Gazeta Łowiecka 2/2015

Page 1


Drodzy Czytelnicy! Przyszła wiosna, a wraz z nią nowe wydanie Gazety Łowieckiej, z którym wielu z Was zapozna się już podczas Świąt Wielkanocnych. W tym numerze każdy powinien znaleźć coś dla siebie, więc przy rodzinnym stole warto polecić lekturę Gazety Łowieckiej innym domownikom i gościom. Dla strzelców i miłośników broni przygotowaliśmy test nowego sztucera Sauer 404, o którym już mówi się, że narodził się kolejny klasyk… Dianom polecamy relację z Pierwszych Warsztatów dla Kobiet Polujących „Diana po polowaniu”. O interesujących płeć piękną tematach można przeczytać również w wywiadzie z Dianą Piotrowską z Polskiego Związku Łowieckiego,

która zaprasza wszystkich na warszawskie Targi HUBERTUS EXPO. Z kolei w artykule „Biżuteria myśliwska DIANA” nie tylko panie znajdą inspirację do… przyjemnych zakupów. Ponieważ wiosna pobudza wszystkich do działania i aktywności na świeżym powietrzu, przedstawiamy Wam popularną w Wielkiej Brytanii markę z branży outdooor – Regatta. Odzież i obuwie tej marki zaczynają cieszyć się rosnącym zainteresowaniem wśród polskich myśliwych. Z planowaniem łowieckich zakupów związany jest oczywiście temat targów. Nasi redaktorzy mieli przyjemność uczestniczyć w absolutnie niezwykłym wydarzeniu, jakim są Targi IWA w Norymberdze. Warto przeczytać o rozmachu tegorocznej edycji, a także o coraz liczniejszej reprezentacji polskich wystawców, których produkty często konkurują z uznanymi na całym świecie markami. Oczywiście w bieżącym wydaniu naszej gazety nie zabrakło reporterskich relacji z zagranicznych łowów. Tym razem docieramy na Grenlandię, gdzie czekają na nas karibu, piżmowoły i… pstrągi, tropimy łosia alaskańskiego w malowniczym Jukonie czy towarzyszymy pewnej Szwedce w polowaniu na zające.


Nie omijamy również interesujących wydarzeń, których coraz więcej w naszym kraju. Pierwszy dzień wiosny powitaliśmy w Piastowie na Strzelnicy Zarządu Okręgowego PZŁ w Radomiu, gdzie podczas Pionkowskich Strzelań Śrutowych przetestowaliśmy najnowszy produkt fabryki FAM–Pionki – amunicję Master. Na koniec zapraszamy wszystkich zwiedzających Targi EXPOHun-

ting 2015 w Sosnowcu na nasze stoisko nr 20, gdzie w sympatycznej atmosferze będzie można porozmawiać m.in. o wrażeniach z lektury Gazety Łowieckiej oraz o Waszych życzeniach i oczekiwaniach. Życzymy inspirującej lektury. Darz Bór! Marta Piątkowska Redaktor Naczelna

Weso łego Alleluja od zespo łu Gazety Łowieckiej!


Spis treści

KOCHCICE

ONA I JEJ PSY

DIANA

I Warsztaty dla Dian

Polując na zające

Biżuteria myśliwska

PIONKOWSKIE STRZELANIA ŚRUTOWE

TARGI IWA 2015

GRENLANDIA

W mistrzowskiej formie

W łowieckim raju

Karibu, piżmowoły i... pstrągi

WABIENIE

PORADNIK MYŚLIWEGO

JAK DIANA Z... DIANĄ

Lisy w okresie godowym

Sprzęt optyczny

O Targach Hubertus Expo i nie tylko


2/2015

JUKON

35% DEET

SAUER

Polowanie na łosia alaskańskiego

Gdy dokuczają komary...

Narodziny klasyka?

REGATTA

DANIELE

FISKARS

Aktywni przez cały rok!

W obiektywie Adriana Brauna

365 lat tradycji!

PSY MYŚLIWSKIE

KUCHNIA

HEMINGWAY

Płochacz niemiecki

Kanapki pełne mocy

Wielki Biały Myśliwy


Aktualności Wraz z przyjściem wiosny znacznie ożywił się kalendarz imprez łowieckich. Choć to dopiero kwiecień, liczba myśliwskich aktywności sprawia, że robi się naprawdę gorąco…

Sosnowiec wita!

Zaczyna się mocnym akcentem już kilka dni po Wielkanocy. Weekend 10–12 kwietnia warto spędzić w Sosnowcu, gdzie odbędzie się 6. edycja Międzynarodowych Targów Łowieckich EXPOHunting. Tegoroczna ekspozycja po raz pierwszy w historii zajmie przestrzeń całej hali ośrodka, czyli 10,5 tys. m2. Zwiedzający będą mieli okazję uczestniczyć w blisko 40 wydarzeniach towarzyszących. Zapraszamy również do odwiedzenia stoiska Gazety Łowieckiej (stoisko nr 20).

Z rodowodem i certyfikatem

Jednym z wydarzeń organizowanych w ramach EXPOHunting 2015 będzie Pierwsza Krajowa Wystawa Użytkowych Psów Ras Myśliwskich – dla psów ras myśliwskich posiadających Certyfikat Użytkowości Łowieckiej. Na to wydarzenie zapraszamy 11 kwietnia!

Wyniki konkursu „O złote Dajrot”

Również na targowej scenie podczas EXPOHunting zostaną ogłoszone wyniki konkursu „O złote Dajrot” na najlepszą stronę internetową o łowiectwie. Kto zwycięży? – Obecnie mamy dopiero drugą edycję, a poziom stron jest tak wysoki, że naprawdę nawet nie podejrzewam, kto znajdzie się „na pudle” – mówi pomysłodawczyni konkursu, Dorota Durbas-Nowak, popularna blogerka i publicystka.


Czas na biesiadę

Stowarzyszenie Klub Safari zaprasza 11 kwietnia nie tylko uczestników Targów EXPOHunting, ale wszystkich myśliwych i sympatyków łowiectwa, do Muzeum PRL-u w Rudzie Śląskiej na Pierwszą Śląską Biesiadę Myśliwską. Dodatkowe informacje i zgłoszenia mailowo lub telefonicznie – e-mail: biesiada@klubsafari.pl, tel.: 796 023 348.

W niepołomickich lasach…

Drugi weekend kwietnia to jednak nie tylko Targi w Sosnowcu oraz imprezy im towarzyszące. Zarząd Okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego w Krakowie, Komisja Kynologiczna ORŁ w Krakowie oraz Związek Kynologiczny w Polsce Oddział w Krakowie zapraszają 11 kwietnia na XXIII Próbę Pracy Wyżłów i Psów Myśliwskich Małych Ras im. Tadeusza Sanickiego. Konkurs odbędzie się na terenie Nadleśnictwa Niepołomice oraz Koła Łowieckiego „Żubr” w Niepołomicach i „Podwawelskie” w Krakowie.

…i na tamtejszym zamku

Kim był Zbramir? Pierwszym królewskim łowczym w Niepołomicach za czasów króla Władysława Jagiełły. 18 kwietnia na Zamku Królewskim w Niepołomicach odbędzie się VII Małopolski Konkurs Sygnalistyki Myśliwskiej „O Róg Zbramira”. Zapowiada się rywalizacja na naprawdę wysokim poziomie…

Puchar Wiosny

Przenosimy się do Bydgoszczy, gdzie w dniach 18–19 kwietnia Klub Strzelecki „Omega” i Polskie Stowarzyszenie Strzelectwa Parkurowego zapraszają na zawody strzeleckie Puchar Wiosny Sporting z cyklu Puchar Czterech Pór Roku 2015. 2 dni – 200 rzutków!


Trzy dni w stolicy

W ostatni weekend miesiąca (25–27.04) zapraszamy do Warszawy na 12. Edycję Międzynarodowych Targów Łowiectwa Strzelectwa i Rekreacji HUBERTUS EXPO 2015, które po raz ostatni odbędą się w terminie kwietniowym. O powodach tych zmian, a także o samych Targach HUBERTUS EXPO oraz towarzyszących im atrakcyjnych imprezach opowiada Diana Piotrowska z Polskiego Związku Łowieckiego w wywiadzie „Jak Diana z... Dianą” w bieżącym wydaniu Gazety Łowieckiej.

W maju do Elbląga...

Komisje Kultury i Komisje Kynologiczne Związków Okręgowych PZŁ w Elblągu oraz w Gdańsku zapraszają myśliwych, a także całe rodziny na piknik szkoleniowy „Pies w tradycji i kulturze łowieckiej”. Rozpocznie się on 9 maja o godzinie 10.00 w siedzibie Koła Łowieckiego „Odyniec” w Elblągu na ul. Strumykowej 16. W programie znalazły się m.in. takie tematy, jak wybór psa do łowiska czy przygotowanie ścieżki tropowej, a także pokaz ras psów myśliwskich oraz konkurs dla dzieci. Uczestnictwo w imprezie wymaga zgłoszenia do 1 maja na adres: polujezpsem@gmail.com

…i na Śląsk

Ogólnopolski Festiwal Muzyki Myśliwskiej organizowany jest od 1996 roku, za każdym razem w innym regionie kraju. Tegoroczna, dwudziesta już edycja, odbędzie się w dniach 21–24 maja na terenie Zespołu Szkół Leśnych i Ekologicznych w Brynku oraz w siedzibie Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” w Koszęcinie. Festiwal łączy się z rocznicą 70-lecia szkoły w Brynku oraz z VI Piknikiem Leśno-Łowieckim „Cietrzewisko”. W tym roku przypada także 20-lecie Klubu Sygnalistów Myśliwskich PZŁ, dlatego odbędzie się koncert najlepszych polskich solistów i zespołów sygnalistów myśliwskich. Oczywiście, głównym punktem festiwalu jest XX Ogólnopolski Konkurs Sygnalistów Myśliwskich „O róg Wojskiego”. Będzie w nim rywalizować ok. 50 zespołów z całego kraju. W ramach festiwalu odbędzie się także XVI Ogólnopolski Konkurs Muzyki Myśliwskiej. Temu wyjątkowemu muzyczno-łowieckiemu świętu towarzyszyć będą wystawy przyrodniczo-łowieckie oraz tradycyjna biesiada…


REDAKTOR NACZELNA MARTA PIĄTKOWSKA marta.piatkowska@gazetalowiecka.pl REDAKTOR PROWADZĄCY ADAM PIOSIK adam.piosik@gazetalowiecka.pl REDAKCJA e-mail: redakcja@gazetalowiecka.pl tel. 22 428 18 85 DYREKTOR ARTYSTYCZNY ARTUR ZAWADZKI e-mail: studio@gazetalowiecka.pl KOREKTA MERYTORYCZNA MARTA PIĄTKOWSKA KOREKTA JOLANTA KUSIAK TŁUMACZENIA EWA MOSTOWSKA STALI WSPÓŁPRACOWNICY Simon K. Barr, Rickard Faivre, Mats Gyllsand, Jens Urlik Hogh, Violetta Nowak, Sławomir Pawlikowski, Jarosław Pełka, Dobiesław Wieliński DZIAŁ REKLAMY DOMINIKA PIENIĄŻEK e-mail: reklama@gazetalowiecka.pl tel. 22 428 11 76 tel. 604 150 931, 601 179 100 WSPARCIE INFORMATYCZNE AGENCJA INTERAKTYWNA RMBI WYDAWCA OMNIMAP MACIEJ PIENIĄŻEK ul. Jana Kazimierza 7 05-502 Piaseczno NIP 521 209 81 47 www.gazetalowiecka.pl Zdjęcie na okładce: Grenlandia. Fot. Thomas Lindy Nissen. Gazeta Łowiecka jest partnerem skandynawskiej Grupy MIN JAKT, lidera internetowej prasy dla myśliwych i sympatyków łowiectwa. Gazeta Łowiecka jest bezpłatnym, internetowym miesięcznikiem dla myśliwych i pasjonatów łowiectwa. Redakcja nie zwraca materiałów, które nie były zamówione. Zastrzegamy sobie pełne prawo do redakcyjnej korekty tekstów, w tym zmian i skrótów materiałów, które zostały zaakceptowane do Wydania. Reklamy są zamieszczane zgodnie z „Warunkami Zamieszczania Reklam” – dostępnymi na stronie www. gazetalowiecka.pl w zakładce Reklama. Wydawca ma prawo do odmowy zamieszczenia reklamy lub ogłoszeń oraz nie odpowiada za ich treść. Wszelkie kopiowanie materiałów zawartych w Gazecie Łowieckiej oraz na stronie internetowej www.gazetalowiecka.pl jest zabronione bez zgody Wydawcy.



Czas na Diany!

To był niezwykły weekend. Dzięki inicjatywie Klubu Dian PZŁ oraz Polskiego Związku Łowieckiego w dniach 27 lutego – 1 marca w Kochcicach odbyły się I Warsztaty dla kobiet polujących „Diana po polowaniu”. W spotkaniu wzięły udział 64 Diany z całej Polski, wśród nich i ja TEKST : MARTA PIĄTKOWSKA ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA


J

adąc do Kochcic przypuszczałam, że będzie to wydarzenie integrujące kobiece środowisko myśliwskie. Okazało się jednak, że to nie wszystko. Przede wszystkim była to doskonała możliwość nabycia umiejętności, które pomogą Dianom nie tylko podczas łowów. Ale zacznijmy od początku… SZTUKA WABIENIA

Pierwszego dnia odbyły się warsztaty wabienia. Zostałyśmy podzielone na dwie grupy. Moja drużyna rozpoczęła naukę od warsztatów wabienia jeleni. Zajęcia prowadzili Bogdan Michalak i Tomasz Maliński. Drugi z nich rozpoczął konkursem, podczas którego miałyśmy zgadywać, jakiego osobnika naśladuje. „Młody byk na rykowisku”, „stadny byk”, „nie – taki który szuka łań” – przerzucałyśmy się za każdym razem, gdy Tomasz ryczał. Nie muszę dodawać, że bawiłyśmy się świetnie. Z kolei Bogdan Michalak zrobił nam krótki wykład z teorii. Omówił rodzaje wabików i opowiedział, czym wyróżniają się „stradivariusy” wśród wabików. Zostałyśmy szczerze uprzedzone, że kobiety nie mają zbyt łatwo, gdy chcą nauczyć się wabić jelenie. Dlaczego? Bo mamy zbyt wysokie głosy. Oczywiście, próbować warto, więc podjęłyśmy wyzwanie. Nasze zbiorowe

„Aaaauuuuuuu” niosło się po okolicy. Choć akurat w moim wykonaniu było słychać jakby trochę wilka… Tomasz Maliński demonstrował również, jak odzywają się byki w zależności od wieku oraz statusu. Próbowałam wydać z siebie dźwięk starego zaganiającego byka, ale brakuje mi w głosie chrypy i zamiast podźwięku „Uhuhuhuh” starego byka wyszedł mi żałosny pojęk cielaka. Trzeba przyznać, że te próby wprawiły nas w doskonały nastrój. Kolejne zajęcia prowadzone były przez znanego Czytelnikom Gazety Łowieckiej Sławka Pawlikowskiego oraz Staszka Kroka. Panowie zademonstrowali wiele różnych wabików, omawiając dokładnie ich przydatność w łowisku. Ten rodzaj wabienia okazał się dużo prostszy niż opisany wcześniej, dlatego że wabiki dosłownie „same grają”, trzeba tylko odpowiednio w nie dmuchnąć lub je ścisnąć. Sławek zdradził nam m.in. jakimi szczegółami mogą różnić się poszczególne wabiki przeznaczone na tego samego zwierza. Dowiedzieliśmy się także, z jakiej odległości dany wabik jest słyszalny, jaka powinna być częstotliwość wabienia oraz jaką pozycję zająć, aby łowy się powiodły. Oczywiście, najwięcej frajdy sprawiła wszystkim praktyka,


Warsztat wabienia drapieżników – Sławomir Pawlikowski – Prezes Sekcji Wabienia Drapieżników Klubu Wabiarzy PZŁ


Łowczy Krajowy Lech Bloch oficjalnie otwiera wspólną biesiadę


czyli możliwość użycia i sprawdzenia każdego wabika. PORA NA BIESIADĘ

Wieczorem spotkałyśmy się na biesiadzie. Spotkanie otworzyli Łowczy Krajowy Lech Bloch oraz prezes Klubu Dian PZŁ Urszula Pasławska. Była to doskonała okazja do porozmawiania z dziewczynami, z którymi znamy się z zawodów strzeleckich lub innych imprez łowieckich, a także do nawiązania nowych znajomości. Czas umilał Centralny Zespół Muzyki Myśliwskiej Mieczysława Leśniczaka oraz wspomniany już Sławek Pawlikowski, który okazał się fantastycznym gitarzystą i wokalistą. GOTUJEMY…

Następnego dnia od rana miałyśmy dosłownie pełne ręce roboty. Krzysztof Lechowski – znawca kuchni myśliwskiej – prowadził warsztaty kulinarne, oczywiście z dziczyzną w roli głównej. Zostałyśmy podzielone na 3 grupy. Każdemu zespołowi przypadł inny rodzaj dziczyzny. Moja grupa – zielona – zajęła się polędwiczkami z dzika. Czerwona miała przyrządzić bażanta, a żółta comber z jelenia. Poza tym 3 uczestniczki warsztatów – po jednej z każdej drużyny – przygotowywały na obiad rosół z bażanta.

Pod czujnym okiem mistrza oraz jego pomocników każda z drużyn obmyślała strategię działania: jakie będą dodatki, marynaty, sosy. Nasz szef kuchni pokazał też, jak przyrządzić doskonały sos do dziczyzny na bazie wina, owoców i miodu. Wspaniały smak karmelizowanego cukru, pigwowca oraz owoców tarniny. No i masło na koniec. Efekt – wyśmienity sos, po prostu niebo w gębie. Gdy przyszła pora na obiad, nasza koleżanka Liliana z Tarnowa zagrała na rogu sygnał „Posiłek”. Każda z drużyn podała konkurentkom swoje dania. Opinie na ich temat były różne i dotyczyły głównie stopnia wysmażenia mięsa – kobiety w przeciwieństwie do mężczyzn nie gustują w krwistych potrawach. Każda z drużyn miała się czym pochwalić: czerwona – klopsikami, żółta – krwistym combrem i zielona, czyli moja, kruchym ciastem. Wygranymi okazały się więc wszystkie Diany… STRZELANIE, ELABORACJA, KONSERWACJA

Po obiedzie przyszedł czas na strzelania. Strzelałyśmy 4 skrócone konkurencje śrutowe – skeeta, trap, przeloty oraz zająca. Mówi się, że każda strzelnica jest taka sama, ale ja miałam wrażenie, że niektóre


z rzutków latały szybciej niż powinny… Te Diany, które nie brały udziału w strzelaniach, mogły wybrać zajęcia z elaboracji amunicji lub konserwacji broni. Po zawodach miałam okazję przyjrzeć się, jak dziewczyny odważają potrzebną ilość prochu i składają nabój. Na dodatek każda z nich mogła wystrzelić przygotowane przez siebie pociski. Jak już wspominałam, w tym samym czasie odbywały się też warsztaty dotyczące konserwacji broni. Koleżanki, które w nich uczestniczyły, wiedzą już, co robić, aby broń służyła im wiernie przez wiele lat. W KLUBIE DIAN

Późnym popołudniem członkinie Klubu Dian PZŁ zorganizowały spotkanie robocze, podczas którego wypracowane zostały kierunki działań wspierające aktywność Dian w ich rejonach. Rozmawiałyśmy m.in. o promocji łowiectwa w naszym kraju i roli kobiet w rozwoju kultury łowieckiej oraz naszej działalności w poszczególnych rejonach. Dodatkowo wymieniałyśmy się uwagami między sobą, momentami na sali wrzało... Przedstawicielki Klubu Dian Wadera opowiedziały, w jaki sposób zainicjowały istnienie swojego klubu, Urszula Pasławska pod-

Zwarte i gotowe. Strzelania czas zacząć



Warsztaty kynologiczne prowadził Tomasz Wiński


kreślała, że Klub Dian PZŁ jest dla nas wszystkich instytucją wsparcia, a Diana Piotrowska – będąca starszym specjalistą w Dziale Organizacji i Szkolenia w zarządzie głównym PZŁ – dodawała, że Klub służy nam także wsparciem merytorycznym. STRZELNICA NOCĄ

Dariusz Kuroń – opiekun strzelnicy w Kochcicach – zaprosił nas na nocne strzelanie. Miałyśmy więc namiastkę turnieju o Złotą Tarczę – nocne strzelanie w Kochcicach, którego ubiegłoroczną edycję szczegółowo zrelacjonowaliśmy w naszej gazecie. Nie mogłam odmówić sobie takiego doświadczenia. Strzelnica za dnia a strzelnica nocą, to zupełnie inne miejsce. Strzelanie trapa czy skeeta niby jest takie samo, a jednak czuje się różnicę. Podświetlona jest tylko część przed zawodnikiem, więc jak się składa, to nie widzi się swojej broni. To sprawia, że trzeba bardzo ufać swojemu składowi. Składa się i ten rzutek tam ma być! Doświadczenie niecodzienne – na pewno kiedyś je powtórzę. Podczas kolacji każda z uczestniczek zorganizowanych w ciągu dnia zawodów strzeleckich otrzymała pamiątkowy dyplom, a najlepszym wręczono puchary. Pierwsze miejsce zajęła

Grażyna Ambroziak z Warszawy, drugie Beata Hein z Piły, a trzecie Agata Łabenda ze Słupska. …JAK ROZMAWIAĆ TRZEBA Z PSEM

Trzeci i niestety ostatni dzień to kolejne warsztaty, najpierw – kynologiczne. Tomasz Wiński z Klubu Wyżłów PZŁ odwrócił role i umiejętnie zadając nam pytania, przekazał nam informacje wystarczające, by wiedzieć, na co zwrócić uwagę, wybierając odpowiedniego psa w łowisko. Nasz „nauczyciel” na co dzień prowadzi hodowlę wyżłów. Przyjechał z trzema psami w różnym wieku, aby pokazać, jak obchodzić się z psem na każdym etapie jego rozwoju. Jako pierwszą zaprezentował kilkumiesięczną suczkę, która na początku wydawała się zaspana i ciągle przytulała się do swojego pana. Tomasz Wiński opowiedział, w jaki sposób komunikować się ze swoim psem i jak utrzymać z nim więź. By kontynuować wykład w praktyce, przenieśliśmy się na zewnątrz. Tutaj w głównej roli wystąpiła nieco starsza suczka o imieniu… Turbina, która pokazała, że bardzo dużo umie jak na swój młody wiek. Trzecim bohaterem był Helmut – dojrzały, świetnie zbudo-


wany weimar. Oczywiście nie mogło zabraknąć pokazu, w jaki sposób aportuje naprawdę dobrze ułożony pies. Oglądanie całej psiej trójki w akcji to była czysta przyjemność! Z SOKOŁEM W TERENIE

Dzień, jak i zarazem całe warsztaty, zamknął pokaz sokolniczy. Sokolnik Sławomir Sularz po pokazie psów miał bardzo trudne zadanie… Wywiązał się z niego jednak znakomicie. Każda z Dian mogła np. potrzymać sokoła na rękawicy. Specjalnie przeszliśmy na otwarte pole, aby samica białozora mogła zaprezentować, co potrafi. Pokaz był krótki, ponieważ nowy, niezna-

ny teren nieco ją onieśmielił. Za to sokolnik bardzo ciekawie odpowiadał na wszystkie pytania.. POWRÓT Z ENERGIĄ

Po krótkim podsumowaniu całego pobytu w Kochcicach przyszedł czas pożegnań. Poznałam tu wiele niesamowitych Dian. Wspaniale było spędzić tak aktywnie ten czas i wynieść z weekendowego spotkania mnóstwo pozytywnej energii i przydatnych na co dzień informacji. Ale skoro to były pierwsze warsztaty dla kobiet polujących, to jest nadzieja, że w przyszłości będą też drugie… A ja bardzo chętnie wezmę w nich udział!



Ona i jej psy

POLUJĄC NA ZAJĄCE

Gdy tylko okazja na to pozwala, 36-letnia Jak sama mówi, najlepiej czuje się Szczególnym uczuciem darzy…


a Therese Östensson pakuje plecak i wyrusza do lasu. w myśliwskim ubraniu i z bronią na ramieniu. gończe smalandzkie i polowanie na zające! TEKST I ZDJĘCIA: JOAKIM NORDLUND TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA


W

ypuszczona z samochodu suczka siada posłusznie i wpatruje się w swoją panią. Dobrze ułożony gończy i młoda Diana – nie jest to typowy obraz kojarzący się akurat z polowaniem na zające. Dlaczego? Bo tradycyjne polowanie na zające, nawet bardziej niż inne rodzaje łowów, przywodzą na myśl raczej starszego mężczyznę. Ale nie w lasach Bygdeå w prowincji Västerbotten. Tu królują kobiety. – Moja dziewczynka uwielbia polowania, jest mi naprawdę oddana – mówi Therese, głaszcząc 6-letnią suczkę Enyę po głowie. RUSZAMY NA ZAJĄCE

Therese zdążyła rano być w lesie i sprawdzić teren. Tym razem trochę się naszukała, zanim znalazła trop zwierzyny. Na obrzeżach sporego pola spuszczamy Enyę z otoka. Suczka, zwyczajem psów gończych, szuka dolnym wiatrem. Potem zaczyna okładać teren. Pogoda jest ostatnio łagodna, więc lód nie do końca jest godny zaufania. W oczach Therese dostrzegam niepokój. – Naprawdę rzadko wypuszczam ją na lód – mówi, zerkając jednocześnie w nadajnik GPS. Enya głosi, ale jakoś bez przekonania.


Wtedy na drodze pojawia się myśliwy Gary Wännman, znajomy Therese. Mówi, że podczas porannej przejażdżki na biegówkach wypatrzył kilka zajęczych tropów. Therese postanawia to sprawdzić, gdy tylko Enya skończy okładać teren. W oczekiwaniu na powrót suczki rozmawiamy o tym, jak się poluje na zające z pomocą psów gończych. Therese zaczęła się nim interesować dość wcześnie, kiedy jako dziecko przysłuchiwała się rozmowom starszych. – Lubiłam siedzieć z nimi przy stole i słuchać ich rozmów o łowach. Uwielbiałam atmosferę, jaka wtedy panowała – opowiada. RODZINNE WSPOMNIENIA

Przed polowaniem spotkaliśmy się z rodzicami Therese. Jej mama opowiadała o pierwszych polowaniach córki. Ona sama pełniła w nich rolę łosia. – Była jeszcze malutka, miała może z pięć lat. Kazała mi być łosiem, a sama zajmowała stanowisko strzeleckie. Potem ja wychodziłam na korytarz, a ona strzelała – mówi mama Therese. Obie śmieją się, a Therese wtrąca: – Mama nie mogła po prostu upaść. Musiała leżeć dokładnie na boku z wywieszonym językiem – pokazuje.


Brata Therese, Andreasa, nigdy nie interesowało łowiectwo. Gdy rodzice budzili ich na polowanie, mówił do siostry: „daj znać, kiedy sobie pójdą”. Natomiast Therese wstawała od razu. A jej ojciec był wniebowzięty, że interesują ją łowy. – Byłem szczęśliwy. Brałem ją ze sobą tak często, jak tylko chciała – opowiada. Najbardziej kusiło ją polowanie z psami. Gdy dorastała, rodzina miała drevera i jämthunda. Niestety, drePartner Therese nie jest myśliwym, łowiectwo to wyłącznie jej pasja. Nawet gdy oczekiwali pierwszego dziecka, ona nie chciała opuścić łowów i w zaawansowanej ciąży wybrała się na polowanie zbiorowe na łosie

ver nigdy nie sprawdzał się przy zającach. Najdłużej próbowali ułożyć jämthunda, ale bez skutku. Therese wspomina jedno wydarzenie. – Szliśmy po tropie łosia. Gdy go w końcu zobaczyliśmy, pies po prostu go zignorował. Byłam tak zmęczona i zawiedziona, że się popłakałam – opowiada. Wtedy miała ochotę się poddać i skończyć z łowiectwem. – Czułam, że tak będzie najlepiej.

Ale jej tata wziął wtedy sprawy w swoje ręce i powiedział: – Potrzebujesz psa z prawdziwego zdarzenia. Kupimy ci psa na zające! Therese i jej tata zaczęli rozglądać się za psem gończym. Mąż ciotki miał dobre zdanie o gończych smalandzkich, więc dziewczyna zadzwoniła do hodowcy. Ale jako 20-latka nie została wzięta na poważnie. – Powiedzmy, że nie trafiłam na początek kolejki... Ale w końcu i na nią przyszła pora, a do ich domu zawitał szczeniak Zorro z hodowli Gräddhyllan. Przeżył z nią 9 lat. Jako trzylatek był już dwukrotnym czempionem. – Pierwszy raz doświadczyłam, jakie to fantastyczne uczucie polować z naprawdę dobrym psem. Był niezwykle skuteczny – opowiada Therese. PRZY OGNISKU

Zorro był ojcem kilku miotów, a jeden z jego potomków właśnie biegał po lesie kilometr od nas. Enya ma już 6 lat i – ku uciesze Therese – zdążyła już pokazać, że odziedziczyła wiele z łowieckiej pasji ojca, jak i polującej matki. Gdy w końcu do nas wraca, przenosimy się do miejsca, o którym mówił Gary. Idziemy przez ponad kilometr wzdłuż śladów skutera, w końcu po-



nownie spuszczamy Enyę. Tym razem trafia na trop. Z oddali dochodzi do nas, jak suczka pięknie gra, choć brzmi to raczej jak ryk jakiegoś dzikiego zwierza. Therese uśmiecha się. – Znalazła coś. Wspaniały dźwięk, aż ciarki przechodzą po plecach. W międzyczasie Therese rąbie drewno, które niosła w plecaku i rozpala małe ognisko. Nastaje cisza – Enya zgubiła trop i rozpoczyna szukanie na nowo. Na GPS-ie obserwujemy jej trasę, która przypomina teraz kłębek wełny. Ognisko trzaska wesoło iskrami, drzewa wokół nas pokrywa piękny zimowy płaszcz. Partner Therese nie jest myśliwym, łowiectwo to wyłącznie jej pasja. Nawet gdy oczekiwali pierwszego dziecka, ona nie chciała opuścić łowów i w zaawansowanej ciąży wybrała się na polowanie zbiorowe na łosie. – Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, mówiąc: „A ty nie jesteś czasem w ciąży?” – opowiada. – Bali się, że będą musieli odbierać poród, ale wyjaśniłam im, że termin mam dopiero na wtorek. Urodziła akurat, gdy koło miało dwutygodniową przerwę w polowaniu. Potem nie było już mowy o zostaniu w domu.




– Dzieckiem zajmowała się moja mama. Potrafiła zadzwonić w trakcie polowania, mówiąc, że ono płacze i powinnam wrócić do domu je nakarmić – mówi Therese, upijając łyk kawy. DUET Z CHARAKTEREM

Jej rodzice planują sprzedać dom w Nyhamnsfjärden, dlatego Therese zaczęła budować własną czatownię, w której będzie pomieszkiwać w sezonie jesiennym. – Często porankami i przedpołudniami poluję na łosie, a po lunchu spuszczam Enyę. Nie wyobrażam sobie polowania bez psa, jest dla mnie bardzo ważną częścią łowów. Nie ma nic lepszego, niż poczucie, że jesteśmy zgranym zespołem.

Zimą dni na północy są krótkie i nad lasem powoli zapada zmierzch. Therese przywołuje Enyę, jednak odkąd 7 miesięcy temu suczka urodziła szczenięta, stała się jeszcze bardziej uparta. Próbujemy ją przywołać, ale w nią jakby wstąpiły nowe siły. Okłada dalej, dając z siebie wszystko, więc rezygnujemy i po prostu przyglądamy się temu z przyjemnością. Jednak ciemność robi się coraz gęstsza, uniemożliwiając dalsze polowanie. Widząc, że Enya nie daje się odwołać, Therese łapie ją na otok. W drodze powrotnej do samochodu idą noga w nogę. – To uparta dziewczyna, a po ciąży charakterek jeszcze jej się wyostrzył. Zupełnie, jak jej pani – mówi Therese, obdarzając suczkę pełnym uczucia spojrzeniem.


Biżuteria myśliwska


Diana W poszukiwaniu oryginalnych łowieckich pamiątek trafiliśmy na... ulicę Pamiątkową w Poznaniu. Pod numerem 15 mieści się Pracownia Biżuterii Artystycznej i Galanterii Łowieckiej Diana. Od jej właścicielki, Magdaleny Dobrowolskiej, dowiedzieliśmy się, że jubiler musi być nie tylko perfekcyjnym rzemieślnikiem i artystą, ale także uważnym słuchaczem TEKST: ADAM PIOSIK ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA, MAT. PRASOWE


O

glądając biżuterię wykonaną przez panią Magdalenę, można się domyślać, że misternie zdobione cacka wymagają nie tylko pracy rąk, ale również niesamowitej wyobraźni. Magdalena Dobrowolska przyznaje, że nieraz po prostu szuka czegoś wyjątkowego dla siebie, a że należy do osób wymagających, to w końcu dochodzi do wniosku, że musi zrobić to sama – od pomysłu, przez produkcję, do efektu końcowego. Gdy naszyjnik czy bransoletka jej się spodobają, często okazuje się, że również przyciągają ona uwagę klientów. SZTUKA WYWIADU…

Inaczej wszystko przebiega, gdy z pomysłem przychodzi sam zainteresowany. Wtedy najważniejsze jest, by go uważnie wysłuchać, a następnie tak zadawać pytania, by jeszcze przed jego wyjściem z pracowni mieć w głowie dokładnie to, czego pragnie. Nie jest to łatwe, ponieważ klient nie zawsze potrafi sprecyzować, jakie są jego oczekiwania. – Kiedyś po rozmowie wydawało mi się, że na 100% wiem, jak ma wyglądać zamówiona biżuteria. Produkcja poszła gładko, byłam zadowolona z efektu. Gdy pokazałam biżuterię klientowi, w jego oczach zobaczyłam, że jednak to nie to. Wzięłam

oddech i… dogadaliśmy wszystko co do szczegółu. Tym razem było już wszystko w porządku – wspomina pani Magdalena. …I LEKCJA WYOBRAŹNI

Pomysły na nowe, atrakcyjne wzory nie zawsze przychodzą na zawołanie. – Zdarzyło się, że gonił mnie czas, a nie miałam w głowie żadnego projektu. Korzystając z wolnej chwili, wybrałam się do… solarium. Zupełnie wyłączyłam się i po chwili wiedziałam już, co mam robić – mówi pani Magdalena. Co ciekawe, jej biżuteria powstaje „prosto z pomysłu”, bez rozrysowywania poszczególnych etapów projektu. – Gdy mam już w myślach to, co chcę osiągnąć, siadam w mojej pracowni, biorę narzędzia do ręki i przekuwam pomysły w rzeczywistość. Moim ulubionym surowcem jest srebro – opowiada Magdalena Dobrowolska i dodaje: – Bywa, że biżuteria jest gotowa jeszcze tego samego dnia. Nieraz jednak potrzebuję na to kilku tygodni. Z OKAZJI I BEZ…

Biżuteria z Pracowni Diana często jest wybierana przez klientów na prezent z jakiejś szczególnej okazji – urodzin, ważnej rocznicy, uczczenia zawodowego sukcesu. I tu ważne




jest indywidualne podejście do klienta. – To co proponujemy klientowi, ma być jedyne w swoim rodzaju. Nasza biżuteria jest w końcu owocem wspólnej pracy jubilera i klienta, dlatego zamawiający ma gwarancję wyPracownia Diana stawia na jakość. – W naszej ofercie znajdą Państwo m.in. autorską kolekcję biżuterii z prawdziwego bursztynu bałtyckiego czy z dodatkiem kamieni szlachetnych

jątkowości – mówi pani Magdalena. To ważne np. dla koła łowieckiego, które chce uczcić swój jubileusz, czy wyróżnić należących do niego myśliwych czymś naprawdę niepowtarzalnym. Co ciekawe, można powierzyć pracowni własne trofea do oprawy lub jako surowiec do produkcji oryginalnej biżuterii. Jednak nie wszyscy klienci kupują coś na konkretną okazję. – Czasami wygląda to jak miłość od pierwszego wejrzenia – klient zobaczył u kogoś kolczyki z naszej pracowni i postanowił zrobić bliskiej osobie miłą niespodziankę – mówi Magdalena Dobrowolska. WYBÓR, JAKOŚĆ I STYL

W ofercie pracowni Diana, oprócz tradycyjnej biżuterii z motywami łowieckimi, czyli obrączek, pierścion-


MATERIAŁ PROMOCYJ NY

ków, sygnetów, bransolet i wisiorów, znajdziemy m.in.: odznaki i medale dla kół łowieckich, oprawy trofeów, indywidualne zdobienia broni, ozdoby do kapeluszy, breloki, noże do papieru, cukiernice, łyżeczki, kulawki oraz galanterię jeździecką. Obecnie na rynku sporo jest tanich, lecz niezbyt dobrej jakości wyrobów biżuteryjnych. Pracownia Diana stawia na jakość. – W naszej ofercie znajdą Państwo m.in. autorską kolekcję biżuterii z prawdziwego bursztynu bałtyckiego czy z dodatkiem kamieni szlachetnych. Nie proponujemy klientom imitacji, tylko najwyższej jakości surowce, unikatowy styl i oryginalne rzemiosło. Pewnie dlatego do nas wracają – mówi z uśmiechem pani Magdalena. KONTAKT Z pełną ofertą Pracowni Biżuterii Artystycznej i Galanterii Łowieckiej Diana można zapoznać się na: www.bizuteriadiana.pl Zakupu można dokonać bezpośrednio w sklepie w Poznaniu na ul. Pamiątkowej 15 (budynek od ulicy 28 czerwca 1956 r.) lub online: sklep.bizuteriadiana.pl



Oto historia dwóch Norwegów, którzy przybyli do Kanady, by spełnić swoje marzenie o polowaniu na łosia alaskańskiego. Choć wiele czytali i słyszeli o tym największym jeleniowatym Ameryki Północnej, to szybko się przekonali, że w życiu nie zawsze układa się wszystko tak gładko, jak w książkach czy relacjach innych myśliwych TEKST I ZDJĘCIA: MORTEN BREKKE

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA


Na bezdroĹźach

JUKONU


Z

a mały – mówi Jon i odwraca się do skrytego wśród jesiennych wrzosów Brada, który opuszcza wabik z kory brzozowej i wstaje. – Na pewno wkrótce otrzymasz swoją szansę – uśmiecha się Brad, po czym zaczyna „rozmowę” ze znajdującym się w rzadkim górskim lesie 30 m dalej łopataczem. Łoś zatrzymuje się na niewielkiej polance. Ślini się, jest gotowy na pokrycie samicy, która w jego mniemaniu znajduje się gdzieś w pobliżu. Teraz Brad imituje stękanie dużego byka. Młody natychPod względem powierzchni Jukon jest prawie dwa razy większy od Norwegii, ale żyje tam zaledwie 30 tys. ludzi. Nie dziwi więc, że bezdroża zaczynają się tuż za granicą miasta

miast zaczyna się wahać, wygląda na przestraszonego; nagle odwraca się i znika w wielobarwnym lesie. Jeśli młode byki żywią do kogoś lub czegoś szacunek, to właśnie do bardziej doświadczonych kolegów w okresie bukowiska. Jon i Brad mieli wiele czasu, by przyjrzeć się łosiowi. Brad zauważył go z 200 m, potem zaczął wabić coraz bliżej pokrytego świerkami pagórka, na którym się znajdowali. Ale nawet jeśli poroże było takie jak

u przeciętnego byka w Norwegii, to dla myśliwych będących pierwszy raz na kanadyjskich bezdrożach obserwowany okaz był po prostu za mały… PO TROFEA DO KANADY

