2 minute read

Anna Zuzela o Ilonie Karp

Na pierwszy rzut oka prace Ilony Karp to proste przedstawienie podobizn – jak mówi artystka – rodziców pracujących zarobkowo za granicą. Namalowani na kartonikach o kształcie i wielkości smartfona uśmiechają się, poważnieją, piją kawę czasami pojawiając się w pojedynkę, w większości razem przed kamerą telefonu, aby zobaczyć córkę. Zastygnięci w serdeczności, trosce lub prozie życia stanowią obraz niemożliwego do poczucia ciepła domowego, utraconego wraz z koniecznością.

Po drugim spojrzeniu portrety rodziców przestają być tym, co nominalnie przedstawiają. W płaszczyźnie interpretacji, w ekranie smartfona, na którym jawią się rodzice odbija się odbiorca, który tych rodziców ogląda. Z powodu studiów, pracy, wyjazdu, odbiorca jest poprzez dane obrazy zdystansowany względem rodziców. Z tego, czy innego powodu rzucony z konieczności w dorosłość, jak każdy rzucony jest w życie, staje się dzieckiem szukającym kontaktu z rodzicami, imitacji dawnego prenatalnego, bezpiecznego życia, przypominającym sobie z sentymentem swoje korzenie i pochodzenie, mentalną sierotą skazaną na samotne stąpanie po Świecie powinności i ambicji jaki kreowany jest obecnie dla młodych ludzi przez wolnorynkową ekonomię i model nauczania w szkołach wyższych. Ekrany, na których widzimy rodziców stają się czymś więcej niż migawkami z ich codziennego ukazywania się w videokomunikatorze w telefonie. Dla wyrosłych w chrześcijańskiej europejskiej kulturze młodych ludzi obrazy te stają się świeckimi ikonami, odpowiednikiem podobizn świętych lub Bogów, które zamiast pomóc nam w kontakcie z absolutem, mają pomóc nam w kreśleniu własnej tożsamości niewyrosłych dzieci, jedynie całe życie pretendujących do bycia dorosłymi, nie modlącymi się już do świętych w celu uzyskania pomocy w znalezieniu rozwiązania własnych problemów, a radzących się rodziców i raportujących im stan naszego życia, kariery, samopoczucia i codziennego życia.

Advertisement

This article is from: