Rynek brytyjski po brexicie
CZYTAJ ONLINE
[EXCLUSIVE] S.
26
CZY GROZI NAM
DEPORTACJA?
Pamięci
Koronawirus
Wyklętych
bez tajemnic NR 3 (723) 6 MARCA 2020 / ISSN 2044-5202
ORGANY
ODDASZ BEZ PYTANIA
4 ~ w NUMERZE
spis treści
MARZEC 2020
7
POKUSA I MODLITWA ks. bartosz rajewski
Brak modlitwy to religijny zawał serca. Wielki Post ma służyć odnowieniu naszej modlitwy. Post może być smutny, ale może być też pełen pięknej modlitwy i zadumy. Spróbujmy…
8
PO CO LOS POSTAWIŁ... małgorzata mroczkowska
Człowiek zawsze bał się chorób, które dziesiątkowały ludzkość. Pamiętam, jak moi dziadkowie mówili o hiszpance, grypie, która na początku dwudziestego wieku zebrała bogate żniwo na całym świecie.
9
NIEWYPARZONA GĘBA gosia nowicka
W Polsce mają swój gorszy sort Polaków, a my tu mamy swoje sorty. A co! Im wolno, a nam nie?! Każdy, kto nie posiada brytyjskiego akcentu, łatwo zrozumie do czego zmierzam…
RYNEK BRYTYJSKI PO BREXICIE ZOBACZ RAPORT SPECJALNY PRZYGOTOWANY PRZEZ EKSPERTÓW
Adres: Goniec Polski – The Polish Times 84 Uxbridge Road West Ealing London, W13 8RA Dyrektor wydawniczy: Samanta Kulpa E: s.kulpa@goniec.com Redaktor naczelny: Karol Pomeranek E: karol.pomeranek@goniec.com Redakcja (Editorial): T: 020 7099 7106 T: 7974 9900 12 F: 020 7099 6815 E: redakcja@goniec.com Zespół redakcyjny i współpracownicy: Marta Bielawska-Borowiak Dariusz Dzikowski Sonia Grodek Bartłomiej Kowalczyk Marta Mikulewicz Adam Sochacki (rysownik) Małgorzata Skibińska Anna Zielińska Felietoniści: Małgorzata Mroczkowska Małgorzata Nowicka ks. Bartosz Rajewski
14
39
UCZCIJMY NASZE MAMY I MARYJĘ
Rozmowa z Januszem Sikorą-Sikorskim, organizatorem koncertu Maryja Matka.
21
GŁOSUJEMY WYŁĄCZNIE OSOBIŚCIE
Jak za granicą wybierać będziemy Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2020 r.?
22
NIE MA DWÓCH TAKICH SAMYCH KOBIET
Rozmowa z Pawłem Majewskim, szefem agencji Polish Faces, organizatorem Miss Polski UK & Ireland.
ORGANY BEZ PYTANIA PRZED ŚMIERCIĄ MUSISZ ZŁOŻYĆ DEKLARACJĘ sonia grodek
24
30
CO TRZEBA WIEDZIEĆ O KORONAWIRUSIE
Nowy koronawirus SARS-Cov-2 wywołuje chorobę o nazwie COVID-19. Objawia się najczęściej gorączką.
32
PRAWDA WNĘTRZA
Reportaż. Ola Jachymiak. Jakie korzyści płyną z maksymalnego wykorzystania przestrzeni.
52
DZIEŃ PAMIĘCI ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH
1 marca 1951 r. w więzieniu mokotowskim był podobny do wielu innych ponurych dni... 6 marca 2020
Korekta: Elżbieta Marciniak Skład i gra�ika: Rafał Koczan Redakcja portalu Goniec.com: marta.bielawska-borowiak@goniec.com Marketing i reklama: (Advertising) ogłoszenia: T: 020 7099 7107 Sylwia Bohatyrewicz T: 079 749 900 11 E: sylwia@goniec.com Łukasz Zawisza T: 079 749 900 12 E: lukasz.zawisza@goniec.com Bożena Szul E: bozena.szul@goniec.com Administracja i �inanse: T: 020 7099 7105 T: 079 749 900 14 E: of�ice@1mmmedia.co.uk Dystrybucja: E: dystrybucja@mail.goniec.com T: 020 7099 7107 Prenumerata: T: 020 7099 7105 Wydawca (Publisher): 1MM Media Limited Tytuł zarejestrowany pod numerem: ISSN 2044-5202 Redakcja „Gońca Polskiego” nie ponosi odpowiedzialnosci za treść publikowanych ogłoszeń. Redakcja zastrzega sobie prawo odmowy publikacji ogłoszenia bez podania przyczyny.
8 ~ felieton
Małgorzata Mroczkowska
o co los postawił
na naszej drodze
KORONAWIRUSA?
Mój mąż kilka tygodni temu wrócił z zagranicznej delegacji. Wrócił chory. Zaraził się jakimś paskudnym przeziębieniem, które przykuło go do łóżka na ponad tydzień. Leżąc z gorączką, co nie zdarza mu się zbyt często, kupił przez Internet książkę, żeby umilić sobie czas choroby. Jaka to była książka? „Dżuma”, Alberta Camusa. Lektura z dawnych szkolnych lat, do której warto wrócić w dzisiejszych czasach. Człowiek zawsze bał się chorób, które dziesiątkowały ludzkość. Pamiętam, jak moi dziadkowie mówili o hiszpance, grypie, która na początku dwudziestego wieku zebrała bogate żniwo na całym świecie. W Kazimierzu nad Wisłą, jest góra Trzech Krzyży, gdzie jak głosi lokalna legenda spoczywają prochy mieszkańców, którzy zmarli na cholerę. Na południu Londynu, w Blackheath, gdzie mieszkam, także znajduje się kopiec upamiętniający o�iary czarnej dżumy, którą zarazili się mieszkańcy średniowiecznego Londynu. A kiedy media zaczęły głośno pisać o koronawirusie, stacja TVN w poniedziałkowym paśmie �ilmowym zaproponowała widzom słynny �ilm sprzed lat z Dustinem Hoffmanem pod tytułem „Epidemia”. Jakże na czasie! Podczas, gdy lekarze leczą pacjentów, psychologowie uspokajają spanikowanych obywateli, a pracownicy sanepidu instruują jak myć ręce, jako dziennikarka obserwuję 6 marca 2020
zachowania społeczne w tym trudnym dla wszystkich nas czasie. I muszę przyznać, że jest to bardzo ciekawa obserwacja. W tak dramatycznych okolicznościach wychodzą z nas najgorsze cechy charakteru. Nagle okazuje się, że jesteśmy egoistami i chętnie wskazujemy palcem na winnych całego zamieszania. Na początku informacji o koronawirusie każdy Chińczyk, a zwłaszcza Chińczyk w maseczce na twarzy, był winny. Londyńskie China Town opustoszało, jakby zarazić się można było od samego widoku obywatela Chin. Później przyszło kolejne uderzenie niechęci skierowanej tym razem we Włochy, a raczej we Włochów. Początkowo tylko tych z północy, a potem we wszystkich. Najgorsze, że wirus w tym kraju pojawił się w najgorszym momencie, czyli wtedy kiedy połowa Europy, w tym również Polacy zwykle spędzają w tym kraju zimowe ferie, czy to na stokach narciarskich, czy to na zakupach. I nagle stolica mody, Mediolan opustoszał, pozamykano szkoły i muzea. Polakom, którzy wracali z Włoch, pracownicy lotniska na Okęciu mierzyli temperaturę, a tych lądujących na przykład w Modlinie pytano czy nie mają objawów grypy. Tak po prostu, zamiast „dzień dobry” i „witamy w kraju”. Wśród sąsiadów jednej kamienicy rozpoczęto niekończące się debaty na temat: kto tego wirusa przywlókł i czy nie lepiej byłoby po prostu zamknąć granice i lotniska? Niestety, nie jest to takie proste. Nie da się przecież zamknąć świata i po prostu przeczekać. To tak, jakbyśmy mieli zamknąć granice, bo szaleje wirus grypy. Zauważyłam też znaczną różnicę w przekazywaniu wiadomości o koronawirusie między Polską a Wielką Brytanią. W kraju nad Wisłą, praktycznie w każdych wiadomościach o wirusie dało się wyczuć atmosferę paniki i zagrożenia. Informowano o tym, że test na obecność koronawirusa jest bardzo kosztowny, po
Komentuj! Goniec.com
czym już następnego dnia minister zdrowia wstrzymał decyzję o udzielaniu takich testów pacjentom prywatnym. Spanikowani i skołowani obywatele nie bardzo wiedzieli, gdzie mogą takie testy wykonać. A co jak co, ale badać to Polacy lubią się bardzo i dostępu do takich badań oczekują, a wręcz żądają. Tymczasem mieszkańcy Wysp do koronawirusa mają podejście spokojniejsze, żeby nie powiedzieć �legmatyczne. Tacy już Brytyjczycy są. Nie będą latać od lekarza do lekarza i walić w drzwi szpitali. Owszem, w każdym wydaniu wiadomości podawane są informacje o wirusie, ale ze spokojem, na zasadzie obserwowania rozwoju choroby. Na stronie państwowej służby zdrowia, czyli NHS znajdziemy konkretne informacje o objawach i o tym, jak się ustrzec zakażenia, czyli jak często myć ręce. Póki co jest to najskuteczniejsza metoda ochrony przed wirusami. Warto przy tej okazji zaznaczyć, że oprócz zasad zdrowej higieny osobistej warto pamiętać o zachowaniu człowieczeństwa. Człowiek człowiekowi wilkiem, jak pisał poeta, Edward Stachura. Nie czyńmy drugiemu, co nam niemiłe. Nie piętnujmy Chińczyków, Włochów, a na końcu turystów za to, że mieli czelność podróżować. Nie handlujmy papierowymi maseczkami, które jak się okazuje nie uchronią nas przed wirusem, a tylko dadzą nam złudne poczucie bezpieczeństwa. Bądźmy dla siebie dobrzy, nie zachowujmy się egoistycznie, bo właśnie teraz potrzebujemy wzajemnego wsparcia. A najważniejsze, nie panikujmy. Bo tylko spokój może nas uratować. I szczepionka, nad którą już w pocie czoła pracują naukowcy. << Małgorzata Mroczkowska, z wykształcenia politolog, od 2004 r. mieszka w Londynie. Autorka powieści obyczajowych, m.in. „Angielskie lato”, „Od jutra dieta! Zapiski niedoskonałej pani domu” i najnowsza „Dziennik przetrwania. Zapiski niedoskonałej matki”. Od lat prowadzi portal dla polskich rodziców www.mumsfromlondon.com.
felieton ~
Gosia Nowicka
iewyparzona
GĘBA
W Polsce mają swój gorszy sort Polaków, a my tu mamy swoje sorty. A co! Im wolno, a nam nie?! Każdy, kto nie posiada brytyjskiego akcentu, łatwo zrozumie do czego zmierzam… Nie owijając spraw w bawełnę, mam tu na myśli cichą nietolerancję obcego akcentu. Mieszkając w Anglii od wielu lat, przywykłam do komentarzy, ze strony naszych gospodarzy, chwalących mój angielski. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w tych pochlebstwach ukryta jest nutka fałszu. To taki uśmiech przez zaciśnięte zęby. Jakby tak się nad tym zastanowić – co w tym dziwnego, że ktoś, kto połowę życia spędził w Anglii – mówi dobrze po angielsku? I tu jest pies pogrzebany! Nie o sam język się bowiem rozchodzi kochani, ale o nasz twardy, ostry akcent! To on jest przyczyną tego, że patrzą na nas jak na małpy w zoo. Najzabawniejsze w tym całym cyrku jest, gdy mówią do nas „dużymi literami”, powolutku, żebyśmy zrozumieli. Tylko, kto tutaj tak naprawdę czegoś nie pojmuje? To nie epoka kamienia łupanego. Duża część emigrantów mówi perfekcyjnie po angielsku. Ze swoim zasranym, ostrym akceptem – to fakt, ale mówi. Osobiście, czuję się urażona, gdy ktoś ze zdziwieniem,
stwierdza fakt, że mój angielski jest wyśmienity. Wytykając przy tym moją „inność”. Tak, do cholery! Po szesnastu latach pobytu na Wyspach mówię dobrze po angielsku. Z polskim akcentem. Nie robi to ze mnie durnia, nie trzeba mówić powoli, żebym zrozumiała… Czy wyobrażacie sobie, żeby ktokolwiek powiedział do Jamajczyka czy Hindusa, że dobrze mówi po angielsku?! Podejrzewam, że ów ignorant zostałby posądzony o dyskryminację albo przynajmniej fatalny nietakt. To wszystko to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. O reszcie mówić co najmniej nie wypada. Zawsze znajdzie się jednak taki z niewyparzoną gębą, co i tak powie… Załóżmy, tak tylko czysto teoretycznie, że dostępna jest intratna posadka. I na tę oto posadkę aplikuje kandydat A – pochodzenia angielskiego i kandydat B – pochodzący dajmy na to z Europy Wschodniej. Obaj kandydaci mają podobne kwali�ikacje i doświadczenie. Za to jeden mówi z aksamitnym brytyjskim akcentem, drugi zaś brzmi jak rosyjski szpieg. I tutaj zagadka dla Was – który z kandydatów otrzyma stanowisko? Rzecz jasna, nie o samą wymowę chodzi. Kiedy otwarto granice Wielkiej Brytanii, napływać zaczęła tania siła robocza i to wszystkim było wówczas na rękę. Witano nas z wielkim uśmiechem i otwartymi ramionami. Podejmowaliśmy prace, których i tak nikt nie chciał – sprzątanie, budowlanka, fabryki. Kto mógł wtedy przypuszczać, że ta zaraza się rozpełznie jak jakieś parszywe robactwo. Ba! Tak się zuchwalcy rozbestwili, że do biur się pchają, na stanowiska wysokie pretendują! Jak oni tak, to my im z Unii wystąpimy i przegonimy rozwydrzeńców!
Komentuj! Goniec.com
W londyńskiej metropolii sprawy mają się nieco inaczej, gdyż rodowitych Anglików jest tyle, co kot napłakał. Także siłą rzeczy faworyzowanie „swoich” mieć miejsca nie może. Wszyscy żyją sobie jak jedna wielka rodzina. Aczkolwiek w mniejszych miejscowościach sprawy mają się jak należy i jakby to, szanowny Pan Kaczyński powiedział, ludzie najgorszego sortu wiedzą, gdzie ich miejsce. Muszę przyznać, że mieszkając w Londynie nie odczuwałam niechęci Brytyjczyków. W grajdołku, gdzie mieszkam od 4 lat, obcokrajowcy nadal postrzegani są jak przybysze z innej planety… Mało tego, że zgarniamy im pracę sprzed nosa, to jeszcze bene�ity pobieramy i służbę zdrowia obciążamy. Nie możemy jednak wrzucać wszystkich do jednego worka, jeżeli sami nie chcemy by nas generalizowano. Są Brytyjczycy, którzy traktują przyjezdnych jak bliźnich, niezależnie od akcentu czy pochodzenia. Dla przykładu – w zeszłym miesiącu straciłam psa. Ku memu zdumieniu, inni właściciele psów w okolicy, okazali mi ogromne wsparcie i zrozumienie. Liczba życzliwych komentarzy na portalu społecznościowym była ogromna. W trudnych chwilach ludzie potra�ią się zjednoczyć niezależnie od dzielących ich różnic. W końcu pies niczemu nie winien; nie szczekał z polskim czy angielskim akcentem… <<
Gosia Nowicka. Studiowała dziennikarstwo w Łodzi w latach 2001-2004. Od 2004 roku przebywa w Wielkiej Brytanii, gdzie ukończyła Dental College. Pasjonuje ją pisanie felietonów, w których przekornie komentuje otaczającą ją rzeczywistość.
9
14 ~ rozmowa
Uczcijmy nasze Mamy
I MARYJĘ
Z JANUSZEM SIKORĄ-SIKORSKIM, ORGANIZATOREM KONCERTU MARYJA MATKA, PRZED LATY ZWIĄZANYM Z „THE AGENCY GROUP”, PREZESEM ZESPOŁU TOWARZYSTWA POMOCY POLAKOM (RELIEF SOCIETY FOR POLES), ROZMAWIA MARTA BIELAWSKABOROWIAK. 6 marca 2020
Współpracował pan z takimi artystami jak The Rolling Stones, Pink Floyd, Johnny Cash, Katie Melua czy Muse. Czy od strony organizacyjnej wielkie muzyczne przedsięwzięcie bardzo różni się od organizacji małego koncertu jak „Maryja Matka – a concert for Mary and all Mothers”. – To interesujące pytanie. W obydwu przypadkach w organizację włączone są te same kluczowe osoby, a ich zakres odpowiedzialności jest taki sam. Menadżer artysty odpowiedzialny jest 100 proc. w stosunku do artysty, by wszystkie aspekty koncertu/wydarzenia były skoordynowane i funkcjonowały w pełnej harmonii. Menadżer w imieniu artysty ustala wszystkie aspekty kontraktu dotyczących danego koncertu. Menadżer mianuje agenta, z którym dyskutuje warunki występu artysty np. wynagrodzenie, biorąc pod uwagę rady agenta co do realności wymagań. Wtedy agent wybiera promotora – osobę, która jego zdaniem jest najbardziej odpowiednia, by zorganizować koncert dla tego artysty, negocjując warunki występu łącznie z wynagrodzeniem. Promotor jest osobą, która bierze na siebie całe ryzyko �inansowe danego koncertu. Jego dochód ze sprzedaży biletów musi pokryć wszelkie koszty koncertu, w tym wynagrodzenie, promocji i reklamy, mając nadzieję, że po zapłaceniu wszystkich kosztów zostanie mu jakaś nadwyżka. Wyobraź sobie koncert takiego zespołu jak Pink Floyd. Tuziny ludzi zatrudnionych we wszystkich aspektach koncertu – w ekipie dźwięku, świateł, różnego rodzaju techników od specjalnych efektów, transport całej ekipy i sprzętu, wypożyczenie sprzętu, �inansowe zarządzanie koncertu – lista jest jeszcze dłuższa. W porównaniu z koncertem Pink Floyd, w organizacji koncertu młodego, nie bardzo znanego artysty włączeni będą menadżer koncertu, agent, inżynier dźwięku, jeden czy dwoje techników muzycznych, kilku tak zwanych „roadies”, których zadaniem jest wniesienie sprzętu na scenę i zapakowanie go po koncercie, no i oczywiście promotor. Są to więc dwa światy – podobne pod względem istoty organizacji, lecz bardzo różne pod względem detali, które muszą być szczegółowo opracowane i liczby osób włączonych bezpośrednio w koncert. Jak skomplikowana jest droga od pomysłu do realizacji eventu? Co jest najtrudniejsze? – Większość eventów jest na swój sposób unikalnych. Dlatego nie ma gotowej formuły, którą zawsze się używa, by zrealizować pomysł; więc
rozmowa ~ nie ma jednej drogi. Jednakże im więcej eventów się organizuje, tym większego nabywa się doświadczenia i wyrabia się „instynkt” co do najlepszej drogi do realizacji pomysłu. Przez wiele lat mojej pracy w branży muzycznej byłem włączony w organizację wszelkiego rodzaju koncertów i korzystałem z tego doświadczenia organizując każdy kolejny event. W odróżnieniu od serii koncertów, w których artysta promuje swój nowy album, gdzie każde „show” jest identyczne, jednorazowy event jest inny. Dla mnie początek drogi do realizacji eventu zawsze zaczyna się od przemyślenia „dużego obrazu”. Zadaję sobie pytanie, jaki jest cel tego eventu, co chcę osiągnąć? A także, kto byłby w tym evencie atrakcją. Jak najlepiej zainteresować ich moim pomysłem? Następne pytanie, to ile ludzi potencjalnie przyjdzie na koncert? Jaka powinna być optymalna cena biletów? Przygotowanie dokładnego kosztorysu; z jednej strony całkowity koszt eventu, a z drugiej dochód ze sprzedaży biletów i dotacji sponsorów; trzeba bowiem ustalić punkt, w którym wychodzi się przynajmniej na zero. Ustalić oraz załatwić atrakcyjne i łatwo dostępne miejsce na event. Wśród tych wszystkich punktów do rozważenia najprawdopodobniej najtrudniejsza jest decyzja co do wielkości „venue” i kosztów biletów. Zła decyzja jest bowiem bardzo kosztowna. Tak więc z każdym eventem połączone jest ryzyko, które musi być przez cały czas pod kontrolą.
Czego ludzie oczekują przede wszystkim od takich przedsięwzięć? – Wydaje mi się, że ludzie chcą zidenty�ikować się z danym eventem, jego celem. Chcą być w niego włączeni, czuć się jego częścią. Czują się dobrze, gdy widzą siebie i czują się częścią zaangażowanej publiczności eventu. Oczywiście, oczekują wspaniałego koncertu i wspaniałego artystycznego przeżycia.
Organizacja każdego eventu wiąże się na pewno z pewną niepewnością, jak chociażby z przypadkiem losowym, który może pokrzyżować plany. Jak pan radzi sobie ze stresem z tym związanym? – Zawsze mówię, że w życiu są tylko trzy „gwarancje”: śmierć, podatki i miłość Boga. Reszta w dużej mierze jest związana i zależna od ciężkiej pracy i opanowania stresu, który jest nieustannie, dopóki event się nie zrealizował. Osobiście czerpię siły z codziennej modlitwy, a szczególnie odmawiając Nowennę Pompejańską. Będąc oczywiście świadomy, co może się powikłać, staram się nie myśleć za dużo o tym. Jestem bardzo wdzięczny wielu indywidualnym organizacjom i przyjaciołom, które wspierają mnie, uznając wagę eventów, które organizuję. Najlepszym przykładem takiego wsparcia była wieloraka pomoc przy koncercie „100 Lat” w Royal Albert Hall 11 listopada 2018 roku, którego byłem producentem. Chciałbym także dodać, że wszystkie eventy zorganizowane przeze mnie w środowisku emigracyjnym, są to eventy charytatywne, a jeżeli zostanie jakakolwiek nadwyżka, tra�ia na rzecz pomocy Polakom.
Obecnie wspiera pan polskich artystów i polskie wydarzenia. Dlaczego warto, poza aspektem patriotycznym, wspierać ich potencjał? – Mamy wspaniałych artystów, którzy śpiewają, wykonują piękne piosenki. Jest dla mnie rzeczą bardzo naturalną, że chcę ich promować, chcę, by Polacy mieszkający tutaj słuchali ich i byli urzeczeni ich talentem, tak jak ja. Piosenkom francuskim czy włoskim udaje się czasem przedrzeć na zdominowany przez muzykę angielskojęzyczny rynek międzynarodowy. Polskim piosenkom na razie się to nie udało. Nie oznacza to jednak, że wartość polskich artystów i polskich piosenek jest mniejsza. Moim zdaniem jest jeszcze długa droga, nim polscy artyści będą śpiewać z czystym akcentem angielskim, jak chociażby artyści skandynawscy, chociaż zauważam poprawę pod tym względem. Spójrzmy na artystów skandynawskich, którzy podbili świat. Pracowałem z bardzo popularnym norweskim zespołem A-HA i marzę, że pewnego dnia, gdy wszystkie gwiazdy w niebie ułożą się odpowiednio, wyłoni się polski artysta/
Wierzę, że większość czuje się Polakami związanymi z polską historią, kulturą i wiarą. artystka, która osiągnie pozycję supergwiazdy śpiewając po angielsku. Nie udało się to cudownej Edycie Górniak ani ikonowemu Czesławowi Niemenowi, chociaż miał „record deal” w Anglii. Wspaniała Basia Trzetrzelewska może pochwalić się karierą na zachodzie, lecz nie mógłbym jej zaliczyć do „royalty”.
Co pan najbardziej lubi w swojej pracy? – Nic nie da się porównać do uczucia, gdy przychodzi do głowy pomysł na nowy event i przeżycia, które towarzyszą jego realizacji. Lubię bardzo spotykać interesujących, twórczych ludzi – artystów, menadżerów, agentów, ludzi mediów. Z upływem lat nauczyłem się podchodzić do takich kontaktów bardziej �ilozo�icznie. Nie wszystko złoto co się świeci. Czasem spotykając osoby, które podziwia się za ich talent, może przyjść rozczarowanie.
A czego pan nie lubi? – Nie znoszę fałszu w rozmowie i zobowiązaniach. „Not walking the Talk” – czyli nie robieniu tego co powiedziałeś, że zrobisz. Bycia nieszczerze przyjemnym. Mateusz mówi w Nowym Testamencie – <Niech twoje „tak” będzie „tak”, a „nie” niech będzie „nie”>. Co się zmieniło w Londynie na przestrzeni lat? Czy ludzie inaczej reagują na wydarzenia takie, jakim będzie np. majowy koncert „Maryja Matka” organizowany przez pana? – Mieszkam w Londynie od 1974 roku, przyjechałem tu po skończeniu studiów. Przez lata obserwowałem jak pokolenie moich rodziców
15
odchodzi od nas, zostawiając nam całą infrastrukturę naszej Wspólnoty – para�ie i ośrodki dla nowych pokoleń Polaków. Dodatkowo nastąpił czterokrotny wzrost liczby Polaków w tym kraju związany z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Niektórzy z nich włączyli się w istniejące struktury polskich wspólnot, lecz wiele żyje poza nimi. Wierzę, że większość czuje się Polakami związanymi z polską historią, kulturą i wiarą. Dlatego Koncert „Maryja Matka” daje nam okazję, by potwierdzić naszą łączność z polską kulturą, cieszyć się nią i być jej ambasadorami w angielskiej katedrze. Udział w tym pięknym koncercie będzie także potwierdzeniem naszej tożsamości kulturowej.
Najbardziej znanym większości Polaków artystą, który wystąpi na koncercie „Maryja Matka” jest Stanisław Soyka. A czym kierował się pan przy wyborze pozostałych? Dlaczego akurat oni? – Planowanie koncertu rozpoczęło się od wyboru piosenek. Będą polskie, ale i angielskie piosenki religijne, i współczesne, o macierzyństwie, o mamach. Wybierając repertuar przesłuchałem bardzo wiele potencjalnych utworów zanim powstała ostateczna lista. Później maestro Roman Licznerski został dyrektorem muzycznym koncertu. To nie mógł być nikt inny. Poznaliśmy się w czasie organizacji koncertu „100 Lat”. Roman zorganizował i przygotował do występu w Royal Albert Hall chór złożony z dzieci polskich szkół sobotnich, aranżując wszystkie wykonane przez dzieci piosenki. Udział jego chóru „Amen Adoramus” w koncercie „Maryja Matka” był dla mnie oczywistą decyzją. Chór jest wspaniały i dynamiczny. Zachęcam wszystkich do posłuchania ich najnowszego albumu „Believe”. Wszyscy artyści idealnie nadają się do zaśpiewania piosenek wybranych dla nich. Więc po Staszku Sojce, Amen Adoramus i już sławnego chóru polskich szkół sobotnich, wybór pozostałych artystów był bardzo szybki. Wspaniała soprano Ania Jeruc i znakomity baryton Marcin Gesla mieszkają na stałe w UK. Z Polski przyjadą do nas wschodząca gwiazda Karolina Leszko i utalentowany aktor/piosenkarz z „Voice of Poland” Kamil Franczak. Z Polski przybędzie też na koncert wspaniały zespół muzyków. Przypomnę, koncert odbędzie się trzy dni przed Dniem Matki i kilka dni po stuletniej rocznicy urodzin św. Jana Pawła II, papieża Maryjnego. Mam nadzieję, że spotkamy się wszyscy w katedrze św. Jerzego w londyńskiej dzielnicy Southwark, w sobotę 23 maja o 15.00, by uczcić nasze Mamy i Matkę nas wszystkich – Maryję. -<< Co: Maryja Matka – a concert for Mary and all Mothers Kiedy: 23.05, godz. 15.00 Gdzie: Katedra św. Jerzego, Southwark, 1-3 Redhill St, London NW1 4BG Bilety: Eventbrite.co.uk
22 ~ rozmowa
Z Pawłem Majewskim, szefem agencji Polish Faces, organizatorem Miss Polski UK & Ireland oraz Miss Generation rozmawia Marta Bielawska-Borowiak
Nie ma dwóch takich samych
KOBIET
Od kilku lat organizujesz konkurs Miss Polski UK&Ireland, ale za nami również kolejna edycja Miss Generation, konkursu, można by powiedzieć, „bez ograniczeń”. Jakie różnice dostrzegasz w kandydatkach startujących w obu konkursach, oczywiście poza tak oczywistymi, jak wiek? Czy dojrzalsze kobiety mają w sobie jakiś inny rodzaj piękna? Inną świadomość swojego ciała? – Tak, to dwa różne konkursy, ale przede wszystkim pamiętajmy, że zarówno Miss Polski, jak i Miss Generation to nie tylko piękne ciało, które oczywiście bez obłudy mówiąc oceniamy – to także, a przede wszystkim, to co kobieta sobą reprezentuje. Dusza, natura, intelekt, klasa itp. W Miss Polski kan6 marca 2020
dydatkami są dziewczyny i kobiety, które dopiero zaczynają swoją przygodę z „dorosłym życiem”. Są bardziej nieśmiałe, a jednocześnie bardziej nastawione na karierę. Miss Generation to już w większości dojrzałe kobiety przez duże „K”, mające za sobą bagaż doświadczeń życiowych, mężów, dzieci i tak naprawdę głównym powodem udziału jest dobra zabawa. Chęć powrotu do tego, co wraz z wiekiem minęło. Jakiegoś takiego szaleństwa z młodości. Uważasz, że każda kobieta ma w sobie coś wyjątkowego? – Ależ oczywiście. Nie ma dwóch takich samych płatków śniegu i nie ma dwóch takich samych kobiet. Każda jest inna – nawet jeżeli czasami wystę-
pują podobieństwa – choć jakby dobrze pomyśleć, to jednak wszystkie mają jedno marzenie, ale to chyba dotyczy także i mężczyzn. Być docenianą. Szczególnie to widać wśród kandydatek na Miss Generation, gdzie często życie rodzinne, mąż, dzieci, obowiązki ściągnęły je „w dół”. Przychodzą, aby znowu poczuć, że są nie tylko wyżej wymienionymi, ale przede wszystkim kobietami. Pięknymi i inteligentnymi. Jak dużym zainteresowaniem cieszyła się miniona edycja konkursu Miss Generation? Czy startujące panie są świadome swojego piękna? Nie hamują ich kompleksy, związane chociażby z wiekiem?
rozmowa ~
– Wiesz, to zależy od kobiety. Czasami przychodzą odważne i pewne siebie, swoich wdzięków itp., a czasami są to cichutkie, skromne, często zagubione kobiety, które potrzebują być wysłuchane i lekko pokierowane. Już to gdzieś mówiłem, ale wspaniale jest móc patrzeć jak z cichego, brzydkiego kaczątka z konkursu wychodzi piękny łabędź. Co ciekawe, niektóre dziękują nam nawet długo po konkursie, nawet gdy nic nie wygrały. Zainteresowanie konkursem jest naprawdę duże, zarówno wśród kandydatek, jak i osób chcących uczestniczyć w gali. Obecna sala na przyszły rok będzie zdecydowanie za mała.
Do Miss Generation mogą zgłosić się panie również bez względu na narodowość, jednak przeważają Polki. Dlaczego tak się dzieje? – Są dwa główne powody. Pierwszy to taki, iż w większości przypadków nasza ekipa produkcyjna to Polacy i Polki. „Zagraniczne dziewczyny” podchodzą dość sceptycznie do tego. Są w Anglii, no i oczekują angielskiej organizacji, a tu okazuje się, że stoją za tym Polacy. Te, które nie mają uprzedzeń narodowościowych – przychodzą, inne nie, choć jak pokazują kolejne edycje, sytuacja ta na szczęście się zmienia. Idzie dobra opinia o organizacji, konkursie, o tym, że nie trzeba się bać Polaków i z roku na rok zgłoszeń „zagranicznych” jest coraz więcej. Drugi powód jest taki, że z racji, iż większość swojego życia w UK obracałem się w polskim środowisku – najpierw jako dziennikarz, a potem muzyk – mój „zasięg rażenia i reklamy” obejmuje bardziej Polonię. To też jednak się zmienia.
Czy w twoim odczuciu zdobywczyni tytułu Miss Generation inaczej traktuje swoje zwycięstwo w konkursie niż dziewczyna otrzymująca koronę Miss Polski UK & Ireland? – Zdecydowanie. Dla zwyciężczyń Miss Polski w wielu przypadkach udział w konkursie to przepustka do rozpoznawalności, taka trampolina do kariery, którą –jak dobrze wykorzysta – ma szansę osiągnąć. Korona dla nich jest więc rodzajem papierka ukończenia studiów, z którym idą szukać pracy. Miss Generation – trzymając się terminologii szkolnej – uczy się raczej dla samej siebie. Kobiety z Miss Generation odzyskują dzięki udziałowi i koronie to, co utraciły poprzez normalne życie, jak wspominałem, chcą dzięki temu znowu poczuć się kobietami, a nie tylko żonami i matkami. Podejście do korony jest więc zasadniczo różne.
W konkursie Miss Generation jest kilka kategorii: Miss Generation, Princess of The Year, UK Ageless Beauty. Tutaj głównym wyznacznikiem jest podział wiekowy. A czym charakteryzują się kolejne tytuły, takie jak Miss Hottie, Miss Personality, Miss Congeniality, Miss Popularity czy Miss Glamour? – Tak, Miss Generation to tytuł główny, powiedzmy takie pierwsze miejsce, natomiast pozostałe dwa, czyli Princess of the Year dla wieku 25-35 lat oraz UK Ageless Beauty dla wieku 35-50 to dwa, drugie miejsca ex aequo. Nie ma trzeciego. Kolejne tytuły to Miss Hottie – czyli kobieta o największym sexapilu, Miss Personality to kobieta, która ma naj-
23
ciekawszą osobowość, Miss Congeniality jest wybierana przez same kandydatki między sobą jako „najlepsza kumpela”, Miss Popularity wybierają internauci, a Miss Glamour to kobieta z największą gracją.
Czy doczekamy się też konkursu dla misterów w wieku powyżej 25 lat? – Nie zdradzamy tajemnic… Przed nami także wybory Miss Polski UK & Ireland. Castingi już się rozpoczęły. Czy coś cię zaskoczyło w tym roku? Czego możemy się spodziewać? – Tak, casting już się zakończył, tradycyjnie 14 lutego, a w połowie marca mamy już pierwsze zgrupowanie i sesję zdjęciową. Póki co zaskoczeń nie było, będą na pewno podczas sesji, bo tak jest zawsze, ale póki co wszystko przebiega zgodnie z planem.
Czy szykujesz już niespodzianki na �inał? Rok temu galę uświetniło wiele znanych osób. Zdradzisz jakie gwiazdy pojawią się w tej edycji? – Ależ oczywiście szykuje się wiele niespodzianek. Wybacz, jednak zdradzić ich nie mogę, bo nie byłyby wtedy niespodziankami, ale wspomnę tylko o jednej... Zwyciężczyni wystąpi w najnowszym teledysku Gabriela Fleszara… Kurczę, szkoda, że nie jestem kobietą, bo bym sam z chęcią zawalczył o taką nagrodę.
26 ~ raport GOŃCA Sonia Grodek
CZY GROZI NAM
DEPORTACJA? W LATACH 2004-2017 DEPORTOWANO PONAD 6,5 TYS. POLAKÓW. TA LICZBA MOŻE SZYBKO WZROSNĄĆ. ZNAJĄC SWOJE PRAWA I OBOWIĄZKU, W WIELU PRZYPADKACH DA SIĘ TEGO UNIKNĄĆ.
raport GOŃCA ~ Jeszcze do niedawna Polacy mogli spać spokojnie – nie groziła im deportacja. Były na nią narażone osoby, które w Wielkiej Brytanii były nielegalnie lub bez wizy. Druga grupa do deportacji to kryminaliści zza granicy i ich rodziny, ale większości Polaków to nie dotyczyło. Choć zdarzały się wyjątki – jak 48-letniego Mirosława, który w 2017 roku zgłosił się na policję po tym, jak pobił go właściciel jego mieszkania. Policjanci sprawdzili dokumenty i okazało się, że w latach 90. w Polsce kradł i miał problem ze służbą wojskową, za co jednak już odbył karę. Mimo to, policjanci zamiast pomóc, zamknęli go w ośrodku deportacyjnym, grożąc opuszczeniem kraju. Sprawę opisywał „Fakt”.
podczas wakacji nad Wisłą podejrzenie policjantów wzbudziło ubezpieczenie jego samochodu. Puścili go wolno, jednak z nakazem aresztowania. Zdziwił się, gdy po powrocie do ojczyzny po kontroli drogowej tra�ił do aresztu, a następnie został deportowany do Polski (na miejscu okazało się, że musiał tylko zapłacić standardową grzywnę). Jeśli gorliwość brytyjskich służb po brexicie jeszcze się zwiększy, na podobnej podstawie deportowane mogą być tysiące Polaków. Szansą mogłyby być zmiany w wydawaniu Europejskiego Nakazu Aresztowania ze strony polskich rządzących, ale trudno spodziewać się, by wprowadzili je tylko z uwagi na zbliżający się brexit.
W latach 2004-2017 na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania deportowano ponad 6,5 tys. Polaków. Nakaz brzmi poważnie i kojarzy się z listem gończym wysłanym za najgroźniejszymi przestępcami. Tymczasem jest odwrotnie. – Procedury w ramach ENA są nierzadko źródłem frustracji osób im poddawanym, bowiem polskie władze nakazy wydają także wobec dość błahych i dawno popełnionych przestępstw, by wspomnieć sprawy dotyczące np. przekroczenia limitu na karcie kredytowej czy kradzieży koła od taczki – wyjaśnia dr. hab. Witold Antoni Klaus w swojej pracy „Doświadczenia Polaków deportowanych z Wielkiej Brytanii wobec kontaktu z wymiarem sprawiedliwości”. Zdarzało się, że niczego nieświadomy Polak był zatrzymywany do kontroli drogowej, a następnie aresztowany przez kilku o�icerów Scotland Yardu jako groźny bandyta i odsyłany do Polski. Na miejscu okazywało się, że... nie zapłacił przed laty jednego rachunku. Możliwe więc, że to właśnie takie nieszczęście miał pan Mariusz, o którym kilka lat temu pisał „Fakt”.
Teraz jednak nie tylko ci, którzy lata temu nie zapłacili odsetek za kartę kredytową, będą mieli się czego obawiać. Jeśli i Polacy mają aplikować o wizy czy prawo pobytu, to nawet osobom, które nigdy nie popełniły przestępstwa, może grozić deportacja. Trudno dziwić się zdenerwowaniu tysięcy osób, które co chwilę słyszą kolejną wersję stanowiska rządu. Najpierw: że kto nie złoży wniosku o status osiedlonego w terminie, ten będzie miał szansę naprawić błąd. Później – że wyrzucony zostanie każdy, poza np. inwalidami czy dziećmi, których rodzice nie złożyli za nie wniosku na czas. Teraz już mówi się, że nie będzie automatycznego deportowania tych, którzy zagapili się i nie złożyli wniosku. Tak twierdzi koordynator brexitu w Unii Guy Verhofstadt, który rozmawiał na ten temat z sekretarzem ds. brexitu Stevem Barclay’em. Wszystko wskazuje na to, że znów obowiązuje stara wersja: aplikować trzeba, ale kto nie mógł, ten będzie miał czas, żeby to nadrobić.
Ekstradycja za kradzież kół od taczki
Konsekwentna polityka migracyjna?
Wydalenia „niechcianych” migrantów są obecnie jednym z kluczowych elementów polityki wielu państw członkowskich Unii Europejskiej wobec nie-obywateli. Kwestia zachowania (czy też przywrócenia) kontroli nad swoimi granicami przez rząd Wielkiej Brytanii była jednym z kluczowych zagadnień referendum w sprawie brexitu w 2016 roku – pisze Klaus sugerując, że takie przypadki mogą zdarzać się coraz częściej, a ENA stanie się dobrym pretekstem do deportacji. Zresztą już teraz widać, że z roku na rok deportowanych Polaków przybywa – w 2017 roku na tej podstawie „usunięto” 622 polskich obywateli. Jak podawała niedawno „Rzeczpospolita”, Wielka Brytania jest największym partnerem Polski pod tym względem. Drudzy są Niemcy, z których w zeszłym roku „przymusowy powrót” czekał 400 osób.
Nadużywanie to też polski problem
Z jednej strony widać w tym konsekwentną politykę imigracyjną. Jednak nawet brytyjskie służby zwracały już uwagę na drugą stronę medalu: polskie sądy nadużywają prawa do wydawania ENA, który w teorii miał służyć do ścigania groźnych przestępców. O�iarą padają nawet Brytyjczycy, jak Patrick z Dartford, który 10 lat temu został deportowany do... Polski. Okazało się, że
Verhofstadt twierdzi, że masowych deportacji nie będzie
Jak ubiegać się o status osoby osiedlonej
Wnioski o status osoby osiedlonej można składać do końca roku, ale jeszcze do 30 czerwca 2021 urzędnicy będą przymykali oczy na zaniedbanie formalności. Kto nie zaczął tego robić do tej pory, powinien jednak zbierać wszystkie dokumenty poświadczające jego prawo i długość pobytu w kraju (można skorzystać np. z pomocy Sami Swoi PrzekazyPieniężne.com <przekazypieniezne. com>). Warto pilnować też pozostałych formalności, np. jeśli nie uda się złożyć wniosku przez pobyt w szpitalu, to lepiej mieć o tym zaświadczenie, a jeśli przez pobyt za granicą, to warto zachować bilety. Większość osób nie będzie musiała ich okazywać, a niektórym wystarczy sam numer NIN. Aplikacja odbywa się on-line, a na decyzję trzeba poczekać około tygodnia. Czas ten może wydłużyć się do miesiąca, jeśli urzędnicy będą potrzebowali więcej informacji. Przypomnijmy, że na Wyspach legalnie będzie mógł zostać ten, kto nieprzerwanie mieszkał tu przez 5 wcześniejszych lat i ma na to dowód. Komu nieco brakuje do tego stażu, może dostać pre-settlement status i uzupełnić dokumenty, gdy przekroczy próg pięciu lat.
Można zatrzymać wydalenie z kraju
Prawnicy twierdzą, że Polacy niestety bardzo często nie znają swoich praw i zaniedbują dopeł-
27
nienie formalności. Uczula o tym na swojej stronie adwokat Judyta Kasperkiewicz. – Zwykle najlepszym rozwiązaniem dla osób „zagrożonych” deportacją może być ubieganie się o Permanent Residence, zatrudnienie lub samozatrudnienie, a w razie wydania decyzji o deportacji dobrowolne opuszczenie Wielkiej Brytanii (co skutkuje krótszym okresem zakazu wjazdu). Wszyscy powinni pamiętać o przysługujących prawach w postępowaniu przed Urzędem Imigracyjnym (Home Of�ice) i możliwości odwołania się od decyzji deportacyjnych – podaje kilka różnych scenariuszy postępowania. Wynika z tego, że w większości przypadków najpierw do Polaka dotrze prośba o opuszczenie kraju, potem ostrzeżenie, a dopiero później groźba deportacji. Jeszcze wcześniej można walczyć o poprawę swojej sytuacji, np. szukając stałej pracy. Jak więc widać, choć deportacja może przytra�ić się teoretycznie niewinnej osobie, w większości przypadków los Polaków jest w dużej mierze w ich rękach. Pomijając pomyłki i znalezienie się „w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie”, na nikogo decyzja o deportacji nie powinna spaść „jak grom z jasnego nieba:
Bezdomni do deportacji?
W dość trudnej sytuacji po brexicie może znaleźć się nawet kilkuset polskich bezdomnych żyjących na ulicach Londynu czy Manchesteru. Nimi też od jakiegoś czasu intensywniej interesują się służby. Kasperkiewicz przywołuje ciekawy przypadek dwóch polskich i jednego łotewskiego bezdomnego, którym w 2017 roku nakazano opuszczenie kraju. Sprawa tra�iła do Sądu Najwyższego. Ten orzekł, że obywateli Unii nie można wyrzucać tylko za to, że nie ułożyło im się życie i wylądowali na ulicy. Co więcej, zwrócił uwagę, że bezdomni nie mają szans odebrać listu nakazującego opuszczenie kraju ani zdobyć informacji o swoich prawach. W związku z tym mogą nawet starać się o odszkodowanie za nieprzyjemną sytuację, w jakiej postawiły ich brytyjskie służby. To jednak zdarzyło się przed 2021 rokiem. Można sobie wyobrazić, że później takie osoby będą jednak tra�iały do centrum deportacyjnego. Już teraz warto o tym informować znajome bezdomne osoby. Jeśli chcą mieć szansę na legalne pozostanie w kraju, powinny szybko poprawić swoją sytuację i spróbować aplikować o status osoby osiedlonej. W najgorszym razie powrót do Polski na własnych warunkach, po wcześniejszym przygotowaniu, będzie psychicznie łatwiejszy, niż nagła deportacja.
Połowę wniosków cofnięto
Zatrzymanie w związku z deportacją to dla większości osób szok. Trzeba wówczas szybko działać. Na etapie ostrzeżenia o wydaniu ENA czy podejrzenia o nielegalne przebywanie na Wyspach warto szybko udać się do prawnika. Od spraw imigracyjnych można się odwoływać. Wiele osób nie rozróżnia deportacji od nakazu opuszczenia kraju i nie wiedzą, jak udowodnić, że należy im się prawo do pozostania na Wyspach. Na stronie biura imigracyjnego (OISC) znaleźć można wyszukiwarkę adwokatów imigracyjnych z okolicy – zarówno pobierających wynagrodzenie, jak i działających charytatywnie.
28 ~ raport GOŃCA
Połowa wydanych przez Home Of�ice w 2018 roku nakazów wyjazdu została anulowana, a połowę z tych anulowanych cofnięto na mniej niż dzień przed planowaną deportacją. Z jednej strony to pocieszające, bo taka decyzja może być zwykłą pomyłką. Z drugiej przeraża, że każdy może tra�ić nagle w tryby maszyny. Najgorsze, co można zrobić, to zignorować list z urzędu lub przeczytać go niedokładnie, a przy słabej znajomości angielskiego nie jest to trudne. Prawnicy zajmujący się sprawami imigracyjnymi doskonale poruszają się w gąszczu przepisów i mogą znaleźć wyjście z sytuacji.
Wyjazd i... szybki powrót?
Adwokat Damian Tomanek na stronie swojej kancelarii opisuje ciekawy przypadek Polaka z Holandii, z jakim miał do czynienia. Na podstawie ENA chciano go deportować za oszustwa �inansowe, jakich dopuścił się kiedyś w Polsce. Przed Polakiem była wizja wieloletniego więzienia i utraty wszystkiego, co budował za granicą. Adwokatowi udało się zmniejszyć karę z 4 do 2 lat więzienia. Następnie wystąpił o gwarancję odbywania kary w... Holandii. Sąd przychylił się do wniosku, a Polak dostał karę
6 marca 2020
w trybie dozoru elektronicznego. Dalej może więc pracować i żyć niemal tak samo, jak przed wydaleniem z kraju. To akurat przypadek kogoś, kto faktycznie miał coś na sumieniu, ale pokazuje on, że nie wszystko jest stracone nawet, gdy pozornie sytuacja wydaje się beznadziejna. Obecne reguły zakładają, że osoba, która została deportowana, nie powinna wracać przez 10 lat. Ci, którzy przekroczyli czas trwania swojej wizy, ale kraj opuścili legalnie, nie mogą wrócić przez 1-3 lata, a osoby, które wyjechały dopiero po upomnieniu – po pięciu latach. Przy takich regułach osoba, która wyjedzie dobrowolnie, już po roku będzie mogła wrócić na Wyspy. Jeśli jednak dojdzie do deportacji, a prawnik nie pomoże, to na dekadę trzeba będzie zapomnieć o dawnym londyńskim życiu.
Czy Nakaz Aresztowania zadziała?
Warto zwrócić uwagę na paradoks: po brexicie Europejski Nakaz Aresztowania może być już w Wielkiej Brytanii nieważny, bo... obowiązuje on tylko na terenie Unii. Łatwo wyobrazić sobie związany z tym chaos. Może policjanci i inne służby w ogóle nie będą mogli już sprawdzać danych w
takiej bazie? Trudno powiedzieć. Być może służby poszczególnych krajów jednak szybko dogadają się w sprawie ENA, by nie utrudniać ekstradycji poszukiwanych.
Jak wygląda procedura imigracyjna
Po zapadnięciu decyzji o deportacji w sprawach imigracyjnych raz na 2-4 tygodnie trzeba odwiedzać urząd imigracyjny. Na minimum trzy dni przed deportacją pocztą przyjdzie list w języku zrozumiałym dla nielegalnego imigranta wyjaśniający mu sytuację. Może się okazać, że musi czekać na wyjazd w ośrodku deportacyjnym. Ma tam prawo do wyjścia za kaucją, przyjmowania gości, kontaktowania się ze światem zewnętrznym i zachowania swoich rzeczy osobistych, choć wiele osób o tym nie wie. Kobiety w ciąży czy osoby poważnie chore nie powinny tra�iać do ośrodka deportacyjnego, a jeśli do niego tra�ią, to mogą prosić o wyjście za kaucją. Natychmiastowa deportacja „z ulicy” lub zatrzymanie z marszu w ośrodku deportacyjnym grozi głównie tym, którzy mają przestępczą przeszłość i jest podejrzenie, że nie stawią się z własnej woli. Po wyjeździe ich rzeczy nie przepadają, ale
raport GOŃCA ~
warto wcześniej zastanowić się, komu powierzyć sprzedaż nieruchomości na Wyspach czy wysłanie rzeczy do Polski. Opisany scenariusz obowiązuje obecnie osoby spoza Unii Europejskiej. Trzeba być na niego gotowym, ale jest szansa, że w przypadku obywateli Unii warunki będą nieco łagodniejsze i obejdzie się bez np. ośrodka deportacyjnego. Brytyjski rząd cały czas musi się liczyć z tym, że w przypadku chłodnego traktowania „nielegalnych” Polaków na Wyspach, równie zimny prysznic może czekać również Brytyjczyków w Hiszpanii czy w Polsce.
Co czeka Polaków po powrocie nad Wisłę?
Od przyszłego roku Polacy mogą być więc deportowani z dwóch powodów: rzeczywistej lub naciąganej kryminalnej przeszłości lub w związku ze sprawami emigracyjnymi: niedopatrzeniem we wniosku czy przebywaniem w kraju bez wizy. Co potem? Jeśli wrócą do kraju z powodów wizowych czy proceduralnych, nic nie zapowiada, by czekały ich nieprzyjemności ze strony polskich władz. Podobnie jak dziś, gdy Polak zostaje za-
wrócony z amerykańskiej czy australijskiej granicy. Takich osób zawróconych z Heathrow czy Gatwick może zresztą przybywać, jeśli zostanie wprowadzony zapowiadany punktowy system imigracji. Jak podaje „Polityka”, wymaganej liczby punktów nie zdobyłoby 70 proc. mieszkańców Unii. Na Wyspach przydać się mają tylko dobrze wykształceni przedstawiciele konkretnych zawodów. Jeśli natomiast ktoś zostanie wysłany do Polski w związku z nakazem aresztowania, to wszystko zależy od jego sprawy. Dla wielu będzie to oznaczało prawdopodobnie najwyżej konieczność zapłacenia starego mandatu. W gorszej sytuacji są ci, którzy wyjechali na Wyspy wiele lat temu w związku z problemami w kraju. Może się okazać, że po powrocie czeka na nich wyrok czy komornik. Czasem jednak takie stare sprawy się przedawniają, szczególnie, jeśli dana osoba nie ma w Polsce żadnych dóbr materialnych i prawie tu nie bywała. Ci, którzy mają wiedzę o nieuregulowanych sprawach z przeszłości, dobrze zrobią, starając się je wyprostować. W chwili ewentualnego powrotu do Polski może się to przydać.
Czy system stanie się bardziej wydolny?
29
Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednym. Jak podają media, obecnie 7300 kryminalistów, którym nakazano opuszczenie kraju, wciąż w nim przebywa. Są wśród nich zabójcy, dilerzy narkotykowi i inni przestępcy. Nie mogą wprawdzie podjąć pracy w sektorze publicznym czy liczyć na zasiłki, ale nie wychylając się, żyją często latami nie niepokojeni przez policję. Można sobie wyobrazić, że już teraz mało wydolny system, po wprowadzeniu danych kilku czy kilkunastu tysięcy nowych kandydatów do deportacji, będzie działał jeszcze gorzej. Jednak dla kogoś, kto chce legalnie pracować w kraju, to małe pocieszenie, że deportacja będzie mu groziła tylko na papierze. Liczba deportowanych obywateli UE
2013
2120
2015
3435
2016
4240
2017
5301
30 ~ raport
Organy oddasz
BEZ PYTANIA Sonia Grodek
WSZYSCY MIESZKAŃCY ANGLII ODDADZĄ SWOJE ORGANY PO ŚMIERCI, CHYBA ŻE WCZEŚNIEJ ZGŁOSZĄ BRAK ZGODY. DOTYCHCZAS BYŁO ODWROTNIE. Obecnie obowiązuje system dobrowolności w zgłaszaniu się jako potencjalny dawca. Rodzi to sporo problemów. Śmierć w wielu przypadkach przychodzi nagle, a za życia większość osób nie myśli o takich sprawach, jak oddawanie organów. Również chorzy, którzy pod koniec życia są w śpiączce lub nieprzytomni nie mogą udzielić zgody na oddanie organu potrzebującemu. Od połowy marca zgoda będzie automatyczna. Tak jest już od pięciu lat w Walii. Na przeszczep godzi się tam 75 proc. osób – to najwyższy wskaźnik w całej Wielkiej Brytanii. Ministerstwo Zdrowia zakłada, że dzięki temu uda się uratować życie 700 dodatkowych osób rocznie. Na przeszczep czeka aktualnie 6 tys. osób. Troje umiera codziennie, nie doczekawszy operacji. 6 marca 2020
Prawo Maxa i Keiry
Nowe prawo nosi nazwę Maxa i Keiry. Keira Ball wraz z mamą i bratem miała w 2017 roku wypadek samochodowy w swoim rodzinnym Devon. Dziewczynka nie przeżyła. Rodzina zadecydowała o oddaniu jej organów potrzebującym. Udało się uratować cztery osoby, w tym małego Maxa Johnsona, który dostał jej serce. W Anglii tego typu działania popiera 80 proc. osób, ale tylko 38 proc. zgłosiło się do przekazania swoich organów dalej po śmierci. Jeśli umierający nie wyraził takiej zgody, w trudnej sytuacji jest postawiona jego rodzina, nie będąc często pewną, jaka jest jego wola. W efekcie mniej niż połowa rodzin godzi się na przeprowadzenie zabiegu.
Przedstawiciele służb zajmujących się transplantologią uspokajają, że automatyczna zgoda nie oznacza braku jakichkolwiek limitów. Jeśli rodzina jest obecna przy śmierci, pielęgniarze będą z nią konsultować, czy np. krewny nie miał indywidualnych zastrzeżeń dotyczących tego, które organy mogą być przekazane drugiej osobie.
Wymaga dodatkowych badań
Automatyczna zgoda obejmie wszystkich dorosłych, poza tymi, którzy nie mieszkali w Anglii w ciągu roku od śmierci i tymi, którzy już od dłuższego czasu nie są w stanie samodzielnie podejmować decyzji – osoby z tych dwóch grup mogłyby nie życzyć sobie odda-
raport ~ wania organów, ale nie wiedzieć o nowym prawie lub go nie rozumieć. Poza tym wyłączone będą też osoby odwiedzające Wyspy i ci, którzy nie są tu z własnej woli (np. żołnierze na misji). Kto nie życzy sobie dzielenia się swoimi organami po śmierci, powinien zadzwonić na infolinię lub odwiedzić stronę NHS Blood and Transplant i to zgłosić. Jeśli chodzi o formalności, to transplantacja może wymagać przeprowadzenia kilku dodatkowych badań: krwi, moczu i rentgenowskich. To jedyne niedogodności, z jakimi wiąże się ta procedura przed śmiercią (i to nie w każdym przypadku).
Kontrowersje
Większość osób nie ma nic przeciwko oddawaniu organów. Zazwyczaj jednak zmiana społeczna przychodzi z czasem, a szczególnie trudne do przyjęcia jest to dla przedstawicieli konserwatywnych środowisk. Czasem istnieje opór przed przekazaniem konkretnego organu, np. bijącego jeszcze serca – tak dzieje się po śmierci mózgowej pacjenta. Problemu z transplantacją nie ma kościół katolicki ani anglikański. Katechizm uczula tylko, że dobra jest wszelka transplantacja, która ratuje życie, o ile nie jest wykonana wbrew woli (przykładowo według specjalnego trybunału ETAC zajmującego się w Londynie takimi sprawami, w niektórych krajach Azji dochodzi do zabijania więźniów, by pobrać od nich organy). Niektórzy wierni mają natomiast problem z „zakłócaniem spokoju” zmarłych poprzez dodatkową operację.
Więcej dawców to więcej przeszczepów?
Inne wątpliwości ma Instytut Bioetyczny Nuf�ield w Londynie. Wskazuje on na aspekt zaufania publicznego, które może zostać zachwiane. Zdaniem jego przedstawicieli, rząd obiecuje uratowanie rocznie konkretnej liczby dodatkowych osób. Tymczasem po tym, jak podobne prawo wprowadzono w 2015 roku w Walii, liczba pobranych organów nie wzrosła drastycznie, a ilość przeszczepów – spadła między latami 20152016 a 2016-2017 z 214 do 187. Powód? Wszystko wskazuje na to, że uratowanie życia dzięki organowi to nie tylko sama zgoda pacjenta, ale też odpowiedni materiał do pobrania dostępny w odpowiednim czasie i wyspecjalizowany personel, a z tym ostatnim jest od lat w szpitalach problem. To jednak jedyne podnoszone wątpliwości, o jakich można dowiedzieć się z mediów.
Sytuacja w Szkocji i Irlandii Płn.
W Szkocji podobne prawo ma wejść w życie jeszcze jesienią tego roku. Zasady będą te same, ale wśród osób, które są wykluczone z automatycznej zgody, znajdą się dzieci do 16. roku życia, a nie do 18. r.ż. jak ma to miejsce w Anglii. Jeśli chodzi o dzieci, to w obu miejscach one lub ich naj-
bliżsi muszą wyraźnie wyrazić zgodę przed przeszczepem. W Irlandii Północnej działa inny system. Do przeszczepu zakwali�ikują się ci, którzy zgodzą się na niego w szpitalu przed śmiercią lub wcześniej zgłoszą to do rejestru NHS. Mogą też zgłosić brak zgody – wtedy ani rodzina, ani nikt inny nie będzie mógł zadecydować za nich. Już niedługo Irlandia będzie więc ostatnią częścią Zjednoczonego Królestwa, w którym zgoda na przeszczep nie jest automatyczna.
Jak to wygląda w Polsce?
Polska jest jednym z dziesięciu krajów na świecie, gdzie przeprowadza się najwięcej przeszczepów organów od zmarłych
Zbigniew Religa i pokolenia jego następców oswajają Polaków z tematem przeszczepu. dawców. Stoi za tym pewnie słynna polska szkoła kardiologii. Obdarzony charyzmą gwiazdora śp. Zbigniew Religa i pokolenia jego następców skutecznie oswajają Polaków z tematem przeszczepu. Podobnie jak Brytyjczycy, Polacy w 80 proc. zgadzają się na przeszczep, choć 75 proc. osób nie rozmawiało na ten temat z bliskimi. Tu też można nie zgodzić się na oddanie organu, zgłaszając się do Centralnego Rejestru Sprzeciwów. Nad Wisłą również panuje automatyczne domniemanie zgody, jednak lekarze mają obowiązek sprawdzić w rejestrze, czy zmarły nie sprzeciwiał się wcześniej oddaniu narządu.
Pomóc można też za życia
Co roku w Wielkiej Brytanii organy oddaje 1000 żywych dawców. Najczęściej przekazują nerkę lub część wątroby. Przeszczepy obejmują krewnych i przyjaciół, rzadziej – obce osoby. Dawcy mogą prowadzić normalne życie z jedną nerką, a odbiorcy ich drugi organ ratuje wówczas życie. Organ pobrany od żywego dawcy zazwyczaj lepiej się przyjmuje. Zgłosić można się przez stronę internetową NHS Organ Donation. Ci, którzy chcą oddać część wątroby lub nerkę konkretnej osobie, powinni zgłosić się do szpitala, w którym ona przebywa. Trzeba być rezydentem Wielkiej Brytanii, by oddać nerkę. W Polsce też można zapisać się do programu. Z uwagi na trochę bardziej złożone procedury, najlepiej zgłosić się po więcej informacji do szpitala zajmującego się transplantologią.
#polishblood i polski szpik
U niektórych myśl o dzieleniu się swoimi organami wywołuje gęsią skórkę. Pomóc da się jednak w mniej radykalny sposób – oddając krew. Można wybierać spośród kilkudziesięciu ośrodków krwiodawstwa w
kraju, których adresy znajdują się na stronie my.blood.co.uk. Całość nie trwa więcej niż godzinę. Zapisy odbywają się on-line, niekiedy oddać krew można też „z ulicy”, ale trzeba wtedy liczyć się z kolejką. Można też poczekać do sierpnia, by przyłączyć się do akcji #polishblood. Nasi rodacy na nietypowy pomysł wpadli w 2015 roku. Słysząc coraz częściej negatywne opinie Brytyjczyków na swój temat, postanowili pokazać, że można na nich liczyć. Akcja objęła wówczas kilka tysięcy osób i przyjęła się na tyle, że jest kontynuowana w kolejnych latach. Zwykle odbywa się pod koniec sierpnia.
Szukają głównie mężczyzn
Pomocne dla innych będzie też oddanie szpiku. Najpierw trzeba zapisać się do bazy dawców szpiku (BBMR). Co ciekawe, częściej zgłaszają się kobiety, więc obecnie poszukiwani są jako dawcy wyłącznie mężczyźni od 17. do 40. roku życia i Azjaci lub osoby z innych mniejszości etnicznych. Dzięki temu każdy pacjent będzie miał szansę na znalezienie dawcy o podobnym do siebie pro�ilu i grupie krwi. Dołączyć można podczas oddawania krwi. Samo dołączenie do bazy nie jest jednoznaczne z oddaniem szpiku. Próbka komórek szpiku będzie w bazie. Jeśli ktoś będzie potrzebował takiego szpiku, trzeba będzie oddać krew do dalszych badań. Dopiero, jeśli materiał faktycznie będzie pasował do potrzeb odbiorcy, nastąpi przeszczep. <<
Ważne dla
światowej
transplantologii chwile, które miały miejsce w Polsce • 1987 – zdjęcie Zbigniewa Religi po 23-godzinnej operacji przeszczepu serca zostało uznane przez National Geographic za zdjęcie roku. Na świecie rośnie świadomość i zainteresowanie przeszczepami. • 1995 – Zbigniew Religa z zespołem wszczepia pierwszą sztuczną zastawkę serca z wykorzystaniem materiału od zmarłych dawców • 2013 – przeszczep twarzy w Gliwicach uznano za najlepszy na świecie zabieg rekonstrukcyjny tego roku • 2014 – pierwszy przeszczep komórek, w wyniku którego pacjent z paraliżerum nóg zaczął chodzić (współpraca polskich lekarzy i londyńskich naukowców) • 2016 – pierwszy na świecie przeszczep dłoni od martwego dawcy • 2018 – jedna z pierwszych na świecie implantacja stentgrafów z użyciem gogli z rozszerzoną rzeczywistością • 2019 – pierwszy na świecie przeszczep szyi i komórek krwiotwórczych
31
32 ~ reportaż
PRAWDA WNĘTRZA Dariusz Dzikowski
– TO DOŚĆ EKSKLUZYWNY SERWIS, JEDNAK KLIENCI CORAZ CZĘŚCIEJ ZDAJĄ SOBIE SPRAWĘ, JAKIE KORZYŚCI PŁYNĄ Z MAKSYMALNEGO WYKORZYSTANIA POTENCJAŁU ICH DOMOWEJ CZY KOMERCYJNEJ PRZESTRZENI – MÓWI PROJEKTANTKA WNĘTRZ OLA JACHYMIAK.
Inspirację czerpie głównie z podróżowania i poznawania różnych kultur oraz tradycji. Prym wiodą tu kraje śródziemnomorskie, będące kolebką cywilizacji europejskiej. Architektura Włoch i Grecji charakteryzuje się idealnym wyczuciem proporcji i detali, a także wyrazistymi, nieskazitelnie jasnymi kolorami budynków. Jedyny w swoim rodzaju jest Rzym, gdzie w centrum miasta
nowo wybudowane lub dopiero odnowione budynki świetnie wpisują się w antyczny klimat włoskiej stolicy. Albo grecka wyspa Skopelos – z uroczymi, białymi obiektami, tworzącymi idealną jedność wkomponowaną pomiędzy okoliczne wzgórza. – Zawsze podczas podróży staram się odwiedzać architektoniczne perełki, ale nie mniej ciekawe jest poznawanie lokalnych mieszkańców i
próba spojrzenia na otaczającą rzeczywistość ich oczami – mówi Ola.
W epoce wiktoriańskiej
To bujnie rozwijająca się branża. W ostatnich latach, w związku ze wzrostem poziomu życia, projektowanie wnętrz staje się coraz bardziej popularne. Ludzie dostrzegają, że wydobycie
reportaż ~ potencjału z ich mieszkalnej albo komercyjnej przestrzeni wpływa zarówno na jakość stylu życia, jak i wzrost wartości danego miejsca. – We Francji czy Anglii korzystanie z tego typu usług stało się dumą i oznaką prestiżu – mówi Jachymiak, podkreślając, że do najbardziej popularnych obecnie stylów należą art déco i skandynawski. Ten pierwszy, inspirowany wnętrzami z lat 20. i 30. ubiegłego wieku, charakteryzuje się geometrycznymi wzorami oraz kształtami. Nierzadko można też zauważyć motywy roślinne. Z kolei styl skandynawski cechują duże przestrzenie i zastosowanie surowych, na przykład betonowych elementów, połączonych z meblami współczesnych projektantów. Często używa się w nim pastelowych kolorów, widoczne jest też zamiłowanie do drewna i kamienia. Polka podkreśla, że klienci w poszczególnych krajach różnią się. O ile na przykład we Francji stawia się nacisk na naturalne materiały, a jednocześnie inwestowanie w meble zaprojektowane przez ikony designu, to w Anglii panuje w tym względzie szersza różnorodność. Na Wyspach większość osób wykorzystuje tapety, dywany oraz meble vintage, niekoniecznie antyki. Popularne są też elementy tradycyjne – kominki i sztukateria z epoki wiktoriańskiej. – Londyn bujnie się rozwija, a liczba osób inwestujących w tym mieście, bądź chcących wyremontować swoją przestrzeń, jest bardzo duża. Natomiast jednym z najbardziej skomplikowanych kroków w realizacji projektów jest tutejsza restrykcyjna administracja. Wszystko musi być zgodne z przepisami, a przy każdej zmianie wymagane są specjalne certy�ikaty – tłumaczy 29-latka.
Hotel Pigalle
Pochodzi z Katowic. W rodzinie tylko dziadek miał bliższy kontakt ze sztuką, zajmując się rzeźbiarstwem w Zakopanem. Tworzył głównie symbole religijne i tradycyjne formy regionalne, a nauczył się tego samodzielnie, z czasem zamieniając hobby w zawód. Artystycznego bakcyla połknęła również Ola. Jako dziecko uwielbiała komputerową grę The Sims, przy której spędzała noce wymyślając nowe układy wnętrz i zmieniając kolory ścian. Chodziła też na lekcje rysunku, co w czasach licealnych ewoluowało w stronę zainteresowania architekturą i projektowaniem, a w efekcie studiami na dwóch uczeniach – Wyższej Szkole Technologii Informatycznych w Katowicach, gdzie ukończyła gra�ikę komputerową oraz Politechnice Śląskiej w Gliwicach, w której obroniła dyplom na kierunku architektura wnętrz. – Moim pierwszym zawodowym sukcesem był projekt mieszkania dla znajomej na początku II roku studiów. Zaufanie, jakim mnie obdarzyła, miało duży wpływ na moją późniejszą pewność siebie. Wtedy postanowiłam otworzyć własną pracownię w Katowicach – wspomina Ola, która niedługo potem wyjechała na trzymiesięczny staż do Paryża.
Była zafascynowana tamtejszą architekturą, urbanistyką i nieco beztroskim podejściem Francuzów do życia, a jednocześnie ich szacunkiem do tradycji, sztuki, literatury. Po powrocie do Polski i skończeniu studiów postanowiła na stałe zakotwiczyć nad Sekwaną. Mimo słabej znajomości francuskiego przez dwa tygodnie pukała do najlepszych biur architektonicznych w Paryżu, aż wreszcie znalazła pracę, a dzięki poznaniu Caroline Daniaud, zajmującej się organizowaniem sesji zdjęciowych dla dużych kampanii modowych i komercyjnych, zaczęła zagłębiać się w niuanse życia oraz tamtejszej kultury. – Jednym z moich ulubionych miejsc jest Cafe Marly, kryjąca się w arkadach Luwru. Można się tam napić kawy bądź lampki wina w historycznym budynku i delektować nietuzinkową architekturą. Inna perełka to Hotel Pigalle, z niesamowitymi wnętrzami oraz częścią kawiarniano-restauracyjną i meblami pochodzącymi z okresu średniowiecza – opowiada Polka, która podczas swojego pobytu we francuskiej stolicy współpracowała z renomowanymi pracowniami architektonicznymi: Atelier Jeanne Dumont, Ze Design Agency i Paolini Design. Uczestniczyła między innymi w projektowaniu domu rodziny Louis Vuitton, studia fotogra�icznego Rouchon, rezydencji na Martynice oraz rezydencji i mieszkań we Francji, jednak zgodnie
Na Wyspach większość wykorzystuje tapety, dywany oraz meble vintage, niekoniecznie antyki. z zapisami w kontrakcie nie może zdradzać szczegółów tych projektów. W międzyczasie wykonywała też własne niezależne zlecenia dla klientów prywatnych.
Lustrzana klatka
Na czym w istocie polega architektura wnętrz? Ola nie ma wątpliwości – wszystko sprowadza się do projektowania funkcjonalnych, proporcjonalnych przestrzeni. Jak przyznaje, zrozumiała to współpracując z Atelier Jeanne Dumont, a zdobyta wówczas praktyka pozwoliła nadać szlif jej własnemu stylowi. To wtedy uświadomiła sobie, że najważniejszy jest dobrze zaprojektowany układ przestrzenny oraz meble na wymiar, a reszta, czyli dodatki i kolory, są tylko uzupełnieniem. Najważniejsze, żeby osoba przebywająca w danym pomieszczeniu dobrze się w nim czuła. Największym wyzwaniem jest stworzenie projektów wyróżniających się ponadczasowością, takich, które będą modne i podziwiane nawet za kilkadziesiąt lat. Dobrym przykładem jest tu Blakes Hotel w Londynie, robiący wrażenie majestatycznymi, klimatycznymi wnętrzami, pozwalającymi gościom poczuć się częścią tej magicznej rzeczywistości. Podobnie jak apartament stworzony przez Coco Chanel w hotelu Ritz. Wyczucie stylu zapre-
zentowane przez tę projektantkę mody dało efekt w postaci lustrzanej klatki schodowej, przenoszącej gości w świat legend i baśni. Ze współczesnych architektów warto wymienić Indię Mahdavi – za jej zdolności w łączeniu palety barw pastelowych ze świetnie zaprojektowanymi meblami na wymiar, Martina Brudnizkiego – mistrza oryginalnych projektów restauracji i klubów członkowskich oraz Jeana Josepha Diranda, który jak nikt inny potra�i wydobyć klasyczny styl francuskich wnętrz, dodając do nich meble o współczesnych formach bądź unikalne egzemplarze znalezione w galeriach czy na targach staroci.
W miodowych kolorach
Dwa lata. Tyle czasu mieszka w Londynie. Przeprowadziła się tu po pięcioletnim pobycie w Paryżu, ze względu na swojego polskiego partnera, który pracuje w londyńskim City. W brytyjskiej stolicy najbardziej lubi różnorodność kulturową i otwartość mieszkańców. Chętnie odwiedza Saatchi Gallery i Tate Gallery, podziwiając w nich wystawy sztuki współczesnej, a w wolne weekendy przechadza się po Notting Hill odkrywając tam małe galerie sztuki i sklepy z używanymi meblami. – W Londynie nie sposób się nudzić, natomiast nie do końca jestem fanką tutejszego miksu architektonicznego. Nie da się ukryć, że trochę brakuje w nim spójności – mówi Ola, podkreślając, że w zawodzie, który wykonuje, konkurencja jest ogromna. Jej mocną stroną jest indywidualne podejście do klientów, francuskie doświadczenie, łatwość porozumiewania się z polskimi budowlańcami (najlepszymi na brytyjskim rynku) i kompleksowy serwis. Projektując przestrzeń zawsze zwraca uwagę, żeby słońce wpadało do jak największej ilości pomieszczeń, a jeśli chodzi o styl skupia się na inspiracjach oraz osobowości klientów. Jeżeli ktoś jest entuzjastą podróży i chce wyeksponować kolekcjonowane przez lata pamiątki, Polka znajduje dla nich najlepsze miejsce, aby skomponować je spójnie z wnętrzem. Pracowania Ola Jachymiak Studio na brak zleceń nie narzeka. Niedawno skończyła pracę przy projekcie sklepu Watches of Mayfair, oferującego zegarki w dawnym klimacie, a obecnie skupia się na mogącej pomieścić ponad 100 gości restauracji przy Westbourne Grove w dzielnicy Notting Hill. Jej centralnym punktem będzie bar, nad którym zawiśnie 120-centymetrowej średnicy lampo-kula. – Dużo czasu zajęło nam zaprojektowanie układu stolików, żeby można się było swobodnie poruszać. Połączyliśmy jasne, przyjemne w dotyku materiały o ciepłych odcieniach, natomiast część mebli będzie z giętego drewna w miodowych kolorach, a pozostałe z okresu modernizmu. Prace budowlane właśnie ruszyły, już nie mogę się doczekać lunchu jaki tu zjemy po otwarciu restauracji – śmieje się Ola… <<
33