���������������������������������������������
T H E
P O L I S H
T I M E S
17
Złotopolscy kosmici lądują!
22
Kac multikulturowy
goniec
Święta last minute ����
���������������
������������������������
���������������������
str. 4-7
goniec
����
���������������
���������������������������������������������
goniec
����
��������
���������������������������������������������
4 temat tygodnia
Święta ���������������������������������������������
last minute
Dominik Waszek
Kto trochę na Wyspach pomieszkał już wie, że tutejsze święta do polskich mają się nijak. I nie chodzi o różnice w tradycjach, ale o to, czy jeszcze jakakolwiek tradycja istnieje. To, co dzieje się tutaj pod koniec grudnia, niewiele ma wspólnego z pamiątką narodzin Zbawiciela. X-Man wyparł Chrystusa, X-mas Boże Narodzenie i wszystko jest teraz X – wielką niewiadomą. Stres, pośpiech, szaleństwo zakupów i prezenty „last minute” – tyle ze świąt zostało.
– Te święta tutaj to wiesz... – mawiają między sobą Polacy. I to „wiesz” to całkiem pojemny worek, w którym mieszczą się wszelkie różnice między tym, co pamiętamy z dzieciństwa, a tym jak to jest tutaj. „Wiesz” znaczy, że śnieg nie chrzęści pod butami i para nie leci z ust, gdy się śpiewa kolędy. „Wiesz” znaczy też, że w domu nie pachnie barszczem, a indyk choćby nie wiem jak się nadymał, rodzimemu karpiowi do płetw nie dorasta. „Wiesz” to innymi słowy brak świątecznej atmosfery. Te święta tutaj to wiesz... – zakupowe szaleństwo na High Street, stres, czy na wszystko nam wystarczy, czasu i pieniędzy, szablonowe życzenia hurtem wysyłane do wszystkich i wszędobylski, rozpromieniony Santa zamiast Pana Jezusa w żłóbku i pochylonej nad nim Maryji.
goniec
����
���������������
goniec
����
��������
���������������������������������������������
���������������������������������������������
Pieniądz wygrywa z tradycją Polska para – Iwona i Tomasz – mieszka w podlondyńskim Didcott. To dziura, której pustkę najpełniej odkrywa satelitarny obraz w Googlach. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to potężne kręgi kominów elektrowni i prostokąty olbrzymich magazynów w równych rzędach. Właśnie w jednym z nich spędzą dzień Wigilii, a pewnie i Sylwestra. – Zbieramy na ślub i wesele – rozgrzesza się Iwona. – Poza tym, przyjeżdża do nas moja siostra ze szwagrem, więc sama wieczerza będzie jak najbardziej rodzinna. Zrobimy coś na szybko, siostra pomoże. Nie są jedynymi, którym inne pojmowanie świąt przypada do gustu i którzy znajdują w nim szansę na poprawę swego bytu. – Będę pracował – mówi Wojtek, kucharz w jednej z restauracji na lotnisku Heathrow. – Całe święta, potem także w Sylwestra i Nowy Rok. Płacą podwójnie, a ponieważ niewielu jest chętnych, będę brał podwójne zmiany. W każdy dzień świąt zarobię więc cztery razy tyle, co normalnie. Planuję za to zafundować sobie „wypasione” wakacje na przełomie stycznia i lutego. Wtedy odpocznę – dodaje. W jednej z agencji zatrudniającej pracowników do londyńskich hoteli świąteczne i noworoczne zmiany trzeba sobie rezerwować z wyprzedzeniem, bo chętnych nie brakuje. – Wcześniej zainteresowani pracą w Boże Narodzenie bywali głównie ludzie innych wyznań, dla których są to dni jak wszystkie inne – mówi Agnieszka, zajmująca się tam obsługą polskojęzycznego personelu. – Polakom początkowo nie mieściło się w głowach, że tak można, ale z czasem... Pieniądze pokonały tradycyjne opory – dodaje. Za pracę w okresie świątecznym uczciwi pracodawcy oferują zazwyczaj podwójne stawki, tego rodzaju poświęcenie doceniają też managerowie, co czasem przekłada się na awanse czy podwyżki. – Chciałam jechać na święta, ale za późno wzięłam się za szukanie biletów. Moi znajomi bukowali loty już latem, ja zaczęłam szukać połączeń dopiero w połowie listopada. Okazało się, że po prostu nie stać mnie na powrót do domu na święta. Będę pracować, bo nie wyobrażam sobie siedzenia samotnie w domu przez cały ten czas. Wolę iść do pracy, przynajmniej będę z ludźmi – mówi Beata, kelnerka pracująca w centralnym Londynie.
goniec
����
���������������
Święta na sprzedaż Brytyjskie święta to również gra o ogromne pieniądze zainwestowane w bożonarodzeniowy biznes z nadzieją, że zwrócą się z grubą jak rózga nawiązką. Świąteczne obniżki, wyprzedaże, zestawy podarków „dla niej” i „dla niego”, oferty „kup teraz, zapłać później”, czy prezenty „last minute” to oferta dla zabieganych, zapominalskich i wiecznie spóźnionych, dla których święta to przede wszystkim długa lista spraw do załatwienia i którzy chętnie zapłacą, żeby przebrnąć przez nie szybciej i łatwiej. – Przed świętami ludzie dostają gorączki – mówi Jim, kierownik sprzedawców w jednym z wielobranżowych supermarketów. – Wtedy sprzedaje się wszystko, co przez resztę roku zalegało w magazynach. Przed Bożym Narodzeniem klienci kupują, żeby tylko kupić. Nie zastanawiają się dwa razy nad jakością produktu, bo wiedzą, że nie oni będą z niego korzystać. Prezent to prezent – ważne, żeby dać – dodaje. Jego opinię zdają się potwierdzać do spółki: katalogi i sklepowe półki. Przed świętami pojawiają się na nich rzeczy, które w innym czasie nie miałyby tam racji bytu. Kto w normalnych okolicznościach kupiłby na przykład kij od szczotki zakończony końską głową, figurkę kobiety zgniatającej udami orzechy, różową muszkę w kolorowe grochy czy też szczotkę do toalety z napisem Love & Sex? A takie między inymi okazje królują w katalogach i na stronach internetowych pod nagłówkami „Last Minute Gift”.
Im głupszy, tym lepszy Zdaje się też, że przy okazji odkrywamy kolejną różnicę kulturową między nami a Brytyjczykami. U nas obdarowany czymś tak idiotycznym pewnie by się obraził, a w najlepszym przypadku wyrobił sobie nie najlepsze zdanie o darczyńcy. W Wielkiej Brytanii wydaje się czasem, że im prezent głupszy, tym lepszy. – Robiliśmy kiedyś „secret santa” w firmie, gdzie pracowałem – mówi Jacek, londyński taksówkarz. – Jeden z moich kolegów był 70-letnim staruszkiem. Postawiłem oczy w słup, gdy rozpakował
swój prezent. Była to zabawka – figurka dwojga staruszków na motocyklu z przymocowanymi do pleców butlami tlenowymi, które miały trzymać ich przy życiu... Polak pewnie by się obraził, ale mój kolega po prostu się roześmiał. Idei kupowania prezentów w ostatniej chwili lepiej jednak nie przeszczepiać na nasz rodzimy, polski grunt. Boleśnie przekonał się o tym Paweł, informatyk z Finsbury Park, który w ubiegłym roku o świątecznym prezencie dla żony przypomniał sobie... w wigilijny ranek. – W Londynie człowiek żyje z dnia na dzień i ciągle jest zajęty – tłumaczy. 24 grudnia rano pobiegł więc na poszukiwania prezentu dla żony, odwiedzając kilka zatłoczonych sklepów, zanim dotarł do drogerii, gdzie prezent wreszcie znalazł. – Stał na półce, jakby na mnie czekał – mówi. – Zestaw kosmetyków znanej firmy, której nazwę widziałem wcześniej w naszej łazience. Moja żona używała tych perfum od dawna, prezent wydał mi się więc idealny. Wziąłem go z półki, żeby zaoszczędzić sobie dalszego biegania po sklepach, odstałem swoje w długiej kolejce, poprosiłem ekspedientkę, żeby ładnie zapakowała
mój podarunek i wróciłem do domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Wieczorem wręczyłem go żonie i z radością patrzyłem, jak się uśmiecha – wspomina Paweł. – Jakaś nowa seria...? – powiedziała ślubna i po chwili uśmiech zaczął gasnąć na jej twarzy. Wreszcie podeszła do męża i wręczyła mu jego własny podarek mówiąc, że jemu przyda się bardziej. – Pour homme znaczy, że to dla panów – wyjaśniła. – Nie mogłem uwierzyć, że tego nie sprawdziłem – mówi Paweł. – Ale to nauczyło mnie, żeby nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę i wybierać prezenty z rozwagą.
Happy Holidays Święta w Polsce to czas podniosły, spędzany zwykle z rodziną w aurze religijnej tradycji. Do tego, co dla nas w świętach najważniejsze, Brytyjczycy podchodzą jednak z o wiele większym dystansem. Tutaj Boże Narodzenie to przede wszystkim dwa tygodnie zimowych wakacji, czas zabawy, beztroski, a zarazem nagroda za cały przepracowany w pocie czoła rok. Nie obowiązują tu przedświąteczne posty, a miejscowi skwapliwie wykorzystują wieczory, po których nie trzeba rankiem wstawać do pracy. Dlatego też np. widok bawiących się w pubach ludzi w wigilijny wieczór nie jest niczym nadzwyczajnym, a nocne kluby i inne imprezowe lokale w czasie świątecznej kanikuły zbierają nader bogate żniwa. Nie bez znaczenia jest tu także multikulturowość większych miast, które
temat tygodnia 7
zują dać im do tego sposobność, dlatego też rozrywkowo-imprezowy biznes świąt nie ma wolnego i pracuje na pełnych obrotach. Coraz częściej też zwyczajowe świąteczne życzenia zastępuje „Happy Holidays”, a słowo Christmas powoli wchodzi na indeks. Spece od marketingu chętnie zastępują je tworami własnego autorstwa, jak np. X-Mas wiedząc, że Hindus, Żyd i Muzułmanin też klient – w dodatku taki, który rozdrażniony chrześcijańską konotacją świąt mniej chętnie wypuści węża z kieszeni.
Prezent zamiast ojca
w swej rozrywkowej ofercie muszą znaleźć też coś dla tych, którzy Bożego Narodzenia nie celebrują. A jest to całkiem spora rzesza ludzi mających do zagospodarowania dwa tygodnie wolnego czasu i gotowych płacić za to, żeby się w tym okresie nie nudzić. Prawa ekonomii opakowane w polityczną poprawność naka-
Te kulturowe różnice nie każdemu muszą się podobać, ale nie sposób ich nie zauważać. Dewaluacja świąt większości Polaków nie przypada do gustu, a przepełnione w przedświątecznym okresie samoloty i autobusy są tego najlepszym dowodem. Z reguły wolimy spędzić święta w Polsce, gdzie wyglądają one tak, jak według nas wyglądać powinny, a jeśli nawet jechać do domu nie możemy, staramy
się przeszczepić na brytyjski grunt rodzime zwyczaje i nadać Bożemu Narodzeniu przynajmniej pozory normalności. Spędzamy Wigilię ze znajomymi, dzielimy się opłatkiem, chodzimy na pasterkę do polskiego kościoła... – Jestem tu dopiero trzy miesiące i nie mam jeszcze oszczędności – mówi Bogdan z Leyton. – Podróż do domu to wydatek rzędu
ponad 200 funtów – mówi. – Wolałem wysłać je żonie do kraju, żeby kupiła za to jakieś ekstra prezenty dzieciakom. Niech i one mają jakąś radość z ojca za granicą... Trochę ciężko będzie, bo wszyscy ode mnie z domu jadą i zostaję tu zupełnie sam. Pojadę w przyszłym roku. Na pewno pojadę.
Świąt Spokojnych i wesołych Bożego Narodzenia ego Roku! oraz Szczęśliwego Now
bie, acy, w domu czy w pu Z ludźmi czy bez, w pr e, żn czy z kolegami – wa z rodziną przy opłatku szczęśliwie. żeby te Święta spędzić ciężkiej pracy, ku Odsapnąć po całym ro ć się u, być może zastanowi złapać trochę dystans m Roku czymy sobie w Nowy na spokojnie, czego ży ywistość. zenia przekuć w rzecz i co zrobić, żeby te mar ły zespół Drodzy Czytelnicy, ca Tego też życzy Wam, 2010 będzie ając nadzieję, że rok „Gońca Polskiego” m dniego. binę lepszy od poprze jak zwykle choć odro
reklama
8 felieton
���������������������������������������������
Katarzyna Bzowska
Bezbożne Boże Narodzenie
Znajoma Angielka już od połowy listopada wierciła dziurę w brzuchu swemu chłopakowi, by ubrali choinkę i zaczęli Boże Narodzenie. Bo ona „tak lubi święta”. Jak dla większości młodych Anglików, święta Bożego Narodzenia są dla niej okazją do wydawania pieniędzy na niepotrzebne nikomu prezenty, wypicia nadmiaru aloholu i cieszenia się z upominków, które tak naprawdę tuż po świętach wylądują w koszu na śmieci albo w najlepszym razie w sklepie z używanymi rzeczami. Ta młoda osoba, jak twierdzi, „uwielbia tradycję”. Oznacza to dla niej choinkę pod sufit z mnóstwem świateł, pieczonego indyka i Christmas pudding. Na kilka świątecznych dni jedzie do rodziców, mieszkających w jednym z licznych podlondyńskich miasteczek. Tam też chodziła do szkoły. O tej porze roku zjeżdżają tam też jej szkolni koledzy. W pierwszy dzień świąt, gdy jej matka znika w kuchni, idzie do pubu i tam spotyka swoją klasę. – Czyż to nie cudowne? – entuzjazmuje się. – Przynajmniej raz w roku mamy okazję, by się spotkać, powspominać dawne czasy i dowiedzieć się, co u kogo słychać.
Chrześcijanie bez Kościoła Pochodzi z typowej „postępowej” rodziny. Jej rodzice, wychowani w swinging sixties byli piewszym pokoleniem, które otwarcie zbuntowało się przeciwko sformalizowanej religii. Przestali chodzić do kościoła i tak samo wychowali swoje dzieci. Nie są walczącymi ateistami. Po prostu, jak ujął to Tony Blair, nie działają „w tej dziedzinie”, czyli w religii. Jednak na pytanie w coraz liczniejszych ankietach o przynależność religijną wpisują „Church of England”. Ich córka zadawala się bardziej ogólnikowym stwierdzeniem „Christian”. Historię narodzenia Jezusa traktuje jako piękną bajkę, w której występują aniołowie, zwierzęta i mędrcy ze Wschodu. Pamięta to wszystko ze szkoły – co roku wystawiali przecież Nativity. Raz się nawet zdarzyło, że to jej powierzono rolę Matki Boskiej. Była z tego bardzo dumna. Dla niej święta to okazja do powrotu do wspaniałej krainy lat dzieciństwa.
goniec
����
���������������
W swym podejściu nie jest odosobniona. Pomimo, że aż 70 proc. Brytyjczyków czuje się związanych z jakąś religią, przy czym 60 proc. określa siebie jako chrześcijanina, to tylko 31 proc. bierze czynny udział w życiu religijnym swojej społeczności. Zaledwie 6,5 proc. chrześcijan uczęszcza na niedzielne nabożeństwa i jest to trend spadkowy – przed trzydziestu laty 12 proc. chodziło w niedzielę do kościoła. Do 2003 r. najszybciej spadała przynależność do Kościołów anglikańskiego i katolickiego. Po rozszerzeniu Unii ta tendencja zmieniła się – zaczęło przybywać katolików. To oczywiście imigranci, przede wszystkim Polacy. Zdumienie Anglików obserwujących przepełnione w niedzielę polskie kościoły jest ogromne. Moi sąsiedzi, widząc co dzieje się na Balham, za każdym razem pytają z niepokojem: „Czy coś się stało?”. Powstały nawet prognozy, że w najbliższych latach, po raz pierwszy od czasów reformacji, liczba katolików przekroczy liczbę należących do Kościoła anglikańskiego, który z coraz większym trudem znajduje sobie miejsce we współczesnym świecie. Dla wielu tradycyjnych anglikanów zezwolenie na ordynację kobiet było trudne do przełknięcia. Ostatnio biskupem została kobieta, otwarcie przyznająca się do tego, że jest lesbijką. I wszystko to w kraju, gdzie monarcha jest „obrońcą wiary” i do niedawna nie mógł poślubić katolika, a najwyżsi rangą duchowni zasiadają w wyższej izbie parlamentu ze względu na pełnioną przez siebie funkcję. Izba Lordów ma być pod tym względem zreformowana, a – jak mówi książę Karol – monarcha powinien być obrońcą każdej wiary, nie jednego określonego wyznania.