Jon Nygaard i Fred-Roger Ness z Enabakku od dawna marzyli o upolowaniu wielkiego kanadyjskiego łosia. Po latach oszczędzania i planowania ich podróż mogła się urzeczywistnić za pośrednictwem norweskiego biura polowań. Zabrali ze sobą autora filmów łowieckich Mortena Brekkego, który miał to wszystko udokumentować. Po długim locie przez Londyn i Vancouver dotarli do Whitehorse, stolicy terytorium Jukon. Pod względem powierzchni Jukon jest prawie dwa razy większy od Norwegii, ale żyje tam zaledwie 30 tys. ludzi. Nie dziwi więc, że bezdroża zaczynają się tuż za granicą miasta. Na tych terenach żyje największy podgatunek łosia – Alces alces gigas. Występuje on też na Alasce, stąd potoczna nazwa: łoś alaskański. Łosie pierwotnie wywodzą się ze wschodniej Syberii. Około 10 000 lat temu przeszły do Ameryki Północnej przez Beringię [most lądowy Beringa istniejący w okresie zlodowaceń, łączący dzisiejszą Sybe-



rię z Alaską – przyp. red.]. Teraz na tym kontynencie występują trzy podgatunki, a łoś alaskański jest największym z nich. Trofea z tych zwierząt należą do jednych z najbardziej pożądanych na świecie. Z Whitehorse Jon i Fred-Roger pod opieką biura Lone Wolf Outfitting udali się na wschód. W znajdującym się przy South Big Salmon River obozie czekało już dwóch doświadczonych kanadyjskich podprowadzaczy. Jak Norwegowie mieli się niebawem przekonać, ich podróż była warta swojej ceny. Nic

jednak nie przychodzi samo, więc i na łowieckie trofea będą musieli solidnie zapracować... W dziczy Alaski i Jukonu okazji nie podaje się na talerzu. Sukces wymaga wspólnego wysiłku myśliwych i podprowadzaczy, a wiele zależy po prostu od losu. Zaraz po przybyciu do położonego w malowniczej dolinie drewnianego domku Jon i Fred-Roger usłyszeli wilki i łosie, jednak zgodnie z prawem w Kanadzie polowanie można rozpocząć dopiero po upływie 6 godzin od lądowania. Spragnieni


łowów przybysze z Europy musieli więc poczekać do rana. Tereny łowieckie należące do Lone Wolf Outfitting obejmują 2 mln ha, więc do transportu myśliwych, a także mięsa i trofeów, wykorzystuje się konie. Zagęszczenie łosia jest jednak znacznie niższe niż w Skandynawii, dlatego zazwyczaj najskuteczniejszym sposobem jest wabienie w okresie godowym. Drugiego dnia łowów Fred-Roger i jego podprowadzacz Wes wytropili byka. Szli jego śladem przez całą dolinę. Aby znalazł się w zasięgu strzału,

przeprawili się przez rzekę. W końcu uwiązali konie i weszli w gęstszy las, z którego mogli zobaczyć zdobycz. Wes miał ze sobą wabik zrobiony z plastikowej butelki, z której odciął dno. Fred-Roger – wysłużonego Sako kalibru .375 Holland&Holland. SZTUKA CIERPLIWOŚCI

Bezgłośne przedostanie się przez gęste krzaki graniczyło z cudem, ale w czasie rui nawet trzask łamanej gałązki może zwabić jurnego, wściekłego byka. Może on uznać, że źródłem dźwięku jest rywal i wtedy



próbuje odstraszyć go jeszcze głośniejszym stękaniem, a wręcz ryczeniem podobnym do ryczenia jelenia. Problem w tym, że tej jesieni bukowisko zaczęło się później ze względu na ciepłą pogodę. Normalnie zaczyna się ono w drugiej połowie sierpnia, z reguły po 2–3 nocach przymrozku. Wes stęknął kilkakrotnie, imitując głos klępy. Delikatnie uderzył w drzewo kawałkiem znalezionego rogu, jednak samiec nie zareagował. Wabienie łosia wymaga cierpliwości, więc po 20 minutach Wes powtórzył czynności, ale na próżno. Mimo jego wysiłków samiec zniknął w zaroślach. Przez następne dni myśliwi i ich podprowadzacze byli na nogach od wczesnego ranka do późnej nocy. Wes wstawał pierwszy i zbierał konie, które wieczorem spuszczano luzem, by poszukały sobie jedzenia. Wilki darzyły je respektem i trzymały się od nich z dala. Piątego dnia nadszedł mróz i bukowisko zaczęło się na poważnie. W końcu byki ruszyły w poszukiwaniu partnerek – to ułatwiło trochę polowanie, ale jednocześnie utrudniło szansę na znalezienie się w odpowiedniej odległości do strzału. Jon, mając bardziej doświadczonego podprowadzacza, wypatrzył więcej łosi i dostał szansę na strzelenie zwabionego przez Brada łopatacza. Niestety, chybił.

NAGRODA ZA WYTRWAŁOŚĆ

18 dzień pobytu. Jon i Fred-Roger są trochę zawiedzeni. Oczywiście, przyroda jest przepiękna, a dzień wcześniej Jon wypatrzył 17 różnych zwierząt, ale przecież nie za to zapłacili niemałą fortunę. Przylecieli tu, by strzelić wielkiego byka. Kiepski nastrój jednak szybko mija. – Nie wracamy do domu, dopóki nam się nie uda – oświadcza Jon zdecydowanym tonem. On i Brad decydują się wziąć jucznego konia z dodatkowym jedzeniem, żeby dostać się przez górę do innej doliny. Na ok. 1800 m n.p.m. straszą setki górskich pardw, co przyprawia Jona o ból głowy – on uwielbia polować na ptaki i bardzo chętnie by się nimi zajął. Tym razem jednak musi się skupić na łosiu, więc, niestety, jadą dalej. Po południu są w dolinie, obserwują teren przez lornetki. – Czy tam czasem nie stoi klępa? – odzywa się Brad, wskazując na skryte wśród świerków krzaki. – Jest i byk – odpowiada Jon z drżeniem w głosie. – Duży – uśmiecha się Brad. Przedzierają się przez gęste runo, jednak wkrótce muszą przystanąć, żeby się nie zdradzić. Brad próbuje zwabić łosia brzozowym wabikiem, ale odwrócenie uwagi byka od gotowej klępy jest prawie niemożliwe. Samica łosia pozostaje rujna przez


72 godziny. Jeśli samiec nie zdąży jej pokryć w tym czasie, musi czekać 3 do 4 tygodni na następną okazję. – Jon, czy na pewno trafisz z 250 m? – pyta Brad. – Będzie dobrze – brzmi odpowiedź. Byk powoli zbliża się do samicy. W końcu staje z głową i klatką piersiową w kierunku Jona. Otwiera pysk, mieli językiem – czy to już? Nagle klępa wchodzi między świerki. Jeśli Jon ma strzelić, to tylko teraz. Natychmiast ustawia powiększenie w lunecie na 8 razy. – Jak tylko byk odwróci głowę w stronę łoszy, strzelam – mówi Jon, namierzając cel. Rozlega się huk

wystrzału. Odrzut 375–ki sprawia, że myśliwy traci cel z oczu. – Piękny strzał! – krzyczy Brad. Byk już nie wstaje. 19,4-gramowa kula przebiła kości, płuca, serce i zatrzymała się na grzbiecie – fabryczna amunicja wykonała swoje zadanie. Późniejsze pomiary wykazały, że masa szczątkowa pocisku po grzybkowaniu wynosiła 98 procent. Łoś leży w dołku, a prawie 1,5-metrowe trofeum zaklinowało się o drzewo. Może i nie jest to największy możliwy byk, ale przeżycie na pewno wielkie! Jon już prawie ma swoje trofeum, chociaż przed nim jeszcze sporo pracy.


Często widać tylko błyszczące w słońcu rosochy

SUKCES ZA SUKCESEM

Jest tuż przed 19:00. Zapada zmrok. Fred-Roger i Wes też mają powód do zadowolenia. Kilka godzin wcześniej Wes wytropił konno klępę daleko na północ od obozu. Chciał jechać dalej, ale Fred-Roger uparł się, żeby się zatrzymać i zobaczyć, czy nie przyjdzie jakiś byk. Oczekiwanie przyniosło owoce, bo chwilę później z zarośli wyszedł samiec. – Spory – szepnął Wes, opuszczając lornetkę. Okazałe, jasnobrązowe łopaty wyróżniały się na tle ciemnozielonych iglaków i żółtych jesiennych liści – to był upragniony byk! Czy Fred-Roger po latach oczekiwań bę-

dzie mógł spełnić swoje marzenie? Największym problemem była teraz odległość między nim a łosiem, i to, że zwierzę znajdowało się w obniżeniu, przez co podejście bliżej było niemal niemożliwe. Fred-Roger postanowił więc poczekać, czy łosie nie zbliżą się jeszcze, jednak te zaległy w krzakach. Myśliwy i podprowadzacz skorzystali z okazji i znaleźli sobie bliższe miejsce na niewielkim wzniesieniu. – Spróbuję je przywabić – mówi Wes. Podnosi butelkę i imituje odgłosy godowe. Nie musi czekać na efekt. Natychmiast podnoszą się 3 klępy i byk, jednak nie ruszają się, tylko wpatrują



Autor artykułu Morten Brekke pozuje z jednym z łosi, o których mowa w reportażu. Brekke prowadzi firmę Taiga Media, wyprodukował około 30 filmów przyrodniczych i łowieckich z polowań w Europie, Ameryce Północnej i innych miejscach na świecie. www.taiga.no


w miejsce, z którego dochodzi dźwięk. – Strzelam – mówi Fred-Roger, kładąc się w pozycji do strzału i namierzając byka. – Oszalałeś? – Wes patrzy na Norwega z powątpiewaniem. Przewodnik zastanawia się, czy to może tylko czcze gadanie, ale Fred-Roger mówi poważnie. To być może jego jedyna szansa na strzelenie wielkiego alaskańskiego łosia. Wie, że kula na 300 m opadnie o 40 cm, i że odległość od celu wynosi teraz więcej niż 400 m – aby trafić, musi celować ponad kręgosłup. Trzeba jednak poczekać, aż zwierzę wyjdzie z krzaków i będzie lepsza widoczność. Fred-Roger składa się do strzału, namierza cel, odczekuje chwilę. W końcu ostrożnie naciska spust. Jednak domowo zrobiona amunicja swift leci za nisko. Pudłuje. – Strzel jeszcze raz, celuj w koniec łopat – szepcze Wes. Fred-Roger ponownie celuje i naciska spust. – Oh shit, trafiłeś! Wes jest chyba nieco zaskoczony. Patrzy przez lornetkę – tym razem kula trafia w sam środek łopatki. – Strzel jeszcze raz, na wszelki wypadek. Trzeci strzał trafia niżej niż drugi. Łoś chwiejąc się, uchodzi w zarośla. Tymczasem samice stoją w miejscu, jakby nic się nie stało. Fred-Roger zakłada, że byk padnie w ciągu paru sekund,

Fred-Roger pomaga zapakować trofeum na przymocowane, żeby koń nie zrobił sobie k


a konia. Musi być dobrze krzywdy


Ostatni wieczór w obozie. Na zdjęciu: podprowadacz Brad, Jon, filmowiec i fotograf Morten, kucharz Claus, Fred-Roger i podprowadacz Wes

ale na wszelki wypadek decydują z Wesem, że ten pójdzie sam, a on będzie go instruował z góry. Podprowadzacz znika w krzakach. Po dłuższej chwili w końcu pojawia się w dalszej części doliny. Fred-Roger daje mu znak chusteczką, gdzie ma iść. Po chwili słychać strzał – łoś padł. Pół godziny później Fred-Roger już siedzi przy pachnącym rują byku, którego gigantyczne łopaty mierzą ok. 145 cm. Jest powód do satysfakcji, nawet jeśli nieoficjalny rekord to 209 cm. Norwescy myśliwi osiągnęli bowiem swój cel zaledwie 2 dni przed końcem wy-

prawy. Według Brada, który ma na koncie wiele polowań na łosie, ten sezon był skrajnie trudny ze względu na opóźnienie się okresu godowego, dużo deszczu i ostre wiatry. Mimo to obu myśliwym udało się spełnić marzenia o łosiu i kanadyjskiej dziczy. Mogą teraz wrócić do domu, wioząc ze sobą wspaniałe wspomnienia, które sprawią, że nabiorą ochoty na nową łowiecką wyprawę w Kanadzie. Autor sam był w Jukonie już 20 razy, a przez rok nawet tam mieszkał, więc wie, że z pewnością tak będzie.


KONKURS WYGRAJ WYJĄTKOWY JUBILEUSZOWY MODEL SIEKIERY FISKARS! Zajrzyj na tę stronę Gazety Łowieckiej 17 kwietnia i odpowiedz prawidłowo na 5 pytań. Pierwszych 5 osób, które prześlą prawidłowe odpowiedzi, otrzyma ufundowane przez firmę FISKARS jubileuszowe siekiery z 25-letnią gwarancją! Zwiększ swoją szansę na wygraną! Zapisz się do naszego NEWSLETTERA i dowiedz się, o której godzinie pojawią się pytania. Pamiętaj, że wygrywa 5 pierwszych prawidłowych odpowiedzi!


35% DEET

Gdy dokuczają komary… Lato z komarami przyjemne może być tylko w refrenie popularnej przed laty piosenki. W rzeczywistości nikt nie przepada za wiecznie atakującymi owadami, które sprawiają, że wędrówki po lesie czy myśliwskie zasiadki stają się wyjątkowo uciążliwe. Na szczęście znamy skuteczny sposób na odstraszenie komarów

N

a początku mała powtórka z lekcji chemii. DEET to N,N-dietylo-meta-toluamid. Jest to etoksylowany alkohol benzylowy, który znalazł zastosowanie jako repelent oraz surowiec do wytwarzania preparatów biobójczych w przemyśle chemicznym i farmaceutycznym… BLOKUJE I ODSTRASZA

Skuteczność DEET szacuje się na około 75%. Związek ten w czystej postaci jest cieczą koloru jasnożółtego lub zupełnie bezbarwną. Ma charak-

terystyczny, nieprzyjemny zapach. Po naniesieniu produktu zawierającego N,N-dietylo-m-toluamid na skórę związek ten paruje pod wpływem ciepła. Blokuje receptory czuciowe owada, działając na niego odstraszająco i odpychająco. U owadów DEET powoduje zablokowanie działania enzymu ośrodkowego układu nerwowego, a więc acetylocholinesterazy – jednego z podstawowych neuroprzekaźników związków uczestniczących w transporcie impulsów nerwowych w mózgu.


SKUTECZNA OCHRONA

N,N-dietylo-meta-toluamid to składnik środków chemicznych odstraszających komary, a także kleszcze, meszki, muchy końskie i inne owady kłujące. Uważany jest za wysoce użyteczny i skuteczny repelent, polecany zwłaszcza w sytuacji narażenia na kontakt z insektami przenoszącymi groźne choroby tropikalne. DEET to substancja czynna, która występuje w postaci płynów, żeli, kremów oraz pianek odstraszających komary. Ich działanie zabezpieczające przed

ukąszeniami owadów utrzymuje się nawet 6 do 8 godzin, a przed kleszczami do 3 godzin. Tak skuteczną ochronę zapewnia wyłącznie Płyn DEET Max na komary, kleszcze i meszki marki AROX. Inne preparaty nie zawierają odpowiedniego stężenia DEET. JAK UŻYWAĆ?

Preparatami, które zawierają DEET, powinno się posmarować lub spryskać ciało z odległości 15–20 cm. Mimo że środki odstraszające komary


MATERIAŁ PROMOCYJ NY

mogą być nakładane na ten sam obszar skóry jednocześnie z preparatami zawierającymi filtry UV, najpierw należy zastosować krem z filtrem, a dopiero później produkt z N,N-dietylo-meta-toluamidem. Odwrotne postępowanie może zmniejszyć siłę działania DEET. Dzięki zastosowaniu preparatu możemy dłuższy czas przebywać w miejscach, gdzie występują komary i nasza zasiadka nie będzie wiązała się z ciągłym odganianiem się od bzyczących krwiopijców. NIE TYLKO DLA MYŚLIWYCH

Środki zawierające w swoim składzie N,N-dietylo-meta-toluamid, ze względu na długi okres zabezpieczający przed ukąszeniami komarów oraz przed kleszczami, są polecane myśliwym, leśnikom oraz osobom aktywnie spędzającym czas na świeżym powietrzu, np. podczas wędrówek po lesie. DEET Max – środek o 35% stężeniu substancji aktywnej – działa dłużej oraz skuteczniej w starciu z komarami. Lato już wkrótce! Lepiej nie czekać i już dzisiaj pomyśleć o niezawodnej ochronie przed komarami, tym bardziej że brak mroźnej zimy jest korzystny dla tych dokuczliwych owadów, o czym niestety przekonamy się na własnej skórze już w najbliższych tygodniach…





SAUER 404

NARODZINY KLASYKA?


Wieści o nowym karabinie myśliwskim Sauera krążą w środowisku już od dawna. Większość z nas spodziewała się repetiera, będącego rozwinięciem modelu 202. Teraz Sauer 404 jest już gotowy, a my mogliśmy przetestować go jako jedni z pierwszych na świecie – na strzelnicy i na polowaniu TEKST I ZDJĘCIA: JENS ULRIK HGH TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA


W

czasach swojej świetności Sauer 202 posiadał tłum wiernych fanów – był zdecydowanie najpopularniejszym karabinem w Europie Północnej. Model ten ma już 20 lat. To pierwszy karabin, u którego możliwość wymiany lufy poważnie reklamowano jako zaletę. Jednak opinie na jego temat są wciąż podzielone. Jedną z przyczyn jest bezpiecznik, który przesuwa się tuż przy spuście wewnątrz kabłąka, co odwiodło wiele osób od kupienia tego modelu. Przez ostatnie cztery lata inżynierowie Sauera pracowali w fabryce w Isny w południowych Niemczech nad sztucerem powtarzalnym, mającym wyprzeć 202-kę z pozycji najlepszego czterotaktu firmy. Efekt ich

wysiłków to model 404. Choć ten karabin na pierwszy rzut oka wygląda jak zmodernizowana 202-ka, to posiada tak wiele ulepszeń i nowych rozwiązań w najważniejszych kwestiach, że w rzeczywistości jest zupełnie odrębnym modelem. PODOBIEŃSTWA I RÓŻNICE

Sama blokada lufy wygląda jak w 202-ce, tzn. lufa zaciśnięta jest w tulei zaciskowej. Komora zamkowa dostępna jest tylko w rozmiarze magnum, co jest nowością, i umożliwia używanie wszystkich grup kalibrów w tej samej broni. Również samą głowicę zamka można wymienić w zależności od pożądanej grupy kalibrów. To sprawia, że w Sauerze 404


można zmieniać kaliber od 6,5x55 aż do .375 H&H, ponieważ nie jest się związanym tylko z jedną grupą. Niedostępne są jednak najmniejsze kalibry, np. .223 Remington. Głowicę zamka wymienia się w kilka sekund i nie potrzeba do tego żadnych narzędzi. Dla podróżujących myśliwych, którzy muszą czasem zostawić broń w hotelu lub samochodzie, możliwość wyjęcia głowicy i uczynienia jej przez to nieużyteczną jest ogromną zaletą. Standardowo komora zamkowa w 404 zrobiona jest z aluminium. W Sauerze 202 wiele osób wymieniało komorę aluminiową na cięższą, stalową wersję, ponieważ małe śrubki w bazie montażu miały tenden-

cję do wykręcania się po wielu strzałach. Powód? Po prostu aluminium jest dość miękkie i w związku z tym pracuje bardziej niż stal. W modelu 404 wyeliminowano ten problem poWidzę przed Sauerem 404 świetlaną przyszłość – docenią go na pewno strzelcy długodystansowi i osoby lubiące optymalne wyposażenie w strzelectwie precyzyjnym

przez zintegrowanie szyny montażowej z komorą. Zastosowany system montażowy jest własnym rozwiązaniem Sauera i zawiera szeroki wybór stabilnych, wymiennych montaży pod najpopularniejsze rodzaje lunet. System montażu „na klik” przy-


pomina rozwiązanie zastosowane w Mauserze M03. Lunetę montuje się i demontuje w zaledwie kilka sekund. Jednak jeśli ktoś bardzo chce, to za stosunkowo niewielką cenę może wymienić aluminiową obudowę na stalową. Dodaje ona 0,5 kg balastu, ale jest on umieszczony pomiędzy rękami strzelca, więc nie ma wpływu na wyważenie broni. Dodatkowe obciążenie pomaga również zmniejszyć odrzut przy silnych kalibrach typu magnum, ale nie czyni broni bardziej precyzyjną czy trwałą – jedynie cięższą. PRAKTYCZNY TYP

