9 minute read

DR ZBIGNIEW JACKOWIAK Wielka medycyna

14 Temat z okładki DR ZBIGNIEW JACKOWIAK: Wielka medycyna? Tak, ale tylko wtedy, kiedy pomagam ludziom

W Komornikach od wielu lat działa klinika dysponująca najnowocześniejszym sprzętem i unikatowym doświadczeniem w leczeniu schorzeń stóp, stawu skokowego i kolan. – Od początku istnienia obalamy mity: operacja wcale nie musi boleć, a pacjent nie musi być unieruchomiony – mówi dr Zbigniew Jackowiak, dyrektor Szpitala Halluxmed

Advertisement

rozmawia: Michał Gradowski | zdjęcia: Jakub Wittchen

Szpital Halluxmed istnieje od 2005 roku i zajmuje się dziś

wieloma schorzeniami stopy, stawu skokowego i kolanowego. Proszę opowiedzieć, jak zaczęła się ta historia i jak bardzo zmieniły się standardy leczenia na przestrzeni tych 17 lat?

ZBIGNIEW JACKOWIAK: W 2005 r. pracowałem na Oddziale Ortopedii Szpitala Wojewódzkiego przy ul. Juraszów w Poznaniu. Operacje w obrębie przodostopia wykonywało się wtedy powszechnie z zastosowaniem drutów i gipsu – były bolesne, a pacjent długo po operacji nie mógł normalnie funkcjonować, chodził o kulach lub, w przypadku operacji obu stóp, poruszał się na wózku. Kiedy więc pojechałem na szkolenie do prywatnej kliniki w Hamburgu, która specjalizowała się w leczeniu deformacji stóp, oniemiałem – pacjenci po operacjach m.in. haluksów mogli chodzić już tego samego dnia. Postanowiłem stworzyć podobne miejsce wPolsce.

Wszyscy mówili mi wtedy, że to świetny pomysł, ale ma jedną wadę – nie uda się. Że to zbyt wąska dziedzina medycyny, a pacjenci nie będą chcieli operować prywatnie tego, co można zoperować w ramach usług państwowej służby zdrowia.

Zaczynaliśmy na 50 m kw. w Przeźmierowie, a zespół liczył wtedy cztery osoby, ale dzięki ciężkiej pracy i wytrwałości codziennie robiliśmy krok do przodu. Wykorzystywaliśmy podpatrzone w Niemczech nowoczesne techniki operacyjne, a zamiast drutów i gipsu w zespoleniach stopy stosowaliśmy niewielkie implanty – z tytanu czy materiałów biowchłanialnych.

W 2016 roku przeprowadziliśmy się do nowej, zbudowanej przez nas siedziby w Komornikach, pod Poznaniem. Szpital wybudowaliśmy sami, z moją żoną Joanną Ereńską. Bez niej nic by się nie udało. W Komornikach mamy do dyspozycji ponad tys. m kw. powierzchni, dwie nowocześnie wyposażone sale operacyjne i odział szpitalny na kilkanaście łóżek. Oprócz deformacji przodostopia, głównie tzw. paluchów koślawych, czyli haluksów, ale też paluchów sztywnych czy palcy młotkowatych zajmujemy się też wieloma innymi schorzeniami. Przeprowadzamy operacje związane z uszkodzeniem chrząstki stawu skokowego, chorobami mięśni strzałkowych, naprawiamy uszkodzone więzadła, przeprowadzamy ich rekonstrukcje.

Temat z okładki

Nigdzie w Polsce nie ma takiego szpitala – oczywiście wszędzie operuje się stopy i kolana, ale u nas operuje się tylko to.

Od początku istnienia szpitala przeprowadzono w nim już kilkadziesiąt tys. operacji. Czy któraś z nich najmocniej zapadła Panu w pamięć?

Choć operowaliśmy wielu znanych ludzi, nie brakowało trudnych przypadków i poruszających ludzkich historii, to tak naprawdę najlepiej pamiętam pierwszą operację. Wszystko wtedy było dla nas nowe, nie było kogo zapytać o radę, a emocje były tak duże, że myślałem, że zaraz rozstąpi się ziemia, a stół operacyjny zacznie wirować.

Bardziej pamiętam ludzi niż same operacje. Niedawno odwiedziła nas pacjentka w wieku 70+. „W 2006 r. operował Pan moją przyjaciółkę, niestety już nie żyje, ale niedawno pobraliśmy się z jej mężem – przez wiele lat byliśmy bliskimi przyjaciółmi, nie chcieliśmy być na starość sami. Na pewno Pan już jej nie pamięta, ale chciałabym osiągnąć dokładnie taki sam efekt” – powiedziała. A ja doskonale pamiętam tych ludzi, jeszcze kilka lat po operacji wysyłali mi kartki z życzeniami!

Zapadła mi w pamięć także pacjentka sprzed kilku lat, młoda kobieta, przedstawicielka firmy farmaceutycznej, której operowaliśmy dwie stopy. Na wizycie kontrolnej powiedziała z uśmiechem: proszę zobaczyć, na nogach mam sandały, pierwszy raz w życiu. Takie spotkania dają wyjątkową motywację do pracy.

Proszę opowiedzieć więcej o specjalistach od ortopedii i traumatologii narządu ruchu, którzy na co dzień mają kontakt z pacjentami. Co było dla Pana najistotniejsze podczas tworzenia tego zespołu?

Wszyscy nasi lekarze – dr Błażej Rusin, dr Paweł Zalita i dr Stefan Urbaś – to wysokiej klasy specjaliści wswoim fachu, oogromnej motywacji do rozwoju iciągłego podnoszenia swoich kwalifikacji.

Przede wszystkim jednak to ludzie obowiązkowi, dobrze wychowani przez rodziców, bez cienia cwaniactwa. Ja czasem przeklinam – oni nigdy, nawet w męskim gronie. I mówię to zupełnie serio, bo są to cechy równie ważne w pracy, co umiejętności i doświadczenie. Możesz nauczyć kogoś operować, ale nie nauczysz go bycia dobrym, empatycznym człowiekiem.

Temat z okładki

Zespół specjalistów Szpitala Halluxmed. Od lewej: dr n. med. Paweł Zalita, dr n. med. Błażej Rusin – Kierownik Oddziału, dr Stefan Urbaś, dr Zbigniew Jackowiak – Dyrektor Szpitala

Zespół to jednak nie tylko lekarze, ale kilkadziesiąt osób, których praca wpływa na komfort pacjentów. W naszym szpitalu nie ma ani jednej osoby, której praca nie ma znaczenia. Pewnie za rzadko o tym mówię, ale bez ludzi, zespołu – a wielu pracowników jest z nami już ponad 15 lat – nie bylibyśmy dziś w tym miejscu, w którym jesteśmy.

W środowisku medycznym utarło się przekonanie, że „pacjent idzie za lekarzem”. My od początku wychodziliśmy z odwrotnego założenia – stawialiśmy na zespół. Chcemy, żeby pacjent nie przychodził do nas do Jackowiaka, Zality czy Rusina, ale do Halluxmed – wiedząc, że każdy lekarz, każda osoba, którą tutaj spotka, od recepcji poczynając, dołoży wszelkich starań, aby mu pomóc.

Podobnie też postrzegam swoją rolę – u nas nie ma „króla Słońce” i jego świty, jak się niekiedy zdarza w innych klinikach – staram się trzymać krok z tyłu. Dzięki temu zespół jest samodzielny, kreatywny, nie boi się podejmowania decyzji ima motywację do rozwoju.

Jak ważne w procesie leczenia są nowoczesne narzędzia diagnostyczne? Od 2018 r. szpital Halluxmed dysponuje m.in. tomografem komputerowym pedCat, który był pierwszym tego typu urządzeniem w Polsce i dziewiątym w Europie. Co to oznacza z perspektywy pacjentów?

