trucie
Kwestia utworzenia funduszu, który z jed nej strony mia³by byæ form¹ rekompensaty dla krajów rozwijaj¹cych siê za straty zwi¹za ne ze zmianami klimatu, a z drugiej stanowiæ pomoc dla tych krajów w przestawianiu siê na odnawialne Ÿród³a energii, by³a dyskuto wana co najmniej od 30 lat. Funduszu nie udawa³o siê utworzyæ g³ównie na skutek sprzeciwu Stanów Zjednoczonych, najwiêk szego w historii emitenta gazów cieplarnia nych, powoduj¹cych katastrofalne zmiany klimatyczne. Na szczycie ONZ, zakoñczo nym pod koniec listopada w Egipcie dosz³o jednak do prze³omu. USA niespodziewanie wycofa³y swoje weto i decyzja o utworzeniu funduszu zosta³a podjêta. W przysz³ym roku specjalna komisja stworzona z przedstawicie li 24 pañstw zajmie siê szczegó³ami, czyli tym kto konkretnie ma otrzymywaæ pieni¹dze i kto i ile bêdzie p³aci³. Na razie wiadomo je dynie z grubsza jak przysz³y fundusz ma wy gl¹daæ. Jego beneficjentami maj¹ byæ przede wszystkim kraje afrykañskie, czêœci pañstw azjatyckich i po³udniowoamerykañskich, któ re odpowiadaj¹ za stosunkowo niewielk¹ iloœæ emisji gazów cieplarnianych, ale w wy niku susz, powodzi i innych katastrof powo dowanych przez zmiany klimatu cierpi¹ naj
wiêcej. Takim pañstwem jest na przyk³ad Pa kistan, doœwiadczaj¹cy ró¿nych kataklizmów pogodowych, jak choæby gwa³towna powódŸ, która w ostatnich miesi¹cach dotknê³a jedn¹ trzeci¹ kraju, powoduj¹c œmieræ co naj mniej 1500 osób i wywo³uj¹c straty szacowa ne na 30 mld dolarów. Wystêpowanie tego rodzaju zdarzeñ, które wed³ug wiêkszoœci na ukowców nasilaj¹ siê na skutek ocieplenia klimatu, widaæ te¿ w innych miejscach globu. Z d³ugotrwa³ymi suszami borykaj¹ siê kraje tzw. Rogu Afryki, ale tak¿e Meksyk i Chiny. Zachodnia i Centralna Afryka cierpi z kolei na skutek potê¿nych ulew, wywo³uj¹cych po wodzie. Wzmo¿enie tych zjawisk widaæ rów nie¿ w Iranie czy Indiach. Podwy¿szaj¹cy siê poziom oceanów zagra¿a z kolei niewielkim krajom wyspiarskim, choæ równie¿ Japonii, Holandii, czy Wielkiej Brytanii. USA, szcze gólnie na po³udniu (Luizjana, Teksas i Flory da) oraz w centralnej czêœci kraju, tak¿e notu j¹ coraz groŸniejsze powodzie i coraz silniej sze huragany.
Zgoda na utworzenie funduszu rekompen sacyjno pomocowego nie oznacza jeszcze, ¿e pieni¹dze faktycznie trafi¹ do pañstw bied niejszych.
Wróci³ Pan w³aœnie z Los Angeles, za kilka dni w Museum of the Moving Image w Nowym Jorku odbêdzie siê retrospektywa Pañskich filmów. Zo stanie pokazanych dziewiêæ doku mentów, w tym „Film balkonowy”, który podbija festiwale na ca³ym œwiecie zdobywaj¹c najwa¿niejsze nagrody. Bêdzie Oscar?
[œmiech] Mam nadziejê, ¿e uda nam siê dostaæ na short list do Oscarów w kategorii „pe³nometra¿owy film dokumentalny”. Ale na wyniki nominacji Akademii Filmowej trzeba poczekaæ, og³osz¹ je pod koniec stycz nia. Promowaliœmy siê w NeueHouse w Hol lywood, udzielaj¹c wywiadów prasowych i radiowych. Odby³y siê dwie projekcje. Jak „Film balkonowy” przyjê³a amery kañska publicznoœæ?
Lubiê pokazywaæ moje filmy w Stanach, bo Amerykanie s¹ szalenie otwarci, chêtnie rozmawiaj¹ o filmie po projekcji, nie boj¹ siê zadawaæ pytañ, nawet tych z gatunku funda mentalnych, czyli: po co wstawaæ z ³ó¿ka, ja ki jest sens ¿ycia. Ale generalnie na ca³ym œwiecie, nawet w tak odleg³ych zak¹tkach jak Korea Po³udniowa, „Film balkonowy” jest bardzo dobrze przyjmowany. Okazuje siê, ¿e w tych historiach mog¹ siê przejrzeæ ludzie z ró¿nych kultur. Cieszy mnie to, bo staram siê robiæ kino uniwersalne.
Saska Kêpa. Warszawa. Przez 2,5 roku sta³ Pan na balkonie. Z kamer¹ i mikrofo
nem na tyczce, którym – trochê jak wêdk¹ – ³owi³ Pan historie przechodz¹ cych ludzi. Mimo i¿ film powsta³ przed pandemi¹, nie mo¿na pozbyæ siê wra¿enia, ¿e pokazuje, jak wygl¹da³a rzeczywistoœæ wielu z nas w lockdow nie: praca z domu i funkcjonowanie w obrêbie ma³ych spo³ecznoœci. Nagle musieliœmy siê zatrzymaæ i rozejrzeæ wokó³. Niektórzy dopiero wtedy pozna li s¹siadów, nawi¹zali lokalne przyjaŸ nie. Czy to w³aœnie zadecydowa³o o popularnoœci „Filmu balkonowego”? Rzeczywiœcie, trochê niechc¹cy powsta³ film, który nie tyle zapowiedzia³ pandemiê, co j¹ wyprzedzi³. Nagle zda³em sobie spra wê, ¿e uda³o siê zarejestrowaæ czasy ca³kiem nieodleg³e, a zarazem bardzo archiwalne. To trochê zapis ostatniej chwili b³ogiej niewie dzy tego, co nas czeka. Moment przed koñ cem bezpiecznego œwiata, który znaliœmy. Paradoksalnie pandemia pozwoli³a mi skoñczyæ ten film. Nie umia³em siê zatrzy maæ w tych rozmowach. 165 dni zdjêcio wych! Przy ¿adnym filmie tyle nie pracowa ³em! Kiedy wiêc ludzie zaczêli nosiæ maski i przy³bice, zrozumia³em, ¿e nie mogê dalej krêciæ nie tylko z powodów technicznych, ale i merytorycznych. Nasta³ czas lêku, roz mowy zdominowa³ temat koronowirusa, wiêc to ju¿ nie pasowa³o. A ja chcia³em, ¿e by ten film dobrze siê koñczy³. Chcia³em lu dziom daæ nadziejê. Z³o¿yæ ho³d ¿yciu. Któ
jak wiemy – bywa trudne.
Przepiêkne, oryginalne wyroby artystyczne to idealny prezent pod choinkê dla rodziny i znajomych. Wspieramy utalentowanych polonijnych artystów, którzy tworz¹ oryginalne rêkodzie³a.
Rozmowa z kartk¹
Przez 45 lat romansuje ze sztuk¹. Nie potrafi bez niej ¿yæ. Rysuje, maluje, tworzy kola¿e, fotografuje, fascynuje siê grafik¹.
Zorganizowa³ setki wystaw w USA iw Polsce. Zak³ada³ galerie. Jedna z nich, Galeria Kont, istnieje do dziœ. A za³o¿y³ j¹, w 1978 roku, wspólnie z kolegami ze studiów, jeszcze w czasach studenckich w Lublinie. Promuje nie tylko swój doro bek ale i dorobek kolegów artystów, roz rzuconych po œwiecie. W Nowym Jorku, przez lata, prowadzi³ Galerie A. R. Bo dla Janusza Skowrona sztuka jest pasj¹, niero zerwaln¹ czêœci¹ ¿ycia.
Wystawa czarno bia³ych rysunków w nowojorskim Instytucie Pi³sudskiego przyciagnê³a t³umy. Ta wystawa to nie tylko 80 fascynujacych rysunków ale i film dokumentalny o jego dzia³alnoœci i twórczoœci. Jego rysunki s¹ subtelne w formie ale drapie¿ne w treœci. Twarze maski, pe³ne bólu, niepokoju lub radoœci, wymyœlone roœliny o dziwacznych kszta³ tach, akty kobiet, pejza¿e zawieszone w przestrzeni, ilustracje do wierszy Le œmiana. Czêœæ rysowa³ o³ówkiem, czeœæ tuszem, piórkiem.
Wiele z nich nigdy wczeœniej nie po kazywa³em, wiele odkry³em przez przypa dek wmoim prywatnym archiwum i sam siê dziwi³em, ¿e je narysowa³em. Nie wiem ile jeszcze czeka na odkrycie. To
najczêœciej ma³e kartki papieru, na któ rych rysowa³em coœ pod wp³ywem chwili, emocji. Czêsto w metrze, kawiarni. Obraz trudno zgubiæ, zawieruszyæ, bo to rama i kawa³ek p³ótna ale ¿ywot kartki mo¿e byæ ulotny – mówi Janusz Skowron.
Janusz lubi papier, szczególnie ten, któ ry ma fakturê. Faktura prowokuje, podpo wiada. A on lubi rozmawiaæ z kartk¹. Ry suje szybko, nie poprawia, nie wraca do rysunku. Mówi, ¿e rysunek jest efektem chwili, nastroju a emocji nie mo¿na po wtórzyæ.
Ze Starachowic przyjecha³ do Nowego Jorku z pêdzlami, farbami i o³ówkami. Wiedzia³, ¿e pocz¹tki bêd¹ trudne ale by³ pewny, ¿e nie zrezygnuje ze swojej pasji tworzenia. Pracowa³ gdzie siê da³o aby
zarobiæ, musia³ utrzymaæ ¿onê Anie i dwóch synów. Rysowanie i malowanie by³o lekarstwem na stress, dodawa³o ener gii, przenosi³o w œwiat fantazji. Ameryka to rodzinna tradycja – ¿artu je Janusz. – To wszystko przez mojego dziadka Franciszka, który przed pierwsz¹ wojn¹ œwiatow¹ wyjecha³ z biednej Galicji do USA w poszukiwaniu lepszego ¿ycia.
I tutaj, w 1914 roku o¿eni³ siê. Mam ich œlubne zdjêcie i amerykañski paszport babci. Jednak przed drug¹ wojn¹ wrócili do Polski, do Kolbuszowej. Zarobili sporo pieniedzy, kupili dom, ziemiê, chcieli byæ u siebie. I tak to po dziadkach mój ojciec mia³ amerykañskie obywatelstwo i ca³a nasza rodzina. Dlatego zdecydowaliœmy siê z Ani¹ na wyjazd.
Janusz d³ugo opowiada o swojej ame rykañskiej przygodzie, o ludziach których spotka³ i którzy zmienili jego ¿ycie.
Najwa¿niejszy by³ Lubek Tomaszew ski, wybitny, wszechstronny polsko ame rykañski artysta, który zmieni³ moje my œlenie o sztuce. To dziêki niemu postano wi³em dalej tworzyæ i organizowaæ wysta wy. By³ moim mentorem i przyjacielem. Pamiêtam moment, kiedy Lubek przyj¹³ mnie do grupy Emocjonalistów, której by³ za³o¿ycielem i zaproponowa³ udzia³ w wystawie. To by³o niezwyk³e prze¿y cie. Razem z Lubkiem zorganizowaliœmy póŸniej cztery wspólne ekspozycje jedn¹ na Greenpoincie, dwie na Manhattanie, a jedn¹ na Uniwrsytecie Harvarda w Cam bridge. Przez ponad 25 lat przewinêli siê przez Emocjonalistów chyba wszyscy polscy artyœci, którzy mieszkali w USA. Pokazywali swoje prace m. in: Toma szewski, Aleksandra Nowak, Wojciech Kubik, Anna Zatorska, Ziuta Tomaszew ska, Mietek Rudek, Beata Szpura, Janek Hausbrantd, mój syn Artur. Zawsze towa rzyszy³ nam równie¿ polski jazzman, Krzysztof Medyna wspomina.
Janusz to artysta instytucja. Przez dzie siêæ lat organizowa³ równie¿ wystawy w kawiarni Starbucks na Greenpointcie. Spokój, dobra kawa, idealne miejsce do kontemplacji sztuki. Promowa³ tutaj prace wielu polskich i amerykañskich artystów. Dziêki jego inicjatywie mieli szansê na debiuty. Wiele obrazów i rysunków znala z³o nabywców. Od lat promuje równie¿ sztukê w Citibank na Greenpointcie. Ta, kiedyœ polska dzielnica zmienia swoje ob licze, wprowadza siê tutaj sporo m³odych Amerykanów, którzy kupuj¹ sztukê.
On sam niechêtnie rozstaje siê ze swo imi obrazami, rysunkami. Ale sprzedawaæ trzeba bo inaczej, wszystko co tworzy za legaæ bêdzie domowe archiwa, piwnice. A tworzenie sztuki kosztuje. Farby, pa pier, p³ótna, o³ówki. Sztuka to kosztowna pasja. ¯yje wtedy, gdy ogl¹daj¹ j¹ ludzie, kiedy wywo³uje u nich emocje. Wiêc sprzedaje. Jego obrazy ¿yj¹, s¹ rozrzucone po ca³ym œwiecie. Maj¹ je w swoich ko lekcjach pasjonaci sztuki w Ameryce, Francji, w Polsce. Czasami maluje na za mówienie, a to koguta, a to konia. Robi to jednak niechêtnie bo lubi malowaæ to co sam czuje.
Janusz przyznaje, ¿e po 45 latach dzia ³alnoœci zdecydowa³ siê na ograniczenie swojej pracy jako kurator i promotor sztu ki. Chce na³adowaæ akumulator i skoncen trowaæ siê na w³asnej twórczoœci.
Artysta nigdy nie zerwa³ kontaktów z Polsk¹. JeŸdzi³ na malarskie plenery, wy stawia³ prace na indywidualnych i zbioro wych wystawach nie tylko w rodzinnej Kolbuszowej. Mia³ wiele wystaw indywi dualnych m. in w Lublinie, £odzi, Stara chowicach, w Gdañsku. Bra³ udzia³ w wie lu zagranicznych wystawach. Oprócz sztu ki ma jeszcze jedn¹ pasjê, któr¹ dzieli z ¿on¹ Ani¹. S¹ to podró¿e. Opisuj¹ je póŸniej w kolejnych ksi¹¿kach.
: 176 Java Street Brooklyn, NY 11222 Pokój numer 10
: (718) 389-3018
: kurier@kurierplus.com
: www.kurierplus.com
Wys³annik pokoju
W owym czasie pojawi³ siê Jan Chrzciciel i g³osi³ na Pustyni Judzkiej te s³owa: „Nawracajcie siê, bo bliskie jest królestwo nie bieskie. Do niego odnosz¹ siê s³owa proroka Izajasza, gdy mówi: G³os wo³aj¹cego na pustyni: Przygotujcie drogê Panu, dla Niego prostujcie œcie¿ki!” Sam zaœ Jan nosi³ odzienie z sierœci wielb³¹dziej i pas skórzany oko³o bioder, a pokarmem by³a sza rañcza i miód leœny. Wówczas ci¹gnê³y do niego Jerozolima oraz ca³a Judea i ca³a okolica nad Jordanem. Przyjmowano od nie go chrzest w rzece Jordan, wyznaj¹c swoje grzechy (Mt 3, 1-6)
W drug¹ niedzielê Adwentu czytania biblijne mówi¹ o pokoju, który przyniesie wyczekiwany w Adwencie Król, Mesjasz. On te¿ wybierze pos³añców g³osz¹cych orêdzie zbawienia i pokoju.
Za takiego pos³añca uwa¿a siê patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl, który po wiedzia³: „Rosja ocali œwiat od apokalip tycznej zag³ady”. W obliczu barbarzyñ skiego najazdu Rosji na Ukrainê brzmi to jak szyderstwo. Rosyjscy najeŸdŸcy prze ra¿aj¹ œwiat swoim okrucieñstwem. Bez wzglêdnie zabij¹ bezbronne dzieci i ko biety, okradaj¹, niszcz¹ domy, szpitale i szko³y. A patriarcha Cyryl im b³ogos³a wi w imiê rosyjskiego miru, pokoju. Po wiedzia³ on miêdzy innymi: „I dopóki oj czyzna nasza bêdzie wysp¹ pokoju i wol noœci, wtedy tak¿e reszta œwiata bêdzie mia³a jakieœ spojrzenie nadziei na mo¿li woœæ zmiany biegu historii i zapobie¿enia globalnemu apokaliptycznemu koñcowi, a przynajmniej odsuniêciu go w tak¹ per spektywê, z któr¹ nikt z nas nie wi¹¿e ani ¿ycia swojego, ani swych najbli¿szych po tomków. Oby Pan pomóg³ nam w tym wszystkim!”. A o agresji na Ukrainê mó wi, ¿e ma ona znaczenie nie tylko poli tyczne: „Mówimy o czymœ innym i o wie le wa¿niejszym ni¿ polityka. Mówimy o ludzkim zbawieniu, o tym, gdzie skoñ czy ludzkoœæ, po której stronie stanie Bóg Zbawiciel, który przychodzi na œwiat jako Sêdzia i Stwórca, po prawej czy po lewej stronie... Wszystko to wskazuje na to, ¿e weszliœmy w walkê, która ma znaczenie nie fizyczne, ale metafizyczne”.
Œwiat chrzeœcijañski widzi, ¿e ten fa³ szywy prorok b³¹dzi. Przewodnicz¹cy Konferencji Koœcio³ów Europejskich ks. Christian Krieger napisa³ do Cyryla pa triarchy Moskwy i Ca³ej Rusi: „Przywód cy religijni i polityczni na ca³ym œwiecie, a tak¿e wierni ró¿nych Koœcio³ów czeka j¹, a¿ uznacie agresjê, wezwiecie przy wódców politycznych swojego kraju do zakoñczenia wojny i powrotu na drogê dialogu dyplomatycznego i ³adu miêdzy narodowego. Wzywamy was do potwier dzenia wartoœci wszystkich ludzkich ist nieñ, w tym ¿ycia obywateli Ukrainy, któ rzy s¹ atakowani. Jednoczeœnie jestem przygnêbiony waszym zniechêcaj¹cym milczeniem w sprawie niesprowokowanej wojny, któr¹ wasz kraj wypowiedzia³ in
nemu pañstwu, w którym ¿yj¹ milio ny chrzeœcijan, w tym prawos³awni nale¿¹cy do waszej wspólnoty”.
Papie¿ Franciszek podczas VII Kongresu Przywódców Religii Œwia towych i Tradycyjnych powiedzia³: „Bóg jest pokojem. On prowadzi nas zawsze drog¹ pokoju, nigdy drog¹ wojny. Zobowi¹zujmy siê wiêc jesz cze bardziej do nalegania na koniecz noœæ rozwi¹zywania konfliktów nie za pomoc¹ nierozstrzygaj¹cych œrod ków w³adzy, za pomoc¹ broni i gróŸb, ale za pomoc¹ jedynych œrodków po b³ogos³awionych przez niebo i god nych cz³owieka: spotkania, dialogu i cierpliwych negocjacji”. Wszyscy odebrali to jako s³owa skierowane do Cyryla, który nie przyjecha³ na to spotkanie.
Szeregowi wierni maj¹ wiêcej zrozumienia dla mesjañskiej misji pokoju ni¿ namaszczeni „prorocy”. Prawos³awna antywojenna aktywist ka zwróci³a siê do Cyryla: „Mê¿czy zno Cyrylu Gundiajewie! W³aœnie tak. Bo ani ksiêdzem, ani mnichem, ani chrzeœcijaninem nie jest mê¿czy zna, który w czasie Wielkiego Postu b³ogos³awi morderstwa i gwa³ty. Cerkiew Prawos³awna nie jest ruska, jest Chrystusowa. Nie jest ani impe rialna, ani geopolityczna, ani strate giczna, nie jest te¿ twoja. Zatrzymaj siê. OdejdŸ. S³yszysz, jak œpiewaj¹ ptaki? Tak brzmi pokój. Twój russkij mir brzmi ina czej – brzmi jak wybuchy bomb, jak jêki umieraj¹cych. Jest w nim tak du¿o miejsca dla bólu, œmierci, cierpieñ, niezaspokojonej ¿¹dzy w³adzy, ¿e wiesz dla kogo tam w ogó le nie zosta³o miejsca? Dla Chrystusa”.
„S³yszysz, jak œpiewaj¹ ptaki? Tak brzmi pokój”. Ten pokój brzmi w poetyc kiej wizji proroka Izajasza: „Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koŸlêciem razem le¿eæ bêd¹, cielê i lew paœæ siê bêd¹ pospo³u i ma³y ch³opiec bê dzie je pogania³. Krowa i niedŸwiedzica przestawaæ bêd¹ z sob¹ przyjaŸnie, m³ode ich razem bêd¹ lega³y. Lew te¿ jak wó³ bêdzie jada³ s³omê. Niemowlê igraæ bê dzie na gnieŸdzie kobry, dziecko w³o¿y sw¹ rêkê do kryjówki ¿mii. Z³a czyniæ nie
bêd¹ ani dzia³aæ na zgubê po ca³ej œwiêtej mej górze, bo kraj siê nape³ni znajomoœci¹ Pana, na kszta³t wód, które przepe³niaj¹ morze”. Gdy przyjdzie Mesjasz, a my na pe³nimy siê Jego znajomoœci¹, czyli wcieli my w ¿ycie Jego naukê wtedy w budowa niu mesjañskiego pokoju bêd¹ siê dziaæ rzeczy z ludzkiego punku widzenia nie mo¿liwe jak pantera le¿¹ca razem koŸlê ciem, jak zamieszkanie wilka z barankiem. Nastanie cudowny czas, o którym psalmi sta pisze: „Za dni jego zakwitnie sprawie dliwoœæ i wielki pokój, zanim ksiê¿yc zga œnie. Bêdzie panowa³ od morza do morza, od rzeki a¿ po krañce ziemi. Wyzwoli bo wiem biedaka, który go wzywa i ubogiego, który nie ma opieki. Zmi³uje siê nad bied nym i ubogim, nêdzarza ocali od œmierci”.
Bóg pos³a³ proroka Jana Chrzciciela, który oznajmi³ œwiatu przyjœcie Mesjasza
i Jego Królestwa pokoju i zbawienia. Jan nie przychodzi w bogatych sza tach i majestacie w³adzy: „Jan nosi³ odzienie z sierœci wielb³¹dziej i pas skórzany oko³o bioder, a pokarmem by³a szarañcza i miód leœny”. Jego ubranie, jego sposób ¿ycia nie prze s³ania³y orêdzia z jakim pos³a³ go Bóg do ludzi: „Nawracajcie siê, bo bliskie jest królestwo niebieskie”. W takim kszta³cie ten przekaz by³ bardzo przekonuj¹cy, bo jak pisze ewangelista: „Wówczas ci¹gnê³y do niego Jerozolima oraz ca³a Judea i ca ³a okolica nad Jordanem. Przyjmo wano od niego chrzest w rzece Jor dan, wyznaj¹c swoje grzechy”.
Nadejœcie Królestwa Bo¿ego to wielkie wydarzenie w historii œwiata. Jan Chrzciciel nie martwi siê o swój strój, o to co bêdzie jad³ ani o swoj¹ popularnoœæ wœród przywódców ¿y dowskich. Po prostu przygotowuje siê na przyjœcie Pana. A jako Bo¿y pos³aniec wzywa resztê ludzi, aby te¿ siê przygotowali.
Adwent to czas przygotowania przez pokutê i nawrócenie na przyjœcie Mesjasza. Jest to czas urzeczywistnia nia przes³ania, które g³osi Jan Chrzci ciel: „Nawracajcie siê, bo bliskie jest królestwo niebieskie”. Królestwo nie przychodzi znik¹d, nie przychodzi au tomatycznie. Bóg urzeczywistnia je przez ludzi, przeze mnie i przez ciebie. Kró lestwo potê¿nieje, gdy ludzie nawracaj¹ siê i zmieniaj¹ swoje ¿ycie w myœl bo¿ych przykazañ, na miarê Królestwa Bo¿ego.
