30 4/2018
MYŚLIWSKA GORĄCZKA DOMINIKA SOCHA IV KONGRES KULTURY ŁOWIECKIEJ ŁAJKA JAKUCKA LEKTURY OBOWIĄZKOWE
Drodzy Czytelnicy! Wszystko, co dobre, szybko się kończy… Mam oczywiście na myśli wakacje, czas urlopów i odpoczynku od całorocznej bieganiny. Jednak koniec lata wcale nie oznacza spadku aktywności łowieckiej braci, a wręcz przeciwnie. Jak w tym wszystkim znaleźć czas i na knieję, i na nieraz żmudną robotę w kołach, i na życie prywatne? Przecież zaczyna się kolejny rok szkolny i niejeden/niejedna z nas „ma na stanie” ucznia/uczennicę? Sposobów na zorganizowanie się, czy też jak mówią młodzi – ogarnięcie się – jest pewnie tyle, ile igieł w sosnowym lesie, ale przeglądając artykuły przygotowane do bieżącego wydania naszej gazety, uderzyło mnie jedno – tam gdzie jest pasja, tam są sukcesy! I dotyczy to zarówno bohaterki naszego wywiadu – Dominiki Sochy, która w strzelectwie ma już mnóstwo tytułów i osiągnięć, a opowiada o tym ze szczerą skromnością i pokorą – jak i tych wszystkich myśliwych, którzy mimo wakacji poświęcali czas, aby na licznych imprezach, konferencjach, kongresach i piknikach pokazać, kim naprawdę jest MYŚLIWY. Nie ten z facebookowych wpisów pseudoekologicznych „dziennikarek”, tylko mężczyzna/kobieta z krwi i kości,
darzący szacunkiem przyrodę i tradycję, harujący jak wół, mimo że pół Polski traktuje ją/jego jak zakamuflowanego przestępcę. O tym, że w naszym środowisku jest wiele do zrobienia, wiadomo nie od dziś, jednak nie jest tak, że te zmiany to, nawiązując do kinowego hitu „Mission: Impossible”. Nie ma niemożliwych misji, kiedy pasję połączy się z zaangażowaniem, doświadczeniem i zdrowym rozsądkiem. Tak jak proponuje to nasz felietonista Gamrat, którego, sadząc po licznych opiniach, zdążyliście już polubić po jego pierwszym felietonie w „GŁ”. Mimo że z założenia autorom felietonów pozwala się gderać, narzekać, krytykować, ile wlezie, to nasz Gamrat postanowił rzucić kilka pomysłów na uzdrowienie tego, co w łowieckich strukturach i regułach uzdrowienia wymaga. Oczywiście, nie musicie się z nim zgadzać, ale żeby stwierdzić, czy on ma rację, czy nie, najpierw musicie przeczytać felieton. Do czego Was serdecznie zachęcam… Darz Bór! Maciej Pieniążek Redaktor Naczelny
Fot. iStock
4/2018
Dominika Socha:
Strzelectwo uczy pokory
Niesamowite umiejętności strzeleckie Dominiki Sochy sprawiają, że w środowisku strzelców i myśliwych nie trzeba jej przedstawiać. A tym bardziej wyliczać wszystkich jej osiągnięć, bo jest ich po prostu mnóstwo… ROZMAWIA: DOMINIKA PIENIĄŻEK ZDJĘCIA: BOGUSŁAW BAUER
J
ako pierwsza kobieta w Polsce zdobyłaś odznaczenie Złoty Wawrzyn Strzelecki, niedawno triumfowałaś (23–24 czerwca 2018 r.) podczas V Mistrzostw PZŁ Dian w strzelaniach myśliwskich, pokonując ponad 90 Koleżanek. Poza tym Puchar Bałtyku w Manowie i rewelacyjny start w V Zawodach o Puchar Delta Optical we Włocławku. Nie masz już dosyć tych sukcesów? Sukcesów nigdy dość, natomiast myślę, że nie chodzi o te 1. miejsca na pudle. Ważniejsze, by moje wyniki szły w górę niezależnie od miejsca zajmowanego podium oraz by móc spotkać się ze wspaniałymi ludźmi. Obecnie próbuję dążyć do ustabilizowania wyników. Oczywiście, są dni, w których wiem, że nie jestem w pełni gotowa do startów w zawodach. To momenty, kiedy nie czuję się dobrze, jestem zmęczona, pogoda jest zmienna lub po prostu to nie mój dzień, ale uważam, że w takich warunkach trzeba strzelać i poznawać swój organizm. Od zawsze powtarzam, że strzelectwo, jak każdy sport, uczy pokory, bo może wydaje ci się, że jeśli zrobisz wynik 463/500, to nic nie trzeba już robić, a takie wyniki same będą przychodzić… Wtedy jesteś sprowadzona do parteru,
10
11
czego efektem był właśnie wspomniany przez ciebie udział w V zawodach o Puchar Delty Optical we Włocławku i mój wynik 371/500.
istotne, ale równie ważne okazały się wskazówki co do mojej postawy podczas strzelania i techniki, które przekazał mi Hubert Olejnik.
Oprócz pokory przemawia przez Ciebie skromność. Przecież zdobyłaś Złoty Wawrzyn i mistrzostwo Polski… Strzelenie Złotego Wawrzynu w ubiegłym roku było dla mnie wielkim sukcesem. Pamiętam emocje, które towarzyszyły mi podczas Pucharu Opolszczyzny, na którym udało mi się strzelić trzeci wynik do uzyskania tego odznaczenia. Nieocenione wtedy okazało się wsparcie najbliższych osób, strzelców z okręgu konińskiego i Andrzeja Szeremeta, z którym tak naprawdę zaczęłam strzelecką przygodę. Z kolei z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że do wygrania Mistrzostw PZŁ Dian w strzelaniach myśliwskich musiałam „dorosnąć” pod względem opanowania emocji towarzyszących mi w momencie strzelania. To bardzo ważne, by umieć w pełni skoncentrować się na każdej z konkurencji i na każdym ze stanowisk. Tym bardziej że wiesz, iż nie wszyscy podchodzą do rywalizacji w zdrowy sposób. Oczywiście, nie tylko przygotowanie mentalne było
Na łowieckich forach każda Twoja wygrana nie pozostaje bez echa. W komentarzach Koledzy i Koleżanki są z Ciebie bardzo dumni. A jakie Tobie towarzyszą uczucia, kiedy po raz kolejny stajesz na najwyższym stopniu podium? Czuję ogromną satysfakcję, że osoby, które mnie otaczają, naprawdę szczerze cieszą się z moich wygranych lub… po prostu tylko w takich osób otoczeniu przebywam. (śmiech) Rywalizacja jest istotna, ale strzelectwo jest dla mnie indywidualnym sportem. Tylko od ciebie zależy, jaki wynik uzyskasz, od tego ile serca i treningów wkładasz w strzelectwo. Jeśli ono nie sprawia ci przyjemności, to radzę odpuścić – na siłę nic nie da się zrobić. Strzelectwo musi cieszyć, a rywalizacja musi być zdrowa. Każda pasja zaczyna się od impulsu. Co było takim impulsem dla Ciebie? Kto zaszczepił w Tobie strzeleckiego bakcyla? Niewątpliwie w stronę strzelectwa poszłam z powodów czysto łowieckich. Zdając egzaminy i wstępując
14
15
do Polskiego Związku Łowieckiego w 2014 roku, chciałam strzelać na strzelnicy po to, by czuć się pewnie z bronią, by udział w polowaniach, a także strzały oddane do zwierzyny były przemyślane i przede wszystkim etyczne. Co prawda, plany w międzyczasie odrobinę się zmieniły i poszłam na żywioł, wyrażając chęć uczestnictwa w I Ogólnopolskim Pucharze Dian, który odbywał się na strzelnicy w Krzywiniu, ale nie żałuję tej decyzji. Myślę, że to właśnie Puchar Dian stał się pewnym impulsem, który zaszczepił we mnie, jak to ujęłaś „strzeleckiego bakcyla”. Pamiętam dokładnie, jak na konkurencji krąg myśliwski, na dłoni miałam rozpiskę, jaka rzutka z której „budy” wylatuje. Zaskakująco świetny wynik 266/500 z dwoma treningami wcześniej, atmosfera zawodów i nowo poznane osoby sprawiły, że od tamtego momentu prawie co tydzień byłam na zawodach.
Która konkurencja strzelecka jest dla Ciebie najtrudniejsza, a którą lubisz najbardziej? Do wszystkich trzeba podchodzić na tym samym poziomie zaangażowania i skupienia. Od zawsze lubiłam strzelać konkurencje kulowe. Jestem dość spokojna o wyniki na kuli, choć jak zawsze powtarzam, zbyt pewnym być nie można. Konkurencje śrutowe natomiast wymagają ostrzelania się. A tak w ogóle to wszystkie są wymagające i w zasadzie nie mam ulubionej i tej mniej lubianej. Za to bardzo nie lubię strzelać, kiedy jest zimno.
Która z pasji była pierwsza w Twoim życiu: strzelectwo czy łowiectwo? Zdecydowanie łowiectwo. W moim życiu pojawiło się za sprawą taty, który od kilkunastu lat również należy do Polskiego Związku Łowieckiego.
Co mistrzyni Polski poradziłaby Dianom, które dopiero stawiają pierwsze strzeleckie kroki? Przede wszystkim, aby stawiały je przy osobach, które „mają pojęcie” o strzelectwie, po to, by nie nauczyły się złych nawyków. Ja miałam i mam nadal to szczęście, że od samego po-
Na strzelnicach coraz częściej strzelamy parcour, a nie tradycyjnego trapa i skeeta. Co sądzisz o tej formie strzelectwa? Patrząc z pozycji widza, wygląda to naprawdę interesująco. Nie miałam okazji jeszcze strzelać na tego typu zawodach, co nie oznacza, że nie będę próbować takiej formy strzelectwa.
18
19
20
21
czątku otaczały mnie osoby, które dobrze poprowadziły mnie przez świat strzelectwa, zarówno pod względem przygotowania typowo strzeleckiego, jak i mentalnego. Wśród tych osób muszę wymienić Adama Grobelnego, Andrzeja Szeremeta, konińskich strzelców: Łukasza Pulcera, Rajmunda Cieślaka, Konrada Maciaszka i Tomka Nenemana, a także wszystkich, których miałam możliwość poznać już podczas zawodów i dalszego kształcenia swoich umiejętności: Jerzego Górnika, Huberta Olejnika i wielu innych wspaniałych strzelców, którym serdecznie dziękuję za pomoc i wsparcie. Na pewno istotną kwestią jest również dobór odpowiedniej broni, a także wsparcie, jakie może dać i powinien dawać Zarząd Okręgowy. Początki są zawsze trudne, dla mnie również były, ale samozaparcie i praca pozwoliły na osiągnięcie dobrych wyników. Ważne, by strzelectwo, tak jak wspomniałam wcześniej, sprawiało przyjemność i było przyjemnością, a nie obowiązkiem.
od strzelnicy, to wymyślam i tworzę. Nic bardziej nie satysfakcjonuje, jak torba, przypinka, czy brelok zrobiony własnoręcznie. Uczę się wtedy cierpliwości i wytrwałości w dążeniu do wymarzonego celu, którym jest „mieć coś wyjątkowego, coś, czego nikt inny mieć nie będzie”. Jakie najbliższe wyzwania przed Tobą? Jeszcze w tym sezonie chciałabym ponownie sięgnąć po „Złoty Wawrzyn”, bo wiem, że na ten z diamentem muszę jeszcze sporo popracować, choć on również jest na liście moich dążeń.
Podobno oprócz myślistwa i strzelectwa całkiem nieźle odnajdujesz się, tworząc myśliwską biżuterię... To prawda. Jak tylko przychodzą dni, kiedy czuję, że muszę złapać oddech
22
UBRANIE MYŚLIWSKIE IDEALNE OD JESIENI DO WIOSNY
• wodoodporna kurtka i spodnie • nieszeleszczący materiał • duża ilość funkcjonalnych kieszeni • profilowane kolana w spodniach
Cena kompletu:
698 zł
Sklep internetowy www.DoLasu.pl Salon Myśliwski DoLasu czynny: poniedziałek-piątek 9:00-17:00 tel: 22 42 82 888, 22 24 55 444 email: dolasu@dolasu.pl
23
Darz Bรณr Extreme
e Weekend 2018
Dobrze ponad miesiąc temu zakończył się nasz niesamowity Extreme Weekend, a my już zaczęliśmy pracę nad kolejną edycją! Ale zanim o tym, czas na małe podsumowanie… TEKST: PRZEMYSŁAW MALEC ZDJĘCIA: EXTREME WEEKEND, GAZETA ŁOWIECKA
O
trzymaliśmy 128 strzeleckich zgłoszeń – finalnie turniej ukończyło 84 szczęśliwców, ale przez te 3 dni na poligonie strzelało ponad 180 osób. Byli to obserwatorzy, osoby towarzyszące, a nawet nastolatkowie, którzy próbowali swoich sił pod okiem rodziców i instruktorów. W sumie na Strzelnicy Jaworze było nas około 220–230, ale w sobotę, gdy przyjechali amerykańscy żołnierze i dodatkowi goście oglądający nasze zawody, ta liczba zbliżyła się do 400 osób! A jesteście ciekawi, ile razy strzelano na poligonie? Ale się strzelało… Mieliśmy taką konkurencję, jak Parcours, którego uczestnicy wystrzelali ponad 11 tys. sztuk amunicji do ponad 5 tys. rzutków! A wszystko to dzięki firmom Normark, Nasta Poland i Sauer. W czasie turnieju każdy startujący musiał zaliczyć 13 punktowanych stanowisk. Staraliśmy się policzyć, ile amunicji kulowej wystrzelono podczas tych zawodów. Wyszło nam, że jakieś 13 tys. w jeden dzień! Podczas treningu każdy mógł strzelić dowolną ilość razy, więc nie jesteśmy w stanie dokładnie oszacować całkowitej liczby amunicji, jaka została zużyta, ale z pewnością to także kilka tysięcy sztuk.
