4/2015
CHORWACJA MANNLICHER DAGGA BOYS 3 POKOLENIA MYŚLIWYCH
150 STRON
się myśliwych w internecie czy innych środkach masowego przekazu. O tym, że wbrew tym opiniom myśliwi to odpowiedzialni, ceniący tradycję i dbający o kulturę ludzie, świadczy np. unikatowa nie tylko na krajową skalę wystawa „Myśliwska Galicja – wczoraj i dziś”, dostępna dla wszystkich zwiedzających w Muzeum Miejskim w Żywcu, ale także szeroki odzew na akcję charytatywną Rok Różowych Łowów, o której w tym numerze pisze jej inicjatorka, blogerka Dajrota Durbas-Nowak. W ten nurt myśliwskiej aktywności wpisuje się również obecność środowiska łowieckiego w życiu tzw. małych ojczyzn, czyli społeczności lokalnych, co przedstawia Bogusław Bauer, opisując zorganizowany po raz VII Jarmark Tumski w Płocku. Zgadzamy się z autorem, który podkreśla, że: „uczestnicząc w lokalnych imprezach, stopniowo zaczniemy zmieniać w społeczeństwie wizerunek myśliwego”. I tym akcentem zapraszamy do lektury, jednocześnie życząc udanych urlopów, pełnych pozytywnej łowieckiej energii. Do zobaczenia po wakacjach. Darz Bór!
Drodzy Czytelnicy! Wakacje zaczęły się na dobre, ale czytając nasze aktualności, można dojść do wniosku, że dla łowieckiej braci nie oznacza to błogiego lenistwa. Lato obfituje bowiem w wiele imprez związanych z szeroko pojętą kulturą łowiecką. A ta ma się w Polsce całkiem nieźle, o czym można się przekonać, czytając m.in. artykuł „W Lanckoronie…”. Gościliśmy w tej malowniczej miejscowości, podziwiając wiedzę i unikatowe zbiory członków Klubu Kolekcjonera i Kultury Łowieckiej PZŁ. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że prawdziwa pasja może być motorem naprawdę interesujących działań, z jednej strony integrujących samo środowisko, z drugiej – co może nawet ważniejsze – pokazujących ludziom niezwiązanym z łowiectwem, że myśliwy to wcale nie, przepraszam za nieco ostre słowa: „ograniczony zielony ludek”. Tak bowiem ostatnio przedstawia
Marta Piątkowska Redaktor Naczelna 2
3
Spis treści
O RÓG WOJSKIEGO Muzyczne święto na Śląsku
CHORWACJA Polowanie na muflony
MANUFAKTURA SEJFY Dobry adres dla myśliwych
NA ŁOWY DO ANGLII Polowanie na kozły
PSY MYŚLIWSKIE Gończy Słowacki
MANNLICHER Austriacka legenda
ROK RÓŻOWYCH ŁOWÓW Akcja charytatywna
JARMARK TUMSKI Raj dla kolekcjonerów
DIANY Na poznańskiej strzelnicy
4/2015
WABIENIE Czas wabienia dzików
ŁOWIECKIE TRADYCJE 3 pokolenia myśliwych
TRETORN Komfort i styl
STRZELANIE Po mistrzowsku w Gołąbkach
W LANCKORONIE Weekend z kulturą łowiecką
FELIETON Łowiecki strój organizacyjny Kolejne wydanie Gazety Łowieckiej po wakacjach
II OGÓLNOPOLSKI PUCHAR DELTY OPTICAL Z Deltą we Włocławku
DAGGA BOYS Bawoły z Timbavati
Polowanie ze stylem
Zestaw Supreme Jahti Jakt Cena: 1499 zł
ZESTAW ZAWIERA
Skórzany pasek Kaszkiet
Rękawiczki bez palców
Kolor brązowy
Koszula bawełniana Bielizna termalna koszulka i kalesony
Pikowana kamizelka
Aktualności
Jak zobaczycie poniżej, wakacje to nie tylko czas odpoczynku. A wręcz przeciwnie...
Ożywić pola – Rok Bażanta
Jeszcze w roku szkolnym wystartowała akcja aktywnej edukacji ekologicznej prowadzonej w Zespole Szkół im. Stanisława Mikołajczyka w Miejskiej Górce przy współpracy z KŁ Łowiec Wrocław. Głównymi celami akcji „Ożywić Pola” są przedsięwzięcia promujące realizację zasad zrównoważonego rozwoju i polityki ekologicznej. Więcej informacji i fotorelacja:
Ruszajmy w Bory!
Od 3 aż do 19 lipca odbywają się tegoroczne Dni Borów Tucholskich. Z bogatym i atrakcyjnym programem można zapoznać się na:
Kulturalnie w Węgorzewie
Na tamtejszym Placu Wolności 4 lipca odbędzie się X Regionalny Festiwal Kultury Łowieckiej. W programie m.in.: koncerty muzyki myśliwskiej i konkursy – kulinarny oraz na najlepszą nalewkę. Odbędą się też Zawody Strzeleckie IX Turniej Mazurski w Strzelaniach Myśliwskich w ramach Zawodów o Laur św. Brunona. Pasjonatów motoryzacji organizatorzy zapraszają na Hunter Off Road Cup 2015.
Rodzinny turniej
Zarząd Okręgowy PZŁ w Olsztynie zaprasza 5 lipca na IV Zawody Rodzinne w Strzelaniach Myśliwskich Olsztyn–Gutkowo. Więcej:
Do Lubina na wystawy psów
Na tamtejszym stadionie lekkoatletycznym oraz w hali widowiskowo-sportowej, w dniach 17-18 lipca, odbędą się: VII Krajowa Wystawa Psów Myśliwskich, XII Krajowa Wystawa Psów Rasowych oraz Zawody Agility. W wystawach oraz zawodach weźmie udział ponad 1000 psów około 200 ras. Organizatorem wystawy w Lubinie jest legnicki oddział Związku Kynologicznego w Polsce. Więcej informacji:
8
„Knieja” już po raz 12.
W Sierakowicach i Ostrzycach 18 lipca 2015 odbędzie się 12. edycja Festiwalu Kultury Łowieckiej Knieja. W programie imprezy m.in.: występy sygnalistów myśliwskich, wystawy kolekcjonerskie i prezentacje zwyczajów łowieckich. Zaplanowano również koncerty zespołów folklorystycznych z Polski, jak i różnych zakątków Europy, a także reprezentacyjnych zespołów muzyki myśliwskiej. Wydarzeniu będzie towarzyszyć kiermasz twórców ludowych i sztuki myśliwskiej.
W sierpniu do Radzymina
Już po raz XIII odbędzie się tam Mazowiecki Konkurs Sygnalistów i Muzyki Myśliwskiej. Tym razem pełne emocji zmagania najlepszych z najlepszych odbędą się 8 sierpnia. Więcej informacji:
Myśliwskie smaki w Piszu
Już po raz siódmy 21 sierpnia odbędą się tam „Myśliwskie Smaki”. Wydarzeniu towarzyszyć będą pokazy sokolnicze, kynologiczne oraz koncerty muzyki myśliwskiej. Nie obędzie się również bez pokazów kulinarnych. Więcej informacji:
REDAKTOR NACZELNA MARTA PIĄTKOWSKA e-mail: marta.piatkowska@gazetalowiecka.pl
WSPARCIE INFORMATYCZNE AGENCJA INTERAKTYWNA RMBI
REDAKCJA e-mail: redakcja@gazetalowiecka.pl
KOREKTA MERYTORYCZNA MARTA PIĄTKOWSKA
WYDAWCA OMNIMAP MACIEJ PIENIĄŻEK ul. Jana Kazimierza 7 05-502 Piaseczno NIP 521 209 81 47 www.gazetalowiecka.pl
KOREKTA JOLANTA KUSIAK
Zdjęcie na okładce: Chorwacja, fot. Team Winz.
tel. 22 428 18 85
DYREKTOR ARTYSTYCZNY ARTUR ZAWADZKI e-mail: studio@gazetalowiecka.pl
Gazeta Łowiecka jest bezpłatnym, internetowym miesięcznikiem dla myśliwych i pasjonatów łowiectwa. Redakcja nie zwraca materiałów, które nie były zamówione. Zastrzegamy sobie pełne prawo do redakcyjnej korekty tekstów, w tym zmian i skrótów materiałów, które zostały zaakceptowane do Wydania. Reklamy są zamieszczane zgodnie z „Warunkami Zamieszczania Reklam” – dostępnymi na stronie www. gazetalowiecka.pl w zakładce Reklama. Wydawca ma prawo do odmowy zamieszczenia reklamy lub ogłoszeń oraz nie odpowiada za ich treść. Wszelkie kopiowanie materiałów zawartych w Gazecie Łowieckiej oraz na stronie internetowej www.gazetalowiecka.pl jest zabronione bez zgody Wydawcy.
TŁUMACZENIA EWA MOSTOWSKA STALI WSPÓŁPRACOWNICY Simon K. Barr, Bogusław Bauer, Rickard Faivre, Mats Gyllsand, Jens Urlik Hogh, Tomasz Lisewski, Violetta Nowak, Sławomir Pawlikowski, Jarosław Pełka, Dobiesław Wieliński. DZIAŁ REKLAMY DOMINIKA PIENIĄŻEK e-mail: reklama@gazetalowiecka.pl tel. 22 428 11 76, tel. 604 150 931, 601 179 100
9
Muzyczne święto na Śląsku
XX Ogólnopolski Festiwal Muzyki Myśliwskiej Brynek-Koszęcin 2015, odbywający się na Śląsku, zapisze się w historii naszej kultury z kilku powodów. Jednym z nich jest imponująco wysoki poziom muzyczny tej wyjątkowej imprezy i jej uczestników... TEKST: MACIEJ STRAWA ZDJĘCIA: KATARZYNA LEWAŃSKA-TUKAJ
B
ez cienia przesady śmiało można powiedzieć, że prezentacje zespołowe osiągnęły najwyższy europejski poziom. W koncertach artystycznej muzyki myśliwskiej podziwialiśmy Reprezentacyjny Zespół Muzyki Myśliwskiej PZŁ pod dyrekcją Mieczysława Leśniczaka oraz zespół rogów francuskich Trompe de Pologne pod kierunkiem Henryka Mąki. Wyjątkowym walorem muzycznym imprezy było skomponowanie przez Artura Kanawkę – nauczyciela i opiekuna sygnalistów z Zespołu Szkół Leśnych i Ekologicznych w Brynku
– specjalnego utworu, a mianowicie „Hejnału XX Ogólnopolskiego Festiwalu Muzyki Myśliwskiej Brynek–Koszęcin 2015” oraz „Menuetu pałacu Hohenlohe”, który był utworem obowiązkowym w konkursie muzyki. W BRYNKU I KOSZĘCINIE
Festiwal odbywał się w dwóch miejscach, bezsprzecznie wartych pokazania jego uczestnikom: pierwszego dnia w Zespole Szkół Leśnych i Ekologicznych w Brynku, a drugiego – w siedzibie Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” w Koszęcinie.
12
Obydwa związane są z muzyką. Pierwsze – z muzyką myśliwską poprzez działalność szkolnego zespołu sygnalistów myśliwskich pod kierunkiem nauczycieli, dawniej śp. Romana Jeleniaka, a aktualnie Artura Kanawki. Drugie miejsce związane jest z muzyką folklorystyczną, wykonywaną na poziomie profesjonalnym przez zespół założony przez Stanisława Hadynę. Szkoła leśna w Brynku obchodzi w tym roku 70. rocznicę swojej działalności. Ponadto w Koszęcinie od 2010 roku odbywa się piknik leśno-łowiecki „Cietrzewisko”, a od 2011 roku – Śląski Festiwal Muzyki Myśliw-
skiej. W tym roku Ogólnopolski Festiwal Muzyki myśliwskiej został zorganizowany w połączeniu z piknikiem „Cietrzewisko”. NIE TYLKO MUZYKA
Kolejnym atutem festiwalu w Brynku i Koszęcinie była organizacja przesłuchań konkursowych. Zarówno występy solistów, jak i zespołów przebiegały bardzo sprawnie. W ramach festiwalu odbyły się dwa koncerty muzyki myśliwskiej – wszystkich uczestników festiwalu na dziedzińcu pałacu w Brynku i laureatów konkursów festiwalowych w Koszęcinie. Szczególnym wyda13
14
rzeniem festiwalu był koncert Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” w programie „A to Polska właśnie”. Ważnym dla dalszej działalności Klubu Sygnalistów Myśliwskich PZŁ jest walne zebranie jego członków, odbywające sie corocznie podczas festiwalu. Podczas zebrania podjęto wiele ważnych uchwał, przyjęto plan pracy na 2016 rok i wybrano nowe władze klubu. Bardzo dobrym pomysłem był przemarsz z kościoła w Koszęcinie po sobotniej mszy św. korowodu łowieckiego ze sztandarami kół łowieckich, gośćmi oraz zespołami sygnalistów myśliwskich do parku zamkowego.
Pokazanie ludziom swojej oferty jest jedną z metod publicznej działalności organizacji łowieckiej. Po raz drugi przeprowadzono przegląd musztry paradnej zespołów sygnalistów myśliwskich. Pięknym zakończeniem festiwalu była niedzielna msza św. hubertowska w Bazylice Jasnogórskiej w Częstochowie, odprawiona w intencji uczestników festiwalu, z oprawą muzyczną zespołu Trompe de Pologne. Organizatorami festiwalu byli: Polski Związek Łowiecki – Zarząd Główny i Zarząd Okręgowy w Częstochowie oraz Klub Sygnalistów Myśliwskich PZŁ, Lasy Państwowe – Dyrekcja Generalna LP, Regionalna Dyrekcja LP w Katowicach wraz z nadleśnictwami, Zespół Szkół Leśnych i Ekologicznych w Brynku oraz Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”. KONKURSY I LAUREACI
W ramach festiwalu odbyły się dwa konkursy: XX Ogólnopolski Konkurs Sygnalistów Myśliwskich „O Róg Wojskiego” i XVI Ogólnopolski Konkurs Muzyki Myśliwskiej. W konkursie „O Róg Wojskiego” wzięło około 350 sygnalistów myśliwskich w 40 zespołach i 116 solistów zakwalifikowanych wcześniej 15
podczas konkursów wojewódzkich (z wyjątkiem części solistów z regionu), w tym 5 zespołów i 22 solistów ze Śląska. Laureatami XX Ogólnopolskiego Konkursu Sygnalistów Myśliwskich „O Róg Wojskiego” w klasie mistrzowskiej G kategorii zespołowej zostali: Zespół Trębaczy Myśliwskich „Venator” Studentów Wydziału Leśnego Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (I miejsce i „Róg Wojskiego”, zespołowy Mistrz Polski 2015), Zespół Sygnalistów Myśliwskich „Leśna Brać” Nadleśnictw Spychowo i Strzałowo (II miejsce) i Zespół Sygnalistów Myśliwskich „Hagard” Wydziału Leśnego Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie (III miejsce). W kategorii solowej – klasie A – najlepszymi okazali się: Adam Jażdżewski z Nadleśnictwa Spychowo (I miejsce, indywidualny Mistrz Polski 2015), Karol Jurczyszyn z Nadleśnictwa Strzelce Krajeńskie (II miejsce) i Karol Kroskowski z Wydziału Leśnego SGGW w Warszawie (III miejsce). Z kolei w XVI Ogólnopolskim Konkursie Muzyki Myśliwskiej wyniki przedstawiały się następująco: Klasa MB – Zespół Trębaczy Myśliwskich „Venator” Studentów Wy-
działu Leśnego Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (I miejsce i „Muza Wojskiego”), Klasa MEs – Zespół Sygnalistów Myśliwskich „Waltornia” Nadleśnictwa Zawadzkie (I miejsce), Klasa MD – Zespół Sygnalistów „Jenot” Technikum Leśnego w Tucholi i Klasa MSH – Zespół „Forest Brass” Nadleśnictwa Lidzbark Welski (I miejsce). W konkursie na najlepsze wykonanie hejnału festiwalowego zwyciężył Zespół Trębaczy Myśliwskich „Venator” Studentów Wydziału Leśnego Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Natomiast w przeglądzie musztry paradnej wygrał zespół „Marzenia o Dubaju”. Pełne wyniki: PODZIĘKOWANIA
Polscy sygnaliści myśliwscy oraz miłośnicy muzyki myśliwskiej składają podziękowania komitetowi organizacyjnemu festiwalu pod przewodnictwem Łowczego Okręgowego w Częstochowie – Kolegi Ireneusza Chłąda za podjęcie się tego trudnego zadania i zorganizowanie XX edycji konkursu „O Róg Wojskiego”. Słowa uznania należą się także Piotrowi Giemzie z Nadleśnictwa Kluczbork – koordynatorowi tegorocznego festiwalu. 16
17
Pod słońcem Chor Michael i Simone od dawna marzyli o tym, by zapolować na muflony na wybrzeżach Chorwacji. Ich marzenie spełniło się, a dzięki miejscowym podprowadzaczom wyjazd ten pozostanie w ich pamięci do końca życia TEKST I ZDJĘCIA: TEAM WINZ
TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA
orwacji
W
arkot silnika przepływającej nieopodal łodzi wyrywa nas ze snu. Wciąż wykończony po długiej podróży, wypieram ze świadomości godzinę, która widnieje na znajdującym się obok zegarku. Jednak – czy chcę tego, czy nie – jest już ranek. Wczesny ranek. Gdy dotarliśmy do położonego na chorwackim wybrzeżu miasteczka Senj, było już po północy, dlatego nie mieliśmy możliwości się wyspać. Mamy taki namiot dachowy, który montuje się na Defendera, bardzo prosty w obsłu-
dze. Rozkłada się go błyskawicznie, potem wystarczy już tylko wskoczyć do śpiwora i spać. Gdy się budzimy, jest w nim jeszcze ciemno, dlatego zupełnie nie jesteśmy przygotowani na to, co czeka nas na zewnątrz. Kiedy wychodzimy, zapiera nam dech w piersiach! JAK Z OBRAZKA
Ze zbocza góry, na której zaparkowaliśmy samochód, rozciąga się wyjątkowy widok: małe rybackie łodzie suną po krystalicznie czystej wodzie 20
na tle błękitnego nieba. Przyglądamy się z przyjemnością tej magicznej scenerii z platformy naszego pickupa, popijając świeżo zaparzoną kawę. Ciężko oderwać wzrok, ale w końcu ruszamy w dalszą drogę. Wcześniej uzgodniliśmy, że na miejscu spotkamy się z przewodniczącym miejscowego koła łowieckiego. On wita nas z charakterystyczną dla Chorwatów gościnnością i proponuje nocleg. Choć nastawiliśmy się na spanie w namiocie, to zgadzamy się bez wahania.
