PUPIL nr 3(35)/2024. Magazyn zoologiczny

Page 1


WSTĘP

PORADY EKSPERTA:

Rehabilitacja i fizjoterapia

Wpływ zmian klimatu i zagranicznych

podróży na nowo pojawiające się pasożyty w Polsce i Europie

PUPIL GWIAZDY:

O swojej psiej gromadzie opowiadają

Paulina i Jakub Rzeźniczak

WOKÓŁ ZWIERZĄT – PIES:

Twój pierwszy pies. Jak przygotować się na nowego członka rodziny?

Filmiki z dziećmi i psami. Czy naprawdę są takie słodkie?

Jakość karm gotowych

WOKÓŁ ZWIERZĄT – KOT:

Koty szkockie

Dlaczego koty się ukrywają

WOKÓŁ ZWIERZĄT – PAPUGA:

Syndrom pirata

WOKÓŁ ZWIERZĄT – GRYZONIE I KRÓLIKI:

Stadnie czy w pojedynkę. Wymagania poszczególnych gatunków drobnych ssaków

NIEZWYKŁE PASJE:

Psy ratownicze

WYWĄCHANE W SIECI:

Fundacja Stawiamy Na Łapy

TESTUJEMY – POLECAMY

W SKLEPACH PISZCZY

Dzień dobry Drodzy Czytelnicy!

Jak mija Wam początek jesieni? Oddajemy w Wasze ręce nowy numer „Pupila”. Mamy nadzieję, że usiądziecie z nim na ławeczce w parku lub ogrodzie i będziecie mogli poczytać, rozkoszując się promieniami jesiennego słoneczka! A co znajdziecie w nowym wydaniu? :-) Swoją wiedzą na temat zdrowia pupili podzieliła się Justyna Szydłowska, która przybliżyła kwestię rehabilitacji i zjoterapii zwierzaków. Adrianna Iwan opowiedziała o nowych typach wirusów i bakterii, które przywędrowały do naszego kraju z innych regionów. Karina Suchorowska przybliżyła temat przygotowań przed przyjęciem do swojego domu nowego psa, zaś Małgorzata Bieniek (@mamazpsem) zajęła się problematyką błędnego odczytywania psiego języka. Powody kociego ukrywania się przybliżyła nam Agata Bladowska. W rubryce Rasy królują w tym wydaniu koty szkockie zwisłouche, o których opowiedziały: właścicielka hodowli „Z Pazurem”, Justyna Fronc oraz Nikolina Iwacewicz –opiekunka dwóch wspaniałych szkotów. O „syndromie pirata” przeczytacie w artykule Ady Włoch, natomiast o podziale gryzoni na zwierzaki stadne oraz samotników w tekście lek. wet. Aniki Bargiel-Madei. W jesiennym numerze nie mogło zabraknąć wywiadu z gwiazdą, więc zaprosiliśmy do rozmowy Paulinę i Jakuba Rzeźniczaków, którzy podzielili się z nami swoimi doświadczeniami w opiece nad trzema psiakami: Moli, Luną i Sarą. Zwróćcie koniecznie uwagę na rubrykę „Niezwykłe pasje”. Znajdziecie tam wywiad z Beatą Sabałą-Zielińską, autorką książek o tematyce TOPR-u. Pani Beata opowiedziała nam o swojej najnowszej książce: TOPR. O psie, który został ratownikiem. W sieci „wywąchaliśmy” informację o niezwykłej krakowskiej fundacji pomagającej bezdomnym, chorym kotom „Stawiamy na łapy”. Oczywiście – jak w każdym numerze, zapraszamy również do zerknięcia na stronę z nowościami rynkowymi „Co w sklepach piszczy” oraz rozwiązania krzyżówki z Pupilem. Pamiętajcie, że czekają na Was wspaniałe nagrody, więc długopisy w dłoń. Mała podpowiedź: odpowiedzi na wszystkie pytania poznacie, czytając artykuły z jesiennego wydania!

Życzymy miłej lektury! Redakcja

Rehabilitacja i fizjoterapia

Wywiad z ANGELIKĄ SZYDŁOWSKĄ, technikiem weterynarii w Przychodni Weterynaryjnej

Zdrowy Pupil w Lubinie

Codziennością są dla nas zabiegi zjoterapeutyczne oraz rehabilitacyjne przeznaczone dla ludzi. Czy zabiegi dla zwierząt są równie popularne?

„Moda” na zabiegi zjoterapeutyczne i rehabilitacyjne dla zwierząt rozwija się, podobnie jak świadomość właścicieli na ten temat. Coraz więcej słyszy się i mówi o tym na rynku weterynaryjnym w Polsce. Społeczeństwo, zwłaszcza młode pokolenie, jest coraz bardziej wyedukowane w różnych dziedzinach, więc tego typu zabiegów jest coraz więcej. Współpraca z lekarzami weterynarii zajmującymi się ortopedią jest aktualnie na wysokim poziomie. Często to lekarze sami kierują swoich podopiecznych na zabiegi rehabilitacyjne czy zjoterapeutyczne. Widać, że ta gałąź weterynarii się rozwija, a to pozwala nam pomóc większej ilości zwierzaków. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa, ponieważ tego typu zabiegi są potrzebne i doskonale uzupełniają leczenie zabiegowe i farmakologiczne. Pamiętajmy, że im bardziej popularna stanie się ta dziedzina, im więcej będzie specjalistów oraz miejsc, gdzie jest podejmowana, tym krótszy będzie czas oczekiwania na wizytę i zabiegi dla naszego zwierzaka.

Często pojęć rehabilitacja i zjoterapia używa się zamiennie. Czy te dwie dziedziny się od siebie różnią?

Różnią się i należy mocno podkreślać różnicę pomiędzy zjoterapią a rehabilitacją. Pierwsza z nich to dziedzina naukowa, medyczna – osoba kończąca ten kierunek jest dyplomowanym zjoterapeutą. Jeśli chodzi o rehabilitację, to zabiegi takie mogą wykonywać technicy weterynaryjni oraz zootechnicy, którzy ukończyli różne szkolenia z tej tematyki. Rehabilitacja to przede wszystkim działania mające na celu powrót do zdrowia i dobrostanu zwierzęcia po jakichś wydarzeniach, które zaburzyły tę równowagę. Fizjoterapia ma za zadanie utrzymanie, rozwijanie i przywrócenie utraconych zdolności ruchowych zwierzęcego pacjenta.

Czym różni się zjoterapia znana nam z gabinetów dla ludzi od tej dla zwierzaków?

Fizjoterapia zwierząt polega – podobnie jak w przypadku ludzi – na wykorzystywaniu w celach leczniczych naturalnego ruchu ciała. Aby tego dokonać, musimy znać bardzo dobrze anatomię danego gatunku zwierzęcia, wiedzieć, co możemy zrobić, jaką metodę dobrać do indywidualnego pacjenta. W zasadzie można więc powiedzieć, że zjoterapia dla zwierzaków jest bardzo podobna do tej dla ludzi. Należy jednak pamiętać, że zjoterapia nie zastąpi właściwego leczenia farmakologicznego lub operacyjnego. Jest ona postępowaniem uzupełniającym to leczenie, wspomagającym je. I to też jest prawda uniwersalna – istotna zarówno dla ludzkich, jak i zwierzęcych pacjentów. Nie można jednak lekceważyć tego typu zbiegów – uznawać ich za mniej ważne, zwłaszcza gdy jest to zalecenie lekarza.

Jakie gatunki zwierząt mogą uczęszczać na zajęcia rehabilitacyjne?

Przede wszystkim są to koty i psy – najczęściej te rodzaje zwierzaków są zgłaszane na zabiegi. Ale nie tylko, ponieważ mogą to być na przykład konie. W swojej karierze zawodowej zdarzyło mi się rehabilitować króliki oraz tchórzofretki – czyli zwierzęta raczej rzadsze. Było to dla mnie duże wyzwanie, całkiem inna praca. Już nawet samo utrzymanie psa albo kota jest łatwiejsze niż królika lub tchórzofretki. Jednak ostatecznie się udało – w przypadku tchórzofretki przeprowadzono nawet leczenie prądami oraz masaże. Wszystko jest możliwe, gdy ma się dobre nastawienie i dobrą współpracę z właścicielami.

Kiedy najczęściej zwierzę potrzebuje rehabilitacji?

Zwierzęta kierowane są na zabiegi rehabilitacyjne najczęściej z dwóch powodów – po operacjach lub zabiegach albo po przebytym leczeniu farmakologicznym. Istotne jest, by rehabilitacja była poprzedzona odpowiednim leczeniem. Wyobraźmy sobie na przykład zwierzęta ze zwyrodnieniem stawów – różnego pochodzenia. Bez zastosowania leków przeciwbólowych zjoterapia czy rehabilitacja nie jest efektywna, często wręcz niemożliwa. Zabiegi rehabilitacyjne opierają się przede wszystkim na współpracy zwierzaka z weterynarzem. Jeśli zwierzę jest obolałe, to ono po prostu tej współpracy nie podejmie i wszystkie starania osoby wykonującej zabieg okażą się nieskuteczne. Podobnie jest w przypadku operacji –jeśli konieczny jest zabieg operacyjny i nie zostanie on przeprowadzony, to sama rehabilitacja nie pomoże zwierzakowi, a może go dodatkowo skrzywdzić.

Prócz wspomnianych powyżej sytuacji, jakie jeszcze inne choroby lub urazy wymagają rehabilitacji?

Bardzo często rehabilitacji wymagają zwierzęta (przeważnie psy) po wypadkach komunikacyjnych. Popularne są również wady postawy, różnego typu wady genetyczne. Zwierzęta kierowane są na rehabilitację po zabiegach ortopedycznych, przy zaburzeniach neurologicznych. Często tra ają do nas zwierzaki, które mają różnego typu zwyrodnienia, np. związane z wiekiem. Co ciekawe, nie są to tylko psy i koty, ale coraz częściej pojawiają się inne gatunki. W ostatnim czasie zwyrodnienia u zwierzaków pojawiają się znacznie szybkiej, w coraz młodszym wieku. Dla nas też jest to nieraz zaskoczenie, że zwierzę boryka się z takim problemem.

Czyli zawsze są to zwierzęta chore lub borykające się z problemami?

Nie, nie zawsze. Opiekuję się kilkoma psami, które czynnie uprawiają sport. Staram się zapewnić im dobrostan mięśni i układu szkieletowego, dbać o ich ogólną kondycję. Żeby wszystko działało tak, jak trzeba. Takie działania nazywamy rehabilitacją pro laktyczną. Rehabilitację pro laktycznie prowadzimy też przy zwierzętach pracujących, np. koniach, psach policyjnych, strażackich, wojskowych. Chodzi przede wszystkim o to, by mięśnie pracowały jak trzeba, by zwierzaki były wytrzymałe, mogły spełniać zadania, jakie wiążą się z ich służbą. Możemy np. pracować ze zwierzęciem tak, by było ono odporne na różne temperatury otoczenia. Wiadome jest, że taki pies kanapowy nie pójdzie na akcję ratunkową w śniegu i mrozie. A odpowiednio przygotowane psy – oczywiście pozostające pod opieką wykwali kowanych specjalistów, są w stanie podołać takim zadaniom.

Jakimi metodami pracuje się ze zwierzętami?

Ze zwierzakami pracuje się przede wszystkim metodami zykoterapeutycznymi. Pracujemy światłem (laseroterapia), prądem elektrycznym, falami pola magnetycznego, promieniowaniem laserowym czy nawet falami ultradźwiękowymi. To są zabiegi podejmowane na ogół w pierwszym okresie leczenia. Kiedy już dojdzie do ściągnięcia szwów, kiedy rana będzie zagojona, zwierzak będzie po kontrolnej wizycie, lekarz weterynarii wyrazi zgodę na podjęcie dalszych działań, przechodzimy do masażów terapii manualnej. Są to przede wszystkim masaże lecznice, relaksacyjne, sportowe, ćwiczenia bierne. Należy jednak pamiętać, że do każdego pacjenta podchodzimy zawsze indywidualnie i ta kolejność albo rodzaj wykonywanych zabiegów musi być dostosowany do konkretnego przypadku. Każde zwierzę ma inne możliwości, usposobienie, inny stan chorobowy. Na to zawsze zwracamy uwagę. Jeżeli pies miał np. operowaną przepuklinę międzykręgową, to zanim podejmiemy inne działania, choćby pionizowanie, musimy wzmocnić jego mięśnie, rozciągnąć jego kończyny. Po ćwiczeniach biernych na ogół przechodzimy do ćwiczeń aktywnych (bieżnia sucha, bieżnia mokra, sensorykoterapia, baseny).

A co ze wspomnianymi wcześniej chorobami zwyrodnieniowymi stawów i dysplazjami. Jakie zabiegi są podejmowane w takiej sytuacji?

Zabiegi i metody są podobne jak w przypadku innych schorzeń. Jednak ich dobór oraz sposób prowadzenia leczenia zależy od wieku i stanu pacjenta. Jeśli zgłosi się do nas

zwierzak młody, u którego już pojawia się problem zwyrodnienia, to staramy się działać farmakologicznie, suplementować i równocześnie wprowadzić różne metody rehabilitacji, typu bieżnia wodna. Metoda ta działa dosłownie cuda, ponieważ w tym momencie możemy oddziaływać na mięśnie, które na co dzień są nieużywane. Staramy się przedłużyć ten etap, gdy nie jest jeszcze wymagany zabieg operacyjny. Jeśli jednak pojawia się zwierzak w zaawansowanym stadium choroby, to jedyną opcją jest zabieg. Niestety zazwyczaj mamy do czynienia właśnie z tym stadium dość zaawansowanym, gdzie zjoterapeuta już niewiele może zrobić.

Jak długo zwykle trwa rehabilitacja? Czy zależy to od indywidualnego przypadku?

Tak, to zawsze zależy od indywidualnego przypadku. Jest to dość trudny temat, ponieważ nigdy nie wiadomo od razu, jak długo będą trwały zabiegi. Co więcej, sektor zjoterapeutyczny i rehabilitacyjny w zakresie weterynarii jest bardzo mocno sprywatyzowany. Zabiegi są niejednokrotnie bardzo kosztowne, co stanowi trudność dla opiekunów zwierząt. Długość rehabilitacji zależy również od zaangażowania właścicieli. Fizjoterapeuta powinien pokazać właścicielowi, jak ćwiczyć ze zwierzęciem po zakończeniu (lub w trakcie trwania) zabiegów – na gruncie domowym. Praca w gabinecie jest bardzo ważna, ale nie może być tak, że w domu nie są podejmowane żadne działania. Zaangażowanie właścicieli lub opiekunów zwierząt jest tutaj najbardziej znaczące. Elementem koniecznym do skutecznej rehabilitacji i zjoterapii jest współpraca specjalisty z opiekunem zwierzęcia.

Czy zabiegi rehabilitacyjne – podjęte w odpowiednim czasie i dobrane do zwierzęcia oraz jego schorzeń, gwarantują skuteczność?

Niestety nie zawsze. Tak, jak w przypadku leczenia ludzi, nie jesteśmy w stanie dać właścicielowi gwarancji, że zwierzak wróci do stanu np. sprzed wypadku lub zabiegu operacyjnego. To zależy od bardzo wielu czynników. Jednak robimy wszystko, by doprowadzić zwierzę do jak najlepszej sprawności i zapewnić mu dobrostan. Działamy również przeciwbólowo. Jeżeli podajemy leki, a pies ma np. zaniki mięśni, to masażami odpowiednio prowokujemy organizm pacjenta do tego, żeby dotlenić, odżywić te mięśnie. Wiadomo, że mięsień pracuje, więc musimy go wzmacniać masażami, dotykiem.

Kto zajmuje się rehabilitacją zwierzaków?

Przede wszystkim lekarze weterynarii oraz technicy weterynaryjni, którzy przeszli odpowiednie szkolenia w tym zakresie. Ważne, by była to osoba przygotowana do podejmowania działań zjoterapeutycznych i rehabilitacyjnych. Oczywiście do takich zabiegów potrzebny jest odpowiedni sprzęt. W gabinecie, w którym pracuję, mogę wykonać terapię manualną, ale jeśli konieczne jest zastosowanie bardziej skomplikowanych zabiegów np. laseroterapii, to wówczas odsyłam moich pacjentów do ośrodków, które dysponują takim sprzętem. Obecnie w Polsce nie mamy dużo tego typu miejsc, stopniowo jest ich coraz więcej. Niektóre z tych ośrodków świadczą opiekę nawet całodobowo.

Czy są jakieś przeciwwskazania do podejmowania zabiegów zjoterapeutycznych u zwierząt? Jakie? Oczywiście istnieją przeciwwskazania, które nie pozwalają nam przeprowadzić działań u niektórych zwierzaków. Co więcej, dotyczą one nie tylko samych pacjentów, ale również osób zaangażowanych w rehabilitację. Wymienię tylko kilka z nich, ponieważ ta lista jest bardzo długa. Przeciwwskazaniami są: nadczynność tarczycy, choroby nowotworowe, padaczka, nieustabilizowane zaburzenia krążenia, ciężkie i nieustabilizowane choroby serca, ciężkie infekcje pochodzenia bakteryjnego, wirusowego, ciężkie oparzenia ciała, odmrożenia, jak również ciąża. Oczywiście to też wiąże się z doborem konkretnych metod pracy. Niektóre z tych schorzeń pozwalają nam tylko na wybrane metody i sposoby rehabilitacji. Inne natomiast całkowicie eliminują możliwość prowadzenia zabiegów. To zawsze jest decyzja podejmowana indywidualnie, w oparciu o stan konkretnego pacjenta.

Czyli rehabilitację powinny poprzedzić badania i dokładny wywiad dotyczący stanu zdrowia zwierzaka. Tak, to jest ważna część leczenia. Zanim zaczniemy zabiegi, musimy dokładnie zbadać pacjenta, dowiedzieć się o nim najważniejszych informacji. Chodzi o to, by mu pomóc, a nie zaszkodzić.

Czy właściciele i opiekunowie, mogą jakoś przygotować zwierzaka do zabiegów rehabilitacyjnych?

Wszystko tak naprawdę zależy od pacjenta. Rehabilitacja zwierząt różni się od rehabilitacji ludzi tym, że człowiekowi możemy powiedzieć, czego do niego oczekujemy i on się do tego zazwyczaj stosuje. Ze zwierzakami jest trudniej. Musimy bacznie obserwować naszych pacjentów, zwłaszcza podczas

podpinania różnych urządzeń. Powinniśmy również wcześniej dowiedzieć się, czy zwierzak jest np. agresywny, nieusłuchany. Takie cechy nie eliminują zwierząt z leczenia, ale skłaniają nas do użycia środków farmakologicznych, które wyciszą i uspokoją pupila. To też jest ważne dla samego zwierzaka. Jeśli jest spokojny, leczenie przebiega całkiem inaczej. Wykonywanie zabiegów „na siłę” nie przynosi dobrych skutków. Zwierzę musi czuć się w gabinecie swobodnie, wtedy terapia ma sens. Przygotowania poczynione ze strony właściciela, czyli ułożenie psa już od czasów szczenięcych, są bardzo ważne. Zwierzę może tra ć na zabieg całkiem niespodziewanie, więc raczej trudno jest powiedzieć o przygotowaniu na kilka dni przed rehabilitacją. Ale na pewno łatwiej pracuje się z psem ułożonym, spokojnym, słuchającym właściciela niż z takim, który jest trudny do przewidzenia. I oczywiście sprawa bardzo istotna – zaufanie właściciela do osoby wykonującej zabiegi. Jeśli nie ma tej współpracy, tego zaufania, to naprawdę ciężko pracować ze zwierzęciem. Czasem zalecamy jakieś ćwiczenia do domu, prosimy o ich wykonanie, a właściciel nie podejmuje nawet próby. Wtedy terapia jest dłuższa, przynosi mniej efektów. Dlatego istotne jest współdziałanie dla dobra zwierzęcia.

Jakie trudności spotyka Pani podczas swojej pracy?

Jest to przede wszystkim agresja, ale często spotykam się też z różnymi stanami lękowymi i blokadami zwierząt. Nie wszystkie zabiegi możemy wykonać na stole. My – jako rehabilitanci, musimy zniżać się do poziomu zwierzęcia. Jeśli mamy do czynienia z psem, który waży np. ponad 50 kg, to trudno mówić tutaj o podnoszeniu go na stół. Problemem jest nadwaga zwierzęcia, która utrudnia zabiegi. Mam taką taktykę, że przed podjęciem działań umawiam się z właścicielami na konsultację, ustalamy wszystkie szczegóły, plan terapii. Staram się wtedy też dowiedzieć jak najwięcej o moim przyszłym pacjencie. Czasem właściciele chcą jak najwięcej zabiegów wykonać w domu. Do nas przychodzą tylko na te zabiegi, które wymagają użycia specjalistycznych sprzętów.

Jakie zmiany w zachowaniu naszego zwierzaka powinny nas skłonić do wizyty u zjoterapeuty?

Jeśli mieszkamy ze swoim zwierzakiem na co dzień i naprawdę się nim interesujemy, zauważenie takich zmian nie powinno sprawić nam problemu. Widać to zwłaszcza u psów. Możemy zaobserwować, że zwierzak jest osowiały, kuleje, ma problemy ze wstawaniem, zejściem lub wejściem po schodach. Czasem dostrzeżemy drżenie głowy. Dobrze jest podczas rutynowej kontroli lub wizyty – np. przy okazji szczepienia psa, zapytać, czy lekarz widzi potrzebę udania się z naszym pupilem do zjoterapeuty, szczególnie jeśli zauważymy jakieś niepokojące symptomy. Zdecydowanie najczęściej pacjenci tra ają do nas po wizytach u lekarzy weterynarii. Jeśli chodzi o samodzielne zaobserwowanie zmian, to gorzej jest z kotami, bo one wiele ukrywają, ale uważny opiekun powinien wychwycić takie objawy. Ważne, by konsultować nasze obawy z lekarzami weterynarii, by jak najlepiej pomóc naszym zwierzakom.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Martyna Major

Wpływ

zmian klimatu

i zagranicznych

podróży

na nowo pojawiające się
pasożyty w Polsce i Europie podróży nowo Europie

Autor: Adrianna Iwan – mikrobiolog, technik weterynarii i zoopsycholog

W ostatnich latach w wielu krajach Europy, w tym również w naszym kraju, zaczęły pojawiać się pasożyty, których do tej pory nie notowano u psów i kotów lub występowały one bardzo rzadko. Ocieplenie klimatu niestety umożliwia pasożytom kolonizację nowych terenów. Wiele gatunków jest zawlekanych przypadkiem z innymi żywicielami, np. szopia (Baylisascaris procyonis) zawleczona wraz z szopem praczem. W Polsce wzrasta także liczba osób podróżujących za granicę ze swoimi pupilami. Trzeba pamiętać o tym, że czasami z podróży można przywieźć niechcianego pasażera na gapę. W ostatnim czasie zwraca się również coraz większą uwagę na ślimaki, które mogą być żywicielami pośrednimi niebezpiecznych dla psów i kotów nicieni.

