7 minute read

Niebieskobiały świat. Rozmowa z Katarzyną Kryńską [rozm. Lilianna Wolnik

Niebieskobiały świat

Rozmowa z Katarzyną Kryńską

Advertisement

Lilianna Wolnik: Kasiu, kto wprowadzał Cię w tajniki fotografii. Czy wykształcenie architektoniczne wpływa na Twoje widzenie świata?

Kasia Kalua Kryńska: Fotografia towarzyszy mi od zawsze. Pierwsze kroki w ciemni poczyniłam pod czujnym okiem Taty. W małej łazience na pralce stał powiększalnik, a na wannie porozkładane były kuwety. Pojawiający się obraz na kartce papieru wywarł na mnie tak duże wrażenie, że magii fotografii daję się uwodzić do dziś. Zapach chemii, czerwone światło i procedury, których trzeba przestrzegać, szybko mnie zafascynowały, a ciemnia stała się ulubionym miejscem spędzania wolnego czasu. Już w szkole podstawowej wykonywałam po 30 odbitek danego ujęcia dla koleżanek i kolegów z klasy. Studia architektoniczne przyniosły mi z kolei znajomość kanonów piękna, proporcji, zasad perspektywy i rytmu, które wkrótce zaczęłam świadomie stosować w fotografii, a także je przełamywać.

W dzieciństwie dużo rysowałam i malowałam, zajmowałam się grafiką, ale będąc na studiach zrozumiałam, że fotografia łączy te dziedziny i jednocześnie jest ich analityczną wersją. Zajęcia plastyczne, czytanie, oglądanie wystaw czy spektakli teatralnych ma wielkie znaczenie — obcując ze sztuką, kształtujemy wrażliwość i gust. Ciekawość ludzi, zdobyte wykształcenie czy nowe doświadczenia mogą być nieustającym źródłem inspiracji. Wszystkie te czynniki rozwijają nas i mają wpływ na to kim jesteśmy, jak postrzegamy świat, a to przekłada się na twórczość.

Od pewnego czasu obserwuję Cię na Instagramie oraz na Facebooku. Masz mnóstwo osiągnięć fotograficznych, byłaś wielokrotnie nagradzana na prestiżowych konkursach, wystawiałaś swoje prace w różnych miejscach w Polsce i za granicą. Ostatnio mogliśmy podziwiać Twoje prace z cyklu Silence of the Heart w krakowskiej galerii ZPAF. Skąd pomysł na zestawienie rodzinnych portretów kobiet z wizerunkami ptaków? Skąd takie skojarzenia i jakie przesłanie niesie ta wystawa?

Cichość Serca (Silence of the Heart) to seria cyjanotypii, która powstała w 2019 roku. Rok później zdobyła II Grand Prix na Vintage Photo Festivalu. To wyróżnienie było dla mnie ważne, ponieważ jest to bardzo osobisty cykl. Prace stanowią istotny element w poszukiwaniu własnej tożsamości i jednocześnie posiadają aspekty uniwersalne. W krakowskiej ZPAF Gallery wystawa jest kameralna, bardzo dobrze się ją ogląda, dlatego cieszy mnie, że została przedłużona i można ją oglądać do 11 września 2021 r.

W swoim projekcie odwołuję się do doświadczeń wielu kobiet — kształtowanych przez tradycję, formowanych w imię kultury i autorytetów ukazując jak łatwo zatracić więź z własną naturą. Łączę skojarzenia utrwalone w symbolice ptaków z wizerunkami kobiet mojego rodu. Ptaki utożsamiane z mądrością, ochroną lub niebezpieczeństwem w baśniach

[7]

i wierzeniach pomagały nawiązywać kontakt z zaświatem czy zwiastowały nadchodzące zdarzenia. Poszczególnym gatunkom przypisywano różne znaczenia. W symbolice ptaków odnajduję potencjał poprzednich pokoleń, który staje się wsparciem. Wystarczy wsłuchać się w… Cichość Serca.

Wiem, że zamierzasz kontynuować ten temat z wizerunkami mężczyzn. Czy możesz zdradzić nam coś więcej o tym projekcie?

Projekt Cichość Serca został zainspirowany autentycznymi zdjęciami kobiet z mojego rodu, jakie odnalazłam w starych rodzinnych albumach. Czasy wojny i inne zdarzenia losowe sprawiły, że kobiety te były często zdane wyłącznie na siebie. Mężczyzn w rodzinnym albumie jest bardzo niewielu, wiedza kim byli powoli ulega zatarciu wraz z odejściem starszych pokoleń. Pozostaje wiele pytań, na które wciąż poszukuję odpowiedzi. Kim byli, jaki pozostawili po sobie świat, jak ich obecność lub jej brak wpływa na nas tu i teraz. Zgłębianie tej wiedzy pozwala mi na bliższe poznanie siebie, a stare zdjęcia pokazują nieistniejący już świat, po którym pozostało jedynie echo — w nas.

Jestem fanką Twojego cyklu Blue Moon Garden. To piękne, poetyckie, wręcz malarskie prace, które zabierają oglądającego w świat baśni, marzeń i snów. Te prace powstały w trakcie pandemii, która odcisnęła jakieś piętno w każdym z nas. Czy jest w nich jakiś ślad tego czasu?

Sytuacja, w której się znaleźliśmy na początku 2020 roku, była czasem próby, z którą mierzyliśmy się na różne sposoby. W moim przypadku ten trudny okres zrodził silną tęsknotę za otwartą przestrzenią i kontaktem z naturą. Ograniczenia, z jakimi się borykaliśmy, miały również wpływ na to co, jak i dlaczego tworzę. Odosobnienie było dla mnie okresem refleksji i sposobnością spojrzenia na nowo w swoje archiwa.

Pierwotnie fotografie powstawały w mojej pracowni pod specjalną lampą imitującą światło dzienne. Jak tylko zelżały obostrzenia, zaczęłam naświetlać je bezpośrednio na słońcu. To ono nadaje pracom głębi koloru, a wyjście z ciemni stało się dla mnie symboliczne. Dni izolacji zmieniły swoje tempo, które wyznaczał zmierzch na przygotowania w ciemni i dzień pełen pracy twórczej w promieniach słońca.

Blue Moon Garden stał się krainą na styku wyobraźni, tęsknoty i doświadczeń. Podróżowałam do niej każdego dnia, tworząc kolaże z negatywów i odcisków znalezionych roślin. Zmieniło się też moje postrzeganie świata. Roślinność bez człowieka wydawała się bujniejsza, pełniejsza, piękna — jak nigdy dotąd.

[8] Obydwa cykle tworzyłaś w technice cyjanotypii. Dlaczego wybrałaś tę technikę?

Monochromatyczny obraz w kolorze błękitu pruskiego powstaje bez użycia aparatu fotograficznego, bezpośrednio na papierze. Jest to proces stykowy co oznacza, że wymaga on negatywu o tej samej wielkości co obraz na końcowej odbitce. Ręcznie nakładana substancja światłoczuła i zapis obrazu pod wpływem promieni słonecznych sprawiają, że odnajduję przyjemność tworzenia w tej technice. Pociągnięcie pędzla, jego nacisk lub stężenie substancji wpływa na efekt końcowy. Dzięki temu każda praca jest niepowtarzalna, a ja powracam do technik malarskich w zupełnie nowej odsłonie.

Charakterystyczny kolor przywodzi refleksję i pobudza wyobraźnię. Odnalazłam w tej technice spójność z tematami wymagającymi pewnego rodzaju zadumy. W serii Cichość Serca cyjanotypia stała się przestrzenią wspomnień, głębokim oceanem pamięci. Płótna z moimi odbiciami stanowią symbo-

Z cyklu: Blue Moon Garden

[9]

liczny realny odcisk pozostawiony w rodzinnej historii.

W serii Blue Moon Garden kolor niebieski ucieleśnia melancholię, ponieważ stajemy się coraz bardziej samotni, oderwani od rzeczywistości, która zmienia się dużo szybciej niż nasze przekonania i przyzwyczajenia. Coraz rzadziej dostrzegamy piękno w nas, w przyrodzie, w procesie zmian, w subtelnościach pór dnia czy roku.

Do błękitu musiałam dojrzeć. Postanowiłam odczarować tę jedną z pierwszych technik fotograficznych i odnaleźć w niej pewien ład, nadać, a może przywrócić sens. Tak jak niegdyś Anna Atkins katalogowała różnorodność roślin, ja staram się pokazać całą gamę emocji kryjących się w każdym z nas.

Bardzo duże wrażenie wywarły na mnie także Twoje portrety wykonane w technice mokrego kolodionu. Dlaczego sięgasz po te tradycyjne, szlachetne techniki fotograficzne?

Moim medium jest fotografia analogowa. Tworzę na negatywach średnio- i wielkoformatowych, pinhole, techniki szlachetne i alternatywne też nie są mi obce. Pytanie: dlaczego nie jest prosto wyjaśnić w jednym zdaniu. Wszystkie te techniki wymagają skupienia, czasu na przygotowanie i wykonanie, ale wiążą się również z ręczną pracą i materią. Mokry kolodion to technika charakteryzująca się skomplikowaną recepturą chemiczną oraz długim czasem naświetlania. Na efekt końcowy ma wpływ wiele czynników. Rządzi się własnymi prawami, co uczy cierpliwości i pokory. Odwdzięcza się niezwykłą plastyką obrazu. W swoich pracach w technice mokrego kolodionu nie dążę do perfekcji obrazu. W estetyce błędu odnajduję nowe znaczenia i interpretacje pobudzające wyobraźnię i nadające szerszy kontekst. Staję się bardziej alchemikiem i poetą opisującym ulotne wrażenie niż reporterem rejestrującym realny świat.

Seria portretów Between Two Moons powstała dzięki fascynacji drugim człowiekiem. To przestrzeń poznania bez słów. Spojrzenia wciągają swoją głębią, poruszają wyobraźnię, skupiają uwagę. Każde spotkanie wydarzyło się na prawdę lecz nie pozostaje obiektywną prawdą. Każdy portret to synergia emocji, wrażliwości i doświadczeń. Powstaje unikatowy obraz, mieniący się w specyficzny metaliczny sposób, a portret staje się lustrem duszy.

[10] Małgorzata Czyńska we wstępie do albumu Blue Moon Garden napisała, że proces tworzenia jest dla Ciebie równie ważny jak efekt końcowy. Czy możesz rozwinąć tą myśl?

Jestem zwolennikiem fotografii emocjonalnej. Głęboko wierzę w terapeutyczną rolę sztuki i uważam sam proces tworzenia za bardzo istotny. Pozwala w sposób intuicyjny poruszać się po nieznanej przestrzeni by pozwolić sobie na autorefleksję i poznanie granic. Ważny jest dla mnie również kontakt z widzem i jego emocje. Prace, by pobudzać, muszą być stworzone szczerze co oznacza dla mnie tworzenie w kontakcie ze sobą i materią. Pewnego rodzaju trudność i czasochłonność procesu wymusza by każdy kadr był przemyślany i dobrze skomponowany. Proces tworzenia jest jak wciągająca powieść, w której fabuła rozwija się powoli, a zakończenie bywa zaskakujące.

Jest tu miejsce na pomyłki, ale też duże pole do eksperymentowania i wypracowania swojej własnej stylistyki. Lubię stosować stare techniki we współczesny sposób, dobierając odpowiednią technikę do danych tematów. Uchwycona rzeczywistość staje się wówczas zapisem subiektywnym i wielowymiarowym. Według mnie pozwala to najpełniej przestawiać złożoność zjawisk nas otaczających, dotrzeć do zagadnień z pogranicza. To, co dzieje się na styku materii i ducha, nadaje sens mojej twórczości.

sierpień 2021 r.

Z cyklu: Cichość Serca

[11]

áà Z cyklu: Blue Moon Garden

[12]

[13]

Autoportret Wojciecha Migacza w stroju lachowskim, ok. 1910 r. MNS AN/956 Fotografie zostały udostępnione przez Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu

[14]

This article is from: