13 minute read

NINA MAJEWSKA-BROWN

Premiera NINA MAJEWSKA-BROWN „ZAKŁADNICY WOLNOŚCI” Dobra energia oprósza tę sagę

Życie jest podróżą, często niezaplanowaną, spontaniczną, taką, w której musimy być odważni, wykazując się przy tym najlepszymi cechami charakteru. W cudowną, a jednocześnie burzliwą podróż przez historię rodziny Zabierzyńskich, która rozgrywa się w podpoznańskiej wsi, zabiera nas Nina Majewska-Brown. Pisarka zawsze podkreślająca swą miłość do Pyrlandii serwuje nam bogaty materiał historyczny, zachwycający dokumentami, archiwalnymi zdjęciami, starymi reklamami. Jest się nad czym rozczulić, aż niejedna łza popłynie po policzku… Florentyna i Konstanty już wygrali, otrzymując nagrodę za najlepszą książkę na lato 2021. Gratulujemy!

Advertisement

Nrozmawia: Magdalena Ciesielska | zdjęcia: materiały Niny Majewskiej-Brown

ino, czy Ty jesteś jak Gil, główny bohater filmu Woody’ego Allena O północy w Paryżu, pisarz kochający się w przeszłości i marzący, aby cofnąć się do lat 20. ubiegłego wieku?

NINA MAJEWSKA-BROWN: (śmiech) Całkowicie! Okres międzywojnia mnie fascynuje i pochłania. To czas, gdy w życiu kobiet tak wiele się zmieniło, nareszcie mogłyśmy zacząć oddychać pełną piersią. Mogłabym się tam przenieść, nawet nosząc uciskający i niewygodny gorset.

Łączy nas zamiłowanie do tamtych czasów… A co Cię w latach 20. XX w. najbardziej fascynuje?

Rewolucja światopoglądowa, zmiana postrzegania sztuki, mody, fryzur, możliwość wyzwolenia się ze stereotypów. Swobodne życie po zrzuceniu gorsetów – w znaczeniu nie tylko odzieżowym, ale też mentalnym, społecznym – było pierwszym krokiem do wyzwolenia, do zrównania praw kobiet i mężczyzn. Choć w krótkich włosach, z piórkiem w tle niespecjalnie się widzę, to doceniam tamten czas i dziękuję prababkom, że miały odwagę powiedzieć „nie” i walczyć o siebie. Ta walka toczyła się na wielu płaszczyznach. Nareszcie liczono się z naszym głosem, przestałyśmy być przezroczyste, za to poczułyśmy się docenione i zaczęłyśmy werbalizować nasze potrzeby. Mówić to, co myślimy. To okres rewolucji w wielu obszarach: w edukacji, gdzie na pierwszy plan wysuwa się Maria Skłodowska-Curie, technice, motoryzacji, rolnictwie, długo by wymieniać.

Co zainspirowało Cię do stworzenia tak pięknego dzieła, jakim jest saga „Zakładnicy wolności”?

Synowie Kuba i Filip napisali książkę m.in. o Wielkopolsce i Poznaniu Kuba na tropie historii, czyli wszystko to, czego nie dowiecie się w szkole i zaczęli namawiać mnie do napisania książki o powstaniu wielkopolskim. Początkowo opowieść pragnęłam poświęcić mojemu ukochanemu wujkowi Feliksowi Klaczyńskiemu, zasłużonemu powstańcowi, odznaczonemu Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym, wybitnemu molinologowi i kolekcjonerowi, który był mi bliższy niż dwie babcie i dwóch dziadków razem wziętych. Kochał mnie taką, jaka byłam, czytał mi

książki, poświęcał mnóstwo czasu. W trakcie poszukiwania dokumentów na jego temat zadzwoniła do mnie przyjaciółka i przekazała mi kontakt do Pana Zbyszka Jóźwiaka, historyka, z którym obecnie się przyjaźnię. Historia rodziny Zbyszka okazała się bogatsza, wielowątkowa, opleciona burzliwą historią, a przede wszystkim o wiele lepiej udokumentowana, ciekawsza niż historia mojego wujka, więc nie sposób było się nad nią nie pochylić.

Pamiętam, jak we wrześniu 2019 roku rozmawiałyśmy o Twoich książkach obozowych, wojennych, dotykających tematu Auschwitz, i wówczas wspomniałaś o planach napisania sagi rodzinnej. Teraz ten projekt jest już realizowany. 16 czerwca odbyła się wielka premiera pierwszej części sagi „Zakładnicy wolności” zatytułowanej Florentyna i Konstanty. Odpoczywasz od wyczerpującej tematyki obozów koncentracyjnych, pisząc niezwykłą opowieść o rodzinie Zabierzyńskich?

Bardzo odpoczywam, choć w drugim tomie już pochylam się nad II wojną światową i jej okrucieństwem. Pisanie o obozach zagłady, spotykanie się ze świadkami, ich relacje są bardzo traumatyzujące i chyba rzeczywiście musiałam Auschwitz nieco odsunąć, mimo że jeszcze dwie rodziny proszą o spisanie ich historii. Od tego tematu nie sposób uciec… Ale wracając do „Zakładników”, mój materiał rozrasta się z dnia na dzień, choćby o dokumenty z epoki PRL-u, stanu wojennego.

Każdy etap pisania sagi jest dla mnie emocjonujący. Pisząc, oddaję swoją energię, jakbym zostawiała cząstkę siebie na kartach powieści.

Do sagi przygotowywałam się niemal trzy lata, rozczytywałam się w archiwach, materiałach rodzinnych, zdobywałam mnóstwo dokumentów, książek, czasopism z różnych okresów historii Polski, bo „Zakładnicy wolności” to niesamowicie złożony temat ludzkich losów, pełnych zakrętów, z wydarzeniami historycznymi w tle.

Zawsze podkreślasz uczciwość pisarską i to, jak ważne jest dla Ciebie konsultowanie prawdziwych zdarzeń, podsyłanie fragmentów powieści osobom, które wyjawiły Ci historie swoich bliskich. Tak było z Tajemnicą w Auschwitz, z Ostatnią więźniarką. Czy tak też funkcjonuje Twój warsztat pisarski podczas tworzenia „Zakładników”?

Oczywiście, przekazuję fragmenty poszczególnych rozdziałów do wglądu rodzinie, z którą mam stały kontakt. Nie wyobrażam sobie inaczej… W opowieściach jest wiele faktów, wątków, ekstremalnych sytuacji, które według mnie wymagają konsultacji i porozumienia, a przede wszystkim selekcji.

Niewiarygodne, ile pamiątek i dokumentów zachowało się wśród potomków Zabierzyńskich i Jóźwiaków. Muzeum Historii Miasta Poznania udostępniło mi absolutnie unikatowe zdjęcia z okresu, kiedy Niemcy zajmowali Poznań. 27 Posiadam sporo dokumentów z tego czasu, zdjęć ze zbombardo- Premiera wanego, spowitego kurzem Poznania z 1945 roku. Współpracuję z historykami i kolekcjonerami z całej Polski, którzy udostępniają mi swoje zbiory. Jestem ogromnie wdzięczna wszystkim, którzy przyczyniają się do powstawania sagi.

Wszystkie te archiwalia jeszcze bardziej pobudzają ciekawość i mobilizują do nieustannych poszukiwań. Przeglądając zdjęcia i spacerując dawnymi ulicami miasta, niemal przenoszę się w czasie. Przyjemnie jest odkrywać, jak dawniej wyglądał Poznań.

W książce Florentyna i Konstanty zamieszczony jest nigdzie wcześniej niepublikowany „Dziennik powstańca wielkopolskiego”. To sentymentalny ukłon w stronę historii powstania wciąż mało znanego w kraju. Bo o powstaniu warszawskim, powstaniach śląskich często się wspomina, o wielkopolskim, poza naszym regionem, niestety rzadko. A przecież „wolność to najsłodsza melodia, która gra w naszej duszy”.

Nie chcę onieśmielać czytelnika, a ponieważ zdaję sobie sprawę, że nie musi znać wszystkich faktów, prowadzę go przez meandry historii zarówno w przypisach, jak i zamieszczając w powieści liczne wyjaśnienia, artykuły z epoki, plakaty, zdjęcia, nawet zebrane przepisy kulinarne. Nie sposób bowiem oddzielić życia społecznego i zachodzących w nim zmian od polityki, a w tym przypadku wojen. Dzięki pokazaniu wielu płaszczyzn tamtego okresu jesteśmy w stanie zrozumieć wybory, jakich dokonywali bohaterowie. Powstaniec Franciszek Jóźwiak, autor dziennika, był niezwykle dramatyczną postacią. Już jako 16-latek zarządzał dużym majątkiem ziemskim, zastępując ojczyma powołanego do pruskiej armii. Młodzieniec przyjaźnił się z mieszkającymi nieopodal Zabierzyńskimi, a Konstanty stał się jego mentorem. Franciszek jako najstarszy z braci miał odziedziczyć schedę po rodzicach. Wykształcony, z pozycją, stanowił znakomitą partię, za którą oglądały się kobiety, dzięki poczuciu humoru był duszą towarzystwa. Najmłodszy z braci został kupcem, a średni nauczycielem. Każdy w tej rodzinie znał swoje miejsce.

Życie Franciszka załamało się niespodziewanie 17 kwietnia 1920 roku, gdy tuż po powstaniu wielkopolskim wyruszył na front białoruski, na którym został poważnie ranny. Do domu, po wielu miesiącach spędzonych w szpitalu, wrócił jako nienadający się do pracy kaleka. Z krótkotrwałego, wielokrotnie odznaczanego bohatera zmienił się w inwalidę, który żył wizytami w szpitalu i nowymi butami ortopedycznymi, a w pamiętniku opisywał kolejne problemy z wojenną odnawiającą się raną. Stał się zgorzkniałym, lekko zalkoholizowanym, pozbawionym możliwości odziedziczenia majątku mężczyzną, na którego nie chciała spojrzeć żadna panna. Załamany psychicznie, bo nie nadawał się do dotychczasowej pracy na roli, stał się ciężarem dla rodziny, która spoglądała na niego z litością. Podejmował się różnych działalności, między innymi otworzył dom przemysłowo-handlowy, ale z powodu wielkiego kryzysu wpadał w kolejne problemy, a w końcu stał się ściganym przez komorników bankrutem. Zazwyczaj mówimy o bohaterskich powstańcach, zapominając o tych, którzy z konsekwencjami walki, jako inwalidzi tak fizyczni, jak i psychiczni, borykali się do końca życia. Zamieszczony w powieści dziennik ukazuje codzienność mieszkańców Wielkopolski, wraz z ich troskami o przyszłość, lękiem przed nową rzeczywistością, ale też nadzieją.

Pan Zbyszek Jóźwiak, historyk, podzielił się z Tobą wiedzą na temat powstania wielkopolskiego, ale też faktami z życia swojej rodziny. Przeprowadził Cię przez meandry historii?

Zdecydowanie tak. Razem porządkowaliśmy dokumenty, poszukiwaliśmy nowych tropów, weryfikowaliśmy różne kwestie, ustalając, co powinno pojawić się w książce, a co jednak nie. Praca nad „Zakładnikami wolności” jest wieloetapowym zmaganiem się z przeszłością i trochę detektywistyczną, ale bardzo przyjemną pracą. Jestem przekonana, że ze Zbyszkiem ocaliliśmy od zapomnienia kawał rodzinnej, i nie tylko, historii.

Dzielisz się z czytelnikami niebywałymi faktami, dokumentami z tamtych czasów, prezentujesz skrywane osobiste zapiski.

Jakaś magiczna, dobra energia oprósza pracę nad sagą! Pojawiają się nowi świadkowie i nowe dokumenty. W pierwszym tomie znalazł się dziennik powstańca, w drugim znajdują się oryginalne zapiski z ucieczki członka rodziny na wschód, w trzeciej pojawią się zapiski jednej z córek, które cudem odnaleźliśmy w zakamarkach rodzinnego archiwum.