Choroby pasożytnicze przenoszone przez wektory

Łagodne zimy i gorące lata sprzyjają kleszczom, które są wektorami chorób odkleszczowych, takich jak: babeszjoza, borelioza, erlichioza, anaplazmoza. Kleszcz łąkowy jeszcze do niedawna występował tylko w rejonie północno-wschodniej

Polski. Obecnie występuje już na terenie całego kraju. Jest to istotna informacja ze względu na to, że kleszcz ten znacznie przyczynia się do rozprzestrzeniania pierwotniaka Babesia canis. Poszerzenie obszarów endemicznych zostało potwierdzone już w przypadku m.in. babeszjozy, diro lariozy i leiszamniozy. Wiele gatunków wektorów jest zawlekanych na nasz obszar geogra czny z regionów subtropikalnych i tropikalnych. Ogromną rolę w przenoszeniu pasożytów odgrywają również ptaki wędrowne.

Coraz liczniejsze podróże za granicę ze zwierzętami domowymi oraz coraz cieplejszy klimat sprawiają, że wkrótce będziemy mieli do czynienia z chorobami, które w Polsce nie występowały. Mimo że niektóre z nich wciąż są rzadko spotykane, to należy spodziewać się, że w ciągu najbliższych lat sytuacja ta może się zmienić. Zawleczone z południa Europy pasożyty mogą znaleźć dogodne warunki do rozwoju w naszym kraju. Dlatego należy zwracać uwagę na pasożyty, które do tej pory w kraju nie występowały lub występowały sporadycznie.

Dirofilariozy

Na świecie jedną z głównych chorób przenoszonych przez komary jest diro larioza. W przypadku tej choroby wyróżnia się dwóch przedstawicieli o największym znaczeniu: Diro laria

immitis oraz Diro laria repens. Diro laria repens u zwierząt towarzyszących jest przyczyną diro lariozy podskórnej, a D. immitis powoduje diro lariozę sercowo-płucną. Przeprowadzone do tej pory obserwacje i dane literaturowe wskazują, że D. immitis nie występuje endemicznie w naszym kraju, jednak biorąc pod uwagę zmieniający się klimat, można przypuszczać, że inwazje te będą występować również w Polsce. Diro laria immitis początkowo występował na terenach USA, a obecnie jest spotykany u zwierząt w Europie. Nasilone w ostatnich latach przemieszczanie się zwierząt również będzie sprzyjało zawlekaniu pasożytów do kraju. Choroba jest sporadycznie spotykana w Polsce i jest przenoszona z rejonów, na których pasożyt występuje endemicznie. Diro laria repens w ostatnich latach jest coraz częściej spotykanym pasożytem u psów w Polsce. Oba pasożyty są przenoszone przez komary z rodzaju Aedes, Culex i Anopheles, które w Polsce również występują.

Angiostrongyloza

Chorobę powoduje nicień nazywany „francuskim robakiem sercowym” – Angiostrongylus vasorum. Jest to nowa choroba, zagrażająca psom w Polsce, która stanowi wyzwanie diagnostyczne dla lekarzy weterynarii. Pasożyt występuje powszechnie w krajach takich jak: Hiszpania, Francja, Belgia, Dania, Włochy, Niemcy, Węgry, Szwecja, Anglia. W Polsce po raz pierwszy nicień ten został znaleziony w 2007 roku podczas badań sekcyjnych wilków. Żywicielami pośrednimi są ślimaki: wodne, lądowe i nagie, których w naszym kraju niestety nie brakuje. Do zarażenia u psa dochodzić może w wyniku spożycia całego ślimaka, jego odchodów lub śluzu. Dorosłe nicienie

zlokalizowane są głównie w naczyniach płucnych oraz prawej komorze serca. Inwazja może trwać od dwóch do nawet pięciu lat. Dużą rolę w zarażeniach mają także żywiciele parateniczni (rezerwowi), którymi mogą być gryzonie, ptaki i żaby. Łagodne zimy niestety sprzyjają przeżywaniu tego nicienia.

Elurostrongyloza

Chorobę powoduje nicień Aelurostrongylus abstrusus. Pasożyt zasiedla płuca, a dokładnie pęcherzyki płucne i oskrzeliki kotów domowych i dzikich. Do zarażenia dochodzi poprzez spożycie żywiciela pośredniego lub paratenicznego (którym może być gryzoń, ptak lub żaba) zawierającego larwy pasożyta. Żywicielem pośrednim jest ślimak. W Polsce pierwszą inwazję A. abstrusus opisano w 2005 roku. Koty niespecjalnie gustują w ślimakach i raczej je omijają, jednak postaci inwazyjne tego nicienia są wydalane ze śluzem ślimaków i mogą znajdować się w wodzie. Woda pitna w miskach znajdujących się na zewnątrz, do których dostęp miały ślimaki, może być źródłem larw pasożyta. Inwazje te nie są jeszcze zbyt częste w Polsce. Jednak biorąc pod uwagę wpływ temperatury, trzeba mieć na uwadze, że zmieniający się klimat może spowodować rozprzestrzenianie się A. abstrusus i A. vasorum ze względu na warunki odpowiednie do rozwoju żywicieli pośrednim i paratenicznym. Nicienie sercowo-płucne są niestety coraz częściej diagnozowane w Europie.

Hepatozoonoza

Chorobę powoduje Hepatozoon canis. Wektorem tego pasożyta jest kleszcz Rhipicephalus sanguineus. Choroba często występuje w krajach basenu Morza Śródziemnego. Opisywano ją także w Ameryce Północnej i Południowej. W ostatnich latach jednak jej zasięg znacznie się rozszerzył. Hepatozoonoza obecnie notowana jest w Ukrainie, Czechach, Niemczech, na Słowacji i Węgrzech. W Polsce pierwszy przypadek hepatozoonozy u psa potwierdzono w 2021 roku.

Leiszmanioza

W Europie najczęściej powoduje ją Leishmania infantum. Wektorem tego pasożyta jest krwiopijna muchówka. U psów wyróżnia się postać trzewną i skórną leiszmaniozy. Objawy kliniczne mogą pojawić się po kilku miesiącach, a nawet kilku latach. U kotów do tej pory opisano tylko kilka przypadków. Leiszmaniozę regularnie stwierdza się w krajach takich jak: Turcja, Malta, Francja, Hiszpania, Grecja i Włochy. W Polsce każdego roku rozpoznaje się kilka przypadków leiszmaniozy u ludzi. Choroba ta jest zawleczona z krajów, gdzie pasożyt występuje endemicznie. W ostatnich latach pojawia się coraz więcej doniesień na temat występowania leiszmaniozy w krajach takich jak: Holandia, Wielka Brytania, Niemcy. W niedalekiej przyszłości leiszmanioza będzie prawdopodobnie chorobą endemiczną na terenie całej Europy.

Podsumowanie

Zmiany klimatu sprzyjają zwłaszcza kleszczom i komarom. Należy przypuszczać, że w najbliższych latach będzie obserwowany wzrost zachorowań na babeszjozę i diro lariozę. W przypadku babeszjozy jeszcze do niedawna w naszym kraju stwierdzany był tylko gatunek Babesia canis. W 2018 roku potwierdzono pierwszy przypadek inwazji na tle Babesia gibsoni. Wektorem tego gatunku jest kleszcz Rhipicephalus sanguineus, który endemicznie nie występuje w Polsce, jednak może być zawlekany z ptakami wędrownymi. Coraz bardziej powszechne i częste podróże za granicę ze zwierzętami domowymi oraz coraz cieplejszy klimat w naszym kraju sprzyjają pojawianiu się chorób, które w Polsce nie występowały lub były stwierdzane bardzo rzadko. Zawleczone z południa Europy pasożyty mogą znaleźć dogodne warunki do rozwoju w naszym kraju.

Literatura:

1.Adaszek Ł. (2022). Zarażenia Babesia gibsoni w Polsce. Magazyn Weterynaryjny; 5.

2. Adaszek Ł., Janecki R., Lachowicz K., Teodorowski O., Winiarczyk S. (2021). Czy zarażenia Diro laria immitis stanowią zagrożenie dla psów w Polsce? Magazyn Weterynaryjny; 4.

3. Brown H.E., Harrington L.C., Kaufman P.E. (2012). Key factors in uencing canine heartworm, Diro laria immitis, in the United States. Parasite & Vectors; 5 (245).

4. Dzimira S., Popiołek M. (2005). Przypadek elurostrongylozy u kota domowego. Medycyna Wet.; 2005, 61 (8), 841-960.

5. Mierzejewska E. J., Dwużnik D., Bajer A. (2017). Angiostrongylus vasorum –nowe wyzwanie diagnostyczne. Weterynaria w Praktyce; 3.

6. Sapierzyński R. (2021). Leiszmanioza u psów – obserwacje własne. Życie Weterynaryjne; 96(2).

7. Sapierzyński R., Wojtczak M., Sapierzyńska W. (2008). Leiszmanioza u psów. Życie Weterynaryjne; 83(2).

8. Tołkacz K., Kretschmer M., Nowak S., Mysłajek R. W., Alsarraf M., Wężyk D., Bajer A. (2023). The rst report on Hepatozoon canis in dogs and wolves in Poland: clinical and epidemiological features. Parasites&Vectors; 16: 313.

One są naszymi dziećmi. Psimi, bo psimi, ale jednak!

Fot. Arch. prywatne

Opiekujecie się aż trójką wspaniałych psiaków. To naprawdę duża odpowiedzialność i zapewne wiele obowiązków. Jak żyje się z taką sporą gromadką?

Paulina: Przez to, że każdy z naszych czworonogów dołączał w jakimś konkretnym czasie, nie było tak, że wszystkie trzy pojawiły się na raz, to wydaje mi się, że chyba po prostu się do tego przyzwyczailiśmy i nie zauważyliśmy większej różnicy. Może oprócz tego, że jest mniej miejsca w samochodzie, więcej posłań, no i przede wszystkim więcej miłości w domu.

Wiele osób pyta nas, jak sobie radzimy z sierścią przy trzech psiakach. Ja szczerze mówiąc, nie widzę różnicy w tym temacie, czy mamy jednego pieska, czy trzy. Cały czas robimy to samo, więc oprócz większej ilości miłości, tak naprawdę chyba nic takiego nie jest zauważalnego.

Jak rozpoczęła się Wasza przygoda z psami? Który Pupil pojawił się w domu pierwszy i jakie towarzyszyły temu okoliczności?

P: Moli miałam jeszcze przed poznaniem Kuby.

Kuba: Co do Lunki, to pojawiła się ona w naszym domu w trudnym dla nas okresie i była takim światełkiem, które rozświetliło nasze życie w tym momencie. Od początku była taką przylepą i do tej pory nią jest. Z całej trójki najbardziej do nas lgnie. Śpi z nami w łóżku.

P: Śpi nam na głowach. (śmiech)

K: I jest taka, że tak powiem, najbardziej do nas przywiązana.

P: Tak, to prawda. W tym trudnym okresie to tak jakby coś wiedziało, że potrzebujemy właśnie takiego pieska, który da nam miłość i wielką radość.

K: Sara tra ła do nas, jak już mieszkaliśmy razem w Płocku. Historia Sary jest dość zabawna. Zaangażowaliśmy się w pomoc w płockim schronisku. Poszliśmy tam wesprzeć akcję, podczas której schronisko szukało właścicieli dla swoich podopiecznych. Chcieli nam pokazać te pieski, no i Paulinka, zobaczyła Sarę. Od razu powiedziała, że Sara nie może ani chwili dłużej zostać w schronisku. Niestety jeszcze przez kilka dni musiała tam pozostać, bo formalności trwały, ale tra ła do nas dosyć szybko. Była pieskiem z interwencji, więc chwilkę trwało, zanim się do nas przyzwyczaiła. Była bardzo wystraszo na. Do tej pory ma czasami lęki, z którymi próbujemy sobie wszyscy razem poradzić.

P: Staramy się dać jej jak najwięcej miłości, żeby – na tyle, ile to możliwe, mogła zapomnieć o tych wydarzeniach, które spotkały ją przed poznaniem nowej rodziny.

Skąd wziął się pomysł na przygarnięcie kolejnych psów?

Czy była to przemyślana decyzja, czy też rządził tą kwestią przypadek?

P: Jeżeli chodzi o Moli, to obejrzałam lm Wiek Adaline zobaczyłam tam właśnie cavaliera tego typu umaszczenia i po prostu wiedziałam, że muszę mieć takiego psa. Zaraz szuka łam hodowli. Czułam, że muszę od razu wziąć takiego psa. W ten sposób pojawiła się Moli. Z Lunką to było tak, że rozma wialiśmy o tym i w pewnym momencie podjęliśmy decyzję, że jedziemy po psa. Zadzwoniliśmy do hodowli. Okazało się, że jest taki piesek. Pojechaliśmy i już po chwili była z nami. To była taka spontaniczna decyzja. Niby o tym rozmawialiśmy, ale tak naprawdę nalnie była bardzo spontaniczna. A z Sarą, to już –jak podkreślaliśmy w poprzednim pytaniu – było prawdziwe zrządzenie losu.

Wiemy już, że Moli to cavalier. Jakich ras są Wasze pozostałe pieski?

P: Luna to też cavalier. Sarcia jest w typie rasy spaniela.

Co zmieniło się w Waszym życiu, odkąd pojawiły się w nim pieski?

P: Na pewno częściej spacerujemy i są to dłuższe spacery.

K: Tak, na pewno też nie ma takiego luzu, że tak powiem, bo jednak są te trzy istoty w domu i nie możemy sobie tak na przykład na cały dzień wyjść. Staramy się tak zawsze gospodarować czasem, żeby pójść z nimi na spacer, nakarmić je. Pieski to jest prawdziwy obowiązek, z którego my zawsze staramy się wywiązać. Nie można już teraz np. polecieć spontanicznie na kilka dni wakacji, bo całą rodzinę mamy poza Warszawą. Przy naszych wyjazdach zawsze jest wcześniej wyprawa do babci, z którą dziewczyny wtedy zostają. Można jednak powiedzieć, że dały nam bardziej spokojne i poukładane życie.

P: Tak, jak mówiliśmy, mamy dużo więcej dłuższych spacerów, bo codziennie musimy wyjść z dziewczynami. Mamy więcej sierści w domu – to oczywiste. (śmiech) W sumie to nie tylko sierści, ale rolek, odkurzacza, więc też tej aktywności domowej. I przede wszystkim dają nam dużo miłości. Człowiek wraca do domu i ktoś się cieszy na jego widok. Co może być lepszego, prawda? Chyba każdy, kto ma psa, doskonale o tym wie. Przyjdzie, przytuli się, jak ma się gorszy dzień.

Czy psiaki lubią przebywać w swoim towarzystwie?

Dobrze się dogadują?

P: Moli to jest taka księżniczka, królowa. Ona, jeśli ma ochotę, to wtedy podejdzie. Ale ogólnie się dogadują. Nie ma jakichś większych afer.

K: Tak, ale Moli trzyma się troszeczkę na uboczu, bo jest dużo starsza od dziewczyn.

Fot. Arch. prywatne

Niedawno zostaliście rodzicami. Czy Antosia interesuje się psiakami?

P: Tak jak wspomniałam wcześniej, Moli trzyma się bardziej z boku, przyjdzie czasem, popatrzy na Antosię. Sara jest z interwencji, więc ona się boi, bo Antosia dużo się rusza.

K: Sara jest raczej bardziej wycofana w kontaktach z Antosią.

P: Natomiast bardzo jej broni, gdy ktoś chce do Antosi podejść, np. podczas odwiedzin w naszym domu. Luna jest z kolei zakochana w małej. Liże ją, całuje. Najchętniej to w ogóle bawiłaby się wspólnie z Antosią jej zabawkami (na co oczywiście nie pozwalamy). Można powiedzieć, że w tym temacie jest u nas bardzo fajnie i śmiesznie.

Jak zmienia się życie psich opieku nów, gdy w ich życiu pojawia się maluszek?

K: Nasze życie się nie zmieniło pod tym kątem. Ale myślę, że na początku to dziewczyny odczuły, że jednak teraz mniej czasu im poświęcaliśmy. Do tej pory zawsze przebywały z nami podczas odpoczynku, na kanapie. A teraz to się trochę zmieniło, odkąd jest Antosia. Myślę, że na początku były trochę zdezorientowane, bo już nie miały nas na wyłączność. Z czasem się jednak przyzwyczaiły. Wiedzą za to, że wieczory są dla nich. Wtedy siadamy na kanapie, a one mogą się do nas dosiąść, położyć, przytulać. W nocy też, bo Luna śpi z nami. Sara śpi przy naszym łóżku. Można więc powiedzieć, że my nie odczuliśmy dużej różnicy w naszych kontaktach z dziewczynami po urodzeniu Antosi. Zresztą dziewczyny były z nami też od razu po narodzinach Antosi. Pojechały z nami do Gdańska i potem wspólnie wracaliśmy samochodem do domu z maleńką córeczką i z dziewczynami. To było dla nas niesamowitym przeżyciem. Szczególnie że samochód mamy standardo wych rozmiarów, a byliśmy tam my, Antosia i trzy pieski. (śmiech) Psiaki siedziały z przodu, a Paulinka z Antosią z tyłu. I było bardzo wesoło.

P: Tak, było bardzo wesoło. (śmiech)

Opowiedzcie nam o swoim najpięk niejszym wspomnieniu związanym z obecnością psiaka w Waszym życiu.

P: Tak sobie teraz głośno rozmawiamy i wspominamy. Mamy wiele wspomnień związanych z dziewczynami, bo nasze kochane pieski towarzyszą nam dosłownie wszędzie tam, gdzie możemy je zabrać.

Rzadko kiedy się rozstajemy. Luna w ogóle miała lecieć z nami do Miami na nasz ślub. W ostatniej chwili okazało się, że w samolocie brakuje już miejsca dla pieska i musiała zostać w Polsce. Wracając do pytania, to chyba najpiękniejszym wspomnieniem są narodziny Antosi. Kuba odebrał nas ze szpitala, pojechaliśmy wspólnie do hotelu. Kiedy weszliśmy do pokoju z Antosią, dziewczyny do niej podeszły i zaczęły ją tak delikatnie wąchać, a Lunka zaczęła ją lizać. To było bardzo piękne i wzruszające przeżycie. My traktujemy dziewczyny jak nasze dzieci. Bo one są naszymi dziećmi. Psimi, bo psimi, ale są, oczywiście.

Wyobraźmy sobie, że Wasze pieski mogą same zdecydować o tym, co będą robić w życiu. Co by to było?

Mega pytanie. Luna zdecydowanie zostałaby kaskaderem. Moli byłaby królową. Leżałaby pod jakimiś palmami i rozkazywała. Sarcia mogłaby być szpiegiem. Skrada się, żeby nie być widoczną, śledzi nas. Cały czas ma nas na oku.

Kiedy wskakuje nam na łóżko i mówimy jej, żeby zeszła, to schodzi tak powoli, czai się i obserwuje naszą reakcję. (śmiech)

Podobnie, kiedy wskakuje na łóżko, my mówimy jej, że nie wolno, a ona wskakuje w innym miejscu, z boku. Myśli wtedy, że jej nie widzimy. (śmiech) Bardzo ciekawe pytanie, takie przełożenie psiaków na to, co mogłyby robić w życiu.

Chcielibyście przekazać coś osobom, które myślą o zaopiekowaniu się zwierzakiem ze schroniska, ale ciągle jeszcze się wahają?

P: Rozmawialiśmy z Kubą na ten temat i uznaliśmy, że są dwie takie rzeczy, które chcielibyśmy przekazać. Po pierwsze, żeby się nie bać. Pieski ze schroniska są oddane, wspaniałe, wdzięczne człowiekowi. Ich spojrzenie mimo wszystko jest zupełnie inne niż psa z hodowli. Ono jest takie głębokie, takie jakby cały czas ze wzruszeniem patrzyły na swoich nowych opiekunów. Natomiast, z drugiej strony, trzeba pamiętać, że to jest ogromna odpowiedzialność. Znamy historie, gdy ktoś uznał, że skoro za pieska ze schroniska się nie płaci, to można go wziąć i w każdej chwili oddać. A to wcale tak nie działa! To zawsze musi być w pełni przemyślana decyzja! A miłość, jaką daje taki psiak, jest ogromna, ogromna! Jest bezwarunkowa i pełna.

Bardzo dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Martyna Major

Fot. Arch. prywatne
Fot. Arch. prywatne
Fot. Arch. prywatne
Fot. Arch. prywatne
Fot. Arch. prywatne

TEKST: KARINA SUCHOROWSKA, trener w ośrodku szkoleniowym „Piesełkowo” www.facebook.com/ Pieselkowo/

Twój pierwszy pies

Jak przygotować się na nowego członka rodziny?

Decyzja o przyjęciu do rodziny psa to jedno z najważniejszych życiowych wyzwań, jakie można podjąć. Pies to nie tylko towarzysz, ale także istota, która wnosi do domu ogrom ciepła, radości i bezwarunkowej miłości. Zanim jednak zdecydujesz się na ten krok, musisz pamiętać, że pies to nie zabawka ani chwilowa rozrywka, lecz żywe stworzenie wymagające troski, uwagi i zaangażowania. Decyzja o posiadaniu psa powinna być przemyślana i odpowiedzialna, gdyż jest to zobowiązanie na wiele lat.

