19 7/2016
SWAROVSKI X5(i) NA DZIKI DO BLEKINGE ŁAJKA ZACHODNIOSYBERYJSKA VII BIEG ŚW. HUBERTA
Drodzy Czytelnicy! Trudno uwierzyć, ale już po Hubertusach i powoli kończy się nam 2016 rok… Jaki on był dla każdego z osobna, pewnie każdy podsumuje sobie w domowym zaciszu, a poszczególne koła łowieckie też zrobią bilanse własnej działalności. My jako „Gazeta Łowiecka” cieszymy się, że zaczęliśmy już trzeci rok pracy dla Was, myśliwych i wszystkich sympatyków łowiectwa. W naszym środowisku wiele się w tym roku wydarzyło, i nie mamy na myśli tylko faktów związanych z nowelizacją ustawy Prawo łowieckie, ale przede wszystkim odzyskanie „głosu” przez myśliwych dzięki objęciu z początkiem bieżącego roku stanowiska rzecznika Polskiego Związku Łowieckiego przez Dianę Serafin-Piotrowską. Nagle okazało się, że można bronić naszego wizerunku z pomysłem czy to na radiowych i telewizyjnych antenach, czy też w prasie i internecie oraz na portalach społecznościowych. I mieć na to określoną wizję, a nie działać od przypadku do przypadku. A wszystko po to, by skutecznie odmieniać wizerunek polskiego myśliwego, który obecnie coraz rzadziej jest wyjętym z PRL-owskiego skansenu „reliktem przeszłości”, tylko myślącym nowocześnie i świadomym swojej pasji człowiekiem, zręcznie łączącym tę nowoczesność z łowiecką tradycją. A skoro jesteśmy przy tradycji, to polecamy lekturę felietonu Sławka Pawlikowskiego, który nieco „pogrzebał” w naszej polskiej (i nie tylko!) historii, by sprawdzić, jak to jest z tym pokotem. Nasz czy nie nasz to zwyczaj? Warto przeczytać, bo niejedni się zdziwią! A swoją drogą, to życzyłbym sobie, by naszym utrwalonym na wieki wieków zwyczajem stała się dbałość o bezpieczeństwo na polowaniach. Wróciłem właśnie z łowów na łosie w Finlandii, o czym z przyjemnością napiszę w kolejnym wydaniu, i byłem pod wrażeniem nacisku, jaki kładzie się tam na bezpieczeństwo. Począwszy od ubrań myśliwych, których pomarańczową barwę widać z daleka... Tymczasem u nas ciężko przekonać o sensowności takiego rozwiązania niektórych członków naszej braci, twierdzących, że to… „niemyśliwski kolor”. Życzę Wam przyjemnej lektury i niech św. Hubert tym razem obdarzy Was przede wszystkim cierpliwością, która bardzo się przyda w czasie nadchodzącej grudniowej przedświątecznej gorączki! Darz Bór! Maciej Pieniążek Redaktor Naczelny
Polski Związek Łowiecki wspiera
Gazetę Łowiecką
7/2016
Działo się w Żaganiu!
W poprzednich wydaniach Gazety Łowieckiej zapraszaliśmy Was do Żagania. W tym numerze prezentujemy obszerną relację z tego, co działo się podczas trzeciej edycji Wielkich Łowów Puszczy Żagańskiej, które odbyły się 15 i 16 października TEKST: JUSTYNA GÓRECKA I JAROSŁAW KARWAŃSKI ZDJĘCIA: JAN MAZUR, GAZETA ŁOWIECKA
P
atronat honorowy nad tym łowieckim wydarzeniem objął podsekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska Andrzej Konieczny oraz przewodniczący Zarządu Głównego PZŁ, łowczy krajowy Lech Bloch. Organizacją tego dwudniowego święta myśliwskiego zajęło się dziewięć kół łowieckich dzierżawiących obwody nieopodal Żagania: KŁ Borówka Zielona Góra, WKŁ Bóbr Żagań, KŁ Daniel Szprotawa, KŁ Grzywacz Brzeźnica, KŁ Jeleń Żagań, WKŁ Knieja Zielona Góra, KŁ Ponowa Wymiarki, KŁ Ryś Żary, KŁ Wrzos Zielona Góra. Koordynatorami wszelkich działań byli: Jarosław Karwański, Jerzy Przybecki I Justyna Górecka, a organi-
zatorem strategicznym – Urząd Miasta Żagań. Wsparcie organizacyjno-logistyczne zapewniły również Lasy Państwowe, Polski Związek Łowiecki oraz samorządy lokalne. Celem wydarzenia było przybliżenie społeczności lokalnej idei łowiectwa oraz zagadnień związanych z kulturą, tradycją i uwarunkowaniami historycznych w tym zakresie. Uroczysty przemarsz Obchody rozpoczęły się zbiórką myśliwych, sympatyków łowiectwa i zaproszonych gości na placu generała Stanisława Maczka, a delegacje 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej im. Króla Jana III Sobieskiego oraz
10
11
Polskiego Związku Łowieckiego dokonały uroczystego złożenia biało-czerwonych wieńców pod pomnikiem generała Maczka. Po złożeniu kwiatów rozpoczął się przemarsz ulicami miasta, gdzie liczna grupa myśliwych, leśników, władz samorządowych oraz mieszkańców w asyście orkiestry wojskowej oraz pocztów sztandarowych, a także przewodników z psami myśliwskimi kroczyła ulicami w kierunku Żagańskiego Pałacu Książęcego. Na dziedzińcu pałacowym nastąpiło powitanie gości, przybyłych sygnalistów, przewodników z psami oraz mieszkańców Żagania. Oficjal-
nego otwarcia III Wielkich Łowów dokonał burmistrz Żagania – Daniel Marchewka, który podkreślił duży wkład polskich myśliwych w poprawę warunków bytowania zwierzyny oraz ochronę ojczystej przyrody. Krótkie przemówienia wygłosili również: Krzysztof Poczekaj (zastępca dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Zielonej Górze), Andrzej Hromiak (przewodniczący Komisji Szkoleniowej przy Naczelnej Radzie Łowieckiej) oraz Andrzej Skibiński (prezes ORŁ w Zielonej Górze). W części oficjalnej wydarzenia dokonano również uroczystego wręczenia
12
odznaczeń łowieckich (srebrny i brązowe medale) dla zasłużonych myśliwych.
Święty Benedykt XVI podczas Ogólnopolskiej Pielgrzymki Leśników do Watykanu. Zarówno wybór miejsca, jak i geneza „cisów papieskich" sięga roku 2000, kiedy ówczesny kardynał Joseph Ratzinger wizytujący henrykowskie opactwo zachwycał się wiekowymi cisami. Pamiątkowa sadzonka ufundowana przez Nadleśnictwo Żagań wyhodowana została w Arboretum Leśnym im. Stefana Białoboka w Sycowie. Cis jest symbolem długowieczności. Cechy te dostrzeżone zostały już w starożytności, kiedy to ważniejsze wydarzenia upamiętniano, sadząc właśnie te drzewa.
Cis Benedykta XVI Jednym z punktów programu było uroczyste posadzenie w żagańskim parku przypałacowym wyjątkowego drzewa – cisa pospolitego (Taxus baccata L.). Sadzonka wyhodowana została z nasion pochodzących z około 800-letniego, najstarszego owocującego cisa w Polsce, rosnącego na terenie opactwa cystersów w Henrykowie koło Ząbkowic. Nasiona pobłogosławił 21 listopada w 2012 r. Ojciec
13
14
Gatunek ten był również pierwszym polskim drzewem prawnie chronionym, na mocy dekretu wydanego przez króla Władysława Jagiełło w 1423 r. W przeszłości drewno cisów używane było masowo do wyrobu łuków wykorzystywanych w celach militarnych, ale również do polowania.
cego się dużym zainteresowaniem przeglądu było rozpowszechnianie sygnalistyki w kołach łowieckich, podnoszenie umiejętności gry na rogu myśliwskim oraz zachowanie muzycznej oprawy uroczystości łowieckich. Przegląd okazał się bardzo trafioną inicjatywą. Zgłoszenia napłynęły z różnych zakątków naszego kraju, co zapewniło wysoki poziom imprezie. Swój akces w przeglądzie zgłosiło blisko 50 uczestników oraz 10 zespołów sygnalistyki myśliwskiej. Wielką sympatię i słowa uznania uczestników, szczególnie tych, którzy po raz pierwszy zawitali na ziemię lubuską, przejawiające się m.in. komentarzami „Szok, niedowierzanie. Tak trzymaj!”, wzbudził występ grającego na rogu myśliwskim Jacka Banaszka. Zawodnicy jednogłośnie stwierdzili, że nie odnotowali w swoich wieloletnich uczestnictwach w konkursach obecności Łowczego Okręgowego w roli uczestnika!
Wystawa łowiecka Następnie wszystkich uczestników zaproszono do Holu Turkusowego, w którym nastąpiło uroczyste otwarcie zagospodarowanego przęsła ściany pałacowej prezentującej wieńce oraz medalion jelenia byka. Wyeksponowane trofea są darami zielonogórskich myśliwych dla pałacu, a scenografia połączona z ceramiką, zawierającą motywy łowieckie oraz zdobioną komodą nawiązują do historycznego wystroju wnętrz pałacowych. Dopełnieniem wystawy była ekspozycja bogatej kolekcji noży myśliwskich. Przegląd sygnalistów Kolejną atrakcją był I Przegląd Sygnalistów Myśliwskich Okręgu Zielonogórskiego. Honorowy patronat nad tym wydarzeniem objął starosta żagański Henryk Janowicz, który zapewnił piękne nagrody i puchary dla uczestników. Celem cieszą-
Codzienność łowiecka Równolegle z przeglądem rozpoczęło się sympozjum „Codzienność łowiecka”, gdzie poruszona została problematyka związana z realizowanymi programami na rzecz poprawy biotopów i stanu populacji różnych
15
przedstawicieli naszej fauny. Omówiono również zagadnienia związane z historycznymi wątkami łowieckimi okolicznych terenów oraz walorami dotyczącymi spożywania dziczyzny. Referaty dotyczyły: gospodarki łowieckiej w OHZ Lasów Państwowych na terenie RDLP w Zielonej Górze – teraźniejszości i przyszłości, restytucji głuszca w Borach Dolnośląskich, programu odbudowy populacji zająca, śladów kultury łowieckiej w południowej części województwa lubuskiego, sytuacji wilka i łosia na terenie RDLP w Zielonej Górze oraz wartości żywieniowej dziczyzny.
wało się 61 prac plastycznych. 6-osobowa komisja konkursowa miała nie lada problem z wyborem laureatów, gdyż poziom artystyczny był bardzo wysoki, a pomysły autorów dojrzałe i przemyślane. Po burzliwych obradach we wszystkich grupach wiekowych przyznano pierwsze, drugie i trzecie miejsca oraz wyróżnienia. Z prac plastycznych nagrodzonych i wyróżnionych w poszczególnych placówkach stworzono wystawę, którą można podziwiać w żagańskim pałacu. Sokoły, psy i edukacja Dużym zainteresowaniem wśród najmłodszych uczestników myśliwskiego święta cieszył się pokaz psów ras myśliwskich. Zaprezentowano takie rasy myśliwskie jak: posokowiec bawarski, jamnik szorstkowłosy, terier walijski, łajka zachodniosyberyjska, płochacz niemiecki (wachtelhund), niemiecki terier myśliwski, gończy polski czy ogar polski. Strzałem w dziesiątkę okazały się pokazy ptaków drapieżnych prowadzone przez sokolnika Krzysztofa Staniszewskiego, który zaprezentował swoich podopiecznych: orła przedniego, jastrzębia Harrisa, pustułkę, sokoła wędrownego oraz jastrzębia gołębiarza. Zajęcia i prelekcje cieszy-
Konkurs plastyczny W sobotę na gali finałowej rozstrzygnięto również konkurs plastyczny „Zwierzęta naszych lasów, pól i przestworzy”, do którego przystąpiło 15 okolicznych placówek szkolnych, w tym 11 szkół podstawowych oraz 4 gimnazja, współpracujące z kołami łowieckimi będącymi organizatorami łowów, Urzędem Miasta Żagań, Żagańskim Pałacem Książęcym oraz Stowarzyszeniem LGD Bory Dolnośląskie. Honorowy patronat nad konkursem objął burmistrz Żagania Daniel Marchewka. Konkurs składał się z dwóch etapów: szkolnego i regionalnego. Do etapu regionalnego zakwalifiko-
16
17
ły się wysoką frekwencją, a fascynacja najmłodszych ptakami drapieżnymi była nie do opisania i jednocześnie nie do opanowania nawet przez rodziców, którzy wraz ze swoimi pociechami przez kilka godzin uczestniczyli w pokazach. Zarówno dzieci i młodzież, jak i dorośli aktywnie uczestniczyli w zajęciach zorganizowanych na stoiskach edukacyjnych prowadzonych przez myśliwych z Zielonogórskiego Okręgu Polskiego Związku Łowieckiego oraz z Wojskowego Koła Łowieckiego „Odyniec” Jelenia Góra. Równie oblegane były stoiska przygotowane przez
Lasy Państwowe (Nadleśnictwo Bytnica, Nadleśnictwo Ruszów, Ośrodek Transportu Leśnego w Świebodzinie oraz Nadleśnictwo Żagań). Edukacja najmłodszych jest sprawą priorytetową, dlatego też cieszy fakt tak dużej liczby podmiotów, które podjęły się tego wyzwania, za co pięknie dziękujemy! Dorośli niezwiązani z łowiectwem mogli wykazać się swoją wiedzą w trakcie konkursu zorganizowanego na scenie głównej pod hasłem „Łowiectwo na wesoło”, gdzie musieli rozszyfrować m.in. słowa i zwroty używane w gwarze myśliwskiej.