W powieści jest też opis ucieczki innego członka rodziny z Kozielska, co jest mało znanym faktem, który warto przypomnieć. Kilku osobom udało się uciec przekopem. Ich nazwiska znajdują się na liście jeńców, ale nie ma ich na liście zidentyfikowanych ofiar. Zostali zakwalifikowani jako nierozpoznane ofiary, podczas gdy szczęśliwie udało im się wrócić do domów.

Drugi tom sagi, Cztery siostry, kończy się na prawdzie katyńskiej głoszonej przez Niemców, trzeci zaś, Rodzina Zabierzyńskich, zaczyna od katyńskiego kłamstwa spreparowanego przez Rosjan.

To jest niezwykle ciekawe, jak można manipulować faktami i tę samą historię na przestrzeni parunastu miesięcy inaczej przedstawiać… Winston Churchill i Franklin Delano Roosevelt nie pozwalali mówić o Katyniu. Brytyjskie archiwa, zgodnie z prawem, zostaną otwarte po stu latach od popełnionej zbrodni, czyli dopiero za kilka lat, i wtedy pewnie poznamy jeszcze inne oblicze tej zbrodni.

W pierwszym tomie mamy z jednej strony stanowczą i konserwatywną Sewerynę, z drugiej zaś światłą i postępową Florentynę. Można by rzec, że ten schemat występuje niezależnie od wieków i czasów, w których żyjemy. Zobacz, ile mamy takich Seweryn wokół siebie, takich przycumowanych okrętów bojących się odpłynąć wraz z pierwszym powiewem świeżej bryzy, która niesie nowoczesne poglądy. Ilu z nas wciąż hołduje utartym przekonaniom: „nie, nie mogę, nie wypada”, „jak to ocenią inni”. Oczywiście nie namawiam do przekraczania granic dobrego smaku czy prawa, ale zachęcam, by wyzwolić się ze skorupy społecznych oczekiwań. Aby nie tylko mieć marzenia, ale też je spełniać.

Każdego dnia spotykamy nietolerancyjne osoby, z wachlarzem roszczeń i nieuzasadnionych pretensji. Seweryna, teściowa Florentyny, nie idzie z duchem czasu, jest zakotwiczona w dulszczyźnie, w życiowych schematach i odwiecznym „co ludzie powiedzą?”. „Żyła przeszłością, a nie dniem dzisiejszym, wiecznie rozpamiętując, jak to kiedyś było dobrze, a jak teraz jest źle”. Mam świadomość, że Seweryna nie była gotowa na zmiany światopoglądowe i wkraczającą nowoczesność. Ale nie miała prawa wtrącać się w życie innych i dezawuować odmiennych poglądów.

Niestety ta mentalność pokutuje w wielu rodzinach, opiera się na przekonaniu, że „lepsze jest wrogiem dobrego”. Po co zmieniać cokolwiek, skoro nie jest źle? Życie nie na tym polega. Powinniśmy stale się rozwijać, również, a może przede wszystkim duchowo, akceptować siebie i innych. O ile łatwiej byłoby nam wszystkim żyć. w rodzinnej przyganie„nie bądź jak Seweryna”. Rodzina Zabierzyńskiech mieszkała w dworku pod Środą Wielkopolską, nieopodal pięknego dworu w Koszutach. Bywam w nim często, inspirując się niesamowitą atmosferą tamtejszego muzeum. To przepiękne miejsce, zachowane w duchu XIX-wiecznych dworów, z ogromną ilością antyków, bibelotów i drobiazgów z epoki, w którym ma się wrażenie, że gospodarze wyszli na chwilę i zaraz wrócą. Sewerynę zalewała żółć, gdy odwiedzała właścicielkę majątku, Marię Rekowską. Sama mieszkała w pięknym mieszkaniu przy placu Wolności w Poznaniu, ale marzył jej się splendor dworku.

Co sprawia Ci największą radość podczas pisania „Zakładników”?

