2 minute read

Niespotykana cisza

Jan

Brakuje mi ostatnio ciszy. Na Filipinach jest ona stanem niepo¿¹danym i nierozumianym.

Advertisement

Opisywa³em kakafoniê dŸwiêków towarzysz¹c¹ mi w wiosce San Joaquin. Pianie kogutów o czwartej rano, dzwony koœcielne o pi¹tej, w³¹czanie przez dzieci, gdy tylko siê obudz¹, telewizora i telefonów. Z telewizora s³ychaæ by³o wystrza³y i samochodowe karambole filmów akcji lub p³acz zdradzanych narzeczonych w operach mydlanych. Z g³oœniczków telefonów dobiega³y zaœ te same, powtarzane jak katarynka piosenki kreskówek dla dzieci lub mechaniczne odg³osy gier. Po po³udniu kilkanaœcie osób z rodziny bli¿szej i dalszej wype³nia³o domek gwarem, rozmowami i g³oœnym œmiechem. Do akcji uruchamiano g³oœnik karaoke Nieczyste, g³oœne œpiewanie amerykañskich przebojów do podk³adu z trzeszcz¹cego g³oœnika jest traumatycznym prze¿yciem. Œpiewa tu ka¿dy, obdarzony s³uchem lub niemuzykalny, z g³osem Carusa albo kozy, wyrywaj¹cy siê na estradê i chorobliwie nieœmia³y. Nieœmia³oœæ opuszcza ich, gdy maj¹ publicznie zaœpiewaæ (odwrotnie ni¿ u mnie).

Co najbardziej zdumiewaj¹ce, nikomu ta kakafonia nie przeszkadza. W tym samym czasie ktoœ ryczy do mikrofonu „Hotel California”, trwa strzelanina w telewizorze i jakieœ muminki podœpiewuj¹ w telefonie. Nie s³ysza³em, by gospodyni Maria, w ogóle ktokolwiek, ¿achn¹³ siê i powiedzia³: Zdecydujcie siê, czy chcecie ogl¹daæ czy œpiewaæ!

M³odsza siostra Marii, Merlyn zaimponowa³a mi zamieszczon¹ w sieci piosenk¹. Akompaniuj¹c sobie na gitarze œpiewa³a po angielsku czysto i subtelnie.

Ale do taniej, chiñskiej maszynki karaoke krzycza³a jak inni: g³oœno, bez skupienia, byle jak.

Co by siê sta³o, gdyby Merlyn usiad³a z gitar¹ i zaczê³a cicho œpiewaæ ballady? Czy zrobi³oby siê cicho? W¹tpiê. Nastrojowo? Tu nikt nie czuje subtelnych nastrojów, El¿biety Adamiak, Okud¿awy, Dylana. Nikt tu siê nigdy nie zas³ucha³ – mimo ¿e sprawnych, graj¹cych zachodnie covery filipiñskich muzyków s¹ tysi¹ce, w restauracjach, klubach i na statkach na ca³ym œwiecie. Muzyka w rozumieniu Filipiñczyków musi byæ energiczna, rytmiczna, wpadaj¹ca w ucho, lekkostrawna i albo weso³a, albo mocno melodramatyczna.

W tym rzekomo muzykalnym narodzie prawie nikt – to te¿ kwestia kulturowa i zamo¿noœci spo³eczeñstwa – nie by³ w teatrze muzycznym czy w operze, nie rozumie wiêc, ¿e mo¿na przez kilka godzin, na wiele g³osów, opowiadaæ dziwne i piêkne historie. Nawet w telewizji, na historycznym filmie, nikt nie widzia³ eleganckiego t³umu w La Scali czy Operze Garnier w Pary¿u, gdy¿ tu siê filmów starych, czy europejskich, nie pokazuje.

Czy ktokolwiek wys³ucha³ symfonii? Widzia³ fortepian? Jeœli nawet, to nie chcia³by go pos³uchaæ solo. Nikt tu nie s³ysza³ o muzyce klasycznej, ale tak¿e jazzowej, ludowej, new age, elektronicznej, filmowej. Owszem, pewnie ktoœ tam w stolicy tym siê interesuje, ale ca³a reszta, jak powiedzia³em, lubi, gdy muzyka jest g³oœna, dosadna iw rytmie na dwa.

Co by³oby, gdybym, jakimœ cudem uciszywszy towarzystwo w lokalu, zasiad³ do fortepianu i zacz¹³ graæ piêkny, sentymentalny Walc cis-moll op. 64 nr 2 Chopina? Czy oni w ogóle wiedzieliby, o co chodzi? Musia³bym czterominutowy walc otoczyæ godzinnym, ilustrowanym slajdami i muzyk¹, wyk³adem. ¯e by³ taki Chopin, pó³-Polak (a kto to jest Polak?), pó³-Francuz, st¹d trójdzielny rytm salonowego walca (ale co to jest salon? Walc? Sala balowa? Co to za dziwne suknie i garnitury? Kiedy to by³o? Dwieœcie lat temu? Who cares!) Nastêpnie musia³bym przejœæ do fortepianu, pokazaæ, jak filcowe m³oteczki uderzaj¹ w struny, ¿e mo¿na u¿ywaæ peda³ów, ró¿nicowaæ si³ê i rodzaj uderzenia. Jak d³ugo by mnie s³uchali? Minutê, jak polskie dzieci na programie umuzykalniaj¹cym w sali gimnastycznej.

Ka¿dy tu widzia³ elektroniczn¹ klawiaturê, gitarê elektryczn¹ i perkusjê. Ale saksofon ju¿ niekoniecznie, bo to raczej jazz. Tr¹bka i puzon? To domena bandów graj¹cych salsê, znowu nikomu nieznan¹. Nie wspomnê ju¿ o skrzypcach.

Akustyczna muzyka wymaga ciszy. Musi ona poprzedzaæ pierwsz¹ wygran¹ nutê, nast¹piæ po wybrzmieniu nuty ostatniej i tworzyæ – niczym œnie¿nobia³y papier – t³o miêdzy dŸwiêkami.

Ale tu nie ma ciszy, a bez niej nie mo¿na siê ws³uchiwaæ. Dlatego nikt tu siê nie ws³uchuje, nie zamyœla, nie wzrusza s³uchaj¹c samotnie lub w grupie. Mieszkam w hotelu po³o¿onym wœród drzew. Jest cicho – wieczorem s³ychaæ kumkanie ¿ab, a rano ptaki; oraz deszcz. Ale ju¿ obok, wzd³u¿ MacArthur Highway, uszy bol¹ od pozbawionych t³umików, rozklekotanych autobusików, motorów z przyczep¹, ciê¿arówek. Przed sklepem z odzie¿¹ ustawiono g³oœnik; leci z niego g³oœny, zniekszta³cony pop.

This article is from: