KURIER
POLISH WEEKLY MAGAZINE
NUMER 1477 (1777) ROK ZA£O¯ENIA 1987 TYGODNIK 31 GRUDNIA 2022
Tomasz BagnowskiNUMER 1477 (1777) ROK ZA£O¯ENIA 1987 TYGODNIK 31 GRUDNIA 2022
Tomasz BagnowskiIzrael od lat jest pañstwem mocno podzielonym politycznie, co skutkuje licznymi zmianami rz¹dów i koalicji rz¹dz¹cych. Doœæ powiedzieæ, ¿e w ci¹gu ostatnich czterech lat w kraju tym wybory odbywa³y siê a¿ piêciokrotnie. Po ostatniej elekcji mamy do czynienia z now¹ uk³adank¹ i now¹ koalicj¹ z³o¿on¹ z a¿ szeœciu podmiotów. Tym razem jednak jest ona ideologicznie wzglêdnie zrównowa¿ona, co przynajmniej teoretycznie powinno jej zapewniæ d³u¿sze trwanie przy w³adzy.
Na czele nowego rz¹du wy³onionego w ramach tej koalicji stan¹æ ma Benjamin Netanjahu, polityk, który sprawowa³ stanowisko premiera najd³u¿szej w historii Izraela i który wraca do w³adzy zaledwie po 18 miesi¹cach przerwy, pomimo tocz¹cego siê wobec niego procesu korupcyjnego. Likud, partia Netanjahu, bêd¹ca ugrupowaniem œwieckim, dobra³a sobie za partnerów formacje religijne, w tym dwie ultra ortodoksyjne, skuszone przez Netanjahu jego silnym poparciem i obietnicami subsydiów dla studentów prowadzonych przez nie szkó³ religijnych. Partie te odrzucaj¹ nieortodoksyjny kurs judaizmu, czyli ten wyznawany np. przez wiêkszoœci diaspory ¿y-
dowskiej w Stanach Zjednoczonych i d¹¿¹ do podporz¹dkowania wiêkszoœci aspektów ¿ycia publicznego religijnej ortodoksji.
Wœród ministrów nowego rz¹du znajd¹ siê miêdzy innymi osoby w przesz³oœci skazane prawomocnymi wyrokami za pod¿eganie do nienawiœci rasowych i wspieranie terroryzmu. Takim politykiem jest na przyk³ad Itamar Ben-Gvir, przywódca partii ¯ydowska Si³a, d¹¿¹cej do rozszerzenia osadnictwa i sprzeciwiaj¹cej siê jakimkolwiek porozumieniom z Arabami, który ma byæ ministrem do spraw bezpieczeñstwa wewnêtrznego. Stanowisko to zosta³o utworzone specjalnie dla niego i da mu m.in. szerokie uprawnienia jeœli chodzi o nadzór nad policj¹. Ben-Gvir w przesz³oœci zwalcza³ rz¹d Yitzaha Rabina, który ostatecznie zosta³ zamordowany przez ¿ydowskiego ekstremistê niechêtnego zawarciu porozumienia z Oslo, otwieraj¹cego drogê do powstania Autonomii Palestyñskiej. Jeszcze do niedawna Ben-Gvir chwali³ siê wisz¹cym w jego domu portretem Barucha Goldsteina, który w 1994 roku dokona³ ataku terrorystycznego w meczecie na Zachodnim Brzegu, zabijaj¹c 29 Palestyñczyków.
W³aœnie ukaza³a siê najnowsza ksi¹¿ka ksiêdza „Drogi do Boga – Naukowcy o wierze”. Sk¹d pomys³ na jej napisanie?
Tê ksi¹¿kê dyktowa³a dzisiejsza sytuacja w œwiecie, gdzie forsuje siê laicki styl ¿ycia i wypiera z niego wartoœci chrzeœcijañskie. Widzê to w Stanach Zjednoczonych. Gdy tutaj przyjecha³em prawie zawsze w³¹cza³em stacjê z muzyk¹ klasyczn¹. Dawniej ju¿ w Adwencie by³o wiele utworów nawi¹zuj¹cych do Bo¿ego Narodzenia, a teraz na antenie radiowej rzadko kiedy siê je s³yszy. Dawniej widzia³o siê wiêcej dekoracji, przy domach by³y szopki betlejemskie. Teraz jest ich coraz mniej, a elementy, które wskazywa³y na Bo¿e Narodzenie s¹ prawie niewidzialne w sferze publicznej.
Mówi siê bardzo czêsto i to jest forsowane w prasie, radiu i telewizji, ¿e wspó³czesny, wykszta³cony cz³owiek nie potrzebuje Boga – wystarczy mu nauka. Postanowi³em zebraæ wypowiedzi naukowców, najczêœciej laureatów Nagrody Nobla, którzy mówi¹ jak nauka oraz piêkno przyrody pomaga³y im odkrywaæ Boga. Ksi¹¿kê wzbogacaj¹ zdjêcia, które zrobi³em podczas moich podró¿y. Piêkno przyrody, piêkno naszego œwiata
jest tak zachwycaj¹ce, ¿e nieraz jak siê na nie patrzy to chcia³oby siê upaœæ na kolana i wielbiæ Stwórcê tego wszystkiego. I to piêkno œwiata sta³o siê t³em dla wypowiedzi uczonych. W dzisiejszym œwiecie taka ksi¹¿ka jest szczególnie potrzebna.
Ile ³¹cznie powsta³o ksi¹¿ek ksiêdza autorstwa?
W sumie, ponad 40. Z moich podró¿y po œwiecie powstaj¹ albumy, które w pewnym sensie s¹ przewodnikkami. O Ziemi Œwiêtej napisa³em dwie ksi¹¿ki. Jest to jakby historia zbawienia w skrócie ilustrowana przez zdjêcia z tamtych miejsc. Mam te¿ na koncie ksi¹¿kê o buddyzmie „Podniebne szlaki Tybetu”. Tybet zachwyci³ mnie swoim piêknem, mistyk¹ i cudown¹ natur¹. Kiedyœ opracowa³em te¿ album o nowojorskich cmentarzach „Ogrody nadziei”. Z wielkim sentymentem zawsze wracam do Meksyku. Uwielbiam Guadalupe, to najstarsze i jedno z najpiêkniejszych sanktuariów. Jednak pierwsze miejsce w moich podró¿niczych prze¿yciach zajmuje Ziemia Œwiêta i cieszê siê, ¿e po raz pierwszy w ¿yciu mogê w tym roku pojechaæ tam na Wielkanoc.
Niech nadstawia ka¿dy ucha, Co tu mówiê, niechaj s³ucha. Niechaj ka¿dy przetrze szkie³ka, Aby widzia³ te jase³ka! – tymi s³owami, Aleksandra Kosiec, uczennica klasy I, Polskiej Szko³y Spo³ecznej im. Ireny Sendlerowej w Carmel, rozpoczê³a bo¿onarodzeniowe przedstawienie. W tym roku uroczystoœæ odby³a siê 11 grudnia w szkole St. James The Apostle w Carmel.
Przyby³ych licznie goœci, u progu œwi¹t Bo¿ego Narodzenia, powita³a dyrektor placówki, Joanna Pilarska. Zaznaczy³a, ¿e dla nas Polaków to œwiêta piêknych tradycji i podnios³ego nastroju, a Wigilia od zawsze jest dniem szczególnym, zw³aszcza tutaj, na dalekiej obczyŸnie, gdzie prze¿ywamy j¹ w têsknocie za rodzinnym domem.
Pani dyrektor z³o¿y³a podziêkowania Polsko-Amerykañskiemu Klubowi Dziedzictwa z Mahopac, który ufundowa³ dzieciom miko³ajkowe paczki. Podziêkowa³a tak¿e wszystkim uczniom, rodzicom, nauczycielom oraz przyjacio³om szko³y za trud i wk³ad w jase³kow¹ uroczystoœæ.
Do podziêkowañ przy³¹czy³ siê tak¿e ksi¹dz Szymon Kurpios, duszpasterz pa-
rafii St. James The Apostle i duchowy opiekun szko³y, dodaj¹c, ¿e bez wszystkich zaanga¿owanych osób, jase³ka nie mog³yby siê odbyæ. Tworzymy piêkn¹ polsk¹ wspólnotê, podkreœli³ i nikt nie odbierze nam naszych korzeni, ani naszej wiary. Ksi¹dz Szymon poœwiêci³ op³atki i z³o¿y³ ca³ej zgromadzonej spo³ecznoœci najserdeczniejsze ¿yczenia œwi¹teczne. Przedstawienie o narodzeniu Jezusa w Betlejem i spisku Heroda rozpoczêli najm³odsi. Na scenê wesz³y prowadzone przez Pani¹ Zimê (Victoria Ulatowski) œnie¿ynki i ba³wanki z klasy zerowej, które z wielkim przejêciem zaœpiewa³y piosenkê Zima, zima, zima, zaœ klasa I zatañczy³a Zimow¹ poleczkê. Nastêpnie wyst¹pili mali kolêdnicy.
Z radosn¹ piosenk¹, z muzyk¹ i tañcem, z gwiazd¹, turoniem id¹ przebierañcy!
– deklamowa³a Maya Zelazny z klasy III. Kiedy na scenie pojawili siê g³ówni bohaterowie jase³ek: Maryja z dzieci¹tkiem i Józef, (Alicja Ulatowski oraz Max Wawrzyniak, klasa VIII), na widowni panowa³a wielka cisza.
W przedstawieniu nie zabrak³o tak¿e pastuszków, miko³ajów, diabe³ków, anio³ów, królów i œmierci.
Na uwagê zas³u¿y³a œwietnie odegrana rola Heroda. W tê postaæ wcieli³ siê Gabriel Blachowicz z klasy VIII, który z uczuciem i znakomit¹ intonacj¹ zaprezentowa³ swoj¹ postaæ.
Uroku inscenizacji doda³y kolêdy œpiewane miêdzy scenkami. Chórzyœci zaœpiewali takie utwory jak: Gdy siê Chrystus rodzi, Przybie¿eli do Betlejem, PójdŸmy wszyscy do stajenki. Nad opraw¹ muzyczn¹ i dŸwiêkiem czuwa³, jak co roku, pan Rafa³ Krzyœ. Wœród solowych wystêpów wykonane zosta³y dwa utwory. Gabriel Blachowicz zaprezentowa³ kolêdê Józefie stajenki nie szukaj, a Alicja Ulatowski Gdy œliczna panna Niech ma³y Jezus wœród nas zagoœci, by nam nigdy nie brak³o prawdziwej mi³o-
œci! – powiedzia³ na zakoñczenie Dominik Dziurdziñski.
Po przedstawieniu ponad 200 osób dzieli³o siê op³atkami, sk³adaj¹c sobie ¿yczenia, a nastêpnie zasiad³o do wigilijnych sto³ów. Zgodnie z tradycj¹ i w tym roku nie zabrak³o na nich czerwonego barszczu, pierogów z kapust¹, karpia i ka-pusty z grzybkami oraz wspania³ych polskich wypieków. Po wieczerzy wigilijnej dotar³ do dzieci d³ugo wyczekiwany œwiêty Miko³aj.
Dziêki tak prze¿ytym jase³kom wszyscy mogliœmy poczuæ atmosferê nadchodz¹cych œwi¹t Bo¿ego Narodzenia w 2022 roku.
Niech bêd¹ weso³e i zdrowe, a Nowy Rok up³ynie w zgodzie i przyjaŸni!
Przedstawienie poprzedzi³a wspólna modlitwa prowadzona przez ksiêdza Józefa Szpilskiego z koœcio³a Œw. Stanis³awa Kostki na Greenpoincie, dyrektora Centrum Polsko S³owiañskiego.
Dyrektor wykonawcza Agnieszka Granatowska zaprosi³a na Jase³ka wszystkich
pracowników Centrum – sk³adaj¹c im ¿yczenia œwi¹teczne i noworoczne.
Seniorzy bardzo ciê¿ko pracowali na próbach, a rezultat ich wysi³ku mo¿na by³o zobaczyæ podczas niezwykle udanego wystêpu. Aktorzy œwietnie zagrali swoje role.
Akcja sztuki okaza³a siê trochê humorystyczna, trochê powa¿na, przeplatana kolêdami trzyma³a widzów ca³y czas w napiêciu.
Ca³oœæ dope³nia³y piêkne kolorowe kostiumy. Wyst¹pili: narrator, Maryja, Sw. Józef, anio³, pasterze, trzej królowie, Herod, œmieræ, diabe³, gospodarz i ¿o³nierz –
razem 16 osób. Sporo, jak na amatorski spektakl.
Szczególne podziêkowania za ciê¿k¹ pracê nale¿¹ siê Katarzynie Drucker za pomys³, scenariusz, re¿yseriê oraz przygotowanie chóru.
Tekst opracowali: Waldemar Ostrowski i Katarzyna Drucker, przepiêkne kostiumy i rekwizyty by³y dzie³em Stanis³awy Krzyœ, pomys³owe dekoracje przygotowali Waldemar Ostrowski i Tadeusz Nowak, gwiazdê kolêdników, zrobili Berta i Krzysztof Zielñscy, a akompaniament i oprawê muzyczn¹ Ola Watras.
Po spektaklu Katarzyna Drucker przedstawi³a niespodziewanego goœcia, legendê polskiej piosenki, Stana Borysa, który zaœpiewa³ kolêdy „Chwalcie Dziecinê” do s³ów Anny Biernat z muzyk¹ i aran¿acj¹ Ryszarda Szweca oraz „Weso³ych Œwi¹t Wam ¿yczê” do w³asnych s³ów, z muzyk¹ i aran¿acj¹ Ryszarda Szweca. Nastêpnie Stan Borys sprzedawa³ swoje p³yty z autografem oraz pozowa³ do zdjêæ. To spotkanie ze swoim idolem pozostanie na d³ugo w pamiêci seniorów.
Zapraszamy zainteresowanych sztuk¹ poloninych artystów na nasz¹ doroczn¹ wystawê. Obrazy, które pokazujemy to znakomity prezent œwi¹teczny i noworoczny Przed³u¿yliœmy okres trwania wystawy do koñca stycznia. Mailowy kontakt z redakcj¹: kurier@kurierplus.com 176 Java Street, 1 piêtro
Zofia Doktorowicz-K³opotowska ki
Maria Bielski, Andrzej Józef D¹browski, Ma³gorzata Ka³u¿a, Czes³aw Karkowski, Krzysztof K³opotowski, Bo¿ena Konkiel, Weronika Kwiatkowska, Chris Miekina, Jolanta Szczepkowska, Katarzyna Zió³kowska
John Tapper
Zofia Doktorowicz-K³opotowska Adam Mattauszek
: 176 Java Street Brooklyn, NY 11222 Pokój numer 10
: (718) 389-3018
: kurier@kurierplus.com
: www.kurierplus.com
Pasterze poœpiesznie udali siê do Betlejem i znaleŸli Maryjê, Józefa oraz le¿¹ce w ¿³obie Niemowlê. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli, co im zosta³o objawione o tym dzieciêciu. A wszyscy, którzy to s³yszeli, zdumieli siê tym, co im pasterze opowiedzieli. Lecz Maryja zachowywa³a wszystkie te sprawy i rozwa¿a³a je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbi¹c i wys³awiaj¹c Boga za wszystko, co s³yszeli i widzieli, jak im to zosta³o przedtem powiedziane. Gdy nadszed³ dzieñ ósmy i nale¿a³o obrzezaæ dzieciê, nadano Mu imiê Jezus, którym nazwa³ Je Anio³, zanim siê poczê³o w ³onie Matki. (£k 2, 16-21)
Ród kap³añski Aarona tak b³ogos³awi³ Naród Wybrany: „Niech ciê Pan b³ogos³awi i strze¿e. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tob¹, niech ciê obdarzy sw¹ ³ask¹. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech ciê obdarzy pokojem”.
Ponad trzy tysi¹ce lat póŸniej kap³an nowego Ludu Wybranego, papie¿ œw. Jan Pawe³ II tymi s³owami modli³ siê o pokój: „Bo¿e ojców naszych, wielki i mi³osierny! Panie ¿ycia i pokoju, Ojcze wszystkich ludzi. Twoj¹ wol¹ jest pokój, a nie udrêczenie. Potêp wojny i obal pychê gwa³towników. Wys³a³eœ Syna swego Jezusa Chrystusa, aby g³osi³ pokój bliskim i dalekim i zjednoczy³ w jedn¹ rodzinê ludzi wszystkich ras i pokoleñ”.
Koœció³ Katolicki nawi¹zuj¹c do starotestamentalnej wizji pokoju ustanowi³ 1 stycznia Œwiatowym Dniem Pokoju. Pomys³odawc¹ tych obchodów by³ papie¿ Pawe³ VI. W tym roku ten dzieñ jest obchodzony pod has³em „Dobra polityka s³u¿y pokojowi”.
W tegorocznym Orêdziu na 56 Œwiatowy Dzieñ Pokoju papie¿ Franciszek pisze miêdzy innymi: „W tym samym czasie, w chwili, gdy odwa¿yliœmy siê mieæ nadziejê, ¿e najgorsze z nocy pandemii Covid-19 zosta³o za¿egnane, na ludzkoœæ spad³a nowa, straszliwa katastrofa. Staliœmy siê œwiadkami nadejœcia kolejnej plagi: kolejnej wojny, czêœciowo porównywalnej do Covid-19, ale jednak sterowanej przez karygodne ludzkie decyzje. Wojna na Ukrainie poch³ania niewinne ofiary i szerzy niepewnoœæ, nie tylko wœród osób bezpoœrednio ni¹ dotkniêtych, ale w sposób rozpowszechniony i nieoszczêdzaj¹cy nikogo, nawet wœród tych, których, w odleg³oœci tysiêcy kilometrów dotykaj¹ jej skutki uboczne – wystarczy pomyœleæ o problemach ze zbo¿em oraz o cenach paliwa”.
Papie¿ zadaje pytanie: „Czego siê zatem od nas wymaga? Przede wszystkim pozwoliæ, aby nasze serca zosta³y przemienione przez prze¿yt¹ wyj¹tkow¹ sytuacjê, by pozwoliæ, aby poprzez ten moment historyczny Bóg przemieni³ nasze zwyczajowe kryteria interpretacji œwiata i rzeczywistoœci. Nie mo¿emy ju¿ myœleæ tylko o zachowaniu naszych osobistych czy narodowych interesów, ale musimy myœleæ o sobie w perspektywie dobra
wspólnego, w wymiarze wspólnotowym, czyli jako ‘my”, otwarci na powszechne braterstwo. Nie mo¿emy d¹¿yæ jedynie do chronienia samych siebie. Nadszed³ czas, abyœmy wszyscy zaanga¿owali siê w uzdrowienie naszego spo³eczeñstwa i naszej planety, tworz¹c podstawy bardziej sprawiedliwego i pokojowego œwiata, powa¿nie zaanga¿owanego w d¹¿enie do dobra, które by³oby naprawdê wspólne”.
Tego pokoju potrzebuje dzisiejszy œwiat bardziej ni¿ kiedykolwiek. Na Ukrainê ci¹gle spadaj¹ bomby, gin¹ niewinne dzieci, okrucieñstwo barbarzyñskich najeŸdŸców niszczy kraj. A w kraju, który dopuszcza siê tej zbrodni jest za ma³o ludzi pokoju, ludzi g³osz¹cych i wprowadzaj¹cych pokój. Nawet ludzie wystrojeni w szaty s³ug Chrystusa, Króla pokoju, b³¹kaj¹ siê jak pogubieni we mgle i wspieraj¹ okrutnego cara ciemnoœci i wojny.
Kana³ telewizyjny „Spas” jest wiod¹cym rosyjskim kana³em dla widzów prawos³awnych. Jego w³aœcicielem jest Patriarchat Moskiewski. Pokaza³ on, jak ksiê¿a prawos³awni przybyli do Donbasu i rozdawali walcz¹cym wojskowe modlitewniki. Modlitewnik zachêca do modlitwy za zbrodniarza wojennego Putina: „Dajcie Zwyciêstwo Naczelnemu Dowódcy W³adimirowi, odwa¿nemu Archanio³owi i mi³uj¹cemu Boga W³adcy Rosji”. Nad modlitw¹ narysowany jest krzy¿, a wokó³ niego karabiny Ka³asznikowa.
Z pewnoœci¹ taka modlitwa nie mog³a siê zrodziæ w bliskoœci stajenki betlejemskiej, której obraz maluje nam ewangelia na dzisiejsz¹ Uroczystoœæ Bogarodzicy Maryi. Po³¹czenie tej Uroczystoœæ z Œwiatowym Dniem Pokoju wskazuje na Maryjê, która prowadzi nas do swego Syna, który jest nazywany Królem pokoju.
Ustanawiaj¹c œwiêto Chrystusa Króla Wszechœwiata 11 grudnia 1925 roku, w trudnym momencie historii, papie¿ Pius XI powiedzia³: „Je¿eliby kiedy ludzie prywatnie i publicznie uznali nad sob¹ w³adzê królewsk¹ Chrystusa, wówczas sp³ynê³yby na ca³e spo³eczeñstwo nies³ychane dobrodziejstwa, jak nale¿yta wolnoœæ, jak porz¹dek i uspokojenie, jak zgoda i pokój”. Innymi s³owy, prawdziwa kultura pokoju i sprawiedliwoœci nie zapanuje, póki nie zakróluje prawda i mi³oœæ, a wiêc dopóki nie nastanie królowanie Chrystusa, który jest Prawd¹ i Mi³oœci¹. Tego mo¿na siê nauczyæ w bliskoœci Chrystusa, w bliskoœci Jego ¿³óbka. Tak jak to czyni³a Maryja. Wiele spraw by³o dla niej niezrozumia³ych. Wszystko jednak przyjmowa³a i jak mówi Ewangelia rozwa¿a³a w swoim sercu. Iz tego rozwa¿ania rodzi³ siê tak¿e pokój, który przekazywa³a innym. W Litanii Loretañskiej prosimy: „Królowo pokoju, módl siê za nami”.
W modlitewnej atmosferze odwiedzamy sanktuaria, gdzie Maryja czczona jest
jako Królowa pokoju. Tych miejsc jest wiele. Nale¿y do nich Sanktuarium w Medjugorie. Pomijaj¹c dyskusje na temat autentycznoœci tych objawieñ Matki Bo¿ej, po nawiedzeniu tego Sanktuarium odczuwamy wyj¹tkowoœæ tego miejsca. Wszystko wygl¹da tak zwyczajnie. Jedna g³ówna ulica, hoteliki, skromny franciszkañski koœció³, œliskie i trudne do pokonania kamienie znacz¹ce drogê krzy¿ow¹ na stokach góry Kri¿evac i szlak na szczyt wzniesienia Podbrdo, gdzie mia³a objawiæ siê Matka Bo¿a. A jednak to miejsce emanuje bo¿¹ moc¹, która nas odmienia, umacnia i g³êboko zapisuje siê w naszych sercach. Sprawowana Eucharistia, jej adoracja, ¿arliwa modlitwa, pobo¿ne skupienie przynosz¹ wewnêtrzne wyciszenie, w którym rodzi siê pokój, który jest widoczny na twarzach pielgrzymów bez wzglêdu na jêzyk, narodowoœæ, wiek, temperament. W tym pokoju dokonuj¹ siê nawrócenia, o czym mo¿emy siê przekonaæ, s³uchaj¹c licznych œwiadectw nawróconych. W ty miejscu odczuwa siê, ¿e te duchowe cuda dokonuj¹ za wstawiennictwem Królowej Pokoju.
Nie wiemy, co przyniesie nam Nowy Rok, który jest dla ka¿dego z nas wielk¹ niewiadom¹. Z pewnoœci¹ tak¹ niewiadom¹ jest tak¿e œwiadomoœæ, ¿e nastêpny Nowy Rok œwiat mo¿e powitaæ bez nas. Jeœli tê wielk¹ niewiadom¹ zawierzymy Chrystusowi przez Maryjê, to wtedy nie bêdzie ona w stanie zak³óciæ naszego wewnêtrznego pokoju. O tym zawierzeniu mówi papie¿ Benedykt XVI: „Zawierzajmy Jej siebie, aby kierowa³a naszymi krokami w tym nowym czasie, który Pan nam daje, i aby pomaga³a nam byæ prawdziwymi przyjació³mi Jej Syna, a tym samym odwa¿nymi budowniczymi Jego królestwa w œwiecie, królestwa œwiat³a i prawdy. Obyœmy w nowym roku, który rozpoczynamy pod znakiem Maryi Dziewicy, wyraŸniej odczuwali Jej matczyn¹ obecnoœæ i dziêki Jej opiece, podtrzymywani na duchu, mogli na nowo kontemplowaæ oblicze Jej Syna Jezusa i bardziej zdecydowanie iœæ drogami dobra”.
Zapraszamy na stronê Autora: ryszardkoper.pl
Wypadki spawalnicze s¹ najbardziej niebezpieczne wœród wszelkiego rodzaju wypadków budowlanych. Tysi¹ce amerykañskich spawaczy doznaj¹ obra¿eñ w wyniku oparzeñ, okreœlanych jako „oko spawacza” oraz w wyniku toksycznych chemikaliów. Co wiêcej, inni profesjonaliœci, tacy jak instalatorzy urz¹dzeñ wodno-kanalizacyjnych oraz œlusarze, którzy odpowiedzialni s¹ za spawanie, s¹ grup¹ na wspomnianych powy¿ej stanowiskach, licz¹c¹ oko³o dwa miliony osób. Konkretne narzêdzia u¿ywane przez spawaczy s¹ bardzo niebezpieczne, a zatem wypadek spawalniczy mo¿e przytrafiæ siê ka¿demu z nich. Upewnij siê, ¿e masz wsparcie w postaci odpowiedniego zespo³u prawniczego, w sytuacji w której uleg³byœ jednemu ze wspomnianych rodzajów wypadków budowlanych.
Do obra¿eñ powsta³ych w wyniku wypadku spawalniczego nale¿¹ obra¿enia oka, powsta³e w wyniku jasnej ekspozycji oraz „oka spawacza”, które mo¿e zniszczyæ siatkówkê oka, doprowadzaj¹c osta-
tecznie do utraty wzroku. Innymi potencjalnymi obra¿eniami s¹ obra¿enia skóry spowodowane poparzeniem, które mo¿e doprowadziæ do d³ugotrwa³ego nara¿enia na promieniowanie UV, zwi¹zanego z rakiem skóry. Wiele toksycznych cz¹steczek pochodz¹cych od w³¹czonej maszyny spawalniczej mo¿e przedostaæ siê do p³uc i z czasem mo¿e spowodowaæ choroby uk³adu nerwowego oraz problemy zwi¹zane z p³ucami. Z tego powodu, musisz upewniæ siê, ¿e Twoje stanowisko pracy wyposa¿one jest we wszelkie œrodki bezpieczeñstwa, które mog¹ pomóc zapobiec obra¿eniom, które mog³yby powstaæ w wyniku wypadku spawalniczego. Je¿eli ulegniesz obra¿eniom w wyniku zaniedbania stanowiska pracy lub w wyniku problemów z zapewnieniem bezpieczeñstwa, proszê o skontaktowanie siê z nami.
Jako Twój prawnik od wypadków spawalniczych, bêdê walczyæ o nale¿ne dla Ciebie odszkodowanie, a¿ do koñca.
Je¿eli Twój stan zdrowia wymaga od Ciebie pojawienia siê na oddziale ratunkowym, poddaniu siê hospitalizacji, pokryciu kosztów leczenia, czy nawet przysz³ych potrzeb medycznych, pomo¿emy Tobie
w ich odzyskaniu oraz pokryciu. Bêdziesz móg³ równie¿ domagaæ siê odszkodowania za ból i cierpienie, w tym cierpienie emocjonalne, oraz za udrêkê psychiczn¹. Dodatkowo, w ka¿dej sprawie s¹dowej bêdziemy mogli udowodniæ, ¿e to Ty jesteœ osob¹ poszkodowan¹. Argumentem opowiadaj¹cym siê za Twoim stanem mog¹ byæ niebezpiecznie warunki pracy, niewystarczaj¹ca ochrona przed toksycznymi
Jeœli Pañstwo sami stali siê ofiar¹ wypadku, lub znaj¹ kogoœ kto potrzebuje pomocy prawnej po wypadku, to zapraszamy do bezp³atnej konsultacji pod numerem telefonu 212-514-5100, emaliowo pod adresem swp@plattalaw.com, lub w czasie osobistego spotkania w naszej kancelarii na dolnym Manhattanie.
Mo¿ecie Pañstwo równie¿ zadaæ nam pytania bezpoœrednio na stronie internetowej (www.plattalaw.com) u¿ywaj¹c emaila lub czatu, który jest dostêpny dla Pañstwa 24 godziny na dobê.
Zawsze udzielimy Pañstwu bezp³atnej porady w ka¿dej sprawie, w której bêdziemy mogli Pañstwa reprezentowaæ.
oparami, czy nawet nieprawid³owe nadzorowanie stanowisk pracy. Ka¿da forma zaniedbania mo¿e zostaæ wymieniona w celu pomocy Tobie w uzyskaniu nale¿nego odszkodowania. Mo¿esz równie¿ odnieœæ obra¿enia w wyniku eksplozji oraz w wyniku nieprawid³owej instalacji przewodów elektrycznych, podczas kiedy Ty wykonujesz prace spawalnicze.
na przyby³a bardzo kon kretnie. Toczy siê tu¿ obok – w starym, mo¿ na powiedzieæ, stylu: z nalotami, czo³gami, tysi¹cami zabitych, spa lon¹ ziemi¹, strachem i cierpieniem milionów. Imperium rosyjskie na jecha³o s¹siedni kraj i niszczy, grabi, mordu je. Ta wojna dotyczy”.
Opublikowana ostatnio ksi¹¿ka wybitnego historyka profesora Andrzeja Nowaka „Wojna i dziedzictwo. Historia najnowsza” omawia kwestiê wojny w ci¹gu ostatnich kilkudziesiêciu lat historii Polski.
W ponad stu esejach Andrzej Nowak w mistrzowski sposób ³¹czy historiê z teraŸniejszoœci¹, kulturê dawn¹ ze wspó³czesn¹, a wyzwania geopolityczne z losem jednostki. B³yskotliwie analizuje polsk¹ i œwiatow¹ historiê ostatnich 25 lat, stawia diagnozy i szuka rozwi¹zañ. Wiele z tego, przed czym prof. Nowak przestrzega³ w przesz³oœci, dziœ sta³o siê rzeczywistoœci¹.
Autor opisuje zagadnienia prawdziwej wojny, jak i wojny kulturowej. We wstêpie do swej pracy zaznacza: „Ostatnie lata naszej historii najnowszej toczy³y siê w cieniu wojny – najpierw tej byæ mo¿e najbardziej bolesnej, choæ nie dos³ownej, czyli wewnêtrznej, w naszym w³asnym domu. Jej pierwsz¹ ofiar¹ sta³a siê prawda, ale przecie¿ w jej wyniku dosz³o tak¿e do ofiar œmiertelnych. Potem zaczê³a siê wojna kulturowa, której front coraz brutalniej naciera na Polskê. W jej wyniku umieraj¹ przede wszystkim ludzkie sumienia. Wreszcie do polskich granic woj-
Profesor Nowak zwra ca uwagê na turow¹. W rozgorza³a u wilizowania zacofanych spo³eczeñstw z Ciemnogrodu. Tak by³o w czasach Oœwiecenia, kiedy Wolter – francuski mistrz intelektualistów – usprawiedliwia³, a nawet s³awi³ „cywilizatorskie” wysi³ki Katarzyny II i Fryderyka II, wspólnie nios¹cych na bagnetach swoich ¿o³nierzy postêp do „ciemnej” Polski.
Autor cytuje ksiêdza Wincentego Skrzetuskiego, który pisa³ w roku 1733: „¯aden Naród nie ma prawa przymuszaæ drugich do przyjêcia tego, co ku ich doskonaleniu chce czyniæ. By³oby to albowiem gwa³t czyniæ przyrodzoney wolnoœci. Aby przyniewalaæ kogo do przyiêcia ³aski, potrzeba mieæ nad nim Zwierzchnoœæ; Narody zaœ s¹ zupe³nie wolne i niepodlegaj¹ce nikomu. Nauka przeciwna otworzy³aby bramê wszystkim zaœlepienia szalonego wœciek³oœciom, i niewyliczonym nienasyconey chciwoœci pozorom. […] jest wiêc dla Narodów powinnoœæ, aby siê przyk³ada³y do doskona³oœci innych, ale mocy przyniewalania nie mai¹ i mieæ nie mog¹. Podbijanie dzikich Narodów dla onych polerowania,
Kolejnym ministrem w rz¹dzie Netanjahu bêdzie Bezalel Smotrich, lider skrajnie prawicowej Unii Narodowej, który ma byæ ministrem finansów i pe³niæ nadzór nad Zachodnim Brzegiem. Smotrich sam nazywa siê dumnym homofobem, jest zwolennikiem segregacji ¿ydowskich i palestyñskich kobiet na oddzia³ach po³o¿niczych w szpitalach i twierdzi, ¿e David Ben-Gurion, pierwszy premier Izraela, „nie dokoñczy³ dzie³a wyrzucania Palestyñczyków.” W nowym rz¹dzie bêdzie on nadzorowa³ m.in. nielegalne w œwietle prawa miêdzynarodowego izraelskie osadnictwo na terytoriach okupowanych.
Zarówno ¯ydowska Si³a jak i Unia Narodowa s¹ przeciwne utworzeniu w przysz³oœci pañstwa palestyñskiego, czyli koncepcji maj¹cej rozwi¹zaæ konflikt izraelsko-palestyñski, popieranej przez Uniê Europejsk¹ i – przynajmniej w sferze deklaracji – tak¿e przez Stany Zjednoczone. Inny z ministrów Netanjahu, Aryeh Deri, w przesz³oœci by³ skazany za korupcjê i powierzenie mu roli w rz¹dzie bêdzie wymaga³o specjalnej poprawki w izraelskim prawodawstwie, któr¹ bêdzie musia³ przeg³osowaæ parlament.
Poza wzrostem napiêcia w konflikcie izraelsko-palestyñskim po nowym rz¹dzie Izraela mo¿na spodziewaæ siê wejœcia w spór z w³adz¹ s¹downicz¹ w kraju. Pro-
kurator Generalna, Gali Baharav-Miara, oskar¿y³a Netanjahu o próbê budowania demokracji jedynie z nazwy. Jej zdaniem nowy rz¹d ma zamiar d¹¿yæ do ograniczenia kompetencji S¹du Najwy¿szego, poprzez umniejszanie jego roli w nadzorze nad w³adz¹ ustawodawcz¹.
Izraelska skrajna prawica, która znajdzie siê w rz¹dzie, od dawna portretuje S¹d Najwy¿szy jako niewybieralne cia³o, blokuj¹ce decyzje pochodz¹cych z wyborów rz¹dów. Benjamin Netanjahu zapewnia jednak, ¿e ewentualne zmiany w s¹downictwie podejmowane bêd¹ ze wszelk¹ ostro¿noœci¹. „Nie jestem zwolennikiem rz¹dów twardej rêki. Jestem demokrat¹ i wierzê w koniecznoœæ zachowania balansu w³adzy pomiêdzy rz¹dem, parlamentem i s¹downictwem” – powiedzia³ Netanjahu po og³oszeniu powstania nowej koalicji rz¹dowej.
Grupa ekspertów ONZ w opublikowanym niedawno raporcie potêpi³a izraelskie osadnictwo na terytoriach okupowanych stwierdzaj¹c te¿, ¿e rok 2022 obfitowa³ w towarzysz¹ce mu akty przemocy, które doprowadzi³y do œmierci co najmniej 150 Palestyñczyków na Zachodnim Brzegu.
W 2016 r. Rada Bezpieczeñstwa ONZ w specjalnej rezolucji wezwa³a Izrael do przerwania osadnictwa. Decyzja ta nie jest jednak w ¿aden sposób respektowana.
iest pozór równie niesprawiedliwy jak œmieszny”.
*
Wojna kulturowa jest tak samo groŸna jak wojrzeczywista. Obecnie, wielu krajach Europy, próbuje siê odrzuciæ tradycjê grecko-rzymsk¹ chrzeœcijañsk¹ aby zast¹piæ j¹ now¹ ideologi¹. tej ideologii nie ma miejsca na patriotyzm, wartoœci religijne oraz tradycjê kulturow¹. W zapropaguje siê kosmopolityzm, globalizm, ideologiê gender oraz „wyzwolenie” cz³owieka poprzez likwidacjê tradycyjnych wartoœci moralnych. Profesor Nowak przywo³uje s³owa Boles³awa Prusa: „Obok walki z religi¹ katolick¹ biurokracja toczy³a jeszcze zacieklejszy bój z narodowoœci¹ i patriotyzmem polskim. Nasi szanowni cywilizatorowie zbyt ma³o posiadali wykszta³cenia, a¿eby zrozumieæ, i¿ jakikolwiek patriotyzm jest lepszy od politycznego nihilizmu. […] Patriotyzm jest specjaln¹ form¹ uczuæ spo³ecznych, które ludzi spajaj¹ ze sob¹, ka¿¹ im zapomnieæ o w³asnym egoizmie, czasem popychaj¹ do poœwiêceñ”.
Wspó³czesna wojna w Europie rozpoczê³a siê w roku 2007. By³a to pocz¹tkowo zimna wojna. W³aœnie wtedy, na miêdzynarodowej konferencji w Monachium, W³adimir Putin oœwiadczy³, ¿e najwiêkszym wrogiem Rosji jest Zachód, któremu Moskwa opieraæ siê bêdzie z ca³¹ si³¹. Czêœci¹ tej polityki ma byæ odbudowanie imperium rosyjskiego w granicach Zwi¹zku Sowieckiego z roku 1989. Rozpad ZSRS zosta³ okreœlony przez Putina jako najwiêksza katastrofa geopolityczna XX wieku.
Ju¿ wkrótce zimna wojna zmieni³a siê w gor¹c¹. W sierpniu 2008 r. wojska ro-
Kazimierz Wierzbickisyjskie zaatakowa³y Gruzjê. Szeœæ lat póŸniej „zielone ludziki” Putina opanowa³y Krym a popierani przez Moskwê separatyœci zajêli du¿¹ czêœæ Donbasu. Na koniec w lutym 2022 r. rozpoczê³a siê pe³na agresja Federacji Rosyjskiej przeciw Ukrainie.
Rosja carska, bolszewicka lub putinowska d¹¿y zawsze do tego samego – panowania je¿eli nie nad ca³¹ Europ¹, to przynajmniej nad jej wiêksz¹ czêœci¹. W tej polityce dozwolone s¹ wszystkie metody na czele z k³amstwem i manipulacj¹. Francuski pisarz Marquiz de Gustin podró¿owa³ po Rosji w pierwszej po³owie XIX wieku. W swej ksi¹¿ce „Rosja w 1839 roku” stwierdzi³, ¿e w ¿adnym innym kraju nie widzia³ tyle k³amstwa co w Cesarstwie Rosyjskim.
Rosja stalinowska znana by³a z polityki ludobójstwa. W latach 30. w rezultacie metod sztucznego g³odu zmar³o na Ukrainie prawie piêæ milionów ludzi. Polacy znaj¹ sprawê mordu katyñskiego, ale ma³o kto wie o ofiarach antypolskiej polityki Stalina w latach 1937-1938, w wyniku której œmieræ ponios³o ponad 100 tys. Polaków i osób pochodzenia polskiego.
*
Rosja pod rz¹dami Putina stara siê przedstawiæ siebie jako ostatni¹ twierdzê cywilizacji europejskiej przeciw agresji „zgnilizny Zachodu”. Niestety, tej propagandzie ulegaj¹ niektóre œrodowiska prawicowe Europy.
Po rozpoczêciu rosyjskiej inwazji w lutym, kraje europejskie wykaza³y jednoœæ wobec tej zbrodni. Jednak po up³ywie dziesiêciu miesiêcy widaæ pêkniêcia w tej jednoœci. Szczególnie politycy francuscy i niemieccy próbuj¹ znaleŸæ jakieœ porozumienie z Kremlem. Prezydent Francji Macron stwierdzi³ niedawno, ¿e Rosji nale¿y zapewniæ bezpieczeñstwo, tak jakby to Rosja zosta³a zaatakowana, a nie Ukraina.
Zgodnie ze s³owami prezydenta Lecha Kaczyñskiego wyg³oszonymi w Tibilisi w sierpniu 2008 r., Rosja zagra¿a nie tylko Ukrainie lecz równie¿ krajom ba³tyckim, a tak¿e Polsce. Dlatego walka o niepodleg³oœæ Ukrainy jest te¿ walk¹ o zachowanie suwerennoœci i dziedzictwa narodowego Polski.
Trochê siê tu cmentarnie robi, ale co zrobiæ jak tacy ludzie odchodz¹? Emilian Kamiñski w czasie stanu wojennego zetkn¹³ siê z ksiêdzem Jerzym Popie³uszk¹. „Kiedy zada³em ksiêdzu Jerzemu pytanie, jak ¿yæ, on mi odpowiedzia³: masz s³u¿yæ ludziom. Jego s³owa zapad³y mi g³êboko w pamiêæ i tkwi¹ w mojej g³owie do dziœ, chodz¹ za mn¹ przez ca³e ¿ycie. Bardzo mi pomog³y w wielu sytuacjach, a przy budowaniu teatru dawa³y mnóstwo si³y i energii”. Zapamiêtamy jego wspania³e kreacje aktorskie, wielki patriotyzm i po prostu przyzwoitoœæ.
By³, co twierdz¹ wszyscy, którzy go znaj¹, po prostu bardzo dobrym cz³owiekiem, co wœród aktorów, znanych z rozdêtych ego, doprawdy jest rzadkoœci¹. Stworzony przez niego, du¿ym nak³adem
si³ i œrodków – bo w Polsce za tego rodzaju inicjatywy, s³ono siê p³aci samym sob¹ – warszawski teatr „Kamienica” w jednej ze starych, ocala³ych od wojny i komuny kamienic, s³u¿y³ nie tylko jako teatr. „Zarabiam wynajmowaniem sal. Z drugiej strony wystêpuje u mnie od szeœciu lat grupa osób niepe³nosprawnych intelektualnie, robi¹ sobie przedstawienia. Albo zapraszam zim¹ bezdomnych na kolacjê, niech na kilka godzin maj¹ dom. Organizowa³em dla ponad tysi¹ca dzieci z sierociñców Dzieñ Uœmiechu, tylko nie mam pieniêdzy, ¿eby to powtórzyæ. Zawsze pamiêtam o tym, ¿e teatr powinien byæ domem – dla wszystkich i st¹d nazwa Kamienica. Zapraszam” – mówi³ w wywiadzie sprzed piêciu lat. Miejmy nadziejê, ¿e „Kamienica” przetrwa swego za³o¿yciela. Emilian Kamiñski 10 lipca 1952 – 26 grudnia 2022 r.
