KUJAWSKO-POMORSKIE REGION NIEOGRANICZONYCH MOŻLIWOŚCI
14 GRUDNIA 2018 REDAKTOR PROWADZĄCY SŁAWOMIR ŁOPATYŃSKI DODATEK DO GAZETY WYBORCZEJ
DANIEL PACH
WYSOKIE LOTY WOJEWÓDZTWA WYDAWNICTWO WSPÓŁFINANSOWANE ZE ŚRODKÓW EUROPEJSKIEGO FUNDUSZU ROZWOJU REGIONALNEGO W RAMACH RPO WK-P NA LATA 2014-2020 ORAZ ZE ŚRODKÓW BUDŻETU WOJEWÓDZTWA KUJAWSKO-POMORSKIEGO
RP 1
33845801
Piątek 14 grudnia 2018
KUJAWSKO-POMORSKIE
REGION NIEOGRANICZNYCH MOŻLIWOŚCI MICHAŁ MIELEWCZYK
2
!
Marek Czekała
GRZEGORZ GIEDRYS: Nova Muzyka i Architektura to jedno z najbardziej wszechstronnych wydarzeń muzycznych w regionie. Jest muzyka poważna i popularna, symfoniczna i kameralna. Odbywają się wydarzenia towarzyszące: prelekcje, seansy filmowe. Dlaczego wybrał pan aż tak pojemną formułę tego wydarzenia?
Nova Muzyka i Architektura poprzez dobór miejsc koncertowych co roku opowiada o mieście, o jego zabytkach i historii. W tym roku nieoficjalnym hasłem festiwalu był „Obraz i dźwięk”, dlatego w większości koncertów było tak wiele nawiązań do muzyki filmowej.
MAREK CZEKAŁA: Na stanowisko dyrektora Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej powołano mnie we wrześniu 2016 r. Gdy je obejmowałem, festiwal miał już swoją piękną dwudziestoletnią tradycję, nie pozostało mi zatem nic innego jak kontynuowanie dokonań moich poprzedników. Nie znaczy to oczywiście, że wraz z dyrektorem ds. artystycznych Mariuszem Smolijem nie mamy swojego wkładu w rozwój tego festiwalu poprzez urozmaicony i starannie dobrany program, jak również poprzez zaproszenie do udziału w nim wielu wybitnych artystów.
Czy czuł pan tremę przed tym festiwalem, bo to w zasadzie pierwsza odsłona, przygotowana w pełni przez pana?
– Absolutnie nie. Mam wspaniałe zaplecze wpostaci moich współpracowników, którzy doskonale znają się na swojej pracy, bardzo dobrą orkiestrę i dyrektora artystycznego o dużym doświadczeniu i z kontaktami artystycznymi na całym świecie. Poszczególne punkty programu odbywają się w wielu miejscach – szczególnie wyjątkowo prezentują się zaś koncerty w scenerii toruńskich zabytków. Podejrzewam, że w niektórych lokalizacjach ciężko jest zrobić koncert muzyki symfonicznej.
– Najtrudniejsze dla nas są koncerty plenerowe – trudno na nich o akustyczną sterylność, a to zawsze przeszkadza wykonawcom. Martwimy się również opogodę. Że będzie za mokro, za sucho, za zimno, za ciepło, za mocny wiatr. W zamkniętych przestrzeniach nie mamy tych problemów i łatwiej nam nad wszystkim panować. Niełatwo jest również zorganizować koncerty w kościołach. To przepiękne miejsca, ale obardzo specyficznej akustyce, która sprzyja wykonaniu tylko niektórych utworów. Ten festiwal poprzez dobór miejsc koncertowych co roku opowiada omieście, ojego zabytkach, ojego historii. Wtym roku nieoficjalnym hasłem festiwalu był „Obraz i dźwięk”, dlatego w większości koncertów było tak wiele nawiązań do muzyki filmowej. Z jakich momentów jest pan szczególnie dumny, jeśli chodzi o tę edycję festiwalu Nova Muzyka i Architektura?
– Wszystkie koncerty są dla nas równie ważne, ale koncert inauguracyjny był wydarzeniem niezwykłym. Na scenie CKK Jordanki pojawiły się połączone siły dwóch orkiestr – Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej i Goettinger Symphonie Orchester, oraz dwóch chórów – Goettinger Stadtkantorei i Kantorei St. Jacobi, do tego dwie wspaniałe damy polskiej wokalistyki – Jadwiga Rappe i Ewa Biegas. Zabrzmiało dzieło wyjątkowe w wykonaniu ponad 200 artystów – Symfonia Gustawa Mahlera „Zmartwychwstanie”. Przygotowanie tej inauguracji wymagało dużego wysiłku od nas wszystkich, ale warto było. Efekt był imponujący. To prawda. A czy mógłby pan wskazać postać, z którą spotkanie było dla pana największym wydarzeniem?
– Ze względu na dużą różnorodność programową i wyrównany wysoki poziom artystyczny wykonawców niezmiernie trudno byłoby mi wyróżnić któregokolwiek z nich. Spotkanie zkażdym zwykonawców to nowe interesujące przeżycie i artystyczne doświadczenie.
BEZ MARZEŃ FESTIWAL SIĘ NIE ROZWINIE MATERIAŁY TOS
ROZMOWA Z MARKIEM CZEKAŁĄ*, DYREKTOREM TORUŃSKIEJ ORKIESTRY SYMFONICZNEJ
% Na koncercie inauguracyjnym 22. festiwalu zagrały dwie orkiestry – Toruńska Orkiestra Symfoniczna i Goettinger Symphonie Orchester oraz dwa chóry – Goettinger Stadtkantorei i Kantorei St. Jacobi. Ponad 200 artystów wykonało symfonię Gustawa Mahlera „Zmartwychwstanie” Zastanawiam się, czy są jakieś różnice między pracą nad takim festiwalem a festiwalem, który np. prezentuje muzykę popularną?
– Inny gatunek muzyki nie powoduje, że dany festiwal jest łatwiejszy czy trudniejszy w organizacji. Decydują o tym inne aspekty, czas trwania, liczba artystów biorących wnim udział, jakość przestrzeni koncertowych. Sądząc po liczbie słuchaczy na wydarzeniach 22. Międzynarodowego Festiwalu „Nova Muzyka iArchitektura”, możemy śmiało stwierdzić, że jest to również „festiwal muzyki popularnej”. Za co słuchaczom bardzo dziękujemy. Z jakimi problemami należy się zmierzyć, jeżeli przygotowuje się festiwal muzyki poważnej?
– Trudno jest zdefiniować pojęcie „muzyka poważna”, ale ten festiwal zpewnością nie jest festiwalem tylko tego rodzaju muzyki. Rozumiem.
– Jedną z podstawowych cech tego festiwalu jest różnorodność. Obok koncertów z muzyką klasyczną na estradzie fe-
NOVA MUZYKA I ARCHITEKTURA Jeden z największych w Polsce letnich festiwali z różnymi odmianami muzyki klasycznej, współczesnej i popularnej. Na koncertach, które odbywają się w plenerze i w scenerii toruńskich zabytków, króluje muzyka klasyczna, ale w programie znajdują się też wydarzenia podejmujące dialog z innymi gatunkami. W tym roku od 22 czerwca do 2 września byliśmy świadkami 23 wydarzeń: koncertów symfonicznych, kameralnych, recitali, projekcji filmowych i spotkań z prelekcją. Organizator festiwalu – Toruńska Orkiestra Symfoniczna – do współpracy zaprosił zarówno znakomitych artystów o międzynarodowej renomie, jak i młodych, wyróżniających się muzyków. W tym roku Toruń gościł artystów z takich krajów jak m.in. Polska, USA, Niemcy, Finlandia, Litwa i Hiszpania.
stiwalu pojawił się projekt „Symphonica – Rock Of Poland” i Grohman Orchestra z „Klasyką polskiej rozrywki”. Przy organizacji każdego z tych koncertów pojawiają się inne problemy. Koncert na barce na Wiśle będzie wymagał zapewnienia odpowiedniego nagłośnienia, a na koncert w Sali Mieszczańskiej Ratusza Staromiejskiego trzeba czasem przetransportować fortepian, w kościołach musimy zapewnić wykonawcom stosowne oświetlenie. Proszę mi wierzyć – również logistycznie to bardzo trudne przedsięwzięcie. Słyszałem, że Nova Muzyka i Architektura powstaje zawsze z potężnym wyprzedzeniem i można powiedzieć, że już właściwie kończycie pracę nad przyszłoroczną edycją. Z czego to wszystko wynika?
– Przesadą byłoby stwierdzić, że kończymy już prace nad przyszłoroczną edycją festiwalu. One trwają, ale w tym konkretnym momencie skupiamy się na bieżącej pracy, na podsumowaniu tegorocznego festiwalu. Mamy jednak świadomość, że czołowi artyści planują swoje koncerty z dużym wyprzedzeniem iaby móc ich pozyskać na przyszłoroczne wydarzenia, należy się znimi kontaktować już teraz. Musimy również czynić starania o pozyskanie stosownych środków finansowych, a byłoby to niemożliwe, gdybyśmy nie mogli pokazać przynajmniej wstępnego programu festiwalu czy też listy artystów, którzy będą brali w nim udział. Jak reagują na te koncerty muzycy naszej orkiestry? Czy w jakiś sposób to doświadczenie ich kształtuje?
– Nasza orkiestra składa się z profesjonalnych muzyków, którzy każdy swój występ traktują bardzo poważnie, akoncerty festiwalowe są jednymi z wielu, które wykonują w ciągu roku. Muszę jednak przyznać, że koncert inauguracyjny, o którym już tyle mówiłem, wywarł na nich ogromne wrażenie i dał im ogromną satysfakcję z jego wykonania. Koncert ten wramach 40-lecia współpracy Torunia z Getyngą z ogromnym suk-
cesem powtórzyliśmy w Getyndze. Było to cenne artystyczne doświadczenie, ale fakt, iż nawiązały się nowe przyjaźnie inowe kontakty pomiędzy muzykami, ma też swoje cenne znaczenie ponadartystyczne. Co w takim razie czeka nas w przyszłości na festiwalu?
– Ze względu na przyszłoroczny Festiwal i Konkurs Skrzypcowy, który planujemy na początku października, edycja letniej imprezy będzie trochę skromniejsza pod względem liczby wydarzeń, ale zapewniam państwa, że nie zabraknie ani interesujących wydarzeń, ani wspaniałych artystów z całego świata. To festiwal, który na stałe zagościł w naszym mieście, znalazł swoich wiernych fanów i przyjaciół, dlatego zrobimy wszystko, aby 23. edycja był kontynuacją, a jednocześnie czymś „novym” i odkrywczym. Czy ma pan jakieś marzenia związane z tym wydarzeniem?
– Oczywiście. Cieszymy się wszyscy z tego, co osiągnęliśmy, ale bez marzeń ten festiwal utknąłby w miejscu. Jednym z wielu jest zaproszenie do udziału wnim Mario Frangoulisa. Na razie to tylko marzenie, ale... może kiedyś. ROZMAWIAŁ GRZEGORZ GIEDRYS *MAREK CZEKAŁA
Absolwent Szkoły Muzycznej i Liceum Muzycznego w Katowicach. W 1992 r. ukończył Akademię Muzyczną w Bydgoszczy w klasie skrzypiec profesora Antoniego Cofalika. W trakcie studiów w 1977 r. podjął pracę jako skrzypek solista w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy. Jako skrzypek współpracował z Sinfonieorchester Berlin i Barok Orchester Berlin. W roku 1995 założył Orkiestrę im. Johanna Straussa, działającą również pod nazwą Orkiestra Symfoników Bydgoskich. Zespół w czasie 20 lat istnienia dał ponad tysiąc koncertów w kraju i za granicą. Od września 2016 roku jest dyrektorem Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej.
RP 1
KUJAWSKO-POMORSKIE
REGION NIEOGRANICZNYCH MOŻLIWOŚCI
Toruń To bez wątpienia jedno z najpiękniejszych miast w województwie. Nic więc dziwnego, że Toruń stał się scenerią dla licznych filmów. Tutaj powstał obraz „Prawo i pięść” Jerzego Hoffmana i Krzysztofa Skórzewskiego, którego znawcy określili mianem pierwszego polskiego westernu. Film niemal w całości został zrealizowany na Rynku Nowomiejskim. Bohaterką filmową stała się ulica Podmurna, która pojawia się m.in. w „Ludziach Wisły” Aleksandra Forda i w „Roku spokojnego słońca” Krzysztofa Zanussiego. Rynek Staromiejski i Dwór Artusa zobaczymy za to w filmie Janusza Majewskiego „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy”. W tej samej produkcji znalazły się kadry z Szewską i Przedzamczem. Ta ostatnia ulica stała się tłem do scen w „Roku spokojnego słońca” Zanussiego i „Wściekłym” Romana Załuskiego. Debiut reżyserski aktora Andrzeja Seweryna „Kto nigdy nie żył” kręcony był natomiast w okolicach Krzywej Wieży – uważne oko kinomana zauważy także Rynek Staromiejski i Żeglarską. Wszyscy znamy też pierwsze sceny kultowego „Rejsu” Marka Piwowskiego, które powstały na Bulwarze Filadelfijskim. Most im. Józefa Piłsudskiego stał się miejscem akcji w filmie „Zamach” Jerzego Passendorfera, opowiadającym o zamachu na generała Fransa Kutscherę. Pojawia się również w „Tataraku” Andrzeja Wajdy. W filmie „Jeszcze nie wieczór” Jacka Bławuta odnajdujemy toruński areszt śledczy. W filmach wystąpiły jeszcze inne toruńskie lokalizacje: na Bydgoskim Przedmieściu odbywa się akcja m.in. filmu „ Dżej Dżej” i „Wron” Doroty Kędzierzawskiej. Bydgoszcz To miasto również może się pochwalić bogatą historią filmową. Na Rybim Rynku i w okolicach Wyspy Młyńskiej powstały fragmenty odcinków kultowego serialu „Czterej pancerni i pies”. W filmie „Wśród nocnej ciszy” Tadeusza Chmielewskiego pojawiają się spichrze przy ul. Grodzkiej, Port Zimowy i kościół Najświętszej Marii Panny. W „Sąsiadach” Aleksandra Ścibora-Rylskiego widać za to ul. Królowej Jadwigi, starą gazownię przy ul. Jagiellońskiej, ul. Dworcową i Pomorską. Bydgoszcz stała się scenerią także dla „Magicznego drzewa” Andrzeja Maleszki, „Dżej, Dżej” Macieja Pisarka i popularnego serialu „Prawo Agaty”. Stąd pochodzi plejada uznanych twórców polskiego kina: Kazimierz Karabasz, Leonard Pietraszak, Roma Gąsiorowska, Robert Wichrowski, Grażyna Szapołowska, Maciej Cuske i Marcin Sauter.
RP 1
Grudziądz To piękne nadwiślańskie miasto znajduje się na Europejskim Szlaku Gotyku Ceglanego. Najgłośniejszą realizacją, która tu powstała, jest „Tatarak” Andrzeja Wajdy. Mistrz na miejsce akcji swojego filmu wybrał urokliwe zakątki Starego Miasta: ulicę Wodną, podnóże Góry Zamkowej, błonia nadwiślańskie i wznoszące się ponad nimi spichlerze oraz wieżę kościoła, które widzimy w scenie potańcówki. W „Tataraku” pojawia się także most drogowy im. Bronisława Malinowskiego, który jest najdłuższym mostem drogowo-kolejowym
3
NA FILMOWYM SZLAKU Gdzie powstały zdjęcia do „Karbali”? Które miejsce w regionie udawało Sicz Zaporoską? Czy Toruń nadaje się na scenerię polskiego westernu? Co z Bydgoszczy zobaczymy w popularnych filmach i serialach? GRZEGORZ GIEDRYS ARKADIUSZ WOJTASIEWICZ / AGENCJA GAZETA
T
Joanna Kulig i Piotr Głowacki na planie filmu „Disco polo”
!
WOJCIECH KARDAS / AGENCJA GAZETA
wórcy chętnie wybierają województwo kujawsko-pomorskie jako scenerię swoich filmów. Wszystkie realizacje, które pojawiły się w tym regionie, kataloguje i opisuje Kujawsko-Pomorska Trasa Filmowa. Jej celem jest ukazanie wszechstronności i bogactwa naszego dziedzictwa filmowego. Znajdziemy tutaj katalog wszystkich filmów, które w ostatnich latach powstały w regionie. Strona wylicza także twórców zarówno tych wywodzących się z tych stron, jak i tych, którzy tutaj pracowali nad swoimi obrazami. Informacje są tak szczegółowe, że bez trudu bylibyśmy w stanie przygotować wycieczkę szlakiem wszystkich filmów zrealizowanych w regionie.
Piątek 14 grudnia 2018
Maciej Stuhr zagrał główną rolę w „Excentrykach”
!
w Polsce – widzimy go w scenie łapania autostopu w deszczu przez główną bohaterkę, w którą wciela się Krystyna Janda.