W tym procesie ogromn¹ rolê odgrywa pokuta, która prowadzi do nawrócenia i przemiany ¿ycia. Nawrócenie trzeba roz pocz¹æ od swojego serca, jak to ujê³a œw. Matka Teresa z Kalkuty: „Zmieñcie swoje serca…, dopóki nie zmienimy naszych serc, nie jesteœmy nawróceni”. W naszym adwentowym przygotowaniu tak wiele zmieniamy wokó³ siebie. Œwiat staje siê bardziej kolorowy, szeleszcz¹ pakowane prezenty, nasze domy przybieraj¹ od œwiêtny wygl¹d. A co z naszym sercem?
Zapraszamy na stronê Autora: ryszardkoper.pl
Jakie odszkodowanie mogê uzyskaæ w sprawie
s¹dowej dotycz¹cej wypadku na budowie?
Wysokoœæ odszkodowania za wspo mniany wypadek jest kwesti¹ sporn¹, a odpowiedŸ na powy¿sze pytanie bêdzie ró¿ni³a siê w zale¿noœci od konkretnego przypadku. Jednak¿e, odszkodowania za tego typu wypadki obejmuj¹ szeroki zakres finansowy, który mo¿esz uzyskaæ i którego ten artyku³ dotyczy.
Wiêkszoœæ poszkodowanych w wypad kach pracowników martwi siê, czy bêd¹ w stanie wspieraæ swoje rodziny, w mo mencie kiedy ich sprawa s¹dowa jest roz strzygana. Je¿eli uleg³eœ obra¿eniom w wy padku, podczas kiedy by³eœ zatrudniony, masz wówczas prawo do otrzymania œwiadczenia z tytu³u wypadków przy pracy dla pracowników. Otrzymanie takiego œwiadczenia nie jest tym samym odszkodo waniem, które mo¿na otrzymaæ poprzez proces s¹dowy. Pokrywa ono ca³oœciowo leczenie, niezbêdne dla Twoich obra¿eñ powsta³ych w wyniku wypadku na stano wisku pracy. Dodatkowo, otrzymasz rów nie¿ zasi³ek, do momentu a¿ Twój stan zdrowia pozwoli Ci na powrót do pracy. W sprawie s¹dowej dotycz¹cej powsta ³ych obra¿eñ w wyniku wypadku na bu dowie, œwiadczenie z tytu³y wypadków przy pracy, które mo¿esz otrzymaæ, mo¿e my podzieliæ na dwie g³ówne kategorie. Pierwsza z nich dotyczy œwiadczeñ odno sz¹cych siê do obra¿eñ powsta³ych w wy niku wypadku. Druga z nich pokrywa in ne koszty, które musia³eœ pierwotnie po kryæ, a dotyczy³y one wypadku, czy roz prawy s¹dowej z nim zwi¹zanej. Je¿eli Twoje roszczenia dotycz¹ce wypadku na budowie zosta³y zaspokojone, otrzymasz wówczas jedn¹, ca³oœciow¹ sumê, która bêdzie zawiera³a wszystkie opisane kate gorie. Jednak¿e, je¿eli sprawa dotycz¹ca Twojego wypadku na budowie doczeka
siê rozprawy s¹dowej, to wówczas ³awa przysiêg³ych przyzna Tobie odszkodowa nie w ka¿dej z poszczególnych kategorii.
Ból oraz cierpienie
Odszkodowanie za obra¿enia powsta³e w wyniku wypadku na budowie czêsto okreœlane jest jako: „ból i cierpienie.” Podczas rozprawy s¹dowej, bêdziesz sk³a da³ zeznania dotycz¹ce powsta³ych obra ¿eñ, bêdziesz odnosi³ siê do bólu, jakiego doœwiadczy³eœ lub doœwiadczasz, oraz od niesiesz siê do tego, w jaki sposób obra¿e nia powsta³e w wyniku wypadku oraz ból im towarzysz¹cy negatywnie wp³ynê³y na Twoje ¿ycie. Twoi lekarze równie¿ bêd¹ sk³adaæ zeznania dotycz¹ce zakresu Two ich obra¿eñ, bólu, którego doœwiadczy³eœ, oraz bólu, który nadal towarzyszy Ci i za pewne nie zniknie na przestrzeni nadcho dz¹cych lat.
£awa przysiêg³ych wyda Tobie dwa ró¿ne odszkodowania, zarówno za ból i cierpienie, którego doœwiadczy³eœ, oraz za to, którego nadal doœwiadczasz. Odszkodo wanie za ból i cierpienie, którego doœwiad czy³eœ, odnosi siê do okresu pomiêdzy dniem wypadku, a dniem wydania wyroku s¹dowego. Odszkodowanie za ból oraz cierpienie, który towarzyszy Ci do dnia dzisiejszego i bêdzie równie¿ towarzyszyæ Ci przez kolejne lata, odnosi siê do okresu od dnia wydania wyroku s¹dowego i na przód. Za przysz³y ból oraz cierpienie, ³a wa przysiêg³ych zdecyduje zarówno o ilo œci odszkodowania, jak i o okresie czasu, przez który bêdziesz je otrzymywaæ.
Szkody gospodarcze
Druga kategoria odszkodowania doty czy tzw. „szkód gospodarczych”. Wspo mniane odszkodowanie pokrywa wszyst kie straty finansowe dotycz¹ce wypadków na budowie. Ogólnie rzecz bior¹c, szkody
Rocznica wprowadzenia stanu wojennego
11 grudnia w niedzielê o godz 11:30 w Amerykañskiej Czêstochowie od bêd¹ siê obchody upamiêtniaj¹ce wprowadzenie stanu wojennego.
W zwi¹zku ze zbli¿ajac¹ siê 42 roczni c¹ wprowadzenia stanu wojennego w Pol sce przez re¿im komunistyczny kierowa ny przez zbrodniarza genera³a Wojciecha Jaruzelskiego zapraszamy w imieniu Oj ców Paulinów z Amerykañskiej Czêsto chowy oraz Komitetu Smoleñsko – Ka tyñskiego, Klubów Gazety Polskiej ze wschodniego wybrze¿a USA, Reduty Do brego Imienia – USA do udzia³u w uro czystoœciach rocznicowych.
Zapraszamy Was, cz³onków Solidarno œci, w wiêkszoœci represjonowanych, przeœladowanych i wiêzionych w okresie PRL, na uroczyst¹ Mszê Œw. w intencji ofiar stanu wojennego w tym górników z kopalni „Wujek”, pierwszych œmiertel nych ofiar z tamtego czasu, a tak¿e pole g³ych i represjonowanych stoczniowców w grudniu 1970 r.
Uroczystoœci rozpoczn¹ siê o 11:30 na miejscowym cmentarzu od z³o¿enia wieñ ców i kwiatów i od modlitwy w intencji ofiar stanu wojennego z udzia³em Przeora Ojca Marcina Æwierza.
Nastêpnie celebrowana bêdzie uroczysta Msza Œw. o godzinie 12:30 w „górnym” koœciele.
Po Mszy Œw. przewidziana jest krótka akademia.
Goœciem honorowym na tych uroczy stoœciach, bêdzie Filip Fr¹ckowiak – dy rektor Muzeum i Instytutu Zimnej Wojny im. genera³a Ryszarda Kukliñskiego, a tak¿e dyrektor Jan Parys – Rada Progra mowa Muzeum oraz pan konsul RP w NY Adrian Kubicki.
Prosimy wszystkich zainteresowanych o rozpropagowanie wiadomoœci o uroczy stoœci.
gospodarcze dotycz¹ utraconych zarob ków w przesz³oœci, jak i w przysz³oœci, a tak¿e wydatków medycznych z prze sz³oœci, oraz tych przysz³oœciowych. Wczeœniejsza utrata zarobków zostanie zrekompensowana na czas od wypadku, a¿ do dnia rozprawy s¹dowej. Przysz³e utraty zarobków bêd¹ zrekompensowane od dnia rozprawy s¹dowej, i naprzód. Od szkodowanie za utratê zarobków bêdzie Tobie wyp³acane, a¿ do dnia Twojego po wrotu do pracy, lub przejœcia na emerytu rê. Dodatkowo, oprócz otrzymania od szkodowania za utracone zarobki, zosta nie Tobie równie¿ wyp³acone odszkodo wanie za utracone œwiadczenia. Dotyczy to miêdzy innymi takich œwiadczeñ jak: ubezpieczenie zdrowotne, emerytura, czy renta.
Odszkodowanie za wydatki medyczne, zarówno te z przesz³oœci oraz z przysz³o œci, umo¿liwi¹ Ci pokrycie kosztów lecze nia. Wydatki medyczne z przesz³oœci do tycz¹ op³at za leczenie medyczne z w³a snej kieszenie, które pokrywa³eœ a¿ do dnia rozprawy s¹dowej. Przysz³e wydatki medyczne odnosz¹ siê do wydatków, któ re pojawi¹ siê z dniem zakoñczenia roz prawy s¹dowej. Twoi lekarze bêd¹ sk³a daæ zeznania dotycz¹ce Twojej przysz³ej prognozy medycznej. Bêd¹ równie¿ po œwiadczaæ o przysz³oœciowym leczeniu, które jest dla Ciebie niezbêdne. Biegli s¹ dowi bêd¹ odpowiedzialni za odebranie leków rekomendowanych przez Twoich lekarzy oraz oszacowanie ich kosztów. Wezm¹ równie¿ pod uwagê szacowany wzrost cen leków w przysz³oœci. Mo¿esz równie¿ ubiegaæ siê o odszkodowanie pra cownicze, a dok³adniej o jego œwiadcze nia, które pomog¹ Ci op³aciæ rachunki medyczne do okreœlonego limitu.
Ka¿da sprawa dotycz¹ca wypadku bu dowlanego jest inna, zatem i odszkodowa
Koncert
Jeœli Pañstwo sami stali siê ofiar¹ wy padku, lub znaj¹ kogoœ kto potrzebuje pomocy prawnej po wypadku, to zapra szamy do bezp³atnej konsultacji pod nu merem telefonu 212-514-5100, emalio wo pod adresem swp@plattalaw.com, lub w czasie osobistego spotkania w na szej kancelarii na dolnym Manhattanie.
Mo¿ecie Pañstwo równie¿ zadaæ nam pytania bezpoœrednio na stronie in ternetowej (www.plattalaw.com) u¿y waj¹c emaila lub czatu, który jest do stêpny dla Pañstwa 24 godziny na dobê. Zawsze udzielimy Pañstwu bezp³atnej porady w ka¿dej sprawie, w której bê dziemy mogli Pañstwa reprezentowaæ.
nie za obra¿enia cia³a jest indywidualne dla ka¿dego przypadku. Kwota odszkodo wania za obra¿enia powsta³e w wyniku wypadku budowlanego bêdzie znacznie ró¿niæ siê, w zale¿noœci od okolicznoœci wypadku. Prawnicy The Platta Law Firm, zajmuj¹cy siê sprawami z zakresu obra¿eñ cia³a, s¹ gotowi pójœæ o krok dalej, aby pomóc Ci uzyskaæ nale¿ne odszkodowa nie za powsta³e w wyniku wypadku bu dowlanego obra¿enia.
W programie:
Johann Sebastian Bach: Suita francuska nr 5 G-dur, BWV 816
Isaac Albéniz: Iberia, zeszyt drugi: Rondeña, Almeria, Triana
Fryderyk Chopin: Polonez fis-moll op. 44, Impromptu Fis-dur op. 36 Mazurki op. 59, Scherzo nr 2 b-moll op. 31.
Organizatorem koncertu jest Fundacja Artura Rubinsteina, Fundacja Kultury i Biznesu bilety www.carnegiehall.org
Wydarzenia "W ho³dzie Arturowi Rubinsteinowi" 11-15 XII sponsorowane s¹ przez: SWAP Okrêg 2. Nowy Jork, Polsko-S³owiañsk¹ Federaln¹ Uniê Kredytow¹, p. Jerzego Czubaka. Zapraszamy kolejne osoby i firmy do wsparcia nas: fundacja@arturrubinstein.pl
Polskie wczoraj i dziœ
Kazimierz WierzbickiUkraina w dziejach Rzeczpospolitej
sze pod wzglêdem terytorium pañstwo w Europie.
W nastêpnych stuleciach dzieje Ukra iny zwi¹zane s¹ œciœle z histori¹ Króle stwa Polskiego. W rezultacie unii polsko litewskiej zawartej w Lublinie w roku 1569, ziemie ruskie przechodz¹ pod w³a danie Rzeczpospolitej.
Po³udniow¹ czêœæ Ukrainy zamieszki wali kozacy, których g³ównym zajêciem by³a wojna. Znani byli z wypraw przeciw ko Turkom i Tatarom. Czêœæ kozaków s³u¿y³a Rzeczpospolitej jako regularna, op³acana si³a zbrojna. Skuteczna obrona Chocimia przed nawa³¹ tureck¹ w 1621 r. by³a w du¿ej mierze zas³ug¹ kozaków.
Ziemie dzisiejszej Ukrainy znane by³y w œredniowieczu jako Ruœ, a ich miesz kañców nazywano Rusinami. Termin Ukraina pojawi³ siê dopiero w drugiej po ³owie XVII wieku.
Ruœ, zwana równie¿ Rusi¹ Kijowsk¹, by³a kolebk¹ kultury i pañstwowoœci ro syjskiej. W roku 988 ksi¹¿ê W³odzimierz Wielki doprowadzi³ do chrystianizacji ki jowszczyzny w obrz¹dku wschodnim. W 12-tym stuleciu Kijów by³ jednym z najwiêkszych miast Europy, a jego lud noœæ liczy³a kilkadziesi¹t tysiêcy miesz kañców. Moskwa by³a w tym czasie ma ³ym, nie licz¹cym siê miasteczkiem.
Tragiczn¹ kart¹ w dziejach ksiêstwa ki jowskiego by³ najazd Mongo³ów w po cz¹tkach XIII wieku i ponad stuletnia oku pacja Rusi. Nieco póŸniej ziemie dzisiej szej Ukrainy i Bia³orusi zosta³y podbite przez w³adców Wielkiego Ksiêstwa Li tewskiego. W rezultacie powsta³o najwiêk
Niestety, konflikty i nieporozumienia ze szlacht¹ i magnateri¹ polsk¹ przyczy ni³y siê do szeregu powstañ kozackich w XVI i XVII wieku. Najwiêksze z nich, pod wodz¹ Bohdana Chmielnickiego, mia³o miejsce w latach 1648-1651. Prze bieg tej rewolty jest znany z powieœci Henryka Sienkiewicza „Ogniem i mie czem”.
Chmielnicki rozwa¿a³ mo¿liwoœæ pod dania siê pod opiekê cara moskiewskiego. W roku 1654 dosz³o w Perejes³awiu do zawarcia umowy z caratem na mocy któ rej wschodnia (zadnieprzañska) Ukraina znalaz³a siê pod panowaniem moskiew skim. Jednak znaczna czêœæ ukraiñskiego duchowieñstwa, prawos³awne mieszczañ stwo i niektóre pu³ki kozackie odmówi³y z³o¿enia przysiêgi na wiernoœæ carowi. Wiadomo by³o, ¿e pod carskim despoty zmem nie ma mowy o jakiejkolwiek wol noœci lub autonomii.
W wyniku rozbiorów Polski pod ko niec XVIII wieku ca³a Ukraina (poza Ga licj¹ wschodni¹) znalaz³a siê pod panowa niem carów moskiewskich.
Pieni¹dze za trucie
Kraje bogate, które zbudowa³y swo j¹ potêgê eksploatuj¹c Ÿród³a energii od powiedzialne za znany klimatu, ju¿ dzie siêæ lat temu zadeklarowa³y pomoc, maj¹ c¹ wynosiæ oko³o 100 mld dolarów rocz nie. Jedynie niewielka czêœæ z tych œrod ków zosta³a rzeczywiœcie przyznana. Pro blemem s¹ tak¿e Chiny. Stany Zjednoczo ne sumarycznie s¹ najwiêkszym emiten tem gazów cieplarnianych w historii, ale ostatnio to w³aœnie dynamicznie rozwija j¹ce siê Chiny przeœcignê³y USA w tej statystyce. Pytanie zatem czy Chiny, które wed³ug standardów ONZ s¹ wci¹¿ pañ stwem na dorobku, powinny otrzymywaæ pieni¹dze z nowego funduszu, czy te¿ nie? USA i bogate kraje europejskie chc¹ doprowadziæ do tego, by Chiny zamiast dostawaæ œrodki, sta³y siê w przysz³oœci jednym z pañstw tworz¹cych fundusz.
Inny problem to zahamowanie emisji gazów cieplarnianych. Deklaracje sk³ada ne w tej sprawie ju¿ wielokrotnie na ró¿ nych forach miêdzynarodowych nie do prowadzi³y do pozytywnych skutków. Emisja zamiast s³abn¹æ stale siê zwiêksza. Wed³ug najnowszych prognoz w tym ro ku osi¹gnie rekordowy poziom. Brak te¿ konsekwencji w podejmowanych decy zjach. Rz¹d Joe Bidena na przyk³ad, z jed nej strony deklaruje chêæ odejœcia od ko palnych Ÿróde³ energii i inwestycji w Ÿró
d³a odnawialne, z drugiej jednak zabiega³ niedawno u Arabii Saudyjskiej o zwiêk szenie wydobycia ropy naftowej, po to by zbiæ ceny tego surowca. DoraŸne cele, jak ul¿enie Amerykanom p³ac¹cym na sta cjach benzynowych coraz wiêcej i obni¿e nie korzystnych dla Rosji wysokich cen ropy, okaza³y siê wa¿niejsze. Wojna na Ukrainie równie¿ w walce z globalnym ociepleniem nie pomaga. Niektóre kraje europejskie, zagro¿one dotkliwym kryzy sem energetycznym, ³akomie patrz¹ na wêgiel, który mia³ byæ surowcem ca³ko wicie zast¹pionym przez inne, czystsze Ÿród³a energii.
Kolejny powód, który sprawia, ¿e fun dusz mo¿e faktycznie nie powstaæ, to prawdopodobny sprzeciw polityczny w USA. Wydatkowanie pieniêdzy zade klarowane przez amerykañskich dyploma tów w Egipcie, musi zatwierdziæ kongres. W izbie reprezentantów wiêkszoœæ zdoby li jednak ostatnio republikanie, sceptyczni nie tylko wobec takich rozwi¹zañ, ale tak ¿e czêsto kwestionuj¹cy sam fakt istnienia ocieplenia klimatu. Wed³ug Johna Barras so, republikanina z Wyoming, administra cja Bidena „powinna skupiæ siê na obni¿a niu wydatków, a nie na wysy³aniu pieniê dzy do ONZ na jakieœ klimatyczne umo wy.”
*
I wojna œwiatowa i upadek caratu przy nios³y szanse na utworzenie niepodleg³ej Polski i Ukrainy. W Kijowie og³oszono po wstanie Ukraiñskiej Republiki Ludowej, kto ra jednak¿e zosta³a wkrótce obalona przez bolszewików. We Lwowie i jego okolicach dosz³o w listopadzie 1918 r. do bratobój czych walk miêdzy Polakami i Ukraiñcami.
W kwietniu 1920 r. podpisana zosta³a umowa miedzy Józefem Pi³sudskim i ukra iñskim atamanem Petlur¹. Naczelnik Pi³ sudski uwa¿a³, ¿e Polska powinna byæ od dzielona od Rosji Sowieckiej niepodleg³¹ Ukrain¹. Wkrótce wojska polskie wkro czy³y do Kijowa. Jednak kontrofensywa Armii Czerwonej o ma³o nie doprowadzi ³a do utraty dopiero co odzyskanej przez Polskê suwerennoœci. Wojsko polskie zdo³a³o obroniæ niepodleg³oœæ ojczyzny. Natomiast ukraiñska armia by³a za s³aba wobec si³ bolszewickich. W rezultacie Ukraina zosta³a wcielona do Zwi¹zku So wieckiego na ponad 70 lat. Jedynie Wo
³yñ, Podole i Galicja Wschodnia ze Lwo wem pozosta³y przy Polsce do roku 1939. Los narodu ukraiñskiego pod dyktatur¹ sowieck¹ by³ tragiczny. Re¿im moskiew ski d¹¿y³ do rusyfikacji i wynarodowienia Ukraiñców. Zdelegalizowano utworzony pod koniec XVI wieku Koœció³ unicki (greckokatolicki).
Najwiêksz¹ zbrodni¹ by³ jednak tzw. sztuczny g³ód (holomodor) w latach 19321933. W³adze sowieckie konfiskowa³y zbo¿e, byd³o i wszystkie produkty ¿ywno œciowe. Za posiadanie kilograma m¹ki grozi³a kara œmierci. W nastêpstwie g³odu i zwi¹zanych z tym chorób zmar³o 4-5 milionów ludzi
Sytuacja ludnoœci ukraiñskiej mieszka j¹cej na terenach II Rzeczpospolitej by³a du¿o lepsza. Jednak w³adze sanacyjne w latach 30. stosowa³y niekiedy metody dyskryminacji i pacyfikacji wobec Ukrañ ców. By³a to czêsto odpowiedŸ na akty ter roru ze strony ukraiñskich nacjonalistów.
Tragiczn¹ kart¹ w relacjach polsko ukraiñskich by³a tzw. rzeŸ wo³yñska. W latach 1943-1944 oddzia³y Ukraiñskiej Powstañczej Armii (UPA) wymordowa³y od 50 do 60 tysiêcy Polaków. Za tê zbrod niê nie mo¿na jednak winiæ Ukraiñców ja ko ca³oœci narodu.
*
Po rozpadzie Zwi¹zku Sowieckiego w 1992 r., Polska by³a pierwszym krajem, który uzna³ niepodleg³oœæ Ukrainy. Od tam tego czasu rz¹d RP popiera starania wschod niego s¹siada o wst¹pienie do NATO i Unii Europejskiej. Od rozpoczêcia rosyjskiej agresji Warszawa udziela w³adzom w Kijo wie pomocy militarnej, humanitarnej i dy plomatycznej. Setki tysiêcy ukraiñskich uchodŸców znalaz³o schronienie w pol skich domach. Polacy wiedz¹, ¿e walka na wschodzie toczy siê nie tylko o niepodle g³oœæ Ukrainy, lecz równie¿ o suwerennoœc naszej ojczyzny i innych krajów Europy.
Tydzieñ na kolanie
Poniedzia³ek
Cytaty, cytaty. W 1956 r. niemiecko austriacko ¿ydowski filozof Günther Anders (urodzony w Breslau, przez kilka lat m¹¿ Hanny Arendt, Holokaust prze trwa³ na emigracji w USA aby nastêpnie osi¹œæ we Wiedniu, gdzie zmar³) napisa³ tê prorocz¹ myœl:
„Aby z góry st³umiæ wszelkie bunty, nie nale¿y robiæ tego brutalnie. Archaiczne me tody jak Hitler, s¹ zdecydowanie przesta rza³e. Wystarczy stworzyæ zbiorowe uwa runkowanie tak potê¿ne, ¿e sama idea bun tu nie przyjdzie ju¿ nawet do g³owy. Naj lepszym sposobem by³oby formatowanie ludzi od urodzenia poprzez ograniczenie ich wrodzonych zdolnoœci biologicznych...
Nastêpnie kontynuujemy uwarunkowa nie poprzez drastyczne obni¿enie pozio mu i jakoœci edukacji, przywracaj¹c je do
formy zatrudnienia. Osoba niewykszta³ cona ma ograniczony horyzont myœlenia, a im bardziej ograniczona jest jego myœle nie materialne, mierne, tym mniej mo¿e siê buntowaæ. Nale¿y sprawiæ, aby dostêp do wiedzy sta³ siê coraz trudniejszy i eli tarny... pog³êbia siê przepaœæ miêdzy ludŸmi, a nauk¹, aby informacje skiero wane do ogó³u spo³eczeñstwa zosta³y
Kartki z przemijania
Dlaczego na wszystkich wizerunkach Adam i Ewa maj¹ pêpki?
Cosik mi siê widzi, ¿e urodzi³em siê bez grzechu pierworodnego.
