ISSN 2084-0217
magazyn studencki
bezpłatny
NR 09
lato/2014
Edytorial
Słowo „kompromitacja”, odmieniane w mediach przez wszystkie przypadki, nabrało ostatnimi czasy szczególnego znaczenia. Kompromitacja rządu, jego szefa, jego partii, kompromitacja prokuratury, ABW, nie wiadomo kogo jeszcze – oto esencja afery podsłuchowej, jaką były w stanie wydobyć pluralistyczne media w wolnej od 25 lat Polsce. Niecenzuralne sformułowania przedstawicieli klasy rządzącej – oto główny temat najbardziej opiniotwórczych programów telewizyjnych. Kogo zdymisjonować, a kogo zostawić – oto podstawowy dylemat dziennikarzy. W całym tym naszym grajdołku brakuje wyłącznie jednego, jakże ważnego sformułowania: „kompromitacja mediów”. Od dawna można z niemałym rozbawieniem obserwować, jak poczciwi polscy dziennikarze z namaszczeniem dopasowują się do cudzych scenariuszy. Politycy wodzą ich za nos z godną pozazdroszczenia gracją. Klucz do sukcesu? Nie pozbawić ich poczucia kontroli, ani przez chwilę nie poddawać w wątpliwość siły sprawczej czwartej władzy, nigdy nie negować zdolności mediów do kreowania rzeczywistości, zawsze sprawiać wrażenie przyparcia do muru, nieustająco reagować nerwowo, nie wyzbywać się najdrobniejszych oznak niepokoju. Taki klucz postępowania pozwala uniknąć wszelkich prawdziwie niewygodnych pytań, trzyma opinię publiczną z dala od realnych problemów i zastępuje debatę publiczną medialnym biciem piany. Afera podsłuchowa w znakomity sposób pokazała, jak łatwo można manipulować jedną z ponoć najbardziej wpływowych grup zawodowych. Wystarczy pomachać przed nosem transparentem z napisem: „Przecz z wolnymi mediami” – reszta zrobi się sama. Dziennikarze uwielbiają być poszkodowani. Strategicznie najważniejsza okładka tygodnika „Wprost” wyżej nad wiadomość o kolejnych taśmach ceni własny mesjanizm, zapominając w patriotycznym zrywie o właściwej kolejności barw na polskiej fladze. Najgroźniejsza ponoć i najbardziej dociekliwa dziennikarka w kraju, zamiast wycisnąć sens rozmowy Sienkiewicz– Belka do ostatniej kropli, zadowala się wulgarną warstwą wierzchnią, która jest przecież najbardziej bulwersująca – porządny Polak się takim językiem nie wypowiada, a jakże! Ale przede wszystkim: nie jest rasistą. Nic nie szkodzi, że każdy zdrowo myślący językoznawca uznałby słowa ministra Sikorskiego za przykład dominacji uzusu nad znaczeniem leksykalnym (co świadczy nie tyle o rzekomym rasizmie ministra, co o mało chlubnych korzeniach polskiej świadomości narodowej) – Polak się nie da, Polak swoje wie! Medialny zryw okołotaśmowy, tak chętnie rozliczający, z tak wielką lekkością szukający winnych, żądający tak błyskawicznych reakcji, zapomniał o najważniejszym: chłodnej, bezstronnej, pozbawionej zbędnych emocji analizie. Gdyby ktokolwiek nieuprzedzony pochylił się na moment nad zapisem nagrań, bardzo szybko odkryłby coś, o czym w mediach nie było ani słowa. Dostrzegłby mianowicie, że pod płaszczem wątpliwej formy – bądźmy szczerzy, nie tak znowu zaskakującej – i poza dość łatwym do przewidzenia ładunkiem politycznego krętactwa odnaleźć można wspaniałą dawkę merytoryki. Ostatecznie każdy z nielegalnie nagranych panów rozmawiał o dosyć konkretnych sprawach, stawiając przy tym rozmaite diagnozy i demaskując szczere intencje swoich działań.
Czy nie warto przemilczeć kwestię podwórkowej łaciny i skoncentrować się na podobieństwach i różnicach między oficjalną a nieoficjalną oceną sytuacji naszego kraju? Czy nikogo nie zaintrygowały słowa ministra Sienkiewicza o tym, że idzie ku lepszemu, tyle że efekty będzie widać za następnego rządu? Czy ważniejsza od fantazyjnych metafor ministra Sikorskiego nie jest jego realna ocena stosunków z USA? Czy naprawdę nie można odczytać tych nagrań jako zapisu szczerych wyznań, dającego częściowy przynajmniej wgląd w prawdziwe intencje polskiej klasy rządzącej? Tyle tylko, że merytoryka nie jest podana wprost – tkwi schowana między wierszami, niekiedy wymaga nieco okrężnego rozumowania, czasami pozostawia zwodnicze tropy. Najwyraźniej dla dziennikarzy 25 lat wolności wystarczyło, by wyzbyć się lekturowych przyzwyczajeń narzuconych przez czterdzieści lat komunistycznej cenzury. Widocznie wolność mediów w polskich realiach to przede wszystkim „wolność od”.
Mateusz Zimnoch Doktorant w Instytucie Filozofii UJ. Redaktor naczelny „Magazynu Spectrum”, z-ca redaktora naczelnego „Naukowego Przeglądu Dziennikarskiego”, Wiceprezes Forum Obywatelskiego UJ. Zajmuje się filozofią faktu i fikcji oraz teorią i historią reportażu literackiego.
SPIS TREŚCI Polityka
Zjawisko nowej lewicy – rzeczywistość czy utopia?...................................................8 Grzegorz Mosiołek
Kiedy drzewa zasłaniają las. Odpowiedź na polemikę........................................... 13 Dawid Zimoch
Alfabet oburzeń polskich A.D. 2014 – cz. I................................................................ 16 Dariusz Kawa
Społeczeństwo
Ewa Popiel-Rzucidło
„E-mamy”, czyli jak być matką w Polsce? . .............................................................. 22 Męża cień..................................................................................................................... 25 Aleksandra Piłat
Głębia spojrzenia Ogólnopolski Studencki Konkurs Fotograficzny......................................................... 44
Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do ich redagowania i skracania. Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczanych ogłoszeń. Rozpowszechnianie redakcyjnych materiałów publicystycznych bez zgody wydawcy jest zabronione. REDAKCJA Redaktor naczelny: Mateusz Zimnoch Zastępca: Patrycja Krężelewska Zespół redakcyjny: Dariusz Kawa – Polityka, Historia, Aleksandra Piłat – Społeczeństwo, Aneta Godynia – Gospodarka, Paweł Ochman – Prawo, Marcin Pabian – Kultura Publicyści: Krzysztof M. Maj, Aleksandra Byrska, Arkadiusz Nyzio KONTAKT redakcja@magazynspectrum.pl, magazynspectrum.pl, tel. +48 606 955 494 PROJEKT GRAFICZNY Paweł Rosner ILUSTRACJE Szymon Drobniak KOREKTA Przewodnicząca zespołu: Paulina Ząbkowska Zespół: Zuzanna Wolsza, Katarzyna Płachta, Estera Sendecka SKŁAD, ŁAMANIE Monika Filipek NAKŁAD 1000 egzemplarzy DRUK I OPRAWA Wydawnictwo-Drukarnia Ekodruk s.c., ul. Powstańców Wielkpolskich 3, 30-553 Kraków, www.ekodruk.eu
Artykuł
Recenzja
Kultura Faktografia drugiego stopnia.................................................................................... 30
Mateusz Zimnoch
Książkowy raj na wyspie elfów.................................................................................. 34 Katarzyna Płachta
Zabłocie – potencjał dla kultury................................................................................. 38 Marcin Pabian
Strachy na lachy.......................................................................................................... 40 Krzysztof M. Maj
Historia
Piotr Dyguś
Wielka wojna na Lubelszczyźnie oczami cywila...................................................... 58 Niemiecka marynarka wojenna wobec traktatu wersalskiego.................................. 62 Dominik Wingert
WYDAWCA Forum Obywatelskie Uniwersytetu Jagiellońskiego – organizacja studencka działająca przy Uniwersytecie Jagiellońskim Adres: ul. Straszewskiego 25/9, 31-113 Kraków, +48 509 013 203 Prezes: Jan Szczurek, jan.szczurek@magazynspectrum.pl Wiceprezes ds. Publikacji: Mateusz Zimnoch Wiceprezes ds. Wydawniczych: Piotr Pękalski Wiceprezes ds. Marketingu: Anna Winiarska Sekretarz: Patrycja Krężelewska Zespół PR: Maciej Kiełbas, Zbigniew Adamek Rekrutacja: Aneta Szotek, Olga Poręba Strona internetowa: Jerzy Waśko PARTNERZY
SPONSORZY
Opiekun organizacji: prof. dr hab. Krystyna Chojnicka, Dziekan Wydziału Prawa i Administracji UJ
P
Zjawisko nowej lewicy – rzeczywistość czy utopia?
Kiedy drzewa zasłaniają las. Odpowiedź na polemikę
13
Alfabet oburzeń polskich A.D. 2014 – cz. I
8
16
P
olityka
Zjawisko nowej lewicy – rzeczywistość czy utopia? Kiedy w Polsce w latach 60., 70. i 80. idee komunistyczne oraz lewicowe zdominowane były przez „dyktaturę proletariatu” i monopartyjność PZPR, ruch protestu był zmarginalizowany, a opozycja zamykana w więzieniach. Przeciwko temu występowali prawie jedynie robotnicy. Na Zachodzie nastroje „walki z kapitalizmem” narastały nieco w innym kierunku. Co łączy te wydarzenia z dzisiejszą sceną polityczną? Jakie są różnice i podobieństwa między „starą” a „nową” (radykalną, skrajną) lewicą? Jaka jest przyszłość tego ruchu? Kto chce lewicowej rewolucji w Polsce? Cofnijmy się nieco w czasie i przypomnijmy sobie fragmenty z historii powojennego świata.
Po II wojnie światowej zaczął kształtować się ruch, któremu w końcu dano miano „nowej lewicy”, chociaż do dziś, w odniesieniu do tego rodzaju nurtu , nie funkcjonuje jednolite nazewnictwo. Wśród interpretacji powstania tego ruchu i ideologii jest bardzo wiele niejasności, nadinterpretacji, skupiania się tylko na określonym wątku. Jej źródła upatrywać należy w walce o równouprawnienie w Stanach Zjednoczonych i segregacji rasowej ludności czarnoskórej. W wielkim skrócie ideologia nowej lewicy to połączenie cech anarchizmu, freudyzmu i marksizmu. Jej naczelną wartością była kontestacja zastanego porządku i odrzucenie konsumpcjonizmu. Nie był to jednak nigdy spójny i skonsolidowany ruch, a raczej luźna konfederacja różnych grup. Odrzucano stanowczo walkę klas i ZSRR – co było nie do pomyślenia w Polsce tamtych czasów. Jednym z wydarzeń, które ukształtowały nową lewicę, była fala destalinizacji w Związku Radzieckim po 1956 roku. Zwrócono się wtedy w kierunku poszukiwań nowego nurtu. Młodzi marksiści i intelektualiści, obserwując niepowodzenie komunistycznych organizacji politycznych, zaczęli rozwijać bardziej demokratyczne po-
8
dejście do polityki, krytykując centralizację i wewnątrzpartyjny absolutyzm partii lewicowych głównego nurtu. Działacze komunistyczni, rozczarowani komunizmem z powodu jego autorytarnego charakteru sprawowania władzy, ostatecznie uformowali termin „nowa lewica”. Istotnym elementem nowej lewicy było wytworzenie się swoistej kontrkultury – jej wyrazem była rewolucja obyczajowa wyrażająca się w sztuce teatralnej, filmowej czy muzycznej. Zasadą rządzącą kontrkulturą jest spontaniczność i nieskrępowana ekspresja uczuć jednostki, odrzucająca wszelkie ograniczenia kulturowe, obyczajowe, społeczne. Jako jeden z symboli nowej lewicy uznany został model siedzącej rewolucji, czyli strajków polegających na okupacji miejsc publicznych na siedząco. Celem było stworzenie nowej rzeczywistości społecznej i modernizacja gospodarki. Działania te nazwano trzecią drogą – różną od tej, jaka była udziałem kapitalizmu czy socjalizmu. Co więcej, wzrost liczebny ludzi z wyższym wykształceniem spowodował, że tylko nieliczni mogli osiągnąć najwyższy status społeczny, prestiż i pieniądze. Reszta stawała się proletariatem w białych kołnierzykach – przeciętnymi, sza-
rymi ludźmi pracującymi dla aparatu administracyjnobiurokratycznego. Jest to także jeden z głównych powodów wystąpień i niezadowolenia studentów.
Nowa Lewica w USA a nowa Lewica w Europie Zachodniej Na kształtowanie się ruchu wpłynęła również wojna wietnamska oraz chińska rewolucja kulturalna. Podobnie jak lewica brytyjska, amerykańscy działacze krytykowali komunizm w Związku Radzieckim, ale – w przeciwieństwie do Anglików – nie zwracali się w kierunku trockizmu czy socjaldemokracji. Niektórzy przedstawiciele nowej lewicy argumentowali, że skoro ZSRR nie może być uznane światowym centrum rewolucji proletariackiej, dotychczasowe miejsce ZSRR i jej przywódców muszą zastąpić tacy liderzy jak Mao Zedong, Ho Chi Minh, Fidel Castro czy Che Guevara. Innym elementem amerykańskiej nowej lewicy był anarchizm i wolnościowy socjalizm. Czerpała ona inspirację z radykalnych ruchów afroamerykańskich, jak ruch Czarnych Panter, w którym wyraźnie widoczny był wpływ ideologii maoistowskiej. Nowa lewica przyczyniła się do wzrostu wartości feminizmu oraz ruchu na
w odróżnieniu od nurtów z innych państw Europy, skupiali się na ruchu związkowym i na walce o prawa pracownicze poprzez okupacje fabryk. Władze Stanów Zjednoczonych z biegiem czasu zaczęły prowadzić ostrzejszą walkę z buntującą się młodzieżą. Z tego powodu nowa lewica przybierała charakter coraz bardziej radykalny i militarny – równolegle z postulatami, aby broń przestała być fundamentem władzy państwowej, organizacje takie jak Czarne Pantery zaczęły same broni używać, co prowadziło do akcji terrorystycznych. Reakcją rządu na te tendencje były stanowcze kroki, np. pacyfikacja University of California w Berkeley, oraz zamykanie uczestników demonstracji w więzieniach. Niewątpliwie jednak elementem łączącym „starą” i „nową” lewicę jest rewolucja, chęć przemiany człowieka, a także walka o prawa uciśnionych i równouprawnienie.
Lewica po polsku
Lewica w Polsce kojarzona jest raczej z socjaldemokratami, którzy głośno podnoszą kwestie walki z ubóstwem, rozwijania pomocy społecznej czy dostępu do bezpłatnej służby zdrowia. wielkim skrócie ideologia nowej lewicy to połączenie cech anarchizmu, Pojęcie-symbol „lewica” ma freudyzmu i marksizmu. Jej naczelną wartością była kontestacja zastane- zdolność do porządkowania go porządku i odrzucenie konsumpcjonizmu. przestrzeni politycznej. Kate goria ta wykazała się żywotrzecz ochrony środowiska, dotychczas często lekce- nością mimo wielokrotnych prób wyeliminowania jej z dyskursu publicznego po 1989 r. Rzeczywistość okaważonych przez starą lewicę. zała się inna od tej, której chcieli krytycy i przywołaOrganizacja Students for a Democratic Society ła z powrotem to pojęcie jako narzędzie opisu sceny (SDS) stała się rdzeniem nowej lewicy w USA. SDS skupiała się na walce o prawa obywatelskie i na kam- politycznej ułatwiające wyborcom orientowanie się panii antywojennej. W latach 1968 i 1969, na fali ra- w przestrzeni politycznej. dykalizmu, SDS uległa rozłamom, a duża część członW Polsce w latach 1991–2007 jedynie dwie partie ków zwróciła się w kierunku maoizmu. Od czasu zachowały ciągłość instytucjonalną – SLD i PSL. Fenoamerykańskiej inwazji na Wietnam wzrosły tenden- menem w tym okresie był elektorat SLD, który niezacje pacyfistyczne, a członkowie SDS palili m.in. karty leżnie od wyników wyborów (1991 r.– 12%, 1993 r.– 20%, powołania do wojska. 1997 r. – 27%, 2001 r. – 41%, 2005 r. – 11%, 2007 r. – 13%) Jeśli chodzi o Europę Zachodnią, to wpływ znanych zachował praktycznie stałą tożsamość ideową. Elekz USA tendencji był najbardziej widoczny w Niem- torat ten określa się jako zdecydowanie lewicowy. czech Zachodnich. W czasie tzw. praskiej wiosny W okresie największego poparcia SLD w latach 1997– związkowcy wspierani przez reformatorski rząd –2001 okazało się skuteczne: po pierwsze dlatego, że Czechosłowacji przejmowali kontrolę nad fabryka- potrafiło przekonująco apelować o poparcie wyborcze mi. Motorem napędowym ruchu był francuski maj lewicowego elektoratu; po drugie – ponieważ umocniło 1968 roku. Włoskie grupy deklarujące przywiąza- i narzuciło lewicową identyfikację swoim nowym wynie do wartości nowej lewicy (głównie autonomiści), borcom i sympatykom.
W
9POLITYKA
C
Co warte przypomnienia, Doktryna nowej lewicy elem LiD było zasypanie podziałów na kow Polsce raczej nie zyskamunistów i „Solidarność“, a także zwięk- nową lewicę w Polsce próbowała też tworzyć SLD i Alekła wielu zwolenników, cho- szenie poparcia społecznego. Były prezydent sander Kwaśniewski. Była ciaż istniała kiedyś partia Kwaśniewski miał być twarzą tego projektu to koalicja LiD, czyli Lewio nazwie Nowa Lewica, któ- i „lokomotywą” sondaży. Stał się jednak kulą ca i Demokraci (czy może rarej przewodniczył znany po- u nogi, a następnie gwoździem do trumny tej czej: Liberałowie i Demokralityk Piotr Ikonowicz. Nieste- barwnej koalicji. ci…). Tworzyły ją SLD, SDPL, ty środowisko to uległo rozproszeniu, a w 2011 roku Ikonowicz nawiązał współ- UP, PD. Twórcom przyświecała szczytna idea stworzenia szerokiego bloku socjalliberalnego na wzór włopracę z tworzącym się Ruchem Palikota (obecnie Twój Ruch). W poprzednich wyborach przewodniczący Pali- skiego centrolewicowego „drzewa oliwnego”. Pomysł może i był słuszny, ale skończył się fatalnym wynikiem kot znalazł lukę pomiędzy PO i PiS, krytykując je ostro i proponując przy tym właśnie taką trzecią drogę. Pro- wyborczym (13% w 2007 r.). Po wyborach SLD chciagram Ruchu Palikota nawiązywał ściśle do socjalistycz- ło wszystkie partie prowadzić na smyczy, co powodono-liberalnych elementów ideologii nowej lewicy. Z jed- wało konflikty. Celem LiD było zasypanie podziałów na komunistów i „Solidarność“, a także zwiększenie nej strony postulował legalizację marihuany, równość, poparcia społecznego. Były prezydent Kwaśniewski wolność seksualną i światopoglądową, antyklerykalizm z drugiej zaś chciał budować państwowe fabryki, stwo- miał być twarzą tego projektu i „lokomotywą” sondaży. Stał się jednak kulą u nogi, a następnie gwoździem rzyć przymusową emeryturę obywatelską, bezpłatną edukację czy finansować z budżetu państwa zapłod- do trumny tej barwnej koalicji – już w 2008 r. LiD przenienie metodą in vitro. Realia pokazały jednak, że zaję- stał być klubem parlamentarnym. to się głównie walką z kościołem, obrażaniem autorytetów, promocją feminizmu i gender, propagowaniem Palikot polskim Che Guevarą? związków partnerskich. Po przekształceniu i zmianie nazwy na Twój Ruch w składzie partii zaistniało sto- Filozof z Biłgoraja często uznawany jest za happewarzyszenie Ruch Społeczny Europa Plus, część lide- nera i raczej wulgarnego przedstawiciela opozyrów Polskiej Partii Pracy – Sierpień 80, działacze z So- cji. Karierę rozpoczął dzięki PO, wcześniej studiocjaldemokracji Polskiej (SDPL), a także Racja PL. Go- wał na KUL i wydawał katolickie pismo „Ozon”, tetowość do włączenia się w organizację ugrupowania raz zaś chce zdejmować krzyże w sejmie i szkołach. w przyszłości zasygnalizowała również Partia Demo- W 2008 r. podczas programu telewizyjnego użył niekratyczna. Koalicję wyborczą o nazwie Europa Plus Twój parlamentarnego języka (Ja uważam prezydenta LeRuch współtworzą jeszcze: Stronnictwo Demokratycz- cha Kaczyńskiego za chama – TVN24, 22 lipca 2008), ne, PPP-Sierpień 80, Partia Demokratyczna i Stowarzy- a także twierdził, że polityk ten nadużywa alkoholu. szenie „Dom Wszystkich Polska”. Do koalicji Europa Plus Natomiast o swoim lewicowym rywalu, Leszku Milledołączyły też ostatnio Stowarzyszenie „Równość i No- rze, powiedział w 2012 r., że ten powinien zrezygnowoczesność” (Wandy Nowickiej) oraz inicjatywa „Wolne wać z życia politycznego i zrzec się immunitetu; zaKonopie”. W lutym 2014 decyzję o opuszczeniu koalicji rzucił mu również, że zhańbił Polskę. Jego wypowieEuropa Plus podjęło SDPL, a związki z Europą Plus za- dzi są uznawane zwłaszcza przez polityków PiS i SLD, wiesiła także PPP-Sierpień 80 – obie organizacje ideolo- za początek niskich standardów w polityce. Kreuje gicznie akcentują socjaldemokratyczne programy. Po- się on na mesjasza lewicy i oświeceniowego rewowoduje to chaos programowo-ideologiczny, utratę wia- lucjonistę, który chce wyprowadzić kraj ze średniorygodności i spadek poparcia społecznego w sondażach. wiecznej mentalności. Sam wielokrotnie w wypoNiewątpliwie sukcesem było jednak to, iż Pali- wiedziach medialnych mówił o rewolucji, a co za tym kot rozbił monopartyjność SLD w obrębie polskiej le- idzie chce walczyć o świeckie, nowoczesne państwo. wicy. Ba, podczas ostatnich wyborów parlamentar- W opinii przeciętnych wyborców i komentatorów to nych osiągnął 10% poparcia – trzecie miejsce w Sejmie, jednak naczelny antyklerykał i „antychryst”. Podoba także zdobył większą ilość mandatów niż Sojusz. To nie jak w 2011 r., Palikot buduje swój kapitał polityczby było jednak na tyle. ny na kampanii negatywnej, strasząc kościołem, Tu-
10
skiem i katastrofą smoleńską. Zamiast zajmować się gospodarką – organizuje marsze wyzwolenia konopii lub przypomina afery pedofilskie w Kościele. Wydaje się, że jego partia to jednak bardziej, jak stwierdził lider SLD Leszek Miller, naćpana hołota i zbieranina różnych przypadkowych osób, a nie poważna formacja. Ryzykownym posunięciem jest bowiem połączenie liberałów (SD i PD) z socjalistami z Polskiej Partii Pracy. Poważnym błędem było też zbratanie się z „wyrzutkami” z SLD: Kwaśniewskim, Kaliszem, Siwcem czy Kwiatkowskim. Pachnie to wszystko powtórką z nieudanej koalicji LiD, której również patronował Kwaśniewski. Korzysta na tym SLD jako partia bardziej wiarygodna, której twarzami są obecnie znane nazwiska: Miller, Oleksy i Czarzasty. Politycy ci gwarantują stabilność w sondażach, a także powrót do koalicji z Unią Pracy. Notabene, według danych CBOS na temat zaufania do polityków, od stycznia do marca 2014 roku Millerowi ufało 34% ankietowanych, Palikotowi natomiast tylko 21%. Jednego jednak Januszowi Palikotowi nie można zarzucić – jego udział w polityce nie służy wzbogaceniu się. Lider Twojego Ruchu posiada już przecież duży kapitał. Teraz woli zbijać inny, ten polityczny. Zorganizował wokół siebie zatem mniejszościowe środowiska jak zieloni, homo- i transseksualiści, feministki, anarchiści, antyklerykałowie i inni. Przewodniczący Twojego Ruchu idzie teraz, moim zdaniem, w ślady niemieckiego aktywisty, Rudie-
go Dutschke, który postulował długi marsz przez instytucje, co miało się przejawiać uczestnictwem młodych ludzi o poglądach lewicowych w aparacie władzy w latach 60. i 70. XX wieku. Przykłady Joshki Fishera, Daniela Cohn-Bendita czy szefa Komisji Europejskiej, José Manuela Barroso, udowadniają, że w Europie Zachodniej ten pomysł się zrealizował, a dzisiejsza Unia Europejska rządzona jest właśnie przez dawnych radykałów lewicy, czyli –krótko mówiąc – przez nową lewicę. Janusz Palikot niewątpliwie chce dołączyć do tego grona. Dowodem może być to, iż Cohn-Bendit był gościem Twojego Ruchu i wygłaszał wykład w Polsce, natomiast Twój Ruch nawiązał współpracę z Frakcją Zielonych w europarlamencie. Wobec tego chaosu trudno zaryzykować jednoznaczną tezę na temat przyszłości lewicy w Polsce. Wydaje się jednak, że Twój Ruch to już polityczny trup, a koalicja Europa Plus to niedobitki po czysto establishmentowym SLD i UW. Tak jak kiedyś nowa lewica w zachodniej Europie nie zbudowała jednego programu i organizacji, stając się tylko utopią z ciekawymi diagnozami, ale bez planu na przyszłość, tak samo rozpadać się będzie wizja Kwaśniewskiego i Palikota. Nie potrafią oni zainteresować wyborców merytorycznym programem, a formuła koalicji powoduje, że każdy chce mówić własnym głosem. Jakie będzie dalsze „licytowanie się” na lewicowość? Czy lider Twojego Ruchu wziął pod uwagę gotowość Polaków do rzeczywistych zmian światopoglądowych?
Grzegorz Mosiołek Absolwent politologii i kulturoznawstwa na Uniwersytecie Rzeszowskim.Obecnie studiuje etnologię na Uniwersytecie Jagiellońskim.
12
Kiedy drzewa zasłaniają las. Odpowiedź na polemikę Z jakże wielką radością przeczytałem polemikę Tomasza Rachwalda, który uznał, że moje rozważania o najnowszej historii Polski, do których przyczynkiem była sprawa Ruchu Narodowego, są z gruntu nietrafione. Ile wart jest człowiek, który nie ma wrogów? Wdzięczny za dodanie skrzydeł mojemu ego, czuję się zobowiązany do rewanżu.
Zacznijmy od kwestii zasadniczej. Istota socjalizmu polega na tym, że jeśli osoba A jest pracowita, zaradna, czasem może liczyć na łut szczęścia, dobrze zarabia, natomiast osoba B jest leniwa albo miała mniej szczęścia (choć od niego z pewnością zależy najmniej), albo nie ma cojones, żeby wziąć los w swoje ręce i godzi się na warunki dyktowane przez innych (zawsze gorsze od jej oczekiwań), albo – programowo – zamiast pracą zajmuje się szerzeniem postępowej kultury w niezagospodarowanej przez właściciela przestrzeni miejskiej (squatach), w efekcie czego zarabia mniej, albo wcale, to konsekwencje tego ponosi osoba A. Prawica uważa, że osoba A może, jeśli chce, wspomóc osobę B. Jeśli wspomoże – ma zasługę w niebie; jeśli nie wspomoże – być może zrobiła dla osoby B znacznie więcej. Lewica uważa, że istnieją setki powodów, żeby osobie A odebrać jej pieniądze i przekazać je osobie B, zapewniając przy okazji utrzymanie urzędnikowi, który żyje z egzekwowania lewicowej moralności (zwykle odmienia przez przypadki zwroty takie, jak „wymiar wspólnotowy” czy „troska o konkretnego człowieka tu i teraz”: tak, nauka społeczna Kościoła również ciąży ku socjalizmowi). Cała reszta to dekoracja. Lewica może występować w sukience czerwonej, brunatnej, zielonej, niebieskiej czy tęczowej, ale pod sukienką jest ciągle to samo (chociaż
ostatnio... nieważne). Dopóki RN nie wyłoży otwarcie swojego programu gospodarczego, nie jest wiadomo, gdzie go właściwie umieścić, a moja z Panem Rachwaldem wymiana uwag to rozmowa o etykietkach. Ale, skoro jest tak z konieczności, idźmy dalej. Jakkolwiek kibicuję temu środowisku, nie zamierzam iść w zaparte i utrzymywać, że nie ma w nim brunatnych bojówkarzy. Tak, są z pewnością. Na pewno znajdą się tam ludzie, którzy chcą dorobić ideologiczną podbudowę do chęci powieszenia, że zacytuję mojego adwersarza, kurwy feministki. Są to niepotrzebne wybuchy złości, która ma słuszne podstawy. Polemika mnie cieszy, ale jej główną linię muszę uznać za nietrafioną. Uwaga o metodzie – Tomasz Rachwald, który nie zgadza się, że Okrągły Stół był niczym więcej jak medialnym pokazem i cyniczną umową lewicy czerwonej, lewicy pracowniczej i lewicy laickiej, spodziewa się, zgodnie z najlepszą logiką, że wystarczy wskazać jedno nazwisko, które nie należy do żadnego z tych zbiorów, aby wspomniany pogląd obalić. Trudno nie przyznać mu słuszności. Odpowiem pytaniem: kto przy Okrągłym Stole reprezentował frakcję konsekwentnie wolnorynkową? Jakkolwiek przyznaję rację, że uznanie Ryszarda Bendera, Jana Szczepańskiego czy Jerzego Turowicza za lewicę wymagałoby pewnej umysłowej ekwilibry-
13POLITYKA
dla idei Dmowskiego. Znowu: metoda jest poprawna, ale przesłanka nieprawdziwa. Mój adwersarz zarzucił mi więcej, niż napisałem. Kiedy narzekałem na brak ideowości w naszej polityce, miałem na myśli (co, jak mi się wydaje, było w ogólnym wydźwięku tekstu możliwe do uchwycenia) partie zasiadające w parlamencie, szczególnie odkąd zakonserwował się układ 2+3, gdzie pierwsze skrzypce grają PO i PiS, a jako dekoracja demokratyczna występują SLD, PSL i TR. Z kolei, ubiegając powtórzenie zarzutu o Lidze Polskich Rodzin, która do inspiracji poglądami Dmowskiego otwartym tekstem się przyznawała, pragnę przypomnieć medialną nagonkę na Romana Giertycha, której głównym motorem były jego ideowe sympatie. Jako ciekawostkę wspomnę, że kiedy rzecz ta miała miejsce, a ja byłem uczniem liceum, przeczytałem Erystykę Schopenhauera. W ramach treningu (dziopóki RN nie wyłoży otwarcie swojego programu gospodarczego, nie jest wia- siaj robię to w ramach zbodomo, gdzie go właściwie umieścić, a moja z Panem Rachwaldem wymiana czenia zawodowego) oglądałem serwisy informacyjne uwag to rozmowa o etykietkach. pod kątem zawartości erystyki w wypowiedziach polityków i, ku swojemu zduny człowiek, nie ma tu ironii) przekonuje we własnym interesie, że Donald Tusk i Jarosław Kaczyński to pra- mieniu, przekonałem się, że w ówczesnej ekipie najczystszy pod tym względem był właśnie Roman Gierwica. I to jest sama istota układu, jaki zakonserwował się po Okrągłym Stole – w parlamencie złożonym z sa- tych. Kto nie wierzy, niech sprawdzi sam. Dwa poprzednie wątki można podsumować w taki mej lewicy trzeba kogoś nazwać prawicą, ktoś przecież po tej prawej stronie siedzi. Panie Oleksy i Panie Ra- sposób: publicysta ma prawo do uproszczeń, aby wydobyć to, co jego zdaniem stanowi istotę omawianechwald – oni tam siedzą tylko dlatego, że po lewej już zajęte! Jak można za prawicę uważać człowieka, któ- go zjawiska. Znaczy to: pominąć rzeczy, jego zdaniem, drugorzędne. W uproszczeniu, o ile istota zjawiska zory mówi o sprawiedliwości społecznej, który żeruje na stała zachowana, nie ma niczego nagannego. Pan Raludzkich resentymentach, obiecując „socjal” i państwo chwald ma rację, kiedy wymienia grupy, którym można opiekuńcze! Bracia Kaczyńscy to zwyczajni socjaliści, przypisać pewną ideowość, ale nie zmienia to zasadtyle że machający biało-czerwoną, a nie tęczową, flagą. Swoją drogą, to wymachiwanie flagą nie przeszkadza- niczego obrazu naszej sceny politycznej, gdzie czołowi politycy kierują się doraźnymi prognozami sondało w podpisaniu Traktatu lizbońskiego. Polemika byłaby znacznie donioślejsza, gdyby do- żowymi, a nie cynicznym realizowaniem wizji politycztyczyła konieczności powołania Okrągłego Stołu i gdy- nej, co było piękną zaletą Lady Małgorzaty. Powiem dosadniej: zabrakło dobrej woli. bym musiał odpierać pogląd, że bez tego spektaklu Nie wiem, co oznacza termin neoliberalizm. Albo nadal żylibyśmy w głębokiej „komunie”. Kończąc ten wątek, chcę jedynie przypomnieć, że kolejne, wywo- inaczej, nie widzę powodu, aby idee Miltona Friedmana, Fryderyka Hayeka czy Małgorzaty Thatcher, któdzące się przecież z Okrągłego Stołu, ekipy rządzące coraz silniej ograniczały zakres ustawy Wilczka (po- re w najważniejszych punktach zbieżne są z krytyką wołanej z, powiedzmy sobie, nie najwyższych moty- protekcjonizmu poczynioną przez Adama Smitha czy wacji), aż z gospodarczego liberalizmu została nam je- Fryderyka Bastiata, nazywać inaczej niż po prostu liberalizmem dlatego, że są nowsze. Dlatego nie odniodynie etykietka wyborcza PO sprzed lat. To samo rozumowanie zawiodło w drugiej omawia- sę się do uwagi, że ostatnie dwudziestopięciolecie to nej przez Pana Rachwalda kwestii, mianowicie bezide- okres, jak się domyślam złego, neoliberalizmu w Polsce. Wiem, co oznaczają terminy liberalizm oraz soowości polskiej polityki oraz politycznego ostracyzmu styki (ale w przypadku tego trzeciego nie byłoby bynajmniej niemożliwe – Turowicz reprezentował frakcję lewicową w Kościele w tym sensie, że był zwolennikiem, rewolucyjnych przecież, posoborowych zmian), to dopóki nie zostanie mi wskazany jakiś wolnorynkowiec spod szyldu Smitha, Friedmana, von Misesa czy Bastiata, teza o zdominowaniu obrad Okrągłego Stołu przez lewicę pozostanie w mocy. Ba! By ją odwołać, oczekuję listy pięćdziesięciu jeden procent uczestników- zwolenników wolnego rynku. Zaś co do innych nazwisk wymienionych przez mojego partnera w dyskusji, to, mówiąc otwarcie, uważam je za dobry żart. Pytanie, w jakim sensie można braci Kaczyńskich uważać za lewicę, wprawiło mnie w lekką konsternację muszę znowu włączyć wiadomości telewizyjne, w których Józef Oleksy (skądinąd nieprzeciętnie inteligent-
D
14
W
cjalizm i nie mam żadnych wątiem, co oznaczają terminy „libe- znaczyłby socjalizm z elementami wolnego rynku, który de facto pliwości, gdzie nasz kraj znajduje ralizm” oraz „socjalizm” i nie mam obowiązuje w UE. się na skali pomiędzy nimi. Pań- żadnych wątpliwości, gdzie nasz kraj Kończąc, wróćmy do rozmowy stwo dysponuje większością na- znajduje się na skali pomiędzy nimi. o RN, kiedy uzyska on polityczne szych pieniędzy, utrzymuje rozprzedłużenie z jasno wyartykułowanym programem buchaną do granic absurdu machinę biurokratyczną, nie pozwala na swobodne zawieranie umów o pra- gospodarczym. Sam jestem ciekaw, czy przyjmie on cę i wtóruje związkom zawodowym w walce z ostat- antropologię, w której człowiek jest traktowany jako osoba wolna, która ponosi konsekwencje swoich wynią formą zapewniającą resztki wolności pod tym względem, system koncesji reguluje dostęp do nie- borów, czy też zaproponuje narodowe państwo opiemalże czterystu zawodów, przepisy regulujące dzia- kuńcze. Na razie szczątkowe wypowiedzi jego główłalność gospodarczą mają za zadanie zniechęcanie lu- nych przedstawicieli nie pozwalają na przewidydzi do niej, związki zawodowe mają się świetnie, sys- wania w tej sprawie. Jest jeszcze jedna kwestia, na którą mój adwersarz nie zwrócił uwagi, a która, moim tem państwowej opieki – na wielu polach – kosztuje ludzi więcej, niż daje im korzyści. Efekty tych patolo- zdaniem, jest znacznie większej wagi niż podnoszegii są dodatkowo potęgowane przez centralne plano- ne przez niego zarzuty. Mianowicie – jak RN chce dokonać rewindykacji wpływów ustalonych przy Okrąwanie z Brukseli. Nie wiem, jak wygląda neoliberalizm, głym Stole. W tym im kibicuję, bo uważam, że ich ale w liberalizmie nie byłoby miejsca dla wymienionych wyżej zjawisk, co najwyżej byłyby zupełnie margineso- oskarżenia dotyczące rozmów z 1989 roku są uzawe. Przypuszczam, że Pan Rachwald chciał napisać so- sadnione i nie widzę powodów, aby nazywanie rzeczy po imieniu miało uchodzić za coś nagannego. Czecjalizm i jedynie przez pomyłkę napisał neoliberalizm, kam na konkretne propozycje. co każdemu może się zdarzyć– inaczej neoliberalizm
Dawid Zimoch Student filozofii na UJ, interesuje się filozofią, religiami, polityką.
15POLITYKA
Alfabet oburzeń polskich A.D. 2014 – cz. I Ze wszystkich badań i analiz społeczeństwa polskiego przeprowadzonych na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza wynika niezbicie, że przeważająca część obywateli naszego kraju jest, najogólniej mówiąc, niezadowolona. Uważamy, że ojczyzna zmierza w złym kierunku, nie podoba nam się sytuacja polityczna ani gospodarcza, źle oceniamy pracę każdego kolejnego parlamentu itd. Co z tym faktem robią politycy?
Rządzący kręcą z dezaprobatą głowami nad malkontenctwem polskiego ludu, który, ślepy na rozwój kraju, nie potrafi cieszyć się z dobrobytu. Kryzys przecież mija, PKB wciąż rośnie, w sklepach pod dostatkiem szynki i papieru toaletowego, Polska jest bezpieczna w strukturach NATO i w UE – jednym kabaretowym zdaniem: „Za oknami świta, widać, że rozkwita!”. Politycy opozycyjni kręcą zaś z dezaprobatą głowami nad bezczelnością i złą wolą rządzących, choć, jak się wydaje, niewielu z nich zastanawia się nad tym, w jaki sposób poprawić nastroje rodaków. Coraz większa część obywateli ma jednak świadomość, że solidarność polityków z ich problemami słabnie po wyborach, a zamiera całkowicie w momencie przejścia z ław opozycji do rządzącej koalicji. Rosnące niezadowolenie wielu Polaków przechodzi w oburzenie, a to coraz częściej przestaje zamykać się w rytualnych pogróżkach kierowanych w stronę telewizora czy radia. Z roku na rok rośnie liczba oburzonych*, którzy chcą wziąć sprawy w swoje ręce, bez względu na to, czy to się politykom podoba, czy też nie.
» A jak ACTA – protesty, które przeszły przez nasz
kraj przeciwko ratyfikacji Umowy handlowej dotyczącej zwalczania obrotu towarami podrabianymi (ACTA), miały co prawda miejsce na początku 2012 roku i choć
16
nie były największą akcją protestacyjną w ostatnich latach, to warto o nich tutaj wspomnieć, dlatego że miały przełomowe znaczenie dla dzisiejszych oburzonych. Pokazały bowiem siłę nacisku współczesnych protestujących, którzy dzięki internetowi mogą w kilka godzin wyprowadzić na ulice rzesze obywateli i, co gorsza dla rządzących, sparaliżować państwowe serwery. Odrzucenie porozumienia ACTA przez Parlament Europejski stało się symbolem skuteczności społecznego oporu przeciwko przepisom wprowadzanym w życie za naszymi plecami.
» B jak Balcerowicz – nikt nie wie, jak to się stało, że
człowiek, którego nazwisko przez lata było synonimem wszystkich nieszczęść w ustach niezadowolonych rodaków, sam został w ostatnich latach bohaterem dla części oburzonych. Prof. Leszek Balcerowicz, niegdyś aktywny współtwórca systemu III RP, jest dzisiaj jego kontestatorem, który krytykuje rząd w sprawie reformy OFE i broni polskich przedsiębiorców przed urzędniczą samowolą. To z jego inicjatywy powstał słynny zegar zliczający dług publiczny (nota bene w chwili pisania wskazujący niewyobrażalną kwotę 974 mld zł).
» C jak Cywilizacja Życia – przez lata dyskusja dotycząca spraw światopoglądowych była w Polsce
zdominowana przez lewicę, a kolejne Marsze Równości czy manify oprócz prasowych filipik i sprzeciwu kościelnej hierarchii mogły doczekać się jedynie blokad ze strony grupek narodowców. Dzisiaj jest całkowicie inaczej. Świeccy katolicy z roku na rok coraz lepiej się organizują i głośno wyrażają dezaprobatę dla działań drugiej strony. Mało tego, formułują własne programy i tworzą imprezy, a skalę ich działań obrazują m.in. tłumy na Marszach dla Życia i Rodziny czy tysiące podpisów pod akcjami pro-life. Rzesze oburzonych katolików, uśmiechniętych i pewnych siebie, coraz trudniej nazwać kołtuńskim marginesem, który dopiero co wyszedł z kościelnej kruchty.
» D jak Donald Tusk – choćby ze względu na nie-
oszacowany wkład w powstawanie nowych ruchów oburzonych, premier obecnego rządu powinien znaleźć się w niniejszym zestawieniu. Jednak jego postać przywołana została tutaj także z innego powodu. Należy on bowiem do grona polityków, którzy dzięki sprawnym technikom public relations z chwilą objęcia władzy nie zatracili charakterystycznej dla działaczy opozycji umiejętności oburzania się wespół z obywatelami. Kiedyś oburzony premier walczył z dopalaczami i chemicznie kastrował pedofilów, dzisiaj równie oburzony grozi wychodzącym na wolność „bestiom” czy krytykuje działania Putina w sprawie Ukrainy. Kwestią czasu wydaje się chwila, w której ślepo podążający za badaniami opinii Tusk będzie musiał oburzyć się na samego siebie.
» E jak ekolodzy – wbrew pozorom polscy ekolo-
dzy nie wyginęli przypięci do drzew w Dolinie Rospudy i choć ostatnio jakby ciszej o ich wyczynach, wciąż gromadzą w swoich szeregach część polskich oburzonych. Szumne plany rządu dotyczące budowy elektrowni atomowych oraz wydobycia gazu łupkowego mogą doprowadzić do renesansu zielonego myślenia, a wtedy cicha walka o poprawę pszczelego losu zamieni się w spektakularne akcje protestacyjne, być może także z łańcuchami.
» F jak fiskus – podobno są gdzieś na świecie kra-
je, w których obywatele dumni z tego, że płacą podatki. Być może dlatego, że są niskie, być może dlatego, że są rozsądnie wydawane. W związku z tym, że w polskie państwo nie spełnia żadnego z tych warunków, w społeczeństwie narasta ruch oporu wobec opresyj-
nego sytemu podatkowego i obsługujących go urzędników. Republikanie organizują akcję „Polska bez PIT”, z samowolą urzędów skarbowych walczy stowarzyszenie Niepokonani 2012, a sławny Zbigniew Stonoga przemierza kraj samochodem z napisem: „Pierydolę Fiskusa i złodziei z Wiejskiej”.
» G jak „gówniarze” – tym, co na pierwszy rzut
oka różni współczesnych oburzonych od tych, których protesty mogliśmy oglądać w latach 90., jest średnia wieku. Przed laty matka-pielęgniarka i ojciec-górnik jechali palić opony przed Sejmem, a dzieci z barwnymi irokezami na głowach pisały na ścianie bloku no future. Szeregi dzisiejszych oburzonych wypełniają ludzie młodzi, którzy nie osiągnęli jeszcze życiowej stabilizacji. Czyżby pojęli istotę społeczeństwa obywatelskiego? Być może… Nie od dziś wiadomo, że podróże kształcą, szczególnie te do Wielkiej Brytanii na zmywak i do Włoch na farmę pomidorów.
» H jak historia – ekshumacje na „Łączce”, akcje
i marsze upamiętniające Żołnierzy Wyklętych czy pułkownika Witolda Pileckiego, popularność grup rekonstrukcyjnych i sukces kolejnych serii Czasu honoru czy filmu Powstanie Warszawskie. Bolesna historia XX w., którą przez lata PRL próbowano przemilczeć lub zakłamać, a w III RP egzorcyzmowano niczym demona przeszłości, wraca ze zdwojoną siłą. Odzyskiwanie świadomości historycznej zawiera w sobie silny pierwiastek oburzenia, który skierowany jest nie tylko przeciwko sługom okupantów, ale także przeciw tym, którzy nieudolnie rządzą krajem okupionym krwią tylu bohaterów.
» I
jak igrzyska – Zimowe Igrzyska Olimpijskie w 2022 r. w Krakowie miały być metodą na smog, bezrobocie, metro, maczety i ogólny rozwój Małopolski. Ale Kraków to nie Warszawa, i – jak pokazało ostatnie referendum – na organizowaniu sportowej imprezy w grodzie Kraka nie można zbić kapitału… politycznego.
» J jak JOW-y – są oburzeni, którzy chcą zmienić
w kraju wszystko, są i tacy, którym wystarczy zmiana ordynacji wyborczej. Choć idea wprowadzenia jednomandatowych okręgów w wyborach parlamentarnych przez lata funkcjonowała w polskiej debacie publicznej (w 2004 r. PO zebrała nawet 750 tysięcy podpisów pod petycją o zmianę ordynacji), głośno zrobiło się o niej dopiero w chwili, gdy życie jej głoszeniu poświęcił Pa-
17POLITYKA
weł Kukiz. Od momentu, gdy znany piosenkarz stanął na czele „zmielonych” energicznie szuka politycznych sojuszników dla wprowadzenia JOW-ów w wyborach do Sejmu. Dzisiaj już wiadomo, że nie znajdzie przyjaciół wśród największych graczy. Dlaczego?
» K jak Korwin – nadzwyczaj dobry wynik Kongresu Nowej Prawicy w wyborach do Parlamentu Europejskiego pokazuje, że po latach starań staremu prezesowi udało się skutecznie zebrać głosy wielu oburzonych na obecny system prawno-ustrojowy i gospo-
darczy III RP. Ale zebrać to jedno, utrzymać to drugie, a przekuć facebookową popularność na sukces w wyborach krajowych – to jeszcze inny problem.
» L jak lasy państwowe – 9 maja 2014 r. przed-
stawiciele Stowarzyszenia na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju Polski złożyli u Marszałek Sejmu, Ewy Kopacz, 2 miliony podpisów pod wnioskiem referendalnym, który ma na celu ochronę Lasów Państwowych przed finansowymi zakusami rządu. Oj, nie mają ludzie zmiłowania dla budżetu, oj nie mają…
W części II m.in. M jak marihuana, S jak Sześciolatki i Z jak związki zawodowe. *Pojęcie, którym się tutaj posługuję, ma znacznie szerszy zakres i obejmuje znacznie więcej różnych grup obywatelskich niż działający od 2013 r. Ruch Oburzonych.
Dariusz Kawa Rocznik 1989, absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz kulturoznawstwa na Akademii Ignatianum w Krakowie. Doktorant na Wydziale Filozoficznym Akademii Ignatianum. Redaktor działów Polityka i Historia „Magazynu Spectrum”. Współzałożyciel Klubu Inicjatyw Kulturalnych „Riposta”, współpracownik Fundacji im. Maurycego Mochnackiego.
19POLITYKA
S
Męża cień
25
„E-mamy”, czyli jak być matką w Polsce?
22
S
POŁECZEŃSTWO
„E-mamy”, czyli jak być matką w polsce? Prawdopodobnie każda kobieta przygotowująca się do nowej roli społecznej, jaką jest bycie rodzicem, zadaje sobie pytanie o to, „jaką chce być matką”. Tradycja rodziny wielopokoleniowej umożliwiała kobiecie poznanie wzoru macierzyństwa już w dzieciństwie. Wzorzec ten zawierał konkretne wskazówki – jak wychowywać dziecko, od kogo zasięgać rady, kogo uważać za autorytet. Rodzina aktywnie uczestniczyła w procesie przygotowywania do macierzyństwa i w dużej mierze definiowała odpowiedź na wskazane wcześniej pytanie. Czy dzisiaj wymaga ono nowych odpowiedzi? Czy poszukiwanie wzorców macierzyństwa przez współczesne młode matki wymaga zmiany w postrzeganiu tej roli społecznej?
Jednym z największych dylematów, na jakie natrafiamy, próbując stworzyć własną definicję macierzyństwa, jest odniesienie się do różnorodnych nowych trendów w wychowywaniu dzieci. Współczesny człowiek staje w obliczu wielu sprzecznych komunikatów, prezentujących coraz to nowsze metody wychowawcze – a każda nazywana jest doskonałą i jedyną w swoim rodzaju. O tym, jak należy zajmować się dziećmi, mówią już nie tylko psycholodzy czy pedagodzy, ale także samozwańczy „eksperci” czy „pseudo-eksperci”, a więc np. celebryci, którym właśnie urodziło się dziecko (tak było m.in. w przypadku aktorki, Katarzyny Cichopek). Decydując się na macierzyństwo, kobieta musi wziąć pod uwagę sferę zawodową i odpowiedzieć na pytanie, czy chce być matką pracującą, czy też spędzającą czas z dziećmi. Wybierając drogę kariery – pracę etatową lub na zlecenie, w korporacji lub przy komputerze, wynajmując nianię lub zostawiając dziecko z babcią – kobieta zgadza się na dokonywanie codziennych wyborów w relacjach z pracodawcą, współpracownikami, członkami rodziny i oczywiście z dzieckiem. Podobnie problem edukacji i ciągłych reform stawia przed mło-
22
dymi matkami coraz więcej pytań. Decyzja o posłaniu dziecka do żłobka lub przedszkola, wybór szkoły prywatnej czy publicznej, dylemat: szkoła osiedlowa czy prestiżowa – wszystkie te pytania dopiero od niedawna dręczą kobiety realizujące się w rolach matek. Wyzwaniem ściśle związanym z trendami w macierzyństwie jest kwestia fizyczności. Coraz częściej, szczególnie w mediach masowych, pojawiają się komunikaty wiążące bycie dobrą matką z obowiązkiem dbania o swój wygląd zewnętrzny. Celebrytki, w wywiadach udzielanych tuż po porodzie, opowiadają głównie o metodach odchudzania, a dziennikarze skrupulatnie liczą zrzucane przez nie kilogramy. Coraz popularniejsze stają się programy telewizyjne oferujące matkom metamorfozy i powrót do wizerunku sprzed ciąży (często o wymownie brzmiących tytułach – np. Sexy Mama). Kultura masowa jest kulturą „matek zadbanych” i wywiera silną presję na kobiety, które muszą dołączyć kolejne zadanie do swojej definicji macierzyństwa, odpowiadając na pytanie: „Czy chcę być Sexy Mamą?” Stosunkowo nowy problem stawia przed kobietami trend bycia „eko”. Kolejnym wyzwaniem jest bowiem
C
wiedzi na stawiane im pytania. wybór między żywnością ekoloelebrytki, w wywiadach udzielanych giczną a marketową, genetycztuż po porodzie, opowiadają głów- Tutaj pomnażają swoją wiedzę nie modyfikowaną a naturalną, nie o metodach odchudzania, a dzienni- na różnych polach – od pediatrii, przez wiedzę o żywności ekolowegetarianizmem a tradycyjną karze skrupulatnie liczą zrzucane przez gicznej, techniki odchudzania po kuchnią polską, żywnością go- nie kilogramy. ciąży, aż po metody wychowawtową a pochodzącą prosto z ogcze i sposoby radzenia sobie z nietolerancyjnym praródka, wyprodukowaną w ojczyźnie a tą pochodzącą z Chin. Na tym polu toczy się angażująca kobiety wal- codawcą. Anonimowość i duża odległość dzieląca e-mamy pozwala im poszukiwać odpowiedzi nie tylko na ka o wpływy, w trakcie której wyłaniający się kreatorzy opinii (np. Monika Mrozowska czy Reni Jusis) wywiera- przyziemne pytania o kolkę, ale także na te dotyczące intymnych problemów osobistych i społecznych. ją nacisk na młode matki. Społeczność internetowa pozwala kobietom bez To oczywiście tylko część wyborów, których dokonać musi współczesna kobieta i tylko część pytań, na któ- konsekwencji zaprzeczyć stereotypowi matki-Polki radzącej sobie ze wszystkimi wyzwaniami. Tutaj re musi odpowiedzieć, aby móc zdefiniować swoją rolę mamy mogą znaleźć wsparcie wśród osób borykająspołeczną i powiedzieć: „Chce być właśnie taką matką”. Każdorazowa odpowiedź wiąże się z obawami i nie- cych się z podobnymi problemami, nieumiejętnie rapewnością – jakikolwiek wybór wpływa bowiem nie tyl- dzących sobie z licznymi przeszkodami i ogromem wyborów. Tutaj mogą powiedzieć to, do czego boją się ko na kształt relacji matka-dziecko, ale również na to, przyznać przed wychowanymi w etyce tradycyjnego jak kobieta będzie postrzegana przez społeczeństwo. Pozostaje więc pytanie o to, czy współczesne kobie- macierzyństwa przedstawicielkami starszego pokolety, oderwane od modelu tradycyjnej rodziny, są całko- nia. Tutaj też mogą znaleźć wsparcie społeczne i nawicie zagubione w tej wielości opcji i koniecznych wy- wiązać bliskie relacje w sytuacjach częstokroć napiętnowanych społecznie lub obarczonych kulturowym borów? Czy, nie mając oparcia w babciach i ciociach tabu, takich jak depresja poporodowa, problemy wy(które po prostu nie mogą znać odpowiedzi na nowe chowawcze z dziećmi, bezpłodność nabyta po pierwpytania i wyzwania), dzisiejsze młode matki szukają szej ciąży, aborcja w rodzinach wielodzietnych. ratunku „po omacku”? Analizując społeczność e-mam, najważniejsze wyDociekając odpowiedzi na te pytania, natrafić można na zjawisko nowe i bezprecedensowe, które zda- daje się podkreślenie, iż kobiety te nie są tylko biernyje się zaprzeczać przypadkowości poszukiwań i zagu- mi odbiorcami ukształtowanych i zewnętrznych wzorców i norm, ale same tę e-rzeczywistość kształtują. Nie bieniu kobiet. Młode matki wykreowały bowiem swoją własną rzeczywistość społeczną – wirtualną społecz- szukają tam potwierdzenia tożsamości matki-Polki, ale ność e-mam. Liczba forów internetowych, stron, por- wskazówek do tworzenia własnej odpowiedzi na pytanie: „Jaką chcę być matką?”. Myślę, że warto obserwotali skierowanych do matek (także tych stworzonych wać i analizować ten fenomen aktywnego i twórczego przez nie same) rośnie w niezwykłym tempie. E-mamy w sieci nie tylko poszukują gotowych rozwiązań opi- kreowania własnej definicji macierzyństwa, zastępująsywanych wyżej dylematów, ale również same wypra- cego bierne przyjmowanie wzorców przekazywanych nam przez babcie, ciocie i sąsiadki. cowują owe rozwiązania poprzez interakcje z innymi użytkownikami. I choć mowa tu o rzeczywistości wirtualnej, to warto zauważyć, iż w dużej mierze kieruje się ona podobnymi prawami co rzeczywistość realna – odnajdziemy tam normy i zasady zachowania oraz silne, rozbudowane więzi społeczne. Ewa Popiel-Rzucidło Można zaryzykować stwierdzenie, iż proces przyswajania wzorców i norm związanych z pełnieniem roli Studentka ostatniego roku socjologii na Uniwersytecie Jamatki w pewnych sferach społecznych i kulturowych giellońskim. Zafascynowana nowymi mediami i kulturą mazmienił swoje centrum. Z domów rodzin wielopokole- sową; w swoich badaniach zwraca uwagę na perspektywę niowych przenosi się do rzeczywistości wirtualnej. Mat- aktywnej i twórczej jednostki. Prywatnie, szczęśliwa mężatka ki coraz częściej sięgają do internetu, poszukując odpo- i właścicielka dwóch adoptowanych kotów.
24
Męża cień Bałkany zarówno w przeszłości, jak i obecnie są regionem niespokojnym. Zróżnicowanie religijne, etniczne, kulturowe są powodem licznych sporów. To właśnie tu miał miejsce jeden z największych konfliktów zbrojnych współczesnej Europy, który zakończył się rozpadem Jugosławii. Bałkańska różnorodność stała się źródłem wyobrażeń ludzi Zachodu na temat tego regionu. Jednym z nich jest przekonanie o niedostatku kultury, szczególnie w państwach powstałych po rozpadzie Jugosławii.
Bałkany są obszarem, gdzie stykają się ze sobą najróżniejsze typy tożsamości, poczynając od grup wyznających różne religie (islam, prawosławie, katolicyzm itd.), a kończąc na różnorodności etnicznej i językowej. Wielokulturowość w znaczący sposób wpływa także na sytuację kobiet na tym terytorium. Zaszłości historyczne, wpływ religii i wojen, a także silny kult mężczyzny w znaczący sposób oddziałują na ich pozycję w społeczeństwie. Jak w rzeczywistości wygląda życie kobiet w państwach bałkańskich? Mieszkańcy Bałkanów postrzegają kulturę jako wartość ogólnoludzką, która ukazuje różnicę między „nimi” a „nami”. Polega ona na odróżnieniu kultury autentycznie zakorzenionej w tradycji od tej fałszywej i prymitywnej. Ta pierwsza powinna być broniona przed wpływem drugiej, a następnie przekazywana młodszym pokoleniom. To powód powstawania licznych mitów służących rozszerzaniu wpływów własnej kultury. Jednym z nich jest mit Serbskiego Bizancjum, innymi zaś mity o potędze kultury Chorwacji i Słowenii jako tych, które wywodzą się z Europy Zachodniej. Podczas wojny w byłej Jugosławii to właśnie obrona kultury była najczęściej wymienianym powodem za-
angażowania w walki zbrojne. Dowodzi to silnej pozycji tej wartości w społeczeństwach bałkańskich. Bałkany to półwysep z najbardziej zróżnicowaną kulturą w całej Europie. Każde państwo, ale także każda religia i każda mniejszość etniczna podkreśla tutaj swą odrębność. Przenikają się one wzajemnie, tworząc niepowtarzalną mozaikę pewnych niezgodności, lecz również, paradoksalnie, wspólnej sztuki życia, która łączy mieszkańców. Istniejący tu konglomerat tożsamości etnicznych może zadziwić Europejczyka mieszkającego poza tym obszarem. Takie zróżnicowanie polega przykładowo na tym, że mieszkaniec Czarnogóry mówi po macedońsku, jest muzułmaninem i równocześnie czuje się Albańczykiem. Właśnie takie połączenia tworzą swoistego rodzaju wspólnotę, którą łączy historia, doświadczenia, czasem religia, sztuka czy muzyka. Interesującym aspektem Bałkanów, ściśle związanym z kulturą, jest kwestia płci społecznej. Dominującym systemem jest tu patriarchalizm. Kobiety stanowią pewnego rodzaju nośnik tożsamości narodowej. Ich stroje wskazują na przynależność etniczną (a czasem także na religijną czy stan cywilny), a one same zajmują się pielęgnowaniem tradycji i przekazy-
25SPOŁE CZEŃSTWO
waniem kultury młodszym pokoleniom. Jednakże bez wątpienia są one zdominowane przez mężczyzn. Mają wychować dzieci i zapewnić w domu odpowiednie warunki dla męża oraz całej rodziny, a więc są odpowiedzialne za posiłki i porządek. Wyjątkowo trafny opis tej sytuacji został przedstawiony w książce Dubravki Ugrešić Kultura kłamstwa:
da oznacza człowieka słabego i niepewnego. Słowo to może odnosić się także do mężczyzn, jednak znacznie częściej mówi się tak o kobietach. Wyrażenia te stały się tak powszechne, że obecnie używają ich nawet same przedstawicielki płci pięknej. To nie jedyne określenia, które wskazują na dyskryminację kobiet. Najpopularniejsze wulgaryzmy, używane zresztą głównie przez mężczyzn, to słowa wymierzone w matkę lub żonę nieJeżeli cudzoziemiec znajdzie się w Zagrzebiu, przyjaciela. Mają na celu nie tylko obrażenie drugiego w „metropolii” świeżo upieczonego państwa europemężczyzny, ale przede wszystkim jego upokorzenie. jskiego, a zwłaszcza jeżeli znajdzie się tu w sobotę Kobieta w kulturze bałkańskiej jest dodatkiem do przed południem, zaskoczy go widok, który skojarzyłby mężczyzny, a właściwie całej męskiej wspólnoty, poraczej z dalekowschodnim niż europejskim miastem. nieważ wychowują się oni w grupie i tę grupę stanowią Główny plac zagrzebski zapełnia się bowiem w sobotę na zawsze. Kobieta jest tylko elementem, jest cieniem przed południem mężczyznami, którzy spacerują, kobiety w jakimś kącie, milczącą sekretarką, milczącą rozmawiają, palą, a nieopodal, na drugim placu, kosprzątaczką, milczącą przyjaciółką hałaśliwego jugobiety robią zakupy i obładowane siatkami zagrzebisamca – jak mówi Ugrešić. Niewiasty od dziecka przyanki, mieszkające w nowej europejskiej „metropolii”, gotowuje się do takiej roli, więc bycie żoną traktują jako śpieszą do domu, by ugotować sobotni obiad. zaletę, a małżeństwo uważają za najważniejszy cel Tu dygresja: Zagrzeb jest stolicą Chorwacji. Jak może w życiu. W państwach bałkańskich istnieją dwa spowyglądać opis sobotniego przedpołudnia w małych soby zawierania małżeństw. Pierwszy z nich polega na miasteczkach i wsiach najmłodszego członka Unii Eu- mariażu mężczyzny ze swoją wybranką. Związek ten ropejskiej? Jak wygląda w Macedonii, Bośni i Hercego- zasadniczo nie różni się od małżeństw, które są prakwinie albo w Kosowie? tykowane w Polsce, lecz – w odróżnieniu od rodzimego Opis ten wskazuje na podstawowe obowiązki kobiet kraju – ważnym aspektem jest kwestia ekonomiczna. w państwach bałkańskich: dbanie o męża i dom. Gdy Jako że małżeństwo jest pomostem, który łączy dwie zajmują się one ich wypełnianiem, mężczyźni mają pra- rodziny, powinno być ono zawierane z osobami o powo do relaksu. W zdecydowanej większości rodzin nie dobnym statusie finansowym. Rodzina kobiety jest zobowiązana oddać podrębności przenikają się wzajemnie, tworząc niepowtarzalną mozaikę niezgod- sag rodzinie męża. Często ności, lecz również wspólnej sztuki życia, która łączy mieszkańców. zdarza się, że na wiano rodzina oszczędza przez ma mowy o związku partnerskim czy współpracy. Frag- całe życie, aby tylko zapewnić córce małżeństwo z godment ten ukazuje także odgrodzenie mężczyzn od ko- nym partnerem. Drugim, dość specyficznym rodzajem biet. Są oni umiejscowieni jakby w oddzielnych światach. jest małżeństwo z tzw. „uciekinierką”. Polega ono na Dominacja mężczyzn w państwach bałkańskich jest ucieczce kobiety z domu rodzinnego do domu swojego widoczna także w innych aspektach życia. Kobiety przyszłego męża. Taka metoda umożliwia nieopłacew życiu publicznym są niemalże niewidoczne, a prywat- nie posagu córki, więc często wykorzystują ją uboższe nie – kontrolowane przez mężów czy ojców. Wynika to rodziny. Zwykle takiemu sposobowi zawierania małz przekonania mężczyzn o niestabilnej naturze ich part- żeństw towarzyszą scenki, np. udawany płacz matki nerek. Gdy panowie wyjeżdżają do pracy (często za gra- czy gniew ojca. Małżeństwo z uciekinierką to szansa nicę), kontrola kobiet przez ich rodziny nasila się. Istnie- dla kobiet mających trudną sytuację finansową i jest co je pewne (błędne) przekonanie, że to żony znacznie czę- rusz praktykowane na Bałkanach. Prowadzi jednak do ściej zdradzają mężów, więc należy ciągle ich pilnować. osłabienia pozycji kobiety w społeczeństwie. Staje się Dyskryminacja kobiet jest widoczna także w języku. ona podwójnie zależna od męża, ponieważ odcina się Na terenie byłej Jugosławii kobietę określano słowem od własnej rodziny, a dodatkowo musi się podporządpicka, pickin dim lub pizda. Pickin dim oznacza rzecz, kować teściowej. Przyzwyczajenie się do pełnienia roli której po prostu nie ma albo żeński organ płciowy. Piz- podrzędnej doprowadziło do tego, że kobiety na Bałka-
O
26
K
Rezolucja Parlamentu Europejnach same nie dostrzegają, jak barobieta jest dodatkiem do mężdzo są dyskryminowane. czyzny, a właściwie całej mę- skiego to pierwszy krok do rozNa nierówne traktowanie kobiet skiej wspólnoty, ponieważ wycho- wiązania problemu nierównona Bałkanach zwróciła uwagę Unia wują się oni w grupie i tę grupę sta- ści płci na Bałkanach. Trudna sytuacja kobiet w sferze publicznej, Europejska. W 2008 roku Parlament nowią na zawsze. niemożność pogodzenia pracy zaEuropejski wydał rezolucję, w któwodowej z obowiązkami w gospodarstwie domowym, rej skupiono się na prawach kobiet na tym obszarze. Za gorszy dostęp do rynku pracy nie sprzyjają poprawie jedną z wielu przejawów nierówności uznano znacznie gorszą sytuację na rynku pracy. Kobiety są rzadziej za- pozycji słabszej płci. Kobiety postrzegane są jako cienie, które powinny podporządkować się mężczyźnie – trudniane i mają niższe płace. Na ich gorszą sytuację na najpierw ojcu, później mężowi. rynku pracy wpływa także trudność pogodzenia życia rodzinnego z zawodowym. Zazwyczaj nie mogą liczyć Jugo-mężczyźni i jugo-kobiety długo jeszcze będą na pomoc męża w domu, a wszystkie obowiązki rodzinsię dusić w swoim zaczarowanym sadomasochistyne muszą sprawować same. Trudno jest w takiej sycznym kotle. Kobiety naprawią to, co rozbite, zamiotą tuacji pracować zawodowo. Tego typu sytuacje zostaśmieci, usuną męskie ekskrementy (...), wszystko ły ukazane w filmie pt. Grbavica, nagrodzonym zresztą upiorą, wszystko zapomną i cicho, jak zawsze, usuną Złotym Niedźwiedziem. Poszukująca pracy główna bosię w kąt (…). Połowa populacji, czyli kobiety, nadal haterka zapewniała przyszłego pracodawcę, że nie ma będą milczącymi cieniami, mumiami-przyjaciółkami, dzieci. W przypadku wyjawienia prawdy miałaby znaczmaskami męskiej odpowiedzialności, rodzicielkami, nie mniejsze szanse na otrzymanie pracy. bankami do „prania brudnych pieniędzy”, podczas gdy Kobiety mają także duży problem z rozpoczęciem druga połowa, mężczyźni, kontynuować będą swoje własnej działalności gospodarczej. Instytucje pańhistoryczne zabawy. Zabawy te otrzymają poważne stwowe skutecznie uniemożliwiają im taką metodę nazwy: budowa państwa dla nas wszystkich, desamorealizacji i uzyskania dochodów. Kolejny problem, mokracja dla nas wszystkich, zaprowadzenie pokoju, z którym według rezolucji zmagają się kobiety na Bałprzyszłość nas wszystkich. [Dubravka Ugrešić] kanach, to przemoc domowa. Często nie jest zgłaszana, brak też instytucji broniących praw kobiet. Nawet Na sytuację kobiet wpłynęła także ostatnia wojna. jeżeli istnieją przepisy prawne zabraniające tego typu Masowe gwałty wojenne powodowały wyrzucanie códziałań, to nie są przestrzegane. Dlatego Parlament rek i żon z domów. Kobiety zostały skalane, co z reEuropejski apeluje do rządów państw bałkańskich ligijnego punktu widzenia jest nie do zaakceptowao stworzenie schronisk dla kobiet dotkniętych prze- nia. Obecnie muszą radzić sobie same, często z dziecmocą w domu. Agresja wobec kobiet jest powszechnie kiem będącym owocem gwałtu, całkowicie odrzucone akceptowana,co gorsze – bezkarna. To pokłosie kultu- przez rodzinę. Traumę i trudności kobiet, ofiar wojny ry bałkańskiej, w której podporządkowanie kobiet jest oraz kultury jednocześnie, oddaje głośny film bośniacwyraźne i utrwalone. kiej reżyserki Jasmili Žbanić Grbavica. Na Bałkanach obowiązuje kult mężczyzn w formie od dawna już nieobecnej w Europie Zachodniej. Mężczyzna bałkański jest osobą, która pracuje i utrzymuje kobiety, a także dominuje w sferze publicznej. Mąż, a często także jego rodzina, w pełni kontroluje życie swojej wybranki. Nieustanna inwigilacja żon i córek jest usprawiedliwiana niestabilnością natury kobiecej. Mężczyzna otrzymuje pełne „prawo do kobiet”, Aleksandra Piłat także do ich ciał. Może właśnie dlatego podczas konfliktu bałkańskiego masowe gwałty były jedną z najczęściej wykorzystywanych praktyk zemsty na wrogu. Studentka socjologii oraz dziennikarstwa i komunikacji spoCiało kobiety traktuje się jak obiekt pasywny, przed- łecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Interesuje się tematyką genderową i problemami starzejącego się społeczeństwa. miot, na którym można wyładować agresję.
27SPOŁECZEŃSTWO
K
Faktografia drugiego stopnia
30
Książkowy raj na wyspie elfów
Zabłocie – potencjał dla kultury
Strachy na lachy
38
40
34
K
ULTURA
Faktografia drugiego stopnia Geert Mak, Śladami Steinbecka. W poszukiwaniu Ameryki, przeł. M. Diederen-Woźniak, Wołowiec 2014, s. 581.
Dla entuzjasty faktografii, poszukującego jej siły nie tylko w skłonności do wydobywania najmniej oczywistych fragmentów aktualnej rzeczywistości, lecz także w potencjale do ich twórczego ujmowania, publikacja polskiego przekładu książki Geerta Maka Travels without John jest prawdziwym świętem. Ten wpisujący się w najlepsze tradycje dziennikarstwa literackiego reportaż niewątpliwie przekracza tradycyjne ramy gatunkowe, lecz trudno go posądzać o aspiracje do sytuowania się w awangardzie ponowoczesnych wariacji faktograficznych. Jest natomiast znakomitym przykładem tekstu, który nie ulegając koniunkturze kultury postmodernistycznej, potrafi z niej jednocześnie czerpać pełnymi garściami. Ponowoczesność wyposażyła faktografię w całkiem nieprzewidywalne formy wyrazu. Oświeceniowa idea zagwarantowanego przez Immanuela Kanta obiektywizmu refleksji rozumowej jest fundamentem dla klasycznych form twórczości roszczącej sobie prawo do niesienia prawdy o rzeczywistości. Symbiotyczne powiązanie racjonalizmu z obserwacją empiryczną stworzyło żyzny grunt pod rozwój prozy realistycznej, która co najmniej do końca XIX wieku pozostawała dominującym paradygmatem twórczym, decydującym o real-
30
nej wartości dzieła literackiego. W pewnym sensie pozostaje nim także dziś – ostatecznie większość z nas oceni dokument poruszający problem handlu ludźmi jako bardziej wartościowy, niż fabularny film science fiction, nawet jeżeli dokument będzie na tle pokrewnych sobie dzieł zupełnie miałki, a film okaże się arcydziełem futurologii. Taki sposób rozumowania, określany przez Lindę Hutcheon mianem „realistycznego imperializmu”, przyjmuje za pewnik ścisłe powiązanie wartości tworów artystycznych z ich relacją wobec rzeczywistości. Rok 1984 Orwella jest ceniony nie tyle ze względu na genialną konstrukcję dystopijnego świata, co przez szereg aluzji do realiów dwudziestowiecznych systemów totalitarnych. Większość z nas ma przemożną potrzebę odczytywania sztuki zgodnie z kluczem realistycznym. Ostatecznie jaki miałby być cel lektury najbardziej nawet wymyślnej książki fantastycznej, jeśli nie powrót okrężną drogą do naszego własnego świata? Wyłaniające się z powyższego pytania przeświadczenie o prymacie świata empirycznego nad fikcją nie jest, wbrew pozorom, nieodłączną częścią natury ludzkiej, lecz odległym echem sukcesu rewolucji francuskiej. W czasach przednowoczesnych fikcja wcale nie
styczne na ogół łączone jest z nurtem New Journalism oraz jego radykalnym wariantem – Gonzo Journalism, co samo w sobie jest o tyle paradoksalne, że postulaty obydwu amerykańskich szkół były obecne w dziennikarstwie europejskim już wiele dekad wcześniej, to pomimo ich praktycznego wygaśnięcia nie należy zadowalać się tezą o powrocie reportażu literackiego do modernistycznych źródeł. Książka Geerta Maka jest doskonałym przykładem pracy realizującej poetykę dziennikarstwa ponowoczesnego, choć nie wpisującej się w New Journalism. Przyjmuje dość popularny wśród reportażystów chwyt narracyjny, który polega na podążaniu śladami wcześniejszego autora – najchętniej kontrowersyjnego, możliwie popularnego, najlepiej w okrągłą rocznicę jego wyprawy. Polski czytelnik zna podobny model z przekładów Tony’ego Horwitza i Nicolasa Jubbera, a także z reportaży polskich autorów, np. Białej gorączki Jacka Hugo-Badera. Cały pomysł eśli w zdominowanym przez środowiska wirtualne dwudziestym pierwszym podążania cudzymi śladami wieku poczciwa faktografia ma w ogóle szansę jeszcze się rozwijać, to Geert brzmi dość banalnie i wydaMak wyznacza dla niej jeden z najznakomitszych kierunków ewolucji je się stary jak świat, a jedformułować. Dziś nazwalibyśmy taki zabieg fałszowa- nak wpisuje się w epicentrum praktyk postmodernistycznych, będąc niczym innym jak ścisłą realizacją niem, lecz z perspektywy wieków średnich i wczesnej nowożytności było to raczej poprawianie rzeczywisto- idei metatekstu jednego z głównych teoretyków intertekstualności, Gerarda Genette’a. ści w taki sposób, by stała się prawdziwa. Stąd właśnie Przyjęcie cudzej narracji jako swoistego przewodnibiorą się wielowiekowe poszukiwania Raju Ziemskiego (jeszcze Kolumb utrzymywał, że znalazł Eden w No- ka po rzeczywistości całkowicie odwraca schemat obowiązujący w tradycyjnej faktografii. Model empiryczwym Świecie), fantastyczne kreatury gnieżdżące się licznie na kartach wczesnych encyklopedii czy bazują- nego doświadczania świata, który zostaje następnie ujęty w najbardziej adekwatną zdaniem autora formę ce wyłącznie na kilku wersach Platona analizy historii Atlantydy. Idea faktografii jest dzieckiem oświecenio- literacką, jest tu zastąpiony przez model obserwowania świata przez pryzmat gotowej narracji, która funwego racjonalizmu – charakterystycznym elementem duje naoczną percepcję. Mówiąc językiem Heideggera, mentalności nowoczesnej. Geert Mak tworzy u schyłku nowoczesności i spra- o ile w tradycyjnym reportażu przed-rozumienie (całość dotychczasowych doświadczeń konkretnego człowia wrażenie pisarza w pełni świadomego płynących stąd konsekwencji. Nie poddaje się stosunkowo czę- wieka) wpływa na lekturę tekstu, o tyle u Maka lektura tekstu jest wtórnym przed-rozumieniem dla emstej jak na XXI wiek skłonności autorów non-fiction do lekceważenia 50 lat postmodernizmu i kultywo- pirycznej percepcji świata realnego. Widać tu przejaw wania pozytywistycznych z ducha przekonań na te- charakterystycznego dla ponowoczesności przejścia od mimesis do semiosis: od reprezentowania rzeczywimat współczesnej sytuacji komunikacyjnej. Wpływ krytycznej myśli ponowoczesnej, często pojmowa- stości do reprezentowania tekstu – zupełnie jak u śrenej jako daleka konsekwencja rewolucji oświecenio- dniowiecznych „podróżników”, którzy książkę mając za kompas, niejednokrotnie uznawali, że w zasadzie nie wej (w istocie zaś sięgającej w wielu miejscach po tradycje przednowoczesne), nie ominął dziennikar- ma już potrzeby przekraczać własnego progu. Naturalnie, Geert Mak przekroczył swój próg i osiestwa literackiego i wciąż w znaczącym stopniu na nie oddziałuje. Choć więc dziennikarstwo postmoderni- rocił go na dłuższy czas dla obcego kontynentu. Nie
była ujmowana jako mniej doniosła od faktu – wręcz przeciwnie. To fikcja, właściwa wyłącznie człowiekowi zdolność myślenia tego, co nie istnieje, była najznakomitszym dowodem podobieństwa do Boga, a zarazem czytelnym sygnałem ludzkiej niedoskonałości. O ile bowiem myśl Stwórcy miała natychmiastową moc sprawczą (wszystko, co pomyślał, natychmiast musiało zaistnieć), o tyle myśl ludzka była w stanie – na podobieństwo Boga – projektować nieistniejące byty, lecz – w przeciwieństwie do Boga – byty te nigdy nie mogły stać się częścią rzeczywistości. Podobnie rysują się źródła dyktatu danych empirycznych, który narodził się dopiero w XVIII a rozwinął zwłaszcza w XIX wieku. Wcześniej zgodnie przyjmowano bezwzględny autorytet słowa pisanego, w szczególności Pisma Świętego oraz tekstów starożytnych autorów, a jeśli rzeczywistość nie zgadzała się z klasycznym tekstem, należało ją odpowiednio prze-
J
32
P
mu zrozumieniu obecnej sytuzmienia to jednak faktu, że nieodróż tropem Johna Steinbecka to winna na pozór rama narracyjna zaledwie jedna z płaszczyzn polifo- acji Stanów Zjednoczonych. Śladami Steinbecka to książniesie dla jego pracy daleko idące nicznego dzieła Maka, którego właścika stojąca w przestrzeni pokonsekwencje. Zagrożenia płyną- wym celem i nadrzędną wartością jest ce z prostego podążania cudzymi zachwycająca swą głębią analiza spe- między kulturą postmodernizmu a modernistycznym z duśladami znane są od dawna: przy- cyfiki narodu amerykańskiego. cha reportażem. Nie jest to jęcie zastanego obrazu rzeczywistości budzi naturalną skłonność do jej przekształca- jednak przejaw braku zdecydowania ze strony autora, lecz źródło stabilności narracyjnej jego pracy. Jeśli nia na modłę określonej reprezentacji literackiej. Mak nie podąża jednak śladami w sposób bezrefleksyj- w zdominowanym przez środowiska wirtualne dwuny, nie ogranicza się nawet do krytycznej konfronta- dziestym pierwszym wieku poczciwa faktografia ma cji obcego zapisu rzeczywistości ze stanem faktycz- w ogóle szansę jeszcze się rozwijać, to Geert Mak nym czy wyciągania wniosków historycznych z ana- wyznacza dla niej jeden z najznakomitszych kierunków ewolucji. Dokonuje bowiem syntezy na ogromną lizy procesu dziejowego – wszystkie te elementy są dla niego raczej punktem wyjścia, aniżeli celem pra- skalę: zrzuca kajdany korespondencyjnej teorii prawcy twórczej. Podróż tropem Johna Steinbecka to zale- dy, lecz nie wykonuje skoku na główkę w odmęty dogmatycznego relatywizmu. Filtruje percepcję świata dwie jedna z płaszczyzn polifonicznego dzieła Maka, przez środowisko fikcji, lecz nie zadowala się prostą którego właściwym celem i nadrzędną wartością jest zachwycająca swą głębią analiza specyfiki na- grą faktu i zmyślenia. Doskonale bowiem zdaje sobie rodu amerykańskiego, zaś obszerne omówienia klu- sprawę, że nie ma sprzeczności w faktograficznym czowych zdarzeń historycznych, które ukształtowa- reprezentowaniu ponowoczesnego świata w termiły jego tożsamość, służą przede wszystkim lepsze- nach ponowoczesnej wrażliwości.
Mateusz Zimnoch Doktorant w Instytucie Filozofii UJ. Redaktor naczelny „Magazynu Spectrum”, z-ca redaktora naczelnego „Naukowego Przeglądu Dziennikarskiego”, Wiceprezes Forum Obywatelskiego UJ. Zajmuje się filozofią faktu i fikcji oraz teorią i historią reportażu literackiego.
33 KULTURA
Książkowy raj na wyspie elfów Kiedy myślimy o rozrywkach mieszkańców dalekiej Islandii, widzimy piesze wycieczki po wulkanach, taplanie się w ciepłych źródłach, ogrzewanie wyziębionego ciała przy kominku i coroczne oglądanie Eurowizji oraz dyskutowanie o jej wynikach przez kolejne dwanaście miesięcy, aż do kolejnej edycji. Jednak tym, co Islandczycy przekładają nad te przyjemności (może poza szałem Eurowizji), jest zwyczajne… czytanie książek. Tę odległą i tajemniczą wyspę zamieszkuje bowiem 300 tysięcy prawdziwych książkowych maniaków.
Ta mała populacja północnej wyspy może pochwalić się taką kulturą książki, o jakiej my w Polsce możemy jedynie pomarzyć i która wydaje się wyjątkowa nawet jak na skandynawskie warunki. Rząd państwa wspiera czytelnictwo i promuje na świecie rodzimą literaturę. Pisarze są jednymi z najbardziej szanowanych grup społecznych, a jeżeli mieszkasz w stolicy, to prawdopodobnie przynajmniej jeden z nich jest twoim sąsiadem. Artyści nie żyją z dala od problemów społeczeństwa, są blisko swoich czytelników – by wspomnieć chociaż udział najważniejszych islandzkich pisarzy w strajkach podczas kryzysu ekonomicznego, który pogrążył gospodarkę Islandii. Odbiorcy zaś szanują twórców i kupują ich książki – w czasie wspomnianego kryzysu liczba kupowanych na wyspie publikacji obniżyła się minimalnie. I to w czasach, kiedy media trąbiły, że niezdolni do spłacenia kredytów Islandczycy palą swoje auta! Książka jest na wyspie najlepszym prezentem na święta i pomysłem na przetrwanie długich nocy polarnych.
Festiwalomania Þögnin – er ekki örugglega stórt Þ? – to zdanie nie jest ani fragmentem tekstu piosenki Sigura Rósa, ani tajemniczym zaklęciem w języku elfów. To fragment
34
utworu Ewy Lipskiej Dyktando, który został przetłumaczony na islandzki w ramach Projektu ORT – Wiersze z Polski/Wiersze z Islandii. Dzięki tej inicjatywie Islandczycy mieli okazję zapoznać się z poezją polską, zaś Polacy z islandzką. Szczególnie istotne jest to dla tych pierwszych, bowiem nasi rodacy są największą mniejszością narodową na wyspie. Jednak z powodu tego, że są to głównie niewykształceni pracownicy fizyczni, Islandczycy nie mają okazji spotkać się z bogatą kulturą naszego kraju. Podczas Projektu ORT na ulicach Reykjavíku i polskich miast, na chodnikach, bilbordach, w komunikacji miejskiej pojawiały się utwory najwybitniejszych współczesnych poetów obu państw. Zawiązano też ścisłą współpracę polsko-islandzką na gruncie promowania literatury. Dzięki temu na ubiegłorocznym Conrad Festival w Krakowie pojawił się cykl islandzki, kraj nad Wisłą odwiedziła światowej sławy autorka kryminałów, Yrsa Sigurðardóttir, oraz inny słynny pisarz, Hallgrímur Helgason, a na festiwal literacki w Reykjavíku pojechała Ewa Lipska. Islandczycy uwielbiają festiwale literackie, które cieszą się popularnością wśród czytelników i pisarzy na całym świecie. Największym z nich jest odbywający się co rok, we wrześniu, The Reykjavík International Literary Festival. Jego formuła zbliżona jest do znane-
go nam z rodzimego podwórka Conrad Festival – można brać udział w spotkaniach z autorami, seminariach, wystawach, wieczorkach poetyckich. Festiwal odwiedzili najsłynniejsi pisarze świata – Haruki Murakami, Henning Mankell, Margaret Atwood i wielu innych. Islandia to też kilka znanych festiwali książki dziecięcej. Cykl dotyczący literatury dla najmłodszych można odnaleźć podczas Reykjavík Children’s Culture Festival odbywającego się na przełomie kwietnia i maja. Podczas ubiegłej edycji polskim akcentem było czytanie książki Juliana Tuwima Pan Maluśkiewicz i wieloryb. Wydarzeniem w całości poświęconym literaturze dziecięcej jest The Moorland – International Children’s Literature Festival in Reykjavík. W październiku w stolicy odbywają się spotkania z twórcami w centrum kultury skandynawskiej (tzw. Nordic House), organizowane są zabawy dla dzieci, wspólne czytanie utworów, warsztaty. Istotne jest, aby kształtować postawę czytelniczą od małego. Stąd popularność festiwali dedykowanym młodym odbiorcom, tutaj też narodził się symbol islandzkiego czytelnictwa – koń Sleipnir. Ten ośmionogi, latający wierzchowiec, wzorowany na wierzeniach staroislandzkich, ma symbolizować podróż w myślach, jakiej doświadczamy podczas czytania książek, wolność poetycką i wyobraźnię. Pojawiał się w kampaniach promujących czytelnictwo wśród dzieci, a także reklamował Reykjavík City Library Summer Reading program w 2012 roku, kiedy dzieci mogły spędzić letnie wakacje na zajęciach w bibliotece. Festiwalem, który zachwyci projektantów i miłośników typografii, jest DesignMarch. Podczas kilku marcowych dni odbywają się wystawy i spotkania z dziedzin projektowania – począwszy od grafiki, na wystroju wnętrz skończywszy. Niecałe 200 złotych kosztować nas będzie udział w DesignTalks, czyli dyskusjach na temat designu z jego twórcami. Festiwal oferuje też dodatkowe atrakcje, takie jak: design spa experience w znajdującej się obok Reykjavíku Blue Lagoon czy DesignWalk, czyli spacer z przewodnikiem po designerskich zakątkach stolicy. Chcący poznać ten festiwal od podszewki mogą wziąć w nim udział jako wolontariusze – coroczny nabór prowadzi organizacja SEEDS.
Miejsca spotkań z książką Wspomniany DesignMarch współpracuje i odbywa się na terenie Iceland Design Centre – muzeum islandzkiego projektowania wnętrz, mody, architektury, gra-
fiki, typografii. W budynku odbywają się wystawy czasowe i często można trafić na prawdziwe perełki. W przeszłości można było zobaczyć między innymi: Anatomy of Letters (wystawę dotyczącą opartego na anatomii projektowania liter), Or Type (islandzka typografia), wystawę prac Gísliego B. czy plakatów Goddura. Podczas zwiedzania Islandii wielbiciele książki nie mogą ominąć znajdującego się 15 minut drogi od Reykjavíku Gljúfrasteinn – domu Halldóra Laxnessa, jedynego islandzkiego laureata Nagrody Nobla, którą otrzymał w 1955 roku. Po wpłaceniu około 20 złotych możemy podziwiać wystawę dotyczącą twórczości pisarza i pokoje, w których pracował. Hallgrímur Helgason w jednej ze swoich książek żartował, że jest to prawdopodobnie jedyny na Islandii dom z basenem. Oprócz basenu można też podziwiać zapierające dech w piersiach widoki, które z pewnością inspirowały Laxnessa. W północnej części wyspy znajduje się inny ważny dla islandzkiej literatury budynek, Nonnahús – dom Jónego Sveinssona, (pseudonim Nonni), autora dwunastu książek dla dzieci o życiu na Islandii. Przy okazji chatka jest jedną z najstarszych w wiosce, co czyni ją zabytkiem sztuki XIX-wiecznej – na Islandii bowiem wskutek częstych trzęsień ziemi i wybuchów wulkanów budynkom rzadko udaje się przetrwać długie lata. Aby cofnąć się do czasów dawniejszych, warto wybrać się do położonego na południu wyspy The Icelandic Saga Centre, poświęconego życiu i kulturze pierwszych mieszkańców wyspy. Z czasów średniowiecza pochodzą islandzkie sagi, które wśród współczesnych nadal cieszą się poważaniem i popularnością. To tak samo jakbyśmy w Polsce nadal zaczytywali się w Kazaniach świętokrzyskich. Bierze się to też stąd, że język islandzki nie zmienił się diametralnie od tamtych czasów – jak żartuje Helgason w Kobiecie w 1000°C, Islandczycy są bardzo milczącym narodem, stąd ich język nie miał nawet okazji ulec specjalnym przemianom. Wracając jednak do muzeum, możemy zapoznać się tam z obyczajami i wierzeniami pierwszych Islandczyków, dowiedzieć się więcej o słynnych sagach i ich wpływie na dzisiejszą literaturę.
Książkowe świątynie Islandzkie biblioteki nie są piękne – to budynki bez wyrazu, jakby zarażone brzydotą socrealizmu. Jest w nich jednak coś wyjątkowego: liczba. W samym Reykjavíku znajduje się 27 czynnie działających bibliotek, do czego
35 KULTURA
dochodzi 16 popularnych księgarń. W stolicy mieszka niewiele ponad 100 tysięcy mieszkańców – mniej więcej tyle co w Chorzowie czy Elblągu. Czy ktokolwiek jest sobie w stanie wyobrazić 27 bibliotek w Chorzowie? W nowym budynku National and University Library of Iceland można odnaleźć zbiory niezwykłe. Biblioteka ta posiada oddział manuskryptów, a także dział zajmujący się historią kobiet. W całej Skandynawii temat równości płci jest wciąż gorący, a na Islandii tak bardzo, że można zajmować się nim w oddzielnej części budynku. Będąc w temacie staroislandzkich manuskryptów, należy wspomnieć o dwóch ważnych instytucjach. Pierwszą z nich jest Handrit.org, zajmujące się digitalizacją i umieszczaniem publikacji w internecie. Na ich stronie internetowej możemy znaleźć zabytki piśmiennictwa w dobrej jakości, gotowe do pobrania na dysk. Wsparcie finansowe z budżetu państwa pozwala na rozwój działalności i opracowywanie kolejnych rękopisów. Podobną działalność prowadzi The Árni Magnússon Institute for Icelandic Studies, oddział Uniwersytetu Islandzkiego. Prowadzi studia nad językiem islandzkim, sagami, organizuje wykłady na temat sag, wystawy manuskryptów, pomaga w digitalizacji, opracowuje słowniki języka islandzkiego oraz organizuje kursy. W kilku słowach – zaraża miłością do języka i kultury wyspy.
Reykjavík – miasto literatury W kilkunastominutowym filmie Reykjavik in Literature islandzki pisarz, Pétur Gunnarsson, mówi: dla mnie Reykiawik to literatura. Nie on jeden pomyślał w ten sposób, bowiem od 2011 roku stolica Islandii jest Miastem Literatury UNESCO, pierwszym nieanglojęzycznym miejscem z tym tytułem. Władzom Islandii zależy na propagowaniu i reklamowaniu miasta przy pomocy tego wyróżnienia. Ciekawym sposobem na poznanie literackiej strony miasta jest skorzystanie z interaktywnej strony internetowej. Jeden z podrozdziałów prowadzi nas przez historię islandzkiej literatury – od czasu pierwszych sag, aż po dzisiejsze festiwale literackie. Inny pozwala na wybranie jednej z czterech wycieczek śladem literatury w centrum miasta. Aplikację można ściągnąć na telefon i wybrać się trasą kryminalną czy dotyczącą literatury queerowej. Pomocna może być też literacka mapa miasta, która wskazuje dokładne miejsca związane z książką w całym mieście – pomniki, biblioteki, księgarnie, wydawnictwa. Dzięki niej możemy znaleźć między innymi po-
36
mnik Tómasa Gudmundssona, który siedzi na jednej z ławek nieopodal miejskiego jeziora; The Swing Joint Adlon Bar – znaną z wielu powieści kawiarnię; Hressingarskálinn – popularne miejsce spotkań tworców czy Unuhús – mały skandynawski domek, który służył za mieszkanie wielu twórców, którzy oprócz działalności pisarskiej pracowali na co dzień w Reykjavíku.
Czytaj, wyróżnij, doceń Islandczycy nie tylko czytają książki, ale także nagradzają wyróżnieniami ich twórców. Nie szukając mniejszych nagród literackich, znalazłam aż 14 tych istotniejszych (powtarzam – w kraju o populacji 300 tysięcy mieszkańców!). Nie warto omawiać tutaj wszystkich, jednak niektóre z nich są dość nietypowe. Zdanie małych czytelników liczy się w The Children’s Choice Book Prize. To coroczna nagroda przyznawana przez dzieci w wieku od 6 do 12 lat, jedna dla książki napisanej w języku islandzkim, jedna dla tłumaczonej. Młodzi czytelnicy mogą głosować na swoich ulubionych twórców w wybranych bibliotekach i szkołach. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, jak wybitna jest w ostatnich latach skandynawska literatura kryminalna. Na Islandii wyróżnieniem za książki z tej kategorii jest The Blood Drop. Zwycięzca zostaje nominowany The Glass Key – nagrody dla literatury kryminalnej wszystkich krajów nordyckich. Innym ciekawym wyróżnieniem jest The Women’s Literature Prize, nagroda przyznawana kobietom za literaturę dziecięcą, młodzieżową, literaturę dla dorosłych oraz reportaże – kolejny sposób propagowania praw kobiet na Islandii. Na wyspie ważne jest też zdanie księgarzy. Ten zanikający już w Polsce zawód tam wciąż jest uprawiany i darzony szacunkiem. Księgarze pracują w prywatnych przedsiębiorstwach, na Islandii nie istnieją pożerające rynek książki sieciówki. Ich pracownicy nominują twórców w The Booksellers Prize i przyznają nagrody dla książek w języku islandzkim oraz tłumaczonych w kategoriach: powieść, powieść dla dzieci, powieść dla młodzieży, poezja, biografia, reportaż.
Strajk w obronie książek Pamiętając o magicznej liczbie mieszkańców, podzielę się zaskakującymi ciekawostkami liczbowymi. Zgodnie ze statystykami na każdy 1000 mieszkańców przy-
pada 5 książek wydawanych rocznie. W Polsce ten wskaźnik wynosi 0,6! Wprawdzie w naszym kraju wydaje się znacznie więcej publikacji (na Islandii jedynie 1500), ale nad Wisłą mieszka przecież prawie 40 milionów ludzi, z których, jak mówią inne statystyki, aż 50% nie czyta ani jednej książki rocznie. Na terenie Islandii działa aż 130 wydawnictw, więc redaktorzy, edytorzy i wszyscy znawcy rynku książkowego nie muszą martwić się o miejsca pracy. Co sprawia, że Islandczycy tak ukochali sobie książki? Czy to ciągnące się miesiącami dni w ciemnościach, które skłaniają do zatopienia się w lekturze? A może to skutek promowania postawy świadomego czytelnika już od dzieciństwa? Może Islandia jest miejscem, gdzie rodzą się same islandzkie talenty? Nigdy nie dowiemy się, skąd wziął się ten fenomen. Możemy tylko podzi-
wiać się i starać się uczyć się od Islandczyków ich kultury książki. Na koniec jeszcze jedna anegdota, która najlepiej zobrazuje islandzką miłość i oddanie książkom: kiedy przed świętami na przełomie 1994/1995 roku po raz pierwszy zaczęto sprzedawać w Islandii książki w hipermarketach, księgarze zaprotestowali, sprzedając mięso w księgarniach.
Informacje z powyższego artykułu były wykorzystane podczas referatu w ramach Edytorskiej Mapy Europy – projektu realizowanego przez Koło Naukowe Edytorów UJ, którego celem jest stworzenie interaktywnej mapy kontynentu wskazującej wszystkie miejsca związane z książką. www.kneuj.pl
Katarzyna Płachta Studentka II roku edytorstwa na Wydziale Polonistyki UJ, korektorka „Magazynu Spectrum”, działaczka stowarzyszenia Europe4Youth. Pasjonatka kina, zwłaszcza twórczości Pedro Almodóvara. Ostatnio zakochała się w Skandynawii. Walczy z nauką języków szwedzkiego i islandzkiego.
37 KULTURA
Zabłocie – potencjał dla kultury Dzielnica inna niż wszystkie. Jest pełna skrajności, ale nie można zaprzeczyć jej specyficznemu klimatowi. Zabłocie zdecydowanie wyróżnia się na tle Krakowa. Mimo świetnej lokalizacji, niemal w centrum, nie jest jednak częścią Starego Miasta. Z drugiej strony Wisły mamy tętniący życiem Kazimierz – na Zabłociu próżno szukać barów, klubów czy restauracji otwartych do późnych godzin nocnych. Nie znajdziemy tam także żadnych zabytków, na które „polują” turyści z całego świata. Jednak postindustrialny wizerunek dzielnicy zaczyna się zmieniać.
Zabłocie na pewno ma potencjał, nie tylko ze względu na lokalizację. W 2006 roku rejon ten został uznany za obszar strategiczny dla rozwoju miasta Krakowa. W jakim kierunku rozwój ten podąży? Zabłocie może stać się typową „sypialnianą” częścią Krakowa. Z każdym rokiem przybywa nowych apartamentowców i, co za tym idzie, także nowych lokatorów. Ceny mieszkań i loftów idą w górę, co świadczy o tym, że dzielnica staje się modna. Jednak potencjał Zabłocia powinien być wykorzystany w inny sposób. Dzielnica ta ma realną szansę na to, aby stać się kulturalnym i rozrywkowym centrum Krakowa. Powstaje tam coraz więcej inicjatyw, dzięki którym taki scenariusz może się spełnić. Wielość niedrogich w wynajmie poprzemysłowych pomieszczeń zachęciła twórców i przedsiębiorców do tworzenia w tej dzielnicy własnych pracowni, warsztatów, galerii, biur. Dzięki artystom Zabłocie wypełnia się sztuką tradycyjną, ale też uliczną. Formą, na którą możemy tu natrafić, są często murale, tworzone w ramach różnych akcji artystycznych. Dzięki ArtBoom Tauron Festival powstało dzieło Mirosława Bał-
38
ki pt. AUSCHWITZWIELICZKA, czyli słynny betonowy korytarz przy stacji PKP Kraków. Muzeum MOCAK przyciągnęło na Zabłocie twórców i wielbicieli sztuki współczesnej. Bardzo popularnym miejscem odwiedzin jest oddział Muzeum Historycznego miasta Krakowa. Obydwa działają na terenie dawnej Fabryki Schindlera. Możliwości rozwoju kultury na Zabłociu dają także powstające tam kluby i lokale, m.in.: Klub Fabryka, który w krótkim czasie swojego istnienia stał się centrum kultury i sztuki alternatywnej; BAL, Studio Zabłocie czy Mile Stone Jazz Club. Odbywają się tam różnego rodzaju koncerty, imprezy klubowe, wystawy i konferencje. Kluby mieszczą się w pofabrycznych wnętrzach i są świetnym przykładem tego, jak można je zagospodarować tak, aby nie traciły swego oryginalnego klimatu. Zdecydowanie różnią się od innych krakowskich knajp, które w wielu przypadkach są swoimi imitacjami. Można powiedzieć, że przebywając na Zabłociu, odrywamy się od tradycyjnego postrzegania Krakowa jako miasta pełnego zabytków i turystów. Jest to doskonała i wciąż nie do końca zagospodarowana prze-
strzeń, w której kultura może się rozwijać. Wydaje się, że wszystko podąża w dobrym kierunku, szczególnie dzięki coraz to nowym inicjatywom odbywającym się w tej właśnie dzielnicy. Jedną z nich jest Festiwal Kultury i Mediów „Polikultura” organizowany przez Instytut Kultury Uniwersytetu Jagiellońskiego. Hasłem drugiej edycji tej imprezy jest: „Zabłocie Punkt Zwrot-
ny”. Od 29 maja do 2 czerwca odbędzie się 12 wydarzeń takich jak koncert rockowy, przegląd form teatralnych, mural czy wystawa fotograficzna, które mają na celu zachować specyficzny charakter Zabłocia, umożliwiając jednocześnie spojrzenie na dzielnicę z innej perspektywy. Więcej na temat Festiwalu można znaleźć na stronie polikultura.pl.
Tekst publikowany z okazji objęcia patronatu przez „Magazyn Spectrum” nad Festiwalem Kultury i Mediów „Polikultura”, wydarzeniem mającym na celu ukazanie wartości w zachowaniu specyficznego i wyróżniającego charakteru Zabłocia. Organizatorzy proponują stworzenie z tej dzielnicy miejsca wzbogacającego kulturalną mapę miasta o skojarzenia związane ze sztuką współczesną. Szczegóły na www.polikultura.pl.
39 KULTURA
Strachy na Lachy Około 220 roku n.e. w Rzymie żył niejaki Varius Avitus Bassianus – znany miłośnikom historii pod imieniem Heliogabal. Ów popularny był dzięki temu, że urozmaicał życie swoje oraz swoich znajomych na różne sposoby. Jego flagowym „wkrętem” stały się uczty, podczas których upijał gości, a następnie zamykał ich w salach z tygrysami czy niedźwiedziami. Choć zwierzęta miały usunięte zęby oraz pazury, zamknięci ludzie wystawieni byli na bardzo bliskie spotkanie z groźnymi drapieżnikami i, niejednokrotnie, umierali ze strachu (!). Wszystko oczywiście ku uciesze cesarza i – najprawdopodobniej – samych wygłodniałych zwierząt.
* * * Tekst może zawierać spoilery.
Śmierć ze strachu nie jest niczym zmyślonym i choć prawie 1800 lat temu była czymś zupełnie normalnym – przynajmniej na dworze Heliogabala – dzisiaj o taką byłoby dużo trudniej. Jakkolwiek spotkanie oko w oko z tygrysem mogłoby zjeżyć niejedną głowę, to wydaje się, że za pomocą względnie legalnych środków kulturalnych niewiele można zdziałać. Dlaczego dzisiaj tak ciężko nie tylko kogoś porządnie wystraszyć, ale chociażby wywołać gęsią skórkę? Wspominając horrory – bo te są oczywistą odpowiedzią na straszenie – trzeba wspomnieć o kinematografii. Ta zaczęła straszyć widzów już od lat końca dziewiętnastego wieku – wtedy Georges Méliès wydał na świat Rezydencję Diabła, która przez wielu jest określana mianem pierwszego horroru w historii kina. Jednak, jak można się domyśleć, od tego czasu wiele się zmieniło, a sama forma horroru przeszła szereg zmian. Rewolucję w tym gatunku próbowano wywołać kilkukrotnie. Jedną z takich zmian można wyróżnić w 1999 roku, wraz z premierą Blair Witch Project. Ten specyficzny film przedstawiał historię trójki nastolatków szu-
40
kających tytułowej wiedźmy. Co w tym niecodziennego? Otóż akcja została przedstawiona w pełni z obiektywu kamery jednego z bohaterów, a całość zmontowana w formie paradokumentu. Chociaż nie jest to pierwsza tego typu próba wystraszenia publiki, to Blair Witch Project stał się sztandarowym horrorem-paradokumentem, którym inspirowano się później wiele razy. Film jednak spotkał się z mieszanymi recenzjami – jedni uważali, że to horror wszechczasów, innym natomiast dużo trudniej było odnaleźć się w tak przedstawionej rzeczywistości. Mimo wszystko Blair Witch Project pokazał, że choć strach ma wielkie oczy, to producenci i reżyserzy muszą mieć dużo większe, by dojrzeć okazje i wykazać się pomysłowością. Szeroko otwartymi oczami na pewno może pochwalić się James Watkins, reżyser Kobiety w czerni (2012). Watkins jednak postanowił w niezwykłych pomysłach pójść o krok dalej i większą część pracy nad swoim filmem poświęcił… scenografii. Zadbał o to, aby meble, akcesoria, ubrania oraz auta, którymi poruszali się bohaterowie filmu, były jak najbardziej autentycz-
trudno zostać oskarżonym o kalkę, to czemu w ogóle próbować straszyć? Czy nie lepiej rozciągnąć kanwę horroru tak szeroko, jak tylko się da, i stworzyć z niej coś wyjątkowego? Bo to w Insidious na pewno się udało. Jeśli mowa o tym, jak wystraszyć człowieka w XXI w., to nie można nie wspomnieć o jednej z najbardziej rozwijających się gałęzi rozrywkowych – o grach komputerowych. To właśnie nieoficjalna XI muza jest (i w najbliższych latach będzie) najbardziej pożądaną muzą kulturalną fanów horrorów. To gry komputerowe – dzięki rozszerzeniu rzeczywistości oraz wprowadzeniu interaktywności i wielu, wielu elementów, których ani film, ani książka nie jest w stanie zapewnić, będą nas straszyć częściej, lepiej i różnorodniej. A czym przewyższą pozornie słabnące dzisiaj kino? Na ten moment wyróżnić można jedynie dwa schematy gier „straszących” – ten, w którym straszącą poczwarę można zabić, oraz ten, w którym trzeba przed nią a ten moment wyróżnić można jedynie dwa schematy gier „straszących” – uciekać. Choć różnorodność ten, w którym straszącą poczwarę można zabić, oraz ten, w którym trzeba nie jest najlepszą cechą tego przed nią uciekać. gatunku gier, to nie można reańskich klasyków, przez filmowe odtwarzanie histo- narzekać na brak ciekawych tytułów. Starzy wyjadacze początki gatunku będą datować gdzieś w okolicy pierwrycznych wydarzeń ze zjawiskami paranormalnymi w tle, aż po próby stworzenia oryginalnych i wyjątko- szego Dooma oraz Silent Hilla, jednak to na przestrzeni ostatnich lat powstały najbardziej znaczące tytuły. wych historii. Taką wyjątkowość można znaleźć m.in. Godnym wspomnienia jest m.in. Dead Space, czyli w Insidious, czyli historii o rodzicach chłopca, którego kosmiczny survival horror, gdzie gracz może wcielić się dusza zaginęła gdzieś w niematerialnym świecie. w postać Isaaca Clarke’a. Ów protagonista musi staW Insidious jednak pojawia się coś, dzięki czemu nąć naprzeciw nekromorfom – dziwnym stworzeniom warto postawić ten tytuł ponad innymi horrorami. Gdy wszystkie próby odzyskania syna kończą się poraż- powstałym na wskutek nieznanej, kosmicznej zarazy. Jednak Clarke nie jest ani żołnierzem, ani tajnym agenką, główny bohater, Josh Lambert, postanawia wziąć tem, ani nawet wyprowadzonym z równowagi fizysprawy w swoje ręce i samemu ruszyć na pomoc. By kiem z łomem w ręku – jest jedynie inżynierem i dużo tego dokonać, wchodzi do tzw. Głębi. Jest to najdalej lepiej czuje się z kluczem francuskim, nie z karabinem. położony, niematerialny zakątek rzeczywistości, gdzie diabeł mówi dobranoc, demon gra do snu, a zagubio- Co więcej, nekromorfy również nie są typowymi maszne dusze hulają w najlepsze. To właśnie wtedy filmo- karami, w które wystarczy wpakować cały magazynek, by się od nich uwolnić. Przez to rozgrywka ulewa czasoprzestrzeń diametralnie wygina się i tworzy ga pewnemu odwróceniu. Bohater porusza się raczej dziwne, groteskowe odbicie świata. ociężale, broń obsługuje niezręcznie, a w wielu wypadTradycyjny schemat filmu zupełnie się odwraca, a kwestie pokroju „tam w rogu chyba coś jest” ustę- kach dużo bardziej odpowiada mu odpuszczenie sobie pują miejsca demonowi grającemu na steampunko- walki. Z drugiej strony są nekromorfy, które nawet po strzale w głowę (a przynajmniej w to, co ją imituje) nie wych organach. Komedia przeplata się z tragedią, krzyk dają sobie spokoju z dobraniem się do Clarke’a. z uśmiechem, a tradycyjny horror… z nowomodnym Przed wydaniem gry twórcy podzielili się bardzo horrorem? Trzeba przyznać, że finał Insidious mało kogo może wystraszyć, ale był to prawdopodobnie zamierzo- ciekawym materiałem na temat tego, czym inspirowali się podczas tworzenia nekromorfów – uznali, iż ny efekt. Twórcy wyszli z założenia, że skoro większość środków w horrorach została już wykorzystana i nie- abstrakcyjne twory, zupełnie niepodobne do niczego ne. Większość bibelotów, lalek czy zabawek z domu, w którym straszy tytułowa kobieta, zostały wypożyczone prosto od kolekcjonerów. James Watkins uznał wszakże, że skoro tradycyjny model horroru jest niewystarczający dla widza, to można go dopieścić od strony estetycznej. I choć na pewno nie udało mu się przestraszyć każdego odbiorcy swojego dzieła, to na pewno niejednego zachwycił scenografią. Uwaga do czytelników o słabszych nerwach – nie dajcie się zwieść Danielowi Radcliffe’owi, któremu przypadła główna rola w Kobiecie w czerni – jeśli baliście się Lorda Voldemorta, to film ten będzie dla Was niczym „Avada Kedavra!” dla mugola! Kobieta w czerni balansowała na granicy kina niszowego, ale przecież horror to domena kina masowego, hollywoodzkiego. To w ostatnich latach zapewniło istny wysyp straszaków, od remake’ów japońskich i ko-
N
42
M
gle krzyknie do nas zza zamknięznanego ludziom, mogą nie być aż imo wszystko Blair Witch Project tak straszne, jak się wydaje. Dlapokazał, że choć strach ma wiel- tych drzwi, lub w oddali pojawi się tego nekromorfy zostały stwo- kie oczy, to producenci i reżyserzy mu- dziwna, zakrwawiona postać, po rzony na wzór ludzi – z wyolbrzy- szą mieć dużo większe, by dojrzeć oka- czym zniknie w miejscu… do którego właśnie zmierzamy. To na tamieniem ich cech, podwojeniem zje i wykazać się pomysłowością. kich sytuacjach bazuje Outlast i to rąk czy powiększeniem gabarywłaśnie takie założenia sprawiły, że jest to jeden z najtów. I trzeba przyznać, że tak powstałe twory mogą lepszych horrorów w historii gier komputerowych. zmrozić krew w niejednych żyłach. Nobody call’s me a „chicken”! – niejednokrotnie krzyNa uwagę zasługuje również bardzo nietypowa akcja reklamowa, którą twórcy posłużyli się podczas pro- czał Marty McFly, bohater Powrotu do przyszłości, po czym udowadniał, dlaczego nikt nie będzie go nazymocji sequela Dead Space. Zaprezentowali oni swoją wał tchórzem. I dzisiaj również niewiele osób przyznagrę… matkom graczy, a ich reakcje złożyli w jeden film opatrzony tytułem Your Mom hates Dead Space 2. Trud- je się do tego, że dany horror – czy to film, czy to książka – realnie może wystraszyć. Widzowie nabrali wieno jednak powiedzieć, czy mamy krzyczały z powodu le dystansu do tego, co widzą. Nie sposób dzisiaj być widoku nekromorfów, czy też w osłupienie wprawiła je świadkiem sytuacji, jak podczas premiery słynnego rozrywka ich pociech. filmu braci Lumière – Wjazd pociągu na stację La CioDead Space, F.E.A.R., czy Doom miały jednak ten sam, tat, kiedy nieświadomi widzowie, widząc nadciągająpowtarzający się we wszystkich tytułach, mankament. cą ciuchcię, chowali się ze strachu pod krzesła. Jednak Wszystkie z czasem traciły na różnorodności, a przez to także znikał element straszenia, więc szybko zamie- i sama technologia idzie do przodu – na popularnym serwisie internetowym YouTube swego czasu barniały się w zwykłe „strzelanki”. Przez to swój renesans od jakiegoś czasu przeżywają gry spod szyldu: „Najbar- dzo popularny stał się film, gdzie pokazany był panicznie rzucający się i krzyczący chłopak, który wystraszył dziej straszy to, czego nie możesz zabić”. To właśnie się… wirtualnego zjazdu kolejką górską. Dzięki okula„przygotówki” aktualnie stanęły na czele straszaków. rom Oculus Rift mógł on poczuć się jak w prawdziwym Penumbra czy Amnesia to już klasyki gatunku, ale to wagoniku rollercoastera, jednak rozszerzona rzeczyniedawno wydany Outlast wydaje się grą, która skupia w sobie wszystkie najlepsze elementy horroru przy- wistość przeszła jego oczekiwania. Przez to mógł pogodowego. Niezwykle prosta fabuła jest tylko wypa- czuć się niczym starożytny gość Heliogabala. Więc skoro do straszenia potrzeba teraz jedynie lepdową zdarzeń przedstawionych w grze – Miles Upshur, dziennikarz, dostaje cynk od anonimowego informato- szej technologii, to co pozostanie po horrorach w tak ra, iż w pewnym szpitalu psychiatrycznym źle się dzie- prymitywnej postaci jak książki czy filmy? Wbrew pozorom pozostanie wiele, a jedyne, co powinno się je. Zaopatrzony jedynie w kamerę z noktowizorem oraz notatnik samotnie rusza do zakładu dla obłąka- zmienić, to podejście widzów. Horror jako tani sposób na zjeżone włosy i szczękające zęby to już przenych, nieświadomy, iż to, co go spotka, przejdzie jego żytek. Twórcy stawiają na innowację w środkach eksnajśmielsze oczekiwania. presji, na niepowtarzalny klimat czy też odwzorowanie Grze nie można odmówić ani klimatu, ani warstwy historii – a nam jako widzom czy graczom nie pozostadźwiękowej, ani ogólnie pojętego gameplayu – gra się je nic innego, jak tylko przestawić się na taką kulturalpo prostu bardzo przyjemnie, a zadania, mające na celu ną ewolucję i zamiast wyśmiewać kolejne komputeroprzybliżenie nas do wyjścia z nieprzyjaznego szpitala, są na tyle różnorodne, że nie znudzą się nawet przy dłuż- we duchy, docenić to, że zawsze mogliśmy paść ofiarą bezzębnego niedźwiedzia. szych maratonach. Te jednak raczej się nie zdarzą, gdyż Outlast bardzo się stara, aby gracz nie czuł się bezpieczny czy pewny tego, co stanie się za chwilę. Godnymi wspomnienia są oskryptowane sytuacje, którymi gra jest naMarcin Pabian szpikowana. Fani tradycyjnych horrorów, przygotowani na wyskakujące zza pleców macki mogą się pozytywnie rozczarować – tutaj czegoś takiego się raczej nie Student filmoznawstwa i wiedzy o nowych mediach. Lubi jazz, uświadczy. Za to niejednokrotnie zdarzy się, iż ktoś na- kino science-fiction i gry komputerowe. Nie lubi pisać o sobie.
43 KULTURA
G
W dziale specjalnym Magazynu Spectrum publikujemy zwycięskie fotografie wyróżnione w Ogólnopolskim Studenckim Konkursie Fotograficznym
„Głębia Spojrzenia", organizowanym przez Koło Naukowe Studentów Dziennikarstwa UJ. Przez jury konkursu, gromadzące wybitnych ekspertów i praktyków, oceniane były cykle fotoreporterskie, fotografia publicystyczna i newsowa. Jako patron wydarzenia, gorąco zachęcamy do udziału w kolejnych edycjach konkursu!
G
łębia spojrzenia
Miejsce I: Karol Pałka – bez tytułu (1)
Historie prawdziwe – fotoreportaż
Miejsce I: Karol Pałka – bez tytułu (2)
Miejsce I: Karol Pałka – bez tytułu (3)
Miejsce II: Mikołaj Konkiewicz – Stumilowy las (1)
Historie prawdziwe – fotoreportaż
Miejsce II: Mikołaj Konkiewicz – Stumilowy las (2)
Miejsce II: Mikołaj Konkiewicz – Stumilowy las (3)
Miejsce III: Sylwia Curzydło – Venezia (1)
Historie prawdziwe – fotoreportaż
Miejsce III: Sylwia Curzydło – Venezia (2)
Miejsce III: Sylwia Curzydło – Venezia (3)
Miejsce I: Kamil Kotliński – Targowisko na torach
Subiektywnie w obiektywie – fotografia publicystyczna
Miejsce II: Bożena Urban – Porzucone nadzieje
Miejsce III: Katarzyna Mordarska – Trud życia prawdziwy
Miejsce III: Katarzyna Cieślik – Poza sezonem
Z prędkością światła – fotografia newsowa
Wyróżnienie: Marta Jeżakowska – What are you looking for
Wyróżnienie: Gabriela Piechnik – Dzień dobry, Europo
Wielka wojna na LubelszczyĹşnie oczami cywila
58
Niemiecka marynarka wojenna wobec traktatu wersalskiego
62
H
H
istoria
Wielka Wojna na Lubelszczyźnie oczami cywila Rok 1914 przyniósł wybuch I wojny światowej, która ogarnęła również ziemie polskie, podzielone między trzech zaborców. Okres ten obfituje w liczne relacje opisujące przebieg walk, życie codzienne żołnierzy i cywili, mieszkańców miast i wsi. Jedną z nich jest wspomnienie Jana Zająca zatytułowane „Bitwa na polach Tarnawki”. Tekst ten stanowi opis walk rosyjsko-austriackich stoczonych w dniach 7–9 września 1914 r., będących częścią tzw. ofensywy galicyjskiej, jak również wydarzeń bezpośrednio je poprzedzających. Ręczny odpis wspomnień znajduje się obecnie w posiadaniu Gminnej Biblioteki Publicznej w Wysokiem oraz jest udostępniony w internecie w postaci skanu. Relacja jest interesująca przede wszystkim ze względu na swą unikalność (historycy nie dysponują licznymi pisanymi relacjami sporządzonymi przez chłopów) i stanowi świetne źródło do badania mentalności i świadomości historycznej mieszkańców polskiej wsi początku XX wieku.
Jan Zając najprawdopodobniej był chłopem i urodził się w Tarnawce. W 1914 roku miał niespełna 12 lat. Swoje wspomnienia spisał dopiero w 1927 roku, a więc w wieku 25 lat, opierając się na własnej pamięci, notatkach i informacjach uzyskanych od innych mieszkańców wsi. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że wobec upływu 13 lat, mimo starań autora, opis wydarzeń może okazać się w wielu miejscach niezgodny z rzeczywistością. Tekst rozpoczyna się krótkim opisem sytuacji w Tarnawce jeszcze przed wybuchem I wojny światowej. Jan Zając zwięźle przedstawia stan edukacji dzieci i stosunek Ruskiego zaborcy do używania języka polskiego. Być może w ten sposób pragnie usprawiedliwić liczne niedoskonałości językowe, stylistyczne i ortograficzne, z których zapewne autor zdawał sobie sprawę. W dalszej części następuje niezbyt zręczne przejście do opisu wydarzeń z 1914 roku, bezpośrednio poprze-
58
dzających rozpoczęcie działań wojennych na Lubelszczyźnie. Przybycie armii austriackiej w okolice Tarnawki zbiegło się w czasie z początkiem żniw. Zającowi udaje się uchwycić niezwykłą atmosferę tamtych dni: Chodź żniwa były pilne jakoś niejednego strach przejmował i robota szła w polu wolniejszym tempem. Już w tym momencie zauważyć można, że autor dużo swobodniej czuje się, opisując przebieg prac polowych niż czegokolwiek związanego bezpośrednio z działaniami wojennymi. Dalej tekst omawia przygotowania żołnierzy rosyjskich do odparcia ataku austriackiego oraz ich ucieczkę ze wsi na północ. W ten sposób zakończyła się pierwsza faza bitwy: pierwsza potyczka ucichła na polach Tarnawki. (…) większej bitwy na razie nie było. Bardzo ciekawy jest opis stacjonowania we wsi wojsk austriackich. Autor tekstu stwierdza wprawdzie, że szkody większej nie robili (…) tylko koniczyne i owies zabierali dla koni, jednakże mieszkańcy Tar-
pisać tego czego niewiem. Tego rodzaju dbałość o poprawność merytoryczną pisanego tekstu świadczy o zrozumieniu przez autora ogromnego znaczenia zapisywanych treści jako – być może jedynego w swoim rodzaju – źródła historycznego, z którego korzystać będą przyszłe pokolenia. Jak wynika z opisu autora, rozpoczęcie bitwy było zaskoczeniem dla Austriaków. W ten właśnie sposób zaczeła się piekielna muzyka (…) szły kule ponad wsią i do wioski. Tekst nie przedstawia opisu walki, prezentuje raczej jej odbiór przez mieszkańców Tarnawki, wspominając szkody wyrządzone przez walące się budynki czy drzewa, niepokój wśród zwierząt domowych i dzikich. Można przypuszczać, że bitwa toczona przez dwie wrogie armie na terenie własnej wsi była dla niewykształconych rolników spełnieniem ich wyobrażeń o apokalipsie, czego potwierdzenie odnaleźć można w słowach: Ludzie (…) modlili się zdjęci strachem aby Bóg ich nie karał bo był to dla nich jak koniec świata. Sam opis bitwy nie wskazuje jednoznacznie, która z walczących stron utrzymyak wynika z opisu autora, rozpoczęcie bitwy było zaskoczeniem dla Austria- wała przewagę (choć Zając ków. W ten właśnie sposób „zaczeła się piekielna muzyka (…) szły kule po- wspomina o wyczerpanych żołnierzach armii austriacnad wsią i do wioski”. kiej, którzy pod osłoną nocy rannych żołnierzy austriackich na terytorium monar- odpoczywali i przyrządzali posiłki w mniej zniszczochii habsburskiej kwituje Zając słowami: jęk przeraźli- nych chałupach). Ostateczne zwycięstwo Rosjan autor wy dochodził do uszu każdego we wsi. Trudno wyroko- ukazuje poprzez umieszczenie informacji o wycofaniu wać, czy pobici wojacy zachowywali się w rzeczywisto- się Austriaków i opis pobojowiska, z którego miejscowi zbierali odłamki metali. Żołnierze rosyjscy przymusili ści tak głośno, czy też jest to próba użycia hiperboli; być chłopów z Tarnawki do pomocy w grzebaniu zwłok pomoże w ten sposób autor starał się nadać swojemu ległych (należy przypuszczać, że znajdowali się wśród tekstowi znamiona literackości. W tym miejscu autor znowu odchodzi od głównej tematyki swoich wspo- nich zarówno Rosjanie, jak i Austriacy). Tekst zawiemnień i opisuje postępy w pracach polowych. Wspo- ra opis pierwszego cmentarza wojennego, który przemina też o licznych rabunkach na mieszkańcach, ja- trwał tylko kilka miesięcy. Już na wiosnę 1915 roku przyjechał Ruski inżynier (…). Przyjechał tak że Ruski dukich dokonywali wycofujący się ze wsi Austriacy, żeby chowny Pop prawosławny (…). Mieli robić cmentarz (…). Rus niemiał co brać. Na tle tych raczej niewyszukanych Temu cmentarzowi autor poświęca bardzo dużo uwasformułowań dziwić może wyrażenie słońce oświeciło gi (zapewne jako jedynej trwałej pamiątce po minionej niebieskie mundury żołnierzy. bitwie). W pracach przy tworzeniu cmentarza uczestW dalszej części wspomnień następuje bardzo niczyli nie tylko mieszkańcy Tarnawki, ale i innych okoszczegółowy i dokładny opis pozycji zajmowanych licznych wsi (między innymi Wysokiego i Żółkiewki, przez obie armie. Jan Zając używa tutaj wielu nazw własnych, którymi posługiwali się mieszkańcy Tar- łącznie z trzech gmin). Budowa cmentarza przedłużała nawki w początkach XX wieku, a których próżno szu- się i nie udało się jej ukończyć przed ponownym zajęciem Lubelszczyzny przez monarchię austro-węgierkać na oficjalnych mapach. Ten, zdawałoby się, suchy opis, kończy się jednym z najbardziej ujmujących czy- ską. Według Jana Zająca Austriacy postanowili zmniejszyć powierzchnię cmentarza, na której to prace nie telnika stwierdzeń autora: tego się nie dowiedziałem zostały zakończone. Ostateczny swój kształt cmen(…) mało napisałem bo mało wiedziałem więc nie moge
nawki bali się Austriaków, którzy mówili po niemiecku i byli gorsi niż Ruscy. Znamienne są zapisane przez Zająca słowa żołnierzy austriackich do Polaków: Już my Rusa pobijem, już wy nasze będziecie i Lublin nasz! Zastanawiający jest tu fakt wzajemnego zrozumienia języków – autor wyraźnie stwierdza, że Polacy i Rosjanie potrafili się porozumieć. Opisuje nawet sytuację, gdy rosyjski żołnierz przychodzi do piwnicy, gdzie Jan schował się wraz z rodziną w trakcie pierwszej fazy bitwy, i przytacza jego słowa. Trudno to wytłumaczyć nawet oczywistymi podobieństwami między językami polskim i rosyjskim. Z drugiej strony, można przypuszczać, że przytoczone wyżej stwierdzenie-groźbę żołnierze austriaccy wypowiedzieli po polsku, zresztą sam Zając w dalszej części wspomnienia mówi o Austriakach: wcale nie rozumieli plskiej mowy i przed nimi się nie wytłumaczyłeś. Szybko doszło do ofensywy wojsk rosyjskich, co miało swoje odbicie w sukcesach w walkach z Austriakami w okolicach Lublina. Opis furmanek przewożących
J
60
tarz uzyskał dopiero kilka lat po zakończeniu działań wojennych (autor nie podaje dokładnej daty). Wspomnienie kończy się uzupełnieniem dodanym w roku 1960, a więc 46 lat po bitwie i 33 lata po powstaniu zasadniczej części tekstu (Jan Zając miał wtedy 58 lat). Dotyczy ona przede wszystkim zmian topograficznych na terenie Tarnawki i okolicznych wsi, mówi też o dalszych losach wojennego cmentarza. Jan Zając był z pewnością człowiekiem niewykształconym. Jego opis wydarzeń dotyczących walk pod Tarnawką jest pełen różnego rodzaju błędów: języko-
wych, gramatycznych, ortograficznych, interpunkcyjnych (w dwudziestostronicowym tekście użytych zostało zaledwie kilka przecinków). Mimo tego nie można odmówić mu dużego talentu pisarskiego – podjął się trudnego zadania przekazania innym swoich wspomnień sprzed kilkunastu lat dotyczących ważnego wydarzenia historycznego, którego był świadkiem. Jego praca stanowić może wartościowe źródło historyczne, ale raczej dla badacza zajmującego się dziejami mentalności, świadomości społecznej niż historią I wojny światowej czy, szerzej, historią wojskowości.
Piotr Dyguś Student III roku historii oraz I roku filologii szwedzkiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Interesuje się historią XIX i XX wieku, szczególnie problemem obecności historii w literaturze.
61POLITYKA
Niemiecka marynarka wojenna wobec traktatu wersalskiego W tym roku obchodzimy 95. rocznicę zakończenia obrad konferencji pokojowej, która doprowadziła do powstania traktatu wersalskiego – dokumentu kończącego dla Niemiec I wojnę światową, podpisanego 28 czerwca 1919 roku. Traktat miał doniosłe skutki dla tego kraju, lecz również dla jego sąsiadów. W tym artykule zostanie pokrótce omówiony wpływ, jaki wywarł ten dokument na jeden z ówczesnych niemieckich rodzajów sił zbrojnych, czyli marynarkę wojenną.
Postanowienia traktatowe były szczególnie dotkliwe dla Reichsmarine, bo tak nazwano nową, republikańską marynarkę wojenną, powstałą w miejsce cesarskiej. Z miejsca w czołówce światowych mocarstw morskich (po Wielkiej Brytanii) Niemcy zostały zepchnięte do drugiej, jeśli nie trzeciej ligi. Traktat pozwalał na zachowanie jedynie najstarszych okrętów w sile sześciu pancerników, sześciu krążowników, dwunastu niszczycieli i liczby tylu samo torpedowców, a także niewielkiej liczby jednostek tych klas w rezerwie, czyli – ogółem – nędznego ułamka dawnej potęgi. Zabraniał posiadania innych kategorii uzbrojenia, w tym najnowocześniejszych: okrętów podwodnych i lotnictwa morskiego. Powołano także Międzysojuszniczą Komisję Kontroli, która miała odpowiadać za nadzór nad niemieckimi zbrojeniami. Obostrzenia te miały trwale wykluczyć Niemcy z rywalizacji morskiej. Powrót do dawnej pozycji byłby tym trudniejszy, że flota wojenna, by zostać odbudowaną, wymaga znacznie większych nakładów środków i czasu niż lądowe czy powietrzne siły zbrojne. Jako dowód wystarczy przytoczyć lata 1935–1940,
62
kiedy nazistowskie już Niemcy były zdolne przygotować Wehrmacht do rozprawy z francuskimi oraz brytyjskimi armiami i lotnictwem, na morzu jednak mogły jedynie pokusić się o zwalczanie wrogiej żeglugi handlowej, a nie floty wojennej. Taka wysoce niekomfortowa sytuacja postawiła korpus oficerski w zdecydowanej opozycji do traktatowych ograniczeń. Kolejni głównodowodzący marynarki wojennej, jeżeli pozwalała na to koniunktura, podejmowali mniej lub bardziej zakamuflowane próby obejścia znienawidzonych postanowień. Póki jednak funkcjonowała kontrolowana w dużej mierze przez Francuzów komisja, wszelkie przedsięwzięcia były trudne do przeprowadzenia. Pierwsze z budowanych (dla zastąpienia starych) niemieckich okrętów faktycznie spełniały limity wielkości narzucone w Wersalu. Gdy tylko sytuacja międzynarodowa uległa rozluźnieniu – dzięki traktatowi z Locarno i pojednawczej wobec aliantów polityce ministra Gustava Stresemanna – komisja zakończyła działalność, a stało się to dokładnie na początku 1927 roku. Był to prezent, na jaki od dawna czekała elita Reichsmarine.
na, zdolna zatopić nawet ogromne jednostki (choćby austro-węgierski pancernik „Szent István”). Lohmann zadbał więc o zachowanie możliwości prowadzenia doświadczeń z tym obiecującym środkiem bojowym także w okresie międzywojennym. Nie mogło być również mowy o wprowadzeniu na stan Reichsmarine stawiaczy min. Miny morskie zademonstrowały już swoją wysoką skuteczność w zwalczaniu przeciwnika, co państwa Ententy odczuły boleśnie podczas operacji inwazyjnej w Dardanelach oraz w wielu innych przypadkach. Trudno byłoby jednak ukryć posiadanie stosunkowo dużych w porównaniu z niewielkimi ścigaczami stawiaczy min. Niemcy wykorzystali więc posiadane okręty, przede wszystkim wspomniane już krążowniki, wyposażając je w odpowiednią aparaturę i charakterystyczną ściętą rufę, by w razie konieczności mogły być użyte do prowadzenia wojny minowej. Wreszcie, aby dopełnić listę zawierającą już chyba wszystkie możliwe metody obejścia zakazów ujętych w traktacie wersalskim, przystąpiono do organizacji lotnictwa morskiego. aniżanie w oficjalnych danych faktycznej wielkości okrętów weszło w koń- Oczywiście i w tym przypadku nie można było cu Niemcom w nawyk – dokonywali tego choćby w roczniku morskim „Weyers” działać otwarcie, zastojeszcze podczas II wojny światowej. sowano więc zręczny wyprzełożonych został niejako „zawodowcem” w dzie- bieg. Dopuszczalne było posiadanie przez Niemcy ardzinie łamania i obchodzenia traktatu wersalskie- tylerii przeciwlotniczej; sam fakt jej istnienia powogo. W 1922 roku zaangażował się on w Hadze w po- dował jednak konieczność odbywania ćwiczeń. Aby takowe przeprowadzić, niezbędne są oczywiście cele wstanie Ingenieurskantoor vor Scheepsbouw – biura projektowo-konstrukcyjnego, oficjalnie będącego pry- powietrzne. Założono więc dwie „niezależne” firmy, Luftdienst G.m.b.H. oraz Severa, które dostarczały ofiwatnym holenderskim konsorcjum, które zajmowało się projektowaniem komercyjnym m.in. okrętów pod- cjalnie cywilne, nie wojskowe, samoloty do holowania wodnych dla państw trzecich. W rzeczywistości udzia- takich celów. W 1928 roku w podobny sposób zorganizowano także w Travemünde koło Lubeki bazę testołowcami były tam firmy niemieckie, a zaangażowani wą wodnosamolotów, oficjalnie również niezwiązaną przez Lohmanna inżynierowie, realizując zamówienia z marynarką wojenną. Samoloty, którymi dysponowadla Hiszpanii, Turcji, Finlandii czy Związku Sowieckiego, no, dzięki tej przykrywce stanowiły dla lotników idealw rzeczywistości zbierali doświadczenia dla przyszłej ną szansę na zdobycie doświadczenia, a także rozpoodbudowy U-Bootwaffe w Niemczech. Teoretycznie prywatną inicjatywą rzutkiego koman- znania możliwości zwiadowczych lotnictwa na morzu. Komandor Lohmann angażował się także w przeddora było również podjęcie w roku 1924 współpracy z niewielką stocznią Lürssen w Vegesack, dziś dzielni- sięwzięcia mniej bezpośrednio związane z produkcją cy Bremy. Zorganizował on tam własną „flotyllę Loh- środków bojowych. Należały do nich malwersacje fimanna” – niewielką grupę ścigaczy torpedowych, za- nansowe i defraudacja państwowych pieniędzy. Było tak w przypadku zawłaszczenia środków wydziału kamuflowanych jako motorówki, jednostki sportowe itp. Traktat nie pozwalał Niemcom na posiadanie ta- transportowego marynarki wojennej na rzecz działalkich okrętów, pokazały one jednak swój znaczny po- ności haskiego biura konstrukcyjnego. Podobny scetencjał podczas minionej wojny jako broń dywersyj- nariusz powtórzył się w sprawie tzw. funduszu Ruh-
Do najpoważniejszych wykroczeń, jakich się wtedy dopuszczano, należało zatajanie rzeczywistych rozmiarów budowanych okrętów. Pancernik (tzw. kieszonkowy) „Deutschland”, którego budowę rozpoczęto w 1929 roku, oficjalnie mieścił się w górnym limicie wyporności 10000 ton, w rzeczywistości jednak jego wyporność wynosiła 11700 ton. Lekkie krążowniki, zamiast dopuszczalnych 6000 t, sięgały 6515-6650 t. Nie inaczej było z mniejszymi kategoriami. Te około dziesięcioprocentowe zwyżki mogły być oczywiście wykorzystane do zwiększenia potencjału bojowego jednostek – większy zapas paliwa, dodatkowe opancerzenie. Zaniżanie w oficjalnych danych faktycznej wielkości okrętów weszło w końcu Niemcom w nawyk – dokonywali tego choćby w roczniku morskim Weyers jeszcze podczas II wojny światowej. Przekroczenia nie ograniczały się jednak tylko do okrętów dopuszczonych przez traktat i dość prymitywnego fałszowania danych. Wkrótce z szeregów marynarki wojennej wyłonił się komandor Walter Lohmann – wybitny specjalista, który za cichym przyzwoleniem
Z
63POLITYKA
N
ry – kwoty przeznaczonej kierowieskrywana nienawiść niemiec- przykładzie marynarki wonictwu Reichsmarine na wypakich sił zbrojnych do upokarza- jennej, prawnie pozbawionej dek eskalacji konfliktu z francu- jących warunków traktatu wersal- licznych nowoczesnych środskim okupantem w Zagłębiu Ruhry skiego wraz z demoralizującym wpły- ków prowadzenia wojny morw 1923 roku. Do krytycznego roz- wem przyzwolenia na jego drobniej- skiej. Naturalną reakcją wobec takiego stanu rzeczy była woju wypadków jednak nie doszło sze czy poważniejsze przekroczenia próba kompensacji – trudi Francuzi nie doprowadzili do oku- legły u podstaw poparcia udzielonego pacji większej części niemieckie- przez wojskowych narodowym socja- no się spodziewać, by pokornie przyjęto nałożone ogrago terytorium, a mimo to pieniądze listom w latach trzydziestych. niczenia, zwłaszcza w krazwrócone nie zostały. ju, w którym jeszcze niedawno marzono o sięgnięciu Do poważnego kryzysu doszło latem 1927 roku, gdy wybuchła tzw. afera Lohmanna. Niemiecka pra- po prymat w rywalizacji z Wielką Brytanią. Skoro takie sa odkryła, że z funduszy marynarki wojennej zna- zapędy były nieuniknione, jedynym wyjściem byłaby ny nam oficer finansował działalność przedsiębior- restrykcyjna i bezwzględna kontrola wszelkiej działalstwa filmowego Phoebus-Film AG, kręcącego pro- ności zbrojeniowej w Niemczech. Zamiast tego wybrano stopniowe ograniczanie tej kontroli, aż do jej prakdukcje o charakterze propagandy nacjonalistycznej. W miarę ujawniania kolejnych nielegalnych aspek- tycznej likwidacji, do czego przede wszystkim przyczyniła się Wielka Brytania, uważając nadmierny wzrost tów działalności Lohmanna skandal przybierał na sile, co w końcu doprowadziło do dymisji ministra Re- znaczenia Francji kosztem Niemiec za niepożądany. Takie postępowanie miało też znacznie bardziej złoichswehry, Otto Gesslera, i szefa kierownictwa Reichsmarine, admirała Hansa Zenkera, oraz likwidacji bu- wieszcze skutki. Nieskrywana nienawiść niemieckich sił zbrojnych do upokarzających warunków traktatu dżetu nadzwyczajnego marynarki wojennej. Nie był to jednak definitywny koniec łamania trak- wersalskiego wraz z demoralizującym wpływem przyzwolenia na jego drobniejsze czy poważniejsze przetatu wersalskiego, wręcz przeciwnie. Badacze do dziś kroczenia legły u podstaw poparcia udzielonego przez spierają się co do ustaleń, ile rząd Rzeszy wiedział do wojskowych narodowym socjalistom w latach trzywybuchu afery Lohmanna o nielegalnej działalności dziestych. Marynarka wojenna, stosunkowo bardziej Reichsmarine. Nie ma jednak wątpliwości, że następcy egalitarna od arystokratycznych, „junkierskich” sił ląGesslera i Zenkera, generał Wilhelm Groener i admirał dowych, związała się z Hitlerem nawet bardziej – na Erich Raeder, po zatuszowaniu skandalu przystąpili do tyle, że następcą wodza po jego śmierci został Wielkontynuowania niektórych przedsięwzięć, tym razem jednak pod pełną kontrolą ministerstwa. Nowy głów- ki Admirał Karl Dönitz. Aby przekonać oficerów, nie trzeba było wiele – wystarczyło, żeby NSDAP wyrazinodowodzący otwarcie zresztą przyznaje to w swoich, ła poparcie dla dotychczasowej nielegalnej działalnowydanych już po II wojnie światowej, wspomnieniach. ści Reichsmarine, by wreszcie po dwóch latach u właJakie wnioski wynikają z analizy nieprzestrzegania postanowień traktatu wersalskiego przez Reichsma- dzy wypowiedzieć traktat wersalski. Ten scenariusz rine? Można się przychylić do opinii krytyków trakta- był jednak możliwy dzięki – albo raczej z winy – niekonsekwencji mocarstw zachodnich. tu – był on zbyt dotkliwy dla pokonanych, co widać na
Dominik Wingert Ur. 1990, student historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor pracy dyplomowej pt. „Migracja polska na wyspę Wolin” 1945–1948. Zajmuje się historią polityczną i militarną XX wieku ze szczególnym uwzględnieniem tematyki wojenno-morskiej. Interesuje się m.in. modelarstwem, fantastyką i kinematografią.
64