Rozpakowujemy plecaki i idziemy rozejrzeć się po okolicy. Trzeba przyznać, że w naszych myśliwskich ubraniach odbiegamy wyglądem od kąpiących się turystów... Słońce zaczyna zniżać się za horyzont, wskazując, że pora wyruszyć w łowisko. Razem z Milanem, profesjonalnym podprowadzaczem, zaczynamy przeczesywać wybrzeże. Jesteśmy pod wrażeniem tutejszej przyrody. Przed nami szeroko rozciągają się gęste lasy. Wszędzie pełno jest ambon, przeznaczonych głównie 21
do popularnego tutaj polowania na dziki. Ponieważ to nie dziki sprowadziły nas do Chorwacji, rekonesans kończymy bez zdejmowania broni z ramion… TEST WYTRZYMAŁOŚCI
Naszym celem jest muflon, dlatego następnego ranka jeszcze przed wschodem słońca udajemy się w nowe miejsce. Krajobraz jest tam zupełnie inny: nagie górskie zbocza, kolczaste krzewy, wąwozy. Nocą padał silny deszcz, co daje nam nadzieję na spotkanie zwierzyny. Sinisa, nasz dzisiejszy podprowadzacz, prowadzi nas przez trudny teren pełen luźnych kamieni, mogących w każdej chwili obsunąć się w dół zbocza. W sytuacji, gdy zachowanie ciszy jest tak ważne, byłaby to katastrofa. Poza tym, nie obywa się bez siniaków i zadrapań, jednak w trakcie polowania nie zwracamy na nie uwagi. W tym trudnym terenie nasze ubrania i buty przechodzą prawdziwy test wytrzymałości. Dotyczy to również nas samych. DZIKI I NIEDŹWIEDZIE
Przy jednym ze skalnych skupisk dostrzegamy tropy dzików. Nasz przewodnik rzuca kilka kamieni w znajdujące się tam krzaki. 22
23
Natychmiast wyskakuje kilka przepłoszonych dzików, ale nie udaje nam się oddać ani jednego strzału. Jednak hałas wystraszył nie tylko dziki. Z krzaków wybiega niedźwiedzica z młodym. Zobaczenie ich z tak bliska rekompensuje nam ucieczkę dzików. Następnym razem przyjedziemy tu właśnie na niedźwiedzie, których śladów wszędzie jest pełno – nawet na plażach przy brzegu morza. Widzieliśmy w oddali kilka muflonów, ale najwyraźniej pogoda przegoniła je wyżej w góry, więc pierwszego dnia nie spotykamy żadnego z bliska. Kończymy na dziś, wracając do kwatery pełni niesamowitych wrażeń i z obolałymi nogami.
MUFLONY NA HORYZONCIE
Następnego dnia z samego rana udajemy się w drogę. Zaczyna się obiecująco. Chmury zniknęły i krajobraz wygląda inaczej – wokół widać formacje skalne, zacienione żerowiska, piękne wzniesienia. Łowisko rozpoczyna się już przy morzu i ciągnie się 900 m w górę. Nie ma tu dróg ani ścieżek, jedynie małe kępki kolczastych krzewów pomiędzy skałami. Wkrótce trafiamy na pierwsze muflony – grupę owiec z jagniętami. Nie zauważyły nas, więc podchodzimy bliżej. Stoją na zboczu wąwozu, po przeciwnej stronie niż my. Nie umiemy jeszcze powiedzieć, czy w stadzie jest jakiś baran, więc próbujemy podejść do miejsca, z którego
24
25
będziemy mieli widok na całe stado. To trudne podejście, a do tego ryzykujemy, że zostaniemy zauważeni, dlatego dojście na miejsce trwa całą wieczność. W końcu stajemy przy skale, z której mamy dobry widok. Owce tkwią w cieniu krzewów, patrząc prosto na nas. Z początku nasze niewprawione oczy nie widzą nic więcej, ale nagle na płaskowyżu trochę poniżej stada dostrzegamy dwa barany. Czy któryś z nich będzie odpowiedni?
sobie radę. Kładę się, celuję. Pot spływa mi do oczu, a kamienie boleśnie wbijają się w ciało. Baran jest zwrócony przodem do mnie, więc nie mogę jeszcze strzelić. Już chcę zrezygnować, gdy on wstaje, prostuje biegi i trochę się obraca. Biorę głęboki oddech i naciskam spust. Huk wystrzału budzi całą dolinę. Wszystkie zwierzęta zaczynają uciekać w wyższe partie gór. Widzę, że mój baran również się podniósł i uszedł kawałek w górę zbocza. Dla pewności strzelam jeszcze raz i tym razem pada w ogniu. Gdy echo wybrzmiało, zapada cisza. Słyszę jedynie własny oddech. Ci, którzy sądzą, że to już koniec, nie mogą się bardziej mylić. Teraz dopiero czeka nas prawdziwe wyzwanie – ściągnięcie tuszy na dół.
PEWNY STRZAŁ
Spoglądam w lunetę, która ma 20-krotne powiększenie i stwierdzam, że jeden z nich będzie dobry. Odległość wynosi 280 m, ale ufam swojemu sprzętowi i wiem, że dam 26
TRUDNE ZADANIE
PEŁNIA SZCZĘŚCIA
Nie jest to jednak takie proste. Po pierwsze, musimy przedostać się przez dzielący nas od zdobyczy wąwóz. Gdy zaczynamy długą wspinaczkę na drugą stronę jaru, słońce jest już w zenicie. Spod moich stóp co chwila wyślizgują się kawałki skał. Czasami robię krok naprzód tylko po to, by ześlizgnąć się dwa kroki do tyłu. Żadna droga nie jest pewna. Mimo to stopniowo zbliżam się do swojej zdobyczy. Zaczynam odczuwać satysfakcję. Trofeum jest dalekie od złotego medalu, ale też nie taki był cel wyprawy – chodziło raczej o kolejne doświadczenia i podjęcie wyzwania.
Krótko mówiąc – dostałem to, po co przyjechałem. Tego wieczoru muflon zawisł w chłodni, a gospodarz zaprasza nas na przyjęcie. Tutejsza gościnność jest niesamowita, co daje się zauważyć również podczas wspólnego świętowania. Mamy okazję spróbować lokalnych przysmaków w nieprzebranej ilości. Podsumowując, w Chorwacji były piękne widoki, radosna atmosfera i trochę pozytywnego zmęczenia, jednak największe wrażenie zrobiło na nas przyjazne nastawienie mieszkańców tego kraju. Warto wybrać się tam na polowanie, tym bardziej, że łatwo można połączyć je z rodzinnymi wczasami. 27
Dobry adres dla myśliwych
Do 1 października 2019 roku każdy posiadacz broni będzie musiał nabyć sejf z certyfikatem S1. Nie warto czekać do ostatniej chwili, dlatego już teraz sprawdziliśmy, gdzie rozejrzeć się za odpowiednim sejfem na broń dla myśliwych TEKST: STEFAN SKUPIŃSKI ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA
Ł
owieckiej braci nie trzeba przedstawiać firmy Hunter Safes, ani też marki Odyniec. Od lat zna je bowiem każdy zainteresowany akcesoriami myśliwskimi, a zwłaszcza szafami oraz sejfami do przechowywania broni palnej, amunicji, dokumentów, gotówki, biżuterii oraz innych wartościowych przedmiotów. NA POCZĄTEK OLSZTYN…
Gazeta Łowiecka uczestniczyła 22 maja w otwarciu pierwszego salonu firmowego firmy Hunter Safes w Olsztynie. Na terenie centrum Koszary Park przy ulicy Marka Kotańskiego 4 można zapoznać się z ofertą szaf do przechowywania broni myśliwskiej, sejfów do przechowywania broni palnej, amunicji, dokumentów, gotówki, biżuterii oraz innych wartościowych przedmiotów. Nowościami prezentowanymi z okazji otwarcia salonu były: szafa narożna oraz tzw. flatsejf, czyli szafa w formie szuflady, idealna do umieszczenia pod łóżkiem lub w bagażniku samochodu. Co ważne, posiada ona certyfikat klasy S1 według normy PN-EN 14450:2006. W nowo otwartym salonie można obejrzeć również sejfy spełniające wymagania klasy S2 czy ognioodporne. 30
Otwarcia dokonał Jego Ekscelencja Ambasador Paul Bekkers
31
32
sejfów czy szaf. Priorytetem firmy jest bezpieczeństwo Klienta.
…A PÓŹNIEJ WARSZAWA
Honorowymi gośćmi uczestniczącymi w otwarciu olsztyńskiego sklepu Manufaktura Sejfy byli: ambasador Holandii – Jego Ekscelencja Paul Bekkers, marszałek województwa warmińsko-mazurskiego, Gustaw Marek Brzezin oraz wójt gminy Działdowo, Paweł Cieśliński. Jak powiedział nam Hubert Iwan, kierownik salonu Manufaktura Sejfy, firma planuje również otwarcie kolejnych salonów w Warszawie oraz Toruniu lub Bydgoszczy.
Więcej na www.manufakturasejfy.pl
PERFEKCJA I BEZPIECZEŃSTWO
Hunter Safes Sp. z o.o. oferuje nie tylko gotowe wyroby, ale również wiele dodatkowych opcji oraz zmian konfiguracyjnych w postaci: • wymiany zamka (elektroniczny, szyfrowy, mechaniczny) • wyklejenia szafy wykładziną filcową • montażu wewnętrznego oświetlenia • koloru zamówionej szafy • dodatkowych półek, szuflad, skarbczyków • zmiany wymiarów szaf. Hunter Safes proponuje także szafy w zabudowie meblowej oraz przyjmuje zamówienia indywidualne na wyprodukowanie nietypowych 33
Czas wabienia Już tylko kilka tygodni i zacznie się dzicza biesiada w dojrzewającym zbożu lub wyrośniętej kukurydzy. Ciężki to czas dla myśliwych, bo jak tu sprowokować dziki do wyjścia z tych wysokich upraw, skąd niejednokrotnie nawet chybu nie widać… TEKST I ZDJĘCIA: SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI
dzik贸w
D
odatkowym ryzykiem jest oczywiście okres ochronny loch. W uprawie często nie jesteśmy w stanie określić płci czy też wielkości dzika. Jest jednak pewna metoda wabienia, która bez dodatkowego nęcenia, czy smarowania zapachowymi atraktorami pozwoli nam „wyciągnąć” dziki z uprawy. Niektórzy myśliwi nadal sceptycznie do niej podchodzą, ale u większości zaczyna ona znajdować uznanie…
dzików, ustawiając się w takim miejscu, żeby zmusić lochę do wyjścia z uprawy na teren o niskiej roślinności. Można to robić na wykoszonej łące, ale również na ziemniaczysku, czy na innych uprawach niższych niż zboża. Celem naszym jest, by locha wyprowadziła za sobą część watahy na teren, gdzie będziemy mogli rozpoznać płeć oraz wiek dzika i oddać pewny strzał. Jak wiadomo, dziki posiadają dość słaby wzrok, ale Podstawą wabienia dzików jest sprowokowanie lochy prowadzącej watahę
WABIENIE LOCHY
Podstawą wabienia dzików jest sprowokowanie lochy prowadzącej watahę. Otóż każdy myśliwy wie, że dziki to bardzo towarzyskie stworzenia i w większości przypadków poruszają się w rodzinnych watahach. Prowadzi doświadczona locha, która wokół siebie gromadzi czasem dwa pokolenia młodych. Zdarza się, że przy niej spotkamy jeszcze 2–3 takie rodzinne watahy, nieraz jakiegoś wycinka. Locha prowadząca pełni rolę podobną do łani licówki. To ona stoi na straży watahy, pilnując w niej porządku, ale i również bezpieczeństwa watahy. Locha słysząc inne dziki spoza swojej watahy w 90% sprawdza, z kim ma do czynienia. Wabienie polega na naśladowaniu odgłosów
za to świetny węch. Musimy się tak ustawiać, żeby nie dać losze możliwości obejścia nas ze strony, z której my jej nie zobaczymy, a ona złapie nasz „wiatr”. Osobiście sprawdzaliśmy z Kolegą Tomkiem Gawrychem z Nadleśnictwa Cisna w jego prywatnym mini zoo reakcje dzików karmionych na co dzień przez dzieci w zagrodzie. Powinny mieć słabszy instynkt stadny przez samo udomowienie. Nic podobnego. W normalny dzień, kiedy na terenie obiektu było sporo zwiedzających, schowaliśmy się z Tomkiem za drzewami, wybierając odpowiednie miejsce, by dziki nas od razu nie zobaczyły i nie 36
wyczuły. Była godzina 14.00, dokładnie 2 września, czyli można rzec w letnie wczesne popołudnie. Zauważyliśmy, że locha z warchlakami leży za zwalonym grubym bukiem. Nie reagowała w ogóle na zwiedzających. Postanowiliśmy sprawdzić jej reakcję na wab. Kiedy pierwszy raz chrząknąłem na wabiku, pierwsze o dziwo wyskoczyły zza buka warchlaki. Chyby stały im sztorcem. Po drugim chrząknięciu wyszła locha. Również chyb postawiony. Minęła stojące warchlaki i biegła do momentu, aż wyczuła od nas wiatr.
Wtedy prawdopodobnie wyczuła również zapach swojego opiekuna Tomka i się uspokoiła. Tym samym dowiedliśmy, że najważniejszą rzeczą oprócz samego wabienia jest miejsce, z którego wabimy. Tutaj sytuacja w zasadzie była trudniejsza, ponieważ locha była wychowywana w zagrodzie i warchlaki również przyszły w niej na świat. Mimo to nie straciły instynktu, który mówi im, że jak obcy dzik się pojawi, trzeba być w gotowości i lepiej to sprawdzić. Podobnych sztuczek możemy próbować podczas huczki, kiedy wata37
hy huczkowe wędrują po zaroślach, przeganiając się wzajemnie i walcząc miedzy sobą. Wtedy na wabiku robimy coś w brzmieniu przypominającego bardziej kwiczenie niż chrząkanie. Ma to na celu sprowokowanie odyńców, ubiegających się o względy loch. Oczywiście jest to dużo trudniejsze zadanie, ponieważ odyńce są bardziej ostrożne i mniej odważne niż lochy prowadzące młode. Niemniej jednak polecam wszystkim Koleżankom i Kolegom po strzelbie wypróbować zwłaszcza tę pierwszą metodę, która niewątpliwie jest bardziej skuteczna od drugiej. Trzecia metoda jest chyba najtrudniejsza, albo powiem inaczej – najmniej skuteczna. Kilkadziesiąt lat temu firma Faulhaber z Wiednia zaczęła produkować wabik na dziki imitujący pisk koźlęcia. Otóż okazuje się, że dziki całą watahą potrafią polować na koźlęta sarny zaraz po wykotach. Ta sytuacja potwierdziła się również w Polsce. Wielu myśliwych opowiadało mi, jak wataha dzików potrafiła odizolować kozę broniącą koźlęcia i zabić młode. Ja osobiście nigdy nie polowałem w ten sposób, ale kilku kolegów ze Słowacji czy z Węgier opowiadało mi o świetnych efektach tej metody.
KILKA ZDAŃ O WABIKACH
Na naszym rynku jest pięć modeli wabików na dziki. Cztery to klasyki, imitujące chrząkanie i kwik dzika, natomiast piąty to wcześniej wspominany Faulhaber, imitujący pisk koźlęcia, tzw. przestrach koźlęcia. Cztery pierwsze zbudowane są w jednakowy sposób: drewniana tulejka z membraną w środku, zakończona kilkudziesięciocentymetrową karbowaną rurką. Przy czym dwa wabiki firm niemieckich Hubertus i Weisskirchen są prawie identyczne, za to polskie, które firmuje Gunbroker, występują w dwóch „kalibrach” różniąc się nie tylko gabarytami, ale również brzmieniem. Ja czasem robię kombinację, łącząc część wabika w której jest membrana, z wabikiem – tubą teleskopową – na jelenie byki, co zwiększa możliwość modulacji dźwięków. Proponuję więc nie tracić czasu, tylko zaopatrzyć się w taki wabik i ruszać na trening. Teraz zacznie się na to najlepszy czas, więc wabcie i strzelajcie. Ja się już żegnam i zapraszam na kolejną część moich porad. W sierpniowym numerze zajmę się wabieniem gęsi i kaczek. Darz Bór! 38
39
BIURO POLOWAŃ Pawlikowski Hunting Travel POLECA: Polowania z fladrami na wilki Rosja i Białoruś od 1800 €. Polowania na łosie w okresie bukowiska 20.08.–15.09.2015 (na wab) Białoruś, Rosja. Polowania zbiorowe z naganką i łajkami na łosie 01.10 – 15.12.2015 Białoruś, Rosja. Jesienne polowanie na niedźwiedzie w Rosji (wrzesień, październik).
Pakiet 6 dni polowania (antylopa gnu , impala, blesbuck, red hatebeest i guziec) 2400 €. Inne przykładowe ceny: lew od 5.800 do 25.000 € hiena od 1900 € krokodyle od 1050 € bawół od 8000 € żyrafy od 1300 €. Polowania wiosenne na niedźwiedzie w Rosji (rejon Ochocki oraz Magadan). Oferty dla sympatyków łowiectwa.
Polowania na wilki z fladrami i indywidualnie 01.10.2015 – 31.03.2016 Białoruś, Rosja.
Turnusy na skuterach śnieżnych, quadach oraz nartach w Górach Ałtaj od 650 €.
Polowania w RPA Pakiet 6 dni polowania (antylopa gnu, impala, blesbuck i guziec) 2000 €.
Polowania: RPA, Kamerun, ceny pakietów od 2000 €.
Polowania na łosie z naganką i psami (łajki) w Białorusi i Rosji 15.10–15.12.2015.
Kursy i pokazy wabienia zwierzyny. Dystrybucja wabik贸w austriackiej firmy Faulhaber. Tel.: +48 693 712 734 E-mail: info@hunting-travel.com.pl
www.hunting-travel.com.pl
3
pokolenia myśliwych
W przyszłym roku Koło Łowieckie Szarak w Myszkowie będzie obchodzić jubileusz 70-lecia powstania. Nie jest to jednak jedyny powód do dumy. Nie każde Koło może się bowiem pochwalić, że należy do niego myśliwska rodzina, w której polują aż trzy pokolenia: Marian, Krzysztof i Kamil Skorkowie TEKST: MARCIN RESZKA ZDJĘCIA: ARCHIWUM RODZINNE KAMILA SKORKA
kałem, kiedy i z czym dziadek i ojciec powrócą. Później, jak miałem 14 lat, wziąłem udział w nagance. Sam chciałem, chociaż ojciec obawiał się, że nie dam rady, bo to ciężki teren. Poszedłem kilka razy, a potem… miałem przerwę. Ojciec chciał, żebym został myśliwym od 18. roku życia, a ja wtedy nie miałem ani czasu, ani chęci. Zawsze lubiłem pomagać przy zwierzynie po polowaniu, ale na te wszystkie kursy i egzaminy nie chciałem się od razu zdecydować. Musiało minąć trochę czasu. Po prostu musiałem do tego dorosnąć.
Marian Skorek. Od niego wszystko się zaczęło...
E
merytowany leśniczy, 78-letni Marian Skorek, jego 51-letni syn, emerytowany policjant, Krzysztof i 27-letni wnuk Kamil, zawodowo policjant kryminalny, są dowodem na to, że łowiecka tradycja może być z powodzeniem przekazywana z pokolenia na pokolenie. O rodzinnej pasji porozmawialiśmy z najmłodszym z myśliwych…
Jest Pan myśliwym od niedawna, więc na pewno pamięta Pan swoje pierwsze trofeum… Dla mnie to niezapomniana chwila, bo moje pierwsze polowanie zbiorowe to akurat był Hubertus zorganizowany w naszym Kole w 2013 r. – strzeliłem wtedy dzika i zostałem Królem Polowania. Zaledwie tydzień wcześniej ojciec został Królem Polowania na zorganizowanym z inicjatywy naszego Koła Pierwszym Powiatowym Polowaniu Hubertowskim Powiatu Myszkowskiego – pozyskał byka jelenia. Na dodatek dziadek, który strzelił lisa, został wicekrólem. Śmiano się wte-
Panie Kamilu, jakie ma Pan pierwsze łowieckie wspomnienia związane z ojcem i dziadkiem? To oczywiście ich powroty z polowań na dziki i zające, bo wtedy jeszcze można było w naszym obwodzie strzelać zające. Zawsze cze44
dy w naszym Kole, że Skorki zgarnęły wszystko w jednym sezonie…
Co do nauki od mojego ojca, to można śmiało powiedzieć, że on zrobił pewną specjalizację, a mianowicie polowania z podchodu. Mało osób to robi, niewiele umie to robić i ma do tego cierpliwość. Nie każdy jest do nich stworzony, a u mojego ojca niejeden się uczył, jak polować w ten sposób. Często podchodziliśmy dziki w życie na 15–20 m, w co nie każdy wierzy. To zawsze są fajne emocje. Raz szliśmy za nimi strasznie długo, a one nas ani przez moment nie dostrzegły. Nie było możliwości strzelenia, bo widać było im tylko chyby w zbożu. I to wspomnienie
A czy jest coś, czego Pan nauczył się od swojego ojca lub dziadka? Przede wszystkim pokory, bo w łowiectwie jest ona bardzo przydatna. A także tego, że myśliwi polujący razem powinni mieć poczucie, że mogą na siebie liczyć. Jesteśmy z ojcem i dziadkiem przedstawicielami trzech generacji i bardzo lubimy te „wielopokoleniowe” wspólne polowania. Mieszkamy w jednej miejscowości, ja i mój ojciec w jednym domu, dziadek w odległości ok. kilometra od nas.
45
długiego podchodu zawsze kojarzy mi się z ojcem. Szczególnie jestem z niego dumny, gdy inni myśliwi mówią: „Krzysiek, może byś nas zabrał na ten swój podchód”. Ojciec jest myśliwym od 1990 r., wcześniej przez pięć lat chodził w nagance, a od 18 lat jest Sekretarzem Zarządu naszego Koła. U niego łowiectwo to naturalne pójście w ślady dziadka.
śniczówce w Suliszowicach, i jak ze śmiechem mówi, jakoś to myślistwo samo do niego przyszło… A potem przeszło na syna i wnuka. Dziadek zawsze lubił polować, a szczególnie na zające. Miał do nich oko. Nieraz się z nim droczymy. Jak strzelimy z ojcem dwa dziki, to najpierw jednego kładziemy na stół. Dziadek jest z nas dumny, a my za chwilę, jakby nigdy nic, przynosimy z bagażnika drugiego…
A jak się pasja myśliwska zaczęła u seniora rodu? Dziadek jest myśliwym od 1982 r. Pracował przez 50 lat w Lasach Państwowych. Mieszkał w małej le-
Takie wspólne, rodzinne polowania to pewnie kopalnia łowieckich anegdot…
Choć nie poluje się dla nagród, takie statuetki są cenną łowiecką pamiątką. Z lewej: statuetka, którą otrzymał Kamil Skorek. Z prawej: zdobycz jego ojca, Krzysztofa
46
Oczywiście, np. niewiele brakowało, a w poprzednim sezonie strzelilibyśmy z dziadkiem i ojcem na jednym polowaniu zbiorowym po dziku. W ostatnim miocie trafiliśmy na dużą watahę. Na początku dziki poszły na mnie. Biegły trzy, z przodu jeden większy odyniec. I tak jak biegł, tak po moim strzale w miejscu padł. Pozostałe dwa odbiły i jednego z nich pozyskał ojciec. Tego dnia strzelił też dzika dziadek. A ten mój odyniec poleżał 15 sekund, wstał i… sobie poszedł, tylko ogłuszony. Farba była na śniegu na odległości ok. 1,5 km. Dziadek z ojcem pojechali na pokot, a ja szedłem po tej farbie, ale ślad się urwał. Widocznie uszedł gdzieś w zarośla. Pojechaliśmy potem z psami, ale już go nie znaleźliśmy. Za to innym razem, jak pojechaliśmy na ambonę, to udało mi się strzelić jedno po drugim sarnę i koźlę.
Myśliwska kapliczka w Koziegłówkach
z dumą… Brązowy Medal Zasługi Łowieckiej. A w tym sezonie strzelił 5 dzików i 3 kozły. Z kolei ojciec ma Brązowy Medal Zasługi Łowieckiej i Srebrny Medal Zasługi dla Łowiectwa Śląskiego. A trofeum, które lubi, to poroże byka osiemnastaka. Jego największym trofeum jest… łowiecka statystyka – strzelił około 400 dzików (w sezonie średnio 30–35 dzików), ok. 80 kozłów, 10 byków jeleni, 2 byki daniele. Ja jeszcze za bardzo nie mam czym się pochwalić, tym bardziej, że nie jestem selekcjonerem. Na razie moje trofea to dzik na Polowaniu Hubertowskim
Trzy pokolenia myśliwych to trzy podejścia do broni. Jaka jest ulubiona broń każdego z Was? Ja przejąłem po tacie sztucer, tata ma kniejówkę, z którą bardzo lubi polować, a dziadek od lat ma swoją dubeltówkę. A trofea? Z jakich jesteście dumni? Dziadek ma szable dzika 27 cm, efektowne poroże daniela i co podkreśla 47
Pana Koło ma w przyszłym roku powód do świętowania…
i statuetka „Króla Polowania”, której np. ojciec nigdy nie zdobył. A w tym roku strzeliłem cielę daniela.
Tak, będziemy obchodzić 70-lecie powstania Koła, z którego naprawdę możemy być dumni. Od 2010 r. mamy sztandar, który podczas obchodów 65-lecia został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi Dla Łowiectwa oraz Złotym Krzyżem Zasługi Dla Łowiectwa Śląskiego. Mamy też przy Sanktuarium św. Antoniego Padewskiego w Koziegłówkach swoją myśliwską kapliczkę. A na łowiska też nie możemy narzekać, szczególnie to w okolicy Szczekocin, blisko Pilicy. To naprawdę piękny „dziki” teren, a wokół mało miejscowości. Nic tylko polować… W takim razie Darz Bór!
Ostatnio mówi się wiele o zakazie dzieci w polowaniach. Co jako syn i wnuk myśliwych sądzi Pan na ten temat? Zastanawiałbym się, jeżeli chodzi o dzieci „z zewnątrz”. Rozumiem obawy ludzi niezwiązanych z łowiectwem. Jednak dzieci myśliwych, jeżeli tylko mają ochotę, to pod opieką kogoś z rodziny powinny wziąć udział w polowaniu. Widzieć, jak one wyglądają, a dzięki temu mieć świadomość, że to nie zabawa i wiążą się z nimi pewne zobowiązania…
Myśliwi z Koła Łowieckiego Szarak w Myszkowie
48
Seria narzędzi bateryjnych Hitachi 36V
Ładujesz w nocy, pracujesz w dzień.*
1
ULTRA DUŻA Pojemność ZERO Emisji *
PROSTA Obsługa *
2
3
NISKI Poziom hałasu * *
49
*
1 Praca całodniowa oznacza pracę na baterii plecakowej BL36200, która zapewnia ok. 8 godzin pracy dla modelu CH36DL. 2 Zero emisji oznacza, że ta seria produktów nie wydziela szkodliwych spalin. 3 Łatwość konserwacji oznacza, że nie ma potrzeby, aby spuścić paliwo na okres przechowywania, czyszczenia filtra powietrza, itp. (typowych czynności dla urządzeń spalinowych).
TRETORN KOMFORT I STYL Nie każda marka może pochwalić się ponad wiekową historią. Choć szwedzki TRETORN w przyszłym roku obchodzi już 125-lecie działalności, to specjaliści z Helsingborga idą z duchem czasu, pracując nad innowacyjnymi rozwiązaniami i przygotowując nowe kolekcje obuwia oraz odzieży dla ludzi aktywnych, m.in. dla myśliwych, żeglarzy, miłośników outdooru, ale także dla całych rodzin. A przy tym stawiają na jakość, wygodę i funkcjonalność, nie zapominając o atrakcyjnym wzornictwie, zgodnym z najnowszymi trendami TEKST: ANDRZEJ ADLER ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE
G
dyby w jednym zdaniu chciałoby się przedstawić firmę Tretorn i jej produkty, należałoby napisać, że to marka inspirująca i zachęcająca do aktywnego trybu życia w zgodzie z naturą. Promująca modny obecnie styl życia, w którym wolny czas spędza się w lesie, w gó-
rach, nad wodą, czyli po prostu poza domem. Nowocześni i pełni energii odbiorcy marki Tretorn doceniają staranny dobór wyselekcjonowanych materiałów, kolorystykę, design czy niezwykłą dbałość producentów o wygodę użytkowników. Warto jednak pamiętać, że to, co dzisiaj robi
52
tak wielkie wrażenie na milionach klientów wybierających produkty Tretorn na całym globie, zaczęło się pod koniec XIX wieku w szwedzkiej Skanii…
żenie nad cieśniną Sund, ok. 4 km od duńskiego bliźniaczego miasta Helsingør, sprawiło, że Helsingborg pełnił kluczową rolę w kontroli handlu na Bałtyku. Początki marki Tretorn sięgają roku 1891, kiedy to Johan Dunker założył w tym mieście fabrykę gumy. O jej dynamiczny rozwój zadbał jego syn Henry, który wprowadził przedsiębiorstwo do przemysłowej czołówki. Od początku istnienia firma produkuje zróżnicowane wyroby z gumy: od opon przez obuwie, do… piłeczek tenisowych. Co ciekawe, do tej pory obuwie gumowe Tretorn produkowane jest ręcznie na bazie naturalnego kauczuku, który jest produktem koagulacji lateksu (mleczka kauczukowego), pochodzącego z drzewa kauczukowego Hevea brasiliensis. Ogrzewanie kauczuku siarką w procesie wulkanizacji daje gumę – produkt sprężysty, elastyczny, odporny na chemikalia i wytrzymały mechanicznie. To główna zaleta kaloszy Tretorn w porównaniu z tańszym obuwiem innych firm wyprodukowanego ze sztucznych materiałów, m.in. PCV.
OD FABRYKI GUMY…
Około 65 km od Malmö leży portowe miasto Helsingborg, jedno z najstarszych w Szwecji. Jego poło-
…DO TENISOWYCH KORTÓW
XX wiek to pasmo sukcesów szwedzkiej marki. Już w roku 1904 Tre53
torn wytwarzał rocznie około miliona par butów gumowych. Jeszcze w latach 30. z powodzeniem wprowadził tenisówki z gumową podeszwą, które z czasem stały się klasyką i wzorem dla produkowanych dzisiaj butów sportowych. Z kolei w latach 50. firma opatentowała pierwszą na świecie bezciśnieniową piłeczkę tenisową. Lata 70. to dla producentów ze Szwecji m.in. sukces obuwia Sarek, a wśród fanów sportu Tretorn jako marka zaistniał, gdy Bjørn Borg w butach Nylite podbijał korty całego świata…
WIATR ZMIAN
Marka z Helsingborga nie zachłysnęła się jednak sukcesami i nie przespała przemian, jakie dotknęły współczesną gospodarkę, kulturę i modę. Głębokie zmiany, na jakie decyduje się każde przedsiębiorstwo, które pragnie się rozwijać, objęły zarówno zarząd firmy, product managerów oraz projektantów, jak i fabryki, materiały oraz komponenty. Obecnie Tretorn należy do grupy Kering, która skupia m.in. tak prestiżowe marki jak Gucci, Saint Laurent czy Bottega Veneta. Takie towarzystwo zobowiązuje, dlatego Tretorn nie zapomina o modzie oraz nowych trendach i corocznie przygotowuje dwie nowe kolekcje: wiosna-lato i jesień-zima. TRETORN W POLSCE
Choć w naszym kraju jeszcze nie każdy zna tę cenioną na świecie wizytówkę Szwecji, to ostatnio wiele się zmieniło, w dużej mierze dzięki internetowi, w którym produkty marki można kupić bez problemów. Małgorzata Senderecka z łódzkiej firmy Magum, odpowiedzialnej za dystrybucję produktów marki, podkreśla, że obecnie są one dostępne w sklepach obuwniczych w wielu galeriach handlowych, a także 54
55
56
w sklepach myśliwskich, żeglarskich, wędkarskich i outdoorowych: „Zwiększone zainteresowanie ofertą marki Tretorn to m.in. wynik głębokich, przemyślanych zmian w firmie, które doprowadziły do tego, że nie tylko postawiono wysoko poprzeczkę, jeżeli chodzi o jakość produktów, ale również zadbano o pozytywną energię wokół samej marki. W swojej ofercie Tretorn ma teraz produkty dla określonych grup odbiorców, jak np. myśliwi, ale także dla całych rodzin: dzieci, młodzieży, kobiet oraz mężczyzn. I to zarówno w liniach klasycznych, jak i typowo sportowych. Tretorn to obecnie naprawdę uniwersalna modowa marka. Właśnie tym można wyjaśnić jej globalny sukces”.
DLA MYŚLIWYCH
W przygotowanej specjalnie dla łowieckiej braci ofercie Tretorn na każdą porę roku znajdą coś dla siebie zarówno młodsi jak i starsi myśliwi, zwolennicy stonowanej, a także „odważnej” kolorystyki oraz klasycznych i nowoczesnych krojów. W następnym numerze „Gazety Łowieckiej” przedstawimy linię kaloszy myśliwskich Tornevik. Przed kolejnym sezonem łowieckim warto poznać najnowszą propozycję przygotowaną przez ekspertów z Helsingborga. Więcej na www.magum.pl i www.tretorn.pl
57
Na Ĺ‚owy
do Anglii
Tam, gdzie mieszkam, wiosną jeszcze nie można polować na kozła. Co w takiej sytuacji pozostaje spragnionemu łowów myśliwemu? Spakować walizki i pojechać do Anglii TEKST: MATS GYLLSAND ZDJĘCIA: TWEED MEDIA
TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA
M
ój samolot wylądował na londyńskim Heathrow. To jedno z tych miejsc, których należy unikać za wszelką cenę. Jest niezwykle uciążliwe, szczególnie Terminal 3, na którym lądują zazwyczaj pasażerowie ze Skandynawii. Pełno na nim nieprzyjemnych kontroli paszportowych i celników, których życiową misją jest uprzykrzyć pasażerowi życie. W końcu po długim oczekiwaniu przedostałem się przez wszystkie bramki i wsiadłem do samochodu. Zaledwie pół godziny później dojechałem do hotelu. Na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby wyjęto go wprost z serialu „Hotel Zacisze”. Hol pogrążony był w mroku. W recepcji za ladą stała podekscytowana kobieta. Nieco zatroskana spróbowała wyjaśnić mi, dlaczego jest tak ciemno. Najwyraźniej trwały jakieś prace konserwacyjne, ale nie była pewna. Tak czy inaczej, dostałem klucz i korzystając z latarki w telefonie udałem się przez długie korytarze do swojego pokoju, który na angielską modłę cały zatopiony był w wykładzinach. Nawet w łazience można było zapaść się w miękkie podłoże. Trzeba jednak przyznać, że był czysty i ładny, więc przez parę dni mogłem przeżyć te wykładziny. W końcu nie przyjechałem tu dla hotelu, tylko na polowanie...
Z WYPOŻYCZONĄ BRONIĄ
Późnym popołudniem wybrałem się przetestować broń. Ponieważ zdecydowałem się na przyjazd dość późno, nie było mowy o zabraniu własnej. Przewóz broni do Anglii jest zawiłym procesem, który może zabrać nawet kilka miesięcy, dlatego tym razem wypożyczyłem broń od organizatora polowania, Owena Beardsmore'a. Dobrze się mną zaopiekował – dostałem zupełnie nowego Merkela Helixa w kalibrze .308W, z którego to zestawu miałem już okazję wcześniej korzystać, a do tego nowiutką lunetę Leica. Po dwóch szybkich strzałach przekonałem się, że broń działa dobrze, a Owen, że umiem się nią posłużyć. Wróciliśmy do hotelu, żeby się przebrać i ruszyliśmy na pierwsze, wieczorne łowy. Stary, ciasny Defender wiózł nas wyboistymi wiejskimi dróżkami. Dookoła było zielono, a przy drodze było mnóstwo kwitnących kwiatów. Wiosna w pełni. Wspaniale było trafić tu w taką pogodę. Mój podprowadzacz Peter na co dzień pracował w Londynie jako policjant. Bycie podprowadzającym myśliwym było dla niego sposobem na dodatkowy zarobek, jak również dawało możliwość polowania w najciekawszych miejscach. 60
61
62
Zaparkowaliśmy za jednym z licznych kamiennych płotów i wysiedliśmy z samochodu. Kiedy wyciągnęliśmy nasz sprzęt, Peter szepnął: – Najlepiej, jak już teraz załadujesz broń. Zwierzyna może się pojawić w każdej chwili. Czułem się trochę głupio, chodząc z naładowaną bronią, ale zrobiłem, jak kazał.
ruszyliśmy, znów zajął miejsce przy nodze swego pana. Nagle z boku coś zaszeleściło i zobaczyliśmy odbiegającą kozę. Wspięliśmy się na następną ambonę i usadowiliśmy wygodnie. Nie musieliśmy czekać zbyt długo, bo zaledwie kilka minut później pojawił się kozioł. Był 200 m od nas, ale stopniowo się zbliżał. Przyjrzałem mu się przez lunetę, zmierzyłem odległość dalmierzem i kiedy był już na 150 m, przygotowałem się do strzału. Kozioł podszedł jeszcze kawałek. Stał dokładnie zwrócony głową w moim kierunku. Wziąłem go na cel i czekałem. Po chwili obrócił się bokiem do mnie. Ostrożnie nacisnąłem spust. – Dobra robota – powiedział Peter, widząc, że zwierzę padło w ogniu.
PIERWSZY KOZIOŁ
Peter był właścicielem labradora, którego wziął teraz ze sobą. Gdy wchodziliśmy na niewielki pagórek, pies nie odstąpił swojego pana na krok. – Tam dalej jest ścieżka, którą dojdziemy do ambony. Stamtąd będziemy mogli poobserwować trochę teren – powiedział cicho podprowadzacz. Na górze wysilaliśmy wszystkie zmysły, ale obserwację utrudniał nam silny wiatr. Usłyszenie stamtąd czegokolwiek było zupełnie niemożliwe. Nie minęło wiele czasu, jak od tyłu podszedł do nas pierwszy kozioł. Był jeszcze mały, a jego poroże ledwo widoczne, więc pozwoliliśmy mu przejść spokojnie. Godzinę później nadal nic się nie pojawiło, więc zdecydowaliśmy się przenieść na inną ambonę. Przez cały ten czas pies grzecznie siedział na dole, a kiedy
POLOWANIE NA MEDAL
Już miałem zejść na dół, żeby zająć się zdobyczą, gdy podprowadzacz mnie powstrzymał, mówiąc, że może przyjść więcej kozłów. Pół godziny później okazało się, że miał rację. Z lasu naprzeciwko wyszedł piękny medalowy kozioł. Zatrzymał się 75 m od nas i wietrzył. My mieliśmy wiatr w twarz, więc nie było szans, żeby nas wyczuł. Mimo to wydawało się, że coś go powstrzymuje. W końcu podszedł trochę bli63
żej i zatrzymał się na polance na żer. Kilka minut później dostałem idealną szansę. Strzeliłem. Do samochodu wróciliśmy, ciągnąc ze sobą dwa kozły. Gdy już byliśmy przy łące, na której zaparkowaliśmy, Peter zatrzymał się i szepnął: – Spójrz, tam jest jeszcze jeden. 200 m od samochodu stał kolejny piękny samiec. Był największy z nich wszystkich. Zostawiliśmy nasze zdobycze i spróbowaliśmy podejść bliżej. 175 m od kozła Peter ustawił pastorał, a ja złożyłem się
do strzału i wycelowałem. Pastorał był bardzo stabilny, więc tym pewniej się czułem. Kozioł zaznaczył strzał, po czym padł. Tak oto pierwszego wieczoru na angielskiej ziemi, zaledwie 30 minut od liczącego miliony mieszkańców Londynu, pozyskałem trzy kozły. Później tego samego wieczoru było spotkanie myśliwych w miejscowym pubie, na które poszliśmy i my. Gdy wróciłem do hotelu, była już pierwsza, a budzik miał zadzwonić za 3 godziny... 64
65
dowanie za mało. Musiałem jednak odłożyć te plany, gdyż organizatorzy zarezerwowali wizytę na torze strzeleckim w Bisley. Miejsce to jest kolebką strzelectwa w Anglii, położonym urokliwie na obrzeżach Londynu. Na torze miałem okazję przetestować nową amunicję Hornady, a nawet spotkać właściciela firmy, Jasona Hornady'ego, który następnego dnia miał towarzyszyć nam w polowaniu.
BAŚNIOWO I… BEZOWOCNIE
Rano po szybkiej kawie ruszyliśmy w łowisko, znajdujące się zaledwie parę minut jazdy od hotelu. Dzień był piękny, ale tym razem bezwietrzny. Razem z nowym podprowadzaczem udaliśmy się do położonej w środku lasu ambony. Polana wokół niej wprost roiła się od przepięknych niebieskich dzwonków, które w połączeniu z majestatycznymi bukami tworzyły atmosferę baśniowości. Po prawie dwóch godzinach bezowocnej zasiadki zdecydowaliśmy się przejść. Wyszliśmy z lasu i poszliśmy brzegiem pola kwitnącego rzepaku. Po krótkiej chwili usłyszeliśmy osobliwy dźwięk, przypominający szczekanie psa. Gdzieś przed nami znajdował się mundżak. W ostatnich latach zwierzę to stało się najliczniejszym jeleniowatym w Anglii. Spróbowaliśmy je przywabić, jednak wiejący lekko wiatr zmienił kierunek i szczek zaczął się oddalać. Do dziewiątej nic więcej nie wypatrzyliśmy. Wróciliśmy do hotelu, gdzie czekało na nas tradycyjne śniadanie złożone z kiełbasy, jaj, pomidorów, pieczarek, bekonu i tostów z marmoladą. Po 5 godzinach w lesie było to prawdziwe niebo w gębie. Najedzony postanowiłem wrócić jeszcze do łóżka – 3 godziny snu to zdecy-
WYMARZONE ŁOWISKO
O 5 po południu byliśmy z powrotem w hotelu, jedząc obiad i omawiając wieczorne łowy. Dzierżawione przez Owena łowisko ma ponad 6 tys. ha i jest terenem komercyjnym. Według Owena strzela się tam ok. 100 kozłów sarny rocznie. To musi być świetna sprawa. W Szwecji odstrzał kozłów wynosi 1 na 100 ha w liczniejszych łowiskach. Tego wieczoru przekonałem się, że silna presja łowiecka nie zmniejszyła tutejszej populacji saren. Na zupełnie nowym terenie, z kolejnym podprowadzaczem, widziałem w sumie 13 kozłów, a jednego strzeliłem. To było dla mnie niesamowite doświadczenie, a mówi to człowiek, który mieszka w pełnym lasów Värmlandzie. Wieczorem, policzyliśmy, że w 8 myśliwych, w 3 miejscach strzeliliśmy 66
67
16 kozłów i 1 mundżaka. Ze smutkiem zdaliśmy sobie sprawę, że pozostał nam jeszcze tylko jeden poranek, a potem nasze drogi się rozejdą. IDEALNE ZAKOŃCZENIE
Kiedy o 4 nad ranem zadzwonił budzik, znowu po 3 godzinach snu, pomyślałem, że jednak dobrze, że to ostatni dzień. Nie jestem pewien, czy dałbym radę dłużej wytrzymać taką małą ilość snu. Parę godzin później cieszyłem się, że jednak nie dałem za wygraną. Miałem na koncie swojego piątego kozła, i to medalowego. Poszliśmy wzdłuż pola, wspięliśmy się na ambonę i obserwowaliśmy teren. 400 m od nas wypatrzyliśmy rudel kóz, pilnowane przez dwa kozły. Oczywiście były za daleko na strzał, wiec spróbowaliśmy je przywabić. Niestety, nie udało się, ale w zamian inny kozioł podszedł dokładnie za ambonę, w której siedzieliśmy. Był to piękny szóstak, którego strzeliłem z 25 m. To było idealne zakończenie udanego wyjazdu. Jeśli w przyszłym roku znów da mi się we znaki przerwa w polowaniu, z pewnością tu przyjadę. Ewentualnie parę miesięcy wcześniej, kiedy zieleń nie jest jeszcze tak intensywna, bo łatwiej jest wtedy wypatrzyć mundżaka. 68
69
Gończy słowacki
UNIWERSALNY ŻOŁNIERZ To jedna z najbardziej uniwersalnych ras psów – gończy słowacki, znany też jako słowacki kopov. W dosłownym tłumaczeniu kopov znaczy czuwacz, czyli pies niezwykle czujny… TEKST: JAROSŁAW PEŁKA
WWW.CHARYZMAT.PL
73
H
istoria rasy sięga XVII wieku, choć niektóre źródła mówią o wieku XIV. Nakaz hodowli w czystości rasy datuje się jednak na lata 30. i 40. XX wieku. O tym każdy może przeczytać w internecie, warto jednak dowiedzieć się czegoś więcej z pierwszej ręki. Wiele lat temu na Słowacji przy kuflach dobrego, chmielowego trunku rozmawiałem z myśliwym, który całe życie polował z tymi psami. Z kilkugodzinnej gawędy o psach i łowach w górach zapamiętałem pewną legendę...
ku końcowi, stała się rzecz straszna. W jednej z górskich dolin psy napotkały wilki. Rozpoczął się wyścig o życie. W rozpaczliwej ucieczce schroniły się w ogromnej jaskini, do której prowadziło bardzo wąskie przejście, przez które wilki nie mogły się przecisnąć i ich schwytać. Zagoniona i zmęczona para wspięła się na najwyższe miejsce w jaskini i zapadła w sen. Kiedy następnego dnia zwierzęta się obudziły, wyjście było zasypane śniegiem i lodem przez lawinę, którą sprowadziły rozwścieczone wilki. Psy zostały w jaskini aż do wiosny, kiedy to woda z roztopionego śniegu uwolniła je z kamiennego więzienia. Przeżyły dzięki nietoperzom, których ogromna liczba zimowała w pieczarze i wiele z nich spadało na ziemię, nie wytrzymując mrozu. Suka wróciła do stęsknionego anioła, a i diabeł ucieszył się na widok swojego pupila. Po jakimś czasie okazało się, że suka spodziewa się szczeniaków. Anioł rozgniewał się strasznie i wygnał ją na ziemię. Przygarnął ją stary góral i pozwolił wychować szczeniaki. I tak oto powstała rasa, która jest połączeniem anielskiej urody i diabelskiego charakteru. Tyle legenda. O tym, że mówi ona wiele o charakterze gończego sło-
NIEZIEMSKA MIESZANKA
Kiedyś na polowaniu spotkali się anioł i diabeł. Obaj mieli psy myśliwskie. Suka anioła była czerwona jak ciepły płomień w kominku, rosła, na smukłych łapach, o kształtnej piersi niczym gołębica i długich, zwisających uszach, które jak warkocze dziewicy nadawały jej anielskiego uroku. Pies diabła zaś był nieduży, o twardej, szczotkowatej sierści, czarnej niczym skrzydło kruka na śniegu. W jego oczach migotały wściekłe diabelskie ogniki, a mocne i krótkie łapy działały jak sprężyny. Dzięki psom, które doskonale ze sobą współpracowały, polowanie udało się świetnie i pokot był obfity. Kiedy łowy miały się 74
75
wackiego, szybko się przekonałem, ponieważ na pożegnanie otrzymałem w prezencie suczkę kopova...
Doskonale pływała bez względu na temperaturę wody, aportowała wszystko, co mogła tylko unieść w kufie i głosiła w zupełnie inny sposób każdego zwierza. Inaczej zająca, sarnę, a jeszcze inaczej czarnego zwierza. Była bardzo łagodna dla ludzi, a bezwzględna dla zwierzyny. Jedna z sytuacji, która utkwiła mi bardzo w pamięci to pogoń Hery (tak miała na imię) za
GOŃCZY W AKCJI
Suka rosła szybko i kiedy liczyła 8 miesięcy, z powodzeniem brała już udział w polowaniach zbiorowych. Miała bardzo mocną budowę, choć wielkością tylko trochę przewyższała wyrośniętego jamnika.
76
lisem. Uczestniczyłem wtedy w polowaniach jako naganiacz z moją ulubienicą. W jednym z kolejnych miotów zauważyłem jak wyciągnięta niczym strzała z tatarskiego łuku przeraźliwie, piskliwie ujadając, pędzi rudego przecherę wprost na linię myśliwych. Za chwilę zwierzęta z rozpędem wpadły w gęste świerki, za którymi ustawieni byli strzelcy.
Padł jeden strzał, po którym rozległ się straszliwy skowyt rannego psa. Serce podeszło mi do gardła – ktoś trafił moją Herę, przemknęło mi przez myśl. Dwieście metrów, które dzieliło mnie od świerków przebyłem na pewno bijąc swoją życiówkę. Drapiąc ręce i twarz przedzierałem się przez gęsty podszyt, kierując się wciąż niesłabnącym skowytem.
77
78
Kiedy dobiegłem zziajany na miejsce, moim oczom ukazał się taki obrazek. Suka trzymała ogromnego martwego lisa za gardło, a ten w ostatnim ekwilibrystycznym skręcie wbił ostre kęsy w jej kufę, przebijając fafle. Odetchnąłem z ogromną ulgą i przy pomocy kordelasa uwolniłem sukę. Rany długo ropiały i nie chciały się goić, ale od tamtej pory wszystko, co tylko przypominało lisa, było wrogiem numer jeden dla mojej czworonożnej przyjaciółki.
dowy. Unikajmy psów ogromnych w stosunku do wzorca rasy! Charakter gończego słowackiego nie zawsze jest taki, jak można wywnioskować z internetowych opisów. Najłatwiej można go sprecyzować jako skrzyżowanie cech wyżła i teriera. Dla ludzi bardzo łagodny, wręcz uległy, często bardzo przywiązany do jednego właściciela. Dla zwierza uparty niczym jagdterier, wytrwały w gonie, ale przy tym bardzo inteligentny. Nie idzie niepotrzebnie niczym kamikadze, jest myślący i rozważny. Oczywiście dla ludzi, którzy psa mają po raz pierwszy, może stanowić wyzwanie pod kątem ułożenia, ale jest to wynikiem jego przebiegłości, a wręcz cwaniactwa niż złej woli. Do jego ogromnych zalet należy doskonała, wrodzona orientacja w terenie, bliski zasięg działania (pies poluje w obrębie kilkuset metrów wokół myśliwego), bardzo głośny i wytrwały gon, zupełnie różny na tropie i na oko, odmienny dla jelenia, sarny czy dzika. Kopovy doskonale pływają i aportują wcale nie gorzej od labradorów. Nie są wymagające żywieniowo, doskonale znoszą trudne warunki klimatyczne, mam na myśli tak wysoką, jak i niską temperaturę.
JAKI JEST KOPOV?
Współcześnie występujące w Polsce kopovy to psy średniej wielkości, raczej mocnej, żylastej budowy, na dość smukłych łapach. Ogon gruby, od spodu podpalony na czerwono, podobnie jak łapy i kufa. Większość sierści kruczoczarna, włos raczej twardy i gęsty, przylegający do skóry. Szczęki bardzo mocne, uzębienie, szczególnie u psów, bardzo silne. Obecnie kopovy są zdecydowanie większe niż te, które spotykałem 20 lat temu. Nie wiem, czy jest to kwestia domieszki krwi np. gończego Polskiego, czy może selekcji pod kątem wystaw, ale jestem zdania, że ze względów użytkowych powinniśmy wybierać psy niskie, co wcale nie znaczy, że cherlawe i słabej bu79
mi, że cała jej torba podróżna wraz z ulubionymi sukienkami przesiąknięta była jakąś przeraźliwie cuchnącą cieczą… Cóż, kopov jest bardzo terytorialny i Dżeki zaanektowała na swój sposób sakwojaż ciotki. Było mi okropnie głupio, wyjaśniłem więc, co się stało. Okazała się uroczą osobą i wybaczyła mi.
MÓJ TEREN, MOJE ZASADY
Można zapytać czy mają wady? Oczywiście, że tak. Psy są w większości przypadków hodowane w kojcach, więc nie do końca są nauczone czystości (choć nie jest to zasada), swoimi odchodami potrafią zaznaczyć najbardziej dla nas zaskakujące miejsca. Wszystko, co nowe w zasięgu kopova, będzie zaznaczone. Kiedyś odwiedziła mnie niezbyt lubiana przeze mnie ciotka. Kiedy wylewnie się ze mną żegnała, nagle uświadomiła sobie, że zapomniała swojego ulubionego kapelusza. Zostawiła torbę podróżną na kostce przed domem i ruszyła na poszukiwanie. Ochoczo jej wszyscy pomagaliśmy, trwało to około 10 minut. Kiedy wróciliśmy na podwórko, mój kopov Dżeki nadal drzemał w cieniu jabłoni. Ciotka zabrała przepastną torbę i wsiadła do taksówki. Po miesiącu próbowałem się dodzwonić, aby kurtuazyjnie złożyć życzenia z okazji imienin, ale ciotuchna skutecznie nie odbierała telefonów. Zaniepokoiłem się nie na żarty i po kilku dniach pojechałem zobaczyć, jaki to afront uczyniłem podczas gościny. Krewna przyjęła mnie bardzo chłodno i dopiero po godzinie próśb ze łzami w oczach opowiedziała
Na tym świecie nie ma ani ludzi, ani zwierząt, ani też rzeczy doskonałych. To my musimy sprecyzować swoje oczekiwania wobec psa, jakiego chcemy posiadać i na tej podstawie wybrać rasę. Jeżeli jednak ktoś chce po prostu psa myśliwskiego bez jakiejś wąskiej specjalizacji – gończy słowacki będzie na pewno dobrym wyborem.
80
81
Mannlicher
AUSTRIACKA LEGENDA M1895
M95M
M1924
Jest rok 1887. Do budynku Herrenhausu (odpowiednika Rady Państwa) cesarstwa Austro-Węgier w Wiedniu wchodzi Ferdynand Mannlicher. Chwilę później zostaje przez przewodniczącego tej instytucji odznaczony orderem Żelaznej Korony III klasy. Jest u szczytu sławy… TEKST: DOBIESŁAW WIELIŃSKI ZDJĘCIA: MAT. PRASOWE
D
wa lata później Mannlicher staje się członkiem Rady, a w 1892 r. uzyskuje szlachecki tytuł rycerza. Zaszczyty sypią się zewsząd. Rząd francuski przyznaje mu order Legii Honorowej. W 1900 r., podczas słynnej wystawy światowej w Paryżu, otrzymuje pierwszą nagrodę. I nie ma się czemu dziwić. To przecież twórca najnowocześniejszej broni tamtych czasów – karabinu powtarzalnego.
emeryturę. Wtedy kontaktuje się z nim Josef Werndl, który zachęca go do opracowania magazynka do karabinu. Wie, że Mannlicher interesuje się rozwiązaniami konstrukcyjnymi ładowanego od tyłu karabinu powtarzalnego. W 1878 r. Werndl proponuje Mannlicherowi pracę w swojej fabryce karabinów Österreichische Waffenfabriksgesellschaft (ÖEWG), która mieści się w Steyr. Mannlicher waha się przed ostatecznym opuszczeniem bezpiecznej pracy. Stara się łączyć pracę na obu posadach.
UTALENTOWANY KONSTRUKTOR
Ferdynand Mannlicher, syn pochodzącego z Czech urzędnika wojskowego, przychodzi na świat 30 stycznia 1848 r. w Niemczech, w Moguncji. W 1857 r. młody Mannlicher udaje się do Wiednia, gdzie studiuje budowę maszyn. W 1869 r. zostaje zatrudniony w państwowej spółce kolejowej k. u. k Südbahngesellschaft. Jednak po krótkim czasie przenosi się do prywatnej spółki kolejowej – k. u. k. Kaiser-Ferdinand-Nordbahngesellschaft, gdzie zostaje zatrudniony w dziale konstrukcyjnym i zajmuje stanowisko głównego inżyniera. Dla naprawdę utalentowanego konstruktora to raczej nudna praca, dlatego Ferdynand zastanawia się nad przejściem na wcześniejszą
AMERYKAŃSKIE INSPIRACJE
Podczas wizyty w USA w 1876 r. z okazji Centenial Expo Ferdynand ma przez kilka dni możliwość studiowania planów i modeli broni w Urzędzie Patentowym w Filadelfii. Zapoznaje się też z kilkoma typami karabinów, nowocześniejszych niż używane przez armię Austro-Węgier karabiny Werndl M1867. Pobyt w USA staje się dla niego cenną inspiracją. W 1879 r. powstaje pierwszy karabin Mannlichera, ale jego konstrukcja nie wzbudza większego zainteresowania. Pomimo początkowych niepowodzeń Ferdynand nie poddaje się i w następnych latach powstają kolejne modele 84
(M1881, M1882, M1884), które różnią się głównie konstrukcją magazynka. Jeszcze w tym samym roku Mannlicher przedstawia komisji technicznej administracji wojskowej Austro-Węgier nowy produkt. Batalion strzelców polowych otrzymuje nowy karabin powtarzalny M86 kalibru 11 mm. Po uwagach wojskowych zostaje on pomniejszony do modelu M88 kaliber 8 mm. Prawdziwym przełomem okazuje się karabin M1885, przyjęty do uzbrojenia armii austro-węgierskiej. W następnych latach jest on sukcesywnie modernizowany. A po wynalezieniu naboi na proch bezdymny armia Austro-Węgier zostaje wyposażona w model M90. Ostatecznie w 1886 r. Mannlicher dołącza do Werndla...
SUKCES W CIENIU ŚMIERCI
Powtarzalne karabiny Mannlichera zastępują karabiny Werndla (ostatnia aktualizacja – M1895). Zamówienie, jakie spływa do Werndla, opiewa na 5 tys. karabinów. Ale to początek. Cesarz Franciszek Józef składa dalsze zamówienia. Werndl kupuje 800 nowych maszyn, a zatrudnienie wzrasta do 9 tys. osób. W efekcie tygodniowo powstaje 8 tys. karabinów. Od 1889 r. zatrudnienie wzrasta do 10 tys. osób, a każdego tygodnia z fabryki wyjeżdża 13 tys. karabinów. W wyniku stresu i nieustannej gonitwy Werndl umiera w 1889 r. W następnych latach inżynier Ferdynand Mannlicher rozwija i doskonali liczne karabiny, pistolety i wzory magazynków. W 1890 r. 85
kiej, są tak popularne, że wielu oficerów kupuje je prywatnie. Broń ta „przyjmuje się” w wielu armiach: od Argentyny do Republiki Południowej Afryki. Armia niemiecka używa Mannlichera M88. Używany jest on także w armiach Włoch, Rumunii, Portugalii, Szwajcarii, Bułgarii, Holandii i Francji (jako karabinek Berthier). Dalsze zmiany konstrukcyjne przeprowadzane są w nowych fabrykach broni w Steyr i w Budapeszcie.
powstaje karabin M1890, pierwszy karabin Mannlichera przystosowany do amunicji na proch bezdymny. Szybko zostaje zastąpiony przez M1895, który staje się podstawowym karabinem armii Austro-Węgier w czasie I wojny światowej...
OBROTOWY MAGAZYNEK
W 1890 r. Ferdynand wspólnie z Otto Schönauerem (również konstruktorem broni i dyrektorem firmy po śmierci Jozefa Werndla) konstruuje obrotowy magazynek zastosowany później w kilku wzorach karabinów. Schönauer pracował nad tą
NA CAŁYM GLOBIE
Jednocześnie z pracami nad karabinami powtarzalnymi Mannlicher pracuje nad konstrukcjami samopowtarzalnymi. Efektem tych prac jest prototypowy karabin z 1885 r. i kilka typów pistoletów samopowtarzalnych, z których najbardziej rozpowszechniony był M1890. Pierwszy projekt półautomatycznego karabinu pojawia się w 1885 r., a pistolet automatyczny osiąga wielki sukces i do dziś jest najbardziej znaną bronią spod znaku Mannlichera. Choć pistolety te nie trafiają do armii austriac86
ideą od 1885 r. Wraz z nim Mannlicher dopracowuje udany system rotacyjny dla karabinów, który zostaje opatentowany w 1900 r. i odtąd staje się znany jako system Mannlicher/ Schönauer. Modele tej broni myśliwskiej z powodzeniem produkowane są aż do roku 1972!
oraz dużą szybkostrzelność bez zacinania. Broń produkowana jest wedle wyśrubowanych standardów, co podwyższa koszty, ale również podnosi jej jakość i wytrzymałość. Karabinek wzór 1903 ma lekki odrzut, system celowniczy podobny do Mannlichera wzór 1895 oraz teoretyczny zasięg do 2 tys. m, co przynosi mu szerokie uznanie... Ferdynand Mannlicher, prawdopodobnie najbardziej zdolny konstruktor broni wszechczasów, umiera nagle 20 stycznia 1904 r. w wieku 55 lat w Wiedniu. Biznes, jak to biznes, kręci się dalej…
POŻEGNANIE Z GENIUSZEM
Oryginalny projekt, prezentowany na wystawie światowej jako „wzór 1900”, pozwala na dostosowanie go do potrzeb militarnych lub sportowych w zależności od zapotrzebowania na rynku. Ta ostatnia opcja okazuje się jednak niewypałem – tylko londyński koncern sportowy William Evans kupuje niewielką partię. Spośród wojskowych zainteresowanie wyraża jedynie armia Grecji. Grecy żądają dwóch wersji – karabinu mierzącego 1230 mm dla piechoty oraz karabinka 950 mm do użytku dla kawalerii. Oba projekty zostają oznaczone sygnaturą „wzór 1903”. Ich waga wynosi około 3,75 kg, a magazynek mieści 5 nabojów kalibru 6,5 mm. Nabój ma cechy amunicji myśliwskiej i mimo zaokrąglonego czubka osiąga dobre rezultaty balistyczne. Magazynek w układzie kulistym zapewnia gładkie i niezawodne ładowanie
RAZ NA WOZIE, RAZ POD WOZEM
Przed I wojną światową fabryka broni w Steyr jest jedną z największych i najbardziej wydajnych fabryk, a zarazem najbardziej innowacyjnych na świecie pod względem rozwoju produktu i produkcji broni strzeleckiej. W latach 1912–1914 w Steyr powstaje nowy zakład, odpowiadający pod względem wyposażenia wszystkim wymogom bezpieczeństwa. Na początku I wojny światowej dzienna wielkość produkcji wynosi 4 tys. sztuk, a liczba pracowników przekracza 15 tys. Ponadto produkowane są w niej także rowery dla wojska i silniki lotnicze. 87
Clarka. Następuje renesans słynnego modelu Mannlicher-Schönauer. W latach 60. strzelby, teraz o nazwie Steyr Mannlicher, dostają nowe i innowacyjne detale konstrukcyjne, takie jak syntetyczny magazynek obrotowy. Dzięki niezwykłej precyzji i niezawodności karabinu, szybko staje się on ważnym graczem na rynku. Pod koniec 1969 r. pojawiają się nowe modele adresowane do myśliwych.
Na mocy traktatu z St. Germain po zakończeniu I wojny światowej produkcja broni palnej w Steyr zostaje zakazana, a w 1918 r. fabryka staje w obliczu upadłości spółki. W tej sytuacji zarząd podejmuje decyzję o przystosowaniu maszyn do produkcji samochodów. Pomyśleć, że w latach 1867–1922 fabryka w Steyr wyprodukowała ponad 6 mln karabinów...
POLSKI AKCENT
Warto wiedzieć, że karabin konstrukcji Ferdynanda Mannlichera był podstawową bronią strzelecką w Legionach Polskich. We wspomnieniach nietrudno natknąć się na zapiski dotyczące mannlicherów, które spośród wszystkich rodzajów karabinów, pozostających na wyposażeniu żołnierzy polskich, były najściślej związane z legendą Legionów. Jak wynika z tych relacji, wojskowi używający mannlicherów po dłuższej walce miewali bolesne odciski na dłoniach, zacięte zamki karabinów musieli „otwierać” częstokroć uderzeniami saperki, bowiem odryglowanie ich wymagało sporej siły fizycznej, a sama broń podatna była na zakleszczenia. Szczególnie gdy w realiach frontowych w mecha-
BROŃ DLA MYŚLIWYCH
Kiedy ograniczenia zostają „poluzowane”, produkcja broni palnej jest reaktywowana we współpracy ze szwajcarskim producentem broni Solothurn AG. Jednak po zakończeniu II wojny światowej produkcja broni palnej ponownie zostaje zakazana. W 1950 r. produkcja karabinów myśliwskich zostaje wznowiona dzięki decyzji wydanej przez Wysokiego Komisarza USA – generała Marka 88
nizm zamka lub do komory nabojowej dostawał się piasek.
stosowaną do bezołowiowej amunicji myśliwskiej i elektroniczną automatykę sterującą systemem powrotnym. Dziś Mannlicher to legenda warta swojej ceny, po którą sięgają kolejne pokolenia myśliwych i strzelców.
TRADYCJA I NOWOCZESNOŚĆ
W 2014 r. Steyr-Mannlicher świętował 150-lecie swego istnienia. Zaprezentowano wtedy broń przy-
89
Po mistrzowsku
w Gołąbkach
Przy pięknej pogodzie i we wspaniałej atmosferze upłynęły XV Mistrzostwa PZŁ w Strzelaniach Myśliwskich w Klasie Mistrzowskiej, zorganizowane w dniach 13-14 czerwca na strzelnicy w Gołąbkach k. Pasłęka. 163 zawodników, nowy rekord Polski i świetna organizacja sprawiły, że impreza była bardzo udana TEKST: MARCIN RESZKA ZDJĘCIA: KAMIL WIŚNIEWSKI
S
ygnał „Powitanie” w wykonaniu Zespołu Muzyki Myśliwskiej „Hubertus” z KŁ „Cyranka” w Sztumie rozpoczął uroczystość otwarcia Strzelań. Jako pierwszy głos zabrał łowczy okręgowy Wieńczysław Tylkowski, a następnie wicełowczy krajowy, profesor Zygmunt Jasiński, dokonał oficjalnego otwarcia Mistrzostw. Sędzią głównym zawodów był Wojciech Kraiński. Wśród 163 startujących zawodników były również dwie Diany: Grażyna Ambroziak oraz Beata Sala, obie z Warszawy. EMOCJI NIE ZABRAKŁO…
Zarówno wśród zawodników, jak i publiczności, naprawdę wielkie emocje wzbudził baraż o „najlepszy śrut” rozegrany pomiędzy dwoma zawodnikami: Tomaszem Prillem z Elbląga a Zbyszkiem Montowskim z Bydgoszczy. Zwycięzcą po kliku seriach okazał się Zbyszko Montowski, który zajął również drugie miejsce w klasyfikacji indywidualnej. Liczne stoiska sponsorów, takich jak FAM-Pionki, Delta Optical, krakowski sklep Knieja i wielu innych, przyciągały zarówno zawodników, jak i widzów. Ciekawą propozycją fabryki amunicji z Pionek było ustawione dzięki uprzejmości 92
93
organizatorów stanowisko, gdzie każdy mógł sprawdzić na tarczy pokrycie amunicji. Kamil Wiśniewski z Fam-Pionki po zawodach mówił: – Zachęcaliśmy, aby zawodnicy porównali amunicję, którą zabrali ze sobą na zawody z naszymi pozycjami. Przygotowaliśmy każdy typ amunicji, jaki posiadamy w swojej ofercie, m.in.: Master 5%, Skeet Disperser, Trening 21 Trap, Trening 21 Skeet czy linię High Speed. Byliśmy pozytywnie zaskoczeni liczbą osób, które chciały z nich skorzystać. Myślę, iż tym ruchem pokazaliśmy, że jesteśmy pewni jakości amunicji FAM-Pionki. Tym bardziej cieszą nas wnioski wielu strzelców, że nasza amunicja w tych badaniach wypadała najlepiej. Każdy mógł się o tym przekonać osobiście. Będziemy powtarzać takie akcje na kolejnych zawodach rangi mistrzowskiej.
Klasyfikacja indywidualna Tomasz Prill z Elbląga – 493 pkt. Zbyszko Montowski z Bydgoszczy – 482 pkt. Paweł Marcin Oleksik z Radomia – 482 pkt. Kamil Jamróz z Kielc – 482 pkt. Paweł Andrzejczyk z Koszalina – 480 pkt. Klasyfikacja drużynowa Radom – 1406 pkt. Poznań – 1403 pkt. Tarnobrzeg – 1401 pkt. Elbląg – 1395 pkt. Bydgoszcz – 1393 pkt. Szczegółową relację fotograficzną i pełne zestawienia startujących znajdziecie na stronie Zarządu Okręgowego PZŁ w Elblągu:
94
95
W Lanckoronie
WEEKEND Z KULTURĄ ŁOWIECKĄ
Śpiewał o niej Marek Grechuta, a Juliusz Machulski kręcił tu swój film „Szwadron”. Niespełna 40 km od Krakowa leży Lanckorona – niezwykła miejscowość, do której miłośników kultury łowieckiej przyciągnęły niecodzienne wydarzenia… TEKST: MARCIN RESZKA ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA
W
dniach 12-14 maja odbyły się tu XI Lanckorońskie Spotkania z Kulturą Łowiecką, IX Krajowy Zjazd Delegatów Klubu Kolekcjonera i Kultury Łowieckiej PZŁ oraz III Galicyjska Giełda Kolekcjonerska. Tym wydarzeniom towarzyszyła zorganizowana w Pałacu Habsburgów w Żywcu unikatowa nie tylko w skali krajowej wystawa „Myśliwska Galicja – wczoraj i dziś”, której patronuje Sekretarz Stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzic-
twa Narodowego, Piotr Żuchowski. Do Lanckorony przybyli więc kolekcjonerzy, w tym filateliści i faleryści, a także sympatycy pieśni myśliwskiej… Już w piątkowy wieczór można było posłuchać znanego nie tylko w Galicji zespołu Kwiczoły, a następnie dowiedzieć się, co wspólnego ma myślistwo z filatelistyką… POLOWANIE NA ZNAKI POCZTOWE
Pod tym właśnie tytułem wciągający wykład wygłosił gość piątkowego
98
wieczoru, Krzysztof Mielnikiewicz, który w intrygujący sposób zwrócił zebranym uwagę, że „kolekcjonowanie to swoiste polowanie, polegające na tropieniu, podchodzie, ocenie jakości (selekcji), podjęcia decyzji o pozyskaniu (strzał), szczegółowej ocenie jakości trofeum, preparacji i ekspozycji”. Co warto podkreślić, zdaniem prelegenta, imponujące kolekcje członków Klubu Kolekcjonera i Kultury Łowieckiej PZŁ powstają z… miłości do łowiectwa,
a nie z chęci zysku. I trudno byłoby się z tym sprzeczać, słuchając pełnych pasji kolekcjonerskich dyskusji podczas piątkowej i sobotniej biesiady myśliwskiej. WAŻNE DECYZJE, PODNIOSŁE CHWILE
W sobotę 13 czerwca odbył się IX Krajowy Zjazd Delegatów Klubu Kolekcjonera i Kultury Łowieckiej PZŁ. Podjętym na nim istotnym dla Klubu decyzjom, m.in. ponownemu
99
wyborowi Marka Stańczykowskiego na Prezesa KKiKŁ, towarzyszyło uhonorowanie Klubu Kolekcjonera i Kultury Łowieckiej PZŁ najważniejszym odznaczeniem łowieckim – Złomem, który został przypięty do sztandaru Klubu. W PAŁACU HABSBURGÓW
Jeżeli tego lata ktoś wybiera się w okolice Żywca, nie może przegapić wystawy „Myśliwska Galicja – wczoraj i dziś”, która w Muzeum Miejskim w żywieckim Pałacu Habsburgów została oficjalnie otwarta pod koniec czerwca i gościć tam będzie aż do września. Zorganizował ją Galicyjski Oddział Klubu Kolekcjonera i Kultury Łowieckiej PZŁ. Uczestnicy spotkania w Lanckoronie mieli okazję podziwiać ją już w sobotnie popołudnie 13 czerwca. Kolekcjonerzy podziwiali eksponaty, poddając je fachowej ocenie, w której brzmiały lekkie nuty „branżowej zazdrości”. Trudno się jednak dziwić, widząc zgromadzone „skarby”, pochodzące ze zbiorów takich prawdziwych pasjonatów kultury łowieckiej jak Bogdan Kowalcze, Marek Piotr Krzemień, Leszek Szewczyk i Zbigniew Korzeniowski. 100
101
102
103
104
KUPIĘ, SPRZEDAM, WYMIENIĘ…
W niedzielny poranek, w trakcie III Galicyjskiej Giełdy Kolekcjonerskiej, na lanckorońskim rynku doszło do niejednej transakcji, a podekscytowani kolekcjonerzy z wypiekami na twarzy nie kryli swoich emocji, targując się o cenę wypatrzonych przez siebie „trofeów”. Niejeden z nich wyjeżdżał z Lanckorony, niczym z prawdziwego polowania. Oczywiście, nie obyło się bez długich pożegnań, bo jedną z wielu wartości tych spotkań jest okazja do rozmowy i podtrzymania kolekcjonerskiej przyjaźni.
105
GAZETA ŁOWIECKA POLECA
LED LENSER H6
Cena: 199 zł
Cena: 209 zł
www.sklep.togo.com.pl
WABIK WEISSKIRCHEN NA SARNY
SPODNIE HÄRKILA STEALTH SHORT KURTKA HÄRKILA STEALTH SHORT
Cena: 2199 zł
Cena: 1599 zł
www.dolasu.pl
106
AMUNICJA SPORTOWA FAM-PIONKI MASTER
www.fam-pionki.pl KURTKA POLAROWA JAHTI JAKT PRIMOS USTNY EGZAMIN ŁOWIECKI ZDAJ BEZ STRESU!
Cena: 189 zł
Cena: 29 zł
www.dolasu.pl
107
FELIETON
SŁAWOMIRA PAWLIKOWSKIEGO
ŁOWIECKI STRÓJ ORGANIZACYJNY Od dłuższego czasu, bywając na różnego rodzaju uroczystościach myśliwskich, przypatruję się ze szczególną uwagą Kolegom i Koleżankom z naszego zaszczytnego Związku, a dokładnie strojom, jakie ubierają na te okazje…
W
pewnym momencie zacząłem sobie zadawać pytanie: po co została wprowadzona uchwała Naczelnej Rady Łowieckiej nr 60/2008 z dnia 16 grudnia 2008 roku w sprawie „Stroju organizacyjnego wraz z dystynkcjami”? SPECJALNY ZAPIS
Naczelna Rada Łowiecka wprowadziła w uchwale zapis następującej treści: „Strój organizacyjny członka
PZŁ składa się z marynarki, letniej koszuli i spodni (dla pań spódniczki) koloru zielonego oraz płaszcza jesienno-zimowego, uszytych wg wzoru zatwierdzonego przez NRŁ”. Na dodatek sprecyzowano również kolejne elementy stroju organizacyjnego, cytuję: „Do stroju obowiązuje biała koszula, zielony gładki krawat, na którym ewentualnie może być umieszczone logo PZŁ, czarne buty, czarny pasek oraz czarne lub ciemno-
zielone skarpetki”. Nie bolo, spinka czy inna ozdoba, tylko zielony gładki krawat. Tymczasem, obserwując Kolegów i Koleżanki, widzę jak ten przepis jest często łamany. Panuje swoista rewia mody – jedni noszą bolo proste, inni (zamożniejsi) swoiste dzieła sztuki. Nic nie mówię, jeśli takie faux pas popełniają młodzi, niedoświadczeni i niemający ogłady myśliwskiej fryce. Jeśli jednak widzę Kolegów, którzy legitymują się przynależnością do Klubu Kolekcjonera i KULTURY ŁOWIECKIEJ… to już jest źle. Bo kto jak kto, ale to oni powinni szczególnie przestrzegać kultury i poszanowania naszego stroju organizacyjnego. Mówiąc o poszczególnych elementach stroju, nie sposób nie wspomnieć tutaj o sznurze. Uchwała mówi tak: „Do stroju przynależy zielony sznur, zakończony ozdobną metalową kocówką z oznakami PZŁ (wg wzoru zatwierdzonego przez NRŁ), noszony z prawego ramienia do pierwszego od góry guzika zapinającego marynarkę”. Proszę mi wierzyć, ale zdarzyło mi się spotkać raz na jednej imprezie Kolegę, który ów sznur miał założony odwrotnie, czyli część, która miała być przyczepiona do guzika wraz z metalową końcówką była przyczepiona na ramieniu.
PAN, NIE KOLEGA!
To nie było jednak tak traumatyczne przeżycie jak to, które wywołała u mnie fotografia zrobiona przez mojego szanownego Kolegę Andrzeja Brachmańskiego na Hubertus EXPO w 2013 roku. Fantazja, a raczej brak podstawowej wiedzy na temat przepisów regulujących sprawy stroju organizacyjnego PZŁ u Pana, którego sfotografował Kolega Andrzej, przeszło moją wyobraźnię (choć mam niemałą). Pan (celowo nie mówię Kolega) miał ubrane buty sportowe koloru granatowo-białego, spodnie kamuflaż (raczej nadające się na polowanie niż na uroczystość), marynarkę koloru beżowego z przypiętym sznurem od stroju organizacyjnego. „Wspaniałą” kompozycję dopełniała koszula koloru fioletowego z przypiętym bolem. Na dodatek Pan ten był już odznaczany za zasługi łowieckie, ponieważ na fotografii widać, że po lewej stronie prawdopodobnie ma wpiętą miniaturkę Złotego Medalu Zasługi Łowieckiej. Zgroza!!! JAK NAS WIDZĄ…
Kiedyś się zastanawiałem, czy władze PZŁ wraz z wpłatą wpisowego nie powinny przyjmować kwoty na strój organizacyjny? Każdy wstę109
pujący do PZŁ otrzymywałby jak w wojsku czy innych służbach mundurowych strój organizacyjny. W dzisiejszych czasach nie ma przecież żadnego problemu, żeby wraz z deklaracją do PZŁ złożyć formularz z rozmiarami danego delikwenta i już na starcie w Związku być w stroju organizacyjnym. Inaczej dalej będziemy wyglądać jak pospolite ruszenie albo Krasnaja Armia w 1920 roku. Pomimo znacznego spadku cen stroju organizacyjnego i dużej liczby zakładów zajmujących się szyciem tegoż, widzę czasem kolegów albo w mundurach LP przerobionych na niby-strój organizacyjny PZŁ, albo w strojach przerobionych z mundurów wojskowych. Czy naprawdę wymaga to takiego poświęcenia? Od czasu wprowadzenia obecnych przepisów minęło już ponad 6 lat. Nawet najbiedniejszy emeryt czy rencista, odkładając miesięcznie po 10 zł za ten okres, mógłby sobie kupić taki strój. Kiedyś, wchodząc do jednego z biur ZO PZŁ (nie wymienię, gdzie), zobaczyłem widok, który mnie poraził. Człowiek piastujący nie byle jaką funkcję w PZŁ, który teoretycznie powinien dawać przykład, do koszuli zielonej, stanowiącej część stroju organizacyjnego, miał ubrane dżinsy w kolorze fiole-
towo-brązowym. Zastanawiam się, czy na szkoleniach dla nowo wstępujących nie powinno być również krótkiego wykładu z tego zakresu? Wszak „jak nas widzą, tak nas piszą”. STRÓJ TO NIE CHOINKA
Wracając do samej uchwały, są również w niej zapisy dotyczące odznak i oznak. I tak przepis mówi: „Do stroju organizacyjnego przypina się odznaczenia, odznaki i oznaki organizacyjne”. Po czym szczegółowo opisuje, gdzie jaka ma się znajdować. I tak: „Złom przywieszany jest 3 cm centralnie nad wpustem kieszeni”, tymczasem u jednych jest wpięty w klapie marynarki, u drugich poniżej wpustu kieszeni. Co do innych odznak i oznak uchwała mówi: „Do lewej klapy wpinamy oznakę PZŁ. Członkowie honorowi wpinają Odznakę Członka Honorowego zawierającą oznakę PZŁ. Do prawej klapy wpinamy oznakę koła lub klubu łowieckiego”. Tymczasem zwłaszcza Koledzy i Koleżanki z zespołów sygnalistów nagminnie wpinają do munduru pamiątkowe odznaki z różnego rodzaju konkursów i festiwali, profanując w ten sposób strój organizacyjny. Bowiem ostatni punkt uchwały NRŁ wyraźnie mówi: „Do stroju organizacyjne110
go nie należy przypinać nadmiaru odznaczeń, odznak i oznak”. Strój organizacyjny to nie choinka ani mundur generała sowieckiej armii. Skoro uchwała wyraźnie podaje, co i w jaki sposób możemy na stroju nosić, to się do tego stosujmy. Nie chciałbym już więcej oglądać zasłużonych działaczy w żółtych koszulach i krawatach w kratkę, a tym bardziej w bolach. Nie chciałbym też widzieć, jak mi się to kiedyś zdarzyło, Kolegów w beżowych skórzanych klapkach, ubranych do stroju organizacyjnego. Ani innych rażących w oczy wynalazków. Strój organizacyjny mamy jeden. I tego się trzymajmy!
Nieprawidłowa bola
111
ROK RÓŻOWYCH ŁOWÓW 1 kwietnia to dla wszystkich Prima Aprilis, ale również rozpoczęcie nowego roku gospodarczego dla każdego myśliwego w Polsce. W 2015 r. tego dnia swój początek miała inicjatywa, zatytułowana „Rok Różowych Łowów”. Czy różowy oznacza, że to sprawa wyłącznie dla kobiet? Nic z tych rzeczy, to sprawa dla każdego myśliwego! TEKST: DAJROTA DURBAS-NOWAK ZDJĘCIA: ŁUKASZ MIERZWIŃSKI, JAKUB KONOPKA
R
OK RÓŻOWYCH ŁOWÓW to wspólna akcja zorganizowana przeze mnie, autorkę bloga „Jagermeisterin – kobieca strona myślistwa” oraz Stowarzyszenie Amazonki Warszawa-Centrum. Ja miałam pomysł, Stowarzyszenie na niego przystało i tak oto 1 kwietnia w całej Polsce rozpoczął się oficjalnie „Rok Różowych Łowów”, za sprawą którego myśliwi chcą wesprzeć kobiety chorujące na raka piersi, a także prowadzić działania zachęcające do profilaktyki i regularnego badania.
PUDŁUJESZ I PŁACISZ
W akcji mogą wziąć udział wszyscy, naturalnie bez względu na płeć, a włączenie się w nią jest wyjątkowo proste: wystarczy w sezonie 2015/2016 spudłować w czasie polowania, albo wystrzelać „zero” w konkurencji kulowej na zawodach strzeleckich, a za każde z zer i pudeł wpłacić 10 zł na konto Stowarzyszenia Amazonki, z tytułem wpłaty „Darowizna – Rok Różowych Łowów”. Każdy, kto weźmie udział w akcji, będzie jednocześnie uczestniczył w rywalizacji o miano Króla
sie Ogólnopolskiego Pucharu Dian, który odbędzie się w czerwcu – zapraszamy na niego wszystkie Diany i ich osoby towarzyszące! Nie można w tym momencie nie wspomnieć o drużynowych Mistrzyniach Polski, czyli Aleksandrze Dzięcioł, Aleksandrze Łyczykowskiej i Ewie Krasce, które od pierwszego dnia akcji zasilały konto swoimi wpłatami, a z których inicjatywy rozszerzono zakres „pudeł” o zero w konkurencji kulowej. Mistrzynie umożliwiły również promocję akcji na Pierwszym Pikniku Dian Okręgu Katowickiego, w którym polują i działają na rzecz integracji kobiecego środowiska myśliwskiego tego rejonu Górnego Śląska. Podobnie podkarpackie Diany z Klubu Wadera zamierzają włączyć się w zbiórkę funduszy i dodać coś od siebie, poza konkursem pudlarzy – to dopiero przykład bezinteresownej pomocy!
i Królowej Pudlarzy, a dla królewskiej pary z pewnością będzie przygotowana na zakończenie sezonu jakaś królewska niespodzianka. RÓŻOWY FLASH MOB
Pierwsze echa akcji pojawiły się podczas Międzynarodowych Targów Łowiectwa, Strzelectwa i Rekreacji Hubertus EXPO w Warszawie, w czasie których zorganizowany został flash mob, w jakim udział wzięło kilkadziesiąt osób. Odziani w różowe elementy wyruszyliśmy na główną scenę, na której nie tylko zapozowaliśmy do wspólnego zdjęcia, ale też mogliśmy opowiedzieć o całej idei i zachęcić zebranych widzów do przyłączenia się do nas. Przez kilka godzin, na stoisku Klubu Dian, Amazonki prowadziły instruktaż z samobadania piersi, a także wręczały różowe gadżety symbolizujące walkę z chorobą. Niezwykle zaskoczyła nas Agata Kacprzak. Artystka, chociaż nie jest myśliwym, wykonała wspaniały plakat, klimatem i symboliką nawiązujący tak do łowiectwa, jak i samobadania – chapeau bas!
„FIRMOWE” WSPARCIE
Do inicjatywy dołączają też znane polskie firmy związane z branżą myśliwską i strzelecką: od samego początku jest z nami firma Magum z Łodzi, czyli przedstawiciel marki Pinewood na naszym rynku. Warto wspomnieć, że Pinewood w ubiegłym sezonie wprowadził różową
DIANY POMAGAJĄ…
Już planowane są kolejne „różowe” eventy, między innymi w cza114
115
kolekcję odzieży dla Dian, z której sprzedaży 50% dochodu przekazywane jest na fundację zajmującą się badaniami nad rakiem piersi. Wspiera akcję także firma Jagul, produkująca rewelacyjne smycze, obroże, otoki i kamizelki ostrzegawcze dla psów myśliwskich – dzięki niej Różowe Łowy docierają na konkursy psów myśliwskich, gdzie zawsze ufundowany jest różowy zestaw dla menerki z suczką. Do tej pory Jagulowe „róże” otrzymały uczestniczki Międzynarodowego Konkursu Dzikarzy w Rakowie 2015, Regionalnego Konkursu Tropowców w Jaśkowie 2015 oraz Regionalnego Konkursu Dzikarzy w Manowie, a to, zgodnie z zapowiedzią firmy Jagul, jeszcze nie koniec! Spośród firm w akcję włączyły się katowicki Hubertech i krakowska Knieja, a medialnie wspiera nas najpopularniejszy program o tematyce łowieckiej, czyli magazyn „Darz Bór”. Wielką nobilitacją było objęcie Roku Różowych Łowów patronatem Polskiego Związku Łowieckiego, którego Klub Dian szczególnie mocno zaangażował się w promocję inicjatywy, a dziewczęta chętnie dzielą się swoimi „pudłami” ze Stowarzyszeniem Amazonki. Z kolei patronem medialnym Roku Różo-
wych Łowów jest Gazeta Łowiecka, na łamach której regularnie zamieszczane będą relacje z przebiegu akcji. AKTYWNE KOŁA
Przyłączają się do nas również Koła Łowieckie, jak choćby „Bażant” z Lubina, które za sprawą blogerki Sylwii Chmielowiec, autorki „Szpilek w Kniei” dołożyło swą znaczną cegiełkę do Różowych Łowów. Jak pisze Sylwia, każdy z członków Koła doskonale rozumie, że choroba nie wybiera i paść może na niego, jak i na kogoś z jego bliskich. Rak piersi kojarzy się z kobiecą przypadłością, jednak nieszczęście wpływa na życie wszystkich bliskich osoby, która zachorowała. Zatem nie tylko Koleżanki, ale i Koledzy chętnie inicjują działania na rzecz promocji Roku Różowych Łowów, niektórzy nawet przyozdabiając się na różowo na znak solidarności z Amazonkami. Czy któraś inna tak silnie zmaskulinizowana grupa społeczna odważyłaby się na taki gest? Nasi Koledzy nie tylko są chętni do dzielenia się, ale również nie mają najmniejszych kompleksów i posiadają do siebie duży dystans. A innym… Innym po prostu w różowym jest bardzo do twarzy! 116
PRZYŁĄCZ SIĘ I TY!
Dane do przelewu
Zachęcamy do włączenia się w akcję i wsparcia banknotami z podobizną Mieszka I Stowarzyszenia Amazonki – możecie być pewni, że zostaną one rozsądnie wykorzystane na wsparcie chorujących kobiet, ich rehabilitację, pomoc rodzinom, a także działania profilaktyczne i informacyjne, które prowadzą Członkinie Stowarzyszenia. Nie wstydź się pudeł – podziel się nimi z innymi!
Stowarzyszenie Amazonki Warszawa-Centrum, ul. Roentgena 5, 02-781 Warszawa PKO BP 83 1020 1055 0000 9402 0016 6280 Tytuł wpłaty: Darowizna – Rok Różowych Łowów
117
Jarmark Tumski RAJ DLA KOLEKCJONERÓW
W dniach 28–30 maja tego roku odbył się VII Jarmark Tumski, który ściągnął do Płocka pasjonatów z całej Polski na giełdę kolekcjonerską. Wystawcy prezentowali przedmioty na sprzedaż lub do wymiany. Oprócz kolekcjonerów byli także rzemieślnicy, malarze, rękodzielnicy oraz plastycy. Słowem: „igły, widły i powidły” na ponad 200 stoiskach… TEKST: BOGUSŁAW BAUER ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA, BOGUSŁAW BAUER
J
armark to nie tylko giełda, ale również wiele innych atrakcji, które mu towarzyszą: kataryniarze z całego świata, występy zespołów, pokazy kulinarne, plac zabaw dla dzieci, a wszystko zorganizowane z rozmachem. Szkoda tylko, że Stowarzyszenie Przyjaciół Muzeum Mazowieckiego, z prezesem Pawłem Mieszkowiczem, który jest „duszą Jarmarku”, człowiekiem z pasją kolekcjonerską,
a przede wszystkim organizatorem poprzednich 6 edycji, zostało odsunięte od organizacji VII Jarmarku Tumskiego. MYŚLIWI I NIE TYLKO
Oczywiście, podczas jarmarku nie mogło zabraknąć corocznego akcentu myśliwskiego. Za organizację była odpowiedzialna Komisja Etyki, Tradycji i Zwyczajów Łowieckich wraz z Zarządem Okręgowym w Płocku
i Stowarzyszeniem Polskie Diany. Na scenie głównej odbyła się półgodzinna prezentacja sokolników, a w dalszej części pokaz psów myśliwskich z omówieniem każdej rasy. Zarząd Okręgowy udostępnił duży namiot, który połączono razem z namiotem Dian, by stworzyć kącik myśliwski. Zaprezentowano w nim efekty współpracy Koła Łowieckiego „Św. Hubert” w Płocku ze Szkołą Podstawową im. Marii Konopnickiej w Leszczynie Szlacheckim. W VIII edycji konkursu „Ożywić pola – rok trznadla” zajęli oni VII miejsce w kraju. Można było zobaczyć zbiór kolekcjonerskich kart pocztowych poświęcony jamnikom, zbiór kolekcjonerskich oznak – patronów łowiectwa, kół łowieckich i imprez myśliwskich, a także trochę trofeów myśliwskich. Diany przygotowały kącik edukacyjny dla dzieci, które mogły poznać zwierzynę naszych lasów i kolorować ich sylwetki lub uczestniczyć w minikonkursie z nagrodami. Kto odwiedził łowieckie stoiska, mógł spróbować swojskiego chleba ze smalcem, kiełbasy z dzika oraz innych frykasów. Rozdawana była również ulotka promująca łowiectwo na ziemi płockiej.
KROPLA DRĄŻY SKAŁĘ
Uważam, że jeśli w lokalnych społecznościach organizowane są tego typu imprezy jak Jarmark, to nie powinno na nich zabraknąć nas – myśliwych. Musimy wykorzystywać każdą okazję do promowania myślistwa, aby społeczeństwo postrzegało nas z innej strony, niż – zabrzmi to brutalnie – zabijanie. Jak mawia stare przysłowie: kropla drąży skałę. My, uczestnicząc w lokalnych imprezach, stopniowo zaczniemy zmieniać w społeczeństwie wizerunek myśliwego. A naprawdę tylko trzeba CHCIEĆ się pokazać, bo samo myślenie, że warto by było uczestniczyć, to za mało!
120
121
Diany
na poznańskiej strzelnicy
Na strzelnicy Związku Okręgowego PZŁ Poznań, w dniach 27-28 czerwca, aż 89 zawodniczek z 34 Zarządów Okręgowych PZŁ rywalizowało w strzelaniach myśliwskich... ZDJĘCIA: ANDRZEJ SZEREMET TEKST: GAZETA ŁOWIECKA
II
Mistrzostwa PZŁ Dian w Strzelaniach Myśliwskich już za nami. W poznańskim Antoninku pierwsze miejsce drużynowo obroniła reprezentacja Katowic w składzie: Ewa Kraska, Aleksandra Dzięcioł-Gęsiarz i Aleksandra Łyczykowska. Pierwsze miejsce w klasyfikacji mistrzowskiej zdobyła Ewa Kraska, a w klasie powszechnej Aleksandra Jasiorowska. Pełna klasyfikacja mistrzostw: Więcej o zmaganiach Dian przeczytacie w następnym numerze Gazety Łowieckiej. Gazeta Łowiecka dziękuje Panu Andrzejowi Szeremetowi za udostępnienie zdjęć.
II Og贸lnopolski
Puchar Delty Optical Z DELTĄ WE WŁOCŁAWKU
Tegoroczna edycja zawodów odbyła się 27 czerwca we Włocławku. Tak jak w ubiegłym roku, gdy strzelecka rywalizacja odbywała się w warszawskim Rembertowie, pogoda dopisała i nie bez przesady można powiedzieć, że strzelania przebiegły wzorcowo! TEKST: MAREK ORŁOWSKI ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE
J
uż w piątkowy wieczór poprzedzający dzień rywalizacji wiele się działo… Każdy strzelec miał okazję zapoznać się z możliwościami termo- i noktowizji. Wyjątkową popularnością cieszył się najnowszy termowizor Pulsar Quantum XD50S, który daje możliwość prowadzenia nocnych obserwacji na dystansie przeszło 1200 metrów. Uczestnicy prezentacji podkreślali przydatność urządzeń do obserwacji nocnych na polowaniu, oceniając je pod kątem komfortu polującego i bezpieczeństwa otoczenia.
z Nadleśnictwa Skrwilno, a rozpoczęcie zmagań potężnym wystrzałem z zabytkowej armaty potwierdzili członkowie włocławskiego Bractwa Kurkowego. STRZELCY DOPISALI...
Do współzawodnictwa stanęło 49 strzelców ze wszystkich zakątków kraju, m.in. aż z Sanoka. Co ciekawe, w zawodach wziął także udział myśliwy z Niemiec, podnosząc tym samym rangę współzawodnictwa do zawodów międzynarodowych. Konkurencje najcelniej strzelał Piotr Szyszka, zwycięzca zawodów, który uzyskał 243 punkty na 250 możliwych. W strzelaniu do „dzika w przebiegu” uzyskał 98 punktów, co jest wyrównaniem rekordu strzelnicy we Włocławku i jednym z najlepszych wyników w tej konkurencji w ostatnich latach. Organizatorów strzelań szczególnie ucieszył fakt, że zawodnicy, którzy zajęli dwie pierwsze lokaty, używają optyki Delty Optical, potwierdzając tym samym wysoką jakość lunet tej marki.
