12 8/2015
Drodzy Czytelnicy! Ostatni miesiąc roku to oczywiście pora najbardziej rodzinnych świąt Bożego Narodzenia, ale również czas podsumowań w wielu dziedzinach życia. Dla nas rok 2015 był przede wszystkim rokiem wielu spotkań z Wami – myśliwymi i sympatykami łowiectwa – i to nie tylko „na łamach” naszego magazynu, ale również „na żywo”. Poznaliśmy Wasze zdanie na na temat wielu spraw ważnych dla łowieckiej braci, goszcząc na targach w Poznaniu, Sosnowcu, Warszawie czy Ostródzie, ale też uczestnicząc w wydarzeniach ważnych dla regionu czy małych lokalnych społeczności. I wszędzie tam spotykaliśmy ludzi otwartych, życzliwych i pełnych poczucia humoru, jakby na przekór tym łatkom przylepianym naszemu środowisku najczęściej przez osoby, które nigdy nie miały okazji poznać samych myśliwych, nie mówiąc już o znajomości tradycji i kultury łowieckiej. Dlatego korzystając z tego szczególnego świątecznego czasu, życzymy Wam, ale również i sobie, aby bogate łowieckie dziedzictwo dalej dostarczało nam wszystkim inspiracji do wielu codziennych ciekawych, pożytecznych i wartościowych działań. Niech Wam św. Hubert darzy! Marta Piątkowska Redaktor Naczelna
Wszystkim myśliwym i sy
życzymy pogodnych, rod
świąt Bożego Narodzenia
Niech Wam święty Huber w Nowym 2016 Roku,
a zdrowie i pomyślność d Darz Bór!
ympatykom łowiectwa
dzinnych i wesołych
a.
rt obficie darzy
dopisuje. Zespół Gazety Łowieckiej
N
W O
O
Ć Ś
WYBIERZ ODPOWIEDNIĄ SIEKIERĘ Rozbijaj pieńki jednym uderzeniem
Gazeta Ĺ owiecka 8/2015 7
Czas na dzika! Jesień to wprost idealna pora roku dla myśliwych – tych polujących na grubego zwierza, jak i tych poszukujących mniejszych zdobyczy. Nierzadko jednak mają oni tylko jedną szansę, której nie mogą zmarnować. A kluczem do powodzenia łowów są zdecydowanie w działaniu i niezawodny sprzęt TEKST I ZDJĘCIA: TEAM WINZ
J
uż po raz trzeci w tym roku za cel naszej podróży obraliśmy przepiękną Chorwację. Jak dotąd odwiedzaliśmy wybrzeże Adriatyku. Tym razem jednak udajemy się do Slawonii – regionu położonego niedaleko węgierskiej granicy. Mozart Tours, nasze biuro podróży, nie bez powodu chlubi się swoją nazwą. Pokoje,
które dla nas przygotowano, urządzone zostały w stylu barokowym, pełnym przepychu. Tym razem nie będzie domków kempingowych czy namiotów. O nie! Pozwolimy się porozpieszczać w czterogwiazdkowym luksusowym hotelu, oferującym wyśmienitą kuchnię! Wraz z pozostałymi gośćmi z Niemiec zostaliśmy za10
proszeni na weekendowe polowanie z naganką. Okolica wydaje się niezwykle obiecująca. Dookoła piękne lasy mieszane, w których dominują bujne dęby i rozłożyste buki. Zmęczeni długą i wyczerpującą podróżą pierwszego wieczora kładziemy się dość wcześnie spać, bo następnego dnia szykuje się wczesna pobudka.
Wyruszamy na polowanie, a do dyspozycji mamy teren łowiecki liczący... 27 tys. hektarów. POD TRÓJKĄ
Po krótkim przemówieniu prezesa lokalnego klubu łowieckiego losujemy nasze stanowiska. Wybraliśmy nr 3. Czy okaże się dla nas szczę11
12
śliwy? Możemy polować na wszystkie dziki, nawet lochy, o ile nie mają młodych. Szakale i lisy również znajdą się na celowniku. Podczas tego typu polowań nie możemy jednak pozyskać innych gatunków grubego zwierza. Przewodnik zabiera nas na nasze stanowisko, które nie jest dobrze nam znaną nisko zawieszoną platformą. Zostajemy na ziemi, ale to żaden problem. Wręcz przeciwnie. Ukształtowanie terenu pozwala na oddawanie dalekich strzałów, sąsiadujące strzelby zaś znajdują się wystarczająco daleko od siebie, schowane bezpiecznie za pagórkami i zagłębieniami terenu. OCZEKIWANIE I FOTOŁOWY
Jak zwykle staramy się zrobić dokładne rozpoznanie terenu i usiłujemy zlokalizować miejsce, skąd najprawdopodobniej mogłyby pojawić się dziki. Zastanawiamy się, jaką drogę ucieczki przed psami byśmy obrali, gdybyśmy to my byli dorosłym, doświadczonym keilerem [czołg do trałowania min – tutaj w znaczeniu dzik – przypis red.]. Nieduża sadzawka, kilka ściętych pni drzew i skraj gęstego lasu to chyba bezpieczny kierunek ucieczki. Strzelba Sauer załadowana, urządzenie z czerwonym punkcikiem włączone, 13
a stołeczek rozłożony. Teraz nadszedł czas oczekiwania na zwierzynę, na wsłuchanie się w ciszę i podziwianie pięknego krajobrazu. Promienie słońca przebijają się przez gęstą poranną mgłę. Zdjęcia wychodzą fantastycznie. Drzewa wydają się lśnić i płonąć. Liście mienią się wszystkimi kolorami jesieni. O tej porze matka natura bawi się jasną i ciepłą żółcią, mocnym brązem i soczystą czerwienią, tworząc scenerię, nad którą nie sposób się nie pochylić. Nagle ciszę przerywa trzask strzelby. Nasze serca zaczynają bić coraz mocniej. Napięcie rośnie. Zaczyna się! CELNY STRZAŁ
Na naszym stanowisku też coś zaczyna się dziać. Na wprost, w gęstych zaroślach, widać zakradającego się szakala. Jednak zdradza nas wiatr, a przebiegły drapieżnik wycofuje się w leśną gęstwinę. Nie mamy pewności, czy to była dobra decyzja, bo rozlega się coraz głośniejsze ujadania psów dobiegające właśnie z tamtej strony. Zwietrzyły szakala czy podążają tropem innej zwierzyny? Grę gończych słychać coraz bliżej i bliżej, a krew w naszych żyłach zaczyna pulsować. Który myśliwy nie zna tego ekscytującego uczucia napięcia i wielkiego oczekiwania? 14
15
16
Znowu czerwony punkt, powiększenie i zamek magazynka. Po raz kolejny sprawdzamy na próbę pozycję strzelby. Niezależnie od tego, jak bardzo doświadczony jest myśliwy, w takich momentach emocje zawsze biorą górę, a ręce drżą. Jednak w tej oto chwili oszczek słabnie. Czyżby to fałszywy alarm? Nagle pośród opadłych kolorowych liści słychać cichutki szelest. Jest coraz bliżej! Na przeciwległym zboczu pojawia się sylwetka dzika. Oddanie bezpiecznego strzału jest jednak niemożliwe, gdyż kula mogłaby sięgnąć linii naganiaczy. Ale dzik wybiera już wcześniej przewidzianą przez nas trasę i lada moment przebiegnie przez leśną drogę centralnie naprzeciwko nas. Strzelba przygotowana i odbezpieczona, gdy dzik wyskakuje zza stosu powalonych pni drzew. Pierwszy strzał jest chybiony i trafia w ziemię tuż za zwierzem. Przekonujemy się, że decyzja o użyciu sztucera samopowtarzalnego była słuszna. Kierujemy lufę w stronę uchodzącego dzika. Ponowne naciśnięcie spustu. Dzik pada w ogniu na leśną drogę, a ja odczuwam wielką ulgę. Simone gratuluje mi serdecznym „Weidmannsheil”. Nasz czworonożny kompan podbiega do leżą17
do hotelu świętujemy wydarzenia całego dnia w piwniczce z winem. Serwowane są lokalne przysmaki – potrawy i napoje, które pozwalają przełamać bariery językowe. To niesamowite, że ludzie, którzy myślą w podobny sposób, zawsze tak łatwo nawiązują kontakty. Zanim wszyscy rozejdą się do swoich pokoi, wieczór wieńczą wesołe piosenki i melodie wygrywane na rogach. Kolejne dni nie przynoszą nadziei na sukces, ale co tam. Takie są łowieckie uroki!
cego dzika, a potem wraca do nas z zadowoleniem merdając ogonem i znów bierze się do pracy. ŁOWY I... BIESIADA
Sąsiedzi również sprawiają wrażenie zadowolonych. Słychać kolejne strzały i ujadanie psów. Na naszym stanowisku nie dzieje się jednak nic więcej, a gdy naganiacze pojawiają się na horyzoncie, zdajemy sobie sprawę z tego, że pierwszy miot dobiegł końca. Uczestnicy polowania w świetnych humorach spotykają się przy ognisku i dzielą się wrażeniami. Wszyscy reagują z entuzjazmem na widok świeżego pieczywa i pieczonego nad ogniskiem soczystego mięsa. Krople skwierczącego tłuszczu prowokują spojrzenia głodnych dwunożnych i czworonożnych myśliwych. Po posiłku, który pozwolił nam zregenerować siły, wyruszamy ponownie w łowisko. Tym razem zostajemy rozstawieni na polanie z widokiem na rozległą dolinę. Niedługo po tym, jak rusza naganka, padają pierwsze strzały, jednak dziki wydają się preferować drogi ucieczki z dala od naszych stanowisk. Jeden z naszych sąsiadów okazuje się mieć więcej szczęścia i powala trzy przelatki – Weidmannsheil! Po powrocie
WIERNA STRZELBA
Podczas tego polowania używaliśmy półautomatycznej strzelby Sauer 303 Synchro XT, kaliber 308 Winchester, która wiernie służyła nam w minionym sezonie. Nie korzystamy z broni półautomatycznej po to, aby pozyskać więcej zwierzyny, ale by mieć dodatkową kulę w zanadrzu gdyby coś poszło nie tak. Koncentracja na celu bez konieczności odrywania uwagi na ładowanie broni to niewątpliwa zaleta takiej broni, podobnie jak umiarkowany odrzut. Wybór wytrzymałych syntetycznych produktów oraz powlekanych metalowych części jest bardzo ważny, gdy wybieramy się na polowania w trudnych warunkach. Na polowaniu zastosowaliśmy nową 18
właściwy przewiew i pozwala uniknąć przegrzania ciała. Kurtki Irati IT, których używaliśmy podczas tej wyprawy, po wewnętrznej stronie posiadają specjalne pasy nośne. Dzięki nim można zarzucić kurtkę na ramiona, jeżeli robi się cieplej. Na stanowisku kurtka Irati IT chroni przed zimnem i wilgocią niezależnie od warunków pogodowych.
amunicję Hornady Custom International, 180 g/11,7 g kule Interlock. Rdzeń wykonany ze stopu ołowiu gwarantuje natychmiastową skuteczność, co wyraźnie widać na filmie. Rana wyjściowa oraz powstający strumień krwi nie utrudniają obróbki tuszy, która jest minimalnie uszkodzona. NA KAŻDĄ POGODĘ
Czy jest taki myśliwy, który nie zna tego oto problemu: masz na sobie ciepłe ubranie, odpowiednie na długi dzień polowania, z naganką lub bez, i pocisz się cały, nierzadko zanim jeszcze dotrzesz na miejsce? W takich sytuacjach przydatne okazują się przewiewne, oddychające membrany oraz suwaki pod pachami i na nogawkach. Rozpięcie ich podczas aktywności zapewnia
LORNETKA – SOLIDNA I PORĘCZNA
Lekka lornetka zawsze przydaje się na polowaniach z naganką. Tym razem zabraliśmy ze sobą lornetkę Minox BL 10x44 HD. Jej niewielkie rozmiary oraz solidna konstrukcja w połączeniu z szerokim polem widzenia sprawiają, że jest to bardzo wszechstronny towarzysz łowieckich eskapad.
19
Kaptur ochronny Dopasowany, odczepiany i regulowany w trzech kierunkach
Łączność Otwór na radio na ra
Łatwy dostęp do kieszeni piersiowych Dwie duże kieszenie zapinane na zamek, z siateczkowymi kieszonkami wewnętrznymi, na radio, telefon itp.
Warunk Wiatro poliester i na ręka Orange
Poczuj wolność Strecz na plecach, kieszeniach piersiowych i rękawach daje większą wentylację.
Zmniejsz ciśnienie Otwory wentylacyjne z dwukierunkowymi zamkami po bokach.
Prze Ład ram pew
Bez braków amunicji Dwie płaskie kieszenie frontowe z miejscem na paczkę amunicji.
Bądź gotów Zrównoważona, lekka kurtka na dni w biegu.
Krea Wie nia r
amieniu.
ki i wodoodporny r na froncie, ramionach awach, w maskowaniu Camo lub Dark Olive.
eładowanie downica na lewym mieniu, szybki dostęp i wne zamknięcie.
atywność ele możliwości dostosowarzepów i zamków.
Odzież na aktywne polowania
LAPPLAND Dla myśliwych preferujących aktywne polowania, ze zmienną pogodą i różnym tempem aktywności, stworzyliśmy rodzinę Lappland – seria zaawansowanej odzieży hybrydowej, wzorowanej na popularnej serii turystycznej Keb. Odzież Lappland jest zbudowana z materiałów, które oferują swobodę ruchów i potrafią wytrzymać ekstremalne warunki pogodowe. Odzież z tej serii jest cicha, dobrze wentylowana i miękka. Wszystkie produkty posiadają legendarną jakość i styl Fjallraven’a. Ponieważ, jeżeli wszystko pasuje jak trzeba jest tylko jeden czynnik decydujący o tym jaki będzie ten dzień, TY.
Lappland Hybrid Jacket Camo Rozmiary: damskie xxs-xl, męskie xs-xxl Materiał: 100% poliester, Strecz: 63% poliamid, 26% poliester, 11% elastanKurtka dostępna również w wersji kolorystycznej Dark Olive Dowiedz się więcej na: www.fjallraven.pl/hunting
Metoda szwedzka,
CZYLI HUBERTUS INACZEJ…
Polowanie metodą szwedzką, czyli tzw. ciche pędzenia nie jest w naszym kraju niczym nowym. Wymaga ono jednak odpowiedniej infrastruktury oraz dobrej organizacji. Mieliśmy przyjemność gościć na polowaniu hubertowskim, zorganizowanym w taki sposób w Kole Łowieckim „Bór” Hetmanice TEKST: MACIEJ PIENIĄŻEK ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA
K
oło, w którym gościliśmy, świętowało w ubiegłym roku 25-lecie istnienia. Gospodarzy ono na jednym obwodzie o całkowitej powierzchni 3191 ha, z czego aż 2047 ha zajmują lasy. Koło ma 32 członków, z których większość nie tylko aktywnie poluje, ale również uczestniczy w życiu myśliwskiej społeczności. Świadczy o tym piękny i funkcjo-
nalny domek myśliwski, który zbudowano własnym sumptem koło leśniczówki Mścigniew. To właśnie przed nim spotkaliśmy się na odprawie przed polowaniem. Polowanie metodą szwedzką, jak powiedział nam prezes Koła, Andrzej Patelka, jest organizowane raz w roku właśnie na Hubertusa. Specjalnie w tym celu członkowie Koła 24
niczyło 21 myśliwych, w tym jedna Diana oraz pięciu naganiaczy. Na wstępie Andrzej Patelka, który prowadził polowanie, tradycyjnie powitał wszystkich uczestników i omówił zasady obowiązujące w łowisku. Koniec polowania wyznaczono na godzinę 12.00. Łowczy Karol Zarzycki przypomniał zasady bezpieczeństwa i podkreślił zakaz
zbudowali ostatnio 25 ambonek, tak aby wszyscy mogli w nim uczestniczyć. Zgodnie z ustawą zwyżki te znajdują się 2 m nad poziomem gruntu. Obecnie na terenie obwodu łącznie jest 70 ambon i ambonek. ODPRAWA MYŚLIWYCH
Odprawa została wyznaczona na godzinę 7. W polowaniu uczest25
oczekuje. Polowanie szwedzkie charakteryzuje się cichym pędzeniem. Naganka porusza się bez psów, nie hałasuje, od czasu do czasu uderza kijem w pnie drzew. Naganiacze zostali podzieleni na dwie grupy, odprawę zakończono i mogliśmy ruszyć w łowisko.
opuszczania ambon przed godziną zakończenia polowania. Wyjątkiem byłby przypadek, gdy zwierz padnie w bezpośredniej bliskości zwyżki ze względu na wysoką temperaturę – w trosce o dobrą jakość upolowanej zwierzyny. Łowczy przypomniał także o maksymalnym dystansie, na który można strzelać, czyli 80 m. Myśliwi zostali podzieleni na 3 grupy, które samochodami miały być podwiezione pod ambony. Po losowaniu stanowisk każdy otrzymał wydrukowany plan łowiska z zaznaczonymi stanowiskami, tak by dokładnie wiedział, gdzie będzie polował i gdzie znajdują się pozostali koledzy.
NA STANOWISKACH
O 7:45 byliśmy na swoich ambonach. Ponieważ jak w większości Kół, również i tutaj polowanie hubertowskie zarezerwowane jest tylko dla Członków Koła, przypadła mi rola obserwatora. Kuba, z którym miałem być na ambonie nr 6, był zadowolony z wyników losowania, więc żwawo skierowaliśmy się w stronę naszego transportu. Jadąc samochodem, zobaczyliśmy najpierw mniejszą, a potem większą, liczącą dobrze ponad 30 sztuk chmarę jeleni przebiegających przez dukt leśny ok. 100 m przed nami. Dzień wcześniej, kiedy dbając o bezpieczeństwo osób postronnych, często jeżdżących po leśnych ścieżkach rowerami, mocowaliśmy do drzew tabliczki informujące o polowaniu, również widzieliśmy grupę 10 jeleni. Najpierw biegły one wzdłuż drogi równolegle z samochodem, a potem ok. 10 m przed nami przecięły drogę i zniknęły w lesie.
ODPRAWA NAGANIACZY
Następnie Andrzej Patelka przeprowadził odprawę naganiaczy. Ciche pędzenie jest specyficzne i wymaga dokładnego ustalenia z naganką, jaką drogą oraz jakim tempem będzie się ona poruszała. W odróżnieniu od tradycyjnych pędzeń, naganka kluczy i zdarza się, że do tego samego miejsca dochodzi z różnych stron parę razy. Zależy to od łowiska, wiatru i stanowisk, które są zajęte, dlatego tak ważne jest przeprowadzenie odprawy tuż przed samym polowaniem, aby naganiacze dokładnie wiedzieli, czego się od nich 26
27
CELNY STRZAŁ
Było ciepło, jednak co jakiś czas padał drobny deszcz. Z naszej ambony mogliśmy obserwować dwa leśne dukty, po jednej stronie mieliśmy gęsty, iglasty młodnik, po drugiej liściasty starodrzew. W ciągu pierwszej godziny znowu widzieliśmy dwie małe grupy jeleni przebiegające przez drogę w odległości ponad 100 m. Około 10.00 usłyszeliśmy trzaski w młodniku. Jeśli zwierzęta zdecydują się z niego wyjść, będą ok. 40 m od nas. Pierwsza pojawiła się łania jelenia, następnie cielak, a potem kolejna łania. Kuba złożył się do strzału i Lapua Mega pomknęła do celu. Łania zaznaczyła trafienie i… zniknęła za duktem. Niestety, szybkie przeładowanie skończyło się zakleszczeniem pocisku. Po dwóch sekundach, bo tyle trwało uporanie się z problemem, po zwierzynie nie było już śladu. Im bliżej południa, tym deszcz był intensywniejszy. Kuba był pewny trafienia, ale zastanawialiśmy się, jak daleko będziemy szukać postrzałka. W samo południe zeszliśmy z ambony i udaliśmy się na poszukiwanie łani. Znaleźliśmy ją ok. 50 m od ambony, 20 m od miejsca, w którym została trafiona. Jak się później okazało, po wypatroszeniu łania ważyła 103 kg. 28
29
Była to stara sztuka z wytartymi grandlami. Przeciągnięcie jej prawie 100 m do drogi przez las skończyło się dla nas sporą zadyszką.
ny znajduje się ok. 50 m od domku myśliwskiego, zanim przystąpiliśmy do uczty, zwierzyna została zważona i umieszczona w chłodni. Świetny gulasz z cielaka daniela strzelonego przez Kubę tydzień wcześniej oraz słońce, które w końcu przebiło się przez chmury sprawiły, że doskonały nastrój udzielił się wszystkim. Taki Hubertus to rozumiem…
IMPONUJĄCY POKOT
Ponieważ w czasie polowania słyszeliśmy 16 strzałów, pokot zapowiadał się ciekawie i tak faktycznie było: 6 łań jelenia, 3 łanie daniela, 2 dziki i lis. Ponieważ skup zwierzy30
31
WIELE PASJI. JEDNO R SERIA PRO -MAX™
SERIA SE™
SERIA ALL WEATHER™
ROZWIĄZANIE.
felieton SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI
Co dwie głowy…
Zamknięte obwody łowieckie, zakazy polowań, brak możliwości wykonania planów łowieckich, a w konsekwencji brak pieniędzy w kasach Kół Łowieckich. Taki obraz przedstawia się od roku 2010 na terenie całej Małopolski. Wszystkiemu winna wścieklizna
T
o właśnie ta wirusowa choroba zakaźna zwierząt jest powodem trudnej sytuacji, z którą przyszło się zmierzyć wielu Kołom Łowieckim. Pierwsze przypadki wścieklizny na terenie województwa małopolskiego odnotowano w sierpniu 2010 r. Od tej chwili Wojewódzki Inspektorat Weterynarii w Krakowie pozostaje w stałym kontakcie z Zakładem Wirusologii Weterynaryjnego Państwowego Instytutu
Badawczego w Puławach. Zgodnie z jego zaleceniami, z roku na rok modyfikacji ulega sposób szczepienia lisów. Ponieważ mimo szczepień w dalszym ciągu wścieklizna się rozprzestrzeniała, podjęto dalsze kroki, aby tę sytuację zmienić. W związku z tym zagęszczono linie przelotów samolotów, z których była wykładana szczepionka oraz znacznie zwiększono ilość szczepionki wykładanej ręcznie.
weterynarii została zwołana Rada Sanitarno–Epizootyczna – ustawowe ciało doradcze powoływane przez Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi do rozwiązywania tego rodzaju problemów. W związku z tym w bieżącym roku została zaplanowana dodatkowa akcja szczepień na obszarze, gdzie stwierdza się największą ilość przypadków wścieklizny. Z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii otrzymałem dokładne dane pokazujące szczegółowo stwierdzone przypadki wścieklizny u gatunków zwierząt łownych na terenie województwa małopolskiego w latach 2010–2015.
MYŚLIWSKA POMOC
Jak poinformował mnie rzecznik prasowy wojewody małopolskiego Jan Brodowski, nawiązano także współpracę z przedstawicielami Polskiego Związku Łowieckiego i zorganizowano kilka spotkań na ten temat. Myśliwi zaangażowali się w akcję i zgodzili się uczestniczyć w ręcznym wykładaniu szczepionki. Mając na względzie znajomość terenu, a w szczególności obszarów, w których występuje zagęszczenie lisiej populacji, uwzględniono również sugestie myśliwych dotyczące miejsc wyłożenia szczepionki. Na wniosek wojewódzkiego lekarza Rok
Razem
2015
Liczba przypadków u zwierząt łownych z podziałem na gatunki Lis
Kuna
Borsuk
57
54
2
2014
66
59
2
1
2013
43
39
3
1
2012
21
21
2011
47
38
6
1
2010
99
94
3
1
RAZEM
333
305
16
4
Jenot
Daniel
Zając
Sarna
1 1
3
1
1 1
2
1
1
4
LISY W CENTRUM UWAGI
Jak widać, problem głównie dotyczy lisów i ogólnie rzecz biorąc – drapieżników. Z pośród 333 przypadków wścieklizny 327 to właśnie drapieżniki. Ponadto, patrząc na tabelę, można stwierdzić, że najgorszy był rok 2010, gdzie ujawniono 99 przypadków wścieklizny u gatunków łownych. Później, przez kolejne dwa lata ilość przypadków wścieklizny spadała, aby w roku 2012 wynieść 21. Warto tutaj podkreślić, że były to tylko i wyłącznie przypadki wścieklizny u lisów. Co się więc stało po 2012 r.? Dlaczego rok później pomimo dalszych szczepień liczba ujawnionych przypadków znów się podwoiła? Wśród zwolenników teorii spiskowych pojawiła się opinia, że za sprawą stoją służby weterynaryjne, które chcąc wykazać konieczność szczepień, a tym samym pozyskać środki od UE na dalsze akcje zrzucania szczepionki, postanowiły wpuszczać zarażone wścieklizną lisy w nasze łowiska. Teoria ta, choć surrealistyczna, znalazła wielu zwolenników i przez pewien czas krążyła wśród myśliwych. Nawet pojawiła się plotka, jakoby wojewoda małopolski złożył w tej sprawie zawiadomienia do prokuratury. Plotkę ową zdementował rzecznik prasowy wo36
37
instytucji nie wniosła zastrzeżeń do działań prowadzonych w tym zakresie przez Wojewódzki Inspektorat Weterynarii w Krakowie, a wszystkie sugestie z ich strony były wdrażane na bieżąco. Jak zatem wyjaśnić sytuację? Skoro w 2012 ujawniono tylko 21 przypadków wścieklizny, a w następnych dwóch latach liczba ta znów się potroiła? Mamy 2015 r., a pomimo wzmożenia szczepień sytuacja przedstawia się następująco:
jewody małopolskiego Jan Brodowski, który zaznaczył, iż od 2010 r. Wojewódzki Inspektorat Weterynarii w Krakowie dwukrotnie był kontrolowany przez inspektorów służb weterynaryjnych Unii Europejskiej – z racji współfinansowania szczepienia przez Unię Europejską, również przez inspektorów Europejskiego Trybunału Obrachunkowego oraz Najwyższą Izbę Kontroli. Jak zaznaczył Jan Brodowski, żadna z tych
Liczba przypadków wścieklizny z podziałem na gatunki zwierząt
Powiat lis brzeski
4
gorlicki
21
bydło
jenot
kot
kuna
1 1
1
krakowski
Razem pies 2
7
6
29
1
1
limanowski
3
3
nowosądecki
8
nowotarski
3
3
suski
1
1
tarnowski
13
wadowicki
1
Razem
54
1
1
2
2
3
11
19 1
2
Tabela dotyczy roku 2015 (do 19 listopada)
1
38
3
2
13
75
nie: dlaczego? Skoro kiedyś nie było szczepień i nie odnotowywano tylu przypadków wścieklizny, to co się teraz stało? Czy szczepionka jest nieskuteczna? Skąd się biorą nowe ogniska choroby? Analizując dane z 2015 r. widzimy jedną ciekawą rzecz. Najwięcej, bo 29 przypadków, stwierdzono w powiecie gorlickim. Drugi na liście z 19 przypadkami jest powiat tarnowski, a trzeci, z 11 przypadkami, nowosądecki. Gorlicki to ostatni powiat we wschodniej części województwa małopolskiego. Od wschodu graniczy z województwem podkarpackim, a od południa granicą powiatu jest granica państwa. Im dalej na północ, tym mniej przypadków wścieklizny. Czy ogniska zachorowań należy szukać u naszych sąsiadów? Nie wiem, jak sprawa ma się z wścieklizną na Słowacji, ale coś w tym może być... Odpowiedni skutek powinno przynieść zwiększenie kontroli nad właścicielami psów, zwłaszcza na terenach wiejskich. Jeśli tylko na terenie mojej gminy w ciągu tego roku złapano i przewieziono do schroniska kilkadziesiąt „bezpańskich” psów, to co możemy poradzić na rozprzestrzenianie się wścieklizny? Nawet jeśli potroimy ilość wyrzucanej z samolotów szczepionki, którą pobie-
Z tej tabeli możemy wywnioskować, że znów gatunkiem, u którego stwierdzono najwięcej przypadków wścieklizny jest lis. 54 przypadki wścieklizny u lisów to dane Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Krakowie na dzień 19 listopada 2015 r. Liczba przypadków na podobnym poziomie, co w roku 2014. Niepokojąca jest również liczba 13 przypadków wśród psów domowych. Pomimo ustawowego obowiązku szczepień psów przeciw wściekliźnie, mamy aż 13 przypadków! Jeśli wśród dziko żyjących lisów zapobieganie rozprzestrzeniania się wścieklizny raczej nie jest w 100% możliwe, to w przypadku psów chyba można to monitorować? Przecież w każdym urzędzie gminy znajdują się wykazy posiadaczy psów? Oczywiście znając mentalność niektórych właścicieli, można się jedynie domyślać, że nie zawsze zgłaszają oni fakt posiadania czworonoga. Czasem ze względu na uniknięcie płacenia podatku, a czasem ze względu na tak zwany wszelki wypadek – „jak kogoś pogryzie, to nie mój…”. TRUDNE PYTANIA
Wracając jednak do głównego tematu, możemy zadać sobie pyta39
tarnowskiego, 2 – nowosądeckiego, 4 – gorlickiego, 1 – brzeskiego) oraz 2 wojewody małopolskiego w sprawie zwalczania wścieklizny (obejmując swoim zasięgiem część obszaru powiatu brzeskiego i tarnowskiego oraz brzeskiego, dąbrowskiego, tarnowskiego i proszowickiego). Ze względu na pojawienie się kolejnych przypadków tej choroby w najbliższych dniach zostaną wydane kolejne rozporządzenia, obejmujące swoim zasięgiem części powiatów: wadowickiego, limanowskiego, nowosądeckiego oraz gorlickiego. Wszystkie obowiązujące rozporządzenia są na bieżąco publikowane w Dzienniku Urzędowym Województwa Małopolskiego. Takie in-
rają lisy, jenoty czy kuny, to wszystkich błąkających się po wsiach oraz miastach psów czy kotów i tak nie zaszczepimy. W Kole Łowieckim „Ryś” w Gorlicach oddano ostatnio do badania cztery lisy. Jak się okazuje, wszystkie były zarażone wirusem wścieklizny, mimo że badanie potwierdziło pobranie szczepionki i prawidłowe funkcjonowanie układu immunologicznego! TROCHĘ OPTYMIZMU…
Według najświeższych danych, na chwilę obecną na terenie województwa małopolskiego obowiązuje 10 rozporządzeń powiatowych lekarzy weterynarii (3 na obszarze powiatu 40
formacje zapewne nie ucieszą naszych myśliwych zwłaszcza w Kołach Łowieckich, w których od początku sezonu polowań zbiorowych mają „zapowietrzone” tereny swoich obwodów łowieckich. Czy znajdzie się ktoś, kto w końcu znajdzie przyczynę tej epizootii ? Czy po prostu dojdzie do sytuacji, jaka miała miejsce na Białorusi z afrykańskim pomorem świń u dzików? Miejmy nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Optymizmem napawa ostatnia informacja, jaką otrzymałem z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Krakowie, a brzmi ona tak: „Przy zwalczaniu wścieklizny małopolski wojewódzki lekarz weterynarii oraz powiatowi lekarze wetery-
narii ściśle współpracują z Polskim Związkiem Łowieckim oraz na bieżąco informują Koła Łowieckie o najnowszych przypadkach choroby i nakładanych ograniczeniach. Odbyło się kilka spotkań poświęconych tej tematyce, na których omawiano bieżącą sytuację epizootyczną, dyskutowano na temat przyczyn pojawienia się epizootii i sposobów poprawy sytuacji epizootycznej. Należy podkreślić, że przedstawiciele lokalnych kół łowieckich są aktywnie zaangażowani w pomoc w wykładaniu ręcznym szczepionki przeciwko wściekliźnie dla lisów wolno żyjących”. Jak to mówią: „Co dwie głowy, to nie jedna”. Może więc wspólnie coś zmienimy? Darz Bór! 41
KONKURS FISKARS PRACUJESZ W DOMU LUB W PRACY NARZĘDZIAMI FIRMY FISKARS? ZRÓB ZDJĘCIE, POKAŻ NAM JAK WYKORZYSTUJESZ DOWOLNE NARZĘDZIA FISKARS W SWOJEJ PRACY. DO WYGRANIA 5 ZESTAWÓW OBEJMUJĄCYCH: SIEKIERĘ X7 OSTRZAŁKĘ RĘKAWICE OCHRONNE WYŚLIJ FOTOGRAFIE NA ADRES:
konkurs@gazetalowiecka.pl
NA WASZE ZDJĘCIA CZEKAMY OD 7 LISTOPADA DO 16 GRUDNIA BR. WYNIKI OGŁOSIMY 18 GRUDNIA.
Specjalista od jeleni
S zkocja
Niall Rowantree, menedżer i szef myśliwych West Highland Hunting, od 20 lat poluje na jelenie na półwyspie Ardnamurchan – wystającym z zachodniego wybrzeża Szkocji wąskim, liczącym 130 km2, pasie lądu na północnym Atlantyku. Jest uważany za prawdziwego specjalistę od jeleni TEKST I ZDJĘCIA: SIMON K. BARR TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA
P
ółwysep Ardnamurchan, należący do Ardnamurchan Estate, znany jest na całym świecie ze swoich jeleni szlachetnych, których populacja od pokoleń ulepszana jest metodą hodowli selektywnej. W efekcie żyją tu bardzo wartościowe stada, które przyciągają myśliwych z całego świata. Przez ostatnich sześć lat biuro WHH zajmowało pierwsze miejsce w Anglii w rankingach największych pozyskanych osobników, konkurując ze stowarzyszeniami gospodarującymi populacjami jeleni na terenie 150 majątków ziemskich w kraju.
ZARZĄDZANIE I GENETYKA
Niall Rowantree tłumaczy, że gospodarowanie populacją to dużo więcej, niż może się wydawać. Główny cel, jakim jest utrzymanie zdrowych stad, osiąga się poprzez utrzymywanie ich liczebności na zrównoważonym poziomie, aby miały wystarczającą ilość pożywienia. By to osiągnąć, oferuje się polowania. Oprócz tego Niall zajmuje się sprzedażą jeleni hodowlanych oraz odławianiem i relokacją ich na nowe obszary, aby móc zaoferować parkom i rolnikom zwierzęta czyste genetycznie. Część posiadłości stanowi liczący 700 ha
S zkocja 46
park jeleni, na którym prowadzi się kilka pobocznych działalności, promując jednocześnie wartość jeleni wśród wszystkich odwiedzających. – Polowanie na jelenie to akceptowana tutaj forma turystyki i integralna część naszej pracy związanej z gospodarką łowiecką – mówi Niall. – Przynosi też korzyści dla wsi – na polowaniach zyskują hotele, sklepy, pośrednicy myśliwscy i inne miejscowe firmy. Jesteśmy dumni z tego, że nasze jelenie są tak wysokiej jakości i że od ponad stulecia dzięki starannej gospodarce łowieckiej przyczyniamy się do polepszania zdrowia
tych zwierząt, pozwalając na odstrzał dopiero, gdy osobnik osiągnie maksymalny poziom dojrzałości płciowej. Poza tym naturalnym produktem ubocznym zrównoważonej gospodarki łowieckiej jest mięso. U nas żaden fragment z pozyskanych zwierząt się nie marnuje – wyjaśnia Niall. IMPONUJĄCA KARIERA
Niall wcześnie zaczął karierę zarządcy tego terenu łowieckiego. Urodzony w Sutherland, jeszcze jako dziecko przeprowadził się do Argyll i tam w wieku 9 lat pozyskał pierwszego
a 47
jelenia. Ten dzień pamięta, jakby to było wczoraj. Karierę rozpoczął w 1983 roku, zatrudniając się u diuka Argyll jako stażysta. Potem przez długi czas pracował w strukturach lasów publicznych Wielkiej Brytanii oraz jako zarządca Parku Leśnego Argyll i Parku Leśnego Królowej Elżbiety. W latach 80. był wykładowcą na Uniwersytecie Highlands and Islands, dawał też wykłady na kursach ochrony dzikiej przyrody w szkole wyższej w Thurso. Po dwóch kadencjach na funkcji przewodniczącego Deer Commission for Scotland (ang. Szkocka Komisja ds. Jelenia – przyp. tłum.) został członkiem tymczasowego panelu doradczego ds. jelenia przy Scottish Natural Heritage [organizacji ds. dziedzictwa naturalnego – przyp. red]. Dziś mieszka na półwyspie Ardnamurchan ze swoją żoną i trójką dzieci.
ty. Poziom brązowy sprowadza się do bycia pośrednikiem łowieckim. – Jeśli dany teren łowiecki rzeczywiście oferuje bardzo mocne osobniki jelenia o bardzo dobrej kondycji, możemy je wypromować jako cel polowania z podchodu – objaśnia Niall. – Srebrna usługa obejmuje liczenie populacji, monitorowanie wpływu diety na zdrowie osobników, promowanie łowiska itd. Złota oznacza, że zajmujemy się wszystkim – zapewniamy personel, nadzorujemy rozwój infrastruktury tam, gdzie to niezbędne, dostarczamy sprzęt, reklamujemy polowania i opiekujemy się ich klientami oraz robimy wszystkie inne rzeczy, których wymaga opieka nad populacją. Oferujemy również usługę zarządzania umowami. A więc wynajmujemy się właścicielom ziemskim do wykonywania dla nich określonych czynności – opowiada Niall.
OPIEKA NAD POPULACJĄ
Długie dnie Nialla w pewnej części podporządkowane są zadaniom, jakie firma West Highland Hunting świadczy na rzecz właścicieli dóbr ziemskich w całej Szkocji. Firma zatrudnia trzy osoby zajmujące się tylko tym, a w sezonie zwiększa tę liczbę do jedenastu. Oferuje trzy poziomy usług: brązowy, srebrny i zło-
PARTNERSTWO TO DOBRA WSPÓŁPRACA
W myśleniu Nialla o tym, jak powinno się zarządzać środowiskiem naturalnym Szkocji, kluczową zasadą jest partnerstwo. Odnosi się to zarówno do współpracujących z nim majątków, jak i miejscowych społeczności. 48
S zkocja
49
propozycja ustawy autorstwa Paula Wheelhouse'a, byłego ministra środowiska Szkocji, dotycząca ponownego podziału ziemi poprzez podział majątków. Reforma ziemska jest według niego konieczna, ale musi być zrobiona mądrze. – To byłaby katastrofa, gdyby region miał na zawsze zmienić się z powodu polityki zazdrości. To, czego nam trzeba, to polityka partnerstwa. Mądre zmiany są nieuniknione, ale właścicieli ziemskich powinno się zachęcać do wchodzenia w partnerskie relacje z lokalnymi społecznościami, bo to przynosi korzyści w postaci inwestycji i zatrudnienia. Dlaczego za rzeczy finansowane obecnie przez utalentowanych przedsiębiorców mamy obciążać podatników, gdy istnieje tak duża ekonomiczna presja? – pyta z pasją Rowantree i kontynuuje swój wywód. – Nie można dopuścić do zmarnowania pracy tych ludzi albo sprowadzenia ich roli do służby u pana na włościach. To grupa profesjonalistów, mężczyzn i kobiet, którzy są ambasadorami naszego środowiska naturalnego i często wraz z rodzinami odgrywają ważną rolę w wiejskich społecznościach. Wszyscy mieszkamy na jednej planecie i walczymy przeciw zanikowi jej su-
– Partnerstwo na każdym poziomie to moja życiowa filozofia, która napędza mnie do działania. Przykładowo, pracujemy na wyspie Raasay, która zarządzana jest przez lokalny samorząd. Naszym celem jest doprowadzić do tego, by tamtejsza społeczność sama opiekowała się swoimi jeleniami i byśmy zeszli z partnerstwa złotego do brązowego. Działaliśmy również na pozostałych wyspach Hebrydów i jesteśmy chętni, by wspierać myśliwych i zarządców ziemskich w podejmowaniu dobrych decyzji co do wykorzystania jeleni w tym obszarze. Tak będzie, jeśli oferowane polowania będą najwyższej jakości, bo one generują przychody, minimalizują konflikty z rolnikami oraz ogólnie zwiększają atrakcyjność regionu. Np. mięso nie powinno opuszczać wyspy nieoskórowane. Powinno zostać zjedzone na miejscu lub wyeksportowane z etykietą wyspy jako produkt o szczególnej wartości. Takie podejście sprzyja tworzeniu miejsc pracy, możliwości biznesowych i przychodów. ZMIANY OWSZEM, ALE MĄDRE…
W głębi serca Niall jest patriotą. Z pasją opowiada o korzyściach, jakie przynoszą krajowi szkockie majątki ziemskie. Niepokoi go ostatnia 50
S zkocja
51
S zkocja
rowców naturalnych. Jedyna opcja to się zjednoczyć – mówi Niall. Gdy wypowiada się na tematy związane z jeleniem, ciężko mu przerwać.
a także jej bogactwem naturalnym. Według niego przyszłość szkockiej wsi trzeba budować na tym, co praktyczne, co już tu jest, i co ma pozytywne odzwierciedlenie w społeczeństwie, gospodarce i środowisku, czyli tym, co nazywa trzema filarami. A kogo współcześnie stać na ich zignorowanie?
SERCE I DUSZA SZKOCJI
Dla niego ta opisana niezwykle barwnie walka oznacza mądre wykorzystanie gatunku, będącego sercem i duszą Szkocji,
52
53
Poranne polowanie
Jednym z plusów bycia myśliwym jest częste przebywanie na łonie natury. Dodatkową zaletą jest to, że nieraz poluje się w porach, w których inni zapuszczają korzenie przed telewizorem TEKST I ZDJĘCIA: JOAKIM NORDLUND TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA
W
krótce wody Botnika Północnego [północny basen Zatoki Botnickiej – przyp. red.] pokryją się lodem. Chociaż jeszcze można na nich pływać, większość łodzi już stąd zniknęła.
nic w świecie nie chciał ominąć porannego polowania. – Philip interesuje się łowiectwem. Bardzo się bał, że zaśpimy, dlatego kiedy rano przyszedłem go obudzić, był już w połowie ubrany – tłumaczy Magnus. Towarzyszy nam też suczka gończego Schillera, Tina. Pierwszego gończego Schillera w rodzinie kupił Martin, ojciec Magnusa, w 1946 roku. Magnus miał wtedy tyle lat, co Philip, i strzelił wówczas swojego pierwszego zająca.
KIERUNEK: KÖPMANHOLMEN
Łódź Larsa Berga jest prawdopodobnie jedną z ostatnich pozostałych na morzu, ku wielkiej uciesze Magnusa Glada. – Lars to mój kuzyn. Często pożyczam od niego łódź – wyjaśnia Magnus, wjeżdżając na niewielkie nabrzeże. Słońce jeszcze nie wstało, ale już niebawem powierzchnia wody zacznie mienić się najpiękniejszymi kolorami. Jest z nami również syn Magnusa, Philip. Jedenastolatek za
NIEŁATWE ZADANIE
Kilka dni wcześniej Magnus strzelił na wyspie Köpmanholmen dwa zające. Było tam tak wiele tropów, że Tina nie wiedziała, za którymi podążać. A jeszcze wcześniej dwóch znajomych z wioski pozyska-
56
ło tu aż pięć sztuk. Powoli docieramy do celu. Gdy mój towarzysz wyłącza silnik i łódź podpływa gładko w stronę pokrytego trzcinami brzegu, Tina wydaje z siebie ciche, niecierpliwe skomlenie. Doskonale wie, co się szykuje. Dla nas, „dwunogów”, pierwszym wyzwaniem jest przedostanie się o suchej stopie na brzeg. Wychodzi nam to całkiem nieźle. Idziemy w głąb wyspy. Tam Magnus spuszcza Tinę z otoka, a Philip zaczyna zbierać drewno na ognisko. Jednak polowanie na wyspach nie jest wcale takie proste, jak mogłoby się wydawać. W porastającej brzegi wysokiej trzcinie pełno jest dużych kamieni, będących świetną kryjówką dla zajęcy. Nawet najbardziej doświadczone psy potrafią się na to nabrać. Mimo to dzisiejsze łowy zaczynają się obiecująco...
TINA W AKCJI
Ledwie zdążyliśmy rozpalić ogień, a już słychać pierwszy anons. Tina goni zwierzę z jednego końca wyspy na drugi. – Tam! – mówi Magnus, a naszym oczom ukazuje się zając. Staje ok. 75 m od nas i rozgląda się. Potem nas okrąża i znika w lesie. Philip jest niezadowolony. – Dlaczego nie strzeliłeś? Pytanie jest ostre, wymierzone w Magnusa. – Spokojnie, daj psu się wykazać. Będzie jeszcze okazja – odpowiada jego ojciec, uśmiechając się. Pies goni zająca w stronę łodzi, ale na plaży głoszenie ucicha na dobre dziesięć minut. Na ekranie nadajnika widać, że Tina kręci się w miejscu. Czekając, aż suczka na nowo podejmie pościg, Magnus wyjmuje
57
patelnię i podgrzewa na niej kawałek souvas (wędzone mięso renifera – przyp. tłum.). Smakuje wybornie. Philip nie może przeboleć, że zając za pierwszym razem uciekł. – Ja bym od razu strzelił – zapewnia. – Musisz zaufać psu. Przynajmniej już wiemy, że jest tu jakiś zając – odpowiada spokojnie Magnus. Jak się jednak okaże, na wyspie poluje się bardzo trudno. Suczka znienacka podejmuje pościg, ale głoszenie cichnie już po minucie. Taktyka zająca jest jasna – sus w trzciny i nie wyściubiać nosa. W końcu idziemy na plażę i próbujemy go wypłoszyć. Udaje się. Szarak wyskakuje wprost na nas, ale zaraz z nową energią rzuca się do ucieczki. Tina wydaje z siebie głośny szczek, a w oczach Philipa pojawia się błysk – polowanie znów się zaczęło. ZAJĄCE GÓRĄ
Pies goni za zającem na drugą stronę wyspy, a my wracamy do ogniska, na którym czeka na nas imbryk z kawą. Philip zabija czas, bawiąc się drewnem, które w końcu rąbie za pomocą toporka. Magnus wyciąga fajkę. Gdy głoszenie znów ucicha, uznajemy, że dziś to zwierzyna wyciągnęła najdłuższą słomkę. Postanawiamy 58
59
Köpmanholmen, a także pozostałe: Långholmen, Granholmen i Furuholmen. Zbliżamy się do stałego lądu. Philip wymusza na ojcu obietnicę: – Następnym razem, jak zobaczysz zająca, masz strzelić. Niedługo potem przekonaliśmy sie, że los bywa przewrotny – kilka dni po naszej wizycie Magnus w pojedynkę pozyskał zająca. Ale my już tego nie widzieliśmy...
więc po prostu nacieszyć się tym, jak cicho jest dziś na morzu. Z fajką w ręku Magnus komentuje to, czego przed chwilą doświadczyliśmy – że polowanie na wyspach wcale nie jest takie łatwe. – Czasem człowiek strzeli trzy zające i nawet nie zdąży zauważyć, jak do tego doszło. A czasami jest mnóstwo zwierzyny, ale i tak się nie udaje. Powoli zostawiamy za sobą wyspę
Souvas szybko się kończy, ale kiełbasą też nie pogardzimy
60
61
Zeiss Victory 10x4 CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ Otworzyłem pudełko z lornetką z wbudowanym dalmierzem jednocześnie z radością i nadzieją. Moje oczekiwania były wysokie, jak zawsze w przypadku sprzętu Zeiss Victory. I nie zawiodłem się, o czym sami się przekonacie, czytając moją relację z testu… TEKST I ZDJĘCIA: RICKARD FAIVRE TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA
45 T * RF
64
C
do -3,5 dioptrii. Rozstaw okularów wynosi 54–76 mm, tak więc nadaje się praktycznie dla każdego. Można go też dopasować manualnie, tj. ściskając lub rozciągając lornetkę. Po znalezieniu odpowiedniego rozstawu, w przypadku którego obraz jest okrągły, lornetka nigdy sama nie zmieni danego ustawienia. Można to zrobić tylko manualnie. Często w przypadku tańszego, a zarazem gorszej jakości sprzętu, zdarza się, że w celu zachowania okrągłego i pełnego obrazu trzeba za każdym razem ustawiać rozstaw lornetki od początku. Na szczęście Zeiss Victory oszczędza nam takich problemów. Lornetka jest wyposażona w tzw. fokus centralny, który działa bez zarzutu. Wystarczający opór pierścienia oraz precyzyjna regulacja ostrości sprawiają, że obsługa jest czystą przyjemnością.
udownie jest móc wypróbować takie cacko, kiedy akurat rozglądamy się za takim sprzętem. Jeśli jednak wydaje się nam, że go nie potrzebujemy, to po przetestowaniu okazuje się, że musimy go mieć. Właśnie tak było ze mną. Niestety, ma to pewne konsekwencje dla… portfela, bo wejście w posiadanie takiej lornetki wymaga wyłożenia niemałej sumy. Oczywiście w takim przypadku trzeba to potraktować jak dobrą inwestycję, która na pewno się nam opłaci. PIERWSZE WRAŻENIE
Często jest ono najważniejsze, a Zeiss Victory 10x45 T * RF sprawia na mnie naprawdę niezłe wrażenie. Cała lornetka jest pokryta gumą, która uniemożliwia wyślizgnięcie się jej z rąk oraz chroni przed uszkodzeniami. Chociaż powierzchnia wygląda na gładką, w rzeczywistości wcale taka nie jest. W miejscu, w którym z reguły trzyma się lornetkę, guma jest po obu stronach rowkowana, dzięki czemu można ją chwycić nawet mokrymi rękoma lub w rękawiczkach, bez obawy o jej wyślizgnięcie się.
MIŁA NIESPODZIANKA
Kiedy wszystkie parametry są prawidłowo ustawione, jakość obrazu jest naprawdę wysoka. Zarówno ostrość, jak i kontrast oraz odzwierciedlenie kolorów są tak dobre, że użytkownikowi robi się wręcz przykro, że sam nie ma tak dobrego wzroku. Z reguły lornetki z wbudowanym dalmierzem tracą część wydajności optycz-
OBSŁUGA? REWELACJA!
Okulary lornetki można indywidualnie regulować w zakresie od +3,5 65
1600 B. I co się okazało? Wszystkie pomiary wykonane przez testowaną lornetkę Zeiss były identyczne z tymi wykonanymi przy pomocy Leicy – od 10 do 1184 m. Lornetka Zeiss nie była w stanie prawidłowo dokonać pomiaru tylko w przypadku obiektów znajdujących się w zbyt dużej odległości, blisko ziemi lub obiektów bardzo ciemnych, np. ciemno ubarwionej krowy, stojącej w odległości 1100 m. Co prawda, tych dwóch urządzeń generalnie nie powinno się porównywać, bo moja Leica pełni w zasadzie wyłącznie rolę dalmierza. Niemniej jednak sprzęt marki Zeiss stanowi doskonały kompromis między dalmierzem a samą lornetką. Trzeba podkreślić, że świetnie sobie radzi z celem ruchomym. Pomiar zabiera 1,5 s i pozostaje na ekranie przez 20 s (w celu oszczędzania baterii). Lornetka posiada również zintegrowany system informacji o danych balistycznych (BIS), służący do obliczania punktu trafienia na daną odległość. Z funkcji tej można korzystać w przypadku odległości do 500 m.
nej nawet do 30%. W przypadku tej lornetki nie odnosi się takiego wrażenia. Moim zdaniem Zeiss naprawdę wspiął się na wyżyny i na dodatek przygotował miłą niespodziankę. Dalmierz, zgodnie ze specyfikacją, ma zasięg do 1200 m, ale w rzeczywistości jest on nieco większy. A to ciekawe, bo w przypadku większości lornetek z wbudowanym dalmierzem producenci podają zwykle większy zasięg, niż one faktycznie posiadają. Co ważne, przycisk lasera znajduje się w górnej części lornetki i można łatwo do niego sięgnąć prawym palcem wskazującym, który normalnie spoczywa na lornetce w miejscu chwytu. W dobrych warunkach pomiar zabiera niecałe pół sekundy. Jego wynik ukazuje się na ekranie LED w centrum pola widzenia, po czym pozostaje na nim przez 3 s. Natężenie światła na ekranie LED regulowane jest automatycznie, zależnie od warunków świetlnych, tak więc sam użytkownik nie musi zawracać sobie tym głowy. IDEALNE POMIARY
Aby upewnić się, że lornetka firmy Zeiss dokonała pomiaru prawidłowo, porównałem wynik z podanym przez mój stary dalmierz Leica CRF
ŻĄDZA POSIADANIA
Moja obawa okazała się uzasadniona – muszę mieć tę lornetkę. Problemem jest tylko fakt, że trudno 66
mi się rozstać z moją starą Leicą. Jedyną wadą lornetki Zeiss jest pewien znaczący szczegół – cena. Wypożyczenie tego cacka to sama przyjemność, ale kupno to już konkretny wydatek: ponad 13 000 złotych. Jak już jednak wspominałem – to trafiona inwestycja na lata i tak trzeba do tego podejść. A naprawdę warto! Trudno bowiem opisać radość, jaką się czuje, będąc w stanie dojrzeć parostki rogacza stojącego w falującej trawie w odległości 200 m. Zwłaszcza jeżeli wcześniej było to niemożliwe z uwagi na stosowanie lornetek o średniej jakości optyce.
CHARAKTERYSTYKA • warstwa antyrefleksyjna Zeiss T * zwiększająca wydajność optyczną oraz dająca lepszy kontrast i ostrość obrazu • pokrycia fazowe dla jaśniejszego i ostrzejszego widoku • opatentowana powłoka soczewek LotuTec® chroniąca soczewki przed zabrudzeniem, wilgocią i kroplami wody • ekran LED z automatyczną regulacją poziomu jasności • pryzmaty dachowe Abbe König, gumowa obudowa magnezowego korpusu, fokus centralny (system informacji o danych balistycznych BIS), komputer balistyczny • pole widzenia: 110 m na odległość 1000 m (º): 5.8 • granica bliży: 5,5 m • rozstaw okularów: 16 mm • liczba zmierzchowa: 21,2 • pomiar odległości: 10-1200 m z dokładnością: +/- 1 m do 600 m, +/0,5% powyżej 600 m • prędkość pomiaru: 0,5 s • powiększenie optyczne: 10 x średnica obiektywu: 45 mm (daje 15% więcej światła niż obiektyw o średnicy 42) • bateria: 1 x CR 2 • żywotność baterii: ok. 10000 pomiarów w temp. 20°C • waga: 995 g • wymiary: 167 x 95 mm • cena: 13 300 zł
67
TŁUMACZYŁA: AGNIESZKA ŚWIERK
S
zwecja rok 1950. Król Szwecji Gustaw V był znany ze swojego szczególnego zamiłowania do łowiectwa. Nic dziwnego, że oddawał się tej pasji aż do ostatnich dni życia. Na zdjęciu widzimy głowę państwa w wieku 92 lat na polowaniu na łosie. Było to krótko przed jego śmiercią, która nastapiła jesienią 1950 roku. Broń, którą Gustaw V trzyma w ręku, to karabin dwulufowy Husqvarna model 410 Eckermann, kaliber 9,3 x 74 R. Dostał go w prezencie na 60. urodziny. Był to jeden z najlepszych karabinów tej kultowej szwedzkiej marki w całej jej historii. Sędziwy monarcha miał wiele różnych zainteresowań m.in. lubił… haftować. Może w ostatnich dniach
życia powinien skupić się właśnie na tym hobby, bo – zgodnie z krążącą plotką – słabowity Gustaw V u schyłku życia stanowił zagrożenie dla innych uczestników polowania, ponieważ cierpiał na ciężką demencję. Z plotki tej narodziła się anegdota, jak to król zastrzelił konia prowadzonego przez rolnika, po czym w momencie, gdy ten odskoczył śmiertelnie przerażony od martwego zwierzęcia, władca krzyknął do swojego towarzysza: „Strzelaj cielaka!”. Ja sam również chętnie poluję z ambony, mimo że nie jestem już najmłodszy – mam nadzieję, że jakaś poczciwa duszyczka rozładuje dyskretnie moją broń w sytuacji, gdy nie będę już w 100% „tu i teraz”…
69
Karelski pies na niedźwiedzie Tytuł tego artykułu rodzi pytanie – po co mi pies na niedźwiedzie, skoro poluję na dziki? Pewnie z tego samego powodu, dla którego jeździmy samochodem terenowym po Warszawie – ani to wygodne, ani uzasadnione ekonomicznie. Ale po namyśle dochodzę do wniosku, że samo obcowanie z tym pierwotnym szpicem daje taką samą frajdę, jak patrzenie na innych kierowców z perspektywy fotela terenówki… TEKST I ZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA WWW.CHARYZMAT.PL
O
genezie tej rasy napisano sporo. Wspomnieć należy, że psy te pochodzą z dalekiej północy, gdzie temperatura rzadko osiąga poziom 10 stopni powyżej zera. Ich przystosowanie do życia w niskich temperaturach jest tak duże, że nasz klimat może być sporym kłopotem, jeśli pies będzie mieszkał np. w mieście. Warto wziąć to pod uwagę i decydując się na osobnika tej rasy, zapewnić mu właściwe lokum, dostęp do wody oraz odpowiednią dawkę ruchu.
indywidualnym zdawałem się całkowicie na czujność psa, który nieomylnie wskazywał szpiczastą kufą kierunek, z którego pojawiała się zwierzyna. Kwadratowy obrys sylwetki, puszysta okrywa włosowa z bardzo gęstym podsierstkiem oraz zawinięty w rogalik ogon to kolejne cechy charakterystyczne definiujące naszego przybysza z krainy lodu. PRAWDZIWY ŁOWCA
Warto zwrócić uwagę na sposób poruszania się tego pierwotnego zwierzaka. Kiedy na niego patrzymy, zdaje się, że nie dotyka on ziemi, jest niczym wprawiona w ruch pacynka, która poruszana sznureczkami tylko czasami dotyka podłoża, ale dzięki sprężynom zaraz się znów od niego odrywa. Pies ani przez chwilę nie traci kontaktu z rzeczywistością, każdy ruch jest przemyślany i wyrachowany. Nie ma czegoś takiego jak ,,owczy pęd’’ za byle czym i byle gdzie. Pełna kontrola zmysłów, kierunku ruchu oraz doskonała synchronizacja powodują, że energii wystarcza karelowi na bardzo długo. Taki sposób zachowania oraz umiejętność wykorzystywania swoich atutów w stu procentach jest spowodowana tym, że ten pies jest w swojej natu-
CHARAKTERYSTYKA
Przyjrzyjmy się bliżej naszemu czworonogowi. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to ostre, stojące uszy, charakterystyczne dla szpicy, do których należy karelski pies na niedźwiedzie. Wychwytują one każdy szmer i pisk gryzonia, na które to poluje z wielką pasją. Widywałem niejednokrotnie, jak jego uszy podążały za dźwiękiem niczym wojskowy radar. Słuch jest istotnym zmysłem, którym kieruje się karel. Szeroko rozstawione, głęboko osadzone oczy stanowią również bardzo pewny i ważny oręż. Potrafią dostrzec każdy ruch, który nawet dla człowieka jest trudny do zarejestrowania. Wiele razy na polowaniu 72
73
rakterem tego puszystego myśliwca. Wiele razy szkoląc te psy, odnosiłem wrażenie, że za chwilę rzucą się na mnie i rozszarpią na drobne kawałki. Ale to było tylko wrażenie. Po czym brałem dorosłego psa na ręce, podnosząc go do góry, aby pokazać swoją przewagę, mając jego kufę w bezpośredniej bliskości swojej twarzy. Później bawiliśmy się, przewracając na łące i tarzając. W ten sposób znajdowaliśmy wspólny język. Kie-
rze bardziej dzikim zwierzęciem niż oswojonym psem. To właśnie dzikie zwierzęta, takie jak lisy czy wilki, zachowują się jak karel. Polowanie dla nich jest tak naturalne, jak dla niektórych naszych pupili jedzenie suchej karmy z blaszanej miski. POZORY MYLĄ
Czy dziki znaczy niebezpieczny i agresywny? Nic bardziej mylnego. Tutaj warto pochylić się nad cha74
dy wyczesywałem karelowi sierść i zgrzebło zbyt mocno pociągnęło za sierść, pies robił zwrot niczym grzechotnik nadepnięty na ogon i… dotykał wilgotnym nosem mojej dłoni. Nigdy nie ugryzł, choć przecież to nie ja go wychowałem, byłem tylko nauczycielem. Za każdym razem, kiedy miałem przyjemność pracować z tą rasą, czuło się jednak dystans pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem. Nigdy
nie było tak. że ten pies był oddany mi na milion procent. Karel zawsze myślał o sobie, później dopiero o tym, co wokół niego. ZAUFANIE I ODDANIE
Sytuacja zmieniała się diametralnie, kiedy przyjeżdżał właściciel psa. Takiej radości, oddania i szalonego entuzjazmu nie widywałem u innych ras. Widać było, jak bardzo ten pies się przywiązuje do swojego stada, 75
jak drogie są mu osoby, z którymi się wychował. To moim zdaniem kolejny wielki plus. Bo przecież karel ofiarowuje człowiekowi to, co najcenniejsze – zaufanie i oddanie. Ważne więc, aby komunikować się z nim we właściwy sposób. O komunikacji z pierwotnymi rasami należy koniecznie napisać kilka słów. Oczywiście pewne schematy są dokładnie takie same jak w postępowaniu z innymi zwierzętami, ale należy zwrócić uwagę na parę rzeczy. Po pierwsze, psów tych nie da się zmusić do wykonywania poleceń. One robią tylko to, na co mają ochotę. W związku z tym jedyne, co możemy zrobić, to wpłynąć na nie, by z ochotą robiły dokładnie to, czego od nich oczekujemy. Kolejna sprawa to bezwzględna konsekwencja. Raz niewykonana komenda będzie oznaczała dla tego psa, że może jej nie wykonywać nigdy. Wynika to z ogromnej inteligencji tego czworonoga, który uczy się bardzo szybko – niestety, nie tylko dobrych, ale i tych złych rzeczy. Przykład – karel bardzo chętnie wsiada do samochodu na podwórku bo wie, że jedzie do lasu. Niestety, w lesie nie chce wsiąść już do auta, bo wie, że jedzie do domu, gdzie będzie się nudził. I żadna siła nie
jest w stanie tego zmienić. Należy wykazać się sprytem i wziąć psa na smycz, zanim on zorientuje się, że samochód jest już blisko. DO POLOWAŃ ZBIOROWYCH
Na co polujemy z karelskim psem na niedźwiedzie? W naszych warunkach najczęściej jest to pies do polowań zbiorowych, gdzie dzięki swoim wyostrzonym zmysłom znajduje i oszczekuje zwierzynę grubą, zmuszając ją do wyjścia na linię myśliwych. Pamiętać należy, że pies nie goni zwierzyny głosem, tak jak robią to psy gończe, lecz oszczekuje tylko „na oko”, tzn. jeśli jest w bezpośredniej bliskości zwierza. Ma to swoje plusy i minusy. Dla kogoś bez wielkiego doświadczenia sytuacja w lesie będzie czarno-biała, czyli: pies szczeka – jest zwierzyna, pies nie szczeka – nie ma zwierzyny. Psy gończe szczekają również na ciepły trop zwierza, co nie zawsze oznacza, że np. dziki są w danym oddziale. Ale dzięki głoszeniu, po tropie jesteśmy w stanie zlokalizować drogę ucieczki zwierza i odpowiednio reagować. Oczywiście sprawny przewodnik zawsze wie, na co szczeka jego pies, ale do tego potrzebne są lata doświadczeń i znajomość swoich pupili. 76
77
psów jest absolutnie zero-jedynkowy, to wiemy wszyscy, że bardzo często najprostsze rzeczy bywają najtrudniejsze. Bez wątpienia jest to rasa, u której instynkt polowania nie został jeszcze zaburzony spaniem w pościeli i ciągle pełną miską. Przystosowanie do walki o przetrwanie w trudnych warunkach pogodowych, ponadprzeciętna wytrzymałość fizyczna, a także wrażliwy charakter i przywiązanie do stada predysponują tego psa do polowań zbiorowych, niemniej jednak przy odpowiednim ułożeniu może również pracować jako tropowiec. Pamiętajmy, że na dalekiej północy szpice są jedynymi psami, które przetrwały i życie człowieka bez nich byłoby tam przez całe wieki niemożliwe. Dlatego też rasa ta ma wręcz „zakodowaną” historię zmagań człowieka z pierwotną przyrodą w krainie, gdzie od skuteczności polowania bardzo często zależało życie.
