AKTUALNOŚCI NA ◊ REGIONY.RP.PL
Poniedziałek 8 listopada 2021 | nr 42 (12111)
Życie Regionów ROZMOWA >R2
RANKING SAMORZĄDÓW 2021: SAMORZĄDNA RZECZPOSPOLITA PO 40 LATACH >R3
Cięcia w budżecie przez Polski Ład
Jubileusz w cieniu wyzwań „Rzeczpospolita” już po raz 17. nagrodziła najlepsze samorządy w Polsce. Uroczystość odbyła się w wyjątkowym momencie. Równo 40 lat temu odbył się I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ Solidarność, na którym tworzono podstawy dzisiejszej polskiej samorządności
Choć jesteśmy w dobrej kondycji finansowej, nawet nas rządowe zmiany będą dużo kosztować – mówi Adam Neumann, prezydent Gliwic
TEMAT NUMERU: EDUKACJA W PANDEMII
Oświata przegrywa z koronawirusem Niezaszczepieni uczniowie i nauczyciele, rodzice nieprzestrzegający restrykcji sanitarnych, coraz więcej szkół na nauczaniu zdalnym – to największe dziś problemy systemu.
P
OPINIE DLA „ŻR”
KATARZYNA WÓJCIK
Maska pod nosem Mimo że w tym roku działanie szkół i przedszkoli w reżimie sanitarnym jest dużo łatwiejsze, wciąż pojawiają się problemy. Słabym ogniwem często okazują się rodzice. – Niestety, dyrektorzy znacznej części placówek oświatowych mają do czynienia z rodzicami, którzy kwestionują nakaz noszenia maseczek w szkołach, jak i inne obostrzenia. Dają temu wyraz nie tylko podczas zebrań, w kontakcie bezpośrednim z personelem placówki, ale także pisząc do dyrektorów pisma w tej sprawie – zaznacza Marta Stachowiak, rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta Bydgoszczy. W gminach wiejskich miejscem transmisji koronawirusa jest szkolny autokar. – Większość uczniów na wsi mieszka
Małgorzata Moskwa-Wodnicka wiceprezydent Łodzi
SHUTTERSTOCK
rzybywa placówek, które działają zdalnie lub częściowo zdalnie. Najgorzej jest w dużych miastach. W Warszawie funkcjonuje tak już co trzecia szkoła, w Łodzi niemal co trzecia, a w Bydgoszczy – co szósta. Wysoką cenę ponoszą uczniowie, bo to oni przez zdalne nauczanie mają luki w wiedzy, wady wzroku i postawy, problemy z koncentracją, a także przechodzą kryzysy psychiczne. Laptop i kamerka nie zastąpią kontaktu z rówieśnikami i kadrą pedagogiczną. – Z jednej strony rząd mówi, że nie ma mowy o lockdownie w oświacie i szkoły muszą być otwarte. Z drugiej strony przedstawiciele świata nauki ostrzegają, że to dzieci i młodzież obecnie są źródłem transmisji wirusa. Być może rozwiązaniem byłby lockdown regionalny. Niech to środowiska, w których jest niższa wyszczepialność, poniosą konsekwencje – mówi Leszek Świętalski ze Związku Gmin Wiejskich.
Zdalna nauka jest wyzwaniem dla uczniów. Jej efektem są luki w wiedzy, wady wzroku i postawy, czy problemy z koncentracją dalej od szkoły. Dlatego muszą korzystać z transportu. Uczniom trudno jest wytłumaczyć, by w autokarze przez cały czas mieli maseczkę na twarzy. Biorą też przykład z rodziców. Wystarczy przejechać się pociągiem, by sprawdzić, jaki mamy stosunek do obostrzeń – podkreśla Leszek Świętalski. Ten problem występuje w całej Polsce. – Uczniowie często podnoszą argumenty dotyczące komfortu noszenia maseczek, nader często zapominają także o zabraniu ich do szkół – przyznaje Arek Kopczewski z Urzędu Miasta Skierniewice. I dodaje, że wśród wymienianych trudności pojawiła się także kwestia związana z realizacją szybkiego i sprawnego powiadamiania rodziców czy opiekunów dzieci o kwarantannie.
Trudności organizacyjne Przejście szkoły na tryb częściowo zdalny zawsze jest
PARTNER ŻYCIA REGIONÓW
problematyczne. I nie chodzi tu o problemy techniczne. Uczniowie i nauczyciele wiedzą już, jak wygląda edukacja zdalna. Szkoły załatały największe braki i mają już niezbędny sprzęt. Trudności organizacyjne występują, gdy na kwarantannę trafia nauczyciel. Bo nie wszyscy członkowie grona pedagogicznego się zaszczepili. – Jeśli uczący w najmłodszych klasach nauczyciel szkoły podstawowej wyrazi zgodę na pracę podczas kwarantanny, problem nie występuje. Zazwyczaj na kwarantannie są też jego uczniowie i uczą się zdalnie. Trudności dotyczą starszych klas szkół podstawowych i szkół ponadpodstawowych, bo w nich uczą różni nauczyciele i objęcie jednego z nich kwarantanną, wcale nie musi oznaczać przejścia na naukę zdalną klasy – mówi Urszula Woźniak ze Związku Nauczycielstwa Polskiego. I wyjaśnia, że nauczyciel przez internet nie zapewni przecież opieki uczniom przebywającym w szkole. Można wówczas doraźnie zlecić taką opiekę nauczycielowi zatrudnionemu w szkolnej bibliotece, doradcy zawodowemu, pedagogowi lub psychologowi szkolnemu, bo w ramach pensum mogą ją świadczyć. Ale oni muszą też wywiązywać się ze swoich pozostałych obowiązków. Uczniami nie zaopiekuje się również inny nauczyciel, bo wówczas za prowadzenie tej samej lekcji
trzeba by zapłacić dwóm osobom. Dlatego w starszych klasach dyrektorzy szkół często nie proponują nauczycielom pracy zdalnej podczas kwarantanny, a uczniowie mają zastępstwa. W rezultacie niezaszczepiony nauczyciel przebywa na zwolnieniu lekarskim i otrzymuje 80 proc. swojego wynagrodzenia. W ustawie covidowej uregulowano, że podczas kwarantanny można świadczyć pracę zdalną. Dzięki temu zamiast zasiłku chorobowego pracownik otrzymywałby całą pensję. Musiałby wcześniej wystąpić do dyrektora szkoły o zgodę.