PERFEKCYJNIE I PRESTIŻOWO
Do sobotnich zawodów strzelnicę perfekcyjnie przygotował Łowczy Okręgowy Grzegorz Wiśniewski, a Sędzia Główny zawodów, Marek Ledwosiński, zadbał o ich przebieg zgodnie z regulaminem. Wszystkich uczestników przywitała Honorata Matosek, współwłaścicielka firmy Delta Optical, wraz z Grzegorzem Wiśniewskim, a uroczystego otwarcia dokonał poseł na sejm Łukasz Zbonikowski. W trakcie zawodów na strzelnicę przybył także podsekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska Janusz Ostapiuk. Hejnały łowieckie odegrał Zespół Sygnalistów Myśliwskich
NAGRODY DLA NAJLEPSZYCH
Firma Delta Optical premiowała nagrodami sześć pierwszych lokat. W sumie zwycięzcy współzawodnictwa otrzymali nagrody za ponad 128
129
10 000 złotych. Nagrodę w postaci lornetki ONE 10x32 otrzymała jedyna biorąca udział w zawodach Diana, Katarzyna Stefańska. Wszyscy goście i uczestnicy mieli możliwość zapoznania się z najnowszą ofertą Delta Optical. Na specjalnie przygotowanym stoisku zaprezentowano m.in. lunety Titanium 2,5-10x56 HD, 3-24x56 ED ze wszystkimi dostępnymi siatkami celowniczymi oraz bardzo popularne
lornetki DO Titanium ROH o parametrach 8x56, 10x56 oraz 12x56. Uczestnicy zawodów mogli również skorzystać z darmowego cateringu, serwującego gorące posiłki. Zamykając zawody Łowczy Okręgowy w imieniu organizatorów zaprosił wszystkich chętnych do uczestnictwa w kolejnej trzeciej już edycji zawodów na czerwiec przyszłego roku, oczywiście na strzelnicę do Włocławka!
130
www.manufakturasejfy.pl, hubert@huntersafes.pl 131 tel.: 503 682 960
DAG
GA BOYS BAWOŁY Z TIMBAVATI O bawołach mówi się, że są humorzaste, niebezpieczne i przede wszystkim trudne do upolowania. Mimo to myśliwi z całego świata ściągają do Afryki, by podjąć wyzwanie. Zapraszamy na obrzeża Parku Narodowego Krugera w Republice Południowej Afryki TEKST I ZDJĘCIA: MATTIAS STEDT
TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA
T
uż przy śladach opon, za którymi podąża nasz Land Cruiser, w świetle reflektorów dostrzegamy cztery młode lwy. Leżą z nogami podwiniętymi pod siebie w wysokiej, żółtawej trawie i obserwują. W ich spojrzeniach nie ma strachu ani groźby, jedynie spokojna wiadomość: „to nasze terytorium, nocą my tu rządzimy”. Widzimy, że jadący przed nami strażnik parku, nasz opiekun Paul, zatrzymuje samochód i świeci latarką w krzaki. Podjeżdżamy ostrożnie, a on wychodzi z samochodu i idzie w naszą stronę. – To biała lwica z Timbavati – mówi, wskazując na zwierzę leżące ok. 30 m od drogi.
W DOMU WIELKIEJ PIĄTKI
Jesteśmy w prywatnym rezerwacie Timbavati. Ten liczący 53 000 ha obszar jest domem dla białych lwów oraz pozostałych przedstawicieli Wielkiej Piątki Afryki, czyli słoni i bawołów afrykańskich, nosorożców czarnych oraz lampartów. Rezerwat graniczy z Parkiem Narodowym Krugera w północno-wschodniej części RPA. Tutaj w najbliższych dniach będziemy polować na bawoła afrykańskiego. Jeszcze nie rozumiemy, jak wielki to przywilej. Wkrótce spotkamy się ze wszystkimi zwierzętami, z których słynie Afryka, i to znacznie bliżej niż moglibyśmy przypuszczać.
Około 21.00 dojeżdżamy do obozu, w którym płonie ogień, a na drzewach porozwieszane są lampy naftowe, wskazujące nam drogę do namiotów. Poza tym w obozie jest tylko jeden budynek, akurat na tyle duży, by pomieścić kuchnię. W powietrzu czuć chłód, jednak lekka koszula i szorty w zupełności wystarczają. Opuszczamy mocno obładowany samochód i zanurzamy się w dźwiękach afrykańskiej nocy. Od razu uderza nas, jak bardzo dzika jest tutejsza przyroda. Słychać granie świerszczy, dalekie pohukiwanie sowy, charakterystyczne zawodzenie hieny, hipopotamy i słonie, które właśnie zaledwie 50 m
od nas – niepokojąco blisko jednego z namiotów – powalają na ziemię drzewo. Po szybkiej kolacji przy ogniu decydujemy, że dziś położymy się wcześnie. W obozie jest nas tylko trzech, więc każdy bierze jeden namiot. 1:0 DLA SŁONI
Mike, który jako zawodowy myśliwy pełni rolę przewodnika, i Joe, nasz klient z Ameryki, udają się na spoczynek. Ja jestem odpowiedzialny za filmowanie i fotografowanie polowania. Jak już wspominałem, przez ostatnią godzinę słyszeliśmy dobiegające nas od strony mojego
namiotu odgłosy padających drzew i pożywiających się słoni. Podchodzę uważnie nasłuchując i obserwując okolicę. Przed sobą wyraźnie słyszę słonie, chociaż nadal nie wiem, ile ich tam jest. Nagle, ok. 30 m ode mnie, wyrasta wielki szary kształt. Natychmiast przystaję, ale on zachowuje się spokojnie – jest skupiony na posiłku. Gdy podchodzę bliżej, widzę kolejne dwa słonie, stojące dokładnie przed moim namiotem. Próbuję przegonić je swoim głosem oraz światłem latarki. Zdaję sobie
sprawę, że podejście pieszo jest zbyt ryzykowne. Wsiadam do samochodu, by spróbować tam podjechać, jednak słonie nadal nie wykazują najmniejszej ochoty, by się ruszyć. W końcu poddaję się – będę nocować w namiocie Mike’a. Niezła atrakcja na początek! KTO ZAMAWIAŁ BUDZENIE?
Około 5.00 budzi nas… ryk lamparta. Koniec spania! Nie ma sensu nawet próbować, bo przy tym hałasie to niemożliwe. Decydujemy się wstać
i rozpalić ogień. Na ścieżce prowadzącej do położonego w centrum obozu paleniska znajdujemy mnóstwo tropów hien z ostatniej nocy. Jest też świeży trop lamparta. Przygotowujemy nie tylko śniadanie, ale też zaopatrzenie na cały dzień. Na pierwszy posiłek mamy sadzone jajka, kiełbasy z antylopy oryx i świeże owoce. Bierzemy ze sobą lodówkę turystyczną z lunchem i napojami oraz resztę potrzebnego wyposażenia. O 7.00 dołącza do nas Paul. Wyjaśnia nam szczegó-
łowo obowiązujące tu zasady i to, jakiej zwierzyny szukać. Bawół Joego powinien mieć nie mniej niż 12 lat, a jego rogi nie więcej niż 1 m rozpiętości – taki „classic buffalo”. Wyruszamy w drogę. Teraz jest nas sześciu, w tym dwóch miejscowych tropicieli. PORANEK W BUSZU
Busz właśnie budzi się do życia i wkrótce chłodne poranne powietrze ociepla się. W pobliżu perliczka grzebie w ziemi w poszukiwaniu
ziaren. Po drodze widzimy ślady nocnej aktywności słoni, nosorożca białego, impali, guźca i boków. Paul i jego tropiciele dobrze znają te okolice. Prowadzą nas na obszary z wodą, na których mają być również bawoły. Szybko trafiamy na świeże odchody – znak, że wybraliśmy dobry kierunek. Parkujemy, sprawdzamy wiatr i napełniamy butelki wodą. Próbujemy wypatrzeć stado i określić, czy jest w nim wystarczająco stary byk. Po
chwili docieramy do suchego rzecznego koryta, przy którym się zatrzymujemy. Jest coraz cieplej. Przez kilka minut zastanawiamy się, co dalej. W końcu decydujemy się iść dalej – wciąż w tym samym kierunku. UPRAGNIONY WIDOK
Nagle słychać głośny trzask. Widzimy pięknego, potężnego starego byka ok. 40 m w dół koryta rzeki. Paul mówi, że to dokładnie to, cze-
140
go szukamy. Bawół patrzy na nas przez chwilę, po czym ucieka, przedzierając się przez gęstą roślinność. Idziemy za nim i po 15 minutach docieramy do reszty stada, liczącego ok. 150–200 osobników. Udaje nam się podejść na odległość 50 m od kilku wylegujących się w wysokiej trawie byków. Widać odbijające się w rogach słońce, czuć ich zapach i słychać dobiegające z zarośli prychanie. Nagle wiatr zmienia kieru-
nek. W mgnieniu oka 4 młode byki podnoszą się. Sekundę później bawoły są wszędzie, tratując roślinność i wzniecając chmurę kurzu… Wieczorem wszyscy jesteśmy naprawdę zadowoleni. Zobaczyliśmy więcej bawołów, niż planowaliśmy, a do tego widzieliśmy tropy wszystkich przedstawicieli Wielkiej Piątki. Miejscowy strażnik parku oraz jego tropiciele opowiadają o sposobach określania wieku zwie-
141
W wygodnych brezentowych namiotach jest wszystko, czego potrzeba, a ich cienkie płótno pozwala zasypiać przy dźwiękach hipopotamów, hien i cykad. Na pobudkę może zaryczeć lew lub lampart
rząt, problemach z kłusownictwem na nosorożce w Parku Krugera i wielu innych ciekawych kwestiach. Robi na nas wrażenie, jak dużo pracy trzeba włożyć, by zadbać o takie miejsce jak Timbavati. Paul idzie do siebie, a my usadawiamy się wokół ogniska z zimnym piwem w ręku i podsumowujemy dzień. Nad ogniem piecze się kudu, a my rozmawiamy o przeżyciach minionego dnia. Droga Mleczna jest teraz wyraźniejsza niż kiedykolwiek, bo poza blaskiem ogniska i lamp naftowych nie ma tu żadnego źródła
światła. Dzień oddaje władzę nocy i do życia budzą się nowe dźwięki. SKRZYDLATY PRZEWODNIK
Drugi dzień naszego pobytu rozpoczyna się jeszcze przed wschodem słońca. Na ziemi znajdujemy zapomnianą wczoraj miskę po chipsach – jest ogryziona przez hieny. Przygotowujemy się do kolejnego dnia w Timbavati. Już o świcie wychodzimy z obozu. Nasze oczekiwania są duże, presja wobec przewodnika wzrosła. Nabraliśmy już odwagi, tropy hien przy namiotach czy
ślady słoni nie powodują teraz napięcia, stały się czymś oczywistym. Dzisiaj wyruszamy na inny obszar – chcemy znaleźć nowe stado bawołów. Na miejscu dość szybko napotykamy wodopój, przy którym w błocie odciśnięte są ślady dużych zwierząt. Niektóre z nich należą do bawołów, inne do lwów. Pamiętamy, że pierwsze są ulubionym celem drugich. Bardzo możliwe, że podążamy za tymi samymi osobnikami, co lwy. – Ten tutaj to stary okaz – odzywa się Mike, wskazując lufą karabinu na znajdujący się tuż nad wodą ślad.
Jedziemy dalej. Na tak dużym obszarze decydujemy się korzystać z samochodu. Kilka razy w miękkim piasku dostrzegamy tropy nosorożca. Gdy na naszej drodze widzimy bąkojada, tropiciel reaguje uśmiechem – jeśli jest tu ten mały ptaszek o kolorowym dziobie, to na pewno w pobliżu są bawoły. Z wolna kierujemy się w tę samą stronę, co nasz skrzydlaty przewodnik. I słusznie – wkrótce naszym oczom ukazuje się grupa 5–6 byków, które przypa-
trują się nam znad wysokiej trawy. Za każdym razem fascynuje mnie, jak to możliwe, że tak wielkie zwierzęta o ciemnym futrze potrafią tak dobrze maskować się w żółtej trawie? Okazuje się, że w grupie są jedynie stare, doświadczone osobniki. Parkujemy naszego brązowego Land Cruisera w miejscu, gdzie wiatr jest sprzyjający i ładujemy broń amunicją półpłaszczową. Prowadzenie obejmuje jeden z tropicieli, który mieszka tu od urodzenia.
NA CELOWNIKU
Z początku idziemy normalnym tempem, zatrzymując się za każdym razem, gdy jakiś ptak z ostrzegawczym krzykiem poderwie się do lotu. Czekamy wtedy, aż przyroda się uspokoi. Wydaje się, jakby idący z nami tubylcy mieli jakiś dodatkowy zmysł, który pozwala im widzieć rzeczy niewidoczne dla innych, rozumieć zachowania zwierząt i czytać z piasku jak z encyklopedii. Im bliżej jesteśmy, tym wolniej idzie-
my, przechodząc w końcu w kucki i zatrzymując się co chwilę. Wyraźny zapach bawołów wskazuje, że jesteśmy blisko. Nagle nasz tropiciel przystaje, wskazując na pobliskie krzaki. Ostatnich kilka metrów pokonujemy, czołgając się. Zwierzęta wciąż nie są świadome naszej obecności. My przygotowujemy lornetki, a Joe swój karabin, .375 H&H. Byki są spokojne. Kilka z nich leży na ziemi, a kilka stoi, kryjąc się za krzewami.
Paul ocenia, że wszystkie spełniają wymagane warunki. Jeden przechodzi ok. 50 m od nas. To stary osobnik z pięknie zakrzywionymi rogami. Niestety, nie zamierza stanąć w odpowiedniej pozycji do strzału. Paul szepcze, że wypatrzył naprawdę starego byka z rogami o szerokiej podstawie, prawdziwego „dagga boy” [slangowe określenie starego wielkiego byka – przyp. red.], takiego, z którym niewielu ma szansę się zmierzyć. Stoimy schowani za krzakami, obserwując stado i cały czas kontrolując kierunek wiatru. Byk Paula podcho-
dzi w to samo miejsce, co poprzedni, ale ustawia się dokładnie bokiem do nas. Mike ustawia pastorał i szepcze zachęcająco do Joego: – To dokładnie to, czego szukasz! Joe szybko ustawia broń. W myślach przeżył tę chwilę już nieskończoną ilość razy. Wie, że liczy się tylko pierwszy strzał. MISJA ZAKOŃCZONA
Puls przyspiesza, Joe naciska spust. Byk chwieje się, a obsiadające go ptaki-czyściciele zrywają się do lotu. Reszta bawołów już jest na nogach. Stary wojownik uchodzi jeszcze 10 kroków, 146
po czym pada na ziemię. Podchodzi do niego inny byk, wącha. Joe zdążył przeładować broń i jest gotowy do kolejnego strzału, na wypadek, gdyby byk się podniósł lub gdyby stało się coś nieprzewidzianego. Skończyła się sielanka, teraz zwierzęta niespokojnie rozglądają się za źródłem niebezpieczeństwa. Strzelony byk w dalszym ciągu leży na ziemi. Wtedy rozlega się jego ostatni, przeciągły ryk – potwierdzenie, na które wszyscy czekaliśmy. Podchodzimy ostrożnie z naładowaną bronią. Pozostałe byki nie chcą odejść, więc nasz tropiciel zaczyna 147
z nimi rozmawiać, jednocześnie uderzając o siebie nogami pastorału. W miarę, jak się zbliżamy, zwierzęta wycofują się. Okazuje się, że kula trafiła idealnie w łopatkę, a byk nie uszedł więcej niż 5 m. Po powrocie do obozu opada z nas napięcie, jednak mija trochę czasu, zanim radość z wykonanej misji zaczyna do nas docierać. Przyglądamy się bykowi z podziwem. Miał ok. 13–14 lat. Jego skórę pokrywają liczne blizny – ślady walk z lwami i innymi samcami – które budzą w nas szacunek dla tego starego wojownika z Timbavati…
Po udanym podchodzie i celnym strzale Joe może z bliska przyjrzeć się swojej zdobyczy. Zwróćcie uwagę na potężną nasadę rogów. To wyjątkowo piękne trofeum będzie mu przez wiele lat przypominać o polowaniu w tym niesamowitym miejscu
TIMBAVATI Prywatny Rezerwat Timbavati leży w północnowschodnim RPA na granicy z Mozambikiem i sąsiaduje z Parkiem Narodowym Krugera. Ma ponad 50 właścicieli. Należy do organizacji Associated Private Nature Reserves, skupiającej kilka okolicznych rezerwatów, od których nie jest oddzielony żadnym ogrodzeniem. Timbavati oferuje zarówno safari łowieckie, jak i fotograficzne, a także zakwaterowanie we wszystkich przedziałach cenowych. A gwarantuję, że piesze polowanie wśród przedstawicieli Wielkiej Piątki w okolicy Parku Krugera jest wyjątkowym przeżyciem.
Kolejne wydanie Gazety Ĺ owieckiej po wakacjach