Drewniak Pamiętam dom rodzinny: z drewna były ściany rozmiękczone wilgocią, gdy szło ku jesieni, kręgosłup mojej babki bardzo długo prosty, a u gęsi wygięty żarem przed świętami. W gąsiorze bulgotało, może i złowrogo, bo zalane maliny nabierały mocy jak głos dziadka, gdy uczył: nie jesteś na dworzu, uciekniesz ze stolicy, będą cię prostować. A mnie przyszło prostować najpierw nogi siostry. Słów na wiatr nie rzucała, miewała wisielczy humor, nastrój i pomysł na drzwi zamykanie. Zawsze była uparta, zbyt harda by klęczeć. Teraz, kiedy próbuję wymienić swój zamek, powracam do tematu wolnej fermentacji.
15