Kupiliśmy to urządzenie w Stanach Zjednoczonych i trudno nam było uwierzyć, kiedy mówiono nam tam, że jest to podstawowe narzędzie diagnostyczne. W całej Europie działało wtedy tylko 8 takich tomografów. Dziś trudno nam wyobrazić sobie pracę bez tego urządzenia, które umożliwia wykonywanie badań stopy i stawu skokowego na stojąco, w naturalnej pozycji, pod obciążaniem masy ciała.

Badanie w pozycji leżącej nie pozwala tak precyzyjnie zdiagnozować schorzenia, zobaczyć zakresu deformacji, a w konsekwencji tak dokładnie zaplanować leczenia. To bardzo ważne w schorzeniach przodostopia, a zwłaszcza tyłostopia. Ok. 30% pacjentów przynosi do nas wcześniej zrobione, nieprawidłowe zdjęcia np. w pozycji półsiedzącej, z nogami opartymi na stole rentgenowskim.

Dzięki tomografowi pedCat możliwe jest także stworzenie wydruku 3D stopy, rozkładanego jak klocki modelu, który pozwala zwizualizować końcowy efekt, co przydaje się zwłaszcza w trudnych przypadkach.

Możliwości medycyny zmieniają się bardzo szybko. Aparaty rentgenowskie na salach operacyjnej dają nam możliwość natychmiastowego wykonania badania w trakcie trwania operacji. Najnowocześniejsze urządzenia nie wymagają już dzisiaj specjalistycznego zaplecza energetycznego, wtyczkę wkłada się do gniazdka, jak przy suszarce do włosów, ale oczywiście nawet najlepszy sprzęt na niewiele się zda bez doświadczonego zespołu specjalistów.

Temat z okładki

Temat z okładki

dr n. med. Błażej Rusin – Kierownik Oddziału

Iza Mróz – Pielęgniarka Oddziałowa

Skąd pacjenci dowiadują się o klinice i z jakich części świata przyjeżdżają?

Od lat prosimy pacjentów o wypełnienie ankiety – 80% z nich to osoby, którym ktoś polecił nasze usługi. Około 30% naszych pacjentów mieszka w Poznaniu lub Wielkopolsce, bardzo wiele osób przyjeżdża do nas także z okolic Warszawy, Trójmiasta czy z Dolnego Śląska. Operujemy pacjentów z całej Polski oraz wielu innych miast i krajów np. z Szanghaju, Dubaju, Brisbane i całych Stanów Zjednoczonych. Ostatnio odwiedziła nas pacjentka z Waszyngtonu i zapytana o to, skąd się o nas dowiedziała, odpowiedziała: „Operował Pan kiedyś pewną znaną artystkę z Wrocławia, która jest koleżanką pewnej Pani w Szanghaju. I tak się składa, że ta Pani z Szanghaju jest moją bliską znajomą.” Świat jest wbrew pozorom mały.

Anna Sawińska – Kierownik Recepcji

Wiele osób, które cierpią na schorzenia stóp odwlekają konieczną operację, bo boją się bólu, długotrwałej rehabilitacji, przestoju w pracy. Tymczasem 100% Waszych pacjentów poddających się operacji chorób przodostopia może chodzić już drugiego dnia po zabiegu. Jak Wam się to udaje?

Jest nawet lepiej, po operacji w obrębie przodostopia można chodzić jeszcze tego samego dnia. Bardzo rzadko stosujemy kule, głównie prewencyjnie, przy zmianach osteoporotycznych, a zwykle wystarczy 5 tygodni chodzenia w butach ortopedycznych.

Pacjenci boją się też znieczulenia dolędźwiowego czy bólu towarzyszącego operacji, ale zdecydowana większość z nich, przy dobrze dobranych lekach, wcale nie musi cierpieć. Współczesna medycyna oferuje dziś skuteczne metody walki z bólem. Nasz zespół anestezjologów, zamiast znieczuleń dolędźwiowych, stosuje powszechnie znieczulenia okołokostkowe wykonywane pod kontrolą ultrasonografu, polegające na blokadzie nerwów obwodowych. To znacząco zwiększa komfort pacjenta – zachowuje czucie od połowy łydek w górę i nie musi pozostawać w pozycji leżącej kilka godzin po zabiegu.