W podejściu następcy tronu jest sporo sensu. Współczesna Wielka Brytania to kraj 170 wyznań. Najwięcej jest oczywiście chrześcijan, ale Islam jest drugą co do liczebności religią tego kraju – muzułmanami jest 3 proc. Brytyjczyków. Najbardziej zróżnicowanym religijnie miastem jest kosmopolityczny Londyn. Tu muzułmanie stanowią 8,5 proc. mieszkańców, a w takich dzielnicach jak Tower Hamlet czy Newham jest od 25 do 36 proc. wyznawców tej religii.
Wyznaniowy galimatias – Czy wiesz, że my też czcimy Jezusa? – powiedziała do mnie moja młoda sąsiadka. My? To znaczy w jej przypadku kto? Uważa się za Angielkę, ale jej matka pochodzi z rodziny emigrantów czeskich, a nieżyjący od ponad dziesięciu lat ojciec był Pakistańczykiem. Nikt w jej domu nie jest religijny, choć tradycyjnie nie je się tam wieprzowiny, ale celebruje Boże Narodzenie zgodnie z obyczajem chrześcijańskim. Gdy jedzie na święta do dziadków do Derby, wraz z nimi idzie do luterańskiego kościoła. W tym roku brała ślub. Uroczysty, w kościele. Tren białej sukni niosła 4-letnia córeczka państwa młodych. W późniejszych uroczystościach weselnych nie zabrakło elementów obrządków islamskich. Jak widać, jej życie osobiste jest równie pogmatwane, jak i religijne. I takich jak ona jest w tym społeczeństwie wielu. Jeśli chodzi o postać Jezusa, to ma rację. W Bibliotece Brytyjskiej znajduje się stara księga miniatur mogulskich. Na większości tych małych arcydzieł sztuki mamy portrety kolejnych władców tej
dynastii, panującej w Indiach (na różnych obszarach subkontynentu) w latach 1526-1857. W pewnym momencie ukazuje się obraz jakby niepasujący do reszty: przedstawia scenę pokłonu Trzech Króli, z tym tylko, że wyglądają oni jak słudzy mogulskiego monarchy, a święta Maria otoczona jest przez grono hinduskich dziewcząt. Cała scena rozgrywa się nie w stajence, a w lesie palmowym. Nie ma w tym nic zaskakującego. Według Koranu, Jezus był zapowiedzianym wcześniej Mesjaszem. Wiele faktów powtórzonych jest tu za Ewangelią, choćby historia poczęcia pokrywa się z opisem św. Łukasza – matką Chrystusa była Maria, której ukazał się Anioł, zapowiadając narodziny syna, mimo iż była dziewicą. Maria urodziła syna pod palmą, a ten tuż po urodzeniu potrafił rozumnie przemawiać i pobłogosławił całą rodzinę. Różnica polega na tym, że dla muzułmanów Jezus jest prorokiem, ale nie synem Bożym. Muzułmanie nie obchodzą Bożego Narodzenia w takim sensie, jak czynią to chrześcijanie. Jednak obecnie te chrześcijańskie święta coraz bardziej przypominają obrządki pogańskie, w których nie ma miejsca na sprawy nadprzyrodzone. Może jest to dobra okazja, by zobaczyć, co nas łączy z wyznawcami innych religii. Z muzułmanami z pewnością możemy wspólnie celebrować człowieczy żywot Jezusa. Oby przedstawiciele obydwu tych religii zaczęli powtarzać wspólnie: „Pokój ludziom dobrej woli”.
goniec
����
��������
���������������������������������������������
10 wiadomości z Polski
Skandal z senatorem w roli głównej
���������������������������������������������
Nakaz aresztowania Jana Marii Rokity
PRAWO. Niemiecka prokuratura wydała nakaz aresztowania Jana Marii Rokity w związku z incydentem, do jakiego doszło w lutym tego roku na lotnisku w Monachium. Były poseł nie uiścił 3 tys. euro grzywny za wszczęcie awantury, po której policja wyprowadziła go z samolotu w kajdankach. Do zajścia doszło na pokładzie samolotu Lufthansy, gdy Jan Rokita wraz z małżonką chcieli skorzystać ze schowków w klasie biznesowej, mimo że posiadali bilety w klasie ekonomicznej. Zdaniem Rokity stewardesa Lufthansy była wobec niego niemiła, a nawet obraziła parę polityków. W rezultacie na miejsce wezwano policję i Rokitę wyprowadzono z samolotu w kajdankach. Jak twierdzi były poseł funkcjonariusze poniżali go i ubliżali mu podczas przesłuchania na komisariacie. Ostatecznie Rokita został jednak po kilku godzinach zwolniony, a w sierpniu niemiecki sąd orzekł wobec niego grzywnę w wysokości 3 tys. Euro. Rokita nie uiścił jej jednak, wobec czego karę pieniężną zamieniono na 30 dni aresztu. Wydano także nakaz jego aresztowania Teraz jeśli pojawi się na terytorium Niemiec, trafi za kratki, chyba że zdecyduje się zapłacić grzywnę w pełnej wysokości.
OBYCZAJE. Krzysztof Piesiewicz, adwokat, długoletni senator, działacz PO oraz scenarzysta głośnych filmów Krzysztofa Kieślowskiego został oskarżony o posiadanie narkotyków. Na nakręconym przez szantażystów filmie wideo widać, jak przebrany w sukienkę senator wciąga biały proszek oraz pozwala malować się szminką. Film, który w ubiegły piątek znalazł się na internetowej stronie „Super Expressu”, został nakręcony we wrześniu 2008 roku w warszawskim mieszkaniu Piesiewicza. Widać na nim gospodarza, który najpierw wciąga do nosa biały proszek, potem pali papierosa przebrany w damską sukienkę, a jeszcze później pozwala szminkować sobie usta. Na filmie obecna jest również kobieta, używająca wobec niego niewybrednego słownictwa. Film bulwersuje, bowiem Krzysztof Piesiewicz uważany był do niedawna za moralny autorytet. W latach 80. wielokrotnie występował jako obrońca w procesach członków ówczesnej opozycji, zasłynął też jako osobisty przyjaciel Krzysztofa Kieślowskiego oraz autor scenariuszy jego najgłośniejszych filmów, m.in. „Dekalogu” oraz „Podwójnego życia Weroniki”. „Kokainę brałem, ale nie wtedy” Jak wyjaśnia Piesiewicz, kobietę, która potem nagrała go w intymnej sytuacji, poznał w 2008 roku przed hotelem Mariott. Potem spotkał się z nią dwukrotnie w kilkumiesięcznych odstępach. Podczas trzeciego spotkania szantażystka przedstawiła mu koleżankę, którą senator również zaprosił do swojego mieszkania. – Od 10 lat jestem w separacji z żoną i przez ten czas spotykałem się
W obronie Krzysztofa Piesiewicza głos zabrały liczne postaci ze świata polityki, kultury i sztuki.
z różnymi kobietami – tłumaczy senator. Zapewnia jednak, że nie gustuje ani w „przebierankach”, ani w narkotykach. – Kilkakrotnie zażywałem kokainę, m.in. na festiwalach filmowych w Holandii i we Włoszech, ale tego dnia to nie były narkotyki – dodaje senator utrzymując, że na prośbę kobiet wciągnął do nosa sproszkowane lekarstwa. Po tym zdarzeniu Krzysztof Piesiewicz był dwukrotnie szantażowany przez kobietę obecną na filmie. Za święty spokój zapłacił jej ok. pół miliona złotych. Przy trzeciej próbie wyłudzenia pieniędzy, senator zdecydował, że jednak zawiadomi policję, której udało się zatrzymać grupę szantażystów. Podczas przesłuchania kobieta zeznała, że Piesiewicz posiadał wtedy narkotyki, którymi częstował ją i jej koleżankę. Na podstawie tych zeznań wszczęto śledztwo przeciw senatorowi, który dobrowolnie zrzekł się parlamentarnego immunitetu. „Artystom więcej wolno” Publikację filmu surowo skrytykował m.in. metropolita lubelski, abp Jó-
zef Życiński, oskarżając media o „mówienie językiem nihilizmu” oraz „wykańczanie autorytetów moralnych”. W podobnym tonie wypowiedział się też znany reżyser Kazimierz Kutz. Według niego kompromitująca sytuacja została zaaranżowana celowo, aby później mogła stać się przedmiotem szantażu. – Te hieny przebrały go w sukienkę, szminkowały i nagrywały to, bo to człowiek wybitny, znany i bogaty – powiedział Kutz, również senator PO. W roli ofiary widzi Piesiewicza także piosenkarz Maciej Maleńczuk. – Piesiewicz to wybitny artysta, a artystom więcej wolno. Mnie tu nic nie szokuje. Dawno przestałem rozróżniać dobro od zła – podsumował rockman. Nieco inaczej sprawę widzi jednak specjalista od wizerunku Eryk Misiewicz. – Politycy muszą być świadomi, że każdy ich ruch, wszystko może być elementem gry wobec nich – powiedział. Jego zdaniem Piesiewicz po 18 latach politycznej kariery powinien już zdawać sobie z tego sprawę. (dw)
reklama
Wypadek samochodowy? Wypadek w pracy? Skontaktuj się z nami – pomożemy wygrać odszkodowanie.
Obsługa po polsku tel.: 02083427054, kom.: 07816646345, e-mail: sersan@ersans.co.uk
Rozpatrzymy wszystkie przypadki! Nie pobieramy żadnych opłat od naszych klientów! 7 Willoughby Road Turnpike Lane London N8 0HR
goniec ��������������� ��������������������� ����
���������������������
12 wiadomości ze świata
Zamach na premiera Włoch. Berlusconi w szpitalu
Iran o krok od bomby atomowej
���������������������������������������������
TEHERAN. Iran pracuje nad ostatnim elementem potrzebnym do rozpoczęcia budowy bomby atomowej – donosi „The Times” na podstawie materiałów wywiadowczych, do jakich dotarł. Inicjator rozpadu reakcji łańcuchowej to końcowy element niezbędny do budowy bomby. Odpowiada on za jej detonację i nad nim właśnie według „The Times” pracują irańscy naukowcy. Źródłem tej informacji jest wojskowa dokumentacja, pochodząca z 2007 roku. W 2003 roku Iran zadeklarował rezygnację z programu zbrojeń nuklearnych. Eksperci nie mają jednak wątpliwości, że Iran bombę buduje, planowane technologie nie mają bowiem zastosowania do celów cywilnych. Dokumenty wywiadowcze trafiły do rządów wielu zachodnich krajów oraz obserwatorów ONZ.
Paryż bez kasy na Święta? PARYŻ. W okresie szału przedświątecznych zakupów Francuzów może czekać niemiła niespodzianka. Konwojenci dostarczający gotówkę do paryskich bankomatów zapowiadają bowiem strajk. Żądają znacznych podwyżek w związku z niebezpieczeństwami, jakie czyhają na nich w pracy. W ostatnim roku doszło do ponad 50 napadów na bankomatowych konwojentów, często z użyciem samochodów – pułapek. Sześć central związkowych zapowiedziało strajk na 21 grudnia. Francuzi oraz zwiedzający Paryż turyści mogą mieć więc nie lada problem z uzyskaniem gotówki. reklama
goniec
����
���������������
MEDIOLAN. Włoski premier Silvio Berlusconi trafił do szpitala po ataku, do jakiego doszło w niedzielę podczas wiecu jego partii na placu Piazza Duomo w Mediolanie. Chory psychicznie mężczyzna rzucił w polityka miniaturką mediolańskiej katedry. Złamał mu nos, rozciął wargę i uszkodził dwa zęby. Początkowo sądzono, że Berlusconi schodząc z podestu po wygłoszeniu ostrego przemówienia, otrzymał cios pięścią w twarz, po którym osunął się na ziemię. Dopiero analiza nagrania wideo pozwoliła ustalić, że we włoskiego premiera rzucono miniaturą mediolańskiej katedry. Zamachowcem okazał się 42-letni Massimo Tartaglia, którego zatrzymano bezpośrednio po zajściu. Nie był wcześniej karany, ale od kilku lat leczy się psychiatrycznie. Policjanci znaleźli przy nim krzyż oraz gaz pieprzowy. Mężczyzna został osadzony w mediolańskim więzieniu. Bezpośrednio z placu Piazza Duomo włoski premier został przewieziony do szpitala. Czuwający nad nim lekarze oświadczyli, że nie będzie potrzebował operacji, choć cios uszkodził mu dwa przednie zęby, złamał kość nosową oraz rozciął wargę. Włoski premier ma też problemy z przyjmowaniem posiłków, podawane są mu leki przeciwbólowe oraz antybiotyki. Jak donosi włoska prasa, po pierwszej nocy spędzonej w szpitalu, zaraz po przebudzeniu premier poprosił o... gazety. Atak potępiły niemal wszyscy przedstawicieli włoskich partii politycznych, tak koalicyjnych, jak i opozycyjnych. Niechlubnym wyjątkiem stał się główny adwersarz Berlusconiego na włoskiej scenie politycznej, lider
Bezpośrednio po ataku włoski premier trafił do szpitala ze złamanym nosem, rozciętą wargą i uszkodzonymi zębami.
opozycyjnej partii Włochy Wartości Antonio Di Pietro. – Jestem przeciwko przemocy, ale Berlusconi swoim zachowaniem i olewaniem wszystkiego sam podżega do przemocy – powiedział w kilka minut po zamachu. Włoska prasa to właśnie jego obarcza polityczną odpowiedzialnością za zamach przypominając, że jeszcze w piątek, podczas antyrządowej manifestacji lewicowej centrali związkowej Cgil w Rzymie Di Pietro mówił: – Jeśli rząd pozostanie głuchy na potrzeby, dojdzie do starcia na ulicy i dojdzie do przemocy, gdy rząd nie będzie poczuwać się do odpowiedzialności, by odpowiedzieć na potrzeby kraju.
– Delirium – tak z kolei wypowiedź Di Pietro określił rzecznik koalicyjnej partii Lud Wolności Daniele Capezzone. – Wstydź się, robisz krzywdę Włochom – dodał. Natomiast wiceminister obrony Guido Crosetto zapowiedział złożenie w prokuraturze zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez Di Pietro. Zarzuca mu m.in. udział w grupie przestępczej. Sam opozycyjny lider, były prokurator, zasłynął na początku lat 90. w czasie antykorupcyjnej operacji „Czyste Ręce”. Zupełnie inaczej jednak widzą sprawę włoscy internauci. W sieci pojawiła się już gra zręcznościowa polegająca na unikaniu latających figurek mediolańskiej katedry, a na portalu Facebook triumfy święci strona fanów zamachowca. Są ich już dziesiątki tysięcy. (dw)
goniec
����
��������
���������������������������������������������
14 Polak na Wyspach
Gang przyłapany na wyłudzaniu zasiłków
���������������������������������������������
Wymiana władzy w Poland Street POLONIA. Stowarzyszenie Poland Street wybrało 5 grudnia nowy zarząd. Funkcję przewodniczącej organizacji objęła Paulina Pyrkosz, dotychczasowa członkini zarządu ds. operacyjnych. Paulina Pyrkosz zastąpiła Jacka Winnickiego na stanowisku przewodniczącego stowarzyszenia. Zastępcą Pyrkosz będzie Agnieszka Adamska, dotychczasowa członkini zarządu ds. rekrutacji. Funkcję sekretarza organizacji obejmie Joanna Rymaszewska, aktywna działaczka sekcji turystycznej, a skarbnikiem została Anna Elas, dotychczasowa administrator działu ekonomicznego. Do zarządu weszła również Joanna Bąk, rzeczniczka prasowa Poland Street. Świeżo wybrani członkowie zarządu będą sprawować swe funkcje przez roczną kadencję. – Odchodzący zarząd wykonał przez ostatni rok niesamowitą pracę i postawił poprzeczkę bardzo wysoko – powiedziała Paulina Pyrkosz. – Mamy nadzieję, że podczas naszej kadencji, Poland Street będzie się dalej rozwijać i doskonalić, dla dobra polskiej społeczności – dodała. Pierwszym wyzwaniem dla nowego zarządu będzie organizacja w Londynie XVIII. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, który odbędzie się 10 stycznia. reklama
goniec
����
���������������
credit, child tax credit i child benefit – mówi Monika B. – Na każdego z nich dostajemy 780 funtów miesięcznie, bo mówimy, że są tutaj z dwójką dzieci. Polka dodała, że sama uczestniczyła w tysiącu takich spraw. „News of the World” pisze, że proceder trwa od 2004 roku, a gang wykorzystuje również otwarte konta „martwych dusz”, by wyłudzić z banków kredyty. Pomagają w tym skorumpowani pracownicy banków, opłacani za przymykanie oczu na jawne oszustwa. Dziennikarzowi, który udawał skorego do współpracy pracownika banku, Dawid G. zaproponował 1500 funtów za każdą pożyczkę w wysokości 10 tys. funtów. Polacy przekazali mu nawet 30 danych personalnych „martwych dusz” , na które wyłudzali zasiłki – z fałszywymi adresami, danymi ich fikcyjnych dzieci, numerami ubezpieczenia społecznego i numerami kont. www: News of The Worrld
OSZUSTWO. Gazeta „News of the World” opisała gang, który sprowadza z Polski bezdomnych i bezrobotnych obiecując im pracę, po czym rejestruje ich w systemie opieki społecznej i wyłudza zasiłki, a nawet kredyty. Herszt grupy ma zarabiać na oszustwach nawet 100 tys. funtów miesięcznie. Dziennikarze niedzielnego tabloidu zinfiltrowali siatkę dowodzoną przez Polaka, 26-letniego Dawida G. Jak pisze „News of the World”, gang działa od pięciu lat, w ciągu których wyłudził miliony funtów. Oszuści werbują w Polsce ludzi – spośród bezdomnych i bezrobotnych – do pracy czekającej na nich rzekomo w Wielkiej Brytanii. Przywożą ich tu autobusami i z miejsca rejestrują w Job Centre, gdzie otrzymują numery ubezpieczenia społecznego NIN. Następnie ich „pracodawcy” otwierają przyjezdnym konta bankowe i składają za nich wnioski o benefity. Przybysze z Polski są potem informowani, że pracy jednak dla nich nie ma i wsadzani do autobusu do kraju.
Pomocniczka Dawida G. opisuje tabloidowi, jak preparuje dokumenty poświadczające, że „martwe dusze” pracują w UK od co najmniej roku, co jest warunkiem otrzymania niektórych zasiłków. – Przedstawiam sfałszowane umowy o wynajem mieszkania i fałszywe referencje od pracodawców – opisuje Monika B., na co dzień studentka prawa. Dziennikarze byli też świadkami, jak Polka zabrała dziewięć osób do Job Centre w Chelmsford, by dostać numery NI na podstawie sfałszowanych dokumentów. – Wkrótce zaczynają napływać tax
(ska)
Pierwszy podejrzany ws. śmierci Polaka w Bognor PRAWO. Po czteromiesięcznym śledztwie funkcjonariusze z Sussex Police zatrzymali podejrzanego o morderstwo Marka Pudłowskiego. Przełomowym momentem okazał się pomysł wyznaczenia nagrody 5 tys. funtów za pomoc w złapaniu sprawcy. Rzecznik prasowy policji potwierdził, że w czwartek rano zatrzymany został mieszkający w Bognor 33-latek podejrzany o morderstwo Polaka. Aresztowanie nastąpiło zaledwie trzy dni po tym, jak za pomoc w śledztwie wyznaczona została nagroda. Wcze-
śniej, przez cztery miesiące od tragicznej śmierci Polaka, policjanci bezskutecznie usiłowali trafić na jakikolwiek ślad mordercy. 3 sierpnia tego roku na leżące na ławce przy nadmorskim skwerku w Bognor ciało Polaka natrafił przypadkowy przechodzień. Kiedy sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci mogło być pobicie, rozpoczęło się śledztwo. Prowadzący je policjanci mieli nagranie z kamery CCTV, na której zarejestrowane zostały ostatnie chwile życia Pudłowskiego. Z kolei na nagraniu z
oddziału HSBC w Bognor, którego siedziba znajdowała się zaledwie kilkaset metrów od miejsca, gdzie później znaleziono jego zwłoki, widać jak Polak usiłuje wytłumaczyć pracownikom banku, że został pobity. Dostaje szklankę wody i jakieś tabletki. Recepcjonistka przynosi wiadro i stawia je przed Pudłowskim, tak aby krew z jego rozbitej głowy nie kapała na podłogę. Po chwili mężczyzna wychodzi na ulicę. Nikt nie próbuje go zatrzymać, nikt nie wzywa policji ani pogotowia. Kilka godzin później Marek Pudłowski już nie żył. (ryk)
wiadomości z Wielkiej Brytanii 15 Rekordowa cena za Rembrandta
Tysiąc funtów zwrotu za polskiego elektryka
AUKCJA. Padł
Aż sześćdziesięciu członków brytyjskiego parlamentu żądało w ciągu ostatnich 12 miesięcy zwrotu wydatków w wysokości 24 tys. funtów na utrzymanie drugiego domu.
rachunki, m.in. za telewizor warty 555 funtów, odtwarzacz DVD za 245 funtów i nowe łóżko za 611 funtów. W sprawie wydatków jednego z posłów pojawia się wątek polski. Wśród wniosków o zwrot pieniędzy Davida Willettsa są m.in. wydatki na naprawy w jego domu w zachodnim Londynie przeprowadzone przez polskiego elektryka. Pracownik dostał wynagrodzenie £1035 za... wymianę żarówek. – Nasz polski elektryk był bardzo dokładny w określeniu liczby żarówek. Nie chodzi tu jednak o samą ich wymianę. Mamy ciągły problem z systemem
elektrycznym w tym domu. To budynek z czasów wiktoriańskich, a władze House of Commons zaaprobowały żądanie zwrotu pieniędzy za te wydatki – broni się poseł w wypowiedzi dla gazety „The News” z Porthsmouth. W sumie 60 członków parlamentu żądało w ciągu 12 ostatnich miesięcy do kwietnia zwrotu maksymalnej kwoty w rozliczeniu wydatków na drugi dom, czyli 24 tys. funtów. Posłowie zarabiają ponad 64 tys. funtów rocznie, zaś pełnienie funkcji członka Izby Lordów nie jest wynagradzane. (ska)
Młodzi Brytyjczycy wolą mieszkać u mamy OBYCZAJE. Jeden na czterech młodych Brytyjczyków mieszka z rodzicami i ani myśli się usamodzielnić – donosi raport Office for National Statistics. Bumerangi – jak nazywa ich prasa – nie mają też ochoty wiązać się w pary i mieć dzieci. Badania brytyjskich statystyków objęły mężczyzn w wieku 25-29 lat, z których co czwarty po zakończeniu edukacji wraca do rodzinnego domu bez żadnego pomysłu na samodzielność. Wśród najczęściej wymienianych powodów, dla których dorośli zostają pod opieką mamy i taty, brytyjscy młodzieńcy najczęściej wymieniają kryzys i związane z nimi problemy z otrzymaniem kredytów mieszkaniowych. Winne bywa także bezrobocie i konieczność spłacania kredytów studenckich. Statystyki pokazują jednak, że kryzys jest jedynie wymówką. Brytyjczycy lubili pomieszkać z rodzicami jeszcze na długo przed kryzysem. Liczba tych,
Co czwarty Brytyjczyk w wieku 25-29 lat wraca po zakończeniu edukacji do rodzinnego domu. Wśród przyczyn najczęściej wymieniany jest kryzys.
którzy nie chcą iść na swoje, wzrosła zaledwie o 2 proc. od 1988 roku. Nie najlepiej wygląda też brytyjska stopa przyrostu naturalnego. Jedna na pięć kobiet urodzonych w 1963
roku do dziś pozostaje bezdzietna, a analitycy spodziewają się, że w przyszłości coraz więcej Brytyjek będzie niechętnym okiem patrzeć na macierzyństwo. (dw)
oczekiwany rekord ceny osiągniętej na aukcji za obraz Rembrandta. Dzieło zatytułowane „Portret mężczyzny” z 1658 roku zostało sprzedane za ponad 20,2 mln funtów. Obraz został wystawiony na licytację w londyńskim domu aukcyjnym Christie’s. Po raz ostatni widziano go na wystawie w 1970 roku. Na aukcji obraz ten był oferowany ostatni raz w roku 1930, kiedy sprzedano go za 18,5 tys. funtów. Tym razem znawcy twórczości XVII-wiecznego holenderskiego mistrza spodziewali się, że „Portret mężczyzny” osiągnie rekordową cenę 25 mln funtów, bijąc najdroższe do tej pory dzieło Rembrandta „Portret damy”, które sprzedano w 2000 roku za 19,8 mln funtów. Rekord został pobity, ale nie w takim wymiarze. Na aukcji, gdzie licytowano dzieła starych mistrzów i sztuka XIX-wieczna, padł jeszcze jeden rekord. Niewystawiany na widok publiczny od 50 lat szkic głowy muzy Rafaela osiągnął cenę 29 mln funtów, czyli o 10 mln więcej niż oczekiwano. Łączna wartość 40 prac, które poszły pod młotek w Londynie, wyniosła 68 mln funtów.
���������������������������������������������
FINANSE. Brytyjscy parlamentarzyści nie zaprzestali pobierania zwrotów za naprawy w swoich domach, wydatków na żywność i luksusowych dóbr. Kilka miesięcy po wybuchu afery z wyciąganiem pieniędzy podatników pojawiły się kolejne szczegóły procederu. Na stronach brytyjskiego parlamentu opublikowano właśnie 40 tys. rozliczeń poselskich rachunków za okres od kwietnia 2008 r. do lipca 2009 r. Niektóre żądania zwrotów posłowie wycofali w maju, gdy „Daily Telegraph” po raz pierwszy opublikował rozliczenia za lata poprzednie. W informacjach opublikowanych przez House of Commons można m.in. wyczytać, że minister zdrowia Mike O’Brien domagał się zwrotu pieniędzy za 28 gotowych dań, 20 mini-pączków, ciastek, cukierków, puddingów, dwóch lodów i... jednego napoju zdrowotnego Yakult. Minister obrony Quentin Davies próbował wyciągnąć zwrot w wysokości 20 tys. funtów za naprawę dzwonu na wieży swojej posiadłości w Lincolnshire. Była minister spraw wewnętrznych Jacqui Smith, która ustąpiła właśnie z powodu ujawnienia jej prywatnych wydatków pokrywanych z kieszeni podatnika, nadal wystawiała
50 tysięcy voltów w rękach policjantów PRAWO. Rażące prądem o napięciu 50 tys. voltów tasery dostanie 46 funkcjonariuszy British Transport Police patrolujących londyńskie stacje metra i kolei miejskiej. Elektryczne paralizatory dostaną również policjanci z Cardiff i Manchesteru. Do tej pory w stolicy Zjednoczonego Królestwa broń posiadali jedynie funkcjonariusze jednostek specjalnych oraz oddziałów Territorial Support Group. – Paralizatory to po prostu dodatkowa taktyczna opcja dla oficerów, którzy znaleźli się w sytuacji zmuszającej do stawienia czoła na tyle zaciekłej przemocy, że trzeba na nią odpowiedzieć siłą – powiedział zastępca naczelnika British Transport Police Alan Pacey. Decyzja wywołała mieszane uczucia wśród organizacji działających na rzecz praw człowieka, które uważają, że użycie tasera jest równoznaczne z torturami. Ofiarą tego urządzenia padł między innymi Robert Dziekański. Polak, pięciokrotnie rażony taserem przez kanadyjską policję, zmarł na lotnisku w Vancouver. (ryk)
goniec
����
��������
���������������������������������������������
16 wydarzenia
Koniec polskiego patrolu na Ealingu Jakub Ryszko
Skromna uroczystość pożegnalna miała miejsce w minioną środę w komendzie dzielnicowej policji na Ealingu. Polskim stróżom prawa osobiście dziękował szef pionu śledczego Ealing Police Detective Chief Inspector Vas Gopinathan. – Dzięki tym oficerom do polskiej społeczności w naszej dzielnicy dotarła informacja, że nie pozostawiamy jej samej sobie – podkreślał.
Dwaj polscy policjanci przez trzy miesiące poznawali charakter i środowisko służby na Ealingu. Teraz wracają do domu, a dzięki nim do polskich więzień wróciło też kilkunastu poszukiwanych Kilkunastu wróciło do więzienia przestępców. Co najbardziej Korzyści z wymiany są jednak również zaskoczyło polskich glinia- jak najbardziej wymierne i dotyczą czarzy? – Nasi brytyjscy koledzy su teraźniejszego. W trakcie trzech miesą wobec Polaków tu miesz- sięcy pracy w Londynie polscy gliniarze się do wysłania do domu kających... bardzo uprzejmi przyczynili przynajmniej kilkunastu przestępców, i delikatni. Czasem za bardzo którzy ukrywali się tutaj przed ciążący- mówią. mi nad nimi w kraju wyrokami. O tym, Młodszy inspektor Dariusz Stachowiak z Komendy Wojewódzkiej w Opolu i podinspektor Michał Zapolski z Komendy Powiatowej Policji w Kwidzynie do Londynu przyjechali pod koniec września. O ich spotkaniu z burmistrzem Borisem Johnsonem pisaliśmy w 296. numerze w artykule zatytułowanym „Boris pod polską ścianą”. Polscy stróże prawa zaprzysiężeni zostali jako oficerowie służby pomocniczej policji, czyli tak zwani Police Community Support Officers. Przez ostatnie trzy miesiące pełnili regularną służbę na ulicach zachodniolondyńskiej dzielnicy Ealing. Na święta obydwaj wracają do swoich domów.
goniec
����
���������������
że bez ich udziału taki sukces nie byłby możliwy, wie dobrze detektyw Scott Pavitt, który z Polakami współpracował od pierwszych dni ich pobytu w UK. – Ich pomoc jest nie do przecenienia – powiedział Pavitt podczas pożegnalnej uroczystości. – Przez cały ten czas nasi oficerowie mogli kontaktować się z nimi o każdej porze dnia. Dzięki temu wymiana informacji pomiędzy nami a policją w Polsce odbywała się o wiele szybciej – tłumaczył. – My nie stworzyliśmy wcale żadnych nowych możliwości formalnych, bo to regulują istniejące od dawna przepisy – uściśla młodszy inspektor Stachowiak. – Jednak przez to, że byliśmy tutaj na miejscu, że mieliśmy kontakt z naszą
ambasadą czy z Komendą Główną, mogliśmy te istniejące procedury realizować znacznie szybciej – dodaje i przyznaje, że w wielu przypadkach ich nieformalne ustalenia pozwoliły rozpocząć oficjalne procedury ekstradycyjne. – O szczegółach zbyt wiele mówić nie możemy, ponieważ część tych spraw wciąż jeszcze się nie zakończyła – zastrzega podinspektor Michał Zapolski. Oficer zdradził jednak „Gońcowi”, że kilka spraw, w których uczestniczył, przyniosło bardzo ciekawe wyniki dla polskich organów ścigania. – To nas bardzo ucieszyło, bo okazało się, że ten program nie jest jednostronny i że polska strona też odnosi z niego korzyści – powiedział Zapolski.
Niech nie myślą, że tu się ukryją – Porównując nasze doświadczenia z Polski i z innych krajów, w których dane nam było przebywać, możemy powiedzieć, że brytyjska policja jest bardzo życzliwa i delikatna – mówi Dariusz Stachowiak. – Według mnie, dla Polaków czasami trochę nawet zbyt uprzejma – dodaje i tłumaczy, że nasi rodacy tę uprzejmość często wykorzystują, żeby uniknąć odpowiedzialności za popełnione przez siebie przestępstwa. W trakcie trzech miesięcy swojego pobytu w Londynie opolski policjant zauważył, że przyjeżdżający tutaj Polacy często przywożą ze sobą przyzwyczajenie do tego, że prawo jest po to, żeby je omijać. – Próbują wykorzystywać system pracy tutejszej policji. Nie zgłaszają się na wezwania, podają fałszywe dane – mówi. Jak sam przyznaje, Wielka Brytania może wydawać się przestępcom znad Wisły krajem, w którym łatwo jest zniknąć. – W Polsce mamy trochę inne możliwości. Policja jest państwowa, mamy wspólne bazy danych dla całego kraju.
Łatwo ludzi znaleźć po adresie – tłumaczy podinspektor Zapolski. W Zjednoczonym Królestwie sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Ponad czterdzieści regionalnych formacji terytorialnych działa tutaj całkowicie niezależnie od siebie. – Jedno jest jednak pewne. Nie jest tak, że jak się ucieknie do Anglii, to się jest nie do znalezienia. To nieprawda. Poszukiwania wymagają większych nakładów pracy, ale każdego można znaleźć – przestrzega młodszy inspektor Stachowiak.
Zabrakło czasu Jednym z głównych zadań, jakie postawili przed sobą polscy oficerowie, była próba przełamania lodów pomiędzy tutejszą Polonią i lokalną policją. Niestety, jak sami przyznają, trzy miesiące to zbyt mało czasu, żeby przezwyciężyć narosłe latami uprzedzenia. – Staraliśmy się jak najwięcej z siebie dać. Staraliśmy się spotykać z ludźmi po godzinach, ale trzy miesiące to jednak za mało czasu, żebyśmy mogli ogłosić sukces – mówi Michał Zapolski. – To był dobry początek, ale dużo więcej takich rotacji by musiało minąć, żeby nasi rodacy się otworzyli. Policja brytyjska już jest otwarta. Kiedy następne polskie patrole pojawią się na Ealingu, na razie nie wiadomo. Nadinspektor Gopinathan informuje, że ta pierwsza zmiana była czymś w rodzaju eksperymentu. – To był niezwykle udany projekt i zależy nam na tym żeby go kontynuować, jednak teraz trzeba będzie jego wyniki dokładnie przeanalizować – tłumaczy. – Obecnie staramy się o dofinansowanie z funduszy Unii Europejskiej. Być może za jakiś czas nasza dzielnica ponownie powita polskich policjantów – dodaje.
Młodszy inspektor Dariusz Stachowiak i podinspektor Michał Zapolski przez ostatnie trzy miesiące poznawali charakter i środowisko służby na Ealingu.
wydarzenia 17
Pierwszym człowiekiem, który zamieniał w złoto wszystko, czego dotknął, był mityczny król Midas. W czasach współczesnych jego obowiązki przejął Paweł Althamer. Polski artysta wpakował dwustu kosmitów w złotych kombinezonach w równie złotego boeinga 737 i lata z nimi po świecie. W ubiegłym tygodniu „złotopolska zaraza” dotarła na Wyspy Brytyjskie. Złoty samolot z logo linii lotniczych LOT na burcie wylądował na Heathrow w ubiegłym tygodniu. Wysypała się z niego gromada ubranych w szczerozłote kosmiczne kombinezony postaci. Około dwustuosobowa grupa pomaszerowała prosto na stanowisko odprawy celnej, wywołując zdumienie pasażerów i personelu lotniska. Głównym pomysłodawcą całego zamieszania był polski artysta Paweł Althamer, a kosmitami jego przyjaciele i sąsiedzi, mieszkańcy warszawskiego osiedla Bródno-Podgrodzie. – 20 lat temu nikt się nie spodziewał, że Polska będzie wolna. Myśleli-
śmy, że to jest niemożliwe. Nasi astronauci również nigdy nie podejrzewali, że kiedyś polecą za granicę złotym samolotem. To nam przypomina, że to właśnie zwyczajni ludzie zmieniają rzeczywistość – tłumaczy genezę swojego pomysłu artysta. Kosmiczna załoga podróżuje już po świecie od kilku miesięcy. Do tej pory złocisty boeing lądował już w Afryce i Ameryce Południowej. 4 czerwca, w rocznicę pierwszych wolnych wyborów na wschód od Łaby, maszyna zawitała do Brukseli. Do Zjednoczonego Królestwa sprowadziło złotych kosmitów uroczyste otwarcie wystawy„Common Task” w ramach promocji polskiej kultury w projekcie Polska! Year. Prosto z Heathrow procesja Althamera udała się do galerii Modern Art w Oxford. Jej cały parter przekształcony został na stację kosmiczną oraz strefę teleportacyjną, w której na żywo odbywać się będzie film science-fiction. Zwiedzający wystawę goście na chwilę sami stawali się uczestnikami podróży, której na własnej skórze doświadczyli mieszkańcy Bródna. W tym samym czasie w innych pomieszczeniach galerii swoje prace prezentował Mirosław Bałka, znany dobrze brytyjskiej publiczności dzięki instalacji, którą wciąż podziwiać można w hali turbin galerii Tate Modern. Cały projekt nosi kryptonim „Wspólna sprawa” i jest jednym z wydarzeń włączonych w ramy obchodów 20.
rocznicy odzyskania wolności i upadku komunizmu w Europie środkowej. Organizatorem obchodów jest Narodowe Centrum Kultury, a partnerem strategicznym projektu zostały Polskie Linie Lotnicze LOT, które pozwoliły specjalnie z tej okazji pomalować Althamerowi jedną ze swoich maszyn na kolor złoty. Sztuka może zmieniać świat, potrzebuje do tego tylko zwyczajnych ludzi. Tę tezę chce – zdaje się – przekazać Althamer. Dzięki spektakularnym akcjom w ramach Polska! Year nasi artyści coraz częściej sprawiają, że Polacy stają się na Wyspach widoczni w wymiarze innym niż tylko praca.
Paweł Althamer
Urodził się w Warszawie w 1967 roku. Artysta uzyskał dyplom na wydziale rzeźby warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Uwagę krytyki zwrócił w latach 90. wraz z nowym pokoleniem artystów. Jego dzieła, które obejmują rzeźbę, performance, film i akcje w terenie, przyjmują często postać zaaranżowanych wydarzeń angażujących okoliczną społeczność. Centralne miejsce w jego sztuce zajmują kategoria współuczestnictwa i idea eksploracji zmienionych czy równoległych wymiarów doświadczenia.
goniec
Zdjęcia: Modern Art Oxford
Jakub Ryszko
���������������������������������������������
Złotopolscy kosmici lądują!
����
��������
18 kontrowersje
Polemika do „Awantury...” ���������������������������������������������
Tekst „Awantura na Polskiej Ulicy”(Goniec Polski, nr 304) wywołał polemiczne wzburzenie w środowisku organizacji polonijnych w Wielkiej Brytanii. Z wielką przyjemnością publikujemy te polemiki na naszych łamach wierząc, że twórczy ferment, jaki opanował rzeczników, będzie miał moc ozdrowieńczą. Oświadczenie Stowarzyszenia Poland Street Z wielkim zdumieniem i rozczarowaniem przeczytaliśmy artykuł pt. „Awantura na Polskiej Ulicy” zamieszczony w numerze 303 magazynu „Goniec Polski”. (...) Dziennikarz wykorzystał opinie byłych działaczy Stowarzyszenia Poland Street, którzy opowiadają o wydarzeniach mających miejsce kilka lat temu. Zabieg ten spowodował wyraźne wprowadzenie w błąd czytelnika, bowiem materiał sugeruje aktualność „problemów” z lat 2005 - 2007, które opisuje redaktor. Stowarzyszenie Poland Street stanowczo odcina się od wypowiedzi swoich byłych działaczy, użytych w tym artykule. Osoby te nie przedstawiają stanowiska Stowarzyszenia Poland Street, a jedynie swoją prywatną opinię. (...) Dziwi nas fakt, że dziennikarz nie skontaktował się z przedstawicielami obecnego Zarządu Poland Street, aby (...) zaprezentować opinie obu Stron. Redaktor Waszek przyjął taktykę (wyraźnego w tekście) ataku przeciwko Stowarzyszeniu Poland Street, bez możliwości obrony – nie dając nam prawa głosu. Nie jest prawdą, jakoby istniał jakikolwiek konflikt pomiędzy Zjednoczeniem Polskim w Wielkiej Brytanii a Stowarzyszeniem Poland Street, jak również innymi organizacjami polonijnymi a Stowarzyszeniem Poland Street. Przez ostatnie cztery lata działalności Stowarzyszenia Poland Street, podejmowane były wszelkie możliwe działania, które miały na celu przełamywanie nieufności pomiędzy różnymi generacjami polskiej emigracji w Wielkiej Brytanii. (...) Pragniemy jasno zakomunikować, iż Stowarzyszenie Poland Street odnosi się z najwyższym szacunkiem i podziwem dla dokonań wszystkich organizacji emigracji powojennej, członków ZPWB. Wykorzystywaliśmy, wykorzystujemy i będziemy wykorzystywać wszelkie możliwości, aby uczyć się działalności
goniec
����
���������������
społecznej od bardziej doświadczonych od nas działaczy, jak również móc blisko współpracować z członkami ZPWB dla dobra społeczności polskiej na Wyspach Brytyjskich. Najlepszym dowodem na skuteczne budowanie pozytywnych relacji jest obecność przedstawiciela Poland Street w Prezydium ZPWB. Chcemy podkreślić, iż współpraca Stowarzyszenia Poland Street z Prezydium ZPWB układa się bardzo dobrze. Regularnie korzystamy ze wparcia Prezydium ZPWB oraz wspieramy inicjatywy podejmowane przez ZPWB. Ciekawi nas także, co autor rozumie przez pojęcie „agresywnego PR-u”, czy też sformułowania „lansowania się kosztem innych” – które to „działania” przypisuje Stowarzyszeniu Poland Street? Zarzut, o rzekomym promowaniu się Stowarzyszenia Poland Street jako „największym ruchu polonijnym w Wielkiej Brytanii” jest ogromnym nadużyciem ze strony redaktora Waszka. Nigdy nie komunikowaliśmy o Stowarzyszeniu Poland Street w ten sposób, dlatego bardzo prosimy autora o podanie nam takiego przykładu. Absurdalne jest również wielokrotne podkreślanie przez autora promowania działań Stowarzyszenia Poland Street, w kontekście negatywnym (...). Stowarzyszenie Poland Street jest organizacją społeczną, pozarządową, która działa w myśl zasady pro publico bono. Uważamy za swój obowiązek, aby o naszych przedsięwzięciach w sposób otwarty komunikować, tak aby każdy Polak na Wyspach Brytyjskich wiedział, czym się zajmujemy. Zważywszy na fakt, że działamy właśnie z myślą o polskiej społeczności, byłoby niedorzecznością, abyśmy nie informowali nikogo o tym, co robimy. Chcemy również spowodować, aby jeszcze większa liczba Polaków zaczęła udzielać się społecznie. Stowarzyszenie Poland Street działa w sposób jawny, transparentny i dlatego komuni-
kujemy o tym, korzystając z wielu narzędzi, w tym public relations. Pojawianie się w mediach informacji o Stowarzyszeniu Poland Street świadczy o skuteczności tych działań. Chętnie podzielimy się tą wiedzą z innymi organizacjami, jeżeli rzeczywiście, jak sugeruje redaktor Waszek, „zarzuca” nam się „świetne promowanie (…) samych siebie”. Prosimy jednak oddzielić grubą kreską „promowanie siebie” od „promowania swojej działalności”. (...) W imieniu Zarządu Stowarzyszenia Poland Street Wojciech Ostrowski, PR & Media Officer
Od redakcji: Rzeczywiście, o wiele lepiej by było, gdyby w moim tekście pojawiły się wypowiedzi ówczesnego zarządu Poland Street. O ich uzyskanie zabiegałem przez tydzień poprzedzający jego publikację. Trzykrotnie, telefonicznie i mailowo, próbowałem skontaktować się z panią Joanną Bąk, która figuruje w roli rzecznika prasowego, zostawiając w jej poczcie głosowej szczegółową informację dotyczącą także tematu naszej rozmowy. Niestety, nie doczekałem się żadnej odpowiedzi. Potem dwukrotnie usiłowałem porozumieć się z ówczesnym przewodniczącym PS, panem Jackiem Winnickim. Również bez skutku. Proszę więc o powściągliwość w ferowaniu sądów o mojej rzetelności. Mam nadzieję, że irytacja przy lekturze mojego tekstu skłoni Państwa do częstszego sprawdzania skrzynek mailowych i odpowiadania nie tylko na telefony dziennikarzy zainteresowanych medialną promocją Państwa stowarzyszenia. Nie uważam też, aby nawet wobec braku w tekście wypowiedzi obecnych działaczy PS, doszło w nim do jakiegokolwiek przekłamania. Wypowiadające się w artykule osoby są byłymi członkami PS, co jest tam wyraźnie napisane. Co więcej jest tam także mowa o okolicznościach, w jakich ze stowarzyszeniem się rozstały, nie pozostawia to więc chyba cienia wątpliwości co do tego, że z jego obecną działalnością się nie identyfikują. Sądzę, że Państwa histeria na tym punkcie jest spowodowana nie tyle treścią mojego artykułu, co jego wymową – szczególnie w kontekście konfliktu
pomiędzy PS a Zjednoczeniem Polskim. Tego samego, któremu Państwo z uporem zaprzeczacie, a który tajemnicą Poliszynela jest od dobrych kilku miesięcy. Nie było moją intencją zarzucanie Państwu czegokolwiek w związku z „agresywnym piarem”, a jedynie zwrócenie uwagi czytelnika na to, że jest on niewspółmierny do rzeczywistego wpływu, jaki działalność PS wywiera na środowisko Polaków w Wielkiej Brytanii. Uściślijmy: Poland Street liczy ok. 30 członków, z których większość nosi wielowyrazowe tytuły (vide: członek zarządu ds. operacyjnych czy administrator działu ekonomicznego), które – jak mniemam – świetnie prezentują się w CV. Jeśli przyjrzeć się bliżej Państwa działalności, trudno znaleźć choć jedną inicjatywę mogącą mieć znaczący wpływ na mieszkających na Wyspach Polaków. Nie był nią projekt 12 Miast, który – choć nie wypalił –staracie się Państwo przekuć w sukces, nie sądzę również, aby zbiórki pieniędzy na b. żołnierzy AK czy sprzątanie grobów mogło jakoś znacząco zmienić jakość życia Polaków w Wielkiej Brytanii. Mimo to stowarzyszenie dosyć często pojawia się w mediach (także polskich) jako wiodąca organizacja polonijna w UK, co zresztą jest podłożem konfliktów, które według Państwa nie istnieją. Jest to dobry, agresywny PR, jest to też mocna autopromocja nie tylko działań, ale i osób. Wiem również, że np. podczas afery z „Londyńczykami” niektórzy aktywiści PS domagali się od TVP umieszczenia w serialu sceny, podczas której bohaterowie sprzątają mogiły na cmentarzu... Jeśli to nie jest pchanie się na afisz, to co nim jest? Na koniec - nie jest prawdą, że mój tekst został napisany „przeciwko” Poland Street. Gdyby tak było, pewnie nie odmówiłbym sobie przyjemności poruszenia kwestii wewnętrznych tarć w stowarzyszeniu przed wyborami jego nowych władz czy nieszczęsnych e-maili z komisji rewizyjnej rozsyłanych gdzie się da, a dotyczących drażliwych spraw finansowych. Oświadczenie Prezydium Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii Prezydium ZPWB pragnie ustosunkować się do kilku faktów podanych w artykule. Co do Marszu Papieskiego to na
kontrowersje 19 współpracowaliśmy z brytyjskimi organizacjami charytatywnymi, które dysponowały odpowiednimi narzędziami i doświadczeniem. Wówczas, w 2004/06 r. władze ZP wraz z organizacjami członkowskimi były jedynymi kompetentnymi partnerami dla Brytyjczyków. Ówczesne władze rodzącego się Poland Street (koniec 2005) budowały tożsamości organizacji w konfrontacji do wszystkich i wszystkiego. Było to równie sprytnym, jak i krótkowzrocznym działaniem. Na szczęście po zmianie władz, PS przewartościowało swoje działania i uznało, że na emigracji tylko wspólne, zintegrowane działanie może przynieść właściwy efekt. Organizacja została członkiem Zjednoczenia Polskiego w 2007. Jej władze mają pełną swobodę działania, pod warunkiem, że jest to zgodne z przyjętym statutem ZP. Poland Street, podobnie jak inne nowe organizacje będące członkami ZP, to młode stowarzyszenie, które cały czas jest na etapie ugruntowywania swej sfery organizacyjnej i budowania tożsamości. Fakt ten sprawia, że tu i ówdzie pojawiają się sprawy, które wymagają bądź pomocy / interwencji Prezydium ZPWB, bądź konkretnej rozmowy i wyjaśnienia faktów. Jednakże pragniemy zaznaczyć, że PS nie stanowi wyjątku a su-
gerowanie w związku z tym konfliktu jest dalece nieprawdziwe i krzywdzące. Działalność wszystkich organizacji polonijnych w Wielkiej Brytanii opiera się na pracy społecznej ludzi, którym dobro Polaków, Polski leży głęboko na sercu. Tej działalności poświęcamy sporą część naszego życia prywatnego, kosztem naszych rodzin i często pracy zawodowej. Nikt z osób zaangażowanych społecznie nie pobiera z tego tytułu wynagrodzenia. Nierzadko sami ponosimy dodatkowe koszta. Jednakże robimy to z własnej woli w przekonaniu, iż będąc z dala od Ojczyzny, Polacy winni się jednoczyć, a nie dzielić. To mozolny i długi proces, ale na tle innych skupisk polonijnych na świecie, nie wyłączając polonii amerykańskiej, stanowimy jedyny wyjątek, tych którym ten proces integracji się udaje. Dotychczas polonijne media uczestniczyły w tym procesie wspierając nasze wysiłki, wierzymy, że tak będzie nadal. Oczywiście w pełni zgadzamy się z prawem do krytyki, pod warunkiem, że jest ona merytoryczna i konstruktywna. W imieniu Prezydium Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii Wojciech Tuczyński, Członek Prezydium, Rzecznik Prasowy
Od redakcji: Cieszę się, że udało się Panu zdobyć konkretne informacje dot. wydarzeń z lat 2005 –2006, szkoda tylko, że zajęło to 3 tygodnie i znajdują się one dopiero w sprostowaniu. Jeśli konflikt PS i ZP jest jedynie moją imaginacją, a stosunki między nimi tak serdeczne, dlaczego Zjednoczenie wysyła oficjalne sprostowania w sprawie bezprawnego posługiwania się przez PS wizerunkiem Pana Wiktora Moszczyńskiego, zamiast po przyjacielsku upomnieć swą członkowską organizację – telefonicznie lub przy kawie – i dlaczego Poland Street pokornie za takie nadużycie nie przeprosi? Czemu po całej sprawie, która jakby nie patrzeć jest kontrowersyjna, żadna ze stron nie wykazała nawet chęci rozmowy na ten temat i dlaczego swej irytacji na takie działania nie ukrywają w rozmowie „off the record” członkowie obydwu organizacji? Te pytania Panowie rzecznicy zostawiają bez odpowiedzi, zbywając czytelnika czczymi deklaracjami, nie dbając nawet o minimum ich wiarygodności.
���������������������������������������������
dwa dni przed tym wydarzeniem odbyło się spotkanie w naszym biurze z organizatorami. To m.in. od nas organizatorzy załatwiali pozwolenia w Metropolitan Police. Nasi członkowie brali udział w marszu. W sprawie podwójnego opodatkowania wielokrotnie interweniowaliśmy u polskich polityków z Premierami Rządu włącznie. Słowa o„praniu brudów publicznie” odnosiły się nie do problematyki, a do pomysłu demonstrowania przed Konsulatem. Ówczesne władze ZP uznały, że tego rodzaju sprawy można rozwiązać w inny sposób, a wydarzenia kolejnych miesięcy, jak i frekwencja na demonstracji słuszność takiego stanowiska jedynie potwierdziły. Jeżeli ktoś w swej naiwności uważa, że zmiany w ustawie nastąpiły wskutek kilkudziesięcioosobowej demonstracji, cóż – ma do tego prawo. Co do rzekomego konfliktu pomiędzy Poland Street a Zjednoczenie Polskie. PS oficalnie powstało w 2005 roku. Był to trudny okres masowego napływu Rodaków. Ówczesne organizacje członkowskie ZPWB nie mając doświadczenia w tego typu sytuacjach, maksymalnie skupiło się na niesieniu pomocy w indywidualnych przypadkach, z jakimi zgłaszali się do nas Rodacy. Dodatkowo bardzo intensywnie
Skróty w oświadczeniu Poland Street pochodzą od redakcji. Pełną treść i odpowiedź autora tekstu publikujemy na stronie www.goniec.com reklama
goniec
����
��������
20 obyczaje
���������������������������������������������
Sztuka przysłowiowego Jednym z czynników, na które Polacy na Wyspach nie mają większego wpływu, jest sposób podróżowania do Polski i z powrotem. W 99 procentach jesteśmy zdani na loty na pokładzie Ryanaira, Wizzaira czy innej podniebnej banderozy. Rzecz jasna nagromadzenie w jednym miejscu kilkudziesięciu Polaków skutkuje iskrzeniem, a często – wybuchami. Jacek Rujna Bez wątpienia jesteśmy najliczniejszą w Polsce grupą społeczną, która korzysta z uciech podróżowania w chmurach. Nikt przed nami, może prócz pilotów w Bitwie o Anglię, nie latał tak często i nikomu tak mocno nie weszły w krew te wojaże. I choć w Polsce z lekceważeniem opowiadamy o tych podróżach – wszak dla nas to chleb powszedni, niech respektu nabierają! – to ich okoliczności zasługują na odrębną systematyzację.
Kupujemy bilety O tym, że pojęcie „last minute” jest martwe jak wędzony filet z dorsza w Tesco, wie każdy naturalizowany wyspiarz. Aby lecieć z sensem (czyli tanio), do eskapady należy przygotować się ze stosownym wyprzedzeniem nie czekając na ostatnią chwilę. Jeśli wizyta w Polsce przebiegać ma gdzieś „w środku roku”, to nie ma wielkiego strachu. Wyzwaniem jest dopiero wylot na święta, bo wiadomo – wszyscy będą chcieli lecieć, a każda linia będzie chciała zarobić na polskim przywiązaniu do tradycji. Jak to mówią: Gdzie wielu dowódców, tam bitwa przegrana! Pierwszym krokiem jest zatem określenie terminów wylot-przylot. Aby obwołać wizytę w Polsce sukcesem, terminy określić powinno się co najmniej na 6-8 tygodni przed całą akcją. Kiedy wiemy już „kiedy”, zaczynamy się zastanawiać – skąd i dokąd. Żadną sztuką jest kupić bilet Londyn-Warszawa czy Dublin-Poznań, kiedy okazuje się, że o dziesiątki funtów czy euro taniej wychodzi w promocji np. Birmingham-Szczecin albo Dublin-Berlin. Godziny spędzone przed monitorem komputera naprowadzają
goniec
����
���������������
podróżnika w końcu na optymalną trasę dotarcia do celu w określonym terminie. Pozostaje krok drugi, czyli zakup biletu. Ale tłucze się mądrość ludowa: Kupić nie kupić – potargować trzeba! Obecnie sam zakup nie nastręcza większych kłopotów. Łączymy się z linią lotniczą, potwierdzamy loty, wpisujemy personalia, płacimy kartą, otrzymujemy potwierdzenie, koniec. Jeśli jednak ktoś nie ma karty bądź pieniędzy, to jeszcze nie powód, żeby nie miał lecieć na święta. Jeszcze rok temu w najlepsze (wprawdzie tylko w Dublinie) funkcjonowała rządowa agenda pomocy zagubionym polskim emigrantom. Wystarczyło nie golić się przez pięć dni, włożyć na stopy jakieś łapcie, przybrać zbolały wyraz twarzy i zabrać ze sobą swój numer fiskalny PPS. Stawiwszy się w urzędzie należało powiedzieć, że „ja już nie chcę, ja jadę do Polski, dziękuję za Irlandię” i litościwi urzędnicy po spisaniu danych bukowali darmowy one way ticket do dowolnego w Polsce miejsca. Pulę mieli. Plotki głosiły, że równa się to deportacji, co jest oczywistą bzdurą; gość po świętach wracał w najlepsze na irlandzkie śmieci ze świadomością, że w tym roku kalendarzowym podobny manewr okaże się już niewykonalny. I tyle. Wszak dwa grzyby w barszczu – to za wiele!
Na lotnisku Nadchodzi w końcu dzień wylotu, z którym wiążą się silne stresy i odpowiednie do ich natężenia – odreagowania. W związku z tym, że większość samolotów do Polski wyrusza wczesnym rankiem, na lotnisko dotrzeć trzeba ciemną nocą. Tu strategie są dwie. Pierwsza opiera się na „nie śpimy w ogóle, obejrzymy film, coś tam wypijemy i nie zaśpimy”, a druga „kładziemy się wcześniej, nastawiamy budziki, wstajemy o trzeciej i jedziemy zamówioną taksówką”.
W większości przypadków udaje się podróżnikom o czasie dotrzeć na lotnisko. Udaje się nie zapomnieć paszportu czy dowodu osobistego, udaje się mieć wydrukowaną odprawę, udaje się trafić do właściwej kolejki, udaje się… No właśnie – tu się czasem nie udaje. Bagaż podręczny staje się często kotwicą uniemożliwiającą odprawę. Że niby za duży. W tym przypadku bardzo wiele zależy od służby lotniskowej, która może przepuścić walizkę gabarytowo ponadnormatywną, ale może się też uprzeć, żeby nie przepuścić. Wtedy należy z walizy wyjąć laptopa albo inny klamot i wcisnąć go do torby komuś za nami w kolejce, kto przypadkiem ma luzy w torbie. Ten ktoś oczywiście łypie niezadowolony, ale perswazja w obliczu władzy lotniskowej i tzw. potrzeba chwili mnożona przez solidarność podróżniczą robią swoje i w końcu przedostajemy się na drugą stronę odprawy lotniskowej. Jak to zauważył Miłosz: „Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna”. Wcześniej oczywiście w śmietniku lądują wyszperane w bagażu podręcznym nasze kosmetyki, przedmioty ostre i spiczaste, proca z Teneryfy, napoje w zbyt dużych pojemnikach i inne rzeczy, przy pomocy których moglibyśmy sterroryzować załogę airbusa. Po odprawie wzuwamy buty, zaciągamy pasek, patrzymy na zegarek. Od tego momentu przybieramy minę starego podróżnika podniebnego i w ten sam sposób się zachowujemy. Niektórzy w wolnocłówce
kupują na wszelki wypadek 0,7 litra, bo przecież lepiej nosić, niż się prosić! Wyluzowane przed chwilą nerwy napinają się ponownie na widok tłumu, który kłębi się w pobliżu naszego gejtu. Co za chamstwo! Jakie wielkie walizy mają, jak ich w ogóle tu wpuścili?! Dlaczego ustawili się w taką wielką kolejkę?! Idziemy do czoła kolejki sprawdzić. Ale niestety, to ta kolejka. Przy czole – zgrubienie, niby nic, ale co chwila ktoś sobie staje i rżnie głupa, że tylko stoi. Ci z tyłu się denerwują, słychać zduszone polskie słowa z „r” w środku. W końcu każdy pamięta „Nie ma mocnych” i słowa Kargulowej: Prawo prawem, ale racja musi być po naszej stronie.
Start Jak najszybsze zaokrętowanie się ma sens szczególnie dla podróżników ponadnormatywnych – grubasów i długasów. Trzy rzędy siedzeń na wysokości skrzydeł, przy wyjściach awaryjnych umocowano z większym prześwitem. Można nogi wyciągnąć. Przy oknie sobie usiąść. No i – last but not least – zawsze się jednak siedzi przy wyjściu bezpieczeństwa! Wciskamy jeszcze tylko torbę w luk nad głową, siadamy, robimy uffff... Zaraz jednak napięcie wraca, bo trzeba poinformować kogoś tam, że się już usiadło. Telefon, stukanie w klawisze. Esemesik. „Już siedzę, chamstwa się naszło cały samolot, co za buraki, jakaś tipsiara obok, nie używaj farelki, jak mnie nie będzie”. Enter. Tymczasem pokład buzuje.
obyczaje 21
Wstajemy i my, z luku wyciągamy portfel i empetrójkę, słuchać nie będziemy, ale buractwo na pokładzie, strzeżonego Pan Bóg strzeże. Odkładając walizę widzimy za sobą kobietę z dzieckiem, właśnie odchyliła bluzkę, cyc na wierzchu, karmi dziecko. Drugie otwiera oczy i usta do krzyku, ich wąsaty ojciec wyciąga z torby browara… Podróże kształcą. – Może pan wpuścić Krzysia do okna, chciałby popatrzeć, może się przesiądziemy zresztą, wie pan, dziecko takie… – mówi wyposażona w pięciocentymetrowe paznokcie właścicielka białych kozaczków. – Nicht fersztejen, Yugosławia – odpowiadamy i udajemy, że zasypiamy, a Krzysiowi aplikujemy cios w żebra. Poryczał się, pobiegł, dziecko z tyłu podjęło wrzeszczenie, to drugie na razie jeszcze nie, bo zatkane cycem. Dzieci to przyszłość narodu!
Silniki w ruch, demonstracja masek tlenowych, kołowanie. Szum narasta, nikt nie patrzy na stewardessy, bo przecież każdy tutaj to znudzony podróżnik z tysiącem wylatanych godzin. Wreszcie na prostej, wreszcie huk i wszyscy bohaterowie raczej zamykają się w sobie. Jednak start to start, coś się urwie i cześć. Po minucie odwilż emocji. Przebijamy chmury, wolno rozpiąć pasy. Ci z tyłu polewają z ulgą… Lepiej źle lecieć niż dobrze iść! Po wyniesieniu w chmury szum narasta. Jedyny czas ciszy na pokładzie to turbulencje. Wtedy nawet niemowlaki milkną. Ktoś wykorzysta papierową torbę, ale to jedyne nakazujące ciszę i skupienie momenty w powietrzu. Szwagra oczywiście turbulencje nie dotyczą; polewa, rozlewa. Ktoś ukradkiem robi znak krzyża. Wiadomo – jak trwoga, to do Boga. Wreszcie zapala się świateł-
Ojczyzna! Zbliżamy się do lądowania. Pasy. Ponownie cisza, bo lądowanie, wiadomo – najwięcej wypadków. Przymknięte oczy globtroterów. Zaciśnięte na oparciach dłonie. Uderzenie, najczęściej jedno, drgawka wyhamowania. Już na ziemi. Oklaski ciągnące się zawsze od ogona samolotu. Niektórzy demonstracyjnie nie klaszczą, ale też się cieszą, że wylądowali. Połowa sięga po telefony, druga połowa mimo napomnień, żeby poczekać – wstaje, łapie za bagaże w lukach. Nie ma jeszcze niestety wynalazku – pierwszeństwo wyjścia. Dwieście osób sprawia wrażenie, że ewakuuje się z murzyńskiej wioski opanowanej przez wirus ebola. Krzysiu się zgubił, w białym kozaczku odłamał się obcas, trzeba znaleźć, budź szwagra...
Wreszcie na płycie lotniska. Kto pierwszy, ten lepszy – do odprawy, już tam teściu z ciotką czekają za bramką. Wnętrze polskiego airportu. Kafelki, jakieś reklamy. Gość w budzie, strażnik graniczny. Bierze paszport, dowód osobisty, ogląda. Często z blond wąsem. Wklepuje coś w klawiaturę, patrzy. Trochę jak u lekarza. Rak czy chrypka? Chrypka. Uff. Bramka, sala z pasem transportującym bagaże. Trzeba uważać, niby nic, ale waliza pełna skarbów na święta. Jeszcze nie przeładowali? Ileż można czekać. Należy się ustawić wprost przy gardzieli, w której pojawią się walizy. Zgrubienie kolejki, każdy by chciał przy gardzieli. Ale pierwsze 80 walizek nie należy do zgrubienia. Bo nadawali pierwsi, więc… będą ostatnimi! W końcu – jest! Waliza na kółkach, ostatnia bramka. Tłum oczekujących. Okrzyki. Krzysiu się znalazł, kuleją Białe Kozaczki, nawet szwagra posadzili pod palmą w donicy. Kiwa się. Wszędzie Londsdale, Nike, Everlast, Adi, Puma, a nad tym wszystkim reklama: Ryanair! – Jak lot?! – Dziękuję, normalnie! Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej!
���������������������������������������������
latania
ko: można rozpiąć pasy. „Zero Siedem” szwagra puste, na szczęście jest sklepik pokładowy. Dokupuje się browary. – A sześć pani poda łaskawie… Pani kasuje w euro, nie ma wydać, zaraz wrócę, mówi, szwagier macha ręką. Stewardessa jednak wraca, oddaje resztę. – Ech, te drobne, tylko kieszenie obrywają… – żartuje szwagier.
reklama
goniec
����
��������
22 ciekawostki
Kac multikulturowy ���������������������������������������������
Adam Skorupiński
Wielka Brytania to tygiel różnorodnych kultur, dlatego nie dziwi fakt, że cierpiący na kaca ma tutaj dostęp do obfitego wachlarza sposobów zażegnania jego skutków proponowanych w najodleglejszych zakątkach świata. Słowem, dla każdego coś miłego, a przynajmniej – jak zarzekają się praktycy – coś efektywnego. Anglicy zaczynają wcześniej, Polacy dołączają po świętach. Tak czy inaczej zbliża się okres, w którym każdy co nieco wypije, a nazajutrz czyha na nas „syndrom dnia następnego”. Metod na niego jest tyle, ile ludzkich języków.
Sposoby z dreszczykiem Tak jak tradycyjne polskie sposoby na kaca mogą wydać się dla ludzi innych kultur nieco obrzydliwe (weźmy pod uwagę chociażby picie serwatki czy soku z kiszonych ogórków), tak są na świecie metody, przy których również Polak mimowolnie się wzdrygnie. Pierwszy taki przykład płynie ze zdawałoby się bliskich nam kulturowo Stanów Zjednoczonych. Sprawę nieco rozjaśnia umiejscowienie tego sposobu w czasie, bo receptura, która powstała w purytańskim społeczeństwie amerykańskim XIX wieku, miała oprócz właściwości leczniczych obudzić w cierpiącym wstręt do alkoholu w ogóle. I tak purytanie proponują, by nazajutrz wypić miksturę z mocnego wina, soli, pieprzu, sosu barbeque oraz... byczego jądra na dokładkę. Jest również wersja dla wegetarian, która okaz bydlęcej witalności zastępuje żółtkiem kurzego jaja. W razie gdyby zabrakło nam któregoś ze składników, kowboje wymyślili znacznie prostszą metodę pozbycia się „syndromu dnia następnego”, polegającą na przygotowaniu i wypiciu dusz-
goniec
����
���������������
kiem wywaru z zajęczych odchodów. W południowoamerykańskim Ekwadorze kac leczony jest z kolei potrawą o dźwięcznej nazwie caldo de manguera. Spoza tego miana wyziera niestety okrutna prawda, czyli świńskie wnętrzności nafaszerowane ryżem i polane krwią. Danie to ma zmusić nieszczęśnika do torsji, dzięki którym jego organizm pozbędzie się toksyn. Przy odrobinie dobrej woli caldo de manguera można uznać za hardcorową wersję swojskich flaczków, chociaż wielu oburzy się pewnie na takie porównanie. Co do flaczków zresztą, nie są one wyłącznie domeną kultury środkowo-europejskiej. W Japonii, gdzie na kaca mówi się „futsuka yoi”, po zakrapianej sake imprezie nie popełnia się wcale seppuku, tylko idzie do specjalnego baru, gdzie serwują właśnie zupę z wieprzowych organów wewnętrznych. Ślady flaków odkryjemy również w Turcji i Meksyku.
Czarna magia i wieloryb Tym, którzy na kacu nie mają najmniejszej ochoty na wypicie lub wchłonięcie czegokolwiek, świat proponuje zadziwiająco różnorodne sposoby ominięcia tego przykrego obowiązku. Mieszkańcy Puerto Rico robią na przykład użytek z cytryn, których tam w końcu dostatek.
Przepoławiamy więc owoc, po czym... wkładamy je sobie pod pachy i zostawiamy w tym miejscu na cały dzień. Po takiej kuracji mija ponoć ból głowy, a przy okazji zapach sponiewieranego nocną balangą staje się do zniesienia. Wyspa Haiti, jako światowa stolica voodoo, ucieka się do tradycyjnych praktyk magicznych. Jeden warunek to zachowanie flaszki, z której piło się podczas upojnej imprezy, jeśli nie została rozbita na głowie któregoś z współtowarzyszy lub przypadkowych uczestników. Po przebudzeniu trzeba do takiej butelki wrzucić trzynaście szpilek, koniecznie z czarnymi łebkami. Kac mija jak ręką odjął – zapewniają czarownicy. Liczni w Wielkiej Brytanii przedstawiciele narodów muzułmańskich, mimo rygorystycznych prawideł islamu, również dysponują sporym arsenałem antykacowych przepisów. Każdy napotkany Marokańczyk na przykład wykrzyknie, że najlepszy sposób to wdychanie dymu ze startej na proszek wielorybiej kości. Fakt, że skacowany imprezowicz może nie mieć głowy do szukania na plażach Kentu czy
Hampshire tego deficytowego towaru, może go skłonić do skorzystania z mądrości starożytnej kultury asyryjskiej, która również zaleca wziewną metodę raczenia się bogatym w wapno proszkiem kostnym z odrobiną ptasich dziobów. W końcu łatwiej o nie niż o żebro wieloryba...
Jeden – niezawodny Żeby przysłowie „mądry Polak po szkodzie” nie okazało się po raz kolejny prawdziwe, można spróbować zabezpieczyć się przed faktem, zamiast wzywać pomocy, gdy mleko (w tym przypadku alkohol) już się rozleje. Przykładem świecą Australijczycy, którzy – jak możemy się przekonać na Wyspach – za kołnierz nie wylewają. W ramach prewencji goście z Antypodów proponują zjedzenie przed imprezą miski zimnego mleka z płatkami owsianymi, następnie skonsumowanie całej pomarańczy, a na zakończenie tego etapu przygotowań pochłonięcie kopy mocno posolonych ziemniaków z omastą w postaci stopionego masła i śmietany. W tym miejscu – autentyczna historia. Mieszkaniec królestwa Tajlandii, który znalazł się na zakrapianej imprezie w polskim domu w zachodnim Londynie, słysząc co nieco o możliwościach gospodarzy, postanowił zabezpieczyć się na wszelki wypadek. W tym celu spożył na oczach zdumionych Polaków pół kostki margaryny, by – jak tłumaczył – „wyściełać sobie roślinnym tłuszczem żołądek”. Skończyło się to ekspresowym spotkaniem z muszlą w toalecie, więc metoda nie jest raczej warta polecenia. Sposoby Tajów zasługują zresztą na miano jednych z najbardziej kontrowersyjnych. Nie dość, że gorzelnie tego dalekowschodniego kraju produkują napój wywołujący ponoć najstraszniejszego kaca na Ziemi, to w dodatku lokalna tradycja każe go leczyć jajami na twardo w sosie chilli. W ramach poszerzania horyzontów Polacy w potrzebie mogą spróbować metod podpowiadanych przez towarzyszy niedoli z różnych egzotycznych miejsc i regionów. Wydaje się jednak, że nic nie przebije jednego, niezawodnego sposobu praktykowanego jak świat długi i szeroki... Chodzi o długi, niezmącony sprawami świata doczesnego i sprawiedliwy sen.
Avatar
USA 2009, reż. James Cameron Ten film ma na zawsze zmienić kino. Wykonany częściowo w zupełnie nowej technice 3D ma być przełomem na miarę wprowadzenia dźwięku. Za produkcją stoi James Cameron, który o projekcie marzył długie lata i tylko brak odpowiednich narzędzi stał mu na przeszkodzie. A ponieważ reżyser „Titanica” należy do perfekcjonistów i rajcują go rzeczy niemożliwe do zrobienia, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Jego ekipa opracowała nową technologię w oparciu o znane wcześniej standardy. Technika „motion capture”, której używano choćby we „Władcy pierścieni”, doprowadzona została do perfekcji. Kamery rejestrujące zdjęcia w 3D poszły w ruch dopiero po
The Limits of Control
znalezieniu odpowiednich osób do zagrania postaci. Bo choć stworzony przez filmowców świat jest wyimaginowany, to poruszać się w nim mieli prawdziwi aktorzy. Po nakręceniu materiału filmowego rozpoczęła się postprodukcja, która trwała aż dwa lata. Efekt tego żmudnego procesu ma być piorunujący. Kaleki żołnierz piechoty morskiej Jake Sully (Sam Worthington) zostaje wysłany z misją na planetę Pandora, zamieszkałą przez człekopodobną rasę Na’vi. Wysokie, trzymetrowe stworzenia o niebieskiej skórze, żyją tam w zgodzie z naturą swojego pięknego świata. Jake bierze udział w programie Avatar, który pozwala przenieść osobowość człowieka do wyhodowanego przy użyciu DNA odpowiednika ze świata Na’vi. Dzięki temu żołnierz może znów chodzić, ale jego zadanie jest bardziej skomplikowane. Ma zrobić rozpoznanie wtapiając się w zamieszkującą go społeczność. Celem tej infiltracji ma być zdobycie informacji przed planowanym atakiem. Ludzie bowiem odkryli, że na planecie znajdują się ogromne złoża minerałów, potrzebnych do dalszej egzystencji człowiekowi. Jake
Hiszpania, Japonia ,USA 2009
jednak coraz bardziej zżywa się z nową społecznością. Zakochuje się w Na’vi o imieniu Neytiri (Zoe Saldana), która jest także księżniczką swego plemienia. Rozdarty pomiędzy swym ułomnym ludzkim ciałem a nowym wcieleniem bohater będzie musiał wziąć udział w wielkiej bitwie o Pandorę. „Avatar” jest autorskim projektem Camerona, w odróżnieniu od tak wielu filmów opierających się na literaturze. Pielęgnowany przez lata, doprowadzony do perfekcji, ma być o wiele lepszy od obsypanego Oscarami „Titanica”. Twórca „Terminatora” nie tylko zadbał o techniczno-wizualne zaplecze. Zatrudnił nawet specjalistów, by stworzyli język Na’vi oraz całe dziedzictwo kulturowe ich świata. Aktorskie zadania powierzył sprawdzonym gwiazdom (Sigourney Weaver, Michelle Rodriguez, Giovanni Ribisi), ale główna rola przypadła mało
Humpday
USA 2009
Kultowy reżyser Jim Jarmush („Truposz”, „Ghost Dog”) powrócił po pięciu latach przerwy. Odwołując się do gatunku filmu drogi, przefiltrowanego przez własne dokonania, posunął się do granicy pastiszu. Niezamierzonego i nużącego. Człowiek bez imienia (Isaach De Bankole) podróżuje po Hiszpanii, spotyka kolejnych ludzi (Tilda Swinton, Gael Garcia Bernal, John Hurt, Bill Murray), wykonuje kolejne zadania. Popija espresso z dwóch filiżanek i wymienia pudełka zapałek. Mówi niewiele, emocji nie okazuje wcale. Przy braku jakiejkolwiek sensownej nici fabularnej oraz związanych z tym przemyśleń, całość jest zupełnie pustym ćwiczeniem artystycznym z pięknymi zdjęciami Christophera Doyla. - nie warto
- strata czasu
- można zobaczyć
- warto zobaczyć
���������������������������������������������
film dla każdego 23
znanemu Worthingtonowi, który według reżysera ma wdzięk chłopaka z sąsiedztwa i charyzmę przywódcy. Czy uda mu się też porwać publiczność? O tym możemy przekonać się już od 18 stycznia odwiedzając kina. Radosław Folta
Pomysły, które przychodzą do głowy podczas spożywania alkoholu, powinno się jak najszybciej odkładać do lamusa. Chyba, że jest się dość upartym facetem. Dwóch kolegów z czasów szkolnych, upojonych alkoholem, wpada na pomysł realizacji filmu, który ma wygrać festiwal erotyczny „Humpfest”. A miałaby to być produkcja z dwoma heteroseksualnymi facetami uprawiającymi gejowski seks. Pomysł z dnia na dzień wydaje się trudniejszy do zrealizowania, głównie z przyczyn psychologicznych, ale żaden z przyszłych aktorów nie chce wycofać się z projektu. Niesłychanie zabawny film, trzymający poziom na całej linii. Pod lupą znalazła się męska natura oraz tworzone przez facetów stereotypy. - trzeba zobaczyć
goniec
����
��������
24 rozrywka Beczka śmiechu
Premierowej wpadka na blogu KONKURS: Rozwiąż krzyżówkę, a następnie prześlij hasło wraz z imieniem, nazwiskiem oraz
���������������������������������������������
adresem korespondencyjnym do 7 stycznia 2010 do redakcji Gońca Polskiego na adres e-mail: konkurs@mail.goniec.com. Losowanie odbędzie się 8 stycznia 2010. Nazwisko zwycięzcy opublikujemy w 308 wydaniu Gońca Polskiego. Nagrody zostaną wysłane drogą pocztową.
Kto by pomyślał, że wpis na popularnym Twitterze zmusi premiera Wielkiej Brytanii do pokajania się. Otóż całkiem niedawno na blogu Sary Brown – żony premiera, ukazał się tajemniczy wpis o treści: „Fvdfzsrsazxzzxcvbnmadgfhjjkqwrtyuuuiop”. Wpis w swej formie okazał się ponad przeciętne możliwości racjonalnej analizy Wyspiarzy. Nie tylko tych, którzy chorobliwie śledzą cudze życie czytając internetowe wpisy czy inne bigbradery, lecz także tych pracujących w mediach, co sugerowałoby, iż czytanie ze zrozumieniem powinni mieć jako tako opanowane. Już godzinę po ukazaniu się dziwnego komunikatu biuro premiera zostało wręcz zalane pytaniami od dziennikarzy, którzy chcieli wiedzieć, cóż ten niesamowity i niepowtarzalny wyraz znaczy. Czy może jest to przesłanie pokoju od kosmitów, wzór na nieśmiertelność czy najnowsza formuła medyczna wykradziona amerykańskiej armii służąca do produkcji świń-zombie mających ratować żołnierzy Wuja Sama w Iraku i Afganistanie? Wygląda na to, że do biura premiera napisało również kilka autorytetów z dziedziny kryptologii, gdyż zadali oni pytanie zawierające olbrzymi procent prawdopodobieństwa, mianowicie - czy aby blog nie został zaatakowany przez hakerów. Lecz jak to naukowcy, nie uwzględnili czynnika ludzkiego, gdyż każdy normalny haker (nienormalny raczej też), po włamaniu się na blog żony premiera, napisałby coś w stylu „Tu byłem, Tony Halik”, albo „Bujaj się ruro i twój stary też”, a nie 38 liter bez składu i sensu. Żaden z gigantów logiki nie wziął jednak pod uwagę, że premierowej mogło się przysnąć nad klawiaturą albo że postawiła na niej torebkę. Z wyjaśnieniem pospieszył sam premier, który w oficjalnym komunikacie oskarżył swojego trzyletniego synka o spowodowanie całego zamieszania, który to korzystając z faktu pudrowania przez mamę nosa umieścił swoją radosną twórczość na twitterze premierowej. Premier zawczasu, asekurując się na lewo i prawo powiedział, iż zostawienie komputera bez nadzoru było błędem. Doskonale go rozumiemy. Wszakże trzylatek mógł umieścić na blogu jakąś przerażającą informację składającą się, o zgrozo, z 39 liter, lub przez pół minuty nieobecności mamy zostać uwiedziony przez pedofila i wywieziony do Portugalii. Mama też zapewniła, że od dzisiaj przy każdym wyjściu do toalety będzie wyłączać komputer. Najlepiej, żeby w ogóle go nie włączała. Maciej Ligus
Nagrodę za rozwiązanie krzyżówki z 304 wydania otrzymuje: Paweł Stróżyński. Gratulujemy!
Sudoku
goniec
����
���������������
W każdym rzędzie i w każdej kolumnie oraz w małym kwadracie 3x3 kratki (o pogrubionych bokach) powinny znaleźć się wszystkie cyfry od 1 do 9. Każda z cyfr może być wpisana tylko raz.
Fota zza płota
przeżyj to sam 25
Niedziela, 10 stycznia, godz. 13:00, POSK, 238-246 King Street, Hammersmith, London W6 0RF, metro: Ravenscourt Park. The Bedroom Bar, 62 Rivington Str., EC2A 3AY (maks. 300 gosci), metro Old Street.
Do tej pory Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy nie miała szczęścia do Londynu. W tym roku może w końcu się uda. Za organizację imprezy biorą się bowiem aż dwa sztaby na raz. 10 stycznia do POSK-u zaprasza Poland Street. O godz. 13 rusza blok rodzinny, o 15 swoje występy rozpoczną zespoły folklorystyczne a po godzinie 18 na scenie pojawią się uczestnicy ostatniego bloku pop-rock. Szczegóły można znaleźć na stronie www.polandstreet.org.uk. Drugi londyński sztab swoje centrum dowodzenia umieścił w klubie The Bedroom Bar. Tutaj już od godziny 13 dzieciaki wziąć będą mogły udział w zajęciach z rytmiki prowadzonych przez profesjonalnych muzyków. W tym czasie prowadzone będą również zajęcia plastyczne oraz warsztaty taneczne (zgłoszenia uczestników można wysyłać na email dawidrygielski@gmail.com). O godzinie 17 rozpoczyna się koncert, w którym swój udział zapowiedziało również kilka brytyjskich kapel. Delegacja sztabu z The Bedroom Bar działać będzie również w Brighton w Brunswick Pub. Cały dochód z tegorocznej orkiestry przeznaczony zostanie na rzecz dzieci z chorobami onkologicznymi.
MonaVie New Year Eve Party La Vista Club, prestiżowy lokal mieszczący się w dzielnicy Tower Bridge, w samym sercu Londynu zaprasza na prawdziwą Gorączkę Sylwestrowej Nocy. Bawić będziemy się na dwóch salach tanecznych. W znajdujących się na parterze restauracjach na głodnych czekać będzie pyszne włoskie jedzenie. Jeszcze wyżej znajdują się wyposażone w osobne nagłośnienie VIP-roomy z wygodnymi kanapami w stylu wiktoriańskim. Organizatorzy imprezy – Polish Night, London Global Art Village oraz The Don Gallery obiecują wszystkim gościom niezapomnianą, pełną pozytywnych wrażeń i dobrych wibracji noc. Oczywiście nie zabraknie polskiej muzyki. Dźwięki starych i nowych przebojów porwą na parkiet każdego. W ciągu całej imprezy rozegranych zostanie kilka konkursów z nagrodami (np. butelki szampana). Stroje sportowe radzimy zostawić w szafie.
Czwartek, 31 grudnia, godz. 20.00 – 6.00, La Vista Club of The Don Italian Restaurant, 224a Tower Bridge, London SE1 2UP, metro London Bridge, wstęp tylko dla dorosłych, bilety £20 - £25 (online), £30 (w dniu imprezy). Rezerwacje: 077 6288 5073, 07813661375 lub polishnightclub@gmail.com
Sylwester w Klubie Orła Białego Polskie jedzenie, polska muzyka i polscy przyjaciele. Wszystko to tylko na Balu Sylwestrowym w Klubie Orła Białego. W programie bogate menu, powitalny drink, lampka szampana o północy. Grać będzie polski zespół No Name. Czwartek, 31 grudnia, godz. 20.00, Klub Orła Białego, 211 Balham High Road, Londyn SW17 7BQ, metro: Balham, cena £60 od osoby.
Sylwester w Jazz Cafe POSK Jazz Caffe POSK zaprasza na powitanie Nowego Roku na balu sylwestrowym przy muzyce polsko-angielskiego zespołu. W cenie wliczony jest powitalny aperitif, ciepły i zimny bufet, deser z kawą i herbatą, lampka szampana o północy. Formularze zgłoszeniowe można pobierać ze strony internetowej www. jazzcafeposk.co.uk. Czwartek, 31 grudnia, godz. 20.00 - 2.00 POSK, 238-246 King Street, Hammersmith, W6 0RF, metro: Ravenscourt Park, cena £45.00 od osoby, dodatkowe informacje: Marek 07877640361 lub Janek 07770417819
Hit tygodnia Noworoczna Parada
���������������������������������������������
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagra w Londynie
Tradycyjnie już pierwszy styczniowy poranek przywita nas poczuciem suchości w ustach, lekkimi zawrotami głowy i w wielu przypadkach niewydolnością układu pokarmowego. Przy tych wszystkich typowych objawach kaca, do jego noworocznej odmiany dochodzi jeszcze nieodparte poczucie nostalgii za dniem wczorajszym spowodowane chęcią ponownego przeżycia sylwestrowych uniesień. Najgorszą rzeczą, jaką możemy w tym momencie zrobić, jest pozostanie w łóżku w oczekiwaniu na kolejną sylwestrową zabawę. Nie zważając więc na słabości własnego ciała powinniśmy jak najszybciej opuścić nasze mieszkania i zająć miejsce na trasie londyńskiej Noworocznej Parady. Od prawie ćwierć wieku przez główne ulice metropolii maszeruje kolorowy, wielotysięczny tłum. Nowy rok witają tancerze, akrobaci, cheerleaderki, muzycy i performerzy. W tym roku udział w pochodzie zapowiedzieli reprezentanci 25 londyńskich dzielnic oraz artyści z całego niemal świata, w sumie ponad 8 tys. osób. Organizatorzy przewidują, że spektakl przyciągnie przynajmniej pół miliona widzów, wrażenia więc zapowiadają się niesamowite. 3,5-kilometrowa trasa rozpoczyna się w dzień Nowego Roku w samo południe pod hotelem Ritz i wiedzie przez Picadilly. Na wysokości Picadilly Circus kawalkada skręci w Lower Regent Street, następnie przejdzie przez Waterloo Place, Pall Mall, Cockspur Street, Trafalgar Square, Whitehall, by zakończyć się u stóp Big Bena. Piątek, 1 stycznia, start godz. 12:00, Picadilly Circus, Lower Regent Street, Waterloo Place, Pall Mall, Cockspur Street, Trafalgar Square, Whitehall, Parliament Square, wstęp wolny.
Koncerty The Pogues
18 grudnia, 18, 19 grudnia, £30.00
Pet Shop Boys
21 grudnia, The O2, £30.00
Public Image LTD
O2 Academy Brixton, 21 grudnia, £39.50
Paul McCartney
The O2, 22 grudnia, £62.25 - £137.50
Lee Scratch Perry Jazz Cafe Camden 22, 23 grudnia, £20.00
Bilety można kupić na stronach: www.ticketweb.co.uk, www.seetickets.com lub www.ticketmaster.co.uk
goniec
����
��������
26 sport
���������������������������������������������
Dwa srebra polskich pływaków w Stambule
Radosław Kawęcki przepłynął dystans 200 m stylem grzbietowym w czasie 1.49,13.
PŁYWANIE. Polscy zawodnicy z dwoma srebrnymi medalami zakończyli występy w pływackich mistrzostwach Europy na krótkim basenie w Stambule. Ostatnich, w których można było startować w kosmicznych strojach, skonstruowanych specjalnie do bicia kolejnych rekordów świata.
Polka odrzuciła 50 tys. euro łapówki ŁYŻWIARSTWO. Do próby przekupienia polskiej panczenistki miało dojść na Igrzyskach Olimpijskich w Turynie w 2006 roku. Trenerka holenderskiej łyżwiarki Grethy Smit, Ingrid Paul, zaproponowała Katarzynie Bachledzie-Curuś (dawniej Wójcickiej) 50 tysięcy euro w zamian za wycofanie się z biegu na dystansie 5 km. Gdyby Polka to zrobiła, wówczas holenderska łyżwiarka, która była pierwsza na liście rezerwowej, wzięłaby udział w biegu na tym dystansie. Skandal ujawniła w niedzielę holenderska telewizja NOS. Polka zdecydowała się odrzucić tę ofertę. – To była wielka kwota, a polscy sportowcy nie mają sponsorów. Uważałam jednak, że to nie jest gra fair – powiedziała polska sportsmenka holenderskiej telewizji.
W pierwszym dniu zawodów na podium stanął Radosław Kawęcki. W konkurencji 200 metrów stylem grzbietowym Polak uzyskał czas 1.49,13, czyli gorszy o 0,11 sekundy od własnego rekordu kraju (1.49,02), jaki ustanowił 14 listopada w Szczecinie. Drugie miejsce zapewnił sobie dopiero na ostatnich metrach wyścigu, po bardzo dobrym finiszu. Nie zdołał jednak dogonić Rosjanina Stanisława Donieca, który wynikiem 1.48,62 ustanowił rekord mistrzostw. Dwa dni później srebro wywalczył Paweł Korzeniowski. Zawodnik AZS AWF Warszawa na dystansie 200 m stylem motylkowym ustanowił rekord Polski (1.50,13). Również tym razem złoto przypadło w udziale Rosjaninowi. Nikołaj Skworcow przepłynął cały dystans w czasie 1,49,46, ustanawiając tym samym nowy rekord Europy. Pozostali polscy pływacy nie sprostali pokładanym w nich nadziejom. Kibice mieli dużo powodów, żeby podejrzewać, że miejsce na podium wywalczy Adam Plutecki, który jechał do Turcji z najlepszym wynikiem w Europie na 50 m stylem klasycznym. Jego czas z niedawnych mistrzostw Polski (26,19), dałby mu w Stambule złoty medal. Niestety, w półfinale Polak popłynął o 0,77 s wolniej i uplasował się dopiero na 18. miejscu.
0,55 s zabrakło do brązowego medalu Aleksandrze Urbańczyk. Polkę w walce o podium na dystansie 50 m stylem grzbietowym ostatecznie wyprzedziła Rosjanka Ksenia Moskwina. W całym turnieju padło w sumie dziewięć rekordów świata. Na następny taki wysyp możemy poczekać dosyć długo. Mistrzostwa w Stambule były bowiem ostatnią międzynarodową imprezą, w której nie obowiązywały ograniczenia dotyczące strojów. Szaleństwo na opracowywane w specjalistycznych laboratoriach naukowych tak zwane„superstroje” wybuchło na początku 2008 roku. Od tej pory ustanowiono już 241 rekordów świata. Zarządzeniem Międzynarodowej Federacji Pływackiej (FINA) od Nowego Roku obowiązują stroje tekstylne. Dla mężczyzn od pasa do kolan, dla kobiet od barków do kolan. Różnice pokazują wyniki na przykład mistrzostw Francji, które były rozgrywane w nowych, tekstylnych strojach. Wśród mężczyzn regres wyników w porównaniu z 2008 rokiem, kiedy używano kosmicznych strojów, wynosi od 0,7 s na 50 m st. dowolnym do niemal 4,5 s na 200 st. motylkowym. Wśród kobiet różnice były często jeszcze większe. (ryk)
200 tys. zł w 44 sekundy MMA. 44 sekundy zajęło Mariuszowi Pudzianowskiemu wygranie pierwszej swojej walki w MMA. Jego przeciwnik Marcin Najman równie dobrze mógł stanąć do pojedynku z parowozem. Popularny „Pudzian” przy pomocy kilku atomowych kopniaków posłał swojego przeciwnika na deski, po czym przystąpił do systematycznego wbijania go w podłogę. Życie Najmanowi uratował sędzia, który po 44 sekundach od pierwszego gongu przerwał pojedynek. – Nie spodziewałem się, że walka potoczy się tak szybko. Spodziewałem się, że będzie dużo ganiania po ringu, ale jakoś udało się bez tego – mówił pięciokrotny mistrz świata strogmenów. Mariusz Pudzianowski ma podpisany kontrakt na cztery starcia w MMA. Za swój pierwszy pojedynek zarobił 200 tys. zł.
Polska i Ukraina pokazały logo mistrzostw Euro 2012 EURO 2012. W Kijowie na Placu Michałowskim zaprezentowane zostało logo mistrzostw Europy w piłce nożnej, jakie w 2012 roku odbędą się w Polsce i na Ukrainie. Motywem przewodnim jest kwiat. Największy, środkowy ma kształt piłki, wzory dwóch mniejszych utrzymane są w kolorystyce narodowej państw gospodarzy.
goniec
����
���������������
Ogłoszono także hasło turnieju. Jego polska i ukraińska wersja nieco się od siebie różnią. Po polsku brzmi ono „Razem budujemy przyszłość”. W wersji ukraińskiej przetłumaczone zostało jako „Razem tworzymy historię”. – Logo jest łatwo rozpoznawalne przez kibiców, a hasło sprawi, że Polska i Ukraina zadziwią świat – powie-
dział Grzegorz Lato. Zdaniem prezesa PZPN motyw kwiatu ma symbolizować wzrost i udane przygotowania Polski i Ukrainy do turnieju. – W haśle zawarty jest czytelny komunikat, że Polska i Ukraina są gotowe zapewnić wyjątkowe przeżycia wszystkim, którzy odwiedzą nas w 2012 roku – powiedział prezes Lato.
sport 27
Na rocznicowym spotkaniu w restauracji „Łowiczanka” w POSK-u pojawili się między innymi założyciel ligi Mariusz Stopa (drugi od lewej) i jej obecny prezes Sylwester Jedynak (drugi od prawej).
PIŁKA NOŻNA. Na boiskach ośrodka Vale Farm zapanowała cisza spowodowana zimową przerwą w rozgrywkach londyńskiej Ligi Piątek Piłkarskich. Zanim jednak zawodnicy ligi rozjechali się do domów, żeby wspólnie z rodzinami w Polsce świętować Boże Narodzenie, spotkali się jeszcze jeden raz w POSK-u. Okazja była nie byle jaka. Pięć lat temu polskie piątki rozegrały w Londynie swój pierwszy mecz. 28 października 2004 roku naprzeciwko siebie stanęły sponsorowane przez ambasadę RP Cieniasy i Ladron. Bardziej doświadczone Cieniasy, któ-
re miały już wtedy za sobą rozgrywki w amatorskiej lidze „jedenastek”, wygrały historyczne spotkanie 9:1. Pomysłodawcą i pierwszym prezesem polonijnej ligi był Mariusz Stopa, który w podobne przedsięwzięcia angażował się jeszcze przed przyjazdem do Londynu, na rodzinnym Śląsku. – Biegałem po całym Londynie z moim dzieckiem w wózku i rozwieszałem te plakaty wszędzie, gdzie się tylko dało w różnych nielegalnych miejscach – wspomina początki ligi. Odzew, z jakim się spotkał, zaskoczył nawet jego samego. – Myślałem, że
uda mi się zebrać kilka zespołów. Okazało się, że w sumie w pierwszym sezonie wystartowały 22 ekipy – mówi. Rok później grało już 30 składów. Rozgrywki musiały przejść reorganizację. Powstały dwie ligi. Okazało się również, że hala, w której dotychczas odbywały się spotkania, zrobiła się za ciasna i trzeba się było przenieść na odkryte boiska. Popularność ligi rosła z roku na rok. Do kolejnego sezonu przystąpiło już 48 drużyn podzielonych na trzy dywizje. W tym czasie były to największe polonijne rozgrywki piłkarskie na świecie. Nie dziwi więc, że mecze zaczęły przyciągać coraz bardzie znane nazwiska. W 2007 roku organizowane zostało spotkanie pomiędzy reprezentacją ligi piątek a reprezentacją dziennikarzy polskich. Gośćmi specjalnymi byli Janusz Wójcik, Maciej Zegan, Szymon Kołecki, Tomasz Zubilewicz i inni. W tym samym roku na boisku, na którym grały zespoły ligi, pojawił się były premier Kazimierz Marcinkiewicz. Rok 2007 to również okres zmian strukturalnych. W styczniu kontrolę organizacją przejął siedmioosobowy zarząd, a sama liga została zarejestrowana w Angielskiej Federacji Piłkarskiej (FA).
Zawodnicy londyńskich piątek kilkakrotnie udowodnili, że w piłkę grać potrafią nie tylko pomiędzy sobą. Największym sukcesem było zwycięstwo reprezentacji ligi w The Inner City World Cup 2008 – turnieju nieoficjalnie nazwanym mistrzostwami świata amatorów w piłce nożnej. Polscy piłkarze wygrali wszystkie siedem spotkań. W ich trakcie strzelili w sumie 16 bramek, tracąc jedynie dwie. Ostatnio liga zaczyna trochę tracić rozpęd. W tym roku do rozgrywek przystąpiło już jedynie 28 zespołów podzielonych na dwie grupy. Przyczyn tego zjawiska jest wiele. Jedną z nich jest to, że zawodnicy ligi po prostu wracają do Polski. Mniejsza liczba drużyn nie martwi jednak obecnego prezesa ligi Sylwestra Jedynaka. – 48 drużyn to był chaos. Nie zawsze liczba oznacza jakość – tłumaczy. Jego zdaniem z roku na rok jest coraz lepiej. Poza tym, jego zdaniem nie należy zapominać, że te rozgrywki to jedynie taka odskocznia od codziennego życia. – To jest jakieś urozmaicenie szarego życia, odejście od tej rutyny, w której liczą się tylko praca i dom – mówi. (ryk)
���������������������������������������������
Pięć lat Londyńskiej Ligi Piątek
reklama
goniec
����
��������
28 ogłoszenia Praca dam
tantów i szkoleniowców w UK. Dużo lepsze warunki współpracy niż w Polsce. Darmowa dostawa niezależnie od zamówienia. Super oferty dla rep. Anka 07782318052.
Assistant for Care Home in Chislehurst - dobra znajomość j. angielskiego i kwalifikacje NVQ wymagane zgłoszenia proszę kierować do: Mr P. Nowak lub Ms I. Szluinska tel. 020 8467 8102, e-mail: antokolhome@btconnect.com
→ Praca dla opiekunek w Do-
→ Potrzebna wokalistka do
→ AVON poszukuje konsul-
mach Opieki poza Londynem. Kontrakt, zakwaterowanie, szkolenia, angielski komunikatywny. Tel. 07824828810. CV na adres: tmsoffer@yahoo.co.uk
→ Care Assistant for Care
���������������������������������������������
→ Night Care
Home in Chislehurst (full-time) dobra znajomość j. angielskiego i kwalifikacje NVQ2 wymagane - zgłoszenia (CV) proszę kierować do: Mr P. Nowak lub Ms I. Szluinska, tel. 020 8467 8102, e-mail: antokolhome@btconnect.com
→ Cleaner for Care Home in
Chislehurst (part-time, up to March 2010) - zgłoszenia proszę kierować do: Mr P. Nowak lub Ms I. Szluinska, tel. 020 8467 8102, e-mail: antokolhome@btconnect.com
zespołu muzycznego. 07928707610.
Praca szukam
Mieszkanie wynajmę
→ Poprowadzę budowę, fore-
→ Perivale. Podwójny pokój
man - kierownik budowy, kwalifikacje i doświadczenie w UK, znajomość regulacji, samochód. Tel. 07907523880.
w spokojnym do mu dla niepalących osób. Tel. 077 83528784.
Heath. Duży, podwójny pokój dla spokojnej dziewczyny od stycznia. W mieszkaniu tylko 2osoby. £100/ tydz. rachunki wliczone. Tel. 07794828312.
→ Stockwell.
→ Brentford/S.Ealing bardzo
Tel.
→ Paca przez Internet, od
→ 1 Bedroom Flat to let in
1000zł-3000zł chętni pisać tomek7771@wp.pl.
Harlesden. Fully Furnished Appliances. Newly Decorated, Modern flat. Close to Tube Stations, Buses & Shops. Call 07525926890.
→ Zatrudnię fryzjerkę damsko-meska. Hounslow 07824831942.
West
→ Bellingham
wynajmę jedynkę od 20.l2 £50. Tel. 0795l633l29.
→ Poszukiwany doświadczony tapicer w stylowych meblach (Chesterfield). Praca od zaraz. Wysokie wynagrodzenie. Wymagana znajomość angielskiego. Tel. 02082553888 lub 07877158834 (Proszę dzwonić od godz. 10 do 20).
Tylko jedna minuta od metra, do wynajęcia od zaraz. Duży pokój dwójka, mieszkanie czyste, z wygodami, spokój. Poszukuje osób bez nałogów. Tel. 07876153030 Irena.
→ Putney
ładna duża dwójka w spokojnym domu z ogrodem, kuchnia w pełni wyposażona, Internet, dobra komunikacja, Ł130/tyg. Tel. 0787537361.
→ Morden/Sutton
-pld Londyn - do wynajęcia pokój dwuosobowy w domu z ogrodem - Ł110/tyg. Rachunki wliczone. Tel. 07828267866.
→ Perivale. Podwójny pokój w spokojnym do mu dla niepalących osób. Tel. 077 83528784.
→
020 8741 2345 020 8741 1044
STREATHAM-HILL TOOTING BROADWAY. Do wynajęcia pokój w domu z ogrodem, living, Internet, dwie łazienki. Blisko stacji. Rachunki wliczone. Parking. Depozyt. Tel. 07934392985.
KAZ–COURIER transport do/z Polski Profesjonalny service door to door Wszystkie miejscowości w Anglii/Polsce Paczka już od £19 za sztukę w Całym UK! * Paczki, przeprowadzki, motocykle, rowery, sprzęt AGD * więcej informacji uzyskasz telefonicznie
Tel. Anglia 01793325547 10.00 – 18.00 07900907483 9.30 – 22.00 Tel. Polska 0632716325 9.30 – 17.00 0604369619 10.00 – 20.00 Email: kewals1@ntlworld.com www.kaz-courier.com
goniec
����
���������������
ogłoszenia 29 SATLAND TELEWIZJA SATELITARNA Ustawienia Anten, Montaż gotowych zestawów (POLSAT, CYFRA +, MTV), akcesoria, serwis 24/7. Najtaniej w Londynie!!! Tel. 079-99-00-80-80 www.satland.co.uk POLSKA TELEWIZJA SATELITARNA Marksat ustawienia anten, montaż gotowych zestawów (Polsat, Cyfra+), akcesoria, serwis 24 na dobę. Gwarancja najniższych cen. Tel. 0783 855 1779, www.marksat.co.uk. M.CH. Electrical Services instalacje elektryczne w domach, budynkach użyteczności publicznej, ogrodach. zgodne z bs7671, certyfikat niceic, inteligentne systemy oświetleniowe, systemy audio - sonos Mariusz 07849896607.
Księgowość/Porady Prawne KSIĘGOWOŚĆ specjalnie dla sklepów i hurtowni. Tel. 02087412345, 02087411044. NIN. Skuteczna i szybka pomoc. Kancelaria, 222 King Street, London, W6 0RA. Tel. 02087411044, 07921703715. BENEFITY TEL. 02087412345. Doświadczony księgowy. Rozliczenia i zwroty podatkowe. Kancelaria, 222 King Street, London, W6 0RA. Tel. 02087411044, 07921703715. WRS, konta bankowe bez potwierdzenia adresu, rejestracja działalności i obsługa księgowa firm. Wieloletnie doświadczenie na terenie UK. Kancelaria, 222 King Street, London, W6 0RA. Tel. 02087411044, 07921703715. Nie masz jeszcze konta a masz tylko jeden dokument tożsamości? Zgłoś się do Kancelarii - otwieramy konta w ciągu godziny. Tel. 02087412345, 02087411044.
Doświadczony księgowy. Rozliczenia i zwroty podatkowe. Tel. 07921703715. TreasureGuard – Rozliczenia self employed, limited company. Zwroty podatku P60/P45, NIN oraz Working Tax Credit, Child Benefit. Profesjonalnie i tanio. Zobacz www.kancelariapodatkowa. co.uk. Tel. 07545241702 lub 02073865843. Tax credits i inne benefity. Rozliczenia podatkowe osób self-employed, employed i firm LTD, vat, payroll, karty SIC, CSCS, NIN, konta bankowe, rezydentura, WRS, apelacje i korespondencje z urzędami. Tel. 07869146107 Jeśli mieszkasz w Morden, Wimbledon, Stretham, Croydon, Balham lub w okolicy nowe biuro księgowe zaprasza. Rozliczamy szybko i tanio. Tel. 07717531682. Rozliczenia i benefity. Profesjonalnie i niezawodnie. EllMag, 105/107 High Rd, Wood Green N22. Tel. 020 8889 8899, 07748963902.
Profesjonalni doradcy podatkowi (oraz pomoc w uzyskaniu zasiłków). Kompetentni, zaufani, przyjemna atmosfera, satysfakcjonujące ceny. Polski konsultant. Goldberg Consultancy. 73 Esmond Road, London, W4 1JE. Tel. 07856686349 Iwona.
→ Najtańsze rozliczenia po-
ROZLICZENIA PODATKOWE, REJESTRACJA SELF EMPLOYED, BENEFITY, KORESPONDENCJA Z URZĘDAMI, BEZPŁATNE PORADY. PROFESJONALNIE I TANIO. NIE MIESZKASZ W LONDYNIE? NIE STANOWI TO PROBLEMU - ZADZWOŃ. POL CONSULTANCY 07876714240, 02089964814.
→ Polska Wszechnica w UK,
Rozliczenia podatkowe, odzyskiwanie podatku, rejestracja działalności gosp., CIS, National Insurance Number, Child Benefit, Child & Working Tax Credit, Housing Benefit, Council Tax Benefit. Tel. 02087416402 lub 02087415071.
Tłumaczenia
datkowe, zwroty podatków z P45/P60, zasiłki, księgowość, NIN, Home Office, księgowość dla firm, VAT, payroll, rejestracje i rozliczanie spółek Ltd. BCH ACCOUNTING. Tel. Tel. 02089989047, 07728916271.
Nauka/Kursy/Szkolenia
KURSY dla elektryków i hydraulików, gaz, woda, olej, LPG i solary do 17 ed/NICEIC i GasSafe. Tel.0796 940 8335. Zalegalizuj się. www.pwwb.co.uk
���������������������������������������������
Usługi
→ Kolejny kursy tańca towarzyskiego I-go stopnia rozpocznie się 22 stycznia o 20.00. Pierwszy taniec - choreografia dla par ślubnych. Tel. 07944354487, www.szkolatanca.co.uk.
Tłumaczenia. Profesjonalnie i szybko. Obsługujemy także korespondencyjnie. Kancelaria, 222 King Street, London W6 0RA. Tel. 02087411044.
goniec
����
��������
30 ogłoszenia → Tłumaczenia przysięgłe i zwykłe dokumentów i wszelkiego rodzaju tekstów. Jowita 079 3206 4970 lub 020 8864 1014. Email: jowita.jozwik@yahoo.co.uk
Komputery INTERNET domowy z BT lub bezprzewodowy już od £15/
���������������������������������������������
mc - do 20Mb/s !!!Zakradnie Linii Telefonicznych BTrouter lub modem GRATIS !!! Tel. 07733305097 www.compadvance.com POLSKI SKLEP i SERWIS KOMPUTEROWY. Naprawy już od £10. Nowe laptopy po POLSKU od £199.99. GWARANCJA, dostawa i odbiór do klienta. Tel. 07733305097, www.compadvance.com
→ Naprawa laptopów i kom-
puterów stacjonarnych, reinstalacja Windows (m.in. z Vista na XP), usuwanie wirusów, problemy z Internetem, zabezpieczanie sieci bezprzewodowych, odzyskiwanie danych, modernizacje. Bezpłatny dojazd. Londyn 07939588940, 02088903489.
Uroda/Zdrowie Gabinet hipnoterapii, terapie uzależnień i depresji. Skutecznie pomagamy wyleczyć depresje, alkoholizm, papierosy, nadwagę, anoreksje, bulimie, nieśmiałość, niskosamoocene, problemy w związku i dolegliwości bólowe. Tel. 07818342448 lub 02083543529. PRZEDŁUŻANIE, ZAGĘSZCZANIE WŁOSÓW. 100% naturalne, najwyższej jakości EUROPEJSKIE Włosy. CERTYFIKAT UE gwarantujący najwyższą jakość i profesjonalizm. NAJNIŻSZE CENY GWARANTOWANE!!! Tel. 07707395234.
Dyplomowana masażystka i pielęgniarka oferuje terapeutyczny, efektywny masaż związany z problemami kręgosłupa, również rehabilitacja. Wykonuje zastrzyki domięśniowe - rwa kulszowa. Dorota Favre. Tel. 07846853970, 02089971383. Masz problemy ze sobą? Poszukujesz sensu życia? Doświadczony psycholog może Ci pomóc. Tel. 07832 37 66 22.
→ Fryzjerstwo, strzyżenie, kolo-
ryzacja, pasemka, baleyage oraz przedłużanie i zagęszczanie włosów. Tel. 07596712111 Magda. Dojazd do klienta. Pracuje na renomowanych produktach.
Transport
DO WYNAJECIA KOMFORTOWE AUTO 7 os. wraz z kierowcą. Zawiozę na lotnisko, dworzec, każde miejsce w UK. Obsługuję imprezy. PROFESJONALNIE I TANIO. Również przejazdy do Polski, paczki i przeprowadzki. Tel. 07951799106.
→ Organizujemy przeprowadzki w Londynie, do i z Polski oraz na terenie całej Europy. Przewozimy paczki. Transportujemy motory, narzędzia i materiały. Gwarantujemy niskie ceny i wysoką jakość naszych usług. Piotr 07912324966.
→ Firma transportowa oferuje usługi w zakresie przewozu paczek, przesyłek, mebli, sprzętu AGD oraz RTV na trasie Polska - Londyn. Możliwość negocjacji cen. ZAPRASZAMY!!! Tel. Polska: 0660696575, Londyn 07877841094.
Miałeś wypadek? Zadzwoń! 075 40 30 20 10
goniec
����
���������������
Sprzedam NOWE GPSy - POLSKIE MENU gwarancja, najdokładniejsze mapy całej Europyi POLSKI już od £79. Tel. 07733305097, www.compadvance.com Laptop HP-Compaq NOWY - GWARANCJA europejska, Polski Windows, 2GHz DuoCore, 3GBRAM 250GB dysk, wbudowana kamera, HDMI, grafika GeForce, DVD LightScribe. Tylko £399. Tel. 07733305097 www.compadvance.com
→ Sprzedam Mapa TomTom cała Europa Polska-99.9% nowa versja 8.35 + baza fotoradarów na 2GB karcieSD. Możliwość wysyłki, Garmin, Mio, Navman. Harrow 07933322466.
→ Bmw1995 benz 1796cc coupe 172.5tys mil motdo listop2010 stan bdb £900. Tel. 07811130105.
ogłoszenia 29
→ Kupię metale: miedź, mosiądz, kable, ołów i inne. Gotówka. Usługi transportowe, złomowanie i holowanie aut. Tel. 07925679703. Skupuję metale kolorowe: mosiądz, aluminium, miedź, ołów, kable. Stal, Żeliwo, katalizatory. Dojazd do klienta w ciągu godziny. Wywóz śmieci. Gotówka. Tel. 07886274173. Skupuję metale kolorowe: miedź, mosiądz, kable. Stal, żeliwo, katalizatory.
Towarzyskie → Successful English gentle-
man would like to meet attractive Polish lady for fun filled days and romantic evenings. Robert 07956417306.
→ Agnieszka, chętnie poznam
i spotkam się z fajnym chłopakiem, w celu spędzenia milo wolnego czasu. Tel. 07909201129.
→ Szukam milej dziewczyny w celu zawarcia przyjaźni i prowadzenia miedzy sobą korespondencji listowej, mile widziane fotki. Kontakt tylko listowy na adres: Adam A5577AG, Winson Green Road, Birmingham, B184AS
→ Poznam kobietę do 52 lat.
Płatne gotówką. Tel. 07988514506.
P O L I S H
T I M E S
polski .com
Adres: Goniec Polski - The Polish Times, 222 King Street, Hammersmith, London W6 0RA Redakcja (Editorial): tel. 020 8741 1113, fax 020 8741 1171, e-mail: redakcja@mail.goniec.com Adam Skorupiński (red. prowadzący), e-mail: ska@mail.goniec.com, Iwona Kadłuczka, Jakub Ryszko, Dominik Waszek. Współpraca: K. Bzowska, A. MacBride, A. Major, J. Rujna, R. Folta. Fot: Krzysztof Gretka • Archiwum • Shutterstock • Goniec Team Skład i Grafika: Agata Olewińska, e-mail: ao@mail.goniec.com, Maciej Ligus, e-mail: ml@mail.goniec.com Marketing i Reklama (Advertising): tel. 020 8741 1111, 020 8741 1114 , fax 020 8741 1171, e-mail: marketing@mail.goniec.com Elżbieta Wiergowska (Marketing Consultant), e-mail: ela@mail.goniec.com Marta Kaszuba (PR), tel. 078 3813 2750, e-mail: marta@mail.goniec.com Sylwia Bohatyrewicz, tel. 077 8665 1153, e-mail: sylwia@mail.goniec.com Obsługa ogłoszeń drobnych i prenumeraty (Classified ads and subscription): Katarzyna Piesowicz, tel. 020 8741 1114, e-mail: drobne@mail.goniec.com Finanse: Tel. 020 8741 1114, e-mail: info@mail.goniec.com Dystrybucja: dystrybucja@mail.goniec.com, tel. 020 8741 1113
Chętnie pomogę. ub6-8dy. Tomek 35 l. Musisz mieć auto za Londyn tez jeśli dojedziesz. Tel. 07553124779.
Różne
Obsługujemy Londyn i Birmingham.
goniec T H E
FOTOGRAFIA ŚLUBY, CHRZTY, PORTFOLIA, IMPREZY OKOLICZNOŚCIOWE. BARDZO PRZYSTĘPNE CENY!!! ZDJĘCIA WYKONANE PRZEZ FOTOREPORTERKĘ GAZETY WYBORCZEJ I GOŃCA POLSKIEGO. CHCESZ ZOBACZYĆ JAKIE MOŻESZ MIEĆ ZDJĘCIA? WWW.PHOTOURSULA.COM, WWW.MYSPACE.COM (szukaj wg e-mail poniżej). NAPISZ: photoursula@hotmail.co.uk. ZADZWOŃ: 07835392211.
���������������������������������������������
Kupię
Wydawca (Publisher): Goniec Polski Ltd
DRUŻYNA 1 LIGI 5-TEK PIŁKARSKICH SZUKA ZAWODNIKÓW (BRAMKARZA). TEL. 07977514606
Redakcja Gońca Polskiego nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych ogłoszeń. Redakcja zastrzega sobie prawo odmowy publikacji ogłoszenia bez podania przyczyny.
Pomożemy Ci uzyskać odszkodowanie!
NOWE BIURO KSIĘGOWE
Obsługujemy: Morden, Wimbledon, Stretham, Croydon, Balham i okolice. Rozliczamy szybko i tanio
T E L . 0 7 7 1 7 5 3 1 6 82 goniec
����
��������
goniec
����
���������������
���������������������������������������������