13 minute read
Miecz Wikinga
from HMP 80 KKs Priest
by Michal Mazur
Epilog
Advertisement
Rok 2003. Polski heavy metal wg wielu najlepsze lata ma już dawno za sobą. Co prawda Grzegorz Kupczyk wciąż śpiewa w Turbo, promując niedawny, ciepło przyjęty choć kontrowersyjny "Awatar" a Roman Kostrzewski nadal gra koncerty z Piotrem Luczykiem pod wspólną nazwą Kat, ale… mówi się, że to nie to samo i że klasyczne granie ustąpiło miejsca nowoczesnym brzmieniom, które podstępnie wdzierają się do metalowego, Polskiego świata. Jednak gdzieś w podziemiu, stary, dobry heavy metal wciąż żyje i ten kto go smakuje, wydaje się mieć powody do zadowolenia. Prócz nazw takich jak Chainsaw, Dragon's Eye, Sonhellion czy Sorcerer, jedna zapowiada się wybitnie… Miecz Wikinga. Tak, nazwa może budzić drwiący uśmieszek, ale tylko dopóki nie popłyną pierwsze dźwięki ich muzyki. Muzyki, w którą ciężko uwierzyć, bo brzmi raczej jak wykopana z jakichś bezkresnych archiwów z lat 80-tych, niżeli produkcja nowego, dopiero co zaczynającego zespołu. Miecz wydaje kapitalne demo "Heavy Metal" a chwilę później debiutancki album "Grona Gniewu". Wydawać by się mogło, że rodzimy heavy metal właśnie doczekał się lidera, który ma możliwość pociągnąć zjawisko Nowej Fali Polskiego Heavy Metalu… Rok 2021. Kupczyk już od dawna nie śpiewa w Turbo, są dwa Katy a Luczyk Kostrzewskiego nienawidzi, są również dwa TSA… Nie ma za to ani jednego Miecza Wikinga. Jednak w błędzie są ci, którzy uważają, że nikt o takim zespole już nie pamięta. Otóż, pamięta, cała rzesza fanów i maniaków, dla których Miecz to zespół już wręcz kultowy, choć na "Gronach Gniewu" ich dyskografia została zamknięta. Ale czy na pewno? Dzięki Ossuary Records ta historia, zdawać by się mogło, że definitywnie zakończona, doczekała się jeszcze efektownego epilogu. Nie powiem, dla mnie osobiście, to jedno z największych wydarzeń tego roku, które przywołało wspaniałe wspomnienia i sprawiło, że moje metalowe serducho załomotało z siłą potężnego dzwonu. Mimo iż "Grona Gniewu" posiadałem w zasadzie od momentu ich premiery, to możliwość trzymania w swoich rękach elegancko wydanej reedycji tej płyty, wzbogaconej o bonusowy dysk, to wspaniała rzecz. Nie będę ściemniał: Miecz Wikinga to mega ważna kapela w moim życiu. Dlatego zaszczytem była możliwość porozmawiania z muzykami tego składu - zwykle o historii ale też o teraźniejszości.
HMP: Cześć! Szczerze mówiąc, to raczej nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek będę mógł z Wami porozmawiać na łamach Heavy Metal Pages… Spotykamy się oczywiście ze względu na reedycję płyty "Grona Gniewu " , która po 17 latach doczekała się wydania z prawdziwego zdarzenia. Opowiecie mi jak doszło do tego że finalnie debiutancki długograj Miecza Wikinga będzie ponownie dostępny? Dariusz Łucyszyn: Niewątpliwie jest to ogromne wyróżnienie. Kiedy po 17 latach od nagrania tego materiału ktoś dzwoni i mówi "chcemy Wam to porządnie wydać" możesz pomyśleć, że to żart, albo poczuć dumę, że ktoś jeszcze pamięta i chce, aby materiał w godnej szacie znalazł się na półkach oddanych fanów. Wszystko dzięki ekipie z Ossuary Records, ogromny nakład pracy, profesjonalizm i prawdziwa miłość do muzyki metalowej.
Płyta ukazała się w dwóch wersjach - standardowej oraz deluxe, która zawiera tajemniczy, dodatkowy krążek z nigdy dotąd niepublikowanym materiałem. Opowiesz coś więcej na temat tego bonusowego dysku? Z jakiego okresu jest to materiał? Dariusz Łucyszyn: Skoro nadarzyła się taka możliwość, postanowiliśmy uhonorować słuchaczy dodatkowym materiałem. Kilka numerów z początku działalności Miecza, nagrywane na sprzęcie z tamtych czasów no i z uchwyconym młodzieńczym zapałem świeżo powstałej kapeli. Na gitarze grał Rafał Nowak, którego krótko po tym zastąpił Skazi.
Powiedz mi jak to było, że ze zbioru tych wszystkich demówek, w oficjalnym obiegu był tylko numer "Karmazyn "? Nie publikowaliście tego ze względu na jakość czy stoi za tym jeszcze inna historia? Maciej Łucyszyn: Było tylko to jedno czteroutworowe demo "Heavy Metal" oraz pełny materiał "Grona Gniewu". W zasadzie bonusowy dysk do remastera to tylko i wyłącznie zapis próby z pierwszym gitarzystą, który miał służyć za materiał poglądowy dla jego następcy. To nagranie nigdy nie miało ujrzeć światła dziennego, zarówno ze względu na jakość jak i liczne potknięcia. To cud, że nasz przyjaciel zespołu zgrał to dawno temu z kasety na CD i przetrwało to do dnia dzisiejszego. Jakość była straszna, a efekt końcowy jest wyłącznie zasługą pewnego czarodzieja współpracującego z Ossuary Records, który to gruntownie wyczyścił w studio i doprowadził do obecnego stanu. Dlaczego "Karmazyn"? był chyba najbardziej żywiołowym z dotychczasowych numerów. Nowy gitarzysta to powiew świeżości, nowe pomysły i motywacja do działania. Nie narzekaliśmy wtedy na brak weny twórczej, wręcz przeciwnie. Myślę obecnie, że zbyt wiele bardzo dobrych utworów/riffów przepadło wówczas ustępując miejsca nowym. (Tu małe sprostowanie - pytając o "Karmazyn" miałem na myśli dokładnie tę wersję która trafiła aktualnie na bonusowy dysk - utwór jako mp3 był w internetowym obiegu, ale możliwe że panowie po tylu latach po prostu o tym fakcie zapomnieli i Darek odpowiedział na nie nieco wymijająco - przyp. red.)
No właśnie. Numery o których rozmawiamy to rzeczy które powstały na kilka lat przed nagraniem demówki i "Gron Gniewu " . Dlaczego więc takie dobre strzały jak "Subtelny Skowyt" czy "Samotny Dom " nie znalazły się w repertuarze debiutanckiej płyty? Marcin Łucyszyn: Próby nagrania "Subtelnego skowytu" były podjęte podczas sesji "Gron Gniewu". Jednak coś tam nie wyszło i finalnie nie pojawił się. Co do reszty to robiliśmy sprawnie nowe numery i te wcześniejsze nie przeszły selekcji. Nie pamiętam dokładnie ale pewnie założyliśmy, że umieścimy je na drugiej płycie. Robert Skaza: W skrócie, nie było kasy na to by dłużej siedzieć w studio. Wybraliśmy numery, z których byliśmy w tamtym czasie najbardziej zadowoleni. Jednak przyznam, że bardzo lubię "Subtelny Skowyt" i trochę żałuję, że nie znalazł się na "Gronach Gniewu". Maciej Łucyszyn: Utwory o których mowa, były bardzo różnorodne i nacechowane dużym indywidualizmem. Pochodziły z okresów różnych fascynacji muzycznych każdego z nas i są ich odzwierciedleniem co myślę słychać... Nie było tu tyle wspólnych wpływów i wzajemnego wkładu jak w przypadku materiału na "Grona...", co było pewnie jednym z kryteriów selekcji.
Demówka jak i "Grona Gniewu " spotkały się z niezwykle ciepłym przyjęciem fanów. Dlaczego finalnie Miecz Wikinga nie poszedł za ciosem i drugi album nigdy nie został zarejestrowany? Robert Skaza: Materiału mieliśmy wystarczająco. Myślę, że każdy z nas boleje, że nie doszło do wydania drugiej płytki. Sporo dobrych numerów przepadło. Złożyły się na to różne czynniki, jednak głównym była kasa. Nie mieliśmy stabilizacji finansowej by konkretnie zainwestować w produkcję, a na horyzoncie pojawiały się już wyzwania dorosłego człowieka, np. własne mieszkanie, założenie rodziny itd.
Potem Miecz Wikinga przestał istnieć i zmieniliście nazwę i powstała Harpia, której repertuar, choć ze znajomym vibe, był jednak znacznie nowocześniejszy niż klasyczne heavy metalowe granie. Po trzy-utworowej EP-ce, Harpia zakończyła swoją działalność. Pamiętasz jak potoczyły się Wasze losy? Dlaczego wszystko skończyło się, z perspektywy fanów, dość nagle? Robert Skaza: Zaczęliśmy nieco rozmijać się muzycznie, pojawiły się problemy z czasem w związku ze wspomnianym powyżej "dorosłym życiem". Po drodze jakoś siadł entuzjazm i mamy gotową receptę na rozstanie. Bez kłótni i "kwasów" - po prostu dojrzała decyzja.
Powiesz coś więcej? Chodzi o " strefę komfortu " czy po prostu ciężko byłoby Wam wykrzesać z siebie tyle entuzjazmu żeby wrócić do młodzieńczych lat i tego, powiedzmy, specyficznego repertuaru? Pytam trochę z dziennikarskiej ciekawości, a trochę jako fan, który wraz z innymi chciałby na fali tej wspaniałej reedycji przeżyć choć raz, koncertowe uniesienie (śmiech). Robert Skaza: Zamieniliśmy gitary na łuki i topory (śmiech!). A tak całkiem serio, do pewnych spraw już nie da się wrócić, mimo, że mamy dobre relacje to na "mieczowe" granie nie ma szans. Dlatego swego czasu zespół zakończył działalność. Coś się wypaliło, podjęliśmy dojrzałą decyzję, której trzymamy się do dziś. Marcin Łucyszyn: Miecz Wikinga to czterech ludzi. Każdy z nas ma na to nieco inne spojrzenie. Aktywna muzycznie jest połowa zespołu. Obecna sytuacja nie daje szans na powrót. W tej chwili najbardziej optymistycznym i dającym nadzieję jest fakt, że czterech oryginalnych członków Miecz Wikinga wciąż żyje (śmiech).
Ok, niech Wam będzie! To porozmawiajmy w takim razie trochę o zawartości odświeżonej wersji "Gron Gniewu " , bo przecież to jest główny przedmiot naszych dzisiejszych rozważań... Pamiętam, że kiedy w 2004 roku nabyłem oryginalne wydanie albumu, byłem trochę rozczarowany otwieraczem: "Tron Szyderczych Prawd" , jakkolwiek był świetnym numerem, sprawdzał się w roli "jedynki" nieco gorzej niż następujący po nim, "Żelazne Miraże " . Dlaczego wówczas zdecydowaliście się na taki zabieg? Nie chcieliście otwierać albumu w ten sam sposób co wcześniejszej demówki? Dariusz Łucyszyn: Chyba nigdy nie postrzegaliśmy siebie jako stricte power metalowej formacji, a zdaje się, że "Melanże" są tak klasyfikowane? (czy ja wiem, jak już to bliżej im chyba do speed metalu… - przyp. red.) Każdy numer miał dla nas ogromne znaczenie i byliśmy go w stu procentach pewni, więc kolejność utworów na krążku nie była już taka
Foto:MieczWikinga
istotna.
Część z utworów z
"Gron Gniewu " była znana przede wszystkim z raczkującego wtedy internetu, do którego wrzuciliście 4 nagrania demo, które składały się na repertuar pierwszego Waszego wydawnictwa, "Heavy Metal" ... Dariusz Łucyszyn: Faktycznie działo się sporo w show-biznesie wtedy. My z głowami w chmurach i to w latach 80., a tu ktoś wymaga od nas strony w necie, aktualizacji, wektorowego logo itd. Gdyby nie serdeczni znajomi nam tego nie ogarnęli... Chcieliśmy tylko grać, grać i grać, a reszta tego była poza nami. Z jednej strony rozumieliśmy to całe zwiększanie zasięgów, promocję, ale z drugiej chyba nigdy nie było nam to do szczęścia potrzebne. W 2003r. myśleliśmy, że Internet to miejsce gdzie laski zostają na noc żeby nie dojeżdżać codziennie do szkoły. (śmiech) Urządzają "pidżama party" i... Dopiero wchodziliśmy w świat Internetu i to chyba z lekkim przymusem. Nie mieliśmy kontaktów, wiedzy, gdzie, co i jak, choć marzenia o wydawaniu płyty nakręcały. To faktycznie dziwne czasy bo oprócz tego, że kapela musiała dobrze grać, mieć to coś, to jeszcze zaczęto wymagać znajomości Internetu. (śmiech)
Album zamyka rewelacyjna "Husaria Lepszego Stworzenia " , czyli numer, który bez krzty zadęcia i wycierania sobie mordy patriotyczną symboliką, opowiada o pogromie Szwedów przez Polską jazdę konną. Zresztą, te 17 lat temu metalowe kawałki z Husarią w tle były na porządku dziennym, wystarczy wspomnieć chociażby "Metalową Husaryę " Sorcerera. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach, gdzie patriotyzm to nieco drażliwy temat, zwłaszcza w metalu, nie byłoby już tak łatwo. Jak myślisz, po czyjej stronie leży wina? Winni są nasi obecni patrioci w kominiarkach i z racami w rękach, czy może zespoły pokroju Sabaton, które takie tematy podały w uproszczonej, nieco mainstreamowej formie? Robert Skaza: Taki to już czas. Mamy jakieś grupki pseudo-patriotów w kominiarkach, a z drugiej strony ekipę, która tylko czeka by zrobić z ich wybryków aferę na cały świat. Poza tym, jeśli ktoś (zespół, polityk) co chwilę odwołuje się do patriotyzmu w sposób nas drażniący, krzykliwy, "jarmarczny", to nie znaczy, że powinniśmy przenosić niechęć do polskości ikultywowania tożsamości narodowej jako takiej. A niestety obserwuję takie reakcje wśród wydawałoby się rozumnych ludzi. To smutne i niepokojące. Ludziska ogólnie nie potrafią na dłuższą metę wypośrodkować i wciąż odbijają się od bandy do bandy, a przecież żadna skrajność nie jest dobra, tego uczy nas historia. Dariusz Łucyszyn: Każdy z nas kocha i szanuje historię naszej ojczyzny. Numery o takiej tematyce są też wśród kanonu muzyki metalowej. Może bez przesadnego zadęcia, ale mieliśmy potrzebę zaznaczenia swojego oddania dla sprawy, pokazania, że jesteśmy świadomi i dumni z naszej historii. Oczywiście cieszymy się, że Sabaton podłapał temat, a tak naprawdę to bardzo miłe, że ktoś jeszcze w świecie zna nasze losy i chce o nich opowiadać z metalową nutą w tle. My dla odmiany uwielbiamy skandynawskich wojowników.
Powiedz mi, czy nie myśleliście żeby do reedycji dołączyć również wspomniane demo z 2003 roku? Jakiś czas temu odświeżyłem ten
materiał i wciąż brzmi rewelacyjnie! Robert Skaza: Początkowo był taki zamysł, ale potem doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu dublować materiału, który i tak znalazł się na "Gronach...". Dariusz Łucyszyn: Cóż, to pewnie miał być materiał dla nas, pierwsza sesja itd., ale jak każdy młody zespół chcieliśmy się podzielić naszą muzyką ze znajomymi oraz ludźmi, którzy przychodzili na koncerty. Nie było wielkiego ciśnienia bo na horyzoncie już pojawiał się pomysł na prawdziwą płytę.
Nie ma co ukrywać, że debiut, mam na myśli "Grona Gniewu " , został wydany w dość prostej, chałupniczej formie - CD-r z naklejoną etykietą oraz wkładką bez tekstów. Nie było szans w tamtych czasach żeby zaopiekowała się Wami jakaś sensowna wytwórnia? Robert Skaza: Małe sprostowanie, na "Gronach..." były teksty! Szanse pewnie były, ale mechanizm "podłączenia się" pod wytwórnię to grubsza sprawa. Wtedy nie działały wydawnictwa pasjonatów w rodzaju Ossuary Records, z którymi można się po ludzku dogadać. Poza tym chyba nie mieliśmy do tego głowy, chcieliśmy po prostu grać.
Tak czy inaczej, pierwsze wydanie albumu to coś na kształt rodzimego Świętego Graala wiem także, że sporo maniaków z zagranicy poluje na tę płytę. Czy tegoroczną reedycję traktujecie jako coś na kształt rekompensaty dla fanów, którzy wciąż pamiętają Miecz Wikinga? Założę się że wielu z nich odetchnęło z ulgą, mając w perspektywie możliwość zakupu oryginalnego, eleganckiego wydania i odpalenia tłoczonej płyty bez obawy o uszkodzenie nośnika (śmiech). Robert Skaza: To gratka nie tylko dla fanów, ale i dla nas. W końcu wydanie na sto procent, gdzie nic nie kuleje!
Jestem pewien że przy okazji reedycji, mieliście okazję posłuchać tego materiału raz jeszcze. Jakie mieliście odczucia, jakie były Wasze reakcje? Wiem że jesteście teraz na zupełnie innym etapie życia i zainteresowań muzycznych, ale czy po latach jesteście dumni z tego co wtedy razem stworzyliście? Robert Skaza: Myślę, że wszyscy z przyjemnością powróciliśmy do tych dźwięków. Maciej Łucyszyn: Musieliśmy trochę od tego odpocząć, nabrać dystansu. Z biegiem lat wykopany z czeluści domowego przybytku materiał cieszy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jesteśmy dumni z tego co wtedy i przy takich możliwościach udało się nam wspólnie uzyskać
Wiem, że po latach, odeszliście trochę od heavy metalowych brzmień. Jednak zastanawia mnie czy zdarza Wam się cały czas odpalić takie "The Number Of The Beast" , "Under Jolly Roger " czy "Oddech Wymarłych Światów "? Robert Skaza: Każdy musiałby wypowiedzieć się z osobna. Ja np. do Ironów nie wracam, ale Kaciora i Runningów czasem z przyjemnością odpalę. Dariusz Łucyszyn: Raczej nie. (śmiech) Współczesna scena metalowa bardziej mi odpowiada. Klasyka pozostaje klasyką i tego się trzymajmy.
Współczesna scena metalowa powiadasz… No dobra, to przyznaj się co tam w Twoich głośnikach gości ostatnio najczęściej?
Dariusz Łucyszyn: Alice in
Chains, Bleed From Within, Sylosis, Lamb Of God...
Foto:MieczWikinga
Tak swoją drogą, Wasi wierni kompani z tamtych lat, czyli Chainsaw, wciąż dzielnie niosą płomień. Trzymacie kontakt z Maxxem i spółką? Wspominacie stare czasy i " rzucanie bigosem po ścianach"? (śmiech) Robert Skaza: Mamy kontakt. Na pewno rzadszy niż kiedyś, ale jak tylko spotykamy się albo klikamy na czacie to wspomnienia z "grubych" imprez od razu wychodzą, nawet jeśli powinny na zawsze pozostać w czeluściach niepamięci (śmiech). Dariusz Łucyszyn: Jak Chainsaw gra jakąś sztukę to zazwyczaj odwiedzamy Bydgoszcz. Zawsze jest chwila na pośmianie się, wspominanie dawnych czasów. Na zawsze już pozostaną naszymi "starszymi" braćmi. Chyba gdzieś w gwiazdach było zapisane, że nasze drogi mają się przeciąć. Maxx i spółka to konkretni ludzie z pasją. Szkoda tylko, że nie poszliśmy w ich ślady w kwestii nagrywania płyt (śmiech). Historia Miecza i Chainsaw ma wspólny pierwiastek. Witek Olejniczak... czego bym tu nie napisał zawsze będzie za mało. Najlepszy menadżer pod słońcem.
Wiem że w większości gadamy tu o starych czasach, ale z tego co zdążyłem podejrzeć, to cały czas jesteście związani z muzyką. Co porabiacie? Gdzie gracie? Nie traktujcie mnie jak zatwardziałego metalowca, ale czy powinienem tego posłuchać? (śmiech) Marcin Łucyszyn: Ja obecnie działam w poprockowym projekcie Arthouse. Wcześniej po rozpadzie Miecza Wikinga i Harpii, wraz ze Smokiem funkcjonowaliśmy z powodzeniem w grunge'owym składzie Minnesota. Robert Skaza: Ja od czasu do czasu bawię się w homerecordingi w klimatach rockowych i metalowych - możesz sprawdzić takie projekty jak Razor Squad czy Molecular Acid.
No dobra,
"Grona Gniewu " są ponownie dostępne na rynku, fani ekscytują się jak za dawnych lat. Normalnie spytał bym się Was o kolejny etap tego działania, ale te aspekty już sobie wyjaśniliśmy. Nie pozostaje mi nic innego jak poprosić Ciebie o słowo do Waszych fanów, których jak się okazuje, wciąż macie naprawdę wielu! Dariusz Łucyszyn: Dzięki za rozmowę, pozdrowienia dla Wszystkich!