Antidatum wydanie pierwsze

Page 1

W WYDANIU MIĘDZY INNYMI: czas i zegary renesans lubelski zapach truskawek nieaktualności


redakcja: łucja frejlich-STRUG, andrzej frejlich dział reklamy: tel. 81 532 87 39 fotografie: łucja frejlich-STRUG, andrzej frejlich, JAKUB KAZNOWSKI wydawnictwo czarne, wydawnictwo boni libri, adam i marcin bujakowie sKład i grafika: lariat™ studio graficzne, www.lariat.pl ul. okopowa 10/4, lublin, tel. 516 979 240

magazyn bezpłatny portalu antidatum.com, sprzedaż całości lub fragmentów jest niedozwolona i stanowi naruszenie przepisów prawa i grozi odpowiedzialnością prawną. wszelkie prawa zastrzeżone dla ich właścicieli. wykorzystanie materiałów z niniejszej publikacji możliwe jest wyłącznie za zgodą redakcji z powołaniem się na źródło treści. © 2014 antidatum


Niewielu z nas może pozwolić sobie dzisiaj na luksus niespiesznego życia. Nieustannie gdzieś biegniemy zaabsorbowani aktualnymi problemami. W natłoku codziennych spraw nie zauważymy, jak wiele rzeczy nam umyka, bezpowrotnie ginie w otchłani upływającego czasu. Na przekór panującym tendencjom proponujemy Państwu udać się w niespieszną podróż. Podróż z Lublinem w tle, chociaż zasięgiem tematycznym wykraczającą dalece poza zwykłe zwiedzanie miasta. Chcemy, aby smakowanie Lublina stało się pretekstem do głębszej refleksji nad kulturą, sztuką i stylem życia. W Antidatum postaramy się na chwilę zatrzymać czas. W kadrach fotografii i tekstach będących próbą uchwycenia ulotnych chwil oraz nietuzinkowych wydarzeń – tych współczesnych i minionych. Podejmiemy próbę wydobycia spod warstwy kurzu zapomnianych historii i miejsc, które nie przetrwały próby czasu. Pochylimy się nad dziełami sztuki, zarówno tymi docenionymi jak i ukrytymi gdzieś, zepchniętymi na margines świadomości. Zwrócimy uwagę na pełne kunsztu dzieła ludzkiej wyobraźni, którym często trudno przedrzeć się przez gęstą warstwę otaczających nas informacji. Mamy świadomość tego, że czas i jego percepcja są zjawiskami subiektywnymi. Dlatego na łamach naszego pisma pojawią się teksty pisane z perspektywy przedstawicieli dwóch kolejnych pokoleń. Ich autorzy postrzegają świat inaczej, ogniskują swoją uwagę na innych zjawiskach, poświęcają swój czas odmiennym aktywnościom i zainteresowaniom. To, co ich łączy, to filozofia życiowa, która nakazuje doceniać szczegóły, cieszyć się pięknem i odnajdować je w rozmaitych zaułkach Lublina, rzecz jasna - niespiesznie.

REDAKCJA

ANDRZEJ Historyk sztuki, bizantynista. Mieszka w Lublinie od dawna i kocha to miasto jak swoje. Fascynuje go dobre rzemiosło w każdym jego aspekcie. Docenia przede wszystkim kunszt zegarmistrzów, ale czary krawców, jubilerów, a nawet repuserów też stara się zgłębić. Nie poprzestaje na podziwianiu. To on rozmontuje zegarek lub radio po to, by zrozumieć, „jak to działa”. Lubi przyrodę i dobre, czyste buty.

ŁUCJA Córka Andrzeja. Zawodowo poszła w ślady rodziców, choć na drodze wykształcenia zahaczyła jeszcze o ogrody. Urodziła się w Lublinie i nigdy nim nie znudziła. Po Ojcu odziedziczyła zamiłowanie do detali i tradycji, ale patrzy na nie oczami młodszego pokolenia. Pociągają ją zapomniane miejsca, dobre książki i kuchnia „nie na skróty”.

3


edytorial

AKACJE

Kwitnące akacje (a właściwie robinie akacjowe) i ich upojny zapach to niezawodny znak zbliżającego się lata i wakacji. Każdy, kto choć odrobinę wyczulony jest na zapachy nie może przejść obok nich obojętnie. Kasztany i bzy to znak wiosny, akacje zdecydowanie kojarzą się z latem. I mimo, że w ostatnich latach kwitną dość wcześnie – daleko jeszcze do masowych letnich wyjazdów: maturzyści odreagowują stresy oczekując na wyniki, studenci dopiero przysiadają fałdów przed zbliżającą się sesją, cała reszta z nas biega pochłonięta codzienną krzątaniną, czy tego chcemy czy też nie, myślimy o urlopach – akacje to obietnica lata. Czy jest ktoś, dla kogo ich zapach nie jest miły? Chyba nie!


w Lublinie rosną w wielu miejscach

W tym roku nie nawąchaliśmy się do woli. Chociaż w Lublinie rosną w wielu miejscach, ich widok i przede wszystkim zapach mógł ujść naszej uwadze. Ledwo rozkwitły i rozsnuły swe wonie przyszło ochłodzenie i kilkudniowe intensywne deszcze. Kwiaty straciły swój kolor, kiście ciężkie od kropel deszczu szybko spadły, a my schronieni pod parasolami, rzadko mieliśmy okazję spojrzeć w górę, na korony drzew. Już przepadło! Kto się nie nawąchał, nie utrwalił w pamięci ich zapachu, będzie musiał poczekać do następnego razu. To, że znów zakwitną to pewne. Może za rok aura będzie bardziej sprzyjająca. Czekajmy więc, na pewno warto. Niecierpliwi, rozczarowani i ci, którzy zwyczajnie przegapili ten krótki moment, mogli pocieszyć się zapachem jaśminów. Andrzej Frejlich

5


artykuł z okładki

CZAS i zegary


Czy fakt, że czas jest dla

z założenia - nie przykładają

nas rzeczą bezcenną wyraża

wagi do takich spraw, doskonale

dziś

zegarek?

rozróżniają zegarek „sportowy”

Chyba nie. Niektórzy z nas nie

od „garniturowego”. Stał się on

przestają

jeszcze

posiadany być

niewolnikami

czasu,

mimo

posiadają

w

w

że

nie

jednym

„gadżetem”,

których coraz więcej w naszym

ogóle

zegarków

życiu.

Widoczna

ostatnio

konwencjonalnym

kształcie.

tendencja do przerostu formy

Zegar jako taki towarzyszy nam

czasomierzy

nieprzerwanie. Powiedzieć można

przede wszystkim kwestią mody.

nawet, że nie jesteśmy w stanie

Bo przecież nie chodzi w tym

uwolnić się od niego. Spoglądając

o ergonomię, poprawę walorów

na

telefonu

użytkowych urządzenia. Zegarek,

komórkowego widzimy najpierw

jeśli go zakładamy, musi być

upływające

widoczny.

wyświetlacz sekundy,

minuty

i godziny. Krzątając się po kuchni dostrzegamy na

migające

wyświetlaczach

mikrofalowych Nawet

i

cyferki

kuchenek

piekarników.

sprawdzając

paragon

sklepowy, znajdziemy na nim precyzyjnie wydrukowany czas dokonanej przez nas transakcji. Można by tak wymieniać bez końca. Z kolei noszone na nadgarstku zegarki stają się powoli bardziej dodatkiem do stroju, elementem naszej oprawy, niż urządzeniami pomiarowymi. i

stylu,

harmonię

bądź

Dodają też

wizerunku.

szyku

zaburzają Nawet

mężczyźni, którzy - przynajmniej

naręcznych

jest

Czy z tych kilku banalnych spostrzeżeń

wynika

coś

konkretnego, poza tym, że im szybciej żyjemy, tym częściej musimy

kontrolować

czas

i mierzyć go jeszcze precyzyjniej, i wcale już nie potrzebujemy do tego zegarka w tradycyjnej formie? Ale większość z nas, a już na pewno

większość

chłopców,

zadawała sobie pytanie, jak działa zegarek. Im bardziej dociekliwi, tym boleśniejsze przeżycia się z tym wiążą. Najczęściej kończyło się to takim oto obrazkiem: kupka 7


CZAS I ZEGARY Są też ludzie, którzy spoglądają

bezładnie porozrzucanych kółek, sprężynek,

śrubek

i

trybików

na

zegarek

nie

po

to,

aby

i trudne pytanie, czy da się to jakoś

sprawdzić czas, nie ciekawi ich

powtórnie

poskładać.

Wielkim

też przesadnie wnętrze zegarka.

sukcesem

było,

świeżo

Fascynuje ich sam fakt, jak zegar

gdy

upieczony

adept

mechaniki

tworzy ideę „chwili za chwilą”.

precyzyjnej

zmieścił

ponownie

Jednym słowem filozofia zegarów.

te wszystkie części w niewielkiej

Jedną z najbardziej wpływowych

przecież

zegarka,

postaci w tej dziedzinie był Lewis

a ponowne ożywienie urządzenia

Mumford, autor między innymi

było niemal nieosiągalne. Tak

wpływowej

pewnie

najwięksi

and

większość

raz

kopercie

rodzili

zegarmistrze,

się ale

książki

Civilization, pierwszy

Technics

wydanej

w

1934

po roku.

z nas najczęściej kończyła na

Stwierdzenie zaczerpnięte z tej

tym pierwszym razie. Jeśli był to

książki, że „zegar jest urządzeniem

rodzinny budzik, konsekwencje

o

były mniejsze – wszak to wydatek

które produkuje sekund, minuty

stosunkowo

i

niewielki,

a

więc

napędzie godziny”

mechanicznym, nie

odkryciem.

ofiarą manipulacji padał ojcowski

który z tego wyciąga: zegar,

zegarek.

wytwarzając

surowość

takim

kary

przypadku

potrafiła

na

do

je

rozdzielenia

wniosek,

„doprowadza czasu

zdarzeń,

poznawcze.

wszystkich nas, podsyca wiarę to

można

jako

chorobę wieku dziecięcego. Tylko nielicznym

to

nie

przechodzi

z wiekiem, i nie tylko nie przestają dociekać, jak to jest zrobione, ale nawet znajdują rozwiązania jak zrobić to lepiej.

od

długo zabić w człowieku pasje Traktować

które

już

jeszcze

i strata mniej bolesna. Gorzej, gdy W

Ale

jest

udziałem

w istnienie niezależnego świata matematycznie

wymierzalnych

sekwencji” może mieć dla nas wagę epokowego odkrycia. Przecież wszyscy wierzymy, nawet wiemy, że czas istnieje. Bo przecież bez niego i mechanicznych mierników nie byłoby możliwe jakiekolwiek


9


CZAS I ZEGARY funkcjonowanie.

Tymczasem

czas nie jest wytworem natury, czy Boga, to człowiek stworzył jego ideę. Można

by

powiedzieć

doigraliśmy się! Tworząc zegar, najpierw staliśmy się – zdaniem Mumforda

stróżami

czasu,

potem byliśmy jego ciułaczami, a dziś jesteśmy niewolnikami. Cierpimy z powodu nieustannego jego deficytu.

upływającego

do stopniowego odrywania się człowieka od natury. Pory roku, słońce i księżyc miały coraz mniejszy wpływ na rytm naszego życia: „w świecie stworzonym

w konfrontacji z Bogiem, może Mojżesz

doznał

uszczerbku”.

Wraz z wynalezieniem zegara uległo

pojęcie

Wieczności. Według Mumforda, rytmiczne i nieubłagane tykanie zegara

przyczyniło

się

do

osłabienia roli absolutu w świecie w większym dużo stopniu niż wszystkie

rozprawy

filozofów

wieku oświecenia razem wzięte. Skoro

za

sprawą

mechanicznego

wynalazku odmierzania

powinien

był

do

dekalogu wprowadzić jeszcze jedno przykazanie: „Nie będziesz tworzył

sobie

mechanicznego

wyobrażenia czasu”.

przez sekundy i minuty autorytet

osłabieniu

człowiek

uzyskał tak szczególną pozycję

Ten długi proces doprowadził

natury

czasu

Niestety, stało się! A może inaczej, dzięki temu wielu z nas może pasjonować się zegarami i innymi narzędziami do pomiaru czasu. Możemy także zachwycać się

formą

tych

przedmiotów,

która raz jest wyrazem ergonomii i

utylitaryzmu,

innym

razem

afirmacji technicznego zmysłu genialnych Piękna,

czasami

konstruktorów. drogocenna

oprawa zegarka bywa hołdem


złożonym sztuce i mechanice,

użytkownicy, obeszli się z nim

choć równocześnie może być

dość łagodnie. Może tak jak ja,

świadectwem próżności.

poprzedni właściciel darzył go

I ja podzielam takie pasje. Gromadzę zegarki na miarę moich możliwości. Na początek chciałbym opowiedzieć o tych, które posiadam i noszę. Fenomen zegarka polega też na tym, że

jest

długodystansowcem.

Wykonany zgodnie ze sztuką zegarmistrzowską

może

spełniać swoją funkcję bardzo długo. W przeciwieństwie do wielu urządzeń mechanicznych produkowanych współcześnie, stać

go

na

kilkadziesiąt

przynajmniej lat nieprzerwanej pracy. Jako

pierwszy

chciałbym

zaprezentować zegarek marki „Bovet”. pochwalić

się

swoim egzemplarzem nie tylko dlatego, że zegarki tej marki dzisiaj

wykonany został w latach 50tych, wygląda całkiem dobrze. Mimo

chromowanej

koperty

– te z reguły narażone są na poważniejsze

uszkodzenia

mechaniczne:

zarysowania,

wytarcie

lub

złuszczenie

chromowej powłoki – jej krawędzie są ostre i nie przetarte. Widać wciąż dwa rodzaje opracowania powierzchni:

gładkie,

lekko

matowe i szczotkowanie pomiędzy uszami.

Koronka,

przyciski

obsługujące chronograf i tylny dekiel wykonane są ze stali. To, co najbardziej doceniam w tym zegarku, to tarcza. Na czarnym tle, płaskie, tylko nadrukowane indeksy w złotym kolorze. Poziomo

Chciałbym

„szczególnym uczuciem”. Choć

zwłaszcza

na

polskim rynku kolekcjonerskim – pewną rzadkością. Jest to zegarek, który lubię i noszę bardzo często. Czas, a raczej

ułożone liczniki dodatkowe i tuż nad osią wskazówek logo, wijące się w zamaszystych zawijasach BOVET. Mimo subtelności grafiki tarczy,

mnogości

oznaczeń

i funkcji, czytelność jest wręcz wzorowa. Skala godzin, minut i sekund wysuwa się na pierwszy plan. Jakby w drugiej warstwie 11


CZAS I ZEGARY dostrzegamy liczników

wskazania chronografu,

A to wszystko przy niewielkich wymiarach

zaledwie

średnicy.

Zegarek

a dopiero potem kolejne funkcje.

34

Czytelność ułatwiają wskazówki

możemy zaliczyć do kategorii

– także oryginalnie zachowane.

sportowych – na to wskazują

Proste-

złocone.

wymienione funkcje, ale już nie

Szczególnie

imponująca

rozmiary. Współczesne zegarki

jest

centralnego

tego

mieczowe,

wskazówka

sekundnika,

uruchamiana

mm

zegarka,

typu

przynajmniej

o 10 mm większe, co wcale nie

przyciskiem.

Bardzo

oznacza, że bardziej czytelne

wyjątkowo

cienka

i ergonomiczne. Mój „Bovet” jest

pozwala na precyzyjny odczyt.

prawdziwym klasykiem, i jako

górnym długa

i


taki nie starzeje się. Pasuje i do

przy

codziennego stroju i na bardziej

marki, wyraźnie nawiązując do

eleganckie

stylistyki jej wyrobów z okresu

wyjście.

Chociaż

poszanowaniu

tradycji

pochodzi z okresu, który nie

największej

był czasem świetności firmy,

więcej, ta tradycyjna stylistyka

trzyma poziom. Ponownie marka

Boveta nie została pomyślana

dostała swe nowe życie w 2001

jedynie

roku. Jak wiele szwajcarskich

opakowanie

marek

produktu. Współczesny Bovet,

dobrze

historykom

znanych

zegarmistrzostwa

w

świetności.

jako

Co

atrakcyjne nowoczesnego

założeniach

jego

nowego

i zwykłym wielbicielom zegarków

właściciela ma być synonimem

mechanicznych – marka Bovet

wielkiego

jest

typowym

opartego na zaawansowanych

firmy,

która

kwarcowej

przykładem

nie

przetrwała

rewolucji

oraz

zegarmistrzostwa

technicznie

mechanizmach

powstających

w

podległych

siedemdziesiątych

fabrykach i warsztatach, a nie

i osiemdziesiątych. Ale jest kilka

składanką z dostępnych na rynku

przykładów firm, które u schyłku

komponentów

XX lub na początku XXI wieku

masowo.

wróciły do obiegu. W niektórych

w filozofię i wizję obecnego

przypadkach była to autentyczna

właściciela

kontynuacja tradycji i stopniowe

efekty

podźwiganie

niezbędne będzie poznanie –

kryzysu

lat

się

z

upadku,

powstających

Nim

jej

zagłębimy

marki

i

się

pierwsze

urzeczywistnienia,

w innych ktoś nabywał tylko

choćby

prawo do budzącego szacunek

- historii firmy, bo przecież to

znaku towarowego i pod starym

ona

szyldem budował wszystko od

właściciela.

nowa.

W

przypadku

Boveta

fenomen polega na tym, że znalazł się wizjoner zdecydowany stworzyć nowe przedsięwzięcie pod

starym

szyldem,

ale

najbardziej zainspirowała

Bovet

to

w

dolinie

ze de

nowego nazwisko

zegarmistrzowskiej pochodzącej

skrótow0

rodziny wsi

Fleurier

Travers.

Jest 13


CZAS I ZEGARY aktach

chiński rynek, potrzeby, a przede

metrykalnych już w schyłkowych

wszystkim gusta lokalnej klienteli

dziesięcioleciach

wieku.

i zdecydować się na pracę na

członków,

własne konto. Już w 1822 roku

będących zegarmistrzami znamy

z męskim rodzeństwem: braćmi

z imienia, to naszą historię trzeba

osiadłymi w Londynie i dwoma

zacząć

Bovet,

pozostałymi we Fleurier zakładają

który po ukończeniu edukacji

rodzinną spółkę. Przedsięwzięcie

zegarmistrzowskiej,

od

ona

I

uchwytna

choć

kilku

od

w XVIII jej

Edouarda

zapewne

samego

początku

miało

dynamikę,

skoro

w rodzinnym warsztacie, w 1814

niesłychaną

roku przeniósł się ze swymi

wkrótce niemal każdy bardziej

dwoma

okazały

braćmi

do

Londynu.

zegarek

w

Chinach

Tu bowiem, poza Szwajcarią,

sygnowany

był

nazwiskiem

znajdowało

Bovet.

były

to

się

największe

Nie

centrum wytwórczości zegarów.

z

Tu też ogniskował się rynek

Adresowane były głównie do

światowego handlu wytworami

odbiorcy równie wymagającego,

zegarmistrzowskimi. Pewnie dla

ale

młodych Bovetów w Szwajcarii

klientami

zrobiło się trochę za ciasno. Już

i urzędnicy cesarscy wyższej

w 1818 r. Edouard jako pracownik

rangi. Z racji specyfiki rynku

londyńskiej firmy Magniac został

właściciele

wysłany do Chin, a dokładniej ich

nie

okna na świat - Kantonu. Przez

ale

kilka następnych lat Edouard

dekoratorów: grawerów, malarzy

zajmował się serwisem i wszelkimi

-

naprawami zegarmistrzowskimi.

się w malarstwie miniaturowym.

Był

Spod ich rąk wychodziły zegarki

to

rozwoju i

okres

dynamicznego

handlu

zegarami

na

zegarkami tym

rynku.

najwyższej

półki

wyroby

liczniejszego. byli

Głównymi

bogaci

marki

tylko i

liczne

emalierów,

cenowej.

kupcy

zatrudniali

zegarmistrzów grono

artystów

specjalizujących

niezwykle okazałe, zadziwiające artystycznym

kunsztem

Zaledwie kilka lat wystarczyło

i bogactwem użytych materiałów.

mu,

Jak

aby

dobrze

rozpoznać

na

gusta

europejskie


zbyt bogate i egzotyczne, ale

Madonny

doskonale

odpowiadające

Rafaela, czy sceny z klasyki

oczekiwaniom klientów z Państwa

literatury – Romeo i Julii. Często

Środka.

powtarzającym

Koperty

zdobione

z

Dzieciątkiem

się

wg

motywem

wielobarwną emalią komórkową

była kompozycja kwiatowa lub

i

sceny z ptakami, a to wszystko

perłami,

często

posiadały

również wykonane także techniką

w

emalierską

i

portrety

chińskich

oszałamiającej bogactwie

kolorystyce

ornamentalnych

dam – lokalnych piękności, albo

szczegółów.

Mechanizmy

reprodukcje arcydzieł malarstwa

również opracowywano niezwykle

europejskiego – np. wyobrażenie

starannie i dekoracyjnie przy

15


CZAS I ZEGARY

użyciu technik szkieletowania,

Bovet

grawerunku

cyzelowania.

w mechanizmach z centralnym

ukrywały

sekundnikiem, co w I poł. XIX

i

Mechanizmy się

pod

nie

ochronnymi

przeciwkurczowymi, przeciwnie, je

na

widok

deklami

wieku

specjalizował

wcale

nie

było

się

takie

wręcz

powszechne. „Chińskie” produkty

wystawiano

Boveta były więc małymi dziełami

właściciela

sztuki

zegarmistrzowskiej,

przezroczystym,

efektem kunsztu zegarmistrzów,

szklanym deklem. Duża grupa

rzemieślników i artystów różnych

produktów firmy cechowała się

specjalności. To zapewniło im

technicznym zaawansowaniem.

tak wielki sukces na odległym,

nakrywając


ale bardzo wymagającym rynku.

dzisiaj

Edouard

rynek

Właściciel, w sytuacji, gdy jeden

oferował

z zegarków uległ uszkodzeniu,

klientom dwa identyczne zegarki

miał do dyspozycji drugi. Mógł go

zamknięte

dekoracyjnej

używać oczekując na naprawę,

kasecie. To też było specyfiką

która trwała nawet kilka miesięcy,

chińską,

gdyż

tak

poznał

dogłębnie,

ten że

w

obdarowywano

się

swoje

dobre

zegarek

musiał

strony.

odbyć

prezentami

podróż do Szwajcarii i ponownie

zgrupowanymi w pary. Łatwo

ożywiony wrócić do właściciela.

domyśleć się, jak trudno było

Dzięki tej identyczność także

artystom dekoratorom wykonać

obecni

dwa

zegarki

większe szanse znaleźć zegarki

w sytuacji, gdy cały proces

Boveta na rynku antykwarycznym,

wytwórczy odbywał się ręcznie.

a są one bardzo poszukiwane.

tam

wystawnymi

identyczne

Kto

choć

się

w

odrobinę

orientuje

niuansach

techniki

emalierskiej, wie jak jest ona wymagająca. obraz,

Skomplikowany

zamykający

powierzchni

kilku

centymetrów

się

na

zaledwie

kwadratowych,

wymagał niesłychanej precyzji. Dodatkowo,

o

efekcie

ostatecznym kolorystycznym

decydował

sposób

wypalenia

emalii. Czasami różnica kilku stopni

Celsjusza

zniweczyć

cały

potrafiła

efekt,

gdyż

po wypaleniu już nic nie dało się

poprawić.

upodobanie

do

To

chińskie

przedmiotów

parzystych miało, a nawet ma

Mimo,

kolekcjonerzy

że

Edouard

mają

spędził

w Chinach zaledwie dwanaście lat, stworzył podstawy solidnej firmy produkcyjno - handlowej z bazą wytwórczą i agencjami w Londynie oraz Kantonie. W 1830 roku wrócił do Fleurier, ale już rok później musiał z przyczyn politycznych wyemigrować do Francji. Firma rozwijała się nadal a we Fleurieur powstał okazały dom Edouarda – obecnie siedziba gminy. W roku 1840 zmieniono nazwę firmy na Bovet Freres et Cie, a jej akcjonariuszami byli liczni członkowie rodziny, głównie bracia i bratankowie. 17


CZAS I ZEGARY Po śmierci Edouarda w 1849

noszenie

roku nadal produkowano zegarki

Nawiązanie do tradycji marki

głównie dla chińskiego odbiorcy.

wyrażało się też w staranności,

Te wyroby uzyskiwały bardzo

wręcz bogactwie opracowania

wysokie oceny. W 1855 roku,

mechanizmu

na wystawie światowej w Paryżu

nawiązanie

złotym

dedykowanych na rynek chiński.

parę

medalem zegarków,

nagrodzono powstałą

na

zamówienie chińskiego cesarza. Niestety II poł. XIX wieku to zmiany w profilu działalności. Bovetowie stopniowo ograniczają produkcję,

a

koncentrują

się

na handlu. Eksportują do Chin szwajcarskie produkty, a importują z tego rynku jedwabie i herbatę. W 1901 roku ostatecznie firmę sprzedano innej szwajcarskiej marce

zegarmistrzowskiej

Leuba Freres. Później jeszcze kilkakrotnie przechodziła z rąk do rąk ale nikomu specjalnie nie zależało na kontynuacji jej zegarmistrzowskich Coś

drgnęło

gdy

na

w

targach

tradycji. roku w

1997, Bazylei

dostrzeżono zegarki sygnowane Bovet o niecodziennej, jak na owe czasy stylistyce. Była to zminiaturyzowana forma zegarka kieszonkowego z zamocowaniem paska

umożliwiającym

jego

na

nadgarstku.