Prof. Andrzej Nowak, znakomity historyk – „Nie ma alternatywy dla polsko œci poza chrzeœcijañstwem. Nie mo¿e byæ Polski nie chrzeœcijañskiej”. Podobnie myœla³ twórca polskiego na cjonalizmu Roman Dmowski, przykrawaj¹c chrzeœcijañ stwo do katolicyzmu. By³ zwolennikiem równania: Po lak = katolik. Rzymski – dodam dla jasnoœci. Mam jak najwiêkszy podziw i szacunek dla sztuki wyros³ej z chrzeœcijañstwa, ale mimo to pozwolê sobie zapytaæ: czy Polskê budowali przez wieki li tylko chrzeœcijanie?
PiSlamiœci stale narzekaj¹, ¿e w Parlamencie Europej skim zdecydowan¹ wiêkszoœæ maj¹ lewicowcy i libera³o wie. A przecie¿ nie znaleŸli siê oni tam przypadkiem ani podstêpem, tylko zostali legalnie wybrani przez spo³eczeñ stwa krajów, które w tym¿e Parlamencie reprezentuj¹. Mo ¿e zatem spo³eczeñstwa tych¿e krajów s¹ bardziej lewico we i liberalne ni¿ spo³eczeñstwo polskie? Warto siê nad tym w koñcu g³êbiej zastanowiæ, a nie tylko bezreflek syjnie ubolewaæ albo nienawistnie potêpiaæ w czambu³ z przedwyborczych trybun. Warto te¿ pamiêtaæ, ¿e w przy sz³oœci nieuchronny bêdzie kompromis miêdzy zwalczaj¹ cymi siê teraz stronami. Iw Unii Europejskiej, i w Polsce.
Na forum Klubu Wa³dajskiego W³adimir Putin og³o si³, ¿e „s¹ dwa rodzaje Zachodu”. I wyjaœni³: „Zachód chrzeœcijañskich wartoœci i patriotyzmu. I ten rodzaj Za chodu jest nam bliski. Ale jest te¿ Zachód liberalny, neokolonialny i kosmopolityczny. I Rosja nigdy nie za wrze pokoju z tym drugim rodzajem Zachodu”. Sk¹d my znamy takie myœlenie?
Fiodor Dostojewski w powieœci „Idiota” – „Trzeba, aby nasz Chrystus walczy³ przeciwko Zachodowi, nio s¹c mu nasz¹ rosyjsk¹ cywilizacjê”. Putin w to wierzy.
Prezes PiS/naczelnik pañstwa Jaros³aw Kaczyñski jest przekonany, ¿e polska gospodarka ju¿ niemal dorównuje
znieczulone wszelkimi wywrotowymi tre œciami. Szczególnie bez filozofii. Znów nale¿y u¿yæ przekonywania, a nie bezpo œredniej przemocy: bêdziemy transmito waæ masowo za poœrednictwem telewizji rozrywkê, która zawsze pochlebia emo cjonalnemu i instynktowemu.
Zajmiemy umys³y tym, co jest daremne i zabawne. Dobrze jest z nieustann¹ gad k¹ i muzyk¹, aby nie zadawaæ sobie py tañ, myœlenia i myœlenia.
Seksualnoœæ bêdzie najwa¿niejsza w ludz kich interesach. Jako znieczulenie spo³ecz ne, nie ma nic lepszego. Ogólnie rzecz bio r¹c, nale¿y zabroniæ powagi egzystencji, wyœmiewaæ wszystko, co ma wysok¹ war toœæ, utrzymywaæ ci¹g³¹ apologiê lekkoœci, tak aby euforia reklamy i konsumpcji sta³a siê cenn¹ wartoœci¹ / standardem ludzkie go szczêœcia i wzorem wolnoœci.
Opakowanie samo w sobie spowoduje tak¹ integracjê, ¿e jedynym lêkiem (który trzeba bêdzie podtrzymywaæ) jest wyklu czenie z systemu i tym samym utrata dostê pu do warunków materialnych niezbêd nych do szczêœcia. Masowy cz³owiek, tak wyprodukowany, powinien byæ traktowany tak, jak jest: produktem, cielêciem i musi byæ monitorowany tak, jak powinno byæ stado. Wszystko, co pozwala uœpiæ jego ja
gospodarce niemieckiej i niebawem dogodni gospodarkê brytyjsk¹ i kanadyjsk¹. Oby ten jego optymizm sta³ siê rzeczywistoœci¹! Tymczasem w realiach, które mamy dzisiaj, œrednio zarabiaj¹cy Polak mo¿e kupiæ na kredyt zaledwie 30-metrowe mieszkanie. Oznacza to, ¿e wzro œnie i tak ju¿ niema³y odsetek m³odych ludzi mieszkaj¹ cych z rodzicami. Urodzi siê te¿ jeszcze mniej dzieci.
Obsesyjna antyniemieckoœæ i antyunijnoœæ Jaros³awa Kaczyñskiego napawa mnie obaw¹. Przewidujê bardzo z³e skutki, jakie z nich mog¹ wynikn¹æ. Z³e skutki mo¿e przynieœæ tak¿e jego nieustaj¹ca strategia polegaj¹ca na kreowaniu wrogów. Obym by³ z³ym prorokiem.
„W ci¹gu dwóch kadencji rz¹d PiS-u zad³u¿y³ nas pra wie na tak¹ skalê jak wszystkie poprzednie rz¹dy przez ostatnich dwadzieœcia parê lat” – powiedzia³ w Radiu TOK FM dr Bogus³aw Grabowski, by³y cz³onek Rady Po lityki Pieniê¿nej. D³ugi zaci¹gniête przez rz¹d PiS-u Pol ska bêdzie sp³acaæ w nieskoñczonoœæ. Grabowski przypo mnia³, ¿e kiedy PiS przejmowa³ w³adzê, d³ug publiczny Polski wynosi³ 969 mld z³, teraz jest to ponad 1,5 bln z³. Mo¿na zatem powiedzieæ, ¿e partia Jaros³awa Kaczyñskie go zad³u¿y³a Polskê prawie na tak¹ skalê jak wszystkie po przednie rz¹dy przez ostatnich dwadzieœcia parê lat. Po ziom deficytu finansów publicznych, czyli poziom przyro stu tego d³ugu, jest ju¿ tak du¿y, ¿e rz¹d nie jest w stanie go sfinansowaæ na rynku krajowym, emituj¹c obligacje w z³otówkach. Dlatego musi szukaæ pieniêdzy za granic¹ twierdzi Grabowski. Ciekawe, ¿e o ten d³ug nikt nie pyta szefa PiS-u podczas jego przedwyborczych odwiedzin elektoratu wiernego mu od lat. Nie mówi o nim równie¿ ani premier Mateusz Morawiecki, ani obecna minister fi nansów Magdalena Rzeczkowska. Natomiast Adam Gla piñski, prezes Narodowego Banku Polskiego, ponownie namaszczony na to stanowisko przez naczelnika pañstwa, niedawno zapewnia³, ¿e to inne kraje po¿yczaj¹ pieni¹dze od Polski. Chcia³bym zatem wiedzieæ, jakie to kraje i co naprawdê jest z tymi finansami pañstwa.
Znalezione w Necie – „Ojciec pyta syna: – Co robili œcie dziœ na matematyce? – Szukaliœmy wspólnego mia nownika. – Coœ podobnego! Kiedy ja by³em w szkole, te¿ szukaliœmy wspólnego mianownika. Ciekawe, ¿e nikt go do tej pory nie znalaz³…”.
Polska opozycja wci¹¿ przegrywa w wiêkszoœci son da¿y z parti¹ rz¹dz¹c¹. Nie dziwiê siê, bo jest najzupe³ niej nijaka. Dzia³aj¹c bez po³¹czenia si³, nie ma szans
snoœæ, jego krytyczny umys³ jest dobre spo ³ecznie, co mog³oby go obudziæ, musi byæ zwalczone, wyœmiewane, duszone...
Wszelkie doktryny kwestionuj¹ce sys tem musz¹ byæ najpierw wyznaczone ja ko wywrotowe i terrorystyczne”.
Brzmi znajomo? Niez³e, naprawdê. A wszystko w dziele „Ludzka przestarza ³oœæ” z 1956 r.
Œroda Jest dobrze w tym, co tragiczne. Min¹³ dziewi¹ty miesi¹c wojny – rosyjska agre
Andrzej Józef D¹browskina zwyciêstwo. Poza tym, ¿eby przebiæ PiS w obietni cach socjalnych, musia³aby tak¿e zaci¹gaæ owe wielkie d³ugi sp³acane przez nastêpne pokolenia.
25 listopada minê³a 55 rocznica premiery pamiêtnych „Dziadów” Teatrze Narodowym w Warszawie w insce nizacji Kazimierza Dejmka. Znakomity re¿yser Erwin Axer wspomina³, ¿e 22-minutowa „Wielka Improwiza cja” w wykonaniu Gustawa Holoubka to by³ „piorun z jasnego nieba”. Sam Holoubek na premierze wyobra ¿a³ sobie, ¿e mówi do jednego jedynego s³uchacza w za mkniêtym pokoju, bo inaczej nie opanowa³by emocji. Ka¿dy kolejny wystêp kosztowa³ go parê kilogramów. Wchodzenie na scenê w „Dziadach” by³o dlañ „czasem nadnaturalnym”: „Po raz pierwszy traci³em kontrolê nad samym sob¹, traci³em mo¿liwoœæ œwiadomego od dzia³ywania na widzów, w³adania nimi”.
Publicznoœæ by³a, równie¿ wed³ug wspomnieñ Dejm ka, „jak natchniona”. Z du¿ym uznaniem o tym przed stawieniu wypowiada³a siê tak¿e zaproszona delegacja pisarzy z ZSRR, której cz³onkowie wspomnieli, ¿e nale ¿y go pokazaæ moskiewskiej publicznoœci. Jerzy Za wieyski zapisa³ w swym dzienniku: „Jest to wielkie dzie³o inscenizatorskie Kazimierza Dejmka. Holoubek gra genialnie. Refleksyjnie, intelektualnie. Wielka, nie zapomniana kreacja. Najlepszy Konrad, jakiego widzia ³em. „Dziady” Dejmka by³y dla mnie wstrz¹sem, wielk¹ spraw¹ gard³ow¹ i religijn¹”.
Ta inscenizacja by³a teatrem, jaki ju¿ wówczas nosi ³em w duszy i sprawi³a, ¿e dziesiêæ lat póŸniej zosta³em re¿yserem teatralnym.
³ugañskim, przenieœæ siê do obwodu char kowskiego, planuj¹ coœ na po³udniu. Ale my bronimy siê, co najwa¿niejsze, nie po zwalamy wrogowi zrealizowaæ jego za miarów. Mówili, ¿e zajm¹ obwód doniec ki – wiosn¹, latem, jesieni¹. W tym tygo dniu ju¿ zaczyna siê zima, wprowadzili tam swoj¹ regularn¹ armiê, codziennie trac¹ setki zmobilizowanych i najemni ków, buduj¹ umocnienia – powiedzia³ Wo³odymyr Ze³enski w swoim tradycyj nym, cowieczornym wyst¹pieniu wideo.
sja na Ukrainê trwa 280. dzieñ. Rosjanie trac¹ kolejne fragmenty terytorium Ukra iny, które okupowali od 24 lutego. Walki tocz¹ siê pod zniszczonym przez Rosjan mostem Antonowskim.
Prezydent Ukrainy Wo³odymyr Ze³en ski powiedzia³ we wtorek w wieczornym wyst¹pieniu wideo, ¿e sytuacja na linii frontu pozostaje trudna, a si³y rosyjskie próbuj¹ nacieraæ w Donbasie i Charkowie.
„Pomimo bardzo du¿ych strat okupan ci nadal próbuj¹ nacieraæ na obwód do niecki, zdobyæ przyczó³ek w obwodzie
Rosjanie, choæ maj¹ problemy zwi¹zane z sankcjami Zachodu, dalej produkuj¹ w³a sne rakiety, którymi nieustannie wal¹ w in frastrukturê energetyczn¹ Ukrainy. „Ob serwujemy sta³¹ produkcjê nowego uzbro jenia na potrzeby frontu Na podstawie ana lizy od³amków rakiet (znajdowanych na Ukrainie) mo¿na stwierdziæ, ¿e s¹ to poci ski wyprodukowane ju¿ w tym roku. Œwiadczy to o tym, ¿e uzbrojenie jedzie na front prosto z linii produkcyjnej – oznajmi³ w œrodê przedstawiciel ukraiñskiego wy wiadu wojskowego (HUR) Wadym Ski bicki. Ale brakuje Rosjanom innej amuni cji: od dwóch miesiêcy Rosjanie wywo¿¹ z Bia³orusi amunicjê kalibru 122 i 152 mm. I to jest naprawdê dobry znak…
Jan Ciszewski - król sportowych komentatorów
„Warszawa wymar³a”. SMS-ao takiej treœci przys³a³a mi moja dobra znajo ma – Edyta – dodaj¹c przy tym, ¿e wraca w³aœnie do domu ze spaceru z psem, ¿eby zd¹¿yæ.
Dobr¹ chwilê zajê³o mi zrozumienie co mia³a na myœli, bo czasy mamy niespo kojne i cie¿ko dziœ przewidzieæ, gdzie mog¹ zdryfowaæ ruskie rakiety. Na szczê œcie powód by³ zupe³nie inny.
W sobotni, listopadowy wieczór polska reprezentacja pi³karska stacza³a swój bój z Arabi¹ Saudyjsk¹ na mundialu w Kata rze i kto ¿yw zajmowa³ najwygodniejsze miejsca przed telewizorem.
„Wymar³e” miasta w czasie meczów polskiego zespo³u w latach 70-tych czy 80tych nie by³y rzadkoœci¹. Nie trzeba by³o nawet s³uchaæ transmisji aby wiedzieæ, ¿e „nasi” strzelili bramkê. Ca³e miasto, ba ca³y kraj jednym, prawie 40 milionowym gard³em krzycza³ w niebog³osy: „Go ooooool”! By³y to szczêœliwe lata, gdzie niedostatki w sklepach os³adza³y polskie, pi³karskie zwyciêstwa, z którymi nieod ³¹cznie kojarzy³ siê g³os sportowych ko mentatorów. Bez nich nie mog³a siê odbyæ ¿adna impreza sportowa. Ich g³osy i emo cje zna³ praktycznie ka¿dy Polak. I do dzi siaj sukcesy naszego sportu kojarz¹ siê tak ¿e z ich postaciami. Królem wœród sporto wych komentatorów by³ Jan Ciszewski.
On sam twierdzi³, ¿e by³ skazany na sport, a pasjê przekaza³ mu ojciec, dzia ³acz Klubu Motocyklowego Zag³êbia D¹ browskiego. Jan Ciszewski urodzi³ siê w 1930 r. w Sosnowcu i tak jak ojciec fa scynowa³ siê motorami. Marzy³ o karierze zawodnika. Niestety, podczas ostatnich wakacji przed wojn¹, które spêdza³ w Tymbarku, nieszczêœliwie zeskoczy³ z wozu z sianem i zerwa³ œciêgna w no dze. Rok póŸniej przewróci³ siê podczas jazdy na motocyklu, dozna³ skomplikowa nego z³amania prawej nogi i urazu biodra. Trwa³a wojna, brakowa³o medykamentów iw efekcie dosz³o do zaka¿enia krwi i gruŸlicy koœci. Dziesiêcioletniemu ch³o pakowi grozi³a amputacja nogi. Ostatecz nie uratowali j¹ lekarze z Siewierza, ale koñczyna by³a o 12 centymetrów krótsza. To spowodowa³o, ¿e Ciszewski nigdy nie zosta³ sportowcem. Chcia³ byæ ¿u¿low cem, ale krótsza noga nie pozwala³a mu wygrywaæ. Nigdy jednak nie ukrywa³ swojego kalectwa i wrêcz ostentacyjnie je ignorowa³. Na estradzie zatañczy³ z Nata sz¹ Zylsk¹ pamiêtn¹ rumbê „Mexicana”. Na szczêœcie poch³onê³a go inna pasja. Mia³ talent do komentowania i zosta³ spra wozdawc¹ stadionowym. Jako nastolatek komentowa³ mecze mówi¹c do pustej puszki po konserwach. Sz³o mu znakomi cie i „Cis” zosta³ zaproszony do Polskiego Radia, gdzie zachwyci³ swoim emocjonal nym przekazem. Przyjêto go do pracy i najpierw komentowa³ mecze ¿u¿lowe, a gdy okaza³o siê, ¿e potrafi przykuæ uwa gê tysiêcy ludzi na stadionie, trafi³ do kato wickiego oddzia³u Polskiego Radia. By³ przyk³adem znanego wówczas powiedze
nia: „nie matura a chêæ szczera…”, bo za niedba³ naukê i maturê zda³ eksternistycz nie dopiero w wieku 40 lat. Do szkól zreszt¹ nie mia³ szczêœcia. Wyrzucano go z Gimnazjum Handlowego w Sosnowcu, Pañstwowej Szko³y Pracy Spo³ecznej w Mys³owicach oraz sosnowieckiego Li ceum Ogólnokszta³c¹cego dla Doros³ych.
W 1970 roku komentowa³ pó³fina³owy mecz rozgrywek Pucharu Zdobywców Pu charu pomiêdzy Górnikiem Zabrze, a w³o skim klubem AS Roma. Jeszcze nigdy pol ska dru¿yna nie zasz³a tak wysoko w elitar nych rozgrywkach europejskich klubów pi³ karskich. Mecze w Rzymie i Chorzowie za koñczy³y siê identycznym remisem, dlatego zdecydowano o rozegraniu jeszcze jednego meczu, tym razem na neutralnym gruncie w Strasburgu. By³ to prawdziwy pi³karski horror, bo nawet dogrywki nie ustali³y wy niku. Nie by³o wyjœcia i o wszystkim mu sia³ zdecydowaæ œlepy los, czyli podrzuco na przez sêdziego moneta. Jan Ciszewski komentowa³ ca³e wydarzenie tak sugestyw nie, ¿e grozê sytuacji czu³ ka¿dy, kto s³u cha³ jego sprawozdania. „Rzucona moneta” powiedzia³ Ciszewski i ucich³… Milczenie trwa³o kilka, mo¿e kilkanaœcie sekund, d³u ¿y³o siê jak wiecznoœæ i nagle og³uszaj¹cy jak wybuch wulkanu krzyk: „Polska! Gór nik! Sprawiedliwoœci sta³o siê zadoœæ!” Od komentatora sportowego wymaga siê ch³odnego podejœcia i analizy, ale Ciszew ski komentowa³ emocjonalnie i za to wszy scy go kochali.
Talent Ciszewskiego szybko dostrze ¿ono tak¿e w telewizji – nikt tak jak on nie potrafi³ zainteresowaæ widzów. Cho cia¿ zarzucano mu, ¿e w uniesieniu pope³ nia koszmarne b³êdy jêzykowe, to kibice uwielbiali go za emocjonalny stosunek do transmitowanego widowiska. Nikomu nie przeszkadza³o, gdy myli³ siê w podawaniu czasu do koñca meczu (zawsze t³umaczy³, ¿e jego zegarek od lat czeka na wizytê u zegarmistrza), œmiali siê do ³ez, gdy przed decyduj¹cym przejazdem Jana Ko walczyka na olimpiadzie w Moskwie po wiedzia³: „Teraz wszystko w rêkach ko nia”. Kowalczyk na ogierze „Artemor” wywalczy³ wówczas z³oto. To dziêki Ci szewskiemu TVP zaczê³a transmitowaæ najwa¿niejsze gonitwy wyœcigów kon nych. Jego pasja udziela³a siê widzom, ale wtajemniczeni wiedzieli, ¿e wynika to tak¿e z pasji do hazardu.
Sprawozdawca nie tylko nie stroni³ od karcianego stolika, ale obstawia³ tak¿e wyœcigi konne. W 1971 r. jako jeden z niewielu postawi³ na konie „Daglezja” i „Durango”. Konie dotar³y do mety we w³aœciwym porz¹dku, a za ka¿dy tak po stawiony zak³ad p³acono dwieœcie razy wiêcej! Ciszewski wspomina³ o tym zda rzeniu, mówi¹c, ¿e przyjecha³ na wyœcigi tramwajem, a móg³ wyjechaæ autem.
Na olimpiadzie w Monachium, po wy granym z Wêgrami – 2:1 – fina³owym me czu pi³karskim p³aka³ przy mikrofonie. Po zakoñczeniu meczu Ciszewski wypo wiedzia³ s³ynne s³owa: „Mój Bo¿e, co ja
mam pañstwu powiedzieæ. 20 lat czeka³em na tê chwilê, 50 lat czeka³o polskie pi³kar stwo”. Nie kontrolowa³ równie¿ wybuchu radoœci i wzruszenia po s³ynnym remisie na Wembley. To przez niego reprezentacjê Polski nazywano „Or³ami Górskiego”. On sam by³ równie popularny jak legendarny trener polskiej reprezentacji. Jego miesz kanie w bloku odwiedza³ ówczesny pre mier Jaroszewicz z synem Andrzejem, znani sportowcy tacy jak W³adys³aw Ko mar, Jerzy Kulej czy W³odzimierz Lubañ ski. Odwiedza³ go Bohdan £azika, Ber nard £adysz i Wies³aw Ochman. W jego kuchni gotowa³ czêsto Andrzej Bia³kow ski, szef kuchni hotelu „Victoria”, a tak¿e kucharz polskiej dru¿yny narodowej.
Ciszewski znany by³ ze swoich „humo rów”. Doœwiadczy³ tego osobiœcie Grze gorz Lato, gdy sprawozdawca zagrozi³ mu, ¿e podczas meczu ani razu nie wymieni je go nazwiska. Wprawdzie s³owa nie do trzyma³, bo gdy Lato strzeli³ bramkê, na antenie musia³o paœæ jego nazwisko, ale poza tym rzeczywiœcie w ogóle o nim nie wspomnia³… Ceniono jego czysto prywat ne reakcje, gdy zdenerwowany b³êdem za wodnika potrafi³ powiedzieæ, ¿e „zapyta go po meczu, co w³aœciwie chcia³ zrobiæ”.
Rodzina nie mia³a z nim naj³atwiej szego ¿ycia, bo Ciszewski by³ hazardzist¹ oprócz wyœæigów pasjami grywa³ w po kera, bryd¿a, a nawet w kierki. Mia³ te¿ s³aboœæ do alkoholu – nowy zawodnik w kadrze musia³ siê wkupiæ w jego ³aski za pomoc¹ butelki dobrego koniaku ze
sklepu wolnoc³owego. Zapewne jego po zycja w sportowym œwiecie, a tak¿e wiele s³aboœci jakim ulega³ sprawi³o, ¿e zainte resowa³a siê nim najpierw Milicja Oby watelska, a potem SB.
W 2017 r. historyk IPN, dr Grzegorz Majchrzak napisa³ ksi¹¿kê pt. „Tajna histo ria futbolu. S³u¿by, afery i skandale”. Z od nalezionej przez IPN dokumentacji wyni ka³o, ¿e Jan Ciszewski by³ wspó³pracowni kiem S³u¿by Bezpieczeñstwa i to niemal¿e od samego pocz¹tku swojej kariery jako komentator sportowy; od lat 60-tych. Mia³ adekwatny pseudonim „Sprawozdawca”. Wczeœniej mia³ byæ donosicielem milicji, gdzie w aktach operacyjnych nadano mu pseudonim „Wa³ek”. Ze wzglêdu na liczne s³aboœci ³atwo go by³o zmusiæ do takiej wspó³pracy. Po kilku aferach hazardo wych, gdy do redakcji radia zg³aszali siê kolejni wierzyciele, którym winien by³ pie ni¹dze jakie przegra³ w pokera, zawieszono go w Polskim Radio na dwa lata. Pensje w ca³oœci oddawa³ na pokrycie d³ugów, a pasja do hazardu zniszczy³a jego dwa ma³¿eñstwa. Ciszewski mia³ burzliwe ¿y cie rodzinne i by³ trzykrotnie ¿onaty.
Wspó³praca z SB sprawi³a zapewne, ¿e przyjêto go ponownie do pracy. Z zacho wanych akt wynika, ¿e kontakty Ciszew skiego z SB nie uk³ada³y siê dobrze i by³ on kiepskim informatorem. W jego aktach napisano: „wykazywa³ niewielk¹ u¿ytecz noœæ, nieszczeroœæ i wykorzystywa³ rela cje do celów prywatnych”.
Ostatni¹ du¿¹ imprez¹, podczas której kibice mogli us³yszeæ g³os Jana Ciszew skiego, by³ mundial w Hiszpanii w 1982 ro ku. Nikt wówczas nie przypuszcza³, ¿e le gendarny sprawozdawca choruje na cukrzy cê i nowotwór. Wydawa³ siê uosobieniem optymizmu i radoœci ¿ycia, chocia¿ wie dzia³, ¿e przegrywa walkê z chorob¹. Za kwaterowano go w hotelu pozbawionym klimatyzacji, lecz komentuj¹c mecze zespo ³u Antoniego Piechniczka trzyma³ fason, podsycaj¹c – jak zwykle – emocje kibiców.
Jesieni¹ trafi³ do szpitala, gdzie zdia gnozowano zaawansowan¹ marskoœæ w¹ troby, co spowodowa³o jego zgon w listo padzie 1982 roku. Sportowe tradycje kon tynuuje jego córka, Joanna, która uprawia kolarstwo górskie (zosta³a mistrzyni¹ œwiata w wyœcigu 12-godzinnym). Po zwyciêstwie powiedzia³a, ¿e „tata na pew no komentuje jej wystêpy w niebie”.
Jan Ciszewski przeprowadzi³ ponad trzy i pó³ tysi¹ca transmisji z meczów pi³ karskich. Jego g³os s³ychaæ by³o w telewi zorze podczas igrzysk olimpijskich i dziœ nadal jest niedoœcignionym wzorem dla sprawozdawców sportowych tak w radio jak i telewizji. W Warszawie ma swoj¹ uli cê, której kiedyœ patronowa³ Józef Ciszew ski, dzia³acz KPP. Na tabliczce zmieniono tylko imiê, bo nazwisko siê zgadza³o. A dziœ, ogl¹daj¹c polsk¹ wiktoriê pi³karsk¹ nad Arabami nadal pojawia³ siê w g³owie rozentuzjazmowany g³os Jana Ciszewskie go, króla sportowego przekazu mimo, ¿e od jego œmierci up³ynê³o ju¿ 40 lat.
Wierzê w rozmowê
Wszyscy cierpimy, starzejemy siê, odchodzimy. Czasem jesteœmy szczêœliwi, ale czêsto poranieni, pogubieni, nara¿eni na utraty, ból. Jednak, mimo wszystko, ¿ycie jest warte ¿ycia. Kiedy pytam jedn¹ z bohate rek, jaki jest sens ¿ycia, ona odwraca to pyta nie w przepiêkny sposób i mówi: ¿ycie jest sensem. Myœlê w ten sam sposób. Ka¿dy dzieñ ma swoj¹ wartoœæ. Doceniamy to szczególnie teraz, kiedy wojna jest blisko na szych granic i ciê¿ko znaleŸæ spokój i równo wagê. Dzisiej powsta³by zupe³nie inny film.
Sk¹d pomys³, by przyjrzeæ siê œwiatu z wysokoœci pierwszego piêtra? Pomys³ pojawi³ siê przypadkiem. Nie mia³em koncepcji na nowy film i trochê ju¿ siê zaczyna³em martwiæ. A poniewa¿ zda rza³o mi siê piæ z ¿on¹ kawê na balkonie, zo rientowa³em siê, ¿e przez ca³y czas przygl¹ dam siê ludziom i przys³uchujê ich rozmo wom. Ktoœ siê z kimœ k³óci³, ktoœ inny p³a ka³, bieg³ z kwiatami, objaœnia³ dziecku œwiat. Zdarza³y siê sytuacje, których nie spo sób by³oby wymyœliæ! Pomyœla³em, ¿e jeœli do tego balkonu i przechodniów dodam ka merê, to mo¿e zrobi siê z tego kino? Posta nowi³em spróbowaæ. Nie by³o pewne, czy siê uda. Za podbudowê teoretyczn¹ mia³em za³o¿enie, by nie biegaæ za bohaterami, nie szukaæ ich po œwiecie, ale skoncentrowaæ siê na „tu i teraz”. ¯e jeœli wystarczaj¹co d³ugo bêdê sta³ na tym balkonie, to sprowokujê ja kieœ ciekawe sytuacje. A jeœli mi siê nie uda namówiæ nikogo na rozmowê, to powstanie film o re¿yserze, który próbuje zrobiæ film, ale mu nie wychodzi. Takie trochê „Osiem i pó³” Felliniego, oczywiœcie z zachowaniem wszelkich proporcji. Bo ani ja nie Fellini, ani nie wygl¹dam jak Mastroianni [œmiech].
Przyszed³ mi na myœl wiersz Bia³o szewskiego: Ja/stró¿/latarnik/nadajê z mrówkowca. Pan co prawda nie z wysokiego piêtra bloku na Chamo wie, a z balkonu kamienicy na Saskiej Kêpie, ale ta figura stró¿a, obserwato ra, kogoœ, kto patrzy z góry na malucz kich uganiaj¹cych siê za codziennymi sprawami, wyda³a mi siê podobna. Jak okreœli³by Pan swoj¹ rolê w tym eks perymencie?
By³ Pan spowiednikiem, stró¿em, ankieterem przeprowadzaj¹ cym sondê uliczn¹, demiurgiem?
Ka¿dym po trochu, mo¿e z wyj¹tkiem ankietera. Sonda uliczna wydawa³a mi siê zawsze zbyt powierzchowna, naskórkowa. Ja próbujê iœæ w g³¹b ludzkich historii, roz mawiaæ o wa¿nych tematach, stwarzaæ at mosferê intymnoœci, która zachêca do tego, by siê otworzyæ. Wydaje siê, ¿e sta³em na tym balkonie wystarczaj¹co d³ugo, by lu dzie przyzwyczaili siê do tego dziwnego s¹ siada z kamer¹. Po pewnym czasie zdoby ³em ich zaufanie. Szczególnie wa¿ne by³y osoby, które wraca³y pod balkon. Na nie najbardziej liczy³em, bo to póŸniej w filmie postacie pierwszoplanowe, do których widz ma szansê siê przyzwyczaiæ, lepiej poznaæ, bardziej przej¹æ ich losami. A demiurg? No nie mo¿na udawaæ, ¿e re¿yser nie jest re¿y serem. Sta³em tam oczywiœcie dla filmu, po to, by zebraæ dobry materia³, ale te¿ – jak w przypadku ka¿dego filmu, który zrobi ³em– chcia³em ludziom daæ coœ od siebie. Spotka³em mnóstwo fantastycznych, od wa¿nych bohaterów, którzy powierzyli mi swoje intymne historie, ale z drugiej strony i ja im siê na coœ przyda³em. Bywa przecie¿, ¿e ludzie zostaj¹ sami ze swoimi troskami, prze¿yciami, wspomnieniami. I ¿yj¹ w wiel kiej potrzebie, by siê nimi z kimœ podzieliæ. To, co mog³em im daæ: czas, empatiê, zain teresowanie, bliskoœæ – sprawi³o, ¿e nast¹pi ³a miêdzy nami prawdziwa wymiana, dla której czêsto kamera by³a tylko dodatkiem.
Jak¹ Polskê Pan zobaczy³ z tego bal konu?
Szczerze mówi¹c, wcale nie chcia³em ro biæ filmu o Polsce, chcia³em, ¿eby to by³o o ludziach. Kropka. Niekoniecznie urodzo nych w kraju nad Wis³¹. Ale potem pomy œla³em, ¿e nie do koñca uda siê przed t¹ Pol sk¹ uciec. Mia³em przecie¿ „pod kamer¹” trzy wybory: samorz¹dowe, prezydenckie i do Parlamentu Europejskiego. Nie mog³em o tym nie opowiedzieæ. Zreszt¹ polskich kontekstów jest wiêcej. Na przyk³ad sytu acja, gdy dojrza³y mê¿czyzna robi przed ka mer¹ coming out, opowiadaj¹c o œmierci wieloletniego partnera, z którym musia³ ¿yæ w ukryciu, bo spo³eczeñstwo ci¹gle jeszcze niechêtnie akceptuje nieheteronormatyw noœæ. Pojawia siê te¿ para m³odych dziew cz¹t, które byæ mo¿e maj¹ razem dziecko… S¹ to osoby, które czuj¹ siê wykluczane przez obecn¹ w³adzê, które w Polsce nie mog¹ po czuæ siê jak w domu. Chcia³em pokazaæ pu blicznoœci: zobaczcie, oni s¹ tacy jak my, nie bójcie siê, to s¹ ludzie, a nie ideologia. Po prostu ludzie, którzy siê kochaj¹. I tyle. Z kolei na drugim biegunie znaleŸli siê z dwaj uœmiechniêci homofobiczni narodow cy z Wadowic, id¹cy na Marsz Niepodleg³o œci. Mówi¹ o tym, co im siê w Polsce nie po doba; maj¹ zupe³nie inny pogl¹d na to, jak œwiat powinien byæ urz¹dzony [œmiech]. Ni by œmieszne, ale straszne. S¹ potencjalnie groŸni, jest ich w Polsce, która skrêca na prawo, coraz wiêcej. Ale to zaledwie mi gawki, mrugniêcia okiem. Przede wszyst kim zale¿a³o mi na uniwersalnoœci tej opo wieœci. A wracaj¹c do pytania… to, czego siê dowiedzia³em o Polakach, to, ¿e nie s¹ tylko tacy mrukliwi i wycofani, jak mo¿na by siê by³o spodziewaæ. Po raz kolejny sprawdzi³a siê stara dokumentalna prawda: jeœli zwracam siê do cz³owieka mi³o i z uœmie chem, dostajê w zamian to samo.
Rozmawia³ Pan z dwoma tysi¹cami osób, w filmie znalaz³o siê „zaled wie” osiemdziesiêciu bohaterów. Mam wra¿enie, ¿e w przypadku fil mów dokumentalnych, ale te¿ ksi¹ ¿ek reporterskich, czêsto daje siê wy czuæ pogoñ za tani¹ sensacj¹. Im bardziej kontrowersyjny bohater i je go historia, tym lepiej. Bo skandal siê sprzedaje. „Film balkonowy” wydaje siê œwietnie opieraæ tej tendencji… Reporter i re¿yser ma prawo do tego, by opowiadaæ o œwiecie ze swojej perspektywy i swojego punktu widzenia. I tak te¿ siê sta³o w przypadku mojego filmu. Da³em sobie pra wo do wyboru bohaterów i uszeregowania ich historii w takiej, a nie innej, kolejnoœci – ¿eby nadaæ tych znaczeñ, na których mi zale¿a³o.
Ze zgromadzonego materia³u mogliœmy u³o ¿yæ zupe³nie inny film, albo nawet kilka [œmiech]. Poniewa¿ mam tendencjê do tego, by eksplorowaæ raczej te ni¿sze rejestry: smu tek, depresjê, nieodzownym sta³a siê pomoc duetu Piasek i Wójcik – dwóch m³odych, zdolnych monta¿ystów, którzy namawiali mnie na to, by zachowaæ balans miêdzy wy powiedziami, nie iœæ w mrok, tylko zostawiæ trochê œwiat³a. Pos³ucha³em ich, i to by³a do bra decyzja! Co do pogoni za sensacj¹ rozu miem, co ma Pani na myœli. Ja podobnie – nie przepadam za wystrza³owoœci¹. Zawsze sta ram siê dopukaæ do serc i dusz ludzi, zapytaæ, co tam s³ychaæ, kto jest w œrodku – a nie kal kulowaæ i szukaæ potencjalnie najbardziej nie samowitych sytuacji. Wychodzê z za³o¿enia, ¿e to, co mnie interesuje w ludziach, czyli ich wnêtrze, zainteresuje równie¿ moich widzów. Jakie by³y reakcje s¹siadów po obej rzeniu filmu? Pytaj¹ o sequel?
Fenomenalne! Dosta³em mnóstwo kom plementów, jak przy ¿adnym innym filmie. Wielu z nich œledzi losy „Balkonowego”, cieszy siê z nagród. To wszystko ca³y czas ¿yje, bo przecie¿ nadal mieszkam w tym sa mym miejscu, codziennie spotykam s¹sia dów, historie tocz¹ siê dalej. Obieca³em, ¿e za 10 lat nakrêcê drug¹ czêœæ!
Popularnoœæ nie jest mêcz¹ca?
Ró¿ni ludzie podchodz¹ pod balkon, bo odkryli, gdzie siê znajduje, wiêc czasem wo³aj¹: Panie Pawle, niech pan wyjdzie, chcia³em pogadaæ! Robi¹ sobie selfies. Ktoœ wyzna³ nawet, ¿e tym filmem przywróci³em mu wiarê w ¿ycie. To s¹ czêsto bardzo emo cjonalne spotkania. A popularnoœæ? Jest zu pe³nie nieszkodliwa. Wszystko siê dzieje w ma³ej spo³ecznoœci. Mam wiêcej nowych znajomoœci, poznaliœmy siê lepiej. A to sprawia, ¿e milej i bezpieczniej siê ¿yje. Du¿o rozmawiamy. A ja wierzê, ¿e rozmo wa ma moc terapeutyczn¹.
A propos terapii… Dwa kolejne filmy, które w najbli¿szy weekend bêdzie mo¿na zobaczyæ w MoMI, dotykaj¹ w³aœnie tego tematu. „Nawet nie wiesz, jak bardzo ciê kocham” jest zapisem sesji terapeutycznej. „Ojciec i syn” to z kolei próba takiego spotka nia, tylko w tym przypadku terapeutê zastêpuje… oko kamery. Wyruszacie, wraz z ojcem, w podró¿ do Pary¿a, próbuj¹c po drodze przegadaæ trudne sprawy, a widzowie mog¹ przekonaæ siê, co z tego wynika. Czy robienie fil mów o psychoterapii wi¹¿e siê z Pañ skim osobistym doœwiadczeniem?
Zdecydowanie. Wszystko wziê³o siê z fa scynacji tym wspania³ym narzêdziem, które dostaliœmy do rêki, a które pomaga nam tro chê lepiej ¿yæ i radziæ sobie z emocjami, ¿y ciem rodzinnym. Z naszej podró¿y powsta³y dwa filmy. „Ojciec i syn” oraz „Ojciec i syn
w podró¿y” – czyli lekko przemontowana wersja mojego ojca, Marcela £oziñskiego. To by³a ciekawa, filmowa podró¿, natomiast nie spe³ni³a pok³adanych w niej, terapeutycz nych nadziei. Okaza³o siê, ¿e terapeuty nie mo¿na zast¹piæ kamer¹. Tak to nie dzia³a. Potrzebny jest cz³owiek. Jak mówi profesor Bogdan de Barbaro – ten trzeci, obcy. Uwa ¿aliœmy, ¿e sami sobie z tym poradzimy, w koñcu znamy siê na tym, ale okaza³o siê to praktycznie niewykonalne. I st¹d byæ mo ¿e pomys³ na kolejny film „Nawet nie wiesz, jak bardzo ciê kocham”, który pokazuje, jak m¹dra, pog³êbiona rozmowa w obecnoœci doœwiadczonego terapeuty, który dysponuje odpowiednimi narzêdziami, mo¿e pomóc.
Ostatnim obrazem, o którym chcia ³am porozmawiaæ, jest „Miejsce uro dzenia” – rzecz absolutnie wstrz¹sa j¹ca. Obejrza³am ten film wiele lat te mu, wydaje mi siê, ¿e po raz pierwszy podczas festiwalu Prowincjonalia we Wrzeœni, sk¹d pochodzê, nie wiem, czy Pan kojarzy tê imprezê…
Oczywiœcie! Znam œwietnie Rafa³a Gó reckiego, dyrektora przedsiêwziêcia. Je¿d¿ê tam, kiedy tylko mogê.
Wracaj¹c do filmu… Mimo setek repor ta¿y, dokumentów, filmów fabularnych dotycz¹cych Holocaustu, które obej rza³am w moim 45-letnim ¿yciu, „Miej sce urodzenia” pozostaje obrazem naj bardziej pora¿aj¹cym, dotykaj¹cym… ¿ywym. Dzia³a nawet silniej ni¿ „Sho ah” Lanzmanna. Dziœ rano, przygoto wuj¹c siê do naszej rozmowy, zastana wia³am siê, z jak¹ reakcj¹ publicznoœci spotka³by siê Pan, gdyby „Miejsce urodzenia” debiutowa³o nie w 1992 roku, ale trzydzieœci lat póŸniej…
Przede wszystkim bardzo cieszy mnie to, ¿e tak Pani odebra³a ten film. Dziêkujê. A je œli chodzi o „Miejsca urodzenia”, to moj¹ in tencj¹ by³o przede wszystkim zaproszenie do rozmowy na trudny i wtedy jeszcze rzadko poruszany temat polsko ¿ydowskich relacji w czasie Holocaustu. Nie chcia³em nikogo oskar¿aæ czy udowadniaæ jakiejœ tezy.
Wrêcz przeciwnie, zale¿a³o mi na pokazaniu jednej historii, w której ogniskuj¹ siê wszyst kie problemy. Pokazaæ ich skomplikowanie.
Za PRL istnia³a cenzura i by³ zapis mówi¹cy o tym, ¿e o ¯ydach najlepiej nie mówiæ wca le, bo to byli przecie¿ obywatele Polski. A jak ju¿ mówiæ o Zag³adzie, to tylko o tych przypadkach, kiedy Polacy ¯ydów ratowa li. I oczywiœcie wiêkszoœæ ¯ydów polskiego pochodzenia, którzy prze¿yli wojnê, prze trwa³o j¹ dziêki pomocy jakichœ dobrych Po laków, trzeba o tym pamiêtaæ. Ale by³y rów nie czêste przypadki, gdy ¯ydzi ginêli z r¹k polskich s¹siadów – io tym równie¿ trzeba mówiæ. Ginêli te¿ Polacy denuncjowani Niemcom przez polskich s¹siadów.
80 lat temu powsta³a
Rada Pomocy ¯ydom „¯egota”
4 grudnia 1942 r. przy Delegaturze Rz¹ du RP na Kraj powsta³a Rada Pomocy ¯ydom – organizacja humanitarna, je dyna w okupowanej przez Niemców Europie instytucja pañstwowa, której celem by³o ratowanie ¿ydowskiej lud noœci w gettach oraz poza nimi. Rada dzia³a³a pod konspiracyjnym kryptoni mem „¯egota”, inspirowanym jedn¹ z postaci III czêœci Dziadów Adama Mickiewicza – Konradem ¯egot¹.
Tragiczny los ludnoœci ¿ydowskiej w okresie okupacji spowodowa³ powstanie struktur zajmuj¹cych siê organizowaniem dla niej pomocy. Ju¿ w 1940 r. zosta³ stworzony w Biurze Informacji i Propa gandy Komendy G³ównej Zwi¹zku Walki Zbrojnej referat mniejszoœci narodowych, jego kierownikiem by³ historyk Stanis³aw Herbst „Chrobot”. Nastêpnie utworzono odrêbny Referat ¯ydowski, kierowany przez prawnika i dzia³acza spo³ecznego Henryka Woliñskiego „Wac³awa”, który rozpocz¹³ zbieranie i dokumentowanie in formacji o losach polskich ¯ydów w oku powanej Polsce.
Pocz¹wszy od 1940 r. Niemcy rozpo czêli systematyczne fizyczne oddzielanie ¯ydów od pozosta³ych mieszkañców oku powanych ziem polskich. W œwietle nazi stowskiego prawa ¯ydzi mogli mieszkaæ jedynie na terenie gett. £¹cznie zorganizo wano ich ponad 650. Warunki jakie tam panowa³y, ur¹ga³y wszelkiej ludzkiej god noœci. Dzielnice by³y przeludnione, a st³o czona w nich ludnoœæ odciêta od mo¿li woœci zapewnienia sobie ¿ywnoœci i in nych niezbêdnych do ¿ycia œrodków. Ubo¿ej¹cych z miesi¹ca na miesi¹c i prze ci¹¿onych prac¹ ¯ydów dodatkowo nêka ³y i dziesi¹tkowa³y choroby, z tyfusem i czerwonk¹ na czele. Na ¯ydów na³o¿ono przymus pracy, pozbawiano ich œrodków finansowych, maj¹tku, ograniczano mo¿ liwoœæ przemieszczania siê, odciêto od edukacji, mo¿liwoœci sprawowania kultu. Oznakowano te¿ wszystkie osoby powy ¿ej 10 roku ¿ycia, nakazuj¹c im nosiæ opa ski z Gwiazd¹ Dawida.
Pierwszym etapem eksterminacji pol skich ¯ydów by³o wywo³anie g³odu w get cie warszawskim, które by³o najwiêkszym i najbardziej zaludnionym w okupowanej Europie. Na 307 hektarach powierzchni, co stanowi³o niespe³na 3% ówczesnego tery torium miasta, przebywa³o w nim w szczy towym momencie, w kwietniu 1941 r., po nad 450 000 ¯ydów.
Na mocy rozporz¹dzenia w³adz nie mieckich z 4 marca 1941 r. ludnoœæ ¿y dowsk¹ wyjêto spod prawa. Odt¹d mordy na ¯ydach nie by³y karane. Po wybuchu wojny niemiecko sowieckiej od lata 1941 r. wyselekcjonowane grupy niemieckich oprawców wymordowa³y dziesi¹tki tysiê cy ¯ydów. W styczniu 1942 r. na konfe rencji w Wannsee przywódcy III Rzeszy podjêli decyzjê o zag³adzie ludnoœci ¿y
dowskiej w Polsce i innych krajach Euro py. W lipcu i sierpniu tego roku Niemcy, przy pomocy policji ¿ydowskiej, rozpo czêli deportacjê ¯ydów z warszawskiego getta. Mieszkañców prowadzono na tzw. Umschlagplatz w pobli¿u bocznicy kole jowej przy ul. Stawki, a stamt¹d poci¹ga mi wywo¿ono do obozu zag³ady w Tre blince. W pierwszych dniach sierpnia zna laz³ siê tam równie¿ wybitny pedagog Ja nusz Korczak, który odrzuci³ propozycjê ucieczki z getta i do koñca pozosta³ ze swoimi wychowankami z domu sierot. Tysi¹ce uciekinierów szuka³o schronienia w polskiej czêœci miasta.
Masowoœæ ukrywania siê poza gettem w Warszawie i innych miastach General nej Guberni, trudna sytuacja tych osób, wskazywa³y na koniecznoœæ podjêcia szerszej i zorganizowanej akcji pomocy ¯ydom, która objê³aby planowo i mo¿li wie wszechstronnie ca³y teren kraju.
11 sierpnia 1942 r., kilka tygodni po rozpoczêciu wielkiej akcji likwidacyjnej w getcie warszawskim, ukaza³ siê w na k³adzie 5 tys. egzemplarzy zredagowany przez pisarkê Zofiê Kossak Szczuck¹ i rozkolportowany w formie ulotki na uli cach Warszawy „Protest!”. By³ to doku ment wyra¿aj¹cy niezgodê polskich œro
dowisk katolickich na eksterminacjê lud noœci ¿ydowskiej, której dokonywali Niemcy na okupowanym terytorium II Rzeczypospolitej.
„W ghetcie warszawskim, za murem odcinaj¹cym od œwiata, kilkaset tysiêcy skazañców czeka na œmieræ. Nie istnieje dla nich nadzieja ratunku, nie nadchodzi znik¹d pomoc. Ulicami przebiegaj¹ oprawcy, strzelaj¹c do ka¿dego, kto siê oœmieli wyjœæ z domu. Strzelaj¹ podobnie do ka¿dego, kto stanie w oknie. Na jezdni walaj¹ siê niepogrzebane trupy. [...] Œwiat patrzy na tê zbrodniê, straszliwsz¹ ni¿ wszystko co widzia³y dzieje – i milczy. RzeŸ milionów bezbronnych ludzi doko nywa siê wœród powszechnego, z³owrogie go milczenia. Milcz¹ kaci, nie che³pi¹ siê tym, co czyni¹. Nie zabieraj¹ g³osu Anglia ani Ameryka, milczy nawet wp³ywowe miêdzynarodowe ¿ydostwo, tak dawniej przeczulone na ka¿d¹ krzywdê swoich. Milcz¹ i Polacy. [...] Wobec zbrodni nie wolno pozostawaæ biernym. Kto milczy w obliczu mordu – staje siê wspólnikiem mordercy. Kto nie potêpia – ten przyzwa la” – apelowa³a Zofia Kossak.
Obdarzona du¿ym autorytetem pisarka, w zwi¹zku ze swoj¹ przedwojenn¹ twór czoœci¹ uznana przez w³adze okupacyjne za osobê nastawion¹ antyniemiecko, mu sia³a siê ukrywaæ. Bra³a jednak czynny udzia³ w ¿yciu podziemnym, redaguj¹c podziemn¹ prasê. Stanê³a te¿ na czele ka tolickiego Frontu Odrodzenia Polski. Nie walczy³a o poprawê losu mordowanych
¯ydów jedynie s³owem. Ona sama i zgro madzeni wokó³ niej ludzie, zwi¹zani g³ów nie z FOP, zbierali pieni¹dze konieczne do za³atwiania ukrywaj¹cym siê ¯ydom do kumentów, pomagali im w znalezieniu za trudnienia oraz umieszczali dzieci ¿ydow skie w sierociñcach prowadzonych przez siostry zakonne. „To by³o grono kobiet” –wspomina³ jej ówczesny wspó³pracownik, W³adys³aw Bartoszewski – „które chcia³y dzia³aæ na zasadach dawnej filantropii. Ale to by³o grono kobiet do gruntu szlachet nych, uczciwych, które nie patrzy³y na ¿adne konsekwencje”.
Pomoc organizowana przez Kossak Szczuck¹ obejmowa³a pocz¹tkowo oko³o 180 osób. Pisarka szybko zda³a sobie spra wê, ¿e nie jest to nawet kropla w morzu potrzeb. Wywiera³a wiêc nieustanny na cisk na Delegaturê Rz¹du na Kraj, aby ta nada³a ró¿nym próbom pomocy ¯ydom wymiar bardziej instytucjonalny oraz wspar³a je finansowo. Dzia³ania te odnio s³y skutek we wrzeœniu 1942 r., gdy po wo³ano, za zgod¹ i pod opiek¹ Delegatury Rz¹du RP na Kraj, przez niewielkie grono dzia³aczy œrodowisk katolickich i demo kratycznych, Tymczasowy Komitet Po mocy ¯ydom im. Konrada ¯egoty pod przewodnictwem Kossak Szczuckiej i dzia³aczki Stronnictwa Demokratyczne go Wandy Krahelskiej Filipowicz. By³a to pierwsza ogólnopolska miêdzyorganiza cyjna komórka nios¹ca pomoc ¯ydom podczas zag³ady. Obie za³o¿ycielki mia³y radykalnie odwrotne przekonania: jedna by³a gor¹c¹ katoliczk¹, druga równie go r¹c¹ socjalistk¹, a nawet by³¹ rewolucjo nistk¹. Otrzymawszy poparcie Delegatury Rz¹du na Kraj, zebra³y grupê osób, Pola ków i ¯ydów, wszelkich przekonañ poli tycznych i kwalifikacji zawodowych, któ re podziela³y g³êbokie przekonanie, ¿e nie wolno byæ obojêtnym i biernym wobec tylu tragicznych sytuacji.
4 grudnia w miejsce Komitetu powo³ano Radê Pomocy ¯ydom przy Delegaturze Rz¹du RP na Kraj, organizacjê polsko ¿y dowsk¹. Jej obywatelski charakter nie
wspó³gra³ z dzia³aniami œrodowiska Zofii Kossak, która nie wesz³a ju¿ w sk³ad Rady i kontynuowa³a pracê poza jej strukturami. W Warszawie „¯egota” by³a jedn¹ z trzech organizacji – obok ¯ydowskiego Komitetu Narodowego i Powszechnego ¯ydowskie go Zwi¹zku Robotniczego (Bundu) – udzie laj¹cych pomocy ¯ydom w okupowanej Polsce. Ponadto, od wiosny 1943 r. „¯ego ta” mia³a oddzia³y równie¿ w Krakowie, we Lwowie oraz na LubelszczyŸnie. By³a jedy n¹ w okupowanej Europie wspieran¹ przez Pañstwo instytucj¹ powo³an¹ w celu rato wania ¯ydów.
Cz³onkami „¯egoty” byli ludzie repre zentuj¹cy ró¿ne pogl¹dy spo³eczne i poli tyczne. Wœród nich znaleŸli siê przedsta wiciele Polskiej Partii Socjalistycznej –Wolnoœæ Równoœæ Niepodleg³oœæ, Robot niczej Partii Polskich Socjalistów, Stron nictwa Ludowego, Stronnictwa Demokra tycznego, Bundu, ¯ydowskiego Komitetu Narodowego, Frontu Odrodzenia Polski, Zwi¹zku Syndykalistów Polskich i Pol skiej Organizacji Demokratycznej.
Przewodnicz¹cym Rady zosta³ Julian Grobelny (PPS WRN), wiceprzewodnicz¹ cymi Tadeusz Rek (SL) i Leon Feiner (Bund), sekretarzem Adolf Berman (¯KN), skarbnikiem Ferdynand Arczyñski (Stron nictwo Demokratyczne). W³adys³aw Barto szewski, cz³onek „¯egoty”, pisa³: „[...] By³a to pierwsza organizacja, w której w konspi racji przeciw Niemcom siedzieli razem przy jednym stole i dzia³ali syjoniœci, bun dowcy, katolicy, polscy demokraci, polscy socjaliœci, ludowcy – i ¯ydzi, i Polacy.”
Jako jedyna zdo³a³a te¿, pomimo aresz towania niektórych jej cz³onków, utrzy maæ dzia³alnoœæ przez d³ugi czas i poma gaæ ¯ydom na wiele sposobów.
„Zadaniem Rady jest niesienie pomocy ¯ydom jako ofiarom eksterminacyjnej ak cji okupanta, a to pomocy w kierunku ra towania ich od œmierci, ich legalizacji, przydzielania im pomieszczeñ, udzielania zasi³ków materialnych wzglêdnie, gdzie to wskazane, wyszukiwanie zajêæ zarob kowych jako podstawy egzystencji, za wiadywanie funduszami i ich rozprowa dzanie – s³owem dzia³alnoœæ, która po œrednio lub bezpoœrednio wchodziæ mo¿e w zakres pomocy” – takie cele „¯egoty” przedstawiono 29 grudnia 1942 r. Delega towi Rz¹du RP na Kraj.
„¯egota” dzia³a³a przez swoj¹ centralê w Warszawie oraz Rady Okrêgowe w Kra kowie i Lwowie. Jej pomoc dociera³a rów nie¿ do gett i obozów, w których Niemcy masowo wiêzili ludnoœæ ¿ydowsk¹.
Strukturalnie „¯egota” podzielona zo sta³a na referaty. Referat terenowy zajmo wa³ siê wyrabianiem i dostarczaniem fa³ szywych dokumentów. Referat mieszka niowy wynajdywaniem bezpiecznych kry jówek. Referat lekarski odpowiedzialny by³ za organizowanie doraŸnej pomocy medycznej. Referat propagandowy druko wa³ i kolportowa³ ulotki zachêcaj¹ce do pomocy ¯ydom. Rada Pomocy ¯ydom oprócz dzia³añ pomocowych pe³ni³a rów nie¿ funkcjê informacyjn¹. Dostarcza³a informacji na temat zag³ady ¯ydów prasie konspiracyjnej. Ponadto wydawa³a swoje ulotki oraz biuletyny. Raportowa³a tak¿e rz¹dowi na uchodŸstwie o sytuacji ¯ydów
w okupowanej Polsce, postuluj¹c potrzebê militarnej interwencji aliantów.
Organizacja utrzymywa³a siê z fundu szy przekazywanych miêdzy innymi przez Delegaturê Rz¹du RP na uchodŸstwie, or ganizacje ¿ydowskie, Bund. Zdarza³o siê, ¿e datki przekazywa³y równie¿ osoby pry watne, niezwi¹zane z tymi organizacjami. Wszystkie pieni¹dze dostarczane przez rz¹d emigracyjny lub organizacje zagra niczne by³y dostarczane drog¹ zrzutów powietrznych, które by³y odbierane przez oddzia³y AK. Czêœæ pieniêdzy by³a prze chwytywana przez Niemców.
W marcu 1943 r. Witold Bieñkowski ps. „Wencki” powo³a³ Referat ¯ydowski Dele gatury Rz¹du na Kraj. Jego zastêpc¹ w tym referacie zosta³ W³adys³aw Bartoszewski. Do zadañ tej komórki nale¿a³o m.in. prze kazywanie Radzie funduszy na akcje po mocy i przesy³anie raportów dla rz¹du w Londynie. Komitet przyci¹gn¹³ oko³o 180 osób, g³ównie dzia³aczy katolickich.
Okupacyjne prawo niemieckie w Polsce przewidywa³o karê œmierci dla osób ukry waj¹cych ¯ydów, dlatego znalezienie schro nienia dla nich nie by³o ³atwe. Dzieci by³y niejednokrotnie ukrywane u przybranych ro dzin, w publicznych domach sierot i innych tego typu instytucjach. Rodziny ukrywaj¹ce dzieci otrzymywa³y œrodki na ich utrzyma nie. W samej Warszawie dzieciêcy oddzia³ „¯egoty”, prowadzony od jesieni 1943 r. przez Irenê Sendlerow¹, opiekowa³ siê 2500 dzieæmi ¿ydowskimi przemyconymi z war szawskiego getta. Uciekinierom zapewniano równie¿ opiekê medyczn¹.
„¯egota” we wspó³pracy ze wspólnota mi zakonnymi, miêdzy innymi marianami i urszulankami, zaopatrywa³a ¯ydów w ka tolickie metryki chrztu, które pomaga³y im ocaleæ. Wydano ¯ydom oko³o 60 tysiêcy fa³szywych dokumentów.
Udzielaj¹c pomocy, „¯egota” nigdy nie zwraca³a uwagi na pogl¹dy czy par tyjne afiliacje. Jej cz³onków i wspó³pra cowników ³¹czy³y ludzka wra¿liwoœæ, cy wilna odwaga i urzêdnicza rzetelnoœæ. Do dziœ zachowa³o siê wiele skrupulat nych pokwitowañ z wydatkowania œrod ków, które usi³owano zakonspirowaæ pro stymi metodami: daty roczne cofano o dziesiêæ lat, a kwoty dzielono przez sto. Od samego pocz¹tku Rada wypowie dzia³a te¿ walkê szanta¿ystom, którzy dla ukrywaj¹cych siê ¯ydów stali siê œmiercio noœn¹ plag¹. Nie raz apelowa³a do konspi racyjnych w³adz, aby potêpia³y szmalcow nictwo, a winnych skazywa³y na œmieræ, co mia³o daæ efekt odstraszaj¹cy. Problem by³ tak pal¹cy, ¿e w memoriale z kwiet nia 1943 r., adresowanym do Delegatury Rz¹du, „¯egota” nie wyklucza³a dzia³añ nadzwyczajnych: „gdyby takie wyroki nie zapad³y wzglêdnie gdyby ich jeszcze nie wykonano – rozplakatowanie bodaj kilku wyroków fikcyjnych”.
Szacuje siê, ¿e do 1944 r. Rada ze sw¹ regularn¹ pomoc¹ legalizacyjn¹, finanso w¹, mieszkaniow¹, lekarsk¹ dociera³a do 40-50 tys. ¯ydów, z czego jedn¹ czwart¹ stanowi³y dzieci. Dok³adnie nie wiadomo, ilu dotrwa³o do wkroczenia wojsk sowiec kich, a potem przetrwa³o powojenn¹ za wieruchê. Ale ludzie „¯egoty” rozumieli, ¿e w obliczu zag³ady sens ma walka o ka¿ dy dzieñ ka¿dego ¿ydowskiego ¿ycia.
Cz³onkowie Rady Pomocy ¯ydom zo stali upamiêtnieni w Alei Sprawiedliwych wœród Narodów Œwiata w Instytucie Pamiê ci Yad Vashem w Jerozolimie. W 1963 r. W³adys³aw Bartoszewski zasadzi³ w niej oliwne drzewo „¯egoty”, które roœnie do dziœ. W Warszawie o dzia³alnoœci organiza cji przypominaj¹ pomnik „¯egoty” stoj¹cy na skwerze przed Muzeum Historii ¯ydów Polskich POLIN oraz tablica upamiêtniaj¹ ca siedzibê sekretariatu „¯egoty” przy ulicy ¯urawiej 24.
Dla cia³a i dla ducha W restauracji
W XIX wieku restauracje stawa³y siê coraz modniejsze, a ju¿ pod koniec stule cia wesz³y na trwa³e w krajobraz miejski. Dawne karczmy, zajazdy, gospody – tak ¿e miejsca, gdzie siê jad³o w przerwie w podró¿y, nie zniknê³y, choæ zaczê³y po woli przekszta³caæ siê w motele/hotele przy drogach, by³y jednak czymœ innym ni¿ miejskie lokale. Tutaj przychodzi³o siê posiedzieæ, spêdziæ wolny czas, którego ludzie mieli coraz wiêcej, wypiæ w towa rzystwie drinka, kawê, ewentualnie zjeœæ coœ, a nade wszystko – porozmawiaæ, po flirtowaæ; w przypadku artystów, którzy coraz liczniej okupowali takie lokale – po dyskutowaæ, wymieniæ pogl¹dy na sztukê, pospieraæ siê, poromansowaæ, etc.
W Pary¿u
Jednym z czêœciej odwiedzanych przez artystów miejsc by³ paryski Folies Berge re – restauracja, a zarazem dom rozrywki: tañca, popisów akrobatycznych, œpiewu i czymkolwiek jeszcze goœci mo¿na by³o przyci¹gn¹æ i zabawiæ. Podobnie funkcjo nowa³ „Moulin Rouge” – s³ynniejszy i dziêki upowszechnieniu „wyuzdanego” kankana i dziêki znakomitym grafikom jednego z bywalców, Toulusa Lautreca. Ten pierwszy by³ ulubionym miejscem odwiedzin przez Édouarda Maneta, tote¿ uwieczni³ go na jednym ze swych ostat nich obrazów (bodaj w ogóle ostatnim) „Bar w Folies Bergere”. Niewielka czêœæ lokalu, ale ona w³aœnie najbardziej mala rza interesowa³a, choæ we wnêtrzach tego domu rewii i rozrywki (nie restauracji we wspó³czesnym sensie) przebywa³o weso³e towarzystwo (widaæ je w g³êbi), mo¿na by³o obejrzeæ cyrkowe pokazy linoskocz ków (widaæ nogi akrobaty na trapezie w lewym górnym rogu). Jednak bar – naj ciekawsze miejsce, bo i alkoholu wybór wielki i m³oda barmanka, mo¿e chêtna… Wspó³czeœni historycy sztuki, którzy wszêdzie dopatruj¹ siê erotyki, pisz¹, ¿e w tamtych czasach (koniec XIX w.) ko biety zatrudnione na haniebnych warun kach czêsto dorabia³y sobie œwiadcz¹c za pieni¹dze us³ugi seksualne.
Mo¿e… Co w ka¿dym razie widzimy. Stoi za barem m³oda kobieta. Z ty³u za ni¹ wielkie lustro, a w nim ogl¹damy wnêtrze lokalu – i plecy dziewczyny oraz klienta z w¹sami i w cylindrze. Na kontuarze po marañcze w szklanej paterze i nieco ju¿ przywiêd³a ró¿a (aluzja?) w kieliszku. Na de wszystko alkohole przeró¿ne – szam pan z lewej oraz rozmaite wódki; po pra wej – raczej piwa, choæ wygl¹da na to, ¿e i mocniejszych trunków nie brak. I nic wiêcej. Có¿ bowiem mo¿na w barze zjeœæ? To nie dzisiejsze czasy. Nic dziwnego, ¿e krytycy zastanawiaj¹ siê, jaka by³a idea tego obrazu? Nie spo sób dociec, co artysta pragn¹³ zakomuni kowaæ.
Klienci restauracji amerykañskich Natomiast nie ulega w¹tpliwoœci prze s³anie obrazu „Table for Ladies” Edwarda Hoppera. Jak zawsze u tego amerykañ skiego artysty tematyk¹ jest dojmuj¹ca sa motnoœæ ludzi, natomiast tytu³ dzie³a mówi o nowej (w latach dwudziestych XX w.) sytuacji, kiedy restauracje nowojorskie (i nie tylko) chcia³y przyci¹gn¹æ now¹ klientelê i reklamowa³y siê w ten sposób: witane i zapraszane s¹ równie¿ samotne damy, które chc¹ usi¹œæ w lokalu przy sto liku na obiad, na kawê, czy na przek¹skê. Dotychczas bowiem kobiecie przyzwoitej nie wypada³o samej iœæ do restauracji, a tylko w towarzystwie mê¿czyzny; jeœli natomiast zjawi³a siê bez mêskiej obsta wy, by³o to traktowane jako aluzja wprost do kobiety lekkich obyczajów z propozy cj¹ „handlow¹”.
Przysz³y nowe czasy, kobiety coraz licz niej podejmowa³y prace zawodowe, usamo dzielnia³y siê. Na obrazie Hoppera kasjerka zajêta jest swoimi obliczeniami. Kelnerka poprawia dekoracjê wystawy lokalu, który lansuje owoce, krewetki (na talerzyku z pra wej), miêso. Mo¿na wiêc gor¹ce danie zjeœæ w tej restauracji i dostaæ owocowy deser.
Para przy stoliku nic nie je. Mê¿czyzna pije wino (?) z karafki. Kobieta chyba nic. Wycofana, raczej nawet nie s³ucha pero ruj¹cego towarzysza. Jego kapelusz wisi nad nim; p³aszcz kobiety tak¿e osobno, z dala. Przyszli na jakieœ niemi³e spotka nie. Pustka w restauracji, pustka miêdzy t¹ par¹ i samotne kobiety zajête swoj¹ prac¹.
W chiñskiej restauracji
Podobn¹ parê widzimy na innym obra zie Hoppera „Chop Suey”. Siedzi w g³êbi
chiñskiej restauracji – podobno w ulubio nym przez artystê lokalu przy Columbus Circle. Nie rozmawiaj¹, atmosfera miêdzy nimi jest ciê¿ka: on – nieogolony, z papie rosem w rêku, z nieco spuszczon¹ g³ow¹; ona patrzy na mê¿czyznê w oczekiwaniu na jak¹œ odpowiedŸ, s³owa, które zmniej szy³yby dziel¹cy ich dystans. A mo¿e to w³aœnie on, zak³opotany, spodziewa siê jej cieplejszego zapewnienia. Tymczasem nic. Przyszli tylko siê spotkaæ, porozma wiaæ w neutralnym miejscu; nic nie jedz¹. Na stoliku szklanka z wod¹ i miseczka. Jedzenie, jak wiadomo, pomaga w prze³a maniu barier towarzyskich, ale oni nie chc¹ czegoœ takiego, na nic nie licz¹.
To jednak tylko t³o, bowiem „bohater k¹” obrazu Hoppera jest m³oda kobieta w obcis³ym, zielonym sweterku, modnym w latach dwudziestych kapeluszu nag³o
wie i z ciê¿kim makija¿em. Siedzi naprze ciw kobiety, niemal bliŸniaczej, choæ wi dzimy jedynie jej plecy, podobnie modny kapelusik, krótko przyciête w³osy i chust kê na szyi. Przysz³y porozmawiaæ. Na sto liku tylko chiñski czajniczek do herbaty i taka sama miseczka. Z wyrazem smutnej desperacji na twarzy milczy, mo¿e s³ucha, a mo¿e tylko wpatruje siê w ni¹ w oczeki waniu na jakieœ s³owa otuchy, nadziei, które pozwol¹ znieœæ samotnoœæ.
Restauracja by³a dla Hoppera miejscem odludnym, uczêszczanym przez osoby nie maj¹ce gdzie siê podziaæ, lokalami bez wyrazu, bez stylu – dla ka¿dego, a wiêc dla nikogo. To nie weso³e miejsca roz rywki, alkoholi i jedzenia, jak we Francji, ale smêtne nowojorskie schronienia dla samotnych, dla ludzi bez domu.
Retour a l’expéditeur
Wielkie dziêki za chmury. Wielkie dziêki za Das wohltemperierte Klavier, i, dlaczego by nie, za zimowe buty. Wielkie dziêki za mój osobliwy mózg i wszelkie inne ukryte organy, za powietrze i oczywiœcie za wino Bordeaux. Serdeczne dziêki za to, ¿e moja zapalniczka nie zgas³a, i za po¿¹danie, i za ubolewanie, g³êbokie ubolewanie. Wielkie dziêki za cztery pory roku, Za liczbê e i za kofeinê, i naturalnie za truskawki na talerzu, namalowane przez Chardina, a tak¿e za sen, za sen szczególnie, i, ¿ebym nie zapomnia³, za pocz¹tek i koniec, i tych kilka minut pomiêdzy. Nieustaj¹ce dziêki, jeœli o mnie chodzi, to równie¿ za nornice w ogrodzie.* Œwiêto Dziêkczynienia. Na opustosza³ej pla¿y kolo nie ptaków. Co rusz podrywaj¹ siê do lotu. A potem sia daj¹ miêkko na piasku i chowaj¹ dzioby pod skrzyd³a mi. Drobne, w kolorze wybarwionego s³on¹ wod¹ drew na. Wygl¹daj¹, jakby spa³y. Zbli¿am siê powoli. Ostro¿
nie stawiaj¹c stopy. A potem – jak przysta³o na wizytê w Bird Sanctuary – padam na kolana. I chowaj¹c siê za niewielk¹ wydm¹, robiê zdjêcia. Kiedy siê podnoszê, zrywaj¹ siê do lotu. Jestem teraz w œrodku rozko³ysanej, migocz¹cej chmury. Za chwilê spadaj¹ z nieba. Jak deszcz. Ptasia ka³u¿a. Na œrodku piaskownicy. Praktykujê wdziêcznoœæ. K³aniam siê nisko wysokim trawom. Pozdrawiam spokojne wody oceanu. Nurzam w b³êkitach i z³ocie. Piêkno doceniæ naj³atwiej; ŸdŸb³o ko³ysz¹ce siê na wietrze, fakturê kamienia, linie papilar ne liœci. To tania wdziêcznoœæ, która nie wymaga spe cjalnego treningu. Wystarczy patrzeæ ze zrozumieniem. Trochê trudniej dostrzec niezwyk³oœæ w rzeczach naj prostszych, jak funkcjonuj¹ca nerka, pr¹d w gniazdku, adres sta³ego pobytu. Do tego potrzebny jest brak. Na g³e i bolesne doœwiadczenie utraty. Jednak o charakte rze tymczasowym. Kiedy wszystko wróci do normy: przestanie boleæ g³owa, w³¹cz¹ internet, nadjedzie opóŸ niony poci¹g – bêdzie mo¿na rozgoœciæ siê w poczuciu wdziêcznoœci, a mo¿e nawet pomyœleæ: ale¿ jesteœmy szczêœciarzami Najwy¿szy stopieñ wtajemniczenia, to wdziêcznoœæ za trudne ¿yciowe lekcje. Im gorzej, tym lepiej mawia zna jomy buddysta. I peroruje o rozwoju duchowym, który odbywa siê wy³¹cznie za pomoc¹ klapsów na go³y ty³ek. Jak twierdzi, nie ma to wiele wspólnego z wyœwiechta nym „cierpienie uszlachetnia” lub w wersji pop „what do esn’t kill you makes you stronger”, lecz polega na œwiado mym prze¿ywaniu brutalnych doœwiadczeñ. Otwórz sze roko ramiona i przyjmij to. A potem jeszcze podziêkuj. Proste?
* Thanksgiving. W wielu amerykañskich rodzinach przetrwa³ zwyczaj, by tu¿ przed pokrojeniem indyczego truch³a, ka¿dy z biesiadników przy stole, powiedzia³ na g³os, za co jest wdziêczny. Wiêkszoœæ ma na takie oka zje gotowe formu³ki: dziêkujê za wspania³¹ rodzinê, ¿e jestem zdrowy, ¿e mogê byæ tutaj z wami oraz za s³odkie ziemniaki, sos ¿urawinowy i ciasto z dyni. Trudno nie popaœæ w bana³. Podobnie jak przy wigilijnym stole, kie dy trzeba prze³amaæ siê op³atkiem i b¹kn¹æ: ¿yczê ci przede wszystkim zdrowia. I szczêœcia. I nawzajem. Nie ³atwo uciec przed sztamp¹, bo – w gruncie rzeczy – to w³aœnie jest najwa¿niejsze. Zdrowie. Fizyczne. Psy chiczne. I ¿eby nie bola³o. A oprócz tego: s³owa uk³ada j¹ce siê w zdania, od których œwieci siê w œrodku, koty patrz¹ce z bezbrze¿n¹ mi³oœci¹ na trzy sekundy przed nape³nieniem miski karm¹, ocean i inne zbiorniki wodne oraz bezludne pla¿e i generalnie ka¿dy niezak³ó cony cz³owiekiem pejza¿, nowojorska jesieñ, nutella bez cukru, wiosenne burze, pierwszy œnieg, pierwszy odci nek nowego sezonu ulubionego serialu, zdrowy krêgo s³up, cholesterol i cukier w normie, pomidory z ogródka, papeterie, notesy, wieczne pióra, muzyka. A nade wszystko rozmowy z ludŸmi, których siê kocha. I ¿e s¹. ❍
* Adresat nieznany – Retour à l’expéditeur, Hans Magnus Enzensberger.
Zapraszamy na stronê Autorki: www.stanywewnetrzne.com
Klub kibica
Jan LatusJednym z problemów ¿ycia emeryta jest wolny czas, który nie zawsze wiadomo jak ciekawie i po¿ytecznie, a zw³aszcza po¿y tecznie dla innych, zagospodarowaæ. Ostat nio jednak, dni mijaj¹ jeden za drugim przepe³nione treœci¹, zajête, zagospodaro wane. Oby tak dalej, oby tak do œmierci.
Cokolwiek byœmy powiedzieli o po wierzchownoœci telewizyjnej rozrywki, jednak zape³nia ona czas. Zw³aszcza wi daæ to podczas du¿ych imprez: mistrzostw w pi³ce no¿nej czy olimpiadach, kiedy mo¿na by³o ogl¹daæ ró¿ne konkurencje praktycznie od rana do wieczora. A gdy by³a du¿a ró¿nica czasu, w œrodku nocy.
Gdy koñczy³y siê te wielkie zawody, nagle, przez moment, ¿ycie wydawa³o siê znowu puste i nudne. Nawet seriale to przecie¿ historie z puszki, uprzednio na grane. Zawody sportowe odbywa³y siê zaœ na naszych oczach, w czasie realnym. Byliœmy œwiadkami dziania siê historii, a zdaniem patriotycznie nastawionych ki biców: Historii.
Ogl¹dam w telewizji mistrzostwa œwiata w pi³ce no¿nej. Cztery mecze dziennie, od 10. rano do 10. wieczorem. Niestety, w re¿imowej telewizji, któr¹ na tê okolicznoœæ odpali³em po raz pierwszy od kilku lat. Czasem zagapiê siê i po me czu zaczynaj¹ siê wiadomoœci i zanim dobiegnê do telewizora, ¿eby wy³¹czyæ
foniê dowiadujê siê o wspania³ej posta wie polskiego rz¹du wobec jego wrogów: Rosji, Niemiec, Unii Europejskiej, NA TO i Tuska, w dowolnej kolejnoœci. Ale potem znowu siadam przed telewizorem, bo zaczyna siê kolejna gra. Jestem wiêc hipokryt¹, „palê, ale siê nie zaci¹gam”.
Polscy komentatorzy prezentuj¹ zadzi wiaj¹cy profesjonalizm. Za mikrofonem zasiada by³y pi³karz czy trener i widzi on rzeczy: ustawienie zespo³u, za³o¿enia taktyczne, sens zmian zawodników, któ rych ja bym nie dostrzeg³ i nie zrozumia³. Tak wiêc ogl¹dam mecze z foni¹. Wy³¹ czam j¹ jedynie, gdy gra polska reprezen tacja. Jak znieœæ to, ¿e komentatorzy wpadaj¹ w euforyczne, patetyczne tony, krzycz¹, ciesz¹ siê, u¿ywaj¹ superlaty wów wobec naszych ch³opców z or³ami na koszulce, którzy godnie reprezentuj¹, gryz¹ ziemiê i ogólnie prezentuj¹ moral n¹ przewagê nad przeciwnikami.
Gdyby polska reprezentacja nie za kwalifikowa³a siê do mistrzostw, odbie ralibyœmy je tak, jak nale¿y: grê, zabawê, show business, popis zrêcznoœci dwu dziestu dwu m³odych facetów, którzy od bijaj¹ na trawie nadmuchan¹ powietrzem skórzan¹ kulê. A najlepsi w tych sztucz kach s¹ multimilionerami i celebrytami.
A oto jak komentowano w polskim In ternecie wygrany mecz reprezentacji:
„Czysta radoœæ, ca³y kraj dziœ p³acze ze szczêœcia.”
„Dziêki wam wraca nam wiara w cz³o wieka i Pana Boga, ¿e jeszcze nad nami ktoœ czuwa i nam pomaga pokonywaæ wszelkie trudnoœci.”
„Wierzmy w Polaków! Dumni po zwyciêstwie, wierni po pora¿ce!”
„Nie wiadomo co pierwsze: dziêko waæ Bogu, zawodnikom, czy p³akaæ z ra doœci? Brawo Panowie! Brawo Polska!”
„…wierzê w to, ¿e Polska potrafi zwy ciê¿aæ, nie tylko moralnie, ale równie¿ pi³karsko i myœlê, ¿e ju¿ warto podziêko waæ Wam, drodzy Pi³karze, za wasze po œwiêcenie…”
Nie wiem, jak siê odnaleŸæ wœród tych ludzi. ¯yjê obecnie w kraju, w którym rozwa¿a siê zaostrzenie prawa i karanie wieloletnim wiêzieniem za obrazê uczuæ religijnych (w domyœle: katolickich). Za obrazê uznana zostanie têczowa wst¹¿ka na figurze œwiêtego lub pozbawiony sza cunku i czo³obitnoœci komentarz na temat Koœcio³a. Ale imiê Boga swego wzywa siê nadaremno, by wspar³ jedenastu face tów kopi¹cych pi³kê, bo maj¹ polskie obywatelstwo. I nikomu nie przeszkadza, ¿e graj¹ w zagranicznych klubach.
Nie my jedni mieszamy Boga do spor tu. Nie tylko polscy skoczkowie narciar scy ¿egnaj¹ siê przed rozpoczêciem za wodów. Znak krzy¿a czyni¹, na przyk³ad po strzelonym golu, pi³karze z katolickiej Ameryki Po³udniowej, w tym s³awny Leo Messi. Muzu³manie klêkaj¹ za to na murawie i j¹ ca³uj¹. Oni z kolei dziêkujê Allahowi za wygrany mecz.
Z¿ymam siê na polskich kibiców, gdy¿ nigdy nie nale¿a³em do tej subkultury, ta kiej ch³opiêcej, niedojrza³ej przynale¿no œci plemiennej, arbitralnie ustalonych wrogów – kibiców innych dru¿yn. Jako cz³owiek szukaj¹cy samotnoœci, a kiedyœ ch³opiec nielubi¹cy wspólnych zabaw na podwórku, po prostu tego nie rozu miem. Jako rozrywkê – jak najbardziej. Na najwy¿szym poziomie, pi³ka no¿na,
na przyk³ad rozgrywki miêdzynarodowe, bo z gwiazdami z ca³ego œwiata, klubów w Lidze Mistrzów, s¹ pasjonuj¹cym spek taklem. Obejrzê je chêtnie w barze w Taj landii i w mieszkaniu w Warszawie.
Gdy jednak graj¹ dru¿yny narodowe, jestem testowany z patriotyzmu. Ktoœ skomentowa³ w Internecie, ¿e w ogóle nie interesuje go gra polskiej dru¿yny; gra ona nieciekawie, brzydko wiêc jej nie ki bicuje. Znamienna by³a odpowiedŸ kibica (który na swoim profilu, zamiast portretu, umieœci³ or³a w koronie): Jeœli nie popie rasz Polski w sporcie, tym bardziej nie poprzesz w wa¿niejszych sprawach. W domyœle: w czasie wojny (z UE, Ro sj¹, Niemcami, reszt¹ œwiata). Kibicowa nie zosta³o wiêc zrównane z patrioty zmem, a walka na boisku uznana za æwi czenia przed prawdziw¹ wojn¹.
Ale przecie¿ nie tylko u nas. Francuzi kibicuj¹c swojej dru¿ynie przymykaj¹ oko, ¿e w wiêkszoœci graj¹ w niej koloro wi, a takich obywateli w codziennym ¿y ciu czêsto dyskryminuj¹. Niewa¿ne: graj¹ pod francuskim sztandarem. Grupy kibi ców z ca³ego œwiata, dzier¿¹c swoje flagi, maluj¹ twarze farbkami w narodowych kolorach i pochlipuj¹c podczas grania hymnu, oddaj¹ siê wojnom na niby. Œlepi na faule swoich; zawsze uwa¿aj¹cy, ¿e ich dru¿yna by³a lepsza, a przegra³a pechowo; zaczadzeni mieszank¹ narodowej dumy i politycznej œlepoty; ignoruj¹cy tocz¹ce siê prawdziwe wojny, by emocjonowaæ siê na serio tymi udawanymi, na boisku.
Sport ³¹czy? Jest apolityczny i globalny? Ale¿ nie: szukamy w nim to¿samoœci naro dowej, wojenek i pozornych zwyciêstw.
GRUBE RYBY I PLOTKI
„Jeœli trajektoriê ¿ycia porów namy do wadz¹cego do to znajdujê siê w rym nie mam ju¿ najmniejszych w¹tpliwoœci, ¿e ta dziura istnieje i wszyscy do dzam siê, trochê póŸno na statacjê, ale d³ugo kr¹¿y³am po szerokich obwodach leja, dziury nie by³o widaæ, wiêc mog³am snuæ dalekosiê¿ne plany. „Kurczê, jesz cze mo¿esz zostaæ kosmonautk¹, twój los jest w czas, jeszcze nic straconego”. Al bo: „Teraz zajmujesz siê akurat pi saniem, które jest ¿mudne i cz¹ce, ale gdybyœ chcia³a zostaæ maklerem gie³dowym, to przecie¿ mo¿esz w ¿yæ, a wtedy wkroczysz na Street, nie ma przeszkód”. „Braku je ci do pierwszego? To chwilowe, jak siê naprawdê sprê¿ysz, to ku pisz sobie dom w Paula McCartneya i dziæ na s¹siedzkie pikniki”. (Oczy wiœcie przesadzam, ale nie za dzo. Oczywiœcie powinnam widywaæ siê z terapeut¹. Tak, od dujê jednego). Na razie, myœla³am, do brze siê zapowiadam. A zaraz naprawdê rozkwitnê” – pisze Ewa Winnicka, wspó³ autorka bestsellerowej ksi¹¿ki (i podcastu o tym samym tytule) – „Jak siê starzeæ bez godnoœci”. Wraz z kole¿ank¹ po pió rze, Magdalen¹ Grzeba³kowsk¹, postano wi³y wzi¹æ sprawy w swoje rêce i przemó wiæ w imieniu kilku milionów Polaków pochodz¹cych z prze³omu lat 60. i 70. XX wieku. „Bo to ca³kiem du¿a grupa wkurzonych osób, które nagle zoriento wa³y siê, ¿e nie s¹ ju¿ specjalnie m³ode, ale te¿ nie s¹ jeszcze stare. Co wiêcej, bardzo je ten stan zaskoczy³, zdziwi³ i za
cionk¹. Zaliczy³y kolejne wypalenie za wodowe, lecz wci¹¿ daleko im do emery tury. Koñcz¹ sp³acaæ kredyt we frankach szwajcarskich i nie wiedz¹, co zrobiæ ze swoim ¿yciem” – pisz¹. Choæ obie autor ki odnios³y znacz¹ce sukcesy na polu za wodowym, miewaj¹ – jak wiêkszoœæ wra¿liwych jednostek – problem z… po czuciem spe³nienia i przemijaniem. „Bê d¹c osob¹ dobrze zapowiadaj¹c¹ siê, do zna³am du¿ego wstrz¹su, gdy zorientowa ³am siê, ¿e nie tylko jestem ju¿ po czter dziestce, ale i przed piêædziesi¹tk¹. Gdziekolwiek siê ruszê – jestem najstar sza” – pisze Winnicka. „Aktork¹ 25-lecia
Wierzê w rozmowê
Film zacz¹³em krêciæ pod koniec 91 roku, czyli po upadku komuny. Opowiada o Henryku Grynbergu, pisarzu, który przyla tuje z Ameryki w poszukiwaniu œladów swo jej rodziny. Chcia³em dotkn¹æ tego tabu, ja kim by³y trudne strony relacji polsko ¿ydow skich. Film opowiada w sposób uczciwy i zrównowa¿ony o tym, ile osób po drodze musia³o pomóc rodzinie Grynbergów, ¿eby przynajmniej jej czêœæ – mog³a prze¿yæ. A ilu znalaz³o siê takich, którzy nie chcieli, nie mogli albo nie potrafili tego zrobiæ. Ojciec Henryka, Abram, zgin¹³ z r¹k Polaka, ca³a wioska o tym wiedzia³a, ale panowa³a zmowa milczenia. Bali siê o tym rozmawiaæ nawet sami ze sob¹. Ten strach by³ równie silny, kiedy przyjecha³em do nich 47 lat po wojnie. Co wa¿ne, krêc¹c „Miejsce urodzenia”, mia ³em wra¿enie, ¿e cz³onkowie tej spo³ecznoœci doznaj¹ wyraŸnej ulgi opowiadaj¹c o tamtych wydarzeniach. Rozmawialiœmy przed chwil¹ o psychoterapii. I tak, te rozmowy zdecydo wanie by³y dla nich terapeutyczne. Pomogli synowi znaleŸæ szcz¹tki zamordowanego oj ca, tym samym przyczyniaj¹c siê do jakiegoœ rodzaju domkniêcia (closure), co ich samych uwolni³o od wyrzutów sumienia, oczyœci³o. Kiedy w 1992 roku pokaza³em film na krakowskim festiwalu, jury uzna³o, ¿e jest… za dobrze zrobiony. Nie byli chyba przygo towani na to, co zobaczyli. Film rozpocz¹³ rozmowê na temat relacji polsko ¿ydow skich w czasie okupacji, by³ dyskutowany w œrodowisku „Tygodnika Powszechnego” i Klubu Inteligencji Katolickiej. To by³ mo
ment, gdy dopiero otwiera³a siê droga do rozmowy, a polskie spo³eczeñstwo dowia dywa³o siê o przemilczanych, niewygod nych faktach. Dziœ bardzo ¿a³ujê, ¿e po 33 latach istnienia wolnej Polski, gdy tylu ba daczy poœwiêci³o dekady na to, by wydobyæ ciemne karty naszej historii, nadal nie potra fimy siê z tym zmierzyæ. Nie ma przestrze ni, by trudn¹ przesz³oœæ wreszcie przepraco waæ. Nie mamy odwagi, by skonfrontowaæ siê z nasz¹ histori¹, spojrzeæ na ni¹ trzeŸwo bez idealizowania i zak³amywania. Stan¹æ w prawdzie i przyznaæ, ¿e bêd¹c ofiar¹, mo¿na te¿ byæ sprawc¹. Szkoda.
Poniewa¿ nie boi siê Pan pytañ funda mentalnych, zaryzykujê: czy kino doku mentalne mo¿e zmieniæ œwiat? Czy wie rzy Pan w misyjnoœæ swojego zawodu?
Trochê muszê wierzyæ, inaczej nie chcia³o by mi siê tego robiæ. Za pomoc¹ filmów sta ram siê zawsze zaprosiæ widzów do dyskusji. Film jest tylko pretekstem do tego, noœnikiem naszego dialogu. A jak ju¿ zosta³o powie dziane – wierzê w moc rozmowy, zatem my œlê sobie, ¿e jeœli mo¿e coœ zmieniæ w poje dynczym cz³owieku, a on poniesie to dalej i podzieli siê z innymi, to mo¿e wspólnie bê d¹ mogli zmieniæ œwiat? Jak œpiewa³ Niemen, „ludzi dobrej woli jest wiêcej”... Gdyby tak nie by³o, gatunek ludzki dawno przesta³by ist nieæ. Wierzê w „dziesiêciu sprawiedliwych”, którzy maj¹ czyste intencje i koniec koñców nie pozwol¹ zgin¹æ tej planecie.
konkursie Telewizji Polskiej ma szansê zostaæ Barbara Kurdej Szatan, artystka m³odsza ode dekadê. Na rynek trafiaj¹ ksi¹¿ki napisane przez ludzi, któ rzy urodzili siê, kiedy sz³am studia. Muzyczni idole mojej m³odoœci – urodzeni ledwie parê lat przede mn¹ – odbieraj¹ nagro ca³okszta³t… Zdziwienie, powiedzmy, to jest eufemizm. Ogarnê³o mnie przera¿enie, ¿e to w³aœnie póŸne lato mojego ¿ycia, sedno, ¿e ju¿ siê nie zapowiadam, tylko odcinam kupony, zaliczam kulminacjê. Ju¿ nie zd¹¿ê zostaæ kosmonautk¹, bankierk¹, rezy dentk¹ Montauk, nie przyjedzie bajki, by zast¹piæ mojego doœæ dojrza³ego, co tu du¿o mó wiæ, królewicza” – kontynuuje re porteka. „Oczywiœcie doceniam miejsce, w którym jestem. Leka rze nie zdiagnozowali u mnie po wa¿nych chorób, dzieci zdrowe, ¿ycie rodzinne w porz¹dku, zawo dowe bez wiêkszych napiêæ, twarz siê w miarê trzyma. Ale co bêdzie jutro?” – zastanawia siê. szczêœcie, autorki zauwa¿aj¹ równie¿ plusy starzenia siê. Jednym z nich jest stanie siê „kobiet¹ przezroczyst¹”. „Nie zawsze tak by³o, ale przez ostatnie dzie siêæ lat powoli blak³am jak le¿ak pozosta wiony na zimê w ogrodzie” – pisze jed na z reporterek. „Niewidzialnoœæ ma swoje plusy, bo s¹dzê, ¿e rano mog³abym pójœæ nago po bu³ki do piekarni za ro giem i nikt by nie zwróci³ na mnie uwagi. No, ale prawie nie jemy w domu jasnego pieczywa, wiêc tam nie chadzam. Æwiczê za to wychodzenie z psem w koszuli noc nej. To znaczy ja w koszuli, pies na smy czy. Zim¹ narzucam na wierzch puchowy p³aszcz i wsuwam go³e, nie zawsze ogo lone nogi w botki, mogê wiêc wydawaæ siê ekscentryczn¹ artystk¹, która wy przedza trendy. Trudniej jest latem, bo wtedy do koszuli nocnej wk³adam je dynie klapki. Tu¿ po czterdziestce, kie dy by³o widaæ jeszcze moje kontury, w ¿yciu bym tak nie wysz³a na dwór. Nie jestem kobiet¹ przesadn¹, jak¹ by ³a moja mama. Ona nawet œmieci sz³a wyrzuciæ w pe³nym makija¿u, a gdy zdarza³o siê, ¿e nie by³a pomalowana i musia³a natychmiast gdzieœ wyjœæ –nawet noc¹ wk³ada³a okulary przeciw s³oneczne. Ja takich cyrków nie robiê, malujê siê bardzo rzadko, jednak jesz cze dziesiêæ lat temu obawia³am siê œmiesznoœci spowodowanej nieodpo wiednim strojem na ulicy. Wtedy jed nak mój proces znikania dopiero siê za czyna³. Dziœ moja koszula z kaczuszka mi i ziewaj¹cym pieskiem nie robi na ¿adnym z przechodniów wra¿enia. Po prostu nikt mnie nie zauwa¿a.”.
Rzesze fanek pokocha³y podcast Grzeba³kowskiej i Winnickiej i ju¿ dzi siaj zapowiadaj¹, ¿e zamierzaj¹ starzeæ siê bez godnoœci. Co Pañstwo na to?
*
Banksy – brytyjski artysta street art’u, którego prace (po³¹czenie graffiti i malarstwa szablonowego) zna pu blicznoœæ na ca³ym œwiecie, odby³ po dró¿ po zbombardowanych ukraiñ skich miastach. W sieci pojawi³o siê nagranie, na którym widaæ, jak tworzy murale na gruzach budynków, wyra¿a j¹c tym samym solidarnoœæ z miesz kañcami kraju napadniêtego przez Pu tina. „W filmie zamieszczonym w me diach spo³ecznoœciowych s³ychaæ syre nê alarmow¹, a mieszkañcy Kijowa
rozmawiaj¹ o wydarzeniach wojny i ko mentuj¹ prace artysty. Pierwsze prace Banksy'ego zauwa¿yli jego fani na Placu Niepodleg³oœci w Kijowie i w Borodzian ce. PóŸniej sam artysta potwierdzi³ autor stwo siedmiu prac w Kijowie, Irpieniu, Hostomelu i Borodziance”– czytamy. Jedna z prac przedstawia ma³ego ch³opca, który rzutem powala doros³ego mê¿czy znê, do z³udzenia przypominaj¹cego Puti na. Na innym widaæ gimnastyczkê, która stoi na rêkach na gruzach zniszczonego przez rosyjskie wojska budynku.
Banksy, którego dzie³a osi¹gaj¹ za wrotne sumy, ale dla czêœci publicznoœci pozostaj¹ „wandalizmem,” znalaz³y uznanie nawet wœród bardziej konserwa tywnych ukraiñskich odbiorców. „Bank sy zmieni³ moj¹ percepcjê tego gatunku, który niegdyœ by³ przeze mnie nielubia ny” – wyzna³ jeden z widzów. Z kolei Oksana, 19-letnie mieszkanka podkijow skiej Buczy, po pierwszych publikacjach na temat pojawienia siê dzie³ s³ynnego artysty na œcianach zburzonych budyn ków, pojecha³a do Borodzianki, by na w³asne oczy je zobaczyæ. „Nie spo dziewa³am siê, ¿e zobaczê tak du¿o osób, które ju¿ w sobotê licznie przyjecha³y na tê uliczn¹ wystawê w ruinach” – mówi³a dziewczyna.
Banksy, który od pocz¹tku swojej ka riery pozostaje anonimowy, potwierdzi³ na ³amach „The Art Newspaper”, ¿e mu rale s¹ jego autorstwa. Artysta wyrazi³ solidarnoœæ z narodem Ukrainy.
Kucharz Saddama Husajna
W Iraku ka¿dy mê¿czyzna uwa¿a, ¿e wie jak przyrz¹dziæ miêso z grilla. Bêdzie grillowa³ nawet jeœli nie umie. Nie inaczej by³o z dyktatorem Iraku Saddamem Hu sajnem. Grillowa³ z zapa³em a wszyscy jego goœcie wychwalali go pod niebiosa. Z uprzejmoœci i dla w³asnego bezpieczeñ stwa. Nikt przecie¿ nie powie prezydento wi, ¿e mu nie smakuje jego potrawa. Nad wszystkim stara³ siê czuwaæ osobisty ku charz dyktatora – Abu Ali – który za wczasu stara³ siê przewidzieæ rozwój sy tuacji w kuchni. Saddam lubi³ wycieczki ³odzi¹ po Tygrysie i czêsto wyrusza³ na nie w towarzystwie swoich goœci, ochro niarzy, sekretarza i oczywiœcie osobistego kucharza. Abu Ali najbardziej obwia³ siê tego, ¿e jego szef sam zabierze siê za go towanie, co nie raz robi³ z zapa³em rów nym brakowi jego talentu. Kiedy któregoœ dnia ochroniarze powiedzieli, ¿e kucharz ma wolne i mo¿e sobie odpocz¹æ bo Sad dam bêdzie grillowa³ na ³ódce köftê wie dzia³, ¿e wszystko musi sam przygotowaæ. Köfta to arabskie szasz³yki z mielonego miêsa, nabijane na metalowe szpady i pie czone na ruszcie. Abu Ali zmiesza³ ze so b¹ mielon¹ wo³owinê i jagniêcinê, w pro porcjach pó³ na pó³, dodaj¹c do miêsa po midory, cebulê i zielon¹ pietruszkê. Szyb ko upiek³ do tego chlebki pita i zrobi³ sa ³atkê z pomidorów i ogórków. Móg³ spo kojnie usi¹œæ, bo ciê¿ko jest zepsuæ köftê. Miêso rozk³ada siê na szpadzie, dociska palcami ¿eby siê trzyma³o i k³adzie na ruszt. To wszystko.
