5 minute read

JAGUAR E-PACE w wersji R-Dynamic Blondynka, Jaguar i Jej Wysokość Alokazja

Moto Blondynka, Jaguar i Jej Wysokość Alokazja

Amerykańska dżungla to jego naturalne środowisko. Ona to obywatelka świata – znajdziecie ją zarówno w Himalajach, jak i tropikalnych regionach Azji. Bywa widywana w Australii i zachodniej Afryce. W naturalnym środowisku raczej się nie widują, jednak dzięki ogarniającemu świat trendowi urban jungle ich spotkanie było tylko kwestią czasu. I choć to tylko metafora, ta historia zdarzyła się naprawdę.

Advertisement

tekst i zdjęcia: Alicja Kulbicka

Moja domowa dżungla zaczęła się rozrastać. Dzięki kolejnym lockdownom, obostrzeniom i chwilowym zamarciu życia towarzyskiego, swoją uwagę skierowałam ku roślinom domowym. Dom zamieniłam w mini palmiarnię, osnutą parą z nawilżaczy powietrza. Ze wszystkich kątów spoglądają dziurawe monstery, filodendrony na owłosionych łodygach czy kalatee, które jak do modlitwy składają wieczorem swoje malowane pędzlem natury liście, tworząc przy tym niezwykły spektakl. Nie brakuje jakże ozdobnych begonii, wracających do łask fikusów czy pozornie zwykłych epipremnum, których ilość odmian może przyprawić o zawrót głowy. Dwarf mussa, czyli potocznie bananowiec, dumnie pręży swoje ogromne liście, jakby mówił „jestem tu królem”. Ale co to za król bez królowej…?

Moją uwagę przykuły w ostatnim czasie alokazje. Te piękne, wyprostowane jak struna rośliny o przepięknych, ozdobnych, strzałkowatych liściach zachwycają swoją urodą. Ich majestatyczny pokrój sprawia, że nie da się obok nich przejść obojętnie. Jak na prawdziwe królowe przystało, mają też swoje wymagania. Odpowiednie podłoże, stanowisko, wilgotność powietrza. Indywidualistki. Wystarczy nie spełnić jednego z tych elementów i Jej Wysokość daje mi dobitnie znać, że nie dbam o nią tak, jak by sobie tego życzyła. Nie bez przyczyny nazywana jest przez niektórych „królową focha”. Spędzam godziny na studiowaniu poradników, youtubowych tutoriali, czytam jak jej uprzyjemnić życie, aby tylko listka nie zrzuciła i nie dała mi powodu do paniki. Garaż zamieniłam w składowisko różnego rodzaju podłoży, ulepszaczy gleby i nawozów. W centrum ogrodniczym zostawiłam fortunę. No, ale to królowa.

Wyczytawszy wcześniej o tym jak zrobić Jej Wysokości jeszcze lepiej, z listą życzeń i „chciejstw” wyruszyłam po raz kolejny do „ogrodnika”. Jaguar to trzeci co do wielkości kot na naszej planecie, nazywany królem amerykańskiej dżungli. Jego imiennik o brytyjskim rodowodzie to idealny kompan do takich wypraw. I to właśnie nowy Jaguar E-PACE towarzyszył mi tego dnia. Nie mogłam lepiej trafić!

Testowany przeze mnie model Jaguara to nowy E-PACE z silnikiem 2.0 o mocy 200KM w wersji R-Dynamic. Nasza przygoda rozpoczęła się dość nietypowo, gdyż po pierwszych kilku metrach zaczęła niepokoić mnie rosnąca temperatura w okolicy moich pleców. Czyżbym za bardzo wczuła się w klimat dżungli? Po kilkunastu sekundach zorientowałam się, że przełącznik klimatyzacji fotela przestawiłam w funkcję grzania, a nie chłodzenia… Logiczne przy 35-stopniowym upale prawda? Blondynka na całego. Po błyskawicznym, wymuszonym upałem kursie obsługi klimatyzacji okazało się, że jej menu jest bardzo proste w obsłudze dzięki zastosowaniu dotykowych przycisków. Udało mi się uniknąć przegrzania.

Wyglądem kompaktowy SUV Jaguara nawiązuje do swojego starszego i nieco większego brata - F-PACE’a. Przetłoczenia maski, światła LED oraz linia nadwozia w stylu coupe, nadają mu dynamicznego charakteru. A to coś, co w samochodach lubię, bo zwiastuje przyjemność za kierownicą.

Wnętrze testowanego przeze mnie modelu również zrobiło na mnie duże wrażenie. I choć podobno „kolorem się nie jeździ” (pokażcie mi kobietę, która nie dba o kolor swoich dodatków) to burgundowa skórzana tapicerka z jaśniejszymi przeszyciami wygląda bardzo szlachetnie i luksusowo. Zresztą, całość wnętrza mocno zmieniła się w stosunku do poprzedniej wersji E-PACE’a. Kierownica stała się zgrabniejsza, a jej wewnętrzna strona zyskała efektowną perforację. Technologicznemu liftingowi zostały poddane też zegary. „Mój” kocur wyposażony był w cyfrowy wyświetlacz, który dzięki komputerowi pokładowemu mogłam skonfigurować wedle swoich potrzeb.

System infotainment także odmłodniał – główny ekran urósł do 11,4 cala, stał jeszcze bardziej czytelny, a dzięki Apple CarPlay ®, mój telefon bezproblemowo połączył się z samochodem, dzięki czemu ulubiona playlista z muzyką stała się natychmiast dostępna. Muzyka w samochodzie towarzyszy mi zawsze, a system nagłośnienia Meridian Sound System naprawdę dawał radę! Nawet przy wymagających utworach. Selektor biegów w porównaniu z poprzednią wersją stał się mniejszy, ale od razu się polubiliśmy i uniknęliśmy nieporozumień co do kierunku jazdy. Przypominał mi odrobinę przepustnicę odrzutowca. Dwulitrowy silnik o mocy 200 KM, w połączeniu z napędem na wszystkie cztery koła, nie zawiódł. Pomimo dość wysokiej masy auta, w żadnym momencie nie czuć nawet grama ociężałości. Prowadzenie tego modelu jest niezwykle przyjemne, silnik doskonale wyciszony, wydający tylko ciche pomruki, niczym zadowolony z głaskania po brzuchu kotek. Zawieszenie pracuje „mięsiście”, doskonale wybiera nierówności na drodze. Dynamiczny, szybki tam gdzie chciałam, dbający o moje bezpieczeństwo, tam gdzie było to niezbędne. Wersja R-Dynamic, charakteryzuje się sportowym sznytem, nie tylko w swoim wyglądzie. Kot ma osobowość. Zaczynaliśmy się zaprzyjaźniać.

Zauroczona moim nowym mruczącym przyjacielem, snując plany efektywnego wykorzystania jego możliwości do końca dnia, podjechałam pod centrum ogrodnicze i nucąc pod nosem „Eye of the tiger”, z listą zakupów udałam się między półki mojego ulubionego ostatnio sklepu. Perlit, keramzyt, doniczki produkcyjne – kolejne produkty skreślałam z mojego spisu. Biohumus, nawóz mineralny, palik dla monstery, nieplanowana osłonka w kształcie słonia, która skradła moje serce – koszyk zapełniał się z minuty na minutę. Ulubioną część sklepu zostawiłam sobie na koniec. Stoły z roślinami. Palmy, juki, draceny, dzięki delikatnemu wietrzykowi, jakby kłaniały się na powitanie. Krotony niezmiennie zachwycały feerią barw, a ogromne skrzydłokwiaty uśmiechały się świeżo rozwiniętymi kwiatami. I nagle… Królowa! Najpiękniejsza, jaką widziałam. Wciśnięta pod stół, przeceniona, lekko zwieszająca swoje liście. Dumna jak zawsze, nie zasługiwała na to miejsce. Bez chwili namysłu, popędziłam do kasy i w ten sposób alokazja Sarian stała się częścią mojej dżungli. Alokazja w wersji XL... Pozostała najważniejsza część jej historii. Jak przewieźć przeszło metrową, delikatną roślinę, tak aby jej nie uszkodzić? Czy mój kompaktowy SUV da sobie radę? Czy nie połamie jej delikatnych łodyg? Czy uda mi się pogodzić dwie indywidualności? Pełna obaw, rozpoczęłam manewry przesuwania foteli. Siedzenia regulowane w aż czternastu kierunkach okazały się być funkcją, której najbardziej w tym momencie potrzebowałam. Alokazja bezpiecznie dojechała do domu, a mój „brytyjski król dżungli” test zdał bez zarzutu.

I choć potocznie mówi się, że to lew jest królem zwierząt, dla mnie bezsprzecznie został nim jaguar. To kot, na którego mogłam liczyć. 

KARLIK

karlik.jaguar.pl JaguarLandRoverKarlik jaguarlandrover_karlik

This article is from: