7 minute read
DANUTA MIZGALSKA Mój uśmiech losu
Wrażliwa i czarująca osobowość. Emanująca niebywałym ciepłem i dobrem. O delikatnej barwie głosu. Danuta Mizgalska – rodowita poznanianka, opowie o sentymentalnych dla siebie miejscach, początkach swojej kariery muzycznej w stolicy Wielkopolski, o podróżach tych dalekich i powrotach w rodzinne strony, C aby tu odnaleźć spokój i poczucie spełnienia. rozmawia: Magdalena Ciesielska | zdj ęcia: Archiwum artystki, DiGi Touch Czym dla Pani jest Poznań? Tu jest Pani miejsce, tu jest Pani dom – parafrazując słowa przeboju „Casablanka”? DANUTA MIZGALSKA: Jest wiele pięknych miast na świecie, które widziałam. Nawet trochę za nimi tęsknię i lubię śmiechu. Urodziłam się na Łazarzu, gdzie w tamtych latach mieszkało wiele późniejszych gwiazd, artystów, ludzi kultury: śp. Ania Jantar, Halina Frąckowiak, Edward Hulewicz, Ryszard Kaja. Wszystkich nie sposób wymienić. do nich wracać, ale Poznań jest moim miejscem na Ziemi. Tu się urodziłam, tu czuję się u siebie. Spacerując Czy ma Pani swoje ulubione miejsca w Poznaniu? ulicami starych poznańskich dzielnic – Łazarz, Jeżyce, Oczywiście, w dużej mierze te nostalgiczne, związane Wilda – lubię słuchać charakterystycznej melodii z okresem dzieciństwa i młodości, na przykład Rynek języka zabarwionego dawną poznańską gwarą. Czasem Łazarski, latem pachnący owocami i warzywami, na który sama też używam słów w gwarze poznańskiej, które często chodziłam z babcią, z koszykiem i siatką z matepamiętam z rodzinnego domu. Niekiedy mówię gwarą riału, jakie to było ekologiczne! (śmiech). Wracałam zawsze do wnuków, które nic nie rozumieją, jest wtedy dużo z bukietem ogrodowych kwiatów, których teraz już prawie
Jest wiele pięknych miast na świecie, które widziałam. Nawet trochę za nimi tęsknię i lubię do nich wracać, ale Poznań jest moim miejscem na Ziemi. Tu się urodziłam, tu czuję się u siebie.
Advertisement
nie ma, bo nikt ich nie uprawia, a moja miłość do kwiatów została do dziś. W części rynku był rodzaj małego bazaru, na którym można było kupić i sprzedać wszystko, począwszy od różnego rodzaju staroci, a skończywszy na nowościach przywiezionych z zagranicy. Tam z kolei lubił zaglądać mój ojciec. Babcia powiedziałaby, że były tam różnego rodzaju klunkry i matyklosy. (śmiech) Drugim takim miejscem jest Palmiarnia – zwłaszcza zimą, gdzie zawsze jest ciepło i egzotycznie zielono. Można tam usiąść z ulubioną książką lub w kawiarence obok wypić kawę. Park Wilsona za mojego dzieciństwa był parkiem Kasprzaka i było tam dużo kwiatów. Lubię popatrzeć na piękny pałacyk Radia Merkury, teraz Radia Poznań, w którym jeszcze od czasu do czasu goszczę. Tam właśnie narodził się mój przebój pt. „Tylko jeden dom – Casablanka”. Jest wiele miejsc w Poznaniu, które lubię i często odwiedzam, na przykład Rynek Jeżycki. Podziwiam piękne stare kamienice na Jeżycach, spaceruję po Parku Sołackim, starym Sołaczu. Bliski jest mi także Stary Rynek z naszym pięknym ratuszem, gdzie w ciepły letni wieczór lubię z przyjaciółmi wypić wino w ogródku.
Spotkanie Jerzego Miliana i Zbigniewa Górnego pozwoliło Pani rozwinąć skrzydła?
Jakże nie kochać tego miasta, kiedy tu się wszystko zaczęło. Tu rozpoczęła się moja droga artystyczna, tu spotkałam ludzi, którzy mi tę drogę utorowali. Najpierw szkoła średnia, Technikum Łączności i dynamiczny nauczyciel śpiewu Jerzy Dabert, który organizował koncerty szkolne i pozaszkolne, na które byłam często zwalniana z lekcji. Oczywiście ucierpiała na tym matematyka. (śmiech) Potem amatorskie śpiewanie w DKMO „Olimpia" i tam pierwsze spotkanie z Jerzym Milianem, na jednym z moich występów, co zaowocowało pierwszym nagraniem jego piosenki, w budynku Radia Merkury. Tytułu i piosenki już nie pamiętam, ale pamiętam piękną solówkę graną przez J. Miliana na wibrafonie. Potem Jerzy Milian został szefem Studia Sztuki Estradowej przy Poznańskiej Estradzie, w którym rozpoczęłam naukę. Po ukończeniu związałam się z Estradą Poznańską i rozpoczęłam pracę koncertową. Koncertów śpiewałam wtedy bardzo dużo.
Czy los się wciąż do Pani uśmiecha i słońce ma Pani „przez cały rok” tak jak śpiewa Pani w jednej ze swoich piosenek?
Tak! Uśmiech i pogoda ducha towarzyszą mi nieustannie. Mogę powiedzieć, że los się do mnie uśmiechnął, bo otrzymałam piosenkę pt. „Nasz uśmiech losu". Kompozycję poznańskich autorów H. Kuczyńskiego i L. Konopińskiego, którą nagrałam w Studio PRiTV w Katowicach z orkiestrą J. Miliana. Ta piosenka stała się przebojem popularnej wówczas audycji „Lato z Radiem". Potem były kolejne piosenki, które zdobywały czołowe miejsca na radiowych
listach przebojów. „Może ja, może Ty”, „Dziewczyna taka jak ja" i inne. Były też pierwsze płyty winylowe wydane przez Tonpress.
Ś p i e wa ł a P a n i w p r o g r a m a c h t e l e w i z y j nyc h Mieczysława Fogga i Jerzego Połomskiego, artystów o przepięknej barwie głosu, wykonujących utwory przepełnione wartościowymi tekstami. Jak wspomina Pani współpracę z tymi artystami?
Estrada Poznańska zorganizowała jubileuszowy program na 50-lecie pracy estradowej Mieczysława Fogga w reżyserii S. Mroczkowskiego i choreografii E. Wesołowskiego, do udziału w którym zostałam zaproszona. Bardzo mile wspominam koncerty z panem Mieczysławem. Zawsze pełne sale wypełnione do ostatniego miejsca, kilkakrotne bisy, publiczność wstającą z miejsc na zakończenie programu i pierwszy wyjazd poza kraje tak zwanego obozu socjalistycznego, czyli do Niemiec Zachodnich. Graliśmy wówczas dla Polonii, oprócz wspaniałej atmosfery na koncertach pamiętam zapach i kolor jakże innego wtedy świata. Teraz mamy ten świat u siebie. Potem był wyjazd na długą trasę koncertową po ZSRR z Jerzym Połomskim. Duża kultura sceniczna, wspaniała publiczność i ogromne sale koncertowe. Ach, rozmarzyłam się podczas tych wspomnień… (śmiech)
Jak dalej potoczyła się Pani kariera?
Na początku lat 80. otrzymałam propozycję kontraktu do Japonii. Zawsze fascynowały mnie dalekie podróże, a szczególnie Wschód. Po powrocie z Japonii nagrałam piosenkę „Okruchy wspomnień”, która stała się przebojem „Lata z Radiem”, potem long play pod tym samym tytułem. Lata 80. był to bardzo trudny czas. Zrobiłam sobie przerwę i wycofałam się ze sceny. Wiele podróżowałam. Były to ciekawe, dalekie podróże: Kazachstan, Chiny, Malezja, Singapur, Japonia i inne. Po powrocie nagrałam drugą płytę winylową i CD pt. „Jestem twoją Lady". Potem w kraju zaczął się kryzys, coraz mniej koncertów. Postanowiłam więc zakończyć karierę.
Co podoba się Pani w Kraju Kwitnącej Wiśni?
Diametralnie inny świat: egzotyczny, kolorowy, zatłoczony. Inna kultura, uprzejmość, karność. Jedzenie pałeczkami, sushi, sashimi, zielona herbata. Kobiety w kimonach, sztuka układania ikebany, która mnie zafascynowała i pochłonęła. Umiejętność aranżowania japońskich ogrodów na minimalnej powierzchni, nawet na maleńkim skrawku butiku. Sztuka pakowania towaru, prawie zawsze jak prezent, choć prezentem nie jest. Tokio – wielopoziomowe miasto i tłumy ludzi, porządek, uprzejmość i organizacja. Nigdy nie zapomnę gestu, który mnie tam miło zaskoczył, tzn. staruszka nadłożyła drogi, służąc mi swoim parasolem, bo spadł ulewny deszcz. Czyż to nie jest urocze?
Do którego ze swoich licznych utworów ma Pani największy sentyment? Który nuci Pani najczęściej?
Nie nucę swoich piosenek. Mam jednak duży sentyment do tych utworów, które przetrwały próbę czasu. Kiedy wykonuję je dzisiaj na koncertach i widzę uśmiech, czasem łzy wzruszenia, kiedy publiczność śpiewa ze mną teksty, jestem wtedy bardzo szczęśliwa.
Współpraca z poznańskim muzykiem Piotrem Żurowskim oraz wybitnym poznańskim tekściarzem Andrzejem Sobczakiem zaowocowała Pani powrotem na scenę i piękną, wpadającą w ucho balladą Rolling Stonesów „As tears go by”, przetłumaczoną jako „Niejedna już opadła łza”. Jak doszło do nagrania tej piosenki w polskiej wersji językowej?
W poznańskim klubie „Blue Note” został zorganizowany koncert poświęcony pamięci Andrzeja Sobczaka, który napisał wiele pięknych tekstów do moich piosenek. Mój kolega muzyk Piotr Żurowski był w posiadaniu niepublikowanego tekstu Andrzeja do ballady Rolling Stones „As tears go by”. Zaproponował mi wspólne nagranie i wykonanie tej piosenki na koncercie. Było to dla mnie ogromne wyzwanie i wielki stres wrócić po tak długiej przerwie na scenę, ale byłam to winna Andrzejowi. Udało się! Ku mojemu zdziwieniu, pojawiły się kolejne propozycje koncertowe i przekonałam się, że mam jeszcze swoją publiczność i moje piosenki nie zostały zapomniane. Nagrałam więc dwie nowe piosenki, które podobają się publiczności. To ogromna satysfakcja i wielka radość, kiedy na koncertach publiczność śpiewa razem ze mną. Często też po koncertach podchodzą do mnie osoby, opowiadają o swoim życiu i wspominają, w jakich okolicznościach moje piosenki im towarzyszyły. To dla mnie największa nagroda.
Gdzie Pani najczęściej koncertuje? Gdzie można Panią spotkać, posłuchać?
Są to koncerty kameralne. Wolę taką formę artystyczną, bo wtedy mam lepszy kontakt z publicznością. Na razie nie mam planów koncertowych. Nie wiem czy jeszcze zaśpiewam koncerty odwołane przez pandemię koronawirusa i jak dalej będzie wyglądał świat. Czy wszystko będzie odbywało się wirtualnie, czy witać będziemy się, dotykając łokciami, czy po japońsku, kłaniając? Czy koncerty będziemy oglądać tylko w Internecie? Niezależnie od tego jak dalej będzie, to z pewnością warto było wrócić na scenę i przekonać się, że mam jeszcze swoją publiczność, mogę dawać i czerpać radość z zaśpiewanych koncertów.
W jaki sposób lubi Pani odpoczywać?
Układając ikebanę, słuchając dobrej muzyki. Jakiej? To zależy od nastroju i pory dnia.
Jak zamierza Pani wykorzystać te wakacyjne letnie miesiące?
Zapewne spędzę czas na zabawach z wnukami, grając w gry planszowe lub w piłkę. Będę gotować coś dobrego i dzielić się tym z bliskimi. Odpoczywać na łonie natury, słuchając śpiewu ptaków. Pójdę z przyjaciółmi na Stary Rynek w ciepły letni wieczór, aby w miłym towarzystwie wypić lampkę dobrego wina, bądź na obiad do ulubionej restauracji. Na pewno pojadę w jakieś ciekawe miejsce.
Z całego serca tego Pani życzę.
Bardzo dziękuję.