Najpierw ujêcia z Rosji. Triumfalne doniesienia. Cztery cia³a we krwi. Zaskoczeni i zabici w lesie. Du¿o zachodniego
Spowa¿nia³em. Dla przyjació³ w OjczyŸnie próbujê napisaæ „Szopkê noworoczn¹”, ale komediowej inwencji mam ju¿ mniej ni¿ przed laty. Owszem, dowcipów sytuacyjnych i aluzji personalnych k³êbi mi siê w g³owie sporo, bojê siê jednak, ¿e nie wszyscy ich adresaci maj¹ takie samo poczucie humoru, jak kiedyœ. Wzmo¿ona czujnoœæ jest teraz wskazana przy ¿artach natury politycznej, albowiem kaczyœci sztywniej¹, kiedy mówi siê k¹œliwie o PiS-ie, zaœ ziobryœci przez wszystkie przypadki deklinuj¹ has³o „suwerennoœæ”, kiedy siê mówi o ich zakusach na w³adzê s¹downicz¹. Opozycjoniœci patrz¹ pogardliwie, kiedy siê za coœ pochwali partiê rz¹dz¹c¹, lewicowcy mówi¹ o œredniowieczu, kiedy widzi siê wartoœæ w tradycji, zaœ konfederaci maj¹ za z³e, kiedy nie mówi siê o rzekomej ukrainizacji Polski. Trzeba te¿ bardzo uwa¿aæ, ¿eby nie uraziæ antyszczepionkowców i religijnych ortodoksów. W studenckiej m³odoœci uk³ada³em m.in. sylwestrowe scenariusze kabaretowe i bardzo siê cieszy³em z ka¿dego wybuchu œmiechu. Nie tylko dobiera³em odpowiednie skecze, monologi, piosenki i tañce, ale i sam je uk³ada³em. Zabiera³o mi to dwa, trzy dni. Dzisiaj potrzebowa³bym na to co najmniej tygodnia. No có¿, mózgownica ju¿ nie ta, co wczoraj. Owszem p³atam jeszcze figle, rozsy³am aluzyjki, œmiesznostki i z³oœliwostki, ale coraz rzadziej, bo niektórzy ciê¿ko siê za nie obra¿aj¹. Zw³aszcza PiSlamiœci, narodowcy i kleryka³owie. Onegdaj by³em niemal etatowym rozœmieszaczem, wnosz¹cym do niejednego towarzystwa spor¹ porcjê weso³oœci. Bywa³o, ¿e ¿artowa³em nawet podczas uczelnianych egzaminów. Kiedy by³em re¿yserem, teatry zamawia³y u mnie g³ównie komedie, co mnie dziwi³o, a nawet trochê z³oœci³o, gdy¿ czu³em siê powo³any do dramatów spo³ecznych i psychologicznych. Jednakowo¿ by³em szczêœliwy, s³ysz¹c kaskady œmiechu na widowni i brawa kwituj¹ce humorystyczne sytuacje w moich przedstawieniach. Podziela³em podpowiedŸ Szekspira, ¿e w ka¿dej komedii powinno byæ coœ tragicznego, a w ka¿dej tragedii coœ komicz-
nego. Tak, jak w ¿yciu. Zgadza³em siê te¿ z twierdzeniem Charlie Chaplina, ¿e dzieñ bez œmiechu jest dniem zmarnowanym. Ubolewam, ¿e dzisiaj nie mamy w Polsce kabaretów na intelektualnym i artystycznym poziomie legendarnego STS-u, czyli Studenckiego Teatru Satyryków, dawnej „Piwnicy pod Baranami” oraz kabaretów takich jak: „Szpak”, „Wagabunda”, „Pod Egid¹”, „Owca” i „Dudek”, nie mówi¹c ju¿ o telewizyjnym „Kabarecie Starszych Panów”. W rozmowach ze mn¹ ubolewali nad tym tak¿e Jacek Fedorowicz i Wojciech M³ynarski. Obaj panowie – jak przysta³o na rasowych satyryków najwy¿szej klasy – byli bardzo powa¿ni. Serio! Odró¿niali œmiech od rechotu. Irena Kwiatkowska, komiczka nad komiczkami, powiedzia³a mi kiedyœ, ¿e nie na ka¿dym œmiechu jej zale¿y. Ze scenariuszy, które na zaprzyjaŸnionych zabawach sylwestrowych rozœmiesza³y do ³ez goœci z trzech pokoleñ, pamiêtam m.in. uk³ad szaleñstw zaczerpniêtych z dzie³ Witkacego, „Kabaret Kici Koci” Mirona Bia³oszewskiego w re¿yserii Zbigniewa Micha i fragmenty „Iwony ksiê¿niczki Burgunda” Witolda Gombrowicza wystawione przeze mnie.
Miron Bia³oszewski o stanie wojennym w „Kabarecie Koci Koci” – „Ten stan wojenny nie jest niezmienny bo powszednieje i siê starzeje a¿ posiwieje tak biedaczysko ¿e wszêdzie wszystko zwszystkojednieje”. Sybilla Grochowa w tym¿e Kabarecie – „Wziêli mnie za zas³u¿on¹ ciotkê ZMP, KOR-ui Solidarnoœci” z przystêpem do komunii... Buda [milicyjna] pêdzi. Ja w niej sama. Zaczê³am t³uc butlami z mlekiem o przegrodê. Stanêli. Wtedy ja na siebie chlap dwie torby czerwonej mro¿onki i na pod³ogê – w trupa. [...] Raptem jak siê nie zerwê! Jak spieprzali! Umy³am siê œniegiem na Grochowskiej. Cha cha cha!”. Od siebie dodam, ¿e w stanie wojennym wcale tak kabaretowo nie by³o, ale Bia³oszewski to Bia³oszewski. Nawet na sto³ecznym Chamowie, na którym go podgl¹da³em i niejedno z nim przeœmia³em.
Z Wroc³awia dosta³em wiadomoœæ o nowej grze towarzyskiej. Oto ona – zapraszamy goœci na godzinê 19:30 i w³¹czamy „Wiadomoœci” w TVPiS. Za ka¿dym razem, kiedy pada nazwisko „Tusk” pijemy 50 gramów wódki. Wygrywa ten goœæ, który obejrzy prognozê pogody.
Ósmego dnia Bóg stworzy³ poczucie humoru. Niestety nie wszyscy byli obecni. Coraz czêœciej myœlê, ¿e
sprzêtu, sprawne rosyjskie s³u¿by zatrzyma³y sabota¿ystów w briañskiej ob³asti… Potem ujêcia z Ukrainy, rozeœmiani ch³opcy. ¯o³nierze dywersji, z³apani gdzieœ na froncie w chwilach relaksu. W oczach radoœæ ¿ycia, zapa³, za chwilê wdziej¹ mundury, aby na ty³ach wroga niszczyæ i wysadzaæ. Taka ta jest wojna. Zabiera te¿ najlepszych, najbardziej oddanych, bo „wolnoœæ krzy¿ami siê mierzy”.
Choæ dla nas anonimowi, zapiszmy choæ nazwiska, którzy zginêli za wolnoœæ Ukrainy: Maksym Myhaj³ow „Nepiypyvo”, 32 lata Yurij Horovets „Svyatosha”, 34 lata Taras Karpyuk „Tarasi”, 38 lat. Bohdan Lyagov „Apollon”, 19 lat.
To, ¿e p³on¹ ró¿ne rzeczy w Rosji, nie jest dzie³em przypadku…
Polska, prawicowa, naiwna fascynacja Viktorem Orbanem prze¿ywa chyba coraz ciê¿sze chwile. A mo¿e i w³aœnie siê koñczy ostatecznie? Przecie¿ „Budapeszt, Warszawa – wspólna sprawa!” to zawsze by³o nieco naci¹gane. Premier Wêgier gra w ostr¹ pi³eczkê o interesy swojego narodu, ze wszystkimi którym jest mu po drodze. W kwestii Ukrainy, jest du¿a ró¿nica z Warszaw¹, wynikaj¹ca z doœwiadczeñ
historycznych oraz faktu, ¿e kilkusettysiêczna wêgierska mniejszoœæ na Ukrainie, nie jest – mówi¹c oglêdnie – noszona na rêkach. Wiêc raz po raz Orban mówi rzeczy, które w Warszawie musz¹ wywo³ywaæ konsternacjê i irytacjê.
W wywiadzie opublikowanym przez wêgierski dziennik „Magyar Nemzet” w sobotê Orban stwierdzi³, ¿e wojna mo¿e siê ci¹gn¹æ przez dziesiêciolecia, a „Ukraina mo¿e walczyæ tylko tak d³ugo, jak d³ugo Stany Zjednoczone wspieraj¹
Andrzej Józef D¹browskigorzk¹ prawdê nale¿y przekazywaæ raczej w zabawnej formie. Wtedy ³atwiej i g³êbiej dociera.
Zygmunt Krasiñski – pierwszy polski katastrofista i zarazem totalny konserwatysta napisa³ w super-duper ciekawych „Listach”, ¿e jest „Czerwony Bóg” i „Czarny Bóg”. Zdumiewaj¹ca herezja, jak¿e doñ nie pasuj¹ca. Notabene, uprawianie herezji poprawia kr¹¿enie myœli. Chroni przed skostnieniem dogmatycznym. Wzmacnia kondycjê intelektualn¹ i u³atwia wypró¿nienie. Wiem coœ o tym. NajgroŸniejsze herezje i najlepsze pomys³y przychodz¹ mi do g³owy w ³azience – podczas golenia.
Jedno z nierzadkich oskar¿eñ pod adresem Tadeusza Koœciuszki – „Jest libera³em, który ch³opów z pañszczyzny zwalnia, Murzynów z niewoli wyzwala, œwieckich szkó³ ¿¹da i emancypuje niewiasty”. Zatem nie tylko libera³, ale i feminista. Apage satanas!
¯ycie ma datê wa¿noœci, zatem cieszê siê nim niemal ka¿dego dnia, mimo tragicznych wiadomoœci z Ukrainy i coraz czêstszych wiadomoœci o nieuleczalnych chorobach bliskich mi osób lub ich ostatecznym odejœciu. Jestem, a przecie¿ mnie nie bêdzie. Los zrz¹dzi³, ¿e nie mam nastêpcy. Ci¹gle go szukam. Bez rezultatu, niestety. Nie chcê pod koniec ¿ycia stwierdziæ, ¿e prze¿y³em tylko d³ugoœæ, albowiem prze¿ywam tak¿e jego szerokoœæ. I to bardzo intensywnie.
Kult kariery i zamo¿noœci jest mi zupe³nie obcy. Chyba jestem kalek¹. Nadwra¿liwoœæ to moja g³ówna s³aboœæ, podobnie jak i przerost duszy nad rozumem.
W snach nigdy nie osi¹gam celu i nie dochodzê do kresu. Ostatnio jestem w nich coraz bardziej zagubiony, jakby w labiryncie. Cel widzê, ale dojœæ doñ nie mogê, kres natomiast wci¹¿ mi siê oddala i oddala. Mo¿e to i dobrze.
Œrodkow¹ Pensylwaniê zasypa³o na bia³o. D³ugie sople zsuwaj¹ siê ze skalistych brzegów do rzeki Delaware. Jej szybkie nurty walcz¹ z lodem, który próbuje je skuæ. Kra goni krê. Mróz. A ja ci¹gle taki namiêtny…
Rz¹d Wêgier wspiera Ukrainê i ma interes w jej suwerennoœci, ale jednoczeœnie nie ma interesu w zerwaniu wszystkich wiêzi gospodarczych z Rosj¹. „Gdyby partie lewicowe wygra³y w kwietniu wybory (parlamentarne), tkwilibyœmy w wojnie po uszy. Wêgry s¹ jedynym europejskim krajem, któremu uda³o siê trzymaæ z dala od tej wojny, a to dlatego, ¿e Wêgrzy na to g³osowali” – podkreœli³ Orban w wywiadzie dla wêgierskiego dziennika.
j¹, przekazuj¹c broñ i pieni¹dze, a jeœli Amerykanie zechc¹ pokoju, to zapanuje pokój”. Potem doda³, ¿e „od Ukrainy jako suwerennego pañstwa, nie mo¿na oczekiwaæ poœwiêcenia czêœci swojego terytorium w imiê europejskiego pokoju, bezpieczeñstwa energetycznego i dobrobytu”. Doda³ jednak, ¿e „mo¿emy zdecydowaæ, w jakim stopniu Ukrainê wspieramy. Wêgry zdecydowa³y siê udzielaæ pomocy humanitarnej, poniewa¿ ta wojna nie jest nasz¹ wojn¹”.
W Warszawie oficjalnej cisza na te wypowiedzi. Skomentowali je za to Ukraiñcy. „Wypowiedzi premiera Wêgier Viktora Orbana œwiadcz¹ o patologicznym lekcewa¿eniu Ukrainy i narodu ukraiñskiego, który opiera siê rosyjskiej agresji, a tak¿e o jego w³asnej politycznej krótkowzrocznoœci – oœwiadczy³o we wtorek ukraiñskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. „Przecie¿ pora¿ka Ukrainy w wojnie, do której poœrednio wzywa Viktor Orban, doprowadzi³aby do bezpoœredniego zagro¿enia Wêgier i Wêgrów rosyjsk¹ agresj¹” – doda³o ministerstwo.
I tak oto na koniec dawka Realpolitik z Budapesztu: w polityce zagranicznej gra siê ostro, sentymenty nie obowi¹zuj¹.
W Bo¿e Narodzenie cieszyliœmy siê tym najwa¿niejszym darem jakim by³ Jezus Chrystus i cieszyliœmy siê darem wspólnoty – tym, ¿e byliœmy razem. U nas by³ taki zwyczaj, ¿e polewa³o siê op³atek miodem, ¿eby by³ s³odki. PóŸniej sz³o siê do obory poczêstowaæ op³atkiem zwierzêta. Jako dzieci s³yszeliœmy, ¿e w tym dniu zwierzêta mówi¹ ludzkim g³osem i wiele razy próbowaliœmy je pods³uchaæ. Jak zosta³em ksiêdzem i wyjecha³em z domu czêœci¹ mego ¿ycia sta³y siê wigilie z rodzin¹ parafialn¹, bo dla ka¿dego kap³ana tak¹ rodzin¹ jest wspólnota, w której pracuje.
Wigilie na obczyŸnie z dala od rodziny dla wielu bywaj¹ bardzo trudne.
Pamiêtam kiedyœ w parafii œw. Krzy¿a na Maspeth, wieczorem w wigiliê przyszed³ mê¿czyzna i poprosi³ o op³atek. Da³em mu go i zapyta³em: „To teraz pan wraca do rodziny, ¿eby wspólnie zasi¹œæ do sto³u?” A on, doros³y mê¿czyzna, rozp³aka³ siê jak dziecko i powiedzia³, ¿e rodzina, ¿ona i dzieci s¹ w Polsce.
Dla wielu te wigilie emigranckie s¹ przykre. Pamiêtam Ma³gosiê z Krakowa, która by³a tutaj sama i dla której wigilie by³y trudne. Postanowi³a pewnego roku, ¿e bêdzie tak u niej jak w domu krakowskim. Ubra³a choinkê, nakry³a do sto³u, w³¹czy³a kolêdy i... nic siê nie sta³o. Nie wróci³ ten krakowski nastrój. Wygasi³a œwiece i by³a to jej ostatnia wigilia, ju¿ póŸniej nawet do tego nie wraca³a. Dlatego zw³aszcza w okresie œwi¹tecznym warto pamiêtaæ, ¿e obojêtnie gdzie jesteœ to Bóg siê rodzi w Betlejem. Najwa¿niejsze jest to, ¿e siê mo¿e narodziæ w tobie, ¿e mo¿esz to prze¿ywaæ bez wzglêdu na to w jakich warunkach ¿yjesz. On niesie radoœæ obojêtnie czy jesteœ sam czy z kimœ – musisz to prze¿yæ. Mo¿e jest to trudniejsza radoœæ, ale za to bardziej dojrza³a, wa¿niejsza.
Ma ksi¹dz swoj¹ ulubion¹ kolêdê? Wszystkie lubiê, ale najbli¿sza jest mi „Lulaj¿e Jezuniu”.
Dlaczego?
Bo jest w niej tyle ciep³a, sentymentu i mi³oœci.
Od lat wspó³pracuje ksi¹dz z Poloni¹. Dzia³a³ ksi¹dz w wielu organizacjach, pos³ugiwa³ parafiach, od lat pisze ksi¹dz na ³amach Kuriera Plus. Jaka jest Polonia amerykañska?
Polonia jest ró¿na tak jak ró¿ni s¹ ludzie. Mamy jednak wiele wspólnych wartoœci, które nas ³¹cz¹. Bywaj¹ te¿ negatywne elementy w ¿yciu tej spo³ecznoœci, zawiœæ czy kopanie do³ków pod sob¹. Takich przyk³adów móg³bym przytoczyæ wiele, ale to nie zmienia mojego pozytywnego obrazu ca³ej Polonii. S¹ to wspaniali ludzie, którzy potrafi¹ dzia³aæ, poœwiêcaæ czas dla dobra innych, potrafi¹ pomagaæ. Znam ludzi, którzy pomagaj¹ bez rozg³osu. Znam pani¹, która potrafi³a kupiæ piêæ biletów dla bezdomnych do Polski i jeszcze wyposa¿yæ ich na drogê. Nikt o tym nie wiedzia³. Jak mówi Biblia, je¿eli ktoœ ciê pochwali za to dobro, które zrobi³eœ to odebra³eœ swoj¹ nagrodê tutaj na ziemi. Znam takich ludzi, o których nikt nie wie co robi¹, a robi¹ nie raz wiêcej ani¿eli ci z pierwszych stron gazet.
Coraz trudniej i to widaæ w polskich parafiach czy szko³ach namówiæ ludzi do wolontariatu czy pracy charytatywnej.
Wydaje mi siê, ¿e w ludziach drzemie naturalna chêæ pomocy drugiemu cz³owiekowi. Wa¿ne, ¿eby to zauwa¿yæ i pokazaæ, ¿e ich wysi³ek nie jest zmarnowany, ¿e ratuje komuœ ¿ycie, ¿e komuœ pomaga. Gdy ludzie to widz¹ nigdy nie brakuje r¹k chêtnych do pomocy. Doœwiadczy³em tego wielokrotnie. Ludzie lubi¹ siê dzieliæ. Wystarczy wyzwoliæ dobro w drugim cz³owieku lub ukierunkowaæ go i pokazaæ, jak tym dobrempokierowaæ.
Od lat przyci¹ga ksi¹dz do siebie ludzi. Co ksi¹dz najbardziej ceni w drugim cz³owieku?
Nie wiem czy przyci¹gam, ale byæ mo¿e jak wyci¹gasz rêkê do drugiego cz³owieka to siê spotykasz z tym samym. Jestem otwarty na ludzi, nawet na tych, którzy nie raz mi Ÿle ¿yczyli. To jest takie naturalne i to nic nadzwyczajnego. Ka¿dy cz³owiek ma w sobie jak¹œ wartoœæ i w³aœnie, gdy w takiej otwartoœci przyjmujemy drug¹ osobê to ona siê na nas otwiera, dostrzegamy to, co w niej jest wartoœciowe. Wa¿ne s¹ prawda, prostolinijnoœæ, szczeroœæ i taka zwyk³a ludzka ¿yczliwoœæ.
Jak iœæ przez ten dzisiejszy skomplikowany œwiat, ¿eby siê w nim nie zgubiæ?
Mam bli¿ej jak dalej do spotkania z Panem i widzê du¿o lepiej ani¿eli wczeœniej, co jest w ¿yciu najwa¿niejsze. Nie mo¿na zabiegaæ, ¿eby przypodobaæ siê Bogu nawet, gdy siê to innym nie bêdzie podobaæ. Przyjdzie taki czas, gdy zobaczysz, ¿e by³a to w³aœciwa droga. Bêdziemy spo-
tykaæ ró¿ne przeszkody w ¿yciu – wa¿ne, ¿eby siê nie wik³aæ w walkê, tylko po prostu powiedzieæ tak Chrystusowi.
Prawda zawsze zwyciê¿a. Zawierz Bogu, ¿e ciê poprowadzi, a bêdziesz otwieraæ oczy ze zdziwienia.
Je¿eli chcesz rozbawiæ Pana Boga opowiedz mu o swoich planach.
Plany oczywiœcie trzeba mieæ, ale musimy je zawierzyæ Bogu. Je¿eli On je skoryguje to przyjmijmy tê korektê, a nie wierzgajmy przeciw niej.
Co by ksi¹dz powiedzia³ tym, którzy zb³¹dzili, którzy nie czuj¹ siê, godni by przyjœæ do koœcio³a?
Na pewno spotkam takie osoby w swoim ¿yciu. Nikt z nas nie jest bez grzechu. Je¿eli ktoœ taki przychodzi do mnie to przede wszystkim s³ucham i t³umaczê mu, ¿e mnie siê te¿ grzechy przytrafiaj¹. Nie jestem lepszy, tak jak wielu staram siê przezwyciê¿yæ swoje s³aboœci. Ka¿dy z nas ma szansê w Bogu. Wszystko da siê przezwyciê¿yæ i zacz¹æ piêknie ¿yæ.
Ale niektórzy mówi¹, ¿e grzechy maj¹ d³ugie cienie.
Mówi¹ tak, bo cienie s¹ d³ugie, a ich wiara w Bo¿e mi³osierdzie jest krótka. Musz¹ wyd³u¿yæ swoj¹ wiarê w Bo¿e mi³osierdzie, a wtedy ono przykryje d³ugi cieñ grzechu.
30 grudnia czy 4 stycznia?
Moje urodziny? Wiem, ¿e urodzi³em siê w niedzielê. Mo¿e nie warto za bardzo siê przejmowaæ narodzinami, tutaj na ziemi. W ¿yciu œwiêtych w³aœnie dzieñ œmierci œwiêtujemy jako dzieñ narodzin dla nieba, a wiêc jest to dla mnie takie wyzwanie, ¿eby dzieñ mojej œmierci by³ równie¿ dniem narodzin dla nieba.
Wszystko, co w moim ¿yciu prze¿y³em by³o potrzebne, nic nie chcia³bym zmieniæ. By³y chwile trudne, ale to szczególnie one mnie ukszta³towa³y. Czujê siê spe³niony.
W pierwszy dzieñ Œwi¹t w koœciele Œw. Stanis³awa Kostki na Greenpoincie podczas mszy œw. dla dzieci œwi¹teczne rozmowy z maluchami siedz¹cymi na stopniach o³tarza prowadzi³ dowcipnie proboszcz Grzegorz Markulak.
Po nabo¿eñstwie, które koncelebrowa³ ksi¹dz S³awomir Szucki, wierni poszli ogl¹daæ ¿yw¹ szopkê, która ustawiona by³a obok koœcio³a. Mo¿na tam by³o g³askaæ zwierzaki: króliki, osio³ka, owce oraz
bardzo przyjazne kozy, z apetytem zajadaj¹ce marchewki.
Kto chcia³ œpiewaæ kolêdy móg³ do³¹czyæ do chóru pod wodz¹ ksiêdza proboszcza, a chêtne i co odwa¿niejsze dzieci decydowa³y siê na przeja¿d¿kê bardzo ³agodnym kucykiem.
Poniewa¿ by³o mroŸnie, organizatorzy proponowali zebranym gor¹ce napoje i œwi¹teczne ciasteczka.
Do morderstwa dosz³o 16 grudnia 1922 r., w czasie gdy partyjne k³ótnie w odrodzonej Rzeczpospolitej siêgnê³y apogeum. Dwa lata po zwyciêskiej wojnie z bolszewikami, kiedy wspólny wysi³ek Polaków uratowa³ kraj, stanê³y naprzeciw siebie ugrupowania nie potrafi¹ce funkcjonowaæ w ramach demokracji parlamentarnej.
Odrodzona w wyniku I wojny œwiatowej Polska by³a powszechnie uwa¿ana za „twór przejœciowy”, czy jak to twierdzili Niemcy i Czesi – „pañstwo sezonowe”, a Mo³otow nazwa³ j¹ „pokracznym bêkartem traktatu wersalskiego”. Mimo tych niesprzyjaj¹cych okolicznoœci entuzjazm jaki towarzyszy³ tworzeniu struktur pañstwa, przyniós³ pozytywne rezultaty. Polska obroni³a siê przed obc¹ interwencj¹, wywalczy³a sobie granice, a tak¿e stworzy³a podstawy ustroju.
Prace nad Konstytucj¹ zaczê³y siê ju¿ w 1919 r. Kluczowa w tym problemie by³a rola prezydenta i jego uprawnieñ. Wysuwano kilka koncepcji. Pierwsza wzorowa³a siê na Stanach Zjednoczonych, gdzie prezydent stoi na czele rz¹du i ma du¿e uprawnienia. Druga nazwana projektem ludowym zak³ada³a istnienie jednoizbowego sejmu, a prezydent i rz¹d byliby w³adz¹ wykonawcz¹. Trzeci projekt, wzorowany na francuskim, zak³ada³ istnienie dwuizbowego parlamentu wybieraj¹cego prezydenta, ale faktyczna w³adza nale¿a³aby do rz¹du.
Uchwalona ostatecznie w marcu 1921 r. konstytucja ogranicza³a uprawnienia prezydenta do funkcji reprezentacyjnych. W listopadzie 1922 r. odby³y siê wybory parlamentarne. Wziê³o w nich udzia³ 68 procent obywateli. Wygra³ je blok prawicy zyskuj¹c 29 procent g³osów. Na drugim miejscu znalaz³ siê blok mniejszoœci narodowych uzyskuj¹c 16 procent. W parlamencie brakowa³o wyraŸnej wiêkszoœci, zdolnej do stworzenia stabilnego rz¹du, i co najwa¿niejsze, wyboru prezydenta Rzeczypospolitej. Zgromadzenie Narodowe – po³¹czone izby sejmu i senatu maj¹ce dokonaæ tego wyboru, zosta³o zwo³ane na dzieñ 9 grudnia.
Dla wiêkszoœci osób oczywiste by³o, kto powinien obj¹æ najwa¿niejsz¹ funkcjê w Rzeczypospolitej – wskazywano Józefa Pi³sudskiego. Marsza³ek jednak nie stan¹³ do rywalizacji o urz¹d g³owy pañstwa. Uwa¿a³, ¿e prezydent ma zbyt ma³e uprawnienia, by móg³ byæ zupe³nie niezale¿ny od rz¹du.
Zg³oszono piêciu kandydatów. Warunkiem zwyciêstwa by³o uzyskanie bezwzglêdnej wiêkszoœci g³osów. Procedura trwa³a przesz³o osiem godzin. G³osowanie sk³ada³o siê z kilku czêœci i w ka¿dej z nich odpada³ kandydat z najmniejsz¹ liczb¹ g³osów. W pierwszej turze Narutowicz, zg³oszony przez Polskie Stronnictwo Ludowe (PSL)”Wyzwolenie”, by³ jednym z tych, którzy otrzymali s³absze wyniki, jednak dalej pozostawa³ w grze. W pi¹tej turze, za spraw¹ g³osów lewicy
oraz mniejszoœci narodowych, szanse Narutowicza na wybór znacznie wzros³y. Walczy³ z wystawionym przez ugrupowania prawicowe hrabi¹ Maurycym Zamoyskim, który w poprzednich g³osowaniach za ka¿dym razem zyskiwa³ du¿e poparcie parlamentarzystów.
Gabriel Narutowicz nie by³ do koñca przekonany, czy powinien kandydowaæ na urz¹d prezydenta, gdy¿ parlamentarzyœci nie mogli dojœæ do porozumienia wzglêdem tego, kto bêdzie najodpowiedniejszy do pe³nienia tej funkcji. W dzieñ wyborów by³ spokojny, by³ te¿ przekonany, ¿e g³ow¹ pañstwa zostanie Stanis³aw Wojciechowski, ale historia potoczy³a siê inaczej. O jego ostatecznym zwyciêstwie nad Zamoyskim przes¹dzi³y g³osy PSL „Piast”.
Wieczorem 9 grudnia w gabinecie Narutowicza zadzwoni³ telefon z informacj¹ o wygranej i z gratulacjami. Pad³o tak¿e pytanie, czy podtrzymuje on swoj¹ decyzjê, by zostaæ g³ow¹ pañstwa. Tak opisywa³ w pamiêtniku ten moment Julian Nowak: „Narutowicz sta³ za biurkiem w swoim gabinecie… ja zaœ naprzeciw niego, maj¹c po prawej rêce marsza³ka Sejmu Rataja, a po lewej marsza³ka senatu Tr¹bczyñskiego. Nigdy nie widzia³em w twarzy ludzkiej takiego przera¿enia, jakie w tym momencie odbija³o siê na twarzy Narutowicza, gdy relacji mojej wys³ucha³ i gdy odrzek³, ¿e ugina siê przed wol¹ Zgromadzenia Narodowego i wybór przyjmuje… Mog³o siê wydawaæ, ¿e Narutowicz spostrzega poza delegacj¹ nasz¹…
szczerz¹c¹ ku niemu swe puste oczodo³y czaszkê œmierci.” Gabriel Narutowicz zosta³ pierwszym prezydentem Polski.
Wybór Narutowicza na prezydenta nie wzbudzi³ wœród polityków wiêkszych emocji. Generalnie w komentarzach na temat jego wyboru nie poddawano w w¹tpliwoœæ jego kwalifikacji. Uwa¿ano, ¿e doœwiadczenie funkcjonowania demokracji w Szwajcarii, gdzie spêdzi³ spor¹ czêœæ ¿ycia pozwoli mu na prowadzenie polityki zgody, z poszanowaniem podstawowych zasad demokracji. Uwa¿ano, ¿e wybór profesora renomowanej politechniki w Zurychu na prezydenta, bior¹c pod uwagê jego kompetencje, poziom intelektualny, szerokie horyzonty, niespo¿yt¹ energiê i dotychczasowy przebieg kariery politycznej by³ posuniêciem trafnym. Narutowicz by³ cz³owiekiem prawym, autentycznym patriot¹, osob¹ gotow¹ do wyrzeczeñ, oddan¹ Polsce, daleki od fanatyzmu, pragmatyczny. Takiego zdania by³y osoby myœl¹ce racjonalnie i chc¹ce dobra kraju. Socjaliœci, wprawdzie bez entuzjazmu, pozytywnie przyjêli wybór, choæ dodawali, ¿e po Pi³sudskim wszystkie inne kandydatury wygl¹daj¹ blado. Dodawano, ¿e na czele pañstwa stan¹³ uczciwy demokrata, kulturalny polityk i nieskazitelny dzia³acz. A jednak sta³ siê on ofiar¹ oszczerczej i agresywnej politycznej nagonki ze strony prawicy i czêœci ziemiañstwa.
Spory pomiêdzy prawic¹, skupion¹ wokó³ endecji, a socjalistami i pi³sudczykami, przenosi³y siê na ³amy niezwykle rozpolitykowanej prasy i na ulice. Dochodzi³o do regularnych utarczek partyjnych bojówek, zwolennicy partii prawicowych okazywali swoje niezadowolenie i wywo³ywali awantury w mieœcie. Narutowicza wzywano do ust¹pienia, a prawicowe ugrupowania opublikowa³y nawet odezwê, w której podkreœlano, ¿e nie mog¹ wzi¹æ odpowiedzialnoœci za bieg spraw pañstwowych w takim stanie rzeczy g³êboko niezdrowym i odmówi¹ wszelkiego poparcia rz¹dom powo³anym przez prezydenta, narzuconego przez obce narodowoœci: ¯ydów, Niemców i Ukraiñców. Deklarowa³y, ¿e podejm¹ walkê o narodowy charakter pañstwa polskiego, zagro¿ony tym wyborem. Zarzucano mu tak¿e kosmopolityzm i areligijnoœæ. W katolickich periodykach pisano o prezydencie, ¿e „jest to niewierz¹cy emigrant, nie znaj¹cy stosunków w Polsce, elekt ¿ydowski, co obra¿a naród polski” i „z³odziej, ¿ydowski pacho³ek”. Ow³adniête antysemityzmem t³umy wyleg³y na ulice Warszawy. Mno¿y³y siê akty przemocy. Bito ¯ydów. Nacjonalistom nie podoba³o siê równie¿ to, ¿e Narutowicz spêdzi³ du¿¹ czêœæ swojego ¿ycia poza granicami kraju, co wed³ug nich mia³o oznaczaæ zdradê Rzeczypospolitej. Na temat jego pro polskiej dzia³alnoœci w czasie pierwszej wojny œwiatowej prawicowcy milczeli.
Haller w p³omiennej mowie zagrzewa³ zgromadzony t³um do walki. Grzmia³ z balkonu: „Zaœlepienie lewicy i ludowców sprawi³o, ¿e najwy¿szym przedstawicielem Polski ma byæ cz³owiek, który jeszcze dwa
dni temu by³ obywatelem szwajcarskim i któremu na gwa³t, mo¿e ju¿ po wyborach na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej sfabrykowano obywatelstwo polskie. W roku 1912 ¯ydzi narzucili Warszawie niejakiego Jagie³³ê jako pos³a do Dumy rosyjskiej. Dziœ posunêli siê dalej: narzucili pana Narutowicza na prezydenta”.
K³ama³ przy tym mówi¹c sfabrykowaniu obywatelstwa. Narutowicz mia³ polskie obywatelstwo od odzyskania niepodleg³oœci. Dla t³uszczy nie mia³o to jednak znaczenia – mieli ju¿ okreœlonego wroga: ¯ydów, Witosa ze wszystkimi ludowcami i ogólnie lewicê. Pos³owie Chrzeœcijañskiego Zwi¹zku Jednoœci Narodowej, jednocz¹cego chrzeœcijañsko-narodowo-prawicowe partie, równie¿ nie mieli zamiaru uszanowaæ demokratycznego wyboru og³osili, ¿e prezydent nie zosta³ wybrany, a „narzucony przez obce narodowoœci: ¯ydów, Niemców i Ukraiñców”.
Pierwszy Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, œwietnie wykszta³cony, dobrze znaj¹cy Europê libera³ i ateista, pochodzi³ z osiad³ej na Litwie rodziny szlacheckiej. W trakcie studiów wyjecha³ do Szwajcarii, gdzie ukoñczy³ politechnikê w Zurychu. Na emigracji zwi¹za³ siê z socjalistami, a nastêpnie z Józefem Pi³sudskim. By³ in¿ynierem, œwiatowej skali specjalist¹ w dziedzinie budowy hydroelektrowni. Przed I wojn¹ œwiatow¹ pracowa³ w Szwajcarii, wyk³ada³ tak¿e na Politechnice w Zurychu. Do odrodzonej Polski wróci³ w 1919 r. na wezwanie rz¹du obrony narodowej podczas wojny polsko – bolszewickiej. Porzuci³ swe stanowisko na politechnice w Zurichu, by s³u¿yæ ojczyŸnie. Piastowa³ urzêdy ministra robót publicznych, a nastêpnie ministra spraw zagranicznych. By³ politykiem rozpoznawalnym w Europie. Cieszy³ siê szacunkiem wszystkich, którzy z nim pracowali.
Poniewa¿ prezydent nie ustêpowa³, postanowiono nie dopuœciæ do z³o¿enia przez niego przysiêgi. 11 grudnia rozjuszeni zwolennicy Narodowej Demokracji próbowali uniemo¿liwiæ prezydentowi elektowi dotarcie na uroczystoœæ zaprzysiê¿enia. Jego powóz obrzucono ga³êziami i bry³ami œniegu. Prezydentowi podczas przejazdu nie towarzyszy³ premier rz¹du, choæ pojawi³ siê póŸniej w gmachu sejmu. Na ulicach ustawiono barykady. Na placu Trzech Krzy¿y dosz³o do zamieszek. Zabity zosta³ uczestnik socjalistycznej manifestacji. W sposób niewyt³umaczalny zachowywa³y siê w³adze pañstwa, nie zabezpieczywszy nale¿ytej ochrony, zw³aszcza minister spraw wewnêtrznych, który nie widzia³ problemu w masowych manifestacjach ulicznych jakie organizowali przeciwnicy Narutowicza. Nie uzna³ te¿ za konieczne, by zareagowaæ i uspokoiæ sytuacjê.
Mimo tych trudnoœci w dniu 11 grudnia 1922 r. podczas posiedzenia Zgromadzenia Narodowego Gabriel Narutowicz zosta³ zaprzysiê¿ony jako prezydent Rzeczypospolitej. Przysiêga³ Bogu Wszechmog¹cemu i œlubowa³ Narodowi Polskiemu, praw a przede wszystkim ustawy konstytucyjnej œwiêcie przestrzegaæ i broniæ, dobru Narodu wiernie s³u¿yæ, strzec godnoœci imienia polskiego i kierowaæ siê sprawiedliwoœci¹. Zakoñczy³ przysiêgê s³owami „Tak mi dopomó¿ Bóg”.
14 grudnia Narutowicz przej¹³ z r¹k Pi³sudskiego, jako dotychczasowego Naczelnika Pañstwa, kompetencje g³owy pañstwa. Wci¹¿ jednak otrzymywa³ listy i telegramy z pogró¿kami…
Po wyborze prezydent myœla³ o stworzeniu rz¹du, który móg³by byæ podstaw¹ do budowania zgodny narodowej. Zamierza³ wiêc zaproponowaæ wysokie i wa¿ne stanowiska nawet swym przeciwnikom politycznym. Jego konkurent hrabia Zamoyski mia³ zostaæ ministrem spraw zagranicznych, endek W³adys³aw Grabski – ministrem skarbu. Pomys³u tego nie by³o jednak dane zrealizowaæ.
Sobotê 16 grudnia pierwszy prezydent odrodzonej Polski rozpocz¹³ od jazdy kon-
nej w £azienkach Królewskich, a nastêpnie spotka³ siê w Belwederze z by³ym premierem Leopoldem Skulskim, urzêduj¹cym w latach 1919-1920, który nalega³, aby Narutowicz umówi³ siê z nim na wspólne polowanie. Prezydent od³o¿y³ decyzjê w tej sprawie na póŸniej. Nastêpnie, choæ nie mia³ podstaw, aby mieæ z³e przeczucie co do rozpoczynaj¹cego siê dopiero dnia, zwróci³ siê do Skulskiego tymi s³owami: „Panie Leopoldzie, w razie nieszczêœcia proszê zaopiekowaæ siê moimi dzieæmi”.
Po spotkaniu ze Skulskim Narutowicz odwiedzi³ kardyna³a Aleksandra Kakowskiego. Nastêpnym punktem w jego sobotnim grafiku by³a wizyta w Towarzystwie Zachêty Sztuk Piêknych, gdzie o godz. 12 mia³ otworzyæ wystawê malarstwa.
Cz³onkiem komitetu organizacyjnego ekspozycji by³ malarz Eligiusz Niewiadomski, znany z sympatii do endecji.
Przyby³ on do galerii przed po³udniem, zanim dotar³ do niej Narutowicz.
Po przyjeŸdzie prezydenta Niewiadomski upewni³ siê, ¿e to w³aœnie on, gdy¿ nigdy wczeœniej nie widzia³ nowej g³owy pañstwa. Nastêpnie przeszed³ do jednej z sal wystawowych. Dziêki temu, ¿e by³ uwa¿any za wspó³organizatora wystawy, móg³ swobodnie poruszaæ siê po Zachêcie. Do koñca ukrywa³ swoje zamiary.
Oko³o godz. 12.15, gdy prezydent w towarzystwie m.in. oprowadzaj¹cego go prezesa Zachêty Karola Koz³owskiego, stan¹³ przed obrazem Teodora Ziomka „Krajobraz zimowy”, Niewiadomski wyci¹gn¹³ rewolwer i odda³ w plecy Narutowicza trzy strza³y.
„Spojrza³em na prezydenta i zauwa¿y³em, ¿e patrzy na mnie zdziwionym wzrokiem i chwieje siê. Pochwyci³em go wraz z PrzeŸdzieckim (hr. Stefanem PrzeŸdzieckim, szefem protoko³u dyplomatycznego). W tej chwili upad³ na mnie bezw³adnie. Doci¹gnêliœmy go do kanapki, by³a jednak za krótka, wobec czego trzeba go by³o po³o¿yæ na pod³odze. Oczy mia³ otwarte, patrzy³ na nas i powoli, milcz¹co gas³” – wspomina³ œwiadek zabójstwa prezydenta malarz Jan Skotnicki.
Narutowicz zmar³ na miejscu, goœcie Zachêty nie dowierzali, a kobiety zgromadzone w galerii nie kry³y ³ez. Ku zdziwieniu wielu, zamachowiec nie stawia³ oporu przed zatrzymaniem. Od razu przyzna³ siê do winy, nawet nie próbowa³ uciekaæ, choæ œwiadkowie mówili, ¿e ³atwo móg³ tego dokonaæ natychmiast po oddaniu strza³ów, albo póŸniej, korzystaj¹c z zamieszania. Wed³ug niektórych relacji chaos by³ tak wielki, ¿e Niewiadomskiego zostawiono na chwilê w jednym z pomieszczeñ zupe³nie bez stra¿y. Zamiast próbowaæ ucieczki, siedzia³ tam bez ruchu, z za-
ciœniêtymi ustami, skrzy¿owanymi nogami i beznamiêtnym wyrazem twarzy”.
Zabójstwo Prezydenta Narutowicza wywar³o ogromne wra¿enie na czêœci spo³eczeñstwa. Jak zanotowa³a Maria D¹browska „nast¹pi³a ohydna, ponura katastrofa… Pamiêtam moje os³upienie, jakbym nagle w sercu mojego narodu zobaczy³a ziej¹c¹ mrokiem pieczarê œmiercionoœnego bazyliszka”.
30 grudnia przed sto³ecznym S¹dem Okrêgowym rozpocz¹³ siê proces zabójcy prezydenta. Ju¿ na pierwszej rozprawie zamachowiec przyzna³ siê do winy i za¿¹da³ dla siebie kary œmierci. Nie wykazywa³ skruchy, a wrêcz przeciwnie – sprawia³ wra¿enie zadowolonego, ¿e mo¿e publicznie przedstawiæ swoj¹ motywacjê. T³umaczy³, ¿e jego czyn by³ jednym z epizodów walki o naród, walki o polskoœæ Polski. Widzia³ w osobie Narutowicza polityka wybranego przez przeciwników politycznych – konkurentów prawicy, nastêpcê znienawidzonego Pi³sudskiego. Zdecydowana wiêkszoœæ zgromadzonych na sali s¹dowej uzna³a czyn Niewiadomskiego za „hañbê narodu”, niewielu wskazywa³o na niepoczytalnoœæ zamachowca. Ostatecznie, jeszcze tego samego dnia, zabójcê skazano na karê œmierci. Pluton egzekucyjny rozstrzela³ Niewiadomskiego 31 stycznia 1923 r. na stokach warszawskiej Cytadeli. Przed œmierci¹ skazaniec wypowiedzia³ s³owa: „Ginê za Polskê, któr¹ gubi Pi³sudski”. Nie dla wszystkich by³ on jednak morderc¹, niektórzy uwa¿ali go za bohatera narodowego. Za jego duszê popieraj¹cy prawicê ksiê¿a odprawiali msze.
Tragiczna œmieræ g³owy pañstwa wywo³a³a szok. W kraju panowa³a atmosfera zaskoczenia tym, co siê wydarzy³o, nastroje uleg³y ostudzeniu. W³adze zorganizowa³y uroczysty pogrzeb. Prezydenta ¿egna³y t³umy. Swojego oburzenia sytuacj¹ nie ukrywa³ poeta Julian Tuwim, piêtnuj¹c niechêæ œrodowisk prawicowych do Narutowicza w wierszu „Pogrzeb prezydenta Narutowicza”:
„Zimny, sztywny, zakryty chor¹gwi¹ i kirem
Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie
Nie odwracaj¹c oczu! Staæ i patrzeæ, zbiry!
Tak! Za karki was trzeba trzymaæ przy tym oknie!
Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta
Jak Jego pierœ kulami, niech widzi stolica
Twarze wasze, zbrodniarze – i niech was przywita Strasznym krzykiem milczenia ¿a³obna ulica”.
Gabriel Narutowicz spocz¹³ w podziemiach katedry œw. Jana w Warszawie. W okresie miêdzywojennym jego imieniem nazywano ulice, place i budynki u¿ytecznoœci publicznej w ca³ej Polsce.
Zamordowanie Narutowicza po³o¿y³o kres szansom na przejêcie w³adzy przez narodowców. W kraju wprowadzono stan wyj¹tkowy, który na rok odsun¹³ ich od w³adzy. Obci¹¿eni win¹ za zabójstwo prezydenta, ju¿ nigdy nie odzyskali swoich dawnych wp³ywów. Dodatkowo ka¿dy spór polityczny, w którym uczestniczyli w II RP, koñczy³ siê wypominaniem im odpowiedzialnoœci za ten czyn.
Adres redakcji: P.A.V.A. of America, District 2 , 17 Irving Place, New York, NY 10003 e-mail: pava.swap@gmail.com tel. (212) 358-0306, www.pava-swap.org
Redakcja: Jolanta Szczepkowska Teofil Lachowicz Szkic rekonstruuj¹cy przebieg zamachu na prezydenta Narutowicza. Ìród³o: „Ilustracja Polska” Wynoszenie zastrzelonego prezydenta Gabriela Narutowicza z Zachêty, 16 grudnia 1922 r. Krypta Gabriela Narutowicza w Bazylice Archikatedralnej œw. Jana Chrzciciela w WarszawieNa horyzoncie widaæ ju¿ koniec roku i na sylwestrowych balach ten moment wyznacz¹ precyzyjnie odpalane korki mocno gazowanego szampana.
Dzisiejsza historia nie jest jednak o szampanie a o poczciwej i czêsto ignorowanej wodzie sodowej. O ile w Starym Œwiecie woda z b¹belkami jest czymœ codziennym i zwyk³ym, to w Ameryce sta³a siê modna dopiero od niedawna, wypieraj¹c ze sklepowych pó³ek gêste od cukru napoje gazowane takie jak „Coca Cola”. Stworzenie wody gazowanej nie wymaga specjalnego przepisu i powstaje ona wtedy, gdy w zwyk³ej wodzie rozpuœciæ pod ciœnieniem dwutlenek wêgla. Taka woda nazywana jest wod¹ karbonizowan¹. Proces tego typu powstaje naturalnie w Ÿród³ach mineralnych, a gazowana woda mineralna znana by³a ju¿ staro¿ytnym Rzymianom.
Naturalna woda gazowana powstaje w miejscach niegdyœ aktywnych wulkanicznie, przez co tworz¹cy siê tam dwutlenek wêgla – dziêki ciœnieniu – jest absorbowany przez wodê. Kiedy woda wydostaje siê na zewn¹trz, tworz¹c Ÿród³o, uwalnia z siebie gaz w formie b¹belków. W Ameryce na tak¹ wodê mówi siê seltzer czyli woda selcerska, a nazwa pochodzi od naturalnego Ÿród³a mineralnego jakie znajduje siê w Niemczech w Nieder Seltser, niedaleko Wiesbaden.
Cz³owiek szybko doceni³ walory wody z b¹belkami i wokó³ Ÿróde³ mineralnych zaczê³y powstawaæ uzdrowiska, bo okaza³o siê, ¿e ma ona leczniczy wp³yw na ludzki organizm. Woda z Nieder Seltser szybko sta³a siê najs³awniejsz¹ wod¹ gazowan¹ Europy, a Wiesbaden przemieni³o siê w œwiatowej klasy uzdrowisko.
Dziœ medycyna traktuje leczenie wod¹ mineraln¹ z politowaniem, a nawet lekcewa¿niem. Z naukowego punktu widzenia minera³y rozpuszczone w takiej wodzie mog¹ mieæ pozytywny wp³yw na organizm, ale jest ich zbyt ma³o aby leczy³y. Mimo to zanotowano niezliczon¹ iloœæ przypadków, gdzie zdrowie i jakoœæ ¿ycia ludzi cierpi¹cych na rozliczne choroby, po pobycie w uzdrowisku i wypiciu ogromnej iloœci wody mineralnej – ulega³a znacz¹cej poprawie. Ten wrêcz cudowny efekt nie wynika tylko z picia wody z b¹belkami, ale przede wszystkim z pozytywnej zmiany do jakiej dochodzi w organiŸmie w warunkach spokoju i relaksu, w miejscu wolnym od codziennego zgie³ku i cywilizacyjnych zanieczyszczeñ.
Wod¹ mineraln¹ najczêœciej leczy siê rozliczne problemy gastryczne i faktycznie, badania naukowe potwierdzaj¹, ¿e b¹belkowana woda dobrze dzia³a na ¿o³¹-
dek, zw³aszcza gdy ma on problemy z nadmiarem kwasu. Jednak dla naukowców to pozytywne dzia³anie jest zbyt ma³e, aby mog³o znacz¹co wp³yn¹æ na poprawê zdrowia. Takie wnioski nie wp³ynê³y jednak na obni¿enie popularnoœci miejsc uzdrowiskowych, gdzie znajduj¹ siê mineralne Ÿród³a. Wrêcz przeciwnie –wraz z up³ywem czasu wodê mineraln¹ chcieli piæ tak¿e mniej zamo¿ni Europejczycy. Zaczêto j¹ pakowaæ w gliniane st¹gwie i sprzedawaæ poza uzdrowiskami. Nieoczekiwanie znalaz³a ona swoich amatorów od Turcji a¿ po Moskwê. To wtedy pierwsze gliniane butle wody dotar³y do Ameryki i zawart¹ w nich wodê mineraln¹ nazywano po prostu seltzer. Fenomenem gazowanej wody mineralnej zainteresowali siê chemicy i w po³owie XVIII wieku tak¹ technologiê stworzy³ Anglik –Joseph Priestley. Pasjonowa³y go gazy iw historii nauki znany jest z tego, ¿e opisa³ on dzia³anie tlenu w naturze. W stworzeniu pierwszej wody gazowanej dopomog³o mu zrozumienie naturalnego procesu fermentacji piwa. Obok jego domu sta³ pub, do którego Priestley czêsto zagl¹da³. Zauwa¿y³, ¿e w kadziach, w których powstawa³o piwo, tworzy³ siê dwutlenek wêgla i chemik postanowi³ go pozyskaæ. Wszystko posz³o tak jak siê spodziewa³. Wkrótce stworzy³ metodê nasycania wody dwutlenkiem wêgla i tworzenia wody sodowej.
Tak¹ wod¹ zainteresowa³a siê brytyjska marynarka wojenna, która szuka³a metody zwalczania szkorbutu. W tamtych czasach nie wiedziano jeszcze o istnieniu witaminy C i nieustannie eksperymentowano z nowymi technologiami poszukuj¹c rozwi¹zania problemu. W 1772 r. Priestley opisa³ i opublikowa³ swoj¹ metodê karbonizacji wody, dziêki czemu do eksperymentów z now¹ technologi¹ w³¹czyli siê inni naukowcy tamtych czasów. Jednym z nich by³ szwajcarski zegarmistrz Johann Jacob Schweppe, który przeniós³ siê do Anglii, gdzie otworzy³ fabryczkê produkuj¹c¹ wodê gazowan¹. Woda smakowa³a wszystkim i trafi³a nawet na dwór królowej Anglii. Schweppe reklamowa³ napój jako produkt przywracaj¹cy zdrowie. Jego gazowana woda mia³a redukowaæ gor¹czkê, pomagaæ w niestrawnoœci i uspokajaæ nerwy. W XIX wieku woda gazowana by³a ju¿ w powszechnej sprzeda¿y i mo¿na j¹ by³o kupiæ przede wszystkim w aptekach. Czêsto w takiej wodzie rozpuszczano rozmaite minera³y. Proces karbonizacji wody w tym czasie zacz¹³ ju¿ ¿yæ w³asnym ¿yciem i technologiê nasycania wody gazem zaczêto stosowaæ do produkcji napojów, których jedynym celem by³o nie jak do tej pory przywrócenie zdrowi, a sprawianie przyjemnoœci. Gazowana woda bez mineralnych dodatków smakowa³a po prostu lepiej. Jest to kolejny paradoks, bo nauka znów ma problem z wyt³umaczeniem fenomenu takiego smaku. Czy bezwonny gaz mo¿e w ogóle mieæ jakiœ smak? Okazuje siê, ¿e mo¿e. Lekkie szczypanie pêkajacych radoœnie b¹belków gazu podczas picia wody sodowej nie jest jednak efektem tego procesu, bo gazu jest zbyt ma³o aby „pali³”. To co czujemy jest wynikiem procesu, do jakiego dochodzi w jamie ustnej, gdy dwutlenek wêgla wchodzi reakcjê z jednym z enzymów jaki jest tam produkowany, tworz¹c minimalne iloœci kwasu wêglowego. To w³aœnie ten kwas daje przyjemne uczu-
cie lekkiego szczypania w ustach. Enzym produkowany naturalnie przez ludzki organizm sprawia, ¿e jesteœmy w stanie odczuwaæ ró¿ne stopnie kwaœnoœci jedzenia jakie spo¿ywamy. Jednoczeœnie uruchamiany jest proces, który pozwala nam ustaliæ jak ostre jest jedzenie, które jemy. Wszystko to wp³ywa na doœwiadczenie smaku, jaki wywo³uje woda gazowana. Spowodowa³o to gwa³towne powstawanie ca³ej gamy napojów gazowanych, które nie chcia³y mieæ ju¿ nic wspólnego z napojem poprawiaj¹cym zdrowie i jedynym ich celem by³ smak.
Pierwszym królem takich napojów w Ameryce by³ John Matthews. Dziœ nikt o nim ju¿ nie pamiêta, ale w swoich czasach by³ popularny jak „Beatlesi”. Matthews by³ Anglikiem, który przeniós³ siê do Ameryki w 1882 r. Potrafi³ budowaæ urz¹dzenia wt³aczaj¹ce dwutlenek wêgla do cieczy i wkrótce by³ najwiêkszym producentem takich systemów w USA. Jego fabryka znajdowa³a siê na Manhattanie przy Pierwszej Avenue i 26 ulicy. Pracowa³o tam 300 osób. Mathews opracowa³ metodê dodawania smaku do wody sodowej i reszta jest ju¿ histori¹. Kiedy rozpoczyna³ swoj¹ dzialalnoœæ przemys³ow¹ w Nowym Jorku budowano w³aœnie katedrê œw. Patryka. Matthews skupowa³ wszystkie odpady marmuru jakie zostawa³y z tej budowy. Polewa³ marmur kwasem fosforowym i w ten sposób uzyskiwa³ potrzebny dwutlenek wêgla. Jego maszyny do robienia wody sodowej produkowa³y nie tylko zimne napoje gazowane o ró¿nych smakach, ale tak¿e gor¹ce. Jeden z nich nazywano „Wezuwiusz”, ale nie zyska³ uznania klientów.
Moda na takie napoje skoñczy³a siê po I wojnie œwiatowej. Rynek napojów gazowanych przejê³y firmy takie jak „Coca Cola”, a ludzie stracili zainteresowanie wod¹ sodow¹, przedk³adaj¹c nad ni¹ napoje bez b¹belków. Ta b¹belkowa posucha trwa³a a¿ do lat 70-tych, kiedy z Europy zaczêto sprowadzaæ butelkowan¹, francusk¹ wodê mineraln¹ „Perrier” – sta³a siê szybko popularna wœród tzw. yuppies, powoli zyskuj¹c coraz wiêcej zwolenników. Tendencja ta trwa do dziœ. Nawet „Coca Cola” szybko podjê³a ten trend i produkuje dziœ wiêcej zwyk³ej wody sodowej ni¿
s³odkiego napoju, z którego jest najbardziej znana.
Dziœ seltzer jest bardziej popularny w USA ni¿ w czasach Johna Matthewsa. Najbardziej znane marki takiej wody to „Polar” i „LaCroix”.
Woda gazowana „Polar” jest produkowana od 130 lat. „LaCroix” sprzedaje swój produkt od kilkudziesiêciu lat. Powodem nag³ej popularnoœci obu gatunków wody sodowej jest – oprócz yuppies – Hollywood i media spo³ecznoœciowe, które stworzy³y now¹ modê na ten napój. Gazowana woda mia³a smakowaæ jak „poca³unek jednoro¿ca”. Do tego ¿yjemy w czasach, w których cukier kojarzy siê z oty³oœci¹ i w efekcie odejœcie od s³odkich napojów gazowanych utorowa³o drogê nies³odzonej wodzie sodowej. Nieoczekiwanie woda z b¹belkami sta³a siê znów synonimem zdrowia! Tym samy zatoczone zosta³o wokó³ zwyk³ej „sodówki” pe³ne ko³o. B¹belki z butelki œwiêc¹ triumfy i kto wie, czy znów nie przyjdzie pora napiæ siê wody z saturatora.
Do Siego Roku!
Za kilka dni koniec starego i pocz¹tek nowego roku rozpocznie czas karnawa³u, w którym radosne ¿ycie koncentruje siê tak dooko³a sto³u jak i na parkiecie.
Najbardziej szampañskie bale sylwestrowe kojarz¹ siê z górami, a dla przeciêtnego Polaka stolic¹ karnawa³u i stylowego ¿ycia jest do dziœ Zakopane, którego zawrotna kariera zaczê³a siê po odzyskaniu przez Polskê niepodleg³oœci w 1918 r. Wojciech Kossak wspomina³, ¿e: „Gor¹ce polskie serca garnê³y siê do tego cudnego zak¹tka, nie tkniêtego ¿adn¹ z tych epidemii, przez które przechodzi³y inne polskie kraje. Nie by³o tu nigdy ani Moskali, ani Prusaków, a austriackie rz¹dy tak¿e koñczy³y siê w Nowym Targu”.
W 1922 r. spêdza³ tam swój miesi¹c miodowy z dopiero co poœlubion¹ ¿on¹ –Ann¹ z Lilpopów – Jaros³aw Iwaszkiewicz. W swoich „Podró¿ach do Polski” pisa³: „Wtedy w Zakopanem ju¿ byli ludzie. Bardzo przyjemnie by³o wróciæ do hotelu (mieszkaliœmy wtedy u Karpowicza), przebraæ siê prawie po wieczornemu i zejœæ na werandê na kolacjê. Weranda by³a wspania³a. Kogó¿ tam nie by³o!”
W restauracji u Karpowicza przesiadywali g³ównie literaci. Oprócz Iwaszkiewicza bywa³ tam Tuwim i Wierzyñski. To tam w³aœnie wzi¹³ œlub z Jadwig¹ Unru¿ank¹ Witkacy, który w ramach artystycznego skandalu przyszed³ na swój œlub pijany i pod wp³ywem narkotyków. Pisa³ o tym tak: „Moja narzeczona ma 30 lat i nie kocha mnie wcale – to jest bardzo wa¿na zaleta. Czemu za mnie wychodzi, jest tajemnic¹ kompletn¹, której przez wrodzon¹ dyskrecjê nie chcê badaæ.”
Zakopane w karnawale odwiedza³a –i to masowo – ca³a polska elita. Oprócz pisarzy czy malarzy przyje¿dzali tam wybitni aktorzy, œpiewacy, dygnitarze, arystokraci, politycy, adwokaci i przemys³owcy. W karnawale w Zakopanem chcia³ siê pokazaæ ka¿dy, kto siê w Polsce liczy³. Byli tam szlagony z kresów, lub z poznañskiego, aferzyœci, Radziwi³³owie, zawodowi taternicy, Boy z Makuszyñskim, przemys³ i handel, inteligencja, studenteria, suchotnicy, górale – wszystko to miesza³o siê na Krupówkach. A Zakopane ros³o jak na dro¿d¿ach, ka¿dego roku dodaj¹c kolejne atrakcje, ale i skandale.
Karol Stryjeñski, architekt i rzeŸbiarz, pojawi³ siê pod Giewontem zpocz¹tkiem lat dwudziestych jako zwyciêzca konkursu na plan rozbudowy uzdrowiska. Przez kilka lat kierowa³ s³ynn¹ Szko³¹ Przemys³u
Drzewnego, zaprojektowa³ skoczniê narciarsk¹ na Krokwi, grobowiec Jana Kasprowicza na Harendzie, pe³ni³ wiele spo³ecznych funkcji, zajmowa³ siê tak¿e popularyzacj¹ narciarstwa. Mimo tak wielu zajêæ i obowi¹zków Stryjeñski z entuzjazmem uczestniczy³ w zakopiañskich „orgiach”, popijawach i wyg³upach. Z Bartkiem Obrocht¹ wjecha³ kiedyœ na gnatkach na dancing w restauracji Franciszka Trzaski, gdzie przygrywa³ niejaki Alfred Melodysta, nielubiany przez bardziej wymagaj¹cych s³uchaczy mistrz gry na pile. Zakopiañska legenda g³osi, ¿e Melodysta, choæ s³usznej postury, zosta³ z sali usuniêty, a Bartuœ, „po Sabale najpikniej graj¹cy na skrzypcach góral, wprowadzi³ swoj¹ orkiestrê i zabawa posz³a od razu na ostro”.
Stryjeñski mia³ zas³u¿on¹ opiniê uwodziciela i amanta i zakochiwa³y siê w nim jedna po drugiej: góralki, arystokratki, intelektualistki, artystki, sportsmenki, panny i mê¿atki. Wszyscy w Zakopanem o tym wiedzieli, bo ¿ona Stryjeñskiego, równie ekscentryczna co energiczna malarka Zofia, nieustannie urz¹dza³a mu publiczne awantury i sceny zazdroœci. Kiedy w 1925 roku na uroczystym otwarciu „Murowañca”, nowego schroniska na Hali G¹sienicowej, pojawi³ siê prezydent Stanis³aw Wojciechowski z ma³¿onk¹, Stryjeñska skar¿y³a siê wszêdzie, ¿e m¹¿ bardziej ni¿ j¹ adorowa³ pani¹ prezydentow¹…
Na pocz¹tku lat dwudziestych mê¿czyŸni szaleli za Rit¹ Sacchetti, urodziw¹ w³osk¹ tancerk¹, która brylowa³a w zakopiañskich lokalach. O jej wzglêdy zabiega³ rzeŸbiarz August Zamoyski. W 1921 roku, podczas balu karnawa³owego w pensjonacie „Warszawianka”, Zamoyski sta³ siê sprawc¹ dramatycznego incydentu. Miano w³aœnie ruszyæ do inauguracyjnego poloneza, gdy rozleg³ siê strza³ i Rita zosta³a trafiona w nogê. „Krzyk, zamieszanie, krew siê leje, panie mdlej¹” – relacjonowa³ Tomasz Zan, który by³ œwiadkiem ca³ego zdarzenia. Podobno pistolet wypali³ Augustowi przypadkowo, a mo¿e jednak chodzi³o o jednego z adoratorów Rity, która po tym wypadku ju¿ nigdy nie wyst¹pi³a na scenie. Sacchetti wkrótce zosta³a ¿on¹ rzeŸbiarza i za³o¿y³a w Zakopanem modn¹ szko³ê tañca. Para poza sezonem mieszka³a w Pary¿u, ale Zakopane kochali tak bardzo, ¿e pewnego lata August Zamoyski ca³¹ trasê z Pary¿a do Zakopanego pokona³ na rowerze (wygrywaj¹c przy tym zak³ad z pewnym argentyñskim milionerem). Zim¹ pasjami jeŸdzi³ na nartach, wzbudzaj¹c sensacje swoimi ³owickimi spodniami – pasiastymi i kolorowymi jak pomarañczowo zielona liszka.
Ludzie tacy jak on przyci¹gali do Zakopanego – jak magnes – innych orygina³ów, ale i turystów, bo ka¿dy na w³asne oczy chcia³ zobaczyæ to, o czym plotkowa³a ca³a Polska. Wœród tych orygina³ów, trudno by³o nie dostrzeæ Witkacego. Nosi³ on na g³owie wielki, granatowy beret z aksamitu i sweter w pomarañczowo liliowe pasy. Rzadko bywa³ w drogich restauracjach z dancingiem – tañczyæ nie znosi³, a poza tym nie by³o go staæ na p³acenie wysokich rachunków. Od wytwornego „Bristolu” wola³ skromny bar Bielatowicza. Widywano go czêsto na góralskich weselach, gdzie pi³ du¿o i brata³ siê z góralami. Swoje eksperymenty z u¿ywkami – alkoholem, egzotycznym peyotlem, meskalin¹, kokain¹ – opisa³ w osobnej ksi¹¿ce „Narkotyki”. Kocha³ Zakopane i uwa¿a³, ¿e miejsce to samo w sobie jest narkotykiem, który nazwa³ „zakopianin¹”, któr¹ ³atwo by³o przedawkowaæ.
Zakopiañskie restauracje upodobali sobie tak¿e bryd¿yœci. Gra ta w tamtych czasach by³a jedn¹ z najpopularniejszych rozrywek inteligencji. W bryd¿a grano na ka¿dym balu, fajfie i bankiecie, przez co bryd¿yœci stworzyli w³asne zwyczaje, modê i menu. Na specjalny dobór potraw nie warto siê specjalnie wysilaæ” – podpowiada³ poradnik „Mojej Przyjació³ki” w 1937 roku. „Klasycznymi daniami bêd¹ misterne, lekkie kanapki, drobne ciasteczka, napoje orzeŸwiaj¹ce bogate w witaminy. Pamiêtaæ równie¿ trzeba o zapasie papierosów i popielniczek. Przy bridge’u gracze wypalaj¹ niesamowite iloœci papierosów”. W handlu pojawi³a siê ceramika sto³owa zdobiona karcianymi wzorami, specjalne serwetki i obrusy w czerwono-czarnych barwach.
Grano w karty w restauracjach u Kapuchy i u Trzaski. W pierwszej prym wodzi³ malarz Malczewski, a w drugiej Kornel Makuszyñski. W karty grano z tak¹ namiêtnoœci¹, ¿e kiedy w restauracji u Trzaski og³oszono, ¿e na sali pojawi³ siê œwiatowej s³awy tenor – Jan Kiepura – ma³o kto zwróci³ na niego uwagê. Kiepura nieprzyzwyczajony do takiego traktowania krótko potem opuœci³ lokal i nigdy wiêcej nie przyjecha³ ju¿ do Zakopanego, wybieraj¹c konkurencyjn¹ Krynicê.
Dla tych, których nudzi³y karty ka¿dego dnia urz¹dzano dancingi. Tañczono niezale¿nie od pory dnia czy pogody. Najlepszy jazzband gra³ w hotelu „Morskie Oko”, w którym czas spêdzali najzamo¿niejsi kuracjusze. Hotel s³yn¹³ z wykwintnej kuchni i tañczono ju¿ w porze obiadowej. Bawiono siê tam do samego rana, a „kuracjuszom przygrywa³y na zmianê dwie orkiestry. Tak¹ zabawê do rana, kiedy wychodz¹cy, ju¿
w paltach i szalikach goœcie, poniesieni jakimœ szalonym impulsem wracali na salê aby jeszcze zatañczyæ, mo¿na by³o prze¿yæ tylko w Zakopanem. To z tego powodu na czas karnawa³u przyjechali do Zakopanego w podró¿ poœlubn¹ holenderski ksi¹¿ê Bernhard z ksiê¿n¹ Julian¹. Para bawi³a siê na dancingach tak doskonale, ¿e ksi¹¿ê powracaj¹c do hotelu zak³ada³ narty i kaza³ siê ci¹gn¹æ za samochodem.
W karnawale Zakopane urz¹dza³o uliczny pochód. Na tê okazjê miejscowi artyœci projektowali kostiumy i dekoracje. Krupówkami ci¹gnê³y ró¿ne rydwany i potwory maj¹ce rozweseliæ spêdzaj¹cych tam swój zimowy urlop goœci. Kiedy jednak zawiod³a pogoda, co zdarza³o siê czêsto, a ulicê pokrywa³y brudny, topniej¹cy œnieg i b³oto, z³oœliwi porównywali zakopiañsk¹ imprezê do karnawa³u w Nicei urz¹dzonego w zepsutej lodowni. „Na wozach siedzia³y zziêbniête postacie i szczêka³y zêbami” – wspomina³ Malczewski. „Ale by³o doœæ weso³o, zw³aszcza, ¿e po po³udniu odbywa³y siê koñskie biegi na Równi Krupowej”. Do rywalizacji stawali oficerowie i cywile, ale w wyœcigu „kumoterek” brali udzia³ i pierwsze nagrody górale. W gwarze podhalañskiej s³owo „kumoterki” oznacza ma³e, dwuosobowe sanki tradycyjnie zaprzê¿one w jednego konia. Pochodzi ono od s³owa „kumotrzy”, czyli rodzice chrzestni, bowiem takimi w³aœnie saniami zawozili oni nowo narodzone dziecko do chrztu.
Pierwsze wyœcigi „kumoterek” odby³y siê w Zakopanem w 1929 r. Do dnia dzisiejszego stanowi¹ atrakcjê podczas góralskiego karnawa³u. Nagrody by³y sute, a fundowa³ je redaktor „Kuriera Codziennego”, Marian D¹browski. By³y to czasy jego œwietnoœci.
Zakopiañski karnawa³ zamyka³ doroczny Bal Prasy, organizowany w salach dancingowych eleganckiego hotelu „Bristol”. Miêdzywojenna elita towarzyska, specjalnie na tê okazjê zje¿d¿a³a pod Giewont z Krakowa i Warszawy.
Legenda Zakopanego okaza³a siê tak silna, ¿e nie pokona³ jej nawet socjalizm. Jazz grano tam dalej po wojnie. W³adza ludowa próbowa³a tego zakazaæ uznaj¹c jazz za wymys³ amerykañskich imperialistów, ale zmieni³a to kpiarska argumentacja Stefana Kisielewskiego, który przytomnie zauwa¿y³, ¿e jazz to przecie¿ muzyka „uciœnionego” ludu murzyñskiego. Jazz grano dalej na Kalatówkach, a Polañski wzorem Witkiewicza chodzi³ na imprezy w pi¿amie, gdzie wódkê pito z lekarskich baniek. „Zakopianina”, znów zrobi³a swoje a Zakopane do dziœ jest stolic¹ polskiego karnawa³u.
Za chwilê po¿egnamy stary rok i wkroczymy z przytupem, a mo¿e krokiem chwiejnym raczej i ospa³ym… w 2023. Na Times Square tysi¹ce bêd¹ odliczaæ ostatnie minuty i czekaæ, a¿ opadnie lœni¹ca kula.
Ma³o kto wie, ¿e nowojorska tradycja siêga 1907 roku, a wywodzi siê z Anglii, gdzie w XIX wieku na szczycie budynku Royal Observatory umieszczono pierwsz¹ time-ball. Kula „spada³a” ka¿dego dnia o tej samej porze, co pozwala³o kapitanom statków ustawiaæ swoje chronometry.
Pierwsza nowojorska kula wykonana by³a z drewna i metalu. Zdobi³a j¹ setka ¿arówek. Skonstruowa³ j¹ m³ody cz³owiek nazwiskiem Jacob Starr, a firma, któr¹ za³o¿y³, przez niemal ca³y XX wiek zajmowa³a siê instalacj¹, a nastêpnie opuszczaniem s³ynnej time-ball. Noworoczna impreza na Times Square nie odby³a siê tylko raz – w czasie II wojny œwiatowej – kiedy z powodu dzia³añ militarnych miasto obowi¹zywa³o zaciemnienie. Wraz z postêpem techniki – kula siê zmienia³a. Po drewnianej, nast¹pi³ czas ¿elaza, nastêpnie wa¿¹c¹ 400 funtów bry³ê zast¹pion¹ kul¹ zrobion¹ z aluminium. W szalonych latach 80. time-ball przekszta³cono w nowojorskie jab³uszko – u¿yto czerwonych ¿arówek i dodano zielony ogonek. Obecnie mo¿emy podziwiaæ Big Ball – która wa¿y szeœæ ton, mierzy 12 stóp i króluje – ca³orocznie – nad Times Square.
Nowojorski sylwester jest dziœ przede wszystkim imprez¹ dla przyjezdnych. Przez niemal dwie dekady nie pozna³am tutaj nikogo, kto regularnie wybiera³by siê marzn¹æ noc¹ w dzikim t³umie, ale nie wykluczam, ¿e s¹ wœród nas fani tego wydarzenia. Ró¿ne kultury maj¹ swoje dziwaczne tradycje.
Na przyk³ad w Nowej Zelandii tu¿ przed Nowym Rokiem wali siê w garnki i patelnie. Im wiêcej ha³asu, tym lepiej.
Argentyñczycy o pó³nocy staj¹ na lewej nodze, by w Nowy Rok wejœæ praw¹ – szczêœliw¹.
Hiszpanie jedz¹ winogrono. Z ka¿dym wybiciem zegara o pó³nocy jedna zielona kulka l¹duje w ustach. Gron musi byæ 12. W szkockim Stonehaven w Sylwestra ulicami miasta przechodzi pochód, którego cz³onkowie wymachuj¹ ognistymi kulami.
Turcy wybieraj¹c siê na zabawê noworoczn¹ zak³adaj¹ czerwon¹ bieliznê. Wierz¹, ¿e to im przyniesie powodzenie, nie tylko u p³ci przeciwnej.
Rolnicy z Rumunii w ostatni dzieñ roku zak³adaj¹ na siebie futra, lub kostiumy niedŸwiedzia i kolêduj¹ od domu do domu. „Taniec gêsi” – bo tak siê nazywa ta sylwestrowa tradycja – ma odegnaæ z³e duchy. Z kolei Ekwadorczycy marz¹cy o dalekich podró¿ach, w noc 31 stycznia wychodz¹ z walizkami przed dom i obchodz¹ go dooko³a. Dziêki tym zabiegom maj¹ zapewniæ sobie liczne woja¿e w nadchodz¹cym roku.
Rosjanie mieszkaj¹cy na Syberii maj¹ w zwyczaju wycinaæ przerêble w jeziorze Bajka³ i sadziæ roœliny pod wod¹! Co wa¿ne, rytua³ nie dotyczy jedynie profesjonalnych nurków, lecz zwyk³ych obywateli. Czy robi¹ to na trzeŸwo, to ju¿ inna kwestia.
W Polsce nie ma Wigilii i Bo¿ego Narodzenia bez „Kevina samego w domu”, tymczasem nasi zachodni s¹siedzi nie wyobra¿aj¹ sobie Sylwestra bez 11-minutowej komedii „Dinner for one”, której premiera mia³a miejsce w 1963 roku. Film opowiada historiê Pani Sophii, która obchodzi 90. urodziny. Pragnie je spêdziæ w gronie przyjació³, ale w rolê ka¿dego z nieobecnych goœci wciela siê jej lokaj.
Specyficznym zwyczajem miasteczka Brasstown w Pó³nocnej Karolinie jeszcze do niedawna by³o mêczenie… oposa. Zwierz¹tko pochwycone w przezroczyst¹ klatkê podnoszono wysoko do góry, by móg³ je podziwiaæ rozentuzjazmowany t³um. Na szczêœcie po³o¿ono kres temu barbarzyñskiemu zwyczajowi.
Jeœli w sylwestra ktoœ musi cierpieæ, to lepiej, by byli to ochotnicy. Tak, jak np. w miasteczku Saundersfoot u wybrze¿y Wielkiej Brytanii, gdzie niemal pó³tora tysi¹ca osób tradycyjnie wbiega do lodowatej wody. Lepiej byæ czujnym.
Gdybyœmy 31 stycznia znaleŸli siê przypadkiem na ulicach Johannesburga, mo¿emy oberwaæ kawa³kiem wersalki albo nog¹ od krzes³a. Mieszkañcy dzielnicy Hillbrow w³aœnie tak celebruj¹ nadejœcie nowego roku – wyrzucaj¹c stare meble przez okna! Duñczycy te¿ lubi¹ œwiêtowaæ z hukiem. Gdy id¹ na Sylwestra do przyjació³, to roztrzaskuj¹ o ich drzwi talerze! Im wiêcej skorupek na wycieraczce, tym wiêksze szczêœcie w najbli¿szych 365 dniach.
A jakie tradycje noworoczne obowi¹zuj¹ w Polsce? Jak wiemy, zabawê sylwestrow¹ zapocz¹tkowa³a szlachta, która
lubowa³a siê w wydawaniu suto zastawianych przyjêæ, podczas których „wznoszono toasty i strzelano z bicza, aby przegoniæ stary rok”. Na polskich wsiach w Sylwestra nie sprz¹tano, by „nie wymieœæ nadchodz¹cego szczêœcia”. W ¿adnej chacie nie mog³o tego dnia zabrakn¹æ p³on¹cego ognia oraz œwie¿ej wody, co z kolei mia³o gwarantowaæ pomyœlnoœæ i bogactwo na przysz³y rok.
Starsze pokolenie do dziœ wspomina Sylwestry organizowane w czasach PRL-u. Za Bieruta potañcówka odbywa³a siê w gmachu Politechniki Warszawskiej. „W³adza próbowa³a brataæ siê z ludem, wiêc na zachowanych zdjêciach mo¿emy ogl¹daæ prezydenta tañcz¹cego z przodownicami pracy czy te¿ premiera Cyrankiewicza w objêciach urodziwych aktywistek” – podaj¹ Ÿród³a. W³adys³aw Gomu³ka przeniós³ bal sylwestrowy do gmachu KC. „By³a to jedyny dzieñ w roku, gdy I sekretarz wygl¹da³ na odprê¿onego, tañczy³ zreszt¹ do upad³ego. Po pó³nocy nadu¿ywa³ alkoholu (lubi³ czyst¹ „Wyborow¹”). Imprezê opuszcza³ z ¿on¹ dopiero o szóstej rano” – czytamy. Co ciekawe, w tamtych czasach, toast o pó³nocy spe³niano wódk¹, a nie szampanem.
Edward Gierek lubi³ spêdzaæ sylwestra w rz¹dowych oœrodkach w £añsku, Mucznem lub s³ynnym Ar³amowie. ¯ona – Stanis³awa – œwietnie spe³nia³a siê w roli gospodyni. I choæ na zakupy rzeczywiœcie jeŸdzi³a do Wiednia, nie jest prawd¹, jakoby przed balem sylwestrowym odwiedza³a salony fryzjerskie w Pary¿u.
cieszy³a siê zabawa w
„Du¿ym
przy ul. Foksal. Z kolei za najbardziej snobistyczne uchodzi³y imprezy w hotelach: Bristol, Europejskim, Victoria i Forum. Bawili siê tam pisarze, aktorzy, przedstawiciele tzw. prywatnej inicjatywy oraz... luksusowe damy do towarzystwa” – czytamy. „Studenci szaleli w klubie Stodo³a i tradycyjnie na Politechnice, gdzie Nowy Rok mog³o powitaæ
W po³owie lat 70. pojawi³a siê oferta noworocznych rejsów na transatlantyku Stefan Batory, który p³yn¹³ na Wyspy Kanaryjskie. „Czasem zdarza³y siê skandale” – wspomina³ pracownik obs³ugi. „Dobrze pamiêtam, jak pewna atrakcyjna Szwedka wykona³a przed pó³noc¹ striptiz na stole. Z kolei inna skandynawska piêknoœæ uda³a siê do kabiny w celu zmiany toalety, a na salê powróci³a ubrana wy³¹cznie w eleganckie okulary” – mo¿na przeczytaæ we wspomnieniach. „Wiêkszoœæ ludzi bawi³o siê jednak na balach w zak³adach pracy, domach kultury i restauracjach. W wystroju dominowa³y serpentyny, kolorowe balony i ozdoby z folii aluminiowej. Biesiadnicy na parkiecie obsypywali siê konfetti, a nastroju dodawa³y pulsuj¹ce œwiat³a – kolorofony. Nad przebiegiem imprez czuwali zawodowi wodzireje”.
Dzisiaj – jak podaj¹ statystyki – wiêkszoœæ z nas spêdzi Sylwestra w domowych pieleszach. Na skromnych przyjêciach u znajomych, albo – tradycyjnie –przed telewizorem. Bo… jak mówi klasyk: „Recesja, inflacja i z czego tu siê cieszyæ?”. Mimo wszystko – ¿yczymy szampañskiej zabawy i lepszego 2023-ego!
na piernikowe ciasto. I obserwowaæ, czy uformuje idealnie okr¹g³¹ kuleczkê.
23 grudnia. Malujê pierniki. Lukier na muchomorowe kapelusze uda³ siê wspaniale. Do czerwonej farbki spo¿ywczej doda³am kilka kropel ¿ó³tego i br¹zowego barwnika, otrzymuj¹c kolor wozu stra¿ackiego. Gorzej z bia³¹ kryz¹ i cêtkami. Zapomnia³am, ¿e najlepszy royal icing robi siê z ubitych na sztywno bia³ek kurzych. W roztargnieniu utar³am, tradycyjnie, cukier puder z odrobin¹ soku z cytryny. Nie pomog³y silikonowe rêkawy cukiernicze i metalowe koñcówki. Pozbawiona elastycznoœci masa sp³ywa z kapelusza. Dodajê cukru, ¿eby by³a sztywniejsza. Ale wtedy zatyka wylot i zabawa zaczyna siê od nowa. Dawniej miota³abym przekleñstwa pod nosem, teraz æwiczê siê w cierpliwoœci. Liczê oddechy. Oblizujê palce. Przypominam sobie jak bardzo lubiê to robiæ. Wy³¹czaæ g³owê. Ten nieustanny szum; rejwach. I skupiaæ siê na prostej czynnoœci. Kontemplowaæ stru¿kê lukru spadaj¹c¹
Z podobn¹ przyjemnoœci¹ zasiad³am w tym roku do wypisywania kartek œwi¹tecznych. Praktykowa³am ten zwyczaj przez lata. A¿ w koñcu siê zniechêci³am. Po co siê staraæ? – myœla³am. Skoro nikt inny tego nie robi? By³am obra¿ona na rodzinê i znajomych, ¿e wysy³aj¹ cyfrowe pocztówki. A ju¿ najgorsze – te mrugaj¹ce, graj¹ce, ohydne, jarmarczne; wygenerowane przez pozbawione poczucia estetyki internetowe trolle, powielane przez miliony. ¯yczenia z ksero. Musia³o up³yn¹æ trochê czasu, nim zrozumia³am prawdê oczywist¹ i w banalnoœci swej jakoœ nawet wzruszaj¹c¹. ¯e robiê to dla siebie. ¯e coroczny rytua³ wyboru kartek, komponowania indywidualnych ¿yczeñ, naklejania znaczków i specjalnie na tê okolicznoœæ zamówionych œwi¹tecznych etykietek z adresem nadawcy, ¿e to wszystko sprawia mi niesamowit¹ frajdê. A, ¿e przy okazji ucieszê bliskie mi osoby – tym lepiej.
Tegoroczne kartki kupi³am w sklepiku z ³adnymi rzeczami. To jedno z tych miejsc na Ridgewood, które zawdziêczamy procesowi gentryfikacji dzielnicy. Butik nosi nazwê Stay Forever. Mieœci siê
przy Woodward Ave., zaraz obok knajpki Julia’s i ma w ofercie wyroby papiernicze, bi¿uteriê, kosmetyki, najró¿niejsze bibeloty i gad¿ety. Od organicznych myde³ek, dzierganych zabawek i doniczek imituj¹cych kobiecy biust, po œwiece zapachowe, notesy, przypinki, naklejki, bambosze i zestawy bomb do k¹pieli – wszystko jest gustownie opakowane, pachn¹ce, przyjemne w dotyku i… zwykle kosztuje wiêcej, ni¿ powinno. Ale – jak wiemy – jednostka ³akn¹ca estetycznych wzmo¿eñ musi byæ gotowa na finansowe wyrzeczenia. Wiêc p³aci i p³acze. Ale jednak bardziej siê cieszy. Bo obcowanie z przedmiotami wielkiej urody – jak mawiaj¹ dziadersi – ubogaca. Dlatego siê op³aca. Choæ to zysk, który – na pierwszy, a nawet drugi, rzut oka – nie wydaje siê byæ do koñca oczywistym. Jak bowiem opowiedzieæ o radoœci p³yn¹cej z dotyku czerpanego papieru; ogl¹dania pod œwiat³o zatopionych w wosku p³atków nasturcji, w¹chania pomad z nut¹ korzennych przypraw i uœmiechania siê na widok wlepki z kotem i dowcipnym has³em? Te wszystkie artyku³y nie-pierwszej potrzeby istniej¹ tylko po to, by ³echtaæ zmys³y. I to absolutnie wystarczy. Nie trzeba niczego wiêcej.
Roz³o¿y³am kartki na stole i przygotowa³am pióra do kaligrafii. Te same, które przed kilkoma laty kupi³am ojcu na Œwiê-
ta. Za¿yczy³ sobie specjalnych stalówek, wys³a³am cztery komplety. Ale nie zd¹¿y³ ich u¿yæ. Po jego œmierci, wróci³y do mnie. D³ugo nie mia³am odwagi rozpakowaæ pude³ek. Lecz gdy tylko postawi³am pierwsz¹ literê, poczu³am jak wraca tamto obezw³adniaj¹ce uczucie radoœci i wielkiego œwiêta, kiedy z wyci¹gniêtym jêzykiem przepisywa³am pieczo³owicie do zeszytu w linie, literki z tablicy. Pamiêtaj¹c, by „b” mia³o okr¹glutki brzuszek, a przy „ê” nie zapodziaæ ogonka. Charakter pisma odziedziczy³am po tacie. Wkrótce pisa³am wy³¹cznie drukowanymi. Trzymaj¹c pióro w – jak czêsto s³ysza³am od nauczycieli i kole¿anek z klasy – przedziwny sposób. Dzisiaj, gdy obserwujê swoj¹ praw¹ d³oñ, której kszta³t podobny jest do ojcowskiej i zauwa¿am, ¿e podobnie jak on, tu¿ przy nadgarstku mam kilkumilimetrow¹ wypustkê – ganglion – pojawiaj¹c¹ siê, gdy przeci¹¿ê rêkê, wsiadam do wehiku³u czasu. Znowu jestem na czwartym piêtrze wrzesiñskiego bloku, mam siedem lat, palce brudne od niebieskiego atramentu, przed sob¹ elementarz Falskiego i zeszyt æwiczeñ, który trzeba wype³niæ szlaczkami równiutkich literek. W pe³nym skupieniu, z niebywa³ym pietyzmem, stawiam znaki. Skrzypi papier pod naporem stalówki. Mno¿¹ siê litery. Rosn¹ s³owa. Stwarzaj¹ siê nowe wspania³e œwiaty ❍
Zapraszamy na stronê Autorki: www.stanywewnetrzne.com
Mam nadziejê, ¿e ten tytu³ nie brzmi dramatycznie i nie wywo³uje wspó³czucia. – Jak to tak, samemu! Przecie¿ to œwiêta rodzinne, bez rodziny nie maj¹ ¿adnego uroku i s¹ niewa¿ne!
O ile jednak pamiêtam, Bo¿e Narodzenie to œwiêto religijne, które na przestrzeni lat obros³o ró¿nymi, czêœciowo pogañskiej proweniencji, obyczajami i ceremonia³ami i jakoœ wpisa³o siê w polskie dzieje, przynajmniej dzieje obyczaju. Rodzinne œwiêto to, z definicji, Dzieñ Matki. Niemniej rozumiem, ¿e dla wielu œwiêta kojarz¹ siê z dzieciñstwem, domem, przyjemnymi zbiorowymi wspomnieniami. A tak¿e z prezentami, wiêc obdarowywaniem siê, a podobno nie ma wiêkszej dla cz³owieka satysfakcji ni¿ danie czegoœ bliŸniemu.
