FOT. ARCHIWUM PRYWATNE/JAKUB GIETKA
str. 42 | 43
tym przysłowiowym „kołem napędowym”. Niemniej jednak lektorat pozwolił mi nie tylko odnaleźć znajomego, z którym po dziś dzień jestem w kontakcie, lecz także odkryć wewnętrzną potrzebę niesienia pomocy innym. Nic nie bierze się bez przyczyny, więc powziąłem postanowienie, że będę czytał po angielsku około 10 stron dziennie. Jak najlepiej chciałem się przygotować do zadań reading comprehension na egzaminie końcowym. Wśród młodych ludzi panuje przekonanie, że języka można się nauczyć tak po prostu – w krótkim czasie i bez większych wyrzeczeń. Natomiast ja uważam, że każda dodatkowa godzina nauki nas wzbogaca i że te tzw. stare, żmudne metody wcale nie są takie złe. Słowo pisane rozwija każdego – czytanie inspiruje do podejmowania działań w różnych sferach. Zrozumiałem, że właśnie te small steps prowadzą do celu. Bardzo duży wpływ na mnie wywarła książka pt. The Slight Edge. Zamówiłem ją jeszcze kilka lat temu na Amazon i już wtedy była naprawdę droga. Czytając ją, można było zaczerpnąć wiele interesujących cytatów, w tym ten, który pamiętam do dziś i który może być użyteczny przy wielu okazjach: „Nieważne, jak długo trwa jakiś proces, ważna jest jego częstotliwość”. Ta książka nawołuje do wyjścia ze swojej strefy komfortu, do pushing yourself beyond the limits. Do czasu matury nie widziałem za bardzo celu w swoim życiu, tego, do czego mam zmierzać. Ta publikacja całkowicie zmieniła mój stosunek do życia. Dzięki niej zrozumiałem, że to małe kroki pozwalają stworzyć małe pozytywne habits, prowadzące do osiągnięcia sukcesu.
Oprócz książki The Slight Edge, co jeszcze wywarło na Pana duży wpływ, co było tym przełomowym doświadczeniem? W roku 2018 jednym z przedmiotów, jakie miałem na profilu menedżersko-administracyjnym w LO im. Prezydenta Ignacego Mościckiego w Zielonce, były podstawy prawa administracyjnego. Uczyłem się w trybie indywidualnym ze względu na niepełnosprawność, nauczyciele przyjeżdżali do mnie do domu. W pewnym momencie jedna z pań nauczycielek powiedziała: „Kuba, ja widzę, że Ty w przyszłości założysz własną firmę”. Początkowo w ogóle to do mnie nie docierało, nie absorbowało praktycznie moich myśli, zwłaszcza że myliłem nazewnictwo związane z księgą przychodów i rozchodów, sądząc, iż nie będzie mi potrzebne. Chciałem po prostu pójść na studia i w jakiś sposób, wtedy jeszcze nieokreślony, normalnie żyć... Moi Rodzice zawsze mnie wspierali, zwłaszcza tata bardzo zachęcał mnie do założenia własnej firmy. Już wtedy interesowałem się projektowaniem stron internetowych. I tak się zaczęło. Po przeczytaniu tej książki zrozumiałem, że należy wykorzystywać okazje, które się nadarzają. Wiedziałem, że mogę mieć swoją firmę, aplikować o dofinansowanie unijne, a na studiach uzupełnić i poszerzyć swoją wiedzę. Od maja 2019 r. prowadzę więc swoją działalność gospodarczą związaną z projektowaniem stron internetowych, ulotek, wizytówek, a także od niedawna udzielam jeszcze korepetycji z języka angielskiego. Początkowo myślałem, że cały ten pomysł był po prostu crazy, lecz bardzo szybko okazało się, że wcale nie jest to takie rocket science. Być może dlatego podjąłem studia w obszarze finansów i rachunkowości, które początkowo wydawały mi się niepotrzebne, a dzisiaj są praktycznie nieodzowne, abym mógł zrozumieć wszystkie mechanizmy gospodarcze na świecie. Własna firma to nie jedyna sfera Pana aktywności. Mając doświadczenia w udzielaniu pomocy koleżeńskiej w ramach lektoratu na studiach licencjackich, chciał Pan przekuć tę dobrą energię w bardziej formalne ramy. Miał Pan pomysł stworzenia fundacji... Tak, idąc tokiem myślenia, że warto szerzyć dobro, które z pewnością do nas wróci, miałem zamysł, żeby skierować pomoc nie tylko do osób z niepełnosprawnościami, ale także do takich, którym trudno odnaleźć się w życiu. Sama idea powstawała w mojej głowie już wiele lat i gdyby nie lektorat oraz zapoznanie Krzyśka, nie mógłbym wskoczyć na „właściwe tory”. Oczywiście pandemia i obowiązki studenckie wyhamowały wdrożenie tej idei w życie, jednakże mam nadzieję, że już niedługo uda nam się uzyskać wpis do KRS. Ktoś mógłby się zapytać, czy nie jest jeszcze zbyt wcześnie na wprowadzenie takiej inicjatywy, przecież dopiero wkrótce będziemy kończyć studia pierwszego stopnia. Uważam, że w dzisiejszym świecie kwestia life coaching nigdy nie była jeszcze tak istotna jak teraz. Ludzie potrzebują stosownego bodźca do działania, aby nie zatracić się w wirze codziennego życia. Przykładowo, spójrzmy na czas pandemii – większość pracodawców musiała się dostosować do panujących obostrzeń, a nauczanie odbywało się zdalnie. W takich właśnie momentach konieczne jest dobre zarządzanie własnym czasem, bo przecież nie uda nam się go cofnąć i zrobić czegoś inaczej. Wiele osób bagatelizuje znaczenie czasu, a co za tym idzie – nie jest w stanie cierpliwie docierać do celu. Chciałbym więc inspirować ludzi do podejmowania wyzwań – wychodzenia ze strefy komfortu, co początkowo bywa trud-