![](https://assets.isu.pub/document-structure/200302090440-170c430b866cd92e73a5214fedbcb212/v1/915aec09d440f65d9f38a00108bb9407.jpg?width=720&quality=85%2C50)
3 minute read
MARIA KRZEŚLAK-KANDZIORA Bookowski przewodnik
W „starym roku” czytałam nie tylko nowości. Przypomniałam sobie o Hubercie Klimko-Dobrzanieckim, odnalazłam komiks, polecony przez znajomego ilustratora, wreszcie – odkryłam dla siebie Zbigniewa Wodeckiego. 2019 był rokiem wielu niespodzianek i archeologicznych literackich odkryć.
Kamil Bałuk, Wacław Krupiński Wodecki. Tak mi wyszło wyd. Agora, 2018
Advertisement
Tak nam wyszło W zimnym styczniu na liście przebojów królował u nas Zbigniew Wodecki, a właściwie książka Kamila Bałuka i Wacława Krupińskiego. Przyczyna była prosta – zaprosiliśmy Kamila do Winiarni pod Czarnym Kotem, żeby o Wodeckim pogadać. Chciałam go spytać, co mu się stało, że postanowił poświęcić uwagę estradowemu śpiewakowi? „Wiesz, to jest tak, jakbyś całe życie pił tylko wino Sofia, a ktoś cię nagle poczęstował takim za sto pięćdziesiąt
złotych. Wino się kończy, a ty myślisz: « Jezu! Co tu się właśnie wydarzyło?!»” – ten cytat doskonale oddaje nie tylko stan ducha Wodeckiego, ale też to, jak tę historię się czyta. Bałuk puentuje rozdziały mistrzowsko, aż miałam ciarki i mnóstwo frajdy. A to jest książka o Zbigniewie Wodeckim, który mnie nie fascynuje, choć zawsze myślałam o nim ciepło, bo pięknie grał i był na scenie zupełnie wyjątkową postacią. W książce mówią o nim: „Estradowy snajper, z charyzmą i fasonem, perfekcjonista ze słuchem absolutnym”. Kim był Zbigi, co wydarzyło się między Wodeckim a niepokornym zespołem Mitch&Mitch? Płytę 1976: A Space Odyssey dostałam pod choinkę, jeździ ze mną samochodem, śpiewam chórki, kląskam, wciąż się zachwycam. To jest antydepresant w czystej postaci.
tekst i zdj ęcia: Maria Krześlak-Kandziora / czytelniczka, właścicielka księgarni Bookowski w poznańskim Centrum Kultury Zamek; w Agencji Autorskiej Opowieści zajmuje się koordynacją spotkań autorskich z fajnymi pisarzami.
![](https://assets.isu.pub/document-structure/200302090440-170c430b866cd92e73a5214fedbcb212/v1/766c67224eb98197c5bcd7d976a226a7.jpg?width=720&quality=85%2C50)
Frederik Peeters Niebieskie pigułki tłum. Wojciech Birek, wyd. II, Timof, 2016
Niebieskie pigułki Niebieskie pigułki są historią kochania się ludzi, mających świadomość, że we krwi jednego z nich mieszka wirus HIV. Nie zapomnicie pięknych oczu głównej bohaterki i prostych, a kolosalnie trudnych rozmów o miłości. Uwielbiam postać lekarza, który rozprawia się z mitami o HIV. Powieść jest miłosną historią, historią życia mimo czającego się lęku o przyszłość, chlaśnięciem w twarz rachunkiem prawdopodobieństwa. Co jeśli mi, co jeśli ja, co jeśli medycyna… Powieść o HIV w naturalny sposób otwiera furtkę do rozmów bohaterów/czytelników o seksie – bezpiecznym, etycznym, koniecznym lub niekoniecznym. Tak istotna sfera życia lubiących się ludzi zostaje poddana drobiazgowej analizie, przewartościowana i ułożona na nowo. Z zaskoczeniem stwierdzacie, że po lekturze to wcale nie dyskusje o tym, czy w „gumce”, czy bez zostają Wam w głowie, tylko to morze czułości trójki bohaterów względem siebie. Trójki, bo jest tu ona, on i czteroletni on. Czteroletni on też ma we krwi gościa. Niebieskie pigułki są mistrzowsko rozpisane i rozrysowane. Chylę czoła i zachęcam do zmierzenia się z medium komiksu.
![](https://assets.isu.pub/document-structure/200302090440-170c430b866cd92e73a5214fedbcb212/v1/9dc25e019b957f5b9664116b23f5dfbf.jpg?width=720&quality=85%2C50)
Hubert Klimko-Dobrzaniecki Zostawić Islandię wyd. Noir sur Blanc, 2016
Zostawić wyspę W czerwcu pojechaliśmy na Islandię. Jadąc na wyspę, bardzo chcieliśmy trochę poczytać. Żeby patrzeć i rozumieć, chłonąć mocniej, bardziej. Nic nam się nie podobało. Ostatecznie czytaliśmy collinsa (najlepszy przewodnik dla ptasiarzy), mapy, islandzką poezję w tłumaczeniu na angielski oraz Zostawić Islandię Klimko-Dobrzanieckiego. To bardziej o nim niż o Islandii. Może dlatego nie sili się na opisy „bolesnego piękna” wyspy, tylko raczej swobodnie prowadzi nas przez historię swojego jedenastoletniego pobytu na „pępku świata”. Islandia to dla mnie miejsce, w którym widać naskórek ziemi, żyły i spękania. Obnażona geologia, bezwstydne sedno powstawania planety. Chyba najbardziej podobała mi się droga autora na wyspę, o której w komunistycznej Polsce nikt nie myślał, może nawet nie wiedział... Potem Klimko idzie w standard, pisząc o kucach vel koniach, tysiącach maskonurów na klifach zachodnich. Jednak Zostawić Islandię miało dla mnie jedną zasadniczą wartość – książka przypomniała mi, że w Polsce są świetni pisarze z fascynującą frazą. To nie był w ogóle bestseller, ale istotny epizod lekturowy.