Lubię bawić się słowem, tworzyć dialogi, one mnie rozśmieszają, ale i rozczulają. Lubię zagłębiać się w trudne relacje, doświadczenia, stając się na chwilę bohaterami książki. Jednak największą satysfakcję sprawia mi dotarcie do nieznanego wcześniej rodzinie dokumentu, to tak, jakbym otwierała wielką skrzynię skarbów. Poza tym z dzieciństwa pamiętam dom dziadków, w którym w służbówce przy kuchni mieszkała kucharka, czworaki i mieszkających w nich ludzi, rytm wiejskiego poranka i obiad w południe, gdy na dwie godziny przerywało się pracę, by dać odpocząć koniom. Pisząc, przenoszę się do szczęśliwych lat dzieciństwa.

Twoje książki zawsze mają podwaliny historii, dawnych czasów, mód, zwyczajów. We Florentynie i Konstantym wprowadzasz czytelnika w rewolucję obyczajową

lat 20. ubiegłego wieku, w zmieniający się świat pod kątem społecznym, ale i technologicznym (wynalezienie prezerwatywy, prądu), pokazujesz cudowne wnętrza dworku. Według mnie ta saga to wielki miks historii, obyczajów, poplątanych uczuć, ludzkich dramatów, wielkiej miłości, patriotyzmu. A dla Ciebie?

Tak jak wspomniałam, polityka nieodmiennie splata się ze zmianami zachodzącymi w społeczeństwie, modzie, technice. Podczas gdy w Stanach Zjednoczonych rodziła się epoka jazzu i fokstrota, my walczyliśmy o elementarne swobody, o niepodległość. Kobiety zyskały prawo głosu, choć nadal nie miały zdolności prawnej. Gdy zostawały wdowami, nie mogły sprzedać domu, zboża, prowadzić gospodarstwa na podobnych zasadach jak zmarły małżonek. Nie mogły podpisywać umów. Wiele z nich dumnie stanęło przy taśmach w fabrykach, postrzegając to jako awans społeczny i nową możliwość zyskania finansowej niezależności. Zdjęły gorsety i skróciły spódnice, a dzięki wynalezieniu silikonowych prezerwatyw nareszcie mogły zacząć planować wielkość rodziny, skutecznie oddzielając seks od prokreacji.

Sagę można spuentować jej tytułem, czyli właśnie „Zakładnicy wolności”. To wolność rozpatrywana na wielu płaszczyznach: rozbiory, powstanie wielkopolskie, wojna bolszewicka, II wojna światowa, system komunistyczny. To próba wyzwolenia się z jarzma niewoli, ale też ta nasza wewnętrzna walka o własną niepodległość. Uwolnienie się od oczekiwań innych.

Co z tamtych czasów wniosłabyś do obecnych?

Na pewno zajęcia z savoir-vivre’u w szkole, by od najmłodszych lat wpoić podstawowe zasady dobrego zachowania, manier, aby dzieci potrafiły posługiwać się trzema czarodziejskimi słowami „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”. Słowami, o których często zapominamy w dorosłym życiu. Dodatkowo etykieta, odpowiednie ubranie na ważne uroczystości, jak ślub czy pogrzeb. Kaligrafia. Celebrowanie wspólnych chwil przy stole, ale przede wszystkim zwolniłabym tempo życia, aby był czas na nacieszenie się codziennością, ulotnymi chwilami.

Florentyna i Konstanty to kolejna opowieść przekazywana nam przez kobietę, widziana oczami kobiety, z jej wrażliwością, ale i ciekawością nowych czasów. Z rewolucją w świecie nowinek technologicznych, awansu i praw wyborczych kobiet. Ty jesteś taką wyemancypowaną Florentyną?

Oczywiście, że jestem (śmiech). Najczęściej autorami książek historycznych są mężczyźni, natomiast ja postanowiłam opowiadać historię z perspektywy kobiet. To my, kobiety, gdy nasi synowie i mężowie szli na wojnę, musiałyśmy czuwać nad domowym ogniskiem, dziećmi, starszymi. Toczyłyśmy walkę na innym froncie. Gromadziłyśmy zapasy, przygotowywałyśmy z „niczego” obiady, dbałyśmy o edukację i patriotyczne wychowanie. Działałyśmy też w konspiracji, często narażając życie.

Widzę szczęśliwą kobietę, z błyskiem w oczach. Jesteś spełniona, usatysfakcjonowana, że tworzysz tak wielowątkową opowieść?

Jestem bardzo szczęśliwa, że poznałam tak wyjątkowe osoby, dzięki którym odkrywam przed czytelnikami historię rodziny Zabierzyńskich. Rodziny, jakich w tamtym okresie było wiele. Zresztą pisanie sprawia mi ogromną przyjemność i mogę śmiało powiedzieć, że nareszcie zawodowo zajmuję się tym, co kocham. Dlatego też jestem tak bardzo wdzięczna czytelnikom, że sięgają po moje książki, bo dzięki nim mogę zajmować się pisaniem zawodowo.

Główni bohaterowie pierwszego tomu sagi poznają smak wolności, cieszą się życiem w odzyskanej ojczyźnie, patrzą – często z niepokojem – jak ich dzieci dorastają, a tu nadciąga widmo II wojny światowej. W zanadrzu jest drugi tom sagi, Cztery siostry, o dorastających córkach Florentyny i Konstantego. Ich perypetiach, miłościach i kłopotach. Premiera drugiej części już w sierpniu.

Zaplanowałam, że druga część sagi zamknie się w latach 1945–1946, jednak materiał, który zebrałam, okazał się tak obszerny, że nie sposób było go zawrzeć w drugim tomie. Dlatego o końcu wojny i wyzwoleniu przeczytają Państwo w tomie trzecim. Cztery siostry będą miały premierę 18 sierpnia, a trzecia część – Rodzina Zabierzyńskich – jesienią.

Uchylisz rąbka tajemnicy, co się dzieje z córkami Florentyny i Konstantego?

Zazwyczaj tego nie robię (śmiech), ale… w ramach wyjątku...

Cztery dorastające córki sprawiają rodzicom coraz więcej kłopotów – jak to często bywa z dużymi dziećmi. Najbardziej ułożona Maria wraz z mężem zamieszka w pobliskim majątku, lecz Wiktoria i Zofia postanawiają zawojować wielki świat. Wiktoria wyjeżdża z dużo starszym mężem na wschód Polski, skąd w czasie pogromu wołyńskiego w 1943 roku cudem ujdzie z życiem. Zosia dla odmiany pozna smak zakazanej miłości, zakochując się w młodym Niemcu stacjonującym w Środzie Wielkopolskiej. I gdy wydaje się, że już gorzej być nie może, najmłodsza, rozpieszczona Wanda przedstawia rodzinie narzeczonego Edwarda – zapiekłego komunistę, który zaczyna niebezpiecznie drążyć rodzinną przeszłość, węszyć i inwigilować. Czy w tych okolicznościach najbliżsi sobie ludzie będą w stanie się porozumieć, zaufać sobie i nadal się kochać? Jak poradzą sobie z trudnymi doświadczeniami? Czy rodzina Zabierzyńskich przetrwa w labiryncie najtrudniejszych emocji wywołanych wojenną zawieruchą? Zapraszam czytelników do sięgnięcia po sagę „Zakładnicy wolności”, ekscytującą opowieść o ludzkich dramatach, wielkiej sile miłości i poświęcenia.

Jesteś rannym ptaszkiem czy typem sowy?

Zawsze byłam rannym ptaszkiem, wstawałam i zasiadałam do pracy, gdy dom jeszcze spał. I to była moja pora. Jakiś czas temu zmieniło się to diametralnie, teraz lubię pisać w nocy, siedzę nad laptopem nieraz do rana. Celebruję chwile spędzone z samą sobą, gdy dojrzewa we mnie opowieść albo gdy zwyczajnie, z filiżanką kawy w dłoni, mam czas zastanowić się nad tu i teraz, na planowanie, na marzenia, na zmierzenie się z sobą, zatrzymanie się w biegu i odsunięcie od codziennych problemów. Czego wszystkim szczerze życzę.

This article is from: