8 minute read
Manufaktury domowe
KINGA i ALICJA to przedsiębiorczynie, właścicielki domowych manufaktur. Kinga piecze ciasta i ciasteczka, Alicja tworzy asortyment czekoladowy oraz komponuje herbaty i przyprawy. Obie wspierają się w pracy, choć mieszkają daleko. Wspólne live’y na Instagramie pozwalają im przedyskutować problemy związane z ich zajęciem i przy okazji edukować innych działających na tych samych zasadach w branży cukierniczej.
OD NAUCZYCIELKI Do Cukierniczki
Kinga Krajkowska jest z wykształcenia polonistką. Przez lata pracowała w szkole, co sprawiało jej dużą frajdę. – Uczyłam polskiego i wiedzy o kulturze, prowadziłam koła teatralne. Ta praca dawała mi wspaniały kontakt z młodymi ludźmi, możliwość rozmów z nimi, wymianę poglądów – opowiada. Jednak z biegiem lat satysfakcję z pracy zaczęła jej odbierać biurokracja. Już wtedy piekła ciasta. Od dzieciństwa uwielbiała uczestniczyć w gotowaniu i pieczeniu. Trochę pod okiem babci, trochę taty. Babcia zostawiła po sobie wiele prze- pisów, które Kinga wykorzystuje do dziś, a poniekąd zrealizowała również marzenie ojca o założeniu restauracji. Nie jest to co prawda lokal gastronomiczny, ale domowa cukiernia.
Z sentymentem wspomina swój pierwszy duży wypiek na Boże Narodzenie – ciasto mandarynkowe. – Nie było może wizualnie spektakularne, ale smakowo wyśmienicie – śmieje się. I tak zaczęła przygodę z pieczeniem. – U mnie pasja zrodziła się bardziej z chęci łączenia różnych smaków i uwielbienia dla słodyczy. Potem doszło jeszcze to, że pieczenie mnie odstresowywało. Kinga, jak przyznaje, lubi smakować i celebrować życie, co przekłada się na jej wypieki. Przywiązuje wagę nie tylko do pojedynczego smaku, ale także do ciekawego połączenia. Lubi te nieoczywiste, jak przełamanie czegoś słodkiego słonym lub kwaśnym, dlatego w jej kulinarnym repertuarze jest np. kremowy sernik z gorzką czekoladą i warstwą słodko-kwaśnych malin lub delikatny mus z białej czekolady z kwaskową frużeliną z czerwonych owoców. Te smaki mają być na tyle charakterystyczne, by zapadały w pamięć i tworzyły przyjemne wspomnienia.
Kiedy postanowiła zakończyć pracę na etacie w szkole? – Moje hobby rozwijało się. Wtedy wpadł mi do głowy pomysł na stworzenie „biznesu”. Zaczęło pojawiać się coraz więcej zleceń, aż w którymś momencie stwierdziłam, że nie da się dłużej stać między jednym a drugim, więc postanowiłam założyć manufakturę, która dawała mi swobodę w działaniu i była pewną formą relaksu.
Fajna Babeczka
Trochę czasu zajęło jej oswojenie się z myślą, że nie zostanie właścicielką dużej cukierni w odrębnym lokalu, a będzie budowała swoją markę, pracując w domu. Nazwa jej firmy – Fajna Babeczka – powstała z miłości do drobnych wypieków – to od nich rozpoczęła produkcję. Dziś przygotowuje także torty, pierniczki i cake popsy. Uwielbia dekorować, wciąż też zachwycają ją desery złożone z kilku struktur: ciasta, kremów, frużeliny i chrupek. Szybko okazało się, że domowa cukiernia to nie tylko wypieki, ale także logistyka, administracja, reklama i rachunkowość.
Największy problem miała z wyceną produktów. – Nieumiejętna wycena, złe szacowanie kosztów i niedocenianie swojej pracy sprawiały, że na kupce „mój biznes” nie zostawało wiele – wspomina. Myślała, że sukcesem biznesowym jest liczba wypieków, które wyprodukowała, a nie ile zarobiła. I to był błąd. Dziś uczy osoby stawiające pierwsze kroki w branży, jak prawidłowo wycenić swoją pracę, by godnie zarobić i móc się utrzymać.
Praca a dom
Praca w domu jest trudna organizacyjnie i emocjonalnie. – Na początku myślisz, że musisz pracować „od – do” jak na etacie. Jeśli tak nie jest, to masz wrażenie, że nic nie robisz i się obijasz. Pojawia się poczucie winy – zaznacza Kinga. Ono szybko minęło, bo obowiązków związanych z prowadzeniem biznesu było coraz więcej. Obok pieczenia doszło planowanie wykonania zamówień, prowadzenie strony internetowej i social mediów, drukowanie ulotek, etykietek. – I w takim momencie wydaje się, że zadań jest tyle, że pracujesz non stop, nie masz czasu dla siebie i innych – konstatuje. Kuchnia stanowiąca jednocześnie miejsce pracy i przestrzeń, gdzie gotuje się dla domowników, staje się problemem. Wymogiem w prowadzeniu domowej cukierni jest rozdzielność czasowa. Można w niej pracować jedynie podczas nieobecności innych osób. – Praca w domu to także przenikanie się strefy prywatnej i służbowej. Jeśli kuchnia na przemian jest pracownią i przestrzenią, gdzie domownicy jedzą posiłki, trzeba wciąż sprzątać i dezynfekować, co bywa pewnym obciążeniem. Inne pomieszczenia także są włączone w domową cukiernię, np. dodatkowa lodówka na przechowywanie ciast stoi w pokoju. – Dodatkowy element dekoracyjny salonu – żartuje Kinga. Poza tym w domu ciągle można natknąć się na wstążki, pudełka, etykiety, kartoniki, co powoduje, że domowa przestrzeń nie jest już oazą spokoju i odpoczynku, dlatego
Kinga ucieka czasem do ogrodu, gdzie odpoczywa od pieczenia.
Kiedy dopadnie cię kryzys
Zapytana, czy miała chwile zwątpienia, odpowiada szybko: – Jasne! Bliska rezygnacji byłam kilka razy, gdy przez zmęczenie i z racji mnogości obowiązków miałam wrażenie, że to mnie przerasta – podkreśla. Jednak gdy kończyła zamówienie, a realizacja była piękna, czuła satysfakcję, że zrobiła kawał dobrej roboty. Kinga ma już stałych klientów. Gdy zaczęła właściwie wyceniać swoje wyroby, nastąpił odpływ osób, chcących kupić ciasta jak najtaniej, pozostali ci, którzy doceniają jakość składników, smak i wygląd. Kiedy po raz pierwszy poczuła się przedsiębiorczynią? – Moment, kiedy zaczęłam myśleć o sobie jako o właścicielce biznesu, pamiętam bardzo dobrze. Było to w pobliskiej hurtowni, gdzie handlowiec zawsze wychodzi, by się przywitać, a magazynier zanosi moje malutkie zamówienia do auta. Wtedy sobie uświadomiłam, że może mój biznes jest niewielki, może jestem ich najmniejszym klientem, ale jestem dla nich ważna! – zaznacza z dumą.
Manufaktura Czekolady Alicji
Alicja Lopes zawsze kochała czekoladę, o dziwo od razu była to czekolada ciemna, do której miłość zaszczepiono jej w domu rodzinnym. – Na początku chciałam tylko mówić o czekoladzie, nie do końca widziałam siebie w roli rzemieślnika. Być może wstydziłam się do tego przyznać? Szukałam pomysłu na siebie. Kiedy zadawałam sobie pytanie: co kocham najbardziej? Odpowiedź zawsze była taka sama: czekoladę! – opowiada. Jeśli chodzi o wiedzę w tej dziedzinie, uczyła się poprzez lektury. Jak przyznaje, nie lubi bylejakości, zawsze stara się dotrzeć do wiarygodnych źródeł. Podejmując decyzję o prowadzeniu małej działalności gastronomicznej, była do tego dobrze przygotowana merytorycznie i formalnie. I tak oto powstała Chocomalina.
Domowa manufaktura
Po rejestracji w sanepidzie i spełnieniu wszystkich wymogów sanitarnych mogła działać, dostosowując domową kuchnię do swojej pracy. – W kuchni domowej nie zawsze możemy lub chcemy przystosowywać pomieszczenia do produkcji, dlatego często robimy odwrotnie. Rodzaj i sposób produkcji dostosowujemy do warunków – wyjaśnia. Musiała także zmierzyć się z wymogiem zachowania w kuchni rozdzielności produkcji od życia domowego. Mieszka w domu wielopokoleniowym, co było pewnym wyzwaniem. W trakcie przygotowań nikt poza nią nie może przebywać w kuchni. – Mam swój czas, kiedy dzieci są w szkole, a reszta domowników pomiędzy śniadaniem a obiadem. Potem zostają nocki. W okresie letnim pracuję także w nocy, a to ze względu na temperaturę w kuchni, przy czekoladzie nie może być za wysoka – zaznacza. Gorący czas to zawsze okres przedświąteczny, gdy biega niemalże z wywieszonym językiem, by sprostać wysyłkom. Zwłaszcza przed Bożym Narodzeniem, co również jest pewną trudnością. Nie może zająć kuchni na 12 godzin ciągiem, więc, jak mówi, kombinuje. Praca w domu daje jej jednak pewną elastyczność, bo może tak organizować produkcję, by uczestniczyć w ważnych chwilach życia swoich dzieci. Nie wyklucza wyjścia z domu z własną produkcją i założenia pracowni, bo wraz z rozwojem rośnie w niej taka potrzeba.
Najtrudniejszy czas to lato, kiedy pracy jest niewiele lub nie ma jej wcale. Wysoka temperatura utrudnia produkcję i uniemożliwia wysyłki. Stara się przygotować do tego emocjonalnie. Wakacje to świetny moment, by być na 100% mamą i spędzać czas z dziećmi. Czy ma chwile zwątpienia? – Chyba każdy od czasu do czasu ma dość i chce zrezygnować. Kiedy nie idzie lub właśnie kiedy idzie dobrze – zaznacza. – Czasami takie myśli pojawiają się, gdy pracy jest za dużo, a ty jesteś zmęczona, bo działasz w pojedynkę. Pracowałam w różnych miejscach, systemach i myślę, że ten aktualny jest w t ym momencie dla mnie najlepszy – dodaje.
Wszystko o czekoladzie
Alicja nie produkuje jedynie czekoladek i czekolad z wysokiej jakości kuwertury, komponuje również herbaty i przyprawy. Bardzo wierzy, że własny biznes często opiera się na niszy, którą należy umiejętnie wykorzystać. Nie piecze ciast, nie robi słodkich stołów. Postawiła na kakao i produkty z nim związane.
Lubi edukować ludzi w temacie dobroczynnego wpływu czekolady na ich zdrowie i samopoczucie. Stała się też mniej restrykcyjna w tym obszarze. Zachęca nie tylko do degustowania ciemnej czekolady, przekonuje, że możemy sobie pozwolić na niewielką ilość mlecznej. Czekolada bez wyrzutów sumienia – to jej hasło, a jakość i umiar to zalecenia w tym temacie. Ma już swoich stałych klientów i to dla niej największa nagroda. – Produkty, które powstają w domowych manufakturach, nie są tanie – zaznacza – z racji tego nie każdy może sobie na nie pozwolić. Nie każdy też je docenia. Ale właśnie to, między innymi, buduje ich unikatowość. Dlatego jeśli wśród 10 klientów jeden zostanie z nami na dłużej, jest to ogromny sukces i motywator do działania. Życie przedsiębiorcy uważa za trudne, bo musi spiąć i dograć wiele aspektów: produkcję, sprawy biurowe i reklamę, ale to ją napędza. – Lubię działać i mieć poczucie, że nie stoję w miejscu. Lubię też przewodzić –dodaje. – Dla mnie praca na własny rachunek to najlepsza, choć nie najłatwiejsza opcja.