Przyjęcie psa to ogromna zmiana, zarówno w życiu jego opiekuna, jak i innych domowników. Nowy członek rodziny wpłynie na Twój harmonogram dnia, budżet, a nawet na to, jak planujesz wakacje. To przygoda pełna niespodzianek, która może odmienić Twoje życie na lepsze, wprowadzając do niego mnóstwo radości, śmiechu, ale również i obowiązków. Wielu przyszłych właścicieli psów nie zdaje sobie sprawy, jak duże wyzwanie stanowi wprowadzenie zwierzęcia do domu. To nie tylko kwestia karmienia, wyprowadzania na spacery i zabawy

– to także odpowiedzialność za zdrowie i dobrostan zwierzęcia, wychowanie go oraz budowanie więzi opartej na zaufaniu i szacunku. Przygoda z pierwszym psem to również nauka –tego, jak być cierpliwym, jak radzić sobie z wyzwaniami oraz jak kochać bezwarunkowo.

W tym artykule postaram się przeprowadzić Cię przez wszystkie kluczowe aspekty związane z przyjęciem psa do swojego domu. Dowiesz się, jak wybrać odpowiednią rasę, jak przygotować przestrzeń, jak wychować i socjalizować psa, a także jak

dbać o jego zdrowie. Niech ten tekst będzie dla ciebie wsparciem i pomocą na każdym etapie wyjątkowej podróży, jaką jest posiadanie psa.

Gotowość do przyjęcia psa to pierwszy krok na drodze do stworzenia relacji, która przyniesie Ci mnóstwo satysfakcji i radości. Pies to nie tylko zwierzę – to przyjaciel na dobre i na złe, który wprowadzi do twojego życia wiele pozytywnych emocji. Zatem jeśli jesteś gotowy na tę wyjątkową odpowiedzialność, zacznijmy przygotowania do powitania nowego członka rodziny!

Wybór odpowiedniej rasy

Wybór rasy psa to jedna z najważniejszych decyzji, jakie musisz podjąć. Każdy pies ma swój unikalny charakter, poziom energii oraz potrzeby, które powinny pasować do Twojego stylu życia. Zanim zdecydujesz się na psa konkretnej rasy, warto zastanowić się, jak wygląda Twoja codzienność i jakie cechy powinien mieć Twój przyszły towarzysz. Podczas wyboru psa nie kieruj się wyłącznie jego wyglądem, ale przede wszystkim charakterem, potrzebami i tym, jak będzie pasować do Twojego stylu życia. Przemyślany wybór sprawi, że zarówno Ty, jak i Twój nowy przyjaciel będziecie szczęśliwi, a Wasza relacja stanie się pełna radości i wzajemnego zrozumienia.

Przygotowanie domu

Zanim nowy pies pojawi się w Twoim domu, warto upewnić się, że przestrzeń jest odpowiednio przygotowana, aby zapewnić mu komfort i bezpieczeństwo. Pierwszym krokiem jest zaopatrzenie się w niezbędne akcesoria, potrzebne już od pierwszego dnia. Przede wszystkim, zorganizuj miejsce do jedzenia i picia, kupując odpowiednie miski na wodę i jedzenie. Pamiętaj również o klatce kennelowej lub legowisku, gdzie pies będzie mógł się zrelaksować i poczuć bezpiecznie. Smycz i obroża są niezbędne do bezpiecznych spacerów, więc warto zadbać, by były wygodne i odpowiednio dopasowane. Przygotowując dom na przybycie nowego członka rodziny, zwróć uwagę na potencjalne zagrożenia. Szczeniaki, zwłaszcza w pierwszych miesiącach życia, mogą być niezwykle ciekawskie i chętnie eksplorować otoczenie, często próbując gryźć różne przedmioty. Zabezpiecz kable, chemikalia i inne niebezpieczne przedmioty, które mogłyby przyciągnąć uwagę psa. Możesz także rozważyć ustawienie bramek zabezpieczających i w ten sposób ograniczyć szczeniakowi dostęp do potencjalnie niebezpiecznych pomieszczeń. Przed przyjęciem psa warto również dowiedzieć się od hodowcy, czym był karmiony. Wtedy można zaopatrzyć się w to samo jedzenie. Nagła zmiana diety może być stresująca i prowadzić do problemów żołądkowych, dlatego najlepszym rozwiązaniem jest stopniowe wprowadzanie nowego pokarmu. Odpowiednio przygotowany dom to miejsce, w którym pies będzie czuł się bezpiecznie i komfortowo już od pierwszych chwil. Dzięki temu adaptacja do nowego otoczenia przebie

gnie płynnie, a Ty będziesz mógł cieszyć się czasem spędzonym z nowym przyjacielem.

Nauka i socjalizacja

Pierwsze tygodnie w nowym domu są kluczowe dla adaptacji Twojego psa. To czas, w którym szczeniak uczy się nowego otoczenia. Równocześnie nowy właściciel ma okazję poznać jego potrzeby i zachowania. Właściwe wsparcie w tym okresie może mieć ogromny wpływ na to, jak pies będzie się czuł i zachowywał w przyszłości.

Już na początku Waszej wspólnej drogi warto rozejrzeć się za dobrym ośrodkiem szkoleniowym, który oferuje kurs psiego przedszkola. Tego typu programy szkoleniowe są świetnym sposobem, dzięki któremu pies, pod okiem profesjonalistów, nauczy się podstawowych komend, takich jak „siad”, „zostań” czy „do mnie”. To również okazja dla Ciebie, aby zdobyć wiedzę na temat wychowywania psa i radzenia sobie z typowymi problemami behawioralnymi. Pamiętaj, że dobrze wychowany pies to pies szczęśliwy, który czuje się bezpiecznie i pewnie w swoim otoczeniu, co przekłada się na jego ogólną jakość życia. Socjalizacja to równie ważny element w procesie adaptacji. Zabieraj psa na regularne spacery, pozwalając mu na odkrywanie otoczenia i poznawanie różnych elementów środowiska, takie jak: inne psy, ludzie, samochody, rowery czy dźwięki miasta. Dzięki temu pies nauczy się reagować spokojnie w różnych sytuacjach. Dobre doświadczenia w młodym wieku pomogą mu stać się pewnym siebie.

Zdrowie i opieka weterynaryjna

Regularne wizyty u weterynarza to podstawa zdrowego życia Twojego pupila. Na początku warto umówić się na wizytę kontrolną (pozwalającą określić stan zdrowia pieska), a także ustalić harmonogram szczepień. Pamiętaj również o pro laktyce przeciwpasożytniczej oraz o regularnych badaniach kontrolnych.

Cierpliwość i miłość

Pamiętaj, że pies to istota, która ma swoje emocje i potrzeby. Zanim w pełni zaadaptuje się do nowego domu, może minąć trochę czasu. Bądź cierpliwy i daj mu przestrzeń do oswojenia się z nowym otoczeniem. Każdy pies jest inny i potrzebuje indywidualnego podejścia. Ważne jest, aby od samego początku budować z nim relację opartą na zaufaniu i miłości.

Podsumowując, decyzja o przyjęciu psa to odpowiedzialny krok, który przynosi wiele radości, ale i wyzwań. Właściwe przygotowanie się na przyjęcie nowego członka rodziny pozwoli Ci uniknąć wielu problemów i cieszyć się w pełni tą wyjątkową relacją. Pamiętaj, że pies to nie tylko przyjaciel na dobre dni, ale także kompan na te trudniejsze chwile. Razem stworzycie wspaniały zespół!

Filmiki z dziećmi i psami Czy naprawdę są takie słodkie?

Internet jest nieodłącznym elementem życia wielu z nas. Mnóstwo czasu spędzamy przed ekranami smartfonów, oglądając śmieszne lmiki. Szczególnie lubimy, gdy tra amy na wideo z małymi dziećmi i psami. Psiaki liżą maluchy, zachęcają do zabawy, czy odgrywają rolę pacjentów w zabawie w szpital. Jednak, czy te obrazki rzeczywiście są takie słodkie, na jakie wyglądają? W niniejszym artykule chciałabym przedstawić, co tak naprawdę odczuwają psy i w jaki sposób okazują, gdy nie mają ochoty na tego typu interakcje.

Co z bezpieczeństwem?

Co jakiś czas do mediów tra a informacja, że pies ugryzł dziecko. W zdecydowanej większości przypadków są to psy, które mieszkają razem ze swoimi o arami. Oglądając lmiki, które w Internecie umieszczają rodzice małych dzieci, przedstawiające dziecięce przytulasy z psami, widać jak często przekraczane są granice cierpliwości czworonogów. Na zdecydowanej większości lmów, osoba, która choć trochę interesuje się psią komunikacją, zauważy, jak psy proszą o przerwanie interakcji. Ignorowanie sygnałów stresu, które wysyła pupil, może doprowadzić do bardzo niebezpiecznych sytuacji. O arami natomiast będą niewinne dzieci, które tylko przytulały pieska ku uciesze swoich rodziców. Najczęściej, gdy dojdzie do tragedii, obwiniany jest pies. Jednak warto wiedzieć, że psy robią wszystko, aby uniknąć użycia agresji. Stosują tzw. drabinę

Autorką tekstu jest Mamazpsem –Małgorzata Bieniek behawiorystka zwierząt, zoopsycholog, trener pro laktyki pogryzień. Specjalizuje się w relacji pies-dziecko. Edukuje i pomaga rodzicom przygotować psa na pojawienie się dziecka oraz zadbać o ich bezpieczną relację. www.mamazpsem.pl, Instagram: @mamazpsem_

agresji, czyli sekwencję sygnałów, jakie wysyła zwierzę w niekomfortowej sytuacji, gdy jego niepokój narasta. Zaczyna od bardzo subtelnych zachowań. Jeśli nie znajdzie reakcji na swoje prośby, sięga po kolejne, aby w sytuacji zagrożenia użyć dosadniejszych sposobów. Są to przede wszystkim takie zachowania jak warczenie czy kłapnięcie zębami. Ugryzienie jest dopiero na samym szczycie drabiny agresji, gdy pozostałe sygnały nie przyniosły efektów. Gdy dziecko notorycznie przekracza granice wyznaczone przez psa, a próby warczenia spotykają się z karaniem ze strony opiekunów, pies może zmienić taktykę. Istnieje wówczas ryzyko, że stanie się agresywny i na każdą próbę kontaktu dziecka będzie reagować zębami lub może wybrać, tzw. wyuczoną bezradność, czyli poddać się i pozwalać dziecku na wszystko – żadna z tych strategii nie jest dobra.

Psia komunikacja

W dzisiejszych czasach język psów jest coraz lepiej poznawany. Na rynku dostępnych jest wiele książek, kursów czy webinarów, które zawierają bardzo dobrze wyjaśnioną psią komunikację. Nietrudno zagłębić się w ten temat. Osobiście uważam, że podstawy psiego języka powinien znać każdy opiekun psa. To znacznie ułatwiłoby nam życie ze zwierzęciem, a przede wszystkim pozwoliło zadbać o bezpieczeństwo nasze i naszych dzieci.

Wiedząc, jakie sygnały stresu prezentuje pies, jesteśmy w stanie przewidzieć jego reakcję i w odpowiednim momencie zabrać dziecko. To zdecydowanie zmniejsza niebezpieczne

sytuacje z udziałem psów i dzieci. Problem braku zrozumienia języka psów szczególnie widać na wspomnianych już lmikach, gdy opiekunowie pozwalają dzieciom na przekraczanie granic zwierzaka i nie respektują jego próśb. Często też sygnały wysyłane przez psy są źle interpretowane. Do najczęściej mylonych znaczeń zaliczymy: psi uśmiech, lizanie po twarzy, ukłony czy ziewanie. Warto zagłębić się w ich znaczenie, aby lepiej zrozumieć swojego psa.

Psie całusy

Co środę na moim Instagramie @mamazpsem_ organizuję quizy z psiego języka. Udostępniam wtedy przeróżne lmy z dziećmi i psami, a moi obserwatorzy mają okazję wskazać „co mówi pies?”. Na zdecydowanej większości wideo, zwierzaki liżą dzieci po buziach czy rączkach. Wiele osób odbiera to jako wyraz miłości. Niestety rzeczywistość jest zupełnie inna. Psy wykorzystują swoje języki w wielu sytuacjach. Liżą, aby coś lepiej poznać, zrelaksować się, uspokoić drugiego osobnika, jak również, by okazać miłość. Jednak w przypadku kontaktów z małymi dziećmi ta ostatnia przyczyna występuje bardzo rzadko. Maluchy często są dla psów wyzwaniem. Przez swoją nieprzewidywalność i bardzo szybki rozwój mogą być źródłem stresu. Pierwsze lata życia dziecka są pełne skoków rozwojowych i nagłych zmian w zachowaniu oraz wyglądzie. Natomiast psy zdecydowanie wolą, gdy coś jest przewidywalne i wpisane w schemat. Dlatego w tym okresie mało który pies pokocha nowego członka swojej rodziny – przez ten czas dopiero się go uczy i zaczyna akceptować. Na prawdziwą miłość i piękną relację trzeba chwilę zaczekać. Bliskie kontakty niemowlęcia z psem są dla czworonogów niekomfortowe, dlatego w przeważającej większości przypadków lizanie dziecka, gdy to wyciąga rączkę do psa lub na niego wchodzi, będzie prośbą o zwiększenie dystansu.

Czy to na pewno zabawa z psem?

Kolejnym typem lmów są te przedstawiające trochę starsze dzieci, które bawią się z psami. Jednak te zabawy zdecydowanie nie należą do psich aktywności. Pies odgrywa rolę pacjenta w zabawie w lekarza, modelki w zabawie w przebieranki czy konia. Takie wideo mają najczęściej dużo wyświetleń, bo wiele osób odbiera je jako zabawne. Jednak psy w tego typu rolach nigdy nie będą czuły się komfortowo. Pies powinien zostać psem. Do zabaw w odgrywanie ról dzieci powinny wykorzystywać lalki, pluszaki czy swoich opiekunów. Psy nie zostały stworzone do tego, by dzieci zakładały im gumeczki, spinki czy dawały udawane zastrzyki. Niektórzy mogą stwierdzić, że jest to przygotowanie do wystawy czy wizyty u weterynarza. Jednak przeprowadzanie takich treningów nie jest rolą dzieci. To dorosły opiekun psa powinien w odpowiedni sposób ćwiczyć, przeprowadzając tzw. trening kooperacyjny. Może do tego zaangażować starsze dziecko, ale w kontrolowanych warunkach i z jak największą dbałością o komfort psa.

Pies też ma swoje granice

Będąc opiekunem psa należy pamiętać, że ma on swoją przestrzeń osobistą i prawo do emocji. Szczególnie gdy wychowuje się w domu razem z dziećmi, powinniśmy zadbać o jego komfort. Będzie to również skutkowało zwiększeniem bezpieczeństwa dzieci. Należy pilnować zasad poprawnych kontaktów z psem. Ważne, by pies miał swoje miejsce w domu, do którego maluchy nie będą miały dostępu. Posłanie powinno być strefą, gdzie czworonóg będzie mógł odpocząć i będzie wiedział, że jest tam bezpieczny. Dzieci nie powinny wchodzić do psiego łóżka i się w nim bawić. Należy od najmłodszych lat edukować je z zakresu podstaw psiej komunikacji. I przede wszystkim samemu dawać dobry przykład :)

Też masz na to wpływ

Apeluję o rozwagę w udostępnianiu treści, o których piszę powyżej. Gdy lm, na którym pies odczuwa dyskomfort, będzie miał dużo polubień i będzie udostępniany dalej, stanie się inspiracją dla innych. A to będzie zwiększało ilość takich lmów w Internecie. Edukujmy siebie i innych z zakresu psiej komunikacji. Ludzie często oczekują od psów, że będą reagowały na ich słowa (komendy), a sami niewiele robią, by je zrozumieć. Pora by to zmienić ;)

Fot. Freepik

Jaka jest główna idea produktów Ownat?

Czy istniała jakaś zasada przewodnia podczas tworzenia marki Ownat?

Produkcją karmy dla zwierząt domowych zajmujemy się od ponad trzydziestu lat. Koncepcja marki Ownat powstała siedem lat temu, łącząc w sobie nasze dotychczasowe doświadczenia i wiedzę w temacie żywienia zwierząt. Geneza marki wiąże się z zaangażowaniem w tworzenie karmy, która w znaczący sposób przyczynia się do utrzymania zdrowia i dobrego samopoczucia naszych zwierząt. Udało nam się to osiągnąć dzięki zastosowaniu wysokiej jakości naturalnych składników, pozyskiwanych w większości od lokalnych farmerów. Wykorzystanie w recepturach Ownat świeżego mięsa i ryb, bez sztucznych barwników oraz konserwantów jest podstawą naszej lozo i. Stosujemy ponadto wyra nowane składniki funkcjonalne, które wzmacniają dobrostan psów i kotów. Dzięki temu powstały zrównoważone, naturalne, najwyższej jakości karmy, które pomagają naszym zwierzętom prowadzić zdrowe i szczęśliwe życie – to nasz główny cel.

W jaki sposób Ownat odpowiada na potrzeby zwierząt?

Wszystkie receptury Ownat są zastrzeżone i opracowane w oparciu o zalecenia ustanowione przez FEDIAF (Europejskie Stowarzyszenie Producentów Karmy dla Zwierząt Domowych). Dodatkowo są one rozwinięte przez nasz zespół techniczny, który składa się z lekarzy weterynarii i dietetyków. Biorą oni pod uwagę potrzeby psów i kotów w zależności od ich etapu życia, wielkości i wszelkich specjalnych wymagań, jakie mogą mieć.

Jak powstają produkty marki Ownat?

Jaka technologia jest używana podczas produkcji?

Produkty Ownat wytwarzane są w naszych własnych zakładach z wykorzystaniem najnowocześniejszych technologii na rynku. Pozwala nam to tworzyć receptury z wysoką zawartością świeżego mięsa. Proces powolnego gotowania pomaga zachować pierwotne składniki odżywcze i wzmacnia strawność pokarmu. Jesteśmy jednym z nielicznych zakładów na

Wywiad z Rosanną Cabré Dyrektor Techniczną rmy Cotecnica, odpowiedzialną min. za rozwój marki Ownat

terenie Europy, który wytwarza karmy dla zwierząt bazując w całości na świeżym mięsie, bez użycia mączek mięsnych. Receptury tej klasy oferowane są w linii Ownat Author.

Co to jest technologia „powolnego gotowania”?

Które linie są przygotowywane w ten sposób?

Technologia powolnego gotowania to innowacyjny proces gotowania składników w sposób naturalny, z parą wodną, która maksymalizuje zachowanie pierwotnej wartości odżywczej składników. Dzięki temu żywność jest lekkostrawna i aromatyczna. Jakość zaczyna się od składników – wybieramy tylko najświeższe i najbardziej naturalne surowce, zachowując ich pełną wartość odżywczą. Następnie gotujemy je naturalnie na parze w małych partiach. Na koniec formujemy krokiety do rozmiaru i kształtu odpowiedniego dla każdego rodzaju psa i kota. Pakujemy niezwłocznie po procesie produkcyjnym dla zapewnienia najwyższej świeżości. Technologia powolnego gotowania używana jest do tworzenia receptur dla naszych linii Ownat Author oraz Ownat Ultra.

Ważnym elementem w składzie karm Ownat są świeże owoce i warzywa od lokalnych dostawców.

Jak to wpływa na jakość produktów?

Cotecnica, czyli rma produkująca karmy Ownat jest spółdzielnią składającą się z jedenastu członków. To miejscowi farmerzy i hodowcy – producenci zbóż, owoców, warzyw i zwierząt gospodarskich. Tak więc nasi partnerzy są również naszymi lokalnymi dostawcami. Pozwala nam to tworzyć receptury z lokalnych produktów, co daje gwarancję jakości u źródła –już na poziomie surowców. Ponadto umożliwia to uzyskanie preferencyjnych cen składników karmy, dając potencjał na zaoferowanie na rynku rewelacyjnego stosunku jakości do ceny. Wracając do pytania należy zaznaczyć, że włączenie

Artykuł sponsorowany

Nasz UNIKALNY g PROCESS

1

Jakość zaczyna się od składników: wybieramy wyłącznie najświeższe i naturalne składniki, zachowujące całą swoją wartość odżywczą.

2

Gotujemy składniki BARDZO WOLNO I W NISKIEJ

TEMPERATURZE, aby zachować ich maksymalną jakość odżywczą.

3

Ostatecznie formujemy z nich krokieciki o rozmiarze i kształcie dostosowanym do każdej rasy psa i kota, a następnie bezzwłocznie je pakujemy, zachowując tym samym całą ich świeżość.

świeżych owoców i warzyw do receptur karm Ownat jest ze wszech miar korzystne, z uwagi na ich wysoką zawartość błonnika, co jest pożądane dla prawidłowego funkcjonowania układu pokarmowego. Dodatkowo są one naturalnym źródłem witamin i minerałów oraz zawierają związki przeciwutleniające, które pomagają zapobiegać uszkodzeniom komórek.

W jaki sposób dbacie o jakość karm Ownat podczas ich produkcji?

W Cotecnica posiadamy własne laboratorium, akredytowane przez o cjalną instytucję. Kontrolujemy cały proces produkcji naszych karm: od momentu odbioru surowców (jeśli nie spełniają one naszych standardów, nie są dopuszczane do produkcji), poprzez proces produkcji oraz po jego zakończeniu. Wytwarzane przez nas karmy są bezzwłocznie pakowane w worki. Dysponujemy najnowocześniejszą technologią, która pozwala nam na szybkie dokonanie badań i analiz, co daje nam elastyczność w działaniu i w razie potrzeby pozwala reagować bardzo szybko.

Jakie rodzaje mięs są używane do produkcji karm

Ownat? W jaki sposób mięsa są przygotowywane i przechowywane?

Receptury Ownat obejmują głównie świeże mięso z indyka, jagnięciny oraz kurczaka – w niektórych odmianach, aby wyjść naprzeciw konkretnym potrzebom funkcjonalnym, używamy innych świeżych mięs, takich jak wieprzowina czy ryby. Wspominałam już o tym, że nasze surowce zwykle pochodzą od lokalnych i krajowych dostawców. Tym samym, są one bardzo świeże – tak, jak to tylko możliwe. Podczas procesu produkcji świeże mięso jest mielone i tuż przed gotowaniem mieszane z innymi składnikami receptury, takimi jak: produkty pełnoziarniste, bulwy, świeże owoce i warzywa.

Wybitnymi produktami marki Ownat wydaje się być seria Author. Powiedz nam więcej o tych produktach. Ownat Author jest naszym arcydziełem. Głównym składnikiem produktów z linii Author jest zawsze świeże mięso lub ryby w dużych ilościach – 60%. Nie zawierają one wcześniej

przetworzonych mączek mięsnych. W procesie używamy całych tuszek mięsnych lub kawałków świeżego mięsa. Wszystkie produkty wzbogacono również o superfoods, takie jak żurawinę, jagody goji, kurkumę lub korzenie czarciego pazura, zapewniające zwierzętom korzyści zdrowotne. Aby stworzyć receptury tego rodzaju, potrzebna jest bardzo zaawansowana technologia, która jest w stanie wykorzystywać duże zawartości świeżego mięsa i procesować wszystkie składniki tak, aby zachować pierwotne wartości odżywcze surowców. Jest to możliwe dzięki wykorzystaniu naturalnego, wolnego procesu gotowania na parze. Ten zabieg pozwala nam tworzyć produkty o najwyższej jakości odżywczej, wysokiej strawności oraz niezrównanym smaku.

Jakim badaniom poddawane są pokarmy Ownat?

Czy przechodzą testy np. pod kątem smakowitości?

Jak wspomniano wcześniej, produkty Ownat poddawane są kontrolom jakości w trakcie procesu produkcyjnego, a następnie przed wysyłką. Podczas kontroli wykonywana jest analiza składników odżywczych oraz badanie stabilności mikrobiologicznej. Odnośnie smakowitość, mamy zespół badawczo-rozwojowy, który codziennie pracuje nad poprawą atrakcyjności naszych produktów.

Słyszałem, że staraliście się wprowadzić nowe, przyjazne dla środowiska opakowanie. Czy możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?

W Cotecnica pracujemy nad tym, aby używać coraz bardziej zrównoważonych opakowań, wykonanych z jednego rodzaju materiału co ma na celu ułatwienie procesu recyklingu. Chociaż jest to projekt pilotażowy i jesteśmy w początkowej fazie tego zadania, to został on bardzo dobrze przyjęty. Planujemy wdrożenie w perspektywie średnioterminowej.

karm gotowych Jakość

Wielu opiekunów psów i kotów, wybierając pokarm dla swojego pupila, zastanawia się nad jakością karm gotowych. W Internecie można znaleźć wiele subiektywnych rankingów opartych na indywidualnych doświadczeniach i opiniach. Jednak dokonując tego rodzaju porównań i ocen w tak ważnym temacie jak żywienie czworonoga, warto dowiedzieć się więcej, tak by nasza decyzja była oparta na naukowych podstawach.

określeniem, obejmującym takie cechy jak: kompletność pokarmowa, strawność, smakowitość i bezpieczeństwo. Kompletność karmy polega na tym, że dany produkt zawiera wszystkie niezbędne zwierzęciu składniki odżywcze w odpowiednich ilościach i proporcjach. Taka karma, dostarczająca psu lub kotu w dziennej dawce wszystkich niezbędnych substancji pokarmowych na poziomie określonym przez normy żywieniowe (np. FEDIAF’u – Europejskiej Federacji Przemysłu Żywieniowego Zwierząt Domowych), określana jest jako pełnoporcjowa. Może ona stanowić jedyne źródło pożywienia każdego dnia. Optymalna strawność karmy (powyżej 75%) warunkuje przyswojenie substancji odżywczych na odpowiednim poziomie oraz wpływa na właściwe wypróżnienia. Z kolei smakowitość karmy jest bardzo ważna i powoduje, że psy czy koty chętnie ją jedzą. Oczywiście jedzenie musi być też bezpieczne, czyli nie może zawierać żadnych czyn-

nych), które stanowiłyby zagrożenie dla zdrowia zwierzęcia np. bakterii, toksyn, pasożytów, ciał obcych.

Jak bada się jakość?

Jakość karm bada się precyzyjnie w warunkach laboratoryjnych, ale także opiekun zwierzęcia może w pewnym stopniu określić ją na podstawie obserwacji pupila. Należy zwrócić uwagę na smakowitość pożywienia, jakość wypróżnień oraz ogólne samopoczucie i zdrowie czworonoga. Warto przy tym pamiętać, że stosując różne produkty, lub dodatkowo pokarmy domowe, nie mamy możliwości oceny konkretnej karmy. Patrząc na etykietę produktu, należy zwrócić uwagę, czy mamy do czynienia z karmą pełnoporcjową, czy uzupełniającą (czyli niekompletną) oraz czy produkt wspiera dodatkowe obszary zdrowia pupila poza zaspokojeniem zapotrzebowania na składniki odżywcze (np. sprzyja utrzymaniu zdrowia stawów lub higienie jamy ustnej). Dodatkowo porównuje się skład i analizę karm (zawsze łącznie). Należy przy tym pod-

kreślić, że z punktu widzenia prawidłowego żywienia najistotniejsza jest właściwa zawartość składników odżywczych o odpowiedniej strawności, a nie źródło ich pochodzenia (tzn. konkretny surowiec).

Karmy gotowe – dobry wybór!

Na rynku jest dostępny szeroki wybór wysokiej jakości produktów, dopasowanych do potrzeb psów i kotów w różnym wieku czy o różnej aktywnościzycznej. Opiekun może dobrać produkt zgodnie z potrzebami i preferencjami zwierzęcia (i swoimi). Coraz więcej osób wybiera dla swoich czworonogów pełnoporcjowe karmy gotowe, mając świadomość, że ludzkie jedzenie nie jest odpowiednim pożywieniem dla pupila.

A prawidłowe żywienie, czyli takie, które gwarantuje dostarczenie zwierzęciu właściwych ilości niezbędnych składników odżywczych, jest jednym z podstawowych warunków utrzymania zdrowia i dobrego samopoczucia psa lub kota.

Cały artykuł dostępny jest na stronie POLKARMA:

Adnotacja

Tekst został przygotowany przez zespół ekspertów POLKARMA w składzie:

Autor: lek. wet. Małgorzata Głowacka (Mars Polska) Konsultacje merytoryczne:

Dr n. wet. Sybilla Berwid-Wójtowicz (Nestle Polska)

Dr Jacek Wilczak (SGGW)

Mgr inż. Anna Maria Ziembińska (Royal Canin Polska)

Koty szkockie

Rozmowa z Justyną Froncwłaścicielką hodowli

Z Pazurem

Od kiedy prowadzi Pani hodowlę kotów szkockich? Jak rozpoczęła się Wasza wspólna przygoda?

Hodowlę kotów założyłam w 2015 roku, więc działamy już dziewięć lat. Wcześniej dużo czytałam i uczyłam się na temat kotów szkockich.

Proszę opowiedzieć nam o tej rasie. Jakie są koty szkockie? Co wyróżnia je na tle innych ras?

Wybrałam tę rasę ze względu na ich niesamowity proludzki charakter. One wręcz kochają kontakt z człowiekiem. Nie zawsze jest to bardzo intensywne uczucie, ale zawsze starają się być blisko człowieka. Nazywam to nawet śledzeniem. Niezależnie od tego, czy robię pranie, czy jestem w salonie – koty starają się przebywać razem ze mną. Nie można zapomnieć również o ich słodkim wyglądzie i minie „smutnego kotka”, która działa chyba na wszystkich. Łamią każde serca, nawet tych, którzy raczej nie lubią kotów i otwarcie to deklarują.

Co należy wziąć pod uwagę, gdy chcemy zdecydować się na kota tej rasy? Czy mają jakieś szczególne oczekiwania i wymagania?

Szkoty nie są wymagające, świetnie odnajdują się w każdych warunkach. Mogą mieszkać zarówno w ciasnej kawalerce,

proste oraz oklapłe (scottish straight & scottish fold). Jeśli chodzi o wymagania, to różnią się one w zależności od rodzaju. Kociaki z prostymi uszkami potrzebują odpowiedniej wysokomięsnej diety. W zasadzie wszystkie koty taką powinny mieć. Natomiast przy wyborze szkockiego folda dodatkowo powinno się pamiętać o suplementacji na stawy. Koty te mają skłonności do chorób stawów.

Czy kociaka tej rasy łatwo jest wychować? Jakie działania są szczególnie ważne w tym procesie?

Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie, ponieważ hodowla nigdy nie jest łatwa. Mimo selekcji i rozmnażania zwierząt najlepszych oraz przebadanych zawsze może się przydarzyć coś nieoczekiwanego. Myślę natomiast, że najważniejsze elementy to dobra dieta i socjalizacja kociąt już od samego początku. Ważne, aby kocięta były bardzo nastawione na kontakt z człowiekiem. Idąc za tym tokiem myślenia, w mojej hodowli bardzo dużo czasu poświęcam samym kociętom i ich psychice, aby były odważne i odpowiednio ułożone.

Jakie warunki sprawią, że kot szkocki będzie czuł się u nas dobrze? Co musimy mu zapewnić?

Każdy kot powinien mieć swoje bezpieczne miejsce do obser

Fot. Arch. prywatne hodowli Z Pazurem

wacji i odpoczynku, gdzie mu nie przeszkadzamy np. drapak z budkami czy wyższymi półkami. Dodatkowo powinniśmy kotu zapewnić aktywności, np. zabawy wędką, pogoń. Co istotne, kot powinien być nagrodzony zdobyczą. Zabawy i spędzanie aktywnie czasu z kotem jest bardzo ważne, aby zwierzak się nie nudził. Równocześnie w ten sposób zwiększamy więź między kotem a właścicielem.

Proszę opowiedzieć o kontaktach kotów szkockich z dziećmi. Czy cierpliwie podchodzą do pieszczot ze strony dzieci, czy też raczej ich unikają? Koty szkockie z natury są bardzo kontaktowe i nie mają w sobie agresji. Należy natomiast podkreślić, że każdy kot ma swój niezależny charakter i usposobienie. Na pewno znajdziemy te bardziej odważne i te bardziej bojaźliwe. Kontakt kota z małymi dziećmi zawsze powinien przebiegać pod nadzorem rodziców. Nie powinniśmy pozwalać dziecku szarpać kota czy ciągnąć za ogon, bo nawet najłagodniejszy zwierzak będzie się bronił. Wiele moich kotów jest w domach z małymi dziećmi i bardzo lubią spędzać z nimi czas i bawić się z nimi. Czasami koty nawet wybierają dziecko zamiast rodziców i to z nim spędzają większość dnia. Można zatem powiedzieć, że odpowiedź na to pytanie jest bardzo ciężka. Uważam, że koty szkockie nadają się do domu z dziećmi. Ale równocześnie należy pamiętać, że na pewno w obrębie rasy znajdą się osobniki, które jednak małych dzieci będą unikać.

Koty szkockie cieszą się w ostatnim czasie sporą popularnością. Jak ocenia Pani tę popularność? Czy to pozytywny, czy raczej negatywny trend?

Uważam, że każdy trend na daną rasę jest zły, ponieważ powoduje, że duża liczba ludzi spełnia swoją chwilową zachciankę i kupuje kota tej rasy. Decyzja ta najczęściej jest nieprzemyślana. Kiedy moda minie, zwierzak się znudzi, to albo idzie w odstawkę albo tra a do schroniska. Kolejnym aspektem są szybko łapiące trend pseudohodowle, dla których nieważny jest wzorzec rasy ani zdrowie tylko ilość wyprodukowanych zwierząt na sprzedaż. Chcą, by wszystko działo się szybko, sprzedają koty tanio, więc mają na nie odbiorców. A prawda jest taka, że cierpią na tym nie tylko kocięta, ale również ich rodzice. Najczęściej są oni największymi o arami, ponieważ gdy tylko przestają być potrzebni, zostają wyrzuceni – jak jakiś niepotrzebny odpad.

Wiele słyszy się o problemach zdrowotnych kotów tej rasy. Czy są narażone na jakieś choroby dziedziczne?

U kotów szkockich może genetycznie występować PKD wielotorbielowatość nerek. Jednak w tym momencie nie jest to już właściwie problem, ponieważ legalni hodowcy szubko wykluczyli to schorzenie ze swoich hodowli, robiąc badania genetyczne i dopuszczając do rozrodu tylko koty PKD NN. W związku, do którego należę (PZF), takie badanie każdego kota hodowlanego jest obowiązkowe, więc nie ma opcji, aby ta wada wystąpiła u kociąt. Zawsze podkreślam, że w kwestii zdrowia najważniejsze są regularne badania. U swoich kotów wykonuję echo serca FIV i Felv. Koty szkockie prostouche są raczej zdrowymi i nieobciążonymi genetycznie kotami. Natomiast przy wyborze kota zwisłouchego musimy brać pod uwagę możliwość wystąpienia osteochondrodysplazji, dlatego foldom suplementuje się stawy. Co więcej, nie wolno łączyć

w hodowlane pary dwóch kotów fold. W hodowlach jedno z rodziców musi mieć ucho proste (straight) a drugie uszy w dół (fold), aby zminimalizować ryzyko wystąpienia wady.

Czy może się Pani podzielić ciekawostkami dotyczącymi swojej hodowli? Może pamięta Pani jakąś ciekawą lub zabawną sytuację z Waszej wspólnej historii i chciałaby opowiedzieć ją naszym czytelnikom?

Tak, chętnie – na pewno to, że mój mąż zgodził się początkowo tylko na cztery koty w naszym domu. Ja totalnie przepadłam, bo z kotami jest jak z chipsami – na jednym się nie kończy. Tak naprawdę obecnie mam w domu czternaście kotów, więc troszkę naciągnęłam pozwolenie mojego męża. Dodam, że zawsze koty kupowałam w tajemnicy albo zostawiałam kotkę urodzoną u nas i udawałam, że się nie sprzedała. Z biegiem czasu i ilością kotów mąż przestał zauważać, czy jest jeden kot mniej, czy więcej :D

Co uważa Pani za trudność w kwestii prowadzenia hodowli kotów rasowych?

Chciałam podkreślić jeden z głównych problemów, który wiąże się nie tylko z prowadzeniem hodowli kotów, ale w ogóle z posiadaniem kotów w domu. Mam tu na myśli kwestię nadpopulacji kotów i bezdomności. W naszej hodowli wszystkie kociaki, które nie są przeznaczone do dalszej hodowli, są kastrowane, aby nie były nielegalnie czy przypadkowo rozmnażane. Dlatego chciałam wspomnieć miłośnikom zwierząt o najważniejszym, czyli kastracji kotów, czy tych rasowych, czy nierasowych. W ten sposób możemy zmniejszyć bezdomność, a szanse na dom będą miały koty, które już przebywają w schroniskach. Koty rasowe w naszym kraju to zaledwie 3% populacji, a 97% to zwierzaki nierasowe. Apeluję, byśmy wspólnie dbali o ich kastracje. Drugim istotnym działaniem powinno być zaprzestanie wypuszczania naszych pupili samopas, ponieważ czeka na nich wiele niebezpieczeństw, a dodatkowo mogą oni po prostu niszczyć ekosystem. Miejsce naszych kotów jest w domu, aby były szczęśliwe, bezpieczne i kochane.

Bardzo dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Martyna Major

Fot. Arch. prywatne hodowli Z Pazurem
Rozmowa

z

Nikoliną Iwacewicz, właścicielką kotów szkockich: Leosia i Florci

Dlaczego koty szkockie? Czy była to miłość od pierwszego wejrzenia, czy przemyślana decyzja?

To był tak naprawdę przypadek. Od zawsze chciałam mieć kota, zwłaszcza kiedy byłam już samodzielna i wyprowadziłam się z domu rodziców. Na początku miał to być ragdoll – bielutka, piękna dama. Jednak najpierw wraz z moim partnerem poznawaliśmy inne rasy kotów. Wtedy tra liśmy na kota szkockiego zwisłouchego. Pierwszy raz usłyszałam o nich około siedmiu lat temu. Ta rasa była wtedy bardzo mało popularna w Polsce. Było niewiele informacji, gdzie można było w ogóle poczytać więcej o tych kotach. Udało nam się wtedy znaleźć na Facebooku grupę, na której hodowcy dzielili się informacjami o przyszłych miotach, o cechach rasy. I tam właśnie zauważyliśmy Leosia. Był wtedy taki malutki. Stwierdziliśmy, że to jest właśnie taki kotek, jakiego chcemy mieć w swoim domu. Mówi się, że to kot wybiera sobie opiekuna i chyba tak się stało w tamtym momencie, bo ta rasa nie była na sto procent planowana. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że do nas tra ł, jest to cudowna rasa. Na początku był Leoś, teraz mamy też Florcię i obydwa to koty szkockie. Obecnie jesteśmy zakochani w tej rasie. Można więc powiedzieć, że to był trochę przypadek, a trochę przemyślana decyzja.

Jacy są Leoś i Florcia? Co lubią robić?

Oni są inni. To są takie dwa bieguny. Mam wrażenie, że każdy kot (nawet pomimo przynależności do tej samej rasy) ma inny charakter. Leoś jest jedynakiem. Urodził się jako jedyny kociak. W hodowli kolejny miot pojawił się nieco później, więc nie miał styczności z malutkimi kotkami. Przebywał tylko z dorosłymi kotami. To jest taki panicz, taki dostojny kocur. Ustala zasady w naszym domu, ale równocześnie jest też bardzo delikatny. Lubi delikatne pieszczotki, żadnego mocnego przytulania. Jest bardzo towarzyski, ale tylko wtedy, kiedy kogoś zna i lubi. Do obcych jest bardzo wycofany. Kiedy ktoś do nas przychodzi, to Leoś potrzebuje chwili, żeby go obwąchać, przyzwyczaić się do gościa. Dopiero wtedy się pokazuje i podchodzi do tej osoby. Jest też takim troszkę leniuszkiem. Ma już sześć lat, nie jest to młody kociak, więc potrzebuje więcej spokoju. Florcia to jest wulkan energii. Ma trzy latka, więc jest troszeczkę młodsza i czasami jeszcze siedzą jej w gło-

wie kocięce zabawy. Florcia musi być zawsze obok człowieka. Kiedy przychodzi ktoś nowy, to ona od razu podchodzi, jest ciekawa kto to, czy go zna. Ze znajomymi od razu się wita, bawi, żąda głaskania. Lubi też spać w łóżku, po prostu być bardzo blisko człowieka. Dotyk, nawet częsty, jej nie przeszkadza. Leosiowi natomiast może przeszkadzać, jeśli w tym momencie nie życzy sobie kontaktu. Czasem śmiejemy się, że Florcia to taka trochę siostra-świruska, bo ona nam odrobinę Leosia rozkręciła. Wcześniej to był kot, który działał na własnych zasadach, a odkąd pojawiła się Florcia, musi się nieco do niej dostosować, kiedy go np. zaczepia i chce się bawić. To jest bardzo zabawne, gdy się na to patrzy. (śmiech) Dzięki Florci w Leosia wstępuje czasami taki mały kociak. Florcia wychowała się w hodowli, gdzie było dużo innych kotków (były akurat dwa mioty kociaków oraz dorosłe koty). To bardzo ciekawe patrzeć na nich – na dwa całkiem odmienne charaktery. Świetnie się uzupełniają, choć nie ma między nimi takiej miłości, jak czasem widzi się między kotami. Mimo to mają w sobie wsparcie, np. podczas burzy, której oboje się boją.

Czy mogłabyś wskazać jakąś cechę wspólną kotów tej rasy – coś charakterystycznego?

Myślę, że taką cechą mógłby być brak agresji. Koty szkockie są bardzo przyjacielskie. Mimo że Leoś jest na początku trochę wycofany, to jak już da się poznać, to też jest bardzo kochanym kotem. Nawet kiedy pojawiają się u nas znajomi, czy kiedy rodzice poznawali nasze koty, to nie zdarzyło się, żeby któryś ze zwierzaków kogoś podrapał, ugryzł albo zachował się agresywnie. Czasami dają znać, że nie chcą już kontaktów, prychając lub odsuwając się od ludzi, ale nigdy nie wykazywały wobec ludzi lub wobec innych zwierząt żadnej agresji. Mieliśmy kiedyś chomika i Leoś super się z nim dogadywał. Obecnie teściowie mają koszatniczki i koty też je akceptują. Jest to fajna cecha szkotów, że mimo że są kotami, to potra ą się dogadać z innymi gatunkami – czy to z ludźmi, czy z innymi zwierzętami.

Dodatkowo koty szkockie są na ogół bardzo spokojne i dość leniwe. Nie chodzi tutaj o to, że ciągle leżą i nic nie robią, ale w porównaniu do innych ras kotów (np. kotów bengalskich) są zdecydowanie mniej aktywne. Czasami skaczą, np. gdy chcą

Fot. Arch. prywatne N. Iwacewicz
Fot. Arch. prywatne N. Iwacewicz

dostać się na kanapę albo blat, ale to nie są koty, które mają w zwyczaju skakać po rankach, niszczyć różne rzeczy w domu czy mieszkaniu. One są z natury spokojne, nie potrzebują tak dużo ruchu i aktywności. Są bardziej ułożone. Nie chciałabym, żeby tutaj to zabrzmiało, jakbym mówiła, że to idealne koty dla dzieci. Spotkałam się z takim określeniem, ale nie do końca się z nim zgadzam. Uważam, że każdy kot musi być przyzwyczajony do dziecka. Szkoty jako koty ułożone i spokojne nie do końca pasują do charakteru dziecka, które bywa dość hałaśliwe, a tego szkoty nie lubią. Nie łączyłaby tej rasy tak na sto procent z dziećmi, pomimo braku agresji i przyjaznego stosunku do ludzi.

A co z wyglądem kotów szkockich? Oprócz ich charakterystycznych uszu.

Tym, co jest charakterystyczne dla szkotów, jest ich futro. To, jaką strukturę ma ich futerko, jest bardzo wyjątkowe dla tej rasy. Jest ono niezwykle aksamitne i delikatne. Leoś jest kotem krótkowłosym i ma inne futerko niż długowłosa Florcia, ale obydwa są bardzo przyjemne w dotyku. Głaskanie ich futerka jest bardzo miłe i przyjemne. To jest zupełnie coś innego od głaskania kotów innej rasy. Druga rzecz to myślę, że sposób spania brzuchem do góry. Albo w drugą stronę na brzuszku z łapkami przednimi i tylnymi na boki. Bardzo zabawnie to wygląda.

Czy pojawienie się kotów zmieniło w jakiś sposób Twoje życie?

Tak, bardzo. Koty zmieniają życie o 180 stopni! Zwierzęta te bardzo lubią rutynę i my musieliśmy zmienić swoje życie. Ale to była bardzo pozytywna zmiana, bo koty nas dużo nauczyły. Przede wszystkim porannej rutyny. Nie możemy wstać później niż zwykle, bo od godziny siódmej koty czekają na swoje śniadanko. Jeśli wstajemy wcześniej, to koty jeszcze śpią. (śmiech) Dla nich nie jest to pora do wstawania. Na pewno w ciągu dnia też musimy dostosować się do kotów. Pracujemy w domu, więc nasze koty śpią w czasie naszej pracy. Kiedy jednak kończymy nasze obowiązki, to jest czas dla nich. Mimo że chcemy zająć się innymi działaniami, to chwila dla nich musi być. One nie są kotami-introwertykami. Potrzebują kontaktu, uwagi.

Mocno zmieniło się nasze życie w kwestii wyjazdów. Teraz gdy

wyjeżdżamy – nawet na krótko – to staramy się znaleźć jakąś opiekę, osobę, która będzie dochodzić do kotów i się nimi opiekować. Jeśli jedziemy na kilka dni, np. na tydzień albo dłużej, to staramy się, żeby ktoś przyjechał do nas i został z kotami w mieszkaniu, lub też zawozimy koty do kogoś, kogo znają. One bardzo lubią kontakt z człowiekiem i szkoda nam, żeby ograniczać go tylko do czasu, gdy jakiś dochodzący opiekun do nich zajrzy. Jakoś źle bym się z tym czuła. Można powiedzieć, że posiadanie kotów szkockich wpłynęło też na moje postrzeganie kotów jako zwierząt. Dawniej, zwłaszcza gdy byłam mała, to mówiło się, że koty to zwierzaki, które żyją na podwórku i łapią myszy. Od kiedy mam swoje koty, widzę, że traktuję je bardziej jak drugiego człowieka, jak członka rodziny. Muszę zadbać o opiekę, lekarza, zdrowie.

Właśnie o to chciałam zapytać w kontekście kota rasy szkockiej – zdrowie. To temat dość trudny i często kontrowersyjny.

Posiadając koty szkockie, trzeba zadbać o dobrego weterynarza. Rasa ta jest postrzegana jako dość kontrowersyjna, ponieważ posiada wady genetyczne. Chodzi tu przede wszystkim o koty zwisłouche. Klapnięte uszka kota to wada genetyczna (mutacja jednego z genów), która wpływa na całe zwierzę, a objawia się kształtem uszu oraz zwyrodnieniami stawów. My mieliśmy bardzo duże przygody z Leosiem, bo cierpi on na dysplazję stawów biodrowych. Zachorował właśnie dlatego, że jest szkotem. Na szczęście już teraz czuje się bardzo dobrze, jest pod dobrą opieką. Ale to też wpłynęło na nasze nanse. Każda wizyta u weterynarza czy innego specjalisty to dodatkowe koszty. U nas konieczna była operacja Leosia właśnie ze względu na dysplazję. Dodatkowo Leoś ma nieco zdeformowane przednie łapki. Na szczęście nie jest to bolesne. Kot, który ma zmutowany gen, jest nieco inaczej uformowany niż zdrowy kotek. Nie zawsze są to zmiany, które bolą kota, ale mogą być też bolesne. Dlatego jest bardzo ważne, żeby zwracać na to baczną uwagę i kontrolować koty. Zdrowie to najważniejsza kwestia podczas opieki nad kotami zwisłouchymi. Warto jednak wspomnieć, że koty szkockie chorują tak samo, jak inne koty. Dużo mówi się o chorobach stawów i mutacji genów, ale to nie jedyne schorzenia, z którymi się one borykają. Ze względu na spłaszczoną czaszkę mają krótsze

Fot. Arch. prywatne N. Iwacewicz
Fot. Arch. prywatne N. Iwacewicz

pyszczki, więc są narażone na zatykanie kanalików łzowych oraz problemy z oddychaniem. Koty szkockie długowłose są spokrewnione z persami, więc należy uważać również na serce i nerki.

Na co powinniśmy zwrócić uwagę przed rozpoczęciem przygody z kotami szkockim?

Pierwsze i najważniejsze podczas zakupu kota szkockiego zwisłouchego to zadbać o dobrą hodowlę. Jeśli zdecydujemy się na pseudohodowlę i ktoś skrzyżuje dwa koty zwisłouche, to mamy prawie 100% gwarancji, że nasz kot będzie chory.

A jest to nie tylko obciążenie nansowe dla nas, ale przede wszystkim ogromne cierpienie dla kota. Jest wiele hodowli, które tak dobierają koty, by miot był zdrowy. Nie ma całkowitej pewności, że tak będzie, bo zawsze jest ryzyko, ale przez prawidłowe dobieranie par kotów jest ono zminimalizowane. Zresztą, mogę poradzić, że jeśli ktoś chce zdecydować się na kota szkockiego, ale równocześnie zminimalizować ryzyko wady, to lepiej wybrać kota prostouchego. Też są piękne, mają cudowne charaktery i są zdrowsze. Ważną sprawą jest odpowiednie odżywianie. Jak braliśmy kota, to myśleliśmy, że pójdziemy do supermarketu, kupimy jakąś karmę i będzie dobrze. Okazało się, że nie do końca tak jest, bo karmy marketowe nie są zbyt dobre. Staramy się odżywiać koty w odpowiedni sposób, karmami, które dostarczą im potrzebnych składników do wzrostu i do rozwoju. Lepiej wydać więcej na karmę niż potem na lekarzy i leczenie. Szukanie dobrej karmy wiąże się też z czasem, który na to poświęcamy. Warto już wcześniej mieć świadomość, że kiedy bierzemy do siebie kota, to nie tylko zyskujemy przyjaciela i towarzysza naszego życia, ale też pojawia się wiele obowiązków i spraw, o których musimy pamiętać. Na początku o tym się nie myśli, ale każdy opiekun kota się z tym w końcu zetknie.

Jesteś bardzo aktywna w Internecie. Dokumentujesz swoją codzienność z Leosiem i Florcią, pokazując różne sytuacje, zajęcia i emocje. Wpływa to na życie kotów?

Myślę, że wpływa to na ich życie, ale pozytywnie. Leoś i Florcia od małego mają robione zdjęcia. Leoś jest już tak nauczony, że jak tylko wyciągam statyw, to on od razu siada grzecznie i czeka. Mamy też wypracowaną taką rutynę – i koty się tego bardzo dobrze nauczyły – że za pomocą pasty pokazuję im,

gdzie mają się ustawić. Potem dostają tę pastę do zjedzenia. Macham im zabawkami podczas pozowania, żeby wiedziały, gdzie mają patrzeć. Po zrobieniu zdjęcia otrzymują nagrodę. To jest bardzo fajne, że udało się ich tak nauczyć. Dla nich to przyjemność, bo wiedzą, że mają zrobić odpowiednie kroki, żeby dostać przysmaczek. Jest to też super dla mnie, bo wiem, jak postępować, żeby zrobić im dobre zdjęcie. Nauka ta jest zauważalna podczas sesji z profesjonalnym fotografem. Pani, która przychodziła robić zdjęcia Leosiowi, mówiła, że jest super modelem, bo jest cierpliwy i posłuszny. Florcia lubi bawić się w trakcie sesji, więc działają na nią zabawki. Podczas sesji pilnujemy, żeby koty się nie męczyły. Jeśli są zmęczone, to odpuszczamy i dajemy im czas. Plusem jest to, że budujemy swoją relację, pogłębiamy zaufanie. Jest to forma naszej aktywności, nasze hobby.

Co jest największą radością w Twoim życiu z Leosiem i Florcią?

Dla mnie największą radością jest tona futra, które mam w mieszkaniu. (śmiech) Teraz kiedy koty linieją, jest to bardzo zabawne. Szczególnie jeśli ktoś do nas przychodzi i jest ubrany na czarno. (śmiech) Mamy mnóstwo rolek porozstawianych po mieszkaniu.

Koty dają nam wiele radości. Bycie opiekunem kota jest czymś fantastycznym. Tworzy się z nim jakąś relację. Jeszcze dodatkowo, jeśli kot jest z nami kilka lat, to tak naprawdę każde miauknięcie, każdy gest, zachowanie wiadomo, co znaczy. Człowiek uczy się kota, jego zachowań. Koty uczą nas, jak cieszyć się z małych rzeczy. Uczą obserwacji świata. Jeśli ktoś chce mieć kota i chce budować z nim relację, to jest to naprawdę cudowne. Szkoty to cudowne koty, z którymi można nawiązać dobrą relację. Mają wspaniałe charaktery i są bardzo elastyczne – dostosowują się do miejsca, do człowieka. Żeby tego dokonać, należy pamiętać, że kot to istota, z którą dzielimy nasze życie.

Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę mnóstwa radości na kolejne lata Waszego wspólnego życia.

Rozmawiała: Martyna Major

Fot. Arch. prywatne N. Iwacewicz
Fot. Arch. prywatne N. Iwacewicz

koty się ukrywają Dlaczego

Koty to tajemnicze stworzenia, które często znikają w najmniej spodziewanych momentach. Ich skłonność do ukrywania się może wynikać z różnych powodów, zarówno zdrowotnych, jak i behawioralnych. Choć w zakresie mojej dziedziny są te drugie, chciałabym przypomnieć, że regularne badanie naszych mruczących przyjaciół jest niezwykle istotne. Nigdy nie powinniśmy lekceważyć oznak bólu czy choroby.

Jak kot okazuje złe samopoczucie?

By wykluczyć powody zdrowotne ukrywania się, należy w pierwszej kolejności udać się do lekarza weterynarii. Tak zwany „behawior chorobowy” kota domowego, który zdarza nam się przeoczyć, może objawiać się m.in. poprzez:

• unikanie kontaktu z człowiekiem,

• zaniedbanie pielęgnacji futra lub wręcz nadmierne wylizywanie/wygryzanie,

• ukrywanie się, a także przebywanie w „dziwnych” miejscach,

• zmniejszoną aktywność (ale też nadmierne pobudzenie!)

• niechęć do jedzenia,

• odmawianie zabawy,

• nagłą agresję (której wcześniej nie było),

• wrażliwość na dotyk (której wcześniej nie było),

• nadmierną wokalizację,

• załatwianie potrzeb poza kuwetą. Wszystko, co nagłe i odbiegające od rutynowego zachowania, powinno zaalarmować kociego opiekuna. To właśnie ta osoba najlepiej zna kota. Dobrze, jeśli będzie słuchała swojej intuicji.

Bardzo często dostaję w Internecie zapytania o stan zdrowia kota wraz z załączonym zdjęciem czy lmikiem – i tak naprawdę takie działanie jest stratą czasu, ponieważ można było go poświęcić na dojazd do kliniki weterynaryjnej, do osób, które przebadają kota osobiście. Ja tego na odległość nie zrobię i nie jestem lekarzem, tylko behawiorystką :). Poza tym nie posiadam właśnie takiej intuicji jak człowiek przebywający z danym kotem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Oprócz wyżej wymienionych objawów nie zapominajmy również o tych typowo chorobowych jak kichanie, łzawienie, wszelkie kulawizny, świąd, ślinienie się itd. Wiele nagłych zmian w zachowaniu jest spowodowanych problemami takimi jak ból (nawet w okolicy jamy ustnej!), choroba, zakażenie (np. dróg moczowych), pojawienie się pasożytów, a także nieprawidłowościami w obrębie narządów (np. tarczycy). To tylko część przypadłości, jakie mogą spotkać kota domowego. Dlatego też całkowicie normalną sytuacją jest skierowanie klienta przez behawiorystę najpierw do lekarza weterynarii. Absolutnie nie jest to działanie mające na celu narażenie kogoś na koszty, jest to jedynie praca zgodna z zasadami,

Pupil 3(35)/2024

według których kształci się behawiorystów oraz przestrzeganie etyki zawodowej.

Oczywiście, nawet jeśli podczas badań u kota zostaną zdiagnozowane problemy zdrowotne, terapia behawioralna bywa bardzo przydatna. Ma ona nieoceniony wpływ na rekonwalescencję (łagodzi koci stres, a ten zawsze w jakimś stopniu towarzyszy bólowi i/lub chorobom).

Potrzeba spokoju i odpoczynku

Przechodząc do behawioralnych powodów ukrywania się kotów, pragnę podkreślić, że są to zwierzęta, które cenią sobie ciszę i spokój. Koty oswojone, podobnie jak koty dzikie, często znajdują schronienie w miejscach, które są trudno dostępne dla innych drapieżników i najróżniejszych zagrożeń. Dzieje się tak, ponieważ nawet w domowym otoczeniu potrzeba spokoju i bezpieczeństwa nadal jest bardzo silna.

Bodźce zewnętrzne: Koty mają bardzo wyostrzone zmysły, co sprawia, że są bardziej wrażliwe na dźwięki, zapachy i ruchy w swoim otoczeniu. Głośne dźwięki, takie jak odkurzacz, hałas uliczny, czy nawet rozmowy domowników podczas spotkania ze znajomymi lub zjazdów rodzinnych, mogą być dla nich stresujące. W takich momentach koty szukają cichych miejsc, gdzie mogą się schować i zrelaksować. Regeneracja sił: Koty spędzają dużą część dnia na drzemkach. Zwierzęta te śpią średnio od 12 do 16 godzin dziennie, czasem nawet dłużej. Ukrywanie się w spokojnym miejscu pozwala im na niezakłócony sen, co jest kluczowe dla ich zdrowia i dobrego samopoczucia. W trakcie snu koty regenerują swoje siły. Jest to szczególnie ważne dla młodych kociąt oraz starszych kotów.

Unikanie kon iktów: W domach, gdzie mieszka więcej niż jeden kot lub takich, gdzie oprócz kota biega jeszcze pełen energii pies, ukrywanie się może być sposobem na unikanie kon iktów. Koty są terytorialne i mogą czasami potrzebować przestrzeni tylko dla siebie. Znalezienie spokojnego miejsca do ukrycia się pozwala im na chwilę wytchnienia od innych zwierząt domowych.

Bezpieczeństwo: Koty instynktownie szukają miejsc, które dają im poczucie bezpieczeństwa. Mogą to być wysokie półki, szafy, przestrzeń pod łóżkiem czy w kartonowych pudełkach. Koty wyjątkowo uwielbiają kartony, ponieważ ścianki wszelkich pudełek otaczają zwierzaka z każdej strony (dają osłonę). Wszystkie tego typu kryjówki pozwalają obserwować otoczenie z bezpiecznej odległości i reagować na potencjalne zagrożenia.

Instynkt

łowiecki

Koty są naturalnymi myśliwymi, a ich instynkt łowiecki jest głęboko zakorzeniony w ich zachowaniu, nawet jeśli są domowymi pupilami i nie muszą polować na jedzenie. Ukrywanie się jest kluczowym przejawem działania tego instynktu i ma kilka aspektów.

Jednym z nich jest obserwacja i planowanie. Koty często ukrywają się, aby obserwować swoje otoczenie bez bycia zauważonym. Pozwala im to na śledzenie potencjalnej o ary i planowanie ataku. Nawet domowe koty, które nie muszą polować, często bawią się w polowanie, ukrywając się przed swoimi zabawkami lub opiekunami. To zachowanie jest formą

stymulacji umysłowej i zycznej, która pomaga im utrzymać sprawność. Koty często zaskakują nas poprzez nagłe wyskoczenie z kryjówki. To również wynika z kociego instynktu. Taki atak zwiększa szanse na udane polowanie. Domowe koty często naśladują to zachowanie, skacząc z ukrycia na swoje zabawki, inne zwierzęta domowe lub ludzi. O ile wykorzystanie zabawek jest tu jak najbardziej pożądane, o tyle powinniśmy pilnować, by kot nie polował zbyt często na swoich kocich rówieśników czy na innych mieszkańców danego domu. W przypadku relacji zwierzęcych może to znacznie popsuć poczucie wzajemnej akceptacji, natomiast w przypadku relacji kota z człowiekiem może dojść do tego, że opiekun zacznie się bać. Kotu jeszcze bardziej spodobają się takie „zaczepki” i może szybko nauczyć się, że należy polować na ludzi (i nieraz dotkliwie ich gryźć). Z tego powodu należy pamiętać o przenoszeniu zainteresowania kota z naszych rąk i nóg na kocią wędkę – ona najlepiej sprawdza się do przeprowadzania całych sesji zabawy w polowanie, zaspokaja instynkt łowiecki, dostarcza rozrywki i ćwiczeń.

Nawet w trakcie trwającej już zabawy koty będą się od czasu do czasu ukrywały. To zachowanie pomaga im zrobić pauzę na „przekalkulowanie” momentu skoku na o arę. Opiekunowie mogą wspierać ten instynkt, dostarczając różnorodnych zabawek i miejsc do ukrycia się, a także wykorzystując do zabawy różne wysokości (np. półki drapaka, komoda). Pozwoli to kotom na realizację ich naturalnych zachowań.

Termoregulacja

Koty są zwierzętami, które potra ą dostosować swoje zachowanie do warunków otoczenia, aby utrzymać optymalną

temperaturę ciała. Ukrywanie się w odpowiednich miejscach jest jednym ze sposobów, w jaki koty regulują swoją temperaturę.

W upalne dni koty często szukają chłodnych miejsc, aby uniknąć przegrzania. Mogą to być łazienki, piwnice, kafelkowe podłogi czy ogólnie miejsca w cieniu. Te miejsca pomagają im schłodzić ciało i uniknąć udaru. Koty mogą również leżeć na nieprzykrytych dywanami podłogach lub w pobliżu wentylatorów, aby poczuć chłodniejszy powiew powietrza. Dlatego dłuższe ukrywanie się pod kanapą czy łóżkiem w upał nie musi być od razu alarmujące pod kątem analizy zdrowia zycznego naszych zwierzaków – choć nie należy też kompletnie go ignorować, wręcz przeciwnie, warto zainteresować się i poczytać o sposobach na pomoc kotu w gorące dni (pisałam o nich do jednego z letnich numerów Magazynu Pupil). W chłodniejszych miesiącach koty szukają z kolei ciepłych miejsc. Mogą to być kryjówki w pobliżu grzejników, na parapetach nasłonecznionych okien, w szafach z ubraniami czy na miękkich kocach. Często zwijają się przy tym w kłębek, aby zminimalizować utratę ciepła i utrzymać stałą temperaturę ciała.

Koty mają naturalną izolację w postaci futra, ale w ekstremalnych warunkach mogą potrzebować dodatkowej ochrony. Kartonowe pudełka czy miękkie legowiska – lub jedno połączone z drugim (własnoręcznie wykonane miejsce odpoczynku dla kota) zapewniają dobrą izolację od zimna czy przeciągów.

Ukrywanie się z powodu stresu

Podobnie jak ludzie, koty mogą doświadczać stresu i odczuwać strach. W takich sytuacjach często szukają schronienia, aby poczuć się bezpieczniej. Oto kilka powodów, dla których koty mogą się ukrywać z powodu stresu i/lub strachu: Zmiany w otoczeniu: Koty są zwierzętami terytorialnymi i przywiązują się do swojego otoczenia. Każda zmiana, taka jak przeprowadzka, remont, nowe meble czy nawet przemeblowanie, może wywołać u nich stres. W takich momentach koty często szukają schronienia w miejscach, które są dla nich znajome i bezpieczne. Nowe osoby lub zwierzęta: Pojawienie się nowych osób w domu, takich jak goście, nowi domownicy czy dzieci, może być dla kotów stresujące. Podobnie wprowadzenie nowego zwierzęcia domowego, innego kota lub psa, może wywołać u nich lęk. Mogą wtedy ukrywać się, aby uniknąć kontaktu z nowymi osobami lub zwierzętami, dopóki nie poczują się pewniej. W przypadku dokocenia należy przeprowadzić stopniowy proces zapoznawania ze sobą kotów. Nigdy nie zalecam łączyć ze sobą dwóch osobników tego samego gatunku od razu, bez uprzedzenia – może to spowodować naprawdę gwałtowną reakcję, kończącą się nawet poważnymi ranami. Nowy kot na początku zawsze powinien zostać przeniesiony do jednego pokoju-azylu, niedostępnego dla innych zwierząt, w którym spokojnie będzie przyzwyczajał się najpierw do nowego domu, a potem do nowych towarzyszy. Głośne dźwięki i hałas: Głośne dźwięki mogą być dla kotów przerażające. Nie tylko psy obawiają się burzy czy wystrzałów fajerwerków. Koty też mogą w tych sytuacjach szukać kryjówek i należy im je udostępnić. Może się również okazać konieczne zastosowanie środków uspokajających, które pomogą w wyciszeniu się. Jeśli natomiast kot źle reaguje na

urządzenia domowe typu odkurzacz, pralka, telewizor itd. –takim problemem można, a wręcz trzeba się zająć i stopniowo przyzwyczajać pupila do wydawanych przez nie odgłosów. Należy pamiętać, że w przypadku kłopotów zawsze można zgłosić się w tej sprawie do kociego behawiorysty, który pomoże nam przejść przez cały ten proces. Zmiany w rutynie: Koty są zwierzętami rutynowymi i lubią, gdy ich dzień przebiega według ustalonego schematu. Zmiany w codziennej rutynie, takie jak zmiana godzin karmienia, przemeblowanie, wyjazd opiekuna czy wspólny wyjazd daleko od domu, mogą wywołać u nich stres. Ukrywanie się pozwala wtedy na chwilę wytchnienia i adaptację do nowych warunków. Tu również warto kotu pomagać, ale nic na siłę. Przeważnie zestresowany pupil nie będzie miał ochoty na zabawę, więc można sobie odpuścić machanie kocią wędką przy podłodze. Lepszym pomysłem będzie zwykłe przebywanie w pobliżu kota w ciszy – przykładowo, wzięcie książki do ręki i czytanie w tym samym pokoju, w którym zwierzę się schowało. Bliskość bardzo mu pomoże i doda otuchy.