Z nowości – sztucer można łatwo rozłożyć i złożyć za pomocą prostego narzędzia wbudowanego w przedni bączek. Wystarczy go wypiąć i wyciagnąć klucz imbusowy, którym przekręca się o połowę obrotu niewielką śrubkę, znajdującą się na czółenku. Tym samym kluczem wymienia się lufę, stopkę i reguluje spust. Sprytne! Kontrowersyjny bezpiecznik z Sauera 202 wymieniono na napinający iglicę przycisk, regulowany prawym kciukiem, który w porównaniu z innymi dostępnymi na rynku rozwiązaniami tego typu działa niezwykle miękko i prosto – co na prawdziwym polowaniu jest oczywistą zaletą! Również sam spust zaprojektowano

zupełnie od początku i teraz ma on niewiele wspólnego ze skomplikowanym spustem 202-ki, który miał swoje małe wady. Nowy spust chodzi niezwykle czysto. Przypomina on drogie, robione na zamówienie spusty, które czasem można znaleźć jako wymienniki do amerykańskich karabinów. Twardość można ustawić na 500-1300 g. Język jest całkiem szeroki, co daje poczucie, że w pociągnięcie go trzeba włożyć mniej siły. Poza tym można go przesuwać w przód i w tył, dopasowując do ręki strzelca. W rezultacie mamy elastyczny spust z wyraźnym punktem przełamania – połączenie normalnie dostępne jedynie dla karabinów z wyższej półki. Już tylko z tego powodu widzę przed Sauerem 404 świetlaną przyszłość – docenią go na pewno strzelcy długodystansowi i osoby lubiące optymalne wyposażenie w strzelectwie precyzyjnym. NA STRZELNICY

Na początku stycznia odwiedziłem Isny w celu przetestowania nowego karabinu. Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Uważam, że Sauer wprowadził w tym modelu naprawdę dużo ulepszeń w stosunku do 202-ki, w szczególności jeśli chodzi o bezpiecznik i spust, które



w poprzednim modelu zbierały najwięcej krytyki. Jeśli ktoś chce klasyczny model w drewnianej osadzie, rzeczywiście otrzyma broń z metalu i drewna. Jedynymi detalami z polimeru jest stopka i magazynek, gdzie użycie tego materiału jest bardzo uzasadnione. Na strzelnicy sztucer sprawdził się bardzo dobrze, co mnie specjalnie nie zaskoczyło. W trzech podejściach na 100 m osiągnąłem skupienie 15–20 mm. WIELE MOŻLIWOŚCI

Podobnie jak jego poprzednika, można go zamówić w olbrzymiej ilości wariantów, różniących się kalibrem,

kształtem lufy, kolby itd. Od początku będzie możliwość zamówienia wersji drewnianej lub syntetycznej, ta ostatnia z otworem na kciuk lub bez. Będzie również wersja dla leworęcznych, a w ciągu roku wyjdzie magazynek o większej pojemności. PRZYSZŁY KLASYK?

Pewien myśliwy, który wiedział, że testowałem nową broń Sauera zapytał mnie, czy „niemiecki kunszt inżynieryjny jest na tyle wysoki, że lufy z 202-ki będą pasować do 404-ki”? Na co zmuszony byłem odpowiedzieć, że owszem, kunszt z pewnością jest na tyle wysoki, tylko to wbrew


zasadom rynku. A więc nie można zamontować starej lufy z 202-ki do 404-ki. Mimo pozornego podobieństwa pomiędzy tymi dwoma modelami wymieniać między nimi można jedynie stopkę. Poza tym 202-ka lada chwila zniknie z produkcji. Innymi słowy, jeśli ktoś jest szczególnym fanem jej wyjątkowego bezpiecznika, to jest ostatni moment, żeby kupić nowy egzemplarz. Cena nowego modelu zaczyna się od 12 500 zł za model Classic i kształtuje się na poziomie Blasera R8. Mam przeczucie, że Sauer 404 ma szansę stać się nowym klasykiem, o którym dużo będziemy słyszeć w nadchodzących latach.

SAUER 404 Kalibry: Medium: .243 Win., 6.5 × 55 SE, .270 Win., 7 × 64, .308 Win., .30-06 Spring., 8 × 57 IS, 9.3 × 62 Magnum: 7 mm Rem. Mag., .300 Win. Mag., 8 × 68 S, .338 Win. Mag. Big Game: .375 H&H Mag. Pojemność magazynka: 3+1 (medium), 2+1 (magnum). Długość: 101.5 cm (lufa 51 cm), 106.5 cm (lufa 56 cm), 112.5 cm (lufa 62 cm). Waga: od ok. 3,22 kg (zależnie od gęstości drewna). Spust bezpośredni: ustawiany przez strzelca: 550g/750g/1000g/1250g (±50g)


Tekst: Jens Ulrik Høgh Tłumaczyła: Ewa Mostowska

As Time Goes By


S

tany Zjednoczone, ok. 1910 roku. Polowanie na drapieżniki – w tym wypadku kojoty – z psami było w tym czasie rzeczą normalną. Zwykle dodatkowo miało się ze sobą karabin kalibru 22 lub mały rewolwer. Pozyskanie czterech osobników na jednym polowaniu było na tyle niecodziennym osiągnięciem, że młody myśliwy prawdopodobnie zaraz po polowaniu zabierał swoje zdobycze i razem z psami udawał się do najbliższego fotografa. Niestety, na odwrocie zdjęcia nie ma żadnego opisu, więc tożsamość tego młodego człowieka, jak również inne szczegóły dotyczące polowania, pozostają nieznane. Zdjęcie pochodzi z pewnej farmy w Nebrasce i prawdopodobnie w tej części Stanów zostało zrobione. Co ciekawe, w tym samym rejonie działał wówczas Peter A. Watson, zawodowy łowca wilków, który pozyskał tysiące tych drapieżników z pomocą swych chartów szkockich – wiemy na pewno, że na początku XX wieku miał na koncie aż 4 tys. wilków. A może nasz myśliwy go znał…


Pionkowskie

Jedni 21 marca topią kukłę Marzanny, inni ją palą, a my powitaliśmy pierwszy dzień wiosny w Piastowie na Strzelnicy Zarządu Okręgowego PZŁ w Radomiu. To była wyjątkowa okazja, by razem z innymi uczestnikami Pionkowskich Strzelań Śrutowych jako pierwsi na rynku przetestować najnowszy produkt fabryki FAM–Pionki – amunicję Master 5% antymonu TEKST: MARTA PIĄTKOWSKA ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA


Strzelania Śrutowe W MISTRZOWSKIEJ FORMIE


D

o trzech konkurencji rozgrywanych w ramach Pionkowskich Strzelań Śrutowych – skeet, trap i zając – zgłosiło się 61 zawodników, z czego po raz pierwszy w historii aż 10 Dian! Wszyscy uczestnicy turnieju byli w doskonałych humorach, ponieważ pogoda dopisała i zapowiadała się doskonała zabawa w piknikowej wręcz atmosferze… NAZWA ZOBOWIĄZUJE…

Strzelcy powszechnie znani są z wysokich wymagań wobec amunicji, z której mają korzystać. Zgodnie z założeniem organizatorów – fabryki FAM–Pionki – wszyscy otrzymali taką samą amunicję, więc każdy miał okazję zapoznać się z możliwościami nowego produktu pionkowskiej fabryki. Okazało się, że nasz rodzimy producent nie tylko spełnił oczekiwania użytkowników, ale wręcz niektórych zaskoczył. Nic dziwnego, w końcu nazwa Master zobowiązuje… „Delikatna, ale i zarazem energiczna” – usłyszeliśmy o nowej amunicji od jednej z Dian po pierwszej konkurencji zawodów. I coś w tym jest… O zaletach amunicji Master można by się długo rozwodzić, ale najlepiej sprawdzić ją „na własnej strzelbie”, tym bardziej że mistrzowski produkt jest już dostępny na rynku.

KORZYSTNE ZMIANY

Po niedawnej zmianie właściciela fabryki FAM-Pionki już widoczne są jej skutki. Poprawiła sie nie tylko jakość produkowanej tam amunicji, ale również podejście do klienta. Uczestnicy turnieju zgodnie przyznali, że zarówno organizacja spotkania na strzelnicy w Piastowie, jak i sama amunicja, którą strzelali, były na najwyższym poziomie. Żartowano, że producent zatrudnił także specjalistów od pogody – w południe na strzelnicy było 14OC. EMOCJI NIE ZABRAKŁO

Na zakończenie turnieju trzem kobietom i sześciu mężczyznom z najwyższymi wynikami został jeszcze do rozegrania poker. Rywalizacja była niezwykle zacięta i emocji nie brakowało. Aby wyłonić zwycięzców, potrzebne były baraże – zarówno w rywalizacji kobiet, jak i mężczyzn. PRZY OGNISKU

Po zakończonym turnieju organizatorzy zaprosili uczestników na pyszny bigos i kiełbaski przy ognisku. Tam można było podzielić się wrażeniami ze strzelań. Oby więcej takich spotkań, gdzie polskie produkty mają tak znakomitą promocję…



WYNIKI PIONKOWSKICH STRZELAŃ ŚRUTOWYCH Mężczyźni I miejsce – Kamil Jamróz II miejsce – Robert Gajda III miejsce – Marcin Oleksik Kobiety I miejsce – Beata Sala II miejsce – Grażyna Ambroziak i Aleksandra Jasiorowska IV miejsce – Gabriela Mach V miejsce – Monika Szymkiewicz VI miejsce – Marta Piątkowska VII miejsce – Lila Nowak VIII miejsce – Magdalena Królak

IX miejsce – Ewa Piątkowska X miejsce – Marzanna Adamczyk POKER Mężczyźni I miejsce – Kamil Jamróz II miejsce – Jacek Suryn III miejsce – Marcin Kwaśniewski Kobiety I miejsce – Beata Sala II miejsce – Grażyna Ambroziak III miejsce – Aleksandra Jasiorowska


NOWA LINA FAM – PIONKI MASTER Firma FAM – Pionki wprowadziła nową linię MASTER. Wszystkie komponenty zostały niezwykle starannie wyselekcjonowane przez firmowych specjalistów, tak aby zagwarantować najlepsze paramenty balistyczne amunicji. Master dostępny jest w dwóch naważkach śrutu 24 gr i 28 gr, rozmiar śrutu: 7,5–8–9. Do produkcji został użyty śrut z 5% zawartością antymonu, sprawiający ze śruciny ołowiane są twardsze, bardziej wytrzymale, a tym samym lżejsze. Dzięki temu w pocisku może znajdować się więcej śrucin. Odpowiednie dobranie przybitki tworzywowej i wysokiej jakości proch zapewnia powtarzalność, szybkość, doskonałe pokrycie. Wszystko to sprawia, ze amunicja Master jest celna i skuteczna podczas strzelania do rzutek na bliskie jak i dalekie odległości. Regularne i odpowiednie skupienie śrucin na celu idzie w parze z bardzo delikatnym odrzutem przy oddaniu strzału. Istotnym aspektem jest identyczna prędkość wylotowa śrucin przy nabojach 24 i 28 gram, która wynosi 415 m/s.


Kliknij ikonę przy produktach, żeby zobaczyć więcej

GAZETA ŁOWIE DOPASUJ PATELNIĘ DO SWOJEJ KUCHNI

Cena: od 140 zł

www.fiskars.pl

KAMIZELKA HÄRKILA ULTIMATE STRZELECTWO MYŚLIWSKIE

CZAPKA HÄRKILA ULTIMATE

Cena: 229 zł

Cena: 949 zł Cena: 49 zł

www.dolasu.pl


ECKA POLECA

E

SOFTSHELL DAMSKI CONNIE BUTY TREKKINGOWE LADY ULTRA MAX LOW X-LT

www.regatta.pl SPODNIE HÄRKILA ULTIMATE

www.agrecol.pl PREPARATY PRZECIW KOMAROM I KLESZCZOM

35% DEET

Cena: 799 zł


Targi IWA Outdoor Classic w Norymberdze

W ŁOWIECKIM RAJU Te liczby mówią wszystko: 9 hal wystawienniczych, 1383 wystawców ze 123 krajów, 41 748 zwiedzających! Każdy, kto choć raz odwiedził słynne Targi IWA w Norymberdze, nie kryje swego podziwu. My jesteśmy pod wrażeniem rozmachu ich tegorocznej edycji oraz profesjonalizmu, z jakim ją przygotowano…

TEKST: GAZETA ŁOWIECKA ZDJĘCIA: MAT. PRASOWE



T

argi IWA Outdoor Classic, bo tak brzmi ich pełna nazwa, odbywają się co roku tradycyjnie w pierwszym tygodniu marca w Norymberdze i przyciągają wszystkich, którzy profesjonalnie zajmują się myślistwem i strzelectwem. ZJAZD ZAWODOWCÓW

Dziewięć hal imponującego centrum wystawienniczego zgromadziło wszystkich uznanych producentów broni, optyki, ubrań, obuwia i szerokiej gamy akcesoriów myśliwskich.

Należy wspomnieć, że IWA to nie są typowe targi, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni w naszym kraju, i to nie tylko ze względu na ich wielkość oraz liczbę wystawiających się firm. Wstęp na nie mają bowiem tylko osoby zawodowo związane z tematyką targów i co ważne, jest to poddawane szczegółowej weryfikacji przy wejściu. BROŃ NIE DLA KAŻDEGO…

Największy tłok tradycyjnie panował w halach, gdzie swoje stoiska mieli


producenci broni. Nowości, takie jak Sauer 404 czy Blaser R8 z osadą GRS, sąsiadowały z modelami Perazzi, których cena przekraczała… 300 000 zł (to nie pomyłka!). Z modeli bardziej zbliżonych do zasobności naszych portfeli warto wymienić nowości Czeskiej Zbrojovki, czyli CZ455 Jaguar oraz kniejówkę Brno Combo – dostępną już zresztą w naszych sklepach. Na targach moglismy zobaczyć również broń krótką, dostępną dla myśliwych w większości krajów europejskich

oraz szeroką gamę łuków, a także ofertę broni czarnoprochowej. OPTYKA – POLAK POTRAFI!

Optyka myśliwska to również tłumnie odwiedzany i szeroko reprezentowany przez wystawców dział targów. Musimy nadmienić, że sporą część ekspozycji zajęła również noktowizja i termowizja. Zaraz po wejściu spotkaliśmy pierwszą polską firmę, która na targach IWA wystawia się razem z innymi liderami tej branży. Jak powiedział nam Mariusz Kulma


z Delty Optical, firma jest tu obecna już po raz piąty. W tym roku Delta zaprezentowała dwa nowe modele lunet o popularnych wśród myśliwych parametrach 2,5-10x56HD oraz 2,5-15x56HD, które zebrały świetne opinie zarówno wśród odwiedzających stoisko detalistów, jak i hurtowników. Dwie ciekawe nowości znaleźliśmy w tej samej hali na stoisku firmy Swarovski, po którym oprowadzał nas Michał Ogórek. Nowa lornetka z dalmierzem – EL RANGE – to kontynuacja modelu, który swoją premierę miał w 2011 roku, natomiast lunety do strzelań długodystansowych X5(i) 5-25x56 i X5(i)3,5-18x50 to modele, które do tej pory nie były dostępne w ofercie tego producenta. W CO SIĘ UBRAĆ?

Hala nr 4 to tradycyjnie kraina ubrań myśliwskich. Mogliśmy tu znaleźć wszystkich liczących się producentów, prezentujących także wiosenną, ale głównie jesienno-zimową kolekcję na kolejny rok oraz zbierają zamówienia od swoich dystrybutorów. Większość tych produktów będziemy mogli obejrzeć w naszych sklepach myśliwskich już od sierpnia tego roku. Jakub Rymowicz z firmy HBMM bę-




dącej przedstawicielem Fjällräven na Polskę, zauważył mniejszą niż w poprzednich latach liczbę gości z naszego kraju. Wśród odwiedzających stoisko popularnych ubrań z liskiem, nastroje, mimo średnio udanej zimy pod względem pogody i sprzedaży, były optymistyczne. Firma przedstawiła nowości na sezon jesień/zima 2015 a także swoje plany marketingowe na najbliższy rok. Seeland AG na dwóch dużych stoiskach prezentował nowości obu swoich marek, czyli Seeland i Härkila. Na obu stoiskach pracowały aż 43 osoby, a popołudniowy pokaz mody, będący prezentacją nowości zimowych, przyciągnął bardzo wielu dziennikarzy i zwiedzających. Niels Avlund Hansen, odpowiedzialny za sprzedaż na polski rynek, chwalił polskich dystrybutorów i podkreślał wzrost sprzedaży linii Härkila w naszym kraju. Dzięki uprzejmości Bohdana Chmielarskiego z firmy Łowca udało się nam zajrzeć do najbardziej tajemniczego stoiska targowego, które jako jedyne jest w pełni zabudowane i oddzielone ścianami od zwiedzających. Aby wejść do środka i zobaczyć kolekcję ubrań z lodenu, trzeba się umówić. JagdHund, bo o stoisku tej cenionej marki mowa, prezentuje ubrania wy-

konane z naturalnych materiałów, takich jak bawełna, wełna, len i jedwab. Są one trwałe i przy odpowiednim użytkowaniu mogą służyć długie lata. Znane w Polsce ubrania fińskiego producenta JahtiJakt prezentował na stoisku producenta polski dystrybutor, czyli firma dolasu.pl z Piaseczna, natomiast o nowościach Pinewood mogliśmy dowiedzieć się od Małgorzaty Sendereckiej z łódzkiej firmy Magum, która odpowiada za dystrybucję m.in. tej marki na naszym rynku. Kolejnym polskim akcentem w tej hali były dwa stoiska – producenta ubrań myśliwskich Graff oraz Lemigo. Jakub Szałaga, który prezentował nam kolekcję marki Graff zauważył, że w tym roku więcej klientów nastawionych było na konkretne fachowe rozmowy, a nie tylko na oglądanie stoisk. Naszą uwagę przykuł zestaw łowiecki wykonany z gęsto tkanej bawełny. CUDZE CHWALICIE, SWEGO NIE ZNACIE…

Łącznie nasz kraj reprezentowało 16 firm, których stoiska znajdowały się w różnych pawilonach targowych. Poza wspomnianą już Deltą Optical, Graff i Lemigo, w hali nr 6 Sławomir Studziński prezentował znane naszym myśliwym pięknie wykonane


wyroby, sygnowane marką NEST. Wśród polskich wystawców weteranem Targów IWA jest fabryka amunicji FAM-Pionki, która w Norymberdze wystawia się już od 23 lat. W tym roku zaprezentowała nową amunicję Master, charakteryzującą się śrutem z 5-procentową zawartością antymonu oraz amunicję sygnałową. Olbrzymie zainteresowanie zarówno standardową ofertą firmy, jak i zleceniami na produkcję marki własnej, wróży fabryce z Pionek imponującą liczbę zamówień. Jak powiedział nam wiceprezes zarządu FAM–Pionki, Kamil Wiśniewski, pozwala ono optymistycznie patrzeć w przyszłość: – Widzimy, że zmieniamy się we właściwym kierunku i że stajemy się jednym z wiodących producentów amunicji na świecie, a to dopiero początek zmian, jakie planujemy.

DO ZOBACZENIA ZA ROK

Żeby obejrzeć dokładnie najbardziej interesujące propozycje producentów, potrzeba pełnych trzech dni. Warto je sobie zarezerwować w łowieckim kalendarzu, bo organizatorzy Targów IWA zapraszają już na ich kolejną edycję, która odbędzie się w dniach 4–7 marca 2016 roku. O tym, że nasi wystawcy również przyglądają się imprezom tej rangi, świadczy spotkanie z Agnieszką Miklas, odpowiedzialną za organizację zbliżających się Targów w Sosnowcu oraz z Piotrem Czuryłłą, u którego gościliśmy na Targach w Ostródzie. Wierzymy, że rodzime imprezy, których poziom rośnie z roku na rok, również staną się wydarzeniami w skali europejskiej, czego życzymy organizatorom, wystawcom i wszystkim sympatykom łowiectwa!

REKLAMA

PASJA NATURA KOMFORT AKCESORIA I ODZIEŻ ŁOWIECKA www.2wolfs.eu tel. 609 957 354, 883 347 070 biuro@wildhunting.pl



Karibu, piżmowoły Na tych, którzy planują wyprawę łowiecką na Grenlandię, czekają skrajnie trudne warunki, ale wysiłek się opłaci. W końcu to jedno z niewielu miejsc, w których można zapolować na piżmowoły TEKST I ZDJĘCIA: THOMAS LINDY NISSEN

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA


i… pstrągi



P

ierwszy dostrzega karibu Thomas Olsen, przewodnik z North Safari. – Tam leży byk karibu – szepcze, wskazując na zachodnią plażę. Jego klient, Micheal (irlandzka odmiana imienia Michael – przyp. tłum.) Joubert, który przyjechał tu aż z RPA, jest gotowy w mgnieniu oka: – Daj broń, strzelę stąd – odpowiada z pełnym przekonaniem. – Jest za daleko, to ponad 500 m – Olsen szybko mierzy odległość. Pośpiesznie układają improwizowany plan i rozpoczynają podchód. Najpierw okrążają pagórek. Ostatnie kilka metrów pokonują czołgając się, by zająć najlepszą możliwą pozycję do strzału na wznoszącym się nad bykiem płaskowyżu. Zwierzęciu towarzyszą łania i cielak. Żadne z nich nie podejrzewa niebezpieczeństwa. Teraz odległość od celu wynosi 150 m. Micheal przygotowuje się do strzału i daje znak Olsenowi. Ten kilkakrotnie porykuje, żeby skłonić byka do wstania. Z początku nie przynosi to żadnego efektu, więc podprowadzacz powtarza tę czynność kilka razy. Zwierzęta podnoszą się, byk odwraca się w kierunku źródła dźwięku, staje przodem do myśliwego. Po chwili obraca się lekko, dając okazję do strzału. Kula

trafia w sam środek prawej łopatki, a byk pada w ogniu. PIERWSZY ŚNIEG

Po pokonaniu tradycyjnych na Grenlandii problemów z transportem Micheal i Thomas wracają do namiotu, gdzie przebierają się w suche ubrania, rozgrzewają przy polowym kominku i posilają się liofilizowanym jedzeniem. Latem było tu niezwykle deszczowo, dlatego trawnik, który służył jako podłoga w namiocie, zamienił się w prawdziwe bagno. Na szczęście polowe łóżka izolują od wilgoci. Warunki wcale nie poprawiają się, kiedy nocą spada pierwszy w tym roku śnieg. Zaplanowane na następny dzień polowanie na piżmowoły zamienia się bardziej w ćwiczenia łowieckie przy trudnej pogodzie. Już na początku, kiedy myśliwi przenoszą swoją płaskodenną łódź wraz z silnikiem z jednego jeziora na drugie, biorą pod uwagę potencjalną porażkę. Plus jest jeden – oczywiście, poza wspaniałą przyrodą – że przynajmniej dla pochodzącego z RPA Jouberta polowanie w śniegu jest nie lada atrakcją. Micheal dopiero dwa razy w ciągu całego swojego 42-letniego życia miał okazję doświadczyć podobnej pogody. Teraz owładnęło nim uczucie bliskie euforii. Jednak


gdy osiem godzin później mokrzy i przemarznięci do szpiku kości wracamy do namiotu, uczucie to znika bez śladu. Tzw. podłogę pokrywa teraz co najmniej 20 cm wody. Micheal określa szanse na spokojny sen jako raczej marne. Cóż, zdarza się... ZMIANA MIEJSCA

Do tej pory udało nam się zobaczyć piżmowoły tylko raz. Na dodatek były bardzo bojaźliwe. Niestety, w tej okolicy wielu miejscowych myśliwych poluje dla mięsa, a dodatkowo przybywa coraz więcej przyjezdnych

łowców trofeów. Dlatego Micheal nie protestuje, gdy Olsen proponuje, żeby spakować do plecaka stylowy sztucer Afrykańczyka oraz mięso pozyskanego wcześniej karibu i przenieść obóz w inne miejsce. Pomysł wydaje się tym lepszy, że śnieg stopniowo zamienił się w deszcz ze śniegiem, a w końcu w zwykły deszcz. Przy dodatnich temperaturach nasze obecne obozowisko tonie w wodzie. Pakujemy się do dwóch łódek i wyruszamy w drogę. Kilka dni później jesteśmy już w zupełnie innym miejscu, gdzie na nowo

Byk odwraca się w kierunku źródła dźwięku i staje przodem do myśliwego


Karibu padło w ogniu. Ale czeka nas jeszcze sporo roboty, zanim będziemy mogli zabrać je do domu

SEZON ŁOWIECKI Są dwa sezony polowania na piżmowoły: letnio-jesienny – od 1 lipca do 15 października oraz zimowy – od 11 marca do 11 kwietnia. Z kolei na karibu można polować od 1 sierpnia do 15 października, jednak najlepszy czas jest od 1 września, bo w sierpniu samce ścierają scypuł.


rozbijamy prowizoryczny obóz. Przepłynęliśmy ponad 35 km wzdłuż fiordu Sønderstrøm. Pogoda jest ładna, ale mimo świecącego słońca ciążą nad nami… chmury rozczarowania. Ani w drodze, ani w okolicy nie widzieliśmy jeszcze ani jednego piżmowoła. PO DRUGIEJ STRONIE RZEKI

Rankiem trafiamy w końcu na samotnego samca. Niestety byk stoi po przeciwnej stronie rzeki. Przez dłuższą chwilę obserwujemy, jak spokojnie się posila, podziwiamy jego imponującą posturę, ale zmuszeni jesteśmy po prostu pójść dalej. Przez dłuższy czas nie widzimy żadnej zwierzyny. Po 10 km zatrzymujemy się na posiłek, składający się z porcji suszonego mięsa, sucharów z ziarnami, suszonej ryby, mięsa wieloryba i herbaty. Olsen długo i dokładnie przeczesuje otaczający nas teren, jednak nie zauważa nic interesującego. Ja odkrywam małe stadko piżmowołów – dwa cielaki, trzy krowy i jednego byka – jednak tak jak poprzednio, znajdują się po drugiej stronie rzeki, i to bardzo daleko. Decydujemy się wrócić do obozu, spakować i przeprawić łodzią, w nadziei, że samotny byk, którego widzieliśmy po drugiej stronie, nadal gdzieś tam jest...

WĘDKA ZAMIAST KARABINU

Godzinę przed zachodem słońca Olsen proponuje, żeby wykorzystać resztki światła na wędkowanie, bowiem miejsce, w którym wypatrzyliśmy wcześniej piżmowoła, znajduje się jeszcze 6 km w górę rzeki. Gdybyśmy tam teraz poszli, nie zdążylibyśmy go przed zmrokiem oprawić. Dlatego decydujemy się zamienić karabin na wędkę. Przed zmierzchem udaje nam się złowić i wypuścić z powrotem do rzeki ok. 30 pstrągów, ważących od 1 do nawet 2,5 kg. Innymi słowy, idzie doskonale! Nagle mój kołowrotek zaczyna kręcić się jak szalony pod wpływem uciekającego pod prąd pstrąga siłacza. Walka jest ostra, szala zwycięstwa przechyla się to na moją, to na jego stronę, aż w końcu wygrywam i 5-kilogramowy pstrąg pada na błyszczący od słońca brzeg. Jest wspaniały, tak jak wspaniały jest ten połów i łowisko! Na świecie niewiele jest miejsc, które mogą mierzyć się z grenlandzkimi rzekami pod względem liczby i wielkości pstrągów. Również Thomas Olsen i Micheal Joubert łowią tego wieczoru tłuściutkie okazy, więc mimo porażki z piżmowołem kładziemy się spać w świetnych humorach – Micheal zajmuje miejsce w namiocie,


Tego byka strzelono 10 km od najbliĹźszej drogi i 30 km od najbliĹźszego domu...


a ja i Thomas rozkładamy śpiwory na dnie łódek. NOC Z PRZYGODAMI

– Przysięgam, że w nocy czułem, jak pod moje łóżko wkrada się wieczna zmarzlina – oświadcza kwaśno Micheal przy porannym musli. Ja spałem wyśmienicie. Obudziłem się tylko raz na krótką chwilę, gdy na moją łódkę wślizgnął się ukradkiem lis polarny. Najwyraźniej leżące w niej dwie ryby z wieczornego połowu, które tam zostawiłem, okazały się dla niego zbyt kuszące, by mógł przejść obok nich obojętnie. Fakt, że ja leżałem tuż pod jego

nosem, pogrążony w słodkim śnie, w ogóle łobuzowi nie przeszkadzał. Nie miał też żadnych problemów ze zrozumieniem mojej komendy, gdy wybudzony ze snu zobaczyłem, co się święci i rzuciłem: – Jazda stąd! Swoją drogą, później poznałem powód, dla którego Micheal zmarzł tej nocy – otóż najzwyczajniej w świecie nie zrozumiał, że dmuchaną karimatę trzeba po prostu nadmuchać. Sztuka przetrwania w warunkach arktycznych nie jest jed-


nak dla ciepłolubnych Afrykańczyków czymś naturalnym... NA WŁASNYCH PLECACH

– To on. Cholera, to na pewno on! – mówi wyraźnie pobudzony Micheal. Wskazuje na mały, bagnisty płaskowyż, znajdujący się prawie kilometr od nas. Piżmowół odwraca się, odkrywając bok. Olsen też już go widzi. W grubej sierści pokrywającej grzbiet zwierzęcia odbija się poranne słońce, a jego promienie tańczą na szerokiej piersi i brzuchu. Dokładnie tak,

jak poprzednio z karibu, Olsen prowadzi Jouberta na dogodną pozycję. W końcu Micheal dostał upragnioną zdobycz. Ja i Olsen pomagamy mu oprawić tuszę, co jest nie lada wyczynem, a potem wspólnym wysiłkiem wrzucamy plecak z niezwykle ciężkim, a do tego przemokniętym trofeum na jego ramiona. W North Safari panuje taka zasada – wynikająca zarówno ze względów etycznych, jak i praktycznych – że każdy myśliwy musi zanieść swoje trofeum na własnych plecach. Micheal jest, delikatnie mówiąc, dobrze zbudowany. Na pewno nieźle mu się żyło przez ostatnie lata, czego dowodzi kilkaOkolice Kangerlussuaq to wymarzone miejsce, by zapolować na piżmowoły


naście zbędnych kilogramów. Mimo to wygląda ze swym brzemieniem zaskakująco swobodnie, kiedy sprężystym krokiem kieruje się w stronę obozu. Bez wątpienia ma dużo więcej siły i dużo lepszą kondycję, niż ja i Olsen moglibyśmy przypuszczać. Jak zwykle pozory mylą... Damy radę zabrać tylko połowę mięsa, więc resztę chowamy w dole, przykrywając kamieniami, żeby uchronić je pod naszą nieobecność przed krukami i lisami polarnymi. Potem pozostaje nam już tylko zarzucić na ramiona 40-kilogramowe plecaki i podążyć

w ślad za Michealem. Po dotarciu na miejsce mamy za sobą pierwszą część ciężkiej pracy, ale czeka na nas jeszcze drugie tyle – powiedzmy, że nie była to nasza jedyna przechadzka z ciężkim ładunkiem na plecach. Tak oto osiem długich i trudnych dni w arktycznej głuszy przyniosło Południowoafrykańczykowi Michealowi Joubertowi dorodnego byka karibu, pięknego pięciokilowego pstrąga i piżmowoła. Niewątpliwie wysiłek się opłacił, a Jouberta można nazwać arktycznym Macnabem...


BROŃ I KALIBER

Niewiele jest miejsc tak mało restrykcyjnych wobec myśliwych podróżujących z bronią, co Grenlandia. Można się tam spodziewać zupełnego braku problemów przy wjeździe, chociaż oczywiście na wszelki wypadek należy mieć przy sobie kartę łowiecką, pozwolenie na broń i europejską kartę broni palnej. Najmniejszy kaliber dopuszczalny przez lokalne przepisy i względy praktyczne, to przy polowaniu na karibu .222, zaś na piżmowoła 6,5x55 dla miejscowego koła łowieckiego, a .30-06 lub większy – dla przyjezdnych myśliwych polujących dla trofeów. Jeśli się chce mieć otwarte obydwie opcje, to najlepszą alternatywą będą kalibry .30-06, .308, .300 WM albo 7 mm Rem Mag. Odległość strzału jest stosunkowo mała w przypadku piżmowołu, a ukształtowanie terenu często umożliwia również skuteczny podchód karibu i strzał z odległosci mniejszej niż 200 m.

KREM DO OPALANIA I SIATKA NA KOMARY

• Na Grenlandii to przyroda dyktuje warunki. Dlatego ważne, by przed wyjazdem ustalić ze swym przewodnikiem, jakich ubrań będziemy potrzebować na naszą wyprawę. Różnice temperatur między lipcem a październikiem wynoszą nawet 40ºC (+20ºC latem i -20ºC w październiku). • Ilość opadów w okolicy Kangerlussuaq jest zazwyczaj względnie umiarkowana. Panujący tu śródlądowy klimat powoduje, że obszar ten jest dość suchy jak na tutejsze warunki. Ale jak wiadomo, nie zaszkodzi mieć przy sobie porządnych przeciwdeszczowych ubrań, podobnie jak siatek na komary i kremu do opalania. • Uogólniając, można powiedzieć, że najważniejsze wyposażenie na safari na północ od koła podbiegunowego to dobrze rozchodzone buty, lekka karimata z dobrą izolacją oraz ergonomiczny plecak. Najlepszy, jakiego dotąd używałem, to 130-litrowy Bergan Alpinist. • Na wyprawie łowieckiej dobrze jest mieć przy sobie również sprzęt wędkarski. Jak wspomniałem, na Grenlandii jest wiele możliwości wędkowania, a jest to bez wątpienia wspaniałe doświadczenie.


Zapraszamy w dniach 10-12 kwietnia do odwiedzenia naszego stoiska nr 62 na targach EXPOHunting 2015 w Sosnowcu. Na naszym stoisku będzie można obejrzeć, przymierzyć i kupić ubrania następujących marek:

FÜR JAGD & FREIZEIT

Do zobaczenia w Sosnowcu!


Wiosenne zestawy FOREST

Cena: od 449 zł



REGATTA AKTYWNI PRZEZ CAŁY ROK! Nie tylko myśliwi coraz więcej czasu spędzają na świeżym powietrzu i stawiają na aktywność. Dotyczy to ogólnie coraz większej liczby Polaków. Cenimy sobie wygodę i komfort w trakcie polowania, treningów, górskich wędrówek, żeglarskich rejsów czy najzwyklejszych spacerów. A że jesteśmy przy tym bardzo praktyczni, to przy wyborze odpowiedniej odzieży czy obuwia zwracamy uwagę na przystępną cenę. Nic więc dziwnego, że coraz częściej sięgamy po produkty marki Regatta Great Outdoors… TEKST: ADAM PIOSIK ZDJĘCIA: MAT. PRASOWE


B

rytyjska firma Regatta to przykład prężnie działającej firmy rodzinnej. Istnieje już od 34 lat i znana jest z tworzenia wytrzymałych oraz wygodnych ubrań dla wszystkich, którzy chcą aktywnie spędzać czas na świeżym powietrzu. Obecnie Regatta jest jedną z najpopularniejszych marek outdoorowych na świecie, a na nadchodzący sezon przygotowuje również ofertę dla myśliwych i sympatyków łowiectwa oraz pasjonatów leśnych wędrówek. AKTYWNOŚĆ I NIEZALEŻNOŚĆ

Regatta, mająca również wiele firmowych oraz partnerskich sklepów w Polsce, postawiła na niezależność jako cechę, którą odznaczają się ludzie aktywni. Dlatego w ofercie Regatty znajdziemy odzież i obuwie wysokiej jakości, które zapewniają użytkownikom komfort niezależnie od warunków atmosferycznych oraz od miejsca, w jakim w danym momencie się znajdują. Nieważne, czy jesteśmy w lesie i pada deszcz, czy wędrujemy tatrzańskim szlakiem, odpoczywamy wśród mazurskich jezior czy po prostu wyjechaliśmy na wieś – produkty Regatta sprawdzają się wszędzie, dokąd tylko dotrzemy… Po ubrania, obuwie i akcesoria Regatty możemy też sięgać niezależnie od wieku i na-

szego stopnia aktywności, ponieważ marka oferuje zróżnicowany asortyment dla całej rodziny – od dzieci do seniorów. STYL I ELEGANCJA

Regatta, jak każdy kreatywny lider, lubi przełamywać schematy, dlatego w swojej ofercie ma także outdoorowe ubrania na co dzień, np. produkty z linii Regatta Classics. Brytyjska marka dowodzi, że słowo „klasyka” nie musi kłócić się ze słowem „nowoczesność”, oferując modele zgodne z trendami obowiązującymi na modowych wybiegach. Regatta to również dowód na to, że swoboda nie musi oznaczać rezygnacji ze stylu. Możemy się o tym przekonać, zapoznając się z produktami z linii Regatta Heritage. Dbałość o styl doceniają zwłaszcza kobiety, które w ofercie marki Regatta mogą znaleźć nie tylko coś szykownego dla siebie, ale w ramach jednych zakupów „ubrać” dzieci i męża, oszczędzając czas chociażby na rodzinną aktywność. KONDYCJA I ZDROWIE

Miłośnicy rekreacji na świeżym powietrzu, do których zaliczają się myśliwi, z pewnością polubią typowo sportową linię Regatta Adventure Tech. O ubraniach z tej kolekcji



można śmiało powiedzieć, że… ruszają się razem z ich użytkownikiem, a gama kolorów, w której są dostępne, oraz wysokiej jakości tkaniny sprawiają, że cieszą się one olbrzymią popularnością. Swoich fanów mają również serie Regatta Point 214 i Regatta X-ert Performance. Powstały one po to, by każdego dbającego o kondycję i zdrowie miłośnika górskich wędrówek, pieszych wypraw, długich spacerów oraz wspinaczki wyposażyć w komfortowe, wodoodporne i chroniące przed wiatrem ubranie, na którym zawsze można polegać. PERFEKCJA I WSZECHSTRONNOŚĆ

Regatta ceni profesjonalizm, dlatego dociera ze swoimi produktami nie tylko do pasjonatów takich jak myśliwi, żeglarze, wędkarze, miłośnicy jazdy konnej czy biegacze, ale również do poszczególnych grup zawodowych. W szerokiej ofercie marki znajdzie coś dla siebie drwal, leśnik czy zawodowy kierowca, bowiem odzież oferowana przez markę Regatta sprawdza się zarówno na górskim szlaku, jak i na stanowisku pracy. Właśnie dlatego stworzono linię Regatta Professional. To pełne spektrum odzieży i akcesoriów dla profesjonalistów, które sprawdzą się podczas zadań czekających w trakcie intensywnego

dnia pracy – od najwyższej jakości kurtek w pełni odpornych na warunki atmosferyczne, poprzez zestawy błyskawicznie schnących polarów i bielizny termicznej oraz całą gamę koszulek, bezrękawników, spodni i softshelli, a na skarpetkach, czapkach, rękawicach, plecakach i ochraniaczach kończąc… ETYKA I EKOODPOWIEDZIALNOŚĆ

Regatta należy do liderów biznesu odpowiedzialnego społecznie, dlatego realizując cele biznesowe, nie zapomina o odpowiednich warunkach pracy – przynależy do Ethical Trading Initiative (ETI) – oraz ochronie środowiska. Co ciekawe, jako jedyna w branży nie stosuje w swoich produktach szkodliwych dla ludzi i środowiska związków chemicznych, takich jak PFOA, czyli kwas perfluorooktanowy – zwykle używany przy produkcji odzieży i produktów posiadających właściwości wodoodporne. Potwierdza to przyznany firmie Regatta Reach Certificate. Ponadto wszyscy współpracujący z nią dostawcy i producenci muszą przejść weryfikację, w ramach której sprawdza się, czy posiadają oni odpowiednie pozwolenia, systemy zarządzania i monitorowania odpadów, oczyszczania wody oraz czy zapew-



MATERIAŁ PROMOCYJ NY

niają odpowiednie warunki pracy. Audyty są przeprowadzane regularnie przez specjalistyczne podmioty zewnętrzne oraz pracowników firmy Regatta. Brytyjska marka prowadzi badania wszystkich partii materiałów używanych do produkcji i wyrobów gotowych, sprawdzając zgodność z parametrami oraz to, czy do ich produkcji nie wykorzystano żadnych zakazanych substancji chemicznych. ZAANGAŻOWANI I PROSPOŁECZNI

Regatta to także zaangażowanie w kulturę, sport i akcje prospołeczne oraz wspieranie lokalnych inicjatyw. Marka Regatta od dawna wspiera sportowców, podróżników i ludzi, którzy wytrwale realizują swoje ma-

rzenia, np. rodzinę Łopacińskich w podróży dookoła świata, wioślarki Marię i Annę Wierzbowskie, paralotniarzy z Regatta Flying Dragons Team, hokeistów MMKS Podhale czy kolarską drużynę Mexller. Także z myślą o wspieraniu wszelkich form aktywności Regatta stworzyła program „Rusz się”. W jego ramach powstał pierwszy portal internetowy, gdzie użytkownicy mogą nie tylko zamieszczać informacje w kalendarium imprez i je promować, ale także otrzymają pomoc w organizacji nowych inicjatyw w postaci wsparcia grafików, programistów czy specjalistów PR. Za pomocą portalu będzie można ubiegać się o wsparcie sprzętowe, które zapewni marka Regatta.


REGATTA W LICZBACH…

Więcej informacji na ruszsie.org. Z kolei bywalcy polskiego Przystanku Woodstock doskonale kojarzą markę z akcją Himalayan Camp, której cele to promowanie outdoorowego stylu życia i edukacja turystyczna. Spektakularnymi inicjatywami prospołecznymi firmy za granicą były m.in. pomoc mieszkańcom zniszczonego przez tsunami Batticaloa na Sri Lance czy budowa szkoły w Bangladeszu. Z bogatą ofertą marki Regatta można zapoznać się na www.regatta.pl. Wszystkich obecnych na targach EXPOHunting w Sosnowcu zapraszamy na stoisko firmowe marki Regatta pod numerem 65. ZOBACZ FILM

Główna siedziba zarządzanej przez Keitha Blacka i jego rodzinę firmy mieści się w Trafford Park w Manchesterze. Tu podejmowane są wszelkie kluczowe decyzje. W ciągu roku Regatta produkuje ponad 15 milionów sztuk odzieży, obuwia i akcesoriów, a jej obrót sięga 200 milionów euro. Taka produkcja wymaga równie imponujących magazynów. Najnowszy z nich – Pioneer Point – to jeden z największych projektów tego typu w Europie. Znajduje się on w hali o powierzchni ponad 100 tysięcy m². W czasie „zimnej wojny” produkowano tam… okręty podwodne. Aby sprostać gigantycznym zamówieniom magazyn pracuje 24 godziny na dobę. TWÓJ KONTAKT Z MARKĄ REGATTA: Mariusz Zdzieszyński Sales Representative Mobile: +48 508 044 315 e-mail: MZdzieszynski@regatta.com Regatta Polska Sp. z o.o. ul. Częstochowska 5 32-085 Modlnica


BEZ OGRANICZEŃ


REGATTA POLECA


Daniele

W OBIEKTYWIE ADRIANA BRAUNA


Sprowadzone do Polski w XVI i XVII wieku daniele początkowo występowały jako zwierzęta parkowe. Obecnie dziko żyjące najliczniej występują w zachodniej części naszego kraju. Dlatego bardzo wielu myśliwych widziało je tylko na zdjęciach… TEKST I ZDJĘCIA: ADRIAN BRAUN


D

aniele, dobrze zaadaptowane w naszych łowiskach, zasiedlają nawet mniejsze kompleksy leśne, za którymi nie przepadają jelenie. To bystre i nadzwyczaj czujne zwierzęta. Mają doskonały wzrok, więc bardzo szybko potrafią ocenić zagrożenie. Trzeba być niezwykle ostrożnym, by ich nie spłoszyć. Mimo aktywnego trybu życia, nie lubią wędrować. Ich umaszczenie sprawia, że w lesie są niemal niewidzialne. Zdarza się, że osobniki mają śnieżnobiałą suknię. Mówi się wtedy o nich, że są „duchami lasu”. Nawet całe ich chmary mogą mieć białą suknię, nie jest to więc oznaka albinizmu, tylko odmiana umaszczenia. Znacznie rzadziej zdarza się suknia koloru czarnego. Te wyjątkowe zwierzęta są niezwykle piękne i budzą podziw. Trzeba jednak zadać sobie pytanie, czy potraktować je jako selekcyjne i czy dopuścić do ich rozmnażania? W środowisku na ten temat zdania są podzielone…



FISKARS INNOWACYJNI OD… 365 LAT! O znanej pod niemal każdą szerokością geograficzną marce z Finlandii pisaliśmy już w ubiegłym numerze Gazety Łowieckiej. Firma, która w minionym roku świętowała 365-lecie swojego istnienia, w oryginalny sposób postanowiła uczcić ten jubileusz… TEKST I ZDJĘCIA: MAT. PRASOWE

P

oczątkowo w Fiskars produkowano wyłącznie wyroby kute, jednak w XIX wieku dzięki aptekarzowi Johanowi Jacobowi Julinowi założono pierwszą w Finlandii fabrykę sztućców. Od tego momentu innowacje i nowoczesne rozwiązania są wizytówką Fiskars. Narzędzia ogrodnicze oraz kuchenne sprzedawane na całym świecie są doceniane przez miliony użytkowników dzięki legendarnej wręcz jakości.

JUBILEUSZOWA EDYCJA

Z okazji 365 rocznicy firmy Fiskars wyprodukowano niepowtarzalną linię 100 000 siekier z limitowanej, numerowanej serii, przeznaczonej na rynek międzynarodowy. Tę wyjątkową edycję charakteryzuje eleganckie czarne wykończenie oraz srebrzysta głowica. Siekiera wyposażona jest w długi, majacy 72 cm trzonek oraz szeroką głowicę, ważącą 1570 g. Optymalne wyważenie oraz ostrze



MATERIAŁ PROMOCYJ NY

szlifowane pod kątem 35˚ to cechy charakterystyczne każdej siekiery Fiskars. Specjalnie profilowany trzonek zapewnia bezpieczeństwo użytkownikowi i gwarantuje ergonomiczną pracę siekiery. Rączka jest pokryta powłoką antypoślizgową. ĆWIERĆ WIEKU GWARANCJI!

Co ciekawe, każda z siekier wyprodukowanych w ramach limitowanej kolekcji otrzymała swój indywidualny numer, dzięki któremu każdy właściciel po zarejestrowaniu siekiery Marka Fiskars to symbol jakości i trwałości. Potwierdzają to miliony użytkowników!

na stronie internetowej otrzyma specjalną 25-letnią gwarancję! Numer wypalany jest laserowo na każdej siekierze, a dodatkowo na trzonku znajduje się wyjątkowe rocznicowe logo Fiskars 365.

Orientacyjna cena detaliczna: ok. 255 zł Więcej na www.fiskars.com



25 la

Z okazji 365 rocznicy firmy, Fiskars Ka偶dy produkt ma sw贸j indywidualny na stronie internetowej www.axe365.fi

www.fiskars.pl


SIEKIERA FISKARS Edycja limitowana

at gwarancji po rejestracji na stronie internetowej Fiskars

s wyprodukował limitowaną serię siekier. numer, dzięki któremu po zarejestrowaniu iskars.com przysługuje 25-letnia gwarancja.


Wabienie lis贸w w okresie godowym


NA POCZĄTKU BYŁA… OKARYNA

Czy wiecie, że skala lisiego głosu może przekroczyć nawet 5 oktaw, a szczek lisa można interpretować na wiele sposobów? O tym, a także o przydatności najzwyklejszej okaryny i specyfice wabienia w czasie okresu godowego lisów przeczytacie w tym artykule TEKST I ZDJĘCIA: SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI



O

wulacja u lisów trwa mniej więcej tyle co u naszych psów, czyli około 3 tygodnie. Niezapłodnione liszki powtarzają natomiast cały cykl w wypadku niezapłodnienia po 18 dniach. Patrząc na całą populację krajową, w zależności od warunków pogodowych, czyli m.in. od temperatury powietrza, cieczka może trwać od końca grudnia do połowy, a nawet do końca lutego. Co z tego wynika dla myśliwych wabiarzy? Niestety, w czasie cieczki liszek, samce, czyli psy u lisów, są mniej skłonne do wabienia metodą na „pisk myszy” czy „kniazienie”. Spowodowane jest to po prostu popędem płciowym, bowiem ich zadaniem jest w tym czasie szukanie partnerek i przedłużenie lisiego rodu. Liszki również idą słabiej na wab niż w innych okresach roku, ale są częściej strzelane w tym czasie niż lisy. SKOLENIE LISZKI

W Niemczech już w XVIII wieku odkryto, jak przy użyciu ludowego instrumentu, jakim jest okaryna, naśladować odgłosy rujnej liszki. Sposób jest prosty, ale oczywiście wymaga od wabiącego posiadania słuchu muzycznego. Później skonstruowano wabik oparty o dźwięk okaryny, ale przypominający bardziej flet. Na

tym wabiku naśladujemy głos rujnej liszki, czyli skolenie. Ma on za zadanie zwabić potencjalnych partnerów. Większość wabiarzy preferujących ten sposób wabienia twierdzi, że przynosi on efekt pod koniec cieczki, kiedy samcom pozostaje mniejsza ilość rujnych samic. Podobnie jest w przypadku wabienia innych gatunków w czasie ich pór godowych. SZCZEK LISA

Drugim sposobem wabienia jest szczek lisa. W tym przypadku sprawa jest bardziej skomplikowana, ponieważ zarówno liszka, jak i pies wydają odgłos nazywany popularnie szczekiem. Naukowcy badając ten gatunek określili aż 28 grup sygnałów wokalnych wydawanych przez te drapieżniki. Skala lisiego głosu może przekraczać nawet 5 oktaw. Ponieważ ucho ludzkie nie jest narządem doskonałym, niektóre dźwięki wydawane przez lisy mogą brzmieć dla człowieka podobnie. Ponadto część tych dźwięków znajduje się w paśmie dźwięków niesłyszalnych dla ludzkiego ucha. Co ciekawe, samo szczekanie dzieli się na kilka grup. Można rozróżnić szczek ostrzegawczy w przypadku niebezpieczeństwa, a także szczek ostrzegawczy w przypadku pilnowania swojego terytorium.


Sławomir Pawlikowski

Są również szczeknięcia o całkiem innym brzmieniu w czasie okresu godowego. Inaczej brzmi szczekanie liszki obcującej już z samcami, a inaczej szczek komunikacyjny lisa-psa z liszką. Ogólnie rzecz biorąc, trudno to wszystko zapamiętać, więc można się skoncentrować na kilku komunikacyjnych szczeknięciach. SZEROKI WYBÓR

Na polskim rynku można kupić kilka rodzajów wabików imitujących wyżej opisane odgłosy. Jednym z nich jest konstrukcja autorstwa firmy Gunbroker, którą miałem okazję

testować. Wabik imituje szczek ostrzegawczy lisa-psa. Jest głośnym wabikiem i niesłychanie skutecznym w czasie cieczki. Trzeba jednak pamiętać, że lisy na odgłosy rujne idą ostrożniej niż na kniazienie czy pisk myszy. Dlatego wabiąc na skolenie czy szczek, odczekujemy dłużej pomiędzy wabieniami, niż w przypadku wabienia na kniazienie czy pisk myszy. Drugą ważną kwestią jest wabienie ze stanowisk typu drabinka czy stała zwyżka. Wabiarz siedzący na podwyższeniu co najmniej 2,5-metrowym ma tę przewagę, że nie zostanie zwietrzony przez wabionego lisa. W przypadku np. szczeku ostrzegaw-


czego taki lis nie zawsze przybiega od razu. Jeśli trafimy na młodszego osobnika, który obawia się konfrontacji z „władcą terenu”, można założyć, że będzie on zbliżał się pod osłoną zakrzaczeń lub wysokich traw czy trzcin, próbując złapać „odwiatr”, a także szczegółowo lustrując teren. Innym wabikiem dostępnym w naszym kraju jest wabik firmy Hubertus. Brzmi on podobnie jak wyżej opisany i również jest bardzo skuteczny. Jeśli chodzi o wabiki naśladujące skolenie liszki, znane są dwie niemieckie firmy produkujące tzw. flety:

Hubertus oraz Wiesskirchen. Wabiąc tymi metodami, najważniejszą rzeczą jest wcześniejsze zapoznanie się z tymi odgłosami w terenie. Niejedną

noc trzeba poświęcić w czasie cieczki lisów, żeby posłuchać odgłosów szczekających lisów czy skolących liszek. Cóż, taki nasz łowiecki żywot. Wiele czasu trzeba spędzić, ćwicząc REKLAMA

ZOBACZ FILM

PEŁNA GAMA WABIKÓW NA STRONIE INTERNETOWEJ I NA www.wabiarz.pl tel. 690 908 026, 43 822 21 47, 601 994 480


tego rodzaju wabienie, i przeżyć niejedną porażkę w postaci spłoszonego lisa, ale z czasem dochodzi się do perfekcji. O WABIENIU W… KOCHCICACH

Na koniec chciałem się podzielić pewną refleksją na temat wabienia przez piękniejszą część naszego towarzystwa. Mowa oczywiście o Dianach. Niedawno prowadziłem zajęcia z wabienia zwierzyny podczas warsztatów myśliwskich organizowanych

przez Klub Dian PZŁ oraz Polski Związek Łowiecki w Kochcicach. Bardzo mnie uradowało, że dziewczyny podeszły do tematu z zainteresowaniem i zaangażowaniem. Mam nadzieję, że w przyszłości będą konkurowały podczas mistrzostw w wabieniu drapieżników na równym poziomie z kolegami wabiarzami. Zapraszam do następnego wydania Gazety Łowieckiej, w którym opiszę sposoby wabienia kozłów w czasie rui saren. Darz Bór!


BIURO POLOWAŃ Pawlikowski Hunting Travel POLECA Zima/Wiosna 2014/2015 Polowania z fladrami na wilki w Rosji i na Białorusi już od 1800 euro

Polowania na zające bielaki na Białorusi już od 850 euro Polowania w Górach Ałtaj (rosyjska część) – maral, koziorożec syberyjski Polowania na tokach na głuszce i cietrzewie na Białorusi już od 1550 euro

Polowania wiosenne na niedźwiedzie w Rosji (rejon Ochocki oraz Magadan)

Kursy i pokazy wabienia zwierzyny. Dystrybucja wabików austriackiej firmy Faulhaber. Tel.: +48 693 712 734 E-mail: info@hunting-travel.com.pl

www.hunting-travel.com.pl

Oferty dla sympatyków łowiectwa. Turnusy na skuterach śnieżnych, quadach oraz nartach w Górach Ałtaj – juz od 650 euro Polowania na łosie z naganką i psami (łajki) w Białorusi i Rosji 15.10-15.12.2015


Jak wybrać sprzęt optyczny PORADNIK MYŚLIWEGO CZ. 1

Na rynku dostępnych jest wiele lornetek i lunet celowniczych. Mają one różne parametry i zastosowania. Zarówno w przypadku pierwszych, jak i drugich, niezależnie od ich ceny, istnieją uniwersalne zasady doboru optyki. Warto się z nimi zapoznać TEKST: GRZEGORZ MATOSEK ZDJĘCIA: MAT. PRASOWE



K

ażdy sprzęt optyczny opisywany jest parą liczb, z których pierwsza oznacza powiększenie, a druga średnicę obiektywu wyrażoną w milimetrach. Od średnicy zależy ilość zbieranego światła. Powiększenie (często nieprawidłowo nazywane przybliżeniem) zawiera się zwykle w granicach od kilku do kilkunastu razy. W przypadku lunet celowniczych często występuje powiększenie zmienne. Wówczas podawane są dwie liczby oddzielone myślnikiem, z których pierwsza oznacza powięk-

nych warunkach, przy świetle księżyca, choć oczywiście powiększenie do dużych nie należy. W dzień, gdy światła jest wystarczająco dużo, można używać powiększeń znacznie większych. Zasada jest dość prosta – im większe powiększenie, tym więcej światła potrzeba dla uzyskania podobnego efektu. Lornetki z powiększeniem 12x sprawdzą się doskonale w dzień, podobnie też lunety z dużym powiększeniem do precyzyjnego strzelania na dłuższe dystanse.

Nie jest prawdą, że im większe powiększenie, tym lepszy sprzęt optyczny

TRANSMISJA ŚWIATŁA I POWŁOKI PRZECIWODBLASKOWE

szenie minimalne, a druga maksymalne np. 2.5-10x. Oznacza to, że luneta posiada powiększenie od 2.5x do 10x. Nie jest prawdą, że im większe powiększenie, tym lepszy sprzęt optyczny. Powiększenie musi mieścić się w pewnych określonych granicach. W warunkach nocnych najlepiej sprawdzają się instrumenty optyczne o niezbyt dużym powiększeniu, np. lornetki 8x56, 9x63. Podobnie lunety celownicze z obiektywem 56 mm, nastawiane na powiększenie w granicach ok. 8x, dają obraz bardzo jasny i kontrastowy. Taki sprzęt pozwala zauważyć zwierzynę w trud-

Za najważniejsze cechy lunet celowniczych oraz lornetek uważa się transmisję światła i powłoki przeciwodblaskowe. Soczewki lunet i lornetek pokrywane są bowiem specjalnymi powłokami przeciwodblaskowymi. Zgodnie z nazwą, mają one redukować wielkość odbić występujących na każdej z soczewek. Dzięki temu większa ilość światła może wpaść do oka i więcej możemy dostrzec, szczególnie w trudnych warunkach. Jakość powłok daje owe subtelne różnice pomiędzy widocznością zmierzchową w różnych lunetach i lornetkach. Wiadomo bowiem nie od dziś, że przez niektóre lunety



przy księżycowym świetle widać więcej, w innych trudno dostrzec cel. Nowoczesne warstwy przeciwodblaskowe skutecznie zwiększają sprawność optyki. Warto zwrócić na to uwagę zwłaszcza podczas zakupu sprzętu Wybierając lunetę lub lornetkę, warto sprawdzać, jaka jest transmisja światła dla całego układu optycznego (czyli dla całej lunety lub lornetki), a nie dla pojedynczej soczewki!

używanego, gdyż w starszych lunetach powłoki mogą być już częściowo starte lub zniszczone i nie zawsze dorównują jakością powłokom nowej generacji. Wielobarwne powłoki w lunecie widoczne są na pierwszy rzut oka od strony obiektywu i okularu. Dobra powłoka to taka, która daje ciemne odblaski – najlepiej powłoka ciemnozielona.

