W RYTMIE NATURY
OSWAJANIE INTRUZA
Zwykle tak to wygląda: aparat skierowany prosto pod słońce lub nieco w bok. W wizjerze piękne, świetliste otoczki wokół pni, rozjarzone światłem liście, na runie mozaika cieni. Tylko kontrast obrazu jakby nieco spadł, a gdzieś tam w dole czy w kącie kadru pobłyskuje niepozorna poświata. tekst:
Tomasz Kłosowski l
zdjęcia:
G&T Kłosowscy
P
otem oglądamy zdjęcia. Szok: nie dość, że wszędzie rozpanoszyła się świetlista aura, czyniąc obraz mdłym i jednolicie żółtawym czy pomarańczowym, to jeszcze wszędzie zatańczyły różnobarwne bliki, a nawet duże, jasne kręgi lub wielokąty. Tak objawiła nam się flara – wróg, ale czasem też przyjaciel leśnych zdjęć. ZDRADZIECKA POŚWIATA
Zdjęcia, na których wystąpił ten niepożądany efekt, były robione „pod światło”. To właśnie najcelniej odróżnia świetlistą flarę od innych efektów – powstaje tylko w takiej sytuacji. W praktyce fotografa lasu będzie to zawsze światło słońca, ewentualnie jego odbicie w wodzie. Na
68
ogół nie kierujemy obiektywu wprost na naszą gwiazdę (ponieważ oznacza murowane przesterowania w obrazie), za to często w jej pobliże – dosłownie „pod słońce”, gdy stoi w miarę wysoko na niebie, albo tuż obok, bo to zapewnia bogatą grę świateł i cieni. No i wtedy zaczyna się szaleństwo – na powierzchnię obrazu wypełza owa zdradziecka poświata, zajmując część kadru albo i całość. Zwykle w części bliższej źródła światła jest mocniejsza, z przeciwnej – słabsza. Skąd w ogóle się bierze? To sztuczny efekt, artefakt, pewnego rodzaju błąd wynikły z natury optyki. Wiązka ostrego światła, padając na powierzchnię soczewki obiektywu nieco spoza obszaru obejmowanego kadrem, nie tworzy obrazu (tworzą