9 minute read
Lycanthro
from HMP 80 KKs Priest
by Michal Mazur
Advertisement
Znamię Wilkołaka
Kanadyjski wokalista i gitarzysta James Delbridge już od urodzenia w 1998r. garnął się do występowania przed publicznością. Zafascynowany metalem, wydał właśnie debiutancki longplay swojego zespołu Lycanthro "Mark Of The Beast". Zakręcił się w mediach społecznościowych i dzięki swej charyzmatycznej osobowości dynamicznie zdobywa kolejnych followersów. Oby więcej tak pozytywnych postaci reprezentowało najmłodsze pokolenie metalowców! Zapoznajcie się z jego pierwszymi krokami, zanim zostanie ikoną nowej dekady.
HMP: Cześć James. Co słychać u Ciebie? Czy dzwonisz teraz z Ottawy? Nie byłem tam nigdy, ale wyczytałem, że o ile Nowojorczycy kochają swój Central Park, o tyle stolica Kanady jest jego większą wersją. James Delbridge: (patrzy nieruchomo bez słowa przed dłuższą chwilę, po czym odpowiada) Nie wiem o czym mówisz. Kanadyjczycy zwykli żartować, że Ottawę pamięta się jako stolicę, której się zapomniało - nic się tutaj nie dzieje (śmiech). Sceny metalowe w Toronto i w Montreal są większe, ale ottawskie zespoły trzymają się razem, nawet te grające różne gatunki metalu.
Aczkolwiek podnoszący na duchu charakter power metalu motywuje Was, żeby jednak działać w tym kierunku? ric-video w jednym filmiku. Ale to, o którym wspomniałem, że nakręcimy w czerwcu, ma bardziej rozbudowaną fabułę. Robimy co w naszej mocy, żeby dotrzeć do odbiorców. Nie możemy występować na żywo, więc każdego tygodnia organizujemy live-stream-chats na Instagramie, w których biorą udział nie tylko wszyscy członkowie Lycanthro, ale też goście specjalni. Cieszę się, że mogę przy tej okazji spotykać własnych muzycznych idoli. Jak widzisz, mam teraz na sobie koszulkę Leather Leone z Chastain, która bardzo mnie inspiruje i którą ostatnio gościliśmy. Przy czym nie chcemy, żeby przybrało to formę wywiadów, lecz talk-show - w tym sensie, że zachowujemy się swobodniej a fani mogą dołączać i również nawiązywać z nami interakcję. W efekcie, poznajemy osobiście wielu przedstawicieli wyż-
szych szczebli metalowego łańcucha pokarmowego.
O tak. Power metal faktycznie brzmi pozytywnie. Chociaż myślę, że każdy rodzaj muzyki potrzebuje zróżnicowania i nie wszystkie kawałki mojego zespołu Lycanthro są pogodne, to jedank zależy nam, aby ludzie dobrze się czuli, kiedy nas słuchają.
A jak Ty się czujesz tydzień po wydaniu debiutanckiego LP Lycanthro "Mark Of The Wolf"? Szczerze, stresuje mnie to. Przed nami jeszcze mnóstwo pracy związanej z promocją. Staramy się szerzyć dobre słowo o Lycanthro w social mediach i w prasie. Planujemy też nasze pierwsze music-video. Nakręcimy je w czerwcu 2021.
Foto:Lycanthro
Na "Mark Of The Wolf" również pojawili się goście, np. profesjonalny chór kameralny w "Fallen Angels Prayer " . W wywiadzie dla portalu BreathingTheCore powiedziałeś jednak: "Osobą, którą chciałbym zaprosić do wykonania utworu Lycanthro bardziej niż kogokolwiek innego, jest Hansi Kursch z Blind Guardian " . Czy pokusiłbyś się o skomentowanie zakończenia jego współpracy z Jon ' em Schaffer ' em w ramach Demons & Wizards? Hansi absolutnie należy do moich najwspanialszych idoli. Za każdym razem, gdy ktoś pyta mnie: "kogo chciałbyś zaprosić do sesji nagraniowej Lycanthro?", odpowiadam: "Hansi!". Niesamowity wokalista. Spotkałem go na amerykańskim festiwalu w 2019 i mogę potwierdzić obiegową opinię, że jest on bardzo uprzejmy oraz przyjazny. To niesamowicie inspirujący muzyk, który pasowałby stylistycznie do Lycanthro. Dwukrotnie widziałem koncert Demons & Wizards w 2019r., tuż przed premierą ich najnowszego albumu. Te występy wypadły niesamowicie. Ów projekt zakończył się w momencie, gdy Jon Schaffer trafił do więzienia (śmiech). Nie wiem, czy takie wiadomości docierają do Polski?
Nie mieszkam w Polsce i nie śledzę polskich mass mediów, ale znajomi to widzieli. W każdym razie, sporo rozmawiamy o gościach, a jak sprawy się mają z regularnym line-up ' em Lycanthro? Od momentu rozpoczęcia działalności w 2016 roku, tylko Ty pozostałeś w składzie? Może to cliché, ale naprawdę chodzi o różnice muzyczne. Ottawa jest death metalowa. Mało kto gra tu power metal. Zdarzało się, że dobrzy instrumentaliści dołączali, przez pewien czas fajnie nam się współpracowało, ale wkrótce dochodzili do wniosku, że to nie jest do końca ich styl. W porządku, świat kręci się dalej. Różnice w osobowości, ego, odmienne opinie na rozmaite tematy - takie rzeczy też stawały nam na drodze. Potrzebowaliśmy czasu, żeby skompletować właściwy skład. Myślę, że nareszcie się to udało. Dobrze się dogadujemy i każdy z nas ma te same gusta muzyczne oraz cele odnośnie przyszłości Lycanthro.
Z obecnego składu tylko Ty grasz od początku do końca na całym "Mark Of The Wolf" , przy czym nowy gitarzysta Forest Dussault zaprezentował ponoć kilka solówek gitarowych. Forest jest naszym nowym gitarzystą prowadzącym. Nie byłem zadowolony z partii gitarowych jego poprzednika Dave'a, po prostu nie brzmiały dobrze. A Forrest gra świetnie jak Luca Turilli lub Jeff Loomis. Bardzo wszechstronny muzyk. Kiedy do nas dołączył, niemal kończyliśmy album, ale poprosiłem, żeby zaprezentował kilka solówek. Słyszymy go w pierwszych pięciu utworach: "Crucible", "Fallen Angels Prayer", "Mark Of The Wolf", "Enchantress" oraz "In Metal We Trust". Nie oznacza to jednak, że te numery stały się nagle neoklasycznie wirtuozerskie.
W "Into Oblivion " ,
"Ride The Dragon " oraz "Evangelion " już nie? Nie. Tam ja wymiatam po jednej solówce. Co ciekawe, nigdy wcześniej nie spotkałem się z Forrestem, ponieważ dopiero co przeprowadził się do Ottawy. Dołączył do Lycanthro po tym, jak wywarł na mnie ogromne wrażenie warsztatem technicznym (w podesłanych plikach video).
Cały album rozpoczyna się od Waszego koncertowego evergreenu "Crucible " . Absolutnie. Zawsze go gramy. Nie zdarzyło się, żebyśmy rozpoczęli występ od czegoś innego. Publiczność reaguje najgoręcej właśnie na "Crucible". Wydaje się, że to nasz najlepszy utwór. Od pierwszego dnia, w którym go skomponowałem, trwa ponad siedem minut. Z jakiegoś powodu ciężko pisze mi się krótkie kawałki - zdarza się, że nawet te zwarte wydłużają się nagle do siedmiu lub nawet ośmiu minut, kiedy je wykonujemy. Choć "Crucible" jest długie, brzmi na tyle interesująco, że nie widzę potrzeby, aby go skracać. Słuchacze już mi mówili, że nie nudzą się przy nim.
ny, nazywa się "Evangelion " . Przyznałeś w mediach, że włożyłeś w niego najwięcej "krwi, potu i łez " . Czy tylko dlatego, że jego ukończenie zajęło cały rok? Powiedziałem tak przynajmniej z dwóch powodów. Nie powstał za jednym podejściem, tylko złożyłem go z wielu części, a w międzyczasie zajmowałem się innymi numerami. Słyszałem w głowie całe "Evangelion", ale dopracowałem najpierw jeden motyw, odłożyłem, po miesiącu ułożyłem kolejny fragment itd. Myślałem o pojedynczych partiach oddzielnie, nie potrafiłem zająć się wszystkimi na raz. Stwierdziłem, że włożyłem w niego najwięcej "krwi, potu i łez", bo dokładnie tak było. Widzisz, nagrywałem we własnym domu sześć spośród ośmiu utworów zawartych na LP. Zaśpiewanie "Evangelion" okazało się wyjątkowo wymagające. Żaden producent nie udzielał mi feedbacku w trakcie, nie komentował mojego głosu. W tej sytuacji zaśpiewanie "Evangelion" dłużyło się jakby w nieskończoność i wiele kosztowało mnie emocjonalnie. Musiałem sam krytykować efekty i poprawiać własne niedoskonałości. W efekcie, włożyłem w "Evangelion" najwięcej wysiłku, ale jest to moim zdaniem nasz najlepiej zaśpiewany kawałek.
W jaki sposób udało Ci się osiągnąć tak dobre brzmienie we własnym domu? W domu tylko śpiewałem. Pozostałe instrumenty zarejestrowaliśmy w studiu, już dwa lata przed premierą. Czasami żartuję, że data wydania opóźniała się, bo prace przypominały Spinal Tap - wszystko, co mogło pójść źle, szło jeszcze gorzej. Inżynierowi dźwięku niespodziewanie urodziło się dziecko, więc porzucił cały projekt. Nie możemy go za to winić, tak bywa. Czekaliśmy, aż uporządkuje swoje sprawy prywatne i na spokojnie dokończy swoje zadanie. Zaproponowałem mu, żeby dał nam to, co ma, a ja dodam pozostałe wokale u siebie w domu (dwa numery zaśpiewałem w studiu, a reszty nie). Chciałem, żeby skoncentrował się na rodzinie, skoro rodzina była w tamtym okresie dla niego najważniejsza. Odnośnie jakości brzmienia głosu utrwalonego w warunkach domowych, należy pamiętać, że i tak po nagrywaniu wykonuje się mix oraz mastering. Tak się składa, że uczyłem się nagrywania muzyki w szkole, a za mix "Mark Of The Wolf" odpowiadał mój niesamowity profesor Jason Jaknunas (inźynier dźwięku z Ottawy). Mój przyjaciel Jack Kosto (gitarzysta Seven Spires i też świetny inżynier dźwięku) zadbał zaś o mastering. To dzięki nim efekt brzmi satysfakcjonująco.
Czy używałeś w domu przenośne panele akustyczne lub wyłożyłeś ściany pianką akustyczną? Nie. Odpowiem jak nerd. Używam w domu dwóch mikrofonów: kondensatora, wymagającego właściwej akustyki otoczenia (już go sprzedałem; łapał nawet odgłos przelatującej muchy) oraz mikrofonu dynamicznego (SM7B). Ten drugi nie jest szczególnie czuły wymaga przyłożenia ust bardzo blisko, żeby złapał dźwięk, a co za tym idzie gwarantuje dobrą jakość niezależnie od walorów akustycznych pomieszczenia. Osobiście preferuję mikrofony dynamiczne. Nie potrzebuję do nich audiofilowych rozwiązań.
Ale czy małe pokoje nie psują dźwięk poprzez echo? Najniższe słyszalne przez ludzi dźwięki rozchodzą się w postaci fal o długości 17 metrów (20 Hz), więc pokoje krótsze niż 8,5 metra mogą stwarzać ryzyko słyszalnego w nagraniu pogłosu. Co o tym myślisz? (rozgląda się uważnie) Mój pokój ma jakieś 6 lub 7 metrów długości i szerokości. Moim zdaniem, nie ma takiej potrzeby, żeby pomieszczenie nagraniowe spełniało jakieś normy wielkości. Audiofile oczekują wielu specyficznych parametrów, ale nie każdy jest audiofilem. Większość publiczności, a zwłaszcza metalowcy, zwraca baczniejszą uwagę na jakość miksu niż na walory akustyczne pomieszczenia nagraniowego. Mówią: "jep, dobra produkcja" i tyle. Nie odczuwam presji, żeby pokój był wielki, albo żeby używać paneli.
Wielu ludzi mówi i pisze, że "Mark Of The Wolf" fajnie wyszło. Nie tylko fani, ale również muzycy go rekomendują: Exciter, Liege Lord, Annihilator, Overkill... Yeah, pisemny feedback dostaliśmy od nich dawniej. Jak tylko powstało Lycanthro, od razu postanowiliśmy zadbać o wizerunek. Zdołaliśmy uzyskać przychylne opinie od najwspanialszych muzyków, których znaliśmy prywatnie. Exciter pochodzi z Ottawy. John Ricci dostał nasz starszy materiał z prośbą o wysłuchanie oraz zaopiniowanie na potrzeby press kitu, jeżeli mu się spodoba. Chętnie się zgodził. Poprzedni gitarzysta Lycanthro, Dave, zagadał na Facebooku do Joe Comeau (Liege Lord, Annihilator, Overkill) i również od niego dostaliśmy pozytywną odpowiedź. Prawdopodobnie wkrótce zbierzemy więcej takich cytatów. Dobrze wyglądają w naszym press kitcie.
Co z ich wiarygodnością? Oczywiście, to prawdziwe cytaty! Nie zmyślamy. Znam osobiście Johna Ricci'ego z Exciter. Pracuje w sklepie z gitarami 10 minut od mojego domu. Jak powiedziałem, Exciter pochodzi z Ottawy, więc znamy się. Joe Comeau napisał zaś do nas na Facebooku. Rozumiem jednak, skąd to pytanie.
A może chcielibyście wprowadzić inną sławną postać do świata Lycanthro, ale na stałe - chodzi mi o wilkołaka (bo Lycanthrope to grecki odpowiednik polskiego wilkołaka przyp. red.)? Już wprowadziliśmy (śmiech).
Foto:Lycanthro
Tak, na okładce, ale również na scenie. To zabawne. Zainspirowała nas postać Eddi'ego z Iron Maiden. Nasz przyjaciel wkracza podczas koncertów w wilczej masce, rękawicach oraz skórzanej kurtce i biega pomiędzy nami. To nasza prawdziwa zespołowa maskotka.
Cool. Zaplanowaliście występ 16 września w Ottawie z Powerglove, Immortal Guardian oraz Sinful Ways. Co to za impreza? Cóż, prawdopodobnie do tego nie dojdzie, bo lockdown. Podejrzewam, że koncertować będziemy dopiero w przyszłym roku. Chętnie zagramy, jeśli wspomniana przez Ciebie impreza wypali, ale nie wydaje mi się to realne. Frustrująca sprawa. Robiliśmy już kiedyś gig z Powerglove, oni są fantastyczni, więc super gdybyśmy mogli znów się zgadać. Możliwe, że na początku 2022r.
Nie graliście dotąd poza Kanadą? Jeszcze nie. Bardzo chcielibyśmy wybrać się do Europy oraz do Stanów Zjednoczonych. Nie nadeszła jeszcze odpowiednia ku temu okazja.
A gdyby pojawił się właściwy organizator, to czy wszyscy muzycy Lycanthro byliby gotowi do wyruszenia w odległą trasę? Mam taką nadzieję (śmiech). Basista Stew Everitt i perkusista Panos Andrikopoulos są w tym względzie doświadczeni. Gitarzysta Forest Dussault to świeżak - nie udzielał się nigdzie przed Lycanthro, ale chcemy go w składzie, bo brak doświadczenia nadrabia biegłością w grze na gitarze. Uczymy go bycia w zespole metalowym. Na co dzień wykonuje on najlepiej płatny zawód spośród nas, ale mamy nadzieję, że przystąpiłby do dłuższego tournee. W razie gdyby jednak ktoś z nas nie mógł, mamy na oku osobę, o której wiem, że wsparłaby nas na żywo.
Bardzo dziękuję za rozmowę. Twoje call-toaction na zakończenie? Sprawdźcie "Mark of The Wolf", zamówcie go, poszukajcie nas na Spotify, YouTube, Facebook, Instagram, Bandcamp. Dzięki za rozmowę.