26
27
32
Na każdym ze stanowisk czekały na uczestników niespodzianki, których nie można spotkać na żadnej strzelnicy ani zawodach. Można było strzelać do poperów oddalonych o 800 m, było także strzelanie z kuli do odchodzącego rzutka, strzelania do różnych tarcz i z różnych pozycji na odległości od 50 do ponad 300 metrów. Uczestnicy strzelali także do… jajka i wiszącego banana. Kulinarne statystyki Strzelanie strzelaniem, ale bardzo ciekawie wygląda statystyka z kuchni, za którą odpowiadał Jakub Wolski ze swoim „szwadronem śmierci” (w końcu zabijali głód), czyli Jolą, Hubertem i Pawłem. Przez 3 dni uczestnicy zjedli 1200 jaj, 280 wildburgerów, prawie 250 szaszłyków, 150 bochenków chleba, 200 bułek, 40 kg pomidorów, 40 kg kiszonych ogórków, 20 kostek masła, 70 kg wędlin z dzika, jelenia, sarny, 260 sztuk białej kiełbasy, 500 sztuk kabanosów, 240 porcji żurku, 340 porcji zupy gulaszowej, 3 pieczone dziki, 120 słoików pasztetów, 10 kg smalczyku z jabłkiem z dzika! Gdy podsumowaliśmy, ile w sumie mięsa dzikich zwierząt zużyliśmy do gotowania, to wyszło, że było to 13 dzików, 5 saren i jeden jeleń. Wiemy, że wszystkim smakowało!
33
Za te doskonałe wędliny i całe dzikie mięso dziękujemy naszemu sponsorowi i partnerowi – firmie Provincja z Sulęcina! A że było gorąco, trzeba było duuużo pić. Więc opróżniliście ponad 1300 butelek z napojami Veroni Mineral, lemoniadą, energetykami, wodą mineralną, Polo Cocktą, które dostarczyła nam firma Zbyszko Company.
bienia, można było też kupić ubrania antykleszczowe i inne rzeczy dzięki firmie Sas-Pro Hunter. Był pokaz wyposażenia armii amerykańskiej oraz rajdowe popisy kierowców ze stajni Rafała Martona! No i oczywiście mnóstwo miłych spotkań w doborowym towarzystwie, podczas których wymieniano się doświadczeniami, uwagami i swoją wiedzą z innymi uczestnikami. Bardzo dziękujemy, że przyjechaliście na naszą imprezę tak licznie! To daje nam kopa i zwiększa chęci do pracy nad kolejną edycją!
W doborowym towarzystwie Podczas naszego Extreme Weekendu były także do dyspozycji samochody terenowe, interesujące pokazy wa-
38
Dziękujemy i… zapraszamy! Na koniec chcielibyśmy podziękować wszystkim partnerom i sponsorom za wspieranie naszych pomysłów: Ford Rad Motors, Swarovski Optik, Normark Polska, RWS, Sauer, Eley, Fair, Nasta, 4hunting.pl, Steeler, Sas-Pro Hunter, Kolba.pl, Zbyszko Company, PROVINCJA, Lazer, Time2Hunt, Warn, Kahles, MK Szuster, Łuszczek – bez was nie byłoby tej imprezy! A nad całością czuwali organizatorzy: Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Drawsku Pomorskim, Strzelecki Klub Sportowy – Poligon Drawski,
Fundacja Las i Woda oraz redakcja programu łowieckiego „Darz Bór”! Do zobaczenia za rok!
39
40
41
Zakręceni na pu
unkcie gończych
Stowarzyszenie Miłośników Gończego Polskiego powstało we wrześniu 2012 r. Wtedy to grupka ludzi zakręconych na punkcie gończych polskich spotkała się na pierwszych wspólnych warsztatach w Jarach koło Obornik Śląskich… TEKST I ZDJĘCIA: MARIUSZ ZALEJSKI
C
Warsztaty w kraju i za granicą Od samego początku istnienia naszej organizacji do dziś organizujemy warsztaty dla naszych psów w różnych miejscach kraju, a nawet poza jego granicami. W swym dorobku mamy kilkadziesiąt warsztatów stopnia lokalnego i regionalnego. Staramy się podczas nich doskonalić wiedzę teoretyczną i praktyczną. Raz w roku organizujemy cykliczny zlot, który w tym roku odbył się w Suchodole
hoć spotkanie z września 2012 r. dało formalny początek naszemu stowarzyszeniu, należy wspomnieć, że najwięksi miłośnicy wśród nas prowadzili pracę organiczną nad stowarzyszeniem ludzi o podobnych zdaniach o rasie gończy polski już w latach wcześniejszych. Nie sposób tu pominąć wkładu takich osób jak Edward Hałdysz „Góral”, Marek Kałka „Rezon”, Dorota Bonk „Trufla” i Sylwester Rokaszewicz „Drop”.
44
koło Warszawy na terenie strzelnicy PZŁ. Był to nasz VII zlot. Tym razem został przygotowany i przeprowadzony olbrzymim wysiłkiem kolegów Roberta Naziębłego, Mariusza Majewskiego i Marka Rybickiego, którzy z wielkim wyczuciem potrafili połączyć szeroką, interesującą nas problematykę.
oraz jej naturalnych cech charakteru, predysponujących do pracy w łowisku. Nasze działania kierujemy przede wszystkim do myśliwych i osób powiązanych z szeroko pojętym łowiectwem, którym zależy na użytkowym wykorzystaniu rasy. Ostatnio duży nacisk kładziemy na promocję rasy w Polsce jak i za granicą, traktując ją jako żywy skarb i jednocześnie żywe dziedzictwo naszej przebogatej tradycji łowieckiej. W ubiegłym roku staraniem wielu środowisk, ze Związkiem
Skarby tradycji łowieckiej Zawsze głównym założeniem Stowarzyszenia było rozpowszechnianie wiedzy na temat rasy gończy polski
45
Kynologicznym w Polsce na czele, udało się doprowadzić do ostatecznego uznania rasy gończy polski przez Międzynarodową Federację Kynologiczną FCI. Nasze stowarzyszenie było miejscem działania dla blisko 100 członków i ponad 300 psów. Z myśliwymi ramię w ramię Ostatnie lata to coraz lepsza współpraca z kołami łowieckimi PZŁ, dla których zapewniamy psy wraz z podkładaczami do pracy w miocie podczas polowań zbiorowych i do dochodzenia postrzałków. Co roku znacząco wzrasta wartość podniesionych przez nasze psy postrzałków. W ubiegłym sezonie przekroczyła 20 tysięcy złotych. Coraz częściej myśliwi zaczynają doceniać pracę naszych psów w łowisku. Jeden dobry przewodnik znający teren oraz dwóch podkładaczy z psami potrafi znakomicie zastąpić wieloosobową nagankę. Wartością dodaną polowań z naszym udziałem jest piękne granie psów w miocie, które przypomina o dawnych staropolskich polowaniach, o jakich czytaliśmy na kartach książek. Pasja i miłość W swoich działaniach nie zapominamy również o eksterierze. Wszyscy
48
49
50
51
nasi członkowie to również członkowie ZKwP. Bierzemy czynny udział w wystawach na całym świecie oraz w licznych pokazach organizowanych przy okazji imprez kynologicznych i myśliwskich. Psy gończe są naszą pasją i wielką miłością. Przy okazji pracy z psami staramy się również doskonalić własne umiejętności i zdobywać coraz większą wiedzę specjalistyczną z zakresu kynologii, behawioryzmu, genetyki psów, łowiectwa i strzelectwa. Interesuje nas tradycja myśliwska, tradycja łowów z udziałem psów, odwieczne współistnienie człowieka i przyrody.
Dlatego też staramy się kultywować pamięć naszych przodków, naszych ojców, którym zawdzięczamy dzisiejszą wolność i niepodległość. Pamiętamy, skąd przyszliśmy i wiemy, dokąd zmierzamy. Zapraszamy wszystkich, którym bliskie są nasze wartości do współpracy. Razem możemy zrobić o wiele więcej. Darz Bór, Czuj Trop, Głoś Gon!
Z przyrodą za pan brat Dla nas przyroda to wszystko, co nas otacza wraz ze swoimi jasnymi i ciemnymi stronami. Łańcuch pokarmowy to zależności pomiędzy poszczególnymi elementami przyrody. Nie pólka w sklepie, telewizor i fabuła rodem z hollywoodzkich produkcji. Na szczęście, nie jesteśmy w tym zupełnie osamotnieni, jak mogłoby się wydawać, spoglądając na medialny przekaz o współczesnym społeczeństwie. Ramię w ramię stajemy w obronie tradycyjnych wartości z myśliwymi, sokolnikami, leśnikami. Wartości kulturowe i pamięć o naszych korzeniach kształtują naszą świadomość.
52
53
54
55
56
57
K
IV Kongres Kultury Łowieckiej – Pułtusk 2018
Zamek w Pułtusku w dniach 15–17 czerwca stał się areną spotkania historyków, znawców kultury i myśliwych: od szeregowych członków kół łowieckich po Łowczych Okręgowych i władze centralne Polskiego Związku Łowieckiego TEKST: ALEKSANDRA SZULC ZDJĘCIA: KRZYSZTOF SZPETKOWSKI, LILA NOWAK
U
roczystego otwarcia kongresu dokonali minister środowiska Henryk Kowalczyk i Łowczy Krajowy Piotr Jenoch. Nie hobby, lecz misja Miło było słyszeć, że minister środowiska uważa, że my myśliwi jesteśmy ważni, potrzebni i niezbędni dla ochrony środowiska. Przed nami długa droga mająca na celu uświadomienie społeczeństwu, jaka jest nasza rola. Nie jestem zwolenniczką nazywania naszej pasji hobby – raczej misją i tak też nazwał ją minister. Miejmy nadzieję, że życie to potwierdzi i będziemy mieli wsparcie w osobie ministra Henryka Kowalczyka. Znaczenie kultury łowieckiej Niezwykle miło było posłuchać Łowczego Krajowego. To nowa jakość w naszym Związku. „Kultura stanowi podstawową i uniwersalną wartość niezwykle istotną w życiu społeczeństw. Dziedzictwo kultury polskiego łowiectwa przyjęte od minionych pokoleń jest ważnym elementem współczesnej społeczności myśliwskiej. Stanowi jej chlubę i niesie poczucie odpowiedzialności za przekazanie tych wartości kolejnym pokoleniom” – to słowa Łowczego Krajowego.
60
61
62
63
64
Trochę historii i… odznaczenia Wykład inauguracyjny wygłosił profesor Dariusz Gwiazdowicz – przewodniczący Komitetu Naukowego IV Kongresu Kultury Łowieckiej. Profesor nawiązał do historii łowiectwa, mówił o myśliwych jako o strażnikach przyrody. O konieczności wykorzystywania kultury i tradycji łowieckiej w celu zmiany wizerunku myśliwego. Najważniejszym zadaniem na dziś, powiedział profesor, jest wpisanie polskiego łowiectwa na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Podczas uroczystego otwarcia minister środowiska wraz z Łowczym Krajowym wręczyli zasłużonym myśliwym odznaczenia państwowe Brązowy Krzyż Zasługi, przyznane przez prezydenta RP Andrzeja Dudę. Referaty i wystawa Drugi i trzeci dzień kongresu to referaty i wystąpienia naukowców z kilku uczelni naszego kraju, myśliwych i członków Klubu Kolekcjonera i Kultury Łowieckiej. Członkowie tego klubu przygotowali także wystawę na zamku w Pułtusku. Nie sposób nie wspomnieć o sygnalistach. Krzysztof Kadlec, Maciej Strawa, Karol Kroskowski, Zespół Sygnalistów Myśliwskich „Echo” działający przy ZO PZL
65
66
67
w Warszawie – to oni zapewnili oprawę muzyczną uroczystości. Zainteresowani szczegółami mogą odtworzyć poszczególne wystąpienia w internecie:
68
69
LEKTURY
OBOWIĄZKOWE! „Amunicja i jej elaboracja. Praktyczny poradnik”. Nowe wydanie Od pierwszego wydania książki prof. dr hab. inż. Jerzego A. Ejsmonta „Amunicja i elaboracja” minęło 9 lat, a 2 lata od jej poprzedniego wydania opisywanego w „Gazecie Łowieckiej”. Najnowszemu wydaniu przybyło ponad 40 stron. Dodajmy, że bardzo interesujących… TEKST: MACIEJ PIENIĄŻEK ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE
J
eśli chcielibyście znaleźć w księgarni polskojęzyczną publikację dotyczącą elaboracji amunicji, dużego wyboru mieć nie będziecie. Dlatego przesyłka od Wydawnictwa Naukowego PWN, zawierająca nowe wydanie dobrze znanej nam pozycji, była w redakcji już mocno wyczekiwana. Po szybkim przekartkowaniu, tym, co rzuca się w oczy natychmiast, porównując stojące na półce wydanie poprzednie, to spory dział poświęcony elaboracji amunicji dużego kalibru, szczegółowe opisy i zdjęcia nowoczesnych przyrządów służących do elaboracji i testowania amunicji, a także wpływu temperatury na jej osiągi.
osadzać i samodzielnie produkować pocisk. Na końcu książki znajdziecie tabele elaboracyjne, rozpoczynając od pocisku 9mm Parabellum, a kończąc na kalibrze .50 BMG, czyli natowskim 12,7x99. Nas cieszy to, że, cytując autora: „Elaboracja amunicji przestała być sztuką uprawianą przez wtajemniczonych i stała się dość powszechną praktyką wśród myśliwych i sportowców”. O autorze Profesor dr hab. inż. Jerzy A. Ejsmont jest kierownikiem Zakładu Pojazdów na Wydziale Mechanicznym Politechniki Gdańskiej, prowadzi wykłady o broni i balistyce, a także jest czynnym strzelcem sportowym i myśliwym. W swoim dorobku ma tytuł Amatorskiego Mistrza Polski w karabinie sportowym i liczne sukcesy w zawodach Long Shot, Tactical Sniper oraz Sniper Mission. Jest lektorem ekspertem Polskiego Związku Łowieckiego, sędzią sportowym i myśliwskim, szkoli również oddziały specjalne policji i wojska.
Nie tylko dla początkujących Książka jest świetnym kompendium wiedzy i podręcznikiem praktycznym zarówno dla początkujących adeptów elaboracji, jak i osób, które chciałyby dowiedzieć się więcej na ten temat. Jak już pisaliśmy, w obecnym wydaniu rozbudowany został trzeci rozdział książki mówiący o urządzeniach i narzędziach stosowanych w elaboracji amunicji. Czytając dalej, dowiemy się m.in. jak wpływa na amunicję nadmierne ciśnienie i jakie są tego objawy, jak opracować optymalne parametry elaboracji, kalibrować, trymować i wyważać łuski,
72
73
O polowaniu,
czyli kilka rad dla adept
ptów szkoły myśliwskiej
Polowania uczyłem się od najmłodszych lat od mojego ojca. Była to nauka poprzez przykład z minimalną liczbą słów. Lekcje, jakie wtedy odbierałem, zrozumiałem nierzadko po latach TEKST I ZDJĘCIA: HAGGIS HUNTER
N
ie mogłem tego zrozumieć, że na polowanie można iść bez amunicji, choć zawsze z bronią. Nie rozumiałem tego, że można mieć kozła w krzyżu i odbezpieczyć rozładowaną broń, aby mieć go „upolowanym”. Nauka ta trwa do dziś – ostatnią lekcję otrzymałem całkiem niedawno, kiedy zabrałem ojca na ambonę, aby wspólnie obdarzyć nieśmiertelnością fenomenalnego kozła wypatrzonego kilka dni wcześniej. Składam się do strzału, odbezpieczam broń i wtedy słyszę słowa: „Nie strzelaj, nie napatrzyłem się jeszcze”. Dziś napiszę o tym, jak po latach doceniłem rady, które na początku mojej kariery myśliwskiej zignorowałem i dopiero po czasie przyznałem rację moim łowieckim mentorom. Mam nadzieję, że dzięki nim uda się adeptom sztuki łowieckiej uniknąć moich błędów i rozczarowań.
jak wizytą w sklepie mięsnym. Jeśli zostałeś myśliwym, bo tak chciał twój tata i dziadek, to nigdy na polowaniu nie znajdziesz radości. Jeśli zostałeś myśliwym, bo chciałeś mieć broń – to będziesz tylko kolekcjonerem, który elementy swojej kolekcji zabiera czasem do lasu – nonsens. Jeśli rajcuje cię zabijanie zwierząt, to powinieneś się leczyć. Polowanie to królewski przywilej. Polowanie to uczestnictwo w boskim dziele stworzenia. Prawdziwy myśliwy zwierząt nie zabija, a tym bardziej ich nie morduje, on je obdarza nieśmiertelnością. Dwie osoby doskonale opisały, czym jest myślistwo i czym powinien kierować się myśliwy. Książki ich autorstwa powinny być dekalogiem każdego z nas – nemrodów. „Tak było. Niedemokratycznie wspomnienia Eustachego Sapiehy” oraz „Na skraju Imperium” autorstwa księcia Mieczysława Pieriejasławskiego-Jałowieckiego przeniosą was w już nieistniejący świat polowań w dawnej Rzeczypospolitej. Lektura tych dzieł pozwala poznać oraz zrozumieć zasady, jakie wtedy obowiązywały wśród myśliwych. Zasady, których złamanie powodowało natychmiastowe wykluczenie z grona myśliwych. Niestety, zasad tych dziś moim zdaniem brakuje, co bardzo często degraduje wymiar łowiec-
Liczą się zasady Najważniejszą sprawą jest odpowiedź na pytanie, dlaczego chcesz być myśliwym. Ta motywacja, choć z czasem będzie ewoluowała, stanie się motorem napędowym twojego rozwoju osobistego jako myśliwego. Jeśli polowanie traktujesz jako źródło zdrowej żywności, to twoje wyjście do lasu nigdy nie będzie niczym innym,
76
77
twa do „pozyskania tuszy”. Po bardzo transcendentalnym wstępie przejdę do bardziej życiowych zasad, jakie kiedyś usłyszałem i zignorowałem…
wyjdzie, jest uwłaczające. Owszem, są miejsca, gdzie z uwagi na błoto, wiatr bądź rzeźbę terenu inaczej się nie da, ale to wyjątki. Przesiadując na ambonie, traci się jeden z najpiękniejszych elementów polowania – podchód. Mnie podczas podchodu spotkały niezapomnianie przygody. Siedząc na ambonie, nigdy bym nie nadepnął na chwost dzika (co można uznać za miarę jakości podchodu). Siedząc na ambonie nie ma się szans, aby znaleźć się w krzakach, wokół których kozioł goni kozę podczas rui. Tylko pod-
Sztuka podchodu Zasada pierwsza. Podczas pierwszych lat przygody ze strzelbą nie poluj z ambon. Co do zasady, ambony i zwyżki przeznaczone są dla myśliwych, których głowa już siwa, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Uważam, że przesiadywanie na ambonie przez 20-latka i czekanie, aż coś mu pod nos
78
czas podchodu polowanie nabiera niesamowitej dynamiki – myśliwy i zwierzyna są w ruchu, nie mówiąc o zmieniającym się wietrze. Tylko w podchodzie myśliwy musi wykazać się znajomością terenu, adaptacją do zmieniającego się wiatru, sztuką wykorzystania rzeźby terenu i roślinności jako kamuflażu. Jeśli to już się opanuje, to można dostrzec inne niuanse – choćby to, że w bezruchu jest się niewidzialnym. Zdaję sobie sprawę z tego, że wymaga to dużo pokory i cierpliwości, ale zapewniam, że
opanowanie trudnej sztuki podchodu dostarczy wrażeń, jakie dla polujących z ambon pozostaną wyłącznie w sferze marzeń. Oko oku nie jest równe Druga równie ważna zasada, której ignorować nie wolno, mówi, że każdy osobiście powinien przystrzeliwać oraz kalibrować swoją broń. Ustawianie broni przez rusznikarza jest niewystarczające. Tu pozwolę sobie przywołać bolesne dla mnie doświadczenie, które nauczało, że jest to zasada,
79
której trzeba się bezwzględnie trzymać. Odebrałem broń od rusznikarza. Jednostka leciwa, pomimo że skupienie posiada dobre, potrzebuje corocznej konserwacji ręki bardziej wprawnej niż moja. Bezpośrednio po odebraniu kniejówki mam okazję do strzału lisa na 150 m, pudło. Lisiura się nie kwapi do ucieczki, łamię broń i strzelam ponownie, no i znów pudło. Całą winą obarczam rusznikarza. Tarczę, jaką mi przekazał przy odbiorze broni, odszukuję w makulaturze i jadę do warsztatu jegomościa. Wyciągam go za uszy zza lady i niemalże patroszę. Rusznikarz w drodze rewanżu zaprasza mnie na strzelnicę. Siada pierwszy przy stole, strzela 3-krotnie i jest jak miało być: punkt + 3 cm. Siadam ja, 3 strzały i jest… tragedia. Faktycznie, wszystkie lisy mogą spać spokojnie. Patrzę ze zdziwieniem na rusznikarza, który z wielkim uśmiechem wyjaśnia mi, że dlatego zabrał mnie na strzelnicę, bo na słowo bym mu nie uwierzył – po prostu oko oku nie jest równe. Przy tych samych ustawieniach jedno oko może bić w punkt, drugie całkiem gdzie indziej. Od tej chwili zawsze broń kalibruję sam, a po odebraniu od rusznikarza idę na strzelnicę, gdzie sprawdzam poprawność ustawień. Jednoznacznie mogę tu stwierdzić, że po odbiorze broni od rusznikarza
80
81
ustawienie lunety w co drugim przypadku wymaga nieznacznej korekty.
osadzić przy użyciu kalibru 308. Rekompensowanie braku umiejętności strzeleckich kalibrami „na słonie” jest nieetyczne.
Trening czyni mistrza Kolejna, trzecia rada, jaką otrzymałem od mego łowieckiego mentora, traktuje o tym, że aby celnie strzelać, trzeba regularnie trenować. Nie wolno rozpocząć sezonu polowań zbiorowych bez kilku treningów strzeleckich. Jeśli efekty nie są zadowalające, należy trenować do skutku. Nie będę rozpisywał się o samym treningu, o tym piszą lepsi ode mnie, choćby Marek Czerwiński. To samo dotyczy polowań indywidualnych. Na strzelnicę zabieramy kraczkę i bipod (jeśli z nich strzelamy) – strzelanie powinniśmy przetrenować w każdej z pozycji – stół i imadło służą tylko sprawdzeniu skupienia oraz kalibracji. Moim zdaniem w Polsce istnieje tendencja do zaniedbywania treningu, a brak celności zastępuje się kalibrem. Im większy pudlarz, tym większy kaliber. Prawda jest taka, że w naszej rodzimej kniei nie występuje zwierzyna łowna, której nie można w miejscu
Mniej, czyli lepiej Ostatnia z rad, które kiedyś zbagatelizowałem, mówi o tym, aby na polowanie zabierać jak najmniej – tylko to, co jest naprawdę koniecznie. Moim zdaniem do polowania wystarczy: broń z dwoma magazynkami, lornetka, nóż, latarka czołowa oraz kraczka. Jeśli ktoś chce zabrać termos lub wodę, to tylko takie, które zmieszczą się w kieszeni. Wszystko inne jest zbędne i tylko przeszkadza w podchodzie. Co myśliwi potrafią zabrać z sobą do lasu, potrafi przejść ludzkie pojęcie. Z rzeczy, jakie widziałem i wzbudziły moje wyrazy „uznania”, wymienię: wiatrowskaz, ciśnieniomierz, zgrzewkę wody mineralnej (służyła również za krzesło), namiot (kolega spał pod amboną – podczas krótkiej letniej nocy nie chciało mu się wracać do domu), szpadel, a mistrzem jest
82
myśliwy z pewnego koła, który na polowanie zabrał wózek, bo nie był w stanie zabrać całego wyposażenia, jakie zaplanował wciągnąć na ambonę. Ja po kilku latach wyzbyłem się całej kolekcji gadżetów, które po prostu są całkowicie niepotrzebne.
począł go od inwokacji: „Jest k…a!” i dalej „W końcu zaj… em ch…, k….a tyle lat, i w końcu!”. Patrzy na mnie, schodzi ze stanowiska, podchodzi do tuszy, wyciąga broń nad głowę i zaczyna w kółko powtarzać, „zaje… łem, zaje… łem , zaje… łem , zaje… łem”. Nie mogłem nic zrobić, słowa z siebie nie mogłem wydusić, patrzyłem na ten obraz i nie mogłem wyjść z podziwu dla bezdennej ułomności owego pana. W przerwie pomiędzy pędzeniami poprosiłem o zwolnienie mnie z polowania pod pretekstem wyczerpanej percepcji tkanki szarej w dniu dzisiejszym…
„Nie” dla chamstwa A teraz apel do myśliwych o kulturę polowania. Bezpośrednią przyczyną mojego apelu jest scena, której byłem świadkiem podczas jednego z polowań w minionym sezonie. Podczas kolejnego miotu wylosowałem drugie stanowisko na flance. Odległość od pierwszego z myśliwych – negatywnego bohatera tej opowieści – wynosiła około 40 metrów. W gęstym lesie, jaki przed nami się znajdował, usłyszeliśmy ruch, wkrótce ukazała się spora wataha dzików. Powinny przejść pomiędzy nami. Kątem oka widziałem jak ów „hrabia” podnosi swój automat i strzela serią do pierwszego z dzików, ten kreśli testament, po czym następuje prawdziwy danse macabre owego chama. Roz-
PS Na koniec, jeśli pozwolicie, podzielę się przykrą informacją. Po prostu muszę to z siebie wyrzucić. Mój przyjaciel po strzelbie, profesor Armin von T., oznajmił, że przestaje polować – chce się poświęcić wyłącznie pracy zawodowej. Nie boję się powiedzieć, że łatwiej by mi było, gdyby zginał podczas polowania na Bobowskich Łąkach (jak jego przodek, podchodząc tura). Arminie, do kniei!
83
Na zatropiu
felieton Gamrata
Ledwie zacząłem, a już kucha. I to nie jedna, a dwie… Ostatnio postawiłem na kontratak Jurgiela, ale… Jurgiela już nie ma. Ktoś ten kontratak przeciwko myśliwym wyprowadzi, ale na razie trudno powiedzieć kto. Ponieważ kolejny minister rolnictwa wraca do pomysłu utworzenia z żołnierzy i policjantów „istriebitielnych batalionów”, zakładam, że jednak wielu wielbicieli Jurgiela i Izdebskiego nadal w tym ministerstwie jest i wpływów nie stracili, tak jak nie stracił wpływów były Łowczy Krajowy. O czym świadczą ostatnie ruchy kadrowe nowego ŁK…
D
ruga kucha to fakt, że do tego wydania planowałem felieton na temat pewnych rzeczy związanych z PR, ale pilniejsze problemy zaprzątają teraz mój siwy łeb. Oto bowiem zapowiedziano zmiany w Statucie naszego Związku, rozsyłając już czas jakiś temu odpowiednie pismo po kołach. Ponieważ jest to rzecz ważna, szukam, gdzie też toczy się jakaś dyskusja na ten temat,
gdzie ścierają się poglądy i ucierają zdania. Nie znajduję. Brać myśliwska po grupach facebookowych i forach różnych, jak chwaliła się wiosennymi rogaczami, tak się chwali, jak obrzucała się inwektywami, tak się obrzuca, a młodzież, jak była mocna w gębie i słaba w robocie, tak jest dalej. A starzy, jak mieli wszystko w nosie, tak generalnie mają. Mówię generalnie, bo wszak trafiają się jednostki, które
próbują coś tam, coś tam, ale rachityczne to jakieś, bez wyrazu. Młody Darek Dutkiewicz – ten, który widząc działania Blocha i ekipy, zwoływał nas pod Sejm, na swoim Zjeździe Okręgowym dostał wiadro zimnej wody i po raz pierwszy zobaczył, że odnowa Związku to jednak nie bułka z masłem, ale orka na ugorze. Wierzę jednak w tego chłopca, bo widzę w nim zapał, jaki miałem, kiedy jeszcze młodym wycinkiem po lesie chodziłem, a jak pisał niejaki Ostrowski Nikołaj „stal hartuje się w boju i walce z przeciwnikami rewolucji”. Oj, dużo zdaje się tej walki przed Dutkiewiczem i jego przyjaciółmi ze Stowarzyszenia dla Przyrody, do którego wstąpienia zresztą zachęcam wszystkich, którzy chcą zmieniać nasze oblicze. Ale też jest czas próby zmiany tego w sposób cywilizowany – poprzez zmiany w statucie. Nie jest wprawdzie rolą felietonisty proponować w tej materii coś od siebie, lecz raczej recenzować pomysły innych, ale skoro nie słychać o tych pomysłach, stary Gamrat – wykorzystując przychylność redakcji Gazety Łowieckiej – napisze, jakie też ma on pomysły. A skupię się tylko na kole. Mówiąc szczerze, nie trzeba tu talentu Magellana, by odkrywać nowe lądy. Wszak o tym, co w starym statu-
cie uwiera, mówiliśmy od lat. Raczej potrzeba trochę szaleństwa Francisa Drake’a, by te zmiany wreszcie wprowadzić. Pierwsza propozycja to uściślenie sposobu zawiadamiania członków koła o Walnym Zgromadzeniu. Dotychczasowy zapis budzi kontrowersje. Dlatego nowy zapis powinien być precyzyjny, np.: „Zawiadomienie wysyła się listem poleconym (niekoniecznie z potwierdzeniem odbioru) najpóźniej w 14. dniu przed planowanym zebraniem. Jeśli członek koła wyrazi na to zgodę pisemną, można je wysłać pocztą elektroniczną z uruchomieniem opcji potwierdź dostarczenie. Zawiadomienia niepodjęte w terminie 7 dni na poczcie lub nieodczytane w terminie 36 godzin od wysyłki mailem uważa się za skutecznie dostarczone”. Tak samo zlikwidowałbym niemożność zmiany porządku obrad Walnego Zgromadzenia w jego trakcie. Jeśli kwalifikowana większość np. 51% stanu osobowego koła się na to zgadza, to czemu nie? (np. w kole 60-osobowym na WZ jest 40 członków, a 31 zgadza się na zmianę, to tak naprawdę frekwencja nie ma nic do rzeczy). Oczywiście z zachowaniem dotychczasowego zapisu o sprawach osobowych.
Z kolei paragraf 58 do wyrzucenia. A niby dlaczego wniosek o odwołanie członka organu koła ma być uzasadniany? To Walne Zgromadzenie zdecyduje w głosowaniu tajnym. Statut powinien dać też możliwość – w przypadku rezygnacji któregoś członków zarządu – dokoptowania w to miejsce dowolnego członka koła, jednak na okres nie dłuższy niż 6 miesięcy. Nieudzielenie absolutorium jest równoznaczne z odwołaniem z funkcji. Zastępcą prezesa z mocy prawa jest Łowczy. I nie ma potrzeby funkcjonowania paragrafu 63 pkt. 3 i 4. Dalej ma Gamrat pomysły bardziej rewolucyjne. Po pierwsze zlikwidowałbym instytucję członka niemacierzystego. Jeśli Koledzy wybierają cię w jednym kole prezesem, a w innym łowczym czy sekretarzem, to jest to ich i twój wybór. Dasz radę – będą bili ci brawo, nie dasz rady – wyrzucą cię ze stanowiska. Jedno zastrzeżenie – nie można być kandydatem na zjazd okręgowy dwukrotnie. Wybrali cię w jednym, nie startujesz w drugim. Nie wybrali cię w jednym – może w drugim będą mieli do ciebie większe zaufanie. Ale przy tym wprowadziłbym takie zastrzeżenie: nie można kandydować na funkcję przed upływem dwóch lat członkostwa w kole. Po drugie członków kola przyjmuje
Walne Zgromadzenie. Zarząd przedstawia kandydatury, ale zatwierdza je WZ. Dlaczego, tłumaczyć chyba nie trzeba. Po trzecie – tu ma Gamrat pomysł najbardziej rewolucyjny... Wykluczenia z członka koła dokonuje Walne Zgromadzenie większością kwalifikowaną – np. 2/3 stanu osobowego Koła i... nie ma od niego odwołania. Większość kolegów cię brachu nie chce – zmykaj z naszego towarzystwa. Ale i tu mam propozycję: brak możliwości odwołania rekompensuje ci to, że w wypadku wykluczenia koło zwraca ci wpisowe. Takie, jakie ono jest w danej chwili. Bo, po pierwsze, przez lata jednak pracowałeś dla koła i coś do niego wniosłeś. Po drugie, jestem przekonany, iż wiele z tych bojów o pozostanie w kole wiąże się z tym, że wykluczonemu po prostu brakuje kasy, by przenieść się do innego koła. Proponując to rozwiązanie, Gamrat myśli sobie, że trzeba szukać sposobów na to, by koło było z jednej strony bardziej samorządne, a z drugiej, by jednak bardziej dbać o więzi towarzyskie i eliminować z naszej braci sobków, których tolerujemy tylko dlatego, że trudno ich wyrzucić. Więc zaczyna się szukanie haków: a może kłusował, a może coś zrobił nie tak, a może go na czymś złapiemy?
88
Potem zaczynają się pisma, skargi, korowody i... szukanie dojść do Zarządu Okręgowego, by uchylił uchwałę. Znam osobiście taki przypadek, że 90% członków koła już 3 razy głosowało za usunięciem pewnej Koleżanki, ale ponieważ kobitka ładna i przed członkami ZO dobrze trzepocze rzęsami, to ZO zawsze znajdzie pretekst, by uchylić uchwałę WZ. Zaczyna się też szukanie adwokatów, kruczków prawnych itp. Nie! Nie chcemy cię w naszym towarzystwie – szukaj sobie innego. Masz na drogę wiano w postaci zwrotu wpisowego i… adieu! Gamrat jest też gorącym zwolennikiem powrotu kar pieniężnych na polowaniu zbiorowym. Bo nic tak nie przywraca jasności umysłu, jak uszczuplenie portfela. Dziś prowadzący może tak naprawdę tylko gościa „opiórkować”, co karą żadną nie jest, lub wykluczyć z polowania, co jest karą najcięższą. Nie ma kar pośrednich. A co by było, gdyby prowadzący mógł dwukrotnie ukarać uczestnika polowania karą o maksymalnej wysokości miesięcznej składki do koła, a dopiero trzecie upomnienie oznaczałoby wykluczenie z dalszych łowów (oczywiście wykroczenie ciężkie – tak jak w piłce – czerwona kartka od razu). Na szczeblu regionalnym zjazd powołuje Regionalne Kapituły
odznaczeń łowieckich i to one nadają odznaczenia regionalne i wnioskują do Centralnej Kapituły o pozostałe. Członkami kapituł mogą być tylko Kawalerowie Złomu lub Medalu św. Huberta. W sytuacji kiedy, jak wieść gminna niesie, z podpuszczenia byłego Łowczego Krajowego zlikwidowano Rady Okręgowe, przewodniczących Okręgowych Komisji Tematycznych (bo że powinny one być, Gamrat nie ma wątpliwości), powołuje Zjazd Okręgowy, a członków komisji na wniosek przewodniczącego Zarządu Okręgu. W wypadku śmierci, rezygnacji z funkcji lub utraty prawa pełnienia funkcji przewodniczącego, nowego wybiera komisja ze swego składu, a wybór zatwierdza Zarząd Okręgowy. W przypadku niezatwierdzenia przewodniczącego przez ZO dokonuje się ponownego wyboru, który nie wymaga zatwierdzenia przez Zarząd Okręgowy. Analogiczne rozwiązania powinny być na szczeblu centralnym. Ponieważ ustawa nie mówi nic o pozostałych organach zrzeszenia – rzecznikach, sądach i Kapitule Odznaczeń, powinni oni być powoływani przez zjazdy. W trakcie kadencji zmian może dokonywać ZO tylko na skutek wniosków skierowanych przez
89
te organy – podjętych w drodze uchwały większością bezwzględną. Wielkością bezwzględną nie powinno być 50% głosów, lecz 50% plus jeden głos. Jeśli 50% stanowi liczbę połówkową, to liczy się ono przez zaokrąglenie liczby głosów do pełnych (jeśli 50% wyniesie 45,5 to 50% liczy się jako 46, a 50% plus jeden to 47 głosów). Na wniosek Zarządów 1/3 kół lub 1/3 członków organizacji Łowczy Krajowy jest zobowiązany odwołać cały Zarząd Okręgowy. Do nowego nie można ponownie powoływać więcej niż 50% składu starego zarządu. Do nowego zarządu nie można powoływać ponownie Łowczego Okręgowego. Na wniosek 1/3 kół Łowczy Okręgowy zobowiązany jest wystąpić z wnioskiem o odwołanie członka zarządu, a Łowczy Krajowy uwzględnia ten wniosek. Należy usankcjonować w statucie kluby. Myśliwi mogą zrzeszać się w kluby tematyczne. Kluby te rejestruje się jako kluby PZŁ. Związek zobowiązany jest do wspierania ich działalności. Obowiązkowo powołu-
je się Klub Sygnalistów Myśliwskich, Gniazdo Sokolników oraz Klub Kolekcjonera i Kultury Łowieckiej. Na umotywowany wniosek można powołać też inne kluby np. Klub Miłośników Języka Łowieckiego, Klub Miłośników Kuchni Myśliwskiej, Klub Posokowca, Klub Gończego itp. Regulaminy działania tych klubów uchwalają one same na swoich zjazdach, a zatwierdza je Zarząd Krajowy. Gamrat jest też, jak każdy konserwatysta, gorącym zwolennikiem wzmocnienia roli sądów koleżeńskich. Denerwują mnie dzisiejsze sądy dyscyplinarne, bo w większości małpują one działanie sądów powszechnych. A Gamratowi marzą się nie sądy dyscyplinarne, a koleżeńskie, czyli takie, dla których bardziej liczy się człowiek, a paragraf i procedura nie są jedynym wyznacznikiem sprawy. I wreszcie sprawa ostatnia, na którą jednak już dziś nie ma miejsca, czyli członkowie niestowarzyszeni. Ale to temat na inny felieton. I to wszystko w tym numerze. Pozdrawiam z leśnych ostępów Małopolski. Gamrat
90
91
Warsztaty Zielonogór
Pomysł, by zorganizować wars wyłącznie lubuskim Dia śmiem twierdzić, że ponad ro termin, czyli 28 lipca, podyk instruktorów. Warsztaty od w Zielon
TEKST I ZDJĘCIA: JU
Strzeleckie rskich Dian
sztaty strzeleckie dedykowane anom, dojrzewał długo, rok. Ostatecznie uzgodniony ktowany był „dostępnością” dbyły się na obiektach PZŁ nej Górze
USTYNA GÓRECKA
W
„iście słoneczną” sobotę na przygodę ze strzelectwem stawiło się 13 Dian. Zebrane koleżanki w imieniu Łowczego Okręgowego – Jacka Banaszka, przywitali przewodniczący okręgowej komisji strzeleckiej przy ZO PZŁ w Zielonej Górze, Eligiusz Woźniakowski oraz Justyna Górecka – organizatorka tego wydarzenia. Najpierw teoria… Pierwszym etapem warsztatów była część teoretyczna, którą poprowadził Eligiusz Woźniakowski – praktykujący sędzia zawodów w wieloboju myśliwskim, skupiając uwagę na doborze broni oraz kalibrów. Zwrócono uwagę na prawidła strzelań na poszczególnych osiach kulowych i śrutowych oraz wymaganiach ochronnych wynikających z przepisów. …potem praktyka Po części teoretycznej przyszedł czas na praktykę. Na pierwszym jej etapie instruktorzy strzeleccy – szczęśliwi posiadacze Wawrzynów Strzeleckich Andrzej Szarpak i Łukasz Szarpak – zaprezentowali wszystkie osie myśliwskie. Część główna praktyczna to oczywiście strzelanie zrealizowane w dwóch grupach. Na osi trap wskazówkami dzielili się Łukasz i Andrzej
94
95
96
97
98
99
100
Szarpak. Natomiast na osi rogacz/lis dziewczyny trenowały pod czujnym okiem Mariusza Wojcieszki i Huberta Nadborskiego. Po kilkugodzinnych treningach w pięknym słońcu przyszedł czas na zakończenie strzeleckich zmagań. Nim jednak zabrzmiał sygnał „Koniec polowania”, Diany miały możliwość uczestnictwa w minizawodach strzeleckich na osi trap. W wyniku sportowej rywalizacji okazało się, że najskuteczniej strącała rzutki Anita Ciasnocha, w ręce której trafił myśliwski upominek. Na zakończenie wszystkie uczestniczki otrzymały dyplomy oraz książeczki edukacyjne z zaproszeniem wyjścia do placówek szkolnych celem przeprowadzenia edukacji łowieckiej. Również na ręce instruktorów trafiły dyplomy z dodatkowym podziękowaniem za praktyczną lekcję strzelectwa. Trzynastka na wagę złota W warsztatach strzeleckich ze 129 Dian zarejestrowanych w ZO PZŁ w Zielonej Górze uczestniczyło 13 polujących kobiet. Jedni powiedzą, że to tylko 13, drudzy stwierdzą, że aż 13. My będziemy się trzymać tej drugiej wersji. Bo każdy, kto podejmuje rękawicę i podnosi swoje umiejętno-
101
102
103
104
105
ści strzeleckie oraz promuje strzelectwo myśliwskie, jest na wagę złota. Jak się okazało, warsztaty wyjątkowo przypadły Dianom do gustu i już pytają, kiedy następne spotkanie przy dwururce. Zatem do zobaczenia na kolejnych warsztatach. Darz Bór!
106
107
108
109
110
111
112
113
NOWOŚĆ Z FINLANDII EXTREME LITE IDEALNE UBRANIE NA SEZON JESIENNO-ZIMOWY, REKOMENDOWANE NA PODCHÓD I ZASIADKĘ kurtka i spodnie z membraną system Hi-Dry zapobiega nasiąkaniu wodą nieszeleszczący materiał wodoodporne suwaki YKK duża ilość kieszeni Cena kompletu: siatkowana podszewka 1099 zł
Sklep internetowy www.DoLasu.pl Salon Myśliwski DoLasu czynny: poniedziałe 114 tel: 22 42 82 888, 22 24 55 444 email: dolas
ek-piÄ…tek 9:00-17:00 su@dolasu.pl
Cena kompletu:
889 zł
115
Dzień Dziecka w
„Leśnej Osadzie"
W niedzielę 3 czerwca zielonogórscy leśnicy współorganizowali Festyn Lotniczy, który odbył się na lotnisku Aeroklubu Ziemi Lubuskiej w Przylepie TEKST I ZDJĘCIA: JUSTYNA GÓRECKA
W
ydarzenie to zorganizowane z okazji Dnia Dziecka wpisywało się w harmonogram uroczystości upamiętniających 100-letnią rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę. Razem z Aeroklubem Ziemi Lubuskiej i Urzędem Miasta Zielona Góra leśnicy przygotowali wiele przyrodniczych atrakcji. Do wspólnego przedsięwzięcia Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Zielonej Górze zaprosiła kilku partnerów, wśród których znalazł się m.in. Zarząd Okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego w Zielonej Górze.
w Świebodzinie, czyli maszyny wielooperacyjne wykorzystywane przy pracach leśnych. „Przyjaciel przyrody” Pierwszym przystankiem na mapie leśnej osady dla wszystkich odwiedzających był Punkt informacyjny Lasów Państwowych. To tutaj świętujący Dzień Dziecka mogli m.in. otrzymać specjalnie przygotowany indeks oraz uzyskać wszelkie informacje, co należy zrobić, aby zdobyć medal „Przyjaciela przyrody”. Warunkiem koniecznym do otrzymania nagród było uczestnictwo w konkursach, w których udzielanie poprawnych odpowiedzi było przepustką do zdobycia dziesięciu pieczątek. Na mapie poszukiwaczy pieczątek znalazły się: „Leśna matematyka”, „Praca leśnika dziś”, „Praca leśnika dawniej”, „Nauka o lesie”, „Nasze drzewa”, „Zagajnik twórczości”, „Mieszkańcy lasu”, „Pszczoły w lesie”, „Ptasie domki”, a także „Sport w lesie”. W ramach „Leśnej Osady” na stoisku „Nauka o lesie” uczniowie Technikum Leśnego w Rogozińcu zaprezentowali ptactwo łowne oraz sygnały i muzykę myśliwską, co spotkało się z wielką aprobatą odwiedzających. Na stoisku „Pszczoły w lesie” rodzina pszczelarska z Miodowego Spichlerza
Zapraszamy do „Leśnej Osady” W niedzielę wczesnym rankiem została zbudowana „Leśna Osada”, w ramach której można było zapoznać się m.in.: z funkcją lasu, codzienną pracą leśnika oraz zwierzętami występującymi w okolicznych lasach. Było to ogromne wyzwanie logistyczne, w którym uczestniczył ponad stuosobowy zespół pracowników Lasów Państwowych oraz partnerów. Na odwiedzających czekało wiele ciekawych niespodzianek. Tuż przy „bramie wejściowej” Lasów Państwowych gości przywitały „leśne smoki” z Ośrodka Transportu Leśnego
118
119
zaprezentowała swoje produkty i zapoznała odwiedzających ze smakiem wiosennego miodu. Ponadto goście mogli skorzystać z warsztatów technicznych, w ramach których leśnicy wspólnie ze stolarnią Jana Liberdy budowali „Ptasie domki”. Aby jednak stać się szczęśliwym posiadaczem owego domku, na stoisku związanym z „Pracą leśnika dawniej”, należało zdobyć „drewniany bon”. Kolejną atrakcją były warsztaty czerpania papieru oraz zabawy manualne realizowane na stoisku „Zagajnik twórczości". Należy podkreślić fakt, że przedsięwzięcie leśników wspierane były przez zielonogórskie drużyny Związku Harcerstwa Polskiego. „Mieszkańcy lasu” Zielonogórscy myśliwi chętnie przystąpili do tego wyjątkowego wydarzenia. Na odwiedzających stoisko PZŁ „Mieszkańcy lasu” czekała szeroka oferta konkursów, gier i zabaw oraz plastyczne warsztaty obsługiwane przez łowieckich edukatorów. Hitem tego przedsięwzięcia była pokaźnych rozmiarów, pięknie przygotowana z dużą liczbą eksponatów „Wyspa Zwierząt”. Edukatorzy łowieccy z ZO PZŁ w Zielonej Górze wspólnie z leśnikami zaznajamiali odwiedzających z mieszkańcami lasu oraz problema-
120
121
122
123
124
tyką coraz częstszego pojawiania się zwierząt w aglomeracjach miejskich. Niezwykle ważny był również aspekt właściwego zachowania się w lesie, w sytuacji spotkania zwierząt dziko żyjących. W wydarzeniu tym aktywnie uczestniczyli również przedstawiciele zielonogórskiego oddziału Klubu Kolekcjonera i Kultury Łowieckiej z niezawodnym Ryszardem Królem na czele. Podziękowania Zarząd Okręgowy dziękuje naszym łowieckim edukatorom za cały dzień ciężkiej i mozolnej pracy: Michalinie Wojcieszko, Joasi Schmidt, Gosi Szymczak, Hubertowi Nadborskiemu, Kindze Bojko i Justynie Góreckiej, która z ramienia PZŁ podjęła się koordynacji tego przedsięwzięcia, a także leśnikom: Justynie Pac z Nadleśnictwa Bytnica i Arkadiuszowi Gołuchowi z Nadleśnictwa Krosno, którzy wspólnie z myśliwymi tworzyli stanowisko „Mieszkańcy lasu”. Dziękujemy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Zielonej Górze za zaproszenie, koleżance Ewelinie Fabiańczyk za doskonałą organizację przedsięwzięcia oraz wszystkim, którzy wspomogli nasze łowieckie działania w ramach tego wydarzenia. Darz Bór!
125
Bajki edukacyjne O MYŚLIWYM LEONIE I JEGO POMOCNIKACH TEKST: ALICJA FRUZIŃSKA
N
areszcie w leśne ostępy zawitała wiosna. Ogrzewała ziemię i ostatnie łaty burobiałego śniegu topiły się w okamgnieniu. Wśród skał strumyk – już nie do końca skuty lodem – rozpoczął grać swoją muzykę: szemrać, pluskać, burzyć się i mknąć rwącą wodą w dal. Wszędzie było czuć zmiany. Czuć i widać. Zwierzęta leśne aktywniej poruszały się po duktach. Ptaki głośno oznajmiały swoje lęgi. Nawet w starej kwaterze myśliwskiej, co skraju lasu pilnowała, poczciwy Leon pootwierał wszystkie okiennice. – Tak – mruknął – czas już
przewietrzyć kąty. Dni płynęły, a wraz z nimi stawało się coraz cieplej. Leon ten las znał od dzieciństwa. Jako mały smyk ze swoim ojcem stawiał w nim pierwsze myśliwskie kroki. Nie było więc nic dziwnego w tym, że każdy zakamarek, każdy wykrot, jamka, rozpadlina były mu doskonale znane. I dlatego kochał ten las, jak własne życie W taki wiosenny poranek, zbudzony ptasimi trelami, Leon postanowił objechać swoje łowisko. Sprawdzić, czy zima, ustępując wiośnie, nie zabrała zbyt dużo. Czy wszystkie dukty są
126
przejezdne. Czy roztopy nie zalały łąk i czy po zimie zwierzyna jest w dobrej kondycji. „Poza tym“ – pomyślał Leon – „wiosna to czas wypraw do lasu, majówek i co z tym się wiąże, nie zawsze odpowiedniego zachowania. Ile głupoty jest nieraz w ludzkim postępowaniu... To że śmiecą, nic już nie poradzę. Ale, że ogień rozpalają, to już za wiele” – myślał. I jak pomyślał, tak zrobił. Zaczął objeżdżać łowisko. Maj za pasem, gorączka lała się już z nieba. „Nader ciepła wiosna” – pomyślał Leon. „I dobrze, bo zaraz płowa będzie rzucać młode. Trawy wysokie, to łatwo się skryją przed drapieżnikami”. Leon przemierzał dukty. Jego wóz ciągnięty przez gniadą cicho turkotał, nie robiąc zbytniego hałasu, a wręcz wtapiał się w odgłosy wiosennego lasu. Starzec rozglądał się bacznie i podziwiał, mimo że to wszystko znał od dawna. A to rudel saren na śródleśnym poletku, a to na drzewostanie chmara danieli żerowała na świeżych pędach jagodzin. A to lis przemknął jak ruda strzała, sznurując prosto na łąki. „Wszystko cieszy się wiosną” – pomyślał myśliwy. Nagle usłyszał głośną muzykę, tak wdzierającą się w naturalne odgłosy lasu, że aż Leon ze złości zmarszczył czoło.
Co to? Co tam się dzieje? – zapytał sam siebie. Szybko zawrócił gniadą i pojechał w stronę leśnych parkingów. A tam pusto, nie ma nikogo! Głośne harce nadal niosły się przez las. Pojechał za głosami i dotarł nad leśne jeziorko, ukryte w trzcinowisku z bagiennym dostępem. Z jednej strony miało malutką plażę, taki naturalny dostęp zwierząt do wodopoju. Do niej przez las prowadziła jedna droga tzw. waga – ścieżka latami wydeptana przez tropy zwierząt. Myśliwy z przerażeniem przyglądał się temu, co zastał. Piknik „miastowych”, bo tak Leon nazywał ludzi z miasta, trwał na dobre. Muzyka dudniła, a ognisko rozpalone niebezpiecznie blisko trzcin na boki strzelało iskrami. Leon z przerażenia i zdenerwowania stanął jak zamurowany – przecież to o krok od pożaru! Szybkim krokiem dotarł na znajomą plażę i zastał tam kilkoro nastolatków pochłoniętych zabawą. Gromkim głosem oznajmił swoje przybycie. Nie bał się takich sytuacji, to dla niego nie była pierwszyzna. – Co się tu dzieje? – zapytał. I dodał: – Jestem strażnikiem tego lasu i oczekuję wyjaśnień! Młodzież zaskoczona, że ktoś ich nakrył na tym występku, szybko zaczęła pakować się do swoich quadów.
127
– Hola, hola... Stop! – zawołał myśliwy. – Najpierw zrobicie tu porządek i natychmiast ugasicie to ognisko, a później ja z wami porozmawiam – rzekł Leon, a jego groźna mina nie wróżyła nic dobrego. Chłopcy z początku się buntowali i zgrywali odważnych, teraz bez dyskusji zaczęli wykonywać polecenia. Wyłączyli muzykę, dokładnie wygasili ognisko i pozbierali śmieci. Nemrod zaczął im tłumaczyć, ile tym jednym występkiem ściągnęli niebezpieczeństwa na las i jego mieszańców. Zaznaczył, że pora wiosenna to nie tylko wypoczynek na łonie natury, ale to też czas „nowego życia”. – Widzicie te trzciny? – zapytał Chłopcy spojrzeli ze zdziwieniem… – No trzciny jak trzciny – suche badyle nad wodą i tyle – odpowiedzieli. – A nieprawda – odrzekł myśliwy. – To nie tylko suche badyle, to miejsce lęgowe ptaków. Nawet nie wiecie, ile jest tu gniazd. A te szuwary, wysokie trawy to kryjówka dla młodych jeleni, danieli, saren, dzików i wielu innych zwierząt. A wasza bezmyślna majówka mogłaby mieć przykre dla nich zakończenie. Gdyby doszło do pożaru, to wiele z tych zwierząt zginęłaby w płomieniach. Nawet nie wiecie, że takie leśne maluchy przez pewien
czas po urodzeniu pozostają na miejscu, czekając na swoją matkę i karmienie. Nawet ogień nie ruszy ich z miejsca – wyjaśnił wzburzony Leon. Chłopcom zrobiło się przykro. Przeprosili i zapytali, czy mogą naprawić swoje błędy. Leonowi to było nawet na rękę. Był już stary, a pracy sporo, więc zaproponował im wspólne sprzątanie lasu. Młodzież ustaliła wstępny czas przyjazdu, pozbierała wszystkie swoje rzeczy i odjechała, wcześniej obiecując, że więcej nie będzie jeździć quadami po lesie. Starzec pozostał sam. Upajając się ciszą i leśną muzyką, popilnował resztek ogniska, bo przecież mimo wygaszenia wiatr może znaleźć jakąś iskierkę i o nieszczęście nietrudno. Leon zawrócił ze ścieżki i lekko poganiając gniadą, powrócił na kwaterę. Mijały dni – wiosna bujała kolorami, zapachami, ciepłem, weszła w lato. Stary Leon zaczął już wątpić w obietnice chłopców i zajął się pracą w obejściu. Było co robić. To na nowy paśnik drągi przygotować, a to okorować słupki na lizawki i zabrać się za daszki na podsypy, bo te stare już niewarte naprawy. A rąk do pracy brak… Ale pewnego w oddali usłyszał warkot silnika. Patrzy, a to drogą do jego chaty mknie jakieś auto. Niewiele zobaczył,
128
bo tuman kurzu zakrył wszystko. Nie widział, ale słyszał. To „jego chłopaki” przyjechali! Staruszek ucieszył się na ich widok, a to co powiedzieli, całkowicie rozradowało jego twarz. – Panie myśliwy – szkoła zakończona, mamy wakacje i postanowiliśmy przyjechać do pana na dłuższy czas. Mamy namioty, rozbijemy je w tym sadzie, a te kilka dni spędzimy na wspólnej pracy. Wieczorem rozpalimy ognisko – oczywiście w wyznaczonym miejscu – stwierdził jeden z chłopców i znacząco mrugnął okiem. I dodał: – Opowie nam pan o swoim łowisku, zwierzynie, starych dziejach.
Leon z ochotą przystał na propozycję chłopców. Kwatera była mała i do noclegu ciasna, za to sad stary, dorodny, dający cień i przyjemny szum drzew. Zaś kuchnia zawsze zaopatrzona w najlepsze wyroby prosto z lasu stała dla nich otworem. Dni mijały, praca paliła się w rękach, a stary nemrod patrzył na jej rezultaty z radością. Wszystko było, jak być powinno. Śmieci po segregacji znalazły miejsce w workach. Paśniki naprawione, nowe daszki zrobione, lizawki porozstawiane i co wieczór przy ognisku starego Leona dzieje opowiadane. Bo po sobie sprzątanie to między innymi o las i jego mieszkańców dbanie…
129
KOLEKCJONERSTWO MYŚLIWSKIE
ZAPROSZENIA Dzisiaj przyszła pora na zupełnie inny typ zbieractwa z motywem łowieckim. A mianowicie zaproszenia… TEKST I ZDJĘCIA: BOGUSŁAW BAUER
W
tym roku mamy jubileusz 95 lat PZŁ, który będzie świętowany w całym kraju przez wszystkie ZO, a co się z nim wiąże – to wysyłanie zaproszeń do uczestnictwa w organizowanej imprezie masowej: wystawie, mszy św., obchodach okręgowych, zawodach strzeleckich, piknikach itp. Projektanci owych zaproszeń będą mieli pole do popisu, aby zaproszenie wyglądało ładnie, czytelnie i ze smakiem.
W kołach łowieckich spotykamy się także wtedy, kiedy przypadają tak zwane okrągłe jubileusze, np. 50-lecia, 65-lecia, 85-lecia… Organizowane są rozmaite imprezy według pomysłu organizatorów i oczywiście, aby goście i członkowie kół dopisali, potrzebne są zaproszenia. Jak by nie patrzeć, jakakolwiek impreza = wysyłanie zaproszeń. A ja Was zapraszam do obejrzenia interesującej kolekcji zaproszeń. Darz Bór! 130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
Myśliwska gorą
ączka
To bardzo niebezpieczna choroba dla nas, myśliwych. Nie ma na nią szczepionki ani lekarstwa, nie pomoże nam żaden lekarz. To tytułowa myśliwska gorączka! TEKST I ZDJĘCIA: TEAM WINZ
D
otyka nas ona w naszym lokalnym łowisku albo podczas zagranicznych łowieckich wojaży. Ja byłem przez nią nękany już podczas pierwszej podróży do Afryki i od tego czasu nie chce mnie opuścić. Jedyną sensowną terapią jest udanie się na następną wyprawę łowiecką, co chwilowo łagodzi objawy.
grobli i żywopłotów, aby zapolować na kaczki, zające lub bażanty. Początek polowań na kozły jest ekscytujący, podobnie jak towarzyskie spotkania z kolegami po strzelbie przy okazji jesiennych polowań zbiorowych, jednak nie oddają klimatu wypraw na Czarny Ląd. Bogactwo łowisk, egzotyczna zwierzyna, piękna natura, wschody słońca i klimaty tak odmienne od tych, które spotykamy w Europie, sprawiają, że ta część naszego świata jest fascynująco atrakcyjna.
Dlaczego tak jest? Żyjąc w północnych Niemczech, które są rejonem łowów na zwierzynę drobną, uwielbiam podchód wzdłuż
146
Namibia Kiedy tęsknota za Czarnym Lądem staje się trudna do wytrzymania, logiczne jest, że pora udać się na południe. Mój przyjaciel i przewodnik Divan Labuschange oczekiwał na mnie na lotnisku w Windhoek i po krótkiej odprawie celnej oraz załatwieniu formalności związanych z przewożoną bronią, ruszyliśmy w stronę farmy. Już podczas jazdy miałem okazję podziwiać tutejszą zwierzynę. Oryksy i kudu pasły się zaledwie kilka metrów od asfaltowej drogi, a wspomnienia z ostat-
niego polowania w tej okolicy wróciły do mnie momentalnie. Mijałem kilka oryksów na rozkładzie, ale kudu ciągle pozostawało w sferze planów. Ze swoim okazałym porożem i masą, dla mnie kudu jest królem wśród antylop. Być może będzie okazja zapolować na nie podczas tego wyjazdu? Po przyjemnej jeździe piaszczystymi szlakami w końcu osiągnęliśmy nasz cel: DL Safaris – klasyczną farmę, na której pełno owiec i koni. Na próżno szukać tutaj dużych ogrodzeń, małe płotki utrzymują stada razem,
147
148
149
a w większości wielkie obszary nie są wcale ogrodzone. Całość ma ponad 25 tys. hektarów bajecznych łowisk, a znam na Czarnym Lądzie znacznie większe obszary polowań. Śniąc o kudu Przyjazd na farmę po roku nieobecności zawsze robi na mnie duże wrażenie. Jest dużo do opowiadania, pojawiają się nowe rzeczy i historie, którymi wymieniamy się podczas lunchu. Oczywiście nie ma mowy, abyśmy zapomnieli o zaplanowaniu łowów. Jak mogliście już przeczytać, moim największym marzeniem jest zapolować na kudu. Divan zna oczywiście ten cel mojego przyjazdu i pokazuje mi ujęcie z zainstalowanych na pustynnym płaskowyżu kamer. W towarzystwie dużej liczby oryksów, gnu, szakali znajduje się tam również mnóstwo kudu. Oczywiście podczas takich rozmów noc staje się krótka, a podczas porannej drzemki śni mi się tropienie kudu. Jest ciągle ciemno, kiedy się budzę, ale nie chcę przegapić jednego z najbardziej spektakularnych cudów afrykańskiej natury. Wschodu słońca. Tej palety barw nie da się opisać słowami, ciężko oddać je również na zdjęciu. Czerwień, pomarańcz, fiolet, niebieski, żółty i wiele innych odcie-
150
151
152
153
ni tych kolorów eksploduje na niebie, a podnoszące się słońce wypiera zimno nocy. Kawa, oczywiście podgrzewana w obozowym kociołku, działa jak olej i budzi we mnie nowego ducha łowieckiej przygody. Ponieważ czas naszej podróży kurczy się zawsze w szybkim tempie, od rana zaczynamy przygotowania. Test broni – obowiązkowy przed pierwszym podchodem. Ja wybrałem mojego Savage’a w kalibrze 30.06. Oczywiście, istnieje zawsze możliwość wypożyczenia broni na farmie, ale ja wolę polegać na sprawdzonych rozwiązaniach. Po kilku strzałach i małej korekcie na lunecie Leupold VX6, czas rozpocząć łowy.
wodnicy, szybko znajdują trop starego byka. Niestety przy tym wietrze nie ma szans na podchód i musimy odłożyć nasze polowanie na dzień następny. Teraz albo nigdy Na szczęście następnego ranka wieje słabiutko i zapowiada to zdecydowanie większe mozliwości niż poprzednio. Pakujemy się na pickupa i ruszamy w łowisko. W tym samym miejscu co wczoraj szukamy śladów, a ja z moją świeżo nabytą wiedzą pokazuję swoim przewodnikom, co odkryłem na piasku. Potwierdzają, że to może być ten sam stary byk. Tak cicho, jak to możliwe, przedzieramy się przez gęste ciernie, a uwierzcie mi, nie jest to łatwe. Jak macki ośmiornicy busz oplata ubranie i nie chce puścić cię dalej. Do tego należy robić to wyjątkowo cicho. Nie mogę się nadziwić, jak moich dwóch przewodników toruje drogę w gęstwinie. Nagle zamierają, zbliżając się do filara małego wzgórza. Przez lornetkę widzę, dlaczego. Byk kudu jest około 400 m przed nami. Mocny, stary byk, którego wcześniej widziałem przez kamerę z łowiska. Pozostaje spokojny, cichy podchód, bez pośpiechu. Oby nie dać się złapać myśliwskiej gorączce!
Powiew wiatru Siedzę na pace pickupa, który wiezie nas w miejsce, skąd rozpoczniemy podchód. Wiatr wieje mi w twarz, ale to tylko przez pęd samochodu. Zwykle w Afryce wiatr jest problemem, ponieważ zmienia często kierunek i znacząco utrudnia podchód oraz podejście zwierzyny. Dlatego też na początku koncentrujemy się na odnalezieniu śladów kudu na ziemi. Muszę przyznać, że wśród mnogości tropów na ziemi dla mnie jest to zadanie nie do ogarnięcia. Na szczęście Divan i Jonny, moi prze-
154
155
Jak Indianie Każdy podchód polega na dostaniu się jak najbliżej zwierzyny. Divan wie, że jest to moja pasja. Co może być bardziej ekscytującego niż podejście zwierzyny na bliski dystans. Budzą się we mnie pierwotne instynkty. Czuję się jak Indianin – skradam się, czołgam, wykorzystując zakamarki terenu. Nie jest to łatwe, ale na tym polega podchód. Powoli zbliżamy się do celu, jestem teraz około 50 m od byka. Niestety z tej pozycji byka zasłania duży liść i musimy ją zmienić, mając świadomość, że przy takiej odległości najmniejszy hałas może zniweczyć trud naszego długiego podchodu.
nak jeden problem: obecnie nie widzimy go wcale. Ale musi tam gdzieś być. Gdyby zaczął uciekać, usłyszelibyśmy go. Wychodzimy z założenia, że być może skończył swoje śniadanie i położył się w wysokiej trawie. Mój przewodnik szepcze mi do ucha, że rzuci kamykiem, a ja mam być gotowy do natychmiastowego strzału. Chcę użyć ZF z małym powiększeniem, jak do polowania pędzonego. Cieszę się, że mój Leupold VX 6 może być ustawiony na jednokrotne powiększenie. Włączam podświetlenie punktu i jestem gotowy. Spełnione marzenie Dokładnie w momencie, kiedy Divan przystanął, aby podnieść kamień, imponujące kudu pojawiło się tuż przed nami. Gdybym był niedoświadczonym myśliwym i nie był przygoto-
Stan gotowości Pozostało mniej niż 30 kroków do miejsca, w którym będziemy mogli wykonać czysty strzał. Pozostaje jed-
156
wany do strzału, zapewne nie oddałbym go. To było nieprawdopodobne – masywny, wielki byk tuż przed nami wypełniał cały obiektyw lunety. Posłałem kulę bez zastanawiania się. – Perfekcyjny strzał – wymruczał Divan i klepnął mnie potężnie w plecy. Ja czułem tylko, jak szybko bije moje serce i jak spocone są moje dłonie. Kudu po przyjęciu kuli przeszedł jeszcze 50 m i spisał testament. Jak w transie słyszałem gratulacje kolegów. Marzenie się spełniło. Potrzebuję trochę czasu, żeby ochłonąć i odtworzyć całość w myślach raz jeszcze. Amunicja Superformance Hornady spisała się znakomicie. W takich chwilach trudy podróży, przygotowań czy formalności odchodzą w niepamięć i zaczynamy w głowie układać plan następnego łowieckiego wyjazdu.
Teraz już wiecie, czym jest moja myśliwska gorączka? Jeśli podobają się Wam historie łowieckie Team Winz i chcielibyście wybrać się z Michaelem i Simone na polowanie, napiszcie do nich na adres: team-winz@web.de
157
158
159
Co warto wiedzieć o IPSC?
Chyba każdy widział w sieci lub w telewizji zawodników szybko poruszających się pomiędzy szykanami i strzelających do tarcz lub poperów, mających na karku sędziego ze stoperem. Teraz już wiem, że ten człowiek stojący tuż za strzelcem to Range Officer. A nowa, dynamicznie rozwijająca się w naszym kraju dyscyplina strzelectwa to IPSC – International Practical Shooting Confederation TEKST: MACIEJ PIENIĄŻEK ZDJĘCIA: WWW.IPSC-PL.ORG, GAZETA ŁOWIECKA
D
o wyjazdu 29 lipca na zawody IPSC „Letnia Strzelba o Puchar Prezesa Wielkopolskiego Związku Strzelectwa Sportowego” namówiła mnie Magda Niedzieska, prezes FAM Pionki, która, jak sama przyznaje, połknęła bakcyla strzelań dynamicznych. Ale zanim opowiem, co zobaczyłem w Rybieńcu pod Toruniem, parę słów na temat samej dyscypliny, bowiem IPSC to oczywiście nie tylko strzelanie ze strzelb.
dyscyplinie sportu uczestniczyli poza granicami naszego kraju w Międzynarodowych Mistrzostwach Niemiec – IPSC German Open. Z kolei Pierwsze Międzynarodowe Mistrzostwa Polski odbyły się w Zabrzu w 1999 roku. Obecnie, jeśli wejdziecie na stronę www.ipsc-pl.org, zobaczycie, jak wiele zawodów mamy teraz w Polsce. „Letnia Strzelba…” w Rybieńcu Strzelnica w Rybieńcu to zupełnie inny obiekt niż strzelnice PZŁ, na których możemy uprawiać sześciobój strzelecki. Zawody „Letnia Strzelba o Puchar Prezesa Wielkopolskiego Związku Strzelectwa Sportowego” odbywały się na 9 torach. Na 8 przeprowadzano rywalizację śrutową, na jednym zawodnicy strzelali pociskami typu brenneke. Tory to otoczone wałem kulochwytu półkola lub prostokąty, gdzie za przesłonami znajdują się cele umieszczone w różnej odległości i wysokości. Tory położone są jeden obok drugiego. Między innymi dlatego, o czym napiszę dalej, że bezpieczeństwo jest tutaj traktowane bardzo serio. Przed rozpoczęciem strzelania na każdym torze zawodnicy mają czas (3–4 minuty) na zapoznanie się z układem toru oraz celów,
Trochę historii… Dzieje IPSC sięgają lat 40. ubiegłego wieku, kiedy to FBI doszło do wniosku, że statyczne treningi agentów nie sprawdzają się w praktyce podczas dynamicznej akcji. Dzięki temu, m.in. ze służbowego strzelania zza zasłon, z samochodów, okien itp., a także z różnego rodzaju broni pojawiła się dyscyplina strzelecka, która ma swój międzynarodowy regulamin i którą, jak się szacuje, uprawia na świecie około 70 tys. osób, w tym ponad 800 w naszym kraju. Historia IPSC w Polsce zaczęła się w październiku 1996 roku w Kołobrzegu, gdzie odbyło się zebranie założycielskie Związku Strzelectwa Praktycznego. W lipcu 1997 roku nasi zawodnicy (B. Żyła i J. Lipka) jako pierwsi reprezentanci Polski w tej
162
163
164
165
166
167
który praktycznie na każdych zawodach jest inny. Następnie według kolejności zawodnicy stają w miejscu startu i oczekują na komendę sędziego. Ponieważ na torach należy oddać między 10 a 25 strzałów, każdy z zawodników nosi amunicję na specjalnych pasach i ładownicach dedykowanych do tej konkurencji. Ruch, presja czasu i skupienie konieczne do ukończeniu toru sprawiają, że zawody są bardzo widowiskowe. Ważna jest taktyka, z jakiej pozycji strzelać do których celów i kiedy ładować broń. To wszystko ma fundamentalne znaczenie, ponieważ poza celnym strzelaniem liczy się czas. Do tego bezwględna dbałość o bezpieczeństwo. Najmniejsze naruszenie regulaminu skutkuje natychmiastową dyskwalifikacją i zakończeniem zawodów – może warto przenieść ten zwyczaj na strzelnice myśliwskie… Są również, inaczej niż w klasycznym strzelectwie sportowym, punkty karne za trafienie w tarcze „nie strzelać”. Zacięcia, problemy z bronią czy amunicją są problemem zawodnika, nie ma powtórek – tak jak w życiu. Na zawodach w Rybieńcu zwróciliśmy m.in. uwagę na to, jak duża jest liczba strzelających pań – znacząco większa niż Dian na zawodach myśliwskich. W zawodach brało udział 80 strzel-
ców, a należy podkreślić, że dane mi było zobaczyć zaledwie fragment IPSC, ponieważ nie było tutaj strzelań pistoletowych czy karabinowych. Ponieważ wychodzę z założenia, że jak czerpać wiedzę, to u źródła, podczas zawodów w Rybieńcu poprosiłem o rozmowę Łukasza Borkowskiego – dyrektora regionalnego IPSC Polska (na zdj.). Maciej Pieniążek: W Polsce w zeszłym roku obchodziliśmy 20-lecie IPSC. Jak rozwój tej dyscypliny wygląda w naszym kraju? Łukasz Borkowski: Do Polski IPSC trafiło zza Odry, od naszych niemieckich sąsiadów. Ale również nasi inni sąsiedzi, głównie Czesi i Słowacy, są wielkimi pasjonatami IPSC. Obecnie w naszym kraju do Federacji jest zapisanych 860 osób. Na dzisiejszych zawodach strzelacie tylko ze strzelb, ale IPSC to przecież nie tylko broń gładkolufowa… Oczywiście. Strzelamy z pistoletów, czyli z broni krótkiej, z karabinów i ze strzelb. Konkurencji w IPSC mamy pięć: broń krótka, broń długa – gładkolufowa, karabin centralnego zapłonu, tutaj głównie występuje kaliber .223 i strzelamy na dystansie do 300 m.
168
169
Dodając do tego presję czasu i wymuszone przez organizatorów pozycje, w jakich możemy oddać strzał, a także fakt, że cele mogą być ruchome lub ukazywać się w określonych sekwencjach czasowych, dyscyplina ta nie jest prosta. Kolejną konkurencją jest „mini rifle”, czyli karabin samopowtarzalny bocznego zapłonu. Ostatnia konkurencja to Action Air, nie używamy w niej broni, tylko popularną ASG na 6-mm kulki BB. Ma ona tę zaletę, że można ją przeprowadzić w dowolnym miejscu, nie wymagana jest strzelnica i świetnie nadają się do tego celu powierzchnie wystawiennicze pod dachem. W tej konkurencji odbyły się ostatnio w Hongkongu pierwsze mistrzostwa świata. Brało w nich udział pięciu zawodników z Polski.
startuje z tzw „pompką”, druga kategoria to Standard. Tutaj zawodnik ma również strzelbę z magazynkiem rurowym, ale może to już być strzelba samopowtarzalna. Trzecia kategoria to MODIFIED – tutaj również jest strzelba samopowtarzalna, ale może być ona wyposażona np. w kompensator czy też kolimator. Ostatnią klasą jest Open, w której zawodnicy mogą używać każdego rodzaju wymienionych strzelb, plus strzelb z magazynkiem pudełkowym. Mamy także oddzielny podział wewnątrz klas sprzętowych na kategorie zawodnicze takie jak: Lady, Junior czy Senior. O popularności IPSC świadczy liczba odbywających się zawodów. Ile takich imprez odbywa się w sezonie w Polsce? Warunkiem zrobienia dużych zawodów IPSC jest długi dzień. Dlatego praktycznie zawody odbywają się od wiosny do jesieni. Poza tym, zmarznięte palce nie służą szybkiemu i precyzyjnemu ładowaniu i posługiwaniu się bronią. Tak dużych, rankingowych zawodów w strzelbie, jak dzisiejsze, w których mamy ponad 80 uczestników i 9 torów, planowanych na ten rok jest pięć. Odbyły się już mistrzostwa Polski, w których było 12 torów i zawody miały rangę mię-
Widziałem, że zawodnicy podzieleni są na klasy. Na czym to polega? Na zawodach strzelbowych IPSC mamy wyodrębnione cztery klasy sprzętowe. W zależności od tego, jaką bronią strzela zawodnik, jest on przypisany do określonej klasy. Chodzi o to, by zawodnicy konkurowali ze sobą, mając podobne możliwości sprzętowe. Stąd cztery główne klasy sprzętowe broni. Pierwsza z nich to Standard Manual, gdzie zawodnik
170
171
172
173
dzynarodową. Oczywiście, w IPSC najbardziej popularny jest pistolet, a to ze względu na najmniejszą barierę cenową. I tutaj tych zawodów mamy znacząco więcej.
praktyczny z pistoletu. Natomiast na zawody regionalne może przyjechać każdy posiadacz broni. Należy się na nie po prostu zapisać, a wszystkie informacje można znaleźć na naszej stronie internetowej: www.ipsc-pl.org
Jeśli chcemy zacząć strzelać IPSC, to co należy zrobić? Jest to strzelectwo sportowe. By wziąć udział w zawodach wyższej rangi, trzeba być członkiem Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego, czyli mieć patent i licencję. Następnie należy zapisać się do Regionu IPSC, co wiąże się ze zdaniem egzaminu, najpierw teoretycznego, podczas którego głównie pytamy o przepisy i bezpieczeństwo, a następnie egzamin
A potem trenować, trenować i jeszcze raz trenować? Istotą strzelań IPSC jest przejście zbudowanego przez organizatorów toru i trafienie wszystkich celów w jak najkrótszym czasie. Tory są w zasadzie niepowtarzalne i ich kształt zależy od inwencji organizatorów. Dlatego, szczególnie w strzelbie z magazynkiem rurowym, bardzo ważnym aspektem jest szybkość ładowania.
174
I to możemy trenować nawet w domu. Pozostałe elementy to już ilość wystrzelanej amunicji na strzelnicy.
ści wszystkich zawodników. Strzelec, który osiągnął największy faktor, wygrywa tor. Następnie zawodnicy, w zależności od zajętych miejsc, dostają możliwe do zdobycia punkty, które sumuje się dla każdego toru. Nie jest to takie proste i na pierwszy rzut oka nie widać, kto wygrywa. Obserwujemy oczywiście biegłość zawodnika, natomiast wyniki i miejsca są wiadome po zakończeniu wszystkich konkurencji przez wszystkich zawodników.
Jak wygląda punktacja w IPSC? Bo mamy dwa główne faktory: czas i ilość celnych strzałów… I to powoduje, że sposób liczenia wyników jest naprawdę skomplikowany. W strzelectwie sportowym sprawa jest prosta, mamy tarcze, zliczamy punkty i wiemy, kto ile wystrzelał. Natomiast w naszej dyscyplinie jest to zdecydowanie trudniejsze. Zdobyte na danym torze przez zawodnika punkty dzieli się przez czas i powstaje tzw. Hit factor. Następnie porównujemy ze sobą te warto-
Dziękujemy za przybliżenie nam zasad IPSC. Z pewnością będziemy śledzić dalszy rozwój tej dyscypliny w naszym kraju.
175
B
176
Benelli SuperNova Comfort
Benelli M2 SP Comfortech
177
Zawody o P
Puchar 4hunting.pl
Strzelnica w Łącku była 15 lipca miejscem zmagań 132 zawodników o Puchar 4hunting.pl. Zawodom towarzyszyło mnóstwo atrakcji! TEKST: ALEKSANDRA SZULC ZDJĘCIA: PRZEMYSŁAW JANIKOWSKI
Ś
wietna atmosfera, rewelacyjna organizacja, pyszne jedzenie, smakowite wildburgery i kapitalne nagrody to pochwały, które najczęściej słyszeliśmy w trakcie zawodów i po nich. W sześcioboju myśliwskim zawodnicy strzelali w trzech klasyfikacjach: mistrzowskiej, powszechnej i Dian. Szczegółowe wyniki na stronie: Dziczyzny nie brakowało O kulinaria zadbał Kuba Wolski ze swoją Dziką Kuchnią oraz sympatyczni panowie z firmy Provincja, którzy nie tylko serwowali znakomite pasztety, schaby, wędzonki, kabanosy, ale opowiadali także o technologii przerobu dziczyzny i o możliwości skorzystania z oferty przerobu w Provincji każdego upolowanego przez nas zwierza. Przemek kontra Przemek Wielkie emocje wywołała rywalizacja dwóch znanych i lubianych Przemków – Malca i Janikowskiego. Było naprawdę interesująco, a jak się to wszystko zakończyło, proponuję obejrzeć w Darz Bór TV na Adventure HD lub YouTube. Szczęśliwy los Oprócz emocji związanych z rywalizacją między strzelcami, nie lada emo-
180
181
182
183
184
185
cje sprawiło losowanie nagrody dodatkowej – broni, a konkretnie bocka firmy Fair. Zawodnik, który wylosował szczęśliwy los, pewnie do tej pory nie wierzy w farta, bo to kosztowny prezent. Zwieńczeniem zawodów była uczta kulinarna, czyli dwa pieczone dziki, których smak, zapach i aromat wspominamy do dziś. Kolejny powód, dla którego te zawody zapamiętamy na zawsze, to fakt, że ostatni zawodnicy kończyli konkurencje po pierwsze w strugach ulewnego deszczu, a po drugie w trakcie finałowego meczu mundialu Francja– –Chorwacja. Organizator zadbał na szczęście o kibiców futbolu i strzelnica w Łącku zamieniła się w swoistą strefę kibica, gdzie na dwóch ekranach mogliśmy oglądać zmagania piłkarzy. Organizator zawodów Przemek Janikowski szczególnie dziękował Zarządowi Okręgowemu PZŁ w Bydgoszczy za wsparcie oraz udostępnienie strzelnicy. A my już nie możemy doczekać się kolejnej edycji zawodów o Puchar 4hunting.pl
186
187
JESIENNA PROMOCJA BUTY HÄRKILA TRAPPER MASTER GTX wodoodporne i oddychające membrana Gore-Tex® Surround waga tylko 571g cholewka z mocnej cordury
188
Sklep internetowy www.DoLas tel: 22 42 82 888, 22 24 55 444
Supercena:
1069 zł
849 zł
su.pl Salon Myśliwski DoLasu czynny: poniedziałek-piątek 9:00-17:00 email: dolasu@dolasu.pl 189
Łajka jakucka – pie
es z dalekiego kraju
Wybierając temat tego artykułu, przeczytałem swoje wcześniejsze opracowania o łajce zachodniosyberyjskiej i karelskim psie na niedźwiedzie. Zacząłem się zastanawiać nad sensem pisania o następnym szpicu, ale pomyślałem, że skoro można rozgraniczać kaliber 222 REM i 223 i na ten temat prowadzić zażarte dysputy, to dlaczego nie brać na warsztat kolejnego szpica? Szczególnie tak egzotycznego, pochodzącego z dalekiego kraju TEKST I ZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA www.charyzmat.pl
Z
acznijmy więc od kraju, z którego pochodzi ten pies. Jakucja – ziemia wschodniej Syberii, jedno z największych terytoriów administracyjnych na świecie, o którym nie wie 99% ludzi w Europie. Mieszka tam raptem około 100 tys. ludzi. Kraina, gdzie padł światowy rekord zimna wynoszący ponad 70 OC. Oczywiście na minusie. W lecie temperatury w niektórych rejonach sięgają +40 OC, a zahibernowane mamuty są tak powszechne, jak u nas prawdziwki na jesień. Jeśli na jakimś wystawnym raucie zobaczymy cztery panie z diamentami na palcach, to od razu możemy założyć, że jedna ma kamienie z Jakucji,
gdyż co czwarty wydobywany diament na ziemi pochodzi właśnie stamtąd. Dodam jeszcze, że rocznie wydobywa się tam bez mała 20 ton złota, a rdzenni mieszkańcy tej krainy to naród niezwykły. Skromny, gościnny i niezwykle honorowy. Nacechowany zaletami, jakich próżno szukać w naszym ,,cywilizowanym” świecie. Wzorzec psich cech Wracając do meritum, czyli do naszego bohatera, psa pluszaka mieniącego się psem myśliwskim, omówmy jego eksterier. Tym, co zauważamy od razu, jest niezwykły ,,wyraz twarzy” czworonoga. Oczy są niezwykle sze-
192
roko osadzone, uszy jeszcze szerzej. Głowa sprawia wrażenie płaskiej i jakiejś takiej… ludzkiej. Pies jest dość duży, lekkiej budowy, choć jego kolejna cecha nieco zaburza ten obraz. Chodzi o okrywę włosową. To pierwsza różnica odróżniająca tego czworonoga od innych szpiców. Otóż włos ten jest niezwykle miękki i długi, zupełnie inny niż u kareli i łajek zachodniosyberyjskich. Wiele psów, które były słabe, nie wykazywały cech łowieckich, nie chciały ciągnąć sań i niszczyły pułapki myśliwych było od razu zabijanych, a z ich skór wykonywano ubrania na długie jakuckie zimy. W naszym świecie to okrucieństwo nie do pomyśle-
nia, ale na dalekiej Północy użytkowość hodowanego zwierzęcia jest cechą nadrzędną. Tak było od wieków i dlatego właśnie bardzo trudno znaleźć wśród szpiców psy nierówne, z wadami genetycznymi i niestabilne charakterologicznie. Dlatego właśnie łajki jakuckie są wzorcem psich cech. Są używane często do dogoterapii, gdyż każdy objaw agresji był u nich od razu eliminowany. Ludzie dalekiej Północy nie mieli luksusu sentymentów. Ekstremalne warunki klimatyczne wymuszały ekstremalną selekcję zwierząt, które im towarzyszyły. W tamtych warunkach to była i jest oczywistość.
193
194
195
196
197
Kosmaty oryginał Wielu czytelników zada sobie pytanie, w jakim celu piszę o tak niezwykle rzadkim psie i czy będzie on potrafił polować w naszych łowiskach. Oczywiście dla kogoś, kto całe życie jeździł tylko jedną marką samochodu, nawet najbardziej popularna – lecz inna – będzie abstrakcją. Podobnie jest z psami. Wielu młodych ludzi szuka czegoś, co jest odmienne od zwyczajności. Inne od obowiązujących standardów i powszechnie wyznawanych dogmatów. Chce ustanawiać swoje standardy i wprowadzać zmiany, których są prekursorami. Niczym w piosence Kombi: „Każde pokolenie chce zmieniać świat…”. Dlatego też w moich artykułach muszą pojawiać się takie kosmate oryginały, jak łajka jakucka – aby umożliwić poznanie psów, które są inne niż każdy pies, którego zobaczymy na polowaniu.
dzo pierwotnego psa polowanie ma jeden cel. Zdobyć mięso. Co z tego wynika? To, że poluje on na wszystko, od latających motyli i ważek po żaby, wiewiórki i myszy. Ukierunkowanie tej wrodzonej genetycznie pasji jest niezwykle proste, zupełnie jak u lisa czy jastrzębia gołębiarza. Po prostu, jeśli dużo polujemy na dziki, łajka będzie polowała tylko na czarnego zwierza. A jeśli jesteśmy łowcą tumaków… Cóż, ten niezwykły pies będzie je wyszukiwał wszędzie, wpędzał na drzewo i z pasją oszczekiwał. Po to, abyśmy celnym strzałem zakończyli sprawę. To jest właśnie kolejna cecha, jaką ten niezwykły pies musiał sobie wyrobić, aby przetrwać. Przystosowanie. Urodzony łowca Jeden z pierwszych spacerów wprawił mnie niemal w osłupienie. Temperatura sięgała +30 OC, a puszysta kula ze spojrzeniem tygrysa wyluzowana biegała sobie, nie okazując wielkiego zmęczenia. Po przybyciu nad Pilicę suka ze spokojem weszła do wody, do linii grzbietu, popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, dlaczego ja tak nie robię i wyszła z wody, wytrząsając kilka litrów z namokniętego futra. W pewnym momencie spragniony gołąb zniżył lot, chcąc wylądować na brzegu, aby
Czy z łajką jakucką można polować? Miałem jakiś czas temu przyjemność pracy z tym północnym psem. W zasadzie można powiedzieć, że jest to czworonóg ukierunkowany tylko i wyłącznie na polowanie oraz zdobycie pokarmu. Tak, właśnie na zdobycie pokarmu. W rozumieniu tego bar-
198
199
ugasić pragnienie. Łajka zrobiła rzecz, jakiej nie widziałem nigdy wcześniej. Mimo że była nasączona jak gąbka i na pewno cięższa o kilka kilogramów, odbiła się od ziemi jak wystrzelona z katapulty i na wysokości około dwóch metrów otwartą szeroko kufą kłapnęła tak blisko przelatującego dachowca, że ten w panice dołożył mocy silnikom do tego stopnia, iż udało mu się uratować życie. Stracił tylko kilka piórek, które niczym spaliny z odlatującego awaryjnie odrzutowca spadały na ziemię, świadcząc o niezwykłej sprawności psa. Moja mina musiała być całkiem nieciekawa, bo suka zupełnie mnie ignorując, pobiegła na łąkę, gdzie natychmiast rozpoczęła łowy na myszy…
chając ogonem i przyprowadzając mnie na miejsce. Szczekała bardzo oszczędnie, tylko na żywego zwierza i oczywiście tylko na oko, co jest naturalne dla szpicy. Pod jednym warunkiem Oczywiście przestrzegam wszystkich, którzy chcą nabyć łajkę jakucką lub jakąkolwiek łajkę, wierząc, że ta rasa nie wymaga zbyt dużego kontaktu z człowiekiem. Pamiętać należy, że na dalekiej Północy jest bardzo mało ludzi. I na jednego człowieka przypada na pewno jeden pies. Co najmniej. W związku z tym psy są bardzo zżyte z ludźmi i źle znoszą rozłąkę. Oczywiście, są w stanie sobie z nią mentalnie poradzić, ale dziczeją i zaczynają polować samodzielnie, nie uznając człowieka jako członka stada. Każdemu, kto pyta mnie, czy kupić łajkę jakucką, zachodniosyberyjską, wschodnioeuropejską lub karelskiego psa na niedźwiedzie, mówię, że oczywiście może to zrobić. Ale pod jednym warunkiem: połowę swojego życia będzie poświęcał na polowanie. Jeśli tak nie będzie, na pewno tego typu pies będzie zakupem nietrafionym. Ponieważ on pragnie polowania jak dzisiejsza młodzież internetu… Chciałbym przeprosić za porównanie, ale bardziej obrazowo nie umiem tego wytłumaczyć.
Cierpliwa i niezawodna Łajka na każdym spacerze starała się nie tracić kontaktu wzrokowego ze mną, co nie oznaczało wcale, że plątała mi się pod nogami. Wręcz przeciwnie. Wszystko, co tylko poruszyło się w zasięgu wzroku, natychmiast wywoływało krótką pogoń w celu sprawdzenia, czy aby nie da się schwytać. Położone ścieżki tropowe łajka wypracowywała z wielkim spokojem i cierpliwością, doprowadzając niezawodnie do zgasłego zwierza, którego od razu oznajmiała, energicznie ma-
200
201
Zapraszamy do Ja
asionki!
W dniach 21–23 września w G2A Arena Centrum Wystawienniczo-Kongresowym Województwa Podkarpackiego w Jasionce odbędzie się II edycja Targów Łowiectwa i Leśnictwa „CARPATHIA HUNTING & FORESTRY” – jedynego takiego wydarzenia w południowo-wschodniej Polsce TEKST I ZDJĘCIA: HUBERT HAMULECKI
P
odobnie jak w roku ubiegłym, w targach wezmą udział wiodące firmy w branży leśnej i łowieckiej. Ponadto organizatorzy przygotowali szereg imprez towarzyszących. Będą to m.in.: prezentacje broni, warsztaty z zakresu elaboracji amunicji, pokazy psów myśliwskich, wystawa trofeów łowieckich, pokazy mody, pokazy kulinarne, wystawa fotografii, zawody strzeleckie na symulatorach oraz wiele innych atrakcji.
Wyjątkowy Kongres Ponadto 22 września, w trakcie targów, na sali kongresowej odbędzie się I Międzynarodowy Kongres Kynologii Łowieckiej. Pojawią się na nim reprezentanci 12 klubów ras zrzeszonych przy Zarządzie Głównym PZŁ, osoby związane ze Związkiem Kynologicznym w Polsce wraz z sędziami eksterieru o randze krajowej i międzynarodowej, osoby reprezentujące środowisko naukowe, grupy podkładające psy myśliwskie na polowaniach zbiorowych, reprezentacje klubów ras z Ukrainy, Białorusi, Czech i Słowacji, reprezentacje wszystkich grup psów ras myśliwskich FCI oraz środowisko weterynaryjne. Będzie to pierwsze tego rodzaju wydarzenie w Polsce.
204
205
206
207
208
209
210
Warto tu być! Pierwsza edycja Targów Łowiectwa i Leśnictwa „CARPATHIA HUNTING & FORESTRY” odbyła się we wrześniu 2017 roku i zgromadziła kilka tysięcy osób, zbierając świetne recenzje zarówno od wystawców, jak i odwiedzających. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku do Jasionki przybędzie jeszcze więcej wystawców i gości. Serdecznie zapraszamy!
211
212
213
214
215
Następne wydanie Gazety Łowieckiej w październiku. Darz Bór!