13 minute read

Saratan

Next Article
Judas Priest

Judas Priest

Odkrywanie nowych terytoriów

Saratan każdą kolejną płytą potwierdza, że orientalny metal to stylistyka dla tego zespołu wymarzona. Piąty album krakowskiej grupy "Nabatea" to, kolejny w jej dorobku, klasyczny concept album, płyta wielowymiarowa i urzekająca rozmachem artystycznej swobody. O kulisach jej powstania opowiadają Jarosław Niemiec i Małgorzata "Maggie" Gwóźdź.

Advertisement

HMP: Wyobraźmy sobie sytuację, że komuś spodobał się wasz pierwszy album "The Cult Of Vermin " , po czym na kilkanaście lat stracił kontakt z Saratan, jakimś cudem nie słyszał kolejnych płyt. Odpala "Nabatea " i jaka jest jego reakcja? Rozczarowanie czy pozytywne zaskoczenie? Jarosław Niemiec: Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Pewnie części osób spodoba się rozwój i odkrywanie nowych muzycznych terytoriów. Na pewno znajda się też tacy, dla których zmiany w naszej muzyce zaszły za daleko. Naszą pierwszą płytę od "Nabatea" dzieli kilkanaście lat i w tym czasie miało prawo wiele się wydarzyć. Jesteśmy innymi muzykami, ludźmi, niż kiedy wydawaliśmy nasz debiut. Niemniej jednak sądzę, że ten kierunek orientalny w naszej muzyce zawsze był i można było się tego spodziewać, że w miarę zbierania doświadczenia i rozwijania się muzycznie, będziemy podążać w tym kierunku. Zresztą jest wiele zespołów diametralnie zmieniających swoją stylistykę na przestrzeni lat. Nie sądzę, żeby to mogło kogoś dziś dziwić. Małgorzata "Maggie" Gwóźdź: Z perspektywy babki dołączającej do zespołu w zaawansowanym okresie jego rozwoju - tak, to może dziwić, ma nawet prawo szokować. Już moje dołączenie uznawałam za zbyt kontrowersyjną decyzję chłopaków. Pewnie nie każdy z odbiorców był wtedy "zadowolony". Niemniej to zażarło, szczególnie za granicą, gdzie kupiono nas w pełni z nową wizją, odważnym krokiem dalej i przemyślanym planem na przyszłość. Każdy kolejny album pokazuje konsekwencję w obranym kierunku. Również każdy kolejny projekt jest coraz bardziej zaawansowany muzycznie, wchodzi level wyżej w trudności kompozycji, instrumentarium i zaawansowanej realizacji. Wymagający i stroniący od bylejakości słuchacz będzie zadowolony. O to przecież chodzi.

Obecne wcielenie Saratan może nie fascynować zwolenników mocniejszych czy ekstremalnych odmian metalu. Jednak z drugiej strony macie szansę przyciągnąć takich słuchaczy, dla których graliście kiedyś za ostro, zbyt jednowymiarowo, a obecne połączenie metalu i muzyki etnicznej czy orientalnej w waszym wydaniu jest dla nich interesujące? Małgorzata "Maggie" Gwóźdź: Jest unikalne. I intrygujące. Target wciąż pulsuje, od totalnego negatywu po fascynację. Obserwujemy ruch nowego materiału po świecie i fakty cieszą. Wyszliśmy już dawno daleko poza własne, rodzime podwórko. Osobiście bardzo cieszę się z każdego mocniejszego uderzenia w kompozycjach Jarka. "Nabatea" w tym względzie całkowicie mnie zaspokaja. Jarosław Niemiec: Ciężko byłoby w ten sposób kalkulować. Po prostu robiliśmy to co nam się muzycznie podobało. Uznaliśmy, że w naszej muzyce chcemy mieć więcej etnicznych instrumentów; następnie, że chcemy mieć bardziej zróżnicowane wokale, a na koniec, że chcemy skupić się na orientalnym klimacie. To była ciągła zmiana i w moim odczuciu naturalBardzo ważna wydaje mi się w tym kontekście również wasza własna satysfakcja, bo przecież nie gracie dla fanów, poklasku czy sławy - chcecie realizować się w stylistyce, która was kręci, a cała reszta, w tym zainteresowanie słuchaczy, to już tylko bardzo miły, ale jednak dodatek? Małgorzata "Maggie" Gwóźdź: Od lat podziwiam konsekwencję Jarka i patrzę z radością, jak jego odważne pomysły sprawdzają się i odnoszą sukces. Chyba nie miałabym tyle odwagi i zaparcia, co on, żeby cisnąć w kierunku, w którym ostatecznie poszliśmy. Prawdą jest jednak, że nie samym mainstreamem żyje twórca. Chyba jesteśmy już zbyt starzy i zbyt doświadczeni, żeby tylko komercyjny sukces i piski młodszego pokolenia pod sceną były celem samym w sobie. Z nami pogadasz raczej o czymś więcej.

