Marta Sokołowska
Marek Zaleski
Bernadetta Darska
Beata Tatarczuk
Jaś Kapela Dorota Sobstel
Agata Draus
Anna Malinowska
Małgorzata Kosmala
Adrian Gronek
Agata Jawoszek
Kazimiera Szczuka
Halina Gąsiorowska
Majka Jarnuszkiewicz
ISSN 1730-8623
8 zł w tym 0% VAT
№ 001 (15) 2009
{ Liter&acje Literatura
p Op
Literacje
&1
2
Jaś Kapela
Kazimiera Szczuka
& Literacje Halina Gąsiorowska
Małgorzata Kosmala
Marta Sokołowska
p Op
Majka Jarnuszkiewicz
Agata Draus
Adrian Gronek
Agata Jawoszek
Bernadetta Darska
Dorota Sobstel
Literatura
Literacje
&3
Marek Zaleski
Anna Malinowska
Beata Tatarczuk
{ Liter&acje № 001 (15) 2009
01 ≈ M uzułmańskość, wojna, ofiara pop-literatura kobieca o Bośni i Hercegowinie................................... Agata Jawoszek
02 ≈ K icz o miłości...................................................... Majka Jarnuszkiwicz 03 ≈ O nanistyczna pop-teoria. Kapela nie istnieje, a per-
wersyjnie na wielu instrumentach gra.... Piotr S. Rosół
04 ≈ B unt w kulturze masowej: Komiks.................................................. .................................................................................................
Halina Gąsiorowska
05 ≈ O baśni pop słów kilka............................................. Iwona E. Rusek
&
06 ≈ C iężar ciąży, czyli Wielka Zmiana i wynikające z niej powinności................................................................... Bernadetta Darska
07≈ K ot w worku, czyli bomba w galerii handlowej. wy-
wiad z Markiem Nocnym............................................ Marek Zaleski
08 ≈ A polonię........................................................................... Marta Sokołowska 09 ≈ w ywiad z kazimierĄ szczukĄ: RozbiĆ marazm maŁej
stabilizacji................. Agnieszka Mrozik & Piotr S. Ślusarczyk
10 ≈ P o(p)radniki, czyli oceń ksiąŻkę po okładce. . . . . . . . . . . . . . . . . ������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������
Beata Tatarczuk
11 ≈ R ozmowa z Jasiem Kapelą, poetą pop.............. Piotr S. Rosół
czyta się...
12 ≈ wiersze................................................................................................... Jaś Kapela 13 ≈ Z apiski ofiary masowej katastrofy................Agata Draus 14 ≈ K amp, pop-kultura, literatura:literatura kampowa w kontekście kultury masowej............. Anna Malinowska
15 ≈ Z apalniczka z Lourdes.................................. Małgorzta Kosmala 16 ≈ R ozważania nad kulturą popularna i ludową. Przestrzeń okrucieństwa w XVII-wiecznej pop-kulturze angielskiej...............................................................................Dorota Sobstel
17 ≈ „A to Polska właśnie!....” – czyli Doroty Masłowskiej społeczeństwa straszny portret........................... ............................................................................................................. Iwona E. Rusek
18 ≈ Ja podgladaczę, ty podglądaczysz...........Adrian Gronek 19 ≈ P OP-horoskop, czyli zobacz, co cię czeka w Nowym Roku
4
& Literacje
01 ≈
Literacje
&5
6
& Literacje
•
Strona: literacje.wordpress.com
Adres redakcji: literacje@gmail.com
W ręce czytelników oddajemy nowy numer „LiteRacji”. Jest on nowy nie tylko dlatego, że ukazuje się po pewnej przerwie i oznacza reaktywację pisma, lecz także ze względu na inny skład redakcji, odmienną szatę graficzną oraz idee dotarcia do jak najbardziej różnorodnych odbiorców pochodzących nie tylko ze środowiska akademickiego. Chcemy, aby „LiteRacje” stały się impulsem do dyskusji o sprawach ważnych i bieżących, a zaczepionych w tym, co było i w tym, co być może. Chcemy, aby stały się tyglem, w którym ludzie, ich talenty i pasje mieszają się i stanowią nową jakość. Do współtworzenia takiej mieszanki zapraszamy każdego, kogo interesują zmagania z materią słowa i tym wszystkim, co ono ze sobą niesie.
Wizyja:
Spiritus movens: Andrzej Zieniewicz
Korekta: Maria Bartoszewicz, Zof ia Boińska, Marta Walkiewicz
•
racje
Sekretarz redakcji: Karolina Modrykamień
Redakcja: Agnieszka Mrozik, Radosław F. Muniak, Piotr S. Rosół, Dorota Sobstel, Piotr S. Ślusarczyk
Redaktorki prowadzące: Iwona E. Rusek, Agnieszka Mrozik
Naczelna: Iwona E. Rusek
pop
Iwona E. Rusek, Redaktor naczelna
Najnowszy numer „LiteRacji” poświęcony jest popliteraturze: gatunkom, formom artystycznego wyrazu, eksperymentom fabularnym, autorskim kreacjom itp. Interesuje nas miejsce popliteratury na literackiej mapie, relacja między literaturą popularną a literaturą masową, a także zjawisko popliteratury jako jednego z elementów popkultury. W numerze tym szukamy odpowiedzi na pytanie, czy popliteratura wyłącznie reprodukuje różne (w tym opresyjne) treści kultu-
ry stając się częścią mechanizmu represji czy też może zawiera w sobie pierwiastek subwersywny, przez co przynosi nadzieję na emancypację. Przyglądamy się również postępującemu procesowi komercjalizacji literatury, który coraz wyraźniej zaciera różnice między tzw. literaturą wysoką a niską. Bohaterami i bohaterkami niniejszego numeru są pisarze, pisarki i poeta, a także krytycy i krytyczki, bacznie przyglądający się kulturze pop: traktujący ją jako twórczą, ale i analityczną, badawczą inspirację; bawiący się nią, ale i poddający krytycznej refleksji. W numerze m.in. rozmowa z Kazimierą Szczuką o tym, co popkultura robi z feminizmem i czy feministki powinny z kulturą pop walczyć, czy wręcz przeciwnie – wykorzystać ją do walki o „rząd kobiecych dusz”, a także z Jasiem Kapelą – poetą, debiutującym niedawno w roli prozaika – który zdradza nam, dlaczego nic go nie łączy z Dodą Elektrodą. Ponadto Bernadetta Darska pisze o wizerunkach kobiet w ciąży pojawiających się na kartach kobiecej literatury popularnej w Polsce, zaś Agata Jawoszek o napięciach tożsamościowych (na linii płeć-naród/etniczność-religia) utrwalonych w popliteraturze (dla) kobiet w powojennej Bośni i Hercegowinie. Nie zabrakło także przeglądu popowych gatunków: o poradnikach pisze Beata Tatarczuk, zaś o komiksach – Halina Gąsiorowska. Poza tym, jak zawsze, wiersze, opowiadania i recenzje. A na koniec niespodzianka: tylko u nas „POPhoroskop”, czyli zapowiedź tego, co nas czeka w 2009 roku. Agnieszka Mrozik, redaktorka prowadząca
Literacje
&7
wojna, ofiara
– popliteratura kobieca o Bośni i Hercegowinie pop
pop
8
& Literacje
Ostatnio w sarajewskim środowisku akademickim forsuje się koncepcję, by zamiast o literaturze bośniackiej mówić o literaturze narodów Bośni i Hercegowiny i czytać dorobek (nie tylko bośniackich) Serbów, Chorwatów i Muzułmanów jako wspólny. Decydując się na wielonarodowościowy „wariant sarajewski”, czytam literaturę bośniacką według własnego klucza.
&
Agata Jawoszek
Na potrzeby tego artykułu dobieram lektury według schematu: kobieta – wojna – islam, nie zważając na metryki i pochodzenie poszczególnych autorek. Ważniejsza jest dla mnie „bośniackość” tekstu literackiego niż to, czy autorka urodziła się na terenie dzisiejszej Bośni (zwłaszcza, że gdy rodziły się wybrane przeze mnie pisarki, istniała jeszcze Jugosławia, a wraz z nią, bezlitośnie później podzielona, literatura jugosłowiańska). Przez bośniackość literatury rozumiem natomiast obecność w tekście sygnałów wskazujących na wieloetniczność, kompleksowość kulturowej mozaiki Bośni i Hercegowiny, ze wskazaniem na islam i muzułmańskość jako komponenty przeważające na szali bośniackiej tożsamości. Powieści Ljubav je sihirbaz babol1 (Miłość jest czarodziejem, tato), Naše međutim je rat2 (Nasze „między innymi” to wojna) oraz Kad je bio juli3 (Wtedy w maju) Nury Bazdulj-Hubijar, muzułmanki z Travnika, Božije strpljenje4 Azry Širovnik (Boża cierpliwość) oraz Powrót do domu5 Natashy Radojčić Kane, amerykańskiej pisarki serbskiego pochodzenia, poza natychmiast wyczuwalną lekkością gatunkową i przystępnością dla szerokiego odbiorcy, łączy akcja osadzona w wojennej lub powojennej Bośni. Wyjątkiem jest powieść Širovnik, reklamowana skądinąd jako pierwsza bośniacka powieść feministyczna, której akcja rozgrywa się na emigracji w Holandii oraz częściowo w Słowenii, w czasie prowadzenia działań wojennych na Bałkanach. Bohaterowie Širovnik są Bośniakami, a znaczna część akcji zorganizowana jest wokół wojny w Bośni i to w nowatorskim, jak na Bałkany, zestawieniu problemu przemocy wobec kobiet i zbrod-
01 ≈
Literacje
&9
Muzułmańskość, wojna, ofiara – popliteratura kobieca o Bośni i Hercegowinie 10
01 ≈ ni wojennych dokonywanych na kobietach. Warto zaznaczyć, że niewielu pisarzy z obszaru byłej Jugosławii pozwala sobie na subtelność w opisywaniu czasów wojny. Pożądana jest dosłowność i brutalność przekazu – także w prozie kobiecej czy w literaturze dla młodzieży, stąd powszechne przekonanie o „innej” wrażliwości przeciętnego bałkańskiego czytelnika czy widza. Można to tłumaczyć tym, że w świadomości Bośniaków, Serbów i Chorwatów wojna jest wciąż żywa, a dla wielu tragedia lat 90. rozgrywa się tu i teraz, oraz przekonaniem, że kiedy przeżyło się chwile bardziej nieprawdopodobne niż najwymyślniejsza fikcja literacka, żaden literacki obraz i opis nie są wystarczająco sugestywne i prawdziwe6 . U pisarzy trudniejszych, np. u Dževada Karahasana czy Almy Lazarevskiej, wojna jako temat zostaje obudowana w głębsze rozważania filozoficzne, czasem w autobiografizm.Proza sarajewskich pisarzy reprezentowana przez tych dwoje zbliża się do eseityki i jest utrzymana w duchu postmodernistycznego kolażu wielorakich narracji, stylów, konwencji, intertekstualnych i intermedialnych odniesień. Istnieją także pisarze tacy jak Nenad Veličković czy Dario Džamonija, którzy przed dosłownością w pisaniu o wojnie uciekają w narracyjne eksperymenty, ironię i czarny humor – to jednak „wyższa półka” tamtejszej literatury i zarazem jej margines. W przypadku Bazdulj, Širovnik i Kane mamy do czynienia z przewidywalnym, nieskomplikowanym schematem fabularnym (romans wojenny, dziennik emigracyjny, autobiografizowana powieść epistolarna), wyrazistymi postaciami – jednoznacznie negatywnymi lub pozytywnymi, ze ścisłym określeniem narodowości (konwersji) poszczególnych bohaterów, często również z wyraźną prezentacją poglądów politycznych autorki w tekście (to zwłaszcza u Bazdulj i Širovnik). W omawianych przeze mnie tekstach może drażnić chwilami nachalne moralizatorstwo, ckliwość, patetyka oraz przywoływanie wydarzeń bulwersujących opinię społeczną (masakra bośniackich muzułmanów w Srebrenicy; trwające niemal trzy lata oblężenie Sarajewa) w sposób jednostronny, uproszczony i tendencyjny,
& Literacje
a zatem tak jak wydarzenia te funkcjonują w obiegowej świadomości Bośniaków: ofiara złożona z niewinych, rzeź, męka za wiarę. Powieści Bazdulj są czytane w Bośni jako „książki ku pokrzepieniu serc”, balsam dla duszy udręczonego narodu. Świadczą o tym liczne nagrody przyznawane jej przez czytelników, wielokrotne wznowienia jej tekstów oraz ich ogromne nakłady. Można odnieść wrażenie, że Bazdulj masowo „produkuje” powieści odpowiadające konkretnemu zapotrzebowaniu. W powojennej Bośni jest popyt na literaturę-przytulankę, literaturę, która pocieszy, wyciśnie łzy, skonsoliduje tych, którzy zostali w kraju, potępi choćby między wierszami tych, którzy opuścili ogarnietą wojną ojczyznę (gdy okręt tonie, opuszczają go najpierw szczury), dopieści narodową dumę, uspokoi sumienie, umocni narodowy mit o szlachetnym muzułmaninie wystawionym na bratobójcze ciosy ze strony katolika i Serba. W swoich powieściach Bazdulj chętnie sięga do poetyki „kobiecego czytadła”, jednak bynajmniej nie w sposób żartobliwy, tak ja to robiła Dubravka Ugrešić pisząc Stefcię Ćwiek w szponach życia7. W Ljubav je sihirbaz babo Bazdulj odwołuje się do estetyki i konwencji wojennego romansu, a jej powieści ocierają się przy tym o literacki kicz, mimo że w jej realizacji schematu fabularnego pojawiają się pewne innowacje i odstępstwa: brak szczęśliwego zakończenia (śmierć głównej bohaterki), miłość niemal pozbawiona fizyczności, drastyczne obrazy wojenne (na ogół w relacji osób trzecich) oraz umieszczenie w tekście religijnych wtrętów w wydaniu bliższym pobożności ludowej aniżeli mających cokolwiek wspólnego z poważną, islamską teologią. Specjalnością Bazdulj są jednak mocne, pełne patriotycznej żarliwości i patosu monologi bohaterów, takie jak ten, który wygłasza Azra, gdy widzi w telewizji transmisję krwawego tłumienia pokojowej demonstracji w Sarajewie: Snajperzy strzelają z okna hotelu Holiday Inn. (…) Ludzie do nich biegną, by rękoma, sercami rzucić się na morderców. Azra poczuła, że płacze. To duma. – Nawet jeśli zacznie się
wojna, teraz jestem pewna, że nikt i nic nas nie może złamać. Nie, ja nie siedzę w fotelu, nie piję kawy, nie czuję zapachu wiosny, ja w swoim sercu jestem tam z wami, na demonstracji, skanduję, żądam, tak jak wy proszę: pozwólcie nam żyć tak jak potrafimy, tak, jak żyliśmy do tej pory. Dobrze nam razem [Serbom, Chorwatom i Bośniakom – A. J.]1. Azra, tak jak Nura Bazdulj i wszystkie jej bohaterki, jest lekarką i po tym jak odrzuciła zbawienną szansę wyjazdu do Szwajcarii, realizuje się służąc rannym żołnierzom i cywilom; jej ukochany Aki walczy na froncie. Paradoksalnie miłość łacząca tych dwoje nigdy nie zostaje skonsumowana. Po wielu perypetiach, nagłych zmianach decyzji, podejrzeniach o zdradę, konfliktach i powrotach (tu Bazdulj pozostaje wierna romansowej konwencji) w kluczowej i, wydawać by się mogło, wróżącej szczęśliwe zakończenie scenie Azra ginie od wybuchu granatu, przed wyznaniem ukochanemu swoich uczuć. Umiera w ramionach imama, odmawiając wraz z nim arabską modlitwę za konających. Bazdulj zamyka tą sceną aż dwa miłosne wątki – Azra nie wie, że Mehmed, młody duchowny, kocha ją od dawna, a ich częste rozmowy o wierze i Koranie były tylko pretekstem do spotkań. Brak szczęśliwego zakończenia łagodzi jednak spokój, który umierająca Azra osiąga dzięki modlitwie w języku Proroka. Azra jest, jak oczekiwalibyśmy od konwencji, typową bohaterką poczytnych powieści, ucieleśnieniem marzeń czytelniczek, odbiciem ich pragnień. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że jest personifikacją Bośni: niezdolna do nienawiści, piękna, niewinna, czysta, dumna, poraniona. Śmierć Azry i jej duchowe odrodzenie w islamie wpasowują się w obraz dzisiejszej Bośni, w której po wojnie zanotowano ożywienie i radykalizację życia religijnego. Dziesiątki wypalanych przez Azrę papierosów oraz namiętność do kawy (zaparza ją w tradycyjny muzułmański sposób we wszystkich kluczowych momentach, a fraza: napijmy się kawy pojawia sie w utworze niczym refren) można odczytać jako nawiązanie do bałkańskiego stereotypu Bośni jako kraju, w któ-
rym każdy pali «ko` Turčin» i z namaszczeniem wypija hektolitry turskiej kahvy. Azra jest przez swoje otoczenie odbierana jako osoba święta w swojej bezgranicznej ufności, dobroci i naiwności. To koresponduje z kolejnym powszechnym stereotypem Bośniaka – z natury tak dobrego i prostodusznego, że aż głupiego. Z bogatego dorobku autorskiego Nury Bazdulj Hubijar trzeba wyodrębnić krótki utwór Baš mi je žao8 (Bardzo żałuję) oraz dwie epistolarne, również wojenne, powieści Kad je bio juli i Naše međutim je rat. Dochodzi w nich do głosu dziecięcy narrator, a co za tym idzie naiwny, czysty, pozornie niezaangażowany politycznie sposób postrzegania wojennej rzeczywistości. Wprowadzenie dziecięcego bohatera nie łagodzi, tak jakbyśmy tego oczekiwali, drastycznych obrazów i wstrząsających relacji. Zagadnienie to mogłoby stanowić przedmiot osobnego omówienia, warto jednak zaznaczyć, że w twórczości Bazdulj swoje miejsce znajdują także utwory bliskie poetyce popularnych powieści dla młodzieży, co tylko umacnia jej pozycję niekwestionowanej królowej serc bośniackich czytelników. Czytając powieść Natashy RadojčićKane Powrót do domu nie sposób nie zadać sobie pytania, czy w ogóle jest możliwe stworzenie we współczesnej prozie bałkańskiej negatywnej postaci muzułmanina? Halid mimo że nie jest typem „dobrego chłopca”, już w pierwszych scenach daje się poznać jako człowiek wspaniałomyślny: daje pieniądze biednemu Cyganowi, kupuje dwa worki mąki dla ubogiej kobiety, troszczy sie o zdrowie starego Żyda, chce zaopiekować sie wdową po swoim serbskim przyjacielu. W rządzonym przez mężczyzn brutalnym świecie bośniackiej wsi nie ma miejsca na miękkość i dobroć, dlatego Halid każdy ze swych miłosiernych czynów obficie skrapia rakiją, wdaje się w bójki, prowokuje nawet strzelaninę. Rysy typowego bałkańskiego macho (ten typ Dubravka Ugresić trafnie określiła jako homo balcanicus) łagodzi jedynie wzruszenie, jakiego doznaje, gdy widzi ranną sowę czy rozmyśla o niehumanitarnym dobijaniu koni, co ma sugerować, zapewne skrzętnie skrywaną pod maską
01 ≈
Literacje
& 11
Muzułmańskość, wojna, ofiara – popliteratura kobieca o Bośni i Hercegowinie 12
01 ≈ brutala, wrażliwość. Halid, jak na Balkanca przystało, wierzy jedynie w siłę męskich przyjaźni i układów, a kobiety – w tym swoją matkę – traktuje szorstko i grubiańsko. W ostatecznym rozrachunku woli ponieść honorową śmierć niż dopuścić do głosu kobiety, posłuchać matki, uciec z Mirą i ocalić tym samym życie. Kobiety zawsze robią wrzawę. Nic z niej nie wynika, dopóki mężczyźni nie chwycą za noże. Kobiety, zostawcie mnie w spokoju!9. Dziedzictwo bałkańskich ojców zdaje się być dla niego cenną spuścizną i filarem tożsamości. Była to pierwsza rada, jaką otrzymał od ojca: «albo cipki, albo karty, bo nie zapanujesz nad sytuacją» (...) Prawdziwa rodzinna tradycja musi przechodzić z ojca na syna10. Kiedy wśród lokalnej społeczności zapada na Halida wyrok, ten po męsku wystawia się na śmiertelne ciosy, by kontynuwać tradycję przodków, z których żaden, poza jego ojcem, nie umarł śmiercią naturalną, wszyscy natomiast ponieśli śmierć z ręki wroga. Muzułmanina morduje trzech Serbów i Cygan, a ostatnie chwile Halida wypełnia mistyczne spotkanie ze zmarłym ojcem, symboliczny powrót do domu. W swojej powieści Radojčić Kane odmalowuje obraz na wskroś patriarchalnego społeczeństwa prowincjonalnej Bośni. Mężczyźni, co do jednego (poza dwiema skrajnymi, wykluczonymi we wsi postaciami: starym, schorowanym Żydem Pepem i Mladenem – lokalnym głupkiem), to grubiańscy, niedomyci, wiecznie pijani, obżerający się mięsem i skłonni do zaczepki szowiniści; kobiety natomiast to słabe, samotne, skłócone ze sobą, knujące intrugi, zmuszone do brutalnej walki o przetrwanie (jedne zostają prostytutkami, inne nieznośnymi teściowymi) wiecznie krzątające się istoty, sprowadzone do marginalnej roli w rządzonym przez mężczyzn społeczeństwie. Zagadnienie przemocy domowej wobec kobiet Kane traktuje jako jeden z przejawów kulturowej spuścizny Bałkanów. Żadna z jej kobiecych bohaterek nie ma w sobie dość siły, by wyłamać się z tego kręgu zależno-
& Literacje
ści, przeciwstawić się odwiecznej hierarchii, a żaden z męskich bohaterów nie próbuje żyć inaczej. – Kobieto, zostaw mnie w spokoju do jasnej cholery! – Halid powtórzył słowa, jakie ojciec wykrzykiwał zawsze, gdy szamotał się z matką w drzwiach wracajac z gospody. Kobieta już wolała żeby ją uderzył niż demolował dom. Mawiała, że kilka siniaków jest bez znaczenia, za to potłuczone kieliszki i talerze kosztują11. Nie brak u Kane wątku miłosnego – zdaje się, że współczesna proza bośniacka nie może obyć się bez miłości, na którą wojna i bratobójcze porachunki sprowadziły nieszczęście; tajemnicze uczucie łączące Serbkę Mirę i Halida – uczucie po wojnie już niemożliwe i społecznie piętnowane – prowadzi do tragedii. Głównego bohatera spowija aura tajemnicy, co dodaje mu chuligańskiego uroku w oczach kobiet. Bohaterki Kane lgną do silnych brutali, oddają im się w oborze na beczce z kompostem lub w obskurnej toalecie. Seksem kupują szansę na lepsze życie, za seks otrzymują pieniądze lub nigdy niespełnioną obietnicę wyjazdu do Stanów. Z czasem wychodzi na jaw, że powodem degeneracji Halida jest zbrodnia, jakiej dopuścił się w Sarajewie – zastrzelił dziewczynę. Warto zwrócić uwagę na dwie kwestie: po pierwsze, Halid, co podkreślane jest wielokrotnie, zabił piękną dziewczynę (pozostaje w sferze domysłów, czy cierpiałby tak samo, gdyby pozbawił życia mężczynę lub kobietę nie tak zjawiskową jak Bambura?), po drugie – zabił ją niechcący, co zmywa z niego odpowiedzialność za ten czyn, zgodnie z powszechnym przekonaniem pielęgnowanym w masowej literaturze, Bośniak zabija tylko w obronie własnej lub wbrew swej woli. U Bazdulj nawet Serb bośniackiego pochodzenia celowo pudłuje, gdy przyjdzie mu strzelać do muzułmanina. Trudno jednoznacznie ocenić, czy zamiarem Radojčić Kane była k r y t yk a pat r i- a rcha l nych por z ąd ków na Ba łk a nach , c z y te ż autork a n ie ś w iadom ie od w zorow uje dobrze jej znane układy i zależności. Bardziej prawdopodob-
ne wydaje się, że akcenty w powieści Kane rozłożone są jednak na etniczną plątaninę powojennych Bałkanów, niemożność funkcjonowania w jednym miejscu niedawnych zaciekłych wrogów oraz na wyjałowienie, w skutek wojny, wrażliwości mieszkańców byłej Jugosławii, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, a odzwierciedlenie w jej tekście patriarchalnych stosunków spełnia jedynie funkcję „lokalnego kolorytu”. Muzułmańskość Halida w Powrocie do domu jest jednocześnie tym, na czym próbuje zbudować swoją tożsamość. Bohater czuje, że islam łączy go z przeszłością przodków, jednak religijność jest dla niego czymś nowo odkrytym, czymś, z czym nie czuje się całkiem dobrze. Nieporadny wobec religijnych rytuałów, w akcie desperacji rozrzuca buty mężczyzn bijących w meczecie pokłony. Zgodnie z nakazem Koranu, przed oddaniem pierwszego pokłonu zanurzył rękę w wodzie i obmył się za uszami. – Bismillah ar – raham ar– rahim – Rozpoczął modlitwę przkonany, że wszystko robi źle. Były to jedyne słowa, co do których miał pewność. Większość jego rówieśników uczyła się modlić dopiero w szpitalu, gdzie trafiali po postrzale12 . U Bazdulj podobną bezradność wobec, do niedawana nieznanych, a naraz potrzebnych i mile widzianych, praktyk religijnych wyraża Mirza, chłopiec, który przeżył Srebrenicę: – Nie umiem odmawiać dżenazy, mama nauczyła mnie tylko sabah i akszam. Więc nie biłem pokłonów tylko stałem i patrzyłem jak inni to robią13 . Zagubienia wśród niezrozumiałych arabskich modlitewnych formułek doświadczyła także Azra z Ljubav je sihirbaz, babo. Społecznie zaangażowaną, poruszającą ważny i długo pomijany na Bałkanach problem przemocy domowej, jest reklamowana jako feministyczna powieść Božje strpljenje Azry Širovnik. Utwór został skomponowany z dwóch przeplatające się dzienników: zapisków Bośniaczki, która w przededniu wojny opuściła kraj, oraz dziennika Hiszpanki, dzielącej wraz z nią emigracyjną niedolę. Z czasem granica między obo-
ma dziennikami zaciera się do tego stopnia, że już nie wiadomo, który jest czyjego autorstwa i o jakiej przemocy jest mowa: o wojennej czy też o domowej?; o gwałtach dokonywanych na kobietach wroga, czy też o seksualnej agresji rozgrywającej się w zaciszu czterech ścian? – Zastanawiam się ile poniżenia jestem w stanie wytrzymać, na ile silne są moje plecy, czy wytrzymają cały ten jego pęd do wyżywania się nade mną, tę agresję, która się w nim rodzi. W nim. W moim zdradzonym mężu (...) Krzyknęłam. Z radością bym została z nim, gdybym nie miała z Tobą dzieci! I wtedy mnie uderzył, z całej siły, tak, że z ust popłynęła mi krew (...)Widok mojej zakrwawionej twarzy obudził w nim czułość. Przepraszam, nie chciałem14 . Takie zestawienie prowadzi do utożsamienia domowego patriarchatu i opresji kobiety z okrucieństwem wojny, która u Širovnik jawi sie jako „męska sprawa”, zabawa „dużych chłopców”. Širovnik, budując narrację dwutorowo, przeprowadza paralelę między gwałtem w małżeństwie a gwałtem wojennym i stawia pomiędzy nimi znak równości. – Wyjaśnij mi, dlaczego wy mężczyźni, od stuleci, kiedy tylko dorwiecie się do wojny, rżniecie nam nożem piersi, patroszycie żołądki, zbiorowo nas gwałcicie? Jaka to przyjemność być dziesiątym z rzędu, który gwałci nieprzytomną kobietę, przestraszoną jak zwierzę w śmiertelnym osłupieniu, z której potokami cieknie zmieszana z krwią sperma tych, którzy byli w niej chwilę przed Tobą?! Jakie to zwycięstwo? Jaka to zemsta? Nad kim? Nad waszymi matkami?15. Jedynie Vedrana Rudan, sięgająca po wulgarne i soczyste przekleństwa w Ljubav na posljedni pogled (w polskim tłumaczeniu: Miłość od ostatniego wejrzenia), i Slavenka Drakulić, stawiająca na reporterski chłód i obiektywizm w Kao da me nema (Jakby mnie nie było), podjęły w bałkańskich literaturach z podobną mocą i dosłownością temat domowej przemocy i gwałtów wojennych.
01 ≈
Literacje
& 13
Sporo miejsca w swojej powieści Širovnik poświęca fenomenowi bośniackiego człowieka. Efekt pewnej nobilitacji bośniackich muzułmanów, który Bazdulj stara się osiągnąć powołując do życia tak idealne, że aż papierowe postaci, jak Azra z Ljubav je sihirbaz babo, Širovnik próbuje wydobyć przedstawiając swoje poglądy wprost, dzięki formie dziennika dopuszczającego do głosu autorskie ja. – Boli mnie ten nasz bośniacki człowiek, którego pradziadowie przyjęli narzuconą im islamska wiarę. Wiarę, która (...) zdołała zachować się w jeden, jedyny niepowtarzalny sposób – –nieśmiało, propagując pozytywną filozofię, umiłowanie pokoju, cierpliwość i umiejętność współżycia z przeróżnymi sąsiadami. Bośniacki muzułmanin (...) swój narodowy charakter zbudował na wszystkim co w niej [wierze] pozytywne. Stał się prwadziwym aniołem, stał się wielkoduszny, stał się niezdolny by wyrządzić innym krzywdę, niezdolny pomyśleć, że ktoś może chcieć go skrzywdzić. Może dlatego stał się celem żartów kpiących z jego naiwności?16 . Kane nie próbuje nawet podać recepty na „bałkańskość”, nie komentuje rzeczywistości, ogranicza się do sugestywnego obrazu, Bazdulj natomiast chciałaby widzieć możliwość uleczenia bałkańskiej traumy poprzez zanurzenie się w wierze, w islamie, w lekturze Koranu i dotarciu tym samym do źródła swojej tożsamości. Wszak Azra przechodzi kryzys wiary, czuje, że oragnia ją nienawiść i beznadzieja – dlatego na chwilę odchodzi od wspólnoty, wraca do niej jednak w chwili śmierci. Bazdulj niekoniecznie proponuje islam w jego radykalnym wariancie – nie każe przecież swoim bohaterkom nosić hidżabów, nie prowadzi ich do meczetu, kładzie nacisk na postrzeganie islamu jako religii dobra i pokoju, kreując na te potrzeby postaci szlachetnych, nieskazitelnych muzułmanów i muzułmanek, często bezradnych wobec praktyk religijnych. Bazdulj nie zajmuje się kwestią emancypacji, nie staje w obronie kobiet–ofiar. Jej bohaterki to świadome, samodzielne i silne kobiety, ich nie trzeba brać w obronę, ale Bośnię już tak.
& Literacje
Širovnik podaje, dość zaskakującą jak na feministyczną pisarkę, receptę na domową przemoc. Dotarcie bohaterki do „istoty jej kobiecości”, jaką jest macierzyństwo, diametralnie ją zmienia, budzi w niej siłę „do wytrwania”, „do stawienia oporu”. Poznaje inne bite i zdradzane przez mężów kobiety, mimo to nie decyduje się odejść. Uzdrawia rodzinę, przywraca jej równowagę – staje się idealną matką, idealną żoną, idealną pisarką oraz idealną przyjaciółką, pokonuje swojego oprawcę i miłością, na wzór bożej cierpliwości, chce walczyć z szalejącą na Bałkanach nienawiścią. Dosyć groteskowo, w kontekście feminstycznej aury powieści, brzmią słowa głównej bohaterki, w których wyraża swój podziw dla bałkańskich kobiet za to, że tak doskonale radzą sobie ze wszystkim same: z brutalnymi mężami, nawałem domowych obowiązków, rodzeniem i wychowaniem dzieci , pracą, podczas gdy w Dubaju każda kobieta ma do pomocy zastęp służek. Stawia ich cichą, pełną miłości i oddania, pokorną pracę za wzór. Tak oto należy, za pomocą kobiecości, delikatności, danej przez Boga wrażliwości i wytrzymałości, mocować się z oprawcą. Czy podobną myśl ośmieliłaby się wygłościć naprawdę feministyczna pisarka? Sam tytuł powieści Boża cierpliwość ma chyba niewiele wspólnego z istotą kobiecego gniewu i przebudzenia. To, co w utworze może uchodzić za feminizujące to cielesność, straumatyzowana i zniewolona seksualność kobiety, fizjologia, doświadczenie macierzyństwa. Ten etap pisania zachodnie literatury mają już dawno za sobą. Nawet w Chorwacji, blisko 20 lat wcześniej Dubravka Ugrešić ironizowała na temat „prozy menstruacyjnej” powołując do życia w Forsowaniu powieści rzeki17, postać Cecylii Strensen, wyemancypowanej grafomanki. Na tym tle głos Širovnik, choć nieco archaiczny i zapóźniony względem zachodnich literatur, brzmi jednak zaskakująco oryginalnie i śmiało, do tego stopnia, że do autorki natychmiast przylgnęła łatka feministki, z czym już w Chorwacji, a pewnie także w Polsce, raczej by polemizowano. Bośnia nie doczekała się jeszcze swojej Dubravki Ugresić czy Slavenki Drakulić – pisarki feministycznie świadomej i od-
ważnej. Czy trzeba wyjechać z tego przekletego kraju „pod brzuchem słońca”, by przemówić własnym, mocnym, kobiecym głosem? Širovnik dzięki słoweńskiej perspektywie nabrała pewnej śmiałości, daleko jej jednak do szwedzkiej i holenderskiej bezkompromisowości „zagrzebskich czarownic”18 . Kane z odległej, amerykańskiej perspektywy dostrzega niewiarygodną wręcz anachroniczność patriarchalnych porządków na Bałkanach, a mimo to proza bośniacka i proza o Bośni wciąż porusza się w zaklętym trójkącie, który wyznaczają: wojna, tożsamość i trauma. Na kobiecość niezależną, wyzwoloną, niestraumatyzowaną wciąż, przynajmniej w literaturze popularnej, nie ma miejsca. Są inne priorytety. Literatura musi poradzić sobie z niedawną wojną, z rozbiciem Jugosławii i brakiem „podstawy”, o której na początku XX wieku pisał Krleža. Prawdziwa rewolucja nastąpi wraz z momentem, gdy pojawią się utwory, których przedmiotem nie będzie wojna, a zarazem takie, w których kobieta przestanie być ofiarą; także ofiarą złożoną z siebie. Są jej pierwsze symptomy u pisarek takich jak Šehabović, Lazarevska czy Nura Fadila Haver, które powoli odchodzą od topornej realizacji tematyki wojennej, oblężonego Sarajewa, ostrzeliwań i snajperów. Lazarevska w jednym z wywiadów powiedziała: Sarajewo to już wyczerpane słowo. Nowe zjawiska na rynku literackim Bośni dostrzega krytyka i zagraniczni tłumacze, ale nie szeroka publiczność. Dla przeciętnych bośniackich czytelników wciąż liczy się „pokrzepianie serc’’.
Agata Jawoszek
{
Muzułmańskość, wojna, ofiara – popliteratura kobieca o Bośni i Hercegowinie 14
01 ≈
İ
bo 1.Nura Bazdulj Hubijar, Ljubav je sihirbaz babo, Sarajevo 2007. 2 .Nura Bazdulj Hubijar, Naše međutim je rat, Sarajevo 2005. 3. Nura Bazdulj Hubijar, Kad je bio juli, Zagreb 2005. 4. Azra Širovnik, Božije strpljenje, Sarajevo 1999. 5. Natasha Radojčić Kane, Powrót do domu, tłum. W. Fladziński, Warszawa 2007. 6. Por. Dubravka Ugrešić, Amerykański fikcjonarz, Wołowiec 2001, s. 7 – 12. 7. Por. Dubravka Ugrešić, Stefcia Ćwiek w szponach życia, Wołowiec 2002. 8. Nura Bazdulj Hubijar, Baš mi je žao, Tuzla 1999. 9. Natasha Radojčić Kane, Powrót do domu, Warszawa 2007, s. 140. 10. Ibidem, s. 120. 11. Ibidem, s.145. 12. Ibidem, s. 148. 13. Nura Bazdulj – Hubijar, Kad je bio Juli, Zagreb 2005, s. 131. 14. Azra Širovnik, Božje strpljenje, Sarajevo 1999, s. 134. 15. Ibidem, s. 158. 16. Ibidem, s. 244.17. Dubravka Ugrešić, Forsowanie powieści rzeki, tłum. Danuta Ćirlić – Straszyńska, Wołowiec 2005. 18. Tak nazwano przedstawicielki środowisk kobiecych, m.in. D. Ugrešić i S. Drakulić, po tym jak publicznie zaprotestowały przeciwko polityce Chorwacji w 1991 roku.
Agata Jawoszek (1983), absolwentka filologii chorwackiej UJ, studentka orientalistyki, tłumaczka, doktorantka w Instytucie Filologii Chorwackiej UJ, pisze doktorat z najnowszej literatury bośniackiej, zajmuje się zagadnieniem muzułmańskiej tożsamości Bośniaków.
Literacje
& 15
o
z c i K
miłości
– Maryniu, moja kochana, nie śpisz już? Popatrz, minął ranek, minęło południe, a ty sobie tak słodko spałaś, maleńka, że ja bym ciebie nie budził, ja wiem, że ty powinnaś teraz dużo spać, bo to zdrowo, ale muszę z tobą porozmawiać, bo to jest bardzo pilna sprawa. Nie masz siły dzisiaj, no, tak się spodziewałem, to w takim razie ja będę mówił, tak jest nawet lepiej, bo my mamy teraz mało czasu. 16
& Literacje
&Maja Jarnuszkiewicz Leż sobie spokojnie, tylko się nie denerwuj, bo wiesz, jak ci nerwy szkodzą, a ja ci wszystko opowiem. Nie, nic złego nie zrobiłem, nie martw się. Wiesz, że lekarz ci zabronił, dawno, bo dawno, ale zaleceń lekarza trzeba się trzymać. Usiądę sobie przy łóżku, tak, jak zwykle, wezmę cię za rękę, jak zawsze, i ci opowiem. Tylko się nie denerwuj. Masz dziś takie zwiotczałe palce, widzisz, kochanie moje, zapomniałem ci je posmarować rano, taki byłem zajęty przygotowaniami do przyjścia Lidki. Więc posłuchaj, nie mam dużo czasu, a bardzo chcę ci teraz coś powiedzieć. Widzisz, wiele rzeczy powtarzam ci od lat, ale teraz jest taka sytuacja, że to trzeba powiedzieć jeszcze raz, żeby było między nami wszystko powiedziane, bo ja, Maryniu, jak wiesz, nie znoszę niedomówień. Poza tym to może być nasza ostatnia rozmowa przed, no, dłuższym rozstaniem. Musisz wiele zrozumieć i zapamiętać, to jest bardzo ważne. Ja ci, kochana moja, chcę naprzód podziękować. Nie dziw się, bo mam ci za co dziękować, choćby za to, że masz siłę i ochotę być jeszcze ze mną, że jesteś ze mną przez te wszystkie lata, które były dla nas, przyznasz, takie ciężkie. Mam nadzieję, że wiesz, że nigdy nie byłaś dla mnie ciężarem, że ani przez moment nie żałowałem mojej decyzji, to jest jasne i tutaj nie może być żadnych wątpliwości między nami. Ja właściwie nie wiem, zastanawiam się zawsze rano, jak to się stało, że spotkała mnie taka niezwykła rzecz w życiu, że ciebie spotkałem. Teraz jestem już właściwie stary, jestem brzydki, niedołężny, a ty dalej jesteś piękna, mi-
02 ≈
Wcale nie świntuszę, wspominam sobie po prostu, nie ma się czego wstydzić, młodym wszystko uchodzi. Wczoraj, wczoraj, przecież to tak niedawno. Nie zmieniłaś się w ogóle, a przecież to wczoraj to tak naprawdę było dużo dawniej, nie myśl, że nie wiem, chociaż myli mi się, już nie pamiętam dokładnie, ile to dni czy lat, a może i więcej minęło, od kiedy nie wstajesz z tego cholernego łóżka. Ale myślę sobie, że twój uśmiech jest taki sam, jak ten sprzed wielu lat, jak ten ze zdjęcia, które wisi, o, tu, koło okna, tak, jak je powiesiłaś dawno temu. Popatrz, masz na nim ten mój ulubiony niebieski kapelusz, jak go zakładałaś, to oczy ci się robiły z miejsca fiołkowe. Właśnie nie niebieskie ani nie granatowe, ani żadne inne, tylko takie fiołkowe, ciepłe. Nie wiem, gdzie on teraz jest, nie pytaj, chyba gdzieś na dnie szafy, od kiedy przestałaś sprzątać to wszystko mi się w tym domu pogubiło... Ale ja nie o tym chciałem... ja przecież nie o tym... Maryniu, musisz wiedzieć, że zawsze, jak tylko wracam do domu, to zaraz muszę czuć, że ty w nim jesteś. Że tu sobie leżysz, tak, jak kiedyś siedziałaś na swoim taborecie i lepiłaś pierogi na obiad. Albo gołąbki. Jakbym kiedyś miał wejść do pustego mieszkania i wiedzieć, że nie zobaczę twojej buzi i twojego uśmiechu, i twoich oczu, to wolałbym tu nie wracać, wolałbym wiesz, nad Wisłę, gdziekolwiek, i... Dobrze, nie będę gadał głupot. W każdym razie, jak przestałaś wychodzić z domu, to ja długo jeszcze nie chodziłem do naszych kawiarń. Podobno kiedyś wyglądaliśmy bardzo pięknie, kiedy pokazywaliśmy się tam razem. One są nasze i dlatego, widzisz, nie mogłem chodzić tam sam. Nie okazywałem ci tego, ale bardzo trudno mi było się pogodzić z tym, że leżysz i że jak wychodzę, to cię nie ma ze mną. Te miejsca, któreśmy razem odwiedzali, były jakieś dziwnie zmienione, ale przecież wiedziałem, dlaczego. Nie patrz na mnie tak wymownie, bo mi głupio, że taki sentymentalny jestem, że tak gadam jak z powieści pensjonarskiej jakiejś. Więc, Maryniu, ja zrozumiałem, że to nie kawiarnie się zmieniły, to twój brak je zmienił, tak mi się wydaje, wiesz, zmieniło się to,
mo że minęło tyle lat, że ja już tego nawet nie zliczę. Mam zmarszczki na czole, wokół oczu i ust, a wczoraj, kiedy myłem się wieczorem na przyjście Lidki, to zauważyłem zakola nad czołem, dziwię się, że nie spostrzegłem tego do tej pory. Pewnie dlatego, że ostatnio gorzej widzę. Ty pewnie to widzisz, ty zawsze wszystko widzisz, ale nie mówiłaś mi, bo nie chciałaś mi robić przykrości. Taka jesteś kochana. Czasem, wiesz, przyglądam się sobie w lustrze z bliska i sam nie wierzę, bo ta twarz, to nie jest moja twarz i nie jest to twarz, którą ty chciałabyś kochać. A jednak jesteś. A jednak kochasz, jak zawsze. A ty się przecież w ogóle nie zmieniłaś, chociaż to tyle lat minęło, tyle lat... nie wierzę, że tak szybko. Ale, Maryniu, nie o tym chciałem mówić. Odkąd musisz leżeć na tym łóżku, nasze życie bardzo się zmieniło, sama musisz przyznać. Kiedyś, pamiętam, jeszcze wczoraj, biegałaś po domu w takiej sukieneczce, miałaś taką jasną sukieneczkę w esy-floresy, na ramiączkach, i Broneczku, mówiłaś, Broneczku zaraz będzie obiad, umyj ręce, jest kura, ja wiem, jak lubisz kurę, zrobiłam specjalnie dla ciebie. I nakrywałaś do stołu, i zawsze była czysta serweta, i dwa identyczne talerzyki, i sztućce od kompletu, miło było w tej naszej kuchni, pamiętasz? Ten stół, bardzo stary i odrapany, dostaliśmy go od twojej matki, bo nie stać nas było na meble, kiedy się tu sprowadzaliśmy, nakrywałaś ceratą w truskawki, którą przywiozłem z zagranicy, bo u nas nie można było dostać. Uśmiechasz się, pamiętasz to tak samo dobrze jak ja, zresztą nie tylko to... Pewnie przypomniał ci się pewien wieczór, ja go nie zapomnę przenigdy, ten, jakeśmy wrócili ze spotkania ze znajomymi, mam rację? Tak, oboje byliśmy pijani, śmiałaś się wtedy tak rozkosznie i rzuciłem się na ciebie już w progu, i doczołgaliśmy się tylko do kuchni, nie zapalaliśmy światła. Powspominać nie można, Maryniu, no co to takiego? No co to... Ludzka rzecz. Pamiętasz, i wszystko na tym odrapanym stole, na ceracie w truskawki, obok nie sprzątniętych resztek kolacji. Mówisz, że sprzątniętych? Nieprawda, potłukliśmy wtedy talerze, pamiętam to dobrze.
02 ≈
Literacje
& 17
Kicz o miłości 18
02 ≈ jakie one są dla mnie, rozumiesz? Bez ciebie to nie są moje ulubione kawiarnie. Bez ciebie nic nie może być moje ulubione. Dlatego przestałem tam chodzić. Czy żałuję, pytasz? Nie, bo tylko przy tobie jestem szczęśliwy. I wiesz, co ja sobie pomyślałem? Że to nie szkodzi. Ja wiem, że to przejdzie, ja się tobą tak opiekuję, że ty musisz w końcu poczuć się lepiej. I myślę sobie, że kiedyś jeszcze pójdziemy tam razem i założysz tą sukienkę, tą odświętną, z kołnierzykiem, choć może nie, jest już stara, kupimy ci inną, podobną, tylko modniejszy fason, chcesz? Taki, jaki teraz noszą młode dziewczyny, jak chcą ładnie wyglądać, bo ty przecież nie różnisz się od nich, nawet piękniejsza jesteś, bo dojrzalsza. I będziemy się śmiać tak, jak kiedyś, i wspominać to, że teraz tak sobie leżysz i wtedy to nie będzie takie smutne, bo będziemy wiedzieli, co było później... Co mówisz? Że „tę” się mówi? Masz rację, jak zawsze, tę sukienkę, oczywiście, nigdy mnie tego nie nauczysz. Ale rozwlekam się strasznie, a tu mało mamy czasu, mało czasu... Bo pewnie na pewien czas będziemy musieli się rozstać, ale o tym za chwilkę, za chwilkę, kochana, miej cierpliwość... Więc o czym to ja... Aha. Posłuchaj mnie uważnie. Twoja obecność sprawia, że ja mam siłę żyć. Nie przesadzam, naprawdę. Ja nigdy nie byłem taki sentymentalny, tak mi się na starość zrobiło i ty pewnie się dziwisz, że ci ciągle wyznaję moje uczucia. Ale tak się, wiesz, do ciebie przyzwyczaiłem, że nie wyobrażam sobie codzienności bez ciebie. I ty wcale sobie nie myśl, że to nie jest komplement, że ja ci tutaj jakieś bzdury plotę. To nie jest takie sobie przyzwyczajenie, wiesz, do którego się dociera w małżeństwie, kiedy już nie ma miłości. Jesteś osobą, przy której przez tyle lat zasypiam i przy której się budzę i to się nie może zmienić, bo to byłoby naruszenie czegoś bardzo cennego. Może ja się teraz będę wymądrzał, wcale tego nie chcę, ale tak mi przychodzi do głowy, że wiesz, życie się strasznie opiera na codzienności. Na herbatach, na ciepłych kapciach, na lakierze do paznokci czy zapachu pościeli albo porannej kupie. I ty jesteś całą moją codziennością, to znaczy, że gdy-
& Literacje
by nie ty, to ja nie miałbym siły rano wstać nawet na tą herbatę czy nawet na tą kupę, tę, przepraszam. Nie śmiej się, to jest bardzo poważna sprawa. Tą kupę to tylko dla przykładu podałem, żeby ci zobrazować. W każdym razie... ja chyba jestem tak zbudowany, że nic we mnie nie jest takie moje. Tak to czuję. Gromadzę w sobie różne rzeczy, różne sprawy, doświadczenia, ale tak sobie myślę, że to wszystko dla ciebie. Że mam tyle w głowie jakichś myśli czy marzeń, jakie mi tam powstawały latami, ale tak myślę, że one się tam gromadziły dla ciebie, nawet jak cię jeszcze nie znałem. Śmieszne, prawda? Nie bój się, ja się jeszcze tym wszystkim z tobą podzielę, jeszcze się podzielę. A pomyśl, co jakbyśmy na siebie nigdy nie trafili, wtedy wszystko we mnie by się zmarnowało! Ale myślę sobie, że my się musieliśmy, Maryniu, spotkać, jak te połówki jabłka czy pomarańczy, bo tak już jest zbudowany świat, że musieliśmy być razem i już. I teraz, jak tak sobie wspominamy, to wydaje mi się, że nasze życie, kochana, było naprawdę piękne. A przynajmniej moje przy tobie. I nie myśl, że odkąd tak leżysz, to ja się poświęcam czy coś takiego. Dbanie o ukochaną osobę to jest przyjemność i kiedyś, pamiętasz, chciałaś, żebym wieczorami głaskał twoje ciało i nacierał je olejkiem czy balsamem i ja dzisiaj robię tak samo, te wszystkie zabiegi, ta opieka, to dla mnie głaskanie twojego ciała. Poza tym wyznam ci szczerze, ale tak po cichutku, żebyś się nie złościła, że dalej lubię się z tobą kochać. O, i widzisz, już się złościsz, a nie ma o co, to przecież normalne, ludzkie. Teraz wiem, trzeba delikatniej, ale ja też już nie mogę się nadwerężać i tak się zgrywamy ze sobą. Jak zawsze. Nawet wolę tak, jest bardziej... no, wiesz. Nie tak, żeby szybko, żeby już, tylko żeby się sobą nacieszyć. Też tak sądzisz? No, już się nie gniewaj, nie będę o tym mówił, jak nie chcesz. Wiesz, czasem wydaje mi się, że ja przez ciebie jestem wariatem. I gdyby to ode mnie zależało, to chciałbym, żebyśmy umarli w jednym momencie, w tej samej sekundzie. Żeby żadne nie cierpiało. Jeżeli to życie jest coś warte, to chyba tylko
ostatnio przy twoim łóżku, głaszcząc twoją dłoń? To wszystko po to, żebyś się nie bała. Bo ja się przy tobie nie boję. Maryniu, uśmiechasz się do mnie? W tym mroku twój uśmiech wygląda, jakby pękała ci twarz, tak w poprzek. Przepraszam, ale teraz zauważyłem, jakie masz zapadnięte policzki. To dlatego, że nie jesz i nie pijesz. A mówiłem. Nawet te, wybacz, wspólne noce, które tak lubisz, zwłaszcza ostatnio, muszą ci szkodzić, bo ty chudniesz w oczach. A może nie chudniesz, może cały czas taka jesteś. Całuję twoje dłonie, kochana, jak patyczki, wcałowuję się w każdą kosteczkę, czujesz? Nie zostawiaj mnie, nie możesz, bo ja oprócz ciebie nie mam nikogo. Wiem, masz rację, kiedyś mieliśmy znajomych, to prawda, ale ja nie mam siły podtrzymywać tych znajomości od kiedy przestałaś wychodzić. Po co mieliby tu przychodzić i patrzeć na ciebie, jak leżysz, taka biedna, moja najmilsza. No i widzisz, tu dochodzę do finału, choć mi się tak miesza i gadam bez sensu. Bo posłuchaj, mówiłem ci, że nikt już nie utrzymuje z nami kontaktu, ale zapomniałem powiedzieć, a może nie zapomniałem, może powiedziałem, w każdym razie chodzi o to, że nagle, w tamtym tygodniu, niespodziewanie, wiesz, zadzwoniła Lidka, tak, tak, dobrze pamiętasz, ta sama Lidka, sam nie wiem, skąd miała numer, po co zadzwoniła, przecież od tylu lat nie dawała znaku życia. Ona była teraz w Ameryce przez lata. Ma już dorosłą córkę i w tym roku urodziła jej się wnusia, nazwali ją tak jakoś z amerykańska, nie wiem... pokazywała mi jej zdjęcia... Nie, nie zdążyła mi ich pokazać, pomyliło mi się coś, przecież dzwoniła, wiec nie mogła pokazać... ale pamiętam jakieś zdjęcia, skąd ja je pamiętam... Ach, rzeczywiście, już wiem, to twoje zdjęcia pamiętam, jak byłaś taką małą dziewczynką, taką w białym fartuszku, widziałem je wczoraj... Ta Lidka dzwoniła, że wróciła i koniecznie chce się z nami spotkać. Nie wiem, po co. Pamiętasz, a wyjechała zaraz przed tym, kiedy przestałaś wychodzić, ile to już lat? Mnie się myli, ale ty pewnie to wiesz, ty wszystko pamiętasz. Już blisko dwadzieścia, Mary-
to, że przeżyłem je z tobą. I chcę je z tobą skończyć. Jestem zmęczony, te poprzednie marzenia o kawiarniach wydają mi się czasem takie nierealne... Jestem zmęczony. Jeszcze raz tylko chciałbym pójść z tobą do Piwnicy albo do Jamy Michalika, gdzieśmy się tak dobrze bawili kiedyś, dawno, bardzo dawno temu. Teraz pewnie jest tam inaczej, Skrzynecki nie żyje i tak myślę, może nie warto? Tu zatrzymałem dla nas czas. Popatrz, jak poetycko to powiedziałem. A może tandetnie. Ale jakby się wsłuchać, to brzmi groźnie, to mnie przeraża, bo tylko Bóg może zatrzymać czas. Tak mi się teraz przypomina... ten fragment z Dostojewskiego, który zapisałaś na karteczce i dałaś mi kiedyś: „Jesteśmy jak dwie istoty, które spotkały się w nieskończoności... po raz ostatni w świecie”, tak to było? Popatrz, Maryniu, życie mija, a ja jestem taki zmęczony, a jednak dalej wierzę, że jeszcze tyle nieskończoności przed nami, tak jak teraz. Ale gadam i gadam, a ty się pewno niecierpliwisz, trzymam cię w niepewności, wybacz, ja tak z przyzwyczajenia, tyle lat już tak siadam sobie obok i tak rozmawiamy całymi nocami, choć ty powinnaś spać, że teraz nie mogę zrozumieć, że mamy mało czasu... Mnie się tak miesza wszystko, gadam i głupio, i mętnie czasami, a poza tym wszystko, co powiedziałem wydaje się tandetne i nikt w książce ani żaden amant na scenie, by tak nie mówił, bo by powiedzieli, że kicz. Że o miłości to nie można tak wprost. A ja myślę, że jeśli o miłości nie można mówić wprost, to o niczym już nie można, bo wszystko to będzie kicz, cały świat. Ale ja przecież co innego... bo ja chcę ci wszystko powiedzieć i boję się, że nie zdążę i dlatego tak. W każdym razie powiem jedno: nie bój się, nie pozwolę, żebyś się bała, kochana moja. To może być nasza ostatnia rozmowa przed długim czasem rozłąki, ale ja jestem obok, pamiętaj, ja myślę o tobie i ja cię znajdę, poszukam i znajdę, bo wiesz, ja po prostu nie mogę bez ciebie umrzeć. Dlatego ty też mnie nie zostawiaj, Maryniu, bo będę wtedy taki bez przydziału, ani żywy, ani martwy. Z tobą niczego się nie boję i ty też, pamiętaj, nie bój się. Pamiętasz, ile nocy spędziłem
02 ≈
Literacje
& 19
Kicz o miłości
niu? Może przesadzasz. Mnie się wydaje, że mniej, że góra pięć, może nawet dwa. Czas przy tobie leci tak szybko, zawsze tak było, nigdy się z tobą nie nudziłem. Dziesięć? To za dużo, Maryniu, powtarzam. Ale niech ci będzie, kochana. W każdym razie tak nalegała, ta Lidka, że się zgodziłem na jej wizytę. To twoja przyjaciółka, razem studiowałyście, wychowywałaś się z nią, tak mi mówiłaś, to pomyślałem, że ją zechcesz zobaczyć, że ona pozna naszą tajemnicę, że ona zrozumie. Maryniu, daj rękę. Teraz musimy się spieszyć. Ona nie miała ze sobą telefonu, ta twoja Lidka, powiedziała, że ma w naprawie. Dlatego tak wybiegła z krzykiem i pewnie poleciała na milicję, ja nie wiem, na policję, może do sąsiadów, albo na ulicę poleciała. Ona zna naszą tajemnicę, a ja nic nie mogę zrobić. Swoją drogą, powinnaś bardziej sobie dobierać przyjaciół. Ja już o to zadbam. Ona wie, krzyczała, jak ona krzyczała, że trup, że trup, że tu śmierdzi, Maryniu, przepraszam, ja uważam, że to przesada, żeby się tak zachowywać. Ona wie, że nie żyjesz, poznała, jak podeszła do łóżka. Ty mogłaś jej nie zauważyć, może spałaś, albo się zamyśliłaś, a ona podeszła i poznała. Teraz, kiedy ci to powiedziałem, jest mi lekko. Nie gniewasz się, prawda? Dlatego wiesz, oni tu wejdą za chwilkę, może już idą. Bądź taka, jak zawsze, miła i uprzejma. Zabaw ich rozmową, bo ja nie mam siły, to wszystko mnie wyczerpało. Posuń się, kochanie, chcę się położyć koło ciebie. Obejmij mnie, o, tak. Tylko z tobą zasypiam bezpiecznie. Chcę dziś znowu zasnąć przy tobie. Jak zawsze.
{
Maja Jarnuszkiewicz
İ
bo
p op
Maja Jarnuszkiewicz (1989), Mieszka w Krakowie. Jest studentką polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisze wiersze i opowiadania. W swoich tekstach porusza problemy takie jak szeroko pojęta kategoria inności czy osamotnienia. Interesuje się teorią queer i gender. To jej opowiadanie debiutanckie.
20
& Literacje
Literacje
& 21
O
nanistyczna pop -teoria
gra
Kapela nie istnieje,
a perwersyjnie na wielu instrumentach
p
22
& Literacje
op
&
Piotr Seweryn Rosół
W istocie świat zamyka się w pop-tekście i nie ma nic prócz pop-tekstu, a żywotny ruch afirmacji zostaje sparaliżowany przez znany już obraz i znaną interpretację, tym samym stłumiony, zduszony. Dlatego Wojtek nie jest bohaterem, Wojtek jest (ale też Eligiusz) spekulatywnym podmiotem wydziedziczonym z języka, wyrzuconym poza świat empiryczny domorosłym filozofem bez perspektyw na orgazm. Podobnie rzeczywistość – i znowu powszechnie znane to pop-cytaty, przepisywane po wielekroć, o zamazanych źródłach i niejasnym już autorstwie – rzeczywistość nie istnieje, bo jak wiadomo, pokryta została szczelnie mapą symulakrów. I wreszcie kobieta, wreszcie kobieta (nie tylko najbardziej kobieca ze wszystkich Doda Eloktroda), a więc „to, co najfajniejsze”, wszak autor już na wstępie „nie ukrywa, że pisze głównie dla kobiet”, oczywiście również nieistniejących, fantazmatycznych kobiet, produktu marzeń sennych krakowskich onanistów. Zresztą zapowiada tylko, a zapowiedzi tej i innych naturalnie nie realizuje, obiecuje tylko jakieś „gdzie indziej” i jak to zwykle bywa z reklamą, obietnicy swej nie dotrzymuje. Jaka rzeczywistość (wiadomo jaka: plastikowa, tania, symulacyjna, wymienna, neoliberalna, itd., itd.), taki narrator – a raczej substytut narratora, wydrążony, pusty znak tego, kto mówi, a właściwie „jest mówiony” przez język ulepiony z klisz, stereotypów, stylizacji, „modnych bzdur”, język, który raz po raz odkleja się od niego, odkleja się od postaci, żargon
Stosunek seksualny nie istnieje albowiem w spektaklu codzienności każdy język prywatny zamienia się od razu w onanistyczną pop-teorię, we wsobne, samozwrotne gadanie po knajpach, które nie zostawia żadnej szczeliny na autentyk, na doświadczenie. W istocie doświadczenia Wojtka polegały głównie na braku doświadczeń.
03 ≈
Literacje
& 23
pseudonaukowy, nad którym nikt już nie panuje. Kapela chce skompromitować ponowoczesne dyskursy, w tym celu przepuszcza je przez pop-kulturę, wkłada Lacan w usta studentów polonistyki, skrzętnie notuje, gdy teksty Žižka podawane są z emfazą w Pięknym Psie, Bada Baudrillarda w symulacji codziennych mikrozdarzeń, M. P. Markowskiego łapie na występku, na ulicy. Nietrudno się teraz zorientować, że sama lista tego, czego nie ma, akurat istnieje i nie ma końca: właśnie lista, minimalistyczna enumeracja, z której nie powstanie żadna opowieść i nie zrodzi się żaden bohater. Kapela to zatem perwersyjna: wielość dobrze nastrojonych instrumentów, głosy znakomitych zagranicznych talentów, ale zestrojonych fatalnie – każdy osobno, na uboczu, w innym rytmie i w innej tonacji rozpoczyna i nigdy nie dochodzi do finału. To właśnie perwersja tekstu onanistycznego: pragnienie „powiedzenia wszystkiego” odsuwa w nieskończoność sens, moment ziszczenia, permanentne mówienie o seksie uniemożliwia stosunek seksualny, w miejsce relacji seksualnej, relacji ze światem, powiązania głosów i działań w spójną narrację, pojawiają się strzępki autotelicznego, autoreferencjalnego tekstu i permanentna masturbacja. Zamiast melodii, konstrukcji, bombarduje mnie ta narracja kakofonią izolowanych, niezorganizowanych dźwięków wyrwanych z programu, który już słyszałem. I słusznie. I nie ma w tym żadnego zaskoczenia, i nie ma wcale improwizacji, skoro na scenę wchodzi popularne trio: Lacan/Žižek, Baudrillard i Foucault, poprzedzone nachalną reklamą, której tak trudno się oprzeć. Ten tekst jest produktem pornograficznym, ponieważ zawiera w sobie wszystko, poczynając od gry wstępnej, powiedzmy, doboru najbardziej wyświechtanych wątków publicystyki krajowej i teorii zagranicznej podanej w formie pseudorozmowy pseudobohaterów, poprzez sieć autofikcji-autoreklamy, a kończąc na zaprogramowanych już w samym tekście możliwych, a raczej koniecznych, narzuconych stylach recepcji. „Teza książki brzmi – pisze autor we wstępie przepisując Žižka – zawsze potrzebujemy jakiegoś fantazmatycznego dopełnienia, nigdy nie potrafi-
& Literacje
my osiągnąć całkowitego szczęścia, u źródeł naszej egzystencji tkwi podstawowy brak”. Droga zaś od tezy naczelnej do zbioru ilustracji, wspierających tezę, nie napotyka na żaden opór, albowiem tekstu-produktu nie należy interpretować, lecz kupić od razu po promocyjnej cenie. I tak wszelka próba interpretacji (także moja) wydaje się tu po prostu nie na miejscu, albowiem tekst interpretację swoją już ma. I teraz: jeśli stosunek seksualny nie istnieje (Lacan/ Žižek) i „nie ma już nadziei na sens” (motto z Baudrillarda), ponieważ istnieje tylko wszechobecny, natarczywy dyskurs seksualności (Foucault), to właśnie wówczas otwiera się możliwość wielokrotnego uwodzenia, a więc gry iluzji, pozorów (raz jeszcze Baudrillard). Kapela zdaje się od początku mówić: znacie już tezę mojej książki, znacie już jej założenia i nawet wasz odbiór jest zawarty w cenie, a jako że streściłem we wstępie całą – wątłą – fabułę oraz zdradziłem wszystkie zwroty akcji, to teraz posłuchajcie drogie naiwne czytelniczki (zanim okaże się, że musicie być raczej podejrzliwymi czytelnikami), posłuchajcie, bo niczym was nie zaskoczę, dostaniecie dokładnie to, czego się spodziewaliście, ale zaskoczenie wasze właśnie dlatego będzie o niebo większe. Eligiusz zamierza napisać książkę, którą ja właśnie czytam: książkę Jasia Kapeli Stosunek seksualny nie istnieje. I tak o niej opowiada Wojciechowi niejedyny to zresztą przykład autotematyzmu: – Myślę, że będzie to historia dwójki przyjaciół, studentów kierunku humanistycznego, którzy nie potrafiąc odnaleźć w życiu sensu starają się uwieść możliwie największą ilość dziewczyn, od początku jednakże mając na celowniku najbardziej pożądaną gwiazdę polskiej sceny muzycznej, stosunek z którą miałby być uwieńczeniem ich kariery oraz końcem książki. Autokomentarz nie ustaje i w innym miejscu: – Mam już ponad sto tysięcy znaków i kilka zwrotów akcji. Myślę, że jeszcze drugie tyle [...] i otrzymam wzorową polską powieść współczesną [...] jestem przecież studentem kierunku humanistycznego, więc staram się wpisać we wszystkie główne nurty. Mam już
wątek gender, zahaczam także o postkolonializm, dotykam też problemów transgresji i subwersywności, a nad wszystkim rzecz jasna unosi się duch aporii. Gra to zabawna i pełna ironii, gra jednak o stawce zerowej, bo gdy czytelnik zdążył się już zorientować, że obcuje z onanistyczną pop-teorią, ze zdramatyzowaną publicystyką i że tak trudno mu odróżnić Eligiusza od Wojciecha, bo obaj umieszczeni w tym samym horyzoncie modnych bzdur wyrzucają z siebie lingwistyczne ready-mades, to wówczas autor zapewnia go wprost, że właśnie tak jest – tak jest właśnie, jak sobie czytelnik wymyślił. W ten sposób w finale cała zabawa znika, radość interpretacji zostaje zaprzepaszczona: wiem, że ty wiedziałeś, ale wiem też, że teraz już nie wiesz. Jeśli świat symulakrów nie zostawia miejsca na doświadczenie, to tekst-produkt nie może zostawić miejsca na interpretację. Czy jednak poza lekturą pornograficzną, zbierającą z powierzchni tylko to, co od razu dostępne, wskazane przez liczne konteksty i nazwane wprost przez samego narratora-autora, istnieje inna możliwość czytania Kapeli? Pokusa realności pojawia się tu sporadycznie (czy przemoc, trauma, samobójstwo przyjaciela może wskrzesić realność?), inaczej próby przywrócenia zasady rzeczywistości (znowu Baudrillard), a zatem również fabuły w miejsce autotematycznego patchworku, bohaterów z krwi i kości w miejsce filozoficznego pokawałkowanego podmiotu, dialogu, komunikacji, reprezentacji zamiast idiomatycznych języków teorii, akcji zamiast pop-naukowego bełkotu, itd., itd. Pokusa realności to również pokusa innego czytania Kapeli i pisania o nim w języku, który on akurat ośmiesza. Nie sposób pisać o Jasiu Kapeli, bo i on oczywiście, Jaś Kapela nie istnieje i nie wiadomo, z jakiego miejsca wydobywa się słyszalny wyraźnie szyderczy głos autoironii, a może i krzyk przerażonego pop-kulturą pop-moralisty.
Piotr Seweryn Rosół
{
Onanistyczna pop-teoria. Kapela nie istnieje, a perwersyjnie na wielu instrumentach gra. 24
03 ≈
İ
bo
Piotr S. Rosół (1981), mieszka w Warszawie, lubi psy, nie lubi kotów, świetnie gotuje, niestety pali i nadużywa alkoholu, do kościoła nie chodzi, dlatego też wejdzie do projektu postchrześcijańskiego.
Literacje
& 25
Bunt w kulturze masowej
KOMIKS Według autora Comic Strip and Consumer Culture 1890-1945 Iana Gordona komiks był pierwszym produktem konsumowanym masowo i elementem konsumpcję napędzającym1. Narodziny tego medium związane są z rozwojem prasy pod koniec XIX wieku. Komiks gazetowy — comic strip — miał uatrakcyjnić lekturę, przyciągnąć do gazet klientów i związać ich z konkretnym tytułem.
26
& Literacje
&
Halina Gąsiorowska
Jako element marketingowy dzienników okazał się tak skuteczny, że bohaterowie popularnych historyjek obrazkowych szybko zaczęli reklamować inne produkty, a nie tylko gazety, w których publikowano ich przygody. I tak tytułowa postać najstarszego w Ameryce, a wielu uważa, że i na świecie, stripu pod tytułem Yellow Kid widniała na kubkach, pudelkach cygar, opakowaniach słodyczy niedługo po swych narodzinach, które miały miejsce w 1986 roku na łamach „New York World”. Młodszy o parę lat Buster Brown miał swoją kolekcję odzieżową. W latach 30. firmy produkujące płatki owsiane, opony, buty itd. zaczęły dołączać do swych produktów darmowe, początkowo 32-, a później 64-stronnicowe zeszyty z przedrukami różnych pasków komiksowych — tzw. comic books. Adresowały je do dzieci, które miały namówić rodziców do kupna produktów danej firmy2 . Ponieważ comic books cieszyły się dużą popular nością, wydawnictwa komiksowe zaczęły sprzedawać je jako samodzielne produkty. Wkrótce strony zeszytów zapełniły stripy nigdy wcześniej niepublikowane w gazetach. Natomiast w 1938 roku na rynku pojawiła się pierwsza książeczka poświęcona w całości jednemu bohaterowi — Supermanowi. On, tak jak inni superbohaterowie, firmował sobą rozmaite produkty, występował w serialach i filmach, trafił do gier komputerowych. Ogromna popularność komiksu, tempo, w jakim ukazywały się nowe odcinki stripów, a później comic books spowodowały, że tworzenie historyjek obrazkowych przypominało produkcję fabryczną. Ktoś pisał scenariusz, ktoś inny szkicował rysunki, a jeszcze inna osoba je kolorowała. Prawa autorskie zachowywały syndykaty prasowe. Taka sytuacja nie sprzyjała nowa-
04 ≈
nych w system i kulturę, które same tworzyły. A jednak komiks bywał postrzegany jako medium buntownicze. I to zarówno w sferze estetyki, jak i treści, które przekazywał. Obawiano się też społecznych skutków popularności tego medium. Świadczą o tym słowa krytyki pod jego adresem.
torskiej twórczości. Komiksy szybko stały się schematyczne. Tym samym spełniły podstawowe kryteria zaliczania utworu do produktów kultury masowej: ilości i standaryzacji. Warunki te spełniała także, dużo starsza od komiksu, literatura jarmarczna i to należące do niej dzieła uznaje się zwykle za pierwsze wytwory kultury masowej. Jednak współczesną kulturę pop określa więcej cech, które niewątpliwie ma komiks a literatura kramarska nie. W kulturze masowej bardzo ważną rolę odgrywa obraz. Komiks z pewnością się do tego przyczynił. Przede wszystkim jednak jest ona skupiona na młodości, a to comic books, jak zauważa autor Comic Book Nation Wright, były pierwszym masowym medium adresowanym bezpośrednio do dzieci i młodzieży. Dlatego właśnie uważa on, że zeszyty komiksowe zapoczątkowały kulturę masową. Ponadto, bohaterowie literatury jarmarcznej nie byli uwikłani w branżę reklamową, nie stworzyli marki, nie budowali systemu kapitalistycznego w takim stopniu, jak czynili to, i nadal czynią, bohaterowie komiksów. Jak twierdzi Benjamin Barber, współczesna kultura masowa w ogromnym stopniu podtrzymuje późny kapitalizm. Bez niej nie mógłby on istnieć w społeczeństwach rozwiniętych. Nie chodzi jedynie o stronę ekonomiczną tworzenia systemu, ale o wartości przekazywane za pośrednictwem komiksu, krzewienie postaw pożądanych w danym społeczeństwie. Umberto Eco w artykule pod tytułem Mit Supermana łączy komiksy o herosach z dydaktyzmem i propagandą. Superman to mit sankcjonujący i tłumaczący kapitalizm. Komiks może oczywiście przekazywać mity o innej wymowie, czego przykładem jest Kapitan Żbik. Niniejszy artykuł dotyczy komiksu amerykańskiego. W związku z tym przez treści subwersywne należy rozumieć te sprzeczne z wartościami i normami obowiązującymi w kapitalizmie. Wydawać się może, że historyjki obrazkowe nie mogą zawierać elementów wymierzo-
Medium dla analfabetów Komiks jest wywrotowy w tym sensie, w jakim za wywrotową uważano całą kulturę masową — przeznaczoną dla wszystkich, a więc demokratyczną, nieelitarną. Pierwsza krytyka kultury masowej, jak pisze Antonina Kłoskowska, była wygłaszana z pozycji arystokraty, który poczuł się zagrożony aspiracjami mas. W Kulturze masowej Kłoskowska przypomina, co uważał Nietzsche — lud i to, co dla ludu cuchnie. Arystokracja nie chciała kształcić niższych warstw społecznych, ponieważ obawiała się ich rozwoju, udziału w kulturze i we władzy. Kulturę masową należało więc potępić i zdyskredytować. Czytanie komiksu w środowisku akademickim w latach 60. miało charakter subwersywny. Amerykańscy studenci obnosili się na kampusach z przygodami Spidermana i Hulka po to właśnie, by zademonstrować sprzeciw wobec establishmentu i kultury wysokiej2 . Komiks stanowił dużo lepszy rekwizyt takich buntowników niż literatura pop. W przeciwieństwie do niej był uważany za medium dla dzieci i pół analfabetów, którym zrozumienie historii umożliwiają przede wszystkim obrazki. Hybrydalna forma komiksu, łącząca sztukę rysunku i literaturę, początkowo intrygowała, a później bulwersowała, gdyż odbierano ją jako wywrotową w stosunku do tradycyjnych tekstów. Lektura komiksu wymaga bowiem zupełnie innego czytania niż to, do którego przyzwyczaiła nas tradycyjna książka. Według Jerzego Szyłaka na początku swego powstania
04 ≈
Literacje
& 27
Bunt w kulturze masowej – KOMIKS 28
04 ≈ komiks naśladował i ośmieszał wzorce literatury popularnej, był antyliteraturą3. Później, gdy jego związki z utworami literackimi zostały zatarte, przestał być rozumiany jako żart i gra z konwencjami literackimi, zaczęto obawiać się wpływu komiksu na umiejętność czytania młodszych pokoleń. Już w 1906 roku pisano artykuły mówiące o przesadnej stymulacji zmysłów przez komiksy4. W Europie lat dwudziestych w przedrukach komiksów amerykańskich tekst usuwano z obrazka i umieszczano go pod nim, by dzieci przyzwyczajały się do lektury linearnej. W latach 30. i 40. amerykańscy naukowcy, psychologowie, pedagodzy i nauczyciele literatury wyrażali obawy związane ze szkodliwością komiksu dla wzroku, psychiki i rozwoju umysłowego młodych ludzi. Ukoronowaniem tych wszystkich obaw była książka psychologa Fredrica Werthama Uwiedzenie niewinnych. Jeden z jej rozdziałów traktuje o negatywnym wpływie komiksu na umiejętność czytania. Wertham pisał, że komiks powoduje zaburzenia czytania, w tym dysleksję. Psycholog utożsamiał rozwój cywilizacji z wynalezieniem abstrakcyjnego języka i odejściem od porozumiewania się za pomocą obrazków. Stąd jakakolwiek degradacja języka, a taka według autora Uwiedzenia niewinnych następowała za sprawą komiksu, oznaczała zagrożenie dla cywilizacji5. Wertham w pewnym sensie miał rację: komiks zapowiadał koniec czasów nazwanych przez Marshalla McLuhana erą Gutenberga, okresu, w którym dominującym przekaźnikiem były teksty drukowane, w tym literackie. W momencie swego powstania komiks rzucał wyzwanie ludzkim przyzwyczajeniom dotyczącym czytania, a więc i ujmowania świata. Przez znoszenie podziału między słowem a obrazem, literaturą a malarstwem (rysunkiem), zmieniał percepcję z ciągłej i linearnej, sekwencyjnej i wyspecjalizowanej na nieciągłą, nielinearną i synchroniczną. Marice Horn uważa, że „kino i komiks, działając łącznie, zmusiły człowieka Zachodu do zrewidowania jego sposobów percypowania otaczającej go rzeczywistości”6. Krzysztof Teodor Toeplitz zauważa, że „komiks wydobył się z kultury druku” 7. Komiks antycypował epokę, która nastąpiła po erze Gutenberga. W chwili swych narodzin był medium subwersywnym, jego struktu-
& Literacje
ra uprzytomniała konwencjonalność tworzenia opowiadań, tradycyjnego sposobu postrzegania rzeczywistości, pośrednio ukazywała człowieka jako istotę, która sama tworzy otaczający ją świat. Sama forma komiksu dość szybko przestała uchodzić za nowatorską. Dziś nawet osoby, które nie często sięgają po komiks, nie powinny mieć problemu z ich odbiorem, gdyż Internet przyzwyczaił nas do czytania nielinearnego, a wszechobecna reklama oswoiła z połączeniem obrazu i słowa. Komiks jednak wzbudzał kontrowersje nie tylko z powodów formalnych. Również przesłanie tego medium bywało i bywa nadal subwersywne. Po pierwsze, na takiej samej zasadzie jak inne produkty masowe komiks postrzegano jako zagrożenie dla kultury wysokiej z powodu tzw. złego smaku. Po drugie, zdarzało się, że komiks odnosił się krytycznie do otaczającej go rzeczywistości politycznej i społecznej. Wyrósł przecież z editorial cartoons — satyrycznych rysunków prasowych, które zaczęto publikować w pismach angielskich i francuskich na przełomie XVIII i XIX wieku, komentowały one bieżące wydarzenia polityczne i sytuację społeczną.
Zły smak Już Yellow Kida krytykowano za brutalność i kloaczny humor. Uwiedzenie niewinnych wywołało burzę medialną wokół komiksu, ponieważ zawierało streszczenia historii sensacyjnych, przygodowych, horrorów oraz opisy brutalnych i erotycznych scen, które się w nich znalazły. Autor książki oskarżał komiks o psucie młodzieży, wskazywał na szkodliwość obrazowania gwałtu i przemocy. Jednak nie chodziło tylko o psucie gustów młodego pokolenia. Psycholog przytaczał przypadki swoich młodych pacjentów, których problemy psychiczne i kłopoty z socjalizacją były efektem nadmiernego czytania komiksów. Donosił na przykład, że pewien chłopiec pod wpływem ikonografii komiksowej postanowił zostać maniakiem seksualnym. Wiele dzieci naśladowało bohaterów komiksów — skakało z dachów, udając Supermana, biło koleżanki na wzór komiksowych gangsterów maltretujących kobiety, a nawet wieszało się po obejrzeniu rysunku,
który przedstawiał taką scenę. Komiksy, według Werthama, nie tylko inspirowały młodych do popełnienia przestępstwa, lecz także dostarczały im instrukcji — pokazywały, jak posługiwać się bronią, torturować ofiarę, brać narkotyki. Psycholog domagał się regulacji medium, ograniczenia dostępu do kryminałów i horrorów dzieciom poniżej piętnastego roku życia. Wystąpił nawet przed Podkomisją Senacką do spraw Przestępczości Młodzieży (Senate Subcommittee to Investigate Juvenile Deliquency), która rozpoczęła obrady w kwietniu 1954 roku8. Za sprawą książki Werthama rozpoczęła się dyskusja nad wpływem mediów na psychikę młodego odbiorcy. Komiksy, które według Werthama cechował zły smak, miały zagrażać całemu społeczeństwu. W tym sensie stanowiły siłę wywrotową. Nie należy jednak przeceniać roli mediów w kształtowaniu psychiki młodych odbiorców. Istnieje pogląd, zgodnie z którym oglądanie scen pełnych przemocy w mediach ma funkcje katharsis, a nie katalizatora przestępczości. Ponadto historie pełne brutalności nadal mogą pozostawać w zgodzie z dominującymi wartościami. Opowieści o zbrodniach atakowane przez Werthama zawsze kończyły się ukaraniem zbrodniarza. Wśród komiksów najbardziej krytykowanych przez psychologa znalazły się te, które rzeczywiście niosły ze sobą treści subwersywne wobec ówczesnej kultury amerykańskiej. Były to historie wydawane przez wydawnictwo Maksa Gainesa - Entertainment Comics.
miała miejsce zbrodnia, zanim zdążył przyjechać obrońca podejrzanego. Po wszystkim do przestępstwa przyznał się prawdziwy morderca. W historii tej został podważony autorytet władzy — szeryfa. Często zdarzało się to na łamach komiksów EC. W innym opowiadaniu szeryf zabija dziewczynę, a później zmusza torturami przypadkowego obywatela do przyznania się do tego morderstwa. Historie wydawane w EC krytykowały też strach przed komunistami i mccarthyzm. W jednym z komiksów człowiek został pobity na śmierć, ponieważ nie okazał szacunku amerykańskiej fladze. Wystarczyło, że ktoś krzyknął za nim: „Komuch”. Komiksy Gainesa pokazywały też te strony życia rodzinnego, o których oficjalnie się nie mówiło: zdrady małżeńskie, alkoholizm, przemoc w rodzinie. Wiele opowieści o niewierności kończyło się śmiercią przynajmniej jednego małżonka. Komiksy te były antidotum na popularne w latach 50. romantyczne historie dla dziewcząt. Główna bohaterka takiego romansu — młoda dziewczyna przeżywa pokusy, czasem romans, ale zawsze przekonuje się o tym, że jej miejsce jest przy mężu. The Orphan opisuje losy małej dziewczynki, która zamordowała swego ojca alkoholika-sadystę, a winę zrzuciła na nieczułą matkę i jej kochanka. Dzięki temu dziewczynka trafia do kochającego, ciepłego domu i ma szczęśliwe dzieciństwo. Komiks ten, jak i wiele innych ukazujących się w EC, podważał autorytet rodziców. To one najbardziej wzburzyły senatorów. Historie wydawane przez Gainesa dzięki zastosowaniu groteski i humoru ukazywały ciemne strony życia w Ameryce lat 50. krytykowały ówczesną rzeczywistość, zwracały uwagę na nietolerancję, nacjonalizm, dyskryminację, problemy rodzinne wielu Amerykanów. Podważały autorytety. Zostały uznane za tak niebezpieczne, że ich przesłanie musiało zostać stłumione. Podczas obrad Komisji ds. Przestępczości Nieletnich to właśnie komiksy EC przedstawiano jako przykład demoralizujących opowiadań obrazkowych. Komisja przyznała rację Werthamowi. Pochwaliła autocenzurę wydawców, tj. Comics Code uchwalony na wzór kodeksu filmowego przez Stowarzyszenie Wydawców Magazynów Komiksowych Ameryki
Wywrotowe przesłanie komiksów Właśnie Gaines wymyślił nową w latach 50. formułę komiksu — horror. Straszne historie nie zawsze traktowały o wampirach i wilkołakach. Wiele z nich pokazywało koszmar amerykańskiej codzienności. Podważały mit Ameryki jako wzorcowego kraju demokratycznego, gdzie panuje wolność, równość i szczęście. Komiksy te często poruszały problem rasizmu. Na przykład jeden z serii Shock SuspenStories, którą opisuje Wright, opowiadał historię lynchu na Afroamerykaninie podejrzanym o morderstwo. Dokonał go szeryf i obywatele miasteczka, w którym
04 ≈
Literacje
& 29
Bunt w kulturze masowej – KOMIKS 30
04 ≈ (Comics Magazine Association of America). Jednocześnie zapowiedziała, że jeśli samoregulacja biznesu komiksowego okaże się nieskuteczna, znajdą się inne sposoby, by chronić młodzież. Dodatkowo w trzynastu stanach sprzedaż komiksów, których tytuły zawierały słowa „zbrodnia”, „horror” została uznana za wykroczenie9. Niemal wszyscy wydawcy postanowili podporządkować się kodeksowi. Komiksy, zanim trafiały na rynek, były oceniane przez organ stowarzyszenia pod przewodnictwem Charlesa F. Murphy’ego — („cara” komiksów). Organ ten sprawdzał ich zgodność z wymaganiami kodeksu10. Jeśli wszystko było w porządku, komiks otrzymywał pieczęć na znak, że został sprawdzony i zaakceptowany. Kodeks zabraniał pokazywania zbrodni w sposób, który wzbudzałby sympatię do przestępców, a przedstawicieli władzy politycznej, policjantów i sędziów nakazywał przedstawiać zawsze z szacunkiem, nie wolno było podważać ustalonych autorytetów. Regulamin komiksowy zabraniał również wszystkiego, co w czytelnikach mogłoby wzbudzić pożądanie seksualne i zachęcić ich do prowadzenia niemoralnego życia. Romantyczne historie miały zawsze podkreślać wartość rodziny i małżeństwa11. Za sprawą kodeksu na rynku mogły się pojawiać komiksy, przekazujące konserwatywną wizję świata, pochwalające status quo. Twórcy, którzy nie chcieli zastosować się do zasad kodeksu, zaczęli publikować w drugim obiegu. Powstały komiksy undergroundowe, programowo łamiące zasady moralności, których strzec miał kodeks. Nieposłuszne komiksy pisano nieortograficznie: „comix” lub „komix”, by odróżnić je od tych podporządkowanych regulaminowi. Comixy były utworami autorskimi wydawanymi przez samych twórców i początkowo rozprowadzanymi wśród znajomych, a później sprzedawanymi w tzw. head shopach — sklepach hipisów, gdzie można było zaopatrzyć się w akcesoria do palenia tytoniu i innych używek. Comixy od comic books różniło wszystko — nie tylko proces tworzenia, wydawania i dystrybucji, lecz także rozwiązania formalne, tematyka. Niosły one przesłanie subwersywne w latach 60. związane z ruchem hippisowskim. Były tworzone przez młodych i dla młodych. Stały w opozycji do kultury masowej,
& Literacje
krytykowały ją. Ścisły podział na mainstream i underground na rynku komiksów utrzymał się do 1971 roku, kiedy to kodeks zliberalizowano. Jednak zanim to nastąpiło, amerykańscy studenci utożsamiali się z Hulkiem i Spidermanem — bohaterami mainstreamowych komiksów wydawnictwa Marvel. Kodeks skazał comic books na odbiorców bardzo młodych. Dopiero formuła Marvela zwróciła ten gatunek starszym czytelnikom. Wright jest zdania, że comic books to zwierciadło społeczeństwa, odbijające postawy młodzieży, gdyż to ona stanowi trzon odbiorców medium12. Po młodzieży spodziewamy się buntowniczości i chęci zmiany, prób znalezienia nowej drogi, poprawienia systemu. Dlatego ważne jest zrozumienie, co czyta młodzież i dlaczego. Ludzie, nawet ci młodzi, nie akceptują przecież wszystkiego, co się wyprodukuje. W historii komiksu jedne serie upadały dość szybko, inne ciągnęły się latami, ponieważ były popularne. Wright zauważa, że każde pokolenie ma swoje własne komiksy i swoich bohaterów. Są oni tacy, jakich w danej dekadzie chce i potrzebuje młodzież. Oczywiście czytelnicy nie mają pełnej kontroli nad tym, co się wydaje w branży komiksowej, jednak nie są też całkowicie pozbawieni głosu. Lubiany superbohater jest więc efektem kompromisu miedzy oczekiwaniami czytelników, a tym, co dopuszczalne w kulturze. Kodeks na kilkanaście lat zaburzył tę zależność. Uniemożliwił kontynuowanie na dużą skalę tego, co wydawnictwo EC rozpoczęło, a mianowicie — pisania historii opartych na konflikcie pokoleń, młodzieńczym buncie przeciwko autorytetom. Bunt ten ponownie pojawił się w masowych comic books dopiero za sprawą wydawnictwa Marvela pod koniec lat 60. Hulk zdobył ogromną popularność, dlatego że był antybohaterem. To fizyk, który został napromieniowany podczas próbnych wybuchów bomb na poligonie wojskowym. Po wypadku, gdy podnosi się mu adrenalina, staje się zielonym, ogromnym i wściekłym potworem. Hulk nienawidzi ludzkości. Musi uciekać przed policją i obywatelami. Chciałby, żeby wszyscy zostawili go w spokoju. Jak donosi Wright, studenci postrzegali Hulka jako wyjętego spod prawa buntownika samotnie stawiającego czoła wszelkim instytucjom.
cietrzewienie zarówno lewicowców, jak i konserwatystów. Wobec panujących wówczas nastrojów politycznych rewolucja w komiksach mainstramowych wydaje się dość umiarkowana. A jednak studenci postrzegali Hulka i Spidermana jako symbole rewolucji. Fakt ten można interpretować na kilka sposobów: albo wielu studentów miało poglądy umiarkowane, albo formuła Marvela to przykład zawłaszczania do celów komercyjnych buntu młodych, osłabiania go i przejmowania nad nim kontroli, albo jest ona efektem kompromisu między potrzebami czytelników a zasadami kultury dominującej. Możliwości te się nie wykluczają. Za ostatnią opcją przemawia jednak to, że postaci Marvela z pewnością były rewolucyjne w stosunku do wcześniejszych superbohaterów. Czytelnicy odrzucili bardziej konserwatywnego Supermana. Seria o Spidermanie doprowadziła do zniesienia w 1971 roku kodeksu, który można rozumieć jako kodyfikację norm, światopoglądu głównego nurtu. Jego zniesienie ich nie zlikwidowało. Zmieniły się one po rewolucji obyczajowej końca lat 60. więc regulamin wydawać się też musiał anachroniczny. Młodzież wybrała bardziej liberalną kulturę, sprzeczną z kodeksem. Opowiedziała się przeciwko zasadom starszego pokolenia. Po upadku kodeksu w komiksach mainstreamowych zdarzają się coraz śmielsze treści subwersywne, na przykład Batman: The Dark Knight Returns Franka Millera wydany w 1986 roku krytykuje wyścig zbrojeń i zimną wojnę. Batman w tej historii przedstawia kapitalizm i socjalizm jako systemy równie szkodliwe — obydwa zagrażają życiu na Ziemi. Komiks ten zawiera też bardzo nieprzychylny obraz prezydenta Stanów. Civil War z 2006 roku odczytywana jest jako alegoria sytuacji w Stanach po 11 września i uchwaleniu Ustawy Patriotycznej, w której wielu widzi zagrożenie wolności obywatelskich. W historii tej podczas walki superbohaterów z przestępcami ginie 600 przypadkowych osób, w tym dzieci. W związku z tym Kongres uchwala Superheroes Registration Act — ustawę, która nakazuje herosom zarejestrowanie się, co oznacza, że muszą ujawnić rządowi swoje imię i nazwisko, przejść szkolenie i podjąć pracę w wojskowej agencji szpiegowskiej. Część superbohaterów odmawia, między innymi Kapi-
Spiderman jest kwintesencją nowego typu superbohatera. Komiks ten był pomyślany jako krótka seria. Jego twórcy nie spodziewali się, że bohater, który tak często ponosi porażki, może być lubiany. W serii o Spidermanie równie dużo miejsca poświecono jego codziennemu życiu, co przygodom wybawiciela ludzi. Był to pierwszy heros, który dorastał wraz z czytelnikiem. Poznajemy go jako nastolatka, którego ukąsił radioaktywnie napromieniowany pająk. Dzięki temu chłopiec zyskuje niezwykłą siłę, prędkość, a także zdolność poruszania się niczym pająk. Stopniowo dojrzewa do roli obrońcy słabszych. Wraz z czytelnikiem idzie na studia. Bohaterowie Marvela różnili się od wcześniejszych herosów tym, że byli indywidualnościami. Mieli wady, daleko im było do ideału. Przeżywali rozterki, chwile zwątpienia, buntowali się przeciwko swojemu losowi, bywali samotni. Dzięki temu młodzi czytelnicy mogli się z nimi identyfikować. W komiksach Marvela po raz pierwszy od dawna pokazano, że policjant może źle oceniać sytuację, a wynalazczość człowieka miewa negatywne skutki. W latach 60. komiksy te były akceptowane, gdyż powszechne stało się przekonanie, że młodzieńczy bunt jest naturalnym etapem życia, w którym człowiek buduje swoją tożsamość13. Poza tym ich bohaterowie nadal walczyli z kryminalistami i antykomunistami, a nawet starali się ostudzać emocje rozpolitykowanej młodzieży. Owszem, byli po stronie zbuntowanych, ale namawiali ich do pokojowych rozwiązań, odradzali stosowanie przemocy. W jednym z odcinków przygód Spidermana bohater uznaje słuszność żądań studentów, którzy organizują demonstrację przeciwko planom co do zmienienia pustego budynku na campusie w luksusowy hotel, zamiast przeznaczenia go na akademik. Jednak Spiderman nie przyłącza się do demonstrantów, ponieważ nie zna wszystkich faktów i nie może prawidłowo ocenić sytuacji. Pod koniec historii okazuje się, że demonstracja nie była potrzebna, gdyż dziekan od początku chciał przeznaczyć budynek na akademik. Przyznaje jednak, że popełnił błąd i powinien był poinformować młodzież o toczącym się w tej sprawie postępowaniu. Jak stwierdza Wright, komiksy Marvela w burzliwych latach 60. i 70. sytuowały się w centrum sceny politycznej. Potępiały przemoc i za-
04 ≈
Literacje
& 31
{
Halina Gąsiorowska
1. Ian Gordon, Comic Strip and Consumer Culture 1890-1945 (Washington & London: Smithsonian Institution Press, 1998), s. 6 . 2. Ibidem, s.129-131. 3. Bradford W. Wri-
ght, Comics Book Nation, Londyn Baltimore: The Johns Hopkins University Press, 2000 . 4. Jerzy Szyłak, Komiks świat przerysowany, Gdański słowo/obraz terytoria, 2000, s. 43. 5 .Ian Gordon, op.cit., s. 41. 6. Charles Hatfield, Alternative Comics. An Emerging Literature, Jackson: University Press of Mississippi, 2005, s. 34 .7. Krzysztof Teodor Toeplitz, Sztuka komiksu, Warszawa, Czytelnik, 1985, s. 53. 8. Ibidem, 53. 9. Bradford W. Wright, op. cit., s. 165. 10. Ibidem, op. cit., s.172. 11. Ibidem. 12. Ibidem, s.172-173.13 .Ibidem, s. XIV-XV. 14. Ibidem, s. 201.15. Informacje na temat Civil War podaję za „Whose side are you on?”(n.d) Comicvine, 26.09.2007 <http://www.comicvine. com/civil-war/40615/.
32
& Literacje
Robi nam pap parara Robi nam pap parara1.
pop
słów kilka
o
Górniczo–hutnicza orkiestra dęta,
baśni
Bunt w kulturze masowej – KOMIKS
tan Ameryka. Ci, którzy podporządkowali się rządowej dyrektywie, otrzymują rozkaz zlikwidowania nieposłusznych. Buntownicy organizują ruch oporu o nazwie Secret Avengers. Pod koniec historii Kapitan Ameryka, gdy zdaje sobie sprawę z tego, że przez walki tytanów cierpią zwykli obywatele, których przecież powinien chronić, poddaje się. Prezydent ogłasza amnestię dla wszystkich buntowników, z wyjątkiem ich przywódcy — Kapitana Ameryki. Kapitan zostaje aresztowany i dość szybko zamordowany. Większość członków Secret Avengers decyduje się na emigrację14. Obecnie wielu badaczy krytykuje kulturę masową za to, że pozbawia bunt znaczenia, zmienia go w towar, przez co alternatywne wizje porządku społecznego stają się niemożliwe do zrealizowania. Przykładowo, w sieci H&M można kupić koszulki ze znakiem anarchii. Od lat 80. komiksy niezależne sprzedaje się w tych samych sklepach komiksowych, co wydawnictwa mainstreamowe. Natomiast undergroundowe comixy lat 60. stały się klasyką medium i rozprowadzają je oficjalne księgarnie. Motyw buntu w kulturze popularnej jest modny, ale nic z niego nie wynika. Jego widoczne konsekwencje to umacnianie kapitalizmu (bunt dobrze się sprzedaje) i wiary we własną wolność (wolno kupować subwersywne treści). Znamienne, że całościowa krytyka samego kapitalizmu w mainstreamowych historiach komiksowych zdarza się dość rzadko. Raczej dotyczy ona pewnych politycznych i społecznych aspektow rzeczywistości. Pesymistyczna wizja, według której zmiany nigdy nie nastąpią, wynika z tego, że dyskurs alternatywy został zagarnięty przez mainstream, wykorzystany przez kapitalizm. Z drugiej strony nagromadzenie obrazów buntu w kulturze masowej świadczy o marzeniach ludzi – pragną oni innych stosunkach społecznych, politycznych, gospodarczych. Potrzeby te zostają zaspokojone pozornie — w sferze fantasmagorii. Możliwe jednak, że nagminne wykorzystywanie motywu buntu przez kulturę masową w końcu obróci się przeciwko niej i systemowi, który podtrzymuje. Wciąż powtarzane treści subwersywne mogą zaciekawić, zmusić do refleksji i zainspirować do działania.
Motto:
İ
bo
Halina Gąsiorowska (1979), poświęciła dwie prace magisterskie komiksowi. Obydwie obroniła na Uniwersytecie Warszawskim, pierwszą pod tytułem „Żbik i Zbeak. Język w komiksie” na Wydziale Polonistyki, a drugą: „Komiks jako medium postmodernistyczne” w Ośrodku Studiów Amerykańskich. Ukończyła Pomagisterskie Studium Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Ostatnio gra w happeningach.
&Iwona E. Rusek na jej pisemną formę, która przybiera werbalny kształt. Z takim zjawiskiem spotykamy się w Lubiewie czy Barbarze Radziwiłłównie Witkowskiego, Wojnie polsko-ruskiej pod flagą biało czerwoną Masłowskiej, Bocianie i Loli oraz Osiem cztery Nahacza, a także Ostatnim zlocie aniołów Pankowskiego. Odbiorca tych tekstów odnosi nieodparte wrażenie, że oto bohater – narrator mówi do niego, opowiada mu swoją, lub czyjąś historię. Na tym nie koniec, są bowiem teksty takie, jak np. Kontroler snów Nocnego, Dla mnie to samo Drotkiewicz czy Paw Królowej Masłowskiej, gdzie fabuła jest po prostu opowiedziana z punktu widzenia narratora wszechwiedzącego, występującego także w baśniach. Oczywistość cudowności sprawia, że bohaterowie nie czują granicy dzielącej świat rzeczywisty od świata magii. Ukazujący się jednej z bohaterek Lubiewa, Patrycji, duch Hrabiny początkowo ją przeraża, ale już po chwili wchodzi ona z nim w dialog rodem z Dziadów Mickiewicza i szekspirowskiego Makbeta (L, s. 17, 18, 19). Upatruje w spragnionym lujów duchu niemalże Pytii i Kasandry w jednym, a do głośno artykułowanego głodu odnosi się z prawdziwym zrozumieniem, co nie zmienia faktu, że czuje oburzenie, gdy ezote-
Jednym z najstarszych gatunków literackich jest baśń magiczna powstała na gruncie literatury oralnej2 , niosąca uniwersalne przesłanie wywodzące się z mądrości ludowej, dotyczące powtarzalnych zachowań międzyludzkich3. Do istotnych cech kompozycyjnych baśni należy zaliczyć:
1. oczywistość cudowności 2. w ystępowanie postaci ze zjawisk nadprzyrodzonych 3. magiczne przedmioty 4. różnego rodzaju metamorfozy4 5. wędrówkę 6. podstęp 7. zaklęcie/ przekleństwo5 8. morał W tym miejscu przychodzi nam zapytać: czy z wyżej wymienionymi elementami mamy do czynienia tylko w baśni magicznej? Otóż odpowiedź brzmi nie, z łatwością bowiem odnajdujemy je we współczesnych tekstach popliterackich6, które w ten sposób przekształcają się niejako w baśnie pop. Przyjrzyjmy się temu zjawisku bliżej. Baśń, jak ustaliliśmy, jest opowieścią przekazywaną ustnie. Oralność ta ma wpływ
05≈
Literacje
& 33
O baśni pop słów kilka 34
05≈ ryczna Hrabina nie powiedziała: – Ani „dzień dobry”, ani „do widzenia”, tylko poszła w pizdu, mimo, żeśmy się już od tych dobrych parunastu lat nie widziały, a opowiadać to chyba miałaby co (s. 20). Dla pana Huberta zarówno Radziwiłłówna, jak i Matka Boska są bytami realnie istniejącym w jego czasoprzestrzeni umysłowej, a spotkanie, czy rozmowa z tą ostatnią nie jest niczym nadzwyczajnym (BR, s. 93 – 94). To normalne, że Matka Boska przyszła mu na ratunek, udzieliła dobrej rady, a potem (…) – wzięła i się znikła (s. 94). Rastaman, bohater Kontrolera snów swobodnie egzystuje w świecie realnym i wirtualnym. Granica między snem a jawą jest bowiem na tyle płynna, że bohater czasem z trudem ją wyczuwa (np. nie wie, czy się obudził, czy też to, co się właśnie dzieje jest po prostu snem). Poszukiwanie zaginionej narzeczonej w piekielnym podziemiu centrum handlowego, do którego prowadzą wielocyfrowe numery na monitorze i królik ze snu, z klatki magazynu – są w swej cudowności oczywiste. U Nahacza bohaterowie odurzeni narkotykami7 zapadają się w odrealniony, magiczno-baśniowy świat dziwacznych wizji i kolorów. Wszystko, co się w nim wydarza przyjmują jako naturalne. Postaci ze zjawisk nadprzyrodzonych pojawiają się, by pomóc bohaterowi, i co ważne, obdarzyć go magicznymi przedmiotami. W tym barwnym korowodzie wyróżnić należy tytułowego Kontrolera snów z powieści Nocnego, który każdemu ukazywał się w innej postaci. W takt chochołowego zaklęcia z Wesela Wyspiańskiego odzwierciedlał jej wewnętrzne potrzeby i lęki: Co, się w duszy komu gra Co, kto w swoich widzi snach8. Oprócz niego głównemu bohaterowi ukazał się zmarły przyjaciel Łebster przywołany zapaloną z dobroci serca świeczką. Duch ten przyszedł na swoiste dziady, podczas których wygłosił, niczym mickiewiczowska postać, prawdę zawartą w słowach: – Każda z postaci snu jest tobą. Cokolwiek zrobią, sam to zrobiłeś (Ks, s. 160). Podobnie zachowuje się fantastyczny, tajemniczy Bocian z powieści Nahacza, który bohaterowi znajdującemu się u kresu swej wę-
& Literacje
drówki mówi: – Jestem Bocianem z liter, Bocianem z twojej głowy (BiL, s. 140). A wcześniej pojawia się zupełnie nierealny staruch z włosami na rękach i opowieścią o białym dziecku. Do Pankowskiego przybywa prosto z nieba jego dawna niania i przynosi zaproszenie na zlot w zaświatach, w których bohater spotyka anioły i aniołki, a na płycie lotniska w Rachatłukum dokonuje rozrachunku z jednym z Trzech Króli, Kasprem, wyjawiającym mu prawdę, której szukał całe życie. Panu Hubertowi vel Barbarze Radziwiłłównie ukazuje się Matka Boska w całej swej okazałości, co bohater przyjmuje z niekłamanym zachwytem, podobnie jak jej psalmowane rymowanki. Do tego typu przedziwnych istot zamieszkujących wyobraźnię czytelników i stronice baśni pop, zaliczyć możemy również gotycką Andżelę Kosz z Wojny polskoruskiej... Masłowskiej. Postać ta, ze względu na swe nieprawdopodobne umiejętności łykania i wydalania kamieni, czy przydomowego żwirku, zdaje się być zawieszona między tym a tamtym światem, z naciskiem na tamten. Magiczne przedmioty pojawiają się zazwyczaj jako dar fantastycznych postaci, ale mogą też pochodzić od tak zwanych normalnych bohaterów. Dla pana Huberta taką funkcję spełniają perły, które nosi pod ubraniem jako rodzaj talizmanu. Klejnoty powodują, że czuje się przynależny do nadnaturalnego świata i stanowią łącznik z jego ukochaną idolką – Barbarą Radziwiłłówą. Adela, jedna z bohaterek Dla mnie to samo, za magiczny uważa prezent, który dostała od Niny: sweter o zapachu ciał i seksualnego pożądania, co sprawiało, że nosząc go, czuła się kimś innym. Magiczne zaproszenie przynosi Pankowskiemu duch niani. Rastaman, bohater książki Nocnego, odkrywa w centrum handlowym sekretne przejścia, które prowadzą go do wypełnionego po brzegi czarnymi segregatorami pomieszczenia. W nim znajduje walizkę z aparaturą do podglądania snów. Ów generator działał w ten sposób, że zużywał energię śniących, oni tracili chęć do życia, a ono samo – sens najgłębszy. Zupełnie podobnie rzecz ma się w powieści Bocian i Lola Nahacza, gdzie Bocian oznajmia: – To wszystko jest z twojej głowy. Czasami (...) ktoś podpinał się pod
twoją fazę. Zmieniacze czasu tak działają [podkreśl. moje – I.R] (BiL, s. 140). W tekście tym pojawiają się też inne magiczne przedmioty, które spełniają funkcję symboliczno-pokazową, są to: kobieta z dzbanem wypełnionym drobinami przypominającymi ziarno, czy cielak o złotych rogach. Natomiast Bocian nie tylko mówi o zmieniaczach czasu, lecz także przynosi to, co uruchamia cały proces: narkotyki. W tym miejscu możemy śmiało powiedzieć, że są one magicznymi przedmiotami-atrybutami, a wreszcie używkami bohaterów baśni pop. Silny, Arleta, czy Magda z Wojny polsko-ruskiej… Masłowskiej wciągają białe ścieżki, wylizują foliowe torebeczki lub rozkoszują się ukrytą w ptasim mleczku amfetaminą. Bohaterowie Osiem cztery dysponują całym arsenałem magicznych przedmiotów: – Patol miał swoją trawę, Muko wódkę, a Tępy pół setki podróbek [grzybów halucynogennych – I.R] (Ocz, s. 8). Metamorfozy dotyczą bohaterów, otoczenia (w tym innych postaci) i stanowią element cudowności, która jest w baśni pop oczywista. Kontroler snów jest każdym, w którego umysł wejdzie, podobnie Bocian, przedzierzgający się w dowolną postać z liter, czy Pan Hubert, który dzięki perłom staje się Barbarą Radziwiłłówną: – A ukoronowaniem wszystkiego był moment, że lustro stare, piękne wyciągałem i te perły od staruszki na głowę nakładałem, jak welon, skąd potem moja ksywa poszła, i nawet jak później w kiciu siedziałem to nikt nie mówił inaczej, jak tylko, że Barbara Radziwiłłówna kibluje, w kiblu odsiaduje (BR, s. 48). Bohater ten wysłuchuje także opowieści o nieszczęśliwej dziewczynie, która zamieniła się w jezioro. – Znam to jezioro, znam tą kałużę, bo ona powstała z łez takiej jednej rusałki z Ukrainy, cośmy ją stręczyli na pobliskiej autostradzie, o której już wspomniałem, nie chciała tych z TIR-ów obciągać, to i płacz był, Swietłana czy Goplana, jakoś tak ją nazywali. Tuśmy ją wszyscy z szefem ówczesnym, grubym Bolkiem, wyruchali, aż wypłakała oczy i zamieniła się w jezioro [podkreśl. moje – I.R] (BR, s. 148).
I wreszcie podczas swej wędrówki do Lichenia spotyka kobiety, które przemieniają się w szekspirowskie wiedźmy. Drotkiewicz daje opis metamorfozy nieudanej, a przez to tragicznej, gdy czternastoletnia pacjentka rozpaczliwie pożądająca operującego ją lekarza wierzy, że z nową twarzą go zdobędzie. Jednak operacja się nie powiodła, przemiana nie doszła do skutku i wszystko pozostało w sferze pragnień. Wędrówka w baśniach pop ma dwojaki charakter: zewnętrzny i wewnętrzny. Do pierwszego możemy zaliczyć pielgrzymkę pana Huberta do Lichenia, wycieczki bohaterówbohaterek Lubiewa do parku, kurs między barem, szpitalem, nadmorską plażą, a mieszkaniem Silnego w Wojnie polsko-ruskiej.... Można tu także dodać „odyseję” Rastamana, bohatera Nocnego, po centrum handlowym, zgłębianie sekretnych korytarzy, przejść, a wreszcie odnalezienie dodatkowego, środkowego pionu. Drugi typ odnosi się do podróży w głąb siebie. Mamy z tym do czynienia w tekście Pankowskiego, który udaje się w zaświaty, a także w Osiem cztery Nahacza, gdzie narkotyki wywołują refleksję i uważniejsze przyjrzenie się otaczającej rzeczywistości. Natomiast Bocian i Lola to klasyczny przykład wędrówki do swego wnętrza, akt przypominania sobie siebie zaklęty w symbolicznym szukaniu Loli. Ślad podstępu odnajdujemy tyko w Wojnie polsko-ruskiej... Masłowskiej, gdzie była dziewczyna głównego bohatera symulowała ból nogi, by wykorzystać jego uczucie i swobodnie nim manipulować. Zaklęcie ukazuje swą moc w Kontrolerze snów gdzie co rusz rozbrzmiewa: do a reality check,zaczarowujące lub odczarowujące obraz snu i jawy. Natomiast w Bocianie i Loli, pojawiają się słowa mające moc stwarzania światów i przenoszenia do nich: Powiedz tylko trzy razy Bocian i podskocz na lewej nodze (BiL, s. 98). A Pankowski rozpoczyna swój marsz na zlot aniołów dopiero po wypowiedzeniu wiersza-hasła: Kociurpka, kocierpka Aż słowo cierpnie pod czołem (s. 19). W naszych rozważaniach nadszedł czas, by zadać ostatnie pytanie: a gdzie morał – mądrość uniwersalna obejmująca przeszłość i przyszłość wraz ze swą córą teraźniejszością? Zdaje się, że o morale możemy mówić je-
05≈
Literacje
& 35
O baśni pop słów kilka
C
iężar ciąży,
dynie w tekście Nocnego, Pankowskiego i poniekąd Drotkiewicz. Dlaczego w przypadku autorki używamy wyrażenia poniekąd? Otóż dlatego, że morał jako taki nie pojawia się w jej tekście, zamiast niego mamy do czynienia z czymś, co moglibyśmy określić jako nawiązanie do morału. Przyjrzyjmy się temu zjawisku bliżej. Fragment pierwszy: Tego wieczora Romanowi nie udaje się zignorować Niny. Tego wieczora, kiedy Roman jednak z nią współżyje, jakkolwiek bez niepotrzebnych czułości typu pocałunek, na jego brodzie pojawia się pierwszy pryszcz. W tym momencie uważny czytelnik zapewne dostrzeże delikatnie zarysowujący się morał bajki zwierzęcej [podkreśl. moje – I.R] (Dts, s. 100). I drugi: Adeli ręka mdleje na lepkim członku Jana Niebieskiego. Adela zaciska zęby aż się jej kruszą jedynki. I nagle jednym haustem mleka słodzonego w puszce, finałem programu „Jaka to melodia”, z samobójczą determinacją chcecie bajki? Oto bajka! Zakleszcza swą decydującą dłoń na jego członku aż do wyrzygania [podkreśl. moje I.R] (Dts, s. 142). Takie zaprezentowanie morału niczemu w gruncie rzeczy nie służy. Nie buduje wewnętrznej spójności opowieści, nie ma też swej kontynuacji w dalszym planie powieści, jego jedyna funkcja polega na obrazowym i dokładnym ukazaniu aktów seksualnych. Pankowski, który w swej baśni-powieści wędrując przez zaświaty szukał odpowiedzi, ostatecznie ukazał nie prawdę o życiu, ale morał obejmujący życie, zawarty w zdaniu: niebo i piekło są pierworodnie bliźniacze (Oz, s. 71). Natomiast w Kontrolerze snów Nocnego mamy do czynienia z wyraźnie sformułowanym morałem, który głosi, że trzech najważniejszych wartości: wiary, nadziei i miłości nie da się kupić (Ks, s. 300). Obok tego pozytywnego zakończenia pojawia się drugie, dotykające głębi ludzkiej egzystencji i przez to wpisujące się w idee uniwersalnej nauki. Kontroler snów pojawia się w centrum handlowym i, śmiejąc się, pokazuje palce złożone w diabełka (Ks, s. 301). Sygnalizuje tym samym, że zło i pokuszenie nigdy nie śpią, nigdy nie odchodzą, ale zawsze są czujne i gotowe do ataku. A baśń pop, mimo braku wyraźnego pouczenia daje znać o sobie w rozlicznych tekstach, które starają się dotknąć tego, co człowiekowi najbliższe – życia.
Wielka Zmiana
i wynikające z niej powinności
&Bernadetta Darska
{
Iwona Rusek
1. Jest to cytat z piosenki zespołu Pogodno pt. Orkiestra. Całość do obejrzenia i wysłuchania na: www.youtube.com/watch?v=zbBCke8H4Bs. 2. M. Bernacki, M. Pawlus, Słownik gatunków literackich, Bielsko – Biała 2002, s. 376. 3. Ibidem. 4. Słownik rodzajów i gatunków literackich, pod red. G. Gazdy, Kraków 2006, s. 80. 5. Punkty od 5 do 7 można założyć na podstawie tekstu W. Proppa, Morfologa bajki, Warszawa 1976. Propp pisze, że w bajce spotykamy się bardzo często z tzw. sytuacją wyjściową, która polega m.in. na zaprezentowaniu członków rodziny (s. 67). Takie przedstawienie postaci występuje w Osiem cztery Nahacza. Natomiast morał jest integralnym elementem każdego tekstu baśniowego i nie ma potrzeby przyporządkowywać go do określonego adresu bibliograficznego. 6. Powyższy tekst napisany został w oparciu o kilka wybranych przez autorkę powieści: A. Drotkiewicz, Dla mnie to samo, Warszawa 2006 (Dts), M. Nahacz, Osiem cztery, Wołowiec 2003, (Ocz), tegoż,Bocian i Lola, Warszawa 2005 (BiL), M. Witkowski, Lubiewo, Kraków 2006 (L), tegoż, Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna – Szczakowej, Warszawa 2008 (BR), M. Nocny, Kontroler snów Warszawa 2007 (KS), D. Masłowska, Wojna polsko – ruska pod flagą biało czerwoną, Warszawa 2003 (W), tejże, Paw królowej, Warszawa 2005 (PK), M. Pankowski, Ostatni zlot aniołów, Warszawa 2007 (Oz). 7. W Osiem cztery są to grzyby halucynogenne i marihuana, w Bocianie i Loli – amfetamina („białe gówno”, s. 127). 8. St. Wyspiański, Wesele, Kraków 1977, s. 93.
36
& Literacje
czyli
İ
bo
Iwona E. Rusek (1978), doktor nauk humanistycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Wielbicielka Berenta, Platona, Schopenhauera, a także wszelakiej mitologii i symboliki.
O tym, że literatura popularna adresowana do kobiet i przez kobiety tworzona skupia się przede wszystkim na miłosnych perypetiach bohaterów, nie trzeba nikogo przekonywać. Trudniej byłoby przekonać czytelników, że wspomniane romansowe narracje sprowadzają się nie tylko do dwóch możliwości, a mianowicie „kiedy w końcu go zdobędę?” lub „czy on do mnie jeszcze wróci?”.
A taka sytuacja coraz częściej ma miejsce. Kobiety piszą nie tylko o miłości, zazdrości czy zdradzie, lecz także o chorobie, przemocy, karierze zawodowej, wolności wyboru czy trudnych decyzjach związanych z ciążą. Owszem, kwestia posiadania mężczyzny ciągle pozostaje istotna, ale bohaterki popularnych powieści zauważają, że nawet jeśli ów wymarzony książę z bajki jest dla nich samych centralnym zagadnieniem, to dla świata już niekoniecznie. Stąd zainteresowanie także innymi sprawami – czasami oczywiste, często wymuszone splotem różnych okoliczności. Co ciekawe, zajście w ciążę powoduje, że kobiety sprowokowane są często do podjęcia ważnych, życiowych decyzji. Nie chodzi tu tylko o wybór: urodzić czy usunąć, ale o zdefiniowanie na nowo hierarchii wartości. Ważna okazuje się także prywatna rewolucja – fizjologiczna, ale przede wszystkim mentalna. Bohaterki powieści muszą bowiem dokonać samookreślenia, tym razem na nic zdadzą się uniki – albo zaczną o siebie walczyć, albo poddadzą się kontroli społecznej. Ciąża staje się więc rodzajem życiowego egzaminu.
Kariera zawodowa Ciąża jest często przeszkodą w kontynuowaniu dobrze rozwijającej się kariery zawodowej. Zwykle to pracodawca uznaje, że kobieta będzie teraz gorszym pracownikiem, ale i sama zainteresowana, gdy dziecko się urodzi,
06≈
Literacje
& 37
Ciężar ciąży, czyli Wielka Zmiana i wynikające z niej powinności 38
06 ≈ dostrzega trudności, które pojawiają się, gdy chce pogodzić pracę i wczesny etap macierzyństwa. W powieści Katarzyny Krenz W ogrodzie Mirandy ciąża nie tylko przecina wspaniały dotychczas związek z mężczyzną, lecz także przyczynia się do wielkich zmian w życiu zawodowym. Miranda pracuje w bardzo dobrze prosperującej kancelarii prawniczej. Jej partner, choć tu odpowiedniejszym określeniem byłby chyba kochanek, jest także prawnikiem. Oboje świetnie godzą całkowite poświęcenie się pracy z miłymi chwilami we dwoje. Kiedy Miranda oznajmia Maciejowi, że jest w ciąży, słyszy tylko trzy słowa: – To brak profesjonalizmu (s. 9). Pomijam w tym miejscu pogląd, że bohaterka uważa, że mężczyzn trzeba w sposób szczególny do takich wiadomości przygotowywać i że ewentualne zetknięcie się z oczekiwaną pozytywną reakcją wymaga długotrwałej pracy wstępnej. Miranda takowej nie wykonała. W efekcie jest zmuszona do następującego bilansu: Mirandzie zrobiło się czarno przed oczami. Zrozumiała, że w tej chwili przegrała wszystko. Błyskawiczną karierę, posadę w najlepszej kancelarii prawniczej w Warszawie, służbowy apartament, Macieja. Wszystko oprócz dziecka, którego była pewna. Że jest (s. 10). Bohaterka wyjeżdża do Anglii, tam pracuje przez pewien czas jako sprzątaczka. Rodzi córkę i odnajduje swój cel w życiu. Dziwi fakt, że kobieta tak łatwo usprawiedliwia Macieja, dziwi jej naiwność, dziwi nas wreszcie, że bohaterka nie walczy. Wycofuje się, od razu uznaje swoją porażkę. Ciąża, choć przynosi później pocieszenie, tak naprawdę jest tutaj synonimem klęski. Zupełnie inaczej kwestię godzenia macierzyństwa z pracą przedstawia Grażyna Plebanek w Pudełku ze szpilkami. Autorce udaje się pokazać wiarygodny portret kobiety pracującej na dwa etaty. Matki, która chce być blisko swojego dziecka, i kobiety rozwijającej się zawodowo, która chce pozostać aktywna także w życiu pozadomowym. Warto przytoczyć fragment odsłaniający paradoksy godzenia obu tych ról: – Zakupy targałam w soboty z za-
& Literacje
pchanego supermarketu, Julka karmiłam według instrukcji niani zupkami, które zamrażała na weekend, na spacery wychodziliśmy w godzinach, które zapisała na karteczce przypiętej do lodówki, kąpiel odbywała się w porach, kiedy ona zwykła to robić. Tylko zabawkami obsypywałam Julka wbrew jej woli. Najczęściej kupowałam zbyt poważne na jego wiek, ale skąd mogłam wiedzieć, czym zajmuje się siedmiomiesięczniak, skoro na czytanie poradników dla rodziców nie starczało mi czasu; nie miałam go nawet na rozmowy z nianią (s. 155). Czymś oczywistym staje się życie w ciągłym pośpiechu i poczucie, że kiedy jest się w domu, coś ważnego przechodzi nam koło nosa w pracy, a kiedy jest się w pracy, tracimy ważne i niepowtarzalne chwile z życia dziecka. Bohaterka odkrywa więc, że spokój jest czymś nierealnym, a do wspomnianej gonitwy musi się po prostu przyzwyczaić, jeśli nie chce, oczywiście, z niczego rezygnować. Tyle, że ona pragnie wyciszenia. Ostatecznie postanawia zrezygnować z pracy i wychowywać dziecko. Jej decyzja nie jest porażką, lecz wyborem, a to znaczna różnica.
Przemoc domowa Najnowsza powieść Katarzyny Grocholi Trzepot skrzydeł to przejmująca opowieść o przemocy domowej. Jesteśmy świadkami stopniowego zniewolenia kobiety. Na początku jest to niewola psychiczna – Hania nie może spotykać się z przyjaciółmi, musi tłumaczyć się z tego, co robi, jest nieustannie egzaminowana. Później dochodzi do tego bicie – bez powodu, na wszelki wypadek, żeby na przyszłość nie popełniała już błędów. Tyle że błędem może być wszystko, także to, czego dzień wcześniej za błąd nie uznawano. Atmosfera osaczenia, niemal zwierzęcy strach i ciągłe oszukiwanie siebie, że on się zmieni, że może wina nie leży wcale po jego stronie – to odtąd małżeńska codzienność bohaterki, która mówi: – Więc nie zauważyłam, że coś się dzieje z nim, tylko sądziłam, że coś się dzieje ze mną (s. 66). Żyjąc z potworem nie myśli się o dziecku.
boleć stratę, to jednak znajduje siłę, by siebie samą przywrócić do życia. Symboliczny akt narodzin ma miejsce w sytuacji głęboko intymnej na fotelu ginekologicznym. Bohaterka płacząc opowiada o swoim cierpieniu lekarzowi. Ten, empatyczny, chętny do niesienia pomocy, wspierający, wydaje się jej aniołem. To w trakcie oczyszczającego wyznania Hania decyduje się, że już nigdy do męża nie wróci. W wytrwaniu w tej decyzji pomaga jej utracone dziecko: – Więc straciłam to dziecko, które mnie uratowało. Przed śmiercią? Lub może czymś znacznie gorszym? Ono pomogło mi znaleźć siebie, tę drugą, której szukałam całe życie i do której tęskniłam. Cały czas była obok mnie, wystarczyło ją przywołać, wystarczyło zobaczyć, że jest (s. 156). Strata zamienia się więc w ciągłą obecność, śmierć daje szansę na nowe życie. Ciąża w powieści Grocholi zyskuje wymiar odkupienia – dziecko nie mogło się urodzić, bo gdyby przyszło na świat, przemoc nadal by trwała. Poronienie jest więc ceną, którą kobieta płaci za wyzwolenie.
Czyżby? Bohaterka szuka ocalenia, naiwnie wierzy, że coś albo ktoś odmieni jej los. Trudno jest jej przyznać się do porażki, powiedzieć sobie, że człowiek, który miał być kimś najbliższym, okazał się największym wrogiem. Bohaterka wspomina wyrażenie „urodzisz mi” i już wie doskonale, że nie rokuje ono dobrze przyszłości. Wyznaje: –Oczywiście, myślałam o dziecku aż za często. Myślałam o nim cały czas. [...] Myślałam o oddaniu, myślałam o opiece i trosce, o dobrym wychowaniu, o miłości, o czułości, o malutkich rączkach na szyi, myślałam o ciepłym ciałku, które zasypia w moich ramionach, o mokrym całusku wyciskanym na policzku. O tak, o dziecku myślałam. Jak go nie mieć (s. 110-111). Marzenie o dziecku jest jednocześnie pragnieniem tego wszystkiego, czego kobiecie brakuje. Modlitwa o to, by jednak w ciążę nie zajść – to wewnętrzne przekonanie, że dziecku trzeba oszczędzić tego, co ona sama przeżywa na co dzień. Kiedy mąż bije tak mocno, że łamie jej rękę, Hania daje się oszukać raz jeszcze. Mężczyzna przeprasza, obiecuje, że się zmieni, jest przez chwilę tak, jak kiedyś, jak dawno już nie było. To wtedy bohaterka przestaje się zabezpieczać, odzyskuje wiarę w miłość. Kiedy jednak już wie, że on, jej oprawca, wcale nie stał się innym człowiekiem, modli się, aby nie być w ciąży. Ukrywa swój stan przed mężem, próbuje się chronić, żyje w jeszcze większym lęku niż dotąd. A kiedy on ma znowu napad szału, kiedy wywleka ją nagą z łazienki, rzuca na podłogę, bije, wyzywa od kurew i gówna, coś się w niej łamie: Zasznurowałam usta i milczałam. – Jeśli teraz Hanusia grzecznie przeprosi, tygrysica moja, to nie będzie kary – powiedział i już, już chciałam powiedzieć, przepraszam, ale moje dziecko, moje dziecko w środku nie pozwoliło. – Powiedz: przepraszam, to nic ci nie zrobię – powtórzył. I moje dziecko w środku, piętnasto-, a może już czterdziesto-, a może pięćdziesieciomilimetrowe, bo miało już ponad dwa miesiące, a pod koniec trzeciego będzie miało dziewięćdziesiąt milimetrów, powiedziało za mnie: – NIE (s. 149). Hania traci dziecko. I choć musi prze-
Polityczna nauczka Ciąża w powieści Pauliny Grych Numer zerowy to efekt kobiecego planu wymierzonego w mężczyznę. Michał jest posłem prawicowej partii. Robi karierę, często udziela się w mediach. W domu bywa rzadko, nie dba o swoje małżeństwo. We własnej sypialni udaje świętoszkowatego polityka, którego gorszy chociażby seksowna, koronkowa bielizna. Kiedy w jednym z programów telewizyjnych wychodzi na jaw, że ma romans, żona początkowo staje u jego boku. Zaraz po odparciu pierwszego ataku dziennikarzy wyraźnie daje mu do zrozumienia, co o tym sądzi. Zaczyna wprowadzać zmiany w swoje dotychczas nudne, pełne powtarzalnych czynności życie. Przestaje zajmować się tylko domem i dzieckiem, chce rozwijać uśpione pasje dziennikarskie. Mamy wrażenie, że zdradzona kobieta rozpoczyna nowy etap, decyduje o sobie, wie, czego chce, rezygnuje z poddawania się woli innych. W fi-
06 ≈
Literacje
& 39
Ciężar ciąży, czyli Wielka Zmiana i wynikające z niej powinności
06 ≈ nale powieści Natalia wyedukowana seksualnie lekturą porad z kolorowej prasy, wabi swojego męża, na nowo go uwodzi, pozwalając, by doszło do zbliżenia. Ma ono być wstępem do przebaczenia. Jednocześnie słyszy banalne wyznanie, że ów romans był pomyłką. Wydaje się, że kryzys małżeński zostaje zażegnany. Tak jest faktycznie – Natalia ma to, czego chciała: męża obecnego w domu oraz aktywnego i pomysłowego w sypialni. A gdzie jest ciąża? Jest, bez obawy, nie zapomniałam o niej. Okazuje się bowiem, że kochanką Michała była przyjaciółka Natalii, Karolina. Romans został zaplanowany, a pomysłodawczynią była żona. Dzięki kontrolowanemu seksowi Karolina zachodzi w ciążę i ma wreszcie upragnione dziecko, a Natalia może zmienić zasady panujące w domu. Prywatne okazuje się więc polityczne – nie tylko w sensie dosłownym, bo przecież kariera posła Bukowskiego legła w gruzach, ale też metaforycznie – oto byliśmy świadkami doskonale przeprowadzonej kobiecej akcji. To nie kobietę zdradził mężczyzna i przyjaciółka, ale to ona zaplanowała cyniczne użyczenie męża przyjaciółce. Wymiana, do której doszło, obnaża także rytualizację codzienności doświadczanej przez bohaterkę. Ważne wydarzenia jej życia, choć przemyślane, dzieją się pod wpływem inspiracji medialnych, które kobieta potem odgrywa.
Przysięga małżeńska W przypadku powieści Janusza L. Wiśniewskiego ciąża okazuje się synonimem moralności i przyzwoitości. Kiedy bohaterka Samotności w sieci wie już, że odnalazła miłość swojego życia, i jest pewna, że jej małżeństwo to pomyłka, wówczas odkrywa, że jest w ciąży. Wtedy rezygnuje z tego, co dla niej jest najważniejsze – z uczucia Jakuba. Swoją decyzję tłumaczy następująco: –Tak. Jest jego żoną. Składała przysięgi! To jej dom. On tak się stara. Mają takie plany. Rodzice go uwielbiają. Jest pracowity. Dba o dom. Nigdy jej nie zdradził. Wiedzie się im najlepiej ze wszystkich. Teraz będą mieli dziecko. On zrobiłby dla
40
& Literacje
niej dosłownie wszystko. Wie to na pewno. To dobry człowiek (s. 34). Nie wyprowadza się, zostaje z mężem. Rezygnuje z Jakuba, niszczy ślady ich znajomości, jedynie dziecko nazywa jego imieniem. Trudno zrozumieć decyzję bohaterki, zwłaszcza, że mąż nie reaguje wcale entuzjastycznie na wieść o tym, że zostanie ojcem. Można by więc powiedzieć, że kobieta nie tylko wypiera się miłości, ale też zaprzedaje się fałszywej moralności i finansowej stabilności.
Szkolna miłość z przeszkodami Katarzyna Leżeńska w powieści Kamień w sercu pozornie prezentuje jeszcze jedną harlequinową historię. Oto ona i on, kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością, spotykają się po latach. Kiedyś łączyła ich wielka miłość, ale rozstali się, założyli rodziny, długo się nie widzieli. Ona się rozwiodła, on od kilku lat mieszka w Stanach i właśnie został sam. Wspomnienia i uczucia odżywają na klasowym spotkaniu. O historii tej nie byłoby sensu wspominać, gdyby okazało się, że Marcin i Dasza zaczynają wspólne życie – długie i szczęśliwe. Owszem, decydują się być razem, ale nie ma tu nic z klasycznego happy endu. Pomijam tu, oczywiście, nieporozumienia kochanków czy zawiść tych, którzy nadzwyczaj chętnie złośliwie komentują prywatność innych. Problem, z którymi muszą się zmierzyć bohaterowie, to ciężka choroba córki Daszy. Wcześniej okazuje się, że Dasza jest w ciąży. Fakt, że spodziewa się dziecka jest dla bohaterki przypieczętowaniem miłości. Następująco opisuje swój stan: – Byłam szczęśliwa, młoda, pożądana, jedyna, ale czułam się jak na diabelskim młynie. Nie tylko dlatego, że męczyły mnie mdłości poranne i ciągła senność na przemian z falami irytacji. Przede wszystkim męczyło mnie to, że z trudem dotrzymuję kroku własnemu życiu, a nie zanosiło się, żebym miała w najbliższym czasie odpocząć. Świat wokół mnie zaczął się obracać trzy razy szybciej. Dzień był za krótki, wieczory wypełnione telefonami
do Marcina. Poranki – wiadomo czym (s. 161). Ciąża jest dla bohaterki nie tylko nowym etapem w budowaniu związku z Marcinem, lecz także definitywnym odcięciem się od przeszłości. Nie ranią jej już docinki i komentarze byłego męża, ma w sobie wewnętrzną siłę i wiarę, że wszystko będzie dobrze. W powieści zostały także ukazane realia polskiej służby zdrowia, Marcin tak relacjonuje przyjście na świat córki: – Zapłaciliśmy trzy i pół tysiąca złotych – to były duże pieniądze, ale inwestycja słuszna. Kupowało się za to poród rodzinny, pojedynczy pokój z własną łazienką, opiekę anestezjologa, położnej i lekarza. Dla mnie to był normalny standard, ale Dasza widziała to inaczej. Jeszcze pamiętała, jak piętnaście lat temu najpierw rodziła Polę, marznąc samotnie w wielkiej hali na tak zwanym stanowisku porodowym, które wyglądało jak katafalk, a potem spędziła blisko tydzień w ośmioosobowej sali z jedną łazienką i trzema prysznicami na cały oddział kobiecy po porodzie (s. 200-201). Otrzymujemy portret szczęśliwego ojca. Leżeńska bardzo mocno akcentuje jego obecność i wsparcie, jakie daje Daszy. Z kolei matka cieszy się z udogodnień, jakie współcześnie istnieją, i wspomina wychowywanie Poli, kiedy to nie było pampersów, tylko pieluchy tetrowe wielorazowego użytku. Marcin nie zawodzi także wtedy, gdy Pola jest ciężko chora. W przeciwieństwie do ojca dziewczyny jest przy niej, pomaga, nie robi uników w trudnej sytuacji. Wie, że nic nie musi, ale jednocześnie czuje, że chce, że Dasza, Pola i Ula to najbliższe mu osoby. Można powiedzieć, że autorka próbuje sportretować ludzi, którzy się kochają i mogą na siebie liczyć w sytuacjach będących sprawdzianem ich człowieczeństwa. Nieplanowana ciąża nie tylko cementuje związek Marcina i Daszy, lecz także otwiera dwoje kochających się ludzi na doświadczenie bycia razem na dobre i na złe. Dzięki temu Marcin nie jest jedynie ojcem swojej biologicznej córki, ale też tej przybranej. Przeżywając chorobę Poli – para-
doksalnie – Dasza i Marcin ponownie wygrywają siebie.
Walka o siebie Monika Szwaja w Zapiskach stanu poważnego z humorem opisuje ciążowe perypetie bohaterki. Wika z zaskoczeniem odkrywa, że jest w ciąży. Ponieważ bycia matką nie planowała, zastanawia się nad aborcją. Nie planuje małżeństwa, nie chce alimentów, nie zamierza nawet informować potencjalnego ojca o swym stanie. Gdy koledzy z pracy stwierdzają, że wiedza ta mu się należy, Wika uświadamia sobie, że kandydatów na ojca jest aż dwóch. Tak się złożyło: – Oczywiście, to nie jest tak, że lecę do łóżka z każdym, kto mi się nawinie. Ale, ponieważ stanowię jednostkę mniej więcej prawidłowo rozwiniętą biologicznie, ta biologia czasami daje znać o sobie. A że zajęta nienormalną pracą w dzień i w nocy nie zdołałam postarać się o stałego, kochającego amanta, żywiącego wobec mnie uczciwe zamiary, zdarzało mi się w sprzyjających okolicznościach ulegać naturze z amantami – nazwijmy to – sporadycznymi (s. 12). Jeden z kandydatów na ojca okazuje się bezpłodny, więc z oczywistych powodów nie wchodzi w grę. Drugi zaś jest od niej młodszy, to student, który niedługo się żeni. Rodzice Wiki z oburzeniem reagują na nowinę zaserwowaną przy obiedzie przez córkę. Bohaterka ze stoickim spokojem podchodzi do komentarzy familijnych – nie zamierza wychodzić za mąż z powodu ciąży i swojej decyzji nie zmieni. Właściwie do momentu rozwiązania intensywnie pracuje. Poznaje też mężczyznę, którego zaraz po porodzie zamierza poślubić. Mamy więc happy end, ale dość wiarygodny. Wika pozostaje wierna swoim przekonaniom. Nie rezygnuje z pasji, bo jest przekonana, że szczęśliwa matka ma szczęśliwe dziecko. Optymizm, wiara w łatwość pokonywania przeciwności, zabawne perypetie bohaterki i rozwijający się w jej brzuchu mały Maciuś – to wszystko sprawia, że Zapiski stanu poważnego czyta się zdecydowanie jak niekonwencjonalną opowieść ciężarną. Ciąża w życiu bohaterek jest zawsze waż-
06 ≈
Literacje
& 41
Bernadetta Darska
{
Ciężar ciąży, czyli Wielka Zmiana i wynikające z niej powinności
nym wydarzeniem. Kobiety są świadome tego, że jeśli zdecydują się urodzić, w ich życiu dużo się zmieni. Warto odnotować fakt, że coraz częściej ciążę kobiety przeżywa też mężczyzna. Dziecko przestaje więc być jedynie sprawą kobiety. Ciąża wprowadza zamieszanie w życiu prywatnym. Zdarza się, że związek umacnia, ale bywa też, że powoduje jego rozpad. Można by więc powiedzieć, że jest specyficznym sprawdzianem trwałości relacji z drugim człowiekiem. Ciąża umożliwia też rozpoczęcie nowego życia – wpływa na podjęcie kluczowych decyzji, pomaga odciąć się od tego, co złe, dodaje wiary i sił. Jedni, czekając na dziecko, odradzają się, dla innych ciąża jest formą kontroli, rodzajem kontraktu lub też nauczką daną mężczyźnie. Jakiejkolwiek literackiej funkcji ciąża by nie pełniła, najważniejsze wydaje się to, że w ogóle o niej się pisze. Moment, w którym kobieta i mężczyzna dowiadują się o dziecku, ich różne reakcje, problemy w czasie ciąży, trudności z godzeniem macierzyństwa i życia zawodowego – to tematy, które nie były dotąd zbyt często poruszane w najnowszej polskiej literaturze popularnej. Dobrze jest je dostrzegać, bo dzięki nim mamy także do czynienia z innymi niż dotychczas odsłonami miłości.
Bibliografia:
{
{
{{
{
{
Katarzyna Grochola, Trzepot skrzydeł, Wydawnictwo Literackie, Kraków Katarzyna 2008. Paulina Grych, Numer zerowy, Wyd. W.A.B., Warszawa 2007. Krenz, W ogrodzie Mirandy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008. Katarzyna Leżeńska, Kamień w sercu, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2008. Grażyna Plebanek, Pudełko ze szpilkami, Wyd. W.A.B., Warszawa 2006. Monika Szwaja, Zapiski stanu poważnego. Powieść dla kobiet. Oraz płci pozostałych, Prószyński i S-ka, Warszawa 2004. J anusz L. Wiśniewski, Samotność w sieci, Wyd. Axel Springer Polska Sp. z o.o., Warszawa 2005.
42
& Literacje
İ
bo
Bernadetta Darska (1978), mieszka w Olsztynie. Krytyk literacki. Redaktor naczelna pisma literacko-kulturalnego „Portret”. Autorka doktoratu poświęconego pismom feministycznym i genderowym w Polsce. Pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWM. Publikacje m.in.: „Dekada Literacka”, „Res Publica Nowa”, „Nowe Książki”, „Twórczość”, „Odra”, „FA-art.”, „Zadra”, „Pogranicza”, „Kresy”, „artPapier”, „Newsweek”, a także w tomach zbiorowych. Współredaktorka [razem z G. Borkowską i A. Staniszewskim] książki pt. Regionalne, narodowe, uniwersalne. Literatura i media w perspektywie komparatystycznej (2005). Autorka książki Ucieczki i powroty. Obrazy rzeczywistości w prozie najnowszej (2006).
p o
p
07 01≈
•
wywiad
&
Marek Nocny: Ktoś obstawiał, że to napisał Sławomir Sierakow-
ski. Dlaczego nie? Różne były pomysły, wszystkie mi się podobały. Typowali krytycy w rozmowach z wydawcą. Każdy krytyk ma swoje obsesje, a przy tym boi się obciachu, bo obciach to straszna rzecz. I stąd daleko posunięta ostrożność. W „Czytelni” TVP Kultura rozmawiała
•
•
Marek Zaleski: Może masz fałszywe wyobrażenie o swojej książce. Może jest powieścią sensacyjną, ale i pastiszem, grą literacką? Jest tu i Calderon de la Barca z jego Życie jest snem, jest pole popisu dla psychoanalityka....
&
kiego też można zrobić towar. Salinger nigdy nie pokazał swojej twarzy. &
Marek Nocny: Inne czasy. &
•
Marek Zaleski: I trafiła kosa na kamień. Od wydawcy tej książki dowiedziałem się, że wielu recenzentów i redaktorów działów kulturalnych, nawet, jeśli przyznawało, że książka świetna, traciło ochotę na recenzowanie zaszyfrowanego autora. Gdyby to był debiutant, można by go przynajmniej lansować jako wschodzącą gwiazdę.
&
Marek Zaleski: Ale z autyzmu literac-
Marek Zaleski: Czyli nie ma dzisiaj w Polsce na rynku literackim miejsca na bezinteresowność?
•
& Literacje
&
•
44
czy z innej półki. Moje nazwisko jest znakiem firmowym czego innego. Sterowałoby lekturą. Zwłaszcza krytyków. Krytycy to ludzie uważający się przede wszystkim za erudytów – zaraz wymyślą coś, czego tam nie ma, zaczną naciągać tekst w kierunku innych moich książek, tak namieszają, że czytelnicy się zniechęcą.
Marek Nocny: Pisać o takiej książce to jak kupować kota w worku, zaangażować swój autorytet w nie wiadomo czyje przedsięwzięcie. Z kolei publiczność kupuje szum medialny, reaguje na błysk pobudzenia, musi zobaczyć postać autora, i to taką, z którą zechce się identyfikować. A jeśli chodzi o Kontrolera snów, towar jest nieuchwytny. Przy tym kosztuje. Więc za trzy dychy dostać samą książkę i paragon, to za mało.
•
•
&
Marek Nocny: Dlatego, że to, co normalnie robię, to są rze-
&
&
Marek Nocny: Odwołaj te słowa! Pastiszem Kontroler nie jest na pewno. Co do Calderona, to tylko żart na marginesie. Maturzysta eksper ymentujący ze snami znajduje u Calderona coś o swoim życiu i czyta go z wypiekami, kosztem lektur szkolnych, które uważa za ramotki.
&
Marek Nocny: Niewiele miejsca. Powiedzmy, dwa miejsca siedzące i ze cztery stojące. &
&
Marek Zaleski: Nie czytamy książki, tyl-
•
i przemocy, powieść sensacyjna nawiązująca do mitu o Orfeuszu i Eurydyce, trochę polski Matrix z wątkami alterglobalistycznymi. Bardzo atrakcyjnie napisana i zajmująca, również dla nastoletnich czytelników. Daje się czytać w różnych porządkach. Dlaczego ktoś, kto odniósł sukces literacki, ktoś nominowany do nagród literackich i nagradzany, wydaje ją w niszowym wydawnictwie i pod pseudonimem?
Marek Zaleski: Krytycy czytają tak, jak piszą copywriterzy, którzy mają sprzedać produkt? Autor jest dzisiaj dodatkiem do swojej książki. Książka sprzedaje się na autora. Najlepiej na takiego, który jest postacią medialną, daje się zareklamować jako towar, jako biografia, jako los: celebrity, alkoholik, erotoman, gej, feministka, alterglobalista, a najlepiej wszystko razem. Książka pod pseudonimem to duży dyskomfort.
•
•
Marek Zaleski: Kontroler snów1 to opowieść o miłości
intryga. „True Life” tylko na przynętę wciska masowemu klientowi jego marzenia, przede wszystkim chce mu coś zabierać. Potrafi przejąć i zagospodarować energię nadziei, a przynajmniej ćwiczy to w sposób zaawansowany. W życiu jest podobnie, to znaczy, bardzo by chcieli. Na razie się nie udało. Ta intryga ma jakieś tło społeczne, dzieje się współcześnie w Polsce. Pisząc taką rzecz, można na różne sposoby użyć osobistego doświadczenia, tak samo jak w każdym innym rodzaju literatury. Ten pomysł, żeby się nafaszerować endorfinami, ma dużo wspólnego z moim życiem, i ta chęć, żeby uciec w sny – także, i nawet nieufność wobec wielkich koncernów. Również podłoże konfliktu między głównym bohaterem i Agnieszką. Z drugiej strony Kontroler jest po prostu książką sensacyjno-rozrywkową. Pamiętajmy, że w literaturze tego rodzaju największą zaletą jest właśnie zgrabna, ciekawie rozwiązana intryga.
•
{
czyli bomba w galerii handlowej
•
Kot
&
Marek Nocny: Wokół tego osnuta jest
&
•
Marek Nocny
Marek Zaleski
zacja „True Life Ltd”, której celem jest zawładnąć naszymi umysłami, sprzedać nam rzekomo nasze własne marzenia. Centrum handlowe jako miejsce egzekwowania symbolicznej przemocy. To z jej mocodawcami walczy twój bohater.
o Kontrolerze trójka młodych krytyków. „Nie wiadomo, do kogo to adresowane”- tak ujęli problem. Czy oni są z jakichś agencji reklamowych, gdzie trzeba określić target? Wyciągnęli tę kwestię, żeby przykryć tę główną: „nie wiadomo, kto napisał, więc nie wiadomo, co powiedzieć”.
•
rozmawia:
ko obcujemy z jakimś fetyszem: z centrum handlowym. W twojej powieści współczesny polski Orfeusz schodzi do Hadesu po swoją Eurydykę, tyle że Hadesem jest dzisiaj nowoczesne centrum handlowe, które jest Matriksem naszej współczesności. Tam działa sekretnie, ale bezwzględnie organi-
Marek Zaleski: Rzeczywistość i fikcja
stają się nie do odróżnienia. Mamy tu ową trzecią rzeczywistość, o której mówi Slavoj Žižek w swojej Zboczonej historii kina, gdy komentuje Matrixa: żyjąc w rzeczywistości, żyjemy w kokonie fikcji. &
07 ≈
Literacje
& 45
00 ≈ 07 •
&
Marek Zaleski: Twój bohater, Rastaman, jest tricksterem: to wywro-
towiec, buntownik, ale i mitoman, superman i słabeusz, przypala trawę, gubi się w tym wszystkim i odnajduje. Może demoniczny Kontroler snów to jego alter ego? Wydaje mi się, że filozoficzną mantrą jest tu przekonanie: „Ja to ktoś inny” (skądinąd dziś to zdanie robi karierę, jak niegdyś „Myślę, więc jestem”).
•
İ
bo
Marek Nocny – urodził się w drugiej połowie XX wieku. Zawodowo zajmuje się pisaniem. Pisze jednak o czym innym i znany jest pod innym nazwiskiem.
Bohaterowie dowiadują się, że istnieje specjalny sposób śnienia, który otwiera jakieś atrakcyjne dodatkowe możliwości szukania szczęścia, i wchodzą w to. Zbierają informacje o technikach śnienia, próbują je nawet na własną rękę odgadywać, ale nie całkiem wiedzą, w co się pakują. I dopiero w trakcie okazuje się, że w tym jest niebezpieczeństwo prawdziwej śmierci. W snach zwiedzają te same centra handlowe, w których umawiają się w realu, tylko, że odsłaniają im się tam sprawy, które w realu są przed nimi lepiej ukryte. Wplątują się w dziwną akcję, a w końcu, ryzykując życiem, odkrywają, kto tym wszystkim kręci.
•
{
marek nocny
Marek Nocny: Sny w Kontrolerze snów nie są naprawdę snami.
&
Marek Nocny: Albo raczej: „inni to ja”. Kiedy bohater pyta, kto
tym wszystkim kręci, odpowiedź „ty sam” wydaje mi się na jakimś bardziej abstrakcyjnym poziomie uczciwa. Zwłaszcza, jeśli znasz pomysły Lacana i wiesz o tym, że żyjemy w kokonie fikcji, powinieneś podzielić moją opinię. Równie uczciwa będzie odpowiedź „my, razem wzięci, nasze wspólne »morze nieświadomości«”. Więc kręcą tym wszystkim nasze pragnienia, pokusa ucieczki w sny, i tak dalej. Ale rozwiązanie intrygi przewiduje odpowiedź bardzo konkretną, powiedzmy, sensacyjno-rozrywkową z przechyłem alterglobalistycznym. Na każdym poziomie ogólności znajdziesz w książce inną odpowiedź na to pytanie, kto kręci opowiedzianym światem. Różne odpowiedzi nie są sprzeczne. &
•
Marek Zaleski: Zakończenia nie zdradzimy, ale jest bardzo
dwuznaczne.
•
&
Marek Nocny: Powiedzmy, optymistyczno–przekorne. Korci-
ło mnie, żeby zakończyć prawdziwym happy–endem. Ale takie czasy, że nie wypada.
{
Marek Zaleski
İ
bo
Marek Zaleski (1952), badacz literatury, wybitny krytyk i eseista, dr Hab. UW, docent IBL PAN, v-ce przewodniczący Rady Naukowej IBL, autor ważnych i wznawianych książek o literaturze XX i XXI wieku, współtwórca, współautor i wieloletni redaktor pisma „Res Publica Nowa”.
1 Kontroler snów, Wydawnictwo Nisza, Warszawa, 2007.
46
& Literacje
Apolonię &
Nieco spokojna teraz dopiero. Zaanektowałam pokój, zasłoniłam okna, zapaliłam światło moje własne przyniesione w ścianie kontakt, w dolnej szufladzie zapasową żarówkę energooszczędną trzymam na czarną godzinę wszelki wypadek bo nie ufam, złego się spodziewam zza rogu wychynie, capnie poniży, nietargana przez nikogo niedotykana niestojąca pośrodku drogi czyjejkolwiek, z dala od innych na uboczu, wybranym, moim własnym uboczu wymoszczonym.
Marta Sokołowska
Na środku siedziałam się frustrowałam, tam wchodzi niepożądana osoba władczym krokiem, mi przerwie, że przerwie mój proces twórczy do podróży obieranie jabłek ze skóry drzewa. Byle efekt był widoczny, dla mnie namacalny. Inaczej nie wierzę.
Ma na imię Apolonia i jest taka jak jej kraj Teraz go opuszcza
Zadzwonił wczoraj że mogę przyjeżdżać. Rozmawiałam powściągliwie zerkając na ostateczne wezwanie do zapłaty i wezwanie do natychmiastowego stawienia się sąsiadowały ze sobą. Ostateczne wezwanie do zapłaty to najlepsza motywacja, zamiast wyczekiwanego cudu zabawny kop w tyłek po którym wiesz że musisz, ruszaj z kopyta z ostrogami, zakasałaś rękawy Apolonio miękkie i skromne, do roboty dłużej ciężej szybciej rób to porządnie a bierz się ino mig. Wezwanie do natychmiastowego stawienia się to coś zupełnie innego. Zwolnienia lekarskie, usprawiedliwienia nieobecności, prośby o wyznaczenie kolejnych terminów rozpraw, opisy prawdopodobnych zajść i nieszczęśliwych wypadków wypełniły pudło wysokiego sądu i wysoki sąd ryknął do mnie zniecierpliwiony. Zaś w sferze kompletnego domysłu pozostaje długa lista możliwych niebezpieczeństw ze strony urzędów instytucji i przedst. władz najwyższ., polecone listy ludzie piszą z kolejnymi wezwaniami i skargami, mandacie sprzed sześciu lat za złe parkowanie ścigane przez komornika który nie patrzy w oczy i podsuwa papier do podpisu, następna proszę. System przykazań, zakazów i nakazów, nie dość że śmiertelne to jeszcze karne cywilne podatkowe i skarbowe, inne zagrożone jest moje życie. Z drugiej lepszej strony ciepły głos w telefonie minionej generacji, pomogę załatwić pozwolenie zamieszkanie ubez-pieczenie dojazd tobie, ze mną, nade wszystko czuwał. Tyl-ko wyjść na przystanku mam stanąć zaprowadzić udostę-
08 ≈
Literacje
& 47
Apolonię 48
08 ≈ pnić odpowiedzieć i papiery okazać i pójść z nim lub z nimi, ze względu na koszty będzie nas kilka kobiet w jednym samochodzie. Lista powinności jest długa ale niezbędna do osiągnięcia wyśnionego celu. Wszystko bez zbędnej zwłoki szczerze. Tam mnie chcą i potrzebują. Tam czekają z utęsknieniem. Będę filetować ryby, mam nadzieję że nie zabijać czy coś w tym rodzaju. Zarobki extra opieka, zero ryzyka, pełna kultura legal socjal i oficjal. Zaświadczenie o niekaralności jest piękne czyste, tak się bałam ale jest, nieskalane i ja z nim. Teraz wkładam do teczki która spuchła od dokumentów na waszych oczach, chowam z boku torby jednej drugiej trzeciej mam ukrytą kieszeń na sprawy dorosłych, owinę gazetą żeby się nie rzucało w oczy ukryję, gdyby nie papiery drżałabym tutaj zostałabym na wieczność i oczekiwałabym, kary za niewinność wypatrywałabym srogiej. Zbyt poważne rzeczy się dzieją żebym miała pozostawać w centrum. Muszę się oddalić żeby zatrzymać myśli, wyłączyć siebie od rwetesu od zawracania głowy, niech nie przejeżdżają przeze mnie tabuny głosów myśli kół. Taką jak ja traktuje mnie się jakby było nie było, pozbawiona granic, można naruszyć jej spokój jej nastrój jej skupienie, ot tak, szarpnąć szarpać wymóc zaklinać kategorycznie żądacie. Mordę muszę rozedrzeć i dajcie mi spokój idźcie do diabła w cholerę i dosadniej won stąd. Zejdźcie z oczów moich. Ofiarujcie trochę czasu i szansę okażcie. Tu na uboczu delektuje się swoją ciszą, Apolonio potrzebujesz granic, okien które zasłaniasz, drzwi które zamykasz, ścian co są gładkie i nie rozpraszają. Potrzebujesz szlabanu, kartki papieru z błaganiem halt lub stop zawieszonej na linii demarkacyjnej, na ścieżce wojennej cienkiej jak papier. Jesteś cieńsza niż papier, jestem krepina podatna na rozerwanie. Chcieli włazili wpychali gadali prosto w twarz to co miało być ważne, stawało się takie i czułam wdzięczność. Dotykali lepkimi łapami, wołali z imienia, wyzywali po lekcji, powoływali na swoje prawa moje obowiązki, dobrowolnej żądali współpracy. Jestem dziurawa jak sito, porami wynika ze mnie z trudem tłumiona złość, to ta która się już nie może zmie-
& Literacje
ścić. Reszta trawi się spokojnie nieustannie w gorączce. Teraz spokojnie, nikt jej nie przeszkodzi dojrzewać powoli rozwijać i dochodzić do upragnionej dorosłości, wtedy oddam z nawiązką. Zgarbią się nieznacznie, już doświadczenie staruszki zdobywając pośpiesznie. Musi się troszeczkę usunąć, nie wdawać w bijatyki w awantury, w ważne historie dla innych dla niej niezbyt wcale ważne, dyskusje co nie umie rozebrać sięgają zamierzchłej przeszłości, wuj bratanka siostrzeńca drugiego męża wiedział nie powiedział wydał nie wydał, a stryj dziadka ojca pasierba kochanka kradzież i oszczerstwo na swoim koncie a to było tak, za pracę w polu ubijaniu zarządzaniu, całe życie wam poświęciłem całe życie wam oddałem dzieciaka przygarnął na wychowanie a teraz nie ma mu kto szklanki z wodą sodową, pańskie trudne sprawy nie na głowę Apolonii. Ledwo się ułożę, sklecę zdanie, złączę kilka słów, złożę rząd symboli już trzeba się zbierać pędzić uciekać bronić przed wizytą innych barbarzyńców najazdem, za nic mających wrażliwość moją potrzebę spokoju. Bez pardonu włażą i roszczą. A ja się usuwam, mi pozostaje zniknąć. Tyle czasu spędziłam na ich zadowalaniu, w nadziei płonnej że się opanują i docenią, mi odwzajemnią zaopiekują w zamian podarują. Ale nie doczekiwałam się wdzięczności, prostej banalnej ludzkiej po prostu wdzięczności, i jak ja mam się z tym czuć? Na sprawiedliwość czekać? Wręcz pretensję tylko zewsząd słyszałam i zawiedzione głosy rozmodlone, roszczeniowe nigdy nienażarte obrażone pogardliwe w końu że jeszcze raz i jeszcze raz że więcej, siebie biedną mnie chcieli zajeździć, dorobić twarz obojętnej współwinnej a może nawet morderczyni że z boku stoję się przyglądam, uśmieszek mam coś z tego mam, stoję za tym wszystkim, nie że z boku się przyglądam niewinnie nieświadomie ale interesy prowadzę brzydkie potajemne. A co ja mogę prowadzić, co ja z tego mam. Gówno z tego mam i hetkę z pętelką. Więc zrywam się do boju, pokażę im dam jeszcze popamiętają mnie, marchy i wyronie też. Zobaczycie, wszystko jest możliwe póki piłka w grze i wszystko się zdarzyć może gdy głowa pełna marzeń. Spokojnie. Apolonio spokojnie. Je-
ta. Niepewna, co chwila następna przyniesie, z czym ze snu wstanę, czasem głowa zostawała na poduszce lub marzeniu o niej, tylko ciało się budziło i sięgało po rzeczy, co dawały uspokojenie i poczucie wpływu na skrawek świata. Otacza mnie wyraźna strata, tyle traciłam cenne, że nie dam rady, nie mam rady, że przenika przez cienkie ścianki, zbliżam się w kierunku grobów lampki zapalam, całą reklamówkę a to tylko jeden cmentarz, jedna śmierć za drugą pociąga następną bez końca, ty wiesz Apolonio jak stracić wszystko, co do guzika, sztuka po sztuce za nic, niesłychanego nadzwyczajnego nic nie wydarza a tobie z rąk wypadają w ciszy, zdziwienie że to tak. W potężnej samotności bezsilności innych, obcych nagle umierają odchodzą giną znikają. Apolonia niepogodzona nieopłakana pyta patrząc w cztery oczy, czy ty wiesz jak jest nie pożegnać, nie wyszeptać czułych słów, nie ucałować dłoni z szacunkiem wcześniej ogrzanej we własnej miękkiej, czoła w policzki dwa razy i jeszcze raz na powitanie na szczęście żeby tradycji zadość, uścisnąć że spotkamy się jeszcze podkreślić w lepszych czasach. Czy ty wiesz jak jest patrzeć na mieszkanie niewygodne nieogrzewane, bez wygód wsuwane w zimną ziemię, ciało kiedyś kochane znane ci w szczegółach oddawać tak ot. Czy wiesz jak nie dowiedzieć się czy śmierć była łaskawa czy umarło w cierpieniach w spokoju ciało, nawet tej marnej pociechy nie mieć że w ciszy przytulnej ciepłej że ufnie i wie, bo ja będę pamiętać o wybaczeniu lub zemście, nie mieć pewności czy nie cierpi nieskończenie przez całe długie okrutne bezsensowne życie minuta za minutą. Jeśli nie wiesz nic nie wiesz. Podniecaj się zakupami, gorączkuj przemocą i zabijaj niewinne życie, żryj co chcesz i rób co chcesz ale ode mnie trzymaj się daleko, ja zakażona jestem unerwiona uwrażliwiona. Mnie wybrano do oglądania rzucanych przed wielkie oczy bez powodu strasznych obrazków tylko dla dorosłych. Z przerażenia z głodu nienasycona zbieram słowa składam litery, zapisuję żeby nie zbiegły w koszulce je ukrywam, zapisuję w licznych miejscach bo zaginięcie przeczuwam, słowa które teraz muszą być moimi, moje story i życie które już nie opuści mnie. Są tajemnicą, zbieram te powszednie i te od wielkiego dzwonu. Wielbię wierzę i wiem że w nich siła, w nich przyszłość tyl-
steś taka jak twój kraj, potrzebujesz przede wszystkim spokoju i zrównoważonego rozwoju. I żeby inwestowano w ciebie, nieprzerwanie niezaprzeczalnie niekwalifikowane koszty też ujęte w budżecie. Oddycham ciepłym powietrzem i śnię, że czasu mam dość i miejsca dość, bez popędzania bez noża na gardle, który sprawia, że wciąż odsuwane sprawy nie ciągną się latami. Do ostatniej chwili aż przemoc zadaję sobie sama. Porywam na wielką sprawę, potem czekam na moment ostatni z możliwych, gdy napięcie nie do wytrzymania się staje i walę na oślep przed siebie, na końcu nie czuję nic, nie wiem nawet jak poszło. Po wszystkim opatruję rany, ścierane łokcie leczę tłuczone kolana, z kaszy gryczanej okład najlepszy a i twaróg zwyczajny taki z mleka niech postoi i w ściereczkę lnianą na stan zapalny przyłożyć i od razu przechodzą wszelkie kłopoty, tanie i skuteczne domowe. I moczem popijać smarować nie pomylić butelek z pewną wodą. Nos prostuję i plecy nadwyrężone, ścierpnięte palce ramiona i piersi, zakwaszone mięśnie zwiotczałe kośćca ruina, i czy warto było Apolonio śliczna cierpiąca? Czy warto było? Cisza przed totalną burzą w szklance wody, w której kocham tylko to, co nie nadejdzie, uspokojenie przyszłe na mnie nakłada się a ja pod pierzyną wdycham zapach starości i wsłuchuję w lament ptactwa. Nie spadnie kubeł zimnej wody na głowę, raczej wiadro pomyj, niby różnica niewielka a wymaga innych środków zaradczych od ciebie, Apolonio. Deszcze niespokojne, ja przesypuję drobnicę między palcami najukochańsze malutkie upominki przypominajki, każdy z innej parafii, na świętą noc mi się do takiej roboty zabierać trzeba, gdy czas wchłania bezduszny. Zbierałam naczynia kołdry narzędzia, kompletowałam z wysiłkiem widelec do widelca, nóż do noża, łyżkę prawdziwą mosiężną jedną drugą trzecią, chochla kubek rondel gwóźdź skrzynia drabina szpadel klamka zawias sznurek słoik papier kamień nożyce, książka książki książek, perkalikowe majtki fotografie od nowa, znowu od pierwszej sztuki. Dbałam przywiązywałam się ceniłam i opłakiwałam. Po każdej kłótni konflikcie waśni wracałam pod ścianę, od początku gromadziłam przedmioty codziennego użytku i te od świę-
08 ≈
Literacje
& 49
Apolonię 50
08 ≈ ko żeby jej dożyć i od przeszłości się odepchnąć ku teraźniejszości która się nie dzieje właśnie. Nieporadne słowa, jak cerowane stare prześcieradła których żal wyrzucić bo sprzed zawieruchy symboliczne, nie ma dość miejsca więc Apolonia używa ceruje pierze pokonuje wstyd w drodze do magla i kładzie na nowo pod ciepłe ciało, grubotkane jasnożółte ciemnokremowe z łatami, zdrowe swojskie patriotycznie tak spać w prześcieradle z czasów niezgody i podziałów i tyle musiało wycierpieć. Wiele myśli, wiele fiszek zapisanych jak kura pazurem, sortuję utrwalam swój byt żeby był dowód, bo byłam i jaka, gram świetnie w monopol na opowieść o sobie, nie zakłamiecie mnie nie zrobicie wariatki, na jedno kopyto nie przekujecie losu niewdzięcznego. Trochę jest zmęczona, nieudolna bo ogarnąć tę niespodziewaną nadprodukcję słów wśród niedomiaru wyrażeń właściwych i prawidłowych, jak sobie poradzić poradźcie mi proszę. Rozpasana w słowach nieoszczędna, a przecież czy możesz liczyć na lepszy los? Kiedy powinna być właśnie uboga w marność nad marnościami, a jest uboga w złote myśli i elokwentnie wyszukane w rzadko cytowane przysłowia z całego świata, w te najbardziej adekwatne i akuratne zdradzające intelekt. Szczodrze wyposażył ją w słowa niepotrzebne i powszechne. Rozplątuję myśli, niektóre z nich w nieładzie nie są w stanie że tylko ucięcie pozostaje, umyć planuję i kąpię poglądy żeby były czyste i lśniące, je wam prezentuję doskonałe, czyż nie? Dla was zaznaczam i dla was podkreślam słowa wokół palców okręcam, zadaję trud z was zdejmując, na siebie biorę swój sterany grzbiet, dla was którzy i tak nie docenią mojego poświęcenia. Kołtuny ścinam brutalnie na krótko, bo łyżka dziegdziu popsuć beczkę miodu gotowa. I wkładam do woreczków foliowych supełkiem zaciskam dostęp powietrza odcinam. Czytać długich tekstów nie będą, takie z obrazkami lidem nierozbudowanym ze wskazaniem komu dobro do kogo zło się przykleja do łap. Formy trudne zawiłe długie ich męczą i Apolonię ciebie też, drażnią skomplikowane formuły złych zakończeń nie trawisz. Nie mam sił żeby układać życie chronologicznie, do tego głowa duży pokój z klu-
& Literacje
czem na szyi niezbędny ryza papieru. Ja jedyne co umie to złapać pod pachę marne resztki dawnej świetności i huzia na Józia. Zobaczcie jak jej się spieszy. Ze snu w rzeczywistość przechodzi zatrzęsienie ludzi przedmiotów spraw różności. Jestem dobra w zapisywaniu wymyślaniu znajdowaniu. Ale kiepska w segregacji co znowu źle się kojarzy, w zbieraniu do kupy. Odrzucić plewy od wartościowych to byłoby to, ale nie jest i pisze się w rejestr. Wychodzi ze snu zatrzęsienie rzeczy spraw spraweczek sprawek miejsc pomysłów słów zdań adresów numerów wzorów cen czytanek przypowieści śladów tropów znaczeń zależności pojęć wartości gestów przeciwieństw potwierdzeń, łańcuch na choinkę Apolonia wykleja, granice przyzwoitości przekracza cierpliwość wystawia na próbę. Zatrzeć za sobą ślad niechlubnej przeszłości, odciąć jak odcina się paznokieć co za długi urósł, ponad rozsądek i estetykę, żadna pamiątka a jednak leży paznokcia kawałek w lignince w pudełku po zapałkach z zapałkami, skarby takie Apolonko wraz z zębami mleczakami, włoskami pierwszymi łonowymi i pierwszą krwią z ciebie wypluniętą wyrzucić warto, nie pamiętać wszystkiego, nie uciekniesz jak wyrzucisz precz oddalisz od siebie jakieś części siebie co do nich lgniesz i brzydzisz zarazem, a będziesz wyczyszczona ostrzyżona przycięta i kulturalna. Nie do ogarnięcia, nie do skontrolowania. Przywiązana do rzeczy nie umiejąca odrzucić i nie posiadająca dość czasu na to aby przejrzeć. Z trudem porządkuję te które się zaraz za moimi plecami rozwalają panoszą, paranoję może, w przedmiotach upatruję spisku. W drobiazgach którym brakuje spoiwa. Rozpadłam się, w tych kawałkach siebie widzę nie mogąc spiąć ich do kupy siebie zaprząc do działania, bez usilnej pracy na rzecz jednoczenia rozkład niekontrolowany mnie czeka. Śmietnik zróżnicowany to jest, nic wspólnego z kapitałem i wszystko kojarzy się ze wszystkim, intensywnie ciekawy. Bałagan w kartonach bałagan w głowie bałagan prezentuje się mimo woli. Apolonia kreatywna co wiecznie sprząta. Wielka Apolonia od porządku wszechświata. Mistrzyni pakowania przedmiotów w szafach walizach kufrach skrzyniach worach. Gromadzi i składa, przekłada krępuje. Ciasno i racjonalnie.
ną wizję zjednoczonego i szczęśliwego świata którym władałam. Apolonio za tobą czas chwały i chluba, nie pozwól sobie tych wspomnień odebrać, zasługujesz nie na pogardę ale na szacunek i koronę z puchu. Apolonio skromna nie bądź, godna jesteś lepszego traktowania, za wszystko to co zamierzasz zrobić dla świata należy ci się pamięć odznaczenia przedśmiertne pomniki i skwery w dzierżawie. Kręcę się w kółko, drepczę po terenie zaanektowanym, zapełniam spiżarkę i szafki i potrzeba mi jednego sukcesu, jednego malutkiego osobistego sukcesiku żeby moje istnienie miało wyjątkowe znaczenie. Nie oszukuj się że życie dla samego życia ma sens. Spróbuj tak żyć bez nadawania treści kilkudziesięciu latom życia i nie zwariuj. Przegrałam życie szepcze Apolonia a wy pytać chcecie, o co grałaś? O wszystko. Tak, to rzeczywiście od początku byłaś bez szans. Wielkie marzenia zetknęły się z wielkim światem i tylko zawstydzone zażenowanie pozostały po tym spotkaniu. Do czasów gdy zawłaszczałam tęsknię, od czasów gdy mną zawłaszczano uciekam. Biegłam biegłam biegłam. Aż stanęłam i zastanawiam się czy dobrze biegnę. Nagle dogoniło mnie że liczy się dokąd, jakieś wielkie ukryte liczy, że odjąć biegowi bezsens misję muszę posiadać. Sam bieg to mało. Musi być cel nastrojony. Obawiam się że od tamtej pory coś się takiego stało ze mną ze światem. Więc wracam do początku. Czy to potrzebne? Niezbędne. Muszę wiedzieć muszę ogarnąć muszę przypomnieć sobie wszystko, do kłębka po sznurze. Waha się Apolonia a czas mija bezpowrotnie. Coś chciałam powiedzieć żeby nie skłamać. Niewydajność. Marnotrawi godzinę za godziną. Z decyzyjnością na szczeblu wykonawczym i projekcyjnym jest problem, dywaguję się kręcę bo chcę jak najlepiej najdoskonalej bo oczekiwania wysokie a malutkie umiejętności, wsparcia brak, sama dźwigam ten szalony świat na własnych piersiach. Nasadzona jak fryga się kręcę nie myśl żem umarła. Nasadzona ale żywa. Tym żywsza. Coś we mnie chce mnie wykończyć rozerwać na części, oddzielić od siebie zgładzić. W cztery strony świata mnie ciągnie i po nogach, sama się rozciągam na wszystkie strony
Zawodzi jednakowoż w obliczu spraw które musi kontynuować, zabrać całą uwiecznioną przeszłość. Materialne namacalne rzeczy które nie mogą wpłynąć na stan jej duszy kwaśnej cierpiącej złamanej krwawiącej rany, zbolałej. Opiera brodę wobec tej liczby nieskończonej. Opiera brodę na kartonach, w kartonach zdjęcia, nie wszystkie barwne pionowe poziome trzeba przekręcać głowę albo dłoń, czasami to i to żeby szybciej szybciej, zapisane karteczki pomazane ważne w końcu miesiąca zapiski i znowu do pierwszego nie starczy, wyrzucić lub przerobić, karteczki drukowane bilety broszury, rysunki malowane ręką odważną dziecięcą poza linię nie wychodź, listy kochana apolonko, karton wcale nie największy a to tylko jeden rok, nawet niecały od marca do sierpnia, najpiękniejsze miesiące w moim kraju je spędziłam jak zwykle zresztą, twoja kochana Apolonia, całuję mocno, pisz. Nie popisuj się. Apolonia siedzi i pisze, plany i strategie, postanowienia i potwierdzenia bez pasji ale z napięciem pasemka pisma nawija. Jeśli nie napisze zjedzą ją w nocy myśli, więc musi napisać wszystko co pojawiło się na końcach palców. Tu jest złapana w samą siebie. Szybko szybko spiesz się. Najszybciej jak potrafisz dla własnego dobra. Streszczaj się. Sprężaj się. Nie sprężaj się. Nie spiesz się, powoli, już dobrze, już spokojnie. Lepiej. Nerwy ukojone, temperatura i światło wystarczająco dobre. Już lepiej. Chwilowo dobrze. Niewielki sukces syci. Malutki sukces polegający na sprzątnięciu po sobie. Tyle chociaż. Oczywiście, gdzie tam do marzeń o wielkich światowych sukcesach, wpływie na zachowania ludzkie, podbój kosmosu i całej tej galaktyki a jednak lepiej że cokolwiek bądź niż żeby nic, nie było nawet Apolonii. Konsekwentnie Apolonio. Konsekwentnie. Przede wszystkim konsekwentnie jeśli wiesz co mam w myślach. Z ciszy samotnej wydobywałam okrzyk z brzucha do świata pędziłam bo on gdzieś tam musiał być. I był mnie warunkowo przyjmował łaskawca, w czasie zasobności agresji i odwagi nie zbywało. Atakowałam z niezwykłym impetem, zdecydowana i niezłomna, rozwiewały się wątpliwości w duchowej naiwności, rozpływały w narkotycznym widzie, stapiały w pięk-
08 ≈
Literacje
& 51
Apolonię 52
08 ≈ z równoleżnikami i południkami. Wewsząd czyhają na najmniejsze zawahanie. Cokolwiek Apolonia zrobi, zrobi błąd, jeśli nic nie zrobi to będzie błąd, jeśli cokolwiek zrobi to też będzie błąd. Nie uczy się na własnych błędach, cudze ją pocieszają. Apolonia błądząca. Apolonia od zabłąkanych pierwsza godzina gratis. Także telefonicznie szukaj, aaapolonia od ludzkich serc i aaaaaby od błędu uchronić. Tanio i szybko. Czekam cierpliwie niecierpliwie czekam na telefon od ważnej osoby ale on nie następuje, nic poza szarą prozą życia nie następuje, omijają mnie szerokim łukiem. Gdybym chociaż mogła wierzyć że siedem lat tłustych a potem okrągłych gwarantowanych siedem chudych, a ja to wiedząc cwanie sobie odłożę i nikt nic mnie nie ruszy, żeby to najgorsze przetrzymać nie wytrzymanie, trzymaj się Apolonko. Omijają cię szerokim łukiem, między sobą interesy szu szu szu pieniądze przekładają po jajach poklepują a ciebie po niczym porządnym nie poklepują, nikt ci niczego bezcennego nie wręcza, wyręczają cię w smakowaniu kąsków co tłustszych i niech im to w gardle stanie. Na resztę spuśćmy zasłonę milczenia litościwie. Apolonia doszła była do pieniędzy ostatecznie. Złoty strzał, złote ziarno, dziki fart, głupia to ma szczęście, znalezione niekradzione. Jakoś tak. Targowanie i sprytna kombinacja w mniej niż połowie uczciwa, odtąd będzie się bała demaskacji i wypłynięcia na światło dzienne. To były piękne dni. Po prostu piękne dni. Pieniądze przyszły łatwo szybko, wystarczyło wstać z łóżka i już się deptało po nich, zmiętolonych w kieszeniach się znajdowało w kapciach i skarpecie szurało pod poduszką i w bieliźniarce napotykało w miejscach zaskakujących, słuchano przed kim się rozbiera że się tak ubiera, nonsensy zazdrości szeptania knowania pomówienia szkalowania oszczerstwa. Nagle potem się zmieniło i dobrze jej tak, kieszenie puste od podszewki wilgotnej podziurawionej, podłoga osamotniona nie zostało z nich wyszły wszystkie niespodziewanie bez pożegnania. Zarzucali niegospodarność a to była oszczędność na materiale i sile której zawsze nie dość w udziale. Miał być deszcz złota a jest kapuśniaczek.
& Literacje
Brylantami obsypana miała być a jest węglem w dupę kopanym. Miało być pięknie, kraj miodem i mlekiem płynący, tam banany wiszą wędzone a po ulicach pieczone kotlety sojowe, na drzewach rosną jabłka posypane cukrem pudrem, malinowe lody wieńczą kwiaty a trawa miększa niż najlepsze łóżko i sama się układa pod nieutrudzone ciało, monety szczerozłote znajdujesz w orzechach laskowych, a do obsługi bankomatu wystarczy podać potrzebną do szczęścia kwotę, seks udany ma się na wyciągnięcie ręki a nie ma osoby co byłaby jej – ręki pozbawiona bowiem zdrowie się wszystkim należy w pakiecie z pomyślnością, nudy nie ma i zła nie ma, puszczanie na pasach nie powoduje gorących podziękowań a oglądając gazety wyłącza się głos. I w ogóle miało być świetnie kolorowo a jest jak zawsze. Pusto płasko przygniecione sinym niebem rosochate. Apolonio, nie potrafisz nie oceniać nie krytykować nie narzekać, cieszyć się nie potrafisz, radować słońcem co wypędza brud smród z domów, kamyki przepływają między palcami ciepłe i suche, twarz nieruchomo do słońca wychylić z ram okiennych, położyć na dnie zbocza i pozwolić płynąć kremowym ziarenkom po plecach oczach ramionach ustach aż otula ją całą łaskocze w pięty, piasek czuły zamyka nad nią, załamuje się ciałem Apolonii i grzeje, przelewają suche kłosy trzeszczą, połóż się potrafisz odpocząć Apolonio? Przyzwyczaj się do siebie i tego co cię otacza. A ona odpowie dobitnie, na błahostki czasu nie mam gdy ratować świat chcę i siebie muszę ocalić a po drugie, przystanąć nie mogę, cofam gdy się nie ruszam, nie mogę zdążyć na czas z życiem, chciałabym żeby się zatrzymało na moment bo nie nadążam z realizacją swoich potrzeb, umrę pod płotem przytulona do stracha na wróble jak tak się będę certolić. Cenić się powinnaś Apolonio. Sobą zająć i dobrze sobie zrobić. Sobą tylko zajmuję. Poza siebie nie wychodzi, czasu ochoty i kompetencji brakuje. Nie-ja jej nie interesuje, nie znam się i nudzą mnie nużą, nie wolę nie-mnie i nie-moja jest dla mnie kategorycznie odrzucalna. Ja sama mimo że mało ciekawa i tak ciekawię siebie
Chcę mieć wpływ na kształt świata a nie tylko na kształt kosza na zakupy, ale nie wiem od czego zacząć. Nieosłuchana Apolonia zachwyca się szlagierami, nieoczytana zaczytuje bestsellerami, niewykształcona za dobrze posłuży widelcem i nożem przy talerzu i za nic nie odpuści krojenia pyzów z ich jednoczesnym użyciem wkładając małe kawałeczki. Potem założy buty na obcasie prosto z salonu piekności, pół kilo sukienki z marką. I czeka ją niemiłe rozczarowanie, jesteś Apolonia po staroświecku od pretensji. Wkute słówka mądre brzmią fałszywie. Pewność boleśnie odczuwa że talentu dla niej zabrakło odwagi zbywa sił mało wątpliwości dużo, nieśmiała i niepewna Apolonka kochana i dzika. Na kursach się nie znam na giełdzie i na technologiach itc, obcych teorii obcych języków, ekonomii zachowań oraz trudnych zagadnień i kreatywnych rozwiązań, skomplikowanych procedur, wyobraźni nie ma i iskra pańska zetlana, dyplomacja niezdarna, mediacje poza zasięgiem, w brak kultury wyposażona, w głębię i w niebo patrzeć nie potrafi. Bezinteresowna na interesach się nie wyznaje innemu otworzyła serce, a to nie w cenie. Talentu wielkiego nie miałam i nie mam. Gotowa umrzeć za innych wciąż chcę wierzyć że coś się pojawi we mnie, że to tylko kwestia czasu i ambarasu ale nie pojawia się poza szaro-mleczno-sraczkowatą prozą życia. W innych się pojawia, niezwykła pracowitość albo postawili na spłodzenie własnych licznych potomków którzy spłodzili swoich licznych potomków, i teraz rozmnożeni wnuki i prawnuki z brzuchami widocznymi pękatymi przynoszą domowi rodzicielskiemu dostatek dumę skarby. Albo też postawili na kontakty ale do kontaktów ze mną niewielu dążyło, a jak już to takie miernoty jak ja nieszczególne typki w kłopotach, w myśl mądrości życiowej podobne przyciąga podobne, kolejna niesprawiedliwość dziejowa. Ja ich prześwietliłam miernoty i przeganiałam precz, niech się z dala ode mnie trzymają pecha nie ściągają, swoich krzywd do mojej nie dodają a potem dyskretnie się usuwając śmierdzące jajo w podzięce, bytów przegranych nie mnożą w mnie pobliżu niepotrzebnie, niezręcznie a jednak przega-
najbardziej. Opisywanie Apolonii rozbieranie i roztrząsanie trwa w najlepsze. Podana Apolonia jak na patelni i nogą kręci młynki. Pakowanie chwilowo zarzuciła. Pielęgnowanie Apolonii przez nią samą przedłuża się, nadaje to głęboki sens tej żywej i zdolnej odczuwać ból, ochrania siebie i ochrania tę która jest dla niej najcenniejsza najbardziej kochana, powierza siebie zabiegom pielęgnacyjnym Apolonia z przysłowiową cierpliwością i zgodą, oddaje się ufnie we własne dłonie i godnie znosi swój los. Martwi się że zniknie bez opisania zapadnie w czarny dół bezimienny. Nie zamierza być specjalistką od innych ale od siebie planuje, chce być ciężka sobą nie obcymi licznymi. Szlachetna Apolonia pępka niepozbawiona chce wierzyć że jak już siebie opisze do czubka nosa wreszcie dostrzeże tamtych, zapomina że o nich ma od dawna wyrobione zdanie, zapominalska obrażalska. A potem jest zszokowana. Apolonia jeśli już miałaby się określić, to powiedziałaby że jest dyskutantką wyborową niż wykonawczynią. Kocha stawiać zagadki nierozwiązywalne i zajmować nimi, dezintegrować i nieskładaniem się pasjonować, składanie zostawiać innym, dobrze się czuje Apolonia w rozpierdziusze, nieprzemijające pobojowisko ją mobilizuje do niedziałania. Nie chce się ciężko pracować chce się aby przyniesiono. Zmęczyła się pracą i nieustannym stresem, napięciem związanym z koniecznością spotykania się z ludźmi znosi z trudem. Zwłaszcza z ludźmi którzy menstruują. Wypatruję objawienia które nakręcę telefonem i sprzedam za kasę, wypatruję listonosza z niewielką sumką emeryturką i rentką i z totolotka pieniążkami i zasiłki i dodatki i jakoś się wszystko pododaje i ułoży dociągnie, do końca zawsze następnego miesiąca. Wystarczy mieć dobre chęci myślała, a potrzeba jeszcze wiedzy i wcale nie ogólnego pojęcia na zagadnienia i kwestie. Naprawdę się zdziwiła dlaczego nie powiedziano że nie dość być szlachetną i dobrą, niekonfliktową. Wymaga się przytomności umysłu, rzutkości pomysłów, doświadczeń różnorakich, znajomości i elastyczności, a ja nie umiem się pozbierać, mi się przypomina to wszystko co mnie roztrzaskało.
01 ≈
Literacje
& 53
& Literacje
o
o o
o
p
op
o
Literacje
p
p
p o
54
Marta Sokołowska (1971), Absolwentka psychologii oraz studiów podyplomowych „Gender Studies” (ISNS UW), „Wspieranie Osób Odmiennych Kulturowo na Rynku Pracy” (IPSiR UW). Pacowała w biznesie (m.in. jako: pracownica fizyczna w Holandii, spedytorka, dyrektorka w firmie transportowej, prezeska w sp.o.o.), w organizacjach pozarządowych (m. in. jako bibliotekarka, przy koordynacji projektów, przy organizacji szkoleń i konferencji). Publikowała m.in. w „Zadrze”, „uniGender”. Obecnie jest kierowniczką projektu systemowego adresowanego do kobiet i nadzoruje realizację raportu dotyczącego pilotażowego programu na rzecz osób z niepełnosprawnością. Uczy się w Szkole Laboratorium Dramatu.
p
o
{
Marta Sokołowska
İ
bo
p o p o o p
Apolonię
piałam potencjalne przyjaźnie podejrzane a zapatrywałam się na potężnych, na wpływowych. Dla nich byłam przezroczysta. A może, Apolonia się zawaha pierwszy raz tego wieczora ale nie ostatni jak ją znam, postawić na właściwego konia nie potrafiłam i wygrać nagrody, cieszyć się raz a dobrze za wszystkie czasy tak to jakoś minęło bez sensu. Ani myśli nie osiągnęłam żadnej ważnej która musiałaby powstać gdyby warunki zewnętrzne były bardziej sprzyjające. Choć złej tanecznicy rąbek u spódnicy. I kulturą kulturalną mniej lub bardziej, pojęcia względne i dla mnie nieodróżnialne niewyczuwalne zachwycić nikogo, bo nikt zupełnie nikt nie komentuje wydarzeń kulturalnych moich, tylko cierpliwie milczy bębniąc palcami i tłumiąc dotleniające płuca ziewnięcie. Sukces nie może należeć się wszystkim, wtedy przestanie być sukcesem powtarzali znudzeni. Jak wtedy, na śpiew na pływanie na szermierkę na język na konia na malunek na instrument dęty lub bez różnicy smyczkowy na wypalenie gliny na sporty obronne i szydełka w akcji na rób co chcesz tylko żebyś to w sobie czuła, do roboty byś się wzięła co uszlachetnia jeszcze mocniej, a nawet na niby aktorstwo na które pchnięto w oczekiwaniu że może z tego coś wyjdzie, że róg obfitości i miano dobrej partii bo tylko to się liczy i dam święty anielski spokój duszy która zrobiła wszystko co w jej mocy. I też się jej coś od życia należy. Apolonię to precyzyjny rzyg bohaterki uciśnionej przez rzeczywistość, schematy, pułapki emocjonalne, cudze aspiracje i narzucone role. To wielopoziomowy strumień świadomości wijący się po meandrach przeżyć, wspomnień, wypartych wycinków świadomości i nieświadomości oraz histerycznego bełkotu. Pewnej nocy Apolonia postanawia wyjechać z Polski do unijnego kraju. Chce lepiej zarabiać, lepiej żyć, lepiej kochać i w spokoju nienawidzić. Po unijnemu. Po swojemu. Ostatnie pakunki i porządkowanie dobytku otwierają przed nią zupełnie nową rzeczywistość. Upiera się, że przegrała dotychczasowe życie, że przeżyła je jako nieswoje, więc trawi i wyrzuca do kosza. Kończy razem z nocą, gdy z trudem dopiąwszy ostatnią walizkę, rzuca się w niebo.
& 55
09 ≈
&
56
& Literacje
•
&
liteRacje: Jak środowisko femini-
styczne reaguje na Twoją reprezentację? &
Kazimiera Szczuka: Zupełnie normalnie. Chwalą, jak poszło dobrze, milczą albo narzekają, jak poszło źle. I tyle. Zawsze kiedy oglądam którąś z koleżanek w jakiejś masakrycznej pyskówce, bo tak na ogół w yg l ą d a med ia l na debat a , w y s y ł a m SM S z podziękowaniem, bo wiem, jakie to ważne dla osoby, która w lekkim dygocie wyszła ze studia. Nic przyjemnego. Jak trzeba, to idę, ale bardzo często odmawiam.
&
•
liteRacje: Naukowcy mają Ci za złe teleturniej, z kolei niektóre osoby ze środowisk alternatywnych zarzucają Ci popfeminizm… &
Kazimiera Szczuka: Nie uważam się
za popfeministkę. &
•
liteRacje: Jeśli nie Ty, to kto w Pol-
&
liteRacje: Trzeba iść, powiedzmy, do „Dzień Dobry TVN”?
•
liteRacje: No właśnie, Twoja obecność w popkulturze sprawiła, że automatycznie kojarzysz się z feminizmem. Jesteś w pewnym sensie twarzą polskiego feminizmu…
ność” niekoniecznie, chociaż wiem, że są w Instytucie osoby, które mnie bardzo nie lubią właśnie za udzielanie się w telewizji. Ta strona mroczna i podziemna, z którą się na jawie nie stykam, wychynęła, oczywiście anonimowo, przy okazji afery z Madzią Buczek. Wielu się wówczas znalazło usłużnych paszkwilantów, którzy nie znają moich tekstów, wykładów ani nic takiego, za to pasjami oglądają telewizyjną rozrywkę, którą tak bardzo gardzą i z pozycji prawdziwej nauki twierdzą, że jestem bezczelną, nienaukową propagandystką i obrazą powagi nauki. W sumie mnie to mało obchodzi. W ciągu tych dwóch lat, kiedy był emitowany teleturniej, wydałam książkę, występowałam na konferencjach i tak dalej.
sce jest popfeministką?
•
&
&
Kazimiera Szczuka: Sama „medial-
•
Kiedy prowadziłam teleturniej „Najsłabsze ogniwo”, byłam rozpoznawalna i dosłownie rozchwytywana, również przez alternatywne środowiska i media. Przede wszystkim jednak działały tryby promocji i autopromocji TVN: stale byłam ciągana po różnych dodatkowych programach rozrywkowych, składałam życzenia widzom na święta i tak dalej. Teraz to ucichło, co, muszę powiedzieć, bardzo sobie chwalę. W dalszym ciągu dzwonią do mnie rozmaici, młodzi na ogół, dziennikarze, pytając a to o golenie nóg, a to o molestowanie, wulgaryzmy w mediach czy książkę na lato albo pod choinkę. Większość z tych pytań i próśb załatwiam niemiłym spławieniem, bo mnie to zawracanie gitary irytuje i nie mam na nie siły. Ale dobrze rozumiem tych dzwoniących: są w pracy, mój telefon krąży gdzieś w stratosferze, a do kogoś dzwonić trzeba, najlepiej do osób rozpoznawalnych.
liteRacje: Jesteś feministką, osobą medialną, pracujesz w Polskiej Akademii Nauk. Czy te role nie wchodzą ze sobą w konflikt?
•
&
Kazimiera Szczuka: To słowo znaczy dziś wszystko i nic.
&
•
•
liteRacje: Jesteś gwiazdą?
•
{
stabilizacji
coś przez minutę, po prostu na chwilę się pokazała. Sama się wykręcam jak tylko mogę. Wymaga to bowiem przybycia co najmniej pół godziny wcześniej, malowania i tak dalej. My, feministki, jesteśmy zajęte, każda ma swoją robotę, dom, studentów i tak dalej. Po co chodzić do „Dzień Dobry TVN”? Po nic chyba, ale jednak to pokazanie się od czasu jest konieczne. Skoro już ten świat mediów jest i decyduje o wszystkim, nie można tak po prostu się na niego wypiąć.
my jedną z kilku, ale ciągle jest tych twarzy o wiele za mało. Często zdarza się, że w programach publicystycznych poruszane są kwestie praw kobiet, dyskryminacji, zdrowia i tak dalej. Nie są to jakieś pogłębione dyskusje, ale są, i strona feministyczna musi w nich być obecna, bo nie możemy godzić się, aby ktoś mówił za nas. No i okazuje się, że właściwie nie za bardzo jest komu do radia czy telewizji chodzić. Magda Środa, Izabela Jaruga-Nowacka, Wanda Nowicka, o ile jest w kraju, Monika Płatek, która na szczęście pojawiła się à propos dyskusji o 14-latce z Lublina ganianej po całej Polsce przez pro-life. Działaczki organizacji kobiecych, ekspertki, profesorki są dla mainstreamowych mediów często za mało rozpoznawalne i tak koło się zamyka. W środowisku kobiecym kiedyś toczyły się dyskusje o tym, kto i z czyjego upoważnienia może reprezentować cały ruch, ale u nas taka dyskusja nie ma większego sensu, bo za każdym razem jest łapanka. Żadna nie chce! Użeranie się z kosmitami z LPR-u czy publicystą katolickim Tomaszem Terlikowskim, o pannie Najfeld nie wspomnę, to żadna przyjemność. Na ogół stres, stracony czas, a po wszystkim kac. Ale ktoś musi, więc jak już naprawdę trzeba, to idę.
•
wywiad
Rmałej
ozbić marazm
Kazimiera Szczuka: Powiedz-
•
Kazimiera szczuka
Agnieszka Mrozik i Piotr Ślusarczyk
•
rozmawiają:
&
K azimiera Szczu ka: Do popfeministek za liczyłaby m te osoby, które chcą się w ten sposób określać. Może Ma ł gor zata Doma ga l i k ,
&
Kazimiera Szczuka: Wiem od dzien-
nikarzy, jak trudno jest namówić jakąkolwiek dziewczynę, żeby przyszła powiedzieć
09 ≈
Literacje
& 57
Kazimiera Szczuka: Katarzyna Grochola napisała książkę o przemocy domowej językiem kobiet, do których się zawsze zwracała. Zdobyła zaufanie masowej odbiorczyni, która się feminizmu boi, bo zawsze marzy o miłości. Teraz Grochola pokazała, że ta baśniowa miłość sprzedawana, podsuwana przez popkulturę może być trucizną. W książce Trzepot skrzydeł Grochola pokazuje przemoc opakowaną w miłość. Sama autorka dekonstruuje swoje poprzednie teksty terapeutycznie, tak jakby mówiła: „Dziewczyny, długo dawałam wam ten biały proszek a teraz zobaczcie, co się w nim znajduje”. Z tej perspektywy można się zastanawiać, co się z tym wszystkim dalej stanie.
&
•
liteRacje: Mówimy o filmach, tele-
dyskach, a co z literaturą kobiecą? &
Kazimiera Szczuka: Och, bardzo wiele się teraz w niej dzieje ciekawego. Można nawet uznać, że radykalizm obecny w literaturze kobiet po 89 roku, a utracony gdzieś po drodze wraz z procesem urynkowienia buntu i odpolitycznienia różnicy genderowej, teraz odrodził się w tym, co pisze Bożena Keff, Olga Tokarczuk, Dorota Masłowska, Sylwia Chutnik, ale i Manuela Gretkowska, a ostatnio nawet Katarzyna Grochola. Po latach wyciszenia, a nawet pacyfikacji pisarki znowu zaczęły się wściekać. Efekty artystyczne tego wściekania są imponujące. Rozbiły marazm małej stabilizacji.
&
•
liteRacje: Chętnie za jakiś czas o tym porozmawiamy. Dziękujemy za rozmowę.
&
liteRacje: A co z Grocholą – ikoną
•
•
&
polskiej literatury popowej dla kobiet?
&
&
Kazimiera Szczuka: Dody bym nie podejrzewała o to,
że przyjdzie na manifę. Ludzie z klasycznego popu obawiają się politycznej identyfikacji, chyba że za jakimś poważnym wynagrodzeniem śpiewają dla polityków z rządu czy coś w tym rodzaju, ale traktują to jako robotę. Ze środowiskami alternatywnymi gwiazdy popu w Polsce jeszcze nie flirtują, dlatego po prostu, że to są odmienne kulturowo galaktyki. &
liteRacje: À propos Dody, ostatnio kino, scena muzyczna pełne są postaci „twardych lasek”… &
Kazimiera Szczuka: Jasne. „Kill Bill” czy „Przyczajony
tygrys, ukryty smok” – to czysty feminizm. Postacie kobiecych wojowniczek i mścicielek są cudowne. Ostatnio taką postać powołała do życia Sylwia Chutnik w swoim Kieszonkowym atlasie kobiet. Jeden z numerów świetnego, nieistniejącego już „Biuletynu Ośki” poświecony był idolkom, autorytetom, boginiom. Agnieszka Grzybek, redaktorka i faktyczna twórczyni tego pisma, opublikowała ranking idolek, który przeprowadziła wśród dziewczyn. Na pierwszy m miejscu była Pipi, potem Szy mborsk a, Maria Janion i Lara Croft. To pokazy wało, że feminizm przemawia do naszej podświadomości, odwołuje się do małych dziewczynek w nas, koresponduje z nieuspołecznioną, zdziczałą częścią tożsamości. Okazuje się, że obecność takich wzorów z bajek czy z klasycznego popu jest naturalna tak samo, jak naturalny jest szacunek
Agnieszka Mrozik i Piotr Ślusarczyk
{
•
liteRacje: Ostatnio nawet Doda „romansuje” w swoich teledyskach z feminizmem. Porusza problem przemocy seksualnej.
•
{
{ wywiad
•
& Literacje
&
Kazimiera Szczuka: Jeśli już, to szansą. Znane osoby są dla ruchu kobiecego bezcenne: Maja Ostaszewska, Dominika Ostałowska, Kayah, Marysia Peszek czy Maria Seweryn albo Agnieszka Holland, Kasia Adamik, Paulina Młynarska, Kasia Kwiatkowska, Agnieszka Glińska, Krystyna Janda, Urszula Dudziak… Mogłabym tak długo jeszcze wymieniać prawdziwe gwiazdy, które z zapałem i ochotą robią dla feminizmu tyle, ile mogą: firmują akcje protestacyjne, przychodzą na wiece, podpisują się pod listami. Często wystarczy, kiedy publicznie mówią „jestem feministką” albo „zgadzam się z feministkami”.
•
58
żeniem?
•
Kazimiera Szczuka (1966), uczennica prof. Marii Janion, pracuje w IBL PAN, wydała Kopciuszek Fraknestein i inne. Feminizm wobec mitu, Milczenie owieczek, Rzecz o aborcji, wspólnie z prof. Janion i Claudią SnochowskąGonzalez pracę zbiorową Inny-Inna-Inne. O inności w kulturze (wyd. IBL PAN). Publikowała w „Biuletynie OŚKA”, „Pełnym głosem”, „Res Publice Nowej”, „Tekstach drugich”, obecnie w „Krytyce Politycznej”, „Polityce” „Wysokich obcasach”. Prowadziła magazyn kulturalny „Pegaz”, program „Dobre książki” w TVP, „Najsłabsze ogniwo” i „Wydanie drugie poprawione” wspólnie z prof. Krzysztofem Kłosińskim, w TVN. Członkini, założycielka Porozumienia kobiet 8 marca, partii Zieloni 2004, członkini zespołu „Krytyki Politycznej”, a także Obywatelskiego Forum Kobiet. Mieszka w Warszawie.
&
liteRacje: Gwiazdorski popfeminizm jest szansą czy zagro-
i podziw do Janion i Szymborskiej.
•
İ
bo
Manuela Gretkowska, Krystyna Kofta? Manuela odwaliła kawał roboty, organizując Partię Kobiet i bardzo ciekawie to opisała w Obywatelce, ale żadna z nich na ogół nie chodzi na manify, nie koleguje się z Anetą Krawczyk i Alą Tysiąc, nie jest w Obywatelskim Forum Kobiet, w Porozumieniu Kobiet 8 Marca czy czymś takim, a ja tak. To jest po prostu trochę inny rodzaj feminizmu, ale wszystkie się znamy, szanujemy i wszystkie robimy rzeczy potrzebne.
•
Xazimiera Kazimiera szczuka Xzczuka
00 ≈ 09
İ
bo Agnieszka Mrozik (1979), doktorantka w IBL PAN. Pisze pracę o tożsamości Polek w literaturze kobiecej i dyskursie feministycznym po 1989 roku. Absolwentka warszawskiej polonistyki i amerykanistyki. Stała współpracowniczka Fundacji Feminoteka. Publikowała w „Zadrze”, „Portrecie”, „LiteRacjach”, „Środkowoeuropejskich Studiach Politycznych”, „Mediach. Kulturze. Komunikacji Społecznej”, „Res Publice Nowej”, „Bez dogmatu” oraz antologiach zbiorowych.
00 09≈≈
Piotr S. Ślusarczyk (1983), doktorant na Wydziale Polonistyki UW, dziennikarz. Przygotowuje rozprawę doktorską dotyczącą kryzysu tożsamości europejskiej. Autor kilku rozpraw w tomach zagranicznych poświęconych kulturze czeskiej i antropologii literatury.
Literacje
& 59
Po{P}radniki,
oceń książkę po okładce czyli
&
Wraz ze zwiększonym popytem na usługi terapeutyczne, w księgarniach pojawiła się niezliczona ilość psychologicznych książek poradniczych. Ponieważ w Stanach Zjednoczonych psychoterapia święci triumfy, trudno się dziwić, że to właśnie ten kraj ogłosił się kolebką piśmiennictwa poradnikowego, jak pisze Edyta Zierkiewicz1. 60
& Literacje
Beata Tatarczuk
Jednak z czasem publikacje tego typu stały się niezwykle popularne nie tylko w USA, lecz także w wielu innych krajach, również w Polsce po roku 1989. Anonimowość gwarantowana przez poradniki sprawiła, że zyskały one większą popularność niż terapia. Prywatność relacji między książką a czytelnikiem pozwala szukającym pomocy czuć się bezpiecznie, bo oprócz niego tak naprawdę nikt nie wie, że ma problemy, z którymi nie potrafi sobie poradzić. Prawdę o sobie odkrywa nie poprzez konfrontację z drugim człowiekiem i obnażanie zakamarków swojej duszy, ale dzięki rzeczy martwej, jaką jest książka, która z natury rzeczy nie ocenia czytelnika. Jak wynika z badań odbiorcami tego gatunku są w większości kobiety, ponieważ we współczesnym świecie to na nich ciąży wymóg łączenia pracy zawodowej z obowiązkami domowymi. Kolejny powód, dla którego kobiety częściej sięgają po poradniki psychologiczne, jest zadziwiająco prosty – większość tego typu pozycji kieruje się wyłącznie do nich. Jak wiele innych produktów tworzonych z myślą o tej płci, również poradniki zawierają w sobie obietnicę typu – „kup mnie, a osiągniesz doskonałość”. Słowo „produkt” w odniesieniu do poradników psychologicznych pada tu nie bez powodu, jeśli dobrze się przyjrzeć tego typu literaturze. Z całą pewnością moż-
10 ≈
czyźni są z Marsa, kobiety z Wenus), a czasem śmieszny (np. Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą), bywa też, że jest pytaniem (często takim, które nurtuje wiele kobiet), kryjącym w sobie obietnicę odpowiedzi (Dlaczego mężczyźni kłamią, a kobiety płaczą). Ponieważ tytuły sformułowane w ten sposób nie dookreślają, jaka będzie treść książki, to bardzo często dołączane są do nich podtytuły, które rzucają więcej światła na sam temat poradnika, np. Między nami mężatkami. Słów kilka o kobiecych sposobach wpływania na mężów. Tytuły poradników są często wyrażeniami pochodzącymi z języka kolokwialnego. Dzięki takiemu zabiegowi zyskują na bezpośredniości. Czytelniczka, widząc tytuł np. Między nami mężatkami odnosi wrażenie, że poradnik okaże się jej najlepszą przyjaciółką i doradzi niczym bliska osoba – od serca. Zierkiewicz uważa, że właśnie w tytułach kryje się siła poradników. Wiele kobiet rozpoznaje w nich swoje własne problemy i doświadczenia, a sam poradnik traktuje jak książkę o sobie3. Bywa też tak, że poradniki innych autorów bazują na tytule, który ukazał się wcześniej i zyskał dużą popularność. Taka sytuacja miała miejsce w przypadku książki Ute Ehrhardt Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą. Wielki sukces, jaki odniosła ta pozycja zachęcił inne wydawnictwa czy autorów (w przypadku poradników trudno orzec, kto ostatecznie odpowiada za tytuł, ponieważ ten gatunek literacki obfituje w chwyty marketingowe, tak charakterystyczne dla literatury popularnej) do tworzenia podobnych publikacji z wykorzystaniem wyrażenia „grzeczne dziewczynki”. I tak powstała cała seria: Grzeczne dziewczynki nie awansują: 101 błędów popełnianych przez kobiety, które nieświadomie niszczą własną karierę; Grzeczne dziewczynki nie kręcą interesem. Szczere rady, otwarte rozmowy prawdziwe historie dla zaradnych bizneswomen; Grzeczne dziewczynki się nie bogacą. 75 błędów, które utrudniają kobietom osiągnięcie niezależności finansowej; Grzeczne dziew-
na o niej powiedzieć literatura popularna, a elementy psychologii, jakie zawiera w sobie, określa się mianem pop-psychologii. Przyjrzyjmy się zatem bliżej zarówno treści, jak i formie tego gatunku. Literatura popularna w coraz większym stopniu wpływa na współczesną kulturę bądź stanowi jej diagnozę. Należałoby tu wspomnieć o zagrożeniach, jakie ze sobą niesie ta z pozoru niewinna lektura. Najlepszym przykładem są właśnie popularne poradniki psychologiczne dla kobiet, które czyta się „łatwo i przyjemnie”. Poradniki zdają się zawierać w sobie wszystkie wyznaczniki, jakie stawia przed nimi definicja literatury popularnej2 . Powiedzenie „nie oceniaj książki po okładce” nie ma zastosowania w odniesieniu do poradników psychologicznych, których okładka ma ogromne znaczenie, szczególnie z perspektywy strategii marketingowej. Wystarczy rzucić okiem na poradnik, by dostrzec, że wydawca kieruje się przede wszystkim zyskiem finansowym. Okładkę charakteryzują intensywne kolory, ciekawe lub zabawne rysunki oraz przyciągający wzrok tytuł. Często można na niej znaleźć także informację dotyczącą serii, do której należy dana pozycja (zwłaszcza gdy już ukazały się w niej inne poradniki cieszące się dużą popularnością). Jeśli autor jest znany z bestsellerowej pozycji, jest osobą medialną lub utytułowanym specjalistą w dziedzinie psychologii, to z pewnością informacji na ten temat nie zabraknie na okładce (w ostateczności zostaną umieszczone z tyłu książki). Ta zasada sprawdza się w odniesieniu do psychologa Jacka Santorskiego, który był częstym gościem programów telewizyjnych i zasłynął jako dyżurny psycholog Big Brothera. Jest on właścicielem wydawnictwa Jacek Santorski & Co Agencja Wydawnicza i firmuje swoim nazwiskiem wiele pozycji publikowanych przez tę oficynę. Ważnym elementem okładki bywa również widoczna, zwykle niewygórowana cena, która ma zwrócić uwagę potencjalnego nabywcy na daną pozycję. Z kolei tytuł poradnika ma za zadanie przede wszystkim zainteresować czytelnika. Dlatego czasem bywa intrygujący (np. Męż-
01 ≈ 10
Literacje
& 61
PO(P)RADNIKI, czyli oceń książkę po okładce 62
10 ≈ czynki nie negocjują. Podręcznik negocjacji dla kobiet, które wiedzą czego chcą; Grzeczne dziewczynki nieźle sprzedają. W czym są lepsze od kolegów handlowców? Określenie „grzeczne dziewczynki” okazało się nośne do tego stopnia, że wykorzystała je firma Gingers w swojej kampanii reklamowej zatytułowanej „Grzeczne dziewczynki wiedzą, kiedy przestać”. Reklamodawcy zależało, by powiązać markę piwa z pewnym stylem życia, tak by identyfikowały się z nią konkretne osoby. Zatem część tytułu, czasem całe zdanie, a czasem wyrażenie zaczyna niejako „żyć własnym życiem”, jak miało to miejsce w przypadku określenia „grzeczne dziewczynki”, czy poradnika Davida Reubena Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale zawsze obawialiście się o to zapytać. Zierkiewicz tak opisuje fenomen tytułu tego poradnika: „(…) tytuł książki Reubena wpisał się w pejzaż amerykańskiej kultury popularnej – powstają coraz to nowe książki, filmy, slogany reklamowe cytujące lub parafrazujące go (…)”4. Tego typu zjawisko jest znamienne właśnie dla poradników, zaliczających się do nurtu literatury popularnej, w której tytuł odgrywa decydującą rolę – powinien być chwytliwy, przyciągający uwagę, ponieważ dla potencjalnych czytelników stanowi on zapowiedź równie fascynującej treści. Taką zachętą, zwabiającą czytelnika poradników, może być również powoływanie się przez autorów tego typu literatury na badania naukowe, które mają świadczyć o popularnonaukowym charakterze książki. Odbiorca literatury popularnej zgadza się na jej schematyczność, dzięki niej fabuła książki zyskuje na wyrazistości, co sprawia z kolei, że świat w niej przedstawiony jest wyjątkowo uporządkowany. Dzięki odwołaniu się przez autora do nauki i jej osiągnięć, zostaje wzmocniona w utworze owa funkcja porządkująca. Zjawisko to przybiera najwyrazistszą formę we wszelkiego rodzaju seriach wydawniczych popularyzujących wiedzę, do których można zaliczyć również popularne poradniki psychologiczne. Sukces tego typu publikacji kryje się głównie w pozornym braku niedomówień – zawierają one skończoną liczbę pytań, dzięki czemu czytelnik odnosi wra-
& Literacje
żenie, że wie już wszystko na dany temat. Serie popularyzujące wiedzę z jednej strony przyciągają etykietą „naukowości”, z drugiej zaś zyskują przychylność czytelników dzięki przyswajalnej formie, w jakiej podają wiedzę w nich zawartą. Charakterystyczna dla publikacji popularnonaukowych jest również mitologizacja nauki. Staje się ona odpowiedzią na wszelkie zagadki świata, kluczem do rozwiązania jego wszystkich tajemnic, nie pozostawia cienia wątpliwości czy niepewności. Ogarnia swoimi narzędziami całą rzeczywistość, która jawi się jako całkowicie poznawalna, by nie rzec przewidywalna, wymagająca jedynie szczegółowego opisania. Taki sposób patrzenia na świat Piotr Kowalski w swojej książce Nie(bezpieczne) światy masowej wyobraźni określa mianem „optymizmu poznawczego”5, a wyłaniający się z niego obraz nazywa atomistycznym i mechanistycznym. Kolejne tomy książek popularnonaukowych (również poradników), oferują inny, doskonale „rozpracowany” i przyporządkowany do tej logicznej wizji świata, wycinek rzeczywistości. Ten mechanizm wyjaśnia w dużej mierze fenomen poradnikowych serii, z których każda opisuje inny problem, podpierając się, jakże często, zdobyczami nauki. Jednocześnie przy wydawaniu cyklu książek wykorzystuje się potrzebę odbiorców do selekcjonowania i zarazem kolekcjonowania. Czytelnik sięgając po jeden tom z serii ma wrażenie, że wybrał dokładnie to, czego potrzebował (zagadnienie, które go interesuje). Jednak kiedy ukazuje się kolejny tom, czuje się zobligowany do jego kupna, mając przekonanie, że tylko dzięki całej kolekcji będzie w stanie zrozumieć otaczającą go rzeczywistość. To swoiste „rozpracowywanie świata” dokonywane w poradnikach zawiera się już często w tytule samej książki, np.; Wszystko o… lub Dlaczego… Sami wydawcy starają się wmówić czytelnikowi potrzebę odnalezienia odpowiedzi na dane pytanie i jednocześnie sprawić wrażenie, że ta chęć poznania bliżej jakiegoś określonego zagadnienia wypływa z niego samego (osoby pragnącej nieustannie poszerzać swoje horyzonty). Jak pisze Kowalski:
Największe niebezpieczeństwo w tekstach kultury popularnej o profilu popularnonaukowym kryje się, jak pisze Kowalski, w ich potrzebie „konserwacji świata”, budowania złudzenia, że zastany i jednocześnie panujący od lat porządek, jest najlepszym z możliwych. Aby wiedza prezentowana w poradnikach psychologicznych była łatwa do przyswojenia przez czytelnika, autor stosuje kilka sprytnych zabiegów. Przede wszystkim stara się stworzyć nić porozumienia łączącą go z czytelnikiem. Ten ostatni ma wrażenie, że prawa rządzące nauką są wyjątkowo proste albo też, że jest on bardzo pojętny. Autor osiąga taki rezultat m.in. dzięki odwoływaniu się do wspólnego doświadczenia jego i odbiorcy. W poradnikach można się zatem spotkać ze sformułowaniami typu: „Na pewno nie raz Ci się zdarzyło…” lub „Każdy z nas….”. Jednocześnie autor przywołuje wiele historii z życia, które mają potwierdzić fakty naukowe, a czytelnikowi pozwalają łatwiej uzmysłowić sobie dany problem. Kolejnym sposobem na zjednanie sobie czytelnika, szeroko stosowanym w gatunku poradnikowym, jest operowanie odpowiednim językiem, w tym przypadku, potocznym. Autor zwraca się do adresata najczęściej w drugiej osobie liczby pojedynczej lub posługuje się „budującym wrażenie intymności dialogu„my”10. By oswoić czytelnika jeszcze bardziej z zagadnieniami naukowymi, stara się zastępować nomenklaturę naukową językiem kolokwialnym. Niekiedy można odnieść wrażenie, że w założeniu autorów odbiorca poradników jest, mówiąc delikatnie, przeciętny intelektualnie, gdyż tłumaczenie bywa tak przesadnie klarowne, że aż zabawne: „Poniżej przedstawiono ilustracje stworzone na podstawie skanowania mózgów pięćdziesięciu kobiet i pięćdziesięciu mężczyzn. Przedstawiają one obszary mózgu (zaznaczone na czarno), które uaktywniają się podczas mówienia. Innymi słowy, jest to graficzny obraz mózgu kobiet i mężczyzn rozmawiających i komunikujących się ze sobą”11. To swoiste oswajanie czytelnika z nauką powoduje, że skomplikowane prawa rządzące światem, zaczynają się jawić jako pro-
„W intencjach reklamowych akcentuje się już zdobytą pozycję czytelniczą i fakt bezpośredniego nadążania za potrzebami odbiorców, a co więcej – podejmowania na ich życzenie publikacji kolejnych książek”6. Jednym z ważniejszych wyróżników naukowości w poradnikach jest odwoływanie się do tradycji. Przedstawia się ją tu jako wyrocznię, z którą absolutnie nie należy dyskutować. Takie podejście rodzi oczywiście wiele niebezpieczeństw, do których można zaliczyć częste operowanie stereotypem. I tak na przykład, gdy poradnik dla kobiet tłumaczy męskie zachowania, posługuje się takim oto argumentem: „Kiedy kobieta zrozumie, w jaki sposób przebiegła ewolucja mężczyzny, łatwiej jej będzie wziąć poprawkę na odmienny sposób jego zachowania i myślenia” 7. Argument tradycji zostaje ostatecznie uwikłany w argument nauki, co nie pozostawia odbiorcy pola na wątpliwości lub ewentualne sprzeciwy: „Ewolucja u kobiet i mężczyzn przebiegała inaczej, bo tak być musiało. Mężczyźni polowali, a kobiety zbierały. Mężczyźni bronili, kobiety karmiły. W rezultacie ich ciała i mózgi ewoluowały w całkiem różny sposób.(…) Udawanie, że jest inaczej, to najprostsza droga do złamanego serca, zagubienia i rozczarowania w życiu”8 . Co ciekawe z takiego postrzegania świata wyłania się pewna sprzeczność. Oto bowiem okazuje się, że świat, którym kieruje postęp, jak podaje nauka, rządzi się od tysięcy lat tymi samymi, niezmiennymi i niezbywalnymi prawami. Zatem wiedza zawarta w poradnikach jest według autorów obiektywna, ponieważ informuje o kolejnych faktach z historii i nauki. Bardzo często autorzy poradników odwołują się do argumentu quasi-naukowego, że dane zjawisko jest naturalne. Z takim stwierdzeniem wyjątkowo trudno dyskutować, sprzyja ono tłumaczeniu nierównego traktowania płci: „Potrzebny był prosty podręcznik mówiący o tym, jak naturalne [sic!] są różnice między kobietami a mężczyznami” i „Czasem mężczyźni, którzy pragną być bardziej kochający i lepiej trafić w oczekiwania partnerki, zaprzeczają do pewnego stopnia swej męskiej naturze”9.
10 ≈
Literacje
& 63
PO(P)RADNIKI, czyli oceń książkę po okładce 64
10 ≈ ste mechanizmy, które można wytłumaczyć za pomocą języka codziennego. Jednym z ważniejszych pojęć, ściśle związanym z popularnymi poradnikami psychologicznymi dla kobiet, jest termin bestseller. Można wyróżnić jego dwa typy: bestseller rzeczywisty i bestseller mianowany. Pojęcie bestsellera rzeczywistego oznacza książkę, która cieszy się ogromnym powodzeniem wśród czytelników i odnosi w związku z tym realny (jak zresztą sama nazwa wskazuje) sukces na rynku wydawniczym. By dana pozycja osiągnęła taki status, często uruchamiana jest cała machina marketingowa, w postaci reklam, artykułów sponsorowanych (tzw. inspirowanych) w gazetach, licznych spotkań z autorem, programów telewizyjnych i radiowych poświęconych książce, jak również promocji za pomocą internetu. Bestseller rzeczywisty charakteryzuje się również „świeżością” na rynku, pojawieniem się danej publikacji na nim po raz pierwszy. Inaczej natomiast przedstawia się specyfika bestsellera mianowanego. Pozycje kryjące się za tym terminem to przede wszystkim książki, które zostały z góry określone mianem bestsellera przez wydawców zanim osiągnęły rzeczywisty sukces. Zabieg tego typu nie jest oczywiście jedynie myśleniem życzeniowymwydawców, ale przede wszystkim świetnym chwytem marketingowym, który ma zachęcić czytelników do kupna danej książki, i jak pisze Janusz Dunin: „Nadużycie takie zwykle uchodzi w reklamach”12 . Terminu bestseller mianowany używa się też w odniesieniu do tych pozycji, które były przebojem w innym kraju i wydawcy spodziewają się ich podobnej popularności na rodzimym rynku, choć jak podkreśla Dunin, „nigdy nie jest pewne, czy powtórzą one swój sukces”13. To pojęcie jest stosowane również dla określenia książek uznanych za najlepsze przez krytykę, czyli wyróżniających się pod względem artystycznym (w przeciwieństwie do bestsellera rzeczywistego, którego bytściśle zależy od zainteresowania czytelników-klientów). Nasuwa się zatem pytanie: czy popularne poradniki psychologiczne bywają bestsellerami rzeczywistymi, czy może jednak mia-
& Literacje
nowanymi? Odpowiedź zdaje się nie być jednoznaczna. Z jednej strony bowiem, tego typu poradniki zyskują status bestsellera rzeczywistego na swoim rodzimym rynku (w tym przypadku najczęściej amerykańskim), z drugiej zaś, ich sytuacja jest często zupełnie odmienna na obcych rynkach. Przetłumaczone poradniki, które osiągnęły sukces w swoim kraju, wspierane oczywiście odpowiednią kampanią reklamową, pojawiają się na polskim rynku od razu z hasłami: „światowy bestseller” lub „milion sprzedanych egzemplarzy w Stanach Zjednoczonych” czy „jego książkę przetłumaczono na 32 języki”. Takie informacje są dla poradników świetną reklamą i jednocześnie sprawiają, że pozycja staje się bestsellerem mianowanym – wydawca pośrednio nazywa bestsellerem książkę, która w tym kraju jeszcze się nim nie stała. Oczywiście tego typu zabieg sprzyja zwiększeniu popularności książki, nadaniu jej rozgłosu, co w konsekwencji może doprowadzić do uczynienia jej w nowym kraju bestsellerem rzeczywistym. Tak więc jeden poradnik może spełniać warunki jednego i drugiego typu bestsellera. Ponieważ gatunek ten należy do literatury popularnej, należy pamiętać, że za jego sukces jest często odpowiedzialny sztab specjalistów, którzy robią wszystko, by dana pozycja zdobyła miano najbardziej poczytnej. Wiele z tych działań to czysta manipulacja czytelnikami-klientami – układanie list bestsellerów największych sieci księgarskich (zresztą dobrze opłaconych) i drukowanie ich w popularnych czasopismach, a nawet sponsorowanie recenzji. Jednym z istotniejszych aspektów poradników jest ich stosunek do zdobyczy feminizmu. Zainteresowanie przez kulturę masową tymi ideami wiąże się z konsekwencjami, jakie ponosi cały ruch. Z jednej strony feministki same wchodzą w niebezpieczne związki z mediami, godząc się na wpisanie w kontekst pism komercyjnych, by propagować swoją myśl. Z drugiej zaś strony muszą się liczyć z wymiarem konsumpcyjnym, a co się z tym wiąże – godzą się na wchłonięcie ważnych idei feminizmu przez machinę komercji i opakowanie ich w zniekształcony obraz feminizmu. W kobiecych pismach i w poradni-
równo ten jawny, jak i ukryty. Temat istnieje tylko w pewnych warunkach, czyli tylko wtedy, gdy wpisze się go w dyskurs patriarchalny. Wmawia się kobietom, że wszystko zależy od nich samych, że są paniami swojego losu, ale w tym samym czasie daje im się jasno do zrozumienia, że nie mogą istnieć bez mężczyzny, nie mogą przejawiać zbyt nachalnie cech męskich i muszą dbać o swoją kobiecość, rozumianą zarówno jako łagodność charakteru, jak i własną powierzchowność. Teksty zamieszczane w poradnikach nie zgłębiają problemu nierówności płci, podchodzą do tematu z dużą dawką humoru, przez co problem gdzieś się rozmywa, staje się jedynie rozrywką. Kreowana przez poradniki niezależna kobieta nie ma świadomości, że jej wolność jest w dużej mierze zasługą feminizmu. Tego typu podejście do kwestii emancypacji pociąga za sobą pewne niebezpieczeństwo. Okazuje się bowiem, że wolność jest, ale tylko ta, na którą się kobietom pozwala (korzystają z niej, a jednocześnie dają się manipulować hasłami poradnikowymi, z gazet, nakazami i zakazami). Niedostępna okazuje się wolność w wyborach nieprzewidzianych przez androcentryczną kulturę tam, gdzie walka toczy się o realną władzę. W ten sposób okazuje się, że kobiety zostają na powrót zepchnięte do sfery prywatnej i odgrodzone od działań w sferze politycznej. Feminizm przestaje być słowem łączonym z ważnymi ideami, a staje się pustym hasłem użytym w celach marketingowych. Agnieszka Graff w swoim tekście Między polityką a poradnikiem – czyli o feminizmie w krainie popkultury15 zwraca uwagę na to, że poradniki odwołują się do stereotypów nie jako do problemu społecznego, ale psychicznego, przez co nie dają realnych narzędzi do walki z nimi. Poradniki każą się ich pozbyć indywidualnie – technikami popularnej psychologii spłycają problem, który jest o wiele bardziej złożony. Nagle okazuje się, że to nie społeczeństwo czy źle prowadzona polityka są winne sytuacji kobiety na rynku pracy czy jej pozycji w domu, odpowiedzialna jest ona sama. Szukają wspomnianej winy w kobietach, to na ich barki zrzucają odpowiedzialność
kach psychologicznych hasła feminizmu bardzo często się uobecniają, ale wyraźnie unika się „brzydkiego słowa na f ”14. Jak zauważają autorki obydwu wcześniej wspomnianych artykułów, kobiety korzystają z zasług feminizmu bardzo chętnie, ale rzadko kiedy utożsamiają się z samym ruchem. Jeśli jednak poradniki sięgają po hasło „feminizm” lub inne z nim związane to najczęściej czynią to po to, by uatrakcyjnić towar, dodać mu interesującą etykietkę, która przyciągnie klientów, ponieważ, jak się okazuje, bycie kobietą niezależną jest w modzie. Najczęściej jednak te nieustanne próby promowania kobiety na wskroś niezależnej i nowoczesnej są tylko pozorne. Powinna ona robić karierę, realizować się zawodowo, nie rezygnować ze swoich ambicji, ale… No właśnie pojawia się „ale”, ponieważ prawdziwy przekaz, który kryje się w poradnikach mówi, że przede wszystkim ma pozostać kobieca. Najczęściej padają w tym miejscu odwołania do prawdziwej natury płci pięknej, biologii, od której przecież nie ucieknie. Jak bardzo wyrachowane są te słowa wie ten, kto zajmuje się marketingiem. Najczęściej odniesienia te obliczone są na czysty zysk reklamodawców czasopism. Pod pozorem rewolucyjnych haseł tworzony jest dyskurs androcentryczny. Dziewczynki mają być niegrzeczne, ale przede wszystkim muszą się poddać licznym zakazom i nakazom, uzyskują tym sposobem wolność na niby, jedynie z nazwy. Mówi się często o emancypacji kobiet – ich niezależności, równouprawnieniu, ale rzadko kiedy nazywa się tę samodzielność feminizmem, ponieważ tego słowa używa się jak obrazy, piętnuje się nim kobiety. Hasło niezależności dobrze się sprzedaje, jest zdecydowanie na czasie. Jak wiadomo, aspekt komercyjny pozostaje najważniejszym celem wydawców popularnych poradników kobiecych. To, czego dokonują poradniki, jest właśnie zabiegiem oswajania wroga. Ponieważ coraz częściej mówi się otwarcie o wyzwoleniu kobiet, to także w poradnikach nie może zabraknąć tej kwestii. Oswajanie feminizmu, przerabianie go na popfeminizm, daje się łatwo wytłumaczyć, gdy zrozumie się, jaki jest prawdziwy przekaz poradników i pism kobiecych, za-
10 ≈
Literacje
& 65
& Literacje
Za wielkimi hasłami i tytułami kryje się jedynie ich nośność, która ma pomóc wysokonakładowej sprzedaży. Treść książki wypełniona jest przez liczne stereotypy, które zamiast obalać, w dużej mierze umacniają porządek patriarchalny. Bunt, do którego nawołują poradniki okazuje się w pełni kontrolowany, mieści się całkowicie w ramach obowiązującego systemu. Hasła równouprawnienia i niezależności kobiet, występujące w popularnych poradnikach psychologicznych, jawią się jako narzędzia w rękach tych, dla których tego typu idee oznaczają jedynie strategiczną grę zorientowaną na zwiększenie zysków. Ten rodzaj książek zdaje się potwierdzać w pełni nie tylko spetryfikowane obrazy dotyczące ról przypisanych płciom lecz także stereotypy odnoszące się do literatury popularnej. Taki wniosek rozczarowuje tym bardziej, że adresowanie tego typu literatury właśnie do kobiet świadczy również o przekonaniu wydawców o słabo wykształconej umysłowości u płci pięknej.
{
Beata Tatarczuk
Bibliografia: Bujnicka M., Pop – feminizm, czyli pragmatyka, moralistyka, komercja, [w:] Gender – kultura – społeczeństwo, pod red. M. Radkiewicz, Kraków 2002. Dunin J., Pismo zmienia świat. Czytanie. Lektura. Czytelnictwo, Warszawa-Łódź 1998. Graff A., Między polityką a poradnikiem – czyli o Feminizmie w krainie popkultury, [w:] Gender w kulturze popularnej, pod red. M. Radkiewicz, Kraków 2003. Gray J., Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus, Poznań 1995. Kowalski P., (Nie)bezpieczne światy masowej wyobraźni. Studia o literaturze i kulturze popularnej, Opole 1996. Pease A. i B., Dlaczego mężczyźni nie słuchają, a kobiety nie umieją czytać map, Warszawa 2001. Pease A. i B., Dlaczego mężczyźni kłamią, a kobiety płaczą, Poznań 2003. Zierkiewicz E., Poradnik – oferta wirtualnej pomocy?, Kraków 2004. Zierkiewicz E. i Kowalczyk I., Oswajanie feminizmu? Feminizm i feministki w prasie kobiecej, [w:] Kobiety, feminizm i media, pod red. E. Zierkiewicz i I. Kowalczyk, Poznań–Wrocław 2005. Słownik literatury popularnej, pod red. T. Żabskiego, Wrocław 2006.
{{
{
{
{
{
pojawia się narracja sukcesu, związana niegdyś wyłącznie z maskulinistyczną, to jednak poradniki, które przecież mają pomagać kobietom w rozwiązywaniu problemów, paradoksalnie uczą szukania winy w sobie. Od wieków były uczone posłuszeństwa, jak również systemu obsługiwania mężczyzny i dzieci. Owe wymagania wobec kobiety były oparte na przeświadczeniach i zapewnieniach, najczęściej męskich autorytetów, o ich oczywistości wypływającej z naturalnego, biologicznego charakteru tych zasad. Współcześnie autorytetem dla kobiet są bardzo często poradniki, które pod pozorem haseł emancypacyjnych (mają zachęcić i jednocześnie zwieść czytelniczki), ukrywają swoją, w gruncie rzeczy patriarchalną wymowę. Popularne poradniki psychologiczne okazują się w tym kontekście skutecznymi narzędziami podporządkowania i represji. Kwestia kobieca w poradnikach z całą pewnością nie jawi się jako jednowymiarowa, bo treść zawarta w tym piśmiennictwie jest pełna sprzeczności. Z jednej strony książki te są przepełnione hasłami typu: „niegrzeczne dziewczynki idą tam, gdzie chcą”, oferują pomoc w odniesieniu sukcesu i uzyskaniu niezależności, z drugiej strony wiktymizują odbiorczynie. Nota bene, słowa: „dziewczynki” i „niegrzeczne” dobrze oddają wymiar patriarchalny poradników – ich charakter podporządkowujący (grzeczne – niegrzeczne) i poniekąd ubezwłasnowolniający kobiety (w końcu są one tylko małymi dziewczynkami). Misja pomocy zawarta w piśmiennictwie poradnikowym wydaje się szlachetna – tytuły przeznaczone dla pań obiecują pomóc czytelniczkom w ich problemach, głoszą przy tym hasła emancypacyjne. Jednak, jak się okazuje, te wielkie hasła są jedynie próbami oswojenia feminizmu. Złudzenie wywrotowości zawarte w poradnikach dla kobiet widoczne jest w przekazie, który tak na prawdę komunikują tego typu pozycje. „Feminizm” i „niezależna kobieta” to wyjątkowo intensywnie lansowane terminy współczesnego świata, szczególnie chętnie przechwytywane przez kulturę masową. Paradoksalnie jednak to właśnie kultura popularna zdaje się im najbardziej szkodzić.
{
za los, jaki je spotyka. Stereotypy to dla nich zjawisko psychologiczne, problem kryje się zatem w samej kobiecie, to ona musi się od nich uwolnić, toteż z całą pewnością nie postrzegają stereotypów jako problemu społecznego. Takie postawienie sprawy przez poradniki dla kobiet implikuje opozycję między feminizmem zdrowym (psychologicznym) i chorym (politycznym), twierdzi Graff. Kultura terapii to przede wszystkim gotowe odpowiedzi, wskazówki dotyczące każdego aspektu życia. Sama porada jest tak skonstruowana, że nie zakłada możliwości polemizowania z nią (stąd między innymi ciągłe odwoływanie się do autorytetów). Wzorcowa czytelniczka ma przyjąć do wiadomości, jakie zakazy i nakazy ją obowiązują, a następnie zastosować się do nich. Bujnicka pisze: „Warunkiem uczestnictwa w proponowanej psychodramie jest krytyczne spojrzenie na siebie oraz «mocne postanowienie poprawy>>”16 . Z kolei Graff zauważa, że kategoria porady jest kluczowa dla kultury popularnej, wskazuje m.in. na reklamę. Czytelniczki poradników muszą w zupełności zawierzyć autorowi, dać mu się prowadzić. Mimo że obecnie twórcami poradników są zarówno mężczyźni, jak i kobiety (często małżeństwa) to trudno się oprzeć wrażeniu, że poradnikowy dyskurs jest głosem patriarchatu. Wydaje się, że to właśnie płeć odgrywa najważniejszą rolę w piśmiennictwie poradnikowym. Istotna jest tu nie tylko płeć kulturowa autora, który okazuje się najczęściej mężczyzną (nawet jeśli nazwisko na okładce mówi coś wręcz przeciwnego), lecz także założona przez poradniki płeć odbiorcy. Według Zierkiewicz owa założona płeć jest zdecydowanie kobieca: „Chociaż poradniki jako „gatunek” nie są w jawny sposób adresowane do kobiet, to coraz powszechniej sądzi się, że są one jednak projektowane z myślą o kobietach, ponieważ kobiety więcej czytają i kupują, chętnie czytają literaturę popularną, interesują się zagadnieniami dotyczącymi życia codziennego i problemami w komunikacji interpersonalnej”17. Choć w piśmiennictwie poradnikowym
{
PO(P)RADNIKI, czyli oceń książkę po okładce 66
10 ≈
1. 2. Por. hasło: Literatura popularna, [w:] Słownik literatury popularnej, pod red. T. Żabskiego. 3. Zierkiewicz. E, op. cit., s. 114. 4 . Ibidem. 5. Por. Kowalski P., (Nie)bezpieczne
światy masowej wyobraźni, [w:] Studia o literaturze i kulturze popularnej, Opole 1996, s. 122. 6. Kowalski P., op. cit., s. 125. 7. Pease A. i B., Dlaczego mężczyźni kłamią, a kobiety płaczą, Poznań 2003, s. 18. 8. Pease A. i B., Dlaczego mężczyźni nie słuchają, a kobiety nie umieją czytać map, Warszawa 2001, s. 22-23. 9. Gray J., Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus, Poznań 1995, s. 12-13. 10. Kowalski P., op. cit., s. 133. 11. Ibidem. 12. Dunin J., Pismo zmienia świat. Czytanie. Lektura. Czytelnictwo, Warszawa – Łódź 1998, s.124. 13. Ibidem, s. 124. 14. Feminizm jako „brzydkie słowo na f” to zwrot użyty w artykule Zierkiewicz E. i Kowalczyk I., Oswajanie feminizmu? Feminizm i feministki w prasie kobiecej, [w:] Kobiety, feminizm i media, pod red. E. Zierkiewicz i I. Kowalczyk, Poznań-Wrocław: „Konsola” 2005, s. 78 . 15 . Graff A., Między polityką a poradnikiem – czyli o Feminizmie w krainie popkultury, [w:] Gender w kulturze popularnej, pod red. M. Radkiewicz, Kraków 2003. 16. Bujnicka M., Pop-feminizm, czyli pragmatyka, moralistyka, komercja, [w:] Gender – kultura – społeczeństwo, pod red. M. Radkiewicz, Kraków 2002, s. 44. 17. Zierkiewicz E., Poradnik – oferta..., op. cit., s. 168.
10 ≈
İ
bo
Beata Tatarczuk (1983), zeszłoroczna absolwentka Filologii Polskiej UW, w badaniach literackich najbardziej interesuje ją rola tożsamości płciowej w życiu bohaterów.
Literacje
& 67
01 11≈≈
zresztą też.
P.S.R: I rzeczywiście się pojawiły – na stronie „Krytyki Politycznej” pojawiły się autentyczne komentarze do Twoich fikcyjnych komentarzy, bo ludzie uwierzyli w fikcje. To niezwykłe. Tym samym „wywołanie do odpowiedzi” przybrało zgoła inną postać.
&
•
&
J.K.: Tego akurat nie planowałem. Tak
ma wyglądać czwarta strona okładki i jest tam w nawiasie, że to fragmenty książki, a nie fragmenty rzeczywistych recenzji. Jednak nikt tego nie dostrzega, bo jest przecież zwczaj umieszczania fragmentów recenzji na okładce książki. Myślę, że jeśli się wezmą za to poważnie to będzie jeszcze więcej zabawy. Jeśli przepłynie to przez dziennikarzy (zakładając oczywiście, że ktokolwiek się tym zainteresuje), którzy często nie czytają książek, tylko okładki i notki prasowe to nagle okaże się, że to, co jest fikcją stanie się faktem i to faktem wyłącznie medialnym. Dziennikarze nie sprawdzając źródeł nie zorientują się, że to jest fikcja, przedstawią to jako fakt i to stanie się faktem.
&
P.S.R.: I to Cię niewątpliwie martwi? Odnoszę jednak wrażenie, że wszystko się nada, by Cię opisać, określenia są nieistotne, bo jest ich jednak za dużo (przytoczę np. „żywa legenda młodej poezji”, „porywający slammer”, „wariat i zadymiarz”, „zakochany w sobie ekscentryk”), a Ty wszystkie jesteś skłonny kupić i wykorzystać w autoprezentacji, autoreklamie. I właśnie dlatego we wszystkich charakterystykach w więk-
•
Jaś Kapela: No, też mam taką nadzieję. Nie wiem, na pewno łatwiej mi pisać samemu wywiady, bo wówczas mogę przemyśleć odpowiedź. Ten wywiad w książce jest taką właśnie próbą, to zresztą zabieg dość znany w literaturze, gdy autorzy sami pisali wywiady ze sobą. Z drugiej jednak strony sytuacja rzeczywistej rozmowy jest o tyle ciekawa, że zawsze zaskakująca. Pytania, które sobie mogę zadać mieszczą się w spektrum mojej wyobraźni i nie zadam sobie pytania, którego nie mogę sobie wyobrazić, a ktoś może zadać mi pytanie, którego akurat nie mogę sobie wyobrazić, np. jak Ty, teraz.
&
J.K.: Haha, no, ale jednak od początku problemem, z którym się zmagałem była nieistotność poezji. Jeszcze w liceum, Jarosław Klejnocki, Marysia Cyranowicz i parę innych osób mówili nam właśnie, żebyśmy w ogóle dali sobie spokój, że nikt się nie zainteresuje tym, co napiszemy, że tomiki poetyckie wydawane są w nakładzie 500 egzemplarzy, nikt ich nie czyta, nikt ich nie recenzuje, nikt się nimi nie interesuje. I będąc na wstępie naładowany taką ideologią, która jest poniekąd prawdą – nakłady książek poetyckich są rzeczywiście minimalne i trudno mówić o jakiejś faktycznej społecznej funkcji poezji – wydawało mi się, że rzeczywiście tylko przez próby działań stricte medialnych czy właśnie marketingowych można zrobić coś, by tę sytuację zmienić. No, nie wiem na ile mi się to udało, na razie wyszło tak, że ludzie zwracają uwagę właśnie na to, a nie na same teksty.
• &
P.S.R: No tak, ale prócz licznych autokomentarzy, wyobrażonych wy-
& Literacje
&
P.S.R.: Ja kupiłem pierwszą, Reklamę
&
P.S.R.: No, pewnie, już się stało. Przecież wszyscy o Tobie piszą, wszystkie gazety zabrały głos w Twojej sprawie, w tym nawet „Gość Niedzielny” i „Nasz Dziennik”. Jerzy Urban chce Ci
•
•
wywiad
się na rozmowę ze mną, bo w ogóle lubisz udzielać wywiadów. „Ania Mucha do mnie nie zadzwoniła/ A przecież miałem wystąpić w prowadzonym przez nią programie”. Pamiętasz? Ja zadzwoniłem. Podobnie w Twojej książce Stosunek seksualny nie istnieje, która niebawem się ukaże, opisujesz w sposób niezwykle ironiczny jak Kazimiera Szczuka przeprowadza z Tobą wywiad. Czytam wreszcie w „Problemie Wodeckiego”: „Kwestia melancholii w moim życiu/ i to, że brak mi nastroju na konwersacje z najlepszymi ludźmi,/ że nie jestem dość sprytny i zapobiegliwy. Właściwe odpowiedzi wymyślam dopiero w drodze do domu lub zgoła nazajutrz”. Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej.
&
J.K.: Paradoksalnie ta druga książka, która była w ten sposób przemyślana sprzedała się o wiele gorzej niż pierwsza.
&
•
{
•
Piotr Seweryn Rosół: Witam Cię Jasiu. Rozumiem, że zgodziłeś
68
o przewidywalność, choć oczywiście jest pewna przewidywalność i czytając krytkę można ogarnąć pewne struktury myślnia i je parodiować. Ale te autokomentarze, o których mówisz, mają raczej charakter: „wywołania do odpowiedzi”, tzn. osoba, która przeczyta swój komentarz poczuje się wywołana do odpowiedzi, do udzielenia właściwego komentarza, bo wiadomo, że moje są trochę prześmiewcze, ironiczne, są parodią komentarza, mają prowokować do tego, by te rzeczywiste się pojawiły.
•
nie istnieje
&
J.K.: Wydaje mi się, że nie tyle chodzi
•
Stosunek seksualny
•
jaŚ kapela
Piotr Seweryn Rosół
wręczyć kwiaty, Jan Rokita wygania Cię z Krakowa, Doda komentuje, że owszem, nie słyszała, Jarosław Klejnocki najpierw wylewa na Twoją głowę kubeł zimnej wody, następnie wyrzuca Cię na mróz a przede wszystkim Tomasz Charnas w „LiteRacjach” pisze tak: „Nie-USTA-jące PRóby od-czar-owania przy-gniatają(cej) rzeczywistości”. Ale taka strategia to u Ciebie nic nowego. Na okładce Życia na gorąco czytam: „rozrywka jest dla plebsu”, „Bóg honor niskie ceny!”, „Polska Sztuczna Wątroba to następny program Zbigniewa Religi”, „Umrzeć jak Ewa Sałacka” i wreszcie „jaśkapela superstar”.
wiadów są też w tej książce nieistniejące recenzje. Tak jakbyś parodiował dostępne style krytyki i mówił, że jest ona przewidywalna i właśnie nie jest w stanie niczym Cię zaskoczyć. Pytania kierowane do Ciebie są wciąż te same a interpretacje uzależnione raczej od środowiska, w którym powstają. Te recenzje są już niejako gotowe zanim w ogóle Twoja książka się pojawiła...
•
rozmawia:
11 ≈
Literacje
& 69
11 ≈
•
&
J.K.: Tak, myślę, że to się jednak łączy. Wielokrotnie był mi za-
rzucany narcyzm...
•
&
J.K.: Też. Miałem właśnie taką refleksję, gdy ostatnio czytałem swoje stare wiersze z okazji reaktywacji kawiarni Pod Picadorem. Mnie samego zaskoczyło jak wiele w nich było polityki, rozważań społecznych, zupełnie pozanarcystycznych. Na ile więc jest to jednak problem moich czytelników, którzy zwracają uwagę tylko na tę sferę autopromocyjną, a nie dostrzegają innych rzeczy, które dostrzec można, gdy się rzeczywiście czyta teksty, a nie tylko poprzestaje na sferze symbolicznej, która jest właśnie atakowana. &
•
wywiad & Literacje
•
70
&
J.K.: Mam nadzieję, że właśnie tak jest. Jeśli nie ma esencji, nie
ma jednego określonego podmiotu to dobrze, bo ja jestem z gruntu antyesencjonalista. To pewnie metafora: „nie czuję się podmiotem”, ale ja czasami właśnie nie czuję się podmiotem. Są granice wyobraźni, granice metafory, języka, symboli – to właśnie nas kształ-
•
miot jest pokawałkowany, rozdarty, niespójny. To podmiot „jest mówiony przez język”, a tym samym w ogóle stracił kontrolę nad tym, co mówi. Ten podmiot, tak bardzo zanurzony we współczesnym uniwersum symbolicznym, w popkulturze właśnie, a jednocześnie wydziedziczony, wyalienowany, obcy. Czym dla Ciebie jest popkultura? Gdzie są jej granice dla poety pop? To nie jest złośliwe pytanie, ale czy chciałbyś wystąpić w „Tańcu z gwiazdami”? Widziałem Cię na YouTube w tańcu z egipskimi gwiazdami, o których jeszcze nikt nie słyszał.
&
P.S.R.: No dobrze, ale jest przecież cały odłam krytyczny popkultury i tam właśnie zostałeś umieszczony przez tych, którzy dostrzegli w Tobie ironiczną grę z tekstami pop, krytyczne właśnie przepisywanie nie tylko toposów, ale przede wszystkim języka, który zdominował nasz świat wyobraźni. W tym sensie bardzo jesteś pop, ale nie oznacza to, że można Cię umieścić na tej samej półce, co Dodę.
&
J.K.: Nikt mnie nie zaprosił. Nie, ja nie jestem jakoś negaty wnie na s t a w i o n y do popk u lt u r y. Oc z y w i ś cie „Ta n iec z g wiazdami” jest marny, ale to w ynik a w ogóle z ma rności na szego pr zem y s ł u r o z r y w k o w e g o . W A m e ryce oprócz „Tańca z gwiazdami” jest bardzo wiele niezwykle fajnych seriali. Gdybyśmy mieli w Polsce choć jeden z nich to już poprzeczka by się podniosła. Zabawne, że nie jesteśmy w stanie nawet sensownie przenieść wzorców. Nie wiem na przykład skąd się bierze ten topos przaśności. Nie wiem dlaczego zawsze należy wiochę odstawić, dlaczego mnóstwo pieniędzy wydawanych jest na chłam. A przecież nawet w naszym małym zaściankowym kraju znalazłoby się wielu ciekawych ludzi, którzy sensownie poprowadziliby popkulturę. Wszyscy chcą teraz pisać scenariusze i może powstanie coś lepszego niż „Na wspólnej”. Mam tego bloga, który niby nazywa się „Listy z [pop]kultury”, ale właściwie piszę tam głównie o książkach. Ostatnio napisałem notkę o Saulu Bellowie, który w pewnym momencie życia znienawidził popkulturę. W ten sposób właściwie wszystko mogę wrzucić w popkulturę. Uważam, że nie należę mimo wszystko do świata popkultury, nie mam z nim właściwie nic wspólnego poza tym, że trochę nawiązuje do jej toposów, bo mnie to interesuje.
&
J.K.: No, nie wiem czy krytyczna popkul-
tura ma coś wspólnego z popkulturą. To znaczy ma coś wspólnego, ale znajduje się zupełnie w innym rejestrze. Ja i Doda chodzimy na inne bankiety, po prostu. &
P.S.R.: I pewnie nie przyszła na Twój slam
w Teatrze Montownia, albo na „slam na salonach” (pojedynek z Maciejem Kaczką), gdzie robisz zdjęcie swojej publiczności (co zajmuje Ci trochę czasu i jest cholernie irytujące). To ciekawy gest, charakterystyczny właśnie dla krytycznej popkultury, pozorne odwrócenie ról: to Wy jesteście gwiazdami, bo dzięki Wam ja jestem gwiazdą? Albo: „z czego się śmiejecie, z siebie się śmiejecie”? To oni są przez Ciebie obserwowani, a przecież przyszli, żeby Ciebie obserwować. Poza tym Twoje slamowanie jest dość zachowawcze, czytasz z kartki... nie jest to show, wciąż najważniejsze chyba jest słowo... ?
•
P.S.R.: Ale to właśnie Skamandryci w ten sposób weszli do literatury, wytwarzając nowy styl komunikacji literackiej, byli bliżej czytelnika, dlatego zarzucano im później populizm i schlebianie niskim gustom. W popowym odbiorze Jasia Kapeli to niewątpliwie wybija się na pierwszy plan, ale jest jeszcze inny problem. Język. Wydaje się, że tak trudno przebić się do Jasia Kapeli. Gdzie jest Jaś Kapela, skoro operuje językiem, który jest w obiegu, językiem, który wszyscy znamy skądinąd? Stąd poszukiwanie Twojego głosu, autoironii, dystansu nie tylko wobec roli poety pop, ale i języka, który wprowadzasz do swoich tekstów. Myślę, że nadmiar tego języka zarówno w autoprezentacji jak i opisie świata sprawia, że on się kompromituje a Ty lądujesz gdzieś pomiędzy, nieokreślony.
P.S.R.: Ale to język sprawia, że Twój pod-
•
P.S.R.: Jasne, przesadny ekshibicjonizm. Jaś Kapela to przecież przede wszystkim „rozbuchana, chwiejna, histeryczna, ze wszech miar barwna i trudna poetycka osobowość”.
Toposy zresztą są wspólne a tylko realizacje odmienne. Dopóki piszę wiersze to nie mam prawa w ogóle mieć cokolwiek wspólnego z kultura popularną. Doda też pisze wiersze, ale nazywa je piosenkami. Jeśli zacząłbym pisać takie wiersze, to dopiero wówczas...
&
•
&
•
{
•
jaŚ kapela
zyk, po który sięgasz w swoich tekstach – język reklam, tv, sieci i ten, który właściwy jest dla Twojej strategii pozatekstowej. Ja bym tego nie oddzielał. Nie jest chyba tak, że tylko z konieczności niejako inwestujesz w autopromocję, autoreklamę, ale raczej tak, że te zabiegi łączą Twoją autoprezentacje w tekście i poza tekstem.
&
J.K.: No tak, nawiązuję też do innych.
•
&
P.S.R.: Akurat w Twoim przypadku to jest po prostu integralne. I ję-
P.S.R.: T r o c h ę nawiązujesz do toposów
popkultury?
•
J.K.: I jeszcze jest tak, że nie chciałbym oddzielać tak bardzo literatury od życia – tutaj mamy książkę, która jest jakimś podstawowym faktem czy bytem, a dalej jest osoba, która jest już mniej ważna czy życie, które pozostaje w tle za literaturą. Promocja jest sposobem działania charakterystycznym dla dzisiejszych czasów, a ja nie chciałbym tego wartościować, ani negatywnie, ani inaczej. Wydaje mi się, że mogę korzystać z tego, co istnieje.
&
•
•
&
tuje, w tym możemy się poruszać, ale nie ma centrum, momentu pierwszego, punktu wyjścia. Nie wierzę w naturę człowieka, czy przynajmniej stałą tożsamość, którą możnaby określić w sposób ścisły i powiedzieć tu się kończy, tu zaczyna.
•
szym stopniu podkreślana jest Twoja popowa strategia artystyczna niż opisywane teksty.
&
J.K.: Tak, często robiłem zdjęcia, tak-
że na spotkaniach autorskich, potem popsuł mi się aparat... Miałem też bloga, na którym umieszczałem te zdjęcia publiczności. Jest to właśnie próba odwrócenia ról, też może tęsknota za sztukami wizualnymi. Współczesne sztuki konceptualne wydają mi się czymś niesamowitym.
11 ≈
Literacje
& 71
11 ≈
• •
J.K.: Tego właśnie nas uczą...
&
&
P.S.R.: Tego nas uczą? Ale u Ciebie przybiera to formę zdegenerowaną, sprostytuowaną. To zresztą zabieg również wzięty z Žižka – prze-
•
{
jaŚ kapela wywiad
alny nie istnieje nie stwarza nowego języka, co więcej, sięga raz po raz po znane języki teorii, te z wyższej półki, które jednak zamieniają się w pop-teorię, w publicystykę knajpianą. Wkładasz Lacana, Baudrillarda, Foucaulta, Markowskiego i wielu innych w usta studentów polonistyki, ośmieszając pewien lans intelektualny chłopców i dziewcząt z wydziałów humanistycznych.
•
sterska też momentami sytuowała się na granicy parodii języka naukowego, ale mogłem ją obronić, na piątkę. Dla mnie język nauki jest językiem metaforycznym. To, co uzasadnia istnienie nauki, a więc fakt, że ma nam powiedzieć o rzeczywistości, to dla mnie też metafora. Istnieją przecież różne opisy. Wychodzę teraz na skrajnego relatywistę, nie o to jednak chodzi.
•
&
P.S.R.: No nie wiem. Twoja najnowsza książka Stosunek seksu-
&
J.K.: Prawdę mówiąc ta moja praca magi-
&
J.K.: Nie bardzo wierzę w trzewia, któ-
re można by opisać. W ten autentyk, który można niby gdzieś znaleźć. W kobietę, którą można znaleźć i u jej boku doznać zaspokojenia. Być może właśnie dlatego stosunek seksualny nie istnieje. W literaturze najważniejsze są może zdania. Każdy znaleźć sobie może jeden akapit, który będzie jego i tylko jego. Ważny dla mnie jest ten moment odnalezienia w cudzym tekście czegoś własnego, ale nie jest to konkret, lecz projekcja, odnalezienie miejsca wspólnego i świadomość, że nie jesteśmy sami z własnymi problemami, że był ktoś, kto się już z nimi mierzył. Literatura ma zapewne taką funkcję, a jednak jest to przerażające, bo być może taką funkcję ma literatura najbardziej popularna w stylu Katarzyny Grocholi czy Moniki Szwaji, której doświadczenia są, jak się okazuje najbardziej powszechne i wiele kobiet może się z nimi utożsamiać. Zastanawiam się, na ile moje utożsamienie różni się od utożsamienia czytelnika Moniki Szwaji. Ja parodiując język dzielę się jednocześnie osobistym doświadczeniem. Wyśmiewając analizę stwierdzam swoją przynależność do pewnej wspólnoty, która ma podobne doświadczenia. Literatura w ogóle polega na tworzeniu wspólnotowości wyobrażonej. Konkret urozmaica i indywidualizuje, to są arabeski z życia, zaprosznie do zabawy.
&
P.S.R.: Ale u Ciebie to nie tylko metafo-
ra, to są w gruncie rzeczy takie lingwistyczne ready-mades, znaki puste semantycznie, którymi operują Twoi bohaterowie, Wojciech i Eligiusz. Jest to w sumie zdramatyzowana publicystyka, nie ma akcji, schematów fabularnych, itd., jest tylko ten dziwny język. Jak byś nazwał ten zabieg? Po prostu parodią?
•
od siebie, tzn. nie koniecznie lepszych, ale mających lepszą pozycję też często ze względów instytucjonalnych. Nie interesuje mnie tradycja, która tylko konserwuje i uwiecznia to, co było. Przykładem może być 90- lecie kawiarni Pod Picadorem, na którym niedawno występowałem. W ogóle zapomniano o Skamandrytach, no, ale gdy przychodzi rocznica to całe miasto w plakatach, pani prezydent miasta otwiera uroczystości, jest pompa, płacą poetom. Ja jednak starałem się wystąpić w swojej roli, a nie w roli poety podczas akademii, ale miałem silne poczucie, że nie jest to sytuacja autentyczna, bo moja tam obecność nie wypływa ze mnie a tylko z chęci pokazania się i możliwości zarobienia. Wracając do tradycji: jeśli mam jakieś korzenie to nie są to konkretne projekty osobowe. Jak powiem: trochę Białoszewskiego, trochę Wojaczka plus Marcin Świetlicki, to nic nie będzie to znaczyć. Nie ma żadnego całościowego projektu, którym jestem zafascynowany, raczej zbieram z różnych lektur. Myślę, że jestem radykałem i postępowcem. Bardziej interesuje mnie to, co nadchodzi niż to, co bezpowrotnie minęło. Nie ma sensu utrwalać tego, co było. No, trochę jest sens, w końcu to na czym działam, to również przeszłość literacka. Sam język ukształtowany jest przecież historycznie. Ja jednak próbuję stworzyć nowy. Być może każdy dobry pisarz powinien zrobić rewolucję językową, ale jednak nie da się i nie należy uciekać od historii, choć mój projekt zmierza zdecydowanie ku przyszłości. Tak jest.
•
& Literacje
•
72
&
J.K.: Rzeczywiście mam taką strategię, by atakować lepszych
•
P.S.R.: To ja teraz powiem: sprawdzam, ale co innego, Twoje źródła. Czy zachciałbyś podpisać się pod jakąś tradycją literacką? Rozumiem, że Julian Przyboś nie jest Twoim ulubionym poetą, skoro na YouTube strzelasz do niego, ale inni: Białoszewski pewnie? A jak byś określił swoje miejsce na scenie młodej polskiej literatury? Ciągle zwalczasz konkurencję, głównie Dorotę Masłowska.
bohaterów Stosunku... w ogóle pozbawiony jest kontaktu, relacji, czyli właśnie „stosunku seksualnego”, mimo, że akurat posługują się oni tym samym językiem. Może właśnie dlatego, bo świat pop-teorii nie zostawia miejsca na doświadczenie, a tekst na interpretację. Stosunek seksualny nie istnieje, bo pop-teoria powiedziała o nim wszystko. Tekst jest gotowym produktem, a bohaterowie posługują się zdaniami wielokrotnego użytku, które znam skądinąd. Permanentne odtwarzanie gotowych języków interpretacji zabija afirmację. Nie można przebić się przez mapę symulakrów, nie można, jakby powiedział Baudrillard „przywrócić zasady rzeczywistości”. Dlatego Eligiusz i Wojciech nie znajdują żadnej kobiety, nie znajdują też autentyku...
&
J.K.: Nie wiem. Jest to parodia, ale au-
tentycznym problemem wydaje mi się komunikacja, konktakt, czy raczej jego brak. Posługując się językiem filozoficznym wchodzimy w różnego typu komunikację, tworząc terminy odnoszące się do kolejnych tworzymy krąg terminologiczny, który wcale nie przybliża nas do czegoś autentycznego. Uczono mnie w szkole, że 80 % kontaktu to są jednak gesty, komunikacja niewerbalna. Doświadczyłem tego podczas pobytu w Portugalii, gdzie nikt nie mówił po angielsku. Kontakt więc polegał tylko na zaangażowaniu w kontakt i nie był oczywiście głęboki, ale był. Być może język naukowy pogłębia ten kontakt, w obrębie pewnej specjalistycznej wspólnoty, jednak wciąż okazuje się nie prawdą.
&
P.S.R.: Ale, co z konkretem? W notce
•
&
P.S.R.: No, ale świat Eligiusza i Wojciecha,
nieść elitarne, subtelne zagadnienia filozoficzne na obszar popkultury i tu sprawdzić ich działanie. Tyle, że Ty uważasz, że ich działanie jest żadne, dyskursy naukowe nie opisują rzeczywistości, dlatego je parodiujesz. Wykorzystujesz pewne slogany, hasła, klisze teoretyczne, powszechnie używane w świecie akademii. Takim hasłem jest już sam tytuł. To może kpina z interpretacji? Z drugiej strony, jak wiem, obroniłeś ostatnio na UJ pracę magisterską u prof. Nycza i prof. Stali i podejrzewam, że napisałeś ją językiem, który tu ośmieszasz.
•
Najważniejszą postacią wydaje mi się teraz Demian Hirst, który jest „handlowcem”. Sprzedajesz pomysł, na który snobują się ludzie, nie sprzedajesz już prac, tylko sam koncept, styl życia. Ludzie są w stanie dużo zapłacić, by mieć poczucie posiadania pewnej wartości niematerialnej, ktorej inni nie mają. Tego, czego nie da się zmierzyć, a jednak ma ładunek instytucjonalny, transcendentalny wręcz. Nie wiadomo co to jest i nikt nie może powiedzieć: „sprawadzam”.
11 ≈
Literacje
& 73
11≈
&
J. K.: Tak, chyba masz rację. Staram się z jednej strony malować trawę, a z drugiej pokazywać, że ona jest już pomalowana. A czy nie jest to bardzo interesujące, że ta trawa jest pomalowana właśnie na zielono? Być może doświadczenie zabawy pustymi znakami jest właśnie tym prawdziwym doświadczeniem. Pozostaje tylko zabawa znaczeniami. To, co piszę jest obroną mnie samego, moim prywatnym starciem ze światem. A z drugiej strony fakt, że są ludzie, których to interesuje wytwarza we mnie pewną odpowiedzialność. Bo to co robię i piszę nie może być pozbawione sensu. Pisząc dzielę się tym, co jest potrzebne, bo przywołuje jakieś doświadczenie. &
•
wywiad & Literacje
•
74
&
J.K.: Jeśli chodzi o sam podział gatunkowy to jednak nie jest on dla
mnie ważny. Chodzi znowu tylko o pudełko, opakowanie, o kwestię marketingu i promocji. Pisząc coś, co przynajmniej ma pozory fabu-
cja” rozgrywa się również na planie estetycznym. &
J.K.: Tak, to sprzeciw wobec pragmatycznej estetyki „dużych chłopców”, estetyki macho w stylu Hemingwaya, z drugiej strony udawanej dojrzałości, klasycyzmu w stylu Jacka Dehnela, który zresztą zarzucał mi niedojrzałość...
&
P.S.R.: Rzeczywiście Twoja autoprezen-
tacja tekstowa i pozatekstowa stroni od powagi a krąży wokół niedojrzałości, zgrywy, błazenady, karnawału, chłopięctwa, modnej dziś konwencji emo-boys, a także gry ze społecznymi rolami płci. W książce pojawia się wątek „pueryzacji” obecnej dziś silnie w kulturze a także raz po raz homoerotyzm i homoseksualizm. Wojciech i Eligiusz bardzo nie chcą okazać się homoseksualistami. Książkę adresujesz we wstępie do czytelniczek (podobnie Życie na gorąco: „to unikalna książka z wierszami dla kobiet”), po czym okazuje się, że wbrew deklaracjom piszesz głównie dla mężczyzn, albo raczej chłopców.
•
P.S.R.: Stosunek seksualny nie istnieje – to tytuł Twojej najnowszej książki, pierwszej niepoetyckiej, ale czy prozatorskiej? Sam tytuł sugeruje, że nie jest to wcale proza, jest to raczej tekst dyskursywny, pop-teoria, esej, czy ja wiem... Jednocześnie wiele w niej zabiegów poetyckich – proza rytmizowana może? Pojawiają się przecież inwersje, rym, są też fragmenty czysto poetyckie. Po dwóch tomikach poetyckich przechodzisz więc na stronę prozy, ale jesteś wciąż przede wszystkim poetą? A może Twoje wiersze były od początku bardzo prozatorskie a nawet dykursywne, (bo były i są) i w ogóle to przejście od poezji do prozy nie jest żadną zmianą, wyborem? W każdym razie rzecz reklamujesz w ten oto sposób: „Cześć dziewczyny, nazywam się Jaś Kapela i chętnie poznałbym jedną z Was. W tym celu napisałem powieść pt. Stosunek...., mam nadzieję, że przekonacie mnie, że to nieprawda”. Przekonały?
&
P.S.R.: Ale Twoja niedojrzałość, „pueryza-
•
•
P.S.R.: Ale do czego chcesz docierać? Czy zależy Ci na zdzieraniu farby z trawy? Tak bardzo rozkoszujesz się sprejowaniem, wytwarzaniem zupełnie nowego produktu, który jest raczej iluzorycznym symulakrum. Widzę w Tobie niesamowitą umiejętność tworzenia prywatnej kolekcji gadżetów popkultury:czysto językowych i artefaktów. Czyli nie trawa zielona, lecz pomalowana na zielono i to niekoniecznie przez Ciebie. To jest obszar Twojej penetracji. Twoim światem jest świat pustych znaków i właśnie ten świat chcesz zrozumieć.
•
{
&
•
jaŚ kapela
wiem, czym dla Ciebie jest zielony, a Ty nie wiesz czym dla mnie jest zielony i nigdy myśląc o zielonym nie myślimy o tym samym. Każde słowo istnieje w kontekście i dlatego nigdy nie znaczy dla nas to samo. Nie ma konkretu czystego i na tym polega zabawa, że można cieniować znaczenia i robić rozmaite subtelne rozróżnienia.
&
P.S.R.: Pamiętam tę polemikę w „Lampie” i celowo nie pytam o Dehnela. Zapytam o inne jeszcze słowa. Umieściłbym Twoją książkę w takim oto kwadracie interpretacyjnym: pop-teoria („modne bzdury” dyskursu uniwersyteckiego przejmowane przez popkulturę), onanizm (w sensie dosłownym: bohaterowie w beznadziejnym poszukiwaniu seksu, ale i metaforycznym: wsobność świata, samozwrotność tekstu), dalej perwersja (puste pragnienie, brak ziszczenia tekstowego czy egzystencjalnego, narracja pozbawiona schematów fabularnych odsuwa sensu w nieskończoność) i wreszcie pornografia (typ lektury: powierzchniowej i natychmiastowej, bez ukrytych sensów, wyklucza-
•
•
&
J.K.: Nie ma rzeczywistości czystej, nie przefiltrowanej. Ja nie
świadczenia, ma umożliwić właśnie stosunek, którego nie ma. A to, że go nie ma związane jest może z „pueryzacją”, o którą pytasz. Rzeczywiście tak jest, że wszyscy jesteśmy niedojrzali. Jeśli istotą mężczyzny jest to, że zawsze potrafi przyjść i zaradzić i wziąć na siebie odpowiedzialność, to my dziś przychodzimy co prawda, ale okazuje się, że jesteśmy bezradni. To, co zastajemy przekracza nas, przerasta. Bardzo mnie wzruszyła dedykacja w książce Terry’ego Eagletona Święty terror. Dla Alice – jak rozumiem córki – „z przeprosinami za świat, na który ją sprowadziliśmy”. W pewnym sensie sprowadzenie dziecka na świat jest właśnie w yrazem nieodpowiedzialności, niedojrzałości, który wymaga ciągłego przepraszania, wymaga prośby o przebaczenie. Świat jest czymś wyjściowo tragicznym i złym, od dwóch tysięcy lat porządkujecie świat według zasad i się nie udało i nie ma porządku. Pozostaje jednak tęsknota za porządkiem, za dojrzałością, myśl o tym, że historia się wreszcie skończy i zapanuje szczęśliwość neoliberalna lub komunistyczna, co pozwoli nam dorosnąć.
ły, pozory bycia powieścią trafiam w to pudełko: polska współczesna powieść i w związku z tym mogę liczyć na nakład 2 tys. a nie 500 egzemplarzy, jak w wypadku książek poetyckich. Ja mógłbym wciąż pisać wiersze, ta zmiana wynika tylko z warunków społecznych, form działania rynku i świata instytucji. Pisząc wiersze nie mógłbym się jednak znaleźć w takim miejscu, w jakim chcę, czyli nie miałbym szansy żyć z pisania. Dlatego jestem zmuszony przyjmować inne formy gatunkowe. Poza tym powieść jest formą bardziej pojemną, wymaga zupełnie innego podejścia, skupienia nie tyle na miąższu, jaki może stanowić poezja, ale bardziej na opisach. Ale to też jest zabawa, zabawa z pudełkiem powieści. Stosunek... jest poszatkowany. A teoria wprowadzana do książki to zabawa z konwencją pisarza-wieszcza. W Polsce od zawsze pisarz miał być guru moralnym, osobą, która może i powinna wypowiadać się na każdy temat, społecznym autorytetem, który ma opinię w każdej sprawie. Pisarze byli często znani nie tyle ze swoich książek, co z funkcji społecznej, która pełnili. Zdając sobie sprawę z tego, że tak właśnie jest, wszedłem w tę grę. I teraz np. gdy będzie program o globalizacji to zaprosimy Jasia Kapelę, by się wypowiedział jako ekspert.
•
w „Tekstyliach bis” zostajesz zaanektowany do poetyki banalizmu. Ale piszesz w wierszu Michael Jackson feat. Beata Kozidrak: „Staram się – naprawdę – zajmować pożytecznymi rzeczami; niedawno malowałem trawę sprejem na zielono. Rzeczywistość może być lepsza, jeśli jej pomożemy”. Krótko mówiąc, chodzi Ci o trawę zieloną, czy o trawę pomalowaną na zielono? O deformację, czy o rzeczywistość?
&
J.K.: W pewnym sensie taka strategia to przełamanie analizy z jej martwym językiem, który uniemożliwia kontakt. Książka moja wychodzi poza ten język, w stronę do-
11 ≈
Literacje
& 75
•
&
•
P.S.R.: Ale ta pornografia to nie tylko możliwość naiwnej lektury,
to także charakter tego Twojego świata, w którym rzeczywistość czytamy pornograficznie. Ani Wojciech, ani Eligiusz nie docierają do autentyku, ponieważ operują tym dziwnym, sztucznym językiem i wszystko odbywać się może dla nich zaledwie na powierzchni. Zresztą dajesz motto z Baudrillarda: „Nie ma już nadziei na sens [...]. To wszakże, czemu narzucił on swe krótkotrwałe panowanie, to, co pragnął zniszczyć, by wprowadzić oświecone rządy, mianowicie pozory – one są nieśmiertelne, niezniszczalne [...]. Tu właśnie swój początek znajduje uwodzenie”. Uwodzenie byłoby zatem u Ciebie, ale i samego Baudrillarda pornografią bez stosunku seksualnego.
•
& Literacje
•
•
&
J.K.: Tak, ale Stosunek... jest próbą wyj-
ścia poza onanizm. Dla mojego taty był to najważniejszy wątek też książki. Postawienie w miejsce miłości jako cnoty chrześcijańskiej właśnie onanizmu – to niewątpliwie znak czasów współczesnych.
&
•
P.S.R.: To zakończmy tym paradoksem. Jasiu, bardzo Ci dziękuję za rozmowę.
&
P.S.R.: Wojtek pisze „hymn o mastur-
&
J.K.: Dzięki za zainteresowanie.
bacji”, czy raczej przepisuje 1 List św. Pawła do Koryntian, powszechnie znany „hymn o miłości”. &
J.K.: W wersji końcowej nie ma tego hymnu. Mama prosiła mnie, bym go wycofał, ponieważ jej zdaniem jest bluźnierczy i obraża uczucia religijne. Ostatecznie zamieniłem „hymn o miłości” na „Litwo ojczyzno moja”, również podstawiając masturbację. Ale efekt pozostaje: masturbacja zamiast miłości to do-
&
J.K.: W pewnym sensie, gdy się zrezygnuje z pretensji do transcendencji to zostaje tylko powierzchnia. Pornografia przestaje już być pornografią, ponieważ staje się jedyną rzeczywistością, z którą obcujemy. Świat w tym momencie wydawać się może czymś pornograficznym, czymś nie do przyjęcia. I należy się teraz odnaleźć w tym kontekście źródłowo spaczonym. Z kolei mój zarzut do Akademii nie polega na tym, że są pewni ludzie, którzy potrafią wykorzystać „modne bzdury” i fakt, że nikt już nie rozumie żargonu naukowego. Problem polega raczej na klasowości, kastowości. Urządzamy sobie świat, w którym jest nam wygodnie, w którym rozmawiamy sobie swobodnie o Baudrillardzie, a rzeczywistość poza Akademią przestaje nas dotyczyć w sposób namacalny, cielesny. Staje się zaledwie przedmiotem błyskotliwych analiz. Chyba Czesław Miłosz pisał o tym, że jeż-
76
J. K.: Każdy kontakt z drugim człowiekiem naraża na konflikt, naraża na to, że skrzywdzimy tego drugiego. W sytuacji, kiedy zadowalamy się kontaktem ze sobą, pozostajemy w pewnym sensie czyści, ponieważ nie angażując nikogo, nikogo nie krzywdzimy. To ciekawy paradoks.
momencie: „Literatura ma w sobie coś z onanizmu”.
•
J.K.: Siostra nie bardzo chciała tłumaczyć co i jak, powiedziała tylko, że o Żydach też jest. Można więc czytać tę książkę zupełnie naiwnie i bezpośrednio i prawdę mówiąc bardzo jestem ciekaw takiej lektury. Może ona wywołać nawet jakiś skandal.
&
Piotr Seweryn Rosół
{
•
&
P.S.R.: A onanizm? Piszesz w pewnym
•
P.S.R.: I jest.
&
onanizmem? Jej celem jest jednak nawiązanie jakiegoś dialogu, wejście w interakcję.
&
•
policję. Byłby to niezły tytuł. Pomijam osobiste doświadczenia, ale to przede wszystkim slogan wymierzony przeciw porządkowi, który de facto nie jest porządkiem, a tylko zwykłą uzurpacją, władzą, przemocą. Wracając do pornografii, do powierzchniowości. Tu zabawna historia. Gdy moja siostra Kasia jechała busikiem do Lublina i czytała wydruk mojej książki. Jakiś chłopak zaczął jej zerkać przez ramię i akurat trafił na tę scenę, gdy Eligiusz na imprezie poznaje dziewczynę i dialog między nimi toczy się właśnie wokół jebania policji. A temu chłopakowi bardzo się to spodobało, bardzo wydało mu się realistyczne i stwierdził, że tak właśnie się rozmawia, gdy impreza siada. Powiedział, że kupi sobie kupi, a jakże, skoro tak można w książkach napisać. I jeszcze spytał, czy jest coś o Żydach, bo miał kolegę, co bardzo Żydów nie lubi, to by mu kupił też.
&
P.S.R.: Czy autopromocja jest koniecznie
•
{
&
J.K.: Tak, można. Był jeszcze alternatywny tytuł: JP, czyli jebać
bry opis czasów, których największą wartością jest samorealizacja, autopromocja, itd. Co sam przecież robię.
dżenie na 150 międzynarodową konferencję, której sam catering przekracza roczny budżet dużego miasta w Afryce jest czymś obscenicznym. Ja nie neguję potrzeby istnienia Akademii, wydaje mi się jednak, że potrzebne jest pewne przeformułowanie priorytetów.
•
İ
bo
Jaś Kapela (1984) , poeta, wielokrotny mistrz slamów, autor dwóch tomików poetyckich: Reklama (Kraków 2005), Życie na gorąco (Kraków 2007), a także popularnych blogów: osobistego (http:// blog. art.pl/r/ <http://blog.art. pl/r/>) oraz za pieniądze (http://popkulturalny.blog.polityka.pl/). Właśnie opublikował pierwszą książkę prozatorską (Stosunek seksualny nie istnieje, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008) i przeprowadził się do Warszawy.
jący interpretację). A sam tytuł – zupełnie nieprozatorski – brzmi jak teza i jest cytatem z Lacana. Dlatego pytam o te cztery słowa, bo można potraktować ten tekst jak powieść z tezą?
•
JaŚ kapela
00 11≈≈
11 ≈
Literacje
& 77
wiersze
jasiu kapela
12≈
78
& Literacje
Modlitwa kapitalisty Sprywatyzować mamę, sprywatyzować tatę, sfinalizować babcię, wziąć dziecko na kredyt, zamienić rower na stopy procentowe, wychodzić tylko ze złych obligacji, kupić dawno niewidziane akcje, w końcu zadzwonić do swojego prawnika, niech wie, że się o nim pamięta. Kupować tanio, sprzedawać drogo, sfinalizować wszystko. Zbudować pierwszy bank, posadzić dłużników, co najmniej na trzy lata. Wejść na giełdę i wytrzymać na niej dłużej niż pięć minut, nie zasnąć, starać się, nie zasnąć. Mieć biznesplan na wszystko i kościół we franczyzie. Bóg jest naszym wspólnikiem, dzielimy się fifty-fifty, przy czym on pokrywa koszta wynajmu lokalu i media, gdy my zajmujemy się niezbędną papierkową robotą. Sfinalizować wszystko, sfinalizować wszystko, niech wiedzą, jak cenne jest życie.
Kryzys finansowy jest smaczny i zdrowy Rynek jest jak św. Mikołaj. Wszyscy w niego wierzą, choć nikt go nie widział. Któregoś dnia przyjdzie i da nam wszystkim prezenty, lecz tymczasem jego elfy uciekły do ciepłych krajów z workami gotówki. Więc musimy oddać mu swoje pieniądze, bo inaczej już nigdy nie będzie prezentów. Tak naprawdę, to nie musimy, nasze państwa zrobią to za nas. Chodzą ze św. Mikołajem do tych samych klubów, więc wiedzą, czego mu potrzeba i mu to dadzą, bo przecież są kolegami. Gusta Mikołaja są proste. Lubi pieniądze l lubi się w nich tarzać, Takoż i my. dlatego obiecuje wszystkim prezenty, Niech ktoś zadzwoni na policję. jeśli oddadzą mu swoje pieniądze. Bo nie ręczę za siebie. Ani za całą resztę. Św. Mikołaj jest jak giełda. Nie ręczę wcale, bo mi rączki uschły. Jeśli będziesz w niego wierzył, Nie ma rączek, nie ma ciasteczka, na pewno dostaniesz prezent. jak powiedziała kiedyś pewna mądra matka, Chyba, że akurat jego elfy uciekną do ciepłych krajów, do swojego kalekiego dziecka. z workami gotówki na plecach. Jestem kalekim dzieckiem mądrej matki. Jak na przykład teraz. Moje ciasteczka to asteroidy.
Stężenie dwutlenku węgla przekracza dopuszczalne normy
Latają sobie w kosmosie i trudno je chwycić. Niech sobie latają, myślę, wcale nie muszę ich mieć. Ale to nie przeszkadza mi chcieć. Nic nie przeszkadza mi chcieć. Wszystko przeszkadza mi dostać. Ciasteczka to takie małe asteroidy. Zawsze poza zasięgiem mych uschniętych rączek. Literacje
& 79
fiary o masowej katastrofy Zapiski
p
o
&
po
p o
p
80
& Literacje
Strwożone dzieci zmykały w bezpieczny świat mordowni swych gier, staruchy spluwały, ale miały respekt, i tylko opatuleni w kilka warstw nieczułości na wszystko, co nie dawało zysku, dotknięci gdzieś przed trzydziestką różdżką-amnezyjką dorośli wieku produktywnorozrodczego za nic mieli sobie rozrodcze,
Agata Draus
och, jak rozrodcze szemranie, a nad nim chlupoty i popluskiwania, pod nim sito słońca, zdumione płaszczyzny otoczaków i tam, gdzie płytko, zanurzanie stóp po kostki, jakaż to ulga po skończeniu chodliwej roboty Chodziły głównie pieniądze, przebierały drobnymi stópkami w oczekiwaniu i wiecznej niepewności, w kolejce do następnego skoku, zjazdu, całe rollercoastery z monetami zasuwały jak szalone po łączach wszystkich mediów, bo to był wiek ich zabawy. Dodatkowego uroku dodawała odgrodzona pleksiglasowymi ścianami poczekalni wystaka widzów, reagujących pod dyktando na ten spektakl, poza którym nie było już nic; jeśli postukać od środka w tę korę mózgową, to powstaje dźwięk pusty, chociaż przecież nierzeczywisty, generowany przez trzymające się na słowo nieistniejącego honoru kabelki tej skomplikowanej maszyny, której tajemnice nadszarpywano z trudem, po ichniemu tłumacząc na ludzką modłę prawdziwe modły u podnóża wielkiego dębu wznosiły już tylko skoczne posłanki koloru zaschłej krwi, pragnące przez pożarcie owoców drzewa uwierzyć, podzielić w sobie świętość wszechistotną A wielkie, tłuste, wylewające się z niedopitych rozporków brzuchy rozdymały się śmiechem, oglądając te śmieszne, żołędziojedne stworzonka, co w swetrach z różnymi literami wyskakiwały na scenę, by w rytmie ciężkiego rocka zarzucać nieistniejącymi grzywami przed motłochem sadomasochistów, który sam siebie ściskał imadłem i wydawał ostatnie tchnienia, wzbijające się z kwaśnym odorem piwska pod sufit hali koncertowej, gdzie już zostają, bo jak mają przedostać się gdzieś bez wiary w przekraczanie murów,
13≈
Literacje
& 81
Zapiski ofiary masowej katastrofy 82
13 ≈ a one runą, grzebiąc pod sobą tych hodowców money, a flagę jeszcze biało-czerwoną, choć już niedługo zzielenieje opuszczą do połowy masztu, i nikt tak się nie będzie emocjonował dramatem ostatniego czerwonego, co w dzikim napływie kretyńskości ucieknie stamtąd zanim tłum zdąży się wylansować i jazzowo zginąć, gdyby nie te żałośnie matczyne matki, co płaczą, ale nie szkodzi, im też zrobimy odpowiednie ujęcia, szeroki kadr, a potem zbliżenie na zasmarkaną chusteczkę w kolorach przyszłej flagi. Kretyński idiota już żałował, nie wiedząc czemu, a posrany ktoś – na pewno nie on, miał przecież uporządkowane wnętrze: praca, praca, odlot, praca, picie bez sensu, więcej pracy, chichot żałosny, chichot, rzyganie, praca, praca – włożył mu w ten zakuty łeb jakieś kiczowate myśli tarzana, czy innego mowgliego, wszystko jedno, po co wychodził z koncertu, co powie kolegom, nie będą wierzyli, że tam był, przecież nie zginąłeś, powiedzą, nie kłam, powiedzą, jakbyś był, to byś zginął, powiedzą, żałosny jesteś z tymi twoimi kłamstwami, powiedzą. cisza to bardzo złożony i skomplikowany dźwięk, jak dla uzyskania bieli miliardy cykających odcieni, bezwonność osiągnięta wysiłkiem subtelnego poszumu kolejnych zapachów, zmieszać, przechylić chwiejną szalę muśnięciem piórka, za bardzo, wrócić. Cały wszechświat obśmiewał faceta, co w izolowanym pudle pstryknął klawisz z czerwoną kropką, a po kilku minutach stop, gdzie mu tam do ciszy, może przy wykonywaniu, odtwarzaniu na żywo, ale pokasływanie i szuranie stóp to już tylko cisza ludzka wszystkie cztery rzeźbione w drewnie twarze wykrzywiają się w parkosyzmach śmiechu na bezludnych rozdrożach, dobrze, że nikt nie przechodzi, bo naprawdę trudno byłoby zachować powagę, drżą od tłumionego rozbawienia kamienie, maskując się gwałtownymi podmuchami wiatru, drzewa mogą sobie pozwolić na pełną swobodę kołysania, nikt ich nie będzie podejrzewał, skorupa ziemska zaśmiewa się aż do trzęsienia ziemi i aż wymykają jej się gazy jednym czy drugim wulkanem. Kretyński idiota wybucha histerycznym śmiechem, usłyszawszy w samochodowym radiu, proszę państwa, spadło na nasz kraj nieszczęście, spadło właściwie dosłownie, co za nie-
& Literacje
smaczny żart językowy, wylali potem tego prezentera, ale na razie wciąż mówił, przedstawiając kolejnych wysłanników, co przedzierali się macbohaterowie, przez kordony policji pod zwały pogiętej blachy, jeden z nich straci rękę i zyska ogromną rentę od prezydenta, już do końca życia, jestem taka szczęśliwa, powie mu tego wieczoru żona a miłożony rozpłaczą się w koronach jarzębiny, jak zawsze gdy szło w tych dniach na burzę, nie wiedząc, czy jeszcze zwykła zimowa, czy też znów rozczarowane starym bóstwa przyspieszą w kolejnym nieuzasadnionym wybuchu zielonolistnej nadziei nowe, rozpętując pierwszowiosenne żywioły, chociaż matka ziemia znów zapłacze, gdy nikt nie uderzy się kamykiem w głowę, chyba, że przypadkiem Kiedy był mały, miał swoją procę, naciągnięty kawałek skóry na rozwidlonej gałązce, co za bitwy się odbywały na podwórku, nie było innych zabawek, sami sobie musieliśmy zapełniać czas, kładą do głów rodzice, a głowy kiwają się w blasku monitora. I teraz zatrzymuje wóz pośrodku lasu, gdzie to właściwie jest, złe znaki, złe tablice, zły objazd, to na pewno czyjaś wina, bo on nie mógł się pomylić, u nas tak oznaczają drogi, nie to, co na zachodzie, tam zawsze wiadomo jak dotrzeć do najbliższego szybkiego żarcia, ale teraz wysiadł i oparł się o blachę. Zdawała się plecom bardziej jakaś przyjazna od drzew, gładka, znajoma, dopasowana. Niósł ogień powietrzem ku pałce w ustach, powoduje raka i choroby płuc, mniejsza z tym, ale podmuch wiatru złego czy dobrego, w ciszy – prawdziwej, leśnej, przedburzowej – rozsiał przy nozdrzach drobiny świeżości, przypomnienie młodego, przecież na koncercie taki czternastolatek sprzedał mu trochę, nikt nie jara, jutro znów od rana wskaźniki wesołego miasteczka dolarów, ale dla pokazania kolegom, wariat z niego, pokręcą głowami z podziwem, że miał tyle odwagi, odnalazł w sobie wewnętrzne dziecko, cały ten sprzedawany przez rozfrojdowanych kolesi stuff. Niespiesznie sięgnął do schowka obok kierownicy, kiedy ostatni raz coś robił niespiesznie, ale teraz można, teraz i tak dla wszystkich, co się liczą, należy do splotu wykrzywionych i przypalonych ciał bez kończyn
zwalone drzewo pnie się horyzontalnie po matce ziemi, korzenie ciągną się na zachód i opadają ku wodzie, szemrzą zazdrosne szmery, żądne tego, co włożone w dziuplę, bliżej, ze stopą zanurzoną w strumieniu, spoczywa ona, nie żyje Znalazł w dziupli powalonego dębu ludzkie pisklę, niedaleko rzeczywiście matka, ale ona już z żadnymi pazurami nie rzuci się na szczęśliwego znalazcę, wygrał pan sto lat dobrze płatnej samotności, to nawet lepsze, niż śmierć w hali z tamtymi, może będzie na drugiej stronie, tylko trzeba uratować dziecko, zachlapane jeszcze sokiem narodzin kwili cichutko, matka nie dotarła, z jej ręki zwiesza się snop słomy, chciała obetrzeć niemowlę nie wolno, mogła je równie dobrze zostawić gdzie porodziła, równie pewnie przetarłoby oczy demonią łapką kilka wszechczasów później, a tymczasem rozpostarła się ona sama nad własnym ciałem, powoli łączącym się procesem rozkładu z macierzą, i trzeba czuwać, bo już świadoma, musi zapobiec organiczności Złapał tę słomę, ale zaraz odrzucił, zzieleniała mu w ręku i wybuchła w nos przeraźliwym odorem zgnilizny, podniósł dziecko i usiadł na pniu. Otarł, jak mógł, przesiąkniętym rzygami fana płaszczem i zamiast wracać do świateł rzeczywistości, przypalił kilka suchych jeszcze gałązek, zapatrzył się w ogień i zaczął mówić las zamarł w oczekiwaniu na oczyszczające inwokacje, modły ku bóstwom korony drzewa, odmieniającym los tego stworzenia a w nim odrobiny świata, czy może będą to modły na zachód, ku wodom i dołowi, a ty tam się schowaj, tam bądź, tam cię nie dosięgniemy, spróbuj się jednak tylko wychylić, wyciągnąć mackę ku językowi mężczyzny, ciebie rozbiję Mały człowieku, skąd się tu wziąłeś, opowiedz mi swoją historię, kim jest kobieta leżąca tu obok, dlaczego uciekła od swoich, by rodzić. Dlaczego? Czy nie uciekała? dlaczego? może biegła po coś, podtrzymując obolały, wielki brzuch, a ty trzymałeś się kurczowo poręczy pępowiny w tym wygodnym, ale wstrząsanym ruchem fotelu macicznej wody, wpadła w ten strumień zanim dotarła do wy-
nikt nie ustalił tego na początku dokładnie, dlatego każde drzewo miało tyle rąk i nóg, ile chciało, czasem wyrastało sobie nowe palce, tylko ludzie nudni, to nie ich wina, wszystko przez niego, szept i trwożne zerknięcie w wodę, bo materia słomy i potu wprawdzie rzucona, ale formował kto inny, potem, pierwotnie nabrzmiałe rozmaitymi guzami demony, na obraz i podobieństwo coraz liczniejszych porońców, z których jeden krążył teraz, bezczelny z tłumu, to oni boją się nas, nas, ten ma cieńszą warstwę światowości na sobie, można ją przebić. Złożona wygodnie w kołysce między kciukiem a palcem wskazującym bibułka ugięła się pod wonnym ciężarem i poddała naciskowi niezręcznych, pozbawionych wprawy palców, wchłonęła drobiny śliny i przylgnęła sama do siebie, roztliła wreszcie i rozdymiła. Kretyński idiota skaszlał z gardła chrypę rockowych wiewiór i dokonał obrzędowej hiperwentylacji tlenem dawnych hipisów, skomercjalizowanym na potrzeby firmy dostawczo-usługowej współczesny świat spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Od kiedy zamarła muza zmotoryzowanego scratchu była ta przedburzowa cisza, ale nagle kwilenie wśród nocy, co to, jakieś małe zwierzę, a obok pewnie dzika matka, wsiąść do samochodu i zostawić jeden z demonów pól śmieje się szyderczo i kiwa palcem, a dąb mieszczący w sobie tchnienie Jedynego Dębu, rzuca żołędziem prosto w jedyną męską czaszkę, tymczasem wystarczy za kamień, wginając ją lekko z lewej strony, będzie musiało wystarczyć, żeby Zaraz zacznie się burza, a jeśli ten szczeniak jelenia czy innej sarny, mały słodki bambi zostawiony przez rodziców zginie, to nie twoja sprawa, nic nie jest twoją sprawą, trzymaj się z dala od cudzych biznesów, tylko śmierć to nie biznes, więc co, z której strony słychać, chyba tam. Idzie, ale zaraz się wrócił, zapala długie światła, trzeba potem wiedzieć, zawsze się orientować, już dawno trzeba było kupić telefon z gpsem, łapie się za głowę, przecież ukradli na koncercie. Idzie znów, zrzucił już i wdeptał w ziemię szkliwiooczne zioło, czuje w sobie krążenie zbawczej chmury, ona wsiąknie korzennie, odczyści chemicznie podtrute komóry, gromadzi się już panu w żyłach ryzyko zawału.
13 ≈
Literacje
& 83
godnych liści korony drzewa, zawsze się bałem wody. Nie mów nikomu, to wstyd, wszyscy umieją pływać, zobaczysz, świat pełen jest niebieskich kafelek chlorowanych akwenów, albo morze. Nie powiesz, że cię zachwyca, to umrzesz dla milionów ofert ukrytych w katalogach, lato dwa tysiące srające kremem do opalania i tubką, szybciej będziesz brązowy, a ty się trzymaj z dala od wody, zobaczysz. Zabiorę cię w góry, tam pójdziemy my dwaj, nie wrócę do miasta, nie wyjdę z plątaniny popalonych ciał, niech myślą, co chcą, wyjedziemy razem, poznasz wszystkie wiatry i taterski świt na jednym z wierchów, tam dyszy się potem i spogląda z góry, za wysoko, by było widać macżycie, ostro w płucach, tam żyj, ja już chyba nie mogę. i to były dobre modły, co zapewniały wiele zła, ale utrzymywały dziecko w górze drzewa, sferze bliskiej koronie i dalekiej korzeniom, na nic lepszego już nie mogło liczyć, spłodzone w najkrótszą noc w roku, zerwany gwałtownie z głowy matki wianek rzucono w rzekę, i już zniknął, więc pierwszy, co ją porwał i przeskoczył w biegu ognisko dostał wszystko pośród mgławych oparów zawstydzenia uchodzących w stulonym pogłosie tarzającego się pokłosia płodnej młodości, wtedy nie poczynali tylko ci, którym wyschły życiowe soki Poczekaj, mam tu w kieszeniach puszkę coli, nie to pepsi, przepraszam, to był bar z pepsi. I kawałek hot doga, nie bój się to tylko taka nazwa, kawał mięsa, co tu włożyli pewnie jest gorszy od psiego mięsa, ostatecznie, jaka to różnica, co pożeramy, czasem myślę, że mógłbym zjeść człowieka. Nie bój się, twojej matki nie, poza tym to padlina, wybacz niewybredny język. Ucztujmy teraz. Wszystko, żeby jak najpóźniej skończyć w czerni. Kilka miliardów ludzi nie może się mylić. Ta cała reinkarnacja to dobry pomysł, więc pewnie nieprawda, ale może nie ma ściany z pustką, może będziesz się kołysać w jakimś łagodnym, wilgotnym cieple, takim samym jak gdy jeszcze przebierał palcami po wnętrzu matki, a ona potknęła się, brnąc przez strumień, i chwyciła sięgających najdalej korzeni dębu, i przytrzymała, skąd miała wiedzieć o wodach, odchodziły z nurtem, ale już te bóle, gniew świata karzącego ją za wydawanie
& Literacje
mu kolejnego oprawcy, unieruchomiły zgiętą w pół figurę pośrodku nurtu, w którym zanurzyła ciepłą dłoń i spoglądała na przepływające refleksy światła, już tylko od nich uciekały podwodne duszki Czemu wciąż kwilisz?o czym myślisz? Nie zaczęło się dobrze twoje sieroce życie, ale mogło być gorzej, mogłem cię nie znaleźć. Nie jestem zarozumiały, ale miałeś cholerne szczęście. Gdybym nie wyszedł z tej sali wtedy, kiedy wyszedłem, obaj jutro byśmy nie żyli. A czas, wbrew temu co mówią, jest ważny, to nie tak wszystko jedno, czy mamy świt, czy poranek dnia trzeciego czy pięć tysięcy dwieście dwudziestego, bo kiedyś wreszcie przestaniemy istnieć, i ty, i ja. Może naraz, czyta się o takich historiach, tajemnicze powiązanie losów, wywiady z pogromcami duchów, reportaż, książka na listach bestsellerów, scenariusz i film, ale w hollywood, bo u nas to wszystko zepsują, i tłumy ludzi ocierających łzy palcami słonymi od chipsów, słonymi łzy leciały jej po twarzy, gdy stała tak, zanurzona po pas, i upychała w zatłoczonym świecie kolejne komórki, gdzie to się wszystko pomieści, pień rośnie, ale czy wystarczająco szybko, na marginesach motłoch, niektórzy nie mieszczą się w bezpiecznych okowach rzeczywistości i opierają plecami to o siedem gałęzi korony, tych zwą świętymi, ascetami lub półgłówkami, to znów ledwo odrastają od korzeni, życiowi popaprańcy Raz spieprzyłem robotę, i dostałem od tych z góry kopa w dupsko, mały. Zleciałem na dół, i nie uwierzysz, ale właśnie tam spotkałem jakiekolwiek ślady ducha, a to nie był zły czas, chłopie. Rynsztokowy, ale dobry, nas było trzech i gdybym miał coś do stracenia, może nie umiałbym wtedy rzygać, ale umiałem. Nie żebym dążył do czegoś, zabrakło mi sprytu, żeby wiedzieć do czego, ale przynajmniej rozglądałem się na boki i olałem wertykalny ciąg do materii. Nie na długo. Zaczęliśmy myśleć, to był błąd, wyszło, że jednak dążyć trzeba, odchodzić od drzewa drążąc nigdzie nie prowadzące korytarze w macświecie nie miało sensu. Tylko gdzie, wspinać się po żołędzie czy ześlizgiwać w mchy, niby łatwe, ale wcale nie, czym niby jest zło, wszystko niby, gdzie tam niezadowolone bóstewka oblepiły mat-
czynego demona, usiłując rozdmuchać znów tamten nawiązany kontakt, przeciągnąć, wyciągnąć na stronę gdzie jeszcze liczył się uniwersalizm to człowiecze, cudem ocalałe próchno, ale on nawet w buncie musiał należeć tam, wyzwolić się już nie można, to nie tak, ale na półkach od pewnego momentu było wszystko, jak wrócić, w bibliotekach wszystko, oddychające karty przetworzonego drewna we wszystkich kombinacjach, to było, było, było, mężczyzna zwiesza głowę między kolana, wypuszcza z rąk ludzkie pisklę, wypuszcza długopis i przestaje pisać życie z punktu widzenia ofiary masowej katastrofy, teraz widzi Ja sam to, ja sam Lasu nie było, ani tych świateł samochodu, ani drzew. Leży pod dachem hali, gdzie pokoncertowo brzmi wielka stypa mediów nad ciałami, więc nie wyjechał znikąd, do nigdzie, nie uratował siebie, bo może i było skąd wyciągać, ale już nie dokąd wkładać. Spogląda w martwe oczy spoczywającej obok brzemiennej kobiety. Niech wszystkie soki wyschną, niech spalą papier tego świata.
Agata Draus
{
Zapiski ofiary masowej katastrofy 84
13 ≈
İ
b o
Agata Draus (1987), absolwentka Liceum Ogólnokształcącego nr XII, studentka filologii hiszpańskiej i francuskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, w czasach gimnazjalnych redaktor szkolnej gazety, autorka recenzji publikowanych na łamach „Gazety Wyborczej”, w ramach konkursu „zDolny Śląsk”, oraz wierszy publikowanych w konkursowych tomikach, finalistka Olimpiady Literatury i Języka Polskiego, prezes Studenckiego Koła Naukowego Iberystów Mańana, uczestniczka studenckich konferencji naukowych „Przestrzeń magiczna we współczesnej kulturze”, „Talenty 2008”, organizatorka konferencji „Ślady hiszpańskie – polskie ślady. Przenikanie kultur odległych”, odbywającej się we Wrocławiu w grudniu 2008r.,w roku 2007 przebywała w Hiszpanii jako stypendystka programu Erasmus.
Literacje
& 85
Kamp, popkultura, literatura:
literatura kampowa w kontekście kultury masowej
& Anna Malinowska Studia nad popkulturą i jej wystąpieniami narzucają konieczność przyjrzenia się tendencjom najbardziej charakterystycznym dla jej powstania i rozwoju. Rozważania o kampie wydają się tu zatem niezbędne. Kamp i popkultura to często pojęcia bliskoznaczne lub traktowane równorzędnie.
86
& Literacje
Popkultura zawdzięcza kampowi wiele. Kamp wywarł na nią ogromny wpływ – kształtował ją, kierował nią, lecz przede wszystkim korzystał z niej na własny użytek. Niniejszy artykuł to próba przyjrzenia się estetyce kampu w kontekście kultury masowej. To analiza zjawisk, które doprowadziły do zbliżenia kampu i kultury popularnej. To wreszcie refleksja nad fenomenem literatury kampowej przez pryzmat jej wytycznych, celów, a także udziału w literaturze popularnej. Czym jest kamp? Co łączy go ze zjawiskiem kultury masowej? Czym jest literatura kampowa i jak wpisuje się w historię i założenia literatury popularnej? Odpowiedzi na te i inne pytania spróbuję udzielić w poniższym tekście.
Kamp i popkultura Gdy w 1964 roku amerykański kwartalnik „Partisan Review” opublikował esej Notatki o Kampie, nikt nie spodziewał się, że opisany przez Sontag kamp stanie się zagadnieniem kluczowym dla rodzących lub raczej rozwijających się wówczas idei postmodernistycznych. Nie spodziewała się tego sama Sontag, która, choć znakomicie ujęła niezdefiniowany jeszcze wówczas fenomen kampu, nie kryła trudności, jakich przysporzyło jej to zagadnienie. Kamp to bardzo kłopotliwe zjawisko. Jego złożoność i skomplikowana natura sprawiają, że krytycy go nie kochają, a życzliwi wyrażają się o nim z dystansem i rezerwą.
14 ≈
Kamp zresztą nigdy nie pretendował do miana naukowego zagadnienia. Przeciwnie, w latach 60. stanowił antyakademicką propagandę, anty akademicki manifest broniący popkultury przed krytyką, jaką wymierzały w niego środowiska inteligenckie. Dopiero lata 80. ułaskawiły kamp i zainteresowały się nim na tyle, że jedna po drugiej pojawiały się pozycje próbujące ująć go w ramy i nazwać jego istotę. Jednak każda taka próba, każdy opis kampu, pomimo narzucanych mu teorii, praw i wytycznych, dopuszczał dowolność odczytu i szerokie pole interpretacji. Przy kampie trudno być precyzyjnym, zwłaszcza w sensie naukowo-badawczym. Nie wynika to z braku danych, raczej z ich nadmiaru. Kamp cechuje obfitość, dlatego rozwinął się i zamanifestoPOP wał swoją obecność popularny we wszystkich dzieulotny dzinach sztuki, wyjednorazowy szedł znacznie poniskobudżetowy za jej tradycyjne młody domeny. Tendenprodukowany masowo cja do przekraczania, do wychodzenia „poza” sprawiła, że słowa jakimi najczęściej określa się kamp to nadmiar i przesada. Wyłoniony pod koniec XIX, kształtujący się przez cały wiek XX kamp to forma artystycznego wyrazu posługująca się ironią, parodią, karykaturą; to estetyka kochająca niedorzeczność, ostentacyjność i efekciarstwo nie tylko w zachowaniach czy sposobie bycia1, lecz także w przedmiotach sztuki lub artystycznych kreacjach. Lampy od Tiffaniego, brokaty, cekiny, pierzaste boa, filmy Kena Russella, produkcje MGM2 , obrazy Alfonsa Muchy czy architektura paryskiego metra3. Wszystko to jest dorobkiem kampu, i wszystko to manifestuje jego subwersywne tendencje oraz dążność do mainstreamowego pojmowania sztuki. Rozwój kampu od samego początku zbiega się z rozwojem kultury masowej. Można pokusić się o stwierdzenie, że jako taki właśnie – dążący do uwolnienia produktów sztuki od formalnych reguł i do swobody interpretacji – został powołany. Sam kamp sprzeciwia się definicyjnemu nakładaniu ram, co w kontekście uprawiania sztuki, zbliża go do założeń przyjętych przez kulturę masową. Nie oznacza to jednak, że kamp i pop to dwie nazwy określające to samo zagadnie-
nie. Kamp z założenia jest zjawiskiem alternatywnym, bliższym kulturowej awangardzie. Zjawiskiem, które na drodze zaspokajania własnych potrzeb i dbałości o własny interes podszyło się pod produkty kultury masowej. Najlepszym przykładem na przebieg podobieństw i kształtowanie się różnic między tym, co kampowe, a tym co popowe czy popularne jest zestawienie Marka Bootha, który w swym eseju poświęconym pochodzeniu i definicji kampu, pokazuje jak określają się te dwa trendy. Pozornie popowy, kamp wyznacza miedzy sobą, a tym, co popularne subtelną granicę, opiera się na niuansach, gra niedopowiedzeniami. Widać, że czerpie z założeń przyjętych przez kulturę popularCAMP ną, lecz jednocześnie łatwo dostępny się od nich odcina, relekki alizując je według włanietrwały snego pomysłu. udający przepych Pomimo to, zwiąkochający młodość 4 zek kampu z kultuprodukowany wśród mas rą masową pozostaje bezsprzeczny. Podobnie jak pop, estetyka kampu nakłaniała do szerzenia kultury w odejściu od intelektualnego uniesienia na rzecz ogólnodostępnej rozrywki. Próba upowszechnienia sztuki nie była jednak całkiem bezinteresowna ze strony kampu. Wywodzący się z dandyzmu kamp nie dążył do dzielenia się dorobkami kultury wysokiej w duchu wiary w równość społeczną. Przeciwnie, świadom swych nienormatywnych upodobań, pierwotny, jak go nazwiemy, kamp brzydził się „rzucaniem pereł przed wieprze”. Jednak w obliczu zmian będących konsekwencją procesów industrializacji i urbanizacji, takich jak przemiany klasowe i atomizacja (a więc tworzenie się społeczeństwa masowego, w którym dominować zaczyna klasa średnia), kamp postanowił dostosować się do potrzeb potencjalnego odbiorcy, by przemycać treści mające oswajać społeczeństwo z propagowaną przez kamp gejowską wrażliwością5, a wraz nią, z odmiennością seksualną ludzi kultury i sztuki stojących za estetyką kampu. By wyjść naprzeciw odbiorcom kultury masowej, kamp nadał sztuce wysokiej charakter użytkowy, a użytkowej – wysoki. Zaistniał wszędzie tam, gdzie sztuka może się przejawić i przerodził się w kicz. Aby
14 ≈
Literacje
& 87
Kamp, popkultura, literatura: literatura kampowa w kontekście kultury masowej. 88
14 ≈ sprostać oczekiwaniom ubogiego w smak i wyczucie odbiorcy, kamp deformował produkty sztuki, tak że przysłowiowe perły były mało autentyczne, a wieprz raczył się nimi odziany w elegancki smoking. Należało bowiem schlebiać odbiorcy, zaspokajać jego pragnienia kulturowe i leczyć go z klasowego kompleksu. „Aby sprzedać się publiczności, kultura masowa musiała stworzyć łagodne i standardowe formuły mogące apelować do każdego (...)”6. Pozbawiona intelektualnych obciążeń, stawiająca na rozrywkę kultura masowa stała się dla kampu idealnym nośnikiem odbiegających od norm kampowych idei i charakterystycznego dla niego sposobu postrzegania świata. „Publiczność masowa jest emocjonalnie i uczuciowo manipulowana, jej pragnienia i potrzeby wykrzywione i pokrzyżowane, jej nadzieje i aspiracje eksploatowane (…)”7. Podawany z dużą dozą rozrywki, używający ironii, przerysowania, parodii i karykatury, kamp prowadził grę form mającą na celu dopuszczenie do głosu pożądanych przez siebie treści.
Literatura popularna, literatura kampowa Literatura to z całą pewnością najmniej popularne medium jakim posługuje się kultura masowa. Mimo że wychodzi naprzeciw oczekiwaniom masowego odbiorcy, rynek książki popularnej nie jest tak oblegany, jak choćby ten filmowy. Książka stara się jednak nie zostawać w tyle i oferuje swemu masowemu czytelnikowi to, co poruszy jego nastawioną na skrajne emocje i silne doznania duszę. Pisane taśmowo kryminały, romanse i powieści fantasy dostarczają rozrywki, w którą jednak kamp nie może się wkomponować. Z literaturą kampową jest pewien kłopot. Jako forma przekazu i stylizacja literacka o określonym charakterze, nie jest w stanie, jak inne podległe kampowi formy, dotrzeć do mas i stanowić dla nich źródło uciechy. Choć określana przez krytyków jako „łatwo dostępna i beztroska”8, literatura kampowa nie odpowiada, zwłaszcza pod względem treści, żadnemu z wymienionych powyżej gatunków. Owszem, można by ulec złudzeniu, że popularna literatura kobieca, zwłaszcza ta spod znaku
& Literacje
Harlequina, masowa i rozrywkowa, jest przykładem literackiego kampu (niektóre kampowe postulaty pozwalają na to). Jednak w ujęciu akademickim, literatura kampowa odbiega od standardów wyznaczonych przez to, czego oczekuje masowy odbiorca. Dlaczego tak się dzieje, skoro na pierwszy rzut oka kamp idealnie wpasowuje się w idee kulturowego popu? Odpowiedź na to pytanie nie jest możliwa bez bliższego przyjrzenia się tzw. literaturze kampowej, jej autorom i treściom, oraz cechom, sprawiającym, że „popularny” z założenia kamp, nie wpisuje swych lektur w kanon książkowych bestsellerów i księgarskich hitów. W 2006 roku nakładem wydawnictwa McFarland & Company, ukazała się książka autorstwa Garego McMahona, Camp in Literature9. Wśród licznych prac na temat kampu i jego występowania w kulturze, jest to pierwsza i jedyna jak dotąd pozycja ujmująca kamp w kontekście wyłącznie literackim, lub odwrotnie, literaturę przez pryzmat estetyki kampu. Podzielona na dwie części książka McMahona prezentuje podstawy teoretyczne, zarys historyczny, sylwetki pisarzy i dzieła uznane przez autora za odpowiadające wymaganiom wyznaczonym przez kamp. Książka ogranicza się do studiów na gruncie anglosaskim i nie rozwija w sposób wyczerpujący aspektu współczesnego. Pomimo to, zdaje się być kompendium wiedzy na temat literackiej strony tego zjawiska. Autor nie udziela jednak jednoznacznych odpowiedzi na pytania dotyczące literackiego kampu. Jak sam stwierdza: „trudno się odnieść do kampu jako konkretnego gatunku: jego zakres historyczny jest imponujący lecz niespójny”10. Początków literackiego kampu należy dopatrywać się w estetyzmie, choć jego korzenie sięgają Szekspira11 oraz literatury osiemnastowiecznej (szczególnie powieści angielskiej tego okresu, będącej jednocześnie archetypem literatury popularnej)12. Stylistyka kampu czerpie z baroku i tradycji romantycznej. Jego podstawy to wyszukana forma, przeestetyzowane treści, barwny, górnolotny, kwiecisty język. Za twórcę literackiego kampu, czy też kampu w ogóle, uważa się Oscara Wilda. Obok niego, autor Camp in literature wymienia szereg twórców mniej lub bardziej związanych z kampem.
by w ten sposób zbliżyć się do odbiorcy i oswoić go z treściami ukrytymi w podtekście. Nie było to zresztą trudne. Dalekie od norm układy, relacje i związki dawały się dość łatwo ukryć pod maską przystępności i lekkości. „W tym rodzaju twórczości nie ma większych kłopotów z ocenami etycznymi, które zwykle układają się według czarno-białych schematów, nawet jeśli autorzy nie unikają niuansów. Literatura ta apeluje – jak każda forma mitologizująca – przede wszystkim do emocji i sentymentów, które przyćmiewają zdolność racjonalnego myślenia, nawet jeśli głoszą tzw. zdrowy rozsądek. W takim oświetleniu nawet jawne nonsensy są łatwe do strawienia dla czytelnika, który obdarzy sympatią bohatera, choćby ten był głupcem lub łatwo rozmijał się z dziesięciorgiem przykazań, byle tylko umiał zaangażować uczucie i wyobraźnię. Idzie o to, by odbiorca w maksymalnym stopniu zidentyfikował się z bohaterem na zasadzie całkowitej i bezkrytycznej solidarności”15. Strategia wielopoziomowego zapisu, wielowarstwowego kodowania treści w wyszukany styl i aluzję, choć znakomita, zaczęła zmieniać się na drodze, jaką kamp odbył do współczesności. Oswajanie z bohaterem także przestało grać pierwszoplanową rolę. Utwory literatury kampowej zmieniły swój charakter z implicytngo na otwarty. Z defensywy przeszły w ofensywę, upolityczniając kamp na drodze „wychodzenia z cienia” (coming out). Bohaterowie literatury kampowej przestali ukrywać swoją prawdziwą tożsamość (tożsamość homoseksualną). Panowie przestali szminkować usta w ukryciu i z lękiem, niby na żarty wdziewać damskie fatałaszki. Przestali kryć się za rolami, mogli zachowywać się tak przy blasku dziennego światła. Zmieniają tym samym charakter kampowych utworów i kampowego przesłania. Choć pozostały teatralne formy i górnolotny język, zmieniła się ich oprawa. Kamp stał się mniej subtelny (jeśli o subtelności w kampie w ogóle można mówić) i podążył ku wulgarności. Kamp odkrył się w słowach, niegdyś wyszukanych, pięknych, głaszczących, wyszedł z podtekstu i zaczął jawnie świntuszyć. Kamp już nie sugeruje, kamp się odkrywa, zdejmuje maski i opisuje wszystko bez ogródek. (...) Zsunęłam okulary przeciwsłoneczne na czoło i leżąc popatrzyłam na dwa
„Sacher-Masoch, Corelli, Beardsley, Saki, Benson, (…) Berner, Firbank, Ros, Coward, Isherwood”13 . Oto nazwiska, których obecność niejako wyjaśnia naturę kampowego stylu. Choć u każdego z tych twórców kamp objawił się w osobliwy sposób, splata ich twórczość klamrą kontrowersyjności (kontrowersje to nieodłączna część literatury kampowej) i niemałego zainteresowania. Pomimo specyficznie uprawianej literatury, kampowi twórcy potrafili zyskać uznanie i niezłą poczytność nie tylko u sobie współczesnych. W duchu umiejętnie wykorzystywanej satyry, posługując się groteską, tworzyli kreacje znajdujące sympatię i poklask. Zgrabnie dobierali postaci i budowali je tak, by ilość odkrywanych warstw zależała od zdolności i intelektu czytelnika. Osadzali swoje utwory i swoich bohaterów w wysokich sferach, w odpowiedniej scenerii, nierzadko pełnej przepychu. Budowali rzeczywistość pełną intryg, namiętności i splendoru, czym wpisywali się w mitologizujące zapędy literatury masowej. Lady Agnes Chartres odchyliła się do tyłu w krześle w stylu Ludwika XIV i krytycznie spojrzała na swoje odbicie w dużym lustrze. Zielony brokat grand siecle zdecydowanie nie pasował do korony złotych włosów, co jej koleżanki łaskawie wzięły za Sztukę. Tego dnia była w czerni – długa, przylegająca suknia, która wiła się wokół jej ciała niczym smagły wąż; jej białe dłonie pokryte biżuterią błyszczały jak świetliki o zmierzchu. «Nikt nie radzi sobie z czernią tak dobrze jak Lucile – pomyślała – jestem symfonią czerni, zieleni i złota». Lady Agnes ciągle patrzyła na swoje odbicie prze[z] na wpół przymknięte oczy. «Gdyby tylko udało mi się przekonać Guya, by podarował mi te szmaragdy, wyglądałyby cudownie w moich włosach». Była znana w Londynie z najpiękniejszego uczesania. Tak dobrze być osobą znaną – z jakiego bądź powodu!14 . Odrealniony świat, bogate salony, wytworne maniery i pełne pasji romanse, dostarczały emocji i, na poziomie powierzchownego odczytu, dawały odbiorcy namiastkę odległej, upragnionej rzeczywistości. W takiej formie, kamp upodabniał swoje dzieła do produktów literatury masowej. Robił to jednak celowo,
14 ≈
Literacje
& 89
potężne uda, co nade mną wyrosły, jak kolumny. Usta tylko lekko rozchyliłam i już chciałam zaczynać akcję, kiedy te dwa uda się poruszyły niespokojnie, że nie, że adopcja, że emancypacja, prawa do małżeństw, partia Zielonych, a w ogóle to przyjaciel, stały partner, bezpieczny seks (przyjacielski), kondomy. (…) I zaraz jął mnie uświadamiać, że przez takich to właśnie jak ja wizerunek geja w społeczeństwie jest tak fatalny, (…) I że ja od razu usta otwieram, jak tylko co gołego zobaczę (…) Ja oczy przetarłam, myślę sobie, Luuukrecja, ratunku! Ej, już widzę kątem oka, że zdrajczynie tam się na tych wydmach gżą, a mnie tu na taką pastwę zostawiły. Więc słucham dalej, co mówi ten napakowany i wydepilowany plastikowy bubek, że już mi się odechciało z nim seksu (…). My chcemy nieznajomego, co nas sponiewiera, przejdzie jak tornado, zostawi mnie w takim stanie, że nawet nie będę miała siły wstać, zamknąć za nim drzwi, mokrą plamą na łóżku sponiewieranym będę... Włosy w nieładzie, kupa szmat ze mnie zostanie, splunie, rzuci ręcznik papierowy na tą plamę i pójdzie, drzwi nawet nie zamknie. Otwarte zostawi. A ja z twarzą w mokry jasiek wtuloną zasnę, zasnę, bez przyjaźni i bez bliskości!16 . Współczesny kamp literacki odchodzi od tego co schematyczne, znane i popularne. Pragnie dalej dostarczać emocji, ale nie spod znaku intrygi do jakiej przywykł masowy odbiorca: intrygi damsko-męskiej. Choć kocha rodzinne skandale, miłosne trójkąty i historie z happy endem, pragnie, by kreował je wątek męsko-męski, targał nimi konflikt kobiecej duszy w męskim ciele, męskie przebieranki i męskie kochanki. Trudno się zatem dziwić, że traci na poczytności. Nastawiony na lekkość bytu i tym samym na lekkość lektury, masowy odbiorca nie jest w stanie zaakceptować świata, który nie wpasowuje się w zakres jego aspiracji i marzeń. Spragniony emocjonalnej wzniosłości i silnych doznań, nie jest w stanie utożsamić się z bohaterem transseksualnym, który jako prostytutka szuka miłości i zaspokojenia (lub tylko tego ostatniego) na londyńskim Piccadilly Circus (Śniadanie na Plutonie Patricka McCabiego) lub w żołnierskich koszarach (Lubiewo Michała
& Literacje
Wiśniewskiego). Nie przemówi do niego opowieść homoseksualisty, intelektualisty, zdeklasowanego arystokraty17 (Al. Fine Grzegorza Musiały), ani historia trzydziestolatka dzielącego życie między męża, a kochanka (Trzech Panów w łóżku nie licząc kota Bartosza Żurawieckiego). Nie wyciągnie ręki po erotyczno-historyczny opis podróży ojca Trennesa przez dzieje kościoła i historię Hiszpanii (A Cock-Eyed Comedy Juana Goytisolo), nie sięgnie po pełen pikantnych choć intelektualizujących anegdot na temat życia gejów, filozoficzny poradnik dobrego stylu autorstwa starego dandysa (Doing It With Style lub Manners from Heaven: a divine guide to good behaviour Quentina Crispa). Nie pochyli się nad pełną buntu i polityczno-społecznej agitacji poezją królowej drag (Adult Entertainment Chloe Poemsa). Żadna z wymienionych pozycji nie skusi masowego odbiorcy. Ich problematyka przekracza zakres jego oczekiwań, a zawartość przerasta jego potrzeby i umysłowe kompetencje. Czym jest to coś co zowią Gejem? Sądziłem, że idzie o życie, o miłość, przygodę. Tak oryginalne, że wyprzedzają. Ostatnią miejską, uliczną modę. Że to coś więcej niż biz-propozycja. Że pełna chwały to opozycja. Że wśród szkarady szarej socjety. Geje to gama barw. Większa niż tęczy całej sekrety. Że doświadczeniem naszym był college, Życie, uniwersytety. Sądziłem, że to co się zowie Gejem. To bojownicy na rzecz variety. Co transparentem się w oczy śmieje. Z dłonią na broni. Goni i goni. Aż się w Ziemi Obiecanej schroni (…)18. Pomimo wiary w pełną ironii stylizację, literacki kamp przestał być przystępny dla masowego odbiorcy, i przestał być zrozumiały. Na skutek rozbieżności interesów, nastąpił rozłam między autorem i jego odbiorcą. Literacki kamp przesunął się od ariergardy w kierunku sztuki awangardowej. Choć nie przestał bawić, zaczął także wymagać i to dużo więcej niż w swojej dotychczasowej historii. Narzucił pewien „poziom kompetencji kulturowej koniecznej do kontaktu z dziełem”19, czym zraził do siebie masowego konsumenta. Kamp przestał być jedynie estetyką – stał się sztuką, co doprowadziło do odrzucenia go przez odbiorców kultury masowej. Jak napisała Marianna Michałowska w swoim eseju
Doświadczenie sztuki i doświadczenie życia – wobec „niezrozumiałości” sztuki współczesnej: „(…) Widzimy wyraźny rozdźwięk między publicznością a artystami (…). Ponieważ sztuka (…) wymaga samoświadomości tak twórcy jak i widza, następuje podział na baudelaire’owski tłum oczekujący jarmarcznych sztuczek «by go zadziwiać », oraz wąskie grono miłośników sztuki „artworld” stopniowo zamykający się w samotnej wieży otoczonej oceanem kultury masowej”20. Rezygnując z masowej poczytności literacki kamp nie przestał oczywiście tworzyć. Zmienił jedynie grono odbiorców, oddzielając się tym samym od „głównego nurtu”. Współczesna literatura kampowa to twórczość adresowana głównie do publiczności związanej z kulturą LGBT. Pisana przez gejów i o gejach, przestała być atrakcyjna dla czytelnika lokującego swe zainteresowania w tematyce zdecydowanie odmiennej. Jaka jest zatem przyszłość literatury kampowej? Czy po zejściu do półświatka, pozostanie w nim już na zawsze? Historia kampu pokazuje wyraźnie, że jest to zjawisko otwarte na zmiany. Ulega modom i kształtuje się tak, że trudno przewidzieć, czy w następnej literackiej epoce, już nie jako kamp ale jako postkamp, nie porwie rzesz nowym pomysłem. Podobnie jest z kulturą popularną. Ona również „nieustannie się zmienia, następuje dyferencjacja oferty rynkowej, a co ważniejsze zindywidualizowany sposób korzystania z niej”21. Być może masowy odbiorca zmieni się na tyle, że za kilka dekad kolejne dzieła kolejnych Witkowskich, Crispów czy McCabów zalegać będą księgarniane półki sprzedawać się tak dobrze, jak codzienna prasa.
Anna Malinowska
{
Kamp, popkultura, literatura: literatura kampowa w kontekście kultury masowej. 90
14 ≈
1. Początkowo słowo kamp odnosiło się przede wszystkim do opisywania egzaltowanych, teatralnych, pełnych afektacji póz i zachowań, zwłaszcza w odniesieniu do pełnego nienaturalnej przesady homoseksualnego naśladownictwa zachowań płci przeciwnej (drag queen). Angielskie słowo camp pochodzi od francuskiego czasownika camper, co znaczy „zachowywać się w sposób pełen przesady”. 2 . Metro-Goldwyn-Mayer . 3. Por. S. Sontag, Notes on Camp w: Against Interpretation and other Essays, New York 1964; S. Cohan, Incongruous Entertainment, Durham and London 2005. 4. Por. M. Boot h, Campe-toi! On the Origins and Definitions of Camp, w: Camp. Queer Aesthetics and the Performing Subject, Edinburgh 1999, red. F. Cleto, s. 73-74. 5. Por. J. Babuscio, Camp and the Gay Sensibility w: Camp Grounds. Style and Homosexuality, Amherst 1993, red. D. Bergman, s. 19-20; R. Dyer, It’s Being So Camp as Keeps Us Going w: Camp. Queer Aesthetics…, dz. cyt., s.113. 6. D. Strinati, Wprowadzenie do kultury popularnej, przeł. W. J. Burszta, Poznań 1995, s. 23. 7. ibidem. 8. M. Booth, Campe-toi!..., dz. cyt. s. 72 [tłumaczenie fragmentu A. Malinowska]. 9. Posługuję się tytułem w oryginale, gdyż jak dotąd książka nie ukazała się w polskim przekładzie. 10. G. McMahon, Camp in Literature, Jefferson, North Carolina, and London 2006, s. 10 [Tłumaczenie fragmentu A. Malinowska]. 11. Por. ibidem. 12 .Por. U. Eco, Superman w literaturze masowej. Powieść popularna między retoryką a ideologią, przeł. J. Ugniewska, Kraków 2008, s. 18; S. Sontag Notes on Camp w: Against…, dz. cyt., s.280. 13. ibidem. 14. R. Firbank, Studium Temperamentu [fragment powieści w przekładzie G. Jankowicza] w: CAMPania…, dz. cyt., s. 180 .15. J. Pieszczachowicz, W kręgu literatury popularnej, „Gazeta Wyborcza”, 2003-05-06, http://szkolazklasa.gazeta.pl/szkolazklasa/1,58432,1461754.html . 16 . M. Witkowski, Lubiewo, fragment powieści ze strony http://www.homiki.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=314 .17.Por. A. Mizerka, Kamp i ortodoksja. O Al. Fine Grzegorza Musiała w: CAMPania. Zjawisko campu we współczesnej kulturze, Warszawa 2008, red. P. Oczko, s. 112 . 18. C. Poems. What is this thing called Gay, http://www.smearcampaign.co.uk/poems.h.tm [tłumaczenie fragmentu A. Malinowska] . 19. M. Michałowska, Doświadczenie sztuki i doświadczenie życia – wobec „niezrozumiałości” sztuki współczesnej w: Nowoczesność jako doświadczenie, Kraków 2002, red. R. Nycz, A. Zeidler-Janiszewska, s. 362. 20. ibidem, s. 364 . 21. J. Ryczek, Piękno w kulturze ponowoczesnej, Kraków 2006, s. 97.
İ
bo
Anna Malinowska (1979), literaturoznawca, tłumacz, nauczyciel akademicki. Absolwentka anglistyki na Uniwersytecie Śląskim. Przygotowuje rozprawę doktorską z zakresu studiów nad literaturą brytyjską o transformacji bohatera w literaturze kampowej. Publikowała m.in. na łamach „Krytyki Politycznej”.
Literacje
& 91
apalniczka z Lourdes
Z
& W Lourdes śmierdzi. Nieznośny zapach, wyczuwalny od pierwszego wdechu. Poczułam go najpierw w hotelu st. Suzanne. Pomyśleć można, że ktoś zostawił go w windzie zupełnie przypadkiem. Potem sądziłam, że to może zapach butów albo mojej odzieży – nieświeżych po podróży.
92
& Literacje
Małgorzata Kosmala
Całe Lourdes to jakiś kombinat obsługiwany przez wolontariuszy w białych i niebieskich kitlach. Te mityczne stroje wprowadzały szczególną, niby-odświętną atmosferę. Znalazłam się oto w wielkim szpitalu albo hospicjum pełnym aniołów? Z hoteli wyjeżdżały wózki albo wręcz łóżka szpitalne z chorymi, którzy podnosili z wysiłkiem bezwolne głowy i łapczywie rozglądali się wokół, chwytali skrawki pejzażu, rozglądali się chaotycznie, patrząc nieprzeniknionym wzrokiem albo zupełnie obojętnie leżeli posłusznie ciągle oddychając. Ruch uliczny wstrzymywano co chwila, by przepuścić nieśpieszny korowód wózków inwalidzkich prowadzonych przez białych braci, przez wspólnotę międzynarodowego miłosierdzia, która wiodła swoje bezwolne kukły na show. Byłam na paradzie marionetek. Te wszystkie wehikuły zmierzały różnymi drogami, uliczkami do jednego celu… do Jaskini Objawień… Gwar mieszał się tu z szeptem ludzi modlących się w różnych językach. Przestrzeń umeblowana dźwiękiem mamroczących kobiet, zalana potokiem słów pełnych nadziei, ale wyzbytych logicznego sensu w tej całej kakafonii. Porzucone skrawki modlitwy wędrowały po niebie, jak zgubione latawce… Lourdes to współczesne Babel, zamroczone, zamglone oddechem, wspólnym westchnieniem, rozprzestrzeniającym wszędzie duchow y f luid, marę nabożności. Powszechnie panujący pośpiech udzielał się wszystkim prawie bezwiednie… stanęłam w kolejce…
15 ≈
miały, ale zadziwiające jak łatwo uczynić z niego produkt. To taka udawana słabość, która daje się wykorzystać, zaczyna być siłą, wzbogaca i tak dalej… Jeszcze mniej mnie dziwiła wyzierająca z każdego kąta zjadliwa perwersja, która z zadowolenia wykrzywia usta i zaciera chutliwe dłonie…. „przybądźcie wszyscy do mojego stołu bracia i siostry, panie i panowie, masdames et monsieurs, ja was pożywię, zaprawdę powiadam wam!”. Skromni święci umierali w łachmanach, tutaj tak estetycznie obrobieni, w złotych ramach wydają się bardziej wielkimi obłudnikami, którzy muszą celebrować agonię, proszą o poklask, jak aktorzy, którzy pragną zadowolić publikę. Tak, są zepsutymi do szpiku kości aktorami. Są jak aniołowie, którym dorobiono rogi, których udało się zdeprawować, dlatego tak ochoczo teraz oddają się w posiadanie chciwych spojrzeń. Odebrano im powagę i wzniosłość i nadano grymas maski. Co za świństwo! Nie istnieje nic bardziej perwersyjnego, zepsutego i bezbożnego niż kościoły, kaplice, miejsca kultu – tzw. święte miejsca. Lourdes to chyba najlepszy tego przykład, doskonała egzemplifikacja tej hybrydy pop-kato-kultury. Perwersyjna estetyka kościołów i ołtarzy uświadamia, że nowa, tzn. współczesna forma pobożności nie ma w sobie zbyt wiele spójnego, stara wiara, nowa oprawa, np. fosforyzujący w ciemnościach krzyż, Matka Boska z odkręcanym korkiem w kształcie korony, różańce przypominające bardziej korale strojnisi albo różance z oczkami w kształcie serc wykonanych z różowej masy czy wreszcie pojemnik na wykałaczki z wizerunkiem Madonny i rzeczonej Bernadety. Z tego kramu dziwów chciałam wybrać coś dla siebie, pamiątkę, powiedzmy quasirelikwię, coś, co mogłabym obłaskawić, patrzeć na to bez nadmiernej drwiny i zabrać do domu. Wybrałam czerwoną zapalniczkę z nadrukowaną scenką cudownego objawienia, choć w zasadzie nie palę. Ruchliwy kalejdoskop, plastyczna masa doznań, nowe widoki i ciągle podnosząca się kurtyna przed nowym aktem przedstawienia, sprawiły, że z przesytu nie chciałam
Wyścig do Jaskini Objawień zasilały coraz to nowe osoby. Tyle zdeterminowanych ciał pośpiesznie przeciskało się w kolejce, w tym długim wijącym się wężu, który nie może zgubić chorej skóry. Potrącały mnie przypadkowe osoby, żony i ich mężowie, zniecierpliwione dzieci, różańcowe matrony, rozmodlone damy, nieobecne orędowniczki Niepokalanej... jakże daleko im było do pożądanej doskonałości…rozpychały się łokciami, potrącały mnie. Jednak urzekły mnie swoją bezceremonialną pewnością siebie, etykietalną beztroską, tym zupełnym brakiem poszanowania podstawowych zasad grzeczności. Modlitewnikiem i krzyżem, kolanem lub łokciem… zdominowały przestrzeń, zawładnęły wyścigiem do cudownej skały, ocierały się o mnie jak rozgrzane kotki. Były wszechwładne niczym średniowieczne smoki, zionęły odorem niedomytych pach, gotowe pożreć niejedną dziewicę… musiały się domyślać, że o nich fantazjuję, bo patrzyły na mnie bazyliszkowym wzrokiem, bez odrobiny zrozumienia… Nieznośny zapach intensyfikował się, przenikając wszystko, całą bazylikę, górną i dolną, a może miałam skażone nozdrza i przez ten filtr odczuwałam to miejsce. Znalazłam się przy skale, to zupełnie zemdliło moją w yobraźnię. Wszyscy dotykali skały i przechodzili nie odry wając rąk od chropowatej powierzchni jaskini. Oddawano się właśnie rytualnemu peelingowi. Byłam tam obca, obserwowałam i tyle. Czyżby? Stanowiłam integralną część tego rytuału, tego paradygmatu, jako obserwator, jako kontestator na stałe wpisany w pejzaż kultury, jak Baudelaire’owski flâneur. Przykr y zapach w Lourdes to jakby stęchlizna połączona z odorem moczu, z dymem stopionego wosku i w yziewów odsłoniętych ludzkich czeluści. Ubranych, ale jednak odsłoniętych wewnętrznym pragnieniem ozdrowienia. Nago oczywistych. Lourdes pachnie chorym ciałem wystawionym na pokaz, ciałem czekającym, ciałem umęczonym nadmiarem opieki, tak nabrzmiałym od środka, że aż bezwstydnym, ekshibicjonistycznym. Prymat choroby jest tu całkiem zrozu-
15 ≈
Literacje
& 93
Zapalniczka z Lourdes
ozważania
Rpopularną
dłużej żywić się nachalnym obrazem, dźwiękiem, zapachem, ale to tak naturalistycznie, perfekcyjnie przygotowane, że hedonistyczna pokusa zwyciężyła. Zapragnęłam docenić „nieobecnego” reżysera tych zdarzeń, tego uliczno-kościelnego happeningu. Wow! – zakrzyczałam od środka nie po polsku (ale czy to ważne?). Moja narracja przeistoczyła się w zdystansowaną ironię, w bluźnierczy cynizm? Ależ skąd! To ten dystans pozwala mi dostrzec w czym uczestniczę, chronić swoją niewiarę. Tak zbawiam duszę przed Sodomą i Gomorą tej uroczej oazy wiary prawdziwej i powszechnej, szczerej i popularnej. Bez wstrętu! Tak wiele nie może budzić pogardy.
nad kulturą
i ludową -
{
Małgorzata Kosmala
Przestrzeń okrucieństwa w XVII-wiecznej pop-kulturze angielskiej
İ
bo
Małgorzata Kosmala (1978), absolwentka UW z 2002, Wydział Polonistyki. Autorka pracy doktorskiej: „Stanisław Witkiewicz i Witkacy – dwa paradygmaty sztuki, dwie wizje kultury”.
94
& Literacje
& Na kulturę popularną, zwaną czasem popkulturą, składa się wiele zjawisk w społeczeństwie lub społeczności.
Dorota Sobstel
Ulegają one ciągłym zmianom w czasie i przestrzeni, właściwsze jest więc mówienie o kulturach popularnych, jak sugerują Peter Burke czy Barry Reay, niż o jednym modelu kultury popularnej. Kultura popularna i ludowa epoki nowożytnej jest często nieuchwytna, zwłaszcza, że oba te pojęcia przenikają się i funkcjonując na zasadzie dwóch trendów humanistycznych w jednym paradygmacie kulturowym. Obecnie obserwujemy odwrót od kultury ludwej i szeroko pojętej ludowości i zwrot do kultury popularnej, posługującej się de facto toposami ludowymi i nawiązującej do szeroko pojętej ikono-sfery ludowej. Przestrzeń okrucieństwa jest doskonałą ilustracją tego fenomenu. Okrucieństwo jest zjawiskiem wymykającym się jednoznacznym definicjom, zwłaszcza, gdy mówimy o wy-
16 ≈
Literacje
& 95
Rozważania nad kulturą popularną i ludową 96
16 ≈ darzeniach sprzed kilkuset lat. Jeszcze trudniej odpowiedzieć sobie na pytanie: Unde crudelitas? Wydaje się zatem, że można w rozważaniach na ten temat posłużyć się wittgensteinowską1 ideą języka jako obrazu rzeczywistości rozumianej przestrzennie. Teoria ta zakłada, że zdanie służy za model lub obraz. Podstawą do tego są odpowiedniości między jego częściami a światem. Sposób, w jaki połączone są części zdania – struktura zdania – jest obrazem możliwego połączenia elementów rzeczywistości, możliwego stanu rzeczy. Do nakreślenia tej przestrzeni posłużą mi XVII-wieczne ballady angielskie i szkockie (znamiennym rysem kultury popularnej jest to, że często nie można wskazać jednego miejsca pochodzenia danego utworu). Jeszcze przez chwilę pozostanę przy myśli Wittgensteina i pozwolę sobie zaznaczyć, że to, co nie może być powiedziane, zostanie pokazane przez miejsca, strony i okolice świata przedstawionego w narracji2 . Należy jednak pamiętać, że materia, o której mowa, to specyficzna przestrzeń kultury popularnej przeciwstawiona tzw. „kulturze wysokiej”. Mamy tu do czynienia z wizją świata na opak, z zaburzeniem ładu społeczno-moralnego w metaforycznym sensie. Zdarzają się także przedstawienia literackie odwrócenia dosłownego, gdzie ludzie stoją na głowach, ryby fruwają, a jeździec siedzi na swym rumaku zwrócony w stronę ogona. Techniki badawcze oraz metodologia analizy ballady jako zjawiska kulturowego zakładają podejście interdyscyplinarne, z pogranicza historii, historii literatury, antropologii, socjologii, psychologii i różnych dziedzin filozofii takich jak epistemologia, aksjologia czy fenomenologia. Przejdźmy zatem ad fontes. Sama nazwa ballady pochodzi od południowowłoskiego słowa ballare, pierwotnie oznaczała ona pieśń taneczną. Pierwsze utwory tego typu pochodzą prawdopodobnie z XII-wiecznej Danii, ich twórcami byli zawodowi śpiewacy i minstrele, wywodzący się z warstw dworskich, dopiero później balladę przejął lud. W średniowiecznej Francji na przełomie wieków XIV i XV
& Literacje
dochodzi do przekształcenia dawnej pieśni tanecznej w utwór liryczny. Ballady, które są przedmiotem mojej analizy, są w większości utworami ludowymi, zapisanymi anonimowo w XVI i XVII wieku. Posługuję się wydaniem ballad szkockich i angielskich zebranym i przetłumaczonym na język polski przez Władysława Dulębę3 . Tematyka tychże ballad, czy też poematów ludowych (w dosyć szerokim znaczeniu tego słowa) jest bardzo różnorodna. Można powiedzieć, że utwory te były swoistym katalizatorem społecznym. Dotykały zagadnień legendarnych, mitologicznych, fantastycznych lub historycznych, często miały charakter dramatyczny. Ballady pełniły w pewnym sensie rolę gazet, często umykających cenzurze, bezpłatnych, o sensacyjnym charakterze. Dlatego też sprzedawcy ballad, reklamujący swoje arkusze (broadsides) recytacjami, byli wielokrotnie prześladowani, zwłaszcza w czasach Henryka VIII i Elżbiety I. Pisał o nich Shakespeare, malował ich Hogarth, sprzedawcy ballad stali się bohaterami tych utworów. Okrucieństwo, zgłębianie jego korzeni i fascynacja nim należały do najchętniej poruszanych tematów w balladach angloszkockich. Pozwolę sobie zaprezentować trzy wybrane utwory ilustrujące ten motyw na różnych płaszczyznach antropologicznych: Okrutna Matka, Okrutna Siostra i Okrutna Barbara Allen. Znamienne są już same tytuły, wszystkie zawierają słowo „okrutna” i wszystkie odnoszą się do kobiet. Wspomniane ballady są związane z konceptem człowieka osadzonego w przestrzeni i jego relacji z innym bytem, rzeczą i bezdomnością. Pojęcia te zostaną dalej wyjaśnione. Zastanawiająca jest dwuznaczność podejścia do okrucieństwa. Z jednej strony ballady te mają na celu wprowadzenie katartycznej litości i współczucia, z drugiej, przedstawiają okrucieństwo jako perwersyjną czynność zakrawającą na tabu społeczne zaskakujące niesamowitością i pewnym nieprzystosowaniem. Zastanówmy się nad kwestią przestrzeni. Konieczne będzie tu przytoczenie fe-
ności, obcości. Jedynie pewna znajomość i zażyłość z otoczeniem pozwalają jej wyrwać się z tego stanu. Ciekawe jest to wykorzystanie zaklęcia ludowego, mające na celu oswojenie czytelnika z grozą świata przedstawionego w balladzie. Inaczej w balladzie Okrutna Siostra, będącej klasyczną przypowieścią o zazdrosnej starszej i brzydszej siostrze podstępnie zabijającej młodszą, aby zagarnąć jej dobra i zdobyć serce jej wybranka. Ballada wprowadza wątek fantastyczny i ciało utopionej dziewczyny zostaje przemienione w harfę, obdarzoną niezwykłą mocą. Użycie terminu „In-der-Welt-sein” nigdzie wcześniej nie było tak uzasadnione. Przestrzeń mieści tu w sobie wszystkie ciała istniejące, ale pojawia się tylko po to, by następnie ulec zanegowaniu. Oddzielenie strumienia, jako miejsca kaźni, od azylu młyna, gdzie następuje przemienienie dziewczyny w rzecz, wyznacza pewne granice świata przedstawionego w balladzie: Z jej żeber harfę sobie uczynił, na której dźwięk by zmiękły kamienie. Z jej złotych włosów trzy wziął kosmyki i napiął struny w harfie niezwykłej7. Punktem kulminacyjnym jest nawiedzenie zamku królewskiego przez ducha dziewczyny w postaci samogrającej harfy, której dźwięki są metaforą ujarzmienia przestrzeni, uczynienia jej stroną, otoczeniem znanym, przyjaznym, oswojonym i przez to niejako utożsamionym z podmiotem. Trzecia ballada w tym cyklu nosi tytuł Okrutna Barbara Allen. Przestrzeń miejska jest sceną jej wydarzeń. Miasto, o którym mowa, nosi nazwę Scarlet i to w jego okolicy działa XVII-wieczna femme fatale, Barbara Allen, której okrucieństwo przejawia się w łamaniu męskich serc. Dla niej samej kończy się to tragicznie: Żegnajcie wszystkie panny, powiada,strzeżcie się czynić tak dalej; niech wam przestrogą będzie upadek okrutnej Barbary Allen8 . Koncept, musimy przyznać, bardzo nowoczesny w swej wymowie. Cie-
nomenologicznych rozważań o przestrzeni w Byciu i czasie4 Martina Heideggera. Porusza on kwestię przestrzeni i wprowadza jako naczelne pojęcie „In-der-Welt-sein” („bycie w świecie”), rozumiane wyłącznie egzystencjalnie. Zapoczątkowuje nowy sposób postrzegania przestrzeni pokazuje, że bycie świata nie zakłada przestrzeni, lecz ją wytwarza. Świat jest zawsze wokół jestestwa człowieka, jest z nim nierozdzielnie związany. Człowiek ze swoją podmiotowością, swoim „Da-sein” zawsze odnajduje się w świecie, więc jego świadomość bycia nie ogranicza się do niego samego, lecz jest świadomością istnienia świata, w którym się żyje. Takie podejście do miejsca widoczne jest w pierwszej z prezentowanych ballad, czyli w Okrutnej Matce. Topos matki zabijającej swoje nieślubne dzieci (naturalnie potępionej przez podmiot liryczny), wydaje się pewnym stereotypowym, ludowym podejściem do okrucieństwa. Prawdopodobnie jej potomstwo (bliźnięta?) było owocem związku z osobą niższego stanu. Bohaterka pochodziła z wyższych sfer, aby „ostać się panną” i wrócić do zamku swojego ojca musiała je zgładzić. Przestrzeń dzieli się tu na ziemską (pod cierniem – miejsce kaźni i przy zamku – przestrzeń oficjalnego „Da-sein”) i nieziemską – niebo i piekło. Niebo pokazane jest jako miejsce przyszłego niebytu matki: Przeklęta matko, Bóg jest w niebie, ale tam nigdy nie będzie ciebie5 , piekło zaś jako miejsce jej przyszłej bytności: Piekło, zła matko, jest głęboko, Trzy, trzy i trzy po trzy zejdziesz tam, zejdziesz, krok po kroku, trzy, trzy, trzydzieści trzy6 . Okrucieństwo matki, jej postępek zasługujący na moralne potępienie skutkuje zatem wydziedziczeniem z przestrzeni, skazania jej na swoistą „bezdomność”, rozumianą jako zawieszenie w nieznanym miejscu. Heidegger nazwałby ten stan rzeczy terminem „Ent-fernung”, czyli „oddaleniem”. Egzystencjalne jestestwo matki wobec świata znajduje się w sytuacji in-
16 ≈
Literacje
& 97
& Literacje
lizmu – wszystko to ma ogromny wpływ na teraźniejszość, co więcej, aż tak bardzo się od owej teraźniejszości nie różni. Nowożytna kultura popularna jest „nieobecnie obecna” w naszym życiu dziś.
{
Dorota Sobstel
Bibliografia
{
{
Hanna Buczyńska-Garewicz, Miejsca, Strony, Okolice. Przyczynek do Fenomenologii Przestrzeni, Universitas, Kraków 2006. Emerich Coreth, Peter Helen, Gerd Haeffner, Fredo Ricken, Filozofia XX wieku, Wydawnictwo Antyk, Kęty 2004. S. Critchley, The Ethics of Destruction, Blackwell Press, Oxford 1992. • Michel Foucault, Słowa i rzeczy. Archeologia nauk humanistycznych. Przełożył Tadeusz Komendant, Słowo obraz terytoria, Gdańsk 2006. Martin Heidegger, Bycie i czas, przekład Bogdana Barana, PWN, Warszawa 2004. Leszek Kołakowski, Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań, Znak, Kraków 2006. Król Orfej i inne ballady szkockie i angielskie. Wybrał i przetłumaczył Władysław Dulęba, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 1984. Jean-François Lyotard, The Postmodern Condition, Manchester University Press, Manchester 1985. Norman Malcolm, Ludwig Wittgenstein: Wspomnienie, Wydawnictwo KR, Warszawa 2000. Andrzej Mencwel, Wyobraźnia antropologiczna. Próby i studia, Wydawnictwo UW, Warszawa 2006. Modern Literary Theory, Edited by Philip Rice and Patricia Waugh, Oxford University Press, New York 2001. Barry Reay, Popular Cultures in England 1550-1750, Longman, London New York, 1998.
{
{
{
{
{
{
{
do postulatu Wittgensteina – można powiedzieć, że to, co nie może być powiedziane, może być pokazane przestrzennie. Zwłaszcza, gdy mamy do czynienia z takimi szkicami z przeszłości, jak źródła popularne czy ludowe. W swoim krótkim eseju chciałam przede wszystkim zwrócić uwagę na dość oczywistą (nie zawsze jednak respektowaną!) konieczność badań interdyscyplinarnych przy zgłębianiu zjawiska pop-kultury nowożytnej. Moja refleksja nad okrucieństwem metafizycznym, jawiącym się w lustrze XVII-wiecznych ballad angielskich jest jedynie pretekstem do zaakcentowania, że pop-kultura istniała już kilkaset lat temu. Kultura popularna, a raczej kultury popularne są jakby historycznością właściwą każdej jednostce, a jednocześnie grupom jednostek. Michel Foucault mówi, że ta historyczność jest dwuznaczna. Pyta: „Skoro człowiek dany jest pozytywnej wiedzy tylko w takiej mierze, w jakiej mówi, pracuje i żyje, czy jego historia może być czymś więcej niż zagmatwanym splotem różnych czasów – jemu obcych, a względem siebie heterogenicznych?”10. Odpowiedź na pytanie Foucaulta wydaje się pozytywna. Tak, może być czymś więcej. Kultury popularne w czasach nowożytnych są nam znane z opisów i przykładów wycyzelowanych przez fikcję literacką. Odnoszą się one do często przedstawianych myśli i działań, struktur odczuwania i systemów znaczeń, do postaw i wartości wyrażanych performatywnie, symbolicznie, ustnie i pisemnie. Mówimy tu o przestrzeni codzienności i uroczystości, porządku świeckim i religijnym. Można się zastanawiać, czy istotnie nowożytna kultura popularna oddalona jest o lata świetlne od dwudziestowiecznej. Znawca angielskich XVI-i XVIIIwiecznych kultur popularnych, Barry Reay, pisze, że spojrzenie na historię kultury popularnej z pewnością jest ogromnie pomocne przy badaniu modernizmu i postmodernizmu11. Złożone interakcje kultur przeszłości – przejścia, konfiguracje, kontestacje, niuanse dotyczące gender, klasy, rasy, religii, pokoleń, lokalności i globa-
{
kawym pytaniem w świetle moich rozważań nad kulturą popularną i ludową jest, czy rzeczywiście zagadnienie to pokazane jest ironicznie czy też tego typu „okrucieństwo psychiczne” postrzegane było jako występek zasługujący na naganę. Historyk staje tu przed zagadnieniami dobra i zła.Niekoniecznie odpowiadają one odróżnianiu słusznych i niesłusznych czynów. Sprawa ta była wielokrotnie dyskutowana w dziejach doktryn moralnych i ma kluczowe znaczenie dla całej idei tzw. życia moralnego. Leszek Kołakowski w Małej Etyce 9 mówi, że warto wspomóc się tu badaniami antropologicznymi i psychologicznymi, jako że mają one znaczenie w konstruowaniu reguł moralnych i historycznym wypowiadaniu się o wartościach. Jednakże należy pamiętać, że oceny i wypowiedzi normatywne nie mogą być logicznie wyprowadzane z empirycznych. Warto zastanowić się również nad nowożytnym patriarchalizmem i rodzącym się feminizmem. To ostatnie pojęcie było w balladach ludowych postrzegane raczej jako metaforyczna wizja świata, o czym była mowa wcześniej; nie będzie rażącym uproszczeniem konstatacja, że idea równości wyłaniała się z koncepcji świata na opak. Znów warto nawiązać do Heideggera, który w formule „bycia w” pojmuje człowieka nie jako ciało rozciągłe i usytuowane w określonym stosunku do innych ciał czy byt mający swoje miejsce w jakimś innym bycie (jak Barbara Allen w swoich kochankach), lecz w sensie egzystencjalnym, o czym była mowa wcześniej. Dla naszych rozważań na temat przestrzeni okrucieństwa ważne jest współistnienie egzystencjalnej strukturyzacji przestrzeni z bytem. Gdy terminy egzystencjalne są używane w odniesieniu do doświadczenia przestrzennego – współistnienie to przepełnione jest okrucieństwem, gdy terminy przestrzenne służą objaśnianiu i rozświetlaniu kwestii ontologicznych, czyli gdy mówi się o byciu w języku relacji przestrzennych – występuje przestrzenna strukturyzacja bycia. Język jednak także ma swoje ograniczenia. Wróćmy więc
{
Rozważania nad kulturą popularną i ludową 98
16 ≈
İ
bo
1. Norman Malcolm, Ludwig Wittgenstein: Wspomnienie, Wydawnictwo KR, Warszawa 2000, s. 14. 2. Emerich Coreth, Peter Helen, Gerd Haeffner, Fredo Ricken, Filozofia XX
wieku, Wydawnictwo Antyk, Kęty 2004, s. 155 i n. Posługuję się tu także koncepcją Hanny Buczyńskiej-Garewicz, Miejsca, strony, okolice. Przyczynek do fenomenologii przestrzeni, Universitas, Kraków 2006. 3 .Król Orfej i inne ballady szkockie i angielskie. Wybrał i przetłumaczył Władysław Dulęba, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 1984. 4. Martin Heidegger, Bycie i czas, przekład Bogdana Barana, PWN, Warszawa 2004. 5. Król Orfej i inne ballady szkockie i angielskie, op. cit., s. 103. 6. Ibidem, s. 103. 7. Ibidem, s. 30. 8. Ibidem, s. 134. 9. Leszek Kołakowski, Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań, Znak, Kraków 2006. 10. Michel Foucault, Słowa i rzeczy. Archeologia nauk humanistycznych. Przełożył Tadeusz Komendant, Słowo obraz terytoria, Gdańsk 2006, s. 331. 11. Barry Reay, Popular Cultures in England 1550-1750, Longman, London New York, 1998, s. 223.
Dorota Sobstel (1982), historyk, absolwentka Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, stypendystka MEN w 2005 – 2006, studiowała creative writing na Queen’s University w Belfaście i w Trinity College w Dublinie. Obecnie pracuje nad doktoratem z historii idei. P u bli kowa ł a w „Tece H istory k a”.
Literacje
& 99
„A to Polska właśnie!.... ” 1
– czyli Doroty Masłowskiej społeczeństwa
straszny portret &
Pisarka ukazuje absurdy i paranoje, którymi obrośnięte jest życie, demaskuje mechanizmy i procesy zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne zamieniające codzienną egzystencję w piekło nieznośnych natręctw i głupoty. Symbolem tego kotłującego się tygla, tej kiszącej się we własnym sosie nudy jest jednopokojowe mieszkanie, w którym za pomocą triku architektonicznego podzielono przestrzeń tak zmyślnie, że: brak pokoju Małej Metalowej dziewczynki, brak świętego spokoju osowiałej inwalidki i niepokój Haliny (51 l.) mieścił się dokładnie w tym samym jednym pokoju, gdzie jak dzień długi przekazują sobie brak pokoju (s. 32). Życie kobiet (Haliny, dziewczynki, staruszki) oparte jest na nieustannym braku, alienacji i nie-byciu w rzeczywistości: – No i tak nie spacerowałyśmy sobie w najlepsze w tę i we w tę (s. 17). – powie dziewczynka i powtórzy jeszcze wielokrotnie słowa o nie-robieniu, czy nie-wychodzeniu. Ta bohaterka Masłowskiej uosabia nieuctwo, brak jakiejkolwiek wiedzy, a przede wszystkim rozumienia: Halina: – Co ty znów wygadujesz? Co to za słowa? Mała Metalowa dziewczynka: – Też nie znam, dopiero
W swoim najnowszym tekście, sztuce Między nami dobrze jest2, Dorota Masłowska dokonuje wnikliwej analizy Polski i Polaków Anno Domini 2008, a może i nawet 2009.
100
& Literacje
Iwona E. Rusek
17 ≈
ściągnęłam z internetu(s. 17). Dziewczynka ulepiona jest ze strzępków czegoś, co tylko imituje życie, a nie ma z nim nic wspólnego. Egzystuje w „nigdzie”, a w braku pokoju przepędza swoje nie -życie. Nuda, która oznacza pustkę na poziomie duchowym, emocjonalnym i intelektualnym uzewnętrznia się nie tylko w postaci jej okrutnych zabaw, nieustannego poszukiwania utraconego zajęcia lub czegoś do zniszczenia, ale dotyka głębi jej istoty: dziewczynka jest bowiem metalowa. Jej matka Halina – królowa festiwalu brudnych garnków, mistrzyni ciułactwa na dużą i małą skalę, niestrudzona kolekcjonerka rzeczy bezużytecznych, namiętna wielbicielka ulotek i przeterminowanego jedzenia – uosabia bezmyślność, a apogeum jej czynności życiowych stanowi przelewanie sfermentowanej zupy, czy też leczo, z jednego kubeczka po kefirze do drugiego, a przede wszystkim nurzanie się w kolorowym świecie zeszłorocznej gazety „Nie dla Ciebie”. Pismo skupia tęsknoty i braki na każdym poziomie egzystencji: jest rozwydrzonym targowiskem próżności, tokującą Warszawą na wiosnę, zapowiedzią czegoś, co nigdy nie nastąpi, jest wszelkim brakiem treści i jakiegokolwiek sensu, jest tylko marzeniem i tęsknotą, żeby jakoś nie żyć (s. 36). Bo życie jest u Masłowskiej chaosem i przypadkowością, śmietniskiem ścinków i złudzeń, rozpaczliwym byciem w nie-byciu, jak gazetka promocyjna i kubeł na śmieci – symbole współczesnego życia, a może i Polaka? Bo taka też jest nie tylko Halina, lecz także monstrualnie gruba Bożena, którą wypełnia brak zainteresowań. Pojawiający się nagle w mieszkaniu Aktor to uosobienie idealnego, współczesnego karierowicza-samoluba. Jego życie zaczyna się i kończy na nim, wobec niego i przez niego, on uzasadnia i usprawiedliwia byt lub niebyt wszystkich innych. On mieli
w sobie współczesne dobra materialne (wino, mieszkanie, samochód), wchłania, co modne (Hellinger, Hokelbet), jest użytkownikiem (wódka, koks) i melomanem najwyższej klasy (płyty dołączane do kostki Knorr). Pod rękę z nim wkracza na scenę Monika, przedstawicielka tych, którzy sprzedali swoje gołębniki i wyjechali do Warszawy, aby wspiąć się po wszystkich szczeblach kariery i zaznać długo wyczekiwanej pustki we dwoje, okraszonej wieczornymi, poufnymi rozmowami z Domestosem. Wśród nich pojawia się Edyta, która przez chwilę pretenduje do rozumienia i czucia (istny miks z mickiewiczowskiej ballady), ale w rzeczywistości okazuje się być samolubną do szpiku kości, co obnaża jej wyznanie: Poczułam wdzięczność do Boga, że inni mają jednak gorzej (s. 54). Na przykładzie tych postaci, z niezwykłą wręcz pedanterią, Masłowska odmalowuje współczesne elity nowobogackie (Monika), artystyczne (Aktor, Mężczyzna) i intelektualne (Edyta), które w istocie nie mają nic do powiedzenia, bowiem nie czują, nie żyją i nie przeżywają niczego. Zamiast tego są wyprani z uczuć i wypruci z wrażliwości, a ich jakakolwiek aktywność polega na perfekcyjnej izolacji. Ich piękne mieszkania, wypełnione pięknymi i bezużytecznymi przedmiotami stoją zamknięte i puste, a oni sami nie mają czasu w nich być, gdyż muszą pracować, by je spłacić. Gazety, które czytają nie przekazują żadnych treści, a jakiekolwiek zawarte w nich informacje sprowadzają się albo do opisu przemocy i katastrof, albo pogłębiania poczucia tęsknoty i braku. Rozbrzmiewające nie wiadomo skąd radio sączy przez głośniki sarmackie poczucie lepszości i wyższości rozbite nagle i brutalnie o końcowe stwierdzenie: (...) a my nie jesteśmy żadnymi Polakami!... (s. 73).
17 ≈
Literacje
& 101
podglądaczysz
Adrian Gronek
& rys. Zymzym
Iwona E. Rusek
PARTER
ła innego): raczkującym niezdarnie niemowlęciem, młodzieńcem patrzącym się tępym wzrokiem w telewizor, dojrzałą kobietą krzątającą się w kuchni… Z drugiej jednak strony, to na co patrzył musiało być lustrem, skoro widział w nim odzwierciedlenie życia niosącego krzyż jego obecności. Szyba była więc tu czymś na kształt nosiciela jego życiodajnego wirusa, projekcją jego stania przed nią, jego byciem w ogóle. Patrzył… Nagle ujrzał w oknie twarz, a w obłąkanych oczach dostrzegł historię swego trwania, zatrzymaną w jednym punkcie jej wieloczasowości. Dzieciństwo, młodość, dojrzałość i starość wyposażone były w atrybut maski jego oblicza – oblicza podglądacza… Kim wobec tego jestem i co robię tutaj ja – ten, który ci to wszystko relacjonuje?
Za zasłoną nocy
1. Kwestia, którą wypowiada Poeta w 16 scenie III Aktu, [w:] St. Wyspiański, Wesele, Warszawa 2000, s. 279. 2 .D. Masłowska, Między nami dobrze jest, Warszawa 2008. Wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania.
102
jaty
podglądaczę
{
„A to Polska właśnie!....” – czyli Doroty Masłowskiej społeczeństwa straszny portret
Nie jesteśmy Polakami – mówią bohaterowie Masłowskiej – fakt, że się tu urodziliśmy to nic nieznaczący przypadek, podobnie jak to, że mówimy po polsku, co jest kwestią przyzwyczajenia i niczym więcej. Tak naprawdę żyjąc tu i mówiąc tym językiem nie znoszą „tutejszej wody, krajobrazu, architektury i tutejszych ludzi, ponurych, niezadowolonych z życia i zakompleksionych” (s. 66). Ale Polska się pojawia. Na jej obraz i istotę w sztuce Masłowskiej składają się intelektualni i emocjonalni parweniusze (Aktor, Mężczyzna, Monika, Edyta), przaśna kołtuneria (Halina, Bożena), okrutna i bezmyślna młodzież (Mała Metalowa Dziewczynka) i co najważniejsze: zanurzona w przeszłości i czepiająca się jej w kompulsywnych spazmach mentalność narodowa (Babcia). Po co być jakimiś Polakami? (...) każdy wie, że Polska głupi kraj, biedny i brzydki (s. 73) – z tym pytaniem-stwierdzeniem czytelnik zostaje sam. Masłowska oddaje czytelnikowi pole do refleksji i chwała jej za to, bo zmusza tym odbiorcę do myślenia, bo nie pozwala do wzruszenia ramionami i obojetności. Jej tekst uwiera. Uwiera jak kamyk w bucie. Uwiera jednak inaczej, niż w Wojnie polsko-ruskiej pod flagą biało czerwoną, gdzie szokowała perfekcyjną grą z odbiorcą. Inaczej niż w Pawiu Królowej, gdzie z pasją portretowała głupotę i okrucieństwo, potęgując je do granic możliwości. Tam była jakby w środku. Tutaj jej narracja (jeżeli możemy tak pisać) jest wycofana, chłodna, a jednocześnie bezwzględnie precyzyjna, co świadczy o kunszcie i wyrafinowaniu pisarskim. Polskę i Polaków portretowali wielcy naszej literatury (Berent, Reymont, Brzozowski, Witkacy, Gombrowicz). Masłowska odnajduje się wśrod tych opisów, co więcej, znajduje swoje własne miejsce, a to sprawia, że Między nami dobrze jest staje się tekstem, który zapada w pamięć.
& Literacje
By w szybie ujrzeć lustro, a w odbitych w nim innych – siebie, potrafił zaprzestać oglądania własnych losów na ekranie telewizora. Zdawało się to nieporównywalnie bardziej pociągające, a i rozmiar zwierciadła nie był tu bez znaczenia. Wystarczyłoby jednak nie spełnić choć jednego, koniecznego do osiągnięcia pożądanego efektu, warunku, by rozbite w wyniku tego szkło śmiertelnie zraniło jego „samoświadomość”. Gdyby bowiem owo subiektywne odbicie nie zostało wprzęgnięte w imaginacyjne tryby jego percepcji, gotów byłby pomyśleć, że jest jednocześnie wszystkim tym, co zobaczyłbym tam ja (abstrahując od tego, że ty mógłbyś dostrzec coś zgo-
18 01≈
Literacje
& 103
18 ≈
PIĘTRO 7 Bliskość nie dla każdego
PIĘTRO 3 Za ścianą Zdjęcia, pocztówki, kartki… Kochał tamto teraz, choć wierzył, że i to obecne warte będzie powrotów, co najprawdopodobniej wynikało z pragnienia przyszłości wtedy. W ręku trzymał czarnobiałą fotografię niedawno zmarłego przyjaciela. W bolesnej, różańcowej ciągłości wracały kolejno: smutek, żal, złość, cierpienie wraz z ich najróżniejszymi wariacjami. Pragnął oderwać wzrok od nieświadomie pogodnej twarzy kolegi. Skierował go na ścianę. Wydawać by się mogło, że huk spadającego na podłogę albumu – zgodnie z powiedzeniem – zdołałby obudzić zmarłego, jednak jak się właśnie przekonywał, nie było to prawdą. Trup, trup na ścianie! Stał niewzruszony i hipnotycznym wzrokiem kontemplował własny zgon, własne samobójstwo przez powieszenie. Dziwnie podniecał go widok tego, jakże niespodziewanego wisielca, zwłaszcza, że to on nim był. Kątem oka zerknął nad siebie. Z żyrandola zwisały, niezdjęte do tej pory, ozdoby sylwestrowe. Patrzył na swoją śmierć, a w głowie przeglądał następstwa tego faktu. Czy kogoś to zdziwi, ruszy, zbulwersuje? Dlaczego się powiesił? Dlaczego posunął się do czegoś takiego? Ile osób będzie w kościele, ile zapłacze, a może ktoś zemdleje? Może ktoś poczuje się winny? Będą wspominać? Pierwszy trzask, zaraz drugi; dwa spore kamienie leżały na środku pokoju. Ocknął się nagle i spojrzał w stronę okna. – Kurwa, on żyje! Mówiłem, że coś tak dziwnie nudno umarł, tak jakoś cicho…
Od momentu, kiedy zmienił pracę – jakieś pół roku temu – zaczął żyć szybciej, przez co szybciej spał, szybciej jadł, ba! nawet szybciej się śpieszył, nie wspominając już o tym, że szybciej o takich rzeczach zapominał. Robota była poza tym, więc nie otrzymywała podobnych przywilejów. Biuro, jak najmniej kontaktów butów z chodnikiem, szyld, drzwi, stolik, krzesło, siad – zasłużony lunch. Nie miało znaczenia co, gdzie i jak, bo pozostawiony w pracy mózg czekał już na zręczne palce, mogące wklepać kolejne cyferki. Dzień, jego dzień. Nagle… powrót, ale powrót dziwny, ciasny jakiś, jakiś nie tak i nie teraz, bo niby dlaczego? Nie żeby od razu gromy i Bach w muzyce sfer, ale jednak coś… Fotel, drzwi, ulica, drzwi, krzesło – on tu i teraz. Był sam, a fakt ten zaczął przybierać odrażającą dla niego formę dopiero w kontakcie z ich byciem w parach; z samego stał się samotnym i nie mógł nic na to poradzić. Nie wiedział, czy jest tak dlatego, że naprzeciwko znajdowała się pustka, czy z powodu zaparowanych stolików wokół. Sam… sam, chyba bardziej dlatego, że oni byli z kimś; sam tak naprawdę. Doszło do niego, że po raz pierwszy od blisko pół roku odczuł jej brak. Wcześniej wydawało mu się, że wystarcza mu jego własna obecność, czasem było mu go aż nadto. Teraz pragnął, by powróciła, uwolniła go od niego, wepchnęła gdzieś w najgłębsze otchłanie pięt; by była nie tylko obok, ale zamiast. Dlaczego właśnie TERAZ?! 31 stycznia: restauracja, stolik, dwa miejsca, jej wzrok wypełniony pogardą. Wino, ja – bolognese, ona – carbonara, ja z nowiną, a ona zasłania się wciąganym makaronem, tak! makaronem. Nowa praca miała być dla nas szansą, nie brakiem porozumienia. Wyszła, nie dojadając nawet tego cholernego spaghetti! – Witam szanownego pana! Bolognese i Chianti Classico Riserva; coś na deser? – O, wyśmienicie, nie ma to jak kelner psycholog. Nie, nie, to wszystko, dziękuję. A, i jeszcze taka malutka prośba – jeśli to możliwe chciałbym zarezerwować ten stolik na jutro, o tej samej porze. – Ach, skąd ten niepokój? Niech pan się nie martwi, nikt tu nawet nie próbuje usiąść o tej porze, każdy wie… Ale oczywiście zajmę się tym, a ściślej zrobi to mój kolega, bo od jutra mam urlop – jak to zwykle w sierpniu.
{
Adrian Gronek
104
& Literacje
18≈
İ
bo
Adrian Gronek (1988),student drugiego roku Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Członek studenckiego koła Sztuka jako ekstaza wyobraźni. Publikacja niniejszych fragmentów, pisanej obecnie książki (Ja podglądaczę ty podglądaczysz), jest jego debiutem.
İ
bo
Tomasz Zymzym Bar (1987), student informatyki oraz młody przedsiębiorca interesujący się fotomontażem i grafiką komputerową. Uwielbia gry planszowe i wszelakie projektowanie. Część z jego prac można zobaczyć na www. zymzym.digart.pl
Literacje
& 105
horoskop pop 19 ≈
Stefan Żeromski ∫ Skorpion Słońce wkroczyło w twój znak
Adam Mickiewicz ∫ Koziorożec Złowieszcza sekwencja Małego
Henryk Sienkiewicz ∫ Byk Niebawem Wenus wejdzie w po-
zodiaku to niestety nie jest znak pomyślności. Po 20 – tym ogarną cię wizje głodowe, więc możesz już dziś zacząć oszczędzać. Twój stan zdrowia nie jest najlepszy, przewieje cię wiatr od wschodu, umów się na prywatną wizytę z jakimś wiejskim lekarzem. Ognisty Pluton nieuchronnie zwiastuje niejasne sytuacje na polu erotycznym: strzeż się żonatych. Twój słaby punkt w tym miesiącu: stopy. W wyścigu do Nobla wygryzie cię jakiś Niemiec.
i Dużego Wozu zapowiada rychłe podróże na Wschód. Tydzień sprzyja nowym inwestycjom, postaw na nowoczesną technologię, a przegonisz konkurencję. Rozczarujesz się w kontaktach z Rosjanami, stracisz paru przyjaciół Moskali. Te kochanki cię wykończą! Przed wyjazdem do Turcji opamiętaj się!
le oddziaływania Jowisza, poczujesz przypływ optymizmu i energii, które szybko cię opuszczą. Na horyzoncie kolejna powieść historyczna, weekend sprzyja rodzinnym sprawom, pozdrów Marię.
C. K. Norwid ∫ Strzelec Łza gdzieś znad planety spada
wiedzicy zwiastuje pożar. Strzeż się piromana. W następną środę przyjdą podpalić twój dom, a w czwartek przyjdą nocą i kolbami w drzwi załomocą. W drzwiach zamontuj łańcuch i przestań pić.
i groby przecieka. Chętnie odsuniesz od siebie problemy materialne. Zadbaj o zdrowie i urodę. Daleka podróż, rozczarujesz się Paryżem, możliwa śmierć kolegi, nie przejmuj się, będziesz u niego w te dni przedostatnie. Najwyższy czas otrząsnąć się z jesiennego marazmu.
Jarosław Iwaszkiewicz ∫ Bliźnięta Pluton wchodzi w Marsa, okaże się, że masz coś do zrobienia i rozrywkowe plany trzeba będzie przełożyć. W drugiej dekadzie listopada możliwy coming out. Pora definitywnie wyrzucić ze swojego życia mężczyzn, którzy cię skrzywdzili. Zadbaj o wątrobę.
Władysław Broniewski ∫ Wodnik Ognisty trygon Wielkiej Niedź-
Maria Konopnicka ∫ Ryby Obecnie znajdujesz się pod przemożnym wpływem Saturna, stąd po 15 – tym sierpnia nie będzie Niemiec pluł ci w twarz i dzieci ci germanił. Wszystko pójdzie po twojej myśli, na Pomorzu możliwa asymilacja Żydów. Szef będzie z ciebie niezadowolony, rzucisz pracę u podstaw.
Wł. St. Reymont ∫ Baran W tym roku miła wiadomość ze Szwecji i niestety rychły zgon.
Jan Kochanowski ∫ Rak Wpływ Merkurego sprawi, że doktor Hiszpan okaże się konowałem pod lipą. Możliwa śmierć w rodzinie. Nadejdzie wojna: Podole spustoszone. Nie wszystek umrzesz.
Eliza Orzeszkowa ∫ Lew W miłości nadszedł czas zmian, skreślisz przeblakłe flirty, odważysz się założyć profil w serwisie randkowym, ale uważaj w drugiej dekadzie listopada mąż wróci z Syberii. Bądź w domu. Chwała zwyciężonym.
Gall Anonim ∫ Panna Będziesz w doskonałym humorze, ale postanowisz nie przemęczać się ponad miarę. Pozbądź się wyrzutów sumienia, bo domownicy dadzą sobie radę sami.
Stanisław Wyspiański ∫ Waga Miałeś, chamie, złoty róg, Miałeś, chamie, czapkę z piór: czapkę wicher niesie, róg huka po lesie. Zaszczep się!
Zespół redakcyjny pisma Literacje
składa serdeczne podziękowania Dziekanowi Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego prof. dr hab. Stnisławowi Dubiszowi, oraz Dyrektorowi Instytutu Literatury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego prof. dr hab. Mieczysławowi Dąbrowskiemu za udzielone wsparcie.
& Dom Wydawniczy Elipsa ul. Inflancka 15/198 00-189 Warszawa tel. /fax (22) 635 03 01, 635 17 85 e-mail: elipsa@elipsa.pl