Włocławek Artyści chętnie przez lata wykorzystali przemysłowy charakter tego ośrodka. We Włocławskich Zakładach Celulozowo-Papierniczych akcję swojej powieści osadził Igor Newerly. „Pamiątkę z Celulozy” przeniósł na ekrany Jerzy Kawalerowicz w filmach „Celuloza” i „Pod gwiazdą frygijską”. W obrazach możemy zauważyć charakterystyczny element panoramy dawnego Włocławka – wielki ceglany komin Celulozy. Dziś tego obiektu już nie ma, został zburzony w 2009 roku. Słynne Azoty, które dziś funkcjonują jako Anwil, zagrały zaś w debiucie fabularnym Krzysztofa Kieślowskiego „Blizna”. Chełmno Ten ośrodek chętnie nazywamy „Miastem Zakochanych” lub „Miastem Miłości” za sprawą relikwii św. Walentego przechowywanych w kościele farnym i obchodzonym 14 lutego „Walentynkom Chełmińskim”. To tutaj Dorota Kędzierzawska kręciła swój film „Jestem”. Łukasz Palkowski wykorzystał m.in. chełmiński cmentarz w serialu „Belfer”, a Borys Lankosz wfilmie „Ziarno prawdy” przedstawił wnętrza kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Gościła tu również na krótko ekipa serialu „Czterej pancerni ipies”, awostatnim czasie Chełmno na parę dni zamieniło się wjedną zdzielnic Królewca wjapońskiej produkcji „Persona non grata”. Radzyń Chełmiński Ruiny zamku w tym mieście wybrał Hubert Drapella jako miejsce akcji swojego serialu „Pan Samochodzik i templariusze”. Scenariusz powstał na podstawie bestsellerowej powieści Zbigniewa Nienackiego. I choć se-
rialowy zamek mieści się na Pojezierzu Suwalskim, to właśnie ruiny zamku w Radzyniu Chełmińskim gościły ekipę filmową, wtym Stanisława Mikulskiego, który po wielkim sukcesie „Stawki większej niż życie” wcielił się w postać Pana Samochodzika. Na drodze zRadzynia Chełmińskiego do Wąbrzeźna znajdują się Jarantowice, w których urodził się Paul Wegener, wybitny aktor i reżyser filmowy. Był twórcą wyjątkowym, uznawanym za jednego z inicjatorów nurtu kina grozy w światowym filmie.
Chełmża Tu znajduje się prawdopodobnie jedyny w Polsce pomnik Charlie Chaplina, który stoi przy jednym ze sklepów przy ul. Paderewskiego. Tutaj również akcję swojego serialu umieścił Łukasz Palkowski, reżyser „Belfra”, jednego z najciekawszych polskich seriali ostatnich lat. Bohaterów spotykamy często w okolicach chełmżyńskiej plaży, a w kadrach widać bar Kozaczek, który zagrała restauracja Mistral przy ul. Łaziennej. Ciechocinek To niezwykle popularne uzdrowisko co roku odwiedzają tysiące kuracjuszy, którzy szukają tu nie tylko zabiegów leczniczych, ale również spotkań towarzyskich – taki właśnie obraz odnajdujemy w filmie bydgoszczanina Macieja Cuske „Kuracja”. Część scen zrealizował tu również inny reżyser Rafał Kapeliński w filmie „Konfident”. Jednak najgłośniejszym filmem ostatnich lat, którego zdjęcia realizowane były w przestrzeni uzdrowiskowej Ciechocinka, są „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy” Janusza Majewskiego. Na ekranie odnajdujemy m.in. słynną restaurację Bristol, szpital uzdrowiskowy, stację kolejową i zlokalizowaną w sercu parku zdrojowego muszlę koncertową.
Nieszawa Uroki Nieszawy urzekły polskich filmowców, którzy właśnie wjej przestrzeni umieścili akcję swoich filmów. Pierwszy z nich to obraz Tadeusza Chmielewskiego z1974 roku „Wiosna, panie sierżancie” z Józefem Nowakiem w roli głównej. Filmowe miasteczko Trzebiatów niemalże w całości odgrywa Nieszawa. W kadrze widzimy m.in. Rynek, ulicę 3 Maja, atakże inne urokliwe uliczki wcentrum miasteczka. W 2007 roku w Nieszawie powstały zdjęcia do filmu „Ballada o Piotrowskim” wreżyserii Rafała Kapelińskiego, wktórym wystąpili m.in. Krzysztof Kiersznowski, Zbigniew Zamachowski, Elżbieta Janosik, Zofia Merle. Przystań promową iprom przez Wisłę zobaczymy zaś w „Excentrykach”. Lipno Jest miastem narodzin wielkiej polskiej aktorki Barbary Apolonii Chałupiec, czyli Poli Negri – jednej z pierwszych wielkich gwiazd kina niemego. W Lipnie mieści się Izba Pamięci Poli Negri, która została otwarta 24 października 2005 roku podczas uroczystości związanych z odsłonięciem pamiątkowej tablicy poświęconej aktorce. Lipnowskie Towarzystwo Kulturalne im. Poli Negri co roku organizuje przegląd twórczości filmowej Pola iInni. Izba wswych zbiorach ma liczne fotografie aktorki, publikacje na jej temat, dokumenty, listy i wiele innych cennych pamiątek. Wplacówce można również obejrzeć ocalały fragment amatorskiego filmu przedstawiającego Polę Negri iCharliego Chaplina. Pałuki Ten piękny region za miejsce akcji swoich filmów wybrał wybitny polski reżyser Jerzy Hoffman, twórca ekranizacji kolejnych części „Trylogii” Henryka Sienkiewicza. Reżyser odwiedzał Pałuki dwukrotnie. Najpierw podczas ekranizacji „Ogniem imieczem” – Biskupin zagrał tu Sicz Zaporoską. Później podczas kręcenia filmu „Stara baśń. Kiedy słońce było bogiem”. Ekipa realizowała zdjęcia we wsi Drewno nad Jeziorem Oćwieckim. Powstały tam sceny przeprawy wojsk, wydarzenia w chacie Mirsza, święto kupały, sceny wchramie Świętowita. Biskupin przepięknie został sportretowany wscenie rozgrywającej się w zagrodzie Wisza. Kolejnym reżyserem, który pokochał malowniczość Pałuk, jest Maciej Bochniak. W filmie „Disco polo” wykorzystał m.in. Bożejewiczki, piechcińską kopalnię wapienia jurajskiego oraz Niwy. W miasteczku rozrywki Silverado City w Bożejewiczkach pod Żninem ekipa nakręciła scenę, w której główni bohaterowie wjeżdżają samochodem do wesołego miasteczka. Na Pałukach gościł również Andrzej Seweryn z ekipą, kręcąc debiut reżyserski „Kto nigdy nie żył” m.in. w Wenecji, w zespole pałacowym w Lubostroniu oraz w okolicach Żnina. Piechcin Krzysztof Łukaszewicz w tej małej miejscowości nakręcił sceny do filmu „Karbala”, który opowiada o autentycznych wydarzeniach z szyickiej rebelii w Iraku – bitwie w Karbali, w której wzięli udział polscy żołnierze. Tu również powstawały ujęcia do „Misji Afganistan”, inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami, w którym wystąpili tacy aktorzy jak m.in. Paweł Małaszyński, Eryk Lubos, Tomasz Schuchardt i Sebastian Fabijański. Na podstawie materiałów ze strony film.kujawsko-pomorskie.pl
4
Piątek 14 grudnia 2018
KUJAWSKO-POMORSKIE
REGION NIEOGRANICZNYCH MOŻLIWOŚCI
MARTA LESZCZYŃSKA: Fotografia analogo-
Kodak wycofał ze sprzedaży w 2012 roku swój słynny film Ektachrome. Przed laty cieszył się popularnością, ale przyszedł moment, kiedy wszyscy zaczęli fotografować cyfrowo. Steve McCurry, fotoreporter znany m.in. z portretu afgańskiej dziewczyny, który w 1984 roku zagościł na okładce „National Geographic”, zgłosił się wtedy po ostatnią wyprodukowaną rolkę. Ekipa „National Geographic” śledziła go z kamerą, kiedy robił 36 ostatnich zdjęć. Zrobił kilka klatek Robertowi De Niro. Potem stwierdził, że ostatnie zdjęcia muszą być z Indii, bo tam są najpiękniejsi ludzie. Teraz fotografia analogowa wraca do łask. Kodak właśnie wznowił produkcję Ektachrome. Ludzie fotografują analogowo z sentymentu?
– Potwierdziło się to, co przeczuwałam, tworząc Vintage Photo Festival. Wierzyłam w powrót do dawnych technik fotograficznych. Wielu artystów coraz częściej sięga do analoga lub łączy cyfrę z technikami tradycyjnymi, które patrząc po publikowanych projektach i ostatnich wystawach, przeżywają prawdziwy renesans. Dlaczego?
– Fotografia cyfrowa nam zbrzydła, bo jest tego wszystkiego za dużo. To, co miało być ułatwieniem w robieniu zdjęć, czyli cyfrowe pliki, brak chemii czy brak konieczności wywoływania, stało się jej przekleństwem. Dziś nikt już nie wywołuje zdjęć. Mało tego, nikt ich nie ogląda. Bo i po co, skoro już raz je widzieliśmy w momencie naciśnięcia na spust migawki? A czasami już nawet przed, dzięki funkcji Live View. Zniknęła cała magia oczekiwania na efekt wywołanych zdjęć. Choć on nie zawsze był taki, jak oczekiwaliśmy, to jednak adrenalina była niezastąpiona. Biliony zdjęć powstają codziennie na świecie i zalegają gdzieś na dyskach twardych.
FOTOGRAFIA CYFROWA NAM ZBRZYDŁA Vintage Photo Festival powstał z wiary w powrót do dawnych technik fotograficznych. Jego autorka Katarzyna Gębarowska nie myliła się. Cyfra już nie wystarcza. Wielu artystów coraz częściej sięga do fotografii analogowej lub łączy cyfrę z technikami tradycyjnymi, które przeżywają prawdziwy renesans. ROZMOWA Z KATARZYNĄ GĘBAROWSKĄ WŁAŚCICIELKĄ GALERII FARBIARNIA I DYREKTOR VINTAGE PHOTO FESTIVAL ARKADIUSZ WOJTASIEWICZ / AGENCJA GAZETA
wa ma jeszcze swoich fanów? KATARZYNA GĘBAROWSKA: Pamiętam, jak
Coraz częściej ze starymi aparatami zobaczyć można bardzo młodych ludzi.
– Młodzi ludzie dziś muszą się przeciwko czemuś buntować. Wyrażają to, poszukując własnej drogi, zaznaczając swoją indywidualność. Ciężko to zrobić cyfrą, gdzie zdjęcia są komputerowo tak ustawione, że mają automatycznie tę samą kolorystykę czy nasycenie. W fotografii analogowej już od momentu zakupu filmu można było określać swój styl – ci, którzy kupowali Kodaka, woleli kolory ciepłe, ci co Fuji – zimne. Poza tym eksperymentowanie z całą masą dawnych technik fotograficznych to niezwykła frajda. Które techniki na warsztatach Vintage Photo Festival cieszą się największym zainteresowaniem?
– Wszystkie techniki dawne: mokrego kolodionu, gumy, wywoływanie odbitek z Polaroidów. Festiwal to nie tylko warsztaty. Co roku to kilkanaście wystaw. Jak wybierasz projekty na kolejne edycje?
– Bardzo subiektywnie, ale staram się to robić według tematycznego klucza. Jak już ustalę temat, pozostaje dobór artystów. Dużo podróżuję i czerpię inspirację ze świata. Przynajmniej raz w roku staram się być w Berlinie i Paryżu, ale coraz bardziej otwieram się na Wschód, bo to tam dziś aż wrze od nowości. W tym roku wybieram się do Indii na słynne Kochi-Muziris Biennale. Poza tym śledzę międzynarodowe konkursy, staram się zapraszać ciekawych młodych twórców, którzy już świetnie rokują. Dlatego na festiwalu co roku goszczę twórców z całego świata. Czasami przybywają z bardzo daleka – Chin, Erytrei czy Kanady. W tym roku festiwal miał dwa motywy przewodnie.
– Kluczem był ustanowiony przez Sejm Rok Kobiet oraz ustanowiony przez miasto Bydgoszcz Rok Dziedzictwa Przemysłowego. Pokazywaliśmy zatem w wielu przestrzeniach poprzemysłowych miasta różne projekty ukazujące oblicza kobiet w fotografii, przypominając, że to właśnie fotografia była pierwszą sztuką emancypacyjną. W czasach gdy kobiety nie miały dostępu na Akademie Sztuk Pięknych i tylko nieliczne mogły uczyć się malarstwa, dla wielu z nich to aparat fotograficzny stawał się narzędziem artystycznej ekspresji.
W tym roku na Vintage Photo Festival poznaliśmy kilka takich artystek.
– Obejrzeć można było m.in. oparty na faktach film „Uwiecznione chwile Marii Larsson”, który przenosi widza do Szwecji początku XX wieku. Maria była młodą kobietą klasy robotniczej, która wygrała na loterii kamerę. Do tej pory jej życie wyznaczały coroczne porody, była bita przez męża. Fotografia stała się jej sposobem na kontakt ze światem i znieczulenie swojego bólu egzystencji. Kiedy ogląda się ten film, aż nie chce się wierzyć, że było to tak niedawno. Jest porażający, ale bardzo ważny. Oglądaliśmy też chociażby zdjęcia Norweżki Tonje Boe Birkeland. „Postacie” to cykl o wykluczeniu kobiet z dyskursu bardzo popularnego w historii sztuki, poświęconemu wędrówce. Na niedawnej wystawie w Paryżu „Kto się boi kobiet fotografek” był cały dział temu poświęcony. Fotografkom przykładowo odmawiano udziału wwysokogórskich wycieczkach, bo sądzono, że będą opóźniać wyprawę. Nie miały szansy robić takich zdjęć jak Ansel Adams, który zasłynął swoimi czarno-białymi fotografiami parków narodowych. Birkeland w swoim projekcie wciela się w kobiety podróżniczki i tak się portretuje. W ten sposób stara się pisać na nowo historię sztuki. Któraś z tych fotograficznych opowieści wywarła na tobie szczególne wrażenie?
– Maszy Iwaszincowej. W tym roku zorganizowaliśmy pierwszą na świecie wystawę jej zdjęć. Kim była?
– Rosyjską artystką, której życie przypomina trochę historię Vivian Maier, słynnej Amerykanki, która przez około 40 lat pracowała jako opiekunka wChicago. Wtym czasie zrobiła ponad 100 tysięcy zdjęć na ulicach miasta. Po jej śmierci odkryto niewywołane negatywy. Natychmiast została okrzyknięta jedną z najważniejszych artystek XX wieku, a jej prace wystawiane były w galeriach całego świata. 30 tys. negaty-
wów zdjęć Maszy znalazła na strychu jej córka, też dopiero po śmierci artystki. Kiedy informacja o znalezisku obiegła świat, postacią Maszy zainteresował się Hollywood. Chyba bliskie jest ci herstoryczne opowiadanie o fotografii?
– Gdy na studiach w Berlinie na Uniwersytecie Humboldta przeczytałam słynny esej Lindy Nochlin „Dlaczego nie znamy wielkich artystek?”, uświadomiłam sobie, dlaczego w liceum w Polsce nie lubiłam historii, pomimo iż moja matka jest historyczką z wykształcenia, a ojciec z zamiłowania. Po prostu w tych historiach, poza nielicznymi wyjątkami typu Maria Antonina, wogóle nie było kobiet. Dziś na szczęście żyjemy w innej rzeczywistości. Moja córka może już się uczyć historii nie tylko z podręczników, ale też ze
# Katarzyna Gębarowska
świetnych książek, które ostatnimi czasy pojawiły się na polskim rynku właśnie dla nastolatek: Anny Dziewit-Meller „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”, Penelope Bagieu „Tupeciary. O kobietach, które robią to, co chcą”, czy „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek. 100 historii niezwykłych kobiet” Eleny Favilli i Francesci Cavallo. Ja poszłam w kierunku fotografii inaturalnym dla mnie jest, że opowiadam o niej herstorycznie. Na tym polu jest tyle do zrobienia. Właśnie na przyszłoroczną edycję festiwalu przygotowuję dużą wystawę o bydgoskich pionierkach fotografii zawodowej zlat 1888-1945, która będzie pokazana wMuzeum Okręgowym wBydgoszczy. Aż trudno uwierzyć, że mamy rok 2018, anigdy wcześniej nie było takiej wystawy.
KO BIE TY FO TO NU Na festiwalu miała premierę książka „Kobiety Fotonu”, której jesteś współautorką. Jej bohaterkami znów są kobiety, związane z największym producentem papierów światłoczułych w Polsce – Fotonem. – Pomysł na książkę zrodził się podczas spotkania autorskiego z Teresą Gierzyńską podczas IV edycji festiwalu. Teresa, notabene żona niedawno zmarłego Edwarda Dwurnika, przez lata żyła w cieniu sławnego męża i mało kto w ogóle wiedział, że jest świetną fotografką. W Bydgoszczy pokazała wybrany przeze mnie zestaw fotografii, z których większość była pokazywana po raz pierwszy. Zapytana o swój warsztat, odparła, że wszystko zawdzięcza Fotonowi, bo to właśnie wyjątkowość fotonowskich papierów umożliwiła jej tak twórczą pracę. W książce tak to komentuje: „Papiery do powiększeń bydgoskiego Fotonu to była moja miłość”. Spotkanie autorskie prowadziła Małgorzata Czyńska, świetna biografistka, a prywatnie moja przyjaciółka. Po spotkaniu powiedziałam jej o pomyśle na książkę o Fotonie napisaną z perspektywy kobiet od laborantek po artystki. Małgosia od razu dostrzegła w tym potencjał i zgodziła się napisać tekst. Czytając książkę, poznajemy tajniki pracy laboratoriów, ale też kto w Bydgoszczy lubił fotografować się w negliżu. – W książce można znaleźć taki fragment „Pracownice laboratorium już po nazwiskach poznawały, czego można się po danych zdjęciach spodziewać. Byli panowie – stali klienci – którzy uwielbiali fotografować się nago. Albo małżeństwo, które robiło sobie erotyczne zdjęcia w atelier, i państwo zawsze życzyli sobie po trzy odbitki z każdej klatki. Jak przychodziły zdjęcia od pewnego lekarza z Bydgoszczy, który fotografował nago żonę czy kochankę, to pół laboratorium się zbiegało na chichoty. To były ar tystyczne i śmiałe zdjęcia. Dziewczyny trochę się pośmiały, ale nigdzie na zewnątrz te historie nie wychodziły, bo pracowników obowiązywała tajemnica”. RP 1
KUJAWSKO-POMORSKIE
REGION NIEOGRANICZNYCH MOŻLIWOŚCI
RP 1
Nie ma muzyki bez rytmu Ale Drums Fusion należy rozumieć nie tylko jako festiwal perkusistów, ale jako wielkie święto rytmu. – Chcieliśmy, by festiwal stał się prawdziwym tętnem Bydgoszczy, która na kilka dni staje się Beat-goszczą – mówi Marek Maciejewski – dyrektor festiwalu. – Rytm to podstawa naszej komunikacji od zarania dziejów. To jeden z pierwszych języków, którym porozumiewała się ludzkość. Dopiero z czasem wokół niego zaczęła pojawiać się melodia – mówi Maciejewski. – Muzyka i rytm to język uniwersalny. Każdy z nas na swój sposób go rozumie. Bo dla każdej żywej istoty nie ma nic bardziej naturalnego. Serce, które napędza krew w naszych żyłach, to przecież nic innego jak rytm determinujący nasze istnienie, który ani na chwilę w nas nie cichnie, bo jest najgłębszym przejawem życia. Każdy z nas ma też swój osobny rytm, choćby rytm swojego dnia. Mamy swoje rytuały, zwyczaje. Jedni budzą się rano z wielką energią, innym puls przyspiesza dopiero po zmroku. Lubimy poranną kawę o konkretnej porze, mamy swój czas na pracę i relaks. Dlatego wśród gwiazd Drums Fusion byli już nie tylko perkusiści. Na finał tegorocznej edycji zagrali wiolonczeliści z zespołu Apocalyptica. – Ta grupa jest właściwe najdoskonalszym przykładem idei festiwalu. Grając na czterech wiolonczelach Finowie wykonują niezwykłe karkołomne rytmiczne figury. Warstwa rytmiczna w tym, co robią, jest niebywale skomplikowana i opiera się na niższych rejestrach. Poza tym Apocalyptica z zasady przełamuje konwencjonalne myślenie o muzyce. W końcu to grupa, która gra metal na instrumentach klasycznych. Jaki zespół lepiej pasowałby na festiwal, który ma w nazwie słowo fuzje? – mówi Maciejewski. W myśl tej idei na festiwalu był już koncert z muzyką Krzysztofa Komedy, mocne metalowe uderzenia w wykonaniu bydgoskiej formacji NoNe, Urszula Dudziak, ikona muzyki, twórczyni rytmicznego śpiewu zwanego scatem czy koncert ze swingowymi wersjami muzyki Chopina, Mozarta i Bacha. Program festiwalu wypełniły też m.in. koncerty: do wyświetlanych na ekranie filmów animowanych oraz na ścianie budynku – muzycy półtorej godziny grali wbrew prawu grawitacji, stojąc na pionowej scenie, zabezpieczeni alpinistycznymi linami. Co roku atrakcją jest też wielka muzyczna parada ulicami Bydgoszczy. Uczestnikom festiwalu udało się też pobić rekord Guinnessa. Podczas X edycji Drums Fusion bydgoszczanie ustanowili rekord w grze na naj-
5
MUZYCZNE SERCE BYDGOSZCZY Gwiazdy światowego formatu, plenerowe koncerty, warsztaty mistrzowskie i roztańczone parady na ulicach miasta – podczas Drums Fusion Bydgoszcz na kilka dni staje się Beat-goszczą. To jedyny festiwal w mieście, który może się pochwalić rekordem Guinnessa. fy, ale też na poznanie osobiście uznanych pedagogów i wirtuozów często światowej klasy. Zobaczyć ich z bliska przy instrumencie i możliwość zadawania pytań, to coś niezwykle cennego.
MICHAŁ GROCHOLSKI / AGENCJA GAZETA
N
! Terry Bozzio, który gościł na festiwalu, ma największy zestaw perkusyjny na świecie GRAŻYNA MARKS / AGENCJA GAZETA
MARTA LESZCZYŃSKA a Drums Fusion gościł Terry Bozzio, posiadacz największego zestawu perkusyjnego na świecie. Mnogość elementów, które się na niego składają – bębnów basowych, kotłów, kociołków, talerzy i perkusjonaliów – sprawia, że Bozzio z powodzeniem występuje sam i na scenie nie potrzebuje innych muzyków. W Bydgoszczy grał też Dave Lombardo jeden z najszybszych perkusistów na świecie, znany najbardziej z gry w legendarnym metalowym zespole Slayer. – Świat zza bębnów jest dla mnie najlepszy. To spokojne miejsce, które kocham – mówiła tuż przed koncertem w Bydgoszczy Cindy Blackman-Santana. To ona nagrywała m.in. partię perkusji do albumu Lenny’ego Kravitza „Are You Gonna Go My Way”. Swoimi umiejętnościami na Drums Fusion popisywał się też m.in. Pete Lockett, światowej sławy perkusjonalista. Jego grę słychać na płytach Petera Gabriela, Björk, Sinéad O'Connor czy Amy Winehouse, a także na ścieżkach dźwiękowych do filmów o Bondzie i w „Moulin Rouge”. Nad Brdą gościł też Manu Katche – perkusista Stinga i Petera Gabriela. To współtwórca słynnych hitów Stinga – „Englishman in New York” i Petera Gabriela „Sledgehammer”.
Piątek 14 grudnia 2018
! Podczas X edycji Drums Fusion bydgoszczanie ustanowili rekord w grze na największym bębnie świata, który miał 10-metrową średnicę większym bębnie świata. Miał 10-metrową średnicę, jego waga przekraczała trzy tony. Do bicia rekordu śmiałkowie przystąpili w ultratrudnych warunkach. Na sekundy przed rozpoczęciem Polska wygrała mecz o ćwierćfinał ze Szwajcarią w czasie Euro 2016. Rozradowani kibice dołączyli do tłumu i wtedy lunęła z nieba ściana deszczu. W rytmie hitu Queen „We Will Rock You” 296 osób uderzało w bęben. Setki innych kibicowało. Konkurencja była trudna, bo w 2013 roku padł pierwszy rekord w liczbie bębniących na megabębnie – na festiwalu Przystanek Woodstock jednocześnie zagrały na nim 263 osoby.
Instrument do oglądania Nie byłoby też Drums Fusion bez warsztatów mistrzowskich. Owszechstronności perkusistów opowiada uznany perkusista Piotr Biskupski: – W przypadku innych instrumentów specjalizacja przychodzi zwykle z czasem, a perkusiści bardzo szybko muszą opanować umiejętność gry na bardzo różnorodnych instrumentach: wibrafonie, marimbie, ksylofonie, instrumentach symfonicznych, jak kotły, werble, etc. Jest jeszcze zestaw perkusyjny, który jest przynależny tym, nazwijmy to – choć niesłusznie – lżejszym gatunkom muzycznym i drobne instrumenty perkusyjne, które potocznie nazywa się przeszkadzajkami. Gra na nich, wbrew nazwie, wcale nie jest umiejętnością drobną, a daleko posuniętą specjalizacją. Si-
łą rzeczy już na etapie kształcenia perkusiści są rzuceni na szerokie wody. Szybko poszerzają swoje muzyczne horyzonty – tłumaczy skąd udział perkusistów w tak wielu różnych muzycznych projektach. Jest jednak przekonany, że mnogość muzycznych stylów to niejedyny powód sukcesu festiwalu poświęconego sztuce gry na perkusji. – To, co może być bardziej interesujące dla odbiorców, to fakt, że jest instrumentem bardzo widowiskowym. To instrument nie tylko do posłuchania, ale też do oglądania. Jego spektakularne rozmiary, błysk blachy, skala ruchów muzyka i jego energia podczas gry zawsze robią wrażenie w odbiorze – mówi perkusista. – Zależy nam też, by na Drums Fusion pokazywać wirtuozerię. Dlatego wciąż bardzo ważną częścią festiwalu są nie tylko koncerty czy wydarzenia w przestrzeni miejskiej, ale również Forum Perkusyjne i warsztaty mistrzowskie. W tym roku gościliśmy m.in. doskonałe marimbafonistki z Niemiec i Korei. Marimba to instrument wywodzący się z Afryki. Ale pasja wykonawców na przestrzeni lat pokazała, na ile to jest instrument solowy, na którym dokonuje się transkrypcji utworów komponowanych z myślą o zupełnie innych instrumentach. Na marimbie można więc zagrać nie tylko muzykę etniczną, ale też Bacha czy kompozytorów współczesnych. Forum to – zwłaszcza dla młodych, kształcących się jeszcze muzyków – szansa nie tylko na warsztatowe szli-
Kolebka najlepszych Drums Fusion to letni festiwal dopiero od kilku sezonów. – Przed laty odbywał się w listopadzie. Jesień to dość ponura pora roku, koncerty mogły być organizowane tylko w pomieszczeniach, a perkusja uwielbia przestrzeń. Stąd pomysł, by pod nieco zmienioną nazwą pokazać festiwal w letniej plenerowej odsłonie, dzięki czemu mamy szansę dotrzeć do jeszcze szerszej publiczności – mówi Biskupski. – Pamiętam ten festiwal sprzed lat, kiedy odbywał się jeszcze jesienią – w Węgliszku i niewielkich salach rozproszonych w całym mieście. Udało nam się tę imprezę wspaniale rozwinąć. Dziś jest żywym tętnem Bydgoszczy. To dzięki temu festiwalowi w świecie mówi się o Bydgoskiej Szkole Perkusji. To w Bydgoszczy wirtuoz John Beck ustanowił światowy dzień perkusji – mówi Marzena Matowska, dyrektor Miejskiego Centrum Kultury, które organizuje imprezę. – Artyści, którzy już u nas zagrali, jak pszczoły nektar roznoszą dobre opinie o festiwalu. Wszyscy podkreślali jedną rzecz: bardzo wysoką kulturę miejsca – mówi Maciejewski. – Wszystko na tym festiwalu się zgadza. Jest wspaniała publiczność, świetnie przyjmująca drumsfuzjowe koncerty. Dzięki niej atmosfera tego czasu staje się wyjątkowa. Unikatowa przestrzeń Wyspy Młyńskiej oraz całe spektrum imprez towarzyszących koncertom znakomicie dopełniają formułę. Perkusja czy rytm rzadko są tematem festiwalu, zwykle imprezy muzyczne to seria koncertów artystów związanych z jakimś konkretnym stylem. Bydgoski festiwal do pewnego momentu był przeglądem świetnych pomysłów i projektów muzycznych perkusistów głównie wywodzących się z Bydgoszczy, ale odkąd zmienił formułę – nic nie tracąc ze swoich najważniejszych pierwotnych założeń – udaje się nam robić jedną z bardziej oryginalnych imprez na mapie Polski Dlaczego akurat bydgoski festiwal perkusistów rośnie w siłę? Nie tylko dzięki mocnemu programowi, ale też bogatej tradycji. Marek Maciejewski przypomina: – Bydgoszcz słynie z doskonałych perkusistów. Absolwenci Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego są uznanymi profesorami, cenionymi i poszukiwanymi muzykami sesyjnymi, artystami wielu znakomitych orkiestr całej Europy, współpracują też z największymi tuzami świata jazzu czy rocka. Ścisła czołówka to Piotr Biskupski, Jacek Pelc, Marcin Jahr, Łukasz Żyta, którzy współpracują z najlepszymi muzykami. Ale jest też inne oblicze bydgoskiej perkusji. Na scenie alternatywnej znakomicie funkcjonują Kuba Janicki czy Jacek Buhl, a z mocniejszego uderzenia słyną w kraju Tomasz Dorn z legendarnego zespołu Abbadon i Tomasz Molka z None. Festiwal Drums Fusion jeszcze pod szyldem Drums Fuzje poświęcony był właśnie im – perkusistom, którzy zazwyczaj pozostają schowani na tyłach sceny. Pokazywał bogactwo ich dorobku i różnorodność stylistyczną.
Piątek 14 grudnia 2018
KUJAWSKO-POMORSKIE
REGION NIEOGRANICZNYCH MOŻLIWOŚCI MATERIAŁY PRASOWE
6
NADA TO ZNACZY NADZIEJA
! Krzysztof Wachowiak
Zależy mi na tym, żeby znakomici artyści docierali również do nas. Niestety, fakt jest taki, że duże nazwiska omijają średniej wielkości miasta z powodów czysto komercyjnych.
GRZEGORZ GIEDRYS: NADA po hiszpańsku
oznacza „nic”. Ale zapewne nie o to chodzi w nazwie twojego festiwalu? KRZYSZTOF WACHOWIAK: To ciekawa hi-
storia. Faktycznie, słowo „NADA” po hiszpańsku oznacza „nic”, ale mało kto zdaje sobie sprawę, że w tłumaczeniu z języka chorwackiego „nada” to nadzieja. Już kilka lat temu, w czasach, kiedy powstawał projekt Steve Nash & Turntable Orchestra, wiedziałem, że jeśli zorganizuję w przyszłości festiwal, to nazwę go właśnie NADA, wykorzystując znaczenie tego słowa w obu tych językach. Już wtedy uważałem, że w Toruniu za mało jest inicjatyw muzycznych, skupiających się na muzyce alternatywnej, że brakuje festiwalu muzycznego, skierowanego do młodszego pokolenia. Kolokwialnie można powiedzieć więc, że NADA oznacza „na razie jest pewien brak, ale jest też nadzieja, są ludzie, piękne miasto, perspektywa i przekonanie, że będzie lepiej”.
ADRIAN CHMIELEWSKI
ROZMOWA Z KRZYSZTOFEM WACHOWIAKIEM*
Co chcesz przez ten festiwal powiedzieć i co osiągnąć?
– Jestem lokalnym patriotą, tutaj działam i chcę tworzyć wartościowe dla Torunia projekty. Zależy mi na tym, żeby znakomici artyści docierali również do nas. Niestety, fakt jest taki, że duże nazwiska omijają średniej wielkości miasta z powodów czysto komercyjnych. Formuła festiwalowa może spowodować, że łatwiej będzie ich do Torunia przyciągnąć. Oczywiście, gościmy w Toruniu muzyczne legendy, i to jest świetne, ale zauważam potrzebę prezentowania również zjawisk muzycznych bardziej aktualnych. W tym kierunku chciałbym rozwijać NADA. Dlaczego wybrałeś akurat tak mocno alternatywny i autorski rys swojego festiwalu?
– Mocno alternatywny rys festiwalu, o którym wspominasz, realizowany był do czasu, gdy NADA odbywała się tylko w klubie NRD, w którym maksymalna frekwencja na koncercie mogła stanowić 250 osób. Od tego roku formuła uległa zmianie. Zależy mi, żeby festiwal rozwijał się, był coraz większy, w konsekwencji musimy otworzyć się na artystów bardziej mainstreamowych, z zachowaniem jednak adekwatnego poziomu artystycznego. W tym roku przenieśliśmy się do Tumultu, gdzie mogliśmy zaprosić prawie trzykrotnie większą publiczność. Nie ukrywam, że było to dla nas wyzwanie: zorganizowanie biletowanego festiwalu w sezonie wakacyjnym, gdy dookoła tak liczna konkurencja i mnóstwo darmowych imprez. Nie prościej byłoby ci postawić na bardziej sprawdzone zjawiska?
– Oczywiście, ale zupełnie nie na tym mi zależy. W Polsce jest co najmniej kilkanaście autorskich festiwali, cała reszta to jakby jedno i to samo wydarzenie. Zwróć uwagę na line-up większości imprez, gdzie grają w zasadzie ci sami artyści. W roku 2018 kluczem do komercyjnego sukcesu byli m.in. Kortez, Organek, Nosowska, Taco Hemingway. To świetni artyści, których koncerty chętnie zorganizuję komercyjnie, ale nie o to chodzi w festiwalu! Festiwal ma tworzyć coś więcej niż całkowicie wyprzedane wydarzenie. Może mam zbyt optymistyczne wyobrażenie na ten temat, ale uważam, że jak się działa w sektorze NGO, bo NADA organizowana jest poprzez fundację, to trzeba kierować się ideą, zwracać uwagę na walor edukacyjny. Dlatego zależy mi na pokazywaniu nowych zjawisk, nowych kierunków, różnorodności stylistycznej, z którą chcę trafić zwłaszcza do młodych ludzi. Bardzo bym nie chciał, żeby kolejne pokolenia zamykały się na jeden gatunek muzyczny.
% Na festiwalu NADA wystąpiła m.in. MIN t, czyli Martyna Kubicz Jak powstaje program tej imprezy?
– Program tworzę sam, jest on wypadkową moich muzycznych zainteresowań, ale w oparciu o znajomość rynku muzycznego, który śledzę z racji mojej pracy na bieżąco, nie tylko poprzez bierną analizę, ale też poprzez wyjazdy na koncerty, festiwale, imprezy. Niedawno odbyła się w Toruniu dyskusja na temat organizacji dużego wydarzenia muzycznego. Bardzo wielu jej uczestników wskazywało ciebie na człowieka, który byłby w stanie podjąć się przygotowania tego rodzaju imprezy.
– Tak, z jednej strony to okazane mi wówczas zaufanie było bardzo miłe, z drugiej strony – trochę mnie przeraziło. W tamtej dyskusji wskazałem tylko część czynników, które moim zdaniem trzeba by spełnić, aby zorganizować takie wydarzenie. Sam ich wszystkich nie spełniam. Jak mówiliśmy na początku naszej rozmowy, do niedawna obracałem się w „mocnej” alternatywie, byłem zwolennikiem małych eventów. Teraz to się zmienia, czuję potrzebę tworzenia coraz większych projektów. Dlatego też od zeszłego roku wszedłem w spółkę, można tak to ująć, z moim długoletnim kumplem Przemkiem Dzięgielewskim, do współpracy zaprosiliśmy również Martę Pisarską i tegoroczna edycja NADA jest
FESTIWAL NADA Festiwal organizuje toruńska fundacja Nie-Art, która podkreśla, że zajmuje się wszystkim, co pozostaje na marginesie, co jest pomijane w głównym nurcie kultury. Specjalizuje się w organizacji koncertów oraz imprez tematycznych. Tego lata organizowała już Alternatywną Sceną Letnią, czyli serię koncertów artystów polskiej sceny muzyki offowej na Bulwarze Filadelfijskim. NADA jest festiwalem, który ma zaprezentować nowe nurty w muzyce. W tym roku koncerty odbywały się na dwóch scenach: głównej w Tumulcie na Rynku Nowomiejskim oraz klubowej w NRD przy ul. Browarnej 6. W tym roku usłyszeliśmy, m.in. Fisz Emade Tworzywo, Błażeja Króla, Bloom, Smolika, Coals i Nanook of The North.
efektem tej nowej współpracy i zdecydowanie rozbudowaną formułą festiwalu. Jeśli rokrocznie będziemy robili taki progres, to super. Czego nam w takim razie brakuje, aby zorganizować taką dużą imprezę?