Pomiędzy pojedynczymi soczewkami różnice w transmisji są bardzo niewielkie. W przypadku całych zestawów soczewek (tak jak w lunecie) straty światła się kumulują. Wybierając lunetę lub lornetkę, warto sprawdzać, jaka jest transmisja światła dla całego układu optycznego (czyli dla całej lunety lub lornetki), a nie dla pojedynczej soczewki! Producenci prześcigają się w osiąganiu jak najlepszej transmisji światła. Lunety renomowanych producentów osiągają transmisję na poziomie ponad 90% dla całego układu optycznego (czyli dla całej lunety lub lornetki). Lunety Delta Optical Titanium osiągają transmisję na poziomie 92% dla całego układu optycznego, co gwarantuje im mocną pozycję na rynku. Przed dokonaniem zakupu naprawdę warto sprawdzić lornetkę lub lunetę wieczorem lub w nocy. W trakcie ta-




kiego testu można się przekonać, czy sprzęt jest naprawdę dobry. POLE WIDZENIA

Najczęściej jest ono definiowane jako długość odcinka postrzeganego w odległości 100 m od obserwatora. Pole widzenia jest tym większe, im mniejsze powiększenie lunety. U jednego z renomowanych producentów luneta 1-6x24 ma pole widzenia przy ustawieniu najmniejszego powiększenia 42,5 m na 100 m, co daje na 20 metrach odcinek długości 8,1 metra, ale już tej samej klasy luneta – o parametrach 2.5-15x56 przy powiększeniu 2.5 pozwala obserwować odcinek 16,5 metra na 100 m, a na 20 metrach tylko 3,3 m. Dla porównania – luneta Delta Optical Titanium, przeznaczona przede wszystkim do polowań pędzonych, o parametrach 1-5.8x24, ma pole widzenia aż 36 m na 100 m i 7,2 m na 20 m. Można zauważyć, jak szybko pole widzenia maleje wraz ze skracaniem dystansu do celu. Podobnie jest przy zwiększaniu powiększenia. CO TO JEST PARALAKSA?

To błąd obserwacji występujący wówczas, gdy obraz celu nie pokrywa się z obrazem siatki celowniczej, a oko

obserwatora nie patrzy wzdłuż osi optycznej lunety. Ze względu na to, że obraz celu przemieszcza się wzdłuż osi optycznej w lunecie, w zależności od odległości celu od lunety, jest tylko jedno położenie, w którym następuje pokrycie się z siatką celowniczą. W lunetach myśliwskich położenie siatki celowniczej jest tak dobierane, że obraz i siatka pokrywają się, gdy cel znajduje się w odległości 100 m od obserwatora. Do strzelania precyzyjnego, na duże odległości, konstruuje się lunety z korektą paralaksy np. 2.5-15.5x56 SF, 2.5-10x56 SF, 2.516x50, gdzie oznaczenie SF oznacza pokrętło regulacji paralaksy. Warto o tym pamiętać, gdy zastanawiamy się nad wyborem modelu lunety. ŹRENICA WYJŚCIOWA

Bardzo istotnym parametrem optycznym jest źrenica wyjściowa. Jej rozmiar ma bezpośredni wpływ na jasność obserwowanego obrazu i daje się go zmierzyć bezpośrednio. Można też wyznaczyć tę wartość, dzieląc średnicę obiektywu przez powiększenie. Przykładowo, mając obiektyw 10x50 – źrenica wyjściowa ma 5 mm. Co najważniejsze, źrenica oka powinna być większa niź źrenica wyjściowa lunety. Przyjmuje się, że dla ludzkiego oka wartość ta wynosi średnio 7 mm.


Ten parametr zmienia się z wiekiem – średnica ludzkiej źrenicy maleje. POWIĘKSZENIE LORNETKI

Kolejnym ważnym parametrem, który ma znaczący wpływ na wybór modelu, jest powiększenie, jakie można uzyskać za pomocą lornetki. Utarło się, że idealna dla myśliwego jest lornetka o parametrach 8x56. Jest to w pewnym stopniu prawda, ale nie do końca... Jak zwykle nie ma produktów uniwersalnych, a tutaj ważną kwestią jest wiek użytkownika. Lornetka Delta Optical 8x56 daje bardzo dużą źrenicę wyjściową 7 mm, która może być wykorzystana w pełni przez młodszych myśliwych. Dla osób powyżej 50. roku życia lepiej wybrać lornetkę o większym powiększeniu np. 10x56 – ze źrenicą wyjściową o rozmiarze około 5,6 mm. Do takiego rozmiaru rozszerza się źrenica oka u osób starszych (choć nie jest to regułą), a wybierając lornetkę o parametrach 10x56, starszy myśliwy nie zyska co prawda na jasności (tu ograniczenie stawia źrenica oka), ale mówiąc inaczej – nie tracąc jasności, zyska na szczegółowości obrazu. PODŚWIETLENIE

Większość dobrej klasy lunet posiada podświetlenie punktu celowniczego,

z reguły w kolorze czerwonym. Jest to rozwiązanie bardzo wygodne, pozwalające na precyzyjny i celny strzał, również w warunkach szczątkowego oświetlenia, jak też na polowaniach pędzonych. Wiodące marki sprzętu optycznego mają bardzo szeroki zakres podświetlenia. Maksymalnie jasny punkt będziemy wykorzystywali na polowaniu w dzień i na polowaniach pędzonych. W nocy sprawdzą się natężenia minimalne. Nie rażą one oczu obserwatora i gwarantują uzyskanie dyskretnie podświetlonego punktu celowniczego. Nowy typ uniwersalnego podświetlenia dzienno-nocnego zastosowano w kilku modelach lunet Delta Optical, m.in. w 2.5-15.5x56, 2.5-16x50 oraz 2.5-10x56. ODPORNOŚĆ NA ODRZUT BRONI

W przypadku lunet niezwykle istotna jest odporność na odrzut broni. Lunety Delty Optical Titanium, badane przez niemiecki instytut DEVA, mają tę odporność na poziomie 6500 J. Tak duża odporność pozwala stosować je nawet na broni o kalibrze 375 H&H Mag. W następnym numerze przeczytacie Państwo o zasadach doboru sprzętu optycznego w zależności od rodzaju polowań.


My już tak mamy, że ciągle coś ulepszamy. Teraz podnieśliśmy jakość lunety titanium 2.5-10x56 i jest już jej nowa wersja HD, wyróżniająca się m.in. większym polem widzenia. Celowniki titanium charakteryzują się wysoką transmisją światła potwierdzoną testami niemieckiego instytutu DEVA. Co ważne, celowniki oraz lornetki titanium zostały pozytywnie przetestowane w praktyce w Niemczech, m.in. w znanym rewirze łowieckim Jagd-Erlernen. 10 lat gwarancji na wszystkie elementy produktu.

www.deltaoptical.pl/titaniumhd


GAZETA ŁOWIE

DELTA OPTICAL 2.5-10X56 TITANIUM HD

DELTA OPTICAL TITANIUM 1.5-9X45 2D

Cena: od 2390 zł

Cena: od 2890 zł

www.deltaoptical.pl LATARKA LED LENSER P7.2 + CAMP SET NÓŻ MAGNUM ELK HUNTER SPECIAL

Cena: 172 zł

Cena: 309 zł

sklep.togo.com.pl


ECKA POLECA AMUNICJA SPORTOWA FAM-PIONKI MASTER

www.fam-pionki.pl

EKSPERT NA DŁUGICH DYSTANSACH X5(I)

www.swarovskioptik.com


Jak Diana z… Dianą

O kwietniowych Targach HUBERTUS EXPO w Warszawie, działalności Klubu Dian oraz myśliwskiej pasji z Dianą Piotrowską – starszym specjalistą w Dziale Organizacji i Szkolenia Zarządu Głównego PZŁ – rozmawia Marta Piątkowska, redaktor naczelna Gazety Łowieckiej ZDJĘCIA: MAT. PRASOWE



P

rzed nami organizowane przez Polski Związek Łowiecki XII Międzynarodowe Targi Łowiectwa, Strzelectwa i Rekreacji w Warszawie HUBERTUS EXPO, jednak w internecie już pojawiły się zapowiedzi przyszłorocznych Targów które odbędą się nie jak dotychczas w kwietniu, a już w marcu. Czym spowodowana jest ta decyzja?

które zaprosiliśmy będąc na Targach w Niemczech oraz na Węgrzech. Chcemy, aby polski myśliwy miał możliwość zapoznania się z ofertą naszych kolegów z zagranicy. Z kolei w połowie maja wybieramy się na Litwę, by zobaczyć, jak wyglądać będą premierowe Międzynarodowe Targi Łowiectwa, Wędkarstwa i Aktywnego Wypoczynku HUNTING HORN SHOW 2015.

Decyzja o przesunięciu terminu z kwietnia na marzec podyktowana jest m.in. terminem Targów IWA, podczas których mają miejsce światowe premiery. Dzięki tej zmianie polscy myśliwi będą mogli jeszcze przed rozpoczęciem sezonu na rogacze zapoznać się z nowościami i zrobić porządne zakupy. A koniec kwietnia to nie jest czas na planowanie zakupów przed sezonem – zwykle ludzie mają już wszystko, czego potrzebują w łowisku.

Czy w tym roku zostały wprowadzone jakieś zmiany w stosunku do poprzednich edycji HUBERTUS EXPO?

Wróćmy do tegorocznej edycji Targów. Ilu wystawców potwierdziło swoją obecność na HUBERTUS EXPO 2015? W tej chwili mamy 90 zamkniętych zgłoszeń, ale wciąż „dopinamy” nowe. Wśród wystawców obecne będą również zagraniczne firmy,

W tym roku przebudowujemy stoisko Polskiego Związku Łowieckiego. Naszym celem jest pokazanie w przystępny sposób roli łowiectwa osobom niezwiązanym z myślistwem. Pojawi się również nowa strefa – „Hubertowskie smaki”. PZŁ stawia na promocję dziczyzny. Goście tej strefy będą mogli wziąć udział w pokazach kulinarnych, a także kupić dziczyznę. Ponadto organizujemy wystawę największych trofeów łowieckich z każdego Zarządu Okręgowego. Polecam! Targi HUBERTUS EXPO wyróżniają się m.in. otwarciem


Hubertus Expo 2013


Hubertus Expo 2014


na przyszłe pokolenia sympatyków łowiectwa. Specjalnie dla nich w ramach „dorosłych” Targów odbywa się również HUBERCIK EXPO, dzieci do lat sześciu mają wstęp wolny, a dla uczniów przewidziano bilety ulgowe. Czy to świadome „oswajanie” dzieci z tematem łowiectwa i kształtowanie przyszłych myśliwych, forma nauki poprzez zabawę? Tak, to również jeden z ważnych kierunków działalności Polskiego Związku Łowieckiego. Hubercik Expo to wyjątkowy projekt, który nie ogranicza się wyłącznie do Targów. Chcemy pokazywać dzieciom, że łowiectwo to nie tylko pozyskiwanie zwierzyny, lecz dużo więcej. W ramach naszego programu edukacyjnego wydaliśmy książki i płyty multimedialne dla dzieci. W ramach programu o bioróżnorodności szkolimy edukatorów, którzy będą prowadzili zajęcia z dziećmi i młodzieżą. A podczas Targów zapraszam na specjalne stoisko dla najmłodszych, na którym doświadczeni animatorzy poprowadzą zabawy edukacyjne. Będzie m.in. malowanie twarzy – każde dziecko może wrócić do domu

z namalowanym na buzi swoim ulubionym zwierzakiem. I co ważne – zorganizowane dziecięce wycieczki z opiekunami będą miały darmowy wstęp na Targi. Jakie inne wydarzenia towarzyszące tegorocznym Targom warto polecić naszym Czytelnikom? Będzie w czym wybierać. Nasz Klub Wyżła w piątek przedstawi fantastyczny pokaz umiejętności psów myśliwskich. Zaprezentuje również mało znane rasy z grupy wyżłów, co może być atrakcyjne nie tylko dla ludzi interesujących się kynologią, ale i dla poszukujących psa w łowisko. Kynologia to ważna działka łowiectwa i będzie odpowiednio wyeksponowana. Ponadto odbędą się pokazy strzeleckie, sokolnicze, kulinarne w strefie smaków oraz tradycyjnie wabienie zwierzyny. Z roku na rok odbywa się coraz więcej imprez branżowych dla myśliwych i sympatyków łowiectwa. Jakie jest miejsce HUBERTUS EXPO na tej targowej mapie Polski? HUBERTUS EXPO to najstarsze spotkanie targowe w Polsce. Orga-



nizatorem jest Polski Związek Łowiecki. Głównym celem Targów jest stworzenie miejsca spotkań, wymiany doświadczeń i pokazania w merytoryczny sposób naszego dziedzictwa i tradycji łowieckiej. Obecnie w ciągu roku mamy wiele imprez targowych. PZŁ popiera wszystkie tego typu inicjatywy, które promują łowiectwo w naszym kraju, a przy tym odbywają się na zasadach zdrowej konkurencji. Jaka jest strategia organizatora Targów, czyli Polskiego Związku Łowieckiego na następne lata? W jakim kierunku będą rozwijać się Targi HUBERTUS EXPO? W kierunku promocji, promocji i jeszcze raz promocji – przede wszystkim polskiego łowiectwa i polskich producentów. Czy nie byłoby wspaniale strzelać nie tylko polską amunicją, ale również z broni rodzimej produkcji? Chcemy promować także dziczyznę, której walory szczególnie warto przedstawić osobom niezwiązanym z łowiectwem. I jak już wspominałam przy okazji Hubercik EXPO, jednym z naszych najważniejszych celów jest edukacja dzieci i młodzieży.

Tradycyjnie pytamy naszych rozmówców o jakieś nietypowe lub wywołujące uśmiech wydarzenie związane z ich pracą. Czy podczas organizacji Targów wydarzyło się coś, co szczególnie zapadło Ci w pamięć? Podczas każdej edycji Targów dochodzi do jakiejś nieprzewidywalnej sytuacji… Kiedyś zamókł nam jeden z eksponatów – spreparowany struś. Szybko ktoś pojechał do domu po suszarkę do włosów – bo przecież to nie jest urządzenie podstawowego wyposażenia – i podczas targów suszyliśmy strusia… Z kolei podczas pokazu sokolniczego jeden z ptaków nie chciał współpracować z opiekunem i schował się w szybie wentylacyjnym. Wszystko dobrze się skończyło, ale późną nocą w asyście strażaków przekonywaliśmy uciekiniera do opuszczenia swojego schronienia. Ciekawe, co przydarzy się tym razem? Ale lepiej nie zapeszajmy… Działasz również w Klubie Dian PZŁ. Nie wszyscy wiedzą, ile kobiet zrzesza Polski Związek Łowiecki i że mają one rzeczywisty wpływ na wizerunek kultury łowieckiej w Polsce…


W Polsce jest już blisko 3 tys. kobiet polujących i z roku na rok przybywa nam Dian. Dzięki inicjatywie naszej koleżanki – posłanki na Sejm RP Urszuli Pasławskiej – zawiązałyśmy Klub Dian PZŁ. Służy on wsparciem dla wszystkich kobiet działających w rejonach. Kiedy powstawał klub, obie z Urszulą byłyśmy w ciąży, jednak nie przeszkodziło nam to w organizacji I Spotkania polujących kobiet Dianą Być. W zeszłym roku odbył się też I Ogólnopolski Puchar Dian, a niedawno odbyły się w Kochcicach Pierwsze Warsztaty dla Kobiet Polujących „Diana po polowaniu”. Dużo tych „jedynek”, ale wymienione imprezy to dowód wielkiej aktywności kobiet w środowisku łowieckim. Warto zauważyć, że jest nas coraz więcej w strukturach PZŁ.

Łowiectwo to jednak nie tylko Twoja praca, ale przede wszystkim pasja. Co miało wpływ na to, że zainteresowałaś się właśnie łowiectwem? Największy wpływ wywarł na mnie tata – leśnik i myśliwy, który od najmłodszych lat wpajał mi szacunek do przyrody. Ucząc się mówić, równocześnie poznawałam język łowiecki. To dla mnie drugi „ojczysty” język. Nie wyobrażam sobie, by oddzielić życie prywatne i zawodowe od tego, czego nauczono mnie w dzieciństwie. Poza tym imię Diana zobowiązuje. Kiedyś nie byłam z niego zadowolona. Gdy ktoś wołał „Diana, Diana”, to odwracały się… wszystkie suczki i ja (śmiech). Teraz jestem dumna z tego, że tata wybrał dla mnie właśnie takie imię.



Płochacz niemiecki Pisząc o najpopularniejszych rasach psów myśliwskich, nie można pominąć płochacza niemieckiego – Wachtelhunda. Historia tej rasy sięga XVII wieku... TEKST: JAROSŁAW PEŁKA ZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA, GOOGLE GALLERY



O

brazy i zapiski sprzed kilku wieków przedstawiają psa uderzająco podobnego do współczesnego, popularnego również u nas wachtla. Przeglądając ryciny, zobaczymy niedużego, krępej budowy psa z piórem (długą puszystą sierścią) na wysoko noszonym ogonie, brązowego lub biało-czarnego, przedstawianego w bezpośredniej bliskości myśliwego. SKUTECZNY I WSZECHSTRONNY

Wachtelhunda często wykorzystywano do wypłaszania drobnej zwierzyny, która następnie chwytana była przez sokoła lub w sieci przygotowane wcześniej w odpowiednim miejscu. W starych zapiskach czytamy na temat płochacza niemieckiego same pochwały: ,,Pies ów rzekł byś, jakoby na niewidzialnej nici przywiązan do myśliwca, nie oddalał się nigdy

dalej, niźli strzelić się dało z lichej dziwerówki śrutem kaczym, a kiedy zwierzynę zawęszył, czy bystrymi, żółtymi ślepiami zoczył, z podniety ogonem pierzastym kręcić zaczynał niczym ważka skrzydłami, a jeśli grubszą zwierzynę przypadkiem napotkał, głosił zawzięcie, wołając pomocy, choć lęku nie czując, atakował zajadle i czarnego zwierza. A choćby i zmierzch purpurą swą okrył brać myśliwską w kniei po całym dniu łowów, to pies ów zmęczenia nie poczuł, aby tylko wodę, czy choć błoto Myśliwi wybierają płochacze niemieckie ze względu na ich rzeczywiście wysokie umiejętności, wszechstronność i stuprocentową przydatność w czasie polowań

znalazł, w którym to z lubością zawsze ochłody mógł zaznać”. Tyle historia, a jak to wygląda dziś? Staraniem kilku zapaleńców w Niemczech i Austrii rasa ta została z niemałym trudem wskrzeszona prawie z martwych... Obecnie mamy całkiem sporą populację Wachtelhundów także w Polsce. W większości przypadków myśliwi wybierają płochacze niemieckie ze względu na ich rzeczywiście wysokie umiejętności, wszechstronność i stuprocentową przydatność w czasie



polowań. To dowód, że autorzy takich pochlebnych ocen, które cytujemy, nie kłamali. NIE TYLKO PŁYWAK…

Jako typowy płochacz Wachtelhund znakomicie pływa. Dzięki obfitej okrywie włosowej z gęstym podszerstkiem trudne warunki atmosferyczne nie są mu straszne. Sierść ma jeszcze jedną zaletę – bardzo szybko wysycha. Plusem płochacza niemieckiego jest też specyfika jego pracy. Po odpowiednim szkoleniu pracuje bardzo blisko myśliwego, co

w zakrzaczonym terenie jest jedynym skutecznym sposobem polowania na ptactwo. Sprawdza się także jako tropowiec, świetnie pracując dolnym wiatrem. Oczywiście trzeba sobie zdawać sprawę, że wypracowywanie tropów starszych niż Cechą wrodzoną płochaczy niemieckich jest także oszczekiwanie zgasłego zwierza. Jak widać, wszechstronność to drugie imię Wachtelhunda

24 godziny i dłuższych niż kilkaset metrów wymaga żmudnego szkolenia, wzmacniającego wrodzone predyspozycje. „Ciętość” i pasja po-


wodują, że można bez większych problemów polować z Wachtelhundem na dziki. Cechą wrodzoną płochaczy niemieckich jest także oszczekiwanie zgasłego zwierza. Jak widać, wszechstronność to drugie imię Wachtelhunda. TO MÓJ TEREN!

Jeżeli mamy podstawową wiedzę na temat właściwej komunikacji człowiek – pies, śmiało możemy sami zabrać się za szkolenie. Wystarczy odrobinę uporu i chęci, aby z naszego pupila uczynić użytkowego psa myśliwskiego. Należy jednak pamię-

tać, że Wachtelhund jest bardzo terytorialny i jeśli przyzwyczaimy go do tego, że może sypiać na kanapie, to będzie warczał na każdego, kto będzie chciał tam usiąść. Podobnie, jeśli w samochodzie nie będzie miał swojego miejsca, najlepiej na wycieraczce, to będzie się o nie upominał aż do skutku… Nie jest to typ agresora, ale potrafi wykazać się uporem i postawić na swoim, zwłaszcza, kiedy będziemy tolerować jego przyzwyczajenia

Trzeba podkreślić, że nie jest to typ agresora, ale potrafi wykazać się upo-


rem i postawić na swoim, zwłaszcza kiedy będziemy tolerować jego przyzwyczajenia. Dlatego od początku należy być konsekwentnym, gdyż później trudno jest zwalczyć niepożądane nawyki Wachtelhunda. CZEGO WACHTLOWI BRAKUJE?

Wielu myśliwych narzeka, że pies ten nie ma wybitnie górnego wiatru, ale w większości przypadków mówią to myśliwi, którzy wcześniej polowali z wyżłami bądź pointerami. Oczywiście płochacz nie będzie miał także stójki i nie sposób tego od niego wymagać. Tak jak wcześniej pisałem,

rasa ta świetnie się sprawdza podczas tropienia zwierzyny grubej, lecz nie należy oczekiwać, że będzie pracować jak posokowiec. DOBRE RELACJE

O czym jeszcze musimy wiedzieć, decydując się na płochacza niemieckiego? Przede wszystkim, że pies ten bardzo potrzebuje bliskiego kontaktu z człowiekiem i zawsze do niego dąży. Warto wykorzystać tą zaletę i budować na niej właściwą relację pozwalającą na przywództwo w tym myśliwskim duecie...


SZKOLENIE PSÓW MYŚLIWSKICH

TEL. 724 064 348

• 20 lat doświadczenia łowieckiego i kynologicznego • Wielopokoleniowe tradycje pracy z psem myśliwskim • Sukcesy w konkursach i wystawach • Szkolenie każdej rasy, nie tylko psów myśliwskich • Bezpłatne konsultacje telefoniczne związane z wyborem psa myśliwskiego • Rozwiązywanie trudnych problemów kynologicznych (lęk przed strzałem, ucieczki, agresja, brak pasji itp.)


Kanapki Dla wielu z nas jedna kanapka w plecaku to za mało na cały dzień polowania. Trudno zadowolić się na wpół wysuszoną kromką chleba z ledwo widocznym kawałkiem żółtego sera, dlatego dobra, sycąca kanapka powinna zawierać różne produkty spożywcze. Wtedy chleb staje się „środkiem transportu” dla pozostałych składników, które są źródłem węglowodanów. Ważne, by nie marnować czasu i żywności. Jeżeli dzień przed polowaniem grillujecie, to przy okazji można przygotować kanapki na następny dzień... TEKST I ZDJĘCIA: MINJAKT.SE

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA


pełne mocy


Kanapka z bekonem, sałatą i pomidorem SKŁADNIKI • 4 kromki chleba tostowego lub innego pieczywa • 1 opakowanie bekonu • 1 pomidor • kilka liści chrupiącej sałaty • pieprz • majonez • masło lub margaryna PRZYGOTOWANIE 1. Bekon piec na kratce piekarnika w temp. 225OC, aż stanie się kruchy i ładnie się zarumieni. 2. Chleb posmarować masłem lub margaryną. Dwie kromki posmarować warstwą majonezu. 3. Położyć na nich paski bekonu, pokrojony pomidor i sałatę. Dodać pieprzu do smaku. 4. Przekroić po przekątnej na dwie części.


Kanapka z mięsem SKŁADNIKI • 4 kromki chleba tostowego lub innego pieczywa • antrykot, rozbratel, szponder, łata... – pyszne, nieco tłuste mięso na grilla • kilka liści sałaty lodowej • musztarda Dijon • keczup • sól morska w płatkach • świeżo mielony pieprz • odrobina oleju rzepakowego

PRZYGOTOWANIE 1. Mięso przyprawić pieprzem i solą, polać olejem. Grillować każdy kawałek 3–4 minuty na każdej stronie, nad otwartym ogniem lub na patelni grillowej. 2. Odstawić na dłuższy czas. Następnie pokroić na bardzo cienkie kawałki, poprzecznie do włókien. 3. Chleb posmarować masłem. Na dwie kromki nałożyć musztardę, a na pozostałe keczup. 4. Położyć na chleb sałatę i mięso. 5. Dodać soli i świeżego pieprzu, według gustu. 6. Przekroić po przekątnej na dwie części.


Sznycel z chutneyem z czerwonej cebuli Przygotowanie tej kanapki zajmuje więcej czasu, ale jest tego warte. Indyjski sos chutney z czerwonej cebuli jest do niej idealny. Warto przygotować go więcej, ponieważ jest także świetnym dodatkiem do grillowanego mięsa.

SKŁADNIKI • 4 kromki chleba tostowego lub innego pieczywa • 200 g szynki lub sznycla • 2 łyżki stołowe mąki pszennej • 1 jajko • 0,4 szklanki bułki tartej • sól • pieprz • 40 g masła • sałata • ogórek

PRZYGOTOWANIE 1. Sznycel przyprawić solą i pieprzem. 2. Obtoczyć w odrobinie mąki, by na całej powierzchni mięsa znajdowała się jej cienka warstwa. 3. Mięso zamoczyć w roztrzepanym jajku, a następnie obtoczyć ze wszystkich stron w bułce tartej. 4. Smażyć na średnim ogniu w dużej ilości masła, po 3–4 minuty na każdą stronę powinno wystarczyć. Uwaga! Bułka tarta szybko się rumieni. 5. Mięso ostudzić, a następnie podrzeć na podłużne paski. 6. Chleb posmarować masłem, na każdej kromce położyć liść sałaty. 7. Rozdzielić mięso na kromkach, polać solidną porcją sosu i udekorować kilkoma plastrami ogórka. 8. Kromki położyć na sobie i przekroić na pół po przekątnej.


Indyjski chutney z czerwonej cebuli SKŁADNIKI • 1 kg czerwonej cebuli • 4 łyżeczki brązowego cukru • 5 łyżek octu balsamicznego • 2 łyżeczki soli • 0,5 łyżeczki świeżo mielonego pieprzu • 3 łyżki oleju rzepakowego • 1-2 łyżki wywaru z cebuli

PRZYGOTOWANIE 5. Dodać ocet balsamiczny 1. Cebulę pokroić na drobno. i gotować przez chwilę 2. Podsmażyć ją w rondlu do ujednolicenia się masy. na wolnym albo średnim 6. Dodać soli i pieprzu ogniu, aż zmięknie i i lekko do smaku, ewentualnie zbrązowieje. gotowego wywaru z cebuli 3. Podkręcić ogień. Gdy cebula – wedle uznania. Gotowy zacznie „syczeć”, dodać sos od razu przelać do cukier. czystych słoików, póki jest 4. Energicznie mieszać, aż do ciepły. Zakręcić pokrywki skarmelizowania się cukru. i pozostawić do ostygnięcia.


Kanapka Klubowa SKŁADNIKI • 4 kromki chleba tostowego lub innego pieczywa • 1 filet z kurczaka • 4 paski bekonu • 1 pomidor • 2 liście sałaty lodowej • 1 mała czerwona cebula • 2 czubate łyżki majonezu • 1 łyżeczka przyprawy do curry • po pół łyżeczki czosnku w proszku – do marynaty i majonezu curry • 2 łyżki stołowe oleju rzepakowego • 1 łyżeczka sproszkowanej papryki • sól • pieprz

PRZYGOTOWANIE 1. Kurczaka pokroić na płaty o grubości 5–7 mm. 2. W plastikowej torebce przygotować marynatę z oleju, papryki, soli, pieprzu i czosnku. 3. Kurczaka włożyć do marynaty na ok. 10 minut. 4. Następnie szybko przesmażyć go na patelni grillowej, 2–3 minuty po każdej stronie. 5. W międzyczasie włożyć bekon do piekarnika i piec do kruchości. 6. Pokroić cienko pomidory i cebulę, wybrać liście sałaty. 7. Majonez zmieszać z odrobiną curry i czosnku. 8. Posmarować nim dwie kromki chleba, a następnie wypełnić pozostałymi składnikami. 9. Przekroić po przekątnej na dwie części.


Idealnie dopasowana Ceramiczna

Elektryczna

Gazowa

Indukcyjna

WIDZIAŁEŚ w

TV

...patelnia do Twojej kuchni Cztery rodzaje kuchenek wymagają czterech rodzajów patelni. Fiskars zaprojektował nowe linie produktów do każdego typu kuchenki w taki sposób, aby ich użytkowanie było jak najbardziej efektywne. www.fiskars.pl


Wielki Biały Myśliwy

Ernest Hemingway był pisarzem, którego życie mogłoby posłużyć za scenariusz co najmniej kilku filmów. Jego powieści mówiły więcej o związku człowieka z przyrodą niż niejedna praca naukowa. Życiową pasją laureata Nagrody Nobla były polowania. Nie bez powodu nazywano go Wielkim Białym Myśliwym TEKST: DOBIESŁAW WIELIŃSKI ZDJĘCIA: WIKIMEDIA COMMONS


„Przez całe rano szedłem za pięknym kozłem aż poza nasze tereny, pudłując strzał po strzale po długiej serii podchodów w skwarze, a potem wdrapałem się na kopiec mrówek, żeby strzelić do innego, o wiele gorszego, odsapnąłem na tym kopcu i chybiłem kozła na pięćdziesiąt jardów, zobacz yłem, że dalej stoi przodem do mnie, zupełnie nieruchomo z zadartym nosem i strzeliłem mu w pierś. Wywrócił się w tył, a kiedy podszedłem, skocz ył na nogi i potykając się uciekł”. „Zielone wzgórza Afryki” – Ernest Hemingway


A

merykański pisarz Ernest Hemingway uważany jest za tego, który słowo „safari” przeniósł z języka suahili do angielskiego. Hemingway dwukrotnie wyjeżdżał do Afryki Wschodniej, co utrwalił na kartach swoich książek. Prawdopodobnie też osobowość Hemingwaya narzuciła mu miano Wielkiego Białego Myśliwego. Dziś, po 54 latach od jego śmierci, panuje przekonanie, że nie był on znakomitym myśliwym, ale kierował się prawdziwym zamiłowaniem do natury i dzikich afrykańskich zwierząt. Bez poznania języka suahili nie byłby w stanie zrozumieć mieszkańców Kenii, którzy żyli z dala od współczesności. ŻĄDZA PRZYGÓD

Od lat młodzieńczych Hemingway podróżował o wiele więcej niż przeciętni ludzie. Był niesamowicie żądny przygód, niejednokrotnie narażał się na niebezpieczeństwa. To one dawały mu szansę na kreowanie obrazu bohatera przez całe jego życie. Pierwsza jego wizyta w Kenii i Tanganice miała miejsce w 1933 roku, towarzyszyła mu druga żona, Paulina. Już na początku podróży Hemingway zapadł na dyzenterię. Musiał zatrzymać się na kilka tygodni w Nairobi, gdzie miał okazję poznać kilka ciekawych oso-

bistości z Europy i Ameryki. Jednym z nich był Bror Blixen, mąż duńskiej pisarki Karen Blixen. Po safari i powrocie do domu Hemingway opisał swoje wrażenia w powieści „Zielone wzgórza Afryki”. Poprzedziły ją dwa opowiadania: „Krótkie szczęśliwe życie Francisa Macomber” i „Śniegi Kilimandżaro”. LAND ROVEREM PO CZARNYM LĄDZIE

Podróż po bezdrożach Afryki Hemingway odbywa terenowym Land Roverem – wówczas jedynym liczącym się pojazdem, który mógł poruszać się po Czarnym Lądzie. W jednej ręce strzelba, w drugiej kubek z whisky, która towarzyszy mu przez całą podróż. Wieczorny drink whisky z sodą wyzwala w pisarzu chęć do rozmowy z tubylcami, gdzie obie strony nie znają języka swojego rozmówcy. I nieraz wynikają z tego komiczne sytuacje... Pisarz poluje przy użyciu amerykańskiego springfielda i mannlichera z fabryki Steyera w Austrii. Celem są głównie antylopy. Ale strzela także do bawołów i nosorożców. Tyle, że to już nie jest dzika przygoda. Strzela do hien, a czasami do perliczek. Poluje zgodnie z otrzymanym pozwoleniem i poza rezerwa-


Ernest Hemingway w otoczeniu przyjaciół z trofeami

Pisarz przy pracy, Kenia


Wielki Biały Myśliwy na safari w 1953 roku


tami. Wędrówkę kończy imponująco – upolowaniem trzech lwów. Jesienią 1953 roku Hemingway ponownie odwiedza Afrykę. Jest już stary i odmieniony – zbyt dużo pije. Tym razem podróżuje ze swoją czwartą żoną, Mary. Chce też odwiedzić syna, który mieszka w Tanganice. Wizyta przypada w trakcie powstania Mau-Mau [nazwa nadana zbrojnym walkom tubylców w Kenii przeciwko kolonialnej administracji Wielkiej Brytanii w latach 1952–1955 – przyp. red] zainicjowanego przez późniejszego prezydenta Jomo Kenyattę. Powstanie przeciwko brytyjskim kolonizatorom jest bardzo gwałtowne. W czasie podróży Hemingway o mały włos nie traci życia, choć nie jako ofiara Mau-Mau. PRZYMUSOWE LĄDOWANIE

W styczniu 1954 roku ma rzadką „okazję” opisać bieżące wydarzenia. Ernest i Mary podróżują z Nairobi do Bukavo (Kongo) swoim małym samolotem pilotowanym przez Roya Marsha. Niedaleko Entebbe w Ugandzie dochodzi do dwóch wypadków lotniczych z ich udziałem. W pierwszym mała Cessna spada z wysokości 400 stóp [około 130 metrów – przyp. red.]. Samolot zaplątuje się w druty telegraficzne i spada nieopodal Nilu

pełnego krokodyli. Kiedy ocaleni nocują koło wraku, wszystkie media zamieszczają komunikaty o śmierci pisarza. Tymczasem Hemingway pije piwo i whisky wyniesione z samolotu, opatruje swoją żonę i przez całą noc razem oglądają obozujące w pobliżu stado słoni. Znajdują się niedaleko wodospadu Murchisona nad górnym Nilem w okolicy jeziora Alberta. Prasie pisarz opowiada, że zorganizowali postój w dwie godziny, po czym z odległości kilkunastu metrów oglądał w świetle księżyca sylwetki słoni przy odgłosach chrapania żony. Do życia publicznego Hemingway powraca wysłaną na jego poszukiwania łodzią ratunkową. POWTÓRNIE OCALENI

Drugi wypadek ma miejsce kilka dni później. Samolot pilotowany przez T.R. Cartwrighta, wykonuje nawrót, ląduje na plantacji sizalu i staje w ogniu. Udaje im się wyjść z wypadku cało, ale samolot jest zniszczony. Hemingway opowiada, że niebiesko-srebrna jednosilnikowa Cessna rozbiła się, kiedy pilot zanurkował na małej wysokości, aby uniknąć zderzenia z lecącym stadem czarnych i białych ibisów – ptaków na tyle dużych, by mogły doprowadzić do wypadku. Lądują na piasku blisko


Ernest Hemingway i jego żona Mary

Hemingway już za życia stał się legendą. Budził kontrowersje, ale jego książki czytano na całym świecie


wylegujących się w słońcu krokodyli i ścieżki wydeptanej przez słonie idące do wodopoju. Kiedy uszkodzony przy lądowaniu samolot zaczyna się palić, ocaleni uciekają tylnymi drzwiami, ale bagaż podręczny ulega zniszczeniu. Spędzają noc przy ognisku w otoczeniu kolejnego stada słoni. Nazajutrz ruszają dalej. 25 stycznia przybywają do Entebbe. Pisarz jest ranny w ramię i ma obanda„Wszystko, co chciałem zrobić, to wrócić do Afryki. Nie opuszczę jej i będę tęsknił za nią” – pisze Hemingway. Nawet dwa przymusowe lądowania w ciągu 48 godzin nie mogły ostudzić jego entuzjazmu dla Czarnego Lądu

żowaną głowę. Kupuje kiść bananów i butelkę ginu. Razem z żoną, która ma dwa złamane żebra, jadą do odległej o 170 mil Butiaby. Tam lekarz prześwietla Hemingwaya, jednak nie stwierdza żadnych urazów. Ernest i Mary wracają do luksusowego New Stanley Hotel w Nairobi. Tu autor tworzy opowieść o konflikcie międzyludzkim, wspomina zamiłowanie do alkoholu, obrazowo przedstawia wojnę i pokój oraz polowania. Podczas drugiego safari Hemingway opisuje swój romans z młodą Afrykanką. Książkę, w której biograficznym faktom towarzyszy

literacka fikcja, opublikowano dopiero w 1999 roku pod tytułem: „To, co prawdziwe o świcie”. Brulion z notatkami pisarza został odnaleziony przez jego syna Patricka, który również podjął się redakcji tekstu. CZŁOWIEK-LEGENDA

W „Zielonych Wzgórzach Afryki” pisarz siedząc przy ognisku nieraz wspomina o swojej fascynacji Afryką. „Wszystko, co chciałem zrobić, to wrócić do Afryki. Nie opuszczę jej i będę tęsknił za nią” – pisze Hemingway. Nawet opisane dwa przymusowe lądowania w ciągu 48 godzin nie mogły ostudzić jego entuzjazmu dla Czarnego Lądu. Minęło już ponad 80 lat od czasu, kiedy Ernest Hemingway zorganizował swoją pierwszą afrykańską podróż. We wschodniej Afryce w ciągu dwóch pobytów – w 1933 roku oraz w latach 1953–54 – spędził w sumie 10 miesięcy. Niemiecki magazyn „Stern” napisał w 1999 roku w 100 rocznicę urodzin pisarza: „To było życie, gdzie butelki były stale opróżniane, łowiono ryby, kobiety kochały, a wszelkiego rodzaju zwierzęta wystawiały się na strzał”. Podobno na granicy Kenii i Tanzanii nadal żyje legenda o białym człowieku ze strzelbą i butelką piwa w drugiej ręce.


SIEKIERA FISKARS Edycja limitowana

25 lat gwarancji po rejestracji na stronie internetowej Fiskars

Z okazji 365 rocznicy firmy, Fiskars wyprodukował limitowaną serię siekier. Każdy produkt ma swój indywidualny numer, dzięki któremu po zarejestrowaniu na stronie internetowej www.axe365.fiskars.com przysługuje 25-letnia gwarancja.

www.fiskars.pl


REKLAMA W GAZECIE ŁOWIECKIEJ Chcesz szybko, skutecznie i atrakcyjnie zareklamować swój produkt? Teraz Gazeta Łowiecka, w poszerzonej o nowe funkcjonalności interaktywnej aplikacji, otwiera przed Tobą wyjątkowe możliwości. Oferowany przez Ciebie produkt jest bezpośrednio podlinkowany do sklepu internetowego, w którym można go kupić. Z naszej aplikacji możesz korzystać na komputerze, tablecie i smartfonie, gdziekolwiek jesteś! Ofertę reklamową indywidualnie dopasowujemy do potrzeb Reklamodawcy, uwzględniając specyfikę każdej branży. Nie czekaj i skontaktuj się z Działem Reklamy Gazety Łowieckiej: e-mail: reklama@gazetalowiecka.pl tel.: 22 428 11 76

Tych z Państwa, którzy wybierają się na Targi EXPOHunting w Sosnowcu, zapraszamy do stoiska Gazety Łowieckiej nr 20. Do zobaczenia!


Już w maju kolejne wydanie Gazety Łowieckiej


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.