Pacjenci często nie decydują się też na operacje, bo zraża ich ryzyko tzw. odrastania haluksów, które kiedyś było nagminne, a wskaźnik ten wynosił w Polsce kilkadziesiąt procent. Dziś wliteraturze przyjmuje się 10%, au nas wskaźnik ten wynosi 0,4%.

Dlaczego nam się udaje? To nie jest kwestia szczęścia czy sprzyjających okoliczności. O sukcesie decyduje mieszanka kompetencji, nowoczesnego sprzętu i doświadczenia. W przykładowym szpitalu wykonuje się 10 operacji przodostopia miesięcznie, au nas to niekiedy 20 operacji dziennie. O ile każdy szpital

może zainwestować w nowoczesny sprzęt i narzędzia diagnostyczne, zatrudnić lekarzy z dużym dorobkiem, to tego doświadczenia, w tym konkretnym wycinku medycyny, nie da się kupić. Na to pracuje się latami.

dr Stefan Urbaś

dr n. med. Paweł Zalita

Marta Niewolińska – Kierownik Szpitala Halluxmed

W swojej wieloletniej praktyce leczył Pan m.in. piłkarzy Lecha Poznań. Jak bardzo praca z wyczynowymi sportowcami różni się od leczenia „zwykłych” pacjentów?

Miałem wtedy niespełna 30 lat, była to dla mnie duża przygoda, bo praca w profesjonalnym klubie sportowym ma jednak zupełnie innych charakter niż w szpitalu. Jednak pod względem medycznym nie ma właściwie większych różnic pomiędzy sportowcami i innymi pacjentami, urazy i schorzenie są podobne, w sporcie jest tylko zdecydowanie większa presja czasu. Jest ona jednak także nieodłącznym elementem prowadzenia prywatnej kliniki. Tempo życia jest coraz szybsze, pacjenci nie lubią czekać, ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy – zrost kostny wymaga czasu i nie da się go przyspieszyć.

Od kilku lat współpracuje Pan z projektem #byckobietaontour. Co ciekawego znalazł Pan w tej współpracy dla siebie?

Projekt Marty Klepki gromadzi wiele fantastycznych, ciekawych kobiet i to Marta namówiła mnie do tego, aby dzielić się z nimi wiedzą i doświadczeniem

Temat z okładki

w zakresie leczenia stóp i kolan, żeby trochę odczarować zabiegi ortopedyczne. Marta kładzie też duży nacisk na profilaktykę. Bardzo podoba mi się energia tych spotkań. Dzięki #byckobietaontour pomogliśmy już kilku kobietom. Ogromnie mnie to cieszy. Jestem zadowolony, gdy słyszę, że dzięki nam jedna z kobiet on tour mogła świętować swoje czterdzieste urodziny w wymarzonych sandałach. Móc zmieniać czyjeś życie na lepsze to wielka satysfakcja.

Co jest dla Pana największą motywacją do pracy? Jak najchętniej spędza Pan wolny czas?

Jeszcze na stażu w jednym ze szpitali pewien lekarz powiedział mi: „medycyna jest bardzo zazdrosna”. Nie bardzo wtedy rozumiałem, o co może mu chodzić, ale dziś już dobrze wiem, co miał na myśli. Wiele razy próbowałem znaleźć hobby pochłaniające mnie równie mocno jak medycyna. Testowałem wiele sportów, w tym jazdę konną (ku przerażeniu moich współpracowników, którzy bali się, że się połamię), ale bez powodzenia.

Oczywiście pracuję obecnie dużo mniej niż w czasie intensywnego rozwoju kliniki, ale ciągle sprawia mi to ogromną frajdę. Jestem zadowolonym, spełnionym człowiekiem – nie muszę już operować tyle, co kiedyś, ale lubię tu być, obserwować jak rozwija się zespół. Nie chodzi o robienie „wielkiej medycy”, ale o pomaganie ludziom, rozwiązywanie ich codziennych problemów. Dla nas pacjent od początku był izawsze będzie najważniejszy.

This article is from: