – wyjaśnia chłopak. Rankiem Edvin zakłada narty i zjeżdża w dół bagna do miejsca zestrzału. Robi niespiesznie kilka zdjęć, po czym przekręca tuszę, aby zobaczyć, gdzie dokładnie weszła kula. – Kurczę, wystarczyłby jeden strzał. Ale chciałem mieć pewność. Spójrz, to samiec. Piękny okaz.


Zanim wyruszymy do domu, lis zajmuje miejsce na ścianie obok innych zdobyczy. W MYŚLIWSKIEJ RODZINIE

W domu Lidénów w Stråkanäs witają nas 3 setery angielskie i należący do chłopaka szpic nordycki. Edvin wychował się w otoczeniu przyrody, a jego rodzice to zaprawieni myśliwi. Nie ma wątpliwości, w którym momencie narodziła się jego łowiecka pasja. Jego matka, Helena Lidén, opowiada nam o pierwszym polowaniu syna, w którym uczestniczył, mając 2,5 roku. – Już wtedy miał ogromną cierpliwość. Siedział bez ruchu i przyglądał

się wszystkiemu w napięciu – opowiada Helena. Te przeżycia młody Lidén zabrał ze sobą do przedszkola. Nie minęło wiele czasu, jak dzieci zaczęły bawić się w polowanie na pardwy. – W domu „polowali” na zające. Jeden był zającem, a drugi wyżłem. Potem się zmieniali. Na jego rysunkach zawsze były sceny polowań. – Jedna z pań w przedszkolu, wegetarianka, powiedziała mi kiedyś, że to okropne – mama Edvina uśmiecha się. Oglądamy zdjęcia z czasów, kiedy Edvin był ledwie wyrostkiem. Na jednym z nich trzyma w rękach lisa, który jest prawie tak wielki,


jak on sam. Jego ojciec, Mats, wyjaśnia, że to pierwszy złowiony w sidła lis Edvina. Miał wtedy zaledwie 10 lat. – Poszliśmy założyć sidła, Edvin strasznie chciał spróbować – opowiada Mats. – Ćwiczył już wcześniej w domu na tropach psów, ale wtedy to było na serio. Strasznie się upierał, że nie chce pomocy. W końcu się poddałem, pomyślałem sobie: dobra, niech już to zrobi po swojemu. Gdy wrócili tam następnego dnia, jedynie w pułapce Edvina był lis, a w sidłach ojca nic. – O rety, jaki był szczęśliwy! Spójrz tylko na to zdjęcie – mówi Mats. – Tak, pamiętam. To było coś – potwierdza syn. Rozmowa schodzi na broń i wyposażenie. Młody myśliwy zwraca uwagę, jak ważny jest światłoczuły celownik. Sam używa lunety Kahles Helia 3–12 x 56. Jego zdaniem przy zasiadce na lisy ten model dobrze się sprawdza. Nie może tego samego powiedzieć

o lufie kalibru 308, którą zamontował na swojego Sauera 202. Wystarcza, ale nie jest optymalna. – Czasami niemal rozrywa lisa na pół – wyjaśnia chłopak. – Zwykle tak nie jest, ale mimo to w przyszłości chciałbym mieć więcej sztuk broni o drobnym kalibrze do tego typu polowań. Na razie, jako niepełnoletni, mogę mieć tylko dwie. To jednak nie koniec planów Edvina w zakresie łowieckiego asortymentu. Marzy mu się więcej psów, szczególnie terier, łajka wschodniosyberyjska i jakiś pies gończy. – Gończy z drygiem do drapieżników. To byłoby coś – na twarzy Edvina pojawia się rozmarzony uśmiech. Krótko mówiąc, pasja, która narodziła się w 2,5-letnim chłopcu, wciąż jest żywa. – Spędzam w lesie prawie każdy dzień roku – jak nie na polowaniu, to zakładając pułapki, sidła lub łowiąc ryby. Nigdy mi się to nie znudzi!

3 LATA – 103 LISY Tuż przed 17. urodzinami Edvin Lidén otrzymał pozwolenie na 1 sztukę myśliwskiej broni kulowej oraz 1 sztukę broni śrutowej. W Szwecji możliwe jest otrzymanie takiego pozwolenia po odpowiednim zmotywowaniu prośby. U Edvina jednym z ważnych czynników było to, że uczy się w liceum o profilu przyrodniczym. Łowieckie osiągnięcia Edvina w 2013 roku: 42 lisy, 4 borsuki, 3 kuny i 1 norka. 2012: 33 lisy, 6 borsuków, 2011: 28 lisów, 16 borsuków, 3 kuny i 7 norek.

8


0



Już wkrótce kolejne wydanie Gazety Łowieckiej. Zapraszamy!





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.