Do kuchni wszed³ ochroniarz i bez s³owa zabra³ z lodówki przygotowane i przyprawione miêso, a potem chleb i sa ³atki. Abu Ali przyj¹³ to ze spokojem cze kaj¹c na rozwój wydarzeñ. Przeszed³ d³u g¹ drogê zanim trafi³ do kuchni najpotê¿ niejszego cz³owieka Iraku. Urodzi³ siê Al Hilli, niewielkiej miejscowoœci niedaleko Babilonu, ale zanim podrós³, jego rodzina przenios³a siê do Bagdadu. Ojciec otwo rzy³ tam sklep, a brat ojca – Abbas – re stauracjê tu¿ obok. Gdy Abu Ali sta³ siê nastolatkiem, Abbas przyj¹³ go do pracy. To tam nauczy³ siê przyrz¹dzaæ szisz ke baby, kubbê, dolmê i paczê. Abu Ali lubi³ tê pracê, ale chcia³ sobie kupiæ samochód i wiedzia³, ¿e u wujka nigdy na niego nie zarobi. W gazecie przeczyta³ og³oszenie, ¿e lokalny szpital szuka kucharza. W szpitalu zadano mu tylko jedno pytanie. Czy jest w stanie ugoto waæ ry¿ na 300 osób dziennie iw taki sposób znalaz³ nowe zajê cie. Kupi³ samochód, ale poczu³, ¿e chce zarabiaæ wiêcej. Zacz¹³ staraæ siê o pracê w piêciogwiazdkowym hotelu, gdy nagle dosta³ powo³anie do wojska. Wys³ano go na pó³noc kraju, do Erbilu, miejsca, gdzie trwa³o akurat powstanie Kurdów pod wodz¹ mu³³y Mustafy.
Abu Ali osobiœcie nie mia³ ¿ad nych pretensji do Kurdów i nie
chcia³ zgin¹æ w tej wojnie. Powiedzia³ swojemu dowódcy, ¿e jest kucharzem i ¿e lepiej gotuje ni¿ strzela. Ten pomyœla³ przez chwilê i skierowa³ go do sztabu ge nera³a dywizji. Genera³ skar¿y³ siê na pod³e jedzenie, które gotowa³ dla niego adiutant. Potrawy Abu Alego bardzo mu smakowa³y i kiedy kucharz zakoñczy³ s³u¿bê wojskow¹ dosta³ od niego list pole caj¹cy do Ministerstwa Turystyki, gdzie skierowano go na kurs kulinarny do jed nego z rz¹dowych pa³aców, zwanego Pa ³acem Pokoju. Abu Ali ukoñczy³ kurs z wyró¿nieniem i sam zosta³ jednym z je go wyk³adowców. PóŸniej gotowa³ dla rozmaitych delegacji zagranicznych od wiedzaj¹cych Irak. Jego potrawy jedli król Jordanii i Maroka. Któregoœ dnia dosta³ zadanie. Mia³ upiec najlepszy tort jaki po trafi zrobiæ.
Abu Ali zabra³ siê za to zadanie z wiel kim zapa³em. Pracowa³ non stop przez dwa dni i dwie noce. Tort mia³ dwa metry œrednicy i trzy wysokoœci. Kucharz umie œci³ na nim mezopotamskie ruiny z bisz kopta, wokó³ których wi³y siê rzeki z mar cepanu, a na ich brzegach hasa³y zwierzêta zrobione z ró¿nych owoców. Ca³oœæ ude korowa³ kwiatami migda³owca. Swój tort zobaczy³ dwa dni póŸniej w telewizji i by³ to urodzinowy tort Saddama Husajna.
Kilka dni poŸniej Abu Ali zosta³ we zwany przed oblicze prezydenta i zosta³ jego osobistym kucharzem.
Saddam Husajn by³ osob¹ nieobliczal n¹. Kiedy coœ mu nie smakowa³o, nawet kiedy nie mia³ racji, kaza³ sobie p³aciæ 50 dinarów. Gdy nastêpnego dnia humor mu siê poprawia³ i danie mu smakowa³o, od dawa³ te 50 dinarów i dok³ada³ drugie tyle w nagrodê. Razem z Abu Alim w kuchni prezydenta pracowa³o szeœciu kucharzy, ale tylko dwóch gotowa³o wy³¹cznie dla Husajna. Wœród nich, wszyscy oprócz Alego byli chrzeœcijanami, bo Saddam nie ufa³ muzu³manom. Na koszt Saddama szyto im ubrania we W³oszech, ³¹cznie z najelegantszymi garniturami. Gdy Sad dam wyje¿d¿a³ za granicê, swoich dwóch kucharzy zabiera³ ze sob¹ i nie chcia³ siê wstydziæ ich wygl¹dem. Ka¿dy z nich do stawa³ tak¿e co roku nowy samochód. Za bierano kluczyki od starego i dawano do nowego.
Gdy Abu Ali o tym wszystkim roz myœla³, w kuchni znów pojawi³ siê ochro niarz. Mia³ ze sob¹ pó³misek upieczonej köfty. Powiedzia³ kucharzowi, ¿e Saddam upiek³ szasz³yki tak¿e dla niego. Kucharz bez zastanowienia oderwa³ kawa³ek miêsa od szpady, zawin¹³ je w chleb i w³o¿y³ do ust. Chwilê póŸniej poczu³ straszliwe pa lenie. Natychmiast wypi³ szklankê wody, ale nie pomog³o! Tymczasem piek¹cy smak przeniós³ siê na dzi¹s³a i prze³yk. Kucharz z trudem ³apa³ powietrze, co chwila poci¹gaj¹c têgi ³yk wody. Piecze nie nie ustawa³o, a nawet gorzej, bo oczy Abu Alego zasz³y ³zami i teraz piek³o go ju¿ wszêdzie!
Przez g³owê przebieg³a mu myœl, ¿e to trucizna, ¿e zjad³ kawa³ek, który zosta³ za truty by zabiæ Saddama! Znów wypi³ ³yk wody. Czas up³ywa³ powoli jak w zwol nionym tempie, a Abu Ali ju¿ wiedzia³, ¿e to nie trucizna, bo ¿y³ nadal. Pieczenie te¿ powoli zaczê³o siê zmniejszaæ.
Dlaczego Saddam mu to zrobi³? – my œla³ kucharz. Nie znalaz³ jednak ¿adnej sensownej odpowiedzi. Wkrótce wszystko siê jednak wyjaœni³o. Saddam nie lubi³ ostro przyprawionego jedzenia. Jeden z jego przyjació³ przywióz³ mu z podró¿y po Meksyku sos tabasco. Saddam Husajn nie jada³ niczego co nie pochodzi³o z Ira ku, ale postanowi³ wypróbowaæ ten sos na swoich goœciach i obs³udze. Szybko oka za³o siê, ¿e tego dnia na ³odzi nie tylko kucharz uwa¿a³, ¿e to ostatnie chwile jego ¿ycia. Podobnie przyprawion¹ köftê do stali ochroniarze i niektórzy goœcie dykta tora. Wszyscy ganiali po ³odzi jak szaleni i pili ogromne iloœci wody. Tylko Saddam siedzia³ rozparty w fotelu a z oczu p³ynê³y mu ³zy. Nie przez ostr¹ przyprawê, której nawet nie spróbowa³, a ze œmiechu.
Dwadzieœcia minut pó¿niej tabasco straci³o swój impet i kucharz a tak¿e go œcie Saddama zaczêli powoli wracaæ do siebie. W drzwiach kuchni znów pojawi³ siê ochroniarz i uœmiechaj¹c siê ironicznie zapyta³ Abu Alego, jak mu smakowa³o. Kucharz by³ wœciek³y, a jego przekrwione oczy ciska³y gromy. Powiedzia³ ochronia rzowi, ¿e gdyby on tak zepsu³ miêso dla Saddama, to dosta³by kopa w ty³ek i iracki dyktator kaza³by mu za nie zwróciæ pie
ni¹dze. To jednak czego Abu Ali nie wie dzia³ to, ¿e ochroniarz zosta³ wys³any z tym pytaniem do kucharza przez same go Saddama! Nogi siê pod nim ugiê³y i niemal osun¹³ siê zemdlony na ziemiê, gdy dowiedzia³ siê, ¿e jest wzywany do sto³u dyktatora. Wiedzia³ jedno: Saddama siê nie krytykuje! Nie robili tego ani jego ministrowie, ani genera³owie, przyjaciele, a tym bardziej obs³uga. Do tego ochro niarz powtórzy³ odpowiedŸ kucharza przy wszystkich goœciach i nie wró¿y³o to nic dobrego.
Kiedy Abu Ali stan¹³ przed swoim szefem ten patrzy³ na niego zimnym wzrokiem. Jego goœcie tak¿e wpatrywali siê w niego z ciekawoœci¹. Wielu mia³o nadal nabieg³e krwi¹ oczy, efekt wypró bowania köfty z tabasco. „S³ysza³em, ¿e nie smakowa³a ci moja köfta” – wycedzi³ Saddam. Kucharz czu³, ¿e powinien na tychmiast zaprzeczyæ, ale z drugiej strony Saddam wiedzia³by, ¿e k³amie. Ka¿da od powiedz na takie pytanie by³a z³a. Abu Ali szybko pomyœla³ o swojej ¿onie i dzieciach i o tym co je teraz czeka. Nie móg³ wykrztusiæ z siebie ani s³owa… „A wiêc nie smakuje ci…” Oczy Sadda ma zwêzi³y siê i przybra³y wygl¹d tygry sich œlepiów. Abu Ali czu³, ¿e otwiera siê pod nim piekielna otch³añ. Nagle Saddam Husajn zacz¹³ siê œmiaæ. Po chwili zawtó rowali mu jego goœcie. Saddam wci¹¿ siê œmiej¹c wyci¹gn¹³ z kieszeni portfel i od liczy³ 50 dinarów. Poda³ pieni¹dze ochro niarzowi, a ten bez s³owa w³o¿yli je do kieszeni. „Masz racjê Abu Ali. To by³o za ostre.” – powiedzia³ Saddam. Przyzna³, ¿e zmarnowa³ miêso i dlatego zap³aci³ za nie 50 dinarów. W ramach zadoœæuczy nienia zaproponowa³, ¿e przygotuje swo jemu kucharzowi jeszcze jedn¹ köftê, ju¿ bez tego sosu. „Chcesz?” – zapyta³ Sad dam Abu Alego, a kucharz chcia³.
Kolejna porcja köfty przygoto wana przez Saddama by³a wy œmienita, ale kucharz wiedzia³, ¿e nie da siê zepsuæ köfty.
Po wielu latach pracy dla Sad dama Abu Ali poprosi³ o zwolnie nie. Saddam siê zgodzi³, ale do koñca jego rz¹dów kucharzowi wyp³acano co miesi¹c pensjê tak, jakby nadal pracowa³ dla irackiego prezydenta. Dziœ Abu Ali mieszka w zrujnowanym Iraku wspomina j¹c czasy, które odesz³y na zawsze.
Mistrzostwa œwiata w pi³ce no¿nej
Przed trzeci¹ kolejk¹ rozgrywek
„Curioser and curioser” – powtarzam jak Alicja (w krainie czarów) ogl¹da j¹c wydarzenia na mistrzostwach œwiata w Katarze.
Oto Iran, którzy przegrywa z Angli¹ 6:2, wygrywa z Wali¹ w nastêpnym meczu 2:0. Inna rzecz, ¿e zespó³ walijski nale¿y do najs³abszych w tym turnieju. Na koniec tej rundy rozgrywek w starciu z faworyzo wan¹ Angli¹ nie pokaza³a lwiego pazura i po przegranej 0:3 odpad³a z turnieju.
Oto Arabia Saudyjska po brawurowym meczu wygrywa z Argentyn¹ 2:1, typowa n¹ przez ekspertów na mistrza (co nie zna czy, ¿e pierwszego miejsca nie zdobêdzie; wszystko jeszcze mo¿liwe), by przegraæ z Polsk¹ 2:0, dru¿yn¹ raczej lekcewa¿on¹. Trzeba przyznaæ, ¿e i niedoceniana przeze mnie, ale ja nie jestem ekspertem.
Oto Japonia wygrywa z innymi preten dentami do koñcowego tytu³u, zespo³em niemieckim 2:1, by ulec w kolejnym spo tkaniu zespo³owi Kostaryki 0:1, tej samej Kostaryki, która w pierwszym meczu przegra³a z Hiszpani¹ 0:7.
Oto Maroko, zespó³ spoza pola uwagi wy grywa 2:0 z Belgi¹, w której graj¹ takie tuzy europejskiego fulbolu jak bramkarz Thibaut Courtois i Eden Hazard z Realu Madryt czy Kevin De Bruyene – Manchester City.
Wojna futbolowa
Jakie nas jeszcze niespodzianki czekaj¹ do koñca rozgrywek? Piszê ten tekst we
wtorek, kiedy jest ju¿ po meczu Iran – USA, który mia³ wymiar równie sportowy, co po lityczny. Na boisku by³o dramatycznie, osta tecznie jednak Amerykanie wygrali 1:0 i przeszli do dalszych rozgrywek.
Dla nas najwa¿niejszy by³ oczywiœcie wystêp Polaków. Pierwszy mecz – z Mek sykiem – ¿a³osny. Na boisku dwie nieudol ne dru¿yny w chaotycznej bieganinie zdo ³a³y nie zdobyæ ani jednej bramki. Nawet Robert Lewandowski nie strzeli³ karnego. Remis 0:0 i podzia³ marnych punktów.
Trener ustawi³ reprezentacjê Ÿle, bo bardzo defensywnie. W ten sposób siê nie wygrywa. Jest to gra nudna, na remis, a jak pokazali wczeœniej przedstawiciele Arabii Saudyjskiej tylko gra ofensywna przynosi rezultaty. Nie baæ siê, iœæ do przodu. Lepiej jest straciæ bramkê aby zdobyæ dwie. Tak¹ sam¹ zasadê przyjêli waleczni Japoñczycy przeciwko Niem com – i op³aci³o siê.
Polacy po wymêczonym remisie stanêli przeciwko rewelacji turnieju, dynamicznej Arabii Saudyjskiej. Grali lepiej, choæ nie powiem, ¿e dobrze. Agresywniej – a¿ sê dzia siê zirytowa³ i zacz¹³ sypaæ ¿ó³tymi kartkami, ale w tych faulach by³o ze stro ny przeciwników wiele teatru. Polacy nie bali siê rozbijaæ ataków przeciwnika, bo przecie¿ po pierwszym meczu pi³karzy Arabii Saudyjskiej wiadomo by³o, ¿e prêdkoœæ, zwinnoœæ, du¿o improwizacji w sytuacjach pod bramk¹ jest ich najmoc niejsz¹ broni¹. Te atuty Polacy zdo³ali
wytr¹ciæ dru¿ynie arabskiej i sami prze chodzili do œmielszych, choæ nie zawsze dobrze skoordynowanych ataków. W ka¿ dym razie piêkne bramki Piotra Zieleñ skiego i Lewandowskiego oraz dwie po przeczki i jeden s³upek dowiod³y, ¿e nie by³o to zwyciêstwo przypadkowe. Ale oczywiœcie, po meczu oczy wszystkich skierowane by³y na bramkarza reprezenta cji, Wojciecha Szczêsnego, niew¹tpliwe go bohatera tego spotkania.
Nie tylko w grupie C sytuacja jest „otwarta”: ka¿dy zespó³ ma szansê przejœæ do nastêpnej rundy, nawet Meksyk przy za³o¿eniu, ¿e wygra z Arabi¹ Saudyjsk¹, a Polska zremisuje, np. 0:0, albo wygra z Argentyn¹. A ma du¿e szanse na zwy ciêstwo. Po³udniowoamerykañski zespó³, poœród wstêpnych pochwa³, nie pokaza³ jak na razie – niczego nadzwyczajnego. Ot, przeciêtna dru¿yna.
Ka¿da z reprezentacji w tej grupie mo ¿e te¿ odpaœæ. Kombinacji jest wiele.
Awans zwyciêzców
Po drugiej rundzie rozgrywek tylko Francja, Brazylia i Portugalia po dwóch wygranych meczach (z Australi¹ i z Dani¹ raz – odpowiednio – z Serbi¹ i Szwajcari¹ oraz Kostaryk¹ i Urugwajem) zapewni³y sobie awans. Po trzeciej kolejce awanso wa³y jeszcze Holandia i Senegal z grupy A, oraz Anglia i USA z grupy B. W pozo sta³ych wszystko jeszcze mo¿e siê zda rzyæ, co sprawia, ¿e mistrzostwa œwiata
w Katarze nieoczekiwanie zrobi³y siê bar dzo emocjonuj¹ca imprez¹.
Na pewno odpad³y ju¿ reprezentacje gospodarzy i Kanady – po dwóch przegra nych meczach.
Skoñczy³y siê ju¿ chyba bezpowrotnie czasy „miêsa futbolowego” – s³abych re prezentacji zwykle z krajów Trzeciego Œwiata, które dostarcza³y potentatom punktów i bramek. Ghana (w szaleñczym meczu pokona³a Koreê P³d. 3:2), Kame run (zremisowa³ z Serbi¹ 3:3) czy Kosta ryka (wygra³a z Japoni¹ 1:0) albo Maroko (wygra³o z faworyzowan¹ Belgi¹ 2:0) mo g¹ w tym turnieju zagroziæ najlepszym. Z oczywistych powodów. Znakomita wiêkszoœæ zawodników graj¹cych w Ka tarze wystêpuje na co dzieñ w dobrych europejskich klubach. S¹ dobrze wyszko leni, obeznani z wymaganiami zawodo wego futbolu. Poza tym ka¿da z dru¿yn ma w sk³adzie przynajmniej jednego za wodnika na najwy¿szym œwiatowym po ziomie: bramkarz Kostaryki, Keylor Na vas jest filarem Saint Germain; w tym sa mym paryskim klubie gra Achraf Hakimi z Maroka; doskona³y skrzyd³owy Bayernu Monachium, Alphonso Davies, pochodzi z Kanady; znakomity napastnik monachij skiego klubu, Erix Maxim Choupo Mo ting jest z Kamerunu. Nie ulega w¹tpliwo œci, ¿e obecnoœæ wielkich gwiazd dodaje zespo³owi œmia³oœci i podnosi ich grê na wy¿szy poziom.
pochodzenia.
Za³o¿ycielka Stowarzyszenia, a tak¿e fundatorka fundacji stypendialnej, nauczy cielka i aktywistka Irene Krulewski, ju¿ ponad 25 lat temu, wyznaczy³a tej polonij nej organizacji kobiet szczególne zadaniefinansowe wsparcie m³odych, wyró¿niaj¹ cych siê na stydiach kobiet. Ju¿ pierwsza Rada Dyrektorów pod jej przewodnic twem uzna³a, ¿e dziewczêta id¹ce œladami patronki Stowarzyszenia, Marii Sk³odow skiej Curie, dwukrotnej noblistki, oraz pio nierki równouprawnienia kobiet na wy¿ szych uczelniach i w Ko³ach Akademic kich powinny byæ wyró¿nione w³aœnie przez kobiety. Zbierane fundusze, hojnie wspierane przez najprê¿niej dzia³aj¹ce or ganizacje polonijne, m.in. Centrum Polsko S³owiañskie, Stowarzyszenie Polskich Biznesmanów im. Pu³askiego, Centralê Polskich Szkó³ Dokszta³caj¹cych, a szcze gólnie Polsko S³owiañsk¹ Federaln¹ Uniê Kredytow¹, co roku zostaj¹ przeznaczone na dwie najwa¿niejsze akcje Stowarzysze nia. Na wiosnê, Stowarzyszenie organizuje koedukacyjny konkurs wypracowañ dla studentów gimnazjalnych, a jesieni¹, przy znaje m³odym kobietom, nagrody fundu
która z powodu s³abego zdrowia nie mog³a byæ na bankie cie, ale ma g³os w wyborze laureatek.
Laureatkami tegorocznych stypendiów s¹ Emilia Mikrut z Maspeth, NY, student ka Psychologii Klinicznej w St. John’s University, Natalia Wojnowski z Chicago, studentka medycyny na Uniwersytecie Northwestern, Olivia Katan, z Brooklynu, na pedagogicznych studiach magister skich na Uniwersytecie Columbia, oraz Julia Zapadka z Derby, CT, studentka bio chemii na Katolickim Uniwersytecie w Waszyngtonie, DC. Wszystkie mog¹ siê poszczyciæ wspania³ymi wynikami akade mickimi, a tak¿e prac¹ spo³eczn¹ w swo ich œrodowiskach polonijnych.
Emila i Natalia nie mog³y byæ obecne, ale przys³a³y mi³e listy z podziêkowa
niem dla Stowarzyszenia, które odczyta ne przez pani¹ O’Keefe. Natomiast oso biœcie nagrody odebra³y Olivia Katan i Jula Zapadka. Obie zauroczy³y zebra nych swoimi krótkimi przemówieniami, p³ynnie wyg³oszonymi w jêzyku polskim i angielskim. Obie nale¿¹ do Zwi¹zku Harcerstwa Polskiego, a wiêc s³owo „s³u¿ba” jest im znane, tote¿ chêtnie po maga³y w sprzeda¿y biletów na loteriê, która zebra³a ponad 1000 dolarów na na stêpne stypendia.
Sta³ym i zawsze mile widzianym go œciem bankietu jest ksi¹dz Józef Szpilski z parafii Œw. Stanis³awa Kostki. Ksi¹dz Józef wyg³osi³ wzruszaj¹c¹ inwokacjê, wspominaj¹c zmar³e cz³onkinie Stowarzy szenia, Barbarê Blyskal, Frances Gates i Elaine Ostrowski.
Patricia Pos³uszna, œpiewaczka i instruk torka ZHP, uatrakcyjni³a program arty styczny najpierw, odœpiewaniem hymnów, a póŸniej arii operowej O Mio Bambino oraz ¯yczeniem Chopina. Goœcie – delega ci ponad dziesiêciu organizacji polonijnych oraz sympatycy Stowarzyszenia zadowo leni byli z pysznego posi³ku, eleganckiej atmosfery i œwietne bawili siê przy muzyce DJ Stefana Bielskiego i jego kolegów.
Do zobaczenia na wieczorku wiosen nym. Jak zapisaæ siê do Stowarzyszenia, oraz sk³adaæ aplikacje na stypendia i zawia domienie o konkursie mo¿na znaleŸæ na www.curiewomen.org. Wiecej zdjêæ jest na Facebooku pod Marie Sk³odowska Curie
El¿bieta Baumgartner radzi
Jak szybko zwiêkszyæ swoj¹ zdolnoœæ kredytow¹
El¿bieta Baumgartner
Chcesz zrobiæ wiêksze œwi¹teczne za kupy na kartê kredytow¹? Firma telefo niczna odmówi³a ci abonamentu telefonu komórkowego? Bank podwy¿szy³ ci opro centowanie karty kredytowej? Planujesz zakup samochodu i obawiasz siê, ¿e nie dostaniesz po¿yczki? Pora na szybk¹ po prawê twojej kredytowej oceny.
Poznaj swoj¹ punktacjê
Credit score jest podstawowym narzê dziem u¿ywanym do oceny wiarygodno œci klientów. W Stanach najczêœciej stoso wany jest system zwany FICO od nazwy firmy Fair Isaac Company. FICO stanowi nie tylko o tym, czy dostaniesz po¿yczkê, ale tak¿e jak bêdzie ona oprocentowana. Decyduje te¿ o tym, czy bêdzie ci udo stêpniony abonament telefonu komórko wego, ubezpieczenie samochodu, a nawet czy zostaniesz przyjêty do pracy.
