7 minute read
Twórca i fotograf — rozmowa z Marzeną Kolarz
Twórca i fotograf
Rozmowa z Marzeną Kolarz Marcin Kania: Jesteś absolwentką i pracownikiem Wydziału Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, ukończyłaś też Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu. Kiedy i w jakich okolicznościach po raz pierwszy sięgnęłaś po aparat fotograficzny?
Advertisement
Marzena Kolarz: Jestem artystką, choć lubię bardziej określać się jako: twórca i fotograf. Te dwie definicje wydają się być mniej szumne i górnolotne, bardziej też do mnie pasują, wiążą mnie bowiem z przedmiotem moich działań, czyli fotografią i wytworami moich rąk, bardzo fizycznymi i materialnymi. Lubię właśnie taką fotografię, która przybiera materialne formy. Kiedy piszę o sobie, to często do tych dwóch określeń dodaję: nauczyciel, krawcowa i projektantka, a także: żona, mama, siostra oraz córka, bo to kolejne istotne dla mnie role społeczne. Jestem też absolwentką ASP w Poznaniu (obecnie to już Uniwersytet Arty
N ie potrafię wskazać początku mojej foto graficznej drogi, jakbym od zawsze, małymi krokami, szła w stronę fotografii i sztuki. Jako moment kluczowy, fundamentalny, za wsze wymieniam moje osiemnaste urodziny. N a „osiemnastkę” mój tata kupił mi bardzo cenny prezent — aparat fotograficzny Ca non AE-1. Urządzenie to kosztowało wówczas ogromne pieniądze; pamiętam, że była to równowartość małego samochodu. M imo że ten aparat miał już wówczas osiemnaście lat i został zakupiony w komisie, to i tak na naszym polskim rynku był wciąż rarytasem. Zawsze sobie myślę, że skoro mój tata z tylu możliwości kupienia mi prezentu wybrał wła śnie ten, oznacza to, że wiedział jak ważna jest dla mnie fotografia. Być może właśnie wtedy przypieczętował moją przyszłość. N a pewno do dzisiaj noszę w sercu ogromną radość, jaką czułam, kiedy wzięłam do ręki własnego Canona. Zresztą dobrze pamiętam moment, w którym tata z dumą i przejęciem przekazywał mi ten prezent.
styczny) oraz Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. N a pierwszym ukończyłam studia licencjackie i magisterskie, na drugim zaś studia doktoranckie. Te dwa miejsca, w których spotkałam wiele ważnych dla mnie osób, również mnie definiują i zawsze z dumą o tym mówię.
Jesteś autorką fascynującego cyklu portretów kominiarzy, wykonanego w technice kolodionowej. Dlaczego ten temat, dlaczego ta technika?
Temat ten jest nieprzypadkowy, długo we mnie dojrzewała myśl o potrzebie sfotografowania kominiarzy. Jestem bowiem córką kominiarza, a także żoną, bratanicą, szwagierką i kuzynką. Po prostu pochodzę z kominiarskiej rodziny. Od dzieciństwa świat kominiarski i wszystkie jego elementy były częścią mojego życia. Odkąd zaczęłam fotografować wiedziałam, że jest to temat fascynujący i istotny dla
Fotografie z cyklu: Czarne portrety
Fotografia z cyklu Hybrydy
mnie, bardzo interesujący i piękny, a także ważny z powodu zmian kulturowo-społecz nych, którym kominiarstwo podlega. N igdy wcześniej (czyli przed Czarnymi portretami) nie pokusiłam się żeby sfotografować komi niarzy, choć bardzo mnie to kusiło. Czułam, że jeszcze nie jestem gotowa, że jeszcze nie jestem w stanie tego zrobić dobrze, że nie do końca wiem jak. N ie chciałam zaprzepaścić tej szansy. Potem poznałam technikę mokrego kolodionu. Kiedy ją opanowałam, byłam już zupełnie pewna, że jest ona odpowiednia. Czułam, że związek między kominiarstwem a techniką mokrego kolodionu jest wręcz namacalny, że istnieje wiele punktów stycznych. Po pierwsze — klasyka. Używam kamery wielkoformatowej i XIX-wiecznej techniki, a w kominiarstwie klasykę tę widzę w mundurze, cylindrze i w samej historii tego zawodu. Po drugie — czerń. W fotografii wybieram wprost-pozytywową odmianę mokrego kolodionu, czyli ambrotypię, natomiast związku czerni z kominiarstwem nie trzeba tłumaczyć. Po trzecie — brud. Kominiarstwo jest postrzegane jako zawód „brudny”, a w kolodionie trzeba wyjątkowo dbać o czystość. Powiedziałabym, że kolejnym punktem stycznym jest szlachetność; piękny, unikatowy, srebrny obraz na szkle i ten znikający, malowniczy zawód. N ie wspominając już o ostatniej istotnej wspólnej cesze — mojej osobistej fascynacji zarówno tą techniką, jak i tym zawodem.
Zatrzymajmy się na temacie portretu. We dług Ciebie dobry portret to...?
To chyba najtrudniejsze pytanie. Żeby na nie odpowiedzieć przeglądam w myśli portrety, które znam. I okazuje się, że największym ich atutem, który na mnie działa, jest p r a w d a. Czasem nawet głębsza, niż ją widzimy na co dzień. Fotografia potrafi sięgnąć głębiej, wydobyć jakiś szczegół, zobaczyć coś, co jest ukryte pod pudrem, pod maską zewnętrzną. Pisał o tym Roland Barthes w Świetle obrazu. To właśnie te portrety, pokazujące prawdę, są dla mnie mistrzostwem. Uwielbiam zdjęcia autorstwa Richarda Avedona, szczególnie cykl z podróży po zachodzie Ameryki, cenię zdjęcia Diane Arbus, sięgające do wnętrza osób fotografowanych, Sally Mann fotografującą swoje dzieci oraz klasyków: N adara i Sandera. Tak sobie myślę, że tę prawdę można zobaczyć też w innych portretach, tych kreacyjnych, pełnych kostiumów i przebrań, wykonanych przez Davida LaChapelle’a i Annie Leibovitz. Tak, zdecydowanie dobry portret to prawda, głęboka, na co dzień ukryta, a tu wyciągnięta na zewnątrz i ukazana poprzez obraz.
W roku 2019 byłaś kuratorem przeglądowej wystawy mgFoto pt. Cisza. Jak wygląda praca kuratora wystawy fotografii? Na co powinien zwrócić szczególną uwagę?
Tak, miałam przyjemność współpracować z mgFoto przy wystawie Cisza. N ie była to moja pierwsza przygoda kuratorska, już wcześniej kilka razy zdarzało się, że pełniłam tę funkcję. Właściwie w każdej kuratorskiej przygodzie moja rola polegała na tym samym. Było to wybranie interesujących obrazów od różnych twórców i próba złożenia ich w spójną, ale nie nudną całość. Pierwszy krok to zawsze selekcja — przeglądnięcie propozycji i zatrzymanie się przy tych, które poruszają, interesują i zaskakują. Ten etap jest mi bliski, ponieważ na tym polega na co dzień moja praca i powołanie. Jestem nauczycielem fotografii, bardzo dużo obrazów oglądam i muszę trafnie je zdefiniować, omówić i ocenić. Dużo trudniejszym działaniem jest próba złożenia tych wybranych zdjęć w całość. Tu przydaje się wiedza i doświadczenie z budowaniem cykli, wybieraniem zdjęć do portfolio oraz szerszym spojrzeniem na medium fotografii. Czasem zaskakujące decyzje okazują się trafne. Trzeci krok to umieszcze nie obrazów w przestrzeni. Decyzja, który obraz będzie sąsiadował z którym, jakie tło
Fotografia z cyklu Destrukcja. U brania zaprojektowała M ałgorzata Lipkowska
jest najlepsze, jakiegopodejścia potrzebują obrazy. To jest moja ulubiona część pracy kuratorskiej. Znalezienie w przestrzeni miejsca dla każdego autora, zbudowanie relacji mię dzy obrazami, to właściwie tworzenie nowej jakości. N ie wiem oczywiście na ile mi się udało przy wystawie Cisza, jak wielu oglądających zobaczyło to, co było moją intencją oraz na ile w obrazach zobaczyli to, co ja w nich znalazłam. N iesamowitą i niepowtarzalną rzeczą w każdej współpracy jest natomiast działanie wspólnotowe, poznawanie nowych ludzi i interakcja z nimi. To są rzeczy niewymierne i bezcenne.
W roku 2020 obroniłaś na UP pracę doktor ską. Czego dotyczyły Twoje badania?
Okażę się w tym aspekcie strasznie nudna, ale moja dysertacja doktorska zatytułowana Czerń wspomnień była opowieścią o moim tacie, kominiarstwie, moim dzieciństwie oraz wspomnieniach. M ożna powiedzieć, że Czarne portrety stały się punktem zapalnym, albowiem dzięki nim na nowo zajrzałam do tego świata i otworzyło to moje wspomnienia, odrodziły się relacje i więzi, na nowo poczułam się częścią tego świata. Postanowiłam to przełożyć na język obrazów i obiektów, których wspólną cechą była czerń i osobiste przeżycia.
Jakie są Twoje artystyczne plany? Czym się zajmujesz obecnie?
Jednym z moich dużych marzeń jest opublikowanie książki fotograficznej, albumu. Bardzo wiele osób mnie pyta o taką publikację, zawsze zasiewając w moich myślach ziarenka zachęty. Chciałabym, żeby była to naprawdę ładna książka, warta posiadania jej w bibliotece. Bardzo długo myślałam, że to jeszcze nie jest czas, że jeszcze nie mam co pokazać. Ale obecnie czuję, że może moment już ten czas nadszedł i że warto… Poza tym jestem na początkowym etapie dwóch projektów. Pierwszy
Fotografia z cyklu Hybrydy
jest indywidualny, który kiełkuje w moich myślach już od roku. Będzie to znów osobista opowieść, tym razem o miejscu dla mnie ważnym. Chcę w tym projekcie sięgnąć do kilku szlachetnych XIX-wiecznych technik. Drugi projekt jest „kolaboracją” z trzema innymi fotografami, ale póki co nie mogę za wiele o nim powiedzieć, jedynie to, że bardzo chciałabym, aby został zrealizowany. Jeśli tak się stanie, będzie to opowieść o zagrożeniu, współczesności i ciągłym poszukiwaniu równowagi.
Pytanie ostatnie, które zadajemy naszym rozmówcom: co jest w życiu ważne?
To jest najprostsze z pytań! Po pierwsze — drugi człowiek, relacja z nim, przyjaźń, miłość, rozmowa, najbliżsi. Po drugie — chwile radości w życiu, dobra książka, film, muzyka, obraz, sztuka. Po trzecie — zdrowie i spokój, bez waśni, agresji, nienawiści i życia nie swoim życiem. To mój przepis na dobre życie!
Stanisław Jawor, Trzy światy, 2019 (od lewej: M arek Gubała, Štefan Ižo, Vierka Remková, M iloš Kráľ)