Jeszcze nie tak dawno, bo w latach 80. i 90., niezależnie od rodzaju uprawianej sztuki, twórcy jako w sumie wartość nadrzędną stawiali intelektualne wzbogacanie jej odbiorców. Obecnie wygląda to zupełnie inaczej i zdecydowanie gorzej, ale Saratan wciąż jest jednym z zespołów, proponujących słuchaczom ambitną, wielowymiarową i nieoczywistą muzykę - wolicie tkwić w niszy niż iść na łatwiznę, na tak zwany lep komercji? Małgorzata "Maggie" Gwóźdź: Odbiorca wrażliwy, wymagający, świadomy, zdolny do zasłuchania i wysłyszenia kunsztu jest najlepszą nagrodą. Dla niego warto robić to na sto procent.

To wszystko zaczęło się przed nagraniem albumu "Martya Xwar " , na którym odważniej sięgnąłeś po tar. Co cię do tego skłoniło? Szukałeś nowych dróg rozwoju, tak jak kiedyś wielu innych muzyków, czułeś, że tradycyjne, metalowe instrumentarium zaczyna cię powoli ograniczać? Jarosław Niemiec: W 2006 roku pojechałem do Azerbejdżanu i tam kupiłem swój pierwszy

profesjonalny instrument etniczny - tar azerski. Wziąłem go nawet ze sobą na sesję naszej pierwszej płyty, ale nic wtedy nie nagrałem. Mieliśmy piętnastodniową sesję nagraniową i nie było czasu na eksperymenty. Na kolejną sesję, czyli podczas nagrywania "Antireligion", pierwszy raz wykorzystałem tar w naszej muzyce, konkretnie w zagrałem solową partię w otwierającym "Extinguishing the Hope" i zamykającym "Antireligion pt. 2". Od tego czasu rola instrumentów etnicznych w Saratan stale rosła, a apogeum tego było przy okazji "Dark Orient". Od początku istnienia zespołu chcieliśmy by oryginalności nadawał nam taki orientalny pierwiastek. Moje zainteresowanie muzyką tradycyjną Iranu, Azji centralnej, Kaukazu rozwijało się równolegle. W pewnym momencie te instrumenty stały się dla mnie tak samo ważne w naszej muzyce jak gitara, bas czy perkusja. To nie był gwałtowny proces i wyszło to bardzo naturalnie.

Z każdą kolejną płytą Saratan było tych etnicznych instrumentów coraz więcej: setar, kamancheh, cura, teraz doszły do nich santur, saz czy baglama. Nic nie może równać się z ich naturalnym brzmieniem, sample, które kiedyś przecież wykorzystywałeś, to zdecydowanie ubogi krewny prawdziwych instrumentów? Jarosław Niemiec: Dokładnie. Przy okazji "Martya Xwar" użyliśmy kilku bębnów etnicznych i wspomnianego wcześniej tara. Resztę instrumentów etnicznych zrobiłem używając wirtualnych instrumentów. Miałem mało instrumentów etnicznych i żeby płyta brzmiała różnorodnie, użycie VST wydawało się rozsądnym rozwiązaniem. Niemniej jednak czułem, że to jakiś półśrodek. Instrumenty te brzmiały sterylnie i nie miały tego klimatu, charakterystycznego dla muzyki tradycyjnej tych regionów. Nie oddychały. Instrumenty tradycyjne czasem nie stroją idealnie, czasem coś zabrzęczy, coś zastuka. Niektóre z nich są tak ciche, że podczas ich nagrywania słychać jak oddycham. Ale właśnie te niedoskonałości tworzą ich magię. Doszedłem do wniosku, że chcę iść dokładnie w stronę całkowitej naturalności. Od tego czasu używam tylko prawdziwych instrumentów i nie używam żadnych sampli. Tym bardziej, że w międzyczasie moja kolekcja instrumentów etnicznych znacznie się powiększyła. Mam ich teraz około 40.

Co ciekawe EP "Dark Orient" to z jednej strony wasz najbardziej etniczny i akustyczny materiał, ale też po części metalowy - to obecnie nierozłączne już elementy stylistyki Saratan? Jarosław Niemiec: Tak. Nie wyobrażam sobie teraz tworzenia muzyki Saratan bez etnicznych instrumentów i akustycznych momentów.

Jesteście też dość przewrotni, bo ten, niby krótszy z nazwy, materiał trwa ponad godzinę, gdy najnowszy album "Nabatea " niecałe 35 minut - nawet jeśli dwa utwory na "Dark Orient" zamieściliście w dwóch różnych wersjach, to można było je przecież potraktować jako bonusy i wydać całość jako piąty album Saratan? Jarosław Niemiec: "Dark Orient" traktujemy jako EP-kę nie z powodu długości trwania, ale dlatego, że to bardziej kompilacja niż album. Zawiera cover "Whenever I May Roam", naszą wersję ludowej pieśni "Ederlezi" i trzy wersje językowe utworów "Desert Winds" i "Khan

Foto:Saratan

Tengri". Pozostały materiał jest w większości akustyczny. Nie jest to materiał zwarty jak inne nasze płyty. Jest bardziej eksperymentem jak daleko nam się uda zabrnąć w tworzeniu mrocznej i klimatycznej muzyki etnicznej. Bardzo lubię ten muzyczny kierunek. Mimo, że "Dark Orient" nie jest pełnoprawnym albumem, w dużym stopniu ukształtował nasz styl muzyczny.

Nabatea, czyli Nabatejczycy, temat bardzo ciekawy - przy takiej oprawie instrumentalnej warstwa tekstowa musiała być dopracowana w stu procentach i nie odstawać od muzyki nawet o cal, bo powstałoby wtedy poczucie dysonansu? Małgorzata "Maggie" Gwóźdź: O merytorykę dba, zawsze niezastąpiony w tych sprawach, Jarek. To gwarantuje spójność i autentyczność materiału, bez zbędnych kompromisów czy odstępstw. Ja dostałam w "Nabatea" sporo wolności w interpretacji i melodii wokali. Jednak Jarek zawsze czuwa nad utrzymaniem autentyczności tej sztuki. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, żeby nie było go w pobliżu, kiedy nagrywam swoje pomysły. Jarosław Niemiec: Kiedy album powstawał jeszcze w 2019 roku - Michał, Adam i ja pojechaliśmy turystycznie do Jordanii. Ślady historii Nabatejczyków, ruiny ich miast i inne rzeczy które tam widzieliśmy zrobiły na nas takie wrażenie, że stały się inspiracją podczas tworzenia tej płyty. Po tym wyjeździe zacząłem coraz bardziej zgłębiać tematykę historii i kultury Nabatejczyków. Wtedy też ruszyłem z pisaniem tekstów.

To klasyczny concept album, od instrumentalnej uwertury do pięknego finału w postaci najdłuższego na płycie, akustyczno-epickiego utworu "Mysteries Of The Ancient Paths " , jakby osiem rozdziałów dłuższej opowieści? Jarosław Niemiec: "Nabatea" to album koncepcyjny, tak samo jak wcześniejsza "Asha". W przypadku naszej ostatniej płyty głównym elementem konceptu jest warstwa tekstowa, która traktuje o kulturze, wierzeniach i upadku Nabatejczyków. Za warstwą muzyczną też stoi koncept, który spinają w klamrę utwory instrumentalne. Chciałem żeby ten album był bardzo spójny pod każdym względem i najlepiej byłoby go przesłuchiwać w całości. "Shena " , chociaż śpiewający w nim Mir Cyaxares udziela się jednak na "Nabatea "? Jarosław Niemiec: Mir to mój kumpel z Kurdystanu. To dobry kolega i świetny muzyk założyciel zespołu Cyaxares. Od początku mieliśmy plany nawiązania jakiejś współpracy i taka trwa do dziś. Na początku pomagał mi w utworze "Shena". Razem z wokalistką zespołu Cyaxares - Nawą, napisali tekst do utworu i go zaśpiewali. Nawa zaspiewała w języku chaldejskim, a Mir dośpiewał krótką wokalizę. Dodatkowo pomógł przy nagraniach instrumentu nay, na którym zagrał Brwa - jeden z jego znajomych. Następnie pomógł mi w EP-ce mojego solowego projektu. "Serzemin" to druga EP-ka sygnowana moim imieniem i nazwiskiem. EP-ka ta inspirowana jest tradycyjną muzyką kurdyjską. Mir pomógł mi w znalezieniu wokalistki, która zaśpiewała w języku sorani w utworze "Xewnek". Następnie ja nagrałem santur do jednego z jego projektów, a on gościnne wokale na "Nabatea". Wracając do "Shena" - to niezależny utwór. Nie pasowałby do "Dark Orient" czy "Nabatea". To inna historia, inny język, inny region. Swoją drogą po wydaniu tego utworu doszedłem do wniosku, że zacznę tworzyć muzykę etniczną niezależnie od Saratan, w której skupię się na całkowicie akustycznym instrumentarium.

Wcześniej nagrywaliście jeszcze dłuższe utwory, jak "Dakhma - The Tower Of Silence " czy "Dark Orient" , ale teraz komponowanie nie poszło w tym kierunku, stąd większość utworów napłycie to krótsze numery w granicach czterech minut? Jarosław Niemiec: Komponując nie planuję długości utworu. Czasem wyjdzie dłuższy, czasem krótszy. To wszystko kwestia jak mi się muzyka i tekst zgadza. Nie ma za tym żadnej ciekawej historii.

Gdyby nie pandemiczne zawirowania "Nabatea " ukazałaby się szybciej? Do studia weszliście w studio ubiegłego roku, a cały proces zakończyliście w kwietniu - jak na zespół niezależny i całą tę sytuację, to chyba i tak całkiem dobry wynik? Małgorzata "Maggie" Gwóźdź: Skomplikowanie sytuacji przez pandemię było ewidentne i oczywiste. Przed wybuchem zarazy, kiedy świat nie śnił nawet o tym, co się wydarzy, zgodnie uznaliśmy, że bardzo chcemy nagrać ten album. Paradoksalnie covid okazał się tu

sprzymierzeńcem, bo w zamknięciu domów, uruchomił nas twórczo. To był po prostu jeden wielki wybuch pomysłów, natchnień, kończący się na organizowaniu prywatnych przestrzeni nagraniowych. Dla mnie osobiście pandemia to rozdział zupełnie nowych możliwości technicznych. Oczywiście wszystko dzięki temu, że wirus nie powalił nas doszczętnie, co doceniamy, bo nie każdy miał tyle szczęścia. Niemniej kiedy obostrzenia zaczęły topnieć, byliśmy gotowi do właściwych nagrań - ograni, osłuchani, przygotowani na szóstkę do wejścia do studia. I poszło elegancko.

Macie za sobą współpracę z polskimi i zagranicznymi, również większymi, wytwórniami, ale od kilku lat Saratan jest sam sobie żeglarzem, okrętem i sterem. Są pewnie plusy i minusy tej sytuacji, ale pełna niezależność jest tu nie do przecenienia? Jarosław Niemiec: Rynek muzyczny stale się zmienia. Mam wrażenie, że dużo szybciej niż dawniej. Kiedy zakładałem zespół w 2003 roku byłem przekonany, że musimy wydawać płyty przez wytwórnie i opierać się na ich dystrybucji. Wtedy głównym nośnikiem była płyta kompaktowa, a serwisy streamingowe jeszcze nie istniały. Dziś płyta CD jest raczej przeżytkiem, prawie wszyscy słuchają muzyki na Spotify i podobnych. Do wypuszczenia muzyki w internet nie potrzebujemy pośrednika. Tym bardziej, że wytwórnie podczas tych dwudziestu lat też się mocno zmieniły i mniej inwestują w mniejsze zespoły. Dla mnie to nie kwestia niezależności, tylko reakcji na to jak zmienia się scena i rynek muzyczny. Masę zespołów zaczęło tak robić na długo przed nami.

"Nabatea " wydaliście też na CD w limitowanym nakładzie 200 egzemplarzy, podobnie zresztą jak EP "Dark Orient" . To na tę chwilę realna liczba fizycznych nośników, jakie jesteście w stanie rozprowadzić, cyfrowa dystrybucja muzyki to podstawa? Jarosław Niemiec: Dokładnie. Ludzie słuchają muzyki w streamingu, na Youtubie, Bandcampie. Od lat nośnik jakim jest płyta CD umiera. To normalna kolej rzeczy i nie ma co się nad tym specjalnie rozwodzić. Mamy taką symboliczną ilość płyt, dla tych, którzy chcą mieć taki digipack w kolekcji, ale zdecydowanie większość osób preferuje jednak wersje cyfrowe i streamingi.

Foto:Saratan

Słyszy się jednak, że analogowe nośniki dźwięku, kasety i winylowe LP czy EP, święcą prawdziwe triumfy, ich sprzedaż wzrasta z każdym rokiem, a wiele zespołów musi przygotowywać kolejne nakłady - może to więc kompaktowy dysk odchodzi powoli do lamusa i warto pomyśleć o wzbogaceniu fonograficznej oferty Saratan? Jarosław Niemiec: Oczywiście płyty winylowe wróciły do łask i wypierają płyty kompaktowe w klasyfikacjach fizycznych nośników. Jednak cały czas to mały procent w porównaniu z odtwarzaniem muzyki cyfrowo. Jeżeli kiedyś pojawi się zapotrzebowanie na wydanie jakiegoś naszego albumu na winylu, na pewno to rozpatrzymy. Na ten moment nie mamy jednak takich planów.

Pierwszy utwór promocyjny to lyric video do "The Dusk Of Raqmu " , ale niedawno skończyliście też zdjęcia do regularnego teledysku. Jesteście zadowoleni z rezultatów i kiedy nastąpi jego premiera? Małgorzata "Maggie" Gwóźdź: Czekam jak na prezent pod choinkę albo paczkę od kuriera. Realizowany w dwóch etapach, w ciekawych okolicznościach, miejscach i stylistyce. Będzie zjawiskowo. Jarosław Niemiec: Nad klipem cały czas pracujemy. Na razie nagraliśmy ujęcia w studiu. Zostało nam jeszcze kręcenie w plenerze. Klip kręcimy do "The Lament to al-Qaum" i powinien być gotowy już w sierpniu. To prywatnie mój ulubiony utwór z tej płyty, i mam nadzieję że efekty pokryją się z naszymi oczekiwaniami.

Pewnie po okresie koncertowej posuchy liczycie też na to, że zdołacie zagrać trochę koncertów, zaprezentować premierowy materiał również na żywo? Małgorzata "Maggie" Gwóźdź: Nie ma na razie takich planów. Z naszej strony nie ma na to też jakiegoś szczególnego ciśnienia. Co nie zmienia faktu, że niemożliwie za tym tęsknię. W dodatku bardzo wiele osób o to pyta, więc fajnie byłoby coś, kiedyś, gdzieś. Ale nic za wszelką cenę. Jarosław Niemiec: Pod tym względem trochę się u nas pozmieniało. Pewnie będziemy grać jakieś koncerty w przyszłości, ale nie skupiamy się na planowaniu tego. Za to coraz więcej czasu spędzam w studiu nagraniowym. Prócz nagrywania materiału Saratan, nagrywam gościnnie etniczne instrumenty dla innych zespołów i nagrywam nowe projekty i pomysły na potrzeby mojego solowego projektu. Coraz bardziej czuję, że praca w studiu to moje ulubione zajęcie. Dodatkowo pandemia i nasze prace też nie pomagają w snuciu dalekich planów. Pożyjemy, zobaczymy.

Nie obawiacie się, że po chwilowym, obecnym otwarciu szybko będzie kolejny lockdown, znowu wszystko zostanie zamknięte? A w takiej sytuacji nie da się niczego zaplanować, zorganizować, co w branży muzycznej jest podstawą - owszem, można w takiej sytuacji pisać i tworzyć, ale czy taka kolejna sytuacja będzie miała rację bytu, skoro już teraz mamy prawdziwy wysyp nowych płyt? Małgorzata "Maggie" Gwóźdź: Jak wspominałam, sytuacja kryzysu podziałała na nas twórczo. Z każdym rokiem jesteśmy też bardziej odporni na nieprzewidziane zwroty akcji. Do "Nabatea" podeszliśmy niezwykle spokojnie. Nie pamiętam, kiedy w czasie robienia materiału panował taki luz. Jestem spokojna o kolejne kroki. Tylko, jak to mówią, najważniejsze, byśmy byli zdrowi…

Wojciech Chamryk

This article is from: