Gazeta Łowiecka 6/2017

Page 1

25 6/2017

RYKOWISKO KARPACKICH JELENI ARGO BATTUE NA NAS MOŻNA LICZYĆ HUBERTUS 2017 W INOWROCŁAWIU ZESTAW BRENNER PRO


Drodzy Czytelnicy! Jak Polska długa i szeroka, myśliwi świętują dzień swojego patrona św. Huberta, a jednocześnie przybliżają kulturę łowiecką „cywilom”, którym niestety na co dzień słowo „myśliwy” jednak nie kojarzy się najlepiej. I to wcale nie zawsze z winy łowieckiej braci. Tymczasem to ze strony myśliwych prawdziwą pomoc otrzymali np. bardzo jej potrzebujący mieszkańcy Tucholi i okolic, o czym piszemy w artykule „Na nas można liczyć!”. Jak widać w naszym spisie treści jesień to nie tylko pora świętowania, ale również… zakupów. A te zazwyczaj wiążą się z targami organizowanymi dla myśliwych. Tym razem do znanej Wam już Ostródy i cieszących się popularnością od kilku lat tamtejszych targów dołączyła Jasionka. Po raz pierwszy zorganizowano tam Targi Carpathia Hunting & Forestry. Okazało się, że w południowo-wschodniej Polsce brakowało tego typu wydarzenia, a że Podkarpacie ma olbrzymi łowiecki potencjał, wszystko wskazuje na to, iż targowa impreza w Jasionce ma wielkie szanse na stałe wpisać się do łowieckiego kalendarza. Z pewnością na stałe w „Gazecie Łowieckiej” zagościły bajki edukacyjne autorstwa Alicji Fruzińskiej. Jeżeli jeszcze nie zapoznaliście z nimi najmłodszych członków swoich rodzin, to czas najwyższy to zrobić. W bieżącym wydaniu maluchy mogą poznać Pana Bobra i dowiedzieć się co nieco o zwyczajach mieszkańców lasu. Z kolei tatusiów i dziadków, dla których łowiectwo jest prawdziwą pasją, z pewnością zainteresują nasze testy broni oraz odzieży. Jeżeli niewiele Wam jeszcze mówią takie marki jak Benelli, Fjällräven i Nordic Heat, macie okazję to nadrobić i zaznajomić się z wysokiej jakości, sprawdzonymi przez nas w łowisku produktami tych marek. Na koniec tradycyjnie już zapraszam do lektury naszych stałych pozycji jak felieton Sławka Pawlikowskiego – tym razem na warsztat bierze tzw. dewizówki – a także lubiany przez Was cykl o kolekcjonerstwie myśliwskim autorstwa Bogusia Bauera oraz kolejna odsłona kulinarnych porad Alicji Fruzińskiej. I chociaż w poprzednim wydaniu zdążyłem już Wam złożyć hubertusowskie życzenia, to dobrego słowa nigdy dość… Jeszcze raz – niech Wam św. Hubert darzy! Maciej Pieniążek Redaktor Naczelny



felieton SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI

Nielegalne dewizówki Prawo łowieckie w naszym kraju od wielu lat reguluje tzw. polowań dewizowych. A jak się mają przepisy do rzeczywistości? Co grozi ludziom, którzy nie spełniając wymagań w tym zakresie, próbują prowadzić działalność polegającą na organizacji polowań? Jeśli nie znacie dobrze tego tematu, to dzisiaj trochę Wam go przybliżę… Ustawa „Prawo łowieckie” w rozdziale 4., dotyczącym „prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie łowiectwa” dość dokładnie opisuje wszelkie kwestie z tym związane. W artykule 18 „Prawa łowieckiego” ustawodawca zapoznaje nas z warunkami, jakie musimy spełnić, chcąc prowadzić firmę, zajmującą się organizacją polo-

wań w Polsce i za granicą. Pierwszym warunkiem jest oczywiście kwestia zabezpieczenia majątkowego: „ustanowić obowiązkowe zabezpieczenie majątkowe roszczeń osób trzecich z tytułu niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania przez przedsiębiorcę”! Na czym to polega? Otóż w dalszej części, w jednym z ko-


6/2017




HUBERTUS 2017

W INOWROCŁAWIU


Solanki są od blisko półtora wieku wizytówką Inowrocławia. To kompleks kilku sanatoriów, monumentalnej tężni oraz wielki, rozbudowywany park, w którym można doskonale wypocząć. W tym przyjaznym dla myśliwych miejscu odbyły się 1 października tegoroczne obchody Dnia św. Huberta okręgu bydgoskiego PZŁ TEKST: EUGENIUSZ TRZCIŃSKI ZDJĘCIA: GRZEGORZ MENDEL


U

roczystości poprowadziła Aleksandra Szulc, sekretarz Okręgowej Rady Łowieckiej w Bydgoszczy. Witając wszystkich zebranych, przedstawiła plan tegorocznego świętowania.

Mszę świętą koncelebrowali duszpasterze myśliwych: ks. kanonik Kazimierz Kuczma i ks. kanonik Ryszard Pruczkowski. Celebrę uświetnił zespół sygnalistów pod kierownictwem Henryka Drążka oraz Reprezentacyjna Orkiestra Lasów Państwowych z Tucholi. Kazanie wygłosił ks. Ryszard Pruczkowski, proboszcz parafii Bożego Ciała w Bydgoszczy. Podkreślił znamienitą rolę myśliwych w kształtowaniu środowiska naturalnego oraz ochrony przyrody i nawiązał do niekorzystnej dla myśliwych i niesprawiedliwej oceny przez niektóre towarzystwa i pseudoekologów.

Uroczyście i z powagą Obchody patrona myśliwych rozpoczęły się od przemarszu Reprezentacyjnej Orkiestry Lasów Państwowych Technikum Leśnego w Tucholi, pocztu flagowego PZŁ i 60 pocztów sztandarowych kół łowieckich okręgu bydgoskiego. Na czele kolumny – poczet sztandarowy Okręgowej Rady Łowieckiej w składzie: Andrzej Skrzydlewski (KŁ nr 145 „Wieniec”), Stanisław Nawrocki (KŁ nr 19 „Wydra”) i Konrad Wysocki (KŁ nr 20 „Darz Bór”). Następnie odbyła się ceremonia wciągnięcia na maszt flagi Polskiego Związku Łowieckiego przy dźwiękach sygnału „Darz Bór”. Honoru uczestniczenia w poczcie flagowym PZŁ, dostąpili koledzy: Przemysław Janikowski (WKŁ nr 248 „Sokół”), Ryszard Badziński (KŁ nr 79 „Knieja”) i Dariusz Nowak (KŁ nr 47 „Diana”). Odegrano hejnał łowiectwa bydgoskiego. – Jesteśmy okręgiem, jednym z nielicznych w PZŁ, który posiada swój łowiecki sygnał, szczycimy się nim od 2007 r. – podkreśliła Aleksandra Szulc.

Odznaczenia i ślubowania Bogusław Chłąd, prezes Okręgowej Rady Łowieckiej w Bydgoszczy, dokonał oficjalnego otwarcia myśliwskiego świętowania. Serdecznie powitał wszystkich uczestników uroczystości, w tym Ryszarda Brejzę, prezydenta Inowrocławia oraz Tadeusza Majewskiego, starostę powiatowego w Inowrocławiu. Pokrótce przybliżył osiągnięcia łowiectwa bydgoskiego i stojące przed myśliwymi zadania. – W okręgu bydgoskim PZŁ jest 105 kół łowieckich i ponad 4 tys. myśliwych. Wszyscy wykonują pracę na rzecz ochrony środowiska naturalnego i gospodarowania zwierzyną. Za ten

10


11


12


13


14


15


16


17


ogromny wkład pracy są wyróżniani wysokimi odznaczeniami – poinformowała Aleksandra Szulc. Uchwałą Kapituły Odznaczeń Łowieckich PZŁ z dnia 26 lipca 2017 r. – najwyższe odznaczenie łowieckie otrzymało Koło Łowieckie nr 120 „Bażant” w Sulinowie. Złotymi Medalami Zasługi Łowieckiej zostały wyróżnione koła: nr 150 „Ryś” w Inowrocławiu i nr 85 „Ponowa” w Świeciu. Aktu dekoracji sztandarów dokonali: Bogusław Chłąd, prezes Okręgowej Rady Łowieckiej i Sylwester Domek, przewodniczący Zarządu Okręgowego PZŁ w Bydgoszczy. Odegrano sygnał „Król polowania”. Dwunastu nowo wstępujących członków PZŁ złożyło ślubowanie myśliwskie, które przyjął Bogusław Chłąd. Ślubujący na chwałę polskiego łowiectwa otrzymali pamiątkowe akty ślubowania. Odegrano sygnał „Pasowanie”.

Podstawowej imienia dra Floriana Ceynowy w Przysiersku. Szkoła współpracuje od wielu lat z KŁ nr 94 „Cis” w Świeciu. Wystąpili również uczniowie ze Szkoły Podstawowej nr 5 im. dra Józefa Krzemińskiego w Inowrocławiu (współpracujący z KŁ nr 52 „Kujawskie”) i Szkoły Podstawowej nr 1 w Kruszwicy (współpracujący z KŁ nr 5 „Kormoran”). Kunszt wabienia jeleni pokazał Przemysław Janikowski z Wojskowego Koła Łowieckiego nr 248 „Sokół” w Bydgoszczy. Zespół „Kłopocianki” zaprezentował pieśni folkloru ludowego Kujaw i innych regionów. Nazwa zespołu pochodzi od wsi Kłopot w gminie Inowrocław. Bardzo miłym występem uświetnili hubertowską uroczystość. W ich repertuarze znalazły się pieśni myśliwskie. Konkurs i jego laureaci Po przeciwnej stronie sceny dwanaście kół łowieckich powiatu inowrocławskiego prezentowało swoje osiągnięcia na okazjonalnie przygotowanych stoiskach, które zostały poddane ocenie konkursowej. Powołana komisja pod przewodnictwem Andrzeja Tymy oceniała następujące atrybuty: pierwsze wrażenie, łowiectwo jako pasja, promocja łowiectwa

Coś dla (d)ucha… Po części oficjalnej zaprezentowała się Reprezentacyjna Orkiestra Lasów Państwowych Technikum Leśnego z Tucholi, obchodząca w tym roku swój złoty jubileusz istnienia, pod kierownictwem dyrygenta Mirosława Pałczyńskiego. Rewelacyjnie zaprezentowali się uczniowie ze Szkoły

18


poprzez potrawy z dziczyzny oraz zaangażowanie i wkład pracy. Laureatami oceny konkursowej zostały koła łowieckie: nr 47 „Diana” – pierwsze miejsce, nr 228 „Cyranka” – drugie miejsce i nr 52 „Kujawskie” – trzecie miejsce. Przewodnicząca Komisji Promocji Łowiectwa Naczelnej Rady Łowieckiej – Aleksandra Szulc – dodatkowo wyróżniła Koło Łowieckie nr 228 „Cyranka” w Inowrocławiu nagrodą w postaci stu bażantów, które zasilą miejscowe łowisko.

dzika oraz wędlin na stoiskach kół łowieckich. Myśliwi „rozczęstowali” ponad tonę wyrobów z dziczyzny. Uroczystości zakończył występ zespołu Bayan Brothers (duo akordeonowe), obchodzące w tym roku dziesiątą rocznicę istnienia na scenie muzycznej. Kapitalna pogoda sprzyjała plenerowej imprezie, park solankowy odwiedziło w czasie naszego święta 11 tysięcy osób. Dziękujemy włodarzom Inowrocławia, myśliwym i Dianom, zaangażowanym w organizację tegorocznego święta i oczywiście kołom łowieckim powiatu inowrocławskiego za tę cudowną atmosferę. Do zobaczenia za rok, w innym powiecie naszego okręgu.

Atrakcji nie brakowało! Tegoroczne obchody, podobnie jak w minionych latach, zostały wzbogacone o Krajową Wystawę Ras Myśliwskich, organizowaną przez Związek Kynologiczny w Polsce, Oddział w Bydgoszczy. Komisja Współpracy z Młodzieżą Szkolną ORŁ w Bydgoszczy zapewniła zainteresowanym szkołom uczestnictwo w tegorocznych obchodach święta myśliwych. Wzięło w nim udział około 500 dzieci i młodzieży. Organizatorzy obdarowali ich drobnymi prezentami i słodkościami. Każdy uczestnik uroczystości mógł skosztować potraw z dziczyzny. Wszyscy chętni mogli posmakować wspaniałego gulaszu z jelenia, pieczonego

19


GRZEJĄCE

Z MROŹNEJ S

KA

7

BLUZA GRZEJĄCA - UNISEX

739 PLN

RĘKAWICE GRZEJĄCE - UNISEX

939 PLN


E UBRANIA

SK ANDYNAWII

ALESONY GRZEJĄCE - UNISEX

739 PLN

KAMIZELKA GRZEJĄCA PIKOWANA - DAMSKA

939 PLN

KAMIZELKA GRZEJĄCA PIKOWANA - MĘSKA

939 PLN


IV Targi Myśliws Hubertus Arena w Ostródzie Każdy, kto choć raz był na Targach Myśliwskich w Ostródzie, chce tam wracać, ponieważ zwykle bogatej ofercie handlowo-wystawienniczej towarzyszy wspaniała atmosfera spotkania łowieckiej braci. Nie inaczej było i tym razem, podczas ich tegorocznej edycji, która miała miejsce w dniach 13-15 października TEKST: MARCIN RESZKA, MATERIAŁY PRASOWE ZDJĘCIA: ŁUKASZ TYLIŃSKI


skie a


B

lisko 200 wystawców z Polski i zagranicy oraz kilkanaście tysięcy odwiedzających to bilans weekendu targowego w ostródzkim Centrum Konferencyjno-Targowym Expo Mazury. A to wszystko za sprawą IV edycji Targów Myśliwskich Hubertus Arena i towarzyszącej jej VIII edycji Kiermaszu Ogrodniczego Zielona Arena. Targi Myśliwskie i towarzyszący im Kiermasz Ogrodniczy zgromadziły blisko 200 wystawców na 14 tys. m2. Organizację obu wydarzeń podziwiali m.in. patroni honorowi targów: wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi Zbigniew Babalski, marszałek województwa warmińsko-mazurskiego Gustaw Marek Brzezin oraz przedstawiciele dyrekcji generalnej Lasów Państwowych i Polskiego Związku Łowieckiego. Ważnym punktem inauguracji było również uhonorowanie najbardziej zasłużonych członków Polskiego Związku Łowieckiego z województwa warmińsko-mazurskiego. Po pierwsze: edukacja Od czwartku targowe hale były otwarte dla grup szkolnych, które licznie odwiedziły ścieżkę edukacyjną. 3 tysiące dzieci i młodzieży mogło posłuchać i zobaczyć na własne oczy, jak funkcjonuje ekosystem leśny,

24


25


26


27


28


29


30


31


poszerzyć swoją wiedzę dzięki miniwykładom prowadzonym na ścieżce przez przedstawicieli Lasów Państwowych i Polskiego Związku Łowieckiego. Dla ciała i ducha Targi oprócz ciekawej oferty wystawowej i ścieżki edukacyjnej oferowały również sporo atrakcji dla odwiedzających. Można było spróbować dziczyzny przygotowanej przez najlepsze zespoły kucharskie z regionu, a także porozmawiać ze specjalistą od kuchni myśliwskiej Wojciechem Charewiczem. O wyjątkową dźwiękową oprawę targów zadbał zespół Forest Brass, czyli młodzi muzyczni pasjonaci z Lidzbarka Welskiego. Organizatorzy obu wydarzeń podkreślali ich sukces frekwencyjny, wszystko wskazuje więc, że również w 2018 r. nie zabraknie tej istotnej nie tylko dla regionu corocznej ostródzkiej imprezy.

32


33


Na nas moĹźna


a liczyć! Wszystko zaczęło się od jednej pilarki podarowanej przez myśliwych okręgu bydgoskiego. Co działo się później, przerosło moje oczekiwania i potwierdziło słowa, które wypowiedział burmistrz Tucholi, kiedy odbierał pilarkę dla swoich strażaków: „Na myśliwych można zawsze liczyć!” TEKST I ZDJĘCIA: ALEKSANDRA SZULC


P

ięć dni po pamiętnej nawałnicy, wieczorem 16 sierpnia, opowiadałam rzecznik PZŁ, Dianie Piotrowskiej, jak w spontanicznym odruchu pomocy kupiliśmy pilarkę i podarowaliśmy ją strażakom. – Na pewno nie tylko bydgoscy myśliwi zechcą pomagać poszkodowanym w nawałnicy – powiedziała Diana. I tak rzeczywiście było. Łańcuch… dobrej woli Co chwilę docierały do mnie wiadomości: mamy już chętnych na zakup 5, 10, 15 potem 30 pilarek. Akcja przybierała na sile, więc warto było powalczyć o jak najlepsze warunki zakupu tak dużej ilości sprzętu. Cieszyłam się, że moje zdolności negocjacyjne trafiły na podatny grunt i prezes firmy STIHL postanowił również wesprzeć działania myśliwych. Zadecydował, że do każdej zakupionej pilarki w ramach akcji „Myśliwi z pomocą”, firma STIHL dołoży 3 łańcuchy, 5 litrów oleju do przekładni, 1 litr oleju do silnika i zestaw pilników. Nasza radość była ogromna, bo pilarki to jedno, a łańcuchy, które zużywają się i tępią, to jakże istotna rzecz, kiedy wokół tyle zniszczeń. Teraz to ja chwaliłam się Dianie, co wynegocjowałam. Ona nie pozostała dłużna i kolejnego wieczoru przekazała

36


37


38


39


informację dnia: mamy fundusze na zakup 50 pilarek. Ku naszej radości, ta liczba zmieniała się jeszcze kilkakrotnie. Ostateczna to 100 pilarek. Jak my się cieszyłyśmy! Naszych myśliwych wychwalałyśmy pod niebiosa. Podjęłyśmy decyzję, że sprzęt zostanie przekazany strażakom z OSP. To oni zawsze stoją jako pierwsi „na linii frontu”, po nawałnicy pracowali dzień i noc, żeby umożliwić przejazdy, udrożnić przejścia, usunąć powalone drzewa i zabezpieczyć zrujnowane budynki. Część pilarek zawiozłam osobiście strażakom z OSP w Sośnie, Toninku, Dziednie i Charzykowach. Tam ten sprzęt był bezwzględne potrzebny. Szkoda każdej chwili Żeby było wiadomo, że to dar od myśliwych, wszystkie pilarki okleiliśmy zielonym listkiem dębowym z napisem „Myśliwi z pomocą Darz Bór”. Kiedy chciałam ze strażakami porozmawiać, jak to było, jak ratowali i pomagali, opowiadali, ale niecierpliwie, przebierając z nogi na nogę, mówili, że chętnie porozmawiają, ale kiedyś, później. Teraz gdy już mają nowy sprzęt, szkoda każdej chwili, muszą jechać w teren, bo jeszcze tyle zostało do zrobienia.

40


41


Kulminacyjny punkt naszej akcji nastąpił 29 sierpnia. Komenda Straży Pożarnej w Żninie była krainą szczęśliwości. W sumie przekazaliśmy 100 pilarek firmy STIHL, 300 zapasowych łańcu-

chów, 600 litrów oleju i 100 zestawów pilników. Strażacy cieszyli się z jakże potrzebnego sprzętu, myśliwi radowali się, że mogli pomóc i że ich działania są inspiracją dla innych. Brawo My!

42


SOBOTA-NIEDZIELA

21-22.10.2017

ZAMEK W PUŁTUSKU 21.10.2017 – sobota

imprezy towarzyszące – 22.10.2017

zamek – dziedziniec

stoiska:

7.00 7.30

hubertusowska polowa msza św. przygotowanie myśliwych – apel na łowy 8.00-15.00 polowania hubertusowskie w kołach łowieckich 16.00 pokot uroczyste zakończenie polowania » podsumowanie i ogłoszenie wyników polowania » wybór króla polowania » pożegnanie zwierzyny odegrane przez sygnalistów 17.00 degustacja potraw z dziczyzny

» regionalna zdrowa żywność » akcesoria myśliwskie i łowieckie » kulinarne

wystawa leśna i trofea łowieckie. degustacje potraw regionalnych

ĘP T S W LNY WO

22.10.2017 – niedziela podzamcze 11.30 Rozpoczęcie obchodów dnia Św. Hubertusa » prezentacje sokolnicze » prezentacje psów rasy myśliwskiej » ogłoszenie wyników i wręczenie nagród w konkursie „Las w moich oczach” » koncert chóru Leśników Puszczy Białowiejskiej » konkurs Kół Myśliwskich » II Bieg Św. Huberta w Pułtusku » degustacja potraw z dziczyzny » uroczyste przeprowadzenie sztandarów – przemarsz hubertusowski na msze św. do Bazyliki 15.00 Uroczysta Msza Św. w Bazylice z udziałem Myśliwych i Leśników.

WWW.ZAMEKPULTUSK.PL patronat honorowy: MINISTERSTWO ŚRODOWISKA

Minister

Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi

Podsekretarz Stanu

Henryk Kowalczyk

Krzysztof Jurgiel

Andrzej Konieczny

organizatorzy:

partnerzy: urząd miasta pułtusk

KOŁA ŁOWIECKIE: CZAJKA, HUBERT, Nadleśnictwo Pułtusk

Krzyżówka, Lis, Mewa, Muflon, Narew, Nemrod, Ponowa w Zatorach, Zieleń

patronat medialny:

43

sponsorzy: starostwo powiatowe w pułtusku

P.H.U Moto-Agro M. Pruszkowski Apteka Farm-Mag Sp. z o.o. M. Puławska ABAKO Tomasz Szczypiński.


REFLEKSJE PO… GRZYBOBRANIU W tym roku pogoda sprzyjała sezonowi grzybowemu. Na Facebooku zaroiło się od zdjęć rozmaitych grzybów, bo ten nasz kolejny „sport narodowy” był masowo uprawiany w każdym zakątku kraju. Nic w tym złego. Gorzej, gdy cierpi na tym las i zamieszkujące go zwierzęta… TEKST I ZDJĘCIA: ALICJA FRUZIŃSKA



W

tym sezonie grzybiarze byli dosłownie wszędzie. Niestety, większość nie zwracała uwagi na zakaz wjazdu do lasu, parkując na polanach, dojazdach przeciwpożarowych, pod paśnikami (sama widziałam!) oraz wszędzie tam, gdzie prosto z samochodu można zbierać grzyby. Tymczasem beztroski wjazd do lasu może skończyć się mandatem niekoniecznie wystawionym przez policję. Niestety, odróżnienie leśnych dróg od tych, na które można wjechać autem, jest dla laika trudne i tylko wyraźne oznakowanie zezwala na wjazd na leśną drogę.

Uchylenie od tego przepisu przewidziano dla osób niepełnosprawnych, poruszających się pojazdami do tego przystosowanymi. Ustawa o lasach również ściśle precyzuje, że miejscami postoju w lasach są tylko odpowiednio oznakowane parkingi i miejsca postojowe, czyli większość grzybiarzy działa niezgodnie z przepisami, narażając się na niemałe mandaty. Fakt, że zwykłemu człowiekowi trudno jest odróżnić drogi publiczne od dróg leśnych. Leśnicy nie mają takiego obowiązku, aby te drogi oznaczać, a przepisy nie wymuszają stawiania szlabanów w miejscach wjazdów na odcinki, po których nie wolno się poruszać. Również nie każda droga publiczna musi być utwardzona!

Co mówią przepisy? Przepisów dotyczących zasad poruszania się po leśnych drogach często należy szukać w innych rozporządzeniach, a nie w samym kodeksie drogowym. W przypadku ewentualnych wjazdów do lasu wyjaśnienie znajdziemy w art. 29 Ustawy o lasach. Przepis informuje, że ruch pojazdem silnikowym, zaprzęgowym i motorowerem w lesie jest dozwolony jedynie na drogach publicznych. Natomiast na drogach leśnych może on odbywać się tylko, gdy są one oznakowane drogowskazami dopuszczającymi ruch po tych drogach.

Gdzie parkować? Warto zajrzeć na strony Lasów Państwowych. Tamtejsi fachowcy radzą, aby wjeżdżać do lasu tylko drogami z wyraźnymi oznaczeniami np. wskazany jest kierunek jazdy, odległość do danej miejscowości lub miejsc wypoczynkowych. Warto stosować zasadę, że każda droga bez takich oznaczeń nie jest dopuszczona do ruchu. Co do parkowania – wystarczy na stronach internetowych nadleśnictw poszukać bazy leśnych parkingów i miejsc po-

46


47


stoju. Strażnicy leśni i pozostali pracownicy Służby Leśnej mają prawo zatrzymać każde auto jadące drogami leśnymi. Mają również prawo do wylegitymowania kierowcy oraz pasażerów i wystawiania mandatów za nieuprawniony wjazd do lasu.

Butelki plastikowe ranią badyle i cewki, a worki, reklamówki i różne opakowania kuszą zapachem i często są zjadane. Puszki i butelki również mogą wywołać obrażenia. A człowiek – istota podobno rozumna niestety nie chce zrozumieć prostej zasady, że wymagając czystości, najpierw należy zachować ją samemu. Przecież gdyby pozostawić to wszystko tak, jak pozostawiają to grzybiarze, turyści i spacerowicze, to las byłby jednym wielkim śmietniskiem. Dlatego włączmy myślenie, wjeżdżając na grzyby, zbierając grzyby, spacerując po lesie, przebywając w nim. Po prostu dbajmy o to, co nam daje tak wiele. Zanim będzie za późno…

Wszędzie śmieci… Kwestia porządku w lasach po przejściu hordy grzybiarzy to już inna sprawa i szczerze żałuję, że w tej sprawie nie ma rygorystycznych przepisów. Puszki po piwie, bo „na świeżym powietrzu lepiej wchodzi”, można spotkać prawie na każdym kroku. Opakowania po chipsach, batonach, torebki foliowe i jeszcze nie wiadomo co, albo leżą i kolorystycznie „ozdabiają” runo, albo przez bardziej pomysłowych są wkładane pod mchy, wykroty, a nawet do napotkanych nor! Może to moje utyskiwanie zostanie przez kogoś uznane za wyolbrzymienie problemu, bo przecież każdy po sobie sprząta, ale zapewniam, rzeczywistość jest inna. A las to nasze wspólne dobro i od każdego powinno być wymagane, aby o niego dbać. Włączmy myślenie Las to również dom zwierząt, które nieraz z ciekawości, a nieraz ot tak po prostu wpadają w śmieciowe pułapki.

48


49


NORDIC H E AT Ubrania, które grzeją aż miło


Meteorolodzy zapowiadają mroźną zimę, a my znaleźliśmy ubranie, które ucieszy nie tylko zmarzluchów. Grzejąca bielizna, kamizelka i rękawice zapewnią miłe ciepło niezależnie od temperatury zewnętrznej TEKST: ANDRZEJ RESZTKO ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE, GAZETA ŁOWIECKA


O

d dawna liderami na rynku ubrań myśliwskich są firmy skandynawskie. Firma Nordic Heat, której dystrybutorem w Polsce jest sklep dolasu.pl, produkuje swoje ubrania w Danii. Paleta produktów nie jest może szeroka, ale te ubrania pełnić mają określoną funkcję – mają grzać!

nik systemu znajdziemy na rękawie. Jest to estetyczny guzik, który chcąc włączyć grzanie, wciskamy na 3 sekundy. System włącza się od razu na maksymalne grzanie. Do dyspozycji mamy 3 poziomy pracy. Grzałki nagrzewają się do 40, 46 lub 52 stopni. Regulujemy to krótkim naciśnięciem guzika, który przy każdym poziomie zmienia kolor z czerwonego na żółty, a następnie zielony. Do ubrania dołączony jest powerbank o mocy 2600 mAh.

Ciepło, ciepło… Z własnego doświadczenia wiem, że z tego zadania ubrania marki Nordic Heat wywiązują się znakomicie, jak dla mnie nawet za bardzo, bo nie jestem zmarzluchem. Nordic Heat to niezawodna bielizna termalna, kamizelki, rękawiczki i wkładki do butów. Stosowane przez markę grzałki są wykonane z włókien węglowych, a więc wytrzymałego materiału o dużej żywotności. Zasilane są z powerbanków, które otrzymujemy razem z ubraniem i jest to bardzo duży plus.

Jak długo działa? Tym, co na pewno Was zainteresuje, jest odpowiedź na pytanie, jak długo działa system grzania. Żeby dokonać właściwych pomiarów, zostawiliśmy bieliznę na świeżym powietrzu w temperaturze 12 stopni. Na poziomie najniższym, czyli zielonym, bateria wytrzymała prawie 6 godzin, na najwyższym – czerwonym, dokładnie 2,5 godziny. Trzeba jednak przyznać, że noszenie tej bielizny z włączonym maksymalnym grzaniem jest niełatwe – jest po prostu gorąco. System grzania działa identycznie w każdym ubraniu. W spodniach strefy grzania występują na kolanach i w pasie, a włącznik systemu znajduje się na specjalnej patce przy pasie. Kamizelka oferowana jest w wersji męskiej i damskiej, a grzałki umiesz-

Bluza do zadań specjalnych No to przechodzimy do konkretów. Zacznijmy od bluzy z długim rękawem. Bluza posiada trzy wbudowane grzałki, jedna z przodu na wysokości brzucha, dwie z tyłu, jedna na nerkach, druga na wysokości karku. Miejsce na akumulator znajduje się w specjalnej kieszonce zapinanej na suwak. Włącz-

52


53


czone są na piersiach i na plecach. W ofercie znajdują się również dwa modele rękawiczek, różniące się obszarami grzania. Co ciekawe materiał na palcach pozwala na operowanie po ekranach smartfonów i tabletów. Rękawice są ogrzewane dwoma akumulatorami, które również otrzymujemy razem z rękawiczkami. Ze względu na ich rozmiar, czas grzania jest nieznacznie krótszy niż w przypadku ubrań. Wszystkie produkty są bardzo

porządnie wykonane. Umiejscowienie akumulatorów w żaden sposób nie ogranicza ruchów i nie przeszkadza. Jak widać, zaawansowana technika to już nie tylko systemy optyki czy broń, ale również ubrania. Ogrzewana bielizna sprawdzi się nie tylko w łowisku, ale także na nartach, podczas wędkowania czy długich zimowych spacerów, a także w pracy na na dworze – bo wszędzie tam ubrania Nordic Heat znajdą swoje zastosowanie.

54


55




CARPATHIA HUNTING & FO

W Jasionce odnieśli sukces! Pierwsza odsłona Targów Łowiectwa i Leśnictwa „CARPATHIA HUNTING & FORESTRY” zakończyła się prawdziwym sukcesem. Do Jasionki przyjechało ok. 3 tys. gości, na których czekało ponad 70 stoisk i liczne atrakcje. Co ważne, organizator już zapowiedział przyszłoroczną edycję imprezy! TEKST: MARCIN RESZKA ZDJĘCIA: MONIKA PROKSA


FORESTRY 2017


T

argi Łowiectwa i Leśnictwa CARPATHIA HUNTING & FORESTRY były pierwszym takim wydarzeniem w południowo-wschodniej Polsce. Zainteresowanie imprezą w G2A Arena potwierdziło, że Podkarpacie ma ogromny potencjał i grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Do Jasionki zjechali bowiem pasjonaci łowiectwa z całej Polski, a także krajów sąsiadujących z regionem. Patronami targów byli Polski Związek Łowiecki oraz Marszałek Województwa Podkarpackiego. Warto tu przyjechać – Jesteśmy dumni z zainteresowania naszym wydarzeniem, zarówno ze strony wystawców, jak i gości. Te dwa dni udowodniły, że odpowiedzieliśmy Targami CARPATHIA HUNTING & FORESTRY na istniejące w regionie zapotrzebowanie i że nasza impreza jest warta zarezerwowania czasu w przyszłym roku – skomentowała Agata Brożek, dyrektor marketingu i sprzedaży G2A Arena Centrum Wystawienniczo-Kongresowego Województwa Podkarpackiego, organizatora imprezy. Dla każdego coś miłego Spośród licznych atrakcji największym zainteresowaniem gości cieszyły

60


61


62


63


64


65


66


67


się pokaz mody, prezentacje psów ras myśliwskich oraz degustacja carpaccio z jelenia przygotowanego przez Pawła Gradowskiego. A dzięki zastosowaniu zaawansowanych rozwiązań multimedialnych, w tym mającego 80 m2 ekranu diodowego, goście mogli też w pełni uczestniczyć w warsztatach z samodzielnej elaboracji amunicji. Kolejna edycja Targów Łowiectwa i Leśnictwa CARPATHIA HUNTING & FORESTRY odbędzie się za rok – w dniach 29–30 września. Informacje o szczegółach kolejnej edycji pojawią się na stronie www:

oraz na Facebooku:

68


69


Amunicja LAPUA MEGA AMUNICJA NIEZAWODNA W KAŻ

Najskuteczniejsza kula na najtrudnie

gdy oczekujesz MEGA PRECYZJI gdy potrzebujesz MEGA ODPORNOŚCI na drobn gdy żądasz MEGA SKUTECZNEGO obala albo po prostu nie lubisz szukać

Zawsze wybieraj amunicję LAPUA MEGA

LAPUA MEGA dostępna w 70


ŻDYCH WARUNKACH ejsze warunki

ne przeszkody znajdujące się przed celem ania zwierzyny już pierwszym strzałem postrzałków

kalibrach: 6,5z55SE, .308Winchester, .30-06Springfield, 7,62x53 R, 9,3x62 mm 71


TESTUJEMY

ARGO BATTUE


Krótki opis modelu Battue, co znaczy po włosku „naganka”, zamieściliśmy w wiosennym wydaniu naszej Gazety. Zgodnie z obietnicą czas na pełniejszą prezentację nowej wersji świetnie znanego karabinu samopowtarzalnego ARGO TEKST: MACIEJ PIENIĄŻEK ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE, GAZETA ŁOWIECKA


M

odele Benelli były już niejednokrotnie opisywane w Gazecie Łowieckiej. I nic dziwnego, bo ten producent wiedzie prym wśród konstruktorów broni samopowtarzalnej dla myśliwych, a jego strzelby świetnie sprawdzają się zarówno w łowisku, jak i w sporcie. Serię strzelb, z których trzy modele opisaliśmy w poprzednim wydaniu naszej Gazety, świetnie uzupełnia sztucer ARGO Battue, jaki dostępny jest w dwóch kalibrach: 308WIN i .30-06. W odróżnieniu od modelu ARGO E, Battue ma lufę o długości 47 cm, co zupełnie wystarcza do oddania precyzyjnego strzału, ale usprawnia przemieszczanie się z bronią i wchodzenie do podwody. Konstrukcja mocowania paska pozwala na, co widać na zdjęciach, takie założenie broni, że przylega ona płasko do pleców. Przemyślana konstrukcja Dość często spotykamy się z błędnym nazywaniem tego typu broni automatem, jest to sztucer samopowtarzalny. Do tego charakteryzuje się wyjątkowo prostą i przemyślaną konstrukcją. I to w najmniejszych detalach. Świadczy o tym fakt, że czółenko razem z uchwytem bączka służy, jak widać na zdjęciu, jako klucz

74


75


76


77


78


79


do odkręcania sprężyny z regulatorem tłoka gazowego, którą spina całą konstrukcję. Wyciągamy lufę i mamy karabin rozłożony do czyszczenia. Zanim przejdziemy do omawiania konstrukcji mechanizmu samopowtarzalnego, zatrzymajmy się na chwilę przy samej lufie. Tak jak wszystkie lufy Benelli, również i ta w modelu ARGO Battue jest lufą kriogeniczną. Na czym polega ten proces, wyjaśnialiśmy w poprzednich wydaniach Gazety, ale dzięki niemu, w lufie nazwanej CrioBarrel, rozprężenia spowodowane ciśnieniem oraz ciepłem wydzielanym podczas oddania strzału mają stałe wartości i nie zmieniają się wraz z liczbą oddanych strzałów. Dlatego tor lotu pocisku jest niezmienny nawet po dłuższym strzelaniu, o czym sami przekonaliśmy się na strzelnicy.

wrotna powoduje powrót zamka i pobranie kolejnego naboju do komory. Po rozebraniu karabinu widoczny jest również kurkowy mechanizm uderzeniowy, który napinany jest przez cofający się zamek. Bezpiecznik, jak w większości broni Benelli, w tym w strzelbach, o czym mogliście przeczytać w poprzednim wydaniu Gazety, znajduje się w obrębie kabłąka spustowego i ma formę przetykanego kołka. Sprawdzone i wygodne rozwiązanie pozwalające na odbezpieczenie broni szybkim ruchem palca wskazującego zasługuje na pochwałę. Komora zamkowa wykonana jest z aluminium. Uprzedzając pytania tych, którzy uważają, że przez to nie będzie wystarczająco trwała, warto podkreślić, że nie jest to element przenoszący jakiekolwiek naprężenia, ponieważ nie jest połączony na sztywno z lufą. Tyle o niuansach konstrukcyjnych modelu ARGO Battue, czas udać się na pierwsze w tym sezonie polowanie zbiorowe.

Wygodne rozwiązania Wracając do konstrukcji ARGO, to pod lufą mamy zamontowaną rurę gazową z otworem, przez który gazy prochowe wydostają się z przewodu lufy i napierają na tłok. Ten przesuwa się do tyłu i za pośrednictwem wodzika uderza w dwa małe występy, które przekazują inercję, czyli odrzut, na zamek. Zamek cofa się, zamyka przewód gazowy i wyrzuca łuskę. Znajdująca się w kolbie sprężyna po-

Mało waży i prawie nie „kopie” Zabrana przez nas na polowanie broń była w kalibrze 308 WIN, używaliśmy amunicji Lapua Mega z kulą 12 g. Ponieważ w ubiegłym roku testowaliśmy klasyczny model ARGO wiedzieliśmy, że broń, mimo kalibru

80


81


ma stosunkowo małe „kopnięcie” po strzale. Wszystko to dzięki systemowi Progressive Comfort, który umieszczony jest w kolbie broni i charakteryzuje się widocznymi znaczkami w formie strzałek lub jak kto woli „sierżantów”. Pochłania on nawet do 40% energii powstającej przy strzale. Kolejny plus, szczególnie dla strzelców o mniejszej posturze i sile, to dość niska waga broni wynosząca 3,35 kg. Jest to o 100 g mniej niż standardowy model ARGO. W tym modelu firma Incorsa oferuje w standardzie 2 magazynki. Podstawowy magazynek mieści 4 sztuki amunicji, dodatkowy 5 sztuk.

piękna. Cztery pędzenia, podczas których pozyskano dzika i dwa lisy, w tym jednego za pomocą Argo Battue. Rudy wyskoczył z małego młodnika dość niespodziewanie i po szybkim składzie pierwsza kula zdołowała, wzbijając obłok kurzu tuż przed rudzielcem. W tym przypadku można było docenić rozwiązanie samopowtarzalnego sztucera – zanim naniosłem poprawkę, podążając krzyżem za lisem, sztucer był gotowy do kolejnego strzału. Ten okazał się pewny i lis znalazł się na pokocie. A ponieważ Incorsa obiecała użyczyć broń na kolejną zbiorówkę, mam nadzieję, że tym razem św. Hubert będzie bardziej łaskawy. Broń w kalibrze .308 Win kosztuje 7590 zł, za kaliber 30.06 trzeba zapłacić o 100 zł drożej.

Battue w akcji Na polowaniu tradycyjnie w okolicach Ostródy, św. Hubert nie był zbyt łaskawy, natomiast pogoda była

82


83


WYPADKI DROGOWE

Z UDZIAŁEM DZIKICH ZWIERZĄT Jesień to czas, kiedy wzrasta liczba wypadków z udziałem dzikich zwierząt. Szczególną uwagę na drodze trzeba zwracać o świcie i zmierzchu, bo to w tych porach dnia ruch zwierzyny ulega nasileniu TEKST: ALICJA FRUZIŃSKA ZDJĘCIA: INTERNET



D

laczego tak się dzieje? Po prostu jeszcze bogate w karmę pola kuszą obfitością przysmaków, a i sezony godowe powodują, że zwierzyna jest prawie w ciągłym ruchu. Ma swoje wagi, przesmyki i nie zważa na to, że jest zagrożona wypadkiem na drodze i sama stwarza poważne niebezpieczeństwo, bo często w takich kolizjach i wypadkach ofiarami są również ludzie.

na udzielanie pomocy w przypadku kolizji z dzikimi zwierzętami. Obecnie, kiedy jest realne zagrożenie ASF, przy każdej kolizji z dzikiem obowiązkowo pobierane są próbki farby na badanie w kierunku pomoru. Natomiast jeżeli podczas kolizji ucierpi inne zwierzę, wezwany weterynarz ma obowiązek udzielić pomocy lub skrócić cierpienie zwierzęcia. Gdy zwierzę jest martwe, rolą zarządcy dróg jest je uprzątnąć i oddać do utylizacji. Tak to wygląda w umowach, rozporządzeniach, a jak w praktyce?

Winne zwierzę? Co zrobić gdy zderzysz się z dzikim zwierzęciem? I czy zawsze to ono ponosi winę? Na pewno nie – przecież to często kierowcy łamią przepisy, nie zwracają uwagi na znaki informacyjne oraz na porę dnia. No, ale winne jest zawsze zwierzę. I co dalej? Co zrobić, jak dojdzie do kolizji z dzikim zwierzęciem? Piszę o kolizji bez ofiar w ludziach, bo w takich przypadkach na pierwszym miejscu staje ranny człowiek. Jak zachować się w takiej sytuacji? Zgodnie z ustawą z dnia 21.08.1997 r. o ochronie zwierząt: „kierowca, który potrącił zwierzę, jest zobowiązany udzielić pomocy lub zawiadomić odpowiednie służby”. Ludzie najczęściej dzwonią na policję, a dyżurny kontaktuje się z lekarzem weterynarii, który ma podpisaną umowę np. z daną gminą

Uwaga, niebezpieczeństwo! W chwili kolizji, kiedy potrącone zwierzę jest ranne lub zginie, powinno się powiadomić o tym incydencie policję. Fakt, procedury procedurami, a my w takich momentach przeważnie działamy impulsywnie, nie zważając na pozostałe zagrożenia. Potrącona zwierzyna nie zawsze zachowuje się tak jak myślimy, nie leży i czeka na pomoc. Na pierwszy rzut oka może udawać martwą – jest w szoku. Po chwili wstaje i oddala się, znowu się kładzie lub stoi w bezruchu, patrząc przed siebie, po czym szybko ucieka. Często leży na miejscu kolizji jeszcze żywa z poważnymi obrażeniami i urazami. Reakcje są różne. Jedno jest pewne – nigdy, pod żadnym

86


87


pozorem nie wolno podchodzić do takiej sztuki! To jest dzikie zwierzę, jego reakcje połączone ze stresem i bólem mogą być niebezpieczne dla człowieka.

bo te przewyższają wszystkie pozostałe) są ogromne. Co z odszkodowaniem? A odszkodowanie? To już inny temat i wcale niełatwy do rozstrzygnięcia. Odszkodowania za powstałą szkodę można domagać się od dzierżawców lub zarządców obwodów łowieckich w chwili, gdy trwają polowania zbiorowe, a kolizja powstała w tym czasie. Skąd wiadomo, kiedy ono trwa? Zgodnie z przepisami o polowaniach zbiorowych powiadamiamy o ich terminach urzędy gmin, burmistrzów miast i policję. Oprócz tego na drogach głównych, asfaltowych i publicznych stawiamy znaki – tablice „Uwaga, polowanie”.

Pomóc jeśli to możliwe Jak już wcześniej wspomniałam, taki incydent, czy to z powodu naszej kolizji, czy przypadkiem spotkanego rannego zwierzęcia należy zgłosić na policję, a ta powiadamia dyżurnego lekarza weterynarii, który zadecyduje czy dane zwierzę można uratować. Jeśli pomoc jest niemożliwa, to zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt – lekarz może podać środek usypiający lub odpowiednie służby (w moim terenie myśliwi lub straż leśna) mogą użyć broni palnej. Często kolizje nie są zgłaszane, zwierzę po prostu „zjadane” – przez ludzi, którzy przypadkowo znajdują przy drodze dzika lub sarnę i niewiele robiąc sobie z zagrożenia zdrowia, zabierają je do domu. Takie mięso nie nadaje się do spożycia – to jest padlina – nie wiemy, jak to zwierzę zachowywało się przed kolizją, a w przypadku dzika dodatkowym zagrożeniem jest ASF i włośnica. Każda kolizja to katastrofa zarówno dla zwierzyny, jak i dla kierowcy. Często straty materialne (nie mówię już o zdrowotnych,

Nie bądźmy obojętni Niestety, sporo zwierząt po kolizji jest pozostawiana sama sobie. Kierowcy beztrosko odjeżdżają – jak im stan auta na to pozwala – mając ubezpieczenie autocasco, nie martwią się zbytnio o resztę. Nasza rola jest inna. Nie bądźmy obojętni, dajmy przykład innym, edukujmy w tym kierunku. Dzika zwierzyna to nasze dobro, które dosyć często kończy żywot pod kołami nie zawsze rozsądnego kierowcy, ale też często życie traci sam człowiek...

88


Moose Hunter NOWOŚĆ

Na Łowy

www.nalowy.pl

89


TESTUJEMY


ZESTAW BRENNER PRO Do sklepu myśliwskiego często przychodzą Nemrodzi, którzy szukają uniwersalnego ubrania, na każde warunki i każde łowisko. Ideał ciężko znaleźć, ale można spróbować się do niego zbliżyć. Ja w łowisku przez ostatni miesiąc testowałem zestaw Brenner Pro TEKST: MACIEJ PIENIĄŻEK ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE, GAZETA ŁOWIECKA


F

irma Fjällräven przyzwyczaiła nas do materiałów serii G1000, woskowanych małymi kostkami, według upodobania użytkownika. Zestaw Brenner Pro również został wykonany z G1000, ale jest to odmiana Silent Eko. Czyli ekologiczny, i co najważniejsze – cichy przy poruszaniu się, co dla myśliwych jest jednym z głównych kryteriów dobierania ubrania. Zestaw posiada również membranę Hydratic, co jak wiemy gwarantuje wodoodporność i oddychalność.

Kurtka w sam raz dla myśliwych Udało mi się spędzić cztery wieczory w łowisku, mając na sobie zestaw Brenner Pro. Trafiłem na temperatury od 10 nawet do 18OC, deszcz i zimny wiatr przy bezchmurnym niebie, czyli warunki wymarzone do testowania. Zacznijmy jednak od szczegółów opisujących funkcjonalność kurtki i spodni. Co ważne, kurtka jest lekka. I rzeczywiście – gnieciona i pocierana na różne sposoby, nie szeleści. Aby to osiągnąć, producent zrezygnował z ocieplenia, o czym trzeba pamiętać, wybierając się na nocną zasiadkę lub podchód. Ja zabrałem ze sobą polar Forest, i w połączeniu z flanelową koszulą było mi komfortowo, zarówno przy obejściu łowiska,

92


93


jak i na siedzeniu przez parę godzin na stołku przy kukurydzisku. Kurtka jest długa, ma też wysoki, chroniący od wiatru kołnierz, rzepy na nadgarstkach i dwa ściągacze. To wszystko pozwala dopasować ją do naszych potrzeb. W katalogu przeczytałem o zaszywkach na plecach i faktycznie – energiczne ruchy, schylanie się po pastorał czy kucanie nie powodują podnoszenia się kurtki i jej ciągnięcia w górę. Dla tych, którzy lubią mieć dużo przy sobie, mam bardzo dobrą wiadomość! Kurtka ma 9 kieszeni i są one bardzo obszerne. Znajdziemy tam również ładownice, i to zarówno na kulę, jak i na śrut.

posiadają membranę. Jak sprawdziłem, materiał ma też jeszcze jedną zaletę – nie jest czepliwy. Spodni używałem, zarówno wkładając je w kalosze, co przy obecnej pogodzie jest konieczne, jak również opinając na butach, dzięki rzepom. Podszewka służy za lekkie ocieplenie, jednak tym którzy wolą ciepło, zalecam bieliznę polarową w zimne dni. Ciekawostka to możliwość wsunięcia wkładek kolanowych, które niestety trzeba kupić oddzielnie. Poza tym materiał na kolanach jest dodatkowo wzmocniony i profilowany, dzięki czemu klękając nie podciągamy do góry nogawek. Fajne są również dwie głębokie kieszenie na udach, mieszczące potrzebne drobiazgi.

Spodnie? Idealne! Testując spodnie, zawsze zastanawiam się, czy w ogóle uda mi się je założyć. Solidne uda, 110 cm w pasie, 180 cm wzrostu – nie jest to typowo skandynawska figura. Fjällräven oferuje ten model w dwóch rozmiarach nogawek. Bazując na doświadczeniu, wziąłem krótsze i mimo że nie mam nóg jak kaczka, pasowały idealnie. Tak więc kupując spodnie Brenner, pamiętajcie, że poza rozmiarami 52, 54, 56 itd. są również rozmiary 24, 26, 28 takie same w pasie, ale krótsze. Spodnie wykonane są z takiego samego materiału jak kurtka, i również

Sprawdzony w łowisku W moim przypadku zestaw sprawdził się znakomicie, zapewnił komfort termiczny, nie tylko przy wędrówkach po łowisku, ale również na zasiadce. Trzeba podkreślić, że nie należę do osób, które marzną, więc koledzy, którzy wolą cieplejsze ubrania, powinni pamiętać o polarach i bieliźnie polarowej jako ocieplaczach, w zależności od pogody. Ubrania są już dostępne w sklepach myśliwskich, więc oglądajcie, przymierzajcie i kupujcie. Cena spodni w sklepach myśliwskich to 929 zł, a kurtki 1675 zł.

94


95


Bajki edukacyjne

BÓBR SAMOLUB I DZIKIE ZWIERZĘTA TEKST I GRAFIKA: ALICJA FRUZIŃSKA

W

głębi boru na małej polanie obok strumienia, co rozwidleniem okalał ją jak wstęgą – mieszkał Pan Bóbr. Swoje lśniące futro utrzymywał w należytej czystości, kielnia była jego dumą, a pomarańczowe strugi ostre i zawsze gotowe do pracy. Zwierzęta znały go doskonale z zamiłowania do budowania oraz z jego charakteru. Był samolubnym samotnikiem. On, nie zważając na nic, ścinał drzewa i budował, a mieszkańcy lasu coraz to bardziej dziwili się na widok nowych konstrukcji i nie zawsze rozumieli, po co on to robi. Często złościli się na bobrze pomysły, ale w ostateczności je akceptowali – bo bóbr, to bóbr – buduje, gdzie i co się da. Mijały wiosny. Strumień swoim rozwidleniem niezmiennie otaczał łąkę,

która w tym świerkowym borze była dla jego mieszkańców nie lada rarytasem. Tu wonności ziół, soczystość trawy i słodka koniczyna wabiła wszystkich roślinożerców. Jelenie, daniele, sarny, mimo że tak płochliwe, ze spokojem pasły się na tej polance. Nawet dziki często tu zaglądały za smakowitymi pędrakami, a zając co zawsze tylko brzegiem kicał, zapuszczał się na środkową część, aby buszować w koniczynie. Wszystko było idealne do czasu, kiedy Pan Bóbr postanowił zmienić bieg strumienia. Jego żeremie – dom z gałęzi zbudowany na skraju polany – ledwo co sięgał brzegu jednej z nitek strumienia. Częste wędrówki, a on przecież uwielbiał pływać, zaczęły mu bardzo przeszkadzać. Zaczął więc intensywnie myśleć, jak poprawić


sobie to dojście do domu, a w swoich rozważaniach nie brał nikogo pod uwagę oprócz siebie. Upływały dni po dniu i niby nic się nie zmieniało. Polana zieleniła się jak dawniej, ciesząc swoją obfitością pokarmu pozostałych mieszkańców boru. Tylko od czasu do czasu wieczorną ciszę zakłócał pobliski odgłos pracy bobrzych strugów. – A to Pan Bóbr znowu coś buduje – potwierdzały zwierzęta i z zaciekawieniem obserwowały, jak na skraju świerkowego boru coraz to nowe drzewa z nielicznych buków waliły się na ziemię z łoskotem… A Pan Bóbr pracował tak zapamiętale, że nie zauważył nawet, jakie wzbudził zainteresowanie. – Nad czym tak zawzięcie pracujesz,

Panie Bobrze? – pytały zwierzęta. – A nic takiego – buduję nową tamę i poprawiam mój dom – żeremie. Ten strumień jest dla mnie niewygodny i właśnie postanowiłem zmienić jego bieg – stanowczo odrzekł Pan Bóbr i zabrał się do dalszej pracy. Znowu rozległ się stukot jego strug… Na zwierzęta padł blady strach! – Inny bieg strumienia? Co to znaczy? – dopytywali się strwożeni mieszkańcy lasu. – A to tylko tyle, że tu na polanie powstanie rozlewisko aż do mojego domu – takie moje podwórko – odpowiedział z zadowoleniem Pan Bóbr. Ze zdziwienia aż jelenie zastrzygły łyżkami, sarna zadygotała na cienkich cewkach, a daniele w podskokach zaczęły doskakiwać do bobra. Nawet


zając, gdy pomyślał o wciąż mokrej turzycy pokicał w pobliskie zarośla. Nic nie pomogły prośby i tłumaczenia, że ta polana jest jedynym źródłem soczystego pokarmu wśród świerkowego boru, że za nią też biegnie strumień i niech tam Pan Bóbr przeniesie się ze swoją tamą. Nawet groźby ataku ze strony wilka nic nie pomogły – bóbr dalej robił swoje. W ciągu kilku dni ściął tyle drzew, że uznał to za wystarczające. Zaczął je ogryzać z kory, którą magazynował na zimę w swoim żeremiu – była jego przysmakiem i zarazem głównym pokarmem. Następnie wybrał miejsce na strumieniu i zaczął budować tamę. Grubsze konary, gałęzie, kamienie z dna strumienia i błoto było jego budulcem. Również darń, co porastała brzegi, została wykorzystana do uszczelnienia przecieków. Powiększyła się również bobrza rodzina i teraz w żeremi mieszkało pięć bobrów – Pan Bóbr z Panią Bobrową i trójka ich dzieci. Dni mijały, tama rosła, a wraz z nią poziom wody w strumieniu. Coraz to bardziej przerażone zwierzęta patrzyły, jak ich ulubiona polana znika pod wodą. U schyłku lata z polanki zrobiło się małe jeziorko. Z jednej strony pozo-

stałości z buków w postaci kikutów stały na straży jak palisada. Zaś druga była odgrodzona tamą z olbrzymim żeremiem. Zwierzęta z niedowierzaniem przyglądały się poczynaniom Pana Bobra i jego całej rodziny: – Te „leśne psuje” zniszczyły wspólne dobro, myślą tylko o sobie. To przez nich umiera część boru. Tam brakuje wody i panuje susza. A my? Nie mamy co jeść! Suche i gęste świerki skutecznie blokują dopływ słońca, nie ma runa, samo igliwie... A do soczystej zieleni na następną polane długa droga – utyskiwały. Tak narzekały, tak biadoliły aż zebrały się w sobie i wypowiedziały wojnę Panu Bobrowi i jego rodzinie. – Koniec! Ten bór świerkowy to nasz wspólny dom i nie damy zmieniać go dla jednego samoluba – stanowczo stwierdziły. Wczesnym świtem jelenie, daniele i sarny stanęły na brzegu polany. Z drugiej strony w cieniu zatrzymały się dziki. Nawet szarak, co nie lubi mokrej turzycy, stanął słupka gotowy do skoku. – Co tu robić – pomyślały zwierzęta. – Jak to co? – odezwał się potężny gamrat – wy płowa macie długie nogi, to przejdziecie rozlewisko i rozkopiecie tamę, a jak woda trochę opadnie, to my dziki wkroczymy do akcji.

98


I tak zrobili… Jelenie i daniele swoimi badylami zaczęły rozrywać tamę. Nawet delikatne sarny ze swoimi cewkami przyłączyły się do pracy. A ciężka to była praca. Tama była mocna i zwarta, ale powoli zaczęła przepuszczać wodę. Pracowały długo. Słońce zaczęło chować się za korony drzew. Wieczorny chłód wkraczał na polanę, ciągnąc opar po rozlewisku. Udało się! Najpierw strużką, a później wartkim strumieniem woda zaczęła przedostawać się przez wyrwy w tamie. Aż tu nagle z żeremia zaniepokojony spadkiem poziomu wody wyskoczył Pan Bóbr ze swoją rodziną. Zobaczył, co się stało. – Jak to! – krzyknął. – Przecież to moja polana, moje podwórko, moja własność i nie możecie tego niszczyć! I tak rozwścieczony rzucił się na spracowane zwierzęta, szczerząc swoje pomarańczowe i ostre jak dłuta strugi. Tego już było za wiele! Dziki ruszyły z ukrycia, szarżując prosto na bobrzą rodzinę. Ich postawione chyby i zadarte chwosty nie dawały cienia złudzenia, że są złe. Bobry zdziwione takim zwrotem akcji nie wiedziały co robić, uciekły do strumienia i tam z głośnym pluskiem kielni zniknęły pod wodą. Dziki w ostatniej chwili wyhamowały, podeszły do tamy i zaczęły kończyć jej rozbiórkę.

Buchtowały zawzięcie mimo wody w gwiździe, mimo zapadających się biegów – pracowały tak długo, aż udrożniły kanał. Woda nareszcie zaczęła wartko płynąć strumieniem, co kiedyś odnogami otaczał polanę. Powoli, dzień po dniu, wszystko wracało do normy. Mimo późnej jesieni trawa zdążyła się jeszcze zazielenić, a pierwsze przymrozki tylko posrebrzyły źdźbła – lodowiska nie było. W końcu nadeszła zima ze swoją puchową pokrywą. Mroziła, chłodziła i wreszcie ustąpiła miejsca nowej wiośnie. Wszyscy oczekiwali, jak to będzie… A tu przyroda kołem się toczy. Śniegi spłynęły, lody ustąpiły. Strumień jak dawniej odnogami otaczał polankę, na której zioła, koniczyna i trawa jakby bujniejsza wyrosła. Szarak prostował skoki w wiosennym słońcu. Łanie ociężałe pasły się wśród soczystych kęp. Dziki z ochotą buchtowały wokół starego żeremia i tylko Pan Bóbr niezauważalnie pływał w strumieniu i z niesmakiem patrzył na to wszystko. – Eh... moja polana i wszystko na nic – mruczał. – Nie doceniają mnie. Popłynę dalej, tam gdzie będę mógł budować do woli. Jak pomyślał, tak też zrobił i wraz z rodziną odpłynął strumieniem, co się kończy za dalekimi pagórkami boru świerkowego.

99




felieton SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI

Nielegalne dewizówki Prawo łowieckie w naszym kraju od wielu lat reguluje problem tzw. polowań dewizowych. A jak się mają przepisy do rzeczywistości? Co grozi ludziom, którzy nie spełniając wymagań w tym zakresie, próbują prowadzić działalność polegającą na organizacji polowań? Jeśli nie znacie dobrze tego tematu, to dzisiaj trochę Wam go przybliżę… Ustawa Prawo łowieckie w rozdziale 4., dotyczącym „prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie łowiectwa” dość dokładnie opisuje wszelkie kwestie z tym związane. W artykule 18 ustawodawca zapoznaje nas z warunkami, jakie musimy spełnić, chcąc prowadzić firmę zajmującą się organizacją polowań

w Polsce i za granicą. Pierwszym warunkiem jest oczywiście kwestia zabezpieczenia majątkowego: „ustanowić obowiązkowe zabezpieczenie majątkowe roszczeń osób trzecich z tytułu niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania przez przedsiębiorcę”! Na czym to polega? Otóż w dalszej części, w jednym z ko-


lejnych punktów tego artykułu czytamy: „Ustanowienie zabezpieczenia, o którym mowa w ust. 1 pkt. 1, polega na: 1) zawarciu umowy ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej za szkody wyrządzone w związku z wykonywaniem działalności, albo 2) zawarciu umowy gwarancji bankowej lub ubezpieczeniowej, albo 3) blokadzie środków finansowych na rachunku bankowym, na rzecz właściwego samorządu województwa, w wysokości 4-proc. rocznego przychodu z tytułu wykonywania przez przedsiębiorcę działalności gospodarczej, o której mowa w ust. 1, uzyskanego w roku obrotowym poprzedzającym rok zawarcia umowy, jednak nie mniej niż równowartość w złotych 20 tys. euro, obliczona według średniego kursu walut obcych ogłaszanego przez Narodowy Bank Polski ostatniego dnia miesiąca poprzedzającego miesiąc, w którym została dokonana blokada środków”. Brzmi to dość skomplikowanie, ale nie jest trudne do zrozumienia. Mówiąc prościej, trzeba opłacić polisę, która w większości firm ubezpieczeniowych kosztuje około 6 tys. złotych na rok. Następnie co roku trzeba wysyłać potwierdzenie zawarcia takiej polisy do Departamentu Rolnictwa w urzę-

dzie marszałkowskim według właściwości miejscowej. Jeśli się nie dokona takiego ubezpieczenia i nie powiadomi urzędu marszałkowskiego, ten może zawiesić na licencję takiej firmie do 3 lat. Następnym warunkiem otrzymania licencji jest zdanie z wynikiem pozytywnym w Ministerstwie Środowiska egzaminu, którego zakres obejmuje szczegółową wiedzę z trzech ustaw, wraz z rozporządzeniami do nich. Są to ustawy: Prawo łowieckie, O ochronie przyrody oraz O broni i amunicji. W praktyce na ogół jest tak, że tylko 30% uczestników zdaje ten egzamin za pierwszym razem. Nie jest łatwy. Jeszcze w przypadku Prawa łowieckiego i ustawy O broni i amunicji ludzie jakąś wiedzę mają, jeśli wcześniej zdawali egzaminy łowieckie. Natomiast ustawa O ochronie przyrody jest kilka razy większa niż dwie poprzednie razem wzięte. Jeśli się jeszcze doliczy do niej poszczególne rozporządzenia, robi się niezła epopeja. Tak wyglądają wymagania formalne, zanim się zacznie taką działalność. Mogłoby się wydawać, że to jest proste i nawet finansowo osiągalne dla „przeciętnego obywatela RP”? Otóż muszę Was rozczarować. Schody zaczynają się trochę później.


Jest to niestety bardzo chimeryczna branża, która nie zawsze zależy od samego podmiotu gospodarczego świadczącego takie usługi dla myśliwych. Bardzo prostym przykładem jest zorganizowanie polowania dla myśliwych w czasie rykowiska jeleni. Wystarczy, że nałoży się kilka czynników niezależnych od organizatora i już jest klapa. Kiepska pogoda, grzybiarze czy kiepscy miejscowi myśliwi w roli podprowadzających i już mamy problem. Najgorszą rzeczą jest to, że klientów żadne wyjaśnienia i usprawiedliwienia nie interesują, więc każda porażka obarcza winą biuro polowań, a nie kiepską pogodę czy brak kompetencji podwykonawców. Jednym słowem, ciężki kawałek chleba. Tymczasem nie brakuje w naszym kraju tak zwanej nieuczciwej konkurencji, która nie dość, że psuje reputację wielu dobrych biur polowań, to jeszcze naraża zagranicznych i krajowych klientów na duże ryzyko. Niejednokrotnie słyszałem od zagranicznych myśliwych, którzy przyjeżdżali do Polski za pośrednictwem tzw. „firm pośredniczących” w organizacji polowań. Co to za firmy? Otóż to nie żadne firmy, tylko ludzie lub grupy ludzi, którzy pod płaszczykiem innych działalności gospodarczych niemają-

cych nic wspólnego z licencjonowanymi biurami polowań sprowadzają nielegalnie myśliwych zagranicznych do kół łowieckich. Słynny przykład sprzed kilku lat Polaka na stałe mieszkającego w Szwajcarii, który od wielu lat sprowadzał nieświadomych niczego szwajcarskich myśliwych na polowania w Polsce. Jak się później okazało, myśliwi „dewizowi” płacili pieniądze zwykłemu oszustowi, myśląc, że płacą za usługi właścicielowi biura polowań. Proceder ten trwał kilka lat, a koła łowieckie na terenie, których działa się ta cała farsa, nie były niczego świadome. Nieuczciwi „pośrednicy” załatwiający myśliwym zagranicznym polowania w kołach łowieckich, wykorzystują często nieświadomość zarządów kół, ale bywa tak, że jedna i druga strona robi to z premedytacją. Często transakcje w takich przypadkach są załatwiane bez umów, z pieniędzmi wypłacanymi z ręki do ręki, a później się odpowiednio preparuje dokumenty, z których wynika, że odstrzału dokonywali członkowie koła, a nie myśliwi zagraniczni. Wszystko to jednak działa do czasu. Przeważnie kończy się wtedy, kiedy coś stanie się takiemu „nielegalnemu klientowi”. Nagły wypadek, zatrzymanie przez służby celne z nielegalnym trofeum itd. Wtedy kończą się

104


żarty. Przeważnie klient, żeby się oczyścić z zarzutów, mówi całą prawdę, a wina spada na kogo? No właśnie… Przeważnie na koło łowieckie, ponieważ taki „pośrednik” znika, a koło musi się tłumaczyć. Ale wtedy zaczynają się tłumaczenia na kilku frontach – od spraw dyscyplinarnych wewnątrz PZŁ do spraw karnych w postępowaniach prokuratorskich. Sprowadzenie myśliwego zagranicznego bez pośrednictwa biura polowań traktowane jest jak wykonywanie działalności bez wymaganej licencji. Wchodzą tu w grę kary finansowe rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych. Nie wspominając już o ewentualnych odszkodowaniach, o które może zabiegać oszukany klient. Można śmiało przyjąć, że na zarobionych nielegalnie 10 tys. złotych można później stracić kilka razy tyle. Współpracując z kilkoma biurami polowań z zagranicy, miałem od nich informacje, że ich klienci polujący w Polsce byli nagabywani przez samych członków kół łowieckich, żeby przyjeżdżali do nich bez pośrednictwa biur polowań. Zapominamy jeszcze o jednej rzeczy, która jest opisana w ustawie O broni i amunicji, a dokładnie w jednym z rozporządzeń do niej. Chodzi bowiem o obowiązkowe wysłanie informacji do policji o przyjeździe myśli-

wego zagranicznego, na co najmniej 7 dni przed rozpoczęciem polowania. W przypadku niezgłoszenia koło łowieckie ponosi odpowiedzialność, co skutkuje postępowaniem administracyjnym, w wyniku którego zostaje nałożona kara finansowa do 5 tys. zł. Nie warto chyba ryzykować dla kilkuset, czasem może kilku tysięcy złotych, żeby później płacić kilkakrotnie wyższe kary. Jak nie dać się wmanewrować takim nieuczciwym, nielegalnym „pośrednikom”? Otóż każde licencjonowane biuro polowań, zanim sprowadzi do koła łowieckiego myśliwego zagranicznego na polowanie, podpisuje umowę z kołem. Może więc wtedy sprawdzić w urzędzie marszałkowskim czy dane biuro działa legalnie i czy ma spełnione wszelkie wymagania. Mając taką umowę koło łowieckie jest prawnie zabezpieczone. Ta sama sytuacja jest w przypadku organizowania polowań dla polskich myśliwych za granicą. W ostatnim czasie obserwuję działania niektórych „pośredników” , którzy oferują tanie polowania w Afryce, Rosji i w innych zakątkach świata. Prawda jest taka, że każda działalność polegająca na organizacji polowań czy to samego pośrednictwa w takiej organizacji wymaga odpowiedniej licencji.

105


W razie jakiejkolwiek wpadki każdy myśliwy może się starać o odszkodowanie od takiego biura polowań. Nielegalni „pośrednicy” nie gwarantują niczego w przypadku organizacyjnej porażki, a ryzyko jest duże. Znam sytuacje kiedy Koledzy „tanio” polowali w Afryce, tylko do tej pory nie mają

trofeów. Nie wspominając o wyjazdach, gdzie byli normalnie obrabowani z majątku, który ze sobą przywieźli. Felieton ten dedykuję wszystkim myśliwym ku przestrodze i tym z jednej strony, którzy świadczą takie usługi i tym, którzy z nich korzystają. Darz Bór!

fot. iStock

106


107


KOLEKCJONERSTWO MYŚLIWSKIE FALERYSTYKA

Nazewnictwo kół łowieckich cz. IV „Nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie las” – mówi popularne powiedzenie. I oby tak było, bo lasy to nasze nieocenione skarby, płuca Ziemi. Jak już pewnie się domyślacie, w tym wydaniu Gazety Łowieckiej przyszła pora na nazewnictwo kół łowieckich pochodzące od lasów TEKST: BOGUSŁAW BAUER ZDJĘCIA I FALERYSTYKA: ZE ZBIORÓW BOGDANA KOWALCZE I BOGUSŁAWA BAUERA

L

as jest miejscem, w którym nie tylko myśliwi bardzo lubią bywać, aby odpocząć od trosk codzienności. Łowiecka brać lubi usiąść na ambonie i słuchać bijącego tętna lasu – a to wilga zagwizdże, a to w oddali słychać ryk byka nawołującego chmarę, a to nad głową leci jesienny klucz gęsi, głośno ze sobą „rozmawiając”. Tak, las to nic innego jak dobra

książka, którą tylko my, zakochani w przyrodzie potrafimy czytać. „Leśne” pomysły Nic więc dziwnego, że koła łowieckie, tworząc dla siebie nazwy, czerpią pomysły z tematyki leśnej. „Las” to pojęcie ogólne, na które składają się nazwy pochodne, będące często inspiracją dla myśliwych z kół łowieckich: Przy108


lesie, Polana, Zagajnik, Grabina, Wielki Bór, Leśna Polana, Dąbrowa, Puszcza, Bór, Gaj, Knieja lub bezpośrednio od drzew: Jodełka, Jodła, Dąb, Pod Bukiem, Pod Klonem, Modrzew, Cis, Świerk, albo od runa leśnego: Wrzos, Krokus.

Wiadomo wszystkim, że pieczę nad lasami sprawują leśnicy, którzy prócz swoich leśnych obowiązków służbowych chętnie uczestniczą w życiu kół łowieckich jako myśliwi. Dlatego wiele z nich nazwano np. Leśnik, Leśników, Brać Leśna.

109


110


111


BEAGLE Psy ze sf

Przez wieki był psem polującym w ogromnych złajach, mieszkał z kilkudziesięcioma podobnymi sobie zawadiakami, co wymusiło na nim dość oryginalny sposób zachowań. Dodajmy, że powodowany jednym celem – walką o przetrwanie w stadzie. Beagel to pies naprawdę wyjątkowy! TEKST I ZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA WWW.CHARYZMAT.PL


fory


I

• biała – nastawiona na kontakt z człowiekiem, uwielbia wręcz jego towarzystwo, zabawy i każdą formę ruchu, • czarna – odpowiada za wszystko, co złe, za pogryzione buty i wykopane doły na podwórku, za zjadane psie kupy i wszystko, co tylko nie jest kamieniem i da się przełknąć, • brązowa (wręcz czerwona) – to barwa przekory i kombinatorstwa. Ktoś napisał, że beagle mają coś z kotów i jest w tym sporo prawdy. Są niezwykle inteligentne i potrafią wykorzystywać tę swoją zaletę do niecnych celów. Taki oto mamy obraz psa, który przypadł nam w udziale.

leż to wylanych łez, ileż nerwów ludzi, którzy nie rozumiejąc zachowania beagla, wyrywają sobie włosy z głowy, aby nauczyć go choć podstawowych komend. A beagel chodzi swoimi drogami, jakby nieczuły na groźby i prośby swoich chlebodawców. Pytanie, co różni tego czworonoga od pozostałych psiaków, z jakimi dane było nam się spotkać w naszej życiowej przygodzie? Co go wyróżnia i powoduje, że ludzie kupują przedstawicieli tej rasy? Psy jak… koty Moim zdaniem ludzie dokonują zakupu psa – nie mówię tu o myśliwych, choć i tutaj często tak bywa – sugerując się jego wyglądem i opiniami członków rodziny. Bardzo często żona lub dzieci wywierają taką presję, że taki a nie inny czworonóg trafia do naszego domu. No i mamy psiaka średniej wielkości, bardzo silnej i zwartej budowy, o mocnej kufie i zwisających uszach, często w moim ulubionym trikolorze, czyli czarno-brązowo-białej maści. Idąc dalej z opisem eksterieru, można te same kryteria przyjąć do opisu charakteru. Oczywiście z lekkim przymrużeniem oka. Trzy kolory ubarwienia powodują, że w tym silnym, ,,napakowanym” wręcz zwierzaku, buzują trzy siły:

Niezbyt popularny w Polsce Warto się zastanowić nad predyspozycjami łowieckimi beagla. Pies ten był hodowany do pracy w dużych sforach jako pies gończy od końca XIV wieku, wykorzystywany głównie do polowań na zające i lisy. Jego zadaniem było głosić po ciepłym tropie umykającej zwierzyny, a niespieszne tempo gonu powodowało, że zając nie umykał w panice z ogromną prędkością, lecz wybierał sobie znane przesmyki i weksle. A tam zwykle czyhał myśliwy. Bardzo charakterystyczny sposób głoszenia beagla – takie „houuuuuu, houuuuuuu,

114


115


Dlaczego jest właśnie taki? W zasadzie powinienem zakończyć w tym momencie opis beagla, lecz nie byłbym sobą, gdybym nie pokusił się o głębszą analizę zagadnienia i wytłumaczenia sobie oraz Czytelnikom, dlaczego ten trójkolorowy pies sprawia wielu ludziom tak wiele kłopotów. Pierwszy problem to jego zachowania wynikające z wpojonych przez pokolenia przyzwyczajeń. Proszę sobie wyobrazić kilkadziesiąt, a niejednokrotnie kilkaset psów zamkniętych w jednym pomieszczeniu. Bez boksów i krat. Wszystkie razem. Psy walczą ze sobą i rywalizują. Zjadają wszystko, co tylko im wpadnie w kufę, aby być pierwszym przed sforą pobratymców. Grupa tworzy liderów

houuuuuuu” – bardziej było wyciem niż szczekaniem. Ma to swój urok, choć w naszej części Europy bardziej jesteśmy przyzwyczajeni do basowego gonu kopovów lub gończych niż do angielskiego półwycia, półszczekania. Do tego typu polowań potrzebujemy kilku czynników. Właściwych psów, specyficznego terenu, lekko pagórkowatego, porośniętego niezbyt gęstymi krzewami i oczywiście zwierzyny drobnej. Te wszystkie czynniki, a w zasadzie ich brak, spowodowały, że pies ten nie zyskał popularności w naszym kraju wśród konserwatywnych myśliwych, a pojedyncze czworonogi, które zachwycają swoją pracą, są tylko wyjątkami potwierdzającymi regułę.

116


– wiedzą to wszyscy, którzy pracowali w zespole. Tworzy także negatywnych liderów, czyli cwaniaków i nygusów, którzy nie chcą się narobić, a zyskać jak najwięcej. Ale zdecydowana większość w sforze to psy przeciętne, które potrzebują przewodnika i tylko za nim potrafią podążać.

surowego mięsa. Wszystkie stoją kilka metrów dalej i są kontrolowane przez człowieka z długim biczem, który ukróca zapędy co bardziej śmiałych i odważnych psów. W ten sposób psy uczą się prostych zachowań, które skutkują później brakiem agresji i szacunkiem dla człowieka i innych czworonożnych towarzyszy. A jak poluje taka sfora? Zacznijmy od tego, że w każdej sforze, bez względu na liczbę psów, jest tylko znikomy procent psów dominujących, nadających rytm całemu zespołowi. Co to oznacza? Że sfora składająca się z setki psów, pozbawiona kilku liderów, jest bezradną grupą czworonogów, która nie wie, co ze sobą zrobić. Biegają we wszystkich kierunkach, kilkadziesiąt się gubi,

Nie zwalać wszystkiego na beagle! Omówiliśmy już jak mieszkały psy w tak licznej grupie. A jak były karmione? Czy każdy miał swoją miskę i karmę do woli? Nic bardziej błędnego. Wystarczy poszperać w sieci i popatrzeć na filmy z polowań PAR FORCE z ogromną ilością psów. Psy wbiegają na wycementowany wybieg, gdzie wysypane jest kilkaset kilogramów

117


niewiele szczeka, a jeśli już, to na nie wiadomo na co. Teraz odpowiedzmy sobie na pytanie, czy do Polski trafiły psy, które były doskonałe, były watażkami w wielkich sforach? Jak sobie przypomnę, jaką opinię mieli Polacy w Europie Zachodniej kilkanaście lat temu, to szczerze wątpię. Wniosek – mamy kiepski ładunek genetyczny w beaglach, które są w Polsce. Kolejna kwestia to hodowcy sprzedający beagle. Szczerze powiem, że nie zarejestrowałem żadnej hodowli, która miałaby osiągnięcia w konkursach tropowców czy dzikarzy, więc wniosek jest bardzo prosty. Wszystkie psy były sprzedawane jako psy ładne, a nie użytkowe. Bez łowieckich doświadczeń przekazywanych genetycznie. Kolejny kamień młyński uwiązany na szyi rasy pod kątem łowieckim. Tyle można wydedukować, patrząc na pochodzenie i sposób zachowań beagla. A w praktyce jak to wygląda?

tropem. Mieszanka tych dwóch cech powoduje, że śmiało możemy z beaglem polować na dziki. Wymaga to jednak treningu w zagrodzie dziczej i przystosowania tego psiaka do tego rodzaju zapasów. Łatwość głoszenia wszystkiego, co nieznane, odwaga i upór predysponują go do polowań zbiorowych. Beagle są psami bardzo silnymi i wytrzymałymi. Pamiętajmy, że pies na średniej zbiorówce przebiega średnio około 30 km dziennie. Te psy po odpowiednim treningu spokojnie potrafią to wytrzymać. Ważna jest odpowiednia dieta i trening. Człowiek jak… drugi pies Podsumowując nasze rozważania, musimy sobie powiedzieć, że beagle to psy zupełnie normalne. Tylko my już mamy tak zmieniony pogląd na psy w ogóle, że traktujemy je inaczej. Tymczasem wystarczy, abyśmy postępowali zgodnie z zasadami sfory psów. Pamiętajmy, że pies traktuje nas nie jak człowieka, ale jak drugiego psa, a beagel będzie cudownym psem, który doskonale uzupełni naszą rodzinę i będzie pomocny w polowaniu. Polubią go dzieci i żona, a i my docenimy jego „houuuuu, houuuuuu”, kiedy znajdzie nam strzelonego dzika.

Silny i wytrzymały Beagel jest psiakiem niezwykle towarzyskim, wesołym i inteligentnym. Wszystkie te cechy ukształtowała wielka sfora. Jest psem nieagresywnym i niezbyt hałaśliwym. Z punktu widzenia przewodnika psa myśliwskiego warto skupić się na inteligencji i pasji do podążania za ciepłym

118


119


Polowania Rosja 2017 Wiosenne polowanie n OchockaPolowania owca śnieżna (1na sierpnia do 10 Republiki września) terenie Białoruskiej (7-12 Maj, 15-20 Maj Cena 15500 €, w cenę wliczono: Cena całkowita 8750 € Zapraszamy serdecznie do skorzystania z oferty naszego • organizacja polowania (w cenie jedno trofeum): 11500 € • organizacja polowan biura polowań.4000 € • wynajem helikoptera: • cena trofeum: 2950 • każdeOferujemy: kolejne trofeum: 5500 € • kolejne trofeum: 385 Jakucka owca śnieżnaNA (1 sierpnia POLOWANIA WILKI do 10 września) Jesienne polowanie n Cena 15500 €, w10.01.2018 cenę wliczono: Termin – 28.02. 2018 i amurskiego jelenia w • organizacja polowania Ceny od 1350 €(w cenie jedno trofeum): 11500 € cena 12 050 • wynajem helikoptera:grypy 6000 €co najmniej 5 myśliwych w cenie Całkowita W przypadku pakietu • organizacja polowan • każde4kolejne trofeum: 5500 € organizujemy polowanie z fladrami. dniowego polowania • trofeum niedźwiedz Owca śnieżna jakucka + ochocka (1 sierpnia do 10 września) • trofeum wapiti: 330 Cena 22POLOWANIA 950 €, w cenę NA wliczono: ŁOSIE • organizacja (w cenie -dwa trofea): 12 950 € Terminpolowania od 01.09.2018 20.09.2018 Polowanie na łos • wynajem helikoptera: 10 000 € Ceny od 2000 € Cena polowania 870 € • każde kolejne trofeum: 5500 € • 4 dni polowania (w Wiosenne polowanie naNA niedźwiedzie Morze Ochockie POLOWANIA GŁUSZCE Ibrunatne, CIETRZEWIE • 4 noclegi w bazie m (25 majTermin – 15 czerwiec) 05.04.2018 – 25.04.2018 • 4 dni pełnego wyży • organizacja polowania: Ceny od 1050 € 5000 € • 4 dni organizacji po • pierwsze trofeum: 2500 € (cena zawiera obsłu • wynajem łodzi: 2600NA € ZAJĄCE BIELAKI I SZARAKI POLOWANIE • pozwolenie na wywó • każdeTermin kolejne 01.12.2017 trofeum: 3250– €31.01.2018 Szkolenia, kursy oraz pokazy wabieniagrupy zwierzyny łownej (drapieżniki, zwierzyna płowa i pta Cena zależna od wielkości myśliwych. w zakresie sprzedaży polowań dla myśliwych zagranicznych i krajowych. KURSY WABIENIA ZWIERZYNY DLA GRUP MYŚLIWYCH Organizujemy kursy wabienia zwierzyny dla kół łowieckich, Zarządów Okręgowych PZŁ oraz grup myśliwych. Przykładowy plan takiego kursu wysyłamy zainteresowanym po zapytaniu.

120


na niedźwiedzia amurskiego j) €, w cenę wliczono: nia: 5800 € 0€ 50 € na niedźwiedzia amurskiego wapiti (20 - 27 wrzesień) 0 €, w cenę wliczono: nia: 5800 € zia: 2950 €, kolejne trofeum 3750 € 00 €, kolejne trofeum 2850 €

tel. 693 712 734

sie byki Białoruś 2017 €, w cenę wliczono: tym transport w łowisku) myśliwskiej wienia (3 razy dziennie) olowania ugę myśliwego wabiarza) óz broni na teren Białorusi

hunting.travel.pro@gmail.com www.hunting-travel.pl

aki). Współpraca z Kołami Łowieckimi

121


W myśliwskiej k

JAK PRZYRZĄDZIĆ WĄT Wątróbka – pyszna sprawa, ale ile domów, tyle sposobów, jak ją przyrządzić. A poza tym bardzo łatwo ją zepsuć. Dziś podzielę się z Wami moimi sprawdzonymi sposobami, jak sobie poradzić z wątróbką TEKST I ZDJĘCIA: ALICJA FRUZIŃSKA

M

y myśliwi mamy łatwy dostęp do tego rarytasu w miarę czystego i wolnego od zanieczyszczeń środowiskowych. Tu nadmienię, że wątroba to narząd, który zbiera i przetwarza wszelkie toksyny, jakie trafią wraz z pokarmem do organizmu. Czyli w zależności od bazy żerowej i ilości zawartych w niej różnych pestycydów, nawozów itd. ostateczny smak i konsystencja wątróbki mogą być zdecydowanie różne. Sama kilkakrotnie miałam wątróbkę od warchlaka, która była włóknista i, dla odmiany, z dorodnego przelat-

ka była smaczna. Wątróbka, czy to z dzika czy z płowej, wymaga dokładnej obróbki. Tu nie muszę dodawać, że płowa nie ma woreczka żółciowego – więc go nie szukajmy. Wątróbka z dzika Dzicza wątróbka wymaga najmniej zachodu. Tak jak wieprzową, wystarczy ją opłukać, wykroić wewnętrzne wiązadła i żyły, pokroić w plastry, kilkakrotnie wymoczyć w zimnej wodzie, aż farba dobrze zejdzie, odcedzić i do smażenia. Po usmażeniu nie zapominajmy odsączyć na ręcznikach


kuchni

ĄTRÓBKĘ?


papierowych z nadmiaru tłuszczu. Ja obrabiam ją klasycznie, czyli w mące i na rozgrzany olej, lub na ostro, czyli mąkę mieszam ze sproszkowanym chilli i ziołami do „cięższej dziczyzny” np. szczyptą cząbru. Uwaga! Solimy zaraz po zdjęciu z patelni. Nigdy w trakcie, bo twardnieje. Zawsze dobrym dodatkiem jest cebulka. Zeszklona, lekko podpieczona, ze szczyptą słodkiej papryki dla nadania koloru większego zrumienienia. A dlaczego? Dlatego, że lekko podpieczona nie traci słodyczy i soczystości, a taka cebulka podkreśla smak wątróbki, która i tak zawsze, jak to wątroba, sama w sobie zawiera delikatną nutkę goryczy. A co z płową? Tu już obróbka jest trochę bardziej pracochłonna…

przy wątróbce dziczej – oliwa, mąka, patelnia. Tu nie ma co zbytnio ubogacać mąki, bo ta wątróbka ma już sama w sobie fantastyczny bukiet smakowy. Solimy i pieprzymy jak zawsze na koniec. Co do cebulki, to można przygotować ją tak samo jak we wcześniejszym opisie lub z fantazją połączyć z grillowanymi warzywami. Świetnie smakuje wątróbka np. z cukinią plastrowaną z grilla z cebulką i świeżym tymiankiem. Dowolność warzyw i niesłodkich przetworów w przypadku wątróbki z płowej – dozwolona. Ale i tak, nawet gdybyśmy nie wiadomo jakie dodatki stosowali lub nawet bez dodatków serwowali ową wątróbkę dziczą lub płową – jak nie wypracujemy odpowiedniej metody smażenia to albo ją spalimy, albo przesuszymy lub nie dosmażymy. Najprościej krótko zrumienić z dwóch stron nie za grube plastry (ok. 0,5 – – 0,7 cm). Tak, aby po przekrojeniu środek nie pozostał surowy, ale jeszcze różowy. Wtedy mamy pewność, że będzie z zewnątrz chrupiąca z soczystym wnętrzem. Metodą prób i błędów na pierwszym plastrze każdy sam sobie wypracuje czas smażenia. Morał na zakończenie – to co najłatwiejsze, najszybciej można... zepsuć. Smacznego!

Wątróbka z płowej Wątróbka od zwierzyny płowej ma inną konsystencję związaną ze sposobem odżywiania. Jest bardziej zwięzła, ciemniejsza, bardziej gładka. Mam na to następujący sposób. Ściągam błony, kroję w plastry i jak zawsze kilkakrotnie przepłuczę zimną wodą. Następnie zalewam mlekiem pół na pół z wodą i pozostawiam na około godzinkę. Odsączę na sitku, przesmaruję oliwą i sokiem z cytryny. Na noc odstawiam do lodówki. Następnego dnia to już procedura jak

124


125


Niezwykły „dom


mek myśliwski”

Warto pochwalić się historią, doświadczeniem oraz prężną działalnością swojego koła łowieckiego. Dziś macie okazję przeczytać o otwartym niedawno Ośrodku Edukacji Ekologicznej w Kwiedzinie koło Kętrzyna związanym z KŁ „Kaczor” TEKST I ZDJĘCIA: JERZY LENGAUER


K

oło Łowieckie „Kaczor” działa w środku Mazur, miejscu często wspominanym i przedstawianym w sztuce malarskiej, rzeźbiarskiej i literaturze. Wszyscy interesujący się tą krainą pamiętają, jak pięknie pisze o niej Ernst Wiechert, urodzony pod Mrągowem, we wznowionej niedawno po polsku autobiograficznej powieści „Moje życie, moje czasy”, albo jak poetycko przedstawia Mazury Kurt Obitz, pochodzący spod Węgorzewa. Stąd bardzo blisko do innego spojrzenia na tradycję, o czym świadczy np. fakt użycia tytułowego określenia „domek myśliwski”. Konotacje wschodniopruskie, pewna łowiecka subtelność, jakaś szlachetność w stosunku do lasu z jego mieszkańcami, kultura myśliwska, godność zachowania, estetyka mundurów galowych i sygnał myśliwskiego rogu... Ale do rzeczy…

nak przygotowań do niej, które wiązały się z szykowaniem dokumentacji, o czym żartobliwie październikowej soboty wspominał prezes Janusz Bieniek jako „gimnastykowanie się z papierami”. Inwestycja została zrealizowana w ramach programu „Zielona Klasa” i jest pierwszą oddaną do użytku w kraju. Jej koszt nie mógł być w całości poniesiony przez Koło Łowieckie „Kaczor”. Pożyczek, których 30 % może zostać umorzone, udzielił Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Olsztynie po weryfikacji przedsięwzięcia wkwietniutegoroku.Dużaczęść kwoty budowy, wyposażenia i wszelkich organizacji poniosło Koło, trzymając się, wydającego się bardzo trudnym na początku, planu. Uroczysta inauguracja Tuż po 14.00 w sobotę 7 października przewodnicząca Komisji Tradycji Łowieckich MORŁ – Dorota Michalak dała sygnał trąbką myśliwską. Podniesiony i wprowadzony został sztandar Koła. Sygnalistka jeszcze parokrotnie zagrała, zielone mundury kilkakrotnie prostowały się dumnie, błyszczały nie tylko brązowe galowe trzewiki, ale i kościane guziki w kamizelkach i marynarkach. Prezes Janusz Bieniek witał ze wzruszeniem zaproszonych gości:

Wyjątkowa inicjatywa Tuż przy Kętrzynie upatrzyło sobie miejsce swoiste centrum edukacyjno-ekologiczne Koło Łowieckie „Kaczor”, dotychczas tułające się po prywatnych mieszkaniach. 7 października 2017 roku uroczyście otwarto Ośrodek Edukacji Ekologicznej. Budowa, czy może raczej rozbudowa, trwała jedynie pół roku! Nie oddaje to jed-

128


129


Adama Krzyśkowa – prezesa Zarządu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, Tadeusza Ratyńskiego – pierwszego zastępcę prezesa WFOŚiGW, Dariusza Cichego – członka Mazurskiej Okręgowej Rady Łowieckiej, Dorotę Michalak, Dariusza Zalewskiego – przewodniczącego Zarządu Okręgowego PZŁ w Olsztynie (łowczego okręgowego), Zbigniewa Korejwę – członka Zarządu Okręgowego PZŁ w Olsztynie (redaktora naczelnego „Myśliwca Warmińsko-Mazurskiego”), Stanisława Szumkowskiego – łowczego rejonowego, Adama Zajka – prezesa Koła Łowieckiego „Wiewiórka” w Korszach, Janusza Kwaśniewskiego – prezesa Koła Łowieckiego „Szarak” w Kętrzynie, Iwonę Spodyniuk – dyrektor Szkoły Podstawowej w Windzie, Wiesława Mierzejewskiego – właściciela firmy Inter-Widex w Mrągowie, sąsiadów z Kwiedziny – państwa Łabanowskich i Ciunowiczów, Bogusławę i Emila Jungów – właścicieli gospodarstwa agroturystycznego Masuren Jägerhof w Wilczynach, oraz członków Koła z osobami towarzyszącymi. W trakcie uroczystości do odznaczenia brązowymi Medalami Zasługi Łowieckiej podchodzili Witold Babecki, Łukasz Bieniek i Leszek Żygadło.

130


131


Honorują Janusz Bieniek jako prezes Mazurskiej Okręgowej Rady Łowieckiej i Dariusz Zalewski. Kolejny sygnał. Do zielonej, a jakże, wstęgi umocowanej pomiędzy dwoma brzozowymi pniakami, podchodzili Adam Krzyśków, Dariusz Zalewski i Janusz Bieniek. Słychać było trzask aparatów fotograficznych, w końcu drzwi zostały otwarte! Janusz Bieniek oprowadził gości po budzącym podziw obiekcie, pokazując zaplecze gospodarcze i rozprawiając o ekologicznym ogrzewaniu, planach skierowanych do uczniów i rolników, spotkaniach oraz tablicach edukacyjnych mających powstać przed budynkiem. Opowiedział także

o planach związanych z poddaszem, gdzie będą gromadzone pamiątki związane z Kołem Łowieckim „Kaczor”. Kapelusze z głów! Panowie myśliwi z innych kół, z innych regionów Polski – kapelusze z piórkiem z głów! Ścisła współpraca KŁ „Kaczor” ze szkołą w Windzie i innymi szkołami podstawowymi wzrusza, imponuje i przełamuje niekorzystny czasami obraz polskiego łowiectwa. Oczywiście wymagało to wiele uporu, przemyśleń oraz wyborów innych, nieraz krętych ścieżek, ale 7 października 2017 r. doprowadziły one do Ośrodka Edukacji Ekologicznej w Kwiedzinie. Gratulujemy!

132


133




ZWIERZETA BIAŁOWIEZY Baron Juliusz Karol Holte von den Brincken w latach 1818–1833 był naczelnym nadleśnym lasów rządowych Królestwa Polskiego. Po zwiedzeniu Puszczy Białowieskiej z rozkazu rządu sporządził jej pierwszą monografię. Dziś drukujemy rozdział jego dzieła, wydanego przez Atra World pt. "Rozprawa dotycząca lasu cesarskiego w Białowieży"



S

pośród dziko żyjących ssaków przemierzających las białowieski pierwsze miejsce zajmuje żubr. To niezwykłe zwierzę, jakiego próżno by szukać gdziekolwiek w Europie, zdaje się mieszkać w nim z wyboru, mając tu ochronę przed człowiekiem. Historia naturalna żubra, jego tryb życia na wolności znane są ledwie w zarysie; dokładniejsze informacje o tym zwierzęciu zamieścimy w innym rozdziale, tutaj ograniczymy się do stwierdzenia, że w lesie białowieskim żyje ich od 700 do 800. Jeleniowate reprezentowane są przez dwa gatunki: łosia (Cervus alces) i sarnę (C. capreolus). Łoś, ów zwierz szczególny, o którym jeszcze poczynimy kilka uwag, żyje w lesie zgodnie ze swym zwyczajem tylko w zimie, w lecie natomiast go opuszcza i przechodzi na porośnięte trawą bagniska. Ongiś łosie były w lesie białowieskim bardzo pospolite; dzisiaj trudno jest ustalić ich dokładną liczbę, a to z powodu letnich migracji tych zwierząt. Sarna pędzi pomyślny żywot zarówno na Litwie, jak i w Polsce, dając sobie radę podczas najsurowszych zim; nie ma jej jednak aż tak wiele, jak można by wnosić z rozległości białowieskiego lasu. Pewna przyczyna, która z powodu swojej osobliwości zasługuje na poznanie, przez długi czas wpływała

na liczebność tego zwierzęcia. Kiedyś mianowicie panował pośród mieszkańców Litwy i Polski dziwny przesąd, który przypisywał wielkie znaczenie skórom sarn w stadium płodowym i przesąd ten na pewno doprowadziłby do wyniszczenia całej populacji, gdyby w końcu nie zwyciężył rozum. Dzik (Sus scrofa aper), znajdując w tym lesie obfity żer pod postacią bukwi i żołędzi, nigdy go nie opuszcza; w zimie tworzy watahy liczące od 50 do 60 sztuk. Bóbr (Castor fiber) zasługuje na szczególną uwagę. Częściej można go spotkać na Litwie niż na innych obszarach Polski; najchętniej zamieszkuje dobrze zalesione brzegi rzek i rzeczułek. W lesie białowieskim bobry żyją przy rzekach Białej, Leśnej, Hwoźnej i Narewce. Rodziny te, choć nie są liczne, są jednak dość pospolite. Bóbr litewski odpowiada całkowicie opisom zawartym w kilku znanych rozprawach przyrodniczych, lecz brakuje mu tej szczególnej pomysłowości, jaką charakteryzują się bobry w innych częściach świata. W miejsce ogrodzeń, tam i domków tutaj widzi się na brzegu tylko sterty chrustu, ułożone bez ładu i składu, nazywane przez miejscowych budami, służące zazwyczaj temu zwierzęciu za schronienie. Chociaż brak jakichkolwiek śladów takich


budowli w Niemczech, dalecy jednak jesteśmy od podawania w wątpliwość informacji, które znajdujemy w interesujących relacjach podróżników; wolelibyśmy raczej wierzyć, że przedsiębiorczość tego zwierzęcia, która wymaga, by nie było ono niepokojone, musiała ucierpieć wskutek gwałtownych zmian zachodzących w państwach europejskich i działalności człowieka, zbyt dużej nawet w tym lesie, skądinąd tak spokojnym. Z tej to przyczyny bóbr zarzucił swą aktywność przemyślnego budowniczego, a będąc często obiektem łowów, ograniczył się do budowania prostych, lecz bezpiecznych schronień. Kilku autorów utrzymuje, że bóbr na Litwie tworzył skomplikowane konstrukcje; przywołamy tutaj świadectwo Rzączyńskiego1. Litewski strój bobrowy jest bardzo poszukiwany jako środek leczniczy. Mieszkańcy używają bobrzego mięsa jako potrawy postnej; mięso to nie jest niesmaczne. Bóbr łatwo się oswaja. Gilibert2 chował jedno zwierzę przez miesiąc, ale później mu ono uciekło; mieliśmy okazję widzieć bobra u pewnego wieśniaka mieszkającego na brzegu Bugu i był on Hist. nat. Reg. Pol. pag. 215. Domicilium arte mira fabricat sibi (Castor) prope aquas illudque in varies condignationes dividit. 2 Indigatores naturae in Lithuania, Vilnae 1781. (Observatio de Castore). 1

oswojony niczym zwierzę domowe. W lesie białowieskim żyją dwa gatunki zajęcy: szarak (L. timidus) i bielak (L. variabilis). Ten ostatni jest bardzo liczny na całej Litwie. Bielak charakteryzuje się białym kolorem w ciągu zimy, uszami krótszymi niż szarak i stale białym omykiem. Pallas3 uważa, że jest to gatunek szczególny. Wiewiórka (Sciurus vulgaris) występuje tu w dwóch odmianach: jedna jest zupełnie biała, druga latem jest koloru złocistego, który zimą ulega zmianie na szary. Sporadycznie występuje również polatucha (S. volucella) – małe zwierzątko zamieszkujące w wielkiej liczbie brzozowe lasy Syberii. W ogóle nie widuje się jej w ciągu dnia, lecz opuszcza kryjówkę wieczorem w celu poszukiwania pożywienia i przelatuje z drzewa na drzewo za pomocą cienkiego, elastycznego fałdu skórnego, w który natura ją wyposażyła. Niedźwiedź, którego żadną miarą nie powinno zaliczać się do zwierząt drapieżnych i mięsożernych, zdaje się tu przedkładać spokój ponad łupieżcze wypady; w lesie białowieskim są trzy gatunki niedźwiedzi: niedźwiedź brunatny (Ursus arctos), rosomak (U. gulo) i jego krewniak borsuk (U. meles). Niedźwiedź brunatny, dość pospolity w tym lesie, reprezentowany 3

Dissertatio de Lepore variabili.


jest przez trzy odmiany: wielkiego niedźwiedzia koloru niemal czarnego, trochę mniejszego koloru brunatnego i małego – srebrzystego. Pierwszy żywi się przeważnie roślinami i miodem; drugi zasadza się i zabija zwierzęta chore; trzeci postępuje tak samo, jest jednakże rzadszy niż dwa pierwsze i bardzo poszukiwany ze względu na skórę. Niedźwiedź lubi przebywać w lasach możliwie najgęstszych; kryjówkę urządza sobie w starych pniach drzew bądź pod stosem chrustu; z lasu wychodzi rzadko. Nie ma ani jednego przykładu, by na interesującym nas obszarze niedźwiedź zaatakował człowieka; miejscowi nawet nie uważają, by niebezpiecznym było go drażnić. Leśnicy chwytają młode niedźwiedzie, oswajają je i trzymają na podwórzach. Oswojone niedźwiedzie są bardzo zabawne, gdy są młode, lecz z wiekiem stają się niebezpieczne. Kilku pisarzy średniowiecznych4 wspomina o niedźwiedziach z Litwy jako osiągających ogromną wielkość, Gesner zaś5 utrzymuje, że istnieją okazy białe. Rosomak, ten jedyny prawdziwy łupieżca z rodzaju niedźwiedzi, staje się z każdym dniem coraz rzadszy

w lasach litewskich; nie ma stałych kryjówek, a spustoszeń dokonuje mimochodem, podczas swoich przechodów. Zatrudnieni tam leśnicy twierdzą, że widywali to zwierzę w lesie białowieskim podczas polowań na niedźwiedzie i wilki. Według świadectwa Rzączyńskiego panowie litewscy ongiś trzymali na podwórzach rosomaki i zabawiali się, eksponując ich żarłoczność. Borsuk, którego pokrewieństwo z niedźwiedziem jest odległe, w lesie tym występuje licznie, znajdując w nim obfity żer i spokojną ostoję. Dwa drapieżniki z rodziny psów są pospolite w lesie białowieskim, a mianowicie wilk (Canis lupus) i lis (C. vulpes). Wilk, owa plaga krajów cywilizowanych, a nade wszystko północnych rejonów Europy, przemierza las białowieski latem w wielkiej liczbie; zimą podchodzi pod wsie, gdzie dokonuje niesłychanych spustoszeń. Wilk litewski osiąga długość 5–6 stóp, podczas gdy na południu Europy zwierzę to osiąga 4 stopy długości i jest o wiele słabsze i nie tak zuchwałe. Jest to największy wróg zwierzyny; zabija cielęta jelenia, sarny, a nawet łosie; zimą, gdy doskwiera mu głód, watahami atakuje łosie i stare żubry, gdy przebywają w pojedynkę; w takich razach

Venetus de Reb. Moschov; I. 3. Vadianus in Com. Pomp. Mel. et autres. 5 Hist. Quadrup. pag. 942. 4

140


zawsze odnoszą zwycięstwo. Oswaja się niekiedy wilka na Litwie i wtedy krzyżuje się go z psem; powstałe wskutek tego mieszańce bardzo nadają się do polowania. Lis jest pospolity w tych lasach tak jak wszędzie i niczym szczególnym się nie wyróżnia. Rodzinę kotów reprezentują dwa gatunki: ryś (Felix lynx) i żbik (F. captus sylvestris). Ryś występuje licznie w wielu lasach na Litwie i w Polsce, gdzie kryje się w wydrążeniach starych pni; istnieją jego dwie odmiany różniące się wielkością i kolorem sierści. Odmiana większa, w znacznie mniejszym stopniu nakrapiana, po polsku nazywa się „ostrowidz”, podczas gdy odmiana mniejsza, wyraźnie nakrapiana, nosi nazwę „ryś”. Niektórzy przyrodnicy (bez wystarczających ku temu dowodów) uważają te odmiany za odrębne gatunki6. Młode rysie, które przeważnie zamieszkują pobrzeża lasów, zapuszczają się w nie głębiej dopiero na początku zimy, gdyż wtedy dopiero są wystarczająco silne i zwinne, by móc zdobywać pożywienie. Ryś litewski jest większy, zwinniejszy i bardziej krwiożerczy niż ryś żyjący w Czechach i miałby jeszcze gorszy wpływ na populację zwierzyny niż wilk, gdy6

by w czasie polowań łączył się w stada, czego jednak nigdy nie robi. Rzączyński7 miał widzieć na Litwie rysie oswojone; rzecz to niezwykła, której nie potrafimy wesprzeć żadnym innym przykładem. Żbik jest obecnie dość rzadki w tym lesie; często osiąga znaczną wielkość, poluje zaś na zające i ptaki. Łasica (Mustela), na której zakończymy listę ssaków drapieżnych, jest rodzajem rodzimym, w tych lasach reprezentowanym przez kilka gatunków, są to mianowicie: wydra pospolita (M. lutra), wydra bagienna (M. lutreola), kuna leśna (M. martres), tchórz (M. putorius), gronostaj (M. erminea), łaska pospolita (M. vulgaris) i łaska sarmacka (M. sarmatica); ta ostatnia jest na Litwie dosyć rzadka, występuje natomiast licznie na Ukrainie i na Wołyniu – obszarach, które zapewne uważa za swą prawdziwą ojczyznę. Biorąc pod uwagę wielką ilość zwierząt drapieżnych zamieszkujących ten las, można przyjść do przekonania, że istnieje wielka dysproporcja między nimi a roślinożercami, na które one polują: sprawa jednak przedstawia się inaczej. Każdy roślinożerca bowiem w owym lesie jest szybszy, śmielszy i przezorniejszy niż gdzie indziej – już z bardzo daleka potrafi zauważyć

Paula Schrak Fauna boica I. pag. 51.

7

141

Hist. nat. Reg. Pol. pag. 222.


i zwietrzyć wroga, i ujść mu dzięki cechom, w które wyposażyła go natura. Dzik pokłada zaufanie w swym zabójczym orężu; jeleń i sarna salwują się ucieczką, bronią łosia są nogi, zaś żubra – potężny kark. Takim to sposobem utrzymywana jest równowaga między gatunkami w tym rozległym lesie, w rezultacie czego żaden gatunek nie potrafi zniszczyć innego. Zanim skończymy omawiać ssaki, wspomnimy jeszcze o kilku ich gatunkach ongiś żyjących w tym lesie, a które wyginęły – już to za sprawą człowieka, już to na skutek zmian klimatycznych. Do zwierząt tych należy jeleń szlachetny (Cervus elaphus). Gatunek ten, który preferuje klimat raczej łagodny, jeszcze nie tak dawno zamieszkiwał las białowieski; w połowie minionego wieku widywano tam chmary liczące 50–60 osobników i jest pewna górzysta okolica w tym lesie, która nazywa się Jelenia Góra; miejscowi często znajdują dość dobrze zachowane poroża jelenia, zaś rybacy wyławiają takowe o ogromnych rozmiarach z rzeki Bug. Według miejscowych przekazów jedna ostra zima sprzed 40–50 lat wywarła bardzo zgubny skutek, i to bardziej na jelenie niż na sarny. Nastałej wiosny widziano z trudem ciągnące jelenie, którym udało się ową zimę przeżyć,

lecz zaraz stały się łatwym łupem wilków i rysi. Można jeszcze pokusić się o przypuszczenie, że niegdysiejsze zbyt częste polowania również przyczyniły się do ich wyginięcia, jako że zwierzę to, już nieobecne w lasach Litwy, z tego właśnie powodu bardzo ucierpiało na liczebności w lasach Polski. Jesteśmy jednakowoż przekonani, że bardzo łatwo byłoby reintrodukować to zwierzę, tyleż piękne, co pożyteczne. Nie dysponujemy żadnymi wiarygodnymi danymi co do obecności daniela (Cervus dama) na tym obszarze; Münster8, autor z XVI w., wspomina o danielu jako gatunku rodzimym na tym obszarze; Rzączyński donosi, że zwierzę to dobrze się ma w Polsce, ale Czacki9, któremu zawdzięczamy wykaz wszystkich dziko żyjących zwierząt na Litwie, wymienia jelenia i sarnę, o danielu nie wspominając w ogóle. W Rosji daniel na wolności nie żyje, można go obecnie spotkać tylko w górach Mołdawii. Nie minął jeszcze wiek, gdy tarpan (Equus sylvestris) zamieszkiwał ten las; jeszcze 40 lat temu widywano go, jakkolwiek rzadko, w północnej części Litwy. Kilku autoCosmogr: univers: pag. 909. Desertae Sylvae (in Lithuania) sunt magnae arque in eis magnae et inultae ferae: Cervi, Damae, Dorcae etc. 9 O Litewskich i Polskich Prawach, w Wilnie, 1801. 8

142


rów średniowiecznych10 wspomina o istnieniu tarpanów na Litwie, w Polsce, a nawet w Prusach. Czacki11 przekazał nam wiadomość o prawie litewskim, które przewidywało karę dla tego, kto by nielegalnie takiego konia zabił. Niejaki Miciński12, koniuszy króla Zygmunta Augusta, opowiada o czynionych w tym czasie próbach oswojenia tarpana. Schwytano młodego osobnika i umieszczono go w królewskiej stadninie; parzył się ze zwykłymi końmi i krzyżówki zachowywały niektóre pierwotne cechy do drugiego pokolenia. Gratien de Burgo13 widział tarpany w parku księcia Alberta Pruskiego; opisuje je jako niewielkie, płochliwe, niekształtne i nienadające się pod siodło. Zwierzę to nie dawało się wykorzystać do pracy i pozyskiwano je wyłącznie dla mięsa, które przez mieszkańców tamtych obszarów było dość cenione. Opis ten zgadza się z przekazami Tacyta14 i Cezara15 o dzikim koniu w Germanii. Są jednakże inni autorzy, na przykład Stella16,

którzy mówią o tym koniu jako o pięknym i zwinnym. W Niemczech przekazy o nim sięgają VIII wieku, kiedy to Bonifacy zabraniał nawróconym poganom spożywania jego mięsa. Na Litwie wyginięcie tego zwierzęcia zostało spowodowane przez ludzi, którzy chwytali tam młode osobniki, a ze starych uczynili przedmiot polowań. Ostatnie ze schwytanych zostały wypuszczone w wielkim parku hrabiego Zamoyskiego, blisko miasta Zamościa, gdzie trzymano je razem ze zwierzyną, ale ponieważ nie było z nich żadnego użytku, powychwytywano je, a było to przed mniej więcej 20 laty, i porozdawano chłopom. Niektórzy twierdzą, że można jeszcze i dziś zauważyć ślady tej rasy między chłopskimi końmi. Niestety nie posiadamy w tej materii dokładnego opisu17. Ślady istnienia renifera (Cervus tarandus) na Litwie giną już w starożytności. Najwięcej wiadomości o tym zwierzęciu, jakkolwiek niepewnych, pozostawił nam Czacki. Pisze on, że pod rządami w Polsce króla Aleksandra (1501–1506) polowano w lasach Semgalle, czyli w najbardziej na północ wysuniętej części Litwy, na zwierzęta znane pod nazwą betsy, a jako

Herberstein Com: rer: Moscov; Miechov Sarmat; europ; Stella Antiq. Borus: etc. 11 Loc. cit. 12 O Swierzopach i Ograch, 1570. 13 Vita Commendoni Card. cap: XIII. pag. 183. 14 De mor: German: c. 6. 15 De bello gallico, L. 7. c. 8. 16 Antiq: Borus. 10

Powiada się, że wszystkie były koloru szarego, z czarnym pasmem wzdłuż grzbietu. 17

143


że Buffon18 powiada, że w Laponii renifera nazywa się betsoi, Czacki uważa, że chodzi o to samo zwierzę. Przypuszczenie to nosi cechy prawdopodobieństwa, jakkolwiek język lapoński nie jest pokrewny litewskiemu. O wiele mniej prawdopodobne co do trafności jest z kolei twierdzenie Buffona19, że ranglier, sławny jeleń Gastona Phebusa20, autora z XIV wieku, którego lokuje on w lasach Pirenejów, był w rzeczywistości reniferem. Pewnym jest, że jeżeli renifer żył w zachodniej Francji na początku XV stulecia, to na Litwie musiał być pospolity, więc znalazłby miejsce w przekazach historycznych tego kraju. W opisach przyrodniczych Niemiec trudno doszukać się renifera. Skłaniamy się ku przypuszczeniu, że ranglier Phebusa był po prostu dużą odmianą daniela hiszpańskiego. Trudy, jakie sobie zadawano przy końcu ubiegłego wieku, by introdukować renifera na Pomorzu, o czym wiemy dzięki korespondencji dotyczącej tego zagadnienia między Mellinem a Buffonem21, przywodzą do przekonania, że klimat na tej szerokości nie odpowiada temu zwierzęciu, toteż wycofa-

ło się ono dawno temu w regiony północne i pozwalamy sobie wątpić, czy nowe próby czynione ostatnio w Anglii22 przyniosą pomyślniejsze rezultaty. Obecność sobola (Mustela zibellina) na Litwie na początku XVI wieku jest jeszcze bardziej zaskakująca. O sobolach na Litwie mówi nie tylko Rzączyński, ale również Czacki wspomina o dawnym prawie odnoszącym się do tego gatunku. Według tego autora w czasach panowania Zygmunta I (zmarłego w roku 1548) schwytano w Polsce, w pobliżu Knyszyny, sobola zupełnie białego, odmianę niesłychanie rzadką nawet na Syberii. Dzisiaj nic nie wskazuje na obecność tutaj tego zwierzęcia. Przejdźmy teraz do najbardziej charakterystycznych ptaków żyjących w tym lesie. Rodzaj kuraków (Tetrao) występuje bardzo licznie i jest reprezentowany przez kilka gatunków. Głuszec (T. urogallus) to szlachetny ptak, który znajduje upodobanie w lasach rozległych i spokojnych, jest zatem w lesie białowieskim bardzo pospolity. Cietrzew ( T. tetrix) również występuje w tym lesie w obfitości. Skrzekot ( Tetrao rakkelhahn Temmink lub T. medius Meyer), który po raz pierwszy został zaobserwowany

Hist: nat: redig: par Sonnini XXX. 93. 19 Loc. cit. 20 The Tim uits de la chasse. Paris 1515. 21 Loc. cit. 18

22

144

The Times, 1822. Jun. 21.


w Szwecji i który, zgodnie z tym, co podaje pewien niemiecki periodyk leśniczy, został ostatnio upolowany w Niemczech, nie jest to jakiś osobny gatunek, lecz mieszaniec głuszycy i koguta cietrzewia. Ptak ten jest pospolity w Polsce i na Litwie. Spotyka się go tylko między cietrzewiami. Nazwa, którą mu nadali polscy myśliwi, odzwierciedla brzmienie jego głosu. Jarząbek (T. bonasia) jest bardzo pospolity w lesie białowieskim; spotkać go można niemal na każdym kroku. Pardwa (T. lagopus) występuje tu rzadko, jest natomiast bardzo liczna na Wołyniu. Kilka gatunków gołębi występuje jako gatunki rodzime w tym lesie. Na mokradłach i bagnach łatwo spotkać czaplę (Ardea cinerea), bekasa (Scolopax maj. et min.)

tudzież inne pospolite ptaki. Spośród krukowatych (Coraces) wyróżnić można kruka (Corvus caryocatactes) oraz kraskę (Coracias garrula), ową papugę północy. Jeśli chodzi o ptaki ścierwojady, występują tu: sęp płowy (Vultur cinereus), zamieszkujący Karpaty, ale zapuszczający się na równiny sarmackie; dwa gatunki orłów (Falco): orzeł przedni (F. hrysaetos) i orzeł bielik (F. ossifraga); spotkać tu można również liczne gatunki sów (Strix), spośród których puchacz (S. bubo), gdzie indziej rzadki, tutaj występuje dość licznie. Kończąc niniejsze uwagi, powiemy jeszcze, że spośród zwierząt ziemnowodnych w lesie tym, na bagnach i w rzekach żyje żółw, bardzo pospolity na Litwie, na temat którego Gilibert opublikował swoje badania.

145



RYKOWISKO

KARPACKICH JELENI Kiedy lato przechodzi w jesień, w lasach całej Polski odbywa się szczególne misterium przyrody – rykowisko jeleni. Wyjątkowo atrakcyjne dla obserwatorów jest rykowisko w Bieszczadach, w Beskidzie Niskim, oraz w Górach Sanocko-Turczańskich, ponieważ występują tu jelenie karpackie, potężniejsze od swoich pobratymców żyjących na nizinach TEKST I ZDJĘCIA: VIOLETTA NOWAK


B

ieszczadzkie rykowisko można zobaczyć w kilku różnych sceneriach: na połoninach, w lesie oraz dolinach. Gdy panuje dobra wyżowa pogoda, a dni są bezwietrzne, kiedy dodatkowo są zimne poranki, wówczas zwiększa się intensywność rykowiska. Z kolei gdy jest wiatr, deszcz i ciepło, to przebieg rykowiska jest cichy, spokojny, osłabiony. Wówczas rykowisko może odbywać się w zupełnej ciszy, a byki odzywają się sporadycznie. Bieszczadzkie rykowisko ma znane od wielu lat magiczne miejsca, gdzie odbywa się ten wyjątkowy coroczny spektakl.

24 godziny, bez przerw. Najsilniejsze byki odbywające rykowisko wysoko na połoninach bieszczadzkich są w okolicy doskonale słyszalne, ich tęskny, mocny, basowy ryk odbija się echem. Głosy te niosą się aż do dolin, cichnąc w szerokim, kamiennym korycie rzeki San. W tym czasie w płytkim nurcie Sanu brodzą leśni mieszkańcy lasów bieszczadzkich od brzegu do brzegu; spore watahy wilków, stada żubrów, czasem niedźwiedź, watahy dzików, chmary łań i pojedyncze byki. Polowanie w czasie rykowiska na terenie bieszczadzkich lasów to największa atrakcja myśliwska. Pracownicy nadleśnictw i jednocześnie członkowie KŁ są wówczas niedostępni dla marudnego turysty, który ma czas i nie śpieszy się. Przyjeżdżający z najdalszych okolic kraju i zagranicy myśliwi, którzy są bywalcami od dziesiątków lat w tych stronach, potrzebują podprowadzających, porady doświadczonych myśliwych z KŁ Lutowisk, Stuposian, Cisnej i innych. Smukłe, wysokie ambony myśliwskie najczęściej stoją przy stokówkach, wchodzi się do nich po bezpiecznych osikowych drabinach. Te wysoko umieszczone pomieszczenia są ocieplone, z miejscem siedzącym dla dwóch osób – myśliwego i podprowadzającego. Wyglądają w lesie

Kierunek: Bieszczady Pierwsze miejsce, które jelenie wybierają na swe rykowisko, leży w dolinach, na terenach opuszczonych wsi, gdzie znajdują się rozległe łąki, otoczone lasami. Łąki są wykoszone, wychodzą tam łanie, a do nich dołączają byki. Drugie miejsca wybierane przez byki to zalesione szczyty, są tam małe kameralne polanki śródleśne. Trzecie miejsce rykowiska jeleni to wysoko położone połoniny Bieszczadzkiego Parku Narodowego, gdzie ryczą najpotężniejsze byki, które prowadzą małą chmarę łań. Są to jedna, dwie, góra trzy łanie, rykowisko tam jest wyjątkowo intensywne, trwa przez

148


149


jak zabłąkane latawce podwieszone pod wielkie drzewa. Widok z dwóch okienek ambony rozposciera się wokół korony ogromnych świerków i innych wiekowych drzew na małą kameralną polankę. Obserwowałam z tych ambon przez lornetkę widoki aż na Ukrainę. Byłam zaskoczona, że wiele z tych ambon stoi pustych, pomimo że są ciepłe, bezpieczne, solidne i nadzwyczaj wygodne, jednak myśliwi do obserwacji rykowiska od dawna z nich nie korzystają. Ci, z którymi rozmawiałam, wolą „ze stopy polować”, tzn. z podchodu. Wprost z samochodu terenowego, ze stokówek wchodzą do lasu, przechodzą do kilku kilometrów w trudnym terenie leśnym. Tu nie ma już turystów, foto-

grafów, ekologów, przyrodników czy drwali, nie dojedzie auto terenowe, ale panuje wyjątkowy spokój, cisza. W tym bezludnym terenie jest szansa na obserwację bieszczadzkiego rykowiska. Jeden z zaprzyjaźnionych pracowników Lasów Państwowych zauważył, że byki karpackie w trakcie rykowiska mają obniżoną czujność, dzięki temu można dość łatwo je obserwować. Myśliwi dobrze wiedzą, iż polować wolno wyłącznie na osobniki z anomaliami rozwojowymi poroża oraz na byki, które mają ponad 10 lat. Nie dopuszcza się odstrzału byków o prawidłowej budowie poroża, traktując je jako byki przyszłościowe, biorące udział w reprodukcji gatunku.

150


Uwaga na niedźwiedzie! Gdy planujemy dłuższy pobyt w Bieszczadach i chcemy bezpiecznie ten czas wykorzystać, dobrze mieć znajomego, by wspólnie z nim prowadzić obserwacje rykowiska. Można nie wiedzieć, jak wiele niebezpieczeństw czyha na fotografa czy obserwatora w lesie bieszczadzkim. W pobliżu miejsc rykowiskowych, blisko młodników, w ciągu dnia śpią zmęczone niedźwiedzie. Po wyczerpujących nocnych dalekich wędrówkach w poszukiwaniu żeru najczęściej wybierają właśnie takie miejsca do snu. Sama byłam tego świadkiem, gdy wydeptaną zwierzęcą ścieżką wracałam po długiej nocnej obserwacji rykowiska w noc bezksięży-

cową, wyposażona w noktowizor. Wracając o świcie, idąc skrajem lasu, będąc jakieś pół kilometra od mojego pensjonatu, z wielkich krzaków tarniny zmieszanych z głogiem rosnących niedaleko nagle wybiegł ogromny zaspany niedźwiedź i będąc 10 m ode mnie, gwałtownie odwrócił się. Następnie pognał w przeciwną stronę i znikł tak błyskawicznie, jak się pojawił. Nie zdążyłam nawet przestraszyć się wielkiego zwierza, a nawet miałam wyrzuty sumienia, że niechcący, bezwiednie, spłoszyłam go. Nigdy więcej nie odważyłam się tam wchodzić. W Bieszczadach jelenie mają stałe rykowiska nie tylko na łąkach, ale też w opuszczonych wsiach. Niestety, w sadach owocowych ze starymi drzewami

151


łatwo natknąć się też na bieszczadzkiego niedźwiedzia. Są one stałymi ich bywalcami. To niedźwiedzia stołówka ze smakołykami: dzikie jabłonie, śliwki, gruszki. Gdy zdarzy się, że spotkamy jelenia karpackiego, nie ma niebezpieczeństwa. Jeleń gdy zobaczy człowieka, zawsze stara się wycofać. Unika obecności ludzkiej tak bardzo, że trudna jest jego obserwacja...

w przeszkody, pień drzewa, grubsze gałęzie, dając intensywne uderzenia, naśladujemy zachowanie i ryczenie byka. Byk się tym zainteresuje, będzie podchodził do nas bliżej, obserwował, nasłuchiwał, wietrzył i oczekiwał na wejście odważnego, walecznego rywala. Obserwacje stają się tym ciekawsze, im bardziej zachowania byka są dla nas czytelne. Jego zachowanie wiele mówi, poza, jaką przyjmuje czy donośne nawoływania. Wszystko po to, by zrobić wrażenie na rywalu, wydać mu się większym i potężniejszym. Bykom pomaga w tym specjalna „charakteryzacja”: to najczęściej wyrwane z korzeniami krzaki paproci lub inne rośliny zaczepione wokół koron poroża. One wyolbrzymiają sylwetkę, czyniąc ją groźną, szaloną. Te wszystkie gesty, pozy, to jest gra, pokazanie wielkiej siły byka i zademonstrowanie, jak wielką ma psychiczną, niezłomną wolę przed walką. Przeciwnik, widząc taki spektakl, często truchleje, zanim nastąpi walka i ucieka. W czasie rykowiska byki poszukują rujnych łań, a one, żyjące w chmarach, wabią do siebie byka. Ten pilnuje, by żadna z łań nie odłączyła się od chmary i aby żaden chłyst nie zbliżył się do nich, a jeszcze bardziej, by nie uprowadził łani z haremu. Liczebność chmary zależy od tego,

Co zrobić, by… widzieć? Aby zobaczyć chmarę jeleni, należy spełnić kilka warunków. Po pierwsze: istotny jest odpowiedni strój maskujący aby stać się niewidocznym, należy wtopić się w otoczenie terenu i nie odróżniać się od otoczenia. Drugi warunek: ubiór musi być „cichy”, idealnie bezszelestny. Trzecia sprawa: ważna jest znajomość kierunku wiatru, do jelenia zawsze podchodzimy pod wiatr. Gdy spełnimy te trzy podstawowe warunki, wówczas możemy przystąpić do obserwacji. Zachowując spokój, możemy obserwować jelenie, a nawet próbować wyciągnąć jelenia z gęstwiny. Możemy postępować w dwojaki sposób – albo skradamy się, podchodzimy bardzo cicho i jeleń nie ma pojęcia o naszej obecności, albo przy pomocy długiego kija uderzamy

152


153


jak duże są siły witalne byka. Byk kryje kilka razy każdą z łań. Po okresie rykowiska byki stają się bardziej skryte i ostrożne. Chmara rozpada się, łanie z cielętami i młodymi bykami tworzą jedną, a druga to starsze byki.

niezwykle czujne są łanie, swymi łyżkami wychwycą najdrobniejszy szmer, najmniejszy obcy, nienaturalny dźwięk. To one pierwsze sygnalizują intruza. Gdy łania nas obserwuje, należy stać nieruchomo przez cały czas jej obserwacji. Jeden z kolegów fotografów opowiadał, że można wejść na miejsce rykowiska, będąc niezauważonym przez byka, poruszając się ścieżkami po śladach łań. Gdy skończy się rykowisko, łanie pozostają w swej chmarze, a byk oddala się do ostoi, gdzie musi wypocząć, zregenerować siły i odzyskać wagę.

Zachować ostrożność Oglądanie walki byków jest fascynującym obrazem, towarzyszą temu niepowtarzalne wrażenia. Gdy dochodzi do walki pomiędzy bykami, słychać szczęk, głuche uderzenie wieńców o siebie. To daje potężny odgłos, który niesie się daleko w lesie. Walka potężnych sił może różnie się skończyć. Czasami jest zażarta, a czasami nie trwa długo, silniejszy przeciwnik szybko wygrywa, a pokonany ratuje się błyskawiczną ucieczką. Zwycięzca obwieszcza głośno swoje triumfalne zwycięstwo, chmara łań jest pod jego panowaniem! Byki w czasie walki są tak zajęte sobą, że ciche podejście fotografa nie zostanie przez nie zauważone. Gdy zbliżymy się zbyt blisko, to one wówczas nie widzą człowieka, tylko rywala, który chce odebrać jego harem łań. Broniąc w swym rozjuszeniu, zdarza się, że jeleń w czasie rykowiska rusza błyskawicznie na fotografa, który chce zrobić zdjęcie. Dlatego należy być ostrożnym. W czasie rykowiska

Tak pięknie tylko w Bieszczadach Rykowisko w Bieszczadach kończy się w połowie października. W tym czasie oprócz rykowiska karpackich jeleni drugą tutejszą atrakcją jest piękna jesień, kiedy lasy złocą się i czerwienią, czerwono-karminowe połoniny otulone w senne tumany mgieł nie pozwalają oderwać od nich wzroku. To drugie zjawisko natury też ma swoich obserwatorów. Wielu przyjeżdża w Bieszczady wyłącznie porą jesienną, planując swój pobyt na 3–4 tygodnie. A wyjeżdżają z mocnym postanowieniem, że muszą przyjechać ponownie, by przeżyć wyjątkowe chwile w Bieszczadach.

154


155


Następne wydanie Gazety Łowieckiej w grudniu. Darz Bór!

Fot. iStock


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.