– Zdobycia większego zaufania wśród urzędników, przekonania ich, że warto z nami szerzej współpracować i razem tworzyć coś większego. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że jest to proces, który wymaga czasu. Dofinansowanie od miasta dostajemy od samego początku, wciąż jednak jest ono stosunkowo niskie, jak na organizację festiwalu. Mamy nadzieję, że w kolejnym latach będziemy mogli uzyskać większe środki. W tym roku po raz pierwszy otrzymaliśmy finansowe wsparcie od Urzędu Marszałkowskiego z Regionalnego Programu Operacyjnego i mamy nadzieję na dalszą współpracę przy kolejnych edycjach. Podobnie jest z kwestią pozyskiwania prywatnych środków od sponsorów. Jednym z naszych celów jest, by znaleźć sponsora tytularnego. A więc może to dobra okazja o apel! Korporacjo, duża firmo, jeśli jesteś zmęczona wykładaniem znacznych środków na wydarzenia w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, Trójmieście i Krakowie, z mniejszą szansą na ekspozycję w natłoku podobnych akcji sponsorskich u konkurencji, to Kujawsko-Pomorskie i festiwal NADA na was czeka! Na pewno szybciej zostaniecie dostrzeżeni w grupie docelowej waszych klientów niż w wyżej wymienionych miastach. Muzyka to obecnie najważniejszy środek przekazu medialnego. Na pokładzie NADA są sami zawodowcy z sukcesami, zapraszam do wspólnej podróży. O czym w takim razie marzysz?
– Moim marzeniem jest, żeby powstało w Toruniu wydarzenie muzyczne o charakterze ogólnopolskim, skierowane do młodszej części publiczności. Czy zrobię to ja z Przemkiem, czy ktoś inny – nieważne. Istotne jest, żeby to zrobił to ktoś z Torunia, a nie agencja spoza miasta, tylko wtedy będzie miało to szerszy kontekst – nie tylko promocyjny, ale i społeczny, z bazą pod postacią lokalnych działaczy
i twórców kultury, którzy będą inspirować kolejne osoby, edukować, pracować z nimi na co dzień. Mam na myśli stworzenie wspólnoty, nakierowanej na jeden cel, to bardzo ważny element w tej koncepcji. I jeśli miałbym o coś apelować do miasta, to z prośbą o niekupowanie takiego gotowego produktu, stworzonego na zewnątrz, poza Toruniem i bez udziału lokalnego środowiska, tworzącego kulturę tu, na miejscu. Toruń wydaje się naturalnym miejscem na tego rodzaju spotkania z muzyką alternatywną...
– To podchwytliwe pytanie? Oczywiście, że nie.
– Wiadomo, że ze względu na przekaz medialny, jesteśmy bardziej kojarzeni z innymi rodzajami kultury. Tym bardziej potrzebna jest nam przeciwwaga. Miasto bardzo rozwija się turystycznie, jest to duży sukces, ale z badań wciąż wynika, że jest to turysta w wieku 40 plus. Dlatego tak ważne jest, żeby działać równolegle w kierunku zaproszenia do Torunia ludzi młodych. Nie przyciągniemy ich tylko piernikami i Kopernikiem albo pięknymi zabytkami. Myślę, że festiwal to naturalny i sprawdzony pomysł na to, jak można pozyskać nową grupę wiekową. Pamiętajmy, że Toruń ma świetną lokalizację: centrum Polski, komunikacja z każdym większym ośrodkiem za pośrednictwem autostrady, nieopodal lotnisko, od września bezpośrednie połączenie kolejowe z Berlina. To bardzo ważne elementy organizacji wydarzeń o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. ROZMAWIAŁ GRZEGORZ GIEDRYS *KRZYSZTOF WACHOWIAK
Rocznik 1984. Absolwent antropologii kultury na UMK w Toruniu. Właściciel klubu NRD, prezes Fundacji Nie-Art, dyrektor festiwalu NADA. Wieloletni organizator wydarzeń kulturalnych w Toruniu, jako koordynator projektów („Steve Nash & Turntable Orchestra”, „Republika. Narodziny Legendy”) i producent wykonawczy m.in. Instytutu B61 oraz koncertów podczas Tofifest 2016. W 2017 uhonorowany nagrodą prezydenta Torunia w dziedzinie „Człowiek Kultury”.
RP 1
KUJAWSKO-POMORSKIE
REGION NIEOGRANICZNYCH MOŻLIWOŚCI egoroczny Festiwal Balonowy zgodnie został uznany za jedno z ciekawszych wydarzeń w województwie kujawsko-pomorskim. Przez sześć dni (11-16 września) nasz region stał się prawdziwą stolicą podniebnych lotów. W imprezie brali udział nie tylko mieszkańcy, ale przyjechało tez sporo gości z całego kraju. Festiwal odbywał się w Toruniu, Chełmnie, Włocławku, Inowrocławiu, Brześciu Kujawskim i Starym Brześciu. Widowisko łączyło w sobie sport, przygodę, adrenalinę i magię. Prawdziwe emocje rozpalały się zwłaszcza podczas nocnych pokazów, które są chyba najbardziej spektakularnymi elementami każdej balonowej imprezy. Ogień palnika rozświetla wówczas całą powłokę balonu tak, że jest on widoczny już z daleka. Taki efekt określany jest mianem „chińskiego lampionu” lub „żarówki”. Towarzysząca pokazowi muzyka grana na żywo i fire show, potęgowały tylko niesamowite wrażenia. Muzykę, światło, ogień i balony udało się połączyć w jeden unikatowy artystyczny spektakl, którego głównymi wykonawcami były oczywiście powietrzne statki. W programie imprezy znalazły się również spotkania, animacje i warsztaty z pilotami balonowych załóg nie tylko z Polski, ale też z zagranicy. To niejedyne atrakcje wydarzenia – zainteresowani mogą też przelecieć się balonem i z góry podziwiać niezwykłe widoki. Kolejka chętnych jest zwykle długa. Za organizację Festiwalu Balonowego odpowiada HiFly, firma z Kowala w powiecie włocławskim i jeden z największych operatorów lotniczych w Polsce. Kadra HiFly spędziła w powietrzu kilka tysięcy godzin, na koncie ma też setki godzin doświadczeń w pokazach balonowych i lotach na uwięzi. Może też pochwalić się sukcesami w wielu balonowych zawodach. – Specyfika tego sportu oraz jego dynamika pozwalają niemal każdemu odnaleźć coś dla siebie, niezależnie czy jest się pilotem, członkiem ekipy czy obserwatorem. Niebo wypełnione kolorowymi balonami jest niezapomnianym widokiem, atrakcją turystyczną, a miejsce rozgrywania zawodów staje się tymczasową stolicą balonową – mówi Arkadiusz Iwański z firmy HiFly. Podniebna flota HiFly jest nowoczesna, a przede wszystkim bezpieczna i komfortowa. W jej skład wchodzą balony 2-, 3- i 6-osobowe o różnorodnych powłokach i kolorach. Do grupy HiFly należą: HiBalloons, który skupia się właśnie na pokazach, lotach balonami, organizacji imprez, zawodów i kampanii reklamowych. – Lot balonem to niespotykany kontakt z przyrodą, inna perspektywa i niezapomniane wrażenia. Romantyzm i przygoda, sport i adrenalina, kameralnie bądź grupowo, o wschodzie bądź zachodzie słońca, nisko lub wysoko, niemal w każdym miejscu na ziemi, a w zasadzie nad ziemią. Każdy lot jest inny i każdy jest niezapomniany. Lot balonem to także doskonały prezent czy okazja do celebrowania wyjątkowych wydarzeń – tłumaczy Iwański. – Z kolei pokazy balonowe są doskonałą atrakcją imprez plenerowych i spotkań integracyjnych. Pokaz jednego czy kilku balonów pozostawia niesamowite wrażenie, stając się centralną atrakcją imprezy. Może być on dodatkowo wzbogacony o loty na uwięzi, a w zależności od wariantu jesteśmy w stanie przewieźć od kilku do kilkuset osób na godzinę. Pokazy mogą się odbywać zarówno w dzień, jak i w nocy, stając się dodatkową świetlną atrakcją. HiFly ma przygotowanych wiele scenariuszy tego typu wydarzeń. Sezon balonowy trwa właściwie cały rok, bez większych przeszkód można latać nawet zimą. Najgorętszy sezon lotniczy przypada jednak od wiosny do późnej jesieni – to w tym czasie jest najwięcej balonowych wydarzeń. Najbardziej optymalne warunki do startu są rano, tuż po wschodzie słońca oraz przed jego zachodem.
7
BALONOWE NIEBO PEŁNE MAGII
T
RP 1
Piątek 14 grudnia 2018
Sport, przygoda, adrenalina, magia – majestatycznie sunące po niebie statki powietrzne robią niesamowite wrażenie. Za niezwykłymi balonowymi widowiskami w województwie kujawsko-pomorskim stoją prawdziwi pasjonaci podniebnych lotów – HiFly, organizator Festiwalu Balonowego.
ANDRZEJ GOIŃSKI
ŻANETA KOPCZYŃSKA
Do HiFly wchodzi też HiTechnica, zajmująca się projektowaniem i produkcją reklam balonowych oraz akcesoriów, a także bieżącą eksploatacją serwisu i naprawą balonów. Jest jeszcze trzeci z obszarów działalności firmy – HiAcademia, czyli pierwszy w Polsce Ośrodek Szkolenia Balonowego z certyfikatem Ośrodka Szkolenia ATO. HiFly niejednokrotnie była doceniana za swoją działalność. W 2017 r. została lau-
FIESTA BALONOWA Warto dodać, że obok plenerowego koncertu „Pod wspólnym niebem” przy toruńskich Jordankach za jedną z najciekawszych i najbardziej ekscytujących imprez święta województwa kujawsko-pomorskiego już od trzech lat zgodnie uznaje się Fiestę Balonową w Toruniu. Miasto zmienia się wtedy na kilka dni w polskie centrum lotów balonowych. Wydarzenie przyciąga najwięcej mieszkańców regionu, ale nie tylko – w czerwcu licznie zjeżdżają też na nie goście z całego kraju. Nic dziwnego – sunące majestatycznie po niebie statki powietrzne robią niesamowite wrażenie. Balony można zobaczyć wówczas w całym mieście – m.in. na lotnisku toruńskiego Aeroklubu, przy Centrum Kulturalnym Jordanki, na Bulwarze Filadelfijskim i placu cyrkowym na Rubinkowie. Adrenaliny dostarczają również rozgrywane w tym czasie balonowe zawody o puchar marszałka województwa kujawsko-pomorskiego. Licznie zgromadzona publiczność stoi wówczas z zadar tymi do góry głowami i śledzi zmagania kilkunastu załóg z całego kraju. Wcześniej można zaś przyjrzeć się przygotowaniom do star tu i porozmawiać z zawodnikami. Za organizację fiesty również odpowiada HiFly.
reatką nagrody marszałka w dziedzinie promocji województwa kujawsko-pomorskiego. Arkadiusz Iwański jest nie tylko organizatorem balonowych wydarzeń, ale przede wszystkim wielkim pasjonatem lotów. Już jako małe dziecko wiele czasu spędzał na lotniskach i w samolotach – jego ojciec był szybownikiem i spadochroniarzem. Choć sam przyznaje, że w pewnym momencie życia miał lęk przed lataniem, ale przełamał go w wieku 15 lat. Marząc o samodzielnym lataniu i sterowaniu, niezwłocznie rozpoczął odpowiednie szkolenia. Od 2007 roku nieprzerwanie jest członkiem kadry narodowej, a od 2009 roku tworzy Gaspol Team, z którym sięga po sukcesy zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej. A przez te kilka lat uzbierało się ich sporo: m.in. tytuły mistrza i wicemistrza Polski (2011, 2009 i 2013), Puchar Polski (2010 i 2014), zwycięstwo w Rankingu Pilotów Balonowych 2013. – Złoty medal Mistrzostw Polski w 2011 roku to był na pewno jeden z piękniejszych momentów w mojej sportowej karierze, jednak brązowy medal i dyplom FAI przywieziony z Pucharu Europy we Francji to największy sukces międzynarodowy – mówi Iwański. Działalność HiFly spotyka się z dużym zainteresowaniem odbiorców. Co jest najbardziej fascynującego w baloniarstwie? Co pociąga zarówno zawodowców, jak i tych, którzy chcą przeżyć jednorazową podniebną przygodę bądź po prostu obserwować powietrzne statki? – Myślę, że umiejętne połączenie magii i sportu daje największą satysfakcję za-
równo nam, jak i kibicom. Uważam, że to dzięki temu ta dyscyplina jest tak wyjątkowa i jednocześnie pasjonująca – tłumaczy Iwański. – Samo latanie może być niebezpieczne, jednakże nie bardziej niż inne dyscypliny lotnicze. Ocenia się, że sport balonowy jest najbezpieczniejszą dyscypliną lotniczą. Incydentów czy wypadków w stosunku do liczby operacji jest naprawdę niewiele. Każdego roku, gdy znana jest już data Balonowej Fiesty w Toruniu, kibice trzymają kciuki za pogodę. Ta bowiem łatwo może pokrzyżować szyki zawodnikom oraz chętnym na podniebną przejażdżkę. – Balon jest sterowalny tylko w pionie, a to oznacza, iż jest w 100 procentach uzależniony od kierunku i prędkości wiatru. A on potrafi się zmieniać na poszczególnych wysokościach – czasem niewiele, czasem nawet o 180 stopni. Do tego dochodzą lokalne anomalie i przeszkody, które też mają wpływ na kształtowanie kierunku wiatru – tłumaczy Iwański. – Odpowiednia analiza przed startem, a następnie precyzyjne i umiejętne wykorzystanie zebranych informacji może dać końcowy sukces. Jak w każdym sporcie, jest on zazwyczaj wypadkową talentu i doświadczenia. Sport balonowy to także umiejętne wykorzystanie wiedzy w zakresie pilotażu, meteorologii, nawigacji, a w ostatnim czasie także IT, współpracy zespołowej i kondycji fizycznej. Są różne rodzaje balonów, ale sprzęt i tak zawsze waży kilkadziesiąt do kilkuset kilogramów, więc zarówno rozstawienie, jak i złożenie wymaga od załogi odpowiedniej siły.
8
piątek 14 grudnia 2018
REKLAMA Początkowo wsparcie w ramach programu ochrony zabytków trafiało przede wszystkim na remonty, teraz częściej są to prace restauratorskie – na przykład parafie, które wcześniej naprawiały przede wszystkim cieknące dachy na budynkach kościelnych, teraz składają wnioski o pomoc w przeprowadzeniu odnowienia fresków i ołtarzy. W ubiegłym roku tego rodzaju prace renowacyjne odbyły się w kościele Niepokalanego Poczęcia NMP w Nowej Wsi Wielkiej (powiat bydgoski).
Kujawsko-Pomorskie zabytki zapraszają! Szereg atrakcji oferuje między innymi Kujawsko -Dobrzyński Park Etnograficzny w Kłóbce – jedna z placówek prowadzonych przez Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku.
DACHY ELEWACJE DZIEŁA SZTUKI
Szymon Zdziebło/tarantoga.pl/UMWKP fot. Tymon Markowski/UMWKP
Dekadę realizacji marszałkowskiego programu wspierania prac w kujawsko-pomorskich zabytkach podsumowujemy liczbą 1,5 tysiąca udzielonych dotacji o łącznej wartości 90 milionów złotych. Środki trafiły na remonty i prace restauratorskie w blisko 380 obiektach. Wśród nich jest gotycki kościół farny w Chełmnie, w którym znajdują się relikwie św. Walentego.
10 lat marszałkowskiego programu ochrony zabytków
Szymon Zdziebło/tarantoga.pl/UMWKP
fot. Szymon Zdziebło/tarantoga.pl/UMWKP Dobre praktyki i osiągnięcia w dziedzinie konserwacji i restauracji zabytkowych obiektów promuje marszałkowski konkurs „Dziedzictwo Wieków”. Wśród tegorocznych laureatów są opiekunowie i wykonawcy remontu dawnego lazaretu garnizonowego w Toruniu, w którym mieści się Wojskowa Specjalistyczna Przychodnia Lekarska. To jeden z dwóch w Europie zachowanych do dzisiaj unikatowych przykładów architektury militarno-medycznej.
Uroczystość w Teatrze Horzycy w Toruniu (7 września), podczas której przedstawiciele 140 instytucji i organizacji odebrali certyfikaty z podziękowaniami za troskę i opiekę nad materialnym dziedzictwem regionu. – To dzięki nim mamy w regionie setki odrestaurowanych obiektów, nie tylko znanych wszystkim zabytków z najwyzszej półki, ale także skromnych kościółków w niewielkich wsiach – mówi marszałek mówi marszałek
Piotr Całbecki
fot. Andrzej Goiński/UMWKP
Remonty i adaptacja wnętrz, staranna rekonstrukcja zabytkowych elewacji oraz montaż nowoczesnego systemu ekspozycyjnego. To zakres zakończonych właśnie prac w Muzeum Historii Włocławka, mieszczącym się w barokowych kamienicach przy włocławskim Starym Rynku. Placówkę prowadzi marszałkowskie Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej.
fot. Andrzej Goiński/UMWKP
Kościół Świętej Trójcy w Byszewie (powiat bydgoski) to jeden z najczęściej dotowanych obiektów – na prace restauratorskie w świątyni trafiło dotąd 11 dotacji. W 2018 roku wsparcie umożliwiło renowację części kamiennych posadzek we wnętrzu kościoła.
fot. Tymon Markowski/UMWKP
33864135
1