KWESTIA WYBORU
Co jest dla nas lepsze, każdy zdecyduje sam. Czy karel będzie chciał i potrafił pracować na zimnych tropach postrzałków zwierzyny grubej? Pewnego razu przypadkowo przechodziłem z karelem obok miejsca, gdzie dwa dni wcześniej położyłem ścieżkę dla posokowca. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym korzystając z okazji, nie sprawdził reakcji psa. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu karel przypiął się do tropu niczym rasowy hanover i przez kilkaset metrów nie zboczył ani na metr. Do dziś nie wiem, czy to był pies o wybitnych zdolnościach osobniczych, czy też udało nam się tak bardzo znaleźć wspólny język – ale jego praca była perfekcyjna. Inna sprawa, że akurat ten osobnik nie uczestniczył w polowaniach zbiorowych, co jak wiemy, mocno zaburza pracę dolnym wiatrem na zimnych tropach, a moja praca nad nim szła w kierunku tropowca i pracy na kilkugodzinnych ścieżkach tropowych. NIE DLA KAŻDEGO
Karelski pies na niedźwiedzie na pewno nie jest rasą dla wszystkich i na pewno nie jest też psem dla ludzi bez doświadczenia kynologicznego. Choć sposób komunikacji z tą grupą 78
79
Bezpieczeństwo,
wygoda
i porządek Każdy posiadacz broni palnej, repliki airsoftowej czy wiatrówki wcześniej czy później napotyka na ten sam problem, mianowicie: jak bezpiecznie przewieźć swój sprzęt z punktu A do punktu B oraz jak i gdzie go przechowywać. My znamy rozwiązanie... TEKST: MICHAŁ MASŁOWSKI ZDJĘCIA: MATERIAŁY PROMOCYJNE
J
ak przechowywać w uporządkowany sposób wszystkie dodatki, akcesoria, środki czyszczące, amunicję i szpej, a także wszystko, co stosujemy podczas treningów czy zawodów? Ludzie stosują różne rozwiązania – od wożenia sprzętu w firmowych pudełkach po owijanie go w różnego typu materiały, czy mniej lub bardziej profesjonalne futerały. Jednak kiedy mamy już przekonanie, że zgromadziliśmy świetny sprzęt, denerwuje nas fakt, że na trening, polowanie czy zawody za każdym razem zabieramy mnóstwo rzeczy i jadąc samochodem, zastanawiamy się, czy na pewno spakowaliśmy wszystkie paczuszki. To jest właśnie czas, kiedy warto zająć się kwestią skutecznej organizacji naszych zasobów. Pomoże nam w tym kompleksowa oferta futerałów, walizek i różnego typu skrzyń firmy Plano, zaprojektowanych specjalnie na potrzeby strzelców. MADE IN USA
Ta amerykańska firma z siedzibą w Plano w stanie Illinois działa na rynku od 1952 r. Od początku swej działalności specjalizuje się w produkcji tzw. „tacle and tool boxes”. W 2012 r. Plano stało się największym w USA dostawcą skrzyń, boxów, pudełek i futerałów plastikowych dla miłośników myślistwa, wojska, policji oraz fanów outdooru. Produkty Plano charakteryzują się wysoką jakością wykonania, wieloma międzynarodowymi certyfikatami, ergonomią i bardzo szeroką rozmiarówką, co pozwala dobrać produkt Plano praktycznie do każdego sprzętu. W Polsce produkty Plano są dystrybuowane przez firmę Normark. Dystrybutor postarał się, by oferta była szeroka oraz cenowo dopasowana do możliwości naszego portfela. 82
83
WALIZKI ALL WEATHER
Zacznijmy od walizek ALL WEATHER, moim zdaniem najbardziej zaawansowanego produktu w portfolio firmy. Są to profesjonalne walizki posiadające następujące cechy użytkowe: • hermetyczne • 5 klamer zamykających po obwodzie • 2 zamki na klucz • możliwość założenia dodatkowej kłódki lub plomby • atest dopuszczający transport lotniczy • zawór regulujący ciśnienie w środku walizki w czasie lotu samolotem • stałe wypełnienie gąbką typu „zęby rekina” • dodatkowy wkład piankowy, umożliwiający wydarcie części pianki pod kształt naszej broni • wygodny uchwyt • sztywna konstrukcja i wysoka odporność mechaniczna Naprawdę trudno wyobrazić sobie lepszą ochronę dla naszego sprzętu. Walizki są dostępne w dwóch rozmiarach (mm): • 36-calowa – zewnętrze: 1016x406x139, wnętrze: 940x330x127 • 42-calowa – zewnętrze: 1168x406x139, wnętrze: 1092x330x127 Walizki ALL WEATHER pomieszczą karabiny typu M4 czy AK, broń myśliwską, broń krótką i trochę drobiazgów, w zależności od tego, jak sobie zorganizujemy przestrzeń. Zapewnią przy tym 100-procentową ochronę przed większością zdarzeń, na jakie nasz sprzęt może być narażony. Walizki AW wyposażone są w dwa 84
typy gąbki. Ruchomy kształt naszej broni. W w walizce różne typy ALL WEATHER mim na bez strachu zabiera kańskiego mają mnóst a to dzięki zaworowi c
wkład z ponacinaną w kostkę gąbką pozwala na dokładne wydarcie gąbki pod W sytuacji, gdy rezygnujemy z dodatkowego wkładu piankowego, bo przenosimy broni, „zęby rekina”, znakomicie utrzymują karabinek na miejscu. mo pancernej budowy są bardzo przyjazne w obsłudze. Dają też pewność, że możać sprzęt nawet w najtrudniejszy teren. Poza tym jako produkt pochodzenia amerytwo różnych certyfikatów, łącznie z tymi pozwalającymi na przewóz w samolocie, ciśnieniowemu, ponieważ ALL WEATHER są hermetyczne.
85
WALIZKI PRO-MAX
Kolejne linia to walizki PRO-MAX. Powiedziałbym, że są to walizki typu Slim – tak zaprojektowane, by okrywać/otaczać sprzęt i zajmować jak najmniej miejsca. Możemy w nich bezpiecznie przenosić sztucery, wiatrówki lub pistolety. W środku wyłożone są dwiema warstwami gąbki „zęby rekina”. Cztery klamry zapewniają bezpieczne zamknięcie. Możemy także założyć plombę lub kłódkę. Specjalne przetłoczenia nadają ciekawy wygląd i usztywniają konstrukcję. Zastosowano tu także system zapobiegający możliwości zgniecenia walizki w normalnym użytkowaniu – są przetłoczenia, które po zamknięciu walizki zachodzą na siebie i stanowią coś w rodzaju wewnętrznej kolumny podpierającej. W tej linii mamy dostępne trzy produkty (rozmiar w mm): • Pistol Case – zewnętrze: 425x368x89, wnętrze: 410x289x79 • Single Scope Rifle – zewnętrze: 1352x105x305, wnętrze: 1320x95x210 • Single Scope Contured Rifle – zewnętrze: 1362x105x330, wnętrze: 1320x95x260 86
87
WALIZKI
PROTECTOR
Warto zwrócić uwagę na linię PROTECTOR, w której znajdziemy np. walizkę na dwie sztuki broni długiej. Mogą to być sztucery, strzelby czy też wiatrówki lub ultrakompaktowe pudełka na broń krótką, których rozmiary są dedykowane pod konkretne typy: mały, duży i średni pistolet. Przykładowe wymiary walizek (w mm): •
•
Double Gun – zewnętrze: 1340x241x82, wnętrze: 1320x210x76 Medium Frame Pistol – zewnętrze: 247x156x57, wnętrze: 235x124x44
88
89
SKRZYNIE I SKRZYNKI
Plano pomyślało także o tym, jak możemy przechowywać dodatkowy sprzęt potrzebny w czasie zawodów, polowania czy treningów. Do dyspozycji dostajemy dwie linie skrzyń i skrzynek. SPORTMAN’S
Skrzynie SPORTMAN’S to rozwiązania typowo transportowe, pozwalające także w jednym miejscu przechowywać wszystkie potrzebne nam rzeczy. W zależności od naszych potrzeb mamy do dyspozycji trzy rozmiary (w mm): • Small Sportman’s Trunk – zewnętrze: 610x381x330, wnętrze: 508x305x292 • Medium Sportman’s Trunk – zewnętrze: 762x362x323, wnętrze: 660x285x285 • XXL Sportman’s Trunk – zewnętrze: 959x355x463, wnętrze: 882x343x406 Skrzynie wykonano z wysokiej jakości plastiku odpornego na temperaturę i różne warunki pogodowe. Konstrukcje są sztywne, wieka zamykane na klamry, możemy też zastosować kłódkę. Można na nich spokojnie stanąć lub siedzieć. Kufry dostępne są w kolorach: czarnym, oliwkowym i camo. Wersja Small i Medium posiada zdejmowane pokrywy, XXL ma pokrywę na zawiasach oraz kółka transportowe. 90
91
BOXY
Wiadomo, że nie wszystko wrzucimy do dużej skrzyni, sprzęt elektroniczny (radio, GPS) czy amunicja nie powinny być luzem. Dlatego tego typu rzeczy możemy włożyć do wodoodpornych „pudełek polowych”, czyli czegoś, co bardzo przypomina skrzynki na amunicję, zresztą ich nazwy handlowe jasno określają przeznaczenie. Prostokątna konstrukcja z unoszonym, długim wiekiem, zamykanym na szeroki, mosiężno-plastikowy zatrzask, znakomicie pasuje do wielu typów amunicji czy drobnego osprzętu. Skrzynkę możemy dodatkowo zabezpieczyć przed otwarciem przy pomocy plomby, opaski plastikowej lub kłódki. Do przenoszenia służy duża, wygodna rączka. Boxy są dostępne w trzech rozmiarach (w mm): •
•
•
Shot Shell Box – zewnętrze: 346x143x143 Field Box – zewnętrze: 292x130x180, wnętrze: 241x108x165 Zombie Ammo Box – zewnętrze: 381x203x254, wnętrze: 343x152x216
92
93
EXTRA LARGE SHOOTER’S CASE
Czasami musimy wykonać drobną naprawę, założyć i wyregulować nowy akcesoria czy po prostu wyczyścić nasz sprzęt. Potrzebujemy narzędzia i wygodnego rozwiązania do pracy z naszym sprzętem. Plano proponuje nam Extra Large Shooter’s Case. Jest to skrzynka narzędziowa ze specjalnym stojakiem na broń. W skrzynce znajduje się paleta na drobne elementy, która służy też jako podręczny stół. Pod spodem mamy dużą przestrzeń transportową na większe rzeczy. Mieszczą się tam też dwa uchwyty, które po zamocowaniu na bocznych ściankach skrzyni dają stabilny uchwyt, w którym możemy bezpiecznie umieścić nasz karabinek. Gumowane elementy zapobiegają ślizganiu się karabinka. To świetne rozwiązanie, ponieważ mamy pod ręką podręczny warsztat oraz sporą przestrzeń do transportu. Wymiary (w mm): Extra Large Shooter’s Case – zewnętrze: 558c362x292, wnętrze: 470x241x216.
94
95
ZESTAWY
Oferta Plano i Normarku pozwala na elastyczne dobranie walizki, skrzyń i pudełek do swoich potrzeb. Dla przykładu prezentujemy 3 zestawy: Zestaw A – strzelectwo pneumatyczne – walizka Single Scope Contured Rifle plus Extra Large Shooter’s Case – takie rozwiązanie pozwala na bezpieczny transport wiatrówki oraz utrzymanie całego osprzętu w jednym miejscu z dodatkową opcją umieszczenia wiatrówki na stojaku w czasie gdy nie strzelamy
Zestaw B – służby, PMC, szkolenia taktyczne – walizka ALL WEATHER, skrzynia XXL Sportman’s Trunk, pudełko Shoot Shell Box i Field Box – do skrzyni pakujemy całe oporządzenie taktyczne, do pudełek amunicję oraz sprzęt elektroniczny, walizka chroni nasz karabinek i broń krótką 96
Zestaw C – ASG – skrzynia Small Sportman’s Trunk – pomieści pas z wyposażeniem, broń krótką lub pistolet maszynowy, amunicję, podstawowe środki ochrony, jak okulary, amunicję, pakiety, szybkoładowarkę
97
RANGE BAGI
Najnowszym produktem Plano jaki Normark wprowadza na nasz rynek, są Range Bagi. To połączenie Field Boxów, kaset do przenoszenia broni krótkiej oraz torby taktycznej. Dostępne są 4 wersje, które różnią się rozmiarami i funkcjonalnością. Dwa największe mają osobne kasety na broń oraz duże pudła FB, a do tego sporo różnych kieszeni. Mniejsze to same Field Boxy z dodatkowymi kieszeniami. Koncept prosty i genialny. Każdy dostrzeże, jak funkcjonalne i ergonomiczne jest to rozwiązanie. Range Bagi mają panele w systemie Molle, więc można dopiąć sporo wyposażenia.
98
ALL WEATHER CASE 36 cali nie przekracza 430 zł, to lepiej niż dobrze.Osobiście mam nadzieję, że Normark będzie dalej rozbudowywał ofertę Plano, bo jest tam jeszcze kilka ciekawych pozycji. Jednak jak na start, to naprawdę mamy w czym wybierać.
Możliwości jest wiele. To, co przedstawiłem w tym materiale, to tylko część bogatej oferty Normarku i Plano. Jestem pewien, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Oczywiście pojawia się pytanie o ceny. Amerykańskie to pewnie drogie... i tu miła niespodzianka! Ceny są przystępne np. flagowa PREZENTACJE VIDEO:
Michał Masłowski – miłośnik strzelectwa pneumatycznego, strzelec Field Target, członek i współzałożyciel Warszawskiego Klubu Field Target. Szef działu Wiatrówki i Airsoft w miesięczniku Arsenał. Założyciel kanału informacyjnego Facebook/AirsoftRecoil.
99
Białobr
Chociaż w numerze 6/2015 Gazety Łowieckiej zapowiadałem koniec moich rozważań o wabieniu, to muszę zrobić wyjątek, by poruszyć nurtującą mnie od pewnego czasu kwestię. O czym mowa? Chodzi o bekowisko, czyli wabienie byków danieli podczas ich pory godowej TEKST I ZDJĘCIA: SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI
rzeskie daniele
P
owszechnie wiadomo, że danieli jest coraz więcej w naszym kraju. Mimo tego nigdy nie miałem okazji zapolować podczas bekowiska na byki. Spotykałem je, polując tu i tam, ale było to przeważnie przy okazji łowów na inne gatunki. Zanim jednak zdecydowałem się na polowanie, postanowiłem trochę zapoznać się z tematem.
danieli. Chciałem sprawdzić w hodowlach na podstawie dokładnej znajomości wieku danych osobników, czy ton beku jest zależny od wieku byka, czy też nie? Kilka lat temu podobną kwestię obserwowałem u saren. U nich w przeciwieństwie do jeleni szlachetnych czy łosi ton brechania, czy jak kto woli, szczekania, okazał się mylący. Wielu myśliwych do tej pory twierdzi, że jak sarna (zarówno kozioł, jak i koza) odzywa się niskim tonem, to na pewno jest stara, a jak wyższym, to młoda. Nic bardziej mylnego. Jako muzykowi dysponującemu dobrym słuchem takie rzeczy nie umykają mojej uwadze. Kilka razy podchodziłem majowe kozły „na słuch” i myśląc, że podchodzę starego kozła (bo tak miał niski ton brechania) podszedłem kozła w I porożu. Wielokrotnie bywało też na odwrót. Jedno jest pewne – u saren wysokość tonu odgłosów nie ma nic wspólnego z wiekiem. Bardziej chodzi tutaj na przykład o obecność larwy strzykacza w nozdrzach. Bo często prawdopodobnie to jest właśnie przyczyna bardzo niskiego chrapliwego tonu brechania. Jak się okazuje, również w przypadku byków danieli jest podobnie. Wspólnie z kolegą Mirkiem Mikołajczykiem (wiceprezesem
BEK BEKOWI NIERÓWNY
Dwa lata temu wybrałem się na bekowisko do dużej farmy danieli w okolicach Legnicy. Obserwując te piękne zwierzęta stwierdziłem, że jednak zachowują się one inaczej niż byki jelenia szlachetnego czy nawet łosi. Bek, bo tak nazywamy odgłos byka daniela, przypomina bardziej odgłosy bekania po… wypiciu litrowej pepsi niż bek chociażby owcy. Od tej nazwy wzięła się również nazwa pory godowej. Choć zastanawiające jest to, że jeszcze inż. Wiesław Krawczyński, pisząc książkę „Łowiectwo” w 1924 r., nazywa okres godowy danieli rują lub gonem. Kiedy w takim razie weszło do naszej gwary określenie bekowisko? Jak widać proces kształtowania naszej „łaciny łowieckiej” cały czas trwa. Interesującym dla mnie jako wabiarza tematem był sam bek byków 102
na trwające bekowisko. Na jednej z dróg oddziałowych zauważyliśmy łanię daniela z cielakiem. Według starej zasady okresu godowego „gdzie są łanie, tam są i byki”, postanowiliśmy pójść jej tropem. Las w tej okolicy to w przeważającej większości dęby, sosny i kilkuprocentowa domieszka jaworu. Przy lekkim wietrze szum liści przeszkadzał nam trochę w nasłuchiwaniu. Postanowiłem więc sprawdzić, jak w ogóle słychać bek w takich warunkach. Staliśmy z Tomkiem blisko skrzyżowania dróg oddziałowych, a więc w miejscu gdzie teoretycznie widać ruch przemieszczającej się zwierzyny. Zawabiłem kilka razy pod rząd i zaczęliśmy nasłuchiwać. W pewnym momencie z mojej lewej strony zauważyłem ruch. To młody byczek w formie łyżkarza podążał już w naszym kierunku. Jak określiliśmy, miał on 3 lata. Przyszedł z ciekawości, słysząc moje wabienie. Staliśmy kilka minut w bezruchu, aby go nie niepokoić, a kiedy zniknął w gąszczu, poszliśmy dalej. Była już godzina 7.00, kiedy nagle z pobliskiej dąbrowy odezwał się mocnym bekiem kolejny byk. Kiedy doszliśmy na jakieś 100 m, zacząłem wabić. Ku mojej radości byk zaczął mi odpowiadać. W pewnym momencie zza pleców
Klubu Wabiarzy Zwierzyny PZŁ) obserwowaliśmy byki znajdujące się w zagrodzie, gdzie znaliśmy dokładny wiek każdego osobnika. Okazuje się, że 6-letni byk daniel miał dużo niższy ton beku niż 10-letni. Jak widać, odgłos u daniela to bardziej kwestia indywidualna niż związana z wiekiem. Komuś może się wydawać, że to szukanie dziury w całym, ale jest to ważne w czasie samego polowania. TYLE TEORIA, CZAS NA PRAKTYKĘ…
Bogatszy w nową wiedzę i doświadczenia postanowiłem w końcu sprawdzić to wszystko w praktyce. Umówiłem się więc na konkretny termin w lasach OHZ-tu „Chruściechów”. Cały czas sprawę bekowiska kontrolowałem na bieżąco. Pogoda zmieniała się, ale w końcu trafiłem na odpowiednią. Około 20 października umówiłem się z moim przewodnikiem Tomkiem, leśniczym opiekującym się OHZ-em. Rano, jeszcze przed świtem, pojechaliśmy w łowisko. Pogoda była bardzo dobra. Lekka mgła, temperatura około 5OC i lekki wiatr. Kiedy przyjechaliśmy do kompleksu leśnego nieopodal Białobrzegów nad Pilicą, nie było słychać jeszcze żadnych odgłosów wskazujących 103
wyskoczyły nam dwa inne byki. Te jednak przyszły, nie odzywając się wcześniej. Tomek stwierdził, że oba są w II klasie wieku, mniej więcej 5-6 lat, więc nie dla nas. My polowaliśmy na coś, co miało mieć przynajmniej 8 lat. Byk, który beczał, stał jak na złość w takiej gęstwinie, że pomimo tego, iż podszedł do nas na 40–50 metrów, nie widzieliśmy go. Po kolejnym moim wabieniu z tegoż kierunku przyszedł do mnie na nie więcej niż 15 m inny młody byczek o ciekawej formie poroża. Miał coś, co bardziej przypominało formę poroża łosia. Słabe łopaty były położenia horyzontalnego, czyli poziome. Nadal nie był to ten, który beczał w niedalekiej gęstwinie. Pomimo niewielkiej odległości widziałem tylko głowę i część poroża. Reszta była zasłonięta gęstymi krzakami. Decyzja mogła być jedna. Ponieważ było bardzo blisko, musiałem zrobić kilkanaście kroków w stronę zawietrznej do byka. Niestety ruszyliśmy łanie, które stały dotąd niewidoczne w tejże gęstwinie… PEWNY STRZAŁ
Jak to było do przewidzenia, za łaniami ruszył też byk. Kiedy chmara się zatrzymała, beknąłem jeszcze dwa razy na wabiku i wtedy byk zmie104
105
nił kierunek. Chcąc mnie zwietrzyć, wyszedł z gęstwiny na rzadki las sosnowo-dębowy. Byka Tomek ocenił na 8 lat. Szybko więc popatrzyłem przez lornetkę i oceniłem, że jest to selekcyjny łopatacz o masie poroża około 2–2,5 kg i bardzo ładnej rozłodze. W końcu miał to być pierwszy mój byk daniela. Przymierzyłem w lukę miedzy sosnami i oddałem strzał. Łanie rozbiegły się w kilku kierunkach, ale byka nie widziałem. Tomek postanowił chwilę odczekać, zanim pójdziemy sprawdzić. Strzał był maksymalnie na 80 m, ale w lesie różnie to bywa. Kiedy siedzieliśmy chwilę, nagle naprzeciw nas wyszedł następny byk. Nieco młodszy, ale o mocniejszym porożu. Tomek się zawahał. Nie wiedzieliśmy, czy ten pierwszy przyjął kule, czy nie? Szybka decyzja: strzelamy do następnego czy nie? Po kilkusekundowej cichej naradzie postanowiliśmy jednak sprawdzić strzał. Ruszyliśmy więc z Tomkiem w kie-
runku, gdzie strzelałem do byka. Radość była ogromna. Byk leżał dokładnie w tym miejscu, gdzie go strzelałem. Został w ogniu, dlatego nie widać go było między uciekającymi łaniami. Piękna i niezapomniana chwila. Coś, co się pozyskuje po raz pierwszy, chyba najbardziej się pamięta… Oczywiście już nie miało dla mnie znaczenia samo trofeum. Najważniejszy był oczywiście sposób polowania. Jedynej rzeczy, jakiej żałowaliśmy z Tomkiem, to tego, że zapomniałem z domku myśliwskiego zabrać kamery. Naprawdę byłoby co nagrywać. Sam Tomek stwierdził już po wszystkim, że nawet w najlepszych scenariuszach nie przypuszczał, że uda nam się upolować byka na pierwszym wyjściu. Teraz kiedy piszę ten tekst w swoim myśliwskim pokoju, trofeum jest już przy mnie. Choć nie jest to jakiś wyjątkowy okaz, ale cieszy mnie, że pozyskałem następny gatunek na wab. Darz Bór!
106
PHOTON XT
www.deltaoptical.pl
BESTSELLER
WBUDOWANY ILUMINATOR LASEROWY
DO OBSERWACJI DZIENNO-NOCNYCH Generacja: cyfrowa Powiększenie: 4,6x lub 6,5x (zależnie od modelu) Iluminator: laserowy 808 nm Zasięg detekcji do 250 m Wyświetlacz: monochromatyczny 640 x 480 Wyjście VIDEO umożliwia zapis obrazu zewnętrznym rejestratorem Tubus: 30 mm Opcjonalny iluminator niewidoczny dla zwierzyny Dostępne modele Yukon Photon XT 4,6x42 L Yukon Photon XT 6,5x50 L
2290 zł 2490 zł
ZADZWOŃ, ZAMÓW - DOSTĘPNE “OD RĘKI” Mińsk Mazowiecki Nowe Osiny, ul. Piękna 1
107
T. 801.011.337, 25 747.80.04
Powrót zająca na łąki i pola
Znajomy myśliwy uważa, że „zając szarak to jest najpiękniejsze stworzenie w polskim ekosystemie”. I trudno się z nim nie zgodzić. Dlatego warto przyjrzeć się temu przedstawicielowi zwierzyny drobnej… TEKST I ZDJĘCIA: VIOLETTA NOWAK
W
bogatej gwarze myśliwskiej zwany jest gachem, kicajem, kotem, michałkiem. Przy dużym zagęszczeniu na łąkach i polach jeszcze nie tak dawno nie wymagał szczególnej uwagi. Nie istniało zagrożenie dla jego populacji, mimo że organizowane były zbiorowe polowania na zające w całym kraju. Wiele dziesiątek lat nikt o szaraka się nie troszczył, bo… nie musiał.
CHARAKTERYSTYKA
Ma długość do 75 cm, wysokość do 30 cm. Waży od 2 do 5 kg. Tułów zająca jest wydłużony, klatka piersiowa wysoka i wąska, a kręgosłup giętki. Szarak charakteryzuje się długimi tylnymi skokami, długimi, ostro zakończonymi słuchami (uszami) i krótkim omykiem (ogonem). Osadzone po bokach oczy mają prawie pełny kąt widzenia, a uszy, bardzo ruchli-
110
drapieżników, zając dożywa średnio 6 lat. Po 7 miesiącach życia osiąga dojrzałość płciową. W zależności od pogody parkoty, bo tak nazywane są gody, odbywają się od stycznia lub później od lutego do sierpnia, najintensywniej przebiegają w maju i czerwcu. W czasie parkotów kilku samców, czyli gachów, biega za jedną samicą. Trwają o nią zacięte boje w ciągu dnia i nocy. Samce, stając na
we, mogą ustawiać się we wszystkich kierunkach. Ciało zająca pokrywa szarawo-rdzawa sierść. Skóra, zwana smużem, pokryta jest kożuchem, czyli turzycą. W zimie włos jest dłuższy i gęstszy, latem krótki i rzadki. GODY
Wiek, do jakiego mogą dożyć zające, to 12 lat. Jednak w rzeczywistości, ze względu na dużą obecność
111
dycją, mimo że lista jego wrogów w naturze jest spora. Znajdują się na niej m.in.: lis, tchórz, kuna, wilk, ryś, dzik, jastrząb, kruk, sroka, myszołów, puchacz. Pomimo to zając potrafi uratować się przed swoimi prześladowcami… uciekając. Gdy zauważy wroga, trwa w bezruchu i obserwuje. Kiedy bezpieczna bariera zostaje przekroczona, nagle wyskakuje z kotliny jednym susem. Biegnie szybko i wytrwale – wyłącznie kłusem. W czasie ucieczki osiąga prędkość do 80 km na godzinę, skacze daleko i wysoko, błyskawicznie pokonując odcinek 2,5 m. Zając w trakcie ucieczki ma różne taktyki kluczenia, zmienia kierunek biegu, stosuje uniki, sadzi z jednakową prędkością, obserwując wroga przy pełnym polu widzenia. Wszystkie te manewry skutecznie ratują jego życie. Spłoszony, potrafi niemal w okamgnieniu przebiec odcinek kilometra, po czym zatacza łuk, by ponownie wrócić do swojej kotliny. Jest gatunkiem szczególnie delikatnym. Gdy opanuje go zbyt duży strach, połączony z porażającym szokiem, spłoszony ucieka z bezgraniczną paniką. Wówczas rozbija się o przeszkody, ściany, ogrodzenia. W czasie odłowów zająca zaobserwowano, że uciekając, przewraca się i nie
tylnych nogach, podskokami oddają przeciwnikowi kopniaki. W użyciu są też przednie skoki zakończone ostrymi pazurami. Walczący gach potrafi przeciwnikowi wyrwać kępę turzycy lub naderwać ostrym pazurem ucho. Samiec, który zwycięży, kryje samicę. ROZRÓD
Ciąża trwa od 40 do 44 dni, rodzi się od 2 do 5 młodych. Mają one owłosienie, są samodzielne i widzą. Matka pozostawia je na cały dzień same. Małe nie mają zapachu, więc natura skutecznie chroni je przed drapieżnikami. W ciągu dnia leżą nieruchomo, matka karmi je mlekiem kilka razy dziennie. Po trzech tygodniach przestaje się nimi zajmować. Więź matki z młodymi jest luźna i krótkotrwała. Młode zające, zanim wyrosną, trzymają się miejsca urodzenia. Pierwszy miot samicy odbywa się w marcu, dlatego młode zwą się wtedy marczakami. Wiosenne warunki atmosferyczne utrudniają życie młodych. Samica powtórnie zapłodniona w maju wychowuje następny miot. Co ciekawe, do września włącznie może mieć aż 4 mioty. LISTA WROGÓW
Będąc obecnym w łowisku, zając niegdyś cechował się dobrą kon112
113
re akceptują zające, to małe skupienia rozrzucone na pewnej odległości – w terenie tworzą się więc wzajemnie obserwujące się luźne grupy. Zając potrafi doskonale pływać, ma również świetnie rozwinięte zmysły słuchu, węchu, smaku. Wzroku nie ma zbyt dobrego, za to błyskawicznie reaguje na ruch. Śpi w pozycji siedzącej, ma zamknięte trzeszcze. Do jego ulubionych czynności należy wygrzewanie się w słońcu i kąpanie w piasku. Zając dba o swoją higienę, czyści systematycznie turzycę, wylizuje słuchy i przednie skoki, następnie czyści głowę i całe ciało.
wstaje. Przyczyną jego śmierci pod wpływem stresu jest pęknięte serce. Obecnie obserwuje się znaczny wzrost liczby drapieżników, przed którymi zając musi się chronić. By strzec zagrożonej populacji zajęcy ważna jest redukcja drapieżników. SAMOTNOŚĆ Z WYBORU
Zające wolą prowadzić samotne życie, nie są towarzyskie. Gdy uprawy są dojrzałe, a rośliny wysokie, wówczas na obrzeżach pól bytuje zwiększona ich liczba. Dzieje się tak nie bez przyczyny, gęstwina roślin wypycha zająca na skraj upraw. Warunki, któ114
nych osłon w terenie, wykorzystuje naturalne wgłębienia i wciśnięte w ziemię niecki. Leży w nich schowany do połowy. Ustawiając głowę w kierunku wiatru, bada każdy obcy sygnał. W czasie zamieci i mrozów, zając chroni się w głębi lasu lub wybiera tak głęboką kotlinę, by zasypał go śnieg. Zimą, na zamarzniętej powierzchni, z daleka dobrze słyszy każdy dźwięk. Czy będą to kroki stąpającego w śniegu myśliwego, czy też naganki, spłoszony obcymi dźwiękami natychmiast ucieka. Gdy znajduje się w dużym niebezpieczeństwie lub
W BEZPIECZNEJ KOTLINIE
Prowadzi nocny tryb życia, w dzień przebywa w swej kotlinie, tam odpoczywa i śpi. To warunki atmosferyczne decydują, gdzie przebywa w ciągu dnia. Jeśli pada deszcz, wychodzi z kotliny i w polu szuka schronienia pod krzakami, chroni się też na obrzeżach lasu, wykorzystując zadrzewienia. Na swym terenie, o powierzchni około kilometra kw., ma kilka kotlin. W ciągu dnia kotlina musi osłonić go przed wiatrem. Latem wykopanie jej nie jest trudne. W zimie, gdy ziemia jest zamarznięta, zając szuka bezpiecz115
jest ranny, wydaje głos zwany kniazieniem. W czasie parkotów wydaje natomiast głos zwany muskaniem. Gdy chcemy blisko podejść do zająca, możemy podczołgać się do niego w trawie nawet na bardzo bliski dystans. Aby obserwować czy fotografować, można też do nich podejść idąc za koniem. W ten sposób z końca łąki, prowadząc spokojnego konia, podeszłam do parkotów dość blisko, a rozbrykane zające niczym się nie przejęły.
pije ją zwykle z rowów melioracyjnych i innych zbiorników. Późną jesienią żeruje na wschodzących zbożach ozimych, wysianych międzyplonach. Zimą, gdy pola są pokryte grubą warstwą śniegu lub ziemię pokrywa warstwa cienkiego lodu, zając wyszukuje w ogródkach przy gospodarstwach niezebrane plony, ogryza zmarzniętą kapustę, marchew, pączki z krzewów oraz kolby kukurydzy. Żeruje na korze owocowych drzew i krzewów.
CAŁOROCZNE MENU
DOSTOSOWANY DO WARUNKÓW
Na rozwój populacji zająca wpływają panujące warunki atmosferyczne. Żeruje on wieczorem i wczesnym rankiem, sporadycznie również nocą. Od wiosny do jesieni odżywia się roślinami uprawnymi, trawami, ziołami, młodymi pędami, pączkami roślinnymi, owocami drzew i krzewów – lubi żołędzie, żarnowiec, nasiona i grzyby. Na wiosnę woda zawarta w soczystych częściach roślin i krople rosy wystarczają mu do zaspokojenia pragnienia. Zając żeruje na rzepaku w czasie jego kwitnienia. Jego ulubione rośliny to: koniczyna, marchew, kapusta, buraki. W okresie letnim, gdy panuje upał i doskwiera mu brak wody, zając
Zmiany w środowisku spowodowały, że zając dostosował się do mniejszych obszarów leśnych, poprzecinanych śródleśnymi łąkami i uprawami. Zamieszkuje nie tylko pola uprawne, ale i łąki oraz obrzeża lasów, dostosowuje się do różnych warunków środowiska. Jest wrażliwy na wilgoć, nie lubi miejsc podmokłych i bagiennych. Trzyma się w okolicy swych stanowisk, w których czuje się bezpiecznie. Jest do własnego terenu wręcz przywiązany. Aktywność zaznacza, gdy nadchodzi zmierzch, aż do zapadnięcia nocy oraz od świtu do wschodu słońca. Gdy miejsce żerowania należy do spokojnych, przebywa tam również w dzień. 116
nictwa monokulturowego, wzrost mechanizacji i chemizacji rolnictwa, urbanizacja oraz rozwój komunikacji. Na dodatek wzrost populacji lisa, przez wykładanie szczepionki przeciw wściekliźnie, spowodował presję nadmiernie rozmnożonych drapieżników, dla których zając jest pożywieniem. Gdy lisem z różnych przyczyn przestali interesować się myśliwi, w przyrodzie nastąpiła widoczna nierównowaga. Zwiększył się również rozwój chorób u zajęcy, które osłabione łatwo zapadają na wiele schorzeń zakaźnych i pasożytniczych. Wśród wielu chorób będących przyczyną spadku liczebności zajęcy jest syndrom zają-
SPADEK POPULACJI
Zmiany w środowisku naturalnym są nieuniknione, jednak niektóre oddziaływania negatywnie wpływają na przyrodę. Gospodarka łowiecka, przez wzmożony wysiłek kół i należących do nich myśliwych ma szansę przywrócić zająca naturze. Co ciekawe, myśliwy z rzemiosła łowieckiego zmienił się tymczasowo w… hodowcę, pomagając odrodzić się populacji zajęcy. Przyczynami spadku tej populacji zajęły się sąsiadujące z Polską, również obserwujące regres zająca, Czechy i Słowacja. W skład obszernego katalogu przyczyn, które wpływają na obniżenie populacji zająca wchodzą m.in.: rozwój rol117
118
nym z okresem ochronnym. Na zające polować można od 1 listopada do 31 grudnia, w drodze odłowu do 15 stycznia zgodnie z rozporządzeniem Ministra Środowiska z dn. 16.03.2005 dotyczącym okresów polowań na zwierzęta łowne. Z informacji uzyskanych w PZŁ, przez ostatnie 20 lat w województwie lubuskim nie było organizowanych polowań na zające, nie strzelono ani jednego gacha, przy jednoczesnym odstrzale lisa, którego liczba wzrosła niemal dwukrotnie. Są województwa: wielkopolskie, świętokrzyskie, mazowieckie, kujawsko-pomorskie, lubelskie i podlaskie – gdzie populacja zająca ma się dobrze. Jednak zgodnie z danymi PZŁ w woj. lubuskim, opolskim i dolnośląskim zające są coraz większą rzadkością. Koła Łowieckie przeprowadzają odłowy zajęcy, myśliwi trzymają się zasady, że na 100 h musi być więcej niż 5 zajęcy. Stosuje się odłowy w celu dalszej hodowli dla OHZ i Kół Łowieckich oraz wsiedlenia zająca na tereny, gdzie ta populacja się obniżyła. Zgodnie z danymi PZŁ w ostatnim roku odłowionych zostało od 40 do 100 zajęcy. Celem wsiedleń zajęcy jest poprawa kondycji i puli genowej oraz odbudowa populacji występującej już
ca szaraka – wirus EBHS. Inwazje pasożytnicze to głównie kokcydioza. Lista chorób jest duża. Zające nękane są przez pasożyty wewnętrzne – nicienie i płazińce – oraz zewnętrzne: kleszcze, wszy, pchły zajęcze. Powstające nowe osiedla domków jednorodzinnych wypierają zwierzynę drobną z terenów rolniczych. Swoje piętno odcisnęły też kłusujące bezpańskie psy i koty, pozostające bez kontroli człowieka. O rozwoju populacji zająca na obszarach intensywnie użytkowanych rolniczo decyduje m.in. dostęp do urozmaiconego żeru oraz wody. Ważna jest też zróżnicowana struktura krajobrazu, a także mniejsza obecność drapieżników, w tym skrzydlatych. W procesie odradzania zajęczej populacji bardzo ważne jest uświadamianie dorosłym i dzieciom, jak istotne jest zaangażowanie się wszystkich w ochronę tego przedstawiciela zwierzyny drobnej. STATYSTYKA NIE KŁAMIE
Działania dla ochrony ginących gatunków idą w dobrym kierunku, jednak zając szarak ma się o wiele gorzej niż inne zwierzęta. Czy już niedługo stanie się reliktem przeszłości? Wiele wskazuje na to, że stopniowo go tracimy. Jest gatunkiem łow119
niki, które mają mniejszy lub większy wpływ na populację szaraka. Zajmowano się bazą żerową, rozrodem, fizjologią, biologią, chorobami zakaźnymi i pasożytniczymi. Oceniano zabiegi reintrodukcji i wpływ czynników środowiskowych. Przy różnych wątpliwościach czy kilku niewiadomych, powstał zarys możliwości odbudowy populacji zająca szaraka. Wiele Kół Łowieckich zajęło się wsiedleniem zajęcy na swych łowiskach, dzięki czemu sytuacja uległa zdecydowanej poprawie, jednak do ogłoszenia pełnego zwycięstwa jest daleko. Tworzenie odpowiednich warunków w środowisku, pielęgnowanie istniejących stref ekotonowych przez leśników, nadzorowanie miejsc bytowania w naturze zajęcy, a także w miarę potrzeby poprawa istniejących warunków to praca przyszłościowa. Ponad 50 Kół Łowieckich w Polsce zajmuje się zasilaniem swych łowisk. Oprócz tego zachęca się społeczeństwo, w tym młodzież, do brania udziału w różnych programach, np. „Ożywić pola”. Wszystko to z myślą o przyszłości. Pozostaje wierzyć, że ogrom włożonego wysiłku wielu ludzi przyczyni się do powrotu zająca na pola i łąki.
na danym terenie. Przywożone zające przebywają w zagrodzie adaptacyjnej do 4 miesięcy, zagroda zostaje rozgrodzona – zające spokojnie rozchodzą się na dystansie migracyjnym do 1,5 km. Na dostosowanym terenie zakłada się poletka lub strefy osłonowe, są zakrzaczenia i odbudowane remizy śródpolne. LUDZKIE WSPARCIE
Z opowieści znane są polowania indywidualne „na pomyka”, gdzie myśliwy idzie śladem zająca. Obecnie nie prowadzi się takich łowów. W regionach, gdzie populacja zająca nie jest zagrożona, organizuje się polowania zbiorowe – pędzone i kotły. Musi w nich brać udział co najmniej 6 myśliwych. Obowiązuje zakaz strzału do zająca pozostającego w bezruchu. Polski Związek Łowiecki od lat utrzymuje w mocy memorandum na wstrzymanie odstrzału zająca i jednocześnie poprawia warunki bytowe dla jego populacji. Los zwierzyny drobnej, w tym zająca szaraka, nie jest obojętny również polskim naukowcom. Na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu prowadzono „Program badań na zającem”, finansowany przez WFOŚiGW. W jego ramach analizowano czyn120
Seria narzędzi bateryjnych Hitachi 36V
Ładujesz w nocy, pracujesz w dzień.*
1
ULTRA DUŻA Pojemność ZERO Emisji *
PROSTA Obsługa *
2
3
NISKI Poziom hałasu * *
121
*
1 Praca całodniowa oznacza pracę na baterii plecakowej BL36200, która zapewnia ok. 8 godzin pracy dla modelu CH36DL. 2 Zero emisji oznacza, że ta seria produktów nie wydziela szkodliwych spalin. 3 Łatwość konserwacji oznacza, że nie ma potrzeby, aby spuścić paliwo na okres przechowywania, czyszczenia filtra powietrza, itp. (typowych czynności dla urządzeń spalinowych).
KOLEKCJONERSTWO MYŚLIWSKIE
Bibliofilstwo
MONOGRAFIE ZARZĄDÓW OKRĘGOWYCH I NIE TYLKO
W naszym kolekcjonerskim cyklu tym razem przyjrzymy się monografiom, które wydały dawne Wojewódzkie Zarządy czy Rady Łowieckie PZŁ lub obecne Okręgowe Zarządy czy Rady Łowieckie Polskiego Związku Łowieckiego TEKST: BOGUSŁAW BAUER ZDJĘCIA: BOGDAN KOWALCZE
B
ez wątpienia dzięki właśnie takim pozycjom upamiętniamy ewolucję Polskiego Związku Łowieckiego na przestrzeni lat 1945– –2015. Ktoś zapyta: a dlaczego właśnie 1945–2015? Otóż w okresie przedwojennym monografie pisały tylko niektóre Towarzystwa, Spółki, Kluby czy Koła Łowieckie, a dopiero po wojnie, kiedy nastała hierarchia trzystopniowa, również
niektóre Zarządy Wojewódzkie czy Wojewódzkie Rady Łowieckie. PRACE „PIONIERSKIE”
Pierwszą monografią, która opisuje łowiectwo w danym regionie jest na pewno „10 lat Polskiego Związku Łowieckiego na Dolnym Śląsku” – Wrocław 1956 r. Drugą pozycją, jaką znam, jest „XX lat 1945–1965 Katowickiej Wojewódzkiej Rady Łowiec-
kiej – Katowice 1966 r. Trzecią jest monografia „XXV lecie Łowiectwa w powiecie bielsko-bialskim 1945– –1970 r.”. Pierwszym zwiastunem monografii przedstawiającej działalność łowiectwa o zakresie historycznym,
która obejmuje lata powstania Polskiego Związku Łowieckiego do współczesności jest bez wątpienia pozycja „50 lat Łowiectwa warszawskiego 1923–1973 r.” wydana przez Wojewódzką Radę Łowiecką w Warszawie.
Pozostałe pozycje, które ukazały się w latach 1975–2000:
124
wów i oczywiście wiedzy uzyskanej za pomocą Internetu, co wpływa na głębszą analizę historyczną monografii. Nie będę się rozpisywał, co zawierają, ale powiem Wam jedno, warto tam zajrzeć!
MONOGRAFIE XXI WIEKU
Od 2000 r., tak jak pisałem w poprzednim artykule, szata graficzna zmienia się radykalnie poprzez wykorzystanie współczesnej techniki druku oraz szerszy dostęp do archi-
Monografie okręgów za okres 2001–2015:
125
Kolega Andrzej Dobiech – „Z historii łowiectwa na ziemi łódzkiej – Myśliwi i stowarzyszenia łowieckie z lat 1850–1975. Kalendarium”, Łódź 2014 r.
DLA MIŁOŚNIKÓW HISTORII
No tak, powiecie: a co polecasz komuś, kto lubi historię łowiectwa? Ja poleciłbym wszystkie monografie, bo wiedzy i historii o swoim okręgu nigdy za wiele, ale jest jeden rodzynek, który mi przypadł do gustu. Nie dość że pięknie wydana, to jeszcze autor poświęcił wiele czasu na zebranie i zaprezentowanie w tej monografii archiwalnych materiałów z Kół Łowieckich: zdjęć, odznak, legitymacji, stempli, wydruków z gazet, trofeów, umów dzierżawnych itp. Monografia napisana z dużym rozmachem i starannością chronologiczną. Pozycję tę napisał
Inne pozycje nawiązujące do tematyki łowieckiej danego regionu w formie monografii:
126
Ze zbiorów Bogdana Kow
śnieński, a w 2013 r. okręg rzeszowski uaktualnił wcześniejsze wydanie o lata 2003–2013. Bez wątpienia każdy „rasowy” kolekcjoner zbierający falery z motywem myśliwskim powinien te pozycje mieć w swojej biblioteczce kolekcjonera. W nich bowiem jest umieszczona sama wiedza. To znakomita „ściąga” kolekcjonerska, jaką powinno się posługiwać przy katalogowaniu swoich pozycji – rozmiar, kształt, kolorystyka, kruszec itp. Naprawdę polecam! Darz Bór!
LEKTURY OBOWIĄZKOWE
Skoro mowa o monografiach okręgowych jako dziale kolekcjonerstwa, to na zakończenie artykułu zaprezentuję coś z branży kolekcjonerskiej. I tu Czytelnik może zadać pytanie – co ma monografia okręgu do kolekcjonerstwa, prócz tego, że zbieram monografie jako kolekcjoner? Otóż w 2003 roku okręg rzeszowski wydał z okazji 80-lecia PZŁ monografię „Odznaki, medale, plakietki i oznaki Kół Łowieckich okręgu rzeszowskiego”. Jest to pionierska publikacja, której tytuł już mówi sam za siebie. To fotograficzny zbiór „pamiątek” każdego Koła Łowieckiego z okręgu rzeszowskiego, jaki został wydany na okoliczność istnienia Koła lub jakiegoś jubileuszu. W ślad za okręgiem rzeszowskim taką monografię w roku 2008 wydał okręg krakowski, w 2010 r. okręg kro-
walcze i Bogusława Bauera
127
Nowości
Rozmaitości
128
MiÄ™
e
Miss / Mister
psów myśliwskich 2016
Rozpoczął się I etap – zgłoszenia udziału – IV edycji konkursu na Miss/Mistera psów myśliwskich 2016. W serwisie Poradnika Łowieckiego opublikowana została strona konkursowa, na której znajduje się formularz zgłoszeniowy oraz regulamin konkursu TEKST I ZDJĘCIA: PIOTR GAWIN WWW.PORADNIKLOWIECKI.PL
C
elem konkursu jest promocja kynologii łowieckiej oraz aktywnego trybu życia myśliwych i ich czworonożnych przyjaciół. Organizator, patroni wydarzenia i firmy współpracujące zapraszają do udziału w konkursie wszystkich właścicieli psów ras myśliwskich. Dzięki Dyrekcji Targów Łowieckich Knieje, honorowemu patronowi wydarzenia, już po raz drugi odbędzie się finał na żywo. Po udanej III edycji ponownie będzie możliwość zaprezentowania publiczności wspaniałych posokowców, terierów,
wyżłów, jamników, spanieli i wielu innych ras. Psy myśliwskie to nie tylko oddani przyjaciele, ale także wierni współtowarzysze na łowach, bez których żadne polowanie nie jest udane. Wykonują najtrudniejsze zadania, wykładają, tropią, aportują, odszukują postrzałki itd. Ich rola jest nieoceniona i dlatego powinno się je promować, zwłaszcza wśród łowieckiej braci. A kto może najlepiej przedstawić charakter, cechy i oddanie psów myśliwskich jak nie sami myśliwi, właściciele tych wspaniałych ras?
FORMUŁA OPEN
Konkurs ma formułę open, która nie zamyka udziału w nim osobom niebędącym myśliwymi, ale posiadającym psy ras myśliwskich i chcącym zaprezentować je publiczności. Dotyczy ona również samych psów. Nie jest to typowy konkurs, ale raczej wydarzenie kynologiczne, którego założeniem od początku była promocja psów ras myśliwskich, a nie naśladowanie wystaw, konkursów czy prób polowych organizowanych przez Związek Kynologiczny czy PZŁ. Doświadczenie minionych edycji wskazuje, że taka formuła się sprawdza. Nie zawsze najważniejszy jest eksterier czy cechy wrodzone le-
gawców, posokowców czy dzikarzy. W tym konkursie chodzi o pokazanie tego, czym naprawdę jest pies dla myśliwego oraz możliwość bliższego poznania większości ras. Jest to doskonała lekcja edukacyjna dla kandydatów na myśliwych, ale także dla każdego, kto poważnie myśli o związaniu się na najbliższe kilkanaście lat z nieodłącznym, czworonożnym przyjacielem. Zapraszamy wszystkich właścicieli czworonogów do zgłoszenia ich do konkursu, a osoby zainteresowane kynologią do śledzenia konkursu w internecie oraz udziału jako publiczność w finale na żywo!
Ogar Polski FCI, CODA Herbu Węszynos. Cudowna towarzyszka spacerów, mądra, grzeczna, a jednocześnie uparta i dążąca do wyznaczonego celu. Ma niesamowite zacięcie myśliwskie, choć nie poluje. Trenuje swój nos w pobliskim lesie, który traktuje jak swój ogródek. Nasza najlepsza przyjaciółka i towarzyszka życia Ogara Uchatka.
Ogar Polski, Uchaty Poszły w Las. Pies o wielkim sercu i mądrości. Filozof, nasz ukochany pierwszy ogar. Niezastąpiony towarzysz spacerów i górskich wypraw. Życiowy towarzysz Cody-ogara. Uparty i ostrożny. Zawsze podejmuje właściwe decyzje.
Montenegro jest psem rasy posokowiec bawarski, wieku 5 miesięcy. Pochodzi z hodowli Czarci Nos FCI. Rodzice Montego oboje czynnie pracują na łowisku, a on pilnie uczy się tego fachu. Jest psem radosnym, lubiącym zabawę, hasanie po trawie i błogie wylegiwanie się na kanapie.
Jamniki krótkowłose miniaturowe. Matka i córka Hortensja Hera Jamnicza Ostoja i Black Pandora Ruda Aksamitka. Dwa zawzięte tropowce.
132
t s Mi
W CIENIU
z r t
HISTORIA JOHNA MOSESA BROWNINGA
O każdej ważnej osobie w dziejach łowiectwa i broni napisano już niemal wszystko. Jednak gdy chcemy poznać jedną z najbardziej niezwykłych osobowości, jesteśmy w niełatwej sytuacji, bo cała historia opiera się na plotkach i informacjach z trzeciej ręki. Dlaczego? Bo nasz bohater trzymał się z dala od świateł reflektorów i unikał sławy jak ognia TEKST: JENS ULRIK HGH
TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA
N
ie jest pewne, czy John Moses Browning przyszedł na świat 21 czy 23 stycznia 1855 r. Na pewno urodził się w małej społeczności Ogden, w nowo powstałym stanie Utah. Jego wówczas 50-letni ojciec, Jonathan Browning, od 13 lat był wyznawcą stosunkowo młodego Kościoła Mormonów. Razem ze swymi braćmi w wierze udał się na nowe terytoria na wschód od ówczesnych Stanów w poszukiwaniu wolnego miasta, w którym mógłby w spokoju praktykować swoją wiarę. W Ogden rozkręcił przemysł żelazny i sklep rusznikarski. Zgodnie z mormońskim prawem wziął sobie drugą żonę – John Moses był najstarszym dzieckiem z tego małżeństwa. Gdy 21 lat później urodziło się z trzeciego małżeństwa ostatnie dziecko Jonathana, John Moses miał już w sumie 21 sióstr i braci. W czasach jego dzieciństwa Ogden było całkowicie odcięte od świata. Wszelki transport odbywał się wozem konnym przez niebezpieczne pustkowia, gdzie podróżnym zagrażała kapryśna pogoda, Indianie i dzikie zwierzęta. Miejscową szkołę prowadził jeden nauczyciel. W dużym pomieszczeniu zbierały się wszystkie dzieci niezależnie od wie136
137
138
ku, by odebrać te same lekcje. John Moses nigdy nie otrzymał innego wykształcenia niż 6-7 lat w tej wiejskiej szkółce. Już jako 6-latek zaczął pomagać ojcu w warsztacie i w rodzinnej garbarni. Brał także udział w wytwarzaniu butów. URODZONY RUSZNIKARZ
Jednak zainteresowaniem młodego Browninga od początku cieszyła się broń palna. Jako 10-latek złożył swoją pierwszą strzelbę, której używał potem na polowaniach. W następnych latach rozwijał umiejętności dzięki stale rosnącej liczbie klientów i coraz bardziej skomplikowanym naprawom. Jako wynalazca John Moses zadebiutował w 1878 r. Miał wtedy 23 lata i prowadził zakład rusznikarski ojca. Kiedy przyszedł mu do głowy pomysł na ulepszenie strzelby jednostrzałowej, od razu zabrał się do pracy i po zaledwie 11 miesiącach miał już gotowy działający prototyp. Strzelba była lepsza od wszystkich znajdujących się wtedy na rynku i dla młodego wynalazcy stało się jasne, że należy ją opatentować. Nie miał jednak pojęcia, jak się do tego zabrać. Zwrócił się o pomoc do producenta maszyn rolniczych, związanego z rodzinnym przemysłem żelaznym, który wska139
zał mu wiarygodne biuro patentowe. W 1879 roku J.M. Browning opatentował jeden ze swoich pierwszych wynalazków. Razem z braćmi od razu rozpoczął produkcję nowej strzelby. Gdy broń trafiła na półki, w ciągu tygodnia sprzedali 25 sztuk po 25 dolarów za każdą. Ten sukces zainspirował braci do otwarcia więk-
szego sklepu, poświęconego w całości artykułom myśliwskim i broni. KONTRAKT Z WINCHESTEREM
Następne lata były dobre dla Johna Mosesa, ale brakowało mu kapitału, żeby wcielać w życie kolejne pomysły. Pomoc nadeszła z nieoczekiwanej strony. Pewnego pięknego dnia 140
Mis tr z 1883 r. obwoźny sprzedawca produktów Winchester trafił na używaną strzelbę Browninga i kupił ją za 15 dolarów. Zaprezentował ją zarządowi Winchestera. W ciągu tygodnia zarząd zdecydował, że spróbuje odkupić prawa do produkcji broni, która wywarła na nich duże wrażenie. Sam dyrektor Wincheste-
ra, T.G. Bennet, udał się na wschód, by negocjować odkupienie patentu i dowiedzieć się, kto stoi za nikomu nieznaną firmą „The Browning Company”. Bennet pojawił się bez zapowiedzi i zastał braci Browningów zajętych pracą przy maszynach. Od razu wyjaśnił, o co chodzi, a kontrakt podpi141
sano na sklepowej ladzie. W zamian za całkowite zrzeczenie się praw do jednostrzałowej strzelby na rzecz Winchestera, Browning dostał oszałamiającą sumę 8 tys. dolarów – ta kwota odpowiada dzisiaj ok. 5 mln dolarów. To pozwoliło Browningowi rozwinąć skrzydła. CZŁOWIEK ORKIESTRA
Podczas pracy nad kolejnym projektem John Moses osobiście odpowiadał za cały proces, od pomysłu do prototypu. Zaczynał, oczywiście, od kilku prostych szkiców, być może nawet jednego czy dwóch drewnianych lub tekturowych modeli, ale z reguły do prac nad działającym prototypem przechodził najszybciej, jak to było możliwe. Potem długo poddawał go różnym testom. W tamtych czasach zdobycie materiałów i maszyn do warsztatu nie było proste, dlatego Browning radził sobie, jak umiał, np. przetapiał na własną rękę złom stalowy. Tej sztuki nauczył się sam i opanował ją do perfekcji. John Moses był jednym z najlepszych strzelców w Utah i korzystał z każdej okazji do polowania, których w dzikich okolicach Ogden nie brakowało. Polowanie było dla niego okazją do odpoczynku po długich godzinach pracy, do rozprostowania kości 142
143
M
– jak to sam określał. Wyprawy do lasów były również świetną okazją do testowania i udoskonalania nowych modeli w realnych warunkach. Kiedy John Moses był już usatysfakcjonowany prototypem, nadchodził czas na uzupełnienie dokumentacji i opatentowanie wynalazku. Wkrótce po pierwszej dużej transakcji Browning zakończył kolejny projekt – sztucer powtarzalny. Postanowił, że sam zaprezentuje go Winchesterowi, więc jako 29-latek wybrał się po raz pierwszy poza granicę Utah. Ten z miejsca kupił patent za nieprawdopodobną sumę 50 tys. dolarów. Sztucer, znany
światu jako winchester model 1887, uznano za najlepszą broń tamtych czasów. W ciągu trzech lat Browning dostarczył Winchesterowi 3 unikatowe karabiny, a każdy z nich osiągnął rynkowy sukces. Całkiem nieźle jak na rusznikarza-samouka, prawda? WIARA CZYNI CUDA…
W 1887 r. – czyli dokładnie wtedy, gdy zajął się projektowaniem na poważnie – Browning zdecydował się przyjąć posadę pełnoetatowego misjonarza w mormońskiej wspólnocie wiary. Może się to wydawać nieco dziwne, biorąc pod uwagę jego ów144
Mistrz
czesne olbrzymie sukcesy. Tak czy inaczej, pozostawił ciepłe domostwo, by przez 2 lata podróżować po Georgii i ewangelizować. Jednak jego umysł wynalazcy nie odpoczywał i kiedy w 1889 r. Browning wrócił do swojego warsztatu, był bardziej produktywny niż kiedykolwiek. Spod jego ręki wychodził jeden projekt po drugim, jego inwencja przybrała zawrotne tempo. W którymś momencie Winchester zamówił u niego sztucer powtarzalny konkretnie pod kaliber .44-40, obiecując 10 tys. dolarów bonusu, gdyby Browning dostarczył prototyp po 3 miesiącach. Miesiąc póź-
niej wynalazca pojawił się w New Haven z prototypem modelu 1892 – a należy zwrócić uwagę, że czas ten obejmuje zarówno wyprodukowanie broni, jak i podróż. Innymi słowy, Browning wymyślił, zaprojektował, przetestował i wprowadził poprawki do nowego sztucera w ciągu zaledwie 20 dni! Winchester wynagrodził mu to ekspresowe tempo 20 tys. dolarów, uznając, że John Moses zasłużył sobie na tę premię… Współpraca z Winchesterem układała się świetnie dla obu stron. Pomiędzy 1883 a 1900 rokiem firma kupiła od Browninga nie mniej niż 44 patenty na różnego rodzaju broń. 145
M
Nie wszystkie wyprodukowano, ale te, które weszły na rynek, stały się niezwykle popularne.
czasem T.G. Bennet był zupełnie innego zdania. Wątpił on, aby skomplikowana broń automatyczna trafiła w gusta konserwatywnych amerykańskich myśliwych, dlatego nie chciał rozpocząć produkcji. Po kilku latach „przeciągania liny” Browning poprosił Benneta o spotkanie w jego biurze. Zażądał szybkiego rozpoczęcia produkcji oraz royalties – czyli wynagrodzenia od każdego sprzedanego egzemplarza. Bennet odmówił. Po krótkiej wymianie zdań John Moses po prostu wziął swój prototyp pod pachę i wyszedł, trzaskając drzwiami. Taki był koniec współpra-
RÓŻNICA ZDAŃ
W 1900 r. Browning opatentował samopowtarzalny sztucer na śrut działający na zasadzie odrzutu lufy. W ten projekt włożył jak dotąd najwięcej wysiłku, bo otrzymanie broni automatycznej, która działałaby na różnego rodzaju śrut, nie było prostym zadaniem. Jak zawsze jednak poradził sobie z nim świetnie i był przekonany, że ten projekt zakończy się wielkim sukcesem. Tym146
Mistrz
cy pomiędzy nim a Winchesterem. Browning za wszelką cenę chciał doprowadzić do masowej produkcji swoich wynalazków, umówił się więc na spotkanie z dyrektorem Remingtona, Marcellusem Hartleyem. Dla Hartleya możliwość współpracy z wiodącym projektantem broni była jak manna z nieba. Jednak los chciał inaczej – kiedy John Moses pojawił się w biurze dyrektora, zszokowana sekretarka poinformowała go, że Hartley chwilę wcześniej… zmarł na atak serca. Remington Arms Co. miało teraz inne sprawy na głowie niż wprowadzanie nowej
broni, a ponieważ J. M. Browning nie był znany z cierpliwości, ponownie wziął sprawy w swoje ręce i wsiadł na statek parowy do Belgii. Chciał, żeby jego nowa broń jak najszybciej weszła na linię produkcyjną. NOWE MOŻLIWOŚCI
Kilka lat wcześniej Browning sprzedał prawa patentowe do małego automatycznego pistoletu dużej belgijskiej fabryce Fabrique National (F.N.). Pistolet okazał się sukcesem w Europie i firma kilkukrotnie proponowała Amerykaninowi szerszą współpracę. Teraz nadarzyła się ku 147
temu okazja. Belgowie przyjęli go z otwartymi ramionami. Fabryka wybudowana na potrzeby belgijskiego wojska, nie radziła sobie i nowy, rewolucyjny produkt mógł być sposobem na wyjście z kryzysu. Browning podkreślał, jak bardzo wierzy w powodzenie swojego wynalazku, zamawiając z góry 10 tys. egzemplarzy na rynek amerykański. Podpisano kontrakt i rozpoczęto produkcję. Model nazwano Auto-5. Był to pierwszy samopowtarzalny sztucer na śrut. Osiągnął natychmiastowy sukces i dał początek współpracy, która trwała aż do śmierci projektanta. Wtedy też powstała samodzielna marka Browning, której broń rozprowadzają dziś różni dostawcy. Zamówione przez Johna Mosesa 10 tys. egzemplarzy sprzedano w Stanach już w pierwszym roku. Skromny bohater niestrudzenie projektował dalej, a żaden typ broni nie umknął jego uwadze. W pierwszym 20-leciu swojej działalności Browning zajmował się przede wszystkim bronią myśliwską. Zrewolucjonizował karabin jednostrzałowy, broń powtarzalną i karabin pump-action, jak również automatyczne śrutówki i inne strzelby. Na przełomie dziesięcioleci jego uwaga kierowała się coraz bardziej w stronę półauto-
matycznych karabinów i automatycznych pistoletów. Również w tej dziedzinie jego wkład był, oględnie mówiąc, rewolucyjny. Zupełnie sam zaprojektował karabin maszynowy i pistolet automatyczny – takie, jakie znamy dzisiaj. Ale amerykańskie siły zbrojne nie śpieszyły się z docenieniem nowych możliwości, jakie niosła ze sobą broń Browninga. WUJ SAM W POTRZEBIE
Gdy stało się jasne, że Stany Zjednoczone w 1917 r. wyślą wojska do Europy, zaczęto na gwałt modernizować arsenał zbrojny. Wojsko zwróciło się bezpośrednio do Browninga, prosząc o prawa do produkcji jego karabinu automatycznego (B.A.R.), ciężkiego karabinu maszynowego i pistoletu automatycznego kalibru .45 ACP. Poza tym poproszono go o organizację całej produkcji, proponując za wszystko symboliczną kwotę. Browning okazał się jednak przykładnym patriotą i zgodził się z miejsca, mówiąc: Gentlemen, if that suits Uncle Sam, it’s all right with me („Panowie, jeśli tak chce Wuj Sam, to mnie też to pasuje”). Kiedy zaproponowano mu stopień pułkownika, z równym zdecydowaniem odmówił. Broń Browninga odegrała istotną rolę w amerykańskich sukcesach na 148
Mistrz
frontach zarówno I, jak i II wojny światowej – część wciąż znajduje się na wyposażeniu największych potęg militarnych świata. W 100 lat po tym, jak została zaprojektowana.
kiem, jako wynalazcę, rusznikarza i szefa firmy. Robotnicy nazywali go „Le Maître” – „Mistrz”. Browning dalej pracował nad projektami. Chociaż teraz tempo nieco zwolniło, to jego broń wciąż nie miała sobie równych. Część z jego wynalazków produkowano po obu stronach oceanu – w Stanach robił to Remington i Colt, a w Europie Fabrique National. Od paru lat asystował mu jego uzdolniony technicznie syn Val, który ostatecznie przeprowadził się do belgijskiego Liège, by koordynować prace w fabryce. W listopadzie 1926 r. roz-
IMPERIUM MISTRZA
Kiedy tylko rozwiał się wojenny dym, Fabrique National z pełną parą wznowiła produkcję. Browning Arms Co. rosło w siłę, a John Moses kursował przez Atlantyk, nadzorując rozwijającą się współpracę. Był lubiany przez wszystkich w fabryce, od szarego pracownika po zarząd. Wszyscy darzyli go ogromnym szacun149
poczęto produkcję ostatniego dzieła J. M. Browninga, śrutówki nazywanej B-25 lub „Browning Superposed”. John Moses po raz 61. przepłynął Atlantyk, tym razem w towarzystwie swojej żony, Rachel, z którą byli małżeństwem już prawie pół wieku. Pojechali zobaczyć, jak się sprawy mają z produkcją najnowszego modelu – i odwiedzić syna. 26 listopada 1926 r., w swoim gabinecie w fabryce, John Moses doznał
ostrego bólu klatki piersiowej, upadł i zmarł. Tak odszedł mistrz, robiąc to, co kochał. John Moses Browning pozostawił po sobie łącznie 128 patentów i ponad 70 różnych broni. Sporą część z nich wciąż się jeszcze produkuje, a są tacy, którzy twierdzą, że jego wynalazki nigdy nie przestaną być nowoczesne. Nie ma w historii przemysłu drugiej osoby, która miałaby takie osiągnięcia.
Znane karabiny myśliwskie sygnowane nazwiskiem Browninga WINCHESTER 1885 (sztucer jednostrzałowy) WINCHESTER 1886 (sztucer lewarowy) WINCHESTER 1887 (strzelba lewarowa) WINCHESTER 1890 (sztucer pump-action) WINCHESTER 1892 (sztucer lewarowy) WINCHESTER 1893 (strzelba pump-action) WINCHESTER 1894 (sztucer lewarowy) WINCHESTER 1895 (sztucer lewarowy) WINCHESTER 1897 (strzelba pump-action) WINCHESTER 1900 (sztucer jednostrzałowy) BROWNING AUTO-5 (strzelba samopowtarzalna) REMINGTON MODEL 8 (półautomat) BROWNING .22 AUTOMATIC (półautomat) FN .22 PUMP-ACTION (sztucer pump-action) FN B-25 SUPERPOSED (bok)
150
CENA
KURTKA
699 zł
KURTKA I SPODNIE
Moose Hunter
Połączenie dobrego kamuflażu, który sprawdzi się na polowaniu oraz jaskrawych elementów, które pomogą zapewnić nam bezpieczeństwo jest dużą sztuką. Fińska firma JahtiJakt w sezonie 2015/2016 pokazuje nowy model Moose, w którym zarówno kurtka, jak i spodnie zapewniają obie te ważne cechy. Jak każde nowoczesne ubranie, również Moose jest całkowicie wodoodporny i oddychający dzięki membranie AIRTEX2. Dodatkowo lekki i mocny materiał pozwala na polowanie w trudnych warunkach terenowych.
MEMBRANA
• unikalny kamuflaż, który czyni Cię niewidzialnym dla zwierząt i zapewnia bezpieczeństwo na polowaniach zbiorowych • wodoodporność i oddychalność dzięki sprawdzonej membranie AirTex2 • taśmowane szwy dodatkowo zabezpieczające przed przesiąkaniem w miejscu łączenia materiałów • specjalny materiał zapobiega przed nasiąkaniem, dzięki czemu nawet podczas intensywnych opadów ubranie pozostaje lekkie • wyjątkowo lekki i odporny materiał • wodoodporna kieszeń na telefon lub radio • wodoodporny i odpinany kaptur • zapinane i zabezpieczone siatką otwory wentylacyjne • oddychająca podszewka • wysoki stan spodni chroniący nerki i plecy
CENA
SPODNIE
499 zł
151
Następne wydanie Gazety Łowieckiej już w nowym 2016 r.