AKTUALNOŚCI NA ◊ REGIONY.RP.PL
Poniedziałek 29 listopada 2021 | nr 45 (12128)
Życie Regionów ROZMOWA >R2
PRAWO >R2
Granic rozwoju naszej gminy nie widać
Sprawiedliwość na wyciągnięcie ręki
Inwestycje w infrastrukturę, wysokiej jakości usługi – Krzysztof Wołos, wójt Wielkiej Wsi, zdradza receptę na to, jak przyciągnąć nowych mieszkańców
Punkty sądowe w gminach mają ułatwić życie mieszkańcom miejscowości, w których dziś nie ma sądu
TEMAT NUMERU: ENERGETYKA
Ciepłownie nie mają węgla. „Sytuacja jest dramatyczna” Kto jest winny?
Brakuje węgla w regionalnych ciepłowniach. Problem jest tym większy, im mniejszy jest region i sama ciepłownia. BARTŁOMIEJ SAWICKI
J
SHUTTERSTOCK
aka jest przyczyna tego deficytu węgla? Mniejsze ciepłownie nie mają siły przebicia, a zapasy węgla są w pierwszej kolejności uzupełnianie w dużych zakładach energetycznych. Małe ciepłownie spadają na sam koniec kolejki.
Dlaczego w węglowym kraju brakuje węgla? Już 40 proc. polskich ciepłowni zgłasza problemy z zaopatrzeniem w węgiel
Ciepłownie biją na alarm W efekcie zwiększonego zapotrzebowania na węgiel i ograniczonych możliwości szybkiego uzupełnienia poda-
ży surowca węgla na rynku jest mniej niż w latach poprzednich. W Polsce mamy 396 ciepłowni, które mają ważną koncesję. Jednak jednostek cieplnych jest znacznie więcej. Wedle informacji Polskiej Izby Ciepłowników, która zrzesza 240 podmiotów, 40 proc. z nich na obecną chwilę zgłasza problem z zapasami węgla, a problem będzie tylko narastał. Problem braku dostaw węgla na rynku jest szerszy i nie dotyczy już tylko ciepłowni, ale i elektrowni. Zgodnie z danymi URE do 22 listopada br. 11 przedsiębiorstw zgłosiło obniżenie zapasów paliw w 20 źródłach, w których obniżenia wynoszą maksymalnie kilkanaście procent wymaganego zapasu, do którego obliguje prawo energetyczne.
PARTNER ŻYCIA REGIONÓW
Przedsiębiorstwo energetyczne może obniżyć ilość zapasów paliw poniżej wielkości określonych w przepisach w przypadku m.in. nieprzewidzianego istotnego zwiększenia produkcji energii elektrycznej lub ciepła albo wystąpienia, z przyczyn niezależnych od przedsiębiorstwa energetycznego, nieprzewidzianych, istotnych ograniczeń w dostawach paliw zużywanych do wytwarzania energii elektrycznej lub ciepła. Z taką też sytuacją mamy obecnie miejsce.
Gdzie jest problem? Jak już wspomniano, zgodnie z danymi URE, 20 przedsiębiorstw zgłosiło problemy, o których mowa wyżej. Dotyczy to m.in. ciepłowni ECO Malbork, Zamość, Łowicz, Wołomin, elektrociepłowni CEZ Chorzów, EC Piotrów Trybunalski, EC Kalisz, EC Elbląg, EC Bydgoszcz II, EC Rybnik, EC Czechnica, EC Świdnik, EC Kraśnik, a także samych elektrowni w Ostrołęce oraz w Opolu. Warto jednak zaznaczyć, że w przypadku EC Kraśnik, Zamościa i Świdnika należących do spółki córki Veoli – Veolia Wschód – spółka przekazała,
OPINIA DLA „ŻYCIA REGIONÓW”
Zdzisław Czucha doradca energetyczny Związku Miast Polskich
MAT. PRAS
Zapasy węgla energetycznego w Polsce są najmniejsze od lat. Na koniec września było to 3,7 mln ton. Rok wcześniej zapas ten na chwilę przed rozpoczęciem okresu grzewczego sięgał 7,8 mln ton. Z jednej strony Polska Grupa Górnicza wydobywa coraz mniej węgla. We wrześniu było to 4,5 mln ton. To co prawda więcej o 100 tys. niż rok wcześniej, jednak już o 500 tys. mniej niż w 2019 r. PGG tłumaczy, że dostosowuje podaż do zgłaszanego popytu. Nikt rok temu nie spodziewał się jednak kryzysu energetycznego.
Dochodzi do zrywania kontraktów długoterminowych przez dostawców, nawet pod rygorem zapłacenia kar. Dostawcy zrywali kontrakty z ciepłowniami, bo nie byli w stanie zrealizować dostaw po wcześniej zadeklarowanych cenach. Problem może narastać zimą. Jeśli ciepłownie zabezpieczyły dostawy paliwa, to nie powinno być problemów. Jednak ci, co zwlekali lub wypowiedziano im umowy, będą mieli problemy i straty. Taryfa bowiem była zatwierdzona wedle wcześniej ustalonych cen węgla, które znacznie odstają od obecnych rynkowych. Są przykłady, kiedy cena węgla zakontraktowana po 280 zł za tonę, po zerwaniu kontaktu wzrastała do 480–500 zł. Palenie węglem przy takiej cenie może być groźne dla kondycji finansowej danej ciepłowni.
że chwilowe niedobory węgla w jej trzech spółkach zostały już uzupełnione, a URE zostało już o tej sytuacji poinformowane. Według zawieranych od lat umów ciepłownie mają zagwarantowane 80 proc. dostaw ilości węgla, a z jednej piątej zakontraktowanych dostaw PGG może się wycofać. – Taki scenariusz ma właśnie miejsce – przekonują rozmówcy „Rzeczpospolitej”. PGG albo zmusza do szukania innych dostawców, albo oferuje węgiel z tej 20-procentowej puli,
ale... po wyższych cenach. PGE, które produkuje najwięcej ciepła i energii w kraju, wskazuje także na problemy logistyczne, w tym brak wystarczającej liczby węglarek do przewozu. Nie tylko PGE, ale praktycznie wszystkie przedsiębiorstwa skarżą się zresztą na problemy z przewozem węgla, które trwają od kilku miesięcy. Z czego wynika problem z deficytem węglarek? PKP Cargo do czasu publikacji materiału nie ustosunkowała się na do naszych pytań.
Problemy mają dotyczyć zarówno sposobu realizacji kontraktów na dostawy węgla energetycznego przez Polską Grupę Górniczą, jak również wywiązywania się z zawartych umów na transport węgla z PKP Cargo. – Przedsiębiorstwa ciepłownicze skarżą się na coraz częstsze sytuacje redukowania wielkości zamówień na węgiel, które zawarte są w długoterminowych umowach i obowiązujących harmonogramach dostaw z PGG. Koncern jednostronnie „koryguje” harmonogramy dostaw, odwołując je lub przesuwając w czasie, a na zredukowane ilości oferuje dostawy po zupełnie nowych cenach, znacznie wyższych niż te ujęte w długoterminowych umowach – potwierdza wspomniane wcześniej zarzuty Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie. Problemy dotyczą 20 proc. zawieranych umów. Mimo wszystko największa spółka górnicza w Europie podkreśla, że węgla nie zabraknie. Na nadchodzący sezon zimowy energetyce dostarczyć trzeba jeszcze około 1,6 mln ton. – Surowca wystarczy z okładem, bo kopalnie planują wydobyć w tym czasie 2,7 mln ton, a na zwałach leży w zapasie 1,3 mln ton – podkreśla PGG.
Rosja beneficjatem. Będzie interwencja? Warto także zwrócić uwagę, że w segmencie małych i średnich firm ciepłowniczych mniej więcej połowa węgla pochodzi z importu. Patrząc zaś na sam import, to 75 proc. przywożonego do Polski węgla pochodzi z Rosji. Trafia on przede wszystkim do ciepłowni na wschodzie naszego kraju. Branża pisała już listy do Ministerstwa Aktywów Państwowych oraz prezesa URE, aby podjąć działania niwelujące problemy. Rząd miał już podjąć działania w tej sprawie. Na Śląsku był niedawno nowy wiceminister aktywów państwowych odpowiedzialny za górnictwo, Piotr Pyzik, który miał rozmawiać ze spółkami górniczymi o problemach ciepłowni. Nieformalnie docierają do nas informacje, że rząd podjął już działania i został powołany sztab antykryzysowy. / ©℗
Życie regionów
R2
Poniedziałek 29 listopada 2021
◊ regiony.rp.pl
ROZMOWA
Granic naszego rozwoju nie widać Inwestycje w infrastrukturę, wysokiej jakości usługi – Krzysztof Wołos, wójt Wielkiej Wsi, zdradza receptę na to, jak przyciągnąć nowych mieszkańców. W Wielkiej Wsi przybywa po kilkaset mieszkańców rocznie. Czy wystarczy być dobrze położoną podkrakowską gminą, czy trzeba o tych nowych mieszkańców jednak jakoś zawalczyć? Każdego roku rzeczywiście przybywa nam kilkaset osób, które – mam nadzieję – świadomie wybierają naszą gminę na miejsce swojego życia, bo jesteśmy atrakcyjnym miejscem do osiedlania się. Nie tylko pod względem naturalnej lokalizacji, blisko Krakowa, w otulinie Parku Krajobrazowego Dolinki Krakowskie, ale też dzięki naszym staraniom. Nasze hasło przewodnie brzmi „podkrakowska gmina przyjazna mieszkańcom” i robimy wszystko, by utrzymać komfort i jakość życia mieszkańców na wysokim poziomie. Stąd np. w zawrotnym tempie rozwijamy naszą infrastrukturę wodociągowo-kanalizacyjną, drogową, budujemy nowe przedszkola, żłobki, rozbudowujemy szkoły podstawowe itp. Tak, by infrastruktura rosła wraz ze wzrostem liczby mieszkańców. Czy są jakieś granice tego wzrostu?
Z pewnością takie granice istnieją, chociażby kurcząca się z każdym rokiem ilość terenów budowlanych przeznaczonych pod zabudowę, czy zmniejszająca się przepustowość oczyszczalni ścieków sanitarnych. To czynniki, które mogą tworzyć pewne ograniczenia dla zwiększania się liczby mieszkańców, co – moim zdaniem – może nastąpić najwcześniej za kilkanaście lat. Trzeba jasno powiedzieć, że miasto Kraków naturalnie się rozprzestrzenia, a dopóki ceny mieszkań poza miastem będą niższe, dopóty mieszkańcy stolicy Małopolski będą osiedlać się w podkrakowskich gminach, takich jak nasza.
Czy gmina będzie aspirować do statusu gminy miejskiej? Na pewno nie, gdyż – mimo wszystko – jeszcze daleko nam do typowego miasta. Półżartem można też powiedzieć, że nazwa naszej gminy zupełnie nie nadaje się na nazwę miasta... A czy wchłonie nas kiedyś Kraków? Co jakiś czas w przestrzeni publicznej pojawia się taki pomysł, ale nie sądzę. Jak we wciąż dynamicznie rozwijającej się gminie można
wytworzyć poczucie wspólnoty lokalnej wśród mieszkańców? Przyznam, że to wcale nie jest łatwe zadanie. Przy zachowaniu takiej dynamiki rozwoju jak obecnie, za kilka
ADRIAN LARISZ
ANNA CIEŚLAK-WRÓBLEWSKA
lat dojdzie do sytuacji, kiedy osoby, które osiedliły się w ostatnich 15 latach, będą stanowić większość w stosunku do tzw. rdzennych mieszkańców. To rodzi czasami sporo nieporozumień i wzajemnych niesnasek. Osoby, które mieszkają od niedawna, nie wiedzą, że jeszcze kilkanaście lat temu Wielka Wieś należała do tych biedniejszych gmin, że nie było kanalizacji sanitarnej, a o boisku ze sztuczną trawą czy posłaniu dziecka do przedszkola można było pomarzyć. Dziś oczekiwania są takie, że – przeprowadza-
jąc się z miasta na wieś – każdy chce mieć drogę asfaltową, szybki internet, w pobliżu plac zabaw, oświetlenie uliczne, dogodny dojazd do szkoły, sklepu, dużo atrakcji. Trzeba jednak pamiętać, że to cały czas jest gmina wiejska i nie od razu wszystko będzie takie samo jak w mieście. Mimo tych różnic staramy się budować wspólnotę lokalną między wszystkimi mieszkańcami, choćby poprzez wiele integrujących wydarzeń i spotkań.
lowaliśmy ponad 570 paneli PV na gminnych budynkach oświatowych, a także pozyskaliśmy środki unijne na wybudowanie instalacji OZE. Skorzystało ponad 250 mieszkańców i wcale nie trzeba było ich do tego namawiać. Cieszy nas taka wysoka świadomość ekologiczna mieszkańców. Ale zdajemy sobie sprawę, że w zakresie walki o klimat i czyste powietrze z pewnością czeka nas sporo wyzwań w kolejnych latach.
W Rankingu Samorządów 2021, w którym Wielka Wieś zwyciężyła w kategorii gmin wiejskich, możecie pochwalić się bardzo dobrymi wynikami w obszarze dbałości o stan środowiska. To nie przypadek, trzeba przyznać, że dbałość o środowisko należy do naszych priorytetowych działań i dużo energii wkładamy, by gmina Wielka Wieś była w tym aspekcie liderem. Skanalizowaliśmy już prawie całą gminę, by zlikwidować szamba i nielegalne zrzuty ścieków. Prowadzimy intensywne działania promocyjne i pomoc finansową dla mieszkańców, jeśli chodzi o wymianę starych pieców węglowych na nowe, ekologiczne źródła ogrzewania. Bardzo dużą wagę przykładamy do instalacji OZE. W ramach Partnerskiego Programu Budowy Instalacji Odnawialnych Źródeł Energii zainsta-
Jak na finanse gminy wpłynie Polski Ład? Trudno precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie, bo tak naprawdę ciężko to oszacować. Na razie otrzymaliśmy z Ministerstwa Finansów cząstkowe informacje do planowania budżetu na kolejny rok, które nas zaniepokoiły. Po raz pierwszy od kilkunastu lat przewidywana dla naszej gminy subwencja oświatowa jest mniejsza niż w latach ubiegłych. Mamy otrzymać 10,8 mln zł, podczas gdy nasze koszty utrzymania szkół to ok. 28 mln zł. Zaskoczeniem było również, że planowana wysokość wpływów z PIT od naszych mieszkańców wcale nie wzrosła i nadal wynosi ok. 25 mln zł, choć tu akurat spodziewaliśmy się wzrostu dochodów o ok. 3 mln zł, bo przecież przybyło nam sporo mieszkańców w ostatnich latach.
Ale i tak musicie płacić janosikowe jako bogata gmina? Niestety tak, choć jesteśmy bogaci raczej statystycznie. Obliczanie wskaźnika dochodów podatkowych na mieszkańca przez resort finansów nie uwzględnia faktu, że w gminach sąsiadujących z dużymi metropoliami sporo mieszkańców jest niezameldowanych. Przykładowo, o nas jest ok. 2,5 tys. takich osób: tu mieszkają i korzystają z tutejszej infrastruktury, ale skoro są niezameldowane, to podwyższają wskaźniki liczone per capita. Czy ma pan żal do rządu, że ogranicza samodzielność finansową samorządów? Każde działanie, które ogranicza samodzielność, czy to finansową czy decyzyjną, samorządu, trzeba wyraźnie zaliczyć do kategorii błędnych. Stoi to z w sprzeczności z jakąkolwiek ideą samorządności, współdecydowania mieszkańców o ich najbliższym otoczeniu. I mówię to nie tylko jako wójt, ale też mieszkaniec i obywatel. Jeśli nasz kraj ma się rozwijać, podnosić standardy i komfort życia Polaków, to tylko wtedy, kiedy samorządy lokalne będą stabilne finansowo, silnie umocowane. Tylko wtedy będą mogły szybko i sprawnie rozwiązywać problemy mieszkańców i realizować inwestycje, które będą spełniać oczekiwania lokalnej społeczności. / ©℗
SĄDY
Punkty sądowe w gminach mają ułatwić życie mieszkańcom miejscowości, w których dziś nie ma sądu. Samorządy w większości są zainteresowane ich tworzeniem. AGATA ŁUKASZEWICZ
Dwa tygodnie temu Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości, ogłosił reformę sądów powszechnych. Dzięki niej sądy mają być bliżej obywatela. Jak ma do tego dojść, zdradził w rozmowie z nami Marcin Warchoł, wiceminister w resorcie sprawiedliwości. Otóż w gminach, w których dziś nie ma sądu, powstać mają punkty sądowe. – To będzie dla mieszkańców wielu małych miejscowości, gdzie dotąd nie było żadnego sądu, fundamentalne ułatwienie – uważa Warchoł. Czemu mają służyć takie punkty? Wyposażone w profesjonalny sprzęt do komunikacji internetowej mają umożliwić udział m.in. w zdalnych rozprawach, których w czasie pandemii jest coraz więcej. Na tym nie koniec. Dzięki nim będzie tam można także uzyskać informacje o terminach rozpraw i stanie sprawy. Będą tworzone na mocy umowy pomiędzy prezesem sądu okręgowego a jednostką samorządu terytorialnego. Określi ona prawa i obowiązki obu stron, czyli sądu i samorządu, w tym zwłaszcza kwestie dotyczące utrzymania i
finansowania punktu. Zadania punktu ma określić w zarządzeniu prezes sądu. Dla wielu samorządowców zasadnicze znaczenie ma to, kto będzie płacił za ich utworzenie i utrzymanie. Otóż każdorazowo ma to wynikać z umowy zawartej pomiędzy burmistrzem lub wójtem a prezesem konkretnego sądu rejonowego. I tak, w jednym miejscu wójt czy burmistrz będzie dysponował lokalem, a sąd pokryje koszty sprzętu, oprogramowania, pracowników. Gdzie indziej sąd zadba również o lokal, a samorząd dołoży się w inny sposób, np. wyposażeniem biurowym. Sprawdziliśmy, co o takim pomyśle myślą samorządowcy. Opinie są różne, choć raczej pozytywne. Samorządowcy obawiają się jednak, że pomysł utworzenia punktów sądowych w gminach zostanie wprowadzony w ramach pilotażu na korzystnych dla gmin zasadach – a potem, z czasem, zadanie to w całości zostanie przerzucone na gminy. Czekają też na precyzyjne przepisy, które ujawnią, jak tworzenie punktów ma rzeczywiście wyglądać. Na razie bowiem pomysły znają jedynie z konferencji prasowych Ministerstwa Sprawiedliwości. Radosław Jęcek, burmistrz Karpacza, mówi „Życiu Regionów”, że jest zwolennikiem każdego rozwiązania, które ułatwi życie mieszkańcom. Obawia się jedynie kosztów takiego przedsięwzięcia.
MARIAN ZUBRZYCKI
Sprawiedliwość na wyciągnięcie ręki i telefon
Sądy mają być „bliżej obywateli”. Droga do tego celu ma prowadzić przez gminne punkty sądowe – Zdaję sobie sprawę, że mogą być one całkiem spore – twierdzi. Zapewnia, że jeśli chodzi o zapewnienie lokalu z meblami, to gmina taki znajdzie. Gorzej jednak będzie ze sprzętem, pracownikami itd. Kiedy słyszy, że lokal ze strony gminy może wystarczyć, opowiada się za pomysłem ministra. Podkreśla, że opieka prawna (doradztwo dla mieszkańców) już w Karpaczu funkcjonuje i zdaje egzamin. – Jeśli można pójść dalej, coś jeszcze zrobić, to jestem za – zapewnia. Bardziej sceptyczny jest wójt gminy Kobylnica. Leszek Kuliński zapewnia nas, że rozumie ideę Ministerstwa Sprawiedliwości, by sądy były
bliżej obywateli. Uważa jednak, że nie tędy droga. – Sąd ma swoje miejsce i tego bym się trzymał. Urząd Miasta w Kobylnicy jest oddalony od Sądu Rejonowego w Słupsku zaledwie o 4 km. Można do niego dojechać bez problemu autobusem. Nie jest to więc wielka wyprawa – zauważa. Podkreśla, że sąd zasługuje na rangę odpowiednią takim organom. – Nie bardzo sobie wyobrażam, że posadzimy w pokoju urzędnika czy referendarza sądowego, wyposażymy go w sprzęt i będziemy udawać sąd – mówi „Życiu Regionów”. Miasto Kępice należy do właściwości Sądu Rejonowego
w Bytowie, oddalonego o 35 km. – Dla wielu mieszkańców wizyta w sądzie oznacza rzeczywiście nie lada wyprawę – zauważa Magda Majewska, burmistrz Kępic. I dodaje, że w grę wchodzą koszty takiego przedsięwzięcia. – Jeśli chodzi o lokal, to jesteśmy w stanie go zapewnić, ale większe wydatki raczej nie wchodzą w rachubę – uważa. Burmistrz pozytywnie ocenia doradztwo prawne, które funkcjonuje w mieście i cieszy się sporym zainteresowaniem mieszkańców. – Jeśli udałoby się zorganizować taki punkt sądowy, byłoby to z korzyścią dla mieszkańców – twierdzi.
Marek Wójcik, pełnomocnik zarządu Związku Miast Polskich i wykładowca MBA dla samorządu, mówi, że jest pełen rezerwy wobec tego pomysłu. – Mamy system doradztwa prawnego, który całkiem dobrze funkcjonuje. Może lepiej byłoby zainwestować w ten segment, jego rozwój, a nie kształtować nowy twór, który wymaga sporo nakładów, a nie wiadomo, jak skończy się jego działanie – mówi Wójcik. Dodaje, że punkty sądowe w gminach mają ułatwić mieszkańcom korzystanie z sądów. Problem, jego zdaniem, polega tylko na tym, że skoro sądy działają opieszale – to tym bardziej punkty nie przyspieszą wyroków. Zauważa, że trzeba pomyśleć o ich wyposażeniu (a to ma być z górnej półki) w urządzenia informatyczne. Nigdzie do tej pory nie widzieliśmy konkretnego przepisu, który przesądzi, kto za nie zapłaci: sąd czy samorząd. Na sądowych punktach dla obywateli nie kończy się realizacja założenia „sądy bliżej obywateli”. Ministerstwo Sprawiedliwości chce, by sądy były dostępne dla obywateli czy przedsiębiorców na przysłowiowy telefon, smartfon. Tak, aby każdy poprzez aplikację, którą ściągnie na swój telefon, mógł dowiadywać się o stanie sprawy, mógł przekazywać i odbierać pisma sądowe i uczestniczyć online w rozprawach, które są / ©℗ w toku.
◊ regiony.rp.pl
Życie regionów
Poniedziałek 29 listopada 2021
R3
INWESTYCJE MATERIAŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z URZĘDEM MARSZAŁKOWSKIM WOJEWÓDZTWA DOLNOŚLĄSKIEGO
D
Niejako uzupełnieniem tego projektu jest nowa inicjatywa, która wpisuje się w konsekwentne działania regionu w obszarze zielonego transportu, a zakłada zagospodarowanie i budowę infrastruktury turystycznej w pobliżu Odry, ochronę obszarów przyrodniczych oraz promocję turystyki wodno-rowerowej. Takie właśnie są najważniejsze cele projektu realizowanego przez gminy Ścinawa, Wołów, Brzeg Dolny, Prochowice i Chocianów. – Inwestycja, o której mowa, jest projektem kompleksowym, który za sprawą ścieżek rowerowych, szlaku odrzańskiego oraz linii kolejowych doskonale połączy dolnośląskie gminy i podkreśli walory turystyczne mniejszych, ale również atrakcyjnych miejsc w naszym regionie – podkreśla marszałek Cezary Przybylski z Bezpartyjnych i Samorządowców. Liderem projektu jest Stowarzyszenie Rzeczpospolita Samorządna, które zrzesza ponad 60 samorządów z terenu Dolnego Śląska. W ramach inwestycji w Ścinawie, Dziewinie, Lubiążu i Brzegu Dolnym zbudowane zostaną pasażerskie przystanie żeglarskie na Odrze. Każda z nich będzie dysponowała miejscami postojowymi dla jachtów, łodzi motorowych czy kajaków. Powstanie też nowy szlak rowerowy o długości 100 km, umożliwiający bezpieczną komunikację między poszczególnymi portami. Ścieżki rowerowe połączą punkty Wołów–Lubiąż, Wielowieś–Ścinawa, Wielowieś–Prochowice i Chocianów–Szklary Dolne. Tereny przewidziane w projekcie pod ścieżki rowerowe to przede wszystkim nasypy zlikwidowanych, nieczynnych linii kolejowych, z której usunięta została infrastruktura. – W obliczu trudności wynikających z trwającej pandemii koronawirusa, lockdownów i innych ograniczeń, coraz więcej osób poszukuje możliwości obcowania z naturą i odpoczynku na świeżym powietrzu. Nasz projekt łączy dolnośląskie samorządy i pomaga wykorzystać ich potencjał turystyczny – mówi
Nowa sieć szlaków wodno-rowerowych będzie mieć swoją przystań m.in. przy klasztorze cysterskim w Lubiążu. Jest to jedna z najbardziej rozpoznawalnych atrakcji turystycznych regionu. Obiekt należy do największych zabytków tej klasy w Europie, a jednocześnie jest największym opactwem cysterskim na świecie
Dolny Śląsk mocniej otwiera się na Odrę W regionie powstanie sieć tras wodno-rowerowych. Połączy miejsca atrakcyjne przyrodniczo i zabytki. Wartość projektu przekracza 37 milionów złotych. Michał Rado, prezes Stowarzyszenia Rzeczpospolita Samorządna.
Z myślą o ludziach i naturze Jak podkreślają przedstawiciele regionu, brak odpowiedniej infrastruktury turystycznej na obszarach cennych przyrodniczo może prowadzić do niekontrolowanego ruchu turystycznego, a to wiąże się w konsekwencji z wysokim ryzykiem degradacji tych terenów. Z kolei odpowiedzialnie prowadzona polityka ochrony środowiska powinna odpo-
wiednio organizować ruch turystyczny na atrakcyjnych terenach, tak by jednocześnie chronić je od zniszczenia. – Dzięki temu projektowi gmina Chocianów będzie mogła wybudować ścieżkę włączającą nas w sieć dróg rowerowych w regionie. Dodatkowo, dzięki inwestycjom kolejowym samorządu województwa, będziemy mogli w pełni wykorzystać nasz potencjał turystyczny – wskazuje Tomasz Kulczyński, burmistrz Chocianowa. Obszar objęty projektem realizowanym przez samorządy Ścinawy, Wołowa, Brzegu Dolnego, Prochowic i Chocianowa to tereny niezwykle
PISALIŚMY O TYM:
atrakcyjne pod względem przyrodniczym. Są wśród nich obszar NATURA 2000 „Łęgi Odrzańskie”, Obszary Chronionego Krajobrazu „Lasy Chocianowskie” czy „Dolina Odry” i użytek ekologiczny „Korytarz Mierzowice”. Również Odra na odcinku przecinającym tereny gmin uczestniczących w projekcie stanowi obszar bardzo atrakcyjny pod względem przyrodniczo-krajobrazowym. Koryto rzeki tworzy liczne malownicze meandry, a w jego przebiegu występują ponad 100-letnie starorzecza, z licznymi drzewami pomnikowymi. Są wśród nich m.in. platan klonolistny,
Ponad 1800 km długości będzie liczyć sieć długodystansowych tras rowerowych – Cyklostrada Dolnośląska. „Dolny Śląsk konsekwentnie stawia na zielony transport” 29 marca 2021 r.
◊
regiony.rp.pl
dąb szypułkowy, park jaworowy w różnych fazach zarastania, które dodatkowo urozmaicają nizinny krajobraz rzeki. Jak podkreślają także inicjatorzy projektu, w tej części Odry brakuje obecnie przystani pasażerskich, pozwalających na bezpieczne korzystanie z rzeki. Tereny, na który mają powstać przystanie, w większości porośnięte są trawą i krzakami.
Z unijnym wsparciem
SHUTTERSTOCK
Lądem i wodą
MAT. PRAS.
olny Śląsk systematycznie od lat stawia na rozwój zielonego transportu. Odbywa się to na wielu płaszczyznach. W te działania wpisuje się m.in. przejmowanie od PKP SA nieużywanych od lat szlaków kolejowych i przywracanie ruchu na nich. Innym przedsięwzięciem jest projekt Cyklostrady Dolnośląskiej, który opiera się na sieci głównych tras rowerowych obejmujących zasięgiem cały region. A także łączących się płynnie ze ścieżkami po stronie czeskiej i niemieckiej. Przebieg tras jest planowany tak, by zapewniały one między innymi możliwość dotarcia do atrakcji turystycznych oraz dawały połączenie z najważniejszymi ośrodkami regionu. Co więcej, jego twórcy wzięli pod uwagę również dogodne połączenia z komunikacją publiczną. Cyklostrada Dolnośląska będzie łącznie liczyć ponad 1800 km długości.
Projekt zakłada powiązanie ścieżek rowerowych z przystaniami pasażerskimi na Odrze, dzięki czemu zaistnieje synergia transportu rowerowego i wodnego
Zagospodarowanie tych malowniczych terenów pozwoli na wygodne dotarcie do ciekawych miejsc za pomocą różnych środków transportu – dając gościom nowe możliwości aktywnego spędzania wolnego czasu. Jak czytamy w uzasadnieniu do projektu, „powiązanie ścieżek rowerowych z przystaniami pasażerskimi na Odrze spowoduje wykorzystanie synergii transportu rowerowego i wodnego. Udostępnienie tej infrastruktury społecznościom lokalnym i turystom umożliwi z kolei większą kontrolę i zwiększy poziom ochrony cennych zasobów przyrodniczych na terenach cennych
przyrodniczo objętych niniejszym projektem”. – Nasza inwestycja umożliwi udostępnienie perły architektury, jaką jest wspaniały klasztor cysterski w Lubiążu. Myślimy także o kolejnych inwestycjach rowerowych w kierunku Prusic i Stawów Milickich – zapowiada Dariusz Chmura, burmistrz Wołowa. Całkowity koszt projektu przekracza 37 mln zł. W tym unijne dofinansowanie z Regionalnego Programu Operacyjnego sięgnie 32 mln zł. Wynoszący 15 proc. wkład własny do projektu zapewniają jego lider, Stowarzyszenie Rzeczpospolita Samorządna, oraz partnerzy, czyli samorządy Ścinawy, Wołowa, Brzegu Dolnego, Prochowic i Chocianowa. Planowany termin zakończenia inwestycji to koniec września 2023 r. – Dziękuję wszystkim partnerom za zaangażowanie. Mamy już większość pozwoleń na budowę, co pozwala nam przystąpić do rozmów o realizacji inwestycji, tak aby zakończyć je terminowo – mówi Krystian Kosztyła, burmistrz Ścinawy. – Przystań w Brzegu Dolnym została zaprojektowana na odcinku rzeki przebiegającym przez miasto. Dzięki temu kolejny fragment nabrzeża Odry zostanie udostępniony mieszkańcom. Nowa przystań powstanie w sąsiedztwie zespołu pałacowo-parkowego, czyli okolicy niezwykle atrakcyjnej pod względem turystycznym – podkreśla z kolei Paweł Pirek, burmistrz Brzegu / ©℗ Dolnego. —oprac. Jeremi Jędrzejkowski
Życie regionów
R4
Poniedziałek 29 listopada 2021
◊ regiony.rp.pl
DEBATA
Polskie samorządy z niepokojem
MAT. PRAS. (7)
Lokalne władze w całej Polsce stanęły w obliczu kurczących się przychodów własnych. Proces ten oznacza dla nich stopniowy demontaż niezależności. Dyskutowali o tym uczestnicy II Edycji E-Forum Liderów Samorządowych.
Uczestnicy debaty szukali odpowiedzi na pytanie, jaka przyszłość czeka polskie samorządy
GRZEGORZ PSUJEK
Z
miany w systemie finansowania to wielkie zagrożenie dla samorządności w Polsce. Jak prezentuje się kondycja finansowa samorządów? Jakie mają perspektywy na najbliższe lata? Odpowiedzi szukali uczestnicy debaty „Jaka przyszłość czeka polskie samorządy?”, która odbyła się w ramach drugiej edycji E-Forum Liderów Samorządowych.
Chmury nad gminami gęstnieją Dyskusja, trochę w kontrze do tytułu debaty, rozpoczęła się nie od patrzenia w przyszłość, ale od podsumowania zmian, jakie zaszły w ciągu ostatniego pół roku. Okres ten nie jest przypadkowy. Dokładnie tyle czasu mija od pierwszej edycji E-Forum Liderów Samorządowych. Podczas poprzedniego spotkania wielu włodarzy zaznaczało, że idą ciężkie czasy, a najważniejszym tematem były kwestie związane z finansowaniem działalności samorządów. Czy snute wtedy ponure wizje się ziściły? – Zmieniło się bardzo dużo. Kiedy spotykaliśmy się pół roku temu, idea tzw. Nowego Ładu była dopiero sygnalizowana. Dodatkowo władze centralne wskazywały, że nie
będzie żadnych rekompensat po wprowadzeniu ulg podatkowych oraz nowej kwoty wolnej od podatku. Wyglądało to katastrofalnie – rozpoczął dyskusję Zygmunt Frankiewicz, prezes Związku Miast Polskich, senator RP. – Obecnie jest trochę inaczej. Być może nasze argumenty się przebiły i dzięki temu jakaś rekompensata obecnie jest. Nie taka jednak, o jaką nam chodziło. Dochody własne są sukcesywnie zastępowane transferami z budżetu państwa. To oznacza, że stopniowo postępuje uzależnianie samorządu od władzy centralnej, gdyż te decyzje są uznaniowe – wyjaśniał. Frankiewicz podkreślał, że obecnie sytuacja nie wygląda lepiej. – Teraz jest tak samo, tylko więcej i bardziej. Chmury nad samorządami gęstnieją, a zagrożeń jest coraz więcej – powiedział.
Finansowy problem samorządów Przyszłe przychody oraz ich struktura to obecnie główny problem, z jakim muszą się zmierzyć lokalni włodarze. O jego skali może świadczyć np. sytuacja Białegostoku. – Planowany na 2022 r. budżet Białegostoku będzie niższy niż w roku obecnym. To już drugi rok z rzędu, kiedy taka sytuacja ma miejsce. Obecnie
zakładamy, że różnica wyniesie około 46 mln zł mniej – mówił Tadeusz Truskolaski, prezes Unii Metropolii Polskich, prezydent Białegostoku. Wyjaśniał, że jest tak z kilku powodów. – Po pierwsze, rząd odbiera nam dystrybucję programu 500+. Wprawdzie myśmy to rozpoczęli i robiliśmy to dobrze, ale potem okazało się, że część ludzi uważa, iż pieniądze daje im samorząd, a nie rząd. To oznacza, że trzeba te fundusze zabrać i przekazać
wszechny w całej Polsce i wynika w dużej mierze z osłabienia koniunktury w czasie pandemii Covid-19. Na to nakłada się obecnie koncepcja Nowego Ładu, który dodatkowo je uszczupli. Wprawdzie po naciskach samorządowców rząd zapowiedział wprowadzenie rekompensat, ale nie są one takie, jakich by sobie oni życzyli. Wspominał o nich Zygmunt Frankiewicz. Wprost opisał je Tadeusz Truskolaski. – Powiem bez ogródek. Rząd ma
Bez wiedzy, ile ich będzie, samorządy nie są w stanie funkcjonować i np. planować inwestycji. – Z ostatniego podziału 23 mld zł Białystok otrzymał na inwestycje 46 mln zł. Gdybyśmy jednak podzielili te pieniądze per capita, to Białystok powinien otrzymać 180 mln zł – wyjaśniał Truskolaski. W identycznym tonie wypowiadał się Adam Neumann, prezydent Gliwic. – W połowie miesiąca złożyliśmy wieloletnią prognozę fi-
miasto, jak i powiat. Łącznie około 300 tys. mieszkańców. Szacunki z wiosny tego roku wskazywały, że projekt będzie kosztował 0,5 mld zł. To oznacza, że wspomniana wcześniej kwota 813 mln wystarczyłaby nam i na inwestycję, i na obsługę kredytu na nią. Moglibyśmy ją zrealizować bez oglądania się na środki zewnętrzne. Obecnie cały projekt stoi pod wielkim znakiem zapytania – mówił Neumann.
Problemy dużych i małych
Samorządy już wcześniej musiały się zmagać ze spadkiem przychodów. Teraz okazuje się, że te – już mniejsze – pieniądze, którymi dysponują, coraz szybciej tracą na wartości. Oznacza to coraz wyższe koszty związane zarówno z bieżącą działalnością, jak i przyszłymi inwestycjami do ZUS. Drugą przyczyną jest spadek dochodów bieżących na poziomie 4,6 proc. Z tego też powodu trudno nam obecnie wypracować nadwyżkę operacyjną, choć w planie wynosi ona tylko 6 mln zł – wskazywał. W najbliższej przyszłości, co gorsza, trudno jednak spodziewać się poprawy. Odnotowany przez Białystok spadek dochodów bieżących jest po-
na celu zniszczenie samorządów i zastąpienie obecnego systemu modelem białoruskim. To dalej będzie się nazywało samorząd, ale jego kształt będzie zależał od pieniędzy, które dostanie – lub nie – z budżetu państwa – mówił, podkreślając, że obecne doświadczenia z tego typu transferami nie są najlepsze. Pieniądze z budżetu są w najlepszym razie niepewne.
nansową miasta, którą przygotowaliśmy zgodnie z zapisami ustawy związanej z Polskim Ładem. Skumulowany ubytek naszych dochodów własnych do roku 2034 wynosi 813 mln zł – powiedział. Mniejsze dochody odbiją się przede wszystkim na inwestycjach. – Mamy gotowy projekt szpitala powiatowego, który miałby obsługiwać zarówno
Jak wyjść z tego impasu? Czy można znaleźć proste rozwiązanie, które zadowoli wszystkich i pozwoli uniknąć cięć? Samorządowcy nie mają złudzeń. Wiedzą, że za całym procesem stoi gra polityczna. Mimo to nie składają broni. – Na początku nie było mowy o żadnej rekompensacie. W odpowiedzi podniosło się ogromne larum i udowadnianie na liczbach, że na Polskim Ładzie tracimy. W efekcie część pieniędzy nam oddano. Dlatego warto walczyć i pokazywać mieszkańcom, że to ich pieniądze są zabierane – powiedział Jacek Karnowski, prezydent Sopotu. – Co należy w takiej sytuacji zrobić? Odpowiem tak, jak odpowiedział prof. Marek Belka, zapytany, co należy zrobić, by zatrzymać inflację. Trzeba zmienić rząd. Musimy
◊ regiony.rp.pl
Życie regionów
Poniedziałek 15 kwietnia 2019
R5
patrzą w przyszłość się zjednoczyć i po prostu zapytać, która siła polityczna widzi miejsce dla samorządowej Polski – powiedział. Trzeba tutaj zaznaczyć, że sytuacja finansowa Sopotu przez lata prezentowała się bardzo dobrze. – W 2018 r. nadwyżka finansowa Sopotu wynosiła 23 mln zł. W przyszłym roku będzie wynosiła minus 36 mln zł. Dzisiaj, gdy mamy tylko 23 proc. zadłużenia względem budżetu, jest to jeszcze do opanowania. Za dwa lata już jednak nie – mówił Karnowski. W dyskusji o przyszłości finansowej samorządów często słyszy się, że jedni korzystają kosztem drugich. Wymienia się podział na mniejszych i większych. Okazuje się jednak, że te stwierdzenia są dalekie od prawdy. Małe jednostki także z niepewnością spoglądają w przyszłość i liczą każdą złotówkę. – Wcale nie mamy różowo, choć jesteśmy chyba jedną z najbardziej stabilnych finansowo gmin w województwie. Zabieranie dochodów własnych i zastępowanie ich rządowymi programami do niczego nie prowadzi – stwierdził Krzysztof Wołos, wójt Wielkiej Wsi, gminy położonej w bezpośrednim sąsiedztwie Krakowa. – Jesteśmy gminą, która w Małopolsce jest powszechnie traktowana jako zamożna. Wynika to z tego, że mamy bardzo duży przyrost liczby mieszkańców. Z tego powodu wydawało się nam, że będziemy także notować szybki wzrost dochodów z PIT. Tymczasem okazuje się, dostaliśmy niedawno prognozy z Ministerstwa Finansów, że w przyszłym roku otrzymamy 3 mln zł mniej – powiedział. Zmiana na minus odbije się na finansach gminy. – Po raz pierwszy od lat zrównujemy nasze dochody z wydatkami. Przez długi czas notowaliśmy nadwyżkę, którą przeznaczaliśmy na inwestycje. Teraz, jeśli chcemy je kontynuować w przyszłych latach, będziemy musieli się zadłużać. Z tego powodu z dużym niepokojem obserwujemy obecne tendencje – podkreślał.
Większe koszty i droższe inwestycje Kolejną kwestią, którą poruszono podczas debaty, było zagadnienie coraz wyższej inflacji. Samorządy już teraz muszą się zmagać ze spadkiem przychodów. Teraz okazuje się, że te – już mniejsze – pieniądze, którymi dysponują, coraz szybciej tracą na wartości. Oznacza to coraz wyższe koszty związane zarówno z bieżącą działalnością, jak i przyszłymi inwestycjami. Drożyzna na półkach w sklepach wzmaga także presję pracowników administracji domagających się podwyżek. Na problem zwrócił wagę Marian Buras, burmistrz Morawicy. – Nakłady na oświatę wzrosną o 2,6 proc., bo o tyle wzrasta subwencja oświatowa. Popatrzmy też na płace, które rosną, oraz na koszty utrzymania szkół. To oznacza, że samorządy będą musiały znacznie więcej dopłacać do systemu edukacji. Jest to ogromne zagrożenie. Koszty bieżącego funkcjonowania bardzo szyb-
ko rosną i ten trend szybko się nie zmieni – mówił. Szalejąca inflacja to ogromne wyzwanie dla samorządów. Zwłaszcza dzisiaj, gdy przychody własne zastępowane są transferami z budżetu państwa. Pierwsze są w miarę stałe i uzależnione bezpośrednio od dobrobytu i przychodów mieszkańców danej społeczności. Drugie są znacznie bardziej niepewne. – Widzę coraz większe uzależnienie od budżetu państwa, co jest bardzo niebezpieczne. Cokolwiek się z nim stanie, to
Tego typu zdarzeń nie da się zaplanować – powiedział Artur Tusiński, burmistrz miasta Podkowa Leśna. – Dzisiaj dochodzi do sytuacji, w której nie dostajemy pieniędzy, które były pieniędzmi mieszkańców. W pewnym momencie będzie nam bardzo trudno skonstruować budżet. Już w tym roku musieliśmy się trochę nagimnastykować. W przyszłym już wiem, że będzie ciężko. Za dwa lata, być może, będzie to niemożliwe. Nawet w Podkowie Leśnej, gdzie jeszcze trzy
Jeśli tam są trampkarze, to my jesteśmy ekstraklasa. Podam przykład: program 500+ przez lata realizowany przez samorządy. Popatrzmy na wskaźniki, a dokładnie na koszt obsługi. Wynosi on 0,5 proc. Przy niecałych 4 mln zł wartości programu w przypadku Podkowy Leśnej dawało to nam kwotę 19 tys. zł. Resztę musieliśmy dołożyć z własnej kieszeni. Chciałbym zobaczyć za rok, czy te 0,5 proc. utrzyma ZUS. Obawiam się, że nie – mówił. – Gdybyśmy źle zarządzali i od lat nie zmagali się z coraz
władzy oraz powrót do centralizacji. Uczestnicy debaty porównywali zachodzące zmiany do modelu białoruskiego. Czy tak się stanie? Czy los samorządów jest przesądzony? – Nie uważam, żeby obecne procesy były już zdeterminowane. To oznacza, że dzisiaj wiele zależy od nas, choć obecny trend prowadzi do przywrócenia TOAP, terenowych organów administracji państwowej za PRL, czyli takiej atrapy samorządności – mówił Frankiewicz.
Według naszej prognozy skumulowany ubytek naszych dochodów własnych do 2034 r. wynosi 813 mln zł
Koszty bieżącego funkcjonowania bardzo szybko rosną i ten trend szybko się nie zmieni. To ogromne zagrożenie
Podniosło się larum i część pieniędzy nam oddano. Warto więc pokazywać mieszkańcom, że to ich pieniądze są zabierane
Rząd ma na celu zniszczenie samorządów i zastąpienie obecnego systemu modelem białoruskim
ADAM NEUMANN
MARIAN BURAS
JACEK KARNOWSKI
TADEUSZ TRUSKOLASKI
PREZYDENT GLIWIC
BURMISTRZ MORAWICY
PREZYDENT SOPOTU
PREZYDENT BIAŁEGOSTOKU
Obserwujemy dzisiaj proces podmywania fundamentów samorządów, które były dotychczas bardzo silne
W pewnym momencie będzie nam trudno skonstruować budżet. Być może za dwa lata będzie to niemożliwe
Zastępowanie rządowymi programami dochodów własnych do niczego nie prowadzi
ZYGMUNT FRANKIEWICZ
ARTUR TUSIŃSKI
KRZYSZTOF WOŁOS
PREZES ZWIĄZKU MIAST POLSKICH
BURMISTRZ PODKOWY LEŚNEJ
WÓJT WIELKIEJ WSI
wiadomo, że są kwestie o znaczeniu strategicznym dla państwa, które trzeba utrzymać i zachować – mówił, tłumacząc, że przypadku dekoniunktury i spadku przychodów do budżetu centralnego samorządy pierwsze ucierpią. Problemem są także coraz wyższe koszty energii. – W gminie obok mnie przetarg grupy zakupowej na gaz skończył się otwarciem ofert i 3,5-krotną podwyżką cen.
lata temu mieliśmy 3 mln zł nadwyżki. Według szacunków Związku Miast Polskich Polski Ład zabierze nam ponad 10 proc. budżetu – mówił Tusiński. Pojawia się jednak pytanie, czy nie jest to wyłącznie kwestia zarządzania. Czy to nie czas, by samorządowcy pokazali, jak dobrzy są z nich menedżerowie? – My i strona rządowa gramy w dwóch różnych ligach.
mniejszymi dochodami i problemami finansowymi, jak rozjeżdżająca się subwencja oświatowa, to już dzisiaj mielibyśmy sytuację dramatyczną – podsumował.
Niszczenie JST można zatrzymać Obecne trendy wyraźnie wskazują, że następuje mocne przesunięcie ośrodka
– Obserwujemy dzisiaj proces podmywania fundamentów samorządów, które były bardzo silne. O ich mocy niech świadczy porównanie z krajami Europy, np. Niemcami. Polskie samorządy na ich tle wyglądają bardzo dobrze. Wiele z nich to właśnie od nas się uczy, a gdy mówimy np. o Ukrainie, to tylko od nas chcą się uczyć. Te fundamenty są obecnie niszczone. Krok po kroku – mówił. – Jeżeli te fundamenty będą dalej podmywane, to niezależny samorząd przestanie istnieć. Ze wszystkimi konsekwencjami. Mówię o załamaniu jakości usług publicznych i niższej jakości życia. Wtedy odejdziemy w niesławie jako ci, którzy nie dali sobie rady, choć było tak dobrze – dodał. Zygmunt Frankiewicz podkreślał przy tym, że cały proces przykrywa ogromny parasol propagandy, który przywodzi na myśl czasy PRL oraz Dziennika Telewizyjnego. To oznacza, że samorządowcom, atakowanym ze wszystkich stron, trudno walczyć o utrzymanie standardów życia mieszkańców. Frankiewicz nie traci jednak nadziei. – Wszystko zmierza w fatalną stronę. Nie chcę się jednak zgodzić z tym, że to tak musi się skończyć. Bardzo dużo zależy od świata samorządu, w którym jest mnóstwo pragmatyzmu, odpowiedzialności i państwowego myślenia. Dlatego właśnie w tej sferze samorządowej widzę ogromną szansę. Nie tylko dla wspólnot lokalnych, ale i dla całej Polski. Jeżeli będzie aktywność i chęć
obrony zarówno samorządów, jak i Rzeczypospolitej, to myślę, że będziemy w stanie te trendy odwrócić. Jeśli nam się nie uda, to przyszłość naszych dzieci i wnuków jawi się czarno – podkreślał Frankiewicz. Przyszłość jawi się w tym bardziej ponurych barwach, gdyż, jak zauważył Adam Neumann, rząd bardzo dokładnie dobiera przekaz związany z Polskim Ładem. Powszechnie powtarza się, że chodzi o obniżkę podatków. Tymczasem nowe regulacje dla wielu osób będą oznaczały zwiększenie danin publicznych. – Mamy grupę osób mniej zarabiających, które rzeczywiście skorzystają na nowych regulacjach. Mamy jednak także grupę więcej zarabiających. Osób pracujących więcej, bardziej przedsiębiorczych i kreatywnych, które tworzą miejsca pracy dla innych. Dla nich obciążenia podatkowe wzrosną. Moim zdaniem przekroczyliśmy granicę pomocy i transferów socjalnych. Dalsze kierowanie strumienia od bardziej kreatywnych i więcej pracujących do tych mniej pracujących i mnie zarabiających to jest działanie wprost antyrozwojowe. Tę równie pochyłą należy co najmniej zatrzymać, jeśli nie odwrócić – podkreślał. Zatrzymanie obecnych procesów będzie ogromnym wyzwaniem dla samorządowców. Pytanie tylko, czy możliwym do wykonania. Uczestnicy debaty byli zgodni, że podzieleni i w pojedynkę nie mają na to szansy. Lokalni włodarze muszą wypracować wspólny front, by razem pokonywać kłody rzucane im pod nogi przez administrację centralną. Jest to być może jedyna droga do sukcesu. Potrzebę wypracowania takiego frontu podkreślał również Jacek Karnowski. – Absolutnie musimy się jednoczyć i nie możemy pozwolić, by rząd budował sobie koncesjonowane samorządy. Dlatego musimy tłumaczyć mieszkańcom, na czym polega samorząd i jak ważny jest dla państwa, by było państwem cywilnym. Chodzi o to, by Polska nie była państwem partyjnym, lecz była państwem cywilnym – obywateli. Jeśli nam się nie uda, to pozostanie nam wyłącznie płacz, zgrzytanie zębów i centralizm polityczny – mówił Karnowski. By zatrzymać te zmiany, nie wystarczy jednak wyłącznie wola i chęci polskich samorządowców. Lokalni włodarze potrzebują pomocy wszystkich. – Musimy rozmawiać z mieszkańcami i wyjaśniać im mechanizmy działania samorządów. Muszą zobaczyć i zrozumieć, za co odpowiadamy. Mam wrażenie, że wiele osób tego nie dostrzega. Traktujemy pewne rzeczy jako pewnik, gdy często są one efektem ciężkiej pracy i zabiegów właśnie samorządów. Za chwilę może być z tym problem. Jeśli nasi mieszkańcy to dostrzegą i będą wiedzieli, co jest przyczyną tych problemów, to łatwiej będzie nam wywierać presję na obecną politykę – mówił Krzysztof Wołos. – Niczego nie zmienimy, jeśli nasi mieszkańcy nas nie wesprą i nie wyrażą swojej opinii w najbliższych wyborach – / ©℗ podsumował.
Życie regionów
R6
Poniedziałek 29 listopada 2021
◊ regiony.rp.pl
PRAWO MATERIAŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY ZE ZWIĄZKIEM MIAST POLSKICH
P
roblem bezwładnego rozlewania się miast i wsi narasta. Nowa zabudowa mieszkaniowa powstaje w tzw. szczerym polu, czyli tam, gdzie nie ma odpowiedniej infrastruktury – ani transportowej, ani komunalnej (wodociągów, kanalizacji), ani społecznej (np. szkół, instytucji publicznych, usług itp.). Jeszcze gorzej, że taki rozrost ma charakter rozproszony, poszczególne osiedla czy domy powstają to tu, to tam: na pojedynczych działkach oddalonych od siebie, niepowiązanych funkcjonalnie z żadnym sąsiedztwem.
Jak przestrzenny chaos zamienić w uporządkowany rozwój Nowa zabudowa powstaje często w miejscach, gdzie brak odpowiedniej infrastruktury
Jakość planów Jedną z głównych przyczyn tych negatywnych zjawisk jest wadliwy system i prawo dotyczące gospodarki przestrzennej. Odpowiednie ustawy obligują samorządy m.in. do sporządzania miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Sam proces
FOT: XXXXXXXXXXXX
Kto ponosi koszty Taki niekontrolowany rozwój sieci osadniczej jest jednym z przejawów chaosu przestrzennego, który niesie ze sobą olbrzymie koszty ekonomiczne, społeczne czy środowiskowe. Zespół ekspertów w specjalnym raporcie pod egidą Komitetu Zagospodarowania Przestrzennego Kraju PAN (KZPK) oszacował te koszty na ponad 84 mld zł rocznie. Dużą część tej kwoty stanowią wydatki samorządów na rozwój koniecznej infrastruktury technicznej (w tym budowę dróg, zapewnienie transportu publicznego, dostaw wody, odbioru śmieci itp.), na odszkodowania należne właścicielom nieruchomości gruntowych przy zmianie przeznaczenia tych terenów czy wykup terenów pod inwestycje publiczne. Spore koszty ponoszą też sami mieszkańcy, np. wydłużonych dojazdów do pracy czy dowożenia dzieci do szkół. Chaos przestrzenny prowadzi także do degradacji środowiska i terenów rolniczych, a zabudowa powstająca np. na terenach zalewowych to wydatki np. na usuwanie skutków klęsk żywiołowych.
Likwidacja „wuzetek”
Samorządy są między młotem a kowadłem – zarówno zbyt pochopne uchwalanie planów miejscowych, jak i ich brak przynoszą negatywne skutki. Konieczne są systemowe zmiany.
Bardzo istotny jest też postulat, by plan ogólny, rozumiany jako plan przeznaczenia terenu, zyskał rangę aktu prawa miejscowego. To by pozwoliło na obowiązkowe przygotowywanie planów miejscowych (zabudowy) dla terenów rozwojowych, dla pozostałych zaś obszarów wystarczyłyby przepisy urbanistyczne. Decyzja lokalizacyjna dla obszarów nieobjętych planem zabudowy powinna być wówczas wydawana na podstawie planu ogólnego i przyjętych przez gminę standardów urbanistycznych, co oznaczałoby zniesienie „wuzetek”. Andrzej Porawski zaznacza, że przygotowując tak zasadniczą zmianę systemową, trzeba zachować ciągłość obecnych procesów planistycznych, a wszystkie zmiany i dostosowanie należy rozłożyć na odpowiednio długi czas.
Podatki do zmiany?
ich przygotowania jest długi, bardzo kosztowny i wymaga eksperckiej wiedzy, co już jest dużą barierą do ich uchwalania w masowej skali. Problemem jest też stosunkowo niska jakość części uchwalonych planów. Zdarza się, że są one zbyt rozdrobnione – np. obejmują kilka działek albo obejmują tylko taki fragment gminy czy miast, który jest najprostszy do procedowania, za to nie ma większego znaczenia dla kierunków rozwoju przestrzennego. Za to część samorządów poszła w odwrotnym kierunku, przygotowując dokumenty planistyczne dla terenów rozwojowych z takim rozmachem, że wyznaczonych terenów pod zabudowę mieszkaniową starczyłoby dla 15 mln ludzi. Można podejrzewać, że w niektórych gminach nigdy nie pojawi się taka liczba nowych mieszkańców, dla jakiej przygotowano plany, za to gmina musi płacić np. odszkodowania za tereny
zarezerwowane pod budowę dróg. Dla samorządu to koszty, za to właściciele gruntów, które zmieniły przeznaczenie z rolnego na budowlany, mogą na tym sporo zyskać.
Inwestycyjna dowolność Jeszcze gorzej, gdy planu miejscowego nie ma w ogóle. Wówczas narzędziem ustalania lokalizacji inwestycji (w tym mieszkaniowych czy przedsiębiorstw) są decyzje o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu, tzw. wuzetki. Z raportu KZPK wynika, że patologiczny system „wuzetek” w zasadzie rujnuje przestrzeń publiczną, a od 2003 r. wydano ponad 2,6 mln tego typu decyzji administracyjnych, z czego 60 proc. dotyczyło mieszkalnictwa. To, że odpowiedni organ może odmówić wydania „wuzetki” tylko w szczególnych przypadkach oraz liberalne
orzecznictwo bywa nadużywane i wykorzystywane przez inwestorów do realizacji swoich projektów tam, gdzie im się spodoba. Jak szacuje Związek Miast Polskich, tylko ok. 2 proc. projektów inwestycyjnych kończy się niepowodzeniem w przypadku korzystania z „wuzetek”. Wadliwy system gospodarki przestrzennej doprowadził też to spekulacji nieruchomościami gruntowymi i wysokiej nadpodaży gruntów o niskim potencjale inwestycyjnym (małe działki, nieuporządkowane stany własnościowe, brak scaleń).
Czas na reformę – Samorządy od wielu lat apelują o systemowe zmiany w planowaniu przestrzennym – podkreśla Andrzej Porawski, dyrektor biura ZMP. – Już w trakcie prac nad uchwaloną w 2003 r. ustawą o planowaniu i zagospodarowaniu prze-
strzennym zgłaszaliśmy zasadnicze obiekcje wobec przyjętych wówczas przepisów, wprowadzających tzw. wuzetki. Niestety, nie zostały one uwzględnione, a polska przestrzeń jest coraz mniej funkcjonalna i coraz droższa pod względem wyposażania i utrzymania niezbędnej infrastruktury – mówi Porawski. Kolejnym rządom nie udało się wyeliminować głównych problemów. – Dlatego obecna sytuacja wymaga całościowego podejścia do planowania rozwoju w przestrzeni. Niezbędne są kompleksowe zmiany systemowe – zaznacza Porawski. ZMP przygotował szereg postulatów i rekomendacji w tej kwestii. Związek zaznacza, że jeśli podstawą prowadzenia polityki rozwoju ma być strategia rozwoju, to musi ona być obligatoryjna i musi być obligatoryjnie powiązana z planowaniem przestrzennym (co dotąd nie było standardem).
ZMP postuluje też wprowadzenie strefowania stawek podatku od nieruchomości gruntowych w powiązaniu z funkcją terenu, co powinno zahamować trudną do opanowania spekulację gruntami. – Strefowanie stawek tego podatku jest jednym ze sposobów ograniczenia nienormalnej sytuacji, która obowiązuje w chwili obecnej, gdzie od 1 mkw. gruntu pod ratuszem w centrum miasta jest taki sam podatek jak od 1 metra przed garażem na peryferiach – komentuje prof. Leonard Etel z Uniwersytetu w Białymstoku. – Wyższy podatek od gruntów w centrum na pewno przyczyni się do tego, że ich właściciele, w tym spekulanci, będą mniej zainteresowani traktowaniem ich jak lokaty kapitału – dodaje. Zdaniem prof. Etela w zasadzie należałoby wprowadzić w Polsce podatek od wartości nieruchomości, wynikającej z katastru, co ma miejsce w prawie wszystkich pań/ ©℗ stwach UE. Anna Cieślak-Wróblewska
OPINIE DLA „ŻYCIA REGIONÓW”
prezes Związku Miast Polskich
Komitet Przestrzennego Zagospodarowania Kraju PAN
dyrektor Instytutu Rozwoju Terytorialnego
Obecnie mamy do czynienia z prywatyzacją zysków i uspołecznieniem kosztów w zakresie zagospodarowania przestrzennego. Przy przekształcaniu terenów na mieszkaniowe czy inwestycyjne rośnie wartość gruntów, na czym zarabia ich właściciel, ale koszty ponosi państwo, czyli samorząd. W tych kosztach najbardziej obciążające są odszkodowania, których obecna wartość jest szacowana na wiele miliardów złotych. To jeden z negatywnych efektów złego prawa, ale nie jedyny. Równie fatalne skutki przynosi możliwość lokalizowania inwestycji na podstawie decyzji administracyjnych w postaci warunków budowy i zagospodarowania terenu, tzw. wuzetek. Tu dochodzi do nadużyć związanych z niewłaściwą interpretacją zasady „dobrego sąsiedztwa”, a organy wydające nie mają właściwych instrumentów odmowy. Efekt jest taki, że w Polsce można zbudować niemalże wszystko i wszędzie, dochodzi też do niekontrolowanego rozlewania się miast i wsi, a samorząd jest zobligowany do ponoszenia kosztów obsługi nowej zabudowy. Konieczna jest całościowa zmiana polityki zagospodarowania przestrzennego. Postulujemy głęboką reformę, ponieważ zmiany cząstkowe, poprawianie prawa wyrywkowo nie zatrzyma szkodliwych dla nas wszystkich procesów.
Chaos przestrzenny w Polsce to splot wielu czynników, w tym historycznych zaszłości w strukturze osadniczej, wad w polityce rozwoju czy niedoskonałego prawa w zakresie planowania przestrzennego. Na poziomie samorządowym również popełnia się szereg błędów. Nawet nie chodzi o to, że plany miejscowe nie pokrywają całości powierzchni danej gminy i miasta. Najbardziej problematyczne jest to, co jest w środku tych dokumentów. Samorządy, by wyeliminować „wuzetki”, przygotowały sporo planów miejscowych dla nowych terenów rozwojowych. Niestety, przeznacza się w nich zbyt duże powierzchnie pod zabudowę mieszkaniową. Po 2003 r. odrolniono 700–800 tys. hektarów gruntów – to ogromne tereny, na których może zamieszkać nawet dodatkowe 15 mln ludzi. A przecież to zupełnie niepotrzebne, za to powstaje w ten sposób bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości, a po stronie samorządów rodzi to ogromne koszty. Innym problemem jest brak spójności tych planów, znam przykłady, gdy jeden plan obejmował 200 rozproszonych działek. Trzeba jak najszybciej zakończyć reformę planowania przestrzennego. Propozycje, jak zatrzymać degradację przestrzeni, leżą na stole. Mam nadzieję, że w końcu nam się to uda.
UM
Maciej Zathey MAT. PRAS.
Prof. Przemysław Śleszyński MAT. PRAS.
Zygmunt Frankiewicz
Nie ilość miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, lecz ich jakość decyduje o właściwym zagospodarowaniu przestrzennym. Często problemem jest reaktywność gmin i sporządzanie dokumentacji planistycznej na wezwanie i życzenie inwestora. Realizowany jest interes inwestora, lecz z punktu widzenia długofalowego planowania i kosztów społecznych – interes społeczny nie jest uwzględniony. Dopiero po czasie, po kilku latach, oczywiste stają się błędy i problemy mieszkańców w dostępie do usług, transportu publicznego, szkoły, placówek kultury, ochrony zdrowia itp. Pojawiają się także koszty środowiskowe, które ze względu na trudność ich przeliczenia na wymiar finansowy są pomijane. Inne problemy to realizacja inwestycji mieszkaniowych nie na podstawie przemyślanych miejscowych planów, uwzględniających szerszy kontekst rozwoju całego miasta czy gminy, ale na podstawie decyzji o warunkach zabudowy. W takich przypadkach mówi się już o tzw. patodeweloperce czy patodeweloperach. Ale nie byłoby ich, gdyby nie błędy administracji. Z kolei nie byłoby błędnych decyzji administracyjnych, gdyby u podstaw działania systemu zmieniona została ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym.
◊ regiony.rp.pl
Poniedziałek 29 listopada 2021
Życie regionów
R7
FINANSE
Miejskie modły o łagodną zimę PIOTR SKWIROWSKI
Zapisana w ustawie o PIT z Polskiego Ładu podwyżka kwoty wolnej od podatku i podniesienie progu podatkowego sprawią, że do budżetu państwa trafi mniej pieniędzy. Tym samym mniej pieniędzy trafi też do kas samorządów. Sam rząd oszacował ten uszczerbek na niemal 145 mld zł w ciągu dziesięciu lat.
Bój o rekompensaty Samorządowcy od początku ostro zaprotestowali przeciwko zmianom bijącym w budżety lokalne. Przygotowali spot skierowany do mieszkańców, w którym przekonywali, że to oni zapłacą za „Polski Ład”. Stworzyli też specjalny kalkulator, dzięki któremu każdy może sprawdzić, ile jego miejscowość straci na zmianach w podatkach przygotowanych przez rząd. Wskazywali też wydatki, które po zmniejszeniu wpływów, będą
REKLAMA 0919884 <\t>
musieli obcinać. To m.in. edukacja, transport, kultura, sport czy opieka społeczna. Domagali się np. zwiększenia udziału samorządów w PIT. Rząd na to nie przystał. Znalazł wprawdzie dodatkowe pieniądze m.in. poprzez zwiększenie subwencji ogólnej, ale w ocenie samorządowców dalece niewystarczające. Co w tej sytuacji z odśnieżaniem ulic? – zapytaliśmy władze kilku miast. Nieoficjalnie usłyszeliśmy, że modlą się o łagodną zimę, taką jak ta sprzed dwóch lat. Zgodnie jednak zapewniają, że nawet jeśli takiej nie będzie, nie będą oszczędzać na odśnieżaniu ulic i chodników. – Na zimowe utrzymanie poznańskich ulic Zarząd Dróg Miejskich dysponuje w sezonie 2021/2022 budżetem w wysokości 27 mln zł. W sezonie 2020/2021 zarządca drogi dysponował podobną kwotą, czyli 27,8 mln zł. Były to środki wystarczające na sprawne przeprowadzenie „Akcji zima” – poinformował nas Marcin
Idczak, zastępca naczelnika wydziału komunikacji społecznej w Zarządzie Dróg Miejskich w Poznaniu. Dodał, że w przypadku łagodniejszej zimy zaoszczędzone pieniądze były przeznaczane na inne cele związane z utrzymaniem dróg, w tym przede wszystkim na remonty nawierzchni jezdni. Można też było szybciej przystąpić do pozimowego oczyszczania ulic, m.in. z nadmiaru piasku.
Rusza akcja zima – W budżecie miasta Łodzi nie ma wydzielonej kwoty na zimowe utrzymanie dróg. Jest ogólna pula środków na letnie i zimowe utrzymanie dróg, a wydatki zimowe są uzależnione od liczby wyjazdów, czyli pogody, opadów śniegu, mrozu itp. – mówi Monika Pawlak z biura rzecznika prasowego prezydenta Łodzi. Firmy, które będą odśnieżać miasto, dostaną pieniądze za każdy kilometr. – Z pewnością
JERZY DUDEK
Polski Ład uderzy w budżety samorządów. Mimo to władze lokalne zapewniają, że nie będą oszczędzać na odśnieżaniu.
Budżety na odśnieżanie miast będą w tym roku podobne do ubiegłorocznych nie będziemy oszczędzać na bezpieczeństwie pieszych i kierowców – zapewnia Monika Pawlak. W sezonie 2020/2021 wydatki Łodzi na odśnieżanie wyniosły 13,2 mln zł, a w 2019/2020 – prawie 6,4 mln zł. Z kolei krakowskie Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania wystąpiło we wniosku budżetowym o zapewnienie na zimowe utrzymanie miasta nieco ponad 35,2 mln zł. – Jest to prognoza na poziomie wartości dla przeciętnej zimy, szacowanej jako średnia z ostatnich lat. Każdego roku wniosek MPO składany jest na podobnym poziomie, z uwzględnieniem wzrostu wartości świadczonych usług – tłumaczy Dariusz Nowak,
kierownik biura prasowego Urzędu Miasta w Krakowie. Dodaje, że zazwyczaj koszty zimowego utrzymania miasta nie odbiegają znacząco od przyjętych założeń. Zdarzają się jednak sezony zimowe, kiedy koszty odśnieżania znacznie przewyższają prognozę, tak było w sezonie 2020/2021, lub są znacząco poniżej tej prognozy, sezon 2019/2020. – Zawarte z wykonawcami umowy są na tyle elastyczne, że zapewniają wykonanie zadania zarówno w przypadku wystąpienia zimy przeciętnej, jak również w przypadku wystąpienia zim ciepłych albo surowych. Sroga zima będzie się jednak wiązać z koniecznością zwiększenia środków ponad przyjętą prognozę – mówi Dariusz Nowak.
Zapewnia, że standardy i warunki zimowego utrzymania ulic na terenie Krakowa właściwie się nie zmieniły w stosunku do standardów obowiązujących w sezonie ubiegłym. – Początek bieżącego sezonu zimowego był dotąd ciepły. W październiku warunki zimowe nie wystąpiły, a bywało w poprzednich latach, że prowadzona już była akcja odśnieżania. W listopadzie (do czasu oddawania tego tekstu do druku – przyp. red.) akcji zasadniczo nie podejmowano, jednak prowadzono kontrole na terenie miasta – mówi Nowak. Pierwszy poważny atak zimy spodziewany był jednak już w czasie minionego week/ ©℗ endu.
Życie regionów
R8
Poniedziałek 29 listopada 2021
◊ regiony.rp.pl
ROZMOWA
Kraków przyciąga nowoczesny biznes Widzimy duże zainteresowanie inwestorów naszym miastem – mówi Jerzy Muzyk, wiceprezydent Krakowa. MATERIAŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z URZĘDEM MIASTA KRAKOWA
Jak to się stało, że Kraków, choć jest miastem turystycznym, mimo wszystko nie został poturbowany przez pandemię tak, jak można się było obawiać? Koszty związane z pandemią w 2020 r. szacujemy na 300 mln zł. To wydatki związane np. ze wsparciem podmiotów gospodarczych, ubytki ze sprzedaży biletów komunikacji miejskiej czy dodatkowe wydatki na oczyszczanie i dezynfekcję przestrzeni miejskiej. Te koszty są wysokie, ale nie sprawdziły się kasandryczne wizje, że Kraków straci około miliarda złotych przy budżecie rzędu ok. 7 mld zł.
do naszych inwestycji te realizowane w mieście i regionie przez Skarb Państwa czy województwo małopolskie, daje to spory impuls napędzający gospodarkę.
miasta, w tym transportu publicznego, edukacji, służby zdrowia, dostępu do oferty rekreacyjnej, sportowej, sposobów spędzania wolnego czasu itp.
A czy inwestycje miasta budują potencjał rozwojowy Krakowa w dalszej perspektywie?
Najbardziej spektakularne są projekty zagospodarowania całych kwartałów miasta.
A projekt Nowego Miasta? Właśnie kończymy miejscowy plan zagospodarowania dla tej dzielnicy. Obecnie to 700 ha terenów pełniących głównie funkcję magazynowo-
ŚWIERZOWSKI URZĄD MIASTA KRAKOWA
Ale ruch turystyczny w zasadzie zamarł. Oczywiście, o ile w 2019 r. odwiedziło nas ok. 14 mln osób, w tym 4 mln z zagranicy, o tyle w całym 2020 r. było już tylko 8 mln turystów, przede wszystkim tych krajowych. Dla branży hotelarskiej i gastronomicznej to był prawdziwy cios. Ale trzeba mocno podkreślić, że Kraków to nie tylko turystyka, choć często się nas postrzega przez ten pryzmat. Krakowska gospodarka jest, na szczęście, dosyć zróżnicowana i zdywersyfikowana. To także handel czy bardzo dynamicznie się rozwijające, odgrywające coraz istotniejszą rolę w naszej gospodarce, nowoczesne usługi dla biznesu. Dzięki temu w 2020 r. miejski budżet nie odnotował spadku dochodów z PIT i CIT, a pandemia nie doprowadziła też mimo wszystko do jakiegoś ogromnego załamania w miejskiej gospodarce.
Tam trudna, ale też ciekawa, historia będzie inspiracją do dalszego rozwoju.
Część samorządów w reakcji na pandemiczne straty ścięła inwestycje. Ale nie Kraków. Przyjęliśmy założenie, że nie będziemy ograniczać żadnych inwestycji, zwłaszcza tych strategicznych czy programowych. Uznaliśmy, że to najlepszy sposób na ucieczkę do przodu, czyli wychodzenie z kryzysu gospodarczego czy nawet zapobieganie mu. W 2019 r. zrealizowaliśmy inwestycje za ok. 1 mld zł, w 2021 r. będzie to już kwota ok. 1,2 mld zł, a obecnie projektowany budżet na 2022 r. zakłada wzrost do ok. 1,4 mld zł.
Wszystkie inwestycje są prowadzone pod kątem realizacji naszej strategii. Naszym priorytetem jest realizacja wizji Krakowa jako nowoczesnej, europejskiej, otwartej metropolii, rozwijającej się w sposób zrównoważony. Chcemy być prężnym ośrodkiem nowoczesnej, kreatywnej
Jak publiczne inwestycje pomagają w kryzysie? Samorząd to największy zleceniodawca usług budowlanych, głównie infrastrukturalnych, nie tylko w odniesieniu do Krakowa, ale też w stosunku do regionu. Chodzi o remonty i budowę nowych dróg czy budynków użyteczności publicznej. Nawet jeśli w przetargach wygrywają duże firmy międzynarodowe, to w wielu wypadkach korzystają z usług naszych lokalnych wykonawców. Jeśli dodamy
gospodarki opartej na wiedzy, wykorzystującej potencjał ośrodka akademickiego. Wszystko po to, by znaleźć się w ekstraklasie miast, które są miejscem przyjaznym do życia zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i życia rodzinnego i osobistego. Najważniejszym celem jest zapewnienie mieszkańcom wysokiej jakości życia, by przyciągać kolejnych mieszkańców. Nasze inwestycje dotyczą więc wielu obszarów życia
To istotna część naszej strategii „Miasto Kraków 2030 – Tu chcę żyć”. Jednym z tych projektów jest „Kraków Nowa Huta Przyszłości”. To blisko 600 ha poprzemysłowego terenu. Zaplanowane są tam cztery główne komponenty – Park Naukowo-Technologiczny Branice, Centrum
Chcemy być prężnym ośrodkiem nowoczesnej, kreatywnej gospodarki opartej na wiedzy Logistyczno-Przemysłowe Ruszcza, Centrum Wielkoskalowych Plenerowych Wydarzeń Kulturalnych Błonia 2.0 oraz Centrum Rekreacji i Wypoczynku Przylasek Rusiecki. „Kraków Nowa Huta Przyszłości” będzie miejscem atrakcyjnym dla inwestorów i lokalnych przedsiębiorców, będzie stanowić centrum innowacji, nowoczesnych technologii, kolebkę kreatywnego przemysłu i dobre miejsce do spędzania wolnego czasu.
przemysłową. Zgodnie z naszą strategią docelowo powstanie tam multifunkcyjna przestrzeń usługowo-mieszkaniowa, z dużą ilością zieleni i usług publicznych dla blisko 100 tys. użytkowników. Podjęliśmy już pewne działania infrastrukturalne, takie jak choćby projektowane przedłużenie linii tramwajowej, co będzie jedną z naszych największych inwestycji miejskich. Jesteśmy zdeterminowani, by Nowe Miasto tworzyć poprzez liczne inwestycje publiczne, które poprzedzają inwestycje komercyjne. Chcemy trochę odwrócić kolejność, bo zwykle jest tak, że o rozwoju danej przestrzeni decydują inwestycje prywatne, a dopiero w ślad za tym idą uzupełniające je przedsięwzięcia publiczne. Teraz może być inaczej. Ciekawe jest to, że powstaną tam 22 obiekty wysokościowe w przedziale między 90 a 150 m wysokości.
To będziecie mieć w Krakowie prawdziwe city.
I to wielofunkcyjne city, które nie ogranicza się jedynie do powierzchni biurowej. Plan zakłada, że w takich wysokościowcach mogą być różne funkcje: część biurowa, ale też apartamentowa, część związana z usługami publicznymi w postaci placówek służby zdrowia czy przedszkoli. Chcielibyśmy w tej przestrzeni stworzyć taką enklawę, gdzie mieszkańcy nie będą musieli się przemieszczać do innych sektorów miasta, by pójść do lekarza, skorzystać z oferty kulturalnej, sportowej czy też pójść do kościoła. Wszystko ma być na miejscu.
W ten sposób uda się realizować ideę miasta 15-minutowego? Absolutnie tak. Zresztą Kraków już w dużej części jest takim miastem. Oczywiście, są jeszcze obszary, gdzie powinniśmy mocniej popracować, zwłaszcza poza centrum miasta. Ale np. w zakresie dostępności do komunikacji publicznej, do ogólnodostępnych terenów zielonych czy szkół już jesteśmy miastem 15-minutowym. Warto tu powiedzieć o naszym autorskim pomyślę, który też wpisuje się w tę ideę, choć tego tak nie nazwaliśmy. Zdecydowaliśmy, by urząd funkcjonował bliżej ludzi. Otwieramy punkty w galeriach handlowych, gdzie przemieszcza się duży strumień ludzi i mogą oni przy okazji załatwić sprawy związane z meldunkiem, dowodem osobistym, prawem jazdy, potrzebnymi zaświadczeniami itp. Wracając do państwa planów rozwojowych, jeśli chodzi o tereny inwestycyjne i przestrzeń dla rozwoju biznesu. Czy będzie na to popyt ze strony firm? Nadal, pomimo pandemii, widzimy zainteresowanie firm krakowskim rynkiem biurowym. Miasto ma niewielki wpływ na kreowanie rynku nieruchomości komercyjnych, niemniej mamy swoje atuty w postaci wysokiego potencjału intelektualnego przyciągającego inwestorów, którzy poszukują ciekawych miejsc do lokalizacji swoich inwestycji. W Krakowie działa już 240 centrów nowoczesnych usług dla biznesu, w tym zaawansowanych usług, w których pracuje niemalże 100 tys. osób, co stanowi jedną czwartą zatrudnionych w tym sektorze w całej Polsce. I mamy sygnały, że branża chętnie zwiększy swoją obecność w Krakowie. Co takiego jest w Krakowie, że sektor BPO, SSC czy IT tak chętnie tu inwestuje? Kraków od dawna promuje swoje atuty dla tego typu biznesu, a naszymi najlepszymi ambasadorami były firmy, które się u nas pojawiły, takie jak ABB, Motorola, IBM, amerykański gigant Apple PepsiCo, Heineken, UBS czy nasza
krajowa, wprost krakowska, firma Comarch. One doceniły nasz potencjał i „rozsławiły” nas dalej. Jesteśmy silnym ośrodkiem akademickim, na Uniwersytecie Jagiellońskim, Politechnice Krakowskiej, Akademii GórniczoHutniczej i innych uczelniach studiuje 130 tys. osób, w tym 50 tys. na kierunkach inżynieryjnych. W ostatnich latach pod Wawelem prężnie rozwija się też środowisko startupowe: takich podmiotów jest ponad 300, skupiających kilka tysięcy pracowników. Cały czas dbamy o poprawę warunków życia w mieście, zarówno w zakresie poprawy transportu publicznego, jak i – co ważne dla inwestorów zewnętrznych – w zakresie ochrony środowiska. To w Krakowie, jako pierwszym mieście w Polsce, wprowadzono rygorystyczne uchwały zakazujące
Nasze hasło „Miasto Kraków 2030 – Tu chcę żyć” już się realizuje używania węgla bądź drewna jako źródła ciepła, udało się nam zlikwidować ponad 25 tys. indywidualnych palenisk, co wpłynęło na zdecydowaną poprawę jakości powietrza. Rozwija się oferta miasta, choć i tak już bogata, spędzania wolnego czasu. Powyższe atrybuty zostały docenione w międzynarodowym rankingu Tholons Global Innovation Index 2021. Kraków wzmocnił swoją pozycję w zestawieniu TOP 100 Super Cities, zajmując 20. lokatę. W stosunku do roku poprzedniego jest to awans aż o pięć miejsc. Dodatkowo Kraków znalazł się na pierwszym miejscu w ogólnopolskim rankingu „Miasta przyjazne dla biznesu 2021”, przeprowadzonym przez magazyn „Forbes” (wśród miast od 300 tys. do 999 tys. mieszkańców).
Ten kierunek rozwoju opłaca się też mieszkańcom Krakowa? Oczywiście. Inwestorzy dziś nie pytają już o ulgi w zakresie podatku od nieruchomości, pytają o potencjał intelektualny, o środowisko, o słynne genius loci, ducha miasta. Kraków ma ten klimat w stopniu wyjątkowym, ze swoją historią i atmosferą – tą najstarszą, której można dotknąć na Wawelu, Kazimierzu czy Krakowskich Plantach, ale też historią współczesną, której klimat chcemy uwolnić w Nowej Hucie czy tworząc nową rzeczywistość w multifunkcyjnej przyszłościowej dzielnicy Nowego Miasta. Hasło „Miasto Kraków 2030 – Tu chcę żyć” już się realizuje. / ©℗ —Anna Cieślak-Wróblewska
◊ regiony.rp.pl REKLAMA 0919662 <\t>
Poniedziałek 29 listopada 2021
Życie regionów
R9
Życie regionów
R10
Poniedziałek 29 listopada 2021
◊ regiony.rp.pl
MATERIAŁ PARTNERA
Lublin – tysiące mieszkanek i mieszkańców tworzy strategię rozwoju swojego miasta
W
szystko zaczęło się jesienią 2019 roku, kiedy to projekt przygotowany przez pracowników Urzędu Miasta Lublin „Wymyślmy wspólnie Lublin. Partycypacyjnie tworzymy inteligentną Strategię Lublin 2030”, otrzymał dotację w wysokości blisko 3 mln zł w ramach konkursu „Human Smart Cities. Inteligentne miasta współtworzone przez mieszkańców”, zorganizowanego przez ówczesne Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju (obecnie Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej).
Społeczna wizja Lublina W pierwszej kolejności przystąpiliśmy do ustalania społecznej wizji rozwoju Lublina. Udział mieszkanek i mieszkańców Lublina w procesie tworzenia strategii stał się nie tylko priorytetem, ale przede wszystkim kluczową metodą realizacji projektu. Wobec czego korzystaliśmy z różnorodnych narzędzi partycypacyjnych i realizowaliśmy szereg działań aktywizacyjnych. Na-
Zbieraniu opinii służyły m. in. liczne spotkania tematyczne i środowiskowe w ramach idei Kafejki Partycypacyjnej, wydarzenia w przestrzeni miasta w formie punktów mobilnych, spotkania otwarte w dzielnicach oraz gra i warsztat przyszłości. Działania te zaangażowały blisko 2500 osób. Swoje zdanie na temat przyszłości Lublina mieszkanki i mieszkańcy, przedstawiciele różnych środowisk i grup interesariuszy wyrażali także poprzez udział w badaniach ankietowych, wywiadach indywidualnych oraz wywiadach grupowych. Dzięki tym narzędziom udało się zebrać blisko 10 000 opinii.
Od wizji i wyobrażeń do konkretnych kierunków rozwoju Zebrane wizje i wyobrażenia mieszkanek i mieszkańców Lublina musiały zostać przełożone na konkretne propozycje kierunków rozwoju Lublina. Pracę tę wykonały tematyczne grupy robocze (TGR). Łącznie było to 120 osób tworzących 12 odrębnych zespołów. W skład TGR mógł wejść każdy. Członkowie poszczególnych TGR zostali wybrani w procesie otwartej rekrutacji. Każda
W trakcie całego procesu tworzenia Strategii Lublin 2030 zaangażowano również ponad 100 krajowych i lokalnych ekspertów z różnych dziedzin szym celem było zaangażowanie co najmniej kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców. Do tej pory żaden polski samorząd nie zastosował tak rozległego i zaawansowanego mechanizmu partycypacyjnego w procesie tworzenia długoterminowej strategii rozwoju miasta. W ramach pierwszego etapu działań przede wszystkim poszukiwaliśmy odpowiedzi na pytanie: jaki ma być Lublin w 2030 roku?
grupa robocza składała się z dziesięcioosobowego zespołu ekspertów i „użytkowników” miasta. Tworzyli ją: lider, trzech pracowników miejskiego samorządu, trzech przedstawicieli mieszkańców oraz po jednym reprezentancie organizacji trzeciego sektora, biznesu i uczelni wyższych. Członkowie TGR wzięli udział w czterech warsztatach tematycznych i dwóch konferencjach. W rezultacie wypracowano konkretne propozycje
wizji i kierunków rozwoju Lublina wraz ze szczegółowymi celami oraz zadaniami do realizacji. Etap ten został podsumowany w postaci raportu liczącego ponad 400 stron.
Rozbudowane, dwuetapowe konsultacje społeczne ∑ I etap Rekomendacje zawarte w raporcie z prac TGR zostały poddane szerokim konsultacjom społecznym, które trwały od 14 maja do 23 czerwca 2021 roku. Mieszkanki i mieszkańcy Lublina wzięli udział w 13 spotkaniach online. Praktycznie wszystkie spotkania były tłumaczone na polski język migowy. Zrealizowano także 13 dyżurów konsultacyjnych w przestrzeni miasta (tzw. punkty mobilne) w miejscach popularnych lub znajdujących się na uczęszczanym szlaku komunikacyjnym. Ponadto zorganizowano spotkania z radnymi Rady Miasta Lublin, przewodniczącymi Rad i Zarządów Dzielnic, Młodzieżową Radą Miasta Lublin, Radą Seniorów Miasta Lublin. Przez cały ten czas była również dostępna ankieta online umożliwiająca wypowiedzenie się. W ramach konsultacji instytucjonalnych, bezpośrednio zwróciliśmy się z zaproszeniem do składania uwag i opinii do wszystkich komórek organizacyjnych Urzędu Miasta Lublin, jednostek organizacyjnych miasta Lublin (instytucje kultury, spółki miejskie, jednostki budżetowe pracy, jednostki budżetowe opieki społecznej, jednostki budżetowe porządku publicznego, samorządowe zakłady budżetowe, podmioty lecznicze, żłobki oraz szkoły, przedszkola i pozostałe placówki oświatowe), pełnomocników prezydenta miasta Lublin oraz do organów doradczych, opiniodawczych i pomocniczych przy prezydencie miasta Lublin. Równolegle zaproszenia otrzymało 49 podmiotów znajdujących się poza sferą administracji gminy Lublin, a reprezentują-
MAT. PRAS.
MATERIAŁ PRZYGOTOWANY PRZEZ URZĄD MIASTA LUBLIN
MAT. PRAS.
MAT. PRAS.
W Lublinie powstaje inteligentna strategia rozwoju miasta, której współautorami są mieszkanki i mieszkańcy. Wyróżniający się w skali kraju wieloetapowy, wysoce partycypacyjny proces tworzenia dokumentu doprowadził do wypracowania syntezy wyobrażeń o przyszłości Lublina w perspektywie 2030 roku.
Dyskusje o Lublinie w przestrzeni miasta
Z kolei 9, 10 i 11 grudnia odbędą się trzygodzinne wysłuchania publiczne. Ich celem jest stworzenie przestrzeni do zabrania głosu na temat założeń Strategii Lublin 2030. Równocześnie zakładamy, że dotrzemy z informacją o opracowaniu Strategii Lublin 2030 do szerokiego grona odbiorców, szczególnie tych niezaangażowanych wcześniej w prace strategiczne i działania partycypacyjne oraz z ograniczoną mobilnością. Wysłuchania publiczne odbędą się w trybie online. Informacje związane z przebiegiem II etapu konsultacji społecznych można śledzić na bieżąco na stronie www.2030.lublin.eu i na portalu Facebook Strategia Lublin 2030.
Budowanie przyszłości
Chmura słów z kategorii do odpowiedzi na pytanie: Co powinno wydarzyć się lub zmienić w Lublinie, byśmy za dziesięć lat byli dumni z naszego miasta? – na podstawie analizy pytań otwartych ankiety internetowej cych m.in administrację samorządową i rządową oraz inne podmioty publiczne, w tym lubelskie uczelnie i instytuty naukowe. Zaproszenia wysłane zostały także do liderek i liderów tematycznych grup roboczych. Łącznie w tym etapie konsultacji społecznych udział wzięło 548 osób, wpłynęło 37 pisemnych odpowiedzi w ramach konsultacji instytucjonalnych.
∑ II etap W efekcie wszystkich dotychczasowych działań partycypacyjnych, a przy tym szeregu przygotowanych analiz i opracowań powstał projekt dokumentu Strategii Lublin 2030. Obecnie trwa II etap
konsultacji społecznych (od 15 listopada do 20 grudnia 2021 roku). W jego ramach przewidzieliśmy przeprowadzenie dwóch debat tematycznych (1 i 2 grudnia). To doskonała okazja do przybliżenia chętnym mieszkankom i mieszkańcom Lublina treści Strategii. Debaty to też przestrzeń do pogłębionej dyskusji i zadawania pytań na temat sformułowanych i opisanych w niej obszarów rozwojowych Lublina. Wydarzenie będzie transmitowane na dedykowanych kanałach na YouTubie. Dla uczestniczących w formie online zapewniamy opcję zadawania pytań w czasie wydarzenia oraz tłumaczenie na polski język migowy.
Strategia Lublin 2030 – wypracowana zgodnie z założeniami koncepcji Human Smart City – już niebawem stanie się trwałym i namacalnym rezultatem zaangażowania kilkunastu tysięcy lublinian w budowanie przyszłości swojego miasta. Wypracowany wspólnym wysiłkiem dokument tej rangi będzie narzędziem zarządzania Lublinem przez najbliższą dekadę. A jednocześnie, po raz pierwszy w jego historii, efektem bezpośredniego wkładu intelektualnego społeczności Lublina. Zakładamy, że ostateczny projekt Strategii Lublin 2030 zostanie przedłożony przez prezydenta miasta Lublin pod obrady Rady Miasta Lublin w styczniu 2022 roku. Podczas całego, ponaddwuletniego, partycypacyjnego procesu tworzenia Strategii Lublin 2030 wspierani byliśmy przez Stowarzyszenie Lubelska Grupa Badawcza – partnera społecznego projektu. / ©℗ Robert Żyśko – zastępca dyrektora ds. strategii, akademickości i smart city, Wydział Strategii i Przedsiębiorczości, Urząd Miasta Lublin Paulina Olchowska – kierownik referatu ds. promocji gospodarczej i rozwoju miasta, Wydział Strategii i Przedsiębiorczości, Urząd Miasta Lublin
◊ regiony.rp.pl REKLAMA 0919910/A/BUDZJ <\t>
Poniedziałek 15 kwietnia 2019
Życie regionów
R11
Życie regionów
R12
Poniedziałek 29 listopada 2021
◊ regiony.rp.pl
ROZMOWA MATERIAŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z URZĘDEM MARSZAŁKOWSKIM WOJEWÓDZTWA MAZOWIECKIEGO
Jak wygląda budżet Mazowsza na 2022 rok? Udało się go spiąć w kontekście zmian podatkowych Polskiego Ładu? Polski Ład to przede wszystkim reforma w podatku PIT i niższe dochody publiczne z tego tytułu. Samorządy wojewódzkie mają jednak niewielki w nim udział, więc dla nas to nie jest aż tak duży ubytek. Dlatego nasz budżet w tym kontekście jest dosyć perspektywiczny: łącznie to ponad 4,6 mld zł po stronie wydatków, z czego 1,4 mld zł na inwestycje.
Walczymy o przyszłość samorządów
widziane, zwłaszcza jeżeli mają one pokryć do 95 proc. wartości inwestycji. Wszyscy samorządowcy dbają przede wszystkim o swoich mieszkańców. Żaden konflikt nie ma na to wpływu.
Czy mazowiecki urząd marszałkowski zakończył już podział unijnych funduszy w ramach kończącej się perspektywy 2014–2020? Jest się tu czym pochwalić. Z całej puli 2 mld 89 mln euro, czyli ok. 9 mld zł, w ramach mazowieckiego RPO, mamy już zakontraktowane 96 proc. wszystkich funduszy. W tej chwili kończymy oceny w konkursach dla małych i średnich przedsiębiorstw, w których do podziału jest kilkaset milionów złotych. Można więc powiedzieć, że w zasadzie mamy już rozdysponowane 100 proc. środków.
Za to samorządy wojewódzkie mają duże udziały w CIT. A tu resort finansów przewiduje bardzo duży wzrost… Według informacji, którą otrzymaliśmy z Ministerstwa Finansów, dochody z tytułu podatku CIT mają się zwiększyć aż o 20 proc., co w naszym odczuciu jest zbyt optymistycznym założeniem, nawet jeśli w przyszłym roku utrzyma się szybkie tempo wzrostu gospodarczego. Naszym zdaniem Ministerstwo Finansów przeszacowało swoje prognozy, ale mamy obowiązek się do nich stosować. Dla nas to ryzyko, że wpływy do naszego budżetu będą mniejsze o kilkaset milionów złotych, choć ze względu na zmianę przepisów przekonamy się o tym dopiero w 2023 r.
Skąd ta surowa ocena polityki rządu, skoro Polski Ład w niewielkim stopniu dotyka samorząd regionalny? Traktujemy finanse samorządów jako nasz wspólny system. Jako samorządowcy walczymy o wspólny interes. W całym systemie luka jest szacowana na 14 mld zł, więc już na pierwszy rzut oka widać, że te 8 mld zł zapowiedzianej subwencji na pewno nie wystarczy. Tym bardziej że to dotacja jednorazowa w 2021 r., a krytyczne będą lata 2022, 2023 i 2024, które w pełni pokażą skutki przejścia na nowy system podatkowy. By skompensować ubytki dla miast i gmin, należałoby zwiększyć ich dochody własne poprzez wzrost ich udziału w PIT, z obecnych 39 do 49 proc., a nie rozdzielać subwencje czy dotacje. Tym bardziej że problemy finansowe miast i gmin mogą obniżyć ich potencjał inwestycyjny, a nawet ograniczyć sięganie po zewnętrzne źródła
RAFAŁ LATOSZEK
Czy województwa dostaną coś z 8 mld zł zapowiedzianej dla samorządów rekompensaty za Polski Ład? Wszystko w rękach Ministerstwa Finansów, które stosuje dosyć skomplikowane algorytmy i przeliczenia. To już tak zaawansowana inżynieria finansowa, że właściwie przekształca się w centralnie sterowany system finansowania samorządów. Niestety, zaczyna to przypominać system słusznie miniony, w którym dochody własne samorządów są zamieniane na niemalże ręczne ustalanie przez ministra finansów wpływów dla poszczególnych jednostek.
Na lata 2021–2027 pula dla Mazowsza ma wynieść prawie tyle samo, czyli ok. 2 mld euro. Jesteście zadowoleni z tej kwoty? Całkiem, bo mogło być znacznie gorzej. Przezornie jednak dokonaliśmy statystycznego podziału Mazowsza i od 1 stycznia 2018 roku w jednym województwie administracyjnym mamy dwa regiony statystyczne. Dzięki temu podziałowi uratowaliśmy dla Polski i Mazowsza około 1,5 mld euro. Dodatkowo część poza obszarem metropolitalnym będzie objęta też krajowym programem operacyjnym Fundusze Europejskie dla Polski Wschodniej 2021–2027. To kolejnych 400 mln euro. Ile z tych 2 mld euro to fundusze dla regionu stołecznego? Tu jest zarezerwowane 500 mln euro. Trzeba dodać, że początkowo rząd dla regionu stołecznego – czyli stolicy, 9 otaczających ją powiatów i 70 gmin – nie chciał dać na regionalnym poziomie żadnych pieniędzy. Chciał, żeby te samorządy korzystały tylko z programów które nie mają dobrych krajowych. Po proteście i akcji relacji z władzą centralną. wszystkich zainteresowanych włodarzy i samorządu województwa udało się nam No, ale coś dostaliście. wynegocjować z rządem Przy naszych wydatkach inwestycyjnych rzędu półtora początkowo 100 mln euro – a w końcu oczekiwane przez miliarda te 35 mln zł jest nas 500 mln euro. kwotą symboliczną. Rozumiałbym, gdyby z góry wprowadzono jakieś Kiedy ruszą nowe unijne kryteria, np. dochodowe, że fundusze na Mazowszu? dotacje są przeznaczone My jesteśmy w blokach tylko dla jakieś grupy startowych. Jednak to, kiedy samorządów. Ale nie, wszyscy Polska wynegocjuje mogli składać wnioski na i ostatecznie podpisze takich samych zasadach Umowę Partnerstwa i miały być one oceniane dotyczącą funduszy UE na wedle tych samych kryteriów. lata 2021–2027, zależy od Na koniec wyszło jednak jak dialogu między polskim zawsze w przypadku władz rządem a Komisją Europejską.
Rządowe programy pseudowsparcia mają służyć centralizacji władzy – ostrzega Adam Struzik, marszałek Mazowsza. finansowania, w tym fundusze UE – ze względu na kłopoty z zapewnieniem wkładu własnego.
Ale rząd już uruchomił Program Inwestycji Strategicznych – PIS. Tylko w tym roku rozdzielono ponad 23 mld zł. To są naprawdę duże pieniądze, które podnoszą potencjał inwestycyjny samorządów. Owszem, to duże kwoty, ale tak naprawdę to na razie tylko promesy, obietnice, a nie realne pieniądze. Poza tym, to i tak jest poważne wyzwanie dla samorządów. W dosyć szybkim tempie trzeba będzie ogłosić przetargi, a już w tej chwili rynek budowlany jest bardzo trudny. Zaczyna brakować wykonawców, trzeba się mierzyć z galopującymi cenami, niektóre towary i usługi wzrosły nawet o 50–70 proc. Nawet więc jeśli jakaś gmina dostała z programu 5 mln zł na daną inwestycję, to za chwilę okaże się, że ona jest warta 8 czy 9 milionów. Pytanie, co z tym fantem ma zrobić gmina? Dołożyć ze swojego budżetu, ograniczyć zakres zadania, zrezygnować? Ten program może okazać się wielkim propagandowym balonem, rząd będzie się chwalił
„rozdaniem” dziesiątek miliardów, ale konia z rzędem temu, kto wie, ile faktycznie z tych pieniędzy będzie można wykorzystać.
A Mazowsze składało wnioski do PIS? Zgodnie z zasadami programu złożyliśmy jeden wniosek na inwestycję o wartości do 5 mln zł, drugi – do 30 mln zł, trzeci – który nie miał limitów, jeśli chodzi o wartość, na kilkaset milionów złotych. Wszystkie dotyczyły przedsięwzięć drogowych. Pozytywną odpowiedź
Traktujemy finanse JST jako nasz wspólny system. Jako samorządowcy walczymy o wspólny interes otrzymaliśmy na te dwa mniejsze projekty, łącznie 35 mln zł, co oznacza, że w przeliczeniu na liczbę mieszkańców dostaniemy najmniejsze kwoty w kraju. Znowu więc widzimy, że podział został dokonany wedle kryteriów politycznych. Samorządy związane z PiS dostały więcej per capita niż te,
PiS, czyli według podziału politycznego.
A jak to jest, że sporo lokalnych włodarzy „psioczy” na rząd PiS, a jak ten rząd uruchamia kolejny program dotacji, to od razu ustawia się długa kolejka chętnych? Każde pieniądze zewnętrzne są przez samorządy oczekiwane i mile
Czy pana zdaniem te fundusze mogą być uruchomione z opóźnieniem albo w ogóle zablokowane – tak jak obecnie na włosku wiszą losy Krajowego Planu Odbudowy? Mam nadzieję, że nie. Ale to kwestia polityczna. Jeśli, nie daj Boże, zostanie uruchomiony mechanizm pieniądze za praworządność, to Polska może mieć duże kłopoty. Zresztą już ma, jak wynika jednoznacznie choćby z ostatniej wypowiedzi unijnego komisarza ds. sprawiedliwości podczas wizyty w Polsce. Jeżeli nie zostanie przywrócona
niezawisłość wymiaru sprawiedliwości, to będziemy mieć poważne problemy z otrzymaniem pieniędzy z Funduszu Odbudowy.
Słowa komisarza Didiera Reyndersa, szczerze mówiąc, zabrzmiały jak szantaż. To nie jest szantaż ze strony struktur europejskich, tylko obrona niezawisłości wymiaru sprawiedliwości i jego spójności z wymiarem europejskim. Gdyby w Polsce miały być wydawane pieniądze ze wspólnego unijnego
Uważam oczywiście, że kierunek, w którym Polska w tej chwili zmierza, jest fatalny budżetu bez gwarancji niezawisłości sędziów, to zagrożony jest też obrót gospodarczy. Trójpodział władzy jest ściśle określony w standardach światowych i europejskich. Trudno sobie wyobrazić, by Europa pogodziła się z tym, by w Polsce wymiar sprawiedliwości był zależny od władzy wykonawczej, od rządu i od większości w parlamencie. Wystarczy przywrócić niezawisłość wymiaru sprawiedliwości, a rząd może to naprawdę zrobić w ciągu kilku tygodni.
Za to nasz rząd przekonuje, że Polska poradzi sobie i bez Funduszu Odbudowy, a może i nawet bez funduszy UE. Co za bzdury. Samorządowcy czekają na te fundusze, czekają projekty w zakresie choćby ochrony zdrowia czy ochrony klimatu, czekają też przedsiębiorcy, bo te pieniądze mają służyć wsparciu rozwoju gospodarczego. Nie można dać się omamić rządowej propagandzie. Patrząc z punktu widzenia samorządów, te wszystkie działania związane z Polskim Ładem, te rekompensaty, programy pseudowsparcia mają służyć centralizacji władzy. Rząd dąży do ograniczenia dochodów własnych samorządów, a coraz większą rolę odgrywają transfery rządowe. Po prostu zamienia się to w taki mechanizm korupcyjny, w którym samorządy mają wisieć u klamki rządowej, taki polityczny klientelizm. To bardzo przemyślana metoda budowania państwa centralnie sterowanego, autokratycznego i monopartyjnego. Uważam oczywiście, że kierunek, w którym Polska w tej chwili zmierza, jest fatalny. Jakiś pomysł na zmianę tego kierunku? Nie ma innej drogi niż zmiana składu rządzącego przy urnach wyborczych. Mam nadzieję, że dojdzie do tego już w najbliższym czasie, tj. w 2023 roku. PiS samo z siebie nie zmieni doktryny, bo ta partia wierzy w jednowładztwo, w centralizm już nawet nie demokratyczny, tylko autokratyczny. / ©℗ —Anna Cieślak-Wróblewska