Je¿eli twoja ocena FICO przekracza 750 punktów, jesteœ w elitarnym klubie i mo¿esz spaæ spokojnie. Jej podwy¿sze nie niewiele znaczy. Je¿eli masz 620 albo mniej – jesteœ w powa¿nym k³opocie.
Coraz wiêcej du¿ych banków oferuje serwis zwany CreditWise, dodany do apli kacji na smartfonach. CreditWise pokazu je twoj¹ punktacjê kredytow¹ i wszystkie czynniki na ni¹ wp³ywaj¹ce: liczbê kart kredytowych, sumê dostêpnego kredytu, liczbê zapytañ o twoj¹ wierzytelnoœæ itd.
Zobacz swoj¹ kartotekê kredytow¹ Je¿eli twoja punktacja kredytowa jest niezadowalaj¹ca, pora przyjrzeæ siê twojej historii kredytowej i ewentualnie j¹ napra wiæ, je¿eli wkrad³y siê b³êdy.
Mamy prawo do jednego bezp³atnego raportu kredytowego w roku od ka¿dego z trzech du¿ych biur kredytowych, to Experian (www.Experian.com), Trans Union (www.TransUnion. com) i Equifax (www.equifax.com). Mo¿na tego dokonaæ w dogodny sposób za poœrednictwem wi tryny www.annualcreditreport.com. Je¿eli przekroczysz ten limit, to zap³acisz 8 do larów. Raporty kredytowe podaj¹ listê na szych finansowych zobowi¹zañ, ale nie pokazuj¹ punktacji kredytowej (FICO score), ale jest na to rada. W czasie pande mii biura kredytowe s³u¿¹ dodatkow¹ po moc¹. Na przyk³ad Equifax daje a¿ szeœæ raportów za darmo osobom, które otworz¹ sobie konto zwane My Equifax.
Na swoich witrynach biura kredytowe podaj¹ instrukcje, jak sk³adaæ wnioski o sprostowanie nieprawdziwych albo nie kompletnych informacji w naszej kredyto wej kartotece.
SprawdŸ swój limit kredytu
Im wy¿szy masz limit kredytowy w po równaniu do stanu zad³u¿enia na tej karcie, tym lepiej dla ciebie i dla twojej punktacji. Powinieneœ wiedzieæ, jaki masz limit kredytu na ka¿dej karcie. Te dane s¹ po
dane na miesiêcznych wyci¹gach, ale to nie wszystko. SprawdŸ te¿, czy ten limit jest prawid³owo podany do biura kredyto wego. Je¿eli limit na twojej historii kredy towej jest ni¿szy od rzeczywistego, bank, który kartê wyda³ zg³osi poprawkê do biu ra na twoje ¿yczenie.
Powodem rozbie¿noœci jest nastêpuj¹ cy. Niektórzy emitenci kart, np. American Express, nie zg³aszaj¹ limitu do biur kre dytowych, a biura bior¹ twoje najwy¿sze saldo jako limit. Je¿eli twoje wydatki na tej karcie kredytowej s¹ w miarê sta³e –np. oko³o tysi¹ca dolarów – to biuro kre dytowe przyjmuje limit tysi¹ca, a formu³a obliczania punktacji traktuje konto jako wype³nione d³ugiem po brzegi.
W razie k³opotów rozmawiaj z bankiem Je¿eli z przyczyny pandemii i spowodo wanej przez ni¹ recesji twój przychód jest ni¿szy i nie jesteœ w stanie sp³acaæ zobo wi¹zañ, jak poprzednio, to koniecznie roz mawiaj z bankiem zanim przegapisz jak¹œ p³atnoœæ. Banki opracowa³y polisy w celu pomocy w czasie pandemii klientom, któ rzy potrzebuj¹ wiêcej czasu na sp³atê ra chunków. Bank mo¿e czasowo obni¿yæ oprocentowanie twego d³ugu, zawiesiæ ra ty na jakiœ czas (debt deferment, debt for bearance), znieœæ kary. Co najwa¿niejsze, je¿eli dojdziecie do porozumienia, a ty bê dziesz siê z niego wywi¹zywa³, bank ma obowi¹zek w czasie pandemii s³aæ do biur kredytowych same pozytywne informacje, wiêc twoja punktacja kredytowa nie spad nie. Nie jest w pe³ni wiadome, kiedy pan demia zostanie oficjalnie odwo³ana, a te przepisy zawieszone.
Sp³aæ karty kredytowe
Poprawiæ punktacjê mo¿na przez wy eliminowanie nadmiernego zad³u¿enia. Masz luŸn¹ gotówkê? Sp³aæ karty. Obni¿ zad³u¿enie na kartach kredytowych tak, ¿eby d³ug nie przekracza³ 20-30 proc. li mitu karty. Algorytm FICO bardziej pre feruje sytuacjê, gdzie na kilku kartach masz 20-30 proc. zad³u¿enia, ni¿ kilka zer i na jednej karcie 90 proc. zad³u¿e nia.
Nie masz pieniêdzy? Przynajmniej przenieœ zad³u¿enie z wype³nionych kart na karty bez zad³u¿enia.
Nie nadu¿ywaj kart
Nie rób du¿ych zakupów p³ac¹c plasti kiem, nawet je¿eli zamierzasz rachunek sp³aciæ w ca³oœci. Powód jest taki, ¿e ban ki zg³aszaj¹ do biur kredytowych saldo kredytowe (credit balance) na koniec miesi¹ca i te liczby s³u¿¹ obliczeniu punk tacji FICO w zestawieniu z limitem kre dytu i innymi czynnikami. Ani banki ani biura kredytowe nie wnikaj¹, czy saldo to sp³acisz pod koniec miesi¹ca czy nie.
Podwy¿szysz swoj¹ ocenê kredytow¹, je¿eli ograniczysz zakupy do 30 proc. li mitu danej karty.
Odkurz stare karty kredytowe
Im starsza jest twoja historia kredytowa, tym lepiej. Ale je¿eli przestaniesz u¿ywaæ starej karty kredytowej, to bank przestanie s³aæ raporty do biura kredytowego. Karta z raportu nie zniknie, ale bêdzie uwzglêd niona mniej ni¿ aktywne konta.
Rada: U¿ywaj najstarsze karty od cza su do czasu i sp³acaj je w pe³ni, gdy przyj dzie rachunek.
Poproœ bank o podwy¿szenie ci limitu kredytu Od kilku lat masz w banku kartê kredy tow¹ z limitem na przyk³ad tysi¹ca dola
nie jest prawnikiem, a artyku³ ten nie powinien byæ uwa¿any za poradê prawn¹. Jest autork¹ wielu ksi¹¿ek-poradnikówo profilu finansowym i konsumenckim, m.in.
„Jak oszczêdzaæ na podatkach”, „Ochrona zdrowia w USA”, „Jak inwestowaæ w fundusze powiernicze” i wielu innych.
S¹ one dostêpne w ksiêgarni Polonia, 882 Manhattan Ave., Greenpoint, albo bezpoœrednio od wydawcy Poradnik Sukces, 255 Park Lane, Douglaston, NY 11363, tel. 1-718-224-3492
www.PoradnikSukces.com poczta@poradniksukces.com
rów? Poproœ o jego podwy¿szenie do trzech czy nawet piêciu tysiêcy. Je¿eli je steœ dobrym klientem o dobrej wierzytel noœci, bank przychyli siê do twojej proœ by. Wtedy, nawet je¿eli poziom d³ugu zo stanie taki sam, proporcja d³ugu do limitu kredytowego bêdzie korzystniejsza.
Co najwa¿niejsze?
Na koniec stara prawda: p³aæ rachunki na czas. Na nic siê zdadz¹ bardziej za awansowane strategie, je¿eli zaniedbasz te podstawowe.
Uwaga: Wcale nie musisz posp³acaæ wszystkich d³ugów. D³ugi s¹ OK, pod wa runkiem, ¿e nie s¹ nadmierne i ¿e sp³acasz je terminowo.
Wracasz do Polski?
Masz tam maj¹tek? Pomog¹ ci ksi¹¿ki El¿biety Baumgartner”
„Powrót do Polski” – finansowe i prawne dylematy amerykañskich reemigrantów.
„Emerytura reemigranta w Polsce” – podrêcznik seniora wracaj¹cego z USA.
„Emerytura polska i amerykañska” ich ³¹cznie i skutki Umowy emerytalnej.
Równie¿: „WEP: Jak walczyæ z redukcj¹ Social Security dla Polaków” ($30), “Amerykañskie emerytury”, “Ubezpieczenie Social Security” oraz “Obywatelstwo z przeszkodami” (z nowymi pytaniami na egzamin obywatelski).
Cena: po $35 plus po $5 dolary za przesy³kê.
Ksi¹¿ki s¹ dostêpne w Ksiêgarni Polonia, 882 Manhattan Ave., Greenpoint, i u wydawcy: Poradnik Sukces, 255 Park Lane, Douglaston, NY 11363, tel. 718-224-3492.
Przy nabyciu czterech ksi¹¿ek od wydawcy pi¹ta jest bezp³atna i nie ma op³at za przesy³kê.
Spis treœci tych i trzydziestu innych poradników w Internecie: www.PoradnikSukces.com
Do sprzedania w „Sercu Ma³ej Polski“
Biznes w New Britan, za³o¿ony 32 lata temu, ci¹gle pod zarz¹dem w³aœcicielki to miejsce nietuzinkowe, piêknie pachn¹ce aran¿acjami kwiatowymi (na ró¿ne okazje), ale przede wszystkim s³u¿¹ce pomoc¹ zio³ami i natyralnymi specyfikami, po które klienci, szczególnie z Europy, chêtnie siêgaj¹.
Je¿eli jesteœ entuzjastk¹/entuzjast¹ leczenia naturalnego i masz ku temu serce i wiedzê - umów siê ze mn¹ na spotkanie Teresa w³aœcicielka Tel. 860 229 6470
Herbal Center
jeden z najbardziej znanych specjalistów w dziedzinie tradycyjnych chiñskich metod leczenia. Autor 6 ksi¹¿ek. Praktykuje od 47 lat. Pracowa³ we W³oszech, Kuwejcie, w Chinach. Pomaga nawet wtedy, gdy zawodz¹ inni. ● katar sienny ● bóle pleców ● rwê kulszow¹ ●
● zapalenie cewki moczowej ● bezp³odnoœæ ● parali¿ ● artretyzm ● zespó³ przewlek³ego zmêczenia ● na³ogi ● objawy menopauzy ● alergie ● zapalenie prostaty ● rekonwalescencja po chorobach nowotworowych z zastosowaniem chiñskiego zio³olecznictwa itp. Do akupunktury u¿ywane s¹ wy³¹cznie ig³y jednorazowego u¿ytku 144-48 Roosevelt Ave. #MD-A, Flushing NY 11354 Poniedzia³ek, œroda i pi¹tek: 12:00 - 6:00 PM; tel. (718) 359-0956 1839 Stillwell Ave. (off 24th. Ave.), Brooklyn, NY 11223 Wtorek, czwartek i sobota: 12:00-6:00 PM, w niedziele 12:00 - 3:00
Moje pierwsze spotkanie z m³odym polskim pianist¹ Jakubem Kuszlikiem mia³o miejsce niemal piêæ lat temu, kie dy wyst¹pi³ w audytorium im. Bruno Waltera w bibliotece Lincoln Center.
Wtedy pojawi³ siê tutaj jako laureat II na grody na presti¿owym konkursie piani stycznym im. J. I. Paderewskiego w Byd goszczy. Wystêp ów pamiêtam z doœæ szczególnych powodów: organizator tego koncertu postanowi³ wówczas stworzyæ replikê pamiêtnego recitalu Ignacego Jana Paderewskiego, tyle ¿e przy wspó³udziale dwójki pianistów.
Ró¿nica poziomu pomiêdzy Kuszli kiem, a jego amerykañskim koleg¹ by³a tak drastyczna, ¿e przez czas trwania ich wy stêpu myœla³em tylko o tym, ¿e jest nie sprawiedliwoœci¹ przeciwstawiaæ ich sobie. Kuszlik gra³ jak artysta, Amerykanin zaled wie jak wzglêdnie zdolny student.
Podczas kolejnych pobytów w Polsce mia³em szansê us³yszeæ recitale Jakuba Kuszlika podczas festiwali w Dusznikach i Warszawie, potem zaœ jego wystêpy pod czas ostatniego miêdzynarodowego konkur su im. Fr. Chopina w Warszawie w paŸ dzierniku ubieg³ego roku. Na tym konkur sie jury przyzna³o mu IV nagrodê – by³ naj wy¿ej nagrodzonym laureatem spoœród pol skich pianistów! – zaœ Polskie Radio da³o mu nagrodê za najlepsze wykonanie mazur ków. Jego konkursowe produkcje wzbudzi ³y tak¿e pozytywne komentarze zarówno pewnych amerykañskich krytyków jak i bardzo znanych pianistów. W moim prze konaniu te ostatnie, od s³ynnych „kolegów po fachu” czasami znaczyæ mog¹ nawet wiêcej ni¿ pozytywne s³owa krytyka.
*
W listopadzie Jakub Kuszlik pojawi³ siê w Nowym Jorku dwukrotnie: pierwszy raz by³ to króciutki wystêp w Konsulacie Generalnym Rzeczpospolitej podczas ob chodów Œwiêta Niepodleg³oœci, który uœwietni³ tê uroczyst¹ imprezê, drugim ra zem by³ to wystêp w ramach dorocznego festiwalu „Chopin i Przyjaciele” (XXIV International Chopin and Friends Festival, 2-17 November 2022).
Koncert odby³ siê w Centrum Polsko S³owiañskim przy Kent Street i by³ pó³ re citalem poœwiêconym kompozycjom Pa derewskiego (Polonez B dur op. 9 No. 6) oraz Chopina (3 Mazurki op. 50, Ballada F dur op. 38, Scherzo E dur op. 54).
Jak opisaæ grê Kuszlika? Od wystêpów warszawskich i dusznickich mia³em uczu cie, ¿e jest to artysta, który nie epatuje, ani nie próbuje oczarowaæ swojej publiczno œci. Wielu z nas nasuwa³y siê pokonkurso we porównania, szczególnie ze zwyciêzc¹ konkursu chopinowskiego, Brucem Liu. O ile chiñski Kanadyjczyk w³aœnie czaru je, emanuje elegancj¹ i b³yskotliwoœci¹, o tyle Kuszlik w moim mniemaniu repre zentuje inny typ pianisty: gra tak prêdko, jak jest mu to niezbêdne, ale nie dlatego, aby wywo³ywaæ podniecenie. Jego bie g³oœæ palcowa czy opanowanie klawiatury nie ustêpuje któremukolwiek z uczestni ków konkursu, ani jakiemukolwiek inne mu pianiœcie, ale nie jest celem samym w sobie. Jego muzykalnoœæ jest naturalna, podobna stylowo do wielkich chopini stów, jakimi byli Mieczys³aw Horszow ski, Vladimir Aszkenazy czy najwiêkszy spoœród nich – Artur Rubinstein. Ten ostatni lubi³ co prawda czarowaæ, ale ob jawia³o siê to raczej wizualnie. Przede wszystkim Kuszlik posiada niezawodn¹ kontrolê klawiatury, pewnoœæ i wyrówna nie uderzenia, która pozwalaj¹ mu na zre alizowanie wszystkich muzycznych po trzeb. B³yskotliwoœæ i selektywnoœæ dŸwiê ku w Scherzu E dur mog³y budziæ po dziw, kontrola w trudnych epizodach Bal lady F dur by³a równie przyk³adowa. Muzykalnoœæ m³odego pianisty nigdy nie ulega³a w¹tpliwoœci: ostatni z trzech
Powrót do Nowego Jorku Recital Jakuba Kuszlika
mazurków, cis moll wymaga nie tylko muzykalnoœci, ale czegoœ trudniejszego, czyli wyobraŸni. To, wydawa³o mi siê, jest ju¿ w posiadaniu tego pianisty i by³ on w stanie wykreowaæ ma³y „poemat z mazurkiem w roli g³ównej” jakim fak tycznie wydaje mi siê ta niezwyk³a minia tura. By³y te¿ inne szczegó³y budz¹ce re spekt, na przyk³ad œrodkowy epizod w drugim z mazurków op. 50 (As dur), który ze wzglêdu na nieustêpliwy i nie zmienny rytm mazurka potrafi byæ natar czywy, ale z tym nasz artysta z ³atwoœci¹ sobie poradzi³, raz jeszcze dowodz¹c, ¿e nagroda za mazurki nie by³a przypadkiem.
Trudniej mi by³o wypowiadaæ siê auto rytatywnie o zaletach dŸwiêku Kuszlika, bo sk¹din¹d przyzwoity fortepian, nie do koñca u³atwi³ mu demonstracjê piêknego i noœnego tonu, który s³yszeliœmy w in nych salach, na innych fortepianach. Jego grê nazwa³bym normaln¹, a wiêc nie bu dz¹c¹ w¹tpliwoœci co do dobrego gustu, nigdy nie przesadn¹, nigdy nie przeryso wan¹ emocjonalnie. W moim „s³owniku” s³owo „normalny” znajduje siê doœæ wy soko na liœcie komplementów. Do „nor malnych” w najlepszym tego s³owa zna czeniu zaliczam równie¿ wymienionego ju¿ uprzednio wielkiego Artura. Podczas konkursu niejeden z konkurentów Kuszli ka tego umiaru nie wykazywa³…
W polonezach, z których drugim by³ najs³ynniejszy chopinowski Polonez A dur wykonany na bis, zachowa³ nale¿yty umiar i dostojnoœæ, nigdy nie przerysowu j¹c dynamiki ani tempa. W Balladzie wy kreowa³ dramat, ale pozbawiony nienatu ralnej histerii. Trudna technicznie koda zagrana by³a efektownie i bez s³yszalnego wysi³ku. Drugim z bisów, które wymusi³a na nim serdecznie przyjmuj¹ca go polska publicznoœæ, by³ jego popisowy numer czyli Krakowiak fantastyczny Paderew skiego – i tutaj pomimo doœæ prêdkiego tempa puls nigdy nie by³ podwy¿szony, wszystkie brawurowe fioriturki czy po chody oktawowe zagrane niemal od nie chcenia i po raz kolejny pianista potrafil unikn¹æ pu³apki przesady i wyolbrzymie
nia, w jak¹ co poniektórzy wpadaj¹. Jego grê nazwa³bym wiêc normaln¹, nie budz¹ c¹ nigdy w¹tpliwoœci co do dobrego gu stu, nigdy nie przesadn¹ ani przerysowan¹ emocjonalnie. W moim „s³owniku” s³owo „normalny” znajduje siê doœæ wysoko na liœcie komplementów. Do „normalnych” w najlepszym tego s³owa znaczeniu zali czam równie¿ wymienionego ju¿ uprzed nio wielkiego Artura.
*
Nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e sztuka piani styczna Kuszlika powinna odnaleŸæ w Sta nach bardziej eksponowane miejsca, gdzie pojawi siê amerykañska publicznoœæ i gdzie te koncerty pozostan¹ nale¿ycie odnotowane przez krytykê i prezenterów byæ mo¿e zainteresowanych rozwojem kariery polskiego pianisty.
W Nowym Jorku, Kuszlik by³ drugim z finalistów konkursu chopinowskiego, którzy wyst¹pili tu na przestrzeni jednego miesi¹ca: poprzedzi³ go laureat III nagro dy, Hiszpan Martin Garcia Garcia, który zaprezentowa³ doskona³y zreszt¹ program w Zankel Hall przy Carnegie Hall. Ale ten wystêp by³ rezultatem zdobycia I nagrody
rozpoznana
Wystêp pana Kuszlika poprzedzi³o od czytanie po angielsku nazwisk polskich kompozytorów wspó³czesnych oraz ich, czêsto szerzej nieznanych, kompozycji. Czytaniu nazwisk kompozytorów w jezy ku angielskim dla niemal w stu procen tach polskiej publicznoœci, towarzyszy³o pokazywanie fotografii na ekranie, wszyst ko zaœ prezentowane by³o jako wyk³ad profesor muzykologii Uniwersytetu Ja gielloñskiego Marii WoŸna Stankiewicz. Tytu³em owej prezentacji nazwisk by³ „Okno na œwiat: festiwale muzyki wspó³ czesnej w Polsce od 1956”. Podobnie jak kilka lat temu moj¹ jedyn¹ reakcj¹ by³o pytanir: komu to potrzebne, czego na uczyliœmy siê z wys³uchania tej listy kom pozytorów i czy nie lepiej by³oby te 37 minut zaoferowaæ naszemu pianiœcie. Od powiedzi chyba jest oczywista.
*
Przy okazji jednak zaznaczyæ muszê, ¿e tegoroczny festiwal NYDAI (New York Dance and Arts Innovations) ofero wa³ moc interesuj¹cych wydarzeñ, pre zentacje ró¿norodnego repertuaru wspó³ czesnego i tradycyjnego, wystêpy czêsto wspania³ych muzyków w miejscach tak ró¿norodnych jak Konsulat Generalny, wspomniane ju¿ Centrum Polsko S³o wiañskie i biblioteka przy Lincoln Center. Jak obserwujê dyrekcja Festiwalu podjê³a niezmiernie m¹dr¹ i korzystn¹ decyzjê od daj¹c stery w rêce Jakuba Polaczyka, któ ry znakomicie sprawdza siê w nowej roli jako kierownik artystyczny Festiwalu. Ja niestety, za wzglêdu na w³asne wystêpy, które zbieg³y siê z Festiwalem, nie by³em w stanie pojawiæ siê na innych koncertach i by³o to na pewno moj¹ strat¹. W nastêp nym, jubileuszowym ju¿ roku, postaram siê te straty nadrobiæ.
Bal 50-lecia
Bardzo udany bal Centrum Polsko S³owiañskiego by³ zwieñczeniem wie lu imprez kulturalnych, które Centrum organizowa³o w roku jubileuszowym.
Wziê³o w nim udzia³ oko³o 300 osób, m.in. reprezentuj¹cych wiod¹ce instytucje i organizacje polonijne.
Centrum Polsko S³owiañskie powsta³o w 1972 r. i od tego czasu promuje polsk¹ kulturê w Nowym Jorku oraz œwiadczy us³ugi prawne i socjalne dla lokalnej spo ³ecznoœci. CPS liczy oko³o 40 tysiêcy cz³onków i jest najwiêksz¹ na Wschodnim Wybrze¿u spo³eczno kulturaln¹ organiza cj¹ polonijn¹.
Specjalnie na jubileusz 50-lecia przyje cha³ z Polski wicemarsza³ek Senatu Rzecz pospolitej Polskiej, Micha³ Kamiñski. By³a
te¿ Ada Roszkowska, przedstawicielka biura Assemblymember Emily Gallager, która na codzieñ udziela Centrum du¿ego wsparcia. Oczywiœcie by³ Konsul General ny Rzeczpospolitej Adrian Kubicki, który obj¹³ honorowym patronatem ca³¹ uroczy stoœæ. Nie sposób pomin¹æ przedstawicieli Polsko S³owiañskiej Federalnej Unii Kre dytowej, najwiêkszej etnicznej unii kredy towej w USA – panów Krzysztofa Matysz czyka i Bogdana Chmielewskiego.
Z okazji jubileuszu Rada Dyrektorów Centrum nagrodzi³a wybitnych przedsta wicieli œrodowiska polonijnego, statuetka mi Ignacego Jana Paderewskiego wyko nanymi przez lokalnego artystê Andrzeja Szczepañca.
Pierwszy z nagrodzonych, to dzienni karz, pisarz i filmowiec – Alex Storo¿yñ
ski, który swoj¹ ksi¹¿k¹ „Ksi¹¿ê ch³opów” rozs³awia imiê bohatera obojga narodów Tadeusza Koœciuszki. Z kolei Ryszard Zawisny to przedsiêbioraca oraz przewod nicz¹cy Komitetu G³ównego Parady Pu³a skiego. Od 1998 r. co roku kieruje przygo towaniami do tego najwiêkszego œwiêta Polonii na Wschodnim Wybrze¿u; œwiêta które jest zarazem ho³dem dla drugiego bohatera obojga narodów genera³a Kazi mierza Pu³askiego.