Jak widać stres i strach są częstymi przyczynami, dla których koty się ukrywają. Zapewnienie im spokojnych i bezpiecznych miejsc do schronienia się oraz unikanie nagłych zmian w otoczeniu może pomóc w redukcji ich stresu i poprawie samopoczucia. Warto to robić, ponieważ długotrwały stres może prowadzić do poważnych problemów zdrowotnych. Osłabia układ odpornościowy, co sprawia, że koty są bardziej podatne na infekcje i choroby. Ponadto, koty pod wpływem stresu mogą wykazywać zmiany w zachowaniu. Mogą stać się bardziej agresywne, unikać kontaktu z ludźmi i innymi zwierzętami. Mogą również wykazywać nadmierną czujność, być bardziej nerwowe i reagować na najmniejsze bodźce. Oprócz tego, koty w wyniku stresu oraz odczuwania dyskomfortu miewają problemy z oddawaniem moczu poza kuwetą. W skrajnych przypadkach stres może prowadzić do zachowań kompulsywnych, takich jak nadmierne wylizywanie się czy gryzienie ogona.

Podsumowując, kryjówki są ważne w kocim życiu i nie powinno się im ich zabierać, a wręcz warto przygotować miejsca, w których kot będzie mógł spokojnie wypocząć, obserwować otoczenie i cieszyć się ciszą. Tak jak każdy człowiek czasami potrzebuje tak zwanego „świętego spokoju”, tak również kot ma do tego prawo i odpowiedzialny opiekun nie będzie pozwalał na zakłócanie poczucia bezpieczeństwa ani komfortu. Edukacja dzieci w tym zakresie jest bardzo istotna, choć dorosłym gościom danego domu też warto przedstawiać panujące w nim zasady. Nękanie kota w jakikolwiek sposób jest niedopuszczalne, może spowodować ogrom stresu i utratę jego zaufania zarówno do obcych ludzi, jak i członków rodziny, z którymi kot na co dzień żyje. •

TEKST: AGATA BLADOWSKA-DŁUGOKĘCKA, kocia behawiorystka, absolwentka uniwersytetu SWPS, autorka kocich webinarów i bloga: kotwarszawski.pl, fb.com/KotWarszawski

Kiedy myślimy o papudze na ramieniu, bardzo często wyobrażamy sobie siebie niczym pirata z egzotycznym ptakiem. Niestety, możemy wpaść w pułapkę syndromu pirata.

Syndrom pirata

Papugi to inteligentne i towarzyskie ptaki, które często tworzą silne więzi ze swoimi opiekunami. Jednym z popularnych zachowań właścicieli papug jest pozwalanie ptakom na przesiadywanie na ramieniu. Choć na pozór wydaje się to nieszkodliwą formą interakcji, długotrwałe przesiadywanie papugi na ramieniu może prowadzić do negatywnych skutków behawioralnych.

Tekst i zdjęcia: Ada Włoch, z wykształcenia biolog, technik weterynarii, zoopsycholog zajmujący się papugami, prowadzi kanał na Youtube Parrot Planet oraz dwa blogi o życiu z papugami, prywatnie opiekunka sześciu adopciaków.

Zależność i nadmierne przywiązanie

Jednym z głównych problemów wynikających z długotrwałego przesiadywania papugi na ramieniu jest rozwijanie nadmiernej zależności od opiekuna. Papugi są bardzo społecznymi zwierzętami, które w naturalnym środowisku tworzą skomplikowane struktury społeczne. Przesiadywanie na ramieniu przez dłuższy czas może skutkować sytuacją, w której papuga zaczyna postrzegać opiekuna jako jedynego członka swojego stada. Często prowadzi to do:

• lęku separacyjnego: Papuga może stać się niespokojna, gdy opiekun nie znajduje się w pobliżu, co najczęściej manifestuje się w formie krzyków, wyrywania piór, czy innych destrukcyjnych zachowań;

• problemów z samodzielnością: Papuga może mieć trudności z samodzielnym zajmowaniem się i eksplorowaniem oto-

Problem z uzależnieniem się od opiekuna często towarzyszy papugom trzymanym pojedynczo.

czenia, co może ograniczać jej zdolności adaptacyjne i prowadzić do nudy oraz frustracji.

Niewłaściwe kształtowanie zachowań

Pozwalanie papudze na przesiadywanie na ramieniu przez długi czas może również prowadzić do niewłaściwego kształtowania zachowań. Papuga wówczas nauczy się, że przesiadywanie na ramieniu jest jedyną formą interakcji, co wpływa na ograniczenie jej zdolności do nauki i adaptacji. Konsekwencje to:

• brak stymulacji: Papuga może nie otrzymywać wystarczającej stymulacji mentalnej i zycznej, co często prowadzi do problemów zdrowotnych i behawioralnych.

• zaburzenia behawioralne: Papuga może wykazywać zachowania destrukcyjne, takie jak wyrywanie piór jako sposób radzenia sobie z frustracją i nudą.

Z punktu widzenia papugi ludzkie ramię jest naturalnie wspaniałym miejscem do siedzenia. Ptak ma tam wszystko, czego potrzebuje: dobry widok, dobre towarzystwo, możliwość pójścia tam, gdzie idzie jego stado i obserwacji działań stada. Dodatkowo niejednokrotnie dostanie bądź skradnie dla siebie jakiś smakołyk w czasie, gdy człowiek spożywa posiłek. A przecież jest jeszcze możliwość zabawy! Biżuteria, kolczyki, okulary – dla papugi jesteśmy zarówno placem zabaw, środkiem transportu, jak i źródłem smakołyków.

Problemy hormonalne

Długotrwałe przesiadywanie na ramieniu może również wpłynąć na relację w kontekście problemów hormonalnych. Przesiadywanie na ramieniu papugi wydaje się niewinnym i przyjemnym dla obu stron zajęciem. Jednak w okresie hormonalnym, czyli w czasie intensywnych zmian hormonalnych związanych z cyklem rozrodczym, może to prowadzić do wielu problemów behawioralnych i zdrowotnych. Dziób znajdujący się blisko twarzy, jedna nieodpowiednia reakcja z naszej strony (albo jakiś inny stresor) i możemy skończyć z poważnymi ranami na twarzy. Ale czy to oznacza, że nie mamy mieć kontaktu z naszą papugą? Oczywiście, że powinniśmy utrzymywać z nią kontakt, jednak warto przenieść tę relację na poziom dla nas bezpieczny, np. nasze przedramię bądź stojak treningowy. Papugi, podobnie jak wiele innych ptaków, doświadczają sezonowych zmian hormonalnych, które przygotowują je do rozrodu. U papug domowych cykle te mogą być mniej przewidywalne z powodu sztucznych warunków oświetleniowych i braku naturalnych sygnałów środowiskowych. Zmiany

Wiele papug zaczepia swoich opiekunów w sposób niewłaściwy, by zwrócić na siebie uwagę. Jest to zachowanie wyuczone przez nieodpowiednie działania człowieka.

hormonalne mogą prowadzić do:

• wzrostu poziomu estrogenów i testosteronu: Te hormony wpływają na zwiększenie zachowań związanych z terytorialnością, agresją, i poszukiwaniem partnera.

• zwiększonej wrażliwości na bodźce: Papugi stają się bardziej wrażliwe na różne bodźce, co może prowadzić do nadreaktywności.

• wzmocnienia agresji: Papuga zaczyna bronić swojego "terytorium", czyli opiekuna, przed innymi ludźmi i zwierzętami. To może prowadzić do agresywnych zachowań, takich jak dziobanie członków rodziny.

• zachowań kopulacyjnych: Papuga zaczyna wykazywać zachowania kopulacyjne wobec opiekuna, co może być zarówno niewłaściwe, jak i niekomfortowe dla właściciela.

Papugi bardzo często przejawiają w okresie hormonalnym zachowania agresywne, które utrudniają opiekunom życie.

Strategie przeciwdziałania problemom behawioralnym

Aby uniknąć negatywnych skutków długotrwałego przesiadywania papugi na ramieniu, można zastosować kilka strategii behawioralnych:

1. Równoważenie czasu na ramieniu

Ogranicz czas, jaki papuga spędza na ramieniu, na rzecz innych form interakcji, takich jak zabawy, treningi czy eksploracja otoczenia. Postaraj się znaleźć papudze zajęcie w niedalekiej odległości od Ciebie, by nie odczuwała zbytniego lęku separacyjnego.

2. Wzbogacenie środowiska

Zapewnij papudze różnorodne zabawki, które stymulują jej umysł i zmysły. Może to obejmować zabawki do niszczenia, interaktywne zabawki czy podwieszane place zabaw zachęcające do wspinaczki i szeroko rozumianej aktywności zycznej.

3. Nauka samodzielności

Trenuj papugę, aby była bardziej samodzielna, zachęcając ją do zabawy i eksploracji bez bezpośredniej interakcji z opiekunem. Może to obejmować naukę nowych umiejętności i zadań. Bardzo często nauka samodzielności wymaga wsparcia profesjonalistów, takich jak zoopsycholog czy behawiorysta papug.

Nawet jeśli my zajmujemy się swoimi sprawami, papuga często na naszym ramieniu jest stateczna i nie wykazuje żadnej aktywności. To prowadzi do nudy oraz frustracji.

3. Socjalizacja

Wprowadź papugę do interakcji z innymi członkami rodziny, aby rozwijać jej umiejętności społeczne i zmniejszyć zależność od jednego opiekuna. Papuga jest istotą społeczną i ważne są dla niej kontakty towarzyskie z wieloma osobnikami. Jeśli masz młodą papugę, rozważ dokupienie jej towarzystwa.

4. Trening

Wykorzystuj metody pozytywnego wzmocnienia, aby kształtować pożądane zachowania. Nagrody w postaci smakołyków, pochwał czy ulubionych zabawek mogą być niezwykle skuteczne. Jeśli chcesz zacząć trenować ze swoją papugą, skorzystaj z konsultacji behawioralnych, by nie popełnić błędów.

Podsumowanie

Długotrwałe przesiadywanie papugi na ramieniu może prowadzić do licznych problemów behawioralnych, takich jak: lęk separacyjny, problemy z dominacją, brak stymulacji i zaburzenia behawioralne. Zastosowanie odpowiednich strategii behawioralnych, m.in. ograniczanie czasu na ramieniu, wzbogacenie środowiska, nauka samodzielności, socjalizacja i trening pozytywny może pomóc w uniknięciu tych problemów i wspierać zdrowy rozwój papugi.

Stadnie czy w pojedynkę

Wymagania poszczególnych gatunków drobnych ssaków

Wybierając zwierzę, którym będziemy się opiekować, kierujmy się naszymi możliwościami. Jeśli mamy odpowiednie warunki dla dwóch osobników tego samego gatunku lub większego stada, wybierzmy jeden z gatunków stadnych. Jeśli zaś możemy sobie pozwolić tylko na jedno zwierzę, weźmy takie, które woli samotniczy tryb życia i będzie się czuło dobrze mimo braku towarzystwa. Ma to istotny wpływ na zdrowie oraz zachowanie naszego pupila.

Charakterystyka gatunków stadnych

Samice myszy bardzo dobrze czują się w stadzie, w przeciwieństwie do samców, które wykazują agresywne zachowania względem towarzyszy. W niektórych sytuacjach kastracja może pomóc w zaprzyjaźnianiu się lub umożliwić dołączenie samca do żeńskiego stada bez ryzyka niechcianej ciąży. Myszoskoczki oraz szynszyle są mocno socjalnymi zwierzętami, tworzą bardzo silne więzi. Zdarza się jednak, że są swego rodzaju wczesnymi indykatorami choroby. Potra ą zaatakować osłabionego towarzysza, więc bójki w stadzie mogą dać nam sygnał, że coś jest nie tak, jeszcze zanim pojawią się objawy choroby.

Kawie domowe czasem z tylko sobie znanych przyczyn nie tolerują konkretnego towarzysza. Tutaj kastracja samców może pomóc, lecz jeśli złe relacje są już utrwalone, może się okazać, że nasi pupile nigdy się nie polubią. Ale nic na siłę, my też przecież nie lubimy wszystkich ludzi, których spotykamy

w życiu. Nie znaczy to jednak, że powinniśmy żyć samotnie –kawie mają tak samo, bardzo potrzebują towarzystwa innych kawii.

Króliki najlepiej utrzymywać w parach – tej samej lub różnej płci. W każdej z tych kon guracji zalecana jest kastracja ze względów zdrowotnych, zarówno samca, jak i samicy. Króliki tworzą niesamowite relacje, potra ą spać przytulone i nie odstępować się na krok, myć się nawzajem, a nawet wspierać w chorobie.

Przy koszatniczkach trzeba uważać na otwarte drzwiczki do klatki, bo zwierzęta te mogą wypchnąć nielubianego kolegę z klatki, co przy większej wysokości może skończyć się połamaniem. Mimo możliwości takich perypetii koszatniczki są wybitnie stadne, pielęgnują sobie nawzajem futerko oraz uszy i bardzo się do siebie przywiązują.

Susły Richardsona, mastomysy, popielice afrykańskie i lotopałanki również powinny żyć w minimum dwuosobowych stadach – samotne popadają w apatię, człowiek zaś nie jest w stanie zastąpić im towarzystwa drugiego zwierzaka.

GATUNKI STADNE

• mysz (tylko samice)

• szczur

• myszoskoczek

• królik

• kawia domowa (świnka morska)

• szynszyla

• koszatniczka

• suseł Richardsona

• lotopałanka

• mysz kolczasta

• mastomys

• popielica afrykańska

• fretka domowa

Gatunki preferujące samotność takie jak chomik, jeż, tłustogon, wiewiórka czy opos mogą czasem tolerować towarzystwo, lecz nie będą się czuły komfortowo w takim układzie i może się to skończyć bardzo poważnymi pogryzieniami.

Myszy kolczaste preferują życie w większych stadach. Fretki uwielbiają szalone zabawy i gonitwy, dlatego dwie fretki będą się zdecydowanie mniej nudzić.

Wybór odpowiedniego kompana

Bardzo ważne jest odpowiednie zaprzyjaźnianie zwierzaków, tak aby nie zrobiły sobie krzywdy oraz by żyły razem długo i szczęśliwie. Pierwszym krokiem jest znalezienie odpowiedniego kompana, dopasowując płeć, wiek a najlepiej jeszcze charakter. Wiele potrzebujących zwierzaków w fundacjach szuka swojego miejsca na ziemi, dlatego dzięki adopcji możemy pomóc, odmienić los tego konkretnego królika, szczura czy fretki. Takie rozwiązanie ma wiele zalet. Dowiadujemy się, jaki jest stan zdrowia adoptowanego zwierzaka, na co zwrócić szczególną uwagę, jaki ma charakter oraz uzyskujemy cenne wskazówki odnośnie opieki i łączenia. Gdyby jednak mimo odpowiedniego procesu zaprzyjaźniania zwierzaki się nie polubiły (rzadko, ale czasem się zdarza), możemy ostatecznie przekazać pupila z powrotem do fundacji, aby umożliwić znalezienie odpowiedniejszego towarzysza.

Kwarantanna

Kiedy już mamy upragnionego nowego domownika, zastosujmy kwarantannę, która powinna wynosić minimum siedem, a najlepiej czternaście dni. Zapobiegnie to przeniesieniu na naszego pierwszego zwierzaka pasożytów, niebezpiecznych bakterii czy innych drobnoustrojów. W tym okresie obserwujmy bacznie, czy nowy pupil nie wykazuje objawów choroby. To czas, aby udać się na wizytę przeglądową do lekarza weterynarii i wykonać badanie kału, jeśli nie były wykonywane wcześniej. Przez te kilka dni dajemy mu również czas na aklimatyzację w nowym miejscu i wstępne oswojenie się z nami.

Zapoznanie zwierząt

Kolejnym krokiem do szczęśliwego życia naszych podopiecznych jest zapoznanie na neutralnym terenie. Nie wkładamy nowego domownika do klatki obecnego, ponieważ może się

GATUNKI SAMOTNICZE

• mysz (tylko samce)

• chomik syryjski

• chomicznik dżungarski

• chomicznik zabajkalski (chomik Campbella)

• hybrydy dżungar-Campbella

• chomicznik malutki (chomik Roborowskiego)

• jeż pigmejski

• tłustogon afrykański

• opos krótkoogonowy

• wiewiórka Hudsona

to skończyć agresją, obroną terytorium, pogryzieniem lub zrażeniem się do siebie nawzajem. Takim neutralnym terenem może być wanna, prysznic lub inne podobnej wielkości miejsce. U niektórych gatunków, np. szynszyli, myszy (samic) czy szczurów, w tym celu używa się też transportera lub małej klatki bez żadnych zapachów. Zanim przystąpimy do łączenia, ważne jest szczegółowe zapoznanie się z jego metodami, które są zależne od gatunku. Pamiętajmy też, że każde łączenie jest inne, ponieważ każdy zwierzak jest inny. Czasem proces ten zajmuje kilka godzin, czasem kilka tygodni, dlatego ważna jest cierpliwość i spokój opiekuna. Na każdym etapie trzeba obserwować zwierzaki i zwracać uwagę na sygnały, jakie wysyłają w kierunku nowych domowników. Jeśli dojdzie do pogryzienia, należy przerwać zaprzyjaźnianie do czasu wygojenia się ran i spróbować ponownie, może dokonując pewnych mody kacji czy zasięgając pomocy u bardziej doświadczonych osób.

Podsumowanie

Niezależnie od tego, czy zdecydujemy się na zwierzę stadne czy samotnika, kluczowe jest zapewnienie mu odpowiednich warunków, diety i opieki. Proces łączenia zwierząt stadnych, choć czasem wymagający, zwykle prowadzi do wypracowania wspaniałych relacji. Pamiętajmy, że każde zwierzę jest indywidualnością i może wymagać specy cznego podejścia. Obserwacja, empatia i gotowość do nauki są niezbędne w budowaniu silnej więzi z naszymi małymi podopiecznymi.

Jestem lekarzem weterynarii i od początku w mojej pracy zajmuję się leczeniem gryzoni, królików, fretek, jeży i innych drobnych ssaków. Specjalizuję się w ultrasonogra i i echokardiogra i. Pracuję w Przychodni Weterynaryjnej Reptilo należącej do grupy Edina w Siemianowicach Śląskich. Zapraszam do odwiedzenia mojej strony internetowej oraz pro lu na Instagramie: https://anika.vet/ https://www.instagram.com/anika.vet/ Autorka tekstu: lek. wet. Anika Bargiel-Madeja

Psy ratownicze

Rozmowa z Beatą Sabałą-Zielińską, autorką ksiażki TOPR. O psie, który został ratownikiem

Poniższe ilustracje autorstwa Katarzyny Krasowskiej pochodzą z książki TOPR. O psie, który został ratownikiem

Działalnością TOPR-u zajmuje się Pani od dość dawna. Wydała Pani trzy książki na temat Ratownictwa Górskiego w Tatrach. Skąd u Pani zainteresowanie tą tematyką?

Pracowałam przez dwanaście lat jako reporterka radia ZET z Zakopanego, więc byłam niemal codziennym gościem w Centrali TOPR-u. Wypadki w Tatrach zdarzają się często i –można powiedzieć, że niestety – cieszą się one zainteresowaniem, wobec tego regularnie tam bywałam. Przyglądałam się pracy ratowników, relacjonowałam ją, ale też z czasem brałam udział w różnych szkoleniach, żeby uatrakcyjnić swoje mate-

Beata Sabała-Zielińska –rodowita góralka, publicystka i dziennikarka radiowa, przez lata związana z Radiem ZET. Autorka i współautorka książek o Zakopanem. Zajmuje się głównie tematyką górską. Jej książki TOPR. Żeby inni mogli przeżyć, Pięć Stawów. Dom bez adresu i TOPR2. Nie każdy wróci przez kilka tygodni nie schodziły z list bestsellerów. Pracuje na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie prowadzi studencką rozgłośnię UJOT FM.

riały radiowe. Dlatego poznałam ją trochę od środka i pewnie dlatego wydawało mi się, że dużo wiem na temat ich pracy. Kiedy jednak wpadłam na pomysł napisania książki o TOPR-ze, okazało się, że wiem tak naprawdę niewiele. Na szczęście ratownicy zgodzili się opowiedzieć o kulisach swojej pracy, o tym jak się szkolą, jak ta organizacja się rozwijała przez, już teraz, 115 lat. Dzięki temu powstały dwie książki, które nazywam „dużymi TOPR-ami”, bo kierowane są do dorosłych, oraz dwie książki dla młodszych czytelników: TOPR. Tatrzańska przygoda Zosi i Franka, a także TOPR. O psie, który został ratownikiem

W Pani książkach o TOPR-ze pojawia się temat psów ratowniczych, choć najmocniej – mam wrażenie –widoczny jest on w pozycjach kierowanych do dzieci. Muszę trochę sprostować, ponieważ w pierwszej książce o TOPR-ze (TOPR. Żeby inni mogli przeżyć – przyp. red.) znajduje się cały rozdział o psach ratownikach. Jest to rozdział, który był autoryzowany przez ówczesnego szefa tej sekcji – Łukasza Migiela. Opisałam tam bardzo dokładnie proces szkolenia psów ratowników. Ja z kolei – będąc reporterką, dość często uczestniczyłam w ich szkoleniach, niejednokrotnie jako pozorantka. Dawałam się zasypać w nieprawdziwej lawinie po to

właśnie, żeby mieć ciekawy materiał i fajne dźwięki. Muszę zresztą powiedzieć, że materiały z tych szkoleń zawsze cieszyły się wielkim powodzeniem w radiu. Mogło się wiele dziać, w Polsce i na świecie, a i tak one zawsze wchodziły „na dobrą pozycję” w informacjach. Bo ludzi to bardzo interesowało.

Dlaczego zainteresowała się Pani właśnie działaniami psich ratowników do tego stopnia, że poświęciła Pani tej tematyce całą książkę?

Bo w pewnym momencie wydawca wpadł na pomysł, by napisać książkę O TOPR-ze dla jeszcze młodszych dzieci niż czytelnicy Tatrzańskiej przygody Zosi i Franka, czyli dla kategorii wiekowej 6 plus. Łatwo powiedzieć, gorzej wykonać, bo przecież to nie jest łatwa tematyka – góry, bezpieczeństwo, wypadki. Musiałam się zastanowić, jak to zrobić, by zachęcić dzieci do chodzenia po górach, a nie zniechęcić do tej aktywności. Wtedy wpadłam na pomysł, by bohaterem był pies, który ma zostać ratownikiem. I on, sam ucząc się gór i ratownictwa, będzie uczył też dzieci.

Proszę opowiedzieć nam więcej na temat zwierzaków, które Pani opisywała. Wszak chodzi tu o realne postaci. Tak. Wszystkie psy, które występują w książce, służyły albo nadal służą w TOPR-ze. Dlatego nie zmieniałam ich imion, choć niektóre nie są łatwe do zapamiętania. Chciałam jednak pokazać prawdziwą historię TOPR-u, stąd mamy Lufę, Elgrosa i innych zamiast Burka czy Biszkopta. Oczywiście, „uczłowieczenie” Vera, oddanie mu roli narratora, jest bajkowe, ale cała reszta – czyli bohaterowie, ich opowieści, no i najważniejsze, czyli system szkolenia psów – to fakty. Co ważne, książka, podobnie jak wszystkie pozostałe dotyczące TOPR-u, została sprawdzona przez ratowników, w tym przypadku także przez obecnego szefa szkolenia psów lawinowych, więc merytorycznie wszystko się zgadza. I to jest istotne. W tej książce nie ma zmyślonych historii, a opisany proces szkolenia psa jest odwzorowaniem prawdziwych działań.

Ile psich ratowników służy obecnie w TOPR-ze?

Do końca tej zimy służyło siedem psów. Po sezonie dwa z nich miały odejść na emeryturę, więc teraz jest ich pięć. Ale wiem już, że w planie jest zakup dwóch kolejnych psów. Psy służą w TOPR-ze od 1974 roku. Do dziś psów ratowników było około pięćdziesiąt.

Jakie rasy psów przeważają w ratownictwie górskim?

Dlaczego?

W TOPR-ze głównie służą owczarki. Kiedyś, przede wszystkim niemieckie, dziś są to także owczarki border collie, owczarki holenderskie, belgijskie i malinoisy. Owczarki mają doskonały węch, są bardzo inteligentne, szybko i chętnie się uczą i co ważne lubią się bawić. W TOPR-ze służyły też labradory. To jakiego psa kupi TOPR w dużej mierze zależy od przewodnika, który będzie się tym psem zajmował i go szkolił. To on wybiera psa, ale oczywiście w ramach ras, które są preferowane.

Przygotowując się do opisywania różnych etapów szkolenia psów ratowników, zapewne zgłębiła Pani ten temat bardzo dokładnie. Jak zatem wygląda trening psa ratowniczego? Tak jak opisałam go w książce. (śmiech) Nie chcę zdradzać

szczegółów, bo odbiorę czytelnikom całą przyjemność. Powiem tylko, że to się zmieniało na przestrzeni lat. W 2001 roku leżałam jako pozorantka w lawinie z pajdą kiełbasy. Teraz jako nagrodę dla mojego wybawcy miałam gryzak. Bo teraz nagrodą dla psa za dobrze wykonane zadanie jest zabawa, a nie jak wcześniej – smakołyk. Behawioryści odkryli, że nie tyle pełny żołądek, ile atencja przewodnika jest najlepszą zapłatą. Dlatego zresztą psy szkoli się przede wszystkim przez zabawę. Pies wie, czego się od niego oczekuje, wie, że ma znaleźć człowieka, ale nie wie, jak ważne jest to zadanie. On myśli, że jest to zabawa. Bo przecież najpierw pan chował przed nim zabawki i kiedy je odnalazł, pan bardzo się cieszył. Tak samo jest z człowiekiem. Psa szkoli się od szczeniaka, stopniowo podnosząc mu poprzeczkę. Najpierw uczy się go posłuszeństwa i różnych komend, potem chowając przed nim różne fanty, rozwija się jego umiejętności węchowe. I ten proces trwa tak naprawdę do końca służby psa – do jego przejścia na emeryturę. Elementy szkolenia, które związane są ze śmigłowcem, z wsiadaniem do śmigłowca, desantowaniem się, jazdą skuterami i samochodami terenowymi rozpoczynają się, gdy pies ma około jednego roku. Po dwóch latach szkolenia pies zdaje egzaminy i jeśli zda, zostaje ratownikiem TOPR-u.

Czyli dwu- lub trzyletni pies to już prawdziwy ratownik? Tak, ale na tym nie kończy się proces szkolenia. Co trzy lata pies jest certy kowany, a przynajmniej dwa razy do roku odbywają się poważne, kilkudniowe szkolenia. Tak naprawdę te psy cały czas są w szkoleniu, przez cały rok. Latem też mają treningi i to bardzo trudne. Zdarza się, że ratownicy np. zakopują człowieka w piasku. W TOPR-ze szkolenie psów traktuje się bardzo poważnie. To nie jest tak, że psy są dodatkiem dla ratownika. One po prostu są ratownikami. Potra ą błyskawicznie, w ciągu pięciu do siedmiu minut przeszukać całe lawinisko. Owszem, tak zwane tra enia nie zdarzają się często, ale nie dlatego, że te psy są kiepsko wyszkolone. Na ich sukces albo porażkę wpływa wiele czynników, między innymi to jak głęboko zasypany jest człowiek, jaka jest struktura śniegu, czy wieje wiatr itp., itd. Rola psów w ratownictwie górskim jest nie do przecenienia, trzeba jednak pamiętać, że jak mówią sami ratownicy, psy są jednym z narzędzi szukania zasypanego. Jeśli pies nie znajdzie człowieka pod śniegiem, wtedy ratownicy szukają go innymi metodami.

Wspomina Pani o poszukiwaniu ludzi pod lawinami. A co z akcjami w innych porach roku? Czy psy biorą w nich udział?

Psy TOPR-u pracują również latem. Często wychodzą na poszukiwania osób zaginionych. I w odnajdywaniu ich mają spore sukcesy. Kiedyś psy brały udział tylko w akcjach lawinowych, teraz pracują przez cały rok. Chodzi o to, by cały czas były w zadaniu.

Podczas współpracy z ratownikami TOPR-u miała Pani kontakt również z psimi ratownikami. Jakie one są? Czy zachowują się tak, jak psy znane nam z otoczenia?

I tak i nie. Zacznijmy od tego, że to nie są pupile. A już na pewno nie kanapowce. Po pierwsze, to psy do zadań specjalnych. Pochodzą ze znanych, sprawdzonych, często zaprzyjaźnionych z ratownikami hodowli. Wybrane z najlepszych miotów, już na starcie są wyjątkowe. Po drugie, od samego początku są odpowiednio układane. I bardzo zsocjalizowane, a więc lubią ludzi. W związku z tym są niezwykle sympatyczne, przyjacielskie i miłe. Ale nie są to przytulanki. Pies ratownik słucha się swojego pana, a więc bawi się, kiedy pan mu na to pozwoli. Inni bawią się z psem – kiedy przewodnik im na to pozwoli. Dlaczego? Bo, jak pamiętamy, zabawa jest zapłatą. To jednak nie znaczy, że te psy są niedopieszczone. Przeciwnie – są niezwykle szczęśliwe. Żaden pies nie dostaje tyle czasu i uwagi swojego pana co pies ratownik.

A co z rodziną ratownika? Przecież psy spędzają ze swoim panem cały czas, mieszkają razem. Jak wygląda kontakt z innymi członkami rodziny? Dla psa najważniejszy jest jego pan. I rodzina przewodnika wie o tym. Wie również, jakie pies ma zadanie, więc nie wytrąca go z tej roli, nie przeszkadza mu. Tak naprawdę cała rodzina poniekąd bierze udział w szkoleniu takiego psa, choćby przestrzegając reguł. Wie, jak należy z takim psem postępować i czego nie należy robić. To zmienia się, gdy pies przechodzi na emeryturę. Wtedy staje się klasycznym pupilem, dopieszczanym do granic możliwości. Ale dopóki jest psem ratownikiem, pozostaje w pełnej dyscyplinie.

Proszę opowiedzieć więcej o relacji, jaka nawiązuje się między ratownikiem, a jego psem?

Ta relacja jest bardzo bliska. To są po prostu partnerzy jednej

liny, partnerzy na całe życie. My, mówiąc o psach lawinowych, skupiamy się przede wszystkim na psie. Ale tak naprawdę najważniejszą postacią jest przewodnik, czyli ratownik, który decyduje się na bardzo szczególny związek i bardzo odpowiedzialne zadanie. Bo zobowiązuje się wobec TOPR-u, że wyszkoli psa na najwyższym możliwym poziomie i zobowiązuje się wobec psa, że będzie o niego dbał, nie tylko gdy ten będzie w służbie, ale także, gdy przejdzie na emeryturę. Słowem, do końca jego dni. Ta relacja między psem a przewodnikiem jest szczególna. I widać to gołym okiem. Stanowią jedność. Jeden bez drugiego nie ruszy się na krok. Jeden za drugiego wskoczy w ogień.

Komu chciałaby Pani polecić swoją książkę TOPR. O psie, który został ratownikiem? Czy podczas pisania książki miała Pani przed oczami jakąś grupę odbiorców?

Książka jest kierowana do dzieci, przede wszystkim do tych młodszych, ale jak się okazuje, czytają ją także dorośli. I trudno się dziwić, bo wiedza o szkoleniu psów lawinowych nie jest powszechna. Nie jest wprawdzie tajemna, ale wbrew pozorom wcale nie jest łatwo znaleźć literaturę na ten temat. Dlatego mało kto wie, jak długi, żmudny i trudny jest to proces. Pisząc tę książkę, miałam oczywiście przed oczami dzieci, dlatego starałam się tak przekazać tę wiedzę, by je zainteresować, dostosowując przekaz do ich wieku.

Co możemy zrobić, by wspierać działania psów ratowniczych? Czy może Pani przekazać wskazówki dotyczące tego, jak zachować się w kontakcie z psem ratownikiem? Po pierwsze – nie przeszkadzać. Jeśli spotkamy psa ratownika na szlaku, nie podchodzimy do niego, nie głaszczemy go, nie cmokamy, nie gwiżdżemy na niego, nie robimy sobie z nim zdjęć. Pies ratownik to ratownik, więc jeśli jest w górach to znaczy, że jest w jakimś działaniu. Pamiętajmy, że psy ratownicze w większości przypadków wychodzą w góry, by ćwiczyć, dlatego nie przeszkadzamy. Jeśli bardzo zależy nam na tym, żeby podejść do psa, nie robimy tego bez uprzedzenia. Zawsze pytamy o zgodę przewodnika. Ta zasada zresztą powinna obowiązywać w przypadku wszystkich psów – nie znam psa –nie podchodzę do niego. Warto tej zasady uczyć dzieci.

Czy chciałaby Pani dodać coś jeszcze na podsumowanie naszej rozmowy?

Chciałabym zachęcić do przeczytania książki. Do poznania historii toprowskich psów, nie tylko po to, by poszerzyć swoją wiedzę na temat systemu ich szkolenia, ale przede wszystkim, by zobaczyć jak wielki jest to wysiłek, zarówno ze strony przewodnika, jak i psa. I jak dużego zaangażowania oraz zaufania to wymaga, z obu stron. Historia Vera, psa, który został ratownikiem TOPR-u jest wzruszająca, w głównej mierze dlatego, że opisuje prawdziwą relację, jaka nawiązuje się między człowiekiem a psem. „Gdzie ty, tam ja. Gdzie ja, tam ty” – mówi w książce pan do przestraszonego Vera, tuż przed desantem ze śmigłowca. To sedno tej więzi. To historia niezwykłych ratowników, na których my turyści zawsze możemy liczyć.

Bardzo dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Martyna Major

Fundacja STAWIAMY NA ŁAPY

Rozmowa z Dominiką Nowak wolontariuszką fundacji

Od kiedy działa Fundacja i jakie były jej początki?

Fundacja powstała w 2014 roku. Grupa naszych obecnych wolontariuszek działała przy AFN Kraków (Alarmowy Fundusz Nadziei – przyp. red.). Początkowo nasza Fundacja była oddziałem tej instytucji. Finalnie misja tych dwóch organizacji rozeszła się i z jednego z oddziałów wyodrębniła się nasza Fundacja – jako odrębny twór. Zostaliśmy wtedy osobną fundacją. W tym roku mija dziesięć lat od tego momentu. Niestety pewnie nie uda nam się w żaden sposób świętować tej rocznicy, ponieważ mamy aktualnie bardzo dużo pracy związanej z działalnością Fundacji.

Na stronie Waszej Fundacji można zauważyć, że kotów w potrzebie jest bardzo dużo. Iloma zwierzętami w tym momencie się opiekujecie?

Tych kotów jest bardzo dużo. Ciężko jest powiedzieć o dokładnej liczbie, dlatego, że tak naprawdę w każdym tygodniu (niemal codziennie) ta liczba się zmienia. W ostatnim czasie ilość wszystkich naszych kotów oscyluje w okolicach 250 zwierzaków. Czasem jest troszkę więcej, czasem mniej.

Czy wszystkie koty przebywają u Państwa?

Jako fundacja nie mamy takiego typowego budynku, jak na przykład ma schronisko. Działamy na zasadzie domów tymczasowych. Prawie wszystkie koty, które są pod naszą opieką, przebywają w domach tymczasowych. Dodatkowo mamy również kociarnię, przy czym nasza kociarnia jest bardzo mała i tam znajdują się koty, które dopiero tra ły do Fundacji. Każdy z kotów na początku swojej drogi w Fundacji musi przejść 14-dniową kwarantannę. Po odbyciu tego okresu koty tra ają do domów tymczasowych. W tym momencie mamy kryzys jeśli chodzi o liczbę kotów i domów tymczasowych. Wiadomo, są wakacje, ludzie wyjeżdżają i nowe domy tymczasowe raczej się nie zgłaszają, więc aktualnie mamy 40 kotów, które czekają na dom tymczasowy. Przebywają one w kociarni lub w gabinetach weterynaryjnych zaprzyjaźnionych z Fundacją. Czekają, aż znajdzie się dom tymczasowy, który je przygarnie.

Jak wygląda proces szukania domu tymczasowego?

Na naszym pro lu w serwisie Facebook dość często ogłaszamy, że można się zgłosić jako dom tymczasowy lub że potrzebujemy domów tymczasowych. Te posty są różne, w zależności od naszych aktualnych potrzeb. Natomiast na stronie internetowej zawsze jest dostępna zakładka „domy tymczasowe”. Można tam wypełnić ankietę i rozpocząć swoją przygodę jako dom tymczasowy. Chętna osoba wypełnia ankietę, kwestionariusz tra a do naszych koordynatorów, którzy następnie kontaktują się z kandydatem i przeprowadzają wywiad. Jeżeli tę rozmowę przejdzie się pozytywnie, to wtedy wolontariusz lub pracownik fundacji przyjeżdża z kotem i zaczyna się wspaniała przygoda z „tymczasowaniem”.

Jakie są wymagania dla takiego domu tymczasowego? Generalnie wymagania dotyczące domów tymczasowych są nieco lżejsze niż kryteria odnośnie domów stałych. Wystarczy tak naprawdę mieć możliwość przygarnięcia do siebie kota i chęć zostania domem tymczasowym. To jest najważniejsze kryterium. Jedynym wymogiem technicznym, na który zwracamy uwagę, jest zabezpieczenie okien oraz balkonów. Przy adopcji kota wymagamy stuprocentowego, stałego zabezpieczenia balkonów i okien siatką. Przy domach tymczasowych zdajemy sobie sprawę, że to są bardzo często np. studenci, którzy wynajmują mieszkania i stają się domem tymczasowym tylko na kilka miesięcy, więc nie możemy od nich wymagać tworzenia stałych zabezpieczeń. Mogą to być wtedy zabezpieczenia tymczasowe, np. kratki na oknach, które montuje się na kleju. Ważne, by to okno czy balkon było w jakikolwiek sposób zabezpieczone. Żeby można było je sobie bezpiecznie uchylić, bez obawy o to, że kot w tym czasie wyskoczy i zrobi sobie krzywdę.

Czy dom tymczasowy może liczyć na pomoc ze strony Fundacji?

Tak, jak najbardziej. My ze swojej strony zapewniamy wszystko: wyprawkę, jedzenie, opiekę weterynaryjną, wsparcie merytoryczne, transporty kota do weterynarza, jeśli zaistnieje

taka potrzeba. To wsparcie jest bardzo duże, bo tak naprawdę kot nadal jest pod opieką Fundacji, więc Fundacja ma wobec niego zobowiązania. Dom tymczasowy nie musi brać pełnej odpowiedzialności, jak to jest przy adopcji. Można oczywiście – jeśli jest taka chęć ze strony osób tworzących dom tymczasowy, kupować kotu jedzenie lub płacić za weterynarza samodzielnie, ale jest to zawsze dobra wola i decyzja domu tymczasowego. My mamy różne opcje umów – pakiet mini, midi i maxi. W pakiecie mini Fundacja zapewnia absolutnie wszystko, co kotu jest potrzebne. W pakiecie midi dom tymczasowy kupuje kotu karmę, a za resztę wydatków odpowiedzialna jest Fundacja. W formie maxi dom tymczasowy zajmuje się wszystkim – tak, jakby była to adopcja kota.

Rozumiem, że o formie pakietu decyduje się podczas zgłoszenia chęci zostania domem tymczasowym. Tak, ale nie jest to decyzja ostateczna. Można zmienić pakiet, np. jeśli coś się wydarzyło i nie można już utrzymywać dłużej kota. Nie robimy absolutnie żadnych problemów, żeby zmieniać opcje, zgodnie z aktualną sytuacją naszego domu tymczasowego. Posiadanie kota w domu tymczasowym może być całkowicie bezpłatne. Jedynym koniecznym wydatkiem jest zabezpieczenie mieszkania przed przyjęciem zwierzaka. Co więcej, domem tymczasowym można zostać na określony czas, np. na kilka miesięcy. Ja prowadzę dom tymczasowy na czas nieokreślony. Działam tak już cztery lata. W tym czasie wydałam już prawie dwadzieścia kotów spod swojej opieki. Można natomiast zostać domem tymczasowym na krótszy okres, np. na pół roku, na kilka miesięcy. Tak bardzo często działają studenci, zwłaszcza ci, którzy przyjeżdżają na studia do Krakowa i wracają do domów rodzinnych na wakacje. I takie domy tymczasowe – nawet na kilka miesięcy – bardzo pomagają nam, Fundacji, a przede wszystkim kotom.

Ile domów tymczasowych działa teraz?

Aktualnie działa około 100 domów, natomiast nie wszystkie są cały czas aktywne. W bardzo wielu naszych domach tymczasowych mieszkają na stałe inne zwierzęta, więc nie zawsze właściciele mogą przyjąć nowego kota, bo np. choruje ich zwierzak. Aktualnie mamy ok. 50 takich domów, które nie są teraz aktywne. To są domy, które już z nami współpracowały i będą współpracować w przyszłości, ale teraz nie mogą zabrać do siebie kociaka z różnych powodów. Co więcej, każdy dom tymczasowy decyduje, ile kotów w nim mieszka. Czasami jest to jeden kot, czasem dwa, a nierzadko nawet i pięć. Im więcej domów, tym więcej kotów możemy uratować.

W jaki sposób można zgłosić kota lub koty do Fundacji?

To jest bardzo trudny temat, dlatego, że ze względu na liczbę kotów pozostających pod opieką Fundacji, teraz musieliśmy zamknąć przyjęcia. Kotów czekających na dom tymczasowy jest bardzo dużo i po prostu zycznie nie mamy ich już gdzie przyjmować. Natomiast, jeśli jest miejsce w Fundacji, wtedy najczęściej ludzie kontaktują się z nami przez Facebooka lub na numer telefonu podany na stronie. Pewniej jest pisać na Facebooku, bo nasi pracownicy przez czas obserwują pro l i na pewno odpiszą na taką wiadomość. Jednak w momencie, gdy mamy tak wiele kotów, którym trzeba pomóc i nie mamy dla nich domów tymczasowych, przyjęcia nie są możliwe.

Czy koty, które obecnie przebywają w domach tymczasowych, pochodzą przede wszystkim z takich zgłoszeń?

My przyjmujemy do Fundacji głównie koty chore oraz kocięta lub matki z kociętami. Nie przyjmujemy kotów ze zrzeczeń. Jeżeli ktoś chce po prostu zrzec się kota i ten zwierzak jest zdrowy, to nie jest to pole naszego działania. Takie osoby odsyłamy raczej do schronisk. My natomiast przyjmujemy przede wszystkim chore zwierzaki. Zdarza się, że tra ają do nas wprost z gabinetów weterynaryjnych. Ludzie dość często pozostawiają kota w gabinetach do uśpienia, gdy okazuje się, że jest on chory. Jeśli weterynarz uzna, że zwierzaka można uratować, że jest dla niego szansa leczenia, dzwoni do nas i pyta, czy Fundacja podejmie się ratowania takiego kota. Mieliśmy wiele takich przypadków, choćby Werona z FIPem, która tra ła do nas ok. rok temu. Weronka została wyleczona i znalazła wspaniały dom. Równocześnie, bardzo wiele naszych kotów to zwierzaki znalezione przez wolontariuszy albo obce osoby. To są koty np. znalezione na działkach, w ogródkach, w szopach, na ulicy. Fundacja ma też wielu zaprzyjaźnionych „karmicieli”, czyli osoby, które dokarmiają bezdomne, zdziczałe koty. Takie osoby łapią koty na kastrację, karmią. Fundacja bardzo często pomaga w takich sytuacjach. Staramy się pojechać, złapać, wykastrować i – jeśli jest taka możliwość, to znaleźć kotu dom, a jeśli nie – wypuścić go w miejsce bytowania. Czasem kot jest tak bardzo dziki, że nie można go już oswoić. Ale część podopiecznych tra a do nas właśnie z takich „łapanek”.