– do

ewidentne egzemplarzy

I tu wracamy do przerwanego wątku.

W

2001

przejmuje

roku

firmę

biznesmen

nie

związany z branżą zegarkową Pascal

Raffy,

urodzony

w Bejrucie syn Francuza i Libanki. Wykształcony w Paryżu, zrobił karierę w branży farmaceutycznej, ale dzięki pasji kolekcjonerskiej swego

dziadka

zaraził

się

miłością do starych zegarków. Znużony biznesem wycofał się z rynku. Na szczęście w tym postanowieniu nie wytrwał długo. Wrócił, ale już na całkiem inny obszar – rynek szwajcarskiego wielkiego

zegarmistrzostwa.

Zainteresowała

go

bogata

historia Boveta i małe dzieła sztuki, jakimi są jego XIX wieczne zegarki. Mając w głowie własną koncepcję produktu prawdziwie luksusowego, ale jednocześnie mechanicznie

wyrafinowanego,


uznał, że nawiązując do tradycji

Technology

Boveta będzie ją mógł w pełni

która początkowo zaopatrywała

urzeczywistnić.

Boveta

Wyzwanie

to

STT w

z

Tramelan, mechanizm

nie

z turbillonem. Niestety, popadła

tylko biznesowy ale i pewną

w problemy finansowe i została

misję.

ideologii

wystawiona na sprzedaż, lub

kompletowania

przeznaczona do likwidacji. Po jej

pracownicy,

odkupieniu Raffy zagwarantował

potraktował

jest

jako

Wyrazem

tej

sposób

załogi:

projekt

tylko

którzy zdobyli zawodowe szlify

dotychczasowym

w

pełne

najbardziej

renomowanych

pracownikom

zatrudnienie

pod

zegarmistrzowskich

dwoma warunkami: -absolutna

Szwajcarii. Choć Bovet korzysta

dyscyplina i wzorowy porządek;

z gotowych mechanizmów lub

-najwyższe

modułów

mechanizmów.

firmach

za

odpowiedzialnych

dodatkowe

wskazania

wysokość

normy

jakości

Zmniejszono

produkcji

jeden

i funkcje, stopniowo dąży do

turbillon tygodniowo i czterech

usamodzielnienia. Na razie jest

stałych

to

chwili mówi się o „bovetowskiej”

częściowa

niezależność.

Raffy kupił firmę Swiss Time

jakości

klientów.

Już

w

tej

komponentów

19


CZAS I ZEGARY

Zakład

precyzyjnych. To, czego nie udało

w Tramelan, który nosi teraz

się skupić pod szyldem własnej

nazwę Dimier, jest dziś klasyczną

manufaktury,

manufakturą. Tu powstał całkiem

poza wpływem Boveta. Bardzo

nowy kaliber podstawowy Boveta,

wysokie

nad

dostawcom

zegarmistrzowskich.

którym

pracowało

przez

wymagania

kilka lat czterech konstruktorów.

powodują

Tutaj

dostawców

przeniesiono

także

nie

pozostaje stawiane

podzespołów, często z

trudności

dochowaniem

produkcję sprężyn. Podobnie,

norm jakości. Raffy stara się

jak w poprzednim przypadku,

mieć

zredukowano

w roku 2006 odkupił 60 procent

wielkość skupienia

się

Tramelan

na

tym

kontrolę,

np.

celem

udziałów w genewskiej firmie

osiągnięciu

Valor & Lopez, która dostarcza

produkcji,

najwyższej w

dotychczasową

nad

hal

mu ręcznie giloszowane tarcze

przemieszczono

z emalii, macicy perłowej, jak

jakości.

Do

też firmę Aigat S.A., producenta

również

specjalistycznych

kamienie w tarczach i kopertach

narzędzi

osadza

szlachetne


zegarków. Tarcze są szczególnym

tradycji marki, jak i uznaniem

wyróżnikiem zegarków Boveta,

dla autentycznych umiejętności

bogactwo użytych materiałów:

mistrzów,

złoto, platyna, macica perłowa

znawców tradycyjnych technik.

i wyrafinowanie technik, decydują

A wszystko to służy tworzeniu

o

wyrobów pięknych w najwyższym

ich

niepowtarzalności.

Kontrastując

z

prostotą

stopniu

nielicznych

swego

już

wyrafinowania.

kopert z koronką na godzinie

Zadziwiające,

12-tej,

Raffy udało się dokonać tego,

efekt.

tworzą Innym

ostateczny

wyróżnikiem

rozfalowane

co

zamiłowanie

bardziej ekskluzywną niż była w

upodobania

wiele

właściciela, i

artystycznych zarówno

wyrafinowanie technik

hołdem

Poddźwignął

markę Bovet, uczynił ją jeszcze

do detalu wyraża indywidualne bogactwo

zaplanował.

Pascalowi

Tak

wskazówki.

charakterystyczne

jak

jest

złożonym

przeszłości, elementów

kontynuując jej

tradycji.

W przeciwieństwie do tendencji współczesnego poszerza

oferty

rynku,

nie

ilościowej,

21


CZAS I ZEGARY wręcz odwrotnie, narzucił sobie

koniec trafić do rąk szefa.

górny limit produkcji. Firma ma produkować nie więcej niż 2000 egzemplarzy rocznie. Zegarek tej

marki

ma

nie

być

tylko

utylitarnym czasomierzem. Ma odzwierciedlać charakter swego właściciela,

jego

estetyczne

poglądy, uznanie dla tradycji i perfekcji. Ma być efektem w pełni świadomego wyboru. Tak na marginesie – wybór rzeczywiście wymaga

głębokiego

namysłu

już choćby ze względu na ceny, a te zaczynają się od poziomu kilkudziesięciu

tysięcy

euro.

Zapadły też decyzje co do strategii marketingowej. Firma rezygnuje z udziału w nawet największych imprezach

branżowych,

nie

będzie się wystawiać ani na salonie

genewskim,

ani

na

targach w Bazylei. Raffy chce się spotykać z klientami i miłośnikami marki indywidualnie. Świadczy to o indywidualnym podejściu do klienta. Szacunek dla niego wyraża także poprzez pietyzm, z jakim powstaje każdy zegarek. Przechodzi on skomplikowaną procedurę kontroli jakości na każdym etapie produkcji, by na

Bez względu na naszą ocenę stylistyki zegarków Boveta – bo przecież nie muszą one trafiać w gusta każdego z nas, przyznać musimy, że o ich prestiżu nie decyduje logo – jak się to dzieje dzisiaj z wieloma luksusowymi markami.

Pod

metką

Boveta

kryją się autentyczne wartości techniczne

i

artystyczne,

które pozwalają tym zegarkom aspirować do kategorii produktów najbardziej

luksusowych.

W przypadku nowego właściciela mamy do czynienia z przykładem autentycznego pasjonata, bo jego inicjatywa nie była motywowana względami

marketingowymi.

Gdyby cel merkantylny był na pierwszym planie, nie podnosiłby z upadku małych tradycyjnych firm,

czasami

kilkuosobowych

warsztatów skupiających ludzi, którzy

przechowali

tradycje rzemiosła, tajemnice

dawne

skomplikowanego a

czasami

wręcz

warsztatu,

które

przechodzą z ojca na syna, z

mistrza

na

najbardziej

obiecującego i pilnego ucznia.


Osiągnął by cel dużo prostszą

ten mały przedmiot leżący obok

drogą i przy niższym nakładzie

na stole, wprowadzi mnie w tak

kosztów.

bogatą i fascynującą historię.

Kupowałem

kilka

lat

temu

mojego Boveta zauroczony jego formą i klasycznym – tak przeze mnie cenionym stylem zegarków lat 30 – 50-tych. Nazwa marki

I choć sam pochodzi może z najmniej interesującego okresu w dziejach marki, jest przecież częścią jej historii. Andrzej Frejlich

mówiła mi bardzo niewiele, choć gdzieś mi się już wcześniej obiła o uszy. Nie spodziewałem się, że

23


TUTARG na Cichej 4


25


TUTARG


W 2013 roku pojawiła się w Lublinie nowa inicjatywa – Autonomiczne Centrum Społeczne. Właściciel kamienicy przy ul. Cichej 4 w Lublinie chcąc uchronić ją przed nieproszonymi lokatorami, a jednocześnie zrobić coś dobrego, oddał nieruchomość w użytkowanie grupie osób skupionych wokół idei zaangażowania społecznego. W opisie na facebookowym 27


TUTARG

fanpage’u ACS możemy przeczytać: „Cicha4 to miejsce tworzone oddolnie, społecznie, powstałe z pasji i determinacji grupy wolontariuszy. Oni je tworzą i prowadzą.” Takimi osobami są z pewnością Agata i Sylwia, które w ramach działania fundacji „Słoneczny Pokój” od listopada organizują TuTarg na cichej 4. Na początku co miesiąc, a obecnie nawet co dwa tygodnie umożliwiają spotkanie drobnych wytwórców i twórców z osobami, które poszukują niepowtarzalnych przedmiotów, ekologicznej i lokalnej żywności. Możemy tam kupić m.in. ziarna i kasze prosto od producenta, domowy humus lub wegański smalec, ciasta, żytni chleb na zakwasie, syropy z ziół i owoców, ekologiczne soki, a nawet świeże zioła lub instrumenty muzyczne. Przestrzeń Cichej 4 emanuje pozytywną energią i można się tam po prostu dobrze poczuć, a przy tym zaopatrzyć w produkty niedostępne w sklepach i marketach. W czerwcu fundacja „Słoneczny pokój”


współpracowała z Galerią Labirynt tworząc Zielony Labirynt, cykl wydarzeń skupiających się wokół ekologii. Były to koncerty, m.in. zespołów Miąższ i Na Tak, warsztaty dla dorosłych i dla dzieci, prezentacje oraz wykłady. Uczestnicy mogli nauczyć się, jak stworzyć fotel z palet, lampę ze słoika, a nawet dom ze słomy i gliny. Oprócz zagadnień twórczego recyklingu i biobudownictwa, można było posłuchać również o permakulturze lub… sztuce naprawiania rowerów. Warsztatom towarzyszyło wegańskie jedzenie i muzyka. Łucja Frejlich-Strug

29


FESTIWAL kolor贸w


Szóstego czerwca odbył się w Lublinie festiwal kolorów, który przyciągnął rzesze osób pragnących przeżyć coś nowego biorąc udział w radosnym święcie. Od zeszłego roku w kilku miastach Polski organizowane są tego rodzaju festiwale inspirowane obchodami hinduskiego święta Holi. Holi jest hinduistycznym świętem wiosny, podczas którego przestają liczyć się wszelkie podziały, kasty, czy wyznania religijne.

31


FESTIWAL KOLORÓW


Przez kilka dni wszyscy chętni

miejsce imprezy uśmiechnięci

świętują

roku

i kolorowi. Rozchodzili się po

tańcząc i śpiewając, a przede

mieście budząc zainteresowanie

wszystkim

i wywołując uśmiechy.

zmianę

pór

obrzucając

się

kolorowymi proszkami.

Jeśli za rok Lublin również

To święto na polskim gruncie

będzie gościł Festiwal Kolorów,

traci swój religijny charakter,

zrobię

ale

proszków i wybiorę się na błonia

pozostaje

radości

i

festiwalem

równości,

zapas

wielobarwnych

które

ubrana na czarno lub biało, bo

przejawiają się we wspólnym

to właśnie na takich strojach

tworzeniu feerii barw.

kolorowe

Tradycyjnie

podczas

święta holi wykorzystuje się jedynie proszki naturalnego pochodzenia,

otrzymywane

z wysuszonych i zmielonych płatków kwiatów i owoców. W się

Lublinie

festiwal

udał

świetnie,

tysiące

osób

plamy

wyglądają

najbardziej efektownie. Sądzę, że następna edycja Festiwalu przyciągnie

jeszcze

więcej

uczestników, którzy tak jak ja zapragną wziąć w niej udział zamiast

pozostawać

jedynie

obserwatorami. Łucja Frejlich-Strug

w różnym wieku zebrało się na błoniach za browarem Perła i bawiło się w rytm muzyki, a

także

tańcząc

zumbę.

Punktem kulminacyjnym było symultaniczne wyrzucenie do góry kolorowych proszków, co

dało

efekt

bajecznie

kolorowej chmury. Wszyscy biorący

udział

opuszczali 33


Książka ta powinna być obowiązkową lekturą wszystkich mieszkańców Lubelszczyzny, a już na pewno tych, którzy czują się lokalnymi patriotami.


RENESANS LUBELSKI recenzje antidatum

Od jakiegoś już czasu na rynku księgarskim dostępna jest książka – album „Renesans Lubelski” wydawnictwa Boni Libri. Książka ta powinna być obowiązkową lekturą wszystkich mieszkańców Lubelszczyzny, a już na pewno tych, którzy czują się lokalnymi patriotami. Bo też specyficzny typ architektury, wykształconej na obszarze szeroko rozumianej Lubelszczyzny w schyłkowych dziesięcioleciach XVI i w XVII wieku, tworzy zjawisko o lokalnej specyfice. Nie jest to lektura wymagająca szczególnego przygotowania z zakresu historii sztuki. Jej główna wartość to zdjęcia – wszak jest to album, więc nie może być inaczej. Ich autorzy Adam i Marcin Bujakowie – zwłaszcza pierwszy z nich, są doskonale znani czytelnikowi. Gwarantują też najwyższy poziom zdjęć w tak trudnym temacie, jak architektura. Adama Bujaka znamy doskonale, jest przecież obecny w polskiej fotografii od kilku dziesięcioleci. Jak widać, także przedstawiciel młodszego pokolenia Bujaków chce kroczyć podobną drogą. A efekty tej współpracy? Oceńcie Państwo sami. Połączenie w spojrzeniu na architekturę ujęcia własnego z walorami dokumentacyjnymi fotografii daje znakomity efekt. Nie jest to rozbuchany kreacjonizm, właściwy niektórym artystom, którzy fotografując architekturę pokazują tylko siebie. W zdjęciach Bujaków jest czytelny szacunek do tematu, wiedza i zrozumienie architektury. Widzimy też osobiste podejście do ujęć i przeżycia architektury. Jest nastrój i natura, bo przecież architektura jest sztuką kształtowania przestrzeni. Widzimy lubelski krajobraz, ulice 35


RENESANS LUBELSKI

i zaułki miast i miasteczek. Za sprawą zdjęć Bujaków Renesans Lubelski nie jest tylko wypreparowanym konstruktem naukowego warsztatu historyka sztuki, jest częścią naszego dziedzictwa, ważnym składnikiem krajobrazu kulturowego Lubelszczyzny. Słowa uznania dla pomysłodawcy i autora koncepcji, a jednocześnie wydawcy- Leszka Dulika. Nikt dotychczas nie pokazał naszej lokalnej architektury w tak atrakcyjny i kompetentny sposób. Jeśli mamy potrzebę zapoznać się z fenomenem renesansu lubelskiego, zacznijmy właśnie od tego albumu. Studiowanie go da nam pewien zakres fachowej wiedzy, ale też dużą przyjemność. Jeśli rozbudzi on naszą ciekawość, sięgniemy po dalsze lektury. Wybrana bibliografia zamieszczona została na końcu. Historyczny rys zjawiska renesansu lubelskiego został zawarty we wstępie Tadeusza Adamka. Warto przez niego przebrnąć, choć zapewne specjaliści od architektury nowożytnej polemizowaliby z wieloma tezami autora. W moim przekonaniu, wielką wartością publikacji jest sposób zredagowania podpisów do zdjęć. Nie identyfikują one jedynie przedstawionych obiektów, ale wprowadzają w cechy tej architektury. Mimo swej lapidarności, mają charakter analityczny. Konfrontując podpis ze zdjęciem uczymy się rozumieć architekturę. Stopniowo i bezboleśnie przyswoimy sobie także fachową terminologię. Może więc skorzystajmy z zachęty Leszka Dulika, zawartej w słowie od wydawcy. Dajmy zaprosić się na podróż po Lubelszczyźnie, do miejsc, w których przed czterystu laty powstały dzieła, które ze względu na swą lokalną specyfikę są obecnie określane mianem renesansu lubelskiego. Sądzę, że może to także być świetny pomysł na wakacje. Co więcej, pomysł który nie wymaga angażowania dużych środków finansowych i wykrojenia sporego kawałka z bezcennego urlopu. Spróbujmy się rozejrzeć i zlokalizować


Kościół dominikanów – szczyt fasady zachodniej

37


RENESANS LUBELSKI

najbliższe obiekty. Czasami wystarczy jedna godzina, wygodne byty i rower. W przypadku większych dystansów samochód lub autobus. Zróbmy to z albumem pod pachą, a najlepiej przestudiujmy go przedtem w domu. Spróbujmy, może nas to wciągnie. Czy pamiętacie Państwo przysłowie, które czasami bywa przytykiem: cudze chwalicie… Jeśli już zdecydujemy się na bardziej systematyczne zapoznanie się ze zjawiskiem renesansu lubelskiego, możemy to zrobić na kilka różnych sposobów. Najważniejsze, aby nie poprzestać na teorii. Przyswojenie kilku faktów z towarzyszącego zdjęciom wstępu

Kościół dominikanów – wieża przy fasadzie zachodniej – elementy belkowania


Kościół bernardynów – prezbiterium, gzyms

i podpisów pod fotografiami to zaledwie początek. Musimy tą wiedzę skonfrontować z żywym zabytkiem. Zobaczyć, jak nasz obiekt: kościół, pałac czy kamienica rozwija się w przestrzeni, jak wpisuje się, bądź też wyróżnia w otaczającym krajobrazie. Nowożytne kościoły o oswojonych, a czasami wręcz strywializowanych cechach europejskiego renesansu „siedzą” w pagórkowatym krajobrazie Lubelszczyzny szczególnie pięknie. Niosąc powiew sztuki wielkiego świata osadzają się u nas w wersji przetworzonej, przesiąkniętej

lokalnością,

ale

też

wielokrotnie

specyficznie

zmiksowanej. Bo też łatwo w niej znaleźć zarówno reminiscencje 39


RENESANS LUBELSKI

włoskie, jak i niderlandzkie. Nasze poznawanie tej architektury może ulec zaskakującemu wzmocnieniu – gdy wczesnym latem w upalny dzień wejdziemy do chłodnego i półmrocznego wnętrza kościoła wiejskiego, uderzy nas delikatna woń piwonii, a w skwarne dni dojrzałego lata będzie to mocniejszy zapach floksów. Te dodatkowe bodźce jeszcze wzmocnią nasz kontakt z architekturą, podobnie jak smugi mocnego światła wdzierającego się w mroczne wnętrza. Utrudnia ono analityczny odbiór architektury, ale buduje nastrój. Nastrój, który może tak zintensyfikować nasze przeżycia, że zostaną z nami na bardzo długo. Już tylko dla takich i tym podobnych


Kościół p.w. Św. Wojciecha – elewacja północna – artykulacje architektoniczne

wrażeń oraz przeżyć warto wstać znad albumu rozłożonego na stole i potraktować go bardziej jako zachętę do osobistego poznawania i przeżywania, a nie jedyne źródło wiedzy. Możemy skonfrontować np. największe ośrodki tej architektury w naszym regionie: Lublin, Zamość i Kazimierz. Nie będzie to wielkie wyzwanie, bo przecież tu dotrzeć najłatwiej. Warto odszukać obiekty mniej znane, choć nie koniecznie bardziej odległe. Wśród nich są miejsca, w których poczujemy się jakby przeniesieni ponad trzy stulecia wstecz. W Końskowoli, w kościele szpitalnym św. Anny mamy do czynienia z budowlą o bryle klasycznej dla typu lubelskiego, nie 41


RENESANS LUBELSKI


przetworzonej w wyniku późniejszych przemian. Mimo niewielkich rozmiarów znajdziemy tu wiele elementów pierwotnego wystroju. Dekoracje sklepienia ze sztukatorskimi listwami o uproszczonych profilowaniach, ołtarz główny w tryptykowej formie – spóźnionej reminiscencji gotyku, zdobiony ornamentyką okuciową i obrazami z pierwszego 20-lecia XVII wieku. Nad zakrystią loża lokatorska z zachowanym programem niesłychanie bogatych dekoracji malarskich. Jest to wciąż nieodkryta perła renesansu lubelskiego. Zarówno bryła samego kościoła, rzadkość i stan zachowania dekoracji malarskich oratorium, jak i wiele elementów oryginalnego XVII-wiecznego wyposażenia, same w sobie zasługują na odrębne zainteresowanie. Dokonajmy teraz przeskoku w inny zakątek Lubelszczyzny – do Uchań. Kościół parafialny pw. Wniebowzięcia NMP wzniesiony przez Jana Wolffa w latach 1620 – 1625. Obok w każdym wręcz elemencie bryły manifestujących się wyraźnie cech lokalnej odmiany renesansu, na szczególną uwagę zasługują sześcioboczne kaplice kopułowe flankujące korpus nawowy. We wnętrzu podziwiać możemy bogactwo rzeźby sepulkralnej z końca XVI wieku – kościół jest mauzoleum grobowym właścicieli Uchań. Nagrobki wyszły z warsztatu najsłynniejszego rzeźbiarza działającego w Polsce u schyłku XVI wieku – Santi Gucciego. Nagrobek Pawła i Anny Uchańskich jest potężną piętrową strukturą, sięgającą niemal gzymsu. Elementy architektoniczne obsiadłe przez rozbuchane w swym bogactwie dekoracje manierystyczne stanowią ramę dla dwóch nisz z leżącymi postaciami zmarłych małżonków, odkutych precyzyjnie w ciepłym, półprzezroczystym alabastrze. „Śpiący” zmarli, ułożeni w wyszukanych pozach, odziani są w paradne stroje, z niesłychanym realizmem oddające modę renesansu. Nagrobek ten to jedno z czołowych dzieł rzeźby renesansu Kościół pobrygidkowski – sklepienie prezbiterium – elementy dekoracji sztukatorskiej

43


RENESANS LUBELSKI

w Polsce. Drugi nagrobek – Stanisława i Arnulfa Uchańskich także ma strukturę piętrową. I choć wyszedł prawdopodobnie z tego samego środowiska artystycznego, jest już mniej okazały i bardziej skonwencjonalizowany. Przywołane przeze mnie powyżej przykłady Końskowoli i Uchań zostały wybrane wyrywkowo. Takich obiektów jest kilkadziesiąt i każdy z nich ma swoją specyfikę. Jeśli jeszcze ich nie odkryliście dla siebie – zróbcie to. A album „Renesans Lubelski” nam to ułatwi. Andrzej Frejlich

Kościół pobrygidkowski – sklepienie prezbiterium – detal


Kościół bernardynów – widok na prezbiterium, szczyt wschodni i wieżę

45



47


Dwa

lata

temu

szukając

jakiegoś przepisu odkryłam blog Strawberries from Poland pisany przez Anię Włodarczyk. Pomimo, iż miał on już wówczas pięć

lat,

przeczytałam

go

„od deski do deski” w ciągu jednego

dnia

zaniedbując

przy tym obowiązki. Można się

zastanawiać,

jak

blog

kulinarny może być aż tak wciągającą

lekturą.

Sekret

tkwi w tym, że autorka każdy przepis łączy z opowieścią, potrawa jest jakby ilustracją, dopełnieniem historii. Kiedy dowiedziałam się, że Wydawnictwo Czarne zaproponowało Annie Włodarczyk napisanie książki, czekałam na jej ukazanie się z niecierpliwością. Wreszcie na początku maja dotarł do mnie egzemplarz „Zapachu truskawek”. Pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne ze względu na piękną ilustrację na okładce i dobrze do niej dobraną typografię. Miłym zaskoczeniem okazuje się być również obecność kilkunastu fotografii. Któż nie lubi, kiedy w książce są „obrazki”? Zawsze, gdy dostaję w swoje ręce książkę, w której pokładam duże nadzieje, staram się powstrzymać czytelniczy zapał i nie rzucić się na nią w autobusie lub stojąc na czerwonym świetle. Odwlekam moment rozpoczęcia lektury do chwili, aż będę mogła nadać jej


ZAPACH TRUSKAWEK recenzja antidatum

odpowiednią oprawę. Najchętniej robię kawę (dużą białą, podobnie jak autorka książki) i siadam w fotelu po Dziadku.

Książka Anny Włodarczyk podzielona jest na cztery części (według sezonów) zawierające podrozdziały. Każdy nich zwieńczony jest przepisem. Byłam przekonana, że ta książka będzie świetna, a okazała się jeszcze lepsza. Przede wszystkim bije od niej szczerość i dojrzałość autorki. Jest to opowieść o tym, co dla niej najważniejsze, czyli o rodzinie i związanej z nią tradycji. Kuchnia jest nie tylko centralnym punktem domu, ale też idealnym sposobem na okazywanie uczuć. Wiadomo przecież, że żadna zupa pomidorowa nie smakuje tak dobrze, jak ta serwowana przez kochającą Babcię. Ponieważ „Zapach truskawek” oparty jest na życiu autorki i jej rodziny, nie wszystkie jego elementy są słodkie i radosne. Przez szczęśliwe życie przenikają również nici rozczarowania, smutku i nostalgii. W książce widoczna jest jednak postawa pogodzenia z tym, na co nie mamy wpływu i czerpania radości z dobrych chwil. W rozdziale O ograniczaniu posiadania autorka pisze: Wartościowe życie musi być świadome, a więc nieco wolniejsze, spokojniejsze. I mniej zagracone. To jeden z wielu poglądów Anny Włodarczyk, pod którymi sama mogłabym się podpisać. Jej skłonność do prostoty i braku przesady połączone z chęcią czerpania z tradycji są mi bardzo bliskie. Ta książka jest słodko – gorzka, jak sałatka z rukolą i truskawkami. To doskonałe połączenie smaków. Łucja Frejlich-Strug

49


ZAKWASOWA

mapa Polski


„miał smak”... Wielokrotnie słyszałam, jak moi dziadkowie lub rodzice wspominali z rozmarzeniem domowy chleb na zakwasie „taki jak kiedyś”. Ten mityczny pokarm charakteryzował się kilkoma cechami: był obecnie niedostępny w sprzedaży, najczęściej wykonany z mąki żytniej, lub mieszanki żyta z pszenicą. Nade wszystko był pieczony na zakwasie, dzięki czemu w przeciwieństwie do współczesnego „miał smak”. 51


ZAKWASOWA MAPA POLSKI

Sądzę,

że

do

pieczenia

chlebowego,

chleba na zakwasie trzeba

narzędzie,

dojrzeć.

mogłam

Pewnego

postanowiłam informacji

na

dnia

poszukać ten

temat

wyskoczyły

rozwoju.

była

zakwasowamapapolski.

blogspot.com. przepisu

na

wyhodowanie

Szukałam samodzielne zakwasu

go

któremu

otrzymać

bez

i „podtrzymywania przy życiu” w

przeglądarce

dzięki

dostałam

żmudnego procesu hodowania

i jedną pierwszych stron, które w

a

jego

wczesnym

Zakwasowa

mapa

stadium Polski

powstała w 2013 roku z inicjatywy trzech

polskich

blogerek

kulinarnych, które zainspirowały


się projektem pana Cuketki,

dawcy mieszkającego najbliżej

twórcy

nas, po czym kontaktujemy

czeskiej

Kváskove

mapy. Mapa

się działa

na

zasadzie

bezpośredniego

kontaktu

zakwasodawcy

z

zakwasobiorcą.

Dostępna

na stronie mapka jest usiana znacznikami, które symbolizują osoby gotowe podzielić się swoją

hodowlą.

Szukamy

z

nim

poprzez

adres

email dostępny w opisie. Ja umówiłam się z Panią Ewą i już po kilku dniach dostałam od niej mojego nowego pupila. Jest to zakwas żytni z pełnoziarnistej mąki, uznawany za najbardziej wartościowy i

dla

odpowiedni

organizmu dla

osób

53


ZAKWASOWA MAPA POLSKI

nietolerujących glutenu. Oczywiście

natychmiast

dokarmiłam zakwas i zabrałam się za pieczenie chleba. Na początek wybrałam przepis Elizy Mórawskiej (dokładnie ten). Wydał

mi się najmniej

skomplikowany, a najlepszą rekomendacją było określenie go

przez

autorkę

mianem

ulubionego.

Pierwszy

chleb

wyszedł mi trochę ciężki, ale bardzo

smaczny.

podwoiłam i

zaczęłam

ciasta

ziarna

Wychodzi jaki

porcję

mi

możecie

Obecnie zakwasu

dodawać

do

słonecznika. taki

chleb,

zobaczyć

na

zdjęciach. Jest rzeczywiście pełniejszy w smaku niż te


dostępne obecnie w piekarni,

skorzystanie z niej każdemu,

a dodatkowo nie jest barwiony

komu choć raz przeszedł przez

karmelem,

myśl pomysł samodzielnego

napompowany

spulchniaczami, konserwantami

utrwalony nie

może

do tego ani tradycyjnego pieca

śladowych

ilości

chlebowego, ani tym bardziej

orzechów ziemnych, soi ani jaj.

automatu do wypieku chleba.

zawierać Moje

i

upieczenia chleba. Nie potrzeba

doświadczenia

z zakwasową mapą Polski są bardzo pozytywne i polecam

Wystarczy domowy piekarnik elektryczny lub gazowy, mąka, zakwas i chęci. Łucja Frejlich-Strug

55


TARTA r贸偶a


57


TARTA RÓŻA

Cóż może być bardziej „slowlife’owego” od przebierania płatków róży?


Początkowo chciałam w pierwszym wydaniu „antidatum” napisać o maśle i sposobie jego wytwarzania. Produkt tak podstawowy i wszechobecny wydał mi się idealny na początek. Później jednak dotarło do mnie, że marnotrawstwem byłoby pisać o czymś dostępnym przez cały rok w środku lata, gdy dookoła aż roi się od sezonowych warzyw i owoców, które wkrótce znikną i pozostanie po w najlepszym razie niewielki zapas w zamrażarce lub słoiku. Cóż może być bardziej „slowlife’owego” od przebierania płatków róży? Jest to zajęcie dla cierpliwych i jednocześnie nieustraszonych, bo pośród kwiatów czają się przeróżne owady. Do przyrządzenia tartej róży najlepsza jest dzika róża (Rosa canina), ale nadają się również stare odmiany o mocno pachnących kwiatach. Z pewnością bezużyteczne będą nowoczesne twory o twardych płatkach i jadowitych kolorach. Ważne jest, aby róża rosła z dala od dróg i innych źródeł zanieczyszczeń oraz nie była pryskana środkami ochrony roślin. Ja skorzystałam z krzaka, który zasadzili jeszcze rodzice poprzednich właścicieli domu moich rodziców.

59


TARTA RÓŻA

Tradycyjnie

tartą

różę

przyrządza

się

poprzez

ucieranie

przebranych płatków w donicy wraz z dużą ilością cukru. To sposób przygotowywania na zimno odróżnia ją od smażonej konfitury różanej. Ja dostosowałam tę recepturę do współczesnych warunków. Większości z nas brakuje dziś miejsca na przechowywanie dużej donicy do ucierania, której używa się dwa lub trzy razy w roku. Ponadto niewiele osób ma dość czasu i energii na wielogodzinne ucieranie.

Dlatego

uwspółcześnionym

rozwiązaniem

jest

umieszczenie przebranych płatków róży w dużym naczyniu i wymieszanie ich z taką ilością cukru (lub np. ksylitolu), aby płatki zaczęły puszczać sok i kilkukrotnie zmniejszyły swoją objętość. Tak przygotowane kwiaty przekładamy do węższego naczynia i blendujemy na gładką masę. Możemy dodać do niej więcej cukru, w zależności od upodobań. Im słodsza masa, tym dłużej możemy ją przechowywać. Jeśli chcecie, aby róża miała bardziej wyrazisty smak i nie przypominała ćwikły tak jak moja, dodajcie trochę soku z cytryny, co chwilę próbując, aby nie przesadzić. Ponoć tak przygotowana róża może stać w lodówce nawet przez rok. Przejdźmy do najważniejszego: do czego można nasze dzieło wykorzystać? Świetnie sprawdza się do wszelkich wypieków: jako warstwa pomiędzy spodem a masą sernika, nadzienie do słynnych rożków Babci Rózi z bloga Makagigi i 55 pierników lub urozmaicenie do tart z owocami. Można jej także dodawać do innych dżemów i konfitur w celu wzbogacenia ich smaku. Odrobina róży spisuje się świetnie także w śniadaniowym serku wiejskim w towarzystwie miodu lub solo. Łucja Frejlich-Strug


61



63


NIEAKTUALNOŚCI „Nieaktualności” to miejsce,

gdzie

przeczytacie

o

tym,

i zainteresowanie były małe wydarzenia

lokalne,

które

czym żył Lublin przed laty.

elektryzowały

Wielkie wydarzenia z historii

Czymże bowiem jest wielka

miasta, państwa i świata będą

polityka

tu jednak jedynie tłem dla tych

ciała zamordowanej kobiety na

mniejszych,

które

Majdanie Tatarskim lub pożaru

najbardziej interesowały ludzi

na Rurach Jezuickich w domu

czytających gazety codzienne

kogoś znanego z widzenia?

lokalnych,

w Lublinie. Człowiek, który przed kilkudziesięciu

laty

otwierał

któreś z czasopism oczywiście czytał o nadchodzącej wojnie, wypadkach

w

Jerozolimie

lub o sytuacji na rynku zbóż, jednak

tym,

największe

co

wywoływało poruszenie

społeczność.

wobec

odnalezienia

Choć w pierwszym wydaniu „nieaktualności” skupię się na tym, co się działo w Lublinie sto lat temu, nie będzie to regułą. Nie chcę się ograniczać do smutnego i pełnego niepokoju okresu

wybuchu

I

Wojny


Światowej. Poza tym zanadto

w porze nocnej”.

nęci mnie bogaty w wydarzenia okres

dwudziestolecia

międzywojennego.

16 i 17 marca Lubelskie Koło Ziemianek

urządziło

w

Sali

gmachu

podominikańskiego

W pierwszej połowie 1914 roku

kursy dla gospodyń wiejskich.

jedną z niewielu systematycznie

W programie znalazły się m.in.

wydawanych gazet codziennych

wykłady „o hodowli drobiu”,

był prawicowy „Głos Lubelski”.

„o obowiązkach kobiety jako

Pośród

matki,

haseł

„popieramy

żony

i

gospodyni”

przemysł i handel polski” lub

oraz

„swój do swego po swój” (aby

Po wykładach dla kursantek

pominąć te jawnie antysemickie)

przewidziana była pogadanka

możemy

ilustrowana

znaleźć

wiadomość

sensacyjną

o

hyenach

emigracyjnych, grasującym

gangu

w

się „agentami emigracyjnymi” zimą i wiosną 1914 roku mieli porywać

dzieci,

okradać

emigrantów, a jednego z nich pozbawić nawet głowy. rozporządził,

„stójkowi

podczas

trzody”.

przezroczami przedstawienie

kinematograficzne. W wydaniu „Głosu” z 30 marca czytamy: „Wkrótce w nowej, a

szybko

dzielnicy

rozwijającej naszego

się

miasta,

w okolicach ul. Wieniawskiej i Szopena, ma być otwarty duży sklep z mięsem urządzony

5 marca Policmajster miasta Lublina

wychowie

oraz

Tomaszowie

Lubelskim. Bandyci mianujący

„o

na wzór warszawskich, gdzie

aby

będzie można dostać gotowe

pełnienia

kotlety, befsztyki, sznycle itp.

służby w dzień odziani byli

(…)” Przyznajcie sami, czymże

w lepszą odzież mundurową,

wobec

zezwalając

dla

gorszych

na mundurów

noszenie jedynie

takiej

gospodyni

informacji

doniesienia

o niepokojach na zachodzie 65


NIEAKTUALNOŚCI

Europy?

W wydaniu z 6 kwietnia wzrok

Nie samym mięsem jednak Lublinianin

żyje.

W

ostatnią

sobotę marca odbył się koncert na rzecz ochronki Lubelskiego Towarzystwa „Sala była

dobroczynności.

teatralna po

brzegi

wypełniona wykwintną

publicznością”, a „deklamacya świetnej artystki p. Maryi Mirskiej stanowiła

clou

wieczoru”.

„W charakterze jej odtwórczego talentu leżą najbardziej utwory żywiołowe,

zmysłowe

lub

kokieteryjne, mniej liryczne, stąd też

najlepiej

wypowiedzianą

przyciąga tytuł „Awantura”, pod którym możemy przeczytać iż poprzedzającej nocy „o godzinie 3 w nocy w Hotelu Saskim wszczął awanturę w stanie nietrzeźwym murarz I.M.” (Dziś podano by w nawiasie jego wiek) „Wezwani policyanci w liczbie 4 wraz z 2-ma stróżami nocnymi nie mogli go obezwładnić. Dopiero poraniony lekko szablami, dał się zaprowadzić do aresztu policyjnego.” Perełką wśród reklam szczelnie wypełniających

łamy

„Głosu

była namiętna Prządka Ady Neri

Lubelskiego” wiosną 1914 roku

i ulotne, pełne finezyi drobiazgi”

jest z pewnością anons:

Przeciwko Piegom, pryszczom i liszajom Najlepszy krem konwaljowy „Eureka” Cena rb. 1 kop. 50


Na

początku

„Głos”

kwietnia

– piękna natura indyjska i nie

swoim

bez humoru odtworzona scena

„wyjątkowo

komiczna – razem łączą się

przedstawienie”

w całość, pozwalając przyjemnie

poleca

czytelnikom udane

w kinematografie Oaza, które dotyczy w

„życia

zdjęciach

owadów,

firmy

Pethe”.

W recenzji możemy przeczytać: „Układ

zdjęć

bardzo

dobry

i pouczający. Jako dopełnienie

i pożytecznie czas spędzić.” Czytelnika

przedwojennych

gazet może zadziwić kompletny brak

dbałości

redaktorów

o „ochronę danych osobowych”,

67


NIEAKTUALNOŚCI

a nawet prywatności bohaterów

na zboże”. Autor z nostalgią

ich tekstów. Pod koniec kwietnia

stwierdza,

możemy przeczytać artykuł pod

więc

tytułem

otrucia

i kazimierzowskich znikną te

się”, którego autor szczegółowo

zdobiące je wczesną jesienią

opisuje, jak niejaka Kazimiera

kolorowe krzewy wdzięczne dla

Makowa

oka i dostarczające wybornych

„Usiłowanie

zamieszkała

ze

że

„wkrótce

wzgórz

puławskich

w Bronowicach dokonała próby

konfitur.”

otrucia się „esencyją octową”,

konstatuje, że „taki już i słuszny

jednak udało się ją uratować

zresztą porządek na świecie, że

i przewieziono do szpitala S.S.

przyjemne i ładne musi ustąpić

Szarytek.

pożytecznemu”.

W

tym

samym

szpitalu

zakończył

się

z

właściciela

udziałem

incydent jatki

Żeby

Zaraz

nie

Nieaktualności moralizatorskim

jednak

kończyć tym akcentem,

i przekupki sprzedającej chleb

warto wspomnieć o wyścigach

na targu za magistratem. Autor

cyklistów, które odbyły się pod

niestety nie podaje przyczyny,

koniec maja na szosie Lublin-

dla

Piaski. Zawody zorganizowano

której

niewiasta”

„awanturnicza dźgnęła

nożem

swojego sąsiada. Smutny

i „udały się bardzo dobrze”. Po

wydźwięk

ma

wzmianka z 19 maja, z której dowiadujemy się, że Lubelskie Towarzystwo

w 1914 roku po raz pierwszy

Rolnicze

skłoniło władze do wydania rozporządzenia zezwalającego „wójtom i sołtysom na tępienie berberysu jako rozsadnika rdzy

pokonaniu na bicyklu 30 wiorst (nieco ponad 32 km) pierwszy na mecie stanął Wiktor IkoRyl, który otrzymał najwyższą nagrodę – „duży żeton srebrny, pozłacany”. Łucja Frejlich-Strug


juĹź teraz zapraszamy do wydania on-line 69


PIERWSZA PRESTIŻOWA AGENCJA REKLAMOWA W LUBLINIE WWW.LARIAT.PL



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.