Ale czêœæ osób rodziny nie ma albo ju¿ nie ma. Spêdza wiêc œwiêta samotnie. Tak jak ja w tym roku, ignoruj¹c zaproszenia od przyjació³ i wymawiaj¹c siê, faktycznie szalej¹c¹ ostatnio w Polsce, gryp¹.
Spêdzi³em Bo¿e Narodzenie bardzo przyjemnie, syto, weso³o, spokojnie, bogato i piêknie. Jedz¹c najlepsze rzeczy na œwiecie i s³uchaj¹c najpiêkniejszej, okolicznoœciowej muzyki.
Ka¿dy prze¿ywa œwiêta inaczej. Obowi¹zuj¹ca, oficjalna wersja g³osi, ¿e jest to przede wszystkim prze¿ycie duchowe, a wiêc tak¿e religijne i patriotyczne (dziœ to wszystko jest w jednym pakiecie).
Ale Wy tak na serio z t¹ duchowoœci¹? Szczególn¹, mistyczn¹ nawet, atmosferê ma wieczerza wigilijna, ale pocz¹wszy od rozpakowywania prezentów po kolacji, ca³a reszta jest jedn¹ wielk¹ orgi¹ konsumpcji, przyjemnoœci, sybarytyzmu.
Chowa³em siê w niedu¿ym mieszkaniu z ca³¹ rodzin¹, wiêc jakoœ niespecjalnie docenia³em rodzinny charakter œwi¹t. Goœci na œwiêta, przynajmniej w pierwszy dzieñ, siê nie zaprasza³o, pusty talerz dla wêdrowca w Wigiliê nigdy nie zosta³ u¿yty; w zasadzie to nigdzie, poza koœcio³em, siê nie wychodzi³o. Œwiêta pamiêtam jako jedn¹ wielk¹ nasiadówkê, ucztê, Wielkie ¯arcie, czasem z amerykañskim filmem w tle lub polskimi kolêdami z p³yty. W drugi dzieñ œwi¹t, ten gorszy, mniej uroczysty, pojawia³y siê ju¿ na ulicach maluchy wioz¹ce w goœci matrony w futrach i panów w paltach. Wiêkszoœæ siedzia³a jednak w domu.
Œwiêta by³y te¿ festiwalem piêkna, czemu sprzyja³y wyj¹tkowo sumienne przedœwi¹teczne porz¹dki. Myto, mimo mrozu, okna i trzepano na œniegu dywany. Poœciel by³a wieziona do pralni i magla, szorowane by³y ³azienki i cia³a domowników. Na g³owach pañ pojawia³a siê trwa³a, z g³ów panów znika³y brzydkie odrosty i kosmyki. Dom ca³y pachnia³: choink¹, gotowymi ju¿ daniami, pomarañczami i piernikami wy³o¿onymi do patery, œwie¿ymi firankami, czystymi (rzecz kiedyœ nieoczywista) cia³ami domowników.
Po prostu by³o ³adniej, bogaciej, bardziej kolorowo i przez to przytulnie.
I takie œwiêta – minus rodzina, bez której, jak napisa³em, w pewnym momencie trzeba siê obyæ – mo¿na sobie zrobiæ, i to co roku.
Sprz¹tanie ju¿ nie jest takie mozolne – nikt nie wozi poœcieli do magla, wszyscy maj¹ pralki, zrobotyzowane odkurzacze i specjalistyczne p³yty do czyszczenia. Wiktua³ów nie trzeba ju¿ robiæ samemu – ¿egnajcie maszynki do miêsa i foremki do ciasta w kuchni oraz wanna dla karpia w ³azience. Kupi³em, czasem nie szczêdz¹c grosza w lepszych, specjalistycznych sklepach, ca³y zestaw wêdlin, bigosów, pierogów, œledzi, makowców i serników.
W œwiêta siedzia³em sobie przy stole patrz¹c jak kolorowe œwiate³ka odbijaj¹ siê od lustrzanych p³aszczyzn szafek. Na wielkim ekranie telewizora z nieprawdopodobn¹ jakoœci¹ mo¿na by³o ogl¹daæ filmowe sceny gdzieœ z Karaibów. Bezszumowo i bez zniekszta³ceñ, gra³a ze sprzêtu stereo Christmas music z ca³ego œwiata, od Franka Sinatry do Poznañskich S³owików.
Za oknem by³o szaro i ponuro (œnieg ju¿ stopnia³) ale w³aœnie dlatego tym przyjemniej by³o w domu. Nikt w taki dzieñ nie wychodzi bez potrzeby, dy¿uruje tylko pogotowie. Wszyscy siedzimy w domach – bezpieczni, okopani, za drzwiami z zamkami Gerda, spo¿ywaj¹c na przemian pasztet z gêsiny z chrzanem, rosó³, struclê z serem, mandarynki i orzechy, czerwone wino, wódeczkê i koniak, kawê z ekspresu i zalewan¹, herbatê Earl Grey, karpia po ¿ydowsku i kresow¹ kutiê, szkock¹ whisky i arabskie daktyle.
Takie œwiêta pamiêtam z domu. Bo przecie¿ nie modliliœmy siê dzieñ i noc, kolêdy zaœpiewaliœmy tylko po wigilii (dziœ œpiewaæ nie chce i nie potrafi nikt m³ody), a poza tym by³o w³aœnie syto i kolorowo. Rozpakowane ju¿ by³y prezenty: pachn¹cy nowoœci¹ i we³n¹ swe-
ter, ksi¹¿ki z b³yszcz¹cymi obwolutami, p³yty z wêgierskiego oœrodka z lakierowanymi ok³adkami.
W te dni w mieszkaniu by³o kolorowo, gwarnie i syto bez opamiêtania, skoro jad³o siê wszystko na raz i bez odpoczywania.
I tak jest idzisiaj, i tak mia³em ostatnio (minus rodzina, ale na to, jak powiedzia³em, nic ju¿ nie poradzê). Zajadaj¹c siê baleronem, sa³atk¹ jarzynow¹ i keksem przypomina³em sobie rodzinny dom w dniach œwietnoœci, chwilach na pokaz, w esencji.
Kiedyœ, w drugi dzieñ œwi¹t, czu³em psuj¹ce nastrój ciemne chmury – nadchodz¹cego roboczego dnia. Co prawda w szkole by³y wtedy ferie, niemniej dla reszty ludzi, w tym mojej rodziny, wraca³o szare, codzienne ¿ycie. Od rana wyje¿d¿a³y na ulice brzydkie autobusy i tramwaje wypchane brzydkimi ludŸmi w burych paltotach – tyle ¿e w torbach mieli kanapki z wêdlin¹, resztkami ze œwi¹tecznego sto³u. Jeszcze w kolejn¹ niedzielê w moim domu urz¹dza³o siê coœ w rodzaju poprawin œwi¹t: ju¿ bez okazji, ci¹gle z tym samym bigosem i nó¿kami w galarecie, i dzielnie trzymaj¹c¹ siê choink¹.
Ta mobilizacja trwa³a do Sylwestra i Nowego Roku. Choinka stopniowo wysycha³a, podobnie jak koñcówki pasztetów i szynek; w koñcu decydowaliœmy siê wyrzuciæ kikut na œmietnik, gdzie le¿a³y ju¿ inne, ogo³ocone z ozdób i igliwia, drapaki.
Jako emeryt nie prze¿y³em w tym roku szoku powrotu po œwiêtach do pracy. Zauwa¿y³em tylko z niesmakiem, ¿e za oknem pojawili siê ludzie, z tym wiêksz¹ przyjemnoœci¹ pozosta³em wiêc w domu.
Zaledwie miesi¹c po nowojorskich wystêpach pianisty Jakuba Kuszlika, inny polski muzyk, równie¿ finalista ostatniego Konkursu Chopinowskiego w 2021, Kamil Pacholec zadebiutowa³ w naszym mieœcie.
Debiut mia³ miejsce w Zankel Hall, œredniej co do wielkoœci sali w budynku Carnegie Hall. Recital by³ uhonorowaniem rocznic Artura Rubinsteina: 135 rocznicy urodzin i 40. rocznicy jego œmierci. Wielki polski pianista urodzi³ siê 28 stycznia 1887 r. w £odzi, a zmar³ w Genewie 20 grudnia 1982 r.
Pacholca pierwszy raz us³ysza³em, cztery lata temu podczas moich letnich pobytów w Polsce i ju¿ wtedy wzbudzi³ moje zainteresowanie. W³aœnie o Kuszliku i Pacholcu mówioni mi: „musisz ich pos³uchaæ”.
Pamiêtam udzia³ Pacholca w konkursie chopinowskim na instrumentach historycznych (2018), a potem niezmiernie wymagaj¹cy i presti¿owy konkurs im. Paderewskiego w Bydgoszczy, na którym otrzyma³ II nagrodê. No i wreszcie przygotowania do XVII Konkursu Chopinowskiego w Warszawie, do dziœ pozosta³ mi w pamiêci recital na 75 Festiwalu Chopinowskim w Dusznikach Zdroju, gdzie jego wykonania zrobi³y na mnie niezmiernie pozytywne wra¿enie. Ju¿ wtedy prezentowa³ dojrza³oœæ, pianistyczn¹, niewymuszon¹ wirtuozeriê, spontanicznoœæ i kontrolê oraz wyczucie stylu. Mia³ wówczas 22 lata. Rok póŸniej te same walory sprawi³y, ¿e znalaz³ siê w finale Konkursu Chopinowskiego jako drugi wykonawca reprezentuj¹cy polsk¹ pianistykê.
Obecnie Kamil Pacholec przebywa w Stanach, gdzie uczy siê u znanego pianisty i pedagoga Kevina Kennera we Frost School of Music w Miami, na Florydzie.
By³em zadowolony widz¹c jego zró¿nicowany program, w którym obok niemal obowi¹zkowego Chopina znalaz³y siê kompozycje J. S. Bacha i Isaaca Albeniza. Wydaje mi siê, ¿e ostatni raz, kiedy zetkn¹³em siê z podobnym zestawieniem, by³o to ponad trzydzieœci lat temu, a artystk¹, która w swoim programie zechcia³a umieœciæ dzie³a tych kompozytorów by³a niezapomniana Alicja de Larrocha.
Wracaj¹c na moment do patrona recitalu Artura Rubinsteina, by³ on jednym z pierwszych pianistów, którzy w swoich programach zamieszczali „Iberiê” Albeniza. Zakocha³ siê w tych utworach, kiedy atrament jeszcze nie wysech³, nauczy³ bardzo prêdko i potem przez lata grywa³ je z powodzeniem, choæ jak sam przyznawa³, czêsto by³o to jego „w³asne opracowanie” tych karko³omnie trudnych kompozycji. W istniej¹cych nagraniach Triany – ostatnie pochodzi z koncertu w Carnegie Hall w 1961r. – rubinsteinowskie u³atwienia s¹ ewidentne… Legenda g³osi, ¿e znaczna czêœæ jego popularnoœci w krajach hiszpañskojêzycznych przypisywana by³a w³aœnie interpretacjom tego rodzaju muzyki. Tyle, jeœli chodzi o powi¹zania programowe.
Kamil Pacholec, jak ju¿ wspomnia³em rozpocz¹³ swój program od najczêœciej mo¿e granej spoœród szeœciu Suity francuskiej No. 5 G-dur J. S. Bacha. Przypuszcza siê, ¿e „Suity francuskie” powsta³y jako materia³ pedagogiczny dla zaawansowanych uczniów kompozytora, chocia¿ niektóre z ich czêœci – w naszym przypadku „Gigue” z suity G-dur – nale¿¹ do niezmiernie wymagaj¹cych pianistycznie. Model bachowskiej suity oparty by³ na tradycyjnych czterech tañcach, pochodz¹cych z ró¿nych stron Europy. Nale¿a³y do
nich allemande (o pochodzeniu niemieckim), courante (w³oskim/francuskim), sarabande (hiszpañskim) i gigue (irlandzkim, póŸniej zaœ angielskim). Ka¿da z ówczesnych suit, bachowskich i nie tylko, mia³a dodane kilka innych ogniw, które nosi³y wspóln¹ nazwê, blisk¹ s³owu u¿ywanemu w jêzyku polskim: galanterien Oczywiœcie fragmenty z których sk³ada³y siê bachowskie tzw.”suity francuskie” i „suity angielskie”, by³y jedynie stylizowanymi tañcami, które w tym momencie nie nadawa³y siê do sali balowej. To, ¿e wzorowa³y siê na formach tanecznych powinno byæ dla wykonawcy warte zapamiêtania. Kompozycje te, ich taneczny rytm, charakter, witalnoœæ stanowi³y w znacznej mierze o ich atrakcyjnoœci, jednakowo¿ do obowi¹zku wykonawcy, pianisty czy klawesynisty, nale¿y zaznaczenie tej mocnej czêœci taktu.
S³uchacz ma prawo zapytaæ, dlaczego te utwory nosz¹ nazwê „suit francuskich”, jeœli ich ogniwa opieraj¹ siê na tañcach z wielu czêœci europejskiego kontynentu. Wed³ug wszelkiego prawdopodobieñstwa nazwa zosta³a nadana tym utworom ju¿ po œmierci kompozytora (tak jak w przypadku jego epokowych Wariacji Goldbergowskich) i celem by³o odró¿nienie dwóch podobnych kompletów szeœciu suit (te drugie nazwane zosta³y „angielskimi”).
W przypadku Suity G-dur, któr¹ us³yszeliœmy tego wieczora przynajmniej jedna z jej dodatkowych czêœci nazwana by³a loure, a wiêc francuskim tañcem i tutaj nazwê kompozycji przynajmniej mo¿na usprawiedliwiæ.
Kamil Pacholec w swojej znakomitej zreszt¹ interpretacji nie sili³ siê na imitowanie klawesynu, co czasami wi¹¿e siê ze specyficznym – i zazwyczaj nieprzyjemnym! – dziobaniem fortepianu. Od pierwszego dŸwiêku fortepian brzmia³ mu przejrzyœcie, dŸwiêcznie, czysto.
Ju¿ wczeœniej zauwa¿y³em, ¿e Pacholec ma bardzo ³adny dŸwiêk i to siê potwierdzi³o. To co wzbudzi³o równie¿ moj¹ satysfakcjê to dobrze pojêta stylistyka: w interpretacjach muzyki epoki baroku, pianiœci maj¹ przed sob¹ trudne zadanie poprawnej ornamentacji i tutaj ta aplikacja „muzycznego makija¿u” nie sprawia³a naszemu pianiœcie wiêkszych problemów. Analogia z makija¿em wydaje mi siê trafna, jako ¿e jest to w obu sytuacjach kwestia dobrego smaku. Pianistyczna perfekcja by³a ewidentna od pierwszej nuty i fina³owy „Gigue” zagrany by³ w podziwu godn¹ artykulacj¹.
Gdybym móg³ zg³osiæ jedno zastrze¿enie, to dotyczy³oby ono uprzednio zaznaczonej obecnoœci tanecznego pulsu i bardziej prominentnej lewej rêki, które przyda³by siê ten puls w takich czêœciach jak Courante, Gavotte i Bourre.
Mimo tego niewielkiego zastrze¿enia by³o to wci¹¿ jedno z najciekawszych wy-
tej suity,
Dwa ma³e spostrze¿enia: by³ to pierwszy raz kiedy s³ysza³em „Iberiê” w wykonaniu polskiego pianisty, dla którego w dodatku jest ona stosunkowo nowym utworem w repertuarze. Ju¿ w tym momencie by³o to imponuj¹ce osi¹gniêcie pozwalaj¹ce przypuszczaæ, ¿e jest to mo¿e dopiero pocz¹tek przygody artysty z tym arcytrudnym cyklem.
Jednym z najlepszych, najbardziej autentycznych wykonañ Iberii, poza oczywiœcie symbiotycznie z tym cyklem zwi¹zan¹ de Larroch¹, by³a interpretacja Blanki Uribe, pianistki z Kolumbii, która swoj¹ miêdzynarodow¹ karierê rozpoczê³a równie¿ jako finalistka konkursu chopinowskiego w 1965. Czy¿by historia siê powtarza³a?
nie powinno
byæ
„Iberia” Albeniza to cykl fortepianowych ilustracji hiszpañskiego krajobrazu. Kompozytor uwa¿any by³ za kreatora narodowego stylu i wiele z jego kompozycji opartych jest na rytmach i melodiach ró¿nych hiszpañskich prowincji. Jest to jego opus magnum i generalnie rzecz bior¹c po³¹czy³ w nim trzy elementy: impresjonistyczne harmonie, czêsto ze skalami ca³otonowymi, lisztowsk¹ wirtuozeriê doprowadzon¹ do krañcowych trudnoœci i wreszcie wykreowany przez siebie samego hiszpañski nacjonalizm, który rozwin¹³ i zdefiniowa³.
Dwunastoczêœciowe dzie³o podzielone jest na cztery zeszyty, z których ka¿dy sk³ada siê z trzech segmentów. Ka¿de ogniwo opisuje muzyk¹ poszczególn¹ scenê: mo¿e to byæ któraœ z hiszpañskich miejscowoœci, lokalne œwiêto, poszczególna dzielnica, czy obiekt. Ka¿da z czêœci opiera siê na regionalnym charakterze, ka¿da przesycona jest atmosfer¹ tañca i œpiewu - flamenco z nieod³¹czn¹ gitar¹, któr¹ fortepian musi te¿ czêsto naœladowaæ. Pianistyczne trudnoœci s¹ w tych utworach legendarne i pokonanie ich wymaga niezwyk³ej techniki. Na ka¿dej niemal stronie pianista konfrontowany jest z koronkowymi figuracjami, przeplataj¹cymi siê poprzez g³ówn¹ melodiê, z nieustannym przek³adaniem r¹k, trudnymi skokami i jeszcze trudniejszymi do pokonania akordami. Jako kompozytor Albeniz tak kompletnie zidentyfikowa³ siê z hiszpañskim idiomem i stylem, ¿e potrafi³ – podobnie jak Chopin czy Dvorak - komponowaæ autentycznie brzmi¹c¹ etniczn¹ muzykê. Trzy fragmenty wys³uchane przez nas które sk³adaj¹ siê na II zeszyt „Iberii” to Rondeña, Almeria i Triana Rondeña jest rodzajem pieœni i tañca pochodz¹cego z miejscowoœci Ronda w Andaluzji. Rytmiczne zjawisko hemioli dominuje w Almerii, œródziemnomorskim mieœcie, w którym niegdyœ pracowa³ ojciec kompozytora. Triana jest cygañsk¹ dzielnic¹ Sewilli i kolebk¹ stylu flamenco. W tym utworze s³yszymy brz¹kanie gitar, dŸwiêki kastanietów, stukot obcasów tancerzy oraz imitacjê innych efektów lokalnej, radosnej uroczystoœci.
By³em przyjemnie zaskoczony, z jak¹ ³atwoœci¹ Pacholec przebrn¹³ przez te wszystkie karko³omne pianistyczne trudnoœci, jak prawid³owo wczu³ siê w istotê tej muzyki, która, jak niemal wszystkie dzie³a opartanjest na lokalnym folklorze. Czêsto obna¿a ona u wykonawcy nieznajomoœæ owego lokalnego „akcentu”. Dodatkowo udowodni³ sw¹ imponuj¹c¹ pianistyczn¹ swobodê i elegancjê, wyczucie koloru, rytmu i subtelnoœæ uderzenia,
Druga czêœæ recitalu Kamila Pacholca poœwiêcona by³a Chopinowi, a wiêc repertuarowi znacznie mu bli¿szemu. Czêœæ tych kompozycji znana mi by³a z przed-konkursowych i konkursowych wykonañ, nie by³o wiêc niespodzianek.
Jego Chopina charakteryzuje naturalna muzykalnoœæ, kultura gry, zrozumienie sensu kompozycji. W ka¿dej z czterech bardzo kompetentnie wykonanych kompozycji by³y momenty warte zapamiêtania: œlicznie zagrana œrodkowa, mazurkowa czêœæ Poloneza fis-moll (nie zamierzam przez to powiedzieæ, ¿e reszta posiada³a ujemne aspekty!), a¿urowe arabeski w Impromptu fis-dur op. 36, wykonane jakby od niechcenia i z ujmuj¹c¹ swobod¹, wreszcie wirtuozeria i potêga Scherza b-moll op. 31. Najpiêkniejsze wyda³y mi siê jednak mazurki op. 59, które s¹ wœród chopinowskich arcydzie³ byæ mo¿e najbardziej jednolitym opusem. O ile w innych opusach, pierwsze dwa lub trzy s¹ jak gdyby przygotowaniem dla tego ostatniego, najbardziej rozbudowanego, o tyle w przypadku op. 59 wszystkie trzy s¹ skomponowane na du¿¹ skalê i niezmiernie wyrównane, ka¿dy na swój sposób jest arcydzie³em, choæ w sumie buduj¹ wiêksz¹ trzyczêœciow¹ konstrukcjê.
Pacholec, podobnie jak to zademonstrowa³ parê lat temu w Dusznikach i Warszawie w czterech mazurkach z opusu 30, rozumie w naturalny, niewymuszony sposób idiom i charakter tych kompozycji. Potrafi pokazaæ i nostalgiê, i deklamacjê i poezjê, a jeœli trzeba to konieczn¹ w ostatnim z nich - fis-moll - energiê i swadê. Podoba mi siê jego dŸwiêk: jest klarowny, selektywny, jêdrny, intensywny. Podoba mi siê jego naturalne podejœcie do chopinowskiego stylu, neutralne w najlepszym tego s³owa znaczeniu i zbli¿one przez to do patrona tego recitalu. No i jak ju¿ zaznaczy³em imponuje jego niewymuszona, naturalna wirtuozeria.
Zabisowa³ tylko raz, walcem cis-moll op. 64 No. 2 i raz jeszcze by³o to wzorowe, ujmuj¹ce wykonanie. O pianistach takich jak Kamil Pacholec myœlê, ¿e maj¹ jakiœ wewnêtrzny kompas, który nie pozwala im na zrobenie b³êdnego, nieodpowiedniego kroku.
By³o mi tylko przykro, ¿e tak udany debiut mia³ miejsce przy stosunkowo niewielkiej iloœci s³uchaczy: jednakowo¿ tym, którzy siê pokazali, w³¹czaj¹c w nich ni¿ej podpisanego, program Kamila Pacholca dostarczy³ wielu pamiêtnych, pozytywnych wra¿eñ, które powinny pozostaæ w pamiêci.
Nale¿y równie¿ dodaæ, ¿e obie córki Artura Rubinsteina, Ewa oraz Alina, znalaz³y siê na sali, jako honorowi goœcie organizatorów koncertu.
Program prezentowany by³ przez dzia³aj¹c¹ w £odzi Miêdzynarodow¹ Fundacjê im. Artura Rubinsteina.
Czêsto s³yszy siê narzekanie na brak czasu. Praca, d³ugie dojazdy powoduj¹, ¿e brakuje czasu dla rodziny, na prywatne sprawy, wydaje siê – na wszystko. Chcia³oby siê byæ na bie¿¹co z wydarzeniami politycznymi, uprawiaæ sport, uczyæ jêzyka angielskiego, mieæ ciekawe hobby, poœwiêciæ dzieciom wiêcej uwagi, ale kiedy znaleŸæ na to czas?
Z okazji Nowego Roku mam dla Pañstwa wskazówkê, która pomo¿e znaleŸæ czas na wszystko, co uwa¿amy za wa¿ne. Brzmi ona nastêpuj¹co: poœwiêæ 20 minut dziennie na sprawy, które s¹ dla ciebie istotne, a osi¹gniesz ka¿dy z wyznaczonych sobie celów. Skup siê na zadaniu codziennie i systematycznie, a nauczysz siê wszystkiego, czego zechcesz, podo³asz ka¿demu zadaniu.
Na czym polega zasada 20 minut?
Zasada 20 minut polega na tym, ¿eby nad wytyczonym celem pracowaæ codziennie, regularnie – zbli¿aæ siê do niego systematycznymi, choæby nawet ma³ymi krokami.
Przyk³ad: Od lat obiecujemy sobie, ¿e powinniœmy poduczyæ siê jêzyka angielskiego. Lata mijaj¹, nasze dzieci mówi¹ jak Amerykanie, a my, unikaj¹c kontaktu z angielskim, cofamy siê w rozwoju. Le¿¹ zakupione ksi¹¿ki, a my ci¹gle odk³adamy naukê. Mo¿e powinniœmy pójœæ do szko³y albo zafundowaæ sobie telefoniczn¹ aplikacjê, mo¿e Duolingo? Obiecujemy sobie raz jeszcze wkrótce siê za to wzi¹æ.
Rada: Od dziœ przeznaczmy dziennie 20 minut na jêzyk angielski (finanse, literaturê, gimnastykê, cokolwiek), na przyk³ad od 9 do 9:20 wieczorem. Róbmy to bez wyj¹tku.
Nie wierzysz, ¿e to wystarczy? Albert Einstein kiedyœ powiedzia³, ¿e wystarczy studiowaæ coœ przez 15 minut dziennie, a staniemy siê ekspertem w wybranej dziedzinie w ci¹gu roku. Tak jest, 15 minut dziennie. Nie lata pracy i studiów. Nie wydatek tysiêcy dolarów. Po prostu regularna, systematyczna codzienna praca. Do kwadransa Einsteina do³ó¿my jeszcze 5-10 minut, bo nie ka¿dy ma jego umys³.
Oto warunki, jakie musimy spe³niæ: ➦ Wybieramy okreœlon¹ godzinê i trzymamy siê jej œciœle.
➦ Je¿eli kiedyœ coœ nam przeszkodzi, to nastêpnego dnia albo w weekend poœwiêcamy zadaniu podwójn¹ porcjê czasu.
➦ Do pracy obieramy czas i miejsce umo¿liwiaj¹ce pe³n¹ koncentracjê.
➦ Mamy do pracy w³asne biurko (stolik) i wszystko pod rêk¹.
➦
Spêdzamy nad naszym hobby wiêcej czasu, je¿eli znajdziemy rezerwy czasowe.
Dlaczego zasada dzia³a Zasada 20 minut dzia³a dlatego, ¿e zastosowana prawid³owo pozwala prze³a-
maæ marazm, zorganizowaæ nasze ¿ycie, wykorzystaæ czas bardzo efektywnie. Pozwala uœwiadomiæ sobie, ¿e wiêkszoœæ naszej codziennej krz¹taniny bywa zupe³nie bezproduktywna. Cenny czas, który mamy dla siebie, trwonimy przez dreptanie po domu, d³ugie, ja³owe rozmowy telefoniczne, ogl¹danie telewizji.
Regu³a 20 minut dzia³a na zasadzie, wed³ug której kropla po kropli z biegiem czasu wype³ni ka¿dy pojemnik. Ma³e porcje czasu, które mo¿emy wygospodarowaæ, z³o¿¹ siê na d³ugie godziny i dni, których w jednym bloku nie znaleŸlibyœmy nigdy. Narzuca nam dyscyplinê i nie pozwala na opuszczenie lekcji.
Zasada 20 minut ka¿e nam znaleŸæ miejsce dla siebie. Nie czêœæ sto³u kuchennego, sk¹d jesteœmy przeganiani przed ka¿dym posi³kiem i gdzie niczego nie mo¿emy znaleŸæ, lecz swoje w³asne biurko. Tak, w naszych du¿ych amerykañskich domach mamy ró¿ne luksusy, ale brakuje nam najbardziej elementarnej rzeczy – spokojnego miejsca, gdzie ojciec czy matka mogliby usi¹œæ nad papierami, gdzie pod rêk¹ maj¹ telefon, komputer, przybory do pisania itp., gdzie dokumenty domowe s¹ posegregowane tematycznie w teczkach i mog¹ byæ znalezione natychmiast. Je¿eli nie masz takiego miejsca dla siebie, to stracisz wiêkszoœæ owych cennych 20 minut na ka¿dorazowe odszukanie i zebranie tego, czego ci potrzeba.
SkutecznoϾ metody 20 minut najbardziej jest widoczna w przypadku dzieci.
Niedawno przeczyta³am o badaniach psychologów nad wp³ywem na dzieci rozmów rodziny, prowadzonych przy domowym stole. Otó¿ naukowcy stwierdzili, ¿e dzieci w rodzinach, gdzie obiady jada siê razem, rozwijaj¹ siê znacznie lepiej i maj¹ lepsze wyniki w szko³ach. Co powoduje tê ró¿nicê? Regularne, codzienne rozmowy. Je¿eli kwadrans czy dwa sensownej konwersacji przy posi³ku czyni tak¹ ró¿nicê, to co dopiero kwadrans poœwiêcony wy³¹cznie rozwojowi dziecka?
Czytajmy ma³emu dziecku do snu przez 20 minut co wieczór, a nauczy siê czytaæ szybciej (gwarantowane!). Sprawmy, by nasze dziecko czyta³o nam swoje ulubione ksi¹¿ki, a wyprzedzi w szkole wiêkszoœæ kolegów. Ka¿dy nauczyciel muzyki potwierdzi olbrzymie znaczenie chocia¿by 15-minutowego æwiczenia gry na instrumencie. Zostawmy dziecko przy komputerze z dobr¹ gr¹ edukacyjn¹, a po nied³ugim czasie opanuje czêœæ materia³u swojej klasy. Umys³ dziecka jest niezwykle ch³onny. Osi¹gnie imponuj¹ce rezultaty, je¿eli bêdzie karmiony regularnie bogat¹ po¿ywk¹.
20 minut dla siebie Piêtrzy siê nieotwarta korespondencja, rachunki, czekaj¹ nieodpisane listy i maile? Przeznacz 20 minut przynajmniej raz na jakiœ czas na sprawy papierkowe. Na bie¿¹co p³aæ rachunki i odpisuj na listy. W prowadzeniu korespondencji bardzo pomaga komputer. Mo¿na raz na parê miesiêcy napisaæ jeden list, po czym zmieniæ go trochê i rozes³aæ do wszystkich cz³onków rodziny w Polsce.
Chcesz byæ na bie¿¹co z pras¹? Przeznacz 20 minut dziennie na czytanie. Wydaje siê ma³o? B¹dŸmy selektywni. Czytajmy tylko to, co jest dla nas wa¿ne, a przede wszystkim – nauczmy siê czytaæ szybko. Warto zaprenumerowaæ serwis oferuj¹cy streszczenia ksi¹¿ek: ShortForm czy Blinkist, a zapoznamy siê z bestsellerami w ci¹gu kilkunastu czy kilkudziesiêciu minut. Poza tym, czytaæ mo¿na jad¹c metrem, stoj¹c w kolejce, na coœ czekaj¹c. Zawsze noœmy ze sob¹ ksi¹¿kê czy gazetê, albo miejmy e-booki i wiadomoœci w naszej komórce, a bêdziemy mieli mnóstwo okazji do poczytania. Za³adujmy podcasty czy audio-ksi¹¿ki do naszego m¹drego telefonu, by s³uchaæ w drodze do pracy czy na spacerze z psem. 20 minut dla domu
Przeznacz codziennie 20 minut dla domu, a nigdy nie spiêtrz¹ siê domowe obowi¹zki. Jednego dnia odkurz mieszkanie, kolejnego wrzuæ bieliznê do pralki lub pouk³adaj drobiazgi. Na krz¹tanie siê po domu warto przeznaczyæ czas spêdzony jednoczeœnie na rozmowach telefonicznych. W tym celu wystarczy mieæ przenoœny telefon albo komórkê ze s³uchawkami i szczere
nie jest prawnikiem, a artyku³ ten nie powinien byæ uwa¿any
za poradê prawn¹. Jest autork¹ wielu ksi¹¿ek-poradnikówo profilu finansowym i konsumenckim, m.in. „¯ycie od nowa”, oraz „Ubezpieczenie spo³eczne Social Security” i wielu innych.
S¹ one dostêpne w ksiêgarni Polonia, 882 Manhattan Ave., Greenpoint, albo bezpoœrednio od wydawcy Poradnik Sukces, 255 Park Lane, Douglaston, NY 11363, tel. 1-718-224-3492 www.PoradnikSukces.com poczta@poradniksukces.com
chêci. Mo¿na bez przeszkód rozmawiaæ gotuj¹c obiad, œcieraj¹c kurze, przegl¹daj¹c pocztê. Gdy dziecko odrabia pracê domow¹, mo¿emy prasowaæ, umyæ kuchniê, przyrz¹dzaæ posi³ki. Double-tasking oszczêdzi nam du¿o czasu.
Docenimy czas
Stosuj¹c zasadê 20 minut zaczniemy szanowaæ czas. Owe 20 minut przeznaczone na ulubione hobby bêdzie dla nas cenne i nie pozwolimy sobie na uronienie nawet minuty. Zrozumiemy wtedy, jakim z³odziejem czasu jest telewizja, Internet, elektroniczne gry, czcze rozmowy z gadatliwymi znajomymi, chodzenie po sklepach bez celu. Im lepiej staniemy siê zorganizowani, tym wiêcej czasu bêdziemy mieli na to, co jest dla nas naprawdê wa¿ne.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku ¿yczy El¿bieta Baumgartner
Masz tam maj¹tek? Pomog¹ ci ksi¹¿ki El¿biety Baumgartner” „Powrót do Polski” – finansowe i prawne dylematy amerykañskich reemigrantów. „Emerytura reemigranta w Polsce” – podrêcznik seniora wracaj¹cego z USA. „Emerytura polska i amerykañska” ich ³¹cznie i skutki Umowy emerytalnej.
Równie¿: „WEP: Jak walczyæ z redukcj¹ Social Security dla Polaków” ($30), “Amerykañskie emerytury”, “Ubezpieczenie Social Security” oraz “Obywatelstwo z przeszkodami” (z nowymi pytaniami na egzamin obywatelski).
Cena: po $35 plus po $5 dolary za przesy³kê.
Ksi¹¿ki s¹ dostêpne w Ksiêgarni Polonia, 882 Manhattan Ave., Greenpoint, i u wydawcy: Poradnik Sukces, 255 Park Lane, Douglaston, NY 11363, tel. 718-224-3492.
Przy nabyciu czterech ksi¹¿ek od wydawcy pi¹ta jest bezp³atna i nie ma op³at za przesy³kê.
Spis treœci tych i trzydziestu innych poradników w Internecie: www.PoradnikSukces.com
– jeden z najbardziej znanych specjalistów w dziedzinie tradycyjnych chiñskich metod leczenia. Autor 6 ksi¹¿ek. Praktykuje od 47 lat. Pracowa³ we W³oszech, Kuwejcie, w Chinach. Pomaga nawet wtedy, gdy zawodz¹ inni.
● katar sienny ● bóle pleców ● rwê kulszow¹ ●
● zapalenie cewki moczowej ● bezp³odnoœæ ● parali¿ ● artretyzm
● zespó³ przewlek³ego zmêczenia ● na³ogi ● objawy menopauzy
● alergie ● zapalenie prostaty ● rekonwalescencja po chorobach nowotworowych z zastosowaniem chiñskiego zio³olecznictwa itp.
Do akupunktury u¿ywane s¹ wy³¹cznie ig³y jednorazowego u¿ytku 144-48 Roosevelt Ave. #MD-A, Flushing NY 11354
Poniedzia³ek, œroda i pi¹tek: 12:00 - 6:00 PM; tel. (718) 359-0956 1839 Stillwell Ave. (off 24th. Ave.), Brooklyn, NY 11223 Wtorek, czwartek i sobota: 12:00-6:00 PM, w niedziele 12:00 - 3:00 pm (718) 266-1018 www.drshuiguicui.com
Lubiê p³ywaæ w basenie na wznak tu¿ przed zapadniêciem zmroku. I œledziæ zmiany barw nieba.
B³êkity przetaczaj¹ siê w p³owoœæ, prawie biel, potem nadci¹gaj¹ ró¿owoœci. Ró¿ne odmiany. Na wiatr ciemniejsze, gêstsze, jaskrawsze, czasem postrzêpione odcieniami szaroœci. I te delikatne, zwiewne, przekornie uchylaj¹ce siê przed zachodem, podpiête jasnoœci¹ zachodz¹cego s³oñca.
Naoko³o zielenie i kolory Karaibów. Kwitn¹ca sytoœæ barw. Palmy z grzecznie podciêtymi grzywkami. Estetyczne, pozbawione suchych ga³êzi. Nieprawdopodobnie uporz¹dkowane. Inne znów z rozwianymi pióropuszami. I te, które przy zachodz¹cym s³oñcu po³yskuj¹ lekko zagiêtymi, d³ugimi liœæmi, jakby przystrojone anielskim w³osem.
S¹ takie dwie palmy, na które patrzê za ka¿dym razem, kiedy wchodzê na teren osiedlowego basenu przez pomalowan¹ na czarno, wyciêt¹ w gipsowym stiuku furtkê.
To palmy bo¿onarodzeniowe. Rodem, jak wiêkszoœæ palm, nie z Florydy. Nazywane te¿ palmami z Manili. Maj¹ ciemnozielone, grube liœcie, trochê przypominaj¹ce ³ukowato wygiête kogucie pióra. I lœni¹ce ciemn¹ czerwieni¹ owoce podobne do g³ogu. Te owoce dojrzewaj¹ czêsto w okolicy Œwi¹t Bo¿ego Narodzenia, st¹d nazwa. To piêkne, nasycone barw¹ ozdoby, ale rzadko uda mi siê nacieszyæ nimi wzrok. Nie zawsze doczekam siê tego momentu, kiedy zieleñ przejdzie w bogat¹ czerwieñ i zawiœnie uroczyœcie drobnymi naturalnymi bombkami pod ga³êziami palm.
Zanim to siê stanie s³u¿by ogrodnicze pilnie i dok³adnie œcinaj¹ ga³êzie ciê¿kie niedojrza³ymi jeszcze owocami, ¿eby nie pada³y na chodniki, nie barwi³y ich rozdeptanym szkar³atem. ¯eby nie „brudzi³y” spadaj¹c, dachów samochodów pod nimi gara¿uj¹cych. To prawda: skutecznie i trwale barwi¹ wszystko na pomarañczowo.
Wiem, to po prostu praktyczne podejœcie, ale cieszê siê jak dziecko, kiedy „zd¹¿ê” siê napatrzeæ na te palmy w pe³nej krasie! Czasem to siê uda.
Palmy bo¿onarodzeniowe sadzone s¹ po dwie, czasem trzy. Wtedy wdziêcznie wyginaj¹ siê od œrodka na zewn¹trz.
Te moje, przy wejœciu na basen, to dwie siostry. Wokó³ nich klomb z sukulentami i zmienianymi co kilka miesiêcy niecierpkami w jaskrawych kolorach.
To siostry przyjació³ki trwaj¹ce w jakiejœ sobie tylko znanej intymnoœci, bliskoœci.
Stoj¹ spokojnie, ale nie majestatycznie. Z powag¹, ale nie sztywno. Spogl¹daj¹ na siebie. Jedna z nich przechyla siê lekko w stronê drugiej. Trochê nietypowo. Jakby chcia³a jej coœ szepn¹æ. Mo¿e to nawet robi, kiedy wiatr ze wschodu nagina j¹ jeszcze bli¿ej, ka¿e jej siê poddaæ.
Palmy tylko wygl¹daj¹ nieruchomo, s¹ bardzo odporne nawet na zabójcze dla innych roœlin silne wiatry. Du¿o lepiej znosz¹ huragany ni¿ potê¿ne, rozga³êzione napowietrznymi korzeniami bengalskie figowce, ni¿ pokryte landrynkowym szkar³atem Jatrofy. Palmy, choæ s¹ roœlinnoœci¹ „nap³ywow¹”, idealnie nadaj¹ siê do tego cudownego klimatu, w którym huragan jest przerywnikiem w idylli, takim przypomnieniem, wybuchem z³oœci ³askawej na ogó³ Natury.
Kilka tygodni temu widzia³am dwie palmy/siostry po przerwie i bardzo siê zaniepokoi³am. Jedna, ta romantycznie sk³aniaj¹ca ukoronowan¹ d³ugim pióropuszem g³owê, najwyraŸniej s³ab³a. Zieleñ wierzchu przeistoczy³a siê w bur¹ szaroœæ, kolor b³ota.
Kolor palmowej œmierci.
To palmowa zaraza. Zaraza bakteryjna, przenoszona przez ma³e owady w kolorze nasyconej zieleni i liœciopodobnym kszta³cie. Wtedy dzia³aæ nale¿y szybko, ¿eby nie rozprzestrzeni³a siê na inne. A ta pos³a³aby poca³unek œmierci w³asnej siostrze…
Na palmow¹ zarazê, na br¹zowienie zaczynaj¹ce siê od czubka, od sto¿ka wzrostowego, nie ma lekarstwa. Ratowaæ mo¿-
na tylko s¹siaduj¹ce roœliny, podaj¹c antybiotyk: oksytetracyklinê.
Wczoraj stanê³am przed furtk¹. Z daleka widzia³am brak. Tylko jedna. Samotna na klombie. Podesz³am bli¿ej w emocjonalnej nadziei, ¿e zobaczê jakiœ œlad po tej wdziêcznie sk³aniaj¹cej siê, któr¹ nazywa³am w myœlach m³odsz¹ siostr¹.
Klomb wygl¹da³ pozornie jak przedtem. Zadbany, sukulenty okala³y dalej ma³¹ wysepkê, na której do przedwczoraj sta³y obie. Podœció³ka równo rozsypana. Tylko niecierpki nowe, œwie¿e, zasadzone inaczej, bli¿ej tej jednej, co zosta³a sama. Wszelkie œlady bytu chorej roœliny zatarte.
I dopiero za chwilê spojrza³am w prawo. Na nowym klombie, wœród sukulentów i niecierpków sta³a ona. Œwie¿a, nowa, m³oda, jasna zieleni¹ niewiedzy, tylko trochê wy¿sza ode mnie i ciesz¹ca siê pocz¹tkiem ¿ycia.
Mia³am o czym myœleæ p³ywaj¹c tego wieczoru na wznak, przygl¹daj¹c siê ubranym œwi¹tecznymi œwiate³kami palmom…Za moment koniec roku.
Koniec? Czas koñca nie ma, a wiêc kontynuacja.
Starsza siostra bêdzie mia³a o czym szumieæ podczas nocy, kiedy dojd¹ do niej porywy wiatru znad oceanu, wschodniego wiatru, który pozwoli³ zjawiæ siê tu bia³emu cz³owiekowi z drugiej strony Wielkiej Wody. Cz³owiekowi, który uwa¿a³ siê za pana tej przestrzeni dawno ju¿ przecie¿ zamieszka³ej.
Mo¿e opowie o swojej poprzedniej siostrze. Chyba nie wspomni o tym, co mo¿e siê zdarzyæ, kiedy wierzcho³ek palmowego pióropuszu pokryje siê kolorami b³ota. Po co?
Niezale¿nie od tego, jak siê palmowe i nasze ludzkie sprawy tocz¹, zawsze bêd¹ siê rozchodziæ kolejne krêgi przetrwania, kontynuacji, dalszego ci¹gu…
Jesteœmy w jakimœ sensie wieczni, tylko z pewnoœci¹ nie dos³ownie!
Kontynuacja. Nastêpne ¿ycie. Dalszy ci¹g. Pustka nie istnieje, s¹ stale rozchodz¹ce siê krêgi ¿ycia.