Czy są to głównie dorosłe koty, czy kocięta?

Są to przede wszystkim dorosłe koty, ale zdarzają się też matki z kociętami. Przyjmujemy takie kocie rodziny, wychowujemy maluchy. W tym momencie dużą część kotów na naszej stronie internetowej to matki z kociętami. Drogi postępowania są dwie. Jeśli matka da się oswoić, szukamy domu dla całej rodzinki. Jeśli proces oswajania się nie uda, to wówczas kastrujemy ją i wypuszczamy w miejsce dotychczasowego bytowania, a kocięta tra ają do domów tymczasowych i do adopcji. Warto wspomnieć, że przed wypuszczeniem takiej kotki zawsze podejmowana jest odpowiednia decyzja. Mamy w Fundacji osoby odpowiedzialne za tego typu działania. Są one doświadczone, wiedzą, czy kot rokuje na zwierzę domowe. Nigdy nie jest to spontaniczny wybór, tylko decyzja podyktowana dokładną obserwacją. Trzeba tu powiedzieć, że niestety nie wszystkie zdziczałe koty mają szansę na życie w domu, oswojenie. To jest zawsze decyzja podejmowana dla dobra zwierzęcia.

W jaki sposób – oprócz ogłoszeń na stronie internetowej –szukacie opiekunów dla swoich podopiecznych?

Mamy stały sztab naszych fotografów, którzy robią piękne zdjęcia do ogłoszeń. Przez to starają się wydobywać z kota to, co najlepsze. Wiadomo, że jeśli kot zostanie dobrze przedstawiony na zdjęciach, to istnieje większa szansa, że ktoś go zauważy. Osoba, która chce przygarnąć kota, szuka tak naprawdę oczami. Nie czyta 250 opisów, tylko najpierw ogląda zdjęcia. Dlatego staramy się robić najpiękniejsze fotogra e, dobierać je tak, żeby rzucały się w oczy. Żeby te kotki od razu ze zdjęcia krzyczały: „Weź mnie!”. Codziennie albo co drugi dzień wrzucamy co najmniej jedno ogłoszenie na naszego Facebooka. Koty, które długo już u nas przebywają, mają te ogłoszenia powtarzane. Są wtedy odświeżane zdjęcia, opisy.

Opisy naszych kotów tworzą domy tymczasowe, więc są one bardzo dokładne, idealnie oddają charakter i zwyczaje danego zwierzaka. Oprócz tego wrzucamy ogłoszenia do serwisu OLX. Osoby, które nie wiedzą, że jest taka Fundacja i że można odwiedzić naszą stronę, mogą znaleźć nasze koty na OLX-ie. Bardzo wielu naszych wolontariuszy i sympatyków udostępnia u siebie ogłoszenia dotyczące naszych kotów. To też działa i mamy wiele adopcji właśnie przez takie udostępnienia. Ktoś zauważa na pro lu znajomych zdjęcie kota, zakochuje się w nim, przychodzi do Fundacji i dokonuje adopcji. Takich adopcji jest dużo – nie ma tygodnia, żebyśmy nie mieli co najmniej jednego adoptowanego kociaka. Jednak warto cały czas pamiętać, że nadal jest wiele potrzebujących kotów. Czasami koty wydajemy w „dwupakach”, np. w przypadku kocich rodzeństw albo kotów, które do tej pory mieszkały razem i są ze sobą zżyte. Mogę powiedzieć, że w mojej historii, spośród kotów, które ja wydałam do adopcji z mojego domu tymczasowego, tylko cztery adoptowane były pojedynczo. Cała reszta to były rodzeństwa lub dwupaki.

Jak wygląda proces adopcji kota z Fundacji? Jest to bardzo prosta procedura. Wystarczy wypełnić ankietę na naszej stronie internetowej. Nie trzeba mieć wybranego kota. Czasami są osoby, które potrzebują kota dopasowanego charakterem i usposobieniem do innego zwierzaka, którego już mają w domu. Wtedy wystarczy w ankiecie napisać, że nie ma się wybranego kota, że szuka się zwierzęcia o takich konkretnych cechach. Osoby zajmujące się w naszej Fundacji adopcjami, które znają wszystkich podopiecznych, są w stałym kontakcie z domami tymczasowymi, dobiorą dla Państwa kota. Po wysłaniu takiej ankiety, jeżeli przejdzie się wery kację, osoba umawia się z domem tymczasowym, poznaje kota. Dopiero po takim poznaniu, zycznym kontakcie z kotem, podejmowana jest decyzja o adopcji. Wtedy – jeśli pojawi się chęć adopcji tego konkretnego kota – następują odwiedziny osoby z Fundacji w domu przyszłego opiekuna, sprawdzenie warunków i potem już podpisanie umowy adopcyjnej. Zabezpieczenia są tutaj warunkiem koniecznym – chodzi o bezpieczeństwo zwierzaków. Kolejnym działaniem jest już odebranie swojego nowego kota. Dodam tylko, że często spotykamy się z zarzutami, że mamy bardzo wysokie wymogi i nie chcemy, żeby koty znalazły dobre domy. My mamy na to nieco inny pogląd. Nie zawsze – w naszej dziesięcioletniej historii –mieliśmy takie ostre warunki, co do zabezpieczeń. Wystarczało nam, że nowy właściciel obiecał, że zrobi to w najbliższym czasie. Niestety dochodziło do bardzo nieprzyjemnych sytuacji – wiele kotów uciekało albo po prostu wypadało z okien, że uznaliśmy, iż zapewnienie bezpieczeństwa jest warunkiem koniecznym. Zdrowie i życie naszych kotów jest dla nas najważniejsze.

Jak można pomóc Fundacji i wesprzeć jej działania? Tutaj mamy bardzo wiele opcji, zarówno dla osób z Krakowa, jak i spoza tego miasta. Jeżeli ktoś mieszka w pobliżu, zachęcamy do wolontariatu, do bycia domem tymczasowym. Żeby się zgłosić, wystarczy wypełnić ankietę z naszej strony internetowej. Można zostać wolontariuszem od wielu rzeczy. Działamy na wielu polach – organizujemy kiermasze, kwesty, jarmarki, gdzie można przyjść pomóc, zbierać datki. Można się zgłosić jako wolontariusz na kociarnię, gdzie przebywają koty oczeku-

jące na adopcję. Chętnie witamy wolontariuszy-fotografów, którzy robią piękne zdjęcia naszym kotom. Naprawdę istnieje wiele pól, na których nasi wolontariusze mogą się wykazać i pomagać. Można również pomóc, wspierając nas nansowo. Wiadomo, że utrzymanie 250 kotów to ogromne wydatki każdego dnia. To jest około kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Jedzenie, opieka weterynaryjna, to wszystko kosztuje. Zwłaszcza że przyjmujemy przede wszystkim koty chore. Jeśli ktoś nie chce przekazywać pieniędzy, tylko wolałby raczej pomagać w sposób bardziej namacalny, może przesłać nam karmę dla kotów, żwirek, zamówienie ze sklepu internetowego. Zazwyczaj, jak tylko pojawiają się promocje w internetowych sklepach zoologicznych, staramy się wrzucać takie informacje na nasz pro l na Facebooku razem z adresem paczkomatu. My jesteśmy niemal cały czas dostępni na naszym prolu – wystarczy do nas napisać, a pokierujemy, jak można pomóc. Bardzo ważne jest też pomaganie poprzez udostępnianie ogłoszeń naszych kotów. Każde udostępnienie zwiększa szansę, że ogłoszenie tra do osoby, która będzie chciała dokonać adopcji.

Podejmujecie wiele ciekawych inicjatyw w ramach pomocy kotom. Jakie akcje planowane są w najbliższym czasie?

W tym momencie jeszcze nie mogę podać dokładnych dat, ale zawsze mamy kiermasze we wrześniu i w listopadzie. Można szukać informacji na naszym Facebooku. Tam ukażą się wszystkie szczegóły. Zawsze staramy się pomiędzy wakacjami a Bożym Narodzeniem zorganizować przynajmniej dwa takie „zwykłe” kiermasze z ubraniami, książkami itp. Na pewno planujemy pojawić się – jak co roku – na jarmarku bożonarodzeniowym na Rynku w Krakowie. Miasto zapewnia zawsze dwie budki dla organizacji charytatywnych. Do tej pory co roku udawało nam się na kilka dni dostać taką budkę. Myślę, że w tym roku również się uda. Tam będzie można kupić rękodzieło naszych wolontariuszy, ponieważ mamy wielu uzdolnionych wolontariuszy, którzy szyją, malują, szydełkują, rysują. I takie dzieła możemy potem sprzedaż, a dochód przeznaczyć na pomoc kotom w Fundacji.

Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę wielu sukcesów na polu pomocy kotom! Rozmawiała: Martyna Major

TESTUJEMY polecamy !

Testowany produkt:

Korona Natury Paśniki Ziołowe

dla gryzonie i królików

Mieszanki liści, kwiatów i ziół.

Idelane do podania jako przekąska lub dodatek do karm.

Damian i Roomba

Roomba uwielbia sianko z bławatkiem! Ona zazwyczaj nie zjada

żadnego nowego smakołyku przy pierwszym podaniu – musi się do niego najpierw przyzwyczaić. W tym przypadku taki problem nie wystąpił, a Roomba rozpoczęła posiłek, jak tylko otworzyliśmy wieczko. Jesteśmy bardzo zadowoleni!

Szymon i Pralina

Produkt, który dostaliśmy do testowania okazał się strzałem w dziesiątkę. Pralina jest z natury wybrednym królikiem, trudno nam dopasować jej karmę tak, by jej odpowiadała. Tutaj nie było tego problemu. Gdyby mogła, zjadałaby od razu całą miseczkę.

Kasia i Turbo

Mieszanka zniknęła z miseczki bardzo szybko. Turbo chętnie ją jadł i nie miał później żadnych problemów żołądkowych. Jesteśmy zadowoleni i chętnie kupimy raz jeszcze.

Monika i Karmel

Karmel – jak widać na zdjęciu – był zachwycony karmą z dodatkiem bławatka. Po otworzeniu pojemniczka z ciekawością zajrzał do miseczki i niemal od razu zaczął zajadać. Myślę, że wrócimy do tego produktu. Z pewnością wypróbujemy również inne smaki.

rynk u Ciekawe na

Nowy standard wśród zabawek do żucia dla psów!

Trzy końcówki do żucia o różnych teksturach dla stymulacji zmysłów i jeszcze lepszego czyszczenia zębów oraz ergonomiczna konstrukcja idealnie pasująca do łapy psa! Dwa smaki – classic oraz wołowina, trzy gęstości –soft, medium, hard oraz trzy rozmiary – wszystko to, aby najlepiej dopasować gryzak do indywidualnych potrzeb każdego psa!

Bezpieczeństwo to podstawa! BetterBone jest wykonany głównie z celulozy spożywczej – włókna, które można bezpiecznie spożywać w niewielkich ilościach. Kości BetterBone nie są zamiennikiem posiłku ani smakołykiem, ale z pewnością możemy powiedzieć, że Twój pies nie ucierpi z powodu spożycia którejkolwiek z kości. Co więcej, są one zaprojektowane tak, aby się łuszczyły, a nie odpryskiwały. Ta unikalna cecha zmniejsza ryzyko zadławienia i zranienia! BetterBone jest pozyskiwany i produkowany wyłącznie w Europie i spełnia najsurowsze normy i przepisy UE, zapewniając, że każda kość BetterBone jest wolna od jakichkolwiek szkodliwych lub toksycznych chemikaliów. Gwarantujemy, że BetterBone nie zawiera ftalanów, parabenów, BPA, substancji rakotwórczych i mutagenów, które są powszechnie spotykane w niskiej jakości zabawkach dla zwierząt. Bez GMO, bez nylonu, hipoalergiczne, całkowicie naturalne! Szczęśliwego żucia! Szukaj na www.bubapet.pl oraz w dobrych sklepach zoologicznych!

NOWOŚĆ: WOOLF Ultimate - premiera wyjątkowych karm dla psów i kotów

Woolf, marka znana ze swoich wysokiej jakości smakołyków, zaproponowała coś więcej – wyśmienite formuły karm, które zwierzęta pokochają miłością jak stąd do księżyca… i z powrotem! Poznaj nowości Woolf Ultimate: • pełnoporcjowe karmy półwilgotne w 4 smakach dla psów, oparte na wysokiej jakości składnikach poddanych procesowi wolnego gotowania, co pozwala na zachowanie wyśmienitego smaku i doskonałej strawności; • pełnoporcjowe karmy wilgotne dla psów (9 smaków) i kotów (4 smaki), oparte na składnikach wysokiej jakości.

Produkty dostępne są odpowiednio w następujących gramaturach: 1kg, 400g i 85g.

Azan sp. z o.o. sp. k.; azan.com.pl; 48 366 48 99; sklep@azan.com.pl

SUCHA KARMA GRAN CARNO ®

JUNIOR: Kompletna karma dla dorastających psów

ADULT: Kompletna karma dla dorosłych psów

SENIOR: Kompletna karma dla starszych psów (od 7 roku życia)

Nowa sucha karma ANIMONDA GranCarno® zapewnia zbilansowane, smaczne odżywianie wysokiej jakości i jest bogata w świeże mięso – tak jak psy uwielbiają.

Sucha karma GranCarno® Junior zapewnia rosnącym psom najlepsze możliwe odżywianie przez pierwszy rok ich życia. Nasze dorosłe psy w wieku od 1 do 6 lat potrzebują pełnowartościowej karmy, która dostarcza mnóstwo energii na nowe przygody i smakuje wyśmienicie. Sucha karma GranCarno® Adult to doskonały wybór. Sucha karma GranCarno® Senior została specjalnie zaprojektowana, aby zaspokoić potrzeby psów w wieku siedmiu lat i starszych. Celowo unika się w niej zbóż. Sucha karma została specjalnie opracowana, aby pasować do popularnej mokrej karmy GranCarno i dlatego idealnie nadaje się do karmienia mieszanego.

Już w sprzedaży! BUBA More Meat!

Stawiamy na różnorodność mięs, proste i klarowne składy oraz lokalną produkcję, a wszystko to w korzystnych cenach. W ofercie przysmaki – treserki, kabanosy i paski o wysokiej zawartości mięsa mięśniowego, zdrowe gryzaki i kości z dodatkami funkcjonalnymi, karma mokra"pure line" – pełnoporcjowa karma dla psów – aż 99% produktów zwierzęcych oraz "festiwal mięs" – karma uzupełniająca dla psów i kotów – aż 100% produktów zwierzęcych i rybnych oraz karma sucha – bez kurczaka, bez zbóż i bez grochu. Niebawem także limitowana edycja zimowa!

BUBA More Meat to więcej mięsa, więcej smaku, więcej radości!

Produkty BUBA

More Meat znajdziesz w dobrych sklepach zoologicznych oraz na www.bubapet.pl

Vom Feinsten Raffinesse w galaretce

Vom Feinsten Ra nesse w galaretce oznacza pełnowartościowe, zbilansowane odżywianie dla wymagających kotów. Pyszne, delikatne kąski w połączeniu z galaretką gwarantują za każdym razem wyjątkową ucztę i dostarczają kotom wszystkich niezbędnych składników odżywczych.

• Wykwintne przysmaki w praktycznych saszetkach jednoporcjowych

• Bez dodatku soi i cukru

• Z witaminą D3 dla wsparcia stabilnej struktury kości

• Z witaminą E dla lepszej ochrony komórek

• Z tauryną dla wsparcia funkcji serca i wzroku

• Delikatne kawałki w delikatnej galarecie

• Bez dodatku barwników, aromatów i konserwantów

Krzyżówka z Pupilem

1.Bytują w organizmie żywiciela

2. Imię pieska, którego przygarnęli Paulina i Jakub Rzeźniczak

3. Zwierzaki, które potra ą "wykryć" chorobę współtowarzysza

4. Nieodzowna część procesu rehabilitacji zwierzaka

5. Miejsce odpoczynku psa, w którym nie powinno przebywać dziecko

6. Regulowanie temperatury ciała przez koty

7. Proces przygarnięcia kota ze schroniska

8. Syndrom … - zauważany u papug

9. Rasa psa najczęściej wybierana przez ratowników TOPR

10. Kluczowy element pierwszych tygodni psa w nowym domu

11. Grupa społeczna, której członkowie licznie działają jako domy tymczasowe

12. Najważniejsze w kontaktach ze zwierzętami

13. Opiekun psa ratownika to inaczej…

14. Jesienny miesiąć

15. Jeden z powodów ukrywania się kotów

16. Mięczaki roznoszące groźne bakterie

Odpowiedzi na wszystkie pytania znajdziesz w bieżącym wydaniu Pupila!

Zapraszamy do zabawy!!

Pierwsze pięć osób, które na adres: konkursy@epupil.eu prześlą zdjęcie prawidłowo rozwiązanej krzyżówki i wpiszą hasło w temacie maila – zdobędą nagrody niespodzianki ufundowane przez naszych sponsorów.

Hasło z poprzedniego wydania Pupila: „PUPIL NA WAKACJACH”. Nagrody niespodzianki otrzymują: Julia Ż., Krystian S., Karolina M., Angelika Sz., Joanna K.

Moje psiaki, jak pewnie zdążyliście zauważyć, dosyć wygadane są. Najbardziej tym wygadaniem cechują się w sytuacji żądaniowej, czyli jak one chcą, a ja niekoniecznie. Dziś zaczęło się tradycyjnie od „ciastków”.

— Mamo ciastko daj! – zażądała Pinia.

— Daj ciastko, daj ciastko! — Bunia nie mogła być gorsza.

— Ciastko, dwa ciastka, więcej niż dwa, dużo! — Harrison tam się nie patyczkuje.

— Spadać. Śniadania nie było jeszcze. – Próbowałam je wygonić z kuchni. — Już, do pokoju, odpoczywać po spacerze. Ciasno tu z wami jak w windzie jednoosobowej.

— Bo ta kuchnia za mała, weź, zrób, żeby urosła.

— I ciastko daj!

— No właśnie, gdzie ciastko?!

— Sio, do pokoju, ale już! – Chciałam być stanowcza. Poszły.

Za chwilę z pokoju słychać piniowe:

— Mamo, a Usia leży na moim miejscu.

— A wcale, że nie. To moje miejsce jest!

— Ta, od kiedy niby?!

— Od już!

— Mamo!

— Czy wy się nie możecie jakoś dogadać? Nie wiem, wymieniać, w parzyste jedna, w nieparzyste druga. A w ogóle czym niby ten koniec wersalki różni się od tamtego końca wersalki?

— Jak to czym? Ten jest mój, a tamten niczyj. I nie, nie możemy się zmieniać, a poza tym kalendarza nie znamy.

— No właśnie. Ten koniec jest mój, a tamten niczyj, niech Pinia idzie na niczyj koniec.

— Nieprawda, to ten niczyj jest twój, a ten jest mój. Spadaj stąd!

— Wiesz mama, co? One niegrzeczne są. Ja jestem grzeczna, ja powinnam dostać ciastko przed śniadaniem. — Bunia uśmiechnęła się słodko i niewinnie.

— Ja też jestem grzeczny i chce dużo ciastków ze śniadaniem i obiadem od razu. I podwieczorkiem. Resztki po tobie też zjem, jak coś! – Harrison śmiał się całym Harrisonem. Jeśli ktoś nie wie, jak się pies może śmiać całym sobą, to chętnie opiszę. Śmieje się morda i ogon, jak u normalnego psa, do tego dochodzi wdzięczne, lub mniej wicie ciała, przewracanie wymowne okiem, dreptanie łapami, posapywanie i puszczanie bąków jako akompaniamentu.

— Zobaczcie, małpiszony, jaki Tobiś jest grzeczny. Nie pcha się do kuchni, nie żąda ciastek, leży sobie. Dlaczego wy nie możecie tak?

— Matka, ale ty jednak głupia jesteś, jak nie wiemy co. Przecież jakbyśmy wszyscy tak grzecznie leżeli i czekali, to ty byś się straszliwie nudziła. Nawet byś nie wiedziała, że psy w domu masz. A przecież masz, jakżeś chciała. Dużo masz. To się ciesz, nie kwękaj, jak stara baba i daj te ciastki. I śniadanie też.

REDAKTOR NACZELNA: Anna Motyka, anna.motyka@epupil.eu

REDAKCJA:

Martyna Major, martyna.major@epupil.eu

NR 3(35)/2024

WYDAWCA:

P.T.H. CERTECH Sp. z o.o. ADRES KORESPONDENCYJNY: Magazyn Pupil

Fabryczna 36 33-132 Niedomice NIP 873-10-13-748 redakcja@epupil eu

NAKŁAD: 50 000 sztuk Numer rejestrowy BDO: 000001982

WSPÓŁPRACA AUTORSKA: dr wet. Anika Bargiel-Madeja tech. wet. Adrianna Iwan tech. wet. Angelika Szydłowska

Agata Bladowska

Karina Suchorowska

Małgorzata Bieniek

Beata Sabała-Zielińska

Ada Włoch

Zespół Polkarma

Anna Malinowska i inni

Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczonych reklam W przypadku materiałów opublikowanych redakcja zastrzega sobie prawo do ich skracania, zmiany tytułów i adiustacji Przedruk materiałów w całości czy ich wykorzystanie publiczne jest możliwe wyłącznie po uzyskaniu pisemnej zgody redaktora naczelnego magazynu PUPIL.

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.