18
Rok Sienkiewicza W nawiązaniu do przyjętej przez Senat RP uchwały ustanawiającej rok 2016 Rokiem Henryka Sienkiewicza (w bieżącym roku wypada 100. rocznica śmierci literackiego noblisty) oraz w odezwie na apel skierowany do organów państwa i instytucji społecznych dotyczący uwzględnienia w swojej działalności potrzeby popularyzacji jego twórczości zielonogórscy myśliwi zorganizowali Wielkie Czytanie pod hasłem „Łowieckie oblicze Sienkiewicza”. Celem akcji było przedstawienie sylwetki pisarza oraz zwrócenie uwagi na fakt, że był nie-
zwykle zapalonym myśliwym. Zielonogórscy myśliwi odczytali ciekawe fragmenty utworów literackich, w których zawarte zostały przepiękne opisy łowów. Nalewki myśliwskie Kolejnych atrakcji (i to nie tylko dla jurorów) dostarczył Konkurs na najlepszą nalewkę myśliwską. Trzyosobowa komisja konkursowa, miała trudny orzech do… przełknięcia, gdyż zgłoszono aż 24 różne trunki. Jury dokonało ocen zgłoszonych nalewek pod kątem ich koloru i klarowności, aromatu, harmonii smaku oraz orygi-
19
Szlachta zjechała… Niebywałego uroku i kolorytu całości wydarzenia dodała obecność Bractwa Rycerskiego, którego członkowie prezentowali się w pięknych, szlacheckich strojach. Zorganizowali także historyczne pokazy, wielobój łowiecki i inne rywalizacje. W niedzielę na pałacowych błoniach przeprowadzono widowiskową inscenizację pogoni za lisem. Składamy serdeczne wyrazy uznania i podziękowania dla wszystkich przedstawicieli przybyłej „szlachty” ze szczególnym uwzględnieniem brata Darka Niedźwieckiego, który nie po raz pierwszy wsparł naszą inicjatywę.
nalności zastosowanych składników. W tej rywalizacji bezkonkurencyjne okazały się Smorodinówka i Pigwówka na trawie żubrowej (ex aequo I miejsce). Lokaty druga i trzecia przypadły w udziale Nalewce różanej oraz Nalewce z aronii. Równie wysoko zostały ocenione Czereśniowe natchnienie oraz Miodowa tarninówka. Zwycięzcy otrzymali atrakcyjne nagrody. Dla uspokojenia Czytelników informujemy, że jury dało radę, a poszczególni członkowie do dziś mają się dobrze. Pokonać nowotwory Kolejną sobotnią inicjatywą zorganizowaną wspólnie z Fundacją DKMS była akcja I Ty możesz uratować komuś życie, związana z rejestracją potencjalnych dawców szpiku kostnego. Stoisko uruchomiono w namiocie ORŁ w Zielonej Górze, a obsługą zajęli się myśliwi. Działania takie zwiększają prawdopodobieństwo znalezienia odpowiedniego dawcy dla osoby chorej. Im więcej potencjalnych dawców, tym więcej szans na życie dla osób walczących z nowotworami krwi. Wszystkim osobom, które zdecydowały się dokonać rejestracji, dając szansę innym na życie, składamy serdeczne podziękowania.
Dla każdego coś fajnego Przez cały dzień na dziedzińcu Żagańskiego Pałacu Książęcego trwał jarmark łowiecki, na którym królowały wyroby regionalne oraz przetworzone dary lasu (miody, nalewki itp.). W ramach propagowania zwiększenia spożycia dziczyzny przygotowane zostały stoiska z wędlinami oraz pieczone dziki z kaszą. Zwiedzający mogli odwiedzić również stoiska z ubraniami i akcesoriami myśliwskimi. Nie zabrakło pięknie malowanych obrazów, ręcznie rzeźbionych desek pod trofea oraz innego rękodzielnictwa. Płci pięk-
20
nej bardzo przypadło do gustu stoisko z biżuterią łowiecką co w różne nastroje wprawiało płeć przeciwną (mężów, partnerów etc.) Dużą atrakcją zarówno dla dzieci, jak i dorosłych było uruchomienie trenażera łowieckiego, gdzie za pomocą repliki broni podłączonej do laserowego czujnika zaprezentowano ciekawe symulacje łowieckie wyświetlane na ekranie. Część zadań związanych z edukacją przyrodniczo-łowiecką oraz krzewieniem tradycji łowieckich w trakcie Wielkich Łowów w Puszczy Żagańskiej otrzymało dofinansowanie z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Zielonej Górze. Dzięki przyznanym środkom finansowym możliwy był zakup bardzo atrakcyjnych pomocy dydaktycznych np. tablicy dźwiękowej „Odgłosy lasu” , łowieckiego koła fortuny, a także nagród dla laureatów zabaw, co bardzo wzmocniło atrakcyjność prowadzonych zajęć i konkursów.
więciu obwodach łowieckich. Pogoda wyjątkowo dopisała, co spowodowało, że na zbiórki stawiło się ponad 300 myśliwych. W efekcie na uroczystym pokocie zbiorczym św. Hubertowi złożono jelenia byka, jelenia cielaka, dziewięć dzików, lisa oraz 84 bażanty. Liczba pozyskanej zwierzyny może nie była imponująca, ale nie to było ideą zorganizowanych polowań. Celem była integracja środowiska myśliwych poprzez losowe „wymieszanie” uczestników polowań w różnych obwodach łowieckich. Całość zakończyła się myśliwską biesiadą. Założenia organizacyjne zostały wypełnione… Wszystkim uczestnikom III Wielkich Łowów w Puszczy Żagańskiej, przede wszystkim jednak tym, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do uświetnienia tego wydarzenia, a których z nazwiska nie sposób wymienić, składamy serdeczne podziękowania. Kto nie był, niech żałuje i kolejnej edycji za rok wypatruje!
Pojedziemy na łów Drugi dzień Wielkich Łowów poza wydarzeniami na żagańskim dziedzińcu pałacowym (kontynuacją jarmarku oraz zajęć edukacyjnych) myśliwi spędzili w kniei na polowaniach zbiorowych zorganizowanych w dzie-
21
Łowy na dzika
Według zaproszenia mamy się zameldować o 7.00 rano. Dostaniemy samochód i opiekuna, który będzie nam towarzyszył przez cały dzień. W położonej w regionie Blekinge posiadłości Johannishus panuje idealny porządek – prawie tak, jakbyśmy byli w Niemczech TEKST I ZDJĘCIA: MIN JAKT
TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA
P
Jak w Niemczech Następnego dnia wczesnym rankiem stawiamy się na miejscu. Jesteśmy na tyle wcześnie, że przed rejestracją uczestników ucinamy jeszcze krótką drzemkę. „Rejestracja” brzmi pretensjonalnie, ale jeśli się chce zorganizować wydarzenie na 60 osób, to może być ona niezbędna. Jeszcze przed siódmą jest mnóstwo ludzi. Wśród nich widzimy kilka znanych twarzy. Jest tu przynajmniej jeden minister, jeden finansista i kilku znanych aktorów. Odnoszę wrażenie, że większość z nich znam, ale to dlatego, że widziałem ich wcześniej w TV i w gazetach. Powstrzymujemy się więc od przywitania, a jedynie kiwamy chłodno głowami, kiedy patrzą
o całodniowym polowaniu odpoczywamy z Tonim Ohlinem w wielkiej sali zamku Börstorp, kiedy na jego telefon przychodzi zaproszenie. Następnego dnia w Blekinge będzie polowanie na dziki! To prawie 400 km na południe, więc na początku mamy wątpliwości. W zaproszeniu jest informacja, że to pierwsze polowanie w tym roku, zaproszono 60 myśliwych i że będą dwa pędzenia – jedno przed, a drugie po obiedzie. Już sama liczba strzelców wzbudza nasz niepokój. W końcu mówi się, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść, a w przypadku myśliwych bywa to szczególnie trafne. Chwilę później decydujemy się jednak jechać.
26
w naszą stronę. O ósmej jest zbiórka na dziedzińcu. Prowadzący polowanie prezentuje wszystkie zasady bezpieczeństwa i przedstawia podkładaczy. Kiedy chwilę później rozlegają się dźwięki rogów, czuję się… jakbym przeniósł się do Niemiec. Polowanie u naszego południowego sąsiada to coś fantastycznego. Niemcy myślą o wszystkim, w tym o bezpieczeństwie, o którym mówią przed, w trakcie i pomiędzy kolejnymi częściami polowania. My Szwedzi mamy się czego od nich uczyć. Nierzadko jest tam, tak jak dziś u nas, ponad 50 strzelców, którzy polują naraz. Polowanie zawsze zaczyna się i kończy w ustalonym czasie, a wszystko dzieje się wtedy, kiedy powinno.
W Johannishus panuje właśnie taki sam niemiecki porządek. Podczas rejestracji dostaliśmy numer 14, więc po zbiórce szukamy samochodu o tym właśnie numerze. Nie jesteśmy zaskoczeni, gdy znajdujemy nowiutkiego Discovery. Nasz przewodnik i kierowca zarazem wygląda, jakby miał jeszcze mleko pod nosem, ale świetnie wie, co ma robić. Witamy się z innymi myśliwymi, z którymi mamy dzielić samochód, pakujemy się do środka i ruszamy w drogę przez piękne tereny wchodzące w skład posiadłości. Johannishus obejmuje prawie 8 tys. ha. Jego zarządcy świadomie inwestują w łowiectwo, dokarmiając hojnie liczną zwierzynę.
27
Tego dnia przekonamy się, że ta inwestycja przynosi efekty.
– To było jakieś wariactwo – szepce do mnie Tony, nie przerywając obserwacji. Słysząc jakieś dźwięki, bez ostrzeżenia podnosi sztucer. Ale to tylko wystraszona sarna, która przebiega przez porębę. Dzisiaj polujemy tylko na dziki, na zbiórce nie wymieniono żadnego innego gatunku. A więc sarna ma dziś szczęście. Tak samo jak samotny daniel, który przystaje nieopodal i przygląda się, jak trzęsiemy się z zimna w naszej ambonie. Wokół nas wciąż słychać strzały, ale odległe. Na porębę wybiega parę psów, ale za każdym razem są same i szybko znikają w lesie. O 11:30 jest koniec pędzenia. Schodzimy z ambony, trochę rozczarowani, że nie mieliśmy okazji strzelić żadnego dzika. Po chwili czekania podjeżdża nasz kierowca. – Widzieliście coś? – pyta, opowiadając, że podczas pędzenia strzelono prawie 60 dzików. Mówimy, że nie trafiła nam się dobra okazja do strzału. W tym czasie przychodzą nasi sąsiedzi, którym jak na razie też się nie powiodło. Jedziemy z powrotem do dworku, gdzie czeka na nas ciepły posiłek. Podano go w starym magazynie, w którym firma cateringowa białymi obrusami nakryła długie stoły i zaserwowała nam przepyszny trzydaniowy obiad.
Smak rozczarowania W pierwszym miocie dostajemy pozycję na nowo wybudowanej ambonie pośrodku poręby. Poranek jest chłodny. Na naszej odsłoniętej pozycji szybko zaczynamy marznąć. Polowanie ma się zacząć dokładnie o 09:30. Minutę po ustalonej godzinie słyszymy w oddali pierwszy strzał. W ciągu następnych dwóch godzin spędzonych w ambonie usłyszymy ich więcej. Znacznie więcej. Strzały padają dalej, ale zdaje się, że są daleko od nas. Nic dziwnego, skoro nasz pierwszy miot obejmuje 1500 ha. Dotarcie do tej części lasu może zająć nagance trochę czasu. Strzały padają teraz bez przerwy! Tracę rachubę przy 75. Obserwujemy porębę. Słyszę, że psy są już bliżej. Nagle w lesie przebiega wataha dzików. Niestety przy porębie jest on tak gęsty, że ledwie ją dostrzegamy, ale przynajmniej stawia nas to w pełnej gotowości. Chwilę później pojawia się jeszcze jedna wataha, ale i ona przebiega wzdłuż krawędzi lasu, więc nie da się nic strzelić. Z sąsiednich stanowisk słychać kilka strzałów, po czym na chwilę wszystko się uspokaja.
28
29
30
Przy stole toczą się łowieckie rozmowy. – Strzeliliśmy 5 dzików! – mówi mój sąsiad, dodając, że to najlepsze polowanie, na jakim był, przynajmniej w tym roku.
Zgadzam się z nim. Nie przerywamy obserwacji. Psy nie poddają się. Brzmią jakby miały całą watahę wściekłych dzików. Nagle słychać strzał! Dochodzi ze stanowiska po naszej prawej stronie. Kiedy tam spoglądamy, widzimy pojedynczego dzika uciekającego przez las. Niestety, to dla Toniego zbyt daleko. W lesie za nami słychać trzaski. Tony obraca się prędko. Obaj słyszymy, jak coś się przemieszcza, ale nie możemy dostrzec, co to jest. Chwilę potem w pobliżu znowu ktoś strzela. Zbliża się trzecia po południu, a do końca polowania zostało niecałe pół godziny. Gdy psy zbliżają się w naszą stronę, zaczyna się ściemniać. I wtedy nadchodzi ten moment! Przez porębę na pełnej prędkości przebiega samotny odyniec z kilkoma psami na ogonie. Tony podnosi sztucer i naciska spust. Wystarczy jeden strzał. Dzik pada w ogniu. Psy zaraz go dopadają i zaczynają szarpać. Chwilę później nadchodzi podkładacz i je zabiera. Patrzy w naszą stronę i podnosi kciuk do góry, po czym razem z psami rusza dalej.
Dobre przeczucia W magazynie jest ciepło i przyjemnie. Prawie że chce się tam zostać, zamiast marznąć w ambonie podczas drugiego pędzenia. Jednak gdy przychodzi pora, zagryzam zęby i wskakuję do auta. Dostajemy w przydziale ambonę w środku lasu, choć i tym razem mamy widok na porębę. – Mam naprawdę dobre przeczucia – oświadcza Tony, wkładając magazynek do swojego Helixa. W drodze na stanowisko towarzyszył nam jeszcze jeden samochód, cały wypełniony znanymi osobami. – To dobry znak – powiedział Tony. Zastanawiam się nad jego logiką. – Nie łapiesz? Na pewno dostają najlepsze stanowiska. Osobiście sądzę, że to kwestia przypadku, ale nie jestem jednak tego całkiem pewny. Nie mija dużo czasu, gdy w bliskiej odległości słyszymy głosy psów. Szczekają, przeczesując gęstą plantację położoną 100 m na zachód od naszej ambony. – Brzmi jakby miały jakieś dziki – mówi Tony.
Pełna satysfakcja Tony obserwuje porębę, którą ledwo teraz widać w ciemności. Parę minut później wyciąga naboje z magazynka i schodzi z ambony.
31
Idziemy do dzika. To niezwykle duża loszka, trafiona idealnym strzałem. Gratuluję Toniemu, robiąc mu obowiązkowe zdjęcia ze zdobyczą, po czym zostajemy zabrani z powrotem do dworku na pokot. Chłopaki odpowiedzialni za podjęcie i oprawienie zwierzyny mają pełne ręce roboty. Na pokocie leży 133 dzików i kilka lisów. Wieczorem w ciemności myśliwi znajdują jeszcze 15 postrzałków.
148 dzików z dwóch pędzeń w ciągu jednego dnia. Ponad 300 strzałów oddanych zupełnie bez pudła. Lepiej już raczej być nie może. Dochodzimy do wniosku, że aby tak to działało w lesie musi panować niemiecki porządek. Również zarządcy Johannishus doszli do takiego wniosku, dzięki czemu przeżyliśmy jedno z najlepszych polowań w naszym życiu.
32
√ Polowania na wilki z fladrami i indywidualnie – Rosja, Białoruś: styczeń – luty 2016. Ceny od 1500 €. √ Polowanie z gończymi na zające (bielaki) w Białorusi: styczeń 2016. √ Wiosenne polowania na głuszce i cietrzewie na Białorusi (kwiecień 2016). Ceny od 1200 €. √ Wiosenne polowania na gęsi, kaczki, słonki i bekasy – Rosja, Białoruś: kwiecień 2016. Ceny od 600 €. √ Polowania w RPA (czerwiec – wrzesień 2016). Ceny pakietów od 1400 €. √ Polowania na niedźwiedzie w Rosji: zima Tel.: 693 712 734 (w gawrze), wiosna (maj – czerwiec). Pakiety od 5000 €. hunting.travel.pro@gmail.com √ Polowania indywidualne na łosie www.hunting-travel.com.pl w okresie bukowiska – Białoruś, Rosja: wrzesień 2016.
33
VII Bieg św. Huberta
Bieg św. Huberta to już nie tylko pogoń za lisem. Ta sportowa impreza, w której uczestniczą Diany i myśliwi, to zupełnie nowa jakość i kolejny ciekawy punkt na biegowej mapie Polski TEKST I ZDJĘCIA: EUGENIUSZ TRZCIŃSKI
W
dniu 29 października w Tucholi odbył się VII Bieg św. Huberta pod patronatem dr Lecha Blocha, przewodniczącego Zarządu Głównego PZŁ. Uczestnicy zmierzyli się z 15-kilometrową trasą biegu przełajowego oraz 10-kilometrową w rajdzie nordic walking.
gdzie zawodnicy byli dekorowani medalami z elementami tradycji łowieckiej. Zwycięzcy byli honorowani pucharami, ufundowanymi przez łowczego krajowego. Po prostu najlepsi W IV Mistrzostwach Polski Myśliwych w biegu przełajowym na 15 km zwycięzcą (14. w kategorii open) został Rafał Szwarc z Tucholi z czasem 00:55:42, drugie miejsce (15. w open) zajął Jarosław Kemuś z Chojnic z czasem 00:55:47, a trzecie miejsce (45. w kategorii open) przypadło Markowi Śliwie z Krąplewic z czasem 01:01:08. W kategorii wiekowej „myśliwi do 45 lat”, pierwsze trzy miejsca zajęli: Marek Grabowski z Polubicz Dworskich (okręg PZŁ w Białej Podlaskiej), Maciej Wiśniewski z Trzcianki i Jacek Borzyszkowski z Leśnictwa Cięgardło (okręg PZŁ w Gdańsku). Natomiast w kategorii wiekowej „myśliwi powyżej 45 lat”, pierwsze trzy miejsca zajęli: Marek Karaś z Torunia, Maciej Malinowski z Kazimierza Biskupiego (okręg PZŁ w Koninie) i Zdzisław Baran z Bartniczka (okręg PZŁ w Toruniu). W I Mistrzostwach Dian w biegu przełajowym na 15 km pierwsze miejsce zajęła Emilia Frukacz z Unisławia Pomorskiego (okręg PZŁ w Toruniu),
Przez las po medale Wytyczona trasa przebiegała urokliwymi drogami leśnymi dwóch nadleśnictw: Woziwoda i Tuchola oraz rezerwatów przyrody: Doliny Rzeki Brdy i Bagna nad Stążką. Władze Zrzeszenia w Tucholi reprezentowali: Aleksandra Szulc, sekretarz Okręgowej Rady Łowieckiej i Hubert Trzebiński, przewodniczący Komisji Kultury Okręgowej Rady Łowieckiej w Bydgoszczy. Przed biegiem na biegaczy, nie tylko myśliwych, czekał słodki poczęstunek w postaci krówek z logo łowiectwa bydgoskiego oraz samego biegu. Natomiast po nim tradycyjny już myśliwski bigos wraz z kiełbasą z dzika, przygotowaną przez zakład „Myśliwiec” ze Śliwic. W ramach tegorocznej imprezy odbyły się IV Mistrzostwa Polski Myśliwych w biegu i rajdzie nordic walking oraz I Mistrzostwa Polski Dian. Meta, tak jak w poprzednich latach, znajdowała się w hali widowiskowo-sportowej,
36
Małgorzata Szulc – najlepszy wynik na 10 km
37
38
Myśliwi na podium biegu na 15 km
39
drugie Małgorzata Pazdro ze Świecia, a trzecie Marta Kempczyńska z Bydgoszczy. W rajdzie nordic walking na dystansie 10 km najlepszym wśród myśliwych (2. w open) był Franciszek Trzciński z Koła Łowieckiego „Hubert” w Chełmnie (toruński okręg łowiecki), drugie miejsce (6. w open) zajął Eugeniusz Trzciński z Wojskowego Koła Łowieckiego nr 248 „Sokół” w Bydgoszczy, a trzecie (49. w open) Tadeusz Kowalski z Koła Łowieckiego nr 140 „Słonka” w Tucholi. W nordic walking najlepszą Dianą (42. w open), okazała się Małgorzata Szulc z Czerska. Najstarszym biegającym Nemrodem był Mieczysław Dobrenko (ur. w 1940 r.)
ze Sztumu, który stanął na pierwszym miejscu podium (295. w open) wśród 70-latków. Tuchola na Was czeka! To było po raz kolejny naprawdę piękne sportowe święto. Tym razem współuczestniczyły w nim również Diany. Nad wszystkim i nad wszystkimi czuwał jak zwykle niezawodny św. Hubert. Serdecznie dziękujemy Dianom i myśliwym za ten wspaniały sobotni dzień. Dziękujemy za przyjazd do Tucholi i za tę cudowną atmosferę. Do zobaczenia za rok, na VIII Biegu św. Huberta, gdzie czekają na Was Bory Tucholskie i ludzie, którzy wspaniale Was ugoszczą.
40
41
Czas na zbiorówkę
O bezpieczeństwie na polowaniu powinno się pamiętać zawsze, dlatego ważne jest, by być widocznym dla kolegów. Pomarańczowa opaska na kapeluszu lub rękawie to jednak zdecydowanie za mało! Zdają sobie z tego sprawę Amerykanie, w Skandynawii również nikogo nie dziwią jaskrawe kolory. Jak jest u nas, dobrze wiemy… TEKST: MACIEJ PIENIĄŻEK ZDJĘCIA: MACIEJ PIENIĄŻEK, MATERIAŁY PRASOWE
F
Wygrała z wodą Kurtka Moose posiada membranę AIRTEX 2, która przez rok zaliczyła parę rzęsistych opadów, ale wyszła z tych starć zwycięsko, nie przepuszczając wody. Jednocześnie dobra wymiana powietrza sprawia, że nie pocimy się nawet podczas dłuższych marszów. Moose ma dwukierunkowy zamek, do tego dwie duże kieszenie cargo, zapinane na zatrzaski z cartridgem na 5 kul, kieszeń wewnętrzną oraz kieszeń na dokumenty przy zamku – zapinane na suwak, dwie kieszenie napoleońskie idealne do ogrzania rąk i standardową w skandynawskich ubraniach kieszeń na radio. Po stronie pleców mamy symetryczne, siatkowane i zapinane na suwak otwory wentylacyjne, dzięki którym dodatkowo możemy regulować przepływ powietrza. Na plus zapisuję również odpinany kaptur, który posiada usztywnienie, dzięki czemu nie opada i nie ogranicza pola widzenia.
ińska marka JahtiJakt jest od prawie dziesięciu lat znana polskim myśliwym. Świetnie wykonane, nieszeleszczące przy poruszaniu się, posiadające membranę komplety Classic, Pro, Supreme, Kaira czy Valle są bardzo popularne w naszych łowiskach, tym bardziej że plasują się w średniej półce cenowej. Test w łowisku Kurtkę Moose Hunter zacząłem testować w 2015 r. podczas zbiorówek w Ostródzie. Nie jestem zwolennikiem ciężkich i grubych ubrań, chyba że idę posiedzieć w zimny wieczór na ambonę. Jeśli mam przed sobą 5–7 pędzeń, gdzie dużo trzeba chodzić, a pogoda jest niepewna, wolę zdecydowanie założyć cienką kurtkę z membraną. Gwarantuje ona, że nie zmoknę, a jeśli zrobi się zimno, to zawsze z plecaka mogę wyciągnąć polar z windstopem. Dlatego model Moose przypadł mi do gustu od razu, poza tym było mnie widać z daleka. I o to chodzi. Kurtka, jak większość modeli JahtiJakt jest cienka. To odzież, w których preferowany jest model ubierania się na cebulę, czyli bielizna termalna, koszula, bielizna polarowa, polar i kurtka – wtedy nawet mróz i wiatr nie są straszne, a rozebrać się z jednej lub paru warstw zawsze można.
Solidne wykonanie Kurtka jest porządnie wykonana. Byłem w niej na ok. 10 polowaniach, zwykle w dość podłych warunkach, w tym na szwedzkim polowaniu, gdzie na zwyżce tkwiłem w padającym intensywnie deszczu prawie 5 godzin i nie zmokłem ani nie zmar-
44
45
złem. Bardzo dobrym rozwiązaniem są mocne ściągacze w rękawach, które naciągnięte na rękawice izolują od zimnego powietrza, a także siatkowana podszewka, dzięki czemu kurtkę bez problemu zakłada się i zdejmuje nawet na parę warstw ubrań. Przechodząc do konkretów, kurtka Moose Hunter kosztuje u dystrybutora Jahtijakt, czyli w sklepie dolasu.pl
699 zł i bez dwóch zdań są to dobrze wydane pieniądze, tym bardziej że można do kurtki dopasować albo spodnie w typowym, leśnym kamuflażu – Rosto Camo, albo spodnie Moose Hunter, za które zapłacimy 499 zł. Jeżeli więc rozglądacie się za kurtką, która nie zawiedzie Waszych oczekiwań i posłuży Wam dłużej niż jeden sezon, warto pomyśleć o Moose Hunter.
46
ZAPRASZAMY DO NASZEGO SALONU SPRZEDAŻY W PIASECZNIE K. WARSZAWY, UL. ŚLĄSKA 36. tel.: 22 42 82 888, 22 24 55 444, 600 300 905
MAPKA DOJAZDU ZNAJDUJE SIĘ NA NASZEJ STRONIE INTERNETOWEJ.
2017
Classic
ZESTAW
CENA
CENA
Kurtka z kapturem i wzmocnieniami z cordury na ramionach oraz spodnie z siatkowaną podszewką to podstawowe elementy zestawu Classic. Zabezpieczone membraną AIR-TEX chronią myśliwego przed wiatrem i opadami. Materiał jest bardzo cichy i nie szeleści. Wysoki stan spodni, ściągacz w pasie i regulator długości nogawek, otwory wentylacyjne w pasie oraz pod pachami w kurtce, a także ściągacze w rękawach czynią Zestaw Classic numerem jeden w stosunku ceny do jakości.
KURTKA
499 zł 349 zł SPODNIE
WODOODPORNOŚĆ WIATROCHRONNOŚĆ ODDYCHALNOŚĆ
47
DETACHABLE HOOD
RADIO POCKET
TWO-WAY ZIPPER
VENTILATION
EXTRASIZES
WATER-REPELLENT
HAND WARMING POCKETS
Św. Hubert w Turzynie W dniu 12 listopada odbyło się uroczyste przekazanie rzeźby św. Huberta Muzeum Przyrodniczo-Łowieckiemu w Turzynie. Gospodarzami uroczystości byli członkowie Zarządu Koła Łowieckiego Nr 84 „Dąb” w Kcyni TEKST I ZDJĘCIA: EUGENIUSZ TRZCIŃSKI
U
roczystość rozpoczął Andrzej Morawski, członek Okręgowej Rady Łowieckiej w Bydgoszczy, który również pełni funkcję prezesa Stowarzyszenia Edukacji Ekologicznej i Łowieckiej „Dąb” oraz KŁ Nr 84 w Kcyni. Przywitał gości, w tym europosła Janusza Zemke, starostę nakielskiego Tomasza Miłowskiego oraz prezesa Okręgowej Rady Łowieckiej w Bydgoszczy, Bogusława Chłądę, a także przedstawicieli lokalnych władz samorządowych, myśliwych oraz sympatyków łowiectwa.
kulturowego regionu, popularyzację tradycji i propagowanie etyki łowieckiej oraz walorów turystycznych. Oficjalne otwarcie placówki planowane jest w pierwszej połowie 2017 r. Dar od myśliwych Rzeźba jest kolejnym darem dla Muzeum, tym razem od myśliwych z Koła Łowieckiego Nr 84 „Dąb” w Kcyni – poinformował zebranych Andrzej Morawski. Wykonawcą figury św. Huberta jest członek Koła „Dąb” Lech Kasprzykowski, twórca wielu prac artystycznych na szczeblu okręgowym i krajowym. Rzeźbę odsłoniły małżonki myśliwych z koła „Dąb”. Lech Kasprzykowski opowiedział, jak narodził się pomysł wykonania rzeźby. W roku jubileuszowym swojego członkostwa w PZŁ zbudował ambonę. Planował umieścić na niej niewielką rzeźbę z wizerunkiem św. Huberta, o wysokości 19 cm, zamontowaną w aranżowanej dziupli z modlitwą hubertowską. Ten pomysł nie doszedł do skutku. Postanowił więc stworzyć coś znaczniejszego. W dalszym ciągu miało to być dzieło artystyczne z wizerunkiem św. Huberta, tym razem jako dar dla muzeum w Turzynie. Rzeźba powstawała od początku listopada 2015 r. W pierwszej kolejności jej twórca pozyskał
Muzeum w spichrzu Andrzej Morawski przedstawił krótką historię powstania Muzeum Przyrodniczo-Łowieckiego w Turzynie. Na obiekt muzealny został przeznaczony kamienny spichrz, najstarszy budynek zabytkowego zespołu folwarcznego. Został on odbudowany od podstaw, z zachowaniem oryginalnego wyglądu i charakteru. Budynek posiada dwie kondygnacje. Na parterze powstała diorama o powierzchni 200 m2, na piętrze znajduje się sala wystawowa. W muzeum gromadzone są eksponaty zwierząt i roślin Pomorza i Kujaw w układzie edukacyjnym, ze szczególnym uwzględnieniem ochrony środowiska. Powstanie muzeum umożliwia zachowanie dziedzictwa
50
Wykonawca rzeźby, Lech Kasprzykowski, prezentuje swoje dzieła
51
drewno o wysokości 2,2 m i średnicy 1 m z Nadleśnictwa Żołędowo. Dzieło powstawało w tajemnicy, a ci, którzy o nim wiedzieli, musieli zachować sekret przed przypadkowym ujawnieniem. Wiadomość o rzeźbie była rozpowszechniana stopniowo, wiosną bieżącego roku powiedziano o niej łowczemu, a potem prezesowi kcyńskiego „Dębu”. Monument o wysokości 1,8 m
po naniesieniu polichromii został przetransportowany z Bydgoszczy do Turzyna. Rzeźba została połączona z logo PZŁ, który jest daleko idącą stylizacją znaku PZŁ. Podstawę znaku stanowi metalowy krzyż, a na nim umocowany wieniec jelenia. Lech Kasprzykowski, wykonawca rzeźby i logo PZŁ, potwierdził, że jest to dar członków KŁ Nr 84 „Dąb” w Kcyni. Na pamiątkę ufundowania przez koło
52
Poświęcenie rzeźby przez ks. kanonika Ryszarda Pruczkowskiego
rzeźby i logo PZŁ przygotowana została okolicznościowa inskrypcja, którą podpisali wszyscy członkowie koła. Inskrypcja została włożona do tuby, którą umieszczono wewnątrz rzeźby, a otwór w niej zaślepiono. Poświęcenia rzeźby dokonał ksiądz kanonik Ryszard Pruczkowski, duszpasterz myśliwych i leśników łowiectwa bydgoskiego. Prezes Okręgowej Rady Łowieckiej w Bydgoszczy Bogusław Chłąd
w asyście członka ORŁ Janusza Brodzińskiego i przewodniczącego Komisji Kultury ORŁ Huberta Trzebińskiego przekazał okolicznościowe statuetki dla Andrzeja Morawskiego, prezesa Stowarzyszenia Edukacji Ekologicznej i Łowieckiej oraz Lecha Kasprzykowskiego, wykonawcy rzeźby i loga PZŁ. Uroczystość zakończono zwiedzaniem muzeum oraz okolicznościowym poczęstunkiem.
53
Howa 1500
ALE SZTUCER! Przy pierwszych śniegach mieliśmy okazję postrzelać ze sztucera Howa 1500, kaliber 308Win. Dystrybutorem tej jedynej na europejskim rynku marki japońskich sztucerów jest warszawska Incorsa, która udostępniła nam testowy model z lufą 22” Lighting TEKST I ZDJĘCIA: MACIEJ PIENIĄŻEK, MATERIAŁY PRASOWE
B
iorąc Howę do ręki nie możemy oprzeć się wrażeniu, że te kształty są nam doskonale znane. I nic dziwnego. To jeden z wielu obecnych na rynku modeli opartych konstrukcyjnie na legendarnym i opisywanym na łamach „Gazety Łowieckiej” Remingtonie 700. Rozkładając sztucer widzimy, że i tutaj japońska dokładność nie jest wytartym sloganem. Elementy są bardzo dokładnie spa-
sowane i precyzyjnie wykończone, a tym, co pozytywnie zaskakuje biorąc również pod uwagę kraj pochodzenia broni, jest przystępna cena. Testowany model kosztuje na rynku detalicznym 3400 zł. Pewny chwyt Jeśli przyjrzymy się ofercie firmy Incorsa, to zauważymy, że wszystkie modele sztucerów Howa posiadają syn-
58
HOWA 1500 Dane techniczne Kaliber: .308 Win Długość lufy: 22'' Pojemność magazynka: 5+1 Długość broni: 107 cm Waga: 3540 g Osada: oliwkowa, czarna, drewniana
tetyczne kolby, różniące się jedynie kolorami. Do wyboru mamy czarną lub zieloną. Gdy weźmiemy sztucer do ręki, od razu odczujemy różnicę pomiędzy tą kolbą a tymi europejskich lub amerykańskich producentów. Plastik jest miękki i przyjemny w dotyku, umożliwia pewny chwyt i dobrze leży w rękach. Kolejnym ciekawym rozwiązaniem jest wykończenie kolby grubą i jednocześnie miękką stop-
ką, co jak się przekonaliśmy na strzelnicy, bardzo pozytywnie wpływa na komfort strzelania. Broń w większych kalibrach świetnie spisuje się w rękach osób dość lekkich i o drobnej sylwetce. Jak klasyk Jak pisaliśmy, Howa oparła swój model na Remingtonie 700, tak więc sztucer posiada wszystkie klasyczne rozwiązania znane z tej amerykańskiej
59
60
61
broni. Dwuryglowy zamek z kątem rozstawienia rygli 180 stopni i kątem otwarcia zamka 90 stopni, trójpołożeniowy bezpiecznik po prawej stronie – w tylnej części zamka, łatwo dostępny za pomocą kciuka po złożeniu się strzelca. Dostępne obecnie w Incorsie modele 1500 posiadają również nowe mechanizmy spustowe. Są to spusty dwuoporowe. Charakteryzują się dużą delikatnością i precyzją. Magazynek w wersji standardowej mieści cztery sztuki amunicji. Jest to magazynek z uchylnym wieczkiem, podobny do tego, jaki znajdziemy na przykład w czeskiej CZ 527. Do rozładowania wystarczy otworzyć wieczko i naboje wysypują się do ręki. Dla osób lubiących klasyczne magazynki pudełkowe Howa oferuje możliwość zmiany całego gniazda magazynka. W takiej wersji mamy do dyspozycji 5 lub 10 sztuk amunicji. Koszt takiej wymiany wynosi ok. 599 zł. W standardzie otrzymamy również umieszczone na górnej powierzchni komory zamkowej otwory technologiczne, na których możemy umieścić szyny do montażu lunety. Może to być szyna Picatinny, dwie małe, szczątkowe szyny lub przykręcany montaż. Jak wiemy, wybór jest spory i zależy od preferencji strzelca, cho-
ciaż obecnie najczęściej stosowane jest to pierwsze rozwiązanie. Test na plus Incorsa oferuje model Howa z trzema długościami lufy: 20, 22 i 24 cale. Mogą to być lufy Varmint, określane skrótem HB, czyli heavy barrel i tutaj taką lufę mamy również w tej najkrótszej długości 20 cali. Model z lufą, którą testowaliśmy, czyli Lighting, występuje z lufą 22-calową i przeznaczony jest do polowań z podchodu, tak by maksymalnie ograniczyć masę broni. Broń na strzelnicy testowaliśmy z amunicją Lapua Mega 12 g. Atutem, który szczególnie przypadł nam do gustu, jest delikatny spust, który ma faktycznie wyczuwalny podwójny opór. Broń jest poręczna ze względu na swoją długość i jak na swój kaliber charakteryzuje się dość małym odrzutem. Krótko mówiąc, po teście można napisać tylko jedno – Howa to świetnie wykonany sztucer za przystępną jak na nasze warunki cenę. Broń oferowana jest w kalibrach .223Rem, .243Win, 6,5x55, 308Win, .300WinMag, .338Win.
62
63
MNIEJ W LŻEJSZ
Rozbijaj pi jednym uderzeniem
WYSIŁKU ZA PRACA
ieńki
m
www.fiskars.pl
Na Ĺ‚osia
Jest pierwszy weekend październikowego sezonu, pierwszy nocny przymrozek. Znajdujemy się pod miastem Kristinehamn i będziemy polować na łosie – jak tylko uda nam się zrozumieć, co Värmlandczycy mówią przez radio TEKST I ZDJĘCIA: MATS GYLLSAND TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA
K
iedy wychodzimy z domu, żeby pojechać na polowanie do Värmlandu [region w południowo-zachodniej Szwecji – przyp. tłum.], padają pierwsze płatki śniegu. Jest kilka stopni poniżej zera, ale to idealny poranek na polowanie. Nie będziemy dziś siedzieć na stanowisku, tylko pracować z psem razem z Janem-Olovem Vallnerem pod miejscowością Ölme. Zbiórka jest na strzelnicy lokalnego koła. Zebrało się tam prawie 30 podekscytowanych myśliwych, z których większość to Värmlandczycy, ale słychać też duński. Duńczyków przyciągają tutaj oczywiście nasze łosie, ale najbardziej chyba sama przyroda – w Danii nie ma nic podobnego.
W ciepłym wnętrzu atmosfera jest przednia. Snują się historie. W tym z pewnością dużo bajek. Omawiamy również sposób przeczesywania terenu, żeby trafić na właściwe drogi. Dobrze widać, że chłopaki od dawna tu polują. Niełatwo nam jako gościom nadążyć, gdy padają nazwy takie jak „pieniek tatusia”, których nie ma na żadnej mapie. Przez radio dowiadujemy się, że strzelcy są już prawie na miejscu, więc szykujemy się do drogi i wskakujemy do samochodów. Parkujemy przy małej leśnej dróżce. Jan-Olov wypuszcza swoją suczkę, Dixie. – To jeszcze młódka, ma 18 miesięcy. Jak na razie nie jestem całkiem zadowolony z jej pracy – mówi nasz kolega, włączając nadajnik. Plan jest taki, żeby przejść wzdłuż rzeczki przez podmokły teren i w ten sposób dojść do strzelców. Jeśli nam się poszczęści, to nagonimy im nawet parę łosi. – Nie ma pewności, że trafimy dziś na zwierza. To się zmieniło z powodu wilków i zbyt intensywnego odstrzału – wyjaśnia Jan-Olov, skręcając z dróżki w las.
W łowieckiej atmosferze Losujemy stanowiska, strzelcy się rozjeżdżają, a podkładacze wchodzą do domku myśliwskiego i czekają. Obszar polowania obejmuje 6000 ha, więc dotarcie na swoje stanowiska zajmie trochę czasu. – Jakiś czas temu byli z nami tacy trzej Duńczycy, którzy w końcu w ogóle nie dotarli na swoje stanowiska. Właściwie nie wiem, gdzie stali, ale jak przeszedłem tamtędy z moim psem, nikogo tam nie było – opowiada Jan-Olov.
Tylko tropy… Las jest majestatyczny: proste, starannie oskrobane pnie. Widać, że służy właścicielom nie tylko do zarabiania
68
69
pieniędzy. Dixie szybko się od nas oddala. Wcale nie widać, żeby miała tak źle pracować. Ale to w końcu normalne, żaden właściciel nie przechwala się, że jego pies to maszyna polująca, myślę sobie, podążając za Janem-Olovem przez las. Po krótkiej chwili stajemy. Przed nam widać wyraźne ślady skoków dwóch łosi. To łoszak i klępa, którzy uciekli prawdopodobnie wystraszeni wywołanym przez nas hałasem. Niestety wygląda na to, że przeszli przez rzeczkę i wyszli z łowiska. – Normalka – komentuje Jan-Olov, sprawdzając na nadajniku, gdzie jest Dixie.
Inni podkładacze przez cały czas informują nas przez radio, co się u nich dzieje, ale niełatwo nam ich zrozumieć, więc Jan-Olov musi nam służyć pomocą. – Wygląda na to, że mają więcej szczęścia od nas. W kilku miejscach już naganiają. W oddali słyszymy jakiś strzał, krótko po nim jeszcze jeden. Kilka minut później słyszymy w radiu, że pozyskano pierwszego łosia tego dnia, badylarza. Idziemy dalej, przedzierając się przez parę naprawdę podmokłych torfowisk. Wszędzie widać tropy łosi, ale udaje nam się jedynie dostrzec
70
grzbiet jednego osobnika w momencie, w którym zniknął za niewielką wycinką. Przynajmniej Dixie wytrwale pracuje. Ma kilka dobrych tropów, ale nie daje głosu. – Chyba jest za młoda, może przyjdzie jej to z czasem – mówi Jan-Olov. Po przejściu przez połowę miotu dochodzimy do pierwszego strzelca...
też dziewięcioletni Anton Larsson. Przystajemy na chwilę, żeby z nimi pogadać i nawet łapiemy się na kubek kawy. Jest cudownie odprężająca atmosfera. Nikt nie czuje stresu. Chwilę później ruszamy dalej przez bagna. Mijamy kilka wzniesień, gdy odzywa się telefon Jana-Olova. Ten zatrzymuje się i przez chwilę z kimś rozmawia. Słyszę, że opowiada o polowaniu, o tym, co wydarzyło się do tej pory. – To mój tata – wyjaśnia po zakończeniu rozmowy. – Ma ponad 90 lat i kiepsko widzi, dlatego już nie może brać udziału w polowaniach. Ale
Bez stresu Fredrik Nilsson siedzi sobie na wygodnym krzesełku na niewielkim leśnym pagórku, z którego ma idealny widok na torfowisko. Jest porządnie okutany i popija kawę. Jest z nim
71
widać, że mu tego brakuje, chciałby tu być więc chociaż dzwoni i jest na bieżąco – dodaje. Idąc przez miot mijamy jeszcze jedno stanowisko strzeleckie. Dixie jest teraz z nami przez cały czas. Wygląda jakby się trochę zmęczyła. Nagle całe zmęczenie pryska i suczka znowu rusza do pracy. Przeczesuje teren dookoła nas, ale nie daje głosu. Okrąża kilka drzew. Obserwujemy je, ale nic nie widzimy. – W pobliżu może być ryś, może wlazł na drzewo, zanim przyszliśmy – mówi Jan-Olov. Ale ani my, ani Dixie nic nie znajdujemy, więc przeprawiamy się przez rzeczkę i wracamy na drogę. Kierownik polowania daje nam przez radio nowe instrukcje. Mamy pójść kawałek dalej i ustawić się na nieobsadzonym
stanowisku, do którego idzie pies. Jest możliwe, że nagoni nam parę łosi. Koniec na dziś Na miejscu nic nie słychać. Kładziemy się we wrzosach i rozluźniamy, popijając kawę i gawędząc trochę o łowiectwie. Dziwne, że zwykła kawa w lesie zawsze smakuje lepiej, tak jak zwykła kanapka z serem dorównuje pysznej kolacji. Pies nie przychodzi i nie widzimy żadnych łosi. Przerywamy zasiadkę i idziemy do strzelca, który strzelił dziś pierwszego łosia. Znajdujemy go na stanowisku, które zwą uniwersalnym, a które znajduje się przy bagienku. Kilka dni wcześniej strzelono tam innego łosia. Olov Nilsson ze Skinnerud jest bardzo zadowolony z dzisiejszego polowania.
72
Leżący nieopodal byk to dziewiąty pozyskany łoś w jego łowieckiej karierze. Poprzednie osiem to były same łoszaki. Nie ma w tym nic złego, ale wszyscy myśliwi wiedzą, że pozyskanie byka to naprawdę duża sprawa. – Z daleka usłyszałem psy, a tu nagle 50 m przede mną stoi łoś. Miałem mnóstwo czasu. Mogłem go namierzać dotąd, aż uzyskałem dobry obraz, gdy pojawił się w prześwicie między drzewami – opowiada Olov i dodaje – Jeden strzał później łoś leżał już w bagnisku. Czy też raczej na nim wisiał. Wokół jego szyi okręcił się długi drut, który w kilku miejscach niemal wrasta w futro. Prawdopodobnie jest to część ogrodzenia, w które zwierzę zawinęło się już jakiś czas temu.
Na tę chwilę to koniec polowania w Ölme. W drodze do domu przejeżdżamy obok należącej do koła szopy do oprawiania zwierzyny i przyglądamy się trzem strzelonym tego dnia łosiom. Ekipa zajmująca się tuszami jeszcze przez dłuższą chwilę będzie miała co robić. Reszta odjeżdża do domów. – Na jutro mam zaproszenie do Karlskrogi, gdzie będę cały dzień siedział na pozycji. Nie przepadam za tym, ale często wychodzi z tego dobre polowanie – mówi nam Jan-Olov, zanim nasze drogi się rozchodzą. Rozumiem, co ma na myśli. Jeśli się ma psa i lubi się chodzić po lesie, to nie ma nic lepszego niż takie całodzienne łowy. Niezależnie od tego, czy pies daje głos, czy nie.
73
WIELKI POWRÓT NA POLSKI RYNEK Sztucer HOWA 1500 - japońska precyzja w polskich łowiskach
a u l e od
fl a n e C
A W HO
0 0 15
m o g e w o ag
2990 zł
HURTOWNIA STRZELECKA THZ INCORSA SP. Z O.O. 02-954 WARSZAWA, UL. MARCONICH 3 DZIAŁ DETALICZNY: +48 22 885 2799 DZIAŁ HURTOWY : +48 22 858 2036 WWW.INCORSA.PL
ZAPRASZAMY DO WSPÓŁPRACY SKLEPY MYŚLIWSKIE, TOWAR DOWOZIMY WŁASNYM TRANSPORTEM
Ekspert od długich d LUNETA CELOWNICZA X5(i)
dystansów
Oddawanie celnych strzałów z dużej odległości i w trudnych okolicznościach jest możliwe, gdy strzelec dysponuje niezawodnym sprzętem oraz doświadczeniem i znajomością lokalnych warunków. Pierwszy warunek pomaga spełnić SWAROVSKI OPTIK i jego luneta celownicza X5(i) TEKST I ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA, MATERIAŁY PRASOWE
O
ddanie perfekcyjnego strzału z dużej odległości jest możliwe, gdy przed wystrzeleniem pocisku uwzględniono wszystkie istotne parametry środowiska naturalnego, a strzelec ma do dyspozycji sprzęt dostosowany do sytuacji. Luneta X5(i) to model, który sprawdzi się zarówno w trakcie polowania, jak i podczas sportowej rywalizacji na zawodach w strzelaniu długodystansowym. Dostępne są trzy różne modele lunet X5(i) 3,5-18x50 P 1/4 MOA i X5(i) 5-25x56 P 1/4 lub 1/8 MOA ze specjalnymi siatkami celowniczymi i dodatkowym akcesorium w postaci pierścienia do niestandardowych ustawień odległości (PXC).
Zadaniem dźwigni dociskowej jest wywieranie stałego nacisku w każdym z ustawień mechanizmu obrotowego. Oznacza to możliwość korygowania punktu trafienia w całym dostępnym zakresie z niezrównaną dokładnością co 1/4 lub 1/8 minuty kątowej (w zależności od modelu). Pokrętło paralaksy umożliwia jej precyzyjną korektę dla odpowiedniej odległości do celu. Pierścień wskazujący powiększenie umożliwia łatwe odczytanie wartości ustawionego powiększenia w dowolnej pozycji strzeleckiej. Pokrętło górne jest również idealnie dostosowane do potrzeb strzelania długodystansowego. Odległość przestrzelania można łatwo przywrócić w dowolnym momencie, nawet w warunkach słabego oświetlenia, przekręcając pokrętło do momentu zatrzymania w pozycji zerowej. Otwór wskaźnikowy w pokrętle pozwala łatwo odczytać obrót pokrętła i w ciągu kilku sekund wybrać odpowiednią nastawę. Funkcja Subzero umożliwia wybór ustawień poniżej odległości przestrzelania, dzięki czemu można oddawać celne strzały do bliższych celów.
Nowy wymiar celności W przypadku strzelania na dalekie dystanse podstawowym warunkiem, który musi zostać spełniony, jest precyzja. Dzięki X5(i) można skorygować punkt trafienia stosownie do potrzeb z nadzwyczajną dokładnością, korzystając z pokręteł i sprężynowego mechanizmu dociskowego. Inną istotną cechą tego urządzenia jest intuicyjna obsługa funkcji. Innowacyjny sprężynowy mechanizm dociskowy w lunetach celowniczych X5(i) zapewnia bardzo szeroki zakres korekty do 116 minut kątowych.
Najwyższa sprawność optyczna X5(i) charakteryzuje się świetną sprawnością optyczną w całym za-
78
79
Precyzyjna i solidna Każda luneta celownicza X5(i) jest wykonana z materiałów najwyższej klasy i wielokrotnie poddawana najsurowszej kontroli jakości. Grubsze ściany głównego tubusu, zintegrowane części stalowe w pokrętłach oraz sprężynowy mechanizm dociskowy w mechanizmie obrotowym gwarantują maksymalną stabilność nawet podczas korzystania z broni o dużym kalibrze lub oddawania strzałów w skrajnych temperaturach. Linia niezawodnych lunet celowniczych X5(i) imponuje nie-
kresie powiększeń. Duże pole widzenia ułatwia szybkie uchwycenie celu z dużej odległości. Doskonała jakość obrazu oraz siatka celownicza o dużym kontraście umożliwiają rozpoznanie każdego szczegółu, co oznacza, że X5(i) wyznacza nowe standardy w dziedzinie sprawności optycznej. Zastosowany w tej lunecie celowniczej układ optyczny o wysokiej sprawności powoduje, że można precyzyjnie celować nie odczuwając znużenia nawet w warunkach wielogodzinnego użytkowania sprzętu, chociażby podczas zawodów.
80
zrównaną powtarzalnością i precyzją – strzał za strzałem, seria za serią. Co więcej, X5(i) wytrzymuje bez szwanku nawet bardzo silne uderzenia.
i po zmierzchu, nawet w warunkach słabego oświetlenia i przy złej pogodzie, umożliwiając osiągnięcie jeszcze większej celności. Dostępne są następujące siatki celownicze: BRM/BRM-I+ specjalnie zaprojektowana do strzelania z dużej odległości; 4W/4W-I+ T dostosowana do potrzeb strzelców, którzy korzystają zarówno z pokrętła, w celu skorygowania wysokości, jak i z siatki celowniczej, by wziąć poprawkę na siłę bocznego wiatru; 4WX/4WX-I+ zaprojektowana
Różne siatki, jeden cel Moduł podświetlenia w modelach X5(i) pozwala dokonać wyboru spośród 10 różnych poziomów jasności. Przy wyłączonym podświetleniu siatki są całkowicie czarne i wyraźne, natomiast po jego włączeniu zostają w całości podświetlone. Podświetlenie siatki pozwala uzyskać maksymalny kontrast zarówno w dzień, jak
81
z myślą o precyzyjnym celowaniu i dokładnej ocenie odległości; PLEX/PLEX-I+ prosta siatka celownicza, która koncentruje się na najważniejszym aspekcie – głównym punkcie celowania.
ją się wygrawerowane wartości (do 40 minut kątowych) ustalone w oparciu o indywidualną specyfikację balistyczną można łatwo zamontować na lunecie celowniczej bez konieczności ponownego przestrzeliwania broni. Odległości strzału można odczytać bezpośrednio z pokrętła. Opracowany przez SWAROVSKI OPTIK bezpłatny program balistyczny, który stanowi pomoc w ustaleniu toru lotu wystrzelonego pocisku wylicza dokładne wartości, o jakie należy skorygować ustawienia siatki celowniczej lub pokrętła górnego przy strzałach na duże odległości.
Niezawodność i personalizacja Luneta celownicza X5(i) zapewnia jeszcze większą celność przy strzałach z dużej odległości dzięki zastosowaniu pokrętła górnego oraz nowego pierścienia do niestandardowych ustawień odległości (PXC). Dostępny jako dodatkowe akcesorium pierścień PXC, na którym znajdu-
zobacz film
82
83
felieton SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI
Pokot – nasza tradycja? Od pewnego czasu obserwuję na różnego rodzaju forach myśliwskich, a także na Facebooku gorące dyskusje o tym, jak powinien wyglądać prawidłowy rozkład zwierzyny po zakończonym polowaniu, czyli tzw. pokot…
Z
acznę od naszego myśliwskiego prawodawstwa, które reguluje tę kwestię poprzez Uchwałę nr 29a/2013 Naczelnej Rady Łowieckiej z dnia 11 grudnia 2012 r., a raczej od załącznika do niej, czyli „Zbioru zasad etyki i tradycji łowieckich”. No właśnie. Jak się to ma do naszych polskich myśliwskich tradycji? Zacznijmy od tego, co można nazwać tradycją? Czy jest nią pewien rytuał, który funkcjonuje 100 lat, czy też rytuał, który funkcjonuje w polskim łowiectwie 500 lat?
Na to pytanie nie otrzymałem jeszcze od nikogo odpowiedzi. Przypuszczam też, że mało kto wie, jak ująć w ramy i dokładnie określić, co możemy nazwać tradycją w przypadku naszych zwyczajów łowieckich. Zacznijmy jednak od samej historii naszego łowiectwa. Przez wiele wieków polowanie było zajęciem kniaziów, książąt, później polskich królów, potem królów elekcyjnych, a jeszcze później naszych zaborców. Nie będę się wdawał w szczegóły historii i chronolo-
gii, którzy władcy Polski, kiedy i w jaki sposób polowali, zajmę się bardziej dokumentacją tego tematu z tysiącletniego okresu historii polskiego łowiectwa. Pierwsze wzmianki opisujące sposoby polowania pojawiają się w piśmiennictwie w okresie średniowiecza (Gall Anonim). Łowiectwo – mimo iż było rozrywką władców i szlachty – w okresie pierwszych kilku wieków istnienia państwa polskiego miało na celu pozyskiwanie mięsa. Polowania na grube drapieżniki miały natomiast inne znaczenie. Myśliwi, którymi najczęściej byli rycerze, próbowali w ten sposób wykazać się męstwem. Młodzi chłopcy z zacnych rodów zanim zostali rycerzami zaczynali od polowań i dopiero po wykazaniu się w walce z dzikim zwierzem mogli wyruszać do walki z wrogiem. Tak to w skrócie wyglądało. Co wiemy o pokocie z tych czasów? Myślę, że nic… Wszelkie opisy wypraw na łowy (bardzo szczątkowe) pojawiają się u kronikarza Jana Długosza i z nich wiemy jedynie, że mięso po wielkich łowach było solone i przechowywane w beczkach na czas wypraw wojennych. Nie ma ani jednego zapisu mówiącego o tym, że ktoś w jakiś sposób oddawał hołd upolowanej zwierzynie. Po prostu była postrzegana w bardzo konsump-
cyjny sposób. Trzeba jeszcze dodać, że w tamtym okresie nie istniał w ogóle w Polsce kult naszego patrona, czyli św. Huberta. Zwierzynę pozyskiwano dla mięsa i futer. W bardzo szybkim skrócie przeszliśmy w ten sposób przez pierwszych 500 lat polskiego łowiectwa. Jak było później? Co do naszych polskich rodzimych tradycji łowieckich, to ich pierwszy konkretniejszy opis znajdujemy w Myślistwie z Ogary Jana hrabiego Ostroroga, wojewody poznańskiego z czasów panowania Zygmunta III Wazy. Jan hrabia Ostroróg to dzieło napisał dla królewicza Władysława Wazy, późniejszego króla Polski znanego jako Władysław IV. Dzieło to bardzo dokładnie traktuje o polowaniach z ogarami i w zasadzie jest to przedmiot ponad 90% opisów, ale zawiera również bardzo dokładną wskazówkę w samym wstępie, jak powinien się zachowywać etyczny myśliwy. Bardzo zapadł mi w pamięć pewien fragment, który powinien stanowić credo dla każdego polskiego myśliwego. Jan hrabia Ostroróg zwracając się w swym dziele do królewicza Władysława, pisał: „A jeśli który pod słońcem naród, Pan Bóg wolnością uczcić i pobłogosławić raczył, pobłogosławił (w stanie szlacheckim) naród polski. O czem siełaby przyszło pisać,
co nie jest do przedsięwzięcia naszego. My tylko do swej rzeczy opowiadamy, że między inszemi znaki wolności szlachty polskiej, jest tej jeden niemniejszy, że szlachcicowi polskiemu myślistwa zażywać, wszędzie gdzie chce wolno; uczciwego jednak, i szlacheckiego, nie zyskownego, ze psy i z ptaki, nie sieciami i sidłami…” Jak widać, w okresie panowania królów elekcyjnych zmieniło się trochę postrzeganie łowiectwa, ale nie mamy u Ostroroga ani jednej wzmianki na temat pokotu. Mamy za to całą gamę opisów sposobów polowań z psami. Następne i w zasadzie pierwsze dzieło opisujące łowiectwo w wielu jego dziedzinach to Nauka łowiectwa we dwóch tomach Ignacego Bobiatyńskiego z 1823 r. To pisane po polsku dzieło zawiera pierwszy w historii piśmiennictwa opis biologii gatunków łownych oraz dokładne przedstawienie sposobów i metod polowań, nie ma w nim jednak ani jednego słowa na temat pokotu. Czterdzieści lat później, bo w 1865 r. ukazała się praca Waleriana Kurowskiego Myśliwstwo w Polsce i Litwie. Była to druga książka opisująca dość dokładnie rodzime łowiectwo. Oczywiście wiedza na temat gatunków zwierzyny łownej w przypadku obu autorów była niezła jak na owe cza-
sy, ale czytając te książki teraz, niejeden nawet mało wyedukowany myśliwy uśmiechnie się pod nosem. Walerian Kurowski opisał pobieżnie historię łowiectwa od początków istnienia państwa polskiego. Nie ma jednak w żadnym rozdziale tej książki wzmianki na temat pokotu. W tym już czasie u naszych południowych sąsiadów (Austro-Węgry) i zachodnich (Prusy) pokot był rzeczą normalną i powszechnie znaną wśród myśliwych. Jest więc pewne, że nie jest on tradycją polską. Przypuszczalnie pierwsze pokoty mogły pojawić się na dworach polskich za czasów elektorów saskich (August II Mocny, August III Saski), ale nie były elementem polskiej tradycji i nie absorbowały myśliwych tak jak w czasach dzisiejszych. Prawdopodobnie pokot był w tym czasie rytuałem mającym na celu pokazanie gawiedzi pałacowej zwierzyny, którą mogła zobaczyć tylko przy takiej okazji. Pierwszy opis rozkładu zwanego teraz pokotem, bardzo dokładnie opisał inż. Wiesław Krawczyński w swoim dziele pod tytułem Łowiectwo napisanym w 1924 r. Jak się ma opis Krawczyńskiego w kwestii układania pokotu do obecnych przepisów wprowadzonych uchwałą Naczelnej Rady Łowieckiej? Otóż podstawową
86
sprawą, która nie wiadomo dlaczego została zmieniona, to kwestia strony, na której kładzie się pozyskaną zwierzynę. Krawczyński opisywał to tak: „Wszelką zwierzynę kłaść należy przy rozkładzie na jeden bok zwierza – zwykle lewą stroną do ziemi, bacząc, by szeregi szły równo, by pomiędzy szeregami jak i między zwierzyną znajdował się wszędzie jednomierny odstęp”. Jak widać Krawczyński długie lata przebywając w Galicji (Lwów), miał wpojoną lewą stronę, a nie prawą. Ja również pamiętam, że na rozkładach w kołach łowieckich Beskidu Sądeckiego od zawsze układano pokot na lewej stronie zwierzyny. Bo jest to tradycja wprowadzona przez zaborcę, czyli Cesarstwo Austro-Węgierskie, a nie tradycja polska. Później, wraz z wyedukowaną elitą polskich organizacji myśliwskich skupionych właśnie w Galicji i Wielkopolsce, tradycja ta trafiła „pod strzechy” w innych rejonach Polski. Choć jak Krawczyński pisze: „…należy kłaść zwierza zwykle lewą stroną do ziemi”, czyli nie miało to wielkiego znaczenia, na której. Można było kłaść pewnie na prawej, ale lewa miała sens, bo to strona sercowa. Ważniejsza była jednak w tych czasach hierarchia zwierzyny łownej na pokocie, co również jednym podpisem zostało zmienione. Krawczyń-
ski pisał: „Grubej i rzadkiej zwierzynie przysługuje na rozkładzie miejsce honorowe, które poczyna się od góry, to jest od wierzchołka przy danej figurze…” Bardzo miło wspominam jedno z polowań w Beskidzie Niskim, podczas którego pozyskano jarząbka. Pomimo na rozkładzie kilku lisów i saren jarząbek był najwyżej na pokocie, a myśliwy, który go pozyskał został królem polowania. Czy nie miało to sensu? Skoro saren i lisów było w tym rejonie dużo i były pospolitymi gatunkami pozyskiwanymi praktycznie na każdym polowaniu? W terenach, gdzie bardzo rzadkim gatunkiem jest dzik, ludzie wyżej stawiali dzika niż na przykład jelenia. Przez to do tej pory w tych miejscach z przyzwyczajenia kładą dzika na samej górze rozkładu. Jeszcze w opisach łowów z początku XX w. głuszec czy cietrzew był stawiany wyżej niż jeleń. Wiązało się to z tym, że gatunek ten był trudniejszy do pozyskania niż pospolity w wielu miejscach jeleń. Krawczyński również opisuje tę kwestię: „Łownej zwierzynie lotnej przysługuje na rozkładach pierwszeństwo przed zwierzyną płową”. Nie wiem, czy dzisiaj pierwszeństwa nie dać zającowi nad pospolitym lisem? Czy kuropatwie nad bażantem? Czy ujednolicanie tego typu kwestii
87
ma jakiś sens? Kiedyś w Związku Radzieckim, gdzie łowiectwo miało różne tradycje w zależności od długości i szerokości geograficznej, próbowano ujednolicać wszystko dyrektywami Komitetu Centralnego KPZR i nie przyniosło to dobrych efektów dla tradycji łowieckich tych narodów, które znajdowały się pod panowaniem ZSRR. Do tej pory takie byłe republiki z tradycjami myśliwskimi jak Litwa czy Białoruś nie mogą podźwignąć się po tej podciągniętej do jednego mianownika „kołchozowej achoty”. Czy nie może być tak, że w zależności od danych regionów, krain łowieckich
na terenie Rzeczypospolitej, miejscowi myśliwi znający prawdziwe swoje tradycje będą je kultywować? Wszak tradycja jest tradycją. Pamiętacie film Stanisława Barei „Miś”? Padły tam znamienne słowa: „…bo tradycją nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworzu! Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza!” Dlatego chciałbym prosić nasze władze, aby lepiej nie poprawiały naszych prawdziwych tradycji. Darz Bór!
88
JEST JASNA STRONA CIEMNEJ NOCY: TERAZ MOŻNA MIEĆ ŚWIETNEJ JAKOŚCI NOKTOWIZOR ZA ŚWIETNĄ CENĘ!
NightHunter NH-1 6X50 999 zł Nowoczesny cyfrowy, dzienno-nocny noktowizor skutecznie zwiększa bezpieczeństwo na polowaniu. Noktowizor ma płynną zmianę powiększenia (zoom) od 6 do 30 razy oraz nowoczesny sensor CMOS o imponującej rozdzielczości 5 Megapikseli, gwarantujący niespotykaną dotąd w dostępnych na rynku noktowizorach szczegółowość obrazu. Dzięki wbudowanemu w noktowizor rejestratorowi można nagrywać filmy w jakości HD i robić zdjęcia wprost na kartę microSD umieszczaną w urządzeniu. Noktowizor wyposażony jest w wydajny, zintegrowany oświetlacz podczerwieni o trójstopniowej regulacji mocy, co w połączeniu z funkcją sumowania klatek (w którą dotychczas wyposażone były tylko noktowizory w dużo wyższych cenach) zapewnia użytkownikom wyjątkową szczegółowość obrazu na dystansie 350 metrów.
Dlaczego warto wybrać noktowizor NightHunter NH-1 6x50? V wbudowany rejestrator foto / video z zapisem na karty microSD (obsługa kart do 32GB) V czas działania do 8h V gwarancja 2 lata
V wysokiej klasy sensor CMOS 5 MP V kolorowy obraz w dzień V płynna zmiana powiększenia od 6 do 30x V wbudowany oświetlacz IR 850 nm V zasięg w nocy do 350 m
89
Delta Optical Mińsk Mazowiecki Nowe Osiny, ul. Piękna 1
T. 801.011.337, T. 25 747.80.04 www.deltaoptical.pl
Ĺ ajka zachod
odniosyberyjska
Rosyjska propaganda rozsławiła łajkę zachodniosyberyjską jako rasę, której przedstawiciel zdobył orbitę okołoziemską. O tym słyszeli niemal wszyscy, ale że psy te są myśliwymi z krwi i kości, wiedzą tylko nieliczni TEKST I ZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA WWW.CHARYZMAT.PL
U
miejętności łajki znają zwłaszcza łowcy, którzy nauczyli się polować z tym pierwotnym szpicem. Zaryzykuję twierdzenie, że bardzo wielu z nich nie zamieniłoby jej na inną rasę. Cóż więc takiego jest w tym północnym futrzaku, że poświęcamy mu uwagę w tym artykule?
wilczy chód i sposób zachowania, który pozwala oszczędzać energię. Pisałem o tym szerzej przy okazji artykułu o karelskim psie na niedźwiedzie. Ale tym, co szalenie imponuje mi w tej rasie, jest charakter. Nigdy nie widziałem łajki agresywnej w stosunku do ludzi. Po prostu nie wyobrażam sobie, że ten pies może ugryźć człowieka. Wiele lat temu na poligonie na Kaszubach zorganizowałem spotkanie dla zespołu sprzedażowego z wielkiej korporacji. Jedną z atrakcji było spotkanie z człowiekiem, który jeździł psim zaprzęgiem. Przybył on na miejsce spotkania wraz z kilkunastoma husky zaprzęgniętymi do sań. Oczywiście długo rozmawialiśmy. Przewodnik mówił mi, że często bie-
Zero agresji Jak wszystkie szpice, tak również i łajka jest psem uzbrojonym w stojące, trójkątne uszy i puszyste futro. Prosta długa łapa, zakręcony w obwarzanek puszysty ogon i mądre, spokojne spojrzenie to znaki rozpoznawcze identyfikujące łajkę. Rasę tę cechują m.in. niezwykła lekkość ruchu, wręcz
92
rze udział w seansach dogoterapii z dziećmi upośledzonymi umysłowo. Psy te cierpliwie wszystko znoszą i bardzo się cieszą, kiedy tylko poczują, że jadą na to spotkanie. Osobiście uważam, że wyczuwają telepatycznie, że dzieci nie chcą im zrobić krzywdy, że dają im ogromną radość i czują pozytywne wibracje, choć wyrażone często szarpaniem za uszy i ogony lub wkładaniem palców do oczu i uszu. Ale husky cierpliwie znosi wszystko. A łajka to szpic blisko z nim spokrewniony. Jaki jest na polowaniu?
Bo po co wyważać otwarte drzwi? Jeśli chodzi o miejsca, w których chciałbym kiedyś zapolować, to daleka Syberia jest w pierwszej trójce. Tamtejsi myśliwi, bardzo często zawodowi, czyli żyjący z polowania na zwierzęta futerkowe, byli prekursorami hodowli tej rasy. Świat na dalekiej północy znacznie odbiega od naszych standardów. Tam priorytety są bardzo jasne i hierarchia w stadzie składającym się z myśliwego oraz kilku łajek jest przejrzyście nakreślona. Wystarczy wspomnieć, że myśliwy wyrusza na polowanie wraz z nadejściem zimy do tajgi, gdzie wiele kilometrów od najbliższej ludzkiej siedziby buduje dom z drewna, w którym przez kilka miesięcy mieszka i poluje
Jak to się robi w tajdze Zanim napiszę o sposobach polowań z łajką, warto przyjrzeć się, jak poluje się z tymi psami na dalekiej północy.
93
wraz z łajkami. Psy nigdy nie wchodzą do domu, śpią w jamie wykopanej w śniegu, nigdy też nie są głaskane, aby nie przenosiły zapachu człowieka. Zadowalają się zmarzniętą rybą, którą myśliwi łowią w przeręblach, lub patrochami zwierza, jakiego uda się upolować. Zawsze jadają surowe mięso, bo nikt tam dla nich nie gotuje, ani nie kupuje w supermarkecie suchej karmy. Polowanie z łajką w tajdze nie jest skomplikowane. Zwykle myśliwi zastawiają sidła i pułapki, gdyż ogromne jej obszary oraz wysoka pokrywa śnieżna po prostu wykluczają inny rodzaj polowania. Rola łajki jest zawsze taka sama – znaleźć i oszczekać zwierzynę. Pułapki i sidła są dla psów niedostępne. Od szczeniaka są szkolone do tego, by nie podchodziły do zwierzyny ani przynęty w sidłach. Polują niezależnie, poszukując zwierzyny. Dlatego nie szczekają w odróżnieniu od gończych na tropie zwierzyny, lecz tylko wtedy, kiedy mają zwierza na oku, czyli przy nim stoją i go widzą. Łajka głosi równie skutecznie głuszca na wysokim świerku, jak i kunę czy bezcennego sobola, który szybkimi skokami z drzewa na drzewo, strącając tylko małe patyczki, próbuje ocalić swoje cenne futro. Kiedy trafi na łosia lub syberyjskiego dzika, który jest
o wiele groźniejszy niż nasze kukurydziaki, zaczyna oszczekiwać wytrwale i stanowi zwierza przez kilka godzin. Wielu właścicieli dziwi się, dlaczego łajka nie atakuje frontalnie dzika niczym terier. To bardzo proste. Zaatakowany zwierz ma dwa wyjścia – wygrać walkę i zabić psa lub uciec. Obydwa rozwiązania są złe z punktu widzenia myśliwego. Dlatego łajka nie atakuje zwierza, tylko go oszczekuje z bezpiecznego dystansu, nie prowokując konfrontacji. Woła szczekaniem łowcę, aby ten zakończył polowanie. To od pokoleń wyuczone zachowanie, które warto wykorzystać w naszych łowiskach. Często łajka będzie głosiła zgasłego zwierza. I to jest niezwykła umiejętność z punktu widzenia innych ras, zmanierowanych przez europejskich myśliwych. Dla ludzi lasu Analizując te sposoby polowań, które przez wiele pokoleń ukształtowały rasę, warto przemyśleć wybór psa pod kątem własnych potrzeb łowieckich. Od razu możemy założyć, że łajka będzie psem niezależnym, bo tylko takie miały prawo bytu na dalekiej północy, a także psem, który nie potrzebuje głaskania i pieszczot. Będzie
94
95
ignorować ludzi z przypiętymi do pasa torebkami ze smakołykami, bo w jej pierwotnym świecie pierwszy pożywia się najsilniejszy przewodnik stada i nikt w jej świecie nie wtyka smakołyku w kufę. Nie nadaje się do spania na dywanie i przy kaloryferze oraz do półgodzinnego spacerku pomiędzy śniadaniem i pracą. Jest to pies dla ludzi lasu, dla podkładaczy i leśników, dla ludzi, którzy nie tylko kochają knieję i polowanie, ale rozumieją, że ruch to podstawa życia. Łajka potrafi przebiec przy skuterze śnieżnym ponad 100 km przez tajgę. To trudna do wyobrażenia odległość w naszym świecie, gdzie jedno pędzenie na polowaniu zbiorowym często nie przekracza 1000 metrów. Dlatego nie kierujmy się tylko opiniami przeczytanymi w Internecie, lecz rozmowami z autorytetami, których w Polsce nie brakuje. Są ludzie, którzy potrafią jechać z łajkami na konkurs tych psów do Moskwy, gdzie sprawdza się psy w próbie z niedźwiedziem i dzikiem. Nie do pomyślenia w naszej europejskiej rzeczywistości. Dlatego zdejmuję kapelusz przed tymi ludźmi, którzy jadą wieleset kilometrów, aby sprawdzić swoją łajkę w ekstremalnych warunkach i zaobserwować najlepsze psy z punktu widzenia hodowli. Naprawdę zasługują oni na największy
szacunek, bo robią, mówiąc kolokwialnie, najlepszą robotę dla tej rasy. Ogromny szacun! Szkolenie? Polowanie! Nie byłbym sobą, gdybym nie napisał o szkoleniu łajek. Jeśli ktoś myśli, że kupi łajkę, zamknie ją w kojcu i po roku odda na szkolenie, a po szkoleniu raz na pół roku pojedzie na polowanie i będzie super, jest w błędzie. A teraz uwaga! Napiszę coś, co jest strzałem w kolano dla szkoleniowca. Łajki się nie szkoli, z łajką się poluje. Oczywiście, jeśli ktoś nie ma czasu i potrzebuje, aby opolować łajkę, można skorzystać z usług trenera. Ale ten pierwotny szpic wymaga dwóch rzeczy: polowania i właściwych relacji. Jeśli przewodnik nie jest w stanie tego zapewnić, od razu niech zrezygnuje z tej rasy. Łajka wymaga tego, co pokazał pierwszy odcinek ,,Czterech pancernych i psa”. Tam „grał rolę” owczarek alzacki, ale łajkę należy właśnie w ten sposób socjalizować. Od najmłodszych lat z zapachem zwierza! I to, co jest moim zdaniem błędem w przypadku legawców, to jeśli chodzi o psy do polowania na grubego zwierza, jest oczywiste – socjalizacja od szczeniaka z zapachami skóry i rapet. Od szczeniaka zabierajmy łajkę do lasu. Poka-
96
zujmy jej myśliwski świat, kształtujmy jej priorytety, a wtedy będziemy zadowoleni. Wspomnieć należy, że łajka bardzo chętnie wchodzi do wody i pływa, niektórzy twierdzą, że ma błonę pławną pomiędzy palcami. Ze swojego doświadczenia potwierdzam, że łajka lubi wodę. To naturalne, gdyż w wiosennej tajdze woda jest wszechobecna. Jest cudowna, bo daje ochłodę i odpędza natrętne meszki, które uprzykrzają życie w cieplejszych porach na dalekiej północy. Bez problemu można ją nauczyć aportu z wody, jest to naturalna czynność dla tej rasy.
tych słów i uważam, że polowanie z łajką jest zupełnie inne niż z innymi rasami. Należy się jej nauczyć, jeśli chcemy brać udział w pradawnym rytuale łowieckim z dalekiej północy, gdzie granica pomiędzy dniem i nocą jest bardzo płynna, a różnicę pomiędzy życiem i śmiercią bardzo często wyznacza pies o zakręconym w obwarzanek ogonie i puszystym futrze. To łajka – kosmonauta na czterech łapach.
Do przemyślenia Polscy myśliwi nie do końca wiedzą, czego oczekiwać od tej rasy. I stąd ten artykuł. Jeśli ktoś potrzebuje tropowca po strzale na nęcisku na komorę – na pewno wystarczy inna rasa. Jeśli ktoś chce psa do polowań na krótkich miotach – warto pomyśleć o rodzimych psach. Jeśli ktoś nie widział, jak poluje łajka – proponuję, aby nie kupował przedstawiciela tej rasy. Kilka lat temu przeczytałem na jednym z łowieckich portali opis zdjęcia, na którym była łajka, kogut bażanta i strzelba marki Bajkał. ,,Ruska strzelba, ruski pies, polowanie fajne jest” – brzmiał opis. Zgadzam się z autorem
97
KOLEKCJONERSTWO MYŚLIWSKIE FALERY HUBERTOWSKICH SPOTKAŃ CZ. II Kontynuujemy temat z poprzedniego wydania. Aby Waszą uwagę skierować na wyjątkowe kolekcjonerskie „trofea”, dzisiaj mało słów, za to dużo zdjęć… TEKST: BOGUSŁAW BAUER ZDJĘCIA: BOGDAN KOWALCZE I BOGUSŁAW BAUER
W
poprzedniej części pisałem o Hubertusie Spalskim, jedynym, którego korzenie sięgają lat przedwojennych, a którego tradycja zachowała się do dzisiaj. W ślad za nim coraz częściej pojawiają się na mapach Polski inne regionalne hubertusy, które na stałe wpisały się już w kalendarz lokalnych imprez. Jak wiemy, jest to święto mające na celu nie tylko uczczenie postaci św. Huberta, ale także integrację myśliwych i leśników oraz ich otoczenia. Przy tej okazji święta oprócz polowań odbywają się również inne towarzyszące tej uroczystości imprezy: msza polowa,
pokot, pokazy sokolnicze, słuchanie muzyki myśliwskiej, pieczenie dzika lub gotowanie bigosu myśliwskiego, pokazy ras psów myśliwskich, jarmark hubertowski, występy wabiarzy itp. Jednym zdaniem, wszystko co organizator wymyśli, aby zadowolić nie tylko myśliwych, ale i lokalną ludność, która przyszła uczestniczyć w imprezie. Moje zainteresowanie jako kolekcjonera skierowane jest oczywiście na oznakę, którą organizator wydał na tę okoliczność. Pomysłowość ich projektów jest naprawdę godna uznania. Przedstawiam Wam wybrane oznaki, do których dotarłem.
Falerystyka ze zbiorรณw Bogdana Kowalcze i Bogusล awa Bauera.
SIEKIE
ERY FISKARS Połączenie tradycji i doświadczenia oraz dbałość o bezpieczeństwo i komfort użytkowników to atuty produktów Fiskars – marki, która dowodzi, że droga ku doskonałości nie ma końca. Dlatego powstała czwarta generacja siekier serii X TEKST I ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA, MATERIAŁY PRASOWE
S
iekiery z linii X to narzędzia bardzo dobrze znane leśnikom, myśliwym i drwalom. Pomimo iż cieszą się one doskonałymi opiniami i renomą, specjaliści z firmy Fiskars nie spoczęli na laurach i innowacyjne rozwiązania zastosowane w siekierach generacji X ponownie poddali skrupulatnym badaniom. Opłaciło się! Osiągnięty efekt zadowolił bowiem nawet najbardziej wymagających użytkowników – czwarta generacja siekier to wyjątkowa jakość w jeszcze lepszym wydaniu.
i komfortowe w użyciu, ale stają się praktycznie niezniszczalne. Z myślą o użytkownikach Dzięki analizie wyborów konsumenckich marka Fiskars zdecydowała się na ujednolicenie nazwy i poszerzenie możliwości wyboru wielkości siekier. Dodatkowym ułatwieniem jest charakterystyczne rozróżnienie siekier ciesielskich od rozłupujących, poprzez zastosowanie dwóch kolorów ostrza. Aby narzędzia były bezpieczne w przewożeniu i przechowywaniu, w serii X zastosowano specjalną osłonę. W nowej generacji jest ona w charakterystycznym dla marki Fiskars pomarańczowym kolorze. Co ważne, nowa linia siekier Fiskars zdobyła uznanie wśród jury konkursu Red Dot Design Award, zdobywając nagrodę za wysoką jakość i doskonałe wzornictwo. Przekonajcie sie sami, dlaczego nowa linia siekier Fiskars zasłużyła na uznanie specjalistów.
Efekty optymalizacji Zastosowane do tej pory optymalne wyważenie siekier X ulepszono specjalnym trzonkiem wykończonym elementem wzmacniającym chwyt narzędzia. Wszystkie siekiery X są wyposażone w specjalnie profilowany trzonek, uniemożliwiający jej wyślizgnięcie się z dłoni podczas pracy. Mocowanie trzonka na głowicy odbywa się metodą wtryskową, co gwarantuje stabilność ostrza, a sama głowica jest podwójnie hartowana dla zachowania jak najwyższej jakość stali. Zastosowanie do produkcji siekier X materiałów najwyższej jakości (takich jak m.in. wyjątkowo lekkie tworzywo FiberComp™) sprawia, że są one nie tylko wyjątkowo lekkie
104
105
SIEKIERA CIESIELSKA XXS X5
SIEKIERA CIESIELSKA M X10
SIEKIERA CIESIELSKA XS X7
SIEKIERA ROZŁUPUJĄCA S X11
SIEKIERA ROZŁUPUJĄCA XXL X27
SIEKIERA ROZŁUPUJĄCA M X17
SIEKIERA ROZŁUPUJĄCA L X21
SIEKIERA ROZŁUPUJĄCA XL X25
Lisy
Przechera, mykita, rudzielec, rudy – znamy go pod różnymi nazwami, ale zawsze kojarzy nam się z jednym – niebywałym sprytem. Poza tym, trzeba mu przyznać, jest skutecznym łowcą! TEKST I ZDJĘCIA: VIOLETTA NOWAK
L
is rudy jest najpospolitszym gatunkiem ssaka drapieżnego, wywodzi się z Eurazji, a ekspansja gatunku objęła Amerykę Północną. Obecnie występuje na półkuli północnej, częściowo zamieszkuje Azję, Europę, Amerykę Północną i Afrykę (część północną). Wprowadzony w XIX w. na teren Australii, stał się szkodnikiem, zagrażając populacji miejscowych ssaków oraz ptaków i wpisany został na listę 100 najbardziej inwazyjnych gatunków. Wyróżnia się 45 podgatunków lisa rudego, z których jedna grupa – rasa duża z charakterystyczną jaskrawą
sierścią – zamieszkuje północne tereny. Druga grupa – mniejsza, szara, z dużymi uszami i długimi kończynami – zamieszkuje Azję. Charakterystyka Lis rudy należy do psowatych. Samiec zwany jest psem, samica – suką, liszką, lisicą. Lis dojrzałość płciową osiąga pod koniec 1. roku życia, a dożywa średnio 15 lat. Okres godowy przypada na styczeń-luty, ciąża trwa 54 dni, w norze rodzi się średnio do 8 małych, które są ślepe i głuche, z ciemnym wełniastym futrem. Samiec pomaga w wychowywaniu,
110
przynosi do nory świeżo upolowane gryzonie, ptaki, padlinę. Młode ssą mleko matki do 8 tygodnia życia. Bardzo szybko się usamodzielniają, trwa to od 3 do 5 miesięcy. Waga dorosłego lisa samca dochodzi do 11 kg, lisica jest mniejsza i może ważyć do 8 kg. Ponieważ samiec jest większy od lisicy, jego długość ciała wynosi do 90 cm, a samicy do 80 cm (to wymiar bez ogona). Ma krótkie kończyny, długi tułów, zakończony puchatą, długą kitą z białą końcówką, zwaną kwiatem. Długość ogona lisiego średnio wynosi do 36 cm.
Lis rudy ma parę gruczołów zwanych analnymi, które połączone są gruczołem łojowym. Uchodzą do jednego kanalika wydzielniczego, który spełnia funkcję komory fermentacyjnej dla aerobów i anaerobów, substancje te przekształcają się w różne związki zapachowe. Wydzielany zapach ma woń fiołków i dlatego po prostu nazywany jest fiołkiem. W czasie cieczki z gruczołu wydzielina ma charakterystyczny, nieprzyjemny zapach. Gdy lisy mają dobre warunki do bytowania i nie są niepokojone, organizacja rodziny lisiej funkcjonuje wówczas w strukturze haremu – samiec żyje
111
z kilkoma samicami, a miot daje samica o dominującej pozycji w tym stadzie, pozostałe samice mają wyhamowaną ruję. Część z nich szczeni się na powierzchni, część w norze.
dzi 5 różnych korytarzy. Lis ma też przygotowane nory krótkie, służące wyłącznie za schronienie. Korzysta z nich, gdy grozi mu niebezpieczeństwo. Przebywa tam w czasie złej pogody. Gdy pada deszcz, lub gdy jest wietrznie chroni się w takiej prowizorycznie przygotowanej norze. Nory lisie mają okna, umieszczone są najczęściej od strony południowej, która najbardziej się nasłonecznia. Zamieszkałą rozpoznaje się po gładkim oknie i po pozostawionych resztkach – piórach, pierzu czy kawałkach kości.
Wszędzie oprócz bagien Lis ma najdoskonalsze progresywne cechy drapieżników, jego zdolności adaptacyjne do nowych środowisk są dobre. Można go więc spotkać niemal wszędzie. Bytuje na obszarach rolniczych i terenach zurbanizowanych, widuje się go na łąkach i w górach, w lasach liściastych i iglastych oraz na pustyniach. Wyjątkiem jest środowisko bagienne, tereny podmokłe, których lis unika, ponieważ nora zalewana byłaby wodą, a baza pokarmowa na bagnach jest uboga. Ulubionym terenem lisa są małe śródpolne lasy, potrafi on obserwować swój teren łowiecki – ukryty, za naturalnymi przeszkodami. Można je spotkać na obrzeżach dużych areałów lasów i pól, przebywają także w enklawach śródleśnych. Lis zajmuje rewir łowiecki średnio do 10 km kw. Swoje terytorium znakuje moczem. Wykopana przez lisa nora ma korytarz prowadzący do głównej komory gniazdowej, położonej na głębokości dochodzącej nawet do 5 m. Do takiej komory prowa-
Nory jak zamki Do obserwacji nor została wykorzystana technologia GPS, co pozwoliło na wyjaśnienie zachowań drapieżników pod ziemią. Lisy często nie kopią nor, tylko zajmują wykopane już przez borsuki i wraz z nimi mieszkają. W tych samych norach gdzie lis może też mieszkać jenot czy szop pracz. Opuszczone lisie nory wykorzystuje samica ohara zwana kaczką norową. Niemieccy naukowcy, aby poznać zachowania lisa pod ziemią, przeprowadzili kilkuletnie badania nad tym drapieżnikiem, obserwując podziemne lisie szlaki za pomocą GPS. Dzięki nadajnikowi ustalono, że pod ziemią istnieje olbrzymia ilość korytarzy. Cały system komór wraz
112
113
z długimi, głęboko umieszczonymi korytarzami, budowany musiał być przez dziesiątki, może nawet setki lat. Kolejne pokolenia rozbudowywały już i tak rozległy system, tworząc budowlę w rodzaju zamku. Głębokość komór gniazdowych dochodziła do 5 m, a długość korytarzy mierzono w setkach metrów. Dotychczas trudno było o bardziej rzetelne informacje o życiu lisów w norach, wszelkie wcześniejsze domysły utraciły więc swe znaczenie. Często warunki do obserwacji lisich zachowań są trudne, wręcz niemożliwe. Gdy ziemia na polach corocznie jest zaorywana, znikają wszelkie śla-
dy bytności lisów w terenie i trudno ustalić, gdzie znajdują się wejścia do lisich nor, które są połączone z całym systemem. Pływak, skoczek, łowca Lis dobrze pływa. Jego ruchy są zwinne i szybkie, w kłusie porusza się 8 km/h. Gdy goni ofiarę, osiąga prędkość do 45 km/h. Gdy poluje w wysokiej trawie, wysoko wyskakuje w górę, aby zaobserwować miejsce swej ofiary, najczęściej gryzonia. Ma bardzo dobrze rozwinięte zmysły słuchu, wzroku, dotyku i węchu. Jest mistrzem w polowaniu na płochliwe, szybkie gryzonie. Obserwując
114
go, wiemy, iż tryb życia dostosował do trybu życia swych ofiar. Gdy gryzonie żerują po zmroku lub w nocy, wtedy intensywność polowań lisa o tej porze zwiększa się. Trwa aż do świtu. Lis poluje na gryzonie, nie gardzi małymi gadami, bezkręgowcami, kretami, kurowatymi, zającowatymi czy kopytnymi. Zabija małe drapieżniki, ale narażony jest na atak większych – wilków lub dużych kotowatych, i w starciu z nimi ginie. Kolega, znany fotograf dzikiej przyrody, nieżyjący Lech Karauda, fotografując lisa, zaobserwował lisicę polującą na świeżo urodzone cielę, które na chwilę pozostawiła łania. Lisica bły-
skawicznie pożarła młodego cielaka jelenia na oczach zaskoczonego całą sytuacją fotografa, a resztki cielaka zaniosła dla swych małych. Moje obserwacje Gdy trzeba uzyskać informacje o populacji lisów na określonym terenie, nie ustali się lokalizacji wszystkich nor w łowisku. To trudne zadanie. Nory lisie są tak dobrze ukryte w terenie, że nie można ich odkryć. Wracałam raz rano, brzegiem rzeki Warty, teren wokół był porośnięty wysokimi łopianami. Tego dnia od wczesnego świtu na nadwarciańskich łąkach obserwowałam watahę
115
116
dzików. Rozpoznawałam tam lochę prowadzącą, obserwując jej zachowania, utykała ona na tylni bieg. Idąc w trudnym terenie, nieuregulowanym brzegiem Warty, ujrzałam piaszczystą norę z kilkutygodniowymi niedoliskami. Podeszłam bliżej, były jeszcze ślepe, miały rzadką brunatną sierść, nieporadnie poruszały się. Pewnie to były ich pierwsze chwile, gdy samodzielnie wyszły z nory i mogły wygrzewać się w słońcu. W tym dniu obserwacja niedolisków była krótka. Przełożyłam dłuższy pobyt w okolicach nory na następny dzień. Przypuszczałam, że kolejnego dnia równie łatwo je spotkam w tym miejscu. Jednak przeceniłam przezorną lisicę, która już poprzedniego dnia przeniosła swoje młode do innego, bezpiecznego schronienia. Zrobiła to po zaledwie chwilowej mojej obecności przy norze.
o lisie. Nie od dziś o nim, jego zachowaniach czy kryjówkach żywo się dyskutuje. Myśliwi z mniejszą praktyką łowiecką pytają często bardziej doświadczonych, czemu ich pierwsze polowanie na lisa nie zagrało, co poprawić, z uwagą słuchają lisiarzy. Czasem decyduje drobnostka, jedna nuta wabika trochę zbyt fałszywa, łowisko za bardzo nasycone dźwiękami wabienia, zbyt wiele różnych zapachów wabika. Nieraz nazbyt ostrożny lis bardzo długo wyczekuje w ukryciu, nie odsłaniając się przed cierpliwymi myśliwymi, a czasami korzystanie z nowego środka nie przynosi oczekiwanego efektu. Ostatecznie trudno wskazać element, który nie zagrał. Doświadczeni lisiarze mówią, że trzeba bywać częściej w łowisku, obserwować teren oraz zwierzęta, doświadczać łowiectwa „nosem myśliwskim”. No i mieć szczęście, bo czasem św. Hubert darzy więcej, a czasem mniej. Zdarzały się przypadki, że przyniesiony z polowania lis, leżąc bez życia, potrafił nagle ku zaskoczeniu myśliwego i domowników uciec w las. Taki lis u myśliwych ma „wolną rękę”. Nikt nie weźmie na muszkę „ozdrowieńca'', aby nie przynosił w przyszłości pecha. Polowanie na lisa nie zawsze jest udane, myśliwi przyznają, że to trudny przeciwnik, przez to należy mu się
Sprytny jak lis Lis dawno temu stał się symbolem przebiegłości i sprytu. Znalazł też należyte miejsce w słowniku gwary łowieckiej, mając w nim wiele nazw: przechera, mykita, rudzielec, rudy. Na spotkaniach, jakie odbywają się zimową porą w kołach łowieckich, myśliwi przynoszą z polowań ciekawe, wręcz niewiarygodne opowieści
117
szacunek. Lisiarze przestrzegają – szczególnie latem nie należy wabić stale w tym samym łowisku. Powtarzanie ciągle tego samego miejsca powoduje, że drapieżnik ma możliwość skrytego podejścia pod osłoną traw oraz gęstych krzewów i łatwo kojarzy miejsce, wabienie, zapach z widokiem myśliwego. Najlepszy czas na polowanie na lisa to styczniowa ponowa – gdy spadnie pierwszy śnieg, a pola są pokryte warstwą śniegu. Przy zimowym wabieniu lisowi trudniej jest polować, zdobywać ofiary. Gdy nie ma osłony i brakuje dobrego miejsca do ukrycia się, on sam jest zbyt łatwym obiektem do obserwacji, widocznym w terenie. Na białym śniegu, w księżycową noc, lis jest widoczny
jak na dłoni, a wabiki na niego najlepiej wówczas zdają egzamin. Sprzyjają wszelkie okoliczności: ponowa pozwala na łatwiejsze tropienie, a świeża warstwa śniegu wycisza kroki podczas podchodu. Co do wabienia, o takim niezawodnym naturalnym środku opowiadał mi znajomy myśliwy. Poprosił on właściciela fermy lisiej, który miał kilka samic odmiany lisa rudego, aby pod klatki wysypał grubo trociny. Po kilku dniach trociny były nasiąknięte moczem grzejących się samic. Cuchnące trociny zebrano do worka. Przywiązany z tyłu do auta worek ciągnął się po łowisku, robiąc trasę „włóczki” w kształcie dużej ósemki. W jej centrum znajdował się wysoki kopiec słomy, gdzie myśliwy zrobił
118
sobie stanowisko obserwacji gotowe do strzału w dwóch kierunkach. Przez całe popołudnie do zmierzchu kolejni „kawalerowie” podchodzili do zaznaczonego miejsca. Na 10 naboi w dwóch magazynkach 7 lisów padło w ogniu, doliczyć trzeba 3 spudłowane strzały. Dlatego były spudłowane, bo oddawano je z coraz większej odległości. Gdyby podchodzący lis zwietrzył śmierć innego lisa, momentalnie by uciekł.
wa i pokrywa włosowa. Suknia letnia od sukni zimowej różni się kolorem, który pozwala maskować się w otoczeniu. W zależności od pory roku lis różni się też gęstością i długością włosów. Gęstość włosów podszytowych i puchowych oraz ilość powietrza pomiędzy nimi stanowią barierę chroniącą lisa przed niskimi temperaturami, wiatrem. Futro zimowe ma zupełnie inną budowę niż futro letnie. Futro ma wiele kolorów. Odpowiada za to naturalny materiał genetyczny lisów. Umaszczenie lisów z koloru rudego przechodzi w zróżnicowane odcienie, przez brązy, brunatne, czerwienie, do srebrnego. Zmienność ubarwienia spowodowała, że w słownictwie łowieckim istnieją potoczne
Futro i… geny Lis jest stałocieplny. Ważną rolę u niego odgrywa zachowanie stałej temperatury organizmu, która jest niezależna od otoczenia. Szczególnie zimą u lisa ważna jest podskórna tkanka tłuszczo-
119
nazwy lisa, takie jak: węglarz, gęślarz, żmurek, siwoduszka, popiel, żmija, krzyżak. Węglarz to lis o ciemnym ubarwieniu pyska i stawek. Gęślarz – o ciemnym futrze z nakrapianym białym włosem. Żmurek to lis o kasztanowym kolorze futra. Siwoduszka czy popiel to szary lis. Żmija – o czarnym podbrzuszu, z czarnym kwiatem. Lisy o krzyżowym umaszczeniu zwie się krzyżakami. Mają one pasma ciemniejszej sierści biegnące wzdłuż kręgosłupa oraz w poprzek. Łącząc ramiona, tworzą krzyż. Górna część ciała ma ciemnobrązową sierść, a brzuch i kark jest żółtawy, pysk, uszy, dolna część łap jest czarna, ogon szary lub żółty albo rudy z czarnymi końcami. To jest rzadka forma melanizmu występująca u lisa rudego, na terenach północnych. Najwięcej opisanych lisów występuje na terenie Kanady, spotyka się też takie lisy na terenach Idaho i Utah. Sporadycznie krzyżaki widziano na terenie Skandynawii. Masowe polowania spowodowały, że ich populacja została przetrzebiona. W hodowlach zamkniętych futro krzyżaka ma wyższą cenę niż futro zwykłych rudych lisów. Nie tylko futro czy tkanka tłuszczowa chronią lisa przed mrozem. W zimie przebywa w norze, która izoluje go termicznie i mechanicznie od trud-
nych warunków atmosferycznych. Temperatura pod ziemią już na głębokości 50 cm w czasie mrozu jest łagodniejsza i temperatura nie spada poniżej 0OC. Panuje tam także odpowiednia wilgotność. Zgodnie z paragrafem W Polsce lis jest zwierzęciem łownym o okresie polowań od 1 czerwca do 31 marca (zmiana okresu łownego jest w związku z nowym Rozporządzeniem Ministra Środowiska z dn. 22.09.2009 r. zmieniającym termin łowiecki na lisa z „od 1 lipca” na „od 1 czerwca”, źródło: oficjalna strona PZŁ: www.pzwl.pl), na terenach obwodów łowieckich, gdzie występuje głuszec lub cietrzew – przez cały rok. Polowania mające na celu intensywną redukcję drapieżników są organizowane zimą. Polowania są indywidualne, przy nęciskach, na wabia, lub z objazdu (gdy trwa cieczka). Można też polować zbiorowo. W zasadach wykonywania polowania wyraźnie jest napisane: polowania z psami, naganką mogą odbywać się od 15 stycznia (§ 15 ust.1 Roz. Min. Środowiska w sprawie szczegółowych warunków wykonywania polowania i znakowania tusz). To ograniczenie nie dotyczy polowania z psami i naganką na lisy. Zorganizowane zbiorowe polowanie
120
na lisy, jak inne zbiorowe polowania, musi zostać wpisane do planów polowań zbiorowych. Zgodnie z przepisami, myśliwi na polowaniach na lisy i inne drapieżniki używać mogą pocisków pełnopłaszczowych i pocisków o innej konstrukcji, które na 100 m od wylotu lufy gwintowanej mają energię nie mniejszą niż 500 J. W broni gładkolufowej nie wolno używać śrutu o średnicy większej
niż 4,5 mm. Przy rozpatrywaniu okresu ochronnego należy wiedzieć, że w obwodach łowieckich, w których prowadzono zasiedlenia zajęcy, bażantów lub kuropatw, przez cały rok wolno polować na lisy. Są to tereny specjalne, chronione przez okrągły rok przed obecnością lisa. W obwodach, w których występują głuszce lub cietrzewie, przez cały rok wolno polować na lisy, borsuki, tchórze i kuny.
121