Koszty zastępstw Samorządowcy wskazują również na inny problem. Zwiększona absencja chorobowa oznacza większe wydatki. – Objęcie pracowników placówek oświatowych kwarantanną generuje dodatkowe koszty, gdy należy zapewnić zastępstwa na czas ich nieobecności – zauważa Marta Stachowiak. Zwolnień wśród nauczycieli, być może dzięki szczepieniom, jest jednak nieco mniej niż przed rokiem. – W październiku ok. 4,5 proc. krakowskich nauczycieli ze szkół i placówek samorządowych przebywało na zwolnieniach lekarskich. To mniej niż w październiku 2020 roku. Organ prowadzący nie posia-
da jednak informacji na temat tego, z jakiego powodu są to zwolnienia lekarskie – mówi Małgorzata Tabaszewska z krakowskiego magistratu. Samorządowcy są zgodni – tyko szczepienia mogą uratować oświatę przed zamknięciem. – Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski już w pierwszych dniach sierpnia zaapelował do rodziców o zaszczepienie dzieci przeciw Covid-19 jeszcze przed rozpoczęciem zajęć dydaktycznych. To właśnie szczepienia są dla nas jedyną szansą na bezpieczny powrót uczniów do szkół, a także do pełnej normalności – przypomina Małgorzata Tabaszewska. – Musimy być bardziej radykalni w kwestii przekonywania do szczepień. Tylko one mogą uratować oświatę przez zamknięciem – twierdzi Marek Wójcik, ekspert ds. legislacyjnych Związku Miast Polskich. I dodaje, że samorządy nie mogą się doprosić, by pracodawcy mieli dostęp do wiedzy o tym, czy ich pracownicy są zaszczepieni, co ma ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa i organizacji pracy, także w szkole czy przedszkolu. – Wiedząc o przypadku zachorowania na covid w placówce, dyrektor mógłby działać natychmiast. Wiedziałby, który nauczyciel zostanie objęty kwarantanną, a który może uczyć stacjonarnie w szkole. To on odpowiada przecież za bezpieczeństwo w placówce / ©℗ – podsumowuje.
W Łodzi niemal co trzecia szkoła uczy obecnie zdalnie lub częściowo zdalnie. Cały czas apeluję o to, by szczepiła się młodzież od 12. roku życia. To może uchronić oświatę przed ponownym zamknięciem. W Łodzi wyszczepialność uczniów przed 19. rokiem życia wynosi 50 proc., wciąż jest więc potencjał. Oczywiście, przestrzegamy zasad reżimu sanitarnego, ale to nie wystarcza, by wyeliminować zachorowania. Teraz wyczekujemy, co będzie dalej – jakie zostaną wprowadzone obostrzenia. W mojej ocenie ani rodzice, ani uczniowie nie chcą zamknięcia szkół. Po zeszłym roku szkolnym dzieci mają ogromne deficyty. I nie chodzi tu tylko o wiedzę, ale przede wszystkim – o psychikę.
Dorota Łoboda warszawska radna, przewodnicząca Komisji Edukacji
Mamy problem z utrzymaniem ciągłości procesu edukacyjnego. Nawet przy pełnej obsadzie są trudności wywołane wakatami. A co dopiero, gdy część nauczycieli przebywa na kwarantannie lub izolacji?! Nieporozumieniem jest też sytuacja, w której jeden uczeń jest niezaszczepiony, a cała jego klasa musi się uczyć zdalnie, żeby nie dopuścić do segregacji sanitarnej. Są też techniczne problemy. Szkoły są odpowiedzialne za wprowadzenie do systemu inspekcji sanitarnej danych uczniów z klas, w których pojawił się przypadek zachorowania na covid. Muszą robić to ręcznie. Zdarza się, że to kilkaset nazwisk i numerów PESEL dziennie.
Życie regionów
R2
Poniedziałek 8 listopada 2021
◊ regiony.rp.pl
ROZMOWA
Cięcia w budżecie przez Polski Ład Choć jesteśmy w dobrej kondycji finansowej, nawet nas rządowe zmiany będą dużo kosztować – mówi Adam Neumann, prezydent Gliwic. Sytuacja finansowa Gliwic, jak pokazują wyniki Rankingu Samorządów 2021, jest, a przynajmniej była dotychczas, bardzo dobra. Jak Polski Ład wpłynie na tę kondycję? Bardzo istotnie. Ale oceniając Polski Ład, chciałbym zacząć od tego, że obniżenie podatku dla osób pracujących to dobry ruch. Generalnie uważam, że podatki powinny być niskie i proste. Jednak to jest moje pierwsze i ostatnie dobre słowo o Polskim Ładzie. Wszystkie pozostałe elementy zasługują na krytykę, począwszy od tego, że obniżka podatków powinna dotyczyć wszystkich pracujących, a tak nie jest. Podwyższanie obciążeń dla bardziej przedsiębiorczych, kreatywnych i pomysłowych Polaków jest działaniem jednoznacznie antyrozwojowym. Dla samorządów Polski Ład to też nie najlepsze wieści. Oczywiście. Udział w PIT, czyli podatku, który płacą pracujący w danym mieście mieszkańcy, stanowi największą część dochodów własnych w budżecie miasta.
Jeśli wpływy z PIT będą mniejsze, to siłą rzeczy nasze dochody własne też będą mniejsze. W tej sytuacji elementarna logika mówi, że skoro ludziom pracy zostawać będzie więcej pieniędzy w kieszeniach, to w ślad za tym miasta powinny być zwolnione z części zadań, bo zwyczajnie nie będzie na to pieniędzy. Mowa tu np. o zadaniach związanych z oświatą, ochroną zdrowia, utrzymaniem czystości i przestrzeni ulicznej, komunikacji miejskiej itp. Nikt nie chce nam ograniczyć tych zadań, musimy to zrobić sami.
Rząd mówi, że samorządowe ubytki w PIT w pełni zostaną zrekompensowane. Z pierwszej edycji Funduszu Polski Ład Program Inwestycji Strategicznych, do gmin i miast trafiło prawie 20 mld zł. Posłowie PiS wykorzystują ten fakt i znowu jeżdżą po Polsce, wręczając quasiczeki, pokazując, jaki to rząd jest dobry dla samorządu. Ale tak naprawdę to nie żadna rekompensata, tylko oszustwo. Bo to są znaczone pieniądze na konkretne inwestycje, a całym problem
polega na zupełnie czymś innym. Mówiąc w uproszczeniu, budżety samorządów są podzielone na dwie części – bieżącą oraz inwestycyjną. W tej pierwszej są dochody bieżące, w tym właśnie te z PIT oraz wydatki bieżące, np. na płace nauczycieli, urzędników, opiekę społeczną, kwestie kultury, sportu, komunikacji miejskiej, spłatę kredytów i odsetek itp. Zgodnie ze złotą regułą gospodarki finansowej samorządów, wynikającą z ustaw, bieżące dochody i bieżące wydatki muszą się corocznie co najmniej bilansować. To znaczy może, a nawet powinna, być tzw. nadwyżka operacyjna, którą można przeznaczyć na inwestycje, może być zerowy bilans, ale absolutnie nie może być deficytu. Jeśli jakiejś gminie czy miastu ten budżet bieżący wychodzi na minus, nie spina się, to Regionalna Izba Obrachunkowa nie może wydać pozytywnej opinii o projekcie budżetu, czyli niemożliwe jest jego uchwalenie.
A dotacje z Funduszu Polski Ład wspierają inwestycje, a nie tę część bieżącą… A jednak rząd
MARTA SZCZEPANIAK
ANNA CIEŚLAK-WRÓBLEWSKA
kolejne lata. Jeśli ktoś przeznaczy je w przyszłym roku np. na pensje, to w 2023 r. nie będzie miał z czego ich wypłacić.
Adam Neumann, prezydent Gliwic, zwycięzcy Rankingu Samorządów 2021 (drugi raz z rzędu) w kategorii miast na prawach powiatu jeszcze w tym roku przekaże samorządom dodatkowe 8 mld zł na dowolne wydatki. Tak, mamy dostać 8 mld zł, z czego Gliwice ok. 41 mln zł. A to niestety kolejne nieporozumienie. To trochę skomplikowane, ale proszę sobie wyobrazić, że resort finansów przekaże nam te pieniądze w ostatnich dniach grudnia tego roku, co oznacza, że wpłyną one na finanse samorządów, podwyższając omawianą nadwyżkę bieżącą. Ale tylko za 2021 r. Pamiętajmy też, że te środki są jednorazowe. Co prawda wyjątkowo będzie można realizować z nich wydatki w 2022 r. Tyle że wydatki bieżące mają charakter stały – najczęściej skutki decyzji o ich poniesieniu przenoszą się na
Alarmowaliście resort finansów o tym zagrożeniu? Oczywiście, ale rząd nas nie słucha. A nawet odnoszę wrażenie, że robi to świadomie. Pan premier czy minister finansów będzie mógł mówić, że dał samorządom 8 mld zł, mają duże nadwyżki operacyjne, ale wciąż marudzą i przez swoją nieudolność nie potrafią tego wykorzystać. A jak to będzie wyglądało w przypadku Gliwic? Co zakłada wasz budżet na przyszły rok? Musieliśmy przyciąć niestety koszty we wszystkich sprawach bieżących, musieliśmy ustalić je na niższym poziomie niż w 2021 r. W świetle szalejącej inflacji nie trzeba chyba tłumaczyć, że to jest dosyć dramatyczny budżet. Biorąc pod uwagę to wszystko, co mówiłem wcześniej, że bieżące budżety muszą się spinać, każdorazowo musieliśmy dostosować nasze wydatki, m.in. w obszarze dbałości o zieleń miejską, oświetlenie ulic czy remonty szkół, do obniżonych dochodów z PIT w 2022 r. Gliwice zawsze prowadziły bardzo gospodarną politykę finansową, uzyskując wysokie nadwyżki operacyjne. Czy to nie
dało wam pewnej przestrzeni na takie sytuacje jak obecnie? Rzeczywiście dzięki wieloletnim staraniom nasza kondycja finansowa była bardzo dobra. Rok 2021 zamkniemy z ok. 100 mln zł nadwyżki operacyjnej, plus te 41 mln zł od rządu. Ale projekt budżetu na 2022 r. zakłada, że spadnie ona już tylko do 25 mln zł. A gdyby nie cięcia w wydatkach, bylibyśmy na minusie na 120 mln zł, co oczywiście jest niedopuszczalne. Teraz trzeba te cięcia wytłumaczyć mieszkańcom, a to dosyć trudne. Gliwice są, były, w dobrej sytuacji finansowej. Ale nie ma innego wyjścia. Skąd ten głęboki minus? Tylko ze względu na ubytki w dochodach z PIT? Nie tylko, nasze potrzeby i koszty działalności też z roku na rok rosną. Jak wynika z ostatniego wspólnego przetargu, ceny energii elektrycznej dla całej Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii wzrosły o 60 proc., do tego rosną też koszty energii cieplnej, drożeje gaz i uprawnienia do emisji CO2. Rosną też płace nauczycieli, podnieśliśmy ostatnio wynagrodzenia urzędników, by zatrzymać fachowców, o których konkurują firmy prywatne. Z tego wszystkiego robią się potężne sumy, a przy spadających dochodach naprawdę trudno złożyć dobry budżet. / ©℗
MATERIAŁ PARTNERA
Deklaracja wenecka: przestrzeń dla rodzin, zero polityki MATERIAŁ PRZYGOTOWANY PRZEZ WOJEWÓDZTWO KUJAWSKO-POMORSKIE
Afirmacja rodziny musi się stać nie tylko hasłem, ale też realnym wymiarem polityki na wszystkich szczeblach
SZYMON ZDZIEBŁO/TARANTOGA.PL DLA UMWKP
S
amorząd województwa kujawsko-pomorskiego jest pierwszym w Europie Środkowo-Wschodniej, który przystąpił do Deklaracji weneckiej. Jej sygnatariuszami są, w liczbie dwustu, samorządy miejskie i regionalne na całym świecie, respektujące zasadę zrównoważonego rozwoju w dziedzinie szeroko rozumianej polityki społecznej i prorodzinnej. Marszałkowska administracja w Kujawsko-Pomorskiem od lat konsekwentnie realizuje ambitny program prospołeczny i prorodzinny, którego elementy pojawiają się we wszystkich kolejnych strategiach rozwoju województwa. Stąd zaproszenie do podpisania dokumentu, który jest zobowiązaniem do uwzględniania interesów rodzin m.in. w planowaniu przestrzeni miejskiej, w edukacji, ochronie zdrowia, rozwiązaniach proekologicznych i socjalnych oraz transporcie publicznym. Władze regionu zapowiadają, że to dodatkowy impuls do zintensyfikowania działań na tym polu i że podejmą wysiłki, by do grona sygnatariuszy dołączyły wkrótce kujawsko-pomorskie miasta i gminy. – Ta deklaracja jest otwarciem na świat. Podzielimy się
Samorząd województwa kujawsko-pomorskiego jako pierwszy w Europie Środkowo-Wschodniej przystąpił do Deklaracji weneckiej. Podpisy pod dokumentem złożyli marszałek województwa Piotr Całbecki i przewodnicząca sejmiku Elżbieta Piniewska (na zdjęciu) naszymi doświadczeniami i skorzystamy z doświadczeń innych. Deklaracja jest zobowiązaniem jednostronnym, więc tylko od nas będzie zależało, jak wiele w tym kierunku
jeszcze uczynimy. W Polsce od wielu lat dużo się zmienia w tym obszarze. Mam nadzieję, że te zmiany będą nadal postępowały, z korzyścią dla rodzin. Afirmacja rodziny musi się
stać nie tylko hasłem, ale też realnym wymiarem polityki na wszystkich szczeblach – podkreśla marszałek województwa kujawsko-pomorskiego Piotr Całbecki.
Sejmik województwa kujawsko-pomorskiego przyjął stosowne stanowisko podczas posiedzenia 25 października. Podpisy pod deklaracją złożyli jeszcze tego samego dnia
marszałek Piotr Całbecki i przewodnicząca sejmiku Elżbieta Piniewska w obecności Ignacio Sociasa z Międzynarodowej Federacji Rozwoju Rodziny, która koordynuje wysiłki sygnatariuszy Deklaracji weneckiej i współpracuje na tym polu z Organizacją Narodów Zjednoczonych. – Sześć lat temu państwa zrzeszone w ONZ przyjęły agendę na rzecz zrównoważonego rozwoju 2030. By była skuteczna, należy przełożyć ją na potrzeby poszczególnych obszarów. Dlatego agenda musi dotyczyć rodzin, które są fundamentem społeczeństw. Nasza inicjatywa nie jest polityczna ani ideologiczna. Mam nadzieję, że województwo kujawsko-pomorskie będzie liderem, który pokaże w tej części kontynentu, jak należy realizować jej cele – powiedział Ignacio Socias z sejmiko/ ©℗ wej trybuny.
◊ regiony.rp.pl
Życie regionów
Poniedziałek 8 listopada 2021
R3
MARIUSZ SZACHOWSKI
RANKING SAMORZĄDÓW 2021: SAMORZĄDNA RZECZPOSPOLITA PO 40 LATACH
40 lat temu przyjęto wizjonerską deklarację, która niestety dzisiaj dla wielu młodych ludzi jest zupełnie nieznana – podkreślali uczestnicy debaty „Samorządna Rzeczpospolita po 40 latach”
Jubileusz w cieniu wyzwań „Rzeczpospolita” już po raz 17. nagrodziła najlepsze samorządy w Polsce. Uroczystość odbyła się w wyjątkowym momencie. Równo 40 lat temu odbył się I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ Solidarność, na którym tworzono podstawy dzisiejszej polskiej samorządności. tego powodu XVII Gala Rankingu Samorządów „Rzeczpospolitej” rozpoczęła się od chwili wspomnień podczas dyskusji, którą poprowadził Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”. Jako pierwszy głos zabrał Jerzy Buzek, były premier RP, przewodniczący kapituły Rankingu Samorządów. – To dla mnie niezwykle wzruszająca chwila i myślę, że dzielę tutaj opinię ze wszystkimi, którzy wzięli udział w zjeździe – rozpoczął. – Historia nauczyła nas, że nie ma chleba bez wolności. Chodziło nam również o sprawiedliwość, o demokrację, o prawdę, o praworządność, o ludzką godność, o swobodę przekonań i naprawę Rzeczypospolitej. Nie tylko o chleb, masło i kiełbasę. Protest ekonomiczny musiał być zarazem protestem społecznym. Protest społeczny musi być zarazem protestem moralnym – cytował w swoim wystąpieniu „Wprowadzenie do ustawy zjazdowej” Jerzy Buzek. – Kiedy ludzie odkryją, że tworzą społeczność zdolną do samostanowienia, wtedy każda totalitarna władza zaczyna się chwiać. Wolni możemy być tylko wtedy, kiedy uznamy siebie za braci. Jest to jedna z prawd, której dobitnym dowodem są nasze doświadczenia związane z ruchem Solidarność. Stawiam tutaj siebie jako członka ruchu, gdyż mam poczucie bycia jego częścią – stwierdził prof. Rocco Buttiglione, włoski polityk, nauczyciel akademicki, były minister do spraw europejskich, wieloletni parlamentarzysta. Poczucie solidarności i braterstwa potrzebne jest także dzisiaj.
Historia nauczyła nas, że nie ma chleba bez wolności – mówił w trakcie debaty prof. Jerzy Buzek
– Pan profesor przypomniał mi lata 80. oraz temat mojej pracy magisterskiej: „Miłość społeczna w filozofii Gabriela Marcela”. To właśnie ten personalizm, ta wolność dla drugiego człowieka, a nie samego siebie, to jest ta solidarność, na której zbudowany jest samorząd. Dlatego musimy dbać, by samorządy były solidarne wewnętrznie i żeby były tymi społecznościami – dodał Andrzej Porawski, dyrektor Biura Związku Miast Polskich.
Drogowskaz na zmiany Dziś warto się zastanowić, co pozostało z dorobku tamtych lat. 40 lat temu przyjęto wizjonerską deklarację, która niestety dzisiaj dla wielu młodych ludzi jest zupełnie nieznana. To powinno się zmienić, gdyż jej przesłanie pozostaje bardzo aktualne. – Dla młodych ludzi jest to wizja stworzenia wizji państwa. Trzeba pokazać, jakie to państwo powinno być – mówił Jerzy Buzek. Czy można ją przełożyć na współczesne czasy? Odpowiedź jest prosta. Tak. Zwłaszcza dzisiaj, gdy przez kraj coraz częściej przechodzą demonstracje młodych ludzi. – Często narzekamy, że młodzi się nie angażują. Dzisiaj widzimy, że to nieprawda. Gdy zobaczyłem, ilu młodych ludzi, chłopców i dziewcząt, protestowało po ustawie aborcyjnej, to zobaczyłem, że oni nie są obojętni. Są takie sprawy, które ich ruszą, i ja to rozumiem – podkreślił Zbigniew Janas, w PRL członek demokratycznej opozycji. – Młodzi ludzie mają dzisiaj taki sam problem jak my 40 lat temu. Choćby moja córka, która mówi mi, że poszła na protest i nic to nie dało. Dalej władza robi to, co chce. A ja jej
MARIUSZ SZACHOWSKI
Z
GRZEGORZ PSUJEK
odpowiadam: dziecko, ja tak 11 lat chodziłem – mówił.
Samorządność nie jest dana na zawsze Młodzi ludzie, którzy nie pamiętają czasów komunizmu, traktują wiele rzeczy jako stałe. To błąd. Samorządność jest świetnym tego przykładem. – Samorząd jest wyłącznie zdobyczą cywilizacji zachodniej. Poza nią, z pewnym wyjątkiem, jakim jest Japonia, taka instytucja nie istnieje, a próby wprowadzenia tego rozwiązania w wielu miejscach zakończyły się porażką. Przykładem jest np. Tunezja, gdzie byliśmy i działaliśmy. Przykładem jest także np. Ukraina, gdzie widzimy, z jakim trudem przyswajają sobie tę zdobycz cywilizacji – mówił Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Równolegle wyjaśniał, jak przystało na wykładowcę akademickiego, czym tak naprawdę jest samorządność i dlaczego trzeba o nią walczyć.
