17 minute read
Scald
from HMP 80 KKs Priest
by Michal Mazur
Ancient Doom Metal
Advertisement
Pal licho, zacznijmy od spoileru - tytuł tego wywiadu to robocza nazwa nowej płyty nad którą pracują Wikingowie z Jarosławia! Od ponad półtorej roku z obozu Scald co jakiś czas płyną same pozytywne informacje, dawkowane jak u Hitchcocka. Na początku bomba o reaktywacji, a potem napięcie tylko rosło. Dwa koncerty, wydanie EPki, reedycja kultowego "Will of the Gods…", a jak się okazuje to wciąż nie koniec. W związku ze wspomnianymi wydawnictwami dostąpiłem ogromnego zaszczytu przeprowadzenia rozmowy z Velingorem i Ottarem, czyli de facto trzonem rosyjskiej legendy epickiego doom metalu. Panie i Panowie - przed Wami Scald!
HMP: Myślę że dla formalności muszę zacząć od pytania na które pewnie odpowiadacie teraz regularnie - jak doszło do reaktywacji Scald? Ta wiadomość wstrząsnęła metalowym światem, który prawdopodobnie absolutnie nie miał nadziei zobaczyć Was na żywo, a już tym bardziej usłyszeć w nowym repertuarze! Velingor: Jeszcze niedawno my (członkowie Scald) nie wyobrażaliśmy sobie nawet, że reaktywacja zespołu będzie możliwa. Wierzyliśmy, że historia Scald dobiegła końca. Niektórzy z
nas oczywiście o tym myśleli, ale nigdy nie rozmawialiśmy o tym na poważnie. Wszyscy byliśmy zajęci czym innym; niektórzy z nas grali w innych zespołach, podczas gdy inni przez długi czas nie grali nigdzie. Czasami nasze muzyczne ścieżki się krzyżowały - Ottar i ja przez kilka lat graliśmy razem w Tumulus (progressive folk metal z Jarosławia), a Harald czasami pomagał nam jako inżynier dźwięku podczas koncertów lub kiedy pracowaliśmy w studio. Nasza trójka (Velingor, Ottar, Harald) nagrała również album "Vakor", pod nazwą Intothecrypt (pagan shaman metal). Z tego co wiem, Karry czasami nagrywał partie gitarowe dla niektórych rosyjskich zespołów i brał udział w lokalnych koncertach metalowych. Pomysł zjednoczenia Scald należy do Tatiany Krylovej (która jest obecnie menadżerem zespołu). Wierzyła, że można to zrobić z nowym wokalistą i że to się uda ze względu na kultowy status, jaki album "Will of the Gods is Great Power" zyskał przez lata. Tak więc pod koniec 2018 roku odbyło się spotkanie zespołu, na którym wszyscy zgodziliśmy się, że powinniśmy spróbować to zrobić. Zrobiliśmy też kilka zdjęć całej naszej czwórki i zamieściliśmy je na Facebooku wraz z małym konkursem dla naszych fanów - mieli zadawać Scaldowi dowolne pytania, a autor najlepszego z nich miał
otrzymać podpisany egzemplarz albumu. Fani byli podekscytowani, ale wpływ tego postu na Facebooku okazał się znacznie większy niż się spodziewaliśmy - dosłownie tego samego dnia skontaktował się z nami promotor festiwalu Hammer of Doom (Niemcy) Oliver Weinsheimer i zaprosił zespół do zagrania na festiwalu w 2019 roku. To również Oliver zasugerował, abyśmy poprosili Felipe, aby był naszym głosem na koncercie. Natychmiast skontaktowałem się z Felipe (znaliśmy się od kilku lat, ale tylko przez kontakt e-mailowy), a on z chęcią przyjął ofertę, ponieważ był długoletnim fanem Scald, a Agyl miał duży wpływ na jego sposób śpiewania. Tak więc zaraz po tym zaczęliśmy próby, aby przypomnieć sobie utwory, których nie graliśmy na żywo od ponad 20 lat. Felipe zdołał wziąć udział w dwóch z nich podczas swojej wrześniowej wizyty w Jarosławiu, a dzięki Oliverowi mieliśmy jeszcze jedną próbę tuż przed występem na Hammer of Doom. W tym czasie wszyscy zgodziliśmy się, że powinniśmy kontynuować współpracę z Felipe i że powrót Scald nie poprzestanie na zagraniu tylko jednego koncertu. Na potwierdzenie tego skomponowaliśmy i wykonaliśmy nowy utwór, zatytułowany "There Flies Our Wail!" (który został wydany jako EP przez High Roller Records w 2021 roku, sprawdźcie go!). Występ na Hammer of Doom był niesamowity - spotkaliśmy się z fantastyczną reakcją publiczności i dziesiątkami fanów, którzy przyjechali do Niemiec z całego świata, żeby zobaczyć Scald. Myślę, że to był moment, w którym dotarło do nas ostatecznie - tak, rzeczywiście wskrzesiliśmy zespół! Mieliśmy zagrać ten sam set na festiwalu Up the Hammers w Grecji, ale właśnie wtedy rozpętało się piekło koronawirusa. Udało nam się jednak zagrać mini-gig w Atenach, na który mogli przybyć najbardziej oddani fani, więc ogólnie rzecz biorąc to była niezła przygoda! Niedługo potem skontaktowało się z nami High Roller Records, które wydało już wspomnianą wyżej EP-kę "There Flies Our Wail!", a wkrótce wyda nową reedycję "Will of the Gods is Great Power" (została wydana 16 lipca br., niedługo po przeprowadzeniu wywiadu - przyp. red.). Jeśli chodzi o zespół, to otrzymaliśmy niesamowitą reakcję na nowy utwór od naszych fanów na całym świecie, a teraz pracujemy nad pełnowymiarowym albumem.
Foto:Scald
Czujecie już pewną stabilność w zespole? Patrząc na wiele reunionów, niestety często kończą się one na szeregu reedycji, kilku koncertach i ewentualnie wypuszczeniu singla/ EPki, po czym następuje kolejne zawieszenie (dosyć wspomnieć o głośnych powrotach Heavy Load czy Sortilege). Velingor: To jest dokładnie to, co czujemy stabilność! Rozumiemy się naprawdę dobrze i dzięki obecnej technologii możemy pracować z Felipe online (ponieważ mieszka on w Szwecji). Mieliśmy również zaplanowane występy w Rosji i Europie Wschodniej w 2020 roku, ale Covid-19 zepsuł wszystkim plany. Miejmy nadzieję, że to się wkrótce skończy! Ottar: Powiedziałbym, że tak naprawdę nigdy się nie rozeszliśmy - w każdym razie nie w typowym tego słowa znaczeniu. Velingor i ja graliśmy razem w Tumulus przez wiele lat, Karry i Harald byli zajęci swoimi własnymi projektami, ale zawsze pozostawaliśmy z nimi w kontakcie. A w 2018 roku Velingor, Harald i ja nagraliśmy razem album Intothecrypt. Więc kiedy w końcu dotarliśmy na naszą pierwszą (po tylu latach) próbę jako Scald w 2019 roku, poczuliśmy się tak, jakbyśmy rozstali się zaledwie tydzień lub dwa temu.
Muszę przyznać że singiel "They Flies Our Weil" robi naprawdę świetne wrażenie. Myślicie że to coś, co mogłoby powstać jako naturalny następca "Will of Gods Is a Great Power " w latach 90.? Velingor: Dziękuję za uznanie! I tak, wierzę, że coś takiego mogło powstać jeszcze w latach 90-tych - obaj gitarzyści Scald zawsze byli świetnymi melodystami, a Agyl miał potężny i emocjonalny wokal. Więc można sobie łatwo wyobrazić, że taki utwór mógł powstać w tamtych czasach. Ottar: Dziękujemy za wysoką opinię o utwo-
rze, jest nam naprawdę miło to słyszeć. Trudno jest udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ wtedy wszystko działo się tak nagle - musieliśmy przerwać pracę nad nowym materiałem zanim w ogóle mogliśmy ją właściwie rozpocząć. Również pod koniec lat 90-tych scena doom metalowa zaczęła się zmieniać, pojawiło się wiele nowych gatunków, które miały swój wpływ na już istniejące zespoły... Już wtedy chcieliśmy nieco zmienić nasze brzmienie, ale te plany nigdy nie zostały wprowadzone w życie, z oczywistego powodu.
Wspomnieliście o pracach nad albumem więc "They Flies… " to zapowiedź czegoś większego? Czy możecie już ujawnić jakieś szczegóły dotyczące Waszych dalszych planów wydawniczych? Velingor: Pracujemy nad nowym albumem już od prawie półtora roku. Chcielibyśmy, żeby wszystko szło szybciej, ale są pewne okoliczności, na które nie mamy wpływu (jak pandemia i zamknięte granice). Poza tym, nigdy nie lubiliśmy komponować utworu za utworem tylko po to, by wydać nowy album tak szybko, jak to możliwe. Naszym celem jest tworzenie materiału wysokiej jakości, a to zawsze wymaga czasu. Na razie możemy mieć tylko nadzieję, że przyszły pełnowymiarowy album Scald pod roboczym tytułem "Ancient Doom Metal" nie zawiedzie naszych fanów i pomoże nam zdobyć nowych!
Śledząc kolejne wydania "Will of Gods… " doliczyłem się łącznie osiem wersji okładek. Szczególną uwagę przykuwa ostatnia, autorstwa Andreya Andreeva, która koresponduje z grafiką zdobiącą singiel (również jego autorstwa). Czy planujecie stałą współpracę? Velingor: Masz rację, wiele reedycji "Will of the Gods..." ma swoje własne, unikalne okładki. Wierzymy, że w ten sposób jest to o wiele bardziej interesujące i ekscytujące, zarówno dla fanów, jak i dla nas samych. Pierwsze wydanie na kasetach, wyprodukowane przez MetalAgen w 1997 roku, miało okładkę, której wytwórnia użyła bez naszej zgody. Uważaliśmy (i nadal uważamy!), że była okropna i nie miała żadnego związku z muzyką, którą gramy. Na wewnętrznej stronie okładki również znalazło się kilka błędów, co doprowadziło do wieloletniego zamieszania co do nazwy albumu itp. Dlatego też od tamtego czasu jesteśmy bardzo ostrożni i skrupulatni jeśli chodzi o szatę graficzną albumów. Zawsze prosimy wytwórnie o pokazanie nam wszystkiego przed wysłaniem do druku. W niektórych przypadkach Ottar lub ja (obaj mamy pewne umiejętności w tej dziedzinie) musieliśmy poprawiać lub po prostu przerabiać pewne rzeczy. Jeśli chodzi o Andreya Andreeva, to po
Foto:Scald
raz pierwszy rozpoczęliśmy z nim współpracę, kiedy nasz album "Vakor" Intothecrypt był już gotowy. Artysta stworzył genialną okładkę do tego albumu, doskonale odzwierciedlającą muzykę i koncept, który za nią stoi. Więc kiedy "Will of the Gods..." Scalda miał być ponownie wydany przez Hammerheart Records, zdecydowaliśmy się poprosić Andreya o stworzenie kolejnej okładki. Wszyscy (wytwórnia, fani, członkowie zespołu) byli zachwyceni kiedy to zobaczyli, więc od tego momentu postanowiliśmy zawsze pracować z Andreyem Andreevem, którego styl jest idealny dla Scald - zarówno oryginalny jak i imponujący. Ottar: Tak, uwielbialiśmy pracować z Andreyem. Najważniejsze jest to, że obrazy, które on tworzy są pełne tych samych idei i emocji, co nasza muzyka.
Wróćmy teraz do trudnych wspomnień z 1997 roku. Jak wyglądała sytuacja w obozie Scald gdy dowiedzieliście się o tragicznej śmierci Agyla? Gdy emocje opadły, debatowaliście nad dalszymi losami zespołu czy po prostu wszystko umarło śmiercią naturalną? Velingor: To był ogromny szok - zaledwie dzień przed śmiercią Agyla mieliśmy kolejną próbę, jak zwykle... Wolałbym nie mówić tutaj o naszych osobistych odczuciach - straciliśmy nie tylko wokalistę, ale wspaniałego przyjaciela i lidera zespołu. Dla Haralda była to tym większa strata, że Agyl był jego kuzynem i wzorem do naśladowania od czasów, gdy obaj byli małymi dziećmi.Odbyła się krótka dyskusja na temat przyszłości zespołu, ale w tamtym czasie nie znaliśmy żadnej osoby, która mogłaby zająć miejsce Agyla, więc bardzo szybko zdecydowaliśmy, że Scald się skończył. Niedługo potem założyliśmy nowy zespół, Tumulus, z wokalistą zupełnie innym niż Agyl, i zaczęliśmy grać progresywny folk metal, styl, który nie miał wiele wspólnego z epickim doomem Scalda. Oczywiście nie wszyscy byli tym zainteresowani i dość szybko się rozstaliśmy - tylko Ottar i ja graliśmy w Tumulus przez kilka lat. Ottar: Tego samego dnia wszyscy zdaliśmy sobie sprawę, że Scald jest skończony. Pozostało tylko potwierdzić to na spotkaniu... I nigdy nie zakwestionowaliśmy tej decyzji w następnych latach. tragiczny wypadek Maxima? Pozostały jakieś niepublikowane materiały lub niewykorzystane pomysły z tamtego okresu? Velingor: Jasne, pracowaliśmy nad nowym albumem i mieliśmy już skomponowane trzy utwory, które nazywały się "The Flame", "Ravens" i "Master of Tundra". Istnieją ich nagrania na żywo, które zostały użyte kilka razy jako bonusowe utwory na różnych reedycjach "Will of the Gods is Great Power". Być może pewnego dnia nagramy je z Felipe w profesjonalnym studiu i wydamy je prawidłowo, ale na razie mamy inne plany. Jesteśmy pełni zupełnie nowych pomysłów na nadchodzący album. Przed śmiercią Agyla było też kilka pomysłów na dwa kolejne utwory, część z nich została wykorzystana przez Tumulus. Co do planowania trasy koncertowej - nie, wtedy nie mogliśmy nawet marzyć o trasie. W Rosji w tamtych czasach tylko dużo większe zespoły mogły sobie pozwolić na trasę (na przykład Aria albo Mental Home). Jedyne, na co mogliśmy liczyć, to zagranie kilku koncertów, może udział w festiwalach w Rosji. A granie poza granicami naszego kraju było po prostu poza naszymi marzeniami. Ottar: Po prostu graliśmy to, co lubiliśmy. Jasne, że chcieliśmy stać się sławni, być znani na całym świecie itd., ale wszystko było wtedy zupełnie inne... Dla większości rosyjskich zespołów metalowych były to tylko marzenia, które nie mogły się spełnić.
Wbrew temu co działo się w mainstreamie, epic doom metalowa scena w latach 90. miała się całkiem dobrze. Obok Was, światu objawiły się w tym dziesięcioleciu choćby takie nazwy jak Solstice, DoomSword, Forsaken czy Solitude Aeturnus. Ale w Rosji sytuacja wyglądała nieco inaczej, byliście tam właściwie jedynymi reprezentantami tego gatunku. Mieliście wówczas tego świadomość? Czuliście się częścią większej, światowej sceny? Velingor: Cóż, chcieliśmy aby Scald był na tym samym poziomie co zespoły, które wymieniłeś. Wysyłałem listy (nie mailowe, ale tradycyjne) do Johna Pereza (Solitude Aeturnus) i Richa Walkera (Solstice), wysłałem im nawet nasze demo "North Winds" i otrzymałem pozytywne reakcje od nich obu (a Rich Walker wysłał mi nawet w prezencie koszulkę Solstice "Lamentations"). Nadal jesteśmy im za to bardzo wdzięczni. W tych trudnych i niepewnych czasach dla zespołu takiego jak Scald
było to wielkie wsparcie i inspiracja. Ale nie wydaje mi się, żebyśmy naprawdę mogli czuć się częścią światowej sceny. Po prostu graliśmy doom metal z czystymi wokalami, ponieważ sami to kochaliśmy. Nigdy nie dążyliśmy do tego, aby stać się częścią jakiegoś głównego nurtu. Staraliśmy się stworzyć coś oryginalnego, inspirowaliśmy się Bathory z okresu "Asatru", Candlemass, wczesnym Manowar, Solitude Aeturnus i Solstice... Jeśli chodzi o doom metal w Rosji - cóż, był on dość popularny w latach 90-tych, ale był to głównie death/doom metal, z growlowanymi wokalami. Wielu ludzi po prostu nie rozumiało jak czysty, mocny wokal Agyla może być połączony z doom metalem, byli przekonani, że lepiej grać coś w stylu tradycyjnego heavy metalu. Tak więc pod tym względem Scald był naprawdę
wyjątkowy i nie zawsze rozumiany, i chyba dlatego nie byliśmy tak popularni w latach 90tych. Oczywiście mieliśmy kilku oddanych fanów (wielu z nich wciąż jest z nami, za co mamy dla nich wielki szacunek!), którzy stali się bardziej liczni pod koniec lat 90-tych, ale wciąż nie można tego nawet porównać do poziomu uznania, jakim zespół cieszy się teraz. Ottar: W tamtych czasach nie mogliśmy nawet marzyć o byciu częścią światowej sceny, czy graniu na tej samej scenie z zespołami, które podziwialiśmy. Wszystko co mogliśmy robić to komponować i grać utwory, które sami uważaliśmy za inspirujące, nie mając nawet nadziei, że pewnego dnia te piosenki wpłyną na innych młodych muzyków. Inspiracje o których mówicie najczęściej to Manowar, Candlemass i Bathory. Kto jeszcze inspirował Was wówczas? Gdybyście mieli wskazać kilka (dajmy na to pięć) płyt, które najsilniej wpłynęły na twórczość Scald w latach 90., które by to były? Velingor: Powiedziałbym, że są to: Manowar "Into Glory Ride", Bathory "Hammerheart", Candlemass "Tales of Creation", Solitude Aeturnus "Into the Depths of Sorrow" (oraz "Beyond the Crimson Horizon" w takim samym stopniu), Solstice "Lamentations". Ottar: Ważne jest, aby zrozumieć, że każdy członek zespołu był pod wpływem innych ze-
Czy jesteście na bieżąco ze współczesnym tradycyjnym doom metalem? Macie swoich ulubieńców (oprócz oczywistych nazw związanych z osobą Felipe, czyli Procession i Capilla Ardiente)? Pytam, bo choć moja ojczyzna nie może poszczycić się w tym temacie wieloma nazwami, to funkcjonują u nas bardzo mocne Monasterium i Evangelist (które nagrało nawet split z Capillą). Słyszeliście o nich? Velingor: Znam Monasterium i lubię niektóre z ich utworów. Niektórzy z nas śledzą współczesną scenę doom metalową, a niektórzy nie - po prostu nie mamy na to czasu. I cała nasza czwórka zawsze miała bardzo różne preferencje muzyczne - co nigdy nie było proble-
Foto:Scald
społów i albumów. Dla mnie były to: Paradise Lost - "Gothic", Voivod z lat '86-'93, King Diamond - "Fatal Portrait" i "Abigail", Bathory - "Hammerheart", Celtic Frost - "Into The Pandemonium".
Czy przez minione lata coś się zmieniło? Czerpiecie z innych źródeł czy powyższą listę pozostawilibyście bez zmian? Velingor: Cóż, może niektórzy z nas mają nowe źródła inspiracji, ale lista jest mniej więcej taka sama. Wszyscy tworzyliśmy jako muzycy w latach 90-tych i to się nie zmieni. Ottar: Niektóre rzeczy się zmieniły, tak. I wszyscy słuchamy różnych rodzajów muzyki nasze gusta nie są wcale takie same.
Chciałbym poruszyć jeszcze starszy temat, dotyczący składu pierwszego wcielenia Scald - czyli Ross. Gdy w 1992 część składu przeszło nawrócenie na chrześcijaństwo, panowie odmówili grania muzyki, która nie wychwala Chrystusa. Czy z perspektywy czasu sądzicie że faktycznie mogłoby to kolidować z przekazem zespołu? Opisywanie motywów pogańskich nie oznacza przecież automatycznej wrogości wobec chrześcijaństwa. Velingor: Teraz może nam się tak wydawać, ale wtedy było zupełnie inaczej. Wszelkiego rodzaju kulty chrześcijańskie (większość z nich została później zakazana) były w Rosji ogromne - wielu ludzi próbowało znaleźć coś, w co mogliby wierzyć po upadku ZSRR i po tym, jak ideologia komunistyczna przestała obowiązywać. Niektórzy dali się naprawdę ponieść do tego stopnia, że ich wierzenia stały się dość radykalne. Tak właśnie było z chłopakami z Rossa - dla nich wchodziły w grę albo teksty chwalące Chrystusa, albo żadne. Nie byli otwarci na kompromis, więc nie mogli zostać w zespole. Ottar: To jest raczej osobista sprawa, o której nie sądzę, że powinniśmy szczegółowo dyskutować.
Tematyka Waszych tekstów jest zasadniczo dobrze znana, jednak chciałbym się dowiedzieć czy motywuje Was jakaś konkretna misja. Czy za lirykami i wizerunkiem Scald stoi przekaz który chcecie nieść światu, czy chodzi o rodzaj eskapizmu i opowiedzenia pewnych historii? A może to po prostu wdzięczny temat który zwyczajnie Was ciekawi i pasuje do muzyki zespołu? Velingor: Dokładnie - to po prostu ciekawy temat, który uważamy za fascynujący i pasujący do naszej muzyki. Nigdy nie próbowaliśmy (i nie zamierzamy) używać naszej muzyki i tekstów do jakiegokolwiek rodzaju propagandy. Po prostu lubimy komponować piosenki o północnej naturze, skandynawskiej mitologii, bogach, rytuałach itd., ale nie próbujemy promować pogaństwa czy czegoś w tym stylu.
Co więc było pierwsze w koncepcie zespołu? Sposób w jaki chcecie grać, czy otoczka i tematyka, do której dopasowaliście swoje brzmienie? Velingor: Trudno powiedzieć co było pierwsze, ponieważ muzyka i teksty zawsze były ze sobą głęboko połączone. Dobrze pamiętam jak Agyl tłumaczył nam każdą ideę kryjącą się za tekstami, aby nasza muzyka odzwierciedlała je w najlepszy możliwy sposób. Ottar: Zazwyczaj najpierw jest inspiracja muzyczna, która potem rozrasta się i tworzy pewne obrazy. A później te obrazy są odzwierciedlane w tekstach.
Nie piszecie tekstów anglojęzycznych od początku istnienia. Nagrania Ross były śpiewane po rosyjsku. Nie myśleliście by dalej pójść tym tropem? Nie sądzicie że pieśni w ojczystym języku dodawałyby jeszcze więcej " prawdziwości" Waszym antycznym hymnom? Jak to było, że podjęliście decyzję o tworzeniu tekstów po angielsku? Velingor: Już za czasów Ross Agyl wpadł na pomysł, żeby przestać pisać po rosyjsku. A kiedy powstał Scald, wszyscy zgodziliśmy się, że wszystkie teksty powinny być po angielsku. Naprawdę chcieliśmy być bliżej międzynarodowej sceny metalowej, zagranicznych zespołów metalowych, a żeby to osiągnąć, trzeba było śpiewać po angielsku. Masz rację co do tego, że śpiewanie w ojczystym języku może pomóc w osiągnięciu "prawdziwości", a w ciągu ostatnich dwóch dekad używanie własnego języka w tekstach stało się bardziej popularne. Ale jeszcze w latach 90-tych w ogóle tak nie było. A wszystkie młode zespoły z byłego ZSRR, które miały ambicję osiągnąć cokolwiek i zdobyć światową sławę, miały swoje teksty po angielsku. Scald nie był wyjątkiem. A teraz, po ponownym zjednoczeniu, jesteśmy o wiele bardziej znani w Europie, USA itd. niż w Rosji czy krajach byłego ZSRR... Więc nadal będziemy pisać nasze teksty po angielsku, aby być pewnym, że większość naszych fanów może je zrozumieć. Czy kiedykolwiek wykonamy piosenkę lub dwie po rosyjsku? Nie mogę
w tej chwili powiedzieć nic konkretnego, ale na pewno nie mamy teraz takich planów. Jednak Felipe wspomniał kilka razy, że byłby to dla niego ciekawy eksperyment, więc kto wie!
Chciałbym jeszcze wrócić do tematu reaktywacji i koncertu na Hammer of Doom (w listopadzie 2019). Mieliście trochę szczęścia w nieszczęściu - właściwie chwilę po festiwalu rozpętało się pandemiczne piekło związane z lockdownem i coraz bardziej poszerzanymi zakazami organizowania imprez masowych. Opowiedzcie trochę o wspomnieniach z tamtego wyjazdu. Velingor: Cóż, o Hammer of Doom mówiłem już przy okazji odpowiedzi na pierwsze pytanie. I masz rację - mieliśmy niesamowitego farta z tym występem. Miesiące przygotowań, wiele wysiłku zarówno z naszej strony, jak i ekipy festiwalowej, weszło w to mnóstwo finansów... Nie chcę nawet myśleć, co by było, gdyby pandemia wybuchła wcześniej i doprowadziła do odwołania Hammer of Doom 2019. Ale na szczęście tak się nie stało.
Planujecie trasę gdy sytuacja się uspokoi? Velingor: Cóż, planowanie to zbyt mocne słowo - nikt już tak naprawdę nie jest w stanie niczego zaplanować. Sytuacja wciąż jest bardzo niestabilna, europejskie granice wciąż są zamknięte dla podróżnych z Rosji, a wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej, a nie lepiej. Większość międzynarodowych festiwali została w tym roku ponownie odwołana, a tylko niektóre z nich odbywają się z udziałem lokalnych zespołów... Dlatego też zdecydowaliśmy się poświęcić cały nasz czas i wysiłek na stworzenie nowego albumu. Ale na pewno chcielibyśmy zrobić małą trasę koncertową lub wziąć udział w większej ilości festiwali. Wiemy, że w waszym kraju jest wielu fanów Scald - spotkaliśmy ich mnóstwo w Niemczech i Grecji i wszyscy chcieli, żebyśmy przyjechali i zagrali w Polsce. Mamy nadzieję, że pewnego dnia to się stanie! Miejmy nadzieję, że kryzys się skończy i fani z całego świata będą mogli znów zobaczyć Scald na żywo!
Foto:StefankovaMargarita
To już wszystko ode mnie. Wielkie dzięki za rozmowę! Velingor: Dziękujemy za wasze ciekawe i dające do myślenia pytania!