– W artykule pierwszym ustawy napisaliśmy, że jest to wspólnota mieszkańców i danego terytorium – mówił i podkreślał, że kluczowa jest w tym stwierdzeniu wspólnota. Co ciekawe, z początku dla wielu nie było to takie oczywiste. Wiele osób protestowało i słowo to wielokrotnie wykreślano, a następnie przywracano. Dziś, na szczęście, nikt nie ma już wątpliwości. – Element wspólnoty jest niezwykle istotny. On jest już dzisiaj wpisany w proces legislacyjny i jest dobrze odbierany przez młodzież – powiedział. Trzeba jednak podkreślić, że wspólnota może przybierać różne formy. Widać to zwłaszcza dzisiaj, kiedy otaczającą nas rzeczywistość kreuje walka z pandemią Covid-19. Kiedy jedni nie mogą się doczekać tzw. powrotu do biura, to inni nie są w stanie sobie wyobrazić rezygnacji z przywilejów pracy zdalnej. Widać to doskonale np. w Parlamencie Europejskim, na co zwrócił uwagę
europoseł Jan Olbrycht. – Rozmawiamy ostatnio, jak ma wyglądać parlamentaryzm po Covid-19. I mamy tutaj pęknięcie pomiędzy starymi a młodymi parlamentarzystami i różną odpowiedź na pytanie, czy pracujemy dalej online, czy nie. Dla starszych parlamentarzystów, takich jak ja, jest to oczywiste, że nie. To kwestia atmosfery i wspólnoty politycznej. Z drugiej strony słyszymy jednak: „a po co?” – mówił. To kolejne wyzwanie dla samorządności. Zmiana pokolenia, przyzwyczajeń oraz poziom rozwoju technologicznego sprawiły, że coraz więcej rzeczy załatwiamy przez internet, zdalnie, bez fizycznego kontaktu z drugim człowiekiem. Trend ten widzimy od lat, a pandemia tylko go przyspieszyła.
Co po pandemii Pandemia Covid-19 to najprawdopodobniej koniec klasycznego podejścia do
współpracy i relacji międzyludzkich. Dla samorządności to nowe wyzwania. Niestety niejedyne. Jan Jakub Wygnański, prezes Stowarzyszenia na rzecz Forum Inicjatyw Pozarządowych, zwrócił uwagę na inną kwestię, nad którą już dzisiaj powinniśmy się pochylić. – Pytanie, które musimy sobie zadać, to nie kwestia pandemii, ale co po niej. Mówię o wyzwaniach, z którymi już nie my będziemy się mierzyć, lecz nasze dzieci – powiedział. Jednym z nich jest np. kryzys migracyjny. – W 2050 r. w Nigerii będzie żyło ponad 400 mln osób. Jedna trzecia Afryki będzie się chciała do nas przenieść i to nie z powodu wojny, ale z powodu braku powietrza. Jak sobie z tym poradzimy, kiedy dzisiaj nie możemy rozwiązać kwestii kilkuset osób koczujących na naszej granicy. Nasze człowieczeństwo i nasze chrześcijańskie sumienie stanie przed wyzwaniem, z którym już dzisiaj sobie nie radzimy – podsumował Wygnański. Jacek Karnowski, prezydent Sopotu, wymienił dwa główne zadania na przyszłość dla polskich samorządów. – Pierwszym z nich jest dalsze uświadamianie naszych mieszkańców, czym jest samorząd terytorialny. Czym się różnimy od rządu i jakie dokładnie funkcje pełnimy – mówił. – Drugie zadanie to solidarność, której nam bardzo dzisiaj potrzeba. Taka, jaką przejawiliśmy np. podczas wiatrołomów na Pomorzu w okolicach Hojnic, jaką widzieliśmy podczas wyborów w Rzeszowie czy przy powodzi w Opolu. Dzisiaj potrzebujemy tej solidarności względem gmin na wschodzie Polski – podkreślał Karnowski. / ©℗
Życie regionów
R4
Poniedziałek 8 listopada 2021
◊ regiony.rp.pl
OCHRONA ZDROWIA
Samorządy chcą się włączyć w rehabilitację pocovidową Pandemia pokazała, że samorządy potrafią skutecznie walczyć o zdrowie mieszkańców. Rząd stawia jednak na centralizację. MATERIAŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY ZE ZWIĄZKIEM MIAST POLSKICH
P
lany rządu dotyczące restrukturyzacji szpitali nie pozostawiają złudzeń – efektem będzie odebranie placówek samorządom i oddanie ich w zarządzanie urzędnikom wyznaczonym przez Ministerstwo Zdrowia. Choć projekt ustawy reformującej polskie szpitalnictwo wciąż jeszcze nie został przekazany do konsultacji publicznych, samorządowcy nie spodziewają się po nim niczego dobrego. W stanowisku w sprawie centralizacji ochrony zdrowia Unia Metropolii Polskich (UMP) i Związek Miast Polskich (ZMP) zauważają, że 70 proc. długów publicznej ochrony zdrowia generują dziś placówki zarządzane przez resort zdrowia. Te samorządowe stanowią mniej niż 30 proc., choć jest ich znacznie więcej i mają dużo gorsze finansowanie. Co więcej, po przekazaniu im uprawnień właścicielskich miasta, powiaty i województwa zaangażowały się w inwestycje w infrastrukturę i wyposażenie szpitali, przejęły zobowiązania i pokrywały straty, a także podejmowały działania organizacyjne zwiększające efektywność ochrony zdrowia będącej w zakresie ich odpowiedzialności. Według danych Ministerstwa Finansów w latach 2000–2019 samorządy przeznaczyły 26,7 mld zł na wydatki majątkowe i 4,8 mld zł na pokrycie strat i zobowiązań. UMP i ZMP uważają, że centralizacja ochrony zdrowia, która zostanie przeprowadzona pod płaszczykiem restrukturyzacji, jest bezzasadna, a publiczne placówki, które są własnością społeczności lokalnych i regionalnych, powinny pozostać w zakresie odpowiedzialności samorządu terytorialnego.
Zubożanie szpitali Poza widmem przejęcia ich szpitali przez ministerialnego nadzorcę samorządy muszą się zmierzyć z wyzwaniami związanymi z pandemią. Największym są rosnące zobowiązania finansowe zarówno wobec kontrahentów, takich jak dostawcy leków, kateringu oraz środków czystości czy konserwatorzy sprzętu medycznego, jak i Narodowego Funduszu Zdrowia, który od początku pandemii wypłaca szpitalom zaliczki na poczet wykonania usług medycznych wstrzymanych z powodu ograniczeń sanitarnych i konieczności leczenia zakażonych koronawirusem. Co miesiąc NFZ przekazuje im 1/12 rocznego ryczałtu, z którego mają się rozliczyć do końca tego roku. Jednak sześć szpitali należących do Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego dostało już wezwania do zapłaty za niewykonanie świadczeń w tym okresie.
OPINIE
Andrzej Sośnierz były prezes Narodowego Funduszu Zdrowia
Problem polskiej ochrony zdrowia nie jest związany z pieniędzmi, ale wadliwą organizacją, nad którą nikt nie panuje. Zmiana podległości placówek ochrony zdrowia z samorządowych na ministerialne niczego nie zmieni. Taki pomysł wydaje się tym bardziej nielogiczny, że to szpitale zarządzane przez resort zdrowia są dziś
Kwoty opiewają na 200–300 tys. zł i dotyczą okresu od grudnia 2020 r. do grudnia 2021 r. Jeden ze szpitali został zobowiązany do zapłaty 1,5 mln zł. Jak mówi prezes związku Wiesław Perchaluk, NFZ najwyraźniej chce bilansować wydatki, jednak placówki nie są w stanie wyasygnować takich pieniędzy, szczególnie w trudnym okresie pandemii – po trzech kosztochłonnych falach koronawirusa i u progu czwartej. Świadczeń nie udało się nadrobić pomiędzy falami, bo placówki wciąż przepełnione były pacjentami z covidem, a wiele osób nie zgłaszało się na zabiegi planowe ze strachu przed zakażeniem. Coraz dynamiczniej rosną także wydatki na prąd, a problemy kadrowe prowadzą do presji płacowej, zmuszającej do zwiększenia wydatków na pensje personelu. Związek Miast Polskich zwraca uwagę, że pomimo ciężkiej sytuacji i dodatkowych wydatków związanych z pandemią szpitale nie mogą liczyć na żadną formę wsparcia ze strony państwa – ani w modernizacji infrastruktury, ani w restrukturyzacji rynkowej. Mimo politycznych zapowiedzi nie popłynęły do nich
najbardziej zadłużone. Proponuję, by zamiast przejmować zarządzanie w placówkach należących do samorządów, resort skupił się na poprawie sytuacji w podległych sobie jednostkach. System ochrony zdrowia funkcjonuje dla pacjentów, a nie dla medyków i nie dla polityków, czyli grup zorganizowanych, wiedzących, jak walczyć o swoje. Pacjenci są siłą niezorganizowaną i mają najmniejszy głos. A to z myślą o nich powinny być przeprowadzane zmiany w obecnym systemie.
środki z Funduszu Medycznego ani Krajowego Planu Odbudowy. Z kolei na dotacje w ramach polityki spójności mogą liczyć dopiero od 2023 r. Gdy rząd zmierza do zmniejszenia udziału samorządów w dbaniu o zdrowie, one same widzą dla siebie ogromną rolę, m.in. w profilaktyce i walce z długofalowymi skutkami koronawirusa.
Dużo łóżek, ale nie dla tych, co trzeba Eksperci samorządowi podkreślają konieczność zmiany struktury łóżek szpitalnych i dostosowania świadczeń zdrowotnych do rzeczywistych potrzeb mieszkańców. Na konieczność uwzględnienia potrzeb mieszkańców w planowaniu wydatków na ochronę zdrowia wskazuje też opublikowany przez resort zdrowia Krajowy Plan Transformacji. Jednym z głównych wniosków dokumentu w części poświęconej szpitalnictwu jest nadmiar łóżek szpitalnych. Autorzy wskazują, że Polska ma jeden z najwyższych współczynników hospitalizacji w Europie, a licz-
Marek Wójcik ekspert Związku Miast Polskich, członek Rady NFZ w Małopolsce
Samorządy mogłyby aktywnie włączyć się zarówno w profilaktykę, jak i rehabilitację pacjentów pocovidowych. W ramach samorządowych programów zdrowotnych gminy mogłyby angażować się w programy rehabilitacji pocovidowej – nie tylko tej fizycznej, ale i psychologicznej. Nie jest tajemnicą, że nauka zdalna pozostawiła
bę łóżek szpitalnych niedostosowaną do potrzeb mieszkańców. Przy 25,82 łóżka na 100 tys. mieszkańców nasz kraj walczy jednocześnie z ich niskim obłożeniem w większości regionów kraju. W dodatku tylko 1 proc. stanowią łóżka geriatryczne i psychogeriatryczne dla osób starszych i cierpiących na choroby otępienne. W 2019 r. takie łóżka dostępne były jedynie w 81 podmiotach w 66 powiatach. Dlatego – tłumaczą autorzy Krajowego Planu Transformacji – wraz z postępującym starzeniem się społeczeństwa należy intensywnie wspierać rozwój infrastruktury podmiotów leczniczych przekształcających oddziały szpitalne lub ich części w oddziały geriatryczne. Zgodnie z Programem Modernizacji Podmiotów Leczniczych, by zaspokoić obecne potrzeby geriatryczne, należy utworzyć co najmniej 850 łóżek geriatrycznych, przekształcając łóżka na oddziałach z niskim obłożeniem. Te potrzeby będą rosły. Jak wynika z ministerialnych prognoz, do 2050 r. liczba ludności zmniejszy się do 34 mln. Z kolei przyspieszy starzenie się społeczeństwa – do powojennego
ślady w psychice dzieci, które często wymagają pomocy psychologa. Kłopot w tym, że w przypadku samorządowych programów zdrowotnych konieczna jest pozytywna rekomendacja Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, która ocenia wnioski na podstawie danych na temat skuteczności takich działań. Ponieważ brakuje miarodajnych danych na temat zapobiegania skutkom Covid-19, AOTMiT nie może wydać rekomendacji. Dlatego potrzebne są szybkie zmiany w prawie.
wyżu demograficznego dołączą osoby urodzone w wyżu z lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Dlatego specjaliści rekomendują rozwój dziedzin związanych z geriatrią, opieką długoterminową oraz szeroko rozumianą opieką zdrowotną skierowaną do seniorów czy osób potrzebujących wsparcia w codziennym funkcjonowaniu. „Zmiany te powinny być ukierunkowane na organizację świadczeń na poziomie lokalnym, jak najbliżej pacjenta” – rekomendują.
Przekształcić oddziały Samorządowcy widzą tu ogromną rolę dla szpitali powiatowych i miejskich, które, według Ministerstwa Zdrowia, często dublują oddziały i „kanibalizują personel”, z którego zatrudnieniem jest coraz większy problem. Jak wskazują eksperci ZMP i ZPP, oddziały ginekologiczno-położnicze funkcjonujące w niewielkiej odległości od swoich odpowiedników w innych szpitalach, szczególnie o wyższym poziomie referencyjności, mogłyby zostać zastąpione oddziałami geriatrycznymi, psychogeriatrycznymi lub za-
kładami opiekuńczo-leczniczymi. Agnieszka Pachciarz, była prezes Narodowego Funduszu Zdrowia, obecnie dyrektor Wielkopolskiego Oddziału NFZ, wielokrotnie podkreślała, że struktura łóżek i oddziałów szpitalnych wymaga zmian, a pewne oddziały funkcjonują wyłącznie ze względu na przesłanki historyczne. Podczas pandemii w Wielkopolsce wyłączono np. wiele oddziałów pediatrycznych, które w tym województwie znajdują się niemal co 20 km. Zastąpiono je oddziałami dla chorych na covid, co jednak nie odbiło się negatywnie na stanie zdrowia najmłodszych pacjentów. Jak mówiła Agnieszka Pachciarz w wywiadzie dla „Menedżera Zdrowia”, wcześniej oddziały te skupiały się głównie na diagnostyce, która mogła być prowadzona w formie ambulatoryjnej, a dzieci wymagające hospitalizacji przyjęły oddziały w sąsiednich szpitalach. Dyrektor Pachciarz uważa, że przyczyną zamknięcia lub zawieszenia od czerwca oddziałów szpitalnych w wielu regionach Polski były nie tylko braki kadrowe. W wielu wypadkach wynikało to z faktu, że oddziały te nie przyjmowały odpowiedniej liczby chorych, a zakres wykonywanych przez nie świadczeń medycznych był ograniczony. Z kolei mała liczba zabiegów może rodzić obawy pacjentów co do biegłości wykonującego je personelu i co do bezpieczeństwa. Zdaniem samorządowców zamiast takich oddziałów mogłyby powstawać miejsca dla osób niesamodzielnych, wymagających profesjonalnej opieki, a także dla potrzebujących specjalistycznej rehabilitacji, m.in. pocovidowej czy neurologicznej.
Zachęcić do szczepień Eksperci Związku Miast Polskich wskazują także, że w czasie, gdy państwo wyraźnie nie radzi sobie z profilaktyką i zapobieganiem skutkom pandemii, samorządy mogłyby przejąć zadania związane z zachęcaniem do szczepień ochronnych. W sytuacji gdy Narodowy Program Szczepień niemal całkowicie wyhamował, a lekarze podstawowej opieki zdrowotnej dotarli już do wszystkich, których mogli przekonać do przyjęcia preparatu, samorządowcy widzą swoją rolę w dotarciu do niezaszczepionych. Przemawiają za tym lepsze środki dotarcia do mieszkańców danej gminy. Samorządowcy gotowi są także przejąć zadania związane z opieką psychologiczną, zarówno z edukacją, pomocą społeczną, jak i wsparciem dla osób niepełnosprawnych oraz walczących z uzależnieniami. Zadania te mogłyby być realizowane zarówno w szkołach, jak i w gminnych ośrodkach kultury czy też w kołach gospodyń / ©℗ wiejskich. —Karolina Kowalska